Wolf-Dieter Storl - Naturalne Leczenie Boreliozy

266
NATURALNE LECZENIE

Transcript of Wolf-Dieter Storl - Naturalne Leczenie Boreliozy

NATURALNE LECZENIE

Wolf-Dieter Storl Naturalne leczenie boreliozy

W oddechu znajdziesz dwa łaski rodzaje,Gdy tchu zaczerpujesz i gdy go oddajesz,Ów napiera, ten chłodu odświeża strumieniem, Tak cudownym być może życie połączeniem. Kiedy cię przyciska, ty Boga wychwalaj I dziękuj mu wtedy, kiedy cię wyzwala.

Johann Wolfgang Goethe

Wolf-Dieter Storl

NaturalneleczenieboreliozyWiedza etnomedyczna,terapia holistyczna i zabiegi praktyczne

Przełożyła Agata Janiszew ska

purana

WROCŁAW 2012

InformacjaZawarte w niniejszej książce informacje zostały przedstawione według najlepszej wiedzy i sumienia oraz zweryfikowane z najwyższą możliwą starannością. Ponieważ nie mogą one zastąpić porady kompetentnego fachowca, lecz tylko ją uzupełniają zaleca się w każdym przypadku zwrócenie się do zaufanego lekarza bądź bioterapeuty. Autor i wydawnictwo nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za szkody wynikające z niewłaściwego wykorzystania przedstawionych tu informacji.

Tytuł oryginałuWolf-Dieter Storl, Borreliose natiirlich heilen © 2007 AT Verlag, Baden und Miinchen

RedakcjaMałgorzata Grochocka

Opracowanie typograficzne Alicja M. Lewińska

Fotografia na okładce: Biopix (kleszcz); Nikolaus Schwenn. Siegsdorf (Karde) Litografie: Vogt-Schild Druck, Derendingen

Copyright © for the Polish edition by PURANA 2012

ISBN 978-83-60170-41-0

Wydawnictwo PURANAul. Agrestowa 1155-330 Lutyniatel.: 71/3592701, 603 402 482e-mail: [email protected]

SPIS TREŚCI

9 Przedmowa: upadek z wysokiego konia9 Medycyna etniczna

16 Przewodnictwo duchowe nie zawsze jest przyjemne

23 Spotkanie z demonem25 Koniec ery antybiotyków33 Zbiorowa dusza bakterii

39 Mały stawonóg napędza światu stracha40 Złoczyńca43 Choroby przenoszone przez kleszcze46 Naturalne środki w przypadku podejrzenia o FSME47 Ukąszenie p rzez kleszcza - środki ostrożności48 Inne możliwości zakażenia49 Krętki boreliozy

55 Nowa zaraza57 Dlaczego wyniki testów nie są miarodajne60 Stadia choroby61 Skąd się nagle wzięła borelioza?65 Samy i myszy: czynniki ekologiczne69 Choroba-alibi?71 Niezbędna notka na temat polio

75 Strach przed przyrodą75 Im bardziej odległa jest natura, tym wydaje się groźniejsza77 Am brozja bylicolistna79 Modne choroby

85 Środki medycyny naturalnej85 Doksycyklinci8 6 Dostatecznie dużo snu8 8 Świeże powietrze i promienie słońca91 Ruch fizyczny92 Chłonka94 Rozsądne odżywianie się96 Rodzime zioła wzmacniające odporność

98 Radość życia, sens życia99 Urlop: czas na zadumę

103 Doktor z krwi i kości104 Misja: uzdrowiciel107 Leczenie boreliozy przez Ortha107 M ultiplasan110 Liv-52113 Trucizna dla nerwów i tłuste szczątki bakterii

121 Na każdą chorobę jest jakieś ziele122 Szukajcie, a znajdziecie 126 Sarnia kiła130 Przygotowanie nalewki ze szczeci (wg M atthew Wooda)131 Rytuały dewy szczeci134 Autoeksperymenty ze szczecią

139 Uzdrawiająca roślinna dewa: szczeć140 Inne nazwy szczeci141 Przynależność gatunkowa142 Cechy botaniczne szczeci143 Sygnatura145 Substancje czynne145 D la fachow ców : substancje czynne chińskiej szczeci146 Przynależność planetarna147 Tradycyjne wskazania do leczenia 150 Sposoby przyrządzania152 Dawkowanie153 Czas zażywania153 Czas zbiorów154 Błogosławieństwo przodków

159 Środki terapeutyczne wspomagające leczenie szczecią

160 Terapia przegrzaniem168 Właściwe odżywianie się podczas kuracji171 Rozsądna zmiana stylu życia172 Doświadczenia z kuracji szczecią 174 Reakcja Jarischa-H erxheimera 176 Trądycyj na kuracj a korzenna

179 Inne koncepcje bioterapetyczne leczenia boreliozy179 „Droga borelli” R. Mullera180 Metoda Klinghardta 182 Yilcacora182 Terapia Clark183 Terapia S/C: sól i witamina C184 Fitoterapia boreliozy metodą Stephena H. Buhnera 190 Rdestowiec ostrokończysty194 Inne leki na boreliozę

197 Hahnemann i miazma syfilityczna198 Siła życiowa i teoria miazm 203 Merkury i nowy syfilis 209 Cud słowa211 Leki homeopatyczne w leczeniu boreliozy

213 Klątwa boga słońca213 Pod złą gwiazdą217 Święte drzewo czy rtęć?218 Gwajakowiec220 Narodziny antybiozy chemicznej223 Przełom kulturowy spowodowany przez krętki225 King s Grace Oyntement226 Zmiana paradygmatu 232 Powrót ziół

237 Aneks237 Rośliny działające na chłonkę i śledzionę238 Występujące u nas rośliny wzmacniające odporność 244 Zioła napotne i odtruwające244 Zioła odtruwające i oczyszczające chłonkę246 Indiańskie zioła na syfilis

251 Bibliografia

PRZEDMOWA: UPADEK Z WYSOKIEGO KONIA

W książce jest mowa o nowej endemicznej chorobie, która zdaje się stopniowo przybierać rozmiary epidemii: o boreliozie.

Borelioza jest modna. Mnożą się publikacje na jej temat. Najczę­ściej są to rozprawy medyczne, analizy zgodne ze współczesną kul­turową konstrukcją rzeczywistości, niewykraczające poza naukowe ramy obiektywizmu. Pokazuje się wektory - ukąszenie kleszcza i następujące po nim zakażenie bakteriami Borrelia, stawia się dia­gnozę, a na koniec oferuje akceptowane z punktu widzenia nauki rozwiązanie. Są nim antybiotyki. Niestety, owe cudowne środki na boreliozę niemal nie działają. Te sprytne bakterie umieją sobie ra­dzić z naszą najgroźniejszą bronią, antybiotykami. A może te drobne żyjątka wcale nie są tak nieinteligentne i prymitywne jak myślimy?

Tam, gdzie pomaga niewiele, tam może pomóc więcej. Hasło brzmi: wzmocnienie oddziałów. Jeszcze większe ilości i jeszcze dłuższe stosowanie bakteriobójczych substancji zdaje się jedynym rozwiązaniem, jakie przychodzi do głowy klasycznej medycynie. Ciężko jej przyznać, że borelioza może być kolejnym znakiem tego, iż dotarliśmy do kresu epoki antybiotyków. Także medycyna kom­plementarna ma trudności z zajęciem stanowiska. Niczym Sancho Pansa wlecze się na swym „alternatywnym” ośle za dumnym na- ukowo-medycznym Don Kichotem. Kierunek jest ten sam. W sa­kwach wiezie oszałamiające ilości „naturalnych” środków. Ale oba punkty widzenia: medycyny klasycznej i medycyny alternatywnej, nie mogą się uwolnić od oficjalnie usankcjonowanego naukowego obrazu świata. Ta sytuacja to doskonała pożywka dla szarlatanów i oszustów oferujących wszelkiego rodzaju cudowne środki. Naj­wyższy czas, by nastąpił prawdziwy przełom.

Medycyna etniczna

Etnolodzy i antropolodzy kultury m ają świadomość, że istnieją również inne modele wyjaśniające choroby i inne metody leczenia niż te, które oferuje klasyczna medycyna, zwana obecnie biome­dycyną. Długi czas nikt nie wątpił w to, że nowoczesna zachód-

9

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

nia medycyna klasyczna w swej metodologii jest „obiektywna”, wolna od metafizyki, niepodważalna i w sposób niepozostawia- jący wątpliwości udowodniona naukowo (Pfleiderer 1995: 45). W przeciwieństwie do niej metody leczenia ludów spoza zachod­niej Europy - „plemion tradycyjnych”, „aborygenów”, „dzikich” - były postrzegane jako oparte na zabobonie, niemożliwe do udo­wodnienia w sposób empiryczno-naukowy i naznaczone irracjo­nalnymi wyobrażeniami i działaniami. Przy bliższym przyjrzeniu się pogląd ten okazuje się jednak etnocentrycznym uprzedzeniem, kulturową pychą karmioną niewiedzą. Prowadzący badania tere­nowe etnolodzy wielokrotnie udowadniali, że nie tylko lekarze spoza zachodnich kręgów kulturowych - tradycyjni uzdrawiacze chińscy lub hinduscy terapeuci ajurwedyjscy - pracują skutecznie, stosując metody niezrozumiałe w zachodnim pojęciu, lecz także zielarki, indiańscy szamani, tańczący i bijący w bębny afrykańscy czarownicy, warzący trujące napary i zaklinający duchy przodków, południowoamerykańscy curanderos eksperymentujący z roślina­mi zmieniającymi świadomość, ekstatyczni syberyjscy szamani i inni uzdrowiciele „ludów niepiśmiennych” mogą się pochwalić znaczącymi sukcesami w leczeniu. Obecnie uznaje jc także Świa­towa Organizacja Zdrowia (WHO) oraz UNESCO. Już w 1976 roku UNESCO doceniła istotną rolę, jaką tradycyjni uzdrawiacze odgrywają w profilaktyce medycznej obejmującej ponad połowę ludności Ziemi (Foster/Johnson 2006: 10). Podczas konferen­cji w Ałma Acie (Kazachstan, 1978) WHO opowiedziała się za wzrostem znaczenia medycyny tradycyjnej i zintegrowaniem jej ze współczesną medycyną (Heinrich 2001: 2).

Z punktu widzenia etnomedycyny nauka uniwersytecka nie jest bowiem w zakresie leczenia i medycyny ostatnią instancją. Nie ma monopolu na słuszność, lecz stanowi tylko jeden z wielu punktów widzenia. Także ona podlega wpływom kultury, jest konstruktem kulturowym, produktem określonych procesów historycznych i spo­łecznych. Nasze badania medyczne nie „odkrywają” określonych, istniejących obiektywnie faktów, lecz „produkują” owe fakty w wy­niku interakcji między badaczem i przedmiotem. Medycyna klasycz­na nieświadomie opiera się a priori na podstawowych definicyjnych założeniach, które same nie podlegają sprawdzeniu.

10

Zaliczają się do nich na przykład:• Zestawianie sprzeczności: natura kontra kultura, ciało kontra duch, jednostka kontra społeczeństwo, pasja (uczucia) kontra roz­sądek, zdrowie kontra choroba, naturalny kontra nadprzyrodzony, obiektywny kontra subiektywny.• Założenie, że posługując się logiką i metodami naukowymi, moż­na zrozumieć procesy naturalne, takie jak przebieg choroby lub zdrowienia.• Założenie, że za pomocą metod technologicznych można zmani­pulować świat naturalny i nad nim zapanować, również nad ciałem. Kryje się za tym współczesne podejście, zgodnie z którym człowiek jest właściwie maszyną - choć jest to inteligentna biomaszyna wy­posażona w sieć cybernetyczną ze swego rodzaju komputerem jako mózgiem, na którego twardym dysku zapamiętywane są dane.

Do takiej wizji pasują także powiedzenia w rodzaju: „skończyła mu się energia”, „być wyczerpanym” czy „wykończonym”, „roz­ładowane akumulatory”, „zepsuła się pompa”, „rury się zatkały”.

11

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

Szamańscy uzdrowiciele

Bioniczne humanoidy, jak Terminator grany przez Arnolda Schwar- zeneggera, są tak samo częścią tego obrazu świata jak pomysł, że osoby ze stwierdzoną śmiercią mózgową albo klony mogłyby słu­żyć jako magazyny części zamiennych oraz że nerki i wątroby moż­na wymieniać tak samo jak gaźnik czy świece w samochodzie.• Założenie, że wiara w duchy przodków i sprawy nadprzyrodzo­ne jest zbędna i powinna zostać zarzucona, jeśli chcemy zrozumieć przebieg choroby.

„Jakiego ciała potrzebuje społeczeństwo, państwo?” - pyta fran­cuski filozof Michel Foucault. Za jego pytaniem kryje się stwierdze­nie, iż ciało nie jest czymś, co zostało po prostu biologicznie zapro­gramowane. Jest ono - podobnie jak leki, nazwy chorób, diagnozy i przebieg terapii - tworem kultury. Dotyczy to także pojmowania ciała przez medycynę uniwersytecką która od czasów oświecenia oddzielała ciało fizyczne od duszy i traktowała je jako mechanizm. Dopiero w XX wieku spróbowano, w ramach psychiatrii i psycho- somatyki, z powrotem zakleić pęknięcie między ciałem i duszą. Ale i w tych dziedzinach poszukuje się wciąż jeszcze „rzeczywistych”, to znaczy materialnych, organicznych przyczyn, przede wszystkim w mózgowej przemianie materii.

Istnieje tak wiele modeli ciała, jak wiele jest sposobów leczenia. Tradycyjne ludy nie wyobrażają sobie ciała, wnętrza organizmu i funkcjonowania narządów w sposób mechaniczny. Nie redukują również „rzeczywistości” do tego, co da się zmierzyć i zważyć. Nie znaczy to, że starannie i uważnie nie obserwują. Często postrzegają zjawiska naturalne dokładniej niż my (Levi-Strauss 1977: rozdz. I). Ale z góry nie wykluczają aspektów energetycznych, duchowych i umysłowych jako „nierealnych” bądź „subiektywnych”. Swój model myślenia czerpią nie z komputera czy mechanizmu zegaro­wego, lecz z krajobrazu, klimatu, rytmu pór roku czy ruchu planet. Analogicznie do zmian pór roku, zgodnie z rytmem natury rozu­m ieją co dzieje się w ludzkim mikrokosmosie. Wielka przyroda, makrokosmos, sama w sobie jest oddychającym, żywym ciałem. To „Matka Ziemia”, „Pra-Olbrzym” czy też pierwotna, pozbawio­na płci istota, która sama złożyła się w ofierze i stała się stworze­niem. Ma tak jak my kości (formacje skalne), żyły i tętnice (rze­ki, jeziora), serce (słońce), mózg (księżyc), skórę (ziemia), włosy (lasy, trawy), waginę (źródła, mokradła), piersi, kończyny, oddech (wiatr) i tak dalej. Dla większości współczesnych ludzi metafora ta

12

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

Drewno przechodzi\ \ przez Ziemia

Woda Metal

powodujekondensację

wody

13

Model chiński: jin-jang i pięć elementów

jest mocno naiwna i prymitywna. Ale o tym, że takie metafory uła­twiają myślenie i pomagają zbudować sensowne związki, świad­czy na przykład tradycyjna medycyna chińska. Kręgi funkcjonalne i fazy przemiany łączą ze sobą pięć elementów, pięć pór roku, pięć smaków, pięć nastrojów duszy i pięć części ciała: drewno (wątroba, żółć, gniew, wiosna) płonie ogniem; ogień (serce, radość, lato) sta­je się ziemią lub popiołem; ziemia (śledziona, zmartwienie, późne lato) zmienia się w metal; metal (płuca, smutek, jesień) topi się i przybiera postać płynną (woda); woda (nerki, bojaźń, zima) z ko­lei żywi drewno.

Podobnym schematem posługiwali się uzdrowiciele w starożyt­nej Grecji. Cztery pory roku z czterema rozmaitymi stopniami upału i wilgotności odpowiadają czterem sokom życia (krew, żółć, czarna żółć, śluz), czterem elementom, czterem porom dnia, czterem fazom życia, czterem typom osobowości i innym zjawiskom. Posługując się tą m etaforą leczono przez ponad tysiąc lat, aż do schyłku rene­sansu.

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

Schemathumoralno--patologiczny

Boliwijscy Indianie Qollahuya przyrównują ciało do góry, z gło­w ą sercem (wioską), żołądkiem, wnętrznościami, piersiami, stopa­mi i tak dalej. Źródła i strumienie to jego krew, zmieniające się pory roku to rytm życia. Wyrąb i wydobycie narażają na niebezpieczeń­stwo jego zdrowie; trzęsienia ziemi, osuwiska, nagłe powodzie to choroby. Ludzkie patologie leczy się, odprawiając rytuały na cześć świętej góry w pobliżu wioski (Loc/Scheper-Houghes 1996: 57).

Starożytni Egipcjanie porównywali ludzkie ciało do zielonej doliny Nilu, otoczonej pylistą pustynią. Życiodajny Nil, nanosząc żyzną glebę, pobudzając wegetację i odprowadzając zgniłą zainfe­kowaną wodę w kanałach nawadniających, był przyrównywany do układu trawienia, sięgającego od ust do ujścia jelita grubego. Należy wprowadzić równowagę między suszą spiętrzeniami wody, zmia­nami, zaburzeniami i blokadą kanałów. Dlatego w egipskiej sztuce medycznej ważną rolę odgrywały przede wszystkim środki prze­czyszczające i wymiotne, lewatywy i upuszczanie krwi.

W Indiach za wzorzec posłużyły trzy charakterystyczne pory roku: czyż człowiek nie przeżywa stanów gorąca (pitta), przypomi­nających gorący, suchy i pylisty okres przedmonsunowy? Czyż nie doznaje stanów wilgotnych, gorących, śluzowatych, zaraźliwych (,kapha), podobnych do pory monsunowej, i chłodnych, wietrznych (waja/wata), jakich doświadczamy w przyrodzie późną jesienią (Storl 2004a: 30)?

14

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

U niektórych ludów, także europejskich ery przedchrześcijań­skiej, przedstawiano ciało jako dom: ciepły piec pośrodku, paleni­sko - to było serce; znajdująca się w tym samym budynku stajnia ze wszystkimi zwierzętami stanowiła podbrzusze. Zgodnie z tą wizją choroba była nieczystością niedostatkiem paszy lub drewna albo niepożądaną wizytą (duchów, demonów).

W średniowieczu, a przede wszystkim w okresie renesansu, ludzkie ciało zostało włączone w kosmiczno-astrologiczno-energe- tyczną sieć relacji. Uważano je za mikrokosmiczne odbicie całego wszechświata. Znajdowały się w nim wszystkie znaki zodiaku, od sił Barana w głowie aż po siły Ryb w stopach. Planety panowały nad narządami i samopoczuciem; energetyczne tory planet przeci­nały całe ciało. Lekarz musiał być astrologiem, musiał wiedzieć, ja ­kie planety skutecznie oddziałują na narządy oraz na lecznicze zioła i jak należy je ze sobą łączyć.

W tradycyjnej Afryce człowiek i jego ciało są częścią życia społecznego. Choroba nie ogranicza się do jednostki. Choroby są spowodowane napięciami w obrębie plemienia czy w sąsiedztwie, łamaniem tabu, obrazą przodków itp. Zawiść, nienawiść, złe my­śli zakłócają harmonię społeczną i są uznawane za czary. Diagno­za choroby oznacza znalezienie źródła zaburzeń, to zaś nie wynika z zakłóceń funkcjonowania organizmu czy bakterii, lecz z zaburzeń stosunków międzyludzkich. Rytuałem leczniczym obejmuje się społeczeństwo, całą wioskę.

Koziorożec Strzelec___ X*

Ryby X

Wschód i

Baran

Bliźnięta I #RakLudzki embrion w Zodiaku

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

15

Kolejne przykłady mogłyby wypełnić całą książkę. Ale wystar­czy. Nas interesuje to, iż każdy system medyczny, każdy model my­ślenia ma swoją ważność i może wykazać skuteczne uzdrowienia. Dlatego w tej książce nie będziemy się ograniczać do ortodoksyj­nych badań i tworów biomedycznych, lecz uwzględnimy także źró­dła etnomedyczne i etnobotaniczne.

Przewodnictwo duchowe nie zawsze jest przyjemne

Książka ta nie została napisana z próżnego pędu do wiedzy czy naukowej ciekawości, lecz w związku z niebezpieczną sytuacją zdrowotną, która miała miejsce, kiedy sam zostałem zaatakowany przez boreliozę. Jest to więc książka bardzo osobista, opisująca dłu­g ą pełną przygód drogę, która doprowadziła mnie do znalezienia właściwego leku i odpowiedniej dla mnie metody leczenia. Na tej drodze przydało mi się to, czego jako etnolog mogłem się nauczyć od rozmaitych ludów. Jednocześnie mogłem czerpać z przekazy­wanej od wieków wiedzy i doświadczenia zachodniego zielarstwa. Od czejeńskich uzdrowicieli, hinduskich lekarzy i starego górnika Arthura Hermesa nauczyłem się ufać swej intuicji. Nauczyłem się, że znamy swoje ciało lepiej, niż chciałby to uznać nasz lękliwy ro­zum. Dusza w akcie medytacji i wejrzenia w siebie może lepiej zba­dać i wysondować ciało niż najbardziej skomplikowane tomografy komputerowe, skanery i ultrasonografy. Nawet powierzchowny ro­zum nie bardzo może to pojąć, dusza wie, co nas dręczy, a co nam sprzyja. Starałem się więc, prócz dokładnych obserwacji zewnętrz­nych objawów somatycznych, skierować świadomość do wewnątrz. Od Indian nauczyłem się zwracać uwagę na obrazowe przesłania snów. Pierwotni mieszkańcy Ameryki są przekonani, że wiele wizji, snów, uzdrawiających inspiracji, ale również wiele chorób jest nam przesyłanych przez nasze współstworzenia, naszych „krewniaków”- zwierzęta, kamienie, chmury, góry i rośliny - oraz przez przod­ków, którzy w dosłowny sposób przekazują nam właściwe inspira­cje. Przodkom zawdzięczam to, że znalazłem właściwy leczniczy korzeń przeciw boreliozie, szczeć sukienniczą; tymi przodkami byli bowiem tkacze, oni zaś od wieków mieli do czynienia z tą rośliną.

Z biegiem czasu wieść się rozniosła: coraz więcej chorych do­wiadywało się o kuracji z zastosowaniem szczeci, docierało do mnie

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

16

Uprzedzając dalszy ciąg:Nalewka ze szczeci sukienniczej, stosowana przez kilka tygodni, do tego codzienna terapia przegrzaniem (sauna, gorące kąpiele, łaźnia ini- pi, z temperaturą ponad 42 stopnie Celsjusza) pozwala wyleczyć bore- liozę (dokładne informacje na ten temat s. 150 nn. i 160 nn.).

coraz więcej zapytań za pośrednictwem poczty e-mail, listów czy telefonu. Stało się dla mnie jasne, że przyszedł czas, by napisać na ten temat książkę. Ostatnio zgłosił się do mnie biofizyk z Wette- rau. Napisał, że sam cierpiał na boreliozę. Dręczyły go chroniczne zmęczenie, bóle mięśni, drętwienie kończyn, zaniki pamięci, aż po stany przypominające psychozę. Kiedy spróbował kuracji z uży­ciem szczeci, objawy znikły. „Zasłużył się Pan dla medycyny tym leczeniem” - napisał i zaproponował wypożyczenie mi w ramach podziękowania swojej dokumentacji z badań nad boreliozą na tak długo, jak długo będę ich potrzebował. Potem w skrzynce na listy znalazła się paczka z grubym segregatorem. Segregator zawierał wybór najnowszych raportów medycznych i literatury fachowej. Z zaciekawieniem przejrzałem teksty i natknąłem się na dżunglę pełną ezoterycznego, medycznego żargonu: cerfuroksyma, Humań Granolocytic Ehrlichiosis, Western Biot, lipopolisacharydy, cytoki- ny, a do tego wszędzie skróty: CPK1, ELISA2, ESR3, EMC4, JHR5, IgM i IgG6, PCR7 itp., które nie były wyjaśniane. O święty Pschy- remblu8, pomocy! Potrzebowałbym tygodni, żeby przeorać ten ugór. Ale nie było mi to potrzebne. Poza tym musiałem jeszcze narąbać całą masę drewna, zająć się ogrodem przed zim ą przenieść kompo- stownik, naprawić płoty i wysprzątać stajnię. Odłożyłem segregator na bok i postanowiłem wziąć się do pracy fizycznej w domu i stajni, wieczorami pisać i zapomnieć o tym segregatorze.

1 Kinaza fosfokreatynowa.2 Chodzi tu nie o imię żeńskie, lecz o „enzyme-linked immuni sorbent assay”.3 Współczynnik sedymentacji erytrocytów, inaczej: reakcja Biernackiego.4 Rumień wędrujący.5 Reakcja Jarischa-Herxheimera.6 IgM i IgG to klasy immunoglobulin.7 Reakcja łańcuchowa polimerazy.8 Pschyrembel to licząca ponad sto lat encyklopedia medycyny klinicznej, cią­

gle aktualizowana; do tej pory ukazało się około 260 wydań - przyp. tłum.

17

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

Nim usiadłem do komputera, żeby znowu zabrać się do tego projektu, chcieliśmy jeszcze pojeździć konno. To był piękny sło­neczny dzień. Osiodłaliśmy konie i ruszyliśmy w teren leśną drogą między świerkami. Psy, dysząc, biegły za nami. Po chwili prze­jażdżka przekształciła się w wyścigi. Najczęściej przegrywam, ale tym razem zwietrzyłem szansę na to, by pierwszy dotrzeć do skrzyżowania dróg, które było naszą metą. Lecz nagle, w pełnym galopie, mój koń pod ostrym kątem skręcił z drogi. Siodło zsu­nęło się, a ja uderzyłem głową w pień drzewa i spadłem. Czułem się tak, jakby duch gór zdzielił mnie po twarzy pałką. Na szczę­ście uderzenie trafiło poniżej kości nosa, w przeciwnym razie zła­małbym nos. Miałem jednak naruszone przednie zęby i przecięte wargi. A potem, kiedy chciałem z powrotem wsiąść na konia, za­uważyłem, że coś jest nie tak z moją lewą ręką. Przegub napuchł- był złamany. Indianie, których poznałem w Montanie, zapytali­by najpierw, jaki duch wstąpił w mojego konia. Ale tu, w Europie, nikt nie pyta o takie rzeczy. Arthur Hermes, który zapoznał mnie z bóstwami i duchami natury, powiedziałby zapewne, że uderzenie przyszło „z innego wymiaru”, że miało coś wspólnego z „ducho­wym przewodnictwem”. I jako ilustrację wygrzebałby historię, jak to w styczniu 1945 roku zjeżdżał na nartach po polu w swej zaśnie­żonej górskiej posiadłości w Szwarcwaldzie i przewróciwszy się, złamał sobie nogę. Było dla niego zagadką jak to się mogło stać, był bowiem wprawnym narciarzem i zawsze jeździł ostrożnie. Gdy tego samego dnia powrócił do domu, w skrzynce na listy czekało na niego powołanie do wojska. Wystawiano jednostkę kawalerii na froncie wschodnim i potrzebowano ludzi, którzy umieli obchodzić się z końmi. Hermes miał już wtedy 55 lat, ale sytuacja była po­ważna. Nim noga mu się zrosła, wojna zdążyła się skończyć. „Oto duchowe przewodnictwo! Na pewno nie wróciłbym żyw do domu. Bogowie mieli co do mnie inne plany”.

Nie miałem już co myśleć o rąbaniu drewna, przekopywaniu ogródka, sprzątaniu stajni. Mogłem też zapomnieć o pisaniu na kla­wiaturze komputera. Nawet nie mogłem sobie obrać pomarańczy, założyć butów, otworzyć słoika z dżemem czy zapiąć kurtki. Abso­lutnie nic, poza jedzeniem, spaniem i... czytaniem. Teraz miałem czas na czytanie, dużo czasu. Wziąłem więc ten segregator naukow­ca i zagłębiłem się w nim, aż głowa zaczęła mi dymić. Stopniowo uświadamiałem sobie, że bez tych wstępnych badań nie mógłbym

ł

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

18

napisać tej książki. To była pouczająca lektura. Stało się dla mnie jasne, jak wiele sprzeczności i niepotwierdzonych teorii kryje się za wszystkimi tymi cyframi i liczbami w raportach z badań i za tymi skomplikowanymi pojęciami. Za fasadą naukowości odkryłem wiele bezradności, zagubienia, ale także silnej potrzeby ukierunkowania. Przytoczone statystyki często były ze sobą sprzeczne. Na przykład: jaki jest procent zakażenia bakterią boreliozy wśród kleszczy? Każ­dy z naukowców podawał inne liczby. Jak szybko krętki rozprze­strzeniają się w organizmie? Czy trwa to kilka tygodni, jak utrzy­mują eksperci, czy zaledwie parę godzin? Czy jest to lekka infekcja, którą można zwalczyć trzytygodniową kuracją antybiotykową? Czy może jest to modne schorzenie, po prostu zbyt często diagnozowa­ne? Czy też chodzi o epidemię o zasięgu światowym, która zatacza coraz szersze kręgi i skrywa się za zmieniającymi się nieustannie objawami? Jak twierdzą niektórzy fachowcy, procent chorych na boreliozę wyleczonych przez klasyczną medycynę wynosi 90, inni mówią o 25^15 procentach, niektórzy zaś podają że jest to choroba nieuleczalna. Naukowcy spierają się na temat wartości badań krwi (diagnostyki serologicznej) i co jakiś czas okazuje się, że te badania właściwie nie pozwalają sformułować miarodajnej opinii. Czy tylko kleszcze przenoszą krętki, czy może także końskie muchy, koma­ry, roztocze i inne stawonogi, a może zakażenie przenosi się nawet przez ślinę i inne płyny ustrojowe, przez nasienie (spermę) i mleko matki? A może nawet przez preparaty krwiopochodne w szpitalach? Tego nie wiadomo. Ile jest nowych zachorowań? Oficjalne szacunki w USA m ówiąo 18 000-1 800 000 rocznie. Czy jest to nowa choro­ba, czy istniała ona zawsze? Dlaczego wtedy, w 1907 roku, gdy Bor- rell, lekarz ze Strasburga, odkrył bakterie w kształcie korkociągu, nie stanowiła problemu? He istnieje szczepów bakterii boreliozy? I czy to prawda, że w Ameryce u kleszczy i pacjentów znajduje się przede wszystkim Borrelia burgdorferi, w Europie zaś istnieją także inne szczepy (B. afzelli, B. garinii, B. lusitanae, B. valaisiana)l Jak to możliwe? Czy bakterie nie wiedzą jeszcze, że mogą bez trudu przebyć morza na pokładzie samolotu lub statku? Niezliczone pyta­nia i niewiele jednoznacznych odpowiedzi. Im więcej czytałem, tym bardziej fascynująca stawała się lektura.

Zapewne to faktycznie „przewodnictwo duchowe” wyłączyło mnie z gry, abym mógł podejść do sprawy poważniej. Duchowe przewodnictwo nie zawsze jest takie przyjemne i miłe, jak utrzy-

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

19

mują to moi przyjaciele z kręgów New Age. Może też dać nieźle popalić. Czasem angażuje złośliwego górskiego skrzata z pałką albo wysyła chochlika do końskiego mózgu.

Nawiasem mówiąc, złamane przedramię - kość promieniowa i łokieć - szybko się zrosło. Gdy medytując, pozwoliłem memu du­chowi wędrować przez rękę i zorientowałem się, że w złamaniu nie ma odłamków, a ścięgna pozostały całe, wiedziałem, że nie muszę iść do lekarza. Mogłem sobie darować prześwietlenie, gips i tabletki przeciwbólowe. Założyłem na rękę okład ze świeżo startego żywo- kostu lekarskiego, który reguluje proces granulacji9 oraz tworzenie modzelu kostnego, a przy tym działa przeciwbólowo, i piłem duże ilości wywaru ze skrzypu polnego. Zawarty w nim kwas krzemo­wy także wspomaga proces budowania kości. Dodawałem do niego działający przeciwzapalnie napar z krwawnika. Szyny służące do unieruchomienia stawu moja żona zrobiła z cienkich, elastycznych witek wierzbowych. Łatwo było je zdejmować do zabiegów z uży­ciem ziół leczniczych. Z gipsem byłoby to niemożliwe i proces le­czenia trwałby znacznie dłużej. Po upływie trzech tygodni mogłem znowu zasiąść do komputera i pisać.

9 Tworzenie się nowej, miękkiej, bogatej w komórki tkanki w procesie zdro­wienia.

i

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

20

Przedmowa do wydania drugiego

Dzieło to zebrało nie tylko pochwały, lecz także krytykę: nieostroż­nością jest utrzymywać, że antybiotyki nie pomagają na boreliozę, a dotknięci nią ludzie, idąc za tymi radami, wystawiają się na ryzyko kalectwa. Nie mówię, że antybiotyki nie pomagają lecz że często nie pomagają. Napisałem tę książkę między innymi dlatego, że otrzyma­łem kilkaset listów i e-maili od chorych, którzy mimo leczenia anty­biotykami nie wyzdrowieli, a słyszeli, że istnieją inne możliwości. W początkowym stadium zatrzymanie infekcji za pomocą antybio­tyków jest bardziej prawdopodobne. Ale czasem mijają trzy, a nawet sześć tygodni, nim po zakażeniu wytworzą się przeciwciała, które można wykryć w badaniu krwi; często zakażeni nawet nie wiedzą że zostali ukąszeni przez kleszcza. Także rumień wędrujący, jeden z pierwszy widocznych objawów, występuje tylko u około połowy zakażonych. W tej fazie jest za późno na doksycyklinę, ponieważ bak­terie boreliozy zdążyły się już rozprzestrzenić w organizmie i skryć w słabo ukrwionych tkankach (chrząstkach, bliznach, śródbłonku). Poza tym jeśli znajdą się w sprzyjającym środowisku, mogą się otor- bić na okres nawet dziesięciu miesięcy i dopiero później uaktywnić.

Ze względu na te wszystkie trudności w leczeniu boreliozy za­sadne wydało mi się uwzględnienie etnomedycznych inspiracji spoza zachodniego kręgu kulturowego oraz medycyny ludowej, od wieków przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Tak dotarłem do szczeci i na własnej skórze przekonałem się, że wydatnie pomogła mi w mojej boreliozie. Oczywiście lek ten należy poddać dalszym badaniom, by móc obiektywnie ocenić jego wartość.

Jako zagrażającą życiu krytykowano również terapię polegają­cą na przegrzewaniu ciała w temperaturze ponad 40 stopni Celsju­sza, zainspirowaną metodami stosowanymi na Karaibach. Istotnie, może ona być niebezpieczna, ale tylko dla osób o wyjątkowo słabym zdrowiu, ze schorzeniami układu krążenia lub epilepsją. Ale o tym piszę dalej. Łaźnie inipi czy normalne temperatury w dolinie Gange­su w porze przedmonsunowej są przecież jeszcze wyższe (45 stopni Celsjusza).

Na koniec chciałbym podkreślić, że mimo okazjonalnych ostrzej­szych sformułowań nie chodzi mi w żadnym wypadku o naigrawa- nie się z lekarzy, nie prowadzę też kampanii przeciw medycynie uniwersyteckiej. Zdaję sobie sprawę ze stresu i obciążenia, jakim poddawany jest lekarz. Niniejsza książka ma zawierać nie dogmaty, lecz inspiracje.

Prze

dmow

a: u

pade

k z

wys

okie

go

koni

a

21

Nie dopuść, by doszło do tego,Byś pogodził się z diagnozą,Gdyż wtedy twój los zostanie przypieczętowany.

Clemens Kuby, Untwerwegs in die ndchste Dimension

Wiemy, że borelioza z Lyme jes t odporna na antybiotyki.Mówienie, że ktoś został wyleczony, dlatego że otrzymał określoną ilość antybiotyków, nie ma sensu.

Willi Burgdorfer, odkrywca krętków boreliozy, 2001

Terapia antybiotykowa może wyrządzić poważne szkody pacjentom z objawami przewlekłej choroby z Lyme oraz pacjentom z zespołem poborełiozowym.

Henry M. Feder et al. i Ad Hoc International Lyme Disease Group, „New England Journal of Medicine” 357 (14), 4 października 2007

22

SPOTKANIE Z DEMONEM

W nocnym rytuale w łaźni inipi, w którym uczestniczyłem przed dziesięciu laty, brakowało dobrego ducha. Po części miało to zwią­zek ze mną: byłem przemęczony pracą i niewyspany. Denerwowa­ło mnie siedzenie w kucki, zupełnie nago, stłoczony, ze spoconymi długowłosymi Indianami, których właściwie nie znałem, w ciem­nym „brzuchu matki Ziemi”. Rozgrzane do czerwoności kamienie pośrodku okrągłego, obwieszonego kocami i filcowymi matami wi­klinowego szałasu promieniowały przygniatającym żarem, z tyłu natomiast przez szczeliny szałasu mocno wiało mi po plecach. Medytacja, uroczyste przywołanie boskiego orła, bizona i innych indiańskich bogów w zwierzęcych postaciach przez Indianina pro­wadzącego rytuał niespecjalnie do mnie przemawiały. Byliśmy w dolinie rzeki Neckar, gdzieś między winnicami przesiąknięty­mi chemikaliami i bezdrzewnymi polami uprawnymi w okolicach Heidelbergu, należało więc raczej zaakcentować boskie zwierzęta i duchy tutejszej, otaczającej nas bezpośrednio natury, a nie odwoły­wać się do jakichś abstrakcji. Chodziło o to, by połączyć się z ziemią tutaj, z jej roślinami, zwierzętami i duchami. Gdy wezwano kosmicz­nego łobuza, kojota Shawnodese, który panuje nad południem i przy­nosi ciepłe deszcze, prowadzący ceremonię zwrócił się do mnie.

- Wolf, z pewnością pamiętasz tego oszusta, boskiego hultaja z czasu, który spędziłeś w Górach Skalistych.

Wtedy odezwało się moje ego, które nastroszyło się i poszukało ważnego tonu światłego mędrca.

- Tak, oczywiście, dobrze znam Shawnodese! - odpowiedziało.O świtaniu, gdy rytuał inipi dobiegł końca, zacząłem się tarzać

w trawie mokrej od rosy, aby się ochłodzić. Wtedy w podbrzusze wgryzł mi się kleszcz. Zauważyłem to jednak dopiero dwa dni póź­niej. Pajęczak dopadł mnie w stanie obniżonej odporności. Ale być może to Shawnodese mnie dopadł, odpłacając mi się za wycieczki mojego ego. Nie wolno wyzywać bogów i nie wolno igrać ze świę- tościami - czejeńscy czarownicy wciąż mi to powtarzali.

Wkrótce od miejsca ukąszenia zaczął się tworzyć czerwony, wę­drujący krąg, tak zwany Erythema migrans. Poza tym ogólnie nie czułem się dobrze, byłem zmęczony i rozdrażniony, bolała mnie gło-

23

Spot

kani

e z

dem

onem

wa, źle sypiałem, widziałem nieostro, a węzły chłonne w pachwinie nieco nabrzmiały. Zaprzyjaźniony lekarz, nawiasem mówiąc wielki zwolennik ziołolecznictwa, zdiagnozował boreliozę i zaczął prze­mawiać mi do rozsądku.

- Przy boreliozie kończą się zioła, tu pomogą jedynie antybio­tyki, i to dużo!

W dramatycznych wizjach odmalował mi przebieg zakażenia bakterią Borrelia burgdorferi przenoszoną przez kleszcze: jeśli na­tychmiast nie zostaną włączone antybiotyki, to w drugim stadium zakażenia dochodzi do paraliżu, zwyrodnienia stawów, wędrują­cego zapalenia stawów, uszkodzenia mięśnia sercowego i w końcu także do zaburzeń neurologicznych lub zapalenia opon mózgowych. W trzecim stadium człowiek ląduje na wózku inwalidzkim, ponie­waż stawy odmawiają mu posłuszeństwa, może również dojść do zaburzeń koordynacji ruchu (ataksji), uszkodzenia nerwów czaszko­wych, a nawet do ciężkiej psychozy. Bakteria ta to krętek spokrew­niony z krętkiem bladym. I podobnie jak ta straszna choroba wene­ryczna, tak i ta infekcja ma charakter nawrotowy, choroba przebiega falami; pacjent wierzy już, że znajduje się na drodze do wyzdrowie­nia, a wtedy objawy powracają ze zdwojoną siłą.

Cóż za diagnoza! We wszystkich innych przypadkach leczyłem swoje choroby przede wszystkim naparami ziołowymi, okłada­mi, termoforem, gorącymi kamieniami, które sobie przykładałem, i dużą ilością snu. Co jednak miałem zrobić w tym wypadku? Prze­cież musiałem zapewnić byt rodzinie. Przed laty w wyniku kuracji antybiotykowej doszło u mnie do nadkażenia, którego skutki dawałyo sobie znać jeszcze wiele lat. Poza tym miałem świadomość, że an­tybiotyki należy przyjmować wyłącznie z zachowaniem najwyższej ostrożności, ponieważ stanowią one gwałtowną ingerencję w nasz układ immunologiczny: niszczą symbiotyczną florę jelitow ą będącą istotnym elementem systemu odpornościowego organizmu; wytwa­rzają w ciele warunki sprzyjające grzybom, wzmacniając działanie Candida albicans czy innych infekcji grzybicznych; mogą wywołać reakcje alergiczne łącznie z rzadko spotykanym, niebezpiecznym dla życia wstrząsem anafilaktycznym. Zaburzony zostaje natural­ny wewnętrzny „ekosystem”, normalnie chroniący nasz organizm przed zakażeniami.

Targały mną sprzeczne uczucia i robiłem sobie wyrzuty. Czyżbym był opętany paranoją wzbraniając się przed przyjmowaniem antybio-

24

tyków? Czy naprawdę na tę chorobę nie wyrosło jeszcze żadne ziele? Czułem na sobie presję czasu. Każdego dnia - tak to sobie wyobraża­łem - krętki rozprzestrzeniają się w moim ciele, atakując stawy, mózg i inne istotne dla życia narządy. Przeczytałem wszystko, co udało mi się znaleźć na ten temat. W lekarskim podręczniku dotyczącym dia­gnozy i terapii Consilium Cedip Practicum (1995) natknąłem się na statystyki, które mówiły, iż 23,8 procent przebadanych robotników leśnych w Niemczech wykazywało obecność przeciwciał boreliozy, nie wiedząc nawet, że zostali zainfekowani. Badania American Me- dica Association (AMA, 1995) wykazały, że jedynie połowa pacjen­tów ze zdiagnozowanąboreliozą rzeczywiście odczuła jej objawy. To natchnęło mnie nadzieją. Jeśli układ odpornościowy faktycznie ma zdolność wytworzenia przeciwciał, należałoby go w tym wesprzeć wszelkimi dostępnymi środkami. Ponieważ antybiotyki mogą mieć działanie immunosupresyjne, doszedłem do wniosku, że nie stanowią niezbędnego i odpowiedniego środka terapeutycznego.

Koniec ery antybiotyków

Antybiotyki, podobnie jak kortyzon i sterydy, są - i tego jestem cał­kowicie świadomy - świętymi krowami współczesnej medycyny. Nie wolno ich ruszyć. Także krytycy zawsze rozpoczynają swoje dywagacje od przyznania, że ta najpotężniejsza broń uznanej medy­cyny uratowała życie milionów ludzi i że w koniecznych przypad­kach antybiotyki są niezbędne. Być może. Czyż to nie penicylina uratowała życie mojego ojca, gdy będąc w niewoli w Egipcie w cza­sie wojny, omal nie umarł na czerwonkę?

Tymczasem jednak uzasadnione stało się pytanie, czy kosz­ty stosowania antybiotyków nie są wyższe niż wynikające z nich korzyści. A wszystko zaczęło się tak optymistycznie. W 1928 roku bakteriolog Aleksander Fleming zauważył, że zarodniki pleśni z ga­tunku Penicillinum, które przypadkowo dostały się do szalki Petrie- go z hodowlą gronkowca, zahamowały rozwój tych bakterii. To było genialne odkrycie: trujące grzyby zabijają bakterie chorobotwórcze. Niedługo potem, w roku 1935, patolog Gerhard Domagk odkrył an- tybakteryjne działanie sulfonamidów, skutecznych w walce z bakte­riami gram-dodatnimi i gram-ujemnymi, a także z chlamydią i pier­wotniakami.

Spot

kani

e z

dem

onem

25

Spot

kani

e z

de

mon

em

Koniec II wojny światowej to czas pełnego zwycięstwa anty­biotyków. Zdawało się, że plagi, które dotychczas dziesiątkowały żołnierzy - infekcje ran, choroby weneryczne - na zawsze znikną z powierzchni Ziemi. Zapanował nastrój euforii. Hitlerowcy zostali pokonani, a wkrótce pokonane zostaną również bakterie. Autoryte­ty naukowe zapowiadały nawet koniec wszelkich chorób ludzkości. Lekarz amerykańskiego sztabu generalnego William Steward pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku w wystąpieniu przed Kongresem Stanów Zjednoczonych obwieścił: „Epoka chorób za­kaźnych skończyła się raz na zawsze. Ospa i polio zostały wyelimi­nowane; malaria i gruźlica są na najlepszej do tego drodze” (Buhner 2002: 117). Dobrze pamiętam, że dzięki penicylinie na przełomie tysiącleci w roku 2000 miało już nie być chorób, a dzięki energii atomowej miały zniknąć wszelkie problemy energetyczne.

Nikt nie podawał w wątpliwość dogmatu, zgodnie z którym to bakterie wywołują choroby i zarazy. Oficjalny sposób myślenia tamtej epoki miał czysto darwinistyczną naturę: w przyrodzie na wszystkich płaszczyznach toczy się zażarta walka o przeżycie i do­minację: ludzie walczą z bakteriami, szkodniki z roślinami, pasoży­ty ze zwierzętami użytkowymi. Walka ta była walką manichejską10, rywalizacją dobra ze złem. Bakterie stały bez wątpienia po stronie zła, podobnie jak jadowite węże, wilki czy wrogowie demokracji i postępu. W coraz bardziej zeświecczonej kulturze zachodniej owe niewidoczne dla ludzkiego oka drobnoustroje zajęły miejsce szatana i orszaku jego demonów. Ten zaś, kto stoi po stronie dobra, nie idzie na układ z szatanem!

Takie myślenie zdobywało również coraz więcej zwolenników w zakresie zwalczania szkodników w rolnictwie: DDT, malathion, lindan i inne chemiczne trucizny miały chronić pożyteczne uprawy, inne trucizny - herbicydy - miały niszczyć chwasty. Taki model ro­zumowania obowiązywał także w polityce: w czasie I wojny świa­towej obie strony używały trujących gazów do zwalczania „szkod­ników”, czyli przeciwnika, w II wojnie światowej do niszczenia

10 Manicheizm, nazwany tak od swego twórcy Maniego (Manesa, 216— 277 n.e.), reprezentował radykalny dualizm dobra i zła, światła i ciemności. Teo­ria ta wywarła wpływ na naukę św. Augustyna i do dziś pobrzmiewa w islamie, kalwinizmie oraz niektórych prądach filozoficznych. Zob. Storl, Shiva, rozdz. 9, KOHA-Yerlag, 2002.

26

Bakterie jako małe diabełki. Rycina wiktoriańska, Londyn 1858

zła służyły naloty dywanowe, obozy zagłady i bomba atomowa. W czasie zimnej wojny unowocześniano broń jądrową, biologiczną i chemiczną aby zlikwidować zarazki kapitalizmu bądź, zależnie od punktu widzenia, zarazki komunizmu. Dziś, podobnie jak bakte­rie i wirusy w ciele, w globalnym świecie zdradziecko, podstępnie i z ukrycia tę nieuczciwą nierówną wojnę prowadzą nieobliczalni terroryści.

Zgodnie z takim modelem myślenia wojna antybiotykowa z mi­kroorganizmami posługuje się niemal wyłącznie terminologią mili­tarną: ostrzeliwuje się objawy, odbywa się inwazja zarazków, ciało jest polem bitwy, zabójcze komórki atakują obce komórki, fagocyty zajmują się sprzątaniem po udanej bitwie, a lekarze znajdują się na pierwszej linii frontu. Odbywają się kontrataki i zwycięskie wypra­wy; zarazki napromieniowuje się, bombarduje, niszczy, wzmacnia układ odpornościowy, a przy dostatecznym wsparciu (finansowym) pewnego dnia uda się całkowicie wyplenić choroby zakaźne.

Rzekomy wróg, mikroorganizmy, to największa grupa żywych organizmów na Ziemi, a także najstarsza. Żyją na tej planecie już od

Spot

kani

e z

dem

onem

27

3,5 miliarda lat. Nadzwyczaj dobrze się przystosowują, są wszech­stronne i wcale nie tak prymitywne, jak nam się wydaje. Dzięki nim gleba pozostaje żyzna i nie byłoby bez nich życia na Ziemi. Są przod­kami organizmów wielokomórkowych. Są również naszymi przod­kami. Najprawdopodobniej chloroplasty, niewielkie czerwone ciałka zawarte w komórkach roślinnych, które potrafią wchłaniać energię promieni słonecznych, także były niegdyś wolno żyjącymi organi­zmami. Również mitochondria, odpowiedzialne w komórkach zwie­rzęcych i roślinnych za oddychanie tlenowe, oraz plazmidy, przekazu­jące część informacji genetycznej, były pierwotnie bakteriami, które w pewnym momencie stały się częścią komórek (Dixon 1998: 27).

Wszędzie na Ziemi bakterie i inne drobnoustroje trawią groma­dzącą się nieustannie biomasę - około 400 miliardów ton rocznie- i uwalniają zgromadzoną w niej energię. Bez bakterii przetwa­rzających celulozę w żołądkach bawoły, owce i bydło nie mogłyby trawić pokarmu roślinnego. Drobnoustroje atakują wszystko, co ob­umiera i skąd uchodzą siły życiowe: jesienne liście, łajno, padlinę, chore tkanki. To ich najważniejsza rola w całej strukturze przyrody: dokonują procesu rozpadu (Storl 2001: 203). Także człowiek nie uniknie tego nieuchronnego procesu; my również jesteśmy częścią naturalnego krwiobiegu życia i śmierci, budowania i rozpadu. Gdy pod wpływem niekorzystnych okoliczności życiowych (wiek, złe odżywianie, trucizny zawarte w otoczeniu, promieniowanie, działa­nia uboczne leków, stres czy - bo to również zaburza pracę układu odpornościowego - utrata radości i sensu życia) słabnie nasza siła życiowa, wtedy powstaje podatny grunt dla rozkładających bakterii, które pomagają nam pozbyć się naszej inkamacji.

Nasze ciało zamieszkują biliony bakterii - więcej niż kiedykol­wiek na Ziemi istniało i będzie istnieć ludzi. Na każdą komórkę ludzkiego organizmu przypada dziesięć mikroorganizmów (Blech 2000: 23). Ponieważ z reguły okazują się spokojnymi i pożyteczny­mi współlokatorami, nawet nie uświadamiamy sobie ich obecności. Na ich konto idzie nawet kilogram masy ciała. Ochoczo zasiedlają skórę, usta, gardło, układ trawienny i pochwę, gdzie tworzą warstwę zapobiegającą wniknięciu zarazków chorobotwórczych.

W XIX wieku w ramach rozwoju mikroskopii i później, pod wpływem łowców mikrobów, stwierdzono, że większość bakterii znajduje się w jelicie. „Śmierć czyha w jelicie” - mawiano wów­czas; lekarze diagnozowali u pacjentów „zatrucie jelitowe”, popu-

Spot

kani

e z

de

mon

em

28

lamością cieszyło się „oczyszczanie jelit” . Dziś wiemy, że bez dzie­siątków miliardów wygłodniałych „gości”, bez około 500 gatunków bakterii zasiedlających jelita w ogóle nie moglibyśmy żyć. Błona śluzowa jelit o łącznej powierzchni około 200 metrów kwadrato­wych to największy narząd układu odpornościowego. Tu, w śluzów­ce jelit, organizm napotyka wiele rozmaitych bakterii: wchłania­nych, rozpoznawanych, ponownie wydalanych i zapamiętywanych przez komórki odpornościowe - limfocyty B 11 i limfocyty T 12. W ten sposób nasi mikroskopijni przybysze ćwiczą i pobudzają nasz układ odpornościowy. W ten sposób dochodzi do tworzenia naturalnych przeciwciał przekazywanych do układu krwionośnego oraz limfatycznego i chroniących organizm (Blech 2000: 37). Flora bakteryjna jelit pomaga również w trawieniu pożywienia i dostar­cza organizmowi istotnych substancji: witaminy K, wspomagającej krzepnięcie krwi, witaminy B (ryboflawiny), B6 (pirydoksyny) i B 12 (kobalaminy), biotyny, kwasu tłuszczowego, kwasu pantotenowe­go i innych. Dziś wiemy też, że korzystne „środowisko jelitowe”, wspomagane przez bakterie kwasu mlekowego i probiotyki, chroni przed bakteriami chorobotwórczymi i namnażającymi się zwyrod­niałymi komórkami. Również pochwa kobiety ma różnorodną florę. Kiedy dziecko rodzi się w sposób naturalny, przechodząc przez bra­mę życia, wchłania matczyne bakterie, które szybko się rozmnaża­ją. Cesarskie cięcie niesie ze sobą ryzyko osiedlenia się w jelitach dziecka bakterii chorobotwórczych (Cannon 1994: 169). Flora jeli­towa niemowlęcia jest przyswajana przez immunoglobuliny (IgA) w mleku matki i mikroorganizmy zasiedlające sutki. Dzięki temu rozwija się układ odpornościowy niemowlęcia.

Bakterie towarzyszą nam od setek milionów lat. W tym długim czasie wykształciły się symbiozy, które dla obu stron mają życiowe znaczenie. Większość bakterii zamieszkujących nasze organizmy to nie zarazki chorobotwórcze, lecz, jak powiada Jórg Blech, zarazki „zdrowotwórcze”.

11 Limfocyty B (limfocyty szpikozależne) tworzą wysoko wyspecjalizowane przeciwciała (immunoglobuliny) przeciw nieznanym intruzom (bakteriom, grzy­bom, wirusom) i gromadzą informacje („komórki pamięci”).

12 Limfocyty T (limfocyty grasicozależne) jako limfocyty-zabójcy niszczą ko­mórki obce dla organizmu; mogą też powstrzymać reakcję immunologiczną, gdy obrona okaże się skuteczna albo, jako „komórki pamięci”, gromadzą cechy intru­zów.

Spot

kani

e z

dem

onem

29

Zdrową florę jelitową zaburzają i niszczą następujące czynniki: metale ciężkie, ekotoksyny, kortyzon, szczepienia, niewłaściwe ży­wienie (nadmiar cukru i białek, śmieciowe pożywienie), czynniki psychiczne (stres, depresja, tłumiona złość) oraz antybiotyki.

Antybiotyki, jak wynika z nazwy, są skierowane przeciw (anty) życiu (bio). Ich stosowanie oznacza wypowiedzenie wojny światu mikroorganizmów; zostały wynalezione, aby go zniszczyć. Ponie­waż jednak dzielimy środowisko życia z organizmami, które roz­winęły się razem z nami, takim atakiem przynosimy szkodę samym sobie. Straty, jakie ponosimy, to między innymi:• Powtarzające się kuracje antybiotykowe szkodzą niezwykle złożonej wewnętrznej ekologii ludzkiego organizmu, powodu­ją tworzenie się procesów chorobowych, które mogą skutkować stwardnieniem rozsianym, cukrzycą lub nowotworami (McTaggart 2000: 217).• Możliwe są reakcje alergiczne - od wysypki po śmiercionośny wstrząs anafilaktyczny.• Ekosystem flory jelitowej zostaje zaburzony, szczególnie w wy­padku stosowania antybiotyków o szerokim spektrum działania.• Dziesiątkują one bakterie, które normalnie dominują w zdrowych jelitach, i sprzyjają bardziej niebezpiecznym mikroorganizmom, które także żyją w jelitach, lecz w innych okolicznościach są utrzy­mywane w ryzach. Częstym skutkiem jest tzw. zespół jelita wrażli­wego, wrzodziejące zapalenie jelita grubego i inne schorzenia jelit.• Może powstać nadkażenie. To znaczy, że większość symbiotycz- nych organizmów jednokomórkowych zostaje zniszczona, ustępu­jąc miejsca szczególnie agresywnemu gatunkowi. Jest to przyczyna wielu trudnych w leczeniu infekcji dróg moczowych.• W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat od wprowadzenia antybioty­ków (i masowych szczepień) nastąpił dramatyczny wzrost chorób autoimmunologicznych i alergii. Są powody, by sądzić, że istnieje tu jakiś związek.• Podstawą wielu antybiotyków, takich jak penicylina, są trucizny, które wydzielają grzyby, aby bronić się przed bakteriami. Antybio­tyki tworzą korzystny dla grzybów klimat w organizmie, co z kolei sprzyja zakażeniu grzybami, na przykład Candida albicans.• Zażywając antybiotyki, stajemy się bardziej podatni na infekcje, ponieważ leki te tworzą w jelitach przestrzeń możliwą do zasiedle­nia przez zarazki, które wniknęły z zewnątrz (Cannon 1994: 156). Organizm jest również słabiej chroniony przed wirusami.

30

Spot

kani

e z

dem

onem

Rzekoma cudowna broń od samego początku była stosowana zbyt często i zbyt powszechnie. Wystarczyło tylko przyjść do ga­binetu, a lekarz już zapisywał zastrzyki z penicyliny. Nowoczesne lekarstwo na każdą chorobę! Katar, naciągnięcie mięśni, bóle brzu­cha, stany zapalne - penicylina była dobra na wszystko. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych cudowny środek zapisywano więc bez żadnych ograniczeń nie tylko u nas, w Spencer, w stanie Ohio, lecz właściwie wszędzie. Aplikowano go przeciw grzybicom i chorobom wirusowym także wówczas, gdy infekcja znikłaby sama z siebie i prawdopodobnie lepsze okazałyby się proste domowe środki, takie jak napar z ziół czy leżenie w łóżku. Ocenia się, że od 40 do 70 procent antybiotyków zapisywano niepotrzebnie.

Dziś na całym świecie produkuje się 50 milionów ton antybio­tyków, przeważnie syntetycznych (Cannon 1994: 15). Większość z nich trafia do masowych hodowli zwierząt. Krowy i świnie dostają trzydzieści razy więcej antybiotyków niż ludzie. Antybiotyki mają zapobiec śmierci umęczonych zwierząt przed osiągnięciem wy­maganej masy rzeźnej. Dzięki dodatkowi antybiotyków zwierzęta szybciej przybierają też na wadze. Tetracyklina uchodzi za skutecz­ny środek wspomagający przybór wagi. Ponieważ wszystko to skła­da się na obieg zamknięty, takie działania nie są obojętne również dla człowieka: tylko w samych Stanach Zjednoczonych 6,5 miliona przypadków zatruć jest powodowanych przez odporne bakterie sal­monelli.

Stosowanie antybiotyków jest opłacalne wyłącznie dla przemy­słu. Drobne wytwórnie leków przekształciły się w międzynarodo­wych gigantów. Na Zachodzie na leki i cele medyczne wydaje się tyle samo, co na zbrojenia. Chodzi o setki miliardów dolarów. Jedno i drugie, wojny i choroby - to elementy przemysłu strachu, strachem zaś można doskonale manipulować. Dziś obywatele USA wydająna leki więcej niż na mieszkania i żywność razem wzięte. Ale wcale nie są przez to zdrowsi.

Na początku nikt nie wierzył, że mikroorganizmy potrafią się bronić ani że mogą wykształcić nowe, odporne formy. Naukow­cy nie dostrzegali żadnego zagrożenia, ponieważ zgodnie z teorią ewolucji Darwina zmiany kodu genetycznego zachodzą nadzwy­czaj rzadko. Obliczono, że częstotliwość przypadkowych mutacji wynosi jeden do miliarda na każde pokolenie. Bakterie rozmnażają się bardzo szybko: jedna bakteria dziennie wydaje na świat około 17 000 córek, każda z nich też ma 17 000 córek i tak dalej (bakterie

Spot

kani

e z

de

mon

em

31

boreliozy rozmnażają się znacznie wolniej). Ale także w tej błyska­wicznej zmianie pokoleń nie widziano zagrożenia, ponieważ więk­szość owych mutacji genetycznych to zwyrodnienia; w żaden spo­sób nie zwiększają one szans na przeżycie, lecz kończą się śmiercią zmutowanego organizmu (Buhner 2002: 119).

Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej. Okazało się, że te mi­kroskopijne organizmy nadzwyczaj szybko przystosowują się do zmieniających się warunków otoczenia. Antybiotyki oznaczają dla nich ogromny stres środowiskowy i presję selekcyjną. Już rok po pierwszym komercyjnym zastosowaniu penicyliny 14 procent bak­terii gronkowca złocistego (Staphyllococcus aureus) było na nią od­pornych. Obecnie w samych Stanach Zjednoczonych do szpitali trafia rocznie około trzech milionów pacjentów, którym antybiotyk już nie pomaga. Dwa miliony Amerykanów zapadają na trudne do wyle­czenia infekcje szpitalne i mimo 14 000 oficjalnie zarejestrowanych substancji bakteriobójczych w wyniku takich infekcji umiera rocznie 100 000-150 000 ludzi (Garret 2001: 264). W Niemczech infekcje szpitalne dotykają rocznie 450 000-900 000 osób (Blech 2000: 186).

Infekcje znowu atakują szerokim frontem. Jeden na siedem przy­padków gruźlicy nie reaguje na antybiotyki. Nowa rasa pneumo- koków z południowej Afryki, która prócz zapalenia płuc wywołuje również zakażenie ran, zapalenie uszu i zapalenie opon mózgo­wych, jest odporna na leczenie antybiotykami. Światowa Organiza­cja Zdrowia mówi o ośmiu milionach nowych przypadków gruźlicy: rocznie w wyniku zarazy uważanej za już dawno pokonaną umierają trzy miliony ludzi. Rzeżączka, kiła, zapalenie opon mózgowych, za­palenie płuc i inne plagi znów przybierają na sile.

Przegraliśmy wojnę z mikrobami. Zażarta walka, jaką leka­rze prowadzą z zarazkami, zagraża pożytecznym, chroniącym nas bakteriom i sprawia, że jesteśmy bardziej podatni na schorzenia (Cannon 1994: 125). Nowe zarazki są bardziej niebezpieczne niż te z ery przedantybiotykowej: wyhodowaliśmy sobie superzarazki. Nieszkodliwi niegdyś współmieszkańcy naszych ciał stają się nagle zajadłymi kilerami - tak jak Escherichia coli, należąca do prawidło­wej flory bakteryjnej i niestanowiąca problemu, która jednak zmuto­wała do postaci E. coli 0157:H7. Również grzyby z rodzaju Candida są właściwie nieszkodliwe i problemem stają się dopiero wtedy, gdy następuje osłabienie sił obronnych organizmu i gdy zakłócona zo­staje jego wewnętrzna ekologiczna równowaga.

Spot

kani

e z

dem

onem

32

Wylęgarnie zabójczych zarazków znaj dują się wszędzie tam, gdzie antybiotyki napotykająna nienaturalnie mocno zagęszczone skupiska ludzi i zwierząt: kurniki, tuczamie, fermy rybne, domy starców, żłob­ki, więzienia, slumsy, schroniska dla zwierząt. Tu procent mutacji jest szczególnie wysoki. W USA krowom mlecznym wstrzykuje się genetycznie zmieniony hormon wzrostu BGH (Bovine Growth Hor- mone), który ogromnie zwiększa produkcję mleka, ale jednocześnie powoduje wzrost liczby ropnych zakażeń, co z kolei wymaga zwięk­szenia dawek antybiotyków i w konsekwencji prowadzi do jeszcze większych mutacji bakterii. Odpady i ścieki z takich wylęgami prze­dostają się do gleby i wód, a ponieważ większość antybiotyków roz­kłada się bardzo powoli lub prawie wcale, zabijają tam pożyteczne mikroorganizmy bądź powodują ich mutację.

Zbiorowa dusza bakterii

To prawdziwie hiobowe wieści. Jak mogło do tego dojść? Jak drob­noustroje dają sobie z tym radę? Naukowcy stopniowo odkrywają że mikroorganizmy te są wprawdzie pozbawione mózgu i nie posiadają układu nerwowego, to jednak okazują się sprytnymi mistrzami sztu­ki przetrwania, rejestrują to, co się wokół nich dzieje, nadzwyczaj inteligentnie reagują na antybiotyki i są w stanie przekazać swoje „doświadczenia” innym mikroorganizmom. Cytowany w „New- sweeku” mikrobiolog zdobył się nawet na nienaukowe stwierdzenie, jakoby owe „germs” były „clever little devils” (małymi sprytnymi diabełkami).

Jak bakterie uodpamiają się na antybiotyki? Gdy ich otoczenie zostaje zatrute toksynami, nie czekają na przypadkowe mutacje, lecz podejmują działania w postaci celowych mutacji dostosowa­nych do warunków otoczenia (Sheldrake 1993: 166). Lamarck13 się kłania! Amerykańscy naukowcy byli zdumieni, gdy stwierdzili, że do mutacji bakterii dochodzi często jeszcze, zanim zetkną się z no­wym antybiotykiem, jakby w jakiś sposób potrafiły to przewidzieć (Buhner 2002: 123). Sheldrake tłumaczy ten zaskakujący fakt tym,

13 Jean-Baptiste de Lamarck, badacz przyrody, sformułował tezę, zgodnie z którą gatunki ulegają zmianom, ponieważ reagują na bezpośrednie bodźce ze śro­dowiska i owe reakcje mają wpływ na materiał genetyczny. Ta ewolucyjna teoria została uznana za przestarzałą i zastąpiona teorią Darwina.

Spot

kani

e z

dem

onem

33

„ Choroba jako zakładnik boży Drzeworyt z Feldtbuch der Wundartzney H. v. Gersdorffa, 1530

że mikroby są częścią pól morfogenetycznych, a pola te wykraczają poza granice przestrzeni i czasu.

W obecności antybiotyków prędkość wymiany informacji między drobnoustrojami wzrasta stokrotnie. Odporne bakterie wymieniają się materiałem genetycznym (pierścieniami kwasów nukleinowych, plazmidami) nie tylko w drodze kopulacji z innymi przedstawicie­lami swego gatunku, lecz przekazują informację również innym gatunkom bakterii. Przeskakujące bądź przemieszczające się geny (transpozony) są wydzielane do otoczenia i zbierane przez inne bak­terie. Takie zjawisko wśród bardziej złożonych organizmów nie jest możliwe, chyba że zostanie wymuszone skomplikowaną manipula­cją genetyczną. Odporne na wankomycynę14 enterokoki przekazały

14 Wankomycyna, antybiotyk o działaniu bakteriobójczym wnikający do błon komórkowych bakterii gram-dodatnich; przez długi czas był ostatnią nadzieją cho­rych przeciw niebezpiecznym dla życia infekcjom.

Spot

kani

e z

dem

onem

34

w ten sposób swoją odporność bakteriom paciorkowca i gronkowca (Garrett 2001: 266). Także wirusy atakujące bakterie przenoszą in­formacje dotyczące odporności na swych żywicieli. Niektóre bakte­rie nauczyły się w taki sposób zmieniać swoją strukturę zewnętrzną aby trudniej było ją zaatakować, inne nauczyły się szybciej usuwać toksyny ze swego systemu, neutralizować antybiotyki na drodze chemicznej czy wręcz wykorzystywać je jako pożywienie.

Przypisując tym jednokomórkowym organizmom inteligencję, niebezpiecznie zbliżamy się do starych, dawno już nieaktualnych mistycznych wyobrażeń, na przykład myśli Paracelsusa, który po­strzegał choroby jako „byty” duchowe, jako istoty pochodzące od gwiazd, od przyrody, od ducha czy nawet od Boga, których nie da się zabić ani wyplenić. To, co określamy mianem bakterii, zgodnie z tym punktem widzenia byłoby siłą czy też bytem w obrębie fizy­kalnego pola działania.

Tak zwane patogeny oraz przebieg choroby zawsze mają tło duchowo-psychiczne. Szczepy bakterii - w rozumieniu Rudolfa Steinera - to niezwykle inteligentne istoty, zbiorowe „ja” czy też zbiorowa dusza. Jednak w odróżnieniu od jednostki ludzkiej ich komórki nie budują stałych narządów i nie tworzą organizmu. Ich niezliczona liczba wiedzie amorficzny tryb życia, są wolne i swo­bodne. Można powiedzieć, że ich cielesność rozprzestrzenia się na całe regiony, kontynenty, a nawet na całą Ziemię. A mimo to kieruje nimi niewidzialna, typowa dla tego gatunku inteligencja, takie „ja” paciorkowca złocistego czy te ż , j a ” bakterii boreliozy. Ich bezposta- ciowo przemieszczające się „ciała” rozchodzą się niczym obłok czy też opary (miazma) i dokonują dzieła zniszczenia wyłącznie tam, gdzie znajdą właściwy teren i odpowiednią pożywkę. Jeśli zarazki występują masowo w jakimś narządzie lub części ciała człowieka, naturalne jest, że wywołują wszelkiego rodzaju stany zapalne, tak jak każde ciało obce wywołuje reakcję obronną(Steiner 1961: 329). Ale stany zapalne same w sobie nie są chorobą lecz tylko „dymem, który idzie od ognia” (Paracelsus 1942: 78), wskazówką że na tym terenie dzieje się coś niedobrego. Chrześcijanie mogą interpreto­wać to inteligentne czy wręcz rozumne zbiorowe „ja” bakterii jako boskich serafinów zemsty, demonów bądź upadłe anioły, wysyłane wtedy, gdy człowiek nie żyje w zgodzie ze wszechświatem.

Te anioły, demony czy przynoszące chorobę duchy bywają do­strzegane przez obdarzonych odpowiednimi zdolnościami ludzi w innych stanach świadomości - we śnie, w przypadku utraty przy­

35

£a;co£CL)

■DN

.SiC(O

4->Oato

tomności, w stanie psychodelii czy szamańskim transie. W czasie swej wędrówki przez Czechy do Wiednia Ryszard Wagner dostrzegł w pewnym gościńcu ducha cholery i rozmawiał z nim. Następnego ranka dowiedział się, że noc wcześniej w tym samym łóżku inny gość zmarł na cholerę. On sam się nie zaraził. Z relacji szamanów słyszeliśmy wielokrotnie, że świadome rozpoznanie i pozbawiony lęku kontakt z takimi nadprzyrodzonymi bytami często pozwala uniknąć cierpienia.

Przerażające często formy objawiania się tych astralno-eterycz- nych bytów nie są rezultatem dowolnych, subiektywnych fantazji. To faktyczne transcendentalne doznania. Używając pięciu zmysłów i sprzętu technicznego, poszerzającego i wzmacniającego możliwo­ści zmysłów, człowiek postrzega świat zewnętrzny, empiryczny. Ale innymi zmysłami - w proroczych snach, wizjach, w czasie szamań­skich podróży - postrzegamy „wewnętrzną stronę rzeczy”, niemate­rialny „świat astralny”, świat duszy, w których znajdują się też dusze zbiorowe, archetypy roślin, zwierząt i mikroorganizmów. Pierwotne ludy na całym świecie znają owe stworzenia zaludniające wewnętrz­ną płaszczyznę zjawisk. Opowiadają o nich bajki i legendy, obrazowo przedstawiają je rzeźbione maski - irokeskie fałszywe twarze, tybe­tańskie maski demonów, afrykańskie maski wudu, alpejskie berchty. A ponieważ choroby są bytami, tradycyjny szamański uzdrowiciel umie z nimi postępować, potrafi z nimi negocjować - jak zrobił to Ryszard Wagner - i uwolnić chorego z ich okowów. To do nich, a nie do ludzi będących obserwatorami - etnografów, strzelających fotki turystów czy ciekawskich dziennikarzy - skierowane są zaklęcia, okadzanie, rytuały i modlitwy. Na tym właśnie polega uzdrawianie przez szamana - na sporze z „duchem”, z chorobą. Objawy są wpraw­dzie dokładnie obserwowane, lecz mają drugorzędne znaczenie.

Problem z tym jest taki - jak sformułował to przed wieloma laty John Denton, mój profesor antropologii na Ohio State University - że to wszystko wymaga rzadko spotykanych umiejętności, zdolności jasnowidzenia, którą nie każdy posiada. Tego nie da się sprawdzić naukowo. I w gruncie rzeczy jest to niedemokratyczne. Jeśli jakie­goś twierdzenia nie da się sprawdzić albo, jak sformułował to filozof Karl Popper, nie da się go sfalsyfikować, jak w takim razie odróżnić prawdziwych wizjonerów od szarlatanów?

Profesor Denton ma oczywiście rację. A jednak istnieją ludzie, którzy widzą rzeczy niedostępne dla innych, chyba że dopadnie ich

Spot

kani

e z

dem

onem

36

uzdrawiający szok, inicjująca choroba, jak na przykład borelioza, i potrząśnie nimi, wyrwie ich z codziennego otępienia, wyostrzy im zmysły i obdarzy większą wrażliwością

To właśnie ma być jeden z trwałych skutków boreliozy. Choro­ba ta, nawet jeśli została wyleczona, pozostawia u dotkniętego nią człowieka podwyższoną wrażliwość. Staje się on Highly Sensitive Person (HSP), osobą nader wrażliwą (Aron 1999). Do tego aspektu zespołu poboreliozowego zaliczają się także większa intuicja i wy­czucie przyrody. Tacy ludzie nie znoszą elektrosmogu emitowanego przez telefony bezprzewodowe, komórki i kuchenki mikrofalowe, nie cierpią też promieniowania niskiej częstotliwości pochodzącego od telewizora, komputera czy gniazdka elektrycznego. Wykańczają ich metale ciężkie i obciążenia geopatyczne. Cenią natomiast spo­kój, medytację i pobyt w naturalnym otoczeniu.

Kto wie, być może zadaniem bytu boreliozy jest uwrażliwienie współczesnego człowieka?

Spot

kani

e z

dem

onem

37

Przyroda zawsze ma rację,A błędy i pomyłki są zawsze sprawą człowieka.

Johann Wolfgang von Goethe

I każdego żuczka,Każdego marnego żuczka,Pozwól mi je wszystkie mocno trzymać,Niech mi żaden nie wypadnie,Niech moje dzieci znajdą drogę,Do całkowitego spełnienia...

Pieśń zaklinacza deszczu z plemienia Zuni

38

MAŁY STAWONÓG NAPĘDZA ŚWIATU STRACHA

Małe miasteczko Old Lyme, liczące siedem tysięcy mieszkańców, leży nad cieśniną Long Island, oddzielającą stan Connecticut od Nowego Jorku. Miasteczko, pełne eleganckich białych drewnianych domków i starych kościołów z czasów kolonialnych, otaczają pod­mokłe łąki i porośnięte lasami pagórki, które w czasie indian sum- mer rozbłyskują jaskrawymi barwami. Pierwsi biali osadnicy poja­wili się tu już w 1665 roku - dla Ameryki jest to kawał historii. Ale sławę temu miasteczku przyniosło coś zupełnie innego.

Na początku lata 1975 roku jedna z matek zaczęła się zastana­wiać, dlaczego miasteczko nawiedziła dziwna „epidemia zapalenia stawów”. Dwanaścioro dzieci zapadło na reumatoidalną postać tej choroby. Jak to możliwe, skoro reumatyzm jest przede wszystkim chorobą ludzi starszych? A przede wszystkim przecież reumatyzm nie jest chorobą zakaźną! Poza tym atak wydarzył się na początku lata, a przecież kości i stawy bolą raczej przede wszystkim w czasie chłodnej jesiennej pluchy. Dokładne obserwacje wykazały, że cho­roba zaczynała się przeważnie od czerwonej, poszerzającej się pla­my na skórze. Plama ta powstawała po ukąszeniu przez kleszcza15. Dziwna choroba otrzymała nazwę od nazwy miasteczka: mówiono teraz o chorobie z Lyme (Lyme disease).

W lasach Nowej Anglii zdarzały się dotychczas ukąszenia przez kleszcze, choć nie tak często jak w ostatnich latach. Ugryzienie czy raczej ukłucie było wprawdzie uciążliwe, ale nigdy nie uważano go za problem. Nieproszonego gościa pozbywano się, przypalając go zapałką lub smarując odrobiną lakieru do paznokci. Teraz jed­nak okazało się, że kleszcz wcale nie jest taki niegroźny. Sprawą zajął się pochodzący ze Szwajcarii Willy Burgdorfer, bakteriolog zatrudniony w Rocky Mountains Laboratories (Montana): przeba­dał stawonogi i odkrył w ich żołądkach krętka, bakterię w kształcie korkociągu, która od tej pory nosi jego imię: Borrelia burgdorferi. W marcu 1983 roku opublikował w „New England Journal of Scien­ce” raport ze swych badań.

15 Kleszcz jeleni, Ixodes scapularis, dawniej: I. dammini.

39

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

Złoczyńca

Kleszcze żyją także u nas. Ich naukowa nazwa to Idoxes ricinus {ricinus nawiązuje do nasion cudownego drzewa, rycynowca, przy­pominających napęczniałego dojrzałego kleszcza). Słowo „kleszcz”

40 pochodzi od czeskiego klist’ ‘kleszcz’, ros. kleść ‘ts.’, słoweń. klesć ‘chrząszcz jelonek’ < psłow. * kle set ‘kleszcz’ - nazwa wykonawcy czynności utworzona od psłow. czasownika *klestiti ‘ściskać, zgnia­tać, np. kleszczami’ (poświadczone w staropolszczyźnie kleścić, kleśnić i nowszym kleszczyć); podstawą *kleik' - ‘ściskać boleśnie, uciskać, zgniatać, szczypać’16. Niemieckie Zecke oraz angielskie tick mają pochodzenie starogermańskie i oznaczają „szczypacz”, „szczypiący owad”. Jako takie należały to „łabskich uciążliwców”, do „robactwa” sprowadzanego na ludzi i zwierzęta domowe przez złośliwych czarowników i jędze, powodujących wszelkie możliwe choroby. Germanie uważali, że robactwo tak samo jak ludzie i bydło żeruje na drzewach; złośliwi czarownicy udawali się więc do lasu i strząsali je z drzew (Mannhardt 1875: 14).

Kleszcz to pajęczak długości 1-2 milimetrów, spokrewniony z roztoczami i świerzbowcem ludzkim. Na całym świecie istnieje około 650 gatunków kleszczy17. Większość gatunków kleszczy po wykluciu się z jaja przechodzi trzy stadia: larwy, nimfy i dorosłego osobnika. Drobniutkie larwy oraz mierzące od półtora do dwóch mi­limetrów nimfy mają sześć odnóży, dorosłe osobniki - osiem. Klesz­cze nie lubią bezpośredniego światła słonecznego; czają się w wilgot­nych, cienistych zaroślach i czekają na przechodzący „posiłek”. Małe

wampirki nie wspinają się jednak, jak się powszechnie uważa, na drzewa i nie spadają stamtąd na swoje ofia­ry. W zaroślach wspinają się na wysokość do półtora metra, co odpowiada przeciętnej wysokości żywicie­la, i czekają aż pojawi się człowiek lub zwierzę. Są wprawdzie ślepe, lecz dzięki specjalnym narządom na pierwszej parze kończyn rejestrująnajmniejsze zmiany otoczenia. Wyczuwają najlżejszy wstrząs spowodowa­ny ruchem potencjalnego żywiciela, wyczuwają jego oddech zawierający dwutlenek węgla, jego wyziewy,

16 Źródło: Wikipedia - przyp. tłum.17 www.wikipedia.org./wiki/Zecken.

woń potu (kwas mlekowy, kwas masłowy, amoniak), rejestrują zmia­ny oświetlenia spowodowane jego cieniem; potrafią wyczuć zmiany temperatury nieprzekraczające kilku setnych stopnia, a potem szyb­kim ruchem pełzającym udają się w obiecującym kierunku. Najbar­dziej pociągają je ludzie z „kwaśnym potem”, czyli zestresowani lub odżywiający się nieracjonalnie, spożywający zbyt wiele mięsa i cu­krów zakwaszających organizm.

Drobniutkie larwy, nie większe od kropki na końcu zdania, żywią się krw ią przede wszystkim drobnych ssaków, myszy, szczurów, jeży, popielic, okazjonalnie także jaszczurek i ptaków. Jaja klesz­czy nie zawierają krętków boreliozy. Kleszcze zarażają się dopiero od tych drobnych stworzeń, przede wszystkim od gryzoni, stano­wiących swego rodzaju rezerwuar bakterii boreliozy. Krętki żyją­ce w ciałach tych zwierząt natychmiast zauważają że do ciała ich żywiciela przyssała się larwa kleszcza. Zawarte w ślinie odurzające substancje chemiczne o działaniu immunosupresyjnym i antyhista- minowym, które kleszcze wstrzykują swemu żywicielowi, stano­wią dla bakterii sygnał do tego, by natychmiast podążyć w kierunku miejsca wkłucia, niczym opiłki żelaza w stronę magnesu. Stamtąd zarażają larwę lub nimfę kleszcza i opanowują jej jelita.

W ten sposób bakteriami boreliozy zarażonych zostaje około 1 procent larw. Wśród nimf, które również wysysają krew zwierząt (w Europie), zakażonych jest prawdopodobnie około 10 procent po­pulacji. Niemal 20 procent dorosłych kleszczy, które żerująna więk­szych ssakach - samach, jeleniach, koniach, psach, ludziach - jest zarażonych boreliozą a około 1,5 procenta wirusem FSME (klesz­czowego zapalenia mózgu). Te dane statystyczne należy jednakże traktować z wielką ostrożnością ponieważ stopień zarażenia różni się znacząco w zależności od regionu i badania nie są reprezentatyw­ne. Według ostatnich szacunków w Stanach Zjednoczonych wśród samych nimf, w zależności od regionu, zarażonych jest 30 do 100 procent populacji (Buhner 2005: 19).

Cykl od larwy do osobnika dojrzałego płciowo trwa od dwóch do trzech lat. Dorosła samica potrzebuje wiele krwi, aby około 3000 jaj, które złoży, mogło dojrzeć. Samce, które giną zaraz po zapłodnie­niu, spożywają mniej krwi. Znalazłszy ciepłokrwistego żywiciela, kleszcz przestaje się spieszyć. Nim znajdzie odpowiednie do wkłu­cia miejsce, może minąć kilka godzin. Zaprzyjaźniony lekarz ho- meopata dr Roland Giinther przypuszcza, że wybór miejsca wkłucia

Mał

y st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

42

Aparat kłujący kleszcza (w dużym powiększeniu)

nie jest dziełem przypadku, lecz że miejsce, w które kleszcz wpija się w skórę aparatem kłującym zaopatrzonym w skierowane prze­ciwstawnie haczyki, jest punktem akupunkturowym. Jego zdaniem należy kleszczowi na to spokojnie pozwolić i oddać mu parę kropli krwi, traktując to jako zabieg akupunkturowy. Pogląd tego nieorto- doksyjnego lekarza diametralnie różni się od badań, według których niebezpieczeństwo zakażenia rośnie wraz z czasem, w którym mały wampir wysysa krew. Według wyników amerykańskich badań po dwunastu godzinach wysysania krwi nie ma niebezpieczeństwa za­każenia, po 24 godzinach prawdopodobieństwo przeniesienia zaraz­ków wynosi 30 procent, zaś po upływie 48-72 godzin sięga niemal 100 procent (Lósch et al. 2006: 16).

Kiedy ciepła krew z ukąszonego ssaka lub człowieka wpływa do ciała kleszcza, w jego brzuchu rośnie temperatura i obniża się po­ziom pH. Krętki natychmiast odbierają to jako sygnał: wiedzą teraz, że mogą zasiedlić nowy organizm. Wykorzystując informację gene­tyczną plazmidów, analizują wsysaną krew i rozpoznają czy jest to krew myszy, psa, samy czy człowieka. W krótkim czasie dostosowują swoją przemianę materii i błony komórkowe do danego organizmu. Zależnie od żywiciela zmieniają powierzchnię powłok białkowych, aby przechytrzyć komórki jego układu odpornościowego. Potem, za­maskowane i opancerzone, wędrują z jelita, gdzie przede wszystkim przebywają do ślinianek kleszcza. To wymaga nieco czasu. A zatem to prawda: im dłużej kleszcz ssie krew, tym atakująca armia krętków ma większą szansę na zasiedlenie nowego organizmu.

Ukąszony najczęściej nie zauważa ukłucia, ponieważ ślina klesz­cza zawiera substancje przeciwbólowe i obniżające krzepliwość

krwi. Dopiero gdy zadziałają, kleszcz wprowadza swój aparat kłują­cy, wyposażony w ustawione przeciwstawnie haczyki, w znieczulo­ną skórę i dostaje się do drobnych naczyń krwionośnych. Przy uży­ciu swego rodzaju kleju aparat gębowy zostaje przymocowany do skóry. Kleszcz pije krew przez dwa, trzy dni, czasem dłużej. W tym czasie zwiększa masę swojego ciała stu-, a nawet dwustukrotnie. Dopiero gdy jego rozciągliwy, skórzasty odwłok całkowicie się na­pełni, odpada, składa jaja i obumiera.

Kleszcze wytrzymują temperatury ujemne. Ale aktywne stają się dopiero wtedy, gdy wiosną temperatury przekroczą dziesięć stopni. Środek lata jest dla nich zbyt upalny, wtedy się skrywają. Dlatego do większości zakażeń boreliozą a także kleszczowym zapaleniem mózgu (FSME) dochodzi na początku lata. Kleszcze mają również naturalnych wrogów: bardzo mroźne zimy dziesiątkują ich szeregi. Mrówki i pająki zjadają ich jaja i larwy Może je zaatakować kilka gatunków larw mączniaka, a także nicienie. Istnieją ptaki, dla któ­rych kleszcz stanowi przysmak. Są też drobniutkie pasożytnicze osy {Ixodiphagus hookeri), które składają jaja na kleszczach: wylęgłe larwy os pożerają wtedy kleszcze od wewnątrz.

Choroby przenoszone przez kleszcze

Prócz boreliozy (choroby z Lyme) kleszcze mogą przenosić także cały szereg dość nieprzyjemnych infekcji. Czasami, choć bardzo rzadko, występują one równolegle z boreliozą. Według szacunków ekspertów istnieje od 120 do 800 chorób, które mogą być przeno­szone przez ukąszenie kleszcza. Są wśród nich:• Gorączka powrotna (Febris recurrens), której zarazki są rów­nież krętkami. Objawy to nawracające ataki gorączki, powiększo­na śledziona, plackowate krwawienie skóry i błon śluzowych, bóle mięśni i kończyn oraz rozmaite powikłania;• Babeszjoza (piroplazmoza), malariopodobna infekcja wywoły­wana przez pierwotniaki, występująca przede wszystkim u zwierząt, czasami także u ludzi. W wyniku rozpadu komórek dochodzi do wy­stępowania takich objawów, jak krwiomocz, anemia i żółtaczka;• Tyfus plamisty, dur plamisty, gorączka Q, gorączka okopowa, gorączka plamista to grupa schorzeń tyfusopodobnych (riketsjoz), wywoływanych przez bakterie o nazwie riketsja. Bakterie atakują

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

43

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

wyściółkę naczyń krwionośnych (śródbłonek) i wywołują wysoką gorączkę, bóle głowy i kończyn, wysypkę plackowatą mogą także wywołać zapalenie opon mózgowych i omdlenie kardiogenne. Spo­krewniona z nimi jest gorączka Gór Skalistych (Rocky Mountain Spottet Fever), mniej niebezpieczna gorączka pięciodniowa i kilka innych infekcji;• FSME (kleszczowe zapalenie mózgu), kolejna choroba przeno­szona przez kleszcze, wywołana prawdopodobnie przez wirusa, we wstępnym stadium daje objawy podobne do grypy (bóle głowy, bóle kończyn, gorączka). W rzadkich przypadkach rozwija się z niego, szczególnie u osób starszych, zapalenie opon mózgowych, które przenosi się na mózg.

Żyjemy w czasach, w których mózg i inteligencja są otaczane bałwochwalczą czcią. Wizja szkodliwego dla mózgu kleszczowego zapalenia wywołuje więc niemal histerię. W Austrii zorganizowano kampanię, w ramach której zalecono mieszkańcom obszarów ryzy­ka18 niezwłoczne przyjęcie szczepionki wynalezionej przez pew­nego wiedeńskiego profesora. Rozklejone w całym kraju plakaty, przedstawiające w groteskowym powiększeniu uzbrojoną w chity- nowy pancerzyk głowę monstrualnego kleszcza wraz ze szczypca­mi i złowrogo wyciągniętymi do przodu kończynami, nie reklamo­wały najnowszego thrillera rodem z Hollywood, lecz „szczepionkę przeciw kleszczom”. Skutkiem kampanii było zaszczepienie niemal 90 procent społeczeństwa w Austrii. W ciągu ostatnich lat sprzedano 35 milionów dawek szczepionki, co z pewnością cieszy udziałow­ców producenta.

Szczepionka markuje skuteczność w odniesieniu do wszystkich schorzeń przenoszonych przez kleszcze, ale działa jedynie na wirusa kleszczowego zapalenia mózgu. Nie uodparnia na boreliozę. Na te sprytne krętki do tej pory nie wynaleziono szczepionki (podobno istnieje już szczepionka przeciw boreliozie u psów. Przypuszczam jednak, że chodzi tu o szeroko zakrojony eksperyment bez informo­wania o tym właścicieli czworonogów).

W roku 1998 roku gigant farmaceutyczny GlaxoSmithKline obwieścił, że dostępna jest bezpieczna szczepionka (LYMErix).

18 Za obszary ryzyka uważa się regiony, w których w latach 1985-2005 w cią­gu jednego roku co najmniej dwie osoby albo w ciągu pięciu lat co najmniej pięć osób zachorowało na FSME.

44

Szczepionka, opracowana na bazie jednego z bakteryjnych białek powierzchniowych (OspA), miałaby skłaniać układ odpornościowy do produkcji przeciwciał. Jak się wkrótce potem okazało, LYMErix miał tak wiele katastrofalnych skutków ubocznych, że już w 2002 roku musiano wycofać preparat z rynku z powodu powodzi pozwówo odszkodowanie. Wśród efektów szczepionki wymieniano wywo­łanie bądź reaktywację gwałtownych objawów boreliozy. Własne komórki odpornościowe organizmu (komórki T) wariowały i zaczy­nały atakować chrząstki stawów, jakby były one wrogą substancją. Kilka spośród zaszczepionych osób wylądowało na wózku inwa­lidzkim, u kobiet w ciąży nastąpiły poronienia19.

W ramach szczepień przeciw kleszczowemu zapaleniu mózgu jako ochronę podstawową zaleca się trzy zastrzyki w ciągu roku, a następnie po trzech latach i potem co pięć lat dawki przypomi­nające. Prócz nieaktywnych, niezdolnych do rozmnażania wirusów FSME, wyhodowanych w tym celu w komórkach drobiu, szcze­pionka zawiera wodorotlenek glinu, thiomersal, formaldehyd i, za­leżnie od producenta, śladowe ilości antybiotyków. Jak głosi rekla­ma, szczepionka jest niezbędna dla leśników i robotników leśnych, rolników, urlopowiczów, biegaczy, piechurów, a nawet dla bawią­cych się dzieci. Za rezerwuar wirusów uważa się myszy, zwierzynę płow ą a także zakażone mleko kozie i owcze.

W obliczu takiej mobilizacji można byłoby pomyśleć, że mamy do czynienia z prawdziwą epidemią kleszczowego zapalenia mó­zgu. A jak jest w rzeczywistości? Na tak zwanych obszarach ryzyka, takich jak Austria, północna Szwajcaria i niektóre tereny na połu­dniu Niemiec, znaleziono wirusa FSME u jednego na 900 kleszczy. U 60-70 procent zakażonych osób wirus nie wywołał żadnych skut­ków; przeważnie nie wiedzieli nawet, że zostali ukąszeni. U 20- 30 procent skończyło się na grypopodobnych objawach, jedynie u 5-10 procent wystąpiły objawy neurologiczne, które - głównie u dzieci - niemal zawsze ustępują samoistnie20. Ryzyko trwałego uszkodzenia wynosi 1 do 78 000. Natomiast uszkodzenia układu nerwowego występują u jednej na 32 000 zaszczepionych osób. Są to więc uszkodzenia, którym właściwie szczepionka powinna była

19 Pamela Weintraub, The bitter Feud over LYMErix, „HMS BeagleL: The BioMedNet Magazine” 106, 6 (2001), www.astralgia.com/magazine/bitterfeud.htm

20 www.impfschaden.info

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

45

zapobiec21. Ryzyka związanego ze szczepionką nie da się zatem uzasadnić!

W Niemczech, kraju zamieszkanym przez 82 miliony ludzi, w ciągu roku odnotowuje się przeciętnie 261 przypadków klesz­czowego zapalenia mózgu, w tym jeden ze skutkiem śmiertelnym. Oznacza to, że ryzyko śmierci wynosi 1 do 82 milionów. W Szwaj­carii (7 milionów mieszkańców) według szacunków na FSME za­pada 100 osób rocznie. W Austrii zaś (ponad 8 milionów mieszkań­ców) w okresie od 1999 do 2004 roku odnotowywano od 41 do 82 przypadków rocznie. Mimo powszechnych szczepień w 2003 roku liczba ta wzrosła do 100, z trzema przypadkami śmiertelnymi. Epi­demia? Ryzyko uderzenia pioruna jest większe!

Należałoby uwzględnić coś jeszcze: krytycy szczepionki słusznie zauważają że objawy zachorowania na FSME mogą zostać przy­porządkowane wielu innym możliwym przyczynom, na przykład zatruciu pestycydami lub lekami. Badania wirusologiczne nie dają całkowitej pewności diagnozy FSME. W nikłym stopniu uwzględ­nia się także wyjściowy stan zdrowia pacjenta (www.impfkritik.de. stan 23 maja 2006).

Naturalne środki w przypadku podejrzenia o FSME

Tak jak w przypadku każdej innej choroby wirusowej - grypy, prze­ziębienia, odry, opryszczki, gorączki Denga, świnki czy ospy wietrz­nej - aby wspomóc proces zdrowienia, należy przede wszystkim żyć rozsądnie i wezwać na pomoc naturę: przebywać na świeżym po­wietrzu i w promieniach słońca, odżywiać się w sposób racjonalny i zbilansowany, jeść dużo owoców i warzyw zawierających wita­minę C. Także czosnek i cebula wzmacniają odporność organizmu. Do tego dochodzą kuracje ziołami leczniczymi i sokami o działaniu przeciwwirusowym (zob. także s. 244):• Napar z kwiatów czarnego bzu (Sambucus niger) oraz sok z doj­rzałych owoców czarnego bzu. Sok jest szczególnie skuteczny w le­czeniu takich chorób wirusowych jak półpasiec czy opryszczka.• Napar z krwawnika pospolitego działa napotnie, moczopędnie, odtruwaj ąco oraz wzmacnia odporność organizmu.

21 www.imptkritik.de

46

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

• Wśród innych roślinnych środków wzmacniających odporność i działających przeciwwirusowo wymienić można melisę cytryno­wą w postaci naparu, nalewki czy ziół do kąpieli, dziurawiec zwy­czajny w postaci naparu oraz jeżówkę w postaci nalewki.• Oczyszczająco i odtruwająco przy infekcjach wirusowych działa­ją napar z pokrzywy, nawłoci pospolitej oraz sałatki ze świeżych wiosennych ziół (Storl 200b: 15).

Ukąszenie przez kleszcza - środki ostrożności

• Wybierając się na łono przyrody: nasmarować nogi olejkiem ce­drowym, olejkiem z goździków, z drzewa herbacianego, mięty pieprzo­wej albo innym olejkiem eterycznym. Tak postępowali Indianie. Duży stopień ochrony osiągniemy, mieszając olejek z drzewa herbacianego, olejek z goździków i olejek z geranium z innym olejkiem do skóry.• Szybko usunąć kleszcza: do tej pory najczęściej używano specjal­nych szczypiec, którymi chwytano małego krwiopijcę za kark i - jak to najczęściej czytamy w instrukcjach - wyciągano, kręcąc w stronę prze­ciwną do kierunku ruchu wskazówek zegara. Kręcić w lewo czy w pra­wo - te dyskusje możemy spokojnie pozostawić politykom, gdyż ani jedno, ani drugie nie jest prawidłowe (Konz 2000: 1337). Kleszcze nie wkręcają się w skórę, lecz się w nią wbijają. Dlatego najlepiej je po pro­stu wyciągnąć. Dziś wiemy również, że tamte specjalne szczypce były zbyt duże. Zgniatały kleszcza, skutkiem czego opróżniał on zawartość swoich jelit do miejsca wkłucia. Jeszcze gorsze skutki pociągało za sobą praktykowane niegdyś powszechnie smarowanie kleszcza lakierem do paznokci, oliwą klejem czy też przypalanie zapałką. Większość infekcji była właśnie konsekwencją takich prób pozbycia się kleszcza lub jego wyciskania.

Drobniutkie larwy i nimfy najlepiej wyłuskać ostrym nożem albo odciąć golarką. Dorosłego kleszcza można chwycić pęsetą i wyciągnąć zdecydowanym ruchem. Następnie należy zdezynfekować miejsce ukłucia olejkiem z drzewa herbacianego albo jakimś innym olejkiem eterycznym (Borreliose SHG Kassel, marzec 2006).• Mieszkańcy regionów, gdzie występuje dużo zakażonych kleszczy, na przykład okolic Jeziora Bodeńskiego, mogą profilaktycznie przez trzy dni zażywać po trzy dawki homeopatycznej nozody boreliozy D3022.

22 Nozody (od gr. nosus = choroba) to substancje przygotowane według pro­cedur homeopatycznych, produkowane z „chorego” lub patologicznego materiału, takiego jak krew, ropa, zarazki chorobotwórcze, komórki nowotworowe, w tym zaś przypadku z zainfekowanych kleszczy.

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

47

Inne możliwości zakażenia

Bakterie boreliozy znaleziono również u innych kłujących i wysysa­jących krew owadów: pcheł, komarów, bąków; najprawdopodobniej one także mogą przenosić boreliozę. Choć są nosicielami krętków, niebezpieczeństwo zakażenia nie jest wysokie, ponieważ nie do­chodzi u nich do opróżniania jelit. Jednak mówi się o udokumen­towanych przypadkach - w Connecticut oraz w Niemczech - zaka­żenia przez pchły, a w Rosji przez roztocze. Kilku amerykańskich naukowców wierzy nawet, że możliwe jest zakażenie wypasanych zwierząt, krów i koni przez mocz, ponieważ okazało się, że krętki bez problemu przechodzą przez pęcherz moczowy i narządy układu moczowego (Buhner 2005: 17). Ponieważ jednak są one zdane na środowisko wewnętrzne organizmu, nie sądzę, żeby bakterie te mo­gły przeżyć na zewnątrz, poza organizmem żywiciela.

Pozostaje pytanie, czy borelioza, wbrew obiegowej opinii, może się przenosić z człowieka na człowieka. Jest to z pewnością możliwe w drodze transfuzji krwi, prawdopodobne jest również przeniesie­nie bakterii wraz z przeszczepianym narządem bądź z matki na em­brion. Istnieją badania dowodzące występowania krętków boreliozy w wydzielinach płciowych, spermie, łzach, moczu, a także w mleku matki. Niektórzy eksperci utrzymują nawet, że istnieją dowody na przenoszenie boreliozy drogą płciową oraz że partnerzy osób zaka­żonych okazują się w czasie badania również seropozytywni (Ha- rvey, W.T. i P. Salvato 2003: 746). Dr Lidia Mattmann, absolwentka uniwersytetu Yale i dyrektorka instytutu badań medycznych w Mi­chigan, wierzy nawet, że wystarczy zwykły dotyk, aby przenieść zarazki boreliozy: niebezpieczny może być długopis, uścisk ręki czy dotknięcie klamki - prawdopodobnie mamy w tym wypadku do czynienia z typową amerykańską obsesją (Patricia Kane, Detoxi- fy ing Lyme, 2004, www.springboard4health.com). Raz jeszcze wi­dzimy: dużo spekulacji, mało wiedzy.

Krętki mogą zaatakować także nasze zwierzęta domowe: psy, koty, bydło, konie i krowy. Badania23 przeprowadzone w Szwajca­rii wykazały, że u około jednej trzeciej badanych krów stwierdzono obecność przeciwciał boreliozy. Seropozytywne krowy nie miały jednak żadnych objawów. Także mleko zawierało przeciwciała. Stąd

23 Novartis Foundation, projekt 99A18.

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

48

pojawiło się pytanie, czy boreliozą można się zarazić, spożywając mięso lub mleko?

Wydaje się zatem, że w ostatnich latach borelie rozszerzyły krąg swej aktywności z saren i gryzoni na kolejne gatunki ssaków. Bo­relie istnieją już od dawna, od setek milionów lat. Dziś jednak pod wpływem presji selekcyjnej wydają się znacznie szybciej mutować i zasiedlać kolejne organizmy żywicielskie.

Krętki boreliozy

Przyjrzyjmy się dokładnie temu drobnemu żyjątku, przenoszonemu przez kleszcze na ludzi i ssaki. Wężowata bakteria, nazwana od Wil- ly’ego Burgdorfera Borrelia burgdorferi, to krętek spokrewniony z krętkiem bladym, wywołującym kiłę (Treponema pallidum). Jego nazwa gatunkowa Borrelia pochodzi od strasburskiego bakteriologa Amedee Borrelia, który odkrył go w roku 1905.

Borelie24, tworzące na całym świecie około 300 szczepów, sta­nowią biologiczny cud. Są bardziej złożone od swych kuzynów: krętków bladych, krętków pinty25 oraz krętków frambezji26. To prawdziwi partyzanci, którzy z punktu widzenia Pentagonu medy­cyny klasycznej prowadzą z nami nierówną walkę terrorystyczną. Oto kilka zaskakujących, typowych dla nich cech:• W ścianie komórkowej borelii znajduje się 21 plazmidów, nie­wielkich owalnych tworów wyposażonych we własne geny i potra­fiących przekazać bakterii informacje o układzie odpornościowym żywiciela oraz - w coraz większym stopniu - odporność na anty­biotyki. Tak dużej ilości plazmidów nie znajdziemy w żadnej innej bakterii.• Borelie są wysoko wyspecjalizowane, w zasadzie nie da się ich wyhodować w warunkach laboratoryjnych, dlatego tak ciężko je zbadać.

24 http://www.wikipedia.org/wiki/Lyme_disease (04.12.2006; s. 5),25 Pinta, endemiczna choroba tropikalnych rejonów Ameryki, wywoływana

przez krętki (Treponema), pod względem serologicznym nieróżniąca się od syfilisu.26 Frambezja, zwana też malinicą albo jagodzicą (ang. yaws, buba) to wywo­

ływana przez krętki tropikalna infekcja o przebiegu przypominającym syfilis, ale nieprzenoszona drogą płciową. Pod względem serologicznym nieróżniąca się od syfilisu.

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

49

Borelia: wężykowaty krętek (zdjęcie: M.A. Pabst, Graz)

Krętki borelii potrafią się wkręcić w każdą tkankę ciała (zdjęcie: M.A. Pabst, Graz)

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

50

• M ają trzy powłoki, przy czym zewnętrzna ściana komórkowa, podobnie jak u innych gatunków bakterii, składa się ze śluzowatej warstwy białek powierzchniowych (lipoproteiny bakteryjne BLP). Ten „śluzowy płaszcz” chroni je przed limfocytami T układu odpor­nościowego. Płaszcz spełnia rolę czapki niewidki: przeciwciała i fa- gocyty nie rozpoznają ich jako ciała obcego (antygenu). U zwykłych bakterii gram-ujemnych27 te białka powierzchniowe są zakodowa­ne tylko w trzech genach, u borelii zaś uczestniczy w tym 150 ge­nów28. Geny te pozwalają im nieustannie i błyskawicznie zmieniać ich cechy rozpoznawcze, antygeny. Tych 150 genów sprawia także, że borelie potrafią się przystosować do rozmaitych uwarunkowań otoczenia (np. różnicy temperatur, wahań poziomu pH, środowiska wewnętrznego różnych organizmów, które zasiedlają).• Zależnie od warunków otoczenia borelie mogą przybierać rozma­ite kształty. Obok normalnego kształtu korkociągu potrafią jeśli ich otoczenie jest skażone antybiotykami, odrzucić ściany komórkowe i przybrać kształt kulisty. Forma kulista (zwana także formą L) nie jest rozpoznawana przez komórki układu odpornościowego; można powiedzieć, że krętki tracą w ten sposób cechy rozpoznawcze, nie mają antygenów, po których można by je było poznać. Potrafią się też w ciągu jednej minuty otorbić. W postaci takiej torbieli czy zarodka (icystic form ) mogą przetrwać niczym Śpiąca Królewna, czekając na bardziej sprzyjające warunki. Otorbione borelie, bez przemiany ma­terii i podziału, mogą przetrwać co najmniej dziesięć miesięcy• Borelie mogą się przyczepić do komórek ciała, a także do komórek odpornościowych (limfocytów B), za pomocą enzymów wydrążyć otwór w ich ścianach komórkowych, uśmiercić jądro, a następnie użyć powłoki komórkowej jako „przebrania” albo „maski” . W ten sposób owym małym terrorystom Al Kaidy mikroświata udaje się uniknąć rozpoznania przez komórki układu odpornościowego29.• Borelie kopiują (replikują) fragmenty swych genów, wbudowująje potem w ścianę komórkową i wysyłają te odłamki, tzw. blebs, w po­dróż po organizmie żywiciela. W ten sposób wprowadzają w błąd komórki układu odpornościowego żywiciela i odwracają ich uwagę.

27 Gram-ujemne, gram-dodatnie: klasyfikacja bakterii według metody barwie­nia Grama (Hans Gram, 1853-1938), bakterie gram-ujemne zabarwiają się na czer­wono, gram-dodatnie natomiast na ciemnoniebiesko.

28 Dr Scott Taylor (2004), www.autoimmunityresearch.org/lyme-disease.29 www.angelfire.com/me2/StarShar/Spiros.html

Mały

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

51

• Posiadają zatem umiejętność oszukiwania układu odpornościo­wego na różne sposoby i wykorzystywania go do swoich celów. W przypadku borelii pewną rolę odgrywa przypuszczalnie mimi- kra cząsteczkowa. To znaczy, że borelie w taki sposób zmieniają cząsteczki na swej powierzchni, że przypominają one cząsteczki własne organizmu, maskując je przed komórkami układu odporno­ściowego. Jeśli mimo to organizm rozpozna je jako antygeny, reak­cja immunologiczna może się zwrócić nie tylko przeciw zarazkom, lecz także przeciw tkankom organizmu żywiciela. Skutkiem są cho­roby autoimmunologiczne: to znaczy, że komórki układu odporno­ściowego atakują komórki własnego ciała, na przykład chrząstki lub osłonki mielinowe.• Sterują i manipulują swoim żywicielem, wydzielając peptydy oraz produkty przemiany materii i tworząc korzystne dla siebie śro­dowisko. W ten sposób oddziałują również na uczucia i nastrój swe­go żywiciela; być może mogą nawet wpływać na jego myśli i de­cyzje. Znamy to zjawisko z grzybów (Candida), które w ludzkim organizmie mogą wywoływać wilczy głód na słodycze.• Potrafią się wprawdzie ukryć także w komórkach, lecz ich prze­strzeń życiowa znajduje się przede wszystkim między komórkami. W koloidalnych, galaretowatych substancjach (chrząstce, płynach oka, komórkach śródbłonka30, mielinowych osłonkach nerwów, tkance bliznowej) czują się lepiej niż w rzadkiej krwi czy limfie. Mimo więc że są obecne, często nie stwierdza się ich występowania w osoczu.• Są bardzo ruchliwe. Za pomocą biczyków i rozciągliwego włók­na osiowego wwiercają się niczym korkociąg w tkankę ciała i za­siedlają płyny ustrojowe. W ten sposób w ciągu kilku dni potrafią przewędrować przez całe ciało i wniknąć do głębiej położonych tka­nek, gdzie nie dotrą do nich antybiotyki. Krętki mogą przeniknąć do wszystkich tkanek, oczu, wątroby, śledziony, stawów, pęcherza moczowego, naczyń włosowatych itd. W ciągu dziesięciu dni od zakażenia przekraczają barierę krew-mózg, co nie udaje się nawet białym ciałkom krwi (Grier 2000).• Aby przeżyć, potrzebują niewiele tlenu. Mogą się ukryć przed ko­mórkami układu odpornościowego w chrząstce, tkance bliznowej,

30 Śródbłonek: warstwa komórek wyścielająca naczynia krwionośne i limfa- tyczne, serce, żebra i otrzewną.

Mał

y st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

52

włóknach nerwowych, środbłonkowej wyściółce naczyń krwiono­śnych i innych słabo ukrwionych, ubogich w tlen tkankach.• W przeciwieństwie do większości innych bakterii, takich jak bak­terie gronkowca czy paciorkowca, które dzielą się raz na 20 minut, borelie rozmnażają się niezwykle powoli. Dzielą się raz na 12-14 godzin. Dzięki temu są mniej podatne na antybiotyki, ponieważ większość antybiotyków atakuje tworzące się ściany komórko­we w trakcie fazy dzielenia i namnażania. Jeśli środowisko im nie sprzyja, borelie potrafią także przetrwać dłuższy czas w stanie spo­czynku, nie dzieląc się. Ogólnie biorąc, cykl rozmnażania następuje u nich w rytmie księżycowym, raz na 28 dni. Bakterie, które dzielą się co dwadzieścia minut, można zwalczyć antybiotykami w ciągu tygodnia lub dwóch; aby uzyskać ten sam efekt w przypadku borelii, trzeba byłoby zażywać antybiotyk codziennie nawet przez półtora roku (Grier 2000).• M ają wysoką wrażliwość chemotaktyczną. Posiadają zdolność bardzo szybkiego wydalania toksyn antybiotykowych ze swych or­ganizmów.• Mogą znieść temperatury do -5°C. Borelie występują nawet w Oceanie Arktycznym i zarażają żyjące tam ssaki morskie. Nie wytrzymują natomiast temperatur powyżej 42 stopni Celsjusza.

Cóż można na to powiedzieć? To naprawdę godne podziwu. Mamy do czynienia z prawdziwym nadmikroorganizmem.

Maty

st

awon

óg

napę

dza

świa

tu

stra

cha

53

Borelioza - czy w ogóle istnieje?„Medical Times”, 16.4.2000

Nowicjusza w leczeniu boreliozy można poznać po tym, że uparcie przepisuje antybiotyki, które ogólnie działają jedynie krótkoterminowo i przynoszą niewiele długofalowych korzyści. Zaobserwowaliśmy poważne i trwałe skutki uboczne [na skutek dłuższego zażywania antybiotyków], na przykład załamanie nerwowe, szumy w uszach, osłabienie układu odpornościowegoi inne.

Dr med. D. Klinghardt, specjalista od boreliozy, 2005

Wyniki trzykrotnych badań prowadzonych metodą randomizowaną podwójnie ślepej próby z placebo wykazały, że dodatkowe kuracje antybiotykowe u pacjentów z utrzymującymi się długo objawami subiektywnymi - p o odbytej odpowiedniej terapii w początkowym stadium boreliozy - wiążą się z istotnym ryzykiem i niewielkimi bądź żadnymi korzyściami.

„New England Journal of Medicine” 357 (14), 4 października 2007

54

NOWA ZARAZA

Chyba żadna inna choroba nie wodzi lekarzy za nos tak bardzo jak borelioza. Często pozostaje nierozpoznana. Większość ukąszeń nie wywołuje żadnych skutków, nawet jeśli kleszcz był zarażony kręt- kiem. Sprawnie funkcjonujący układ odpornościowy we wczesnym stadium szybko radzi sobie z intruzem. Czasem jednak powstaje stan zapalny. Czerwony, owalny rumień rozszerza się odśrodkowo od miejsca ukąszenia i po kilku dniach lub tygodniach znika. Ów ru­mień wędrujący jest uważany za najważniejszą diagnostyczną ozna­kę zarażenia krętkiem, lecz nie występuje on w każdym przypadku. Następujące po nim schorzenia, objawiające się setkami rozmaitych symptomów, najczęściej są przez lekarzy błędnie diagnozowane. Właściwie nie istnieją objawy główne. Borelioza jest mistrzem ka­muflażu i potrafi naśladować niemal każdą chorobę: może wywołać wędrujące bóle stawów, mięśni i ścięgien, szumy w uszach, bóle głowy, problemy z oczami, drętwienie kończyn, zmęczenie, zabu­rzenia rytmu serca, paraliż mięśni twarzy, gorączkę, sztywnienie karku, zaburzenia autonomicznego układu nerwowego, bóle żołąd­ka i jelit, drżenie kończyn, bóle w klatce piersiowej i wiele innych zaburzeń. Może również dojść do załamania nerwowego, zaburzeń pamięci krótkotrwałej, przygnębienia, lęków i napadów agresji. Jak lekarz ma sobie poradzić z taką wielością możliwych objawów? Diagnozuje fibromialgię, CFIDS (zespół chronicznego zmęczenia), stwardnienie rozsiane, toczeń, chorobę Parkinsona, chorobę Alzhei­mera, reumatoidalne zapalenie stawów, stwardnienie słupów bocz­nych zanikowe, stan minimalnej świadomości (MCS) albo zabu­rzenia psychiczne i leczy je odpowiednio według przyjętych metodi środków.

Mylne diagnozy prowadzą jednak do błędnego leczenia, co do­datkowo komplikuje sprawę. Pacjent, który zgłasza się do gabinetu z bólem stawów, jest leczony preparatami zawierającymi kortyzon, działającymi przeciwbólowo i przeciwzapalnie (glukokortykostery- dami). Problem z tymi cudownymi lekami polega jednak na tym, że jednocześnie zmniejszają odporność organizmu, ułatwiając działa­nie krętkom. Stosując przez dłuższy czas preparaty kortyzonu, nale­ży się spodziewać również innych, nadzwyczaj niepożądanych skut­

55

ków ubocznych: zaniku mięśni i kości, zaburzeń przemiany materii, „księżycowej twarzy” w wyniku odkładania się tłuszczu i wody na twarzy, podwyższonego ciśnienia krwi, zwiększonego ryzyka za- krzepicy, ścieńczenia skóry (zapalenia zanikowego skóry), depresji, zaburzeń snu, u kobiet zaburzeń cyklu miesiączkowego. Niedawne badania wykazały, że u 60 procent pacjentów, u których zdiagnozo- wano stwardnienie rozsiane, stwierdzono obecność krętka boreliozy (Klinghardt 2005), zatem to krętki lub ich toksyny uszkodziły mie- linę, czyli osłonę włókien nerwowych. Często pacjenci, u których choroba zaatakowała mózg i układ nerwowy, są kierowani na lecze­nie psychiatryczne. Właścicielka sklepu papierniczego w naszym mieście, miła, spokojna kobieta, roztrzaskała w drobny mak szafę. „Sama siebie nie poznawałam” - powiedziała. Są to zjawiska typo­we dla neuroboreliozy.

Jeśli jednak u pacjenta wystąpi rumień wędrujący, Erythema mi- grans, zorientowany w tematyce lekarz najczęściej zleca wykona­nie badań serologicznych krwi. Najpierw testu pod nazwą ELISA (Enzyme Linked Immune Sera Assay), a jeśli wypadnie on dodat­nio, przeprowadza się dokładniejszy test Western Biot. Jeśli ten test nie wykaże u pacjenta obecności przeciwciał boreliozy, pacjent jest w dalszym ciągu leczony objawowo metodami konwencjonalnymi. Jeśli jednak wynik testu jest dodatni albo surowica zawiera przeciw­ciała, wtedy z reguły na kilka tygodni włączane są antybiotyki. Jeśli, co się często zdarza, owa kuracja antybiotykowa „przy użyciu śru- tówki” nie przynosi rezultatu, nie pozostaje najczęściej nic innego, jak podać jeszcze więcej antybiotyków. Jest wielu pacjentów, którzy otrzymywali antybiotyki przez wiele miesięcy, także dożylnie.

Gdy po przeprowadzonej (rzekomo skutecznej) kuracji antybio­tykowej objawy pojawią się ponownie, mówimy o zespole pobore- liozowym (Post-Lyme-Syndrome, PLS) albo pacjent usłyszy zarzut, że jest symulantem lub hipochondrykiem, który tylko wmawia sobie chorobę. Zanim borelioza zostanie zdiagnozowana, upływają prze­ciętnie 22 miesiące, a pacjent odwiedza siedmiu lekarzy31.

31 www.reimerhbo.com/lyme_dis.htm

Now

a za

raza

56

Dlaczego wyniki testów nie są miarodajne

Wielu lekarzy wierzy, że ELISA i Western Biot dostarczają konkret­nych, pewnych danych. Ale kiedy zweryfikowano te testy, okazało się, że ilość błędnych wyników sięgała 55 procent32 - były to wyni­ki błędnie ujemne (osoby niezarażone uznano za zarażone) lub błęd­nie dodatnie (osoby zarażone uznano za niezarażone). Testy te nie są więc miarodajne. Poza tym z różnych laboratoriów przychodziły różne wyniki, czasem nawet identyczne próbki krwi były interpreto­wane w odmienny sposób.

Skoro sprawa tak się przedstawia, równie dobrze lekarz, aby się dowiedzieć, czy pacjent jest zarażony, mógłby rzucić m onetą- orzeł czy reszka? Lekarz zajmujący się tą tematyką stwierdził, że najlep­szym testem jest zapytanie pacjenta, jak się czuje.

Jak to możliwe, że wyniki są tak rozbieżne?• Badania surowicy, na przykład ELISA czy Western Biot, określa­ją jedynie miano przeciwciał33. Przeciwciała IgM rozwijają się do­piero w trzecim tygodniu po ukąszeniu kleszcza, maksymalną war­tość osiągają między czwartym a szóstym tygodniem, zanikają zaś po upływie ośmiu tygodni. Jeśli więc test zostanie wykonany zbyt wcześnie, wynik jest przeważnie ujemny, mimo że organizm został zaatakowany. Także zbyt wczesne zastosowanie antybiotyków może zmniejszyć immunologiczną odpowiedź organizmu.• Z drugiej strony przeciwciała IgG, które rozwijają się później, po­zostają we krwi przez wiele lat; nawet gdy pacjent jest już dawno wyleczony i w jego organiźmie nie ma krętka boreliozy, wynik testu jest dodatni.• Błędne reakcje dodatnie mogą wystąpić również przy schorze­niach autoimmunologicznych, infekcjach bakteryjnych (zwłaszcza kile) i niektórych infekcjach wirusowych, takich jak opryszczka czy zakażenie wirusem Epsteina-Barr34.

32 Porównanie wyników badań diagnostycznych w kierunku boreliozy w 516 laboratoriach (uczestnicy Wisconsin State Laboratory of Hygiene/College of Ame­rican Pathologists Proficiency Testing Program) w „Journal of Clinical Microbiolo- gy” 1997, 35 (3): 537-543.

33 Lyme-Borreliose. Merkblatt fiir Arzte, B g W i RKI, Koln 1996.34 Przy miareczkowaniu (titracji) określenie ilości przeciwciał lub antygenów,

które w rozcieńczeniu powodują mierzalną pozytywną reakcję.

Now

a za

raza

57

• Kolejnym problemem diagnostycznym jest wielość szczepów i rodzajów borelii o odmiennych wzorcach serologicznych.• Jak widzieliśmy w poprzednim rozdziale, borelie są mistrzami kamuflażu i manipulacji. Chowają się w komórkach ludzkich oraz słabo ukrwionych tkankach i maskują swoje antygeny, w związku z czym przeciwciała czasem w ogóle się nie wytwarzają.• Gdy przeciwciała przylgną do antygenu bakterii, aby zneutrali­zować nieproszonego gościa, nie można już ich zidentyfikować jako przeciwciał. Są teraz częścią kompleksu przeciwciało/antygen. Współczesne metody badawcze nie umożliwiają jednakże analizy takich kompleksów. To znaczy, że jeśli istnieje wiele antygenów, ilość przeciwciał może się zmniejszyć: wprawdzie były, ale teraz, jako element akcji obronnej organizmu, są związane z antygenami. Może się więc zdarzyć, że pacjenci z największymi zakażeniami mają w testach niskie miano przeciwciał.• W ogóle miano przeciwciał nieustannie się zmienia i w rozmaitych stadiach choroby może być niskie bądź nie występować w ogóle. Nikt nie potrafi powiedzieć, czy infekcja jest jeszcze aktywna, czy została już wyleczona.

Prócz testów ELISA i Western Biot istnieją jeszcze inne testy, jed­nak są one równie problematyczne:• Badanie płynu mózgowo-rdzeniowego polegające na wkłuciu igły do punkcji w kręgosłup nie tylko daje 30 procent błędnych wy­ników, ale także jest bolesne i ryzykowne.• Test łańcuchowej reakcji polimerazy (PCR) wykrywa sekwen­cje genetyczne, drobne strzępki DNA krętka we krwi, skórze, moczu lub płynie stawowym i pomnaża je wiele milionów razy. Wykazuje jednak podobne słabości co Western Biot i ELISA.• Tak zwany LTT-Borelioza (test transformacji limfocytów) ma na celu określenie aktywności zarazków, ale i on jest niewystarczający.• Opracowany przez dr Jo Anne Whitaker (Bowen Research Institu- re, Floryda) test RIBb (Rapid Identification of Borrelia burgdorferi) jest badaniem fluorescencyjnym na obecność przeciwciał-antygenów w płynach ustrojowych. Od roku 1999, jak donosi badaczka, wszyst­kie testy mają wynik dodatni, ani jeden nie był negatywny. Doszła do wniosku, że „problem nie tylko nie jest endemiczny, lecz obecnie osiągnął rozmiary epidemii” (Whitaker 2003: 11).

Now

a za

raza

58

• Visual Contrast Sensivity Test (VCS) mierzy stopień zakażenia układu nerwowego, w szczególności nerwów wzrokowych, przy użyciu neurotoksyn lipofilowych. Zakłada się, że rozpuszczalne w tłuszczu toksyny bakteryjne przyczepiają się do nerwów wzroko­wych, co prowadzi do tego, że zakażony człowiek słabiej odróżnia odcienie szarości. Leczenie polega na uśmierceniu najpierw borelii antybiotykami, a następnie usunięciu toksyn cholestyraminą obni­żającą zawartość tłuszczu we krwi (zob. s. 114). Wyniki badań kon­trolnych każą wątpić, czy zaburzenia postrzegania odcieni szarości są w ogóle typowe dla borelii.

Ponieważ uzyskanie miarodajnych wyników badań nastręcza tyle trudności, nikt nie wie dokładnie, ile jest przypadków zakażeń bo­reliozą. Szacunki ekspertów znacznie się od siebie różnią. Ile przy­padków jest błędnie diagnozowanych albo wręcz niezgłaszanych? A może lekarze diagnozująboreliozę zbyt często? Szwajcarski Fede­ralny Urząd Zdrowia (BAG) informuje o 3000 nowych przypadków boreliozy w Szwajcarii rocznie, twierdząc jednocześnie, że są one łatwe do wyleczenia35. Amerykańska instytucja Center for Disease Control (CDC, Atlanta, Georgia) podaje szacunkowo dla Stanów Zjednoczonych 20 000 zachorowań rocznie; badania prowadzone na Harvardzie mówią natomiast o 200 000 nowych zakażeń (Buhner 2005: 4). CDC szacuje ogólną liczbę zakażonych w samych Stanach Zjednoczonych na 1,8 miliona. Dr Kinderlehrer (2002) zakłada na­wet 18 milionów. Według statystyk Borreliose Bund w Niemczech, Nationales Referenz-Zentrum Borrelien (Monachium) i Instytutu im. Roberta Kocha (Monachium) co roku odnotowuje się w Niemczech60 000-100 000 nowych przypadków boreliozy. Tym samym bore­lioza jest drugą po salmonellozie najczęstszą chorobą zakaźną w tym kraju (Stephan Górisch, Echo Online, Darmstadt, 22.3.2006).

Eksperci od boreliozy, dr Harvey i dr Sarvati (Diversified Me- dical Practices, Houston, Texas) oceniają, że 15,5 procent ludności świata, a więc niemal miliard ludzi, jest zainfekowanych krętkiem. Lekarz Lee Clowden wierzy zaś, że połowa przewlekle chorych cierpi na boreliozę z Lyme („Nutra News”, październik 2003). Jak

35 Hans-Peter Zimmermann w „Tagesanzeiger” Zurych, 25.2.2007.

Now

a za

raza

59

już powiedzieliśmy, te statystyki to tylko szacunki. Ci eksperci, któ­rzy mają do sprzedania jakiś cudowny środek albo nową terapię, przeważnie przedstawiają większe liczby

Stadia choroby36

Podobnie jak w przypadku kiły, w przebiegu boreliozy można wyróż­nić trzy stadia. Choć nie istnieją miarodajne objawy główne, podej­muje się próby ich ustalenia. W pierwszym stadium byłby to rumień wędrujący (Erythrea migrans). W drugim stadium jest to „paraliż twarzy” - zamknięta powieka, opadający kącik ust - oraz zespół Bannwartha (towarzyszące zapalenie opon mózgowych), a w trze­cim stadium chroniczne zapalenie stawów (artretyzm z Lyme) i za­nikowe zapalenie skóry (Akrodermatitis chronica atrophicans), skutkujące tak zwaną pergaminową skórą.

Podobnie jak kiła, także borelioza ma charakter nawrotowy. Po ustąpieniu objawów i pozornym wyleczeniu może wybuchnąć na nowo.

Oto niektóre objawy wraz z bliższym opisem:1. Rumień wędrujący, czerwonawy krąg rozszerzający się od miejsca ukąszenia, w środku bledszy, przez wielu lekarzy jest uważany za naj­ważniejszą wskazówkę diagnostyczną świadczącą o zakażeniu borelio­zą. Ale występuje on u mniej niż połowy zakażonych. Rumień uchodzi za znak działającego układu odpornościowego. Inne objawy tego sta­dium to gorączka, wyczerpanie, sztywnienie pleców, bóle głowy, bóle kończyn, obrzmiałe węzły chłonne.2. Po kilku tygodniach lub miesiącach: nawrotowe bóle stawów (artre­tyzm z Lyme, artralgia), często przechodzące ze stawu na staw, bóle mięśni (mialgie), paraliż twarzy, zapalenie opon mózgowych (neurobo- relioza), ból zębów, drżenie, paraliż Bella.3. Późne stadium przewlekłe: borelioza z Lyme, wielki „naśladowca” wielu różnych chorób, może w tym stadium zostać błędnie zdiagnozo- wana jako stwardnienie rozsiane, reumatoidalne zapalenie stawów, ze­spół chronicznego zmęczenia, późne stadium kiły, choroba Alzheimera, zespół jelita wrażliwego, toczeń, sklerodermia, fibromialgia itp.

36 Taylor Scott, Lyme Disease 2004, www.autoimmunityresearch.org/lyme- disease.

Now

a za

raza

60

Najczęstszymi objawami są:• Zapalenie stawów, najczęściej kolanowych, przy czym u 11 procent chorych dochodzi do zniszczenia chrząstki.• Zanikowe zapalenie skóry (Akrodermatitis chronica atrophicans), które równie dobrze może zostać zinterpretowane jako efekt długotrwa­łego stosowania kortyzonu: skóra jest cienka jak bibułka od papierosów,o niebieskawym zabarwieniu, pomarszczona, z obrzękami lub zanikiem podskórnej tkanki tłuszczowej.• Zapalenie mięśnia sercowego (karditis)• Paraliż, zaburzenia psychiczne (neuroborelioza)• Zespół chronicznego zmęczenia CFIDS (Chronić fatigue immime dys- function syndrom)• Psychoza

Mimo właściwego leczenia biomedycznego (kuracji antybiotyko­wej) 50 procent chorych uskarża się na późne powikłania.

61

Skąd się nagle wzięła borelioza?

Borelioza z Lyme to nowa choroba. Odkryto ją w małym miastecz­ku Lyme dopiero w 1975 roku. W literaturze medycznej pojawia się po raz pierwszy w 1982 roku. Wprawdzie w połowie XX wieku odnotowano sporadyczne relacje dotyczące na przykład rumienia wędrującego, rozprzestrzeniającego się wokół miejsca ukąszenia przez kleszcza; w 1902 roku niemieccy lekarze Herxheimer i Hart- mann opisali odbarwioną, pomarszczoną bibułkową skórę (Akro­dermatitis chronica atrophicans) w postaci obserwowanej dziś jako jeden z podstawowych objawów boreliozy. W 1930 roku pewien szwedzki lekarz zaobserwował, jak rumień skórny przekształcił się w chroniczne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Poza takimi pojedynczymi przypadkami nawracająca choroba wielonarządowa wywoływana przez ten gatunek krętka była nieznana.

Jak powstała i skąd się nagle wzięła? Istnieje wiele przypuszczeń. Przyjrzyjmy się krótko kilku najbardziej rozpowszechnionym teo­riom:• Czy borelioza jest starą chorobą, której istnienia sobie po prostu nie uświadamiano?

Now

a za

raza

Now

a za

raza

Brytyjskie czasopismo medyczne „Lancet” (październik 1995) opublikowało informację o wyschniętych kleszczach na lisach, któ­re wypchano w Austrii w 1854 roku i przechowywano w muzeum. Dwa spośród zakonserwowanych kleszczy zawierały ślady DNA borelii. W uszach zakonserwowanych myszaków z Massachussetts, pochodzących z roku 1894 roku, także znaleziono genetyczne ślady tych krętków. Czy w tamtym czasie bakterie te nie były aż tak zja­dliwe? A może poszczególne objawy były po prostu interpretowane jako różne choroby?• Czy jest to mutacja, która poszerzyła krąg ewentualnych żywi­cieli? Między innymi także o ludzi?• Czy jest to mutacja, kontrofensywa owych bakterii i mikrosko­pijnych żyjątek, którym wypowiedzieliśmy zmasowaną wojnę an­tybiotykową?

Czyż te drobne żyjątka nie dysponują inteligentnym, wszech­stronnym duchem, mszczącym się za gwałt zadany naturze? Czy to Gaja, matka Ziemia, przywołująca do porządku rozhukaną ludz­kość, która wyrwała się spod kontroli?• Czy może chodzi wręcz o organizm, który wydostał się z pracowni genetycznej lub laboratorium jakiegoś producenta broni biologicz­nej? W USA szerzy się pogłoska, że borelioza została stworzona przez nazistów jako broń biologiczna. Podobnie jak konstruktorzy rakiet (np. pionier podróży kosmicznych Werner von Braun) oraz sa­molotów odrzutowych, również eksperci od broni biologicznej mieli zostać uprowadzeni do Ameryki w ramach tajnego przedsięwzięcia Operation Paperclip. Podobno Pentagon zlecił im dalsze prowadze­nie doświadczeń na bakteriach i wirusach na wyspie Plumb Island, oddalonej od Lyme o dziewięć mil. W latach pięćdziesiątych mieli eksperymentować z zarażonymi kleszczami, które potem miały zo­stać zrzucone z samolotów na Rosjan albo rządzoną przed Fidela Castro Kubę. Niestety, zdarzały się awarie i przecieki.

Co jakiś czas obserwowano, że w czasie odpływu na wyspę prze­pływają z Connecticut samy i się tam pasą. Czyżby zaraziły się od zmodyfikowanych genetycznie kleszczy? Ptaki wędrowne regular­nie odpoczywały na Plumb Island. I tak w roku 1967 z wyspy wy­szła prawdopodobnie tak zwana Dutch Duck Plague, pomór dzikie­go ptactwa, który ujawnił się najpierw na położonej nieopodal Long Island. Mniej więcej w tym samym czasie prawdopodobnie rozprze­strzeniły się boreliozowe mutanty, które tymczasem wymknęły się spod kontroli.

62

Plumb Island nie jest już dziś używana, ale za to wybudowano nowe „Centrum Badawcze Bioterroryzmu” przy University of Te- xas w San Antonio, w którym prowadzi się badania nad wąglikiem, tularemią (gorączką zajęczą), cholerą, boreliozą z Lyme, Desert Val- ley Fever - według opinii ekspertów to wszystko potencjalna broń biologiczna - oraz innymi zarazami powodowanymi przez pasożyty i grzyby (Bionia, World War 4 Report, luty 2007)37. Takie zagma­twane informacje, masowo krążące w Internecie, mają oczywiście więcej wspólnego z Hollywood niż z rzeczywistością i są doskonałą pożywką dla wszelkiego rodzaju paranoików.• Czy choroba spowodowana ugryzieniem przez kleszcza stała się problemem dopiero wskutek masowego zachwiania naturalnej równowagi w wyniku ingerencji człowieka w ekosystem?

Dietrich Klinghardt, lekarz specjalizujący się w boreliozie, przy­puszcza, że z powodu wzrostu temperatury wskutek efektu cieplar­nianego populacja owadów kłujących i pasożytów, działających jako wektory tej choroby, gwałtownie rośnie. W wyniku wyrębu lasów ciśnienie cząstkowe tlenu na Ziemi w ciągu ostatnich 150 lat spadło z 30 do 19 procent. Jak przypuszcza Klinghardt, w atmosferze uboż­szej w tlen organizmy beztlenowe rozwijają się lepiej, zaś rozwój or­ganizmów bardziej złożonych jest zaburzony (Klinghardt 2005: 10) (zob. także s. 65: „Samy i myszy: czynniki ekologiczne”).• Czy może krętek boreliozy nie powoduje zachorowania, lecz jest jedynie oportunistycznym mikroorganizmem, który pojawia się, gdy układ odpornościowy tak czy inaczej cierpi na skutek przewlekłego zatrucia - metale ciężkie, amalgamat, zatrucie lekami, elektrosmog, późne skutki szczepionek itp.?

Być może w ten sposób można wyjaśnić, dlaczego wśród zwie­rząt szczególnie atakowane są psy, krowy i konie. Układy odporno­ściowe tych zwierząt są bowiem nieustannie osłabiane przez ciągłą dezynfekcję, szczepienia, odrobaczanie i stosowanie antybiotyków. A może borelia jest wręcz symbiontem, który do tej pory spokojnie sobie żył w naszych organizmach, a teraz obarcza się go odpowie­dzialnością za rozmaite schorzenia?• A może boreliozowa panika jest wręcz spiskiem możnych po­pleczników establishmentu farmaceutyczno-medycznego?

Choć niektórzy lekarze widzą w boreliozie jedynie zwykłą in­fekcję bakteryjną, którą stosunkowo łatwo zwalczyć antybiotykami,

37 www.ww4report.com.

Now

a za

raza

63

inni eksperci z dziedziny medycyny mówią o nierozpoznanej pan­demii, która dotknęła już setek milionów ludzi. Wykazują, iż borelie potrafią zmylić nie tylko układ odpornościowy, lecz także lekarzy, markując inne choroby i nie dając się wykryć w testach. 50 pro­cent chorób - sarkoidoza, toczeń, stwardnienie rozsiane, choroba Parkinsona, stwardnienie zanikowe boczne (ALS), autyzm, zespół chronicznego zmęczenia, fibromialgia, zespół chemicznej wrażli­wości (MCS), zwyrodnienie stawów, obniżona odporność, choroba Alzheimera, schizofrenia i wiele innych chorób psychicznych - to w rzeczywistości zamaskowane boreliozy. Według opinii profeso­ra L.H. Mattmanna u ponad 80 procent wszystkich Amerykanów stwierdza się w badaniu mikroskopowym obecność we krwi kręt­ków boreliozy (Klinghardt 2005: 2).

Pandemia, której w zasadzie nie da się jednoznacznie stwier­dzić za pomocą dostępnych testów i która przywdziewa niezliczone maski, to potencjalny miliardowy interes. Rak, AIDS, SARS i inne przerażające inscenizacje powoli tracą efekt szoku. Nowiutka, pod­stępna, niemal niewytłumaczalna inwazja krętków to świetna okazja, by napędzić ludziom stracha i wyciągnąć od nich trochę pieniędzy. Działacze państwowej służby zdrowia i właściciele koncernów far­maceutycznych zaznaczają właśnie teren, rozpoczyna się medialna propaganda skierowana przeciw tym obrzydliwym kleszczom i złej, podstępnej bakterii, cwani lekarze wskakują do odjeżdżającego po­ciągu.• A może w przypadku tej nowej choroby chodzi wręcz o nieroz­poznaną inwazję przybyszy z kosmosu, na przykład z Marsa albo z Plutona, albo nawet z odległej galaktyki, jak utrzymuje kilku mo­ich „odjechanych” przyjaciół, fantastów i technoświrów.

Niemal niewykrywalne obce cywilizacje wykorzystują krętki jako pojazdy, aby dostać się do naszych ciał oraz umysłów i nimi się posłużyć. Potrafią przechytrzyć układ odpornościowy, przepro- gramowują przemianę materii, co z kolei zmienia uczucia i emocje człowieka. Najeźdźcy atakują ludzki system informacyjny (układ nerwowy) i w ten sposób niechybnie wpływają na myślenie czło­wieka. Ludzie, którzy zostali w ten sposób opanowani i nie mają psychicznej i moralnej siły, by wytrwać i zmienić swoje życie aż po najgłębiej położone jądro, stają się instrumentami w rękach tych stworzeń - jak ci, którzy zostali ukąszeni przez wampira i sami stają się wampirami.

Now

a za

raza

64

Także Riidiger Dahlke, znany psychosomatyk leczący głodów­ką i terapeuta reinkarnacji, mówi w kontekście zakażenia boreliozą0 Marsie i Plutonie, ale nie w znaczeniu odległych wrogich planet, lecz w formie praobrazów bądź prazasad, które działają z głębi naszego psychosomatycznego jestestwa. W swoich książkach, Krankheit ais Symbol (2007) i Aggression ais Chance (2006), mówi o wewnętrznym świecie, wewnętrznej przestrzeni psychicz­nej, w której Mars reprezentuje męską, Pluton zaś żeńską zasadę agresji. Kleszcze, owe „podstępne małe wampiry”, i krętki, choć tak odrażające i bezlitosne, dają nam szansę, byśmy we własnym wnętrzu stanęli z ową agresją oko w oko. W zywają nas, byśmy skonfrontowali się z własną podstępnością i bezwzględnością. Mamy sprawdzić, „jak dalece siedzimy jak kleszcz w czyimś fu­trze lub pozwalamy innym przyssać się do kogoś jak kleszcz. Jaka trucizna zmienia wtedy właściciela? W jakim zakresie przepływa, jaki zaburza? W jaki sposób cierpi na tym również własna ruchli­wość?”.

Dla Dahlkego choroba ta pełni więc w dzisiejszych czasach funk­cję pedagogiczną i jest dla nas szansą, byśmy duchowo wznieśli się ponad siebie samych. Aby to uczynić, musimy przywołać moc i od­wagę dzielnego Marsa, a także bezwzględność Plutona.

Sarny i myszy: czynniki ekologiczne

Zarazy i epidemie nie powstają w pustej przestrzeni. Czynniki spo­łeczne i duchowe, gęstość zaludnienia, higiena, życiowe nawyki1 odżywianie się odgrywają istotną rolę jako wektory chorób zakaź­nych. Do najistotniejszych powodów powstawania epidemii zali­czane są jednak czynniki środowiskowe. Kiedy w okresie neolitu ludzie zamknęli zwierzęta w zagrodach i zaczęli wysiewać nasiona, powstały problemy, o jakich wędrujący myśliwi i zbieracze nie mie­li nawet pojęcia. Nowe zjawisko osadnictwa umożliwiło dziesięcio- a nawet stukrotny wzrost liczby ludności. Nadwyżki można było gromadzić w formie zapasów, nowe struktury władzy regulowały ich rozdział. Spichrze i magazyny przyciągały jednak szczury i my­szy, razem z przywleczonymi przez nie wszami, pchłami i innym robactwem przenoszącym bakterie. Rosnąca ilość odpadów i nie­czystości stała się wylęgarnią much, pleśni i bakterii. Już w czasach

Now

a za

raza

65

przedhistorycznych rolnicy z plemienia Bantu w środkowej Afryce stworzyli idealne warunki komarom przenoszącym malarię, wyci­nając część pierwotnych lasów. Do dziś nieczystości wpływające do strumieni, stawów i kanałów nawadniających powodują takie cho­roby, jak wirusowe zapalenie wątroby, cholerę i - przede wszystkim w Egipcie, afrykańskich tropikach i południowej Afryce - bilhar- cjozę (schistosomatozę), która stała się drugą po malarii najbardziej rozpowszechnioną chorobą tropikalną. Ślimaki wodne żywiące się nieczystościami są pośrednimi żywicielami przywr z rodzaju Schi- stosoma, które wpijają się w skórę kąpiących się lub brodzących w wodzie ludzi i przenikają do narządów wewnętrznych, wątrobyi mózgu.

Od czasów neolitu udomowione zwierzęta dzielą bezpośrednią przestrzeń życiową z człowiekiem. Wiele mikrobów żyjących na zwierzętach domowych przystosowało się do organizmu ludzkiegoi znalazło w człowieku nowego żywiciela. Na przykład wirus za­razy bydlęcej przekształcił się w wirus masowy i złagodzoną tym­czasem postać choroby Ospa i gruźlica wydają się kolejnym pre­zentem od bydła. Grypę zawdzięczamy prawdopodobnie kaczkom, brucellozę krowom, owcom i kozom, a nasz najlepszy przyjaciel, pies, podarował nam krztusiec (Diamond 1999: 207). Dla organi­zmu ssaki są potężnym poligonem, jeśli nie żyją na wolności zgod­nie z zasadami danego gatunku, lecz ciasno stłoczone, źle żywionei otoczone własnymi nieczystościami.

Ekolodzy są przekonani, że zmiany środowiska naturalnego ode­grały istotną rolę w powstawaniu i rozprzestrzenianiu się boreliozy. Około roku 1990 uświadomiono sobie, że choroba z Lyme, odkry­ta w latach 1975-1976 najpierw w Nowej Anglii, rozprzestrzeniła się jako epidemia na wszystkie stany USA, a także na Europę. 90 procent przypadków boreliozy stwierdzono jednakże w Nowej An­glii, i to na terenach wiejskich, które wcześniej zostały całkowicie wykarczowane. W latach 1982-1990 podwoiła się liczba zakażeń w tym regionie, położonym na wybrzeżu między Nowym Jorkiem a stanem Maine. Profesor Harvardu Art Spielman wraz z kolega­mi zajęli się tym zaskakującym odkryciem; odpowiedzialnością za nową chorobę obarczyli zdegradowane przez człowieka środowisko naturalne (Garrett 1995: 554).

Pod koniec XVIII wieku wykorzystywano lasy jako źródło ener­gii dla przemysłu metalowego i rezerwuar materiałów budowlanych.

Now

a za

raza

66

W XIX wieku rozwój poszedł tak daleko, że trzeba było wprowadzić drewno opało­we. Pierwotne puszcze znikły na zawsze, a wraz z nimi wil­ki, kojoty i pumy. Stopniowo odrastały zarośla, które nie dają tyle cienia. Ogołocone niegdyś pagórki pokrył rzadki strup klonów i brzóz. Samy, oposy (dydelfy) i gryzonie, takie jak wiewiórka szara, wiewiórka ziemna, nornice i myszaki, które stały się nieomal plagą, rozmnażały się, nie obawiając się drapieżników. Wkrótce bez oporów wdarły się do miast. Bambi i słodkie wiewióreczki żerowały teraz bez przeszkód na rozległych, wypielęgnowanych trawnikach, w ogrodach, na łą­kach i polach golfowych przedmieść rozrastających się w kierun­ku wolnej niegdyś przestrzeni. W tym samym biotopie szaleją psyi koty, raczkują dzieci, młodzież gra w piłkę nożną i softball, a ro­dziny urządzają niedzielne pikniki. Kleszcze jelenie (Ixodes dam- mini lub I. scapularis), wczepione w sarny i gryzonie, wdzierają się w ten sposób w ludzką przestrzeń życiową. Nawet gdyby zamknąć wszystkie samy, jak twierdzi profesor Spielman, nic by to nie dało, ponieważ długofalowym rezerwuarem borelii są myszaki, które słu­żą za źródło pożywienia przede wszystkim larwom i nimfom klesz­cza. Znikły nie tylko drapieżniki, które niegdyś trzymały te gryzonie w szachu, lecz także potężne dęby i modrzewie, które latem rzucały tak głęboki cień, że kleszcze nie mogły się dobrze rozwinąć.

Poważną rolę odegrało także masowe stosowanie od lat pięćdzie­siątych tak zwanych środków ochrony roślin w ogrodach i na po­lach. Rozpryskiwane bez umiaru insektycydy i pestycydy zabijały mrówki, pająki i osy, ale także ptaki żywiące się jajami, larwami, nimfami i kleszczami w wieku rozrodczym.

Choroba z Lyme nie ogranicza się już do wiejskich terenów w No­wej Anglii. Od lat osiemdziesiątych do zakażeń borelioząu ludzi do­chodzi także w Kalifornii. Tam, nad Pacyfikiem, nie ma ani kleszczy jelenich, ani myszaków, które mogłyby pełnić funkcję rezerwuaru krętków, jest za to gatunek szczura drzewnego o ciemnych łapkach, który służy jako żywiciel pośredni dla dwóch różnych gatunków kleszcza. W Teksasie i na południowym wschodzie USA nosicielem krętka boreliozy jest natomiast kleszcz z gatunku Amblyomma ame-

Now

a za

raza

Myszak 67

ricanum (lone-star-tick). W Australii natomiast odpowiedzialnością za wywoływanie objawów przypominających boreliozę obarcza się innego żywiciela, inny gatunek kleszcza (/. holocyclus) oraz inny szczep bakterii. W Japonii jest to Borrelia japonica, B. tanukii, B. myamoto i B. turdae, w Chinach B. sinica. Wszystkie one są uwa­żane za B. burgdorferi w szerszym rozumieniu (sensu lato).

W Europie nosicielem boreliozy jest nie kleszcz jeleni, lecz, jak już widzieliśmy, kleszcz pastwiskowy (Ixodes ricinus), a krętki nie­koniecznie muszą należeć do gatunku Borrelia burgdorferi. Mogą to być także B. afzelii, B. garinii, B. spielmani, a w Portugalii B. lusita- niae. Również w Europie istotną rolę odgrywają czynniki środowi­skowe. Według obiegowej teorii kleszcz pastwiskowy znosi wpraw­dzie dobrze niskie temperatury, ale długie, bardzo mroźne zimy powodują śmierć większości osobników. Ocieplenie klimatu, które w ostatnich latach obdarza nas łagodnymi zimami, prawdopodobnie przyczyniło się do skokowego wzrostu populacji kleszczy. Łagod­ny klimat przenosi dalej na północ zarazki chorobotwórcze, które występowały niegdyś tylko na południu. Sztucznie utrzymywana zimowym dokarmianiem wysoka populacja saren i jeleni, ulubio­nych żywicieli kleszczy w wieku rozrodczym, sprzyja rozmnażaniu się tych stawonogów. Prócz nadmiernej populacji dzikiej zwierzyny istotnym czynnikiem może być także zdziesiątkowanie populacji li­sów, żywiących się przede wszystkim drobnymi gryzoniami.

Przeciwko przytoczonej powyżej teorii przemawiają obserwacje „kleszczowego papieża”, dra Norberta Satza: w czasie ciepłych zim kleszcze padają z głodu. Kleszcze potrzebują zamarzniętego pod­łoża, aby zapaść w zimowe odrętwienie i zaoszczędzić energię. Po łagodnych zimach było faktycznie mniej kleszczy i mniej zgłoszo­nych przypadków FSME („Neue Zurcher Zeitung” 7 maja 2008).

Co pewien czas słychać narzekania, że tak dużo kleszczy jak dziś nie było jeszcze nigdy. W okolicach Jeziora Bodeńskiego nie moż­na się już beztrosko położyć na łące lub pod drzewem. Od jednego z leśników słyszałem, że widział sarnę, do której przyczepionych było kilkaset kleszczy.

Now

a za

raza

68

Choroba-alibi?

Mimo to pewną zagadką jest, dlaczego choroba wywoływana przez kleszcze, przed rokiem 1980 właściwie nieznana, rozprzestrzeniła się, przybierając rozmiary epidemii jednocześnie w Europie, Ame­ryce i Australii.

Monika Falkenrath, sama ciężko doświadczona przez chorobę, nie bardzo wierzy, że winne są jedynie czynniki środowiskowe. W godnej polecenia książce Volkskrankheit Borreliose (2003) była nauczycielka opisuje swoją drogę przez mękę, która zaprowadziła ją na przedwczesną emeryturę. Pyta, kiedy i gdzie znaleziono choć je ­den niepodważalny naukowo dowód, że krętki faktycznie wywołują wszystkie objawy przypisywane boreliozie (Falkenrath 2005: 34).

Istnieją ludzie, w których organizmach stwierdzono obecność krętków lub przeciwciał, a którzy jednak nigdy nie mieli żadnych objawów boreliozy. Jednocześnie istnieją pacjenci, którzy cierpią na paraliż, bóle mięśni, problemy ze stawami, schorzenia neurolo­giczne i całe spektrum innych dolegliwości, u których zdiagnozo- wano boreliozę, choć wyniki testów na obecność krętka wcale nie są jednoznaczne. Z drugiej strony, jeśli przy identycznych objawach stwierdzono nie krętki boreliozy, lecz inne bakterie lub wirusy, albo też nie stwierdzono żadnej przyczyny schorzenia, mówiono0 zespole chronicznego zmęczenia, fibromialgii, MS, chorobie Epsteina-Barr albo erlichozie albo... albo... A jeśli takie objawy wystąpią u nauczyciela, nagle schorzenie zmienia się w syndrom wypalenia zawodowego (Falkenrath 2005:34).

Autorka pyta dalej, jak w ogóle wytłumaczyć nagłe pojawienie się tak wielu trudnych do zdiagnozowania „nowych” chorób i ich identycznych objawów? Kiedy w 1993 roku zgłosiła się do lekarza z częściowym paraliżem, skurczami mięśni, bólami stawów oraz poważnymi zaburzeniami pamięci i koncentracji, zdiagnozowano u niej chorobę Heinego-Medina. Rzeczywiście, miano polio prze­kraczało u niej wartość graniczną38. Jak to możliwe? Czyż nie zo­stała jako dziecko zaszczepiona przeciw paraliżowi dziecięcemu?1 gdzie mogła nabawić się tego wirusa? W zakażonej wodzie? Jak wiadomo, do 1998 roku w Niemczech szczepiono żywymi wirusami, które następnie, prawdopodobnie z kałem, trafiały do oczyszczalni

38 Zob. przypis 33.

Now

a za

raza

69

ścieków, a stamtąd do zbiorników wodnych. Później jednak, mimo wysokiego miana wirusa polio u byłej nauczycielki, ośmiu lekarzy, do których udała się na konsultację, zdiagnozowało boreliozę. Cho­roby Heinego-Medina nie brali już pod uwagę. Według statystyk WHO w zachodnim świecie dzięki oszałamiającemu sukcesowi ma­sowych szczepień paraliż dziecięcy nie występuje. Czy ogłoszony sukces w walce z polio był w rzeczywistości oszustwem?

Nie dawało jej to spokoju. W Instytucie im. Roberta Kocha do­wiedziała się, że w 1998 roku zrezygnowano z doustnej szczepionki zawierającej żywe bakterie, między innymi dlatego, że po dwudzie- stu-trzydziestu latach od zaszczepienia zbyt wiele osób zapadało na chorobę Heinego-Medina. Kiedy to usłyszała, przemknęło jej przez myśl: w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych - pod koniec lat pięćdziesiątych w USA, na początku lat sześćdziesiątych w Euro­pie - dzieci w całym zachodnim świecie otrzymywały szczepionki doustne.

Teraz, po trzech czy pięciu dekadach, a zatem od lat osiemdzie­siątych, pojawiają się choroby nowego rodzaju, takie jak borelioza, zespół chronicznego zmęczenia, stwardnienie rozsiane, fibromialgia itp. Dotykają one przede wszystkim osoby w wieku od czterdziestu do sześćdziesięciu lat, a więc właśnie pokolenia, którym w wyniku masowej kampanii podano doustne szczepionki. Podobne objawy daje tak zwany zespół poporażenny (post-polio, PPS), który wy­stępuje również po upływie trzydziestu do pięćdziesięciu lat jako opóźniony skutek dawnego porażenia dziecięcego: zmęczenie, bóle mięśni, osłabienie i zanik mięśni, artrozy, bóle stawów, nietolerancja na zimno, przygnębienie, trudności ze snem i z oddychaniem oraz neuropatie39. Te same objawy wystąpiły również u wielu weteranów wojny w Zatoce Perskiej, cierpiących na tak zwany zespół chorobo­wy Zatoki Perskiej (GulfWar Syndrome). Przed wyjazdem na front żołnierze musieli się poddać masowym szczepieniom. Monika Fal­kenrath przypuszcza, że w rzeczywistości oni wszyscy mogą mieć jeden obraz kliniczny choroby: zatrucie chemikaliami, szkody wy­wołane stosowaniem leków i szczepionek, w szczególności opóź­nione skutki szczepionki przeciw polio.

Gdyby udało się to udowodnić, przemysł farmaceutyczny zapew­ne nie zdołałby się uratować przed lawiną pozwów o odszkodowa­

39 de.wikipedia.org/Post-Polio-Syndrom.

Now

a za

raza

70

nie! A więc wpływowe lobby farmaceutyczne kieruje uwagę opinii publicznej w inną stronę: za pomocą ofensywy medialnej i kampa­nii reklamowej skupia się uwagę lekarzy i opinii publicznej na scho­rzeniach wielonarządowych, wywołanych przez rozmaite „zarazki”. „To, o czym na początku wiedzą tylko wtajemniczeni i specjaliści, stopniowo się roznosi, aż w końcu każdy chory ze swą mnogością własnych, wielowarstwowych i złożonych dolegliwości znajduje dla siebie odpowiednią szufladkę: CFS, MS, fibromialgia albo bo- relioza. Winne są te ohydne kleszcze! Pokazuje się je ludziom do znudzenia i w najgorszym świetle, to zapada w świadomość, napa­wa lękiem, a sprytnie rozpętana kleszczowa histeria powstrzymuje ludzi od kontaktu z naturą i od myślenia” (Falkenrath 2005: 37).

Być może hipoteza Moniki Falkenrath jest słuszna. Być może to zatrucie metalami ciężkimi, szkody wywołane zażywaniem leków lub szczepionkami są odpowiedzialne za złożone objawy nowych schorzeń wieloukładowych, a nie te czy inne mikroorganizmy. Być może one po prostu są obecne, gdy układ odpornościowy tak czy inaczej jest osłabiony. Tak jak w brudnym pokoju jest wiele much, choć to nie one spowodowały ten bałagan i brud.

Niezbędna notka na temat polio

Osobiście dobrze pamiętam masową kampanię na rzecz szczepień, zdjęcia dzieci o kulach, dzieci w „żelaznym płucu” i strach wiążący się z porażeniem dziecięcym. W mojej klasie wszyscy pilnie łykali­śmy szczepionkę, a ja się cieszyłem, że nie piecze i nie boli w prze­ciwieństwie do innych szczepionek albo zastrzyków penicyliny.

Dr Jonas Salk, który hodował wirusy polio na siekanych ner­kach małp - według jego własnych informacji zużył tylko w swoim laboratorium 17 000 rezusów - uchodził za wybawcę dzieci i bo­hatera medycyny. Mniej znany był fakt, że liczba zachorowań na polio spadła jeszcze przed wprowadzeniem doustnej szczepionki, i to o 46 procent w USA i 55 procent w Wielkiej Brytanii (Engel- brecht 2006: 57).

Do XX wieku polio było schorzeniem niegroźnym, przebiegają­cym we wszystkich przypadkach bez porażenia, które wzbudza tak wielki strach. W czasie I wojny światowej w pobliżu Nowego Jorku rozpoczęła się masowa produkcja chlorobenzolu. Ta trująca substan­

Now

a za

raza

71

cja stanowiła podstawę kwasu pikrynowego, gazów trujących uży­wanych na froncie, a następnie środków do zwalczania chwastów, środków bakteriobójczych i owadobójczych w rolnictwie i gospo­darstwach domowych. Nagła, masowa produkcja trucizny dokładnie zbiega się w miejscu i czasie z epidemią, która zaatakowała ośrod­kowy układ nerwowy wielu mieszkańców okolic Nowego Jorku40, przede wszystkim dzieci. W 1942 roku wybuchła epidemia polio, znów po masowej produkcji chlorobenzolu jako podstawowego składnika DDT. Nadwyżki potężnych ilości trucizny, które zosta­ły wyprodukowane z myślą o ewentualnym użyciu broni chemicz­nej, po II wojnie światowej rząd przekazał rolnictwu do zwalczania szkodników, spryskiwania obór w walce z muchami, do komplek­sowego zastosowania na bagnach i w zbiornikach wodnych w celu wytrzebienia widliszków roznoszących malarię, a także na wolny rynek jako rozpylacz stosowany w domu do zwalczania prusaków, moli i much. Szczytowy okres stosowania DDT w Stanach Zjedno­czonych w latach 1950-1955 pokrywa się ze szczytem zachorowań na polio.

W tamtych latach uważano DDT za cudowny środek, za część nie­powstrzymanego postępu technicznego, który wprowadzi ludzkość w złotą erę: kiedy cała nasza rodzina wybierała się na cotygodniowe większe zakupy, zanim wyjechaliśmy z domu, zamykano wszystkie okna i rozpryskiwano DDT z rozpylacza we wszystkich pokojach. Gdy kilka godzin później wracaliśmy do domu, w pokojach unosiła się wprawdzie nieprzyjemna chemiczna woń, ale wszystkie robaki i muchy były martwe. Sąsiedzi spowijali całe swoje ogrody mgłą z DDT, żeby pozabijać całe to pełzające dziadostwo, które podgry­zało im owoce i warzywa. DDT używano bez ograniczeń i bezpo­średnio: spryskiwano kołdry i ubrania, spryskiwano nawet ludzi, aby uchronić ich przed wszami i komarami, psy, koty i zwierzęta gospodarskie były dokładnie obsypywane DDT, aby ochronić je przed pchłami, bąkami i innym robactwem, aż wyglądały tak, jakby były pokryte cukrem pudrem.

Z dzisiejszej perspektywy jest jasne, że przyczyną rozpowszech­nienia się porażenia dziecięcego po II wojnie światowej w świecie zachodnim - krajów rozwijających to nie dotyczyło - było masowe zatrucie. A przecież można się było tego domyślać. W połowie lat

40 www.initiative.cc/Artikel/2004 08 23%20Polio%20und%20Pestizide.htm

Now

a za

raza

72

czterdziestych amerykański urząd do spraw zdrowia (National In- stitute of Health) wykazał, że DDT najwyraźniej uszkadza tę samą część rdzenia kręgowego u zwierząt, która ucierpiała u dzieci z po­rażeniem dziecięcym (Engelbrecht 2006: 63). W latach 1952-1953 opublikowano w USA i w Szwajcarii badania, które dowodzą, że przyczyną paraliżu cieląt było DDT zawarte w mleku. Stopniowo uświadamiano sobie, że DDT jest toksyczne, zaczęto ograniczać jego stosowanie, zastępując je organofosforanami. Ale nie łączono porażenia dziecięcego z tą trucizną: nie ustawano w poszukiwaniu zarazka tej choroby, wirusa, który mógłby ją powodować.

Pamiętam podniecenie i ogólną radość, jaka wybuchła, gdy12 kwietnia 1955 roku Jonas Salk ogłosił wynalezienie szczepionki przeciw polio. Wynalazca otrzymał z rąk samego prezydenta Eisen­howera najwyższe honorowe odznaczenie. Wojna z zarazą została wygrana. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy wśród zaszczepionych dzieci nastąpił dramatyczny wzrost zachorowań na polio. Doustna szczepionka polio nie była właściwie niczym innym jak cieczą od­filtrowaną z posiekanych, zakażonych wirusem polio małpich nerek. Filtr był wystarczająco gęsty, by wyłapać bakterie, lecz nie na tyle, by oddzielić inne wirusy. Przez przeoczenie doszło do kontaminacji szczepionki doustnej z małpim wirusem (Simian Virus 40) (Buhner 2002: 133). W latach 1955-1963 setki milionów ludzi, wśród nich 98 milionów Amerykanów, otrzymało szczepionkę zakażoną SV40. U 30 milionów Amerykanów doszło do zakażeń i rozmaitych cho­rób, między innymi nowotworów.

Now

a za

raza

73

Nie znajdziesz książki,gdzie bardziej mógłbyś się zbliżyć do boskiej mądrości,niż gdybyś poszedł na zieleniącą się, kwitnącą łąkę,tam ujrzysz cudowną moc Boga, powąchasz ją i posmakujesz.

Jakob Bóhme

Borelioza musi być diagnozowana klinicznie, gdyż obecnie nie istnieje choćby jeden test, który mógłby jednoznacznie dowieść bądź wykluczyć infekcję tym patogenem albo odpowiedzieć na pytanie, czy przyczyną objawów u pacjenta jes t infekcja.

Joseph J. Burrscano Jr. MD, 2000

STRACH PRZED PRZYRODĄ

Wojna się skończyła, ale nienasycony głód pchał mieszczuchów na wieś, po zapasy. My też jeździliśmy podmiejskim pociągiem do rolników i uprawialiśmy handel wymienny: srebrne sztućce i suk­no za mąkę, jaja i kiełbasę. Dobrze znaliśmy rodzinę Dienertów. Mieli niewielkie, podupadłe gospodarstwo, kilka krów i kur, zboże z pola. A na weekend zawsze było u nich saksońskie ciasto drożdżo- we. Na pierwszy rzut oka nie było najczęściej widać, czy na blasze jest ciasto z kruszonką czy ze śliwkami, a może sernik, bo jego powierzchnię pokrywała warstwa much. Gdy kawa zbożowa była już gotowa, gospodyni przeganiała muchy, kroiła ciasto na kawałki i rozdzielała je. Smakowało wspaniale. Nie pamiętam, żeby muchy komukolwiek przeszkadzały.

Dzieci tłukły się wtedy często i w czasie takich dzikich zabaw czasami polała się krew. Otarte kolano czy skaleczenia nie należały do rzadkości. Dziś zaraz w ruch poszedłby zastrzyk przeciwtężco- wy i leki antyseptyczne, ale wtedy dzieci brały kilka liści tamującej krwawienie babki lancetowatej, przeżuwały ją i okładały ranę ni­czym plastrem. I tyle. Może były też wtedy kleszcze, ale nie pamię­tam, nie byłoby to bowiem nic, co mogłoby kogoś zaniepokoić.

Im bardziej odległa jest natura, tym wydaje się groźniejsza

Dziś jest inaczej. Dla współczesnych ludzi natura w coraz większym stopniu oznacza zagrożenie. Ostatnio byłem z wizytą w Vorarlber- gu. Gdy mój gospodarz zauważył, że kleszcz wpił mu się w skórę, pospiesznie wskoczył do auta i pojechał do miasta, do lekarza, na zastrzyk z antybiotyku.

Jeden z koryfeuszy naszych czasów Carl Djerassi, ojciec pigułki antykoncepcyjnej, twórca nowych procedur zwalczania szkodników i pionier badań nad kortyzonem, przed kilku laty powiedział w wy­wiadzie dla gazety, że nie potrafi zrozumieć ludzi, którzy zachwycają się przyrodą czy też tak zwanym naturalnym stylem życia. Przecież

75

nie ma nic bardziej niebezpiecznego od natury! Należy się przed nią chronić i trzeba uzyskać nad nią absolutną kontrolę.

Niewiele osób ma odwagę jeść pyszne owoce, jakie oferuje nam las: maliny, jeżyny, jagody czy borówki. Gdy w trakcie spaceru po lesie z pewną kobietą i jej małą córeczką dziecko, promieniejąc ze szczęścia, sięgnęło po dojrzałe truskawki rosnące na skraju drogi, jej matka krzyknęła z paniką w głosie: „Zostaw to! Tasiemiec!”. Łzy nie pomogły, mała musiała zrezygnować ze słodkich przysmaków. Biedne dziecko, pomyślałem, zabiera mu się tę pierwotną ufność, dając w zamian zaburzony stosunek do natury. Przy tym prawdopo­dobieństwo, że na czyjś dom spadnie samolot jest większe niż to, że ten ktoś zarazi się tasiemcem. W całej Europie, którą zamieszkuje około 700 milionów ludzi, rocznie zdarza się 28 przypadków zaka­żenia tasiemcem. W latach 1982-2000 w całej Europie odnotowano 559 przypadków. Nie udokumentowano ani jednego przypadku za­rażenia się przez człowieka bąblowicą (chorobą przenoszoną przez tasiemce) po zjedzeniu dzikich ziół lub owoców.

Las, w którego szumiących wierzchołkach nasi przodkowie sły­szeli szept bogów i doświadczali wizji i inspiracji, stał się dla nas obcy. Nie zbiera się już jagód i leczniczych ziół, grzybów już dawno nie, bo przecież są skażone od czasu katastrofy w Czarnobylu, praw­da? A co jeśli na drodze stanie nam wściekły lis? Od czasu histerii związanej z ptasią grypą, w trakcie której zmarło prawdopodobnie61 osób (ludność świata liczyła wówczas ponad sześć miliardów), przede wszystkim we wschodniej Azji, i nie dało się w ich przypad­ku jednoznacznie stwierdzić, czy na pewno była to ptasia grypa, lu­dzie stali się jeszcze ostrożniejsi. Profilaktycznie zażywamy tamiflu i na spacerze nie podnosimy z ziemi piór zgubionych przez ptaki. Kiedy mass media rzuciły się na ten temat, wiele osób oddało koty do schronisk lub wręcz kazało je uśpić. Bo przecież koty jedzą ptaki, te zaś mogły być zarażone wirusem H5N1. Przy tym wszystkim do dziś nie ma faktycznego dowodu na istnienie tego wirusa albo na jego chorobotwórcze działanie (Engelbrecht/Kóhnlein 2006: 190). Przyczyną chorób kaczek i kurcząt jest raczej ich masowa hodow­la. Wyłożone trutki na gryzonie powodują śmierć dzikich ptaków; a mimo ptasiej grypy śmiertelność łabędzi i kaczek nie była do tej pory wyższa niż w poprzednich latach.

Stra

ch

prze

d pr

zyro

76

Ludzie upatrują też rosnące zagrożenie ze strony roślin. Barszcz kaukaski czy mantegazyjski powoduje oparzenia. Gatunki inwazyj­ne, takie jak niecierpek gruczołowaty czy rdestowiec ostrokończy- sty, tłamszą rpiejscową florę; nawłoć kanadyjska i ambrozja byli­colistna wywołują katar sienny - takie wieści codziennie słyszymy w mediach. W walce z tymi chwastami pomaga jedynie konsekwen­cja w stosowaniu herbicydów i miotaczy ognia.

Am brozja bylicolistna(.Ambrosia artemisifolia, ang. ragweed)

Ta szczególnie mocno zwalczana roślina pochodzi z Ameryki Północnej. Często towarzyszyła mi w dziecięcych latach spędzo­nych w Ohio. Dziś zaś rząd Bawarii, po udanej kampanii przeciw niedźwiedziowi-szkodnikowi Brunonowi, wzywa, by przystąpić do tępienia ambrozji bylicolistnej. Jej pyłki uchodzą za jedną

Stra

ch

prze

d pr

zyro

77

Stra

ch

prze

d pr

zyro

78

z podstawowych przyczyn kataru siennego. Dla ludzi zdrowych nie stanowią wprawdzie problemu, ale żyjemy w czasach, w któ­rych coraz więcej osób ma obniżoną odporność i cierpi na reakcje autoimmunologiczne - prawdopodobnie dlatego, że ze względu na rozpowszechnienie masowych szczepionek i antybiotyków ludzki układ odpornościowy przestał prawidłowo działać. Dziko rosnąca ambrozja występuje u nas w niektórych miejscach już od około 2 0 0 lat i do tej pory nikt nie zwrócił na nią szczególnej uwagi. We wschodniej Europie, gdzie panuje klimat kontynental­ny i zimy są chłodne, a lata gorące, można ją spotkać częściej niż w zachodniej Europie, gdzie przeważa wilgotny klimat atlantyc­ki. Często widywałem ambrozję na Węgrzech i nie wydaje się, by stanowiła tam jakiś problem. To, że roślina ta rozpowszech­nia się teraz w zachodniej Europie, jest zapewne oznaką zmian klimatycznych. Nawiasem mówiąc, Indianie uważają ją za ziele lecznicze: pierwotni mieszkańcy prerii przyrządzali z niej wywar stosowany przeciw skurczom żołądka i jelit oraz krwi w kale. Na problemy skórne, wrzody i czyraki stosowano okłady ze sparzo­nych liści.

To, że co roku pojawia się jakaś szczególnie tępiona roślina lub zwierzę, zdaje się częścią współczesnej, wrogiej życiu strategii ma­nipulacji świadomością ludzi w majestacie prawa. Przed ambrozją mieliśmy do czynienia z histerią wywołaną przez starca jakubka (Senecio jacobea). To odcina ludzkość od jej korzeni i od natury. Poczucie bezpieczeństwa i pewności m ająnam dawać jedynie insty­tucje państwowe - ubezpieczenia, renty, policja, opieka społeczna, urzędnicy, szkoły itp. - ale nie osadzenie się, zakorzenienie i zado­mowienie w naturalnym otoczeniu, które nas żywi, i w gronie rodzi­ny, która jest naszym oparciem. Jeśli chodzi o nowe dzikie rośliny, które darowuje nam Ziemia: chcąc się dowiedzieć, co m ająnam do powiedzenia, lepiej byłoby usiąść i pomedytować z nimi.

Im bardziej odsuwamy się od natury, tym wydaje się nam groź­niejsza. W szczególności dotyczy to lasu. Dla większości ludzi las jest ekranem projekcyjnym ich podświadomych lęków. To, co dzi­kie, nie podlega kontroli. To, co nie podlega kontroli, napawa stra­chem. Zaufanie jest dobre, ale kontrola jest lepsza - czyż nie tak

powiedział niegdyś „naprawiacz” ludzkości Włodzimierz Lenin? W lesie czają się wścieklizna, tasiemiec, napromieniowane grzyby, robactwo wszelkiej maści - a teraz atakują nas kleszcze roznoszące boreliozę. Przecież lepiej uciec w wirtualny świat rozrywki.

Jeszcze nigdy ludzie nie bali się tak bardzo przyrody jak dziś. Dlaczego? Dlatego że jeszcze nigdy tak bardzo się od niej nie odda­lili. Czy podsycany obecnie lęk przed boreliami i kleszczami nie jest przypadkiem nieco przesadzony? A może to histeria? Może kleszcze i bakterie dostarczają nam dziś jedynie ogniskowej, na której zawi­sają liczne, rozproszone, inaczej niedefiniowalne, nieuświadomione lęki, które nękają nas w niepewnych czasach? A może znowu mrów­ka stała się słoniem?

Modne choroby

Borelioza jest modna. Na temat nowej choroby zakaźnej było w 2007 roku w Internecie 800 000 wpisów. Borelioza jest popu­larnym tematem czatów internetowych - tu każdy ma możliwość publicznego przedstawienia „swojej” boreliozy. Napisano już całe stosy książek poważnych i pseudonaukowych oraz uczonych ar­tykułów. Lekarze coraz częściej diagnozują tę chorobę. Niektórzy szczycą się przynależnością do elity, jaką stanowią znawcy bo­reliozy41. W przeciwieństwie do zwykłych, nieznających się na boreliozie kolegów uważają, że mają uprzywilejowany dostęp do złożonej wiedzy dotyczącej nowej choroby i potrafią rozpoznać jej prawdziwe przyczyny w tej mnogości objawów. Jednocześnie mnożą się oferty terapii, coraz więcej środków i leków walczy o ni­szę rynkową.

Czy może jest tak, że borelioza stanowi przede wszystkim modne zjawisko? Tak się przecież już zdarzało, że jakieś, najczęściej nie­jasno zdefiniowane choroby awansowały do miana modnych. Cho­roba to nie tylko procesy biologiczne, lecz także zjawisko kulturowe. Medycyna etniczna co rusz styka się ze zjawiskiem polegającym na tym, że schorzenia, które w jednym społeczeństwie leczy się jako poważne choroby, w innych po prostu się ignoruje. Także w naszej

41 W literaturze amerykańskiej są oni określani jako Lyme Wise Medical Do- ctors, LWMD.

Stra

ch

prze

d pr

zyro

79

kulturze pojawiają się choroby, które osiągają, można powiedzieć, status kultowych, stają się modne, nowe zespoły objawów, które - jak otyłość (adipositas), menopauza, uzależnienie od Internetu albo ze­spół nadpobudliwości ruchowej u dzieci w wieku szkolnym (ADHD)- zostają zdefiniowane jako choroby wymagające leczenia.

Historia medycyny zna wiele takich modnych chorób i modnych diagnoz. W średniowieczu było to opętanie przez demony i „złe soki”, w XVII wieku dominujący temat stanowiły grypa i choroby jelit, w XIX wieku hipochondria, histeria i neurastenia jako „ogólna słabość nerwowa kobiet”. W XIX wieku, do wybuchu I wojny świa­towej, w wyidealizowany sposób przedstawiano suchoty (gruźlicę) jako chorobę artystów, osób „uduchowionych i wrażliwych”. Po­służyła ona Tomaszowi Mannowi za temat powieści Czarodziejska góra.

Po I wojnie światowej, przede wszystkim w Ameryce, często diagnozowano anemię niedobarwliwą (syderopeniczną). Kiedy bla­dy, bardzo chudy pacjent zgłaszał się do lekarza, uskarżając się na chroniczne zmęczenie, brak apetytu, napady mdłości, brak energii i nie towarzyszyły temu żadne inne objawy kliniczne, przyczyną mógł być jedynie niedobór żelaza. Szczególnie zagrożone były ko­biety, ponieważ w trakcie comiesięcznej menstruacji traciły z krwią dużo żelaza. Także młodzież ze względu na częstą masturbację po­trzebowała żelaza; również ciężarne kobiety, ponieważ płody w ich brzuchach wysysały z nich żelazo niczym małe wampirki. Pan doktor zawsze w takich przypadkach przepisywał preparaty żelaza i naka­zywał jeść dużo szpinaku z puszki. Za żelazowym i chlorofilowym szaleństwem stał przemysł hodowli roślin, który akurat zainwestował setki milionów dolarów w nawadniane pola uprawne i fabryki kon­serw. Muskularny marynarz Popeye42, czerpiący swą siłę z puszek ze szpinakiem, miał motywować dzieci dojedzenia szpinaku. Jedno­cześnie zlecono laboratoriom wykonanie badań, które miały dowieść, jak bardzo zdrowy jest szpinak. Pozytywne skutki stwierdzone na szczurach pasionych szpinakiem w laboratoriach nie dały na siebie długo czekać. Wiara w to, że szpinak zawiera dużo żelaza, wzięła się z błędu w przepisywaniu, który sprawił, że przecinek przesunął sięo jedno miejsce w prawo, co spowodowało dziesięciokrotny wzrost

42 Bohater komiksu i postać z amerykańskiego filmu animowanego o tym sa­mym tytule, znany w Polsce jako marynarz Kubuś - przyp. tłum.

Stra

ch

prze

d pr

zyro

80

Popeye - marynarz Kubuś pochłaniający szpinak

zawartości żelaza. W rzeczywistości szpinak, ze względu na wysoką zawartość kwasu szczawiowego, niemal nie zawiera żelaza w postaci przyswajalnej przez człowieka (Storl 2005c: 198).

W latach pięćdziesiątych modna diagnoza brzmiała „zakażenie ogniskowe” czy też bardziej popularnie „ognisko zapalne”. Infek­cja tliła się ukryta gdzieś w ciele, najczęściej pod zębami albo na migdałkach, wydzielając nieustannie toksyny bakteryjne, skutkiem czego człowiek stawał się osowiały, zmęczony, blady i bez humoru, miał zimne dłonie i stopy i ogólnie czuł się niedobrze. Profilaktycz­nie usuwano migdałki, wyrywano zęby i aplikowano penicylinę.

Kiedy chodziłem do liceum, magiczne słowo brzmiało: mono- nukleoza (choroba Pfeiffera, gorączka gruczołowa). Koszmar dla nastolatków, ponieważ przenosiła się przez pocałunek. Choroba Pfeiffera - z naukowego punktu widzenia choroba zakaźna, którą wywołuje wirus Epsteina-Barr - sprawia, że człowiek jest pozba­wiony energii i wiecznie zmęczony. Przez pojęcie przewlekłego ze­społu zmęczenia (CFS, Chronić Fatigue Syndrom) choroba ta wciąż należy do ulubionych diagnoz, ponieważ obecność wirusa można stwierdzić u 90 procent ludzi (Blech 2000: 27). W latach osiem­dziesiątych i dziewięćdziesiątych nastąpiła w medycynie prawdzi­wa histeria cholesterolowa (Langbein et al. 2004: 651). Problemy z układem krążenia - udar, zawał serca i schorzenia nerek wywołane nadciśnieniem - są uważane za główną przyczynę śmierci w krajach zachodnich, a odpowiedzialnością za to obarcza się tłuszcz we krwi (cholesterol). Aby zapobiec „zwapnieniu naczyń krwionośnych”, próbowano doprowadzić u ludzi starszych do zdrowego poziomu

81

Stra

ch

prze

d pr

zyro

cholesterolu, aplikując im rutynowo lekki obniżające zawartość tłuszczu we krwi - dla przemysłu farmaceutycznego oznaczało to miliardowe zyski. Wiele z tych środków miało nieprzyjemne skutki uboczne, poczynając od bólu głowy i zaburzeń snu, przez problemy z mięśniami i stawami, po uszkodzenie wątroby i nerek (Langbein et al. 2004: 654). Nie tylko obniżają one poziom „złego” cholesterolu LDL43, lecz także dobrego, HDL, i wypłukują witaminy rozpusz­czalne w tłuszczu.

Nowsze badania wykazały, że nie istnieje żaden związek między cholesterolem i zawałem serca (Pollmer/Warmuth 2003: 83). Po­twierdza to także zestawienie etnologiczne: Eskimosi jedzą przede wszystkim tłuste mięso, a mimo to mają niski poziom cholesterolu. Ogromne ilości tłuszczów zwierzęcych spożywają również wschod- nioafrykańskie ludy pasterskie, lecz o ile trzymają się swej tradycyj­nej diety - nie mają problemów z sercem i układem krążenia. Ale to nie wszystko. Organizm potrzebuje cholesterolu i sam go produ­kuje. Zadaniem tej tłuszczopodobnej substancji jest stabilizowanie membrany komórkowej. Chroni czerwone ciałka krwi przez roz­płynięciem się, jest potrzebna do budowy komórek układu odpor­nościowego, utrzymuje warstwę izolacyjną komórek nerwowych i jest istotnym składnikiem mleka matki; cholesterol uczestniczy w produkcji ważnych substancji: hormonów płciowych i hormonów stresu, witaminy D, żółci wspomagającej trawienie i lipoprotein transportujących tłuszcz we krwi (Pollmer/Warmuth 2003: 69). Nic dziwnego, że ludy pierwotne uważają tłuszcz za najcenniejszy spo­śród wszystkich rodzajów żywności. Zatem może to nie cholesterol niszczy nasz układ krążenia, lecz przewlekły stres, pośpiech w krę­cącym się coraz szybciej kołowrotku społeczeństwa konsumpcyjne­go, który wybija nas z naturalnego rytmu?

43 LDL = Low density lipoproteins, lipoproteiny o niskiej gęstości.

Stra

ch

prze

d pr

zyro

82

Można by przytoczyć dalsze przykłady modnych schorzeń i dia­gnoz. Odkryta niedawno borelioza świetnie nadaje się do roli mod­nej choroby. Jest niezwykle trudna do zdiagnozowania. Może zostać stwierdzona właściwie jedynie w badaniach klinicznych przez spe­cjalistę od tej choroby. Nie istnieją jednoznaczne testy, wiele wyni­ków badań jest błędnych lub sprzecznych ze sobą; krętek maskuje się i potrafi się objawiać na nieskończenie wiele sposobów. Może faktycznie jest to modna choroba, którą w końcu spotka los każdej mody - czyli popadnie w zapomnienie?

Stra

ch

prze

d pr

zyro

83

Antybiotyki rozczarowały jako monoterapia w leczeniu chronicznej boreliozy z Lyme. Antybiotyki nie pomogą nam w poradzeniu sobie w walce z zarazami, które nadchodzą.

Dr med. D. Klinghardt, specjalista od boreliozy, 2005

Niewskazane jes t powtarzanie terapii antybiotykowej w przypadku utrzymywania się objawów po boreliozie, łącznie ze związanym z nią zmęczeniem i dysfunkcją poznawczą.

L.B.Krupp et al., Study and treatment o f post Lyme disease,„Neurology” 60, 2003

Szukaj iskry, która rozpali Siłę uzdrowicielską w tobie!

Paracelsus

84

ŚRODKI MEDYCYNY NATURALNEJ

Dla mnie borelioza nie była ani modną chorobą, ani urojeniem. Była całkowicie realna. Miałem prawdziwe objawy. Wysypka przemiesz­czała się, poszerzając się koliście, po brzuchu i tułowiu. Czułem się źle, jak przy grypie. Do tego doszły silne bóle głowy; ja, który unikałem wszelkich nakryć głowy, zacząłem nosić wełnianą czapkę. Męczyły mnie bóle stawów, zaburzenia widzenia i bezsenność. Co miałem robić?

Wtedy niewiele jeszcze wiedziałem o tej chorobie zakaźnej. Nie wiedziałem na przykład, że - przynajmniej teoretycznie - istnie­ją duże szanse na wyeliminowanie krętków boreliozy, jeśli zaraz, w ciągu pierwszych dni, kiedy tylko pojawi się rumień wędrujący, zażyje się doksycyklinę44.

Doksycyklina to antybiotyk z grupy tetracyklin, o szerokim spektrum działania. Tetracykliny mają działanie bakteriostatyczne. Nie atakują ścian komórkowych bakterii w trakcie fazy podziału, nie uśmiercają także bakterii natychmiast, lecz hamują produkcję białek i bakterie nie mogą się rozmnażać. Doksycyklina prze­nika przez tkanki i pozostaje na długo w organizmie (Maxen et al. 2000: 97). Większość ekspertów zakłada, że w przypadku boreliozy nie wystarczy dwu- czy trzytygodniowa kuracja, lecz że antybiotyk trzeba przyjmować co najmniej przez dwa miesiące. Terapia powinna się rozpocząć zaraz po pojawieniu się ru­mienia wędrującego. Jako dawkę skuteczną wymienia się do 600 mg dziennie.

Tak jak inne antybiotyki, tetracykliny powodują skutki uboczne w postaci grzybicy i biegunki - to znak, że symbiotyczna flora bakteryjna została naru­szona. Inne możliwe alergiczne reakcje na ten lek to gorączka oraz wysypka, a także nadwrażliwość na światło słoneczne (wysypka na tych partiach ciała, które są wystawione na działanie słońca). Najczęściej odpowiedzialnością za te objawy obarcza się jednak krętki borelii. Długotrwałe zażywanie zalecane w ra­zie choroby odkleszczowej prowadzi także do przebarwienia zębów. Szkliwo zębów zostaje uszkodzone, zęby stają się bardziej podatne na próchnicę. Dlate­go tych antybiotyków nie powinno się podawać dzieciom poniżej dwunastego roku życia (Maxen et al. 2000: 98). U cierpiących na cukrzycę, leczonych tymi

44 W przypadku boreliozy skuteczna jest, oprócz doksycykliny, ponoć także minocyklina (łatwo wnika w tkankę tłuszczową i dlatego stosuje się ją w leczeniu trądziku) oraz amoksylina.

85

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

antybiotykami, pojawia się lekka hipoglikemia. U pacjentów z chorobami serca przyjmujących preparaty z naparstnicy (Digitalis) tetracykliny powodują pod­wyższenie poziomu digoksyny we krwi. U kobiet w ciąży i karmiących piersią dochodzi do uszkodzenia kości i zawiązków zębów nienarodzonego dziecka.

Ale dla mnie antybiotyki nie wchodziły w rachubę. Miałem złe doświadczenia z tymi bakteriobójcami, można powiedzieć, że zdą­żyłem się na nich sparzyć. W Indiach pewien lekarz wykształcony według zachodnich standardów zaaplikował mi na gorączkę Denga chloramfenikol z takim skutkiem, że ponad dwa lata musiałem się zmagać z nadkażeniem (Storl 2003: 211). Zaufałem swojej intui­cji i byłem przekonany, że najlepszą kuracją będzie maksymalne wzmocnienie sił obronnych własnego organizmu. Pomocne przy tym okażą się z pewnością wymienione niżej zabiegi.

Dostatecznie dużo snu

Sen to człowieka roślinny czas,Gdzie pokarm, wzrost królują wraz,Ze nawet dusza dniem zmęczona Jest jak nowo narodzona.

Christoph Wilhelm Hufeland, Lebensregeln45

Sen regeneruje, buduje, pozwala zaczerpnąć sił do życia. Dlatego w czasie ciężkich chorób, gojenia się ran, w okresie rekonwalescen­cji, po trudach, a także wysiłku psychicznym i fizycznym potrzeba snu wzrasta. Dzieci, których narządy wewnętrzne znajdują się w fa­zie wzrostu i rozwoju, potrzebują więcej snu niż dorośli, małe dzieci i niemowlęta jeszcze więcej, a embrion w łonie matki najwięcej. Sen to balsam dla duszy i ciała, zmuszanie do bezsenności to jedna z najokrutniejszych tortur.

45 Christoph Wilhelm Hufeland, Lebensregeln. Eine Makrobiotik in Merkver- sen, spisane na łożu śmierci w sierpniu 1836 roku (Kurth 1974: 188).

86

Świadomość na jawie, ciągłe bombardowanie niezliczonymi bodźcami zmysłowymi wyczerpuje i nadszarpuje nasze siły. Także nieustanny proces myślowy towarzyszący temu zalewowi bodźców trawi nas jak płomień świecę. Dusza musi przetworzyć wrażenia i przeżycia, w przeciwnym razie zachoruje i nie będzie w stanie utrzymać się w ciele. Jak mawiał Paracelsus, to, co niestrawione, staje się trucizną. W czasie snu dusza odwraca się od świata ze­wnętrznego, pogrąża się w wewnętrznej otchłani, opada do świata snów, do świata duchowego, wraca do praźródeł. Duchowy świat wewnętrzny staje się środowiskiem duszy. Jak dziecko bezpieczne w łonie matki, chronione przed wpływami zewnętrznymi, czerpie nową siłę do życia. W tym czasie w organizmie zachodzą rejestro­wane w naukowo stwierdzony sposób procesy wegetatywne w po­staci postępującego rozluźnienia mięśni, obniżenia ciepłoty ciała, spowolnienia przepływów mózgowych, oddechu i rytmu pracy ser­ca, zmiany pracy gruczołów dokrewnych. Zmęczona, chora tkanka regeneruje się. Trawestując słowa Rudolfa Steinera: „w nocy anioły pracują nad eterycznym ciałem człowieka”.

We śnie człowiek zapada w stan, w którym przypomina roślinę. Tak jak roślina biernie przyjmuje odżywcze światło słońca i życio­dajną moc ziemi, tak ludzki organizm przyjmuje światło prawzor- ców (bogów). Twórczo i uzdrawiająco oświetla go także prawizeru- nek zdrowego archetypicznego ciała. Z głębin świata wewnętrznego świecą mu gwiazdy mądrości. Rosyjskie przysłowie mówi: „ranek jest mądrzejszy od wieczora”, to znaczy, że nie tylko ciało odnawia się i odpoczywa, lecz także dusza znajduje niezbędne wskazówki i rady.

Rytm snu i czuwania harmonizuje z kosmicznym rytmem dnia i nocy, biegiem Słońca i Ziemi. 1 choć w pewnym stopniu unieza­leżniliśmy się od rytmu natury i stworzyliśmy sobie pewne pole ma­newru, spanie nocą i czuwanie dniem jest rozsądne i zdrowe. Należy tego przestrzegać szczególnie w okresie choroby. „Najlepszy sen to ten przed północą” - mawiała moja babcia. Także popołudniowa drzemka, czyli sjesta, to naturalna reakcja psychofizyczna na ko­smiczny rytm, zaznaczająca moment, w którym słońce przechodzi przez swój dzienny zenit.

Wyzdrowienie oznacza zawsze powrót do harmonii ze swymi korzeniami, ze snującym się rytmem makrokosmosu.

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

87

Świeże powietrze i promienie słońca

Powietrze, człecze, żywioł twój,Ty zawsze przy nim stój;Przeto codziennie idź na dwór Najlepiej na wierzchołek gór.

Christoph Wilhelm Hufeland, Lebensregeln

Nazywam Słońce porządkującą ręką życia.Hans Peter Diirr, fizyk w Instytucie im. Maxa Plancka

Bieg Słońca decyduje o rytmie dnia i roku całej przyrody. Określa i porządkuje także nasze życie biologiczne oraz kulturowe. Rytuały- codzienne i właściwe poszczególnym porom roku - chwile zadu­my czy modlitwy, posiłki, święta są ustalane głównie według biegu Słońca. Nasza dzienna gwiazda nadaje takt, wprowadza porządek. Nadaje rytm życia nie tylko nam, lecz wszystkim stworzeniom. Roślinom daje siłę, by mogły się wyprostować, liściom i kwiatom nadaje harmonijny, geometryczny kształt. Wystarczy się przyjrzeć choćby ziemniakom kiełkującym na wiosnę w piwnicy: blade pędy wiją się bezkształtnie (amorficznie), aż natrafią na promień świa­tła, wtedy natychmiast zielenieją, prostują się i nabierają kształtu właściwego temu gatunkowi. Większość zwierząt żyje w harmonii z dziennym i rocznym rytmem Słońca. Trzymany w pomieszczeniu królik, który nigdy nie widuje światła słonecznego, umiera.

Moc słońca i jego twórcze oddziaływanie na życie zasługują na miano boskich. We wszystkich pierwotnych kulturach słońce ota­czano boską czcią. Celtowie mieli boga słońca Bhela albo Belenosa, Skandynawowie - Baldura. Jest on towarzyszem bogini roślin: każ­dej wiosny wywabia ją z głębin, sprawia, że się zazielenia, kwitnie i rośnie, budzi leczniczą moc w ziołach. Jego światło było uważane za zasadę, która nadała materialnemu chaosowi kształt i formę (Storl 2004b: 21). Również Zbawiciel, który uśmierza wszelkie nasze cier­pienie i wszelkie choroby i z którego imieniem na ustach zbierano w średniowieczu lecznicze rośliny, pojawia się w ludowych wie­rzeniach jako „słońce, które przepędza ciemność”. U nawróconych ludów celtyckich i germańskich Chrystus przybiera postać słonecz­nego cielca. Megalityczni rolnicy uważali słońce za kochającą mat­kę stworzenia.

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

88

Apollo, starożytny bóg słońca

Światło słoneczne leczy. Ciało potrzebuje bezpośredniego świa­tła słonecznego w jego pełnym spektrum, nieprzefiltrowanego przez szyby w oknie, okulary przeciwsłoneczne czy wielkomiejski smog. Przez oczy, będące oknami duszy, światło oddziałuje na podwzgó­rze. Podwzgórze, czyli „mózg w mózgu”, to miejsce połączenia kory mózgu, odpowiedzialnej za zachowania wyuczone (kultura, czas, ego) i zmysły zewnętrzne, oraz dawnego mózgu gadów, kontrolu­jącego odruchy i instynkty (agresja, popęd płciowy, głód, kontrola terytorialna). Podwzgórze łączy wnętrze z zewnętrzem, koordynuje reakcje duchowe i cielesne. Reguluje temperaturę ciała, ciśnienie krwi, uczucie głodu i pragnienia, popęd, rytm snu i czuwania, steru­je pracą wegetatywnego układu nerwowego (współczulnego/przy- współczulnego) oraz przekazuje instrukcje do przysadki mózgowej, która z kolei kontroluje pracę gruczołów dokrewnych. Podwzgórze uczestniczy w produkcji neurohormonów, na przykład oksytocyny, wywołującej między innymi euforię w czasie aktu płciowego, oraz w utrzymywaniu poziomu serotoniny (hormonu szczęścia).

Impulsy z siatkówki oka są przekazywane przez przysadkę mó­zgową do szyszynki: wraz z zapadającą ciemnością gruczoł ten wydziela melantoninę, która sprawia, że czujemy się zmęczeni. Około trzeciej nad ranem - o tej porze większość umierających żegna się z życiem - koncentracja melantoniny jest najwyższa.

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

89

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

Zimą, kiedy dni są krótkie, a noce długie, dochodzi często do nad­miaru melantoniny objawiającego się zimową depresją, zmęczeniem i zaburzeniami snu. Tu także pomoże spacer w południe i ogrzanie się na słońcu. Można też napić się naparu z dziurawca (Hypericum perforatum), ponieważ ta roślina lecznicza pośredniczy w przekazy­waniu światła słonecznego. Obficie kwitnie w środku lata i zamie­nia wchłonięte światło słoneczne w czerwony olejek, hiperycynę, zatrzymując je w liściach. Krótko mówiąc, światło słońca daje chęć do życia.

Słońce działa zbawiennie nie tylko przez oczy, lecz także bez­pośrednio na skórę. Pobudza produkcję witaminy D, istotnej dla wchłaniania wapnia wzmacniającego kości i zęby. Dlatego kąpie­le słoneczne pomagają zapobiegać złamaniom kości, osteoporozie, gruźlicy i krzywicy. Promieniowanie ultrafioletowe światła dzien­nego sprzyja zdrowiu skóry; działa antybakteryjnie, przeciwwiru- sowo i przeciwgrzybicznie; poprawia odporność, wzmacnia hor­mony tkankowe i pobudza limfocyty. „Badania wykazały: ten, kto pracuje na świeżym powietrzu, jest mniej zagrożony niż ktoś, kto cały czas siedzi w pomieszczeniu. Światło słoneczne obniża poziom cholesterolu, ciśnienie krwi oraz poziom cukru we krwi, poprawia wytrzymałość, pomnaża hormony płciowe i podnosi odporność na

90

wzgórze

płat potyliczny

móżdżek

rdzeń przedłużony

jądro pnia mózgu

rdzeń kręgowy

most

szyszynka

przysadka mózgowa

jądro migdałowate

hipokamp

płat czołowy

ciało modzelowate

układ limbiczny

kora mózgowa podwzgórze

Podwzgórze i międzymózgowie

infekcje wirusowe” (Konz 2000: 726). Dlatego Franz Konz radzi, by jak najczęściej przebywać nago na świeżym powietrzu (sztuczne światło solarium nie zastąpi światła naturalnego). Ale dziś lekarze raczej przed tym ostrzegają. Podsyca się strach, jakoby wystawianie się na mocne promienie słoneczne sprzyjało rozwojowi raka skóry. Tak jest w istocie, ale tylko u ludzi, którzy nie odżywiają się wła­ściwie, mają zaburzony układ odpornościowy albo takich, którzy na wakacjach od razu kładą się na plaży na cały dzień, bez stopniowej aklimatyzacji. Substancje chemiczne zawarte w nowoczesnych kre­mach do opalania (blokerach) są prawdopodobnie znacznie bardziej niebezpieczne niż samo słońce.

Chorobę możemy pojmować jako bałagan, brak porządku w funkcjonowaniu organizmu, zaburzenie rytmu życia. Słońce jest porządkującą siłą w przyrodzie zewnętrznej tak samo jak w naszym ciele i w naszej duszy. Ową porządkującą siłę możemy wchłaniać bezpośrednio przez skórę i oczy: możemy ją także przyjmować wraz z pokarmem, żywiąc się warzywami i zbożami z upraw ekolo­gicznych. Możemy też pośrednio wchłaniać światło słońca w czasie snu, sypiając na słomianych matach lub siennikach. Berneński le­karz Jórg Reinhard powiada bowiem: „słoma to nic innego jak złote światło słońca, złote promienie słońca” (Reinhard 1992: 111).

Ruch fizyczny

Ciało twe codziennie ruchu potrzebuje,Kiedy odpoczywasz i kiedy pracujesz,Bagno z ciebie zrobi zbyt wiele bezruchu,Stępi twe ciało, jak i twego ducha.

Christoph Wilhelm Hufeland, Lebensregeln

Ruch dobrze robi. Spacery, bieganie czy pływanie wzmacniają i rozluźniają napięte mięśnie, koją nerwy, wzmacniają serce i płu­ca. Szczególnie jednak układ limfatyczny - grasica, śledziona, migdałki, węzły chłonne i układ naczyń limfatycznych - tworzący anatomiczną podstawę naszego układu odpornościowego, korzysta na aktywności fizycznej. Układ limfatyczny, w przeciwieństwie do układu krwionośnego, nie ma bowiem własnej „pompy”. Przepły­

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

91

wem chłonki steruje nasza aktywność fizyczna. W przypadku bo­reliozy ruch fizyczny, rąbanie drewna, grabienie ogrodu, wędrówki i inna aktywność, podczas której można się porządnie spocić, to prawdziwe błogosławieństwo.

Chłonka

Pochodzący od tłuszczu jasny, żółtawy płyn limfatyczny (chłon­ka) wchłania tłuszcz i białka z jelit i niestrawione resztki pokarmu z krwi. Transportuje substancje odpadowe, martwe mikroorgani­zmy, uszkodzone komórki - na przykład nieżywe krętki i trujące bakteryjne lipoproteiny, które przy boreliozie mogą wywoły­wać stany zapalne wszystkich narządów - i je usuwa. Chłonka zawiera limfocyty, komórki układu odpornościowego, rozpo­znające i wyszukujące antygeny, które wdarły się do organizmu (zarazki chorobotwórcze, obce białka mobilizujące do tworzenia antyciał). Mają one „pamięć immunologiczną”, to znaczy „pa­miętają” nieproszonych gości. Potrafią rozróżnić ponad sto milio­nów antygenów.Do limfocytów, będących elementem reakcji immunologicznych, należą:• Limfocyty B (limfocyty szpikozależne): te białe ciałka krwi tworzą przeciwciała i na powierzchni mają immunoglobuliny. Funkcjonują także jako immunologiczne komórki pamięci. Roz­poznają przeciwników, tak jak klucz „rozpoznaje” odpowiedni zamek.• Limfocyty T (limfocyty grasicozależne): te komórki odporno­ściowe powstają w szpiku kostnym i w grasicy są przygotowywa­ne do wykonania swoich zadań. Jako komórki-zabójcy (makro- fagi), niektóre z nich niszczą chore, zainfekowane wirusami czy bakteriami komórki, także komórki nowotworowe, które sponta­nicznie powstają w każdym żywym organizmie.Mogą jednak reagować zbyt drażliwie i nie rozróżniać komórek własnych i obcych: dochodzi wtedy do reakcji autoimmunolo- gicznych, jak na przykład w przypadku reumatoidalnego zapale­nia stawów, gdzie układ odpornościowy atakuje chrząstki i kości, albo w przypadku stwardnienia rozsianego, gdzie mielina jest po­żerana przez własne komórki odpornościowe.

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

92

Borelioza często przypomina chorobę autoimmunologiczną. Zdarza się również, że zaburzony układ odpornościowy nadmier­nie wrażliwie reaguje na nieszkodliwe substancje w pokarmie albo w powietrzu (na przykład na pyłki kwiatów) i dochodzi do alergicznego kataru, kataru siennego, pokrzywki, świerzbiączki, wyprysków i alergii pokarmowych. W dzisiejszych czasach jedno i drugie - reakcje autoimmunologiczne i alergie, dramatycznie przybierają na sile. Układ odpornościowy współczesnego czło­wieka jest mocno zaburzony. Przyczyny są wielorakie: nienatu­ralny tryb życia, elektryfikacja, mikrofalówki, stres, szkodliwe substancje i dodatki do produktów żywnościowych, także anty­biotyki i szczepionki, które czynią układ odpornościowy „bezro­botnym”.• Limfocyty pomocnicze T kontrolują syntezę przeciwciał, a tak­że reakcje zapalne, na przykład wydzielanie cytokin, które sterują intensywnością i długością trwania obrony immunologicznej.• Tak zwane limfocyty T regulatorowe kończą obronę immu­nologiczną.

Do narządów układu limfatycznego należy grasica. Jest ona „mó­zgiem obrony immunologicznej”. Podobno pobudza ją bicie się w piersi, tak jak robią to goryle. Co ciekawe, woreczki z leczniczy­mi ziołami czy kamienne amulety nosimy często właśnie na tym gruczole, położonym za mostkiem. W zaawansowanym wieku, wskutek stresu, radioterapii czy chemioterapii grasica się kurczy. W latach pięćdziesiątych, zanim poznano jej rolę jako części układu immunologicznego, kiedy sądzono jeszcze, że jest nieznaczącym re­liktem ewolucji, u dzieci ze szczególnie dużą grasicą diagnozowano „przerost grasicy” i stosowano radioterapię, aby ją zmniejszyć. Bez żadnych zahamowań usuwano również dzieciom migdałki, co miało zapobiegać stanom zapalnym. Z układem odpornościowym związa­ne są ponadto: śledziona, węzły chłonne i jelito grube.

Przy zaburzeniach układu limfatycznego, a także jako wsparcie dla zestresowanego układu odpornościowego, na przykład w przy­padku boreliozy, można sięgnąć po środki pochodzenia roślinnego oczyszczające limfę. Do najważniejszych substancji o takim dzia­łaniu należą: jemioła, trędownik bulwiasty, przytulia właściwa,

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

93

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

94

Naczynia limfatyczne

śledziennica skrętolistna i jarząb po­spolity (zob. Aneks I: Rośliny działają­ce na chłonkę i śledzionę). Pod pachami znajduje się ważny ośrodek układu lim- fatycznego. Produkty chemiczne, takie jak dezodoranty, są tam łatwo wchłania­ne przez układ limfatyczny i wędrują do wszystkich miejsc ciała, gdzie w połą­czeniu z białkami mogą tworzyć zespo­ły cząsteczek, które z kolei mogą do­prowadzić do zatorów chłonki i innych dolegliwości. Chorzy powinni w ogóle ostrożnie stosować dezodoranty, spraye, makijaże, lakiery do włosów itp. (Mauch 2007: 47).

Rozsądne odżywianie się

Prostota na stole twym winna królować,Jadło siły dostarczać i dobrze smakować,Jedz bez pośpiechu i bez nadmiaru,Byś nigdy nie czuł żołądka ciężaru;Gdy z przyjemnością zasiędziesz Do stołu, krew zdrową mieć będziesz.

Christoph Wilhelm Hufeland, Lebensregeln

Jedzenie ma sprawiać przyjemność. Stół powinien być pięknie na­kryty, może też być ozdobiony bukiecikiem kwiatów albo świecz­ką. Jedzenie stanowi nawiązanie kontaktu z kosmosem, to nie tyl­ko tankowanie zbiorników maszyny, jaką jest ciało. „Jedzenie jest brahmanem. Tylko ten, który świadom jest, że spożywa Boga, ten je naprawdę” - czytamy w upaniszadzie Tajttirija. Właściwie jedzenie jest dla chorego jednym z najważniejszych elementów leczenia.

Istnieją oczywiście poważni dietetycy zaciekle broniący żywie­niowej ascezy. W wiosce terapeutycznej pod Genewą, gdzie praco­wałem kiedyś jako ogrodnik, przestrzegano ściśle tabel kalorycz­nych i zasad żywienia. Mimo to ludzie cierpieli tam na zaburzenia

trawienia i wzdęcia. Przybył tam kiedyś z wizytą wiejski filozof Ar­thur Hermes i się roześmiał: „na szczęście istnieją jeszcze instynkty, które nam m ów ią co nam smakuje i czego potrzebujemy. Czasami brzuch jest mądrzejszy od rozumu”.

Dotyczy to także diety boreliozowej. Należy jeść, co komu sma­kuje i co komu służy. Naturalnie trzeba zrezygnować z gotowych potraw, fast foodów i dań z mikrofalówki, z jedzenia przed telewi­zorem, z designerskich potraw i pokarmów zawierających antybio­tyki, pozostałości środków owadobójczych, sztucznych aromatów i konserwantów, żywności modyfikowanej genetycznie i „paszy” reklamowanej w środkach masowego przekazu46. Najlepiej zawsze wiedzieć, skąd pochodzi żywność, na przykład z własnego ogród­ka i własnego kurnika. Produkty żywnościowe zawierają informa­cje dla naszego ciała i naszej duszy. Chore i słabe, naszprycowane nawozami sztucznymi i środkami owadobójczymi warzywa, bulwy i zboża, albo takie, w których w drodze manipulacji genetycznych wprowadzono chaos i zniekształcenia, przekazują naszym narządom fałszywe, mylne informacje. Takie same skutki wywołuje spożywa­nie mięsa, mleka czy jaj dręczonych i niekochanych zwierząt trzy­manych w nienaturalnych warunkach. Informacja o ich cierpieniu przechodzi na nas. Ich cierpienie staje się naszą chorobą.

Naturalna żywność natomiast przekazuje nam uzdrawiające in­formacje: „Spożywając naturalne pokarmy, nawiązujemy kontakt z kosmicznym porządkiem” - powiada Albert Popp, fizyk, któremu udało się zmierzyć kwanty światła (fotony) w żywności (Popp 1999). Pełne jasnej energii życiowej i niezafałszowanych informacji są dzi­kie rośliny i zioła. Hodowla nie pozbawiła ich sił witalnych. Zbierane i spożywane o odpowiedniej porze roku, w zgodzie z rytmem Słońca i Księżyca, pomagają odzyskać harmonię w relacjach z wszechogar­niającą przyrodą. Wszystkie jadalne dzikie zioła są ziołami leczni­czymi. Wiele ludów tradycyjnych nie rozróżnia roślin leczniczych i jadalnych, ponieważ wszystkie w jakiś sposób oddziałują na nasze narządy i samopoczucie (Storl 2005c: 10). Gdy porównamy zawar­tość substancji odżywczych i witalnych - witamin, w szczególności witaminy C albo prowitaminy A, minerałów (wapń, potas, magnez,

46 Więcej o tym: Hans-Ulrich Grimm, Die Suppe liigt (Rnaur 1999) oraz Ans Teufels Topf (Klett-Cotta 1999), Volker Angres et al., Futter fiirs Volk (Knaur 2002).

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

95

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

sód, żelazo) i pierwiastków śladowych - w roślinach hodowlanych i dzikich, dzikie rośliny wypadną znacznie lepiej. Poza tym zawiera­ją także cenne garbniki pobudzające przemianę materii, stymulujące wydzielanie soków żołądkowych, produkcję żółci i funkcjonowanie wątroby, a także olejki eteryczne hamujące rozwój grzybów oraz bakterii i wspomagające na różne sposoby procesy odbywające się w ludzkim organizmie, jak również błonnik zapewniający zdrowie jelitom. Dzikie zioła pobudzają gruczoły i czyszczą krew (Fleisch- hauer 2004: 11). Większość chwastów ogrodowych i polnych jest jadalna; ludzie zbierali je i spożywali od wieków.

Dla chorych na boreliozę ważna jest przede wszystkim zbilanso­wana dieta, zawierająca dużo świeżych owoców i warzyw, głównie marchwi i buraków o wysokiej zawartości karotenoidów, odgry­wających istotą rolę w zwalczaniu infekcji, a także dużo czosnku, czosnku niedźwiedziego i cebuli zawierających olejek eteryczny pod nazwą allicyna, działający bakteriobójczo, a jednocześnie sty­mulujący aktywność komórek-zabójców. Należy zrezygnować z po­karmów wysoko przetworzonych i cukru.

Rodzime zioła wzmacniające odporność

Twój duch i mój duchRazem możemy stworzyć ducha uzdrowienia

Siowa uzdrowiciela z plemienia Odżibwejów do rośliny leczniczej

Gdy zachorowałem na boreliozę, uznałem, że sensowne będzie wzmocnienie układu odpornościowego przez zastosowanie kura­cji ziołowej z wykorzystaniem roślin poprawiających odporność. Znany amerykański fitoterapeuta dr James A. Duke przepisuje prócz diety i odpowiednich środków medycyny naturalnej jako te­rapię wspomagającą w początkowym stadium zakażenia boreliozą trzytygodniową kurację z zastosowaniem jeżówki (Echinacea). Dziennie należy przyjmować do sześciu kapsułek zawierających po 450 mg sproszkowanego korzenia tej wzmacniającej odporność rośliny (Duke 1997: 90). Kuracja nie może trwać dłużej niż trzy ty­godnie, w przeciwnym razie działanie ulega odwróceniu i następuje osłabienie odporności.

96

Odporność organizmu wzmacnia też gorzki napar z liści i ko­rzeni rodzimego sadźca konopiastego (Eupatorium cannabinum). Napar pobudza układ odpornościowy, działa moczopędnie, napotnie i wspomaga produkcję żółci. Ponieważ ostatnio znaleziono w nim szkodzące wątrobie alkaloidy pirolizydynowe, komisja Federalnego Urzędu Zdrowia zajmująca się kontrolą narkotyków pochodzenia ro­ślinnego ostrzega przed jego stosowaniem. Tacy eksperci jak profe­sor dr Rudolf Fritz WeiB uważają jednak, że w dawce terapeutycznej alkaloidy te w ogóle nie stanowią problemu. Podobnie, ale znacz­nie mocniej, działa północnoamerykański krewniak europejskiego sadźca konopiastego, sadziec przerośnięty (Eupatorium perfolia- tum, ang. bonseset). Indianie stosowali gorzki napar z tej rośliny do leczenia grypy i innych schorzeń połączonych z gorączką. Ja sam przy różnorodnych schorzeniach miałem z tym działającym mocno napotnie, tonizującym naparem zaskakująco dobre doświadczenia. Za wspomagające odporność działanie odpowiadają prawdopodob­nie polisacharydy (wielocukry); stymulują one aktywność limfocy­tów B i T i pobudzają produkcję interferonu, substancji wytwarzanej przez własne komórki ciała, która blokuje rozmnażanie się wirusów, guzów, a także bakterii i pierwotniaków.

Również rośliny lecznicze i dzikie owoce, takie jak dzika róża, dziki bez czarny, czarna porzeczka {Ribes nigrum) czy rokitnik zwyczajny (.Hippophae rhamnoides), zawierające dużo witaminy C, wspomagają układ odpornościowy. Rokitnik, nazywany „multiwi- taminą z krzaka”, wyłapuje także wolne rodniki, wspomaga oddy­chanie komórkowe i działa przeciwutleniająco (Buhring 2005: 204) (inne rośliny wspomagające odporność, zob. Aneks, s. 238).

Moczopędne, „oczyszczające krew” napary ziołowe, odtruwa­jące organizm i wypłukujące toksyny, wydają się rozsądną terapią wspomagającą. Na pierwszym miejscu znajduje się tu napar z po­krzywy (Urtica dioica). Także napar z krwawnika, wywar ze skrzy­pu polnego czy napar z liści brzozy albo wyciąg z brzozy (Weleda) oddają nieocenione usługi (zob. Aneks, s. 244).

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

97

Radość życia, sens życia

Najlepiej jest wtedy, gdy potrafisz przyjąć to, co się stało, z radością w sercu jako dar od Boga.Przez modlitwę osiągniesz wszystko, modlitwa to uniwersalny lek.

Novalis, Im Eimerstandnis mit dem Geheimnis

Afirmacja życia i radość życia wpływają pozytywnie na układ od­pornościowy. Pokazują to nawet badania kliniczne. Ale radości ży­cia nie da się przepisać czy wymusić; trzeba ją wymodlić. Spada na człowieka niczym łaska Boga i trzeba ją tylko do siebie dopuścić. Najlepiej udać się na łono natury, poczuć zapach kwiatów, wypu­ścić duszę, by pofruwała z myszołowem po błękitnym niebie albo wśród białych obłoków, nastroić się na świergot ptaków, symfonię świerszczy albo szemranie strumyka, przejść się boso i poczuć sto­pami matkę Ziemię. Nie spiesz się, nie pozwól odebrać sobie czasu na życie. Wśród tych wszystkich uroków przyrody działają uzdra­wiające praobrazy, rozbrzmiewa śpiew bogów, harmonia stworze­nia. Szczególnie człowiek chory potrzebuje nastrojenia się na tę harmonię bytu, by odnaleźć w nim swoje miejsce.

Aby wyzdrowieć, niezbędna jest wola wyzdrowienia. Nie pomo­gą najlepszy lekarz ani najlepsze leki, jeśli pacjent naprawdę nie bę­dzie chciał wyzdrowieć. Często choroba jest „językiem”, w którym niezadowolony człowiek czegoś się domaga lub się skarży, sposo­bem zademonstrowania frustracji, lęku lub gniewu, jeśli nie da się ich wyrazić w inny sposób. W ten sposób zaniedbywany współmał­żonek, samotna babcia, sfrustrowane, nierozumiane dziecko doma­gają się uwagi, której inaczej nie otrzymają W ten sposób choroba się opłaca, staje się narzędziem nacisku, zyskuje znaczenie w spo­łeczeństwie.

Zachorowanie może też być buntem, rebelią skierowaną przeciw niegodnej, nudnej rutynie i bezsensownej pracy, przeciw presji. Jest sposobem odmowy. Uczeń po prostu nie wstaje z łóżka, chcąc w ten sposób uniknąć szkolnego stresu, kobieta przeżywa zespół napię­cia przedmiesiączkowego, gdy życie wymyka się jej spod kontroli, ucieka, zapewne nieświadomie, w stan choroby przewlekłej, takiej jak zanik mięśni, stwardnienie rozsiane, zespół chronicznego zmę­

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

98

czenia, problemy z kręgosłupem („już nie mogę tego wytrzymać”) albo nie pozbywa się boreliozy, ponieważ może na niej skorzystać. Krętki są wtedy gotowe jej służyć.

Warunkiem wyzdrowienia jest sens życia, powód, dla którego się żyje, zadanie, prawdziwe powołanie. Nie zawsze łatwo je znaleźć. Szczególnie w kulturze, która neguje istnienie metafizyki i zakłada, że sensem życia jest wyłącznie praca w celu gromadzenia pieniędzy i zdobywania władzy, posiadania dóbr konsumpcyjnych oraz samej konsumpcji, zabawa, bycie sexy i cool - i to wszystko w świecie, w którym wymierają gatunki zwierząt i roślin, gdzie toczą się woj­ny surowcowe, topnieją lodowce, rosną podatki, ślady chemiczne47 zakrywają niebo, rozpadają się rodziny, szerzy się bezrobocie, deka­dencja trawi kulturę. Jak tu nie chorować?

Kiedy człowiek otoczony jest obojętnością i brakiem sensu, gdy przestaje kusić karnawał społeczeństwa konsumpcyjnego, wtedy z pomocą przychodzi choroba. Zmusza nas do zajrzenia w głąb sie­bie, do powrotu do korzeni, by w ciemności odnaleźć gwiazdę, która wskaże nam drogę, własną dharmę, która pozwoli dostrzec nasze życiowe prazadanie. W tym znaczeniu choroba jest uzdrawiająca.

Boreliozę można więc rozumieć jako apel duszy, by stała się ważna, by na powrót odnaleźć głęboką boską przyczynę. Jest wy­konawcą karmy i może być dla zbłąkanych dusz niezrównanym mi­strzem, guru. „Choroby są czasem nauki sztuki życia i kształtowa­nia charakteru”, powiada światły poeta Novalis (Novalis 1980: 98). Żyć prawdziwym bytem - oto czym jest zdrowie.

Urlop: czas na zadumę

Podróże: jest z nich nieopisana korzyść.Najzdrowiej i najsensowniejjest podróżować pieszo albo jeszcze lepiej konno.

Christoph Wilhelm Hufeland, Hausarzneimittel

47 Ślady chemiczne (ang. chemtrails) powstają wskutek dodawania do paliwa lotniczego przede wszystkim pyłu aluminium i baru. Drobne cząsteczki unoszące się w powietrzu podobno odbijają promienie słoneczne i pomagają w ten sposób ograniczyć ocieplenie klimatu.

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

99

Poszedłem za rozsądnym głosem bioterapii i trzymałem się jej za­sad. Wprawdzie udawało mi się wypełniać obowiązki, lecz ciągle byłem wyczerpany i zmęczony, ból niczym mały diabełek przeska­kiwał z jednego stawu na drugi i nieustannie wpadałem w głębokie, ciemne doliny depresji. Wtedy mój wewnętrzny głos powiedział mi: odpręż się zupełnie, daj sobie czas na zadumę, jedź na słoneczne wakacje na plaży.

Wewnętrznego głosu należy zawsze słuchać, poszukałem więc w Internecie lotu last-minute w stronę południowych Indii - na In­die można sobie pozwolić; są niczym matka, a bogowie są tu blisko. Wkrótce znalazłem się w skromnym pokoju u prostych chłopów, pod palmami kokosowymi, bezpośrednio na gorącej plaży nad mo­rzem z wysokimi turkusowymi falami, z dala od wszelkiego zgiełku. Pierwszej nocy miałem intensywny sen. Śniło mi się, że do mojej skóry przyczepiony jest niemal niewidoczny pasożyt o barwie skóry. Tylko po jego konturach mogłem dostrzec, że na mnie żeruje. Próbo­wałem zdrapać go paznokciem, co mi się w końcu udało. Upadł na plażę i zniknął w piasku. Pierwszy sen na nowym miejscu, w którym się nigdy przedtem nie było, ma przeważnie proroczy charakter. I tak też go zinterpretowałem. To, co mnie dręczy, opuści mnie, niezależ­nie od tego, czym jest. Przyjazd tutaj to było prawdziwe olśnienie!

Dzień po dniu, pocąc się, leżałem na gorącym piasku pod tro­pikalnym słońcem. Ponieważ dzięki pracy w ogrodzie byłem przy­zwyczajony do światła słonecznego, mogłem się na to odważyć, nie ryzykując poparzenia słonecznego i towarzyszącego mu schodzenia skóry, które zwykle dotyka turystów. Dobroczynny gorąc co dzień przenikał moje ciało. Jak to powiedział Franz Konz: „nawet nie podejrzewamy, ile słonecznej energii zgromadziły ziarenka piasku w ciągu tysiącleci, jakie spędziły, leżąc na brzegu morza, i ile nam jej przekazują. Zatem ruszajmy zażyć słonecznej kąpieli!” (Konz 2000: 727).

Gdy upał stawał się nie do zniesienia, wskakiwałem do chłodne­go morza i pełen ekstazy igrałem z morskimi syrenami. Pływanie, unoszenie się na falach to masaż całego ciała, pieszczota. Wzmacnia serce, wspomaga krążenie i poprawia obieg chłonki. Słona, bogata w minerały morska woda oczyszcza i odżywia skórę. Morze jest matką życia. Zapłodnione światłem kosmosu, przeniknięte fallicz- nymi promieniami słońca, wydało na świat wszystkie te niezliczone żywe stworzenia, bakterie, rośliny i zwierzęta, które dziś zasiedlają

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

100

Ziemię. Do dziś stężenie soli w morzu jest podobne do stężenia soli we krwi. Nosimy morze w sobie, sami jesteśmy morzem, na które morze spogląda z zewnątrz.

Elementem morskiej kuracji była także lekka, zdrowa dieta. Ży­wiłem się tylko mlekiem kokosowym, rybami, ryżem i owocami. To rozsądny sposób odżywiania się, bardzo podobny do diety, jaką karaibscy Indianie stosują w przypadku kiły, choroby powodowa­nej również przez krętki (zob. s. 168 nn., 218). Mleko kokosowe jest skuteczne w przypadku nadmiernego zakwaszenia tkanki ciała, działa moczopędnie, podwyższa napięcie nerkowe, pobudza prze­mianę materii i - o czym wówczas nie wiedziałem - dzięki zawar­tym w nim polisacharydom (glikogenom) zwiększa odporność na gruźlicę i inne zarazki bakteryjne.

Wczesnośredniowieczni ojcowie Kościoła na leczenie ludzkich ułomności zalecali przede wszystkim modlitwę, komunię i pielgrzy­mowanie. Jeśli chodzi o zioła lecznicze, długo zachowywali wstrze­mięźliwość, ponieważ uchodziły one za domenę ich przeciwników, pogańskich kapłanów i czarownic. W czasie synodu w Liftinae (743 r.) anglosaski misjonarz Winfried (św. Bonifacy) wręcz zaka­zał zbierania tradycyjnych ziół leczniczych. Później mnisi w przy­klasztornych ogrodach uprawiali śródziemnomorskie zioła będące elementami innych biotopów. Ale powrót rodzimych ziół - nie tylko tych wymienionych w Biblii - do zachodniej medycyny zawdzię­czamy dopiero Hildegardzie z Bingen.

W tamtych czasach, aby powrócić do zdrowia, chodzono na piel­grzymki. Te pątnicze podróże prowadziły do miejsc łaski, gdzie żyli niegdyś święci lub gdzie wydarzyły się cuda. Już na długo przed tym, nim wybudowano w tamtych miejscach kościoły, kaplice czy wręcz katedry, były one miejscami świętymi dla pogańskich Celtów i Germanów, a przed nimi budowniczych megalitów jako miejsca oddziaływania bóstw. Chodzi tu mianowicie o miejsca mocy. W tych miejscach, w okolicach świętych gór, jezior czy źródeł, działają naj­częściej siły geomantyczne, związane z magnetyzmem Ziemi, które dziś możemy zmierzyć za pomocą przyrządów i które energetyzują- co ożywczo bądź uspokajająco oddziałują na nasz organizm, a także na ciało eteryczne (duszę, ciało astralne) i na naszą świadomość. Także człowiek chory na boreliozę może w takich miejscach doznać wzmocnienia. Tak samo jak morze i wysokie góry, miejsca te mają zdolność wynoszenia nas poza nasze własne granice.

Środ

ki m

edyc

yny

natu

raln

ej

101

To nie doktor w długiej szacie,który poucza nas z wysokości katedry;to człowiek, który wędruje, nadstawia ucha, dziwi sięi przekazuje nam to w sposób pełen pasji.

Johann Wolfgang von Goethe, Gesamtwerk, t. 16: 400

102

DOKTOR Z KRWI I KOŚCI

Podejmowane zabiegi z zakresu medycyny naturalnej były rozsąd­ne i przyniosły poprawę. A jednak nie czułem się jeszcze całkiem w formie. Czegoś mi brakowało. Dlatego udałem się do mojego przyjaciela i sąsiada, raczej nieortodoksyjnego, acz odnoszącego sukcesy lekarza medycyny naturalnej, dra rer. nat. Gerharda Ortha. Mieszka on w zagrodzie na skraju maleńkiego przysiółka w dolinie. Jego gabinet przypomina laboratorium doktora Fausta: „Te zakop­cone skroś szpargały./ Ówdzie dziwaczne znów narzędzie./ I pra- dziadowski stary grat,/ Puszki i szklanki tylko wszędzie”48. Książki, nabazgrane notatki, pęczki leczniczych ziół, przyrządy wszelkiego rodzaju, probówki i mikroskopy pokrywały w jego gabinecie sto­ły i półki. Wziął do ręki biotensor dra Oberbacha i poruszał nim nad moim ciałem. Ten „biotensor” to rodzaj nowoczesnej różdż­ki; nad żyłami wodnymi kręci się w lewo, a nad wszelkimi innymi zaburzeniami w prawo. Doktor Orth używa biotensora do poszu­kiwania zakłócających pól magnetycznych w otoczeniu ludzkim, w pomieszczeniach mieszkalnych i pracowniach. Ponieważ jednak również ludzkie ciało ma słabe pole elektromagnetyczne, używa tego przyrządu także do poszukiwania chorób i zaburzeń w narzą­dach. Nauka akademicka oczywiście sprzeciwia się diagnozom ra­diestezyjnym. U mnie, jako etnologa, sceptycyzm ten był jednak nieco łagodniejszy. Czyż nie widziałem na własne oczy indiańskich seansów uzdrawiających, podczas których szaman, używając orle­go skrzydła, badał ciało pacjenta, przywracał tym piórem i śpiewem porządek w zaburzonych wzorcach i kładł w ten sposób kres dłu­gotrwałym cierpieniom? Południowoamerykańscy curanderos „wi­dzą” takie zaburzone pola przy użyciu ayahuasca i innych substancji poszerzających świadomość i potrafią zaprowadzić w nich porządek śpiewem, dotykiem i ewentualnie właściwym zielem leczniczym. Dlaczego u nas miałoby to być niemożliwe?

- Tak - powiedział, przepytawszy mnie i zbadawszy mnie bio- tensorem - jednoznacznie borelioza. Tu antybiotyki nie pomogą. Miałem już wielu pacjentów, którzy mimo dużych dawek tetracykli-

48 W przekładzie Władysława Kościelskiego - przyp. tłum.

103

Dok

tor

z kr

wi

i koś

ciny, amoksycykliny, erytromycyny, cefalosporyny i czego tam jesz­cze trafiali do mojego gabinetu na wózkach inwalidzkich. Niektórzy nawet dostawali antybiotyki dożylnie!

Kiedy spostrzegł, jak jestem wystraszony, dodał:- Nie martw się, nie musi do tego dojść. Pokonamy te bestie.

Misja: uzdrowiciel

Doktor Gerhard Orth nie jest lekarzem z wykształcenia, lecz bio­terapeutą z powołania. Jego los, jego dharma, czy, jak sam mówi: „pan Bóg”, powołał go do tego. Do początku lat osiemdziesiątych pracował w zakładach Siemens jako chemik na kierowniczym sta­nowisku. Kierował laboratorium i badał nowe produkty. Jako miło­śnik przyrody chętnie wędrował i z pasją przemierzał kajakiem dzi­kie rzeki. I właśnie ze względu na ten związek z naturą denerwowała go wszechobecna dewastacja przyrody, zanieczyszczenie wód i ra­bunkowe wydobycie sterowane przez gospodarkę, która wymknęła się spod kontroli. Zaprzyjaźniony z Herbertem Gruhlem, autorem przełomowej książki Ein Planet wird gepliindert (1978), przyłączył się do ruchu Zielonych i został działaczem ekologicznym. Jako „bo­jownik ekologiczny” wyruszał nocą w przebraniu. Ale nie po to, by ścinać maszty energetyczne albo dopuszczać się aktów sabotażu, lecz by pobierać próbki z jezior i rzek, które oficjalnie uznawano za „czyste”. Analizował próbki wody w swoim laboratorium i publiko­wał wyniki badań. Ale jego nocne wyprawy nie pozostały niezauwa­żone. Przecież wyniki badań mogły pochodzić jedynie z jego labo­ratorium. W firmie dano mu do zrozumienia, że powinien zaniechać swoich działań niezwiązanych z pracą gdyż w przeciwnym razie zostanie skłoniony do złożenia wypowiedzenia. Ale ekologiczny chemik działał dalej i nastąpiło to, co nastąpić musiało.

Stracił pracę i wskutek tego wpędził swoją rodzinę w kryzys, byli bowiem wtedy w trakcie zakupu domu na wsi, w Allgau, gdzie chcieli uprawiać pozbawione toksyn zdrowe warzywa i owoce. Jak mówi przysłowie, nieszczęścia zwykle chodzą parami. I tak też było: pewnego dnia w lipcu 1983 roku poczuł lekki ból gło­wy połączony z uciskiem w tylnej części czaszki, który narastał, aż stał się nie do wytrzymania. Następnego ranka, jak opowiada, czołgał się wpółślepy, po podłodze w swym pokoju, gdzie znalazł

104

go syn. Wezwany natychmiast lekarz pogotowia stwierdził „zapale­nie opon mózgowych”. Wkrótce znalazł się w szpitalu podłączony do kroplówki z antybiotykiem. Środki przeciwbólowe, którymi go nafaszerowano, nie przynosiły skutku. „Choroba, niczym potężna pięść, wyciskała ze mnie życie” - pisze w swej książce Unheilbare Krankheiten (Orth 1996: 26). Dziesiątego dnia opiekujący się nim neurolog przyznał, że lekarze zrobili wszystko, co było w ich mocy; więcej zrobić nie mogą.

Orthowi nie pozostało nic innego, jak poprosić pana Boga o radę. Wtedy nagle przypomniała mu się książka 5x20 Jahre leben, w któ­rej wiejski lekarz dr D.C. Jarvis zapisał medycynę ludową swojego ojczystego Vermont (Nowa Anglia, USA)49. W tamtejszej ludowej medycynie i weterynarii centralną rolę odgrywa ocet jabłkowy. Pije się go i stosuje w kompresach przy bólach stawów, zanikach pa­mięci, wypadaniu włosów, egzemach, bólach głowy, żylakach, bólu żołądka, krwotokach z nosa, urazach, na plamy starcze, pocące się nogi, grzybicę stóp i wiele innych dolegliwości; octu jabłkowego używa się do płukania gardła w zapaleniu gardła i stanach zapal­nych dziąseł. Orth jako chemik bez trudu dostrzegł korzyści, jakie może mu dać ocet. To było logiczne: zażywając ocet jabłkowy po­wodujemy przesunięcie wewnętrznej równowagi kwasów i zasad. W naszym ciele kwasy organiczne rozpadają się na dwutlenek wę­gla i zasadową resztę. W ten sposób nadajemy kwasom odczyn za­sadowy (alkaliczny). Krew robi się słodka i zmienia się tym samym środowisko dla bakterii. Drobnoustroje i grzyby w kwaśnej tkance rozwijają się lepiej niż w zasadowej.

Natychmiast wysłał żonę, by kupiła butelkę octu jabłkowego. Tego wieczora, do późna w nocy, mył się octem jabłkowym i pięć razy wypił po jednym kubku ciepłej wody z dwiema łyżeczkami octu jabłkowego i odrobiną miodu. Zauważył przy tym, że w jego organizmie zachodzą zmiany. W całym pokoju czuć było ocet win­

49 Książka ukazała się w roku 1958 pod tytułem Folk Medicine i w ciągu za­ledwie roku osiągnęła nakład pół miliona egzemplarzy. W tamtych czasach była to na rynku amerykańskim jedyna dostępna książka na temat medycyny naturalnej. W czasach niewzruszonej wiary w postęp medycyna ludowa, podobnie jak zioło­lecznictwo, określane lekceważąco jako „Indian medicine”, uchodziła za przesta­rzałe, prymitywne medyczne przesądy. Będąc żądnym wiedzy licealistą, kupiłem sobie natychmiast kieszonkowe wydanie tej książki, za które, nawiasem mówiąc, trzeba było wówczas zapłacić 50 centów.

Dokt

or z

krw

i i k

ości

105

ny, wszędzie wisiały ściereczki nasączone octem. Rano w drzwiach stanęły pielęgniarki i lekarze, którzy gapili się na niego bez słowa.

- Wychodzę ze szpitala, nic mi nie jest! - oznajmił zaskoczonym lekarzom.

Oczywiście minęło parę dni, zanim całkowicie wróciły mu siły. Razem z rodziną przeprowadził się do kupionego właśnie domu na wsi i rozpoczął swoje ekouprawy.

Gdy zostaliśmy jego sąsiadami, swym starym jak świat ciągni­kiem, z którego rury wydechowej wydobywał się czarny dym i któ­ry bez przerwy się psuł, pomógł mi przeorać gąszcz pokrzyw rosną­cych wokół domu, abym mógł założyć ogród na własne potrzeby.

- Pokażemy miejscowym, jak prawidłowo i bez trucizn upra­wiać ogród - oświadczył śmiało. Krótko potem przyszedł ze wsi sąsiad i obejrzał mój planowany ogród. - Tu na górze nic nie uro­śnie. Wiem to, jestem stąd. Lepiej kupujcie sobie warzywa w Aldi, są tańsze i nie trzeba się narobić.

Powtórzyłem to Gerhardowi Orthowi.- Moje ziemniaki sprzedają się jak ciepłe bułeczki.- A gdzież ty masz kartoflisko? - spytałem.- Jak to, nie widzisz? Stoimy na nim - odparł.Rozejrzałem się wokół, ale wszędzie były tylko chwasty. Wtedy

wziął szpadel i wykopał kilka malutkich ziemniaczków. Zaśmiał sięi dorzucił jeszcze dobrą w swoim mniemaniu radę.

- Tu, w tym klimacie i na tej wysokości, nie da się wyżyć z ogrodu.Miejscowy miał rację. Gerhard Orth nie odniósł wielkiego suk­

cesu ze swą ekologiczną uprawą; w końcu stwierdził, że musi sobie dać spokój. Tym większe sukcesy odnosił jako uzdrowiciel. Jego doświadczenie z ostrym zapaleniem opon mózgowych było czymś w rodzaju oświecenia. Było to przeżycie-iluminacja, jak to się czę­sto zdarza u szamanów i uzdrowicieli u tradycyjnych ludów albo też u słynnych bioterapeutów, jak Sebastian Kneipp, zielarka Maria Treben czy odkrywca esencji kwiatowych Edward Bach (Scheffer/ Storl 2007: 20). Ból, bliskość śmierci oczyszczają i wypalają z du­szy to, co nieistotne, czynią człowieka wrażliwym i otwierają go na światło inspiracji, na natchnienie poza granicami racjonalizmu.

Wkrótce z bliskiego otoczenia, a potem również z daleka zaczęli przybywać do niego chorzy, pytali go o radę, a on im pomagał. Na koniec byli to przede wszystkim chorzy na AIDS i nowotwory, u któ­rych zaprzestano terapii, którzy mieli za sobą całą tę gonitwę związa-

Dokt

or z

krw

i i k

ości

106

n ą z chemioterapią, operacjami i antybiotykami i którym nie można już było pomóc. Zajął się nimi. Jego inicjacyjna choroba zdjęła z nie­go lęk przed piekłem, chorobą śmiercią i szatanem. Sam dotarł na skraj życia, mógł więc wesprzeć swych pacjentów psychicznie i na­tchnąć ich odwagą. Nie ma chorób nieuleczalnych! Procesy patolo­giczne można odwrócić! Był o tym przekonany. To przekonanie było zaraźliwe, działało bardzo przekonująco. Swoim pacjentom zalecał radykalną zmianę przyzwyczajeń żywieniowych, przestawienie łó­żek w miejsca wolne od promieniowania, kuracje wodą i powietrzem w celu pobudzenia sił uzdrawiających, przyjmowanie preparatów ziołowych i naparów. Jego ziołowe tabletki, stymulujące przemianę materii w wątrobie i odtruwające organizm, szczególnie multiplasan, odniosły ogromny sukces. Wyprodukowany z wielu sproszkowanychi sprasowanych ziół multiplasan był pierwotnie - mówię to tylko w tajemnicy - lekiem weterynaryjnym, służącym do leczenia zabu­rzeń trawienia u koni. Ponieważ byłem sceptyczny, dokładnie przyj­rzałem się składowi owego „końskiego leku”. Tabletki składały się niemal wyłącznie z roślin pobudzających przemianę materii w wą­trobie i usuwających toksyny z krwi. Taka terapia z pewnością ma sens: w przypadku infekcji należy wspomagać wątrobę w jej funkcji odtruwającej, wspomagającej przemianę materii.

Orth zbudował laboratorium, badał plazmę i krew pod mikrosko­pem w ciemnym polu, pracował nad rozmaitymi preparatami natural­nymi i stosował biorezonans50. W ten sposób udało mu się przedłużyć życie wielu ludzi, a życiu niektórych z nich nadał nawet nowy sens.

Leczenie boreliozy przez Ortha

Kuracja Ortha obejmowała następujące środki:

1. Przyjmować dwa raz dziennie po 5 tabletek multiplasanu® H 33 i dwa razy dziennie po 5 tabletek multiplasanu® G117 z dużą ilością płynów. Między posiłkami dużo pić - napar z nawłoci, zioła wątrobowe lub czystą wodę - ponieważ zioła zawarte w tabletkach działają silnie odwadniaj ąco.

50 Więcej o tym w książce Gerharda Ortha, Lebenssaft reiner Blut - Vorbeu- gung von Ubersauerung und Yerpilzung, Ritterhude: Fit furs Leben Yerlag 1998.

Dokt

or z

krw

i i k

ości

107

Dok

tor

z kr

wi

i koś

ci

108

Multiplasan® H 33 (wypłukujący, odtruwający, pobudzający przemianę materii) zawiera:• Jałowiec (Juniperus communis): jagody działają antyseptycz- nie, moczopędnie i odwadniaj ąco (Uwaga! Mogą podrażniać ner­ki!).• Wilżynę ciernistą (Ononis spinosa): korzeń działa moczopęd­nie (nie wypłukując elektrolitów), zastosowanie w przypadku dny moczanowej, dolegliwości reumatycznych, chorób skóry, ka­mieni moczowych.• Pokrzywę (Urtica dioica): używa się jej do przepłukiwaniai usuwania z organizmu związków chloru i mocznika, w leczeniu dolegliwości reumatycznych i chorób skóry.• Miętę pieprzową (Mentha piperita): działa rozkurczowo, de­zynfekująco, pobudza przepływ żółci.• Tatarak zwyczajny (Acorus calamus): korzeń działa uspokaja­jąco, napotnie, obniża gorączkę i stymuluje pracę trzustki.• Biedrzeniec anyż {Pimpinella anisum): olejki eteryczne nasion działają łagodnie rozkurczowo, zapobiegają wzdęciom i regulują pracę gruczołów, przede wszystkim pęcherzyka żółciowego.• Kminek (Carum carvi): nasiona pobudzają gruczoły trawien­ne, działają rozkurczowo i zapobiegają wzdęciom.• Koper włoski (Foeniculum vulgare): nasiona rozrzedzają śluz, działają wykrztuśnie, rozkurczowo, łagodzą wzdęcia, dzia­łają łagodnie moczopędnie i antybakteryjnie, stymulują produk­cję żółci.Do tego dochodzą zasadowe sole mineralne stabilizujące go­spodarkę elektrolitową i pH krwi na poziomie 7,35 (Orth 1998: 107):• Siarczan sodu: tak zwana sól glauberska w naturze występu­je w wodzie morskiej oraz w leczniczych źródłach w czeskich Karlovych Varach; stosowana wewnętrznie działa przeczyszcza- jąco.• Wodorowęglan sodu: soda oczyszczona, zawarta również w proszku do pieczenia czy sproszkowanej lemoniadzie, to lek zobojętniający kwasy, przeciwdziałający nadmiernemu zakwa­szeniu żołądka.• Węglan magnezu: ten biały proszek neutralizuje kwasy i dzia­ła przeczyszczająco; pobudza oddawanie stolca.• Chlorek sodu: sól kuchenna.

Multiplasan® GL 17 (przeczyszcza, wspomaga pracę trzustki, wątroby i woreczka żółciowego), zawiera:• Korzeń i nać mniszka lekarskiego (Tarcaacum officinale): korzeń i nać działają siłnie moczopędnie, pobudzają trawienie, chronią wątrobę, pobudzają woreczek żółciowy i trzustkę.• Rzępik pospolity (Agrimonia eupatoria): korzeń działa ścią- gająco i przeciwzapalnie, jest tradycyjnie stosowany w schorze­niach wątroby i pęcherzyka żółciowego; nazwa pochodzi od sta­rożytnego króla Pontu Eupatora, który uchodził za znawcę ziół leczniczych.• Ostropest plamisty (Silybum mariamim): nasiona uchodzą za najlepszy lek przy zatruciu wątroby toksynami, w przewlekłych stanach zapalnych wątroby, schorzeniach woreczka żółciowego i marskości wątroby.• Drapacz lekarski (Cnicus benedictus): korzeń o gorzkim sma­ku stymuluje produkcję żółci, produkcję śliny i soków żołądko­wych i jest uważany za świetny środek na schorzenia wątroby. Wieki temu poświęcono tę roślinę św. Benedyktowi, który rzeko­mo chroni przed zatruciami (Storl 2005d: 14).• Arcydzięgiel litwor (Angelica archangelica, A. sylvestris): ko­rzeń pobudza trawienie, działa rozkurczowo i wzmacnia odporność. Stosuje się go przy grypie, mononukleozie, stanach zapalnych jelit, żołądka, schorzeniach pęcherzyka żółciowego i wątroby, grzybicy jelitowej i problemach z trzustką (Storl 2005d: 55).• Liście karczocha (Cynara scolymus): wyciąg z liści tej rośliny działa silnie przeciwutleniająco na wątrobę; doskonały środek na zaburzenia pracy wątroby i pęcherzyka żółciowego, obniża po­ziom cholesterolu i trój glicerydów (Schónfelder 2001: 276).• Liście mięty pieprzowej (por. wyżej).• Krwawnik pospolity (Achillea millefolium): kwiaty i nać leczą zaburzenia wątroby, niedrożności żółciowe, wrzody jelit, dysto- nię wegetatywną miednicy małej (zbyt skąpe lub zbyt obfite mie­siączki), działa moczopędnie, odtruwająco, hemostatycznie (przy urazach zewnętrznych i wewnętrznych), wzmacnia odporność i zwalcza wirusy (Storl 2005d: 1818).• Glistnik jaskółcze ziele (Chelidonium majus): najważniejsze ziele słynnego fitoterapeuty Maurice’a Messegue jest szczegól­nym lekiem na wątrobę. Leczy żółtaczkę, stany zapalne wątroby, skurcze i zaflegmienie dróg żółciowych (Messegue 1994: 265).

Dokt

or z

krw

i i k

ości

109

• Koper włoski (por. wyżej)• Napar z bobrka trój listkowego (Menyanthes trifolia): ten gorzki specyfik pobudza soki trawienne i stymuluje przemianę materii w wątrobie.• Kwiat rumianku (Matricaria recutita): kwiaty, stosowane ze­wnętrznie i wewnętrznie, działają przeciwzapalnie, przyspieszają gojenie się ran, działają antybakteryjnie i przeciwskurczowo. Na­par działa szczególnie skutecznie na żołądek i jelita.• Korzeń goryczki żółtej (Gentiana lutea): ten goryczkowy spe­cyfik pobudza pracę całego układu trawiennego.• Korzeń tataraku (zob. wyżej)• Kozłek lekarski ( Yaleriana officinalis): korzeń działa uspo­kajająco w stanach napięcia nerwowego, w schorzeniach sercao podłożu nerwowym i skurczach żołądkowo-j elitowych.• Cukier gronowy (glukoza).

Dostępny obecnie także w Szwajcarii hinduski preparat ajurwedyj- ski Liv-52, wyprodukowany ze wspomagających pracę wątroby ziół pochodzących z wyższych partii Himalajów, nadaje się moim zda­niem równie dobrze co multiplasan. Także napar z krwawnika po­spolitego (3 filiżanki dziennie), napar z mniszka lekarskiego, napar z łodyg cykorii podróżnika (Cichorium intybus) czy też preparaty ostropestu plamistego dobrze działają na wątrobę.

Liv-52, preparat ajurwedyjskiPreparat ajurwedyjski (według receptury Himalaya Drug Co.,

Bangalore) uchodzi za „tajnąbroń pijaków”, ponieważ zapobiega marskości wątroby i świetnie działa w przypadku wirusowego za­palenia wątroby. Zawiera on następujące zioła, kory i korzenie:65 mg Capparis spp., kapar (hindi kanthari lub kapra)65 mg Cichorium intybus, cykoria podróżnik (hindi kasni): na­siona, korzenie w postaci nalewki działającej na wątrobę 32 mg Solanum nigrum, psianka czarna (hindi makoi), świeży ekstrakt w marskości wątroby32 mg Terminalia arjuna, arjuna (hindi arjun), kora obniża ci­śnienie krwi, działa moczopędnie i reguluje pracę wątroby

Dokt

or z

krw

i i k

ości

110

16 mg Cassia occidentalis, kasamarda (hindi kasondi): kora działająca na wątrobę16 mg Achillea millefolium, krwawnik pospolity (hindi ganda- na); gorzkie substancje działające na wątrobę 16 mg Tamaris gallica, tamaryszek (hindi jhau)33 mg Mandur bhasma, popiół medyczny

Składniki te są połączone z Eclipta alba, Phyllanrus ama- rus, Boerhaevia diffusa, Tinospora cordifolia, Berberis aritata, Raphanus sativus, Phillanthus emblica, Plumbago zeylandica, Embelia ribes, Terminalia chebula, Fumaria officinalis. Dokład­ne ilości tych roślin leczniczych prawdopodobnie ze względu na ochronę tajemnicy producenta nie są ujawniane.

2. Oprócz tabletek wątrobowych pacjent powinien codziennie pić nawet 1 litr naparu z nawłoci - najlepiej mieszanki nawłoci euro­pejskiej (Soldiago virgaurea) i nawłoci kanadyjskiej (S. canadiensis albo S. gigantea). Preparat (1 łyżka na litr) zalewa się wrzątkiem albo przed wypiciem pozostawia na osiem godzin w zimnej wodzie. Pobudza nerki i chroni tkankę nerek przed podrażnieniami, które mogą wywołać jagody jałowca zawarte w multiplasanie.

3. Rano 5 kropli mucokehl® D5Zgodnie z ideą Claude’a Bernarda, rywala Ludwika Pasteura,

terapia ta zakłada, że istotne jest przede wszystkim środowisko własne organizmu: „Le microbe n ’est rien, le terrain est tout”, i że wirusy, bakterie i grzyby atakują ciało tylko wtedy, gdy odpowiada­ją im warunki środowiskowe organizmu.

Preparat ten opiera się na kontrowersyjnej dziś teorii, opubli­kowanej w latach 1915-1916 przez profesora Gunthera Ender- leina: odkrył on pod mikroskopem w ciemnym polu drobniutkie „roślinne endobionty”, same w sobie nieszkodliwe, które jednak w sprzyjających warunkach otoczenia (obniżenie pH krwi, toksy­ny, niedotlenienie itp.), w połączeniu z niewłaściwym odżywianiem się, nadmiarem tłuszczu i cukru oraz nienaturalnym trybem życia, sklejają się ze sobą, mutują, tworząc inne formy (bakterie, grzy­by) i mogą wywoływać choroby. Ale endobionty są także w stanie zneutralizować patogenne, pasożytnicze mikroorganizmy, łącząc się

Dokt

or z

krw

i i k

ości

111

z nimi (kopulując). Powstają tak zwane chondryty, usuwane z or­ganizmu z moczem i stolcem, a także wydzielane przez skórę. Mu- cokehl zawiera prymitywne endobionty w postaci spreparowanej farmakologicznie, dzięki której patogenne mutanty są nieszkodliwe. Preparat, zawierający także kwas mlekowy, poprawia stan płynów ustrojowych oraz tkanki łącznej i działa odtruwająco (Rosen 1993: 2). Mucokehl sprawdza się najlepiej wtedy, gdy terapii towarzyszy dieta wegetariańska (Rosen 1993: 2-5).

4. Trzy razy dziennie nacierać ciało, przede wszystkim w zgięciach kolan i łokci, aromatycznym olejkiem H-14.

Preparat składa się w trzech częściach z oliwy z oliwek i w dwóch częściach z olejków eterycznych (jałowiec, mięta pieprzowa, tata­rak, anyż, rozmaryn, geranium, kminek, koper włoski, eukaliptus, cytryna, melisa, szałwia, citronella, tymianek, cynamon, goździ­ki, lawenda). Doktor Orth stworzył ten olejek na podstawie badań francuskiego lekarza i pioniera aromaterapii dra Jeana Valneta. Wchłaniane przez skórę olejki eteryczne działająw organizmie bak- teriostatycznie (hamują rozwój mikroorganizmów) (Valnet 1992). Zatrzymują również namnażanie się borelii. Nawiasem mówiąc, olejek ten jest także dobrym środkiem zapobiegającym infekcjom u osób podróżujących do stref tropikalnych.

5. Dodatkowo dr Orth przepisuje 0,5 g sproszkowanego propolisu (żywicy pszczelej bogatej w kwasy benzoesowe i fenyloakrylowe, alkohole benzylowe i fenylowe, jak również flawonoidy) z 0,5 g cy­namonu, przyjmowane ze startym jabłkiem albo wymieszane z jo ­gurtem. Również ten środek hamuje rozwój mikroorganizmów.

Poszedłem za radami dra Ortha i zauważyłem, że mój stan wkrótce się poprawił. Dolegliwości zniknęły. A jednak wciąż miałem wra­żenie, że krętki boreliozy przyczaiły się we mnie i tylko czekają na właściwy moment, gdy moja odporność będzie osłabiona, by znowu się rozprzestrzenić. Ciało jest mądrzejsze od rozumu. Wie, czy coś mu dolega i czy czai się w nim jeszcze demon choroby.

Dokt

or z

krw

i i k

ości

112

Trucizna dla nerwów i tłuste szczątki bakterii

Kiedy później dotarłem do pouczającej książki Moniki Falkenrath (por. s. 69) Yolkskrankheit Borreliose, w której autorka opisuje swoje doświadczenia związane z boreliozą i jej naturalnym leczeniem, moje intuicyjne wątpliwości wobec kuracji antybiotykowej potwierdziły się.

Falkenrath cytuje amerykańskiego lekarza Richiego C. Shoema- kera, który twierdzi, że to niekoniecznie borelie wywołują rozmaite objawy i dolegliwości, lecz wydzielane przez nie produkty przemia­ny materii, tak zwane bio- lub neurotoksyny. Neurotoksyny urucha­miają nadmierne wydzielanie cytokin sprzyjających stanom zapal­nym (protein, które sterują intensywnością i czasem trwania obrony) (Shoemaker 2001: 3). Biotoksyny wchodzą w organizmie w syner- giczne reakcje z metalami ciężkimi i substancjami szkodliwymi dla środowiska naturalnego i wywołują reakcje alergiczne (Klinghardt 2005: 5). Jeśli to prawda, to terapie odtruwające - środki pochodzenia roślinnego pobudzające przemianę materii w wątrobie, takie jak mul­tiplasan dra Ortha, Liv 52, a przede wszystkim szczeć, do której jesz­cze wrócimy - byłyby faktycznie bardzo rozsądną metodą leczenia.

Shoemaker pisze, że antybiotyki wprawdzie zwalczają borelie, ale nie produkowane przez nie neurotoksyny. Dlatego wizja wyle­czenia boreliozy w toku trzytygodniowej kuracji antybiotykowej nie ma według niego sensu (Shoemaker 2001: 10). Zakłada on, że neurotoksyny gromadzą się w tłuszczu i uczestniczą w obiegu wą- trobowo-jelitowym, to znaczy, że są resorbowane do jelita przez przemianę tłuszczu w pęcherzyku żółciowym (Klópfer 2006: 21). Innymi słowy, ciężko jest się pozbyć neurotoksyn z organizmu: po prostu krążą i krążą w nim, wywołując reakcje zapalne.

Neurotoksyny składają się głównie z białek peryferyjnych (BLP), a gdy bakterie obumrą - z ich szczątków. Te rozpuszczalne w tłuszczu toksyny wywołują kaskadę reakcji immunologicznych i nadmiernie stymulują wydzielanie cytokin, co z kolei powoduje złożone reakcje zapalne w tkankach i narządach: bóle mięśni i ko­ści, jak również deficyty neurologiczne, endokrynologiczne i im­munologiczne51. Są to przede wszystkim te lipoproteiny, które

51 BLP uaktywniają toll-like receptors (TLR2) i powodują syntezę wywołują­cej stan zapalny cytokiny pod nazwą interleukina-lB (II-1B). Zob. www.autoim- munityresearch.org/lyme-disease.

Dokt

or z

krw

i i k

ości

113

odpowiadają niemal za wszystkie objawy boreliozy (Scott Taylor, Lyme Disease, 2004)52. Toksyny te zaburzają porządek wśród neu- rotransmiterów, neurony są pobudzane, ale niedokładnie przekazują komunikaty; powodowane przez nie stany zapalne mogą blokować naczynia włosowate, w tkankach może więc dojść do niedotlenie­nia. Jeśli wskutek działania antybiotyków lub pod wpływem innych środków więcej krętków boreliozy zostanie uśmierconych, następu­je wzmożone uwalnianie się toksycznych BLP; krążą one we krwi, co z kolei prowadzi do dalszego zaostrzenia objawów. To pogor­szenie nazywamy reakcją Jarischa-Herxheimera albo herksem (zob. s. 174).

Jeśli prawdziwa jest teoria, zgodnie z którą za objawy te odpo­wiadają toksyny rozpuszczalne w tłuszczu, to najlepszą terapią by­łoby usunięcie zakażonych lipoprotein z organizmu w ramach zma­sowanych działań oczyszczających. Do takiego wniosku doszedł specjalista od boreliozy dr Richie Shoemaker. Zaproponowany przez niego i przez jego uczniów środek to cholestyramina, żywica jonowymienna, która obniża poziom cholesterolu nawet o 20 pro­cent. Wiąże ona kwasy żółciowe w jelitach, wydziela zaś chlorek. Normalnie kwasy żółciowe przenoszące cząsteczki tłuszczu (lipidy) są w 80-90 procentach ponownie wchłaniane w jelitach. Przy zasto­sowaniu cholestyraminy jednakże wiążą się z żywicą i zostają wy­dalone wraz ze stolcem. Skutkami ubocznymi tej terapii mogą być wymioty, wzdęcia, zaparcia, bóle głowy i mięśni (Langbein et al. 2004: 655). Razem z nimi z organizmu wydalane są oczywiście tak­że rozpuszczalne w tłuszczu witaminy A, D, E i K, które trzeba uzu­pełnić preparatami witaminowymi. Podobno efekty takiej terapii są zadowalające. Poddani jej pacjenci osiągali lepsze wyniki również w teście czułości kontrastu wzrokowego (VCS). Użycie substancji obniżających poziom tłuszczu, które razem z lipoproteinami wypłu­kują z organizmu żółć - to brzmi genialnie. Obawiam się jednak, że łączy się z niemożliwymi do przewidzenia skutkami i ryzykiem. Istnieją oczywiście naturalne środki o niewielkich skutkach ubocz­nych i raczej te należy wybierać. Podobno do usunięcia rozpuszczal­nych w tłuszczu bakteryjnych toksyn wystarczy multiplasan albo Liv-52.

52 Neurotransmitery, takie jak acetycholina, adrenalina, dopamina, serotonina, to substancje przewodzące bodźce na styku neuronów.

Dokt

or z

krw

i i k

ości

114

Lepszą alternatywą dla syntetycznych statyn są następujące sub­stancje naturalne:• Substancje goryczkowe i błonnik. Gorycz zawarta na przykład w szczeci wspomaga wydzielanie kwasów żółciowych (Buhring 2004: 397).• Karczoch (Cyanara cardunculus, C. scolymus): ta stara roślina uprawna z rodziny ostów zawiera substancje goryczkowe, które nie tylko pobudzają produkcję żółci, lecz także regulują gospodarkę li­pidową. Obniżają poziom cholesterolu i trój glicerydów o 10 do 15 procent. Hamują biosyntezę cholesterolu w wątrobie. Poza tym kar­czoch, dzięki silnemu działaniu przeciwutleniającemu, chroni wą­trobę przed wolnymi rodnikami (Schónfelder 2004: 161).• Ostropest plamisty (Siłybum marianum): ta stara roślina leczni­cza o biało żyłkowanych, usianych plamami liściach także należy do ostów. Dawniej wierzono, że te plamy to ślady mleka, które skapywa- ło z nieba z piersi Matki Boskiej, i przypisywano im szczególną moc uzdrawiającą. Stosuje się dojrzałe nasiona, zmiażdżone w moździe­rzu i zalane wrzątkiem (1 łyżeczka na filiżankę, 3 x dziennie). Zestaw substancji czynnych sylimaryny chroni wątrobę przed uszkodzeniem przez toksyny, zatruciem, lipotoksynami i szkodami spowodowany­mi przez leki. Zastosowany odpowiednio szybko ostropest pomaga nawet w zatruciach muchomorem sromotnikowym. Tak jak każdy oset, także ostropest plamisty reguluje przemianę materii w wątrobie i funkcjonowanie woreczka żółciowego.

Dokt

or z

krw

i i k

ości

115

• Kurkuma (Curcuma longa): bez żółtego sproszkowanego korze­nia tej indyjskiej rośliny spokrewnionej z imbirem, wchodzącego na przykład w skład curry, trudno sobie wyobrazić kuchnię hindu­ską. Podobnie wszechobecna jest kurkuma w medycynie ludowej, w której uchodzi za lek niemal uniwersalny. Rozgotowana na maść w sklarowanym maśle (ghee) błyskawicznie leczy czyraki. Kurku­mę poświęcono żółtoskórej, dosiadającej lwa bogini Durdze, która swym mieczem ścina głowę każdemu demonowi choroby, jaki tylko stanie na jej drodze. Kurkuma wspomaga pracę pęcherzyka żółcio­wego i trawienie tłuszczu, obniża poziom tłuszczu we krwi i wyka­zuje ogólne właściwości przeciwzapalne, wzmacniające odporność i hamujące rozwój mikroorganizmów.

• Glistnik jaskółcze ziele (Chelidonium majus): to nieco toksyczne ziele z rodzi­ny makowatych jest najważniejszą ro­śliną leczniczą Maurice’a Messegue. To zrozumiałe, gdy weźmiemy pod uwagę, że Messegue pochodzi z Gaskonii, gdzie uprawia się winorośl i gdzie mężczyźni piją głównie winiak. Już sama sygna­tura wskazuje na lek wątrobowy: żół­ty syrop ma posmak żółci, liście, które przypominają małe płatki wątroby, roz­tarte w palcach, wydzielają woń wątroby. Rzeczywiście, jest to jeden z najbardziej skutecznych środków odtruwających wą­trobę. Poza tym działa przeciwskurczowo na drogi żółciowe, żółtym syropem moż­na też usuwać brodawki.• Łopian większy (Arcticum lappa): Ger­manie i Celtowie przypisywali tej roślinieo zakończonych „rzepami” kwiatostanach szczególną moc. Miała ona odstraszać de­mony chorób. Nasion używa się podobnie

jak nasion ostropestu. Korzeń, w postaci sproszkowanej lub jako na­par, przede wszystkim oczyszcza krew i chłonkę. Łopian wspomaga pracę wątroby i pęcherzyka żółciowego. Jako środek odtruwający, działający moczopędnie i napotnie, był stosowany w leczeniu kiły. Świeży lub suszony korzeń, rozgnieciony i zastosowany jak plaster,

Dokt

or z

krw

i i k

ości

116

pomaga na bóle stawów, a także zapalenie stawów w przebiegu boreliozy.• Chlorella: te zielone jednokomórkowe glony, które można kupić jako produkt spo­żywczy, są dziś bardzo modne. W dużych dawkach działają przeciwutleniająco i ob­niżają poziom cholesterolu. Wiążą tłuszcze, także lipoproteiny bakteryjne oraz inne tok­syny i usuwaj ąje z jelita. Niektórzy twierdzą że glony te są zanieczyszczone metalami ciężkimi i toksynami. Franz Konz uważa, że my, jako ssaki naczelne, nie jesteśmy zapro­gramowani na spożywanie glonów w więk­szych ilościach; poza tym glony zawierają zbyt wiele jodu (Konz 2000: 483).• Kolendra (Coriandrum sativum): ziele to, o nieco nieprzyjem­nej woni pluskiew, pobudza przede wszystkim trawienie, stymulu­je produkcję soków żołądkowych i działa przeciwskurczowo przy wzdęciach i kolkach. Według dra Klinghardta kolendra wykazuje również - nieudowodnione jeszcze - działanie odtruwające.• Babka płesznik, babka śródziemnomorska, babka jajowa­ta (Psyllium afrum, Plantago ovata, P. ispaghula): nasiona niemal wszystkich gatunków babki, także naszej babki zwyczajnej, za­wierają śluz, który pęcznieje pod wpływem wilgoci. Dzięki temu przyklejają się do podeszew stóp ludzi i zwierząt, zasiedlają drogi i ścieżki. Najwięcej pęczniejących substancji zawiera indyjska bab­ka płesznik, dlatego jest ona najbardziej godna polecenia dla ludzi ze słabą perystaltyką jelit. Papka z nasion działa rozmiękczająco w razie zagrożenia zaparciami i wiąże luźny stolec przy czerwonce i rozwolnieniu. Jednocześnie obniża poziom tłuszczu w organizmie. „15 procent kwasów żółciowych i cholesteryny wiąże się ze śluzem, wydalanym wraz ze stolcem i tym samym usuwanym z obiegu wą- trobowo-jelitowego53 (Buhring 2005: 131). Chroni błonę śluzową wiąże bakterie i toksyny, przyczyniając się do zachowania zdrowej flory bakteryjnej.

53 Obieg wątrobowo-jelitowy: wydzielanie i powtórne wchłanianie kwasów żółciowych i substancji tłuszczowych w jelicie.

Dokt

or z

krw

i i k

ości

117

Łopian

Dok

tor

z kr

wi

i koś

ci• Owies zwyczajny (Avena sativa): otręby, produkt uboczny po­wstający przy produkcji płatków owsianych, działa podobnie jak babka. Beta-głukan, rozpuszczalny składnik błonnika, przerywa obieg wątrobowo-j elito wy, wiążąc kwas żółciowy. Jednocześnie wydalone zostają także bakteryjne lipoproteiny (neurotoksyny) krętków boreliozy (Buhring 2004: 4000).• Czosnek (Allium sativum) i czosnek niedźwiedzi (A. ursinum): oba gatunki czosnku o silnym zapachu od wieków uważano za „oczyszczające krew”. Działają nie tylko dezynfekująco i zabójczo na pasożyty, wspomagają trawienie, lekko obniżają ciśnienie krwi, lecz także, jak dowiedziono, redukują lipidy i działają przeciwutle- niająco.• Topinambur, słonecznik bulwiasty (Helianthus tuberosus): ten gatunek słonecznika pochodzący z północnoamerykańskich prerii nie tylko jest najbardziej odżywczą rośliną uprawną, lecz także ob­niża poziom tłuszczów. W jelicie topinambur wiąże kwas żółciowy, cholesterol, trój glicerydy, fosfolipidy i inne wolne kwasy tłuszczo­we i usuwa je z organizmu. Coś dla tych, którzy chcieliby schudnąć (Buhring 2005: 400). Korzeń zawiera sporo inuliny, cukru dobrze tolerowanego przez cukrzyków. Inulina jest rozkładana przez mi­kroorganizmy żyjące w jelitach, przy czym następuje namnażanie własnych bifidobakterii organizmu, co z kolei przyczynia się do utrzymania właściwego stanu jelit (Schonfelder 2004: 228).

Topinambur

118

• Vilcacora, koci pazur (Uncaria tomentosa): to nowo odkryte po­łudniowoamerykańskie pnącze podobno ma zdolność blokowania neurotoksyn (więcej o tym na s. 182).• Chitosan: ten suplement diety został wyprodukowany nie z su­rowców roślinnych, lecz z odpadów rybackich, a dokładniej z chi- tynowych pancerzyków zwierząt morskich. Chitosan jest sprzeda­wany w USA jako substancja „blokująca tłuszcz”, jako „magnes dla tłuszczu, który daje tłuszczowi bilet w jedną stronę”. Oczywiście, redukuje także ilość witamin rozpuszczalnych w tłuszczu.• Lecznicza ziemia, zielona ziemia lub mielona glina ze sklepu ze zdrową żywnością to jedna z najlepszych statyn. Zielona glina wchłania tłuszcz w ilościach sięgających 20 procent własnej masy i przez jelita usuwa go z organizmu (Konz 2000: 485). Także elek­trolity o ładunku dodatnim w bentonicie, koloidalnej, pęczniejącej glinie (krzemian aluminium) powodują koagulację lipidów.

Dokt

or z

krw

i i k

ości

119

Idź do jodły,jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o jodle,i do bambusowego kija,jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o bambusie.

Basho, japoński mistrz haiku

120

NA KAŻDĄ CHOROBĘ JEST JAKIEŚ ZIELE

Nie da się żyć bez roślin. Świat roślin umożliwia naszą egzystencję i w każdym kulturowym kosmosie odgrywa centralną rolę: rośliny żywią nas i ubierają są dla nas ozdobą i domostwem, ogrzewają nas i służą nam do przyrządzania posiłków, ofiarowują nam najlepsze leki. Są wplecione w symbolikę i język. Ze wszystkich tych powo­dów traktuje się je jak bóstwa, jako anielskie wcielenia, jako dewy i „matki o trzy światy starsze od bogów” (Atharwaweda). W obliczu faktów z zakresu antropologii kultury nie dziwi, że wszędzie, prak­tycznie u wszystkich ludów endogenicznych, istnieje przekonanie, że na każdą chorobę jest jakieś ziele.

Przekonany o tym był również stary szaman z plemienia Czej enów, Bill Tallbull, z którym wędrowałem przez prerię w poszukiwaniu ziół, wzdłuż dolin rzek oraz przez góry Big Horn Mountains. Opowiedział mi następującą legendę, znaną wśród wielu ludów indiańskich ży­jących w lasach Ameryki Północnej, o początkach chorób i leków: w pradawnych czasach ludzie i zwierzęta żyli razem w pokoju. Mó­wili tym samym językiem. Ale z biegiem czasu dla dwunożnych istot wykorzystywanie zwierząt stało się oczywistością. Nie zważając na nic i bez słowa podzięki, ludzie brali to, czego potrzebowali: mięso, futra, pióra, pazury, rogi. Często z zabitych zwierząt odcinali jedy­nie najlepsze kawałki, resztę zaś pozostawiali. W końcu miarka się przebrała. Niedźwiedź, przywódca zwierząt, zażądał przeprosin. Ale ludzie go nie posłuchali. W odpowiedzi na to każdy gatunek zwie­rząt - poza psami, które zasmucone wymknęły się ze zgromadzenia- obłożył ludzi klątwąi zesłał na nich jedną określoną chorobę. Samy zesłały reumatyzm i bóle stawów kolanowych, myszy - gorączkę, węże śniły się ludziom w nocy i sprowadzały na nich choroby. Szcze­gólnie rozwścieczone były małe stworzenia: robaki, komary i pełza­jące owady. Ludzie bezwzględnie deptali je i rozgniatali. Im mniejsze były to stworzenia, tym gorsze były choroby zsyłane przez nie na ludzi. Na pewno wszyscy ludzie pomarliby, gdyby całej tej sprawie nie przysłuchiwały się rośliny. „Zielony lud”, sam nawiedzany przez zwierzęta zjadające liście, wysysające soki, podgryzające korzenie, współczuł człowiekowi. Duchy roślin objawiły się uzdrowicielom w snach i powiedziały im, że mają moc zdolną wyleczyć każdą cho­

121

robę. Gdy zacznie się szerzyć jakaś zaraza, wystarczy do nich przyjść i poprosić o ujawnienie uzdrowicielskiej mocy. Za każdą chorobę od­powiadała jedna roślina.

Nie tylko wśród naszych pogańskich przodków: Celtów, Ger­manów, Słowian, Bałtów czy Latynów, panowało przekonanie, że na każdą chorobę jest jakieś ziele. Podzielali je także uczeni i le­karze epoki średniowiecza. Ze słynnej szkoły lekarzy w Salerno w południowych Włoszech, gdzie trafiali uczeni chrześcijańscy, arabscy i żydowscy, pochodzi zbiór Sentencje salerneńskie. W jed ­nej z nich czytamy: „Cur moriatur homo, cui salvia crescit in hor- to?”. Najczęściej tłumaczy się to następująco: „Dlaczego umrzeć ma człowiek, u którego szałwia rośnie w ogrodzie?”. Jednak szał­wia (łac. safous = zdrowy) niekoniecznie musiała oznaczać szałwię ogrodową lecz ogólnie rośliny lecznicze. Dlaczego więc, pytali lekarze z Salerno, umrzeć ma człowiek, którego ogród pełen jest roślin leczniczych? Odpowiedź znajdujemy w następnym zdaniu. „W rzeczy samej na każdą chorobę jest jakieś ziele, lecz nie ma ziela na truciznę śmierci”54.

Szukajcie, a znajdziecie

Wiara w to, że Pan Bóg na wszystko stworzył jakieś ziele, została zachwiana w zachodnim świecie, gdy przywleczona przez Kolumba z Karaibów „sekretna choroba”, syfilis, zaczęła błyskawicznie sze­rzyć się w Starym Świecie. Spustoszeniom poczynionym przez tę straszliwą zarazę nie potrafiły zaradzić ani zioła obeznanych w swo­im fachu zielarek, ani zioła zakonnych braciszków. Ani rozmiękcza­jące i łagodzące „rośliny Wenus”, takie jak malwa, pażytnik, babka czy krwawnik, ani stosowane przeciwstawnie „rośliny Marsa”, na przykład działająca ściągającą kora dębu, narcyz czy oczyszczająca pokrzywa nie potrafiły powstrzymać choroby wenerycznej. W końcu sięgnięto po trujące preparaty rtęciowe z arabskich pracowni alche­micznych - i tak narodziła się medycyna chemiczna. Ta „saraceńska (muzułmańska) maść”, którą początkowo zwalczano pasożyty i grzy­bice skóry, zdołała przezwyciężyć syfilis, lecz jej skutki uboczne były niemal tak straszliwe jak sama choroba (Storl 2005e: 147).

54 „Contra vim mortis non est medicamen in hortis”.

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

122

Kolumb i kąpiący się Indianie. Drzeworyt z Geographiae errationes Ptolemeusza, Strasburg 1525

Nie było jednak rzeczywistego powodu, by odrzucić terapie ro­ślinne, bo Indianie karaibscy leczyli kiłę i spokrewnioną z nią mali- nicę, z powodzeniem stosując połączenie:• bardzo gorących kąpieli parowych• intensywnego wysiłku fizycznego, pobudzającego obieg chłonkii krążenie krwi• szczególnie lekkiej diety• wywaru z żywicy gwaj akowca lekarskiego (Guajacum officina- le). W Wenezueli do tego samego celu używano sarsaparilli (Smilax aristo loch iaefo lid).

Badania wykazały, że kąpiele parowe, podnoszące temperaturę ciała do 42 stopni Celsjusza, oraz picie dużej ilości wywaru z żywi­cy gwajakowca są w stanie uśmiercić krętki kiły w organizmie czło­wieka (Griggs 1997: 37)55. Choć Indianie karaibscy z takim powo­dzeniem leczyli chorobę wywołaną przez krętki, w Europie kuracje najczęściej pozostawały bezowocne. Powody były następujące:

55 Barbara Griggs, historyk medycyny: „It was shown in 1932 that raising the patienfs temperature to 42°C was partially succesful in destroying the syphilis spi- rochaete”.

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

123

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

124

Kuracja napotna Indian Rouguouyennes, wg Creveaux, Brunszwik 1881

Łaźnie parowe w Europie: z lewej miedzioryt, za: Blondel, Thermarum Aąuisgra- nensium et Porcetanamorum elucidatio, Akwizgran 1688. Z prawej łoże potów dla chorych na syfilis, Amsterdam 1696. Interesujący jest wizerunek krętkopodobnych węży na ścianie

• Leczenie przegrzewaniem w gorących indiańskich łaźniach zastą­piono pobytem w gorących, niewietrzonych pomieszczeniach.• Intensywny wysiłek fizyczny nie wydawał się specjalnie sensow­ny Nie chciano też zrezygnować zarówno z dobrego jedzenia, jaki z alkoholu oraz rozkoszy obcowania płciowego.• Wprowadzone na rynek przez firmę handlową rodziny Fuggerów drewno gwaj akowca nie zostało spreparowane właściwie pod ką­tem farmakologicznym i brakowało w nim zawierającej substancje czynne zielonkawobrązowej, ziołowogorzkiej żywicy.

W ogóle owe indiańskie metody leczenia wydawały się zbyt skomplikowane i za bardzo „pogańskie”. Nic więc dziwnego, że ostatecznie pożegnano się z lekami pochodzenia roślinnego. Temat ten omówimy nieco dalej (zob. s. 213: „Klątwa boga słońca”).

Teoretycznie biorąc, sposób, w jaki leczono kiłę, to znaczy za po­mocą leku pochodzenia roślinnego, na przykład gwaj akowca, oraz wysokiej temperatury i lekkiej diety, można byłoby również zasto­sować przy boreliozie, ponieważ jest to podobna, nawracająca, spo­wodowana przez krętki infekcja. Także krętki boreliozy, rozwijające się najlepiej w temperaturze 36 stopni Celsjusza, stają się nieak­tywne, gdy temperatura ciała przekroczy 42 stopnie Celsjusza. Nie bez racji Amerykanie mówią o „sarniej kile” (deer syphilis). W zio­łolecznictwie stosuje się jeszcze czasem gwaj akowiec w reumaty­zmie stawów, dnie moczanowej i chorobach skóry (dawkowanie:1 g żywicy na 250 ml wody, pić łyczkami, albo codziennie zażywać 20-30 kropli nalewki). Żywica gwajakowca dobrej jakości jest jed­nak trudna do zdobycia.

Zastanawiałem się, czy jest może jakaś inna roślina, która leczy tę chorobę, roślina spotykana u nas i łatwiejsza w stosowaniu.

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

125

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

Sarnia kiła

126

Znalazłem ją w fachowej książce The Book ofHerbal Wis dom (1997) amerykańskiego ziołolecznika Matthew Wooda. Wood jest parame- dykiem, który równie dobrze zna się na zachodnim ziołolecznic­twie, jak i na homeopatii i tradycyjnej chińskiej fitoterapii. Dokonał on odkrycia związanego z leczeniem „sarniej kiły”. Zauważył, że w przypadku zespołu objawów, które w dużej mierze przypomina­ją obraz boreliozy, Chińczycy stosują szczeć (Dipsacus asperoides lub D. japonica). Przekazywana z pokolenia na pokolenie chińska wiedza ziołolecznicza określa tę spokrewnioną z driakwią roślinę jako xu duan („przywrócenie tego, co się rozpadło”) i zaleca jej stosowanie na uszkodzone stawy i mięśnie. Szczeć uchodzi więc za jeden z najlepszych środków wzmacniających „esencję nerek” (jin) i krew wątrobową.

W tradycyjnej medycynie chińskiej jin oznacza ilość pierwotnej energii życiowej, odziedziczony stan zdrowia, który otrzymaliśmy od naszych rodziców. Siedzibą jin jest nerka, „korzeń życia”. Jin przez całe życie wspomagane jest przez jakość naszego żywienia, wody i powietrza, którym oddychamy. Działanie tej energii można porównać do prądu z akumulatora samochodowego: jeśli zbyt dłu­go zostawimy włączone światła albo radio, akumulator w końcu się ■wyczerpie. Tak samo nasza energia życiowa jest rozrzedzana przez stres, nierozsądny tryb życia, przemęczenie pracą niedożywienie, marnowanie nasienia (na przykład przez onanizm), wybujałe nocne życie i wszystko, co jeszcze nam może zaszkodzić. W miarę upływu lat człowiek ma do dyspozycji coraz mniejy7«, energia zostaje zużyta- włosy siwieją i wypadają kości robią się łamliwe, mięśnie wiotcze- j ą plecy i kolana robią się sztywne i bolą energia seksualna maleje, ustaje miesiączka, zanika płodność, zęby stają się łamliwe i wypada­j ą pogarsza się słuch i zaczyna świszczeć w uszach (szumy uszne), siły mentalne słabną pogarsza się pamięć (Hicks 1997: 34).

Według medycyny chińskiej wątroba spełnia dwojaką rolę: sty­muluje przepływ energii chi, a także gromadzi i rozprowadza krew. Jeśli nie spełnia tego zadania prawidłowo albo jeśli krew wątrobowa jest nieodpowiednia, mięśnie, więzadła i ścięgna nie są odżywione, kurczą się, napinają i stają się podatne na stany zapalne. Również paznokcie robią się łamliwe, pogarsza się także wzrok (Kaptchuk 2006: 74).

Zgodnie z chińską medycyną kiła niszczy esencję nerek. To z kolei prowadzi do zniszczenia kości, stawów i chrząstki. W sferze psychicznej powoduje utratę stabilności, człowiek „załamuje się”, występują problemy natury psychicznej. To samo dzieje się w przy­padku postępującej boreliozy, choroby spokrewnionej z kiłą.

Według Matthew Wooda nawiązującego do teorii miazm Samu­ela Hahnemanna borelioza z Lyme, nazywana przez Amerykanów również deer syphilis, jest współczesną postacią „miazmy syfili- tycznej” (zob. s. 197: „Hahnemann i miazma syfilityczna”) - i tak też należy ją leczyć. Według Wooda krętki przenoszone przez klesz­cze powodują u kozłów samy wzrost poroża, natomiast u człowie­ka działają jak zakażenie krętkami kiły: wywołują przewlekły stan zapalny mięśni i stawów (Wood 1997: 237).

Gdy w chińskiej medycynie naturalnej jest mowa o nerkach, wątrobie czy innych narządach, nie chodzi o stałe struktury ana­tomiczne, które w naszym kręgu kulturowym określa się mianem narządów lub organów. Chodzi raczej o połączone ze sobą fizycz­ne, energetyczne, duchowe i emocjonalne obiegi funkcjonalne i re­gulacyjne, których centralny punkt znajduje się w danym narządziei które są połączone drogami przewodzącymi (meridianami).

Korzeń karczocha hiszpańskiego wspomaga jang - aktywny, „męski”, zapładniający, jasny, ciepły, wypełniający aspekt uniwer­salnej energii chi. Przez wzmocnienie obiegu funkcjonalnego nerek wzmacniane są kości i stawy, zapobiega się przedwczesnym po­rodom; pobudzając obieg funkcjonalny wątroby, lecznicza roślina wzmacnia także mięśnie i krwiobieg (stojąca krew jest obarczana odpowiedzialnością za gwałtowne bóle).

Karczoch hiszpański (xu duań) ma następujące właściwości empi­ryczne:• Temperaturę (xing) „dość ciepły” (wie wen), to znaczy, że przy­spiesza przemianę materii i pobudza energię chi.• Smak (wei): uchodzi za gorzki (inferencyjny, odtruwający, prze­ciwzapalny, wysuszający, w małych dawkach pobudzający trawie­nie), słodki (tonizujący, wyrównujący) i ostry (napotny, rozpraszają­cy i rozpuszczający blokady, stymulujący chi i krew, tak by energia życiowa przepływała na powierzchnię, czyli do skóry.• Obiegi funkcjonalne: nerki, wątroba.

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

127

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

Ale w tradycyjnym ziołolecznictwie chińskim roślin leczniczych rzadko używa się pojedynczo, lecz niemal zawsze w kombinacji z innymi. Najczęściej są to cztery komponenty: lek podstawowy („cesarz”), lek uzupełniający („minister”), lek pomocniczy („po­mocnik”) i lek informujący („posłaniec”) (Suwanda/Tian 2005: 16). Na przykład w krwawieniach z macicy albo bólach brzucha stoso­

Medycyna chińska: meńdiany, kręgi funkcjonalne, punkty akupunkturowe

128

wany jest karczoch hiszpański w kombinacji z piołunem (Artemi- sia argiji), krwiściągiem (Sanguisorba), tragankiem (Astragalus) i dzięglem (Angelica). Również w medycynie świata zachodniego, nawiązującej do nauki grecko-rzymskiego lekarza Galena (129-199) i kontynuowanej w postaci medycyny klasztornej oraz przez apte­karzy, często stosowano leki, w których mieszano rozmaite nasiona, kory, korzenie, zioła i substancje. Powidełka, teriak czy eliksiry ży­cia zawierały czasem nawet sto składników. Ale w medycynie ludo­wej było inaczej: uczone zielarki, a potem Paracelsus preferowali stosowanie pojedynczych ziół (specifica lub simplicia, ang. i hiszp. simples). Proste, niezłożone środki pozwalały dokładniej ocenić ich specyficzne działanie.

Kiedy opowiedziałem pewnej lekarce praktykującej tradycyjną ludową medycynę chińską (TCM), że Matthew Wood używa kar­czocha hiszpańskiego w leczeniu boreliozy, zareagowała dość gwał­townie.

- Po pierwsze, TCM nie leczy chorób, lecz wzorce: słabość nerek jang, wznoszącą wątrobę chi, wilgotny żar w dolnym podgrzewaczu itd., a po drugie w zasadzie nie stosuje monoterapii ziołowych. Ra- dix dipsaci56 „tylko” wzmacnia jang nerek i wątroby, a więc jedynie kości, mięśnie oraz układ odpornościowy, i pobudza zastałą krew, odpowiedzialną za ból. Ale co z pozostałymi objawami, takimi jak stany zapalne narządów wewnętrznych albo wysypka skórna? Na te problemy potrzebne są przecież zupełnie inne zioła! A ponieważ każdy człowiek wykazuje inne wzorce, każdy potrzebuje też indywi­dualnej recepty - wyjaśniła mi i na koniec dodała, iż może się nawet zdarzyć, że terapeuta chińskiej medycyny ludowej nie zgodziłby się na Radix dipsaci w „terapii boreliozy”, póki główną rolę odgrywają wzorce gorąca, czyli zapalenia, bo korzeń karczocha hiszpańskiego również działa rozgrzewaj ąco!

Zapewne miała rację. Ale Matthew Woodowi bliżej do tradycyj­nego zachodniego ziołolecznictwa z jego simplicia, pojedynczo sto­sowanymi roślinami leczniczymi. Wood, zainspirowany medycyną chińską, przygotował zawierającą alkohol nalewkę z korzenia ro­dzimej szczeci (Dipsacus sativa, D. fullonum, D. sylvestris) i zaczął w swoim gabinecie leczyć nią przypadki boreliozy.

56 Radix dipsaci = korzeń karczocha hiszpańskiego.

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

129

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

130

Przygotowanie nalewki ze szczeci (wg Matthew Wooda)Korzeń dwuletniej rośliny należy zbierać pod koniec pierwsze­go roku jesienią, zimą lub wiosną nim wypuści pędy. Trzeba go oczyścić, dokładnie rozdrobnić, włożyć do słoika i zalać wódką. Po trzech tygodniach macerowania w ciepłym miejscu wyciąg jest gotowy.Dawkowanie: trzy razy dziennie 3 krople57.Czas trwania kuracji: 3 do 4 tygodni

Korzystnie jest kontynuować przyjmowanie w ciągu kolej­nych 12 miesięcy, przy czym wyciąg zażywa się raz w miesiącu przez okres trzech dni (ma to zapobiec ewentualnemu miesięcz­nemu przyrostowi krętków).

Pierwszy przypadek, którym zajął się Wood, miał dramatyczny przebieg. Kobieta w średnim wieku, która pięć lat po zakażeniu utra­ciła zdolność do pracy i stała się inwalidką po dwóch tygodniach przyjmowania wyciągu zareagowała najpierw wysypką w okolicach genitalnych. Po upływie trzech i pół tygodnia poczuła się znacznie lepiej. Wszystkie kolejne badania krwi dały wynik ujemny: innymi słowy, nie stwierdzono już obecności krętków. Pacjentka przypusz­cza, że działanie szczeci uruchomiło jej układ odpornościowy.

W drugim przypadku także chodziło o kobietę, która utraciła zdolność do pracy. Miała rozmaite objawy: od gwałtownych bólów mięśniowych po zapalenie pochwy i depresję. Również w jej wy­padku wyciąg wywołał najpierw wysypkę, a potem nastąpiło wy­zdrowienie.

Trzecim przypadkiem była kobieta, która została zakażona sześć lat wcześniej i miała typowe objawy: bóle mięśni i kończyn, prze­wlekłe zmęczenie i zanik jasności umysłu. Zażywanie wyciągu spowodowało najpierw zaostrzenie objawów, potem pojawiła się gorączka, a następnie jej stan się poprawił. Kolejne leczone przez Matthew Wooda przypadki miały podobny przebieg.

57 Uwaga: podanie dawki trzy razy dziennie po trzy krople jest hipotetyczne. Osobiste doświadczenie pokazuje, że nie chodzi jedynie o informację homeopa­tyczną, lecz także o ilość. Można ją bez obawy zwiększyć do jednej łyżki trzy razy dziennie.

Rytuały dewy szczeci

Raport Wooda zafascynował mnie. Późnym latem 2001 roku w Szko­le Naturalnej Medycyny Stosowanej w Zurychu prowadziłem kurs ziołolecznictwa na węgierskich obszarach wiejskich. Ponieważ tam na sięgających głęboko, urodzajnych glebach lessowych rośnie wie­le mocnej szczeci, kazałem studentom ją wykopywać i sporządzać ów wyciąg. Nie pomijaliśmy przy tym drobnych spraw „drugorzęd­nych”. Według ajurwedy i innych tradycji uzdrawiających ważne jest, by leki były wytwarzane w dobrym nastroju, połączonym ze śpiewem i ofiarami. Dziękowaliśmy „duchowi” rośliny i okadza­liśmy ją dymem starej szamańskiej rośliny - bylicy. Taki rytuał można porównać z posiłkiem. Jedzenie składa się z określonych chemicznych substancji odżywczych i z punktu widzenia fizjologii żywienia jest zupełnie obojętne, czy spożywa się je bez specjalnej przyjemności z plastykowych talerzyków, gapiąc się przy tym w te­lewizor, czy też pięknie przyrządzone, przy odświętnie nakrytym stole, w urokliwym otoczeniu. Nie jesteśmy przecież maszynami, którym trzeba tylko wlać paliwo, lecz stworzeniami z duchem i du­szą. Przyjmujemy nie tylko budulec materialny i paliwo. Posiłek to święty rytuał, komunia, która dostarcza również pokarmu naszej duszy oraz umysłowi i wpływa na stan naszego zdrowia. Współ­czesnemu człowiekowi o typowo konsumpcyjnym nastawieniu ry­tuał związany z roślinami leczniczymi wydaje się w gruncie rzeczy pozbawiony sensu, niczym powrót do prymitywnych, dziecięcych zabaw. Równie dobrze można by pisać listy do Świętego Mikołaja albo w wielkanocny poranek wypatrywać zajączka. W najlepszym razie rytuałom można przypisać pozytywne działanie psychologicz­ne, swego rodzaju autosugestywny efekt placebo. Przy takim na­stawieniu faktycznie pozostaje człowiekowi jedynie pył, substancje chemiczne. „To nie substancje nas leczą, lecz duch rośliny” - oznaj­mił czejeński uzdrowiciel Tallbull. Dla szamanów i uzdrowicieli, którzy tak jak on „widzą” i potrafią przemieszczać się świadomie w trakcie snu, rytuał jest oczywistością. Jest to technika pozwalają­ca wezwać ducha rośliny, aby poprosić go o pomoc.

Taki rytuał przebiega mniej więcej tak: usiądź obok rośliny, z twarzą zwróconą ku wschodzącemu słońcu, i popatrz na nią. Od­suwając na bok wszystkie zbędne myśli, opuść powszedni dzień i wejdź do „świętej przestrzeni”. Zapal przy tym święte ziele i wsłu­

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

131

chaj się głęboko w jego istotę. Jeśli będziesz przy tym dostatecznie cicho, we własnej duszy usłyszysz pieśń, którą można jej zaśpiewać i ją tym uradować. Na przykład coś takiego:

Kwiat kolczysty dobry i czysty, niecka bogini miłości,Myśmy ubodzy, ty siłą masz,Swój sok, swój korzeń dziś nam dasz,Oczyścisz każdą naszą rzecz,Robaki pójdą precz.

Kiedy poczujesz, że połączyłeś się z duchem rośliny, możesz wyko­pać korzeń i podziękować, pozostawiając duchowi rośliny kawałe­czek korzenia, kolorowe piórko, nieco mąki, monetę lub coś innego. Najlepszą porą na zbieranie leczniczych roślin jest czas nowiu. Naj­lepsza pora dnia to ta przed świtem. W nocy wszystkie substancje, które w ciągu dnia wytworzyły się w liściach, wzbogacają korzenie (Wachsmuth 1945: rozdz. VI). Nocą korzeń kipi życiową energią i następuje wzmożony podział komórek. Zdaniem Rudolfa Steinera nocą roślina wdycha kosmiczną energię, w dzień zaś ją wydycha. Dla poszukiwacza korzeni ważne jest zatem, aby wykopać korzeń, zanim „odda” swoją energię.

Często roślina sama wyszukuje człowieka, któremu chce się po­kazać albo którego chce użyć jako tuby. I tak szczeć przywędrowała do Heidi M., młodej matki z Zurychu, po tym, jak odwiedziła ona starego mnicha zen we francuskiej Jurze i doznała stanu ogromnej wrażliwości. Jej uwagę przyciągnęła kłująca roślina, której nazwy nawet nie znała; poczuła się poruszona. Kilka miesięcy później odkryła kłującą kwitnącą roślinę w swoim ogrodzie. Przyjaciel wyjaśnił jej, że to szczeć, z której można przyrządzić nalewkę na wypadek ukąszenia przez kleszcza. Choć sama nie chorowała na boreliozę, była przekonana, że powinna przyrządzić tę nalewkę. Przestrzegała przy tym wszelkich reguł - okadzania, podziękowań, uwzględnienia faz księżyca - tak jak usłyszała od swego przyjaciela i jak jej samej wydawało się właściwe. Zanim wykopała korzeń, do głowy przyszły jej następujące słowa:

Szczeci piękna, szczeci miła,Obym twoją częścią była!

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

132

Tej nocy przyśniła jej się szczeć. Intuicyjnie wiedziała, że musi teraz zażyć nałewkę. Przygotowała potencję homeopatyczną i zażywała krople przez pięć dni z rzędu. W liście do mnie napisała: „Efekt jest genialny. Zażywałam ją przez pięć dni z rzędu i wyraźnie odczułam jej działanie. Jestem bardziej zrelaksowana, radośniejsza, pełniejsza energii. »Kolce«, które mam w środku i które zwracają się przeciw mnie, mogą się rozpuścić. Tę wewnętrzną cierniową koronę, jaką w sobie nosiłam, określiłabym mianem autoagresji. Jak twierdzi mój mąż, działanie (nalewki) było wyraźnie widoczne także na ze­wnątrz” (Heidi M., list z 29 września 2006).

R. Muller, stolarz ze Szwabii, latem 2004 roku został ukąszony przez kleszcza, którego sam usunął. Ponieważ jego lekarz był na wakacjach, mógł udać się do gabinetu dopiero po trzech tygodniach. Wyniki próbki krwi nadeszły po tygodniu: dodatnie, we krwi znaj­dowały się przeciwciała. Wtedy namówiono pana Mullera na szcze­pionkę. Jak opowiada, pierwsza szczepionka wywołała gwałtowny stan zapalny, który cofnął się po tygodniu. W styczniu 2005 roku na­stąpiło drugie szczepienie. Dwa tygodnie później dostał silnych bó­lów głowy, a w trzecim tygodniu została sparaliżowana prawa ręka. Dostał wtedy doustnie tabletki Doxycyclin-Stada. Nie minęło wiele czasu, a paraliżem została dotknięta także lewa ręka, bóle objęły obie strony miednicy, dolną część tułowia, okolice mostka, kości guzicz- nej oraz żebra i przekształciły jego życie w piekło. Szczepionka, jak mu powiedziano, jest bezpieczna poza jednym przypadkiem na mi­lion. „Tak szybko zostałem milionerem” - zauważył lakonicznie.

Czuł się uwięziony w medycznym ślepym zaułku, ale się nie poddał, koniecznie chciał wyzdrowieć. Przypadkowo natknął się na artykuł napisany przez dra Storla na temat szczeci i jej zastoso­wania w leczeniu boreliozy. Natychmiast zaczął poszukiwania tej leczniczej rośliny i kiedy już ją znalazł, wykopał siedem korzeni. Nie chciał czekać trzech tygodni, aż nalewka będzie gotowa. Chciał wyzdrowieć, i to natychmiast. Oczyścił korzenie i razem z liścio­wymi rozetkami wrzucił je do miksera, wymieszał otrzymaną pap­kę z pięcioma litrami wódki, nalał sobie tego całą szklankę i wy­chylił jednym haustem. Teraz codziennie pił już eliksir ze szczeci, przygotowywał sobie gorące okłady z błota na stawy, nacierał się solą himalajską a potem oliwą z oliwek, do której dodał uprzednio 103 dzikie zioła. I tak majstrował przy swoim zdrowiu, że już po pierwszym tygodniu dostrzegł znaczną poprawę. Jak powiedział,

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

133

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

czuł się o 30 procent lepiej. Po czterech tygodniach czuł się już 90 procent lepiej. Na początku piątego tygodnia zrobił sobie badanie krwi i przesłał mi wyniki, wykazujące jedynie nieliczne przeciwcia­ła. Wkrótce czuł się już doskonale. „Dziękuję Bogu i kleszczowi, w ten sposób otworzyły się moje oczy i moje serce” - napisał i od tej pory nazywa siebie „przyjacielem borelii” . Stworzył też dzięk­czynną modlitwę dla duszy tej rośliny:

0 najświętsza, miła szczeci,Tyś jednością jes t w mym świecie,Twa kolczasta suknia mą chorobę utnie.Stwórcę będę za to czcił,Uprawiając, dalej żył.

Obecnie pomaga innym chorym na boreliozę oraz pilnie uprawia1 rozmnaża roślinę, która pospieszyła mu z pomocą.

Autoeksperymenty ze szczecią

Wróciwszy do domu, dałem nalewkę ze szczeci tym znajomym i są­siadom, którzy również cierpieli na boreliozę i pytali mnie, czy nie mogliby jej spróbować. Później potwierdzili, że ich stan wyraźnie się poprawił. Przede wszystkim jednak wypróbowałem nalewkę w ramach ajurwedyjskiego autoeksperymentu. W medycynie ajur- wedyjskiej leku nie bada się na zwierzętach, lecz na własnym orga­nizmie, przez bardzo dokładną autoobserwację. Podobnie postępują homeopaci testujący swoje leki.

Jeden z moich przyjaciół, również zakażony boreliozą i cierpią­cy na bóle stawów, przyłączył się do eksperymentu. Ponieważ jest mistrzem medytacji, szczegółowa autoobserwacja przyszła mu bez najmniejszego trudu. Przez tydzień jedliśmy niewiele, codziennie zaś przyjmowaliśmy po łyżeczce bardzo gorzkiej nalewki wraz z nasączonymi wódką kawałkami korzeni. W spokojnym miejscu, gdzie nikt nam nie przeszkadzał, pogrążyliśmy nasze dusze w me­dytacyjnej obserwacji, kierując przy tym świadomość całkowicie na ciało oraz na reakcje psychosomatyczne i energetyczne.

Każda roślina, którą zażywamy, pozostawia bezpośrednie wra­żenia zmysłowe. Jest ziołowa, gorzka, słodka, śluzowata, soczysta,

h-i

ściągająca itp. Poza tym ma wymiar „energetyczny” albo, jak nazy­wa to antropozofia, „eteryczny”58, który można dostrzec, starannie wczuwając się w ciało. Na przykład kiedy rozetrzemy kwiat bylicy i zaczniemy wdychać jego aromat albo gdy będziemy zielem tym okadzać, w kierunku sklepienia czaszki wystrzeliwuje świetlisty promień energii i „otwiera głowę” - nawiasem mówiąc, jest to po­wód, dla którego roślina ta wszędzie tam, gdzie rośnie, jest używa­na do szamańskich okadzań. Witania ospała ( Withania somnifera) wysyła mocny, trwały strumień energii do narządów rozrodczych. Przymiotno ostre (Erigeron acer), w którego wywarze kąpano dzieci „wybrane”, a więc „zaczarowane”, ma palący, pieprzny po­smak: jego energia krąży przez serce i jelita po całym ciele, oży­wiając je. Każda roślina ma charakterystyczny rodzaj energii: nie­które są mocne, inne łagodne, jeszcze inne „jasne” i przyjemne, inne „ciemne” i raczej niemiłe. Dla ziołolecznictwa istotne byłoby zbadanie nie tylko cząsteczkowych substancji czynnych, lecz tak­że ich żywej energii i ich oddziaływania na nasze ciało „eterycz­ne” . Tego nie da się przeprowadzić w doświadczenia na szczurach czy małpach, badacz musi to poczuć na własnej skórze. Najlepsze efekty przynosi praca w grupach wyćwiczonych w świadomej me­dytacyjnej autoobserwacji, które będą potem mogły między sobą porównać wyniki.

A oto rezultaty doświadczeń medytacyjnych ze szczecią:

Wrażenia fizyczne:Niezwykle gorzki smak odczuwany był jako szok pobudzający

odruchowo gruczoły trawienne.

Wrażenia energetyczne:Na płaszczyźnie energetycznej zdawało się jakby z centrum, od­

środkowo rozchodziła się silna energia sięgająca aż po górną war­stwę skóry. Jakby ostre energetyczne strzały zostały wystrzelone z ciała we wszystkich kierunkach. Także mój towarzysz potwierdził to wrażenie na swym przykładzie. Wydawało się, jakby szkodliwe zarazki zostały dosłownie wypchnięte z ciała. Nagle przypomnia­

58 To, co Steiner określał mianem „ciała eterycznego”, odnosi się do energii bądź siły życia, witalizującej i organizującej substancje i będącej tym samym pod­stawą procesów życiowych.

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

135

ło mi się, jak wygląda szczeć z zewnątrz: łodyga, spodnia strona żyłek liściowych, nawet kwiaty są usiane ostrymi, zrogowaciały- mi wypustkami. Zdaniem botaników-antropozofów kolce i ciernie są widomą oznaką zgromadzonych, promieniujących na zewnątrz eterycznych sił: „czasami owo ciało eteryczne w tworzących się kolcach czy cierniach kurczy się i to, czego nie wpuściło w two­rzące się liście czy pędy, zachowuje w sobie w postaci wolnych sił eterycznych. Leki z takich roślin mogą więc silnie pobudzać ludz­ką strukturę eteryczną i dzięki temu działają witalizująco” (Pelikan 1975: 222).

Zdawało się, że tak to właśnie przebiegało: medytując i obser­wując samych siebie, doświadczyliśmy, jak owa eteryczna energia uwolniła się w mikrokosmosie ciała i - promieniując na zewnątrz - wypchnęła z niego organizmy patogenne. Prawdopodobnie to owa wędrująca od środka na zewnątrz energia odpowiada za wspomnia­ną przez Wooda wysypkę będącą zapowiedzią poprawy. Z doświad­czeń chińskiego ziołolecznictwa wynika, że u niektórych pacjen­tów może wystąpić lekka wysypka lub swędzenie. Ale tak wcale nie musi być. R. Muller, przyjaciel borelii, opowiada, że wyciąg ze szczeci miał dla skóry jeszcze jeden skutek uboczny, a mianowicie zniknęły z niej plamy starcze.

Co ciekawe, w leczeniu boreliozy znajdują zastosowanie rów­nież koci pazur, łopian i różne gatunki ostów - wszystko to roślinyo kolczastej fizjonomii. We wszystkich tych roślinach gromadzą się siły eteryczne, które potem w ludzkim organizmie mogą rozwinąć swoją moc. Znajomy, który chciał się pozbyć boreliozy za pomocą nalewki, ale nie wiedział, jak wygląda szczeć, przez nieuwagę na­zbierał korzeni ostu. Miał szczęście, bo wszystkie osty zawierają życiodajne substancje goryczkowe i poprawiają przemianę materii w wątrobie. Po zażyciu własnoręcznie przyrządzonej nalewki z ostu faktycznie poczuł się lepiej.

Wrażenie duchowe (astralne)Nie jest łatwo świadomie wejść w kontakt z duszą rośliny. Czę­

sto wymaga to długiego postu i oderwania się od codziennych spraw. Dusza rośliny żyje „po tamtej stronie”, w wymiarze „nie z tego świata”, do którego może wejść człowiek z jasnym duchem, w jasnym śnie, w wizji lub w trakcie szamańskiej podróży. Jest to jednak możliwe tylko wtedy, gdy istota rośliny na to zezwoli. Takie­

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

136

go kontaktu nie można wymusić, a nie ma sensu kreować go w wy­obraźni. Dusza rośliny pojawia się w wybranym przez siebie czasie. Często trwa to, z ludzkiej perspektywy, bardzo długo. Gdy objawia się naszej świadomości, może przyjmować właściwie niemal dowol­ny kształt. Często dusza rośliny pojawia się w postaci zwierzęcej, czasem w osobie zmarłej lub jako duch przyrody i przekazuje nam swoje przesłanie. Często człowiek w ogóle nie zauważa, że to, co mu się objawia, jest rośliną. W przypadku szczeci w naszych ducho­wych doznaniach w czasie eksperymentu nie było niczego, o czym można by opowiedzieć, gdyż tak daleko nie dotarliśmy.

Na

każd

ą ch

orob

ę je

st j

akie

ś zi

ele

137

Szczeci piękna, szczeci mila, Obym twoją częścią była!

Pokaż teraz, drogie ziółko, moc, jaką dał ci Bóg.

Heidi Mettler, Zurych

Powiedzenie zbieraczy ziół wygłaszane podczas wykopywania korzeni

138

UZDRAWIAJĄCA ROŚLINNA DEWA: SZCZEĆ

Rośliną, która pomogła mnie i wielu innym, jest szczeć leśna (Dip- sacus syfoestris). Ogólnie do grupy szczeciowatych należy dwana­ście gatunków. Najbardziej znana jest szczeć pospolita (Dipsacus fullonum, D. sativus) i używana dawniej do czesania wełny upraw­na szczeć leśna (D. syfoestris albo południowoeuropejska D. ferox). Kolejne szczeciowate to porośnięta włoskami, kwitnąca na biało szczeć owłosiona (D. pilosus), Dipsacus strugosus, wschodnioeu­ropejska szczeć wykrawana (D. laciniatus), której białawe kwiato­stany są używane na Kaukazie do filtrowania wina, oraz wschodnio- azjatycka D. asperoides. Przypuszczam, że w przypadku boreliozy wszystkie gatunki szczeci mają podobne działanie. W medycynie ludowej, opierającej się na tysiącletnim doświadczeniu, zakłada się, że rośliny z tej samej grupy bardzo często działają mniej czy bardziej podobnie. Także wśród roślin istnieją swego rodzaju ro­dzinne podobieństwa: wszystkie malwy zawierają rozmiękczający, ochronny śluz, poszczególne gatunki nawłoci (Solidago) działają moczopędnie i leczniczo na tkankę nerek, wszystkie jasnotowate są

139

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

mistrzami olejków eterycznych; wilczomlecze produkują ostry sok mleczny; rośliny goryczkowate dostarczają substancji goryczko­wych; wszystkie różowate zawierają głównie w korzeniach, sporo garbników itp. „Można powiedzieć, że rośliny mają »rodzinną du- szę«, a zatem każda rodzina specjalizuje się w swojej chemii, po­dobnie iak każda wykształca własną postać kwiatową” (Jean-Marie Pelt 1983: 151).

Inne nazwy szczeci

Mądrość ludowa powiada, że władzę nad stworzeniem zyskujemy, poznając jego nazwę. Nazwa jest nie tylko składnikiem stworzenia, lecz - nomen est omen - mówi nam coś o jego naturze. Rodzime ro­śliny często m ają wiele nazw. Poznając je wszystkie, dowiadujemy się naprawdę wiele na temat ich historii, ich leczniczego działania oraz roli, jaką odgrywają w życiu człowieka. Etnobotanik Heinrich Marzell przytacza rozmaite nazwy szczeci (Marzell 1972: 142).1. Niem. Raukarde, Walkerdistel, Weberdistel, Strahl, Weber- strahl, Igelkopf Kratzkopf, Tuchkart, Kamme, Krempeltestel, Kad- datschendistel; ang. Teasel (od tease = czesać wełnę), brushes and combs; franc. chardon a foulon (oset sukiennika), peigne de loup (wilczy grzebień); wł. cardo de lanajoli, scardinacciolr, ros. wor- sjanka (grzebień do wełny); irl. lus an ueaire (ziele sukiennika). Większość tych nazw nawiązuje do zastosowania suszonych kwia­tostanów w dziewiarstwie. Naukowa nazwa gatunku uprawnego, fullonum, pochodzi od łacińskiego fu llo = sukiennik (Brondegard 1985: 93).

Kwiatostany szczeci używane były do wyczesywania wełnyi innych materiałów oraz gręplowania, przede wszystkim jednak do szorstkowania (bruzdkowania) materiałów płaszczowych i twe- edów, które dzięki temu stają się bardziej sfilcowane i cieplejsze. Roślinę tę uprawia się na polach w Europie od ponad tysiąca lat. Zielarz Hieronymus Bock w 1539 roku pisał, że tkacze uprawiają szczeć w swych ogrodach. W herbie angielskiego cechu sukienni­ków widnieją trzy skrzyżowane szczeci. Na podstawie znalezisk archeologicznych można wywnioskować, że szczeć była używana przez tkaczy i sukienników już w epoce żelaza (Hallstadt).

140

2. Yenusbecken, Frau Venus Bad, Immerdurst, Unserer lieben Frau Waschbecken. Już starożytni Rzymianie znali tę roślinę jako la- vacrum veneris (wannę Wenus). Nazwy te nawiązują do faktu, że przeciwstawne, zrośnięte parami przy ziemi liście łodygowe tworzą swego rodzaju nieckę, w której zbiera się woda deszczowa.3. Mieszkańcy Siedmiogrodu nazywali szczeć Spraunzegekreidich, ponieważ woda z owej wanny Wenus była używana do wybielania piegów (w dialekcie bawarskim Spranzl czy też Sprinzl to pieg). Au­tor książek o ziołolecznictwie Hieronymus Bock pisze o tym (1551): „Woda, która znajduje się w liściach [...], zmywa także wszystkie brązowe plamy spod oczu, niektóre kobiety dobrze umieją to wyko­rzystać”.4. Ze względu na kolce często jest zaliczana do „ostów”: Karden- distel, Kartetschendistel, Pferdedistel. Niemiecka nazwa Karde wy­wodzi się faktycznie od łacińskiego carduus (= oset).5. Szczeć leśna (D. silvestris) bywa nazywana po niemiecku tak­że Schuttkarde (Schutt = gruz), ponieważ często jest znajdowana na gruzowiskach i ugorach. Inne nazwy to Wilde Chratzerli, Herr- gottskamm, Wolfsstrahl, Biirste, Gutterebutzer, Glasbiirstli, ponie­waż używano jej do czyszczenia butelek; Spatzenkletten, Stieglit- zenburste - „Zimąprzywiązuje się do owocników pętle z końskiego włosia i chwyta w nie szczygły”; nasiona są ulubionym przysma­kiem szczygłów (niem. Stieglitz, Distelfink) (Marzell 1972: 149). W Rudawach był to Ansprengdistel, w Luksemburgu zaś - Weih- wassersehnert, ponieważ kwiatostany przypominały kropidło. Inna nazwa to Zeisel (od średniowysokoniemieckiego zeisen = skubać, rozrywać, spokrewnione z anglosaskim toesel, ang. teasle).

Przynależność gatunkowa

Szczeć należy do rodziny szczeciowatych (Dipsacaceaej. Jest spo­krewniona ze świerzbnicą (Knautia), czarcikęsem (Succisa) i dria- kwią (Scabiosa).

Swierzbnicę stosowano niegdyś w leczeniu przewlekłych chorób skóry, grzybicy wapiennej i schorzeń dolnych dróg oddechowych (Hiller/Melzig 2003: 451). Zielarz Nicolas Culpeper (1616-1654) pisze o świerzbnicy: „Wywar z korzenia zażywany przez czterdzie­

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

141

ści dni albo dram5 9 sproszkowanego korzenia w serwatce przynosi- jak pisze Mattioli6 0 - cudowną ulgę tym, których dotknął postę­pujący świerzb, liszaj albo pierścieniowata grzybica skóry, nawet jeśli wzięły się one z francuskiej ospy (kiły)”. Doktor Withering, któremu sławę przyniosła zbawienna dla serca naparstnica, opisuje mocny odwar ze świerzbnicy jako „empiryczny tajemny środek na rzeżączkę” (Coffey 1993: 236).

Korzeń czarcikęsa (Morsus diaboli radix) w medycynie ludo­wej był także używany do „oczyszczania krwi”, jako środek mo­czopędny, odrobaczą) ący, leczący choroby płuc, a także zewnętrz­nie w chorobach skóry. Nazwa Scabiosa pochodzi od łacińskiego scabies, świerzb, ponieważ czarcikęsa używano do zwalczania tej choroby. Szczeciowatym, wśród których wszystkie zawierają po­dobne przeciwzapalne irydoidy, ogólnie przypisuje się więc działa­nie oczyszczające.

Cechy botaniczne szczeci

Szczeć, która występuje na gruzowiskach, nasypach kolejowych, na skraju dróg, na łąkach, gliniastych glebach i w nasłonecznionych zaroślach jako roślina ruderalna mimo swych kolców nie należy do ostów, jak sądzą niektórzy. Jej krótkie kolce są też zupełnie inne niż u ostów, nie tak szpiczaste i ostro zakończone, lecz przypominają raczej ostre ząbki.

Rodzima szczeć jest rośliną dwuletnią w pierwszym roku ro­zeta gromadzi energię, by w drugim osiągnąć wysokość jednego lub dwóch metrów. Na łodygach porośniętych kolcami znajdują się ułożone przeciwstawnie liście, zrośnięte ze sobą podstawami i two­rzące w ten sposób nieckę, w której zbiera się deszczówka lub rosa. Główna żyłka liści na spodniej stronie również ma rząd małych re- kinich ząbków.

W lipcu i sierpniu w połowie wysokości jajowato-walcowatego kwiatostanu pojawia się pierścień z krótkich, rurkowatych, czerwo- nawoliliowych kwiatów zaopatrzonych w cztery rożki. Pierścień

59 Dram - aptekarska jednostka masy 3,888 g.60 Piętro Andrea Mattioli (1500-1577), osobisty lekarz cesarza Maksymiliana,

pisał komentarze do Dioskurydesa i innych dzieł botanicznych.

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

142

dzieli się, kontynuując kwitnienie w górę i w dół. Główka kwiato­stanu, chętnie odwiedzana przez trzmiele, motyle i owady o długich ryjkach, ma suche, długie, zakrzywione haczykowato do przodu li­ście wspierające. Biologiczne znaczenie tych liści, które roślina za­chowuje jeszcze długo po zakończeniu dojrzewania, polega na tym, że dotknięte przez przechodzące obok zwierzęta elastycznie spręży­nują, a nasiona są przy tym wyrzucane z główki kwiatu jak z kata- pulty na odległość kilku metrów. Stąd popularna niemiecka nazwa tej rośliny „Schleuderklette” (niem. schleudern = ciskać, miotać). Jesienią i zimą do kwiatostanów przylatują szczygły. Nasiona szcze­ci do zakiełkowania wymagają światła - ogrodnik zamierzający ją uprawiać powinien uwzględnić ten fakt.

SygnaturaSzczeć ma następujące cechy (sygnatury), które zdają się doskonale pasować do boreliozy:

Wędrujący pierścień kwiatów

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

143

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

1. Niezwykły jest przebieg przekwitania niezliczonych małych, liliowoczerwonych kwiatów złożonej główki kwiatu: w poło­wie wysokości jajowatej główki tworzy się kwitnąca strefa. Ten czerwonawy pierścień dzieli się i w toku przekwitania wędruje równomiernie w górę i w dół. Pokazuje się wyraźna sygnatura, dokładne odbicie rumie­nia wędrującego, Erythema migrans, który jest pierwszym objawem boreliozy!2. Łacińska nazwa gatunkowa Dipsacus nawiązuje do greckiego dipsan = „spra­gniony”, ponieważ wypełnione wodą liście służyły ptakom za poidło. Zebranej w nich

wody, o ile nie została zatruta przez utopione w niej owady, używa­no jako środka upiększającego, do przemywania twarzy, oczu, jako środka na piegi i plamy starcze. Podobnie jak inni lekarze epoki śre­dniowiecza i renesansu Nicolas Culpeper wierzył w „oczyszczającą jakość” {cleansing faculty) owej „wody Wenus” . Moim zdaniem tę oczyszczającą jakość należy raczej rozumieć na płaszczyźnie ener­getycznej (eterycznej) niż mechaniczno-fizykalnej. Tak jak w przy­padku esencji kwiatowych Bacha, woda otrzymuje ładunek energe­tyczny i dzięki temu działa oczyszczająco na osobistą emanację.

Matthew Wood widzi w „niecce Wenus” sygnaturę nerki. „Na­rząd Wenus” jest niezbędny do życia, usuwa bowiem między innymi z organizmu niestrawione resztki pokarmu i toksyny. Ale jak już mówiliśmy - według medycyny chińskiej nerki produkują „esencję nerkową”, która tonizuje pracę nerek i wątroby oraz odżywia kości, tkankę łączną i chrzęstną.

Biolog zada zapewne pytanie, po co szczeć tworzy taki swoisty pojemnik na wodę. Przypuszcza się, że roślina uzupełnia w ten spo­sób zapas azotu albo zniechęca owady, przede wszystkim mrówki, do wspinania się w górę łodygi.3. Również subiektywne przeżycia, jakie występują w trakcie próby na samym sobie, można interpretować jako sygnaturę. Po zażyciu esencji ma się wrażenie, jakby od środka na zewnątrz przebijały się ostre kolce. To medytacyjne doświadczenie potwierdzają również inne osoby, które w ten sam sposób badały tę roślinę.

Niecka Wenus

144

Substancje czynne

Substancje czynne szczeci nie zostały dobrze zbadane. Roślina za­wiera irydoidy, saponiny, pochodne kwasu kawowego, sole potaso­we, inulinę, substancje goryczkowe oraz glukozyd Scabiosid. Sca- biosid znajduje się także w innych roślinach z tej rodziny. Trudno było mi znaleźć bliższe informacje na temat tego glukozydu, po­nieważ zbadano go przede wszystkim w Japonii i Chinach, a wyni­ki badań albo są zaszyfrowane, albo dostępne jedynie po chińsku. Kilku autorów amerykańskich wspomina o rzekomym alkaloidzieo nazwie lamina, ale na ten temat także nie udało mi się znaleźć żadnych danych (Tierra 1999: 307).

Dla fachowców Substancje czynne chińskiej szczeci(Dipsacus asteroides C. Y. Cheng et T.M.Aj) 61

1. [Hederagenina], saponina akebii D, [3-0-[4-0-ace- ty l] -a lfa -L -a ra b in o p y ra n o z y l-h e d e ra g e n in a -2 8 -0 -b e ta - D - g l u k o p y r a n o z y l - [ l - > ] - b e t a - D - g l u k o p y r a n o z y d y , [3-O-alfa-L-arabinopyranozyl-kwas oleanolowy 28-O-beta- D - g l u c o p y r a n o z y l - l ( l -> 6 ) -b e ta -D - g lu k o p y ra n o z y d y ] , [3 -O-beta-D-glukopyranozyl (1-^3 -alfa-L-ramnopyranozy 1 (1-^2-) alfa-L-arabinopyranozol hederagenina28-0-beta- D-glukopyranozyl (1 ->6 )-beta-D-estr glukopyranozylu], [3-O-alpha-ramnopyranozyl (1 -> 3 )-bcta-D-glukopyranozy 1 (1 ->3)-alfa-L-ramnopyranozyl) (1 ->2)-alfa-L-rabinopyranozyl hedragenina28-I-beta-D-glukopyranozyl (1 ->6 )-beta-D-estr glukopyranozylu], [3-0[beta-D-ksylopyranozyl (1 ->4)-beta-D- glukopyranozyl (l->4)-[alpha-L-ramnopyranozyl (l->3)-beta- D-glukopyranozyl (1-^3)-alfa-L-ramnopyranozyl (1 ->2) alfa- arabinopyranozyl-hederagenina], [28-O-beta-glukopyranozyl (1 ->6)-beta-D-estrglukopyranozylu,3-)-[beta-D-glukopyranozyl)l->4)] [alfa-ramnopyranozul (l->3)]-beta-D-glukopyranozyl (1-^3 )-alfa-L-ramnopyranozyl (1-^3)] -beta-D-glukopyranozyl

61 Źródło: Joe Hing Kwok Chu, Complemetary and Altemative Healing Uni- versity, Xu Duan, 18.1.2007. http://altemativehealing.org/su_duan.htm

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

145

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

146

(1 3 )-alfa-L-ramnopyranozy 1 (1 2) arabinopyranozyl-he- deragenina], [28-O-beta-D-glukopyranozyl (l-^6)-beta-D-estr glukopyranozylu], [3-0-[beta-D-ksylopyranozyl (1 ->4)-bcta-D- glukopyranozyl (1 ~>4)] [alfa-L-ramnopyranozyl (1 ->3)]-beta- D-glukopyranozyl (l-^3)-alfa-L-arabnopyranozyl (l->2-alfa-L- ramnopyranozyl-kwas oleanolowy 28-O-beta-D-glukopyranozyl (1-6) beta-D-estr glukopyranozylu), (asperosaponina A,C, E, F, G, H ,, H2).2. Propioniany etylu, 2-metyl-3propyl-transoksirany, tolu­eny, eter izobutylowy, alfa-pineny, beta-pineny, 2,4-dime- tyl-2, 3-heptadien-5-yne, fenol, 1, 3, 3, -trimetyl-2-oksabicyklo oktany, 1 -metyl-4-(metyletemyl)-(S)-cyklohekseny,2-metyl- fenol, 3-metyl-fenol, 4-metyl-fenol, 1, 2-dimetoksyl-benzeny,2-4-dimetyl-fenol, naftaleny, 4-m etyl-l-(l metyl-etyl)-®-3- cyklheksen-l-ol, 4-etyl-l, 3-benzenediol, a, a, 4-trimetyl-3-cy- klohekseny-1 -metanol 14-decyl resorcinol,3-etyl-5-mety 1-phenol,2, etyl-04-metyl-fenol,4etyl-2-metoxy-fenol, 4-allyl-2-metoxy- fenol, 4-cyklpenteny-l,3-diony 4-(3-metyl-2-butenyl)-, bicyklo 22 oct -2-ene, 2 ’-hydroksy-4-metoksyaeetofenony, dibenzofuran,2, 6-bis (1, 1-dimetyl etyl)-4-m4tyl-fenol, 2,4 6-tri-t-butyl-fenol, 9H-fluoreny, 3-etyl-tridekany, carvotanecaneton, heptadekany, fenantreny, 6,9-kwas eleostearynowy]; estr, 8, 13—Epoxy-5beta, 8beta, 9beta, H,10alfa-labd-14-ene, 3, 7, ll-trimetyl-14-(l-metyl etyl)-S-(E, A, E, E )-l, 3, 6, 10-cyklotertksadekatetreny, 1, 2, 3, 4, 4A, 9, 10, 10A-oktanhydro-l, 1, 4A-trimetyl-7-(l-metyl etyl)-, (4AS transe)-fenantreny, (Z, Z)-9, 12-kwas eleostearynowy,N-fe- nyl-2-naftalenaminy.3. [Gencjany], [beta-sitosterol], [daukosterol].

Przynależność planetarna

Kiedy mówimy tu o bóstwach planet dominujących w określonych roślinach, ma to niewiele wspólnego z ezoteryką. Przynależność planetarna odnosi się do powszechnej w epoce średniowiecza takso­nomii, która zaliczała rośliny i inne zjawiska przyrodnicze do jednej z siedmiu kategorii. U podstaw tego podziału leżała idea, zgodnie z którą całe widzialne stworzenie istnieje wskutek dynamicznej in-

terakcji, przecinania się i wzajemnego prze­nikania siedmiu planetarnych wpływów mocy (Storl 2004a: 166). Był to system ho­listyczny, łączący aspekty botaniczne, lecz­nicze, ekologiczne i astrologiczne.

Zgodnie z tą systematyką szczeć z jej kolcami i czerwonawym pierścieniem kwia­tów zawiera wiele spośród formatywnych mocy wojowniczego Marsa. Jednakże, jak pisze genialny angielski zielarz i astrolog Nicolas Culpeper, w tej roślinie aktywna jest przede wszystkim Wenus. Siły Wenus dają urodę, młodość i czystość oraz łagodzą ognisty gniew Marsa.

Tradycyjne wskazania do leczenia

Korzeń ma działanie moczopędne i napotne, pobudza produkcję żółci, działa oczyszczająco i pobudza trawienie. Jest stosowany tradycyjnie w leczeniu artretyzmu, dny moczanowej, reumatyzmu, puchliny, żółtaczki, schorzeń pęcherzyka żółciowego, a ostatnio także boreliozy; poza tym w chorobach skóry, takich jak dermatoza, czyraczność, trądzik i tym podobne, przede wszystkim wtedy, gdy schorzenia te są spowodowane nieprawidłowym działaniem ukła­du trawiennego. Zewnętrznie stosuje się szczeć na przetoki, liszaje, brodawki i szczeliny okołoodbytnicze. Już grecki lekarz Diosku- rydes (I w.), autor pierwszego podręcznika zielarstwa w Europie, powiada: „korzeń rozgnieciony z winem lub octem, tak by nabrał konsystencji woskowej maści, przyłożony, leczy pęknięcia odbytu oraz przetoki”. Hildegarda z Bingen pisze w swej Księdze roślin {Li­ber simplicis medicinae, rozdz. CCXVI): „Cardo jest ciepła i sucha. Człowiek, który zjadł łub wypił truciznę, niech sproszkuje główkę, liście i korzenie szczeci i niech zażyje ten proszek albo w jakiejś potrawie, albo w napoju. Wypędzi ona truciznę z jego ciała. A jeśli ma ktoś na ciele wysypkę {urslech), niech wymiesza ten proszek ze świeżym tłuszczem i tym się natrze. Zostanie wyleczony”. Leon- hard Fuchs, jeden z ojców botaniki, pisze w swoim New Kreiiter- buch (1543): „Namoczony korzeń w winie, potem rozgnieciony aż

147

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

Wenus

grantu.jcit.£aispt.roeljf.Oferen*tcfitm.fi<jd)n>uf(ł

^artcii&iftel/ Dipfacus. ffap. 22.fTSpŚfrfenbifle l / cj!ft SSSetefatten / SBufcnfireel/

9 y^ ,S B e tó | łfe e l / G racS , A łs f /a z o c , L a t in i , L a- b rum V en e r is , & C arduus V cncris > <n 6C!t 3(po*

( e t a V irga p a fto r is , utlt> V ulgó C ard o fu llon u m , lal.Biffaco. Gall. Car don a car der. Cardencha.

O n fetm jraeętrlep®e|t&[ee&</aMnnlfn unt> SJBeibKn. 8 aHaSinlin Jat cinen fangen ©fumm / soa ©om / tle» tó «e tg W t& e nb rm taff l§ /r< |M jf |u fam m en ge so g en /aI|o Mg fle aUtwg SegemMfTerin i(mn £afcn / unb btnĄ a u . 3 m ©ipffliit ljaf eSSnapfita/bie feęnf ftfearff uut> (angil<&</inbenfelbigt iMdjfen Heine T O Jm llin . 5 aac$ft gem tn fei(iem Unt. Daj ja^m e^afjatfe fm m m e g tto f gen t J JM Iin / isitb in Sclbem ja^rlic^^ g e | t e / unbauf«< gicief. CMcSSBeilieebrauc^entf Ju :£ucj;farfnu

anber tpt feine folĄt fiidlin / tfj afcet fon|łe» f $ a t f / UW cott )1af u t taUim Kiffen @ m b.

jfrafft unb SB ird w ig.Oa« Srauf gepteett uu6 mif grbfjłrtę ottmjffy/

(bpfrt fcie SJftp/fo (i<6 ju ciel eteigntn / ató fonberfidj) bie gtójiber Stanco/ obetflbermiliige morniftiefce SJiumt.

OltfrtStaue gefotten / nnDaofM^ęanpfjcltgf/ bemmutf M f if ig e ©cf^roetoben aufbem tym/fim miefcbie ®t(>mcręcnt>c$ 5)im$.

Ser Bafft rat Sorfen in bie £%en geta (Jen/ f łbfef bieSBJintn barinnen/unb benimmt ((incit btn gluj.

einWafltttsmitraufgemfl# / unbaufbenfatett SSagett gelegt / knimmf befielbigen ©efrotjuifi.

& (iopfftf atiĄ bit g i f lg / tmbW uftnbe SB unben/ fonberfiĄ btn $ [u 0 bet gtaUert.

Sarfen in SBein gefMftn/ 6am«i& geftofim/unb atóein tflafletfcinbeit attfben 2(fF< fetnętkgt/uetfm&fCit(3Ąrunben/urtt>bt rt glug beg SEKafftarmtf / barcon bie gag* Haffctn iba^fen/unb ntmmf auc§ bie *1krtscn Jmroeg.

Ratfenblitter in Gffiggefefttlt/WttSęerotigwimifĄf / unb aufbtn SSaue&gtlegf/ flcptff ben 5Utfjber£5fu!gćing.

2)aS SBiSrmlin / roelcfceiS rnan im Kopffbtt Sawenbiflel / inntKtibig im ®farcf f!n< bet/in ein gebetfie! grt^an / uub ange^eneff / *eKrerKb«fit>ifr«tgige§itłe[ / fcittitf Oicfcctibrt.

©cfjcrfartm 'Baffer.4,in ® a jfer ton bm SSBtfem tefliUfctf / i(ł gut fit Jdule im SWunb / benftlWant

bflrmif geroafc&tn.Oiefe<SB3a(ftI obei@afft w n btmStauf in bitOJren g« ̂ an/fiibftf bie SBunn bfliin.

Szczeć sukiennicza. Za: Lonicerus, Kreuterbuch, 1679

przybierze postać plastra, i położony wprost na przetokę albo pęk­nięty odbyt, wyleczy go. Taki lek można również przechowywać przez rok w spiżowej puszce. Niektórzy mówią, że lek ten prze­pędza też brodawki. Woda, którą znajduje się między liśćmi/ jest dobra dla mętnych oczu. Rzeczona woda przepędza też wszystkie plamy spod oczu, gdy je nią umyjemy. Robaczki znalezione w miąż­szu tych szczeci dobre są na czterodniową gorączkę62 w okładach noszonych na szyi lub ręce, jak pisze Dioskurydes” (Fuchs 1541: rozdz. LXXXII). Bardzo podobnie pisze Nicolas Culpeper: korzenie należy zagotować z winem i okładać tym brodawki i wrzody (yens) na „dolnych szczelinach ciała”. Woda z niecki Wenus ma natomiast łagodzić stany zapalne oczu (Culpeper 1999: 181, 223). Madaus pi­sze: Dipsacus silvestris można wypróbować przy suchotach (gruźli­cy) (Madaus 1938: 1227).

62 Czterodniowa gorączka = malaria.

W dzisiejszych czasach szczeć jako lek wspomniana jest jedy­nie w dziele Die Grofie Enzyklopadie der Heilpflanzen (1992: 223): „Korzeń o gorzkim smaku wspomaga trawienie, wydzielanie potu oraz wydzielanie moczu i odtruwa w ten sposób całe ciało. Ale ro­ślina pomaga także w artretyzmie, dnie moczanowej, reumatyzmie, puchlinie i otyłości. Poza tym przydaje się w chorobach skórnych, takich jak dermatoza, czyraczność, trądzik itd., które biorą się ze złego funkcjonowania układu trawiennego. Zamiast korzenia można też użyć liści, które mają takie samo działanie”.

Jeśli chodzi o użytek wewnętrzny, włoska medycyna zna dekokt, wywar wspomagający wydzielanie moczu i oczyszczanie organi­zmu: 2 g substancji korzeniowej (albo 2 g liści) zagotowuje się ze 100 ml wody. Każdego ranka należy wypić na pusty żołądek małą filiżankę wywaru.

Austriacki ksiądz-zielarz Hermann-Joseph Weidinger wspomi­na o homeopatycznym leku „Dipsacus Dr do D 6 ”, sporządzonym ze świeżej kwitnącej rośliny, stosowanym w leczeniu przewlekłych chorób skóry, gruźlicy i przetok odbytniczych. Jako domowy środek na rany, odmrożenia ust, na piegi i do wcierania w przypadku artre- tyzmu ksiądz-zielarz zaleca natomiast nalewkę alkoholową z rodza­ju, jaki często napotykamy w medycynie klasztornej: rozdrobnione górne fragmenty kwitnącej rośliny należy wymieszać w proporcji 1:4 z dobrą wódką owocową i postawić na słońcu na 14 dni. Następ­nie odcedzić, rozcieńczyć wodą destylowaną do 40 procent i prze­chowywać w chłodnym i ciemnym miejscu (Weidinger 1995: 175). Dla ojca Weidingera już sam widok kwitnącej szczeci był budujący: „dusza zaczerpnie niezmierzonej wartości uzdrawiającej. Łaknie bowiem nieprzemijającej prawdy, łaknie Boga!”

Jak widzieliśmy w poprzednim rozdziale, współczesne zioło­lecznictwo chińskie stosuje szczeć (xu dunń) w połączeniu z ziołami uzupełniającymi w senxu (stanie niedoboru esencji nerkowej) oraz w chorobie wątroby i krwi. W chińskiej medycynie przypisuje się szczeci następujące działanie: 63

• zapobiega zanikowi kości i cofa jego skutki (osteoporoza)• wspomaga proces zdrowienia uszkodzonych kości• zapobiega poronieniom (łagodzi skurcze macicy)• poprawia stan układu immunologicznego

63 http://altemative healin.org/Xu_duan.htm

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

149

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

150

• niszczy bakterie Diploccocus pneumoniae (Streptococcus pneu- moniae)• łagodzi niedobór witaminy E• uśmierca wiciowce Trichomonas urogenitalis atakujące narządy rozrodcze• wzmacnia macicę

Szczeć wspomaga jang - aktywny, „męski”, zapładniający, ja ­sny, ciepły, wypełniający aspekt energii chi. Ponieważ roślina ta wzmacnia jang, należy zachować ostrożność stosując ją w stanach niedoboru jin (yimcu) i „niedostatecznego ognia”.

Sposoby przyrządzania

Napar: 1 łyżeczkę rozdrobnionych świeżych lub suszonych sprosz­kowanych korzeni krótko zagotować z filiżanką wody, pić na pusty żołądek 3 filiżanki dziennie. Napar nadaje się szczególnie dla cho­rych, którzy źle znoszą alkohol. Napar można przyrządzać również z liści rozet szczeci, samych lub wymieszanych z korzeniem. Nalewka: świeżo wykopany korzeń szczeci należy oczyścić, ale nie obierać, gdyż w skórce korzenia zawarta jest większość substancji czynnych, a następnie starannie rozdrobnić, włożyć do zakręcanego słoika, mocno ugniatając, a następnie zalać wódką i odstawić do zmacerowania w ciepłe miejsca. Po trzech tygodniach nalewka jest gotowa. Ten, kto nie chce czekać tak długo, może przyspieszyć ten proces. W tym celu należy rozdrobnić świeży korzeń w mikserze, a następnie zalać alkoholem. W takiej postaci można pić nalewkę już następnego dnia. Inną możliwością którą wskazali mi terapeu­ci, jest dodanie do naparu ze szczeci 3 kropli nalewki z korzeni na filiżankę.Proszek: dla małych dzieci cierpiących na boreliozę nie nada­je się ani gorzki napar, ani zawierająca alkohol nalewka. Jeden z moich przyjaciół z powodzeniem leczył swoją trzyletnią córkę, u której krętki, lubiące chłodne otoczenie, zadekowały się w płat­kach usznych64, proszkiem z wysuszonego korzenia, który mieszał z miodem i podawał dziecku.

64 Tzw. Lymphadenosis cutis benigna.

Woda z „niecki Wenus”: pewna lekarka z Wiednia opowiedziała mi, że miała kiedyś małego pacjenta - wrażliwe „dziecko Indygo”, które, jak opisywała, chorowało na boreliozę i nie reagowało ani na konwencjonalne, ani na alternatywne metody leczenia. Ponieważ miała już doświadczenie w stosowaniu esencji kwiatowych Bacha, wpadła na pomysł leczenia dziecka przy użyciu wody z „niecki Wenus”. Pozytywny skutek był widoczny, lekarka nazwała go „cu­dem”.

Najlepiej jest, gdy chory sam przyrządza napar, nalewkę czy pro­szek z korzenia albo też ma pewne źródło, z którego może je nabyć. Niektórzy moi pacjenci pisali mi, że bardziej odpowiada im wywar niż nalewka.

Zdaniem niektórych nalewka sprzedawana w aptekach jest zbyt słaba, zawiera zbyt mało korzenia i za dużo alkoholu. Istnieje wiele miejsc, gdzie można nabyć preparaty ze szczeci, ale ich jakość jest bardzo różna:• dobrej, solidnej jakości jest „Kardenwurzel-Wiirze” (37 procent alkoholu) Franza Machury (Physiologika Naturprodukte) jako su­plement diety.

Także dobrej jakości są:• „Reichenhaller Kardenschnaps” Nikolausa Schwenna (Landkauf- haus Mayer, Vachendorfer Str. 3, D-83313 Siegsdorf, teł. 0049 (0) 88662 49340, fax (0) 8862 4934 30.Krauterelbder Kartę (35% alkoholu) bioterapeuty Dietera Berweile- ra, Calendula Krautergarten, ze Stuttgartu-Mullhausen;• Krauter Tropfle Elfenbad (50% alkoholu), wyciąg z korzeni i liści, wyprodukowany w najwyżej położonej gorzelni w Niemczech, na Michels Krauteralp, w Oberstaufen.

Z pewnością istnieją jeszcze inni producenci dobrych suple­mentów diety, nalewek i sproszkowanych korzeni, lecz nie znam ich z własnego doświadczenia. Świeże rośliny i nasiona można ku­pić w wielu gospodarstwach ekologicznych, na przykład Allgauer Krauergarten Artemisia (www.artemisia.de, [email protected]) albo w Hof-Berggarten w Szwarcwaldzie (www.hof-berggarten.de, info@hof-berggarten. de).

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

151

Dawkowanie

Większość ludów nie zna zestandaryzowanego dawkowania leków pochodzenia roślinnego. Istnieje ku temu dobry powód. Nie ma ze- standaryzowanych ludzi, nie istnieją zestandaryzowane infekcje. Dawkowanie powinno być dostosowane do usposobienia, stanu fi­zycznego i psychicznego, wzrostu, wagi, wieku, wrażliwości i innych kryteriów (typowe jest dozowanie korzenia tataraku u Indian Odżi- bwejów. Wielkość kawałka korzenia, jaki należy podać choremu, od­mierza się długością pierwszego członu małego palca pacjenta).

„Dokładne dawkowanie przypuszczalnie nie jest aż tak ważne” - pisze H. Mettler z Zurychu, która ma szczególny stosunek do szczeci i która wytwarza z niej homeopatyczną nalewkę. Jej zażywanie, jak wskazuje doświadczenie, „napełnia energią i osłabia autoagresję”.

W tradycyjnej chińskiej medycynie ludowej znane jest następu­jące dawkowanie substancji korzenia szczeci (Dipsaci rad.) w celu wzmocnienia obiegów funkcjonalnych wątroby i nerek: sproszko­wany korzeń 10-20 g; jako skoncentrowany ekstrakt 0,5-2 g (Joe Hing Kwok Chu, 2007, www.altemativhealing.org/xu_duan.htm); 6-18 g (Suwanda/Tian 2005: 105) 10-15 g (Reid 1996: 149); 6-12 g (Tierra 1999: 307).

Matthew Wood ze względu na swoje homeopatyczne podejście traktuje nalewkę przede wszystkim jako „informację” dla organi­zmu. Jej dawkowanie jest odpowiednio niskie: trzy razy dziennie po 3 krople. Ta minimalna dawka jest prawdopodobnie optymalna dla osób wrażliwych, o delikatnej konstrukcji. Krzepkim kowbojomi kowbojskim dziewczynom, drwalom i innym gruboskórnym twar­dzielom, którzy od musli wolą raczej whiskey i befsztyk, taka daw­ka pewnie nie wystarczy. Potrzebują większej ilości. Moim zdaniem skuteczniejsza byłaby większa dawka, czyli trzy razy dziennie po około 1 łyżki, zażywanej przed posiłkami na pusty żołądek. Zda­niem R. Mullera osoby dorosłe dobrze znoszą nawet trzy łyżki sto­łowe dziennie, zażywane przez trzy miesiące; potem dawkę można dowolnie zmniejszyć (Muller 2005). Pewien lekarz z Bremy zaleca rozpoczęcie od niewielkiej dawki kilku kropli i stopniowe jej zwięk­szanie. W ten sposób prawdopodobnie da się ograniczyć ewentualne reakcje Jarischa-Herxheimera (zob. s. 174).

Indywidualną dawkę można ewentualnie przebadać również ki- nezjologicznie. Należy przy tym zapytać w pewnym sensie samego

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

152

ciała lub podświadomości, jaka powinna być właściwa dawka: po­lega to na tym, że kinezjolog uciska mięsień-indykator, najczęściej biceps albo mięsień uda, i mierzy opór, podczas gdy pacjent trzyma specyfik w dłoni. To niekonwencjonalna metoda, ale istnieją tera­peuci, którzy są do niej przekonani.

Czas zażywania

Zażywanie leku trzy razy dziennie - rano, w południe i wieczorem- ma sens. Odbywa się w zgodzie z rytmem kosmicznym i chrono- biologicznym, a także kulturowym polem morfogenicznym sięga­jącym czasów przedchrześcijańskich, celtycko-germańskich (Storl 2005a: 89).

Czas zbiorów

Korzeń dwuletniej rośliny zbiera się w pierwszym roku późną je- sienią, zimą albo następnej wiosny, nim kwiat wystrzeli w górę. Gdy wykształcą się łodygi i roślina zacznie rosnąć, zgromadzony potencjał energetyczny rośliny powędruje do góry i zostaje zużyty do kwitnienia i tworzenia nasion. Prawdopodobnie również wtedy rośliny posiadają siły lecznicze, ale nie zostało to jeszcze zbadane. Fitolecznictwo jest wprawdzie prastarą dziedziną ale wciąż jeszcze znajduje się w powijakach.

Dla ogrodników: tę pokaźną spokrewnioną z driakwią roślinę można z powodzeniem hodować w ogrodzie. Szczeć dobrze rośnie na przepuszczalnej, średnio urodzajnej glebie w słońcu lub półcie­niu. Jest odporna na mrozy i szybko się rozprzestrzenia - przynaj­mniej do momentu, aż odkryją ją zgłodniałe nornice.

Wysiewa się j ą późną jesienią albo w iosną wprost do gruntu. Ponieważ nasiona do wykiełkowania potrzebują światła, nie nale­ży ich przysypywać, lecz tylko wcisnąć w wilgotną glebę. Później zaleca się przerwać zbyt gęsto rosnące kiełki. Jeśli ktoś chce to zrobić dokładnie według reguł sztuki, niech wybierze zarówno na wysiew, jak i na zbiory „dzień korzenny”, to znaczy taki dzień, w którym Księżyc znajdzie się w znaku Ziemi - Byka, Panny, Ko­ziorożca.

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

153

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

154

Błogosławieństwo przodków

To, że trafiłem na szczeć, ma z pewnością związek z moimi przod­kami. Ludy przedchrześcijańskiej Europy wierzyły powszechnie, że członkowie rodziny, którzy przeszli już w zaświaty, w dalszym ciągu troszczą się o swych potomków i zsyłają im inspiracje i wska­zówki. W dzieciach i dzieciach ich dzieci spełniają się ich marzeniai nadzieje. Tak jak u pozostałych ludów pierwotnych, wiedziano, że prócz ludzkich krewniaków istnieją też krewni i powinowaci w po­staci zwierząt i roślin; etnolodzy określają ich mianem totemów. Owe totemy (z języka algonkińskiego ototeman - jego siostrzany krewny) towarzyszą plemieniu z pokolenia na pokolenie, są częścią rodzinnej karmy. Zwierzęta i rośliny totemiczne są otaczane czcią, chronione, rozmnażane, uchodzą za święte, za tabu: ich imionami nazywa się dzieci, zdobią herby i chorągwie.

Gdy odkryłem szczeć jako lek, zorientowałem się, że była ona swego rodzaju rośliną totemiczną dla moich przodków ze strony matki. Od kiedy sięgnąć pamięcią, byli oni tkaczami i sukiennikami. Mieszkali w Crimmitschau w Królestwie Saksonii oraz w położo­nej nieopodal wiosce Manichswalde w Turyngii. Na targi w Lipsku ładowali na ręczne wózki bele sukna, owoce swej żmudnej pracy,i wędrowali pieszo 50 km w dół rzeki do miasta targowego. Na pew­no jest we mnie trochę z tkacza; jak inaczej mógłbym wytrzymać całodzienne siedzenie nad maszyną do pisania czy komputerem? Przędza, którą tkam, nie jest już zrobiona z wełny czy bawełny, lecz składa się z niewidzialnych nitek myśli. I nawet jeśli nie jest widoczna w sensie fizycznym, to jednak nitki te muszą zostać sta­rannie „zgręplowane” i utkane. Istnieje związek między tekstyliami a tekstem (od łacińskiego texere = tkać, pleść, artystycznie łączyć ze sobą). Te odziewają ciało, tamte ducha. Tkaniny, które przędę, pełnią rolę duchowego płaszcza dla duszy, płaszcza, który ma ogrze­wać także w chłodniejszych czasach.

Na początku XIX wieku, kiedy Napoleon podbił Europę, prze­mysł tkacki przeżywał gwałtowny rozwój. Blokada kontynental­na uniemożliwiała import tanich brytyjskich tkanin. W manufak­turach pojawiły się maszyny parowe. Energii z wody dostarczała spływająca z Rudaw rzeka Pleisse, węgiel kamienny wydobywano w położonym nieopodal Zwickau. Cech rozkwitł: mistrzowie tkac­cy przeistoczyli się w fabrykantów, ciasne szwalnie zamieniły się

w ogromne hale fabryczne, skromne domy w wille otoczone parka­mi. W 1843 roku mój prapradziadek Carl Moritz Schmidt założył fabrykę włókienniczą, specjalizującą się w tkaninach na płaszcze eksportowanych do wszystkich krajów świata. Ale wszystko, co po­wstaje, kiedyś mija. Strajk pracowników przemysłu włókienniczego w Crimmitschau (1903-1904), który objął niemal 8000 robotnikówi trwał 2 1 tygodni, był pierwszym przymrozkiem dla kwiatów do­brobytu. Potem nadeszła wojna, światowy kryzys gospodarczy i in­flacja, okupacja sowiecka i wreszcie centralistyczna niegospodar­ność systemu NRD.

Mój dziadek kierował firmą aż do jej fikcyjnej, zaaranżowanej przez państwo upadłości i „wywłaszczenia”, które po niej nastąpiło. Gdy odwiedziłem go w połowie lat osiemdziesiątych, babcia już nie żyła. Stracił wszystkie doczesne dobra, ale nie przywiązywał się do rzeczy materialnych.

- To wszystko wymysł - powiedział swobodnie, dokładnie tak, jak zrobiłby to Schopenhauer - czy jest się bogatym czy biednym, poważanym czy lekceważonym, nie należy sobie w związku z tym niczego wyobrażać.

Choć pozwolono mu zachować trzy pokoje w willi, z której go wywłaszczono, mieszkał w garderobie, ponieważ była ona tak mała, że można ją było ogrzać elektrycznym promiennikiem ciepła. Mieszkał tam niczym pustelnik w jaskini, palił fajkę i pogrążał się w głębokich medytacjach. Przy życiu utrzymywała go minimalna renta i jedzenie z fabrycznej kuchni.

Rozmawialiśmy o włókiennictwie i wyliczyliśmy, że w ciągu owych stu lat w fabryce utkano tyle materiału, że starczyłoby go na drogę do Księżyca i z powrotem. Kiedy pewnego dnia dziadek wy­ciągnął jakieś pudełko i ostrożnie zdjął wieczko, miałem wrażenie, że musi się w nim znajdować coś zupełnie szczególnego, być może ostatnie klejnoty rodzinne albo coś podobnego. Ale to były szorstkiei kłujące suche kwiatostany: szczeć.

- Dla tkacza to bardzo szczególna roślin - powiedział, podno­sząc do góry palec pożółkły od zatykania fajki. Potem opowiedział, jak w dawnych czasach używano do gręplowania przepołowionych główek kwiatów przymocowanych do desek. W przeciwieństwie do stalowych czy plastikowych zgrzebeł mocne, ale elastyczne łu­ski nie drą włókien. Ich elastyczność jest podobno niedościgniona. Jeszcze niedawno w fabrycznych maszynach do apretury używa­

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

155

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

no takich szczotek przymocowanych do obracających się wałków. Służyły one do nadania tkaninom płaszczowym, flaneli, materiałom mundurowym, lodenowi i filcowi bardziej szorstkiej powierzchni, a następnie wygładzania ich. Dzięki temu tkaniny stawały się cie­plejsze. To, co opowiadał, było ciekawe, wcześniej uznałbym bo­wiem szczeć najwyżej za składnik suchych bukietów.

Stary sukiennik opowiedział mi o pewnej rodzinnej tragedii,o której nigdy przedtem nie mówił, a o której bardzo wiele rozmyślał. Mroczne tajemnice istnieją w każdej rodzinie, są częścią rodzinnej karmy. Powiedział mi, że jego matka była bardzo chorowita, już we wczesnych latach swego małżeństwa cierpiała na ostry reumatyzm. Nie mogła niemal chodzić, spędzała wiele czasu na kuracjach nad Bałtykiem i zgodnie z ówczesną modą próbowała złagodzić ból wi­zytami u magnetyzera. W takich warunkach trudno było oczywiście mówić o uciechach życia małżeńskiego.

- Kto wie - dociekał - być może mój ojciec któregoś razu w cza­sie wesołej, zakrapianej wyprawy na zieloną trawkę w dzień Wnie­bowstąpienia został trafiony zatrutą strzałą Amora? W tym dniu zwyczajem było bowiem, że mężczyźni w otwartych, wielomiejsco- wych powozach przystrojonych gałązkami brzozy udawali się do pobliskich wiosek i przysiółków. W jednej czy drugiej gospodzie wychylali szklaneczkę i zabawiali się z dziewkami. Może wtedy to się stało, może zaraził się syfilisem? Wprawdzie nigdy się o tym nie rozmawiało, ale moja siostra co rusz dostawała wrzodziejącej wysypki na głowie i w wieku jedenastu lat zmarła na zapalenie wy­rostka robaczkowego. Być może była zarażona od urodzenia. Na­wiasem mówiąc, kiedy umarła, w naszym dziecinnym pokoju spadł z hukiem obraz ze ściany. Ojciec co roku jeździł na kurację do Bad Tólz, aby oczyścić krew. To mi się wydaje podejrzane.

Jakiż to musiał być długi, trwający wiele lat lęk, cierpienie i na­dzieja, jeśli przypuszczenia te miałyby się rzeczywiście okazać prawdziwe? Wstydzono się tego, ale Albert Reibmayr w książce Die Immunisierung der Familien bei erblichen Krankheiten pisze: „W Europie z pewnością nie ma ani jednego człowieka, wśród któ­rego czterech tysięcy przodków, jakich miał w ciągu czterech ostat­nich stuleci, wielu nie walczyłoby z tą chorobą niezależnie od tego, jak bardzo uczucia bronią się przed tym nieprzyjemnym, choć nie­wątpliwym faktem” (Baumler 1997: 113).

156

Cierpienia przodków nie przemijają wraz z nimi. Stanowią pole mocy, które u potomnych przyjmuje postać zadań i odpowiadają­cych im zdolności umożliwiających zniesienie dawnej karmy. W ten sposób również przodkowie zostają uwolnieni od tego, co krępowa­ło ich za życia. Kto wie, może szczeć, roślina związana od stuleci z przemysłem włókienniczym, trafiła do mnie właśnie w związku z takimi dawnymi relacjami związanymi z rodzinną karmą?

157

Uzd

raw

iają

ca

rośl

inna

de

wa:

szc

zeć

Celem jes t pokazanie choremu człowiekowi, ja k może wziąć chorobą w swoje własne ręce, przekazanie mu współodpowiedzialności i wspieranie go w jego drodze do wewnętrznej i zewnętrznej wolności.

Jurg Reinhard, Heilpflanzen und Goldtiichlein

Hipertermia systemowa obejmuje rozgrzanie całego ciała w celach terapeutycznych [...] Celem systemowego przegrzania jes t naśladowanie pozytywnych efektów gorączki.Zwykle powoduje się podniesienie w ciągu od 1 do 2 godzin temperatury całego organizmu od 41 do 42 stopni Celsjusza lub alternatywnie 39-40 stopni Celscjusza w okresie 4-8 godzin.

R. Wanda Rowe-Horwege, University of Texas Medical School, 2006

158

ŚRODKI TERAPEUTYCZNE WSPOMAGAJĄCE LECZENIE SZCZECIĄ

Mamy skłonność do uproszczonego myślenia: lubimy dzielić świat na zły i dobry, na czarny i biały, ignorując znajdujące się pomiędzy odcienie. Także ludzkie myślenie upraszcza rzeczywistość: w przy­padku rośliny leczniczej szukamy danej substancji czynnej, zapomi­nając przy tym łatwo, że uzdrawiającą melodię odgrywa najczęściej cała orkiestra współdziałających ze sobą elementów. Szukamy także zawsze jednej jedynej przyczyny choroby lub jednego „zarazka”, który zamierzamy zniszczyć przy użyciu jednego leku, na przykład antybiotyku.

Dziś każdy już powinien to wiedzieć: choroba nigdy nie ma tylko jednej przyczyny, na przykład zakażenia jakimś zarazkiem. Warun­kiem powstania schorzenia, które dotyka człowieka, są zawsze wie­lorakie zaburzenia. Nauki medyczne przesunęły chorobę w obszar odpowiedzialności biologii. To również redukcjonistyczne uprosz­czenie. Ograniczając się do funkcji biologicznych, zamykamy oczy na fakt, że choroby powstają w obszarze oddziaływania aspektów społecznych, ekonomicznych i ekologicznych. Warunki pracy, ro­dzaj i jakość dostępnej żywności, substancje toksyczne w wodzie, powietrzu i pożywieniu, higiena, styl życia - bałagan, niedostatek snu i ruchu - długotrwałe napięcie (stres), problemy emocjonalne, konflikty wewnętrzne, informacje z mediów obciążające psychikę, strach, nienawiść, zazdrość i wiele innych przygotowują grunt, na którym choroba może się rozwinąć. Dlatego słuszne jest podej­mowanie prób przywrócenia porządku i równowagi na wszystkich płaszczyznach - fizycznej, społecznej i duchowej.

I tak jak nie istnieje ta jedna jedyna, monokauzalna przyczyna choroby, tak też nie istnieje czarodziejska kula, cudowny środek, który za jednym zamachem wyeliminuje chorobę. Kuracja nalewką czy naparem ze szczeci powinna być zatem wspierana innymi nie­szkodliwymi środkami medycyny naturalnej i kolejnymi zabiegami terapeutycznymi. Monika Falkenrath podkreśla, że sensowne i po­żądane byłoby połączenie jak największej ilości środków terapeu­tycznych. Należy je wdrożyć na wszystkich trzech płaszczyznach:

159

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

iąciała, duszy i psychiki. Dają one, jak to nazywa, „efekt synergii” 65

(Falkenrath 2003: 230).Oto zaledwie kilka środków, za pomocą których można wspo­

magać kurację szczecią u osób chorych na boreliozę. Największe znaczenie ma i nad wszystkimi góruje terapia przegrzaniem.

Terapia przegrzaniem

U wielu chorych na boreliozę dobre efekty przyniosło samo picie nalewki ze szczeci lub naparu. Znacznie lepiej jest jednak połączyć kurację szczecią z terapią przegrzaniem. Tak Indianie z rejonu Pa­cyfiku leczyli kiłę i inne schorzenia wywoływane przez krętki, takie jak pinta czy frambezja (zob. s. 216-217).

Dawno temu, pół miliona lat przed naszą e rą grecki filozof Par- menides sformułował następującąteorię: „dajcie mi moc wywoływa­nia gorączki, a uleczę każdą chorobę”. Nasze babki, które troszczyły się o zdrowie domowników i zwierząt gospodarskich, wiedziały to od zawsze. Znały zioła napotne, przede wszystkim kwiaty bzu czar­nego i lipy, z pomocą których wypędzały choroby z ciała i członków (zob. Aneks, s. 244). Często chorych, zwłaszcza na reumatyzm, go­rączkę, puchlinę i wysypkę, prowadzono do niewystygłej jeszcze piekarni. Także blade, chorowite małe dzieci kładziono w ciepłym popiele lub piasku pieca, aby je „dopiec”. Była to kuracja napotna, tak jak indiański rytuał. Wierzono, że duchy choroby nie są w sta­nie znieść gorąca. O tym, że zwyczaj ten jest bardzo stary także w naszym kręgu kulturowym, świadczą kościelne rozporządzenia z okresu wczesnego średniowiecza uznające go za zabobon i zaka­zujące go (Bachtold-Staubli, t. I, 1987: 789). Dla pogańskich Ger­manów piec był symbolem ciepłego matczynego łona, wrotami do królestwa matki Ziemi, pani piekieł oraz duchów przodków. Chory musiał - w ramach regressus ad originem - powrócić do łona matki, aby w pewnym sensie na nowo narodzić się zdrowy.

Ta sama symbolika łączy się także z indiańskim szałasem potów; szałas jest „macicą” matki Ziemi. Chorzy i zdrowi siedzą nago ni­czym płody w jej brzuchu i wraz z potem oddają całe zło. Potem,

65 Synergia (gr. syn = razem, ergon = dzieło), współdziałanie.

160

oczyszczeni, ze świeżą energią życiową i obdarzeni nowymi wi­zjami, wyczołgują się z powrotem na świat. Indianie Lakota nazy­wają swe szałasy potów oinikagapi, „miejscem, gdzie odnawia się życie”. Gorące łono matki Ziemi jest miejscem świętym; znajduje się poza czasem i przestrzenią w wieczności. Tu znika poczucie czasu. To miejsce modlitwy. Potężni bogowie i duchy panujące nad uzdrawiającymi siłami wchodzą tu i wychodzą. Do wyzdrowienia przyczynia się nie tylko upał niemal nie do wytrzymania, lecz także zioła wysypywane na rozgrzane do czerwoności kamienie: bylica trójzębowa (Artemisia tridentata, A. ludoviciana, prairie sage), tu- rówka wonna (Hierochloe odorata, sweet gras), jałowiec (Juniperus ludoviciana, cedar) czy lubczyk ogrodowy (Ligusticum spp. Osha). Zioła te pomagają otworzyć duszę, poszerzyć świadomość i przeżyć życiodajne wizje.

Szałasy potów i kąpiele parowe są spadkiem po kulturze myśli­wych i zbieraczy z epoki kamienia na półkuli północnej. Jedynie południowoamerykańscy Indianie zachowali ich pierwotną formę. Rosyjska łaźnia parowa, skandynawska sauna czy gorące japońskie kąpiele to wszystko pochodne paleolitycznego szałasu potów. Dla Azteków dom pary, temazcal, był jednym z najważniejszych obiek­tów leczniczych. Poświęcono go Tonantzin, matce bogów i ludzi, pani roślin leczniczych i uzdrowicieli. Była ona odpowiedzialna również za wszystkie wydzieliny ciała. Ogrzewane od zewnątrz ja- skiniopodobne pomieszczenie, do którego się wczołgiwano, uwa­żano za jej łono, w którym leczono takie choroby, jak dna mocza­nowa, artretyzm, wypryski skórne, choroby płciowe i inne bolesne dolegliwości.

Jak działa sztuczna terapia przegrzewająca? Polega ona na naśla­dowaniu naturalnej gorączki, istotnej reakcji obronnej organizmu. Jej podstawowe aspekty to:• Przegrzanie działa napotnie. Otwierają się pory i toksyczne pro­dukty przemiany materii wydostają się na zewnątrz;• Przegrzanie poprawia ukrwienie. Mięśnie i tkanki są lepiej ukrwione i lepiej natlenione, toksyny łatwiej usuwane są z orga­nizmu;• Przegrzanie wpływa na odporność. Bakterie, grzyby i wirusy, przede wszystkim wirusy bakterii grypy i HI, nie są odporne na cie­pło. Najnowsze badania amerykańskie dowodzą że w temperaturze

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

161

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

ią107 stopni Farenheita (42 stopnie Celsjusza) mogą też obumierać komórki nowotworowe. Ocenia się, że chorzy na raka mają 25-33 procent więcej szans na wyzdrowienie.

162 Uwaga! Sztuczna terapia przegrzewająca jest w najwyższym stop­niu problematyczna dla ludzi z problemami sercowymi i układu krążenia (zakrzepica, miażdżyca, wysokie ciśnienie krwi, a także gruźlica, epilepsja, cukrzyca), dlatego należy z niej zrezygnować lub ograniczyć do krótkich kąpieli. W razie wątpliwości należy zawsze skonsultować się z lekarzem!

Julius Wagner von Jauregg (1857-1940), profesor psychiatrii i cho­rób nerwowych w Wiedniu, wziął sobie do serca zacytowane wyżej stwierdzenie Parmenidesa. W roku 1883 zauważył, że napady go­rączki zbawiennie oddziałują na pacjentów dotkniętych paraliżem. Zaczął więc eksperymentować na swoich pacjentach, wywołując wysoką temperaturę. Szczepiąc ich zarazkami malarii, próbował, można by powiedzieć, przepędzić diabła szatanem. U chorych na kiłę przyniosło to zauważalny efekt. Szczególnie skuteczne okazało się wszczepienie malarii w przypadkach porażenia postępującego, będącego skutkiem kiły układu nerwowego. Jedna trzecia pacjen­tów została całkowicie wyleczona, u kolejnej jednej trzeciej doszło do długotrwałych remisji, u jednej trzeciej natomiast nie wystąpiła poprawa. Aby potem wyleczyć malarię, sięgnął po klasyczne lecze­nie wyciągiem z kory drzewa chinowego (chlorochina) (Baumler 1997: 233). Za swoje odkrycie „profesor od gorączki” otrzymał w 1927 roku Nagrodę Nobla.

W latach trzydziestych XIX wieku naukowcy odkryli, dlaczego malaria leczy kiłę. Nawracające napady gorączki z temperaturą się­gającą 42 stopni Celsjusza zabijają krętki. Ponieważ borelioza rów­nież jest chorobą powodowaną przez krętki, zastosowanie „sztucz­nej gorączki”, to znaczy terapii przegrzaniem lub hipertermii, również w tym przypadku jest rozsądnym rozwiązaniem. Tempera­tura kąpieli powinna przy tym czasowo i stopniowo wzrastać do 42 stopni Celsjusza (kontrolować za pomocą termometru).

Oczywiście różne osoby mają różną tolerancję na wysokie tem­peratury. Należy więc zażywać kąpieli, przebywać w saunie czy szałasie potów w takiej temperaturze i w takim czasie, jakie jest się w stanie znieść, a nie trzymać się kurczowo abstrakcyjnych zaleceń. Eksperci nie są zupełnie zgodni co do krytycznej wysokości ciepło­ty ciała, ale w temperaturze 42,5 stopni Celsjusza może już dość do szoku termicznego66.

Procedury rozgrzewania całego ciała:

Szałas potówIndiański szałas potów w rozumieniu historycznokulturowym

związany jest ze starogermańskimi, słowiańskimi i syberyjskimi łaźniami parowymi. I tu, i tu, polewa się gorące kamienie wodą i na zmianę, zależnie od rodzaju choroby, odparowuje się na nich zioła. Indianie Gór Skalistych posypują kamienie bylicą stepową pysznogłówką szkarłatną jałowcem albo jeżówką; Indianie Pota- watomi polewali kamienie w odą w której moczyli uprzednio ga­łązki oczaru wirginijskiego (Hamamelis virginiana) łagodzącego bóle mięśni (Vogel 1982: 395), a Indianie Menominee leczyli gry­pę, sypiąc na kamienie igły choiny kanadyjskiej (Tsuga canadien- sis). Aby zwiększyć wytwarzanie potu, uczestnicy rytuału pili do­datkowo wywary z ziół: u Indian ze Wschodniego Wybrzeża był to wywar z oczyszczających krew korzeni sasafrasu, u Irokezów z kwiatów czarnego bzu, u Indian z Prerii napar z pysznogłówki (Monarda fistulosa). Zarówno w Nowym, jak i w Starym Swie- cie nacierano ciała ziołami lub chłostano świeżymi (brzozowymi) witkami, aby przepędzić duchy nieczyste i pobudzić układ krąże­nia. Po przegrzaniu ciało schładza się zimną wodą lub śniegiem; pozwala to pozamykać pory i powoduje dodatkowy szok immu­nologiczny pozytywnie wpływający na zdrowie.

66 W przypadku ciężkich chorób nowotworowych temperaturę tę w warunkach klinicznych i pod nadzorem lekarza nawet stopniowo się przekracza (zob. http:// perutonectomy.com/content/defs/hyperthermia.html).

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

163

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

Szałasy potów Indian Nawaho i Indian karaibskich

SaunaSuche, gorące powietrze osiąga temperaturę od 60 do 90 stop­

ni Celsjusza, lecz suche ciepło nie jest tak skuteczne jak wilgotne. W pewnych odstępach czasu należy zażywać zimnej kąpieli albo polewać się zimną wodą i chłostać brzozowymi witkami.

Kąpiele Marii SchlenzWprowadzone przez położną Marię Schlenz kąpiele całego

ciała trwające około godziny rozpoczynają się w temperaturze wody 35 stopni Celsjusza, która rośnie stopniowo do 40, a nawet 45 stopni. Nad powierzchnię wody wystaje jedynie głowa. Pa­cjent czy pacjentka przed kąpieląi w jej trakcie powinni dużo pić, aby nie doszło do napadu słabości. Aby pobudzić krążenie, na­ciera się skórę szczotką. Kąpiel na wszelki wypadek należy prze­prowadzać zawsze pod kontrolą lekarza. Maria Schlenz kurowała w ten sposób trudne do wyleczenia choroby, takie jak artretyzm, rak i tyfus, a także spokrewnioną z boreliozą gorączkę powracają­cą. Ważne: kąpieli Marii Schlenz nie przerywa się schładzaniem!

Gorące źródła leczniczeOd niepamiętnych czasów gorącym źródłom i kąpielom ter­

malnym przypisuje się uzdrawiającą moc. Już na długo przed Rzymianami gorące źródła w okolicach Akwizgranu, Orleanu, Yichy, Ourense (Galicja), Bath (Anglia), Baden (Aargau) cieszy-

164

ły się sławą miejsc leczących najgroźniejsze choroby. U Celtów termy uchodziły za kocioł (macicę) Wielkiej Bogini. Słońce - bóg słońca i zdrowia Belenos, po gaelicku Grannos, strzegło tych źródeł; samo słońce ogrzewało je w czasie swej nocnej wędrów­ki z drugiej strony Ziemi67. Jednoczą się tu praelementy ogień i woda, tak jak rozumieli je Celtowie.

Kąpiele w gorącym piaskuKąpiele w piasku są odpowiednie także dla osób mających

problemy z sercem i układem krążenia. Trudno zastosować je na całe ciało, dlatego najczęściej ogranicza się je do rąk i stóp. Piasek zostaje rozgrzany do temperatury 60 stopni Celsjusza, a następ­nie chory wkłada do niego kończyny na 20-30 minut, poruszając w tym czasie palcami (Seidenschwanz 1978: 97). Podobny skutek przynosi urlop spędzony na rozgrzanej tropikalnej plaży.

Kąpiele dłoni i stópKąpiele dłoni i stóp są ogólnie korzystne. Maurice Messegue,

zalecając takie kąpiele z użyciem leczniczych ziół, osiągał zna­czące sukcesy. Podeszwy stóp i wnętrza dłoni są bardzo wraż­liwe i rejestrują bodźce głębokie ze strony ziół. Poza tym przez strefy połączone ze wszystkimi narządami wewnętrznymi ener­getycznymi (eterycznymi) meridianami oddziałuje się również na te narządy. Dodatkowo podeszwy stóp i wnętrza dłoni służą do wydzielania potu i tym samym usuwania toksyn i produktów przemiany materii z organizmu.

Kąpiel z dodatkiem traw i ziółDo kąpieli można dodać następujące wywary- wywar z kwiatów traw (Graminis flos): zalać garść kwiatów traw, pozostawić do naciągnięcia, a następnie dodać do kąpieli.

67 Bóg słońca Grannos pojawia się nocą głęboko w wodach podziemnych i do­prowadza je do wrzenia. W takiej postaci bóg słońca jest „kocherem”. Grannos był czczony między innymi w Aque Grani, czyli dzisiejszym Akwizgranie (Aachen) (Storl 2005a: 84).

165

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

Silnie pobudza przemianę materii, poprawia ukrwienie tkanek i działa uspokajająco (np. przy fibromialgii). Kwiatami traw określamy resztki pozostałe na ziemi w stodole po nakarmieniu zwierząt sianem, złożone z wiech kwiatów, przede wszystkich

166 pachnącej marzanką tomki wodnej (.Anlhoxanthum odoratum), kwiatów powoju i polnych kwiatów. Szczególnie skuteczne jest siano z gór.- Krwawnik pospolity (Achillea millefolium). Krwawnik po­spolity, stosowany wewnętrznie i zewnętrznie, jest substancją wzmacniającą. Wspomaga pracę wątroby i pęcherzyka żółciowe­go, działa rozkurczowo, wspomaga przepływ krwi żylnej, działa lekko moczopędnie i napotnie, wypłukuje toksyny i działa prze­ciwzapalnie.- Skrzyp polny (Eąuisetum arvense): garść skrzypu polnego gotować przez 15 minut, pozostawić do naciągnięcia i dodać do kąpieli. Pomaga w stanach zapalnych stawów, zapaleniu stawów w przebiegu boreliozy, reumatyzmie i schorzeniach tkanki łącz­nej. Skrzyp zawiera między innymi kwas krzemowy przyswajany przez organizm, który wzmacnia tkankę łączną oraz buduje tkan­kę kostną i chrzęstną. Pacjenci cierpiący na dotkliwe bóle zakoń­czeń nerwowych mogą zażywać kąpieli całego ciała z dodatkiem wywaru ze skrzypu, który łagodzi ból.

Czas i częstotliwość kąpieli: około 15 minut, najlepiej codzien­nie lub co dwa-trzy dni przez miesiąc.

Przy zapaleniu stawów w przebiegu boreliozy pomaga również roz­grzewanie selektywne (hipertermia śródmiąższowa) dotkniętych schorzeniem stawów gorącymi okładami, okładami z gorącej pap­ki ziemniaczanej lub błota. Jeszcze lepsze są okłady fango (fango to zwietrzała skała bazaltowa lub szlam mineralny pochodzenia wulkanicznego) albo okłady z parafiny. Woda jest zbyt gorąca już w temperaturze 50 stopni Celsjusza, natomiast fango czy parafinę, ponieważ słabo przewodzą ciepło, można wytrzymać jeszcze w tem­peraturze ponad 80 stopni Celsjusza. Po dwóch-trzech kwadransach okład należy zdjąć i poczekać, aż pot przestanie się wydzielać.

W wielu przypadkach pomaga także gorący, wilgotny okład z worka wypełnionego trawą, a nawet strumień gorącego powietrza (z suszarki).

Dodatkowe środki pomocnicze w leczeniu zapalenia stawów to okłady z rozgniecionych liści kapusty włoskiej, kompresy z dodat­kiem olejku Retterspitz, kąpiele stóp z dodatkiem wywaru ze skrzy­pu polnego (Eąuisetum) oraz zasadowe kąpiele stóp działające od­kwaszająco.

Na co zwrócić uwagę podczas kuracji potnych:• Przed kąpielą sauną czy terapiąprzegrzaniem dobrze jest przepro­wadzić post albo przynajmniej opróżnić jelita i pęcherz moczowy.• Pocenie należy wspomóc piciem naparu z kwiatu lipy, krwawni­ka lub czarnego bzu. Należy pić dużo, aby popłynęło sporo potu.• Ponieważ gwałtowne i częste poty powodują wypłukiwanie z tka­nek licznych soli mineralnych, należy koniecznie zwrócić uwagę na zachowanie właściwego poziomu elektrolitów. Naturalna sól- sól morska, sól kamienna (himalajska), sól krystaliczna - do ku­pienia w sklepach z żywnością ekologiczną jest lepsza niż zwykła jodowana sól kuchenna. Do soli kuchennej, w celu poprawienia jej sypkości, dodaje się wodorotlenek aluminium: aluminium lubi się odkładać w synapsach nerwowych w mózgu i może mieć związek z powstawaniem choroby Alzheimera.• Sól należy przyjmować rozpuszczoną w sokach owocowych albo soku z cytryny. Ewentualnie można dodatkowo spożywać sole dra Schiisslera. Nie trzeba się obawiać, że spożycie soli w niebezpiecz­ny sposób podwyższy ciśnienie krwi i zaszkodzi nerkom. Ostatnie

Łaźnia fińska. Drzeworyt z: Retzius, Sztokholm 1881

badania negują związek między spożyciem soli a wysokim ciśnie­niem krwi (Pollmer/Warmuth 2003: 262).• Najlepszą porą na kąpiel rozgrzewającą jest wieczór. Potem moż­na położyć się do łóżka, odprężyć i wypocić się pod kołdrą.• Po wypoceniu się następuje krótki, ale mocny zimny bodziec, na przykład zimny prysznic albo krótkie zanurzenie się w zimnej wodzie, rzece lub stawie, albo, jak w saunie fińskiej, tarzanie się po śniegu. Zamyka on pory i, według Kneippa, dobrze wpływa na na­czynia krwionośne, które zachowują elastyczność. Następnie chory zawija się w kołdrę i kładzie do łóżka (Alexander/Zoubeck 1985: 71). Ale szok termiczny to coś dla osób o solidniejszej konstrukcji. U niektórych bardziej osłabionych pacjentów należy unikać zim­nych bodźców.

Właściwe odżywianie się podczas kuracji

0 podstawach żywienia już wspominaliśmy (zob. s. 94). Podkreśl­my to jeszcze raz: zgodnie z hasłem „kwaśne napawa ochotą słod­kie czyni kwaśnym” dr Orth radzi nam, byśmy utrzymywali krew na idealnym poziomie wartości pH 7,25-7,35. Przez niewłaściwie odżywianie (produkty wysoko przetworzone, nadmiar białka, cukier przemysłowy) poziom pH obniża się i krew się zakwasza. Kwaśna krew nie tylko wabi kleszcze i komary, lecz także sprzyja mikroor­ganizmom chorobotwórczym, grzybom i bakteriom. „Niemal każda ciężka choroba łączy się z nadmiernym zakwaszeniem krwi i tka­nek, co odnosi się zarówno do chorób zakaźnych, jak i przewlekłych chorób w rodzaju dny moczanowej, reumatyzmu, ale również nowo­tworów, białaczki i AIDS” (Orth 1998: 28). Aby utrzymać zasadowy odczyn krwi, zaleca się naturalną dietę z dużą ilością surowych produktów, to znaczy dużo owoców, warzyw, warzyw kwaszonych w mleku, chleba na zakwasie i co jakiś czas octu jabłkowego.

Według Moniki Falkenrath, która by wyleczyć się z boreliozy, także radykalnie zmieniła sposób żywienia, nieodłączną częścią die­ty jest ziemia krzemianowa (Falkenrath 2003: 120). Lecznicza zie­mia zawierająca krzem, a jeszcze bardziej wywar ze skrzypu polne­go o dużej zawartości kwasu krzemowego poprawiają odporność układu odpornościowego, wzmacniają skórę, włosy, tkankę łączną1 ściany naczyń krwionośnych, stabilizują tkankę kostną działają

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

168

oczyszczająco na skórę i narządy zmysłów, w szczególności na oczy, pomagają przy egzemach, liszaju i grzybicy. Skutki te wynikają ze zdolności krzemu do przekazywania żyjącym organizmom porząd­kującej kosmicznej mocy światła i ciepła. W badaniach naukowych rolnictwa biodynamicznego znaleziono na to liczne dowody.

Można byłoby jeszcze wiele mówić na temat możliwości terapeu­tycznych żywienia. Nas interesuje tutaj lekka dieta, jaką karaibskie i południowoamerykańskie uzdrowicielki zalecały chorym na kiłę jako część kuracji z użyciem drewna gwajakowca i codziennych se­ansów napotnych. Pacjenci mogli spożywać jedynie białą żywność- orzechy platanu, maniok, serca palmowe, orzechy kokosowe, bia­łe dynie i tym podobne. Pomijając białe mięso ryb, (krwawe) mięso było surowo zabronione. Rezygnowano również z soli i przypraw. Jaki jest tego kontekst kulturowy?

W Ameryce Południowej chory nie bierze, tak jak gdzie indziej, udziału w codziennym życiu. Kładzie się sam w szałasie. Gorączku­jąc i drzemiąc, częściowo znajduje się już w tamtym świecie, w świe­cie duchów i zmarłych. W sennej gorączce widzi istoty z tamtego świata, które przechodzą przed jego ciało, zostawiając w nim ślady. Przez to sam już jest po części kimś z zaświatów, duchem. Być może umrze i ostatecznie przejdzie w zaświaty. Tak samo chory, który jest w stanie krytycznym (od greckiego krinein = rozdzielać, rozłączać, wybierać, decydować) i czasowo żyje w oddaleniu od społeczności, w takim szczególnym stanie znajdują się młodzi ludzie poddawa­ni rytuałom inicjacji i przejścia (rites de passage). Umierają jako dzieci, rodzą się po transformacji jako dorośli i powracają do spo­łeczeństwa. Między rytualną śmiercią i powtórnymi narodzinami i jedni, i drudzy, chorzy i inicjowani, żyją niczym duchy, oddzieleni od społeczności, jedni i drudzy przechodzą przez bolesne próby i, często pod wpływem roślin silnie zmieniających świadomość, po­znają świat bogów i duchów. W tym czasie całkowicie poszczą albo jedzą tylko lekkie posiłki złożone z białych produktów. Jako duchy jedzą pokarm duchów. Jest on biały, gdyż biel jest kolorem duchów. Duchy nie mają czerwonej krwi i nie miesiączkują czerwień bo­wiem jest kolorem życia.

Również południowoamerykańscy adepci szamańscy żyją w od­osobnieniu oraz ascezie i spożywają jedynie biały pokarm aż do momentu, gdy narodzą się ponownie jako uzdrowiciele i ludzieo zdolnościach magicznych. Tak stają się specjalistami zorientowa­

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

169

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

iąnymi w świecie duchów. Potrafią odnaleźć zaginioną duszę chorego i wyrwać ją ze świata duchów. Indianami Kogi żyjącymi w wyso­kich partiach Sierra Nevada w Kolumbii rządzą kapłani nazywani mamas. Mamas są wybierani do swej roli jeszcze przed narodzina­mi. Matka takiego przyszłego mama może jeść wyłącznie białe po­trawy, takie jak biała fasola, białe ziemniaki i białe larwy. Dziecko wychowuje się w jaskini, z dala od społeczności, a kiedy w wieku czterech lat przestaje być karmione piersią, może spożywać wyłącz­nie białą żywność. W ten sposób dorastający chłopiec znajduje się ciągle blisko świata duchów zwanego aluna. Mamas, ubrani w białe bawełniane szaty, mająniezwykłąjasność widzenia, komunikująsię bezpośrednio z bogami i przodkami, mają też nieprzerwaną pamięć, sięgającą wieki w przeszłość.

Umarli są bladzi, białe są szczątki ciał. Ale białe jest także mę­skie nasienie, kryjące w sobie ogień życia, oraz mleko matki, któ­rym pokrzepia się noworodek i narodzony na nowo. Biel jest zatem także symbolem transformacji i nowego początku. Zamożni Hisz­panie, którzy mieli pieniądze i czas, by popłynąć do Ameryki i wy­leczyć się tam z „francy”, czyli kiły, także byli poddawani rite de passage. Przez sześć tygodni łub czterdzieści dni pocili się, leżąc na hamakach, w łonie pramatki, pili wywar z drewna gwajakowca i jak każdy inicjowany spożywali jedynie chude białe pokarmy. Nicolaus Poll, przyboczny lekarz cesarza Karola V, opowiada w 1517 roku, że w ten sposób leczono około trzech tysięcy hiszpańskich syfility- ków.

Spożywanie przez inicjowanych wyłącznie białych potraw to wzorzec kulturowy przede wszystkim południowoamerykański i karaibski. Można go pojmować tak jak wegetarianizm, jako rodzaj ascezy i szamańskiej techniki wywierania określonego wpływu na świadomość za pomocą zasad kulinarnych, połączonych ze wstrze­mięźliwością seksualną, samotnością i stosowaniem narkotyków roślinnych.

W niektórych częściach Europy zimą kładziono pod oknem dary dla Dzikiego Łowu, oddziałów zmarłych i demonów. Jak potwier­dzają etnolodzy, na przykład Kurt Lussi z Lucerny, musiały to być białe potrawy: mąka, mleko, jaja. Ale dla naszego leczenia to nie jest interesujące. Ważne jest jedynie, by w czasie kuracji spożywać lekkie, zasadowe pokarmy.

170

Rozsądna zmiana stylu życia

Dość już powiedzieliśmy ogólnie o rozsądnej zmianie stylu życia (zob. s. 8 6 ). Oto najważniejsze punkty dotyczące postępowania w trakcie cztero- lub sześciotygodniowej kuracji szczecią i kuracji przegrzewającej.• Należy unikać stresu. Dowiedziono, że nieustanne napięcie pro­wadzi do zakwaszenia krwi, to znaczy obniżenia poziomu pH.• Może poza szklaneczką wina lub kieliszkiem wina do posiłku na­leży w tym czasie zrezygnować z alkoholu.• Należy unikać wszystkiego, co zużywa energię życiową lub, w rozumieniu chińskim, zmniejsza jin nerek. Dotyczy to także cza­sowej wstrzemięźliwości seksualnej.• Podczas kuracji należy również zrezygnować z wszelkiego ro­dzaju narkotyków. Wiele ludów używa narkotyków, by poszerzyć świadomość albo wywołać sny czy wizje. We właściwym kontek­ście społeczno-kulturowym może to być błogosławieństwem. Lecz energia, która umożliwia człowiekowi „odlot”, nie jest niczym in­nym jak naszą własną energią życiową; jest woskiem, dzięki które­mu płomień płonie. Podczas kuracji chodzi o to, by zebrać siły, a nie by je wydatkować.• Rudolf Steiner powiedział kiedyś, że rytm zastępuje siłę. W cza­sie kuracji trzeba żyć w zgodzie z naturalnym rytmem kosmosu, rytmem Słońca i Księżyca, to znaczy wcześnie kłaść się spać, prze­sypiać noc i zależnie od tego, ile potrzebujemy snu, dostatecznie wcześnie wstawać. Jeśli akurat nie pościmy, posiłki należy spoży­wać w regularnym rytmie: rano, w południe i wieczorem. Ciało też ma swój chronobiologiczny rytm, którego należy przestrzegać.

Pewną rolę mogą odgrywać także czynniki geomantyczne. Ra­diesteci i zwolennicy feng shui są przekonani o istnieniu zakłóca­jących pól elektromagnetycznych, spowodowanych na przykład żyłami wodnymi lub przewodami elektrycznymi. Terapeuci mówiąo „stresie geopatycznym”. Doktor Orth w ramach diagnozy bada za­wsze wahadełkiem miejsca, gdzie pacjent śpi i pracuje, stwierdzając przy tym najczęściej, że łóżka czy fotele, w których spędza więcej czasu, powinny zostać przesunięte (Orth 1996: 41).

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

171

Doświadczenia z kuracji szczecią

Gdy chwalę szczeć, nie chodzi mi o to, by coś sprzedać. Nie jestem ani lekarzem, ani bioterapeutą, ani aptekarzem produkującym na­lewki, prócz ogrodu na własne potrzeby nie mam też komercyjnych upraw szczeci ani innych ziół. W moich artykułach na ten temat68, tak jak i w tej książce, chodzi mi przede wszystkim o to, by poka­zać, jak bardzo ta niemal nieznana roślina lecznicza pomogła mi w zdiagnozowanej u mnie samego boreliozie. W czasach, gdy tak wiele osób cierpi na „boreliozę” albo na lęk przed boreliozą chcę się podzielić moimi doświadczeniami.

Istnieje wiele pozytywnych informacji zwrotnych na temat kura­cji szczecią. Oto kilka przykładów:

Pewien ogrodnik uprawiający szczeć pisze (styczeń 2007): „Wła­śnie dostałem maila od współpracującego ze mną w konspiracji ap­tekarza. Sprzedaje preparat ze szczeci także bez błogosławieństwa »cechu«. Opowiada o zachwyconej pacjentce, u której ustąpiły ob­jawy, a jej krew wyraźnie się poprawiła”.

Patolog komórkowy, sam cierpiący na ciężką odmianę boreliozy, pisze (grudzień 2006) o „kanałach limfatycznych zatkanych przez makrofagi, które przy próbie zwalczenia czynnika infekcji maso­wo obumierały. W szczególności dotyczyło to kanałów wiodących do skóry głowy. Pełzające zatrucie wskutek zatkania naczyń limfa­tycznych wywołało liczne paskudne objawy: bóle pleców, problemy jelitowe, infekcje drożdżakiem, zespół chronicznego zmęczenia, problemy skórne, chwiejność emocjonalną problemy ze słuchemi wzrokiem, skurcze [...] Właśnie te problemy przypisuje się w li­teraturze boreliozie, a szczególnie zespołowi poboreliozowemu po kuracji antybiotykowej. Ponieważ odblokowanie naczyń limfatycz­nych prowadzących do skóry głowy nastąpiło dopiero po rozpoczę­ciu leczenia preparatem szczeci, choć blokada ta prawdopodobnie musiała już istnieć znacznie wcześniej, przypisuję szczeci barwier­skiej stymulujące działanie na limfę, być może w związku z wpły­wem na układ odpornościowy. Chciałbym wiedzieć, czy w związku

68 Kein Kraut gegen Borreliose?, [w:] Naturlich, Aarau, Szwajcaria, kwiecień 2004; Natiirliche Heilmóglichkeiten der Lyme-Borreliose, [w:] Naturheilprcais, Monachium, Pflaum Yerlag, listopad 2005.

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

172

z dyskusją na temat działania szczeci rozmawiano już o czymś po­dobnym”.

Pewna kobieta, D.S, pisze (sierpień 2006): „Bardzo dokładnie przeczytałam w Pańskiej książce część poświęconą leczeniu bore­liozy, ponieważ dwa lata temu zostałam ukąszona przez kleszcza, którego zauważyłam dopiero wtedy, gdy pojawiła się u mnie wy­sypka. W lipcu 2005 roku dostałam antybiotyk, a w czerwcu tego roku (2006) musiałam jeszcze raz wziąć antybiotyki. Ciągle czułam się jednak bardzo źle. W czerwcu [2006] przeprowadziłam zalecaną przez Pana terapię. W pierwszym tygodniu kuracji czułam się bar­dzo źle. Dolegliwości trwały około 4 tygodni i były bardzo różne. Dodatkowo prócz Pańskiej terapii uprawiałam jogę i wykonywałam ćwiczenia rozluźniające. Przedwczoraj dostałam od mojego lekarza prowadzącego wyniki badań krwi, mój organizm wyprodukował przeciwciała przeciw boreliozie. Nie ma już bakterii. Dziękuję, bar­dzo dziękuję”69.

Niemal wszystkie komunikaty zwrotne zawierają pozytywne in­formacje na temat zanikających bakterii. Niezwykle drobna część komunikatów zwrotnych jest mniej optymistyczna. Jeden z pacjen­tów pisze, że nie odczuł absolutnie żadnej poprawy. Gdy wypytałem go dokładniej, okazało się, że nalewkę przyrządził z obumarłego, zdrewniałego korzenia przekwitłej już szczeci. Cóż więc się dziwić! Pewna kobieta powiedziała, że w zasadzie nie odczuła poprawy, ale przypuszczam, że jest to mniej związane ze szczecią niż z sytuacją życiową w jakiej się znajduje, a mianowicie w nieszczęśliwej rela­cji podległości mężowi, którym właściwie gardzi.

Inni opowiadają o pogorszeniu się objawów, jakie może nastąpić po zażyciu nalewki. W liście z marca 2006 S.K. z Dolnej Saksonii pisze: „Na Boże Narodzenie wpadł mi w ręce Pański artykuł na te­mat szczeci i boreliozy, a ponieważ tu w okolicy rośnie cała masa szczeci, a ja od lat cierpię na boreliozę, wypróbowałem wszystko dokładnie tak, jak Pan to opisuje. Przy tym sam omal nie pozbawi­łem się życia, a te dwie łyżki nalewki na alkoholu, które zażyłem prawie trzy tygodnie temu, wciąż jeszcze działają (przyspieszone bicie serca, skurcz mięśni, stany lękowe, uczucie braku tlenu, dresz­

69 Trzeba do tego dodać, że trudno ostatecznie stwierdzić, czy krętki faktycz­nie sąjeszcze obecne, czy nie.

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

173

cze. W formie naparu dobrze znosiłem korzenie szczeci. Od tamtego czasu nie robiłem sobie testu na boreliozę, nie wiem więc, skąd bio­rą się które dolegliwości. W każdym razie chciałbym Pana prosić, aby dodał Pan w swojej książce, że nie każdy dobrze znosi dawkę, jaką Pan zaleca. Żeby czasem ktoś nie umarł! PS Czy można gdzieś kupić szczeć o wysokiej potencji homeopatycznej?”.

Tego rodzaju reakcje na zażycie nalewki ze szczeci, o jakich opowiada S.K., nie zdarzają się często. Ale mogą wystąpić, czasami w łagodnej formie, czasami nieco mocniejszej. Pewna kobieta napi­sała mi o swej 76-letniej matce, która spróbowała tej terapii. U star­szej pani wystąpiło najpierw gwałtowne pogorszenie się objawów, ale po dwóch tygodniach poczuła się świetnie. Dziś nic ją już nie boli, może poruszać stawami i na nowo odkryła radość życia.

W przypadku tych objawów nie chodzi z pewnością o reakcję na jakąś toksyczną substancję zawartą w szczeci, lecz należy je trakto­wać jako pewien rodzaj „pierwszego pogorszenia”, jak to się nazy­wa w homeopatii. Prawdopodobnie chodzi o typową reakcję Jari- scha-Herxsheimera, nazywaną czasem po prostu „herksem”, którą dr Orth określa także jako „zatrucie zwrotne”.

Reakcja Jarischa-Herxheimera

Wiedeński fizjolog Adolf Jarisch i frankfurcki dermatolog KarlH. Herxheimer pierwsi opisali reakcję towarzyszącą skuteczne­mu leczeniu wczesnego stadium kiły. Występuje ona jako reakcja na toksyny uwolnione wskutek rozpadu krętków kiły {Trepone­ma pallidum) po pierwszym zastrzyku z antybiotyku. Reakcja Herxheimera obejmuje dreszcze i podwyższoną temperaturę, złe samopoczucie, pogorszenie się objawów albo wystąpienie nie­widocznych do tej pory zjawisk klinicznych (Pschyrembel 1994: 746). Podobne reakcje mogą wystąpić przy chemicznym leczeniu duru brzusznego (spowodowanego przez salmonellę) i w lecze­niu zakażeń krętkami, takich jak dur powrotny, leptospiroza czy pinta.

Reakcja Herxheimera może trwać od kilku dni do kilku tygo­dni. W przypadku boreliozy występuje w związku z udaną ku­

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

174

racją antybiotykową Dziś przypuszcza się, że chodzi nie tylko0 reakcję organizmu na obumierające krętki, lecz przede wszyst­kim na endotoksyny, trujące proteiny powierzchniowe (Osp) i li- poproteiny, pozostawiane przez rozpadające się bakterie we krwi1 chłonce.

Intensywność przebiegu „herksa” u pacjenta jest zindywidu­alizowana, zależnie od stanu wątroby i pęcherzyka żółciowego, ogólnego stanu zdrowia, zatrucia metalami ciężkimi, stopnia zakwaszenia płynów tkankowych i tak dalej. Często reakcja Herxheimera w ogóle nie występuje.

W przypadku gwałtownej reakcji Herxheimera pomaga picie soków owocowych, wyrównanie poziomu pH za pomocą elek­trolitów, terapia czaszkowo-twarzowa, odtrucie nerek i wątroby świeżymi, zielonymi ziołami. Terapia czaszkowo-twarzowa pole­ga na delikatnym dotyku w rytmie pulsowania płynu mózgowo- rdzeniowego, powodującym ogólne rozluźnienie na płaszczyźnie fizyczno-energetycznej (Augustoni 2004).

175

- Czy reakcja Herxheimera występuje przy każdej kuracji szcze­cią? - zapytała mnie pewna kobieta z Wiednia, wygrzebując z ziemi korzenie szczeci.

- Nie, niekoniecznie. To zależy od ogólnego poziomu odporno­ści organizmu, od nawyków żywieniowych i wielu innych czynni­ków - odpowiedziałem jej.

- W takim razie lepiej nic ludziom nie powiem. Jeśli wiesz, ocze­kujesz tego: programują swojąpsychikę na taką reakcję i przeżywa­ją objawy, choć nie jest to konieczne.

Ma rację, pomyślałem. Moc wyobraźni, sugestii, jest dziś rze­czywiście niedoceniana. Zbyt mocno zapadł nam w świadomość ob­raz ciała jako mechanizmu, a mechanizmy nie reagują na sugestie. Nasze ciało reaguje jednak na sugestie, zwłaszcza jeśli pochodzą od autorytetu, na przykład lekarza. Nie tylko placebo, w ogóle leczenie tak działa. Słowo terapeuty ma wielką moc magiczno-sugestywną! Nie będąc tego świadomy, lekarz jest zawsze kimś w rodzaju kapła- na-uzdrowiciela; jego postępowanie jest niezrozumiałe dla laików, jego mowa jest mową świętą a słowa są dla prostego człowieka wy­

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

rokami losu. Etnolodzy wielokrotnie znaleźli potwierdzenie tego, że działa nie tylko samo leczenie, lecz także czary i wudu.

W związku z reakcją Herxheimera pomyślałem także o indiań­skich szamanach, z którymi podróżowałem. Nie wiedzieliby, co po­cząć z endotoksynami i obumierającymi krętkami. Dla nich pierw­sze pogorszenie byłoby wyrazem buntu demona choroby, „robaka”, który próbuje bronić się przed porządkującą harmonizującą siłą leczniczej rośliny.

Tradycyjna kuracja korzenna

Kolejną informację zwrotną otrzymałem w czasie kursu ziołolecz­nictwa w „Blumenschule” w Schongau (Bawaria). Ponieważ szczeć sukiennicza rosła tam powszechnie jako „chwast”, opowiedziałemo bardzo obiecującej nalewce z korzenia szczeci stosowanej w le­czeniu boreliozy. Wtedy zgłosiła się krępa, starsza zielarka, moż­na powiedzieć, Bawarka z dziada pradziada. Powiedziała, że zna to już od dawna. Stosuje wysuszony korzeń do przyrządzania naparu leczącego stany zapalne i reumatyzm stawów. Z powodzeniem uży­wała go także w leczeniu zapalenia stawów kręgosłupa.

Trzytygodniowa końska kuracja, jaką ordynuje swoim pacjen­tom, obejmuje tydzień postu (ewentualnie spożywanie jedynie su­rowych produktów) i w czasie tego tygodnia pacjent ma łyczkami popijać ten niezwykle gorzki, oczyszczający napar (zalać 1 łyżeczkę filiżanką wody, odstawić do naciągnięcia, nie słodzić). Po upływie tygodnia pacjent może znów zacząć spożywać posiłki, ale pije napar

jeszcze przez następne dwa tygodnie. Jak stwierdziła, w przypadku boreliozy dobrze jest na wszelki wypadek co miesiąc urządzać sobie dwu- lub trzydniową kurację korzenną nalewką. Post nie jest już wtedy konieczny. Krętki dostosowują się do rytmu Księżyca, przejścia od nowiu do pełni i dlatego roz­mnażają się intensywnie raz na 28 dni. Rze­czywiście, chorzy na boreliozę opowiadająo comiesięcznych nawrotach choroby.

Ta drastyczna kuracja jest prawdopodob- Zielarze, XVI wiek nie jedną z wielu procedur leczniczych, od

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

176

tysięcy lat przekazywanych z ust do ust przez zielarki, babki i ciotki,o których uczeni lekarze, mnisi i aptekarze nigdy nie słyszeli. Praw­dziwe lokalne ziołolecznictwo.

Zainspirowany słowami zielarki zacząłem grzebać w źródłach dotyczących europejskiej medycyny naturalnej i dowiedziałem się, że korzeń szczeci jest stosowany już od dawna w postaci nalewki albo wywaru jako środek oczyszczający i odtruwający w przypadku artretyzmu, zapalenia stawów, reumatyzmu, puchliny, dermatozy, czyraków, schorzeń pęcherzyka żółciowego i wątroby oraz trądzi- ka. Już od dawna wiadomo, że stosowana wewnętrznie szczeć dzia­ła silnie moczo- i żółciopędnie oraz napotnie, a także, że pobudza przemianę materii w wątrobie.

Komunikat zwrotny nieco innego rodzaju otrzymałem od pew­nej mamy, której dzieci miały brodawki na rękach: „przeczytałam w Pana artykule, że w dawnych czasach leczono brodawki, zgrubie­nia skóry i tak dalej korzeniem szczeci. Wykopałam więc korzenie, zagotowałam je i przyłożyłam następnie jako kompres. I wie Pan co? Po trzech dniach brodawki zniknęły bez śladu”.

Środ

ki t

erap

euty

czne

w

spom

agaj

ące

lecz

enie

sz

czec

177

Gdy choroby wyleczyć się nie da, posmarować nadziejąją trzeba.Chory jes t ja k gąbka, ja k huba, nowy lekarz zawsze działa cuda.

Johann Wolfgang von Goethe {Dzieła, wyd. Beutler, t. 4, s. 161)

Weź z jakiegoś drzewa korzeń I z jakimś sokiem go pożeń.Ktoś potem zażyje to wymieszanie,A ty możesz być pewien, że coś się stanie.

J. Hertel, Indische Gedichte

178

INNE KONCEPCJE BIOTERAPEUTYCZNE LECZENIA BORELIOZY

Ten rozdział zawiera kilka innych propozycji leczenia boreliozy, z których część wydaje mi się sensowna, ale których skuteczności nie potrafię do końca ocenić. Nie są to więc zalecenia, lecz jedynie przedstawienie czytelnikom i czytelniczkom przeglądu innych kon­cepcji z zakresu bioterapii.

„Droga borelii" R. Mullera

Z R. Mullerem, który sam wyleczył się z ciężkiej boreliozy, a dziś cieszy się znakomitym zdrowiem, już się spotkaliśmy (zob. s. 133 n.). Ozdrowienie skłoniło „przyjaciela borelii”, jak sam siebie nazy­wa, do tego, by wskazać innym drogę do zdrowia. Oto jego porady dla tych, którzy zechcą pójść za nim:1. Nalewka z korzenia szczeci: 3 łyżki dziennie, pić przez 3 mie­siące.2. Przy nerwobólach wlać do butelki zimny roztwór soli himalaj­skiej z wodą, potrząsnąć i używać do wcierania (27 procent, maksy­malne nasycenie). Następnie wcierać od głowy do stóp oliwę z oli­wek ze 130 różnymi olejkami z dzikich ziół.3. Gorące okłady z torfu (około 50 stopni Celsjusza) stosować co drugi dzień na miejsca zmienione chorobowo. Potem ponownie na­cierać mieszanką oliwy z oliwek z ziołami.4. W dolegliwościach żołądkowo-jelitowych przyjmować olej z Haa- rlemu w kapsułkach - w pierwszym tygodniu 3 kapsułki dziennie, w drugim tygodniu 2 dziennie i w trzecim tygodniu po 1 kapsułce dziennie. Olej z Harlem (Oleum terebinthiae sulfuratum), nazwany tak od holenderskiego miasta Haarlem, to siarkowany olej lniany zmieszany z trzema częściami terpentyny, używany od stuleci w le­czeniu dolegliwości jelitowych, żołądkowych i nerkowych (uwaga! Zażywać tylko w kroplach i kapsułkach! Większe dawki mogą spo­wodować śmiertelne zatrucie).5. W trakcie procesu zdrowienia jeść mniej i zdrowiej oraz pić dużo wody (niegazowanej!).

179

6 . Jedynym skutkiem ubocznym, jaki zauważył „przyjaciel bore­lii” Muller, było zniknięcie plam starczych. Nawiasem mówiąc, już w dawnych księgach przypisuje się szczeci to działanie.

Metoda Klinghardta

Amerykański lekarz niemieckiego pochodzenia dr Dietrich Kling­hardt przedstawia kompleksową holistyczną koncepcję terapeu­tyczną w której próbuje się dosłownie wszystkiego. Terapia opiera się na czterech filarach:1. Przesłanką choroby jest stres psychiczny, który wymaga zlikwi­dowania i który leczy się za pomocą środków psychologicznych, na przykład psychokinezjologii.2. Regulacja i harmonizacja układu odpornościowego.3. Odtrucie i usunięcie z organizmu toksyn i kwasów.4. Zwalczanie wirusów, bakterii i innych zarazków chorobotwór­czych.

Nie tylko neurotoksyny, lecz także metale ciężkie, substancje zatruwające środowisko i szkodliwe dla organizmu toksyny z wy­pełnień korzeni zębowych muszą zostać wypłukane bądź zneutra­lizowane. Osiąga się to przez dożylne podawanie substancji, takich jak antyoksydant7 0 glutathion, fosfolipidy, DMPS71, EDTA-potas (wiąże jony metali) i witamina C, która transportuje substancje tok­syczne z przestrzeni pozakomórkowej do narządów wydalniczych. Do tego dochodzą substancje wiążące toksyny, takie jak:• świeże, niegotowane warzywa włókniste• nalewka z kolendry• glony chlorella• pektyna z jabłek chroniąca ściany jelit przez zakażeniem bakte­ryjnym• sproszkowany świerzbieć właściwy, sproszkowana afrykańska fasola mucuna (Mucuna pruriens) o działaniu odrobaczającymi przeciwtoksycznym

70 Antyoksydantami (przeciwutleniaczami) nazywamy utleniające się łatwo substancje, które chronią inne substancje przed utlenianiem (wolne rodniki). Są one zawarte w nienasyconych tłuszczach roślinnych, flawonoidach (rokitniku zwy­czajnym, marchewce, burakach, beta-karotenie jako prowitaminie A) itd.

71 DMPS (Sodium 2,3-dimercaptopropan 1-sulfonat) służący do usuwania tru­jących metali ciężkich, przede wszystkim amalgamatu rtęciowego).

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

180

• fosfolipidy sojowe, wyprodukowane z lecytyny soi esencjonalne fosfolipidy, które chronią wątrobę i poprawiają jej wydolność.

Inne metody to drenaż limfatyczny i płukanie jelit, stosowanie mikroprądów wysokiej częstotliwości, które mają ograniczać roz­mnażanie się i przyrastanie błony komórkowej mikroorganizmów; urynoterapia, izoterapia, w której własny mocz służy do stymulo­wania reakcji obronnej; wyciąg z kasztanowca zwyczajnego popra­wiający przepuszczalność tkanki łącznej; dostarczanie organizmowi brakujących minerałów, w tym litu działającego stabilizująco na ośrodkowy układ nerwowy, soli i witaminy C, które wywołują u pa­sożytów szok osmotyczny i zwiększają skuteczność własnego en­zymu ciała - elastazy - w zwalczaniu krętków; ograniczenie stresu elektromagnetycznego (obciążenie elektromagnetyczne w miejscu snu, w samochodzie itp.); podawanie heparyny rozrzedzającej krew w celu rozpuszczenia patologicznych skrzepów naczyniowych; przestawienie diety na wysokobiałkową i wysokotłuszczową ale zawierającą niewiele cukru i węglowodanów.

Do zwalczania zarazków i pasożytów Klinghardt poleca ziołao działaniu antybiotycznym oraz substancje ortomolekulame (mi­nerały):• Vilcacora (samento, savertero, cat’s claw, Uncaria tomentosa): działa przeciwzapalnie, antynowotworowo i antywirusowo (zob. ramka, s. 182).• Morwa indyjska (noni, Morinda citrifolia), roślina z rodziny ma- rzanowatych z północy Australii, obecnie uprawiana w południowej Azji i Ameryce Środkowej. Zawiera olejek eteryczny z kwasem okta­nowym i heksanowym, który, nawiasem mówiąc, występuje również w naszym rodzimym biedrzeńcu mniejszym. Stosowana tradycyjnie w leczeniu nowotworów, nadwagi, nadciśnienia, chorób serca, impo­tencji, dolegliwości wieku starczego itp. Napoje zawierające noni są w Niemczech dopuszczone do handlu (Schónfełder 2004: 299).• Czosnek: wzmacnia siły obronne organizmu i zapobiega grzybi­cy, często towarzyszącej tej chorobie.• Nalewka na szczeci i mięcie pieprzowej: nalewka na szczeci su­kienniczej z dodatkiem mięty pieprzowej w celu poprawy walorów smakowych, zażywana w ramach kuracji 6 -tygodniowej na zmianę z vilcacorą• Melityna: zastrzyki z peptydu o nazwie melityna działają bakte­riobójczo i podobno leczą nadwątlony układ nerwowy.• Niacyna (witamina B3) zwalcza krętki jak antybiotyk.

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

181

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

182

Vilcacora(Uncaria tomentosa)Ta tropikalna roślina pnąca, zwana w ojczystej Ameryce Połu­dniowej una de gato albo samento, jest spokrewniona z przy­tulią i należy do rodziny marzanowatych (rodzaj Galium). Ma sierpowato zakrzywione kolce i kłujące kwiaty. Vilcacora jest spokrewniona z chinowcem (Chinchona), którego substancja czynna, czyli chinina, zabija pierwotniaki malarii i inne paso­żyty. Podobnie jak nasze rodzime przytulie, przytulia właściwa0 Galium verum), przytulia czepna (Galium aparinae), także vil- cacora ma działanie oczyszczające i poprawiające właściwości chłonki. Poza tym działa stymulująco na układ odpornościowy, przeciwzapalnie, przeciwutleniająco i odtruwająco. Pierwotni peruwiańscy Indianie, na przykład Shipibo, stosowali ją w le­czeniu bólu stawów i kości, reumatyzmu, głębokich ran, stanów zapalnych, nowotworów i innych chorób. Zachodnie ziołolecz­nictwo, to znaczy bawarski imigrant w Peru, odkryło ją dopiero w latach trzydziestych. Austriak Klaus Keplinger rozsławił vil- cacorę w latach osiemdziesiątych, zaś w latach dziewięćdziesią­tych narkotyk wyprodukowany z korzenia i wewnętrznej części kory tej rośliny stał się swego rodzaju modą. Ponieważ działanie vilcacory, pobudzające układ odpornościowy (uaktywniające fa- gocytozę i limfocyty) zostało dowiedzione w licznych badaniach in vivo12 i in vitro, jest ona coraz szerzej stosowana w leczeniu raka, AIDS, zapalenia stawów i boreliozy. Za jej działanie od­powiadają przede wszystkim alkaloidy typu oxindole: pentacy- kliczne i tetracykliczne.

Terapia Clark

Nieuznawana przez naukowców terapia dr Huldy Regehr-Clark roz­poczyna się od oczyszczenia środowiska, podobnie jak u Klinghard- ta. Zgodnie z tezą dr Clark wszelkie choroby powstają w wyniku

72 In vivo = w organizmach żywych, in vitro = w probówce.

działania toksyn, substancji szkodliwych dla środowiska i pasoży­tów, takich jak robaki, przywry, grzyby czy bakterie. Jej zdaniem także nowotwory powodowane są przez przywry jelitowe. Jeśli uda się wyeliminować pasożyty czy trucizny, człowiek wyzdrowieje. Zaleca oczyszczenie jelit i zębów, oczyszczenie żywienia i miej­sca zamieszkania. Główny ciężar leczenia spoczywa jednak na te­rapii częstotliwościowej, czyli stosowaniu prądu o częstotliwości 380 kHz na dotkniętą chorobą tkankę, raz do trzech razy dziennie po pięć minut73, co powoduje uśmiercenie pasożytów.

Do tego dochodzą kolejne zabiegi, takie jak zastosowanie świe­żo ozonowanego olejku z l-cysteiną naturalnego aminokwasu wy­stępującego w organizmie, zawierającego siarkę, który działa jako przeciwutleniacz i odtruwacz - również w przypadku metali cięż­kich. Nalewka na naowocni północnoamerykańskiego orzecha czar­nego (Juglans nigra), tradycyjna trucizna na pasożyty bylica piołun (.Artemisia absinthum) oraz goździki o silnym działaniu antybakte- ryjnym ponoć doskonale radzą sobie z pasożytami.

W USA istnieje jeszcze wiele innych terapii z zastosowaniem pulsujących pól elektromagnetycznych, na przykład rife machinę, działająca jak kuchenka mikrofalowa, ale pracująca na częstotli­wościach nieszkodliwych dla ludzkiego organizmu, czy też Beck electrification, która za pomocą niskich napięć ponoć zabija krętki, także te, które ukryły się w komórkach.

Terapia S/C: sól i witamina C

Opracowana w Ameryce terapia S/C obejmuje przyjmowanie soli naturalnej (sól morska, sól kamienna) oraz sproszkowanej wita­miny C (kwasu askorbinowego) w bardzo dużych ilościach. Daw­ka początkowa wynosi od jednego do trzech gramów każdej z tych substancji dziennie. Docelowa dawka maksymalna to jeden gram na sześć kilogramów ciała. Osoba ważąca 75 kg połyka więc około 12 gramów soli i 12 gramów witaminy C. Oczywiście, w zależno­ści od indywidualnego samopoczucia lub przy bardzo silnych reak­cjach dawkę tę można zmniejszyć. Każdego ranka należy rozpuścić odpowiednią ilość soli i witaminy C w wodzie i popijać łyczkami

73 www.drclark-verein.de

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

183

przez cały dzień. Do roztworu dodajemy sok z jednej świeżej cy­tryny74.

W kuracji tej ważne jest picie dużych ilości wody, aby wspomóc wypłukiwanie pobudzonych terapią toksyn lub martwych zarazków. Aby złagodzić ewentualną reakcję Herxheimera i pomóc organi­zmowi, należy zwrócić uwagę na następujące aspekty i przyjmować następujące substancje:• dostatecznie dużo soli mineralnych, w szczególności orotatu ma­gnezu• węgiel aktywny lub leczniczą ziemię luvos, wiążącą toksyny, martwe bakterie oraz zbędne kwasy• zdrowe odżywianie się, świeże warzywa, owoce, surówki, tłusz­cze nienasycone• kąpiele solankowe z dodatkiem siarczanu magnezu albo soli• spożywanie alg (chlorella lub spirala), zawierających znaczne ilo­ści mikrosubstancji odżywczych, a także wiążących metale ciężkiei toksyny.

Terapię z użyciem soli i witaminy C można z powodzeniem łączyć z terapią częstotliwościową, której skuteczność wzrasta dzięki pod­wyższonej zawartości elektrolitów w płynach ustrojowych.

Podwyższona zawartość soli i witaminy C, jak się przypuszcza, powoduje u krętków w każdej ich postaci: spiralnej, owalnej (L)i w postaci cysty szok osmotyczny. Sól wyciąga wodę z ich komó­rek, wskutek czego „wysychają” i obumierają. Podobno tak samo dzieje się z mikroorganizmami powodującymi określone koinfek- cje, ale - jak twierdzą zwolennicy - nie z pożyteczną florą jelitową czy własnymi komórkami organizmu.

Fitoterapia boreliozy metodą Stephena H. Buhnera

Stephen Harrod Buhner jest znanym amerykańskim fitoterapeutąi geomantą z Vermont, w Nowej Anglii, gdzie borelioza ma cha­rakter epidemiczny. Opracował on kurację opartą na przebadanych klinicznie ziołach. Jego metoda składa się z czterech punktów:

74 Wg Gtinthera Schusta, wiceprzewodniczącego Borreliose-Gesellschaft e.V., styczeń 2007. Zob. www.borreliose-gesellschaft.de

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

184

1. Eliminacja krętkówUśmiercenie bakterii jest głównym celem medycyny uniwersy­

teckiej. Nie da się jednak zaprzeczyć, że co najmniej 35 procent zarażonych nie reaguje na antybiotyki lub po krótkim czasie ma na­wroty choroby. Dlatego Buhner stosuje zioła, które są w stanie ogra­niczyć liczbę krętków lub całkowicie usunąć je z organizmu.

2. Immunomodulacja i odbudowa układu odpornościowegoBuhner wyodrębnił trzy klinicznie przebadane rośliny lecznicze,

które zmniejszają ilość krętków, poprawiając jednocześnie funkcjo­nowanie układu odpornościowego i łagodząc objawy choroby. Są to:• Andrographis paniculata (w sanskrycie bhunimba, w hindi kriy- at, ang. green chiretta). Ta kłująca roślina z rodziny akantowatych rośnie w Indiach i w medycynie ajurwedyjskiej jest uważana za środek wzmacniający i oczyszczający krew, poprawiający nastrój, przeciwzapalny, napotny, stymulujący układ odpornościowy, po­budzający produkcję żółci, przeciwpasożytniczy i schładzający. Wyniki najnowszych badań naukowych, skrzętnie udokumento­wane przez Buhnera (Buhner 2005: 81), świadczą o jej krętkobój- czym działaniu. W tradycyjnej medycynie używa się tej rośliny w leczeniu gorączki powrotnej, leptospirozy, kiły, a także innych chorób wywołanych przez krętki. Stosuje się ją także w przypadku malarii i chronicznego zmęczenia. Dawka dzienna wynosi od 400 do 1 2 0 0 mg suchego proszku i jest podzielona na trzy porcje. O skut­kach ubocznych nic nie wiadomo;• Rdestowiec ostrokończysty. Jest to pochodzący pierwotnie ze wschodniej Azji, teraz jednak pleniący się także u nas neofit z rzędu rdestowców, przypominający pędy bambusa. O jego właściwościachi zastosowaniu piszemy dalej;• Vilcacora (zob. powyżej). Buhner zaleca 1-4 kapsułek 500 mg trzy razy dziennie, przez okres od 8 do 12 miesięcy. Proponuje za­cząć od niewielkiej dawki;

Oprócz tych trzech głównych roślin leczniczych wspomagaj ąco działają jeszcze dwie inne:• Chiński traganek (Astragalus membranaeceous; chin. huang qi, ang. Astragalus). Ta roślina motylkowa z północnych Chin i Mon­golii w tradycyjnej medycynie chińskiej uchodzi za „dość ciepłą”

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

185

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

(pobudza chi oraz odprowadza zimno) i „słodką” (tonizującą”). Działa w obszarze funkcjonalnym płuc i śledziony (Suwanda/Tien 2005: 52). W leczeniu boreliozy wzmacnia siłę odpornościową (na­stępuje wzrost poziomu interferonu gamma oraz interleukiny 2 ). Poza tym ma działanie antywirusowe, antybakteryjne, przeciwza­palne, odtruwające wątrobę, wzmacniające serce (Buhner 2005: 118-126). Traganek stosuje się we wczesnych, nie zaś w późnych stadiach boreliozy. Dawkowanie wynosi 1000 mg dwa razy dzien­nie. W przypadku boreliozy z Lyme dawka ta może być zwiększona do maksymalnie 4000 mg cztery razy dziennie.• Kolcorośl, sarsaparilla (Smilca glabra, S. aristociaefolia, S. spp., ang. smilcuc). Środkowo- i południowoamerykańscy Indianie stoso­wali kolcorośl w leczeniu kiły. Również Chińczycy we wschodniej Azji używali rodzimych gatunków do leczenia tej choroby. Kolco­rośl wiąże endotoksyny we krwi, działa antybakteryjnie, również na krętki, przeciwzapalnie i przeciwutleniająco; chroni i wzmacnia wątrobę oraz łagodzi reakcję Herxheimera, wzmacnia reakcję ukła-

186

du odpornościowego na krętki, chroni nerwy i zmniejsza zmęczenie (Buhner 2005: 26-131). Dawkowanie wynosi 500 g sproszkowane­go korzenia trzy razy dziennie.

3. Wspomaganie i odbudowa kolagenówCzym żywią się krętki? Energię czerpią z kolagenów, białek za­

wartych w tkance łącznej, ścięgnach, powięzi (elastycznej otoczce mięśni), więzadłach, chrząstce, otoczce mielinowej, a także pły­nie mózgowo-rdzeniowym oraz cieczy wodnistej oka. Krętki wy­korzystują nawet reakcje immunologiczne ludzkiego układu od­pornościowego, aby rozmiękczyć galaretowatą tkankę chrzęstnąi czerpać z niej substancje odżywcze. Najprawdopodobniej robiły tak od zawsze, od wielu tysiącleci, ale w zrównoważonym środowi­sku wewnętrznym nigdy nie zużywały ich więcej, niż ich odrastało albo mógł ich odtworzyć organizm. Mimo obecności tych mikro­organizmów człowiek nie miał więc objawów i pozostawał zdrów. W przypadku nowej boreliozy przypuszczalnie zjadliwy zarazek, mutacja genetyczna, trafia na ludzi, których układ odpornościowyi zdolność regeneracji są osłabione. Istotną częścią terapii byłoby w takim wypadku znalezienie ziół i suplementów diety, które budują chrząstkę i „galaretkę”. Pod uwagę bierze się następujące substancje (Buhner 2005: 139):• Witamina C: w procesie syntezy kolagenu witamina C działa jako esencjonalny koenzym. W grę wchodzi nie tylko witamina C w tabletkach (od 1000 do 3000 mg dziennie), lecz także rokitnik zwyczajny, owoce cytrusowe, jarzębina, dzika róża i inne owoce;• Preparaty cynku i miedzi.• Kwas krzemowy (silicium): koloidy krzemu pomagają ustabili­zować strukturę naczyń, tkanki i kości.• Siarczan glukozaminy: budulec uzyskiwany z pancerzyków ho­marów, krewetek i krabów (chityna), chroniący i budujący tkankę chrzęstną środek na zwyrodnienie stawów.• Pregnenolon: prekursor wszystkich hormonów sterydowych w organizmie człowieka. Według badań klinicznych ów suplement diety (dopuszczony do sprzedaży w USA) łagodzi stany zapalne stawów, naprawia szkody wyrządzone przez hormon stresu, chronii naprawia uszkodzoną osłonkę mielinową otaczającą włókna ner­wowe.

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

187

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

• DHEA (dehydroepiandrosteron): produkowany przez nadnercze hormon sterydowy i prekursor hormonów płciowych, sprzedawa­ny w USA jako środek przeciw starzeniu (anti-aging-hormon), w Niemczech niedopuszczony do sprzedaży.• kwas liponowy ALA działa antyoksydacyjnie• selen• witamina B-complex• witamina E

4. Objawowe leczenie poszczególnych dolegliwościPonieważ borelioza może przyjąć niemal każdy obraz chorobo­

wy i zaatakować niemal każdy narząd, leczenie polega na terapii po­szczególnych dolegliwości, pogrupowanych według objawów. Oto kilka przykładów (za Buhnerem).• W czasie ostrego pierwszego stadium infekcji: żeńszeń syberyj­ski (eleuterokok kolczasty, Eleutherococcus, chin. wie-jia). Ta kłu­jąca roślina z rodziny araliowatych działa antydepresyjnie, łagodzi stres i zwiększa ilość komórek odpornościowych.• Przy porażeniu nerwu twarzowego (objaw Bella) i boreliozie ocznej: Stephania tetrandra, S. cepharantha, chin. hang-gang-ji). Ta wschodnioazjatycka roślina z rodziny miesięcznikowatych łago­dzi stany zapalne nerwów i stawów, redukuje puchliny i działa jak antybiotyk.• Do usuwania neurotoksyn: rdestowiec ostrokończysty (Fallopia japonica). Zawarty w korzeniu rdestowca resveratrol75 redukuje neurotoksyny i chroni układ nerwowy przed wolnymi rodnikami. Jako suplementy zalecane są również selen, cynk, miedź i melato­nina.• Zapalenie stawów: korzeń Stephania tetrandra, korzeń szczeci (Dipsacus), witamina A.• Przeciwbólowo: w przypadku ogólnych objawów zapalenia sta­wów: hakorośl rozesłana7 6 (Harpagophytum procumbens), pokrzy­

75 Polifenol resveratrol, przeciwutleniacz rozpuszczalny w wodzie, który chro­ni liście i owoce roślin w czasie wilgotnych pór roku przed grzybami i pasożytami, a z drugiej strony przed silnym nasłonecznieniem, jest zawarty w rdestowcu ostro- kończystym w dużych ilościach.

76 Tej południowoamerykańskiej rośliny z rodziny połapkowatych nie należy mylić z naszym rodzimym czarcim pazurem, czyli zerwą kłosową (Phyteuma spi- caturri).

188

wa (jako świeży sok, sałatka lub napar), kapsaicyna (wyciąg z pie­przu chili), kurkuma (Curcuma longa), o działaniu obniżającym po­ziom tłuszczu we krwi, przeciwutleniającym, chroniącym komórki, antybakteryjnym i przeciwzapalnym. Buhner wymienia też specjal­ny napar, złożony z pokrzywy, skrzypu polnego, mniszka pospoli­tego, mięty pieprzowej, nasion selera, kurkumy, czarciego pazurai wiązówki błotnej.• Przy zanikach pamięci i zaburzeniach poznawczych: rdesto- wiec ostrokończysty, Stephania tetrandra, wyciąg z widłaka (Hupe- rzia seratum lub Lycopodium clavatum). W grę wchodzi także bar­winek pospolity ( Vinca minor, V. major). Barwinek jest substancją wzmacniającą mózg, powodującą lepsze jego dotlenienie i popra­wiającą przemianę glukozy w mózgu z takim skutkiem, że poprawia się pamięć, koncentracja i potoczystość mowy. Drażliwość, zawroty głowy, bóle głowy i szumy uszne po zażyciu barwinka słabną po­prawia się także ukrwienie siatkówki oka.• Dusznica bolesna (.Angina pectoris) i inne dolegliwości sercowe związane z boreliozą. Rodzimy głóg (Crataegus spp) oraz pocho­dzący z południowo-zachodniej Azji aminek zębodłubka (A mmi na visnaga, ang. khella) poprawiają ukrwienie naczyń wieńcowych.• Problemy z oczami (pływające punkty, niewyraźne widzenie): Stephania tetrandra, barwinek pospolity, witamina C, cynk.• Świąd i skurcze mięśni: magnez i witamina B-complex.• Opuchnięte węzły chłonne, zatory chłonki: prusznik (Ceano- thus americanus, ang. New Jersey tea, red root) jako nalewka, dzia­ła na opuchlizny i bóle w obszarze śledziony i wątroby. Dodatkowo drenaż limfatyczny.• Osłabienie mięśni i ogólne stany osłabienia: nalewki na pyłkach sosny, amerykańskim żeń-szeniu i aralii bezbronnej {Aralia nudi- caulis).• Do odtworzenia flory bakteryjnej jelit po kuracji antybioty­kowej : probiotyk acidofil w kapsułkach.Chroniczne zmęczenie: korzeń traganka (Andrographispanincula- ta), żeńszeń syberyjski (eleuterokok, Eleuterococcus).• Bóle głowy: rdestowiec ostrokończysty, Stephania tetrandra, An­drographis, preparaty z barwinka.

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

189

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

190

Rdestowiec ostrokończysty(Fallopia japonica, synonimy Polygonum cuspidatum, Reynoutria japonica)

Inne nazwy: rdest ostrokończysty. Pochodzący z północnych Chin i północnej Japonii rdestowiec japoński (Reynoutria japoni­ca) jest z nim blisko spokrewniony i ma podobne właściwości.

Pochodzący ze wschodniej Azji rdestowiec przywędrował do Europy w 1823 roku jako egzotyczna roślina ozdobna. Moc­no rozkrzewiająca się, osiągająca wysokość nawet trzech me­trów roślina, rosnąca 10-30 cm dziennie i wysuwająca pędy we wszystkie strony, miała także służyć jako pasza dla zwierząt do­mowych i leśnych. Niestety, ani bydło pastwiskowe, ani zwie­rzyna płowa nie chciały jej jeść. Rdestowiec zapewnia natomiast ochronę i źródło pożywienia małym gryzoniom i ptakom. Lubią go także pszczoły: z nektaru z kwiatów rdestowca produkują do­bry miód przypominający miód gryczany, lecz nieco łagodniej­szy w smaku.

Tymczasem rdestowiec japoński, niezagrożony przez zwierzę­ta ani konkurujące z nim rośliny, mocno się rozprzestrzenił i gę­sto porasta doliny rzek, pobocza dróg i skraje lasów. Osiągnął to bez nasion, używając jedynie kłączy, ponieważ wszystkie wpro­wadzone rośliny były roślinami żeńskimi; brakuje im męskiego partnera, który mógłby je zapylić. Można powiedzieć, że to taka roślinna armia amazonek. Rdestowiec rozprzestrzenia się, kiedy gryzonie roznoszą kłącza, gdy kłącza zostają porwane przez wodę i opanowują nowe siedliska na brzegu rzeki czy strumienia albo jeśli są gdzieś składowane jako odpady ogrodnicze. Przyrodni­czy puryści, nieznoszący zmian w środowisku naturalnym, trak­tują przybysza jako agresywny neofit, wypierający rodzimą florę i niepoddający się żadnej akcji wytrzebiania. Mimo zastosowania środków chwastobójczych bambusowate rośliny rozprzestrzenia­ją się dalej. Nawet ucięte i potraktowane herbicydami kawałeczki korzeni wypuszczają pędy.

W NRD rośliny tej używano do zazieleniania hałd kopalnia­nych w kopalniach węgla brunatnego oraz do umacniania wałów

i wydm. Naukowcy z uniwersytetu w Oldenburgu odkryli tym­czasem, że rdest sachaliński, porastający nadmiernie nawożone błonia, jest w stanie oczyścić gleby zatrute toksynami i metala­mi ciężkimi. Szybko rosnące rdestowce wchłaniają ołów, kadm i cynk z gleby, następnie zostają zebrane i zutylizowane. Eko- ogrodnicy używają wyciągu z rdestowca profilaktycznie przeciw mączniakowi prawdziwemu, grzybicy liści i zarazie ogniowej. Stosuje się go również w zwalczaniu zarazy ziemniaka u pomi­dorów i pleśni szarej u papryki (Kowarik 2003: 215).

Kuchnia chińska i japońska znają wiele przepisów wykorzystu­jących bardzo młode pędy o kwaśnym posmaku: roślina nie jest bowiem trująca. Przed spożyciem należy obrać młode, jędrne pędy z zewnętrznej skóry. Młode łodygi w smaku przypominają rabarbar- rdestowiec jest z nim przecież spokrewniony. Dzieci w Chinach i Japonii równie chętnie jedzą obrane ze skóry młode pędy jak na­sze dzieci szczaw. Młode pędy gotuje się również jako dodatek do mięsa, a także bejcuje i kisi jak kapustę z dodatkiem soli.

Skórka korzeni dostarcza żółtego barwnika służącego do far­bowania tkanin. O tym wszystkim wiedziałem, ale że rdestowiec może być ważnym lekiem roślinnym w terapii boreliozy, do­wiedziałem się dopiero z książki Stephena H. Buhnersa Healing Lyme (2005).

W tradycyjnym chińskim ziołolecznictwie roślina ta jest znana jako chaun qui, han zhang, suan zhang, huangyao zi albo chaun jun long. Uchodzący za lekko gorzkawy korzeń jest stosowany w obszarze funkcjonalnym wątroby i śledziony77. W Chinach przypisuje mu się działanie:• przeciwwirusowe• zwalczające leptospirozy• grzybobójcze• rozkurczające oskrzela, rozpuszczające śluz, przeciwkaszlowe (także w astmie)• obniżające ciśnienie krwi i poziom tłuszczu we krwi• hemostatyczne i ściągające

191

77 www.altemativehealing.org/hu_zhang_chinese.htm

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

• przeciwbólowe, przeciwzapalne (w zapaleniach stawów, reu­matyzmie i bakteryjnych stanach zapalnych)• antybiotykowe na Pseudomonas aeruginosa, Staphylococcus aureus, Moraxella catarrhalis, Streptococcus, Escherischia coli• oczyszczające krew, odtruwające i antyreumatyczne

Zdaniem Buhnera rdestowiec ostrokończysty jest jednym z najważniejszych leków w leczeniu boreliozy. Korzeń rdestowca pomaga naprawić szkody wyrządzone przez krętki. Takie sub­stancje czynne jak resveratol i transresveratol rozszerzają naczy­nia krwionośne i przekraczają barierę mózg-krew. Substancja po­prawia dopływ krwi do oczu, do serca, do skóry i stawów, chroni tkankę nerwową przed uszkodzeniami oksydacyjnymi i endo- toksynami bakteryjnymi, łagodzi reakcje Herxheimera, chroni komórki śródbłonka wyścielające naczynia krwionośne, hamu­je koinfekcje, obniża poziom tłuszczów LDL, redukuje reakcje autoimmunologiczne i wiele więcej (Buhner 2005: 108-118).

Resveratol jest również fitoestrogenem, hormonem pochodze­nia roślinnego, przypominającym żeński hormon płciowy. Nie­którzy sądzą że być może będzie go można zastosować w walce z dolegliwościami menstruacyjnymi, menopauzalnymi, a nawet rakiem piersi78.

ZbioryZastosowanie znajduje korzeń wykopywany późną jesienią

lub wiosną następnie suszony i ścierany na proszek. Cały narko­tyk czy też sproszkowany korzeń działa synergicznie i sprawdza się lepiej niż izolowane substancje czynne.

DawkowanieBuhner proponuje, zależnie od masy ciała i kondycji, dawkę

od 9 do 30 g dziennie. Proszek zalewa się wodą i gotuje na wol­nym ogniu 20 minut, następnie odcedza i dzieli wywar na cztery porcje spożywane w ciągu całego dnia.

Skutki uboczne są mało prawdopodobne, może z wyjątkiem dolegliwości żołądkowo-jelitowych. Na wszelki wypadek nie po­

78 http://de.wikipedia.org/wiki/Japanischer_Staudenkn0terich

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

192

winny po rdestowiec sięgać kobiety w ciąży. Nie wolno zażywać rdestowca jednocześnie ze środkami rozrzedzającymi krew. Dla osoby ważącej 75 kg dawka toksyczna wynosi 75 g na dobę.

To, że ta nowa, agresywnie inwazyjna roślina, która w mgnieniu oka zasiedliła wielkie połacie ziemi, okazuje się skuteczna w wal­ce z rozprzestrzeniającą się równie szybko nową chorobą, jest dla tradycyjnych znawców ziół ciekawym zjawiskiem. Paracelsus po­wiedział kiedyś, że te same astra - wpływy gwiazd albo wpływy du­chowe, które wywołują w człowieku chorobę, sprawiają, że w jego otoczeniu pojawia się i rozprzestrzenia odpowiednia roślina lecz­nicza. I jeszcze jedno skojarzenie: rdestowiec odtruwa glebę, która została zatruta kadmem i innymi metalami ciężkimi: podobnie ta roślina lecznicza odtruwa ludzki organizm.

Zalecenia K. Buhnera dotyczące leczenia koinfekcji79• Babeszjozę albo piroplazmozę, przeno­szoną przez kleszcze, wywoływaną przez chorobotwórcze pierwotniaki babeszjozy, przypominającą malarię chorobę leczy się piołunem (bylica roczna, Artemisia annua), stosowanym przez fitoterapeu- tów także w leczeniu malarii, dodatkowo z prusznikiem (Ceanothus) jako środkiemoczyszczającym i stymulującym chłonkę. c , . , .J J J J T Sadziec przerosmętyW przypadku gorączki i dreszczy w gręwchodzi napotny, pobudzający układ immunologiczny napar z sadź- ca przerośniętego (Eupatorium perfoliatum).• W przypadku koinfekcji z durem (durem plamistym, riketsjozą, erłichozą) Buhner zaleca nalewkę z zimowita jesiennego (uwaga: bardzo toksyczna! Absolutnie nie poleca się laikom. Oficjalnie sto­sowany jako lek na artretyzm) oraz z traganka.• W przypadku współzakażenia bartonellozą zaleca się sproszko­wany korzeń rdestowca, napar z Eupatorium perfoliatum i nalewkę z krusznika.

79 Koinfekcje są niezwykle rzadkie.

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

193

Inne leki na boreliozę

Wraz z rosnącym strachem przed boreliozą przybiera na sile zalew leków i terapii. Oto niektóre najczęściej zalecane środki:• Laurycydyna lub monolauryna. Te monoglicerydy kwasu lau- rynowego działają antybakteryjnie i antywirusowo, atakują błonki lipidowe lub białka powierzchniowe bakterii. Monolauryna jest podobno również zawarta w mleku matki i dzięki temu zapewnia niemowlęciu dodatkową ochronę immunologiczną80. Duże ilości monolauryny znajdują się również w mleku kokosowym (jak pa­miętamy, orzechy kokosowe są istotnym składnikiem „białej żyw­ności”, będącej częścią leczenia kiły przez Indian karaibskich, zob. s. 123, 169 nn.).• Srebro koloidalne: przez pojęcie srebra koloidalnego rozumiemy cząsteczki srebra o ładunku elektrycznym, unoszące się w wodzie destylowanej. Stosowane wewnętrznie srebro koloidalne działa jak antybiotyk o szerokim spektrum działania, blokując enzym, którego mikroorganizmy, grzyby i bakterie potrzebują do przemiany materii. Z tego powodu dawniej kobiety wkładały srebrną monetę do dzban­ka z mlekiem, aby mleko zachowało dłużej świeżość i nie kisło. Jak się wydaje, mikroorganizmy nie są na to odporne. Skutki uboczne prawdopodobnie nie występują.• Artemeter (peroksyd laktonu seskwiterpeny) to substancja czynna bylicy rocznej (Artemisia annua), rośliny, która pocho­dzi z umiarkowanych stref Azji i została przywieziona do nas jako neofit, występujący aż po Łabę. Można ją łatwo wyhodować w ogrodzie. Sproszkowany artemeter skutecznie zwalcza mala­rię. Działanie tej substancji określa się jako przeciwpasożytniczei bakteriobójcze. Artemeter ma niewiele skutków ubocznych.• Gorzknik kanadyjski (Golden Seal, Hydrastis canadensis): ta amerykańska roślina leśna jest lekiem uniwersalnym (ze względu na przeciwskurczowe działanie na macicę nie powinna być stosowany przez kobiety w ciąży).

80 http://groups.google.com.gi/group/sci.med.diseases.lyme/tree/browse_frt/ month200 (13.10.2006).

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

194

• Ekstrakt z liści drzewa oliwnego: wyciąg z liści świętego drze­wa oliwnego działa bakteriobójczo i wzmacnia reakcję immunolo­giczną organizmu. Dawkowanie: 3 razy dziennie 5 do 10 ml nieroz- cieńczonego ekstraktu81.• Krople z jemioły: udowodniono już, że wyciąg z jemioły hamuje przyrost komórek nowotworowych, a także wspomaga układ odpor­nościowy organizmu. Jemioła pobudza pracę limfocytów, pomaga uwolnić limfokiny i interferony. Już Hipokrates zalecał jemiołę na tak zwaną melancholię (zaburzenia limfatyczne, obrzęk śledziony). Preparaty z jemioły znaj dują również zastosowanie w leczeniu prze­wlekłych stanów zapalnych stawów (Kaufhold 2002: 538).• Terapia rizołem wg dra Gerharda Steindla: olej rizol składa się z olejów ozonowanych (oleje o długich łańcuchach, natlenio­ne). Ozonek jako nośnik tlenu zostaje wymieszany z oliwą z oliwek i olejkiem rycynowym, z dodatkiem 10 procent olejku eterycznego Oleum absinthii, 1,8 procent oleju z orzechów włoskich, 3 procent oleju z bylicy, 5 procent oleju z czarnego kminku i 0,9 procent oleju majerankowego. Borelie i inne bakterie beztlenowe nie znoszą tle­nu, dla nich jest on trucizną. Mają niewiele mechanizmów odtruwa­jących chroniących przed tlenem.• Nienasycone kwasy tłuszczowe znajdujące się w oleju z nasion ogórecznika lekarskiego, oleju z nasion konopi, oleju z wiesioł­ka, a także oleju z łososia bogatego w kwasy tłuszczowe Omega 3 łagodzą stany zapalne i wzmacniają układ odpornościowy.• Czystek (Cistus incanus): niewielki, żywiczny krzew obszaru śródziemnomorskiego w grupach skupiających chorych na boreliozę uchodzi za cudowny lek. Zawarte w tej roślinie polifenole podobno neutralizują wolne rodniki i wzmacniają siły odpornościowe organi­zmu. Czystek, przyrządzony i stosowany jako napar lub wywar, ma również zapobiegać ukąszeniom przez kleszcze i komary.

81 www.natuerlich-quintessence.de;www.sinoplasan.com albo www.o-leaf- intemational.com

Inne

ko

ncep

cje

biot

erap

euty

czne

195

Choroby nienazwane Szybciej znikają.

Clemens Kuby, Unterwegs in die nachste Dimension

Homeopatyk reguluje w człowieku zawsze ten sam proces co w przyrodzie. Zarówno w człowieku, ja k i w przyrodzie regułator pozostaje niewidoczny. Dotyczy to również leków.

Jurg Reinhard, Sanfte Heilprcais

Miazmy to nic innego ja k stany świadomości [...]Wywołują odpowiednią zarazę albo odpowiednią chorobę u poszczególnych pacjentów. Stwierdziłam, że kryją także w sobie odpowiednie rozwiązanie, bo nigdy nie składają się jedynie z ciemnych stron.

Dr Rosina Sonnenschmidt, homeopatka

196

HAHNEMANN I MIAZMA SYFILITYCZNA

Każdy z nas słyszał już o homeopatii. Ucho­dzi ona za łagodny, delikatny, pełen wy­czucia sposób leczenia. Jej twórca, Samuel Hahnemann, który urodził się w 1755 roku w Miśni, zmarł zaś w 1843 w Paryżu, jako lekarz sprzeciwiał się ówczesnym praktykom medycznym - upuszczaniu krwi, plastrom drażniącym skórę, rozżarzonemu żelazu, sil­nym substancjom wymiotnym i przeczysz­czającym, wysoce toksycznym pigułkom, wywarom, maściom i kroplom zawierającym związki rtęci, arsenu, siarki i metali ciężkich, często jeszcze bardziej osłabiającym pacjen­tów i pogłębiającym ich chorobę.

Następujące zasady homeopatii są znane również większości la­ików:

Lek podawany choremu to substancja, która u zdrowego czło­wieka wywołuje takie same objawy jak dana choroba. Homeopatia hołduje zasadzie zwalczania podobnego podobnym, a nie, jak zakła­da to uniwersytecka medycyna alopatyczna82, zwalczania choroby trującymi środkami o przeciwnym działaniu. Preparaty homeopa­tyczne pobudzają organizm do reakcji przeciwnej: to znaczy mobi­lizują energię życiową i wzmacniają siły odpornościowe organizmu. Hahnemann odkrył zasadę podobieństwa, kiedy na własnej skórze wypróbował korę drzewa chinowego w leczeniu malarii. Dostrzegł, że w niewielkiej dawce wywołuje u osób zdrowych objawy przy­pominające objawy malarii, takie jak zimne stopy, poty, kołatanie serca, wyczerpanie, mdłości itp.

82 Jako alopatię Hahnemann określał procedury medycyny uniwersyteckiej, zgodnie z którymi w walce z chorobą stosuje się środki, które wywołują odwrotny skutek do jej objawów, na przykład leki przeciwgorączkowe przeciw wysokiej tem­peraturze. W przeciwieństwie do tego homeopatia posługuje się takimi lekami, które wywołują objawy przypominające objawy danego schorzenia.

Samuel Hahnemann

197

Dawka leku powinna być jak najmniejsza. Nie chodzi o fizyczne ilości, lecz o informację dla organizmu. Substancje stosowane jako lek, w surowej postaci często trujące, są rozcieńczane wodą i po­trząsane albo rozcierane z laktozą. Są one rozcieńczane stopniowo i potrząsane aż do pożądanego stężenia. Na koniec, od potencji 20, w płynie nie ma już pierwotnej substancji, jest tylko wyodrębniona „informacja” przekazywana organizmowi przez nośnik, jakim jest woda albo laktoza. Im większe rozcieńczenie, tym silniejszy ma być skutek.

To rozcieńczanie czy też „potencjowanie” zawsze było przez zatwardziałych materialistów uważane za czary-mary, których nie należy brać poważnie. Tymczasem w toku starannie prowadzonych badań laboratoryjnych, na przykład w laboratorium ISERM pod kie­runkiem Jacques’a Benveniste’a, wykazano, że faktycznie istnieje coś takiego jak „pamięć wody” i że homeopatyczne roztwory (D25) IgE (immunoglobuliny E) są skuteczne w porównaniu z placebo (Schiff 1999: 49). Theodor Schwenk i inni hydrolodzy-antropozofo- wie pokazali na przykładzie „metody obrazu kropli” czułość wody w postaci „wrażliwego chaosu” (Honauer 1998: 92).

Dla mieszkańców wschodniej Azji oczywiste jest, że woda przyjmuje i przechowuje informacje: woda to czysty jin , a jin jest zawsze pamiętliwy, wrażliwy, biernie przyjmujący. Masaru Emoto spróbował to zobrazować, fotografując delikatne kryształy zamar­zniętej wody z rozmaitych źródeł. Okazało się, że kryształy wody pochodzącej z miejskich wodociągów czy też skażonych rzek były pozbawione harmonii, niepełne lub zniekształcone; kryształy wody z leczniczych źródeł lub wody, nad którą śpiewano mantry bądź wy­powiadano dobre słowa, miały piękne, równomierne formy krysta­liczne, podobnie jak woda, która zetknęła się z kwiatami lub ziołami leczniczymi (Emoto 2002).

Siła życiowa i teoria miazm

Mniej znane od zasady podobieństw czy reguły potencjowania jest filozoficzne tło teorii doktora Hahnemanna. Wszystkie żywe stwo­rzenia dysponują swego rodzaju siłą życiową inaczej dynamis, któ­ra całkowicie przenika ciało i - podobnie jak ciało eteryczne czy ciało życia Rudolfa Steinera - wprawia procesy życiowe w ruch.

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

198

Gdy owa witalna zasada opuszcza ciało, człowiek umiera. Hahne- mann pisze: „W stanie zdrowia duchowa siła życiowa człowieka, jako dynamis ożywiająca ciało, działa w sposób nieograniczony i utrzymuje wszystkie jego części w godnym podziwu harmonijnym ruchu życiowym w uczuciach i czynnościach, tak że nasz wewnętrz­ny, rozumny duch może się swobodnie posługiwać żywym, zdro­wym narzędziem do wyższych celów naszego bytu” (Hahnemann, Organon, § 9).

W późniejszych latach Hahnemann zajął się chorobami, któ­re zostały zwyciężone, ale potem powróciły w zmienionej postaci i z nowymi objawami. To tak, jakby siła życiowa przenikająca całe ciało została zaburzona przez jakiś czynnik chorobotwórczy. To za­burzenie objawia się rozmaitymi symptomami choroby. Namacal­nych oznak choroby nie należy jednak mylić z ich przyczyną, z cho­robą leżącą u ich podłoża. Źródło choroby leży głębiej i właściwie jest niematerialne.

Hahnemann zarzuca swoim kolegom lekarzom, alopatom, jak ich nazywa, że zatrzymują się na objawach. Próbująje usunąć skal­pelem, upuszczaniem krwi i trującymi substancjami chemicznymi, a kiedy im się uda, mówią o udanym wyleczeniu, podczas gdy tylko- wbrew naturze - wepchnęli chorobę głębiej, ze skóry w mięśnie i kości albo, o ile odnieśli szczególny „sukces”, aż w narządy we­wnętrzne i układ nerwowy. Naturalny przebieg zdrowienia odbywa się natomiast zawsze od wewnątrz na zewnątrz, od ważnych dla ży­cia narządów w kierunku powierzchni, aż ukażą się one na skórze w postaci widocznej wysypki, pryszczy, wrzodów, plam, brodawek itp. Lekarze, zwalczając objawy przy użyciu trucizn i bolesnych metod, w rzeczywistości osłabiają siłę życiową (dynamis) pacjen­ta. Prawdziwa medycyna powinna jednak zwracać uwagę na to, by zachować siłę życiową albo na powrót ją wzmocnić. Dlatego ważne jest, aby człowiek zwracał uwagę na to, co pije i je, na to, by żyć w zdrowym miejscu (nie w piwnicy, zawilgoconych warsztatach czy zamkniętych mieszkaniach), miał dość świeżego powietrza i ruchu fizycznego, unikał zgryzoty i cierpienia, ale także bezcelowych tera­pii medycznych (Hahnemann, Organon, § 77, § 79).

Po wielu latach praktycznych doświadczeń Hahnemann doszedł do przekonania, że zaburzenie siły życiowej wyrażające się w prze­wlekłych chorobach polega w gruncie rzeczy na trzech różnych mia- zmach (miazma, z gr. „plama, zabrudzenie, wyziewy powodujące

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

199

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

200

choroby”) (Hahnemann 1828). Te trzy pierwotne zaburzenia czy też pierwotne zła, które mogą się manifestować w wielu dolegliwo­ściach klinicznych, nazwał psora, sykosis i syphilis. Te - jak sam przyznaje - raczej dowolnie wybrane terminy nawiązują do pierw­szych objawów pierwotnego zła widocznych na skórze: liszajowatej wysypki, wenerycznego owrzodzenia lub kalafiorowatych narośli i brodawek płciowych.

PsoraGrecki termin psora znaczy „świerzb” i wywodzi się przypusz­

czalnie od hebrajskiego tsorat, czyli „trędowaty”. Psoriasis to w ję ­zyku medycyny uniwersyteckiej liszaj, świerzb albo nużyca. Dla Hahnemanna psora jest natomiast tysiącgłowym skupiskiem cho­rób o przeróżnych formach i objawach oraz źródłem wielu długo­trwałych dolegliwości. Cierpiący na nią pacjent w dosłownym tego słowa znaczeniu „źle się czuje w swojej skórze”. Odczuwa świąd, nadwrażliwość i nerwowość; towarzyszą temu objawy natury psy­chicznej, takie jak rozdrażnienie, przygnębienie, zazdrość, lękliwość i napięcie. Związane z tym choroby mogą przybierać postać neura­stenii, histerii, hipochondrii, melancholii, padaczki i skurczów, roz­miękczenia kości, skrofułów83, skoliozy, kifozy (skrzywienia kręgo­słupa), próchnicy kości, raka, naczyniaka krwionośnego, artretyzmu i wielu innych (Hahnemann, Organon, § 81). U każdej jednostki i w każdym nowym pokoleniu owa „prastara zakaźna zgorzelina” przyjmuje inną formę. Z biegiem czasu, po kilkuset pokoleniach, w swej wędrówce przez wiele milionów organizmów ludzkich osią­ga różnorodną postać (Hahnemann, Organon, § 81). Hahnemann wierzył, że większość ludzi jest skrycie zarażonych psorą. Siedem ósmych chorób przewlekłych, jak ocenia, opiera się na miazmie psory.

Jako główny środek na stany psoryczne homeopatia wymienia siarkę.

83 Skrofuły, skrofuloza lub zołzy to historyczne określenie osłabienia immuno­logicznego, przejawiającego się w chorobach skóry i węzłów chłonnych ze skłon­nością do przewlekłych stanów zapalnych i nieżytów.

SykosisSyko to greckie określenie figi. Sykozą nazywamy chorobę bro­

dawek figowych. Także to pierwotne schorzenie objawia się na bardzo wiele równych sposobów - ciągliwą skąpą wydzieliną jak rzeżączka, stanami zapalnymi, guzkami, tłuszczakami, polipami, brodawkami, grzybicą - i zależnie od okoliczności może wywoły­wać również zaburzenia psychiczne lub mentalne - rezygnację, lęki, obsesje, neurozy, kompleks niższości84.

Jako główny środek na stany sykotyczne Hahnemann wymieniał tuję (Thuja occidentalis, żywotnik zachodni).

SyphilisSyfilis, czyli kiła, w postaci klinicznej ma trzy stadia. Po zakaże­

niu pojawia się najpierw wrzód (szankier), najczęściej na narządach płciowych, ale także na palcach, wargach czy w innych miejscach ciała. Jednocześnie nabrzmiewają węzły chłonne. Po upływie jedne­go lub dwóch miesięcy pacjent czuje się chory, ma gorączkę, cierpi na bóle głowy i kończyn, często połączone z wysypką i cuchnący­mi, jątrzącymi się wrzodami. Zaatakowana zostaje skóra, śluzówka, a także narządy wewnętrzne. Objawy następują i ustępują w rzu­tach. Jako „mistrz kamuflażu” choroba ta może z biegiem czasu naśladować wiele innych chorób. W ostatnim stadium kiła niszczy kości, stawy, atakuje nerki, wątrobę i tkankę nerwową. Twarde guz­ki (kilaki) tworzą się głównie na sklepieniu czaszki, kości nosowej, kości piszczelowej czy mostku i rozpuszczają tkankę. Zaatakowane i zniszczone zostają także mózg i opony mózgowe (Kóster-Lósche 1989: 53).

Gdy Hahnemann mówi o miazmie syfilitycznej, może chodzić nie tylko o opisaną właśnie francuską chorobę, lecz szereg scho­rzeń, których objawy charakteryzuje degeneracja i destrukcja tkan­ki, zaburzenia pracy narządów, wrzody i kurcze, osteoporoza, zanik mięśni, chorobę Alzheimera, chorobę Parkinsona czy AIDS. Należą do nich także zaburzenia wrodzone, zniekształcenia, uszkodzenia okołoporodowe, rozszczepienie kręgosłupa i skłonności do nało­gów85. Miazma syfilityczna wręcz pożera siłę życiową albo też, jak

84 http://homepage.sunrise.ch/homepage/jaegger/miasma.htm85 http://homepage.sunrise.ch/chomepage/jaegger/miasma.htm

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

201

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

formułuje to tradycyjna medycyna chiń­ska, „niszczy jin nerek”, życiową siłę odziedziczoną po rodzicach, która jest podstawą naszego rozmnażania i którą możemy zachować do późnej starości, prowadząc rozsądny tryb życia i właści­wie się odżywiając.

Na płaszczyźnie psychicznej miazma syfilityczna objawia się perwersjami, skłonnością do przemocy, nałogami, zachowaniami agresywnymi i destruk­cyjnymi dla otoczenia i samego siebie (autoagresja, skłonności samobójcze). W tym kontekście ciekawe jest odkrycie Heidi M., która sama produkowała wy­

ciąg ze szczeci i wypróbowując ją na sobie, stwierdziła, że pomaga w przypadku zachowań autoagresywnych (zob. s. 133 n.).

Jako główny środek w leczeniu stanów syfilitycznych Hahne­mann wymienił rtęć (Mercurius), oczywiście w bezpiecznej homeo­patycznej potencji.

Według homeopaty S. Ortegi psora może być określona jako niedoczynność, reakcja na niedobór i defekt, sykosis jako stan nad­czynności, nadmiernej reakcji, natomiast syphilis jako reakcja de­strukcyjna i zaburzenie (Pschyrembel 1998: 197). Syphilis prowadzi do załamania i destrukcji ciała oraz psychiki.

Współczesna medycyna uznała teorię miazm Hahnemanna za przestarzałą i odłożyła ad acta. Z punktu widzenia historii medycy­ny teoria miazm uchodzi jedynie za prekursora nauki o infekcji za pośrednictwem mikroorganizmów. Hahnemann nie mógł przecież nic wiedzieć o bakteriach, bakcylach, mikroskopijnych grzybach, wirusach i innych drobnoustrojach będących faktycznymi kata­lizatorami chorób. Klasyczni homeopaci widzą to jednak inaczej. Miazmy są zakaźne i przenoszą się z jednego organizmu na drugi nie tylko w związku z drobnoustrojami chorobotwórczymi. Owe „zaraźliwe wyziewy i zabrudzenia” należy rozumieć raczej meta­fizycznie i archetypicznie. Zanieczyszczenie moralne, klątwa nio­sąca chorobę, skutki nienawiści, zazdrości, braku uczuć itp. oddzia­łujące również na płaszczyźnie fizyczno-somatycznej sprawiają że ludzie stają się podatni na miazmy wywołujące choroby. Nieprzy­

SyfiUtyk.Sztych francuski, XVI wiek

202

jazny dotyk ręki, pozbawiony uczuć seks lub spojrzenie sterowane złymi intencjami mogą przenosić chorobę. „Złe oczy zarażają przez spojrzenie, tak jak zły oddech przez tchnienie, szczególnie wtedy, gdy się łączą ze złą wolą” - czytamy w Magisches Handbuch der Sympathie z roku 1857 (Kremp 1996: 263). Łatwo to zrozumieć z szamańskiego punktu widzenia. Bardziej nowoczesne spojrzenie polega na traktowaniu miazm jako powracających wzorców infor­macyjnych, jako części pól informacyjnych działających na prze­strzeni wielu pokoleń i wielu epok.

Merkury i nowy syfilis

Zgodnie ze światopoglądem klasycznych homeopatów choroby miały w dawnych czasach naturę raczej psoryczną albo psykotycz- n ą dziś w coraz większym stopniu określa je miazma syfilityczna. Żyjemy w syfilitycznej epoce, w stanie rosnącej „syfilizacji” .

Wielka epidemia kiły, która wybuchła w XVI wieku, najpierw została stłumiona przy użyciu rtęci, następnie salversanu - prepa­ratu zawierającego arsen, na końcu zaś pe­nicyliny. Teraz choroba ta powraca do nas w postaci AIDS, raka i chorób autoimmu- nologicznych. Ale również na płaszczyźnie patologii społecznych panuje destrukcyj­na miazma: terror, zamachy samobójcze, narkomania: crack, speed i heroina, rozsz­czepienie atomu, technologia genetyczna, rozpadająca się materia i rosnący chaos w substancji Ziemi, wywołane przez neu- rosyfilityczne mózgi, rozpad osobowości i inne dekadenckie zjawiska.

Klasyczni homeopaci interpretują bo­reliozę jako najnowszą postać francy czy kiły. Nie jest przecież dziełem przypadku, że obie te choroby są łączone z krętkami, maleńkimi nitkowatymi bakteriami. Tak jak syfilis szalejący w XVI wieku, tak i bo­relioza przebiega w trzech stadiach:

Duch syfilisu.F. Rops, XIX wiek

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

203

1. Tuż po zakażeniu pokazuje się pierwszy objaw na skórze: rumień wędrujący w boreliozie, szankier jako wrzód pierwotny w kile. Oba te objawy skórne znikają po krótkim czasie bez leczenia.2. Po okresie utajenia w drugim stadium choroby zaatakowane zo­stają mięśnie, stawy i kości. Podobnie jak kiła, także borelioza jest „mistrzem kamuflażu” i potrafi, jak widzieliśmy, naśladować obja­wy wielu różnych chorób, co często prowadzi do błędnej diagnozy.3. W trzecim stadium dochodzi do zaburzeń neurologicznych, aż do psychozy, schizofrenii, apatii i obłąkania.

Dla współczesnego sposobu myślenia przypuszczenie, że bore­lioza miałaby być nowym wyrazem starej syfilitycznej miazmy, jest trudne do zaakceptowania. Przyznajemy, że jedne i drugie krętki, Borrelia i Treponema, należą do spokrewnionych gatunków i wywo­łują zbliżone objawy. Jaki jeszcze może być między nimi związek? Ale czy nie można by pomyśleć, że jest to swego rodzaju „morficz- ny rezonans”, jak sformułował to biolog i filozof przyrody Rupert Sheldrake? Znamy pojęcie rezonansu z muzyki (łac. re = ponownie, sonare = brzmieć). Kiedy uderzymy w jeden kamerton, drugi będzie drgał i dźwięczał z tą samą częstotliwością. Według Sheldrake’a do­świadczenia i nawyki poprzednich pokoleń „pobrzmiewają” razem z doświadczeniami i nawykami nowego pokolenia, i to niezależnie od miejsca i czasu. „Rezonans morficzny nie słabnie wraz z rosną­cą odległością i może oddziaływać z przeszłości na teraźniejszość. Przy tym przenoszona jest nie energia, lecz informacja” (Sheldrake 1993: 131). Ta wypowiedź jest znacząca, ponieważ Sheldrake nie był mętnie argumentującym mistykiem, lecz uznanym naukowcem eksperymentatorem. Hipoteza, jak sam przyznaje, jest wciąż kontro­wersyjna, ale w każdym razie można ją sprawdzić doświadczalnie. Jak wnioskuje, żyjące organizmy dziedziczą nie tylko geny, lecz także pola morfogenetyczne. „Geny są przekazywane w postaci materialnej i umożliwiają potomstwu syntezę określonych rodza­jów cząsteczek białkowych. Pola morfogenetyczne są dziedziczone na drodze niematerialnej, i to nie tylko po rodzicach przez dzieci, lecz w gruncie rzeczy po wszystkich osobnikach przez całe kolejne pokolenie (Sheldrake 1993: 133). Epidemia syfilisu, która nawie­dzała ludzkość przez wieki ze słabnącą intensywnością jest częścią naszego zbiorowego doświadczenia. Może więc jest coś na rzeczy, kiedy homeopaci stwierdzają w boreliozie morficzny rezonans z sy­

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

204

filisem. Hahnemann wzywa, by podobne leczyć podobnym. Jako główny środek na rozkład siły życiowej wskutek miazmy syfilitycz- nej wymienia rtęć. Nie ów używany przez lekarzy medycyny kla­sycznej wysoce toksyczny chlorek rtęci (kalomel, Hg2 Cl2 ), lecz rtęć w wysoko potencjowanej, uduchowionej formie.

Połyskujący płynny metal należy, zgodnie z dawną teorią bóstw- -planet, do Merkurego, boga o uskrzydlonych piętach. Na niebie, jako widoczna planeta, Merkury wyprzedza pozostałe planety: w ciągu 88 dni, zawsze w pobliżu Słońca, pokonuje zodiak w sy- derycznym obiegu. Mars na przejście wszystkich gwiazdozbiorów zodiaku potrzebuje dwóch lat, Jowisz dwunastu, a stary, powolny Saturn aż trzydziestu. Merkury, u Greków nazywany Hermesem,

Merkury, duch rtęci.Baro Urbigerus, Besondere Chymische Schriften, Hamburg 1705

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

205

jest posłańcem bogów, ambasadorem, mistrzem mowy i rozsądku. W pradawnych czasach to on nauczył ludzi myśleć i mówić, ale tak­że kłamać i udawać. Jest bogiem szamańskim, stąpającym po kra­wędzi, który potrafi pokonać wszystkie bariery, także te dzielące go od królestwa umarłych. To właśnie on uwolnił niegdyś Persefonę, boską kwiaciareczkę, z zaświatów, i to on przeprowadza zmarłych przez próg Hadesu. Jako bóg pogranicza, jest patronem uzdrowicieli i lekarzy, kupców, ale także hultajów, złodziei, kłamców, szpiegówi aktorów. Uchodzi za mistrza kamuflażu. Przywdziewa wiele ma­sek. Wszędzie dociera nierozpoznany.

Symbolem Merkurego jest wąż. Jego znakiem jest różdżka z owiniętym na niej wężem, różdżka Eskulapa albo kaduceusz, bę­dący symbolem cechu medyków i aptekarzy: wiedza o truciźniei antidotum w postaci dwóch zwróconych do siebie żmij utrzymują­cych się wzajemnie w równowadze. W gruncie rzeczy, jest to laska szamańska, czarodziejska różdżka. Ponieważ Merkury jest również symbolem handlu zagranicznego i ruchu międzynarodowego, prze­pływu pieniędzy i walut, również kupcy posługują się znakiem laski z wężem - to znak dolara ($).

W ciele człowieka Merkury odpowiada za płuca, których wpły­wający i wypływający oddech łączy świat wewnętrzny ze światem zewnętrznym, duszę człowieka z duszą świata. Zgodnie ze sta­rym poglądem humoralno-patologicznym nadaje także ruch pły­nom ustrojowym, chłonce. Merkury/Hermes jest transseksualny, hermafrodytyczny, z łatwością przekracza również granice płci.

I granice przyzwoitości, to on jest bowiem tym gadułą tym obiecującym gruszki na wierzbie politykiem występującym w talk show, kutym na cztery nogi spryciarzemi nadwornym błaznem na dworze króla bogów Jowisza. Ten bezczelny szelma jest jedynym, który może powiedzieć królo­wi rzeczy, jakich nikt inny nie odważył­by się powiedzieć - czasami także gorzką prawdę.

Na podstawie tego archetypu szybko wnioskujemy, że Merkury jest również pa­nem naszego ducha czasu. Objął panowa-

Hermes-Merkury z wężową różdżką. Stolzenberg, Frankfurt 1624

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

206

nie, gdy wraz z Kolumbem pękły granice średniowiecznego obrazu świata i rozpoczęła się epoka ogólnoświatowej komercji. Jako bóg rozumu i światowego handlu, obwieścił początek ery zegarów i me­chaniki. Rozpoczęła się epoka nauki i maszyn. Zwolennicy starej, „zabobonnej” wiedzy musieli odejść. Objęcie tronu przez Merkure­go zaznacza również epidemia kiły, zwanej dawniej po niemiecku „serpentinische Krankheit” (łac. serpens = wąż), która rozprzestrze­niła się z prędkością błyskawicy.

Czy to przypadek, że krętki są żywymi, szybko przemierzają­cymi ciało drobniutkimi „wężami”? Także krętki boreliozy przy­pominają maleńkie węże. Także one są bardzo ożywione, śliskie, nieuchwytne, jak płynny metal: rtęć. Jak widzieliśmy, zmieniają się nieustannie, porzucają kształt węża i przeobrażają się w kulki, sta­j ą się praktycznie niewidoczne, otorbiają się, potem zaś przyjmu­ją znowu postać wijących się, spiralnych wężyków. Ani testy, ani badania laboratoryjnie nie dają pewności co do ich wykrycia. Tak-

Merkury w postaci węża przenika i zapładnia świat. Za: J.C. Barchusen, Elem enta chemicae,Lejda 1718

207

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

że one poruszają się po krawędzi: bez problemu pokonują barierę krew-mózg, bez problemu przechodzą z jednego gatunku na drugi, z kleszczy na myszy, samy, ludzi, jaszczurki, komary, muchy i tak dalej. Nikt tak naprawdę nie wie, ilu jest chorych na boreliozę i ile jest nowych zachorowań rocznie, ale jeśli szacunki ekspertów są prawdziwe - ćwierć miliona w USA, 100 000 w Niemczech; liczbę infekcji można nazwać prawdziwie „merkuriańską” .

Z tego punktu widzenia krętki boreliozy, owo najnowsze wyda­nie zarazy Treponema, są częścią ery merkuriańskiej, zbliżającej się z prędkością orkanu do swego apogeum. Kupcy, biznesmeni, poli­tycy, rzesze turystów z ponaddźwiękową prędkością przemierzają świat, który stał się swego rodzaju globalnym „one world”. Upa­dają granice: granice krajów, granice płci, granice przyzwoitości, przez satelity, Internet i fale radiowe przelewa się powódź danych, obrazów, informacji, których nikt nie jest już w stanie przetrawić. Przez giełdy, niczym elektroniczne fale po globusie, przepływają codziennie biliony wirtualnych dolarów, euro czy jenów. Modne narkotyki, substancje psychoaktywne pozwalają przekroczyć - tak się przynajmniej sądzi - granice metafizyczne, z którymi niegdyś radzili sobie jedynie szamani poddający się ścisłej ascezie. Ale już nic nie sięga istoty rzeczy, ponieważ połyskującemu bogu rtęci brak mądrości Jowisza i ciężaru Saturna. Aktorzy i komedianci, których w dawnych czasach zaliczano do żebraków i wędrownych kup­ców jarmarcznych, dziś zostają głowami państw i gubernatorami. Fanatyków prędkości, takich jak Michael Schumacher, otacza się półboską czcią. Elektroniczne liczydło - komputer, jest ołtarzem, na którym codziennie celebruje się komunię z bogiem rtęci, zaś talk-show to jego msza.

208

Cud słowa

Trzy główne zła czy też miazmy ujawniają się w bardzo różny sposób i w postaci tysięcy różnych objawów. Dla lekarzy medy­cyny uniwersyteckiej są to zawsze oddzielne, pojedyncze choro­by. Zgodnie z modelem biologicznym każda choroba przypomina w ich pojęciu gatunek lub rodzaj zwierzęcia. Łowcy mikrobów, tacy jak Robert Koch, Emil von Behrling czy Ludwik Pasteur, byli przekonani, że każdy pojedynczy objaw chorobowy można przy­porządkować określonemu rodzajowi mikroorganizmów patogen­nych.

Dla Hahnemanna natomiast wszystkie objawy chorobowe były symptomami sięgającego głębiej osłabienia siły życiowej. Także jego późniejsi zwolennicy nie uważali mikroorganizmów za przy­czynę chorób. Zasiedlają one po prostu osłabioną tkankę, podob­nie jak komiki opanowują świerki, osłabione wcześniej przez elek- trosmog, promieniowanie masztów telefonii komórkowej, kwaśne deszcze czy wichury.

Hahnemann ostrzega przed fascynacją nazwami i określeniami chorób. Zależnie od warunków życia, miejsca zamieszkania, złych i dobrych nawyków, czynników dziedzicznych i kondycji objawy wtórne (pierwotnej, podstawowej miazmy) przybierają różną po­stać. Owe zaburzenia i dolegliwości są potem błędnie wymienia­ne pod wieloma własnymi nazwami jako choroby autonomiczne (Hahnemann 1999: 167): „ileż jest bezprawnych, wieloznacznych nazw, przez które rozumiemy stany chorobowe podobne do siebie

Robert Koch jako łowca mikrobów

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

209

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

210

tylko w jednym jedynym objawie: febra, żółtaczka, puchlina wod­na, suchoty, upławy, hemoroidy, reumatyzm, apopleksja, skurcze, histeria, hipochondria, melancholia, mania, zapalenie jamy ustnej, paraliż itp., które nadajemy niezmiennym, stałym chorobom i le­czymy według zwykłych utartych torów!”. Innymi słowy, według Hahnemanna choroba nie jest zjawiskiem podlegającym klasyfika­cji, lecz zmiennym procesem, wywodzącym się od duchowej pra- zasady, od danej miazmy. „Bezużyteczne i nieuzasadnione nazwy chorób nie mogą mieć wpływu na sztukę leczenia prawdziwego mi­strza uzdrawiania” (Hahnemann 1999: 168). Lekarz, jak pisze dalej, ma leczyć nie nazwę, lecz jak najdokładniej zjawiska, indywidualny obraz choroby.

Zgodnie z tym punktem widzenia nie istnieje AIDS, nie istnieją rak ani borelioza albo, jak powiedział kiedyś Rudolf Steiner: „nie ma w ogóle żadnych chorób, są tylko chorzy ludzie” (Steiner 1961: 79). Także lekarz Edward Bach, świetnie wyczuwający eterycz­ną energię oddziałującą w tle zjawisk materialnych, dostrzegł, że sprawy świata zjawisk nie są ustalone raz na zawsze, a już najmniej dotyczy do chorób. Mimo że terminologia medyczna sprawia wra­żenie, jakby chodziło o sprawy namacalne, są to wciąż zmieniające się zjawiska. Dla odkrywcy esencji kwiatowych tak zwanych cho­rób nie należy tłumaczyć pierwotnie na płaszczyźnie mechaniczno- chemicznej czy biologicznej, lecz traktować je jako brak harmonii energetycznej, polegający w efekcie na niewłaściwej postawie du­chowej i błędnych wyobrażeniach (Scheffer/Storl 2007: 53).

Także Clemens Kuby na podstawie doświadczeń z własną cho­robą (paraplegia) oraz dyskusji z dorobkiem ideowym buddyzmu doszedł do wniosku, że uprzedmiotawianie chorób jest szkodliwe: ,ja po prostu nie uznaję dolegliwości za choroby. Ignoruję je, nie nadaję im nazw i zachowuję się tak, jakby były wymyśloną przez kogoś pogłoską [...] Nienazwane choroby szybciej znikają” (Kuby 1995: 44). Oczywiście jest to radykalny punkt widzenia. Według tej opinii medycyna uniwersytecka uległa prymitywnym czarom nazw: jeśli znasz nazwę, uważasz, że panujesz nad zjawiskiem. Tak też było w bajce o Titelitury.

Również słowo „borelioza” działa jak magia nazwy. Identyfiku­jem y się z n ią i fiksujemy się na nią. Naprawdę istnieją ludzie, któ­rzy zupełnie serio pytają: „borelioza? Czy ona w ogóle istnieje?”.

Leki homeopatyczne w leczeniu boreliozy

Po ukąszeniu przez kleszcza można profilaktycznie zażyć nozodę D200 przeciw kleszczowemu zapaleniu mózgu (Zeckenfieber-No- sode D200). Działa ona jeszcze przez sześć godzin po ukąszeniu i ponoć pomaga także na skutki alopatycznego szczepienia przeciw kleszczowemu zapaleniu mózgu. Dawkowanie: 2-3 kropli lub glo­bulki, powtórzyć po 10 minutach.

Wielu homeopatów jest zdania, że nozoda boreliozy D200 lub C200 skutecznie chroni także przed zakażeniem krętkami boreliozy. Okres ochrony trwa około roku, po tym czasie należy ją odnowić.

Dla leśników i miłośników przyrody, ukąszonych przez kleszcza w czasie wyrębu lasu, wędrówek, biwakowania czy wędkowania, istnieje homeopatyczny środek pierwszej pomocy: Ledum C30 (ba­gno zwyczajne, Ledum palustre). Dawkowanie: przez 3 dni po 1 globulce dziennie, potem szóstego i dwunastego dnia po 1 globulce nozody boreliozy (Stolze 2006: 50).

W medycynie ludowej bagno zwyczajne jest stosowane jako śro­dek moczopędny i napotny przy reumatyzmie, zapaleniu stawów i artretyzmie. W dużych dawkach jest trujące, działa drażniąco na nerwy i żołądek. Podobno na wsi używano niegdyś bagna do spę­dzania płodów albo dodawano jako środka odurzającego w proce­sie warzenia piwa (piwo bezchmielowe). Ludy syberyjskie prócz jałowca używały liści bagna do wprawiających w trans okadzeń (Ratsch 1998: 318).

Nowych bodźców dostarczają homeopatii badania dra Petera Alexa. Natknął się on na środek, który w ogromnym stopniu przy­pomina objawy zakażenia boreliozą: Aurum arsenicosum C200 - połączenie dwóch podstawowych leków na kiłę, Aurum metallicum (złoto) oraz Arsenicum album (arsen)86 (Stolze 2006: 47).

86 www.gudjons.com

Hah

nem

ann

i mia

zma

syfi

lityc

zna

211

Wielce niemiło mi jes t łoże samotne mieć w nocAle ju ż całkiem obrzydła to sprawa na drodze miłościWężów i jadów się bać, pośród rozkoszy je j różGdy w najpiękniejszej ju ż chwili sercem oddanej radościK ’czołu, co kłoni się w dół, troski przybliża się szept *

Johann Wolfgang von Goethe, Elegie rzymskie

Wargi obcej kobiety ociekają miodem, usta je j są gładsze niż oliwa, lecz koniec je j gorzki ja k piołun i ostry ja k miecz obosieczny.Nogi je j zstępują do śmierci, a kroki je j dochodzą do otchłani.

Biblia, 5, 3-5

* W przekładzie Leopolda Staffa - przyp. tłum.

212

KLĄTWA BOGA SŁOŃCA

Pod koniec XV wieku - 150 lat po ostatniej wielkiej epidemii dżu­my - Europę nawiedziła straszliwa, zabójcza zaraza: franca, francu­ska choroba, zwana też chorobą sekretną, dzikim świerzbem, lues albo kiłą. Choroba ta wzięła swą nazwę od imienia starożytnego pasterza, Syphilosa. Człowiek ten w czasie upalnego lata przeklinał słońce wysuszające trawę na pastwisku. Odmówił składania ofiar Apollinowi, bogu słońca, i zamiast tego złożył ofiary państwu, kró­lowi. Rozwścieczony Apollo zesłał na niego zakaźną chorobę, która pokryła go wrzodami. Choroba dotknęła także króla.

Borelioza, jak już wspomnieliśmy, jest młodszą siostrą kiły. W tym kontekście dobrze byłoby więc przyjrzeć się bliżej tej za­razie, jej kulturowym następstwom i próbom jej leczenia. Wszyst­ko przemawia za tym, że chodzi o chorobę przywleczoną z Nowe­go Świata. Traf chciał, że przybyła do Europy, kiedy hiszpańscy zdobywcy plugawili indiańskie świątynie boga słońca. W stanie Alabama zajmujący się prehistorią Ales Hrdlicka odkrył szkielety z czasów prekolumbijskich, wykazujące wyraźne ślady przebytej kiły. W Europie natomiast szkielety z syfilitycznymi uszkodzeniami pochodzą wyłącznie z czasów po Kolumbie (Bergun/Laugier 1992: 1462-1483). Podobnie jak Indianie umierali na „zwykłe” choroby zakaźne Starego Świata - grypę i choroby wieku dziecięcego, takie jak koklusz, świnka czy odra, tak i Europejczycy byli niedostatecz­nie chronieni przed zarazkami kiły.

Pod złą gwiazdą

Członkowie załogi Kolumba spędzili na rajskiej wyspie Haiti sześć tygodni. Karaibskie kobiety nie szczędziły im swoich wdzięków. Ale już w powrotnej drodze - jak opowiada Femandez de Oviedo- sternik admirała zachorował na nowy rodzaj ospy 4 marca 1493 roku statki zawinęły do niewielkiego portu Palos. Co robią maryna­rze, gdy po długim czasie spędzonym na morzu przybijają wreszcie na ląd? Piją i zabawiają się z portowymi dziwkami. Epidemiolodzy

213

Kląt

wa

boga

ońca

Hiszpanie przyjmują kobiety podarowane im przez Indian.Sztych włoski, 1825

powiadają, że wystarczy jeden chory, by niczym iskra, która roznie­ca pożar, wywołać zarazę.

Wkrótce potem zdobywcy w triumfalnym pochodzie dotar­li do Barcelony: wystawili na widok publiczny indiańskie ozdoby ze złota, kolorowe papugi, nieznane owoce i przyprawy oraz sześć wziętych do niewoli indiańskich kobiet. Marynarze byli bohaterami dnia i kobiety chętnie im się oddawały - tak jak dzisiaj czynią to fanki wielkich gwiazd (Venzmer 1929: 11). Wkrótce potem w mie­ście wybuchła „franca”. Szpitale wypełniły się usianymi wrzodami dworzanami i damami dworu. Hiszpańska para królewska, Izabellai Fernando, uciekła w góry; Kolumbowi zabroniono przywozić wię­cej Indian i Indianek jako niewolników.

W tym samym roku do Włoch wkroczył francuski król Karol VIII na czele licznych wojsk, łącznie z żołnierskimi dziwkami, aby zagarnąć dla siebie królestwo Neapolu. Obrońcami byli między innymi hiszpańscy pachołkowie, a także dawni marynarze, którzy przybyli z Barcelony na pomoc neapolitańskiemu królowi Ferdynan­dowi. Po trwającym trzy tygodnie oblężeniu miasto padło, pachoł­kowie przeszli na stronę Francuzów, a zwycięzcy zaczęli zabawiać się z dziewkami. Wkrótce w obozie Francuzów wybuchła „płciowa zaraza”. Dotknięci nią ludzie - jak twierdzi naoczny świadek - byli od głowy do kolan pokryci straszliwą wysypką tak zaraźliwą że opuszczeni przez wszystkich swoich kompanów w samotności cze­kali na śmierć [...] Bardzo wielu z nich wyrosły na twarzach pokaź­ne brodawkowate narośle, pękające przy wtórze ohydnego smrodu”

214

(Venzmer 1929: 19). Spośród ośmiu tysięcy Szwajcarów, którzy udali się z Karolem VIII do Włoch, do rodzinnego Bema powróciły nędzne resztki: w sumie stu czterdziestu ośmiu. Ze strachu przed zarazą zamknięto przed nimi bramy miasta. Nie pomagały błagania, nawet trędowaci unikali powracających do domu.

Zaraza rozprzestrzeniała się z prędkością błyskawicy. „Francu­ska zaraza” - jak nową chorobę weneryczną nazywali Hiszpanie, Anglicy, Włosi, Holendrzy i Niemcy - szerzyła się zwłaszcza wśród wyższych warstw społeczeństwa, dość swobodnych w swych zasa­dach moralnych, wśród świeckiej i kościelnej arystokracji. Dla Por­tugalczyków była to „choroba kastyłijska”, dla Polaków - „niemiec­ka, dla Rosjan - „polska”, dla Persów - „turecka”, dla Francuzów- mai de Naples. Hindusi, których zarazą obdarował żeglarz Vasco da Gama, nazywali ją „portugalską” .

Niewielki czerwony pryszcz, który - podobnie jak Erythema przy boreliozie - po zakażeniu pojawiał się na skórze, najczęściej pozo­stawał niezauważony. Szybko znikał. Ale potem, po kilku miesią­cach, w drugim stadium choroby, następowały ataki gorączki, bóle głowy i kończyn niemal nie do wytrzymania. Jedyną możliwość ich stłumienia dawał mleczny sok maku ogrodowego (opium). Wkrótce potem, głównie na twarzy i rękach, rozsiewały się sączące, cuch­nące krosty. Do tego, przede wszystkim na narządach płciowych, pojawiały się kłykcinopodobne narośle.

Oddział żołnierzy z dziwkami i taborem. Drzeworyt H.S. Behama, XVI wiek

Kląt

wa

boga

ońca

215

Kląt

wa

boga

ońca

216

Gdy zaraza przybierała pustoszące roz­miary, bezradni lekarze nadaremnie werto­wali pisma starego Galena, ale w jego Nauceo sokach nic na ten temat nie było. Próbo­wano kataplazmów (okładów z papki), chło­dzących, rozmiękczających ziół: siemienia lnianego, babki, kozieradki pospolitej, mal­wy i fiołków. Eksperymentowano z mastyk­sem, miodem, gęsim sadłem i ściągający­mi korzeniami narcyza, który „jako roślina Marsa może powstrzymać gniewną Wenus” (Griggs 1997: 30). Wszystko bez skutku. Nic nie dały również zalecane przez Kościół święte oleje oraz święci patroni - cierpiący Hiob, bretoński święty Minus leczący nie­gdyś nietykalnych, święty Fiakriusz, patron ogrodników, odpowiedzialny za raka, liszaje

i przetoki odbytu. Pierwsza fala syfilisu miała absolutnie śmiertelny przebieg - Europejczycy nie dysponowali jeszcze żadną obroną im­munologiczną przez zjadliwymi krętkami.

Zamieszanie związane ze specyfiką i istotą nowej zarazy, która wstrząsnęła ówczesną ludnością Europy, przypomina obecne zamie­szanie w związku z boreliozą. Czy winne było „zepsute powietrze”, „nieczyste spółkowanie” czy „zgubna miazma niekorzystnego wpły­wu gwiazd”? Cesarz Maksymilian uważał „złą ospę”, podobnie jak nieurodzaj, upał i niepogodę, które w latach 1490-1495 nawiedzi­ły cesarstwo, za karę bożą i ogłosił „Edykt przeciw szydercom bo­żym”. Uczeni odpowiedzialnością za spustoszenie obarczali układ trzech planet. Mars i Saturn, dwie „planety nieszczęścia” kilka lat wcześniej znalazły się w znaku Skorpiona, gwiazdozbiorze, który jest odpowiedzialny za narządy płciowe. Stały tam w koniunkcji z Jowiszem, „dobrą planetą”, którą natychmiast stłamsiły. Hiszpań­ski uczony de Gomara natomiast przypuszczał, że zarazę wywołał sodomski nierząd mieszkańców Ameryki Południowej z lamami, Anglik John Josselyn przypisywał źródło choroby kanibalizmowi (Vogel 1982: 150), a Ulrich von Hutten wierzył, że chorobę wywo­łują drobne „skrzydlate robaki”.

Dziś zakładamy raczej, że krętki (Treponema pertenue), wywo­łujące frambezję, endemiczną chorobę na Karaibach, przenoszoną

Święty Minus, patron chroniący przed francą. Drzeworyt W. Harnera, X V wiek

przez owady i bliski kontakt fizyczny, zmu­towały w Europie do postaci krętków kiły (Treponema pallidum) (Burgun/Laugier 1992: 1481). Pod względem serologicz­nym frambezja i kiła są nie do odróżnienia (Pschyrembel 1994:492). Mająrównież po­dobne objawy i stadia choroby: na początku szankry, jako objaw wtórny wysypka na całym ciele i wreszcie po pięciu, dziesięciu czy więcej latach trzecie stadium, dające objawy na skórze, w ko­ściach i stawach.

Święte drzewo czy rtęć?

Gdy lekarze zauważyli, że tradycyjne metody leczenia z zakresu pa­tologii humoralnej87 nie przynoszą owoców, przypomnieli sobie sta­rą zasadę Ubi malum ibi remedium - „gdzie powstaje choroba, tam jest też lekarstwo”. Poszukiwano więc w Nowym Swiecie leku, któ­ry znaleziono u miejscowych kobiet dzielących łoże z hiszpańskimi kolonizatorami. Wkrótce dotknięci chorobą Europejczycy, którzy byli dostatecznie bogaci i mieli dość czasu, wyruszali na pokładach żaglowców do Nowego Świata, aby poddać się leczeniu. Kuracje, odbywające się w szałasach uzdrowicielek - najprawdopodobniej były to szamanki - przynosiły efekt.

Istnieją różne relacje na temat przebiegu tych kuracji. Dwóch młodych francuskich szlachciców, którzy bez skutku próbowa­li w Europie rozmaitych kuracji, wyleczyła w Puerto Rico pewna Indianka. Tak opisywali leczenie: kobieta zbierała gałązki pięknie kwitnącego drzewa gwajakowego, przeżuwała je i potem gotowała w glinianym naczyniu. Co rano musieli wypijać spore ilości tego wywaru, dzień zaś wypełniały im męczące czynności, przy których zlewali się potem. Po sześciu tygodniach wrzody zniknęły, a ozdro­wieńcy wrócili do Paryża (Griggs 1997: 36). Włoch Petrus Martyr de Angleria, sekretarz Rady Indii Zachodnich Korony Hiszpańskiej,

87 Patologia humoralna, „nauka o sokach” według Hipokratesa i Galena, spro­wadzała choroby do błędnego składu czterech soków życiowych (w średniowiecz­nej łacinie humores).

Cesarz Maksymilian

217

Olo-D

pierwszy opisał w opublikowanej już w 1493 roku książce leczenie syfilisu w Hispanoli (Haiti) u Indian Tainoin: „chorzy ci zdrowieli tylko wtedy, gdy pili sok powszechnie znanego w Espagnola drze­wa gwajakowego i przez trzydzieści dni rezygnowali z wszelkiego pożywienia i wszelkich znanych napojów, szczególnie z wina”. Gonzales Femandez de Oviedo y Valdes w 1526 roku również opo­wiada o zasadach diety, piciu wywaru ze świętego drzewa i sean­sach napotnych. To obudziło wielkie nadzieje. Potężne imperium bankowe i kupieckie augsburskiej rodziny Fuggerów natychmiast załatwiło sobie u cesarza, darując mu jego ogromne długi, monopol na import tego drewna. Hiszpańskie galeony, prócz złota i srebra Inków i Azteków, przywoziły teraz masowo do Europy upragnio­ne drewno, które sprzedawano następnie aptekarzom. To był dobry interes. Ale drewno gwaj akowca jest tak twarde, że trudno je prze­piłować. Jego gęstość wynosi 1300 kg na metr sześcienny, jest to więc najtwardsze i najcięższe drewno na świecie. Jest tak ciężkie, że nie unosi się na wodzie, lecz tonie. Przed namoczeniem i użyciem do przyrządzenia wywaru aptekarze kazali więźniom je rozdrabniać i ciąć. Na strasburskiej Starówce do dziś znajduje się „Raspelhuus”, w którym więźniowie piłowali drewno gwaj akowca (niem. raspeln = piłować).

Gwajakowiec(Guajacum officinalis i Guajacum sanctum)

Wiecznie zielone drzewo z rodziny parolistowatych (Zygophyl- liaceae) bywa nazywane także drzewem życia. Drzewo, którego piękny jasnoniebieski kwiat jest narodowym kwiatem Jamajki, rośnie na Karaibach od południowej Florydy aż po południowo­amerykańską dżunglę. W Europie gwajakowiec jest znany od epoki węgla brunatnego, z reńskiego oligocenu 25-38 milionów lat temu.

Nazwa gwajak pochodzi z języka wymarłych Indian karaib­skich. Guayacan, hijacam lub hoaxacan znaczy „drzewo życia”. Jako lek na syfilis aptekarze nazywają je Lignum benedictum (drzewo błogosławione), Lignum sanctum (drzewo święte) albo Lignum vitae (drzewo życia). Z drewna gwajakowca, jak pisze

Kląt

wa

boga

ońca

218

Petrus Martyr, „rozdrobnionego i zgniecionego, przyrządza się przez gotowanie lek, który wypędza z kości i rdzenia paskudną miłosną ospę” (Wolters 1994: 142). Jeszcze dziś Indianie połu­dniowoamerykańscy stosują wywar z drewna gwajakowca jako środek napotny w reumatyzmie, kile, chorobie wysokościowej i stanach wyczerpania (Ratsch 1987: 129). Zachwyt uzdrowiciel- skim drewnem doprowadził do rabunkowej wycinki, w wyniku czego gwajakowce zostały niemal całkowicie wytrzebione i dziś znajdują się na czerwonej liście gatunków zagrożonych. Chri­stian Ratsch, etnofarmakolog, tak pisze o działaniu i substancjach czynnych: „amorficzna żywica ma ostry i drapiący smak i składa się z kwasu gwajakonowego, kwasu gwajakowego, kwasu kry­stalicznej żywicy gwaj akowca, żółtego barwnika i gumy. Drewno zawiera prócz tego olejek eteryczny z gwajolu, gwajazyny, tlenek gwaju, waniliny i saponiny. Substancje czynne mają działanie napotne, moczopędne oraz pobudzające pracę nerek i wątroby (Ratsch 1987: 132).

Humanista Ulrich von Hutten, który zaraził się francą w wieku dwudziestu lat, spróbował kuracji drewnem. Przekonany, że mu pomogła, napisał entuzjastyczne oświadczenie dotyczące kory gwajakowca. Gdy jednak ów szlachetny rycerz w wieku 35 lat wyzionął ducha, dręczony skutkami zarazy (lub też spóźnionymi efektami kuracji rtęciowej, której również próbował), umocniło się podejrzenie, że tak wychwalany cudowny środek może jednak być bezużyteczny.

Ulrich von Hutten miał jednak trochę ra­cji. Dziś wiemy, że tę chorobę weneryczną można wyleczyć za pomocą drewna gwaja­kowca, pod warunkiem że robi się to w spo­sób właściwy. Indianie nie używali samego drewna, lecz przede wszystkim żywicy. Po­zyskiwali j ą odcinając gałęzie od drzewa i, nie obierając ich, podpalali od dolnego koń­ca. Wypływała czerwonobrunatna żywica, z której formowano kulki wielkości orzecha Ulrich von Hutten

Kląt

wa

boga

ońca

219

Kląt

wa

boga

ońca

220

i przechowywano w ciemnym miejscu. Gdy światło słoneczne od­barwi żywicę na zielono, staje się ona bezużyteczna. Bezpośrednio przed użyciem żywicę ściera się na proszek i rozpuszcza w gorącej wodzie (Stammel 1988: 206). Na ogół kuracja trwała sześć tygodni; pacjenci byli zobowiązywani do abstynencji i wstrzemięźliwości, pościli lub stosowali specjalną dietę i codziennie zażywali gorących kąpieli napotnych. W takich warunkach zawarty w żywicy gwaja­kowca gwajakol, będący pochodną fenolu, jest w stanie uśmiercić krętki blade (Griggs 1997: 37). Dla Europejczyków to wszyst­ko było zbyt skomplikowane, zbyt obce. Medycy zwracali uwagę przede wszystkim - już wtedy! - na substancję, nie troszcząc sięo kontekst kultowo-rytualny, w którym stosowano wywar.

Około 1530 roku lekarze w coraz większym stopniu zwracali się ku substancjom mineralnym arabskiej tradycji alchemicznej. Przy­pomniano sobie o zawierającej rtęć „maści saraceńskiej”, Ungentum saracenum, przywiezionej przez krzyżowców z Orientu. Maść ta, za której pomocą balwierze i wędrowni chirurdzy z pewnymi sukce­sami leczyli wypryski, wysypkę i pasożyty skórne, była łatwiejsza w zastosowaniu niż skomplikowana kuracja gwajakowa. Niestety, maść ta była również bardzo toksyczna. Prócz rtęci zawierała wil­czomlecz (Euphorbia hirta), powodujący powstawanie pęcherzy, oraz olej z nasion ostróżki (Delphinium staphisagria), służący do tępienia wszy, myszy i szczurów. Składniki te mieszano ze smal­cem, który skutecznie transportował toksyczne substancje w skórze. Nawet jeśli pacjent nabawiał się ostrego zatrucia, maść wydawała się jedynym środkiem, który naniesiony na skórę pomagał rzeczy­wiście i natychmiast.

Narodziny antybiozy chemicznej

Również Paracelsus, który jako żywo nie był przeciwnikiem leków roślinnych, zalecał nacieranie maścią rtęciową w walce ze straszli­wą zarazą. I tu znowu pojawiła się firma handlowa rodziny Fugge- rów, która opanowała hiszpańskie kopalnie rtęci. Były to narodziny terapii chemicznej w całej jej rozciągłości. Od tej pory uważano, że lekceważenie tego całego „zielarskiego kramu” jest objawem nowoczesności, i uprawiano lekarskie rzemiosło, używając przygo­towanych w pracowni alchemicznej substancji mineralnych i che­

micznych o drastycznym działaniu. Lecznicze zioła zdawały się nie działać: pacjent wypijał napar z ziół i nic się nie działo. Kiedy jed­nak posmarował się maścią, ciało reagowało w bardzo gwałtowny sposób. Mówiono, że potoki śliny i uderzenia gorąca wymuszają wydalanie złych soków.

Ówcześni lekarze właściwie nie mieli pojęcia o złożoności roślin leczniczych i ich interakcji z równie złożoną odpowiedzią immuno­logiczną organizmu. Dawno też utracili intuicyjną, światłą wiedzę prostych zielarzy. O ileż łatwiej było im pojąć oczywiste działanie trujących chemikaliów! Wierzono, że obróbka alchemiczna - kal- cynowanie, sublimowanie, destylowanie, stapianie, rozcieranie i tak dalej - zawierających arsen, rtęć, ołów, antymon i witriol (kwas siarkowy) olejów, proszków, soli i maści pozbawia je toksyczności. Błędny wniosek!

Gdy poznano w Europie inne zioła lecznicze, którymi Indianie z powodzeniem leczyli zarazę (zob. Aneks, s. 240), kuracja rtęciowa stanowiła już nieodłączną część praktyki medycznej. Zachowano je ­dynie rośliny trujące (szczwół plamisty, tojad, naparstnicę), środki

Cyrulik.Sztych H. Curtiego i G.M. Minellego, XVII wiek

Kląt

wa

boga

ońca

221

Kląt

wa

boga

ońca

222

wymiotne i przeczyszczające (ipecac, strączyniec, żywicę socznicy, wilec) oraz odurzające (opium), choć teraz należało z nich „wykry­stalizować” substancje czynne - „kwintesencję” czy też „arkana”. Cała ziołolecznicza wiedza została przez krętki wywrócona do góry nogami!

Dotknięci chorobą poddawali się teraz co drugi dzień po pięć— sześć razy z rzędu wcieraniom szarej maści przez uzbrojonych w rę­kawiczki pomocników lekarzy. Lekarze uważali, że przykładanie do tego ręki byłoby poniżej ich godności. Pomocnicy lekarzy, wyspe­cjalizowani w leczeniu francy, którzy wkrótce się usamodzielnili, łaziebni, cyrulicy, kowale i fryzjerzy dzięki tej terapii weszli do ję ­zyka niemieckiego jako Quacksalber (znachor, niem. Quacksilber = rtęć, Salbe = maść). W rzeczy samej ten płynny metal zabija krętki. Istniało jednak niebezpieczeństwo, że słynna kuracja uśmierci nie tylko zarazki, lecz także ich nosiciela.

Gdy niedługo po nacieraniu maścią występowało zatrucie rtę­c ią stan chorych mocno się pogarszał. Ślinili się, pocili, nie mogli opanować drżenia, cierpieli na przewlekłe rozwolnienie i kolki je ­litowe. Potem tracili apetyt, stawali się apatyczni i wyczerpani; na języku i podniebieniu tworzyły im się wrzody, skóra żółkła, ponie­waż zaatakowana została wątroba, włosy wypadały całymi garścia­mi, zęby czerniały i obluzowywały się w dziąsłach, dochodziło do anemii, stanów zapalnych nerek i wątroby. Lekarze interpretowali te zjawiska jako niezbędny warunek wstępny wyzdrowienia. Hie­ronim Frascator (1478-1553), autorytet medyczny tamtych czasów, oświadczył, że maść pozwala wypocić i wydalić ze śliną owe „złe humory”, truciznę kiły. Od biednych pacjentów wymagano stoickiej, bohaterskiej postawy. Powstała „medycyna heroiczna”, jaka w dal­szym ciągu po części dominuje w leczeniu raka, AIDS, a ostatnio także boreliozy. Podobnie jak w przypadku kuracji antybiotykowej, pacjenci byli powstrzymywani przed przedwczesnym przerwaniem terapii z użyciem maści rtęciowej.

Rtęć (Mercurius dulcis, kalomel) była cudownym narkotykiem tamtej epoki - podobnie jak naświetlania radioaktywne i zastrzy­ki z penicyliny w połowie XX wieku. Tak jak później penicylinę, rtęć przepisywano wówczas niemal na wszystko. Jeszcze około roku 1800 renomowani lekarze uważali preparaty rtęci za najlep­szy środek uspokajający chaotyczną physis i przepisywali je na 46 różnych chorób, w tym astmę, podagrę, raka, żółtaczkę, opętanie,

Piec służący do okadzania chorych oparami rtęci. KwasorytJacques’a Langiera, Paryż 1659

223

bóle głowy, ospę, zaburzenia trawienia, kłu­cie w boku, krzywicę i do usuwania śluzu żołądkowego (Griggs 1997: 183). Wlewki z kalomelu (chlorku rtęci) dostawały nawet niemowlęta. Prócz rtęci i przeciwbólowe­go laudanum (opium), dwóch najczęściej przepisywanych leków, popularność zyskały inne trucizny mineralne i środki przeczysz­czające. Rozpoczęła się wielka jatrogenna (to znaczy spowodowana przez lekarzy) ka­tastrofa cywilizowanego „syfilizowanego” świata, która trwała cztery i pół stulecia, niemal do naszych czasów. Świat zachodni cierpiał na postępujące zatrucie toksycznym metalem: rtęcią. Trucizna ta działa do dziś jako składnik szczepionek, zanieczyszczeń

Leczenie maścią rtęciową.Za: Bartholomeus Streber, A M alafranzoso m orbo gallico preservatio ab cura,Wiedeń, X V wiek

owoców morza i w zębach wypełnionych amalgamatem.

Przełom kulturowy spowodowany przez krętki

Nowa zaraza, a jeszcze bardziej jej leczenie spowodowały istotny przełom w kulturze. Nie tylko zamknięto średniowieczne łaźnie sły­nące ze swawolnych zabaw, także odzież, rozrywka, sposób bycia i obyczaje zmieniły się radykalnie. Podczas gdy początkowo choroba dotykała tylko żołnierzy i dziwek, wkrótce dołączyła do nich elita: cesarze i królowie, książęta, hrabiowie, papieże, kardynałowie, bi-

PVRV?it~M s-ip .fi|>VX£Xl

e lf£ R o IM

.ii:.' mnui \ •> da bouchc .

“,r fu r ftm a m a t ha tr frcmh v iA r Utftn drm r.e b-aucm

Kląt

wa

boga

ońca

skupi, mnisi i zakonnice (Kóster-Lósche 1989: 60). Na syfilis cier­piało kilku papieży: Innocenty VIII, który zalegalizował inkwizycję i polowania na czarownice, był tak chory, że, jak opowiadano, wziął sobie do łoża mamkę i żywił się wyłącznie jej mlekiem. Próbowa­no go wyleczyć transfuzjami krwi, wskutek czego trzech chłopców wykrwawiło się i zmarło (Rosa 1991: 128). Jego następcą był pocho­dzący z rodu Borgiów słynny bawidamek papież Aleksander VI. Ka­zał on żywcem spalić kaznodzieję Savonarolę, kiedy ten odważył się nazwać kiłę, która opanowała dwór papieski i 17 krewnych papieża, karą boską. Jego syn, żądny krwi tyran, Cesare Borgia, pokazywał się publicznie tylko w czarnej masce, ukrywającej syfilityczne znie­kształcenia jego twarzy. Kolejny papież, Juliusz II, zwany terribile, uwielbiał jedzenie, opilstwo i młodych chłopców. Jego mistrz cere­monii musiał jednak dość prędko zacząć powstrzymywać gości przed całowaniem papieskich stóp, ponieważ syfilis zdążył już strawić mu kości. Także jego następca, homoseksualny, dręczony wrzodami od­bytu Leon X pod koniec życia był już tak chory, że trzeba go było nosić na noszach. W syfilitycznym amoku postanowił zburzyć Bazy­likę św. Piotra i odbudować ją ponownie w nowym blasku. Sprzedaż odpustów, z której planowano sfinansowanie budowy, doprowadziła w końcu do tez Lutra i wywołała reformację.

W nie mniejszym stopniu choroba dotykała świeckich władców. W Rosji Iwan Groźny w napadzie syfilitycznego obłędu - krętki za­gnieździły się już w jego mózgu - zamordował własną żonę i syna. Książę Filip heski chciał, prócz swojej żony, poślubić także dziewi­cę, ponieważ według głoszonej wówczas powszechnie teorii wagina dziewicy albo Murzynki jest w stanie uleczyć syfilis - ta teza żyje dziś dalej w Afryce w odniesieniu do AIDS. Król Anglii Henryk VIII zawarł sześć małżeństw, ponieważ ze względu na chorobę nie był w stanie spłodzić zdrowego następcy tronu. Z wyjątkiem Elżbie­ty wszystkie jego dzieci albo rodziły się martwe, albo umierały tuż po urodzeniu, albo były bardzo chorowite. Henryk uważał siebie za pobożnego katolika, ale kiedy papież ekskomunikował go za kon­takty z wieloma kobietami, rozkazał zabić kardynała i katolickiego kanclerza i sam mianował się głową kościoła anglikańskiego. Hen­ryk, w coraz większym stopniu cierpiący na polityczną i religijną manię prześladowczą zmarł w wieku 55 lat, „cuchnący, napuchnię- ty i pokryty jątrzącymi się wrzodami” (Baumler 1997: 69). Najwy­raźniej „Maść Jego Królewskiej Łaskawości” (K ing’s Grace Oynte-

Kląt

wa

boga

ońca

224

ment), którą sporządzili dla niego najlepsi uczeni ówczesnego świata z St. James’ College, aby „schłodzić, wysuszyć i uspokoić nadwerę­żony członek”, nie pomogła.

King's Grace Oyntement

Maść, która miała pomóc królowi, oparta jest na recepturze z pism Greka Dioskurydesa. Zawierała ona następujące składniki:• Babka zwyczajna (Plantago major), która działa rozmiękcza­jąco, ściągająco i gojąco. „Nie ma choroby pochodzącej od Mar­sa, której nie dałoby się wyleczyć babką” (Nicolas Culpeper).• Siemię lniane (Linum usitatissimum), które działa rozmiękcza­jąco i uspokajająco.• Kozieradka pospolita (Trigonella foenum-graecum) - roztarte nasiona zawierająmucyny, saponiny sterydowe i olejki eteryczne. Proszek stosowano na czyraki, jątrzące się stany zapalne tkanki komórkowej (flegmony) i zapalenie węzłów chłonnych.• Złocień właściwy (Chrysanthemum leucanthemum), działają­cy, podobnie jak kwiat rumianku, jak balsam.• Prawoślaz lekarski (Althea ojficinalis), który działa uspokaja­jąco i rozmiękczająco.• Liście fiołka wonnego ( Viola odorata), które działają oczysz­czaj ąco w chorobach skóry.

Heinrich eksperymentował także z nostrzykiem, wodą różaną ołowiem, terpentyną czerwonymi koralami, „rogami jednoroż­ca” i startymi na proszek dżdżownicami, lecz bez większych suk­cesów, co było interpretowane jako znak, że na syfilis nie wyrosło jeszcze żadne ziele.

Kląt

wa

boga

ońca

225

Zmiana paradygmatu88

Syfilis - jak twierdzi historyk medycyny Schipperges - „miał na całą kulturową sytuację świata zachodniego wpływ, którego nie należy lekceważyć [...] Inkwizycja i polowanie na czarownice miały w zmie­nionym, żyjącym w ekstremalnych warunkach społeczeństwie swoje zgubne korzenie (Schipperges 1970: 84). Apogeum prześladowania czarownic, które przypadło między rokiem 1550 a 1650, pokrywa się z ciężką fazą epidemii francy (Beckmann/Beckmann 1997: 23). Jest to zarazem czas, kiedy nastąpiła zmiana paradygmatu, która pro­wadziła coraz dalej od intuicyjnego, wizjonerskiego, mistyczno-ma- gicznego obrazu świata w kierunku dominacji obiektywnej, reduk- cjonistyczno-materialistycznej nauki.

Okropieństwa zarazy tak mocno dały się uczonym w kość, że postrzegali teraz przyrodę samą w sobie jako zagrożenie. Natura przestała być traktowana jako do­brotliwa, żeńska dusza świata, jako matka boska czy Izyda, pełna znaków i cudów, lecz jako groźna czarownica, którą na­leży poskromić. Przypominała dziewkę, wprawdzie piękną ale prawdopodobnie noszącą w sobie zabójczą truciznę. Nie można jej się było tak po prostu poddać, należało najpierw ostrożnie ją zbadać. Sir Francis Bacon (1561-1639), jeden z fetowanych ojców nowoczesnej nauki i twórca eksperymentalnej metody induk­cyjnej89, chciał „pokonać i opracować” przyrodę przy użyciu „mechaniki, hebli

Natura jako Maria i śrub”, aby ujawnić jej tajemnicę (Mer-w sukni z kłosów chant 1987: 177). Pojawił się obiektywny

88 Teoretyk nauki Thomas Kuhn określił mianem paradygmatu nauki zmianę modelu, według którego zorganizowana jest rzeczywistość kulturowa albo obraz świata.

89 W opracowanej przez Bacona metodzie indukcji punktem wyjścia nie jest jeden obraz całości; ogólny obraz zostaje złożony z jednostek wyodrębnionych eks­perymentalnie.

Kląt

wa

boga

ońca

226

naukowiec, który stanął naprzeciw przyrody jako pozbawiony emo­cji, nieczuły inkwizytor. Utopijna wizja Bacona, Nowa Atlantyda, ukazała się w 1627 roku. Na tej nowej Atlantydzie ubrani na biało naukowcy w przypominających klasztory instytucjach kroją badają i uczą się wykorzystywać przyrodę - dla dobra ludzkości. Dawne „bożki”, zabobony i opętane wizje magicznych, ponadzmysłowych aspektów przyrody, anioły i duchy roślin zostały bezlitośnie ze­pchnięte ze swych cokołów.

Również u myśliciela Rene Descartes’a (1596-1650) nie ma już miejsca na sentymenty. Descartes pozbawia świat duszy, ogłasza go maszyną funkcjonującą niczym robot i obmierza matematycznie za pomocą abstrakcyjnego układu współrzędnych. Otwiera to drogę do (nad)użycia i wykorzystywania roślin, zwierząt, a także „dzikich” (tubylców) wedle uznania i bez wyrzutów sumienia. Na drodze stali tylko posiadacze dawnej wiedzy: akuszerki, chłopki i ludowi mędr­cy. Blokowali postęp. Trzeba było zamknąć im usta, przegnać, usu­nąć, a w razie potrzeby spalić na stosie jako czarownice. Ich wiedzao duchach przyrody i kosmobiologicznych związkach, przekazywa­na z pokolenia na pokolenie, ich metody leczenia i rośliny lecznicze stały się teraz bezużyteczne.

Mimo wszystko zachowano chrześcijaństwo: Descartes był na­wet jezuitą. Wyobrażano sobie teraz Boga jako kosmicznego zegar­mistrza, a jego stworzenie traktowano jako cudowny mechanizm zegarowy. Bóg go nakręcił, a teraz tyka automatycznie, aż któregoś dnia, na końcu czasu, jego energia się wyczerpie. A ponieważ przy­roda składa się z materii pozbawionej duszy, dzielny naukowiec nie musiał się jej już bać. Rozkładając ją na czynniki pierwsze i bada­jąc, uczył się śledzić tok myślenia Stwórcy. I tak dzielny Andreas Vesalius (1514-1564) bez zastanowienia kroił zwierzęta i rośliny, gdyż ciała były teraz przedmiotami. Można było przemocą otwo­rzyć łono natury, a także łono mikrokosmosu: wynaleziono kleszcze porodowe; w 1500 roku Jakob Nufer wykonał pierwsze cesarskie cięcie na żywej kobiecie.

Biegiem planet nie kierowali już bogowie, ponieważ także gwiezdny kosmos był teraz mechanizmem zegarowym, którego ruch matematycznie obliczył Johannes Kepler (1571-1630) i inni astrono­mowie. Kopernik (1437-1543) na pozycji centrum kosmosu zastąpił żeńską Ziemię męskim Słońcem. Zmiana paradygmatu, wszechobec­ny postęp! W piwie nie było już ziół wprawiających w oszołomienie,

Kląt

wa

boga

ońca

227

wprowadzono zasadę czystości (1516). Okulary dla krótkowzrocz­nych. Wynalazek druku. W 1600 roku pierwsze wizerunki ludzkich embrionów autorstwa Hieronima Faba. I przez cały czas płoną stosy, a wraz z nimi stara wiedza wynikająca z doświadczeń, wiedza o du­szy, wiedza o leczeniu. Na szczęście jednak istnieją botanicy - Brun- fels, Bock, Fuchs, Mattioli, Gerard - którzy strzegą przekazywanej z pokolenia na pokolenie wiedzy i każą drukować ją w grubych ilu­strowanych księgach. To lepsze niż medycyna rtęciowa, lecz w księ­gach tych nie ma roślinnych aniołów ani cudów.

Rodzicami chrzestnymi nowej ery są krętki. Drobne merkuriań- skie „węże” torują drogę ku Nowej Atlantydzie.

Pod wpływem krętków zmienia się także radykalnie świeckie, co­dzienne życie. Dotychczasowe zaufanie między światem mężczyzn i światem kobiet zostało zatrute. Nastawienie i styl życia późnego średniowiecza nie były wrogie seksowi i w zasadzie nie znały uczu­cia wstydu czy wyrzutów sumienia, jeśli chodzi o funkcje podbrzu­sza. Seksualna presja została zapoczątkowana dopiero około roku 1500 i około roku 1550 uległa zaostrzeniu (Daxelmuller 1996: 180). W owym czasie wzrosła także liczba procesów czarownic przeciw kobietom90, podczas gdy wcześniej inkwizycja objęła heretyków i czarowników obojga płci. Tym samym zasiano ziarno odbijającej się echem po dziś dzień nieszczęsnej walki płci. Ponurzy puryta- nie złapali wiatr w żagle i w kazaniach rozprawiali o „nieczystym, grzesznym pożyciu”. Sfrustrowani mężczyźni uciekali od kobiet. Za pomocą potężnych dział i szybkostrzelnej broni „penetrowali” teraz i „rozdziewiczali” obce światy. Również kolonializm i imperializm są koniec końców skutkiem zachodniej „syfilizacji”. Kobiety zaś, mówiąc klinicznie, stawały się coraz bardziej histeryczne (od gr. hy- sterikós = z chorą macicą).

Zaraza i zatrucie rtęcią decydowały także o modzie. Wypada­jące włosy, bladożółtą zanieczyszczoną cerę i cuchnące, jątrzące się wrzody maskowano potężnymi perukami, grubą warstwą pudru, szminką i perfumami. Paryska moda zastąpiła miejscowe stroje. Kosztowne jedwabne pończochy, szale, sztywne kołnierze i ko­ronkowe falbany zakrywające szyję i przeguby, dostarczane przez kreatorów mody eleganckie błyszczące rękawiczki zaspokajały po­

90 Nawiasem mówiąc, Francis Bacon pełnił w procesach czarownic funkcję prokuratora.

Kląt

wa

boga

ońca

228

trzebę dyskrecji. Kobiety nosiły długie spódnice i czepce. Ponieważ wskutek zatrucia rtęcią wypadały im zęby, gwałtownie rozwinęła się sztuka dentystyczna: zaczęto eksperymentować z protezami. Na jednodolarowym banknocie widnieje George Washington, pierwszy prezydent USA. Za jego nabrzmiałe policzki chomika odpowiada zmajstrowana z zębów jelenia proteza zębowa.

Siłą rzeczy także zachowanie przybierało nowe formy. Grzmią­cy dawniej głos książąt został zastąpiony delikatnym tonem, niemal szeptem. Przewlekłe uszkodzenia śluzówki, chrypa i wrzody gardła- uboczne skutki stosowania rtęci - wymusiły te nowe towarzyskie zachowania. Jako taniec towarzyski dominował sztywny, mecha­niczny menuet, w którym ruchy przypominają tykanie mechanizmu zegarowego. Ale to było nowoczesne, a każdy wykształcony czło­wiek wiedział, że również nasze ciało jest tykającą maszyną. Od­ważne podskoki i obrzędowe tańce pozostawiono prymitywnemu wiejskiemu ludowi i „dzikim”.

Twarde drewniane ławy ustąpiły miejsca sofom oraz miękko wyściełanym fotelom i krzesłom, łaskawszym dla obolałych kości i udręczonych przez hemoroidy i przetoki zadków. Kultura pięknie wyszywanych poduszek przetrwała w mieszczańskich salonach aż do XX wieku.

Katar sienny - oznaka osłabionego układu odpornościowego - wymusił stosowanie eleganckich chusteczek, zdobionych robionymi ręcznie koronkami. Nikt już nie odważyłby się po prostu wysmarkać na ziemię, przyciskając kciukiem skrzydełko nosa.

Radykalnie zmieniły się równie obyczaje przy stole. Nie jedzono już z jednej miski, lecz każdy miał swój talerz. Mięsa i chleba nie jadło się już rękami, lecz odgryzało, a jeśli kawałek był zbyt twar­dy, urzynało nożem tuż przy ustach. Wypracowano sztuczny sto­sunek dojedzenia, podobnie jak do wszystkich innych naturalnych czynności. Metalowe sztućce, na które nadziewano kęsy i którymi je krojono, stały się normą. Lekarze nie brudzili już sobie rąk, lecz swych pacjentów także traktowali „sztućcami”. Nawiasem mówiąc, na początku Kościół miał problem z widelcami, ponieważ trójząb uchodził za znak szatana. Ponieważ jednak narzędzie o czterech zębach nie ma w sobie nic demonicznego, do dziś używamy przy jedzeniu czwórzębnych widelców.

Nie tylko w kwestiach jedzenia próbowano kiełznać i uprzed- miotawiać naturę. Na wszystko patrzono i wszystko traktowano

Kląt

wa

boga

ońca

229

Kląt

wa

boga

ońca

230

w nowy, zdystansowany sposób. Nowoczesne matki nie nosiły już dzieci na rękach, gdzie bicie serca i matczyny zapach dawały im poczucie bezpieczeństwa. Zamiast tego matki wkładały dzieci jak przedmioty do wózków dziecięcych i pchały je przed sobą lub ka­zały je pchać komuś innemu. Maluchy nie mogły się już przytu­lać w łóżku do rodziców i rodzeństwa, lecz dostały własne pokoje i własne dziecięce łóżeczka. W niektórych rodzinach dzieci nie były już karmione piersią przez własne matki, zadanie to przejęły mamki. A jeszcze bardziej nowoczesne i sterylne było karmienie dzieci bu­telką. I tak ochłodły dusze w zachodniej cywilizacji. W ten sposób wychowywano oziębłych obserwatorów, ludzi, którzy nie tworzyli już bliskich związków, ludzi kierujących się rozumem, a nie sercem. Powiedzenie Descartes’a: Cogito ergo sum (Myślę, więc jestem) stało się hasłem epoki, w której świadomość, z obawy przed surową naturą wycofała się z ciepłego brzucha do zimnej cytadeli mózgu. Jej świątynią był salon wypełniony kulturalnymi dyskusjami na wy­sokim poziomie, eleganckimi, egzaltowanymi sporami, intrygami, flirtami i wykwintnymi, sztucznymi manierami.

Salony epoki baroku zdobiły szklane okna i lustra. Ukryci za obszernymi galeriami okien ludzie chronili się przed groźnymi „miazmami” i przynoszącym chorobę mala aria (złym powietrzem) świata zewnętrznego. Huty szkła przeżywały szczyt koniunktury, w popiół obrócono ogromne połacie bukowych lasów, aby pozy­skać ług potasowy niezbędny do produkcji szkła. Okna wychodziły na ogrody o ściśle geometrycznej strukturze. Odzwierciedlała ona mechanistycznego, intelektualistycznego ducha czasu: prościutkie żwirowe ścieżki, prościutkie sztuczne cieki wodne z basenami i fon­tannami, drzewa i krzewy, przycinane do postaci zielonych murów z kolumnami i filarami. Natura, którą tu widzimy, jest poniżona, to natura zdominowana przez deskę kreślarską. Technika i wola kształ­towania ludzkiej cywilizacji zdobyły panowanie nad naturalnym przyrostem roślin. Armia ogrodników nieustannie zajmowała się przeciwdziałaniem naturalnym zasadom wzrostu (Scharff 1984: 77). Wzorem dla takich przepysznych ogrodów był park w Wersalu Kró­la Słońce Ludwika XIV, który prawdopodobnie także cierpiał na ukrywany przed światem syfilis (Baumler 1997: 83). W słoneczne dni, kiedy fiywolne towarzystwo wybierało się otwartym powozem na wycieczkę po parku, męczyło ich okropne słońce, rozmazywa­ła się szminka, kleił się puder. W czasie upałów niewiele poma­

gały przeciwsłoneczne parasolki i wachlarze - zapanowała moda na chińszczyznę. Mistrz ogrodnictwa umiał sobie z tym poradzić. Wiedział, że kasztanowiec, drzewo, które rośnie na południu Bał­kanów i w Turcji, rzuca najchłodniejszy ze wszystkich cieni. Kazał więc obsadzić wersalskie alejki kasztanowcami, także przyciętymi w geometryczne kształty. Wkrótce potem kasztanowe aleje były już we wszystkich europejskich dworach, w końcu także prosty lud od­krył to dające cień drzewo. Tam, gdzie niegdyś spotykano się pod lipą by wspólnie się napić i tańczyć, teraz rosły kasztanowce, pod których koronami perlisty alkohol pozostawał przyjemnie chłodny. Zatem nawet ogródki piwne w środkowej Europie zawdzięczają swój wygląd krętkom.

Postępowanie wyższych sfer nadaje ton i wskazuje obywatelom kierunek. Już wkrótce zwykli ludzie nosili modne obrania, peruki i żaboty. Również oni wycofali się do izb, zachowywali się w spo­sób cywilizowany, grali w karty, czytali, unikali słońca i rozmawiali ze sobą cichym, odpowiednim tonem. U tych, którzy mogli sobie pozwolić na lekarza stosującego maść rtęciową wkrótce pojawiły się podobne jatrogenne dolegliwości, to znaczy objawy zatrucia rtę­cią. Ale prosty, wiejski lud nie było stać na lekarzy. Tam zachowała się stara, przekazywana z pokolenia na pokolenie wiedza. Stare zie­larki w dalszym ciągu, przy wtórze modlitw lub śpiewów, zbierały w obejściu zioła lecznicze, przyrządzały z nich napary lub maści albo stosowały jako okłady. Uważano to za prymitywne i godne politowania. Wiejskie głupki z ogorzałymi od słońca ramionami, rumiane dzieci przy piersi, z ich zdrowym apetytem i zdrowym stol­cem, spotykały się z najwyższą pogardą.

Stolec! To był główny problem tej całej trudnej epoki, ponieważ preparaty rtęciowe wyrządzały nieodwracalne szkody w jelitach. Do tego dochodziło częste stosowanie kojącego ból opium, które - jak z wdzięcznością stwierdza każdy odwiedzający tropiki człowiek, cierpiący na rozwolnienie czy nieżyt jelit - paraliżuje perystaltykę jelit. Jak wiadomo, zażywający opium, crack i morfinę cierpią na nieustanne zaparcia. W arsenale lekarzy muszą się więc siłą rze­czy znaleźć preparaty do płukania jelit. Proste rodzime środki prze­czyszczające z ziół nie cieszyły się powodzeniem. Aby ociężałe jeli­ta wprawić w ruch, sięgnięto po mineralny antymon o drastycznym działaniu oraz drogie importowane artykuły w rodzaju chińskiego rabarbaru czy amerykańskiej jalapeny.

Kląt

wa

boga

ońca

231

Powrót ziół

Dopiero w czasach burzy i naporu pod koniec XVIII wieku, gdy Treponema straciła już sporo ze swej zjadliwości, sytuacja nieco się uspokoiła. Młodzi artyści i uczeni zaczęli sprzeciwiać się niezdro­wemu, nienaturalnemu trybowi życia i „racjonalnej” medycynie. Goethe odłożył na bok upudrowaną perukę oraz koronki i - ku prze­rażeniu swojej matki „powinien przecież tak jak inni chrześcijanie mieszkać w murach miasta” (Balzer 1976: 45) - przeprowadził się z przyjaciółką do domu z ogrodem w dolinie rzeki lim, uprawiał ogród, prowadził badania botaniczne, przemierzał naturę i czcił ge- nius loci. A w odpowiedzi na eksperymentalną naukę Francisa Ba­cona, który chciał zmusić przyrodę niczym czarownicę torturami, by zdradziła mu swoje tajemnice, napisał (Faust I, „U bram”): Nawet w dzień jasny tajemnicza Natura zasłon swoich zerwać wzbrania I gdy ci czego sama nie użycza,Mimo śrub i narządzi nie dojdziesz poznania91.

Wiejski lud, żyjący w zgodzie z naturą który dzieci wciąż karmił piersią a dolegliwości leczył ziołami, zyskał uznanie. Rousseau mówił o „szlachetnych dzikich” w opozycji do ludzi cywilizowa­nych, sztucznych, dręczonych przez syfilis, dekadenckich. Także angielscy poeci opiewali wiejską idyllę.

W lecznictwie nastał nowy duch, przede wszystkim dzięki dzia­łalności Christopha Wilhelma Hufelanda (1762-1836). Hufeland, związany z kręgiem weimarskim, porzucił medycynę stosującą rtęć i trucizny, upuszczanie krwi i drażniące skórę, wywołujące bąble plastry. Jego koncepcja lecznicza polegała na wspomaganiu natu­ralnej, wewnętrznej „siły życiowej” i pomnażaniu jej, nie zaś przed­wczesnym wyczerpywaniu. Środki chemiczne nie są w stanie tego spowodować. Lecznicze zioła z ręki natury potrafią to lepiej. Aby być zdrowym, trzeba słońca, świeżego powietrza, wody i ciepła. Do tego harmonijne życie zgodne z rytmami natury i dostateczną ilością snu, bo sen uzdrawia i odnawia siłę życiową. Wstawanie razem ze słońcem, jedzenie prostych potrawy i małej ilości mięsa, dokładne przeżuwanie, ruch na świeżym powietrzu, ćwiczenie mięśni, zioło­

91 W przekładzie Artura Sandauera - przyp. tłum.

Kląt

wa

boga

ońca

232

we napary i lewatywy z ziół, wygodna, przy­jazna dla skóry odzież, niepalenie tytoniu, spokój duszy, radość i zadowolenie - tak brzmiała teraz dewiza - przedłużają życie.Muzyka, sztuka i poezja są pokarmem dla duszy i umysłu, zbędny luksus natomiast osłabia siłę życiową.

Niemowlęta powinny dostawać mleko matki. Dzieci nie należy wychowywać na­zbyt delikatne, także one powinny cieszyć się świeżym powietrzem i ruchem, móc ba­wić się na dworze, niezależnie od pogody.Nie należy też zbyt wcześnie zmuszać ich do myślenia. Potrzebują czasu na marzenia.Wybujały intelektualizm niszczy zamiast budować. Dzieci powinny wcześnie kłaść się spać; a najzdrowiej śpi się na materacach z koń­skiego włosia, mchu albo słomy. Dobrze jest wykąpać się w zimnej wodzie i potem mocno się wytrzeć. Młodzież nie powinna spożywać pobudzających napojów i pokarmów, takich jak kawa, herbata, czeko­lada, wino czy ciastka. Najzdrowsza jest świeża woda. Praca i zajęcie są dla młodzieży lepsze niż nieróbstwo; dla dorosłych zaś najzdrow­sze jest życie w stanie małżeńskim. „Sztuczna lub literacka (seksual­na) stymulacja” prowadzi do marnowania siły życiowej. A leki, które się zażywa, nigdy nie powinny pozbawiać siły życiowej.

Najważniejsze dzieło Hufelanda Makrobiotyka albo Sztuka prze­dłużania ludzkiego życia (Makrobiotik oder die Kunst, das menschli- che Leben zu verlangern, 1795), bestseller, przetłumaczony na wiele języków, nawet na chiński, wyznacza koniec zdrowotnej katastrofy, jaka nawiedziła Europę. To, że Chińczycy i Japończycy byli otwarci na nauki Hufelanda, nie powinno dziwić, ponieważ pojęcie „siły ży­ciowej” w wielu aspektach pokrywa się z energią chi albo z energią jin. Dzisiaj rady Hufelanda brzmią dla wielu osób jak ględzenie na zebraniu ekologów, ale w tamtych czasach były rewolucyjne. Na pewno mają sens, także dzisiaj.

To krętek o nazwie Treponema, drobniutki robaczek w kształ­cie korkociągu, brutalnie wepchnął ludzkość w nową epokę i, jak już wspominaliśmy, zasadniczo odmienił jej kulturę. Syfilis wyrwał ludzi z ich marzeń i wskazał im drogę do racjonalnego, empiryczno- naukowego sposobu widzenia świata.

Christoph Wilhelm Hufeland Kl

ątw

a bo

ga

słoń

ca

233

Kląt

wa

boga

ońca

234

Zaraza, która w XV wieku z niewiarygodną zjadliwością spadła na ludzkość niczym miecz boży, sprawiając, że gnijące mięso zaczę­ło odchodzić od kości, i która dość szybko ich zabijała, z upływem czasu stopniowo słabła. Układ odpornościowy się przystosowywał. Pod koniec XIX wieku stanowiła już tylko uciążliwą dolegliwość donżuanów. Wciąż jeszcze była chorobą która, jak dzisiaj borelioza, może przywdziewać dziesiątki różnych masek: paraliż, obłęd, dege­neracja, duchowe opętanie często stanowiły stadium końcowe, lecz nim do tego doszło, krętki, wdzierając się do układu nerwowego, między kolejnymi nawrotami choroby, powodowały wręcz wzrost wydolności i sił twórczych. Filtrująca funkcja organizmu, odfiltro- wująca te wrażenia zmysłowe, które nie są niezbędne do dalszego przeżycia, zostaje - jak powiedział Adolf Huxley w odniesieniu do działania substancji rozszerzających świadomość - częściowo wy­łączona przez toksyny bakteryjne. Bez owego „wentyla redukcyjne­go” zdrowego układu nerwowego psychika jest zalewana powodzią informacji, które musi przetrawić czy też artystycznie przetworzyć. Krętki sprawiały, że energia twórcza rozkwitała i napędzała arty­stę, nim zapłonął jak ogień. Niczym narkotyk, mikroskopijny wąż otwiera bramy percepcji; jest odźwiernym wpuszczającym do in­nych, niecodziennych wymiarów. Wielu artystów, poetów, muzy­ków czy malarzy XIX i początków XX wieku było syfilitykami. Geniusz i obłęd nie są od siebie aż tak odległe.

Chory na kiłę mózgową Friedrich Nietzsche, nim całkowicie po­padł w obłęd, stworzył takie dzieła jak Tako rzecze Zaratustra, Poza dobrem i złem, Antychryst i Ecce homo. Biolog Karl Móbius wie­rzył nawet, że bez pobudzenia przez krętki i ich toksyny Nietzsche nie stworzyłby niektórych ze swoich dzieł (Baumler 1997: 243). Na syfilis chorowali też Heinrich Heine, Arthur Schopenhauer, Nico- laus Lenau, E.T.A. Hoffmann, Christian Grabbe, Friedrich Schiller, Franz Schubert, Ludwig van Beethoven - to była przyczyna jego głuchoty, Hugo Wolf, Fryderyk Smetana, Guy de Maupassant, Char­les Baudelaire, rysownik Alfred Rethel (Totentanz), Edouard Manet, Emile Zola, Gustave Flaubert i wielu innych.

W roku 1905 uczeni Fritz Schaudinn i Erich Hoffmann badali pod mikroskopem płyn tkankowy z wrzodu zarażonego syfilisem. Był tam cieniusieńki, skręcony jak korkociąg wężyk, mniejszy niż słoneczny pyłek, który przemieszczał się w polu ich widzenia dziw­nym, wahadłowo-okrężnym ruchem. Nadali mu nazwę Spirochata

pallida, „blady skręcony włos”. Rok później August Paul von Was­sermann opracował diagnozę serologiczną - znany do dziś „odczyn Wassermanna”, za pomocą którego można stwierdzić infekcję. Bak­teriolog Paul Ehrlich poszukiwał, jak sam mówił, cudownej kulki, którą niczym strzelec wyborowy mógłby trafić w zarazki chorobo­twórcze. I to się stało w 1910 roku. Na rynku pojawił się zawierający arsen preparat pod nazwą salversan. Choć wywoływał silne skutki uboczne, jego pojawienie się oznaczało właściwie koniec syfilisu. Był teraz, jak pisze dr med. Venzmer, „umierającą chorobą”. Peni­cylina ostatecznie położyła kres zarazie.

Lecz wcale nie jest tak łatwo usunąć te żyjątka z planu stworze­nia. Są one jedynie materialnym wyrazem duchowych archetypów. Można je czasowo usunąć z płaszczyzny materialnej, ale nigdy nie da się ich całkowicie zniszczyć. Jeden z naszych wielkich mędrców ujął to tak:Nie rozpadnie się w nicość żadne stworzenie,Wiecznie będzie trwało życia poruszenie,Uszczęśliwiony, trzymaj się bytu.

Johann Wolfgang von Goethe, „Vermachtnis”, 1829

Powraca nie tylko syfilis, lecz także inne choroby zakaźne - Świa­towa Organizacja Zdrowia mówi o 12 milionach nowych zakażeń w ciągu roku - pojawił się też nowy gatunek krętków: borelie. Czy spowodują taki sam kulturowy przełom jak ich krewniacy? Jaką in­spiracją jakimi snami nas obdarzą? To głównie strach przed krętka- mi kiły prowadził ludzkość po drodze do rzekomej cudownej broni- antybiotyków, i szalonego snu o bycie wolnym od chorób. I znów to krętki, borelie, obwieszczają koniec ery antybiotyków i wzywają nas do wejrzenia w głąb naszej istoty.

Czas, by powrócić do leczniczych ziół.

Kląt

wa

boga

ońca

235

ANEKS

Rośliny działające na chłonkę i śledzionę

Oto niewielki wybór roślin, które wywierają wpływ na układ lim- fatyczny:

Jemioła (Viscum album)Za działanie jemioły odpowiedzialna jest nie pojedyncza sub­

stancja czynna, lecz cały kompleks rozmaitych składników. Napar czy nalewka z liści jemioły wzmacnia naczynia włosowate, regulu­je ciśnienie krwi, łagodzi arteriosklerozę, pomaga na niepłodność, poprawia jakość chłonki i wzmacnia układ odpornościowy. Pozaje­litowe stosowanie wyciągu z jemioły hamuje wzrost guzów nowo­tworowych. Jemioła powoduje nawet odrastanie nadwątlonej, skur­czonej grasicy. Dawkowanie: dziennie 2-3 filiżanek naparu albo 3 krople nalewki.

Trędownik bulwiasty (Scrophularia nodosa)Sygnatura tej rośliny jest jednoznaczna: bulwiaste korzenie,

twarde, „guzełkowate” kwiaty. Stosuje się ją na „węzły” w ludzkim ciele, na przykład nabrzmiałe „gruczoły” (węzły chłonne) i migdał- ki, skrofulozę (skrofuły, zołzy, „King’s evil”), a więc przewlekłe infekcje chłonki (gruźlica węzłów chłonnych), z chronicznym ka­tarem, wypryskami, obrzmieniem węzłów chłonnych, ognipiórem, zapaleniem oczu.

Kuracja: zaparzyć 1 łyżeczkę ziół w filiżance wrzącej wody; pić łyczkami 1-2 filiżanek dziennie przez trzy tygodnie (Pahlow 1994: 93). Ponieważ zawartość saponin może drażnić nerki, lepiej byłoby przyjmować trędownik w postaci niskiej potencji homeopatycznej (D3) albo preparatu spagirycznego.

Maść do zastosowań zewnętrznych: zbierać korzenie w maju. Smarować maścią guzy (nabrzmiałe węzły chłonne), miejsca zmie­nione przez liszaje itp. Receptura Dioskurydesa: na obrzmiałych węzłach kłaść całą roślinę rozdrobnioną w occie.

237

Przytulia właściwa (Galium verum) albo przytulia czepna(G. aparine)Oba gatunki przytulii działają „oczyszczająco” na krew i pobudza­ją naczynia limfatyczne do usuwania toksyn i odpadów. Pomagają w stanach zapalnych układu moczowego, służą do usuwania piasku z nerek i kamieni nerkowych. Angielski znawca ziół Gerard pisał „Kobiety gotują ją z płatkami owsianymi, aby zachować dobrą figu­rę lub schudnąć”.

Śledziennica skrętolistna (Chrysoplenium alternifolium)Napar albo młoda wiosenna śledziennica w całości pomaga na do­legliwości śledziony, a także problemy z układem moczowym i wą­trobą. Poza tym śledziennica pobudza produkcję żółci przy „zato­rach wątrobowych”.

Jarząb pospolity, jarzębina (Sorbus aucuparia)Moszcz, ocet, a przede wszystkim napar z suszonej jarzębiny to do­bry środek na zaburzenia przepływu chłonki. Nalewka na owocach jarzębiny jest stosowana na obrzęki lub opuchliny limfatyczne.

Występujące u nas rośliny wzmacniające odporność

Jeżówka purpurowa, blada i wąskolistna(Echinacea purpurea, E. pallida, E. angustifolia)

Ta piękna ogrodowa roślina z północnoamerykańskich Gór Ska­listych swoją nazwę zawdzięcza kwiatostanom otoczonym sztyw­nymi plewinkami, przypominającymi kolce jeża (gr. echinos). Pod tym względem nieco przypomina szczeć. Zastosowanie znajdują korzenie i liście, które można przeżuwać lub zażywać w postaci nalewki albo wyciśniętego soku. Jeżówka działa antybakteryjnie, przeciwzapalnie i wzmacnia układ odpornościowy, także w przy­padku infekcji wirusowych. Ta należąca do astrowatych roślina in­tensyfikuje fagocytozę i podwyższa ilość komórek pomocniczych T. Jako leczenie przerywane92 pomaga na chronicznie powracające in­fekcje dróg oddechowych, zapalenie dróg moczowych i trudno go­

92 Leczenie przerywane: stosowanie krótkoterminowe, włączone między inne terapie.

Ane

ks

238

jące się rany (Fintelman/WeiB 2002: 232). Jeżówkę należy zażywać w celach leczniczych najwyżej 2-3 tygodni; stosowana zbyt długo przynosi odwrotny skutek.

Jemioła (Yiscum album)Jemioła reguluje pracę grasicy i pomaga wzmocnić układ odpor­

nościowy.Postać: napar albo krople.

Bez czarny - kwiaty i owoce (Sambucus niger)Krzew bzu czarnego przez długi czas uchodził za „chłopską ap­

tekę”. Do dziś aktualność zachowały słowa poety:O, któż zliczy tego drzewka Cud niejeden!Owoce kora, liście i kwiaty Każdy w dobro i siłę bogaty Łaski pełen!

Owoce i kwiaty według najnowszych wyników badań nie tylko działają napotnie i moczopędnie, lecz także przeciwzapalnie oraz silnie stymulują układ odpornościowy, co może okazać się pomocne w leczeniu pacjentów o obniżonej odporności, chorych na raka i za­atakowanych przez wirusy (Foster/Johnson 2006: 150).

Bylica piołun (Artemisia absinthum)Gorzka bylica, która w postaci pitego łyczkami przez cały dzień

naparu reguluje trawienie, jednocześnie poprawia wydolność, toni- zuje, pobudza centralny układ nerwowy, stymuluje produkcję żółci, wywołuje miesiączkę i zwalcza pasożyty. Ostatnio przypisuje się jej także działanie immunomodulujące. Ponieważ jednak zawiera wiele tujonu, trującego dla centralnego układu nerwowego, należy jądaw - kować bardzo ostrożnie.

Werbena pospolita (Yerbena officinalis)Dawnej świętej rośliny druidów93 nie należy mylić z cukrownicą

trójlistną (L/ppza triphylla), sprzedawaną w supermarketach pod na­zwą Lemon verbena czy Zitronenverbena.

93 O mitologii, wiedzy ludowej i magicznym zastosowaniu tej rośliny u Cel­tów zob. Wolf-Dieter Storl, Pflanzen der Kelten, AT Yerlag 2005.

Ane

ks

239

To niepozorne, gorzkie w smaku rodzime ziele w postaci naparu działa moczopędnie i pobudza produkcję mleka; stymuluje wegeta­tywny układ nerwowy, wspomaga pracę nerek i działa harmonizuj ą- co na tarczycę; jest uważana za środek wzmacniający w stanach wy­czerpania, neurastenii, migrenie, anemii i w okresie rekonwalescencji (Holzner 1985: 217). Obecnie rośnie zainteresowanie przeciwzapal­nymi i wzmacniającymi odporność właściwościami werbeny.

Zioła na zarazęGdy w Europie szalała zaraza, zielarkom i prostemu ludowi uka­

zywały się nadzmysłowe istoty, które udzielały im wskazówek do­tyczących roślin leczniczych. Były to anioły, gnomy, ptaki, duchy wodne, skrzaty rodzaju żeńskiego i męskiego, szepczące wyczer­panym i bezradnym ludziom do ucha takie zdanie: „Kto ma szał­wię w ogrodzie, tego śmierć nie ubodzie”. Do Wendów osobiście przychodziła śmierć i napominała: „Gdybyście jedli oman, nie sko­nalibyście tak gwałtowną śmiercią”. Trupia czaszka przemawiała do starego księdza, który u kresu swych sił modlił się w kościele w Benneckenstein: „Jedz biedrzeniec i kurze ziele, wtedy zarazy bę­dzie niewiele”.

Znamy dziesiątki takich powiedzeń (Schródter 1997: 214). Świadczą one o „przejściach” w inne wymiary świadomości, podob­nych do wizji doświadczanych przez Indian. Wizje takie przychodzą przeważnie dopiero po długim okresie totalnej ascezy i wyrzeczeń. Co ciekawe, często zawierają głęboką mądrość. Wymienione zioła to faktycznie rośliny bogate w witaminy i siły witalne albo od daw­na już uznawane za wzmacniające odporność.

Oto zioła, które są wymieniane najczęściej. Gwiazdką (*) zazna­czono te, które w szczególnie dużym stopniu wzmacniają odpor­ność. To właśnie im powinniśmy się dokładniej przyjrzeć w naszych poszukiwaniach roślinnych sojuszników w walce z boreliozą:

Kurze ziele, pięciornik, panieński korzeń {Potentilla erecta): za­wierająca garbniki roślina stosowana w leczeniu ran i tamowaniu krwi. Dowiedziono, że korzeń pięciornika, prócz działania anty- bakteryjnego i antywirusowego, obniża także ciśnienie krwi, działa antyalergicznie i pobudza układ odpornościowy organizmu (Schon- felder 2004: 360).

Kozłek lekarski, waleriana (Valeriana officinalis): już Hufeland podkreślał, że kozłek lekarski jest jednym z najlepszych środków na nerwy, służy do wzmacniania i regulacji układu nerwowego. Uwagę

Ane

ks

240

budzi to, że korzeń kozłka był w średniowieczu składnikiem teriaku, ponieważ przypisywano mu moc zwalczania zarazy (Willfort 1997: 60).

Jałowiec, jodłowiec (Juniperus communis): gałązkami jałowca okadzano już w czasach po­gańskich, aby wypędzić demony choroby. Jago­dy jałowca działają moczopędnie i, jak czytamy u patologów humoralnych, „oczyszczają nerki i wątrobę” . Wyniki ostatnich badań potwierdza­ją działanie przeciwutleniające, antywirusowe i przeciwzapalne (Foster/Johnson 2006: 221).

Dziewięćsił bezłodygowy, kąsina niska (Carlina acaulis): legenda głosi, że cesarzowi Karolowi Wielkiemu, gdy modlił się w czasie szalejącej zarazy, ukazał się anioł, który kazał mu wystrzelić w powietrze strzałę. Roślina, w którą trafi strzała, będzie tym właściwym lekiem. Strzała przeszy­ła dziewięćsił, nazwany potem na jego cześć Carlina. Dziewięćsił, będący obecnie pod ochroną podobnie jak wszystkie rośliny z ro­dziny astrowatych, pobudza przemianę materii w wątrobie. Poza tym zawiera garbnik (tlenek carlina), który działa jak antybiotyk.

Gorysz miarz (Peucedanum ostruthium, Imperatoria ostru- thium)*: gorysz, rosnący na wysokości powyżej 1000 m n.p.m., dla mieszkańców Alp jest lekiem niemal uniwersalnym. Górale stosują go najczęściej w postaci gorzałki. Działa napotnie, moczo­pędnie i uspokajająco przede wszystkim na płuca i układ trawien­ny, podobnie jak spokrewniony z nim arcydzięgiel litwor. Ostatnio w trakcie doświadczeń na zwierzętach udowodniono, że gorysz działa także przeciwzapalnie i przeciwgorączkowo (Schónfelder 2004: 255).

Arnika, kupalnik górski (Arnica montana): żółtym kwiatom tej znajdującej się obecnie pod ochroną lekko toksycznej rośliny gór­skiej przypisuje się działanie bakteriobójcze, przeciwzapalne, prze­ciwbólowe, antyreumatyczne i rozrzedzające krew. Napar z kwia­tów arniki uratował niegdyś życie Goethemu, który omal nie umarł na niewydolność mięśnia sercowego. Dziś stosuje się ją zewnętrznie na rany, stłuczenia i krwiaki.

Biedrzeniec niniejszy (Pimpinella saxifraga)*: „Gorysz i bie- drzeniec są dobre na zarazę”, zaśpiewał niegdyś ptaszek pewnej zie­larce, a w Karkonoszach ukazał się Liczyrzepa i oznajmił biednym

Jałowiec

leśnikom: „Ugotujcie biedrzeniec i walerianę, a zaraza się skoń­czy!”. Korzeń palowy tej rośliny z rodziny selerowatych, o pieprz­nym posmaku, jest dziś stosowany przede wszystkim w nieżytach górnych dróg oddechowych, schorzeniach dróg moczowych i jako środek dodawany do kąpieli przy trudno gojących się ranach (Hiller/ Melzig 2003: 170). Niegdyś uważany za jeden z najważniejszych leków na zarazę. Ksiądz-zielarz Johann Kiinzle wykorzystywał przeciwzapalne właściwości sproszkowanego korzenia biedrzeńca także profilaktycznie; mawiał: „Biedrzeniec jest brutalny jak Rosja­nin i wypędza ukryte, jątrzące się substancje z gardła, płuc, żołądka i jelit” (Kiinzle 1997: 31).

Czosnek niedźwiedzi, dziki czosnek (Allium ursinum)*: czo­snek niedźwiedzi potrafi wszystko, co potrafi zwykły czosnek: działa antybakteryjnie, przeciwgrzybicznie, antywirusowo, obniża poziom tłuszczu, odbudowuje florę bakteryjną jelit, eliminuje paso­żyty, oczyszcza krew, wzmacnia układ odpornościowy, a jeśli wie­rzyć dawnym Słowianom, chroni także człowieka przed wampirami. Bliski ludowi ksiądz-zielarz Kunze trafnie to ujmuje, opowiadając, jak „ludzie, cali usiani wysypką i liszajem, ze skrofułami na całym ciele, tak bladzi, jakby już leżeli w grobie i zostali wygrzebani przez kury, po długim stosowaniu tego wspaniałego daru Boga stawali się zdrowi i świeży”.

Żankiel zwyczajny (Sanicula europaea)*: występująca w la­sach roślina z rodziny selerowatych uchodzi za cudowny lek przede wszystkim w Allgau, w Vorarlbergu i Appenzell. Nazwa żankiel (niem. Sanikel) pochodzi od łacińskiego sanare = leczyć. Do dziś żankiel jest stosowany wspomagająco w gojeniu ran, w krwawie­niach układu pokarmowego oraz jako środek wykrztuśny.

Dzięgiel litwor, arcydzięgiel litwor (Angelica archangelica), Dzięgiel leśny (A. sylvestris). Dzięgiel otaczano czciąjako „anio­ła w roślinnej postaci”. Jego wzmacniające odporność działanie uznawano już od czasów antycznych, kiedy Rzymianie przywieź­li go z Północy. W czasie zarazy lekarze odwiedzający pacjentów żuli korzeń arcydzięgla, aby uchronić się przed zakażeniem. Apte­ki sprzedawały ocet z arcydzięglem, mający rzekomo takie same właściwości. Arcydzięgiel działa moczopędnie i napotnie, prze­ciwzapalnie, wykrztuśnie i jako substancja goryczkowa reguluje przemianę materii w wątrobie oraz stymuluje pracę narządów tra­wiennych.

Ane

ks

242

Dorant (?): niestety, dziś nie wiadomo dokładnie, jaka to roślina. W grę wchodzi krwawnik kichawiec (Achillea ptarmica), nazywany w Niemczech Weifier Dorant, i wykazujący podobne właściwości co krwawnik pospolity. Inne możliwości to tojad, goryczka, lnica, bodziszek, bniec czerwony, jasieniec, szanta, kocimiętka, dziewię­ciornik, krzyżownica, szałwia, liściokwiat, czyściec, wrotycz, no­strzyk, starzec jakubek albo lebiodka (Marzell 1958: 89). Bracia Grimm stawiają na wyżlin (Antirrhinum) , nazywany także welscher [francuski] Dorant. W każdym razie dorant był rośliną o magicz­nym działaniu, którą można było przepędzić czarownice (zwyrod­niałe postaci astralne) oraz gnomy (Grimm 1860, t. 2: 1276). „Gdy­byś dorantu i lebiodki nie miała, życie by cię to kosztowało” woła leśny diabeł za kobietą w połogu, którą śledził, ale później odkrył, że miała ze sobą lecznicze zioła.

Ruta zwyczajna (Ruta graveolens): tę starą klasztorną rośli­nę należy stosować ostrożnie, ponieważ jej olejek może wywołać kontaktowe zapalenie skóry, uszkodzić nerki i wątrobę. Jako środka działającego na macicę nadużywano jej także do spędzania płodu. Może natomiast okazać się pomocna w problemach nerwowych, chorobach reumatycznych, uszkodzeniach kości, zapaleniu ścię­gien, zaburzeniach układu krążenia oraz jako środek rozkurczowy, moczopędny i przeciwzapalny.

Oman wielki (Inula hele- nium)*\ korzeń tej nazwanej na cześć pięknej Heleny ro­śliny ma działanie przeciw- grzybiczne, hamujące wzrost guzów, przeciwzapalne, odro- baczające, antybiotyczne, mo­czopędne, pobudza pracę gru­czołów i przepływ żółci. Dane doświadczalne i kliniczne po­zwalają stwierdzić, że oman wzmacnia układ odpornościo­wy organizmu i wspomaga florę bakteryjną jelit (Foster/Johnson 2006: 141).

Czosnek (Allium sativum): działa podobnie jak czosnek niedź­wiedzi (patrz wyżej).

Oman wielki

Ane

ks

243

Zioła napotne i odtruwające

W ostrych stanach gorączkowych (przeziębienia, choroby wiruso­we, zapalenia) nasze babki jako spadkobierczynie przekazywanej z pokolenia na pokolenie wiedzy medycznej czy też medycyny lu­dowej sięgały po zioła napotne.

Dziki bez (czarny bez, Sambucus niger): kwiaty dzikiego bzu są prawdopodobnie najlepszym znanym środkiem napotnym. Napar wzmacnia odporność organizmu i działa przeciwwirusowo. Gorąca kąpiel z dodatkiem dzikiego bzu wzmacnia działanie napotne.

Lipa (lipa szerokolistna, Tilia platphylles, lipa drobnolistna, T. cordata): napar z kwiatów rozgrzewa ciało, działa napotnie i wprawia duszę w rozkoszny, letni nastrój.

Pysznogłówka (pysznogłówka dwoista, Monarda didyma, pysz- nogłówka dęta, M. fistulosa): kwitnące na czerwono, pomarańczowo lub fioletowo kwiaty pysznogłówki, indiańskiej rośliny pochodzącej z Ameryki Północnej, dziś można spotkać w wielu naszych ogro­dach. Dla pierwotnych mieszkańców Ameryki pysznogłówka była ważną rośliną leczniczą. Napar z niej rozgrzewa, działa napotnie i moczopędnie, hamuje rozwój grzybicy, zwalcza pasożyty i bak­terie.

Lepiężnik (Petasites hybridus): w średniowieczu przypisywano lepiężnikowi moc wypędzania zarazy z ciała. Roztwór sproszko­wanego korzenia lepiężnika działa napotnie, przeciwzapalnie i roz­kurczowo przy skurczach mięśni gładkich w obrębie żołądka, jelit i pęcherzyka żółciowego oraz w narządach oddechowych.

Zioła odtruwające i oczyszczające chłonkę

Bluszczyk kurdybanek, bluszczyk ziemny, kurdybanek, obłoż- nik (Glechoma hederacae): dawni malarze i odlewnicy pili napar z kurdybanka, który miał zapobiegać zatruciu metalami ciężkimi. Matthiolus, XVI-wieczny znawca ziół, zalecał bluszczyk, by „otwo­rzyć wątrobę i śledzionę” i by wyprowadzić „truciznę przez pot”. Bluszczyk kurdybanek czyści zanieczyszczoną chłonkę (eliminuje bakterie i leczy ropiejące stany zapalne). Roślina ta sprawdziła się także jako dodatek do kąpieli.

Ane

ks

244

Pokrzywa (Urtica dioica): moczopędne i przeciwzapalne dzia­łanie pokrzywy żegawki sprawia, że nadaje się do przepłukiwania dróg moczowych, a także odtruwa chłonkę i krew. Prawdopodobnie ze względu na zawartości steroli (fitosteryn) i lektyn działa również stymulująco na układ odpornościowy (Schónfelder 2004: 466). Do „oczyszczania krwi” nadaje się szczególnie dobrze sok wyciśnięty z młodych pędów.

Dzięgiel (Angelica spp.)\ korzeń dzięgla działa przede wszyst­kim na układ trawienny, tonizująco także na trzustkę oraz płuca. Oczyszcza organizm z toksyn. O tej właściwości mówią już księgi starych mistrzów zielarstwa z XVI wieku. Olejek eteryczny dzięgla, wymieszany z innymi olejkami, działa odtruwająco.

Jarzębina (zob. s. 238)Czosnek niedźwiedzi: wiosenna kuracja z zastosowaniem

czosnku niedźwiedziego pomaga oczyścić organizm z metali (zob. s. 242).

Języcznik zwyczajny (Liatris odoratissima): eliksir z języczni- ka, receptura Hildegardy z Bingen na oczyszczenie chłonki, odnale­ziona przez Petera Germanna, przewiduje 6 g języcznika, gotowane­go przez kilka minut na wolnym ogniu w winie, z dodatkiem miodu, odrobiny pieprzu długiego i skórki cynamonu94.

Łopian (Arcticum lappa): szczególnie korzeń, ale także nasiona łopianu pobudzają przemianę materii w wątrobie, pęcherzyku żół­ciowym, śledzionie i nerkach, działają napotnie, przeciwgrzybicz- nie, bakteriobójczo, wykrztuśnie, oczyszczają krew i pomagają wy­dalić toksyny przez skórę i z moczem.

Ostropest plamisty (Silybum marianum; zob. s. 115).

Inne zioła, którym przypisuje się działanie odtruwające i oczysz­czające chłonkę, to: wrotycz pospolity, nagietek lekarski, bratek, liście orzecha włoskiego, sadziec konopiasty (ziele św. Jana), hy­zop, trędownik, ożanka nierównoząbkowa, nostrzyk ząbkowa­ny, nawłoć pospolita, psianka slodkogórz.

94 www.natuerlich-gesund-online-info/artikel_2004/lymphsystem.php? print=l

Ane

ks

245

Ane

ksIndiańskie zioła na syfilis

Indianie północnoamerykańscy stosowali szereg dzikich roślin do leczenia chorób wenerycznych, w szczególności syfilisu. W prze­ciwieństwie do pierwotnych mieszkańców Karaibów zakażenie bakterią Treponema wśród Indian północnoamerykańskich prawdo­podobnie nie miało charakteru endemicznego. Zetknęli się z tą cho­robą dopiero w toku rozwoju osadnictwa, szybko jednak opracowali sposoby jej leczenia za pomocą roślin. Rośliny te mogą być dla nas interesujące. Po pierwsze, zapewne można ich będzie użyć w walce z boreliozą, po drugie, rosną w podobnych warunkach klimatycz­nych co w Europie i można je u nas uprawiać.

Lobelia (Lobelia spp.)Lobelie należą do najważniejszych indiańskich leków przeciw

syfilisowi. Lobelii wielkiej (.Lobelia syphilitica, ang. Great Blue Lobelia, Blue Cardinalflower) Indianie używali właśnie do lecze­nia tej choroby wenerycznej. Także francuscy traperzy i podróżnicy poddawali się takim indiańskim kuracjom. Szwedzki botanik Kaim opowiada (1749), że przy użyciu tych roślin Indianie całkowicie le­czyli tę chorobę w ciągu pięciu-sześciu miesięcy. C.F. Rafinesąue, który opisał lecznicze rośliny Ameryki Północnej (1830), opowiada, że korzeń lobelii działa silnie moczopędnie, napotnie, wykrztuśnie i oczyszczaj ąco. Wywar z korzeni gotowano razem ze stopkowcem tarczowatym (Podophyllum peltatum, may apple) oraz korą czerem­chy wirginijskiej (Prunus virginiana) aż do uzyskania mocnego od­waru przeznaczonego do picia. Zewnętrznie stosowano lobelię do zwilżania wrzodów, które posypywano dodatkowo sproszkowanym korzeniem szałwi czerwonokorzeniowej lub prusznika (Ceanothus americanus, ang. New Yersey Tea)95.

Inne gatunki lobelii, również stosowane w leczeniu syfilisu, to lobelia szkarłatna (stroiczka, Lobelia cardinalis), działająca także silnie odrobaczająco, oraz lobelia rozdęta (Lobelia inflata, ang. In­dian Tobacco, nie mylić z prawdziwym tytoniem).

95 Nasiona i sadzonki lobelii wielkiej można kupić w zakładzie ogrodnictwa naturalnego Hof-Berggarten w GroCherrischwand w Szwarcwaldzie.

246

Sasafras, sasafran, sasafrzan (Sassafras officinalis)Czerwone, silnie pachnące drewno i kora tego drzewa, należą­

cego do rodziny wawrzynowatych, już w 1618 roku trafiły do leko­spisu londyńskiego. Obok tytoniu sasafras był głównym towarem eksportowym kolonii brytyjskiej Wirginii i konkurował z drewnem gwajakowca, dostarczanym do Europy przez Hiszpanów. Osadnicy uważali wywar z kory sasafrasu za doskonały środek oczyszczający skórę. Ze względu na działanie napotne amisze nazywali sasafras „drzewem gorączki”. W leczeniu syfilisu łączono często sasafras z korą korcorośli (Smilax), drewnem gwajakowca i bardzo trują­cą korą wawrzynka wilczełyko (Daphne mezeurum). Korzeń był głównym składnikiem root beer, powszechnie uważanego za eliksir zdrowia i później ogólnie dostępnego jako napój bezalkoholowy.

Trojeść bulwiasta (Asclepias tuberosa)Należąca do rodziny trojeściowatych roślina nazywana przez

Amerykanów Red Milkweed, Butterfly Weed albo Pleurisy Root („korzeń na zapalenie opłucnej”) jest również środkiem napotnym, wymiotnym i przeczyszczającym. Można powiedzieć, że przeczysz­cza człowieka na wylot. Indianie z południowego wschodu USA używali jej do leczenia syfilisu.

Sadziec purpurowy (Eupatorium purpureum)Ten kuzyn naszego sadźca konopiastego (E. cannabinum) jest

znany w Ameryce Południowej jako Joe Pye Weed. Joe Pye był indiańskim uzdrowicielem, który przy użyciu korzenia tej rośliny,o silnym działaniu napotnym, moczopędnym i ściągającym, zdo­łał powstrzymać rozprzestrzenianie się epidemii tyfusu wśród bia­łych osadników w Nowej Anglii. Doktor Johann David Scópf, który przybył do Ameryki w czasie wojny niepodległościowej z heskimi żołdakami i spisał tam pierwszą etnobotaniczną Materia Medica Americana (1787), wymienia tę roślinę jako lek przeciwko syfili­sowi.

Sumak (Rhus glabra), Sumak odurzający (octowy, Rhus typhina) Oba te gatunki należące do rodziny nadnerczowatych są do siebie

bardzo podobne. Przede wszystkim sumak odurzający rośnie jako często spotykany neofit w naszych szerokościach geograficznych, ubarwiając pomarańczowym odcieniem swoich liści szarość jesien­

247

Ane

ks

nych dni. Suche czerwone kolby owocowe można włożyć na kilka minut do wody, która zabarwi się na różowo i nabierze lekko cytry­nowego smaku. Dla Indian owoce sumaka były ważnym źródłem witaminy C. Mocno ściągającej, zawierającej garbnik kory i korzeni używano do leczenia i wysuszania wrzodów, czerwonki, hemoro­idów i ran. Indianie z plemienia Odżibwejów stosowali mieszankę kory sumaka i lobelii w leczeniu syfilisu (Vogel 1982: 377).

Yerba Santa (Eriodictyon californicum)Słodki, aromatyczny zapach „świętego ziela” z rodziny facelio-

watych, rosnącego dziko od Oregonu po Północny Meksyk, nie po­zostawia żadnych wątpliwości co do tego, że mamy do czynienia z rośliną leczniczą. Wszędzie tam, gdzie występowała ta roślina, stosowano ją w leczeniu reumatyzmu, zapalenia oskrzeli, dolegli­wości trawiennych, syfilisu i innych schorzeń. Także biali osadnicy przyrządzali z niej napar oczyszczający krew, który miał pomagać w leczeniu syfilisu (Vogel 1982: 399).

Stillingia sylvaticaKorzeń tej rośliny z rodziny wilczomleczowatych był stosowa­

ny przez Indian południowych stanów jako „środek oczyszczający” w chorobach wenerycznych. Także biali używali Queen s Root do oczyszczania krwi i leczenia syfilisu.

Żóltodrzew amerykański (Zanthoxylum americanum)Indianie Winnebago gotowali korzeń tego drzewa, nazywanego

też jesionem kolczastym, przyrządzając napotny wywar stosowany w leczeniu chorób wenerycznych,

Sarsaparilla (Smilax officinalis)Choć rośnie jedynie w cieplejszych regionach, sarsaparilla nie

może zostać pominięta wśród roślin stosowanych w leczeniu syfi­lisu. Aztekowie nazywali ją „kwiatem syfilisu” (nanahua-xochitl). Była ona poświęcona bogowi syfilisu, który wskoczył w słońcei spłonął. To znaczy, że wysoka temperatura jest jednym z najważ­niejszych środków stosowanych w walce z krętkami. Aztekowie przyrządzali mocny wywar z korzeni zawierających saponiny stery­dowe, działający napotnie i moczopędnie, pobudzający przemianę materii, i łączyli go z kuracją w szałasie potów. Botanicy Monardes

Ane

ks

248

i Lonicerus chwalą skuteczność sarsaparilli w walce z „ospą mi­łosną” czy „francą”. Jak p iszą pomaga w przypadkach, w których nie pomogło drewno gwajakowca. Oczyszczający krew wywar Zit- termanna także zawiera sarsaparillę. Również Chińczycy i Hindu­si odkryli, że rosnąca u nich sarsaparilla (Sarsaparilla glabra) ma własności oczyszczające krew i stosują ją w leczeniu syfilisu oraz zatruć rtęcią.

An

eks

249

Ane

ks

Podziękowania

Następujące osoby zechcą przyjąć podziękowania za przyjacielskie wskazówki i dobre rady:Dr Ulrich Bertsche, patolog komórkowy i przyrodnikSusan Bolender, aptekarkaMaria Foth, bioterapeutkaFrank Brunke, botanik i fotografHeinz Machura, bioterapeuta i ogrodnikHeidi Mettler, gospodyni domowaRudolf Muller, ekspert od boreliozyDr Gerhard Orth, chemik, lekarz medycyny naturalnejProf. Dr Maria-Anna Pabst, biologKerstin Schlesinger, terapeutka korzystająca z tradycyjnej medycy­ny chińskiejNikolaus Schwenn, ekolog i specjalista od soli Justus WeiB, studentUczestnicy serii wykładów na temat boreliozy w Neutrauchburg we wrześniu 2006 za liczne sugestieI wszyscy inni, którzy przyczynili się do opublikowania niniejszej książki.

250

Bibliografia

Agustoni Daniel (2004), Craniosacrale Selbstbehandlung, Miinchen: Kósel.Alexander Maximilian, Zoubek Eugen (1985), Moderne Naturmedizin, Diisseldorf-

Wien: ECON.Anonym (1994), Diegrosse Enzyklopadie der Heilpflanzen, Klagenfurt: Neuer Kaiser

Verlag.Aron Elaine (1999), The Highly Sensitive Persons Workbook, New York: Double

Day.Baumler Ernst (1997), Amors rergifteter Pfeil, Frankfurt am Main: Edition Wótzel.Bachtold-Staubli Hanns, Hoffmann-Krayer Eduard (Hrsg.) (1987), Handwórterbuch

das deutschen Aberglaubens, Bd. I—VIII, Berlin-New York: Walter de Gruyter.Balzer Georg (1976), Goethe ais Gartenfreund, Miinchen: Wilhelm Heyne.Beckmann Dieter, Beckmann Barbara (1997), Das geheime Wissen der Krauter-

hexen, Miinchen: DTV.Blech Jórg (2000), Leben aufdem Menschen, Reinbek bei Hamburg: Rowohlt.Brondegard V.J. (1985), Ethnobotanik, Berlin: Verlag Mensch und Leben.Buhner Stephen Harrod (2002), The Lost Language ofPlants, White River Junction,

Vermont: Chelsea Green Publ.- (2005), HealingLyme, Randolph, Vermont: Raven Press.Biihring Ursel (2004), Praxis-Lehrbuch der modernen Heilpflanzenkunde, Stuttgart:

Sonntag.Burgun Rene, Laugier Paul (1992), Die Geschichte der Geschlechtskrankheiten, [w:]

Illustrierte Geschichte der Medizin (Richard Toellner, Hrsg.), Erlangen: Karl Muller.

Cannon Geoffrey (1994), Teufelskreis: Wenn Antibiotika krank machen, Koln: VGS.Cohen Kenneth (2006), Honoring the Medicine, New York: Ballentine Books.Coffey Timothy (1993), The History and Folklore ofNorth American Wild Flowers,

Boston-New York: Houghton Mifflin Co.Consilium Cedip Praktikum: Handbuchfiir Diagnose und Therapie (1995), Ismaning

bei Miinchen: PMSICedip Verlagsgesellschaft.Culpeper Nicholas (1999), The Complete Herbal, Delhi: Sat Guru Publications. Re­

print.Daxelmiiller Christoph (1996), Aberglaube, Hexenzauber, Hollendngste, Miinchen:

DTV.Diamond Jared (1999), Guns, Germus, and Steel, New York-London: W.W. Norton

& Co.Dixon Bernard (1998), Der Pilz, der John F. Kennedy zum Prasidenten machte, Hei-

delberg-Berlin-Oxford: Spektrum.Duke James A. (1997), Diegrune Apotheke, Emmaus, Pennsylvania: Rodele Gesund-

heitsbiicher.Eckart Wolfgang G. (1994), Geschichte der Medizin, Berlin-Heidelberg-New York:

Springer.Emoto Masaru (2002), Wasserkristalle, Burgrain: KOHA.Engelbrecht Torsten, Kóhnlein Claus (2006), Virus Wahn, Lahnstein: Emu.

Aneks

251

Ereira Alan (1993), The Elder Brothers, New York: Vintage.Falkenrath Monika (2003), Volkskrankheit Borreliose, Norderstedt: Book on De-

mand.- (2005), Krank durch Medikamente, „Aegis Impuls” Nr. 12, Littau-Schweiz:

AEGIS.Feder Henry M. et al./Ad Hoc International Lyme Disease Group (Oktober 2007),

A Critical Appraisal of ‘Chronić Lyme Disease’, „The New England Journal of Medicine”, 357(14) 1425-1426, Massachusetts Medical Society, 4.

Fintelmann Volker, Weiss Rudolf Fritz (2002), Lehrbuch der Phythotherapie, Stutt­gart: Hippokrates.

Fleischhauer Steffan Guido (2004), Enzyklopadie der essbaren Wildpflanzen, Aarau- Munchen: AT Verlag.

Foster Steven, Johnson Rebecca L. (2006), Desk Reference to Natures Medicine, Washington D.C.: National Geographic Society.

Fritsche Herbert (1991), Die Erhóhung der Schlange, Góttingen: Ulrich Burgdorf.- (1962), Iatrosophia, Freiburg im Breisgau: Hermann Bauer.Fuchs Leonhart (2001), New Kreiiterbuch, Basel: Michael Isingrin, 1543 (Reprint:

Koln: Taschen).Garrett Laurie (1995), The Corning Plague, New York: Penguin Books.- (2001), Das Ende der Gesundheit, Berlin: Siedler.Grier Thomas M. (2000), The Complexity ofLyme Disease, „Lyme Disease Survival

Manuał”, Duluth, Minnesota.Griggs Barbara (1997), Green Pharmacy, Rochester, Vermont: Healing Arts Press.Grimm Jacob, Grimm Wilhelm (1860), Deutches Wórterbuch, Leipzig: S. Hirzel.Groddeck Georg (1976), Der Mensch ais Symbol, Miinchen: Kindler Taschenbuch.Hahnemann Samuel (1999), Organon derHeilkunst (Auf Grundlage des Manuskripts

Hahnemanns von 1842; Hrsg. Josef M. Schmidt), Heidelberg: Karl F. Haug.Harvey W.T, Salvato P. (2003), Lyme disease: ancien engine of an unrecognized borre­

liose pandemie?, „Medical Hypothesis”, Texas: Science.Heinrich Michael (2001), Ethnopharmazie und Ethnobotanik, Stuttgart: Wissen-

schaftliche Verlagsgesellschaft.Hicks John (1997), Chinese Herbal Medicine, London: Thorsons.Hiller Karl, Melzig Matthias F. (2003), Lexikon der Arzneipflanzen und Drogen,

Heidelberg-Berlin: Spektrum Akademischer Verlag.Holzner Wolfgang (Hrsg.) (1985), Das kritische Heilplanzenbuch, Wien: ORAC.Honauer Urs (1998), Wasser, diegeheimnisvolle Energie, Miinchen: Hugendubel (Iri-

sana).Hufeland Christoph Wilhelm (1847), Hausarzneimittel gegen alle Krankheiten der

Menschen, Quedlinburg und Leipzig: Verlag der Ernst schen Buchhandlung.- (1993), Lehrbuch der allgemeinen Heilkunde (Orginal Jena, 1818) Heidelberg:

Haug.Ingrisch Lotte (2006), Die neue Schmetterlingsschule, Miinchen: Langen-Muller.Jarvis D.C. (1989), 5x20 Jahre leben, Bern: Hallwag (original Folk Medicine, Green-

wich, Conn: Fawcett 1958).Kaptchuk Ted J. (2006), Das grofie Buch der chinesischen Medizin, Frankfurt am

Main: Fischer.

Aneks

252

Kaufhold Peter (2002), PhytoMagister, Miinchen: Pflaum.Klinghardt Dietrich (Marz 2005), Die Lyme-Borreliose: Ein Blick jenseits der Hehan

dlung mit Antibiotika, Vortrag in Bellevue, Washington.Klópfer Werner (Dez. 2006), Neue Behandlungsansdtze der Borreliose, „Medical

Journal for Applied Kinesiology”, Nr. 25. Traiskirchen, Ósterreich: IMAK.Konz Franz (2000), Der Grosse Gesundheeits-Konz, Miinchen: F.A. Herbig.Koster-Lósche Kari (1989), Die sieben Todesseucheti, Husum-Nordsee: Cobra.Kowarik Ingo (2003), Biologische Invasorem: Neophythem und Neozoen in Mitteleu-

ropa, Stuttgart-Hohenheim: Ulmer.Kremp Dieter (1996), Schóner, hunter Jahreskreis, Augsburg: Pattloch.Krupp L.B. et al. (2003), Study and treatment ofpost Lymefisease (STOP-LD): a ran-

domised double masked clinical trial, „Neurology” (Official Journal of the Ame­rican Academy of Neurology) 60 (1923-1930).

Kuby Clemens (2005), Unterwegs in die nachste Dimension, Miinchen: Kósel.Kiinzle Johann (1945), Das grofie Krduterheilbuch, Olten: Ott Walter.- (1997), Chrut und Unchrut, Minusio (Schweiz), Verlag Krauterpfarrer Kiinzle.Kurth Hanns (1974), Rezepte beriibmter Arzte aus 5000 Jahren, Genf: Romon F. Kel­

ler.Langbein Kurt, Martin Hans-Peter, Weiss Hans (2004), Bittere Pillen, Koln: Kiepen-

heuer 8t Witsch.Levi-Strauss Claude (1997), Das wilde Denken, Frankfurt am Main: Surkamp.Lock Margaret, Scheper-Hughes Nancy (1996), A Critical-Interpretive Approach in

Medical Anthropology: Rituals and Routines ofDiscipline and Dissent, „Medical Anthropology” (Carolyn F. Sargent and Thomas M. Johnson, eds.). Westport, Connecticut: Praeger.

Lonicerus Adamus (1667), Kreuterbuch, Frankfurt am Main: Matthaus Wagner.Lósch Raymund, Drefiler Mirko, Weber Annemarie (July, August, September, 2006),

Borreliose - eine sich ausbreitende Seuche, „Natur und Heilen”, Teil 1, 2, und 3. Miinchen: Verl. Natur & Heilen.

Lussi Kurt (2002), Im Reich der Geister, Aarau, Schweiz: AT Verlag.Madaus Gerhard (1938), Lehrbuch der biologischen Heilmittel, Bd. II, Leipzig: Georg

Thieme.Mannhardt Wilhelm (1875), Wald- und Feldkulte, Berlin: Gebruder Borntraeger.Marzell Heinrich (1972), Wórterbuch der deutschen Pflanzennamen, Bd. II, Leipzig:

Verlag von S. Hirzel.- (1958), Wórterbuch der deutschen Pflanzennamen, Leipzig: S. Hirzel.Mauch Walther (2007), Die Bombę unter der Achselhóhle, Miinchen: Bettendorf.Maxen Andreas von, Hoffbauer Gabi, Heeke Andreas (2000), Kursbuch: Medika-

mente und Wirkstoffe, Augsburg: Weltbild.McNeill William H. (1998), Plagues and Peoples, New York: Anchor Books.McTaggart Lynn (2000), Was Arzte Ihnen nicht erzahlen, Kernen: Sensei.Merchant Carolyn (1987), Der Tod der Natur, Miinchen: CH. Beck.Messegue Maurice (1994), Das Messegue Heilkrauter-Lexikon, Frankfurt am Main-

Berlin: Ullstein.Moss Ralph W. (1992), Cancer Therapie: The Independent Consumers Guide to Non-

Toxic Treatment and Prevention, Brooklyn, New York: Equinox Press.

Aneks

253

Ane

ks

254

Miiller Rudolf (2005), Keine Angst vor der Borreliose, Wilferdingen: Mitteilungsblatt.Novalis (1980), Im Eingestdndnis mit dem Geheimnis, Freiburg im Breisgau: Herder.Orth Gerhard (1996), Unheilbare Krankheiten, Ritterhude: Waldthausen.- (1998), Lebenssaft reines Blut, Ritterhude: Fit fiirs Leben.Pahlow Mannfried (1994), Das grofie Buch der Heilpflanzen, Miinchen: Grafe und

Unzer.Paracelusus Theophrastus (1942), Lebendiges Erbe, Ziirich-Leipzig: Rascher Verlag.Pelikan Wilhelm (1975), Heilpflanzenkunde I, Goetheanum, Dornach, Schweiz. Phi-

losophisch-Anthroposophischer Verlag.Pelt Jean-Marie (1983), Pflanzenmedizin, Miinchen: Knaur.Pfeiffer Sarah C. (2007), Der Geist der Pflanze heilt. Eine sozialempirische Studie zur

Sichtweise von Krankheit, Heilung und Pflanzenwelt im peruanischen und kolum- bianischen Amazonasgebiet, Miinchen: Diplomarbeit, Technische Universitat.

Pfleiderer Beatrix, Greifeld Katarina, Bichmann Wolfgang (1995), Ritual und Heilung, Berlin: Dietrich Remer Verlag.

Pollak Kurt (1992), Der Naturheilarzt, Miinchen: Orbis.Popp Fritz-Albert (1999), Die Botschaft der Nahrung, Frankfurt am Main: Zweitau-

sendeins, Pschyrembel Willibald (Hrsg.), Klinisches Wórterbuch, Hamburg: Ni­kol, 1994.

- (1998), Wórterbuch Naturheilkunde und alternative Heilverfahren, Bindlach: Gon-dom.

Polimer Udo, Warmuth Susanne (2003), Lexikon derpopuldren Erndbrungsirrtumer, Augsburg: Weltbild,

- (1998), Wórterbuch Naturheilkunde, Bindlach: Gondrom.Ratsch Christian (1987), Indianische Heilkrauter, Koln: Eugen Diederichs.- (1998), Enzyklopadie der psychoaktiven Pflanzen, Aarau, Schweiz: AT Verlag.Reid Daniel P. (1996), Chinese Herbal Medicine, Boston, Massachusetts: Shamb-

hala.Reinhard Jurg, Baumann Adolf (1992), Unerhórtes aus der Medizin, Bern-Stuttgart:

Hallwag.Reinhard Jurg (1993), Sanfte Heilpraxis mit selbstgemachten Medikamenten, Bern:

Hallwag.- (1993), Heilpflanzen und Goldtiichlein, Bern: Hallwag.Rosa Peter de (1991), Gottes erste Diener, Miinchen: Knaur.Rosen Jurgen von (1993), MUCOKEHL - Ein Wichtiges Therapeutikum, „SANUM-

Post” Nr. 22, Hoya: Semmelweis-Verlag.Rowe-Horwege R. Wanda (University of Texas Medical School) (2006), Hyperther-

mia, Systematic, [w:] Encyclopedia of Medical Devices and Instruments, hrsg. von John G. Webster, Houston: John Wiley & Sons.

Sargent Carolyn F., Johnson Thomas M. (1996), Medical Anthropology, Westport, Connecticut: Praeger.

Scharff Bernd (1984), Der Garten im Wandel der Zeit, Leipzig: Urania.Scheffer Mechthild, Storl Wolf-Dieter (2007), Die Seelenpflanzen des Edward Bach,

Miinchen: Hugendubel.Schiff Michel (1999), Das Gedachtnis des Wassers, Frankfurt am Main: Zweitausen-

deins.

Schipperges Heinrich (1970), Moderne Medizin im Spiegel der Geschichte, Stuttgart: Georg Thierne.

Schónfelder Ingrid, Schónfelder Peter (2001), Der neue Kosmos Heilpflanzenfiihrer, Stuttgart: Franckh-Kosmos.

- (2004), Das neue Handbuch der Heilpflanzen, Stuttgart: Franckh-Kosmos. Schródter Willy, Pflanzen-Geheimnisse, St. Goar: Reichl, 1997.Seidenschwanz Lorenz (1978), Die hdusliche Heilkunde, Salzburg: Verlag der Salz-

burger Druckerei.Sheldrake Rupert (1993), Die Wiedergeburt der Natur, Bern-Munchen-Wien:

Scherz.Shoemaker Richie C. (2001), Desperation Medicine, Baltimore: Gateway Press

Inc.Sonnenschmidt Rosina (2007), Miasmen und Kultur, Berlin: Verlag Homóopathie

+ Symbol.Stammel Heinz J. (1988), Die Apotheke Manitous, Reinbek bei Hamburg: Wunder-

lich.Steiner Rudolf (1961), Geisteswissenschaft und Medizin, Dornach, Schweiz: Verlag

der Rudolf Steiner Nachlassverwaltung.Stolze Irene (August, 2006), Zeckenstich: Borreliose - eine sich ausbreitende Seuche.

2. Teil: Alternative Behandlungsmethoden, „Natur & Heilen”, Miinchen: Verl. Na­tur & Heilen.

Storl Wolf-Dieter (1997), Ernahrung, kulturelle Identitat und Bewufitsein, [w:] Er- ndbrung und Gesundheit (Erika Diallo-Ginstl, Hrsg.). Stuttgart: Hampp, und Neckarsulm: Natura Medsd.

- (2001), Der Kosmos im Garten, Aarau Schweiz: AT Verlag.- (2002), Shiva, Burgrain.- (2003), Ich bin ein Teil des Waldes, Stuttgart: Frank-Kosmos.- (2004a), Von Heilkrdutern und Pflanzengottheiten, Bielefeld: Aurum in J. Kam-

phausen Verlag.- (2004b), Gótterpflanze Bilsenkraut, Solothurn: Nachtschattenverlag.- (2005a), Pflanzen der Kelten, Aarau, Schweiz: AT Verlag.- (2005b), Heilkrauter und Zauberpflanzen, Aarau und Baden: AT Verlag.- (2005c), Bekannte und vergessene Gemiise, Aarau, Schweiz: AT Verlag.- (2005d), Mit Pflanzen verbunden, Stuttgart: Frank-Kosmos.- (2005e), Kraurerkunde, Bielefeld: Aurum in J. Kamphausen.Suwanda Sandi, Tian Li (2005), Chinesische Arzneimitteltherapie, Stuttgart: Hippo-

krates.Tierra Micheael (1999), Planetary Herbology, Delhi: Motilal Banarsidass Publ. Upada K.N., Tripathi S.N. (1983), Naturliche Heilkrafte, Eltville am Rhein: Rhein-

gauer Verlagsgesellschaft.Valnet Jean (1992), Aromatherapie, Miinchen: Heyne.Vasold Manfred (1991), Pest, Not und schwere Plagen, Miinchen: Beck.Venzmer Gerhard (1929), Eine sterbende Krankheit, Luzern-Leipzig-Stuttgart:

Montana.Vogel Virgil (1982), American Indian Medicine, Norman, Oklahoma: University of

Oklahoma Press.

255

Ane

ks

Wachsmuth Giinther (1945), Erde und Mansch, Kreuzlingen-Ziirich: Archimedes.Wagner Hildebert, Wiesenhauer Markus (2003), Phytotherapie, Phytopharmaka

und pflanzliche Homoopathika, Stuttgart: WVG.Walser-BifRger Ursula (1998), Wild und Weise, Aarau, Schweiz: AT Verlag.Weidinger Hermann Joseph (1995), Grune Oase ums Haus, Karlstein-Thaya: Freun-

de der Heilkrauter.Werner Hans W. (1994), 12xfitftirs ganze Jahr, Hamburg: XENOS.Whitaker Jo Anne (2003), New Test for identifying the Morphing Menace, „Nutra

News”, Palm Harbor, Florida: Bowen Research & Training Institute, Okt.Willfort Richard (1997), Das grofie Handbuch der Heilkrauter, Hamburg: Nikol.Wood Matthew (1997), The Book of Herbal Wisdom, Berkeley, California: North

Atlantic Books.- (2000), Vitalism, Berkeley, California: North Atlantic Books.Wolters Bruno (1994), Drogen, Pfeilgift und Indianermedizin, Greifenberg: Urs

Freund.

Ane

ks

256

W Y D A W N I C T W O P U R A N A P O L E C A :

Srebro koloidalne- lek wysoce skuteczny i łagodny

Srebro koloidalne charakteryzuje się szerokim spektrum działania, zwalcza skutecznie wirusy, bakterie i grzyby; wykazuje również właściwości przeciwzapalne, przyśpiesza gojenie ran i stabilizuje układ immunologiczny. Jego efekty lecznicze zostały już uznane przez naukę.

Książka ta jest dotychczas najbardziej obszerną prezentacją na ten temat. Zawiera:

• Opis 80 chorób i sposobów ich leczenia za pomocą srebra koloidalnego

srebra w dawnej medycynie, alchemii, homeopatii, antropozofii i litoterapii

ZAPRASZAMY DO NASZEGO SKLEPU INTERNETOWEGO

www.purana.com.pl

• Opis produkcji w domowych warunkach srebra koloidalnego, jego przechowywania i trwałości

• Informacje o najnowszym stanie badań nad właściwościami leczniczymi srebra koloidalnego

Informacje historyczne o zastosowaniu

KONTAKT TELEFONICZNY

tel. 71/359 27 01

„Borelioza jest uleczalna; nie ma powodu do strachu!"Przenoszona przez kleszcze borelioza jest chorobą wieloukładową, która może zaatakować każdy narząd i upozorować każdy objaw. Krętki bore­liozy potrafią zmylić układ odpornościowy, a antybiotyki w konfrontacji z nimi są często bezsilne.Elementy skutecznego leczenia boreliozy autor książki Wolf-Dieter Storl, etnobotanik, który sam padł jej ofiarą, odkrył w tradycyjnej medycynie chińskiej, w uzdrowicielskiej w iedzy Indian, w homeopatii i w ziołolecz­nictwie, przekazywanym w świecie zachodnim z pokolenia na pokolenie. Zbadał je i z powodzeniem wypróbow ał na sobie samym. Swą opisaną szczegółowo metodę leczenia oparł na ziole szczeci sukienniczej i terapii przegrzaniem oraz innych środkach terapeutycznych.

Wiemy, że borelioza z Lyme jest odporna na antybiotyki. Mówienie, że ktoś został wyleczony, dlatego że otrzymał określoną ilość antybiotyków, nie ma sensu.

Willi Burgdorfer, odkrywca krętków boreliozy, 2001

Terapia antybiotykowa może wyrządzić poważne szkody pacjentom z ob­jawami przewlekłej choroby z Lyme oraz pacjentom z zespołem poborelio- zowym.

„New England Journal of Medicine" 357 (14), 4 października 2007

ISBN: 978-83-60170-41-0

9 7883 6 0 170410p u ra o a

www .purana.com .pl

Przekwitłe kwiaty szczeci jesienią (zdjęcie: Frank Brunke, Buchenberg)

Zebrane po pierwszym roku korzenie szczeci, z których przyrządza się nalewkę, proszek albo napar (zdjęcie: Frank Brunke, Buchenberg)

Nalewka w słoiku (obok kwitnąca szczeć i inne zioła)

Rozeta szczeci po pierwszym okresie wegetacyjnym (zdjęcie: Frank Brunke, Buchenberg)

Kleszcz po pasożytowaniu, gotowy do złożenia ja j (zdjęcie: Frank Brunke, Buchenberg)

Suche pozostałości rdestowca ostrokończystego z poprzednich lat, między nimi tegoroczny pęd (zdjęcie: Frank Brunke, Buchenberg)

Kawałek korzenia z jeszcze podziemnym pędem rdestowca ostrokończystego (zdjęcie: Frank Brunke, Buchenberg)

Młoda, miękka łodyga rdestowca ostrokończy­stego, w tym stadium doskonała do spożycia na surowo (zdjęcie: Frank Brunke, Buchenberg)

Rozeta liściowa łopianu. W tym stadium korzenie nadają się do przyrządzenia leku oczyszczającego krew (zdjęcie: Frank Brunke, Buchenberg)

Korzeń łopianu (zdjęcie: Frank Brunke, Buchenberg)