Wolf People - Jak meloman z melomanem – rozmowa z Jackiem Sharpem

3
Wolf People wywiad z Jackiem Sharpem

description

Dziwnym trafem na tegorocznym Ino-Rock Festivalu zespół o najniższej średniej wieku będzie grał najbardziej zakorzenioną w rockowej tradycji muzykę. Wolf People, bo o nich mowa, mają do wskrzeszania magicznych dźwięków przełomu lat 60tych i 70tych solidne przygotowanie teoretyczne, o czym opowiedział mi lider zespołu, wokalista i gitarzysta Jack Sharp. A że Jack ma to samo hobby co ja – pod koniec rozmowy role wywiadowcy i przepytywanego zamieniły się.

Transcript of Wolf People - Jak meloman z melomanem – rozmowa z Jackiem Sharpem

Page 1: Wolf People - Jak meloman z melomanem – rozmowa z Jackiem Sharpem

Wolf Peoplewywiad z Jackiem Sharpem

Page 2: Wolf People - Jak meloman z melomanem – rozmowa z Jackiem Sharpem

wywiady 2011

2 ProgRock.org.pl

Jak meloman z melomanem

Dziwnym trafem na tegorocznym Ino-Rock Festivalu zespół o najniższej średniej wieku będzie grał najbardziej zakorzenioną w rockowej trady-cji muzykę. Wolf People, bo o nich mowa, mają do wskrzeszania ma-gicznych dźwięków przełomu lat 60tych i 70tych solidne przygotowanie teoretyczne, o czym opowiedział mi lider zespołu, wokalista i gitarzysta Jack Sharp. A że Jack ma to samo hobby co ja – pod koniec rozmowy role wywiadowcy i przepytywanego zamieniły się.

Steeple to wspaniały powrót do złotych lat rocka. Czemu wolicie starsze brzmie-nia?

Jack Sharp: Nie wiem, od dawna zbieramy płyty, zwłaszcza ja i Tom (Watt, perkusista – przyp. PT). Uważam, że gitary i bębny brzmia-ły wtedy lepiej, były lepiej nagrywane. To była złota era nagrywania, wszystko brzmiało wy-starczająco wyraźnie, ale nie aż tak klinicznie, czyściutko. Fajnie jest słyszeć brudne, ekscytu-jące rzeczy.

Nie lubisz współczesnego, soundu osią-ganego na komputerach?

My też ich używamy. Zawsze nagrywałem na komputer samodzielnie tworzone utwory. Jeśli chce się uzyskać bardziej przybrudzone brzmie-

nie dobrze jest nagrać całość na taśmę i dopiero potem przenieść to do komputera, można też użyć starych wzmacniaczy. Używamy brzmień, jakie lubimy. Niekoniecznie po to, by brzmieć retro.

A co było najpierw – gra na instrumen-tach czy zbieranie płyt?

Technicznie rzecz biorąc – zaczęło się od grania. Tom i ja dorastaliśmy razem, od mniej więcej trzynastego-czternastego roku życia graliśmy w kapelach indierockowych. Robiliśmy to przez parę lat, aż do osiemnastki. Wtedy spodobała nam się muzyka oparta na samplach: hip-hop, DJ Shadow, tego typu klimaty. Przestałem grać na gitarze, zacząłem zbierać albumy, żeby two-rzyć beaty. Najpierw więc graliśmy, potem było zbieranie płyt na sample, potem zaś wróciliśmy

do instrumentów. Poznaliśmy dzięki temu sta-ry jazz, prog, rock, funk, soul – wszystko ( jakież dziwne drogi wiodą ku nawróceniu – przyp. PT).

Nawet okładka Steeple wygląda sta-roświecko, jak z czasów psychodelik. Zwłaszcza ta żywa czerwień. Czy to też sygnał dla słuchaczy?

Uważam, że nasze upodobanie do dawnych brzmień bierze się z chęci robienia wszystkiego ręcznie. Dziś bardzo się polega na komputero-wych rozwiązaniach, bo są prostsze. Kiedy na-grywaliśmy płytę, chciałem żeby wszystko było robione ręcznie – nagrywanie gitary, basu… Jak najmniej obróbki cyfrowej. Tak samo było z okładką. W zamierzeniu nie miała być retro, po prostu miała zostać stworzona bez techniki cyfrowej. Została tak dokończona, ale general-nie to rękodzieło. Podobny proces mógł mieć miejsce sto lat temu. Użyto w nim farby, szkła, pisaku i kamyków.W Silbury Sun słyszę echa muzyki indyj-skiej, psychodelii.

Nie było to bezpośrednie nawiązanie. Chyba ża-den z nas nie słucha muzyki z Indii. To brzmie-nie gitary, podobne trochę do sitaru, wynikło prawdopodobnie z osłuchania się w starej psy-chodelii, w której używano wschodnich skal.

W Morning Born zbliżacie się do sty-lu Traffic. Nawet Ty śpiewasz jak Steve Winwood.

Dzięki, to wielki komplement. To pewnie dla-tego, że bardzo lubię Traffic i głos Winwooda. Zawsze starałem się używać własnego głosu – takiego, jakim zostałem obdarowany. To podo-bieństwo może wynikać ze wspólnych doświad-

Page 3: Wolf People - Jak meloman z melomanem – rozmowa z Jackiem Sharpem

wywiady 2011

3ProgRock.org.pl

czeń. Winwood śpiewał jak Anglik będący pod wyraźnym wpływem amerykańskiego soulu. To samo mogę powiedzieć o sobie.

A zgodziłbyś się, że w Cromlech poszli-ście w cięższy acid rock, w stylu Vanilla Fudge?

Tak, Vanilla Fudge też lubię. Cromlech był cał-kowicie zaimprowizowany, nie planowaliśmy jak ma zabrzmieć, tak nam po prostu wyszło. Nagrywanie Morning Born zajęło nam dwa dni, sporo się namęczyliśmy żeby utwór przyjął zamierzony kształt. Kiedy ukończyliśmy to wła-ściwe podejście, to które słyszysz na płycie, Joe (Hollick, gitarzysta – przyp. PT) zaczął napraw-dę głośno grać. Reszta zespołu za nim podążyła. Gitary ewidentnie zawdzięczają tu dużo amery-kańskiej psychodelii.

W Banks Of Sweet Dundee jest sporo fol-ku, zwłaszcza w linii wokalnej – to jakby psychodeliczne Scarborough Fair Simo-na i Garfunkela.

Zawsze słuchałem mnóstwo folku, moja mama dużo go słuchała i śpiewała mi folkowe piosenki. Podobnie Joe, jego rodzice byli zaangażowani w restauracje rodzimego folku, mieli mnóstwo płyt i śpiewali te pieśni w domu. Mniej więcej siedem lat temu zacząłem tę muzykę ponownie odkrywać. Wcześniej nie poświęcałem folkowi uwagi, ale wtedy bardzo się wciągnąłem i za-cząłem słuchać takich wykonawców jak Sandy Collins, Fairport Convention, Nick Jones… Fol-krockowe piosenki, zwłaszcza ballady, są bliskie naszym sercom i postanowiliśmy zmierzyć się z tą formułą. Chciałem stworzyć coś w stylu Fa-irport Convention czy Pentagle.

Nie uważasz albumu Tidings za pełno-prawne wydawnictwo Wolf People, ale to jednak część Waszej historii. Choć te piosenki napisałes jeszcze sam, wykonu-jecie je dziś wspólnie na koncertach.

Tak, stworzyłem te utwory bardzo dawno temu, ale moim zdaniem były bardzo ważne w kształ-towaniu się stylu zespołu, jego kierunku. Wciąż gramy część z nich i brzmią bardzo w stylu Wolf People. Na koncertach dobrze się łączą z kawał-kami ze Steeple.

Gdybyś żył czterdzieści-pięćdziesiąt lat temu wolałbyś prowadzić własny zespół, tak jak teraz, czy raczej dołączyć do ja-kiegoś sławnego składu z epoki?

(Śmiech) Lubię robić to co robię żyjąc w teraź-niejszości. Dawniej nie było wszystkich udogod-nień, które mamy dziś. Przede wszystkim In-ternet. Kiedyś musielibyśmy zupełnie inaczej, znacznie ciężej pracować by osiągnąć popular-ność taką jak obecnie. A wracając do twojego pytania – chciałbym być członkiem Fleetowood Mac z Peterem Greenem w składzie. Wtedy był to najwspanialszy bluesowy zespół na świecie. W grze Greena było tyle romantyzmu. To póź-niejsze Fleetwood Mac to zupełnie inny zespół. Wolę to wczesne bluesowe, z Peterem.

Byłem olśniony blogiem, który prowa-dzicie na swojej stronie. Pełno tam sta-rych piosenek, utworów zapomnianych grup. Nie tylko sami wskrzeszacie dawne brzmienia, ale też zwracacie uwagę fa-nów na wspaniałości sprzed lat.

To nasza pasja, zwłaszcza naszego perkusisty, który uwielbia stare skandynawskie zespoły. Wszyscy kochamy takie granie, mamy wielu przyjaciół którzy interesują się starym rockiem, dzielimy się nawzajem wiedzą. Nie twierdzimy, że pozjadaliśmy w tej dziedzinie wszystkie ro-zumy. A to, że staliśmy się popularniejsi, daje nam okazję zainteresowania większej ilości lu-dzi muzyką, której wcześniej nie znali.

Nie uważasz, że stare granie obecnie po-wraca? Coraz więcej kapel bazuje na roz-wiązaniach z przeszłości.

Prawdę mówiąc byliśmy tak zajęci, że nie sprawdziliśmy. Powiesz mi?

Polacy z Lebowski łączą progres i mu-zykę filmową. Będą też progmetalowcy z Pain Of Salvation i Brendan Perry, filar Dead Can Dance.Podoba Ci się takie to-warzystwo?

Na pewno będzie fajnie, sprawdzimy wszystkich tych wykonawców przed przyjazdem. Prawdę mówiąc w polskiej psychodelii i Merseybeacie mamy zaległości. Bardzo lubię Breakout. Znasz ich?

Uwielbiam, mam wszystkie płyty! A słu-chałeś solowych płyt ich lidera, Tadeusza Nalepy? Nagrał ich całą masę!

Trudne nazwisko. To też nie wiem czy dobrze wymówię: Czerwone Gitary (prawie bezbłędnie – przyp. PT)?

W zasadzie bohaterowie narodowi, od-nieśli ze swoim rock and rollem wielki sukces.

Naprawdę spodobały mi się te próbki polskiego rocka, które słyszałem. Przy okazji przyjazdu może coś sobie kupię.

To może w Inowrocławiu przyniosę Ci kil- ka płyt za kulisy?

Jasne! Wielkie dzięki!

rozmawiał: Paweł Tryba

Dla mnie to przejaw chęci upraszczania wszyst-kiego i zwykłego grania zamiast bawienia się w studyjne sztuczki. Jako zespół chcemy grać muzykę bez pomocy technologii, osiągnąć szczyt możliwości grającego razem czterooso-bowego składu.

Widziałem na Waszym blogu filmik, na którym gracie Cotton Strand gdzieś na ulicy w Niemczech. To spontaniczny od-ruch czy jakaś zorganizowana akcja?

Przyjechaliśmy wtedy na koncert wcześniej, trochę czekaliśmy i organizator powiedział nam, że skoro i tak zagramy show to może przy okazji wyszlibyśmy na plac przed halą i zagrali dla przechodniów. Z początku mieliśmy opory czy pomysł w ogóle wypali, ale okazało się, że wszyscy ci jedzący i pijacy na placu ludzie są na-prawdę przyjaźni i podoba im się muzyka. Moż-na powiedzieć, że był to spontan, nie mieliśmy tego wcześniej w planie.

We wrześniu zagracie w Polsce na Ino--Rock Festival. Wiesz z kim będziecie dzielić scenę?

Uważam, że nasze upodobanie do dawnych brzmień bierze się z chęci robienia wszystkiego ręcznie. Dziś bardzo się po-

lega na komputerowych rozwiązaniach, bo są prostsze. Kiedy nagrywaliśmy płytę, chciałem żeby wszystko było robione

ręcznie – nagrywanie gitary, basu… Jak najmniej obróbki cy-frowej.