Własny pokój

18

description

Barbara Ciwoniuk: Własny pokój

Transcript of Własny pokój

Page 1: Własny pokój

CIWONIUK_Wlasny pokoj.indd 1 2011-01-20 14:28

Page 2: Własny pokój
Page 3: Własny pokój

kraków 2011

Page 4: Własny pokój
Page 5: Własny pokój

5

Mapa dla matołów

– Nie! Nie! Nie! Nie może być tak, że przedstawiam wam

fakty historyczne, a wy nie kojarzycie miejsc, w których się

działy! – grzmi Hannibal.

Przerażony Sławek po raz drugi pokornie kuca przed

mapą, szuka Sparty w okolicach Rzymu.

– Siadaj!

Historyk niechętnym wzrokiem odprowadza go do ławki

i bezsilnie patrzy po naszych wystraszonych twarzach. Jak

inni kulę się i spuszczam oczy na pulpit, szukam ratunku

w otwartym podręczniku.

Słysząc gwałtowny stuk kredy, z niedowierzaniem uno-

szę głowę. Hannibal z rozmachem kreśli coś na obu tabli-

cach. Uff ... Co za ulga!

– Skoro nie umiecie czytać i zapamiętywać prawdziwych

map, specjalnie dla was będę rysował mapy dla matołów! Jak

dla przedszkolaków! – Przerywa długą linię i przez kilka se-

kund mierzy nas gniewnym wzrokiem. – Dziś skupimy się na

basenie Morza Śródziemnego... miejscu, gdzie ponad cztery

tysiące lat temu powstawały i upadały liczne państwa i kul-

tury... – Wraca do kreślenia i po chwili na tablicach powstaje

podłużny kontur ze znajomym kształtem buta w środku. – Jak

sama nazwa wskazuje, to morze śródlądowe otoczone przez

trzy kontynenty. Przed tysiącami lat właśnie tu kwitła nauka

i kultura, rozwijało się rolnictwo i rzemiosło, handel i żegluga!

Na mapie zaznaczę cywilizacje już wam znane i te, o których

Page 6: Własny pokój

6

będziecie się uczyć niebawem. Bezwzględnie wymagam od

was znajomości każdego wymienionego tu miejsca! Czy to ja-

sne? Ta mapa musi wryć się w waszą pamięć i pozostać w niej

na zawsze!

Z niechęcią przyglądam się rysunkowi. Jak na mój gust,

na tablicach powstaje zbyt pogmatwany kształt... naprawdę

to morze ma aż tyle zakamarków? Szukam go w podręczni-

ku i porównuję. Tymczasem historyk zwięźle omawia po-

szczególne miejsca, z impetem zakreskowuje je albo zazna-

cza białymi kropami. Kreda grubą strużką osypuje się spod

jego palców, brudzi dłoń i mankiet marynarki.

– A tu jest znana wam już Syria!... baza późniejszych

rzymskich wypraw przeciwko Partom i Persom – Hannibal

wciska jakiś kształt na obrzeże prawej tablicy, ale po namy-

śle wyciera niewyraźne linie i zamaszystym ruchem doryso-

wuje Syrię na ścianie.

– Od razu zaznaczmy miejsca wielkich bitew – mówi

i gdzieniegdzie kreśli zgrabne chorągiewki.

Unoszę głowę znad książki i zerkam do zeszytu Cyryla.

Pośpiesznie stawia znak na pięcie Półwyspu Apenińskiego,

pisze obok Kanny i nie wytrzymuje – trąca mnie i znacząco

się uśmiecha, oczyma wskazuje plecy historyka. Widzę, że

inni też są rozbawieni. W zupełnej ciszy rozglądają się po sali,

przesyłają porozumiewawcze spojrzenia. Ktoś z tyłu czu-

je się tak swobodnie, że gwałtownie się porusza. Na zgrzyt

krzesła Hannibal staje bokiem do tablicy i uważnie przypa-

truje się klasie.

– Nadążacie? – pyta.

Uspokojony naszymi potakiwaniami, z powrotem odwra-

ca się plecami.

Chyba jako jedyny nie pochylam się nad zeszytem. Z Sy-

rią domalowaną na ścianie mapa przypomina dziwaczne-

go potwora. Jeśliby Włochy i Bałkany wziąć za dwie pary

pokracznych złączonych łap, to Kapadocja i Galacja byłyby

Page 7: Własny pokój

7

łbem, Tracja, Dacja, Panonia, Noricum i Galia kolczastym

grzbietem, a Półwysep Iberyjski – niezgrabnym, trochę za

szybko kończącym się ogonem. Syria wieńczyłaby czubek

trochę krzywego dzioba czy pyska. Wypisz wymaluj – mój

ulubiony dinozaur z dzieciństwa. Mauretanię i Numidię od

biedy można by uznać za rzadką kupę rozlaną pod odwło-

kiem gada. Pozostawał problem z Egiptem... gigantyczne żar-

ło pod pyskiem?

– Rosen! Przerysowałeś mapę?

Wzdrygam się na dźwięk własnego nazwiska. Cyryl usiłu-

je mi coś szepnąć, ale wzrok historyka skutecznie go ucisza

i wbija w ławkę. Lekko oszołomiony, wstaję.

– Przerysowałeś?

Zaprzeczam ruchem głowy. W moją stronę powoli zwra-

cają się twarze kolegów. Niektóre współczujące, inne wystra-

szone, jakby zamiast mnie zobaczyli kosmitę czy potwora.

Hannibal odkłada kredę i zbliża się do naszego stolika.

Cyryl odsuwa się jak najdalej na brzeg krzesła, zakrywa łok-

ciem swoją mapkę i drętwieje. Historyk staje naprzeciwko,

przy ławce Mateusza. Wyciąga rękę po zeszyt, ale mu go nie

podaję.

– Nie odrysowałem jej – mówię cicho.

– Dlaczego?

Jego głos brzmi spokojnie. Jakimś cudem, kiedy podcho-

dził, w ciągu kilku kroków ulotniła się gdzieś rozsadzająca

go niebezpieczna energia, tryskająca z niego zawsze, gdy był

przy tablicy. Co tam... po raz pierwszy z bliska patrzę mu

w twarz. Wcale nie wydaje się groźny. Wpatruję się w jego

lekko krzaczaste brwi, ciężkie powieki i bardzo zmęczone

oczy, w których w tej chwili na pewno nie czai się żadna fu-

ria. Krótki ciemny zarost oceniam na góra trzy dni. Nie jest

niechlujny, ale potęguje wrażenie znużenia. Niektórzy twier-

dzą, że ten człowiek jest mrukiem, że nawet na przerwach nie

rozmawia z innymi nauczycielami, tylko non stop coś czyta.

Page 8: Własny pokój

8

I uświadamiam sobie, że to jest już szósta godzina lekcyjna.

Jeżeli na każdej wyżyłowywał się tak jak u nas...

– Doczekam się wyjaśnienia? – pyta jeszcze raz.

Kieruję spojrzenie na tablice i z trudem przełykam ślinę.

Nawet teraz, kiedy wcale tego nie chcę, widzę na nich swo-

jego durnego dinozaura.

– Postanowiłem, że sam opracuję tę mapkę. W domu... –

zaczynam niepewnie.

Hannibal z zainteresowaniem unosi brwi, szerzej otwiera

oczy. Błysk zrozumienia i natychmiast staje obok mnie. Od-

wraca się w stronę tablic.

– Chcesz powiedzieć, że jakoś drastycznie sknociłem tę

mapę? – Przez chwilę ocenia ją z daleka. – Pewnie nie po-

doba ci się mój Peloponez?

– Nieee – bąkam – jest w porządku, ale...

– Widziałem, że jako jedyny porównywałeś ją z podręcz-

nikiem. Wal śmiało, jeżeli zauważyłeś w niej zasadniczy błąd.

Tylko pamiętaj, że to uproszczona konturówka.

– Wiem. Dla matołów...

Zdumiony, odwraca się i zagląda mi w twarz.

– Czyżbym cię c z y m ś uraził, Rosen?

Zaprzeczam ruchem głowy.

– Nieee...

– Ale coś z nią jest nie tak?

– Naprawdę nie...

– No wykrztuśże to wreszcie!

– Eee... po prostu zagapiłem się i na tablicy...

– Na tablicy? – powtarza z naciskiem.

– W tej mapie...

– W mapie?

– ... zobaczyłem... eee... To strasznie głupie skojarzenie.

– Skojarzenie? Co w niej zobaczyłeś?

– Kiedy naprawdę nie warto...

– Co w niej zobaczyłeś?

Page 9: Własny pokój

9

– Dinozaura – szepczę prawie bez tchu.

Patrzę na swoje dłonie oparte o ławkę i oddycham z ulgą,

że nawet jeżeli trochę drżą, to wcale tego nie widać. Teraz

niech się dzieje, co chce! Niech mnie rozerwie na strzępy albo

udusi, zarżnie... tylko niech coś zrobi czy powie, bo ten zbio-

rowy bezdech klasy jest trudny do zniesienia! Czuję się jak

mucha brzęcząca na szybie obok... też chętnie bym stąd zwiał.

– To ciekawe... Gdzie ma łeb?

Unoszę głowę i zerkam na niego. Nie patrzy na mnie, ale

z zainteresowaniem studiuje własny rysunek. Więc się nie

przesłyszałem... Pyta serio?

– Gdzie ma łeb? – ponagla niecierpliwie.

Cicho, jakbym ujawniał wstydliwą tajemnicę, zdradzam

mu swoje skojarzenia. Zwięźle i jak najkrócej, żeby szybko

mieć to za sobą. Hannibal słucha mnie, nie odrywając wzro-

ku od tablic. Ze dwa razy mi przytakuje. Po chwili wahania

pomijam domysły na temat kupy i Egiptu.

– Aż strach pomyśleć, z czym może się skojarzyć Mau-

retania – zauważa błyskotliwie. – Według ciebie to celofyz?

Zaprzeczam ruchem głowy. Żartuje sobie ze mnie? Prze-

cież celofyz był smuklejszy i nie miał takiego grzbietu...

– Scelidozaur? – Uśmiecha się ironicznie. – Łapy by się

zgadzały!

– Nie.

– Diplodok?

Patrzę na historyka z wyrzutem i zacinam się, wcale mu

nie odpowiadam. Naprawdę się ze mnie nabija!

– Triceratops?

Klasa ożywia się, wszyscy przyglądają mu się z niedowie-

rzaniem. Jasne! Pewnie w całej historii szkoły nikt nie widział

go w takim humorze. Chociaż bardzo tego nie chcę, czuję, że

zaczynam się czerwienić. Że też zachciało mi się z nim roz-

mawiać... opowiadać o durnych skojarzeniach. Ale ze mnie

idiota! Skrytykowałem jego mapę, nic dziwnego, że teraz się

Page 10: Własny pokój

1 0

mści. Trzeba było się nie wychylać, tylko odpowiadać „tak”

albo „nie”, albo milczeć, jak robią wszyscy!

– Już wiem! Stegozaur? – dowcipkuje dalej.

Jest tak rozbawiony, że nawet nie ucisza głośno szemrzą-

cej już klasy. Skupiam się. Przywołuję wspomnienie książek

z dzieciństwa i ostatniego odcinka Wędrówek z dinozaurami.

Kilka lat temu oglądałem ten serial ze sto razy.

– Płyty na grzbiecie i łeb prawie by się zgadzały... – bar-

dzo zdesperowany, odważam się na cichą rozmowę. – Ale

nie ogon.

Historyk natychmiast poważnieje i przygląda mi się bacznie.

– Więc... według ciebie jaki to dinozaur?

– Ankylozaur. Miał mały łeb, kolce i maczugę na końcu

ogona.

Hannibal jeszcze chwilę duma nad rysunkiem i wraca

na środek klasy. Podchodzi do biurka i energicznie otwiera

dziennik, jakby nagle uświadomił sobie, ile czasu stracił na

to głupie przedstawienie. Smaruje coś – bez wątpienia przy

moim nazwisku.

– Siadaj, Zach. Podbudowałeś moją wiarę w młodych

ludzi – mówi zwięźle i rzuca okiem na zegarek. Mknie do

tablicy kończyć mapę, ale przedtem nieznacznie poprawia

Peloponez.

Już bezpieczny, siadam i z biciem serca przyglądam się

historykowi. Niektórzy twierdzą, że jego pseudo nie pocho-

dzi od wodza Kartaginy, ale od Hannibala Lectera, choć jak

na razie nie słychać, by facet kogoś zabił. Jeszcze minuta

wahania i opowieść o mojej kompromitacji dołączyłaby do

innych krążących o nim legend... „Ej, a słyszeliście o Zachu

i dinozaurze?” Niektóre są tak koszmarne, że Kazik z Ryś-

kiem poszli do innego, podobno dużo lżejszego gimnazjum.

Przeraziło ich to, co o Hannibalu opowiadał kuzyn Ryśka: że

kto raz podpadł na hiście, już zawsze był odpytywany przy

biurku, stojąc tyłem do klasy, i że każdego miesiąca trzeba

Page 11: Własny pokój

było przeczytać książkę historyczną wybraną z wykazu wi-

szącego w pracowni Hannibala. Nie było też mowy o ścią-

gach. Opowieści Ryśka się sprawdziły, ale nie jest aż tak źle...

Naprawdę przed chwilą stoczyłem pierwszy poważny bój

z Hannibalem i jest... co najmniej remis? A może byłem tak

spięty, że nie usłyszałem ironii w jego głosie? Nie, teraz nie

szydził, bo po tym, co o mnie powiedział, Jacek dyskretnie

pokazał mi dłoń z uniesionym kciukiem.

Głęboko oddycham i patrzę na zegarek. Hannibal już

się rozkręcił i szaleje przy mapie, gęsto pstrzy ją łacińsko

brzmiącymi nazwami. Zaglądam do zeszytu Cyryla, spraw-

dzam, czy wszystkie notuje. Na przerwie spiszę je od niego...

albo nie, lepiej od Tyśki. Jest dużo dokładniejsza. Zerkam na

nią w momencie, kiedy znowu odgarnia włosy z czoła. To

dziwne. Może czuje na sobie mój wzrok i robi to specjalnie,

żebym dostrzegł jej bardzo szczupły nadgarstek, maleńki kol-

czyk w uchu, blask świeżo umytych włosów? Jacek twierdzi,

że z dziewczynami tak jest.

Page 12: Własny pokój

1 2

Jacek

Jacek jest specem od damskich spraw, bo ma aż cztery siostry.

Niezbyt często bywam u niego, może dlatego z nich wszyst-

kich na razie odróżniam tylko jedną – Malwinę. Pozostałe

trzy wydają mi się takie same, choć wcale nie są bliźniaczkami.

Z Jackiem przyjaźnię się od połowy piątej klasy. To był

przypadek. Tamtego dnia byłem chory i na wuefi e nie ćwi-

czyłem, tylko tkwiłem samotnie na trybunach. Po paru mi-

nutach ktoś z tyłu kichnął. Obejrzałem się i zobaczyłem, że

wyżej siedzi Jacek. Też sam. Przesiadłem się i po raz pierwszy

w życiu do niego zagadałem. Okazało się, że gra w te same

gry co ja, czyta te same książki. Z matmy nie zrobił drugie-

go zadania, ale kombinował podobnie jak ja i otrzymał iden-

tyczny wynik (potem okazało się, że w podręczniku był błąd).

Rozmawiało nam się tak dobrze, że nie zauważyliśmy, kiedy

skończył się wuef i trzeba było się zbierać i wracać do kla-

sy. Rozstaliśmy się z lekkim żalem i każdy z nas poszedł do

swoich kumpli, to znaczy ja do Cyryla i Ryśka, a on... Jacek

nie dołączył do nikogo. Dalej był sam. Wlókł się na końcu,

za całą grupą.

– Od kiedy trzymasz z Kluchą? – zdziwił się Rysiek.

– To z nim można o czymś pogadać? – lekceważąco

uśmiechnął się Cyryl.

– Jak widać, można... – odburknąłem.

Byłem zły na Cyryla za to jego ustawiczne nabijanie

się z każdego. Fakt, że w klasie mało kto nazywał Jacka po

Page 13: Własny pokój

1 3

imieniu. Wszyscy wołali na niego Klucha, ponieważ był gruby

i jeśli na przerwie nie wertował podręczników, to nieustannie

coś jadł. A bywało, że jadł i wertował jednocześnie.

– Gra w Yedixa i zaszedł już dużo dalej od nas – mrukną-

łem od niechcenia. – Teraz przynajmniej wiem, jak przejść

szóstą bazę. W necie ciągle nie ma żadnej podpowiedzi.

– Wiesz? Jak? – spytali obaj jednocześnie.

– Nie powiem. Sami musicie z nim pogadać. Okazuje się,

że jest o czym!

Na następnej przerwie porozmawiali z nim i od tamtej

pory trzymaliśmy się już razem: Cyryl, Rysiek, Jacek i ja. My

i kilka innych osób przestaliśmy mówić na Jacka Klucha, ale

pozostali dalej go tak przezywali. I nadal to robią.

W nowej budzie spotkaliśmy się trzej, bez Ryśka. Czyli

nie jest źle. Rysiek przeniósł się do innego gimnazjum. Teraz,

kiedy go spotykamy, żałujemy, że nie jest z nami, żartujemy,

że niepotrzebnie się przestraszył Hannibala.

U Jacka bywam rzadko. Kiedy musimy się spotkać, szczerze

mówię mu, że wolę, by wpadł do mnie. Nie lubię chodzić do

Jacka niekoniecznie z powodu ciasnoty ich mieszkania czy

zatrważającej liczby jego sióstr. One są w porządku. Kiedy

go odwiedzam, przeważnie się nie pokazują. Siedzą w swo-

ich pokojach albo, jak to dziewczyny, chowają się po kątach –

gdzieś w kuchni lub najczęściej w łazience. Jacek twierdzi, że

na okrągło ją okupują i ciągle się kłócą, nawet ustalają spe-

cjalne grafi ki, według których z niej korzystają. Przede mną

chowają się wszystkie oprócz Malwiny. Ona jedyna z całej ro-

dziny jest towarzyska i swobodna. Zawsze wychodzi i otwar-

cie wita się ze mną. Dlatego ją znam. W porządku jest też

tata Jacka. To poważny gość, dużo starszy od mojego ojca,

ale bardzo naturalny i miły człowiek. Zupełnie się nie krępu-

ję, kiedy do nas zajrzy, zapyta, co słychać w szkole, niegłupio

Page 14: Własny pokój

zagada. Za to w potworne zakłopotanie wprawia mnie mama

Jacka. Zresztą nie tylko mnie, bo z tego, co widzę, jego same-

go też. Kiedy tylko wchodzimy do ich mieszkania, wypada

z kuchni i obu nas dokładnie lustruje. Z początku przyglą-

dała mi się trochę niemiło i podejrzliwie... jakby sprawdzała,

czy nie stanowię dla Jacka jakiegoś zagrożenia. Teraz obo-

jętnie kiwa głową na moje „Dzień dobry” i od razu skupia się

na nim. Pomaga mu zdjąć kurtkę i pyta, czy wszystko zjadł.

Otwiera plecak i sprawdza, czy nie skłamał, w międzyczasie

mówi mu, co zaraz będzie „na obiadek”. Kiedy znajdzie nie-

dojedzone kanapki czy chipsy, gdera niezadowolona. Gdy ich

nie znajdzie, zerka na mnie nieufnie, jakby podejrzewała, że

ja mu wszystko zjadłem. Jacek opędza się od niej i jak naj-

szybciej kłusuje do swojego pokoju, goniąc mnie przed sobą.

Zamyka drzwi, za którymi słychać nieustający potok jej słów,

z poczuciem winy patrzy mi w oczy i mówi:

– Wybacz, że ona... t a k a jest.

– Nie łam się tym – uspokajam go z powagą. Nie uśmie-

cham się, żeby nie miał ani cienia powodu do posądzenia mnie

o to, że sytuacja mnie bawi czy że kpię z jego matki. – Pra-

wie codziennie przerabiam to samo... Co zrobić, kiedy one

takie są!

Jacek kiwa głową, chociaż wie, że kłamię, by mu nie było

głupio. Żeby to skrępowanie i wstyd rozłożyć równo na nas

obu. Widzę to w jego mądrych oczach.

Page 15: Własny pokój

2 9 1

Spis treści

Mapa dla matołów 5

Jacek 12

Niemęska rozmowa 15

ES 23

Cyryl 28

Alfi 33

Telefon 38

W parku 44

Wszystkich Świętych 53

Billy i... Cyryl 59

Co z Jackiem? 68

W bibliotece 79

Rozmowy z Alfi m 88

Czego nie wie mama... 97

Umowa z Hannibalem 102

Pokój dla nastolatka 108

Trudne chwile 116

Gra o dobre imię 126

Pilnuj, żeby nie uciekł 133

Co powiedział Hannibal 138

Alfred, Alfons, Alojzy... 143

Tyle się wydarzyło 150

Nowa szkoła 155

Ojciec 160

Najdalej 167

Ważna Panna Dot 177

Page 16: Własny pokój

Nadzieje i tęsknoty 185

Złe nowiny 190

Zaczynają się kłopoty 203

Goście 218

Moje pół metra 224

Godzina wychowawcza 235

Przeprowadzka 247

Zmiany 253

Déjà vu ? 259

Pojednanie 266

Spóźniony obiad 274

Oczekiwanie 280

Page 17: Własny pokój
Page 18: Własny pokój

Poruszaj ca ksi ka; pierwsza polska wspó czesna powie dla nastolatków, o nastolatkach z tak otwar-to ci poruszaj ca trudne, najcz ciej przemilczane tematy.

Poleca Ma gorzata Budzy skaautorka bestsellerowej serii Ala Makota

Czy wokó Ciebie czasem rozpada si wiat? Rozwo-dz cy si rodzice, przemoc w szkole, brak akceptacji swojego wygl du, marzenie o posiadaniu prawdzi-wego domu?

Zach prze ywa rozstanie rodziców i chorob mamy.Al za wszelk cen chce uchroni siebie i Maj przed domem dziecka.Jacek ma problemy z nadwag i nie chce wychodzi z domu.

Przyja mi dzy nimi, g boka i prawdziwa, mo e wszystko zmieni …

Dalsze losy bohaterów W asnego pokoju w ksi ce Ten gruby.

Cena detal. 29,90 z

CIWONIUK_Wlasny pokoj.indd 1 2011-01-20 14:28