Zeszyt 5 Pracowni Struktur Mentalnych

14
PRACOWNIA STRUKTUR MENTALNYCH zeszyt 5 kwiecień 2012 Warszawa

description

Zeszyt poświęcony problemom przestrzeni publicznej.

Transcript of Zeszyt 5 Pracowni Struktur Mentalnych

Page 1: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

PRACOWniAStRuktuR

MentAlnyCh—

—zeszyt 5

kwiecień 2012Warszawa

Page 2: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych
Page 3: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

Skończyliśmy współpracę ze szkolną drukarnią. Od piątego numeru usamodzielniamy się również w czysto materialny sposób.

W bieżącym zeszycie podejmujemy problem lo-kalności. Piszemy o miejscach w naszym otoczeniu, charakterze i wyglądzie własnej okolicy. O przestrzeni społecznej modnej, ale też tej bardziej wstydliwej.

Łukasz Izert i Kuba Maria Mazurkiewicz

Piąty zeszyt Pracowni Struktur Mentalnych odda-jemy po krótkiej przerwie spowodowanej bieżącymi wydarzeniami. W czasie, kiedy nie wydawaliśmy ze-szytów, zorganizowaliśmy kilka bardziej bezpośrednich działań. Przejęliśmy dyskusję o otwartości Akademii, zorganizowaliśmy w galerii Turbo debatę na temat miejsc występowania oraz istoty sztuki, wspomogliśmy również – od studenckiej strony – wybory rektorskie na ASP. Przy okazji każdego wydarzenia wydawana była jednodniówka z tekstami towarzyszącymi.

Nasze działania odbierane są serio, z czego bardzo się cieszymy i jesteśmy dumni. Skutkiem ubocznym takie-go stanu rzeczy, są problemy z drukowaniem zeszytów.

WStĘP

Page 4: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

Być,nieByWAć—

Nie podpisuję się pod twierdzeniem, że język arty-styczny jest lepszym od innego, np. obywatelskiego czy potocznego. Może i jest modniejszy, bardziej sexy i szla-chetny, ale nie zawsze celny i konieczny. Dla mnie sztu-ka stanowi narzędzie do komunikowania czegoś i tym samym podlega regułom komunikacji – jeśli nie ma się nic do powiedzenia, lepiej nie mówić. Tym samym jest jednym z wielu elementów rzeczywistości składającej się także z dużej ilości innych sposobów wypowiedzi, artykulacji różnych problemów. Spychanie jednych w obszar nienormalności tylko dlatego, że nie wpisują się w model modnych kawiarni z książkami, rowerami i meblościanką albo bywaniem w muzeach czy gale-riach jest tak naprawdę mentalnym niedorozwojem, nieumiejętnością poradzenia sobie z najprostszymi związkami i znaczeniami – uciekaniem od rzeczywisto-ści w monotematyczną i niezajmującą już grę oferującą jedynie pozór wolności, ustawiony świat.

A jak to wygląda w świecie artystycznym? Zna-mienne są słowa Wilhelma Sasnala o sytuacji pod-czas dyskusji poświęconej nowemu numerowi Kry-tyki Politycznej:

O ile pamiętam pierwsza osoba z publiczności, za-częła od tego, jak właściwie ma zadać pytanie skoro cała rozmowa toczy się na poziomie niedostępnym dla przeciętnego człowieka1

No właśnie – „świat artystyczny”, a nie świat po pro-stu. Dodając do tego modną też wśród wielu twórców frazę „mam poglądy jako obywatel, jako artysta nie” otrzymujemy nie tyle ostre, stanowcze rozgraniczenie problemów artystycznych i społeczno-politycznych, lecz wspomnianą wcześniej kulawość w najprostszych spostrzeżeniach, chowanie się pod cieplutki, spokojny, zaśmierdły koc.

Jest jakiś strach przed nieskrępowanym otwar-ciem się na otoczenie, życie. Ci, co to czynią wca-le nie koncentrują się na wielkich ideach, palących problemach: niedoskonałościach kapitalizmu, ACTA czy wietnamskich biedakach pracujących za dolara dziennie w fabrykach z modnymi ciuchami – zerkają za to na blok lub budę z kebabem. Dobrym przykła-dem Wojciech Bąkowski, który mimo zdecydowanej niechęci oraz odżegnywania się od „sztuki publicy-stycznej”, a więc w jakiś sposób związanej z prze-strzenią publiczną tworzy prace – głównie piosenki Niwei czy „Filmy mówione” – bardzo akceptujące

Do szkoły to raczej na rowerze, w kawiarni przy stoliku jak za komuny, a oburzać się na ACTA. Do kościoła w berecie, w niedzielę na obiad tłusty rosół i złość przed telewizorem lub Pałacem Prezydenckim. Dwie prowizoryczne postawy, dwa obrazy funkcjo-nowania w rzeczywistości, które swobodnie można ze sobą przeciwstawić – czy to w mediach czy w naj-zwyklejszej rozmowie. I jeden i drugi prawdziwy, sam doświadczam ich na co dzień. Różnica jest jakościowa: pierwszy uchodzi za coś naturalnego, spokojnego i faj-nego, natomiast drugi sam siebie ośmiesza, jest nudny i nieciekawy, a nawet szaleńczy. Wiadomo, kawiarnia fajniejsza niż bar mleczny. To bardzo błędny ogląd sy-tuacji czy rzeczywistości w ogóle. W tak zarysowanym modelu traktuje się ją nie jako zbiór różnorodnych lecz pojmowanych symetrycznie elementów, a jedynie ro-dzaj gry z mechanizmami, które dobrze jest znać – ina-czej game over.

Nazwałbym to jeśli nie ślepotą, to „przymykaniem oka” na świat. Nie w jakimś generalnym, abstrakcyj-nym zakresie, ale tym bliskim, obejmującym to biur-ko, ten blok, tych ludzi z tramwaju, artykuły z gazet lub portali publicystycznych. W rzeczywistość tak jak ją rozumiem wpisują się zarazem spite w sobotę miasto, filmiki z YouTube’a jak i telewizyjne wiadomo-ści i protesty polityczne. Wchodzi w to także ludzka mentalność, przemyśliwanie pewnych zdarzeń, wy-ciąganie wniosków i ich artykułowanie – nie tylko na poziomie kultury.

Page 5: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

Któregoś razu jechałem Marszałkowską w zapcha-nym tramwaju i dumałem nad mijanymi miejscami. Brak świetlistego muzeum nowoczesności – świątyni współczesnej, wynagradza wiele wielkoformatowych kapliczek rozmieszczonych wokół. Ich płachty pokry-wają liczne ściany śródmiejskich budynków.

Przy metrze Świętokrzyska widzę wielki baner i dmuchaną reklamę. Dalej zaklejone Domy Towaro-we, opakowaną Rotundę i zasłonięty Universal. Znie-nawidzone plandeki i wielkoformatowe wydruki krzy-czące o pędzącym, za nami i przed nami, kapitalizmie. Porozrzucane jakby przypadkowo budynki zwiększają poziom irytacji, spowodowanej niemocą poradzenia sobie, z nieustanną chyba, przestrzenną transforma-cją – tą postmoderną totalną. Wiek XIX, socrealizm, modernizm i wiek XXI – wszystko skłębione wzdłuż szerokiej szosy przecinającej miasto.

OPRySkliWA żyCzliWOść

Janek Owczarekkwiecień 2012

trupiazupa.blogspot.com/2012/04/byc-nie-bywac.html

szeroko pojmowaną rzeczywistość, którą znakuje po-zytywnie, przyjmując ją taką, jaką jest we wszystkich swych przejawach.

U Bąkowskiego rzeczywistość jest w pełnym wy-miarze, czuć ją, widać i słychać: czy to w słowach o rodowodzie z blokowiska, czy też brudnych, ana-logowych środkach wyrazu. Paradoksalnie artysta, który ucieka od obszaru społecznego, „zajmowania stanowiska”, jest bardziej „społeczny” niż niejeden z artystów deklarujących się artystą związanym z tą sferą. Sprawy społeczne, publiczne to fragment rze-czywistości, w której funkcjonujemy. Kto dostrzega

jedynie jej wycinek – lajki na Facebooku, muzea, ga-lerie, kino Muranów, kubek ze Starbucks’a – mental-nie tylko w niej bywa.

1. Sasnal. Przewodnik Krytyki Politycznej, Wydawnictwo Krytyki

Politycznej, Warszawa 2008.

Emocjonalna zaduma nad losem publicznej prze-strzeni narastała w mojej głowie w rytm stuku szyn. Re-klamowy dizajn mieszał się w oczach ze sznurówkami na straganach i świecącymi witrynami. Młodzi żule, sta-rzy playboye, pachnący lajfstajlowcy i podgniłe żebracz-ki pędzili chodnikiem. Plastyczna rzeczywistość skupiła się w samym centrum miasta. Esencjonalne życie rozla-ło po ulicach, ścianach i dachach. Tramwajowa szyba stała się ekranem, na którym obserwowałem obrazki ła-twe do skrytykowania. Oczywiście nie jakoś krytykanc-ko. W pełni konstruktywnie! Znane recepty napływały mi do głowy jedna po drugiej. Tak bym troszkę poddu-sił, lekko ułożył i wyprostował. Trochę zmodernizował i unowocześnił, trochę uspołecznił i pokolorował.

Stan słusznej refleksji, nad brzydotą, aspołecznym charakterem miejsc w stolicy i brakiem wesołej prze-strzeni publicznej dla – co jak co – Europejczyków,

rys. Kuba Maria Mazurkiewicz rys. Kuba Maria Mazurkiewicz

Page 6: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

Być,nieByWAć—

Nie podpisuję się pod twierdzeniem, że język ar-tystyczny jest lepszym od innego, np. obywatelskiego czy potocznego. Może i jest modniejszy, bardziej sexy i szlachetny, ale nie zawsze celny i konieczny. Dla mnie sztuka stanowi narzędzie do komunikowania czegoś i tym samym podlega regułom komunikacji – jeśli nie ma się nic do powiedzenia, lepiej nie mówić. Tym sa-mym jest jednym z wielu elementów rzeczywistości składającej się także z dużej ilości innych sposobów wypowiedzi, artykulacji różnych problemów. Spycha-nie jednych w obszar nienormalności tylko dlatego, że nie wpisują się w model modnych kawiarni z książka-mi, rowerami i meblościanką albo bywaniem w mu-zeach czy galeriach jest tak naprawdę mentalnym niedorozwojem, nieumiejętnością poradzenia sobie z najprostszymi związkami i znaczeniami – uciekaniem od rzeczywistości w monotematyczną i niezajmującą już grę oferującą jedynie pozór wolności, ustawiony świat.

A jak to wygląda w świecie artystycznym? Zna-mienne są słowa Wilhelma Sasnala o sytuacji pod-czas dyskusji poświęconej nowemu numerowi Kry-tyki Politycznej:

O ile pamiętam pierwsza osoba z publiczności, za-częła od tego, jak właściwie ma zadać pytanie skoro cała rozmowa toczy się na poziomie niedostępnym dla przeciętnego człowieka1

No właśnie – „świat artystyczny”, a nie świat po pro-stu. Dodając do tego modną też wśród wielu twórców frazę „mam poglądy jako obywatel, jako artysta nie” otrzymujemy nie tyle ostre, stanowcze rozgraniczenie problemów artystycznych i społeczno-politycznych, lecz wspomnianą wcześniej kulawość w najprostszych spostrzeżeniach, chowanie się pod cieplutki, spokojny, zaśmierdły koc.

Jest jakiś strach przed nieskrępowanym otwar-ciem się na otoczenie, życie. Ci, co to czynią wca-le nie koncentrują się na wielkich ideach, palących problemach: niedoskonałościach kapitalizmu, ACTA czy wietnamskich biedakach pracujących za dolara dziennie w fabrykach z modnymi ciuchami – zerkają za to na blok lub budę z kebabem. Dobrym przykła-dem Wojciech Bąkowski, który mimo zdecydowanej niechęci oraz odżegnywania się od „sztuki publicy-stycznej”, a więc w jakiś sposób związanej z prze-strzenią publiczną tworzy prace – głównie piosenki

Do szkoły to raczej na rowerze, w kawiarni przy stoliku jak za komuny, a oburzać się na ACTA. Do kościoła w berecie, w niedzielę na obiad tłusty rosół i złość przed telewizorem lub Pałacem Prezydenckim. Dwie prowizoryczne postawy, dwa obrazy funkcjo-nowania w rzeczywistości, które swobodnie można ze sobą przeciwstawić – czy to w mediach czy w naj-zwyklejszej rozmowie. I jeden i drugi prawdziwy, sam doświadczam ich na co dzień. Różnica jest jakościowa: pierwszy uchodzi za coś naturalnego, spokojnego i faj-nego, natomiast drugi sam siebie ośmiesza, jest nudny i nieciekawy, a nawet szaleńczy. Wiadomo, kawiarnia fajniejsza niż bar mleczny. To bardzo błędny ogląd sy-tuacji czy rzeczywistości w ogóle. W tak zarysowanym modelu traktuje się ją nie jako zbiór różnorodnych lecz pojmowanych symetrycznie elementów, a jedynie ro-dzaj gry z mechanizmami, które dobrze jest znać – ina-czej game over.

Nazwałbym to jeśli nie ślepotą, to „przymykaniem oka” na świat. Nie w jakimś generalnym, abstrakcyj-nym zakresie, ale tym bliskim, obejmującym to biur-ko, ten blok, tych ludzi z tramwaju, artykuły z gazet lub portali publicystycznych. W rzeczywistość tak jak ją rozumiem wpisują się zarazem spite w sobotę mia-sto, filmiki z YouTube’a jak i telewizyjne wiadomo-ści i protesty polityczne. Wchodzi w to także ludzka mentalność, przemyśliwanie pewnych zdarzeń, wy-ciąganie wniosków i ich artykułowanie – nie tylko na poziomie kultury.

rys. Kuba Maria Mazurkiewiczrys. Kuba Maria Mazurkiewicz

Page 7: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

Któregoś razu jechałem Marszałkowską w zapcha-nym tramwaju i dumałem nad mijanymi miejscami. Brak świetlistego muzeum nowoczesności – świątyni współczesnej, wynagradza wiele wielkoformatowych kapliczek rozmieszczonych wokół. Ich płachty pokry-wają liczne ściany śródmiejskich budynków.

Przy metrze Świętokrzyska widzę wielki baner i dmuchaną reklamę. Dalej zaklejone Domy Towaro-we, opakowaną Rotundę i zasłonięty Universal. Znie-nawidzone plandeki i wielkoformatowe wydruki krzy-czące o pędzącym, za nami i przed nami, kapitalizmie. Porozrzucane jakby przypadkowo budynki zwiększają poziom irytacji, spowodowanej niemocą poradzenia sobie, z nieustanną chyba, przestrzenną transforma-cją – tą postmoderną totalną. Wiek XIX, socrealizm, modernizm i wiek XXI – wszystko skłębione wzdłuż szerokiej szosy przecinającej miasto.

OPRySkliWA żyCzliWOść

Janek Owczarekkwiecień 2012

trupiazupa.blogspot.com/2012/04/byc-nie-bywac.html

szeroko pojmowaną rzeczywistość, którą znakuje pozytywnie, przyjmując ją taką, jaką jest we wszyst-kich swych przejawach.

U Bąkowskiego rzeczywistość jest w pełnym wy-miarze, czuć ją, widać i słychać: czy to w słowach o rodowodzie z blokowiska, czy też brudnych, ana-logowych środkach wyrazu. Paradoksalnie artysta, który ucieka od obszaru społecznego, „zajmowania stanowiska”, jest bardziej „społeczny” niż niejeden z artystów deklarujących się artystą związanym z tą sferą. Sprawy społeczne, publiczne to fragment rze-czywistości, w której funkcjonujemy. Kto dostrzega jedynie jej wycinek – lajki na Facebooku, muzea, ga-

lerie, kino Muranów, kubek ze Starbucks’a – mental-nie tylko w niej bywa.

1. Sasnal. Przewodnik Krytyki Politycznej, Wydawnictwo Krytyki

Politycznej, Warszawa 2008.

Emocjonalna zaduma nad losem publicznej przestrze-ni narastała w mojej głowie w rytm stuku szyn. Rekla-mowy dizajn mieszał się w oczach ze sznurówkami na straganach i świecącymi witrynami. Młodzi żule, starzy playboye, pachnący lajfstajlowcy i podgniłe żebraczki pędzili chodnikiem. Plastyczna rzeczywistość skupiła się w samym centrum miasta. Esencjonalne życie rozlało po ulicach, ścianach i dachach. Tramwajowa szyba stała się ekranem, na którym obserwowałem obrazki łatwe do skrytykowania. Oczywiście nie jakoś krytykancko. W pełni konstruktywnie! Znane recepty napływały mi do głowy jedna po drugiej. Tak bym troszkę poddusił, lekko ułożył i wyprostował. Trochę zmodernizował i unowocześnił, trochę uspołecznił i pokolorował.

Stan słusznej refleksji, nad brzydotą, aspołecznym charakterem miejsc w stolicy i brakiem wesołej prze-strzeni publicznej dla – co jak co – Europejczyków,

Page 8: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

przerwał dyszący mi w plecy przypakowany facet. Mówi do telefonu: „Jadę zajebanym tramwajem – sa-mymi pewnie, kurwa, rdzennymi Warszawiakami!”. Żywe stwierdzenie stołecznego patrioty celnie trafiło w mętlik powoli powstający w mojej głowie. Otrzeź-wiło kolonizatorskie zapędy.

Kropla potu spłynęła po plecach. Nie wiem, czy z powodu tłoku. Może jednak jej przyczyną było przy-pomnienie sobie, że podobnie jak większość pasaże-rów, faktycznie nie jestem z Warszawy. Była to być może kropla obawy, albo, co pewniejsze, wstydliwej skruchy. W jednym momencie przed oczyma przesu-nęło mi się kilka obrazów mazowieckiej wsi, w której się wychowałem. Rozgrzana słońcem szosa obrośnięta trawami z obu stron. Mijane po drodze pstrokate dom-ki i „Dzień dobry!” do napotkanych mieszkańców. Nie-pewny przyjazd rowerem do sklepu otoczonego przez grupkę lokalsów. Pani w sklepie może nie tak miła, jak sprzedawca kawy w topowej kawiarni, albo orga-nizatorzy wesołego, letniego wydarzenia w publicznej przestrzeni. Mimo to jej opryskliwość wydaje się bliż-sza człowiekowi, niż sztuczna otwartość i sformatowa-na życzliwość w różnorodnych miejscach typu „pro”.

Zapewne podobne przeżycie bliskości, lokalności i bezpośredniego, żywego – nie zawsze super miłe-go i grzecznego – kontaktu, mają ludzie pochodzący z innych miejsc. Z blokowisk, centr dużych i małych miast, czy z każdego miejsca, które jest dla nich bliskie. Zrozumiałym wydaje się podskórne pragnienie popra-wy sytuacji życiowej, wyglądu otoczenia, w którym się przebywa i relacji między ludźmi. Jednak samo zwracanie uwagi na formę tego otoczenia, zewnętrzne przejawy stykania się ludzi, takie jak życzliwość przy niezobowiązującym spotkaniu, albo obawa przed ura-żeniem kogoś, na dłuższą metę powodują tylko nara-stanie nieporozumienia. Jeśli nie zwracamy uwagi na naprawdę poważne różnice w swoich przemyśleniach i wyobrażeniach, nawet tych dotyczących powsze-dnich spraw, nie uda się nam w pełni porozumieć, a tym samym zbudować publicznej przestrzeni.

Działania, które podejmowane są w celu zmo-dernizowania, czy uspołecznienia tejże przestrzeni ograniczają się zwykle do wizualnego przybliżania miejskiego otoczenia (bo też ograniczone jest to raczej do dużych miast). Robienia, z poszczególnych miejsc, czegoś na kształt domu, czegoś przyjaznego. Zapewne jest to, w pewnym stopniu, przydatne. Jednak najczę-ściej takie ulepszanie jedynie ukrywa najpoważniejszy problem – brak zaczepienia ludzi we własnej okolicy. We wsi, społeczności, mieście, kraju itd. Nie można poczuć się, jak w domu, w miejscu, które jedynie wy-gląda jak dom. Uda się to dopiero, kiedy będzie się my-ślało o nim, jak o domu.

Bycie u siebie to przenikliwe i wyrozumiałe zoba-czenie, jak wygląda okolica. Po pierwsze dogłębne zrozumienie zastanej sytuacji. Później podjęcie ciężkiej pracy przy oddolnej zmianie – zaczynając od siebie samego. Pozbywanie się klapek standardowych aspi-racji i gotowych wyobrażeń, nadbudowanych przez niepoważną łatwość zmian samych form. Istotą zmia-ny oddolnej jest otwarcie myślenia i nieskrępowane mówienie, o rzeczach ważnych dla każdego człowieka z osobna. Myślenia i mówienia przez każdego konkret-nego człowieka.

—Kuba Maria Mazurkiewicz

kwiecień 2012mazurkiewicz.gablotakrytyki.pl/1128

Page 9: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych
Page 10: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych
Page 11: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

Reklama rządzi w przestrzeni publicznej Warsza-wy. Bilbordy, llightboxy, banery, plandeki, ekrany, ba-lony, oprócz informowania i zachwalania produktów, uczą dziś wzorów stylu i zachowań, w które zachęcają się wpisywać. Reklama stała się dominującym w prze-strzeni publicznej nośnikiem współczesnej filozofii życia. Filozofii powierzchownej, w której dominuje konsumowanie, zabawa i aktualnie modny sposób by-cia. Towarzyszą tej sytuacji tożsamościowe kompleksy. Gdy spojrzymy na podawane nam jako wzory koloro-we kłamstwa, photoshopowe wizerunki, perfekcyjne nastroje, wieczną młodość, witalność, dostatek i bez-pieczeństwo i porównamy je z naszym codziennym życiem, powstaje wielka przepaść.

Sporadyczne instalacje, murale, wlepki, szablony, ozdobne napisy i masa nieczytelnych bazgrołów to wciąż słaba konkurencja dla całej rzeszy wielkofor-matowych nośników reklamowych i piętrzących się tablic przy trasach wylotowych. Pojawia się problem przekazu, który w wypadku reklamy jest zawsze wyraźny, a u opozycji rozmywa się często w este-tycznych formach. Ulica wymaga podejścia plaka-towego. Ze strony artystów brakuje konkretów. Ich działania w przestrzeni publicznej są często dalekie od rzeczywistego oddziaływania, ponieważ mental-nie wciąż pozostają w galeriach, a na interpretację ich wątłych komunikatów silą się przeważnie tylko

Jakiś czas temu czytałem artykuł dotyczący zani-kania barów mlecznych w Warszawie. Wiem, że wła-ściciele i klienci narzekają na realia rynkowe, które bezlitośnie wypierają sens istnienia tych miejsc. Wiem też, że zarówno starsi ludzie jak i studenci walczą, żeby uchronić je przed zniknięciem. Cała sprawa, mówiąc

krytycy. Brakuje otwarcia na zwykłego człowieka, prób wyzwolenia swojej sztuki z postrzegania jej w kontekście świata sztuki.

Wzywam do odebrania reklamie monopolu na ko-munikat wizualny w przestrzeni publicznej.Wzywam do współpracy artystycznych grup i śro-dowisk, mogącej być przeciwwagą dla wysokobu-dżetowych kampanii reklamowych.Wzywam do walki o autentyczne postrzeganie rze-czywistości, siebie i drugiego człowieka.

szczerze (i może brutalnie) jest dla mnie tak samo cie-kawa jak i obojętna. Powód jest prosty – rzadko kiedy korzystam z tego rodzaju usług. Podobne zaintereso-wanie wywarłby na mnie fakt likwidacji McDonal-dów, pomimo tego iż są to dwa z gruntu różne lokale gastronomiczne. Najzwyczajniej nie utożsamiam się z żadnym z nich.

Właśnie… tożsamość. Każdy z nas lubi przebywać w towarzystwie ludzi podobnych do siebie. Rozmowa z osobami o zbliżonych poglądach i sposobie zacho-wania pozwala nam się odnaleźć, pozbyć uczucia sa-motności, wzmocnić przekonanie, że nasza osobowość ma swoją rację bytu. Potrzebny nam jest ten punkt odniesienia, ponieważ w pewien sposób określa naszą

kOMunikACJA > DekORACJA

MieJSCetOżSAMOśCi

Łukasz Izertkwiecień 2012

izert.gablotakrytyki.pl/73

Zdjęcia na poprzednich stronach: Projekt HaM, który realizuję

w Podziemiach Centrum w Warszawie na lightboxach dzierżawio-

nych przez H&M to serie wlepek zaprojektowanych pod konkret-

ne miejsce na uprzednio sfotografowanej reklamie i drukowanych

na przezroczystej folii. HaM w założeniu uzupełnia stereotypowe

i sztuczne przedstawienia, nadając im nowe znaczenia bądź zbli-

żając do bardziej prawdopodobnej rzeczywistości.

Page 12: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

tożsamość w stosunku do ogromnej masy ludzi, z któ-rymi dzielimy przestrzeń. Dlatego wszelkie subkultu-ry, grupy zainteresowań, zrzeszenia, stowarzyszenia, fancluby itp. twory społeczne są tak atrakcyjne. Oczy-wiście ludzie oprócz abstrakcyjnej przestrzeni muszą posiadać także tą realną, czyli jakieś miejsce, gdzie się spotykają lub po prostu przebywają w swoim towa-rzystwie. Będą to analogicznie wszelkiego rodzaju klu-by, pracownie, a także teatry, kina, restauracje i… bary mleczne.

Łatwo można zauważyć, że miejsca spotkań od-powiednich grup mają swój specyficzny klimat. Wszyscy wiemy w jakich miejscach najlepiej nam się spędza czas, ponieważ odpowiada nam ich este-tyka, styl, wystrój, a także przekrój ludzi którzy tam przychodzą. Utożsamiamy się z pewnymi cechami, które można przypisać zarówno miejscom jak i kon-kretnym osobom. Bary mleczne również mają swoją tożsamość. Zapewniają ją m.in. „miłe” Panie z obsłu-gi, starsi ludzie przychodzący regularnie na obiady, oszczędni studenci i młodzi biznesmeni z okolicznych firm, a także piękna cerata na stole, tradycyjne polskie menu i atrakcyjne, dokładne co do grosza ceny. Bary mleczne przenoszą nas w przeszłość, utożsamiając to, co kojarzy nam się ze starą Warszawą. Są to miejsca zwykłe, naturalne i proste, w jak najlepszym znacze-niu tego słowa.

Trudno sobie jednak wyobrazić, żeby na przykład młoda, ambitna i nowoczesna specjalistka marketin-gu, pracująca w zagranicznej korporacji utożsamiała się z jakimkolwiek barem mlecznym. W świecie su-shi, zdrowej, ekologicznej (i drogiej) żywności, kub-ków kawy z Coffee Heaven i lodów z McDonalda zwykły kotlet z ziemniakami i surówką nie wygląda już tak atrakcyjnie. Zwłaszcza jeśli Pani z obsługi nie ma srebrnej tabliczki z imieniem, a zamiast pięknego uśmiechu może nam jedynie zaproponować oschłe „schabowy!”. No i to jedzenie wśród starszych osób, które przypominają o tym, że młodość się w końcu kończy… coś strasznego.

W naszym konsumpcyjnym świecie coraz więcej osób mniej lub bardziej świadomie tworzy swój wi-zerunek, traktując się jako towar, który trzeba odpo-wiednio zareklamować i sprzedać. Wiąże się to m.in.

z przebywaniem w modnych, eleganckich miejscach i w atrakcyjnym towarzystwie. Stołowanie się w ba-rach mlecznych byłoby dla takich ludzi złym PR’em, powodem do wstydu, dziadostwem, strzałem w kolano. Tych natomiast którzy się utożsamiają z takimi miejsca-mi i lubią z nich korzystać jest już coraz mniej.

Rozumiem w pewien sposób walkę o bary mlecz-ne, ale myślę, że ciężko wymagać od świata, żeby się zatrzymał i cofnął. Obecnie ludzie mogą korzystać w Warszawie z ofert dziesiątek restauracji, pizzerii, fast foodów, czy dietetycznego cateringu i to nie wycho-dząc z domu. Każdy z tych lokali, jeśli chce się utrzy-mać na rynku, musi aktywnie się reklamować, dbać o wystrój, wizerunek i miła obsługę. Bary mleczne są pozbawione całej tej marketingowej otoczki, i mimo iż kilka z nich cieszy się naprawdę duża popularnością i nie narzeka na brak klienteli, to możliwe, że za jakiś czas znikną wszystkie.

Myślę, że szansą na zachowanie tożsamości tych miejsc jest stworzenie czegoś nowego, co będzie do nich nawiązywać charakterem, ale przystosuje się do obecnych realiów. Moim zdaniem lokale typu 4/8/24, jak np. Bar Warszawa, są ciekawym przykładem tego jak można wykorzystać ten potencjał, a ich popular-ność wyznacznikiem ilości osób, które utożsamiają się z podobnym klimatem. Problemem mogą być nato-miast ceny, które dla wielu osób korzystających z ba-rów mlecznych będą już za wysokie.

Walczącym życzę zatem powodzenia, a na koniec chciałbym pozostawić luźną refleksję – czy jesteśmy w stanie stworzyć lokale o tak mocnej tożsamości, żeby przetrwały swoje czasy i żeby ktoś chciał o nie kiedyś walczyć? Czy może w świecie budek z keba-bami i cheeseburgerów po 4 złote nie ma już takiej potrzeby?

—Michał Zając

kwiecień 2012teksty.gablotakrytyki.pl/406

Page 13: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych

Zeszyt 5 wydany przez Pracownię Struktur Mentalnychkwiecień 2012, Warszawa

Redakcja:Kuba Maria Mazurkiewicz ([email protected])Łukasz Izert ([email protected])

Współpraca:Janek Owczarek, Michał Zając,Gablota Krytyki (www.GablotaKrytyki.pl)

Opracowanie graficzne, skład i łamanie:Kuba Maria Mazurkiewicz

Oprawa:Michalina Dąbrowska i Łukasz Izert

Wydanie 1

Nakład:100 egzemplarzy

Tekst główny złożono krojem Antykwa Półtawskiego 10 pt (www.jmn.pl)

Page 14: Zeszyt 5  Pracowni Struktur Mentalnych