w Poszukiwaniu Samego Siebie
-
Upload
konrad-juszczyk -
Category
Documents
-
view
484 -
download
1
Transcript of w Poszukiwaniu Samego Siebie
UROCZYSTE ZEBRANIE PLENARNE INSTYTUTU JĘZYKOZNAWSTWA
W DNIU 28 PAŹDZIERNIKA 2008 Z OKAZJI 70 URODZIN PROF. DR. HAB. JERZEGO BAŃCZEROWSKIEGO
W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane*
Jerzy Bańczerowski
Insaengŭn nagŭne kil, Ŏdisŏ wattaga, ŏdiro kanŭnya.
Życie człowieka jest drogą tułacza. Skąd przychodzimy? Dokąd idziemy?
(z pieśni koreańskiej Hasuksaeng)
Zamiast wstępu
Zanim cokolwiek powiem, chciałbym dać wyraz mojej radości, że
tak wiele osób z naszego Instytutu znalazło chęć i czas, by przyjść na
dzisiejsze nasze spotkanie. Jest to tym bardziej zastanawiające, by nie
rzec zdumiewające, ponieważ nie mając już władzy, nie mogłem uciec się
do żadnych środków przymusu, chociaż nigdy bym przecież tego nie
uczynił. Również, o ile wiem, pani prof. Piotra Łobacz, obecna dyrektor
Instytutu Językoznawstwa, takowych środków absolutnie stosować nie
zamierzała.
Dzień dzisiejszy ma dla mnie szczególne znaczenie. Sygnalizuje
bowiem, że już niebawem nadejdzie koniec mojej czynnej służby w
strukturach UAM. Gdy dowiedziałem się od prof. Łobacz o planowanej na
dziś uroczystości, zapytałem, czy powinienem coś powiedzieć.
Otrzymawszy twierdzącą odpowiedź, zacząłem się nad tym zastanawiać.
Na usta cisnęło się wiele rzeczy i spraw, o których warto byłoby przy tej
okazji przynajmniej wspomnieć. Ale przecież czasu nie da się ani
rozciągnąć, ani oszukać. Poza tym podejrzewam, że Państwo chcielibyście
usłyszeć ode mnie wreszcie coś interesującego. A to z kolei jest dla mnie
* Poniższy tekst został wygłoszony na spotkaniu pracowników Instytutu Językoznawstwa UAM w
dniu 28.10.2008 z okazji 70-lecia autora.
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
2
dodatkowym wyzwaniem. Nie wiem więc, czy sprostam wymogom chwili
i czy dokonam właściwego wyboru. Sami będziecie musieli to osądzić.
Nie ukrywam, że chciałbym dzisiaj powiedzieć coś niecoś o sobie,
ale w taki sposób, żeby o sobie nic nie mówić albo mówić jak najmniej.
Obawiam się jednak, że urzeczywistnienie takiego zamiaru może mi się
nie powieść.
Kłopoty z czasem
Do niedawna zwykłem patrzeć głównie przed siebie. Teraz coraz
częściej mi się zdarza, że spoglądam wstecz na życie, które minęło i mija.
I właśnie takie retrospektywne spojrzenia prowadzą do refleksji, również
nad samym sobą. Co gorsza, wydaje mi się, że nawet najbardziej odległe
zdarzenia w czasie miały miejsce dopiero wczoraj, ale nie przesadzajmy i
powiedzmy nieco ściślej, że dopiero przedwczoraj.
Jak więc z perspektywy 70 lat widzi się życie i świat? Jest to dość
długi okres czasu. Nigdy nie przypuszczałem, że przyjdzie mi tak długo
żyć. Muszę jednak wyznać, że ostatnio czas u mnie gwałtownie
przyśpieszył, po prostu pędzi, nie wiadomo dokąd. Zauważyłem, że z
mojego słownictwa słowo dopiero zostało prawie całkowicie wyparte
przez słowo już. Nie mówię więc beznamiętnie to przecież dopiero ósma,
ale ze zdumieniem i niedowierzaniem stwierdzam: co, to już ósma.
Inny kłopot z czasem to uczucie jak bym w ogóle nie przystawał do
XXI wieku. Moja intelektualna przygoda, jak i moje poglądy na świat i
rzeczywistość języka ukształtowały się głównie w drugiej połowie XX
wieku, wskutek czego uważam się całkowicie za jego produkt. Ponieważ
moja wizyta na tym świecie zahaczyła również o obecne stulecie, czuję się
czasami jak dinozaur, który nie wymarł na czas i przestaje nowe czasy
rozumieć, nie mogąc znaleźć do nich odpowiedniego klucza. Porównania
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
3
tego nie używam, aby wywołać u Państwa wesołość, ale dlatego, że
odzwierciedla ono dość adekwatnie stan mojego umysłu.
W mej świadomości wyłania się jakiś nieznany dotąd rodzaj
teraźniejszości, który zaczyna się rozciągać na przeszłość i przyszłość.
Zdarzenia, które zachodziły w różnym czasie, zaczynają jak gdyby
współwystępować, a jedyną rzeczywistą chwilą staje się chwila obecna,
która też przemija. Trudno więc przewidzieć, jakie jeszcze paradoksy
czasowe mogą mi się przydarzyć.
Coraz bardziej czuję, że i do mnie odnoszą się słowa poniższego,
znanego Wam zapewne wiersza:
Wierzchołki wzgórz Spowite w ciszę Drzew żaden już
Wiew nie kołysze. Śpi las
I ptactwo w gęstwinie I tobie ninie
Spocząć już czas.
Zauroczenie językami i językoznawstwem
Do głowy przychodzą mi różne dziwne myśli, które kiedyś nie
przychodziły. Zastanawiam się, skąd one przychodzą i dokąd odchodzą.
Czasami zadaję sobie pytanie, czasami ktoś pyta: dlaczego, po co zająłem
się językami i językoznawstwem, co chciałem przez to osiągnąć,
dlaczego uległem fascynacji światem języków i lingwistyki.
Zadowalającej odpowiedzi na takie pytania niestety nie znam. W każdym
bądź razie muszę wyznać, że poznawanie języków, możliwość
komunikowania się za ich pomocą, były dla mnie źródłem jakichś prawie
metafizycznych przeżyć. Uprawianie językoznawstwa stawało się
stopniowo sposobem na życie, dawało poczucie spełnienia, nie mówiąc
już o głębokiej satysfakcji, jaką sprawiało. Ale jednocześnie wymagało
nieraz, abym o życiu zapominał. Oczywiście, miało to również pewne
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
4
negatywne konsekwencje dla mnie i dla osób bezpośrednio ze mną
związanych.
Uczenie się języków wymagało pokonywania własnej słabości.
Poddawało próbie wytrwałość w dążeniu do celu. Obcowanie z
majestatem języka zapierało czasami dech w piersiach, uczyło też pokory
wobec jego złożoności i ogromu, by nie rzec nieskończoności. Działało jak
oczyszczenie dla ducha, jak swojego rodzaju katharsis. Czasami
wywoływało euforię, która pozwalała zapominać o wszystkim innym i
doznawać ukojenia.
Każdy język, z którym się zetknąłem, to odrębny świat. Każdy
przedkłada nam coś niepowtarzalnego, coś niezwykłego. Każdy odsłania
nieco inny aspekt rzeczywistości, promieniując jakimś ponadczasowym,
niewypowiadalnym pięknem. Wszystkie języki są wobec siebie
komplementarne. A to oznacza, że żaden z nich, w pojedynkę, nie jest w
stanie sygnifikacyjnie wyczerpać jakościowej nieskończoności świata.
Językoznawstwo umożliwiało doznawanie tego swoistego piękna
języków etnicznych oraz dawało nadzieję na chociaż przelotne wejrzenie
w ostateczną, tajemniczą rzeczywistość języka jako takiego, rzeczywistość
prześwitującą przez mgłę owych języków. Warto się więc uczyć języków
również dla nich samych, bo przez to otwiera się możliwość znalezienia
się w zaczarowanym kręgu Języka. A gdy już się w tym kręgu znajdziemy,
chcielibyśmy pozostać w nim na zawsze. Język nas nigdy nie zdradzi.
W podróży bez powrotu
Zaczynając naukę języka obcego rozpoczynamy podróż w nieznane.
Czasami może to być podróż bez możliwości zawrócenia z drogi. W moim
przypadku okazała się ona również wędrówką w poszukiwaniu samego
siebie, wędrówką bez kresu.
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
5
Fakt ciągłego podróżowania, ustawicznej wędrówki uświadomiłem
sobie stosunkowo późno. Dopiero podczas pobytów na Dalekim
Wschodzie dotarło do mojej świadomości, że w podróż wyruszyłem już
dawno, i że wcale nie musi być ona związana z przemieszczaniem się w
przestrzeni z jednego miejsca w drugie. To właśnie na Dalekim
Wschodzie doszedłem ostatecznie do wniosku, że właściwa podróż, w
którą się udałem, to podróż do wnętrza samego siebie, by do samego
siebie dotrzeć.
Niewątpliwie, odmienność azjatyckich języków i kultur, obcowanie
z którymi testuje nie tylko naszą tolerancję, ale również otwartość i
szacunek dla inności, przyśpieszały proces rozpoznawania charakteru tej
podróży. Podróży o posmaku wprost metafizycznym, po drodze bez
jakichkolwiek drogowskazów, po drodze o nieprzewidywalnych skutkach.
Wprawdzie na jednym ze stopni kamiennych schodów wiodących do
posągu Buddy (Haesugwaneumsang), w pobliżu świątyni Naksan na
wschodnim wybrzeżu Korei wyryto napis: Kireseo kireul mutta, co
znaczy „w drodze pytać o drogę”, to w tej podróży do wnętrza samego
siebie nie ma przewodników. Przy drodze, po której tu się wędruje, nie
ma nikogo, by w chwilach rozterek i zwątpienia zapytać o radę. Człowiek
jest ostatecznie skazany wyłącznie na samego siebie i na swoją
samotność. Na szczęście jest to samotność w pojedynkę. Nikogo ze sobą
w tę podróż zabrać nie można.
Ale to właśnie w tym wnętrzu, gdzie przecinają się wszystkie światy
i gdzie spotykają się wszystkie ścieżki, i tylko tam, należy szukać
odpowiedzi na dręczące nas pytania o sens wędrówki zwanej
eufemistycznie życiem. Odpowiedzi tej tylko sami sobie możemy udzielić.
Nie ma jednej jedynej drogi, która by tam wiodła. Wręcz przeciwnie,
skazani jesteśmy na tułaczkę po różnych drogach i rozdrożach, i nic nie
gwarantuje, że nie zejdziemy na manowce rozpaczy.
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
6
Nie chciałbym też utwierdzać nikogo w przekonaniu, że swoją drogę
już całkowicie odnalazłem, że jest przestronna i umożliwia poruszanie się
po niej bez przeszkód. Niestety ciągle na nowo muszę ją odnajdywać,
walcząc z samym sobą. Przypomina ona raczej krętą, górską ścieżynkę,
którą samemu trzeba ciągle wydeptywać, by nie zarosła chaszczami
nieświadomości. Echa tego ciężkiego boju, bo z samym sobą, o drogę,
można usłyszeć w Balladzie o miłorząbi, z której przytoczę trzy
następujące zwrotki:
. . .
Liść twój niejeden jakby się rozdwajał Jakby niósł nam prawdę oczywistą, Że wszystko, co w jedność się spaja,
Naturę ma jednak dwoistą.
Wszystko dwie strony w sobie zawiera Coś, co daleko, wydaje się blisko, a przed bliskim dal się rozwiera,
Niby to nic, a jednak to wszystko.
Dwoistość również i mnie rozrywa Duch zawzięcie z przyziemnym walczy
I w nieskończoność się wyrywa, Ale czy siły mu wystarczy?
. . .
By to wszystko Państwu wyznać, musiałem sięgnąć dziś do
ostatnich, nadwątlonych już zapasów mojej odwagi. Charakter
dzisiejszego spotkania zachęcał mnie do tego, aż się w końcu
przemogłem. Współpracowaliśmy przecież dość długo i macie prawo
dowiedzieć się czegoś o moim świecie pozajęzykoznawczym, chociaż być
może jest on jedynie cieniem mojego obrazu rzeczywistości językowej.
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
7
Macie więc prawo wiedzieć, z kim mieliście do czynienia. Ale wiedzę tę
zachowajcie raczej tylko dla siebie. Innym nie jest ona do niczego
potrzebna.
Jeden z moich artykułów napisanych z okazji jubileuszu 20-letniego
istnienia polonistyki na Hanguk University of Foreign Studies
zatytułowałem: Cóż byłby wart bez Korei mój świat. Chociaż do tego
czasu przebywałem w czterech krajach azjatyckich, to jednak Korea,
chyba na dość długo, zajęła szczególne miejsce w podróży, o której tu
wspominam. Wędrówki po Azji pozwoliły mi doświadczać zadziwiającej
rzeczywistości, której bym nie podejrzewał o realne istnienie.
Niezwykłość zwykłości
Czasami jestem pytany o zdarzenia, które mi najbardziej utkwiły w
pamięci ze względu na swoją niezwykłość. Chodzi tu o te dobre i o te złe.
Wiele takich zdarzeń w życiu doświadczyłem, być może również dlatego,
że często staram się doszukiwać czegoś niezwykłego w jak najbardziej
zwykłym.
Zacznę może od mojej przygody z wałkami woskowymi Bronisława
Piłsudskiego, na których nagrywał on fonograficznie folklor Ajnów w
latach 1902–1903 na Sachalinie i Hokkaido. Wałki te jeszcze przed
wybuchem I wojny światowej Piłsudski przywiózł do Polski i przez
pewien czas były one zdeponowane w Muzeum Tatrzańskim w
Zakopanem. W niewyjaśniony do końca sposób trafiły do Poznania. W
1961 r., zainspirowany przez prof. Ludwika Zabrockiego, udało mi się
odnaleźć kolekcję 90 wałków na strychu Collegium Philosophicum przy
ulicy Matejki. Mój pierwszy artykuł naukowy poświęciłem opisowi treści
tych wałków oraz próbie rekonstrukcji ich historii. Z pomocą inż.
Konrada Dukiewicza z Politechniki Poznańskiej starałem się również
dokonać odczytu kilku wałków, które były w lepszym stanie. Jednakowoż
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
8
jakość tych odczytów była niezadowalająca. Następnie dzięki wysiłkom
prof. Majewicza kolekcja wałków została przesłana do Japonii, gdyż była
uzasadniona nadzieja, że uda się je tam odczytać, stosując zaawansowane
technologie, co się ostatecznie w dużej mierze powiodło.
W 1985 r. wziąłem udział w międzynarodowym sympozjum
poświęconym fonograficznym nagraniom Piłsudskiego i kulturze Ajnów
na uniwersytecie Hokkaido w Sapporo. Po sympozjum prof. Kan Wada
zaprosił mnie na kolację do swego domu, gdzie obejrzeliśmy film
wyprodukowany przez rozgłośnię NHK, a poświęcony właśnie
Piłsudskiemu i jego wałkom. W jednej ze scen tegoż filmu kobieta w
podeszłym wieku słucha głosu nagranego na wałku i nagle zaczyna
płakać, ponieważ rozpoznała głos swojej zmarłej matki. Widok ten
wstrząsnął mną do głębi. Poczułem, że opuściły mnie wszystkie siły. Z
największym trudem opanowałem wzruszenie, które mnie ogarnęło.
Pojąłem wówczas, że udało mi się, całkowicie bezinteresownie, uczynić
coś pożytecznego dla zwykłego człowieka. Poczułem, że moje wnętrze
szaleje z radości. Chciało mi się krzyknąć: Chwilo trwaj, chwilo jesteś
piękna! Mogą Państwo mi wierzyć lub nie, ale była to jedna z
najpiękniejszych i niedających się zapomnieć chwil w mojej naukowej
karierze. Odpłynęła jednak i ona bezpowrotnie w przeszłość,
pozostawiając jedynie ślady na piachu pamięci.
Wspomnę też o niezwykłym zdarzeniu, które miało miejsce podczas
mojego pobytu w Seulu w 2001 r., a o którym opowiedział mi wykładowca
filozofii indyjskiej prof. Caran Singh Cauhan, mieszkający z dwójką dzieci
w wieku 8 –10 lat, w tym samym budynku, co ja. Żona profesora Singha
zginęła w wypadku. Zaszedłszy do niego pewnego razu, by o coś zapytać,
zobaczyłem, że mają dwa psy, a do tego czasu mieli tylko jednego. Widząc
moje pytające spojrzenie, powiedział, że dzieci przyprowadziły drugiego
psa, bo był bezdomny. Gdy zaczął je przekonywać, że w domu nie ma
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
9
przecież miejsca dla dwóch psów, odrzekły, że tu nie chodzi o miejsce w
domu, ale w sercu. Przyznam, że nie usłyszałem lepszej lekcji etyki, w
której przypadkowo przyszło mi wziąć udział. Po powrocie do swego
mieszkania, praca tego wieczoru jakoś mi się nie kleiła.
W kwietniu 2004 r. udałem się po raz drugi do Seulu celem wzięcia
udziału w konferencji na temat Europy Środkowo-Wschodniej oraz
przedyskutowania niektórych problemów naszej współpracy. Na lotnisko
w Incheon wyszli po mnie prof. Cheong i dr Oh. Po przybyciu do
kampusu uniwersyteckiego w Yongin prof. Cheong zaprosił nas do swego
gabinetu, gdzie podczas rozmowy przy czarce zielonej herbaty wręczył mi
kartkę w formacie A4 z tekstem z Konfucjusza. Treść tego tekstu można
by oddać następująco: Przyjaciel przybył z daleka, jakże się nie cieszyć.
Poniżej widniało sześć podpisów pracowników seulskiej polonistyki.
Wpatrując się w znaki na wręczonej mi kartce, nie mogłem oprzeć się
wzruszeniu. Uświadomiłem sobie również, że przyjaźń nie potrzebuje
wielu słów, może nawet żadnych.
I oto dzisiaj, proszę Państwa, jesteśmy świadkami również
niezwykłego zdarzenia. Naszymi gośćmi są bowiem prof. Dennis Preston i
jego żona Carol Preston, których obecna wizyta w Poznaniu zbiegła się w
jakiś tajemniczy sposób z naszym dzisiejszym spotkaniem, o którym oni
absolutnie wiedzieć nie mogli, przybywając do Europy z Ameryki w
zupełnie innym celu. Prof. Preston należy do grona moich najlepszych
przyjaciół. To właśnie z jego inicjatywy mogłem pracować w Ameryce
przez jeden rok jako profesor wizytujący w State University of New York
at Fredonia, w latach 1976/77. Jestem niezmiernie wdzięczny prof.
Łobacz, że zaprosiła Państwa Prestonów na dzisiejszą uroczystość. Im
dzisiaj powinienem wręczyć kartkę ze wspomnianym powyżej tekstem z
Konfucjusza.
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
10
Jako ostatnie wymienię jeszcze jedno dziwne zdarzenie o nieco
innym charakterze, które jest swego rodzaju recenzją moich prac,
powstałych w nurcie aksjomatyzacji, a którego głównym aktorem jest
prof. Tadao Shimomiya z Uniwersytetu Gakushuin w Tokyo. W sierpniu
2000 r. brał on udział w kongresie Societas Linguistica Europaea w
Poznaniu. Po zakończeniu obrad poprosił mnie, abym pokazał mu naszą
Uczelnię i nasz Instytut, którego publikacjami był bardzo zainteresowany
i kilka z nich zabrał ze sobą. Wśród tych publikacji znalazł się tom VI
Investigationes Linguisticae z 1999 r. z moim artykułem Towards a
grammar of flection, w którym zaproponowałem pewną teorię fleksji w
wersji aksjomatycznej. Po kilku dniach otrzymałem od niego list
informujący mnie, że lekturę naszych publikacji rozpoczął właśnie od
tomu VI wspomnianego czasopisma. Jednak mój artykuł o fleksji okazał
się dla niego na tyle nieprzyjazny w odbiorze z powodu aparatu
formalnego, że starając się go zrozumieć czuł jakby ktoś pałował mu
mózg. Natomiast zamieszczone w tym tomie moje wiersze w formie haiku
wywołały u niego entuzjazm do tego stopnia, że postanowił w przyszłości
napisać o tym artykuł. Czytając ten list, myślałem, że prof. Shimomiya ma
dość duże poczucie humoru. Jednak przypuszczenie takie okazało się
błędne.
W sierpniu 2008 r., tj. po 8 latach od naszego spotkania w
Poznaniu, otrzymałem niespodziewany list od prof. Shimomiyi, w którym
pisał, że w dniach 21–26 lipca 2008 r. uczestniczył w 18
Międzynarodowym Kongresie Lingwistów w Seulu, gdzie wygłosił referat
pt. Haiku and linguistics. Oczywiście w referacie tym przywołuje mnie
jako inspiratora tegoż zdarzenia i przytacza dwa z moich haiku. Nigdy
bym nie przypuszczał, że ktoś potraktuje tak poważnie coś, co napisałem
przy okazji, dla higieny psychicznej, a uprawianą przeze mnie twardą
lingwistykę porówna do pałowania mózgu. Prof. Shimomiya uczynił to
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
11
jednak w tak sympatyczny sposób, że nawet choćbym bardzo chciał, nie
byłbym w stanie się na niego obrazić.
Uczestniczyłem też w zdarzeniach mało przyjemnych, o których
nigdy nie pomyślałbym, że mogą mi się przydarzyć. Ich niezwykłość
wynika z tego, że były dla mnie zupełnie nieoczekiwane. O nich dzisiaj nie
chciałbym wspominać. Może przy innej okazji. Nie uskarżam się jednak,
że los mi ich nie oszczędził. Wręcz przeciwnie, uważam je za naturalne
uzupełnienie zdarzeń przyjemnych. Gdybym ich nie doświadczył, moja
wiedza o życiu i o naturze ludzkiej byłaby uboższa.
Czy znajdą się chętni?
Za Państwa przyzwoleniem chciałbym zwrócić się do tych, którzy
uważają, że czegoś się ode mnie nauczyli, a nawet, być może, byliby
skłonni uważać się za moich uczniów. Pod ich adres chciałbym skierować
pewne oczekiwania z mojej strony. Uczynię to teraz, bo może nie być już
ku temu nadarzającej się okazji. Aby wyrazić się jak najbardziej
lakonicznie, sparafrazuję tu w sposób dość swobodny jednego z mędrców.
O kogo chodzi, łatwo się będzie domyśleć. Oczywiście dodam też coś od
siebie. Powiem więc tak:
Całą wiedzę, jaką udało mi się zdobyć, starałem się Wam przekazać,
co nie oznacza, że udało mi się przekazać wszystko. Nigdy nie miałem
zamiaru zachowywać czegoś wyłącznie dla siebie. Ale nie wierzcie ani
jednemu mojemu słowu tylko dlatego, że byłem profesorem, promotorem
w Waszych przewodach doktorskich, konsultantem przy habilitacjach itp.
Bądźcie dociekliwi i sprawdzajcie wszystko sami. Sami bądźcie swoim
przewodnim światłem. Ciągle poszukujcie swego krytycznego umysłu, bo
ostatecznie tylko on okaże się Waszym sprzymierzeńcem w dochodzeniu
do tego, co zwykle nazywają prawdą. Powtarzam w dochodzeniu,
ponieważ nie znam nikogo, kto by do niej, nieuchwytnej i milczącej,
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
12
dotarł. Nie wierzcie więc w kogokolwiek lub w cokolwiek, bo zatracicie
coś nadzwyczaj cennego, a mianowicie zdolność do samodzielnego
myślenia, współkształtującą Waszą niepowtarzalną, unikalną
inteligencję. Wątpienie jest przecież jedną z sił napędowych poznania.
Wiele rzeczy w życiu otrzymałem darmo. Starałem się je również
darmo przekazywać innym. Chciałbym, byście i Wy pozostali wierni
zasadzie: darmo otrzymaliście, darmo dajcie. Nie oczekujcie też
odwzajemnienia za pomoc, której udzieliliście innym. Znajdujcie
zadowolenie w tym, że mogliście innym pomóc i że inni Waszą pomoc
przyjęli. Troszczyłem się o Wasz awans intelektualny. Niech Waszym
niezbywalnym obowiązkiem będzie zatroszczyć się w tym względzie o
innych. Nie ceńcie się zbyt wysoko, lecz pozostawcie innym, by Was
wycenili. Pamiętajcie, że chwila, w której uwierzycie w swoją wielkość,
oznaczać będzie początek Waszego intelektualnego obumierania. Od
wielkości do śmieszności jest podobno tylko jeden krok. Nie wiadomo
nawet, czy cały. Szanujcie Waszych intelektualnych przeciwników i nie
strońcie od nich. Bez ustawicznej polemiki z nimi nie rozwiniecie
skrzydeł. Albowiem marcet virtus sine adversario. Jeśli poświęciliście się
czemuś, dążcie do osiągnięcia w tym doskonałości jak samuraj we
władaniu mieczem lub jak Wojski w grze na rogu.
Starajcie się więc, by nic nie przesłoniło Wam drogi, na którą tu
wskazałem. Zaufajcie jej, a ona sama Was poprowadzi. Dokąd? Właśnie
do odnalezienia Waszej własnej drogi do Was samych, do Waszego
najgłębszego wnętrza, gdzie samych siebie wreszcie odnajdziecie. Każdy z
Was, jako niepowtarzalne w swej istocie, unikalne indywiduum musi
samodzielnie wydeptać sobie własną ścieżkę, po której tylko on będzie
mógł wędrować, i która będzie różna od wszystkich innych, gdyż jego
relacje ze światem są niepowtarzalne, są unikalne.
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
13
Postępując zgodnie z powyższymi wskazówkami, dojdziecie na
pewno kiedyś do przekonania, że nie tylko obcowaliście ze mną, ale żeście
się ze mną spotkali. Może wyraziłem się zbyt górnolotnie, może nie
dobrałem właściwych słów, by się jasno wyrazić i trafić do Waszych
umysłów, ale w tej chwili nic lepszego mi do głowy nie przychodzi. Co mi
jednak do głowy przychodzi, a raczej wpełza jak wąż, to zwątpienie, czy
aby ma to jakiś sens, że o tych sprawach mówię. Czy aby kogoś to w ogóle
zainteresuje, a tym bardziej, czy ktoś będzie chciał to zrozumieć. Przecież
aby zrozumieć, trzeba by się nad tym zastanowić, pomyśleć, przemyśleć.
A kto ma dzisiaj na taki luksus czas, pędząc na oślep od jednego zajęcia
do drugiego, by nie wypaść z rytmu surrealistycznej rzeczywistości.
Czy wystarczy podziękować i przeprosić?
Zmierzając do zakończenia, chciałbym zaznaczyć, że w dzisiejszym
moim wystąpieniu nie mogą nie pojawić się dwa słowa, a mianowicie
dziękuję i przepraszam. Podziękować chciałbym wszystkim tym, którzy
mnie na różne sposoby wspierali, którzy poważnie ustosunkowywali się
do moich nieraz karkołomnych propozycji i poczynań, darzyli kredytem
zaufania i udzielali niezbędnej pomocy. Bez nich niewiele mógłbym
zdziałać, powiedzmy sobie to jasno.
Chciałbym więc szczególnie serdecznie podziękować obu
Magnificencjom Rektorom, tj. obecnemu Rektorowi prof. Bronisławowi
Marciniakowi oraz Rektorowi dwu poprzednich kadencji prof.
Stanisławowi Lorencowi, jak również Rektorowi prof. Bogusławowi
Mrozowi. Doprawdy brak mi słów, by adekwatnie wyrazić moją dla Nich
wdzięczność.
Na ręce Pani Dziekan prof. Teresy Tomaszkiewicz składam wyrazy
podziękowania za długoletnią, harmonijną współpracę z Władzami
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
14
Dziekańskimi Wydziału Neofilologii. Sadzę, że współpraca ta dobrze
służyła tak Wydziałowi, jak i Instytutowi.
Dziękuję prof. Dennisowi Prestonowi za przyjaźń, która nas
złączyła, za przybliżanie mi Ameryki i oczywiście za owiane tajemnicą
jego pojawienie się dzisiaj wśród nas.
Słowa szczególnej podzięki kieruję również do Pani Dyrektor
Instytutu Językoznawstwa prof. Piotry Łobacz, która podjęła się trudu
zorganizowania dzisiejszej uroczystości i stworzyła odpowiednią
atmosferę, przystającą do charakteru mojej osoby, tzn. atmosferę
bezpośredniości i względnej swobody. Zawsze bowiem chciałem pozostać
zwykłym, normalnym człowiekiem, co wcale nie jest takie łatwe. Łatwiej
bowiem grać rolę zwykłego człowieka, niż nim faktycznie być.
Oczywiście na słowa podzięki zasługują też wszyscy pracownicy
naszego Instytutu. Wspólnie udało się nam wiele osiągnąć w aspekcie
naukowym, dydaktycznym i w dziedzinie współpracy międzynarodowej.
Nie chciałbym też absolutnie pominąć Pani Marii Królskiej. Pragnę
wyrazić Jej głęboką wdzięczność za to, że od dawna troszczy się o nasz
Instytut i jego gości od strony kulinarnej, czyli dba o nasze ciała, a to
przekłada się również na ducha, zgodnie z łacińską sentencją mens sana
in corpore sano.
Chciałbym również przeprosić wszystkich tych, którzy uważają, że
się na mnie zawiedli, że nie spełniłem pokładanych we mnie nadziei i
oczekiwań. Człowiek jest niestety ułomny i zawodny. Nie tylko potrafi się
wznosić na wyżyny rozsądku, ale również może popadać w bezdenną
głupotę. Samoocena mojej działalności i moich dokonań nie jest zbyt
wysoka i to, co teraz mówię, wypływa z mego przekonania, a nie z
fałszywej skromności dopominającej się nie wprost o uznanie i
komplementy.
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
15
Ex diversitate unum, unum in diversitate
Moim życzeniem było, byście Państwo dzisiaj nie przynosili mi ani
żadnych kwiatów, ani żadnych prezentów. Jednak nie posłuchaliście
mnie. Przynieśliście mi bowiem wspólnie jeden wielki niesamowity
prezent. Stawiliście się mianowicie tak licznie, że jak powiedziałem na
samym początku mego wystąpienia, wprawiło mnie to nawet w
zdumienie. Prawie wszyscy pracownicy Instytutu, z własnej woli, zjawili
się na tej ważnej dla mnie uroczystości. Świadczy to nie tylko o znacznej
wewnętrznej spójności naszej instytutowej wspólnoty, ale i o tym, że jako
byłemu dyrektorowi nie udało mi się całkowicie z tej wspólnoty
wyobcować, że nie postrzega ona mnie wyłącznie negatywnie, mimo
różnych moich błędów i niedociągnięć, których nie zawsze udawało się
uniknąć. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie.
Instytut nasz, jak wszyscy doskonale wiemy, jest znacznie
zróżnicowany, tak pod względem prowadzonych badań naukowych, jak i
uprawianej dydaktyki. Ilość nauczanych języków odzwierciedla również
znaczny fragment językowej różnorodności świata. Tworzymy więc
wielojęzykową i wielokulturową wspólnotę. Jedność wyrosła z
różnorodności i w różnorodności się przejawia. W takiej zróżnicowanej
pod wieloma względami wspólnocie w sposób naturalny rodzą się i będą
się rodzić pewne sprzeczności i konflikty. Należy je rozwiązywać w
interesie całej wspólnoty i w poczuciu wyższej konieczności. Co konieczne
jest podobno prawdziwe. Funkcjonowanie w luksusie chluby nie
przynosi.
Zwartość instytutowej wspólnoty powinna czynić ją odporną na
zewnętrzne zakłócenia i czynniki dezintegracyjne. Należy bowiem
pamiętać, że małe jest piękne, ale słabe. Niepowodzenia instytutu
przełożą się szybko na niepowodzenia każdego pracownika. Ta oczywista
prawda nie zawsze do nas dociera w okresach świetności. Tu warto sobie
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
16
przypomnieć początek Pana Tadeusza. W świecie, w którym żyjemy nic
nie jest stałe. Każdy dzień wymaga sumiennego spełniania swych
obowiązków, by uzasadnić swoją przydatność dla instytutu. Jeśli ktoś w
sposób zamierzony zakłócałby rytm wspólnoty, nie należy się tym zbytnio
przejmować, lecz robić, co do nas należy. Taka osoba powinna się raczej
obawiać, że z czasem może się przeistoczyć w synonim, w retoryczną
figurę dla określenia postępowania o nieakceptowanym charakterze i pod
taką postacią zaistnieć na długo w zbiorowej pamięci.
Chciałbym więc odejść w przekonaniu, że udało mi się tchnąć w
naszą instytutową wspólnotę ducha współpracy, wewnętrznej spójności i
zrozumienia dla zwiększonego poczucia jedności, i nie tylko w chwilach
próby. Chciałbym również by przyszłość naszego Instytutu wyznaczały
tak kontynuacja jak i dalszy rozwój, wynikający z kreatywnego
reagowania na zmieniający się świat i na nowe wyzwania, których
absolutnie unikać nie wolno. Kto nie idzie do przodu, automatycznie się
cofa.
Nikt nie może czuć się zwolniony od pytania samego siebie o własny
wkład w rozwój Instytutu. Nie wolno pozostawać zakładnikiem utartych
schematów myślenia, ograniczających często naszą podatność na nowe
koncepcje, nowe prawdy i na doskonalenie naszych działań. Nie oznacza
to jednak, że to, co okrzyczane jako nowe, musi nim faktycznie być. W
nauce nie wolno niczego przyjmować na wiarę. Wasz krytyczny umysł
powinien tu Was chronić przed producentami i administratorami
rzekomych prawd. Nauka, podobnie do innych sfer ludzkiej działalności,
nie jest i nie będzie wolna od manipulacji i patologii. Wielu naukowców,
szczególnie dzisiejszych, często myśli zbyt rynkowo. Nie tylko chcą wejść
za wszelką cenę na rynek nauki ze swoim towarem, ale dążą nierzadko do
zdominowania tegoż rynku lub nawet do monopolizacji.
JERZY BAŃCZEROWSKI: W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE Garść refleksji z podróży w nieznane
17
*
Wydaje mi się jednak, że gawędzę już bez umiaru. Wiem, że znowu
zdobyłem się na odwagę i zaryzykowałem przypomnieć Wam szereg
rzeczy chyba nader oczywistych. Ale oczywistość ma to do siebie, że nie
zawsze jest oczywista. Chociaż tematu nie wyczerpałem, nie chciałbym
absolutnie wyczerpać Waszej cierpliwości i pozwolę sobie zakończyć moje
wystąpienie następująco: dłużej klasztora niźli przeora.