ZYGZAK wyd. 153-154

36
Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach Wojewódzki Specjalistyczny Zespół Neuropsychiatryczny w Opolu Wydanie 153-154 LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 Rok XV

Transcript of ZYGZAK wyd. 153-154

Page 1: ZYGZAK wyd. 153-154

Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach – Wojewódzki Specjalistyczny Zespół Neuropsychiatryczny w OpoluWydanie 153-154 LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 Rok XV

Page 2: ZYGZAK wyd. 153-154

Branickie Andrzejki (więcej na s. 17)

W OBIEKTYWIE

Page 3: ZYGZAK wyd. 153-154

W SKRÓCIE

REDAKCJA: Redaktor naczelny: Hieronim Śliwiński. Koordynator w WSZN Opole: Iwona Kapral. Adres redakcji: Redakcja Miesięcznika ZYGZAK, Pracownie Terapii Zajęciowej, 48-140 BRANICE, ul. Szpitalna 18, e-mail: [email protected], Internet: www.zygzak-branice.pl, Druk: Zakład Aktywności Zawodowej im. Jana Pawła II w Branicach.

Procesja w Dzień Zaduszny – Hieronim Śliwiński ........................... 4 Lubię swoją pracę – Iwona Kapral ...................................................... 5 Cienie i blaski życia seniora – Hieronim Śliwiński ........................... 6 Odzyskany blask – Hieronim Śliwiński .............................................. 7 Poetyckie rozważania – Joanna Guźda .............................................. 8 Niosą uśmiech i radość dzieciom ....................................................... 9 Wystawa MOJE ŻYCIE – MOJA PASJA – Iwona Kapral .............. 10 Sentymentalna podróż – Piotr Radymirsky ..................................... 11 Opłatek, życzenia, podsumowania – Hieronim Śliwiński .............. 12 Podwójne święto – Hieronim Śliwiński ............................................ 13 Mikołaje w szpitalu – Hieronim Śliwiński... ..................................... 13 Nie zagubić tego co ważne – Iwona Kapral ..................................... 14 Jest taki dzień – Piotr Radymirsky .................................................... 15 Karliku, Karliku... – Hieronim Śliwiński .......................................... 17 Spotkanie andrzejkowe – Hieronim Śliwiński ................................. 19

Dwa lata – Wojciech Hasa.................................................................. 16 Na pewno pozostaje nadzieja – Ks. Marian Kluczny ..................... 23 List Basi – Baśka ................................................................................. 33

Choreoterapia – Maria Nikolczuk .................................................... 18 Pirografia – Anna Dudziak ................................................................ 20 To o to chodzi – Ela ............................................................................ 33

Oczy i Ona – Graniczna ..................................................................... 21 Przy fontannie – poezja i proza Granicznej ..................................... 22 Galeria – twórczość Ewy D. ................................................................ 25 Wiersze – Malwina. ............................................................................ 26 Dziwne miewam sny i inne – Belka. .........................................27 i 32 Vánočka – Piotr Radymirsky.............................................................. 28 Wiersze – Miłość jest snem – Andrzej Iwanowicz .......................... 29 Wiersze – MAK i Coala ..................................................................... 30 Melancholijna ekstaza c.d. – Piotr J. Bedyński ................................ 31

LEKTURY – Książka jest dobra... – Kinga Mizioł .......................... 24 PRZEPISY RENI – Sałatka z nasionami słonecznika .................... 32 Z pamiętnika pacjenta – Janusz Hoffman... .................................... 34

Gratulacje dla Danuty Wysota – Dyrekcja WSZN w Opolu ...7

Spis treściOpłatek w Oddziale K3 – ZOL

i w Przedszkolu Katolickim

WYDARZENIA

REFLEKSJE

TERAPIA

TWÓRCZOŚĆ

STAŁE RUBRYKI

INNE

Ciepłych, rodzinnych, pełnych serdecznych uczuć Świąt Bożego Narodzenia, głęboko odczutych sercem

i duszą oraz zdrowia, szczęścia, pomyślności i pełnego niezapomnianych, dobrych przeżyć Nowego Roku 2012

życzą terapeuci z Pracowni Terapii Zajęciowej oraz redakcja ZYGZAK-a

Spotkania opłatkowe w od-działach ZOL, to już długa

tradycja. Od samego początku jego istnienia personel organi-zował je dla swoich podopiecz-nych z myślą, by uprzyjemnić im ten okres, który dla więk-szości z nas jest czasem rado-snym, ale dla osób mieszkają-cych w zakładzie i oderwanych od rodzin, a często samotnych, jest czasem trudnym i bole-snym.

W Oddziale K3 ZOL, gdzie 20 grudnia zostałem zaproszo-ny do udziału w takim spotka-niu, zobaczyłem to, co jako niegdysiejszy pensjonariusz tego oddziału, doskonale zna-łem; przystrojona odświętnie jadalnia z szopką i stołem na

którym stał talerz z opłatkami, zasiadający przy stołach cho-rzy i przybyli goście oraz per-sonel, który starał się by wszy-scy dobrze się czuli.

Śpiewano kolędy, dzielo-no się opłatkami i spożywano wigilijne potrawy, później coś słodkiego. Twarze większości chorych radośniejsze, bardziej promienne. Po posiłku wspól-ne śpiewanie kolęd, tych naj-piękniejszych, które zawsze śpiewa się z przyjemnością, które wzruszają i radują, spra-wiają, że choć do świąt jeszcze kilka dni, to już czujemy się odświętnie. Życzymy dobrych, zdrowych i pogodnych świąt oraz wszelkiej pomyślności w Nowym Roku 2012.

gdzie rodzice wraz z dziećmi i ich opiekunami spotkali się by przełamać się opłatkiem. Obej-rzeli również z dumą występ

swoich pociech, które pięknie deklamowały wiersze i śpie-wały kolędy, ku radości swoich bliskich. H. Ś.

Page 4: ZYGZAK wyd. 153-154

4 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Modlitwa za zmarłych jest rozmową z Bogiem.

PROCESJA W DZIEŃ ZADUSZNY

W Dniu Zadusznym zapalając zni-cze na grobach dawaliśmy świa-dectwo obecności spoczywają-

cych w nich zmarłych w naszej pamięci, a to tak jakby ciągle pomiędzy nami żyli.

Tego dnia w bazylice Św. Rodziny odbyło się nabożeństwo w intencji zmar-łych pacjentów i pracowników szpita-la w Branicach oraz sióstr zakonnych i księży z Parafii Św. Rodziny. W Bazyli-ce zgromadziło się wielu chorych, człon-ków personelu, emerytowanych pra-cowników szpitala i mieszkańców DPS w Branicach. Nabożeństwo celebrował ks. Proboszcz Alojzy Nowak kapelan szpitala.

Po mszy większość zgromadzonych w bazylice udało się w procesji na cmen-tarz szpitalny, zmawiając po drodze Modlitwę Różańcową. Piękna, słonecz-na aura sprawiła, że było to przyjemna wycieczka. Na cmentarzu, najpierw pod krzyżem cmentarnym, a później pod krzyżem, którym upamiętniono pocho-wanych na cmentarzu pacjentów, mo-dlono się za wszystkich zmarłych, któ-rzy tam spoczywają.

Po zakończeniu modlitwy i poświę-ceniu mogił ks. A. Nowak podziękował za liczny udział w procesji. Dyrektor Krzysztof Nazimek, który wraz z chory-mi uczestniczył w procesji, w kilku sło-wach podziękował obecnym na cmen-tarzu i tym, którzy zadbali o cmentarz i mogiły chorych przed Dniem Wszyst-

kich Świętych: pacjentom i instruktorom z wszystkich oddziałów szpitalnych, a szczególnie Pracowniom Terapii Za-jęciowej. Po zakończeniu procesji uda-no się na mogiły, by tam zapalić znicze. Na większości mogił zmarłych pacjen-tów widać było chryzantemy ustawio-ne tam przez porządkujących je chorych i instruktorów, w sumie kilkaset kwia-tów wychodowanych przez p. Teresę Kramarczyk ogrodniczkę szpitala spe-cjalnie na tę okazję. Zatrzymywano się przy mogiłach zapalano przyniesione znicze, modlono się.

A gdy wszyscy już odeszli, pozostały pełgające na wietrze płomyki i unosząca się w powietrzu modlitwa. Ze swej stro-ny dziękujemy wszystkim tym, którzy włożyli niemało pracy, by w tym szcze-gólnym okresie cmentarz wyglądał este-tycznie. Hieronim Śliwiński

Page 5: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 5

Lubię swoją pracęWYDARZENIA

Opole – Zaszczytna nagroda w plebiscycie HIPOKRATES 2011

Dnia 7 października 2011 r. na uro-czystej gali w Państwowej Me-dycznej Wyższej Szkole Zawo-

dowej w Opolu została rozstrzygnięta 3 edycja plebiscytu „Opolski Hipokra-tes 2011”. Czytelnicy Nowej Trybu-ny Opolskiej w tymże plebiscycie wy-brali najlepszych medyków na Opolsz-czyźnie. Zwycięzcy zostali nagrodzeni statuetkami i dyplomami. Pielęgniarka naszego szpitala Adela Słowik znala-zła się w gronie nagrodzonych. Zajęła drugie miejsce w kategorii Pielęgniarka i Położna Roku. Ta nagroda jest na pew-no sporym wyróżnieniem, tym bardziej, że uzyskana gło-sami samych pa-cjentów. Laure-atka „sympatycz-na pielęgniarka z Opola” (jak pi-sały o niej gazety) jest pielęgniarką na Oddziale Psy-chiatrii dla Doro-słych „A” w Wo-jewódzkim Spe-c j a l i s t y c z n y m Zespole Neurop-sychiatrycznym im. św. Jadwigi w Opolu. To jej pierwsza praca,

którą wykonuje od 29 lat – od początku w tym samym szpitalu i na tym samym oddziale, gdzie trafiła tuż po ukończe-niu szkoły pielęgniarskiej. Pracuje, jak wszystkie pielęgniarki, w systemie zmia-nowym – od 7.00 do 19.00 i od 19.00 do 7.00.– Przez te wszystkie lata na naszym od-dziale wśród pielęgniarek była spora rotacja, a ja nigdy nawet nie myślałam o żadnej zmianie, bo mnie praca tutaj bardzo odpowiada – podkreśla Adela Słowik. – Wymaga ona specjalnego podejścia do pacjentów, tu trzeba mieć dużo cierpliwo-ści, wykazywać się spokojem i opanowa-niem. Trzeba wiedzieć, co i kiedy można powiedzieć, żeby nikogo nie rozdrażnić.

Po pracy najlepiej wycisza się, czy-tając książki, spacerując, jeżdżąc na ro-werze. Odskocznią są też dla niej pobyty u mamy na wsi pod Namysłowem. – U pielęgniarki np. na oddziale chirur-gicznym występuje inny rodzaj zmęcze-nia, fizycznego. U nas dominuje nato-miast obciążenie psychiczne. Ale ja się regeneruję dosyć szybko i chętnie wra-cam do pracy. Są dni trudniejsze i lżejsze, ale nigdy nie narzekam.

W imieniu dyrekcji, pracowników szpitala i wdzięcznych pacjentów gra-tulujemy pielęgniarce Adeli Słowik nagrody i życzymy następnych satys-fakcjonujących lat pracy i wyróżnień. I.K.

Page 6: ZYGZAK wyd. 153-154

6 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Cienie i blaski życia seniora

Montaż słowno-muzyczny z okazji DNIA SENIORA

W oddziale Psychiatrii Ogólnej C szpitala w Branicach pacjen-

ci pod okiem instruktorów te-rapii zajęciowej przygotowali z okazji Dnia Seniora spektakl słowno-muzyczny, którego pre-miera odbyła się 16 październi-ka w świetlicy oddziału, gdzie zgromadziło się sporo gości z innych oddziałów, z Pracow-ni Terapii Zajęciowej, lekarzy, pielęgniarek, instruktorów.

We wstępie Przemek Ku-bis przypomniał, że w kalen-darzu pojawia się coraz więcej dni, które mają stanowić oka-zję do celebrowania dojrzałe-go czy starszego wieku: 1-go października obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Osób Starszych (International Day of Older Persons), 15-go czerw-ca zaś ustanowiono Światowy Dzień Praw Osób Starszych (World Elder Abuse Aware-ness Day), zaś 14 października przypada Światowy Dzień Se-niora.

Dni tego rodzaju zyskują sobie coraz większą popular-ność, choć impet ich obchodów nie jest jeszcze imponujący. Mogą jednak wkrótce zyskać na popularności i rozmachu ze względu na proces starzenia się

społeczeństw. Dziś na świecie żyje około 600 milionów lu-dzi mających powyżej 60 lat, do 2025 roku ich liczba się po-dwoi, zaś w 2050 roku na świe-cie będzie żyło około 2 miliar-dów seniorów w tym wieku. W Polsce seniorzy stanowią obecnie 13% populacji, do 2060 roku obywatele powyżej 65 roku życia stanowić będą jedną trzecią populacji.

Dni poświęcone zagadnie-niu starzenia się są okazją do intensywniejszego propago-wania postulatów mających na celu poprawę sytuacji osób dojrzałych: walki z dyskrymi-nacją, zapobiegania niepełno-sprawności, zapewnienia od-powiedniej opieki zdrowotnej i równego udziału w rozwoju kulturalnym i ekonomicznym społeczeństw. Przypomniał też, że wiek seniora nie musi być tylko oczekiwaniem na osta-teczny koniec, ale może stać się okresem spełnionych ma-rzeń, służyć rozwojowi we-wnętrznemu, czy intelektual-nemu lub wykazaniu się zdol-nościami artystycznymi. Daje okazję spełnienia tego wszyst-kiego, co nie przekracza sił se-niora czy seniorki, a daje ra-dość życia „pełnią życia”.

Montaż składał się z wier-szy, fragmentów dowcipnych tekstów, znanych, popularnych niegdyś piosenek kabareto-wych i estradowych. Dobrze dobrane wiersze znanych po-etów, krótkie skecze, piosenki,

które wraz z aktorami śpiewa-ła cała sala sprawiły, że występ był świetnie przyjmowany. Fi-nałowa niespodzianka w posta-ci rapowanego covera piosenki z Kabaretu Starszych Panów Wesołe jest życie staruszka zo-stała przyjęta gromkimi okla-skami. Takimi też oklaskami zgromadzona w świetlicy od-działu publiczność dziękowa-ła artystom za trud włożony w przygotowanie spektaklu i radość, którą sprawili wi-dzom swoim występem: Ala-nowi Drylowi, Władysławowi Kalecie, Przemysławowi Ku-bisowi, Sebastianowi Oleja-rzowi, Jadwidze Prokopowicz, Elżbiecie Terka, Markowi Wo-rek oraz instruktorom, którzy czuwali nad całością: Celinie Piaseckiej i Zdzisławie Hali-kowskiej. Spektakl oglądali również ks. Alojzy Nowak ka-pelan, Czesława Gałka naczel-na pielęgniarka i dr Waldemar Mrowiec z-ca dyrektora, który w krótkich słowach podzię-kował aktorom i instruktorom życząc im następnych, tak uda-nych przedsięwzięć.

Kolejny raz chorzy poka-zali, że potrafią zrealizować dobre przedstawienie które daje radość innym a im sa-mym sprawia sporo satysfak-cji, co unaoczniło się w trak-cie tego występu – miło było patrzeć, jak świetnie sami się bawili i jak pełnymi garściami dawali tę radość innym. Hieronim Śliwiński

Na starość jest młodość potrzebniejsza niż za młodu. Hugo Steinhaus

Page 7: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 7

Odzyskany blask

Dobre drzewo

Kto zabłądzi obok budyn-ku Zakładu Energety-ki Cieplnej położonego

na peryferiach terenu szpitala w Branicach, ten mógł zobaczyć maszynę, która stała tam od za-wsze. Jej przeznaczenie było niezbyt jasne, a okazało się, że jest to wytwornica pary służąca do podgrzewania betonu. Stała tam zapomniana i marniała. Była codziennością wpisaną w pejzaż, tak że stała się prawie niezauwa-żalna. Przypomniano sobie jednak o niej i postanowiono odno-wić.Włączyli się w to: instruktorzy z Pracow-ni Terapii Zajęciowej, p. Emil Golinow-ski i p. Irene-usz, którzy p o ś w i ę c i -li dużo cza-su i trudu, by przywrócić jej dawny blask. Dziś pięknie zakonser-

wowana i z odnowioną obudo-wą stanowi ozdobę tego zakąt-ka szpitala. H.Ś.

Drzwi prowadzące do Pracow-ni Terapii Zajęciowej za spra-wą instruktorów zyskału nową oprawę plastyczną. Na ścia-nie stworzono z gipsu drzewo, które codziennie wita spie-szących na zajęcia pacjentów. Wchodząc przez te drzwi jak-by wchodzili w jego opekuńczy cień. Tu znajdują ciekawe zaję-cia, odzyskują zdrowie, spędza-ją czas i mają tę pewność, że in-struktorzy zadbają o ich dobre samopoczucie i otoczą należy-tą opieką – czują się bezpieczni jak w cieniu Dobrego Drzewa.

Page 8: ZYGZAK wyd. 153-154

WYDARZENIA

8 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Poetyckie rozważaniaBranice – Słowem i muzyką o przemijaniu – spektakl poetycki

Jesienny czas nastraja filozo-ficznie. Snują się nitki ba-biego lata, przyroda zmie-

nia swój zielony koloryt, mgły i dymy ognisk dodają tajemni-czego akcentu temu co wokół nas. Zatrzymujemy się, nabie-ramy dystansu, spoglądamy za siebie, na to co było, minęło, co za nami. Dotyczy to każdego z nas i każdy z nas choć od cza-su do czasu rozmyśla, zastana-wia się, rozważa sens trwania chwili, upływu czasu, przemi-jania, i tego wszystkiego co za tym nieuchronnie idzie czyli starzenia się, zmian w nas za-chodzących, ciągłego starania się i rozwijania.

Podczas zajęć wśród grupy pacjentów oddziału K3 ZOL narodził się pomysł aby o tym opowiedzieć. Długo trwały rozmo-wy; co chcemy opowiedzieć, co wybrać z spośród wielu istotnych treści przemijania, jak opowiedzieć o tym innym ludziom, jak przedstawić to co czujemy i myślimy. Po-tem toczyły się przygotowania, ustalanie kto i o czym nam opowie, próby, przygotowywa-nie scenografii, projektowanie i sporządzenie zaproszeń. Wreszcie nadszedł ten ważny dzień – 25 października br. o godzinie 11.00 roz-począł się w oddziale K3 poranek poetycki czyli Poetyckie rozważania o przemijaniu.

W jadalni oddziału K3 zebrali się pacjen-ci oddziału, zaproszeni goście z całego szpi-tala, dr Waldemar Mrowiec, Czesława Gałka kierownik ZOL, przedstawiciele Stowarzy-szenia CARITAS CHRYSTI SM Joachima i Zofia Humeniuk, Anna Dudziak kierownik PTZ oraz Maria Banera.

Dzielni aktorzy-pacjenci słowami pol-skich poetów: Wisławy Szymborskiej, Cze-sława Miłosza, ks. Jana Twardowskiego, Ryszarda Międzybrodzkiego, Haliny Po-światowskiej, Konstantego Ildefonsa Gał-czyńskiego opowiedzieliśmy o tym co nam wszystkim bliskie i co każdego nas dotknie czyli o starzeniu się, przemijaniu, jesiennej fazie ludzkiego życia.

Wystąpili: Bogusia, Danuta, Izabela, Wiesia, Ewa oraz Piotr i Mirosław. Pięknym i wiele mówiącym wierszom swoją grą na akordeonie akompaniował Karol. Wszystko to korespondowało z jesienna scenografią i wystawą fotografii – portretów ludzi sta-rych. W finale naszych poetyckich rozwa-żań odśpiewana została ogólnie znana pieśń z repertuaru Boba Dylana Odpowie ci wiatr, która to pieśń porwała publiczność i wiele ze zgromadzonych osób przyłączyło się do wspólnego śpiewu.

Brawa długo nie milkły, a my pozostali-śmy w przeświadczeniu, że było warto pra-cować i starać się, bo oprócz podziękowań i oklasków wyzwoliły się w nas dobre emo-cje, przybyło sil i optymizmu, przywołaliśmy miłe wspomnienia i nie rozwiązaliśmy od-wiecznego ludzkiego problemu „…przez ile ksiąg pisze się ludzki byt?” ani też nie dali-śmy jednoznacznej odpowiedzi na zapytania „…przez ile dróg musi przejść każdy z nas?”. Joanna Guźda

Page 9: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 9

WYDARZENIA

Niosą uśmiech i radość dzieciom

Pragnę wam dzisiaj przedstawić wspa-niałą inicjatywę w której sam aktyw-nie uczestniczę.

W latach 60. amerykański lekarz Hunter Cambell Adams zwany rów-nież Patchem Adamsem realizował ory-ginalną ideę leczenia – terapię śmiechem. W przebraniu klauna rozweselał pacjentów w szpitalu. Głęboko wierzył, że zadaniem lekarza nie jest jedynie leczyć pacjenta, ale również podnosić jakość życia w każdej sy-tuacji zdrowotnej.

Od tego czasu na całym świecie powsta-ła ogromna liczba organizacji, stowarzyszeń i fundacji wspierających i realizujących te-rapię śmiechem. Pracownicy i wolontariusze przebrani za doktorów Clownów wzorem Patcha Adamsa, odwiedzają chorych w szpi-talach i leczą śmiechem.

Od 1999 roku terapia śmiechem jest re-alizowana również w Polsce przez pracowni-ków i wolontariuszy Fundacji „Dr Clown”. Pragniemy, aby żadne dziecko w Polsce nie kojarzyło pobytu w szpitalu z cierpie-niem, bólem, zastrzykami i bolesną terapią. Działa już 24 przedstawicielstw Fundacji w Warszawie, Katowicach, Krakowie, Wro-cławiu, Białymstoku, Olsztynie, Poznaniu, Gdańsku, Raciborzu, Toruniu, Opolu, Ło-dzi, Lesznie, Kaliszu, Nysie, Gliwicach, Su-detach, Częstochowie, Lesznie, Bydgosz-czy, Kielcach i Zamościu. Terapia śmiechem

i zabawą cieszy się uznaniem wśród pracow-ników służby zdrowia i rodziców, gdyż ma znaczący udział w procesie leczenia, reha-bilitacji i rewalidacji. Misją tej organizacji jest niesienie radości i uśmiechu dzieciom przebywającym w szpitalach i placówkach specjalnych organizując zespoły terapeutów „doktorów clownów”, którzy w kolorowych strojach i makijażu, obowiązkowo z czerwo-nym noskiem prowadzą zajęcia z zakresu te-rapii śmiechem. Bawiąc likwidujemy stres i napięcia spowodowane nietypową i często bardzo trudną sytuacją dziecka chorego i ho-spitalizowanego.

Działania nasze skierowane są również do innych osób w kryzysowych sytuacjach tj. do osób starszych, z niepełnosprawnością i wywodzących się z rodzin dysfunkcyjnych, niepełnych.

Fundacja „Dr Clown” jest organizacją otwartą światopoglądowo, areligijną i apoli-tyczną. Mogą do niej należeć wszystkie oso-by, które pragną wspierać naszą ideę i misję.

Opolski Oddział rozpoczął swoją dzia-łalność od szkolenia wolontariuszy w marcu 2007 roku.

Opolscy Wolontariusze Fundacji Dr Clown chodzą rozweselać dzieci na od-działy chirurgii dziecięcej i pediatrii do Wojewódzkie Centrum Medyczne przy Al. Witosa w Opolu. Piotr Radimirsky

Sprawiaj innym radość, zobaczysz wtedy, że radość cieszy.Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat. Janusz Korczak

Page 10: ZYGZAK wyd. 153-154

10 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

WYDARZENIA

Opolskie Centrum Demokracji Lo-kalnej realizuje program „Kam-pania na rzecz integracji osób

niepełnosprawnych w województwie opolskim”. Program ten jest finansowa-ny przez Samorząd Województwa Opol-skiego ze środków PFRON. Głównym celem kampanii jest pokazanie i uzmy-słowienie przeciętnemu obywatelowi, że niepełnosprawność fizyczna, psychicz-na lub umysłowa nie jest barierą dla sa-mego zainteresowanego, by być czynnym zawodowo, społecznie oraz, że niepełno-sprawni potrafią być dobrymi pracowni-kami i posiadać różne zainteresowania i pasje.

W związku z powyższym organiza-torzy zaprosili nasze obydwa szpitale i Fundację Dom Rodzinnej Rehabili-tacji Dzieci z Porażeniem Mózgowym

Wystawa Moje żyCie – MojA PASjA

w Opolu do zaprezentowania twórczości podopiecznych.

Wystawa MOJE ŻYCIE – MOJA PASJA odbyła się 10 grudnia br. w „Centrum Kultury Oleska 45” w Opolu i trwała zaledwie 3 godziny. W tym cza-sie mieliśmy możliwość zaprezentowa-nia opolskiej społeczności jakiś fragment z szerokiej twórczości chorych. Każ-da placówka miała oddzielną ekspozy-cją, jednak wszystkie dopełniały się we wspólnym temacie Świąt Bożego Naro-dzenia. Każda z placówek miała czas na przedstawienie się podczas prezentacji multimedialnych.

O szpitalu opolskim mówiła Alicja Argier – terapeutka zajęciowa z wielo-letnim stażem pracy, prezentację szpita-la i stosowanych w leczeniu form tera-pii przygotowała Maria Nikolczuk – ar-

teterapeutka. Szpital Branicki i historię terapii zajęciowej na przestrzeni ostat-niego półwiecza przedstawiała Anna Dudziak – terapeutka zajęciowa i sze-fowa wszystkich terapeutów zatrudnio-nych w szpitalu branickim. Posiłkowała się perfekcyjnie przygotowaną prezenta-cją przez redaktora naczelnego „Zygza-ka” Hieronima Śliwińskiego. Pani Ania podała zresztą redaktora jako wzór oso-by, która pomimo choroby jest aktywna i odnosi spore sukcesy w życiu zawodo-wym, społecznym i prywatnym. Duże wrażenie na zebranych zrobił występ młodego poety Pawła Krzysztofa Książa-ka, który pomimo swojego fizycznego ka-lectwa ukończył studia, publikuje swoje wiersze i organizuje wieczory autorskie. Pan Krzysztof jest poetą, ale jest także wspaniałym aktorem. Mam nadzieję, że uda się Go zaprosić do naszych obydwu szpitali z prezentacją własnej twórczości.

Wreszcie był jeszcze jeden punkt programu – warsztaty, czyli tworzenie kartek świątecznych przez zgromadzo-nych na wernisażu. Dzięki tej impre-zie mogliśmy zaprezentować jeszcze w jednym miejscu prace naszych cho-rych. Wysłać jasny komunikat – chorzy psychicznie potrafią i chcą uczestniczyć w życiu, chcą tworzyć, pracować. Z racji swoich niepełnosprawności potrzebują od zdrowych zachęty, dopuszczenia Ich do pracy i odpowiedzialności za własne ży-cie. Poprzez swoje pasje na pewno łatwiej jest Im odnaleźć się w różnych rolach życiowych. Trzymajmy za nich kciuki, zróbmy Im miejsce obok siebie. Iwona Kapral

WARSZTATY, czyli tworzenie kartek świątecznych

O TERAPII ZAJĘCIOWEJ w opolskim i branickim szpitalu mówiły Alicja Argier i Anna Dudziak

Page 11: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 11

WYDARZENIA

Dnia 21 listopada br. grupa teatral-na W DRODZE wyjechała do Wrocławia, aby tam w Państwo-

wym Pomaturalnym Studium Kształce-nia Animatorów Kultury i Biblioteka-rzy popularnie zwanym SKiBA poka-zać swój najnowszy spektakl „KRAM Z BAJKAMI”.

Można by napisać ot kolejny nasz występ nic takiego nadzwyczajnego. Jednak dla mnie był to wyjazd senty-mentalny. Otóż skończyłem tę szkołę w 1998 roku. Pani Dyrektor oraz kilku nauczycieli z tego okresu jeszcze tam pracuję, więc cieszyłem się, że może z nimi się zobaczę. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam wracać w miejsca związa-ne z młodością.

No i zobaczyłem dawną Szkołę i porozmawiałem z dyrekcją i nauczy-

SENTYMENTALNA PODRÓŻBędzie to kilka słów o pewnym wyjeździe grupy teatralnej „W DRODZE”

cielami i było to naprawdę wydarze-nie, które sprawiło mi wielką radość. A sam występ. Uważam, że zagraliśmy rewelacyjnie i występ bardzo podobał się publiczności, którą stanowili ucznio-wie oraz nauczyciele tej Szkoły. Przy profesjonalnym oświetleniu i świetnie przygotowanym miejscu na występ czu-liśmy się jak prawdziwi aktorzy. Moim zdaniem taki wyjazd jeszcze bardziej umocnił więź panującą w grupie. Cie-szymy się, że mogliśmy jakąś cząstkę siebie dać innym i w ten sposób sprawić innym radość. Wyjazd ten na długo po-zostanie w naszej pamięci. Wierzymy, że jeszcze kiedyś pojedziemy tam z jakimś naszym występem, bo dobrze jest wra-cać w tak miłe miejsca. Czekam na ko-lejną taką sentymentalną podróż. Piotr Radimirsky

Page 12: ZYGZAK wyd. 153-154

WYDARZENIA

12 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Opłatek, życzenia, podsumowaniaSpotkanie Opłatkowe w branickim szpitalu

Sala gimnastyczna branickiego szpi-tala, po remoncie i odsłonięciu fre-sków prezentuje się bardzo okazale.

Wchodzącym do sali 19 grudnia gościom zaproszonym na spotkanie opłatkowe rzu-cały się w oczy duże choinki pośród któ-rych stała szopka.Bliżej stały ustawione w rzędy krzesła czekające na gości, a obok stół z ciastami i napojami. Przy-bywających chorych i pracowników szpi-tala witają krzątający się terapeuci z Pra-cowni Terapii Zajęciowej, którzy zanko-micie zadbali o wystrój sali i organizację spotkania. Przybywają również goście: ks. bpa Paweł Stobrawa, Maria Krom-piec wójt gm. Branice, Zbigniew Ziółko przewodniczący Rady Społecznej Szpita-la, Jan Krówka burmistrz Głubczyc, sio-stry ze Zgromadzenia Sióstr Mary Niepo-kalanej z Branic na czele z s. Aleksandrą prowincjalną, Barbarę Piechaczek dyrek-tor Muzeum Ziemi Głubczyckiej oraz dy-rekcja szpitala i jego pracownicy na czele z dyrektorem Krzysztofem Nazimkiem.

Spotkanie rozpoczęło się od kolędy, którą zaśpiewał jeden z pacjentów, a na-stępnie zaprezentowano jasełka również w wykonaniu pacjentów, którymi opie-kowała się Agnieszka Weiner muzy-koterapeuta. Była to dość dowolna in-terpretacja historii narodzin Dzieciątka Jezus. Dowcipne dialogi, zabawne sy-tuacje i zapał z jaki aktorzy grali swo-je role, sprawiały, że wszyscy dobrze się bawili oglądając ich występ. Po wystę-pie nagrodzonym gromkimi oklaskami dyrektor Krzysztof Nazimek podzięko-wał aktorom i powitał gości. Wójt Maria Krompiec, którą dyrektor Krzysztof Na-

zimek poprosił o zabranie głosu w kil-ku zdaniach złożyła życzenia świąteczne i noworoczne dyrekcji szpitala, pracow-nikom i chorym. W serdecznych słowach podziękowała dyrekcji i pracownikom za dbałość o chorych i infrastrukturę szpitala. Po tych słowach Pani Wójt opuściła salę udając się na posiedzenie Rady Gminy. Dyrektor Nazimek opowiedział zgroma-dzonym o najważniejszych zadaniach, ja-kie udało się w szpitalu zrealizować w mi-nionym roku: zakończenie remontu części terapeutycznej Oddziału Terapii Uzależ-nień, rozbiórka starej kotłowni, która gro-ziła zawaleniem (w niedalekiej przyszło-ści taki sam los ma spotkać zabudowania po starej rzeźni i część garaży), rozpo-częcie remontu pawilonu K itd. Mówiąc o kontraktach podpisanych z NFZ na przy-szły rok stwierdził, że są one w niektó-rych sektorach gorsze niż zeszłoroczne, ale nie na tyle złe, by zagrażały prawidło-wemu funkcjonowaniu szpitala. Dyrektor K. Nazimek podziękował wszystkim in-stytucjom i osobom, które wspierają szpi-tal, podziękował również wszystkim pra-cownikom za dobrą pracę i zaangażowa-nie wykazywane w dbałość o chorych i szpital, oraz złożył wszystkim serdeczne życzenia świąteczne.

Z kolei do zgromadzonych przemówił ks. bp Paweł Stobrawa, który w przepięk-nym wystąpieniu, które każdemu z obec-nych trafiło do serca, mówił o wielkiej miłości Boga do ludzi, o tej miłości, któ-ra sprawiła, że Jezus urodził się i żył jak człowiek zaznając wszystkiego, co czło-wiek mógł przeżyć, nawet śmierć, wszyst-ko oprócz grzechu. Biskup Stobrawa

o pięknym duchowym wymiarze świat Bożego Narodzenia i o wielkiej Tajemnicy jaką one są. Gdy dzielimy się opłatkiem, oczyszczamy się duchowo; przebaczamy winy, składamy sobie z serca płynące ży-czenia, zasiadamy wspólnie przy stole, by spożyć wieczerzę wigilijną, wspólnie też śpiewamy kolędy. Święta Narodzin Pań-skich mają swoją niezwykłą atmosferę przesyconą miłością – Bożą Miłością. Bi-skup P. Stobrawa podziękował lekarzom, pielęgniarkom, terapeutom, wszystkim, którzy pomagają ludziom chorym i po-trzebującym pomocy, których nie braku-je w branickim szpitalu. Zwracając się do chorych; mówił o miłości, jaką Chrystus ich darzył. Kończąc swoją wypowiedź, Biskup P. Stobrawa podziękował dyrekcji szpitala i tym wszystkim, którzy wspiera-ją szpital, za przypominanie o jego historii i jego twórcy Biskupie Józefie Nathanie. Na zakończenie złożył wszystkim najser-deczniejsze życzenia świąteczne i nowo-roczne.

Po wystąpieniu Biskupa Pawła ks. Ka-pelan Alojzy Nowak odczytał fragment Ewangelii o narodzinach Jezusa Chry-stusa. Po zakończeniu czytania ks. bp Pa-weł Stobrawa poświęcił opłatki, które na-stępnie zostały rozdane obecnym. To była najpiękniejsza część tego spotkania, gdy w całej sali rozbrzmiewały piękne słowa i wypełniały ją dobre emocje i uczucia. Uroku tym chwilom dodawał śpiew chór kierowanego przez chórmistrza Krzyszto-fa Ciecieręgę i wspieranego przez Mate-usza Koziurę. Członkami chóru są chorzy leczący się w branickim szpitalu. Wspie-rali ich instruktorzy z pracowni. Chórzy-ści śpiewali najpiękniejsze kolędy, które znakomicie komponowały się z atmosfera panującą w sali. Po życzeniach przyszedł czas na ciastka i kawę, którymi dyrekcja szpitala podjęła przybyłych na spotkanie.

Organizacja spotkania była bez zarzu-tu i tu trzeba podziękować instruktorom z Pracowni terapii Zajęciowej, którzy nie szczędzili trudu i czasu, by wszystko zna-komicie zagrało. W ich imieniu dzięku-jemy tym wszystkim, którzy w jakikol-wiek sposób pomagali, by wypadło ono jak najlepiej.

Hieronim Śliwiński

Serwis fotograficzny na str. 35

Page 13: ZYGZAK wyd. 153-154

WYDARZENIA

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 13

Podwójne święto

Mikołaje w Szpitalu

W dniu 11 listopada obchodzi-liśmy Święto Niepodległości – 93 rocznicę odzyskania nie-

podległości po 126 latach zniewolenia. To jedno z najważniejszych świąt państwo-wych, ale również święto każdego, komu słowo OJCZYZNA budzi ciepło w sercu. W to wielkie święto, które tego roku zostało niestety zakłócone pamiętny-mi burdami w Warszawie, wpisują się również rocznice pamiętne dla Branic-kiego szpitala, gdyż tego dnia przypada-

ły imieniny i 144 rocznica urodzin jego twórcy ks. Bpa Józefa Marcina Nathana.

Tego dnia w bazylice Św. Rodziny w Branicach w godzinach porannych zo-stało odprawione nabożeństwo w inten-cji Ojczyzny oraz założyciela i patrona Branickiego szpitala. Gorąco modlono się za pomyślność naszego kraju i całe-go narodu, o mądre rządy i pokój, o spo-kój duszy ks. Bpa Józefa M. Nathana. Ojczyzna, ta wielka i te nasze małe oj-czyzny, to zbiorowy obowiązek, to nasz

Słodszy wyraz nad wszystko, wyraz miłości, któremu Nie masz równego na ziemi, oprócz wyrazu – Ojczyzna. Adam Mickiewicz

Dom, o który należy dbać, bo tu żyjemy i jesteśmy tak bogaci i bezpieczni, jak nasz kraj jest zamożny i bezpieczny. To my sami stwarzamy i określamy miej-sce i rangę naszego kraju pośród innych państwa świata, i jesteśmy tak szanowa-ni, jak on jest szanowany.

Po nabożeństwie delegacja Bra-niczan udała się do Opavy (Cze-chy), by tam złożyć kwiaty na grobie Śp. Ks. Bpa Józefa M. Nathana.

Hieronim Śliwiński

W dniu świętego Mikołaja każdy z nas oczekuje czegoś miłe-go. Nie są od tych oczekiwań

wolni również chorzy w branickim szpi-talu. Te pragnienia są znane personelo-wi, więc w tym dniu szykują dla chorych jakąś siurpryzę. Instruktorzy z Pracow-ni Terapii Zajęciowej stworzyli orszak

świętego Mikołaja, który ze śpiewem i muzyką przemierzył wszystkie oddziały szpitala, ad-ministrację i pracownie wręcza-jąc najczęściej cukierki, ale były, choć rzadko również i rózgi.

To było dla wielu radosne przedpołudnie. H. Ś

Page 14: ZYGZAK wyd. 153-154

WYDARZENIA

14 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Serwis fotograficzny na str. 40

Nie zagubić tego co ważne

Zgodnie z istniejącą już od lat tra-dycją w okresie przedświątecznym w naszym szpitalu odbyło się spo-

tkanie opłatkowe z Jego Ekscelencją ks. Biskupem Ordynariuszem Diecezji Opol-skiej Andrzejem Czają. Było to już dwu-naste spotkanie opłatkowe przebywają-cych aktualnie na leczeniu pacjentów i personelu szpitala. Miejscem spotkania była sala gimnastyczna, mogąca skupić wielu gości jednocześnie. Piękną dekora-cję i w tym roku zaprojektowała nam Bo-żena Uryga-Mączyńska. W jej zrealizowa-niu pomagali terapeuci i pacjenci.

O godzinie 11 zebranych gości ser-decznie przywitał Dyrektor szpitala Krzysztof Nazimek. W swoim wystąpie-niu podsumował wydarzenia mijającego roku w szpitalu i opowiedział o planach placówki na 2012 rok. W 2011 roku uda-ło się zakończyć sukcesem wiele inwesty-cji i remontów. Wyremontowano parking dla pacjentów Zespołu, zbudowano windę szpitalną, wiatę na rowery oraz zamonto-wano wiatę gospodarczą, wyremontowa-no ścieżki w ogrodzie przyszpitalnym i wyposażono plac zabaw dla dzieci. Udało się wymienić sieć wody ciepłej i zimnej w budynku psychiatrii A i B. Rozpoczę-to budowę budynku promorte wraz z mo-dernizacją kaplicy szpitalnej. Zakupiono system alarmowy ratunkowy, sprężarkę powietrza, zestawy komputerowe, opro-gramowania oraz inne urządzenia infor-matyczne. Zostały wykonane remonty

pomieszczeń Psychiatrii A , Psychiatrii B oraz remonty bieżące przychodni i Sali rehabilitacyjnej. Przeprowadzono też re-monty w budynku głównym. W planach na 2012 rok jest m.in. montaż solarów sło-necznych do podgrzewania wody ciepłej, budowa wind zewnętrznych w pawilo-nach, zakończenie budowy budynku pro-morte, remont drogi oraz dalszy rozwój komputeryzacji szpitala i przychodni.

Dyrektor pogratulował lekarzom i pielęgniarkom, którzy w tym roku uzy-skali specjalizację w zakresie psychiatrii i neurologii. Podziękował wszystkim pra-cownikom szpitala i dodał, że tak wiele dało się osiągnąć w mijającym roku dzięki pracy zespołowej.

Kończąc swoje wystąpienie Dyrek-tor Krzysztof Nazimek życzył wszyst-kim zebranym zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodze-nia oraz szczęśliwego nowego roku, a wszystkim chorym szybkiego powro-tu do zdrowia. Następnie zaprosił gości do obejrzenia przedstawienia pod tytułem „Ta noc jedyna”. W podniosłej świątecz-nej scenografii, wyjątkowo pięknie odbie-rało się przygotowaną przez Sławomira Kuligowskiego inscenizację bożonaro-dzeniową. Członkowie grupy teatralnej

Opole – Opłatek w Wojewódzkim Specjalistycznym Zespole Neuropsychiatrycznym

„W drodze”, jak zwykle dostarczyli zgro-madzonej publiczności licznych wzru-szeń. Dyrektor ds. medyczych Maria Wa-loszek-Brzozoń pogratulowała aktorom i reżyserowi udanego spektaklu i podzię-kowała za wprowadzenie widzów w świą-teczną atmosferę.

Po przedstawieniu zabrał głos ksiądz biskup Andrzej Czaja. W przygotowanym słowie podkreślił, by w przedświątecz-nej gonitwie i przygotowaniach nie zgu-bić tego, co najważniejsze i nie zapominać o radości jaką niesie Boże Narodzenie. Kapelan szpitalny odczytał fragment Ewangelii św. Łukasza o Bożym Naro-dzeniu. Poświęcenie opłatków i życzenia Księdza Biskupa zainicjowały spontanicz-ne składanie życzeń pomiędzy zebranymi i ich dalsze rozmowy przy słodkim poczę-stunku.

Dyrekcja szpitala i Ksiądz Biskup nie zapomnieli o tych, którzy z powodu swo-jej choroby nie wyszli z oddziałów lub łó-żek lub nie mogli opuścić swojego miej-sca pracy. Wspólnie odwiedzili Ich w od-działach, przekazując świąteczne życzenia i łamiąc się opłatkiem. Iwona Kapral

Page 15: ZYGZAK wyd. 153-154

WYDARZENIA

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 15

Opole – Wigilia w Klubie Pacjenta

Tajemnica Betlejem jest tajemnicą ludzkiego życia. Tajemnica żłóbka jest tajemnicą ludzkiego serca. Tajemnica narodzin Boga – Człowieka jest tajemnicą ludzkiego szczęścia.Kiedy będziemy słuchać kolęd i dzielić się z najbliższymi białym opłatkiem, zastanówmy się przez chwilę: Czy wypełniło się Betlejem naszego życia?Bo jak powiada wieszcz: „Chrystus narodził się w betlejemskim żłobie, lecz biada ci, człowieku, jeśli nie narodził się w Tobie” Życzę wszystkim: Dyrekcji, Pracownikom i Pacjentom naszego Szpitala prawdziwej radości z odkrywania tajemnicy Bożego Narodzenia. Niech ta prawda, że Chrystus stał się jednym z nas, dodaje nam wszystkim siły i pomaga w codziennym trwaniu przy Chrystusie. Kapelan ks. Alojzy Nowak

W piątkowe popołudnie 16 XII odbyła się w szpitalu w Opo-lu, kolejna już Wigilia Klubu

Pacjenta. Jak co roku zebrało się na niej wielu pacjentów, a także ich bliscy oraz Ordynator Oddziału Dziennego Pani Ewa Pendziałek-Grunwald oraz szpital-ni terapeuci. Uczestniczyli w niej także szpitalny Kapelan Ksiądz Marcin Ku-lisz oraz dwóch kleryków z Seminarium w Opolu. Obecny był także Ksiądz Jan Wolnik-Kapelan Opolskiego Stowarzy-szenia Zdrowia Psychicznego „Wspar-cie i Troska”. Stoły uginały się od wie-lu pyszności przygotowanych przez pa-cjentów, a także szpital.

Na wstępie wszyscy pomodliliśmy się i gdy szpitalny Kapelan pobłogo-sławił opłatki mogliśmy wszyscy po-łamać się nim oraz złożyć sobie życze-nia. Życzeniom nie było końca, a przede wszystkim życzyliśmy sobie dużo zdro-

wia i wszelkiej pomyślności w nadcho-dzącym Nowym Roku. Po życzeniach przystąpiliśmy do pałaszowania tych wszystkich smakołyków, które znajdo-wały się na stołach. Oczywiście podczas tego naszego wigilijnego spotkania nie mogło zabraknąć wspólnego kolędo-wania. Osobą, która prowadziła nasze śpiewanie kolęd, jak co roku był grający na gitarze Pan Ryszard. Wszyscy ocho-czo śpiewali kolędy, a głos ich niósł się po całym szpitalu. Nasza Wigilia to był czas, gdzie oprócz wspólnej modlitwy, kolędowania oraz jedzenia wielu smako-łyków mogliśmy też wspólnie porozma-wiać na wiele różnych tematów.

Czas spędzany w tak miłej atmosfe-rze i towarzystwie leciał w zawrotnym tempie i naprawdę żal było kończyć to nasze spotkanie. Jednak już za rok zno-wu odbędzie się Wigilia w Klubie Pa-cjenta, a czas ten na pewno szybko zleci

i do naszego następnego Wigilijnego spo-tkania będziemy mieli w pamięci to dzi-siejsze spotkanie. Takie wspólne wigilij-ne spotkanie dało nam przedsmak Wigilii, którą wkrótce spędzimy z naszymi bliski-mi.

Zakończę ten krótki opis naszego Wi-gilijnego spotkania pięknymi słowami na-szego wielkiego poety Adama Mickiewi-cza. Weźmy sobie bardzo gorąco te słowa do serca i niech stale one nam towarzyszą. Wierzysz, że Jezus narodził się w betle-jemskim żłobie, lecz biada ci, jeśli się nie narodzi w tobie.

No i już naprawdę na koniec mój opis niech zakończą wspaniałe i prześliczne słowa piosenki Czerwonych Gitar, którą także śpiewaliśmy kilka razy podczas na-szego spotkania.Jest taki dzień, bardzo ciepły – choć grudniowy, dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie sporyJest taki dzień, w którym radość wita wszystkich,dzień, który już każdy z nas, zna od kołyski.Niebo – ziemi, Niebu – ziemia, wszyscy wszystkim ślą życzenia. Drzewa – ptakom, ptaki – drzewom, tchnienie wiatru – płatkom śniegu.Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku,dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku.Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem,dzień, piękny dzień, dziś nam rok go składa w darze.Niebo – ziemi, Niebu – ziemia, wszyscy wszystkim ślą życzenia.A gdy wszyscy usną wreszcie,noc igliwia zapach niesie. Piotr Radimirsky

Jest taki dzień…

Page 16: ZYGZAK wyd. 153-154

16 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Dwa lataHistoria mojego picia – Droga do trzeźwości

TERAPIA

Drodzy Czytelnicy przepraszam bardzo, że w ostatnim czasie za-niedbałem nieco swoją „Zygza-

kową” twórczość jednak nie jest to po-wodem mojego powrotu do uzależnie-nia, a jedynie nawałem obowiązków i brakiem czasu. Mamy grudzień, za oknem iście jesienna, przygnębiająca pogoda, wiatr, deszcz, za pasem Świę-ta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Za-pewne czynione są już plany i postano-wienia noworoczne. Stawiamy przed sobą liczne cele i misje do realizacji w Nowym Roku. Dla mnie osobiście nadchodzi ważny okres nie związany stricte ze samymi świętami czy Sylwe-strem i Nowym Rokiem. Zbliżam się do rocznicy, kolejnego roku pełnej abs-tynencji. Nie jest to wielka rocznica bo tylko zaledwie dwa lata minęło od cza-su kiedy „pożegnałem” się z alkoholem. Wiem, że są osoby niepijące w ogóle lub niepijące już kilkanaście lat, dla mnie jednak satysfakcją jest, że przez ostatnie dwa lata nie wypiłem niczego co zawie-rało by choć śladowe ilości alkoholu, nie zjadłem niczego z alkoholem. Wypraco-wałem w sobie mechanizmy obronne, chroniące mnie przed pokusami i wła-snymi słabościami. W codziennym życiu nie jest tak prosto – nie ulec, nie skusić się. Pomaga mi pamięć o własnej prze-szłości. Pamiętam doskonale okres mo-jego picia, zalewania łba, wypijania ko-lejnych butelek byle gdzie, byle szybko, byle tylko wypić. Pamiętam doskonale szpony, szpony uzależnienia w jakie zo-stałem złapany, pamiętam swoją słabość i bezradność, pamiętam przespane dni i nieprzespane noce, jeszcze dziś sły-szę swój pijacki bełkot. Pamiętam swo-ją naiwność i wiarę, że dam sobie radę i kiedy tylko będę chciał to przestanę pić. Pamiętam, że codziennie pijąc, mó-wiłem – od jutra koniec, tylko jutro nie mogło nadejść. Właśnie w chwili obec-nej te wspomnienia, odraza, wstręt do samego siebie z okresu picia, napędzają mnie do działania, motywują by nie pod-dać się. Mówię sam sobie, że skoro da-łem radę nie pić dwa lata to dam radę ko-lejne, kolejne, następne. Inne jest moje dzisiejsze życie, nowe życie. Od nowa

odkrywam, wszystko co zapomnia-łem pijąc. Cieszę się budząc się trzeź-wym, bez „choroby dnia poprzedniego”, szczęśliwy jestem kładąc się po długim i ciężkim dniu spać, szczęśliwym, że nie wypiłem, że tak jak wczoraj i dziś jestem trzeźwy. Nie męczy mnie potworny kac, ból głowy i ten wstrętny stan konieczno-ści by wypić. Dziś z perspektywy minio-nych dni przykro mi, że w uzależnieniu od alkoholu tkwiłem 5 lat nie wiedząc jak sobie dać z tym radę zarazem, żyjąc mrzonkami, że jak tylko będę chciał to przestanę pić. Zastanawiam się czy tam-tejsze problemy były, aż tak wielkie dla mnie, żeby zacząć pić by zapomnieć, mieć chwilowy spokój. Dziś widzę lu-dzi, widzę inaczej, widzę i słyszę jakie są ich problemy, z czym już sobie nie dają rady, nie widzę też żeby którykolwiek z nich chodził codziennie pijany, zalany w trupa tak jak ja jeszcze przed dwoma laty. Jakiś czas temu poznałem Rafała, młodego 21 letniego chłopaka. Zwykła rozmowa kwalifikacyjna, proces rekru-tacji w mojej firmie. Nie posiadał odpo-wiedniego wykształcenia, nie posiadał kwalifikacji zawodowych tym bardziej doświadczenia do pracy na tworzonym stanowisku. Niemniej zatrudniłem go w mojej firmie, bo ujęło mnie jego po-zytywne nastawienie do świata, ludzi i życia. Chłopak tryskał optymizmem, cały czas był uśmiechnięty. Rozpoczął pracę, w raz z nią szkolenie. Przygląda-łem mu się uważnie wiedząc, że jego za-trudnienie wiązać się będzie z ryzykiem dla mnie. W pracy jak to w pracy jest czas na pracę i czas na rozmowy. Pew-nego dnia podczas takich rozmów do-wiedziałem się o pewnych epizodach z życia tego jak młodego w porównaniu ze mną chłopca. Powiedział, że jest sam, ma owszem babcię, która gotuje i pierze oraz ciotkę, która też jakoś pomaga, ale od paru lat nie wie, gdzie jest jego oj-czym, który go wychował bowiem ten zaginął bez śladu, z ojcem biologicz-nym nie ma kontaktu zaś najważniejsza w jego życiu, chyba jak w życiu każde-go z nas osoba – matka niespełna 3 lata temu zginęła w wypadku drogowym zo-stawiając szereg niezałatwionych spraw i dług z tytułu kredytu mieszkaniowego, z którym on musi się do dziś borykać bo inaczej straci „jedyne co ma” mieszka-nie. Był okres kiedy do drzwi dobijał się komornik, telefon dzwonił jedynie od firmy windykacyjnej, a on nie dosyć, że z dnia na dzień stracił matkę to jeszcze

nie mając pracy, pieniędzy odziedziczył w spadku dług. Swoich problemów nie topił w wódce, piwie, nie brał narkoty-ków jedynie z chłopca stał się bardzo szybko mężczyzną przyjmując zarazem odpowiedzialność za swoją przyszłość. Założył zespół muzyczny, który z uwa-gi na swój charakter nazwał „Nienega-tywni”, komponował, grał koncerty. Wi-dząc, że z tego nie jest w stanie zarobić nawet na bieżącą egzystencję zaczął szukać pracy. Nie ukrywam , ale stał się on dla mnie przykładem, że można, że trzeba – wystarczy chcieć. Na jego miej-scu niejeden z nas topił by swoje smutki i rozgoryczenie w niczym jak w wódce. Żyłby w smutku, przygnębieniu popada-jąc zarazem w depresję.

Rafał stanowi dowód, że trudy życia i losu można pokonywać inaczej. My-śląc pozytywnie bo przecież pozytywne myślenie jest sztuką skutecznego dzia-łania. Jego pozytywne nastawienie do życia, świata ludzi udziela się wszyst-kim, mnie również. Rafał jest jedynym pracownikiem w mojej firmie, który zna szczegóły mojego uzależnienia, leczenia zamkniętego, walki z nałogiem. Na co dzień nie chcę się afiszować i opowiadać o swojej alkoholowej przeszłości. Tym bardziej teraz kiedy mijają dwa lata mo-jej abstynencji jest mi naprawdę, żal tych pięciu przepitych lat. Zdaję sobie sprawę ile zła wyrządziłem swoim najbliższym, ile straciłem cudownych chwil w swoim życiu. Wiem, że nasze życie w porów-naniu z życiem drzewa to tylko chwil-ka, zaś w porównaniu z życiem motyla to wieczność, ale mimo to straciłem na coś zupełnie pozbawionego sensu całe pięć lat, nic nie dostając w zamian, jedy-nie wyniszczając swój organizm i zdro-wie, nie patrząc jak męczą się przy mnie moi najbliżsi. Straciłem przy tym własną godność upadając prawie na samo dno, utraciłem zaufanie innych – bo prze-cież kto zaufa alkoholikowi? Straciłem tak wiele. Dziś jednak robię dosłownie wszystko, wszystko by nie popełnić ko-lejnego błędu, by się przypadkiem nie zapomnieć, nie zapomnieć kim jestem – jestem alkoholikiem. Postępuję zgodnie zasadami terapii oraz wiedzą jaką prze-kazywali zarówno terapeuci jak i osoby tak samo jak ja – uzależnione. Mimo, że nie piję od dwóch lat nie wygrałem ca-łej walki, walka trwa, zaś każdy trzeźwo przeżyty przeze mnie dzień to wygra-nie jednej z niezliczonych jeszcze rund, z których kolejna rozpoczęła się dzisiaj

Page 17: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 17

WYDARZENIA

zaś następna jutro, pojutrze i tak do koń-ca. Pojedynek ten, walka jest niespra-wiedliwa, gdyż ja od dwóch lat od ponad 750 dni wygrywam tylko pojedyncze rundy, zaś „ona – wódka”, wygrywając tylko jedną rundę, wygra natychmiast całą walkę, cały pojedynek, kładąc mnie na łopatki, uzależnienie weźmie górę, a moja abstynencja legnie w gruzach. Nie chcę tego, uważam że pić może każdy, ale nie pić alkoholu to sztuka i w tej sztuce zamierzam wytrwać. Zro-bię wszystko, żeby nadchodzące Świę-ta Bożego Narodzenia zarówno te jak i wszystkie kolejne Święta były bogate w mnogości podarków, ale trzeźwe, tak – trzeźwe bo wtedy będą to prawdziwie i w pełni przeżyte święta. Życzę tego so-bie i Wam Drodzy Czytelnicy.

Korzystając z okazji życzę Zdro-wych, Wesołych, Rodzinnych, Spełnio-nych Świąt Bożego Narodzenia oraz Wiele Radości, Szczęścia i realizacji wszystkich podjętych planów w Nowym 2012 Roku wszystkim Czytelnikom i re-dakcji „ZYGZAKA”, które składam na ręce Redaktora Naczelnego Pana Hie-ronima Śliwińskiego, pracownikom Szpitali oraz w szczególności osobom dzięki, którym dziś mogę pisać ten tekst i żyć trzeźwo: Brygidzie Gospodarczyk, Irkowi Jankowskiemu, Andrzejowi Ol-czakowi, Tadeuszowi Dudziakowi, per-sonelowi Oddziału Terapii Uzależnień Szpitala w Branicach. Wesołych Świąt i dziękuję Wam szczerze, bo dzięki Wam i Waszemu zaangażowaniu rozpoczą-łem nowe życie. Wojciech Hasa Kontakt: [email protected]

W dniu 6 grudnia br. w świetlicy Oddziału B odbyło się przed-stawienie z okazji Barbórki.

Chorzy w ramach terapii zajęciowej pod opieką instruktorów: Beaty Czepczor i Danuty Szewczyk przygotowali spek-takl słowno-muzyczny. Najpierw było krótkie wprowadzenie w atmosferę tego święta; przypomniano genezę jego po-wstania i tradycję jego obchodów. Póź-niej śpiewano śląskie piosenki, dekla-mowano wiersze, były skecze i dowci-py. Nieśmiertelne dowcipy o Trudzie, o górnikach i sztygarach setnie rozbawi-ły widzów. Przyśpiewkom akompanio-wała Agnieszka Weiner muzykoterapeu-ta. Na spektakl zostali zaproszeni m.in. dr Waldemar Mrowiec z-ca dyrektora, Czesława Gałka naczelna pielęgniarka, ks. Alojzy Nowak kapelan, lekarze, psy-chologowie, chorzy i personel medyczny z innych oddziałów, a także instruktorzy i chorzy z Pracowni Terapii Zajęciowej.

Spektakl widocznie podobał się wi-dzom; opowiadane dowcipy i skecze kwitowane były gromkim śmiechem, a wiersze i piosenki nagradzane okla-skami. Na zakończenie dr W. Mrowiec podziękował aktorom i instruktorom za występ i życzył kolejnych tak udanych przedsięwzięć, a widzowie nagrodzili ich gorącymi oklaskami.

Na tym jednak sprawa się nie zakoń-czyła, bo oto, gdy już miano się rozcho-dzić usłyszeliśmy dzwonki, fujarkę i do sali wszedł orszak świętego Mikołaja. Zaśpiewali piosenkę, zabrzmiało miko-łajowe HOU, HOU, HOU i… zaczęto rozdawać prezenty: jednym rózgi, in-nym cukierki. Ci co dostali rózgi zaraz też na „otarcie łez” otrzymali cukierka,

Branice – O Barbórce w słowie i piosence

tak że wszyscy byli zadowoleni. Sam Mi-kołaj i jego orszak był poniekąd znajomy, bo tworzyli go instruktorzy z Pracowni Terapii Zajęciowej. Trzeba przyznać, że robili wrażenie.

Dziękujemy wszystkim, którzy w tego dnia sprawili tyle radości chorym, bo wszak „uśmiech w chorobie, to bar-dzo poważna sprawa”. Hieronim Śliwiński

Karliku, Karliku...

ŚLĄSKIE DOWCIPY rozbawiały widzów

TRUDA musiała być...

Page 18: ZYGZAK wyd. 153-154

TERAPIA

18 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

CHOREOTERAPIA czyli terapeutyczne spotkanie z tańcem

Taniec odgrywał zawsze szczegól-ną rolę w życiu człowieka i jego dobrego samopoczucia. Począt-

kowo wiązał się z magiczną, tajemniczą sferą życia, ale spełniał w historii także wiele funkcji terapeutycznych. Pomagał m.in. w regulacji uczuć i emocji przez rozładowanie emocjonalne tzw. kathar-sis, czy wywoływał zmiany określonego stanu psychicznego.

Współcześnie zwraca się uwagę na lecznicze funkcje tańca zarówno pod względem psychicznym jak i fizjolo-gicznym. W literaturze taniec ujmowa-ny jest, jako zespół zjawisk ruchowych, które są przekształceniem naturalnych ruchów, powstałych pod wpływem bodźców emocjonalnych przy udzia-le muzyki. Choreoterapia, popularnie nazywana „terapią przez ruch” lub „te-rapią poprzez taniec”, to termin

powstały przez połączenie greckich słów choreia – „ta-niec” i thera-peuéin – „le-czyć”. Jest to forma terapii

wykorzystująca ekspresję ruchową tań-ca. Powstała w Stanach Zjednoczonych w latach 40. XX wieku. Jest określana, jako terapia wielozakresowa i wielowy-miarowa, ponieważ oddziałuje na sferę emocjonalną, motoryczną, fizjologiczną, poznawczą, wolicjonalną, estetyczną, erotyczną oraz sferę kontaktów interper-sonalnych człowieka.

Teoretycznie podstawą choreotera-pii są trzy dziedziny: historia tańca, psy-chologia i medycyna. Pierwsza z nich dotyczy roli tańca w kulturze plemien-nej, jego przemian w wyrażaniu i zasto-sowaniu. Ze strony psychologicznej ta-niec korzysta z myśli o jedności psychiki i ciała ludzkiego, która objawia się np. w chronicznym napięciu mięśniowym podczas obrony przed nieprzyjemny-mi emocjami. Inna myśl mówi o tym że

ruch sprzyja osiągnięciu harmonii i jest komunikatorem osobowo-ści tancerza. Z kolei z medyczne-go punktu widzenia terapeutyczne właściwości tańca mogą zostać

wykorzystane w procesie reha-bilitacji zarówno fizycznej

jak i psychicznej. Choreotera-pia wyko-rzys tu jąc

taniec jako narzędzie te-

rapeutyczne przywraca, utrzymu-je lub poprawia zdrowie fizyczne

i psychiczne człowieka chore-go, bądź niepełnosprawnego.

Przejawia się to między inny-mi w przełamywaniu izolacji człowieka poszkodowane-go na zdrowiu, pomocy mu w pokonywaniu lęku przed ruchem i niechęci do poru-szania się. Punktem wyj-ścia do tych działań jest po-prawa samooceny pacjenta i obrazu jego własnej osoby.

Korzyści z choreote-rapii czerpią bardzo różni pacjenci: dzie-

ci z upośledzeniem umysłowym, dzieci z zaburzeniami mowy czy dysleksją, dzieci zagrożone zaburzeniami rozwojo-wymi, osoby starsze, niepełnosprawne, ale i chorzy z grup zaburzeń lękowych takich jak nerwice.

Terapię tańcem można podzielić na trzy grupy. Pierwsza grupa to choreote-rapia ogólnokondycyjna – skierowa-na do osób sprawnych fizycznie, która ma na celu poprawę kondycji i spraw-ności fizycznej w celach profilaktycz-nych. Drugą grupę stanowi choreotera-pia sprawnościowa – stosowana u osób z obniżoną sprawnością motoryczną i dyskoordynacją ogólną. Ostatnią grupą jest choreoterapia specjalna – przezna-czoną dla osób ciężko poszkodowanych fizycznie.

Inny podział bierze pod uwagę dzie-dzinę zastosowania terapii tańcem. W tym kontekście wyróżniamy chore-oterapię psychologiczną, której celem jest pomoc w podejmowaniu przez pa-cjentów różnego rodzaju ról życiowych.

W opinii Z. Aleszko sterowana ak-tywność ruchowa, jaką jest taniec, może pełnić różne funkcje – korygujące, ak-tywizujące, rozładowujące, regulujące, stymulujące lub poznawcze. Można je wszystkie połączyć w trzy zasadnicze funkcje: diagnostyczną – opierającą się na przeświadczeniu, że ludzie preferują określone ruchy, które odzwierciedlają ich osobowość; profilaktyczną – wiążą-cą się z choreoterapię ogólnokondycyj-ną i terapeutyczną – pobudzającą i uwal-niającą uczucia, za pomocą ruchów cia-ła i przybierania odpowiednich postaw. D. Koziełło dodaje jeszcze takie funkcje tańca – zmniejszenie niepokoju, a także doznawanie uczucia satysfakcji i zado-wolenia.

Terapia tańcem ma duży związek z rytmiką, opartą na rytmicznych ćwicze-niach, a także z aerobikiem, który pole-ga na łączeniu prostych ruchów w ukła-dy. Istnieje także choreoterapia struktu-ralizowana polegająca na nauce tańców towarzyskich. W psychiatrii prócz tańca właściwego wyróżnia się jeszcze inne rodzaje terapii tańcem, m.in. ćwiczenia muzyczno-ruchowe oraz improwizacje ruchowe przy muzyce. Głównym celem choreoterapii w psychiatrii jest odczucie przez pacjenta swojej cielesności i roz-wijanie samoświadomości. Opiera się to o założenie, że doświadczenia życiowe jednostki są blokowane w jej układzie mięśniowo-kostnym. Maria Nikolczuk

(...)Choreoterapia wykorzystując taniec jako narzędzie terapeutyczne przywraca, utrzymuje lub poprawia zdrowie fizyczne i psychiczne człowieka chorego...

Page 19: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 19

Spotkanie ANDRZEJKOWE

W dniu 24 listopada br. w sali gimnastycznej branickiego szpitala zostały zorganizo-

wane przez Pracownie Terapii Zajęcio-wej Andrzejki, ale zamiast tradycyjnej zabawy odbyło się spotkanie andrzej-kowe, którego główną atrakcją były wy-stępy pacjentów przygotowanych przez muzykoterapeutę Agnieszkę Weiner. Zo-stały przygotowane dwa tańce do muzy-ki zespołu ABBA oraz występ pantomi-miczny „Orkiestra”. Wszyscy uczestnicy z chęcią uczestniczyli w przygotowa-niach, które sprawiały dużo radości. Tan-cerze przebrani w stroje z „epoki” dali cudowny popis swoich umiejętności. Występ został doskonale przyjęty przez zgromadzoną w sali publiczność i nagro-dzony gromkimi oklaskami. Największą

nagrodą dla występujących była obec-ność lekarzy i psychologów, którzy po-mimo nawału obowiązków znaleźli czas, by obejrzeć popisy swoich podopiecz-nych, a te najwyraźniej im się podobały.

Kilka słów uznania należy się pan-tomimie „Orkiestra”, bo to było COŚ. Aktorzy, którzy do taktu muzyki naśla-dowali grę orkiestry filharmonicznej dali prawdziwy popis swoich możliwo-ści aktorskich, budząc zachwyt obec-nych. Zaś widok osób, które na co dzień sprawiają wrażenie „wycofanych”, a tu z radością uczestniczących w występie, był prawdziwą przyjemnością. Dawa-ło to pojęcie, co cierpliwie i umiejętnie prowadzona terapia potrafi dać chore-mu. W trakcie spotkania działał „Kącika wróżb”, gdzie chorzy „z przymrużeniem

oka” mogli poznać swoją przyszłość. Nie zabrakło również karaoke gdzie in-dywidualnie bądź w grupie każdy mógł odkryć w sobie talent piosenkarski. W przerwach pomiędzy występami moż-na było potańczyć. O oprawę muzycz-ną zadbał Zbyszek Mirga z Oddziału K-2 ZOL, który udostępnił swój sprzęt. W rogu sali funkcjonował kącik kulinar-ny z napojami i ciasteczkami. Dobra at-mosfera i atrakcje sprawiły, że zabawa trwała do obiadu. Organizatorzy pragną podziękować Panu Jarosławowi za ufun-dowanie poczęstunku dla chorych, oraz wszystkim uczestnikom spotkania za ra-dość oglądania jak pięknie potrafią się bawić. Barbara Wojtuś instruktor

POKAZ TAŃCA W STYLU LAT 70. sprawił przyjemność widzom i tancerzom.

KARAOKE dało możliwość popisania się umiejętnościami wokalnymi. PANTOMIMA „ORKIESTRA” , to była prawdziwa „perełka”.

Serwis fotograficzny na str. 2

Page 20: ZYGZAK wyd. 153-154

TWÓRCZOŚĆ

20 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Pod koniec lat siedem-dziesiątych do tutejsze-go szpitala trafia mło-

da dziewczyna (K.S.). Na po-czątku hospitalizacji bardzo pobudzona, niespokojna, ma trudności z koncentracją. Skie-rowana do pracowni plastycz-nej z zaleceniem lekarza, by poprzez udział w zajęciach w pracowni, poprzez próby twórczości plastycznej sty-mulować jej stan pobudzenia. Bardzo dużo maluje, widać wyraźną radość z wykonywa-nych czynności, powstają cie-kawe prace. Są chwile, że nie może robić nic, zaczyna malo-wać, następnie niszczy wszyst-ko co stworzyła.

W trakcie kolejnych po-bytów zawsze trafia do pra-cowni, gdzie tworzy, niszczy i znowu tworzy, ciągle poszu-kując, próbuje rożnych tech-

PIROGRAFIAnik. Gdy stan jej zdrowia po-prawia się ponownie zaczyna interesować się twórczością. Wybiera bardzo specyficzną technikę wypalania w sklejce. Bardzo się angażuje, mimo, że technika jest bardzo żmudna i wymaga dużego zdyscypli-nowania, powstają bardzo in-teresujące wypalone rysunki, które następnie maluje farba-mi akwarelowymi.

Przyglądając się twór-czości K.S. możemy cho-ciaż w niewielkim stopniu poznać odczucia, pragnie-nia, lęki oraz obawy mło-dej dziewczyny. Stwo-rzyła wiele interesujących prac, my odzyskaliśmy tylko, a może aż 10. Wy-palanki te można oglądać w Pracowniach Terapii Za-jęciowej szpitala w Brani-cach. Anna Dudziak

Page 21: ZYGZAK wyd. 153-154

TWÓRCZOŚĆ

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 21

Ile lat miała wówczas? Dziewiętnaście? I namięt-ność posiadała w sobie,

namiętność interpretacji tek-stów. Każdego wtorku biegła na zajęcia do Pana Tadeusza. Nie wiedział jak ma postępo-wać z dziewczyną cichą i zbyt skromną, jakąś poważną, rzad-ko uśmiechającą się. Całe serce wkładała w te zajęcia. Słuchała jak inni bawią się tekstami, jak swobodnie je wypowiadają. W Niej jakiś tragizm był. Nikt nie wiedział dlaczego, nikt nie ro-zumiał. Śmiała się czasami, jak strzyga, tak też niektórzy o niej mówili. Jakiś niepohamowany śmiech miała w sobie, szcze-biotliwy, beztroski… Tak mi-nęło kilka lat, zdała maturę i co dalej? Studium.– Powinnaś zdawać do Szkoły Teatralnej – powiedział Tade-usz.– Ja? Ale ja się nie nadaję.– Właśnie Ty. I nadajesz się nigdzie indziej jak właśnie do Szkoły Teatralnej.– Zastanowię się…– Zastanów się. W przyszłym tygodniu daj mi znać, bo wkrótce egzaminy?– Dobrze.I tak się rozstali na korytarzu Domu Kultury. Czy Ona za-stanawiała się nad tym, czy ma zdawać czy nie? Zapomniała niebawem, że takie pytanie pa-dło. Za tydzień Tadeusz:– I co? Zastanawiałaś się?– Właściwie to nie, ale spró-bować mogę. Co mi zależy. Jak zdam to zdam, jak nie to bę-dzie przygoda.– Dobrze. Wybiorę Ci teksty na egzamin.

Nie pamiętam ile Ona się przygotowywała do egzami-nów z interpretacji tekstów, ale pamiętam, że musiała też śpie-wać.– Jeśli każą Ci zaśpiewać dwie zwrotki to nie zdasz, jeśli na jednej się skończy, to może zdasz. – powiedział Tadeusz Jej.

I z tym poszła na egzamin. Ach, te twarze na korytarzu. Pełno ich. A Ona stała przy

kaloryferze i zastanawiała się co tu robi na tym korytarzu, wśród tylu zdających. Zdawali po kilka razy. A to trawkę so-bie spalili dla kurażu, a to pa-pierosek, a do tableteczka na uspokojenie, a Ona tak stała. Nikogo nie widziała. Zgłębiła się w swoje myśli i czasami tyl-ko uśmiech Strzygi pojawiał się na jej twarzy. Wchodziła od sali do sali, jakiś żart miała w sobie, śmiech z samej siebie, sytuacji. Bawiło ją, że inni się masakrują zdając tyle razy, a ona nie ma ochoty zdawać, ale to świetna zabawa. I z tą zabawą w duszy przeszła przez wszystkie egza-miny. Wyniki. Przyszła zoba-czyć czy zdała. Stanęła przed tablicą ogłoszeń i szukała sie-bie na liście dodatkowej. Nie znalazła i tak palcem przesu-wając doszła do pierwszego czy drugiego miejsca. No tak, zdała. – Cholera. Teraz mnie czeka kupa roboty, teraz to już nie żarty – rozpłakała się i była wściekła, że zdała. Stała i stała przed tą tablicą w przedsion-ku szkoły, przy portierni. Zaję-ta sobą nie miała pojęcia, że za tą szybą, za tym oknem patrzą na nią Oczy. Oczy te towarzy-szyły jej przez całe egzaminy. Te Oczy szklące, ciekawe i mó-wiące: „Kim jesteś?” Oczy wie-działy, że chcą aby Ona… ale Ona daleka… Ona nieznana…

Oczy i Ona mijały się pra-wie każdego dnia… I oczy chciały, aby Ona spojrzała swo-

imi oczami w Oczy… A Ona uciekała, uciekała daleko. Nikt nie wiedział dokąd, Ona mia-ła swój świat, Ona światem była cichym… Szkoła, szkoła, szkoła… praca i praca, to był Jej świat i nikt nie wiedział dla-czego. Czasami Ona do klubu schodziła i Oczy Ją widziały lecz Ona nic nie widziała. Żyła własnym światem. Ona chciała być jak inni lecz Ona nie potra-fiła być innymi. Ona była inna, skupiona… na sobie, na wła-snym świecie. Ja to wiem, bo ją znałam.

Ona też chciała jechać tam gdzie wszyscy jadą. Ona chcia-ła być trochę sama, w tłumie zginąć, zatracić się. I postano-wiła Ona, że pojedzie tam, na obóz konny. Tam chciała za-pomnieć o sobie i własnej bo-lącej duszy. Na chwilę się za-pomniała, zapomniała siebie. I ten dworzec we Wrocławiu, ten peron. Ona tam rozmawia-ła z koleżanką, stała na peronie i rozmawiały, czekając na po-ciąg. Długie paznokcie kole-żanki, czerwone miała paznok-cie. Z pilniczkiem do paznokci jechała na wieś. A na peronie Oczy gdzieś tam, wpatrzone w Nią i Ona wsiadła do pocią-gu. Oczu nie widziała…

I wieczory Ona spędzała przed domkiem, Oczy w ciem-ności Ją widziały i gdy tak kon-no stępa, zapatrzona, przera-żona, że konno jeździć musi, nic nie widziała, ciągle nic. A Oczy tam ciągle i wciąż pa-

trzyły skradając jej obraz, ob-raz jej oczu, jej duszy, jej ser-ca, jej ciała. Zamknięta była za szybą jak Oczy, gdy stała przed tablicą, gdy Ją ujrzały po raz pierwszy.

W tej ujeżdżalni z drew-na, drewnem pachniało i Ona wchłaniała zapach koni i za-pach modrzewi zeschłych. I przerażono – zdziwiona sie-działa wysoko i strachem była, że oto jeździ konno. Stra-chem cała była. Ze strachem w oczach zobaczyła… Oczy… Uciekła od Nich, bo strach ją przejął, że Oczy widzą jej strach, jej duszę, jej serce… jej ciało… Uciekła…

Potem tylko uciekała… uciekała sama przed sobą… uciekała… a potem praca… praca… praca i dzieci. Jej dziecko, malutka córeczka… to wielka ucieczka przed sobą… To była jej najlepsza ucieczka. Kochała Małą i ciągle powta-rzała:– Życie jest takie krótkie… Chwilę trwa. Trzeba cieszyć się każdą sekundą, każdą chwilą, bo życie ucieka… – i cieszy-ła się szczerze każdym dniem spędzonym z córką.

A Oczy? Cóż… poszły swoja drogą… tylko w pamię-ci Ona została. Oczy kochały inne Oczy, lecz ta myśl została w Oczach, ten promień Jej, Jej smutek…

Lata… lata minęły, a Oczy przestały kochać inne Oczy, a może kochają nadal.? Tego nie wiem, bo nie znam Tych Oczu… Znam tylko Ją.

I po wielu latach, Oczy blask Jej wspomniały i zapra-gnęły… gdy Ją zobaczyły… na dworcu Wrocław Główny… Ona Ich nie widziała w tłumie, nie wiedziała, że Oczy wpa-trzone w przeszłość… o przy-szłości pomyślały… i Oczy poszły za Nią… i patrzyły na Nią… i tęskniły… do dni prze-szłych… do dni przyszłych… I Oczy zapragnęły… bycia w przyszłości z Nią i przy Niej, dlatego nie przestały na Nią patrzeć… Graniczna

Page 22: ZYGZAK wyd. 153-154

22 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

TWÓRCZOŚĆ

ZahaczamZahaczam myśl o myśl Tęsknotę o tęsknotę Wspomnienie o wspomnienie Zahaczam Ciebie o siebie Dłoń o dłoń Ciało o ciało Dotyk o dotyk

Zahaczam pocałunek o pocałunek Pragnienie o pragnienie Spełnienie o spełnienie Obraz jasny i niejasny Czucie krystalizuję Wrażenia I nic nie wiem Nic nie czuję Choć pragnąć chcę

Pogrążam się we śnie Rzeczywistości W tęsknocie do miłości Pogrążam się i zapadam Niech sny się spełnią Niech miłość zawita O świcie

Jedno spojrzenie Słów brak Jedno spojrzenie Tchu brak Jedno spojrzenie Tęsknię tak Zawisłeś w mym oku Przez chwilę Tchu brak Zajrzałam w twe oczy Słów brak I dotyk i łza I uśmiech I szczęście Wątpliwości kruszyna

Tchu brak Oj, brak Pewności Szczęśliwości I troski Tchu brak Gdy serce wypełni Tchu brak I słów brak Zapomnę o bólu O braku miłości O drzazgach Wątpliwości

Belka

Nad ranem, gdy mrok osnu-wa okolicę, gdy świateł brak w oknach, gdy chłodem powie-

wa i niespokojny wiatr o poranku wieje – Maria budzi się ze snu. Otwiera oczy i już wyspana o piątej, budzi się. Leży tak chwilkę w ciepłej pościeli. Co dzisiaj będzie robić. Snuje plan poranku. Tak, kawa z mlekiem, otworzy okno, żeby świeże powietrze wtargnęło do pokoju, do jej domu. Potem śniadanie. Nigdy go nie zjada w szlafroku. Wpierw się ubie-ra, czesze włosy zrobione na trwałą on-dulację, myje zęby. Skrupulatnie spędza czas przed lustrem. Lubi dobrze wyglą-dać, schludnie. Zawsze elegancka, na-wet gdy wychodzi po bułki do sklepu. A w sklepie spotyka Tadeusza. Codzien-nie o tej samej porze. Słowo zamienia-ją, następne. Czas płynie wolno i wolno zmierzają w tym samym kierunku. Przy fontannie w parku jest ławeczka. Kwia-ty na klombach kwitną od wczesnej wio-sny do późnej jesieni. Mienią się kolora-mi tęczy. Zza drzew dom zagląda i jest świadkiem cichych rozmów schludnej pary nie młodych już ciałem, młodych duszą i myślą. Nigdy Dom nie słyszał utyskiwań i narzekań. Czy to słońce po-wodowało ich spokój? Tak słońce dusz owej pary. Fontanna roznosi wilgoć na pobliże. Zimą nie strzela w górę. Zimą nie jest tak wesoła. Drzewa nieśmiertel-ne nigdy nie tracą swego kolorytu.

Przechodząc do ławeczki, wpierw Maria, potem Tadeusz wrzuca-ją papierki po słodkim wa-felku do kosza stojącego przy ścieżce. To ich co-dzienny rytuał. Słod-ki wafelek, kosz, ła-weczka, fontanna,

i te drzewa, i kwiaty. – Pani Mario, ci-cho tu dzisiaj. Proszę spojrzeć na dro-binki wody. W południe tęczą zamigoce otoczenie.– Ach, Tadeuszu, spójrz na te promienie – delikatnie nachyliła się Maria do Tade-usza, jakby szeptała mu do ucha. Toreb-ka jej leżała pod ławeczką, jakby prze-szkadzała, gdyby ich dzieliła – spójrz. Czy czegoś więcej potrzeba?– Tyle piękna jest tutaj, tyle ciepła wo-kół. Co więcej?…– Stare nasze kości…– Ech, Mario, czujesz się staro? Bo ja widzę jasność i młodość w Tobie. Ja je-stem młody a Ty masz osiemnaście lat… Nie prawda?…– Oj! Prawda… – zaśmiała się Maria ciepło.

Dobrze im było w cieple słońca, na ławeczce. Codziennie inna historia opo-wiedziana przez Tadeusza, inna przez Marię. Związani ze sobą byli, zespoleni, ciepli. Tak jak to bywa, gdy przez lata ze sobą się przebywa. W przyjaźni, w do-broci, w spokoju. Młodzi i dojrzali. Nie byli na ślubnym kobiercu, nie stuła ich łączyła, lecz swoista jedność myśli i czu-cia. Ten spokój dojrzałości. Siwe włosy, białe myśli, czyste czyny, ciepło serca, spotęgowane promienistością słońca. Ta ławeczka to ślubny kobierzec. Ta fontan-na, to ołtarz. Te drzewa, to świadkowie. Dom. Ich wspólny dom spokoju.

W kadrze zatrzymani, wieczni, raj-scy. Czy to raj, fatamorgana, sen

czy jawa? Nie wiesz, gdy patrzysz. Tylko patrzysz.

Patrzę i łza w oku się kręci w tęsknocie za spokojem.

Graniczna

Przy fontannie

Page 23: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 23

Na pewno pozostaje nadzieja...REFLEKSJE

Nasi zmarli nie są nieobecni, są tylko niewidzialni…. Św. Augustyn

W pierwszych dniach listopa-da nasze myśli i serca kieru-jemy ku tym wszystkim nam

bliskim, którzy już odeszli z tego świa-ta i przeszli przez bramę śmierci. Od-wiedzamy także nasze cmentarze, gdzie spoczywają ciała naszych zmarłych pod pomnikami, postawionymi ku ich pa-mięci. I nasze spacery po cmentarzach, wspomnienia tak wielu, którzy odeszli napełniają nas niejednokrotnie smut-kiem, zadumą ale także nadzieją. Ale ciągle powraca pytanie co jest za pro-giem śmierci? Jak wyglądają dalsze losy naszych bliskich po śmierci?

Różne religie czy systemy filozo-ficzne próbują przyjść nam z pomocą, by wyjaśnić los człowieka po śmierci. I większość z tych prób wyjaśnienia nie-znanej i niezbadanej rzeczywistości nie daje nam wyciszenia i wewnętrznego pokoju. Pozostaje niepewność, czasem lęk a na pewno nadzieja. Nadzieja na lepszą przyszłość.

Próbując ograniczyć się do ludzkich idei pozostanie wielkie ryzyko minię-cia się z prawdą, gdyż zawsze będą to próby stworzenia wyjaśnienia na mia-rę ludzkich wyobrażeń czy marzeń i tę-sknot. Stąd trzeba nam pytać u źródła, które daje nam pewność. Trzeba nam pytać Kogoś, kto sam przeszedł przez bramę śmierci i powstał żywy czyli Zmartwychwstały. A więc Ktoś, kto do-świadczył śmierci ale ją pokonał i żyje na wieki. Trzeba więc nam chrześcija-nom zapytać samego Jezusa o życie po przekroczeniu progu śmierci.

Jezus powstając trzeciego dnia z gro-bu, zrywając więzy śmierci powiedział nam że śmierć nie jest ostatnim akcen-tem życia jest swoistego rodzaju przej-ściem od doczesności, która jest bardzo ograniczona do wieczności, która jest nieskończona. Jezus mówi nam, skoro On Zmartwychwstał to także każdy z nas może zmartwychwstać, mało tego zmar-twychwstanie albo do życia z Bogiem w wiecznej szczęśliwości, albo zmar-twychwstanie do wiecznego odrzucenia.

Pan Jezus chce aby każdy czło-wiek po zakończeniu ziemskiego życia mógł posiąść mieszkanie w Domu Ojca w Niebie. Ale aby tam dojść potrze-

bujemy całe życie ziemskie zabiegać o bliskość Boga, o trwanie w łączności z Bogiem, mieć zawsze serce otwarte i gotowe przyjąć życie wieczne. Czło-wiek musi zatem przygotowywać swe serce, by rozpoznało Jezusa, by przyję-ło Jezusa i by było otwarte i wolne od zła i nieuporządkowanych przywiązań, by mogło w momencie przejścia przyjąć przychodzącego Jezusa. Natomiast gdy uwikłamy serce w zło, w złe przywiąza-nia, kiedy nauczymy nasze serce rozpo-znawać i wybierać to co złe, to niestety nie będziemy umieli ani rozpoznać ani wybrać Boga na wieki.

A zatem każdy z nas może dostą-pić po swej śmierci zmartwychwsta-nia z Jezusem, by żyć na wieki. I dzię-ki objawieniu Jezusa wierzymy, że tak rzeczywiście jest i nie ma innej drogi na zyskanie prawdziwego życia. Żadne inne religie nie są w stanie zagwaranto-wać tak jak Jezus swoim życiem i zmar-twychwstaniem, że ich droga jest pew-

Przy fontannie

OdeszliCiała mgła otula Śmierć na apel wzywa Oni już spokojni Nas żałoba skrywa

Los czy Bóg jest winny Nie znamy przyczyny tylko mgła jest winna i historii czyny

Jedno jest dziś pewne Świat dalej istnieje Wartkie nurtu toczy Choć serce boleje

Odeszli nie wrócą Niebo ich zabrało Pośród dusz z Katynia Miejsca im przyznało

Odeszli nie wrócą Bo władza prawdziwa Nie w ziemskim lecz boskim Wymiarze spoczywa

Andrzej Iwanowicz

na. Żadne wędrówki dusz, żadne kolej-ne wcielenia, żadna reinkarnacja nie ma nic wspólnego z prawdziwym zamysłem Boga względem człowieka. Bo Bóg rzekł przez św. Pawła: A jak postanowio-ne ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują. (Hbr 9, 27-28).

Mocą tej wiary wierzymy że nasi bli-scy zmarli są obecni w naszym życiu ale w inny sposób. Skoro żyją, a Kościół do-powiada nam, że istnieje duchowa łącz-ność między świętymi w niebie, nami na ziemi i duszami w czyśćcu, dlatego wierzymy w obecność naszych bliskich zmarłych w naszym życiu. Oczywiście na zupełnie inny sposób bo duchowy ale prawdziwy. Stąd niech ich niewidzialna obecność będzie dla nas zachętą do mo-dlitwy za ich zbawienie a dla nas moty-wacją do pięknego życia pełnego miło-ści do Boga i do drugiego człowieka

Ks. Marian Kluczny kapelan ZOL

Page 24: ZYGZAK wyd. 153-154

24 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Książka jest dobra na wszystko...

Now

ości

a szczególnie na długie jesienne wieczory

Stajemy się społeczeństwem, które czyta coraz mniej. Według ostat-nich badań, przeprowadzonych

przez Zakład Badań Czytelnictwa Bi-blioteki Narodowej i TNS OBOP niemal 45% Polaków nie wykazuje zaintereso-wania książką. Czy naprawdę nie czyta-my? Czy współczesne media (telewizja, Internet, gry komputerowe) są w stanie zastąpić książkę?

Mam nadzieję, że dla większości Państwa jednak nie. Nie od dziś wiemy, że czytanie pomaga rozwijać się intelek-tualnie, społecznie i emocjonalnie. Czy-tamy, aby oderwać się od rzeczywisto-ści, zapomnieć o problemach, wczuć się w sytuację bohatera i razem z nim prze-żywać jego historię. Poza tym czytanie uczy myślenia. Człowiek jest istotą my-ślącą i kontakt z żywym słowem daje nam możliwość konfrontowania naszych poglądów, historii, doświadczeń.

Często spotykam się z opinią, że oso-by które nie czytają, wyrzekają się swo-ich poglądów – stają się odtwórcze – nie mają swojego zdania – a nawet, jeśli je mają to ciężko im je wyrazić, częściej idą za tłumem. Poza tym ważną umiejęt-nością, którą człowiek nabywa i dosko-nali czytając jest wyobraźnia. Oglądając telewizję dostajemy gotowy obraz. Ni-czego nie musimy sobie wyobrażać, bo wszystko widzimy i słyszymy, taki prze-każ jest oczywisty, nie wymaga od nas

za wiele. Z czytaniem jest inaczej to my kreujemy świat powieści. Sami obsadza-my bohatera, tworzymy scenerię i tło.

Kolejną ważną umiejętnością jaką doskonalimy podczas czytania jest – mówienie a jak mówienie to i nieod-łączne pisanie. Czytając uczymy się wy-sławiać i budować dłuższe wypowiedzi, zdolność. Długo by wymieniać wszyst-kie pozytywy jakie związane są z czy-taniem.

Nasuwa mi się jeszcze jedna rzecz, z którą współczesny człowiek ma dość dużo problemów – mianowicie cierpli-wość. Tak, czytanie uczy nas cierpliwo-ści, zwłaszcza, jeśli damy się „wciągnąć” w akcję. Zdarza się, że utożsamiamy się z bohaterem, odnajdujemy analogię mię-dzy sytuacją w jakiej znajduje się boha-ter. Odczuwamy silną empatię i wyszu-kujemy rozwiązań które moglibyśmy przenieść do realnego świata. W związ-ku ze zbliżającą się nieuchronnie jesie-nią i długimi zimnymi wieczorami – za-chęcam do oderwania się od telewizora i komputera.

Zapraszam Państwa po książki. Gwarantuję miłe spędzenie czasu z bo-haterem literackim, dużo wrażeń, emocji i pozytywnych wibracji, które na pewno rozjaśnią smutną jesień!

Książko, najwierniejszy towarzyszu w podróży życia, milczący w nieszczęściu, gadatliwy w radości, mówiący tylko wtedy, gdy się słuchać pragnie – jesteś jednym z najcenniejszych darów, jakie nam zesłali bogowie na nasz smutny padół. Jarosław Iwaszkiewicz

Serdecznie pozdrawiam i życzę wielu dobrych lektur – Kinga Miziołek

Page 25: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 25

GaleriaPolskaTo ballada i wszystkiego. Dość. Tutaj oto zbiegają Się wszystkie drogi. Chcę być w miejscu, Które nie jest łakome, zabite, Stłuczone, wykrzywione. Czy Pani jest zagadkowa? Pamiętam wszystko, Nie dopuszczam... do fanaberii. Możesz polegać Na opinii specjalisty. Jesteś boląca co dzień. I mocno wierzę, Że głosom nie należy wierzyć. Tak mówiła tobie pani, Która nie wiedziała jak to jest... Z pisaniem wierszy

Niska z wygląduKobieta jak z bibułki Naprawdę przecież gdzieś Jadą rowery, dorożka Sentyment. Wy tak autem. Festiwal pestek – jest głośno Mała czarna kawa Dla dziewczyny Jelonek Zaznaczone kieszenie sukienki Wyzwolona z kraty powiedzeń Bawić się będą znajdą Stróżkę w górach Kamienie drążą palce rzek Jak warkocze ze zboża Świeci słońce. Podnieś głowę, złap żyły. Światło toczy bieg landrynek Tak kwadratowych i twardych

CZARYwiedzieć tak głęboko w niczym kłótnia nie ma udziału milczenie cichutko zaraz skończy się burza korespondować tak po prostu nasze obowiązki apeluję, żądam zachowania moich praw wiem, że tylko ekstraordynaryjnie do tego może być ucieczka w świat sztuki. To jest dowód, że moja choroba jest boska nie wątpię w zbawienie, jaka to sprawiedliwość ukarać siebie chłostą wymierzyć sobie sprawiedliwość

Ewa D. (styczeń-luty 2006 r.)

(...)Zbliża się listopad. Trzeba zakupić światełka, znicze. Przygotować się na świeże chryzantemy. To jest kiosk nieodzowny w pobliżu godu, grodu groty. Rozświetli się jak ogród miejsce ostatecznego spoczynku, tak obawiam się powiedzieć. Otworzy się brama cmentarna, będą świecić śliczne smutki. Będę czytała wtedy, gdy z gniazdka zostałam obudzona. Nie rozumiem siebie, nie rozumiem dlaczego mitrężyłam czas, kto mi zadał lenistwa. Całe życie spałam. Miałam poletka ekstazy. (Baśń o jesiennym krajobrazie – fragment)

Page 26: ZYGZAK wyd. 153-154

Do serca W dzień urodzin małe serce By podbijać świat wyrusza Z sercem idą małe ręce Oraz nieśmiertelna dusza Rośnie kształci się rozwija Pośród treści tego świata Z wolą Boga się nie mija Gdy z miłością się pobrata Z męstwa serca walecznego Zagubiony dar z przed wieków Dla człowieka jest każdego Panaceum wszelkich leków By nie zaćmić jego blasku Takie moje jest pragnienie Gdyż nie tylko na obrazku Księga serca ma znaczenie Swego serca piszesz księgę Idąc pośród życia znoju Światu dałeś tę przysięgę Że nie zniszczysz tego zdroju Czarne chmury napływają Pośród treści twojej księgi Dzielne czyny naprawiają Odnawiają blask przysięgi Moje serce pośród wielu Jednym można nazwać groszem Lecz majątek wnieść do celu Z takim się zamiarem noszę Trudne bowiem jest zadanie Czy odnowię w nim zwycięstwo W księdze treścią pozostanie Niepogoda gości często Dla mnie bowiem stworzon globus Oraz treść co idzie w parze By nie wyrósł ze mnie łobuz Chętne serce niosę w darze Zatroskana co dzień mina Strony księgi pisze prozą Serce mówi – moja wina Gniecie kolce dziarską nogą Odczytując treści grozę Wtedy treść poezją bywa Idąc właśnie taką drogą Jesteś ziarnem pośród żniwa Kolec jeden – darów wiele Otrzymujesz za tę ranę Jesteś bowiem szczęścia celem Ono z życiem jest ci dane Dla radości świat stworzony Ale biorąc z niego czary Nie dobijaj z cierń korony By nie został dar zniszczony Ceną życia takie dary A kiedy będę przy tobie

Będę przy tobie To piekło się rozchmurzy I będę wyglądała Tylko przyjaznej burzy A kiedy będę przy tobie To świat rozbłyśnie tęczą Kajdany co mnie krępują Będę nicią pajęczą A kiedy będę przy tobie To będę zapomnieniem I nikt się nie odważy Rzucić na mnie kamieniem A kiedy będę przy tobie To dywan kwieciem usiany Będzie ostoją szczęścia I koncert na nim grany A kiedy będę przy tobie To los mój wyśpiewany Będę cudownym darem I pobielane ściany A kiedy będę przy tobie To świat się dowie cały Dlaczego trawa rośnie I nagie sterczą skały A kiedy będę przy tobie To mowa ryby, kamienia Wypowie kwiatu słowem Co ma do powiedzenia A kiedy będę przy tobie To cisza będzie słowo I twoja w niej obecność Będzie słońca wymową A kiedy będę przy tobie Wolności symbol znany Idąc do ciebie drogą Będzie oszlifowany A kiedy będę przy tobie Ty celem i marzeniem Co na to czas odpowie Niepewność czy istnienie

Wspomnienie Księżyc nocą na niebie Wśród granatu brodzi Łódź wicher kolebie Miłość w burty wchodzi Dotyk ciepła serdecznego Głos westchnienie rodzi Odmienne od morskich Fale dobiegają łodzi Na prawo koncertują świerszcze Z lewej łan zboża się złoci Dusza w duszę przelana Szczęście wolno wschodzi Chłód porannej zorzy Lekki sen odgrodzi Radość i śpiew ptaków Istnienia dowodzi

Miłość Miłość to kwiat nieznany Niczym kwiat jednej nocy Urok jego kochany Wszystkich zawsze uroczy Więc miłość nieśmy w sobie Każdemu kto jej pragnie Będzie nam ku ozdobie I z nią nam będzie ładnie Bęben werbel taraban Ogłosi zawsze i wszędzie Że ona robi raban W domu sklepie urzędzie Uroczy wszystkich nas dzisiaj Oraz po wszystkie czasy Kto o niej raz pomyślał Zbiera ją do swej kasy Nagroda za nią nielicha Tłum o tym radzi społem Powszechna czy też cicha Wzleci w niebo aniołem A w niebie moi drodzy Wszystkie znane osoby Nie będą miłości srodzy Bo służy dla ozdoby Od kresu po kres świata Trwa ona zawsze wiernie Dla kochających zapłata Nie idź przez życie biernie Kto nas nauczył kochać Wie każde małe dziecię Nie trzeba zatem szlochać Gdyż ona jest na świecie Dla dobra naszej duszy I dla czystości ciała Niech jedna nas poruszy Bo taka jest wspaniała

PrzykładPrzykład godnego życia To wciąż niezmienne wartości Styl oraz sposób bycia Bywa symbolem wolności Nikt nie ocenia siebie Każdy na werdykt czeka Na ziemi czy też w niebie Od samokrytyki ucieka Moim życiowym credo Żywa natura zostanie Jak Aleksander Fredro I wciąż pasące się łanie

Malwina

Page 27: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 27

Dziwne miewam sny

Wystawa i kiermasz

Branice nocąZamykają mnie w szpitalu. Dlaczego? Acha! Napadłam na byłą żonę mojego byłego kochanka. Zamknęli mnie w Bra-nicach. Przechodzimy przez plac, po-dwórko remontowane. Mnóstwo przy-rządów budowlanych, rusztowania, deski, betoniarki, łopaty i kilofy… Pro-wadzą mnie przez podwórzec i wprowa-dzają mnie do budynku, na taras, który również jest w remoncie. Przytula mnie terapeutka niskiego wzrostu. Ja płaczę i płaczę– Dlaczego ja to zrobiłam, dlaczego?Zastanawiałam się głośno– Teraz znowu będę miała kłopoty w pracy, teraz znowu problemy finanso-we mnie czekają. Ja nie chcę tu być!

Dlaczego ja to zrobiłam? Przecież to nie moja wina, że nie jestem kochana…

Płakałam głośno i cierpiałam– Wyjdziesz, nie płacz. Wyjdziesz ze szpitala.– Ale przecież mogłam uniknąć tego wszystkiego, gdybym nie napadła… Dlaczego ja to zrobiłam?– Miałaś powód.

Widziałam zrozumienie ze strony te-rapeutki, ale też nie chciała mnie wypu-ścić z Branic. Tak mi się śniło… Belka

Śnię MiłośćOto Gołąb Miłości rozpostarł swoje skrzydła pewnej nocy, śniłam. Przyleciał do mnie, wtopił się i przeniósł w Ogrody Miłości. Ów ogród był czuciem wszech ogarniającym. I ciepło miałam w sobie i uczucie nieskrępowane, i przyjaźń.

Ten ogród był we mnie i poza mną. Tak, jakbym go z kimś dzieliła, jedno-ścią byliśmy i wszech ogarnialiśmy przestrzeń. Był to czas wspólny, czas i nie czas… Belka

„W myśli jesteś”Na Dworcu wysiadłam W tłumie się znalazłam Podróżnych Cicho, z boku Stoisz Ty Patrzysz w oczy – Rozpoznają mnie Oczy Twoje? – Tamtych dni Spojrzenie mam W sobie Jak z kadru Wyjęta jesteś Tylko Ciebie widzę Oczy Twoje takie same Czy weselsze Smutne, czy?… Kochałem Cię?… Czy?… Pamiętasz mnie? Chwilę, moment Tamten czas Jak pstryk minęły chwile z… Twym spojrzeniem Spójrz więc na mnie… Widzisz już?… Chwilę tamtą w sobie mam Ciągle nosząc ją przy sobie W sercu, w myśli W każdy dzień Stąpam cicho Słyszysz szmer?… Jestem tutaj W tłumie ludzi A na dworcu pełno ich Jesteś Ty Na dworcu moich snów I myśli

Belka

Cała składam się z głodów braków Brakuje mi jednego Oka I kawałka ust Mam duszę przestrzeloną Na biel

I wybrakowaną czerń Gdybym była Jedną spójną całością Byłoby tyle we mnie Miłości

Że nie musiałabym kraśćTo Bóg mnie taką uczynił Dlatego jestem jak trąd

Ewa Kaca

W okresie przedświątecznym du-żym powodzeniem cieszą się różnego rodzaju ozdoby, któ-

rymi można przyozdobić swój dom, lub obdarować kogoś bliskiego. Pracownie Terapii Zajęciowej w branickim szpita-lu w ramach terapii, rękami instruktorów i chorych, wtwarzają właśnie takie piękne drobiazgi i sprzedają je chętnym, by pozy-skać pieniądze na zakup materiałów nie-zbędnych do prowadzenia zajęć z chorymi.

W dniu 13 grudnia br. zorganizowa-ły one wystawę prac chorych połączoną z kiermaszem w Urzędzie Gminy w Bra-nicach. Jak widać na zdjęciach te piękne drobiazgi, pieczołowicie wykonane ręka-mi chorych, budziły zainteresowanie pra-cowników urzędu i interesantów. Pani wójt Maria Krompiec(na zdjęciu obok) również z zainteresowaniem oglądała eksponowa-ne prace. Takie wystawy pokazują, że lu-dzie chorzy umieją tworzyć piękne rzeczy, to również doskonała promocja Szpitala w Branicach. H.Ś .

Page 28: ZYGZAK wyd. 153-154

28 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

CIEKAWOSTKI

Vánočka

bo tak jak i w Polsce, tak i w Czechach istnieją słodkości tradycyjnie związane z Bożym Narodzeniem. Typowo czeskie są tzw. cukroví, czyli różnego rodzaju ciasteczka, których wiele rodzajów każ-da pani domu ma obowiązek przygo-tować na święta i okres poświąteczny. Owe ciasteczka w każdej rodzinie mogą być inne. Tymczasem istnieje prócz tego ciasto, które już w samej swej nazwie odwołuje się do Świąt Bożego Narodze-nia, tzw. vánočka (po czesku „Vánoce“ to polskie Boże Narodzenie), które chy-ba w każdym domu wygląda i smakuje niemal identycznie. Vánočka to po pro-stu ciasto drożdżowe zaplatane z 9 pa-sków (4 splecione u podstawy, 3 splecio-ne pośrodku i 2 – na samej górze), do którego dodaje się rodzynki, migdały, rum.

Skąd się wzięła vánočka?

Ten świąteczny smakołyk ma już dość długą historię. Na początku było to wprawdzie ciasto podłużne, jak i dziś, nie było jednak zaplatane. Nazywało się je calta. Znana ona była już w XIV w., a jej pierwotny wygląd stopniowo za-czął się zmieniać w kształt warkocza, plecionki – czyli zbliżony do dzisiejszej vánočki. Owe plecionki miały przypo-minać Dzieciątko narodzone w Betlejem i owinięte w kołderkę. Gospodynie wy-rabiały wówczas ciasta różnej wielkości – bywały nawet vánočki metrowe.

Pierwsza wzmianka o vánočce jako takiej pochodzi z XVI w. Mówiono na

nią wówczas húska bądź calta (drugiej nazwy do dziś używa się na przykład w okolicach Třebonia); w Austrii istnieje ciasto zwane calta, nie jest to jednak cia-sto zaplatane (drożdżową vánočkę nazy-wają Austriacy striezel lub zopf). Váno-čka w różnych regionach Czech i Moraw miewa też takie tradycyjne nazwy jak: žemle, cepík, štrucla, pletenice, pletán-ka, štědrovnice, štědrovečernice.

Owe calty bywały bardzo popular-nym podarunkiem dla zwierzchników; piekarze obdarowywali nimi swych sta-łych klientów.

Na wsi także był to rozpowszechnio-ny prezent. Każdy członek rodziny czy parobek zatrudniony w gospodarstwie dostawał specjalnie dla niego upieczoną małą vánočkę. Wszakże pierwszą upie-czoną vánočkę dostawał obowiązkowo gospodarz, by w nadchodzącym roku na jego polu obrodziło. Zaś jedną ogromną vánočkę przygotowywano dla wszyst-kich zgromadzonych przy wigilijnym stole; po wieczerzy wigilijnej niedoje-dzone ciasto zostawiano na stole, wie-rzono bowiem, że tej nocy wracają na ziemię duszę zmarłych i posilają się tym, co im żywi pozostawili.

Wróżby i przesądy związane z vánočką

Vánočka miała także magiczną moc. Przy jej pieczeniu trzeba było trzymać się ściśle zwyczajów, które miały gwa-rantować, że się uda. Bowiem, jak wie-rzono, jaka vánočka, taki cały nadcho-dzący rok. Przypalone bądź niewyro-śnięte ciasto wróżyło nieszczęście.

Tak więc według tradycji vánočka musiała być pleciona, albowiem chroni-ło to przed siłami zła. Przy jego wygnia-taniu należało zachować ciszę, włożyć białą chustkę i biały fartuch, zaś przy wyrastaniu ciasta co jakiś czas podska-kiwać w górę. W niektórych domach za-piekano w vánočce monetę; szczęśliwy znalazca miał pewność, że cały następny rok będzie mu służyć zdrowie i trzymać się go będą pieniądze.

Na koniec przepis.

No więc jak to się robi...Składniki (na dwie małe vánočki)– 1 kg mąki półgrubej,– 20 dkg masła,– 25 dkg cukru pudru,– 85 g drożdży,– 5 żółtek,– 1 jajko,– 15 dkg płatków migdałowych,– 15 dkg rodzynek,– mleko (według potrzeby),– szczypta soli, skórka otarta z jednej

cytryny.

Sposób wykonania:W przesianej mące robimy dołek,

do którego wlewamy roztopione masło, wyrosłe drożdże (wymieszane wcze-śniej z niewielką ilością ciepłego mle-ka, odrobiną mąki, solą, szczyptą cukru, pozostawione w ciepłym miejscu na kil-kanaście minut), dodajemy cukier, pięć żółtek, skórkę cytrynową i ciepłe mle-ko. Wyrabiamy dość zwarte ciasto, po czym dodajemy doń rodzynki (można je wcześniej namoczyć w rumie) i migda-ły. Pozostawiamy do wyrośnięcia w cie-płym miejscu (nawet do dwóch godzin). Następnie dzielimy ciasto na 9 części, z których formujemy długie wałki. 4 splatamy na podstawę, na któ-rej umieszczamy warkocz spleciony z trzech, a na samej górze – sznur sple-ciony z pozostałych dwóch wałków. Aby się ciasto nie rozjechało, można je spiąć drewnianymi szpikulcami.

Pieczemy około godziny w tempera-turze 160˚C. Piotr Radymirsky

czyli o tym, czego na czeskim, świątecznym stole zabraknąć nie może...

Page 29: ZYGZAK wyd. 153-154

Miłość jest snemMiłość jest snem, tęsknota dniem, słowa Słodyczą oczekiwane w każdej chwili. Życie jak zorza polarna, zwiewna, udowna Niepowtarzalna, jak magnes przyciąga Sobą uwagę.Muzyka gra, serce drga na twój widok A usta trzepocą słodkie i miłe słowa Zwiewne jak chmury i ulotne duszy. Wyjdź na dwór i popatrz w górę A ujrzysz chmurę, pomyśl o tym, że to Ty tak szybujesz, jesteś subtelna, Niepowtarzalna, rozbudzasz wyobraźnię I budzą się marzenia. Szum wiatru, szelest liści, czy moje Marzenie się ziści? Płomyk nadziei Jest przykry, brak zrozumienia. Co jest? Oślepiony tym wszystkim?! Co dalej? Patrzą z góry w krzywe zwierciadło Rozbijając się jak fala o skalne nabrzeże, Widzę chwilę, to błysk światła zapomniany Przez Boga? Pytając wychodzę naprzeciw Czemu i komu? Odpowiedź nasuwa się Sama-Życie to walka z samym sobą. Ciemność-Idę aleją mroku, czy ujrzę Światło co otacza mnie wokół? Jestem sam, czy ktoś ujrzał smutek w moim oku? Zimno ogarnia me ciało i tęsknota do Mroku! Jestem w szoku! Mam topić swego Ptaszka w innym kroku?! Pełna wersja Tego skoku nie nadejdzie to w tym Roku. Pomysł fajny, lecz chybiony Wolę jedną niż dwie żony! Zawieszony pomiędzy Niebem a Ziemią, Nie mogę stąpać po Ziemi ni też Wzbić się do gwiazd. Jak wielka jest Bezsilność ludzka wobec obojętności Innych! Cisza i smutek rodzi Mrok, mrok-śmierć. Jak jest, a jak nie jest? Kropla czystej Prawdy jest tym czym jest dopóki nie Spadnie na Ziemię i wtedy tworzy się Błoto które brudzi-Każdą Biel! Uwolnij pianę ponad ścianę obojętności. Zegar tyka, serce pyka może pójdziesz do Królika. Trochę mleczu, trochę trawy i Połowa już zabawy. Ścielisz słomą, ścielisz Sianem i zadanie wykonane. Co Ty myślisz Co ty słuchasz może dziś wyzionę ducha. Nie zapłacze dziś niewiasta gdy taki facet się zachlasta. Dałaś natchnienie memu życiu, warto żyć Wiedząc, że-jest Istota dla której istnieć Być. W oku kręci się łza a w Sercu pieśń Miłosna gra, natchniona przez-Boga. Wszystko przepływa, wszystko wypływa Taki był dzień, taki był cień,

Jak to było? Jak wszystko się zmieniło Było to co było, żyjesz tylko chwilą Prawda i zło istnieją żyją a więc Tylko to się nie zmieniło! W domu nie spałem gdzie indziej Swe marzenia do snu ukołysałem. Żyjąc w Ciemności promyczek ujrzałem Rozświetlił mą twarz, poczułem ciepło w Mym sercu. Marzę o tym-„Rozświetlaj Mą Drogę do Gwiazd” To Ja wciąż ten Sam z nadzieją żyjąc, wyczekuję Dnia”. Widzę sobie cień-człowieczeństwa lecz Kształt ludzki. Jak szybko idę w otchłań Która pochłania wszystko dookoła całe Moje życie którego już nie ma, w bezkresie Rozpaczy, co też przeradza się w nienawiść, Która zżera od środka! Woda szumi, wiatr szaleje, liście trzepoczą Swą pieśń przemijania jak ulotne jest życie I chwile radości. Drzewa kołyszą się do Wiecznego snu napawając się spomnieniami, Które nigdy nie powrócą. Stokrotko w Tobie urok cały by Słońce swymi promieniami twe płatki Lizały, Ja dotykać chcę twą różyczkę Swoimi paluszkami, językiem wilgotnym, By twe płatki mego ptaszka co ranek Przyjmowały. Myśl umyka, chwila też, mgnienie oka a Co teraz chcesz? Lecisz jak gołąb szukasz Wody, chcesz miłości czy swobody? Nie Bądź tak próżnym stworzeniem- Kochaj Przeznaczenie. O duszo moja czekasz z utęsknieniem na To jedno marzenie, nadzieja to chwila, Chwila to ograniczenie, może spełnię kiedyś Swoje marzenie? Gdy nadejdzie czas i To coś Dotknie mej duszy rozpłynę się w świetle Was i wtedy wasze serca poruszy, rozpłynę Się wśród fal jak echo w głuszy, pozostanę Tam -gdzie? -na dnie waszej duszy. Marzenie jest tęsknotą, gdy czas jest Znajomy, tylko po co? Robiąc nadzieję A smutek trwa w wieczności, która jest Głębią i nie ma końca. Mam klucz do Dusz a wy do ciał, Mam klucz do serc a Wy wpadacie W szał. I jak to już jest pozostając sam a z oka płynie łza. Krzyczycie wciąż i niszczycie To co Bóg wam dał, krzyczycie gardząc Tym. Co Może zniszczyć całe zło. Zamykam oczy i ciemność widzę, Chociaż mam dobry wzrok, To czemu się dziwię? Andrzej Iwanowicz

Page 30: ZYGZAK wyd. 153-154

Zachwytpostanowiłam poznać ciebie meandry twojego istnienia wgryźć się w szczegóły ludzkiego cierpienia od łez i boleści do uśmiechu i szczęśliwych opowieści

stąpam pewnie po tej ziemi łowiąc uśmiech twój spośród zieleni drzew wiosennych czerwieni liści jesiennych bieli śniegów zimowych letnich kłosów promiennych tak życie... kocham cię w zachwycie

MAK

Zamrożona łzaŁza na moim policzku już zaschła Ostatnia gwiazda na niebie Jeszcze świeci – zgasła

Znużona, słaba, bez nadziei Chcę spać... Wśród marzeń i rojenia Chcę spać... Sen mąci mi Przerywa Wciąż myśl natrętna Uporczywa...

MAK

...bo gdy zabraknie łez i nie wiesz jak wyrazić swój ból gdy obcym ci się staje ktoś kto na zawsze przy Tobie pozostać już mógł gdy mroku pełne cienie a do drzwi puka kto? zwątpienie

usiądź złóż cień myśli w słowo zbuduj siebie na nowo

MAK

Definicja człowieczeństwasłowa – rzucane na wiatr gesty – puste i bez znaczenia uśmiechy – wystudiowane dalekie od szczerości zapewnienia – bez pokrycia...

człowiek – w świecie lalek w teatrze życia na scenie kłamstwa – aktor i marionetka

MAK

Natchnienieprzychodzi rankiem przez szybę okna promieniem słońca wpada ptasim trelem się zapowiada deszczu melancholią prowokuje

już słyszę jak kroczysz chcę spojrzeć w twoje oczy chcę usłyszeć serca lirykę mojego wnętrza muzykę

wspomnienia budzi do natchnienia w koronach drzew śpi rosą liścia lśni pachnie sadem ze świeżością poranka wstaje

już słyszę jak kroczysz chcę spojrzeć w twoje oczy chcę usłyszeć serca lirykę mojego wnętrza muzykę

MAK [email protected]

PaniePanie ja nie mam pragnień i marzeń, wielkich ponad miarę i pragnę tylko mądrości, uchowaj mnie od ciężkiej choroby, samotności i wielkiej biedy. Nie pragnę wielkiego bogactwa, władzy i siły, proszę jedynie o Wiarę, Nadzieję i Miłość.

Coala

Page 31: ZYGZAK wyd. 153-154

TWÓRCZOŚĆ

Melancholijna ekstaza c.d.Jesień zawsze wyrażała się w jego

odczuciu wielką tęsknotą. Jesień była dla niego czasem smutnej ko-

nieczności. Krótkie chwile samotnych letnich peregrynacji po oazach przy-rody, gdzie człowiek swoją jaźń mógł połączyć z odczuwaniem istot, któ-rych mowa najlepiej jest zanan jedynie Bogu, odchodziły niczym chwilowe obrazy widziane w kinie na półki wy-obraźni.

Nastał czas szkolnych dni, trzeba było zapomnieć o krótkiej wolności, by pogrążyć się w nieustannej walce o przetrwanie do następnych wakacji. Teraz los sprawi, że będąc niezależnym od obowiązku nauki mógł przedłużyć swoją niezawisłość na tę porę roku. W rytmie późnowrześniowego deszczu zaraz po przebudzeni, kiedy spoglądał przez okno przy dźwiękach Vivaldie-go, świat wydawał się przeżywać wiel-kie oczyszczenie. Muzyka dawnego mistrza, mimo narastającej melancholii, dawała ukojenie i swobodę, miała lekkość pojedynczej kropli wody przemierzającej odległość między niebem a ziemią.

Świat ciągle jeszcze nasycony barwa-mi zieleni stawał się coraz bardziej tajem-niczy poprzez nieliczone odcienie szaro-ści. Atmosferę tamtej smutno magicznej wolności pamięta do dzisiaj, gdyż pod pozorem deszczowego poranka spadłą na ówczesną rzeczywistość tajemnica, owe misterium, w którym miało łaskę uczest-niczyć. Kiedy szum wody w rynnach się uciszył, a jego ospałość ustępowała na rzecz wyobraźni rozbudzonej przez muzy-kę, najlepszą degustatorkę tchnienia pory roku, czuł, że powietrze nasycone wilgo-cią, daje w każdym człowieku poczucie pełni – pełni życia. Musi wzbudzić w każ-dym człowieku powiew nowego myśle-nia. Oczekiwania, że w ciepłych zaledwie promieniach słońca, które pojawiło się na zachmurzonym niebie, może wydarzyć się cud. Jego siłą magicznego myślenia, coraz bardziej wkraczająca na jawę jego świa-domości, tchnęła go do wyjścia na spacer w dzikie rejony zawarte w sercu miasta. Był już na zewnątrz, a jego twarz opla-tał chłodny wiaterek, lecz w jego wnętrzu pozostałą muzyka, to co zdawało się być przez kilka chwil przeszłością, stało się an sposób boski teraźniejszością. Ta muzy-ka istniała w jego głowie już niezależnie

od nagrania, a nawet z zamysłu samego kompozytora. Była integralną częścią jego osoby, zastępowała jego myśli i tworzyła pejzaż jego uczuć.

Nie zauważając ulicznego gwaru, uni-kając kolizji, prowadzony przez niezau-ważalnego anioła stróża przemierzał drogę pod mostem, zielony gąszcz roślin pomię-dzy murem a kanałem rozstępował się na boki. I oto będąc w stanie upojenia dźwię-kami swej własnej duszy spostrzegł, że nie ma już koloru, pozostały jedynie kontury wypełnione bardziej lub mniej substancją życia. Powoli obraz stawał się coraz bar-dziej czarno – biały. Jedynie wodospad swoim szumem przypominał, że znajdu-je się na tym świecie. Przystanął koło ba-lustrady, by zwiesić głowę nad piętrzącą się i spienioną wodą spadającą z niedużej zapory. Brudna i szara ciecz, która była właściwie ściekiem, w swojej ekstazie wiru uzyskiwała niezwykłą biel. Trwając jak zapatrzony w żywy nurt rwącej wody przez chwilę nie słyszał już muzyki tylko szum. Potężny dźwięk, który wytwarzała każda setna część kropli, a przecież było ich miliony, czy nawet miliardy, i wtedy na ułamek sekundy, który był długim epi-zodem życia, stracił przytomność.

Poczuł w sobie olbrzymi ciężar, cał-kowity bezwład i niezwykłe przybliżenie. Jego rozbiegane oczy dawały się być cał-kiem nieruchome i mimo kilku odległo-

ści od kotłującego się potoku, niczym mikroskop elektronowy stykały się z jądrem każdej cząsteczki i moleku-ły. Nastąpiło crescendo – złączył się z istotą materii zarówno ciałem jak i duszą. Czuł narastającą słabości za-wrót głowy, jego zmysły były pomie-szane i zawieszone w jakiejś nieogra-niczonej przestrzeni. Czując na sobie mokry pot, odetchnął z ulgą, odwrócił głowę w kierunku ściany. Popękany tynk i osadzony brud dla jego percepcji stanowił zagadkę. Będąc na pół żywy i słysząc jeszcze szum, który odkrył mu istotę i sens rzeczywistości zaczął łą-czyć ze sobą fragmenty widniejące na ścianie. Powoli powstał czarno-biały, fotograficzny wręcz obraz niezwykłej ludzkiej twarzy. Cienie i szarości two-rzyły zdefasonowaną, ale jakże dobrze wycyzelowaną twarz Demona. Jedno oko łypało zgrozą ciemnej otchłani, drugie zaś miotało się między lękiem

a ekstazą. Rysy twarzy były ostre, toporne i w największym stopniu wykarykaturzo-ne. Usta rozwarte w akcie goryczy z nie-zliczonymi jedynie kłami. Cała fizjonomia miała coś diabolicznie zwierzęcego.

Wizja znikała, to znów pojawiała się z większą ostrością. Demon był żywy, pełen ekspresji jak gdyby stworzony przez białego impresjonistę gustującego w portretach ludzkich. Ten niewiarygod-ny maszkaron drażnił jego wyobraźnię w najwyższym stopniu. Po pewnym cza-sie wpatrywania się nadał mu stosowne imię – Szatan. Patrzyłby na swojego dia-bła w nieskończoność, lecz powziąłde-cyzj, że warto by było utrwalić swoją wi-zję na papierze. Teraz szedł szybko, lecz co jakiś czas przystawał, ze zdumieniem stwierdzając, iż na innych budynkach wi-dziadła powtarzają się. Im bliżej domu tym łatwiej rozróżniał zwierzęce twarze i potrafił nadawać im odpowiednie nazwy odzwierciedlające w pewnym sensie ich niepowtarzalny charakter. Tworzył liczne drobizny maszkaronów, wkomponowując je w czarne powierzchnie nocnego nieba.

Za pomocą dwóch kolorów tworzył rzeczy, które widział tylko on i jemu dana była ta łaska odczytywania zakamuflowa-nych w prozaicznym na pierwszy rzut oka świecie istot z fantastycznych baśni, peł-nych wdzięku i uroku nierealnego świata. Piotr Jan Bedyński

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 31

Page 32: ZYGZAK wyd. 153-154

32 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Sałatka z ziarnkami słonecznika

Makówki

Składniki:– 5 jajek na twardo– 200 g słonecznika uprażonego na

suchej patelni– 1 puszka kukurydzy– 2 jabłka obrane pokrojone w kostkę

i skropione sokiem z cytryny– 1 łyżeczka miodu

szczypta pieprzu cayenne– 3 łyżki majonezu– 3 łyżki jogurtu naturalnego

sól do smakuWykonanie:Wszystkie podane składniki wymieszać. Podawać z pieczywem. Sałatka najlepiej smakuje w miłym towarzystwie w dłu-gie, jesienne wieczory. Smacznego!

Cichy DworzecPogrążam się w swej samotności Cicho tutaj u mnie Dworzec myśli moich Publiczne miejsce Dla tłumu Postaci Smętnych Czasami ktoś przejdzie Inny powie Jeszcze inny Krzykiem jest

Macam i dotykam Swoich myśli Błagam swe Tabletki Pomóżcie

Nie chcę być Dworcem Dla tłumu Myśli swych Belka

ŁaweczkaUsiadłam na ławeczce Stęskniona Usiadłam spragniona Patrzyłam w gwiazdy W ten wszechświat Twój I czułam bliskość Czułam tu W mym sercu W duszy mej Gdy ze mną byłeś Przez chwilę I tęsknię wciąż Do chwili tej Gdy ruchem ręki Delikatnym i niepewnym Poprawiałeś włosy me Wciąż tęsknię do Milczących chwil Gdy niby Nie A jednak Tak chcących Belka

Moja fioletowa schizofreniaMoja fioletowa schizofrenia w mojej głowie mieszka stado wiewiórek zwierzątka skaczą po drzewach komórek nerwowych mózgu i chichoczą śmiechem pewnej Heleny z resztą wcale niepięknej którą jest moja siedemdziesięcioparoletnia sąsiadka

po chwili słychać trzask – rozłupywanych orzechów to syn tej kobiety w pięściach je miażdży pewnie na pokarm dla całej rozwrzeszczanej czeredy

może słyszy jak trzasnęła gałązka pod ciężarem skaczącej

chciałabym otworzyć moje myśli i wypuścić wszystkie rude wiewiórki na wolność Ewa Kaca Z ziemskiego ucztowania „Mio, mój Mio”

PrzesłanieMiłość skrzydeł mi dodaje Kiedy pisać więc przestaje Inna bieży już zachęta I za piętą idzie pięta W naturalnym rzeczy stanie Będzie moje zawołanie Czy o świcie czy też w nocy Udziel swojej mi pomocy Niechaj krok mój z twoim kroczy Niech cię ujżę na swe oczy W życia drodze nie ustanę Kiedy pójdę razem z panem Wszelkim dobrem przecież bywa Gdy ktoś troski swe odkrywa I w przyjaźni czy w miłości W drugim sercu ktoś zagości Biegnie woda płyną lata A brat ciągle bije brata Bywa przecież źle na świecie Gdy z kąpielą zlejesz dziecię Czekaj na mnie więc o świcie To pójdziemy razem w życie Z bliska czy też z dala droga Niech prowadzi nas do Boga

Malwina

Składniki: 1-1,5 l mleka, 5 dużych ły-żek cukru, 250 g maku (zmielonego na sucho), 2 małe pszenne bułeczki, 150 g orzechów laskowych, 50-100 g orze-chów włoskich, 150 g rodzynekWykonanie: Cukier wymieszać z mle-kiem i zagotować. Dodać zmielony mak i jeszcze raz zagotować. Bułeczki pokro-ić na plastry, orzechy laskowe pokroić dość drobno. Następnie poukładać war-stwami w szklanej misce na przemian ka-wałki bułeczki z orzechami i rodzynkami i co warstwę przelać schłodzonym mle-kiem z makiem. Wszystko powinno mieć jeszcze dość mocną konsystencję (nie może w żadnym wypadku „pływać”). Do następnego dnia pozostawić. Jeśli ma-kówki będą na następny dzień zbyt su-che, można je delikatnie zmoczyć letnim mlekiem. Teraz można je jeszcze udeko-rować rodzynkami i orzechami. A.S.

Page 33: ZYGZAK wyd. 153-154

ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011 33

REFLEKSJE

List od BasiJutro może uda mi się odwiedzić

Panią w pracy. Moja znajoma jest w szpitalu i chcę ją odnaleźć. To są

dobre strony nieukrywania się, że się korzysta z pomocy psychiatry, czy psy-chologa. Ktoś, kto ma problemy czuje się bezpieczny i skłonny do rozmowy na temat swojego samopoczucia z osobą, o której powszechnie wiadomo, że była w szpitalu i nie ściemnia, że był to od-dział neurologii, tylko PSYCHIATRIA. Nie gniewam się na ten stygmat, bo wiem że to strach go powoduje.

Rozmawiając ostatnio ze wspomnia-ną znajomą uświadomiłam sobie, że trudność chorowania polega również na strachu przed „ujawnieniem się”. Spo-

tkałam się z tym, że to najbliżsi naciskają na zachowanie tajemnicy: „a ty nikomu nie mów, bo zaraz cię obgadają…”, „po-myśl o dzieciach, to im może zmarno-wać życie…”, „ nie chodź tak do sąsiad-ki…”, „nie przyznawaj się…”, „lekarzowi nic nie mów, że chcesz ze sobą skończyć, bo ci da takie silne leki, że zobaczysz…”, „ zrób coś ze sobą, nie możesz tak ciągle leżeć…”. No i jak tu człowiek ma zdro-wieć, jak ma szukać pomocy, jak ma wyjść z impasu, jeśli wciąż ostatkiem sił próbuje zastosować „dobre” rady?!

Był taki czas w moim życiu, że tro-chę się martwiłam tym, że ciągle mówię o swoich problemach, że może inni mają mnie dość. Ale wiem jedno – to mnie uratowało – ciągłe mówienie jak się czu-ję, co przeżywam. Pisanie też okazało się wyzwalające. A ile emocji było, kie-dy trzymałam w ręku pierwszy wydru-

kowany w ZYGZAK-u wiersz! Potem odkrywałam pisanie innych. Bywało, że chciałam grzecznościowo odpisać na e-maila, bo myślałam sobie: A co ja tam mogę innym powiedzieć? Kiedy jednak siadałam przed monitorem, a pod palca-mi klawiatura, a w głowie myśli gorące, to się samo pisało to moje życie. Nie mą-drości mędrców, ale po prostu JA.

Ciągle coś odkrywam, bo rozma-wiając z innymi, słuchając co mówią, werbalizując swoje myśli – ŻYJĘ.

Nie pamiętam, czy wysyłałam Pani wiersz, zawsze się uśmiecham do tego zdjęcia Stachury, aż mi się wiersz na-pisał. Czytałam ostatnio Madam Fran-kensztajn i Czarna iluminacja autorstwa żony Stachury – Zyty Oryszyn. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Po przeczy-taniu długo nie mogłam wyjść ze zdu-mienia. Z pozdrowieniem Baśka

To o to chodziNa dworze świeci słońce, jest gwar,

ludzie żyją, pracują, toczy się nor-malne życie. Ja jestem tu, gdzie

okna mają kraty i jest mi dobrze. To miejsce, gdzie czuję się bezpiecznie, nie muszę nic robić, martwić się o nic, je-dzenie, pracę, pieniądze, nie muszę na-wet myśleć. Wiem, że będę musiała tam wrócić, ale jak to zrobić? Idziemy na terapię zajęciową, to znaczy na spacer. Przy szpitalu jest piękny ogród i park,

a w nim dwa koniki – chodzą i noszą na grzbietach ludzi. Nigdy nie jeździłam na koniach, ale co tam. Wsiadam na grzbiet Karola i nagle czuję się wolna, szczę-śliwa. Pierwszy raz od wielu, wielu lat. To takie dziwne, że aż nieprawdziwe, ale jest tak dobrze, gdy siedzę na koniu, a wiatr wieje mi w twarz i nagle zaczyna mi się chcieć tak, jak bardzo mi się nie chciało. Więc myślę: ach to przecież o to chodzi, o takie chwile, takie drobiazgi. I już wiem, że mogę wrócić do ludzi, do świata, do życia. Dziękuję Karolu, dzię-kuję pani terapeutko.

ELA – wdzięczna pacjentka oddziału psychiatrii w Opolu

Page 34: ZYGZAK wyd. 153-154

PAMIĘTNIKI

34 ZYGZAK LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2011

Z pamiętnika pacjenta

Branice, dnia 10 lipca 2010 roku. Sobota – święto żydowskie. Modlitwą i pracą ludzie się bogacą i samowyzwalają z 6 sfer cierpienia umysłów i ciał ludzi i cywilizacji kosmicznych, jak Dewy i Asury oraz Ludzie i Raje Buddyjskie.

Do 5.58 obudziłem się. W nocy piłem 2 razy Urynę Swoją przeciwko HIV(AIDS), przeciwko Nowotwo-rom Ludzkiego Organizmu oraz Trądowi, Dżumie

i Czarnej Ospie, Świńskiej Grypie i grypie Hiszpance, oraz Śpiączce i Malarii (zimnicy). Rozgryzłem 1 tabletkę „Vitara-lu” i 3 tabletki „Drovitu” (stearynian magnezu) i zespół wi-tamin i makro i mikro elementów. Do 6.57 wypróżniłem się 2 razy. Podtarłem się papierem „Taletowym” szarym. Umy-łem dłonie mydłem białym „Dove” i ciepłą wodą z ciepłowni Branice. Do 7.03 wypiłem mocną, gorącą herbatę z termosu, a pościel złożyłem elegancko. Do 9.11 rano wykąpałem się mydłem „Oliwkowym” w płynie kremowym i gąbką. Ogo-liłem Oblicze Święte i Czcigodne maszynką „Gillette” dwu-ostrzową i kremem „Solo” do golenia. Opłukałem Jamę ust-ną solanką (chlorkiem sodu z wodorotlenkiem) NACL+H2O = H+CL + NA+ OH. Z soli kuchennej oraz wody ciepłej.

Ela Z. zapiera się, że Mnie nie torturowała na Podsąd-nym, a to prawda, że Mnie wiązała w pasy i szprycowa-ła i zmuszała do ciężkich prac porządkowych na oddziale podsądnym i znęcała się nade mną Cesarzem Januszem I. Wyszczotkowałem zęby pastą do zębów „Dentix” ziołową (herbals). Ubrałem czyste slipy i skarpety. Nakremowałem stopy, oblicze i dłonie Swoje Święte i Czcigodne kremem ujędrniającym .

Ubrałem spodnie dresowe „Jedwabne” i polo szare z ba-wełny. Do 9.27 rano na Śniadanie zjadłem zupę mleczną z mleka „krowiego” oraz makaronu „Pszennego” nitki i trzy plastry kiełbasy „Wieprzowej” z Moim Cesarskim chle-bem Wieloziarnistym „Żytnim”. Zdezynfekowałem Oblicze Święte Czcigodne wodą po goleniu spirytusową (piekącą).

Po Śniadaniu wyszczotkowałem zęby Swoje Święte i Czcigodne pastą do zębów ziołową „Dentix”. Na Obiad zjadłem 100g kaszy „Gryczanej” parzonej z kefirem osło-

dzonym cukrem „Buraczanym”. Obiad dałem Jego Świąto-bliwości Dalaj Lamie, czyli Panu P. Dziś odpoczywałem na kocu i trawie. W cieniu Brzozy i Cisu (taxus baccatae) L. Na ból żołądka od Siostry Jolanty dostałem 1tabletkę „No--spy”. Do 19.48 wziąłem 3 tabletki „Drovitu” (stearynianu magnezu + witaminy B complex). Wypiłem 1/2l=0,5l mleka od „Krowy” zimnego. Dałem Pani Beacie 2 kromki chleba wieloziarnistego z „Ketchupem pikantnym”. Dostaliśmy leki „Psychotropowe”.

Do 20.03 zagryzłem leki marmoladą o smaku „Róży” z „Aronią”. Zjadłem dziś z krzewu płatki „Róży pomarsz-czonej” kwitnącej. Zjadłem dziś liście „Mniszka lekarskie-go” (taraxinalum officinale) i liście „Babki lancetowatej” (poa lancetatae). Piłem dziś Swój mocz (urynę) przeciwko Nowotworom i HIV (AIDS). Do 20.16 Per aspera et Astrae (łac. przez trudy do gwiazd). Dałem Beacie trochę „Ketchu-pu pikantnego” pikantnego ziół i „Pomidorów”. W termosie naparzam mocną herbatę „Indyjską”. Do 20.23 nakryłem ko-cem starca Pana Brandysa Mariana (literata). Rozwiesiłem na kracie dwie pary slipów oraz 4 pary skarpet. Do 20.36 wy-szczotkowałem zęby Swoje Święte i czcigodne pastą do zę-bów „Dentix”. Jamę ustną opłukałem ciepłą wodą. Do 20.39 skończyłem zapisywać dzień. To był Dzień.

Koniec dnia. Nieba i tylko nieba. HUM niech się spełni.

Branice, czwartek 22 lipiec 2010 roku. Praca czyni wolnym od cierpień wszelakich umysłów i ciał ludzi i cywilizacji kosmicznych. Do 6.44 obudziłem się. Miałem sen: „ Naprawiałem neon w mieszkaniu zmarłej Ciotki i Wuja Barbary i Ryszarda Hof-fman z Prudnika. Ciotka została pochowana na cmentarzu Komunalnym w Prudniku w biednej mogile. Koniec Snu.

Wypiłem 0,4l uryny Swojej przeciwko nowotworom i HIV (AIDS). Rozgryzłem 1 tabletkę „Vitaralu” i 3 tablet-ki „Drovitu”. Parzę mocną herbatę „Indyjską” z 1 torebką „Liścia mięty pieprzowej”. Pościel złożyłem elegancko. Do 8.57 wykąpałem się pod ciepłym prysznicem mydłem w pły-nie „Oliwkowym” i gąbką do kąpieli żółtą miękko szorst-ką. Opłukałem jamę ustną solanką ciepłą. Wyszczotkowałem zęby pastą do zębów „Dentix”. Do 9.21 wykąpałem się pod ciepłym prysznicem mydłem w płynie i gąbką do kąpieli.

Spacerowałem dziś po piasku jako akupresura do spodu stóp. Leżałem dziś na kocu na trawie Śpiewałem dziś pio-senki na wiatr. Wysłałem dziś 100 zł przekazem pocztowym w Urzędzie Pocztowym na Wsi Branice do dwóch Sióstr w Opolu Lucyny i Sabiny. Na Obiad zjedliśmy po dwa nale-śniki z mąki „Pszennej” z dżemem i zupę krupnik. Dostali-śmy jak co dzień leki „Psychotropowe”.

Dzisiaj na terenie Branic wypróżniłem się obok krzewu „Cyprysika” (juniperus comunis)L czyli „Jałowca pospoli-tego”. Podtarłem się dwoma chusteczkami higienicznymi którymi dysponowałem przy Sobie Cesarzu całej Ziemi Ja-nuszu. Do 20.21 dostaliśmy leki od Pielęgniarza Grzegorza, które we trzech popiliśmy moim napojem pomarańczowym. Jest wieczór, pora na sen i wypoczynek. Koniec dnia. Janusz Hoffman

Page 35: ZYGZAK wyd. 153-154

Spotkanie opłatkowe w branickim szpitalu

W OBIEKTYWIE

Page 36: ZYGZAK wyd. 153-154

Spotkanie opłatkowe w opolskim szpitalu

W OBIEKTYWIE

i Wigilia w Klubie Pacjenta