TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

20
Przymierze Wojowników Wywiad: Michał Pałubski z Formacji Chatelet Sąsiadka mieszka w... kościele Kraków, nr 5(14)/2012 ISSN: 2083-8948 temat numeru Ucz się kreatywnie

description

14 umer Trybów. Katoliciego miesięcznika studenckiego - grzbiet główny - maj 2012

Transcript of TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

Page 1: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

Przymierze Wojowników

Wywiad: Michał Pałubski z Formacji Chatelet

Sąsiadka mieszka w... kościele

Kraków, nr 5(14)/2012 ISSN: 2083-8948

temat numeru

Ucz się kreatywnie

Page 2: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

2 TRYBY nr 5(14)/2012

po drugiej stronie

fot.:

ww

w.m

orgu

efile

.com

Red. Ewelina Pitala Ścieżkami wiary. Rozmowy o życiu, miłości i wierzeWydawnictwo JUT 2011

Jean-Marc Bot Koniec świata. Duch czasów ostatecznychWydawnictwo Święty Wojciech 2012

Których newsów nie czytać?

Francuski ksiądz i duszpa-sterz młodzieży, znany także z innych pozycji o tematyce eschatologicznej, podejmuje ją w prezentowanej książce roz-ważając zagadnienie końca świata. Rysuje tło historyczne różnego rodzaju proroctw, ob-jawień, znaków i świadectw, które miałyby rzekomo uchy-lać rąbka tajemnic Paruzji. Komentuje je i rozprawia się z nimi przez wiele odniesień – m.in. do Pisma Świętego, na-uczania Soboru Watykańskiego II, Katechizmu Kościoła Katolickiego, tekstów patry-stycznych czy nauczania filozo-fów chrześcijańskich.

Z tej konfrontacji wyłania się dość klarowny obraz po-nownego przyjścia Pana, uka-zany w świetle Jego Słowa oraz uświadamiający i przestrzega-jący czytelnika przed nieupo-rządkowaną ciekawością i poły-kaniem wszystkich – obecnych dziś w literaturze – newsów o czasach ostatecznych.

kl. Tomasz Podlewski

„Bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”Kilkanaście osób prezen-

tuje sposoby na to, jak we współczesnym świecie być radosnym, prawdziwie wie-rzącym chrześcijaninem i przy tym nie wstydzić się swojej wiary. Swoimi świadectwami, uwzględniającymi także kry-zysy wiary i trudne życiowe momenty, dzielą się np. Janina Ochojska i Tomasz Zubilewicz. Wśród kilkunastu osób jest jedna siostra zakonna i ksiądz. Pozostali to osoby świeckie.

Ta pięknie wydana książka w niewielkim formacie, ale za to sporej objętości, doskonale nadaje się na lekturę w środ-kach komunikacji miejskiej w drodze na uczelnię oraz na prezent. Gorąco polecam!

Agata Gołda

Recenzowane przez nas egzemplarze mogą trafić w Wasze ręce. Majowy konkurs jest inspirowany nabożeństwami majowymi. Pytanie: dlaczego litanię do NMP nazywamy „loretańską”? Na odpowiedzi czekamy pod adresem: [email protected] do końca maja.

K O N K U R S

Młodość nie jest rozdziałem wy-rwanym z życia ani przedmową do książki bez

powiązania z całością. Jest

wprowadzeniem do całej reszty (…) jest fundamentem, na którym ma się oprzeć budowla

całego życia.

Bł. Jakub Alberione

Czytać lepiej

Mistrzem cytatów pła-skich jak deska do prasowania jest brazylijski pisarz Paulo Coelho. Ale nauczył nas, że dwa zdania potrafią dać na-prawdę do myślenia, a nawet zmienić pogląd na niektóre sprawy. „Droga” hiszpańskie-go świętego Josemaría Escrivá, założyciela Opus Dei, to zbiór 999 krótkich zdań do medyta-cji. To materiał na ponad dwa lata rozważań, zakładając lek-turę jednego z nich codzien-nie. I nie uświadczymy tu zapewnień, że cały wszech-świat działa na naszą korzyść, jeśli chcemy. Warto czytać , bo: „Nie zaniedbuj lektury ducho-wej. – Czytanie wielu uczyniło świętymi” (Josemaría Escrivá).

Diana Drobniak

Św. Josemaría EscriváDrogaWydawnictwo Święty Wojciech 2012

Anna GolędzinowskaOcalona z piekła. Wyznania byłej modelkiEdycja Świętego Pawła 2012

High life po Bożemu„Miałam sztuczne włosy,

sztuczne paznokcie, całe moje życie było sztuczne i fałszy-we” – mówiła na spotkaniach ze studentami, w telewizji i programach radiowych.

Ania, lat 29, urodzo-na w postkomunistycznej Warszawie. Pamięta rodziców, którzy stali w kolejkach i ku-powali na kartki. Pamięta też narkotyki, próbę samobójczą i to, że była sławną modelką. Pływała jachtami, nosiła futra i bywała na przyjęciach u Silvio Berlusconiego. W pewnym momencie ogromne pienią-dze, wielki show biznes i high life zamieniła na ciasny pokój w Medziugorje. Teraz jeździ po świecie i daje świadectwo.Magdalena Guziak-Nowak

Page 3: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

3

Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak P. o. redaktora naczelnego: Karolina PlutaRedaktor prowadzący: Przemysław RadzyńskiSekretarz redakcji: Agata GołdaRedaktor dodatków uczelnianych i PR: Karolina Pluta Marketing: Marcin Nowak, Wojciech Biś (Warszawa)Zespół redakcyjny: Iwona Bielecka, Agnieszka Całek, Michał Chudziński, Marta Czarny, Diana Drobniak, Karolina Mazurkiewicz, Izabela Murzyn, Wojciech Podlewski, Dominik Sidor, Tomasz Wierzbicki, Michał WnękKorekta: Katarzyna BrzezowskaDTP, layout, foto: Marcin Nowak Okładka: Marcin Nowak

Asystent kościelny: ks. Rafał BuzałaAdres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 KrakówData zamknięcia numeru: 2 maja 2012 Nakład: 6000 egz.Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.

[email protected]

Wydawca: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej

od redakcj i

Maj 2012

współpraca

Jesteśmy na: Akademii Górniczo-Hutniczej | Politechnice Krakowskiej | Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie | Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie |

Szkole Głównej Handlowej w Warszawie |

temat numeru:

EDUKACjA 4-7Potencjalni geniuszeGłód wiedzy w średniowieczuStudia za granicą

rozmowa z charakterem 8-9Michał Pałubski

w trybach historii 10Unia łączy ludzi

ona i on 11Korozja serca

alfabet relacji 11E jak egoizm

pro-life 12-13Edukacja seksualna In vitro a naprotechnologia

b16/jp2 14Kimże jest ta...?

inżynier ducha 15św. Rita

encyklopedia wiary 15Dlaczego NIE dla homoseksualizmu?

media pod lupą 16My, medialni inwestorzy

rodzynki radzyńskiego 16Boża kadra

misz-masz 17-18Sąsiadka mieszka w kościele

idźże, zróbże 19Przymierze Wojowników

Jeszcze niedawno maj był dla każde-go z nas czasem zdawania egzaminu

dojrzałości. Kilkanaście lat wcześniej był to miesiąc Pierwszej Komunii Świętej. Teraz przychodzi nam na myśl wyjątko-wo długi weekend majowy, Juwenalia. Studenci niektórych polskich miast już w maju mają sesję, tak aby egzaminy mo-gły zakończyć się, zanim piłkarze roz-poczną swoje zmagania w ramach Euro 2012. Z czym będzie nam się kojarzył maj w przyszłości?

Już w tak banalnej kwestii widać, że życie człowieka jest pełne zmian. Czasem drastycznych, wywracających uporządko-wane życie do góry nogami. Czasem drob-nych, niemal niezauważalnych. Każda zmiana jest wyzwaniem. Zwłaszcza dla człowieka, któremu bardzo wygodnie jest tkwić w starych przyzwyczajeniach, chodzić po utartych ścieżkach. Wyzwań nie należy się bać. Są przecież szansą na ogromny rozwój, pokonanie swoich sła-bości czy kompleksów, przeżycie czegoś nowego.

Wiążą się z trudem, ale to, co napraw-dę wartościowe, nigdy nie przychodzi bez wysiłku. Gdyby przyszło, czy doceniałoby się równie mocno? Czyż nie jest cenniejsze to, czemu poświęcimy długie godziny, siły, energię, zdolności i talenty? Potrzeba cią-gle odnawiać w sobie motywację, nadzieję, a przede wszystkim wiarę w cuda i Bożą Opatrzność. Ważne także, by dostrzec wokół siebie ludzi, którzy chętnie pomo-gą swoją radą, dobrym słowem czy darem materialnym.

W tym miejscu pragnę podziękować serdecznie wszystkim, którzy na różne spo-soby wspierają dzieło tworzenia i wydawa-nia „Trybów”. Szczególne słowa wdzięcz-ności należą się tym, którzy przekazali na rzecz naszego pisma swój 1% podatku.

Odwagi, siły i optymizmu do podej-mowania wyzwań, jakie stawia nam ciągle życie, życzę Wam i sobie na czas pełnienia obowiązków redaktora naczelnego w za-stępstwie Madzi Guziak-Nowak.

Karolina Pluta

Page 4: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

4 TRYBY nr 5(14)/2012

Jak podaje słownik języka polskiego, uczenie się to

przyswajanie pewnej wiedzy, zdobywanie jakiejś umiejętno-ści. To także wdrażanie się do czegoś, następujące dzięki wy-ciąganiu wniosków z doświad-czeń i obserwacji. Jest ono efektywne nie tylko wtedy, kiedy przyswoimy pewną wie-dzę czy opanujemy umiejęt-ności, ale także, gdy jesteśmy w stanie odpowiednio je wyko-rzystać w określonym czasie. Każdy człowiek posiada swój optymalny sposób uczenia się, preferując wybrane metody po-znawcze. Warto więc poznać siebie lepiej po to, by odnaleźć najskuteczniejszy sposób ucze-nia się. Zaprezentowane treści to tylko mały wycinek z boga-tej literatury i opracowań do-tyczących teorii uczenia się i zapamiętywania.

Dlaczego? Co? jak to działa? Czy?

Które z powyższych pytań zadajesz najczęściej? Lubisz konkretne rzeczy, które mo-żesz zobaczyć, a może wolisz idee i teorie? Lubisz ryzy-kować, a może raczej jesteś spokojny i powściągliwy? Powyższe pytania pochodzą z opracowanego przez Davida Kolba testu, pozwalającego ustalić indywidualny styl ucze-nia się.

„Dlaczego?” jest ulubionym pytaniem tych, którzy słucha-ją, obserwują, identyfikują się z doświadczeniem. Koncepcje i modele tworzą ci, którzy czę-sto pytają „co?”, a zgromadzo-ne informacje poddają anali-zie. O sposób funkcjonowania pytają inżynierowie, którzy uczą się poprzez stosowanie wiedzy w praktyce. Natomiast entuzjaści funkcjonują czę-sto na zasadzie prób i błędów, ucząc się przez działanie.

Co i jak zapamiętujesz?

Wyróżniamy kilka ro-dzajów pamięci, wśród nich wzrokową, słuchową i rucho-wą. Słuchowcy lubią rozmo-wy i wykłady, a materiał do opanowania powtarzają na głos. Wzrokowcy preferują de-monstracje, pokazy oraz inne sztuki wizualne. Kinestetycy natomiast uczą się będąc w ruchu, przez wykonywa-nie czynności. Samodzielne eksperymenty czy praktyczne

zastosowanie wiedzy sprawia także, że możemy lepiej zrozu-mieć to, czego się uczymy. Już Konfucjusz mawiał: „Słyszę i zapominam. Widzę i pamię-tam. Robię i rozumiem”. Na różnorodność stylów uczenia się, rodzajów pamięci i znacze-nie praktyki zwracają uwagę

nauczyciele akademiccy. – Omawiając teorię do danego zagadnienia często posługuję się prezentacjami multime-dialnymi, które udostępniam wcześniej moim studentom, by mogli dopisywać swoje no-tatki. Dodatkowo, ważniejsze zagadnienia tłumaczę rysując schematy na tablicy. A zawsze potem ćwiczenia praktyczne – wylicza Małgorzata Drzymała, prowadząca monitoring wód podziemnych dla studentów Akademii Górniczo-Hutniczej.

jak usprawnić uczenie się?

O skuteczności procesu przyswajania wiedzy decyduje

osobowość uczącego się, m.in. wiek, zdolności, zaintereso-wania czy motywacja, cechy przyswajanego materiału oraz odpowiednio dobrane zadania i strategie pamięciowe. Nie za-wsze możliwe jest prowadze-nie dyskusji czy praktyczne eksperymenty, które według

piramidy zapamiętywania pozwalają na przyswojenie stosunkowo dużej partii ma-teriału. Jak więc skorzystać najlepiej z tych bieżących, na przykład wykładu czy prezen-tacji audiowizualnych?

Większość z nas jest wzro-kowcami, zatem skuteczne może być zakreślanie na ko-lorowo najważniejszych infor-macji w książce, a także „szki-cowanie schematów, rysunków kojarzących się z treścią, najle-piej komicznych” – precyzuje Beata Pochopień, studentka teologii na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II. Zamiast linearnych notatek warto spróbować popularnej

metody mapy myśli, stosowa-nej podobno już przez ludzi z epoki jaskiniowej, którzy po-sługiwali się pismem obrazko-wym. Na środku czystej kartki papieru zapisuje się główny temat, ideę, a następnie odcho-dzące od niej powiązane tema-tycznie coraz bardziej szczegó-łowe pojęcia. Dla wzmocnienia można używać kolorów, słowa otaczać ramkami itp.

Tworząc notatki lub ucząc się zagadnień, warto szukać skojarzeń. Ciągi cyfr możemy zapamiętywać techniką ha-ków – każdą liczbę kojarzymy z innym przedmiotem, a na-stępnie układamy historyjkę, w której zgodnie z kolejnością cyfr występować będą od-powiadające im przedmioty. W zapamiętaniu kilku pojęć w określonej kolejności pomóc mogą akronimy, czyli wyrazy utworzone z pierwszych liter lub sylab tych słów. Dzięki nim możemy utworzyć nową listę słów, łatwiejszą do zapa-miętania, w której pierwsze litery odpowiednich wyrazów będą identyczne. Na przykład, żeby zapamiętać kolejność przypadków w języku pol-skim, wystarczy utrwalić so-bie zdanie: „Mama dała córce bułkę nasmarowaną masłem wiejskim” (mianownik, do-pełniacz, celownik, biernik,

temat numeru > edukacja

Potencjalni geniuszeOd dzieciństwa marzymy, aby wiedza sama wchodziła nam

do głowy i już tam zostawała. Akronimy, rymonimy, mapy myśli i reset mogą tu być przepisem na sukces.

Karolina Pluta

Joseph Pulitzer, słynny dziennikarz, miał znajo-mego, który był i bardzo mądry, i niezwykle le-niwy. Zapytał go kiedyś, w jaki sposób nauczył się tak wiele. „Wcale się nie uczyłem. Usłysza-łem czasem to i owo, a jestem zbyt leniwy, by zapominać.”

fot.:

flic

kr.c

om M

yTho

ught

sMin

dMap

Page 5: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

5

90%

70%

50%

30%

20%

10%

5%wykład

czytanie

metody audiowizualne

demonstracje

gry dyskusyjne

praktyka i działanie

natychmiastowe wykorzystanie wiedzy - uczenie innych

temat numeru > edukacja

Stożek Dale’a uświadamia nam, że najskutecz-niejszą formą przyswajania wiedzy jest uczenie innych. Na co zwrócić uwagę, by skorzystali ci,

dla których to my jesteśmy nauczycielami?

Zawsze, gdy przygoto-wuję się do prowadze-

nia jakichkolwiek zajęć, zasta-nawiam się nad tym, do kogo, o czym i po co będę mówić oraz w jaki sposób chcę prowa-dzić spotkanie. Sen z powiek spędza wizja słuchaczy, którzy ziewają z nudów, dla zabicia czasu udają, że robią notat-ki, a w korytarzu skomentują krótko: „Ale nuda…”. Aby ten koszmar nie stał się jawą, warto przyjrzeć się kilku metodom, które urozmaicą nasze zajęcia.

Ostatnio w dydaktyce zawrotną karierę robi ter-min „metody aktywizujące”. Dotyczy on całego wachlarza technik, które łączy przeko-nanie, że w procesie przeka-zywania wiedzy należy skupić się na jej odbiorcy. Ucznia, stu-denta czy kursanta trzeba włą-czyć w zajęcia, aby sam miał możliwość poszukiwania wie-dzy i jej stosowania. Rola na-uczyciela sprowadza się zatem do bycia przewodnikiem czy koordynatorem pracy grupy.

Na początku nie szczędź-my czasu na choćby podsta-wową integrację grupy. Niech każda osoba dokończy zdanie Gdybym był kolorem/ piosenką/

pogodą/ bajką/ zwierzęciem/... byłbym... Można to zdanie do-wolnie modyfikować. Nawet w grupie, w której ludzie się znają, można usłyszeć zaska-kujące odpowiedzi.

Najbardziej popularną me-todą aktywizującą jest burza mózgów. Sprawdza się ona w sytuacji, gdy poszukujemy bazy pomysłów. Istotą bu-rzy mózgów jest zapisywa-nie wszystkich zgłoszonych propozycji, bez natychmia-stowej ich oceny. Dopiero po zakończeniu burzy dokonuje się analizy zaproponowanych rozwiązań. Ważne jest prze-strzeganie ograniczeń czaso-wych, ponieważ dla tej metody kluczowa jest spontaniczność zgłaszania pomysłów, a ta na pewno ucierpi, jeśli dyskusja rozwlecze się w czasie.

Dla wzbudzenia zaintere-sowania tematyką zajęć sto-suje się ankietę aktywizującą. Pytania w ankiecie powinny dotyczyć osobistych przeżyć związanych z problemem, który ma być omawiany np. Czy zdarzyło się tobie...? Jak zachowałbyś się w sytuacji, gdy...? Co sądzisz o...? Ankieta aktywizująca prowokuje do

uświadomienia sobie własnej wiedzy dotyczącej danego zagadnienia, wątpliwości czy postawienia nowych pytań.

Przydatną metodą jest tak-że „5 z 10 (20/25/...)”. Każdy z uczestników zajęć otrzymuje listę z 10, 20, 25 określeniami dotyczącymi poruszanej kwe-stii, np. listę 20 cech dobrego dziennikarza. Każdy wybiera z tej listy 5 cech, jego zda-niem, najbardziej istotnych. Później w kilkuosobowych grupach omawia się we wspól-nej dyskusji listę 5 najważniej-szych cech. W ostatniej fazie grupy ustalają ze sobą listę ostateczną.

Choć początki stosowania metod aktywizujących mogą być trudne, ponieważ przygo-towanie ich jest czasochłonne, w dłuższej perspektywie prze-konamy się, że nasi słuchacze nie tylko chętniej będą uczest-niczyli w zajęciach, ale też więcej z nich skorzystają.

Natalia Woźniak, nauczycielka religii

i języka angielskiego

Jeżeli chodzi o korepety-cje, to wydaje mi się, że

konieczny jest humor i bez-stresowa atmosfera, połączona z dyscypliną i trzymaniem się raz ustalonych zasad. Trzeba znaleźć złoty środek – nie przychodzi to łatwo, każdy uczeń wymaga indywidual-nego podejścia. Staram się tłumaczyć matematykę przez konkretne zadania, równolegle opowiadając jakąś historyjkę z życia, którą – w uproszcze-niu – można zmodelować wła-śnie tego typu zadaniem po to, żeby pobudzić wyobraźnię słuchacza. Wszystko okraszam teorią i ścisłym językiem ma-tematyki, bo za tym stoi teoria i stworzono ją ze względu na praktyczne zastosowania, a nie dla samej siebie. Nie ma tu bardzo niekonwencjonalnych metod. Raczej świadomość użyteczności tych rutynowych i przerabianie ich na wszelkie możliwe sposoby tak, by na-brały nowego koloru i sensu.

Marcin Kołodziejczyk, absolwent matematyki

stosowanej AGH

Jak zapamiętać kolejność przypadków grama-tycznych? Mama dała córce bułkę nasmarowa-ną masłem wiejskim.

narzędnik, miejscownik, wo-łacz). Powstałe w ten sposób wyrazy czy zdania, powinny być niekonwencjonalne, ja-skrawe i niekoniecznie logicz-ne, gdyż wtedy nasz mózg ła-twiej je zapamięta.

Ucząc się twierdzenia ma-tematycznego warto poszukać także innego sformułowania, które pozwoli zrozumieć jego sens i zastosowanie. Ważne twierdzenie z teorii grafów o liczbie krawędzi grafu pełne-go znane jest pod nazwą twier-dzenia o uściskach dłoni. Mówi bowiem, że jeżeli na przyjęciu jest n osób i wszystkie przywi-tają się ze sobą przez podanie ręki, zostanie dokonanych łącz-nie n(n-1)/2 uścisków dłoni.

Wśród mnemotechnik, czyli sposobów zapamięty-wania opartych na zasadzie mechanicznych skojarzeń, ist-nieją także znane nam już od

najmłodszych lat rymonimy. Są to zapadające w pamięć wierszyki i rymowanki, jak chociażby „-uje się nie kresku-je, bo się dostanie dwóje”.

Czas na reset

Nawet najbardziej wyra-finowane strategie uczenia się czy mnemotechniki nie pomogą, jeżeli nie zadbamy o zdrowie i higienę psychicz-ną. Odpowiednie oświetlenie i postawa, spokój i brak ha-łasu, prawidłowe odżywia-nie i odpoczynek to czynniki dodatkowo wspomagające proces uczenia się. Do dobro-czynnego wpływu sportu na zdrowie człowieka nikogo nie

trzeba przekonywać. A jaki ma on wpływ ma uczenie się? – Ponoć ćwiczenia fizyczne zwiększają liczbę szarych ko-mórek. Chyba coś w tym jest – mówi Jan Pluta, student I roku automatyki i robotyki AGH. – A już na pewno intensywny wysiłek fizyczny pomaga wy-rzucić z głowy „rozpraszacze”. Taki reset – dodaje.

Przekraczanie granic

Łacińskie przysłowie mówi: Non scholae sed vitea discimus, czyli „Uczymy się nie dla szkoły, lecz dla życia”. W czasie studiów szczegól-nie warto o tym

pamiętać i dbać o prawdziwą motywację do nauki. – Ucz się tego, co kochasz, co cię na-prawdę pociąga i kręci, wtedy masz motywację do dogłęb-nego badania tematu, przede wszystkim na własną rękę, nie ograniczając się do bazy, jaką dają lekcje, nauczyciele czy książki, ale także przez kon-takty z innymi pasjonatami te-matu, Internet, własne twórcze eksperymenty – radzi Marcin Kołodziejczyk, absolwent ma-tematyki stosowanej AGH. Nie należy bać się wyzwań, wypływania na głęboką wodę. – Uczenie się od lepszych od siebie, nawet jeśli temat jest tak trudny, że nie rozumie się, o co chodzi, jest najlepszą oka-zją do przekroczenia swoich

własnych granic – dodaje.

Page 6: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

6 TRYBY nr 5(14)/2012

Nie kochamy nasze-go systemu edukacji,

prawda? Zmiany szkoły co kilka lat, nieatrakcyjne kierun-ki studiów, mało praktyki, ale za to mnóstwo uczenia się na pamięć rzeczy często w życiu codziennym nieprzydatnych. Rewolucji w kwestii kształce-nia na pewno potrzebujemy, ale zapewniam was – jest lepiej niż na samym początku istnie-nia uniwersytetów…

Paryż czy Bolonia?

Pierwsze szkoły wyższe powstały po rewolucji w kul-turze średniowiecza, kiedy to zaczęto tłumaczyć teksty an-tyczne dotyczące matematyki, filozofii czy medycyny na ję-zyk łaciński. Miało to miejsce w XII w. w Paryżu, Bolonii, Padwie i Montpellier, następnie rozszerzało się w głąb Europy. Od dwóch najważniejszych uniwersytetów – w Paryżu, gdzie kształcono głównie księ-ży oraz w Bolonii, która była kolebką prawników – wywo-dziły się dwa nurty prowadze-nia szkoły wyższej. Różniły się one zasadniczo – w typie paryskim studenci podlegali prawu papieża, a rektora wy-bierali spośród siebie profe-sorowie, zaś na bolońskim uniwersytecie władzę sprawo-wały osoby świeckie, a przede wszystkim studenci. Jak łatwo się domyślić, prawdziwa stu-dencka zabawa zaczynała się na włoskich uniwersytetach. Jak zatem wyglądała edukacja młodego żaka blisko dziewięć wieków temu?

Ile należy się za wykład?

Jedna rzecz się nie zmie-niła – młody człowiek chcąc studiować musiał opuścić swój dom rodzinny i podążyć do miasta, w którym uniwersytet się znajdował. Tak jak dziś, po-dróż nie należała do najłatwiej-szych. My narzekamy na ścisk w PKP, szlachetni synowie musieli strzec się przed zbój-cami, kradzieżami (zwłasz-cza książek i złota), długim czasem podróży, pogodą i wszelkimi niedogodnościa-mi. Zakładając, że przyszły student dotarł do celu podróży ze złotem i resztą ekwipunku, mógł od razu przejść do szu-kania sobie stancji. Wtedy nie funkcjonowały jeszcze akade-miki, żacy więc podnajmowali

mieszkania nawet u swoich profesorów (sic!). W zamian za opłatę i pomoc można było za-mieszkać ze swoim mistrzem. Podobno jeden z profesorów bardzo narzekał na taką sytu-ację, ponieważ studenci wiecz-nie podglądali mu żonę i córkę z okien! Zdarzało się, że mło-dzi żacy uwodzili żony swo-ich mistrzów. Ci profesorowie nie mieli lekkiego życia nawet w domu. W Bolonii obowiązy-wała również zasada, że stu-denci zwyczajnie płacili swo-im wykładowcom za wykłady. To zmuszało profesorów do niegodnych uczynków, jak ob-gadywanie i potępianie swoich kolegów po fachu, w ramach pozbywania się konkurencji (dopiero w XIV w. przyzna-no stałą pensję doktorom). Oczywiście, ci mało wymaga-jący nauczyciele byli oblegani na swoich wykładach. A wy-kłady, co ciekawe, odbywały się wszędzie. Nie było odgór-nie ustalonego adresu uczelni. Zajęcia mogły mieć miejsce nawet w mieszkaniu profesora czy na przygodnych schodach (ławki były uznawane za luk-sus). Z racji, że papier w tych czasach był rzeczą arcycenną, wykłady, nie dość, że w języku łacińskim, polegały głównie na zapamiętywaniu tego, co wy-kładowca mówi. Ewentualne podręczniki były prawie nie do zdobycia, ponieważ ich kopio-wanie zajmowało bardzo dużo czasu.

O której ten wykład? O świcie?

Życie studenckie niewiele różniło się od współczesnego nam stylu życia. Zajęcia od-bywały się od świtu do godzin popołudniowych. Rok akade-micki trwał właściwie cały rok kalendarzowy, co oznaczało krótkie wakacje. Studenci od-bijali je sobie za to licznymi świętami kościelnymi.

Aby zostać prawowitym członkiem studenckiej bra-ci, należało przejść otrzęsiny, czyli beania. Rytuał przejścia rozpoczynał się od ogolenia głowy i publicznego pokaza-nia swoich umiejętności pi-sania (wtedy była to sztuka!), następnie wsadzano żaka na drewnianego kozła, któremu piłowano rogi. Wyciągano od niego coraz większe sumy na wino dla starszych studentów i profesorów. Warto wiedzieć, że w momencie, gdy otrzęsiny zdobywały popularność wśród zachodnich studentów, na Krakowskiej Akademii zaka-zano ich już w XVI w.

Po beanaliach młody czło-wiek, jak dziś, musiał stawiać opór wielu pokusom – szyn-kom, gdzie podawano roz-grzewające wino, a w których uczelnia surowo zakazywała swoim studentom się pokazy-wać (najsłynniejszym szyn-kiem studenckim była ponoć winiarnia Jana Medyka przy ul. Wiślnej w Krakowie). Były

też kobiety, których oficjalnie nie można było zapraszać do studenckich burs (i o nie jed-ną „cnotliwą” kobietę stoczo-no wtedy bójki). W bursach nagminnie coś ginęło, przede wszystkim książki i szaty. Uczelnia zabraniała również studentom noszenia przy so-bie broni, ale z tego zakazu już naprawdę nikt sobie nic nie robił. Takie ciężkie życie studenta zmuszało go do czę-stej korespondencji z rodziną, najczęściej w celach przysłania nowych funduszy. Powodów było mnóstwo: długa zima, drożyzna czy wojna (pytanie, czy faktyczna?). Doszło nawet do tego, że studenci kopiowa-li tzw. gotowce listów do ro-dziców z prośbą o pieniądze. Jeśli i one długo (lub wcale) nie nadchodziły, student mógł posunąć się do żebraczki (co nie było dla niego największą ujmą) lub kopiować podręcz-niki dla bogatszych kolegów. Funkcjonowały już wtedy stu-denckie kredyty w pierwszych bankach! Zawsze też można było udać się do ulubionego profesora, który udzielić mógł pożyczki na bardzo wysoki procent.

Gdy już żak przeżył kilka lat studiów (minimum czte-ry do ośmiu lat) przystępował do egzaminu. Egzamin oczy-wiście był płatny i nietani. Opłacić należało przemówie-nie archidiakona, insygnia doktorskie i sam dyplom. Oprócz tego należało rów-nież wydać solidną sumę pie-niędzy na ucztę dla kolegów i profesorów. Egzamin składał się z dwóch części: prywat-nej, podczas której to wykła-dowcy zadawali pytania oraz uroczystej, kiedy to student musiał odpowiadać na pytania na forum publicznym (często strach przed mściwością kole-gów, którzy trudnych pytań nie oszczędzali egzaminowanemu, zmuszał studenta do odłożenia terminu zakończenia studiów w daleką przyszłość).

Choć system edukacji wyż-szej i samego przetrwania na studiach stanowczo zmienił się od tego czasu, jednego wszy-scy studenci mogą być pewni – studia to najwspanialszy okres w życiu. W średniowieczu też tak uważali!

temat numeru > edukacja

Dawno dawno temu… na świecie też byli studenci. I wcale nie tak bardzo się od nas różnili.

Diana Drobniak

Głód wiedzy w średniowieczu m

al.:

Laur

entiu

s de

Vol

tolin

a

Wykład na średniowiecznym uniwersytecie

Page 7: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

7

SINGAPUR – Agata Szmyd, absolwentka Akademii Gór-

niczo-Hutniczej

W NUS (National University of Singapore) ist-nieje internetowy system wy-bierania przedmiotów, są tam umieszczane wszystkie za-dania i niektóre wykłady. Na egzaminach podpisuje się nu-merem, a o wynikach można zostać poinformowanym sms--em. Profesorowie są bardziej otwarci i więcej rozmawiają ze studentami. Uczelnia jest płatna i przez to bogatsza, ale też dobrze rozdysponowuje te pieniądze. NUS zapewniał za jednorazową (obowiązkową, ale nie dużą!) opłatą transport autobusowy w obrębie uczel-ni i udogodnienia sportowe, a więc nieograniczone korzy-stanie z boisk, basenu, siłowni, kortów tenisowych i squasha. Uczelnia miała wydział mu-zyki i swoją filharmonię, więc często były organizowane dar-mowe koncerty fortepianowe, sztuki teatralne itp.

CZECHY – Tomasz Wierzbicki, absolwent

Uniwersytetu Rolniczego

Studia w Czechach są sys-temowo zbliżone do polskich. Podobnie jak u nas wyróż-niamy dwa stopnie: licencjat (dawniej bakałarz) oraz magi-sterium. Semestr akademicki podzielony jest na trzy bloki. Każdy z tych bloków kończy się egzaminem lub zalicze-niem. W Czechach kładzie się większy nacisk na praktyczne zajęcia, szczególnie prace za-liczeniowe i projekty w ma-łych grupach. W szerszym za-kresie realizuje się także zajęcia terenowe i współpracę

z przedsiębiorstwami na ryn-ku. Kontakt studenta z nauczy-cielami ma charakter formalny i używa się stopni naukowych przy codziennych rozmowach. Wiele zajęć poza językiem czeskim jest prowadzonych po angielsku, nawet wyłącznie dla Czechów. Nasi południowi są-siedzi mają rozwinięty system stołówek, gdzie studenci i na-uczyciele jadają razem dokład-nie o godzinie 12:00 (wówczas wszyscy przerywają pracę!). Cała infrastruktura uczelni, dostęp do rejestracji, wstępy do pomieszczeń, bibliotek, płatności są w formie elektro-nicznej poprzez legitymację.

HISZPANIA – jadwiga Pudykiewicz,

studentka Uniwersytetu jagiellońskiego

Hiszpanie zaczynają studia w wieku 18 lat. Rok akademic-ki rozpoczyna się nieco wcze-śniej niż u nas, we wrześniu, a zajęcia kończą się w maju. Na ocenę końcową składają się punkty z prac wykonanych w ciągu semestru (projekty, wypracowania, prace grupo-we, prezentacje itp.) oraz oce-na z egzaminu, więc ocena końcowa = 60 proc. egzamin + 40 proc. prace. Skala ocen jest inna: od 1 do 10. Aby zaliczyć przedmiot lub zdać egzamin trzeba uzyskać min. 5 pkt. Do wykładowców mówi się per „ty”, z reguły forma „Pan/Pani” jest uważana za zbyt formalną, tym bardziej używanie tytułów naukowych. Jako że jedzenie jest uważane za drugi narodo-wy sport Hiszpanii, kafeterie i bufety są świetnie urządzone i przestronne, oferta jest bardzo różnorodna i w miarę niedroga. Czy jest łatwiej? To już zależy od uniwersytetu. Wbrew prze-konaniom, chyba nie można sobie pozwolić na stałą mañanę (z hiszp. jutro – przyp. red.).

PORTUGALIA – Barbara Wnęk,

studentka Akademii Górniczo-Hutniczej

Portugalia to kraj o boga-tej uniwersyteckiej tradycji. Obecnie istnieją w Portugalii dwa rodzaje szkół wyższych – uniwersyteckie i politech-niczne. Studia są płatne. Koszt jednego semestru to wydatek ok. 1000 euro. Niektóre kie-runki II stopnia mogą być jed-nak jeszcze droższe. Podobnie jak w Polsce, w celu zaliczenia roku, studenci muszą zdobyć 60 punktów ECTS. Inny jest

natomiast system oceniania. Jego skalą są punkty od 1 do 20. Zaliczenie otrzymywane jest od 10.

Aby studiować na portu-galskiej uczelni, trzeba być z całą pewnością twardym i wytrzymałym, ale nie tylko umysłowo. Przydadzą się rów-nież inne zdolności. Dlaczego? Ze względu na studenckie tra-dycje. Pierwszy tydzień roku akademickiego to czas imprez i zabaw, ale również spraw-dzenia „pierwszaków” przez starsze roczniki. Początkujący studenci zmuszeni są do speł-niania zachcianek swoich starszych kolegów – łącznie

z noszeniem ich rzeczy, robie-niu pompek, przysiadów, bru-dzeniem się jajkami, farbami i wszystkim, co znajdzie się w zasięgu ręki. Gdy ktoś od-mówi udziału w tej zabawie, nie będzie mógł uczestniczyć w żadnych akademickich im-prezach. Starsi studenci dum-nie noszą swoje eleganckie mundurki. Oprócz męskiego garnituru i damskiej garsonki, w jego skład wchodzi również długi płaszcz, wyglądający jak peleryna, na którym studenci umieszczają naszywki. Strój ten jest dla portugalskich stu-dentów oznaką przynależności do akademickiej społeczności.

Studia za granicą

jAPONIA – Katarzyna Wolak, doktorantka

Uniwersytetu Rolniczego

W Japonii wszystko kręci się wokół reputacji. Ludzie szufladkują cię zgodnie z tym, na jaki uniwersytet chodzisz – ist-nieją rankingi z podziałami na „jakość” uniwersytetu: najlepsze to te z historią (np. Waseda, Keio), potem są prefektural-ne (np. Osaka Furitsu Kyoto), następnie miastowe (np. Uniwersytet Osaka) a na

końcu prywatne. Kiedy się dostaniesz, twoja przyszłość z reguły jest „ustawio-na” do końca życia, dlatego bardzo ważne i trudne są egzaminy wstępne. Wiadomo, z Wasedy czy Keio wychodzą politycy, najlepsi lekarze i najbogatsi, a po prywat-nym uniwersytecie pracuje się w małych firmach za marne pieniądze. Ale jedno się nie zmienia – japońscy studenci „obijają się” zdrowo i prawdziwy jest stereotyp, że naprawdę trudno jest kogoś wyrzucić z uniwersytetu w Japonii. Edukacja na

uniwersytecie jest przedłużeniem wadli-wej edukacji w liceum: nie uczysz się ży-cia, tylko jak być dobrym Japończykiem, czytaj: jak wpasować się w społeczeństwo.

Jeszcze jedna ciekawa rzecz to fakt, że na trzecim, ostatnim roku każdy zaczyna szukać swojej pracy, więc już następnego dnia po skończeniu studiów idziesz do pracy (przed okresem egzaminów masa studentów chodzi w garniakach po kam-pusie – robią tak zwane shuushoku katsu-dou, czyli job hunting).

temat numeru > edukacja

fot.:

Aga

ta S

zmyd

x2

Stołówka w Singapurze

Centrum Kultury w Singapurze

Page 8: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

8 TRYBY nr 5(14)/2012

rozmowa z charakterem

Kabaret to nie tylko śmiech, kabaret to prze-słanie, kabaret to sposób na życie. Głębszą stronę

tego specyficznego świata odkrywa przed czytel-

nikami „Trybów” Michał Pałubski z krakowskiej „Formacji Chatelet”.

Rozmawiał Michał Chudziński

Co sprawiło, że grając tytułowego „Pana Tadeusza” w reżyserii legendarnego już Adama Hanuszkiewicza zrezygnował Pan z kariery aktorskiej na rzecz kabare-tu?

– Zdawałem kiedyś do Szkoły Aktorskiej i się do niej nie dostałem. Uznano, że jestem asceniczny i nie nadaję się na scenę. W sam teatr zaczynałem bawić się już jako 11-latek i bardzo chciałem się z tą sceną związać. Poszedłem na zwykłe studia, ale pewnego dnia powiedziałem mamie: „Chcę do teatru”. I tak to się zaczęło. Jako 19-latek musiałem przejść z teatru amatorskiego do zawodowego. To było coś niesamowitego. Tak grałem przez kilka lat, lecz w pewnym momencie uznałem, że chciałbym sam reżyserować siebie. Gdy Marek Perepeczko usłyszał, że chcę założyć kabaret, stwierdził, że bycie aktorem kabaretowym jest trudniejsze od bycia aktorem dramatycz-nym. Tego pierwszego widz musi lubić. W teatrze drama-tycznym można grać „złe” role, ale w kabarecie, jeśli widz nie polubi aktora, to nie będzie się śmiał. Mimo tego uznałem, że pójdę tą ciężką drogą. Tak właśnie założyłem kabaret. To już trwa 11 lat i nie zamieniłbym tego czasu na nic innego. Dzięki kaba-retowi mogę złamać czwartą ścianę Stanisławskiego, która aktorów odcina od widowni (czwarta ściana to „ściana”, która oddziela odbiorcę i sztu-kę; w tej konwencji aktorzy tworzą na scenie „własny świat”, ignorując widzów – przyp. red.).

Jako Formacja Chatelet poza tą ścianą łamiecie też tematy tabu, związane rów-nież z Kościołem.

– Jeszcze w średniowie-czu ktoś stwierdził, że ludzie śmieją się z wiary tylko wtedy, gdy wiedzą z czego się śmieją. Jeżeli wierzą, to mogą się śmiać, bo tylko wtedy rozu-mieją żart. Dlatego pozwala-my sobie na takie skecze.

Reżyserować siebie

fot.: Askaniusz ASKY Petynka

Page 9: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

9

Jeden z nich przedstawia scenę spowiedzi przedmał-żeńskiej. Wyśmiewacie ją?

– Nie chcieliśmy tym ske-czem obrazić w żaden sposób Kościoła ani sakramentu. Jako dowód mogę powiedzieć, że przedstawialiśmy go m.in. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i według mojej subiektywnej opinii właśnie tam najlepiej został przyjęty. Wierzę w Boga i moje rozmo-wy z Nim są dla mnie bardzo ważne, podobnie jak i dla mo-jego kolegi Adama, z którym przedstawiam tę scenkę. Jeśli ktoś ma dystans do siebie i nie zamyka się widząc kabaret związany z księdzem czy Kościołem, to zobaczy całość formy i zrozumie jej sens.

Więc jakie jest przesłanie tego skeczu?

– Po pierwsze, chodzi o to, jak ludzie podchodzą do takiej spowiedzi. Są to dorosłe osoby, a klepią formułkę z Pierwszej Komunii, za-miast rozmawiać z Bogiem za pośrednictwem spowiednika i przepraszać Go za swoje grzechy w sposób normalny. Z drugiej strony te dorosłe osoby często, zwłaszcza w ma-łych miejscowościach, są trak-towane jak dzieci, karcone jak dzieci i zmuszane do zbierania podpisów na karteczkach. Obydwa problemy są tutaj przedstawione. Średniowiecze się już dawno skończyło, lu-dzie myślą, czytają i wiary nie można zamykać w kościele. Jeżeli o tej wierze nie bę-dziemy rozmawiać w sposób normalny, to ludzie się od tej wiary odsuną. Zwłaszcza młodzi. A w tym konkretnym skeczu istotne jest jeszcze to, że to ksiądz jest tą fajniejszą jednostką.

Skąd w ogóle pomysł na skecz o spowiedzi przedmał-żeńskiej?

– Jakiś czas temu sam to przechodziłem, można powie-dzieć, że jestem na bieżąco w tych sprawach.

Pana spowiedź była taka, jak w skeczu?

– Nie. Miałem to wielkie szczęście, że moją mamą opiekuje się pewien ksiądz i to właśnie u niego miałem spo-wiedź przedmałżeńską. On ma bardzo zdrowe podejście do sprawy. Mogłem sobie z nim

usiąść i w rozmowie mówić, co mnie bolało, a co mnie nie bolało i jak mogłem zgrzeszyć. To była dla mnie spowiedź, jak dla dorosłego człowieka.

Kolejną kontrowersyjną tematyką Waszych skeczów jest homoseksualizm i popu-larny Euzebiusz „Buba”.

– To zjawisko jest nie-samowite, bo są na nie dwa spojrzenia. Jedno ludzi heteroseksualnych i dru-gie homoseksualnych. Dla tych pierwszych śmieszne są te zniewieściałe cechy Euzebiusza. Homoseksualiści podobno też się śmieją tych skeczów. Sam nie mam za dużo znajomych z tego śro-dowiska i obawiałem się, jak się do tego odniosą, ale kiedyś spotkałem na trasie Kasię Kowalską i ona powiedziała mi, że jej znajomi cieszą się,

że te skecze istnieją. Pewnie dlatego, że tymi skeczami oswajam wśród heteroseksu-alistów osoby homoseksualne.

Czyli promuje Pan homo-seksualizm?

– Nie. Zdaję sobie sprawę, że rodzina składa się z kobiety i mężczyzny. Ale należy pamiętać, że to jest też czło-wiek. Nie można go zamykać

w pudełku z napisem „gorszy człowiek” przez to, że jest homoseksualny. To są ludzie myślący, czujący, a w przy-padku mężczyzn często nawet bardziej niż normalni faceci. Ja w swojej pracy nie chcę nikogo skrzywdzić.

Adam Małczyk z For-macji Chatelet powiedział kiedyś, że składa się Pan w 80 proc. z uzależnień.

– Skoro Adam tak po-wiedział, to tak pewnie jest. Jestem stworzeniem słabym i składam się w 80 proc. z uzależnień. Na pewno jest to głównie palenie, uciążli-we dla otoczenia oraz mnie,

zwłaszcza od kiedy wszedł zakaz palenia w miejscach publicznych. Tak jak Maria Czubaszek mogę powiedzieć, że palę, bo lubię. Kolejnym uzależnieniem jest scena. Jeśli przez jakiś czas nie mam z nią

kontaktu, to czegoś zaczyna mi brakować, tak jak niektó-rym słodyczy. Od alkoholu nie jestem uzależniony, ale to prawda, że lubię się napić. Ostatnio także do moich uzależnień dołączyła jazda samochodem.

Czy niedawne narodziny córki coś zmienią w temacie uzależnień?

– Zdecydowanie. Właśnie się pojawiło nowe i największe uzależnienie. Zaczynam być uzależniony od córki. I wła-śnie ten nałóg może wyprzeć któryś inny. Na przykład palenie. Jeśli córeczka kiedyś do mnie przyjdzie i powie: „Tato, nie pal”, to pewnie, że tak zrobię. Ale mam jesz-cze do tego momentu trochę czasu (śmiech). Obecnie mogę siedzieć i patrzeć na nią jak w obrazek i nic mnie już wte-dy nie obchodzi.

Teraz sam jest Pan ojcem, ale Pańskie dzieciństwo nie było łatwe. Czy robiąc karie-rę kabaretową rekompensuje Pan sobie tamten przykry czas?

– Troszeczkę tak jest. Gdy byłem mały, moja mama była w więzieniu. Dzisiaj jest dla mnie bohaterką. Aby bronić „Solidarności” wolała siedzieć z morderczyniami w celi niż podpisać lojalkę. W naszym domu kabaret zawsze był ważną rzeczą, bo wyśmiewał ówczesną władzę. Miałem dostęp do wszelkiego kabaretu i istniał on dla mnie, odkąd pamiętam. Żeby w domu było łatwiej, śmialiśmy się z tej sytuacji, a moja mama śmiała się milicjantom w twarz. Dzięki temu mogła wszyst-ko wytrzymać. I dlatego od zawsze kabaret kojarzył mi się z wolnością.

Wolnością słowa?– Dokładnie. Ze względu na

historię mojej mamy jest to dla mnie bardzo ważne. Kabaret był i jest dla mnie najlepszym spo-sobem, aby się wyrazić. Żeby powiedzieć, co mi się podoba a co nie. Obecnie, ze względu na moją działalność, niektórzy sądzą, że przeszłość mnie nic nie nauczyła. Całe szczęście, że są jeszcze tacy, którzy widzą, że właśnie nauczyła – wolności słowa.

Dziękuję za rozmowę.

rozmowa z charakterem

Kabaret od zawsze kojarzył mi się z wolno-ścią. Moja mama siedziała w więzieniu, bo nie podpisała lojalki. Żeby w domu było łatwiej, śmialiśmy się z tej sytuacji, a mama śmiała się milicjantom w twarz. Dzięki temu mogła wszyst-ko wytrzymać.

Wierzę w Boga i moje rozmowy z Nim są dla mnie bardzo ważne.

fot.:

Dam

ian

Orło

wsk

i - S

tudi

o Vi

deom

ix w

Czy

żew

ie

Page 10: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

10 TRYBY nr 5(14)/2012

Na proces integracji eu-ropejskiej nie da się

patrzeć bez perspektywy tota-litaryzmu, autorytaryzmu i II wojny światowej. Żeby historia się nie powtórzyła, należało w połowie ubiegłego wieku przedsięwziąć kroki ku zjed-noczeniu podzielonego kon-fliktami kontynentu.

Celem nadrzędnym poli-tyków, którzy kierowali pań-stwami powojennej Europy, była de facto integracja poli-tyczna – tylko takie zjednocze-nie gwarantowało stosunkowo trwały pokój. Skutki wojny były nie tylko widoczne w eu-ropejskich miastach, ale także dość mocno zakorzeniły się w mentalności Europejczyków. Dlatego pierwsza idea, wokół której zaczęto łączyć państwa i narody Starego Kontynentu, a którą była Europejska Wspólnota Obronna, szybko okazała się niemożliwa do re-alizacji. Sprzeciw Francji wy-musił kolejny krok, jakim była integracja ekonomiczno-funk-cjonalna. Szukano sposobów na zmierzanie w kierunku unii politycznej, ale niezupełnie politycznymi narzędziami.

Wspólnota dobrobytu

Współpraca gospodarcza między państwami obejmo-wała handel, usługi, wymianę towarów i kapitału. Od stro-ny organizacyjnej chodziło o przygotowanie ponadnaro-dowych regulacji prawnych, które miały dotyczyć w ten sam sposób uczestników ryn-ku każdego państwa tworzące-go wspólnotę. Bezpośrednim skutkiem tych przedsięwzięć było powołanie instytucji, roz-poczynając od Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, po-przez Wspólnoty Europejskie, kończąc na Unii Europejskiej. Parcie ku celowi powodowało koncentrowanie się nie tyl-ko na ekonomicznych kwe-stiach, ale także na tych po-wiązanych z gospodarką tylko pośrednio. Dziedziny takie, jak choćby wykształcenie, telewizja, badania i techno-logie, podatki posiadają rów-nież aspekty gospodarcze, co dawało możliwości coraz większej ingerencji, ale ciągle tylko w aspekcie rynkowym. Nie da się jednak nie zauważyć realnego wpływu gospodarki na kwestie polityczne i spo-łeczne. Zacieśnianie więzów

gospodarczych doprowadziło do integracji także w innych dziedzinach – aż do traktatów z Maastricht i Amsterdamu.

Wspólnota wartości

Zarówno powojenne zjed-noczenie, jak i odbudowa życia publicznego po latach demora-lizowania go przez systemy au-torytarne i totalitarne, nie by-łyby możliwe bez budowania w oparciu o wspólnotę warto-ści. Nie można kwestionować wagi współpracy ekonomicz-nej, ale nie może ona być pod-

stawą jedności europejskiej. Gospodarka tylko pozornie łączy ludzi i narody, raczej ge-neruje myślenie konkurencyj-ne – tworzy w ten sposób nowe podziały. Widzimy to chociaż-by dzisiaj w Holandii, gdzie dyskryminuje się pracujących tam Polaków.

Ojcowie założyciele Unii Europejskiej (Robert Schuman, Alcide de Gasperi, Konrad Adenauer) opiera-li swoje idee integracyjne na chrześcijańskim dziedzictwie Europy. Jean Monnet po-wiedział: „Nie jednoczymy państw, lecz łączymy ludzi”. Kluczowe jest tu pytanie o sto-sunek jednostki do wspólnoty. Już greccy myśliciele stwier-dzili, że człowiek jest istotą społeczną, ale dopiero kultura judeochrześcijańska, wycho-dząc od człowieka – „obrazu Boga”, nadała jednostce niena-

ruszalną godność. Podmiotem praw nie jest społeczeństwo, ale poszczególny człowiek, który nie może być wykorzy-stany jako środek do osiągnię-cia celu, a wręcz przeciwnie – to społeczeństwo i państwo mają służyć wszechstronnemu rozwojowi jednostki. Te myśli

znajdują dziś odzwierciedle-nie w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela ONZ.

Jeden z podstawowych sym-boli Unii Europejskiej – okrąg dwunastu złotych gwiazd na lazurowym tle – ma korzenie chrześcijańskie. Arsène Heitz, który jest autorem koncepcji flagi mówił, że zainspirowała go wizja „Niewiasty obleczo-nej w słońce” z Apokalipsy św. Jana. Wymowny jest także fakt, że flaga została przyjęta przez Radę Europy 8 grud-nia, tj. w dniu uroczysto-ści Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.

Niezrozumienie chrześci-jańskiego dziedzictwa, a wręcz odwracanie się od niego i dą-żenie do „społeczeństwa bez Boga”, jest działaniem anty-europejskim, antyspołecznym i antyludzkim. Idee sekulary-zmu były w ubiegłym wieku katalizatorem wielkich ideolo-gii. Podobne zjawiska – choć na mniejszą skalę – ciągle się

nasilają w państwach starego kontynentu. Może im przeciw-działać społeczna moralność, a ta musi odnosić się do Boga, który jest głosem w ludzkim sumieniu i wzywa człowieka do odpowiedzialnego zwycię-żania zła dobrem.

w trybach histori i

fot.:

Arc

hiw

um T

rybó

w x

3

Niezrozumienie chrześcijańskiego dziedzictwa, a wręcz odwracanie się od niego i dążenie do „społe-czeństwa bez Boga”, jest działaniem antyeuropejskim, antyspołecznym i antyludzkim.

Unia łączy ludzi1 maja minęło osiem lat, odkąd Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. Czy korzystając na

co dzień z owoców zjednoczenia państw Starego Kontynentu jesteśmy świadomi jego genezy?

Przemysław Radzyński

Ojcowie założyciele Unii Europejskiej Robert Schuman , Alcide de Gasperi , Konrad Adenauer

Page 11: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

11

„Uczucie niepokoju co do wierności osoby

kochanej, podejrzliwość i dąże-nie do wyłączności w tym za-kresie, chęć przeciwdziałania ewentualnemu naruszeniu tej wyłączności” – tak o zazdrości czytamy w „Słowniku języka polskiego”. Definicja ta poka-zuje, że razem z zazdrością po-jawia się lęk, zaborczość, a na-wet zachłanność. Wiele osób przyznaje, że podejrzliwość prowadzi je do kontrolowania partnera i ograniczania jego wolności, co krok po kroku przekreśla zaufanie. A prze-cież ono jest podstawą trwałe-go związku. Czasem postawa ukochanej osoby prowokuje w nas uczucie zazdrości – po-jawia się jak każda inna emocja i nie można się za to winić. Czy jest jednak sens ją podsycać? W dojrzałym związku jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest szczera rozmowa o zachowa-niu drugiej osoby i uczuciach, które w nas wywołuje. Wbrew pozorom dialog jest lekiem na wiele infekcji w relacji.

Dlaczego więc tak często zamiast niego puszczamy wo-dze wyobraźni i projektujemy

sytuacje, które nie miały miej-sca, a jedynie wywołują w nas niepotrzebne napięcia, a nawet doprowadzają do chorobliwego obłędu? Źródeł trzeba szukać w samym sobie. To, jaką mamy samoocenę, na pewno rzutuje na nasze poczucie stabilności w związku. Im jest niższa, tym łatwiej przychodzi myślenie, że nie jesteśmy odpowiedni dla naszego partnera, „niewystar-czająco dobrzy”. Porównujemy się do osób, które ceni i stwier-dzamy ze smutkiem, że nie do-rastamy im do pięt. Nierzadko widzimy w nich rywali, a im bardziej mijamy się z prawdą, tym bardziej naszym wypaczo-nym spojrzeniem krzywdzimy tak siebie i swojego partnera, jak i osoby trzecie. Zazdrość zaciemnia umysł – w takich chwilach słabości trzeba spoj-rzeć w lustro i przypomnieć so-bie o swojej wartości i wszyst-kich pozytywnych stronach, a także godności, dzięki której nie musimy czuć się gorsi od kogokolwiek. Być może, na-uczeni życiem, trwamy w błęd-nym przekonaniu, że na miłość trzeba zasłużyć. Podczas gdy ona jest za darmo – kocha się

przecież „nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic” (ks. Jan Twardowski). Jeśli mamy wątpliwości i brak nam wiary w bezinteresowne uczu-cia drugiej osoby, być może oznacza to, że nasza relacja nie jest oparta na prawdziwej miłości.

Trudno zgodzić się z po-glądem, że zazdrością potwier-dzamy miłość i mierzymy jej siłę. To raczej egocentryczna reakcja na zagrożenie utraty kogoś, kto jest nam potrzebny do realizacji naszych potrzeb i oczekiwań. Może i w pewnym stopniu zaborczość i podejrzli-wość wprowadzają w związek dreszczyk emocji, kto jednak potrafi wyznaczyć im granicę? Jak przebiegła jest zazdrość określił dobrze grecki pisarz Antyfanes, mówiąc: „Jak rdza zżera metal, tak też zazdro-snych zżera zazdrość”. Z ko-lei polska artystka estradowa, Violetta Villas, śpiewała: „Nie ma miłości bez zazdrości” – jeśli właściwie zinterpretować te słowa, można stwierdzić, że jest w nich ziarenko prawdy. Dopóki jesteśmy tylko ludźmi, w nasze niedoskonałe uczucia zawsze będzie się wkradać za-zdrość. Ale jeśli zależy nam na dążeniu do prawdziwej miło-ści, pamiętajmy wciąż aktualne słowa Listu do Koryntian, które przekonują, że nie warto dać się opanować tej „rdzy” i dopuścić do „korozji serca” – doskonała „Miłość nie zazdrości”.

Mówi się, że to nie miłość jest ślepa, ale zazdrość, która po omacku ocenia tą pierwszą. Są jednak tacy, którzy twierdzą, że jest ona nieodłącznym elementem każdej relacji. Czy istnieje „zdrowa

zazdrość”, która ubogaca związek?

Iwona Bielecka i Dominik Sidor

E jak egoizmPrzemysław Radzyński

Cykl powstaje we współpracy z Radiem Bonus UPJPII. Audycji

można słuchać w środy o 20.15 na www.radio.upjp2.edu.pl. Na stronie Radia Bonus znajdują się

także archiwalne nagrania.

Każdy z nas jest po trosze egoistą. Ale

wielkość człowieka polega na tym, żeby przesuwać nasze wybory od „ja” w kie-runku „ty” i „my” – jeśli jest w tym harmonia, tym bardziej jesteśmy ludźmi dojrzałymi. Trzeba w swoim życiu robić większą prze-strzeń dla drugiego czło-wieka – jego problemów, pragnień, oczekiwań.

Przeciwieństwem egoizmu jest miłość – „by-cie dla kogoś”. Jesteśmy zobowiązani do obdarzania drugiego, niesienia dobra, a to wyzwala z myślenia tylko w kategoriach „ja”. Skutecznym lekarstwem na nasze ego są relacje z innymi ludźmi. Czy praw-dziwa miłość, czy przyjaźń możliwa jest między dwoma egoistami?

Egoiści mają ciężkie życie sami ze sobą. Są najczęściej samotni i po-większają swoje deficyty. Sprzyja temu cywilizacja, bo jest nam coraz lepiej i – pozornie – nie potrzebu-jemy do szczęścia drugiego człowieka.

Nie jesteśmy jednak skazani na egoizm. W per-spektywie Ewangelii mamy na tyle siły, by być piękniej-si. W tym miejscu warto również przypomnieć słowa św. Pawła: „Więcej szczę-ścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu”.

alfabet relacj ialfabet relacj iona i on

Korozja serca

fot.:

Arc

hiw

um Iw

ony

i Dom

inik

a

Page 12: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

12 TRYBY nr 5(14)/2012

pro- l i fe

Co jest skuteczne?„Wychowanie do życia w rodzinie” w naszych szko-

łach jest typem A edukacji seksualnej – wg wytycznych Amerykańskiej Akademii Pediatrii, czyli wychowaniem do czystości (abstynencji seksualnej), bez propagowania antykoncepcji. Model szwedzki czy brytyjski (typ B sekse-dukacji) opiera się na promocji i rozdawaniu antykoncepcji młodym ludziom, już od 11 roku życia oraz umożliwianiu im aborcji bez wiedzy rodziców. Po latach takiej edukacji i wydaniu na nią wielkich środków finansowych widać jej fatalne wyniki.

Natomiast w Polsce na tle Szwecji i Wielkiej Brytanii obserwujemy:

• najniższą liczbę zajść w ciążę na 1000 nastolatek, • najniższą liczbę aborcji na 1000 nastolatek, • najniższe wskaźniki przypadków chorób przenoszo-

nych drogą płciową, także HIV i AIDS.

Dlaczego nieskuteczna jest antykoncepcja?

Dane te dowodzą, że masowe rozdawanie w szkołach środków antykoncepcyjnych dla chłopców i dziewcząt nie eliminuje problemu nieplanowanych ciąż i aborcji oraz chorób wenerycznych u nieletnich. Dzieje się tak, ponieważ środki antykoncepcyjne mają wysoką zawodność wśród młodzieży. Amerykańskie badania przeprowadzone na ponad 10 tys. kobiet wykazały, że wśród niezamożnych nastolatek, mieszkających z „partnerem” i stosujących piguł-kę hormonalną 48,4 proc. zaszło w ciążę w ciągu jednego roku, a wśród stosujących prezerwatywy 71,9 proc. (Family Planning Perspectives, 1999, 31, 2).

Odrzucić nieskuteczne, demoralizujące programy

szwedzkie i brytyjskie! Oceniając pozytywnie dotychczasowe wyniki stosowa-

nej w Polsce edukacji seksualnej typu A – „Wychowania do życia w rodzinie”, trzeba podkreślić potrzebę dalszego doskonalenia naszego systemu i konieczność odrzucenia nieskutecznych rozwiązań brytyjskich czy szwedzkich, które prowadzą do wielu negatywnych zjawisk wśród młodzieży.

Dane z terenu Polski dotyczą sytuacji zdelegalizowanej aborcji. W 1997 r. aborcja była w Polsce przez rok legalna i wtedy liczba aborcji wynosiła ogółem 3047 (łącznie wśród nieletnich i pełnoletnich kobiet).

Art

ykuł

spo

nsor

owan

y

W polskiej szkole mamy dobrą edukację seksualną!

Fałszywe postulaty feministek. Brońmy naszą młodzież przed demoralizacją!

Zapraszamy do odwiedzenia serwisu internetowego: www.pro-life.pl

Page 13: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

13

We wrześniu 2009 r. w Sejmie RP rozpoczęły się prace nad regu-

lacjami prawnymi dotyczącymi procedu-ry in vitro. Jako naukowcy i nauczyciele akademiccy pragniemy zabrać głos w tej ważnej kwestii społecznej. Życie człowie-ka rozpoczyna się w momencie poczęcia –to fakt biologiczny, naukowo stwierdzony. Procedura in vitro, mająca służyć przeka-zywaniu życia ludzkiego, jest nieodłącz-nie związana z niszczeniem życia człowie-ka w fazie prenatalnego rozwoju, jest więc głęboko nieetyczna i jej stosowanie winno być prawnie zakazane. Z publikowanych danych – z różnych ośrodków medycznych stosujących in vitro – wynika, że w trak-cie tej procedury ginie 60-80 proc. po-czętych istot ludzkich (z brytyjskich informacji wynika, że nawet 95 proc.).

Procedura in vitro, na różnych eta-pach jej stosowania, narusza trzy ar-tykuły Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej: art. 30, art. 38, art. 40 oraz art. 157 kodeksu karnego. Procedura ta jest

rażąco sprzeczna z ekologią prokreacji, zastępując naturalne środowisko poczęcia i początkowego rozwoju człowieka, jakim jest łono matki, przez „szkło”, a w skraj-nym przypadku przez system głębokiego zamrażania (do temperatury -195°C). To naruszenie ekologii prokreacji skutkuje prawie dwukrotnym wzrostem śmier-telności niemowląt, dwu-trzykrotnym wzrostem występowania różnych wad wrodzonych a także opóźnieniem rozwoju psychofizycznego dzieci poczętych meto-dą in vitro w porównaniu do dzieci poczę-tych w sposób naturalny.

Pozytywną metodą pomo-cy małżonkom pragnących poczęcia i urodzenia dziecka jest naprotechnologia. Naprotechnologia to nowoczesna metoda diagnozowania i leczenia niepłodności na podstawie tzw. Modelu Creightona, służą-cego precyzyjnej obserwacji organizmu kobiety w czasie jej naturalnego cyklu. Na żadnym etapie stosowania naprotechnolo-gii nie dochodzi do niszczenia poczętych

istot ludzkich, naruszenia godności mał-żonków i poczętej istoty ludzkiej oraz zachowane są ekologiczne zasady prokre-acji. Należy też podkreślić, że naprotech-nologia w porównaniu do procedury in vitro jest bardziej skuteczna i kilkakrotnie mniej kosztowna.

Apelujemy o wprowadzenie ustawo-wego zakazu stosowania procedury in vi-tro jako drastycznie niehumanitarnej oraz o szerokie upowszechnienie naprotechno-logii i zapewnienie jej pełnej refundacji z NFZ.

Apel podpisało 290 polskich naukowców. Pełna lista sygnatariuszy:

www.wychowawca.pl/podpisy

Apel o podobnej treści podpisało ponad 1000

pracowników Służby Zdrowia. Podpisy: www.pro-life.pl

pro- l i fe

Procedura in vitro – NIE!Naprotechnologia – TAK!

Apel 290 naukowców do polskich parlamentarzystów

w sprawie procedury in vitro i naprotechnologii

Bądź aktywnym obywatelem!Wyślij list lub zadzwoń

do swojego posła!Wkrótce parlament rozpocznie prace nad ustawą dotyczącą proce-

dury in vitro. Pod apelem o zakazanie tej niehumanitarnej, nieetycznej metody podpisało się już 290 naukowców i ponad 1000 pracowników służby zdrowia.

Także i ty możesz dołączyć do nich swój głos: wyślij list do swoje-go posła! Obok propozycja tekstu.

Listy o takiej lub podobnej treści należy wysyłać na nazwisko wybra-nego przez siebie posła pod adres:

Sejm Rzeczypospolitej Polskiejul. Wiejska 4/6/8, 00-902 Warszawa

Pamiętajmy: od 60 do 95 proc. dzieci poczętych metodą in vitro gi-nie przed narodzeniem! Śmiertelność okołoporodowa dzieci poczętych metodą in vitro jest dwukrotnie, a nawet czterokrotnie większa niż dzieci poczętych w sposób naturalny. U dzieci poczętych in vitro stwier-dza się dwu-trzykrotny wzrost różnych wad wrodzonych. Holenderskie badania wykazały, że podczas gdy wskaźnik śmiertelności matek w spo-łeczeństwie holenderskim wynosi 12,8 na 100 000, to wskaźnik śmier-telności matek, które przeszły procedurę in vitro sięga aż 42,5 na 100 000. Procedura in vitro jest też po prostu niepotrzebna, gdyż istnieje lepsza, tańsza, nowoczesna metoda – naprotechnologia.

Podejmijmy działanie! Od naszej obywatelskiej aktywności zależy kształt nowej ustawy!

/miejscowość i data/

Szanowny Panie Pośle! / Szanowna Pani Poseł!

Zwracam się z apelem o czynne włączenie się w zapowiedziane prace Sejmu, zmierzające do prawnego uregulowania kwestii procedury in vitro.

Proszę o poparcie wszelkich inicjatyw zmierzających do wprowadzenie całkowitego, ustawowego zakazu stosowania in vitro, jako metody nieetycznej, nieodłącznie związanej z niszczeniem ludzkiego życia w najwcześniej-szej fazie rozwoju.

Proszę także o wzięcie udziału w tworze-niu regulacji prawnych mających na celu do-prowadzenie do finansowania z Narodowego Funduszu Zdrowia naprotechnologii, która jest nowoczesną, etyczną i ekologiczną alternatywą dla procedury in vitro. Jest także bardziej sku-teczna i o wiele mniej kosztowna.

Z wyrazami należnego szacunku

/podpis i adres/

Art

ykuł

spo

nsor

owan

y

Page 14: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

14 TRYBY nr 5(14)/2012

b16/jp2

Kimże jest ta …? (Pnp 6, 10)

Maryja wkracza w histo-rię zbawienia w momen-

cie zwiastowania. Idąc razem z Jezusem drogą Jego życia, wspól-nie wędrują do Ojca. Będąc świad-kiem najważniejszych wydarzeń Jego posłannictwa, uczestniczy czynnie wraz z Nim w dziele od-kupienia świata. Na krzyżu Jezus oddaje swoją Matkę pod opiekę umiłowanemu uczniowi, który Ją bierze do siebie jako swoją własną matkę. Od początku Kościół wi-dział w tym akcie adopcji szczegól-ny moment dla każdego ochrzczo-nego. Tak jak umiłowany Jan, każdy z nas ma wziąć do swojego wewnętrznego kontekstu życiowe-go Matkę Bożą. Po swojej śmierci i zmartwychwstaniu Jezus obiecuje apostołom nowego Pocieszyciela,

którego zsyła w wieczerniku. Razem z nimi jest tam obecna Maryja. Można powiedzieć, że są to narodziny Kościoła. Od tego momentu Maryja jest nieustannie obecna w życiu Kościoła, ale i każdego chrześcijanina. To razem z Nią podąża-my do portu zbawienia. Kościół zawsze patrzył na Rodzicielkę swego Zbawiciela jako na swój własny obraz. Tak jak Maryja rodzi Jezusa, tak Kościół przez chrzest rodzi ludzi do życia wiecznego. Wspólnie z Nią modlimy się do Boga i za Jej po-średnictwem kierujemy prośby do Jezusa. Maryja nieodłącznie nam towarzyszy w naszych trudach, cierpieniach i rado-ściach, będąc wzorem silnej wiary i zaufa-nia Bogu.

Boża Rodzicielka strzeże nas i pra-gnie, abyśmy wypełniali słowa Chrystusa. Na weselu w Kanie Galilejskiej, gdy za-brakło wina, prosi sługi, aby czynili to,

co powie im jej Syn. Nieustanna troska Maryi o Kościół jest konsekwencją mi-łości do Jezusa, a wyraża się w licznych objawieniach, w których przypomina Jego wolę i doradza, jak dojść do Ojca. Jest Ona swoistym zwierciadłem Bożego miłosier-dzia, w którym odbija się Boża łaskawość.

Jako szczególnie umiłowana przez Boga i wybrana na Matkę Jezusa posiada specjalne przywileje. Nieustannie mo-dli się za nas, wypraszając liczne łaski. Trudno byłoby sobie wyobrazić życie Kościoła bez Jej pomocy i modlitwy, które towarzyszą nam począwszy od wieczerni-ka, aż po nasze czasy. Jak nieoceniona jest Jej pomoc, świadczą liczne uzdrowienia i rozwiązania trudnych spraw. Do Jezusa możemy kierować modlitwy, mając pew-ność, że za Jej wstawiennictwem zostaną wysłuchane.

o. Paweł Morka OSPPE

Jezus rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do

ucznia: „Oto Matka twoja” (J 19, 26-27). Te słowa Jezusa są przede wszystkim ak-tem bardzo ludzkim. Widzimy Jezusa jako prawdziwego człowieka, który dokonuje ludzkiego aktu, aktu miłości do Matki i powierza ją młodemu Janowi, by zapew-nić jej bezpieczeństwo. Sytuacja samotnej kobiety na Wschodzie w tamtych czasach była nie do zniesienia. Powierzając Mamę młodzieńcowi, dając mu Mamę, postępu-je jak prawdziwy człowiek, kierując się głęboko ludzkim uczuciem. Uważam, że bardzo ważne jest, byśmy przed jakąkol-wiek teologią widzieli w tym geście praw-dziwe człowieczeństwo Jezusa. W Janie Jezus powierza nas wszystkich, cały Kościół, wszystkich przyszłych uczniów Matce, a Matkę nam. Możemy iść z wiel-ką ufnością do Matki, która także dla każdego chrześcijanina jest jego Matką. Z drugiej strony istotne jest to, że Matka wyraża przecież Kościół. Nie możemy być chrześcijanami sami z siebie, opiera-jąc się na chrześcijaństwie zbudowanym według własnego uznania. Matka jest obrazem Kościoła, Matki Kościoła, i za-wierzając się Maryi, musimy także zawie-rzyć się Kościołowi, żyć Kościołem, być Kościołem razem z Maryją

Benedykt XVI, Wypowiedz dla programu „A Sua immagine” we włoskiej telewizji publicz-

nej RAI UNO, 22.04.2011 r.

U progu narodzin Kościoła, u początku tej długiej pielgrzym-

ki przez wiarę, która rozpoczęła się wraz z Pięćdziesiątnicą w Jerozolimie, Maryja była z tymi wszystkimi, którzy stanowi-li zalążek „nowego Izraela”. Była obec-na jako wyjątkowy świadek tajemnicy Chrystusa. Kościół trwa na modlitwie ra-zem z Nią, a równocześnie patrzy na Nią w świetle Słowa, które stało się człowie-kiem. I tak było zawsze. Maryja w spo-sób nierozdzielny należy do tajemnicy Chrystusa i Kościoła od początku. U pod-walin tego, czym Kościół jest i czym wciąż

ma się stawać pośród wszystkich narodów ziemi, znajduje się Ta, „która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana” (por. Łk 1, 45). Ta właśnie wiara Maryi, która oznacza zaczątek Nowego i Wiecznego Przymierza Boga z ludzko-ścią w Jezusie Chrystusie. Ta heroiczna wiara Maryi „wyprzedza” apostolskie świadectwo Kościoła i trwa stale w jego sercu, utajona jako szczególne dziedzic-two objawienia się Boga. Wszyscy, którzy z pokolenia na pokolenie, przyjmując apo-stolskie świadectwo Kościoła, mają udział w tajemniczym dziedzictwie, uczestniczą poniekąd w wierze Maryi.

Bł. Jan Paweł II, Encyklika Redemptoris Mater – O błogosławionej Maryi Dziewicy w życiu

pielgrzymującego Kościoła, 25.03.1987 r.

Totus Tuus ego sum et omnia mea Tua sunt. Accipio Te in mea omnia. Proebe mihi cor Tuum, Maria (Cały Twój jestem, a wszystko co moje, do Ciebie należy. Przyjmuję Cię do wszystkiego, co moje. Użycz mi Twego serca, Maryjo)

KOM

ENTA

Rz

mal

.: „M

adon

na”

Will

iam

-Ado

lphe

Bou

guer

eau

Page 15: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

15

Zachowania ho-moseksualne ni-

gdy nie były i nie będą akceptowane przez Kościół katolicki jako norma sposobu bycia w społeczeństwie. Swoją postawę Kościół czer-pie z jasnego przesłania, które możemy znaleźć w Księdze Kapłańskiej: Ktokolwiek obcuje cie-leśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobie-tą, popełnia obrzydli-wość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli (Kpł 20, 13). Święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian również po-tępia homoseksualizm, ostrzegając osoby ży-jące w takich relacjach przed utratą Królestwa Bożego. Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bał-wochwalcy, ani cudzo-łożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współ-żyjący ze sobą, (…) nie odziedziczą Królestwa Bożego (1Kor 6, 9).

Skłonności homoseksualne same w sobie nie są grzechem. Powinno się je postrzegać raczej jako wewnętrzną pró-bę, z którą człowiek musi się zmagać. Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie mówi, iż należy unikać jakichkol-wiek niesłusznych oznak dys-kryminacji homoseksualistów, a osoby te powinno otoczyć się szacunkiem, współczuciem i delikatnością.

3 czerwca 2003 r. Kongregacja Nauki Wiary, której prefektem był obecny papież Benedykt XVI stwier-dziła, że szacunek dla osób homoseksualnych nie może prowadzić do aprobowania zachowania homoseksualne-go albo do zalegalizowania związków homoseksualnych. Kościół musi jasno, stanowczo i zdecydowanie sprzeciwiać się homolobby próbującemu zrównać rodzinę ze związkiem homoseksualnym. Musi tak czynić, żeby bronić małżeń-stwa, bronić rodziny, bronić człowieka. Po prostu chodzi o elementarną intelektualną i moralną uczciwość.

Świętość małżeństwa

Bądźcie płodni i rozmna-żajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie pod-daną (Rdz 1, 28). Małżeństwo kobiety i mężczyzny zostało wyniesione przez Chrystusa do godności sakramentu, co potwierdza i umacnia głębo-ką wartość tego związku. Jan Paweł II w Liście do Rodzin pi-sze: „Mężczyzna i kobieta two-rzą ze sobą wspólnotę całego życia, skierowaną ze swej na-tury do dobra małżonków oraz do zrodzenia i wychowania po-tomstwa. Tylko taki związek może być uznany i potwierdzo-ny społecznie jako małżeństwo. Nie mogą być uznane spo-łecznie jako małżeństwo inne związki międzyludzkie, które tym warunkom nie odpowia-dają, choć dzisiaj istnieją takie tendencje, bardzo groźne dla

przyszłości ludzkiej rodziny i społeczeństw”. W akcie ho-moseksualnym prokreacja jest niemożliwa, a co za tym idzie, zaprzecza podstawowemu pra-wu naturalnemu – przetrwaniu gatunku. To kolejny dowód na to, że stawianie związków part-nerskich na równi z rodziną jest absurdalne i prowadzi do za-tracenia moralno-społecznych systemów wartości.

Należy również zaznaczyć, że trzy największe religie świa-ta – oprócz chrześcijaństwa to islam i judaizm – potępiają za-chowania homoseksualne uzna-jąc je za nieczyste.

Michał Wnęk

Odpowiedź powstała na podstawie wykładów ks. dr. hab. Dariusza

Oko, filozofa i teologa, adiunkta Katedry Metafizyki

Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

inżynier ducha | encyklopedia wiary

inżynier ducha

encyklopedia wiary

OD

POW

IEDź

Drodzy Czytelnicy, jeśli chcielibyście uzyskać kompetentną odpowiedź na pytanie związane ze sprawami wiary i moralności, wyślijcie je do nas, a my znajdziemy eksperta, który rzetelnie na nie odpowie. Na Wasze pytania czekamy pod adre-sem: [email protected]

daj p

ytan

ie

Drogocenna Perła UmbriiJedna z najbardziej znanych świętych w historii Kościoła.

Nazywana „świętą od rzeczy niemożliwych”. Wielu twierdzi, że przez jej wstawiennictwo można wyprosić obfitość łask.

Dlaczego NIE dla homoseksualizmu?

Rita urodziła się pod koniec XIV w. w Roccaporena we Włoszech. Na

Chrzcie Świętym otrzymała imię Małgorzata. Od dziecka pragnęła wstąpić do zakonu. Jednak rodzicie 12-letnią dziewczynę postano-wili wydać za mąż za człowieka, który okazał się bardzo wybuchowy i nerwowy. Rita przez długi czas była brutalnie traktowana. Po wielu staraniach kobiety mąż zaczął zmieniać swoje zachowanie. Niedługo po nawróceniu został zamordowany. W małżeństwie przeżyła 18 lat i miała dwóch synów. Oni zapragnęli zemścić się na zabójcy ojca. Rita bez skutku błagała ich, by tego nie robili. Dlatego prosiła Boga o śmierć dla nich, gdyż wolała to, niż żeby zabili człowie-ka. Jej modlitwy zostały wysłuchane, synowie umarli z powodu zarazy.

Rita straciwszy najbliższych zrealizowała dawne marzenie – wstąpiła do zakonu, do sióstr augustianek. Wyróżniała się szczególnym nabo-żeństwem do Męki Jezusa. Na jej prośbę Bóg obdarzył ją łaską stygmatu korony cierniowej, który miała do końca życia. Umarła 22 maja 1457 r.

Papież Urban VIII w roku 1628 zatwierdził jej kult. Jednak jej kanonizacja odbyła się dopie-ro w roku 1900. Dokonał jej Leon XIII, nazywa-jąc św. Ritę „drogocenną perłą Umbrii”.

Karolina Mazurkiewicz

Siostra Krystyna, augustianka:

W Polsce do niedawna była raczej mało znana. Jej kult związany był głównie ze wspólnotami Zakonu św. Augustyna. Dziś święta cie-

szy się w Polsce coraz większą popularnością. Jej wizerunki pojawiają się w kolejnych miejscach, wciąż ukazują się nowe, poświęcone jej publikacje.

Nabożeństwa i Msze św. w kościele św. Katarzyny w Krakowie groma-dzą 22 dnia każdego miesiąca tłumy wiernych. Ludzie przyjeżdżają nieraz z bardzo daleka. Myślę, że św. Rita, jako „święta od trudnych spraw”, jest świętą na dzisiejsze czasy, kiedy trudnych spraw nie brakuje i nieraz, tak po ludzku, wydaje się, że już nie ma nadziei. Jej wstawiennictwu powie-rzane są każdego miesiąca setki próśb, jest też wiele podziękowań i świa-dectw o otrzymanych łaskach. Rozrasta się korespondencja, ta tradycyjna i elektroniczna. Od lat przygotowuję i spisuję te intencje co miesiąc i coraz bardziej staram się je streszczać, a mimo to czasem już nie sposób odczytać wszystkiego podczas nabożeństwa, nawet w takiej bardzo skróconej for-mie. Wszystkie intencje objęte są pamięcią i modlitwą.

Co roku jest przyznawane międzynarodowe wyróżnienie imienia św. Rity kobietom, które swą postawą dają świadectwo przebaczającej miłości. Wśród nich są dwie Polki: Marianna Popiełuszko, matka bł. ks. Jerzego oraz piosenkarka Eleni, która przebaczyła zabójcy swojej córki.

Page 16: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

16 TRYBY nr 5(14)/2012

Jeśli spodziewacie się nawoły-wania do płacenia abonamentu

albo – wręcz przeciwnie – wzywania do buntu przeciw niemu, zawiedziecie się. Tym razem chciałabym wam po prostu przedstawić moje subiektywne przemyślenia na ten temat. Być może niektórym wydadzą się one bliskie, w innych wywołają niechęć. Mam jed-nak nadzieję, że bez względu na emo-cje, jakie wywołają, zachęcą również do refleksji nad tą kwestią i podjęcia świadomej decyzji, jak się do tego problemu ustosunkować.

Abonament radiowo-telewizyjny ma służyć temu, by media publiczne mogły realizować swoją misję. Jest to dla nich źródło finansowania. W przy-padku większości mediów tego typu nie jedyne, bo emitują one również

odpłatnie reklamy. Teoretycznie płacenie abonamentu jest obowiązkiem każdego, kto posiada odbiornik radiowy lub tele-wizyjny. W praktyce wygląda to znacz-nie mniej poważnie. Władze mediów publicznych co jakiś czas próbują prośbą (reklamy społeczne o abonamencie, będą-ce najczęściej obiektem drwin) albo groź-bą (straszenie użytkowników sankcjami) nakłonić odbiorców do dołożenia się do misji publicznej. Ciągle jednak z marnym skutkiem.

Tymczasem tę opłatę można zinter-pretować jako inwestycję w media z misją publiczną. Jeśli pójść za tą myślą dalej, to zapłacenie abonamentu, jeśli chcemy mi-syjnych programów i decydujemy się je wesprzeć, powinno owocować ich obecno-ścią na antenie radiowej czy telewizyjnej. Niestety, tak to nie działa, bo w mediach

publicznych mogę obejrzeć i posłuchać zarówno programów, które chętnie bym wsparła, jak i takich, które powodują, że zastanawiam się w ogóle nad sensownością istnienia mediów publicznych. Żeby było obrazowo, wyjaśnię na przykładzie. Otóż, chętnie wspomogłabym produkcję „Czasu honoru” i Programu Trzeciego Polskiego Radia, ale z drugiej strony chętnie spra-wiłabym, by „M jak miłość” i „The Voice of Poland” zniknęły z ramówki. Niestety, płacąc abonament nie mogę zdecydować, na co dokładnie zostanie on przeznaczo-ny. A szkoda, bo może to jest rozwiązanie, które doprowadziłoby do chętniejszego uiszczania opłaty, a odbiorcy byliby bar-dziej usatysfakcjonowani ofertą mediów publicznych.

me

dia

po

d l

up

ąro

dz

yn

ki

rad

zy

ńsk

ieg

omedia pod lupą | rodzynki radzyńskiego

My, medialni inwestorzyAbonament radiowo-telewizyjny. Pierwsze skojarzenia? Media publiczne. Obowiązek. Misja. Powód do żartów.

Przedmiot próśb i gróźb.

Agnieszka Całek

PAN TRYBIK KOMENTUJENo właśnie. Stajemy w martwym punkcie, jak to często bywa w roz-mowach o życiu i abonamencie. Płacę z przekonania czy obywatel-skiego obowiązku? Czego wtedy oczekuję? A jeśli nie płacę, to czy mam prawo krytykować sytuację w mediach publicznych? Czekamy na Wasze komentarze pod adresem [email protected]. Najciekawsze nagrodzimy.

Na płycie boiska stoi pięciu mężczyzn. Mają na nogach

korki, ale pozostałe elementy nie przy-pominają piłkarskiego stroju. Są ubra-ni w sutanny. Nic dziwnego, bo to kle-rycy, piłkarze-amatorzy z Gdańskiego Seminarium Duchownego. Zdjęciu

wykonanemu na PGE Arenie towarzyszy hasło: „Dołącz do kadry powołanej przez Boga”.

To pierwszy tego typu plakat pro-mujący seminarium z Gdańska. Zawisł w kościelnych gablotach w całej diecezji, a także we wszystkich szkołach średnich.

Na Facebooku można spotkać kilka jego wersji. Nie zabieram głosu na temat sen-sowności tego typu reklamowania semi-nariów duchownych. Ale mam kilka in-nych refleksji.

Hasło może marketingowo jest na-wet dobre. Ogniskuje się – nie wiem, czy świadomie – na grze wokół słowa „powo-łanie”, które na ogół kojarzy się właśnie z seminarium duchownym. Ale przecież do kadry narodowej POWOŁUJE też tre-ner reprezentacji. Od blisko 30 lat odbywa się Ogólnopolski Turniej „Piłkarska kadra czeka” im. Stanisława Tymowicza. Taki sam tytuł nosił także program telewizyj-ny. Zatem skojarzeń może być co najmniej kilka.

Cieszy mnie fakt, że Kościół potrafi wykorzystać do autopromocji imprezę, która już w tej chwili zajmuje wiele miej-sca w mediach, a w czerwcu zupełnie zawładnie umysłami Polaków. Zresztą liczne udostępnienia na facebookowych profilach i kliknięcia „Lubię to” świadczą o tym, że pomysł się podoba.

Moją uwagę przykuwa jeszcze jedna rzecz. Piłkarze kadry powołanej przez Boga stoją przed… pustymi trybunami. Nikt nie chce na nich patrzeć? Może od-różnia ich od kadry Smudy to, że nie liczą na oklaski? Może to obraz naszego myśle-nia o Kościele, że Kościół = księża?

Mam tylko cichą nadzieję, że to nie wi-zja Kościoła – pięciu duchownych i tyle. Chcę myśleć, że tych pięciu zapełni try-buny.

Boża kadraZ koniunktury przed Euro 2012 z trudem korzystają

politycy, ale z łatwością robi to… Kościół.

Przemysław Radzyński

fotl.

: Arc

hiw

um G

SD

Page 17: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

17

Domownicy urządzi-li codzienne życie w byłej świątyni. Gorące kąpiele brali w łazience, która w czasach swojej „prosperity” mogła być zakrystią.

misz-masz

jezus z krzyża patrzy, co jesz na śniadanie

W słoneczne popołudnie wybieramy się na krótki spa-cer na krakowski Kazimierz. Idąc ulicą Stradomską nie-świadomie mijamy kościół św. Jadwigi, który od czasów swo-jej świetności był już prawie wszystkim, czym może być budynek znajdujący się w cen-trum miasta. Fundamenty tej budowli były konstruowane z zamysłem stworzenia w tym miejscu świątyni, gdzie wierni będą wznosić do Boga gorące prośby, dziękczynienia, czasa-mi (a może najczęściej) swoje żale. Król Kazimierz Wielki – fundator świątyni – zapewne nie przewidział przyszłości ko-ścioła, który w swoim istnieniu przeszedł przez kilka pożarów po zniszczenie będące konse-kwencją potopu szwedzkie-go. Odbudowany staraniami Augusta Wolskiego, ponownie konsekrowany zostaje w roku 1674. Pod koniec XVIII w. zajmują go Austriacy, którzy zmieniają jego funkcję i two-rzą w nim swój urząd celny. Wkrótce potem znajduje się

tam poczta i komenda kra-kowskiego korpusu wojsk au-striackich. W dwudziestoleciu międzywojennym stacjonuje tam dowództwo krakowskie-go korpusu Wojska Polskiego. Ostatecznie, po II wojnie świa-towej, w środku zadomawiają

się ludzie, urządzając w byłym kościele swoje codzienne ży-cie, poczynając od parzenia po-rannej czarnej kawy, kończąc na gorącej kąpieli w łazience, która w czasach swojej „pro-sperity” mogła być zakrystią.

Zbezczeszczenie sacrum?

Nieistniejący kościół św. Jadwigi obecnie jest niszcze-jącą kamienicą, która znajduje się pod adresem Stradomska 12 i 14. Kościołów przemie-nionych w mieszkania mamy na świecie coraz więcej, zwłaszcza w Anglii, Stanach Zjednoczonych i w Holandii. Pomysł taki co najmniej za-skakuje i intryguje, w skraj-nych przypadkach zniesmacza i oburza. Jak możliwe jest to, że miejsce kiedyś konsekro-wane zmienia się w dom, w którym starzeją się rodzice wychowujący swoje dorasta-jące dzieci, z czasem stając się dziadkami oglądającymi swoje wnuki bawiące się w salonie, gdzie kiedyś stał ołtarz, na któ-rym codziennie dział się cud przemienienia wina w Krew i chleba w Ciało?

W tym kościele nie odprawia się Mszy

Wiele opuszczonych ko-ściołów i kaplic w krajach laickich zmienia swoją funk-cjonalność. Żeby możliwe było przeprowadzenie takiej konwersji dokonuje się dekon-sekracji świątyni. Następnie zostaje ona sprzedana w ręce prywatne, w których leżą dal-sze losy – teraz już najzwy-klejszych w świecie – murów, jednak nadal kojarzących się jednoznacznie z miejscem świętym. Nie zawsze staje się ono domem. Kościoły prze-kształca się w muzea sztu-ki współczesnej, które same

w sobie stają się wyjątkową oprawą dla prezentowanych w nich ekspozycji. Stało się tak na przykład we Francji.

W Amsterdamie natomiast firma Merkx+Giord zaaran-żowała stary kościół domini-kanów na księgarnię, z pew-nością perełkę wśród innych na całym świecie. Najbardziej kontrowersyjnym pomysłem jest przeformatowanie świątyń na kluby i dyskoteki. Dwoma najpopularniejszymi przykła-dami są dyskoteka O’Neills na Muswell Hill w Londynie oraz klub The Mass w mieście Brixton. Przy takich aran-żacjach przebudowa kaplicy w Utrechcie na mieszkanie jest projektem, który łatwiej jest zaakceptować.

Profanum, któremu należy się szacunek

Nie chcę oceniać takich projektów, choć sama mam co do nich mieszane uczucia. Architektonicznie są to niesa-mowicie ciekawe i innowacyjne aranżacje, przyciągające swoją wyjątkowością i charakterem. Jednak świadomość tego, że mieszka się w budynku z taką historią, studzi zapał i marze-nia o swoim kącie w świątyni ze strzelistymi oknami, przez które światło wpada do po-mieszczenia łamiąc swoją bar-wę przez kolorowe szkiełka witraży z postaciami świętych. Jednoznaczne odczucia mam za to w stosunku do kościoła św. Jadwigi na Stradomskiej. Jeżeli jest on teraz czyimś domem, to dlaczego w takim marnym stanie? Nie jest to już miejsce święte, ale z całą pew-nością należy się mu większy szacunek przez wzgląd na jego historię. Napatrzmy się zatem na wnętrza kościoła domini-kanów, św. Anny i Bazyliki Mariackiej. Miejmy nadzie-ję, że nie doczekają one cza-sów kościoła św. Jadwigi na Stradomskiej.

Powyższy artykuł nie wyczerpuje tematu zmiany funkcji kościołów w obecnych czasach. Zachęcamy Was do podzielenia się z nami swoją opinią. Czy chcielibyście zamieszkać w dawnym kościele? Piszcie pod adres [email protected]. Czekają nagrody.

Wszystkich zainteresowanych tematem zmiany funk-cjonalności świątyń odsyłam na strony, gdzie można obejrzeć te bardziej i mniej ciekawe projekty.www.oldchurchhouse.co.ukwww.bryla.pl | artykuł „Komfortowe mieszkanie w ko-ściele” www.sztukatulka.pl | artykuł „Kościół z basenem, łóżko na ołtarzu” www.travelet.com | artykuł „One pair bought and co-nverted Church into Home in Kyloe Northumberland”

Sąsiadka mieszka w kościele

Zdanie „Moja sąsiadka mieszka w kościele” od-bieramy w wiadomy sposób – ta kobieta mieszka-jąca obok często chodzi do kościoła. A co, jeżeli

należy rozumieć je dosłownie?

Katarzyna Cieślik fot.:

Arc

hiw

um T

rybó

w

rys.: Katarzyna Cieślik

Kiedyś kościół św. Jadwigi na krakowskim Kazimierzu, dziś zaniedbana kamienica mieszkalna.

Page 18: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

18 TRYBY nr 5(14)/2012

Katarzyna Cieslik, Marta Czarny

ulubione prawa pana Trybika

patent na gadżety

projektant może

misz-masz

Drodzy Czytelnicy!

KONKURS! Majówka Pana TrybikaDrodzy Czytelnicy! Pan Trybik chce wybrać się na majówkę. Będzie to jego pierwsza przygoda tego typu, więc potrzebuje Waszej pomocy! Pomóżcie mu zdecydować, co ma zabrać ze sobą. Najciekawsze zestawy koszyków piknikowych zostaną nagrodzone książkami! Swoje propozycje kierujcie pod adres [email protected] z dopiskiem „Majówka Pana Trybika”. Zachęcamy do udziału w konkursie, atrakcyjne nagrody czekają!

K O N K U R S

Twierdzenie o lokalnych geniuszach:„Dla każdego matematyka istnieje otoczenie,

w którym jest on najwybitniejszy”.

Czy projektant może wpływać na życie innych ludzi? Czy jest w stanie generować pozytywne zmiany w ży-ciu większych społeczności? Czy potrafi zmienić świat? Projektant może. W jaki sposób? Przez zaangażowanie się w coraz bardziej popularną dziedzinę designu – w design społecznie odpowiedzialny, który łączy projektowanie z ekonomią społeczną. Młodzi designerzy tworzą przedmio-ty z naturalnych materiałów, proste w konstrukcji, dowcipne i użyteczne. Przedmioty te wykonywane są przez osoby powracające na rynek pracy, co pozwala im na lepszy start w nowe życie. Inicjatywa ta służy jako modelowy przykład designu społecznie odpowiedzialnego, które-go celem jest nie tylko produkowanie nowych przedmiotów, ale i rozwią-zywanie problemów współczesnego społeczeństwa.

Obecny rynek jest dosłownie zalany nowymi „gadżeta-mi”. Widelce do spaghetti, polerujące podłogę kapcie, spe-cjalne zaślepki do gniazdek elektrycznych i wiele innych przyrządów kuszą na sklepowych półkach swoją ergonomicz-nością. Warto jednak wiedzieć, że także w Polsce powstaje wiele innowacyjnych pomysłów. Rokrocznie kilkadziesiąt projektów trafia na biurka pracowników Urzędu Patentowego w Warszawie, by następnie ulepszyć nasze codzienne życie. Mało kto wie, że wśród pomysłów naszych rodaków, zareje-strowanych w tym właśnie miejscu są:

• urządzenie do mieszania i nalewania czekolady,• urządzenie do ostrzegania kierowcy o przeszkodach

na drodze,• kamizelka ochronna przeciwuderzeniowa,• sposób przedłużania elektronicznej legitymacji lub

identyfikatora,• feromonowa pułapka na owadyoraz zabawka na sprężynie naciskowej.Niestety, przybywa coraz mniej wynalazków. W stosun-

ku do roku 1990, liczba zgłoszonych pomysłów spadła obec-nie o ok. 50 proc. Dlatego warto ruszyć głową i wypracować coś innowacyjnego dla siebie i dla potomnych! Do dzieła!

rys. Marek Soroczyński

Page 19: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012

19

idźże, zróbże

Może wydaje ci się, że ta nazwa jest śmieszna… Może być to znak, że zostałeś oszukany, uśpiono twoje wa-leczne serce, mówiąc, że waleczność jest dla małych chłopców bawiących się w Piotrusia Pana. Uśpiono to, co nosisz w sobie najcenniejszego: go-towość do walki za prawdę, miłość, wiarę i własne przekonania, a goto-wość walki to też gotowość stawania w obronie tych wartości. Może masz poczucie, że nie domagasz, że cze-goś ci brakuje, może głęboko w sercu chowasz jakieś rany, może pragniesz prawdziwej miłości, a spotykasz same rozczarowania, może wstydzisz się swoich łez chowanych przed całym światem, a może po prostu żyjesz bez refleksji nad swoim życiem i świa-tem. Może brakuje ci ludzi, z który-mi będziesz mógł zarówno dobrze się bawić jak i poruszyć ważne tematy.

Przymierze Wojowników to gru-pa mężczyzn, którzy chcą, by ich życie było prawdziwą przygodą! Przymierze powstało w 2010 r. z ini-cjatywy Michała Piekary i Mariusza Marcinkowskiego. Jest odpowiedzią na naglącą potrzebę kształtowania serca mężczyzny w świecie, w którym brakuje wzorców i dojrzałych ojców, którzy wtajemniczyliby nas w bycie mężczyzną. Brakuje nam przestrze-ni na łapanie wiatru w żagle, brakuje nam trudnych i szczerych rozmów. Przymierze jest odpowiedzią na te potrzeby. Spotykamy się co dwa tygo-dnie w małych grupach, by wspólnie szczerze dyskutować i by wspólnie być. Spotkanie składa się z dwóch czę-ści. W pierwszej rozmawiamy, dzieli-my się doświadczeniem, w drugiej ak-tywnie spędzamy razem czas, idziemy na boisko, na strzelnicę, do baru, na spacer. Więzi między mężczyznami rodzą się we wspólnym działaniu, ak-tywności czy rywalizacji.

Filarami Przymierza są Cztery Prawdy Wojownika:

1. Prawdziwy Wojownik uczy się od swojego Mistrza i Go naśladuje.

2. Prawdziwy Wojownik jest czu-łym i zaangażowanym Mężem i Ojcem.

3. Prawdziwy Wojownik trwa przy innych Wojownikach.

4. Prawdziwy Wojownik ma zdro-wy stosunek do rzeczy i pracy.

Pierwsza prawda wskazuje na wia-rę w życiu mężczyzny. To trudny temat. Z jednej strony wiara jest dla nas czymś

bardzo intymnym, czego nie chcemy uze-wnętrzniać, a z drugiej strony to ojciec powinien przekazać wiarę swoim dzie-ciom. Dziś wielu odczuwa strach przed wiarą, przed zaangażowaniem. Nie bój

się wierzyć! Twoje waleczne serce jest gotowe stanąć w obronie wiary! W Przymierzu realizujemy tę prawdę poprzez poruszanie tematu wiary na spotkaniach, codzienną lekturę Pisma Świętego i wspólną Mszę św. raz w miesiącu.

Druga prawda kształtuje posta-wę męża i ojca. Prawdziwa kobie-cość potrzebuje prawdziwej męskości. Prawdziwego mężczyznę charakteryzu-je postawa Bożego Gniewu, który jest reakcją na zło, na dziejącą się krzyw-dę, na niesprawiedliwość. To stawanie w obronie słabszych. Poprzez drugą prawdę chcemy uczyć się zwyciężać to wszystko, co nas uzależnia i niszczy, by być lepszymi dla naszych bliskich.

Trzecia prawda mówi o potrzebie męskiej przyjaźni, dziś często tak wy-paczonej, nazywanej wygłupami czy zabawami niedojrzałych chłopców. By być mężczyzną, potrzebujesz innych mężczyzn. Przyjaciele mogą sobie pozwolić na szczerość do bólu, któ-ra nie tylko konfrontuje, ale i buduje. Uczymy się mówić o tym, że nie raz tak po ludzku coś nam nie wyszło, ale nie poprzestajemy na tym. Nic tak nie motywuje do walki, nic tak nie hartuje woli mężczyzny jak grupa innych męż-czyzn. Wiem to z własnego doświad-czenia. Kiedy staję przed trudnymi wyborami mam przed oczami moich przyjaciół, czuję ich wsparcie i wiem, że nie mogę zawieść.

Czwarta prawda mówi o systemie wartości. Często jest tak, że praca czy dobra materialne przysłaniają nam to, co najważniejsze w życiu. Praca może stać się ważniejsza od czasu spędzane-go z rodziną, żoną, narzeczoną, dziew-czyną. Bardzo łatwo przekroczyć gra-nicę, gdzie w imię miłości do kogoś nasze poświęcenie tę miłość niszczy. Bardzo ważne, by mężczyzna miał zdrowy stosunek do rzeczy i pracy, czyli by umiał wybierać.

Jeśli pociągają cię te treści, nie wa-haj się! Wejdź na Drogę Wojownika! Rozpocznij prawdziwą przygodę! Złap wiatr w żagle! Wypłyń na nieznane wody, by odkryć prawdziwą męskość! By obudzić swoje waleczne serce! Wszystko w twoich rękach!

Jeśli chcesz się przekonać, jak dzia-łamy i kim jesteśmy, to zapraszam cię na Kino z męskim morałem: The Voice of the Man! Spotkanie tylko dla mężczyzn! Męskie kino z prawdziwą

szczerą męską dyskusją. Senase odbywa-ją się w Warszawie i Krakowie – wszelkie informacje pojawiają się na naszej stronie www.przymierzewojownikow.pl oraz na facebooku.

Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobi-łeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną

przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj

(Mark Twain).

Mariusz Marcinkowski

fot.:

Arc

hiw

um P

rzym

ierz

a W

ojow

nikó

w x

4

Twierdzenie o lokalnych geniuszach:„Dla każdego matematyka istnieje otoczenie,

w którym jest on najwybitniejszy”.

Page 20: TRYBY. Katolicki miesięcznik studencki maj 2012