Wojciech Bogusławski - Cud mniemany czyli krakowiacy i góral.pdf
-
Upload
megaksenia -
Category
Documents
-
view
249 -
download
0
Transcript of Wojciech Bogusławski - Cud mniemany czyli krakowiacy i góral.pdf
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem WydawniczymLITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
2
WOJCIECH BOGUSŁAWSKI
CUD MNIEMANYCZYLI
KRAKOWIACY I GÓRALE
OPRACOWAŁSTANISŁAW PIETRASZKO
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
4
W S T Ę P
I
Leopold Bogusławski, rejent ziemski, dziedzic wsi Glinne pod Poznaniem, zanotował dlapamięci niemałej wagi fakt rodzinny:
„R. 1757, dnia 9 kwietnia w Wielką Sobotę, urodził się Woś pod znakiem Strzelca, zaraz zwody ochrzczony”.
Woś – to Wojciech Bogusławski, późniejszy aktor i autor dramatyczny, śpiewak operowy ireżyser, kierownik literacki i dyrektor teatru, wielki organizator sceny narodowej i wycho-wawca pierwszych zastępów artystów scen polskich.
Rejent Bogusławski, jak niejeden szlachcic czasów saskiego panowania, nie przypadkiemodnotował kalendarzowe okoliczności urodzin syna. Kalendarze ówczesne były dla saskiejszlachty skarbcem nieocenionym, źródłem wszelakiej mądrości. Z urodzin w dni świąteczne,w dni, którym przypisane były poszczególne symbole astrologiczne, oznaczające wpływgwiazd czy konstelacji gwiezdnych – można było wywróżyć przyszłe losy dziecka, drogi jegopomyślności i kariery życiowej. Rejent Bogusławski pragnął pokierować losem syna w spo-sób zwykły w stanie majętnej szlachty, której droga kariery prowadziła najczęściej przezsłużbę na magnackim dworze do wyższych dworskich godności lub niewielkich ziemskichurzędów.
Wojciech kształcił się więc w szkole pijarów w Warszawie, po czym dla zdobycia ogładytowarzyskiej zostaje umieszczony na wielkopańskim dworze biskupa krakowskiego KajetanaSołtyka. Wkrótce jednak zniedołężniałego biskupa zawieszono w czynnościach kościelnych,dwór poszedł w rozsypkę i młody Bogusławski musiał szukać innej drogi. W roku 1775 wstą-pił do pułku pieszego gwardii narodowej. Zaledwie jednak dosłużył się w roku 1777 stopniapodchorążego, gdy w nie znanych bliżej okolicznościach zrezygnował z wojska i na własnąprośbę otrzymał od swego komendanta, księcia Adama Czartoryskiego, zwolnienie ze służby.Drogi kariery syna szlacheckiego zostały zamknięte. W roku 1778, w kilka miesięcy po zrzu-ceniu munduru, Wojciech Bogusławski wystąpił w swej pierwszej w życiu roli na deskachteatru warszawskiego.
Ojcowskie plany rejenta Bogusławskiego zostały pokrzyżowane. W jesieni 1777 roku podpi-sał on akt odbierający synowi Wojciechowi prawo do dziedziczenia rodzinnej majętności.
Jeśli powodem do tego surowego kroku nie był jeszcze projekt Wojciecha wybrania zawo-du aktorskiego, to wieść o wstąpieniu syna do teatru musiała ostatecznie oburzyć szlachcica.Stan aktorski był w oczach ówczesnej opinii godny najgłębszej pogardy. Trudną i piękną pra-cę aktora, choć dawała widzowi tyle przyjemnych przeżyć i wzruszeń, uważano za podłerzemiosło, a aktora – za kogoś w rodzaju błazna, bez prawa do godności osobistej. Jak po-wszechnie i jakimi sposobami tę pogardę aktorom okazywano, mówi fakt, że zwierzchnikwładz porządkowych, marszałek koronny, musiał w roku 1775 pod groźbą kar wzywać te-atralną publiczność, „ażeby nikt nie ważył się też Osoby Teatralne lżyć, afrontować, zabawyteatralne gwizdami czyli innym sposobem przerywać”.
Publiczny teatr polski otwarto w Warszawie z inicjatywy wielkiego i troskliwego opiekunaliteratury i sztuki, króla Stanisława Augusta, dopiero po jego wstąpieniu na tron, w roku 1765.Do tego czasu sztuki polskie grywano na scenach prywatnych, w pałacach magnackich lub w
5
teatrach szkolnych. Warszawę odwiedzały natomiast często cudzoziemskie zespoły aktorskie,zwłaszcza francuskie i niemieckie oraz włoskie, które dawały głównie przedstawienia opero-we i baletowe. Zespoły zagraniczne, znajdujące oparcie w cudzoziemskich gustach magna-tów, szukały w Polsce wyłącznie największych materialnych korzyści. Cudzoziemscy przed-siębiorcy teatralni, którzy przedstawienia organizowali i dla siebie zagarniali główną częśćzysków, potrafili schlebiać gustom publiczności przez odpowiedni dobór wystawianych sztuk,często bezwartościowych, byle tylko osiągnąć największe korzyści.
Pierwsi aktorzy teatru narodowego stanowili zespół jeszcze słaby, przypadkowy, bez od-powiedniego przygotowania. Jeden z najlepszych ówczesnych artystów, doskonały aktor ko-miczny Karol Świerzawski, był z zawodu woźnym sądowym. Zespół polski pracował w cięż-kich warunkach, bez własnego lokalu, w ciągłej rywalizacji z modnymi zespołami cudzo-ziemskimi. Kierownictwo polskich przedstawień trzymali przedsiębiorcy cudzoziemscy, któ-rzy szybko porzucili polskie sztuki na rzecz oper włoskich, jako dających większe dochody.
Pierwszym cudzoziemcem, który szczerze zajął się i polskim zespołem, był przybyły zeswą grupą na wiosnę 1778 roku aktor francuski Montbrun. Za jego to właśnie dyrekcji wszedłpo raz pierwszy na scenę Wojciech Bogusławski, jemu też zawdzięczał troskliwą opiekę wswych aktorskich początkach. Pod okiem Montbruna zapoznał się Bogusławski ze wszystkimidziedzinami życia teatru, tak jak tego ówczesne warunki pracy w teatrze wymagały. W owychczasach często aktor był zarazem reżyserem, autorem lub tłumaczem sztuki, kierownikiemliterackim i administracyjnym zespołu.
U progu swej kariery teatralnej jest już Bogusławski równocześnie aktorem i dostawcą tek-stów dramatycznych, tłumaczonych z obcych języków. Pierwszy raz występuje na scenie wprzełożonej przez siebie właśnie komedii Barthégo Fałszywe niewierności. Tegoż roku upa-miętnił się Bogusławski w historii polskiej sceny faktem szczególnie doniosłym. Oto na zle-cenie Montbruna przerobił na libretto operowe komedię Franciszka Bohomolca Nędzauszczęśliwiona, przez co stał się współtwórcą – wraz z Maciejem Kamieńskim, kompozyto-rem oprawy muzycznej – pierwszej polskiej opery, która zwycięsko wytrzymała na sceniewarszawskiej rywalizację z operą włoską.
Lecz już za pierwszymi sukcesami rychło nadeszły pierwsze przykre doświadczenia, któremiały Bogusławskiemu dać posmak przyszłych trudów i zmagań, walki o scenę narodową wciężkich warunkach materialnych, w ciężkiej atmosferze zależności od protektorów, łask ipańskich kaprysów. Dźwigający z upadku scenę polską aktorski zespół Montbruna, który zbraku lokalu grywał w pałacu Radziwiłłowskim, otrzymał nagle rozkaz opuszczenia pałacu wciągu 48 godzin, ponieważ wracający z podróży książę Karol Radziwiłł zapragnął mieć całyswój pałac wyłącznie dla siebie. Aktorzy znaleźli się na bruku. Montbrun został zrujnowanyfinansowo, zespół rozpadł się. Po bezowocnych próbach przywrócenia sceny narodowej akto-rzy polscy rozpraszają się. Najlepsi wyjeżdżają do Lwowa, za nimi Bogusławski.
Zjawiwszy się w roku 1782 ponownie w Warszawie Bogusławski znów występuje na sce-nie. Tym razem ma się z nią związać mocniej. 1 maja 1783 roku przed bramą domu, w któ-rym mieszkał, stanęła warta honorowa, a po mieście obiegła wiadomość, że przedsiębiorcąwidowisk teatralnych został książę Marcin Lubomirski, a dyrektorem teatru polskiego i baletuwłoskiego mianowano Wojciecha Bogusławskiego. Młody, tak wyróżniony aktor z zapałemzabrał się do pracy. Ale to znów był początek łańcucha trudności i zmagań, po paru tygo-dniach zostawił teatr własnemu losowi i nagle wyjechał na Śląsk w konkury do bogatej ary-stokratki.
Mimo szczodrych zapomóg królewskich nie mógł Bogusławski utrzymać przedstawieńpolskich w Warszawie. Nękany ciągłymi kryzysami finansowymi, płynnością zespołu, intry-gami zawistnych przedsiębiorców cudzoziemskich – szuka szczęścia poza Warszawą. Teatrjego staje się grupą wędrowną. Daje przedstawienia w Grodnie, Wilnie, Lwowie, Dubnie i
6
wielu innych miastach. Chwilowe sukcesy przeplatają się z coraz cięższymi trudnościamimaterialnymi.
Bogusławski – w jednej osobie aktor, autor, reżyser i dyrektor, dźwiga na swych barkachciężar tych wszystkich funkcji. Jako autor zabiega o ciągle świeży repertuar, tłumaczy i prze-rabia sztuki obce, a jednocześnie marzy o tym, aby wprowadzić na scenę wielkich autorówklasycznych i aby dać wielkie, wzruszające widowisko o wysokich walorach wychowaw-czych i artystycznych. Swój pogląd na funkcję społeczną teatru wyraził w jednej ze sztuk1
przez usta jej bohatera:„Dla młodych teatr powinien być zwierciadłem ich śmieszności, przykładem cnót obywa-
telskich, przypomnieniem dzieł walecznych ich przodków, żeby, co widzą na scenie, wznie-cało w nich chęć stania się podobnymi, godnymi, aby ich kiedyś prawnukom wystawiano nawzór naśladowania”.
Jako aktor grywa dziesiątki ról, i to ról różnego typu – tragicznych, komicznych, miło-snych. Ukazuje dużą skalę talentu aktorskiego. Potrzeba zmusza do nowych wysiłków. Po-nieważ opera ma dużą wziętość i może zasilić ciągle pustą kasę teatru, Bogusławski – aktordramatyczny – w braku fachowych śpiewaków sam śpiewa w operze. W dramacie, gdy zespółaktorski okaże się zbyt szczupły, Bogusławski sam często zastępuje brakującą obsadę ról. Alema też i role ulubione. Jednak najbardziej chyba odpowiadać mu będzie rola, którą napiszedla siebie dopiero w gorących dniach 1794 roku.
Jako dyrektor zespołu położył Bogusławski szczególnie wielkie zasługi dla kultury naro-dowej. Ze swymi przedstawieniami docierał do najdalszych zakątków Polski. Dał początekżyciu teatralnemu i organizacji teatru w szeregu miast polskich. W walce z olbrzymimi trud-nościami, z rosnącym zadłużeniem utrzymywał doskonalącą się kadrę aktorów, a przygod-nych amatorów zmieniał w tęgich fachowców sztuki scenicznej. Nierzadko musiał walczyć zezbyt wyrosłymi indywidualnościami wśród samych aktorów, by nagiąć ich do potrzeb sztuki,np. z takim Świerzawskim, który nie chciał grać inaczej jak tylko w kontuszu i z karabelą, apoza tym za nic sobie wąsów zgolić nie pozwolił.
Teatr wszędzie witano z ochotą, nie wszędzie jednak polskie widowiska znajdowały jed-nomyślne przyjęcie. Zwłaszcza w scudzoziemczałych kołach artystycznych przekładano ko-medię francuską czy operę włoską nad sztuki polskie. Oto np. jeszcze w XIX wieku w kołachtowarzyskich krążyła opowieść2, charakteryzująca stosunek pewnego ugrupowania arysto-kratycznego do przedstawień polskich. W towarzystwie tym, które w pałacu Czartoryskich wWarszawie grywało dla siebie sztuki francuskie, szczególnie lekceważącym stosunkiem dopolskiego teatru wyróżniał się młody książę Józef Poniatowski. Król Stanisław August zażą-dał wprost, by książę zechciał bywać na polskich przedstawieniach. Książę – jak mówi opo-wieść – rozkaz wykonał, przychodził na przedstawienia, tylko że ostentacyjnie odwracał swójfotel tyłem do sceny... Nie chodzi tu zresztą o samego księcia Józefa, który miał potem, wepoce napoleońskiej, godnie reprezentować honor polskiego żołnierza, lecz o symbolicznośćsytuacji dobrze charakteryzującej kosmopolityzm arystokratycznej góry.
II
Okres tułaczki Bogusławskiego skończył się w roku 1790, kiedy to na wezwanie króla zje-chał ze swymi aktorami do Warszawy. Stolica przeżywała swe wielkie dni, gościła posłówobradującego właśnie sejmu, który wśród szeregu zamierzonych reform przeprowadził jednąszczególnie ważną dla Bogusławskiego. Mianowicie w ramach uchwały dotyczącej zniesieniawszelkich monopoli upadł również przywilej teatralny upoważniający posiadacza (a był nim
1 Człowiek, jakich mało na świecie, komedia w 3 aktach, Warszawa 1784.2 E. Ś w i e r c z e w s k i, Wojciech Bogusławski i jego scena, Warszawa 1929, s. 229.
7
od lat – ze złą sławą – kamerdyner królewski Ryx) do wyłącznych korzyści i decydowania wsprawach teatralnych.
Bogusławski rozpoczął pracę w nowych warunkach ze świeżym zapałem. Mógł teraz reali-zować swe marzenia o teatrze-wychowawcy. 15 stycznia 1791 roku był wielkim dniem Bogu-sławskiego, a zarazem momentem szczytowym w dotychczasowych dziejach sceny narodo-wej. Tego dnia odbyło się pierwsze, z entuzjazmem przyjęte przedstawienie Powrotu posłaNiemcewicza. W działalności kierownika sceny narodowej był to moment zwrotny. Wysta-wiono sztukę polityczną, która od razu stanęła w ogniu walki ideologicznej. 18 stycznia wy-stąpił w sejmie przedstawiciel reakcyjnego obozu szlacheckiego, poseł Suchorzewski, któryprzy okazji napaści na sztukę Niemcewicza zażądał od sejmu, by kierownikowi teatru (tj. Bo-gusławskiemu) kierownictwo odebrać, ponieważ teatr służy złej sprawie... Lecz większośćposłów śmiechem przyjęła ten atak, ponieważ powszechnie wiedziano i twierdzono, żeośmieszony w Powrocie posła Starosta jest wiernym portretem literackim posła Suchorzew-skiego.
Powrót posła był dla Bogusławskiego nie tylko szkołą sztuki politycznej i politycznej agi-tacji, ale również źródłem pomysłu i podnietą dla jego własnego pióra. Bogusławski pisze i wkilka miesięcy później wystawia obraz dramatyczny Dowód wdzięczności narodu, będącydalszym ciągiem sztuki Niemcewicza. Jest to udramatyzowana gorąca pochwała Konstytucji3 maja, jej twórców i króla. Z atmosfery czci dla Konstytucji i króla wyrosły też dwie następ-ne sztuki wystawione przez Bogusławskiego – komedia Wybickiego Szlachcic mieszczani-nem i dramat historyczny Niemcewicza Kazimierz Wielki. Były to ostatnie wyrazy hołdu dlakróla, jakie wypowiedział teatr Bogusławskiego. Gdy Stanisław August zdradził naród i przy-stąpił do Targowicy, Bogusławski odłożył pochwały dla króla, by do nich nie wracać.
W gorących chwilach niebezpieczeństwa grożącego Ojczyźnie, którą obezwładniali zdraj-cy targowiccy z pomocą swych carskich sprzymierzeńców, gdy pusty skarbiec koronny ape-luje do narodu o datki dobrowolne na obronę kraju, Bogusławski przeznacza na ten cel szeregprzedstawień teatralnych, a z własnej, tak często pustką świecącej kieszeni składa hojną ofiarę12 tysięcy złotych.
Choć za rządów Targowicy repertuar teatru musiał ulec zasadniczej zmianie, nie rezygnujeprzecież Bogusławski z akcentów politycznych. W jego komedii Henryk VI na łowach jestwiele wymowy antymagnackiej, a cenzorzy targowiccy dopatrzyli się nawet aluzji antykró-lewskich. Przedstawienia przerwano, wytoczono sprawę przed sądem sejmowym, a gdy Bo-gusławski z dużą godnością się wytłumaczył, zarządzono już tylko publiczne ujawnienie au-tora sztuki.
Nie znamy bliżej osobistych losów Bogusławskiego za rządów Targowicy. W różnychprzejawach jego działalności, w kontaktach z ludźmi z kół antytargowickich i rewolucyjnychodczytujemy jego tajną aktywność polityczną. W roku 1793 spotykamy w otoczeniu Bogu-sławskiego księdza Józefa Meiera, jednego z najbardziej radykalnych warszawskich jakobi-nów, który dla sceny narodowej tłumaczy mieszczańskie dramaty Kotzebuego. W roku 1794,na kilka tygodni przed wybuchem insurekcji w Warszawie, Bogusławski jest już członkiemZwiązku Rewolucyjnego, a nawet – wraz z ks. Meierem – należy do radykalnego, jakobiń-skiego skrzydła tej konspiracyjnej organizacji. Bierze udział w zebraniach, na których ustalo-no szczegóły rozpoczęcia powstania, prowadzi agitację, pracuje pod groźbą aresztowań, zoptymizmem obserwuje potężnienie nastrojów rewolucyjnych wśród ludu warszawskiego.Przeżywa też wzruszenie najbardziej prywatne – narodziny syna.
A Warszawa czekała już tylko hasła wybuchu. Spoglądała „przeciw słonku”, na południe,na ziemię krakowską,, gdzie według planów władz powstańczych z Kościuszką na czelemiała się zacząć insurekcja. Wobec szeregu trudności nie doszło do rozpoczęcia powstania wpierwszym planowanym terminie, w jesieni 1793 roku. Wybuch odłożono, ale w potężnymwrzeniu dojrzewał on coraz bardziej. Hasła powstańcze wybiegły szybko poza ścisłe kółka
8
konspiracyjne, poza kręgi szlacheckie i mieszczańskie. Przeniknęły w szerokie rzesze miej-skiego plebsu i ludu wiejskiego i na wzbierającej fali rewolucyjnej budziły radykalną myślspołeczną, budziły aktywność mas ludowych i ciche nadzieje, że walka narodowowyzwoleń-cza przyniesie i społeczne wyzwolenie. Hasła narodowe nabierały w praktyce wymowy spo-łecznej, klasowej. Atak na zdrajców targowickich był zarazem atakiem na magnaterię. War-szawski woźnica, lokaj czy szewski czeladnik, którego nastroje antytargowickie ośmielały dodrwiny z panów feudalnych, w piosenkach wyszydzających targowickich hetmanów, woje-wodów i biskupów pobierał lekcję rewolucji. A postępowe głowy i pióra nie ustawały w agi-tacji, odważnej i jawnej prawie. Zdrajcy targowiccy i ich carscy protektorzy z trwogą nasłu-chiwali odgłosów zbliżającego się wybuchu, skwapliwie chwytali i czytali rozrzucane pomieście antytargowickie ulotki – i słali alarmy do Petersburga. Poseł carski Bułhakow z nie-pokojem donosił swemu rządowi: „Ferment umysłów objawia się w pamfletach, w zuchwa-łych dyskusjach, w krzykach i hałasach, w oklaskiwaniu takich ustępów komedii, które mogąbyć zastosowane ku szkodzie i ośmieszeniu konfederacji”3. Przedsięwzięto surowe środki, bystłumić wrzenie i rozgromić ośrodki powstańcze. W lutym 1794 roku ambasador carski hr.Igelström przeprowadził liczne aresztowania, w których wyniku uwięziono grupę aktywnychdziałaczy konspiracji. Powstania nie można już było dłużej odkładać. Warszawa, gotowa brońporwać na rozkaz, czekała na znak Kościuszki.
W tym to czasie i w tych okolicznościach napisał Wojciech Bogusławski Krakowiaków iGórali.
III
Sztuka Bogusławskiego od strony najbardziej zewnętrznej przedstawia nam dwa powiąza-ne ze sobą wątki: pełną przeszkód miłość dwojga młodych bohaterów Cudu, Stacha i Basi,oraz konflikt między Krakowiakami i Góralami. Akcja sztuki jest rozwinięciem tych kon-fliktów, a ich pomyślne rozwiązanie decyduje o optymistycznym nastroju i wydźwięku cało-ści. Tym dwu zasadniczym wątkom akcji przyporządkowane są inne elementy budowy utwo-ru. Wesele Pawła i Zosi, będące w stosunku do podstawowych wątków częścią dość luźną iłatwą do wyodrębnienia, jest ludowym tłem obyczajowym dla wątku miłosnego dwojga mło-dych Krakowiaków. Odrębność tego motywu wyniknąć mogła z oparcia się autora, w tymmiejscu szczególnie, na gotowych, zaobserwowanych w życiu chłopskim formach obyczajo-wych. Zjawiający się we wsi niespodziewanie student Bardos jest autorowi bardzo potrzebnyw kompozycji sztuki: usuwa kolejno przeciwności dzielące bohaterów i swymi zabiegamidoprowadza do pomyślnego rozwiązania konfliktów. Konflikty te są w istocie dość błahe i nietak trudne do rozwiązania, Bardos nie ma zbyt wiele do roboty i choć pomagają mu w tymsytuacje przypadkowe – nie psuje to naturalności utworu i zgadza się z jego pełną optymizmuatmosferą.
Czemu więc przypisać należy, że w dziele Bogusławskiego już współcześni widzieli wy-sokie wartości ideowe i artystyczne, że wskazywali na aktualność, na polityczną wymowę, naagitacyjną rolę Krakowiaków i Górali i nawet ich wpływ rewolucjonizujący w przededniuwybuchu powstania Kościuszki? Czemu przypisać żywą i wyraźnie polityczną reakcję nawystawienie sztuki?
Choć sam Bogusławski w spisanych u schyłku życia swych Dziejach Teatru Narodowegozostawił wyznanie, że napisał swe dzieło pod wrażeniem wieści o zwycięstwie Kościuszkipod Racławicami (które, przypomnijmy, miało miejsce 4 kwietnia 1794 roku), to jednak zarazobok zaprzeczył temu stwierdzeniem, że sztukę wystawiono po raz pierwszy – co też wyraź-nie potwierdzają inne dokumenty – w dniu 1 marca 1794 roku. Może to osłabiona starością
3 W. S m o l e ń s k i, Konfederacja targowicka, Kraków 1903, s. 323.
9
pamięć, a może obawa przed narażeniem się władzom carskim kazała Bogusławskiemu zataićswoją działalność polityczną przed wybuchem powstania, agitacyjną rolę polityczną utworu ijego silny związek z przygotowaniami do powstania. A związek ten nie był nie znany ówcze-snej Warszawie. Jeden z uczestników warszawskiej konspiracji, Sierpiński, po aresztowaniugo ok. 23 marca zeznał nawet na śledztwie, iż Bogusławski był członkiem rewolucyjnegosprzysiężenia i „w myśl wskazówek tegoż” napisał Krakowiaków i Górali.
Publiczność warszawska przyjęła sztukę Bogusławskiego entuzjastycznie, jak żadną do te-go czasu. Władze zaś – po trzech dniach zawiesiły wystawianie Krakowiaków i Górali.
Nie znamy dzisiaj autentycznego tekstu tych pierwszych przedstawień. Krakowiaków iGórali wydrukowano po pięćdziesięciu blisko latach, już po śmierci Bogusławskiego, w roku1841, i tekst ten prawdopodobnie nie jest identyczny z tekstem marcowej premiery 1794 roku.
W walce Stacha o ukochaną Basię i w wynikłym z tego konflikcie między Krakowiakami iGóralami trudno nam dziś odczytać kontury ówczesnych konfliktów społecznych czy poli-tycznych. Może widzowie pierwszych przedstawień lepiej potrafili rozszyfrować jakieś aluzjepolityczne w dialogach bohaterów sztuki. Są jednak w Krakowiakach i Góralach takie partieutworu, które w różnych zachowanych wersjach tekstu utrzymały wiele żywych i łatwych doodczytania myśli i aluzji politycznych. To arie, piosenki chłopów krakowskich, Górali czystudenta Bardosa. One to, wiążąc się niekiedy bardzo luźno z akcją sztuki i głównymi wątka-mi, były zmienną i stale zmienianą częścią tekstu sztuki.
Krakowiacy i Górale są komediooperą, a jako utwór operowy mają obok tekstu recytowa-nego także tekst śpiewany z towarzyszeniem muzyki – owe arie przede wszystkim. Teoretycyliteratury tamtych czasów w Polsce, zajmujący się określaniem koniecznych właściwości po-szczególnych gatunków literackich, wobec utworów operowych, jako po części tylko literac-kich a po części muzycznych, nie mieli własnego stanowiska i w swych systemach teoretycz-nych najchętniej ten gatunek pomijali, pozostawiając tym samym operę poza swoją surowąnieraz krytyczną kontrolą. Opera tedy korzystała z niemałej swobody. Według ówczesnegozwyczaju ta zwłaszcza śpiewana część utworów operowych była nieraz dowolnie zmienianaprzez aktorów, często z przedstawienia na przedstawienie. W śpiewkach operowych aktorzwracał się do osób siedzących na widowni, wplatał w tekst pochwały i nagany, pochlebstwai złośliwości, krążącą po mieście plotkę czy nawet aluzję polityczną. Ta właśnie część operynajsilniej wiązała się z chwilą bieżącą, nasycała się aktualnymi problemami, żywym, nie de-klamowanym z pamięci słowem oddziaływała na społeczeństwo.
Z całego tekstu Krakowiaków i Górali – o tych właśnie partiach komedioopery Bogusław-skiego w jej pierwszych przedstawieniach mamy najmniejsze wyobrażenie. A one zwłaszczaspotkały się z najwyższym przyjęciem widowni. One to wydarły się szybko z sali teatru i po-wtarzane przez dziesiątki ust obiegły wkrótce całe miasto, zmieniane ciągle przez nowychwykonawców. Jak były wykonywane na scenie – wiemy z nielicznych świadectw ówcze-snych pamiętnikarzy. Jeden z nich, Trębicki, opisuje scenę, w której grający w Krakowiakachi Góralach Bogusławski aktualizował tekst swej śpiewki, skierowując ją do jednego z obec-nych na przedstawieniu dygnitarzy kliki targowickiej, hetmana wielkiego koronnego Ożarow-skiego: „Kiedy obrotny Bogusławski śpiewał tę piosenkę:
Bo jak się nie uda,Cnota weźmie górę,To nie będą żadne cuda,Że ty weźmiesz w skórę,
to dla lepszego okazania, iż niewinną gra farsę, obracał się do loży Ożarowskiego i wprost doniego przytomnego adresując się palcem mu kiwał. Śmiał się z głupstwa sam Ożarowski –patrzyłem na to własnymi oczyma – choć pewnie w duszy jego wesołość nie panowała. Kładli
10
się ze śmiechu na stołkach swoich generałowie i oficerowie moskiewscy, których był ulubio-nym aktorem pan Wojciech, i pewnie nie zgadywali dowcipu. Lecz cały parter, loże, galerie,paradyz huczały od oklasków, trzęsły się od tupania”4.
Śpiewki aktorów tych pierwszych przedstawień Krakowiaków i Górali w sposób, jak wi-dzimy, bardzo bezpośredni odnosiły się do ówczesnych wydarzeń i ludzi, z dużą otwartościąmanifestowały uczucia i nastroje ludu warszawskiego, ze sceny budziły ducha patriotycznegoi rewolucyjny optymizm. Scena narodowa stała się trybuną agitacji politycznej, w sposóbśmiały realizowała program przywódców konspiracji. Być może, że i wybitni działacze poli-tyczni przyłożyli się jakimś osobistym wkładem do dzieła Bogusławskiego, układając dlaaktorów teksty aktualnych piosenek. Tak tradycja przekazała poparty częściowymi dowodamidomysł, że autorem niektórych piosenek w Krakowiakach i Góralach był jeden z organizato-rów i późniejszych przywódców powstania – Hugo Kołłątaj5.
Choć taka czy inna piosenka sama niekiedy by wystarczyła, aby premierze sztuki zapewnićwówczas sukces, to przecież niesłuszne by było widzieć wartość Krakowiaków i Górali tylkow tych śpiewkach, w ich aktualności i ostrzu politycznym.
By tekst piosenek lepiej trafiał do serc widowni, bohaterowie, którzy te piosenki śpiewali,musieli najpierw pozyskać te serca w akcji sztuki. Stach, wierny kochanek Basi, Jonek, szcze-rze mu pomagający jego przyjaciel, Bardos obalający przeszkody zagradzające obojgu mło-dym drogę do szczęścia – najłatwiej mogli zdobyć sympatię widzów. Ale mógł ją zdobyćnawet organista Miechodmuch, żywa postać humorystyczna, mówiąca własnym, indywidual-nym językiem, z charakterystycznym tzw. szadzeniem (czyli wymawianiem głosek „s”, „z”,„c” jak „sz”, „ż”, „cz”, żeby odróżnić się od chłopów mazurzących, czyli wymawiającychgłoski „sz”, „ż”, „cz” jak „s”, „z”, „c”). Śmieszny to i poczciwy człowiek, choć wtedy, gdywystępuje jako chytry pomocnik żyjącego z „cudów” plebana – znajdziemy w jego portrecierysy satyry jako wynik krytycznej postawy autora. Bliscy stają się nawet Górale, choć prze-szkadzają Stachowi, bo ukazał ich autor ludźmi żywymi, pełnymi ludzkich uczuć, hojnymi wprzyjaźni, mściwymi w zwadzie; nawet Bryndas, choć rywal Stacha, bo prawdziwie przeżywaodmowę Basi; nawet Dorota, choć rywalka Basi, bo jednak szczerze zakochała się w Stachu.Co ważniejsze – autor pokazał ludzkie uczucia i przeżycia z prostą a jednak trafną motywacją,w powiązaniu z materialnym bytem krakowskich chłopów i Górali. W pieśni przybywającychw gościnę Górali (akt II, sc. 1), w szczerym zmartwieniu Bryndasa i jego kompanów (akt II,sc. 4) odbija się obraz trudnego, pasterskiego i myśliwskiego, a nieraz i rozbójniczego trybużycia Górali; w Jonkowej charakterystyce pozycji materialnej Stacha (akt I, sc. 1, w. 82–100)przebija duma z zamożności krakowskiego chłopa i zrozumienie znaczenia tej zamożności wstaraniach o żonę; w całym losie Bardosa widać beznadziejność doli człowieka z rzadkim naowe czasy wykształceniem, któremu na nic mądrość, który nie ma co jeść, bo wówczas lu-dziom, którzy się nie urodzili bogatymi, tylko łaska pańska lub sukienka duchowna zapew-niały przyszłość.
Literatura polska przed Bogusławskim niejednokrotnie już sięgała do tematyki ludowej,ale w tym zestawieniu dopiero widać miarę nowatorstwa autora Krakowiaków i Górali. Lite-ratura nurtu realistycznego podejmowała próby ukazania wsi i jej życia, ale w sposób ograni-czony, fragmentaryczny. Pokazywano chłopa, ale jako pokornego sługę pańskiego, a pana –również wbrew prawdzie – jako dobrotliwego ojca swych poddanych. W wieku XVIII wśródpoetów polskich bardzo spopularyzowała się sielanka, gatunek literacki, który miał służyćwłaśnie opiewaniu życia wiejskiego, ale ukazując je według ustalonych schematów przedsta-wiał życie chłopów fałszywie jako życie beztroskie i szczęśliwe, rzadko dając prawdę o lu-dzie. Charakterystyczne, że właśnie teatr Oświecenia, nastawiony nie na użytek dworski, alena odbiorcę z niższych w ówczesnym porządku warstw społecznych, pozostawił najwierniej- 4 Cytuję za książką W. T o k a r z a, Insurekcja warszawska, Warszawa 1950, s. 101.5 Pisze o tym W. H a h n w „Pamiętniku Literackim”, Rk XI, 1912, s. 271–277.
11
sze, najbardziej realistyczne obrazy życia wsi, w dwóch zwłaszcza sztukach. Jedna to CzynszFranciszka Karpińskiego, ukazująca z całą bezwzględnością wyzysk materialny i moralnąohydę pańskiej władzy nad chłopem; druga to komedioopera Stanisława Szymańskiego Zoś-ka, najpopularniejsza przed Krakowiakami i Góralami opera polska, przedstawiająca zako-chaną parę wieśniaków, którzy nie mogą się pobrać wobec zakazu ze strony dworu.
W Krakowiakach i Góralach lud polski po raz pierwszy w naszej literaturze dramatycznejwystępuje jako gromada, jako zbiorowość. Gromada barwna, z galerią zindywidualizowanychpostaci, ale także reprezentująca cechy wspólne. Uderza bogato opracowana ludowa obycza-jowość, oryginalne, swawolne nieraz piosenki, wspaniały obraz obrzędów weselnych. Wszy-scy, poza Bardosem i Miechodmuchem, mówią gwarą. Nie jest to jakaś rzeczywiście istnieją-ca, odpowiadająca pewnemu regionowi gwara. To raczej celowa, artystyczna kompozycjajęzykowa. Krakowiacy i Górale mówią tak samo, ale ich język nie jest ani krakowski, anigóralski. Bogusławski pozbierał z różnych dialektów, nawet do rodzimej Wielkopolski się-gając, całą serię charakterystycznych wyrażeń gwarowych i stworzył z tego dość jednolitągwarę, którą obdzielił swych bohaterów. Dowodem dużej wnikliwości autora i dobrej znajo-mości gwar polskich jest fakt, że język Krakowiaków i Górali odzwierciedlił istotne cechygwarowe i np. w mazurzeniu starał się zachować konsekwentnie „z” tylko w miejscu literac-kiego „ż”, a nie „rz”, w czym mylili się długo jeszcze liczni pisarze wprowadzający gwarę doliteratury.
Na niemałej znajomości życia wsi oparł się autor w opisach obyczajów i obrzędów. Świe-żość, nowość dzieła Bogusławskiego, uderzająca w zestawieniu z poprzednikami, rozporzą-dzającymi znacznie uboższym materiałem z rzeczywistości w charakterystyce chłopskiej psy-chiki, obyczajowości i powszedniego bytowania, mówi o szczerym zainteresowaniu autorażyciem wsi, o wnikliwej obserwacji i o bezpośrednim dotarciu Bogusławskiego do skarbcapolskiego folkloru.
Nowość obrazu wsi u Bogusławskiego ujawnia się szczególnie w jeszcze jednym punkcie.Lud występuje jako gromada, ale gromada – bez pana. Już nie na marginesie pańskiego życia,na drugim planie, nie w zależności od pana, w ucisku społecznym – ale na pierwszym planie,jako lud – pełnoprawny bohater, którego życie, uczucia, radości i troski mają prawo do tego,by być przyczyną i przedmiotem wzruszeń. To już lud wolny, nie uciskany, cierpiący, pra-gnący jałowego współczucia, ale lud pełen siły, zdrowia moralnego, energii życiowej, zadzie-rzysty, świadomy swej wartości, gotowy walczyć o swoje prawa, jeśli je ktoś zechce naru-szyć.
Ale czy taki lud, czy taka wieś wówczas w Polsce – i nie tylko w Polsce – istniała? Auto-rzy sielanek często jako przykład takiego wolnego ludu wskazywali lud szwajcarski. Ale wieśpolska w okresie Oświecenia była nabrzmiała społecznymi, klasowymi konfliktami, czegoodzwierciedleniem są najbardziej realistyczne utwory literackie owych czasów. Tymczasemw Krakowiakach i Góralach tych konfliktów nie odnajdujemy.
Nie można widzieć konfliktu klasowego w konflikcie Krakowiaków i Górali. Czym jestten konflikt? Czy można się w nim doszukiwać literackiego ujęcia walki jakichś konkretnychgrup społecznych owych czasów? Komentatorzy różnie próbowali to zagadnienie rozwiązać,różnie objaśniano, kim są właściwie Krakowiacy i Górale, kogo oni konkretnie przedstawiają:że to jest obraz starcia chłopów ze szlachtą, że Krakowiacy to Polska, a Górale to zaborcy, żeKrakowiacy – to patrioci, a Górale to targowiczanie, względnie ludzie zbałamuceni przezTargowicę, że wreszcie – to prawdziwi Krakowiacy, mieszkańcy ziemi krakowskiej, i praw-dziwi ludzie z polskich Tatr.
Wydaje się, że wszystkie te sądy są równie po części słuszne. Może i w 1794 roku na któ-ryś z tych sposobów odczytywano konflikt Krakowiaków i Górali. Jakkolwiek będziemypojmowali Krakowiaków i Górali – zawsze pozostanie jeden zasadniczy sens ideowy całegoutworu: pobudka patriotyczna dla całego narodu, wezwanie do wspólnej walki z wrogiem, do
12
jedności działania. O jakiego wroga i jakie działanie chodziło – lud Warszawy doskonale zro-zumiał, a po trzech przedstawieniach zrozumieli to także zaborcy i zdrajcy targowiccy. Abyobjąć cały naród skuteczną agitacją, trzeba było nadać obrazowi artystycznemu zakres jaknajszerszy, sens najbardziej ogólny. Te założenia ideowe utworu, program szerokiego frontuwalki z zaborcą, kazały autorowi zrezygnować z wyposażenia obrazu wsi w wiele autentycz-nych rysów, aby ukazaniem stosunku pana do chłopa nie rozjątrzać rozdarcia klasowego spo-łeczeństwa w momencie, gdy od wspólnego wysiłku całego narodu zależała niepodległość.Ułatwiły to prawa rodzajowe opery.
Skorzystał autor z wynikającego z konwencji operowej szczególnego prawa wyelimino-wania z tekstu utworu rzeczy i zjawisk, które nie są w sztuce potrzebne; w operze, która możeswą akcję sceniczną ograniczyć do rysów najprostszych, dużą rolę odgrywa żywioł liryczny(piosnki, arie), zatem bogactwo wiedzy o życiu wypowiada się tu nie tyle w bezpośrednimobrazie na scenie, ile w przeżyciach bohaterów utworu. Te liryczne wypowiedzi ludowychbohaterów Bogusławskiego są też szczególnie cenną częścią utworu.
Organizatorzy powstania z Kościuszką na czele dobrze zrozumieli, że walka z zaborcą bezszerokiego ruchu mas ludowych jest z góry skazana na niepowodzenie. Tę rolę, znaczenie ipotęgę mas ludowych należało ukazać choćby samej szlachcie. Ludowi należało uświadomićjego własną wartość, jego właściwe miejsce w społeczeństwie.
Fantazja twórcza Bogusławskiego kreśli obraz wsi całkiem nowy. Nie jest to jednak obrazczysto fikcyjny, sielankowy, oderwany od życia. Zbieżności Krakowiaków i Górali z literatu-rą sielankową są tylko zewnętrzne i pozorne. Obraz sielankowy nie zawsze zresztą zrywał zżyciem rzeczywistym. Czasem w tej formie zamknąć się mogło nieśmiałe wprawdzie, leczszlachetne marzenie o lepszym życiu ludzi, czasem wypowiadało ono nawet jakiś programspołeczny. Ale marzenie twórcy Krakowiaków i Górali nie było spekulacją myślową i niebyło – projektem reform. Rodziło się ono w dniach pobudki do powstania, które mogło wy-zwolić olbrzymią energię mas ludowych. Ukazywało żywiołową gotowość rewolucyjną masludowych, ich patriotyzm rzetelny jako podstawowej, istotnej części narodu.
Bogusławski patrzył na wieś ówczesną, nie oglądał jej jednak przez okulary klasowegointeresu szlachty i dlatego pokazał ją inaczej i prawdziwiej. Wydobył w swym obrazie nie to,co było w życiu chłopów polskich zjawiskiem nietrwałym, smutną koniecznością i wynikiemklasowych stosunków feudalnych, pańszczyźnianego wyzysku, jak uległość i pokora, ciem-nota i zacofanie. Wydobył Bogusławski przede wszystkim najbardziej istotne cechy i praw-dziwe wartości polskiego chłopa, których nie zdołały zniszczyć wieki feudalnego panowania,pokazał głęboką ludową mądrość, zdrowe moralne zasady, szczere ukochanie ziemi ojczystej– warunek rzetelnego i żywego patriotyzmu. Pokazał bogatą obyczajowość ludową i samo-rodną twórczość artystyczną, utrwaloną w skarbcu folkloru. Swym ludowym bohaterom przy-znał niemały przywilej – przywilej nie tylko literacki – pozwolił im wyrazić wielką sumęswych własnych, głęboko ludzkich wzruszeń i prawdziwej wiedzy o życiu. Nie tylko brak tuspojrzenia na wieś ze stanowiska dworu czy plebanii, ale nawet, przeciwnie, dwór i plebaniapodlegają tu widzeniu i ocenie z pozycji ludowej mądrości i moralności.
Dzieło Bogusławskiego, dziedzicząc najlepsze tradycje polskiego Oświecenia, a w szcze-gólności jego optymizm i wiarę w siłę rozumu i możliwości człowieka, wychodzi poza jegoświatopoglądowe ograniczenia w punkcie bardzo istotnym. Oto nie ma w Krakowiakach iGóralach nic z metafizycznego przeświadczenia o niezmienności porządku świata. Obraz wsinie jest tu nieruchomą, martwą malowanką. Tu – niezależnie od żywotności akcji, jest tętnożycia i utajona jeszcze co do swego właściwego charakteru i kierunku dynamika chłopskiejzbiorowości. Ta energia nie wyładowała się bez reszty w pokazanych przez autora konfliktachw dziele. Ale gdy ujawni się ona w insurekcyjnej rzeczywistości 1794 roku, w rewolucyjnymwrzeniu mas ludowych, przerazi nawet szlacheckie koła w kierownictwie powstania. Odbicietego procesu w dziele Bogusławskiego u progu insurekcji jest świadectwem realistycznej po-
13
stawy autora, jest wynikiem nowego sposobu patrzenia na świat, jakże odmiennego odostrożności oświeceniowych reformatorów, pragnących według praw rozumu naprawić giną-cy feudalizm. Oto jedna z istotnych różnic między Bogusławskim i jego poprzednikami.
Dzięki czemu Bogusławski potrafił odczuć, jakie jest prawo historii, dzięki czemu jegofantazja, odbiegająca od pańszczyźnianej rzeczywistości wiejskiej i konstruująca obraz wsicałkiem nowy, mogła iść torem prawidłowym i nie zastygła w formie sielankowej? Pomogław tym Bogusławskiemu jego postawa rewolucyjna, szkoła polityczna, jaką przeszedł w czasieswej działalności w radykalnym odłamie Związku Rewolucyjnego, w gronie polskich jakobi-nów. Ideologia tego środowiska, które z programem walki narodowowyzwoleńczej łączyłoplany i nadzieje na radykalne zmiany porządku społecznego, przekreślała jako przeżytek wieśpańszczyźnianą i kierowała myśl patriotów ku dniom nadchodzącym. Piórem Bogusławskie-go kierowała dojrzała w tym środowisku idea patriotyczna, dobrze uświadomiony cel, okre-ślone zadanie. Spełniając je dla potrzeb gorącej chwili – osiągnął autor więcej. Sztuka stałasię nie tylko narodową pobudką, ale zespoliła patriotyzm z odzwierciedleniem tego, co naj-bardziej narodowe. Ludowym bohaterom powierzył Bogusławski przetłumaczenie swej pa-triotycznej idei. Magnaci służyli zaborcy, szlachecki sejm zatwierdził rozbiory. Tu już ludstawał się fundamentem i istotą narodu.
Dość ogólny charakter całego obrazu w Krakowiakach i Góralach pozwala na różne inter-pretacje. Pozwala również widzieć w utworze myśl śmiałą i przypisywać jej rewolucjonizują-ce znaczenie w ówczesnych warunkach. Nie znaczy to, że taki był właśnie cel i zamiar autora.
Idea utworu mogła kierować dalej, niż to określały ramy programu społecznego najbar-dziej postępowych ugrupowań w powstaniu kościuszkowskim, niż to może myślał sam Bogu-sławski. Raczej ograniczał się on do roli, jaką w sztuce wyznaczył Bardosowi: organizowaćjedność, usuwać przeszkody na drodze do niej wiodącej, podeprzeć ruch wiedzą, siłą rozumui z tą pomocą kierować walką o słuszną sprawę.
Dlatego też w ograniczonym tylko stopniu występuje w utworze satyra i akcenty krytykispołecznej. Oto śmieszna postać Miechodmucha, kościelnego organisty. Postać ta jestwprawdzie przede wszystkim humorystyczna , ale poprzez jej słowa i działanie daje autorświetną satyrę na plebanię, żyjącą z wyłudzanych od chłopów datków, z cudów, żerującą nałatwowierności ludzi. W tym miejscu nawiązał Bogusławski do żywych tradycji literaturyOświecenia, nierzadko chłoszczącej swym piórem klasztory, mnichów i tłustych prałatów.
Najsilniej w Krakowiakach i Góralach wystąpiły akcenty krytyki w sprawach moralno-obyczajowych. Za zepsute obyczaje dostało się trochę i księdzu plebanowi, za to właśnie ude-rza autor w życie dworskie. Tam to, w mieście, w pańskim domu, nauczyła się młynarzowaDorota, jak się zdradza męża, jak lekko traktuje się związek małżeński, jak za frazesami omoralności kryje się tam powszechne wyuzdanie obyczajów. Temu zepsuciu klasy panującejautor przeciwstawia prawość, zdrowe moralne zasady, bezpośredniość i prostotę uczuć swychludowych bohaterów, którzy z dumną świadomością podkreślają swą moralną wyższość nadpańską obyczajowością.
Obok krytyki oficjalnej obyczajowości jest również krytyka niektórych stron oficjalnejkultury. Student Bardos wyniósł ze szkół nie tylko niechęć do sławnych autorów, filozofów ipoetów oraz przekonanie o jałowości ówczesnych oderwanych od życia studiów humani-stycznych. Wyniósł także krytyczną ocenę nauk przyrodniczych, których rozwój hamowałaczęsto oficjalna nauka, obawiająca się zbyt rewolucyjnych wniosków płynących z tych badańi ich przeniesienia na życie. Rozczarowany do oficjalnej nauki Bardos, ze szkolnego środowi-ska akademickich dyskusji, jałowych spekulacji i filozofowania wynosi do wsi podkrakow-skiej swą elektryczną maszynę, by przy jej pomocy obalić śmieszne przesądy, ukazać potęgęludzkiego rozumu i wielką wartość teorii, gdy wspiera słuszną sprawę. W szczytowym mo-mencie akcji utworu zabrzmiały echa filozofii, publicystyki, satyry Oświecenia, tak gorącowalczących z zabobonem. „Cud mniemany”, którego sprawcą przy pomocy elektryczności
14
jest student Bardos, obnaża nawarstwioną przez wieki przesądność, ukazuje współczesnemuczłowiekowi, jak niepojęte, „cudowne” zjawisko – jest naukowo wytłumaczalnym zjawiskiemw przyrodzie. Tak właśnie literatura Oświecenia walczyła z ciemnotą, pozostałą po epocepanowania kalendarzy, wróżb astrologicznych i topienia rzekomych czarownic.
Bogusławski, nawiązując w swej twórczości do wzorów, pomysłów i motywów literackichswej epoki, w Krakowiakach i Góralach podszedł do nich szczególnie twórczo. Badania filo-logiczne wykazały, że pewne sytuacje i motywy swego dzieła zaczerpnął autor z dwóch ob-cych utworów, granych w Warszawie przez cudzoziemskich aktorów: ze sztuki francuskiejPoinsineta Czarownik i z niemieckiej komedii Weidmanna Student żebrak, czyli pioruny.Jednakże poszczególne bezpośrednie czy pośrednie zapożyczenia literackie – motyw biedne-go studenta, „cud mniemany” z maszyną elektryczną, czy pomysł miłosnej intrygi – zostałyprzez Bogusławskiego oryginalnie wykorzystane, podporządkowane ogólnej koncepcji ide-owej utworu i zmieniły swą funkcję. Doświadczenia Bardosa z maszyną to już nie dowcipnysposób rozwikłania intrygi, ale prawie symboliczny obraz skuteczności postępowej myśli wrękach ludzi świadomych. Biedny student krakowski, który zjawia się na scenie z pragnie-niem napełnienia pustego żołądka – z biegiem akcji sztuki zdradza ukryte intencje autorskie:niespostrzeżenie urasta do roli przywódcy i kierownika wiejskiej gromady; łagodzi tarcia,cementuje jedność i kieruje uczucia, energię i bojowość ludu ku sprawie ważniejszej, o którejw Warszawie w dniach niewoli nie można było mówić wprost i zbyt jasno, ale widownia in-tencję zrozumiała.
Taką rolę mieli w przededniu insurekcji emisariusze Kościuszki. Taką role agitacyjną, pa-triotyczną miała wówczas scena narodowa, miała sztuka o Krakowiakach, Góralach i ubogimstudencie. Na premierze, jeśli wierzyć świadectwu Trębickiego, grał Bogusławski rolę jedne-go z Górali. Ale właśnie Bardos był dla autora bohaterem najbliższym i w latach niewoli –jego ulubioną kreacją aktorską, do której z sympatią ciągle wracał. I jeszcze z szóstym krzy-żykiem na karku – „cudem mniemanym” godził zwaśnionych Krakowiaków i Górali na sce-nie wileńskiej, według słów Karola Kaczkowskiego „czując się i mówiąc jak młody, choćruszał się i biegał jak stary”.
IV
Tak jak dzieło Bogusławskiego wyrosło z silnego związku warsztatu pisarskiego z życiemi działalnością autora, tak i dalsze losy Krakowiaków i Górali toczą się w dużej zależności odlosów ich twórcy. Można także powiedzieć, że opinia o dziele zaważyła niejednokrotnie nalosach autora.
Targowiczanie dobrze zapamiętali śpiewki Bardosa. W noc wybuchu powstania w War-szawie wojska carskie, wysłane na zdławienie rewolucji, jako jeden z pierwszych zaatako-wały kamienicę Latoura, zamieszkałą przez osoby z dawna podejrzane „z głośnego na teatrzepatriotyzmu” – Bogusławskiego i jego aktorów. Bogusławski stracił mienie, lecz życie i wol-ność ocalił, by po oswobodzeniu Warszawy stanąć do odpowiedzialnej pracy politycznej. WDeputacji Rewizyjnej badał zdobyte przez powstańców akta carskiej ambasady, zasiadał wDeputacji Indegacyjnej, mające przesłuchiwać osoby wrogie rewolucji. We wrześniu 1794roku otrzymuje zasiłek pieniężny od rządu powstańczego dla uruchomienia teatru „w celupodniesienia ducha narodowego”.
Klęska powstania wygoniła z Warszawy wśród tłumu patriotów i Bogusławskiego z jegoaktorami, z których wielu z bronią w ręku dało dowód swego gorącego patriotyzmu. Odtądzaczyna się nowy okres wieloletniej tułaczki pełnej trudów, zawodów i – prześladowań poli-tycznych. W zaborze austriackim, gdzie najpierw zawędrował, a więc w warunkach stosun-kowo łagodnych dla Polaków, jedyną sztuką zakazaną byli Krakowiacy i Górale, na których
15
granie zezwolono Bogusławskiemu po wielu staraniach i po skreśleniu przez cenzurę wszyst-kich patriotycznych akcentów tekstu.
Mimo to sztuka miała wzięcie olbrzymie. Muzyka skomponowana do opery przez CzechaStefaniego nie była wprawdzie zbyt oryginalna i odkrywcza, ale wystarczała, by silniej jesz-cze zjednywać publiczność dla treści sztuki. Za bardziej interesującą i ładną muzycznie ucho-dzi aria Doroty w akcie I, skomponowana w rytmie poloneza.
W warunkach niewoli, nawet po zamazaniu patriotycznej wymowy, nieczęsto można byłoKrakowiaków i Górali wprowadzić na scenę. Bogusławski odświeżał repertuar coraz to no-wymi sztukami, ale i jego działalność teatralna nie była łatwa. Gdy zjawił się wreszcie wWarszawie, znalazł się z miejsca pod baczną uwagą władz pruskich. Po przedstawieniu, wczasie którego rozrzucono na widowni ulotki z życzeniami noworocznymi – ale i wstawio-nymi w tekst nieznacznie myślami patriotycznymi – władze pruskie zabroniły Bogusław-skiemu nie tylko występowania na scenie, ale i ukazywania się publiczności na widowni.
Gdy zaświtała niepodległość z nadejściem Napoleona, teatr Bogusławskiego wita legionypolskie i ich wodza Dąbrowskiego – Krakowiakami i Góralami. Każde nowe przedstawienie,wiążące się z ważnymi dla narodu zdarzeniami, przynosiło nowe wstawki, nowe śpiewki,dostosowane do potrzeb chwili. Tak organizowane przedstawienie Krakowiaków i Góralistawało się patriotyczną manifestacją. Tak też lata 1807, 1809, 1810, 1815 przynoszą licznezmiany i uzupełnienia w tekście sztuki, dyktowane potrzebą chwili. Raz jeszcze w roku 1831,w dniach powstania listopadowego, przeżyje sztuka Bogusławskiego swą wielką chwilę nascenie warszawskiej, gdy wystawiona „dla podniesienia ducha narodowego” zmieni się wwielką polityczną demonstrację kół rewolucyjnych przeciwko zwolennikom kapitulacji przedwrogiem. Ale już w tym przedstawieniu nie było Bogusławskiego w roli studenta Bardosa.Zmarł w roku 1829. W ostatnich latach życia odsunął się od dyrekcji teatru, a w roku 1827zszedł w ogóle ze sceny.
W wydanych w latach 1820–1823 dwunastu tomach dzieł Bogusławskiego nie znajdziemyjego dzieła największego – Krakowiaków i Górali. Sztuka, która zdobyła tak olbrzymią po-pularność, zaczętą od pierwszego przedstawienia i nigdy nie straconą, która tylko do roku1820 miała rekordową, bo nigdy do tego czasu przez żadną polską sztukę nie osiągniętą liczbę144 przestawień – nie mogła się ukazać drukiem pod carskim panowaniem. Uznawano w Bo-gusławskim zasłużonego dyrektora i dobrego aktora, ale obawiano się pisarza–patrioty. Nietylko zresztą władze carskie, pruskie czy nawet austriackie miały taką opinię o Bogusław-skim. Oto twórca sceny narodowej, zasłużony aktor i autor dramatyczny parokrotnie kandy-dował na członka warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, które skupiało co znaczniej-szych przedstawicieli literatury, nauki i sztuki. Kandydaturę Bogusławskiego zdecydowanieodrzucono. Kierownictwo Towarzystwa i część członków, wyrażająca interesy kół arysto-kratycznych, uznała autora Krakowiaków i Górali za obcego ideologicznie. Należałoby przy-pomnieć, że Towarzystwo nie chciało długo przyjąć do swego grona innego patrioty – Kołłą-taja, strzegąc się – z biegiem lat coraz bardziej – wszelkich elementów postępowych.
Za Bogusławskim, choć dawno już odszedł od swych heroicznych dni 1794 roku, ciągnęłasię opinia jakobina. Reakcja, ideowi spadkobiercy hetmanów Ożarowskich, zapamiętali sobieportret Bogusławskiego – działacza rewolucji, Bogusławskiego – autora Krakowiaków, Bo-gusławskiego – Bardosa. Ale nawet to wrogie stanowisko reakcyjnej elity kulturalnej, sta-wiające Bogusławskiego poza oficjalną kulturą, nie mogło przeszkodzić sławie i popularnościjego dzieła. Sztuka Bogusławskiego odbiła się w literaturze polskiej, kulturze i obyczajowościz wielką siłą i trwałością, czego dowodem późniejsze naśladownictwa i reminiscencje.
W roku 1816 wystawiono we Lwowie sztukę teatralną pt. Zabobon, czyli Krakowiacy iGórale, która była pomyślana jako dalszy ciąg utworu Bogusławskiego. Autorem jej był J. N.Kamiński, dyrektor sceny lwowskiej, który jeszcze w roku 1809 na powitanie wkraczającychwojsk polskich wystawił Cud Bogusławskiego z dorobioną przez siebie aktualną „Sceną pa-
16
triotyczną”. W Zabobonie wystąpili prócz bohaterów sztuki Bogusławskiego – ekonom orazrządca pan Pysznicki, a co ważniejsze – w utworze Kamińskiego pojawił się dość ostro zary-sowany konflikt między wsią – tu przedstawioną jako wieś pańszczyźniana – a dworem.Podjęciem tego konfliktu nie zdobył sobie jednak Kamiński przewagi nad Bogusławskim.Wprost przeciwnie – porównanie obydwu sztuk ukazuje bezsporną wyższość Bogusławskie-go. Szczytowym punktem akcji Zabobonu jest moment, gdy okazuje się, iż biedny studentBardos to w istocie... szlachcic Jacenty Cnotliwski i że zostaje on niespodziewanie dziedzi-cem wsi Mogiła, a więc panem „Krakowiaków”. Ten szczęśliwy obrót spraw rozwiązujewszystkie trudności. Bardos-Cnotliwski łączy Stacha z Basią, wypędza złego ekonoma i Kra-kowiakom, za dawną ich życzliwość dla siebie, wspaniałomyślnie darowuje podatki na czterylata...
W sztuce Kamińskiego, mimo pozorów krytyki społecznej, zatracił się ludowy patriotyzmdzieła Bogusławskiego, dumna, bojowa gromada zmieniła się w pokornych chłopków, jakichpięćdziesiąt lat wcześniej pokazywała nieśmiała jeszcze i ostrożna literatura obu reform uprogu Oświecenia.
Potomność właściwie zrozumiała i oceniła Krakowiaków i Górali Bogusławskiego. Rzeczznamienna – romantycy, którzy niechętnie (a nieraz aż niesprawiedliwie) wyrażali się o całejliteraturze polskiego Oświecenia – dla Bogusławskiego byli pełni szczerego uznania. SewerynGoszczyński w swym głośnym artykule o Nowej epoce poezji polskiej napisał o Krakowia-kach i Góralach, że „była to daleka wprawdzie, ale pierwsza zapowiednia polskiej literatury”,że „bezstronny sędzia od niej musi zaczynać łańcuch prawdziwej polskiej poezji; w niej do-strzega, że naród uznał się w samodzielnym wewnętrznym życiu i kształcił się nie pod samymtylko zagranicznym wpływem”. A Edward Dembowski, płomienny rewolucyjny demokrata,wybitny krytyk i szczególnie surowy sędzia literatury Oświecenia, tak powiedział o autorzeKrakowiaków i Górali w swym Piśmiennictwie polskim w zarysie: „W poezji dramatycznejtylko jeden Bogusławski odstąpił od ślepego wzorów francuskich naśladownictwa...”
Kariera Krakowiaków i Górali nie ograniczyła się do życia literackiego czy teatralnego.Gdy w wieku XIX coraz częściej pokazywano lud na scenie, ale po myśli warstw posiadają-cych, fałszywie przedstawiano chłopów racławickich jako wiernych, pokornych poddanych –ludowi bohaterowie Bogusławskiego odbywali drogę odwrotną. Gdy teatry zarzucały wysta-wianie Krakowiaków i Górali – sztuka Bogusławskiego sama wędrowała do ludu, wchodziław jego życie, z którego wyrosła przetworzywszy artystycznie bogaty materiał folklorystycz-ny.
Piękne opisy obyczajowe z Krakowiaków i Górali znalazły z kolei odbicie w folklorze,wrosły w obyczaje polskiego ludu. W zbiorach etnograficznych z drugiej połowy XIX wieku,które zgromadzili niestrudzeni badacze polskich obyczajów ludowych z Kolbergiem na czele,w opisach krakowskiego kuligu, wesela i innych ludowych obrzędów spotykamy wyraźnieecha sztuki Bogusławskiego nie tylko w śpiewkach, ale nawet w zachowanych w ludowejtradycji sylwetkach z tych obrzędów w dziele dramatycznym z 1794 roku – Młynarza i Mły-narki, Górali i Góralek czy szadzącego Organisty.
Kiedy po latach faszystowskiej niewoli stanęła do pracy scena narodowa – sięgnięto popiękną sztukę Bogusławskiego. Przedstawienie Krakowiaków i Górali w Teatrze Wojska Pol-skiego w roku 1946, w nowatorskiej inscenizacji Leona Schillera, było jednym z pierwszychdoniosłych wydarzeń teatralnych w Polsce Ludowej. Odrodzona scena polska faktem tymnawiązała do najlepszych tradycji naszej literatury i kultury narodowej, do najświetniejszychkart swego istnienia i swej narodowej służby.
17
NOTA BIBLIOGRAFICZNA
Tekst oparto na wydaniu E. Kucharskiego z r. 1923 w serii Pisarze Polscy i Obcy, nr 6(przedruk tegoż w r. 1933 w Bibliotece Uniwersytetów Ludowych, nr 248) i zastosowanonowoczesną pisownię i interpunkcję, z zachowaniem artystycznych właściwości utworu, jakwymogi wiersza czy cechy gwarowe języka. Do tego tekstu wniesiono parę drobnych popra-wek, tylko w miejscach oczywistych pomyłek czy nieuzasadnionych oboczności. Podstawąwydania Kucharskiego (a więc pośrednio i naszego) był nie pierwodruk (Berlin 1841), opra-cowany przez anonimowego wydawcę rzekomo według rękopisu Bogusławskiego, ale odpissporządzony przez Ambrożego Grabowskiego z rękopisu 933 znajdującego się niegdyś wBibliotece Baworowskich. Odpis ten uznany był przez Kucharskiego za poprawniejszy niżpopsuty, miejscami niejasny i niepełny (zubożony zapewne przez cenzurę) tekst pierwodruku.
Z prac monograficznych o Bogusławskim najważniejsze:L. G a l l e, Wojciech Bogusławski i repertuar teatru polskiego w pierwszym okresie jego
działalności (do roku 1794), Warszawa 1925.W. B r u m e r, Służba narodowa Wojciecha Bogusławskiego, Warszawa 1929.Z. H ü b n e r, Bogusławski, człowiek teatru, Warszawa 1958.
Ważniejsze prace o Krakowiakach i Góralach:E. K u c h a r s k i, Bogusławskiego „Cud czyli Krakowiacy i Górale”, „Pamiętnik Literacki”,
Rk XIII, 1914.E. K u c h a r s k i, Posłowie do wyd. Krakowiaków i Górali, Kraków 1923, „Pisarze Polscy i
Obcy” nr 6.S. D ą b r o w s k i i S. S t r a u s, Wstęp do wyd. Krakowiaków i Górali, Wrocław-Kraków
1956, Biblioteka Narodowa, S. I, nr 162.O języku utworu (w oparciu o tekst berlińskiego pierwodruku):
W. T a s z y c k i, „Pamiętnik Literacki”, Rk XLII, 1951, z. 2.Do działalności politycznej Bogusławskiego w r. 1794:
W. T o k a r z, Warszawa przed wybuchem powstania 17 kwietnia 1794 r., Kraków 1911.
18
Mnie chociaż głód dojmuje,Lecz duszy mej nie szkodzi.Śpiewaniem biedę truję,Wesołość troski słodzi.
C U D M N I E M A N Y
czyli
K R A K O W I A C Y I G Ó R A L E
OPERA W 4 AKTACH ORYGINALNIE NAPISANA
przez
WOJCIECHA BOGUSŁAWSKIEGO
MUZYKĘ DOROBIŁ STEFANI
19
OSOBY:
BARTŁOMIEJ, młynarzDOROTA, druga żona tegożBASIA, córka młynarza z pierwszego małżeństwaWAWRZENIEC, furmanSTACH, syn jego, kochanek BasiJONEK, przyjaciel StachaPAWEŁZOŚKA } państwo młodzi
BRYNDAS, Góral, narzeczony BasiMORAGALŚWISTOS } Górale, drużbowie
BARDOS, ubogi student z KrakowaMIECHODMUCH, organistaSTARA BABADruhny – Drużbowie – Krakowiacy – Wieśniaczki – Górale – Góralki – Pastuch – Muzykanci
Scena we wsi Mogile pod Krakowem
MOTTO: (z poprzedniej strony) Mnie chociaż głód dojmuje... – fragment z arii Bardosa, w akcie I, ww. 484–487.
20
A K T I
Teatr reprezentuje z jednej strony chałupy wiejskie, wpośrzód nich widać karczmę z wy-stawą . Po drugiej stronie pod laskiem młyn i rzeczka, na której stoi mostek. W głębi wi-dać wieś Mogiłę, kościół i grobowiec Wandy
S C E N A I
STACH, JONEKktóry siedzi na wierzbie i upatruje na Wiśle
STACH
Cóż tedy, nic tam nie widzis?
JONEK
Nic wcale, prózno się biédzis.
STACH
Patrzaj tylko, miły Jonku,Patrzaj dobrze przeciw słonku:
5 Bo słysałem, ze dziś wcale
Mają przypłynąć Górale.O niescęście tez to moje!Jakze ja się tego boję!...
JONEK
Nie lękaj się, miły Stachu, 10 Wsakci nie umrzem od strachu,
Toć Górale nie są carci...A jeźli tez są uparci –Tak ich tu gracko wyćwicem,Ze się musą wrócić z nicem.
Uwaga reżys.: wystawa – tu ganek; Mogiła – wieś pod Krakowem, dziś teren Nowej Huty. w. 5 wcale – tu w znaczeniu: właśnie, na pewno.
21
STACH
15 Ale jak mi porwą Basię?
JONEK
Plecies. Im od tego zasię. Ale cicho! Coś spod góry Płynie: chyba dwa gąsiory.
STACH
Nie inacej, mój StasieńkuTeraz widzę doskonale,Ze to są oni, Górale.
skacze z drzewa
STACH
Cóż tu cynić? Cóz pocniewa?
namyślając się
Oto do ojca pójdziewa 25 I nim Górale przypłyną,
Padnę mu do nóg z dziewcynąI powiem mu moje chęci.
JONEK
Ja w tym za druzbę słuzę ci.
D u e t t o
Idźmy! Wsak on nie ze skały – 30 Wzrusy się na me (twe) zapały.
Wsak i on kiedyś w młodym wiekuMusiał tez doznać, nieboze,Jak to wej doskwiera cłeku,Kiej do swej lubej nie moze.
w. 18 gąsiory – belki drewniane, używane przez flisów przy rzecznym spławie drzewa. w. 23 pocniewa – poczniewa, dawna forma dramatyczna, zachowana do dziś w niektórych gwarach, używanadla oznaczenia czynności w liczbie mnogiej (poczniemy); jest to pozostałość dawnej tzw. liczby podwójnej,oznaczającej czynności dwóch osób (np. cóż my dwaj poczniewa). przed w. 29 duetto – (włos.) duet, część składowa utworów operowych; równoczesny śpiew dwóch aktorów;jako termin muzyczny obejmuje także dwugłos instrumentów. w. 33 wej, także wejcie – oto, właśnie, więc, patrz; forma powstała ze skrócenia wołacza czasownika: widzieć(widź – widźcie – wejcie – wej) i często przez autora używana w sztuce; doskwiera – dokucza.
22
Idą obydwa. Stach przed samym mostkiem zatrzymuje się
STACH
35 Ach, nie mogę, mój Jonku, jakoweś mię mory
Przechodzą i dr-zę cały.
JONEK
Zwycajnie, jamory.Nieśmiały cłeku!
po małej pauzie
Jeno ośmielze się przecie.
STACH
Wiem, ze młynarz najlepsa jest dusa we świecie;Ale jego zonecka!... Oj, ta zadną miarą
40 Nie pozwoli wej na to. Wsak wies, miły bracie,Ze go tak osiodłała, jak kobyłę starą;W ustawicnej nieborak zyje tarapacie.
JONEK
Dobrze mu, na co stary ozenił się z młodą!Takie zawse swych męzów rade za nos wiodą.
45 Chciał pewnie, azeby go sąsiedzi chwalili,Zeby go, jak po miastach, karmili, poili,Byle tylko wstęp mieli do ładnej zonecki:Myślał, ze złoto złapie – dziś ma torbę siecki.Jak tylko pani Dorota
50 Wlazła w dom – zaraz niecnotaStarca zawojowała i córkę mu gryzie;A sama, jak zobacy zwawego chłopaka,Zaraz do niego lizieKieby smoła jaka.
STACH
55 Otóz to, miły Jonku, moja biéda cała,Pani młynarka tak się we mnie zakochała,Ze gdzie mnie tylko spotka, w oborze lub w gumnie,
Zaraz chce całusa u mnie.
w. 35 mory – od mór – choroba, tu: niepokój, podniecenie, dreszcze. w. 36 dr-zę – wymowa oddzielna dla obu spółgłosek. Wymowę tę zaznacza się łącznikiem we wszystkich od-dzielnych wypadkach; jamory – (z łac.) amory, miłość. w. 57 gumno – podwórze w gospodarstwie.
23
Ongi, jak mię pod stogiem siana wywróciła, 60 Tak mię ściskała niecnota,
Ze ledwie mnie nie udusiła.
JONEK
Cy tak? No, wejcie, to to taPrzycyna, ze ci nie chce Basi dać za zonę.Wies-ze co? Ot, przed Bartkiem oskar-zemy onę,
65 Ze się wsystko zakońcy.
STACH
Oj nie, miły Jonku,Nie przycyniajmy prózno staremu frasonku,
Mógłby się na śmierć zagryźć. Gdyby lepiéjMęzowie na swych zonek figle byli ślepi,Więcej by spokojności między ludźmi było.
JONEK
70 Mów racej, ze rozpustniej by się w świecie zyło.Ale wies co? Te wsystkie matki korowody
Są furdą, jezeli mas słowo panny młodéj.
STACH
Oj, Basia mię lubuje i tak powiedziała,Ze nie chce tego drągala
75 Bryndasa, Górala,Którego jej macocha za męza obrała.Tylekroć to ojciec stary, zapewne mu słowaZechce dotrzymać, bo to juz dawna umowaMiędzy nimi stanęła. Ach, oto juz płyną
80 Górale i Bryndasa zaręcą z dziewcyną.Ja się zabiję, Jonku, jeźli ją postradam!
JONEK
Cekaj no, niech ja wprzódy z młynarzem pogadam.Kto wie, moze go przecię w zdaniu przeinacę,Jak mu dobrze racyje nase wytłumacę.
85 Przeciez to co swój, to swój; na cóz to obcegoSukać, kiej mamy w domu rodaka swojego.Alboś to ty wej hołyś jaki lub mitręga?
w. 66 frasonek – frasunek, zmartwienie; tu użyto tej formy dla rymu z wyrazem: Jonek. Formę taką – przejście„un” w „on” (np. szaconek) – spotyka się zresztą dość często w gwarze. ww. 71–72 matki korowody Są furdą – zabiegi matki, by przeszkodzić małżeństwu, nie mają znaczenia. w. 87 hołyś, właśc.: hołysz – goły, biedny, nędzarz; mitręga – tu w znaczeniu: próżniak, nierób, darmozjad.
24
Przeciez to i twój ojciec seść kobył zaprzęgaDo furmanki. Niedawno woził kastelana
90 Do Warsawy, ba, nawet i samego panaWojewodę do Grodna. A jak się obrócił,
W trzy niedziel go tam zawiózł i nazad się wrócił.I ty juz ctery konie pędzis jednym licem,
Po wąwozach się wiercis, trzaskas łebsko bicem, 95 Mas tez dwa morgi gruntu, dwa zupany syte,
Dwie laski w srebro kute, krzemieniem nabite.Mas i kozuch skalmierski, buty z podkówkami,
I tańcujes najlepiej między parobkami,A jezeli do tego dziewcyna ci sprzyja,
100 To się nicego nie bój.
STACH
Ale nam cas mija,Bo jak oni, Górale, przypłyną do młyna,Jak się uprze Dorota – a więc starowinaBartłomiej odda córkę i z chęcią, i z musem.
JONEK
Jesce to nie tak prędko, wzydć az pod Krakusem
105 Ledwie co ich ujrzałem. Ani za godzinęNie będą jesce tutaj. Ty tylko dziewcynęStaraj się zwabić z młyna, by zmowiliśma się.
STACH
Nie wiem, jak to tu zrobić.
Tu pokazuje się Basia w dymniku młyna
w. 89 kastelan – kasztelan, ważny urząd w Polsce szlacheckiej, uprawniający do zasiadania w senacie. w. 91 Wzmianka o Grodnie może się odnosić do głośnych ówczesnych wypadków politycznych. W Grodniebowiem w r. 1793 odbył się ostatni sejm niepodległej Polski szlacheckiej, który za staraniem zdrajców targowic-kich zatwierdził drugi rozbiór Polski. w. 93 jednym licem – jednym lejcem – (lejce – léjce – lice); sens zdania: sam prowadzisz pojazd zaprzężony wcztery konie (co jest oczywistym dowodem zamożności). w. 95 zupan – żupan, część ówczesnego ubioru męskiego, suknia wierzchnia, na którą szlachcic wdziewał jesz-cze bardzo strojny kontusz. w. 97 kozuch skalmierski – kożuch pochodzący ze Skalbmierza, miasteczka w ziemi krakowskiej, widoczniesławnego z wyrobów kuśnierskich. w. 104 pod Krakusem – koło kopca-mogiły Krakusa, wznoszącego się na prawym brzegu Wisły pod Krako-wem. w. 107 by zmowiliśma się – byśmy się zmówili (umówili); tradycja dawnej liczby podwójnej (zob. obj. do w.23). w. 108 Uwaga reżys.: dymnik – otwór w dachu budynku, dla odprowadzenia dymu; w młynie był on znacznieobszerniejszy, by umożliwić konieczny przewiew.
25
JONEKspostrzega ją
Oj, widzis ty Basię?...
S C E N A II
STACH, BASIA, JONEK
STACHbiegnąc ku młynowi
Basiu! Moja ty dusko! Znijdź tu do nas trocha...
BASIA
110 Nie mogę, bo młyn wejcie zamknęła macocha.Ale patrzajcie jeno, jest ona w stodole?...Jezeli jej nie widać, zejdę choć po kole.
JONEK
Nie mas jej, chwilka temu posła za ogrody.
STACH
Zejdź więc, tylko ostroznie, abyś sobie skody 115 Nie zrobiła.
BASIA
Nie bój się, nie pierwsy raz ci to.
Basia schodzi dymnikiem; pokazuje się na kole, po którym pomału schodzi. Stach jej po-daje rękę, a Jonek patrząc śmieje się
JONEK
Ba, ba! Nie musiałaby chyba być kobiétą,Zeby się nie umiała wykradać do gacha.Ale jak zręcnie skace, jak koza, cha, cha, cha!Mówią, ze nie trza wierzyć po miastach niewieście,
120 Diabła prawda, i na wsi to robią, co w mieście.
w. 112 po kole – po kole młyńskim.
26
STACH
Ach, Basiu, zycie moje, cóz to będzie z nami?
BASIA
Alboz co?
STACH
Juz dwie krypy płyną z Góralami.
Niezadługo tu staną.
BASIA
A to niech i staną.
STACH
To cię wej nic nie martwi? To chces być wydaną 125 Za Bryndasa Górala?
BASIA
Nic z tego nie będzie.Wsak wies, ze kiedy u nas był raz po kolędzie.Powiedziałam mu wyraźnie,Ize ja się z nim nie draźnie,Ale mu scerze mówię, ze jak diabła jego
130 Nie cierpię i ze pójdę za Stacha mojego,A ze on nie chce wierzyć, ze tak jest uparty,Niechze go porwą carty!Jak przyjdzie, tak tez pójdzie nazad z kwitkiem.
STACH
Dobrze to, moja Basiu, ale gdy z tym wsytkiem 135 Ojciec cię musić będzie albo tez macocha?
BASIA
Ojciec tego nie zrobi, bo mnie mocno kocha,A matuli tez powiem: „Matulu, słuchajcie,Kiej wam tak Góral miły, to se go kochajcie,A jak mnie weźmie gwałtem, pozna, zem kobiéta,
140 Tak go gryźć, tak cartowsko zyć-em z nim gotowa,Ze mu za jeden tydzień jak kadź spuchnie głowa;A ja zaś cudzoziemca nie chcę mieć, i kwita.
w. 122 krypy – (niem. Krippe) łodzie.
27
Bo wejcie kobiéta taka,Co bardziej obcych lubi niz swego rodaka,
145 Musi być lada jaka.Przychodzień zawse ciągnie za swoim narodemI póki jest panem młodym,Póty się jak lis łasi, a potem niebodzeZonie nieraz i skórę otaśmuje srodze”.
150 Otóz to jej tak powiem i na tym się skońcy.Nie bój się, mój Stasieńku, nic nas nie rozłący –Jeźli cię nie zmienią jakie przeciwności...
STACH
Basiu, cyliz ty nie znas całej mej miłości?...Jako wągiel skropiony wodą bardziej parzy,
155 Jako wiatr, rozdymając ogień, lepiej zarzy,Tak moje serce więksych doznaje płomieni,Kiedy na mnie fortuna przeciwności mieni.
BASIA
Juz se więc nie gryź głowy, juz ja w to poradzę,Ze tego natrętnego Górala odsadzę.
160 A jak będzie uparty, zaśpiewam mu wreścieTę piosenkę, co to ją jakaś panna w mieścieSwemu kawalerowi przed ślubem śpiewała,Kiej ją matka za niego gwałtem przymusała.
A r i a I
Mospanie kawalerze, 165 Nie zeń się, prosę, ze mną,
Bo ja powiadam scerze,Ze nie będę wzajemną.Natura kochać kazeI mnozyć swoje plemię,
170 Ja k’tobie mam odrazę,Prosę, zaniechajze mię.
Gdzie jest w małzeństwie zgoda,Tam słodko lata schodzą,Tam w domu jest swoboda,
175 Tam się i ludzie rodzą.Lec gdzie w małzeństwie łózkoNiezgodę diabeł wdmuchnie,
ww. 142–149 opuszczone w pierwodruku z r. 1841. w. 149 skórę otaśmować – wychłostać, zbić. W podobnym znaczeniu używane niekiedy wyrażenie: wygarbo-wać skórę (komuś). w. 157 Kiedy na mnie fortuna przeciwności mieni – kiedy los mi obwieszcza nowe przeszkody.
28
Tam zonie schnie serdusko,Męzowi głowa puchnie.
180 Nie zda się baran kozieI kacka nie chce kruka,Wabią się ptaki w łozie,Kazde swojego suka.Gdzie się w niewoli zyje,
185 Nié mas tam swej lubości,Pies na powrozie wyje,Kazdy pragnie wolności.
Otóz to tak mu powiem i kwita.
JONEKktóry dotychczas w pole patrzał
Ej, cicho!Dorota wej tam idzie.
STACH
A cy-ć ją tu licho 190 Niesie! Uciekaj, Basiu, by cię nie zocyła!
BASIA
Ale jak? Łatwom spod dachu na dół zskocyła,Ale w górę nie mozna, a drzwi ode młynaZamknęła macocha na kluc, by znać starowinaOjciec nie wysedł patrzeć, kędy ona chodzi.
195 Bo jak wejcie uwazam, ze ona coś godziNa jakiegoś jamanta, z którym się zadaje.
A musi juz mieć kogoś, bo raniutko wstajeI biega za stodoły...
JONEKdo Stacha cicho
Ciebie pewnie suka.
STACHdo Jonka cicho
Nie mówze nic!do Basi
Idź, Basiu, bo cię matka sfuka,
w. 196 jamant – amant, zalotnik, kochanek.
29
200 Najlepiej idź do karcmy pomiędzy dziewcyny,Tańcują tam, bo Pawła dzisiaj zaślubiny,Mają tu przyjść i ojca prosić na wesele;Ty se potańcuj z nimi – a potem tu śmielePrzyjdzies, bo między gośćmi nie będzie cię łajać.
BASIA
205 Bywaj mi zdrów!odchodzi
STACH
A ty tez Jonku, przestań bajać!Gdyby dziewucha matki poznała zaloty,Miałzebym w domu potem cartowskie kłopoty;Idź za nią, wsak ty druzba, ty mas taniec wodzić.
JONEK
Podchlebiaj matce, Stachu, bo ci będzie skodzić, 210 Nie zawadzi dla zysku i zdradzić nawiasem,
Wsak i panowie zonki tez zdradzają casem;A próc tego z przybytku wsak głowa nie boli,Das ty radę i matce, i córce do woli.
STACH
Nie baj, idź prędzej.
JONEK
Idę. Nim staną Górale, 215 Ja tu z całą ceredą w tańcu się przywalę,
Weźmiewa sobie skrzypki i kozę Maćkową.
odchodzi
S C E N A III
STACH i DOROTA potem
STACH
A ja w moje obroty wezmę tu Bartkową,Jezeli się da wzrusyć, to o starca fraski.
w. 216 koza – inaczej: kobza, instrument muzyczny wykonany ze skóry, zwany także dudą lub dudami; używa-ny do dziś szczególnie przez Górali.
30
Jak go wej rozkomosą weselne igraski,
220 Wtencas mu do nóg padnę i wsystko opowiem,Moze się da nakłonić.
DOROTA
biegnie i wiesza mu się na szyi
Ach, Stasieńku miły!Tyś moją dusą, zyciem, tyś jest moim zdrowiem!Juz cię od świtu sukam... Pewnie cię zwabiłyDziewuchy wej do karcmy – a ja bez cię konam!
STACH
225 Ale... ale... pani młynarko, na cóz to namTe prózne swary?Was pan-mąz stary,Jakby się wejcie o tym dowiedział, to by toDopiero biédy było.
DOROTA
Na cóz się z kobiétą 230 Młodą zenił? Kiej stary, mógł mnie wej nie zwodzić,
Gdy w nicym młodej zonie nie umie dogodzić.Zawse to chore i krzywe,A jesce tak podejrzliwe,Chciałby mnie gwałtem kochać, a to nic nie nada:
235 On mnie osukał, ja tez osukuję dziada.
A r i a II
Rzadko to bywa na świecie,By się małzeństwo kochało,Chociaz w młodości są kwiecie,Chociaz się dobrze dobrało.
240 Tym gorzej, gdy zona zwawa,A mąz ledwie ze się chwieje,Prózno się praca zadawa,Jak lód przy słońcu topnieje.
Stasiu, tyś zranił mą dusę, 245 Ja ci prawdę wyznać musę,
Ze kiej mam starca przy sobie,Wtencas ja myślę o tobie.
w. 219 rozkomosą – rozruszają, rozochocą.
31
O, bodajbym cię nie była znała!Nie byłabym cię kochała,
250 Ty mię tak dręcys niebogę,Ze bez cię wytrwać nie mogę.
Więc się nade mną uzałuj,Casem mnie tylko pocałuj,Wsyćko dla ciebie ucynię.
255 No? Kochas mnie, cyli nie?
STACH
Pani Bartłomiejowa, gdy mi tak sprzyjacie,Podchlebiam sobie wejcie, ze mi Baśkę dacie.Basia mnie bardzo kocha i ja ją wzajemnie.
DOROTA
Baśki ci sie zachciało, zdrajco, a śmies ze mnie 260 Takie rzecy wbrew mówić, toć bym na to miała
Patrzyć, jakby się Baśka do cię umizgała?
STACH
A więc tez, kiedy inną wynajdę se zonę,Więcej mnie nie ujrzycie, bo w daleką stronęPrzeniesę się, to i tak wam nic nie pomoze.
DOROTAna stronie
265 Prawda i to.Głośno
Słuchajze, toć jesce być moze,Zebym ci Baśkę dała, ale mi obiecaćMusis, ze mi pozwolis tobie się zalecać,Wsak i ja młoda i zwawa...
STACH
Nie, pani Bartkowa!Niech nas Pan Bóg od takiej pokusy uchowa...
270 Nie słysyciez wy, jak nas ksiądz o to strofuje?
w. 260 wbrew mówić – wprost, w oczy, bezpośrednio. w. 270 strofować – upominać, karcić.
32
DOROTA
A ba, niech sobie tam ksiądz zdrowiuchno zartuje!Pamiętam ja, jak do mnie kopercaki palił,Kiedym wej chusty prała, ledwie mnie nie zwaliłW Wisłę, azem go chciała kijonką przemierzyć!
275 Nie ze wsyćkim tez pono trzeba księdzu wierzyć.
STACH
Ale się ludzie gorsą i śmieją się z tego.
DOROTA
Juz my nie zgorsym więcej świata zepsutego.Pamiętam w mieście ową panią malowaną,Cośmy to u niej byli z kasą tatarcaną.
280 Mąz koło kuchni chodził, a ona w pokojuLezała na kanapie w tak cieniuchnym stroju,Ze ją ledwie nie nago widzieć mozna było,Dwóch młodych oficerów przy niej się kręciło,Takze jakiś kanonik i patron nadęty,
285 Ten poprawiał pońcochy, ów ściskał za pięty,Azem pękała z śmiechu!
STACH
To się panom godzi,Bo takim i samo zło na dobre wychodzi.Ale my zyć powinni, jak poćciwość kaze.Ja nigdy mojej zony zdradą nie obraze.
DOROTA
290 Kiedy tak, więc się Baśki nie spodziewaj prozno,Dziś ją Górale wezmą, bądź zdrów.
chce niby odchodzić
STACHbiegnąc za nią
A cyz mozno,Abyście mnie tak dręcyć chcieli? Hej, słuchajcie!Albo mi zaraz dzisiaj swoją córkę dajcie,Albo – powiem męzowi, ze wy mnie kochacie!
w. 274 kijonka – kijanka, zwana też: praczyk, pralnik. Jest to tłuczek drewniany, pomocny przy praniu bielizny. w. 284 kanonik – godność w hierarhii kościelnej; patron - dawny tytuł adwokata.
33
DOROTA
295 Oho! Próznać to praca, nie wskóras nic, bracie!Tak ja memu starcowi zakręciła głowę,Zeby cię jesce wybił za takową mowę,Spróbuj no, a obacys, jak tam rzecy chodzą,Gdzie młode zonki starych męzów za nos wodzą.
odchodzi
STACH
300 Prózna widzę nadzieja, cóz tu teraz pocnę.
tu słychać strojenie skrzypców w karczmie
Ale otóz i tańce zacynają skocne,Niechze se tańcują, ja ojca sprowadzęI z nasym organistą trochę się naradzę;On jak się na perorę do ojca wysadzi,
305 Moze od mojej Basi Górala odsadzi.
odchodzi na wieś
S C E N A IV
PAWEŁ, ZOŚKA, BASIA, JONEK, druhny, drużbowie i wiele Krakowiaków wychodząz karczmy tańcując. Skrzypek i drugi muzykant z kozą idą przed nimi. Jonek zwyczajemKrakowiaków stawa zawsze przed młynem, kiedy śpiewa zwrotkę, po której prześpiewa-nej on z panną młodą, pan młody z Basią, reszta Krakowiaków parami tańcują krakowia-ka.
JONEKśpiewa
Oj da da da, oj da da da, tańcujmy wesoło!Skaccie, chłopcy, skaccie dziewki, skacmy wsyscy wkoło.
tańcują
Wyjdźcie do nas, panie Bartku, pan Paweł was prosi,Bo dziś jesce chciałby urwać rózyckę u Zosi.
w. 304 perora – (z łac.) mowa uroczysta. Scena IV wprowadza obrzęd weselny, zwany oprosinami. Drużbowie z muzykantami obchodzą wieś spraszającna wesele bogatszych gospodarzy (tu przybyli właśnie prosić młynarza Bartłomieja). Ważną częścią obrzędu sąpiosenki o stanie panieńskim, o cnocie panien, o czepku jako symbolu mężatki itd.
34
tańcują
310 Zosia ceka niecierpliwie, rychło wiecór będzie,Bo dostanie piękny cepek, choć rózy pozbędzie.
tańcują
Dziś pan Paweł pozna Zosię, cy mu zyła wiernie,Jeśli jesce koło rózy ma kolące ciernie.
tańcują
I wy panie Bartłomieju, mieliście te gody, 315 Kiejście kwiatek urywali u zonecki młodéj.
tańcują
A więc dłuzej nie wstrzymujta nasej lubej pary,Bo to młody zywiej pragnie, niźli wejcie stary.
tańcują
S C E N A V
Ciż sami, BARTŁOMIEJ I DOROTA wychodzą z młyna
BARTŁOMIEJ
Witam was, moje dzieci, cegóz tu ządacie?
JONEK
Oto tu, Bartłomieju, państwo młode macie, 320 Które was przysło prosić na swoje wesele.
Ja, jako pierwsy druzba, do nóg wam się ściele,Byście swoją osobą udarzyć ich chcieli,
Przy tym, byście swą zonkę i córuchnę wzieli.Pokorniuchno uprasam.
kłania się
BARTŁOMIEJ
To ta panna mała 325 Nasego pana Pawła za męza obrała? w. 322 udarzyć – obdarzyć, zaszczycić swoją obecnością.
35
Winsuję! Zyjcie zgodnie w małzeńskiej przyjaźni,Zawse bez przeciwności i bez zadnej kaźni;
Zyjcie w tym stanie, który nam Pan Bóg sporządził,Kiedy samemu źle być człowiekowi sądził,
330 Więc nie męza, nie brata ani tez drugiegoJadama utworzył mu do zycia wspólnego,Ale mu zonę z jego uformował ziobra,Bo to zła rzec jednemu mieskać, dwojgu dobra.Zyj więc, scęśliwa paro, z dusy zycę tego!
PAWEŁkłaniając się
335 Dziękujemy wasmości!
BARTŁOMIEJdo Zosi
A ty kochas jego?Powiedzze, nie wstydź no się, bo to bez miłościZa nic małzeńskie śluby.
PAWEŁ
Stroni się wasmości,
Nie chce wej gadać.
DOROTA
Mówze.
PAWEŁ
Nie bądź no tak płochą.
BARTŁOMIEJ
Jakze, cy kochas Pawła, Zosiu?
ZOSIAz prędkością, wstydząc się
I toć kocham.
BARTŁOMIEJ
340 Błogosławze więc, Boze, wase serca cyste!
w. 327 bez... kaźni – bez nieszczęść, bez czynów występnych, które mogą sprowadzić nieszczęścia. w. 337 stronić się – wstydzić się, lękać się.
36
JONEK
Otóz idzie Stach z ojcem, wiodą organiste:Usłysemy tu zaraz ślicną oracyją.
S C E N A VI
Ciż sami, WAWRZENIEC, STACH, MIECHODMUCH
MIECHODMUCH
Witam, witam zebraną całą kompanijąI proszę mi pozwolić, by w ten dzień wszpaniały
345 Ręce moje na wdzięcznych czymbałach zabrzmiały.
biorąc się pod boki, jak do oracji
O Pawle, chłopczów ozdobo!Zosia dziś się łączy z tobą.I tak się łączą do wszpółki,Ze kiedyby dwie jaszkółki;
350 Poplątawszy swe nogi, jak one we wodzie,Tak wy dziś utoniecie w małżeńskiej szwobodzie.Kochajcie się więc zawdy jak szynogarlice.
Pnijcie się w górę razem, gdyby chmiel po tyce.We dwa rzędy szadzony ogórd kształtniej sztoi,
355 Dyjament wsadzaon w złoto jaśniej światło dwoiI dwa szłowiki nawet śpiewają szwobodniej,Weselej zapalonych gore dwie pochodnie:Tak i wy w jedno życie z obojga wcieleni, –Z obydwóch sztron będziecie też błogosławieni!
360 A jak wam się szczęścić będzie,Gdy ksiądz przyjdzie po kolędzie,Nie zapominajcie o organiście,A ja za to ogniścieZagram wam podczas ślubu na całe organy.
365 Skończyłem, dixi. Siądźmy, ty, panie kochany
Pawle, każ nam tu przynieść miodu garczy parę. przed w. 343 Uwaga reżys. Miechodmuch – nazwisko organisty Miechodmucha nawiązuje do bogatej wOświeceniu tradycji tzw. znaczeniowych imion lub nazwisk bohaterów literackich, które same już charaktery-zowały ludzi, ich obyczaje, stanowisko, poglądy; niekiedy same te imiona nadawały postaciom piętno komiczne.Nazwisko organisty wywodzi się tu od jego zawodowych czynności (dmuchanie w miechy dla wprawienia wruch organów). w. 352 szynogarlice – synagorlice, gołębie. Gołąb – obok innych swych symbolicznych znaczeń – jest takżesymbolem miłości i wierności. w. 365 dixi – (łac.) powiedziałem, skończyłem mówić.
37
WAWRZYNIEC
Siadajcie, gospodarze, jak zwycaje stareZachowują.
siada za stołem
Jako stryj pana wej młodegoNa miejscu ojca zmarłego
370 Moje błogosławieństwo kładąc im na głowęTaką do nich ucynię mowę:Zyjcie swobodnie,Mnózcie się płodnie,Abyście wase widzieli prawnuki,
375 Abyście od przewrotnej dzisiaj naukiDalecy – poćciwe mogli wydać plemię.Uprawiajcie w pocie coła wasą ziemię,Ona jest matka wsystkich, ona was wyzywi.Nie bądźcie z nikim fałsywi,
380 Kochajcie zawse bliźniego,Nie odpychajcie od drzwi ubogiego.Podzielcie się chudobą z potrzebnym sąsiadem,
Zyjcie dobrych ludzi przykładem,A Bóg widząc was godnych
385 Udzieli wam dni swobodnychI moze wynieść do tych stanów,
Do których wyniósł wasych panów,Wziąwsy ich z prawnej wam roli,Bo cóz jest niepodobnym świętej jego woli.
390 Niech z was scęśliwse urodzi się plemięNiz dzisiaj. Nigdy wasej nie rzucajcie ziemie.Nic wam więcej nie zycę.A teraz wy, chłopcy, i wy, starsi parobcy,Stawcie się w przemianie z dziewcęty
395 I zaśpiewajcie hymn małzeństwa święty.Nasa pani Bartkowa, jako gospodyni,Tę nam łaskę ucyni,Ze włozy pannie młodej na głowę wianecek.Wy, druhny, rozpuśćcie jej warkoce.
400 Niech pani młodej zatną weselny tanecek,
Ja zacnę – zaśpiewajcie, niechaj se wyskoce.
w. 382 potrzebny – potrzebujący. ww. 384–391 w pierwodruku opuszczone. ww. 386–388 Mowa tu o perspektywach społeczno–prawnego wyzwolenia chłopa zgodnie z prawami natury, zktórych – jak głosili najbardziej postępowi myśliciele tych czasów – niezgodna jest niewola i panowanie jednegoczłowieka nad drugim. w. 400 zatną – zatańczą, żwawo taniec zaczną.
38
Bartłomiej, Dorota, Organista i kilku starych gospodarzy siedzą po prawej – po lewęj rę-ce chłopcy i dziewczęta śpiewają na przemiany. Podczas strofy chłopców taneczni pod-skakują na miejscu, a po skończonej tańcują i powracają na miejsca; Wawrzeniec tańczyz panną młodą, a Paweł z druhną.
H y m n w e s e l n y
DZIEWCZĘTA
Zosiu, ach, juz cię traciemy,Jutro cię panią ujrzemy,Zblednie kolor twój rumiany,
405 Stracis wianecek kochany.
CHŁOPCY
Nie uwazaj, miła Zosiu, lepsy chłopak świezyNiz kwiatecek w pustym polu, co odłogiem lezy,I wianecek, kiedy zwiędnie, nic nie będzie płacić,
A wy, co go załujecie, rade byście stracić.
DZIEWCZĘTA
410 Juz matuchnę twą stradałaś,Juz do obcych się wybrałaś,Juz nie ujrzys swej dziedziny,
Gdzie słodkie zyłaś godziny.
CHŁOPCY
Skowronecek pod kamieniem, łabędź wedle wody, 415 A słowicek w chłodnym gaju uzywa swobody,
Tak tez dziewcę w domu męza znajdzie dobre mienie,Bo tak wejcie przykazało mądre przyrodzenie.
DZIEWCZĘTA
Dotąd nie znałeś zgryzoty,Teraz poznas, co kłopoty,
420 Nie będzies więcej tańcować,Bo musis na chleb pracować.
CHŁOPCY
Wskaze kazdy cłek, co zyje, stworzony do pracy,A ci, co nam chleb zjadają, są istni prózniacy,
w. 408 nie będzie płacić – straci wartość. w. 412 dziedzina - tu: rodzinna zagroda, miejsce lat dziecinnych. w. 417 przyrodzenie – przyroda, natura, pawa natury.
39
I wy, dziewki, co w panieństwie swoje troski macie, 425 Lec w małzeństwie są rozkose, których wy nie znacie.
DZIEWCZĘTA
Przyjdzie jesce kłopot matki,Kiedy cię obsiędą dziatki,Natencas będzies ślochała,Ześ się panną nie została.
CHŁOPCY
430 Chmiel się krzewi, jabłoń rodzi i gniezdzą się ptaki,By się wsystko nie mnozyło, nie byłby świat taki,Nikcemne się takie dziewki po świecie tułająCo się same tylko włócą, a męzów nie znają.
WAWRZENIEC
Dosyć tego juz, chłopcy, łebskoście śpiewali, 435 A nawet nie najgorzej Zośkę wyhasali.
I wy, druhny, składnieście se nad nią płakały,Choć to takiego płacu i wy byście chciały.Teraz pódźmy do karcemy, jak śniadanie zjemy,To się wej, panie Bartku, z sobą rozmówiemy.
JONEKktóry podchmielony
440 Bo mamy coś powiedzieć dla dobra wasego.
WAWRZENIEC
Dalej, dudo! Zagraj nam marsa wesołego,
Chodźmy.
wychodzą wszyscy, duda przygrywa
WAWRZENIECmówi cicho do syna
Ty pilnuj dobrze i Bartka, i zony,
Nalewaj im gorzałki miodem zaprawionéj,
Wsak wies, ze my podobnie tak, jak i panowie, 445 Najlepiej sprawę końcym, kiedy sumno w głowie,
A jak się juz zachliśnie, w tym zacniej pomału
w. 441 duda – zob. obj. do w. 216; tu jako przezwisko muzykanta.
40
Prosić o łaskę dla się. Pewnie o GóraluZapomną.
STACH
Ale, ojce, spieście się, jak mozna,Bo jak Bryndas przypłynie, to juz będzie prozna.
WAWRZENIEC
450 Ledwie i za godzinę jesce tutaj staną,Wysiedli pod kościołem, snadź na msą śpiewaną.Mamy jesce dość casu.
idzie do karczmy
STACH
Idźmy, tatuleńku.
chce iść, ale go Dorota zatrzymuje, która, gdy inni odeszli, schowała sie za chałupę
DOROTA
Ach, zacekajze na mnie, zacekaj, Stasieńku,Pójdź tutaj na ustronie, bo tam sparą widno.
STACH
455 Cegóz chcecie, młynarko?
DOROTA
Pocies ty mnie biédną.Pocałujze mnie, choćby raz.
chwyta za szyję
STACH
Ej, cy tam licho,Dajcie pokój, bo będę wrzescał.
DOROTAzatykając mu usta
Ale cicho,Bo stary wej usłysy.
w. 446 jak się juz zachliśnie – kiedy go po nadużyciu gorzałki zacznie męczyć czkawka.
41
STACH
Niech słysy.
DOROTA
Choć krzynę...
STACH
Ani by.
DOROTA
Choć raz tylko!
STACH
Mam zdradzać dziewcynę?
DOROTA
460 Mój Stasiu!
chwyta go za szyję
STACHgłośno ku karczmie
Bartłomieju!
DOROTANie róbze hałasu.
STACH
Uciekajwa, bo oto ktoś nadchodzi z lasu.Mógłby nas tu podsłuchać albo dojrzeć okiem.
ucieka
DOROTAz miną urażonej
Zjes mi diabła, bestyjo! Ujdzie-ć to bokiem.
odchodzi
42
S C E N A VII
BARDOSsam, ubrany ubogo, nogi łykiem okręcone, z teką na ramieniu. Torba jedna z książkami,druga z machiną elektryczną. Kałamarz wielki cynowy przewieszony przez ramię. Idzie zgóry po lewej stronie podskakując i wesoło śpiewa następującą piosenkę
A r i a III
Świat srogi, świat przewrotny,
465 Wszystko na opak idzie,Kto niewart – pan stokrotny,A człek poczciwy w biédzie.Lecz rozum górę bierze,Tym sobie życie słodzę,
470 I ja porosnę w pierze,Choć dziś bez butów chodzę.
Niemądry, kto wśrzód drogiZ przestrachu traci męstwo,Im sroższe ciernie, głogi,
475 Tym milsze jest zwycięstwo.Na górze mieszka Sława,A Szczęście jeszcze wyżej,Lecz gdy chęć nie ustawa,Wnet się człek do nich zbliży.
480 Im sroższy Los nas nęka,Tym mężniej stać mu trzeba,kto podło przed nim klęka,Ten niewart względów Nieba.Mnie chociaż głód dojmuje,
485 Lecz duszy mej nie szkodzi.Śpiewaniem biedę truję,Wesołość troski słodzi.
Prawda, że wesołość i smutek osładza,Jednak nie ze wszyskim brzuchowi dogadza.
490 Widziałem z tej góry wysokiej,Że tu wesołe wyprawiano skoki.Dalej i ja też w pląsy, nieźle się skakało,Ale też teraz bardziej jeść mi się zachciało.
ww. 464–487 Aria ta była, zdaje się, wśród współczesnych najbardziej popularną partią sztuki. Znamiennymtego dowodem może być również fakt, że piosenkę Bardosa wydrukowała jedna z gazet warszawskich „Kore-spondent” niezwłocznie po wyzwoleniu stolicy, 22 kwietnia 1794 r., wraz z krakowskim aktem obwieszczają-cym insurekcję i pierwszymi odezwami Kościuszki. W arii tej można odczytać nie tyle wyraźniejsze aluzje, ilepodkreślenie ogólnych założeń ideowych sztuki: wezwanie do wytrwałości, obietnicę rychłej odmiany, nutępatriotyzmu, akcenty antymagnackie i – mimo smętnej nuty patriotyzmu – optymizm. Skupia zatem ta aria sze-reg ważnych akcentów ideowych całej sztuki i dlatego w jej całości zajmuje ważne miejsce.
43
Oj, jadłżećbym!... Dwie mile uszedłem o głodzie. 495 Choćbym gdzie stanął w gospodzie,
Cóż, ani grosza nie mam...
zbliża się do karczmy
Ach, jakież to smaczneRozchodzą się w tej karczmie zapachy kołaczne.
wącha
Coś, niby gęś
wącha
i prosię,wącha
i pieczone cielę,
Musi tu być wesele. 500 Gdyby się tam jak wkręcić... Ale jak?... To sztuka.
Wstydzę się w tak liczną gościnę,Jak pauper studiosus, iść po żebraninę
Jeszcze mnie kto wypchnie i wyfuka.Niewiele teraz popłaca nauka!
505 Oj, oszukałem się myśląc, że talentaWykierują mię kiedyś, biednego studenta,Że mi dadzą sławę i mienie...Widzę, że próżne było moje omamienie.Diabła tam wskórasz z rozumem,
510 Kiedy zaćmienie w kieszeni,Filozof się w osła zmieni,Największy mędrzec zgłupieje,Kiedy ze dwa dni nic nie je.
patrzy na tekę
I na cóż mi się zdacie, 515 Wy, szumni szczęścia ludzkiego malarze?
Kiedy go tylko w przywidzianej marzeLudziom wystawiacie.Mamże was jeszcze dźwigać, kiedym sam zgłodniałyJak trzcina chwieję się cały?
rzuca książki
w. 502 pauper studiosus – (łas.) ubogi student. Określenie to stało się niemal przysłowiową i trafną charaktery-styką trudnego, nieraz żebraczego życia dawnych studentów.
44
520 Precz ode mnie, przeklęte bestyje!Figury, sylogizmy, subtelne kwestyje...
Niech was diabli porwą z teką!Precz i ty, panie Seneko!
Panie Demostenesie i panie Platonie,
525 I ty, wyszczekany Cyceronie,
A najbardziej wy, gałgańskie dusze,Owidiusze, Wirgiliusze,
I wy, miłostki Safy, ody Horacego,
Coście mnie tylko nauczyły tego, 530 Że sam swoim językiem nie władam,
I choć nie chcę – wierszem gadam.Cóż mi z tego, żem retor, poeta, fizyk,
Kiedym goły jak byk?Za te więc wasze baśnie
535 Niech was jasny piorun trzaśnie!Raczej się filutem i głupim zrobię,I tym sposobem więcej podobno zarobię.Ten, kto się z wami pobrata,Nie zda się dzisiaj dla świata.
540 I głodu się nacierpi, i tak w biedę wlézie
skrobie się za kołnierzem
Że mu niejeden robak dogryzie.O, jak jest dziwna życia ludzkiego odmiana!Kiedym się nie chciał z młodu uczyć, jak baranaWyciągali na ławie, siekli gdyby bydlę.
545 Dziś, kiedy mi już wszystko szło jakby po mydle,Kiedy nawet samego profesora zdanieNa publicznej dyspucie zbiłem – przez udanie,Przez plotki tak mię gryźli, tak mi buty szyli,Że mię wreszcie jak łotra ze szkół wypędzili.
w. 521 figury – ogólne określenie właściwości stylu literackiego, używane w nauce retoryki i poetyki; sylogizm– termin przyjęty w logice dla określenia specjalnej formy rozumowania. w. 523 S e n e k a (4 przed n.e. - 65 n.e. ), filozof i pisarz rzymski; dla swych moralizatorskich rozważań bardzopopularny w Polsce w XVIII wieku. w. 524 D e m o s t e n e s (384-322 przed n.e.), sławny mówca ateński; P l a t o n (427-347 przed n.e.), wybitnyfilozof grecki, uczeń Sokratesa, twórca skrajnie idealistycznego systemu filozoficznego. w. 525 C y c e r o n – Marcus Tullius Cicero (106-43 przed n.e.), wielki mówca rzymski; jego mowy, obokmów Demostenesa, były przez wiele wieków sławionym przez nauczycieli retoryki klasycznym wzorem pięknejwymowy. w. 527 O w i d i u s z – Publius Ovidius Naso (43 przed n.e.-ok. 18 n.e.), wybitny poeta rzymki;W e r g i l i u s z – Publius Vergilius Maro (70-19 przed n.e.), wielki poeta rzymski, przez parę wieków uważanyza większego nawet od Homera. w. 528 S a f o (na przełomie VII-VI w. przed n.e.), poetka grecka, znana jako autorka wierszy miłosnych; H o ra c y – Quintius Horatius Flaccus (65-8 przed n.e.), wielki rzymski poeta liryczny, mający licznych i wybitnychnaśladowców w literaturze polskiej. w. 532 retor, poeta, fizyk – nazwy te odróżniały w dawnych szkołach uczniów poszczególnych klas, ze względuna wykładane w nich podstawowe przedmioty, jak retoryka, poetyka czy fizyka.
45
patrząc na torbę
550 Oj, ty, ty elektryko, ty jesteś jedynąNieszczęścia mego przyczyną!
chce ją rzucić
Z ciebie to ta dysputa była dana.Bodaj cię!... Masz szczęście, żeś szklana.Schowam cię jeszcze. Może wlazłszy między gbury,
555 Jak ich zacznę zabawiać twoimi figlasy,Dostanę kawał kiełbasy.Żebym tylko na moment wyszedł tu z nich który...Oto idą. Słuchajmy, co to są za jedni.
chowa się
S C E N A VIII
STACH, BASIA, BARDOS ukryty
STACHnie widząc Bardosa
Ach, Basiu, jakześmy biedni, 560 Nic macochę nie wzrusy, jak się wej uparła.
BASIA
Ani by. Gdyby jaka jędza się rozzarła,Ani se gadać nie da. Alem uwazała,Ze wej diabelnie ocy na cię przewracała.Cy ona zaś, niecnota, nie kocha się w tobie...
STACH
565 Ej, cóz ty myślis, Basiu? Cóz to znowu tobie?Ot, zwycajnie kobiéta, jak kobieta w błocie,Jak sie uprze, ani rus.
BASIA
A cóż w tym kłopociePocniemy?
STACH
Ja, dalibóg, nie wiem, co juz pocąć.
46
postrzega Bardosa
Ale któz to tam siedzi, chce snadź, widzę, spocąć 570 I siadł se.
przypatrując mu się
Och, coś mi się ochapia przeklęcie,
On – nie on? On! Jakze się mas, panie studencie?Cóz tu robis?
BARDOSwstaje
Kłaniam ci, panie Stanisławie,Skądżeś się tu wziął?
STACH
Tuć ja mieskam. Z nieba prawieZjawiłeś mi się waspan.
BARDOS
W czymże pomóc mogę?
STACH
575 Ja, Basiu, z jegomością jeździłem raz w drogę.Wziąłem go w Małogoscu z prfesorem jego,
Sampan mu słuzył. Lec on, słysę, niewart tego.
Bo go sampan w naukach duzo przewyzsali,Jak mi mówili ludzie, co wej pana znali.
580 Ej, rozum tez to ma być!
BARDOS
Bodaj go nie miałem!Za to też chleba i szkół razem postradałem.
STACH
Wejcie!
w. 570 ochapia się – przypomina się. w. 576 M a ł o g o s c – Małogoszcz, miasteczko w ziemi kieleckiej. w. 577 sampan – sposób tytułowania osoby godnej uszanowania.
47
BARDOS
Powiedz mi, proszę, czy to ty się żenisz?Bo tu widzę wesele.
STACH
To wej mój bratunek
Bierze Zośkę.Skrobie się po głowie
BARDOS
Oboje was jakiś frasunek 585 Dręczy, ty się w łeb skrobiesz, a ty się czerwienisz.
STACH
Bo to wej moja luba.
BASIArumieni się
A to mój kochanek.
BARDOS
Czemuż się ty nie żenisz?
STACH
Matka nie pozwala.
BARDOS
A dlaczego?
BASIA
Bo mnie chce wydać za Górala.
BARDOS
Za Górala?
w. 583 bratunek – zamiast: bratanek, dla pełności rymu z wyrazem: frasunek. Bratankiem (w znaczeniu: bratstryjeczny) Stacha jest żeniący się z Zosią Paweł.
48
BASIA
A juści.
STACH
Juz z nią drugi dzbanek 590 Miodu mój ojciec pije, ale niewzrusona
Jak wejcie góra w Tatrach skalista.
BARDOSwskazując na Basię
A onaMa-ż ojca?
STACH
Ma, mój panie, ale ze juz stary,Młoda zonecka nad nim przewodzi bez miary.
BARDOS
A on dla was przystaje-ż?
BASIA
On ci by i przystał, 595 Ale by w domu jednej godziny nie wystał,
Wygnałaby go zona.
STACH
Ratuj nas, mój panie!
BARDOS
Będzie to, ale wprzódy muszę zjeść śniadanie.Wy czyście już śniadali?
BASIA
Dopiero do stołuZastawiają.
BARDOS
w. 593 bez miary – poprawka Kucharskiego; w odpisie Grabowskiego było: nad miary.
49
Tym lepiej.
STACH
Będziemy jeść po społu.
BARDOS
600 Mniejsza o to, służę wam.
STACH
Co chces, to ci damy.
BARDOS
Nie gardzę niczym.
STACH
Tylko wprzód do Baśki mamy,Młynarki, obróć, panie, swoje perswazje,Mas wielki rozum, to ją przekonas.
BARDOS
UżyjęCałej mojej wymowy, tylko podjem wprzody.
605 Ale słuchajcie, aby rzecz nam się udała,Porzuciwszy niewczesne ze mną korowodyPowiedzcie, jak się wasza miłość zawiązałaI jak daleko zaszła, trzeba mi to bowiemWiedzieć.
STACH
Oto tak.
BASIAprzerywając
Cyt no, ja to lepiej powiem.
A r i a IV
BASIA
610 Raz na pniu między dębami,
50
Gdzie siadłsy w parze turkawki,
Nie wiem, dla jakiej zabawki,Trzepotały se skrzydłami,
Patrząc na to ich rusanie 615 Taka mnie lubośc przejęła,
Zem słodko Stasia ścisnęłaI stąd wscęło się kochanie.
STACH
Raz nam się krówka ganiała,A Basia przy mnie siedziała,
620 Nie wiem, jak się to zrobiło,Ze mi sie w ocach zaćmiło.
Bojąc się jakiej zarazy,Ścisnąłem Basię dwa razy,Ona mi wzbromną nie była,
625 Wtencas się miłość stwierdziła.
D u e t t o
STACH I BASIA
Odtąd, jak się gdzie spotkamy,Zaraz o krówce gadamyLub się turkawki wspomina,A tak się znowu zacyna.
630 Kiedy siędziemy we dwoje,Kiedy się z sobą bawiemy,Wtencas zda się, ze obojeJedną dusycką zyjemy.
BARDOSna stronie
Rzeczy idą swym torem jak zwykle, a z tego 635 Początku łatwo się już domyślę wszystkiego.
Nie trzeba-ć tu w popiele zasypiać tych gruszek.Sprawa nie cierpi zwłoki.głośno
Gdzie teraz staruszekOjciec wasz jest?
STACH
w. 611 turkawka – (także: trukawka) dziki gołąb.
51
Tu, w karcmie.
BARDOS
Idźcie tedy przodem,Ja tam zaraz nadejdę.
STACH
Cekam z dobrym miodem 640 I z kawałkiem kiełbasy.
BARDOS
Idźcie, moje dziadki,Ja tu jeszcze wprzód moje zabiorę manatkiI zaraz przyjdę.
STACHdo Basi
Idźmy.Odchodzą do karczmy
S C E N A IX
BARDOSsam
Na cóż wy, panowie,Uwieńczeni laurami, wielcy autorowie,Miałżebym was zostawić krukom na dzióbanie?
645 Nie! Z waszej łaski dzisiaj będę miał śniadanie.Znając, że cos oleju z was mam w głowie mojéj,Że mnie paradnie wieśniak nakarmi, napoi,Pogódźmy się więc z sobą. Nuż, panowie Grecy,Ponieważ nóg nie macie, pójdźcie na me plecy,
650 Poniosę was. A kiedy dzisiaj mędrców wielaWas używa na wsparcie zdań Machijawela –
w. 651 Machijawel – Mikołaj M a c h i a v e l l i (1469–1527), pisarz i polityk włoski, autor głośnego dzieła pt.Książę (1513). Został przez potomność uznany za zwolennika i teoretyka chytrości, przewrotności i nieuczci-wych zasad w polityce.
52
Ja was na wsparcie bliźnich cierpiących użyję.Idźmy! Tak mi się zdaje, że już jem i piję.
idąc do karczmy spostrzega statek na Wiśle
A cóż to za mnóstwo Góralów tu płynie? 655 To pewnie rywal Stacha: bieżmy, nim czas minie!
Trzeba mu tu tak sztucznie sidełka nastawić,Żeby go nie rozgniewać i z niczym odprawić.
idzie do karczmy
53
A K T II
S C E N A I
Słychać najprzód muzykę góralską, a wkrótce przypływają dwie krypy z Góralami i Gó-ralkami, niosącymi różne rzeczy, jako to: ser owczy, ryby suszone, kwiczoły, szpaki ibryndzę. Muzyka ich składa się z piszczałek, jednego bębna, trąby, drumlów, na którychgrają przy wysiadaniu z kryp i idą do wioski, śpiewając wszyscy
C h ó r g e r a l n y G ó r a l ó w
My, mieszkańcy Tatrów górnych,Idziemy do was, Krakowiaków,Niesiem w darze worek spakówI sto serków przewybornych.
KOBIETY
5 Jest i bryndza, i lipienie,
Są kwiczoły, jemiołuchy,Niechajze to nasycenieSłuzy dla wasej dziewuchy.
WSZYSCY
Przyjmijcie nas do gościny 10 I otwórzcie wase chaty,
A my poślem nase swatyBy dziś końcyć zaręcyny.
S C E N A II
Ciż sami, BARTŁOMIEJ, DOROTA, WAWRZENIEC, MIECHODMUCH pijany,STACH, BASIA, JONEK, Krakowiacy wychodzą z karczmy na przywitanie Góralów.Basia i Stach są smutni; Dorota ma minę triumfującą, a BARDOS trzyma kawał pieczeniprzy ustach
Uwaga reżys.: drumia – instrument muzyczny, zwany także dremla lub dromla, wykonany z metalu, wydającydźwięki na pomocą dmuchania, które wzmacnia brzęczenie poruszanej palcami sprężynki. przed w. 1 Chór generalny – ogólny, śpiewają razem wszyscy Górale i Góralki. w. 5 lipienie – ryby podgórskie z rodziny łososiowatych, pokrewne pstrągom.
54
BARTŁOMIEJ
Witamy gości do nas.
MIECHODMUCH
Witamy! witamy!Za wasze zdrowie duszkiem szklanki wychylamy.
BRYNDAS
15 Dziękujemy.
MORGAL
Dziękujemy.
MIECHODMUCHtonem oracji
O, jak się cieszymy,Że przecię dzisiaj z wami tańcować będziemy.Dziś pierwsze zaręczyny, a niedługim czaszemBryndasz żłączy się z Basią, a Basia z Bryndaszem!Obym wam prędko zagrał! Obym też kubany
20 Doształ, obym was, obym... obym...
BARTŁOMIEJ
Mój kochanyPanie Miechodmuchu, dosyć. Niech raczej panowieSpocną sobie z podrózy.
MIECHODMUCH
Zgoda. Ja za zdrowieIchmościów łyknę jeszcze choć jedną szklanicę.
BRYNDAS
A ja, za pozwoleniem panacka mojego 25 I godnej wejcie matki, niech oblubienicę
Przywitam.całuje Basię w rękę
przed w. 15 Bryndas – imię tego Górala brzmi w pierwodruku Bryndus, ale i tam pojawia sie Bryndas. Taostatnia forma występuje stale w rękopisie Grabowskiego, ale też z odchyleniami: Bryndus; odchylenia te za-chowujemy tam, gdzie forma ta potrzebna jest dla rymu. w. 19 kubany – napiwek, prezent, upominek.
55
MORGAL
Nie tęskniłaześ, Basiu, bez swegoJamanta?
BASIA
Nie.
BRYNDAS
Jak to zaś?
BARTŁOMIEJ
Ma dosyć zabawek.
BARDOS
Czasem też pasie krówki lub szuka turkawek.
na stronie
Oj, już ten nie dla ciebie przysmaczek, nieboże, 30 Którego ty tu szukasz.
ŚWISTOS
Jednak casem mozeWspomniała panienka na swego Bryndasa?
BASIA
Raz tylko.
MORGAL
Bo nowego pewnie umizgasaDostała panna!
BASIA
Moze...
DOROTAciągnąc ją za suknię
Cy-tze!
56
STACHMów wyraźniej!
DOROTA
Milc-ze! Bo jak się z głupim słówkiem tu wyśliznies, 35 To cię tak palnę w papę, ze az się obliźnies.
MORGAL
To się panna Barbara tylko pewnie draźni.Zwycajnie się panienki przed ludźmi sromają,
Nigdy nie mówią tego, co w serdusku mają.
BRYNDAS
Ja tak myślę. Bo tez to, Bogu wejcie dzięki, 40 Tak dobrze, jak i drugi wart-em Basi ręki.
Wsakze i ja nie wypadł sroce spod ogona.Raz mi Basia przez ojca była przeznacona,Tego się trzymam. Dla niej, choć z niemałą stratą,Odrzuciłem niedawno dziewcynę bogatą,
45 A wsyscy mnie z nią chcieli poswatać GóraleI miała tez dobytek, miała tez koraleI spore stado owiec, i płócien niemało;Ale mi się to wsystko lichem w ocach zdało,Jakem wspomniał na Basię. Dalej no, panusko!
50 Na coz się z tym utajać, co cuje serdusko.Wiem, ze mnie kochas, bo tez mas co kochać we mnie,Przypatrz no się, jak zwesąd wyglądam przyjemnie.
obraca sie wokoło, śpiewając
A r i a V
Kazda mi mówi dziewcyna,Zem chłopak hozy i rosły,
55 Wsymukły jestem jak trzcina,Chodzę jak zuraw wyniosły.
Wąs carny, wargi zwiesiste,Ustecka, kiejby malowane;Ciało mam białe i cyste,
60 Bom się na mleku wchował.
Kiedy z siekierą harcuję,
w. 37 sromają się – wstydzą się. w. 49 panusko – panienko.
57
Wsyscy ode mnie zmykają.Dziewki mię okiem zjadają,Kiej im z węgierska tańcuję.
65 Będzies się mogła pochlubić,Ześ se chłopaka dobrała.Po ślubie będzies mię lubić,Byleś mnie lepiej poznała.
STACH
Nie wytrzymam i grzmotne za kark samochwała!
JONEK
70 Cicho! Będzie cas na to...
BASIA
Niewiele dobregoMówią sąsiedzi o tym, co się sam wychwala.
MORGAL
Panienko, nie mas u nas Górala zadnego,Co by nie przyznał prawdę panu Bryndasowi.On pierwsy rej prowadzi pomiędzy chłopaki,
75 On to najzręcniej pstrągi i lipienie łowi,On jak kot łapie w sidła kwicoły i spaki,Biega wej kieby jeleń mil piętnaście na dzień.I do Warsawy cęsto chodzi z obrazami.Co się on tam napatrzał! Oj, tego z nas zadzien
80 Nie widział; ma tez olej w głowie.
ŚWISTOS
On wej z namiDwa razy w rok na odpust chodzi do Krakowa,On kompaniją wodzi jako pierwsa głowa.A gdy do karmelitów przychodzi na Piaski,
On nas zawse tak suto cęstuje z swej flaski, 85 Ze jak po nabozeństwie z kościoła wyjdziewa,
Co do krzty wsystkie rzepy w Krakowie wyjewa.
MORGAŁ
w. 83 do karmelitów... na Piaski – do kościoła przy klasztorze karmelitów na Piasku w Krakowie. w. 86 rzepy w Krakowie wyjewa – wyjemy rzepy jako „zakąskę” po gorzałce, którą Bryndas hojnie częstujekolegów.
58
Łatwo mu mieć przyjaciół, bo tez ma i grose...A więc ja, jako pierwszy druzba, panny prose,Aby nie zwłócąc dłuzej chwalebnego dzieła,
90 Do serca i do chaty swojej nas przyjęła,Wprzódy jednak, jak kaze zwycaj, bądźcie grzecniPrzypatrzyć się, jak wasi sąsiedzi zarzecni
Śpiewają i tańcują wedle swojej mody,Kiedy przychodzą w swaty do obcej gospody.
95 Nuz, chłopaki, do skoków! Siądźcie, gospodarze,Ja przyśpiewywać będę, zagrajcie, dudarze.
M a z u r e k g ó r a l s k i
Darmo Kasia od nas stroni,Bo juz Góral za nią goni,Góral ma nogi bocianie,
100 Kogo zechce, to dostanie.Prózno więc nie uciekajta,Lepiej się same poddajta.
Raz się Zosia Bartka bałaI na górę uciekała,
105 Ale tez za to z wierzchołkaWywróciła w dół koziołka.Pasterze się śmiali z Zosi,Bo widzieli u niej cosi.
Łapał Góral jemiołuchy, 110 Skraść mu je chciały dziewuchy,
A ze sidła porusyły,Same się siatką nakryły.On jem tez za te igraskiObom pogniótł Góral ptaski.
115 Stała panna nad strumykiem,I nazwała Jonka bykiem,On se tez rozek przyprawił,Jak ją ubodł, tak rozkrwawił;Teraz płace i narzeka –
120 Nie nazywaj bykiem cłeka.
tu kończą taniec
BARTŁOMIEJ
Prosiemy teraz z nami społem na śniadanie,Potem z sobą o rzecy pomówiemy.
w. 92 sąsiedzi zarzecni – zarzeczni sąsiedzi, mieszkający za rzeką, po drugiej stronie Wisły, Górale.
59
DOROTA
PanieBryndas, weźcie za rękę swoją narzeconą,Wsak ona juz niedługo będzie wasą zoną.
cicho do Basi 125 Daj mu rękę, ani mi słowa piśnij.
STACHna stronie
Dziwy.Ze jesce dotąd zyję!
BARDOS
do Stacha Bądź tylko cierpliwy.
STACH
Ej, daj mi waćpan pokój. Niemądry, kto ceka,Kiedy mu bieda dopieka.
BARTŁOMIEJdo Górali
Prosiemy.
DOROTA
Prosiem z sobą.Górale i Bartłomiej odchodzą
STACHdo Doroty, która na ostatku idzie
Ej, pani Doroto! 130 Zmiłujcie się nade mną!
DOROTA
Nic z tego, niecnoto!A dałeś mi całusa? Cierp teraz!
WAWRZENIECdo Krakowiaków
60
Wy, nasiPaństwo młode i goście, oto właśnie BasiZmowiny robić będą. Wy ich wej nie kłóćcie,
Zostawcie cas Góralom i do karcmy wróćcie. 135 Nie dajcie tez pod niebem zostać organiście,
Obudźcie go niech wstanie.
STARA BABA
Ochlał sie wiecyście,A sam bo tylko pije, nikogo nie prosi.budząc go
Hej, panie Miechodmuch!
MIECHODMUCHrozespany
Ale wiem, że ZosiWesele, wiem, że trzeba winszować. O, panno!
140 Śliczna, młoda i żywa! Obyś nieusztannąRozkosz!... Obyś... obyś...
mając oczy zamknięte, mówi do baby, rozumiejąc, że panna młoda przed nim stoi, a babaza każdym słowem się kłania
STARA BABA
Skońćcies oracyje,Wypijcie przecie do mnie i ja tez wypije.
MIECHODMUCH
Podźwa do karczmy.bierze ją pod boki i wychodzi
STARA BABA
Zgoda.
S C E N A III
WAWRZENIEC, STACH, JONEK, BARDOS
STACH
Ach! Ojce kochany, W. 133 zmowiny – zaręczyny.
61
I coz to z tego będzie?
WAWRZENIEC
Juz bym był ządanéj 145 Dobił wreście ugody, gdyby się Górale
Nie tak prędko zjawili, ojciec ci chce, aleMacocha ani gadaj.
STACH
Biéda tez to moja.
JONEK
Pocies się tym, ze Baśka pierwej była twoja.
BARDOS
No, moi przyjaciele, widzę, że tu trzeba 150 Dopomóc wam, i sądzę, za pomocą Nieba
Że mi się to i gładko, i pomyślnie uda;Pan Bóg niespodziewanie często robi cuda.Stachu, do Basi ręki ty masz prawo przody,Bo tego mógłbyś żywe postawić dowody.
cicho do niego
155 Owa krowa i owe turkawki na pniaku.Już bym ci był dopomógł dotychczas, biedaku,Chciałem z Dorotą mówić, gdy stała przed sienią,Lecz ważną wtenczas miałem przeszkodę: pieczenią.
głośno
Teraz tedy słuchajcie, taka moja rada: 160 Już tu cierpieć i taić dłużej nic nie nada,
Otwarcie czynić musiem. Wam, ojcze, koniecznieTrzeba teraz pójść z synem, głośno i statecznieOświadczyć: że ponieważ już to wam jest jawno,Że Stach z Basią nie żartem kochają się dawno,
165 Więc na to żadną miarą wy nie pozwolicie,By dwoje ludzi zgubić na całe ich życie.Basia też z swojej strony niechaj się przyłączyDo was, niechaj wbrew powie, że Stasia samego
Kocha i że nie pójdzie nigdy za innego.
w. 158 Miał bowiem usta pełne pieczeni. Pieczenią – dawna forma biernika liczby pojed. w. 168 wbrew powie – zob. obj. do w. 260 w akcie I.
62
WAWRZENIEC
170 Lec to, mospanie student, cicho się nie skońcy.To narobi hałasu, wrzasku.
BARDOS
Cóż bez niegoKończy sie dziś na świecie? Ale po hałasieZnowu zgoda i pokój nastąpi, już ja sięTym zatrudnię i wszystkich rozumu mojego
175 Poruszę sprężyn, by was pogodzić.
STACH
A kiedyPrzyjdzie z nimi do bitwy?
WAWRZENIEC
A cóz by to biedyByło!
BARDOS
To próżna trwoga: nigdy oni was tuNie zarwą, przecież ich tu ledwie kilkunastu,A gdy ujrzą, iże wam nie będą zdołali,
180 Muszą nareście przystać. Spieszcie jeno daléj,Bo to z czasu korzystać trzeba!
WAWRZENIEC
Mój jegomość,Jaka się tylko w domu wynajdzie ruchomość,Parę butów, półsetek płótna, capkę nowąDamy ci, byleś tylko radził nam swą głową.
STACH
185 Znajdzie się i gros w kabzie, jeśli chces pieniędzy.
WAWRZENIEC
Więc pódźmy.odchodzą ze Stachem
w. 185 kabza – woreczek na pieniądze.
63
S C E N A IV
BARDOS, JONEK
BARDOS
Ty tu, Jonku, zostań się. Mój bracie,Wy się, jak widzę, bardzo ze Stachem kochacie,Więc ty najlepiej wszystkie jego wiesz skrytości.
JONEK
190 Gdyby z regestru.
BARDOS
A czy wiesz też o miłościDoroty ku Stachowi?
JONEK
Wsystko wiem, mój panie.
BARDOSna stronie
Ha, ha! Teraz-em w domu. To ciche szeptanie,Te jej groźby, ten upór, wiem już, skąd pochodzi.
głośnoA Basia wie też o tym?
JONEK
Coś trochę dochodzi, 195 Bo juz Stachowi nieraz wejcie wyrzucała,
Ze mu Dorota w ocy figlarnie patrzała.
BARDOS
Więc ją to musi martwić?
JONEK
A juści.
w. 190 gdyby z regestru – w znaczeniu: jakbym miał rejestr (spis) tajemnic Stacha.
64
BARDOS
Więc i tęZazdrość uprzątanąć trzeba, bo kiedy w małżeństwiePodejrzenie i zawiść poduszcza kobiétę,
200 Często mężowska głowa jest w niebezpieczeństwie.
JONEK
Oj, prawda, prawda!
BARDOS
Ale powiedzże mi szczerze,Czy też Stach dla swej Basi wierny jest w tej mierze,Czy nie przyjmuje czasem Doroty karesów?
JONEK
Juści on teraz wierny, póki kocha Basię, 205 Ale jak męzem będzie, kto wie, cy nie da się
Uwieść, bo te kobiéty gorse są od biesów.A najbardziej te młode mężatki, co starychMężów mają, kaducnie lubią chłopców jarych,I choć się cłowiek broni, one przecie musą
210 Onacyć i tak cynią, az chłopaka skusą.
BARDOS
To więc ty tak o Stachu sądzisz?
JONEK
Ja, mój panie,Nie myślę, ze on hultaj; jeno ze kochanieJest to sidło na ptaski, a wędka na ryby.Kto go tylko skostuje, zginie bez ochyby.
215 Moja ciotka, co męza tez starego miała,Słuchaj, waspan, jak sobie cęsto śpiewywała.
w. 199 poduszcza – podburza, podjudza. w. 203 karesy – (z franc.) pieszczoty, zalecanki. w. 210 onacyć – onaczyć, czasownik utworzony z zaimka: onaki – ktoś, jakiś, zwykle dla nazwania czynnościtrudnej do określenia; tu w znaczeniu: zabiegać, kręcić, czarować. w. 214 bez ochyby – niechybnie, z pewnością.
65
A r i a VI
Kiej się kobiéta usadzi,
Choćby był chłopak ze skały,Taki mu węgiel podsadzi,
220 Ze wnet rozpali się cały.
Ten węgiel natura daje,Przez niego wsystko się rodzi,Z niego cały świat powstaje,On cęsto kłóci, on godzi.
225 Taką to wejcie broń mająWsystkie kobiéty na świecie,Prózno ich chłopcy nie chcecie,Gdy na was ockiem rzucają.
Choćby najtęzse chłopaki, 230 Nigdy mi w boju nie starcą,
Bo ony mają wej tarcą,Co wsystkie zmoze junaki.
BARDOS
Widzę, twa ciotka miała wielkie doświadczenie,Musiała bywać w różnych obrotach.
JONEK
Jakze nie? 235 Przeciez była u dworu za garderobianą.
BARDOS
A no, więc już rozumiem.
JONEK
Podobno dlategoSpiesno ją za staruska włodarza wydano,Ze miała nabozeństwo do syna pańskiego.
BARDOS
Więc to nie dziw.
w. 217 usadzi - zaweźmie się, uweźmie. w. 230 nie starcą – nie starczą, nie wytrzymują, nie dadzą rady. w. 238 Bo jako chłopka kochała się w pańskim synu.
66
JONEK
Oj, znała ona psie figlasy.
hałas opodal
BARDOS
240 Cicho! Już się tam, widzę, zaczęły hałasy.Oj, będzie też tu wrzasku.
JONEK
I skońcy się biédą.
BARDOS
Nie lękaj się niczego.
JONEK
Otóz wsyscy idą.
S C E N A V
Ciż, BARTŁOMIEJ, WAWRZENIEC, DOROTA, BASIA, STACH, BRYNDAS,MORGAL, ŚWISTOS, Górale i Góralki
BRYNDASwpadając ze złością
Choćbym miał stracić wsystko, a wreście i dusę,Nie daruję swojego i pomścić się musę.
MORGAL
245 Taką obelgę cynić! Tak słusnemu cłeku!
BARDOSna boku
Oj, będzież z tym szubrastwem sprawa jak w Osieku!
BARTŁOMIEJ w. 245 słuszny człek – godny, szanowany, prawy. w. 246 sprawa jak w Osieku – aluzja do przysłowia upamiętaniającego legendarne pomyłki osieckich sędziów:sprawa jak w Osieku – ślusarz zawinił, a kowala powiesili.
67
do Bryndasa
Ale, mój Bryndas...
BRYNDAS
To się nie skońcy na ale,Bo to nie dadzą z siebie przedrwiwać Górale!
MORGAL
Wkrótce my tu, panecku, pokazemy tobie...
BRYNDAS
250 Po cóz mnie było zwodzić?...
BARTŁOMIEJ
Wsakze my to sobieTak wymówili wtedy, ze gdy córka mojaNie zechce, ja jej musić nie będę.
BASIA
A ja toDawnom ci powiedziała, ze nie będę twoja!
STACH
A gdy waści nie kocha, cóz ją winić za to?
BRYNDASdo Stacha, odgrażając mu
255 Oj, ty, ty!...
DOROTA
Tak, tyś, spacku, wsystkiego narobił,Ale pockaj!...
BRYNDAS
Jam się o wsystko przysposobiłNa wesele, kosule, saty, dwa łózecka...
ww. 250–251 Włączone do tekstu przez Kucharskiego na podstawie pierwodruku.
68
MORGAL
Stoją dwie becki piwa.
ŚWISTOS
I medery becka.
BRYNDAS
A mięsiwo?
MORGAL
A sadła?
ŚWISTOS
A wieprzak karmiony?
BRYNDAS
260 Nic z tego nie daruję! Niechaj mię pieronyUbiją, jezeli się nie pomscę za takąKrzywdę. Dalej, chłopaki, na krypy! Do wiosła!
BARDOSna boku
Muszę ja tu uzdeczki wziąć na tego osła,Bo coś brykać zaczyna.do Bryndasa
Mospanie, wszelako 265 Należy się posłuchać, kiedy dobrze radzą.
Jeźli waćpan masz szkodę, to i pan Bartłomiej,I przyszły mąż sowitą nagrodę dodadzą,Bylebyś się chciał pogodzić.
MORGALpatrząc na Bardosa z pogardą
Patrzcie wej! Oto miCłek do rady?
BRYNDAS
w. 258 medera – właściwie: madera, wino portugalskie, pochodzące z wyspy Madery na Atlantyku
69
Cy diabeł wniósł tego łajdaka?
BARDOSna boku
270 O, ten człowiek wcale się nie zda na dworaka,Coś nie umie podchlebiać.głośno
Ale, mój mospanie,Cycero tak powiada...
MORGALprzyskakując do niego
Cicho! Ty gałganie!Bo jak cię tym obuskiem zacnę wej okładać,
To i ty, i Cycerak przestaniecie gadać.
BARDOS
275 Cóż robić na takowe niewolące prośby?Trzeba ustąpić.
STACH
Ale, mospanie Bryndasie!My tu nie bardzo wiele zwazamy na groźby,Prosę przestać, bo my tez zacniemy wej!
BRYNDAS
Da sięTo widzieć. Dalej, chłopcy, do wioseł, siadajcie!
280 Właśnie nam wiatr pomyślny, dalej, pośpiesajcie.
Górale zabierają się do kryp
Ś p i e w y
BRYNDAS
Wnet poznacie zemstę moję,Ja się tych groźbów nie boję,Nic gorsego nad Górala,Gdy go słusny gniew zapala.
STACH I JONEK
w. 273 obuszek – tu: ciupaga, laska góralska, której rękojeść stanowi siekierka.
70
285 Przeciez chciejcie tylko słuchać,Wsak nie chcemy wasej skody,Nie damy se w kasę dmuchać,Aleśma skłonni do zgody.
BRYNDAS I MORGAL
My nie chcemy zgody z wami,
290 Wnet tu będziem, lec nie sami,Wkrótce załować będziecie,Ze nas tak zniewazać chcecie.
BASIA I DOROTA
Mój ty panie Bryndas miły,Nie chciej nam sprawiać boleści,
295 Wsakze my cię zawse tściły,
Jak przystoi płci niewieściéj.
BARDOS
I ja także, choć wziętościNie znalazłem u was wiele,Jednak się podać ośmielę
300 Tę uwagę dla waszmości,Że kiedy się dwaj pokłócą –
MORGAL I ŚWISTOSprzerywając mu
To trzeciemu grzbiet wymłócą!Patrz, by cię to nie spotkało.
BARDOSna boku
O zuchwałe, głupie gbury, 305 Gdyby mi się to udało,
Jakżebym wam łatał skóry!
GÓRALE I GÓRALKI
Dalej, bracia! Nie cekajcieI od lądu odbijajcie.Wnet my tutaj pokazemy,
310 Jak się krzywdy mścić umiemy.
ww. 289– 292 Duet Bryndasa i Morgala włączono do tekstu na podstawie pierwodruku. w. 295 tściły – czciły.
71
KRAKOWIACY I KRAKOWIANKI
Stójcie, bracia! Zacekajcie!Racej z nami tu zostajcie!Wsakze my się zgodzić chcemy,Chociaz pobić was mozemy.
Górale wsiadają do łodzi i śpieszno odbijają od lądu
S C E N A VI
POZOSTALI
DOROTA
315 Zjedz-ze diabła, mas teraz, będzie tutaj biedy!Pewnie do dworu jadą.
BARTŁOMIEJ
I cóz stąd?
DOROTA
A kiedyNam kazą wej zapłacić wsystkie pretensyje,Które porobią do nas te wściekłe bestyje,To cłeka i z ostatniej zedrą kosuliny.
320 A wsystko dla psich figlów tej głupiej dziewcyny.
BARDOSna boku
Bardziej pono dla twoich.
BARTŁOMIEJ
Ale, moja zono,Kiedy się wej tak stało, niech będzie skońcone.
WAWRZENIEC
w. 316 i nast. – jedyne w utworze miejsce wyraźniej wiążące akcję z realiami ówczesnej klasowej rzeczywisto-ści. Jednak interwencja dworu jest tylko możliwością, którą – rzecz charakterystyczna – kłopoczą się nie młodzi,pozytywni bohaterowie sztuki, ale małżeństwo młynarzy.
72
Moja pani Doroto, juz się nie sprzecajcie,Bądźcie grzecni i Basię Stachowi oddajcie.
DOROTA
325 Nie! Nigdy nie pozwolę...
WAWRZENIECna boku
Ej, tamze do carta!A jakaz to złośnica jak diabeł uparta...
BARDOSdo Stacha
Stachu, juz ty jej, widzę, inaczej nie zbędziesz.Przyrzecz jej, że po ślubie kochać się z nią będziesz.A jak dostaniesz Basię, już ja w to poradzę,
330 Że ją gładkim sposobem od ciebie odsadzę.
STACHdo Doroty
Moja pani Doroto, poruscie się przecie.
DOROTAcicho
A dałeś mi całuska?
STACH
Dam, wiele zechcecie.
DOROTA
Będzies mnie kochał?
STACH
Będę.
DOROTA
Chyba, ze tak. Słowo?
STACH
73
Słowo.
DOROTAgłośno
Słysycie, kiedy juz wselka przeskoda 335 Załatwiona została, ja jestem gotową
Przystać wreście, by Stach miał Baśkę zoną.
BARDOS
Zgoda!Wiwat! Więc wygraliśmy, teraz tedy pódźmyI dzień ten w wesołości powszechnej obchódźmy.Górale tu już więcej pewno nie przyjadą
340 Chyba chcieliby napaść na was jaką zdradą,Ale ja z pewnych znaków kalendarskich wróżę,Że już uciekli.
S C E N A VIICi sami i PASTUCH
PASTUCHprzepływając szybko na łodzi, wrzeszczy
Ratuj! Kto słysy!
BASIA
O Boze!Cóz to jest?
PASTUCH
Dalej, prędzej zbierzcie się! Kto cuje,Niech biegnie, niech swe bydło cym prędzej ratuje!
345 Wsak Górale na ludzi nasych się porwali,Związali ich i wsystko bydło nam zabrali.Pędzą go tam do lasu, nic nie zostawili,Nawet owce i świnie do kupy spędzili.
WAWRZENIEC
Dalej, bracia, do pałek! Siadajmy do łodzi! 350 Bierzcie siekiery, cepy, niech kazdy przychodzi.
74
PASTUCH
Ale oni ruśnice i śturmaki mają,
Kto się do nich przyblizy, jak w dzika strzelają.
STACH
Strasny i ozóg w dłoni,
Gdy kto swojego broni.
Krakowiacy odchodzą
BASIA
355 Ach, moja krówka łysa!
DOROTA
A moja srokata.
BASIA
Idźmy i my za nimi.
DOROTA
Ale jakze chataTu będzie? Idź ty, Basiu, ja w domu zostanę.
BASIA
Pójdę, pobudzę dziewki, niech się wspólnie biją,Wsakze to ich dobytek, wsakze z niego zyją.
odchodzi
S C E N A VIII
BARDOS, PASTUCH
BARDOS
w. 351 ruśnice i śturmaki – rusznice i szturmaki, dawne typy broni palnej. w. 353 ozóg – ożóg, kij, służący do przegarniania węgli w piecu, drewniany pogrzebacz. Ten dwuwiersz Stachamiał w r. 1794 niewątpliwą i zrozumiałą polityczną wymowę i cel patriotyczny.
75
360 Jakże tu teraz wstrzymać chłopstwo rozhukane?Obym mógł co takiego znaleźć w mojej głowie,Żeby ich zgodzić można! Bo mojej wymowieNie chcą wierzyć. Gdybym mógł cud pokazać jaki!
myśli
Hola! Jest cud! Cud dobry na takie prostaki. 365 Mam z sobą elektrykę – użyję jej teraz
Na zdurzenie szaleńców. Wszakże nią przed latyWiele rozumnych nawet odurzano nieraz.Robili z niej zyskowne cuda jubilaty...
Mnie się moja fatyga tym hojniej opłaci, 370 Kiedy wstrzymam rozlanie krwi moich współbraci.
do pastucha
Hola! Mój przyjacielu, weź mię do twej łódki,Staraj się, byśmy mogli wyprzedzić Górale,A ja i bydło zyskam, i ludzi ocale.
odchodzi do karczmy i wychodzi zaraz zelektryzowany
PASTUCH
Z dusy, panie! Siadajmy.wsiadają do łodzi i odpływają
S C E N A IX
Mnóstwo Krakowiaków z widłami, cepami, pałkami, siekierami i grabiami. Na czele ichMIECHODMUCH z kapturkiem do gaszenia świec
MIECHODMUCH
Gdzie są te wyrodki, 375 Co się ważą mieszać nam uciechy weszelne?
Dam ja im! Niechby sobie brali dobra czyje,Ale niechaj zostawią w czałości kościelne.Mnie tylko o to chodzi, bo z ołtarza żyję.Jak mi bydła nie wrócą te wyschłe profoszy,
380 To im wnet tym kapturkiem poucieram noszy. w. 368 jubilaty – wzmianka o „robieniu cudów” (wiążąca się z treścią wypowiedzi Miechodmucha w akcie III,ww. 139-145) oraz fakt, że tytuł jubilata wiązał się z klerem obchodzącym jubileusze (rocznice) kapłaństwa –pozwalają przypuszczać, że chodzi tu o księży i że ten fragment zawiera także akcent krytyczny. po w. 373 Uwaga reżys.: zelektryzowany – tu w znaczeniu: mający przy sobie maszynę elektryczną. w. 379 profos – nazwa strażnika więziennego, o odcieniu pogardliwym; użyta tu jako przezwisko pod adresemGórali.
76
S C E N A X
Ciż sami, BARTŁOMIEJ, WAWRZENIEC, STACH, ZOSIA, BASIA, dziewki wpadająz różnymi narzędziami i śpiewają wszyscy
C h ó r
Nuze, bracia, dzieci, zony!
Idźmy wsyscy, idźmy śmiało,Niech ten będzie zawstydzony,Kto to dziś miał męstwa mało.
385 Gdzie o wsystkich idzie całość,Tam najpierwsa cnota – śmiałość.
wszyscy siadają na łodzie i z krzykiem odbijają od brzegu
ww. 381-386 Chór w sc. X wyraźnie demaskuje patriotyczną tendencję utworu. Pogoń za Góralami jest tu tylkopretekstem, by głosić ze sceny hasło walki o „całość” (takie właśnie było jedno z haseł insurekcji kościuszkow-skiej). Dziwnie brzmi to wezwanie Krakowiaków ścigających Górali, którzy uciekając nie mogli zagrażać ich„całości”. Podobnie zwraca uwagę szerszy niż konflikty sztuki sens i siła emocjonalna wypowiedzi Górali w sc.I aktu III, zwłaszcza w ww. 15-18.
77
A K T III
Teatr reprezentuje las; w głębi po prawej stronie widać wzgórek okryty krzewinami
S C E N A I
BRYNDAS, MORGAL, ŚWISTOS i inni Górale przychodzą z lewej strony, pełni rado-ści, z siekierami w ręku. Śpiewają
BRYNDAS
Wszystko łebsko się udało,Mamy bydło, mamy owce,Niechaj poznają Krakowce,Co umiemy, choć nas mało.
MORGAL
Sto wieprzaków.
ŚWISTOS
Świń ze dwieście.
MORGAL
W woły?
ŚWISTOS
A kozioł tłusty?
MORGAL I ŚWISTOS
Jak się to wyprzeda w mieście,Będzie cym hulać w zapusty.
BRYNDAS
Więc się ciesmy, przyjaciele, 10 Mamy zemstę, mamy chwałę.
I karzem chłopy zuchwałe,
78
I zdobycy mamy wiele.
MORGAL
Ale gdy nas zechcą gonić?Gdy zechcą bydło odbierać?
BRYNDAS
15 Trzeba nam się dzielnie bronić,Lub zwyciężać, lub umierać.
obracając się do imnych Górali w trzech śpiewają
Bracia! Stójmy męznie w boju,Nie załujmy krwi i znoju,Wsak, choć casem licha sprawa,
20 Ten ma słusność, co wygrawa.
BRYNDAS
Prawda, ize te łupy, cośmy im zabrali,Przechodzą nase i skody, i trudy.Gdyby im jesce mozna zabrać nawet dudy!...Bo kiej tchórze, niech cierpią; my przeto wygrali.
25 Kobiéty nase niechaj zawse wej przed namiBydło pędzą, my z tyłu za nimi pójdziemy.Bo gdyby wej do bitwy przysło z Krakowcami,My tu się pierwej z nimi ucierać będziemy.Kaj są nase kobiéty? Niechze idą w przodzie.
MORGAL
30 A wsystkie tam zostały pod górą przy wodzie.
BRYNDASpatrząc za scenę
Patrzaj, jak twoja Kaśka tryksa się z baranem.
ŚWISTOS
A Zośka wej na wierzbę wlazła za cabanem.
ww. 14 i 16 włączone do tekstu przez Kucharskiego na podstawie pierwodruku. w. 19 licha sprawa – niesłuszna, niesprawiedliwa, wbrew prawom. w. 20 wygrawa – wygrywa. w. 31 tryksa się z baranem – mocuje się, szarpie. w. 32 caban – czaban, wół.
79
MORGAL
A Małgośka za rogi pochwyciła byka,A jakze ona skace! A jakze on bryka!
BRYNDAS
35 Łebsko się bawią dziewki.
MORGAL
Okrutnie kontente,
Bo tez to ślicne bydło, o, gdyby się ostaćMogło przy nas! Tylko ze te chłopy zawzięteJak nas tu gdzie przysiędą...
BRYNDAS
To ich będziem chłostać,Wsak i my ręce mamy. Ale cóz to? Cicho!
40 Jakiś tam hałas słychać!
ŚWISTOS
Obac jeno z góry.
MORGALwybiegając na pagórek
Biada nam! Krakowiacy lecą kieby chmury!...Oj, cóz to tam tego!
ŚWISTOS
Oj, będzies tu licho!
BRYNDAS
Nie bójta się! Ty, Świstos, krzyknij na kobiety,Niech pędzą trzodę.Świstos odchodzi
Reszta skryjmy się w te krzaki, 45 A jak nas juz pominą wsystkie Krakowiaki,
Niespodziewanie z tyłu wsiędziem im na grzbietyI pomięsamy wsystkich.
w. 35 kontenta – (z łac.) zadowolona. w. 47 pomięsamy – pomieszamy, w znaczeniu: rozbijemy, rozpędzimy.
80
MORGALNie ujrzą nas moze,Boć jesce są daleko. Dalej w imię Boze!
BRYNDAS
Dalej, bracia! Śpiescie się, a sybko, a zwawo!
odchodzą w prawą stronę
S C E N A II
BARDOSsam wchodzi pomału i patrzy za nimi
50 Już poszli, próżno chciałbym wstrzymać bitwę krwawą,Ale ich tak przynajmniej pomięszam, przerażę,Że może, co przemyślam, z łatwością dokażę.Przeciągniemy im naprzód drut przez całą drogę,Jak się nim trąci któren czy w rękę, czy w nogę,
55 Uderzony iskierką ognia elektryki
Upadnie gdyby mucha.dobywa z torby machinę elektryczną
Poczekajcie, smyki!Nauczę ja was lepiej szanować naukę,Jak wam nosy przypiekę i ziobra potłukę!Ale gdzież się tu schowam, ażeby machinę
60 Z bezpieczeństwem ustawić?
ogląda się i postrzega wzgórek, na który wchodzi
Tutaj, w tę krzewinę.Właśnie ten paniczek bardzo mi będzie wygodny,Bo w nim dobrze zakryję całe mu działanie,A żaden mnie tu z dołu pałką nie dostanie.
schodzi na dół po drut
Otóż to będzie teraz sposób cale modny
65 Toczenia wojny. Czemuż mój drut przez świat cały
w. 55 uderzony iskierką ognia elektryki – tak naiwnie jeszcze wyobrażono sobie działanie elektryczności. w. 64 cale – forma staropolska, dziś: wcale. w. 65–67 To piękne zdanie Bardosa wyrasta z najlepszych tradycji myśli Oświecenia, które szczególnie ostrowalczyło z bezsensem i okrucieństwem wojen, prowadzonych dla poparcia egoistycznych celów klasy panującej.
81
Nie jest dziś przeciągniony, by wstrzymał potokiKrwi ludzkiej?wbiega na wzgórek
Jest profesor w katedrze wysokiej...
Dam ja wam tu lekcyje, zawzięte cymbały!Ale cicho, już hałas z daleka powstaje,
70 Zaczynamy robotę.
pompuje mocno machinę, słychać wrzeszczące głosy
Ha, łotry, hultaje!
Gońcie! Gońcie!Bardos ukrywa się lepiej na wzgórku
S C E N A III
BARDOS ukryty, BRYNDAS, MORGAL, ŚWISTOK i inni Górale, za nimiWAWRZENIEC, BARTŁOMIEJ, STACH, JONEK, inni Krakowiacy i Krakowianki.
MORGAL
Uciekaj!
BRYNDASz resztą Góralami uciekając
Juz po nas!
KRAKOWIACYkrzyczą za nimi
Mordujcie!
GÓRALEuciekają przez drogę, trafiają na drut elektryczny, którym uderzeni upadają na ziemię,wszyscy razem wołając
Gwałtu! Gwałtu!
Specjalnie silnie postępowa myśl Oświcenia piętnowała wojny zaborcze. Dlatego sławiony w poprzednich wie-kach wiekach macedoński król-zdobywca Aleksander Wielki w tej epoce nierzadko zwany był „wielkim zło-dziejem”. w. 67 Jest profesor w katedrze wysokiej... – pozycja Bardosa schowanego na wzgórzu z zamiarem dania „na-uczki” Góralom nasuwa mu porównanie z profesorem siedzącym na katedrze.
82
KRAKOWIACYwszyscy wpadają na scenę, widząc Górali na ziemi, rzucają się na nich, wołając
Teraz ich!
BARDOSgłosem wyniosłym z góry
Krakowiacy, stójcie!Wstrzymajcie się, mordercy! Także więc srogiemiByć chcecie? Zabijać ich, gdy leżą na ziemi?
75 Chcecież zbrodnicze ręce we krwi bezbronnych maczać?Wyniosłych karać trzeba, pokornym przebaczać,Tak prawo boskie uczy. Spuśćcie wasze pałki!
Krakowiacy spuszczają pałki, Bardos obraca sie do Górali
A wy, gałgańskie dusze! Wy, zuchwałe śmiałki!Wy, rabusie, hultaje, toż to wy dlatego
80 Dwa razy w rok na odpust chodzicie na Piaski,Ażeby się bić w piersi, a krzywdzić bliźniego?Wstańcie! Dziś oto życie macie z mojej łaski,A jeżeli mi się tu zaraz nie zgodzicie,Jeśli wszystkiego bydła im nie powrócicie.
85 Tedy ta sama straszna, niewiadoma siła,Która was, gdyby słomkę, na ziemię rzuciła,
Aż na same gorące dno piekła was rzuci!
MORGAL
Baj, baja, niech no waspan tak nie bałamuci.
BRYNDAS
Nie mas ci tu w tym cudu, żeśmy się potknęli.
BARDOS
90 I nic więcej? Więceście żadnego nie mieliUderzenia? Niceście nie czuli, hultaje?
MORGAL
Zwycajnie, kiej cłek w strachu, to się róznie zdaje.
w. 87–88 włączone do tekstu przez Kucharskiego na podstawie pierwodruku. w. 88 waspan – skrót pełniejszego zwrotu: waszmość pan (skracano także do form: aspan lub waćpan).
83
BARDOS
A już też bezbożności dopełniacie miarki.Zaraz ja was przekonam, śmiałe niedowiarki.
95 Krakowiacy, stańcie tu!idą wszyscy na jego stronę
Niech ci przeklętnicy,Jako już czartów zdobycz, staną po lewicy.Teraz więc zobaczymy, jeśli potraficiePójść stąd.zaczyna pompować machinę
Jeśli trzy kroki tylko się ruszycie,Wnet, jak barany na rzeź, padniecie na ziemię.
100 Idźcie więc, pozwalam wam, zabierajcie bydło.
KRAKOWIACY
Jak to zaś?
BARDOS
Stójcie cicho.
MORGAL
To prózne mamidło
Idźmy, bracia!
porywają się wszyscy Górale, lecz drutem uderzeni, upadają wołając
Aj, gwałtu!
BARDOSO, gałgańskie plemię.Leżysz teraz cichutko i wierzysz nareście,Że niebo karze tego, co rzecz cudzą bierze?
105 Trzeba by wam odliczyć po bizunów dwieście.
Ale wstańcie i zaraz mi wyznajcie szczerze:Nie czujecież wewnętrznie sumienia zgryzoty,Żeście im skradli bydło?
BRYNDAS
Juści tak coś zda się.
w. 105 bizon – (także: bizon) bat.
84
BARDOS
A widzisz więc, drągalu!
MORGAL
Nie zwazaj, Bryndasie, 110 To musi być carownik od diabła ucony.
BARDOS
Jeszcze bluźnisz? Ach! Jużeś wiecznie potępiony.Oto Lucyper już cię chwyta za kołtony.
Uciekaj! Weź czym prędzej tę butelkę – naści.To od święconej wody, włóż ją szyjką w ziemię,
115 Stań na nią jedną nogą, weź ten drut kręcony.Prędzej – bo się zapadniesz w piekielne przepaści!
Morgal ogląda się z bojaźnią, nareszcie stawa na butelką, chwyta się drutu. Wtem Bardospompuje machinę i widać, jak się wznoszą włosy na głowie Morgala
BARDOS
Otóż patrzcie, jak włosy stoją mu do góry.Diabli latają nad nim!
MORGALze strachem
Aj! Aj!
BARDOS
Już w pazuryChcą cię porwać!
WSZYSCYzdumieni krzyczą
Cud! Cud! Cud!
BARDOS
Dalejże, zuchwały, 120 Żałuj za twoje zbrodnie, a zostaniesz cały,
Wyznaj, żeś głupi.
w. 112 kołtony – kołtuny, w znaczeniu: włosy; tu taka forma dla rymu z: potępiony.
85
MORGALdrżący
Głupim.
BARDOS
Tchórz!
MORGAL
Tchórz.
BARDOS
Duda!
BARDOS
Naucz się na drugi raz lepiej wierzyć w cuda.Idź sobie, jużeś wolny. A wy wreście, jegoKamraci, patrzcie, jak on nad przepaścią stoi.
125 Niech się więc nikt nie waży rozkazu mojegoŁamać. Gdy pieska biją, niech się lewek boi.
Idźcie natychmiast bydło oddać Krakowiakom,A pierwej jeszcze tutaj, w mojej obecności,Dajcie im ręce na znak zgody i jedności,
130 Ściśnijcie się wzajemnie.
WAWRZENIEC
My wejcie sampanom,Byle wsystko oddali, darujemy z duse.
BARDOS
Więc zgoda?
WSZYSCY
Zgoda wiecna!
BARDOS
w. 124 kamraci – (z niem.) koledzy, towarzysze. w. 126 Gdy pieska biją, niech się lewek boi – przysłowie wyrażające myśl, że gdy słabszego spotka niepowo-dzenie, mocniejszy tym bardziej uważać i strzec się powinien. Przysłowie to zostało zapisane i weszło do litera-tury jeszcze w XVIIw. (u Marcina Błażewskiego 1607, potem Cnapiusa (Knapskiego), 1632). Odwrotny sens maprzysłowie: bać się trzeba trzcinie, gdy wiatr dąb wywinie (wyrwie).
86
Dzięki Bogu za to,Szczęśliwość wasza będzie prac moich zapłatą.
BARTŁOMIEJ
Alez ten cud!...
S C E N A IV
Ciż sami i MIECHODMUCH
MIECHODMUCHWpadając
135 Czud? Gdzie czud? Ja go widzieć muszę,Usłyszałem z daleka wołające głoszy:„Czud! Czud!” Aż mi ze strachu na łbie wstały włoszy.Biegłem jednak co prędzej widzieć to zjawienie.Oj, byłożby to dla nas zyskowne zdarzenie,
140 Ksiądz pleban nie największe ma teraz intratki,
Gdyby nam się więcej jaki czud objawił rzadki,Mielibyśmy oferty, wota, fundaczyje.
Dopiero bym sobie żył. Nie tak, jak dziś żyję.Byłyby tu kapłonki, owcze i barany,
145 I pieniążki.
WAWRZENIECA gdzieześ dotąd był, kochanyMiechodmuchu? Do chaptes w momencieś się zjawił,
A kiej się bić wypadało, wasmość się nie stawił
MICHODMUCH
Prawda, że się za górę pod pniaki szchowałem,Ale was za to często z daleka żegnałem...
150 A potem, wszak ja przecię oszoba kościelna,
w. 139 Satyryczna uwaga przeciwko księżom, którzy z rzekomych cudów i ciemnoty ludzi ciągną korzyścimaterialne. w. 140 intratki – (zdrobnienie od: intraty) dochody. w. 142 oferty – (z łac.) ofiary pieniężne; wota – (z łac.) kosztowne przedmioty, skaładane jako dary w kościele;fundaczyje – (z łac.) fundacje, sumy pieniężne, zapisywane Kościołowi na odprawianie specjalnych regularnychnabożeństw. w. 146 chaptes – łapówka, zysk, korzyść materialna. w. 149 żegnałem – w znaczeniu: czyniłem znak krzyża, błogosławiłem, aby was nieszczęście nie spotkało.
87
Radzić wojnę, a bić się – to jest rzecz oddzielna.My, kiedy tego trzeba, wojnę zapalamy,Ale się sami na sztych nie sztawiamy.
JONEK
Daj go katu! To jakieś wygodne ustawy...
BARTŁOMIEJ
155 Był to cud razem strasny i cud do zabawy.
BARDOS
Bracia moi, słuchajcie! Świat ten jest zepsuty,Są na nim tak bezszelne i podłe filuty,
Krórzy widząc, żeście wy prostacy, po troszeZmyślonymi cudami ściągają wam grosze.
160 Ażeby was więc drugi raz kto nie nadużył,Powiem wam, że ten figiel, któregom tu użył,Nie jest to cud prawdziwy ni diabelska sztuka.Jest to pewna rozumna i piękna nauka,Ta robi w człeku skutki, kóreście widzieli,
165 Alebyście wy tylko za rok nie pojęli.Wiedzcie tylko, że ten drut, przez drogę cięgniony,Tak jest jasnym i silnym ogniem napełniony,Że, kto się go czy ręką, czy nogą dotyka,Całego jakby piorun natychmiast przenika.
170 Ażebyście wierzyli, że ja was nie durzę,
Zaraz was doskonale i jaśnie przekonam.
JONEK
Ej, prosiemy wasmości.
WAWRZENIEC
Prosiemy, pokaz to nam.
WSZYSCY
Prosiemy!
BARDOS
w w. 150-153 Satyryczna aluzja do politycznej działalności kleru; na sztych – przeciwko bagnetom, tu w zna-czeniu szerszym: nie narażamy się biorąc bezpośredni udział w wojnie; ww. 152-153 nie ma w rękopisie, wpro-wadził je Kucharski z pierwodruku. w. 157 filuty – krętacze, wydrwigrosze, oszuści. w. 170 durzyć – bałamucić, oszukiwać.
88
Zaraz, Stachu, idź tam, stań na górzeI obracaj tą korbą.Stach odchodzi
A wy, dzieci moje, 175 Pobierzcie się dokoła, a wszyscy za ręce.
BASIA
Ej, kiej strasno.
JONEK
Nie bój się.
MIECHODMUCHśmiejąc się
O szerce zajęce!
BARDOS
Pan Miechodmuch pierwszy tu stanie.
MIECHODMUCH
Ja się boję.
BASIAZ nas się wasmość śmiał?
BARDOS
Wstydź się! Dalej, stańcie no tu.Tę rękę daj Bartkowi, tą dotknij się drotu.
gdy się dotykają drutu, uderzeni krzyczą
180 Aj, aj!
BARDOS
Otóż po wszystkim niechaj wam to służyNa zdrowie, to przerzedza krew.
JONEK
w. 179 drotu – drutu, forma starsza(drót) zachowana tu dla rymu. w. 181 to przerzadza krew – prymitywne jeszcze i naiwne pojmowanie działania elektryczności na organizm.
89
Co to za dziwy!
BRYNDAS
Cłek o tym ani słysał.
WAWRZENIEC
To jak cud prawdziwy.
BARDOS
A jednak nie jest cudem. Lecz nie bawmy dłużej;Powróćcie wszyscy razem w radości do domu,
185 A gdy was zwodzić zechcą, nie wierzcie nikomu.Wy bierzcie bydło wasze, wy złączcie się z niemiRazem dzisiaj wieczerzać i tańczyć będziemy.
WAWRZENIECMądry-ć to cłek z waspana.
BARDOS
Gdy tak rozumiecie,Jedną małą nauczkę ode mnie przyjmiecie.
190 Niech ona silniej niźli ogień w tej iskierceDotknie umysły wasze i rozpali serce.
A r i a VII
Żyjcie w zgodzie i pokoju,Nie dajcie się gorszyć światu,Nie ma zysku w takim boju,
195 Który czyni krzywdę bratu.
Bóg nas wszystkich równo stwarza,Równo nam się kochać każe,Tego zawsze upokarza,Kto bliźniego krwią się maże.
wszyscy powtarzają tę arię i odchodzą w tę stronę, gdzie bydło
S C E N A V
BARDOS i STACH
90
BARDOS
200 Stachu, zostań się ze mną, rad bym twe małżeństwoSzczęśliwym już oglądać, lecz niebezpieczeństwoWisi jeszcze nad tobą. Dorota cię kocha,A kiedy się z tym wyda jak kobieta płochaTo twoja żona, słusznie zazdrosna i czuła,
205 Całe by ci pożycie zgryzotą zatruła.Słuchaj: trzeba ją prędko i zręcznie odsadzić.
STACH
Ale jak?
BARDOS
Gdzież cię ona najczęściej widuje?
STACH
Ona mnie wsędzie suka, wsędzie mnie śpieguje.
BARDOS
Oto musisz ją w takie miejsce gdzie sprowadzić, 210 Żeby się tam skryć można, gdy będzie potrzeba.
STACH
A jakby mnie mąz złapał? Dałzebym se chleba!
BARDOSPróżna trwoga; nie bój się, ale gdzież to zrobić?
STACH
Ona cęsto pod domem długo ze mną gada.To się za węgieł schowam.
BARDOS
Nie, to nie wypada. 215 Trzeba koniecznie takie miejsce przysposobić,
Żeby tam młynarzowi zajrzeć wypadało.
STACH
To ja wej w nasą wierzbę schowam się spróchniałą,
w. 214 węgieł – ściana, narożnik budynku.
91
On tam co chwila patrzy, cy się nie wróciłyPscoły, co przed miesiącem ul w niej porzuciły.
BARDOS
220 A gdzież ta wierzba stoi?
STACH
Przed samymi drzwiami.
BARDOS
A czy się tym tam zmieścisz?
STACH
Nieraz tam we dwojeSiedzieliśmy se z Basią.
BARDOS
Więc ja tam rzecz mojęZrobię. Słuchaj! Z Dorotą gdy będziecie sami,Gdy cię ona już ściskać i całować zacznie,
225 Ja wtenczas przyprowadzę młynarza nieznacznie.Ty się czym prędzej w wierzbę schowasz. On zobaczyćZechce pszczoły, lecz ja mu będę tak majaczyć,Że do tego nie przyjdzie. Jednakże Dorota,Bojąc się, by nie wyszła na wierzch jej niecnota,
230 Tak się w sobie natrwoży, napłonie, nadręczy,Że ją to może wstrzyma, a może odstręczy.
STACH
A jak tam młynarz zajrzy?
BARDOS
Ja to na się biorę.
STACH
Ba! Waspan nie odlepis, gdy ja wezmę w skorę.
BARDOS
Daję ci słowo moje.
92
STACH
Spuscam się więc na cie.
BARDOS
235 Ale to prędko trzeba zrobić, miły bracie,Bo po ślubie już nie czas. Kto wie, jakie tobieMogą potem przyjść myśli.
STACH
Więc to zaraz zrobie,Jak tylko przyjedziem do dom.
BARDOS
Dobrze.
STACH
Wiem, że onaPrzyleci zaraz do mnie jak ognista łona
240 I będzie mnie cmokała.
BARDOS
Więc walnie uda sie.
STACH
Teraz waspana zegnam, pójdę do mej Basie,
Bo wej tęskni beze mnie.
BARDOS
Jedno słowo jeszcze.Powiedz mi, ale szczerze: te wszystkie zalotyMłynarki nie wzniecająż w twym sercu ochoty
245 Do zdradzenia twej Basi?
STACH
Wsak ja zawse wrzesce,Kiej mię Dorota ściska.
w. 239 łona – (staropol.) łuna, pożar. w. 240 walnie – wybornie (germanizm dawno przyjęty w jęz. polskim). w. 241 Basie – staropolska forma dopełniacza liczby pojed. rzeczowników rodzaju żeńskiego, zachowana wniektórych gwarach, tu użyta dla pełniejszego rymu.
93
BARDOS
Ależ czasem może?...STACH
Nigdy.
BARDOS
Słowo?
STACH
Przysięgam.
BARDOScałując go
Szczęśćże ci więc, Boże,Poczciwy chłopcze!
STACH
Juz ja nie zgorsę się z tego,Ze rzadko widzieć w świecie męza poćciwego.
A r i a VIII
250 Nie tajność to jest nikomu,Jak męzowie zony zwodzą.Tej nie lubią, co jest w domu,I cęsto do innych chodzą.
Ale tez za swoje mają, 255 Bo pobocne marmozele
Tak im głowy przystrajają,Ze chodzą kieby daniele.
Tak zazwycaj bywa w świecie,Wet za wet, darmo nic nie ma.
260 Zrób jeden figiel kobiecie,Ona ci odpłaci dwiema.
Ja więc nie chcę zdradzać zonę,
w. 255 marmozele – (z franc. mademoiselle) – panny; gwarowa, o pogardliwym odcieniu nazwa kobiety prze-sadnie strojącej się i łączącej ze sztuką podobania się nadmierną swawolność i lekkość obyczajów. w. 257 daniele – jelenie; chodzą kieby daniele – sens: chodzą z głowami przystrojonymi rogami, co oznaczaprzenośnie, że (gdy zdradzają swe żony) sami także są zdradzani przez kobiety.
94
Bo chce, aby mnie kochała,Aby mnie jednego miała,
265 A ja tylko jednę onę.
odchodzi
S C E N A VI
BARDOSsam, patrząc na ziemię
W tym wieku jeszcze tylko wzór poczciwej cnotyU nieuczonej można oglądać prostoty!Rzadka para, by teraz kochała sie wiernie.Oj! Jak ich uszczęśliwić pragnąłbym niezmiernie.
270 Teraz mi jeszcze Basię przekonać zostaje,Że Stach jest dla niej wierny. Dobry mi podajeSposób ta wierzba. Muszę pierwej z nią pogadać,Ażeby, co też myśli o Stachu, wybadać.Ale... Czy mi sie zdaje?... Tak! Ona tu bieży.
SCENA VII
BARDOS i BASIA
BASIA
275 Cy nie ma tutaj Stacha?... Azem się zdysała!
BARDOS
Dopiero co tam poszedł.
BASIA
Otom się musiałaZ nim minąć.
BARDOS
Czy tak tęsknić bez niego należy?Całaś w znoju.
BASIA
W. 278 w znoju – w pocie, zmęczona bieganiem w poszukiwaniu Stacha.
95
Ej, nic to.
BARDOS
Lecz tak biegać szkodzi.
BASIA
280 Ale bo waspan nie wies, o co mi tu chodzi.Więc mu się przyznać musę. Mój panie studencie,Poradź mi, bom jest biedna, gryzę się przeklęcie.Dociekłam wej, ze w Stachu kocha się młynarka,A ze to jest przemyślna i zdradna figlarka,Moze by mi się chłopak kiedy zbałamucił.
285 Otóz widząc, ze z nami nie ma go u trzody,Myślałam, ze sam jeden na pole powrócił,Azeby się z Dorotą poumizgał przody,I dlategom tak biegła.
BARDOS
On tu ze mną bawił.
BASIA
Chyba ze tak.
BARDOS
Ustawnie o tobie mi prawił,
290 Dziękował mi, żem gładko odsadził Bryndusa.
BASIA
On ci mnie kocha, ale nie śpi wej pokusa.Mógłby mnie zdradzić kiedy.
BARDOS
A gdyby tak było,Żeby się Stach chciał czasem poumizgać do niéj,Cóz byś wtenczas robiła?
BASIA
Niech go Pan Bóg broni! 295 Dopiero by się piekło w domu otworzyło.
w. 289 ustawnie – ustawicznie, nieustannie, bez przerwy.
96
BARDOS
Toś ty tak zła?
BASIA
Gdy mnie kto zdradzać chce, niech lepiéj,Samego diabła z piekła niźli mnie zacepi.
A r i a IX
Jestem dobra jak baranek,Jestem słodka jak cukierek,
300 Kiej mnie nie zdradza kochanek,Kiej nie chodzi do fryjerek.
Ale gdybym to dociekła,Ze mnie Stach osukuje,Ze zdrajca inną całuje,
305 Stałabym się jędzą z piekła.
Jej bym warkoce wyrwała,A samego wałkiem sprała,Tak bym tłukła, tak bym biła,Az bym zdradzać oducyła.
310 Wiem ja, jak w świecie męzowieCęsto zonom mydlą ocy:„Moje zycie, moje zdrowie,Ja cię kocham z całej mocy!”
A kiedy za drzwi wychodzi, 315 Juz o zonie ani wspomnie;
Oj, cemuz mi się nie godziWziąć ich na naukę do mnie!
BARDOS
Nie troszcz się, miła Basiu, ja ci to dowiodę,Że twój Stach zawsze wierny i stały dla ciebie.
BASIA
320 Bo tez i ja bym za nim skocyła choć w wodę,Scęśliwą bym z nim była choć o suchym chlebie.
w. 301 fryjerka – kochanka; także sens podobny do: marmozela (zob. obj. do w. 255).
97
BARDOS
Słuchajże! Jak tu z wami do wioski powrócę,Uważaj wtenczas dobrze, gdzie ja się borócę,I jak ci dam znak głową, zaraz przybież do mnie.
325 Ja cię tak skryję dobrze, że sama dokładnieZobaczysz, jak Dorota Stasia nęci zdradnie,A on jak ci jest wierny i chowa się skromnie.
BASIA
Ach, prosę, bardzo prosę, dopiero scęśliwaBędę.
BARDOS
Otóz i cała gromada przybywa.
S C E N A VIII
Wszystkie osoby powracające od bydła
WAWRZENIEC
330 Jest wsystko, ani jednej stuki nie brakuje.
BRYNDAS
Oddaliśmy, mospanie, co do jedej kozy.
MORGAL
Niech wam się we dwójnasób to stadko pomnozy.
ŚWISTOS
Zycemy wsycsy tego.
BARTŁOMIEJ
Dziękuję.
WAWRZENIEC
Dziękuję.
98
do Bardosa
I waspanu tez za to dzięki zanosiemy, 335 Ześ nas pogodził. Teraz do domu wracamy
I waspana na gody z soba zaprasamy.
BASIA
Stasiu, ja pójdę z tobą.
STACHbiorąc ją za rękę
Razem se pójdziemy.
WAWRZENIEC
Bydło prosto na pasę zapędzą pastuchy,A i wy tez sampanu skłońcie się, dziwuchy,
340 Podziękujcie za wase krówki.
BASIA
Z całej duse,Ja za moję srokatą.kłania się
ZOSIA
Ja za moję płową.
kłania się
DRUHNA
Ja zaś za moję łysą.jak wyżej
MIECHODMUCH
Ja też i ja muszęPodziękować za całą trzodę plebanową.
BARDOS
Kłaniam.
BARTŁOMIEJ
Ja się waspanu przysłuzę, cym mogę...
99
345 Zupan dobry...
WAWRZENIEC
Ja capkę.
STACH
Ja buty na drogę.
JONEK
Ja pas.
BASIA
Ja półtna stukę.
ZOSIA
Ja jajek pół kopy.
MIECHODMUCH
A ja relikwijarzyk.
BRYNDAS
My piwem i miodem.
BRYNDAS
Dziękuję wam.
WAWRZENIEC
Więc idźmy.
BARDOS
Idźcie tylko przodem.Zaraz przyjdę.odchodzą wszyscy
S C E N A IX
w. 347 relikwijarzyk – relikwiarzyk (z łac.), miniaturowy schowek (pudełeczko, oprawka), którego zawartośćstanowi przedmiot mający szczególną wartość dla kultu religijnego.
100
BARDOSsam, rozrzewniony
Oj, jak swą szczerością te chłopy 350 Przejęli duszę moją!... Uczułem prawdziwie,
Że mi się łzy po oczach kręciły rzewliwie.Czemuż tak małe dary wielką rozkosz rodzą?Czemu tak serce miłe? Bo z serca pochodzą.
A r i a X
Nie ci nam dają, którzy są bogaci, 355 Nie ci, co przymus lub interes mają,
Bo pierwsi dają, co zdarli z swych braci,Drudzy do łaski wzgardę przyłączają,Lecz ten mi daje dar ze wszech miar drogi,Kto z serca daje, choć sam jest ubogi.
odchodzi
101
AKT IV
S C E N A I
Teatr wystawia to samo, co w pierwszej odsłonie
DOROTAsama
Cóz to, ze ich tak długo nie widać? Aj, cyliCasem mojego Stasia w bitwie nie zranili?Oj, toć bym tez becała! Wolałabym wreście,Zeby mojego starca... Ale cyt, salona!
5 Nie powinna męzowi zycyć śmierci zona,Choć i brzydki, dość ze cłek poćciwy. NiewieścieZawse zycie małzonka powinno być drogie.Ze casem się przytrafi cłeku z ułomnościZgrzesyć, to jesce nie tak wiele w tym jest złości,
10 Ale cyhać na zycie jest przestępstwo srogie.Ja bym juz i nareście chciała z nim zyć wiernie,Ale mi Stach serce tak pali niezmiernie,Ze ledwo zyć bez niego mogę, niescęśliwa.Za co się tez to cudzej rzecy tak zachciéwa!
15 Gdyby Stasio był moim, moze i połowyNie byłby mi tak miłym, nie zawracał głowy,A teraz mię tak dręcy, tak mą niscy dusę,Ze albo umrę z zalu, albo go mieć musę.
A r i a XI
Nie wiem, co się to w tym święci,
20 Ze nowość cłowieka nęci,I tak do smaku przypada,Ze się az za nią przepada.Cudza rzez lepiej smakuje,A jesce kiej młoda zonka
25 Starego mając małzonkaZadnej swobody nie cuje.
ww. 19-32 Arię XI, której nie było w odpisie Grabowskiego i w wydaniu Kucharskiego, włączamy z odpisuBiblioteki Teatrów Miejskich w Warszawie, za pośrednictwem L. Gallego, który tekst jej podał w przypisach doswej pracy: Wojciech Bogusławski i repertuar teatru polskiego w pierwszym okresie jego działalności, Warsza-wa 1925, s. 232-233.
102
Zwycaj to męza kazdego staregoZrzędzić, zamykać i fukać,Otóz to zemsta na niego,
30 Zeby go składnie osukać,Wsak nie ja pierwsa torobię,Wielu tak pozwala sobie.
Obiecał, kiedym na ślub jego przystawała,Ze mnie tez pocałuje. Jak tylko powróci,
35 Cy mi dotrzyma słowa, będę doświadcała,Bo po ślubie Baśka mu juz głowę zawróci,A przy tym zła dziewucha, nie da se w kasęDmuchać.
S C E N A II
DOROTA, JONEK, BRYNDAS
DOROTA
Jak się mas, Jonku? A nasi?
JONEK
Za młynem,Wysiadają tam na brzegu.
DOROTA
A bydło?
BRYNDAS
Na pasę 40 Juz go zagnały chłopy.
DOROTA
Jakimze to cynemCudownym wy z Góralem w zgodzie?
JONEK
Aj, Bartkowa!Jak powiemy, to wam się wej zawróci głowa,Jakie tam dziwowiska ten student wyprawiał!I pogodził nas wsystkich, i strachu nabawił.
103
BRYNDAS
45 I nawracał, i dziwił.
DOROTA
Alez jak, gadajcie!
JONEK
Oj, bo to trudno!
BRYNDAS
I jak!
DOROTA
Lec przecię.
JONEK i BRYNDAS
Słuchajcie!
D u e t t o
BRYNDAS
Najprzód ciągnął drut przez drogę.
JONEK
Potem sam uciekł na górę.
BRYNDAS
Potem nas uderzył w nogę.
JONEK
50 Potem im chciał wybić skórę.
BRYNDAS
Potem nam kazał powstawać.
w. 45 nawracał – w mniemaniu Bryndasa, bo kazał wierzyć Góralom w „cud”, by zdobyć nad nimi przewagędla odebrania im zrabowanego bydła i doprowadzenia do zgody.
104
JONEKPotem groził, potem łajał.
BRYNDAS
Potem kazał ręce dawać.
JONEK
Potem jakieś dziwy bajał.
BRYNDAS
55 Potem podawał butelki.
JONEK
Potem włosy powstawały.
BRYNDAS
Potem spuścił drut niewielki.
JONEK
Potem kręcił jakieś wały.
BRYNDAS
Potem kazał stanąć w koło.
JONEK
60 Potem nas wsystkich uderzył.
BRYNDAS
Potem się rozśmiał wesoło.
JONEK
Potem juz mu nikt nie wirzył.
BRYNDAS
Wreście – diábeł to rozumi,Co ten cłowiek mądry umi.
105
DOROTA
65 Chyba tez diabeł pojmie, bo ja głupia z tego.Ale otóz i nasi! Widzę Stasia mego!
S C E N A III
Wszyscy prócz Bardosa
DOROTA
A witajciez! witajciez!
BARTŁOMIEJ
Jakze się mas, zono?Cies się, juz między nami wsystko zakońcono,Juz my w zgodzie z sampanem. Ten student, co to tu
70 Był z nami, pozbawił nas wselkiego kłopotu.
WAWRZENIEC
Co on tam nawyrabiał – i pojąć nie mozna!Opowiemy wam wsystko.
JONEK
Na cóz? To rzec prozna,Juz my tu powiedzieli Dorocie dokładnie.
DOROTA
Coście wy tam bajali, to i bies nie zgadnie. 75 Ale mi Stasio wsystko najlepiej opowie.
BASIAz przygryzkiem
Jest ci tu tyle innych.
BARTŁOMIEJdo Doroty
Teraz, moje zycie,Poniewaz na weselu będą ci panowie,Zakrzątnij się, we wsystko przysposób sowicie,Idź do chaty. Ty, Stachu, i ty tez, dziewcyna,
80 I pomózcie jej. Ja chwilkę zajrzę tez do młyna.
106
odchodzi
WAWRZENIEC
A my pódźmy do karcmy, posilmy się krzynkęDobrą gorzałką.
MIECHODMUCH
Ja tez łyknę odrobinkę.
DOROTA
A ja dla was ze Stachem sporządzę śniadanie.I wsystkich was do chaty zaprasamy na nie.
WSZYSCY
85 Przyjdziemy z ochotą.
JONEK
A tanecki, muzyka?
STACH
Idźmy tedy. Hej, wiwat! Niech każdy wykrzyka.
WSZYSCYkrzyczą
Wiwat!odchodzą do karczmy
DOROTA
Pódźma więc.ciągnie Stacha do chaty
S C E N A IV
Ciż i BARDOS, który pokazuje się nieznacznie i kiwa na Basię
BARDOS
Cyt! Cyt!
107
BASIA
to spostrzega i wyprawia ichIdźcie, bo ja musęMoment zajrzeć do karcmy. Jam-ci druhna przecie,
90 Panna młoda mnie ceka.
DOROTAna boku
Tym lepiej.odchodzi ze Stachem
S C E N A V
BARDOS I BASIA
BASIAniecierpliwie
Cóz chcecie?Spiescie się, bo ja na krok stąd się wam nie rusę!Mam ich wejcie zostawić samych?
BARDOS
Gdzież jest ojciec?
BASIA
We młynie.
BARDOS
To dobrze. No, teraz,Moja Basiu, wleź mi w tę wierzbę.
BASIA
Ach, dla Boga! 95 Ja zaś w wierzbie mam siedzieć jak sowa?
BARDOS
A nieraz
108
Siadywałaś w niej w parze z twoim lubownikiem.
BASIA
Ja zaś?
BARDOS
Tak jest.
BASIAna boku
Ten cłek być musi carownikiem!Wsystko zgaduje.głośno
Prawda, zem raz tam siedziała.
BARDOS
Siądźże i teraz, będziesz stąd wszystko widziała, 100 Jak się Stasio z Dorotą obchodzi. Ale cię
Przestrzegam, żebyś mi się wynijść nie ważyła,
Aż otworzę, bo wszystko zepsujesz.
BASIA
Aj, zjecie
Mi carta, pani matko!
BARDOS
No, dalej.
BASIA
Juz włazę.
Włazi do wierzby, a Bardos ją zamyka
BARDOS
To jedno. Wnet tu będą i drudzy. Teraz-że 105 Dalej do młyna! Tam się za drzwiami zasadzę,
w. 96 lubownik – kochanek. w. 101 wynijść – wyjść, wyleźć (forma staropolska). ww. 102-103 zjecie mi czarta – wyrażenie przysłowiowe, jego znaczenie: nic nie wskóracie, nie uda się wamosiągnąć celu zamierzonego (pod adresem młynarzowej Doroty).
109
Zapewne Stach uciekać będzie od Doroty,Ona go zechce gonić, a gdy swe zalotyZacznie palić, ja wtenczas męża wyprowadzę.
odchodzi do młyna
S C E N A VI
DOROTA, STACH
DOROTA
Nie uciekajze, Stasiu! Nie będźze tak srogi!
STACH
110 Moja pani Doroto, puśćciez wy mnie, prosę.
DOROTA
Oj, gdybyś ty cuł w sercu tak srogie pozogi,Takie męki, jakie ja, niescęsna, ponosę,Nie byłbyś tak okrutnym... Nie chciejze uciekać,Pójdź do chaty!
STACH
Nie mogę.
DOROTA
Wsakze nie ma Basi.
STACH
115 Ale przyjdzie.na boku
Tu student kazał na się cekać.
DOROTA
Ona tu nie powróci, nie puscą ją nasi.To przynajmniej choć mnie raz pocałuj.
110
STACH
Nie mogę.
DOROTA
Dlacegoz to?
STACH
Mam zdradzić Basię moję drogę?Moja pani Doroto, porzuć te jamory;
120 Zyjmy lepiej w przyjaźni. Bo jakby nas ktorySąsiad kiedy wypatrzył, a doniósł Bartkowi,Biada mnie i wasemu byłaby grzbietowi.Ja tez mam młodą zonkę, którą z dusy kocham.
DOROTA
Ja tez to sama cuję, ze ja trochę płocham, 125 Ale cóz, kiejś mi serce tak zranił, niebodze,
Ze cyli śpie, cy cuwam, cy siedze, cy chodze,Tyś mi przytomny, zawse za tobą się biédzę,
Więc choć ostatni raz ściśnij mię.
chwyta go za szyję
S C E N A VII
Ciż sami, BARDOS i BARTŁOMIEJ
BARTŁOMIEJ
Co widzę!Cy mnie co ocmuciło?
DOROTA
Ach, mąz mój! Uciekaj!
STACHna boku
130 Dalej do wierzby!chowa się w nią
w. 127 Tyś mi przytomny – bliski, czuję cię koło siebie; za tobą się biédzę – tęsknię. w. 129 ocmuciło – omamiło, otumaniło, przywidziało mi się (od rzeczownika: oćma – mgła, tuman).
111
BARDOSzatrzymuje młynarza i odwraca go w przeciwną stronę, aby nie widział, gdzie się Stachchowa, i mówi
Panie młynarzu, zaczekaj!Patrz no, jak śliczny jastrząb w tę wierzbę się chowa
BATŁOMIEJ
Ej, daj mi waspan pokój.do DorotyCóz to się ma znacyć?Tyś się tutaj ze Stachem ściskała?
DOROTA
Ot, głowa.Chyba ze ci się zdało, musiałeś źle bacyć.
135 Skąd tu Stach?
BARTŁOMIEJ
Przeciez tu był.
DOROTAO
Oto byś nie bzdurzył!Dopiero com tu wesła.
BARTŁOMIEJ
Toć zem nie pijany.
BARDOS
Może wam się źle w oczach zdało.
BARTŁOMIEJ
Mój kochanyPanie! Gdybyś mnie nie był tym jastrzębiem zdurzył.
Byłbym go złapał.
BARDOS
Ale skądże zaś, ja przecie
w. 134 bacyć – baczyć (staropol.), patrzeć, uważać. w. 138 zdurzył – tu w znaczeniu: odwrócił moją uwagę.
112
140 Mam oczy, a nicem tu nie widział.
DOROTA
Ot, plecie.
BARTŁOMIEJ
Jesce mnie tak pyskujes? Pocekaj!
DOROTA
Na dusęPrzysięgam, ze nic nie wiem.
BARTŁOMIEJ
No, to wierzyć musę,Kiej tak mówis.
BARDOS
Tak się to czasem nam przywidzi.
BARTŁOMIEJ
Cóz to wam jest, Doroto?
BARDOS
Ot, się darmo wstydzi. 145 Niesłusznie ją prawdziwie waszmość posądzacie.
Idźmy. Ale cóż tu jest? Pszczoły pono macieW tej wierzbie, Bartłomieju?
BATŁOMIEJ
Przed miesiącem były,Ale nie wiem, dlacego ten ul porzuciły.
BARDOS
Może już są tam znowu, obaczmy.
DOROTAprzelękniona, na boku
Umieram, 150 Jak go złapie, to po mnie.
113
BARTŁOMIEJ
Ja co dzień zazieram,
Ale ich nigdy nie ma.
BARDOS
Teraz są zapewne.
DOROTAna boku
Oj! oj! Zginęłam biedna!...
BARDOS
Ale ja wam pewnePodam sposoby na to, aby je przywabić.
DOROTACicho
Ach, dr-zę cała!
BARDOS
Trzeba najprzód ul dobrze zabić, 155 Potem go wysmarować gliną.
DOROTAna boku
Gdyby jakoPrzestrzeć go mozna!
BARTŁOMIEJ
Jać to robię, a wselakoNie powracają pscoły.
BARDOS
Ale bo spod spodu,Ot, tutaj, trzeba zawsze podłożyć im miodu.
BATŁOMIEJ
Ja i to robię.
w. 150 zazieram – (staropol.) zaglądam.
114
DOROTAcicho
Serce wyleci ze drgania... 160 Ach! Nie chcę, nie chcę więcej obcego kochania!
BARDOS
Potem także trzeba mieć o pszczołach pieczę.
BARTŁOMIEJ
Jać im dogadzam.
DOROTA
Ten raz jak mi się upiece,Przysięgam, ze juz nigdy kochać się nie będę.
BARDOS
Teraz chciałbym zobaczyć w śrzodku i dobędę 165 Deszki.
idzie i dobywa ją
DOROTA
Aj, mdło mi! Mdło mi! Ratujze mnie, Boze!
BARDOS
niby zdziwiony, dobywając deski
A to co jest?
Stach wychodzi z ula
BARTŁOMIEJ
Stach w wierzbie? A cyz to być moze?No, toś to tam się schował? A cóz, pani zono?
DOROTAw pomieszaniu
Ale, bo to...pomieszana
w. 165 deszka – deska, częsta gwarowa wymowa tego wyrazu; tu chodzi o deskę zamykającą wejście do ula wwierzbie.
115
BARTŁOMIEJ
Widziałem ja raz ze stodoły...
BARDOSprzerywając mu
Wy nie wiecie, co to jest, i ona też pono 170 Nie wie. Basiu, wyjdź no tu!
Basia wychodzi
Otóż macie pszczoły.
BARTŁOMIEJ
I ona tam?
BARDOS
A jużci, ze Stachem siedziała.
DOROTA
Ta to niecnota wsystko teraz wysłuchała.
BARTŁOMIEJ
Co zeście tam robili?
BARDOS
Jak w parze turkawkiSiedzieli.
BARTŁOMIEJ
Ale na cóz w wierzbie?
BARDOS
Dla zabawki. 175 Zwyczajnie, dzieci.
STACH
Tak jest. Wzdyć to było z zartu.
116
BARTŁOMIEJ
Psuć mi ul taki dobry...
STACH
Ej, porwan tam cartu.Kiej prózny.
BARDOS
Więc widzicie teraz prawdę szczerą:Darmoście oto żonę zmartwili, złajali,Bo to oni przed chwilą z sobą się ściskali.
180 Przeproścież się.
DOROTAna boku
Och, teraz odzyłam dopiero.
BARTŁOMIEJ
No, darujzes mi, Dosiu!
DOROTA
Ale tak mnie łajać!
BARTŁOMIEJ
Zgoda?
DOROTA
Zgoda.podają sobie ręce
BARTŁOMIEJ
No, teraz wy idźcie do chaty,A ja pójdę dla Basi prosić gości w swaty.Słuchajciez, nie potrzeba ludziom tego bajać.
odchodzi
117
S C E N A VIII
Pozostali
STACH
185 Wielki tez waspan figlarz.
DOROTA
To dowcipna stuka.
BARDOS
Jest to dla was, Doroto, maleńka nauka,Nie psujcie córce życia.
DOROTA
Juz nigdy o StachuNie pomyślę. Ledwom ci nie zdechła od strachu,Nie gniewajze się, Basiu.
BASIA
Łatwo wam przebace, 190 Bom się o moim Stachu wiernie przekonała.
On nie wiedział, matusiu, zem ja tam siedziała,Bo tam sampan mnie schował. Oj, ślicnez kołaceNa mleku jegomości na drogę upiekę!
DOROTA
A ja juz zdradzać męza wiecnie się wyrzekę.
S C E N A IX I O S T A T N I A
WSZYSCY
BARTŁOMIEJ
195 Prosiemy na śniadanie.
BRANDYS
Z ochotą.
118
MORGAL
Z ochotą.
BATŁOMIEJ
Jutro wesele wase, a teraz, Doroto,Bądź nam rada.
BARDOS
Nim jeszcze siędziemy do stołu,Wprzód sobie zanucimy pioseneczki po społu.
MIECHODMUCH
A ja, podjadłszy szobie, jak się taniecz zacznie, 200 Spomiędzy wasz do karczmy wymknę się nieznacznie.
Rozrywkę niespodzianą zrobię dla Bryndusza.Ubierę się, jak zwyczaj u nas, za Bachusza,
I na beczce przyjadę do wasz.
WSZYSCY
Zgoda, zgoda!
BARDOS
Niech tu dziś będzie sama rozkosz i swoboda.
STACH
205 A ja za to, ześ waćpan na mnie był łaskawy,Wiozę cię mymi końmi do samej Warsawy.
BARDOS
A ja co bym tam robił?... Jest tam i beze mnie
Wielu takich, co tylko żyją z kałamarza,Lecz im się często chłodno i głodno być zdarza.
w. 202 Bachusz – Bachus, w mitologii bóg wina i wesołości; przebieranie się za Bachusa, który na czele weso-łego pochodu jechał na beczce wina, należało w starożytności do półreligijnych obrzędów ludowych; w Polscebyło częścią karnawałowych zabaw krakowskich studentów, a z czasem przeszło do obyczajów ludowych jakotzw. bachuski. ww. 207–209 Krytyczna charakterystyka trudnej doli licznej grupy ówczesnych literatów warszawskich. Cipierwsi pisarze zawodowi, co „tylko żyją z kałamarza”, to przede wszystkim pisarze miszczańscy, potem takżeksięża czy zakonnicy, lub przyciśnięci niedostatkiem synowie drobnoszlacheccy, którzy nie mając szczęściadostać się pod opiekę możnego magnata, niełatwo mogli zarobić pracą litracką i żyli w nędzy. Los ten aż zadobrze znał sam Bogusławski i słowa Bardosa są po części i jego osobistym wyznaniem.
119
210 Wolę pracować na roli, niż żebrać nikczemnie.Tu sobie gdzie na gruncie osiędę w Mogile.
WSZYSCY
My waspanu złozemy na pocątek tyle,Ze będzies gospodarzem.
BARDOS
Dziękuję! RobotęSkończyłem. Poprawiłem w słabości Dorotę,
215 Ochroniłem krew ludzką, zawziętych zgodziłem,Jeśli jeszcze was przy tym trochę zabawiłem,Wszystkie żądania moje już są dopełnione.
V o u d e v i l l e
BARTŁOMIEJ
Rzadko teraz znaleźć zonę,By była poćciwa,
220 Chociaz cłowiek kocha onę,Jednak podejrzéwa.
A najbardziej, kiedy staryMłodą se dobierze –
Wkrótce pójść musi na mary
225 Lub rogi przybierze.
DOROTA
Gdy, dziewcyno, w młodym wiekuSwawolną się cujes,
Nie ślubuj staremu cłeku,Bo wnet pozałujes.
230 A jezeli z dobrej woliJuz się z nim połącys,
przed w. 218 voudeville – (franc.) wodewil, końcowa partia opery, w której po kolei każdy z występujących wsztuce aktorów śpiewa swoją piosenkę, po czym chór ogólny zamyka przedstawienie. Śpiewki te były jakbykońcowym podsumowaniem każdej roli, zawierały komentarz bohatera do akcji, którą przebył, a także nierazdowcipy, morał, wycieczki satyryczne, wskazania ideowe. Śpiewki wodewilu, zwane także kupletami, miałytekst najbardziej zmienny, przestrzegając tylko ustalonej melodii. Nazwa wodewilu związana z obyczajami ludufrancuskiego, wywodzi się z Normandii, gdzie w XV wieku cieszyły się sławą satyryczne śpiewki, które układałrzemieślnik z miasta Vire nad rzeczką Vire, niejaki Basselin. Piosenki obywatela Vire otrzymały nazwę: vau deVire (piosenki z doliny Vire), co potem zmieniono na: vau de ville (zamiast: Vire – ville: miasto). Z czasemrozwinął się osobny gatunek sceniczny – komedyjka przeplatana wesołymi śpiewkami – zwany wodewilem.Wodewil rozpowszechniony był w Polsce już z początkiem XIX wieku, a bardzo popularny jest i w naszychczasach. w. 224 pójść... na mary – umrzeć.
120
Nie sukaj obcej swywoli,
Bo źle zawse skońcys.
STACH
Wy, chłopaki, cudzej zony 235 Nie psujta nikomu,
Bo z tej mody zarazonéjTylko biéda w domu.
Tak się teraz w stadłach psują
Zony i męzowie, 240 Ze ich dzieci nie zgadują,
Którzy ich ojcowie.
BASIA
Wanda lezy w nasej ziemi,
Co nie chciała Niemca,Lepiej zawse zyć z swojemi,
245 Niz mieć cudzoziemca.Gdzie się bardziej cudzy ziomek
Niz rodak podoba,Biedny bywa taki domek,
Traci się chudoba.
BRYNDAS
250 Nie pogardzaj ubogimi,Choć jesteś bogaty,
Bo nie cynią nas wielkimiKlejnoty i saty.
Nie wydzieraj, co cudzego, 255 Sanuj wsystkie stany,
Poznaj w cłeku brata swego,A będzies kochany.
MORGAL
Nie wierz nigdy siarletanom,
A sanuj mądrego,
w. 232 obcej swywoli – zdradzania męża przez zalecanie się do innych; swywoli – swawoli, starsza forma tegosamego wyrazu, ukazująca, jak powstawał on ze zrastania się dwóch wyrazów (swa wola), z których pierwszysam się odmieniał także w nowej, zrośniętej formie (w dopełniaczu: swéj-woli, co potem dało: swywoli). w, 238 stadło – (staropol.) małżeństwo. ww. 242- 243 Basia przypomina tu, jako pomocne porównanie dla sensu ideowego swej śpiewki, podanie okrólewnie Wandzie z bajecznych dziejów Polski, co ma żywe uzasadnienie w akcji sztuki odbywającej się nie-daleko kopca Wandy pod Krakowem. w. 249 chudoba – majątek. w. 258 sierletan – (z franc.) szarlatan, oszust.
121
260 Nie pomagaj wielkim panom
Ku biédzie bliźniego.Bo jak się casem nie uda,
Cnota weźmie górę,Nie będą-ć to wielkie cuda,
265 Ze ty weźmies w skórę.
JONEK
Strzezcie wianków swych, dziewcęta,Mawiała ma ciotka,
Bo w miłości jest ponętaZdradliwa, choć słodka.
270 Dawniej chodził ślub na godyPrzez cierniste pole,
Teraz idzie bez przeszkody,Ani się zakole.
BARDOS
Wy uczeni, którzy wszędzie
275 Cierpicie dla cnoty,Nie zawsze wam tak źle będzie,
Nie traćcie ochoty.Służyć swej ojczyźnie miło,
Choćby i o głodzie, 280 Byle światło w ludziach było,
A sława w narodzie.
MIECHODMUCH
Chuda fara, organiszta ceka na akczypę,
Rzadko teraz, by kto sprawił krzciny albo sztypę.
Ciężko dzisiaj, Boże odpuść, być kościelnym szługą, 285 Mruczą ludzie, że im bieda, a zyją dość długo.
Oddawajcie swe daniny,Czo komu należy,
w. 260 Nie pomagaj wielkim panom – według pierwodruku; w rękopisie Grabowskiego: dumnym panom. w. 274 uczeni – pod tym określeniem rozumiano nie tylko uczonych w dzisiejszym znaczeniu, ale wszelkichdziałaczy kultury i oświaty, a przede wszystkim pisarzy. Słowa piosenki w tym już miały rewolucyjny charakter,że głosiły pochwałę rozumu, kontynuację wielkiego dzieła podniesienia oświaty i kultury, w czym reakcyjnewładze targowickie, tępiące wszelkie postępowe osiągnięcia reformatorskie, widziały przejaw jakobinizmu iniebezpiecznych tendencji przewrotnych. w. 282 Chuda fara – uboga parafia; Miechodmuch myśli tu oczywiście o plebanii, którą reprezentuje i dla którejprzymawia się o datki, płynące zwykle z okazji obrzędów kościelnych czy zbiórek przeprowadzanych z okazjiświąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy; akczypa – akcypa (z łac.), datek, który organista otrzymywał zwyklez okazji obrzędów kościelnych. w. 282 sztypa – stypa, uczta z okazji pogrzebu, urządzana dla uczestników obrzędów pogrzebowych; zwyczajniegdyś szeroko rozpowszechniony.
122
Proboszczowi dziesięciny,
Klesze na pacierze, 290 Organiście na przycynek
Jajec na Wielkanocz,Parę kiełbasz, parę szynek,
A teraz dobranocz.
C h ó r o g ó l n y
Poczciwość, wierność, miłość i zgoda 295 Niechaj pod naszym dachem panuje,
Niech u nas nigdy przewrotna modaGłów nie zawraca i serc nie psuje.Niech to świat pozna, że gdzie prostota,Tam jeszcze szczera zostaje cnota.
K o n i e c o p e r y
w. 288 dziesięcina – podatek na rzecz plebanii, który stanowiła dziesiąta część plonów gospodarstwa chłop-skiego, poważny ciężar materialny obok niemałych, niezależnych od tego, obowiązków wobec pana. Jest towyjątkowy, lecz ważny rys życia dawnej wsi, który zatrzymał Bogusławski w swym optymistycznym obrazieskierowanym ku lepszemu jutru.