CUD - media.rafael.plmedia.rafael.pl/Cud_eucharystyczny.pdf · jaki Jezus Chrystus czyni z samego...

288
CUD Eucharystyczny

Transcript of CUD - media.rafael.plmedia.rafael.pl/Cud_eucharystyczny.pdf · jaki Jezus Chrystus czyni z samego...

CUDEucharystyczny

CUD

3

H e n r y k B e j d a

Sokółka – przesłanie dla Polski i świata

CUDEucharystyczny

KorektaAnna Kendziak

Marlena Pawlikowska

Zdjęcia na okładceAp/Fotolink/EastNews Agencja Se/EastNews

H. Bejda

Projekt okładkiŁukasz Kosek

Opracowanie graficzne i skład Anna Kendziak

ISBN 978-83-7569-292-1

© 2012 Dom Wydawniczy RAFAELul. Dąbrowskiego 16, 30-532 Kraków

tel./fax: 12 411 14 52e-mail: [email protected]

www.rafael.pl

Z głęboką wiarą w tajemnicę świętych obcowania pracę tę dedykuję:

– św. s. Faustynie, która w swoich relikwiach jest moją łagiewnicką „sąsiadką”;

– bł. ks. Michałowi Sopoćce, który „towarzyszył” mi podczas zbierania materiałów do tej publikacji;

– przyjaciółce Dorocie, powołanej 9 października 2011 roku przez Pana Boga do Jego „niebiańskiej redakcji”, która dobrze znała niewyobrażalną wartość każdej Mszy Świętej i z którą miałem zaszczyt w wielu z nich współuczestniczyć;

– moim córeczkom: Zosi, Hani i Łucji z życzeniami, aby odkryły „największy skarb”, jakim jest Euchary-stia, i w oparciu o nią kształtowały całe swoje życie;

– czcicielom Jezusa Eucharystycznego z prośbą o mo-dlitwę za tych, którzy wciąż odrzucają Jego miłość i zaproszenie na Jego „królewską ucztę”;

– czytelnikom tej książki z prośbą o wybaczenie ewentualnych niedociągnięć i nadzieją, że to, co napisałem przyczyni się do umocnienia oraz wzrostu ich eucharystycznej pobożności.

Ad mAiorem dei gloriAm!

7

DEO GRATIAS!

Serdeczne „Bóg zapłać” składam wszystkim osobom duchownym i świeckim, które w jaki-

kolwiek sposób – złożonym świadectwem, mądrą wypowiedzią, radą, pomocą, dobrym słowem, myślą, modlitwą i wyświadczonym dobrem – przyczynili się do powstania tej książki. Wielu z nich odnajdzie się na jej stronach.

W szczególny sposób dziękuję także tym, o któ-rych w książce nie wspomniałem, a bez których po-mocy lub zwykłej życzliwości niewiele bym zdziałał – ukochanej żonie, teściom, rodzicom i przyjaciołom.

9

Ziemio polska! Ziemio ojczysta! Zjednocz się przy Chrystusowej Eucharystii, w której krwawa ofiara Chrystusa ponawia się wciąż i na nowo urzeczywistnia pod postacią Naj-świętszego Sakramentu wiary!

Ojciec Święty Jan Paweł II, Warszawa, 8 czerwca 1987 roku

Chociaż przeto wszędzie tam, gdzie spra-wowana jest Najświętsza Ofiara, dokonuje się cud eucharystyczny, to jednak w Sokółce został on zdwojony. Cud wiary został umocniony cudem empirycznym. W Sokółce rodzi się na nowo na-dzieja dla świata. Bo Bóg jest wśród swego ludu.

abp Edward Ozorowski, metropolita białostocki,

Sokółka, 2 października 2011 roku

11

WPROWADZENIE

„Czym słońce dla świata, tym jest Msza Święta w Kościele Bożym. Msza Święta jest praw-

dziwą Ofiarą Nowego Zakonu, w której sam Pan Jezus w  sposób bezkrwawy pod postaciami chleba i wina, przez ręce kapłana, Bogu Ojcu dla zbawie-nia świata [i dla naszego zbawienia – przyp. autora] ustawicznie się ofiaruje, jak się na krzyżu w sposób krwawy ofiarował.

Pan Jezus zapragnął bowiem w swej miłości, aby we wszystkich kościołach katolickich ciągle odnawia-ła się Ofiara krzyżowa aż do końca świata, by w ten sposób wszyscy ludzie mogli stanąć pod krzyżem Je-zusowym i korzystać z owoców Jego Męki i śmier-ci. Jak więc na krzyżu kalwaryjskim, tak i w każdej Mszy Świętej Pan Jezus za nas wielbi Boga, w naszym imieniu dzięki Mu składa za łaski i dobrodziejstwa, przeprasza Go za grzechy nasze i wyprasza nam to wszystko, co konieczne dla naszej duszy i ciała.

12

W każdej Mszy Świętej Pan Jezus zstępuje na ołtarz, zapala duchowe słońce miłości swojej i pra-gnie, aby promienie tego słońca ogrzewały nasze zimne serca”1.

Taką właśnie zwięzłą i bardzo trafną charakte-rystykę Mszy Świętej odnalazłem w odziedziczo-nym po babci, wydanym kilka lat po drugiej wojnie światowej, modlitewniku. Opisów i prób określenia, czym jest Przenajświętszy Sakrament Ołtarza, czym jest Eucharystia jest jednak znacznie więcej.

* * *

Ojcowie II Soboru Watykańskiego stwierdzili, że Eucharystia jest „źródłem i szczytem życia i misji Kościoła”. „Wielość nazw, jakimi określany jest ten sakrament, wyraża jego niewyczerpane bogactwo. Każda z nich ukazuje pewien jego aspekt” – czyta-my w Katechizmie Kościoła Katolickiego2. Eucha-rystię, czyli Mszę Świętą określa się także między innymi nazwami: Wieczerza Pańska, Łamanie Chleba, Zgromadzenie eucharystyczne, Pamiątka Męki i Zmartwychwstania Pana, Najświętsza Ofia-ra, Święta i Boska liturgia, Najświętszy Sakrament, Komunia, Chleb z nieba, Wiatyk.

Eucharystia jest „Sakramentem Miłości – darem, jaki Jezus Chrystus czyni z samego siebie, objawiając 1 Modlitewnik Droga do nieba, prawdopodobnie z 1952 roku (brak stro-

ny tytułowej), s. 185.2 Katechizm Kościoła Katolickiego, 1328, Pallottinum, Poznań 1994, s. 320.

13

nam nieskończoną miłość Boga wobec każdego czło-wieka” (Benedykt XVI, Sacramentum caritatis); praw-dziwym „cudem miłości Bożej” (bp Tihamer Toth).

Jest „antycypacją uczty weselnej Boga” (kard. Jó-zef Ratzinger), owych – zapowiadanych przez proro-ków – „godów Baranka”, „obrazem zapowiadającym rozkoszowanie się Bogiem w Ojczyźnie niebieskiej” (św. Tomasz z Akwinu). Jest „Sakramentem miłosier-dzia”, „streszczeniem i podsumowaniem całej naszej wiary” (Katechizm Kościoła Katolickiego), „celem wszystkich sakramentów”, „odrodzeniem człowieka przez śmierć Chrystusową”, „źródłem siły i radości w cierpieniach życia” (św. Tomasz z Akwinu)3.

„Święto Eucharystii – pisał kard. Józef Ratzin-ger – to nie tylko spotkanie nieba i ziemi, lecz spo-tkanie Kościoła wczoraj z Kościołem dzisiejszym, spotkanie Kościoła tu z Kościołem tam”4.

W niej w szczególny sposób spełnia się zapo-wiedź Chrystusa: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20)5.3 Określenia Mszy Świętej pochodzą z następujących publikacji: Benedykt

XVI, Posynodalna Adhortacja Apostolska Sacramentum caritatis (...) o Eu-charystii, źródle i szczycie życia i misji Kościoła, Wydawnictwo Diecezji Tar-nowskiej „Biblos”, Tarnów 2007; T. Toth, Eucharystia, Wydawnictwo „Te Deum”, Warszawa 2004; św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna w skró-cie, Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski, Warszawa 2000; KKK, Pal-lottinum, Poznań 1994; Jan Paweł II, Ecclesia de Eucharistia.

4 Kard. J. Ratzinger, Eucharystia. Bóg blisko nas, Wydawnictwo „M”, Kra-ków 2005, s. 57.

5 Zapożyczenia z Pisma Świętego (za wyjątkiem tych w cytowanych tek-stach) za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, wydanie V, Wy-dawnictwo Pallottinum, Poznań 2008.

14

„Ofiara Mszy Świętej jest chwałą nieba, zba-wieniem ziemi i czyśćca, postrachem piekła – pisał abp Antoni J. Nowowiejski, autor monumentalnego (liczącego prawie 1600 stron!) dzieła pod tytułem Msza Święta. W ofierze tej zawiera się wszystko, co najgodniejsze podziwu aniołów i ludzi. Ona jest skarbem wszystkich łask, zapewnieniem nieśmier-telności, przypieczętowaniem wszystkich dobro-dziejstw, jakie Pan Bóg kiedykolwiek nam uczynił. Ofiara Mszy Świętej to słońce chrześcijańskiej służ-by Bożej. Wszystkie sakramenty, wszystkie nabo-żeństwa są jakoby tylko przygotowaniem do niej. Ona to zamienia kościoły nasze na Kalwarię i nie-bo. Tu Baranek Boży jest ofiarowany i adorowany. (...) Duchy błogosławione z drżeniem i czcią stoją przy naszych ołtarzach”6.

Msza Święta uobecnia cały dramat naszego zba-wienia – nie tylko mękę i śmierć, ale także zmar-twychwstanie Jezusa Chrystusa. Eucharystia to „pożywienie pielgrzymów ziemskich” (cibus viato-rum), „chleb żyjących, pokarm żywych” (panis vivus et vitalis), jak pisał św. Tomasz z Akwinu.

W Eucharystii otrzymujemy „lekarstwo nie-śmiertelności, antidotum na śmierć”; ona „jest bra-mą nieba, która otwiera się na ziemi” ( Jan Paweł II, Ecclesia de eucharistia, EE 18 i 19).

6 Abp A. J. Nowowiejski, Msza Święta, Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski, Warszawa 2011, s. 1.

15

* * *

Prawdziwym „ośrodkiem” i „szczytem”, najważ-niejszym momentem Mszy Świętej jest oratio (Mo-dlitwa eucharystyczna – kanon) oraz towarzysząca jej transsubstancjacja, czyli przeistoczenie – chwila, kiedy dzięki Bożemu działaniu zwykły, zrobiony z mąki i wody biały opłatek oraz zwykłe wytłoczone z winnych gron wino, przemieniają się w prawdziwe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo naszego Zbawiciela.

„Ten kto z wiarą i modlitwą bierze udział w Eu-charystii, musi być dogłębnie wstrząśnięty w mo-mencie, w którym Pan zstępuje i przemienia chleb i wino, tak iż stają się one Jego Ciałem i Krwią. Wo-bec tego wydarzenia nie możemy uczynić nic inne-go, jak właśnie upaść na kolana i pozdrowić Pana. Przemienienie jest dla nas momentem wielkiej actio Boga w świecie. Porywa ono w górę nasze spojrzenie i nasze serce. Przez tę chwilę świat milczy, a w mil-czeniu tym obecne jest dotknięcie wieczności – przez jedno uderzenie serca znajdujemy się poza czasem, wchodząc w sam środek Bożego bycia z nami”7 – tak pięknie, teologicznie, a zarazem poetycko pisał o tej chwili w książce Duch liturgii kard. Józef Ratzinger.

Cały Jezus osobowy uobecnia się wtedy w ma-łym, białym Opłatku, w wielu konsekrowanych wówczas Opłatkach (i cały uobecnia się oczywiście

7 Kard. J. Ratzinger, Duch liturgii, Klub Książki Katolickiej, Poznań 2002, s. 187-188.

16

również w konsekrowanym winie) i tak jak zapowie-dział 2000 lat temu wciąż karmi nas swoim Ciałem i Krwią. To wielki i prawdziwy CUD dokonujący się podczas każdej Mszy Świętej.

* * *

A jednak prawie zawsze przemiana ta jest dla nas, dla naszych zmysłów niezauważalna. Podczas transsubstancjacji zmienia się bowiem substancja (istota), niezmienione pozostają natomiast akcy-densy chleba i wina. Oznacza to, że przyjmowane przez nas podczas Komunii Świętej Ciało Chrystusa ma nadal wygląd i smak zwykłego opłatka, a Krew – wygląd, zapach i smak wina. Ale mimo to od owej chwili Jezus w tym opłatku i w tym płynie, w tej ma-leńkiej Hostii i znajdującym się w kielichu winie jest całkowicie obecny; jest w nich – w każdej, nawet naj-mniejszej okruszynie i w najmniejszej kropli CAŁY – ze swoim Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem. Jest CAŁY w konsekrowanym Chlebie i CAŁY w kon-sekrowanym Winie. To wielka tajemnica wiary.

Prawdę o przeistoczeniu przyjmujemy na wiarę. Wierzymy, że jest tak, jak powiedział Chrystus, ale kiedy wiara ta słabnie, sam Pan Bóg dla jej wzmoc-nienia, a może jeszcze i dla innych znanych tylko sobie celów, przekonuje nas, że tak właśnie jest. Taka jest właśnie geneza cudów eucharystycznych: Bóg, wiedząc o naszych ograniczeniach – o ograniczonej

17

zdolności pojmowania rzeczy nadprzyrodzonych, wymykających się mędrca „szkiełku i oku”, prze-konuje nas w nich o swojej rzeczywistej obecności w  konsekrowanej Hostii. Nie, nie daje nam na to dowodu, daje nam znak, że żyje i wciąż jest wśród nas obecny. I to właśnie w październiku 2008 roku wydarzyło się w Sokółce.

* * *

Ukazany nam Boży znak jest dla nas wyzwa-niem i zadaniem. Wielu z nas zastanawia się, co Bóg chciał nam przez niego powiedzieć. Książka ta jest autorską i subiektywną, nieroszczącą sobie pretensji do wyczerpania tematu, próbą odczytania znaczenia tego znaku.

część I

BOŻY ZNAK

21

R o z d z i a ł 1

„PRZYJDŹCIE NA UCZTĘ!”

Jesień 2011 roku była dla mnie okresem szczegól-nie wytężonej reporterskiej pracy. Uwijałem się jak

w ukropie – umawiałem się na spotkania, przepro-wadzałem wiele rozmów. Wszystko po to, aby z jak największą dokładnością ustalić, co tak naprawdę wydarzyło się owego pamiętnego 12 października 2008 roku i w następnych dniach w Sokółce – liczą-cej około 20 tysięcy mieszkańców małej podlaskiej miejscowości, leżącej nieopodal granicy z Białorusią.

Zacząłem tak, jak rozpocząć pisanie na taki temat trzeba było – od Mszy Świętej i prośby o Boże bło-gosławieństwo dla podjętego zadania. Dopiero potem zająłem się ustalaniem faktów i badaniem sprawy.

* * *

Dzień 12 października 2008 roku był niedzielą i dla-tego więcej ludzi niż w dzień powszedni zgromadziło

22

się w zabytkowym kościele pod wezwaniem św. An-toniego Padewskiego w Sokółce na Mszy Świętej, która rozpoczęła się o godzinie 8.30. Celebrował ją młody sokólski wikary ks. Filip Zdrodowski. Nie była to jakaś szczególna Msza Święta, ot taka zwykła, nie-dzielna Eucharystia (oczywiście jeśli nie bierze się pod uwagę tego, że dla osób głęboko wierzących każ-da Msza Święta jest ogromnym wydarzeniem!). Jak podczas każdej Mszy najpierw była liturgia słowa.

* * *

Wiadomo, że czytania i fragmenty Ewangelii są przeróżne. Zaintrygowało mnie, jakie były one wte-dy – owego pamiętnego 12 października. Sięgnąłem po kalendarz liturgiczny na 2008 rok i przeczytałem: Iz  25,6-10a, Ps 23,1-2a.2b-3.4.5.6, Flp  4,12,19-20 i – najważniejszy passus – Mt 22,1-14.

Zajrzałem do Pisma Świętego i otworzyłem Ewangelię według św. Mateusza; wybrałem stosow-ny rozdział. Rzuciłem wzrokiem na znajdujący się przede mną tekst i zamurowało mnie. Ciarki prze-szły mi po plecach. Tego dnia czytano bowiem... Przypowieść o uczcie królewskiej zwaną też Przypo-wieścią o  godach królewskich: „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zapro-szonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Po-wiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją

23

ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!». Lecz oni zlekceważy-li to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważyw-szy, pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a mia-sto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: «Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zapro-ście na ucztę wszystkich, których spotkacie». Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nieubrane-go w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jak-że tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?» Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: «Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów». Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.

Brzmiało to jak ewidentna zapowiedź tego, co się później zdarzyło. Byłem zszokowany, ale drąży-łem sprawę dalej. Jak można się było spodziewać, bo przecież teksty liturgiczne dobierane są według spe-cjalnego klucza tematycznego – podobnie wymowne było także pierwsze oraz drugie czytanie – frag-ment Księgi Izajasza o... „uczcie mesjańskiej” i wy-jątek z Listu św. Pawła do Filipian. „Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę

24

z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpo-żywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win. Ze-drze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarz wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody; raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza, zdejmie hańbę ze swego ludu na całej ziemi, bo Pan przyrzekł.

I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg, Ten, któ-remu zaufaliśmy, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność; cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia! Albowiem ręka Pana spocznie na tej gó-rze” – brzmiał tekst z Księgi Izajasza. „Umiem cierpieć biedę, umiem też korzystać z obfitości. Do wszystkich w  ogóle warunków jestem zaprawiony: i  być sytym, i głód cierpieć, korzystać z obfitości i doznawać nie-dostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umac-nia. W każdym razie dobrze uczyniliście, biorąc udział w moim ucisku. (...) A Bóg mój według swego bogac-twa zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą waszą potrzebę. Bogu zaś i Ojcu naszemu chwała na wieki wieków. Amen” – pisał Apostoł Narodów.

Znamienny był też psalm responsoryjny zawie-rający podobne słowa pokrzepienia, stanowiące nota bene jeden z moich ulubionych „psalmowych” cyta-tów: „Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. Co więcej, uświadomiłem sobie również, że 12 października 2008 roku w polskim Kościele obchodzony był... VIII Dzień Papieski.

25

* * *

Powróćmy jednak do owej pamiętnej Mszy Świę-tej. Jak zawsze po kazaniu, wyznaniu wiary i modli-twie wiernych kapłan podszedł do ołtarza. Rozpoczęła się liturgia eucharystyczna, a potem Kanon i przeisto-czenie – serce każdej Mszy. „... To jest bowiem Cia-ło moje...” – powiedział, podnosząc do góry Hostię. Przykląkł i wstał. „... To jest bowiem kielich Krwi mojej...” – wzniósł wypełniony winem kielich. „Oto wielka tajemnica wiary” – podsumował cudowną przemianę, jaka się przed momentem dokonała.

Po chwili wypowiadał już kolejne wielkie sło-wa: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świa-ta, błogosławieni, którzy zostali wezwani na ucztę Baranka”. „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdro-wiona dusza moja” – odpowiedzieli wierni, pokornie pochylając głowy.

Jeden po drugim zaczęli się podnosić z klęczek i podchodzić do ołtarza. „I sala zapełniła się biesiadni-kami”. Przyklękali na stopniu ołtarza i otwierali usta, by przyjąć Ciało Chrystusa i wziąć udział w „królew-skiej uczcie”. I znowu wszystko przebiegało zgodnie z uświęconym przez wieki rytuałem. „Ciało Chrystu-sa”, „Ciało Chrystusa”, „Ciało Chrystusa” – szeptał kapłan, podając kolejne Komunikanty przystępują-cym do Stołu Pańskiego wiernym. „Amen”, „Amen”, „Amen” – odpowiadali komunikowani.

26

* * *

Trzydziestoletni ks. Jacek Ingielewicz, wikary z zaledwie czteroletnim kapłańskim stażem, był jed-nym z księży rozdzielających w tym dniu Komunię Świętą. Nagle poczuł, że ktoś szturcha go w nogę. Odwrócił się w tym kierunku. Jedna z klęczących kobiet zwróciła mu uwagę na Hostię leżącą na czer-wonej wykładzinie, którą wyłożony był stopień ołta-rza. Ksiądz Jacek struchlał. To mu się jeszcze nigdy nie zdarzyło. A teraz nawet nie zauważył, kiedy ta Hostia mu wypadła. Podniósł ją z czcią, ale jej nie spożył, jak zwykle robi się w takich przypadkach. Nie umieścił jej też w kielichu. Uznając, że jest za-brudzona, włożył ją do vasculum – małego srebrne-go naczynka z wodą używanego przez kapłanów do obmywania palców po udzieleniu Komunii Świętej.

Wypadek spowodował zamieszanie, ale Mszę dokończono. Ofiara – choć nie bez problemów – zo-stała spełniona.

27

R o z d z i a ł 2

CZY TO KREW,

CZY NIE KREW?

Po zakończeniu Mszy Świętej s. Julia Dubowska pełniąca w parafii posługę zakrystianki zabrała

vasculum z Hostią i ostrożnie przeniosła do zakry-stii. Pozostawienie naczynia w tabernakulum nie było zbyt bezpieczne – księża wyjmowali i wstawia-li tam puszki z Najświętszym Sakramentem, któryś z nich mógł przypadkowo potrącić vasculum i wylać jego zawartość lub też, nie zauważając Hostii, opłu-kać w nim swoje palce

W zakrystii s. Julia przelała zawartość vasculum do innego naczynia, które zamknęła za ciężkimi me-talowymi drzwiami znajdującego się w tym pomiesz-czeniu sejfu. Przechowywano tam kielichy, puszki i sprzęt liturgiczny. Miała do niego klucze tylko ona i proboszcz parafii ks. Stanisław Gniedziejko.

Spodziewano się, że konsekrowana Hostia roz-puści się w wodzie i w ten sposób przestanie być

28

Ciałem Chrystusa – nie będzie w niej już Ciała ży-wego Boga ani Jego szczególnej Obecności. Tak się jednak nie stało.

* * *

Siostra Julia posługuje w sokólskiej parafii od sierpnia 2008 roku. Po raz pierwszy w życiu miała do czynienia z procedurą rozpuszczania konsekro-wanej Hostii. Przez kilka kolejnych dni zaglądała do naczynia z wodą, sprawdzając, czy Hostia już się roz-puściła. Ale ona ciągle była cała. Dokładnie tydzień później, w Światowy Dzień Misyjny, po zakrystii kręciło się bardzo wielu ludzi – księża, ministranci, wierni. Między godziną 8.00 a 8.15 s. Julia otworzy-ła sejf i poczuła nagle zapach chleba. „Ucieszyłam się, że Hostia już się rozpuściła i nie będę musiała przekładać naczyń w sejfie” –  opowiadała. Siostra miała wylać powstały płyn do specjalnego otworu za ołtarzem zwanego piscina. Zajrzała do naczynia i... osłupiała. Hostia była już wprawdzie częściowo rozpuszczona, ale mniej więcej na jej środku znaj-dowało się coś, co przypominało żywą krew – jakiś dziwny czerwony skrzep. Zdumiała się tym. Co to jest? Czy to krew, czy nie krew? Długo stała wpa-trzona w rozpuszczający się Komunikant. „Od razu przypomniała mi się starotestamentowa historia o  Mojżeszu i  krzewie gorejącym. Patrzyłam na tę Hostię i na tę nierozpuszczającą się w wodzie «krew»

29

tak jak Mojżesz patrzył na krzew, który płonął, a nie spalał się. Z początku myślałam tylko o tym. Stałam jak słup soli, jak skamieniała. Zauważył to ks.  Fi-lip Zdrodowski. Podszedł do mnie z  tyłu. «Co się siostrze stało? – zapytał, zaglądając mi przez ramię. – A w ogóle, co tu siostra ma w ręku?» – dodał. Po-wiedziałam mu wtedy, co to jest i skąd się tu wzię-ło. «Pokażmy proboszczowi» – zadecydowaliśmy wspólnie. Odwróciłam się i  postawiłam naczynie z Hostią na biurku. Proboszcz i  inni księża, którzy byli wtedy w zakrystii, podeszli i zobaczyli” – wspo-mina siostra.

* * *

Szczególnego kolorytu nadaje temu wszystkie-mu fakt, że s. Julia jest... eucharystką, czyli zakonni-cą ze Zgromadzenia Służebnic Jezusa w Eucharystii. „No, coś takiego!” – pomyślałem, kiedy po raz pierw-szy się o tym dowiedziałem. Nie znałem wcześniej takiego zakonu. Zasięgnąłem informacji. Okazało się, że został on założony w Archidiecezji Wileń-skiej w  1923 roku przez bł. abp. Jerzego Matule-wicza (Matulaitisa). Jego dom generalny znajduje się obecnie w Pruszkowie, a w Sokółce eucharystki przebywają już ponad pół wieku, bo od 1950 roku.

I chociaż siostry poświęcają się pracom i zada-niom, które wykonuje również wiele innych zgro-madzeń – nauczaniu oraz wychowywaniu dzieci

30

i młodzieży (głównie zaniedbanych moralnie i po-chodzących z ubogich rodzin), opiece nad chorymi i samotnymi – to ich szczególnym charyzmatem jest służenie Jezusowi w Eucharystii oraz szerzenie czci do Najświętszego Sakramentu.

* * *

„Dlaczego siostra została eucharystką, dlaczego właśnie to zgromadzenie? Tyle jest przecież innych” – zagadnąłem siostrę Julię. „To nie ja zainteresowa-łam się tym zakonem, to właściwie Pan Bóg mnie doń skierował. Właściwie to miałam wstąpić do Zgro-madzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny, zało-żonego przez bł. Bolesławę Lament. Jedna z sióstr misjonarek z Białegostoku przyjeżdżała do naszej parafii Narew na Podlasiu. I w 1970 roku zaplanowa-łam, że do nich pójdę. Już miałam porozmawiać z tą siostrą, ale przyśnił mi się wtedy pewien sen, po któ-rym nie poszłam na tę rozmowę. Odczekałam półtora roku i wtedy właśnie w naszej parafii pojawiły się sio-stry eucharystki. 8 maja odprawiana była Msza Święta za mojego tatę. Przyjechała do nas wtedy pewna sio-stra eucharystka z Warszawy na odpoczynek. Bardzo kaszlała i wydawało mi się, że niedługo umrze. Tego się nie da opisać, ale poczułam wtedy, że mam jak najszybciej wstąpić do tego zgromadzenia. Dlaczego? Wie to chyba tylko sam Bóg. Pracując w Białymsto-ku, znałam przecież szarytki i inne zgromadzenia.

31

Zgłosiłam się do eucharystek. Przyjęły mnie. Myślę, że głównym motywem mojego wstąpienia była chęć dbania o Eucharystię. Od dawna zresztą bardzo lu-biłam bezpośrednio rozmawiać z  Panem Bogiem, a w mojej duchowości na pierwszym miejscu zawsze był Jezus Eucharystyczny” – odpowiedziała.

Interesujące jest również to, w jaki sposób s. Julia w ogóle trafiła do Sokółki. Bardzo nie chciała tam jechać, to Bóg ją w to miejsce przyprowadził. Kiedy otrzymała polecenie, żeby pojechać do Sokółki, była wtedy w jednym z domów Zgromadzenia w Sobie-szewie koło Jeleniej Góry. Umówiła się nawet, że za dziesięć dni zadzwoni i przedstawi argumenty, dla-czego nie chce jechać do Sokółki. „I wtedy poszłam do kaplicy, żeby z Panem Jezusem przemodlić tę sprawę. Nie doszłam jeszcze do kaplicy, ale już wie-działam, że mam być w Sokółce i od razu tego same-go dnia zwróciłam się do przełożonej z prośbą, aby wysłała esemesa do Matki Generalnej, że «na chwa-łę Bożą, pożytek dusz i dla dobra zgromadzenia» pojadę jednak do Sokółki. Byłam spokojna, a Matka już nigdy do tego nie wracała. Świadomie i dobro-wolnie pojechałam do Sokółki. Po kilku miesiącach wiedziałam już, że jestem tam potrzebna, a po tym cudzie oczy jeszcze bardziej mi się otworzyły. Oka-zuje się, że wszystkie takie, jak się wydaje, niepozor-ne wydarzenia są ważne w życiu człowieka. Trzeba się otworzyć na delikatne natchnienia, na prowadze-nie Pana Boga” – podsumowała s. Julia.

32

* * *

Okazało się, że obecność w parafii sióstr eucha-rystek zafrapowała nie tylko mnie, ale i Marcina Jaki-mowicza – dziennikarza „Gościa Niedzielnego”. Co więcej, zwrócił on uwagę nie tylko na eucharystki, ale także na zbyt obszerny jak na taką małą miejsco-wość kościół (znany nota bene ze scenograficznych „występów” w trzyczęściowym filmie U Pana Boga...) i za duży parking. „Czyżby Pan Bóg już kilkadziesiąt lat wcześniej przygotowywał «infrastrukturę» na cu-d?”8 – pytał Marcin Jakimowicz w opublikowanym w „Gościu Niedzielnym” artykule o cudzie w Sokół-ce. I coś w  tym pytaniu bez wątpienia było. Jakieś intrygujące drugie dno.

* * *

Powróćmy jednak do wydarzeń z 19 paździer-nika 2008 roku. Na naszej „stop-klatce” zostawili-śmy s.  Julię, pokazującą ów tajemniczy czerwony „skrzep” księżom i proboszczowi. Ksiądz proboszcz Stanisław Gniedziejko również nie krył zdziwienia. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział. „Wszyst-kich nas to zaskoczyło i zaszokowało – opowiadał podczas naszej rozmowy. – Komunikant w większej części był już rozpuszczony. Pozostała tylko cząst-ka Chleba konsekrowanego zasymilowana, zjed-noczona z tą substancją, która się na niej pojawiła. 8 „Gość Niedzielny”, 9 października 2011 roku, s. 19-21.

33

Niezwykłe było też to, że woda wokół tej czerwonej substancji w ogóle się nie zabarwiła”.

Zaskoczeni byli również pozostali księża. „Co tu dalej robić?” – zastanawiali się. Pojawiło się wtedy pytanie: Co to jest? Czy to znak naturalny, wynik naturalnej reakcji biologicznej, czy też znak nad-przyrodzony? Ale skoro pojawiło się to na konse-krowanym Komunikancie to trzeba było podejść do tego bardzo odpowiedzialnie. Nie można było tego zbagatelizować i uznać za zjawisko nic nieznaczące” – dodał ks. Gniedziejko.

Tak się złożyło, że niebawem do parafii miał zawitać sam metropolita białostocki abp Edward Ozorowski. Księża skontaktowali się z kurią i posta-nowili zaczekać do jego przybycia, nie podejmując w tym czasie żadnych działań. Arcybiskup przyje-chał do Sokółki wraz z kanclerzem kurii, księżmi infułatami i księżmi profesorami. Kapłani obejrzeli Hostię, zdumieli się i poradzili zaczekać na dalszy rozwój wypadków, obserwując, co się będzie z nią dalej działo.

29 października naczynie z Hostią przeniesio-no do kaplicy na plebanii i umieszczono w taber-nakulum, a dzień później, na polecenie arcybiskupa, ks. Gniedziejko łyżeczką ostrożnie wyjął częściowo rozpuszczoną Hostię z czerwono-krwistą substan-cją w środku, umieszczając ją na bielutkim korpo-rale (symbolizującym całun, w które owinięte było złożone w grobie ciało Jezusa) z wyszytym na nim

34

małym czerwonym krzyżykiem w środku. Korporał umieszczono w kustodiarce, służącej do przechowy-wania i przenoszenia Komunikantów i  ponownie zamknięto w tabernakulum.

– Kiedy czas płynął, sprawdzaliśmy, nawet oso-biście sprawdzałem, czy coś się dzieje – opowiadał ks. Gniedziejko.

Z upływem czasu Komunikat „wtopił się” w  korporał, a czerwonobrunatny „skrzep” zaschnął i nic nowego już się z nim nie działo (jego wygląd do dziś się zresztą nie zmienił). „W sposób naturalny substancja ta przyschła, zachowując normalny kolor. Gdy po raz pierwszy ją zobaczyliśmy była ona taka żywa, jakby było to jakieś ciało, taka żywa, ukrwiona tkanka” – mówił ks. Gniedziejko.

* * *

Kiedy dziwna czerwonobrunatna substancja przestała ulegać dalszym przemianom, uznano, że nadszedł czas, by podjąć kolejne działania.

35

R o z d z i a ł 3

„SERCE JEZUSA,

DLA NIEPRAWOŚCI

NASZYCH STARTE...”

Najważniejszą pracę wykonali doświadczeni pa-tomorfolodzy z białostockiego Uniwersyte-

tu Medycznego: prof. dr hab. med. Maria Elżbieta Sobaniec-Łotowska i prof. dr hab. med. Stanisław Sulkowski – znani w kraju i zagranicą naukowcy, od ponad 30 lat zajmujący się diagnostyką histopato-logiczną, autorzy wielu prac naukowych. Mają na swoim koncie tysiące przebadanych preparatów. I do każdego z badań podchodzą z ogromną uwagą (dia-gnozują między innymi zmiany nowotworowe i od tego, co stwierdzą, zależy często ludzkie życie).

Profesor Sobaniec-Łotowska znana była już abp. Ozorowskiemu i pracownikom kurii. Jako specja-lista patomorfolog brała bowiem udział w zamknięciu procesów beatyfikacyjnych sług Bożych ks.  Michała Sopoćki i ks. Jerzego Popiełuszki. Uczestniczyła w pra-cach komisji Recognitio Reliquiarum – w rozpoznaniu

36

(rekognicji) i przeniesieniu doczesnych szczątków ks.  Michała Sopoćki oraz w  rozpoznaniu i  zabez-pieczeniu relikwii ks. Jerzego Popiełuszki. Dała się wtedy poznać jako człowiek niezwykle prawy, uczci-wy i rzetelny.

To właśnie bezpośrednio do nich na początku stycznia 2009 roku białostocka kuria metropolitalna zwróciła się z oficjalną prośbą o pobranie i ekspertyzę „materiału złączonego z Komunikantem”. Proszono o powagę i zachowanie całkowitej tajemnicy. 7 stycz-nia, dwa dni po otrzymaniu tej prośby, prof.  Soba-niec-Łotowska udała się do Sokółki i  komisyjnie, w asyście przedstawicieli kurii, w tym księdza kanc-lerza prof.  Andrzeja Kakareko, pobrała z korporału próbkę „wtopionej” weń i zintegrowanej ściśle z kon-sekrowanym Komunikantem tajemniczej substancji.

* * *

Z profesorami spotkałem się w czwartkowy je-sienny wieczór 2011 roku. Na umówione miejsce po-jechałem w towarzystwie samego... Pana Jezusa. To dosyć niezwykłe, ale tak właśnie było. Pod budynek, w którym mieściły się Zakłady Patomorfologii Le-karskiej i Patomorfologii Ogólnej UMwB, podwiózł mnie bowiem ks. Andrzej Kozakiewicz, proboszcz i  kustosz białostockiego sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Jechał z Komunią Świętą do pobożnej pa-rafianki leżącej w szpitalu klinicznym, znajdującym się na tej samej ulicy.

37

Idąc długimi korytarzami do pokoju, w którym pracuje prof. Sobaniec-Łotowska, podziwiałem mu-zeum anatomopatologiczne. Przypomniały mi się wtedy moje studenckie lata i odbywane na Uniwersy-tecie Jagiellońskim ćwiczenia z neuroanatomii, pod-czas których zgłębialiśmy budowę ludzkiego mózgu.

Kilka chwil później siedzieliśmy wszyscy razem w pokoju, w którym centralne miejsce zajmował spo-ry mikroskop. Jako dziennikarz i autor wielu książek rozmawiałem z setkami ludzi, a jednak to spotkanie i rozmowa miały się wkrótce okazać najbardziej nie-zwykłymi i fascynującymi. Tematem było przecież... Ciało Pana Jezusa.

* * *

„Jak duża była pobrana przez panią próbka?” – zapytałem. „To, co pojawiło się na Hostii, miało wielkość około jednego centymetra na półtora centy-metra. Pobrałam zaledwie bardzo drobny fragment. Zdecydowana większość pozostała i jest wystawiona do czci publicznej, a Kościół wie najlepiej, jakie dzia-łania i kiedy, w przypadku tego typu zjawisk, nale-ży podejmować. Pobrana próbka była niewielka, ale wystarczająca, żeby przeprowadzić ekspertyzę. My-ślałam na początku, że to może skrzep” – odpowie-działa, a następnie wyjaśniła mi dokładnie, na czym polegało badanie zabezpieczonej przez nią próbki.

Białostoccy profesorowie są ludźmi wierzącymi i wcale tego nie ukrywają. „Od ponad 10 lat należę do

38

Arcybractwa Straży Honorowej Najświętszego Ser-ca Pana Jezusa – podkreśla prof. Sobaniec-Łotowska i jednocześnie dodaje, że od kilkunastu lat codzien-nie uczestniczy we Mszy Świętej, przyjmując na klę-cząco Przenajświętszy Sakrament.

„Nasza ludzka wiedza jest znikoma. Człowiek nie jest w stanie wielu rzeczy racjonalnie wytłuma-czyć. Patrząc na złożoność tego świata, na brak przy-padkowości i to, w jaki sposób wszystko funkcjonuje, nie sposób twierdzić, że jest to dziełem przypadku i negować istnienia stojącej za tym Najwyższej Inte-ligencji, Pana Boga w Trójcy Jedynego” – dowodzili moi rozmówcy.

Jeśli chodzi o samą ekspertyzę, to o ile prof. So-baniec-Łotowska w trakcie jej wykonywania mo-gła odczuwać dreszcz emocji (któż by zresztą go nie odczuwał, zdając sobie doskonale sprawę, skąd pochodzi badany materiał!), o tyle zupełnie „beze-mocjonalnie” podszedł do badania prof. Sulkowski. W ogóle nie wiedział on, jaką bogatą „historię” ma leżąca pod jego mikroskopem próbka. Nie ulega jed-nak najmniejszej wątpliwości (i ręczę za to głową!), że oboje do przeprowadzonego badania podeszli jak rzetelni, doświadczeni naukowcy. Użyto najnowo-cześniejszych mikroskopów świetlnych, jak również mikroskopu elektronowego transmisyjnego. Badacze byli zadziwiająco zgodni w wynikach swoich obser-wacji: to, co przebadali, nie było żadnym skrzepem,

39

żadną krwią, ale... stanowiło w całości tkankę mię-śnia serca człowieka.

Wspólnie podkreślali, że w przypadku badane-go przez nich fragmentu Komunikantu, w tak małej ilości pobranego materiału można było znaleźć wie-le charakterystycznych pod względem morfologicz-nym wykładników, wskazujących, że jest to tkanka mięśnia sercowego. Jednym z takich wykładników jest zjawisko segmentacji, to znaczy uszkodzenie włókien mięśnia sercowego w miejscu wstawek (struktur charakterystycznych dla mięśnia serca) oraz zjawisko fragmentacji. Uszkodzenia te są wi-doczne jako liczne drobne pęknięcia. Takie zmia-ny powstają jedynie we włóknach niemartwiczych i odzwierciedlają szybkie skurcze mięśnia sercowego w okresie agonalnym. Innym ważnym dowodem na to, iż analizowany materiał może być mięśniem ludz-kiego serca, było głównie centralne ułożenie jąder komórkowych w obserwowanych włóknach, co jest dla tego mięśnia zjawiskiem charakterystycznym. „Na przebiegu niektórych włókien znajdowaliśmy również obrazy mogące odpowiadać węzłom skurczu. Natomiast w badaniu mikroskopowo-elektronowym widoczne były zarysy wstawek i pęczki delikatnych miofibryli” – stwierdzili podczas rozmowy.

W podsumowaniu przeprowadzonej eksper-tyzy, w protokole złożonym do kurii archidiece-zjalnej prof. Sobaniec-Łotowska i prof. Sulkowski,

40

zachowując bardzo daleko posuniętą ostrożność, napisali: „Przysłany do oceny materiał (...) w oce-nie dwóch niezależnych patomorfologów jest za-dowalający; wskazuje na tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej ze wszystkich tkanek żywych orga-nizmu najbardziej ją przypomina”. I co jest ważne, że „analizowany materiał w całości stanowi tę tkankę”. Stwierdzenie to znalazło się w wydanym 14 paź-dziernika 2009 roku Komunikacie Kurii Metropoli-talnej Białostockiej w sprawie zjawisk eucharystycznych w Sokółce, podpisanym przez kanclerza kurii ks. An-drzeja Kakareko9. „To był niemal «szkolny» preparat – dodała prof. Sobaniec-Łotowska. – Możemy iść na szafot, ale zdania nie zmienimy. Nie mamy bowiem najmniejszej wątpliwości, że to mięsień sercowy. Nie ma się nad czym w ogóle zastanawiać” – stwierdzili zgodnie białostoccy naukowcy.

* * *

Profesorowie podkreślili kolejne niezwykłe zja-wisko związane z badanym materiałem: Komuni-kant długo przebywał w wodzie, a następnie jeszcze dłużej na korporale. „Tkanka, która pojawiła się na Hostii, powinna więc ulec procesowi autolizy, czyli samorozszczepienia, rozpadu powodowanego przez enzymy wewnątrzkomórkowe. W badanym mate-riale nie stwierdziliśmy takich zmian” – powiedzieli.

9 Komunikaty kurii białostockiej znajdują się w zbiorach autora.

41

Intrygujące jest również to, że znajdująca się na korporale substancja, choć zmieniła się nieco po wy-jęciu jej z wody (po prostu wyschła), od kilku już lat bez utrwalania, konserwowania, zachowywania spe-cjalnej temperatury nie zmienia swojego wyglądu. „Gdyby jakimś cudem były to bakterie, to już daw-no materiał ten rozpadłby się, rozkruszył, zmienił wygląd. Jakakolwiek hodowla bakterii położona na najczystszym materiale już po tygodniu wyglądałaby zupełnie inaczej” – dodał prof. Sulkowski.

Tymczasem ludzie, którzy nie tylko nie przeba-dali, lecz nawet nie widzieli na oczy badanego mate-riału, twierdzili, że za czerwone zabarwienie Hostii odpowiedzialny jest czerwony pigment – prodigio-zyna – wytwarzany przez bakterię „pałeczki krwawej” (serratia marcescens). To oczywista bzdura. Bakterie nie wytwarzają struktur tkankowych, a wypowiada-nie się (zwłaszcza publiczne) na temat zdarzeń, któ-rych się nie badało i tym samym nie ma się o nich pojęcia, nie wymaga komentarza.

* * *

Nie obyło się też bez kontrowersji i zarzutów innego rodzaju. Profesorom wytykano emocjonalne podejście do sprawy i zarzucano, że popełnili „szkolny błąd”, próbując „łączyć teologię i biologię”. To znany i niegodny większej uwagi, opisany w schopenhau-erowskiej Erystyce, czyli sztuce prowadzenia sporów argument odnoszący się do konkretnego człowieka

42

– „argumentum ad hominem”. Podsumować go moż-na krótko: jeśli nie można zakwestionować samego poglądu czy tezy (w tym przypadku wyników badań i ich obiektywności), należy „przyczepić się” do ich wyraziciela, czyli w tym przypadku zaatakować obu profesorów, wykazując, że kierowali się pozameryto-rycznymi przesłankami, wypaczając przez to wynik badań. Innymi słowy, należy dowieść, że białostoc-cy profesorowie, wyznając takie, a nie inne poglądy, zobaczyli pod mikroskopem to, co zobaczyć chcieli. Ale jeśli w przypadku nauki tak subiektywnej, jak na przykład psychologia, można oskarżać Freuda czy Junga o to, że ich własne poglądy, frustracje wpłynę-ły na sposób interpretacji przez nich zjawisk natury psychicznej, to jeśli chodzi o naukę tak obiektywną, jak patomorfologia –  gdzie po prostu widać to, co się bada – argument ten nie ma zupełnie racji bytu. Swoją drogą, wykonaną przez profesorów ekspertyzę potwierdzają liczne zdjęcia, które wykonali w  trakcie przeprowadzanych badań. Nie ulega najmniejszej wąt-pliwości, że białostoccy patomorfolodzy zbadali pobra-ną próbkę pod kątem nauki, a nie wiary. Potwierdza to także wypowiedź prezesa Polskiego Towarzystwa Patologów prof. dr hab. med. Wenancjusza Domaga-ły, kierownika Zakładu Patomorfologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, przesłana na ręce redakto-ra naczelnego „Medyka Białostockiego” i opublikowa-na w jednym z numerów tego czasopisma. „Jako biolog wierzący (i nie wątpiący w podstawowe prawdy wiary

43

– na tym właśnie polega istota wiary) ośmielam się odpowiedzieć na zadane (...) pytanie «do wszystkich», a zatem i do mnie: «Czy Pan Bóg musi udowadniać swoją obecność tak pojmowanymi cudami?». Uważam, że nie musi, ale może!” – pisał prof. Domagała, dodając: „Na marginesie sądzę, że człowiek wierzący, ale wąt-piący jest w istocie niewierzącym, który już nie wierzy, bo zwątpił (jak pamiętamy św. Piotr, idąc po wodzie, zwątpił, i zaczął tonąć). Moim zdaniem, określenie wierzący, ale wątpiący jest typowym wytworem myśle-nia synkretycznego”10.

Pojawiły się również zarzuty jeszcze bardziej ab-surdalne, jak choćby ten, że badana tkanka pochodzi od... zamordowanego człowieka. Grupa tak zwa-nych „racjonalistów” złożyła bowiem do prokuratury doniesienie o... popełnieniu przestępstwa, a nawet zbrodni. Prokuratura wszczęła oczywiście postępo-wanie sprawdzające, ale z oczywistego braku jakich-kolwiek dowodów nie zajęła się dalej tą sprawą.

* * *

Do wszystkich takich insynuacji profesorowie z Uniwersytetu Białostockiego ustosunkowali się w  wystosowanym przez kurię białostocką 4 listo-pada 2009 roku oświadczeniu, które dotyczyło nie-których aspektów badań zjawisk eucharystycznych 10 Wypowiedź prezesa Polskiego Towarzystwa Patologów prof. dr hab.

med. Wenancjusza Domagały, opublikowana w „Medyku Białostoc-kim”, nr 84, styczeń 2010 roku.

44

w Sokółce. Naukowcy z całą stanowczością podtrzy-mali w nim stwierdzenie zawarte w komunikacie kurii z 14 października 2009 roku. Wyrazili również „głę-bokie oburzenie z powodu wprowadzania w błąd opi-nii publicznej poprzez przedstawianie hipotetycznych możliwości pseudonaukowego wyjaśnienia badanego przez nas zjawiska, zwłaszcza przez osoby nieznające zakresu przeprowadzonych badań, nie mające dostę-pu do ocenianego materiału i zabezpieczonej doku-mentacji, a często niedysponujące nawet elementarną wiedzą o zastosowanych technikach badawczych”.

* * *

4 listopada 2009 roku abp Edward Ozorowski podziękował prof. Marii Sobaniec-Łotowskiej oraz prof. Stanisławowi Sulkowskiemu (wspólnie i każ-demu z osobna) za przeprowadzenie badań, nad-mieniając, iż „pracę tę wykonali bezinteresownie i rzetelnie” oraz „niesłusznie narazili się na wiele pomówień”. „Mam nadzieję, że prawda pozostanie prawdą, a Bóg wynagrodzi za wszelkie uczynione dobro”11 – stwierdził metropolita białostocki.

* * *

Dla białostockich patomorfologów najważniej-sze jest jednak pytanie: „Dlaczego?” Dlaczego takie 11 Skany prywatnych listów metropolity białostockiego do białostoc-

kich patomorfologów znajdują się w zbiorach autora.

45

wydarzenia dzieją się na świecie? Dlaczego jedno z nich wydarzyło się właśnie w Sokółce? Tak jak dla wszystkich wiernych, tak i dla nich ważne jest znacze-nie tego cudu, rozpoznanie, do czego Bóg przez ten znak nas wzywa, co chce nam przez to uświadomić.

* * *

Nazajutrz wybrałem się na godzinę 7.00 na Mszę Świętą do sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Dopiero po wejściu do kościoła zacząłem powo-li uświadamiać sobie to, co poprzedniego wieczora zobaczyłem i usłyszałem. Kiedy kapłan podszedł do ołtarza, wzruszenie chwyciło mnie za gardło i z tru-dem powstrzymywałem łzy. Mimo że od zawsze wierzyłem, iż po przeistoczeniu Chrystus jest praw-dziwie obecny w Hostii, to jednak na dnie serca czaiły się ledwo uświadamiane, dziwne okruchy powątpie-wania. Nie, nie było to nigdy zwątpienie, nie był to brak wiary, ale jakaś niepewność, jakieś poczucie, „że może...”, „a jeśli...”. Teraz wszystko to pierzchło i pojawiło się nagle coś, co mógłbym nazwać pewno-ścią wiary. To było naprawdę niesamowite przeżycie. Serce biło mi jak oszalałe, wprawiając w dziwne we-wnętrzne drżenie całe ciało. Jakimiś innymi oczyma patrzyłem teraz na to, co dzieje się przy ołtarzu i na współuczestników Eucharystii, na przystępujących do Komunii Świętej starych i młodych – „braci i sio-stry”. Odczułem nagle, że modlitewna prośba o to,

46

byśmy „posileni Ciałem i Krwią” Bożego Syna i „na-pełnieni Duchem Świętym, stali się jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie” właśnie się spełnia.

Wychodząc z kościoła, spotkałem s. Joannę, po-znaną zaledwie dwa dni wcześniej młodą zakonnicę ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Po-sługiwała tego dnia podczas Mszy Świętej i widząc, że na niej jestem, chyba specjalnie na mnie czekała. Wiedziała, gdzie byłem poprzedniego dnia, i chciała się dowiedzieć, jakie wrażenie wywarła na mnie roz-mowa z patomorfologami. Porozmawialiśmy chwilę o  rzeczach na świecie najważniejszych – o wierze, Jezusie i Jego prawdziwej obecności. Trudno było mi ukryć wzruszenie i nie wstydziłem się tego. Tego dnia długo nie mogłem dojść do siebie, opanować wzrusze-nia i jakiegoś dziwnego wewnętrznego rozedrgania.

47

R o z d z i a ł 4

PRZYNAGLENIE Z NIEBA?

Opracowanie protokołu zajęło białostockim naukowcom dwa tygodnie. Kiedy w biało-

stockiej kurii zapoznano się już z niezwykłymi wynikami badań naukowych, do „akcji” wkroczyła specjalna Komisja Kościelna powołana przez arcy-biskupa 30 marca 2009 roku. Jej zadaniem było zba-danie cudu pod kątem teologicznym i przesłuchanie wszystkich, którzy mieli do czynienia z ową Hostią lub byli świadkami tych niezwykłych wydarzeń.

Ustalano, czy nie jest to jakaś mistyfikacja, czy ktoś nie podrzucił Hostii lub nie podmienił spoczy-wającego w vasculum konsekrowanego Komunikan-tu. Przedstawiciele Komisji – wybitni profesorowie białostockiego Wyższego Seminarium Duchowne-go – przepytali wszystkich świadków, sprawdzając ich prawdomówność.

* * *

48

„Komisja ustaliła, że Komunikant, z którego zo-stała pobrana próbka do ekspertyzy, jest tym samym, który został przeniesiony z zakrystii do tabernaku-lum w kaplicy na plebanii. Ingerencji osób postron-nych nie stwierdzono”.

Swoją drogą, zdaniem białostockich pato-morfologów, o takiej sytuacji nie mogło być na-wet mowy. Nie było możliwości, aby ktoś włożył do vasculum fragment ludzkiego ciała. Co za tym przemawiało? To, że fragmenty budującego Hostię opłatka były ściśle spojone z włóknami ludzkiej tkanki; nawzajem się przenikały, tak jakby fragment „chleba” nagle przekształcił się w „ciało”. Tego się nie da zmanipulować. „Nikt, absolutnie nikt z ludzi nie byłby w stanie tego dokonać. Nawet naukowcy z NASA, dysponujący najnowocześniejszymi tech-nikami badawczymi, nie byliby zdolni coś takiego sztucznie wytworzyć” – stwierdziła prof. Sobaniec-Łotowska, dodając, że ten fakt był dla niej szcze-gólnie ważny.

„Wydarzenie z Sokółki nie sprzeciwia się wierze Kościoła, a raczej ją potwierdza. Kościół wyznaje, że po słowach konsekracji mocą Ducha Świętego chleb przemienia się w Ciało Chrystusa, a wino w  Jego Krew. Stanowi ono również wezwanie, aby szafarze Eucharystii z wiarą i uwagą rozdzielali Ciało Pań-skie, a wierni by ze czcią Je przyjmowali” – napisano we wspomnianym wcześniej komunikacie kurii bia-łostockiej z 14 października 2009 roku.

49

To, co zaszło w Sokółce, Komisja nazwała „wy-darzeniem eucharystycznym”, dowodząc, iż nie ma odpowiednich kompetencji, by orzec, że to był cud. Akta sprawy przekazano do Nuncjatury Apostol-skiej w Warszawie.

* * *

Była jeszcze jedna kwestia, która nurtowała nie tylko mnie, ale i wielu interesujących się tym cudem ludzi. Wiadomo przecież, że Kościół nie spieszy się nigdy z podejmowaniem, zwłaszcza tak ważnych, decyzji. Tymczasem w przypadku cudu w Sokółce sprawy potoczyły się w iście piorunującym tempie.

Nasuwa się pytanie o to, dlaczego Kościół tak szybko zakończył swoje badania. Otóż okazało się, że pracę przyspieszyło „olśnienie”, jakiego doznał abp  Ozorowski w kwietniu 2009 roku, tuż przed Wielkanocą. Stało się to podczas Mszy Świętej spra-wowanej w wizytowanym przez hierarchę kościele w Nowym Dworze. („Olśnieniem” nazwał to arcy-biskup w wywiadzie udzielonym reporterce „Faktu” Agnieszce Kaszubie12).

Zachodziłem w głowę, o jakież to „olśnienie” cho-dziło, co było jego treścią. Chciałem zapytać o to sa-mego arcybiskupa. Niestety, nie dane mi było się z nim spotkać. Zadzwoniłem zatem do Nowego Dworu – parafii położonej nieopodal granicy z  Białorusią.

12 A. Kaszuba, Cud w Sokółce, Axel Springer Polska Sp. z o.o., 2009, s. 6.

50

Oto czego się dowiedziałem: Otóż w czasie Komu-nii Świętej, gdy metropolita białostocki abp Edward Ozorowski podążał w stronę swojego sedilla (specjalne biskupie krzesło przy ołtarzu), zauważył leżącą na jego stopniu, tuż przed nim... Hostię. Co więcej, gdy po zakończeniu rozdzielania Komunii Świętej jego kapelan powracał na swoje krzesło, znajdujące się obok arcybiskupa, białostocki hierarcha zauważył, że na jego ornacie na wysokości ramienia, również znajduje się Komunikant. Przylgnął do ornatu i nie spadał z niego. „Jak to się mogło stać? Być może przeciąg spowodował, że niezauważone przez niko-go Komunikanty «wyfrunęły» z puszki. Może jeden z nich spadł na ornat kapelana podczas udzielania Komunii Świętej? Ale dlaczego Hostia «przylgnęła» do ornatu i nie spadła z niego? Nie wiem” – zasta-nawiał się proboszcz nowodworskiej parafii 62-letni ks. Jan Trochim.

Komunikanty te zostały spożyte. „Pierwszy z nich przyjął ks. dziekan Józef Kuczyński z Sokółki, drugi nie wiem kto, być może ksiądz kapelan, a może sam arcybiskup” – dodał ks. Trochim.

Zastanawiało mnie to „wyfrunięcie” Hostii z  puszki. Ksiądz Trochim uważał, że o lewitacji owych Hostii nie mogło być raczej mowy, ale ja nie byłem tego taki pewny. Coś tu bowiem było nie tak. Gdyby chodziło o jedną Hostię, ale tu nagle i nie-spodziewanie „wyfrunęły” aż dwie, a do tego jedna z nich „przykleiła się” do ornatu i nie spadała. Bez

51

wątpienia był to kolejny znak od Boga i tak też od-czytał go sam abp Ozorowski. Po tym, czego do-świadczył w Nowym Dworze, nie mógł bowiem ani spać, ani jeść i w efekcie uznał to za „przynaglenie” ze strony nieba. We wspomnianym już wywiadzie, nawiązując do tego zdarzenia, białostocki hierarcha stwierdził: „Wtedy już wiedziałem, że trzeba się zająć sprawą jak najszybciej i niewykluczone, że Bóg daje nam znaki, które powinniśmy właściwie odczytać”.

* * *

Niezwykłych wydarzeń związanych z „Cząstką Ciała Pańskiego z Sokółki” miało być dużo więcej. Mówiono mi o zdjęciach, na których sfotografo-wana z bliska „Cząstka Ciała Pańskiego” wyglądała jak pączek rozwijającej się ciemnoczerwonej róży, i o wykonanej za pomocą „komórki” fotografii, której nie dało się wykasować.

52

R o z d z i a ł 5

SPOKÓJ, WIARA

I NADZWYCZAJNE ŁASKI

Sokólscy wierni wieść o cudzie przyjęli z dużym spokojem. Większość z nich to osoby głęboko

wierzące. Cud „przymnożył im wprawdzie wiary”, ale stanowił także potwierdzenie tego, w co od daw-na wierzyli. No może o tyle na nich wpłynął, że od tej pory starają się otaczać Najświętszy Sakrament jeszcze większą czcią, w Mszach uczestniczą z więk-szą pobożnością i skupieniem, a przez cały czas cało-dziennej adoracji – czego sam doświadczyłem – modli się w kościele zawsze około 20 osób. Do świątyni nieco częściej niż zwykle zagląda również miejsco-wa młodzież (choć i dawniej często tu przychodziła przed lekcjami lub po zakończeniu zajęć w szkołach). To, o czym słyszałem i co na własne oczy zobaczyłem, potwierdził zresztą ks. Gniedziejko.

Zapytany o to, czy widać już jakieś „owoce” tego niezwykłego wydarzenia, stwierdził: „Owoce te są

53

przede wszystkim duchowe, niedostrzegalne ludzkim okiem. Tutaj trzeba też czasu, aby zacząć je dostrze-gać. Na pewno nic się nie dzieje pod publiczkę. Pan Jezus nie potrzebuje reklamy, potrzebuje świadków i chce w każdym ludzkim sercu być, kierować każdym człowiekiem i wewnętrznie go odnawiać. Zmiany dostrzegalne ludzkim okiem to z pewnością bardziej świadome przeżywanie Mszy Świętej. To trzeba po-wiedzieć wyraźnie: uczestniczący we Mszy Świętej ludzie zachowują skupienie, są zaangażowani w prze-żywanie liturgii i z szacunkiem przyjmują Komunię Świętą. Jest takie skupienie i dziwnie porażająca ci-sza. Takie wyciszenie. Wzrasta również liczba przy-bywających do Sokółki pielgrzymów; przyjeżdżają pielgrzymki zorganizowane, autokarowe, grupowe i grupy indywidualnych osób. W 2010 roku przyby-ło ponad 180 pielgrzymek autokarowych zapisanych i wiele niezapisanych. W tym roku liczba ta przekro-czyła ponad 200. Pielgrzymi przyjeżdżają z różnych stron Polski i zagranicy. Mieliśmy pątników nawet z Samoa. Z misjonarzem była grupa Indonezyjczy-ków, gościliśmy grupy między innymi  z  Australii, Szwecji, Francji oraz sporą liczbę grup z Białorusi”.

Dowiedziałem się też, że tuż przed Wigilią Bo-żego Narodzenia w jednym dniu przybyło aż sześć zorganizowanych autokarowych grup pielgrzymko-wych z Białorusi.

* * *

54

Niezwykłej widzialnej przemianie, jakiej ule-gła Hostia, towarzyszy również fala wyproszonych u  Boga łask, które w pewien sposób potwierdzają cudowność tego, co się stało.

Ksiądz Gniedziejko opowiedział mi o wypadku, który wydarzył się w pobliżu Sokółki na składowi-sku odpadów w Karczach. 12 sierpnia 2011 roku jeden z  pracowników został tam zagarnięty przez ładowarkę i razem z odpadkami wrzucony do me-chanicznego przesiewacza. Mężczyznę z ciężkimi obrażeniami głowy i twarzy przewieziono do szpi-tala w Białymstoku.

„Stan pana Jacka był bardzo ciężki – relacjo-nował sokólski proboszcz. – Lekarze powiedzieli rodzinie, żeby przygotowali się na najgorsze. Jego brat, śpiewak operetki warszawskiej, i cała przejęta tym rodzina przybiegli tutaj, aby się pomodlić. Bar-dzo mocno to przeżywali. 14 sierpnia odprawiłem Mszę Świętą o godzinie 10.00 w intencji tego po-szkodowanego człowieka. Rodzina też była obecna. Akurat wtedy była Ewangelia o uzdrowieniu córki niewiasty kananejskiej, a kazanie głosił ojciec du-chowny naszego seminarium. Rodzina umówiła się też na chwilę modlitwy w kaplicy na plebanii, gdzie w tabernakulum przechowywana była Cząstka Cia-ła Pańskiego. W poniedziałek, 15 sierpnia przyszli tutaj ponownie. Zapytałem, jak tam Jacek. «Nie jest gorzej, a lekarze powiedzieli, że gorączka go opuści-ła» – odpowiedzieli. Potem mój kontakt z tą rodziną

55

się urwał, ale słyszałem, że poszkodowany żyje – nie ma oka, szczęka połamana, ale wraca do zdrowia.. Spotkałem go przed Wszystkimi Świętymi, kiedy ra-zem z bratem porządkował groby. Porozmawialiśmy. Stwierdził, że głowa go tylko trochę boli. Lekarze byli zaskoczeni, że tak szybko powrócił do zdrowia Nie potrafią wytłumaczyć, jak to się stało, bo według oce-ny medycznej nie powinno tak być” – dodaje.

* * *

Jeszcze zanim wyjechałem z Sokółki, spotkałem się z Celiną Łuckiewicz, utalentowaną miejscową artystką. W marcu 2009 roku u pani Celiny wykry-to dużego guza w nerce. Badający ją lekarz nie miał najmniejszych wątpliwości, że to był rak i nalegał na usunięcie nerki. Operacja wypadła 10 kwietnia w... Wielki Piątek.

„Była bardzo trudna. Sam szew miał 32 centymetry. Przeżyłam wtedy swój Wielki Piątek. Guz miał prawie 7 na 5,5 centymetra. Przesłano go do badań histopato-logicznych. Okazało się, że był to rak jasnokomórkowy, wredny rodzaj nowotworu, którego już nawet chemią nie da się wyleczyć” – wspomina pani Celina.

Kobieta zaczęła szukać informacji w Internecie. Przejrzała statystyki dotyczące tego rodzaju raka, znalazła przypadek identyczny do swojego. To, co wy-czytała, nie napawało optymizmem. Wręcz przeciw-nie. U  tamtej kobiety z internetu w ciągu pół roku

56

nowotwór zaatakował drugą nerkę. Szanse na prze-życie dwóch lat wynosiły 20 procent. „Marne, ale co zrobić” – pomyślała.

Jeszcze przed operacją ruszyła „modlitewna krucja-ta”. O zdrowie dla pani Celiny modlili się jej znajomi, liczni księża. W tej intencji odprawiono wiele Mszy.

W tym niezwykle trudnym dla pani Celiny cza-sie odwiedziła ją koleżanka i zapytała, czy słyszała o cudzie sokólskim. „Nie słyszałam, ale podpyta-łam później znajomych księży. Jeden zasłaniał się tajemnicą, drugi nic nie wiedział, wreszcie ksiądz proboszcz Gniedziejko potwierdził, że istotnie coś takiego miało miejsce, ale nie chciał mówić nic wię-cej. A na internetowym forum sokólskim, aż huczało od plotek na ten temat” – wspomina kobieta.

15 sierpnia, w uroczystość Wniebowzięcia Naj-świętszej Maryi Panny pani Celina poszła na pleba-nię. Księża z Sokółki znali ją dobrze, bo malowała obrazy i wykonywała witraż do urządzonej na ple-banii kaplicy. Ksiądz sprawujący pieczę nad tajem-niczą Hostią nie wiedział nawet, że artystka była aż tak chora. Bez słowa wziął kluczyki i zaprowadził ją do kaplicy. „I zobaczyłam Ją z bliska. Pomodli-łam się. Poczułam wtedy, jak to określił niedawno w Rozmowach niedokończonych profesor badający tę Hostię, że «moja wiara jest spokojna; nie mam już żadnych pytań». Gdy się Ją zobaczy to jakby stanąć przed żywym Sercem Pana Jezusa. Czuje się i widzi obecność fizyczną. Przestajesz się bać tego, co ma się

57

w tym życiu jeszcze wydarzyć, życie staje się spokoj-niejsze – mówi kobieta. – Od tej pory, od chwili tego spotkania minęło dwa i pół roku (rozmawialiśmy jesienią 2011 roku) i jak na razie wszystkie wyniki mam bardzo dobre. W górnych granicach. Lekarz, który mnie operował, powiedział: «Wydaje mi się, że nam się udało». Ale żeby mieć pewność, trzeba czekać wiele lat, a w tym czasie można umrzeć na zupełnie coś innego” – dodaje.

W przytulnym, pełnym pięknych obrazów i pielęgnowanych z miłością roślin domu pani Ce-liny rozmawialiśmy jednak nie tylko o jej chorobie i niezwykłym wyzdrowieniu. Interesowało mnie to, z jakiej perspektywy ona patrzy na sokólskie „wy-darzenie eucharystyczne”. Okazało się, że jest jedną z owych – wspomnianych już wcześniej – głęboko wierzących sokólskich wiernych, którzy i bez cudu wierzyliby w cudowną przemianę chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa.

Różni dziennikarze pytali mnie, co będzie się te-raz działo. Przecież to ludzie wierzący, więc co może się dziać? Cud potwierdza tylko to, w co od dawna wierzą. Każdy jest wdzięczny Bogu za ten znak, że zechciał tutaj znowu siebie dać, cząstkę własnego Serca. I właśnie to jest wyjątkowe.

Podczas rozmowy dowiedziałem się także, że pani Celina namalowała już ponad 10 wizerunków... Jezusa Miłosiernego, wzorowanych na obrazach Ka-zimirowskiego i Sleńdzińskiego.

58

* * *

W Sokółce wysłuchałem również opowieści Antoniego Sakowicza, dyrektora miejscowych wo-dociągów, który w grudniu 2009 roku zachorował na sepsę, która w większości przypadków kończy się śmiercią. Wyzdrowiał.

Zarówno on, jak i jego bliscy są przekonani, że był to cud wymodlony na kolanach przez jego żonę w chwili, gdy pojawiły się pierwsze symptomy cho-roby – podczas czwartkowej adoracji Najświętsze-go Sakramentu. W intencji chorego odprawionych zostało również kilka Mszy Świętych, odmawiano też Koronkę do Bożego Miłosierdzia. „Myślę, że Chrystus właśnie przez tę modlitwę postawił na mojej drodze we właściwym czasie odpowiednich ludzi, którzy uratowali mi życie – mówił pan Anto-ni. – Wierzę, że Chrystus przez cud eucharystyczny, który wydarzył się w Sokółce, chce ukazać całemu światu, coraz bardziej oddalającemu się od Boga, że nadal JEST i ŻYJE, i nigdy nie opuści tych, którzy w Niego wierzą” – podsumował.

* * *

O jeszcze jednej niezwykłej łasce, związanej w pewien sposób z Sokółką i tym, co się tam wy-darzyło, opowiedział mi w Białymstoku Krzysztof Stawecki, konserwator zabytków. Przez dwa lata odnawiał on i przygotowywał kaplicę Matki Bożej

59

Różańcowej w sokólskim kościele po to, aby moż-na było wystawić tam kustodium z Cząstką Ciała Pańskiego. Kilka miesięcy po rozpoczęciu prac we wspomnianej kaplicy, latem 2010 roku, pan Krzysz-tof wybrał się z żoną i trojgiem dzieci na wakacje do Włoch. W drodze powrotnej, w piątek 6 sierpnia, jadąc autostradą w okolicach Klagenfurtu (Austria), dostrzegli zbliżającą się do nich wielką nawałnicę. „O, jaka czarna chmura!” – stwierdził pan Krzysztof i do dziś na skutek amnezji nie pamięta, co wydarzy-ło się później.

Dopadła ich ulewa. Między kołami samochodu a jezdnią wytworzyła się warstwa wody (fachowo zjawisko to nazywa się akwaplanacją). Auto, którym kierował pan Krzysztof wpadło w poślizg, uderzyło w barierkę po lewej stronie, a potem – po obróce-niu się – z ogromną siłą wbiło się przodem w skal-ną ścianę po prawej. Samochód został kompletnie zniszczony (z przodu nie było nic, a silnik znalezio-no 70 metrów dalej!), ale jego pasażerom udało się wyjść z tego cało. Jedynie jedna z córek pana Krzysz-tofa, która źle zapięła pasy, doznała lekkiego urazu kręgosłupa. Po krótkim pobycie w austriackim szpi-talu rodzina powróciła do domu, a pan Krzysztof do pracy w sokólskiej kaplicy.

„Z naszego punktu widzenia to był cud. Kiedy austriacka policja przyjechała do szpitala spisywać protokół, jeden z policjantów wskazał na znajdu-jący się w moim dowodzie rejestracyjnym obrazek

60

Matki Bożej Licheńskiej. «To was uratowało, bo to, że z tego wyszliście, było niesamowite» – stwierdził. Polski konsul, który odwiedził nas w szpitalu, widząc ten wypadek w telewizji był przekonany, że przyj-dzie mu załatwiać papiery... pogrzebowe. A nam nic się przecież nie stało.

Pan Bóg chciał pewnie żebym dokończył reno-wację przeznaczonej dla Niego kaplicy i coś jeszcze na tym świecie zrobił, a moja żona obroniła doktorat na KUL [pani Krystyna – kierownik Muzeum Ikon w Supraślu pisała pracę na temat Ikony Matki Bożej „Krzew Gorejący” – przyp. autora]. I chyba nie bez znaczenia było to, że wypadek ten oraz ten cud wy-darzył się w uroczystość... Przemienienia Pańskiego (sic!). Święci, którymi jako konserwator często się zajmuję, Pan Jezus, Matka Boża, mój patron i mój Anioł Stróż przez cały czas pomagają mi w tym ży-ciu. Czuję to!” – dodał pan Krzysztof.

* * *

Czas teraz na krótkie podsumowanie. Sprawa została zbadana i rozstrzygnięta – to, co wydarzyło się w Sokółce, było ewidentnym cudem (nawet, gdy białostocka kuria, twierdząc, iż nie jest do tego upo-ważniona, uparcie nazywała go jedynie „wydarze-niem eucharystycznym”). Fragment konsekrowanej Hostii zmienił się w ludzkie ciało – w Cząstkę Ciała Pańskiego.

61

Arcybiskup Edward Ozorowski po upływie dość długiego czasu podjął decyzję, że odda ją do publicz-nej czci. W tym celu wykonano specjalne ozdobne kustodium według projektu wrocławskiej elżbietan-ki s. Felicyty Szewczyk (płaski walec, w którym roz-pięto korporał z Cząstką Ciała Pańskiego wsparty na skrzydłach klęczących aniołów, dzierżących w rękach kadzielnice z dymiącym kadzidłem). Na 2 paździer-nika 2011 roku zaplanowano przeniesienie Cząstki Ciała Pańskiego z kaplicy na plebanii do odnowionej kaplicy Matki Bożej Różańcowej w kościele.

Dlaczego wybrano 2 października? Ksiądz Gnie-dziejko wyjaśnił, że była to data związana z odpra-wianym corocznie w parafii czterdziestogodzinnym nabożeństwem, a na dodatek nie była zbyt odległa od rocznicy beatyfikacji bł. ks. Michała Sopoćki.

* * *

Badając wszystkie te sprawy, dowiedziałem się, że druga sokólska parafia nosi wezwanie... Najświęt-szego Ciała i Krwi Chrystusa. Okazało się, że nadał je jeszcze w latach 80. XX wieku abp Edward Kisiel.

„Czy to miało jakieś znaczenie? Czy było wyra-zem szerzącego się od dawna wśród mieszkańców Sokółki szczególnego kultu Bożego Ciała?” – prze-mknęło mi przez głowę. Może...

62

R o z d z i a ł 6

„SŁOŃCE SPRAWIEDLIWOŚCI”

I ZAKRWAWIONY BREWIARZ

Spróbujmy się teraz wspólnie przyjrzeć innym tego typu wydarzeniom – odbyć fascynującą podróż

w czasie i przestrzeni śladami niezwykłych euchary-stycznych cudów, zbadać „cudowną” genezę Bożego Ciała i zgłębić tajemnicę „eucharystycznego postu”.

W historii Kościoła wydarzyły się, jak się oblicza, 132 cuda eucharystyczne. Jednak takich, w których konsekrowana Hostia przemieniła się w widzialne ludzkie ciało, było znacznie mniej. Bo oczywiście nie wszystkie z tych 132 niezwykłych eucharystycznych wydarzeń dotyczyły tej cudownej przemiany. Wśród nich były także takie, w których Hostie lewitowały, jaśniały nieziemskim światłem, cuda polegające na trwającym przez stulecia zachowywaniu przez Ko-munikant swoich „chlebowych” właściwości. Bywało często, że profanowane Hostie krwawiły.

* * *

63

Muszę szczerze przyznać, że w niewielu sank-tuariach eucharystycznych bywałem. Spośród kilku z nich największe wrażenie zrobiły na mnie te w Tu-rynie i Cascii.

W Turynie przebywałem w 2009 roku, zbierając materiały do Sekretu ocalenia, jednej z moich poprzed-nich książek. Wędrując po mieście i odwiedzając tam-tejsze kościoły, natknąłem się na miejscową bazylikę Bożego Ciała. Po wejściu do niej, przy jednej z bocz-nych kaplic zauważyłem pustą zabytkową monstran-cję. Obok umieszczona była informacja o cudzie, jaki wydarzył się przed tym kościołem w 1453 roku.

Czego ów cud dotyczył? Otóż dwóch żołnierzy obrabowało kościół w mieście Exilles. Wśród zagar-niętych kościelnych precjozów znajdowała się rów-nież monstrancja z dużą konsekrowaną Hostią. Kiedy świętokradcy przejeżdżali z łupami ulicami Turynu, ich osioł potknął się i przewrócił. Stało się to przed ówczesnym kościołem św. Sylwestra (obecna bazyli-ka Bożego Ciała). Zrabowane dobra rozsypały się po przykościelnym placu. Nastąpiło wtedy coś przedziw-nego. Hostia z rozbitej monstrancji nie upadła, ale uniosła się, jaśniejąc przy tym oślepiającym światłem. Wieść o  cudzie rozeszła się błyskawicznie, groma-dząc oniemiałych ze zdziwienia mieszczan. Wkrótce na plac przed kościołem przybyli duchowni z bisku-pem Turynu na czele. Upadł on na kolana, czcząc Najświętszy Sakrament, a następnie uniósł nad głowę kielich, w którym po chwili osiadła cudowna Hostia.

64

Komunikant ten już dziś nie istnieje. Po 131 la-tach zachowywania doskonałej świeżości (przecho-wywany był wówczas w katedrze św. Jana Chrzciciela, gdzie znajduje się słynny Całun Turyński) z nakazu samego papieża został spożyty przez kapłana. Cud w Turynie, nazwany „Słońcem Sprawiedliwości”, potwierdzono wieloma świadectwami i co do tego, że rzeczywiście się wydarzył, nie ma dziś najmniej-szych wątpliwości13.

* * *

Pięć lat wcześniej, podczas swojej pierwszej po-dróży do Włoch, zatrzymałem się w Cascii. Wraz z grupą krakowskich wiernych chciałem się pomodlić w słynnym augustiańskim sanktuarium św. Rity. Nie wiedziałem wówczas, że w dolnej części owej świątyni przechowywana jest niezwykła relikwia: zakrwawiona kartka z brewiarza – świadectwo cudu eucharystycz-nego, który wydarzył się w 1330 roku w Sienie. Było to dla mnie miłym i owocnym pod względem ducho-wym zaskoczeniem. „Negatywnym bohaterem” owego cudu był kapłan, który nie przywiązywał wielkiej wagi do właściwych zachowań i procedur dotyczących ob-chodzenia się z rzeczami świętymi. Pewnego dnia we-zwano go z Wiatykiem do ciężko chorego wieśniaka 13 Opis cudu eucharystycznego w Turynie opracowałem na podstawie

anglojęzycznych informacji zawartych na obrazku-folderze z bazyliki Bożego Ciała w Turynie oraz na podstawie tekstu z książki: J. Carroll Cruz, Cuda eucharystyczne. Eucharystyczne fenomeny w życiu świętych, Wydawnictwo Exter, Gdańsk 2000, s. 166-168.

65

mieszkającego na przedmieściach Sieny. Spieszący się ksiądz wyjął konsekrowaną Hostię z tabernakulum i zamiast do używanego specjalnie do tych celów po-jemniczka, wsunął ją pomiędzy kartki brewiarza. Po dotarciu do chorego sięgnął po brewiarz, otworzył go i... zaniemówił. Na kartkach, w miejscu, gdzie znajdo-wał się Komunikant, widniała... krwawa plama.

Przerażony i wstrząśnięty do głębi kapłan zrozu-miał wtedy, że zawinił, gdyż nie podszedł do Najświęt-szego Sakramentu z należytym szacunkiem i czcią. Skruszony udał się czym prędzej do powszechnie sza-nowanego, uważanego za świętego augustianina Szy-mona Fidatiego (dziś błogosławionego), wyznał mu swój grzech, otrzymał rozgrzeszenie i stosowną do czynu pokutę. Zakrwawiony brewiarz pozostawił au-gustianinowi. Dlatego też jedna z dwóch pokrwawio-nych kart przechowywana jest obecnie nie w Sienie, ale w rodzinnym mieście bł. Szymona Fidatiego Cascii.

Poszerzając wiedzę o owym cudzie, dowiedziałem się także, że relikwia ta od wieków otaczana jest wielką czcią. Co więcej, dorocznie w uroczystość Bożego Cia-ła obnoszona jest w specjalnej procesji. W 1996 roku krwawą plamę o średnicy 4 centymetrów poddano ba-daniom naukowym. Dostrzeżono wówczas, że cząstki skrzepniętej krwi utworzyły na papierze przedziwny „portret” zasmuconego, brodatego mężczyzny14.14 Opis cudu, który wydarzył się w Sienie, opracowałem na podstawie

moich wcześniejszych tekstów opublikowanych w „Tygodniku Ro-dzin Katolickich” oraz w książce Księga 100 wielkich cudów, Dom Wydawniczy „Rafael”, Kraków 2005, s. 74-75.

66

R o z d z i a ł 7

OD WARMII PO ŚLĄSK

Kilka eucharystycznych cudów miało miejsce rów-nież w Polsce. Jeden z pierwszych zdarzył się

w XIV wieku w warmińskim Głotowie, wiosce leżącej nieopodal Dobrego Miasta. Były to czasy, kiedy ziemie te najeżdżały hordy pogańskich Litwinów. „W miejscu, gdzie obecnie stoi kościół, pasący się wół znalazł Naj-świętszą Hostię, którą odgrzebał racicą, i rycząc, upadł na kolana – czytamy w opisie z 1730 roku. Znaleziona Hostia Najświętsza została przez proboszcza przenie-siona w uroczystej procesji do kościoła i umieszczona w cyborium. W następnym dniu znowu znalazło Ją bydło w tym samym miejscu. Zabrało więc Ją wtedy duchowieństwo Dobrego Miasta, ale nazajutrz znowu powróciła. (...) Wówczas zrozumiano, że Bóg chce aże-by w tym miejscu został wybudowany kościół”. Nie-co inna wersja tego cudu głosi, że Hostia znajdowała się w puszce (lub kielichu), którą przypadkowo wyorał pewien rolnik. Naczynie z Ciałem Chrystusa miało

67

zostać ukryte w ziemi przed zbliżającymi się do Głoto-wa, mordującymi i rabującymi Litwinami.

Boży znak został należycie odczytany i wypełnio-ny: na miejscu cudu już w połowie XIV wieku stanął kościół, do którego zaczęły ściągać liczne pielgrzym-ki. Dziś w Głotowie znajduje się barokowa świątynia pod wezwaniem Najświętszego Zbawiciela, znana również jako sanktuarium Najświętszego Sakramen-tu. Niezwykłe wydarzenie zostało uwiecznione na fre-sku namalowanym na sklepieniu świątyni. Widnieją na nim trzy woły klęczące przed wygrzebaną z ziemi Hostią. Malowidło opatrzono również dwoma łaciń-skimi napisami, stanowiącymi cytaty z Księgi Daniela i Księgi Izajasza: „błogosławcie Pana, zwierzęta dzikie i trzody” (Dn 3,81) oraz „wół rozpoznaje swego Pana” (Iz 1,3). W XIX wieku obok sanktuarium wybudowa-no słynną Kalwarię Warmińską.

* * *

Ze średniowieczną historią o skradzionych Ho-stiach związany jest poznański kościół pod wezwaniem Bożego Ciała. Opisuje to wydarzenie między innymi polski kronikarz Jan Długosz w swoich Rocznikach. W  1399  roku grupa poznańskich żydów namówiła pewną chrześcijańską dziewczynę Krystynę, aby wy-kradła z  jednego z kościołów konsekrowaną Hostię. Według Jana Długosza, wydarzyło się to w  piątek 15  sierpnia w klasztornym kościele Dominikanów (dziś kościół Jezuitów przy ul. Szewskiej). Krystyna

68

przyjęła tam Komunię Świętą, następnie wyjęła ją z ust i sprzedała żydom. Inna wersja tego wydarzenia głosi, że Komunikanty były trzy, a kobieta wykradła Je z kościelnego tabernakulum.

Niegodziwcy włożyli Hostię do swoich ksiąg, za-płacili Krystynie, a następnie zanieśli Ciało Pana do piwnicy w kamienicy na rogu ulic Żydowskiej i Kra-marskiej. Po dotarciu na miejsce położyli Je na stole, chcąc sprawdzić, ile prawdy jest w twierdzeniach o re-alnej obecności Chrystusa w konsekrowanym Chlebie i z furią zaczęli dźgać nożami. Ku ich wielkiemu prze-rażeniu z Hostii zaczęła tryskać krew. Zbryzgała stół i ściany. Kilka kropli Boskiej Krwi spadło ponoć na znajdującą się w tym samym pomieszczeniu niewido-mą żydówkę, która po gorącej modlitwie natychmiast odzyskała wzrok i wyznała wiarę w Jezusa. Widząc krew, świętokradcy wpadli w popłoch. Nie chcąc mieć kłopotów „z miastem”, usiłowali spalić Hostie. Naj-świętszy Sakrament wciąż jednak nietknięty wycho-dził z ognia. Próbowali utopić je w studni – wszystko na nic. Pragnąc zatrzeć ślady swojego zbrodniczego czynu, podążyli wówczas na okalające Poznań od po-łudnia nadwarciańskie trzęsawiska i łąki. Wrzucili Komunikanty do błota i uciekli.

W cudowny sposób unoszące się nad bagniskiem trzy Hostie odnalazł miejski pasterz, pasący na oko-licznych łąkach stado bydła. Zauważył on dziwne za-chowanie swoich zwierząt, które klękały, spoglądając gdzieś w górę. Pasterz podążył wzrokiem w tę stronę i zauważył unoszące się w powietrzu Ciało Chrystusa.

69

Na miejsce cudu tłumnie podążyli mieszczanie i duchowni pod wodzą bp. Wojciecha Jastrzębca. Po dotarciu na miejsce najstarszy spośród znajdujących się w orszaku kapłanów uniósł w górę wziętą ze sobą patenę. Trzy Hostie same na niej spoczęły. Procesyjnie przeniesiono je do poznańskiej fary. Ale Najświętszy Sakrament w cudowny sposób kilkukrotnie „powra-cał” na bagna i łąki (tereny obecnych Piasków).

Uznano, że Bóg sam pragnie przebywać w tym miejscu. Wybudowano tam drewnianą kaplicę, któ-rą zastąpił ufundowany w 1406 roku przez króla Władysława Jagiełłę murowany kościół pod wezwa-niem Bożego Ciała. Świątynia ta i przylegający do niej klasztor Karmelitów – opiekunów tego miejsca – stały się słynnym nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie miejscem pielgrzymkowym, w którym do-konywały się liczne uzdrowienia i znaki. (Obecnie po wielu dziejowych „zakrętach” miejsce to straci-ło, niestety, na znaczeniu). Król był w niej bardzo częstym gościem; gorąco modlił się i adorował Naj-świętszy Sakrament przed każdą wojenną wyprawą, powierzając Bogu sprawy naszej Ojczyzny (warto nadmienić, że pielgrzymował tu pieszo przed bitwą pod Grunwaldem i po jej zwycięskim zakończeniu).

Również na miejscu kamienicy, w której pastwiono się nad konsekrowanymi Hostiami, wzniesiony został kościół (pod wezwaniem Najświętszej Krwi Pana Jezusa). W piwnicy owej kamienicy odnaleziono stół ze śladami krwi (został on uznany za relikwię) oraz studnię, w której świętokradcy próbowali utopić Ciało Pana.

70

Warto nadmienić, że w czerwcu 1930 roku w poznańskim kościele Bożego Ciała kard. Au-gust Hlond uroczystą Mszą Świętą zainaugurował Pierwszy Krajowy Kongres Eucharystyczny. Od 1996 roku w świątyni rozpoczyna się również głów-na dla Poznania procesja Bożego Ciała.

Pozostałości cudownych poznańskich Hostii znaj-dują się obecnie w stopie monstrancji z 1936 roku.

* * *

Podobna, choć nie tak krwawa legenda stanowiła również asumpt do ufundowania w XIV wieku kościo-ła Bożego Ciała w Krakowie.. W swoich historycznych dziełach opisywał ją Jan Długosz. W oktawie Boże-go Ciała z krakowskiego kościoła Wszystkich Świę-tych skradziona została monstrancja z Najświętszym Sakramentem. Złodzieje myśleli, że monstrancja jest szczerozłota. Kiedy jednak odkryli, że jest ona jedynie pozłacana i nie można jej z zyskiem spieniężyć, porzu-cili ją wraz z Hostią na bagniskach leżącej wówczas za murami Krakowa wsi Bawół. Kradzież wstrząsnę-ła krakowskimi wiernymi. We wszystkich kościołach miasta odprawiono nabożeństwa ekspiacyjne za profa-nację Ciała Pańskiego, zarządzono również trzydniowy post. Wkrótce jednak gruchnęła wieść, że nad bagni-skiem znajdującym się w pobliżu nieistniejącego już dzisiaj kościoła św. Wawrzyńca na Kazimierzu, ukazu-ją się jakieś niezwykłe światła. Tajemnicze, widoczne dniem i nocą zjawiska świetlne przyciągnęły okolicz-ną dzieciarnię. Źródłem jasności okazała się właśnie

71

skradziona monstrancja. Po jej odnalezieniu, w uroczy-stej procesji przeniesiono ją do Krakowa. Na miejscu odnalezienia monstrancji król Kazimierz Wielki pole-cił wznieść piękną – istniejącą do dziś – świątynię.

* * *

Sanktuarium Cudu Eucharystycznego (sanktu-arium Najdroższej Krwi Pana Jezusa) znajduje się również w Bisztynku, miejscowości położonej tak jak Głotowo na Warmii. Nazwę swoją bierze od niezwy-kłego wydarzenia, które miało miejsce w 1400 roku w czasie Mszy Świętej konsekracyjnej miejscowego kościoła. Wtedy to, podczas podniesienia z Hostii spadły na ołtarz krople Krwi Jezusa. Tradycja głosi, że przyczyną tego wydarzenia było zwątpienie w re-alną obecność Jezusa w Eucharystii przez kapłana sprawującego Najświętszą Ofiarę. Świadkiem tego cudu był biskup warmiński Henryk Sorbom. W po-chodzącym z 1796 roku piśmie parafialnym napisa-no: „Kapłan odprawiający Mszę Świętą w obecności biskupa wątpił, że po przeistoczeniu w Hostii znaj-duje się prawdziwie obecny Chrystus. Nagle ujrzał spadające krople Krwi na korporał. Korporał ten, na który padały krople Krwi Chrystusa, został przesła-ny do Rzymu, skąd już nie powrócił”.

* * *

W 1433 roku cud eucharystyczny wydarzył się we wsi Jankowice Rybnickie, położonej między Ryb-nikiem a Wodzisławiem Śląskim na Górnym Śląsku.

72

Okolice Rybnika opanowali zwolennicy herezji Jana Husa. Jeden z protestanckich oddziałów zauważył katolickiego księdza. Kapłan Walenty spieszył z Naj-świętszym Sakramentem do umierającej mieszkanki Rybnika. Zanim został złapany i zakatowany przez wrogów katolickiej wiary, zdążył jeszcze ochronić Najświętszy Sakrament przez zbezczeszczeniem, wkładając bursę z Hostią do dziupli starego dębu. Według legendy, po latach w miejscu śmierci kapła-na wytrysnęło źródełko z cudowną wodą.

Kilka lat później okoliczni mieszkańcy zauważyli promieniującą z dziupli dębu nieziemską światłość. Hostię odnaleziono i otoczono szczególnym kul-tem. Na miejscu cudu w XVII wieku wybudowano istniejącą do dziś drewnianą świątynię pod wezwa-niem Bożego Ciała (obecnie sanktuarium Najświęt-szego Sakramentu), utworzono również Bractwo Najświętszego Sakramentu (oficjalnie zatwierdzone przez papieża Klemensa X w 1675 roku).

* * *

Najbliższy naszym czasom cud eucharystyczny w Polsce, nie licząc oczywiście tego w Sokółce, miał miejsce w 1867 roku w Dubnie (obecnie Ukraina) na terenie zaboru rosyjskiego. W owym czasie na Kościół katolicki spadła nowa fala prześladowań. Co bardziej strachliwi wierni przechodzili do faworyzo-wanego przez zaborcę Kościoła prawosławnego.

73

5 lutego 1867 roku pobożni mieszkańcy Dubna i  okolicznych wiosek uczestniczyli w odprawianym w miejscowym kościele czterdziestogodzinnym nabo-żeństwie. Nagle – podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu – z adorowanej Hostii wystrzeliły świetli-ste promienie, a w jej środku ukazała się postać Jezusa. I nie było to złudzenie. Wierni tłumnie podchodzili do ołtarza, żeby z bliska przyjrzeć się temu niezwykłemu objawieniu. Postać Zbawiciela widoczna była we wnę-trzu Hostii aż do zakończenia nabożeństwa.

Dowiedziawszy się o tym cudzie, carska policja nakazała dubieńskiemu kapłanowi całkowite mil-czenie na ten temat. Ksiądz poinformował jednak o wszystkim miejscowego biskupa. Władze kościel-ne – w obliczu zagrożenia represjami oraz zamknię-ciem kościoła – zdecydowały się nie rozgłaszać tego cudu. Mimo tego wieść o nim dotarła do Polaków.

Uważano powszechnie, że cud miał wzmocnić wiarę oraz dodać odwagi prześladowanym przez władze carskie i pozostałych zaborców15.15 Podczas opracowywania rozdziału o polskich cudach eucharystycz-

nych wykorzystałem między innymi publikację ks. K. Bielawny Szla-kiem sanktuariów cudu eucharystycznego i Krzyża świętego na Warmii, Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne, Olsztyn 2010 (cuda w Gło-towie i Bisztynku); strony internetowe oraz książkę M. Noskowicza Najświętsze Trzy Hostie. Cud eucharystyczny w Poznaniu w 1399 r., Poznań 2012 (reprint) (cud w Poznaniu); folder na temat historii kościoła Bożego Ciała w Krakowie wydany przez kanoników regu-larnych laterańskich (cud na krakowskim Kazimierzu); strony inter-netowe oraz książkę J. Carroll Cruz Cuda eucharystyczne..., s. 201-202 (cud w Dubnie); „Nasza Arka” (nr 6/2002) poświęcony cudom eu-charystycznym; w przypadku wszystkich tych cudów korzystałem również ze stron internetowych związanych z nimi sanktuariów.

74

R o z d z i a ł 8

JAK W SOKÓŁCE:

LANCIANO I BUENOS AIRES

Jak nietrudno zauważyć, żaden z polskich cudów nie przypominał tego z Sokółki, żaden nie był aż

tak spektakularny. Nigdy bowiem nie chodziło o cu-downą przemianę przaśnego chleba w ludzkie ciało.

Cud w Sokółce podobny był natomiast do pierw-szego cudu eucharystycznego w historii Kościoła, który wydarzył się około 750 roku, czyli ponad 1260 lat temu we Włoszech, w maleńkiej abruzyjskiej mieścinie Lanciano, a jeszcze bardziej do cudu, któ-ry miał miejsce zupełnie niedawno, bo w 1996 roku w argentyńskim Buenos Aires.

W Lanciano konsekrowana Hostia w rękach ka-płana wątpiącego w realną obecność Boga w eucha-rystycznych postaciach chleba i wina przemieniła się w ludzkie Ciało, a wino w kielichu w prawdzi-wą Krew. Efekty tej przemiany – prawdziwe Ciało i prawdziwa Krew – możemy oglądać do dziś w spe-cjalnym relikwiarzu.

75

W drugiej połowie XX wieku próbki Ciała i Krwi z Lanciano zbadał Włoch dr Odoardo Li-noli. Stwierdził on ponad wszelką wątpliwość, że zamknięty w  relikwiarzu fragment ciała jest prze-krojem ludzkiego serca. Dowiódł również, że zwap-niała krew także pochodzi od człowieka i ma tę samą grupę krwi, co ciało – AB (czyli taką samą, jak krew Jezusa znajdująca się na Całunie Turyńskim!!!).

Jak wtedy doszło do tak niezwykłej przemiany? Otóż pewnego dnia rano pewien mnich z zakonu św. Bazylego sprawował Najświętszą Ofiarę w miej-scowym kościele pod wezwaniem św. Legocjana i Domicjana. Od lat nurtowały go wątpliwości, co do realnej obecności Boga w konsekrowanym Chlebie i Winie. „Jednak wciąż się modlił do Boga, aby ten usunął ranę niewiary z jego serca. Łaska nadprzyro-dzona nie opuściła go, gdyż Bóg, Ojciec Miłosierdzia i wszelkiego pocieszenia upodobał sobie wznieść go z głębokiej ciemności i dać mu tę samą łaskę, którą dał niewiernemu Apostołowi Tomaszowi” – czyta-my w pochodzącym z 1631 roku opisie cudu.

* * *

Tuż po wypowiedzeniu przez zakonnika formuły konsekracji, trzymana przez niego w dłoniach Hostia zamieniła się w prawdziwe Ciało, a zawarte w mszal-nym kielichu wino – w prawdziwą Krew. Zakonnik „zmieszał się i przeraził”. Przez to niezwykłe wyda-rzenie trwał jakby w ekstazie przez dłuższy czas, ale

76

w końcu jego przerażenie ustąpiło duchowemu szczę-ściu, które wypełniło jego duszę. Odwrócił swoją twarz zalaną łzami do zgromadzonych tam i wykrzyknął: „O szczęśliwi przyjaciele, którym nasz Pan Błogosła-wiony ujawnił się w tym Najświętszym Sakramencie i ażeby siebie objawić przed moim własnym niedo-wierzaniem. Podejdźcie bracia i spójrzcie na naszego Boga, który przybył do nas. Oto Ciało i Krew naszego ukochanego Chrystusa” – czytamy dalej.

Cud spowodował wielkie poruszenie. Tłumy ludzi spieszyły do miasta, by go oglądać. „Niektórzy płaka-li i błagali Boga o zmiłowanie, inni bili się w piersi i spowiadali się ze swoich win i grzechów, inni po-kornie stwierdzali, że nie są godni, ażeby ich oczy mogły ujrzeć tak drogocenny skarb. Inni w cichości pełnej szacunku podziwiali, dziwili się, błogosławi-li i dziękowali najlepszemu Bogu, który ukazał ich śmiertelnym zmysłom swoją nieśmiertelność i  nie-zwykły Majestat”. Ciało i pięć grudek zakrzepłej krwi umieszczono w specjalnym relikwiarzu. Cud został zatwierdzony w 1574 roku. Dziś relikwie przechowy-wane są w kościele św. Franciszka, zwanym kościo-łem Cudu Eucharystycznego. W  1974  roku modlił się przed nimi kard. Karol Wojtyła.

Na przestrzeni wieków Ciało i Krew z Lanciano kilkukrotnie badano. Dla nas najważniejsze są bada-nia przeprowadzone w latach 1970-1971 i 1981 za pomocą zaawansowanych technik laboratoryjnych. Ich wykonawcą był wspomniany już Odoardo Linoli,

77

naczelny lekarz Spedali Riuniti w  Arezzo, wykła-dowca anatomii, histopatologii, chemii i mikroskopii klinicznej. Podczas wstępnego oglądu stwierdzo-no, że ciemnożółtobrązowe Ciało o  średnicy od 55 do 60 milimetrów jest bardzo twarde, grubsze na obrzeżach i stopniowo coraz cieńsze ku środkowi, a  w  środku rozdarte. Na Ciele zauważono plamki oraz dziurki na obrzeżach. Otworki te zrobili ba-zylianie, którzy – przybijając je do deski – chcieli zapobiec kurczeniu się żywej, tężejącej tkanki. Po badaniach okazało się, jak podkreślił dr Linoli, iż „fragment ciała jest przekrojem serca i jest absolut-nie widoczne, że mamy do czynienia z prawą i lewą komorą sercową, które podczas upływu lat zostały zniszczone i wysuszone”, a „szeroka i pusta przestrzeń w środku przedstawia komorę sercową, która kurczy się ku zewnętrznym krawędziom (...)”. Włoski na-ukowiec doszedł do tych wniosków, stwierdzając, że ma do czynienia z charakterystyczną dla serca prąż-kowaną tkanką mięśniową. W badanym fragmencie znalazł płacik tkanki tłuszczowej, sieć naczyń tętni-czych i żylnych, dwie cienkie gałęzie nerwu błędnego, a w środku struktury wewnątrzsercowe (wsierdzie).

* * *

Krew – pięć żółtobrązowych grudek ważących łącznie 15,85 gramów – również była stwardniała. Wykryto, że jest to krew grupy AB (taka sama jak na Całunie Turyńskim), „wykazująca małą zawartość

78

chlorku, fosforu, magnezu, potasu oraz sodu”, a dużo wapnia. Wpływ na zanik minerałów mógł mieć między innymi wiek Krwi, wymiana minerałów ze szklaną ścianką kielicha, a za „podniesiony poziom wapnia” – wpadnięcie do pojemnika z materiałem budowlanym (podczas remontowania świątyni) lub zanieczyszczenie pochodzenia roślinnego. „W płynie elucyjnym zawierającym Krew, cząstki protein były w takiej zawartości jak w normalnej świeżej krwi.”

Badacze nie mieli wątpliwości, że Ciało i Krew pochodziły od człowieka. Miały one również tę samą grupę krwi, posiadały zanieczyszczenia i ślady pleśni na skutek nieszczelnego zamknięcia oraz nie miały żadnych śladów środków konserwujących.

„Histologiczna diagnoza tkanki mięśnia serco-wego oparta na obiektywnych elementach, wyklucza starożytne oszustwo. Załóżmy, że serce zostało pobra-ne od zmarłej osoby. Musielibyśmy wtedy założyć, że była to bardzo wprawna w cięciach anatomicznych ręka, która bez trudu wycięła z organu wewnętrznego równy i gładki element. Wiemy natomiast, że sekcje anatomiczne rozpoczęły się po wieku XIV. Z drugiej strony wiemy, że w Cudownym Sercu wycięto tylko fragment powierzchni, co jest potwierdzone przez podłużny kształt włókien. Musimy więc stwierdzić jeszcze raz, że jest to sekcja poprzeczna, zawierająca komorę sercową”. Fragment żywego ciała nie mógł zostać wycięty ręką człowieka. Profesor Linoli uznał, że miał do czynienia z prawdziwym cudem.

79

Ustalenia włoskiego profesora potwierdziły też inne szacowne gremia – Światowa Organizacja Zdrowia oraz komisja sanitarna ONZ w Genewie.

* * *

Z cudownymi relikwiami związane były dwa nad-zwyczajne wydarzenia. W 1565 roku miastu zagrozili Turcy. Wówczas jeden z zakonników zabrał relikwiarz i z młodymi mieszkańcami miasta zdecydował się na ucieczkę. Szli całą noc, sądząc, że oddalili się już na dużą odległość. Rankiem okryli jednak, że nadal stoją u bram Lanciano. Uznali to za znak od Boga, że mają pozostać i bronić grodu. Trzysta lat później – 9 lipca 1868 roku – mieszkańcy Lanciano wyszli w procesji ze Świętymi Relikwiami, aby wybłagać u Boga za-trzymanie ulewnych, padających od 45 dni deszczów. Kiedy podążająca z kościoła procesja dotarła do rynku miasta, północny wiatr rozwiał deszczowe chmury16.

* * *

Drugi z cudów jeszcze bardziej przypomina to, co zdarzyło się w Sokółce. Miał on miejsce całkiem nie-dawno, bo w sierpniu 1996 roku w stolicy Argentyny Buenos Aires. Cud ten został oficjalnie uznany przez władze kościelne.16 Historię oraz wyniki badań dotyczące cudu w Lanciano opracowałem

na podstawie swojego wcześniejszego tekstu. Korzystałem wtedy z wielu źródeł, jednak najbardziej wartościowym z nich była książka: o. N. Na-sutiego OFMConv., Cud Eucharystyczny w Lanciano, „Arka”, 1999; z niej też pochodzą wszystkie znajdujące się w tekście cytaty dotyczące wspo-mnianego cudu.

80

18 sierpnia 1996 roku o godz. 19.00 ks. Alejandro Pezet odprawiał Mszę Świętą w jednym z kościołów leżących w handlowej dzielnicy miasta. Kiedy kończył rozdzielać Komunię Świętą, podeszła do niego pewna kobieta. Powiadomiła go, że z tyłu kościoła na świecz-niku leży porzucona Hostia. Ksiądz Pezet udał się we wskazane miejsce. Zobaczył Hostię – sprofanowaną, zakurzoną i jak się okazało również bardzo brudną. Podniósł ją i powrócił do ołtarza. Choć wcześniej pla-nował, że Ją spożyje, z uwagi na znaczne zabrudzenie odstąpił od tego zamiaru. Przekazał Ciało Chrystusa szafarce Eucharystii, polecając jej, by włożyła ją do wypełnionego wodą vasculum, a następnie schowała naczynie do tabernakulum.

26 sierpnia ks. Pezet przyszedł do kościoła na chwilę modlitwy. Wbrew swoim codziennym zwy-czajom odprawiania modłów w kaplicy na plebanii, skierował swe kroki do kościelnej kaplicy Najświęt-szego Sakramentu. Wziął ze sobą „L’Osservatore Romano”, w którym chciał przeczytać list Jana Paw-ła II do bp. Liege, przesłany w 750. rocznicę ustano-wienia uroczystości Bożego Ciała.

Kiedy zaczął się modlić, podeszła do niego sza-farka Eucharystii i powiadomiła go, że rano zajrzała do tabernakulum i „zobaczyła coś dziwnego”. Ksiądz wstał i poszedł za nią do tabernakulum. To, co zo-baczył, bardzo go zafrapowało. Dostrzegł na Hostii dziwne zaczerwienienie. Uznał, że ma do czynienia ze zjawiskiem nadprzyrodzonym. Przeniósł vascu-lum z Hostią do tabernakulum na plebanii.

81

W ciągu kolejnych dni i tygodni substancji po-dobnej do krwi zaczęło przybywać, a zanurzona w  wodzie Hostia zwiększyła swoją objętość. Tak-że i w tym przypadku ingerencja osób trzecich nie wchodziła w grę. Klucze do tabernakulum miały tyl-ko dwie osoby: ks. Pezet i szafarka Eucharystii.

* * *

Argentyński kapłan poinformował o tym kard. Jor-ge Bergoglia (niezwykle wybitnego hierarchę Kościoła, który w głosowaniu kolegium kardynalskiego w czasie konklawe po śmierci Jana Pawła II uplasował się tuż za kard. Józefem Ratzingerem). Zlecił on wykonanie profesjonalnych zdjęć Komunikantu. Sfotografowano go 26 sierpnia i 6 września.

Postanowiono czekać. Kiedy po trzech latach zamknięta w tabernakulum Hostia nadal nie ulegała biodegradacji, zadecydowano pobrać z niej wycinek. Przesłano go jako tak zwaną „ślepą próbkę” do la-boratorium w Nowym Jorku. Próbkę nazwano „ślepą”, bowiem lekarzy nie poinformowano, co za szczegól-ny materiał przyszło im badać. Nie chciano niczego sugerować. Próbką zajął się dr Frederic Zugibe, wy-bitny nowojorski kardiolog i patolog medycyny są-dowej. Naukowiec stwierdził, że badana substancja jest... prawdziwym ludzkim ciałem i krwią, w której obecne jest ludzkie DNA. W wydanym oświadcze-niu stwierdził, że „badany materiał jest fragmentem mięśnia sercowego znajdującego się w ścianie lewej komory serca, z okolicy zastawek. Ten mięsień jest

82

odpowiedzialny za skurcze serca. Trzeba pamiętać, że lewa komora pompuje krew do wszystkich części ciała. Mięsień sercowy jest w stanie zapalnym, znaj-duje się w nim wiele białych ciałek. Wskazuje to na fakt, że to serce żyło w chwili pobierania wycinka. Twierdzę, że żyło, gdyż białe ciałka obumierają poza żywym organizmem, potrzebują go, aby je ożywiał. Ich obecność wskazuje więc, że serce żyło w chwili pobierania próbki. Białe ciałka wniknęły w tkankę, co wskazuje na fakt, że to serce cierpiało – na przykład ktoś był ciężko bity w okolicach klatki piersiowej”.

To był prawdziwy cud – cud tym większy, że chleb przemienił się w Ciało, które przez ponad trzy lata pozostawało żywe – było żywe w trakcie pobierania wycinka (białe ciałka pozostawione w wodzie powin-ny przestać istnieć w ciągu zaledwie kilku minut).

Zugibe stwierdził, że nie znajduje naukowego wyjaśnienia dla tego faktu, a jego zaistnienia nie da się racjonalnie wytłumaczyć. „W jaki sposób i dla-czego konsekrowana Hostia mogła zmienić swój charakter i stać się ludzkim żyjącym ciałem i krwią, pozostanie dla nauki nierozwiązalną tajemnicą, która całkowicie przerasta jej kompetencje” – do-dał nowojorski lekarz poinformowany przez dwóch dziennikarzy Rona Tesoriero i Mike’a Willesee, jaki niezwykły materiał przyszło mu badać17.

17 Fragment dotyczący cud eucharystycznego w Buenos Aires opracowałem w oparciu o książkę R. Tesoriero Powody, aby wierzyć, WAM, Kraków 2010 (cud ten opisany został na s. 83-88). Stamtąd zaczerpnięty został również cytat opisujący wyniki badań i opinię badającego „próbkę” profesora.

83

* * *

Nie wiedziałem wcześniej o tym cudzie. Prze-czytałem o nim dopiero, kiedy zająłem się cudem w  Sokółce. Te dwa wydarzenia były do siebie po-dobne – w obu przypadkach Hostia rozpuszczała się w vasculum, w obu została przeniesiona do zakrystii, w obu – choć w Sokółce niemal natychmiast po cu-dzie, a w Buenos Aires dopiero po latach – Hostia została zbadana przez naukowców, którzy doszli do niemal identycznych wniosków.

Niezwykle zaintrygowała mnie również inna zbieżność – ów ksiądz czytający papieski list o Bo-żym Ciele, dokładnie w chwili, gdy otrzymał infor-mację o zaistniałym cudzie.

Czyżby to, co pisał Jan Paweł II w owym liście, datowanym na 28 maja 1996 roku (cud w Buenos Aires wydarzył się 18 sierpnia tego samego roku!) miało jakiś nadprzyrodzony związek z owym cudem? Sprawdziłem to. Oto niektóre, najbardziej wymowne fragmenty owego listu: „Odchodząc do Ojca, Chry-stus nie oddalił się od ludzi. Pozostaje zawsze wśród swoich braci i tak, jak obiecał, towarzyszy im i prowadzi ich przez swego Ducha. Jego obecność jest teraz in-nej natury. (...) Nie ma (...) cenniejszego i większe-go sakramentu niż Eucharystia. Kiedy przyjmujemy komunię, zostajemy wcieleni w Chrystusa. (...) Gdy kontemplujemy Go w świętym sakramencie ołtarza, Chrystus zbliża się do nas i wnika w nas głębiej niż my sami; przez przemieniające zjednoczenie z sobą

84

daje nam udział w swoim Boskim życiu, a przez Du-cha otwiera nam dostęp do Ojca (...)”. Papież gorąco zachęcał w liście do oddawania czci Najświętszemu Sakramentowi – do adoracji eucharystycznej i kon-templacji. „Zachęcam zatem chrześcijan, by regular-nie nawiedzali Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, ponieważ jesteśmy wszyscy powołani, by trwać nieustannie w obecności Bożej dzięki Temu, który pozostaje z nami aż do końca cza-sów” – pisał i  uświadamiał wiernym, że „misterium paschalne jest sercem całego życia chrześcijańskiego” i „szczytem ewangelizacji”. Co więcej, jest „euchary-styczną ofiarą”, którą każdy z nas powinien uczynić „ośrodkiem swojego życia”18.

Wyglądało zatem na to, iż nie tylko Papież pod-kreślał wagę rocznicy 750-lecia wydarzenia, poprzez które Boże Ciało otoczone zostało szczególną, ale należną Mu ze wszech miar czcią, że czynił to rów-nież sam Bóg poprzez potwierdzenie swojej obecno-ści w konsekrowanej Hostii.

* * *

W opisywanym argentyńskim cudzie zafrapo-wało mnie to, że Hostię poddano badaniom do-piero po kilku latach. Zastanowiło mnie również, ile może być podobnych tajemniczych „wydarzeń

18 Fragmenty listu Jana Pawła II En 1246, votre loitain do bp. Liege Alberta Houssiau z okazji 750-lecia święta Bożego Ciała za: www.opoka.org.pl .

85

eucharystycznych”, które wciąż czekają na swoje zbadanie oraz o ilu w ogóle się nie dowiadujemy?

Zbierając materiały do książki, otrzymałem bo-wiem od białostockich patomorfologów zdjęcia i in-formację o domniemanym cudzie, który nadal czeka na zbadanie i ujawnienie. Wydarzył się w Kanadzie, a jego świadkiem był polski pasjonista br. Henryk Mazurek RMPM, lektor i nadzwyczajny szafarz Eucharystii. W dołączonej do zdjęć informacji przeczytałem: „Ko-ściół rzymskokatolicki pw. św. Antoniego Padewskiego w Windsor w Kanadzie. Dnia 25 X 2009 roku (nie-dziela) godz. 10.00; podczas Najświętszej Ofiary Mszy Świętej, sprawowanej przez Fr. Lajos Angyal, w czasie Przeistoczenia – konsekracji chleba i wina, trzy małe Hostie złączyły się w jedną nierozdzielną całość, jakby wtopione w siebie mocą nieokreślonego gorąca. Druga Hostia pokryła się – zabarwiła się – Krwią i została częściowo stopiona. Obrzeża pozostałych dwóch są zniekształcone i zabarwione Krwią. Czwarty, nienaru-szony Komunikant podtrzymuje trzy złączone w jedną całość Hostie”19. Nie wiadomo, czy to również był cud, sprawa wymaga bowiem weryfikacji. Niemniej jednak, biorąc to pod uwagę, a także szereg innych wydarzeń, br. Henryk Mazurek uważa, że Pan Jezus domaga się poprzez te cuda większego szacunku; przyjmowania Komunii Świętej na klęcząco i bezpośrednio do ust (co w Kanadzie staje się powoli rzadkością).19 Opis domniemanego cudu w Windsor (Kanada) znajduje się w pry-

watnych zbiorach autora.

86

R o z d z i a ł 9

PRZEDZIWNA HISTORIA

BOŻEGO CIAŁA

Tak się składa, że niemal od dzieciństwa moim ulubionym świętem jest Boże Ciało. Może to

niezbyt ortodoksyjne wyznanie, ale przyznać muszę, że w moim „świątecznym rankingu” znajduje się ono nawet przed Wielkanocą i Bożym Narodzeniem. Święto to ma bowiem dla mnie szczególny urok.

Podoba mi się, że Chrystus ukryty w maleńkiej Hostii wędruje wtedy ulicami naszych miast i wsi, a  my, wierni, publicznie dajemy Mu wyraz swo-jej miłości i wiary w to, że jest prawdziwie wśród nas obecny. Lubię klękać przed Nim na ulicy lub na chodniku, w pyle i w błocie. Lubię iść za Nim w spiekocie słońca i w deszczu, w łagodnym przy-jemnym zefirku i porywistym wichrze. Choć przez chwilę czuję się wtedy jak owi apostołowie i ucznio-wie, których Chrystus wezwał, by szli za Nim.

Do dziś z łezką w oku wspominam procesje, które odbywały się w Jastrzębiu Zdroju – górniczym mieście,

87

w którym spędziłem dzieciństwo – przygrywającą orkiestrę górniczą, uroczystą „pompę” i pełną radości głęboką pobożność. Od lat jastrzębskie procesje po-ruszały się ustaloną i dość długą trasą (później nieco ją zmodyfikowano i wydłużono). Trwały nawet do kil-ku godzin. W procesji brały udział niezliczone tłumy mieszkańców Zdroju (mieszkałem w uzdrowiskowej dzielnicy) – niewielu było bowiem ludzi, którzy w niej nie uczestniczyli. Nawet komuniści nie przeszkadzali, bojąc się naruszać uświęconą katolicką tradycję.

Do dziś w uszach brzmią mi suplikacje śpie-wane gromkimi, chropawymi górniczymi głosami. Co więcej, nasza rodzina miała tę dodatkową satys-fakcję, że ludzie przechodzili pod oknami naszego mieszkania, które zawsze przystrajaliśmy szarfami, świętymi obrazami, a nawet wycinanymi z papieru Hostiami i kielichami. Teraz, co roku wraz z żoną i dziećmi uczestniczymy w procesji wyruszającej po Mszy Świętej z kościoła parafialnego w Łagiewni-kach i  kończącej się w łagiewnickim sanktuarium Bożego Miłosierdzia, gdzie znajduje się zawsze ostatni ołtarz.

* * *

I pomyśleć, że nie byłoby tego święta, tej wspa-niałej radosnej chrześcijańskiej uroczystości, gdyby nie objawienia, jakich doznała zakonnica Julianna z  Cornillon i gdyby nie cud eucharystyczny, któ-ry przypieczętował ustanowienie święta i procesji

88

eucharystycznej ku czci Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa20. Kim była owa zakonnica i co to był za cud?

Belgijka Julianna z Mont Cornillon (1191 lub 1193-1258), zwana również Julianną z Cornillon lub Julianną z Liége, była jeszcze nastolatką, kiedy w 1209 roku po raz pierwszy doznała niezwykłej wi-zji. Zobaczyła świetliste koło przypominające świecą-cy jasno księżyc, które było zabrudzone ciemną plamą.

Julianna od piątego roku życia była sierotą i wy-chowywała się u sióstr augustianek w klasztorze Mont Cornillon (Korneliberg) w Liége. Od dzieciństwa była bardzo pobożna, żywiąc szczególne nabożeństwo do Matki Bożej, Męki Pańskiej, a przede wszystkim do Najświętszego Sakramentu. Kiedy miała 13 lat, wstąpiła do zakonu, pragnąc się poświęcić opiece nad chorymi. W 1225 roku została przeoryszą, a pięć lat później przełożoną klasztoru i funkcjonującego przy nim leprozorium. Słynęła ponoć z surowości i z de-terminacją pilnowała przestrzegania augustiańskiej reguły. Miała dar przenikania ludzkich serc i myśli. „Swoją duchowość kształtowała w oparciu o głęboką wiarę w rzeczywistą obecność Chrystusa w Euchary-stii”21 – mówił w czasie poświęconej tej świętej kate-chezy Ojciec Święty Benedykt XVI.20 Historię święta Bożego Ciała, życiorys św. Julianny z Cornillon oraz opis jej

starań o ogłoszenie święta Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa opraco-wałem na podstawie kilku moich wcześniejszych tekstów opublikowanych między innymi w Tygodniku Rodzin Katolickich „Źródło” (nr 13/2009) oraz Księdze 100 wielkich cudów. Korzystałem wtedy z wielu źródeł.

21 Katecheza Benedykta XVI o św. Juliannie z Cornillon, wygłoszona 17 listopada 2010 roku, www.adoremus.pl .

89

Julianna długo zastanawiała się i prosiła Boga o znak, czy owo niezwykłe świetliste widzenie, ja-kiego doświadczyła, to tylko wytwór jej wyobraźni i specyficzna duchowa pokusa, czy też efekt Bożego natchnienia. Po długich modlitwach sam Chrystus wyjaśnił jej znaczenie niezwykłej wizji. Jaśniejący „księżyc” miał być Kościołem, a ciemna plama to brak w roku kościelnym święta ku czci Eucharystii – Naj-świętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Pan Jezus zażądał ustanowienia takiego święta. Pragnął też, aby obcho-dzono je w całym Kościele w czwartek po niedzieli Świętej Trójcy. Chrystus zapowiedział także masową niewiarę w tak zwaną „realną obecność”, która – jak się okazało – nastąpiła w czasach reformacji. Święto Bożego Ciała miało mieć charakter wynagrodzenia za grzechy wobec Najświętszego Sakramentu oraz umacniania wiernych w ich drodze do cnoty.

Droga do ustanowienia żądanego przez samego Chrystusa święta Bożego Ciała nie była jednak ła-twa, ale że była to sprawa Boża, sam Bóg pokierował jej realizacją.

* * *

Dopiero po wielu latach, po powtórzeniu się wi-zji Julianna opowiedziała o niej zaprzyjaźnionej z nią rekluzie bł. Ewie z Liége (która razem z nią stała się gorącą orędowniczką wprowadzenia święta) oraz pobożnemu kanonikowi laterańskiemu ks.  Janowi

90

z Lozanny, pracującemu przy kościele św. Marcina w Liége. Kanonik skonsultował się w tej sprawie z wieloma teologami i biskupami, którzy nie znaleź-li w wizji i objawieniu niczego przeciwnego wierze i poparli pomysł utworzenia nowego święta.

Widząc, że sprawa nabiera tempa, Julianna po-prosiła augustianina Jana z Cornillon o napisanie sto-sownego oficjum. O żądaniu Chrystusa powiedziała również utrzymującemu ścisłe kontakty z klasztorem i leprozorium augustianek biskupowi Liége Rober-towi de Thorete (Thourotte). Biskup, po komisyjnym zbadaniu autentyczności objawień i  zwołaniu syno-du, przychylił się do prośby zakonnicy, ustanawiając święto Bożego Ciała w swojej diecezji. W 1246 roku odbyła się pierwsza procesja eucharystyczna. Jednak po śmierci bp. de Thorete część miejscowego ducho-wieństwa uznała jego zgodę za przedwczesną, a wpro-wadzenie święta Bożego Ciała za czyn niewłaściwy. Kwestionowano również prawdziwość objawień.

Juliannę zaczęto podejrzewać o szerzenie herezji i zaczęto ją prześladować. Dwa razy na skutek intryg nieprzychylnego jej duchownego, który sprawował pieczę nad klasztorem, musiała opuszczać Cornillon. W 1247 roku zamieszkała u beginek w Namur, a rok później została rekluzą – zamurowaną w celi pustelni-cą – w rekluzorium St. Feuillon w Fosses. Po śmierci pochowano ją w opactwie cystersów w Villers.

* * *

91

Na szczęście w otoczeniu Julianny działali także ludzie, którzy uważali jej objawienia za dzieło Boże. Orędownikiem kultu Najświętszego Sakramentu był prowincjał dominikanów kard. Hugon z Saint-Cher, który podjął się ponownego zbadania sprawy i osta-tecznie doprowadził do zatwierdzenia święta w Liége, a nawet rozciągnięcia go na teren Niemiec, nad któ-rym sprawował swoje zwierzchnictwo. Zwolennikiem kultu Ciała i Krwi Chrystusa był też Jakub Pantaleon, archidiakon katedry w Liége, który w 1251 roku po raz drugi poprowadził procesję ulicami miasta.

W 1261 roku ten sam ubogi syn szewca, będą-cy już wtedy patriarchą Jerozolimy, został papieżem, przyjmując imię Urban IV. W trzecim roku jego pon-tyfikatu do Orvieto, w którym wówczas przebywał, dotarł posłaniec z niezwykłą wieścią. Oto w pobli-skiej Bolsenie, podczas Mszy Świętej celebrowanej przez niemieckiego kapłana Piotra z Pragi, zdarzył się wielki cud. Od lat na skutek szerzącej się here-zji, tak jak wspomniany bazylianin z Lanciano, ks. Piotr zmagał się z problemem wiary w realną obec-ność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Drę-czyły go wątpliwości. Z takim usposobieniem ducha przystąpił do sprawowania Mszy Świętej przy reli-kwiach św. Krystyny. „Hoc est enim Corpus Meum..., Hic est enim Calix Sanguinis Mei...” – wypowiadając te święte wyrazy, słowa konsekracji, z przerażeniem zauważył, że z trzymanej przez niego Hostii zaczyna ściekać krew, tymczasem ona sama nadal zachowuje

92

postać białego chleba. Krople krwi spłynęły na jego ręce, spadły też na leżący na ołtarzu korporał, two-rząc na nim podobiznę Ukrzyżowanego. Kilka kro-pli upadło na posadzkę kościoła. Wystraszony ksiądz stracił przytomność i nie dokończył Mszy Świętej.

Na wieść o owym cudzie papież czym prędzej wy-słał do Bolseny swoich teologów, którzy potwierdzili prawdziwość tego faktu. Hostię i zakrwawiony kor-porał w uroczystej procesji przeniesiono do Orvieto (pozostają tam do dziś w specjalnie dla nich wznie-sionej wspaniałej gotyckiej katedrze. W Bolsenie za-chowano natomiast ołtarz, przy którym dokonał się ten cud i ślady krwi, które skapnęły na posadzkę).

To wydarzenie stało się dla nowego papieża osta-tecznym impulsem do wprowadzenia święta Bożego Ciała w całym Kościele katolickim.

* * *

Wprowadzenie święta papież uzasadnił, zgodnie zresztą z życzeniem samego Chrystusa, potrzebą za-dośćuczynienia za znieważanie Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, walką z błędami sze-rzonymi przez heretyków (chodziło wtedy głównie o francuskiego teologa Berengariusza z Tours) oraz chęcią szczególnego uczczenia ustanowienia Eucha-rystii w czasie Ostatniej Wieczerzy, które ze wzglę-du na powagę Wielkiego Tygodnia nie mogło być uroczyściej obchodzone w Wielki Czwartek. Ojciec

93

Święty nawiązywał w ten sposób bezpośrednio do objawień bł. Julianny. Wzmiankował zresztą o niej, pisząc między wierszami: „Dowiedzieliśmy się daw-niej, gdy byliśmy na niższym stopniu hierarchicz-nym, że pewni katolicy mieli od Boga objawienie, aby to święto obchodzić powszechnie w Kościele. (...) I choć ten pamiętny sakrament sprawuje się w  codziennych uroczystościach mszalnych, uwa-żamy jednak za stosowne i godne, aby raz w roku odbywało się bardziej uroczyste i okazałe jego wspo-mnienie, szczególnie na zawstydzenie wiarołomstwa i zdrożności heretyków” – pisał Urban IV w przygo-towanej w 1264 roku bulli Transiturus de hoc mundo.

Nowemu świętu papież pragnął nadać jak naj-wspanialszą formę liturgiczną. Zadanie napisania Mszy i oficjum ku czci Najświętszej Eucharystii zle-cił bowiem samemu św. Tomaszowi z Akwinu. W ten właśnie sposób powstały najpiękniejsze „euchary-styczne” teksty do dziś śpiewane i odmawiane przez wiernych, prawdziwe poetycko-teologiczne perełki, jak Pange lingua (dwie ostatnie zwrotki tego hym-nu to słynne Tantum ergo, czyli powszechnie znana pieśń Przed tak wielkim Sakramentem...), Lauda Sion, Verbum superum czy Adoro te devote. Legenda gło-si, że papież polecił napisanie tego oficjum również franciszkaninowi św. Bonawenturze. Kiedy doszło do prezentacji dzieł i przemówił Tomasz z Akwinu, św. Bonawentura zaczął powoli drzeć swój rękopis

94

na strzępy. Zapytany dlaczego to uczynił, stwierdził, że nie był w stanie napisać nic wspanialszego.

Żyjący na przełomie XIX i XX wieku arcybiskup Mediolanu bł. kard. Alfredo Ildefonso Schuster nie był bynajmniej odosobniony w swym sądzie zawar-tym w Liber Sacramentorum, kiedy nazwał Tomaszo-we oficjum „arcydziełem nauki teologicznej, miłości oraz piękności literackiej”.

* * *

Powróćmy jednak do XIII wieku. Papieska bul-la była przygotowana, a Msza i oficjum gotowe, ale tuż przed ogłoszeniem wspomnianej bulli Urban IV zmarł i uroczystość, która nie została jeszcze oficjal-nie wprowadzona, zaczęła stopniowo zanikać. Na szczęście do jej odrodzenia i utwierdzenia przyczy-nili się kolejni papieże, między innymi Klemens V, Jan XXII i Bonifacy IX. Jednak dopiero od czasów Jana XXII (1317 rok) święto upowszechniło się w całym Kościele.

Od czasów reformacji obchody Bożego Ciała sta-ły się wielkimi manifestacjami wiary w dogmat o re-alnej obecności Ciała i Krwi Chrystusa w postaciach konsekrowanego chleba i wina. Właśnie z Niemiec wywodzi się obecna forma obchodów święta Boże-go Ciała – procesja z czytaniem czterech Ewangelii przy czterech ołtarzach. Warto nadmienić, że w Rzy-mie, po likwidacji Państwa Kościelnego w 1870 roku,

95

zaniechano organizowania procesji Bożego Ciała. Zwyczaj ten przywrócił dopiero Jan Paweł II.

* * *

Boże Ciało było i jest do dziś wielką manifestacją żywej wiary, co z pewnością daje wiele do myślenia tym, którzy stoją z dala od Kościoła. Eucharystycz-na procesja jest swego rodzaju skierowaną do nich żywą ewangelizacją. Jako taka ma szczególną moc. To właśnie procesja Bożego Ciała, która odbyła się w 1667 roku we włoskim Livorno, zainicjowała pro-ces nawrócenia protestanckiego naukowca Nielsa Stensena (1638-1686), znanego również jako Ni-cholas Stenonius lub Nicholas Steno.

Ten syn kopenhaskiego jubilera zaliczany jest do grona najwybitniejszych naukowców XVII wie-ku. Był genialnym anatomem i geologiem, dokonał wielu odkryć. Uznaje się go za ojca paleontologii, stratygrafii i krystalografii. Znał siedem języków ob-cych. Uczył się, a następnie wykładał na uniwersyte-tach w Kopehnadze, Leidzie, Amsterdamie i Paryżu. W 1665 roku wyjechał do Florencji, gdzie został na-dwornym lekarzem mecenasa uczonych Ferdynan-da II – wielkiego księcia Toskanii.

Duński naukowiec był luteraninem, ale w czasie studiów w Holandii, jak wielu ludzi epoki oświece-nia, został zwolennikiem filozofii Kartezjusza. Prze-żył wówczas kryzys religijny i stał się materialistycznie

96

ukierunkowanym deistą. Uważał wtedy, że wszystkie tajemnice wiary można zgłębić dzięki naturalnemu rozumowi. Po latach wyznał, że wątpiąc w osobowe-go Boga i preferując nieosobowy los, był bardzo bliski ateizmowi. Deizm przezwyciężył dzięki... studiom nad sercem, podejmowanym w latach 1662-1663. Ba-dając ten narząd, Stensen uznał, że takie „dzieło sztu-ki” nie może być dziełem przypadku, ślepego losu. Doszedł do wniosku, że jego twórcą może być tylko osobowy, mądry Bóg – Stwórca. Uświadomiwszy to sobie, odzyskał wiarę w Boga i w Bożą Opatrzność. Zaczął się wtedy zastanawiać nad religiami. Uznał, że albo wszystkie religie są jednakowo dobre (wyna-lezione przez ludzi, aby uhonorować ich Stwórcę), albo prawdziwa jest tylko religia katolicka, objawio-na ludziom przez samego Boga. Jadąc do Włoch po nieudanej próbie otrzymania profesury na uniwer-sytecie kopenhaskim, był jeszcze zwolennikiem tego pierwszego poglądu. We Włoszech zmienił zdanie. Do głębszego zainteresowania kwestiami teologicz-nymi skłoniło go uczestnictwo we wspomnianej procesji Bożego Ciała w Livorno.

* * *

24 czerwca 1666 roku na uroczyście przystro-jone ulice Livorno tłumnie wylegli podekscytowa-ni mieszkańcy. Prawdziwe zjednoczenie wszystkich stanów – władze miasta, arystokraci i ich słudzy,

97

wojskowi, rzemieślnicy, rybacy, marynarze, dzieci i zwykli biedacy. Uroczyście wystrojeni podążali za niesioną pod specjalnym baldachimem monstrancją z małym białym opłatkiem – Przenajświętszą Ho-stią. Co jakiś czas zatrzymywali się i klękali, oddając Jej hołd. Uroczyście dzwoniły dzwony, powiewały proporce, w widocznym w oddali porcie stały parad-nie ustrojone statki, w powietrzu unosiła się wszech-obecna woń kadzidła, rozrzucano płatki kwiatów, radośnie i głośno śpiewano.

Stensen nigdy jeszcze nie widział czegoś podob-nego. Owszem, przeżył w swoim życiu rożne pro-cesje i pochody, ale nigdy taki ogromny tłum ludzi nie korzył się z taką uroczystą, pełną radości powagą przed czymś tak małym i znikomym, przed ledwo dostrzegalnym w monstrancji kawałkiem białego Opłatka. „Albo ci ludzie są szaleńcami i głupcami, czcząc zwykły kawałek chleba, albo w Opłatku tym naprawdę obecny jest Zbawiciel Świata? Może real-na obecność Chrystusa w maleńkiej Hostii jest naj-prawdziwszym faktem. Może słowa «To jest Ciało moje» to najprawdziwsza prawda? Tak wiele ludzi w to wierzy, dlaczego zatem również ja nie oddaję Jej czci?” – zadumał się zadziwiony pobożnym wido-wiskiem duński naukowiec. Wątpliwości te podmi-nowały jego luterańskie poglądy. Odtąd modlił się gorąco do Boga o łaskę zrozumienia.

Niezwykłe doświadczenie związane z procesją było dopiero pierwszym krokiem na drodze do nawrócenia.

98

Dużą rolę odegrały w nim również świadectwo głę-bokiej wiary Włochów, pobożny styl życia prowa-dzony przez jego przyjaciół z Akademii Florenckiej (Accademia del Cimento) oraz liczne dyskusje o wie-rze. Katolikiem został oficjalnie w listopadzie na-stępnego roku.

Po powrocie do Danii naukowiec przez dwa lata pracował na uniwersytecie kopenhaskim. W 1674 roku „uwiedziony przez Boga” powrócił do Florencji. Rok później otrzymał święcenia kapłań-skie, a w 1676 roku został biskupem. Jako katolicki hierarcha pracował ofiarnie do śmierci pośród kato-lickich mniejszości i wśród protestantów w północ-nych Niemczech (Hannoverze, Münster, Hamburgu, Schwerin). W 1988 roku Niels Stensen został beaty-fikowany przez Ojca Świętego Jana Pawła II22.

22 Historię nawrócenia Nicholasa Steno opracowałem na podstawie wła-snej publikacji Nawróceni, Dom Wydawniczy „Rafael”, Kraków 2008, s. 63-67 ). Korzystałem również z: H. Wieh, Niels Stensen. Sein Leben in Dokumenten und Bildern, Echter Verlag, Würzburg 1988 oraz Gu-stav Scherz, Niels Stensen. Ein Bildbuch, St. Benno-Verlag, Lipsk 1965.

99

R o z d z i a ł 1 0

„JAM JEST CHLEB ŻYCIA...”

Cuda przemiany chleba w prawdziwe ludzkie Ciało i wina w prawdziwą ludzką Krew przeko-

nują nas, współczesnych niedowiarków, że Jezus jest realnie obecny w konsekrowanej Hostii. W Ewan-gelii znajdujemy również przedziwne zapewnienia Chrystusa, że jego obecne w konsekrowanym chle-bie i winie Ciało i Krew są „prawdziwym pokarmem” i „prawdziwym napojem”.

„«Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przy-chodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” – czytamy w Ewangelii według św.  Jana (6,35). I nieco dalej u tego same-go ewangelisty: „Ja jestem chlebem życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: Kto go je, nie umrze. Ja je-stem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chle-bem, który Ja dam, jest moje ciało, [wydane] za życie

100

świata». (...) «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma ży-cie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim»” ( J 6,48-51.53-56).

Zdarzały się zatem w historii Kościoła rów-nież takie cuda, które zaświadczały i przekonywały „niewiernych Tomaszów”, że konsekrowana Hostia – Ciało Chrystusa – jest również prawdziwym po-karmem, który daje życie i to nie tylko duchowe, że karmi nie tylko duszę, ale podtrzymuje przy życiu także ludzkie ciało. Cuda te objawiały Bożą moc – Jego władzę nad stworzoną przezeń materią.

* * *

Żyli bowiem na świecie ludzie i być może nadal tacy wśród nas gdzieś żyją, którzy przez kilka, kil-kanaście lub nawet kilkadziesiąt lat żywili się samą Eucharystią. Były wśród nich trzy niezwykłe, wielce pobożne kobiety: bł. Katarzyna Emmerich oraz słu-żebnice Boże Teresa Neumann i Marta Robin.

Wielu Czytelników zna zapewne słynne Ży-cie Jezusa spisane według niezwykłych, bardzo plastycznych objawień, jakich doznawała żyjąca w  XVIII  wieku niemiecka mistyczka Katarzyna

101

Emmerich (1774-1824). Była piątym z gromadki dziewięciorga dzieci biednych westfalskich rolników i prawdziwym wzorem pobożności. Jeszcze jako na-stolatka podjęła decyzję o wstąpieniu do klasztoru. Na przeszkodzie stanął jej jednak brak posagu. Po latach religijna żarliwość Anny Katarzyny przezwy-ciężyła „ziemskie” bariery. Przyjęły ją augustianki z klasztoru Agnetenberg w Dülmen. W wieku 28 lat rozpoczęła nowicjat, a rok później – po wielu pró-bach i cierpieniach – złożyła śluby zakonne. Niestety, w 1811 roku klasztor augustianek został zamknię-ty przez władze w ramach przymusowej laicyzacji, a ona bardzo ciężko to odchorowała. Mieszkała po-tem u różnych ludzi. Zmarła 9 lutego 1824 roku.

Katarzyna Emmerich od najmłodszych lat do-świadczała wizji i objawień. Posiadała dar proro-kowania, czytania ludzkich serc i myśli, widziała i przepowiadała przyszłość. Pan Bóg objawił jej prawdy wiary. Z niezwykłą ostrością i szczegółami widziała historię ludzkiego upadku i odkupienia. Oprócz tego nosiła na swoim ciele stygmaty – krwa-we znaki Bożej męki.

I właśnie z owymi stygmatami związana była również niemożność przyjmowania jakichkolwiek pokarmów. Od końca 1812 roku stygmatyczka żywiła się jedynie Eucharystią. Doktor Wesener w 1814 roku pisał: „Sam muszę przyznać, że wszel-kich używałem sposobów, by wynaleźć coś takiego, co by Anna Katarzyna jeść mogła, nie oddając tego

102

z siebie, lecz na próżno!”. Fakt niejedzenia został po-świadczony ponad wszelką wątpliwość. Chorą ota-czały bowiem osoby niezbyt dla niej przychylne, które szybko rozgłosiłyby najmniejsze oznaki oszustwa.

* * *

Podobnie jak Katarzyna Emmerich samą Eu-charystią – „prawdziwym chlebem z nieba” żywiła się również przez wiele lat prosta bawarska wieśniaczka Teresa Neumann (1898-1962) i Francuzka Marta Robin (1902-1981). Nadal żyje wielu ludzi, którzy je znali i którzy są w stanie potwierdzić prawdziwość zaistniałych wydarzeń. A były one dla ludzkiego ro-zumu absolutnie niepojęte.

Teresa Neumann, mając 20 lat, po serii nieszczę-śliwych wypadków została przykuta do łóżka. Była sparaliżowana, miała napady padaczkowe, rok póź-niej straciła wzrok, od czasu do czasu w ogóle nie słyszała, a po jakimś okresie zaczęła mieć również trudności z przełykaniem. Od 1918 roku stopnio-wo przestawała jeść. W 1923 roku nagle i niespo-dziewanie odzyskała wzrok, a w dwa lata później została uleczona z padaczki, paraliżu i fizycznej sła-bości. Stało się to za przyczyną św. Teresy z Lisieux. W nocy z 4 na 5 maja 1926 roku Teresa Neumann miała wizję Męki Pańskiej, a na jej piersi pojawiły się pierwsze stygmaty. Wkrótce Chrystusowe rany spostrzegła także na rękach, nogach i głowie. Krew

103

sączyła się również z jej oczu. W tym też czasie prze-stała jeść. „Od Bożego Narodzenia 1926 roku żyłam (...) bez przyjmowania pożywienia i bez potrzeby jedzenia i  picia; w czasie pomiędzy Bożym Naro-dzeniem 1926 roku a wrześniem 1927 roku przyj-mowałam tylko łyżeczkę wody [6-8 kropli – przyp. autora] z Komunią Świętą. Od tego czasu obywałam się także bez tego; już od sierpnia 1926  roku czu-łam wstręt do jedzenia” – oświadczyła pod przysięgą w 1953 roku. Przez pewien czas kobieta próbowała się odżywiać pokarmami płynnymi. Krztusiła się jed-nak i wymiotowała, a wówczas bolało ją serce. Kie-dy przestała próbować, poczuła się znacznie lepiej. Trzeba przyznać, że samo połykanie Hostii spra-wiało jej również dużą trudność. „(...)  Żyję dzięki Sakramentalnemu Zbawicielowi. Jest we mnie... aż do krótkiego czasu przed przyjęciem następnej Ko-munii Świętej. Kiedy tylko substancja Najświętszego Sakramentu rozpuści się, czuję się słaba i odczuwam wielką fizyczną i  duchową tęsknotę za Komunią Świętą” – zeznawała. Istotnie, kiedy przerwa pomię-dzy przyjmowaniem Komunii Świętej była więk-sza niż jeden dzień, Teresa była bliska omdlenia, jej twarz szarzała, a  oczy stawały się podkrążone. Po otrzymaniu Komunii Świętej słabość kobiety na-tychmiast mijała.

Wielu ludzi wątpiło w to, że jej jedynym pokar-mem była Eucharystia. Podejrzewali, że oszukuje, odżywiając się po kryjomu. W 1927 roku biskup

104

Regensburga Antoniusz von Henle poprosił leka-rzy o naukowe zweryfikowanie tych podejrzeń. Od 14 lipca tego roku przez całe dwa tygodnie, 24 go-dziny na dobę, kobieta znajdowała się pod obserwa-cją. Profesor Ewald i władze kościelne potwierdziły, że Teresa nie przyjmuje żadnych innych pokarmów.

Kolejna sposobność zbadania tego zjawiska po-jawiła się w 1940 roku. Przez tydzień, po udarze, jakiego doznała, Teresa leżała połowicznie spara-liżowana w  domu państwa Wutz w Eichstätt. Na polecenie bp. Michaela Rackla poddano ją wówczas ponownej ścisłej obserwacji. Rezultat był ten sam.

* * *

Kiedy Teresa Neumann miała cztery lata, w są-siedniej Francji – w miejscowości Châteauneuf-de-Galaure – urodziła się Marta Robin. Tak jak Teresa pochodziła z prostej, wieśniaczej rodziny. Kiedy mia-ła 16 lat, ujawniły się u niej pierwsze objawy zapa-lenia mózgu. W 1929 roku choroba całkowicie ją sparaliżowała i unieruchomiła. Dziewczyna straci-ła władzę w rękach i nogach, przestała sypiać, a po 11  latach stała się także niewidoma. Jej życie wy-pełnione było odtąd cierpieniem i modlitwą. Przez 50 lat co tydzień, od czwartku do piątku do godziny 15.00 (a w późniejszym okresie do niedzieli, a nawet poniedziałku) kobieta doświadczała mistycznie, fizycz-nie i psychicznie Męki Pańskiej. Poza tym miała między

105

innymi zdolności bilokacji, dar czytania w ludzkich sercach, w okrutny sposób była dręczona przez sza-tana. Mimo unieruchomienia założyła między inny-mi katolicką szkołę i wspólnoty zwane Ogniskami Światła i Miłości.

Samą Eucharystią pożywiała się przez ponad 50 lat. W tym czasie odczuwała pragnienie picia, ale nie była w stanie nic przełknąć. W cudowny spo-sób „wchłaniała” tylko Ciało Chrystusa, które przyj-mowała w czwartki. „Tak, to jest cały mój pokarm – powiedziała w rozmowie ze znanym francuskim filozofem i pisarzem Jeanem Guittonem. – Zwilża-ją mi usta, ale niczego nie mogę przełknąć. Hostia wnika we mnie, lecz ja sama nie wiem jak. Euchary-stia nie jest zwykłym pokarmem. Za każdym razem nowe życie we mnie się wlewa. Jezus jest w całym moim ciele, jakbym zmartwychwstawała. Komunia jest czymś więcej niż zjednoczeniem: jest stopie-niem się w jedno”. Podczas innej rozmowy wyzna-ła: „Mam ochotę wołać do tych, którzy ciągle mnie pytają, czy naprawdę nie jem, że ja jem więcej niż oni, ponieważ karmię się eucharystycznym Ciałem i Krwią Jezusa. Chciałabym im powiedzieć, że to oni sami powstrzymują w sobie efekty tego pokarmu”.

Frapującym zjawiskiem było to, że Hostia... sama wędrowała do ust Marty, wyrywając się z pal-ców kapłana i przemierzając odległość dochodzącą nawet do 20 centymetrów. Wszyscy księża, którym

106

dane było komunikować Martę, a szczególnie jeden z nich, który – powiadomiony o tym fakcie specjal-nie silniej przytrzymał Hostię – odnieśli wrażenie, że Ciało Chrystusa wyrywa im się z ręki23.

Zjawisko życia dzięki samej Eucharystii wystę-powało również u innych mistyków Kościoła – infor-macje o tym znajdujemy między innymi w opisach życia św. Katarzyny Sieneńskiej czy św. Rity z Cascii.

23 Historie postów eucharystycznych związanych z życiem bł. Katarzy-ny Emmerich oraz służebnic Bożych Marty Robin oraz Teresy Neu-mann mają swe bezpośrednie źródło w moich dawnych tekstach na ten temat opublikowanych w Tygodniku Rodzin Katolickich „Źró-dło” (30/2005) oraz w książce Księga 100 wielkich cudów... s.110-112, 205-208 oraz 210-211.

W tekstach tych wykorzystałem wszelką dostępną literaturę, mię-dzy innymi: J. Steiner, Theres Neumann von Konnersreuth, Schnell und Steiner, München 1974; ks. S. Szpetnar, Teresa Neumann. Styg-matyczka z  Konnersreuth; Powściągliwość i Praca, Kraków 1931; K. Pietrzyk, Teresa Neumann. Stygmatyczka z Konnersreuth, Wydaw-nictwo Salezjańskie, Warszawa 1992 oraz www.thereseneumann.de (Teresa Neumann); ks. A.Trojanowski TCHr, Przez 50 lat nic nie ja-dła i nic nie piła, [w:] „Miłujcie się”, nr 1-2/2000 (Marta Robin) – stąd pochodzi cytat z rozmowy z Jeanem Guittonem.

część II

SOKÓŁKA W PROMIENIACH

BOŻEGO MIŁOSIERDZIA

109

R o z d z i a ł 1

„BÓG JEST WŚRÓD

SWEGO LUDU”

Uroczystość przeniesienia Cząstki Ciała Pań-skiego z kaplicy na plebanii do kolegiackiej

kaplicy Matki Bożej Różańcowej, która odbyła się 2 października 2011 roku w niedzielę i wspomnienie Świętych Aniołów Stróżów (!), zgromadziła na roz-ległym przykościelnym placu rzeszę wiernych. Cięż-ko było oszacować liczbę uczestników uroczystości – mówiono o 25, a nawet 50 tysiącach osób. Jednym słowem spora rzesza ludzi: młodych i starych, ma-łych dzieci z rodzicami, młodzieży, babć i dziadków.

Początkowo nie zanosiło się na to, że będzie aż tyle osób. Kiedy jakieś półtorej godziny przed 11.00, bo wtedy miała rozpocząć się uroczysta Msza, instalowa-liśmy się na placu przy ogrodzeniu na wielkich głazach, na których mój kolega Darek Walusiak – świetny fil-mowiec i prawdziwie Boży człowiek – rozstawił swo-ją kamerę, ludzi była zaledwie garstka. Potem zaczęli nadchodzić – sami, w małych rodzinnych grupkach

110

prowadzeni przez ojców i matki, a także w zorgani-zowanych wieloosobowych pielgrzymkach pod prze-wodnictwem swoich duszpasterzy. Powoli, minuta po minucie wypełniali przykościelny plac. Przybywali głównie z  parafii archidiecezji białostockiej i  naj-bliższych okolic, ale nie brakło przedstawicieli para-fii z Warszawy, Gdańska, a nawet gości z zagranicy – Białorusi, Litwy, Francji, Włoch czy Australii.

* * *

„I po co nam ten cud? Jest nam potrzebny? Nie ma spokoju w tej naszej Sokółce!” – stwierdził sie-dzący na murku mężczyzna. Zamurowało nas. Nie spodziewaliśmy się takich słów. Przynajmniej nie w  tym miejscu i nie w tym czasie. W milczeniu zmierzyliśmy pytającego wzrokiem. I chyba dość dziwny to był wzrok, bo człowiek ów po chwili wstał i dyskretnie się oddalił. „Do swoich przyszedł, a swoi Go nie przyjęli” – pomyślałem, parafrazując słowa Ewangelii według św. Jana. Na szczęście chyba pra-wie nikt z pozostałych obecnych na placu ludzi nie podzielał zgryźliwości owego malkontenta.

* * *

Przygotowania do Mszy Świętej trwały dość długo. Tuż przed jej rozpoczęciem nadleciały pta-ki. Pokrążyły chwilę nad dwiema kościelnymi wie-żami i kaplicą i przysiadły na pobliskich drzewach.

111

Zauważyłem to, ale początkowo nie przywiązywa-łem do tego wagi – to przecież naturalne, że ptaki latają i to całymi chmarami. Piszę o tym dlatego, że dużo później uwagę na to zwrócił mi Darek i sokól-ska malarka Celina Łuckiewicz.

– Czy pan zauważył, jak ptactwo fruwało, ten ich taniec i kraczący śpiew? – zapytała mnie, kie-dy kilka tygodni później rozmawialiśmy. Zaskoczyła mnie tym pytaniem.

– Tak, mój kolega też to zauważył – odparłem. – Siedziałam na tym placu i przypomniało mi

się Betlejem. Pomyślałam sobie, że „ptaszęta przyle-ciały się pokłonić. I pastuszkowie są. Tylko królowie jeszcze daleko” – zwierzyła się pani Celina. Darek ten dziwny ptasi „nalot” zinterpretował niemal do-kładnie tak samo – że ptaki przyleciały uczcić Boga.

* * *

Odprawianej z boku kościoła uroczystej Mszy Świętej przewodniczył metropolita białostocki abp  Edward Ozorowski. W Eucharystii uczestni-czyli między innymi abp Stanisław Szymecki, me-tropolita warmiński abp  Wojciech Ziemba oraz gość zza wschodniej granicy – ordynariusz diecezji grodzieńskiej bp Aleksander Kaszkiewicz. Koncele-browało aż 56 kapłanów. Obecni byli również biało-stoccy patomorfolodzy, którzy badali wycinek Ciała Pańskiego. Bezpośrednią transmisję przeprowadzało Radio Maryja i telewizja Trwam.

112

„Ja jestem chlebem żywym” – usłyszeliśmy w od-czytywanej podczas Mszy Świętej Ewangelii. Święte to były słowa i jakże przekonująco zabrzmiały w tym kontekście.

W wygłoszonej homilii abp Ozorowski powie-dział: „Sobór Trydencki uroczyście orzekł, iż mocą słów Chrystusowych, wypowiedzianych przez ka-płana nad chlebem, przemienia się jego substancja, a niezmienione pozostają akcydensy. (...) Człowiek widzi chleb i wino, a wyznaje wiarą Ciało i Krew Chrystusa. (...) Prawda Eucharystii opiera się więc na uwierzeniu Chrystusowi, że to, co widzimy jako chleb, jest Jego Ciałem i to, co zawiera się w kieli-chu jako wino, jest Jego Krwią. Zdarzało się jednak w historii, iż substancja Ciała Chrystusa lub Jego Krwi stawała się dostępna zmysłom człowieka. Tak też stało się w Sokółce. (...) Bóg czyni cuda zwykle, by umocnić wiarę, bądź ją ludziom przywrócić. To, co wydarzyło się w Sokółce, wiążemy z wiarą. Ma ona być tak mocna, aby to, co niemożliwe, stawało się możliwe. «Dla Boga bowiem nie ma nic niemoż-liwego» (Łk 1,37). Chociaż przeto wszędzie tam, gdzie sprawowana jest Najświętsza Ofiara, dokonuje się cud eucharystyczny, to jednak w Sokółce został on zdwojony. Cud wiary został umocniony cudem empirycznym. W Sokółce rodzi się na nowo nadzie-ja dla świata. Bo Bóg jest wśród swego ludu”24.24 Homilia abp. Edwarda Ozorowskiego wygłoszona w Sokółce 2 paź-

dziernika 2011 roku, [w:] „Drogi Miłosierdzia”, nr 10/2011, s.10-11.

113

Potem w procesji przeniesiono kustodium z Cząstką Ciała Pańskiego z plebanii na ołtarz po-lowy. Odmówiono przed owym kustodium oraz przyniesioną z kościoła monstrancją z Najświęt-szym Sakramentem litanię do Najświętszego Ser-ca Jezusowego. Po litanii kustodium i monstrancję wniesiono do kościoła. Podążająca od plebanii do kościoła procesja przeszła po długim kwietnym dy-wanie – pięknym, wzorzystym, misternie ułożonym w ciągu jednej zaledwie nocy przez mieszkańców miasteczka; po kobiercu przygotowanym tylko na ten jeden raz – tylko na tę jedną procesję.

Kustodium i monstrancję (zgrupowano je razem – monstrancję nad kustodium) umieszczono w  ko-ścielnej kaplicy Matki Bożej Różańcowej. „Dobra jest konfiguracja, że ponad Cząstką ustawiona została monstrancja z Hostią, w której Pan Jezus jest praw-dziwie obecny – vere, realiter et substancialiter – praw-dziwie, realnie i substancjalnie. Znaczenie tego znaku nie zamyka się bowiem w samej tej Cząstce. Jest Ona tylko jakimś znakiem, wskazaniem. Gdyby jednak ktoś poprzestał na samej Cząstce rozminąłby się z celowością tego znaku” –  skomentował to później w rozmowie ze mną ksiądz infułat Stanisław Strzelec-ki, profesor białostockiego seminarium duchownego.

Ale dobre było też to, że kustodium znalazło się w kaplicy Matki Bożej Różańcowej. „Na całej prowadzącej do kaplicy ścianie nawy bocznej oraz na witrażach znajdują się symbole eucharystyczne,

114

tak jakby ktoś to wcześniej zaplanował – dziwił się ks. Gniedziejko. – W ołtarzu kaplicy wisi natomiast obraz przedstawiający różańcową wizję św. Domi-nika, która też koresponduje dobrze z Eucharystią. Matka Boża jako pierwsza czcicielka Pana Jezusa, modlitwa różańcowa jako znak na nasze czasy i ko-lejna, obok Eucharystii i adoracji, droga” – dodaje.

115

R o z d z i a ł 2

FRAPUJĄCE ODKRYCIA

I pomyśleć, że mogło mnie wtedy w Sokółce nie być. Przyznam szczerze, że w ogóle się tam nie wybie-

rałem. O Sokółce i o tym, co się tam wydarzyło, oczy-wiście słyszałem, ale – nie wiem dlaczego – jakoś nie przywiązywałem do tego aż tak wielkiej wagi. To była chyba anielska interwencja, że na trzy dni przed so-kólskimi uroczystościami zajrzałem do wydawnictwa i że wtedy – ni stąd, ni zowąd – wypłynął ten właśnie temat. Nie palę się zbytnio do wyjazdów, ale tym ra-zem nie trzeba mnie było nawet specjalnie przekony-wać i namawiać. Poczułem, że muszę tam pojechać – muszę, choćby nie wiem co się działo. I dobrze się stało. Nie jadąc, popełniłbym fatalny błąd. Dopiero na miejscu uświadomiłem sobie bowiem, jak wielki, jak znaczący dla Polski i świata był to cud .

* * *

116

„Wydaje mi się, że jeżeli dzieje się cud, to na-stępne pytanie powinno być: dlaczego? Jeżeli jest to znak od Boga, jeżeli Bóg pozwala Hostii krwawić i objawia, że jest to mięsień serca, to musi być jakiś powód. Bóg nie robi rzeczy bez powodu. Jeżeli to jest od Boga, to ma być pomocą dla naszej wiary. Ja już z doświadczenia wiem, że wielu ludzi wróciło do Boga po zetknięciu się z tymi historiami. I tak sobie to tłumaczę, że daje nam je Bóg, aby umocnić naszą wiarę. Nie sądzę, że powinniśmy się ich wsty-dzić, jeżeli są prawdziwe. Niektórzy ludzie mają bar-dzo mocną wiarę i ich nie potrzebują. Ale jest wielu innych, jak chociażby ja, który potrzebuję zachęty, dodania odwagi”25 – mówił w rozmowie z ks. Józe-fem Polakiem SJ Australijczyk Ron Tesoriero, autor książki Powody, aby wierzyć, którą kilka godzin póź-niej zacząłem czytać. Jeśli bowiem mam już o czymś pisać, muszę się zawsze do tego solidnie przygotować. Zakupiłem kilka książek, zajrzałem do internetu.

Dlaczego? Po co? Co Bóg chce nam przez ten cud powiedzieć? Czego żąda? O co prosi? Pytał o to Tesoriero, pytali o to mieszkańcy Sokółki, biskupi i pracownicy białostockiej kurii, również i ja zaczą-łem się nad tym zastanawiać.

* * *

25 Za: Serce w Hostii – świadectwo R. Tesoriero, autora książki Reason to Believe (wysłuchał i spisał ks. Józef Polak SJ), artykuł zamieszczony na portalu www.kosciol.pl .

117

Wieczorem tego samego dnia, w którym podją-łem się pisania o cudzie w Sokółce i postanowiłem pojechać na związaną z tym uroczystość, wpadłem na pewien niezwykły trop.

Sprawdzałem, gdzie leży Sokółka, chciałem się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Przeglądając strony internetowe, zajrzałem na jeden z portali z opisem tego miasteczka i poczytałem trochę o kościele pod wezwaniem św. Antoniego Padewskiego, w którym zdarzył się ów cud. Wyczytałem, że znajduje się tam jeden ze znaczących obrazów Jezusa Miłosiernego pędzla wybitnego artysty Ludomira Sleńdzińskiego. Co ciekawe, obraz został przekazany parafii przez samego bł. ks. Michała Sopoćkę, Apostoła Bożego Miłosierdzia, spowiednika i kierownika duchowego św. s. Faustyny. Oniemiałem! Doszedłem wtedy do wniosku, że mam już gotową odpowiedź na pytanie po co ten cud. Nie miałem żadnych wątpliwości: po to, by po raz kolejny podkreślić wagę Bożego Miło-sierdzia, jeszcze raz uświadomić nam, że to jedyna nadzieja dla staczającego się po równi pochyłej świa-ta. W głowie zakołatały mi słowa wypowiedziane przez Pana Jezusa do św. s. Faustyny: „Nie znajdzie żadna dusza usprawiedliwienia dopóki nie zwró-ci się z ufnością do miłosierdzia mego”26 (Dz. 570)

26 Wszystkie zapożyczenia z Dzienniczka św. Faustyny Kowalskiej pochodzą z: św. Faustyna Kowalska, Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, wydanie X, Wydawnictwo Księży Marianów, Warsza-wa 2001,, (odpowiednie odnośniki zaznaczono przy cytatach).

118

oraz „Nie znajdzie ludzkość uspokojenia dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego” (Dz. 300). Ponadto w swojej „apokaliptycznej” zapo-wiedzi Jezus zapewniał nas poprzez s. Faustynę, że nim przyjdzie jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzi wpierw jako Król miłosierdzia (patrz: Dz. 83).

Może nie przejął bym się tym odkryciem aż tak bardzo, być może uznałbym to za jakiś zwykły zbieg okoliczności (choć, jak sądzę od lat, za każdym tak zwanym zbiegiem okoliczności kryje się Boży pa-lec), gdyby nie fakt, że od lat mieszkam w Łagiew-nikach, kilkanaście minut drogi od bazyliki Bożego Miłosierdzia i że bardzo często w niej bywam.

Co więcej, 2 października, kiedy miały się odby-wać uroczystości w Sokółce, w Łagiewnikach trwał II Światowy Kongres Bożego Miłosierdzia, na który zje-chali czciciele Bożego Miłosierdzia z całego świata!

* * *

Wyjechaliśmy w sobotę 1 października rano, we wspomnienie czczonej przez mnie w sposób szcze-gólny autorki Dziejów duszy i czcicielki Eucharystii św.  Teresy z Lisieux. Darek, z którym umówiłem się na to niezwykłe pielgrzymowanie, przyjechał po mnie do Łagiewnik. A potem była podróż i prze-dziwne prowadzenie Anioła Stróża, św. Faustyny i Bożego Miłosierdzia. Jechaliśmy niemal bez prze-rwy. Niemal, bo stanęliśmy raz na kilka zaledwie

119

minut. Nie zatrzymując się, przemknęliśmy przez Białystok i nagle zobaczyliśmy tablice informujące o znajdującym się nieopodal sanktuarium w Świę-tej Wodzie. Nie wiedzieliśmy, że na naszej trasie znajdzie się jakieś większe miejsce religijnego kul-tu. Postanowiliśmy tam zajrzeć – jeśli oczywiście nie okaże się, że trzeba będzie do niego jechać jeszcze kilkadziesiąt kilometrów w bok od naszej trasy. Nie trzeba było, bo po kilkunastu minutach od wyjaz-du z Białegostoku zobaczyliśmy tuż przed sobą górę krzyży. Stanęliśmy najpierw z boku, między restau-racją a lasem. Byliśmy głodni i chcieliśmy coś zjeść, ale nie było to możliwe, bo w restauracji – jak to w sobotę – przygotowywano się właśnie do wesela. Darek – zapalony grzybiarz – poszedł na chwilę do lasu, do pięknej Puszczy Knyszyńskiej, ja zostałem przy samochodzie. Po chwili wrócił z pustymi ręka-mi. Przeparkowaliśmy wtedy samochód i poszliśmy na wzgórze do niewielkiego kościółka. Nie patrzy-liśmy na zegarki, wiedzieliśmy, że jest jeszcze sto-sunkowo wczesna pora i nie musieliśmy się nigdzie spieszyć. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy w maleńkim kościołku napotkaliśmy grupkę ludzi odmawiających przed Najświętszym Sakramentem Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Okazało się, że wcale tego nie planując (bo zaplanował to pewnie za nas Ktoś inny), dotarliśmy tu w godzinie śmierci Jezusa, którą polecił On św.  Faustynie szczególnie czcić („Ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę,

120

zanurzaj się cała w miłosierdziu moim, uwielbiając i wysławiając je: wzywaj jego wszechmocy dla świata całego, a szczególnie dla biednych grzeszników, bo w tej chwili zostało na oścież otwarte dla wszelkiej duszy” (Dz. 1572).

Z radością włączyliśmy się z Darkiem we wspól-ną modlitwę, po której prowadzący ją kapłan udzielił obecnym w kaplicy błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Potem podszedł do szklanej gablo-ty znajdującej się z lewej strony prezbiterium. Wy-jął z niej jakiś relikwiarz, wyszedł z nim na środek kościoła, a wierni zaczęli podchodzić, by ucałować relikwie. Ustawiliśmy się na końcu kolejki, nie wie-dząc jeszcze wtedy, czyje to relikwie i nawet się nad tym zbytnio nie zastanawiając. Podchodząc do reli-kwiarza zauważyłem napis po łacinie: czciliśmy nie-wielką cząstkę doczesnych szczątków św. s. Faustyny. Czy byłem tym zaskoczony, trudno mi teraz stwier-dzić. Pewnie tak.

„Jakże niezwykłymi ścieżkami prowadzi nas Pan” – pomyślałem. Przejechaliśmy ponad 500 ki-lometrów z Łagiewnik, by w Świętej Wodzie zna-leźć się dokładnie o godz. 15.00 i uczcić tu relikwie św.  s.  Faustyny. A przecież nie wiedzieliśmy, że w małym świętowodzkim kościółku odmawiana jest codziennie Koronka, ba, nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy, że w ogóle na naszej drodze znajdzie się ja-kaś Święta Woda. Co jeszcze bardziej niezwykłe, nie kontrolując czasu, mogliśmy się tu przecież znaleźć

121

o godzinie 14.30 albo o 15.30, albo o jakiejś zupeł-nie innej popołudniowej porze. To musiał być zatem znak! Co do tego nie miałem najmniejszych wątpli-wości. Było tak, jakby Ktoś nami kierował.

Na odchodne wziąłem ze sobą leżącą obok gro-ty z Cudowną Wodą ulotkę z historią sanktuarium. Przejrzałem ją pobieżnie i dowiedziałem się, że świętowodzka Góra Krzyży nazywana jest także... Górą Bożego Miłosierdzia (sic!).

* * *

Po zakwaterowaniu się pojechaliśmy do Sokółki. Nie czuło się jeszcze, że nazajutrz ma się tam wyda-rzyć coś wielkiego. Spodziewaliśmy się atmosfery jak podczas wizyt Jana Pawła II w Polsce, modlitewnego całonocnego czuwania (potem okazało się, że w nocy układano przepiękny kwietny dywan), śpiewających grup młodzieży, a tu tylko strażacy grodzili sektory. „Może jutro będzie inaczej. Oby” – stwierdziliśmy z nadzieją. Dowiedzieliśmy się, że właśnie skończyły się misje prowadzone przez redemptorystów przed uroczystością. „Brali w nich udział głównie miejsco-wi” – wyjaśniła pani ze sklepiku z religijnymi książ-kami i dewocjonaliami. Wspólnie ubolewaliśmy nad nikłym nagłośnieniem w mediach mającego nastą-pić kolejnego dnia wydarzenia.

Kilka minut później weszliśmy do sokólskiej świą-tyni. Przygotowywano się tam właśnie do ceremonii

122

ślubnej. Przez środek kościoła biegł chodnik, a dla nowożeńców – młodego strażaka i jego dziewczy-ny – przygotowano przed ołtarzem dwa klęczniki. W lewej nawie, przed kaplicą Matki Bożej Różań-cowej, w której nazajutrz miano umieścić kustodium z Cudownie Przemienioną Hostią, siedziała i mo-dliła się jakaś samotna staruszka.

Niemal od razu po wejściu zauważyłem ołtarz boczny po prawej stronie głównego ołtarza, a w nim otoczony wotami obraz Jezusa Miłosiernego – dar ks. Sopoćki. Pomodliłem się przed nim, a potem podszedłem bliżej, żeby mu się dokładnie przyjrzeć. Zrobiłem kilka zdjęć. Obraz był niezbyt duży i jakiś inny niż te, które dotychczas oglądałem. Różnił się od tych, które wyszły spod pędzla Adolfa Hyły czy Eugeniusza Kazimirowskiego. Zastanawiałem się, na czym polega ta różnica. Po chwili zorientowałem się, że zupełnie inne były wychodzące z „uchylenia sza-ty” promienie. Na obrazie Sleńdzińskiego, w prze-ciwieństwie do Hyły i Kazimirowskiego, promienie były tym intensywniejsze, im bardziej zbliżały się do Jezusa, a bledsze, im bardziej się od Niego oddalały. Tak jakby szły nie od Chrystusa, ale... do Niego. Tak jakby przyciągały. Przypomniały mi się wtedy słowa Jezusa: „A ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” ( J 12,32).

Po chwili ponownie klęknąłem przez obrazem i wydawało mi się wtedy, że Jezus na obrazie Sleń-dzińskiego nie tylko wskazuje ręką na swoje serce, ale

123

także w miejscu, w którym schodziły się promienie, tworzyły one... małą czerwoną plamkę, do złudze-nia podobną do ciała – maleńkiego fragmentu serca, w jaki zamieniła się „sokólska” Hostia. Zadrżałem, dziwnie mi się zrobiło po tym odkryciu.

A zatem w Sokółce Bóg ukazał nam wszystkim, polskim i niepolskim wiernym, katolikom i nieka-tolikom prawdziwe miłosierne Serce Jezusa – Ser-ce, z którego wypłynęła krew i woda dla zbawienia świata. Serce w agonii „zatopione” w chwili, kiedy wszystko się dokonało – kiedy ofiara krzyżowa zo-stała złożona, kiedy zostaliśmy odkupieni.

Czyżby niezwykły obraz związany z osobą bł.  ks.  Michała Sopoćki, nieopodal którego wyda-rzył się ten cud (Hostia upadła właśnie po tej stro-nie!) – cud przemiany Hostii w ludzkie serce – był jakimś mistycznym kluczem do rozwiązania tej Bo-żej zagadki? Czy dlatego cud wydarzył się właśnie tutaj? Czy poprzez tę „scenografię” Bóg chciał udzie-lić nam lekcji o swoim pełnym miłosierdzia Sercu, o znaczeniu kultu Bożego Serca, a przede wszystkim Bożego Miłosierdzia? Czułem, że coś jest na rzeczy.

* * *

Następnego dnia odbyła się uroczystość. Nasze obawy zostały rozwiane – ludzi było dużo. Po połu-dniu zaopatrzyliśmy się z Darkiem w różne dewo-cjonalia, które związane były z cudem. Zakupiliśmy też „Drogi Miłosierdzia” – miesięcznik Archidiecezji

124

Białostockiej. To, co zobaczyłem na okładce, dosko-nale współgrało z moimi odczuciami i konstatacjami. Zdjęcie przedstawiało kustodium z Cząstką Ciała Pańskiego przed obrazem Jezusa Miłosiernego. Nie mógł to być przypadek, ale kolejny znak.

* * *

Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wrócić do Krakowa. Droga powrotna nie należała ani do ła-twych, ani do przyjemnych. Ściemniało się i widocz-ność była znacznie ograniczona. Znajdowaliśmy się gdzieś w okolicach Ostrowi Mazowieckiej, kiedy na komórkę zadzwoniła moja żona.

– Gdzie jesteś? Co robisz? – zapytała. – Wracamy do Krakowa – poinformowałem.

Wcześniej zastanawialiśmy się z Darkiem, czy nie zostać jeszcze dzień dłużej.

– To dobrze, bo twój tata jest w bardzo ciężkim stanie. Leży jak nieżywy. Mierzyliśmy mu ciśnienie. Ma 70 na 40 i nie wiadomo, czy zastaniesz go jeszcze przy życiu. Ja biegam od rana po lekarzach, było już pogotowie. Podali kroplówkę, przepisali leki, których nie można nigdzie dostać i jest naprawdę ciężko.

– Jadę – powiedziałem do telefonu. Zamurowa-ło mnie. Mimo wszystko tego się nie spodziewałem.

„Zapomniałem powierzyć tatę opiece św. Mi-chała Archanioła, no i się podziało. Zły rozzłoszczo-ny moim wyjazdem w Bożych sprawach zaatakował

125

w najsłabszy punkt” – pomyślałem. Gwoli ścisłości, mój 78-letni tata od prawie 10 lat nie wstaje z łóżka. Doznał udaru, po którym nigdy się już nie pozbierał, a z roku na rok było coraz gorzej. Często ma gorącz-kę, zapalenie płuc, dróg moczowych i inne perypetie, ale jeszcze nigdy nie było aż tak źle. Z drugiej strony znam dobrze moją żonę i wiem, że nie przesadzała. Tym razem naprawdę z tatą było bardzo kiepsko.

Opowiedziałem wszystko Darkowi. Musiałem mu przecież wyjaśnić, dlaczego nagle tak posmutniałem.

– To może pomodlimy się za twojego ojca? – zaproponował. Łzy stanęły mi oczach.

– Tak... ale za chwilę... – z trudnością wyrzuci-łem kilka słów ze ściśniętego ze wzruszenia gardła. Czułem, że nie jestem w stanie teraz wydusić ani słowa więcej, że muszę najpierw dojść do siebie. „To jest prawdziwa pomoc, prawdziwy dar serca Bożego człowieka. Dar chrześcijańskiego miłosierdzia” – po-myślałem. Byłem wdzięczny Darkowi, jak mało komu i mało kiedy. Po dłuższej chwili wziąłem się wreszcie w garść. Odmówiliśmy dziesiątkę różańca. Nie da-łem rady więcej. W myślach zmówiłem jeszcze moją ulubioną modlitwę – postrach wszystkich szatań-skich zastępów – Modlitwę do św. Michała Archanioła. Darek włączył radio. Jakaś siostra zakonna opowia-dała o swojej pracy na Białorusi, o domu, w którym pracowała i w którym gromadziła porzucone, bied-ne, kalekie, trzymane przez rodziców w  chlewikach i obórkach dzieci. No i znowu zachciało mi się płakać.

126

I tak w minorowych dość nastrojach, kilometr po ki-lometrze zbliżaliśmy się do domów.

Kiedy dotarłem wreszcie do taty (mieszka z mamą na sąsiadującym z Łagiewnikami osiedlu), po śmiertelnym zagrożeniu nie było śladu. Tata był wprawdzie słaby, ale w nienajgorszej formie – uśmie-chał się już, ruszał, ciśnienie powróciło do normy, nic go nie bolało. Odmiana była diametralna, niewytłu-maczalna i zadziwiająca. Bo chyba nie pomogła mu tylko podana kroplówka i pierwsza porcja silnego antybiotyku (aplikowane w tabletkach nie działa-ją przecież od razu, od pierwszej dawki). Dla mnie spawa była jasna. „Dzięki Ci, Boże... Boże Miłosier-ny!” – westchnąłem.

127

R o z d z i a ł 3

INTRYGUJĄCE OBRAZY,

CZYLI SERCE JEZUSA

MIŁOSIERNEGO

Znajdujący się w Sokółce obraz Sleńdzińskiego wciąż tkwił przed mymi oczyma. Nie dawał

mi spać. Czułem, że ma związek z badaną przeze mnie sprawą, potwierdzając moje przypuszczenie, że cud w Sokółce przedziwnym zrządzeniem Bożej Opatrzności bardzo ściśle złączony został z Bożym Miłosierdziem i z Jego kultem.

Po powrocie do domu zabrałem się za studiowa-nie historii obrazów Jezusa Miłosiernego i samych tych obrazów.

* * *

Obraz Jezusa Miłosiernego – zgodnie z życze-niem samego Zbawiciela – miał zostać namalowa-ny według widzenia, jakiego św. s. Faustyna doznała wieczorem 22 lutego 1931 roku w celi klasztoru

128

w Płocku27. Ujrzała wówczas „Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona była do bło-gosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wiel-kie promienie, jeden czerwony a drugi blady”. Pod-pis pod obrazem miał brzmieć: „Jezu, ufam Tobie” (Dz. 47). Spojrzenie Chrystusa z tego obrazu miało być „takie jako spojrzenie z krzyża”. Przebite włócz-nią Serce – źródło, z którego wyszły promienie (nota bene w wielu rozważaniach teologicznych czerwony promień symbolizujący Krew oznacza właśnie Eu-charystię, blady – wodę i chrzest święty) pozostać miało w ukryciu. Promienie miały się bowiem wy-dobywać „z uchylenia szaty”.

* * *

Pierwszym artystą, który podjął się namalowa-nia obrazu, był mieszkający w Wilnie w domu przy klasztorze sióstr wizytek 61-letni znany i cenio-ny malarz Eugeniusz Kazimirowski. Duży wpływ na powstanie tego niezwykłego wizerunku miał bł. ks. Michał Sopoćko (mieszkał zresztą w tym sa-mym domu, gdzie Kazimirowski!).27 Historię obrazów Jezusa Miłosiernego przygotowałem w oparciu o: Histo-

ria obrazu Jezusa Miłosiernego, red. Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosier-nego, [w:] „W służbie miłosierdzia”, nr 3,4,5/2008, www.wsm.archibial.pl , bł. ks. M. Sopoćko, Dziennik, Wydawnictwo św. Jerzego, Białystok 2010; P. Szweda MS, Adolf Hyła – malarz w służbie Bożego Miłosierdzia, Wydaw-nictwo AA, Warszawa-Kraków 2009; G. Górny, J. Rosikoń, Ufam. Ślada-mi siostry Faustyny, Wydawnictwo Rosikon Press, Warszawa 2010.

129

To właśnie on w 1933 roku zasugerował zakon-nicy, która z braku talentu sama nie mogła namalo-wać obrazu (choć próbowała), żeby za zgodą swojej przełożonej udała się do Kazimirowskiego. Ksiądz Sopoćko częściowo wtajemniczył artystę w całą sprawę, prosząc o zachowanie sekretu. Od 2 stycznia 1934 roku w każdą sobotę (a według innych relacji nawet dwa razy w tygodniu) po uczestnictwie w po-rannej Mszy Świętej s.  Faustyna w towarzystwie swojej przełożonej Matki Ireny Krzyżanowskiej odwiedzała malarza, udzielając mu wskazówek, jaki ma być ten obraz. Pojawiające się od czasu do czasu wątpliwości rozwiewał sam Jezus podczas objawień. W  malowaniu obrazu aktywnie uczestniczył rów-nież ks. Sopoćko, który – na prośbę malarza – pozo-wał ubrany w przepasaną sznurem albę.

Efektem tej niezwykłej „czterostronnej” współ-pracy był wykończony kilka miesięcy później (w maju lub lipcu) wizerunek, mający, co podkreśla wielu ar-tystów, coś w sobie z ducha ikony. Przedstawiona na nim twarz Jezusa była dostojna, oczy skierowane lekko w dół, tło ciemne, a z uchylenia szaty wycho-dziła jasność, która następnie zmieniała się w dwie wiązki promieni – czerwoną i białą o dość jednostaj-nym natężeniu kolorów (choć u dołu – w okolicach kolan Jezusa promienie zanikały).

Ostateczne oględziny nowego obrazu dokonane przez przełożoną generalną s. Faustyny wypadły po-zytywnie. Sama Faustyna nie była jednak zadowolona.

130

Przedstawiony na obrazie Jezus nie był taki, jakiego widziała, nie był „tak piękny”. Smuciła się z tego po-wodu i płakała. „Kto Cię wymaluje tak pięknym, ja-kim jesteś” – poskarżyła się Panu. Jezus pocieszył ją wtedy: „Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej” (Dz. 313).

Według ks. Sopoćko powstały obraz był po-łączeniem dwóch scen ewangelicznych: przebicia boku ukrzyżowanego Chrystusa oraz pojawienia się zmartwychwstałego Pana w Wieczerniku i ustano-wienia sakramentu pokuty.

Ksiądz Sopoćko w swoim Dzienniku tak opisywał dalsze dzieje owego wizerunku: „Obraz był umiesz-czony w miejscu ukrytym [najpierw prawdopodob-nie w jego mieszkaniu przy ul. Rossa, a potem – po jego przeniesieniu – zawieszony przodem do ściany w korytarzu klasztoru sióstr bernardynek w  Wil-nie – przyp. autora], jako o nowej niezatwierdzonej przez Kościół treści. Wypadki przy kościele św. Mi-chała [którego ks. Sopoćko był rektorem i przy któ-rym od listopada 1934 roku mieszkał] rozwijały się dość szybko. (...) Na wiosnę w 1936 roku s. Faustyna została przeniesiona do innego domu. Przed wyjaz-dem oświadczyła, że Pan żąda, bym obraz ten umie-ścił w kościele. Jeszcze w roku 1935 wystawiłem go przy ul. Ostrobramskiej [obok Matki Bożej w Ostrej Bramie, w najbardziej wyeksponowanym miejscu w całym Wilnie, gdzie zwracał uwagę tłumów ludzi zgromadzonych na uroczystościach – przyp. autora] dla dekoracji na Triduum Jubileuszowe Odkupienia.

131

Wówczas mówiłem kazanie o  miłosierdziu Bożym, które wzruszyło słuchaczy [podczas tego kazania ks. Sopoćko mówił, że Miłosierdzie Boże domaga się publicznej czci – przyp. autora]. Potem w tymże roku umieściłem go w ołtarzu ubranym na procesję Bożego Ciała, w kościele pobernardyńskim. Wreszcie na żądanie s. Faustyny powiesiłem go w 1936 roku w kościele św. Michała na prawej od wejścia ścianie w niedzielę przewodnią, która miała być świętem Mi-łosierdzia Bożego. Wisiał on tu aż do Bożego Ciała, kiedy znowu po raz drugi był umieszczony w ołtarzu na procesji, a potem przeniesiony do zakrystii”28.

„W roku 1937 – pisał dalej ks. Sopoćko – posta-nowiłem oficjalnie zawiesić go w kościele i w  tym celu prosiłem J. E. Arcybiskupa Jałbrzykowskiego o pozwolenie. Arcypasterz wyznaczył komisję, któ-ra nie znalazła w obrazie nic niestosownego. Wów-czas arcybiskup pozwolił na zawieszenie tego obrazu w kościele obok wielkiego ołtarza. W tymże roku po raz trzeci umieściłem obraz w ołtarzu na procesji Bożego Ciała, ale tym razem został on częściowo uszkodzony przy rozbieraniu ołtarza i zdejmowa-niu. Pani Bałzukiewiczówna poprawiła uszkodzenia i przy okazji zrobiła kopię, obraz zaś zawisł w koście-le św. Michała na miejscu dawnym, gdzie się znaj-duje dotychczas (1938 rok)”29. Niemal od początku obraz Jezusa Miłosiernego otoczony został zatem kultem wiernych, co więcej – to bardzo znamienne 28 Bł. ks. M. Sopoćko, Dziennik..., s. 98-99 .29 Tamże.

132

– niemal od początku został on też ściśle powiązany z kultem Eucharystii i uroczystością Bożego Ciała, czyli Najświętszego Ciała i Krwi Pana Jezusa!

Obraz pędzla Kazimirowskiego po wielu wojen-nych i powojennych perypetiach (przebywał między innymi w ukryciu w parafii pod wezwaniem Ducha Świętego w Wilnie oraz w świątyni w Nowej Rudzie na Białorusi) znajduje się obecnie w wileńskim kościele pod wezwaniem Trójcy Świętej, który został przemia-nowany na sanktuarium Miłosierdzia Bożego.

* * *

Drugim znaczącym twórcą, który namalował wi-zerunek Jezusa Miłosiernego, był krakowski artysta Adolf Hyła. Ksiądz Sopoćko tak pisał o kulisach po-wstania namalowanego przez niego obrazu: „Gdy na Wileńszczyźnie szerzył się kult Miłosierdzia Bożego, siostry Matki Bożej Miłosierdzia zaczęły go szerzyć w  tzw.  Guberni Warszawskiej (pod okupacją nie-miecką). Ponieważ dotychczas tym kultem mało się interesowały i nie miały obrazu Najmiłosierniejszego Zbawiciela, poleciły namalować go p. Hyle (...), który nie mając dokładnych wskazówek, wykonał go według własnego pomysłu, względnie wskazówek o. Andrasza [jezuity, krakowskiego spowiednika s. Faustyny – przyp. autora], który również nie mógł mu ich poprawnie udzielić, bo nie był przy malowaniu prototypu”30.30 Tamże, s. 123.

133

Dodatkowe informacje o tym, jak doszło do na-malowania tego obrazu, znajdujemy w przypisach do Dziennika ks. Sopoćki: „W czasie II wojny świa-towej [Adolf Hyła – przyp. autora] zgłosił się do sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach pod Krakowem z pragnieniem na-malowania jakiegoś obrazu religijnego dla klasztoru jako wotum za ocalenie. Siostry zaproponowały mu namalować obraz Jezusa Miłosiernego według ob-jawień s. Faustyny. Jako pomoc w malowaniu otrzy-mał [od o. Andrasza – przyp. autora] reprodukcje kopii obrazu namalowanego przez E. Kazimirow-skiego w Wilnie oraz opis wizji Jezusa z Dziennicz-ka s. Faustyny. Po namalowaniu obrazu przekazał go siostrom [które – jak wynika ze źródeł – z początku nie chciały go zaakceptować jako nienadający się do kultu publicznego. «Postać P. Jezusa p. Hyła nama-lował według własnego polotu, na tle krajobrazu, zachowując tylko zasadnicze cechy obrazu według wizji s. Faustyny (układ rąk i promienie)» – pisała s. H. Grobicka ZMBM31 – przyp. autora].

„7 marca 1943 roku obraz został poświęcony i od tego czasu był wystawiany w kościele klasztornym w bocznym ołtarzu na odprawiane tam nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego [w 1943 roku ks. Andrasz zainicjował odprawianie tego uroczystego nabożeń-stwa w kaplicy w każdą trzecią niedzielę miesiąca – przyp. autora].31 P. Szweda MS, Adolf Hyła...

134

Jako że nie pasował wymiarami do wnęki oł-tarzowej, na Niedzielę Przewodnią, wypadającą 16 kwietnia 1944 roku, Hyła przygotował nowy ob-raz, który od tego czasu już na stałe pozostał w ko-ściele”32. Początkowo dzieło przedstawiało Jezusa na tle łąki, dopiero w 1954 roku przemalowane zostało tak, aby tło miało kolor ciemny, a pod stopami Zba-wiciela widniała posadzka.

Pierwszy obraz Adolfa Hyły od 1946 roku wisi w kaplicy Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia we Wrocławiu.

Ów drugi obraz znajduje się obecnie w kaplicy klasztoru sióstr Zgromadzenia Matki Bożej Miłosier-dzia w Łagiewnikach, nad relikwiarzem z doczesnymi szczątkami św. s. Faustyny. Jest on najbardziej znanym obrazem Pana Jezusa Miłosiernego na świecie.

Po wojnie powstało wiele innych, mniej lub bar-dziej zgodnych z objawieniami s. Faustyny obrazów Miłosiernego Zbawiciela oraz szereg kopii obrazu na-malowanego przez Kazimirowskiego. Wychodziły one spod pędzla wielu artystów (między innymi Ł. Bałzu-kiewiczówny, W. Skwarkowskiego, P. Siergiejewicza).

* * *

Obraz Hyły nie podobał się jednak ks. Michałowi Sopoćce. Siostra Faustyna już wtedy nie żyła, Kazi-mirowski też (zmarł w 1939 roku i spoczywa obecnie

32 Bł. ks. M. Sopoćko, Dziennik..., s. 346.

135

na Cmentarzu Farnym w Białymstoku) i to właśnie ks. Sopoćko pozostał „depozytariuszem” jej objawie-nia oraz prawdopodobnie jedyną osobą najdokładniej wiedzącą – bezpośrednio od niej – jak ów obraz miał wyglądać i co przez ten obraz miało zostać wyrażo-ne. Zdaniem ks. Sopoćki na obrazie Hyły wizerunek Jezusa Miłosiernego został „zniekształcony”: „Gdy w 1947 roku we wrześniu ujrzałem go, nie zalazłem w nim podobieństwa do obrazu s. Faustyny. Na moje uwagi, że to nie jest obraz s. Faustyny, p. Hyła nie za-reagował i wykonał dużo (około 200) obrazów niepo-prawnych (promienie jak wstęgi czy nawet powrozy skierowują się ku ziemi, gdy winny się kierować na widza; oczy filuternie świdrują widza, gdy muszą być skierowane ku dołowi [ks. Sopoćko zawsze szczegól-nie to podkreślał! – przyp. autora]; ręka błogosławiąca jest za wysoko podjęta, gdy winna być na wysokości ramienia; cała postać jest wychylona jak do tańca, gdy musi być w postawie idącej; tło obrazu ma być ciemne, względnie (...)  ma przedstawiać Chrystusa w  momencie ukazania się Apostołom w Wieczer-niku i  ustanowienia sakramentu pokuty ( J 20,19n), gdy u p. Hyły tła były różne: kwiaty, łąka, góry, morze, fabryki itp.). Reprodukcje tych obrazów ukazały się w Rzymie, Francji, Ameryce i nawet Australii, jako rzekomo namalowane według wskazówek s. Fausty-ny. Moje protesty nie odniosły skutku”33.

33 Tamże, s.123-124.

136

* * *

Ksiądz Sopoćko uznał wtedy, że nie tylko ob-raz Hyły był nie taki jak być powinien (zresztą inne obrazy Jezusa Miłosiernego też miały charakter bardziej lub mniej artystycznych wizji, na przykład S. Kaczora Batowskiego, J. Rutkowskiego, Z. Eichle-ra, L. Zabielskiej), ale sam kult Miłosierdzia Bożego nie poszedł po właściwej linii (s. 123). „Siostry Mat-ki Bożej Miłosierdzia, a za nimi ojcowie marianie i księża pallotyni kładli większy nacisk na objawienie s. Faustyny i wyniesienie jej na ołtarz, niż na dogma-tyczne, liturgiczne i psychologiczne uzasadnienie tego kultu” – pisał. To był według niego błąd.

Nie zdziwił go zatem, ale z pewnością bardzo zasmucił dekret Świętego Oficjum z 19 listopada 1958 roku, który uznawał między innymi że „prze-życia” s. Faustyny „nie mają źródła nadprzyrodzone-go”, należy wycofać modlitwy i obrazki pochodzące z tych rzekomych objawień, a święto Miłosierdzia Bożego nie powinno być ustanowione. Samemu ks. Sopoćce Święte Oficjum, któremu przewodni-czył papież Jan XXIII, udzieliło ostrej reprymendy (gravissimum monitum), by nie szerzył wiadomo-ści o  owych „rzekomych” objawieniach. Jednak już 2 marca roku następnego dekret ten znacznie złago-dzono przez opublikowanie notyfikacji nakazującej jedynie powstrzymanie się z propagowaniem kultu

137

i orędzia s. Faustyny i z szerzeniem nabożeństw Mi-łosierdzia Bożego w formach przez nią przekazanych do czasu ostatecznego rozpatrzenia sprawy. Sopoć-ko uznał wtedy, że tym samym dekret wcześniejszy został „prawie anulowany”. Przyczynić się miało do tego niezwykłe zdarzenie. „Miało się to stać – opi-sywał ks. Sopoćko – z okazji uzdrowienia kuzynki J. E. Kardynała Tisseranta z nieuleczalnej choroby – «ropiejącej exemy». Ponoć, gdy już nie było nadziei na wyzdrowienie, rozpoczęto nowennę do Miłosier-dzia Bożego za wstawiennictwem s. Faustyny i po jej ukończeniu chora powróciła do zdrowia”.

* * *

Zanim wydano ów dekret, a potem „łagodzącą” notyfikację, już od 1953 roku z kościołów zaczęły znikać umieszczone tam za cichą zgodą diecezjalnych ordynariuszy obrazy Jezusa Miłosiernego. Dlaczego? Otóż „we wrześniu 1953 roku biskupi, zebrani na re-kolekcjach w Częstochowie, postanowili obrazy te, jako pochodzące z prywatnego, oficjalnie niespraw-dzonego objawienia z kościołów pousuwać”– pisał w Dzienniku ks. Sopoćko i dodawał: „Wówczas za-cząłem dowodzić, że obraz ten można traktować jako przedstawiający Zbawiciela w momencie ustanowienia sakramentu pokuty, czyli oparty na objawieniu pu-blicznym ( J 20,19n). Polecono mi namalować nowy

138

obraz, różniący się od dotychczasowych34. Ogłosiłem konkurs [w Krakowie – przyp. autora], który nie dał wyniku35. Wykonania obrazu podjął się prof. Ludo-mir Sleńdziński. Komisja artystyczna w Krakowie i  Przemyślu zarówno pod względem artystycznym, dogmatycznym, jak i liturgicznym zaakceptowała ob-raz, a  Komisja Główna Episkopatu zatwierdziła go

34 Zdaniem ks. Sopoćki obraz ów powinien nie tylko się zgadzać z objawie-niami prywatnymi, jakie otrzymała s. Faustyna, ale także z objawieniem publicznym, jak chcieli biskupi, czyli odtwarzać winien ewangeliczną sce-nę przybycia zmartwychwstałego Jezusa do Wieczernika pomimo drzwi zamkniętych, Zbawiciela noszącego na swoim ciele ślady męki – bli-zny po ranach, przynoszącego swoim uczniom oraz wyznawcom pokój i ustanawiającego sakrament pokuty – zwany w objawieniach św. Fausty-ny przez samego Jezusa „trybunałem miłosierdzia” – przyp. autora.

35 W pierwszym etapie konkursu aprobaty nie uzyskały dwa obrazy Chry-stusa Króla Miłosierdzia autorstwa Antoniego Michalaka i  Tadeusza Okonia. Sam Adolf Hyła odmówił udziału w  konkursie. Uważał, że za jego rozpisaniem krył się zbyt daleko idący kompromis, na który nie chciał się zgodzić. Jego zdaniem, jak pisał w liście do ks. Sopoćki, „kom-promisem tym między innymi ma być takie skomponowanie obrazu Chrystusa Miłosiernego, by jednocześnie przedstawiał scenę z jego życia opisaną w Ewangelii i szereg szczegółów z wizji s. Faustyny. Wynikiem jednak tego kompromisu jest obraz, który sceny ewangelicznej nie przed-stawia, a pojęcie miłosierdzia Bożego zacieśnia. Wszak według Ewangelii ( J 20,19-24) Pan Jezus po wejściu przez drzwi zamknięte do Wieczerni-ka powitał zebranych uczniów słowami: «Pokój wam!», pokazał im rany rąk i boku, tchnął na nich Ducha Świętego oraz wypowiedział słowa, któ-rymi ustanowił sakrament pokuty. W obrazie z tego wszystkiego jest tyl-ko posadzka i drzwi Wieczernika, ale Chrystus pokazuje promienie Krwi i Wody tryskające z Jego boku oraz błogosławi. Równocześnie obraz ten ogranicza pojęcie miłosierdzia Bożego wyrażone w wizji s. Faustyny, bo zacieśnia je tylko do miłosierdzia objawiającego się w sakramencie poku-ty” (Fragment listu Adolfa Hyły do ks. Michała Sopoćki za: G. Górny, J. Rosikoń, Ufam. Śladami siostry Faustyny..., s. 195-197).

139

5 października 1954 roku jako nadający się do umiesz-czenia w kościołach, o ile zezwolą na to miejscowi or-dynariusze. Wówczas zrobiłem kolorowe odbitki tego obrazu i rozesłałem je z orzeczeniem Komisji Głów-nej Episkopatu do wszystkich ordynariuszy w kraju i do ośrodków kultu Miłosierdzia Bożego za granicą z prośbą o oddzielenie kultu Miłosierdzia Bożego od objawień s. Faustyny; niestety, bez żadnego skutku. Nadal wszędzie kolportowano obrazy p. Hyły (...)36”.

Taka była właśnie geneza powstania pierwszego obrazu Najmiłosierniejszego Zbawiciela, wizerunku zwanego „drugim pierwowzorem” pędzla Ludomi-ra Sleńdzińskiego, piastującego w tym czasie stano-wisko profesora rysunku na wydziale architektury Politechniki Krakowskiej (był on wtedy również rektorem tej uczelni).

Obrazem tym nie zainteresował się jednak żaden z biskupów, a jedynie wicerektor seminarium ks. Zbi-gniew Kraszewski, który zawiesił go w seminaryj-nym kościele św. Józefa w Warszawie, a  gdy został biskupem – w nowym miejscu swego zamieszkania, na plebanii parafii pod wezwaniem Bożego Ciała w  Warszawie na Kamionku przy ul.  Grochowskiej. W 1993 roku bp Kraszewski przekazał go do kościoła księży jezuitów w Kaliszu, gdzie znajduje się do dziś [w sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego (sic!)].

* * *36 Bł. ks. M. Sopoćko, Dziennik..., s. 124.

140

W styczniu 1955 roku ukończony został drugi obraz Sleńdzińskiego (tak jak i pierwszy namalowany został w służbowej pracowni na Politechnice, a frag-ment draperii szaty Jezusa domalowywał pod jego okiem ówczesny doktor Wiktor Zin). Wizerunek ten – „kopia obrazu konkursowego” – przez pewien czas przechowywany był u ojców reformatów w Krakowie, a następnie od 18 lipca 1966 roku otoczony był czcią w kaplicy Męki Pańskiej w krakowskim klasztornym kościele Franciszkanów. Z pewnością oglądał go tam mieszkający naprzeciw klasztoru abp Karol Wojtyła! Obraz uległ tam jednak uszkodzeniu (wierni palący przed nim świece niechcący zalali go stearyną i wo-skiem) i 14 kwietnia 1973  roku znalazł się w Bia-łymstoku u ks. Sopoćki. Po naprawieniu uszkodzeń, 3 września trafił do prokatedry białostockiej i zo-stał umieszczony vis a vis prawej nawy obok ołtarza św. Antoniego. „Tegoż dnia – pisał ks. Sopoćko – ob-raz poświęcił uroczyście J.  E.  Biskup Gulbinowicz i odtąd ludzie otoczyli go wielką czcią. Co czwartek, po wieczornym nabożeństwie publicznym odmawiają modlitwy prywatne”37. Czcią publiczną otoczono wi-zerunek w 1978  roku po odwołaniu zakazu Stolicy Apostolskiej z 1958 roku. Obecnie obraz znajduje się w specjalnie dla niego utworzonym ołtarzu w kaplicy Miłosierdzia Bożego białostockiej Archikatedry. Wi-działem go i modliłem się przed nim.

37 Tamże, s. 309.

141

* * *

W ten sposób dotarliśmy do historii powstania obrazu Jezusa Miłosiernego znajdującego się w Sokół-ce. Otóż 3 stycznia 1966 roku ks. Sopoćko wysłał list do prof. Sleńdzińskiego, zamawiając „dwa identyczne obrazy Najmiłosierniejszego Zbawiciela w momencie ustanowienia sakramentu pokuty przy ukazaniu się Apostołom w Wieczerniku w dniu Zmartwychwsta-nia”. 19 lipca przywiózł je z Krakowa do Warszawy.

Obrazy te – namalowane według wzoru zatwier-dzonego w 1954 roku przez Komisję Główną Epi-skopatu Polski z łacińskimi napisami „Pax vobis!” – ks. Sopoćko chciał przekazać biskupom z prośbą, aby jeden z nich pozostał w Polsce, a drugi przeka-zano do Watykanu dla Ojca Świętego. W zamyśle ks. Sopoćki obydwa te obrazy miały się stać „mode-lowymi wzorcami” wizerunku Jezusa Miłosiernego. Biskupi w  ogóle się nimi nie zainteresowali. Przez bardzo długi czas pozostawały w siedzibie warszaw-skiej kurii metropolitalnej przy ul. Miodowej i dopiero po 1972 roku ks. Sopoćko zabrał je do siebie. Nie wia-domo, kiedy zamalowano na nich napisy „Pax vobis”.

Dziś jeden z tych obrazów znajduje się w ka-plicy prywatnej arcybiskupa białostockiego i stanowi własność kurii archidiecezjalnej, drugi – i to ponoć właśnie ten, który miał trafić do Watykanu – w ko-legiacie w Sokółce!

* * *

142

Jak obraz ów trafił do Sokółki i dlaczego zna-lazł się właśnie tam? Uparcie szukałem odpowiedzi na to pytanie. Pytałem wszystkich, którzy mogli coś na ten temat wiedzieć. Okazało się, że w Sokółce jeszcze za życia ks. Sopoćki działała bardzo prężna grupa czcicieli Bożego Miłosierdzia. I to właśnie im ks.  Sopoćko miał osobiście przekazać ten ob-raz. „Taką apostołką, propagatorką, organizatorem tej grupy była nieżyjąca już od dawna Wiera Gu-lid, miejscowa nauczycielka. Na pewno ks. Sopoćko miał kontakt z tą grupą, być może i bywał też tutaj, być może prowadził również dla nich jakieś rekolek-cje” – opowiadał ks. Gniedziejko.

W czasach, gdy kult Bożego Miłosierdzia był zakazany, obraz wisiał prawdopodobnie w domu Wiery Gulid i był wystawiany w jednym z ołtarzy przygotowywanych na procesję Bożego Ciała. Kiedy czasy się zmieniły, wizerunek został przeniesiony do kościoła, gdzie znajduje się do dziś, ciesząc się wiel-kim kultem miejscowej ludności. Słowa ks. Gnie-dziejki potwierdził później wybitny znawca życia i  działalności ks. Sopoćki, profesor białostockiego seminarium ksiądz prałat Henryk Ciereszko.

* * *

Muszę jeszcze wrócić do owego intrygującego mnie czerwonego punktu na sokólskim obrazie Jezu-sa Miłosiernego. Punktu, który jest początkiem wy-chodzących z „rozchylenia szaty” promieni. Studiując

143

historię obrazów, przyglądałem się reprodukcjom i oryginałom wielu z nich. Widziałem obraz Kazimi-rowskiego, obrazy Hyły, wizerunek konkursowy Sleń-dzińskiego i drugi obraz przygotowany rok później.

I tylko jeden, ów „bliźniaczy” obraz pędz-la prof.  Sleńdzińskiego z 1966 roku, był do niego podobny. Czerwona „plama”, z której wychodziły promienie, była na nim nawet znacznie większa niż ta na obrazie z Sokółki. Na obrazie sokólskim była niewielką „krwawą” plamką, tak łudząco podobną do tego maleńkiego fragmentu „objawionego” nam wszystkim w białej Hostii w tym samym kościele. Przypadek? Złudzenie? Chyba nie!

* * *

Było jeszcze coś bardzo ważnego, co dodatkowo podkreślało związek wydarzeń w Sokółce z Bożym Miłosierdziem, obrazem Sleńdzińskiego i osobą ks.  Michała Sopoćki. Otóż cud w Sokółce wyda-rzył się dwa tygodnie po zakończeniu, rozpoczętej 30 marca 2008 roku, peregrynacji obrazu Jezusa Mi-łosiernego pędzla Sleńdzińskiego [nie tego z Sokół-ki, ale wspomnianego wyżej jego „brata bliźniaka” z  prywatnej kaplicy abp. Edwarda Ozorowskiego] po parafiach archidiecezji białostockiej i uroczystej beatyfikacji ks. Michała Sopoćki. Beatyfikacja od-była się na placu przy sanktuarium Bożego Miło-sierdzia w Białymstoku 28 września 2008 roku (co więcej – w tym dniu oraz w dniach 27 i 29 września

144

od dawna co roku w tej parafii odprawiano czter-dziestogodzinne nabożeństwo ku czci Najświętsze-go Sakramentu), a  początek wydarzeń w  Sokółce miał miejsce – przypomnijmy – 12 października tego samego roku. To z całą pewnością nie był zbieg okoliczności. Był to dla mnie kolejny czytelny znak, że chodziło także o Boże Miłosierdzie.

W modlitwie rozpoczynającej wspomniane na-wiedzenie, wygłoszonej przez abp. Edwarda Ozo-rowskiego, znalazły się jakże zamienne słowa: „Panie Jezu Chryste, Ty poleciłeś s. Faustynie namalować Twój obraz. Polecenie Twoje wykonał ks. Michał So-poćko. Powiedziałeś też, że znaczenie tego obrazu jest nie w pięknie pędzla lub farby, lecz w przywiązanej do niego Twojej łasce. Dziś rozpoczynamy wędrówkę tego obrazu po parafiach naszej archidiecezji, prze-konani, że Ty sam będziesz nawiedzał naszych ludzi.

Zapraszam Cię, Jezu Miłosierny, w gościnę do nas. Nawiedź nasze miasta, wsie, osiedla i samotne domy. Przyjdź do ludzi w urzędach, zakładach pra-cy, szkołach, klasztorach, seminarium duchownym, szpitalach, sierocińcach, więzieniach i na roli. Wszy-scy oni potrzebują Ciebie i tęsknią za Tobą, nawet wtedy, gdy o tym nie wiedzą. Otwórz nasze oczy i uszy, byśmy na nowo zobaczyli i usłyszeli Dobrą Nowinę, którą nam przyniosłeś z nieba. Chociaż do-tknięci grzechem, to jednak nieprzeklęci, bo jeste-śmy Bożym stworzeniem, umiłowanym przez Boga, odkupionym Najdroższą Krwią Twoją.

145

Maryjo, Matko Miłosierdzia, Patronko nasza! Pomóż nam godnie przyjąć Twojego Syna. Tyś Go porodziła i pielęgnowała. Byłaś z Nim na Drodze Krzyżowej, przy śmierci i Zmartwychwstaniu. Ty wiesz najlepiej, czego On pragnie od nas. Matko Pięknej Mi-łości! Naucz nas odwzajemniać Bożą Miłość.

Prosimy Cię, Jezu! Pomóż nam wyznawać wiarę w Ciebie, prawdziwego Syna Bożego, któryś dla nas i dla naszego zbawienia stał się człowiekiem i złożył życie w ofierze, byśmy żyć mogli. Jezu, ufamy Tobie. Amen”38.

* * *

Wygląda na to, że Chrystus, objawiając w Sokół-ce swoje ludzkie ciało – swoje ludzkie serce – wysłu-chał owej gorącej modlitwy swojego ludu, by „pomóc mu wyznawać wiarę w siebie”! Czyżby chciał przez to również wskazać właśnie na swoje serce – na swo-je Miłosierne Serce – po raz kolejny i uświadomić nam prawdę wypowiedzianych do św. s. Faustyny słów” „Nie zazna ludzkość uspokojenia dopokąd nie zwróci się do miłosierdzia mojego”? W Sokółce, jak stwierdził abp Ozorowski, narodziła się bowiem na nowo „nadzieja dla świata!”.

38 Modlitwa na rozpoczęcie nawiedzenia, [w:] „W służbie miłosierdzia”, nr 5/2008.

146

R o z d z i a ł 4

„ZARADŹ

NIEDOWIARSTWU

MEMU”

Uświadomiłem sobie również, że wydarzenia w Sokółce były kolejną odsłoną, swego rodzaju

uwspółcześnieniem tego, co rozegrało się w jerozo-limskim Wieczerniku. Cóż bowiem wydarzyło się po Ostatniej Wieczerzy, podczas której Jezus ustano-wił sakrament Eucharystii oraz po Jego pierwszym ukazaniu się Apostołom w Wieczerniku po zmar-twychwstaniu, podczas którego ustanowiony został sakrament pokuty (według Mk 16,14 – Jezus „wyrzu-cał im” wtedy „brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego”)? Otóż na arenę ewangelicznych dziejów wkroczył „niewierny Tomasz” – ikona wszystkich niedowiarków świata.

Święty Jan w swojej Ewangelii (20,19-29) tak to opisuje: „Wieczorem owego pierwszego dnia tygo-dnia, tam gdzie przebywali uczniowie, choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł

147

Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!» A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Urado-wali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: »Weźmijcie Ducha Świę-tego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczo-ne, a  którym zatrzymacie, są im zatrzymane». Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: «Widzieliśmy Pana!» Ale on rzekł do nich: «Jeżeli na rękach Jego nie zo-baczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miej-sce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę». A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz [domu] i Tomasz z nimi, Je-zus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku i rzekł: «Pokój wam!» Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź nie-dowiarkiem, lecz wierzącym!». Tomasz w odpowie-dzi rzekł do Niego: «Pan mój i Bóg mój!» Powiedział mu Jezus: «Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli»”.

O „niewiernym Tomaszu” pisał również ks. So-poćko. Pod datą 21 grudnia 1965 roku zanotował: „Tomasz Apostoł był nieobecny przy pierwszym ukazaniu się zmartwychwstałego Chrystusa w wieczór

148

wielkanocny i nie wierzył w prawdziwość zmar-twychwstania. Było to nie dziełem przypadku, lecz stało się z boskiego zrządzenia. Trzeba było, aby ów Apostoł dotykając palcem ran swego Mistrza, uzdrowił w nas rany niewiary. Więcej bowiem po-służyła nam niewiara Tomasza do pomnożenia wia-ry, niż wiara innych Apostołów”39. A pod kolejną datą ks. Sopoćko zacytował słowa z Ewangelii we-dług św. Marka: „Wierzę, Panie, zaradź memu nie-dowiarstwu” (Mk 9,24).

W rozdziale Ukazanie się Pana Jezusa Tomaszowi zamieszczonym w drugim tomie Miłosierdzia Boga w dziełach Jego ks. Sopoćko pisał, że Tomasz „miał z  dopuszczenia Bożego takie usposobienie, że nie był łatwowierny”, aczkolwiek w jego pełnych niedo-wierzania słowach „mieści się również dużo samo-lubstwa i uporu”. Takie, a nie inne postawienie przez niego spraw „wprost uniemożliwia wiarę”. „Jakże wielkie miłosierdzie – pisze dalej ks. Sopoćko – oka-zuje Pan Jezus względem tego niewiernego Toma-sza, że nie odrzuca go z powodu jego samolubstwa i uporu. Widział w nim mimo usterek wiele cech dodatnich, a przede wszystkim jego bezwzględne oddanie się Mistrzowi, gdy wobec grożącego nie-bezpieczeństwa Panu Jezusowi, udającemu się do Jerozolimy na ostatnie święto Paschy, powiedział do apostołów: «Chodźmy także i my, aby razem z Nim

39 Bł. ks. M. Sopoćko, Dziennik..., s. 147-148.

149

umrzeć» ( J 11,16). Zbawiciel czyni w ten sposób ob-rachunek ludźmi, w których sercach kryje się obok dobra niejedna usterka. Kto uczciwie, szczerze i rze-telnie postępuje z Panem Jezusem, temu On – Król Miłosierdzia – odpuszcza wiele błędów, poprawia je i zapomina o nich”40.

„Po upływie ośmiu dni Pan Jezus znowu ukazuje się wszystkim Apostołom zebranym w Wieczerniku razem z Tomaszem; wchodzi przez drzwi zamknię-te, skłania się do wszystkich warunków Tomasza, jakie postawił, i teraz zwraca się do niego, by uwie-rzył. A czyni to z taką łaskawością i miłosierdziem, że od razu rozbraja, usuwa wszelkie uprzedzenia i poniekąd zniewala do uznania prawdziwości swego zmartwychwstania. Przede wszystkim powtarza jego własne słowa na znak, że wszystko wie, gdy mówi: «podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w bok mój, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!». Następnie przyjmuje jego wyzna-nie wiary: «Pan mój i Bóg mój» oraz zaznacza, że lepiej czynią ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli”41.

„Co byśmy uczynili w takim wypadku? – pi-sze dalej ks. Sopoćko. – Może wypowiedzielibyśmy przynajmniej swoje oburzenie słowami i wymierzy-libyśmy jakąś karę Tomaszowi! A co uczynił Pan Jezus?

40 Bł. ks. M. Sopoćko, Miłosierdzie Boga w dziełach Jego, tom II, Wydaw-nictwo Kuria Metropolitalna Białostocka, Wydział Duszpasterstwa, Białystok 2008, s. 294-297.

41 Tamże.

150

Kazał tylko za karę uczynić Tomaszowi według słów jego, czyli dotknąć się pięciu ran swoich. Czy To-masz dotrzymał swego postanowienia, że dotknie ciała Zmartwychwstałego? Wszystko wskazuje ra-czej na to, że nie. Nieufność jego i superkrytycyzm ustąpiły zupełnie, co dzieje się często nie tyle na sku-tek dociekań rozumowych, ale w wyniku wewnętrz-nej, duchowej przemiany, która dokonuje się pod wpływem łaski Bożej. Widzimy więc, że Pan Jezus po męce swojej, w stanie uwielbionym jest jeszcze bardziej dobry, łagodny i miłosierny. (...) Co musiał odczuwać Tomasz wobec tak wielkiej dobroci i mi-łosierdzia Pana Jezusa. Został gruntownie uleczony ze swego błędu, odczuł wstyd, upokorzenie i skru-chę, utwierdził się w wierze i ufności w miłosierdzie Boże, a przede wszystkim pogłębił swą miłość ku Mistrzowi. (...) «Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli!», w tych słowach Zbawiciel robi lekki wyrzut Tomaszowi, a zarazem pociesza tych wszyst-kich chrześcijan, którzy nie mieli szczęścia oglądać go cielesnymi oczyma za jego życia, i obiecuje im w  nagrodę za ich wiarę szczególne błogosławień-stwo i większą zasługę. (...)

Niedowiarstwo Tomasza było dość uporczywe, lekkomyślne i nieroztropne, a ze strony Pana Jezu-sa nie zasługiwało wcale na uwzględnienie. Czło-wiek bowiem nie czyni Bogu łaski, dając wiarę Jego objawieniu, i nie może stawiać Bogu warunków. Otóż Chrystus Pan okazał zbłąkanemu Apostołowi

151

wielkie miłosierdzie, ukazując się mu i proponując dotknięcie ran swoich. To miłosierdzie okazał nie tylko Tomaszowi, ale przez jego niedowiarstwo nam wszystkim, by nas ustrzec od nieuzasadnionych wąt-pliwości, jeśliby kiedyś one w nas powstawały. Nie-wiarą Tomasza leczy się nasza niewiara”42.

* * *

W jerozolimskim Wieczerniku Jezus ukazał się Apostołom smutnym i powątpiewającym w wierze, niepokojącym się nie tylko z powodu Żydów, ale także z powodu zaparcia się Jezusa i swojego tchó-rzostwa. Zmartwychwstały przyszedł do nich, żeby ich umocnić, pokrzepić, napełnić pokojem i posłać „do pogan”, aby „znosili udręki” dla Jego imienia.

Dał się też dotknąć, pozwolił Tomaszowi włożyć palce do swojego boku, byśmy nie byli niedowiarka-mi, lecz wierzącymi.

Czyż nie podobnie było w Sokółce? Czyż nie przyszedł, aby nas umocnić i pokrzepić? Czyż nie pozwolił się nam dotknąć, zbadać swoje miłosierne Serce, zaświadczyć po raz kolejny niedowiarkom, że to naprawdę On – prawdziwy, realnie obecny, cały zamknięty w małej odrobinie białego opłatka, w ka-walątku konsekrowanego Chleba? Czyż każdy z nas nie powinien odpowiedzieć jak św. Tomasz: „Pan mój i Bóg mój!”.

42 Tamże.

152

R o z d z i a ł 5

ŚWIĘTA FAUSTYNA,

EUCHARYSTIA

I MIŁOSIERDZIE

Odkryłem już dużo, ale wciąż odczuwałem nie-dosyt. Nie mogłem tego tak zostawić – chcia-

łem do końca zgłębić ten problem. Chciałem się przekonać, czy moje odczucia i intuicje są słuszne. Chciałem mieć pewność. Na tyle, na ile było to moż-liwe, zbadać, jak ściśle kult Eucharystii i to, co wyda-rzyło się w Sokółce, łączy się z kultem Miłosierdzia; jakie są ich wzajemne związki; co na to teologia, co na to św. s. Faustyna i jej spowiednik bł. ks. Sopoćko.

Sięgnąłem po Dzienniczek – wielkie, choć „wy-muszone” przez ks. Sopoćkę dzieło św. Faustyny. Wertowałem go przez kilka wieczorów, po 100 stron dziennie. Szukałem wszystkiego, co odnosiło się do Eucharystii. To, co znalazłem, było równie niezwy-kłe jak wszystko, co dotychczas ustaliłem.

* * *

153

Zadziwiłem się już pierwszego dnia, kiedy po raz pierwszy po wielomiesięcznej przerwie zajrza-łem do Dzienniczka. Wertowałem go już wiele razy, wyszukiwałem słowa wypowiedziane przez Pana Jezusa, opisy kontaktów św. s. Faustyny z aniołami oraz duszami czyśćcowymi, fragmenty dotyczące jej „mistycznych” wędrówek do piekła i nieba, ale ni-gdy jakoś to, co teraz dostrzegłem, nie rzuciło mi się w  oczy. Siostra Faustyna była dla mnie tylko s. Faustyną Kowalską. Dopiero teraz, sięgając po Dzienniczek, by „wydestylować” z niego wszelkie eu-charystyczne treści, uzmysłowiłem sobie, jak brzmi dalszy człon jej zakonnego imienia: s. Maria Fau-styna od... Najświętszego Sakramentu. Tak, właśnie tak! Ta sekretarka Bożego Miłosierdzia, czcicielka Najświętszego Sakramentu wszystkie wolne od obo-wiązków chwile pragnęła spędzać „u stóp Mistrza utajonego w Najświętszym Sakramencie” (Dz. 83). „U stóp Pana szukać będę światła, pociech i siły. Nieustannie będę Bogu okazywać wdzięczność za wielkie miłosierdzie względem mnie, nie zapomina-jąc nigdy o dobrodziejstwach, jakie mi uczynił Pan, a zwłaszcza za łaskę powołania” (Dz. 224a) – pisała.

* * *

W życiu s. Marii Faustyny Kowalskiej wydarzy-ło się wiele związanych z Eucharystią cudów.

154

Pierwszy raz głos Boży w swojej duszy Hele-na Kowalska usłyszała w 1912 roku. Miała wów-czas siedem lat. Stało się to w kościele parafialnym w Świnicach Warckich: „Od najmłodszych lat – pi-sała w  1937 roku – pociągnął mnie ku Sobie Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie. Mając siedem lat, kiedy byłam na nieszporach, a Pan Jezus był wy-stawiony w monstrancji, wtenczas po raz pierwszy udzieliła mi się miłość Boża i napełniła moje małe serce, i udzielił mi Pan zrozumienia rzeczy Bożych, od tego dnia aż do dziś wzrasta moja miłość do Boga utajonego, aż do najściślejszej zażyłości. Cała moc mojej duszy płynie z Najświętszego Sakramentu. Wszystkie wolne chwile z Nim przepędzam na roz-mowie, On jest Mistrzem moim”.

Przed przyjęciem do klasztoru – w czasie oktawy Bożego Ciała – Faustyna poczuła, że Bóg napełnił jej duszę „światłem wewnętrznym głębszego pozna-nia Go, jako najwyższego dobra i piękna”. Poznała wtedy, jak bardzo ją Bóg miłuje i złożyła Mu ślub wieczystej czystości (Dz. 16).

Już jako zakonnica wiele razy we wzniesionej przez kapłana Hostii widziała Dzieciątko Jezus „na wiek wyglądające (...) jakoby Mu roczek dochodził”. Niektóre z tych niezwykłych wizji były bardzo dra-matyczne: „Kiedy raz poszłam na świat do spowie-dzi, trafiłam, że mój spowiednik odprawiał Mszę św. Po chwili ujrzałam Dziecię Jezus na ołtarzu, które pieszczotliwie i z radością wyciągało rączęta do niego,

155

jednak ów kapłan po chwili wziął to piękne Dzie-cię w ręce i połamał, i żywcem je zjadł. W pierwszej chwili uczułam niechęć do tego kapłana z powodu takiego postępowania z Jezusem, ale zaraz zostałam oświecona w tej sprawie i poznałam, że bardzo jest miły Bogu ów kapłan” (Dz. 312). Podobnego widze-nia i to kilkukrotnie doznała między innymi w Boże Narodzenie 1934 roku i 15 sierpnia 1936 roku, kie-dy podczas Mszy Świętej odprawianej przez o. An-drasza ujrzała Matkę Bożą z Dzieciątkiem: „Matka Boża patrzyła się z wielką łaskawością na ojca, jednak po chwili ojciec złamał to śliczne Dziecię i wyszła prawdziwie krew żywa; ojciec pochylił się i wniknął w siebie tego żywego i prawdziwego Jezusa; czy Go zjadł, nie wiem, jak się to dzieje. Jezu, Jezu, nie mogę podążyć za Tobą, gdyż Ty mi się stajesz w jednym momencie niepojęty” (Dz. 677).

* * *

Podczas innych „eucharystycznych” wizji s. Fau-styna zobaczyła puszkę napełnioną „tysiącem Hostii żywych” (patrz Dz. 640), widywała też w konsekro-wanych Hostiach oblicze „cierpiącego Pana Jezusa” (patrz Dz. 413). W niedzielę 28 kwietnia 1935 roku w  „nieoficjalne”, bo wówczas jeszcze nieustano-wione święto Miłosierdzia, kiedy dobiegało końca nabożeństwo zakończenia jubileuszu Odkupienia Świata i „kapłan wziął Przenajświętszy Sakrament, aby udzielić błogosławieństwa”, s. Faustyna ujrzała

156

„Pana Jezusa w takiej postaci, jako jest na tym ob-razie [chodzi oczywiście o obraz Kazimirowskie-go – przyp. autora]. Udzielił Pan błogosławieństwa i  promienie te rozeszły się na cały świat” (patrz: Dz. 420). Trzeba nadmienić, że obraz ten był wte-dy wystawiony w wileńskiej Ostrej Bramie po raz pierwszy, ale od razu aż przez trzy dni.

Nota bene, z obrazem Kazimirowskiego związana była też inna bardzo znamienna wizja, jakiej doświad-czyła s. Faustyna. Widzenie to miało również ścisły związek z Przenajświętszym Sakramentem. „W pew-nej chwili, kiedy był ten obraz wystawiony w  ołta-rzu na procesji Bożego Ciała, kiedy kapłan postawił Przenajświętszy Sakrament i chór zaczął śpiewać, wtem promienie z tego obrazu przeszły przez Ho-stię św. i rozeszły się na cały świat. Wtem usłyszałam te słowa: Przez ciebie, jako przez tę Hostię, przejdą promienie miłosierdzia na świat. – Po tych słowach głęboka radość wstąpiła w duszę moją” (Dz. 441).

Słowa te dały mi wiele do myślenia. Owe „prze-chodzące przez Hostię na cały świat promienie miło-sierdzia”, owo tajemnicze powiązanie konsekrowanej Hostii z miłosierdziem. I dodatkowe stwierdzenie: „przez Ciebie jako przez tę Hostię”. „A może my wszy-scy mamy być jak s. Faustyna, a może przez każdego z nas mają przechodzić promienie Bożego miłosierdzia na cały świat?” – pomyślałem. Z całą pewnością tak! Wszyscy mamy być takimi apostołami Bożego miło-sierdzia, miłosiernymi i miłosierdzie czyniącymi.

157

* * *

Bywało, że w czasie adoracji i Mszy Świętych s. Faustyna doznawała objawień, ogarniała ją „obec-ność Boża”, jej dusza „zanurzała się w Bóstwie” i „mi-stycznie łączyła się i jednoczyła z Trójcą Świętą”. W  czasie ekstaz, zapatrzona w Najświętszy Sakra-ment, poznawała ogrom cierpień Jezusa, które przyjął na siebie z miłości do człowieka, Jego „wielkie wynisz-czenie”. Widywała Jezusa „Króla Miłosierdzia” i Ma-ryję, ukazywał jej się św. Józef, Jezus podczas męki i na krzyżu (na własnym ciele doświadczała wtedy Jego cierpień), a po przyjęciu Komunii Świętej bywa-ła przenoszona w duchu „przed tron Boży” (Dz. 85) i odczuwała w swoim sercu Bożą obecność i bliskość.

* * *

Komunia Święta była dla niej „najuroczystszym” momentem życia! W styczniu 1938 roku pisała: „Najuroczystsza chwila w życiu moim to chwila, w której przyjmuję Komunię świętą. Do każdej Ko-munii świętej tęsknię i za każdą Komunię świętą dzię-kuję Trójcy Przenajświętszej” (Dz. 1804) i dodawała, że Komunia Święta i cierpienie to dwie rzeczy, których zazdrościliby nam aniołowie, gdyby oczywiście za-zdrościć mogli. Jezus objawił jej zresztą, że „życie wiekuiste” i „obcowanie przez całą wieczność z Bo-giem” „musi się już tu na ziemi zapoczątkować przez Komunię św.” (Dz. 1810).

158

W kwietniu 1938 roku s. Faustyna po raz dru-gi przebywała w szpitalu na Prądniku Białym, lecząc się z postępującej gruźlicy [Obecnie szpital ten nosi imię Jana Pawła II. Wraz z żoną bardzo często tam przebywaliśmy, gdy opiekowaliśmy się naszą średnią niepełnosprawną córeczką; byliśmy „rezydentami” na pełnym wspaniałych, miłosiernych lekarzy i pielę-gniarek Oddziale Neuroinfekcji. Zachodziłem wtedy codziennie do tamtejszej, odwiedzanej niegdyś przez s. Faustynę, maleńkiej szpitalnej kapliczki]. Kiedy „se-kretarka Bożego Miłosierdzia” nie mogła już iść na Mszę Świętą do szpitalnej kaplicy, otrzymała łaskę przyjmowania Komunii Świętej z rąk Serafina. Anioł Pański przynosił jej Ciało Chrystusa przez 13 kolej-nych dni (patrz Dz. 1676-1677).

Jakże piękne i głębokie były zanotowane przez nią w szpitalu słowa: „+ Widzę się tak słaba, że gdyby nie Komunia św., upadałabym ustawicznie; jedno mnie tylko trzyma, to jest Komunia św., z niej czerpię siłę, w niej moja moc. Lękam się życia, [jeśli] w którym dniu nie mam Komunii św. Sama siebie się lękam. Jezus utajony w Hostii jest mi wszystkim. Z tabernakulum czerpię siłę, moc, odwagę, światło; tu w chwilach udręki szukam ukojenia. Nie umiałabym oddać chwały Bogu, gdybym nie miała w sercu Eucharystii” (Dz. 1037).

Innym razem, po Komunii Świętej, w czasie od-nawiania ślubów s. Faustyna ujrzała Pana Jezusa, któ-ry rzekł do niej: „Córko moja, patrz w miłosierne serce moje”. „Kiedy się wpatrzyłam w to Serce Najświętsze,

159

wyszły te same promienie, jakie są w  tym obrazie –  jako krew i woda, i zrozumiałam, jak wielkie jest miłosierdzie Pańskie. I znów rzekł Jezus łaskawie: Córko Moja, mów kapłanom o tym niepojętym mi-łosierdziu moim. Palą mnie płomienie miłosierdzia, chcę je wylewać na dusze, [a] nie chcą dusze wierzyć w moją dobroć. Nagle Jezus znikł” (Dz. 177).

W Dzienniczku s. Faustyna, opisując swoje przy-gotowania do Komunii, nawiązywała do ewangelicz-nej przypowieści o uczcie weselnej: „Dziś ma dusza przygotowuje się do Komunii św. jako na ucztę wesel-ną, gdzie wszyscy uczestnicy tej uczty jaśnieją niewy-mowną pięknością. I ja jestem na tę ucztę zaproszona, lecz nie widzę w sobie tej piękności, ale przepaść nę-dzy. I choć nie czuję się godna zasiąść do stołu, to jed-nak wsunę się pod stół i u stóp Jezusa żebrać będę choć o okruszyny, które spadają pod stół. Znając mi-łosierdzie Twoje, dlatego zbliżam się do Ciebie Jezu, bo prędzej zabraknie nędzy mojej, aniżeli się wyczer-pie litość z Twojego Serca. Dlatego w dniu dzisiejszym obudzać będę ufność w miłosierdzie Boże” (Dz. 1827).

Jezus skarżył się też s. Faustynie: „Ach, jak Mnie to boli, że dusze tak mało łączą się ze Mną w Ko-munii świętej. Czekam na dusze, a one są dla Mnie obojętne. Kocham je tak czule i szczerze, a one Mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łaskami – one przy-jąć ich nie chcą. Obchodzą się ze Mną jak z czymś martwym, a przecież mam Serce pełne miłości i mi-łosierdzia” (Dz. 1447).

160

* * *

Tak jak inni święci i błogosławieni Kościoła – między innymi wspominana już przez nas w  tej książce bł. Katarzyna Emmerich – s. Faustyna otrzymała od Boga łaskę przeniesienia się do cza-sów biblijnych; łaskę pobytu w Wieczerniku w cza-sie Ostatniej Wieczerzy. Widziała wówczas moment ustanowienia Eucharystii! Wydarzyło się to 19 listo-pada 1936 roku. Pod tą datą s. Faustyna zanotowała: „Dziś w czasie Mszy św. ujrzałam Pana Jezusa, który mi powiedział: Bądź spokojna, córko moja, widzę wysiłki twoje, które mi są bardzo miłe. – I znikł Pan, a był czas przyjęcia Komunii św. Po przyjęciu Ko-munii św., nagle ujrzałam Wieczernik, a w nim Pana Jezusa i Apostołów; widziałam ustanowienie Naj-świętszego Sakramentu. Jezus pozwolił mi wniknąć do wnętrza swego i poznałam wielki majestat Jego i zarazem wielkie uniżenie Jego. To dziwne światło, które mi pozwoliło poznać Jego majestat, równocze-śnie odsłoniło mi, co jest w duszy mojej” (Dz. 757).

* * *

Zdarzało się, że s. Faustyna pukała do taber-nakulum i radziła się zamkniętego w nim boskiego Więźnia (patrz. Dz. 152). Z tabernakulum związane było również opisane przez nią w pierwszym zeszy-cie Dzienniczka przedziwne zdarzenie, mające związek z klasztorem [przy ul. Żytniej w Warszawie], w którym

161

wówczas [w 1929 roku] przebywała. Siostrze Fau-stynie dane było wtedy trzymać Hostię w  swoich dłoniach! Tak o tym pisała: „W pewnej chwili po-wiedział mi Jezus: Opuszczę ten dom... ponieważ są w nim rzeczy, które mi się nie podobają. I wyszła Hostia z  Tabernakulum i spoczęła na rękach mo-ich, a ja [z] radością włożyłam ją do Tabernakulum. Powtórzyło się to drugi raz, a ja uczyniłam z nią to samo, jednak powtórzyło się to trzeci raz, ale Hostia przemieniła się w żywego Pana Jezusa i rzekł do mnie Jezus: Ja dłużej tu nie zostanę. A w duszy mojej nagle obudziła się moc miłości ku Jezusowi i powiedziałam: A ja nie puszczę Cię, Jezu, z domu tego. I znowu znikł Jezus, a Hostia spoczęła na rękach moich. Znów wło-żyłam ją do kielicha i  zamknęłam w  tabernakulum. I pozostał z nami Jezus. Starałam się trzy dni odpra-wić adoracje wynagradzającą” (Dz. 44).

Nie był to jednak jedyny raz, kiedy trzymała w rę-kach Pana Jezusa. Gdy jako nowicjuszka przeżywała tak zwany dzień krucjaty, wydarzyło się to po raz ko-lejny. Tak to opisywała: „W dniu krucjaty – którym jest dzień piąty miesiąca, przypadło to w pierwszy piątek. Dziś jest mój dzień, abym trzymała straż przed Panem Jezusem. W dniu tym moim należy do mnie wynagradzać Panu Jezusowi za wszystkie zniewagi i nieuszanowania, modlić się, aby w dniu tym nie po-pełniło się żadne świętokradztwo. Duch mój, w dniu tym, był rozpalony szczególną miłością ku Euchary-stii. Zdawało mi się, że jestem przemieniona w żar.

162

Kiedy się zbliżyłam do Komunii św., kapłan, który mi podawał Pana Jezusa, druga Hostia uczepiła się ręka-wa i nie wiedziałam którą przyjąć. Kiedy się tak chwilę namyślałam, kapłan ten zniecierpliwiony dał ruch ręką, abym przyjęła. Kiedy przyjęłam tę Hostię, którą mi po-dał – druga upadła mi na ręce. Ksiądz poszedł od końca balustrady komunikować, a ja trzymałam Pana Jezusa na rękach przez cały ten czas. Kiedy się kapłan zbliżył powtórnie, podałam mu Hostię, aby zabrał do kielicha, bo w pierwszej chwili, kiedy przyjęłam Pana Jezusa, to przecież nie mogłam mówić, że drugi upadł – dopie-ro aż spożyłam. Jednak kiedy miałam Hostię w ręku, odczuwałam taką moc miłości, że przez dzień cały nie mogłam nic ani jeść, ani wrócić do przytomności. Z Hostii usłyszałam te słowa: Pragnąłem spocząć na rękach twoich, nie tylko w sercu twoim i nagle w tym momencie ujrzałam małego Jezusa. Ale kiedy zbliżył się kapłan – widziałam z powrotem Hostię” (Dz. 160).

* * *

Z Hostii s. Faustyna czerpała swoją moc: „W czwar-tek, kiedy szłam do celi, ujrzałam nad sobą Hostię św. w wielkich jasnościach. Wtem usłyszałam głos, który mi się wydawał, że wychodzi znad Hostii: W niej twoja siła, ona cię bronić będzie. – Po słowach tych znikło wi-dzenie, ale dziwna moc wstąpiła w duszę moją i jakieś dziwne światło: na czym polega nasza miłość ku Bogu, a to jest na pełnieniu woli Bożej” (Dz. 616).

163

* * *

Szczególne znaczenie miały dla mnie jednak dwa inne wyznania s. Faustyny: „Podczas Mszy św., w której był Pan Jezus wystawiony w Najświętszym Sakramencie, przed Komunią św. ujrzałam dwa pro-mienie wychodzące z Przenajświętszej Hostii, takie, jakie są namalowane na tym obrazie: jeden czer-wony, drugi blady. – Odbijały się na każdej z sióstr i wychowankach, jednak nie na wszystkich jednako-wo. Na niektórych zaledwie się zarysowały. Było to w  dzień zakończenia rekolekcji dzieci” (Dz.  336). Innym razem Faustyna zobaczyła promienie miło-sierdzia przechodzące do ludzi przez ręce kapłanów. Pod datą 20 grudnia 1934 roku czytamy: „W pewnej chwili wieczorem, kiedy weszłam do celi, ujrzałam Pana Jezusa wystawionego w monstrancji, jakoby pod gołym niebem. U stóp Pana Jezusa widziałam swe-go spowiednika, a za nim wielką liczba duchownych najwyższych, których strojów nigdy nie widziałam, tylko w widzeniu. A za nimi różne stany duchowne; dalej widziałam wielkie tłumy ludzi, których okiem ogarnąć ni mogłam. Widziałam z Hostii wychodzą-ce te dwa promienie, jakie są w tym obrazie, które się ściśle złączyły ze sobą, ale nie pomieszały i prze-szły do rąk mego spowiednika, a później do rąk tych duchownych i z ich rąk przeszły do ludzi, i wróciły do Hostii... i w  tej chwili ujrzałam się w celi jako weszłam” (Dz. 244).

164

Kilka razy widziała „promienie wychodzą-ce z  monstrancji”, które często były (na przykład 19  czerwca 1936 roku podczas procesji Serca Jezu-sowego u krakowskich jezuitów) takie same, jakie są „namalowane na tym obrazie”.

To właśnie z Bosko-ludzkiego przebitego Serca Jezusa wyszły owe dwa promienie – wylały się na nas zdroje Miłosierdzia – woda, która „usprawie-dliwia dusze” i krew, która jest „życiem dusz”. „Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia mojego wówczas kiedy konające serce moje zostało włócznią otwarte na krzyżu. Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca mojego. Szczęśli-wy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga” – wyznał Jezus s. Fausty-nie. Innym razem w czasie Mszy Świętej zakonnica usłyszała w duszy słowa: „Miłosierdzie moje prze-szło do dusz przez serce Bosko-ludzkie Jezusa, jako promień słońca przez kryształ”.

I to samo Serce namacalnie i doświadczalnie ob-jawiło się nam teraz w Sokółce w „ludzkiej” postaci – a może i właśnie w Bosko-ludzkiej. Pełne miło-sierdzia serce Boże ukryte w kawałku chleba, w ma-leńkiej Hostii.

* * *

„Hostio żywa, Siło jedyna moja, Zdroju miłości i miłosierdzia, ogarnij świat cały, zasilaj dusze mdlejące. O błogosławiona chwilo i momencie, w którym Jezus

165

swoje najmiłosierniejsze Serce zostawił” – wzdycha-ła, uwielbiając tajemnicę ustanowienia Eucharystii (Dz. 223). Święte, jakże święte słowa!

* * *

Poruszyły mnie też inne znamienne słowa, ale już nie s. Faustyny, a zawarte w wstępie do Dzien-niczka napisanym przez s. Elżbietę Siepak. „Kult Miłosierdzia Bożego zmierza do odnowy życia reli-gijnego w Kościele w duchu chrześcijańskiej ufności i miłosierdzia”43. Czyż nie do tego samego zmierza cud w Sokółce? Czy nie do tego samego, do ufno-ści i miłosierdzia nawołuje nas Pan w przemienionej w ludzkie ciało Hostii? Czyż sam Bóg nie odnawia w  ten sposób i nie chce podbudować i zintensyfi-kować naszej ufności? Czyż nie przemawia do nas: „Oto Ja, jestem – jestem NAPRAWDĘ. I naprawdę daję się wam z Miłości i miłosierdzia, które – jak ukazał Pan Jezus św. Faustynie – są największym przymiotem Boga. Idźcie za mną i bądźcie miłosier-ni, jak miłosierny jest mój Ojciec w niebie!”.

43 Wstęp do Dzienniczka pióra s. E. Siepak ZMBM (s. F. Kowalska, Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej..., s. 14).

166

R o z d z i a ł 6

EUCHARYSTIA WYRAZEM

NIEZMIERZONEGO

MIŁOSIERDZIA BOŻEGO

Pozostał mi jeszcze do „zbadania” ks. Michał So-poćko. Święta s. Faustyna pisała o nim, że znała

go zanim spotkała się z nim w Wilnie, dwukrotnie widziała go bowiem „wewnętrznie” – w Warsza-wie i Krakowie. Nadmieniła, że pewnego dnia głos w duszy powiedział jej, że jest on dla niej „pomocą widzialną” na ziemi – „pomocą Bożą”, prawdziwym umiłowanym Bożym wybrańcem i właśnie on „do-pomoże spełnić wolę moją [Boga – przyp. autora] na ziemi”.

7 sierpnia 1936 roku s. Faustyna ujrzała go w widzeniu wraz ze swoim drugim spowiednikiem o. Andraszem u stóp Jezusa: „+ Kiedy otrzymałam ten artykuł o Miłosierdziu Bożym z tym obrazkiem [przesłał jej te rzeczy ks. Sopoćko – przyp. autora], dziwnie przeniknęła mnie obecność Boża. Kiedy się pogrążyłam w modlitwie dziękczynnej, nagle ujrzałam

167

Pana Jezusa w jasności wielkiej, tak jako jest namalo-wany, i u stóp Jezusa widziałam o. Andrasza i ks. So-poćkę, obaj trzymali pióra w ręku, a z czubków tych obu piór, wychodziły błyski i ogień na kształt bły-skawicy, który trafiał w wielki tłum ludzi, który był zapędzony, nie wiem dokąd, w swym biegu. Skoro został tknięty tym promieniem, odwracał się od tłu-mu i wyciągał ręce do Jezusa; jedni wracali z wielką radością, a inni z wielkim bólem i żalem. Jezus pa-trzył się z wielką łaskawością na obu” (Dz. 675).

Interesowało mnie, co spowiednik s. Faustyny pisał o Eucharystii w kontekście Bożego Miłosier-dzia. Podczas uroczystości w Sokółce nabyłem trzy tomy jego wielkiego czterotomowego dzieła: Miło-sierdzie Boże w dziełach Jego, Dziennik i kazania. Te-raz za punkt honoru postawiłem sobie, by wszystkie te książki dokładnie „przeanalizować”. I dopiąłem swego. Co znalazłem? Niezwykłe konstatacje, wspa-niałe głębokie przemyślenia.

* * *

Błogosławiony ks. Michał Sopoćko nazywał Eucharystię Sakramentem „miłości i miłosierdzia”. W jednym z rozdziałów swojego dzieła pisał o Sa-kramencie Ołtarza jako o „urzeczywistnieniu Miło-sierdzia Bożego” i jego „najwyższym wyrazie”: „Jeżeli wszystkie sakramenty św. są urzeczywistnieniem mi-łosierdzia Bożego, to Przenajświętszy Sakrament

168

jest jego najwyższym wyrazem. W nim bowiem Zbawiciel daje nie tylko swoje łaski, ale samego sie-bie. Ukryty cudownie w Najświętszym Sakramencie narażonym jest na znoszenie zniewag, zapomnienie i nieuszanowanie, a nawet świętokradztwa. Czego się od nas spodziewał? Wiedział, że odbierać będzie od ludzi obojętność, opuszczenie, oziębłość, a nawet obe-lgi, a jednak z miłosierdzia swego zgodził się na to, aby móc ofiarować siebie tym, którzy Go pragną”44.

* * *

„Eucharystia jest przede wszystkim sakramen-tem miłości – dowodził ks. Sopoćko. – W nim objawia się miłość Boga przez ujawnienie nam swojej mądrości, potęgi, dobroci i miłosierdzia. Jest to ujawnienie mądrości, że Pan Jezus powrócił do Ojca, nie opuszczając nas, ukrył blask chwały, dając nam sposobność ćwiczenia się w wierze, ucząc po-kory, prostoty i skromności. Jest to ujawnienie potęgi w cudzie przeistoczenia na słowo kapłana, w żywej obecności na wszystkich ołtarzach i w każdej Ho-stii z osobna, jak i w najmniejszej jej cząstce. Jest to ujawnienie dobroci i miłosierdzia Bożego, że nie tylko Chrystus daje nam swoje łaski, ale samego sie-bie, aby pozostawać zawsze z nami i zjednoczyć nas z sobą w celu przemienienia nas w siebie.

44 Ks. M. Sopoćko, Miłosierdzie Boga w dziełach Jego..., s. 250-252.

169

Eucharystia jest również wyrazem miłości względem Kościoła, który posiada zawsze obec-nego Oblubieńca, sprawuje władzę nad jego rze-czywistym ciałem, przechowuje je i pożywa oraz ustawicznie ofiarowuje Bogu. Eucharystia jest także ujawnieniem miłości względem każdego z członków Kościoła, których obdarza samym sobą, pragnie być pokarmem ich życia duchowego, przybierając dlate-go postać posiłku, aby się do nas zbliżyć, aby wnik-nąć w zakątki naszego serca, aby nas wywyższyć, pocieszyć, wzbogacić, dać siebie na zadatek szczę-ścia przyszłego. Nawet materialne stworzenie (chleb i  wino) wciąga Zbawiciel w zakres swojej miłości, posługując się nim i czyniąc zeń część składową swe-go sakramentalnego istnienia, podnosząc je w Cie-le swoim do najwyższej doskonałości. Oto zupełnie nowe ogniwo, łączące świat materialny z Bogiem.

Eucharystia jest dziełem najwyższej miłości Pana Jezusa jako człowieka, koroną wszystkich dzieł Jego – jakby wielkim systemem słonecznym, w któ-rym miłość wszystko porusza, dosięga promieniami swymi końca wieków i sprowadza wszystkie stwo-rzenia na świetlaną drogę, wiodącą do Boga.

(...) Zawsze On z nami zostaje i gotów nas przyjąć na posłuchanie, zawsze się modli za nami do Ojca Niebieskiego, zawsze rozważa doskonało-ści Jego, wychwala w imieniu naszym, wielbi, uni-ża się; zawsze dziękuje za nas, błaga o przebaczenie grzechów naszych, zadośćuczyni i wynagradza Mu

170

za nie; zawsze się ofiarowuje za nas jako Pośrednik i zasłania nas przed ciosami sprawiedliwości (...)”45.

* * *

Ksiądz Michał Sopoćko rozróżniał miłość od miłosierdzia – miłość jest uczuciem żywionym do ludzi przez Pana Jezusa jako człowieka, a miłosier-dzie – miłością Boga ku ludziom. „Eucharystia jest tedy potwierdzeniem, treścią i rozszerzeniem tego wszystkiego, co stworzyło nieskończone miłosier-dzie Boże dla ludzi. Przez ten sakrament utrzymuje się ustawiczny stosunek Boski między niebem, zie-mią i czyśćcem. Z jednej strony Zbawiciel w ofierze Mszy św. oddaje siebie Ojcu Niebieskiemu za ludz-kość, a z drugiej strony Ojciec Niebieski daje nam swego Syna w Komunii Świętej, której skuteczność rozciąga się na żyjących i umarłych. Żyjącym daje moc, pociechę i radość, a duszom w czyśćcu cier-piącym przez nasze modlitwy niesie ulgę i osłodę w cierpieniach (...)”46.

* * *

Pisał również, że Przenajświętszy Sakrament daje „wytrwałość męczennikom”, „moc dziewicom po szpitalach i klasztorach” i ochronę w niebezpie-czeństwach. „Dusza, która widzi, że Bóg oddaje się 45 Tamże.46 Tamże.

171

jej cały, rozumie, że słuszną jest rzeczą, by mu się tak-że całkowicie oddać. Nabiera ona świętego zapału, który sprawia, że znajduje szczęście w ofiarach i moc do przezwyciężenia wszelkich przeszkód. Przenaj-świętszy Sakrament nie tylko podnosi duszę nad nią samą, ale zarazem osłabia nieprzyjaciela, bo – jak mówią Ojcowie Soboru Trydenckiego – zmniejsza ogień namiętności i uśmierza pożądliwości cielesne. Jakże smutno byłoby nam bez Sakramentu Ołtarza! W kościołach nic by nie przemawiało do serca, świat byłby prawdziwym wygnaniem, bo nie byłoby po-ciechy w cierpieniach, światła wśród ciemności, rady w wątpliwościach. Tymczasem Przenajświętszy Sa-krament zmienia wszystko w radość.

Wobec Pana Jezusa ukrytego w Sakramencie Ołtarza jakże jesteśmy szczęśliwi pomimo klęsk ży-wiołowych! Jakże jesteśmy bogaci pomimo nędzy materialnej wyzierającej zewsząd! Jakże jesteśmy silni i potężni mimo licznych nieprzyjaciół! Jakże je-steśmy weseli pomimo łez często płynących z oczu naszych! Jakaż to chwała i wielkość nasza, pomimo poniżenia i pogardzania nami! Bóg czyni nam wiel-ki zaszczyt, zstępując z mieszkania swej chwały, aby nas nawiedzić nie jednorazowo, ale być ustawicznym towarzyszem naszego pielgrzymowania (...)”47.

* * *

47 Tamże.

172

Ksiądz Michał Sopoćko w jednym z listów z Czarnego Boru, pisanych w czasie, kiedy ukrywał się tam przed Niemcami, dowodził, że Eucharystia jest „wyrazem niezmierzonego Miłosierdzia Bożego”.

„Miłosierdzie Boże – pisał – jest skłonieniem się Stwórcy do stworzenia w celu wyprowadzenia go z nędzy i uzupełnienia braków. Otóż w Przenaj-świętszym Sakramencie Ołtarza Słowo Przedwiecz-ne, «przez które wszystko się stało», nie tylko się skłania, ale samo siebie oddaje w najdoskonalszym darze ludziom, oddaje się nieustannie w swej naj-wyższej mądrości, potędze i hojności.

«Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje» (Mt 26,26) – powiada Zbawiciel. Jakież to niezwykłe wyrażenie! Karmić się Bogiem, wcielać w siebie Boga, stawać się żywym tabernakulum Boga, przyjmować Cia-ło Jezusa, które leżało w grobie, umarło na krzyżu, wstąpiło do nieba, siedzi po prawicy Ojca, gdzie stanowi radość aniołów, chwałę nieba, zachwyt du-chów błogosławionych. Razem z Ciałem jest Jego Krew, Dusza i Bóstwo, które od niego są nieodłącz-ne. «To czyńcie na moją pamiątkę» (Łk 22,19) – to jest bierzcie chleb, mówcie tak jak Ja: «To jest Ciało moje», a w tejże chwili chleb będzie Moim Ciałem w rękach wszystkich kapłanów bez wyjątku, bo moc Moich słów jest niezależna od zasługi tego, kto je wymawia. To będzie Moje Ciało po wszystkie czasy, po wszystkich miejscach, rozmnożę się na miliony ołtarzy, na miliardy Hostii i cząsteczek, a w każdej

173

będę cały, żywy, obecny z człowieczeństwem i Bó-stwem. Jakże można wypowiedzieć doskonałość tego miłosiernego daru i porównywać z darami innymi? Wszystkie inne dary Boże, nawet wszystkie sakra-menty są przemijające, a Przenajświętszy Sakrament jest nieustannym darem, trwającym w każdej chwi-li dnia i nocy, aż do skończenia świata. Zawsze On z  nami zostaje i gotów nas wysłuchać, zawsze się modli za nas do Ojca Niebieskiego, zawsze rozwa-ża doskonałości Jego, wychwala je, wielbi, uniża się w imieniu naszym dla oddania chwały Bogu, zawsze dziękuje za nas, błaga o przebaczenie nam grze-chów, wynagradza Mu za nie i zadośćuczyni, zawsze ofiarowuje się za nas jako Pośrednik przed Ojcem Niebieskim, by odwrócić ciosy sprawiedliwości i wy-jednuje Miłosierdzie.

Kiedy nasza półkula pogrążona jest we śnie, na drugiej półkuli kapłani trzymają w rękach swoich ofiarę za grzechy świata. Tym sposobem Ojciec Nie-bieski ustawicznie ma przed sobą Pośrednika jakby zawieszonego między niebem a ziemią, zasłaniają-cego świat grzeszny swymi ranami, jak to widziała s. Faustyna w zachwyceniu. My o Nim zapominamy, a On pamięta o nas, my Go obrażamy, a On się ofia-rowuje za nas, my się często smucimy, a On pociesza nas, my upadamy pod ciosami pokus, a On wciąż dźwiga nas, umacnia nas i woła: «Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię» (Mt 11,28). Stąd już wnosić możemy,

174

jaki to miłosierny dar ustawiczny ten Przenajświętszy Sakrament i jak złe byłoby nasze serce, gdyby to roz-ważając, nie pobudzało się do coraz większej miłości i wdzięczności Panu Jezusowi oraz do coraz lepszego przygotowania się i godniejszego przyjęcia tego daru w Komunii Świętej. Jest to nieskończony skarb łask, z którego zawsze możemy czerpać, nie zmniejszając go, z którego możemy zaspokajać nasze długi i zaopa-trywać nasze i całego świata potrzeby (...).

Potęga Boża ujawnia się w cudach, które w Prze-najświętszym Sakramencie wciąż się powtarzają:

cud przemiany chleba w istotę ciała Chrystuso-wego i przemiany wina w istotę Jego krwi;

cud obecności na naszych ołtarzach, nie przesta-jąc być obecnym w niebie;

cud obecności swojej całkowitej w każdej Hostii, w każdej nawet cząstce;

cud postaci chleba i wina, które się utrzymują bez żadnego ciała, mającego smak i kolor,

cud w tym, że to wszystko dzieje się za wymó-wieniem kilku słów przez kapłana przy ołtarzu.

Święty Augustyn, rozważając tę potęgę Bożą, objawiającą się w Sakramencie Ołtarza, woła:

«Boże, chociaż jesteś najmędrszym, / nie mo-głeś uczynić nic lepszego; / chociaż jesteś wszech-mocnym, / nie mogłeś uczynić nic doskonalszego; /chociaż jesteś najbogatszym, / a nie masz nic cudow-niejszego / ponad Ten Przenajświętszy Sakrament».

(...)

175

Hojność poznajemy po darze ofiarowanym oso-bie ukochanej, szczególnie jeżeli jej się nic nie nale-ży i jeżeli się od niej niczego nie spodziewamy. Od Pana Jezusa nam się nic nie należy, a On daje nam nie tylko swe łaski, ale siebie samego. Daje się znowu w taki sposób, że przewraca wszystkie prawa natury przez najdziwniejsze cuda, poniżając się z miłosier-dzia swojego, poświęcając się dla znoszenia nie-uszanowania, zniewag, świętokradztw, na które jest wystawiony od dnia, w którym ten Przenajświętszy Sakrament postanowił. Czego się od nas spodzie-wał? Wie, że odbierać będzie od ludzi po największej części obojętność, oziębłość, opuszczenie, niekiedy nawet najsroższe zniewagi w świętokradztwie, a jed-nak z Miłosierdzia na to się zgodził”48.

* * *

„Przez Sakrament Ołtarza utrzymuje się usta-wicznie Boski stosunek ziemi z niebem i czyśćcem. (...) Doświadczenie przekonuje nas o tej prawdzie. Kto daje wytrwałość męczennikom po więzieniach i obozach koncentracyjnych na Sołowkach i Sta-lagach? Kto daje moc dziewicom po szpitalach, na polu bitwy, w niebezpieczeństwach zarazy i tysiącz-nych innych? (...).

48 List ks. M. Sopoćki napisany dn. 6 VIII 1942 r. w Czarnym Borze do pierwszych kandydatek tworzącego się w Wilnie Zgromadzenia Służeb-nic Miłosierdzia Bożego, www.jezuufamtobie.pl .

176

Jakże smutno byłoby nam bez Przenajświętsze-go Sakramentu (...) [który – przyp. red.] zmienia wszystko w radość: kościoły stają się rajem, gdzie znajdujemy przedsmak Ojczyzny i możemy śpiewać z Psalmistą: «Jak miłe są przybytki Twoje, Panie za-stępów, serce moje i ciało moje rozweseliły się w Bogu żywym» (Ps 83,2-3). Wobec tego jesteśmy szczęśliwi, pomimo klęsk żywiołowych. Jesteśmy bezpieczni, po-mimo niebezpieczeństw jawnych! Jacyśmy silni, pomi-mo nieprzyjaciół potężnych! Jacyśmy weseli, pomimo łez płynących potokiem! Jakaż to chwała i wielkość nasza, pomimo poniżenia i pogardzania nami! Bóg czyni nam zaszczyt, zstępując z mieszkania swej chwały, aby nas nawiedzić i być towarzyszem naszego pielgrzymowania. Z miłosierdzia swego powtarza to zstępowanie i nawiedzanie codziennie po wszystkich świątyniach – a jak obecnie i po różnych innych miej-scach – czyni się więźniem samotnym, aby nam dać łatwy do siebie przystęp i wysłuchać prośby nasze. Ja-każ to wielka chwała dla nas!

Przez Przenajświętszy Sakrament ziszcza się ob-cowanie świętych na ziemi, w niebie i w czyśćcu. Jak dwie wielkości równe trzeciej są równe miedzy sobą, tak wszystkie dusze przyjmujące to samo Ciało Zba-wiciela łączą się z sobą, spajają się we wspólnej miłości jednego Oblubieńca, łączą się najściślej bez względu na przestrzeń na ziemi i odmienny stan po śmierci. W Nim tedy łączymy się ze świętymi w niebie i czer-piemy od nich przez Niego pomoc. W Nim również

177

łączymy się z duszami w czyśćcu i przychodzimy do nich z pociechą i ochłodą. «Per ipsem, et cum ipso, et in ipso» – przez Niego, w Nim i z Nim urzeczywistnia się świętych obcowanie, które wyznajemy w naszym Credo.

Święci w niebie cieszą się przede wszystkim czło-wieczeństwem Chrystusa, które pozostaje i w Przenaj-świętszym Sakramencie – Jego najsłodszym Obliczem, z którego wszelka piękność i dobroć, i szczęście na nich promienieje, Jego sercem, którego miłosierdzia doznali na sobie. Cieszą się Jego ranami, w których czytają, jak drogo ich od zatraty wykupił i podobnie jak rozbitko-wie ocaleli – już w porcie, z radością i wdzięcznością, spotęgowaną przez grozę przebytych niebezpieczeństw – tulą się do nóg Tego, co się rzucił za nimi w nurty i śpiewają Mu dzięki, które Jan posłyszał i w Apoka-lipsie podał: «Godzien jest Baranek, który był zabity, otrzymać władzę i bóstwo, mądrość i męstwo, cześć, chwałę i błogosławieństwo... Siedzącemu na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, chwała, i potęga na wieki wieków» (Ap 5,12-13).

My, tu na ziemi, również cieszymy się obecnością tego człowieczeństwa Chrystusa na naszych ołta-rzach, a jakkolwiek nie oglądamy Go bezpośrednio, to przez wiarę uprzytomniamy sobie wszystkie Jego rysy i doskonałości Bosko-ludzkie i przez Niego łą-czymy się ze świętymi w niebie i duszami pozostającymi w czyśćcu pod Jego sprawiedliwością, wyjednywując im miłosierdzie”49. 49 Tamże.

178

Jakże piękne i płodne były to słowa, pisane w tak niezwykle trudnym czasie, jakim była druga woj-na światowa. Świadczyły o głębokiej czci żywionej przez ks. Sopoćkę dla Eucharystii i dostrzeganiu głębi związków łączących Najświętszy Sakrament z Bożym Miłosierdziem.

* * *

Chciałem się dowiedzieć o ks. Sopoćce czegoś więcej, między innymi czym dla niego samego była Eucharystia, jak celebrował Mszę Świętą. Spotkałem się w tym celu z dwoma profesorami białostockiego Wyższego Seminarium Duchownego: z  księdzem infułatem Stanisławem Strzeleckim, wychowankiem ks.  Sopoćki i postulatorem procesu beatyfikacyjnego spowiednika s. Faustyny, oraz księdzem prałatem Hen-rykiem Ciereszkiem, autorem najwnikliwszej biografii ks. Sopoćki i wielu innych poświęconych mu publikacji.

Obaj profesorowie nie kryli podziwu dla ks. So-poćki. Był dla nich wzorem rzetelnego, uczciwe-go „kapłana według Serca Bożego”. Mówiąc o roli Eucharystii w życiu ks. Sopoćki, ks. prof. Ciereszko zaczął od wspomnień dotyczących Pierwszej Ko-munii Świętej: „«Przyjąłem dziś Pana Jezusa» – miał oznajmić swojej matce po powrocie z kościoła, gdzie przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej”. I pisał potem: „Błogosławiony dzień, którego wspomnie-nie napełnia błogością i wielką za nim tęsknotą”.

179

W  Dzienniku zaś wyznał: „Był to dzień dla mnie bardzo radosny. Odtąd często w duchu łączyłem się z Chrystusem i ślubowałem mu czystość”50. Po-wziął wtedy zamiar, aby jak najczęściej chodzić do kościoła i służyć do Mszy Świętej. Znamienne było jego zatroskanie i angażowanie się w budowanie osobowości księży w oparciu o Eucharystię, która na pewno zawsze była w centrum jego kapłańskie-go życia. Był otwarty na pobożność eucharystyczną. Troszczył się o właściwy kult Boży – to właśnie on zaprowadził porządek w kościele w Taboryszkach, w sensie pobożności, liturgii i nabożeństwa. Pięknie pisał o przygotowaniu dzieci do Pierwszej Komunii Świętej, w które włożył dużo wysiłku i troski. Pisał też w pięknych słowach o Eucharystii w świetle Bo-żego Miłosierdzia i właśnie tę tajemnicę bardzo ak-centował. W swoich tekstach o Eucharystii i liturgii Mszy Świętej wzywał kapłanów do eucharystycznej pobożności i promieniowania nią na innych”.

„Jest takie ciekawe wspomnienie ks. Czesława Barwickiego – ucznia ks. Sopoćki [i jednego z dwóch spowiedników i kierowników duchowych mistyczki i stygmatyczki s. Wandy Boniszewskiej – przyp. au-tora] – opowiadał dalej ks. Ciereszko. Pisał on mniej więcej tak: «Miałem mieć prymicję swoją w Ostrej Bramie. Wchodzę do zakrystii kościoła św. Michała, bo wiedziałem, że tam Mszę św. będzie odprawiał

50 Ks. M. Sopoćko, Dziennik..., s. 42.

180

ks. Michał, żeby go poprosić o wygłoszenie kazania następnego dnia. Wpadam do zakrystii.

– Niech będzie pochwalony.Ksiądz Sopoćko ubrany do Mszy Świętej, sku-

piony, tak jakbym wtargnął w niestosownym mo-mencie, chwila zawahania i gest, i potem odpowiedź

– Na wieki wieków. Amen.Skoro już się odezwał, to mówię do niego:– Proszę, czy mógłby ksiądz wygłosić jutro kazanie?I jego odpowiedź: – Tak dobrze, uczynię to. I zrozumiałem, że to był mój nietakt – on przygo-

towujący się do Mszy Świętej – w ciszy, w skupieniu (taka praktyka była) – i teraz taki zgrzyt. Przyjął mnie, odpowiedział, ale czułem, że naruszyłem ten moment ciszy, skupienia, przygotowania do Mszy Świętej».

To proste wyznanie świadczy, moim zdaniem, o  jego szacunku i zrozumieniu dla Eucharystii, o tym jak bardzo trzeba się do niej przygotowywać, jak ją należy głęboko przeżywać. Są również świa-dectwa innych osób, mówiące o tym, że to był świę-ty, natchniony kapłan, takim widziano go podczas celebrowanych przezeń Eucharystii” – podsumował ksiądz profesor.

* * *

Drugi z profesorów białostockiego seminarium ksiądz infułat Stanisław Strzelecki, postulator procesu

181

beatyfikacyjnego ks. Michała Sopoćki, zetknął się z  nim w białostockim seminarium. Ksiądz Sopoć-ko przez sześć lat był jego profesorem i spowiedni-kiem, a on, młody alumn, służył mu często do Mszy Świętej. „Był takim kapłanem, jakim, w moim po-jęciu, powinien być kapłan i takim profesorem, ja-kim powinien być profesor – wyznał ks. Strzelecki. – Był również człowiekiem niezwykle praktycznym. Miał mentalność wychowawcy i duszpasterza – całe jego życie i wszystkie działania – nawet jego, zaini-cjowane przez s. Faustynę, rozważania i badania na temat tajemnicy Bożego Miłosierdzia – były temu podporządkowane. Celebrując Mszę Świętą, był za-wsze bardzo skupiony i zachowywał się tak, jak po-winien zachowywać się ksiądz. Bo, moim zdaniem, prawdziwa świętość ma to do siebie, że nie rzuca się w oczy” – dodał.

182

R o z d z i a ł 7

ROZMYŚLAJĄC O CUDZIE

Rozmyślałem o cudzie w Sokółce przez bardzo długi czas. Żeby go zgłębić, odbyłem drugą podróż do Sokółki i Białegostoku. Przewertowałem mnó-stwo książek i odbyłem wiele rozmów na ten temat.

„Czyż cud ten nie był wyrazem Bożego Miło-sierdzia, darem Boga litującego się nad pogrążają-cym się w niewierze światem?” – zastanawiałem się. Interesującą odpowiedź na to pytanie znalazłem w  książce Cuda chrześcijańskiej wiary autorstwa sławnego egzorcysty, krakowskiego jezuity ks. Alek-sandra Posackiego.

Cuda eucharystyczne – niezwykłe euchary-styczne materializacje – uważa on właśnie za „akty Bożego miłosierdzia” (swoją drogą chyba wszystkie cuda można właśnie za takie akty uznać). W jednym z rozdziałów wspomnianej książki napisał: „Jezus wciela się w Eucharystię, bo tego chce i trwa w niej,

183

bo nam to obiecał jakby w miłosnym wyznaniu. Jeśli ludzie tracą wiarę, jeśli sprzeniewierzają się tej Bożej miłości wyrażonej w Tajemnicy daru Eucharystii, to wówczas Bóg, by ich otrzeźwić czy obudzić, ukazu-je Niewidzialne w widzialnym. Z całym ryzykiem tego aktu, który może wcale nie jest jakiś wzorcowy, ale jedynie dopuszczony przez Boga z racji słabości ludzkiej. Jest to akt Bożego miłosierdzia. Potwier-dza to (...) kontekst tzw. «cudów eucharystycznych». Kontekst wątpienia, lekceważenia, zdrady czy profa-nacji. Dla tych powodów zechciał Zbawiciel (choć może jeszcze dla innych, tylko Jemu znanych) w róż-nych okresach i okolicznościach ukazać ludziom swą obecność poprzez cuda eucharystyczne. To właśnie do nich być może odnosi się jego wypowiedź skiero-wana pierwotnie do Tomasza Apostoła: „Uwierzyłeś dlatego, że Mnie zobaczyłeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” ( J 20,29)51.

W dalszej części tego niezwykle interesującego tekstu ks. Posacki pisał, że cud eucharystyczny z teo-logicznego punktu widzenia nie jest nigdy dowo-dem na mistyczną przemianę chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, ale tylko ZNAKIEM! „Cuda eu-charystyczne są po prostu znakiem skierowanym do wierzących ludzi, w którym jest tylko odrobinę wię-cej widzialności niż zwykle. Bóg to dopuszcza, byśmy w naszej słabości nie stracili wiary w Niewidzialne, 51 Ks. A. Posacki SJ, Cuda chrześcijańskiej wiary. Mistyka – inicjacje – ob-

jawienia, WAM, Kraków 2003, s. 97-98.

184

byśmy uwierzyli w Niewidzialne, a nie po to, by udo-wodnić przedmiot naszej wiary”52.

Bowiem, jak uważa ks. Posacki, choćby nie wiem, jak wielki był Boży znak, jak ewidentny dowód, nie jest on w stanie całkowicie rozproszyć ludzkiej nie-pewności. Tę pewność daje tylko wiara. „Czysta wia-ra i bezinteresowne zaufanie do Boga są niezbędne także dlatego, iż nawet jeśli można było wykorzystać osiągnięcia nauki i eksperymentalnie potwierdzić fakt chemicznej czy materialnej przemiany w cu-dzie eucharystycznym, nie jest to absolutny dowód na Bożą obecność. (...) Niepewność pozostanie jeśli liczymy na zewnętrzne dowody. Cuda dokonujące się w materii mają pobudzić cuda dokonujące się w sercu, w wymiarze duchowym, jak to właśnie stało się w Lanciano i w wielu innych miejscach. Chodzi o to, by ponownie zaufać obietnicy Bożej, by znowu przejść do poziomu czystej, bezinteresownej wiary. Jest to faktycznie prawdziwy cud, który może czynić wielkie cuda”53.

Trzeba tu dodać, że istotnie w przypadku więk-szości cudów eucharystycznych chodziło o utratę wiary, wątpliwości, brak wewnętrznej pewności, na-leżytego szacunku czy błędy popełnione przez kon-kretne osoby, a nawet jednego człowieka. I to właśnie dlatego kapłan, któremu upadła Hostia –  zupeł-nie słusznie, bo każdy z nas na jego miejscu tak by 52 Tamże, s. 103-104.53 Tamże.

185

zrobił – zastanawiał się, czy to nie jest może znak skierowany tylko do niego, i z pewnością, o czym już w udzielonych wywiadach nie wspominał, zrobił swoisty rachunek sumienia, badając, czy nie zagu-bił gdzieś wewnętrznej pewności swojej wiary. Nie wiemy tego i nie wnikajmy, bo to tajemnica jego su-mienia. Może zresztą nie o niego tu chodziło. Może to, co się stało, było „osobistym” znakiem dla cele-bransa, dla któregoś z przystępujących do Komunii wiernych, a może dla którejś z osób zajmujących się badaniem tego „Bożego znaku”.

Żywię jednak graniczące z pewnością przeko-nanie, że nie chodziło tu tylko i wyłącznie o znak dany jednemu człowiekowi, że skierowany był on do nas wszystkich, że większość z nas w mniejszym lub większym stopniu pozostaje niedowiarkami – taki-mi „niewiernymi Tomaszami XXI wieku”. A może większość z nas, piszącego te słowa nie wyłączając, jest wciąż „nieprzyodziana” w odpowiednią „sza-tę godową” i niegodna, by wziąć udział w  wielkiej Uczcie Eucharystycznej zarówno tej na ziemi, jak i tej drugiej, której Eucharystia jest swoistym „przed-smakiem” – Uczcie w Królestwie Niebieskim?

Nota bene brak „szaty godowej” Ojcowie Ko-ścioła komentowali między innymi jako brak „łaski Ducha Świętego i blasku szaty niebieskiej”, któ-rą przyjęliśmy przez „wyznanie prawdziwej wiary” (św. Hilary z Poitiers); „szukanie swojej chwały, za-miast chwały Oblubieńca” (św. Augustyn); „grzeszenie

186

i nie przyodziewanie się w Pana Jezusa Chrystusa” (Orygenes); brak miłości [„Ów uczestnik wesela, który nie ma na sobie szaty godowej, to taki, który przez wiarę należy do Kościoła, ale nie ma miłości” – pisał św. Grzegorz I Wielki]54. Dają nam Ojcowie Kościoła tymi słowami do myślenia...

Współcześni komentatorzy Przypowieści o uczcie królewskiej zwracają uwagę, że przez brak szaty go-dowej zaproszony na ucztę człowiek okazał skrajny brak szacunku wobec gospodarza. Jednak brak szaty godowej interpretować można także całkiem zwy-czajnie jako brak stanu łaski uświęcającej potrzebnej do przyjęcia Komunii Świętej.

Co do tego, że nie jest to znak skierowany wy-łącznie do jakiejś konkretnej osoby, przekonany jest również proboszcz sokólskiej parafii ks. Gniedziejko:

– W takim naszym rozumieniu ten znak na pewno ma szeroki zakres. To nie chodziło tylko o nas, ale raczej o cały Kościół – o duchownych i świeckich – żeby się zastanowili i uświadomili, co dokonuje się podczas Mszy Świętej, jaką moc ma kapłaństwo, jak sami sprawujemy Mszę, jak ludzi do niej przygotowujemy. Jest to też znak dany na po-budzenie świadomości dla właściwego przeżywania Eucharystii, przyjmowania Komunii Świętej.

* * *54 Wypowiedzi Ojców Kościoła na temat szaty godowej za: św. Tomasz

z Akwinu, Ewangelia Ojców Kościoła, Wydawnictwo „Znak”, Kraków 1983, s. 197-198.

187

Muszę szczerze przyznać, że chyba żadna próba wyjaśnienia cudu w Sokółce nie jest w stanie wy-czerpać całej gamy innych jego kontekstów i zna-czeń. Czyż bowiem może nie zastanawiać nas fakt, że doszło do niego w mieście, w którym od wieków mieszkali i pokojowo ze sobą współżyli katolicy, pra-wosławni, wyznawcy islamu, a także protestanci i ży-dzi? Czyż nie była ona i w gruncie rzeczy nadal nie jest taką polską Jerozolimą, a kościół pod wezwa-niem św. Antoniego Padewskiego nie stał się Wie-czernikiem, do którego wszedł Chrystus, mówiąc: „Pokój wam!”?

* * *

Dociekając, dlaczego cud wydarzył się właśnie w  Sokółce, niejednokrotnie podkreślano również szczerą i prostą pobożność mieszkańców i liczącej niecałe 10 tysięcy wiernych wspólnoty parafialnej – ich szczególny kult żywiony właśnie dla Euchary-stii. Zaiste niezwykłe to zjawisko, że w dzień powsze-dni Msze odprawiane są aż czterokrotnie i na każdą z nich przychodzi spora grupa wiernych. „Serce od-słania się przed tym, kto kocha. Tutaj ludzie naprawdę kochają Pana Boga (...) Ludzie żyją tu sakramentami [regularnie spowiadają się i przystępują do sakramen-tów świętych – przyp. autora]. Wiedzą, że wiara to nie emocje, tylko trwanie przy Bogu”55 – mówił ks. Filip

55 „Gość Niedzielny” nr 43/2009.

188

Zdrodowski w rozmowie z dziennikarzem „Gościa Niedzielnego” Szymonem Babuchowskim. Od bar-dzo dawna w liczącej już 400 lat parafii rozwija się nie tylko kult maryjny, ale i eucharystyczny. Ksiądz Zdro-dowski (w rozmowie z Bogusławem Rąpałą z „Nasze-go Dziennika”56) mówił o staruszce, która opowiadała mu, że kiedy była małą dziewczynką przed każdą Mszą Świętą odmawiano Koronkę Eucharystyczną. Może zatem ów cud to swoisty „prezent od Boga” dla pobożnych sokółczan?

„Czy Sokółka potrzebuje jakiegoś wstrząsu? – zastanawiał się podczas rozmowy ze mną ksiądz infułat Stanisław Strzelecki. – Myślę, że nie jest to jakaś przewrotna i grzeszna Niniwa. Znam zresztą dobrze tę parafię. To jest normalna, tradycyjna pa-rafia formowana przez dobrych, gorliwych księży, w której życie eucharystyczne zawsze było bardzo ważne. Zasiedziałe rodziny sokólskie są jak rodzina ks. Sopoćki – pobożne i patriotyczne. Były tu zawsze żywe tradycje Sodalicji Mariańskiej oraz harcerstwa.

Z jednej strony to jest łaska, wyróżnienie dla pa-rafii, a z drugiej, jak gdyby umocnienie, utwierdzenie tego, co jest. Jest jak nakaz: «To, co było, to podtrzy-mywać, zachowywać i to rozwijać». Żeby wiedzieć, co chronić i nie wylać dziecka z kąpielą. Żeby nie było tak jak w tej źle pojętej posoborowej odnowie liturgicznej, podczas której od razu powyrzucano 56 B. Rąpała, Czas łaski w Sokółce, [w:] „Nasz Dziennik”, 9-10 paździer-

nika 2010 roku.

189

ambony i konfesjonały z kościołów. Oczywiście, trzeba się otwierać na to, co nowe, ale także zacho-wać to, co było – szanować tradycję. I tak właśnie mi się wydaje. Sokółka ma się czym dzielić i dzieli się swoją prostą naturalną pobożnością”.

Nie ulega jednak wątpliwości, że to, co się wy-darzyło, jeszcze bardziej ożywiło kult Eucharystii – jeszcze więcej ludzi uczestniczy w codziennych Mszach św., przystępuje do Komunii Świętej i ado-ruje Ciało Chrystusa, a podczas Mszy Świętej, co podkreśla proboszcz parafii, odczuwa się znaczne większe niż niegdyś skupienie i nabożność.

„A owo nieuszanowanie Eucharystii, o którym się czasem tu i ówdzie wspomina, odnosi się chyba raczej nie do Sokółki, ale bardziej do całej Polski, Europy czy nawet świata” – przekonywał ksiądz pra-łat Henryk Ciereszko.

* * *

Na jeszcze inną możliwość interpretacji tego cudu zwróciła mi w Krakowie uwagę moja asystent-ka Grażyna. Miała ona wciąż w pamięci rozmowę, którą przeprowadziła kilka lat temu dla redagowa-nego przez nas miesięcznika „Cuda i łaski Boże” z mieszkającą w Krakowie-Nowej Hucie staruszką, czcicielką Cudownego Krzyża z sanktuarium cyster-sów w Mogile. W 1962 roku kobieta spodziewała się trzeciego dziecka. „W nocy z 1 na 2 maja śniło mi

190

się, że jestem w Kalwarii Zebrzydowskiej przy stacji biczowania Pana Jezusa. I tam zobaczyłam żywego Boga. Żywego Pana Jezusa! Żywą Osobę! Przy Nim byli oprawcy z nahajami i biczowali Go. Jezus miał spuszczoną głowę, a na niej cierniową koronę. Kiedy zobaczyłam, że Pan Jezus tak strasznie cierpi, współ-czułam Mu i z żalu nad Nim się rozpłakałam. Jezus podniósł wtedy głowę i spojrzał na mnie, a z oczu spłynęły Mu krwawe łzy”57. Po południu tego same-go dnia kobieta poszła do szpitala i w nocy urodziła syna. Po pewnym czasie dowiedziała się, że dziec-ko ma zespół Downa – jest bardzo słabe i w każdej chwili może umrzeć. Lekarka roztoczyła przed nią straszne wizje, że chłopiec może nigdy nie chodzić, nie mówić, być opóźnionym w rozwoju, może całe życie spędzić na wózku inwalidzkim. „Lekarka mi to wszystko mówiła, a ja w tym czasie myślałam o Panu Jezusie. Zrozumiałam, że mój sen był przy-gotowaniem na cierpienie. Zrozumiałam, że Bóg mnie przygotował, że dał mi znak, że jeżeli On tak cierpiał, to ode mnie też wymaga jakiejś ofiary. A Ju-ruś, bo takie było zdrobnienie imienia tego dziec-ka, przeżył i kiedy podrósł był wielkim czcicielem... Bożego Miłosierdzia. Był, bo odszedł już do Pana” – wspominała.

57 Fragmenty rozmowy z krakowską czcicielką Cudownego Krzyża z sanktuarium cystersów w Mogile przytoczone zostały za miesięcz-nikiem „Cuda i łaski Boże” (nr 3/2009).

191

No właśnie, czy cud w Sokółce nie jest – tak jak sen tej prostej i bardzo pobożnej kobiety – swego rodzaju przygotowaniem nas, wierzących, na mają-ce nadejść trudne dla chrześcijan czasy, na czekające nas cierpienia? Czy sam Bóg przez to, co zdarzyło się w Sokółce, nie pragnie utwierdzić nas w wierze i po-krzepić na nadchodzące ciężkie chwile próby? Od kilku lat nasilają się bowiem już nie tylko na świecie i w Europie Zachodniej, ale także w naszym katolic-kim od wieków kraju silne trendy antychrześcijańskie (w 2011 roku prześladowano 100  mln chrześcijan w 50 krajach). Wzmaga się walka z chrześcijański-mi wartościami i z najważniejszym symbolem naszej wiary – krzyżem. Wrogowie Kościoła i wiary w Pol-sce zapowiadają nie tylko ustawiczne podejmowa-nie prób usunięcia krzyża z instytucji państwowych, między innymi z Sejmu, ale także batalię o prawną powszechną dopuszczalność zabijania dzieci poczę-tych, o legalizację tak zwanych małżeństw homosek-sualnych i możliwość adoptowania przez nie dzieci, i o wiele innych rzeczy, na które my, chrześcijanie, nie możemy się zgodzić. Może Bóg chce nam po-wiedzieć, upewnić nas: „Nie lękajcie się – Ja jestem z wami – jestem z wami, kiedy się radujecie, smuci-cie i cierpicie – jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Wierzcie i nie lękajcie się, choćby nie wiem, co się działo!”.

* * *

192

W przypadku cudu w Sokółce można się zatem dopatrywać wielu znaczeń, można odczytywać go na wiele różnych sposobów (dla mnie, jak nietrudno było zauważyć, niezwykle ważny był ów niezwykły, tajemniczy i „osobisty” związek z Bożym Miłosier-dziem), ale był on jednak daną nam przez samego Boga zachętą i nakazem ożywienia kultu samej Eu-charystii, skierowanym do całego świata wołaniem nieba o większy dla Niej szacunek (może i na wzór parafii w Sokółce?). I o tym właśnie traktować bę-dzie następny – mniej „śledczy”, a bardziej „prak-tyczny” – rozdział tej książki.

część III

ŻYĆ EUCHARYSTIĄ

195

R o z d z i a ł 1

CO MAMY CZYNIĆ?

Istotą wspomnianego w poprzednim rozdziale kultu Miłosierdzia Bożego – który, jak wyznał Je-

zus św. Faustynie, jest dla ludzkości „ostatnią deską ratunku” („Na ukaranie [grzesznej ludzkości – przyp. autora] mam wieczność, a teraz przedłużam im czas miłosierdzia, ale biada im, jeżeli nie poznają czasu nawiedzenia mego”; [patrz: Dz. 1160]) – jest ufność wobec Pana Boga. Wyraża się ona w pełnieniu Jego woli zawartej w przykazaniach, obowiązkach stanu czy też rozpoznanych natchnieniach Ducha Świę-tego. Praktyka tego nabożeństwa wymaga również świadczenia miłosierdzia bliźnim przez czyn, słowo i modlitwę z miłości do Jezusa.

Wyróżnia się pięć postaci nabożeństwa do Mi-łosierdzia Bożego, z którymi Pan Jezus związał szczególne swoje obietnice. Są to: kult obrazu Jezu-sa Miłosiernego, obchodzenie święta Miłosierdzia

196

(istotna jest spowiedź i przyjęcie w tym dniu Komunii Świętej), odmawianie Koronki do Miłosierdzia Boże-go, czczenie Godziny Miłosierdzia (modlitwa skiero-wana do Jezusa o godzinie 15.00, odwołująca się do wartości i zasług męki Pańskiej) oraz szerzenie czci Miłosierdzia (akty miłości bliźniego, apostolstwo).

A co z kultem Eucharystii? „W Najświętszym Sakramencie zostawiłeś nam miłosierdzie Swoje (...)” – pisała św. s. Faustyna, a bł. ks. Sopoćko uzu-pełniał: „Miłosierdzie Boże w Sakramencie Ołtarza nakłada na nas obowiązek największej czci i miło-ści, godnego i  częstego łączenia się z Chrystusem w Komunii Świętej oraz nawiedzania Go, obecnego w Najświętszym Sakramencie w naszych świątynia-ch”58. Odpowiedź na to pytanie odnajdujemy rów-nież w wygłoszonym w Sokółce kazaniu metropolity białostockiego.

* * *

„Co mamy czynić? – pytał podczas wspomnianego kazania abp Edward Ozorowski. – Trzeba wzmocnić wiarę w Eucharystię i według Niej prowadzić życie. Trzeba otoczyć szczególną troską odprawianie Mszy Świętej, przyjmowanie Ciała Pańskiego i adorowanie Go w Najświętszym Sakramencie. (...)

Adoracja Najświętszego Sakramentu ożywia duchową komunię z Chrystusem. Jest ona potrzebna

58 Ks. M. Sopoćko, Miłosierdzie Boga w dziełach Jego..., str. 294.

197

człowiekowi do godnego życia. Adorować można indywidualnie i wspólnie w łączności z Najświętszą Maryją Panną. (...) Bądźmy także we wspólnocie ze świętymi. Oni bowiem doszli do świętości drogą Eucharystii. (...) «Pozostawajmy długo na klęczkach przed Jezusem Chrystusem obecnym w Eucharystii, wynagradzając naszą wiarą i miłością zaniedbania, zapomnienie, a  nawet zniewagi, jakich nasz Zba-wiciel doznaje w tylu miejscach na świecie – prosi nas o to błogosławiony Jan Paweł II (Mane nobiscum Domine). (...)

Nasze nawiedzenia Najświętszego Sakramentu mają na celu uczczenie Boga i poprawę życia. Zba-wienie jest łaską, której towarzyszą uczynki. Jezus wielokrotnie uczył, co mamy czynić, aby osiągnąć życie wieczne. Niech i nam nie zabraknie dobra w  naszych myślach, słowach i uczynkach! Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważanie – wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miło-sierni. Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam prze-baczył w Chrystusie» (Ef 4,31-32)”59.

Nawiązując do sokólskiej świątyni, hierarcha wy-raził życzenie: „Oby kościół ten nigdy nie był pusty. (...) Przychodźmy do Chrystusa z bliska i z daleka! Niech pielgrzymują tu pierwszokomunijne dzieci! Niech Jezus, który za nas wydał swoje Ciało i przelał 59 Fragment homilii abp. Edwarda Ozorowskiego wygłoszonej w Sokółce

2 października 2011 r., [w:] „Drogi Miłosierdzia”, nr 10/2011, s. 10-11

198

swoją Krew znajduje tu przyjaciół adorujących Prze-najświętszą Hostię!”60.

* * *

Białostocki metropolita i bł. ks. Michał Sopoćko są ze sobą zgodni – trzeba nam wierzyć w Eucha-rystię i żyć Nią na co dzień, troszczyć się o godną celebrację liturgii Mszy Świętej i nawet codzienne w  niej uczestnictwo, o nabożne, godne i jak naj-częstsze przystępowanie do Stołu Pańskiego, a także o  częstą adorację Najświętszego Sakramentu. Taką wymowę ma ów sokólski cud.

60 Tamże.

199

R o z d z i a ł 2

NAJWYŻSZA CZEŚĆ I MIŁOŚĆ

Moim przewodnikiem po białostockich i sokól-skich drogach, po kościołach i kaplicach był bł. ks. Mi-chał Sopoćko. Przez cały czas bowiem nosiłem w portfelu jego wizerunek z relikwią, którą był fragment jego sutanny. Ksiądz Sopoćko „chodził ze mną” po Bia-łymstoku, kiedy podążałem śladem miejsc, w których bywał, mieszkał i sprawował swoją kapłańską posługę. Błogosławiony Boży kapłan towarzyszył mi również duchowo podczas intelektualnych wędrówek po świe-cie liturgii i teologii. Wertowałem jego dzieła. Uderzyły mnie jego celne stwierdzenia i konstatacje – przemy-ślane i „wypieszczone” teksty. Ciężko było cokolwiek do nich dodać, szkoda było je w jakikolwiek sposób skracać. Trzeba było jedynie wybrać najcelniejsze, naj-obfitsze w interesujące nas treści fragmenty jego pism. Oddaję mu zatem głos także teraz.

* * *

200

W jednym ze swoich listów – przesłanym na początku sierpnia 1942 roku z Czarnego Boru do czcicielek Bożego Miłosierdzia – ks. Sopoćko pi-sał o dwóch obowiązkach, jakie mamy wobec Naj-świętszego Sakramentu. Są nimi: najwyższa cześć i miłość. „Im więcej Pan Jezus zniża się w Przenaj-świętszym Sakramencie, tym większą winniśmy Mu cześć okazywać – przekonywał i dodawał: – W żłób-ku miał przynajmniej postać dziecięcia, na krzyżu zachował kształt człowieka, a tu niczego nie ma, co by okazywało człowieka, a tym mniej Boga. Słabe postacie przedstawiają się oczom, ale kryją one blask tej samej wielkości, której promień olśnił Mojżesza na górze Synaj, a uczniów na górze Tabor (...)”61.

* * *

Do rozważań nad tym, w jaki sposób powin-niśmy okazywać swoją cześć Jezusowi uniżonemu w  Najświętszym Sakramencie, jeszcze powrócimy. Teraz przyjrzyjmy się bliżej drugiemu obowiązkowi:

„Drugim obowiązkiem naszym względem Prze-najświętszego Sakramentu jest miłość obecnego tam Pana Jezusa – stwierdza bł. ks. Sopoćko. – Ten obo-wiązek miłości wypływa z bardzo wielu tytułów. Jest tu obecny Ojciec Miłosierdzia – Bóg prawdziwy, który nie mniej godzien jest miłości tutaj niż w niebie, gdzie

61 List ks. M. Sopoćki napisany dn. 6 VIII 1942 r. w Czarnym Borze..., www.jezuufamtobie.pl .

201

aniołowie i święci znajdują w tej miłości największą szczęśliwość. Tu bowiem jest obecny Bóg z  Miło-sierdzia swojego tak wielkiego, że aniołowie go nie doświadczyli na sobie – z Miłosierdzia, którego roz-ważanie jest najlepszym środkiem obudzenia miłości. Jest tu Bóg-Człowiek, najpiękniejszy i  najdosko-nalszy ze wszystkich synów ludzkich. Ta obecność człowieczeństwa Chrystusowego ma dla nas więcej powabu pod pewnym względem niż w niebie. Tam bowiem nie uwłacza w niczym swej godności, jest na swoim miejscu u szczytu chwały, jaką otrzymuje od aniołów i świętych, dla których, jak się rzekło, to czło-wieczeństwo jest niewypowiedzianym szczęściem. Ale tu zstępuje z Miłosierdzia swojego, daje się na-wet grzesznikom, którzy Go nie kochają, pozwala im do siebie mówić, siebie przyjmować, narażony jest na nieuszanowanie, zniewagi i świętokradztwa. W niebie jest jako Król na swoim tronie, a  tu się staje ofiarą za grzeszników – za zbuntowanych poddanych – po-średnikiem, który błaga o miłosierdzie i chroni nas od kar Bożych. Jakże wobec tego jesteśmy niewdzięczni, jeżeli nie pałamy miłością ku utajonemu Więźniowi eucharystycznemu, z którym się oswajamy i o którym zapominamy nieraz zupełnie”62.

* * *

Błogosławiony ks. Sopoćko, jako doświadczony i  wytrawny praktyk, pisał również o praktycznych 62 Tamże.

202

wymiarach tej miłości: „Miłość winna nadawać war-tość każdej chwili, którą możemy spędzić na adoracji w  kościołach albo przynajmniej myślą o  Przenaj-świętszym Sakramencie. (...) Miłość pobudzi do obrania godziny świętej Straży Honorowej w cią-gu dnia czy przynajmniej tygodnia, w czasie której wszystkie swoje czynności (modlitwy, prace, rozryw-ki) ofiaruję Więźniowi eucharystycznemu w celu wy-nagrodzenia za zniewagi. Miłość sprawia, że wśród największych zajęć dusza będzie łączyć się z Nim aktami strzelistymi, ofiarowywać Mu swoje cierpie-nia, upokorzenia, trudy i znoje. Przede wszystkim zaś miłość usposobi należycie do słuchania Mszy Świętej, w  czasie której sprawuje się Przenajświęt-szy Sakrament i dokonuje się cudowne przemienie-nie, pobudzające nas do pracy nad przemienieniem wewnętrznym – wykorzenieniem swoich wad, nie-doskonałości, i tym bardziej grzechów i zaszczepie-niem oraz kultywowaniem cnót, potrzebnych oraz koniecznych do odnowienia obrazu i podobieństwa Bożego. Dokonać tego potrafimy tylko w łączności z Chrystusem Panem, którego często przyjmować będziemy godnie w Komunii Świętej”63.

63 Tamże.

203

R o z d z i a ł 3

W STRONĘ CODZIENNEJ

MSZY ŚWIĘTEJ

Wśród wielu tomów pyszniących się na rega-łach w moim domu, znajduje się jedna mała,

niepozorna, cieniutka książeczka – prawdziwy biały kruk pośród wszystkich mniej lub bardziej wybitnych dzieł. Jest nią wydana kilka lat przed wybuchem dru-giej wojny światowej książka ks. Ludwika Chiavarino Największy skarb, czyli codzienna Msza św.

Włoski kapłan i misjonarz nie silił się na nauko-we dywagacje, nie napisał hermetycznego teologicz-nego traktatu zrozumiałego tylko dla nielicznych. Jego książka miała trafić pod strzechy i, jak można sądzić po licznych wznowieniach, trafiła.

W prostych słowach przedstawił teologię Eucha-rystii, przyglądając się tej „wielkiej tajemnicy” głównie od strony praktycznej. Pisał, że rzeczywiście obecny podczas Mszy Świętej Jezus właśnie w niej „za nas czci i wielbi Boga”, „spłaca i zadośćczyni za nasze

204

grzechy”, „dzięki za nas składa Bogu za dobrodziej-stwa otrzymane”, „modli się za nas i udziela nam łask”. Przekonywał i podawał przykłady na to, że Msza Świę-ta „chroni nas od nieszczęść”, „uwalnia nas od grzechu [powszedniego – przyp. autora]”, „przynosi szczęście”, „wyprasza nam dobrą śmierć”, „skraca bardzo cierpie-nia czyśćcowe i nas od nich zachowuje” i „jest najwięk-szą pomocą, jaką możemy dać duszom czyśćcowym”. „Biada temu, kto pogardza Mszą Świętą w dni świą-teczne”64 – grzmiał pełen słusznego oburzenia.

Słowom tym wtóruje to, co o Eucharystii na-pisał wielki mistrz katolickiej teologii św. Tomasz z Akwinu. Studiując jego Sumę teologiczną, dowia-dujemy się, jak zbawienne są skutki sakramentu Eu-charystii: tworzy ona bowiem w ludziach życie łaski; podtrzymuje, rozwija, odświeża i raduje duchowo; przysposabia nas do pełni doskonałości życia przy-szłego w  chwale; stanowi niewyczerpalne źródło sił, niezbędnych do duchowego odrodzenia tak po-szczególnych wiernych jak i narodów chrześcijań-skich; ma moc odpuszczania grzechów powszednich i jest „lekarstwem na codzienną niemoc”; ma moc wynagradzającą; chroni człowieka przed grzechem (wzmacnia życie duchowe, stanowiąc pokarm du-chowy i lekarstwo; odpiera napaści szatańskie)65.

64 Ks. L. Chiavarino, Największy skarb, czyli codzienna Msza św., Towa-rzystwo Świętego Pawła, Rzym – Częstochowa – Paryż 1937.

65 Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna w skrócie, Wydawnictwo An-tyk Marcin Dybowski, Warszawa 2000, s. 824-827.

205

* * *

Wróćmy jednak do ks. Chiavarino. Na zaled-wie 67 stroniczkach dowodził, że Msza Święta jest naszym „największym skarbem”, a każdy katolik powinien dążyć do ideału, jakim jest codzienna Eu-charystia i codzienne przyjmowanie Ciała Chrystu-sa. Zaiste święte to słowa. Tylko co z nich wynika? Czy w  dzisiejszych „zabieganych” czasach można wykroić sobie pół godziny na codzienną Mszę Świę-tą? Zapewniam was, drodzy czytelnicy, że można!

Znam bowiem wielu ludzi, a nawet małżeństwa i całe rodziny, którym już od wielu lat udaje się ta sztuka. Jednym z takich małżeństw są Wanda i An-drzej Półtawscy. Rozmawiałem z nimi kiedyś o ich rodzinnym „przepisie na niebo”, recepcie na udane, szczęśliwe i długowieczne pożycie. Przepis podany mi przez panią Wandę, przyjaciółkę i powiernicę sa-mego bł. Jana Pawła II, był niezwykle prosty. „Kie-dy obchodziliśmy złote gody [w 1997 roku – przyp. autora], spytano mnie: jak to się da tyle czasu ze sobą wytrzymać? Odpowiedź jest prosta: trzeba co-dziennie chodzić z mężem na Mszę św. i do Komu-nii św. i... mieć poczucie humoru” – stwierdziła pani Wanda66. Eucharystia bowiem, jak przekonywał w Sacramentum caritatis Benedykt XVI, „wzmacnia

66 Fragment rozmowy z Wandą Półtawską przytoczyłem za moim wła-snym tekstem pod tytułem Sakramenty i poczucie humoru, [w:] „Źró-dło” nr 17/2007.

206

w  sposób niewyczerpany jedność i nierozerwalną miłość każdego chrześcijańskiego małżeństwa”67.

Sięgając do podanych przez ks. Chiavarino przy-kładów z historii, czas na codzienną Mszę Świętą – najważniejszym punktem każdego przeżytego dnia i wielkim dobrodziejstwem – znajdowali wielcy ludzie. Wśród nich byli między innymi: Konstantyn Wiel-ki, cesarz Lotariusz, angielski król Henryk  III, król francuski św. Ludwik, królewski kanclerz-męczennik św. Tomasz Morus, a także zamordowany przez wro-gów chrześcijaństwa wielki czciciel Najświętszego Sa-kramentu i Najświętszego Serca Jezusowego prezydent Ekwadoru Gabriel Garcia Moreno oraz wielu współ-czesnych świeckich świętych i błogosławionych, na przykład Joanna Beretta Molla czy małżeństwo Bel-trame-Quattrocchich.

* * *

W tej niepozornej, ale jakże żarliwej publikacji autorstwa ks. Chiavarino znalazłem również po-bożną i niezwykle budującą anegdotę. Dotyczy ona Aleksandra Manzoniego, takiego „włoskiego Hen-ryka Sienkiewicza”, autora powieści Narzeczeni. Oto treść tej anegdoty:

„Aleksander Manzoni nawet w późnej starości codziennie z wielkim nabożeństwem uczęszczał na

67 Benedykt XVI, Posynodalna Adhortacja Apostolska Sacramentum ca-ritatis..., s. 38.

207

Mszę Świętą. Czasami rodzina i domownicy starali się go odwieść od pójścia do kościoła ze względu na wiek jego podeszły lub na niepogodę.

Pewnego poranka mżył deszcz. Manzoni, spo-strzegłszy się, iż godzina Mszy Świętej minęła, a nikt go o tym nie ostrzegł, zawołał żonę i domowników i rzekł im:

– Dlaczego nie daliście mi iść na Mszę Świętą? – Dziś rano tak było brzydko, a tak bardzo po-

trzebujesz odpoczynku – odrzekła żona. – Ach, moi drodzy, gdybym był wygrał na loterii

300 000 lirów i gdyby dziś był ostatni termin do pod-niesienia tej sumy, bylibyście mnie obudzili nawet o północy, bez względu na brzydki czas. A wiedzcie, że Msza Święta warta jest o wiele więcej!”.

„Tak – skomentował to ks. Chiavarino – Msza Święta warta więcej od jakiejkolwiek wygranej; warta ona tyle, co Bóg, ile samo niebo; a wartość jej będzie podwójna, jeśli przystąpicie do Komunii Świętej”68.

68 Ks. L. Chiavarino, Największy skarb czyli codzienna Msza św., s. 18-19.

208

R o z d z i a ł 4

BYĆ JEGO ŻYWYM

TABERNAKULUM!

Widzimy więc, jak bardzo ważnym i bardzo owocnym czynem jest codzienne uczestnic-

two we Mszy Świętej. Do pełni szczęścia potrze-bujemy również częstej Komunii Świętej, która jest największym Bożym darem, Chlebem żywota i „za-datkiem pewnym na niebo”.

„Msza św. to największy na tej ziemi skarb, to złoty klucz do nieba – przekonywał w prostych i ob-razowych słowach ks. Ludwik Chiavarino – lecz jest jeszcze jeden skarb niebieski, zapewniający nam nie-bo, jednym słowem jest coś, co Mszy św. daje war-tość najwyższą, a tym jest Komunia św.

Oczywiście, słuchając Mszy Świętej, jesteśmy obecni przy odnowieniu męki i śmierci Pana Jezusa; ale przystępując do Komunii Świętej, otrzymujemy Pana Jezusa i stajemy się żywym Jego przybytkiem.

Przez Mszę Świętą bierzemy udział w owocach męki i śmierci Chrystusa Pana, lecz przez Komunię

209

Świętą same drzewo życia to jest Pan Jezus, staje się naszą własnością.

We Mszy Świętej towarzyszymy Panu Jezusowi na Kalwarię, na śmierć; w Komunii Świętej bierze-my udział w Jego uczcie.

We Mszy Świętej Pan Jezus nas wzywa, abyśmy z nim płakali i cierpieli, w Komunii Świętej zaprasza nas, abyśmy się Nim weselili, radowali.

We Mszy Świętej obmywa nas Krwią Swoją Przenajświętszą, w Komunii Świętej jest zadatkiem wiecznej szczęśliwości.

Choć Pan Jezus jako Bóg jest wszechmocny i [jest] mądrością samą, nie mógłby jednak dać nam nic większego nad Komunię św.

Przystępujmy więc do Komunii Świętej, ile razy tylko jesteśmy na Mszy Świętej”69.

* * *

Pięknie pisała o Komunii Świętej „apostołka Bo-żego Miłosierdzia” św. s. Faustyna, która mimo wielu prześladowań, cierpień i duchowych zmagań nigdy jej nie opuszczała: „O Panie, widzę dobrze, że życie moje od pierwszej chwili, kiedy dusza moja otrzymała zdolność poznania Ciebie, jest ustawiczną walką i to coraz zaciętszą. Każdego poranku w czasie rozmyśla-nia gotuję się do walki na cały dzień, a Komunia św. jest mi zapewnieniem, że zwyciężę, i tak bywa. Lękam się dnia, w którym nie mam Komunii św. Ten Chleb 69 Tamże, s. 61-62.

210

mocnych daje mi wszelką siłę do prowadzenia tego dzieła i mam odwagę do pełnienia wszystkiego, czego żąda Pan. Odwaga i moc, która jest we mnie, nie jest moja, ale Tego, który mieszka we mnie – jest Eucha-rystia. Jezu mój, jak wielkie są niezrozumienia; nieraz gdyby nie Eucharystia, nie miałabym odwagi iść dalej po tej drodze, którąś mi wskazał” (Dz. 91).

* * *

Mamy dziś wielkie szczęście, że od pontyfika-tu wielkiego orędownika częstej Komunii Świętej Piusa X możemy przyjmować Ciało Pańskie co-dziennie, a od jakiegoś czasu nawet dwa razy dzien-nie (jeśli jedną z nich przyjmiemy podczas Mszy Świętej, w  której bierzemy pełny udział). Dawniej było różnie. Za czasów apostolskich komunikowa-no codziennie, później w niedzielę i święta, a potem nawet raz na rok. Do częstszego komunikowania potrzebna była specjalna zgoda. Dotyczyło to nawet najbardziej świątobliwych osób. Do częstej Komunii Świętej zachęcał jednak Sobór Trydencki, przyta-czając w katechizmie piękną regułę św. Augustyna: „Tak żyj, abyś mógł komunikować codziennie”.

Oczywiście żeby przyjąć Ciało Chrystusa musi-my być w stanie łaski uświęcającej, a więc wolni od grzechu ciężkiego (jeśli mamy świadomość jego po-pełnienia). Ważne jest też, by zachować godzinny post. W starych modlitewnikach znaleźć można jeszcze inny warunek podany przez Piusa X – dziś się o nim

211

raczej nie wspomina, ale warto go spełnić. Chodzi o „dobrą intencję”. „To znaczy – napisano w starym modlitewniku – chrześcijanin przystępuje do Ko-munii Świętej nie dla zwyczaju, ani z próżności, ani aby zjednać sobie łaskę i korzyści ziemskie u ludzi, ale przystępuje w tym celu, aby przez Komunię Świętą podobać się Bogu i zjednoczyć się z Nim”70.

Przychodźmy zatem jak najczęściej na Bożą ucztę, na którą zaprosił nas nasz miłosierny Król. Z drugiej strony pamiętajmy też o słowach św. Pawła z Pierw-szego Listu do Koryntian (11,27-29): „Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny staje się Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i  pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spoży-wa i pije”. Niezwykle mocne i przerażające to słowa, o  których dziś powszechnie się, niestety, zapomina. Jakże często bowiem widzimy –  i to w przekazach telewizyjnych – przystępujących do Stołu Pańskie-go polityków, uważających się za katolików, którzy otwarcie i publicznie sprzeciwiają się nauce Kościoła. Jedynie nieliczni hierarchowie i kapłani mają odwagę odmówić udzielenia Komunii Świętej takim osobom. Jeśli tak się jednak nie dzieje, miliony telewidzów (bo często takie Komunie Święte zobaczyć można w te-lewizji jako element kampanii wyborczej!) oglądają 70 Droga do nieba, prawdopodobnie z 1952 roku (brak strony tytuło-

wej), s. 249.

212

wtedy najzwyklejsze... akty świętokradztwa. Zostaw-my jednak polityków – badajmy pieczołowicie swoje własne sumienia, czy przystępując do Komunii nie spożywamy sobie owego „wyroku”.

„Idę do niektórych serc, jakoby na powtórną mękę” (Dz. 1598) – żalił się Pan Jezus św. s. Fausty-nie na dusze niegodnie przyjmujące Komunię Świę-tą A ona sama widziała, „jak niechętnie Pan Jezus szedł do niektórych dusz w Komunii św.”.

Źle jednak robią ci, którzy nie przystępują do Ko-munii Świętej z jakichś błahych, wydumanych powo-dów. „Córko moja, nie opuszczaj Komunii św., chyba wtenczas, kiedy wiesz dobrze, że upadłaś ciężko, poza tym niech cię nie powstrzymują żadne wątpliwo-ści w  łączeniu się ze mną w mojej tajemnicy miło-ści. Drobne twoje usterki znikną w mojej miłości, jak źdźbło słomy rzucone na wielki żar. Wiedz o tym, że zasmucasz mnie bardzo, kiedy mnie opuszczasz w Ko-munii św.” (Dz. 156) – napominał Jezus św. s. Faustynę.

Podczas objawienia, które miało miejsce 19 li-stopada 1937 roku, s. Faustyna usłyszała inne pełne żałości słowa Jezusa: „Pragnę jednoczyć się z dusza-mi ludzkimi; rozkoszą moją jest łączyć się z dusza-mi. Wiedz o tym, córko moja, [że] kiedy przychodzę w  Komunii świętej do serca ludzkiego, mam ręce pełne łask wszelkich i pragnę je oddać duszy, ale du-sze nawet nie zwracają uwagi na mnie, pozostawiają mnie samego, a zajmują się czym innym. O, jak mi smutno, że dusze nie poznały Miłości. Obchodzą się ze mną jak z czymś martwym” (Dz. 1385).

213

Innym razem Jezus znów powtórzył podobne słowa: „Ach, jak mnie to boli, że dusze tak mało się łączą ze mną w Komunii św. Czekam na dusze, a one są dla mnie obojętne. Kocham je tak czule i szczerze, a one mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łaskami – one przyjąć ich nie chcą. Obchodzą się ze mną, jak [z] czymś martwym, a przecież mam serce pełne mi-łości i miłosierdzia. – Abyś poznała choć trochę mój ból, wyobraź sobie najczulszą matkę, która bardzo kocha swe dzieci, jednak te dzieci gardzą miłością matki; rozważ jej ból, nikt jej nie pocieszy. To słaby obraz i podobieństwo mojej miłości” (Dz. 1447).

* * *

Do częstej Komunii Świętej nawoływał bł. ks. So-poćko, który uważał ją za „lekarstwo” dla ludzkiej duszy: „Trzecim obowiązkiem naszym względem Przenajświętszego Sakramentu jest częsta i godna Komunia, która wywiera zbawienny wpływ zarówno na duszę, jak i na ciało. Jakkolwiek grzech pierwo-rodny zostaje zgładzony w chrzcie świętym, a grzech uczynkowy w sakramencie pokuty, w naturze ludzkiej pozostają rany od tych grzechów, jakimi są – rana nie-wiedzy w umyśle, rana słabości i skłonności do złego w woli, rana pożądliwości cielesnej w namiętnościach oraz rana przewrotności i nieporządku w całej natu-rze, w której już nie ma harmonii między władzami duchowymi i cielesnymi: cielesne wyłamują się spod władz duchowych, a te ostatnie spod woli Bożej. Tej

214

harmonii nikt o własnych siłach nie potrafi przywró-cić, jak tego dowodzą próżne wysiłki stoików i rady współczesnych bezbożnych psychologów. Dokonać tego może tylko łaska Boża lecznicza, działająca po-woli jak lekarstwa. Ta zaś łaska lecznicza płynie z god-nie przyjmowanej często Komunii Świętej, dlatego Pan Jezus powiedział: «Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, bę-dzie żył na wieki» ( J 6,51). Żyć będzie tu na ziemi życiem pełnym, harmonijnym, Bosko-ludzkim, a po śmierci w chwale wiecznej. «Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim» ( J 6,56).

Przez Komunię Świętą najściślej łączymy się z Panem Jezusem, [tak] że Bóg mieszka w nas, a my w Nim, że przemieniamy się w Niego tak, że stajemy się niejako jednym ciałem i krwią z Nim; że ten, kto go godnie przyjmuje, jest jakby drugim Chrystusem; nie żeby Jezus Chrystus przemieniał się w nas, ale my przemieniamy się w Niego. Przyjmując Go czę-sto i godnie, czujemy, że nie godzi się, aby język, na którym spoczywało Ciało Jezusa, kalał się obmową albo słowami lekkomyślnymi; żeby ciało, które było żywym cyborium Przenajświętszego Sakramentu, skażone było najmniejszą nieskromnością; żeby do serca, które było przybytkiem Bóstwa, miało przy-stęp to, co nie jest święte i czyste. Stąd wynika, że Komunia Święta powściąga namiętności, przytłu-mia ogień pożądliwości i w ten sposób powoli le-czy naszą niemoc duchową. Niewiasta cierpiąca na

215

krwotok była pewna, że zostanie uzdrowiona, skoro się tylko dotknie brzegu szaty Zbawiciela. Cóż do-piero, gdy się nie tylko szaty dotykamy, ale godnie przyjmujemy Ciało i Krew Pana Jezusa. Nie można wyrazić słowami, ale trzeba przeżyć i odczuć skut-ki błogie tej pszenicy wybranych i wina rodzącego dziewice (...): «Kto mnie spożywa, będzie żył prze-ze Mnie» ( J 6,57). To znaczy życie jego nie będzie już życiem ziemskim i cielesnym, ale życiem Jezusa Chrystusa; naśladować będzie Jego pokorę, czystość, posłuszeństwo, cichość, ubóstwo i cierpliwość. Bę-dzie mógł z Pawłem Apostołem powiedzieć: «Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus» (Ga 2,20). Święty Bernard zaś powiada: «Jeżeli nie czujesz już tak często napadów gniewu, zazdrości, nieczystości lub innych występków, dziękuj za to Przenajświęt-szemu Ciału Jezusa Chrystusa»”71.

* * *

Komunia Święta, jak dowodził prawdziwy mistrz teologii św. Tomasz z Akwinu, wypędza z nas czarta, odstrasza go od nas, osłabia złe pożądliwo-ści, oczyszcza dusze nasze od skaz i uśmierza gniew Boży. Przynosi również wielkie owoce: oświeca ro-zum, łącząc nas ze współwyznawcami, roznieca w nas miłość ku Bogu i bliźniemu, napawa słody-czą i chęcią poznania rzeczy niebieskich oraz dodaje 71 List ks. M. Sopoćki napisany dn. 6 VIII 1942 r. w Czarnym Borze...,

www.jezuufamtobie.pl .

216

człowiekowi siły do dobrego, utwierdzając go w czy-stości. Co więcej oswobadza nas od wiekuistej śmier-ci, pomnaża zasługi dobrego żywota, wiedzie nas do krainy wiecznego życia i wskrzesza ciało do życia wiecznego. Poprzez Komunię Świętą otrzymujemy dary odwagi, spokoju, piękna duszy72.

„Dwa rodzaje osób powinny często przystępo-wać do Komunii Świętej – pisał w Filotei św. Fran-ciszek Salezy – osoby doskonałe, bo będąc dobrze przysposobione, bardzo by błądziły, gdyby nie chcia-ły przystępować do Komunii Świętej, do tego źródła i zdroju wszelkiej doskonałości; i osoby niedosko-nałe, na to właśnie i aby mogły stać się doskonały-mi; osoby mocne, aby nie osłabły; słabe, aby mogły nabrać siły; osoby chore, aby przyszły do zdrowia; zdrowe, aby nie popadły w chorobę”73.

* * *

Bardzo ważne jest jednak, o co dziś nie dba się prawie wcale, by do Komunii Świętej należycie się przygotować, a potem – po przyjęciu Ciała Pańskie-go – oddać się choć przez chwilę adoracji i dziękczy-nieniu. Większe będą wówczas owoce przyjmowanej przez nas Komunii Świętej. Ważną sprawą jest bowiem godne uczestnictwo we Mszy Świętej (odpowiedni

72 O skutkach Komunii Świętej według św. Tomasza z Akwinu napisa-łem, posiłkując się Sumą teologiczna w skrócie, s. 824-827.

73 Ks. Józef Hube CR, O częstej Komunii Świętej, Wydawnictwo „Allelu-ja”, Kraków 2007, s. 90-91.

217

strój, powaga) i godne jej odprawianie (to postulat dla kapłanów!), ale jeszcze ważniejsze jest godne przyj-mowanie Ciała Chrystusa.

„Aby otrzymać te skutki błogie, należy przyj-mować Przenajświętszy Sakrament godnie – pisał bł.  ks.  Sopoćko do czcicielek Bożego Miłosierdzia. –  Przede wszystkim trzeba do tego należycie się przygotować zarówno ze względu na Pana Jezusa, jak i na samych siebie: na Pana Jezusa, gdyż przyj-mujemy do duszy Króla królów; na samych siebie, gdyż Komunia bez przygotowania należytego sta-je się zgubna dla nas. Nie można czytać bez trwogi przypowieści ewangelicznej o gościu na uczcie bez szaty godowej, który został wrzucony ze związanymi rękami i  nogami w  ciemności zewnętrzne na płacz i zgrzytanie zębami. Tą szatą godową dla nas ma być łaska uświęcająca, czyli wolność od grzechu śmiertel-nego i czysta intencja. Grzechy powszednie, których zresztą bez specjalnej łaski sami nie unikniemy, nie są przeszkodą same przez się, gdyż Pan Jezus gładzi je swą obecnością. Natomiast jeżeli są zupełnie dobro-wolne, z namysłem i w złej woli popełniane, jak na przykład przywiązanie do stworzeń podsycane przez bliskie dobrowolne okazje, małe kłamstwa świado-me, mniejsze gniewy, obmowy itp., mogą być czasami przeszkodą albo przynajmniej umniejszać, jeżeli nie pozbawiać, błogich skutków Komunii Świętej (...).

Komunia bez przygotowania i dziękczynienia należytego nie tylko jest bezskuteczna, ale czasami

218

szkodliwa, powodująca zawinioną oziębłość duszy. Wówczas przyjmujący nie poprawia się z wad, nie czyni postępów w cnocie, nadużywa łask Bożych, za które czeka odpowiedzialność. Dla takiej duszy re-ligia nie ma już nic, co by ją poruszyć mogło, staje się zimna jak marmur, nieczuła jak kamień, twarda jak skała. Taki człowiek nie umartwia się w niczym, szuka pociechy w stworzeniach, nie myśli o swoim uświątobliwieniu i skłonny jest do upadku. «Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust» (Ap 3,15-16) – mówi Duch Święty w Apokalipsie”74.

* * *

Godność to jednak nie tylko właściwa dyspozycja „odzianej w godową szatę” duszy, ale także postawa cia-ła. Stąd biorą się postulaty wielu pobożnych ludzi (mię-dzy innymi białostockich patomorfologów prof. Marii Sobaniec-Łotowskiej i prof. Stanisława Sulkowskiego czy pasjonisty z Kanady br. Henryka Mazurka), żeby Komunię Świętą przyjmować w najpełniejszej czci postawie – na klęcząco. I oczywiście, co w Polsce na szczęście jest powszechnie praktykowane, zgodnie z odwiecznym zwyczajem, do ust, a nie na rękę.

Myślę, że warto się zastanowić nad tym postula-tem, by swoją postawą wyrazić jak największą cześć obecnemu w Eucharystii Zbawicielowi. Skądinąd 74 List ks. M. Sopoćki napisany dn. 6 VIII 1942 r. w Czarnym Borze...,

www.jezuufamtobie.pl .

219

słyszałem o tym, że niektórzy księża – po latach po-soborowego zamieszania – ustawiają na nowo bala-ski, przy których na klęcząco udzielana była Komunia Święta. Zdarzają się jednak, niestety, i tacy kapłani, którzy z premedytacją omijają osoby pragnące przy-jąć Komunię Świętą na klęczkach, a nawet publicznie krytykują ludzi, którzy chcąc bardziej uczcić Jezusa, praktykują zwyczaj przyklęknięcia przed procesyjnym przyjęciem Jego Ciała „na stojąco”.

Warto, by wierni i kapłani przyjrzeli się spo-sobowi celebrowania Mszy i udzielania Komunii Świętej przez Benedykta XVI. Czyż nie jest to naj-lepszy wzór do naśladowania? A następca św. Piotra jest dziś zdecydowanym zwolennikiem udzielania Komunii Świętej na klęcząco i do ust (choć trzeba przyznać, że w czasach, kiedy był zwierzchnikiem diecezji monachijskiej, dopuszczał obie formy – na stojąco do ręki i na klęcząco do ust, akcentując bar-dziej duchowe nastawienie komunikowanego).

Postawa taka wydaje się być po prostu właściwsza dla Bożych sług, którymi wszyscy jesteśmy, bowiem klęczenie wyraża naszą cześć i poddanie wobec nasze-go Stwórcy. Benedykt XVI w jednym ze swoich dzieł przytacza apoftegmat Ojców Pustyni, w którym znaj-duje się opis diabła jako istoty... bez kolan. Niezdolność klęczenia i zgięcia karku (wypływające z lucyferyczego non serviam) okazują się bowiem istotą diaboliczności.

„W obecności Boga żywego nie wolno porzucić gestu ugięcia kolan”75; „Również dzisiaj zginanie kolan, 75 Kard. J. Ratzinger, Duch liturgii..., s. 170.

220

wyrażanie posłuszeństwa Bogu, Jego adorowanie czy wysławianie nie przeczy godności, wolności i wielkości człowieka”76 – pisał w swoich dziełach Benedykt XVI. Zwraca on także uwagę na czas po zakończeniu udzielania Komunii Świętej: „Niech nie zostanie pominięty cenny czas dziękczynienia po Komunii Świętej; poza wykonaniem stosownego śpiewu, po-żyteczne będzie też trwanie w milczącym skupie-niu”77 – apelował papież w Sacramentum caritatis.

* * *

To właśnie z wielkiego Bożego upokorzenia, z do-browolnego „zamknięcia się” wszechpotężnego Króla i Stwórcy Wszechświata w małej Hostii, w kawałku zwykłego chleba wypływa – zdaniem bł. ks. Sopoćki – „uszanowanie”, jakie mu jesteśmy winni: „Ta mała cząsteczka na patenie zawiera Boga nieskończonego, którego niebiosa ogarnąć nie mogą. Jakże to wielkie upokorzenie, wobec którego wiele dusz świątobli-wych (między innymi i s. Faustyna) widziało zastępy aniołów dla oddawania bezustannej czci utajonemu Królowi niebios, jak święty Jan Ewangelista widział czterech starców przed Barankiem.

Stąd możemy wnosić, jakie winno być uszanowanie dla Przenajświętszego Sakramentu: tu, gdzie całe niebo 76 Kard. J. Ratzinger, Eucharystia. Bóg blisko nas, Wydawnictwo „M”,

Kraków 2005, s. 130.77 Benedykt XVI, Posynodalna Adhortacja Apostolska Sacramentum ca-

ritatis..., s. 64.

221

drży i hołdy składa, czy godzi się nam stać z umysłem rozproszonym i sercem obojętnym, w ubraniu niesto-sownym i próżność budzącym, niewiastom z  głową nieprzykrytą? Wszak jesteśmy nie tylko poddani przed Panem, ale winowajcy przed Sędzią, stworzenie przed Stwórcą. Jesteśmy prochem i popiołem ziemi. Dlate-go św. Teresa często powtarzała w klasztorze: «Siostry moje, powinniście się zachować przed Najświętszym Sakramentem jak duchy błogosławione w niebie», a s. Faustyna zawsze klęczała przed Najświętszym Sa-kramentem z rozkrzyżowanymi rękami, o ile tego nikt obcy nie widział. Z takiej czci zewnętrznej wypływa po-większenie pobożności wewnętrznej, gdyż zewnętrzna postawa wpływa na skupienie, a Bóg zaraz to wynagra-dza i udziela duszy obfitej łaski pobożności i gorliwości. Z takiej postawy płynie również zbudowanie bliźniego – pewnego rodzaju apostolstwo względem tych, którzy nas obserwują. Przeciwnie, brak uszanowania w kościele czy kaplicy, zbytnia swoboda, rozmowy, szepty oziębiają i zmniejszają pobożność u innych, a niekiedy są nawet przyczyną zachwiania się w wierze”78.

* * *

„Trzeba otoczyć szczególną troską odprawianie Mszy Świętej” – apelował w Sokółce abp Edward Ozorowski. To skierowany do wszystkich celebransów Przenajświętszej Ofiary postulat, aby wznieść na wyżyny 78 List ks. M. Sopoćki napisany dn. 6 VIII 1942 r. w Czarnym Borze...,

www.jezuufamtobie.pl .

222

kapłańską ars celebrandi – składać Najświętszą Ofiarę z największą pobożnością, powagą, namaszczeniem, bez niecierpliwości, z szacunkiem i bez pośpiechu rozdzielać Komunię Świętą. Gesty celebrującego Mszę kapłana mają bowiem ogromne znaczenie, o niebo większe niż samych uczestników Eucharystii. Swoją drogą o tym, jak wielkie znaczenie mają gesty i czy-ny celebransa, świadczy chociażby nawrócenie wy-bitnego niemieckiego ekonomisty Ernsta Friedricha Schumachera, autora książki Małe jest piękne, jednej z najważniejszych prac ekonomicznych XX  wieku. Bardzo ważną rolę w tym procesie odegrało bowiem obserwowanie przez niego liturgii Mszy Świętej. „Szczególnie uderzyła go cześć, z jaką ksiądz obcho-dził się z kielichem i pateną po rozdzieleniu Komu-nii; uwaga, z jaką każde naczynie było pieczołowicie wycierane i polerowane”79 – pisała w swoich wspo-mnieniach córka ekonomisty.

Niezwykle budujący przykład szacunku dla Naj-świętszego Sakramentu ukazał w Sakramencie obecno-ści (jednym z sześciu tomów wspaniałych Rozważań o Eucharystii) ks. Tadeusz Dajczer. Pewnego dnia ob-serwował on kapłana w kościele św. Genowefy: „Jakaś postać w koloratce wychodzi z zakrystii. Widzę, jak przechodząc przed tabernakulum klęka. Ale robi to jakoś «dziwnie», całkiem inaczej. Jakiś dziwny ksiądz. Zgina kolano bardzo powoli i z taką czcią, że zastygam w zdumieniu. Nie, on nie klęka przed tabernakulum,

79 H. Bejda, Nawróceni..., s. 419-425.

223

on klęka przed Kimś! Stawia na ołtarzu krzyż, pulpit, zapala świece. Ale to wszystko – inaczej! Ruchy wolne, twarz głęboko skupiona. Wraca do zakrystii i znowu to inne przyklęknięcie. Nie mogę oczu od niego oderwać. Zachowuje się tak, jakby widział inną rzeczywistość.

I nagle staje się dla mnie oczywiste, że on na-prawdę wierzy w Boga obecnego w tabernakulum. On klęka w geście niezwykłej adoracji. W momen-cie uklęknięcia sam wydaje się [być] cały zatopiony w  kontakcie z Kimś. W tym małym, zamkniętym pomieszczeniu on po prostu widzi Boga!

Przypomniałem sobie, jak mówi psychologia, że człowiek komunikuje się głównie w sposób pozasłow-ny. «Wsłuchiwałem się» podczas sprawowanej przez niego Eucharystii nie tyle w jego słowa, co w ekspre-sję twarzy, mowę oczu, komunikację gestami, całym ciałem. Tym wszystkim starał się wyrażać swoją mo-dlitwę i cześć dla nieskończonego majestatu Boga.

Od słów konsekracji coś wstrząsającego zaczęło się dziać w jego twarzy, tonacji głosu... Po Przeisto-czeniu podnosił Hostię powoli, bardzo powoli, do góry. W taki sposób, by już sam ten gest stawał się szczególną modlitwą. (...) Może był to wyraz jego ludzkiej bezradności, a może uwielbienia, bezgra-nicznego zaufania Bogu, którego z tak niezwykłą czcią trzymał w swoich dłoniach”80.

* * *80 Ks. T. Dajczer, Sakrament obecności, Wydawnictwo i Drukarnia Świę-

tego Krzyża; Wydawnictwo „Fidei”, Opole – Warszawa 2009, s. 3-5.

224

Z pewnością to, co wydarzyło się w Sokółce, gdzie – jak mówił w wywiadzie abp Edward Ozorowski – „Hostia nie została należycie uszanowana”, co było „znakiem naszych czasów”81 – odczytać można również jako skierowane do nas przez Boga wezwanie: „Polscy kapłani i polscy wierni, zadbajcie o przywrócenie na-leżnej czci Eucharystii!”. W wydanej w 1987 roku do-skonałej książce Iota unum. Analiza zmian w Kościele katolickim w XX wieku Romano Amerio ubolewał, że „degradacja Eucharystii jest najbardziej charak-terystycznym zjawiskiem współczesnego Kościoła”82 i stwierdzał, że „obecny kryzys Kościoła jest w gruncie rzeczy kryzysem Eucharystii, kryzysem wiary w Eu-charystię”83. Pisał on o desubstancjalizacji Eucharystii (która została „pozbawiona wartości aktu ofiarnego i zredukowana do uczty, wspólnego świętowania, bra-terskiej agapy”), odbijającej się „negatywnie na czci i poszanowaniu dla Najświętszego Sakramentu”. Ame-rio wymieniał bardzo wiele związanych z tym nadużyć. Przytoczmy tylko dwa najbardziej szokujące: „jeśli chodzi o materię, z  jakiej składa się hostia, dopusz-cza się coraz częściej rozmaite produkty spożywcze, nie wyłączając słodkich mas lub kremów”, „niektórzy księża nader śmiało poczynają sobie z poświęconymi komunikatami, na przykład wysyłając je pocztą na ad-res wiernych, którzy zgłosili chęć przyjęcia Komunii”84.81 A. Kaszuba, Cud w Sokółce..., s. 18.82 R. Amerio, Iota unum. Analiza zmian w Kościele katolickim w XX w.,

Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski, s. 703.83 Tamże, s. 691.84 Tamże, s. 689-690.

225

Od czasu, kiedy Amerio pisał swoją książkę, mi-nęło już ćwierć wieku, ale takie nadużycia i profana-cje, niestety, nadal się zdarzają. Takim przykładem może być bulwersująca i bluźniercza Msza nazwana „mundialową”, odprawiona w 2010 roku w kościele w Obdam w Holandii, którą miliony internautów mogło obejrzeć na umieszczonym w internecie fil-miku. „Celebrujący” ją kapłan ubrany był w... po-marańczowy ornat (pomarańczowe koszulki mieli bowiem występujący w finale mundialu zawodnicy Holandii), odgrywał przed ołtarzem rolę bramkarza, a sam kościół został przyozdobiony flagami.

Na szczęście w Polsce tego typu nadużycia są prawie nieobecne. Niemniej jednak warto uczynić wszystko, by liturgii Mszy Świętej nadać, jak naj-wspanialszą oprawę (wielką szansą na przywrócenie należnej czci Eucharystii są celebracje według rytu trydenckiego). Musimy zdawać sobie bowiem spra-wę, jak twierdzi ks. prof. Nicola Bux w książce pod prowokacyjnym tytułem Jak chodzić na Mszę i nie stracić wiary, że „chrześcijańska liturgia poddawana jest w naszej epoce wysublimowanej postaci gwałtu. Jej obrzędy i symbole poddawane są desakralizacji. Zastępowane są świeckimi gestami”85. Nie możemy i nie powinniśmy się na to godzić.

* * *

85 N. Bux, Jak chodzić na Mszę i nie stracić wiary, Wydawnictwo św. Sta-nisława, Kraków 2011.

226

Pisząc o Mszy i Komunii Świętej nie można zapo-minać również o praktyce komunii duchowej. „Komu-nia duchowa – pisał ks. Sopoćko – polega na gorącym pragnieniu przyjęcia Pana Jezusa z pobudki miłości napełniającej serce. Ta Komunia pragnienia, zwana Ko-munią duchową, jest niezmiernie pożyteczna dla duszy, gdyż wzbudza w niej pociąg do rzeczy Boskich i do ży-cia doskonałego, daje moc do ćwiczenia się w cnotach i przynosi niekiedy więcej korzyści niż Komunia sakra-mentalna przyjęta z mniejszą miłością. Nadto ma tę samą korzyść, że można przyjmować ją codziennie, w każdej chwili dnia i nocy, w każdym miejscu, a szczególnie przy nawiedzeniu Przenajświętszego Sakramentu”86.

Podobne słowa kieruje do nas również w Sacramen-tum caritatis Benedykt XVI: „Nawet wtedy, kiedy nie jest możliwe przystąpienie do sakramentalnej Komu-nii, uczestnictwo we Mszy Świętej pozostaje koniecz-ne, ważne, znaczące i owocne. W tej sytuacji dobrze jest żywić pragnienie pełnego zjednoczenia z Chrystusem za pomocą, np. praktyki komunii duchowej (...)”87.

Właśnie w czasie takiej komunii duchowej św.  s.  Faustyny Anioł Pański (Serafin) trzynaście razy zasilał ją sakramentalnie w chorobie, zaznacza-jąc przez to, jak miła jest Bogu ta praktyka, którą służebniczki Miłosierdzia Bożego «będą stosować i zachęcać inne dusze dobrej woli ku temu»”.

86 List ks. M. Sopoćki napisany dn. 6 VIII 1942 r. w Czarnym Borze..., www.jezuufamtobie.pl .

87 Benedykt XVI, Posynodalna Adhortacja Apostolska Sacramentum ca-ritatis..., s. 70.

227

R o z d z i a ł 5

NA KOLANACH

PRZED PANEM

Trzeba nam, katolikom, często uczestniczyć we Mszy Świętej i godnie przyjmować Komunię

Świętą. Trzeba nam, jak najczęściej adorować Prze-najświętszą Hostię – nie tylko w Sokółce, nie tylko tę, która stała się dla nas ludzkim Ciałem, ale także Ciało Chrystusa pozostające w formie małego bia-łego opłatka zamkniętego w tabernakulach i wysta-wianego w monstrancjach w kościołach całego świata. Bo przecież w każdej konsekrowanej Hostii jest cały osobowy Bóg. Jest i cierpliwie czeka, aż przyjmiemy Go do swego serca albo uklękniemy, by Go w tej po-staci adorować. „Nie żałujmy naszego czasu na adora-cję (...), niech nasza adoracja nigdy się nie kończy”88 – apelował w liście Dominicae cenae Jan Paweł II.

* * *

88 Kard. Józef Ratzinger, Eucharystia. Bóg blisko nas..., s. 111.

228

„Nawiedzenie Przenajświętszego Sakramen-tu jest naszym czwartym obowiązkiem względem Więźnia eucharystycznego – pisał bł. ks. Michał So-poćko. – Gdyby Jezus przebywał widocznie w  jed-nym tylko miejscu na świecie, jak dawniej w Judei, gdzie by rozmawiał poufale z tymi, którzy Go od-wiedzają, uważalibyśmy pewnie za obowiązek i za szczęście iść do Niego. A gdyby osiadł widomie między nami w mieście i powiedział: «Chodźcie do Mnie, mam przyjemność w rozmowie z wami», na pewno wówczas uważalibyśmy za godnego na-gany, kto by do Zbawiciela nie poszedł. Ale wszak wiara nam mówi, że w każdym Przenajświętszym Sakramencie mamy tego samego Jezusa, do które-go z daleka przybyli Mędrcy, by Mu się pokłonić, któremu się kłaniają wszyscy aniołowie (Hbr 1,6), który zaprasza nas: «Przyjdźcie do mnie wszyscy» (Mt 11,28), «Proście, a będzie wam dane» (Mt 7,7), «Skarby moje są nieprzebrane...», «Tu otrzymacie łaski nie tylko dla siebie, ale i najbliższych sobie, i dla dusz czyśćcowych, i dla świata całego». Kościół ku tej praktyce bardzo zachęca, udzielając za każdy raz dziesięć lat odpustu, który można ofiarować za dusze zmarłych”89.

* * *

89 List ks. M. Sopoćki napisany dn. 6 VIII 1942 r. w Czarnym Borze..., www.jezuufamtobie.pl .

229

„To na adoracji rozstrzygnie się przyszłość Ko-ścioła” – stwierdził kard. Mauro Piacenza, prefekt watykańskiej kongregacji ds. duchowieństwa w wy-wiadzie dla agencji CNA 17 października 2011 roku, w chwili, kiedy pisałem ten rozdział. „Czeka nas wielka pokojowa walka przed Najświętszym Sakra-mentem. Moim wielkim marzeniem jest, aby w każ-dej diecezji na świecie istniał przynajmniej jeden kościół, w którym dniem i nocą adoruje się Sakra-ment Miłości”90 – powiedział kard. Piacenza. „Kiedy Sobór [chodzi o II Sobór Watykański – przyp. auto-ra] otworzył okna Kościoła, dostał się do niego nie tylko powiew Ducha, ale również zawierucha tego świata. Teraz trzeba cierpliwie przywracać porzą-dek [w Kościele – przyp. autora], przede wszystkim poprzez stanowcze potwierdzenie prymatu zmar-twychwstałego Chrystusa obecnego w Eucharystii”. Tak właśnie zostało to powiedziane!

* * *

Ucieszyłem się z tej wyrażonej przez wysokiego watykańskiego dostojnika woli podjęcia „pokojowej walki przed Najświętszym Sakramentem”.

Swoją drogą, czyż to nie kolejny „cudowny” Boży „zbieg okoliczności”, że to właśnie w Łagiewnikach –  w  światowym centrum Bożego Miłosierdzia (które

90 Wypowiedź kard. M. Piacenzy za informacją Radia Watykańskiego z dnia 17 października 2011 roku.

230

ostatnio zostało ubogacone o powstające tuż obok Cen-trum i sanktuarium Jana Pawła II) i niedaleko mojego domu – od wielu już lat dniem i nocą trwa wieczy-sta adoracja Najświętszego Sakramentu, że właśnie tu – w  dzień beatyfikacji Ojca Świętego Jana Paw-ła II – narodził się także ruch „Adoremus” („Adoruj-my”)  prawdziwie „opatrznościowa” inicjatywa, której istotą jest ożywienie adoracji eucharystycznej i wcią-gnięcie do tej Bożej „walki”, jak największej rzeszy wiernych oraz całych parafii. I znowu w tak przedziwny sposób Boże Miłosierdzie „spotkało się” z Eucharystią.

* * *

Adoremus! Adorujmy zatem Chrystusa, adoruj-my Go wystawionego w monstrancjach, zamkniętego w tabernakulum, które sam Chrystus w rozmowie ze św. Faustyną określił „tronem miłosierdzia na ziemi” (patrz Dz. 1485). Adorujmy Go także w sanktuariach swoich serc, po przyjęciu Go w Komunii Świętej. Ado-rujmy i pokładajmy nadzieję w Bożym miłosierdziu. Błagajmy żyjącego w eucharystycznym chlebie Boga o miłosierdzie dla staczającego się po równi pochyłej świata, o miłosierdzie dla naszej ojczyzny, o miłosier-dzie dla nas samych i naszych bliskich.

„Przypominam sobie – pisała w Dziennicz-ku s.  Faustyna – że najwięcej światła otrzymałam w ado racjach, które odprawiałam codziennie przez pół godziny przez cały Post przed Najświętszym

231

Sakramentem, leżąc krzyżem. W tym czasie pozna-łam głębiej siebie i Boga” (Dz. 147).

Adoracja przekształca bowiem świat i zmienia ludzi – Boże „promienie X” prześwietlają na wylot nasze dusze. Człowiek nie musi nawet nic robić. Tak jak nic nie robił ów francuski wieśniak, który długie godziny spędzał na adoracji. Pytany przez św. Jana Vianney’a, proboszcza z Ars, „co robi przez tak długi czas przed Przenajświętszym Sakramentem”, odparł po prostu: „Patrzę na niego, a On na mnie!”91. Jeśli zatem nie potrafimy się modlić (i sobie to wyrzu-camy), jeśli nie wiemy, jak się pogrążyć w kontem-placji, powinniśmy uzmysłowić sobie, że wystarczy wtedy tylko być. Wystarczy patrzeć i trwać, grzać się w Jego słońcu i nie martwić się o nic więcej, bo o resztę zatroszczy się sam Bóg. Przyznam, że ja za-chowuję się podobnie jak ów wieśniak. Często mam taki natłok różnych myśli w  głowie, że nie jestem w stanie się pomodlić nawet najprostszą z modlitw. Klęczę wtedy i powtarzam dwa zwykłe słowa: „Ko-cham Cię”. I mam nadzieję, że Bóg, patrząc na moje serce, mimo wszystkich moich grzechów, nieprawo-ści i wad, których nie potrafię się pozbyć i którymi tak bardzo daję się we znaki moi bliskim, dobrze wie, że to prawda.

* * *91 Rozmowa św. Jana Vianney’a z francuskim wieśniakiem za: T. Toth,

Eucharystia..., s. 185.

232

Bóg może dokonać wielkich cudów w klęczącym przed nim człowieku. Czyż nie stało się tak właśnie w przypadku słynnego francuskiego pisarza Andre Frossarda? A on nawet nie klęknął. Wystarczyło tyl-ko, że wszedł w Boży zasięg, na Bożą orbitę. I został pochwycony, by krążyć już zawsze wokół Boga – wo-kół miłującej go Odwiecznej Miłości.

Jak do tego doszło? Otóż w 1935 roku „wyja-łowiony religijnie” 20-leni Andre Frossard (syn Lu-dwika-Oskara – dziennikarza, komunisty, byłego sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Fran-cji), jak na paryskiego lekkoducha przystało, błąkał się bez celu po Paryżu92.

Pracował wtedy w redakcji paryskiego dziennika i uważał się za ateistycznego marksistę, za ateusza „zajętego innymi problemami niż sprawa Boga”. Bezkrytycznie podzielał przekonania „idealnie ate-istycznej”, lewicowej rodziny, „dla której problem re-ligii w ogóle nie istniał”, a wojowniczy antyreligijny zapał był tylko melodią przeszłości. Frossardowie uważali bowiem, że „przeciwnik” już dawno został położony na łopatki. Ojciec Frossarda nie był nawet ochrzczony, matka była niezbyt gorliwą protestantką, a babka – żydówką. Ze ścian mieszkania od maleńko-ści spoglądał na Andre groźny wzrok Karola Marksa,

92 Opis nawrócenia Andre Frossarda za: H. Bejda, Nawróceni..., s. 323-328. (zawarte w nim cytaty pochodzą z: A. Frossard, Istnieje inny świat, Wy-dawnictwoWrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej, Wrocław 1988; V. Messori, Pytania o chrześcijaństwo, Wydawnictwo „M”, Kraków 1997).

233

a w młodej głowie wciąż kołatały słowa najważniej-szej lektury lat dziecięcych: Piotruś będzie socjalistą.

8 lipca 1935 roku Frossard spotkał w redakcji swojego przyjaciela André Villemina – katolika (gor-liwie i bezskutecznie trudzącego się, by odciągnąć go od ateistycznego socjalizmu), któremu dopiero co zwrócił książkę Nowe średniowiecze Mikołaja Bier-diajewa. Dokładnie o godzinie 17.10, udając się na obiad, dotarli do dzielnicy łacińskiej i zatrzymali się na ulicy d’Ulm przed szarą, pseudogotycką kaplicą pod wezwaniem Najświętszego Sakramentu, należą-cą do Zgromadzenia Sióstr Adoracji Wynagradza-jącej. Villemin miał tu coś do załatwienia. Wysiadł z samochodu, obiecując, że wróci za kilka minut. Zapytał Frossarda, czy zaczeka na niego w aucie, czy też w kościele. „Oglądnę kościół i zobaczę co on robi” – postanowił Frossard.

Kierowała nim wówczas zwykła ciekawość. Sam Kościół był bowiem dla niego instytucją, jak sam mówił, niesympatyczną i „tak daleką jak Księżyc lub Mars”. „Voltaire nie powiedział mi o niej nic dobre-go, a od mego trzynastego roku życia nie czytałem prawie nic innego prócz Voltaira i Rousseau” – pisał.

Po wejściu do świątyni, w jej głębi, nad ołtarzem zauważył jednak coś, czego jeszcze nigdy nie widział – wystawioną monstrancję z Najświętszym Sakra-mentem. Nie wiedział wówczas, czym jest ten „duży krzyż z obrobionego metalu, mający w środku białą matową tarczę”, to „odległe Słońce”.

234

W półmroku kościoła Frossard bezskutecznie wy-patrywał przyjaciela: „Mój wzrok wędruje od ciemno-ści do światła, wraca z powrotem do obecnych ludzi, nie wnosząc jakiejkolwiek myśli, ślizga się od wiernych do nieruchomo trwających zakonnic i pozostaje po-tem, nie wiem dlaczego zawieszony na drugiej świecy, płonącej na lewo od krzyża (...). W tym mgnieniu oka zerwała się nagła fala cudów, której niewyrażalna siła w jednym momencie z absurdalnej istoty, jaką jestem, zrywa powłokę, aby dziecko, którym nigdy nie byłem, oślepione od blasku, przywieść do światła dziennego. Przede wszystkim zostają mi dane słowa duchowego życia. One nie są do mnie skierowane, nie formułuję ich sam, słyszę je jakby wypowiadane obok mnie ci-chym głosem przez osobę, która widzi, czego ja jeszcze nie widzę. Zaledwie ostatnia sylaba tego cichego pro-logu osiągnęła próg mojej świadomości, lawina zrywa się od nowa. Nie mówię: niebo się otwiera. Nie, ono się nie otwiera, lecz nagle spada na mnie. Od kaplicy, gdzie On (jak mogłem to przypuszczać) w tajemniczy sposób był zamknięty, wystrzela w górę jak błyskawi-ca” – opisywał później. Frossard poczuł Oczywistość Boga i Obecność jego Osoby – „niezniszczalny krysz-tał nieskończonej przejrzystości, jasności prawie nie do zniesienia (...) lekko niebieskiego światła”, „inny świat takiego blasku i gęstości, że nasz świat osuwa się przed nim do rozwiewających się cieni niewyśnio-nych marzeń”. Wiedział, że „to jest rzeczywistość, to jest prawda”, „łagodna dobroć i łaskawość” zdolna

235

„przełamać najtwardszy kamień i co jest twardsze niż kamień – ludzkie serce”. Ogarnęła go radość – „entu-zjazm w samą porę wydobytego morskiego rozbitka”. Został obdarowany Kościołem – „ośrodkiem przeby-wającej obecności Jedynego”.

I tak właśnie, w jednej zaledwie chwili bezi-deowy ateista przemienił się w gorliwego katolika. „Wyszedłem stamtąd po dziesięciu minutach, tak bardzo zaskoczony tym, iż stałem się niespodziewa-nie katolikiem, jak byłbym zdumiony, odkrywając, iż jestem żyrafą lub zebrą po wyjściu z ogrodu zoolo-gicznego”– wyznał w rozmowie z włoskim dzienni-karzem i publicystą Vittorio Messorim.

„Jestem katolikiem, katolikiem apostolskim, rzymskim. Bóg istnieje i wszystko jest prawdą” –  oświadczył po wyjściu z kościoła zdumionemu przyjacielowi. Był całkowicie przemieniony.

Od tej pory nawrócony ateista zaczął wzrastać w wierze. Codziennie uczęszczał na Mszę Świętą, a godziny spędzone w kościołach uznawał za naj-szczęśliwsze chwile swego życia, zagłębił się w lek-turze Biblii, uszczęśliwiała go modlitwa. Po okresie przygotowania przyjął chrzest i do końca życia był gorliwym katolikiem, stając się po wielu latach jed-nym z najsłynniejszych francuskich pisarzy i publi-cystów katolickich, dzięki któremu także inni ludzie odnaleźli drogę do Boga.

* * *

236

„Sednem eucharystycznej pobożności jest osobi-sty kontakt z Bogiem” – przekonywał w swoich pi-smach i całym swoim życiem Jan Paweł II.

Częsta Msza i Komunia, adoracja i inne praktyki kultu eucharystycznego nie wyczerpują bynajmniej głębi „eucharystycznej duchowości”. „Duchowość eucharystyczna – pisał w Sacramentum caritatis Be-nedykt XVI – nie ogranicza się tylko do uczestnictwa we Mszy Świętej i pobożności wobec Najświętsze-go Sakramentu. Obejmuje ona całe życie”93. Trzeba, by Eucharystia wycisnęła głębokie piętno na całej naszej egzystencji, by stała się motorem wszystkich naszych czynów. Duchowość eucharystyczna ma między innymi wymiar misyjny – to w niej zako-rzeniona jest potrzeba „dawania świadectwa naszym życiem” i misja „niesienia Chrystusa” innym ludziom i całemu światu.

93 Benedykt XVI, Posynodalna Adhortacja Apostolska Sacramentum ca-ritatis..., s. 95.

237

R o z d z i a ł 6

PRZYKŁADY POCIĄGAJĄ!

Czy jesteśmy świadkami „eucharystycznej wio-sny”, jak twierdzi Benedykt XVI? Nie wiem.

Bardzo chciałbym, aby tak było. Wprawdzie poboż-ność eucharystyczna – adoracyjna – odżywa, jednak dla wielu ludzi Eucharystia nadal jest jedynie sym-bolem, a nie realną obecnością. Coraz mniej ludzi spotyka się z Eucharystycznym Chrystusem w cza-sie niedzielnej Mszy Świętej.

W Polsce, według danych Instytutu Statysty-ki Kościoła Katolickiego z 2010 roku, w niedziel-nej Eucharystii uczestniczyło 41 procent katolików, a  do Komunii przystępowało średnio 16,4 procent wiernych. To i tak dużo, jeśli weźmiemy pod uwagę tragiczne wskaźniki dotyczące wielu krajów Europy Zachodniej (w Holandii na Msze Święte uczęszcza około 7 procent osób deklarujących się jako wierzące). Natomiast podobną co w Polsce liczbę „dominicantes”

238

i  „communicantes” zanotowano w Stanach Zjedno-czonych, ale i tak oznacza to, że więcej niż połowa polskich katolików nie chodzi w niedzielę do kościoła.

A przecież takie cotygodniowe uczestnictwo we Mszy Świętej to naprawdę podstawa – mini-mum naszych religijnych powinności. Zawinione (nieusprawiedliwione chorobą czy innymi ważnymi względami) nieuczestniczenie w  niedzielnej Mszy Świętej to przecież ciężki grzech. Czy to się zmieni na lepsze? Oby! Może trzeba prosić o to także pod-czas adoracji.

* * *

Ojciec Święty Benedykt XVI zachęca bardzo go-rąco do adoracji eucharystycznej – do spotykania się z Panem, który został z nami w Eucharystii. „Spoglą-dając podczas adoracji na konsekrowaną Hostię, spo-tykamy dar miłości Boga, spotykamy mękę i Krzyż Jezusa, a także Jego zmartwychwstanie. Właśnie po-przez nasze spojrzenie na adoracji Pan nas przyciąga ku sobie – w swoją tajemnicę, aby nas przemienić, tak jak przemienia chleb i wino” – mówił. Podczas kate-chezy poświęconej św. Julianie z Cornillon podkreślił również, że „święci na spotkaniu eucharystycznym zawsze odnajdywali siłę, pocieszenie i  radość”94. To święta prawda o świętych. Każdy z nich pełnymi

94 Katecheza Benedykta XVI o św. Juliannie z Cornillon, wygłoszona 17 listopada 2010 roku, www.adoremus.pl .

239

garściami czerpał z tego skarbca, z tego niewyczerpa-nego źródła, jakim jest Eucharystia.

Mam jednak wciąż w pamięci kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu spośród około 300 „miesz-kańców nieba”, których życie badałem i  opisywa-łem, mających szczególny stosunek do Eucharystii – prawdziwych jej miłośników i wielkich czcicieli. Muszę przyznać, że kilkoro z nich wywarło na mnie wyjątkowo duże wrażenie. Szerzej wspomnieć chcę jednak tylko o trzech, których z różnych względów szczególnie polubiłem: o wielkim apostole mediów, prekursorze współczesnej ewangelizacji bł.  Jakubie Alberione, skromnej zakonnicy bł.  s. Kandydzie od Eucharystii, a także o niewyniesionej jeszcze na ołta-rze Polce Wandzie Malczewskiej.

To właśnie oni – oprócz św. Faustyny od Naj-świętszego Sakramentu – z powodzeniem mogliby się stać swoistymi „patronami” owej „eucharystycz-nej wiosny”. Niestety, w naszym kraju nie są oni do-brze znani.

* * *

„Istnieją rzeczy nadprzyrodzone, które możemy czerpać bezpośrednio od Boskiego Mistrza. Dawno temu czytałem o pewnym biskupie, który miał dzień pełen zmartwień i nie mógł znaleźć wyjścia dla roz-wiązania problemów, które spiętrzyły się przed nim; a były to rzeczy poważne. Nieustannie myślał, rozważał,

240

pytał o radę. Potem wyszedł z domu i idąc, spotykał prostą kobietę, która go znała:

– Gdzie pani była, dobra kobieto?– Byłam w kościele na adoracji, nawiedziłam

Najświętszy Sakrament.– A więc, cóż pani powiedział Jezus?– Zawsze mi mówi rzeczy piękne, jednak dzisiaj

powiedział mi coś, czego nie zrozumiałam.– Co takiego pani nie zrozumiała?– Jezus powiedział mi tak: «Proszą o radę

wszystkich, a do Mnie wcale nie przychodzą prosić o światło»95”.

Taką piękną i pouczającą historię opowiedział w  jednym ze swoich pism założyciel zgromadze-nia paulistów bł. Jakub Alberione. Nazwano go „św.  Pawłem XX wieku” i „świętym środków spo-łecznego komunikowania”. Jego „największy Skarb” ukryty był w tabernakulum – był to Jezus w postaci małej, kruchej Hostii. A gdzie był jego „Skarb”, tam było i serce jego.

Właśnie podczas jednej z takich adoracji – czte-rogodzinnego modlitewnego czuwania odbywa-jącego się na przełomie XIX i XX wieku, w nocy 95 Tekst o bł. ks. Jakubie Alberione opracowałem w oparciu o własny

artykuł opublikowany w Tygodniku Rodzin Katolickich „Źródło” nr 47/2009, napisany głównie na podstawie publikacji: D.B. Spole-tini, Jakub Alberione. Apostoł nowych czasów, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2003. Fragmenty jego pism zaczerpnąłem z ks. J. Albe-rione, Stąd chcę oświecać. Myśli eucharystyczne, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 1997.

241

z  31 grudnia 1900 roku na 1 stycznia 1901 roku w katedrze w Albie – 16-letni seminarzysta Jakub doświadczył niezwykłej wizji. Chrystus objawił mu jego życiową misję. Miał zostać apostołem jak św. Paweł, aby rozpalić żar apostolstwa, misyjną gor-liwość w innych i uzdrowić społeczeństwo oraz jego instytucje: szkołę, rodzinę, prawodawstwo, literaturę, prasę, obyczaje. W ten sposób miał szerzyć dobro i budować cywilizację chrześcijańską.

Przed tabernakulum zrodziła się Rodzina, a przede wszystkim Towarzystwo św. Pawła, którego apostolski cel polegał na tym, „że jego członkowie, na chwałę Bożą i dla zbawienia dusz, poświęcają się ze wszystkich sił rozpowszechnianiu katolickiej dok-tryny za pomocą apostolstwa wydawniczego, to zna-czy: druku, kina, radia i innych środków najbardziej skutecznych i szybkich, oraz wszelkich wynalazków dostarczonych przez ludzki postęp i odpowiednich do potrzeb i warunków naszych czasów”. Przyznam, że bliski to memu sercu cel.

Ksiądz Alberione zakładał swoje dzieło w trud-nym czasie, kiedy we Włoszech „pierwsze skrzypce” zaczynali grać socjaliści i faszyści. Zarówno jedni, jak i drudzy nie kryli niechęci do niego i jego działal-ności. Grożono mu śmiercią, pojawiły się trudności natury ekonomicznej. Wówczas z pomocą ks. Albe-rione przyszedł sam Chrystus – ukazał mu się, wy-powiadając słowa: „Nie lękajcie się, Ja jestem z wami. Stąd chcę oświecać [wskazał wtedy na tabernakulum

242

– przyp. autora]. Żałujcie za grzechy”. Ksiądz uzyskał pewność, że nic nie zaszkodzi jego dziełu, że z jego zagrożonej Rodziny ma wyjść „wielkie światło”. I ta-kie światło wyszło. W latach 20. i 30. XX wieku jak grzyby po deszczu z inicjatywy ks. Alberione zaczę-ły powstawać nowe religijne czasopisma, a w Boże Narodzenie 1931 roku zaczęło się ukazywać pismo, które zrobiło międzynarodowa karierę – wychodzący do dziś katolicki tygodnik o największym nakładzie „Famiglia Cristiana” („Rodzina chrześcijańska”). Od tej pory powstało wiele innych wspaniałych dzieł. Sił do zakrojonej na szeroką skalę działalności apostol-skiej dodawało ks. Alberione spożywanie Euchary-stycznego Chleba i chwile cichej adoracji.

* * *

Założyciel paulistów propagował częste przystę-powanie do Komunii Świętej oraz czytanie Pisma Świętego. Były to, według niego, dwa najważniejsze fundamenty chrześcijańskiego życia. Równie ważną rolę pełniło – jego zdaniem – częste nawiedzanie i adorowanie Najświętszego Sakramentu. Oto kilka jego przepięknych „eucharystycznych” wskazań za-czerpniętych z książki Stąd chcę oświecać:

„– Konieczne jest zakotwiczenie naszego życia w tabernakulum. Tylko dzięki modlitwie na-sze dzieła będą miały ducha i przyniosą stałe owoce oraz będą miały prawdziwą wartość w wieczności.

243

– Jest pewna wiedza, która pochodzi tylko z ta-bernakulum. Kto odprawia dobrze adoracje i wchodzi w zażyłość z Jezusem, ten nabywa powoli tej wiedzy, która jest nazwana wiedzą Boską – wiedzą świętych.

– Wielką modlitwą, na którą powinniśmy kłaść potężny nacisk, jest nawiedzenie Najświętsze-go Sakramentu. Ono dopełnia i udoskonala Komunię Świętą i doprowadza do nawiąza-nia osobistego i rzeczywistego kontaktu z całą łaską, którą otrzymaliśmy w Eucharystii. Odprawiajcie zawsze dobrze nasze adoracje, abyśmy rzeczywiście otrzymali poznanie Je-zusa i zostali w Niego wszczepieni.

– Wierność praktyce nawiedzenia Najświętsze-go Sakramentu to jeden z najskuteczniejszych środków do prowadzenia gorliwego życia i  czynienia postępu w cnotach. W pierwszej części nawiedzenia powinno się czytać przede wszystkim Pismo Święte, a zwłaszcza Ewan-gelie i listy św. Pawła.

– Nawiedzenie Najświętszego Sakramentu jest oddaniem czci Eucharystii, która jest jakby tro-nem łaski [w tym przypadku już] poza Mszą Świętą i Komunią Świętą. Jest ona przedsion-kiem nieba: wytchnieniem i przygotowaniem do przeżywania wizji uszczęśliwiającej w nie-bie. Daje łaskę, światło, umocnienie.

244

– Wśród wielu ćwiczeń duchowych, od któ-rych w większości zależy formacja apostoła i skuteczność jego działania, na pierwszy plan wysuwają się: Ofiara Mszy Świętej, przyjmo-wanie Komunii Świętej, codzienna medyta-cja, nawiedzenie Najświętszego Sakramentu i prowadzenie rachunku sumienia.

– Przed tabernakulum możesz rozwiązać wszyst-kie trudności. Wiele razy wystarczy tyl ko tyle, aby stawić czoło wielu niepewnościom i trud-nościom; wystarczy tyle, aby powrócić do po-koju serca”.

* * *

Na koniec zostawiłem najpiękniejszy cytat, peł-ne głębi słowa, którymi bł. Jakub Alberione oddał samą istotę spotkania z  Chrystusem podczas ado-racji: „Czymże jest Nawiedzenie? Jest to spotkanie duszy i całego naszego człowieczeństwa z Jezusem. To nędzne stworzenie spotyka się ze swoim Stwór-cą. Uczeń staje wobec Boskiego Mistrza. Chory spo-tyka się z Lekarzem dusz. Ubogi zwraca się o pomoc do Bogatego. Spragniony pije z przeobfitego Źródła. Słaby staje przed Bogiem Wszechmogącym. Kuszo-ny szuka pewnego Schronienia. Ślepy szuka Światła. Przyjaciel idzie do prawdziwego Przyjaciela. Zagu-biona owca zostaje znaleziona przez Boskiego Paste-rza. Zbłąkane serce znajduje Drogę. Głupi odnajduje

245

Mądrość. Oblubienica spotyka Oblubieńca duszy. «Nic» znajduje «Wszystko». Zrozpaczony znajduje Pocieszyciela. Młodzieniec znajduje receptę na życie. [Nawiedzenie] to odpowiedź należna Temu, który jest naszym Gościem, Domownikiem, Bratem, Zba-wieniem. On jest Nauczycielem wiary, moralności, modlitwy: naszym obowiązkiem jest uczęszczać do Jego szkoły (...)”.

* * *

„Nieskończonym Skarbem” nazywała Euchary-stię włoska karmelitanka bł. Maria Barba – Maria Kandyda od Eucharystii (1884-1949)96.

Maria Barba była dziesiątym z dwanaściorga dzieci radcy sądu apelacyjnego. Jej rodzice byli nie tyl-ko bogaci, ale i bardzo pobożni. Większą część życia Maria spędziła w Palermo, a następnie w Ragusie.

Miłość do Eucharystii uwidoczniła się u niej już wtedy, kiedy była małym dzieckiem. Z niecier-pliwością oczekiwała na powrót mamy z kościoła, a  kiedy to następowało, wspinała się na palce, by poprzez dmuchnięcie mamy na jej wargi mieć swój udział w  jej Komunii Świętej i tak jak ona, ale na swój dziecięcy sposób, przyjąć do swego serca Pana 96 Tekst o bł. Marii Kandydzie od Eucharystii w oparciu o własny artykuł

opublikowany w Tygodniku Rodzin Katolickich „Źródło” nr 24/2010, napisany głównie na podstawie publikacji: J I. Adamska OCD, Ku peł-ni wolności i miłości. Rzecz o bł. Marii Kandydzie od Eucharystii (1884-1949) karmelitance z Ragusy, Wydawnictwo „Flos Carmeli”, Poznań 2008. Stamtąd też pochodzą wszystkie przytoczone cytaty.

246

Jezusa. W wieku 10 lat przystąpiła do Pierwszej Ko-munii Świętej. Swoje „pierwsze nawrócenie” – po niespokojnej, pełnej różnorakich grzechów i grzesz-ków młodości – przeżyła w wieku 15 lat. Poczuła wówczas powołanie do życia zakonnego. Od tej pory przyjmowanie eucharystycznego Chrystusa stało się największą radością jej życia, a powstrzymywanie się od Komunii Świętej „wielkim krzyżem i męczarnią”.

* * *

Sprzeciw rodziny opóźnił jej wstąpienie do klasztoru o 20 lat. Były to lata próby, pełne tęsknoty i cierpienia z powodu niemożności połączenia się ze swoim Boskim Oblubieńcem.

„Moje cierpienia «dla Eucharystii» zaczęły się w wieku około siedemnastu lat, gdy doznałam przy-naglenia, by nie opuszczać częstej Komunii” – tak pisała w prowadzonym na polecenie spowiednika Dzienniku. – Wiele trudów i zmagań kosztowało mnie uproszenie krewnych, żeby mi towarzyszyli do kościoła [bracia Marii, od których po śmierci ojca w 1904 roku i matki w 1914 roku była zależna, byli liberałami, utracili wiarę i nie chodzili do kościoła, a kobieta w owych czasach sama nie mogła się poru-szać po mieście]. Gdy mi się to powiodło, gdy uda-ło się wreszcie ich pozyskać, musiałam uzbroić się w cierpliwość, widząc jak zwlekają z wyjściem, po-wolni, nigdy się nieśpieszący, zajęci swoimi sprawami,

247

tak że w końcu przychodziliśmy spóźnieni. Ileż z ich powodu straciłam Mszy i Komunii Świętych! Ileż musiałam się natrudzić, by znaleźć kapłana, który udzieliłby mi Komunii, gdy przyszliśmy do kościoła w ostatniej chwili”.

Były to jednak również lata naznaczone kolej-nym „nawróceniem”, kolejnym duchowym odkry-ciem – pojęciem obecności Boga w tabernakulum: „Spóźniłam się raz na Mszę Świętą i nie mogłam przyjąć Komunii Świętej. Ponieważ kościół był już zamknięty, chciałam zawrócić, ale jakaś uboga ko-bieta powiedziała mi: «Dlaczego pani nie wejdzie do zakrystii, aby choć na krótko nawiedzić Pana?». Te słowa, a także przykład mojej starszej siostry, na-prowadziły mnie na obecność Jezusa w tabernaku-lum i tajemnica ta przeniknęła do głębi mój umysł i serce: O Miłości, Miłości! Przebywasz tam jako Więzień, bo kochasz do szaleństwa i chcesz zawsze być z nami, Twymi dziećmi; pragniesz pozostawać w naszych kościołach, choć jesteś często samotny i opuszczony!

Myślą i sercem rozpoczęłam nawiedzać Jezusa w tabernakulum w ciągu dnia, a także nocą. Adoro-wałam Go we wszystkich świątyniach świata, w tych zwłaszcza, w których pozostawał najbardziej zapo-mniany. Nocą przerywałam sen, aby Go na klęczkach uwielbiać. Widziałam w duchu te ciemne kościółki i zamknięte drzwiczki tabernakulum. Mówiłam Je-zusowi, że u stóp każdego ołtarza stawiam moje serce

248

jak wieczną lampkę, aby nieustannie Go adorowało, dziękowało Mu, kochało Go i  wynagradzało. Za-warłam przymierze z Jezusem, na mocy którego w  każdym kościele świata katolickiego, gdziekol-wiek znajdowałoby się tabernakulum, gdziekolwiek przebywałby On w Sakramencie Ołtarza, moje ser-ce będzie z Nim; by Go kochać, wielbić i wynagra-dzać w imieniu własnym i całego stworzenia, które Go opuszcza i nie chce Go poznać. To przymierze miało mnie obowiązywać nie tylko przez czas mo-jego życia ziemskiego, ale tak długo, dopóki On po-zostanie w Najświętszym Sakramencie, czyli aż do skończenia wieków”. Jakże to piękne, przejmujące, pełne żaru i miłości słowa. Podobnie zresztą – nocą, przenosząc się w duchu przed tabernakulum – ado-rowała Jezusa św. s. Faustyna. „Kiedy teraz nie mogę trochę sypiać w nocy, bo mi cierpienie nie pozwala, zwiedzam wszystkie kościoły i kaplice i choć krót-ko adoruję Przenajświętszy Sakrament” –  pisała (Dz. 1501). Może warto naśladować w takiej adoracji te dwie zakonnice? Co więcej – dzisiaj, dla lepszego pobudzenia wyobraźni, można adorować Chrystusa również online, korzystając z internetowych kamer zainstalowanych w kaplicach wieczystej adoracji!

* * *

Maria mogła wstąpić do Karmelu dopiero w roku 1919. Miała wtedy już 35 lat. Zanim to nastąpiło prze-żywała jeszcze większe cierpienia, „drogę krzyżową”

249

z powodu wielomiesięcznej niemożności uczestnicze-nia w niedzielnej Mszy Świętej i przyjmowania Ko-munii Świętej. „Tak bardzo pragnęłam, Panie, niemal żebrałam o łaskę, aby ktoś zechciał iść ze mną do Two-jego Domu, o mój Jezu! Zawsze na próżno. Niespełnio-ne nadzieje, daremne oczekiwania, post od Eucharystii. Godziny upływały, Msza mnie ominęła. (...)

Głód i pragnienie świętej Komunii nieustannie we mnie wzrastało do tego stopnia, że wyczerpywa-ło mnie fizycznie; umierałam niemal na myśl o od-rzuconej prośbie, o nieudzielonym pozwoleniu... Ten silny, a zarazem słodki głód, miłosne i jednocześnie szalone pragnienia, doprowadzały mnie do łez. Świę-ta Komunia była mi potrzebna jak oddech, jak bicie serca. Była dla mnie tęsknotą i rozkoszą; aby ją zdobyć poszłabym kamienistą drogą, zakuta w łańcuchy”.

* * *

W klasztorze w Ragusie przyjęła imię Maria Kandyda od Eucharystii, chcąc „towarzyszyć Jezu-sowi w Jego eucharystycznej postaci, najlepiej jak tylko będzie mogła”. Eucharystia stała się wówczas sednem jej życia duchowego. Poprzez szczególny cha-ryzmat eucharystycznej wrażliwości nawiązała ścisłą relację z Bogiem. Długie godziny spędzała na klęcz-kach przed tabernakulum. W 1924 roku złożyła śluby zakonne, a kilka miesięcy później została przeoryszą (była nią z przerwami przez 20 lat). 1 listopada 1927 roku w akcie podpisanym własną krwią złożyła

250

Bogu ofiarę z samej siebie za grzechy swoje i cudze. Pragnęła być „apostołką Komunii Świętej”, „straż-niczką wszystkich tabernakulów świata”, pragnęła wszystkie dusze przyciągnąć do eucharystycznego Jezusa. W latach 1933-1935 na rozkaz przełożonych napisała prawdziwy klejnot duchowości euchary-stycznej – traktat pod tytułem Eucharystia. Z uwa-gi na szczególny kult Najświętszego Sakramentu nazwana została „mistyczką Eucharystii”. Umarła w wielkich męczarniach na raka wątroby w uroczy-stość Trójcy Przenajświętszej 12 czerwca 1949 roku.

* * *

Oto kilka ze „złotych eucharystycznych myśli” bł. Marii Kandydy od Eucharystii:

„– Wszystko odnajdziesz w tej maleńkiej Ho-stii, ponieważ tam jest Wszystko: dźwignia – by cię unieść ku świętości, iskra – by cię rozpalić, oczyszczająca kąpiel dla twego bru-du, bogactwo na twe niedostatki, brama, któ-ra cię wprowadzi do nieba.

– Gdy sprawiają nam ból nasze codzienne winy, a serce zamartwia się, że nie umie kochać tak, jak by chciało, i gdy wzrasta pragnienie, by podobać się Bogu, który nas ogarnia, wy-starczy przywołać ożywcze wody Euchary-stycznego Jezusa, one dopełnią wszystkiego! Pragnąc ogromnie być czystą w jego oczach,

251

przyjmowałam Go jako najcenniejsze obmy-cie, uzupełnienie wszystkiego, co moje, jako uświęcenie wszelkiego dobra, które zdziała-łam. Jezus odpowiadał na moją nadzieję.

– Czego mam się lękać? Wszystko przychodzi do mnie za pośrednictwem Boskiej Eucharystii! Obym mogła rzucić całą ludzkość w ramiona eucharystycznego Jezusa! Wtedy wszyscy by-liby szczęśliwi! To On przecież czyni mnie tak szczęśliwą! Wielu jest takich, niemal wszyscy, którzy chodzą pełni bólu i zmartwień, ponie-waż nie umieją odnaleźć oazy szczęścia. Jest nią nasz Bóg, Najwyższe Dobro, Radość, Nieskoń-czony Skarb! Lecz ludzie podążają własnymi drogami, na których nie znajdą pokoju i rado-ści. Ach, gdyby wiedzieli, gdyby zakosztowali, jakże byliby szczęśliwi, posiadłszy pokój i za-spokojenie pragnień. Gdy jest się blisko Jezusa w Najświętszym Sakramencie, cierpienie znika, a dusza odzyskuje siły. Choćby nawet nie ustały próby i doświadczenia, to przecież stają się one do zniesienia, nabierają słodyczy z miodu płyną-cego z Boskiej Eucharystii. Gdyby choć raz tego doświadczyli, przychodziliby stale do tego źró-dła i zarazem żaru, aby się pokrzepić, zacząć życie od nowa i w Komunii Świętej znaleźć najmoc-niejszą zaporę przed zalewem namiętności. Całą moją ufność, pewność i miłość składam w Tobie, o Najczcigodniejsze Ciało mojego Jezusa.

252

– Jakże chciałabym być apostołką Komunii Świętej! Jak bardzo pragnę, by wszyscy do-świadczyli Jej łask! Przebacz mi Jezu, jeśli się mylę! Ale gdybym znała dusze, które nie miałyby dla Ciebie, dla swej duszy, więcej cza-su, jak tylko pół godziny czy dziesięć minut dziennie, to ja w  tych dziesięciu minutach kazałabym im przyjąć Komunię świętą. Jezu eucharystyczny, który stałeś się w moim życiu miłością i także męczeństwem, pamiętaj, że w moich nieskończonych ofiarach, w moich udrękach, cierpiąc i płacząc, pojęłam, że mam rozprzestrzeniać miłość do Ciebie, poznanie Ciebie, święte szaleństwo Komunii. Opusz-czony Więźniu! Pamiętaj, że pojęłam, iż mam rozsiewać Ciebie! Niech przyjdzie Twoje Eu-charystyczne Królestwo!

– Boska Hostia i cenny kielich są wysokimi i  masywnymi kolumnami podtrzymującymi świat, który upadłby pod ciężarem swoich niegodziwości, gdyby ten Skarb nie wznosił się po wielekroć, co minutę pomiędzy Nie-bem a ziemią, by go podtrzymywać i uśmie-rzyć gniew Ojca. Ta myśl – w momencie łaski – przeniknęła moją duszę słodkim światłem, wzruszeniem i pokojem. I jakże zapadła we mnie ta święta prawda!”.

* * *

253

W pierwszym tygodniu stycznia 2012 roku, kiedy dokonywałem ostatnich „szlifów” tej książki, wpadła mi w ręce biografia pewnej osoby, której nie mogło w naszych przykładach zabraknąć. Mowa tu o oso-bie świeckiej, polskiej mistyczce i wizjonerce, żyjącej w XIX wieku służebnicy Bożej Wandzie Malczew-skiej (być może niedługo dojdzie do jej beatyfikacji, bowiem w 2006 roku Ojciec Święty Benedykt XVI wydał dekret o heroiczności jej cnót)97. „No tak, cu-dze chwalicie – swojego nie znacie” – pomyślałem wtedy. Po wspaniałe przykłady nie musimy przecież sięgać aż do Włoch.

Wanda Malczewska pochodziła z ziemiańskiej, bardzo pobożnej i bardzo patriotycznej rodziny (jej bratankiem był wybitny malarz Jacek Malczewski). Jako dziewczyna złożyła przed Bogiem ślub dozgon-nej czystości. Czas dzieliła pomiędzy częste wizyty w kościele, modlitwę i pomaganie biednym mieszkań-com wsi. Apostołowała wśród chłopów, inteligencji twórczej, ziemian, w oddziałach powstańców stycz-niowych, napominała księży, pouczała matki, godziła zwaśnionych, nawracała zatwardziałych grzeszników.

Szczególnym rysem jej duchowości był właśnie kult Eucharystii – codziennie uczestniczyła we Mszy Świętej i przystępowała do Komunii Świętej, a także 97 Fragment poświęcony służebnicy Bożej Wandzie Malczewskiej po-

wstał w oparciu o mój wcześniejszy tekst z Tygodnika Rodzin Ka-tolickich „Źródło” nr  38/2011. Wykorzystane cytaty zaczerpnąłem z książki: ks. G. Augustynik, Miłość Boga i Ojczyzny w życiu i czynach świątobliwej Wandy Malczewskiej, „Arka”, Wrocław 1998.

254

odbywała długie adoracje Najświętszego Sakramen-tu. Była wielką apostołką czci Jezusa Eucharystycz-nego – adoracji eucharystycznej i niedzielnej Mszy.

Wanda Malczewska doznawała licznych objawień. Podczas jednego z nich, w czasie ostatniego Bożego Ciała przeżywanego przez nią na tej ziemi, usłyszała od Jezusa następujące – jakże ważne – słowa: „Polska się ostanie, o ile sobie nie da wiary odebrać, i będzie zawsze przedmurzem Kościoła”. „Mów komu tylko uważasz, że odrodzenie waszej Ojczyzny, jej rozkwit i zachowanie niezależności uzależnione są od zjed-noczenia ze Mną przez życie eucharystyczne [częste uczestnictwo we Mszy i przystępowanie do Komunii oraz adorację eucharystyczną – przyp. autora]”.

Innym razem, podczas jednej z „adoracyjnych” mistycznych ekstaz, mistyczka zobaczyła Jezusa, któ-ry „jakby w świetle słonecznym, stał z promieniejącą na piersiach Hostią i tak przemówił: «Godzina ado-racji, odprawiona dla uczczenia Mnie w Najświęt-szym Sakramencie i oddania czci Matce Mojej, jest niewypowiedzianie radosna. Dusze to nabożeństwo praktykujące są milsze dla Mnie aniżeli Jan Apostoł, mój ulubieniec, co na Ostatniej Wieczerzy położył swą głowę na moim Sercu, by przeniknąć głębię jego myśli. Jan widział Mnie osobiście, rozmawiał ze Mną osobiście, nic dziwnego, że Mnie kochał i tulił się do Mnie. Dusze zaś, adorujące Mnie zamknięte-go w cyborium, widzą tylko przybytek, gdzie mieszkam w postaciach sakramentalnych i słyszą głos mój tylko

255

wewnątrz duszy, a jednak wierzą, że tu jestem obec-ny, żywy i wszystko mogę im dać i dlatego miłują Mnie miłością wyższą, przytulając się do stopni oł-tarza mojego, z taką wiarą jak Jan do moich piersi i odchodzą stąd pocieszeni w smutkach, rozłzawie-ni z radości i umocnieni do wszelkich walk życio-wych. Szczęśliwe to dusze... Szczęśliwsze od moich aniołów w niebie... Ja też ich kocham więcej niż całe zastępy mieszkańców niebios. Wytrwajcie w tym nabożeństwie, a ubogacę was cnotami przeciwnymi grzechom głównym... dam wam moc do zwyciężania pokus wszelkich... i cierpliwość do znoszenia wszel-kich prześladowań. Nabożeństwo adoracyjne roz-krzewiajcie w rodzinach i gdzie tylko możecie. Niech ono się stanie codzienną żywotną potrzebą waszą...

Obudziwszy się w nocy przenieście się myślą do kościoła i odwiedzajcie Mnie w tabernakulum, które aniołowie we dnie i w nocy otaczają!

Gdy to nabożeństwo rozpowszechni się wśród wszystkich klas społeczeństwa w świecie... świat się odrodzi... nastąpi braterstwo narodów... uświęcenie ro-dzin. Zbliży się do was Królestwo Boże, o które prosicie (ale bez zastanowienia): «Przyjdź Królestwo Twoje...»”.

Na marginesie, wiarygodność tych objawień potwierdza także fakt, że Jezus i Maryja objawili Wandzie Malczewskiej zarówno odzyskanie nie-podległości przez Polskę, jak i nadejście czasów, które jako żywo przypominały komunistyczny ucisk oraz dzisiejszą walkę z Kościołem w Polsce.

256

R o z d z i a ł 7

EUCHARYSTYCZNA

DROGA DO NIEBA

Przemienieni intensywnym życiem euchary-stycznym, płynącymi od Najświętszego Sakramentu promieniami Bożego Miłosierdzia – spływającymi na nas zdrojami krwi i wody, które wypłynęły z prze-bitego Serca Jezusowego – możemy się stać, jak owe opisywane przez św. s. Faustynę „dusze szlachetne i delikatne”:

„Dusza szlachetna i delikatna może być nawet najprostsza, ale o uczuciach delikatnych; taka dusza we wszystkim upatruje Boga, wszędzie Go znajduje, umie Boga znaleźć nawet pod najtajniejszymi rze-czami. Wszystko dla niej ma znaczenie, wszystko sobie wysoce ceni, za wszystko Bogu dziękuje, ze wszystkiego wyciąga korzyści dla duszy, a wszystką chwałę odnosi do Boga. Jemu ufa i nie miesza się, gdy przyjdzie czas doświadczeń. Ona wie, że Bóg zawsze jest Ojcem najlepszym, a na wzgląd ludzki

257

niewiele zważa. Za najmniejszym podmuchem Du-cha Świętego idzie wiernie, cieszy się tym Gościem duchowym i trzyma się Go jak dziecię matki. Tam, gdzie inne dusze zatrzymują się i trwożą – ona prze-chodzi bez lęku i trudności” (Dz. 148).

Stania się takimi właśnie – dążącymi do nieba duszami, wam, drodzy czytelnicy i sobie gorąco ży-czę. Skierujmy jednocześnie do samego Boga proś-bę, którą wpisał kard. Karol Wojtyła, odwiedzając 3 listopada 1974 roku sanktuarium Cudu Eucha-rystycznego w Lanciano: „Spraw, abyśmy w Ciebie bardziej wierzyli, pokładali nadzieję i miłowali”98. Niech inny eucharystyczny cud – cud w Sokółce – przyniesie równie błogosławione owoce.

98 Ks. A. Posacki SJ, Cuda chrześcijańskiej wiary..., s. 102.

część IV

MÓDLMY SIĘ!

261

Modlitwa św. Tomasza z Akwinu przed Komunią Świętą

(lub przed Mszą Świętą)99

Wszechmogący, wieczny Boże, oto zbliżam się do najświętszych tajemnic Twojego Syna Jednoro-dzonego, naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Zbliżam się do nich jak chory do lekarza życia, jak nieczysty do źródła miłosierdzia, jak ślepy do światła wiecznej jasności, jak ubogi i nędzny do Pana nieba i ziemi.

Błagam Cię, abyś dzięki swej nieskończonej hoj-ności uleczył moją słabość, obmył moje grzechy, roz-świetlił moje mroki, wzbogacił moje ubóstwo i okrył nagość, abym mógł przyjąć Chleb aniołów, Króla nad królami i Pana nad panami z taką czcią i pokorą, skru-chą i pobożnością, z taką czystością i wiarą, z takim zamiarem i uwagą, jak tego wymaga moje zbawienie.

Spraw łaskawie, abym przyjął nie tylko znak ze-wnętrzny sakramentu Ciała i Krwi Pańskiej, lecz istotę i całą moc tego sakramentu. Najłaskawszy Boże, daj 99 Modlitwy św. Tomasza z Akwinu przytoczyłem za: Przewodnik modli-

twy, Wydawnictwo AA, Kraków-Ząbki 2008; źródłami dwóch Litanii do Najświętszego Sakramentu były: Droga do nieba, [1952], s. 95-98 oraz strona internetowa ss. Klarysek od Wieczystej Adoracji: klodzko.klary-ski.org ; Koronkę do Najświętszego Sakramentu zaczerpnąłem z drugiej strony pocztówki przedstawiającej Cząstkę Ciała Pańskiego, dostępnej w kolegiacie św. Antoniego w Sokółce; Koronka do Miłosierdzia Bożego za: www.jezuufamtobie.pl ; fragmenty wskazań ks. Sopoćki za: List z Czar-nego Boru; Litania do Hostii Przenajświętszej napisana przez św. Faustynę pochodzi z: s. Faustyna Kowalska, Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w du-szy mojej..., s. 132-134 (Dz. 356); fragment tekstu bł. Marii Kandydy od Eucharystii za: S. Meloni, Cuda eucharystyczne i chrześcijańskie korzenie Europy, Wydawnictwo „Jedność”, Kielce 2010, s. 213.

262

mi tak przyjąć Ciało Twego Syna Jednorodzonego, naszego Pana, Jezusa Chrystusa, które wziął z Maryi Dziewicy, abym mógł być wcielony w Jego ciało mi-styczne i zaliczony między Jego członki.

Ojcze najmilszy, pozwól mi wiecznie wpatrywać się bez zasłony w oblicze umiłowanego Syna Twoje-go, którego teraz w czasie ziemskiej wędrówki pra-gnę przyjąć pod postacią Chleba. Amen.

��

Modlitwa św. Tomasza z Akwinu po Komunii Świętej

(lub po Mszy Świętej)

Dzięki Ci składam, Panie Ojcze Święty, wszechmo-gący, wieczny Boże, za to, żeś mnie grzesznika, niegod-nego sługę swojego, bez żadnej mojej zasługi, a jedynie z Twego miłosierdzia posilić raczył najdroższym Ciałem i Krwią Twojego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Proszę Cię, niech ta Komunia Święta nie stanie się dla mnie wyrokiem potępienia, ale niech będzie dla mnie zbawiennym zadatkiem Twojego przebaczenia, zbroją mojej wiary i puklerzem dobrej woli. Niech mnie ona uwolni od mych występków, wyniszczy we mnie pożądliwość i zmysłowość, a wzmocni miłość i cierpliwość, pokorę, posłuszeństwo i wszystkie cnoty.

263

Niech mi będzie mocną obroną przeciw zasadzkom nieprzyjaciół tak widzialnych, jak niewidzialnych. Niech całkowicie uspokoi we mnie poruszenia ciele-sne i duchowe. Niech przez nią mocno przylgnę do Ciebie, jedynego, prawdziwego Boga. Niech wreszcie będzie szczęśliwym zakończeniem mojego życia.

Proszę Cię także, abyś mnie, grzesznika, raczył doprowadzić do tej niewymownej uczty, na której z Twoim Synem i Duchem Świętym jesteś dla swo-ich wybranych prawdziwą światłością, całkowitym nasyceniem, wiekuistym weselem, pełnią szczęścia i radością doskonałą. Amen.

��

Litania do Najświętszego Sakramentu

Kyrie, eleison. Christe, eleison. Kyrie, eleison.Chryste, usłysz nas.Chryste, wysłuchaj nas.Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami.Synu, Odkupicielu świata, BożeDuchu Święty, BożeŚwięta Trójco, jedyny BożeJezu w Najświętszym Sakramencie jako Bóg i Czło-

wiek obecny – zmiłuj się nad nami.Jezu, żywy chlebie, któryś z nieba zstąpiłJezu, utajony Boże i Zbawicielu

264

Jezu, nieustająca ofiaro nowego przymierzaJezu, Ofiaro czci i uwielbienia najgodniejszaJezu, prawdziwa ofiaro błagalna za żywych i zmarłychJezu, niewinny Baranku BożyJezu, Chlebie AnielskiJezu, pokarmie nasz najcenniejszyJezu, przymierze miłości i pokojuJezu, źródło łask wszelkichJezu, pociecho zasmuconychJezu, ucieczko grzesznychJezu, wspomożycielu słabych i obarczonychJezu, lekarzu chorychJezu, pokarmie w godzinie śmierciJezu, szczęśliwości wybranychJezu, zadatku chwalebnego zmartwychwstaniaBądź nam miłościw – przepuść nam, Panie.Bądź nam miłościw – wysłuchaj nas, Panie.Od niegodnego pożywania Ciała i Krwi Twojej naj-

świętszej – zachowaj nas, Panie.Od wszelkich pożądliwości ciałaOd pożądliwości oczuOd wszelkiej pychyOd wszelkich niebezpieczeństw i okazji do grzechuOd wszelkiej lekkomyślności umysłuOd wszelkiej oziębłości ku bliźnimOd grzechu każdegoOd śmierci wiecznejPrzez najświętsze Wcielenie Twoje – wybaw nas, Panie.Przez gorzką mękę i śmierć Twoją

265

Przez nieskończoną miłość, którąś nam okazał przez ustanowienie Najświętszego Sakramentu

Przez swoją najgłębszą pokorę, jakąś w poprzedzają-cym umywaniu nóg uczniom swoim okazał

Przez pięć ran Twego Najświętszego Ciała, któreś za nas sobie zadać pozwolił

Przez najdroższą Krew Twoją, którąś nam na ołtarzu zostawić raczył

My, grzeszni, prosimy Ciebie – wysłuchaj nas, Panie.Abyś wiarę, uszanowanie i nabożeństwo ku temu Naj-

świętszemu Sakramentowi zawsze w nas utrzymy-wać i pomnażać raczył

Abyś wszelkie zbrodnie i to, co Ci, się nie podoba, w nas umarzać i z nas wykorzenić raczył

Abyś nas w łasce swojej zachować i umacniać raczyłAbyś nas od wszelkich zasadzek nieprzyjaciół uwol-

nić raczyłAbyś serca nasze łaską swoją oczyścić i poświęcić raczyłAbyś nam skutków tego niebieskiego Najświętszego

Sakramentu w obfitości doznać pozwoliłAbyś nas przez tę tajemnicę miłości z sobą coraz do-

skonalej zjednoczyć raczyłAbyś święte pragnienie częstego pożywania Ciebie

w Komunii Świętej w nas wzbudzić raczyłAbyś nam do godnego przygotowania na tę ucztę

przez prawdziwą pokutę dopomóc raczyłAbyś nas w godzinę śmierci tym Pokarmem Niebie-

skim zasilić i wzmocnić raczyłAbyś nam w godzinę śmierci na pomoc przybyć raczyłAbyś nam łaski szczęśliwej śmierci udzielić raczył

266

Abyś nam wieczne i chwalebne życie wskrzesić raczyłAbyś nas wysłuchać raczyłSynu Boży, źródło łaskawości i miłosierdzia

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nam, Panie.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – wysłuchaj nas, Panie.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – zmiłuj się nad nami.

Ojcze nasz...Zdrowaś, Maryjo...

K.: O Święta uczto, w której Chrystusa pożywa-my i pamiątka męki Jego uczczona.

W.: Dusza łaską napełniona, a nam zadatek przyszłej szczęśliwości udzielany bywa.

Módlmy się: Boże, który zostawiłeś nam pa-miątkę męki swojej w cudownym Sakramencie, racz nam dać, błagamy, iżbyśmy Najświętsze Ciało Twoje i Najświętszą Krew Twoją jak najczęściej i z jak naj-głębszym nabożeństwem dla uleczenia i zbawienia dusz naszych przez Ciebie odkupionych przyjmo-wali i świętością tegoż Sakramentu przez Boskie zasługi Twoje, Królestwo niebieskie sobie zapewnili. Który z Bogiem Ojcem w jedności Ducha Świętego żyjesz i królujesz na wieki wieków.

W.: Amen.

267

��

Litania do Najświętszego Sakramentu (wersja druga)

Kyrie, eleison. Christe, eleison. Kyrie, eleison.Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami.Synu, Odkupicielu świata, BożeDuchu Święty, Boże Święta Trójco, Jedyny BożeBoże utajony w Najświętszym SakramenciePrzedwieczne Słowo Ojca, które Ciałem się stało

i zamieszkało między namiJezu, obecny w Najświętszym Sakramencie jako Bóg

i człowiekNieustająca Ofiaro Nowego PrzymierzaChlebie Żywy z nieba zstępującyChlebie wszechobecnością Słowa w Ciało przemienionyPokarmie wybranychUczto anielskaPamiątko męki Jezusa ChrystusaDowodzie Boskiej ku nam miłościTajemnico wiaryCudzie niepojętyPrzymierze miłości i pokojuŹródło łask wszelkich

268

Zadatku chwalebnego zmartwychwstaniaUmocnienie na drogę wiecznościUcieczko grzesznikówWspomożenie słabych i upadłychLekarzu chorychPociecho smutnychBoski Więźniu na naszych ołtarzachBądź nam miłościw – przepuść nam, Panie.Bądź nam miłościw – wysłuchaj nas, Panie.Od niegodnego pożywania Ciała i Krwi Twojej

– zachowaj nas, Panie.Od wszelkiej pychyOd wszelkich niebezpieczeństw duszyOd braku miłości ku drugiemu człowiekowiOd grzechu każdegoPrzez Najświętsze Wcielenie Twoje – wybaw nas, Panie.Przez gorzką mękę i śmierć Twoją Przez pragnienie pożywania Ostatniej Wieczerzy

z uczniami swoimiPrzez nieskończoną miłość, którą nam okazałeś,

ustanawiając Najświętszy Sakrament OłtarzaPrzez Najdroższą Krew Twoją, jaką nam w Sakra-

mencie Ołtarza zostawiłeśPrzez najgłębszą pokorę, okazaną na Ostatniej Wie-

czerzy przy umywaniu nóg ApostołomPrzez pięć ran Najświętszego Ciała TwojegoMy grzeszni, Ciebie prosimy – wysłuchaj nas, Panie.Abyś głęboką cześć i nabożeństwo ku temu Naj-

świętszemu Sakramentowi zawsze w nas utrzy-mywać i pomnażać raczył

269

Abyś przez ten Chleb Anielski wszelkie zło w nas wyniszczyć raczył

Abyś nas w łasce Twojej świętej zachować raczył Abyś nas od wszelkich zasadzek nieprzyjaciół uwol-

nić raczyłAbyś nas przez tę Tajemnicę miłości coraz doskona-

lej między sobą zjednoczyć raczyłAbyś nas tym pokarmem niebieskim w godzinę

śmierci zasilić raczyłSynu Boży, Źródło łaskawości i Miłosierdzia

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nam, Panie.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – wysłuchaj nas, Panie.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – zmiłuj się nad nami.

K.: Jezusie, obecny pod postacią Chleba na na-szych ołtarzach.

W.: Umacniaj nas Ciałem i Krwią swoją.

Módlmy się: Boże, Ty w Najświętszym Sa-kramencie zostawiłeś nam pamiątkę swej Męki, daj nam taką czcią otaczać święte Tajemnice Ciała i Krwi Twojej, abyśmy nieustannie doznawali owo-ców Twego Odkupienia. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.

W.: Amen.

270

��

Koronka do Bożego Miłosierdzia

Na początku:Ojcze nasz..., Zdrowaś, Maryjo..., Wierzę w Boga...

Na dużych paciorkach:Ojcze przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew,

Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grze-chy nasze i całego świata.

Na małych paciorkach (10x):Dla Jego bolesnej Męki, miej miłosierdzie dla

nas i całego świata.

Na zakończenie (3x):Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmier-

telny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem.

��

271

Koronka do Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie

(odmawiana w Sokółce)

Na początku:Ojcze nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Wierzę w Boga...

Na dużych paciorkach:Niech będzie pochwalony Przenajświętszy Sa-

krament, prawdziwe Ciało i Krew Pana naszego, Je-zusa Chrystusa.

Na małych paciorkach (10x):O Jezu, obecny w Przenajświętszym Sakramen-

cie – bądź dla nas i całego świata źródłem łaski życia wiecznego.

Na zakończenie (3x):Niech będzie pochwalony Przenajświętszy Sa-

krament, prawdziwe Ciało i Krew Pana naszego, Je-zusa Chrystusa.

��

272

Sposób przygotowania się do godnego przyjęcia Pana Jezusa w Komunii

Świętej według bł. ks. Michała Sopoćki

„Należy przejąć się tą wielką myślą: przygotuję się do Komunii Świętej i w tym celu wszystkie czyn-ności wieczorne, nocne i poranne spełniam świąto-bliwie jako przygotowanie; będę czynić częste akty miłości Bożej i pytać siebie: «Kto jest Ten, kto ma przyjść do mnie i w jakim celu, a kto ja jestem?». Wreszcie trzeba wzbudzać w sobie pragnienie przy-jęcia Pana Jezusa, a gdy nie czujemy tego, prosić o tę łaskę, ofiarowując w zamian usposobienie Najświęt-szej Panny i wszystkich świętych.

Przystępując do Komunii Świętej, trzeba wzbu-dzić akt wiary, nadziei, miłości, żalu, pragnienia i zbliżać się z jak największą pokorą pełną uszano-wania (...), nie tylko ustami, ale świadomie powta-rzać słowa setnika: «Panie, nie jestem godzien...» (Mt 8,5) albo słowa syna marnotrawnego: «Zgrze-szyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie je-stem godzien nazywać się twoim synem» (Łk 15,18). Miłość pełna ufności będzie uwieńczeniem przygo-towania i będzie towarzyszyć temu aktowi. Czasami tej miłości nie odczuwamy, wówczas prośmy o nią z ufnością: «Jezu, ufam Tobie!». Zresztą miłość Boga nie polega na uczuciu, a mieści się w woli i gotowości służenia Mu i poświęceniu się całkowitym.

273

Zaraz po Komunii Świętej nie mówmy nic, a w sku-pieniu słuchajmy, co Jezus Chrystus mówić będzie do nas w chwili tak drogiej, i idźmy za pociągiem łaski.

Następnie wzbudzajmy akty uwielbienia, podzi-wu i miłości.

Uniżajmy się przed nieskończoną wielkością Zbawiciela, ofiarujmy uwielbienie aniołów i świę-tych na dopełnienie swoich niegodnych hołdów.

Podziwiajmy Miłosierdzie Boga zstępującego do nędznego stworzenia. Pragnijmy tylko do Jezusa na-leżeć, wyrzekając się wszystkiego, co jest na świecie.

Następnie wzbudzajmy akty dziękczynienia za to niewypowiedziane Miłosierdzie i prośmy, by sam Zbawiciel podziękował od nas, niegodnych, Ojcu niebieskiemu.

Prośmy zatem z prostotą i ufnością, przedsta-wiając Mu szczerze nasze nędze i braki rozmaite, potrzeby naszych bliźnich, rodaków rozrzuconych dziś po świecie i cierpiących; potrzeby nawet wro-gów naszych i świata całego. Jest to chwila, w której można o wszystko prosić i wszystko otrzymać. Po-tem możemy ofiarować siebie samych, poświęcając Mu wszystko, co mamy i czym jesteśmy, aby nami kierował według woli swojej.

Wreszcie czyńmy postanowienia odpowiednie, które powinny być owocem Komunii Świętej. (...) Skracać ten czas można by tylko w razie konieczności, ale i wówczas akty wymienione można i trzeba kontynu-ować w drodze powrotnej z kościoła czy nawet przy

274

pracy lub w koniecznej rozmowie z innymi. Do takie-go dziękczynienia po Komunii Świętej przywiązujemy wielką wagę, gdyż tego wymaga religia, wdzięczność i  własny interes, gdyż w tych chwilach dusza czuje największą słodycz w obcowaniu z  Panem Jezusem. Wtedy On najchętniej gotów jest oświecić ją, rozgrzać, poruszyć, wtedy głównie ten sakrament sprawia skutek. Kto zaniedbuje dziękczynienie, ten stawia przeszkody łasce, ten naśladuje ubogiego, który nie chce czekać na jałmużnę, jaką mu bogaty ma zamiar podać”.

��

Sposób nawiedzenia Pana Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie

według bł. ks. Michała Sopoćki

„Wpierw winniśmy się skupić i wzbudzić radość, że możemy chwilkę spędzić w towarzystwie Pana Jezusa.

Następnie oddajmy cześć zewnętrzną i złóżmy wewnętrzny hołd uwielbienia.

Potem mówmy do Jezusa z prostotą, co serce nam poda, wyrażając radość lub smutek, troski i potrzeby.

A jeżeli nie wiemy, co mamy powiedzieć, wy-znajmy to z prostotą, upokorzmy się przed Nim w swej nędzy, przedstawmy Mu swe prośby, jak że-brak u nóg bogacza, swe potrzeby, potrzeby Kościo-ła, Ojczyzny, narodu, bliźnich, wrogów.

275

Przejdźmy potem do rozważania życia Zbawi-ciela w Przenajświętszym Sakramencie, czci, jaką oddaje Ojcu swemu, miłosierdzia, cichości i cierpli-wości względem ludzi, Jego pokory, ubóstwa i umar-twienia; uczyńmy postanowienie żyć według tych wzniosłych przykładów.

Odchodząc, zostawmy swe serce w cyborium, a czuwajmy nad zmysłami, by przez rozproszenie nie utracić łask otrzymanych.

Jeżeli czas pozwoli, odmówmy cząstkę różańca, przez co uzyskamy odpust zupełny”.

(fragment Listu z Czarnego Boru, 6 sierpnia 1942 roku)

��

Sposób przyjęcia komunii duchowej według bł. ks. Michała Sopoćki

„W danej chwili skupiamy się i przenosimy się przed tabernakulum z Przenajświętszym Sakramentem.

Wzbudzamy akt wiary, nadziei, miłości i żalu, uwielbienia i pragnienia.

Wyobrażamy sobie, że kapłan podaje nam Prze-najświętszy Sakrament.

Przyjmujemy w duchu z wielką pokorą i uszano-waniem oraz miłością ufną, a następnie odprawiamy dziękczynienie jak po Komunii sakramentalnej”.

(fragment Listu z Czarnego Boru, 6 sierpnia 1942 roku)

276

��

Litania do Hostii Świętej (napisana przez św. s. Faustynę w 1935 roku100)

Hostio Święta, w której zawarty jest testament miło-sierdzia Bożego dla nas, a szczególnie dla bied-nych grzeszników.

Hostio Święta, w [której] zawarte jest Ciało i Krew Pana Jezusa, jako dowód nieskończonego mi-łosierdzia ku nam, a szczególnie ku biednym grzesznikom.

Hostio Święta, w której zawarte jest życie wiekuiste [z] nieskończonego miłosierdzia nam obficie udzielane, a szczególnie biednym grzesznikom.

Hostio Święta, w której zawarte jest miłosierdzie Ojca, Syna i Ducha Świętego ku nam, a szcze-gólnie ku biednym grzesznikom.

Hostio Święta, w której zawarta jest nieskończona cena miłosierdzia, która wypłaci wszystkie długi nasze, a szczególnie biednych grzeszników.

Hostio Święta, w której zawarte jest źródło wody żywej, tryskającej z nieskończonego miłosierdzia dla nas, a szczególnie dla biednych grzeszników.

Hostio Święta, w której zawarty jest ogień najczystszej miłości, który płonie z łona Ojca Przedwiecznego,

100 Dz. 356.

277

jako z przepaści nieskończonego miłosierdzia dla nas, a szczególnie dla biednych grzeszników.

Hostio Święta, w której zawarte jest lekarstwo na wszystkie niemoce nasze, [lekarstwo] płynące z  nieskończonego miłosierdzia, jako z krynicy, dla nas, a szczególnie dla biednych grzeszników.

Hostio Święta, w której zawarta jest łączność pomiędzy Bogiem a nami, przez nieskończone miłosierdzie dla nas, a szczególnie dla biednych grzeszników.

Hostio Święta, w której zawarte są wszystkie uczucia najsłodszego Serca Jezusowego ku nam, a szcze-gólnie ku biednym grzesznikom.

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna we wszystkich cierpieniach i przeciwnościach życia.

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna wśród ciem-ności i burz wewnętrznych i zewnętrznych.

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna w życiu i śmier-ci godzinie.

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna wśród niepo-wodzeń i zwątpienia toni.

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna wśród fałszu i zdrad.

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna wśród ciem-ności i bezbożności, która zalewa ziemię.

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna wśród tęskno-ty i bólu, w którym nas nikt nie zrozumie.

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna wśród znoju i szarzyzny życia codziennego.

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna wśród znisz-czenia naszych nadziei i usiłowań.

278

Hostio Święta, nadziejo nasza jedyna wśród poci-sków nieprzyjacielskich i wysiłków piekła.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy ciężkości przecho-dzić będą siły moje, gdy ujrzę wysiłki swoje bez-skuteczne.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy burze miotają mym sercem, a duch strwożony chylić się będzie ku zwątpieniu.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy serce moje drżeć bę-dzie i śmiertelny pot zrosi nam czoło.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy wszystko sprzysię-że się przeciw mnie i rozpacz czarna wciskać się będzie do duszy.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy wzrok mój gasnąć będzie na wszystko, co doczesne, a duch mój po raz pierwszy ujrzy światy nieznane.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy prace moje będą przechodzić siły moje, a niepowodzenie będzie stałym udziałem moim.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy pełnienie cnoty trud-nym mi się wyda i natura buntować się będzie.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy ciosy nieprzyjaciel-skie wymierzone przeciw mnie będą.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy trudy i wysiłki potę-pione przez ludzi będą.

Hostio Święta, ufam Tobie, gdy zabrzmią sądy Two-je nade mną, wtenczas ufam morzu miłosierdzia Twego.

279

��

Przesłanie bł. Marii Kandydy od Eucharystii

„O synowie ludzcy, jak długo będziecie ignoro-wać tę miłość Syna Bożego do was? Od dwudzie-stu wieków jest więźniem dla was w Najświętszym Sakramencie, niewolnikiem miłości pod postaciami Eucharystycznymi, wieczną ofiarą za was. Czyż ży-jecie niepomni tego wszystkiego? Jak długo? Czy trzeba będzie zawsze was zmuszać, byście przystą-pili do Świętego Stołu, byście uczestniczyli w Mszy Świętej, byście nawiedzali waszego Boga, pełnego miłości i Zbawiciela? Jak długo będzie trwać ten ogrom niewdzięczności i ten absurd? Kiedyż zro-zumiecie Serce Jezusa? Do was kieruję krzyk mo-jego serca, tak udręczonego, wyciągając ku wam ramiona: Przebudźcie się! On nie może tego dłużej znieść! Przyjdźcie, skosztujcie, a będziecie mieć po-kój i szczęście! Tak, mój Jezu, tylko Ty czynisz nas szczęśliwymi w tym życiu, bo tylko z Tobą radość i uśmiech nigdy nie gasną. Kto znalazł Ciebie, zna-lazł wszystko”.

280

POSŁOWIE

Pisanie tej książki zakończyłem 9 stycznia 2012 roku Tuż przed południem zjawiłem się na ostatniej

„konsultacji” w znajdującej się tuż obok sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach ka-plicy Wieczystej Adoracji. Nie wiedziałem, że zmienił się tryb owej adoracji i w godzinach 12.00-14.00 kapli-ca była sprzątana. W tym czasie wierni mogli adorować Najświętszy Sakrament w kaplicy Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. No i tak, zrządzeniem Bożej Opatrzności, w kaplicy Wieczystej Adoracji zostałem pobłogosławiony Najświętszym Sakramentem (prakty-kuje się to zawsze po zakończeniu adoracji). Udałem się potem do kaplicy klasztornej, gdzie po modlitwie do Je-zusa Eucharystycznego ucałowałem znajdujące się przed obrazem Jezusa Miłosiernego relikwie św. s. Faustyny. Choć tego nie planowałem, wydarzyło się dokładnie to samo, co 1 października 2011 roku, kiedy rozpoczyna-łem pracę nad książką. Bogu niech będą dzięki!

281

I jeszcze jedna sprawa. Udało mi się wreszcie skon-taktować z abp. Edwardem Ozorowskim. Kilkukrotne wcześniejsze próby dotarcia do białostockiego hierarchy drogą oficjalną – czyli poprzez jego sekretariat – spełzły, niestety, na niczym. Dopiero dzięki pomocy pewnej bar-dzo życzliwej osoby świeckiej pod koniec stycznia mo-głem porozmawiać z nim telefonicznie. Przyznam, że nie lubię rozmawiać przez telefon. Gdy nie widzę człowieka, trudno mi nawiązać z nim dobry kontakt. Niestety, ko-lejny wyjazd do Białegostoku i nasze osobiste spotkanie było już niemożliwe. Ale mimo tych trudności udało mi się odbyć bardzo sympatyczną rozmowę i poruszyć wiele interesujących mnie tematów. Dowiedziałem się, że nie tylko ja dostrzegłem związki cudu w Sokółce z Bożym Miłosierdziem, że potrzebę powiązania tych dwóch spraw i kultów sugerowała w  rozmowie z hierarchą również pewna pani z Warszawy. Co więcej, metropo-lita białostocki wyznał, że przygotował już pełną i wy-czerpującą dokumentację dotyczącą tego, co wydarzyło się w Sokółce, która zostanie przesłana do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Podkreślił też, że według jego wiedzy „owocem” cudu w Sokółce było już wiele nawróceń i cztery spektakularne uzdrowienia (między innymi jednego z nich doznała mieszkająca w Szwecji Polka, czcicielka Bożego Miłosierdzia i poetka Krysty-na Olofsson). Podczas naszej rozmowy zapoznałem ar-cybiskupa z generalnymi założeniami tej książki. Żywo zainteresował się poruszanymi w niej wątkami i udzielił mi swojego pasterskiego błogosławieństwa.

282

BIBLIOGRAFIA

(WYBÓR)

Adamska Immakulata J. OCD, Ku pełni wolności i miłości. Rzecz o bł. Marii Kandydzie od Eucharystii (1884-1949) karmeli-tance z Ragusy, Wydawnictwo „Flos Carmeli”, Poznań 2008.

Alberione Jakub ks., Stąd chcę oświecać. Myśli eucharystyczne, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 1997.

Augustynik G. ks., Miłość Boga i Ojczyzny w życiu i czynach świątobliwej Wandy Malczewskiej, „Arka”, Wrocław 1998.

Bejda Henryk, Księga 100 wielkich cudów, Dom Wydawniczy „Rafael”, Kraków 2005.

Bejda Henryk, Nawróceni, Dom Wydawniczy „Rafael”, Kra-ków 2008.

Benedykt XVI, Posynodalna Adhortacja Apostolska Sacramentum caritatis (...) o Eucharystii, źródle i szczycie życia i misji Kościoła, Wydawnictwo Diecezji Tarnowskiej „Biblos”, Tarnów 2007.

Bux Nicola, Jak chodzić na Mszę i nie stracić wiary, Wydawnic-two św. Stanisława, Kraków 2011.

283

Chiavarino Ludwik ks., Największy skarb, czyli codzienna Msza św., Towarzystwo Świętego Pawła, Rzym – Często-chowa – Paryż 1937.

Cruz Carroll Joan, Cuda eucharystyczne. Eucharystyczne fenome-ny w życiu świętych, Wydawnictwo „Exter”, Gdańsk 2000.

Dajczer Tadeusz ks., Sakrament obecności, Wydawnictwo i Dru-karnia Świętego Krzyża; Wydawnictwo „Fidei”, Opole – Warszawa 2009.

Górny G., Rosikoń J., Ufam. Śladami siostry Faustyny, Wy-dawnictwo Rosikon Press, Warszawa 2010.

Jan Paweł II, Ecclesia de Eucharistia.Jan Paweł II, List En 1246, votre loitain do bp. Liege Alberta

Houssiau z okazji 750-lecia Święta Bożego Ciała, na stro-nie: www.opoka.org.pl .

Kaszuba Agnieszka, Cud w Sokółce, Axel Springer Polska Sp. z o.o., 2009.

Kowalska Faustyna M. s., Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w du-szy mojej, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2001, Wydanie X.

Nasuti Nicola OFMConv, Cud Eucharystyczny w Lanciano, Wydawnictwo „Arka”, 1999.

Nowowiejski Antoni J. abp, Msza Święta, Wydawnictwo „An-tyk” Marcin Dybowski, Warszawa 2011.

Ozorowski Edward abp, Homilia wygłoszona w Sokółce 2 paź-dziernika 2011 r., [w:] „Drogi Miłosierdzia”, nr 10/2011.

Posacki Aleksander SJ, Cuda chrześcijańskiej wiary. Mistyka – inicjacje – objawienia, WAM, Kraków 2003.

Ratzinger Józef kard., Duch liturgii, Klub Książki Katolickiej, Poznań 2002.

Ratzinger Józef kard., Eucharystia. Bóg blisko nas, Wydawnic-two „M”, Kraków 2005.

284

Romano Amerio, Iota unum. Analiza zmian w Kościele katolic-kim w XX w., Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski, miejsce i rok wydanie nieoznaczone.

Sopoćko Michał bł. ks., Dziennik, Wydawnictwo św. Jerzego, Białystok 2010.

Sopoćko Michał bł. ks., List napisany dn. 6 VIII 1942 r. w Czarnym Borze do pierwszych kandydatek tworzącego się w Wilnie Zgromadzenia Służebnic Miłosierdzia Bożego, na stronie: www.jezuufamtobie.pl .

Sopoćko Michał bł. ks., Miłosierdzie Boga w dziełach Jego, tom I-III, Wydawnictwo Kuria Metropolitalna Białostocka, Wydział Duszpasterstwa, Białystok 2008.

Tesoriero Ron, Powody aby wierzyć, WAM, Kraków 2010.Tomasz z Akwinu św., Ewangelia Ojców Kościoła, Wydawnic-

two „Znak”, Kraków 1983.Tomasz z Akwinu św., Suma teologiczna w skrócie, Wydawnic-

two „Antyk” – Marcin Dybowski, Warszawa 2000. Toth Tihamer, Eucharystia, Wydawnictwo „Te Deum”, War-

szawa 2004.

285

SPIS TREŚCI

Deo gratias! ______________________________ 7Wprowadzenie ____________________________ 11

część I Boży znak Rozdział 1: „Przyjdźcie na ucztę!” ____________ 21Rozdział 2: Czy to krew, czy nie krew? _______ 27Rozdział 3: „Serce Jezusa, dla nieprawości naszych starte...” ________________ 35Rozdział 4: Przynaglenie z nieba? ___________ 47Rozdział 5: Spokój, wiara i nadzwyczajne łaski _ 52Rozdział 6: „Słońce sprawiedliwości” i zakrwawiony brewiarz __________ 62Rozdział 7: Od Warmii po Śląsk ____________ 66Rozdział 8: Jak w Sokółce: Lanciano i Buenos Aires _________________ 74Rozdział 9: Przedziwna historia Bożego Ciała ___ 86Rozdział 10: „Jam jest chleb życia...” __________ 99

286

część II Sokółka w promIenIach Bożego mIłoSIerdzIa

Rozdział 1: „Bóg jest wśród swego ludu” ______ 109Rozdział 2: Frapujące odkrycia ______________ 115Rozdział 3: Intrygujące obrazy, czyli Serce Jezusa Miłosiernego ____ 127Rozdział 4: „Zaradź niedowiarstwu memu” ____ 146Rozdział 5: Święta Faustyna, Eucharystia i Miłosierdzie __________________ 152Rozdział 6: Eucharystia wyrazem niezmierzonego Miłosierdzia Bożego ____________ 166Rozdział 7: Rozmyślając o cudzie ____________ 182

część III żyć eucharyStIą

Rozdział 1: Co mamy czynić? _______________ 195Rozdział 2: Najwyższa cześć i miłość _________ 199Rozdział 3: W stronę codziennej Mszy Świętej ___ 203Rozdział 4: Być Jego żywym tabernakulum!____ 208Rozdział 5: Na kolanach przed Panem ________ 227Rozdział 6: Przykłady pociągają! ____________ 237

Rozdział 7: Eucharystyczna droga do nieba ____ 256

część IV módlmy SIę!Modlitwa św. Tomasza z Akwinu przed Komunią Świętą (lub przed Mszą Świętą) ____ 261Modlitwa św. Tomasza z Akwinu po Komunii Świętej (lub po Mszy Świętej) ______ 262

287

Litania do Najświętszego Sakramentu _________ 263Litania do Najświętszego Sakramentu (wersja druga) ____________________________ 267Koronka do Bożego Miłosierdzia _____________ 270Koronka do Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie (odmawiana w Sokółce) __________ 271Sposób przygotowania się do godnego przyjęcia Pana Jezusa w Komunii Świętej według bł. ks. Michała Sopoćki ________________ 272Sposób nawiedzenia Pana Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie według bł. ks. Michała Sopoćki _______________ 274Sposób przyjęcia komunii duchowej według bł. ks. Michała Sopoćki _______________ 275Litania do Hostii Świętej ________________________ 276Przesłanie bł. Marii Kandydy od Eucharystii ____ 279

Posłowie _________________________________ 280Bibliografia (wybór) ________________________ 282