Szaleństwo - "Wszystko od początku"

20
SZALENSTWO Część I: „Wszystko od początku” ~Cesc22 „Szaleństwo to ciągłe, pieprzone, robienie tego samego w nadziei, że coś się zmieni. To wariactwo. Ale gdy usłyszałem to po raz pierwszy, pomyślałem "Jaja se robisz" i bum! Strzeliłem mu w łeb. Ok, ale wiesz co? Miał rację. Szybko zacząłem dostrzegać to wszędzie. Wszędzie wokół pieprzone czubki robią ciągle dokład- nie to samo. W kółko i na okrągło. Myślę sobie " Tym razem będzie inaczej. Nie, nie. Błagam! Trzeba bę - dzie inaczej".”- Vaas. W sklepie panowałaby zupełna cisza, gdyby nie staruszek krzątający się przy stoisku z perfu- mami. Był wysoki i chudy, miał na sobie wytarte ciuchy. Wyglądały, jakby były bardzo długo noszone. Niestety był inwalidą, poruszał się na wózku. Stracił władze w nogach na wojnie (tak wszystkim opo- wiadał, prawda była trochę inna). Lecz kalectwo i starość nie wpłynęły ani trochę na jego wigor, hu - mor i porywczość. - Gdzieś tu były… - sapał do siebie wertując flakoniki. Miał zamiar kupić żonie jakiś prezent z okazji urodzin, padło na perfumy. Sklep, w którym przebywał staruszek to market otwarty dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie był dość duży, ale miał wszystkie potrzebne artykuły. Tego dnia było tu dziwnie cicho i nie wiadomo z jakiego powodu część lamp została pogaszona. Staruszka zdziwiło, że nigdzie nie było widać obsługi sklepu. Inwalida nie miał czasu zastanawiać się nad tym, gdyż jego żonę strasznie drażniły spóźnienia. Musiał szybko uwinąć się ze znalezieniem odpowiedniego prezentu. Inwalida nagle odjechał od szafki z perfumami i mruknął pod nosem: - Po co ja tu w ogóle przyjechałem? Głowił się chwilę, próbując przypomnieć sobie tą istotną rzecz. Nagle go olśniło: „Po lody” - pomyślał i zaczął jechać w stronę lodówek. Jak tylko się tam znalazł zauważył, że jego ulubione serki, po które planował przyjechać znajdują się na samej górze. - Przepraszam! – krzyknął. – Mógłby ktoś mi pomóc? W odpowiedzi otrzymał tylko dziwne charczenie i szuranie. „Ta dzisiejsza młodzież… Nic nie pomoże starszej osobie” – pomyślał i rzekł na głos: - Trzeba sobie samemu radzić, a ja taki stary i biedny inwalida. Miał nadzieje, że tymi słowami zagra na strunach sumienia złośliwych nastolatków. W odpo- wiedzi znów usłyszał tylko charczenie i szuranie, tym razem bliżej. Staruszek zdecydował nie dać im sa- tysfakcji i postanowił bez pomocy dostać tą szynkę, po którą przysłała go żona. Przed wspinaczką po półkach wziął głęboki oddech i postanowił się wzmocnić procentami, które zawsze miał przy sobie w srebrnej piersiówce. Wyciągając pojemnik z kieszeni zauważył kartkę, która wypadła na ziemię. „O pewnie lista zakupów” – pomyślał. – „Przecież zawsze pamiętam co kupić, po co ta baba mi daje te papiery” . Schylił się po karteczkę i przeczytał napis: „Dziadku masz na imię Ducjan, proszę cię nie ruszaj się zaraz z tatą cię znajdziemy. Bądź ostrożny. Twój ukochany wnuczek, Kris”. - Ja mam wnuka? – zdziwił się staruszek i po chwili dodał. – A no tak, coś tam stara wspominała… Nagle dostrzegł ruch przed sobą i powiedział: - No nareszcie ktoś przyszedł mi pomóc. Proszę, podaj mi to masło. Ducjan zwrócił się do nastolatka, który zbliżał się do niego bardzo powoli. Jego ręka była skrę- cona w nienaturalnej pozycji. Co jakiś czas wydawał stłumione krzyki i charczenie. Staruszek pomyślał, że ten młody człowiek próbuje obrazić go swoim zachowaniem. W jego czasach środkowy palec w zu- pełności wystarczał, a tu proszę jakie postępy.

description

Autor: Michał Czuba Pierwszy rozdział opowieści o grupce ocalałych, która próbuje przetrwać w świecie pełnym żywych trupów

Transcript of Szaleństwo - "Wszystko od początku"

Page 1: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

SZALENSTWOCzęść I: „Wszystko od początku” ~Cesc22

„Szaleństwo to ciągłe, pieprzone, robienie tego samego w nadziei, że coś się zmieni. To wariactwo. Ale gdyusłyszałem to po raz pierwszy, pomyślałem "Jaja se robisz" i bum! Strzeliłem mu w łeb. Ok, ale wiesz co?Miał rację. Szybko zacząłem dostrzegać to wszędzie. Wszędzie wokół pieprzone czubki robią ciągle dokład-nie to samo. W kółko i na okrągło. Myślę sobie " Tym razem będzie inaczej. Nie, nie. Błagam! Trzeba bę -dzie inaczej".”- Vaas.

W sklepie panowałaby zupełna cisza, gdyby nie staruszek krzątający się przy stoisku z perfu-mami. Był wysoki i chudy, miał na sobie wytarte ciuchy. Wyglądały, jakby były bardzo długo noszone.Niestety był inwalidą, poruszał się na wózku. Stracił władze w nogach na wojnie (tak wszystkim opo-wiadał, prawda była trochę inna). Lecz kalectwo i starość nie wpłynęły ani trochę na jego wigor, hu -mor i porywczość.- Gdzieś tu były… - sapał do siebie wertując flakoniki.

Miał zamiar kupić żonie jakiś prezent z okazji urodzin, padło na perfumy. Sklep, w którymprzebywał staruszek to market otwarty dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie był dość duży, alemiał wszystkie potrzebne artykuły. Tego dnia było tu dziwnie cicho i nie wiadomo z jakiego powoduczęść lamp została pogaszona. Staruszka zdziwiło, że nigdzie nie było widać obsługi sklepu. Inwalidanie miał czasu zastanawiać się nad tym, gdyż jego żonę strasznie drażniły spóźnienia. Musiał szybkouwinąć się ze znalezieniem odpowiedniego prezentu.

Inwalida nagle odjechał od szafki z perfumami i mruknął pod nosem:- Po co ja tu w ogóle przyjechałem?

Głowił się chwilę, próbując przypomnieć sobie tą istotną rzecz. Nagle go olśniło: „Po lody” -pomyślał i zaczął jechać w stronę lodówek. Jak tylko się tam znalazł zauważył, że jego ulubione serki,po które planował przyjechać znajdują się na samej górze.- Przepraszam! – krzyknął. – Mógłby ktoś mi pomóc?

W odpowiedzi otrzymał tylko dziwne charczenie i szuranie. „Ta dzisiejsza młodzież… Nic niepomoże starszej osobie” – pomyślał i rzekł na głos:- Trzeba sobie samemu radzić, a ja taki stary i biedny inwalida.

Miał nadzieje, że tymi słowami zagra na strunach sumienia złośliwych nastolatków. W odpo-wiedzi znów usłyszał tylko charczenie i szuranie, tym razem bliżej. Staruszek zdecydował nie dać im sa-tysfakcji i postanowił bez pomocy dostać tą szynkę, po którą przysłała go żona. Przed wspinaczką popółkach wziął głęboki oddech i postanowił się wzmocnić procentami, które zawsze miał przy sobie wsrebrnej piersiówce. Wyciągając pojemnik z kieszeni zauważył kartkę, która wypadła na ziemię. „Opewnie lista zakupów” – pomyślał. – „Przecież zawsze pamiętam co kupić, po co ta baba mi daje tepapiery”. Schylił się po karteczkę i przeczytał napis:„Dziadku masz na imię Ducjan, proszę cię nie ruszaj się zaraz z tatą cię znajdziemy. Bądź ostrożny.Twój ukochany wnuczek, Kris”. - Ja mam wnuka? – zdziwił się staruszek i po chwili dodał. – A no tak, coś tam stara wspominała…

Nagle dostrzegł ruch przed sobą i powiedział:- No nareszcie ktoś przyszedł mi pomóc. Proszę, podaj mi to masło.

Ducjan zwrócił się do nastolatka, który zbliżał się do niego bardzo powoli. Jego ręka była skrę-cona w nienaturalnej pozycji. Co jakiś czas wydawał stłumione krzyki i charczenie. Staruszek pomyślał,że ten młody człowiek próbuje obrazić go swoim zachowaniem. W jego czasach środkowy palec w zu-pełności wystarczał, a tu proszę jakie postępy.

Page 2: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

- Tak się gówniarzu do mnie odzywasz!? – krzyknął oburzony Ducjan. – Ja ci dam popalić! Pyskować mibędziesz ty młody mlekodojku.

Staruszek chwycił znajdującą się w lodówce wielką nogę z indyka i zaczął okładać niesfornegonastolatka. Przestał po chwili, gdy się zmęczył i z zamyśloną miną zadał sobie pytanie:- Co to ja miałem zrobić?

Usłyszał charczenie. „A no tak, miałem pokazać temu smarkaczowi, gdzie jego miejsce” – przy-pomniał sobie wreszcie. Znów zaczął okładać nastolatka, po chwili kość się złamała i wbiła głowę chło-paka. Charczenie ustało i znów zapadła cisza.- Teraz leć poskarż się mamusi smarkaczu, niech ci plasterek przyklei – powiedział zadowolony Ducjannie wiedząc, że zabił właśnie zombie.- No dziadku! Na szczęście nic ci nie jest – krzyknął jakiś głos za plecami staruszka.

Inwalida poczuł jak ktoś go obejmuje i usłyszał chłopięcy szept:- Całe szczęście nic ci nie jest.

To był ukochany wnuczek Ducjana, Kris. Miał 13 lat, był chudy i dość niski jak na swój wiek.Nosił czarne wąskie spodnie, czerwony podkoszulek, a na ramieniu miał przewieszoną czarną koszule.Również jak w przypadku dziadka ciuchy wyglądały na długo używane i wytarte. Włosy naturalnieblond, były teraz szare przez brud i kurz. Chłopiec nie wyglądał na swój wiek. W czasach, które teraznastały musiał bardzo szybko wydorośleć.- Nie przesadzaj. Tylko do sklepu wyszedłem na zakupy, miałem kupić mąkę. Babcia prosiła, bo chciałaupiec ciasto. Co mi się mogło stać? Już nie przesadzaj – rzekł dziadek i machnął ręką. - Znowu wszystko zapomniałeś… No nic, zaprowadzę cię do taty – powiedział Kris i zaczął pchać wózekswojego dziadka w stronę zaplecza.- Wszystko zapamiętałem, a nawet jakbym zapomniał, to babcia dała mi kartkę z listą co mam kupić. Chłopak zatrzymał się na chwilę i nasłuchiwał, czy nie ma w sklepie jeszcze jakiś chodzącychtrupów, lecz wyglądało na to, że jest tu spokojnie. „Dobrze, przyda nam się chwila odpoczynku, a tacieprzede wszystkim” – pomyślał. Nie był już taki jak 6 miesięcy temu, całkowicie się zmienił

* * *- Tato mówię ci, że taki świat jaki ty pamiętasz już nie istnieje. Teraz wszędzie chodzą trupy – tłuma -czył już po raz tysięczny Sirian.

Był wysoki i dobrze zbudowany, pół roku wcześniej wyglądał i czuł się znakomicie, nie liczącrozwodu. Obecnie jednak był zmęczony fizycznie i psychicznie, w pół roku z trzydziestotrzylatka zmie-nił się w czterdziestolatka. Brązowe oczy przysłaniała mu grzywka, nie pamiętał kiedy ostatni raz od-wiedził swoją znajomą fryzjerkę, Juli. Miał na sobie wytarte jeansy, biały podkoszulek, będący jużmocno wydarty. Gdy temperatura trochę spadała zakładał marynarkę, w której czuł się jak we własnejskórze. W pracy zawsze przynosiła mu szczęście. Przed tym całym szaleństwem (tak nazwał reporterto, co się działo na świecie podczas ostatniego nadania. Chwile później został zagryziony przez własne-go kamerzystę) pracował jako szef świetnie rozwijającej się firmy. „Nanowep” była organizacją, którazajmowała się produkcją broni i różnego rodzaju gadżetami militarnymi. Firma mocno uderzyła w kon-kurencje i zakręciła rynkiem, gdyby nie to wszystko zostałby milionerem.- Jakie trupy? To znowu wszyscy żyją? Jaja sobie robisz – ucieszył się staruszek. – Ale jeśli to prawda tomuszę Staśka poszukać, był mi winny trochę pieniędzy.- Nie tato, wujek Stasiek dalej nie żyje, a zresztą z tego co wiem został pochowany w Polsce, a nie tu-taj. Ci, którzy zmarli leżą nadal tam, gdzie ich zostawiono – tłumaczył dalej Sirian powoli tracąc cierpli-wość. - To jest jak choroba zakaźna, przenosi się przez krew. Wszystko zaczęło się w szpitalu, gdzieTom pracował…- Jakie trupy? O jak ty wyrosłeś Sirianku – powiedział dziadek. – W ogóle gdzie jest twoja mama Ma-dri?- Tato, mama nie żyje – powiedział zmęczony tym wszystkim były inżynier.- To dobrze, chwilę spokoju będzie – powiedział z zawziętą miną staruszek. – A kiedy ma zamiar wró-cić?

Page 3: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

- Tato. Ona nie ŻYJE! - nie wytrzymał już Sirian. Czasami nie panował nad gniewem, wszystko przez teostatnie przeżycia.- O jesteś, to trzeba po kwiaty i garnitur jechać – zawołał dziadek. – Dalej do roboty. Kris powiedz bab-ci, żeby placek upiekła. Hi hi, a my z wujkiem Samem strzelimy sobie jakiego kielicha, jak za starychdobrych czasów. Będzie wesele jak się patrzy.

Sirian nie wytrzymał, poklepał swojego ojca po plecach i wyszedł z zaplecza sklepu. Obecnie wtym miejscu było najbezpieczniej, nie roiło się tu od tych chodzących zwłok. Jedzenia mieli pod do-statkiem, a sklep nie został do końca zrabowany. Jedyny problem stanowiła woda. Mieli szczęście, żekilka dni wcześniej trafili na to miejsce. Planowali jechać naokoło przez las, jednak instynkt nie zawiódłSiriana i pojechali jednak normalną drogą. - Tato, ja się tym zajmę – powiedział Kris. – Porozmawiam z dziadkiem, a i tak nic innego nie mam doroboty.

Ojciec chłopaka skinął głową. „Kiedy ten chłopak tak szybko wydoroślał?” – pomyślał i rzekłdo syna:- Dzięki, to ja idę rozglądnąć się po okolicy, muszę ochłonąć.

Mówiąc to popatrzył jednoznacznie na staruszka. Wziął karabin, odbarykadował drzwi i ruszył.Był późny wieczór.- Tato uważaj na siebie – krzyknął za jego plecami syn i zaczął zabezpieczać drzwi.- A co robię od pół roku? – mruknął pod nosem Sirian i ruszył przed siebie. Po chwili odwrócił się dosyna, który zamykał drzwi:- Kris! Jestem z ciebie dumny.

Syn uśmiechnął się do niego i zablokował wejście do sklepu. Miał przed sobą żmudne wyzwa-nie, musiał jeszcze raz wszystko tłumaczyć dziadkowi. Było to trudniejsze zadanie, niż te które dosta-wał w szkole. Obecnie, gdyby mógł wrócić do dawnego życia, nie przeszkadzałoby mu codzienne wizy-ty w tej placówce. Nawet pogodziłby się z rozwodem rodziców, co teraz i tak nie miało znaczenia. Nie-nawidził matki za to, że odeszła z młodszym mężczyzną i zostawiła tatę. Nigdy nie lubił jeździć do niej,pracowała jako prawniczka, więc i tak nie miała czasu, żeby być przy dziecku. Opiekował się nim tenobleśny dwudziestopięcioletni facet albo niańka. Dużo bardziej wolał spędzać czas z ojcem, który za-wsze znalazł dla niego chwilę. Kris może nie był najlepszym matematykiem i humanistą, ale sport tobyło jego życie. Czuł się wspaniale móc grać w piłkę, pływać i biegać. Wiedział, że już nigdy nie będzietak, jak kiedyś. Musiał zostawić stare życie za sobą, teraz liczył się tylko dziadek i tata. Starał się impomagać jak najlepiej potrafił.

Kris wrócił myślami do tego co ma zrobić. Zastanowił się przez chwilę i zaczął trudną konwer-sację.- Dziadku musimy poważnie porozmawiać – powiedział chłopiec i podał dziadkowi ostatnią tabletkęjaka im została z leków, które zabrał z sanatorium.- Poczekaj – odpowiedział staruszek i wyciągnął piersiówkę. Wziął głęboki łyk i popił gorzkie lekarstwo.Skrzywił się. – A daje po śledzionie, aaa dobre. Samogon dziadka dobra sprawa, babki lecą i jest zaba-wa. Ha ha. No, a teraz słucham cię wnuczku.

Kris wziął głęboki oddech szykując się do długiej opowieści. Wiedział, że będzie ciężko, mimoto, iż historia nie była długa. Lek potrzebował chwili, żeby zadziałać. Ponadto dziadek nie był najlep-szym słuchaczem. Czasami zapominał o czym słucha i miał problemy z koncentracją. Na szczęście takieataki trafiały się rzadko, lecz kto wie, czy bez tabletek to się nie zmieni.- No więc, dziadku, wszystko zaczęło się w klinice, gdzie pracował wujek Tom…

„Około pół roku wcześniej w klinice „Med-kom”

- Doktorze Waner! – krzyknęła młoda pielęgniarka. – Pacjent spod ósemki znowu ma atak.Lekarz wstał i ruszył za nią w stronę sali. Nie śpieszył się, wiedział, że i tak nie jest w stanie nic

zrobić. Trochę zdenerwował go fakt, że musi przerwać oglądanie ofert wycieczek wakacyjnych. Znalazł

Page 4: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

jednak plusy tej sytuacji. Cieszył się widokiem nowej młodej pielęgniarki na praktykach, która biegłaprzed nim i była niezwykle atrakcyjną kobietą. Lekarz odwrócił w końcu wzrok od tyłka dziewczyny,gdyż na korytarzu pojawił się nowy salowy i patrzył na niego niezbyt przyjemnym wzrokiem. „A z tąmłodą pielęgniarką muszę się umówić” – pomyślał stary doktor i podszedł właśnie pod pokoju numerosiem. U chorego chłopca napady drgawek oraz utraty przytomności występowały coraz częściej. Rakmózgu siał spustoszenia w ciele chłopca, choroba zbierała żniwa. Na szczęście guz nie dawał przerzu -tów, to była dobra wiadomość, choć w tym wypadku nic nie zmieniała. Dziecko nie miało szans na le -czenie, zostało w nim bardzo mało życia. Na korytarzu doktor Waner zobaczył zapłakaną matkę chłop-ca, która została wyproszona z sali. Lekarz krzyknął szybko do salowego, który stał niedaleko niego.- Tom! Zabierz tą panią do mojego gabinetu, będę musiał z nią porozmawiać i nie zostawiaj jej samej.Widzisz w jakim jest stanie.- Oczywiście – odpowiedział salowy.

Po tych słowach doktor wszedł szybko do sali. Rak mózgu postępował, sytuacja nie wyglądałaza ciekawie. Pielęgniarkom udało się na szczęście opanować już atak drgawek.- Ech, to widzę, że nic tu po mnie. Chłopakowi za dużo czasu nie zostało – powiedział lekarz. Nie starałsię ukryć faktu, że jest zły z powodu bezsensownego wezwania. Popatrzył jednak zaraz na młodą pie-lęgniarkę i powiedział:- Szkoda, miły dzieciak. Zrobiłbym wszystko, żeby go uratować. Nie zasłużył na taki los.- Tak panie Waner, miły. On nie zasługiwał na taki los. Ale ktoś inny… – odpowiedziała stara czarnoskó-ra pielęgniarka patrząc spod łba na lekarza i wyszła.

Wiedziała o tym, że światowej sławy onkolog na starość stał się chciwy i zboczony. Widziałajak bierze łapówki od pacjentów oraz oszukuje dla własnych korzyści. Stara pielęgniarka Rose podej-rzewała, że molestuje młode pracownice. Nie miała jednak na to dowodów, a nikt się jeszcze nie skar-żył. „Musi go w końcu spotkać kara” – pomyślała pielęgniarka.

Doktor Waner nie przejmował się złośliwymi docinkami Rose i poszedł prosto do swojego ga-binetu, gdzie czekała matka dziecka. Gdy wszedł do pokoju od razu kazał wyjść salowemu Tomowi. Jaktylko drzwi się zamknęły, lekarz odczekał trochę i powiedział:- Nie chce pani okłamywać, ale sytuacja jest fatalna, nie wiem czy jestem w stanie coś jeszcze zrobićdla pani synka.

Była gotowa to usłyszeć, lecz cic nie może przygotować na taką wiadomość, zaczęła się trząść ipłakać. W tej chwili do gabinetu wpadł ojciec dziecka. Widać było, że przybiegł prosto z pracy. Miał nasobie roboczy strój, nie zdążył nawet obmyć rąk z farby.- Co się stało? – krzyknął, a gdy zobaczył żonę natychmiast zrozumiał jaka jest sytuacja. Kucnął przyniej i ją objął.

Waner oglądał tą scenę i czekał cierpliwie na odpowiednie pytanie.- Naprawdę doktorze nic się nie da zrobić? – zapytał zmartwiony. Chciał zachować kamienny wyraztwarzy i być oparciem dla matki swojego syna, lecz w środku był rozbity.- Jest taka jedna rzecz, ale to nie wchodzi w grę… - powiedział Waner z udawanym zakłopotaniem.- Jaka!? Jeśli jest coś to musimy spróbować, tu chodzi o życie naszego dziecka! Mamy pieniądze – krzy-czał ojciec.

Na to lekarz czekał, „pieniądze” – pomyślał i uśmiechnął się do siebie. Już kolejny raz będziemógł zarobić na fałszywym eksperymentalnym leku. Po chwili udawanego wahania i walki z samymsobą przemówił:- Jest eksperymentalny lek, projekt znany jest pod nazwą CU-12. Daje obiecujące wyniki. Postaram sięwłączyć waszego syna do badań i załatwić to jak najszybciej. Niestety jest to nierefundowane i potrze-buje dużo pieniędzy. Jakieś 15 tysięcy euro powinno wystarczyć. Oczywiście wykorzystam wszystkieznajomości, aby cena była jak najmniejsza.- Dobrze postaramy się zebrać pieniądze jak najszybciej, nie wiemy jak możemy panu dziękować. Bę-dziemy wdzięczni do końca życia – powiedział ojciec, czuł jak wraca do niego nadzieja. Był w staniezrobić wszystko by uratować swojego syna.- Proszę się niczym nie martwić, od tego jestem, pomagam ludziom. Teraz proszę wracać do syna. Napewno państwa obecność mu pomaga.

Page 5: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

Jak tylko rodzice wyszli doktor Waner uśmiechnął się do siebie. Jak tak dalej pójdzie to w tymroku będzie miał długie wakacje. Lekarz przygotował to oszustwo bardzo długo, ponieważ naprawdęistniał eksperymentalny lek CU-12, jednak wszystkie informacje były zabezpieczone i tajne, więc rodzi-ce i tak by się nie dowiedzieli nic na jego temat. A w jednym z nielicznych artykułów o leku, byławzmianka o Wanerze. Oczywiście publikacja była sfałszowana przez opłaconego przez doktora repor-tera. Lekarz spojrzał na zegarek, było już późno, postanowił wracać do domu. Zebrał swoje rzeczy,przebrał się i wyszedł z gabinetu.- Do widzenia – rzekł do recepcjonistki i ruszył w stronę parkingu.

„Z nią też musze się umówić” – pomyślał doktor i zamyślił się nad detalami panny Marts.W podziemnym parkingu panował pół mrok, jedna z lamp odmówiła posłuszeństwa. Mimo to

łatwo znalazł swój samochód: Audi Q7. Wydał na nie trochę pieniędzy, jednak w obecnym stanie mógłsobie na to pozwolić. Nagle ktoś go złapał od tyłu, zwalił na ziemię i zatkał usta. Lekarz poczuł na szyiznajome ostrze skalpela.- Słuchaj gnojku – mówił spokojnym i zimnym głosem Tom. – Dałeś tym rodzicom nadzieję, to terazzrobisz wszystko, rozumiesz? Wszystko, żeby zdobyć ten lek. A ja tego dopilnuję. Rozumiesz śmieciu!?

Waner leżąc na plecach zobaczył z kim ma do czynienia, dostrzegł łysą głowę i tatuaż z wiel -kim pająkiem na przedramieniu. Lekarz szybko pokiwał głową, wiedział do czego nowy salowy jestzdolny. Podobno siedział w więzieniu 4 lata, za pobicie i spowodowanie śmierci. Dokładnie ta sprawanie była mu znana. Tom wziął zamach i wbił ostrze w nogę doktora. Ten zawyłby z bólu, gdyby nieręka, która zdusiła krzyk. Salowy wstał i ruszył w stronę szpitala, nikt nie widział całego zajścia.- Jeśli będzie trzeba zabiję cię i tak nie mam nic do stracenia – powiedział odchodząc salowy. – A! Imam dowody, że molestujesz pielęgniarki. Są gotowe do wysłania, jeśli coś mi się stanie, policja odrazu je dostanie. Więc proszę cię, żebyś nic nie kombinował. Do zobaczenia doktorze i życzę miłegowieczoru.-Jasne, będziesz miał co chcesz – wykrztusił doktor.

Teraz Waner miał poważne zmartwienie. Musiał zamówić eksperymentalny lek u swojegodawnego znajomego naukowca, który prowadził badania na CU-12. Problem tkwił w tym, że w tej fa-zie badań, lek genetyczny kosztował znacznie więcej, niż zażyczył sobie od rodziców chłopaka. Miałświadomość, że Tom raczej nie będzie zadowolony jeśli weźmie od nich jakąkolwiek gotówkę.

Popatrzył na ranę, która powodowała okropny ból w nodze. Na szczęście tętnica nie zostałaprzecięta. Jednak, gdy wstał krew pociekła mu po nodze mocząc skarpetkę. Ucisnął ranę i wsiadł dosamochodu. Miał tej nocy dużo roboty, za dużo.

Wykonał setki telefonów, zrobił kilka przelewów, co pięć minut przeklinając Toma. ”Jak tylkodorwę tego sukinsyna w swoje ręce to się nie pozbiera” - pomyślał. Znał odpowiednich ludzi, którzysię nim zajmą. Wiedział jednak, że musi poczekać, aż sprawa trochę ucichnie i były więzień straci czuj -ność. Na razie musiał rozstać się z odrobiną swojej gotówki. Wykorzystując znajomości i pieniądzeudało mu się zdobyć dostęp do eksperymentalnego leku, który był testowany w tajemnicy i bez ze-zwoleń. Projekt CU-12 został zwieszony przez rząd i wojsko, mimo to badania nadal były prowadzone.Przewodniczący Profesor projektu wysłał całą listę zastrzeżeń i sposób dawkowania oraz wszystkieskutki uboczne, jakie zdołano zaobserwować. Doktor Waner nie miał ochoty się z nimi zapoznawać.Miał załatwić lek, więc to zrobił. Nie zamierzał działać więcej w tej sprawie. „Jeśli chłopak zginie odtego, to Tom za to odpowie” – pomyślał lekarz i rzucił się w ciuchach na swoją jedwabną pościel. Odrazu zasnął na wielkim łożu, dawno tyle nie pracował.

* * *

Rodzice byli wniebowzięci, jak tylko usłyszeli, że udało się załatwić lek za darmo. Choroba synabardzo nadwyrężyła ich sytuację finansową. Z ciężkim sercem, lekarz musiał odmówić wszelkim oka-zom wdzięczności. Zdziwiło to strasznie starą pielęgniarkę, była inteligentną osobą. Po krótkim czasiedomyśliła się wszystkiego. Widziała Toma, który często zaczął się pojawiać w miejscach, gdzie przeby-wał doktor. Nie uszedł jej uwadze fakt, że w takich chwilach Waner był dziwnie zestresowany i skrępo -wany. „Wreszcie ktoś pokazał temu doktorkowi, gdzie jego miejsce” – pomyślała stara, ciemnoskóra

Page 6: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

pielęgniarka, Rose. Zyskała od razu szacunek do Toma, wcześniej traktowała go jak powietrze. Wie-działa, że ma przeszłość kryminalną, a stała się na to bardzo wyczulona przez swoją rodzinę. Jej ojciecbył pijakiem i złodziejem, w końcu zabił swoją żonę, wtedy Rose uciekła z domu. Brat nie mógł jej po-móc, gdyż siedział w więzieniu za rabunek. Musiała sobie sama radzić, przez co stała się silną kobietą.Młodsza siostra wyjechała do Anglii pracować, więc miała z nią ograniczony kontakt.- Trafiła kosa na kamień – mruknęła pod nosem.- Proszę? – zapytała młoda pielęgniarka.- Nie nic kochana, do roboty się zabieraj i zapnijże tą bluzkę kobieto. Nie jesteś na wybiegu mody.

* * *

Doktor po dwóch tygodniach odebrał eksperymentalny lek genetyczny na raka. Został muprzekazany w jednym z opuszczonych domów poza miastem. Walizkę dostał od samego profesora,który osobiście chciał opowiedzieć o skutkach ubocznych Wanerowi, choć lekarz nie miał na to czasu,mimo że prowadzący badania upierał się, że to ważne. Doktor szybko wrócił do szpitala, aby zaapliko-wać lek. Przestał już utykać, ale wszyscy zdążyli usłyszeć historię na temat tego, co mu się stało. Oko -log opowiadał jak to pewnego dnia bohatersko uratował pewną kobietę podczas napadu i został przytym ranny. Młode pielęgniarki podziwiały i podrywały go. Mimo czterdziestu pięciu lat na karku, le-karz był atrakcyjny. No i miał dużo pieniędzy. Dbał o siebie i ciała mógł mu pozazdrościć nie jeden na -stolatek. Rose natomiast, która była starsza kilka lat, gdy usłyszała tą historię kazała mu puknąć się włeb i zrobić rezonans mózgu, a najlepiej od razu z mostu skoczyć.

Z zabezpieczoną walizką od razu ruszył do izolowanej sali, gdzie kazał dostarczyć dzieciaka.Było z nim źle, ataki stawały się coraz częstsze, a utraty przytomności coraz dłuższe. Z każdym dniemwzrastała możliwość śmierci lub śpiączki. Guz mózgu był odporny na typowe leczenie chemioterapią,a chłopak nie wytrzymałby już większej dawki promieniowania. Jedyną nadzieją dla niego była ta bla -szana teczka, która spoczywała w rękach doktora Wanera.

Doktor dostrzegł już plusy tej sytuacji, chciał nawet dziękować Tomowi. Terapia eksperymen-talna najprawdopodobniej nie zadziała. Ale stanie się sławny i szanowany, gdy ludzie usłyszą co zrobił.Natomiast jeśli jakimś cudem lek uzdrowi dziecko, to może uda mu się zdobyć jakąś nagrodę i wielkiepieniądze. Znajomy profesor prowadził badania w tajemnicy i nielegalnie, więc raczej o nic nie odważysię go oskarżyć. On natomiast miał wiele znajomości, dzięki którym tylko na tym zarobi. A jak profesorbędzie robił problem, to mógł go przekupić lub uciszyć na zawsze. Doktor Waner wyrwał się z zmy-śleń.- Proszę podpinać – powiedział do pielęgniarki, która towarzyszyła mu w sali. Pomieszczenie było od-powiednio zabezpieczone i sterylne, a wchodzić mógł tylko personel w przeznaczonych do takiej sytu-acji strojach.

Po podłączeniu kroplówki, lek popłynął żyłami chłopaka po całym ciele. W końcu dotarł domózgu i zaczął powodować zmiany.

* * *

Minęło kilka dni. Doktor Waner został wezwany, serce pacjenta przestało bić. Pozwolił wejśćdo sali zrozpaczonym rodzicom. Wiedział, że nagina regulamin, ale w innym wypadku rodzice zobaczy-liby ciało swojego dziecka dużo później. Sądził, że nic im nie zagraża. To był tylko rak, a lek to pewniekolejna porażka jego znajomego, która niczym nie grozi. Aby chronić swoją skórę, lekarz kazał wyłą-czyć wszystkie kamery szpitalne w celu konserwacji.- No patrzcie, jaki kochany i współczujący doktor – powiedziała Rose.- No, aż drugie serce wyrasta mi na dłoni – odpowiedział Tom, dręczyły go wyrzuty sumienia z powo-du śmierci pacjenta, wiedział jednak, że było to nieuniknione.- Dobra robota chłopaku, zrobiłeś więcej dla niego, niż lekarz – rzekła pielęgniarka, poklepała go poramieniu i odeszła wypełnić kartę zgonu.

Tom miał przerwę na obiad, więc ruszył w stronę jadalni. Nie widział już tego co stało się wpokoju pacjenta. Nagle martwy chłopiec poruszył się, mimo tego że linia na EKG pozostawała prosta.Doktor wstał, jak tylko to dostrzegł i sprawdził tętno. Nic nie wyczuł.

Page 7: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

- Pewnie jeszcze nerwy – powiedział do rodziców. – Proszę się uspokoić, przykro mi.Chłopiec znowu się poruszył. Lekarz dostrzegł na wynikach EEG, że mózg znów jest aktywny,

lecz wykres był dziwny, nietypowy (podobny do tego w fazie śpiączki). Spojrzał znów na maszynę ba -dającą aktywność serca, prosta linia nawet nie myślała drgnąć. Narząd pompujący krew nadal nie pra-cował, mimo to ciało znów się poruszyło. Ty razem ruch był bardziej widoczny. Chłopiec otworzył na-gle oczy. Lekarz spojrzał w nie i przeraził się, taki wzrok widział tylko u osób martwych.- Co do cho…- Kochany synku – powiedziała uradowana i zapłakana matka. – Całe szczęście terapia się udała, wróci-łeś do nas.

Przytuliła swoje dziecko. Zszokowany ojciec potrzebował więcej czasu. W końcu otrząsł się ipodszedł do syna i żony, gdy nagle trysnęła na niego krew z rozdartej tętnicy szyjnej jego ukochanej.Dziecko wgryzło się w kark matki pomagając sobie pazurami. Ojciec próbował odciągnąć żonę podczasataku, lecz również został zraniony przez swojego syna. Krew ciekła mu po ręce, czuł, że robi mu sięsłabo. Doktor Waner w tym czasie wybiegł z sali wołając ochronę.

* * *

Tom nie zdążył złożyć swojego zamówienia w jadalni, ponieważ rozległ się alarm. Cały szpitalzwariował, wszyscy rozbiegli się w różne strony. Lekarze starali się uspokajać pacjentów i przygotowy-wać do ewakuacji. Panował totalny chaos, nikt nie widział co się dzieje. Tom pobiegł korytarzem doszatni po swoje rzeczy, nie miał zamiaru stosować się do przepisów i regulaminu. Gdy mijał salę zmar-łego chłopca, zobaczył zmasakrowane ciała rodziców, ich zmarłego syna nigdzie nie było. Pobiegł da-lej, przez co nie zauważył, jak ciało zmarłej matki poruszyło się. Gdy już zabrał swoje rzeczy usłyszał, żezostał ogłoszony czwarty stopień niebezpieczeństwa. Jeśli dobrze pamiętał, oznacza to przybycie od-działu zajmującego się zwalczaniem epidemii i chorób zakaźnych. Czyli w praktyce nikt nie wyjdziestąd przez jakiś tydzień. „Czyli z ewakuacją koniec, zablokują wszystkie wyjścia. Cholera…” – pomyślałTom. Postanowił wydostać się ze szpitala póki jest okazja. Jak tylko zebrał swoje rzeczy ruszył biegiemdo wyjścia dla personelu. Po drodze zobaczył doktora Wanera, który otworzył tajnym kodem drzwiewakuacyjne. Tom wiedział, ze to jego jedyna szansa.- Stój! Nie zamykaj drzwi! – krzyknął.- Chyba cię poje…

Tom miał już rzucić się na doktora, gdy przed jego oczami przeleciał metalowy kosz na śmieci iuderzył lekarza prosto w czoło, stracił przez to przytomność, a strużka krwi pociekła z rozciętej rany.- Zawsze chciałam to zrobić – powiedziała ciemnoskóra pielęgniarka.

Toma zatkało, czegoś takiego się nie spodziewał.- Chodź szybko! Nie mamy całego dnia – rzekła i wzięła ze spodni doktora kluczyki do samochodu. –Mój może nawalić, a na twój motor nie wsiądę. Ten pajac ma kilka samochodów. No co tak sterczysz?Nie mam zamiaru czekać tutaj, aż przyjdą te barany w skafandrach. Tu jest zbyt niebezpiecznie. Byłemu więźniowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, ruszył biegiem za Rose. Gdy zamykalidrzwi usłyszeli jęki bólu doktora Wanera.- Nikt się nie doczepi? – spytał Tom, jak tylko wsiedli do auta.- Jak wpadną tu ludzie od chorób zakaźnych to raczej zajmą się swoimi sprawami, nie będą słuchać ożadnych napaściach, mają masę rzeczy na głowie. A nasz kochany doktor będzie siedział cichutko jakmyszka. W końcu on to sprowadził, wiem o wszystkim. Nie obwiniaj się to nie twoja wina. A teraz ru -szaj. Tom uruchomił samochód i zaczął wyjeżdżać z parkingu. Po chwili jazdy przerwał ciszę:- Nie wierze, że nasz doktor uruchomił alarm. Przecież to straty dla szpitala, a on liczy każdy grosz.- Bo to nie on. Gdy zobaczyłam co się dzieje włączyłam zwykły alarm i zaczęto ewakuację. Dopieropóźniej jak sprawa się rozkręciła postanowiłam włączyć czwarty stopień. A na twoim miejscu nie za-stanawiałabym się teraz nad sprawą kradzieży. Ta akcja w szpitalu jest dużo poważniejsza.- Co to w ogóle było?

Page 8: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

- Nie mam pojęcia. Pierwszy raz coś takiego widziałam. To dziecko zwariowało, stało się zwierzęciem,okropny widok co zrobiło z rodzicami. Niech Bóg nas trzyma w opiece, żeby to się nie wydostało. Aten pajac ma za swoje. Doktorek… Kieruj się na Nevade.

Tom miał nadzieję, że Rose wie co robi. Udało im się opuścić szpital bez żadnych niespodzia-nek. Parking dla lekarzy na razie nie był zabezpieczony, strażnikom nie przyszło do głowy, że personelbędzie chciał uciec.

Stara pielęgniarka nudziła się w samochodzie, więc postanowiła poszukać co tu ciekawegodoktor Waner trzyma. Znalazła dokumenty, papierki, papierosy, kobiece stringi i jakąś zaplombowanąkopertę. Miała to samo logo co walizka z eksperymentalnym lekiem. Zaczęła czytać na głos. Zamarła,jak zboczyła punkt napisany na czerwono: „ZABRANIA SIĘ STOSOWANIA LEKU CU-12 U PACJENTA Z JA-KĄKOLWIEK MUTACJĄ MÓZGU. POWAŻNE ZAGROŻENIE”. Dalej w tym punkcie wypisany był jakiś na-ukowy bełkot i wyniki badań. Nie mogli uwierzyć, że lekarz był tak nierozważny i nie przeczytał tegodokumentu. Rozstali się jak tylko dojechali do wsi za miastem, gdzie mieszkała pielęgniarka.- Dziękuje za wszystko – powiedział Tom.- Nie ma za co chłopcze, uważaj na siebie – odpowiedziała Rose i wskazała samochód. – Zatrzymaj gosobie, mi i tak niepotrzebny, Wanerowi tym bardziej. I uważaj na siebie, z tego co widzę lubisz pako-wać się w kłopoty. Stań wreszcie na nogi.

Tom nie miał zamiaru się z tym kłócić, zawsze marzył o takim samochodzie. - Mam znajomych w Nevadzie, dokładnie w Fallon. Przyjaciel ma firmę, może uda mi się u niego za-trudnić. Chodziliśmy do jednej klasy w szkole średniej, niestety potem nasze drogi się rozeszły. Naszczęście on odniósł sukces, teraz jest w stanie mi się odwdzięczyć.- To nie żadne talk-show, nie musisz mi się spowiadać. Jedź już i uważaj na siebie.

Były więzień wsiadł do samochodu i odjechał w stronę Fallon. Ani Rose, ani Tom nie wiedzieli, że za kilka tygodni rozpęta się piekło.

„Około pół roku później w całodobowym sklepie”

Staruszek machnął ręką i powiedział:- Eee, po co mi to znowu mówisz? Przecież to pamiętam. - To dobrze dziadku, że już sobie przypomniałeś – odetchnął z ulgą Kris. Nie miał ochoty dalej opowia -dać po raz setny tego samego. Po chwili zaproponował: – Jesteś głodny dziadku? Sklep mamy pod no-sem.- Niee, mam tu wszystko czego mi potrzeba –powiedział i mrugnął okiem wskazując srebrną piersió -weczkę. – Jeśli na coś chorujesz, samogonem dziadziusia się wykurujesz. Uhh…, a daje po śledzionie,mocne. Kris uśmiechnął się i ucieszył faktem, że dziadek wrócił już do siebie. Miał 80 lat na karku, amimo to dalej był taki żywy i radosny. Nawet w dzisiejszych czasach się nie zmienił, zawsze potrafi do-strzec pozytywne aspekty życia. Podziwiał go za to. „Chociaż połowy pewnie nie pamięta.” - pomyślał. Ducjan dostrzegł, że jego wnuczek już od dawna nie zachowuje się jak dziecko. Stracił swojedzieciństwo przez błąd jakiegoś barana w klinice. Postanowił w jakiś sposób rozbawić i rozweselićswojego wnuczka.- Może pogramy głową tego pajaca co go w sklepie sprałem – zaproponował. – Albo pościgamy się?Nawet nie wiesz ile te dwa kółka mogą wyciągnąć.

Staruszek uśmiechnął i poklepał swój wózek. Jednak nie udało mu się rozweselić wnuka.- Nie dziadku, dzięki – odpowiedział Kris. – Musze czekać na tatę, wypadałoby żeby ktoś otworzyłdrzwi, jak wróci.- O jesteś, nic by mu się nie stało, jakby postał na polu – mruknął dziadek pod nosem. – Idę rozglądaćsię po stoiskach. Może nie wszystko co dobre ludzie rozkradli.

* * *

Page 9: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

Sirian już trzeci raz okrążał market, strasznie się oziębiło. Był grudzień, za niedługo będą świę-ta. Kris w tym roku miał je spędzać z ojcem. Zaplanował święta w Alpach, chciał synowi pokazać Euro-pę. Jednak teraz plany się zmieniły.- A obiecałem sobie, że Krisa już nic przykrego nie spotka od czasu rozwodu – mruknął do siebie i spoj -rzał na ciało zombie, którego zabili poprzedniego dnia.

Leżąc twarzą na ziemi wyglądał jak zwyczajny człowiek, lecz z drugiej strony krył się potwór.Syn strasznie przeżył rozwód rodziców, lecz w czasach, jakie przyszły już o tym nie myślał. Teraz nic sięnie liczyło, wszelkie prawa i przepisy przestały istnieć. Ważne stało się jedynie przeżycie.

Nie można było nikomu ufać. Ludzie musieli robić wiele złych rzeczy, aby przetrwać. Nie waha-li się mordować i okradać innych, po to aby ocalić swoją rodzinę. Sirian jednak wierzył, że ma swojezasady i miał nadzieję, że człowieczeństwo nie umarło.

Całe pół roku udało im się przeżyć w tym zwariowanym świecie. Widzieli wiele śmierci, niktjuż nie był taki sam. „Gdyby nie Tom, nie zaszlibyśmy tak daleko” – pomyślał Sirian i sprawdził swój od-biornik S-GPS z logiem firmowym „NanoWep”.

„Około pół roku wcześniej w Fallon”

Podróż do Fallon nie zabrała Tomowi wiele czasu. W końcu dojechał do posesji swojego znajo-mego, Siriana. Znali się jeszcze ze szkoły średniej, chodzili do jednej klasy. Szef wielkiej firmy był wtedychuderlakiem, zajmował się tylko nauką. Fascynowała go mechanika i militaria, nie interesował się ni -czym innym tylko uczeniem. Przez swój styl bycia stawał się pośmiewiskiem w szkole. Przypadkiem za-przyjaźnił się z Tomem, gdy chciał przetestować swój wynalazek. Podczas zawodów strzeleckich wszkole zamontował mu celownik własnego patentu. Dzięki tej modernizacji w drugiej klasie, Tom wy-grał zawody. Od tej pory trzymali się razem, Tom starał się chronić przyjaciela. Lecz od kiedy Sirian za -kolegował się z zwycięzcą zawodów, nikomu do głowy nie przyszło go zaczepiać. Tom budził strach na-wet u starszych uczniów. Każdy znał jego umiejętność bokserskie i strzeleckie. Pod koniec trzeciej kla-sy ich drogi rozeszły się, Tom trafił do więzienia.

Jak tylko były salowy podjechał pod interkom, przedstawił się i pokazał w kamerze. Matka go-spodarza, Madri, od razu rozpoznała przyjaciela swojego syna z okresów szkolnych. Kazała go wpuścićochroniarzowi na teren willi i pokazała gdzie może zaparkować.- Nieźle się urządził – powiedział do siebie, gdy spojrzał posesję.

Podjechał pod garaże i wysiadł z samochodu. Natychmiast wyszła do niego matka Siriana.Przywitała go, zaczęła wypytywać o zdrowie i co u niego słychać. Tom grzecznie odpowiadał, ale zataiłswój pobyt w zakładzie karnym, nie chciał psuć wrażenia. Po tym jak Madri przesłuchała gościa, wska-zała miejsce pobytu Siriana, czyli warsztat, w którym często pracował. Tom nie zwlekając poszedł wtamtą stronę, po drodze zobaczył dziecko. Nie spodziewał się, że jego rówieśnik będzie miał już po-tomstwo. Chłopak był tak pochłonięty grą w piłkę, że nie dostrzegł gościa.

Wszedł do warsztatu bez pukania, drzwi były otwarte na oścież. Zobaczył Siriana w stroju ro-boczym pochylonego nad jakimś projektem. Od razu zauważył, że zaczął ćwiczyć i dbać o siebie. „Niejest już tym mięczakiem, którego trzeba było bronić” – pomyślał i wskoczył na Siriana bez ostrzeżenia.Zaskoczony inżynier krzyknął i próbował zrzucić przeciwnika zadając cios. Tom dostał prosto w nos.- Dobra stary, spokojnie – powiedział i zaśmiał się. – No na szczęście nie złamany, cios masz mocniej-szy niż kiedyś. Już ci chyba dupy nie trzeba bronić, jak w szkole średniej. Ale trzeba przyznać, że nieźlesię bawiłem jako twoja niańka.- Tom!? – spytał zdziwiony Sirian. – Jak ja cię dawno nie widziałem!- We własnej osobie – dopowiedział z wielkim uśmiechem na twarzy.

Uściskali się. Sirian spojrzał na przyjaciela. Zmienił się od ich ostatniego spotkania, zgolił wło-sy, na ręce pojawił się tatuaż i schudł.- Chodź do domu. Mama na pewno przygotowała już coś to jedzenia.- A bardzo chętnie, umieram z głodu, a mam do ciebie prośbę.- Spokojnie, pogadamy przy stole – powiedział Sirian i dodał. - Musisz poznać mojego syna.

Page 10: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

Wytarł ręce w ścierkę i ruszył w stronę domu. Tom poszedł za gospodarzem prosto do altanki,gdzie podawany był obiad. Był wdzięczny przyjacielowi, że nie pytał o sprawy sprzed lat. Pobicie i po -byt w więzieniu, to są rzeczy o których chciał zapomnieć.

* * *

- Jasne, ze załatwię ci pracę – powiedział Sirian, gdy usłyszał historię Toma. – Jutro mam czas to poje -dziemy uzupełnić wszystkie formalności. Oczywiście kokosów nie zgarniesz. Mogę ci na początek za-oferować posadę ochroniarza w jednym z magazynów.- Stary, i tak jestem ci wdzięczny – odpowiedział uradowany Tom. – Masz moje dożywotnie wsparcie.- Spokojnie, to ja spłacam dług – po tych słowach Sirian wyszczerzył zęby. – Gdyby nie ty to pewniemiałbym kilka zębów mniej.- A co ty tata? Nie umiałeś się bić? – spytał zdziwiony Kris. – Widziałem cię jak ćwiczyłeś, jesteś na -prawdę niezły.- Byłem mądry po szkodzie. Za późno zacząłem trenować, na szczęście Tom był w pobliżu.- Jedzcie! A nie rozmawiajcie, będziecie mieli niestrawność, a ja po leki biegać nie będę – zganiła ichMadri.

Wszyscy uśmiechnęli się pod nosem i już w ciszy kończyli posiłek. Madri dla specjalnego go-ścia postanowiła wygrzebać stary przepis, który zdobyła w czasie podróży we Francji. Drugi raz w ży-ciu robiła zapiekane ziemniaki ze śmietaną i łososiem, mimo to wyszły wyśmienicie.

* * *

Na drugi dzień pojechali do Reno, aby przekazać papiery księgowemu NanoWepu. Przebywałon obecnie na urlopie, ale był dobrym znajomym szefa firmy. Jak się okazało wolny czas spędzał wdomu z rodziną. Gdy zbliżali się do umówionego miejsca, usłyszeli krzyki. Dochodziły one spod przy-chodni lekarskiej, która była w pobliżu. - Pomóżcie mojemu mężowi, on chyba nie żyje!

Tom i Sirian podbiegli szybko, stali się częścią zbiorowiska, które bez żadnych reakcji gapiło sięna tą scenę. Z budynku szybko wybiegł lekarz i pochylił się nad ciałem. Po chwili został stwierdzonyzgon. Doktor kazał wnieść zwłoki mężczyzny do przychodni, gdzie zostaną wypełnione wymagane do-kumenty. Żona nie pozwoliła dotknąć ciała męża.- Zrób coś! Pomóż mu! Przecież kurwa jesteś lekarzem – mówiła przez płacz.

Nagle ciało drgnęło. Lekarz pochylił się zdziwiony nad zwłokami i zaczął osłuchiwać przez ste-toskop prace serca.- On żyje! – powiedziała uradowana żona, jej mąż właśnie otworzył oczy.- Dziwne nie sły…

Doktor nie zdążył dokończyć zdania, gdyż martwy mężczyzna wgryzł mu się w twarz. Rozległsię przeraźliwy wrzask bólu. Cały tłum zaczął krzyczeć i uciekać we wszystkie możliwe strony. Ktoś za-dzwonił na policję. Nikt nie wiedział co robić, dwóch odważnych gapiów starało się przytrzymać zom-bie. Wreszcie potwór został przygwożdżony do ziemi, lecz jeden z mężczyzn został zadrapany. Jakiśmłody gangster wybiegł z tłumu i wyciągnął rewolwer Colt Navy. Wystrzelił trzy pociski w pierś zom-bie, nie zrobiło to jednak na nim wrażenia.- Przestań! – krzyknęła żona, która cały czas była zszokowana tym co widziała.

Młodzieniec nie miał zamiaru jej posłuchać. Oddał dwa strzały w głowę, krew zaczęła ściekaćpo ulicy. Po tych obrażeniach zombie nawet nie drgnął. - Sirian spieprzamy stąd, to wydostało się z kliniki. Szybko! – powiedział Tom i chwycił swojego towa-rzysza za ramię ciągnąc do tyłu.- Nie! Trzeba tu pomóc – krzyknął i próbował się wyrwać. - Nic z tym nie zrobisz, uciekamy stąd! Nie zgrywaj bohatera, zaufaj mi. Nie wiem jakim cudem, ale tojest chyba zaraźliwe.- Musimy…- Widzisz co się dzieje z martwymi? Chcesz żeby Kris się taki stał? Zaufaj mi.- Zgoda, jedźmy.

Page 11: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

Wsiedli do samochodu i wrócili do Fallon. Gdy dojechali do miasteczka okazało się, że tamrównież doszło do ugryzień i dramatycznych zdarzeń. W wiadomościach wrzało na temat takich wy-padków. Na szczęście nikt z rodziny Siriana nie został ugryziony, również w okolicy posesji nie doszłodo przykrych sytuacji.

* * *

Przez kilka dni byli bezpieczni w willi Siriana. Na terenie posiadłości przebywał właściciel, jegosyn Kris, ochroniarz oraz matka, która była zarazem gosposią. Ich spokój jednak nie trwał długo. Pew-nego dnia, mimo sprzeciwu, babcia Krisa postanowiła wybrać się po zakupy. Żadne wyjaśnienia na niąnie działały.- Jak mam żyć? Jak na zakupy nie mogę chodzić!? – krzyczała.

Ochroniarz, czy chciał, czy nie chciał, musiał iść z nią. Na miejscu okazało się, że sklep był jużdawno zamknięty z powodu zarazy.- A niech to – powiedziała Madri. – No to chyba musimy wracać.- Najwyższy czas, coś cicho tutaj.- Daj spokój, nie marudź. A cicho jest, bo ludzie w domach siedzą. Boją się, wiesz jaka jest sytuacja.- I my też powinniśmy – mruknął ochroniarz.- Dobrze, już przecież wracamy.

Nagle na ulicy Madri zobaczyła kota, był strasznie wychudzony.- Trzeba mu pomóc – powiedziała i podeszła do zwierzęcia. Ochroniarzowi nie spodobał się ten pomysł, ale co mógł zrobić. Gdy matka Siriana zbliżyła się do kota,ten uciekł pod samochód.- Proszę cię spróbuj go wyciągnąć. Przecież go nie zostawimy.- To jest zły pomysł. Ech…, ale jak to zrobię od razu wracamy – powiedział ochroniarz i ruszył w stronęauta. Schylił się, próbował ręką złapać kota. Nagle poczuł ugryzienie, zęby głęboko wbiły się w jegonadgarstek. Nie były to kły kota, wiedział o tym. W tym momencie doszedł go krzyk za plecami. Szyb-ko odwrócił się i zobaczył jak dwa zombie rozszarpują Madri. Niespodziewanie jeden z tych stworównie wiadomo skąd pojawił się obok niego. Szybko wyciągnął swojego Colta, odbezpieczył broń i oddałstrzał w głowę. Zmarły wrócił tam, gdzie powinien być. Popatrzył szybko w stronę gdzie przed chwiląstała Madri. Nad jej ciałem stało trzech zombie, zjadały to co z niej jeszcze zostało.- Potwory - szepnął wstrząśnięty ochroniarz.

Z wściekłością zaczął strzelać do nich, padały jeden po drugim. Gdy podszedł do ciała gospo-dyni, wiedział, że nic nie może zrobić. Postanowił jak najszybciej wrócić do posiadłości swojego praco-dawcy. Ranny ochroniarz wrócił do domu, gdy Tom i Sirian właśnie mieli wychodzić na poszukiwaniazaginionych. Musieli go opatrzyć sami, gdyż żaden lekarz w okolicy nie odpowiadał na telefony. Opo-wiedział o wszystkim i przepraszał, że nie mógł nic zrobić. Sirian wysłuchał tego w milczeniu, nawetsłowa nie powiedział, później wyszedł z pokoju, by porozmawiać z synem. Ochroniarz zmarł po dwóchdniach, lecz zaraz wrócił do żywych. Na szczęście Tom był przy tym i zdążył wbić w głowę zombie po -grzebacz, który akurat miał pod ręką. W wiadomościach podawali, że te dziwne stwory da się zabićuszkadzając mózg. - Tu już nie jest bezpiecznie, musimy się zbierać – powiedział pewnego dnia Sirian oglądając telewizyj-ne audycje, których było coraz mniej.

Odpowiednim służbom nie udało się opanować zagrożenia. „Choroba” zaczęła rozciągać sięna więcej stanów, wzrosła liczba zarażonych oraz zgonów.

Tom i Sirian zdecydowali opuścić dom i wyjechać do miejsca, w którym wojsko zapewniałoochronę. Powstało kilka stref bezpieczeństwa, gdzie udawało się skutecznie powstrzymywać plagę.Były szef firmy „NanoWep” zdecydował się na Hearst Castle, znajdujący się w San Simeon. Liczyli, żepodróż zajmie im około dziewięć godzin. Spakowali więc najważniejsze rzeczy i zanieśli do samocho-dów. Kris skontaktował się z mamą i powiedział, że tam może ich spotkać. Sirian próbował dodzwo -nić się do najbliższych znajomych, lecz nikt nie odbierał. Tom powiedział, że musi jeszcze sprawdzić,

Page 12: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

czy pewna osoba jest bezpieczna. Zebrali więc tyle sprzętu i prowiantu ile zdołali. Były szef dał Tomo-wi jeden ze swoich nowych produktów, który nazywał S-GPS.

Po pożegnaniu, każdy pojechał w swoją drogę. Myśleli, że za niedługo zobaczą się cali i zdrowi.Nie wiedzieli, jak bardzo się mylili.

„Około pięć miesięcy później w całodobowym sklepie”

Sirian odpalił S-GPS. Wiedział, ze musi oszczędzać baterię, a ta już było na wyczerpaniu. Urzą-dzenie pozwalało na obserwowanie położenia drugiego dedykowanego odbiornika, a w razie jego zbli -żenia na ustaloną odległość dawało sygnał dźwiękowy (była to tylko jedna z wielu opcji tego urządze-nia). S-GPS zapamiętywał również ostatnie położenie osobnika i wskazywał najszybszą drogę spotka-nia lub ucieczki od niego. Sirian wiedział, że Tom jest w drodze. Lecz nie miał pojęcia, czy jest żywy,czy też stał się chodzącym trupem. Nie mógł nic dokładniej sprawdzić, gdyż poziom baterii na to niepozwalał. Po odpaleniu urządzenia zamiast mapy zobaczył napis: „Niski poziom baterii, podłącz urządze-nie do sieci”. Ostatnio nie miał możliwość podładować urządzenia. Gdy znajdował miejsce, gdzie byłprąd, zaraz zbierało się pełno zombie. Nie można było nigdzie zostać na dłużej.- Kurwa! – powiedział do siebie i rzucił urządzeniem o ziemie. Żałował teraz, że nie zamontował zasila -nia standardową baterią.

Robiło się już całkiem ciemno, ruszył więc w stronę sklepu. Gdy wchodził na zaplecze nie mógłjuż słyszeć dźwięku, który wydawał S-GPS. Co oznaczało, że drugi odbiornik jest w odległości mniejszejniż 20 km.

* * *

- Zniknął! – krzyknął Kris, po tym jak sprawdził cały sklep. – Nie ma dziadka.- No i zabrał ze sobą broń – powiedział pod nosem Sirian.

Rano, gdy się obudzili Ducjana, już nie było. Nadal nie mogli zrozumieć, jak inwalida na wózkumógł bezszelestnie wyjść przez zaryglowane drzwi. Może dlatego, że wreszcie mogli spać spokojnie iodpocząć.- Gdzie mógł pójść? – spytał Kris, w jego głosie dało się słyszeć zdenerwowanie.- Nie wiem, chodź go poszukać – powiedział ojciec, był zaniepokojony brakiem Ducjana.

Wyszli ze sklepu i rozglądnęli się na teren przed budynkiem. Las i łąka wyglądały jak wczoraj,nie dostrzegli nic podejrzanego. Postanowili rozglądnąć się trochę, Sirian dojrzał ślady wózka inwalidz-kiego, które odbiły się na mokrej glebie, prowadziły w stronę lasu. Nagle usłyszeli dźwięk skrzypiącychkół Ducjana, zaraz potem zobaczyli go. Wyjeżdżał na polane ciągnąc za sobą jakieś zwierzę, chyba jele-nia. Kamień spadł z serca Sirainowi i Krisowi.- Może byście byli łaskawi mi pomóc z obiadem – krzyknął beztrosko staruszek, jakby wracał z zaku-pów. – No ruszcie te tyłki, co tak gęby cieszycie?

Podeszli szybko do niego i wzięli ciężar z jego rąk. Sirian przyglądną się sarnie. „Wreszcie bę-dzie normalny obiad” – pomyślał. Ucieszył się z widoku ojca, nie zdziwił go fakt, że inwalidzie udało sięupolować samemu zwierzę. Znał go i wiedział, że jest zdolny do wielu rzeczy. Jednak to co zrobił Du-cjan było nieodpowiedzialne i niebezpieczne.- Mówiłem ci tato, że pójdę na polowanie rano, całkiem ci odbiło!? – powiedział Sirian. – Wiesz comogło ci się stać?- Eee, poszedł byś… Tak jak do szkoły rano wstawałeś - odpowiedział dziadek. – A zresztą nic mi niejest.- Nie mam już siły do ciebie, jak mamy przeżyć to musi…

Kazanie Siriana przerwał głos dochodzący z lasu:- No proszę kogo my tu mamy, wiedziałem, że skądś znam tego staruszka.- Wujek Tom! – krzyknął Kris i pobiegł w stronę przybysza.

Page 13: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

- Witaj młody, oj chłopaki, nawet nie wiecie jak dobrze was widzieć. A na ojca nie krzycz, bo dzięki nie-mu się spotkaliśmy. Polowaliśmy na tego samego jelenia, jak widać twój ojciec na wózku lepiej strzela.- A jak mlekodojku żeś myślał? Ducjan jeszcze wiele może cię nauczyć – powiedział dziadek z dumnąminą.- Nie wątpię, proszę pana.- Mów mi Ducjan, nie rób ze mnie emeryta – oburzył się dziadek i pociągnął łyk swojego zbawiennegonapoju.

Sirian podszedł do przyjaciela i uściskał mocno. Stracił już wiarę, że go kiedykolwiek zobaczy.- Dzięki za to urządzenie, bardzo się przydało – powiedział Tom i oddal S-GPS przyjacielowi, po chwilispojrzał na staruszka. – Ledwo rozpoznałem twojego ojca. Nie wiedziałem, że jeździ na wózku.- Miał mały wypadek… No, ale mów co się stało? Czemu nie było cię pod zamkiem?- Później ci opowiem, na szczęście znalazłem i mogłem pomóc osobie, której szukałem. Mam dwie to -warzyszki ze sobą. Wczoraj w nocy zabrakło nam paliwa, więc musieliśmy rozbić obóz. Jesteśmy podrugiej stronie lasu – powiedział Tom i kontynuował wskazując sklep. – Widzę, że nieźle się urządzili -ście.- No nie do końca, sklep został zrabowany, zostały resztki, ale lepsze to niż nic. Można się tu zatrzymaćna dłużej i odpocząć. Przeczekać zimę. Tylko trzeba rozwiązać problem z wodą, a na pewno zmieści siętam jeszcze trochę osób.- Jasne, czuję się zaproszony do twych nowych progów. Chodź w porównani z tamtą willą…- Tak, marz dalej – zaśmiał się Sirian. – Idź po te swoje zdobycze. A my przygotujemy obiad, który uda-ło się upolować. Potem trzeba zabezpieczyć sklep i obejrzeć dokładnie okolice, nie chce żeby coś naszaskoczyło. - Tak jest! To do zobaczenia – powiedział uradowany Tom i ruszył w stronę swojego obozu.- Zaczekaj weź trochę paliwa, niedaleko stąd jest droga przez las, nie jest zaznaczona na mapie. Po comacie się włóczyć po lesie.- Dzięki, musiałbym robić wiele kursów na piechotę. Udało nam się zabrać trochę przydatnych rzeczy.No to za niedługo się zobaczymy, czeka was wiele opowiadania.- Ciebie także – odpowiedział Sirian.

* * *

Po godzinie pod sklep podjechało czarne Audi Q7, z Tomem i dwiema paniami w środku. Jed-na była czarnoskórą kobietą, pięćdziesięciolatka o czarnych włosach. Miała na sobie luźne niebieskiedresy, nigdy nie przejmowała się modą. W czasie podróży najbardziej liczyła się dla niej wygoda. Nato-miast drugą kobietą była białą nastoletnią blondynką. Na ich twarzach było widać zmęczenie, stresoraz trudy podróży w tym świecie. Sirian, Ducjan i Kris wyszli przywitać swoich gości.- Niezwykle miło mi powitać tak piękne panie – powiedział były szef firmy i ucałował ich dłonie. –Szkoda tylko, że w takich okolicznościach.- W dzisiejszych czasach są to bardzo dobre okoliczności – odpowiedziała ciemnoskóra. – Zawsze jed-no mogło być obiadem drugiego.- No właśnie – powiedział Tom i wskazał na dwie kobiety. – To jest Rose pracowaliśmy razem w szpita-lu przed tym wszystkim. A ta młoda dama to jej siostrzenica i ma na imię Elizabeth.- Dzień dobry – powiedziała drobna blondynka.- Miło poznać. Ja jestem Sirian, a tamci dwaj dżentelmeni przy drzwiach to mój ojciec Ducjan i synKris. Zapraszamy na skromny poczęstunek.

Mówiąc to wskazał pieczeń nad ogniskiem. W trójkę bardzo szybko uwinęli się z oprzyrządze -niem jelenia. Zdjęli skórę, potem oczyścili i przygotowali kilka kawałków mięsa. Co prawda nie wyko-nali tego znakomicie, gdyż żaden z nich nie zajmował się tym wcześniej. Jednak to co zdołali zrobićwystarczy dla wszystkich. - Oczywiście, będziemy zaszczyceni – odpowiedziała Rose. – Lecz najpierw chciałybyśmy się rozpako-wać. Nie chcemy przyjść z pustymi rękami do gospodarzy.

Zaśmiała się i razem ze swoją siostrzenicą zaczęły wyciągać rzeczy z samochodu. Tom nato-miast z Sirianem podeszli do ogniska doglądać pieczeni.

Page 14: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

- Uu jaka piękna kobieta. Patrz wnuczek jak się podrywa damy – powiedział Ducjan wskazując Krisowibyłą pielęgniarkę. Po tych słowach wyciągnął piersiówkę i wziął łyk. – Weź samogon dziadziunia, a nieoprze ci się żadna dziunia. Achhh, wnuczuś mówię ci jakie dobre. Wiem już czemu Bóg dał nam takidługi przewód pokarmowy. A byśmy mogli się rozkoszować jak najdłużej.

Po tych słowach ruszył w stronę samochodu.- Witam piękne damy – powiedział i zwrócił się do Rose. – A pani imię to mi się z róża kojarzy, piękną ikwitnącą przy świetle księżyca.- Miło słyszeć komplement, ale chyba ci dziadku odbiło na stare lata – odpowiedziała ciemnoskóra ko -bieta. Nigdy nie przepadała za amantami, zwykle przeganiała ich z miotłą. Wiedziała, że faceci do ni -czego nie są jej potrzebni, a tylko przeszkadzają. Zawsze potrafiła sobie sama poradzić, lecz doceniałato, że Tom się nimi zajął.- O, widzę róża ma kolce, lubię takie ostre – powiedział dziadek i mrugnął okiem.- Weźcie go, bo nie wytrzymam! – krzyknęła w stronę ogniska, lecz Sirian i Tom spojrzeli na nią i obojewzruszyli ramionami wracając do swoich spraw. Kris nie mógł już wytrzymać i wybuchnął śmiechem.Rose machnęła ręka i dalej wyciągała rzeczy. Ducjan ani trochę się tym nie przejął i dalej zagadywał:- Widzę, że pani to swoja baba jest. Może chce pani łyczka niebiańskiego trunku, mej własnej, niechwaląc się roboty.- A chętnie – odpowiedziała Rose, zapominając krzywdy i chwyciła piersiówkę, którą podawał jej sta-ruszek. Pociągnęła łyk, a po chwili drugi. - Nigdy czegoś tak dobrego nie piłam.- Aaa widzisz – odpowiedział Ducjan. – Pani jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wie.- Dobra, gotowe! Chodźcie już, później się rozpakujecie.

Wszyscy zbiegli się wokół ogniska. Wreszcie mogli rozkoszować się ciepłym i świeżym posił-kiem. Elizabeth i Rose przyniosły chleb i sok.- Skąd go macie? – spytał zdziwiony Sirian.- Znaleźliśmy w jednym domu, który mijaliśmy niedawno. Właściciele mieli kilka zamrożonych.

To były jedyne słowa jakie zamienili podczas obiadu. Cała grupa była zajęta posiłkiem, dawnonie jedli nic tak dobrego. Po obiedzie Sirian pokazał Tomowi i reszcie miejsce w sklepie, gdzie mogą sięrozłożyć. Na zapleczu postanowili składać swoje rzeczy. Z półek i regałów sklepowych zabili okna orazdrzwi. Przed zmrokiem udało im się zabezpieczyć cały budynek. Sprawdzili łazienkę, lecz niestety do-pływ wody został zamknięty.

W markecie znaleźli wiele przypraw i chemicznych środków. Raczej mało było jedzenia, ale toco zostało powinno im starczyć na jakiś czas. Prąd musiał zostać wyłączony niedawno, gdyż oświetle -nie działało jeszcze na generatorach w sklepie. Nie wiedzieli na ile im wystarczy energii. W razie czegoprzygotowali lampy oliwne. W sklepie było dość ciepło mimo pracujących lodówek, które w ostatecz-ności postanowili wyłączyć. Znaleźli piecyk gazowy i dość duże zapasy samego gazu. Więc mieli szanseprzeżyć zimę. Jedyny problem stanowił brak wody pitnej. Ten kto tu wcześniej był, wiedział co robi.Zabrał prawie większość butelek, produkty zbożowe i leki. Zniknęła także większa ilość napojów orazkonserw. Z ustawionych regałów i lad zrobili prowizoryczne pokoje, więc każdy mógł mieć trochę pry-watności. Kris i dziadek spali razem, Tom z Sirianem mieli jeszcze kilka spraw do omówienia, więc zo-stali w innym, natomiast kobiety w osobnym. Wszyscy byli zmęczeni... Oprócz tej dwójki.

* * *

Następnego ranka Tom i Sirian mieli iść sprawdzić teren. Znali już północną i wschodnią częśćwokół sklepu, został im zachód i południe. Elizabeth, Kris, Rose i Ducjan mieli zostać i posegregowaćto co zostało w sklepie, a niepotrzebne rzeczy wyrzucić.- Chce iść z wami! – krzyknął oburzony Kris, gdy usłyszał decyzję ojca.- Nie pozwolisz chyba, żeby dziewczyny i dziadek pracowali sami – powiedział Sirian. Pochylił się nadsynem i szepnął mu do ucha. – Pilnuj dziadka, kto wie co staruszkowi do łba może strzelić.

Kris rozchmurzył się od razu i poszedł pomóc Elizabeth. Cieszył się, że jest ktoś trochę zbliżonydo niego wiekiem. Chociaż było między nimi sześć lat różnicy, ale to i tak mało w porównaniu do ojca i

Page 15: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

dziadka. Blondynka uśmiechnęła się do niego i zaczęła podawać puste pudła ze sklepu. Była ubrana wszare getry, biały podkoszulek na ramiączkach, a na to założoną katanę. Nie pasowała ona do reszty,lecz w czasach jakie nadeszły nikt się tym nie przejmował. W liceum dbała o swój styl, uwielbiałasport, miała wielu przyjaciół i kochającego chłopaka. Lecz to było dawno temu, teraz najważniejszedla niej było przetrwanie. Uporała się już z żałobą, dzięki pomocy Toma i Rose.- Pojutrze ma urodziny, skończy 18 lat. Trzeba coś wymyślić – powiedział Tom wskazując blondynkę.- Trochę smutne, że w takich okolicznościach obchodzi swoje święto – dopowiedział Sirian.- I tak ma szczęście, jej rodzina już nie będzie obchodzić żadnych świąt. Została jej jedynie Rose. - Wszyscy kogoś stracili. Ruszajmy, im szybciej to zrobimy tym lepiej.- Mhm – odpowiedział Tom i poszli w stronę lasu.

Szli w milczeniu przez jakiś czas, dokładnie oglądali teren wokół nich.- Nigdy mi nie powiedziałeś co się naprawdę wydarzyło tej nocy – powiedział nagle Sirian.- To chyba nie jest rozmowa na teraz – odpowiedział szybko Tom. Wiedział, że to pytanie w końcu na -dejdzie. - Teraz jest dobry moment, krążyło tysiące historii o tym co zrobiłeś. Nie wiem, która jest prawdziwa,Podejrzewam, że żadna, nie byłbyś w stanie zabić bez ważnego powodu. A jako twój najlepszy przyja -ciel chyba mam prawo wiedzieć co się stało naprawdę. - Komendant Tamper zasłużył sobie na to, a nie zabiłem tej dziewczyny – powiedział Tom i wróciłwspomnieniami do tamtego dnia. – W sądzie i tak nie miałem szans wygrać tej sprawy, kto uwierzynarkomanowi, który uciekł z domu?- Uważaj – szepnął przyjaciel i pokazał mu zbliżające się postacie. Żałował, że nie mogą dokończyć tejrozmowy.

Były to dwa zombie, które włóczyły się po lesie szukając jedzenia. Tom wyciągnął Glocka 19.Miał tą broń od kiedy to się zaczęło. Rose proponowała mu swoją strzelbę, którą trzymała w domunad kominkiem. Były więzień wolał jednak mniejszy kaliber.- Nie – powiedział Sirian. – Zabijemy je używając noży. Po co robić zbędny hałas.

Tom wzruszył ramionami i wyciągnął swój nóż kuchenny.- Nigdy nie myślałem, że będę latał ze scyzorykiem po lesie i dźgał trupy po głowie – powiedział Tom.- A ja zawsze wiedziałem, że jesteś psychopatom – odpowiedział Sirian uśmiechnął się przy tym iro -nicznie.- Zabawne.

Sirian miał przy sobie nóż sprężynowy, który zabrał martwemu wojskowemu. Przy ciele leżałrównież karabin HK416, dobra niemiecka broń. Martwy żołnierz miał wbitą w głowę maczetę. Sirianrozpoznał, że jest to model wojskowy, więc stal była mocna, odpowiednio przygotowana. Wręczył jąsynowi, aby miał się czym bronić. Krisowi od razy spodobało się czarne ubarwienie ostrza, codzienniećwiczył walkę nim.

Podeszli do dwóch zombie i wbili im noże prosto w głowy. Były zbyt wolne by im cokolwiekzrobić. Tom i Sirian zabijali te potwory automatycznie, bez żadnych uczuć. Całkowicie wyparli ze świa-domości, że te stworzenia były kiedyś ludźmi, że kochali, czuli i cierpieli oraz co najważniejsze żyli. Kie-dyś. Dostrzegli koniec lasu. Przed sobą ujrzeli wielkie pole uprawne i farmę. Ucieszni ruszyli szybkow stronę domu. Był to wielki budynek z czerwonym dachem. Pomieściłbym spokojnie ponad dziesięćosób, do dyspozycji były dwa piętra i poddasze. Jeśli dom byłby pusty mogliby tu zamieszkać i znowużyć jak ludzie. Ich marzenia szybko się rozwiały, gdy wbiegli na teren posesji, cofnęli się i schowali zabudynkiem.- Jest ich tam około dwudziestu – powiedział Tom. – Na szczęście nas nie zauważyli.- Dobra, to powoli i cicho chodźmy z powrotem do lasu, sami nie damy rady ich wybić, a w okolicy jestpewnie więcej tych tępych pał.

Powoli zaczęli się wycofywać. Cały czas obserwowali, czy żaden stwór nie wychyla się zzadomu przed nimi. Nagle za sobą usłyszeli dziwne charczenie. Odwrócili się i zobaczyli trzech zombiebeztrosko zmierzających w ich stronę. Tom krzyknął i wystrzelił z zaskoczenia, nie wiedział nawet kiedybroń znalazła się w jego ręce. Na szczęście trafił tego co był najbliżej i stanowiło zagrożenie.

Page 16: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

- Co zrobiłeś!? Mogliśmy ich po cichu sprzątnąć – syczał przez zęby Sirian, był przerażony i wściekły nasiebie, że nie był w stanie szybciej zareagować. - Spierdalamy stąd! Ruszaj się.

Sirian dźgnął nożem w trupa, trafił prosto w oko, z otworu trysnęła krew. Tom zebrał się i rzu -cił nożem w trzeciego zombie. Trafił w szyję, stwór zachwiał się i szedł dalej, ze zwisającą głową. Byływięzień chwycił więc łopatę, opartą o ścianę domu i uderzył z całej siły w głowę potwora. Poleciałaona kilka metrów, trafiając w brzuch kolejnego zombie, który zbliżał się do nich. Nie był on sam. Całestado zmierzało w ich stronę, próbując otoczyć swoje ofiary.- Jazda, lecimy w stronę lasu! – krzyknął Tom przejmując inicjatywę.

Na szczęście stwory były powolne i zdołali im uciec.- Udało się – powiedział brudny od krwi Tom ściskając w jednej ręce łopatę, a w drugiej pistolet.- Nooo, teraz ci powiem, że wyglądasz jak psychopata – mówił sapiąc Sirian.- Wal się – odpowiedział jego przyjaciel i odrzucił łopatę. – Chodźmy do sklepu na około. Zgubiliśmyich wśród drzew, ale mogą dojść po zapachu, a nie będziemy w stanie obronić się przed nimi. Skąd ichtyle w jednym miejscu?- Nie mam pojęcia, może coś je przyciągnęło, kiedyś się tym zajmiemy, a teraz ruszajmy.

Znów zaczęli oglądać teren wokoło, tym razem mniej rozmawiali i częściej nerwowo zerkali zasiebie. Przeszli kilka kilometrów, było już późne południe. Na szczęście zbliżali się do sklepu. Południo-wą część postanowili zbadać następnego dnia, mieli dość wrażeń na dziś. Nagle usłyszeli szum. Pobie -gli zobaczyć, bo nie mogli uwierzyć własnym uszom. Był to strumyk, ucieszyli się i od razu polecieli ob-myć się i napić. Koło strumyka znajdował się mały drewniany domek. Jak się okazało był to budyneknależący do leśniczego, który trzymał tu swoje rzeczy. Znaleźli wiatrówkę oraz trochę suszonego mięsai kilka akcesoriów myśliwych. W rogu leżała zgrzewka piwa i kilka ciuchów. Postanowili tu przyjść jutroi zabrać więcej rzeczy. Ściemniało się, więc ruszyli w drogę powrotną do sklepu.- Można powiedzieć, że wyprawa zakończyła się sukcesem – powiedział Tom.- Nie licząc tej cudownej farmy to można tak powiedzieć – odpowiedział Sirian, zaraz zmieniając te-mat. – Co się stało po drodze? Tak późno nas znalazłeś. Mieliśmy się zobaczyć na zamku.- Udało mi się odnaleźć Rose, razem ze swoją siostrzenicą zamknęły się w łazience przed tymi potwo-rami – zaczął opowiadać jego przyjaciel. – Wojsko nie dawało sobie rady, zarządzili odwrót. Dałemradę je stamtąd wyciągnąć, w pięć minut były spakowane. Prosto pojechałem do strefy bezpieczeń-stwa w Hearst Castle, ale po drodze dowiedziałem się, że to miejsce jest już spalone. Wszyscy mówili,że jest szansa w wschodniej Ameryce. Myślałem stary, że już po tobie, ale zobaczyłem, że zbyt szybkosię poruszasz jak na zombie. Więc pojechałem w twoją stronę. Główne drogi były pozamykane. Więckierowaliśmy się stacjami benzynowymi i sklepami naokoło. Po miesiącu padło mi to twoje urządze-nie. Dwa miesiące później znalazłem pasujące akumulatory, lecz wtedy byłeś już daleko. Postanowi-łem jednak nadal się z tobą spotkać, nie mając pewności, że żyjesz. A ty jak sobie poradziłeś? I gdzietwoja żona?- My jechaliśmy w stronę Hearst Castle, gdy zbliżaliśmy się do celu zobaczyliśmy, że większość samo-chodów ucieka z tamtego miejsca. Był totalny chaos, raczej nikomu w głowie nie było przestrzegać za-sad drogowych. Ludzie mówili mi, że w zamku już nie ma ochrony. Jeden ksiądz nawoływał, że to karaboża i nie ma przed tym ucieczki, by przyjąć karę. Było pełno samobójstw. Postanowiłem jechać dalej,Kris nalegał, że chce się widzieć z matką. Gdy byliśmy już przy samym Hearst Castle, na przystanku zo-baczyłem nie kogo innego jak mojego kochanego tatusia, Ducjana, który podrywał jakaś kobietę zom -bie przykutą kajdankami do słupa. Na szczęście nie zbliżył się dostatecznie blisko, żeby go ugryzła.Miałem go zgarnąć, bo niedaleko było jego sanatorium, ale jak słyszysz sam wpadł w moje ręce. Za-brałem go i pojechaliśmy na wschód, tak jak ludzie radzili. Czekałem kilka dni na ciebie, ale zrobiło sięnaprawdę gorąco, musieliśmy uciekać.- W porządku ważne, że się znaleźliśmy – powiedział Tom. – No, ale nie powiedziałeś co z twoją żoną,byłą żoną. Kto by pomyślał, że ty ożenisz się z samą Melodi Gren. Była to przecież najwredniejsza i za-razem najładniejsza dziewczyna w całej szkole średniej w Fallon, licząc trzy pokolenia.- Sam nie wiem co mnie podkusiło – odpowiedział Sirian. – Na pewno to nie była miłość. Może na po-czątku, później na pewno nie, został tylko żal i nienawiść. A co z nią? Dokładnie nie wiem, to ona wzię-ła mojego tatę z ośrodka. I zostawiła go na przystanku przy Hearst Castle z baniakiem jego własno-

Page 17: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

ręcznie robionego samogonu. To jest przedmiot, który zabrałby ze sobą w czasie apokalipsy. Ale wra-cając do rzeczy, Ducjan powiedział, że Melodi została ugryziona przez jakieś zwierzę i że musiała go zo -stawić, bo pojechała do lekarza. Ja myślę, że to nie zwierzę ją ugryzło. Tylko jeden z nich.- Jak młody na to zareagował? – zapytał Tom.- Próbował udawać, że nie ruszyło go to w ogóle – powiedział Sirian. – Wziął baniak dziadka i poszedłdo samochodu. Kazał nam ruszać bo się robi niebezpiecznie. Czułem jednak, że w środku bardzo cier -pi. Stara się być dzielny i dorosły, ale mimo wszystko to dalej dziecko.- Trzeba mu będzie zrobić pozory życia w normalnym domu – powiedział Tom.- Racja. Wiesz co? Zachowujemy się jak para gejów, która planuje wspólne życie i wychowywaniedziecka – powiedział Sirian, uśmiechając się pod nosem i wyprzedził przyjaciela idąc szybciej. – Blee.- No co? – zapytał przyjaciel. – Bylibyśmy ładną parą.

Wybuchli śmiechem i oboje przyśpieszyli kroku. Było już prawie ciemno, na szczęście sklepznajdował się już niedaleko.

* * *

Na miejscu czekała już na nich kolacja. Pozostałości jelenia, przyprawione czerwoną papryką,pieprzem i solą, które znaleźli w sklepie. Do tego ogórki kiszone i pozostałości chleba jakie im zostały.Sirian i Tom zastali Ducjana z czerwoną twarzą. Gdy zadali pytanie co się stało, Rose zabrała głos:- Twój kochany tatuś uprzejmie zaproponował mi, że jest w stanie poświęcić się i będzie walczył oprzedłużenie naszego gatunku ze mną.

Wszyscy wybuchli śmiechem, tylko staruszek coś marudził pod nosem. Przestał jednak zarazpo tym jak podano mu talerz z jedzeniem. Plastikowe naczynia również znaleziono w markecie. Tomopowiedział grupie, co ich spotkało w czasie poszukiwań. - Nareszcie woda – ucieszyła się Elizabeth. – Nigdy bym nie pomyślała, że będę się cieszyć z czegoś takzwyczajnego.- Może zamieszkalibyśmy w tym domku? – zapytał Kris.- Dobrze kombinujesz młody, bylibyśmy tak blisko strumyka – powiedziała blondynka i klepnęła chło-paka w ramię.- Nie, za mało tam miejsca. A zresztą chatka jest z drewna, betonowy sklep daje większą ochronę –odpowiedział Sirian.- Słuchajcie mam inny pomysł – powiedziała Rose. – W sklepie znalazłam pompę i węża do wody. Mia-łam wyrzucić, więc jeśli to nie jest bardzo daleko można by pompować wodę prosto do sklepu.- Jasne, jutro sprawdzimy –powiedział Tom. – To nie jest głupi pomysł.- Skoro już rozmawiamy o planach na jutro. Niedaleko nas ktoś na łące uprawiał tymianek. Pozbieramgo trochę, z tego co wiem dobrze działa na odporność i wzmacnia organizm. Pozbieram jeszcze kilkaodpowiednich korzeni oraz nasion z lasu i przygotuje wywar jak zajdzie potrzeba – oznajmiła Eliza-beth.- Skąd tyle wiesz o ziołach? – zaciekawił się Sirian.- Biologia była jedynym przedmiotem jaki tolerowałam. Oprócz sportu, który uwielbiam. A zresztąmoja babcia była lekarką, wiele czasu z nią spędzałam. Rodzice dużo pracowali, więc nie mieli czasu.- Ale miałaś jeszcze swoją ciotkę – powiedziała Rose.- Wiem – odpowiedziała Elizabeth i uśmiechnęła się do ciotki.

Po skończeniu planowania następnego dnia i posiłku zgasili ognisko. Zebrali swoje rzeczy i we-szli do sklepu. Tom i Sirian byli zmęczeni, jednak przed spaniem opowiadali zabawne historie z wła-snego życia. Kris cieszył się i zyskał nadzieję, że jeszcze mają szanse na nowe, normalne życie. Resztagrupy przeżywała podobne przemyślenia. Z wyjątkiem dziadka który zrozpaczony sprawdził stan pier-siówki i baniaka z samogonem. Był zaskakująco niski. „Przecież nie piję dużo” – pomyślał zasmuconyDucjan.

* * *

Page 18: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

Następnego dnia podzielili się na grupy. Sirian z Krisem mieli zająć się strumykiem i magazy-nem leśniczego. Ojciec w końcu musiał ulec prośbom swojego syna, chciał żeby czuł się potrzebny wgrupie. Natomiast Tom z Rose mieli wybrać się w kierunku, który jeszcze nie został zbadany, czyli napołudnie. Postanowili iść prosto drogą, wiedzieli, że na otwartej przestrzeni jest mniejsze niebezpie-czeństwo. Według mapy znajdowało się tam kilka domków jednorodzinnych, wokół których rósł las.Dziadek Ducjan mimo ogromnych sprzeciwów , musiał być pilnowany przez Elizabeth. Staruszek miałokropny humor od kiedy zabrakło mu jego ulubionego trunku. - Macie broń – mówił przed rozejściem grupy Sirian. – Jakby się coś działo oddajcie kilka strzałów, po-winniśmy was usłyszeć. Ale nie róbcie tego jeśli nie będzie prawdziwej potrzeby, wiecie, że hałas jeprzyciąga.- Z takiej odległości wasza pomoc i tak niczego nie zmieni. Jak przybędziecie będziemy już podani dostołu dla tych zgniłych gnojków – skomentowała Rose.- Zgnojki… Fajne – powiedział Kris.- No cóż, może akurat zdążymy, a jak nie to chociaż rzeczy zdołamy uratować przed zgnojkami – potych słowach uśmiechnął do syna. – No to ruszajmy.- No pewnie, mnie starego dziadka zostawicie! – krzyknął Ducjan.- Nie jęcz tato, znajdź sobie jakieś zajęcie, przecież Elizabeth z tobą zostaje. Możesz jej poopowiadaćjakieś historie z wojny.- Gówno prawda, nic nie powiem – powiedział naburmuszony staruszek. Nagle się wzdrygnął i powie-dział do siebie. – Zaraz, zaraz…

Po tych słowach zaśmiał się złowieszczo i ruszył w stronę zaplecza.- A temu co? – spytała Rose.- A bo ja wiem – odpowiedział Sirian. – Elizabeth uważaj na niego. Dobra ruszamy. Powodzenia.- Nawzajem – odpowiedzieli Rose i Tom.- Uważajcie na siebie – powiedział Elizabeth.

* * *

Sirian i Kris szli wydeptanym leśnym szlakiem, według obliczeń powinni za jakieś dziesięć mi-nut dojść do poszukiwanego miejsca. Po chwili usłyszeli strumyk, gdy podeszli bliżej doszły do ich uszurównież inne dźwięki.- Ha! Nareszcie woda – doszedł ich damski głos.- Może jak pójdziemy dalej za strumykiem to trafimy na jakiś większy zbiornik wodny. Wreszcie dałobysię wykąpać – odpowiedział mężczyzna.- Oo… wiele dałabym za gorący prysznic.- Ta, pewnie z Machim.- Daj spokój on mnie nie interesuje, kiedy mam przy sobie takiego mężczyznę.Po tych słowach ochlapała mężczyznę lodowatą wodą i później w ramach przeprosin pocałowała. Na-gle para kochanków zerwała się z miejsca i stanęła z rękami do góry.- Nawet nie drgnijcie – powiedział spokojnie Sirian. – Kim jesteście?

Były szef firmy był teraz bardzo ostrożny w stosunku do obcych ludzi. Ostatnim razem, gdychciał pomóc grupce nastolatków i ich opiekunowi, został okradziony. Lecz złodzieje nie mieli czasuzabrać dużo czasu, ponieważ Kris zauważył co się dzieje.- Jestem Walter, a to jest Ana – powiedział mężczyzna w okularach.

Wyglądał na około dwadzieścia dwa lata, Krisowi kojarzył się z typowym informatykiem. Mimozmęczenia i brudu widać było, że jest przystojny. Dało się jednak zauważyć, że nie poświęcał dużo cza -su na ćwiczenia i nie pracuje fizycznie, lecz udało mu się poderwać piękną kobietę. Ubrany był w nie -bieską sportową koszulę w kratkę i jeansy. Towarzyszka wyglądała na rówieśniczkę okularnika, byłaszczupła i wysoka, miała długie włosy, które były zaniedbane i spięte w kucyk. Jednak wyglądała lepiejniż Sirian, Kris, czy Walter razem wzięci. Miała na sobie czerwone spodnie i czarny podkoszulek orazbluzę z kapturem. Ciuchy musieli znaleźć niedawno, ponieważ nie wyglądały na znoszone.- Ruszamy w głąb kraju. Zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby zabrać zapasy wody. Zaraz się stąd bierze-my. Nie zabijaj nas, weź co chcesz – powiedział przerażony okularnik.

Page 19: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

- Zabierzcie wodę i zostawcie to co znaleźliście w… – powiedział Sirian.- Tato ja znam tą kobietę – przerwał Kris. – kiedyś się mną opiekowała, mama ją zatrudniała.- Kris? – odezwała się Ana. – Nie poznałam cię, ale wydoroślałeś.- Ale nie wiemy czy można im ufać – odpowiedział stanowczo synowi ojciec dalej mierząc bronią dopary. Nagle poczuł na szyi zimne ostrze. - Spróbuj się ruszyć, a będziesz mógł popatrzeć na siebie od dołu – usłyszał za sobą zimny głos. – Rzućbroń i odejdź, póki jeszcze możesz.

Sirian posłusznie odrzucił karabin i nie robił gwałtownych ruchów. Kris również pozostawał wbezruchu.- Spokojnie Machi – powiedział Walter. – Jakoś się z nimi dogadamy.- Mierzył do ciebie z broni kretynie! Może się jeszcze chwycicie za rączki i pobiegniecie naprzeciw ca -łemu złu tego świata?- Wyluzuj Machi, uspokój się – Ana próbowała rozładować napiętą sytuację.- Pogięło was!? – powiedział głos za plecami Siriana, po chwili prychnął. – Jak chcecie, wasza sprawa. Były szef firmy przestał czuć ostrze na skórze. Po szyi spływała mu strużka krwi, broń musiałbyć idealnie naostrzona. Zobaczył przechodzącą obok siebie postać, która mu groziła. Mężczyznaubrany był w czerwone trampki, podarte i wyblakłe czarne rurki, a skórzaną kurtkę miał założoną nabiały podkoszulek. Spod kruczoczarnych włosów, średniej długości patrzył wzrok pełen złości. Wyglą-dał na niebezpiecznego człowieka. W rękach trzymał dwa ostrza, jedno było zakrzywione podobne domieczy używanych w kung fu, natomiast drugim była maczeta wojskowa, podobna do tej należącej doKrisa. Przedział wiekowy mężczyzny pasował do reszty towarzyszy, czyli w granicach dwadzieścia dwa,dwadzieścia cztery lata. - Lepiej pilnuj broni chłopaku – powiedział i rzucił maczetę w kierunku Krisa.

Chłopak zorientował się, że nie ma swojej broni przy pasie i szybko ją złapał, gdy wylądowałana ziemi. - Ruszajmy, nie mamy czasu – powiedział Machi.- Zostańmy chociaż na chwilę, tu jest woda – sprzeciwiła się Ana.- Nie – odpowiedział stanowczo. – Żyjecie tak długo dzięki moim decyzjom, a ja mówię żebyśmy rusza -li. Chyba, że chcecie sobie rozbić piknik z nowymi przyjaciółmi.- Nie kłóćmy się z nim – powstrzymał swoją dziewczynę Walter. – Ma racje śpieszmy się, za niedługorząd pewnie spełni swoje słowa.- Ech, no dobra – powiedziała Ana i smutnym wzrokiem spojrzała na strumień. – A zapowiadał się takmiły dzień.

Grupa zaczęła zbierać swoje rzeczy. Machi ruszył już powoli z miejsca, miał do zabrania tylkoplecak. Sirian podniósł swój karabin i zwołał:- Co wy mówicie? Co zrobi rząd?- To wy o niczym nie wiecie? – spytał zdziwiony Walter.- O czym?- Szybciej! – krzyknął Machi. – To ich sprawa co wiedzą, a co nie.- Musisz być taki zimny w stosunku do innych? – spytała Ana.

Machi prychnął na te słowa i oparł się o drzewo, zakładając ręce na klatce piersiowej. Walternatomiast postanowił udzielić odpowiedzi:- Mają zrzucić bomby na zachodnią część Ameryki, sprawa zaczęła wymykać im się spod kontroli. Jużdawno to zapowiedzieli, ale czekają na decyzję z Waszyngtonu. A to trwa długo, jak zawsze. Miałemjednak pewny przeciek i wyliczyłem wszystko. Spokojnie mamy cały tydzień. Zdążymy uciec z pola ra-żenia. - Co mają zrobić!? – Sirian nie mógł uwierzyć w to co słyszy.- Mają zrzucić bomby, a my jesteśmy w strefie wybuchu. Nawet jak eksplozja nas nie zabije, to zosta-niemy uduszeni. Cały tlen zostanie zużyty przez pożar.- Tato chyba mamy problem – powiedział Kris.

Page 20: Szaleństwo - "Wszystko od początku"

Sirian nic nie odpowiedział, stał w osłupieniu. Syn i ojciec musieli szybko wracać do sklepu, byostrzec resztę i wyruszyć jak najdalej od tego miejsca. „Jeśli to prawda co mówią, to skończył się od -poczynek”.