WARSZAWA 2001
ANDRZEJ „SŁOWIK"
Skarżyłem się grobowi...
P r o j e k t g r a f i c z n y i r e d a k c j a
J a n u s z G o l i k
© Copyright by Andrzej Zieliński 2 0 0 1
Ali r l g h t s r e s e r v e d
W y d a n i e p i e r w s z e
W a r s z a w a
W y d a w n i c t w o
I S B N 8 3 - 9 1 3 7 3 8 - 5 - 1
Wstęp do niniejszej książki obiecał napisać znany polski polityk, jednakże po przeczytaniu tego woluminu stanowczo odmówił, a nawet zakazał jego wydania...
S z a n o w n y Czyte ln iku, r o z p o c z y n a s z czytanie książki, k t ó r a
m a m n a d z i e j ę o k a ż e się n a tyle c iekawa, ż e doczytasz j ą d o
k o ń c a . J e s t t o h i s tor ia człowieka, k tóry p o p r z e z zbieg r ó ż n y c h
o k o l i c z n o ś c i o r a z rea l ia ó w c z e s n e g o sys temu wkroczył n a dro
gę przes tęps twa i w tej chwili j e s t n a j b a r d z i e j p o s z u k i w a n ą
przez pol ic ję o s o b ą w Polsce . B y ć m o ż e k o m p o z y c j a książki
i sposób n a r r a c j i b ę d ą dla C i e b i e z a s k o c z e n i e m , ale po wielu
p r z e m y ś l e n i a c h p o s t a n o w i ł e m zwracać się do C i e b i e w pierw
szej osob ie . M a m nadz ie ję , że w t e n sposób to wszystko, co zo
stanie t u n a p i s a n e , b ę d z i e m i a ł o c h a r a k t e r b a r d z i e j osobisty
i j e d n o c z e ś n i e u w i a r y g o d n i wszystkie u j a w n i o n e h i s tor ie . Pod
wszystkim, co przeczytasz, p o d p i s u j ę się osobiśc ie . Za zgod
n o ś ć z p r a w d ą wszystkich u j a w n i o n y c h tu i n f o r m a c j i r ę c z ę sło
w e m h o n o r u , a ludzie, k tórzy m n i e zna ją wiedzą, że słowo ho
n o r u „ S ł o w i k a " j e s t war tośc ią n i e p o d w a ż a l n ą . J e d n o c z e ś n i e
u jawnię tu fakty, o k t ó r y c h w i e m tylko ja i n iewie lk ie g r o n o
w t a j e m n i c z o n y c h osób, k t ó r e swoim a u t o r y t e t e m poświadczą
w i a r y g o d n o ś ć m o i c h zwierzeń. M a m n a d z i e j ę , że ludzie ci,
m a j ą c ś w i a d o m o ś ć powagi w y d a r z e n i a i o d p o w i e d z i a l n o ś c i
związanej z tym faktem, b ę d ą mie l i o d w a g ę n i e tylko p r z y z n a ć
się do z n a j o m o ś c i ze m n ą , a n i e j e d n o k r o t n i e i przyjaźni, ale
i w m i a r ę swojej wiedzy p o t w i e r d z ą m o j e słowa.
N i e spodziewaj się, że przeczytasz k r y m i n a ł o współcze
s n y m p o l s k i m g a n g s t e r z e . B a r d z i e j zależy m i n a o b a l e n i u mi
t u b e z w z g l ę d n e g o bandyty, n a j a k i e g o j e s t e m k r e o w a n y przez
pol ic ję i m e d i a , niż na zdobyc iu j e s z c z e większego r o z g ł o s u .
Książka t a m a p o k a z a ć prawdziwe obl icze „ S ł o w i k a " . S t u d i o
wanie P i s m a Ś w i ę t e g o i o b c o w a n i e z l u d ź m i wielkiej wiary, ta
k imi j a k ksiądz K a z i m i e r z K o r y b u t O r z e c h o w s k i , m ó j d u c h o
w y p r z e w o d n i k , pozwol iło m i p o w r ó c i ć n a d r o g ę uczciwości,
co s p r ó b u j ę p o k a z a ć na dalszych s t r o n a c h tej książki.
7
C h c i a ł b y m również wykorzystać to, że b ę d ą c człowiekiem
wolnym m o g ę swobodnie wypowiedzieć się, czego zostali po
zbawieni m o i koledzy aresztowani w tzw. sprawie pruszkow
skiej. N i e j e d n o k r o t n i e p r z e k o n a ł e m się, że w Polsce człowiek
pozbawiony wolności, praktycznie n ie ma żadnej możliwości
swobodne j wypowiedzi czy obrony, a j e g o zeznania wykorzysty
wane są w s topniu w y g o d n y m dla p r o k u r a t u r y i p rzeb iegu
śledztwa.
Książka ta m o m e n t a m i wyda ci się chaotyczna, ale o n a taka
właśnie ma być. N i e j e s t to k r o n i k a m o j e g o życia, a j e d y n i e za
pis m o i c h przemyś leń i refleksji, często powstających b a r d z o
spontanicznie i p o d wpływem emocj i . N i e c h n ie dziwią Cię na
głe zmiany t e m a t u czy u t r a t a wątku, ale książka ta wiernie od
daje chaos m o i c h myśli i k rę te ścieżki m o j e j duszy.
5
M o j a his tor ia r o z p o c z y n a się p o d k o n i e c lat s iedemdziesią
tych w Stargardz ie Szczecińskim - niewielkim mieśc ie na P o m o
rzu Z a c h o d n i m . Patrząc z perspektywy czasu m o g ę powiedzieć,
że m o j a r o d z i n a niczym nie wyróżniała się spośród tysięcy po
d o b n y c h j e j w ówczesnej Polsce. Ja również byłbym przecięt
n y m m ł o d y m c h ł o p a k i e m , takim j a k większość m o i c h rówieśni
ków, gdyby n ie zamiłowanie do spor tu i sukcesy, j a k i e w n i m
o d n o s i ł e m . Dzięki tym s u k c e s o m b y ł e m w swoim środowisku
osobą p o p u l a r n ą i lubianą. S p o r t dawał mi n ie tylko popular
ność, ale uczył j e d n o c z e ś n i e zdyscyplinowania, poszanowania
ciężkiej p racy i u m i e j ę t n o ś c i znalezienia się w grupie . C e c h y te,
nabyte w m ł o d o ś c i dzięki uprawianiu sportu, pozwoliły mi
w przyszłości przet rwać w na j t rudnie j szych chwilach m o j e g o ży
cia. To sport uczynił ze m n i e człowieka s i lnego, potraf iącego
poradz ić sobie w t r u d n e j rzeczywistości więz iennej , n ie dać się
pozbawić człowieczeństwa i skrupułów. B y ć na tyle si lnym i od
p o r n y m , aby po wyjściu z więzienia, b ę d ą c m ł o d y m niedoświad
c z o n y m życiowo człowiekiem, z d a n y m tylko na własne siły, m ó c
poradz ić sobie w otaczającej m n i e rzeczywistości. N a z n a c z o n y
p i ę t n e m kryminal is ty i o d r z u c o n y przez c h o r y system. System,
który nic mi n ie dał, k tóry wolał odrzuc ić m ł o d e g o , zagubione
go człowieka, niż mu p o m ó c .
W naszym społeczeństwie człowiek, który wszedł na drogę
przestępstwa ma niewielką szansę, aby z tej drogi zejść. Więzienia
to miejsca, gdzie skazani pozostawieni są sami sobie, bez szans na
resocjalizację, gdyż takiej szansy są pozbawieni. To więzienia pro
dukują przestępców z ludzi, którzy słusznie czy nie, tam trafili.
Młody człowiek w wieku osiemnastu lat, bez ukształtowanego cha
rakteru i doświadczenia życiowego, trafia do celi z ludźmi o wielo
letnich wyrokach, wielokrotnych recydywistów odsiadujących ka
ry za najcięższe przestępstwa. Takie właśnie środowisko kształtuje
młodego, zagubionego człowieka. Więzienie ma mu zastąpić d o m
9
rodzinny, ma nauczyć go j a k należy w życiu postępować, j a k być
prawym człowiekiem.
J a k j u ż wcześniej w s p o m n i a ł e m b y ł e m m ł o d y m , wesołym
c h ł o p a k i e m , k o c h a j ą c y m życie, lub iącym zabawę i towarzystwo
przyjaciół. S u k c e s y w sporc ie nobi l i towały m n i e w środowisku
rówieśników, dzieci ówczesnych mie j scowych p r o m i n e n t ó w za
b iegały o m o j e towarzystwo. Do m o i c h przy jaciół należel i syn
posła na sejm, syn p r e z y d e n t a miasta, d y r e k t o r a szkoły, w któ
rej się u c z y ł e m . To o n i zabiegal i o m o j ą przyjaźń, chcie l i poka
zywać się w towarzystwie na j lepszego s p o r t o w c a w mieśc ie .
Wszystko wskazywało na to, że m o j e życie b ę d z i e i n n e od mie j
scowej rzeczywistości, wierzyłem, że wielki świat stoi p r z e d e
m n ą o t w o r e m . W i d z i a ł e m siebie n a wielkich zawodach sporto
wych, mis t rzostwach świata, o l impiadz ie . Wygrywam, staję się
sławny, p o d r ó ż u j ę po świecie, p o z n a j ę sławnych ludzi. B a r d z o
w to wierzyłem i wiara ta d o d a w a ł a mi sił do ciężkiej p r a c y na
sali t r e n i n g o w e j . N i g d y nawet w na jczarnie j szych myślach n ie
przypuszczałem, że to wszystko l e g n i e w gruzy, p r z y p a d e k
sprawi, że m o j e życie przewróc i się do góry n o g a m i .
G d y dzisiaj o tym myślę, to widzę w tym r ę k ę opatrznośc i ,
wolę B o g a , k tóry p o k i e r o w a ł m o i m życiem w taki, a n ie inny
sposób. Po la tach wielki żal i r o z g o r y c z e n i e ustąpiły wdzięczno
ści. Zabiera jąc coś, B ó g dał mi w z a m i a n siłę i wiarę w siebie,
ze tknął z p r a w y m i ludźmi, k t ó r y c h b y ć m o ż e n ie d a n e byłoby
m i p o z n a ć . N a u c z y ł m n i e sprawiedliwości. Czyniąc m n i e prze
stępcą, d a ł mi j e d n o c z e ś n i e d a r r o z p o z n a w a n i a krzywdy ludz
kiej i byc ia sprawiedl iwym. N i g d y n i k o g o n ie zabiłem, n ie
skrzywdziłem b i e d n e g o , na przec iwników w y b i e r a ł e m ludzi
g o d n y c h bycia m o i m i przec iwnikami . Potraf ię p o m a g a ć po
t rzebu jącym i skrzywdzonym przez los, dzielić się z b i e d n y m i .
Wszystkie swoje winy o d k u p i ł e m wie lo le tn im więz ien iem i n ic
10
n i e j e s t e m win ien społeczeństwu, k t ó r e n i c z e g o m i n ie dało .
N i e m a m wyrzutów s u m i e n i a , a wręcz czuję się of iarą c h o
r e g o systemu, w k t ó r y m przyszło mi u r o d z i ć się i żyć. M a m ci
c h ą nadzie ję , ż e książką t ą p o m o g ę wielu p o d o b n y m j a k j a ,
którzy oczeku ją sprawiedliwości i uczciwego osądu. M o ż e
książka ta pozwoli n i e j e d n e m u uzyskać wolność duszy, doko
n a ć r a c h u n k u s u m i e n i a i znaleźć d o b r o w swoim sercu.
11
P r z y p o m i n a m sobie dzień, w k t ó r y m m o j e dotychczasowe
beztrosk ie życie zmieniło się w p a s m o klęsk i u p o k o r z e ń . Nic
nie zapowiadało tak iego k o ń c a . B y ł a to j e d n a z wielu podob
nych, le tnich sobót, spędzanych na dyskotece w towarzystwie
rówieśników. Zwyczaj był taki, że w ciągu j e d n e g o wieczora
przenosi l i śmy się z mie jsca na mie j sce szukając dyskoteki, k t ó r a
będzie n a m najbardzie j odpowiadała . C a ł ą paczką wsiadaliśmy
do s a m o c h o d u i j e c h a l i ś m y do n a s t ę p n e j dyskoteki. Luksus po
siadania s a m o c h o d u w t a m t y c h ciężkich czasach n i e był dla
m n i e n iczym niezwykłym. J a k j u ż w s p o m n i a ł e m , o b r a c a ł e m się
w k r ę g u dzieci ludzi b o g a t y c h i pos iadanie własnego s a m o c h o
du czy korzystanie z s a m o c h o d u rodz ica było w tym towarzy
stwie zjawiskiem n o r m a l n y m .
T e n sobotni wieczór rozpoczął się p o d o b n i e j a k i n n e . Bawi
liśmy się w naj lepsze. W p e w n y m m o m e n c i e ktoś rzucił pomysł
zmiany dyskoteki . Pojawił się j e d n a k p r o b l e m , kto ma prowa
dzić s a m o c h ó d . Ktoś rzucił na stolik kluczyki, ktoś inny wskazał
na m n i e . Tylko ja b y ł e m trzeźwy, wszyscy pozostal i uczestnicy
zabawy byli p o d wpływem a lkoholu . N i e m i a ł e m wyboru, nie
m o g ł e m o d m ó w i ć . W oczach rówieśników u c h o d z i ł e m za czło
wieka odważnego, dla k t ó r e g o n ie ma rzeczy niemożl iwych. Nie
m o g ł e m okazać się t c h ó r z e m . Z d a w a ł e m sobie sprawę ze swoich
m a r n y c h u m i e j ę t n o ś c i kierowcy. J e d n a k p o d j ą ł e m ryzyko. Nie
m o g ł e m stracić wizerunku twardziela.
T y m r a z e m miel i śmy j e c h a ć d o o d d a l o n e g o o 3 0 k i lometrów
Szczecina. Do m a l u c h a , który m i a ł e m prowadzić, weszło chyba
sześć osób. Wszyscy weseli, hałaśliwi, p o b u d z e n i wypitym alko
h o l e m . B y ł a upa lna, le tn ia n o c 1 9 7 8 roku, w światłach samo
c h o d u d r o g a wydawała się prosta , a s a m o c h ó d b a r d z o łatwo się
prowadził . W radiu głośno grała muzyka, ludzie śmiali się, wy
głupiali, przekrzykiwali się nawzajem. Ktoś k lepał m n i e po ra-
12
m i e n i u , ktoś i n n y wymachiwał r ę k o m a . Ś m i a ł e m się r a z e m z ni
mi, b y ł e m szczęśliwy, c z u ł e m się pewnie za k ierownicą . N i c nie
zapowiadało zbliżającej się tragedi i .
N a zakręcie s t rac iłem p a n o w a n i e n a d s a m o c h o d e m . Wpa
dliśmy d o rowu, auto k i lkakrotn ie koziołkowało. J a k i m ś c u d e m
n i k o m u nic się n ie stało. Z t r u d e m wygramoli l i śmy się z rozbi
t e g o s a m o c h o d u i w p o ś p i e c h u oddal i l i śmy się z tego miejsca.
Nikt z nas n ie w p a d ł na pomysł , żeby wypadek zgłosić milicji.
Każdy czuł się winny tego, co się stało. B y ł a to nasza ta jemnica,
k tóre j n ie chcie l i śmy ujawnić.
Po mies iącu, gdy o całym i n c y d e n c i e przes tawałem j u ż my
śleć, zos tałem aresztowany. O szóstej r a n o obudził m n i e dzwo
n e k do drzwi. O k a z a ł o się, że to przyszła po m n i e milicja. M n i e
m ł o d e g o , n igdy nie m a j ą c e g o do czynienia z mil ic ją c h ł o p a k a ,
zakuto w ka jdanki i na oczach p r z e r a ż o n y c h rodziców i sąsia
dów wywleczono z d o m u . P o t r a k t o w a n o m n i e j a k g r o ź n e g o
bandytę , a nie j a k m ł o d e g o c h ł o p c a , który nigdy nie p o p e ł n i ł
ż a d n e g o wykroczenia .
Mil ic ja odtworzyła przeb ieg wydarzeń, d o t a r ł a do uczestni
ków wypadku. O k a z a ł o się, że auto było kradz ione, o czym
wcześniej n ie wiedziałem. Złodzie jem był syn posła, o czym do
wiedziałem się późnie j . Ale to n ie on m i a ł odpowiedzieć za kra
dzież. Przecież był s y n e m posła. B y ć m o ż e gdybym wiedział to
wtedy wieczorem, nie wsiadłbym do t e g o s a m o c h o d u . Ale stało
się inacze j . Wszyscy uczestnicy tamte j przejażdżki m n i e obciąża
li winą za to, co się stało. O m ° j e j winie przesądziły nie tyle ich
zeznania, co fakt, że byli o n i dziećmi mie jscowych p r o m i n e n
tów; p r e z y d e n t a miasta, posła do se jmu, d y r e k t o r a szkoły, a ko
neks je ich rodziców b r o n i ł y ich p r z e d odpowiedzia lnością . Za
m n ą n ie m i a ł się kto wstawić. M o i rodzice nie zostali do sprawy
13
dopuszczeni , byli to prośc i ludzie bez wpływowych przyjaciół.
Nie stać ich było na wynajęcie adwokata . M a ł o tego, n ikt nie za
p r o p o n o w a ł mi adwokata z u r z ę d u , który mi się należał i który
m ó g ł b y m n i e o b r o n i ć . Nie d o c i e k a n o prawdy. M o j e zeznania
były b e z znaczenia . Zos tałem oskarżony n ie tylko o spowodowa
nie wypadku, ale i o kradzież auta. Wyrok na m n i e zapadł jesz
cze zanim r o z p o c z ę ł a się r o z p r a w a sądowa.
W y r o k i e m sądu zos tałem skazany na 1,5 r o k u więzienia i wy
soką grzywnę. Wysłano m n i e do aresztu ś ledczego na ulicy Ka
szubskiej w c e n t r u m Szczecina. Nie p o d d a w a ł e m się. Ciągle
m ó w i ł e m o swojej n iewinności . Nie potra f i łem pogodzić się
z wyrokiem i z tym, w j a k i sposób zostałem potraktowany. Dla
wychowawcy i p s y c h o l o g a w i ę z i e n n e g o b y ł e m „ t r u d n y m " , „nie
w y g o d n y m " p r z y p a d k i e m . Ci tak zwani fachowcy podję l i decy
zję wysłania m n i e do najbardzie j r e p r e s y j n e g o więzienia dla
małola tów - „Mie lęc in" .
T e r a z myślę, że gdyby wtedy znalazł się ktoś, kto potrafiłby
właściwie o c e n i ć m o j e p o s t ę p o w a n i e i wybrać k a r ę a d e k w a t n ą
do m o j e g o przewinienia, być m o ż e dzisiaj b y ł b y m i n n y m czło
wiekiem. Ale m n i e nikt n ie dał takiej szansy. Przedstawiciele ów
czesnego zgniłego systemu wybrali najprostsze rozwiązanie, na
wiele lat pozbawili m n i e szansy bycia n o r m a l n y m człowiekiem.
11
J u ż w areszcie ś ledczym m i a ł e m p o z n a ć p r z e d s m a k prawdzi
w e g o życia w i ę z i e n n e g o . U m i e s z c z o n o m n i e , j a k o piątego
aresztanta, w dwuosobowej celi. O z n a c z a ł o to, że tylko dwie
osoby, zazwyczaj o najstarszym „stażu" więz iennym, m o g ł y spać
na łóżkach, pozostal i trzej spali na m a t e r a c a c h r o z ł o ż o n y c h na
p o d ł o d z e . J a k w każdym więzieniu, obowiązywał t a m niepisany
kodeks zachowań, który ja w j a k na jkrótszym czasie m i a ł e m po
znać. I tylko od moje j postawy zależało, j a k ą pozycję w społecz
ności więziennej b ę d ę zajmował. M u s i a ł e m d o k o n a ć wyboru,
czy przystąpię do ludzi „grypsujących" i dostosuję się do wszyst
kich r e g u ł i zachowań, k t ó r e przestrzegają, czy p o z o s t a n ę wśród
ludzi „niegrypsujących". M i a ł e m tydzień na pod jęc ie decyzji.
W b r e w u t a r t y m s te reotypom, grypsowanie to n ie tylko swo
isty j ę z y k , gwara więzienna. To cały system zachowań, n ie jako
kodeks honorowy, k t ó r e g o należy przes t rzegać. Grypsowanie
j a k o gwara więzienna, k t ó r ą posługiwali się więźniowie, przy
wędrowało do Polski z Rosj i . B y ł to j ę z y k znany tylko więźniom.
B y ł n iezrozumiały dla straży więziennej i pozwalał swobodnie
p o r o z u m i e w a ć się skazanym w sposób n iezrozumiały dla „kla
wiszy". Z czasem grypsowanie j a k o sposób p o r o z u m i e w a n i a się
t raciło na znaczeniu, n a t o m i a s t coraz większą wagę przywiązy
w a n o do grypsowania j a k o k o d e k s u zachowań w celi i poza nią.
Przes t rzeganie tych r e g u ł pozwalało g o d n i e przetrwać t rudy
wspólnego przebywania w ciasnej celi przez lata wyroku. Po
zwalało zachować g o d n o ś ć i człowieczeństwo i uszanować god
n o ś ć współwięźniów.
R e g u l a m i n więzienia n ie gwarantował poczuc ia bezpieczeń
stwa. W celi o wymiarach dwa na trzy metry, w które j przeby
wało o ś m i u skazanych, musiały być us ta lone zasady zachowa
nia, dające gwaranc ję bezpieczeństwa i in tymnośc i . O b o k zaka
zów agresj i w o b e c współwięźniów, były to tak oczywiste zasady,
15
j a k na przykład zakaz załatwiania p o t r z e b fizjologicznych pod
czas posiłków, mycie rąk po wyjściu z ubikac j i , n i e używanie
obraźl iwych słów w o b e c współwięźniów. S p r a w ą p o d s t a w o w ą
było z a c h o w a n i e w t a j e m n i c y t e g o wszystkiego, co działo się
p o d ce lą , o czym się m ó w i ł o . N i e w o l n o b y ł o „klawiszowi" czy
wychowawcy zdradz ić t a j e m n i c s p o d celi , n i e w o l n o było z ni
mi w s p ó ł p r a c o w a ć , witać się z n i m i , okazywać im szacunku.
Byl i t o ludzie, k tórzy t rzymal i nas p o d k l u c z e m , zabieral i n a m
wolność , źle się do nas odnos i l i , dokuczal i n a m , bil i nas .
T ł u m a c z o n o mi, j a k i e korzyści nies ie ze sobą grypsowanie.
Dzięki grypsowaniu m o g ł e m zachować h o n o r . G d y szedłem n a
„spacern iak" n ie b a ł e m się, że ktoś m n i e oplu je . Nikt mi nie za
rzuci, że m a m nieczyste sumienie . Grypsowanie nie było mi po
t r z e b n e do polepszenia sobie życia w więzieniu. Grypsowanie
pozwoliło mi zachować g o d n o ś ć i h o n o r . Nikt m n i e do tego nie
zmuszał, n ie namawiał . S a m d o k o n a ł e m wyboru. Zawsze chcia
ł e m być w porządku.
Ludz ie n ie grypsujący to ludzie, którzy n ie miel i czystego
sumienia, n ie potrafil i zawsze zachowywać się h o n o r o w o . Albo
byli konf identami, zdradzali, co dzieje się p o d celą, a lbo nie po
trafili współżyć z i n n y m i więźniami, n ie szanowali ich godności .
Nigdy nie było dla m n i e ważne, czy ktoś grypsuje, czy nie .
Dla m n i e ważne było, abym nigdy n ie był zmuszany do czegoś,
czego nie c h c ę , co mi n ie odpowiada, co j e s t wbrew m o i m zasa
d o m . Zawsze t rak towałem p o b y t w więzieniu j a k o sprawę przej
ściową i p r z e s t r z e g a ł e m zasad t a m p a n u j ą c y c h tylko w takim za
kresie, j a k i był m i p o t r z e b n y dla zachowania h o n o r u . C h c i a ł e m
zachować godność , człowieczeństwo. B o „zeszmacić" się m o ż n a
było b a r d z o łatwo, tylko co w zamian? Człowiek idzie spać i pła
cze. Czuje, j a k b y u m a r ł , p r ó b u j e się p r z e d tym b r o n i ć . J e s t to
16
n a t u r a l n y instynkt samozachowawczy, który wyzwala się w m o
m e n c i e zagrożenia .
Służby więz ienne p o p e ł n i ł y kole jny błąd . S k i e r o w a n o m n i e
na piąty pawilon, na k t ó r y m odsiadywali kary najbardzie j zde
prawowani młodz i przestępcy, wtórn ie karani , którzy miel i za
sobą lata poprawczaka . Nikt n ie pomyś lał wtedy, żeby umieśc ić
m n i e w pawilonie dla młodzieży k a r a n e j po raz pierwszy, gdzie
m ó g ł b y m k o n t y n u o w a ć n a u k ę . N i e traf iłem na oddział dla lu
dzi pracu jących, o niższym rygorze. T r a f i ł e m między n a p r a w d ę
zdeprawowanych ludzi, pozbawionych j a k i c h k o l w i e k skrupu
łów, dla k tórych głównym c e l e m w życiu było zostać j a k naj lep
szym przes tępcą . Pięśc iami m u s i a ł e m walczyć o życie. Każdy
dzień to była walka o przet rwanie . Powoli przes iąkałem atmos
ferą więzienia, zaczynałem myśleć i n n y m i k a t e g o r i a m i . P o m i m o
woli s tawałem się w y p r o d u k o w a n y m przes tępcą.
J e s z c z e nie p r z e k r o c z y ł e m b r a m y więzienia „Mielęc in" , a j u ż
zaczęto p r o c e s u p o d l a n i a m n i e , t raktowania j a k istotę niższego
gatunku. I to w sposób dosłowny. Zawsze b ę d ę p a m i ę t a ł t e n
dzień, k iedy na r a m p i e w Szczecinie, skuty ka jdankami, wraz
z cz terdz ies toma i n n y m i skazanymi m ł o d y m i ludźmi, zostałem
wrzucony d o specja lnie p r z y g o t o w a n e g o w a g o n u bydlęcego
i w takich w a r u n k a c h ruszyliśmy w „podróż m o j e g o życia" do
więzienia „Mie lęc in" . Za p o k a r m m i a ł wystarczyć kawałek czar
n e g o ch leba, s łonina i p o r c j a soli dla k a ż d e g o więźnia.
B r u d n i i wycieńczeni z p r a g n i e n i a , n o c ą do jechal i śmy do
. .Mielęcina". Pociąg wjechał n a spec ja lną b o c z n i c ę j u ż n a tere
nie więzienia. G d y rozsunię to drzwi wagonu, w światłach re
f lektorów u j r z a ł e m szpaler s trażników więz iennych z psami.
N i e o d p a r c i e n a s u w a ł o się s k o j a r z e n i e z o g l ą d a n y m i w fil-
17
m a c h s c e n a m i z o b o z ó w k o n c e n t r a c y j n y c h . F u n k c j o n a r i u s z e
w c z a r n y c h m u n d u r a c h , g r o ź n e , szarpiące się na s m y c z a c h
wilczury w k a g a ń c a c h i b i e d n i , s p o n i e w i e r a n i ludzie, p ę d z e n i
d o k o m ó r ś m i e r c i . J a m i a ł e m przebyć taką s a m ą d r o g ę i tylko
nie wiedziałem, co czeka m n i e na k o ń c u t e g o szpaleru.
Zaczął się b ieg po życie. Ze wszystkich s t ron na m o j ą głowę,
kark, plecy spadały razy p a ł e k „klawiszy". U d e r z e n i a były m o c
ne, precyzyjne, zasłanianie się p r z e d n imi nic n ie dawało. I tyl
ko j e d n a myśl - nie upaść, n ie dać się skopać i zadeptać. M n i e
się u d a ł o . Pierwsze zwycięstwo w walce o przetrwanie .
W gwarze więziennej było to tak zwane „przywitanie". Służ
by więz ienne d e m o n s t r o w a ł y swoją siłę i władzę. J u ż na począt
ku c h c i a n o wybić n a m z głowy j a k i e k o l w i e k p r ó b y nieposłu
szeństwa, b u n t u . N i e mie l i śmy prawa do własnego zdania, na
sze op in ie były bez znaczenia, każde nasze działanie miało być
p o d k o n t r o l ą . Miel i śmy zachowywać się d o k ł a d n i e tak, j a k ży
czyli sobie strażnicy więzienni. S k r a j n y m r y g o r e m p r ó b o w a n o
wymusić posłuszeństwo. Od pierwszej chwili s ta rano się każ
dym więźniem sterować. R ó ż n y m i m e t o d a m i p r ó b o w a n o nakło
nić więźniów nie tylko do posłuszeństwa, ale i do współpracy.
Z k a ż d e g o p r ó b o w a n o zrobić konf identa , posłusznie zdającego
re lac ję ze wszystkiego, co dzieje się w celi. Ja m i a ł e m być pod
dany takiej samej p r o c e d u r z e .
Zostaję wysłany na pawilon n u m e r pięć. S t rażnik prowadzi
m n i e p o d ce lę . W c h o d z ę , pytam, czy ktoś tu grypsuje, słyszę od
powiedź twierdzącą. Klawisz zamyka za m n ą celę . W tym m o
m e n c i e otacza m n i e o ś m i u więźniów i ozna jmia ją mi, że o n i są
„festami", że tu się n ie grypsuję i że ja również nie b ę d ę gryp
sował.
„ F e ś c i " to g r u p a więźniów, którzy w s p ó ł p r a c o w a l i z admi-
18
nis t rac ją w i ę z i e n n ą i k tórzy robi l i z w ięźniami to, c z e g o n ie
w o l n o b y ł o s t r a ż n i k o m . T o o n i n a p o l e c e n i e „klawiszów" bili
n i e p o s ł u s z n y c h więźniów, p r ó b o w a l i i c h r o z g r y p s o w a ć ,
u p o d l i ć , z m u s i ć do współpracy.
G d y z d a ł e m sobie sprawę z tego, w j a k i e j znalazłem się sytu
acji, m u s i a ł e m szybko zareagować. Nie m o g ł e m walczyć z n imi
o ś m i o m a , m u s i a ł e m j a k najszybciej s tamtąd się wydostać. Nie
m o g ł e m się im p o d p o r z ą d k o w a ć , stracić h o n o r u , dać się „ze-
szmacić" . M u s i a ł e m się ratować. I to nie chodziło j u ż nawet o to,
czy ja b ę d ę grypsował, czy nie, ale muszę być człowiekiem h o n o
rowym. Wiedz iałem, że m o j e życie nie kończy się na wiezieniu.
Kiedyś stąd wyjdę, ale wyjdę j a k o człowiek h o n o r o w y N i e m o g ę
pozwolić o d e b r a ć sobie tych wszystkich wartości, k tóre wpoił we
m n i e m ó j ojciec, dla k t ó r e g o h o n o r i g o d n o ś ć człowieka były naj
ważniejsze. Nie m ó g ł b y m żyć ze świadomością, że j e s t e m „szma
tą" . W o l a ł e m o d e b r a ć sobie życie, niż dać się „zeszmacić".
W akcie rozpaczy rzuc iłem się w o k n o . Posypały się szyby,
m n i e zalała krew z odnies ionych ran. Os iągnąłem taki efekt, że
zaskoczeni współwięźniowie wezwali „klawisza". Na n i m to, co
zobaczył, nie zrobiło większego wrażenia. Zaczął drzeć się na
mnie , żebym nie zakłócał spokoju, że zaraz dołoży mi do zdro
wia i wrzuci m n i e do izolatki. Najwyraźniej czekał, że ja się prze
straszę, a współwięźniowie „zgnoją" m n i e do k o ń c a i całe więzie
nie dowie się, że ja j u ż nie grypsuję, że zostałem złamany, straci
ł e m honor . Zaczął straszyć m n i e „atantą", czyli specja lnym od
działem strażników, którzy tylko czekali na sygnał, żeby zapro
wadzić porządek. Nie przebiera l i w ś rodkach. B i c i e m i znęca
n i e m wymuszali na więźniach posłuszeństwo.
W i d z ę , że to n a p r a w d ę n i e prze lewki . J e s t e m cały zakrwa
wiony, s t rażnik drze n a m n i e m o r d ę , współwięźniowie tylko
19
c z e k a j ą , żeby r z u c i ć się na m n i e i mi dowal ić . C h w y t a m duży
kawał szyby i w b i j a m go sob ie w b r z u c h . W gwarze w i ę z i e n n e j
j e s t t o tak z w a n a „szabla", czyli możl iwie j a k na jdłuższy kawa
ł e k szyby, częs to w kształcie os t rza n o ż a czy wręcz szabli.
T o nie skutkuje. C h w y t a m leżącą n a stole łyżkę, ł a m i ę j ą n a
p ó ł i p o ł y k a m rączkę. Zaczynam pluć krwią, p r z e w r a c a m się, j e
s tem bliski o m d l e n i a . S t rażn ik przynosi z apteczki wodę utle
n i o n ą i wlewa mi do oka. B ó l j e s t taki, że t r u p a postawiłoby na
nogi . Wyję z bó lu . A strażnik na to mówi ze s p o k o j e m w głosie
- O k..., symulant ! - I zaczyna k o p a ć m n i e po b r z u c h u ,
gdzie m a m „połyk" .
K a r e t k ą p o g o t o w i a zos tałem zawieziony do szpitala „wolno
ściowego", gdzie zos tałem zoperowany. Po kilku d n i a c h prze
wieziono m n i e do szpitala w i ę z i e n n e g o w G d a ń s k u . S t a m t ą d po
mies iącu w r ó c i ł e m do „ M i e l ę c i n a " , ale j u ż n ie p r ó b o w a n o ze
m n ą e k s p e r y m e n t o w a ć , tylko wsadzono m n i e d o n o r m a l n e j ce
li, gdzie nikt mi nie dokuczał, nie z a b i e r a n o mi m o i c h ambicj i ,
poglądów, człowieczeństwa.
Po p e w n y m czasie traf iam na „brzózki" . T a k w gwarze wię
z iennej nazywał się szósty pawilon, gdzie były izolatki. Kierowa
no t a m więźniów, którzy popełni l i najcięższe wykroczenia wo
b e c r e g u l a m i n u więzienia. W czasie odsiadywania t e g o wyroku
b y ł e m na „brzózkach" wie lokrotnie . Zawsze b u n t o w a ł e m się
przeciwko r y g o r o m więz iennym, n ie dawałem zmusić się do ro
b i e n i a czegoś, co mi nie odpowiadało . Ale za pierwszym r a z e m
traf iłem t a m niezasłużenie .
W więzieniu wszystkie o k n a od zewnątrz zasłonięte są tzw.
„bl indą", czyli spec ja lną m a t o w ą szybą, k t ó r a p r z e s ł a n i a widok.
Żeby m ó c zobaczyć skrawek n i e b a , s łońce, p o l e , las, cokolwiek,
2 0
co kojarzy się z wolnością, więźniowie wybijali „bl indy". W na
szej celi też ktoś to zrobił . Nawet n ie wiedz iałem kto. N a w e t
m n i e to n i e i n t e r e s o w a ł o . Pobyt w więzieniu n a u c z y ł m n i e n ie
i n t e r e s o w a ć się rzeczami, k t ó r e n ie były mi p o t r z e b n e . Potrafi
ł e m wyłączyć się z życia celi, s k o n c e n t r o w a ć się tylko na swoich
myś lach. K i e d y b y ł e m zmęczony, k ł a d ł e m się spać. N i e in tere
sowało m n i e , co dzie je się w celi . A zawsze działo się wiele.
W celi n ie ma dnia i nocy. Dwadzieścia cztery godziny na do
bę coś się dzieje. Nieważne, że j e s t n o c i światło j e s t zgaszone. Są
na to sposoby. Ktoś podłącza się do żarówki i po kry jomu gotuje
herbatę ; ktoś w n o c y pisze list do narzeczonej , bo ma akurat na
to ochotę ; ktoś płacze, że mu p ó ł wsi żonę „wygrzmociło"; ktoś
gra w karty; w kącie się „dmucha ją" ; ktoś wybija „bl indę". Nie
dało się stale uczestniczyć w życiu celi. Kiedyś trzeba było spać.
P o m i m o tych wszystkich hałasów potraf iłem się wyłączyć i spać.
B u d z ę się r a n o , a w o k n i e n ie ma „blindy". Nie o b c h o d z i
m n i e , kto t o zrobił, b o n ie j e s t m i t o p o t r z e b n e . N a ape lu po
r a n n y m oficer dyżurny, przyjmujący apel, pyta klawisza, który
otwiera ce le i składa r a p o r t :
- J a k a to cela?
- Grypsująca.
Wskazuje na m n i e , pierwszego z b r z e g u więźnia, i pyta:
- K t o wybił „b l indę"?
- Nie wiem - o d p o w i a d a m z g o d n i e z p r a w d ą - m o ż e p ę k ł a
w n o c y od m r o z u , po pros tu n ie wiem.
- Napisać r a p o r t - mówi do klawisza.
I d ę do n a c z e l n i k a więzienia. P a m i ę t a m do dzisiaj, nazywał się
Cisek, p u ł k o w n i k straży więziennej , nacze lnik z dwudziestolet
n i m stażem. N i e c h c i a ł nawet przez chwilę m n i e wysłuchać, po
zwolić się wytłumaczyć.
- Miesiąc izolatek m a c i e .
- Panie naczelniku, a l e j a przecież ...
21
- Czy j a p o z w o l i ł e m c i m ó w i ć ? , „ w y p i e r d a l a j " s tąd. N a
„brzózki" z n i m !
Dosta ję j e d e n k o c i idę na „brzózki". J e s t z ima. O k n o w izo
latce j e s t wybite. Do ś r o d k a zawiewa śnieg iem. Cały sufit pokry
ty j e s t taką warstwą lodu, że m o ż n a b y j e ź d z i ć na łyżwach.
Gdzieniegdz ie zwisają sople. K o c j e s t sztywny j a k arkusz blachy,
przy o d c h y l a n i u trzeszczy, j a k b y za chwilę m i a ł się złamać. Po
pierwszej n o c y b u d z ę się cały sztywny i p r z e m a r z n i ę t y do szpi
ku kości.
Wyprowadzają m n i e n a spacer. G d y w r a c a m , n a k o c u leży
„ b e r ł o " , czyli szczotka do czyszczenia „kibla". C h c ą sobie ze
m n i e zadrwić, p o k a z a ć mi, j a k i m j e s t e m m a ł y m człowiekiem,
j a k łatwo m o ż n a mi dokuczyć. Wiedzą, że j a , człowiek grypsują
cy, n ie m o g ę j u ż p o d tym k o c e m spać. J e s t o n „przecwelony" .
Wyrzucam go i od tej pory śpię bez koca . Przez ięb iam krew.
P u c h n ą mi nogi . Na całym ciele pojawiają się czyraki, k t ó r e po
kolei otwiera ją się. L e ż ę na pryczy i j u ż n ie czuję z i m n a ani bó
lu. I wtedy na ścianie celi pos tanawiam napisać :
„Tu u m a r ł Andrze j , n a r o d z i ł się Słowik" .
22
W międzyczasie przysługuje mi tak zwane „warunkowe",
czyli p r z e d t e r m i n o w e zwolnienie. Po raz pierwszy o takie zwol
n i e n i e u b i e g a ł e m się w czasie odsiadywania t e g o wyroku. M a m
stanąć na „wokandę", gdzie sąd peni tenc jarny, niezależny od
d a n e g o więzienia, ma rozpatrzyć możl iwość udzie lenia mi
p r z e d t e r m i n o w e g o zwolnienia. W o b e c n o ś c i nacze ln ika więzie
nia i wychowawcy rozpatrywany j e s t każdy przypadek. Analizu
je się sposób zachowania więźnia w czasie odsiadywania wyro
ku, j e g o postawę, s topień resocjal izacj i . Na podstawie opini i wy
chowawcy i nacze ln ika więzienia p o d e j m u j e się decyzję o zwol
n i e n i u lub n ie .
P r z e d „wokandą" p o d c h o d z i do m n i e wychowawca i pyta:
- Powiedz, chcesz wyjść?
- No tak - mówię - przecież po to staję na „warunkowe".
- Powiedz na „wokandzie", że n ie grypsujesz, a wyjdziesz.
- Ale p a n i e wychowawco, przecież przez dwa lata grypsowałem,
sam Pan wychowawca d o s k o n a l e wie i ja takich rzeczy r o b i ć
n ie m o g ę . Nie dlatego, że się ktoś dowie, ale Pan m n i e uczy,
żebym był sam dla siebie świnią.
- Powiedz i zobaczysz - wychodzisz.
On p o t r z e b o w a ł pokazać, że przyprowadza k o l e j n e g o więźnia,
który j u ż nie grypsuje. M o i m kosz tem c h c i a ł coś zyskać, wyka
zać się p r z e d p r z e ł o ż o n y m i swoimi os iągnięciami. J e s z c z e wielo
k r o t n i e w życiu przyjdzie mi spotkać się z taką postawą, kiedy
ludzie próbowal i wykorzystywać m n i e dla swoich korzyści.
W c h o d z ę na „wokandę" i n ikt m n i e nie pyta, c z y j a utrzymu
j ę k o n t a k t z rodziną, j a k i e j a m a m poglądy n a życie, c o b ę d ę ro
bił na wolności, czy m a m zamiar iść do pracy, w j a k i sposób wię
zienie n a m n i e wpłynęło. Zadają m i tylko j e d n o pytanie :
- Grypsujesz?
- T a k .
2 4
- Dziękuję, „wokandy" nie otrzymujesz. Proszę wyjść!
M i a ł e m okazję wyjść p r z e d t e r m i n o w o . M u s i a ł e m tylko skłamać,
zaprzeczyć s a m e m u sobie. K o l e j n a instytucja chc iała nauczyć
m ł o d e g o c h ł o p a k a , że k ł a m s t w e m i nieuczciwością m o ż n a w ży
ciu coś osiągnąć. A ja c h c i a ł e m po pros tu być sobą. Nie chcia
ł e m , ż e b y m za ki lka lat, gdy ktoś spyta, co wtedy powiedziałem,
mus iał odpowiedzieć, że zdradziłem swoje zasady, „zeszmaci-
ł e m " się.
2 5
O d s i e d z i a ł e m nie tylko wyrok, ale i grzywnę, na spłacenie
które j n ie było stać m o i c h rodziców. M o j e wie lokrotne prośby
o pozwolenie p r a c o w a n i a w więzieniu były o d r z u c a n e . Po
dwóch latach wyszedłem n a wolność. J a k wielkie spustoszenie
życie więz ienne poczyniło w m o j e j psychice, m i a ł e m p r z e k o n a ć
się j u ż wkrótce .
Nie potra f i łem znaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie mia
ł e m się gdzie podziać, r o d z i n a odwróc iła się o d e m n i e . Ze swo
j ą przeszłością nie m o g ł e m znaleźć pracy. W t e d y coś w e m n i e
p ę k ł o . B y ł e m wściekły na cały świat, zdałem sobie sprawę, j a k ą
krzywdę mi wyrządzono. K o m u n a zrobiła ze m n i e s t u p r o c e n t o
wego przes tępcę . I wtedy powiedz iałem sobie; c h c e c i e m i e ć
przes tępcę, to będz iec ie go miel i .
Zacząłem p o p e ł n i a ć d r o b n e przestępstwa, kradzieże, wła
m a n i a do mieszkań. Na wolności b y ł e m 58 dni. I znowu wiel
kie n i e p o r o z u m i e n i e . J a , d r o b n y złodziejaszek, za to co zrobi
ł e m trafiam na cztery lata do więzienia dla najgroźnie jszych
przestępców, do więzienia w C z a r n e m .
M a m dwadzieścia j e d e n lat. Najpięknie j sze lata młodośc i
m a m spędzić p o ś r ó d najgorszych kryminalistów, m o r d e r c ó w ,
gwałcicieli, n a r k o m a n ó w , wie lokrotnych recydywistów. W tym
czasie, kiedy m o i rówieśnicy cieszą się młodośc ią , c h o d z ą na
randki , z a k o c h u j ą się, przeżywają wzloty i upadki , ja m a m spę
dzić cztery lata w najcięższym więzieniu w Polsce.
Przysyłają m n i e d o C z a r n e g o . J e s t e m m ł o d y m c h ł o p a k i e m ,
a za sobą m a m j u ż j e d e n wyrok odsiedziany w „Mie lęc in ie" . J e
s tem człowiekiem grypsującym, u m i e j ą c y m przes t rzegać wszel
kie zasady, obowiązujące grypsujących. W c h o d z ę z „mandżu-
r e m " p o d celę . W i e m , ż e nie m o g ę położyć g o n a p o d ł o d z e , b o
26
w e z m ą m n i e za „fra jera". R o z g l ą d a m się więc uważnie po celi,
żeby znaleźć wolne łóżko. C e l a j e s t cz ternas toosobowa. Ktoś py
ta, czy grypsuję. Nie o d p o w i a d a m , tylko p o d c h o d z ę do wolne
go łóżka i k ł a d ę na n i m „ m a n d ż u r " . Dla ludzi grypsujących j e s t
to znak, że ja też grypsuję. Wszelk ie pytania są z b ę d n e . P o d c h o
dzi do m n i e facet, z wyglądu dużo starszy o d e m n i e , b ierze m ó j
„ m a n d ż u r " i r z u c a na ś r o d e k celi, na p o d ł o g ę .
- Z a d a ł e m ci pytanie, czy ty grypsujesz?
- To ty n ie widzisz, co ja r o b i ę ? J a k ci coś nie pasuje i masz pro
b l e m y ze sobą, to idź do lekarza.
Znowu b i o r ę „ m a n d ż u r " i kładę na łóżko. Ł ó ż k o , k tóre j e s t wol
n e . A on p o d c h o d z i i wali m n i e w głowę. D o s t a ł e m tak, że się
przewracam. Wstaję, b i o r ę z g ó r n e g o łóżka deskę, k tóra zabez
piecza p r z e d spadnięc iem z łóżka podczas snu, walę go w łeb,
deska pęka, p o p r a w i a m go drugi raz. Kl ient leży nieprzytomny.
J e s t straszna afera, bo j e s t dużo krwi, g roźnie to wygląda. Zabie
rają go na „szpitalkę". Po opat rzeniu r a n każe odprowadzić się
z p o w r o t e m p o d celę. Twierdzi, że się p o t k n ą ł i przewrócił. Ale
nerwy mu puszczają i ze złości, że j ak i ś „Słowik" mu „dołożył",
odgryza sobie palec. O n , największy „kozak" na całą Polskę, zo
stał po raz pierwszy publ icznie pobity. Takie wiadomości rozcho
dzą się po więzieniu błyskawicznie. M a ł o tego, po j a k i m ś czasie
cała Polska wie o tym zdarzeniu. Więźniowie, którzy przewożeni
są do innych więzień, roznoszą takie in formacje . Za każdym
więźniem wędruje po całej Polsce informacja, czy j e s t „cwelem",
czy grypsuje, z j a k i e g o artykułu siedzi. Nigdy więcej j u ż go nie
widziałem. Tylko raz, po latach, kiedy terroryzował całą Łódź,
r o z m a w i a ł e m z n i m przez telefon. Ale wtedy odnos ił się do m n i e
z p e ł n y m szacunkiem, nawet zaprosił m n i e na wódkę.
W więzieniu ludzie dla zabicia czasu i żeby n ie zwariować wy
szukiwali sobie r ó ż n e zajęcia. J e d e n p r ó b o w a ł m a l o w a ć obrazy,
drugi h o d o w a ł kwiatek, a j e s z c z e ktoś inny o p i e k o w a ł się m a ł y m
27
kotk iem. K o t ó w w więzieniu zawsze było sporo, a byli i tacy lu
dzie, którzy je j e d l i . S m a ż y ł taki kota, a mówił, że dostał w pacz
ce król ika. Częstował wszystkich i j e s z c z e urągał, że żona, ta sta
ra „k...", tak iego s tarego kró l ika mu przysłała. S t a r e koty szły
na pate ln ię , a m ł o d e służyły za m a s k o t k i seksualne.
K t ó r e g o ś dnia wychodzę n a główny „spacerniak" , n a któ
r y m j e s t , powiedzmy, pięćdziesięciu więźniów. I d ę sobie po
ścieżce, myślę o rodzinie, o wolności . S t a r a m się omi jać kałuże,
nie w d e p n ą ć w b ł o t o . Widzę, że p r z e d e m n ą ktoś prowadzi m ł o
d e g o k o t k a na sznurku. S p e c j a l n i e n ie zwracam na to uwagi,
nie takie rzeczy j u ż w więzieniu widziałem i kotek na sznurku
wcale m n i e n ie dziwi. Myślę raczej o tym, żeby n i e w d e p n ą ć
w kałużę. G d y po raz kole jny przeskakuję kałużę skaczę tak nie
for tunnie , że zaczepiam n o g ą o sznurek, na k o ń c u k t ó r e g o j e s t
kotek. K o t e k zapiszczał, a j e g o właściciel rzucił się ną m n i e
i uderzył m n i e w twarz.
- K... twoja m a ć - mówi do m n i e - co ty, nie masz litości n a d
zwierzętami.
W y n u r z a m się z kałuży, łap ię faceta za włosy, biję go i na k o n i e c
w r z u c a m go do wody.
- Co ty robisz, świrze, za co m n i e uderzyłeś? - mówię do n iego.
O co ci chodzi?
O k a z a ł o się, że był to tak zwany „ P a l m a " , facet, k t ó r e g o wszy
scy się bali i który te r roryzował całe więzienie. U d a w a ł złodzie
j a , a tak n a p r a w d ę siedział za z n ę c a n i e się n a d rodz iną . Kilka
k r o t n i e zamykał m a t k ę i s iostrę w spiżarni i rozbi jał im na gło
wach weki, w k tórych m a t k a robiła przetwory na z imę.
- To ty, świnio, teraz kotka kochasz, a matk i i o jca n ie k o c h a ł e ś !
P o b i ł e m go za to strasznie. J a k to poszło w eter, to wszyscy na
„ s p a c e r n i a k u " p a l c e m m n i e pokazywali. Z d o b y ł e m taki szacu
n e k , że ci najwięksi kryminal i śc i , z w y r o k a m i n ie mnie j szymi
2 8
niż dziesięć lat, zaczęli m n i e szanować i o d n o s i ć się do m n i e
z r e s p e k t e m . J u ż po wyjściu z więzienia, k iedy n ie b y ł e m j u ż
więźniem p r z e k o n a ł e m się, że ten szacunek przeniósł się rów
nież na wolność.
Pos tanawiam uciec z C z a r n e g o . W całej histori i t e g o najle
piej s t rzeżonego więzienia w Polsce j e s t e m j e d n ą z niewielu
osób, k tóre j to się udaje .
2 9
B y ł stan wojenny. Przez p ó ł roku ukrywałem się w różnych
mie jscach, ale najwięcej czasu spędziłem w G d a ń s k u na Starów
ce. Z o k n a moje j kryjówki widziałem słynny b u d y n e k Poczty
Gdańskie j . W tej historii mie jsce to o d e g r a b a r d z o ważną rolę .
Ze względu na stan wojenny, ukrywanie się było b a r d z o
u t r u d n i o n e . P o c a ł y m mieśc ie krążyło m n ó s t w o patrol i . N a d
z a c h o w a n i e m p o r z ą d k u czuwało n i e tylko wojsko i mil ic ja, ale
również zmobi l i zowano oddziały O R M O ( O c h o t n i c z e Rezerwy
Milicj i Obywate lsk ie j ) , Z O M O ( Z b r o j n e O d d z i a ł y Milicj i Oby
watelskie j), a nawet na p o t r z e b y s tanu w o j e n n e g o zorganizo
w a n o spec ja lne oddziały tzw. R O M O ( R e z e r w o w e Oddziały
Milicj i Obywate lsk ie j ) , do k t ó r y c h p o w o ł y w a n o przypadko
wych ludzi, b a r d z o często bez ż a d n e g o przygotowania . Byl i to
r o b o t n i c y i c h ł o p i , o d e r w a n i od swoich c o d z i e n n y c h zajęć w fa
b r y c e czy na roli. Wyglądali k o m i c z n i e , p r z e b r a n i w m u n d u r y
m o r o , z wielkimi b r z u c h a m i , b o k o b r o d a m i na p ó l pol iczka
i dług imi, często p r z e t ł u s z c z o n y m i włosami wystającymi s p o d
czapek. Zazwyczaj chodzi l i szóstkami, p a t r o l od p a t r o l u w od
s tępach ki lkudzies ięciu metrów, u z b r o j e n i w pałk i mil icyjne
i ka jdanki . Wyglądali k o m i c z n i e . Byl i m a ł o skuteczni, zagubie
ni w n i e z n a n y m mieśc ie . T a k i p a t r o l p r ó b o w a ł m n i e kiedyś za
t rzymać.
W i e c z o r e m , tuż p r z e d z a m k n i ę c i e m , p o s z e d ł e m n a Pocztę
G ł ó w n ą zate le fonować. G d y j u ż w y c h o d z i ł e m z b u d y n k u , za
t r z y m a ł m n i e p a t r o l R O M O w ce lu sprawdzenia d o k u m e n t ó w .
Oczywiście d o k u m e n t ó w nie m i a ł e m , m a ł o tego, b y ł e m poszu
kiwany. Z d a ł e m sobie sprawę, że m a m kłopoty. Zacząłem uda
wać, że s z u k a m po k ieszeniach d o k u m e n t ó w , a w międzyczasie
zaczynam k o m b i n o w a ć , co m a m dale j z robić . Z p o m o c ą przy
szła mi babcia , k t ó r a a k u r a t wychodziła z poczty, a k tóre j tara
sowaliśmy prze jśc ie . M ó w i ę : - Panowie , p r z e s u ń c i e się, t rzeba
30
p r z e p u ś c i ć b a b c i ę . G d y o n i się rozstąpili j a zacząłem u c i e k a ć .
O n i rzucil i się w pośc ig za m n ą .
B i e g n ę co sił w n o g a c h g ł ó w n y m d e p t a k i e m , za m n ą b i e g n i e
p a t r o l R O M O , wiejskie chłopy, z wystającymi b r z u c h a m i ,
w przyciasnych m u n d u r a c h m o r o . Któryś z n i c h m i a ł gwizdek,
więc g o n i ą c m n i e gwizdał, ile m i a ł sił w p ł u c a c h . Wszystkie pa
trole, k t ó r e mijal iśmy po drodze, przyłączały się do pościgu.
Z b o c z n y c h ul iczek wybiegały ko le jne, czekały, aż wszyscy prze
b i e g n ą i sami dołączali do p o g o n i . Po p e w n y m czasie g o n i ł o
m n i e kilkadziesiąt osób, u b r a n y c h w m u n d u r y , u z b r o j o n y c h
w tarcze i pałki . Ktoś , kto by obserwował to z b o k u , miałby nie
zły ubaw.
Powoli zaczęło b r a k o w a ć mi sił. Pos tanowiłem skręcić w bra
m ę , wydawało mi się, że przelotową. Ale b r a m a okazała się „śle
pa" . Znalazłem się w p u ł a p c e . Powoli zacząłem panikować.
W p a d ł e m na klatkę schodową. S z a r p a ł e m za k lamki mi janych
drzwi w nadziei, że m o ż e któreś się otworzą. Za p l e c a m i słysza
ł e m odgłosy zbliżającego się pościgu. M i n ą ł e m pierwsze p ię t ro,
na półp ię t rze p o m i ę d z y pierwszym a d r u g i m p i ę t r e m na klatce
schodowej było otwarte o k n o . N i e zastanawiając się d ł u g o wy
szedłem przez to o k n o na p a r a p e t i c z e k a ł e m ze s k o k i e m na
m o m e n t , kiedy pościg będz ie j a k najbliżej . Przez r a m i ę widzia
ł e m zbliżających się funkcjonariuszy, patrzyłem, j a k tłoczą się j e
d e n przez d r u g i e g o . S p o c e n i , zdyszani, ledwo biegl i p o d górę .
G d y pierwsi byli n a p r a w d ę blisko, skoczyłem w d ó ł i wylądowa
ł e m pros to na głowach milicjantów, którzy stali na dole. Nie
przewidziałem tego, że w czasie pośc igu tak wielu przyłączyło
się do nas, że gdy ci pierwsi byli tuż przy m n i e na schodach, ci
ostatni j e s z c z e n ie wbiegli do klatki. Wszyscy rzucili się na m n i e ,
zaczęli m n i e k o p a ć i tłuc p a ł k a m i . W k o ń c u skuli m n i e kajdan
k a m i i zabrali na k o m e n d ę do wyjaśnienia. Ponieważ nie przy-
31
znawałem się do prawdziwego nazwiska, po odc i skach palców
doszli do tego, j a k się nazywam i że j e s t e m poszukiwanym li
stem g o ń c z y m zb ieg iem z więzienia.
Po mies iącu od n i e u d a n e g o skoku z o k n a w r ó c i ł e m do Czar
n e g o . S p e c j a l n a j e d n o s t k a milicji dowiozła m n i e do więzienia,
a przy b r a m i e czekał j u ż na m n i e k ierownik o c h r o n y B i e r n a c k i .
Mil ic ja przekazała m n i e w j e g o r ę c e , a on przywitał m n i e bar
dzo „serdecznie" . T a k m o c n o uderzył m n i e w nos, że zalała
m n i e krew. G d y odzyskałem świadomość, p y t a m go:
- P a n ośmiel ił się m n i e uderzyć? Przecież zawsze m i a ł Pan ludzi
od bicia.
- Zbyt d ł u g o c z e k a ł e m na tą przy jemność, żeby ci przywalić.
B r a ć g o n a „ jedynkę" ! .
W tym czasie w C z a r n e m było dwadzieścia p ięć pawilonów.
„ J e d y n k a " to był pawilon izolatek. Za ucieczkę dos tałem p ó ł ro
ku „ jedynki" . B i e r n a c k i osobiście zaprowadził m n i e na pawilon,
gdzie czekał j u ż na m n i e „ C z a r n a d u p a " , chyba najgorszy kla
wisz na świecie. B y ł e m w ki lkunastu więzieniach, ale takiego
skurwysyna w ż a d n y m z n ich n ie spotkałem. Każdy, kto w tam
tym czasie siedział w C z a r n e m wie, że „ C z a r n a d u p a " pracował
tylko na izolatkach.
„ C z a r n a d u p a " wsławił się tym, że bił więźniów w sposób
o k r u t n y B i ł i znęcał się n a d więźniami w sposób tak perfidny, że
po miesiącu takich t o r t u r każdy zgadzał się na wszystko, żeby tyl
ko nie być dalej p o n i e w i e r a n y m . O d b i e r a ł ludziom g o d n o ś ć tyl
ko po to, żeby popisać się p r z e d całym więzieniem, j a k i to z nie
go dobry „klawisz".
P o p ó ł r o k u pobytu n a izolatkach p r z e n i e s i o n o m n i e d o
„ n o r m a l n e j " celi. Żeby całkowicie n ie zwariować c h c i a ł e m coś
32
robić, czymś się zająć. Do pracy nie chciel i m n i e przyjąć, bo bali
się, że im znowu u c i e k n ę . Zgodzili się natomiast , żebym uczęsz
czał do szkoły. Przez dwa lata uczyłem się zawodu fryzjera. Przez
ten okres p r z e k o n a ł e m się, j a k a j e s t różnica w t raktowaniu więź
niów uczących się. Nikt z „klawiszy" mi n ie dokuczał, m i a ł e m
święty spokój, przez te dwa lata ani razu nie widziałem izolatek.
M o g ł e m w m i a r ę ludzkich w a r u n k a c h odsiadywać wyrok.
W czasie odsiadywania tego wyroku po raz pierwszy i ostatni zda
rzyło mi się, żeby funkcjonariusz służby więziennej sam zapropo
nował mi p r z e d t e r m i n o w e zwolnienie. Człowiekiem tym był mój
wychowawca więzienny, sprawujący j e d n o c z e ś n i e funkcję kierow
nika p e n i t e n c j a r n e g o więzienia. Wezwał m n i e kiedyś do siebie
i mówi:
- S ł u c h a j , „Słowik", p r a c u j ę w tym zawodzie j u ż wiele lat i wi
działem tysiące więźniów. Obserwuję c iebie od dłuższego cza
su i m o i m z d a n i e m ty j u ż się do więzienia n ie nadajesz. J e ż e l i
zostaniesz dłużej w więzieniu, to cię zepsują do szpiku kości.
Twoja resocjal izacja dalej mus i p r z e b i e g a ć na wolności . Ja wy
stępuję dla c iebie o w a r u n k o w e zwolnienie.
- P a n i e wychowawco, przecież m n i e te k...y n ie puszczą.
- Pisz o „warunkowe" i wychodź na wolność.
Na „wokandzie" p o p a r ł m ó j wniosek o zwolnienie w a r u n k o w e .
Stwierdził, że w więzieniu przeżyłem j u ż wszystko i dalsze trzy
m a n i e m n i e tu m o ż e tak wypaczyć m o j ą osobowość, że j a k a k o l
wiek resocjal izacja będz ie n ieskuteczna. Poświadczył za m n i e
swoim a u t o r y t e t e m i dzięki t e m u w a r u n k o w o wypuszczono
m n i e z więzienia.
33
Wychodzę na wolność. Nie m a m p r a c y nikt nie chce zatrudnić wielokrotnego złodzieja. Zaczynam kraść. W tym czasie j a k grzyby po deszczu powstają najróżniejsze hurtownie, które aż prosiły się, żeby je okradać. Zazwyczaj są zakładane w okolicy Warszawy w jak i ś stodołach czy szopach. Są źle zabezpieczone. Nie mają alarmów, j e d y n e zabezpieczenie to metalowe skoble i duże kłódki. Zaczynam kraść papierosy i handlować nimi. Wszystko idzie j a k z płatka. Wystarczy tylko n o c ą otworzyć kłódkę albo po prostu ją ukręcić i zabrać to, co „biznesmen" miał w środku.
Pewnego razu na szopie znowu nie było a larmu, ale za to w środku siedziało p ó ł wsi z widłami w rękach. O k r a d a n i chłopi postanowili się bronić . Padło hasło: „brać go" i zaczęła się pogoń. Zostawiam wszystko i w nogi. Ja patrzę, a za m n ą biegnie chyba pół wioski, wszyscy uzbrojeni w widły, rozwścieczeni. Ale myślę sobie, ja młody, wysportowany chłopak, a za m n ą stare zgredy w gumiakach. Nie będzie p r o b l e m u , aby do lasu. W p a d ł e m na kartoflisko, Z coraz większym t r u d e m b i e g n ę przez bruzdy, nogi zapadają się w grząskiej ziemi, robią się j a k z waty. A za sobą, coraz bliżej, słyszę oddechy goniących. Przewracam się, rzucone widły o centymetry mijają m o j ą głowę. Tylko nie dać się przebić widłami. Dziury w plecach po kulach to tak, ale nie po widłach. Ostat-k e m sił wpadam do lasu. B i e g n ę przez gęstwinę, gałęzie szarpią mi ubranie, kaleczą twarz i ręce. Pościg ustaje.
Pieszo przez kilkanaście ki lometrów wlokę się do d o m u . J u ż widzę znajome bloki, za chwilę napiję się wody, wejdę do wanny. S k r a d a m się do klatki, wjeżdżam windą na piąte piętro, dzwonię do drzwi. Zmęczony, ale szczęśliwy, że j u ż j e s t e m w d o m u . Po dłuższym oczekiwaniu drzwi otwiera moja kobieta. Zieje tanim alkoholem, uważnie mi się przygląda i mówi:
- K...ą pachniesz, gdzie ty, w burde lu byłeś, miałeś m n i e świnio nie zdradzać.
- O czym ty mówisz, głupia kobieto. Ja ledwo z życiem uszedłem.
3 4
N a wolności tym r a z e m j e s t e m 5 9 dni, podczas k tórych do
k o n a ł e m ki lkunastu w ł a m a ń i kradzieży, ale tak n a p r a w d ę do
więzienia wróc iłem za przestępstwo, k t ó r e g o nie p o p e ł n i ł e m .
Milic ja domyślała się tylko, że n i e k t ó r e z kradzieży m o g ą być
m o i m dziełem, ale n ie m i a ł a żadnych dowodów. O p r ó c z t e g o
powoli zaczęła krążyć o m n i e op in ia świetnego złodzieja, który
potraf i otworzyć każdy zamek. N i e ukrywam, że była to praw
da, gdyż przez lata odsiadki naj lepsi złodzieje w Polsce uczyli
m n i e otwierać wszystkie rodza je zamków. Mil ic ja postanowiła
unieszkodliwić m n i e j a k najszybciej . Pos tanowiono „przybić" m i
j a k ą ś sprawę, czyli oskarżyć o przestępstwo, k t ó r e g o nie p o p e ł
n i ł e m . Zostaję aresztowany i postawiony p r z e d sądem.
Na sprawę przychodzi b a b a i mówi, że w styczniu o k r a d ł e m
j e j d o m . W tym czasie była o n a za granicą, a po powrocie zasta
ła d o m okradziony. Za n a m o w ą milicji m n i e wskazała j a k o
sprawcę. Tylko z a p o m n i e l i powiedzieć j e j o kilku b a r d z o istot
nych szczegółach, na przykład o tym, że w styczniu ja siedzia
ł e m w więzieniu w C z a r n e m i nie było możliwości, żebym to zro
bił. Ale sąd nawet n ie zadaje sobie t rudu, żeby to sprawdzić, tyl
ko skazuje m n i e na ods iadkę.
K o l e j n y wyrok. W r a c a m do więzienia. Powoli zaczynam zda
wać sobie sprawę, że wieloletnie przebywanie w j e d n e j celi
z na jgroźnie jszymi p r z e s t ę p c a m i tak b a r d z o m n i e zmieniło, że
nie potraf ię żyć na wolności . M o j e życie, m ó j d o m są tu, w wię
zieniu. J e s t e m nieprzystosowany do i n n e g o życia. Z drugie j j e d
n a k s trony n ie m o g ę p o g o d z i ć się z rygorami, j a k i m j e s t e m
p o d d a w a n y w więzieniu. C h c ę wrócić na wolność.
35
Na wolności nasta ją czasy „Sol idarnośc i " , rygory więz ienne
zostają złagodzone, coraz więcej więźniów wychodzi na prze
pustki. Ja siedzę z w y r o k i e m i z wysoką grzywną. C z e k a m tylko
na sposobność wyjścia z więzienia przyna jmnie j na kilka dni,
abym m ó g ł w tym czasie spłacić przyna jmnie j część grzywny, za
k t ó r ą siedzę w więzieniu. Na wolności m a m p o u k r y w a n e r ó ż n e
„fanty", wystarczy je tylko sprzedać. K o l e j n e prośby o przepust
kę zostają o d r z u c o n e . Postanawiam załatwić sprawę w inny spo
sób.
Na widzenie przyjeżdża do m n i e przyjaciel . Z a c z y n a m y roz
mawiać.
- Co się dzieje? - pyta.
- J a k to, co się dzieje? Co się ma dziać, j e s t e m w tym więzieniu
fryzjerem i j u ż m a m tego dosyć. S iedzę tu z b a n d z i o r a m i , ban
dytami, gwałcicielami, którzy lawinowo wychodzą z więzienia
a ja za kradzież i n ie o t rzymuję żadne j przepustki . Wyrwałbyś
m n i e stąd.
- A masz j a k i e ś możliwości?
- Dlaczego nie, są możliwości wykupienia się.
- A ile to kosztuje?
- N i e d u ż o , człowieku, ja za sto dolarów wyjdę z t e g o więzienia.
To b a n d a pijaków, n ę d z n e „klawisze", co za dwadzieścia dola
rów d u p ę ci wyliżą.
- J a k to się dzieje?
- Daj mi sto dolarów, a w k r ó t c e się przekonasz .
Zostawia mi sto dolarów w d r o b n y c h b a n k n o t a c h . T e r a z tyl
ko c z e k a m na o d p o w i e d n i m o m e n t , żeby się wykupić. G d y na
zastępstwo przychodzi wychowawca znany z tego, że j e s t prze
kupny, idę do n i e g o ze swoją sprawą.
- S ł u c h a j , mis iu - mówię - p o t r z e b u j ę iść na przepustkę, ile to
kosztuje?
3 6
- Pożycz mi dzisiaj dwadzieścia dolarów a j u t r o ci o d p o w i e m .
- To b a r d z o ł a d n i e się składa, bo akurat tyle przy sobie m a m -
m ó w i ę do n i e g o i daję mu pieniądze. A on na to :
- Widzisz, dla człowieka z twoją „ksywą" m o ż e być pewien p r o
b l e m , ale z robimy tak; zorganizuj t e l e g r a m , że z m a r ł ci o jc iec
a lbo m a t k a , a ja resztę załatwię.
Po p e w n y m czasie do więzienia przychodzi „l ipny" tele
g r a m , że m a t k a u m a r ł a w Warszawie, p o m i m o że nigdy w War
szawie n ie była. Na t e l e g r a m i e j e s t tyle p ieczątek i potwierdzeń
z najróżnie jszych urzędów, że naczelnikowi więzienia na m o
m e n t m o w ę o d e b r a ł o . - J a k d ł u g o p r a c u j ę w więziennictwie,
tak p o t w i e r d z o n e g o t e l e g r a m u je szcze n ie widziałem - stwier
dził po odzyskaniu mowy. Oczywiście d o s t a ł e m przepus tkę i na
pięć dni wyszedłem na wolność. W t e d y j e szcze nie myślałem,
żeby n i e wrócić z tej przepustki . C h c i a ł e m w ciągu tych pięciu
d n i załatwić wszystkie najpi lniejsze sprawy a p o t e m odsiedzieć
wyrok do k o ń c a . C h c i a ł e m m i e ć to j u ż poza sobą, być czystym.
Ale stało się inacze j . W ciągu tych pięciu dni wolności zaro
b i ł e m tak dużą ilość pieniędzy, że m o g ł e m skutecznie ukrywać
się w n i e s k o ń c z o n o ś ć . Ale ja j u ż n ie c h c i a ł e m się ukrywać, ucie
kać p r z e d p r a w e m . C h c i a ł e m żyć j a k n o r m a l n y , wolny człowiek.
C h c i a ł e m żyć j a k mąż, o jc iec rodziny. Dziel ić się z ż o n ą troska
mi i r a d o ś c i a m i d n i a c o d z i e n n e g o , wychowywać wspólnie dzie
ci, chodzić z r o d z i n ą w niedzie lę do kościoła, na spacer do par
ku, zabierać dzieci na lody, c h o d z i ć w odwiedziny do babci, do
zna jomych. Prowadzić życie n o r m a l n e g o , s ta tecznego obywate
la. C z u ł e m , że staję się i n n y m , lepszym człowiekiem, bo p r a g n ą
ł e m być inny, niż do tej pory. P o t r z e b o w a ł e m szansy p o w r o t u do
n o r m a l n o ś c i , p o w r o t u d o społeczeństwa.
P o z n a ł e m kobie tę , k t ó r a urodz iła m i córkę . B y ł e m d u m n y
37
ze swojego ojcostwa. Cieszyłem się każdym d n i e m n o w e g o ży
cia. Z radośc ią w sercu o b s e r w o w a ł e m rozwój m o j e j córeczki .
Pierwsze uśmiechy, łezki, okrzyki b ó l u i radości , oczekiwanie na
pierwszy ząbek, raczkowanie, pierwsze n i e p o r a d n e kroki .
C u d miłości i łaski B o ż e j . W tym s a m y m czasie kiedy na
p r a w d ę u m i e r a m o j a m a m a , rodzi się m o j a c ó r k a . B ó g zabiera
mi j e d n ą miłość, żeby dać mi drugą . C u d k o n t y n u a c j i życia i mi
łosierdzia B o s k i e g o .
J e s t e m szczęśliwy. U b o k u u k o c h a n e j kobiety przeżywam
najwspanialsze chwile. Nareszcie m a m taką r o d z i n ę , o j a k i e j
m a r z y ł e m przez lata więzienia. T a k ą , w j a k i e j wychowywali
m n i e m o i rodzice . Męczy m n i e j e d y n i e ciągła pres ja ukrywania
się p r z e d policją. I pres ja ta udziela się również m o j e j kobiecie .
To powoduje , że po p e w n y m czasie m ó j związek r o z p a d a się.
M o j a kobie ta n ie wytrzymuje t e g o c iągłego napięc ia . Ale wtedy
j e s z c z e o tym nie wiedziałem. N a t o m i a s t pojawia się okazja, że
by załatwić sprawę ułaskawienia.
3 8
Z a p r o p o n o w a n o mi skorzystanie z prawa aktu łaski ówcze
snego Prezydenta Rzeczpospol i te j Polskiej L e c h a Wałęsy. I ja
z tej propozycj i skorzystałem, ściślej mówiąc po prostu się wyku
piłem. Zapłaciłem żądane pieniądze i o t r z y m a ł e m odpowiedni
d o k u m e n t .
Nie widziałem inne j możliwości. Naznaczony p i ę t n e m groź
n e g o przes tępcy ukrywającego się przed policją, nie m o g ł e m
ubiegać się o akt łaski Prezydenta w n o r m a l n y m trybie. Wyko
rzystałem ludzką chciwość i akt łaski po pros tu kupiłem.
Akt łaski ot rzymuje się warunkowo. Przez pięć kole jnych lat
ułaskawiony nie m o ż e p o p e ł n i ć ż a d n e g o przestępstwa, bowiem
w przeciwnym wypadku z p o w r o t e m wraca do odbywania kary,
wykonywanie które j czasowo zawieszono. Po pięciu latach niena
g a n n e g o sprawowania kara zostaje a k t e m łaski darowana.
W tym m o m e n c i e potwierdzam wszystkie z n a n e z prasy fak
ty dotyczące korupc j i w otoczeniu Prezydenta . N i e c h nikt nie
mvśli, że p r o b l e m korupc j i dotyczy tylko u r z ę d n i k a m o g ą c e g o
przyspieszyć wydanie paszportu, lekarza przeprowadza jącego
operac ję , sprzedawcy samochodów, który p o m o ż e kupić auto
w u l u b i o n y m kolorze. N i e c h nie obrazi się ktoś, k o g o w tej wyli
czance p o m i n ą ł e m , a kto też nie raz wziął. Wielu ludzi, którzy
m o g ą coś załatwić, którzy m a j ą dostęp do c e n n y c h dla innych in
formacji, u lega korupcj i . M a j ą oni swoją c e n ę . T a k j e s t w Polsce,
w Izrae lu, w A m e r y c e - na całym świecie. Tylko od możliwości
i stanowiska zależy wysokość tej ceny. Dzięki skłonności ludzi do
przekupstwa m o g ę do dzisiaj skutecznie ukrywać się p r z e d poli
cją. I n f o r m a t o r z y na najwyższych szczeblach urzędnicze j drabin
ki na bieżąco udzielają mi informacj i o kole jnych r u c h a c h poli
cji i o ich zamierzeniach. I c h b e z k a r n o ś ć będzie trwała tak dłu
go, j a k d ł u g o będzie trwało m o j e ukrywanie się.
39
O c e n ę czynu u r z ę d n i k ó w P r e z y d e n t a Wałęsy pozostawiam
i n n y m . W ś r ó d tych ludzi o n ieposz lakowanej opinii, bojowni
ków o wolność Polski, walczących o państwo sprawiedliwe i de
m o k r a t y c z n e , znajdują się ludzie gotowi zdradzić te ideały.
Ś m i e s z n e wydaje mi się t ł u m a c z e n i e P a n a Prezydenta , że
ktoś p o d s u n ą ł M u d o p o d p i s a n i a stosowny d o k u m e n t , ż e O n
o niczym nie wiedział, że n ie p o n o s i za to żadnej odpowiedzial
ności . Zasłanianie się niewiedzą wydaje mi się n i e g o d n e osoby
na tak im stanowisku.
Pan P r e z y d e n t Wałęsa zawsze był dla m n i e w z o r e m prawo
ści, uczciwości i konsekwenc j i w dążeniu do celu. Zamiast tłu
maczyć się niewiedzą, P a n P r e z y d e n t powinien dołożyć wszel
kich starań, żeby całą tą his tor ię wyjaśnić.
T ł u m a c z e n i e się możl iwością p o m y ł k i przy b a r d z o dużej ilo
ści podpisywanych ułaskawień nie zwalnia P a n a P r e z y d e n t a
z m o r a l n e j odpowiedzia lności za czyny p o p e ł n i a n e przez J e g o
współpracowników, ludzi, k tórych sam d o b i e r a ł do współpracy.
J a k o ich p r z e ł o ż o n y p o n o s i osobiście odpowiedzia lność za ich
wykroczenia . W tym kontekśc ie publ iczne nazywanie m n i e ła j
d a k i e m uważam za wielką p o m y ł k ę . C a ł a ta sprawa rzuca cień
na osobę P a n a Prezydenta , a precyzyjnie mówiąc na j e g o kan
celar ię .
41
„Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią ka
mień" - to według Ewangel i i W e d ł u g Św. J a n a słowa J e z u s a do
z e b r a n y c h na G ó r z e Ol iwnej u c z o n y c h w Piśmie i faryzeuszy,
którzy przyprowadzi l i do N i e g o kobie tę p o c h w y c o n ą na cudzo
łóstwie ... Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli
odchodzić, poczynając od starszych, aź do ostatnich. Pozostał
tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podnió
słszy się rzekł do niej: „Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie po
tępił? A ona rzekła: „Nikt, Panie!" Rzekł do niej Jezus: „I Ja cie
bie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!"
W tym mie j scu nasuwa mi się j e s z c z e j e d n a refleksja. Czy
p a n Wałęsa p a m i ę t a kłopoty, j a k i e sprawiał M u j e g o niezdyscy
pl inowany syn Przemysław?. Czy n ie m i a ł m o r a l n y c h rozterek,
kiedy k p i o n o sobie z wymiaru sprawiedliwości, kiedy m ł o d y
Wałęsa był p o z a p r a w e m ? . M n i e wtedy p r z y p o m n i a ł się wypa
d e k samochodowy, który s p o w o d o w a ł e m j a k o m ł o d y c h ł o p a k
i to, w j a k i sposób zos tałem p o t r a k t o w a n y przez sąd. Dzieci pro
m i n e n t ó w u n i k n ę ł y kary tylko dlatego, że ich rodzice byli kimś,
miel i „układy" .
4 3
J e ż e l i d o b r z e p a m i ę t a m , syn P r e z y d e n t a Rzeczpospol i te j L e
c h a Wałęsy - Przemysław, b ę d ą c w p o d o b n y m wieku co j a , spo
wodował wypadek samochodowy. J a d ą c p o p i j a n e m u s a m o c h o
d e m potrąc i ł kobie tę , k t ó r a w wyniku o d n i e s i o n y c h r a n została
ka leką do k o ń c a życia. Za to nie poszedł do więzienia, ale dostał
wyrok w zawieszeniu. Czując się b e z k a r n i e lekceważy prawo
i n a d a ł j e ź d z i s a m o c h o d e m po a l k o h o l u i bez prawa j a z d y
w wyniku czego p o w o d u j e kole jny g roźny wypadek, gdzie tym
r a z e m ofiara m i a ł a więcej szczęścia, gdyż nie została kaleką.
R ó w n i e ż i za t e n wypadek n ie poszedł do więzienia, ale ponow
nie dostał wyrok w zawieszeniu. Polski K o d e k s K a r n y n ie prze
widuje sytuacji, żeby recydywista po raz kole jny o t rzymał wyrok
w zawieszeniu za to s a m o przestępstwo.
44
Czy za spowodowanie p o d wpływem a l k o h o l u wypadku sa
m o c h o d o w e g o i d o p r o w a d z e n i e do kalectwa n iewinne j kobiety,
Pański syn poszedł do więzienia?
Nie , dostał wyrok w zawieszeniu.
Czy za prowadzenie s a m o c h o d u bez prawa j a z d y i spowodowanie
kole jnego wypadku odwieszono mu wykonanie poprzednie j kary
i z nowym wyrokiem posłano na piąty oddział w „Mielęcinie"?.
Czy mus iał nauczyć się grypsować, uważać, żeby nie zostać
„cwelem"? .
Czy mus iał przejść „ścieżkę zdrowia"? .
Czy leżąc w izolatce, p o g o d z o n y z życiem, umierający, mus iał
czekać na miłos ierdzie wskrzeszenia?.
Czy d o z n a ł tylu u p o k o r z e ń i c ierp ienia , ilu ja doświadczyłem?.
Nie musiał, b o J e g o o jc iec był p r e z y d e n t e m państwa.
P a n P r e z y d e n t n ie m u s i a ł n i k o m u n iczego kazać czy zabra
niać, n ie m u s i a ł p o d e j m o w a ć działań m a j ą c y c h p o m ó c synowi.
O n wydał mi lczące przyzwolenie n a p e w n e działania. T a k więc
proszę P a n a , P a n i e P r e z y d e n c i e , o n ie nazywanie m n i e łajda
k i e m n a ł a m a c h prasy.
Proszę tylko, żeby pomyś lał Pan, c h o ć przez sekundę, j a k
os iemnasto le tn i c h ł o p a k spod Szczecina, dwadzieścia dwa lata
t e m u spowodował n i e g r o ź n y wypadek i co z tym c h ł o p a k i e m
z r o b i o n o ! T o właśnie j e m u udzielił Pan aktu łaski.
4 6
Zawsze na swojej drodze napotykałem ludzi, którzy próbowa
li m n i e oceniać. Z góry zakładali, że każdy, kto był w więzieniu,
musi być przestępcą i oszustem. Nawet nie próbowali m n i e słu
chać. Oczekiwali tylko, że potwierdzę to, co sobie wymyślili, co by
ło wygodne dla nich i przebiegu śledztwa. Jeszcze nie zebrali do
wodów winy, a j u ż kogoś oskarżali.
Ale ja j u ż byłem na to przygotowany. Wie lokrotne obcowanie
z takimi ludźmi nauczyło m n i e ostrożności, zawsze starałem się
przygotować do odpierania ich ataków, mieć możliwość obrony.
Zawsze b ę d ę pamiętał przesłuchania, na j a k i e wzywał m n i e znany
warszawski prokurator J e r z y Mierzewski. Na j e g o prowokacje za
wsze znalazłem odpowiedź: „Panie prokuratorze, niech Pan nie
traktuje m n i e j a k o przestępcę, bo nie wszyscy, którzy siedzieli na
tym krześle, na k t ó i y m ja teraz siedzę, byli przestępcami. Niech
Pan nie traktuje m n i e j a k o przestępcę tak na dzień dobry. W tej
chwili Pan ma tylko nadzieję, a nie pewność, że ja j e s t e m winien,
że j e s t e m przestępcą. A ja b y m chciał, żeby Pan miał pewność. Nie
m o ż e m y zaczynać naszej rozmowy od tego, że Pan kieruje się tyl
ko nadzieją. Niech Pan m n i e od razu z góry nie skazuje. Od tego
j e s t sąd a nie Pan. Pan ma nadzieję rozwiązać kole jną sprawę,
a k o m u Pan swoje zarzuty przypisze, to dla Pana j u ż nie j e s t waż
ne. Po m n i e przyjdą do Pana następni i Pan będzie im to „przy
klejał", aż w k o ń c u k o m u ś Pan to „przyklei,,. C z y j a odpowiadam
za m o j ą przeszłość czy za zarzuty, którymi teraz Pan mnie oskar
ża? Bo jeże l i mówimy o przeszłości, to może porozmawiamy
o Pańskiej. To Pan był zdegenerowanym alkoholikiem, wielokrot
nie „zaszywanym". C u d e m uratował się Pan od rynsztoka. To Pa
na żona wygoniła z d o m u i mieszkał Pan kątem w hotelu proku
ratorskim. A m o ż e porozmawiamy o Pańskim wykształceniu? T a k
prawdę mówiąc między nami, to m a m y p o d o b n e wykształcenie.
To znaczy, że ani j a , ani Pan nie ukończyliśmy szkoły. I to również
znaczy, że albo będziemy rozmawiali j a k mężczyzna z mężczyzną,
47
albo j a k magister z magistrem. Tylko że ja nie opowiadam niko
mu, że m a m dyplom magistra, a Pan chwali się dyplomem, które
go Pan nigdy nie zdobył. Niech Pan sam wybierze, j a k m a m y ze
sobą rozmawiać! Niech Pan na m n i e nie napada. Nie zakłada z gó
ry, że j e s t e m winny. Niech Pan mi pozwoli swobodnie się wypowie
dzieć. Niech Pan porozmawia ze m n ą swobodnie i dopiero uzy
ska Pan pewne informacje. Ale j a k ja m o g ę z takim człowiekiem
rozmawiać j a k równy z równym kiedy wiem, ile w Pańskim życiu
j e s t kłamstw i matactwa. Pan m n i e oskarża. Ale o co? C z e m u Pan
siebie nie oskarży? Ja wiem, że Pan wielokrotnie b r a ł łapówki.
Chociażby ostatnia sprawa zabójstwa gangstera n u m e r j e d e n
w Polsce, tak zwanego „Wariata". Co w j e g o notesie znaleziono?
T a m j e s t n u m e r Pańskiego telefonu, a obok napisane: 2 0 0 0 $. Ła
pówka, którą Pan dostał! Ja się pytam, skąd taka szumowina mia
ła P a n a prywatny n u m e r telefonu? Ja teraz m a m ufać, że z moimi
zeznaniami postąpi Pan uczciwie? T a k j a k z innymi sprawami, ze
swoim alkoholizmem, tytułem magistra? C z e m u taki bandzior j a k
„Wariat" miał Pana n u m e r telefonu, a ja nie m a m ? I Pan, Panie
prokuratorze, chce rozmawiać na t e m a t przypisywanego mi prze
stępstwa? Pan się zajmował zabójstwem generała Papały. I co Pan
zrobił w tej sprawie? I le Pan ukrył dowodów? Niech się Pan z te
go wytłumaczy! Ja na ten temat dużo wiem, ale nie Panu to po
wiem. Jeże l i Pan rozlicza m n i e teraz z moje j przeszłości, a nie z te
go, co robię teraz, to ja nie m o g ę traktować Pana j a k prokuratora,
ale j a k alkoholika i oszusta! Ja m o g ę się wypowiedzieć na łamach
prasy, m o g ę napisać list otwarty do jakie jś gazety. I wtedy powiem,
co Pan zrobił w sprawie zabójstwa generała. Dlaczego Pan b r o n i
swojego ulubieńca „Masę"? . Niech Pan j e g o zapyta, dlaczego Pa-
pała zginął! A właściwie Pan go nie musi pytać, bo Pan w czasie
śledztwa doszedł do jakie jś wiedzy, tylko Pan z tej wiedzy szybko
zrezygnował. Dlaczego? Niech się Pan z tego wytłumaczy!,,
To tylko n i e k t ó r e zdania, k t ó r e wypowiedziałem w trakcie
rozmowy z p r o k u r a t o r e m Mierzewskim.
48
Prowadzę wystawne życie. D u ż o podróżu ję , zwiedzam świat.
S tać m n i e na wiele. Po latach s p ę d z o n y c h w więzieniach, gdzie
o d p o k u t o w a ł e m za swoje przestępstwa, prowadzę życie uczci
wego obywatela. Prowadzę lega lną f i rmę, zarab iam pieniądze,
płacę państwu podatki . Nie j e s t e m złodzie jem, nie o k r a d a m
państwa. J e ż e l i kiedyś to r o b i ł e m , to j u ż d a w n o za to odpowie
działem.
N i e c h nikt n ie myśli, że m o j e bogactwo wzięło się z okrada
nia banków, n a p a d ó w na sklepy, wymuszania haraczy. B y ł e m
świadkiem powstawania wielkich fortun w sposób nieuczciwy.
Wie lu polskich b iznesmenów, którzy u c h o d z ą za uczciwych oby
wateli, ludzi z a r a d n y c h i przeds iębiorczych, na m o i c h oczach
b o g a c i ł o się w sposób nielegalny. M ó g ł b y m p o d a ć kilka nazwisk
powszechnie szanowanych b iznesmenów, którzy potrafil i prze
mycić do Polski kilkadziesiąt cystern spirytusu czy T I R - ó w pa
pierosów mies ięcznie . Ale o d p u ś ć m y sobie nazwiska, przynaj
mnie j w m o j e j książce. T a k powstawały ich fortuny. I ja ich
o k r a d a ł e m . Z a b i e r a ł e m im ich transporty. N i e mogli iść na po
licję, bo to, co sami robili, było o k r a d a n i e m państwa. O n i nie
miel i skrupułów, żeby o k r a d a ć państwo. Z a r o b i o n e nieuczciwie
p ieniądze lokowali w uczciwe interesy. Dzisiaj są szanowanymi
obywatelami, a nawet n iektórzy z n i c h s e n a t o r a m i i posłami
o podwójne j m o r a l n o ś c i . Potrafili o k r a d a ć państwo na wielkie
p ieniądze, w tak zwanych „białych rękawiczkach,,. Nie powiem,
że to, co r o b i ł e m j a , to była k a r a za ich nieuczciwość. Nie takie
m a m poczucie sprawiedliwości. J a p o pros tu korzys tałem z nie
uczciwości innych.
Na granicy o p ł a c e n i celnicy przepuszczal i T I R - y z nielegal
n ie wwożonym spirytusem czy p a p i e r o s a m i . P r z e m y t n i k a taka
usługa kosztowała trzydzieści tysięcy m a r e k . J a d o p ł a c a ł e m
dziesięć tysięcy i od tego s a m e g o p r z e m y t n i k a m i a ł e m „cynk"
4 9
o przepuszczanych s a m o c h o d a c h z k o n t r a b a n d ą . Wystarczyło
tylko zatrzymać taki s a m o c h ó d , „ n a m ó w i ć " k ierowcę do odda
nia kluczyków i zabrać t r a n s p o r t . Z czasem zacząłem płacić cel
n i k o m drug ie tyle, co przemytn ik . T a k więc bywało tak, że za j e
d e n przepuszczony s a m o c h ó d ce ln ik dostawał sześćdziesiąt ty
sięcy m a r e k . Wszyscy byli zadowoleni z wyjątkiem właściciela
t ranspor tu , k tóry n i e dość, że zapłacił za towar i opłac ił celnika,
to j e szcze w konsekwenc j i t racił wszystko. Czasami bywało tak,
że o p ł a c o n y ce lnik na m o j ą p r o ś b ę zatrzymywał przez ki lkana
ście godzin T i R - a na granicy, żebym m i a ł czas zorganizować
o d p o w i e d n i ą e k i p ę i dot rzeć na mie j sce .
Nigdy nie zdarzyło się, żeby poszkodowany zawiadomił poli
cję. Nie m ó g ł tego zrobić, gdyż sam nie był w porządku. W ten
sposób rosły w Polsce fortuny, a ja przy okazji uszczknąłem z te
go troszeczkę. B y ł to rodzaj „podatku", n a k ł a d a n y na nieuczci
wych obywateli.
P ieniądze to władza i szacunek. Pieniądze dają poczuc ie siły,
pozwalają przyporządkować sobie i n n y c h ludzi. L u d z i e bogac i
rządzą tym światem. Ja swoją pozycję i szacunek zawdzięczam
nie tyle p i e n i ą d z o m , k t ó r e pos iadam, co p o s z a n o w a n i u zasad,
na k t ó r e składają się h o n o r , wierność i lo ja lność w o b e c przyja
ciół. W o b r o n i e tych ideałów b y ł e m b e z k o m p r o m i s o w y . G d y po
wielu la tach ods iadki wyszedłem n a wolność, m i a ł e m j u ż
u g r u n t o w a n ą o p i n i ę człowieka t w a r d e g o i n ieus tęp l iwego
w o b r o n i e swoich zasad. Krążyła też opinia, wynies iona z wię
zienia, o n i e p o k o n a n y m „Słowiku" i o j e g o okularach.
A n e g d o t y c z n a j e s t j u ż his tor ia m o i c h okularów i wszystkie
go, co z n i m i j e s t związane. Zawsze d b a ł e m o to, żeby m i e ć do
b r e , m a r k o w e okulary. Zależało mi n ie tylko na tym, żeby do
brze widzieć i in teresu jąco wyglądać, ale żeby poprzez okulary
50
n a d a ć sobie wygląd osoby poważne j , s tatecznej . C h c i a ł e m , żeby
p o s t r z e g a n o m n i e racze j j a k o intelektual is tę, a nie chul igana .
O k a z a ł o się, że skutek był odwrotny. I l e k r o ć przebywałem w j a
kimś b a r z e czy res taurac j i , zawsze na m n i e skupiała się uwaga
„klientów", którzy szukali awantury, chciel i popisać się p r z e d
towarzystwem, że kogoś m o g ą pobić . Wybór zazwyczaj p a d a ł na
m n i e , j a k o że j e s t e m raczej n i e p o z o r n e j postury, a przy m o i c h
1 7 0 cm wzrostu i złotych o k u l a r a c h wyglądam raczej na „lamu
sa", k t ó r e g o łatwo m o ż n a zlać.
Przebieg tak ich a w a n t u r był zazwyczaj taki sam. Podpity fa
cet p o d c h o d z i ł do b a r u , r o z p y c h a ł się, t rącał m n i e , zaczynał mi
ubliżać. R o z m o w a p r z e b i e g a ł a zwykle w t e n sposób:
- S ł u c h a j , mis iu - m ó w i ę - n ie trącaj m n i e i m n i e n ie denerwuj ,
bo cierpl iwość mi się kończy.
- Tak, pokaż w j a k i sposób. I kiedy p o c z u ł e m rękę takiego gościa
na m o i m r a m i e n i u , czy wręcz m n i e szarpnął, odpowiadałem:
- Proszę u p r z e j m i e - m ó w i ł e m i z d e j m o w a ł e m okulary. Facet do
stawał w ł e b , zamiatałem n i m bar, lub wrzucałem go na stojące
w j e d n e j linii bute lk i za b a r m a n e m , w zależności od tego, j a k
b a r d z o m n i e zdenerwował.
Po p e w n y m czasie wszyscy, którzy m n i e znali wiedzieli, że j a k
z d e j m ę okulary to będz ie a w a n t u r a i j a k najszybciej wychodzili .
A o c h r o n i a r z e lokalu, zamiast m n i e uspoka jać, musiel i wynosić
„ n i e g r z e c z n e g o " kl ienta.
Do tej p o r y tylko raz zdarzyło się, żebym po zdjęciu okula
rów nie zbił faceta. Wyjątek t e n dotyczy m o j e g o z n a j o m e g o Fi
lipa Wyganowskiego, syna b y ł e g o p r e z y d e n t a Warszawy. Fil ip
doprowadz ił m n i e do tak iego stanu, w k t ó r y m zde jmuję okula
ry i daję w m o r d ę . T y m r a z e m , po zdjęciu okularów przyszła re
fleksja, że j e d n a k On m i a ł rac ję i n ie m o g ę Go za to zbić. Zało
żyłem okulary z p o w r o t e m . Potraf ię d o c e n i ć ludzi, którzy m ó -
51
wią prawdę, patrząc mi w oczy. Ja i wszyscy świadkowie tego
zdarzenia podal i śmy Fil ipowi r ę c e . Dzisiaj potraf imy śmiać się
z tamte j sytuacji, a całe zdarzenie krąży po Warszawie j a k o
a n e g d o t a .
To Filip odkrył we m n i e i rozbudził zamiłowanie do sztuk
p i ę k n y c h , szczególnie do malars twa. W i e l o k r o t n i e zabierał
m n i e na wernisaże, wystawy i aukc je , odkrył bowiem, że w m o
j e j o b e c n o ś c i rob i d o s k o n a ł e interesy. Dziwiło m n i e , dlaczego
zawsze p r z e d r o z p o c z ę c i e m a u k c j a m i Fil ip przedstawiał m n i e
wszystkim j a k o „Słowik". Z r o z u m i a ł e m to, kiedy zaczęła się licy
tacja. C e n a wywoławcza. - K t o da więcej? Fil ip p o d n o s i c h o r ą
giewkę. Wszyscy pat rzą na n i e g o i na m n i e . Widząc m n i e , rezy
gnu ją z dalszej licytacji. Nikt nie odważył się przel icytować Fili
pa. Za najniższą c e n ę kupował u p a t r z o n y obraz.
P e w n e g o razu znalazł się dowcipniś, który chciał przelicyto
wać Fil ipa. Wówczas Fil ip przekazał mi chorąg iewkę, żebym to
ja uczestniczył w licytacji. - K t o da więcej? - słyszę pytanie pro
wadzącego licytację. Fil ip kopie m n i e w kostkę, ja p o d n o s z ę
chorąg iewkę i spog lądam na d ż e n t e l m e n a , który chciał m n i e
przel icytować. D ż e n t e l m e n opuścił swoją chorąg iewkę i ani
drgnął. I tak było wie lokrotnie .
Ale powraca jąc do historii m o i c h okularów, po p e w n y m cza
sie po całej Polsce rozeszła się p l o t k a o n i e p o k o n a n y m „Słowi
ku". Gdzie się n ie po jawiłem, znajdowali się c h ę t n i do spraw
dzenia się ze m n ą . J u ż nie tak j a k wcześniej d latego, że wyglą
d a ł e m na „frajera", k t ó r e g o łatwo zlać i popisać się p r z e d pa
n i e n k ą , ale d latego, że n i e j e d e n c h c i a ł u d o w o d n i ć , że j e s t lepszy
od „Słowika" . Wszystkie p o j e d y n k i kończyły się p o d o b n i e ; krót
kie spięcie i k a r e t k a zabierała „del ikwenta". Nigdy nie bawiły
m n i e takie historie, po pros tu zmuszany b y ł e m do obrony, a że
52
przez lata ćwiczeń n a b r a ł e m sporej wprawy, zawsze wychodzi
ł e m z tych p o j e d y n k ó w zwycięsko. Tylko że nie zawsze pokona
ni potrafili pogodzić się z przegraną, o czym n i e c h zaświadczy
poniższa historia.
M a m b a r d z o atrakcyjną żonę, z k tórą często bywam w restau
rac jach, n a dyskotekach, n a różnych przyjęciach. J e j u r o d a po
woduje, że bardzo często j e s t podrywana przez facetów. I lekroć j e
steśmy w mie j scach publ icznych widzę zainteresowanie, j a k i e
wzbudza swoją osobą. Czasami bywają z tego p o w o d u kłop
Top Related