ŚWIAT WINCENTEGO POLA - Muzeum Lubelskie w Lublinie · opr. Br. Gustawicz, wyd. G. Freytag i...

144
ŚWIAT WINCENTEGO POLA JĘZYK I NATURA NATURA I NATURALIŚCI

Transcript of ŚWIAT WINCENTEGO POLA - Muzeum Lubelskie w Lublinie · opr. Br. Gustawicz, wyd. G. Freytag i...

ŚWIATWINCENTEGO POLA

JĘZYK I NATURANATURA I NATURALIŚCI

Dofi nansowano ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Lublinie

Organizatorzy konferencji:

Oddział Lubelski Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza

Pracownia Wincentego Pola

Muzeum Lubelskie w Lublinie

ŚWIATWINCENTEGO POLA

JĘZYK I NATURANATURA I NATURALIŚCI

POD REDAKCJĄ

Tadeusza Piersiaka

MUZEUM LUBELSKIE W LUBLINIELUBLIN 2014

RedakcjaMagdalena Janik

Ewa Kuszyk-Peciak

Fotografi ePiotr Maciuk

Projekt okładkiSebastian N. Górski

Na okładce mapa „Galicya i Bukowina – przegląd polityczny”, opr. Br. Gustawicz, wyd. G. Freytag i Berndt, Wiedeń, przełom XIX i XX wieku,

ze zbiorów Muzeum Lubelskiego w Lublinie

Reprodukowane Dzieła Wincentego Pola wierszem i prozą pochodzą ze zbiorów Muzeum Lubelskiego w Lublinie

© Muzeum Lubelskie w Lublinie, 2014

ISBN 978-83-61073-57-4

Muzeum Lubelskie w Lublinieul. Zamkowa 9, 20-117 Lublin

www.muzeumlubelskie.pl

Łamanie, druk, oprawa:Ofi cyna Drukarska Jacek Chmielewskiul. Sokołowska 12a, 01-142 Warszawa

tel. (22) 632-83-52, (22) 631-30-50fax (22) 631-49-40

info@ofi cyna-drukarska.pl, www.ofi cyna-drukarska.pl

Spis treści

Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7

Agnieszka MaciochaIdea natury w myśli oświecenia i preromantyzmu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9

Jacek LyszczynaWincenty Pol i romantyczne odkrywanie natury . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25

Małgorzata ŁobozObserwacje natury i romantyczna podróżomania, czyli naukowe ambicje Wincentego Pola . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31

Jacek LyszczynaPoetyka swojskości w twórczości Wincentego Pola . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43

Małgorzata NowakPrzedstawianie i wartościowanie natury w Geografi i Ziemi Świętej Wincen-tego Pola . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49

Anna CiodykKarpaty Wincentego Pola . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61

Dorota Seweryn-PuchalskaO malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola – od natury do naturalizmu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69

Paweł JarczewskiŻuławy Wiślane w opisie Wincentego Pola . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 89

Krystyna HarasimiukGeografi czna twórczość Wincentego Pola w oczach lwowskich geografów. . . . 93

Tadeusz PiersiakJak Wincenty Pol opisał Rugię . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99

Dzieła Wincentego Pola wierszem i prozą – wybór tekstów . . . . . . . . . . . . . . 109

Wstęp

Po górach odbywamy po największej części podróż pieszo i Jasio zostaje nieraz na dwa dni podróży oddalony od nas z rzeczami i końmi, więc nowa trudność powstaje stąd jak się połączyć. Łobarzewski zbiera rośliny, a szczególniej mchy, których monografi ą zda się wypracuje kiedyś, a kiedy ja w wieczór dziennik spisuję, ma on zabawkę z przekła-daniem i przesuszaniem roślin. Dwóch jest za mało do takiej podróży, zdał by się nam przynajmniej ktoś trzeci byle jaki próżniak, co by myślał o jedzeniu i piciu, ale na to trud-no znaleźć ochotnika, bo przy najlepszych chęciach żyjemy chlebem, wódką, mlekiem i „pięknymi widokami”1.

Tak poeta-przyrodnik prowadził pionierskie badania w Karpatach Wschodnich, pieszo, o mizernym wikcie badał naturę – i cieszył się „pięknymi widokami”.

Stosunek romantyków do natury był złożony. Kontestowali widzenie jej przez „mędrca szkiełko”, ale przecież byli uczniami szkół epoki oświecenia i rozumieli znaczenie naukowego poznawania przyrody. Dlatego wielu z nich umiało łączyć emocjonalny i estetyzujący stosunek do przyrody z pasją badawczą, co pozwalało widzieć świat szeroko, a niekiedy z sukcesami prowadzić badania naukowe (Ignacy Chodźko, Wincenty Pol...).

Był Pol-naturalista dociekliwy – jak cała jego generacja – wobec wszystkich świata wymiarów: wobec jego fenomenów widzialnych i wobec jego natury duchowej. Nie chciał i nie potrafi ł skupiać się na jakimś jednym wycinku czy problemie, tym bardziej na jednym obiekcie zwiedzanego kraju. Był ciekaw jego różnorakich spraw teraźniejszych, ale i jego historii minionej – i perspektywy jego jutra. Rzeczy bliskich – i związków odległych. [Pol jak wielu romantyków miał potrzebę] wytłumaczenia mechanizmów cudownej złożoności świata [i miał nadzieję] dotarcia do jego tajników2

– pisał Józef Bachórz.Te postawy i potrzeby pisarstwa Pola i jemu podobnych są przedmiotem zain-

teresowań grona naukowców – humanistów i przyrodników, którzy corocznie spo-

1 Listy z ziemi naszej. Korespondencja Wincentego Pola z lat 1826–1872, zebrał Z. Sudolski, War-szawa 2004, s. 82.

2 J. Bachórz, Nadbałtycka geografi a Wincentego Pola, [w:] Wincenty Pol, Na lodach, Na wyspie. Na groblach..., Gdańsk 1989, s. 13.

8 Tadeusz Piersiak

tykają się w lubelskim Dworku Wincentego Pola, by podejmować próby naukowej refl eksji nad rozmaitymi przestrzeniami świata Wincentego Pola. Dwa ostatnie spo-tkania były poświęcone naturze: w roku 2013 temat konferencji to „Język i natura”, w roku 2014 – „Wincenty Pol, natura i naturaliści”. Ich efektem jest prezentowany tom – wybór referatów-artykułów przedstawiających najważniejsze problemy tytu-łowych tematów, od językowo-fi lozofi cznych (pojęcie natury w oświeceniu i roman-tyzmie), po analizy kulturowe, literaturoznawcze i językowe Polowskich opisów różnych krain (Karpaty, Żuławy, Rugia, Ziemia Święta). Istotnym uzupełnieniem rozpraw polonistycznych jest tekst historyka sztuki, referujący myśli Pola „[o] ma-larstwie i żywiołach jego” na tle prądów malarstwa XIX wieku, a swoistym podsu-mowaniem artykuł o recepcji Pola w środowisku lwowskich geografów.

Uznaliśmy za rzecz uzasadnioną i pożyteczną dołączenie do artykułów o Polu, naturze i naturalistach wyboru tekstów samego Pola (na stronach 109–144). Są to fragmenty „obrazków” z tomu Obrazy z życia i natury3. Nie są one ilustracjami do artykułów, ale dobrze przedstawiają metody opisów przyrody poety-naturalisty: połączenie naukowego obiektywizmu z literackimi impresjami i ekspresjami.

Tadeusz Piersiak

3 W. Pol, Dzieła prozą, tom II, cz. III: Obrazy z życia i natury, Lwów 1876.

Agnieszka Maciocha

Idea natury w myśli oświecenia i preromantyzmu*

Jak zmieniał się termin „natura”? W XVI wieku natura oznaczała przyrodę i pra-wa nią rządzące: „siły kształtujące organizmy żywe [...] czysto biologiczny pierwia-stek organizmów żywych, organizm”1. Słownik staropolski defi niował to pojęcie jako „zespół cech wrodzonych, właściwości istotnych, usposobienie, charakter [...] przyro-dę, świat”2, poszerzając zakres terminu o nowe znaczenia, dotyczące indywidualnych cech przedmiotów, człowieka. Jedną z pełniejszych defi nicji podawał słownik Samu-ela Lindego: „siła twory wywodząca [...] ogół rzeczy stworzonych [...] człowieczeń-stwo”3. Przyroda nie od początku była synonimem natury. Słownik wileński przybliżał kształtowanie się tego pojęcia: „W języku polskim nie ma dotąd odpowiedniego natu-rze wyrazu. Tak np. przyroda, przyrodzenie są ułomnymi, bo nadają pojęciu tylko zna-czenie czynnika (zbioru sił), a nadto zawierają w sobie fałszywe wyobrażenie przyro-dy”4. Elementarne pojęcie „natura” zmieniało się, jak pisał Arthur Lovejoy, wchodziło do „fi lozofi i, nauki, literatury, sztuki, religii”5. Podjęcie badań nad ideą natury obecną na kartach polskich czasopism drugiej połowy XVIII wieku pozwoliło na odkrycie jej różnorodnych znaczeń, do tej pory nieidentyfi kowanych z epoką oświecenia.

Natura podstawą wiedzy

Redaktorzy oświeceniowych czasopism: Ignacy Krasicki, Wawrzyniec Mitzler de Kolof, Piotr Świtkowski, Piotr Twardy, Adam Naruszewicz, przekonywali o znaczeniu natury jako podstawy wszelkiej wiedzy i argumentowali swoją po-

* Artykuł powstał na podstawie materiałów zebranych na potrzeby pracy doktorskiej. Praca pod tytu-łem „Idea natury w polskich czasopismach drugiej połowy XVIII wieku” została napisana dzięki naukowej opiece prof. dr hab. Aliny Aleksandrowicz z UMCS.

1 M. R. Mayenowa, Natura, [w:] tejże, Słownik polszczyzny XVI wieku, t. XVI, Gdańsk 1985, s. 327.2 S. Urbańczyk, Natura, [w:] Słownik staropolski, Kraków 1965–1969, s. 115.3 S. B. Linde, Natura, [w:] Słownik języka polskiego, Warszawa 1994, s. 298.4 Hasło Natura, [w:] Słownik języka polskiego, Wilno 1861, s. 94.5 A. O. Lovejoy, Wielki łańcuch bytu, przeł. A. Przybysławski, Warszawa 1999, s. 20.

10 Agnieszka Maciocha

stawę podobnie jak nauczyciel Kolegium Konarskiego Antoni Wiśniewski6, który pisał o potrzebie poznawania natury: „A żadna z umiejętności nie jest doskonalsza, wznioślejsza ani piękniejsza od tej, która poświęca się zgłębieniu tajników przyro-dy. Żadna nie przynosi tyle przyjemności i pożytku, ile ta, która uczy badać prawa przyrody i posługiwać się nimi”7. Zgłębianie tajemnic natury po części było wyni-kiem religijnej myśli o ziemi jako darze Boga, którą człowiek mógł podporządko-wać i nią władać. Poznawanie natury wyrastało również z antropocentryzmu, sta-wiającego człowieka w uprzywilejowanej pozycji pana natury. Myśl o odkrywaniu natury wiązać należy również z fi zjokratyzmem, który źródła dobra społecznego upatrywał w rolnictwie. Idea ta była bliska niemieckiemu księgarzowi i redakto-rowi, zwolennikowi fi lozofi i Wolffa, Wawrzyńcowi Mitzlerowi de Kolof, którego artykuły ukazywały się na kartach „Monitora” w latach 1773 i 1774. Utylitarna motywacja nauki o naturze, podporządkowana potrzebom rolnictwa czy gospodar-ki, była obecna w rozprawach zamieszczonych również na kartach „Różnych Uwag Fizyczno-Chemicznych” w 1769 roku oraz w „Wiadomościach do Wydoskonalenia Rozumu i Wykształcenia Obyczajów Służących” w 1785 roku8. Były to periodyki, które publikowały wyniki obserwacji otaczającej przyrody, opisy doświadczeń, ale również sposoby praktycznego wykorzystania wiedzy o naturze. „Nowe Wiadomo-ści Ekonomiczne i Uczone”9, podobnie jak „Uwagi Tygodniowe Warszawskie”10 to czasopisma o charakterze poradnikowym, które realizowały wspólny cel: upo-wszechnianie i poszerzanie wiedzy na temat natury, a co za tym idzie – podniesie-nie wydajności rolnictwa.

Wielka chęć poznawania natury wiązała się z wpływami angielskiej myśli pełnej już preromantycznego kultu natury dzikiej i wolnej, uznającej istotne znaczenie jej sił twórczych. W „Monitorze” z 1772 roku Ignacy Krasicki zamieścił przekłady ar-tykułów z angielskiego „Spectatora”. Wśród tematów dotyczących zadań człowieka znajdowały się słowa znamienne dla epoki: „Zapatrywać się na wspaniałą świata

6 A. Wiśniewski (1718–1774) – nauczyciel w Kolegium Konarskiego, propagował wprowadzenie fi zyki do nauczania, organizator pierwszego w Polsce Gabinetu Fizycznego. Za: B. Suchodolski, Nauka polska w okresie Oświecenia, Warszawa 1953, s. 29.

7 A. Wiśniewski, Acta Litteraria Regni Poloniae et Magni Ducatus Lithuaniae. MDCCLV, [w:] Zarys dziejów nauk przyrodniczych w Polsce, red. J. Kuryłowicz, F. W. Sawicka, E. Szczepańska, E. Tu-ryn, H. Wojdowska, Warszawa 1983, s. 198.

8 Świat fi zyczny, „Wiadomości do Wydoskonalenia Rozumu i Wykształcenia Obyczajów Służące” 1785, cz. V i VI, s. 3–96. O Rolnictwie, tamże, cz. VI, s. 8–11.

9 Zob. O pszenicy ozimej i jarej, „Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone albo Magazyn Wszystkich Nauk do Szczęśliwego Życia Ludzkiego Potrzebnych” 1760, t. I, cz. VII, s. 433–439; O ży-cie ozimym i jarym, tamże, cz. VII, s. 440–443; O gryce, kalafi orach, kalarepkach, tamże, s. 561; O gry-ce, wyce, konopiach, pszenicy, jęczmieniu, tamże, s. 501.

10 Zob. O powinnościach wszystkich dobrami zarządzających, „Uwagi Tygodniowe Warszaw-skie”, 4 stycznia 1769; O zabawach gospodarskich w poszczególnych miesiącach, 15 lutego, 22 lutego, 1 marca, 5 kwietnia, 12 kwietnia 1769; Zabawy gospodarskie, tamże, 2 grudnia, 26 kwietnia, 24 maja, 21 czerwca 1769.

11Idea natury w myśli oświecenia i preromantyzmu

tego postać, roztrząsać pilnie, cokolwiek tylko w ogromnej strukturze zamyka się, a bardzo jeszcze na to mieć baczność, jakie są w nich zamknięte żyjące istoty, to najpoważniejsza i godna człowieka zabawa”11. Myśl ta nieprzypadkowo znalazła się na kartach „Monitora”, miała pobudzać do odkrywania natury nie tylko dla celów utylitarnych.

Nauka o naturze jako zajęcie prestiżowe, przynoszące pożytek, chwałę, ale też radość z wiedzy, weszła na salony. Wielcy i możni: Kazimierz Radziwiłł, Michał Ogiński, Stanisław Poniatowski, księżna Jabłonowska, tworzyli gabinety natury, sprowadzając do nich różne okazy i osobliwości, dając wyraz modzie, potrzebie i rozmiłowaniu w wiedzy o naturze12.

Obok utylitarnego znaczenia nauki o naturze istniało również przekonanie o przyjemności płynącej z obcowania z nią. Przełomowe znaczenie miały artykuły drukowane w „Magazynie Warszawskim”13 oraz „Pamiętniku Politycznym i Histo-rycznym”14, które zamieszczały cykliczne rozprawy poświęcone historii naturalnej, poznawaniu zjawisk przyrodniczych, jak również podróżnicze relacje ukazujące niecodzienne oblicze natury. Na kartach XVIII-wiecznych czasopism regularnie pojawiały się przedruki dzienników podróży15, w których widoczna była nowa, peł-na emocji postawa wobec natury.

Myśl o poznawaniu natury, krzewiona na kartach czasopism XVIII wieku, była kontynuowana na początku wieku XIX. Stanisław Staszic zalecał: „Aby z najwięk-szą pilnością były uważane, z największą dokładnością były oznaczane wszystkie te wielkie fenomena natury, o których niestałości, zmienianiu się, porozumienia słuszne”16. Wzrastało przeświadczenie, że „Wszystko się rozplata i splata w natu-rze”17, więc możliwa była tylko nauka z niej płynąca – „owoc drzewa wiadomości, drzewa życia”18.

11 I. Krasicki, „Monitor” 1772, nr LXIX, 26 sierpnia, s. 548. Artykuł jest tłumaczeniem ze „Spectatora” O wielości stworzeń na świecie i miejscu człowieka, „Spectator” V, 44 (Red. V, 19, Sp. VII, 519), za: Z. Sinko, „Monitor” wobec angielskiego „Spectatora”, Wrocław 1956, s. 63.

12 Zob. W. Smoleński, Przewrót umysłowy w Polsce wieku XVIII. Studia historyczne, Kraków 1891, s. 128–129.

13 Np. F. J. Chastellux, Wypisy z podróży Kawalera de Chastellux w Ameryce Północnej. Opisanie wielkiej katarakty rzecznej Totohaw-Fall, „Magazyn Warszawski” 1785, t. I, cz. II, s. 293.

14 Zob. O różnych własnościach zasiewania i zbierania paszy, „Pamiętnik Polityczny i Historycz-ny” 1784, s. 897; Uwagi nad sposobem wydoskonalenia rolnictwa w Polsce, tamże, 1784, s. 1140; Zapytania względem zasiewania koniczyny, tamże, 1785, s. 901; Dwa pisma względem pewniejszego zasiewania koniczyny na ugorach, tamże, 1785, s. 990.

15 M. Paccard, Alpy, „Magazyn Warszawski” 1785, t. II, cz. II, s. 404; M. T. Bourrit, Relacja z po-dróży jednego Anglika do Lodowni Sabaudzkich, tamże, t. III, cz. I, s. 579; P. Brydon, Krótkie opisanie podróży na Górę Etnę, „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” 1776, t. XIII, s. 109.

16 S. Staszic, O ziemiorództwie gór dawnej Sarmacji, a później Polski. Pierwsza rozprawa o rów-ninach tej krainy, o paśmie Łysogór, o części Beskidów i Bielaw, Warszawa 1805, s. 126.

17 M. Mochnacki, O literaturze polskiej w wieku XIX, opr. H. Życzyński, Kraków 1923, s. 55.18 Tamże.

12 Agnieszka Maciocha

„Roślinopisanie”

Uczony XVIII wieku stwierdzał: „Nauki pochodzą od studiowania natury. System naszych wiadomości obejmuje wiele różnych gałęzi, z których pewne wy-rastają z tego samego punktu”19. Doszukano się związków natury z takimi dzie-dzinami, jak: fi zyka, mechanika, matematyka, ze szczególnym uwzględnieniem geometrii, medycyna, astronomia oraz nauki agrarne. Wśród nauk za najbardziej uprzywilejowaną uznano historię naturalną i wchodzącą w jej skład botanikę. Waw-rzyniec Mitzler de Kolof, jako redaktor „Nowych Wiadomości”, podkreślał znacze-nie tej nauki: „[...] narodziła się botanika, matka umiejętności”20. Tytuł „oświecone-go naturalisty” czy też „roślinopisarza” był nobilitujący, a człowiek zajmujący się tą dziedziną wiedzy mógł się stać autorytetem jak szwedzki botanik Karol Linne-usz. Botanik Krzysztof Kluk, podobnie jak autorzy czasopiśmienniczych artykułów, podkreślał: „Roślinopismo we wszystkich czasach miało powszechny szacunek”21. Botanika urastała do rangi zajęć pochwalanych i najważniejszego przedmiotu wy-kładanego w szkołach elementarnych. Systema botanicum pełnił rolę klucza do zna-ków i praw zapisanych w księdze natury, które „bez pomocy jakiegokolwiek układu niewywikłanym byłyby zamieszaniem, niepodobna bowiem nie obłąkać się w tak niezmiernym zbiorze istot”22.

Przekonanie o wielkości natury, różnorodności prowadziło do chęci jej okieł-znania i podporządkowania ludzkiemu umysłowi. Racjonalista podążał za chę-cią wprowadzenia ładu w otaczający go chaos różnorodnych istnień i poszuki-wał sposobu nadania naturze zrozumiałych dla niego ram. Stopniowo jednak postawa wobec natury ewoluowała. Zaczęto naśladować Jana Jakuba Rousseau, który, przebywając na wyspie Jeziora Bienne w kantonie Berne, oddawał się pa-sji sporządzania zielnika. Jego celem było zbieranie i klasyfi kowanie wszystkich roślin na wyspie. Był jednak daleki od utylitaryzmu, a studiowanie botaniki i spo-rządzanie zielnika uznawał za czas poświęcony naturze, z którą czuł emocjonal-ną więź23. Na przełomie XVIII i XIX wieku botanik nie chciał już układać natu-ry według swojej myśli, ale pragnął odkrycia zasady harmonii tkwiącej w samej naturze.

Stanisław Bonifacy Jundziłł i Krzysztof Kluk w swoich pracach pisali o wielkiej tęsknocie do odsłonięcia zapisu samej natury. Rodziło się pragnienie wyśledzenia naturalnego układu, który miałby być prawdziwym systema naturae, „w którym ro-

19 Encyklopedia, albo słownik rozumowany nauk, sztuk i rzemiosł, zebrany z najlepszych autorów a szczególnie ze słowników angielskich, przeł. J. Kott, Wrocław 1952, s. 9.

20 O nauce, „Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone” 1758, t. III, cz. III, s. 159.21 K. Kluk, Botanika dla szkół narodowych, Warszawa 1785, s. 2.22 Tamże, s. 53.23 W latach 1771–1773 fi lozof genewski publikował Lettres elementaires sulla botanique,

tamże, s. 51.

13Idea natury w myśli oświecenia i preromantyzmu

śliny powinny być tak zgromadzone i ułożone, jakim jest porządkiem ułożona natu-ra”24. Niechęć do narzucania naturze wymyślonych przez człowieka ram, pragnienie przeniknięcia jej wewnętrznych zasad to już nowa preromantyczna postawa wobec natury, wyrastająca jednak z myśli XVIII wieku.

Rozum a natura, rozumna natura

Rozum, władza sądzenia, rozsądek, umysł czy geniusz były synonimicznymi określeniami zdolności człowieka do poznawania świata. „Użyteczny rozsądek” był gotów przeniknąć wszystkie tajemnice natury: „Geniusz również z wysokości swej cuda przyrodzenia od razu przenika, osnowę wszystkich wiadomości chwyci i niemi włada”25. Największa liczba dyskursów na temat roli rozumu w procesie odkrywania natury publikowana była w „Monitorze” w 1765 oraz 1775 roku, co należy wią-zać z redaktorami pisma: Ignacym Krasickim i Wawrzyńcem Mitzlerem de Kolof. W pozostałych rocznikach liczba dyskursów o sile rozumu odkrywającego naturę była mała (jeden albo dwa artykuły w ciągu roku).

Myśl o sile rozumu panującej nad naturą oddziaływała na sztukę, w której zamiast natury prawdziwej i czystej zalecano przedstawianie jej wysublimowa-nego piękna. Głównym kodyfi katorem prawideł sztuki był Nicolas Boileau, który w dziele L’art poetique z 1674 roku zawarł istotę zasad poetyckich, wśród których istniała reguła naśladowania natury uładzonej przez myśl artysty i nawiązanie do wizji antycznej jako wyrażającej najwyższą ideę. Klasycy uznali, iż w rzeczywi-stości pięknej natury nie ma, dlatego przenosząc jej fragmenty do dzieł sztuki, artysta powinien uważać, aby były zachwycające, spełniające wymogi symetrii, ładu, klasycznego porządku. Taka idea natury przeniknęła do polskich sztuk po-etyckich. Franciszek Ksawery Dmochowski pisał: „Natura jest jedynym ozdób wizerunkiem”26, ale podkreślał: „Byleś tylko miał dowcip i umiał jej użyć”27. W ten sposób dzięki gustowi, smakowi i rozumowi człowieka powstawała belle nature, postać natury, z której odrzucono wszystkie elementy nieprzystające do oświeceniowej wizji. Belle nature to wizerunek natury, który nie był kopią, ale ob-razem zawierającym pierwiastek geniuszu człowieka. Pejzaże obecne na kartach czasopism z XVIII wieku realizowały wzorzec bons modeles czyli „modelu arty-stycznej doskonałości oraz wzniosłości ideowo-moralnej”28. „Monitor” w latach

24 Tamże, s. 147.25 M. J. Mniszech, Myśl o geniuszu, „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” 1775, t. XI, cz. 2, s. 274,

za: J. Platt, „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” (1770–1777), Wrocław 1968, s. LXXII, s. 278.26 F. K. Dmochowski, Pieśń I, [w:] Sztuka rymotwórcza. Poema we 4-ech pieśniach, Wilno 1820,

s. 14.27 Tamże.28 P. Żbikowski, Klasycyzm postanisławowski. Doktryna estetyczno-literacka, Warszawa 1984, s. 98.

14 Agnieszka Maciocha

1767–1770, za sprawą tłumaczeń pieśni Horacego29 pióra Ignacego Krasickiego, Józefa Epifaniego Minasowicza, propagował przestrzeń sielską, wyidealizowane wiejskie ustronie. W kreacjach natury obecnych na łamach „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych” dostrzec można wpływ sielanek Salomona Gessnera30 oraz Jeana Baptiste Gresseta31. Pejzaż idylli, obecny w periodyku w latach 1771–1772 oraz 1774 i 1776, to obraz natury zbudowany ze stałych elementów: gaiku, lasu, łąki z wijącym się strumyczkiem, ocienionej drzewami32.

Odzwierciedleniem belle nature były ogrody francuskie, zwane geometryczny-mi, których pierwowzorem był Wersal. Starano się za wszelką cenę ujarzmić naturę, ukazując triumf własnego pomysłu nad jej wytworami. Jednak wkrótce przywódcza siła rozumu musiała ustąpić miejsca samej naturze rozumnej. Władza rozumu, po-zwalająca poznawać naturę, została w preromantyzmie utożsamiona z samą natu-rą. Maurycy Mochnacki pisał: „Jeśli naturze odbierzemy tę myśl – cóż pozostanie? Martwy, niepojęty przez nikogo porządek. Co być nie może. Bez tej myśli natura nie miałaby ani gruntu pod sobą, ani wewnątrz ujęcia i byłaby, jako obwód bez środka, albo jako grób ciemny, gdzie znikąd światło nie wpada”33. Natura rozumna posiadała świadomość istnienia tak samo jak człowiek. Nie była więc zależną od jego woli materią, ale siłą samodzielnie działającą.

Natura – nierozcięta karta

Obok przesłanek uznających rozum za ważne narzędzie poznania rzeczywisto-ści w czasopismach drugiej połowy XVIII wieku istniał nurt niewiary w możliwość zgłębienia tajemnic natury. „Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone” w 1759 roku wyrażały niemożność odkrycia natury: „Przestańmy, więc próżną karmić się nadzie-ją”34. Myśl o niemożliwości poznania całej natury zaistniała, obok kultu rozumu, w „Monitorze” z 1765 roku, w którym Ignacy Krasicki pisał: „Najbystrzejszy rozum ogarnąć sam nigdy nie potrafi wielości rzeczy, mnogości materii”35. Deklarację nie-

29 O. Korytyński, Z Horacego, „Monitor” 1767, nr LXIV, 12 sierpnia, s. 509; tenże, Z Horacego, tamże, 1768, nr XVII, 27 lutego, s. 129; Z Horacjusza, tamże, 1769, nr LXXI, 6 września, s. 568; J. E. Minasowicz, Z Horacjusza, tamże, 1770, nr XX, 10 marca, s. 152–153; Z Horacego, tamże, 1775, nr LXXVIII, 30 września, s. 603.

30 A. Naruszewicz, Dafnis, „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” 1774, t. IX, cz. 2, s. 253; tenże, Pacierz Staruszka (z Gessnera), tamże, 1770, t. I, cz. 2, s. 396; A. Naruszewicz, Oczekiwanie pasterza, tamże, 1771, t. III, cz. 1, s. 117.

31 J. E. Minasowicz, Wiek pasterski, idylla z Gresseta, tamże, 1772, t. V, cz. 2, s. 242.32 Np. F. Gawdzicki, Pocałowanie, tamże, 1776, t. XIII, cz. 1, s. 24; tenże, Pasterka Filis i Tysys,

tamże, 1775, t. XII, cz. 1, s. 33.33 M. Mochnacki, dz. cyt., s. 23.34 „Nowe Wiadomości Ekonomiczne” 1759, t. 1, cz. 4, s. 205.35 I. Krasicki, Najbystrzejszy rozum ogarnąć nie może..., „Monitor” 1765, nr II, 23 marca, s. 8.

Przedruk ze „Spectatora”, za: Z. Sinko, dz. cyt., s. 48.

15Idea natury w myśli oświecenia i preromantyzmu

wiary w rozum i możliwość odkrycia zasad kierujących naturą należy wiązać z kon-cepcją natury – doskonałego dzieła Boga36. Człowiek napotykał na drodze pozna-nia przeszkody w postaci zwodniczych zmysłów, błędnych teorii, nieprecyzyjnych wniosków, co doprowadziło do zwątpienia w jego możliwości poznawcze. W „Mo-nitorze” z 1770 roku czytamy: „Natura ma skarby nieprzebrane, a życie ludzkie jest bardzo krótkie, aby je wszystkie nabyć i ogarnąć mogło”37.

W „Zabawach Przyjemnych i Pożytecznych”, uznających postęp w naukach o naturze za ważne osiągnięcie epoki, pojawiały się też głosy zwątpienia w możli-wość całkowitego jej poznania. Jan Albertrandi pisał: „Przestań na tym, że najwyższa istność koniec tylko jeden zasłony naturę pokrywającej podnosi”38. Kilka lat później na kartach „Monitora” głos w dyskusji o niepoznawalnej naturze zabrał Wawrzyniec Mitzler de Kolof: „Jesteśmy jak w labiryncie, w którym pokazują się nam wszystkie zakręty39. Jan Jakub Rousseau pisał: „[...] ma się niemal wrażenie, jakoby natura po-wzięła środki, ażeby ukryć przed nami zgubny ten sekret”40. W romantyzmie myśl o niepoznawalności natury wzrastała: „Natura stawała się w ten sposób wielką księgą Ducha wypełnioną niepojętym dla człowieka hieroglifi cznym pismem”41.

Niezmienne prawa natury

Prawo natury, rozumiane jako sposób działania uniwersum, implikowało ide-alne zasady istnienia, które można było przenieść na reguły społeczne. Myśl ta narodziła się we Francji i szybko spopularyzowała w Anglii i Polsce. Ze sposobów działania natury wyciągano wnioski o powinnościach i „należytościach” człowie-ka, które jako pierwszy, w postaci „Tablic ekonomicznych”, przedstawił Francois Quesnay (1758 rok), lekarz badający obieg krwi człowieka. Naturę uznano za pod-stawę funkcjonowania społeczeństwa, a pracę wśród niej za esencję zasad gospo-darowania. Jako pierwszy w dyskusji o prawie natury zabrał głos Ignacy Krasicki na kartach „Monitora” w 1765 i ponownie w 1769 roku. „Monitor” jako pierwsze czasopismo polskie ukazywał innowacyjną teorię prawa natury, która zakładała oparcie działań człowieka na zasadach tkwiących w naturze, uznając: „Jak wiel-

36 I. Krasicki, Przeciw scholastyce w fi lozofi i i nauczaniu, „Monitor” 1766, nr XVIII, 1 marca, s. 140. Artykuł został przedrukowany w „Monitorze” z 1780 r. Por. E. Aleksandrowska, Monitorowe autopowtórzenia, „Pamiętnik Literacki” 1963, z. 2, s. 493.

37 J. E. Minasowicz, Uważając bowiem jak są nauki..., „Monitor” 1770, nr LXXVII, 26 września, s. 608. Tłumaczenie Myśli wybranych J. T. Oxenstierny, za: E. Aleksandrowska, Johan Turresson Oxen-stierna w Polsce, „Pamiętnik Literacki” 1959, z. 4, s. 471–498.

38 J. Albertrandi, Obrona nauki, „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” 1772, t. VII, cz. 1–2, s. 90.39 W. Mitzler de Kolof, O błędzie niewiadomości..., „Monitor” 1775, nr XI, 8 lutego, s. 87, za:

Z. Matuszewska, Z problematyki „Monitora”, „Pamiętnik Literacki”, 1959, z. 3/4, s. 268.40 J. J. Rousseau, Trzy rozprawy z fi lozofi i społecznej, przeł. H. Elzenberg, Warszawa 1956, s. 198.41 A. Witkowska, Słowianie my lubim sielanki, Warszawa 1972, s. 137.

16 Agnieszka Maciocha

ka jest dla ludzi praw potrzeba, żadna rzeczpospolita, nigdy bez niej nie była”42. Prawa natury, określane jako „głos natury”43, często były utożsamiane z „głosem serca”44, a nawet z instynktem. „Monitor” podkreślał istotę praw mających zna-czenie dla prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa, ukazując prawa natury jako „pierwszą ustawę”45. Największą liczbę dyskursów na temat prawa natury za-wdzięczamy Wawrzyńcowi Mitzlerowi de Kolof, który w latach 1773, 1775 i 1776 przekonywał czytelników o istnieniu „statecznych”46, „prawdziwych”47 i trwałych zasad działania natury.

Rozprawy drukowane w „Zabawach Przyjemnych i Pożytecznych” w latach 1770–1771, kiedy pismo redagował Jan Albertrandi, również podkreślały znaczenie „głosu natury” i praw natury48. U schyłku XVIII wieku Piotr Świtkowski, drukując w „Magazynie Warszawskim” rozprawy na temat praw działania natury, eksponował ich niezmienność: „[...] prawa fi zyczne nieprzełamaną moc mają w swoim biegu”49. Podobnie „Monitor Różnych Ciekawości” utwierdzał w przekonaniu, iż prawa na-tury cechuje odwieczność i niezmienne trwanie50. Człowiek, jako część natury, miał odkrywać jej prawa i podążać „drogą wskazaną przez naturę”51.

Na początku XIX wieku przekonanie o stałości natury i jej praw było nadal żywe. Myśl o niewzruszonych prawach natury znajdziemy również u Hugona Koł-łątaja. Natura, mimo nieustannego ruchu, przemian, przekształcania bytów, trwała niezmiennie: „[...] sposób podług których zostają i utrzymują się wszystkie rzeczy nazywać będziemy prawem przyrodzonym”52. Prawo natury stanowiło wzór dla prawodawstwa, ponieważ było „nieodmienne, wieczne, powszechne, najdoskonal-sze”53. W działaniu natury dostrzeżono prawa stanowiące również podstawę relacji międzyludzkich. Prawo natury zamykało w sobie sposób doskonałego funkcjonowa-nia wspólnoty, opartej na szacunku i braterstwie, wzorowanej na zgodnym współist-nieniu różnorodnych elementów natury.

42 Autor anonimowy, Każdy zna..., „Monitor” 1766, nr LXXXVI, 25 października, s. 667. 43 A. J. Jabłonowski, O potrzebie praw, „Monitor” 1766, nr LXXXVI, 25 października, s. 672;

por. J. Szczepaniec, Metryka wydawnicza „Monitora” z 1763 roku, „Pamiętnik Literacki” 1966, z. 1, s. 188.

44 Tamże.45 Pierwsza praw naturalnych ustawa, „Monitor” 1766, nr XV, 21 lutego, s. 114. Artykuł był prze-

drukowany w „Monitorze” 1780, nr 76, s. 690–697; E. Aleksandrowska, Monitorowe autopowtórze-nia..., s. 494.

46 W. Mitzler de Kolof, O rozmaitych stanach ludzi, „Monitor” 1775, nr XX, 11 marca, s. 155.47 Tamże, s. 155.48 J. Albertrandi, Mowa. Czy sama pełnienia powinność swojej miłość może być powodem do tak

wielkich dzieł, jak żądza chwały, „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” 1771, t. III, cz. 2, s. 380.49 Autor anonimowy, Uwaga fi zyczna nad oceanem, „Magazyn Warszawski” 1785, t. II, cz. 1, s. 607.50 Autor anonimowy, Rolnictwo, „Monitor Różnych Ciekawości” 1795, t. IV, cz. XIX, s. 58.51 Tamże.52 H. Kołłątaj, Porządek fi zyczno-moralny, opr. K. Opałek, Kraków 1955, s. 22.53 J. K. Szaniewski, Wiadomości początkowe w nauce prawa, Warszawa 1817, s. 20.

17Idea natury w myśli oświecenia i preromantyzmu

Natura – łańcuch istnień

Natura w wieku oświecenia zdobyła synonimiczne określenie „łańcuch ist-nień” albo też „łańcuch bytów”, co miało obrazować skłonność natury do łącze-nia i trwania w jedności wszystkich elementów. Myśl o uporządkowaniu wszyst-kich części natury na kształt łańcucha była bliska tomistycznej teorii „drabiny bytów”, w której każde istnienie miało swoje miejsce. Jednak, o ile fi lozofi a św. Tomasza zakładała wznoszenie się istnień od najmniej do najbardziej doskonałych, łańcuch istnień zakładał raczej układ horyzontalny, podkreślający ważność wszyst-kich części. Myśl o łańcuchu istnień można wywodzić z Arystotelesowskiej kon-cepcji równowagi w naturze, „dla wszystkich bowiem jest ustanowiony ład”54. W oświeceniowych czasopismach współistniała zarówno teoria drabiny, jak i łań-cucha istnień, a oba poglądy wpływały na defi nicję natury jako równowagi i po-rządku różnych istnień. Biskup warmiński Ignacy Krasicki stwierdzał: „Od naj-lichszego robaczka, aż do samego człowieka, ciągnie się łańcuch, którego ogniwa dziwnym opatrzności Boskiej zrządzeniem tak są spojone, iż zadziwiony nasz umy-sł”55. W tym samym roku w „Monitorze” pisał podobnie: „[...] a przez niedościgłe ogniwa, których my postrzec i złożyć nie umiemy, jednostajny łańcuch ogólnego działania”56.

Ignacemu Krasickiemu bliska była koncepcja łańcucha istnień, który odzwier-ciedlał ideę gradacji. Nieco inaczej naturę pojmował Wawrzyniec Mitzler de Kolof, który pragnął widzieć w niej równość wszystkich jej części. Obie koncepcje natury--łańcucha istnień dzieliły tylko trzy lata od druku w „Monitorze”, ale ideowo były to dwie odrębne postawy.

Koncepcja łańcucha istnień pokazywała miejsce człowieka w naturze, który raz zajmował miejsce uprzywilejowane, dzięki wywyższającej go władzy rozumu, raz stawał się częścią natury równą jej pozostałym elementom. „Widzimy nieskończoną mnogość rzeczy, które dziś są i które wzięte wszystkie razem składają wielki ten zbiór rzeczy, który my nazywamy światem”57 – pisał Wawrzyniec Mitzler de Kolof, umieszczając człowieka wśród harmonijnie działającej natury.

Stanisław Staszic, tłumacz Epok naturalnych Georgesa Louisa Leclerca Buf-fona, znał dokładnie teorię łańcucha istnień. W Rodzie ludzkim pisał: „Wszystko połączone, wszystko nosi jedności piętno”58. Natura złączyła wszystkie swoje czę-ści: „Od człowieka, aż do proszku słonecznego nie tylko ciągnie się całe pasmo

54 Arystoteles, O powstawaniu i ginięciu, O niebie, przeł. P. Siwek, Warszawa 1980, s. 77.55 I. Krasicki, O wielości..., s. 553. Przedruk ze „Spectatora”, za: Z. Sinko, dz. cyt., s. 63.56 Tenże, Rozważania o mądrości Stwórcy i niedoskonałości ludzkiego umysłu, „Monitor” 1772,

nr LIII, 1 lipca, s. 416. Przedruk ze „Spectatora”, za: Z. Sinko: dz. cyt., s. 62.57 W. Mitzler de Kolof, Widzimy nieskończoną..., „Monitor” 1775, nr XLVI, 10 czerwca, s. 361,

za: Z. Matuszewska, dz. cyt., s. 268.58 S. Staszic, Ród ludzki..., s. 10.

18 Agnieszka Maciocha

istot na kształt łańcucha spojonych, w którym jedno ogniwo zachodzi dokładnie na drugie”59. Łańcuch istnień utwierdzał w przekonaniu o istnieniu ponadracjonalnej więzi człowieka i natury. Maurycy Mochnacki dowodził: „Długi szereg jestestw rozdziela nieme głazy od rozumnego człowieka. Ale tę całą przestrzeń jedna linia przebiega [...]. Żadnego ogniwa w tym łańcuchu nie braknie”60. O związku wszyst-kich części natury zapewniał choćby kształt niezwykłego kwiatu, który wyłaniał się po rozłupaniu kamienia61. Człowiek, „ostatnie ogniwo łańcucha stworzeń”62, przynależał do natury. W myśli Maurycego Mochnackiego, podobnie jak wcze-śniej u Jana Jakuba Rousseau, więź między człowiekiem cywilizacji i naturą zosta-ła zerwana: „Coraz bardziej odstępując natury, wyszliśmy z powinowactwa, jakie niegdyś łączyło ściślejszym związkiem człowieka z innymi jestestwami organicz-nymi i nieorganicznymi”63. Natura w koncepcji preromantycznej to nadal łańcuch istnień, ale często człowiek czuł się wykluczony, pozbawiony praw uczestniczenia w odwiecznym porządku. Czując niepokój i „chorobę wieku”, widział siebie poza przewidywalnym i stałym działaniem natury. Jednocześnie natura stawała się bli-ska biegowi zdarzeń, a jej wzburzona forma przypominała o niepokojach historii, bo przecież „Tryb postępowania jednaki, toż w przyrodzeniu, toż w człowieku, toż w historii”64.

Natura naturans – natura działająca

Twórcy monitorowych dyskursów stawiali pytanie, czy natura tworzy i niszczy pojedyncze byty, czy też przekształca cząstki materii w coraz to nowe formy. Ignacy Krasicki w 1772 roku przekonywał czytelników o celowości procesów zaistniałych w naturze, podporządkowanych zasadzie tworzenia, trwania i niszczenia, gwaran-tujących harmonię natury. Paul d’Holbach w swoim dziele System przyrody pisał: „[...] przyroda pełna jest wędrujących zarodków, z których jedne rozwijają się, pod-czas gdy inne czekają, aż ruch umieści je w kręgach”65. Byty istnieją, funkcjonują, giną „dzięki układowi, tkance i pierwotnej energii”66. O trwałości mimo przemian upewniał Paul d’Holbach, jak również Wawrzyniec Mitzler de Kolof, który w jed-nym ze swoich artykułów dowodził: „Każda rzecz dąży do swego końca, i że to koń-ce szczególnie, chociaż nieskończenie między sobą różne, tak są mądrze rozporzą-

59 H. Kołłątaj, dz. cyt., s. 393.60 M. Mochnacki, dz. cyt., s. 12.61 Zob. tamże, s. 15.62 Tamże, s. 25.63 Tamże, s. 21.64 Tamże, s. 28.65 P. H. Holbach, System przyrody czyli prawa świata fi zycznego i moralnego, Warszawa 1957, s. 55.66 Tamże, s. 55.

19Idea natury w myśli oświecenia i preromantyzmu

dzone i zjednoczone, iż wszystkie razem do powszechnego zbiegają celu”67. Natura, jako siła utożsamiana z przyciąganiem i łączeniem pojedynczych elementów, two-rzeniem wyższych, złożonych istnień, zawierała w sobie potrzebę przekształcania i jednostajnego działania. Transformacja bytów nie zawsze odbywała się spokojnie. Natura działała przez wznoszenie i gwałtowne burzenie form.

Myśl o działającej naturze wpływała na sposób jej przedstawiania w sztuce. Ogród jako dzieło myśli człowieka miał utożsamić się z naturą, której siła kreacyjna nie mogła być tłumiona przez gust i projekty ogrodnika. Tak powstawały ogrody angielskie i preromantyczne. Jacques Delille pochwalał ruch, zmienność natury, jej siłę twórczą, a dał temu wyraz w swym słynnym dziele o ogrodach. Najpiękniejsze zakątki, zdaniem Jacquesa Delille’a, to te uwolnione spod władzy człowieka, peł-ne żywotności, a nawet chaosu. Do estetyki weszło pojęcie natury w ruchu, który stawał się synonimem działania natury rządzącej się własnymi prawami. Człowiek chciał widzieć prawdziwe życie, dlatego też Jacques Delille zalecał: „Najbardziej zaś, ile możności, niech będzie wszystko w poruszeniu”68. Przestano się bać au-tonomicznego życia natury, ciesząc się wszystkimi jej przejawami pozostającymi w nieustannym ruchu.

O sile działającej natury przekonany był również Stanisław Staszic, który pi-sał o przemianach odbywających się według „przyrodzonej reguły” – zgodnie z ustalonym porządkiem. Natura „urządziła” „całą stworzenia ogólność”, wyzna-czając każdej cząstce określony kształt, istnienie i ginięcie69. Według Stanisława Staszica podstawowym prawem stało się odradzanie kolejnych elementów. Podob-nego zdania był Maurycy Mochnacki: „Natura działa bezprzestannie, wszystko co zewnątrz nas postrzegamy dzieje się, staje się, albo stało się, czyli przeszło do skutku przez działanie”70. Mochnacki obdarował naturę określeniem „w ruchu, czy-li naturans”71, „albowiem natura nie cierpi nic statecznego, nic nieruchomego”72. Czas odmierzany w przyrodzie cechował się nieskończonym ciągiem tworzenia i burzenia.

Burza natury

Uznanie dla dzikości natury, jej praw działania rodzi się w drugiej połowie XVIII wieku. Poemat o zagładzie Lizbony Woltera (z 1755 roku) wniósł do es-

67 W. Mitzler de Kolof, Każde jestestwo..., „Monitor” 1775, 14 czerwca, s. 373.68 F. Karpiński, Ogrody poema przez Delille’a napisane roku 1783, [w:] tegoż, Dzieła wierszem

i prozą, t. III, Warszawa MDCCCVI, s. 17.69 Tamże, s. 22; por. S. Staszic, O ziemiorództwie gór dawnej Sarmacji..., s. 10.70 M. Mochnacki, dz. cyt., s. 53.71 Tamże.72 Tamże, s. 68.

20 Agnieszka Maciocha

tetyki nowy obraz natury, w której „wszystko wojnę toczy”73, dając podstawy do dostrzeżenia w naturze dysharmonii i wpływając na kryzys myśli o doskonałym i dobrym świecie74. Eksponowanie żywiołów natury rozpoczęło się na kartach czasopism polskich za sprawą przekładów Ignacego Krasickiego z angielskiego „Spectatora”. Artykuły drukowane w 1772 roku w „Monitorze” pokazywały zmia-nę koncepcji natury. Obok rozległości widoku do pochwalanych kształtów natury wchodziła również nieregularna linia pejzażu. Ignacy Krasicki pisał w zachwy-cie: „Gdy wielkość widoku, piękność lub obfi tość towarzyszy, jako to na ten czas kiedy się morze gwałtownie wzburzy”75. Wzburzenie natury urastało do rangi po-żądanych form, poruszających wyobraźnię, intrygujących, zaskakujących. „Kla-sycystyczne opisy przyrody cechował umiar, spokój, łagodność. Nikomu nie przy-padała do gustu natura dzika albo opuszczona. Bano się burzy, huraganu, deszczu, unikano dróg zarośniętych i okolic skalistych”76. Czasopisma końca XVIII wieku, za sprawą przedruków dzienników podróży, ukazywały dynamiczne oblicze na-tury, zrywając z klasycystyczną ideą natury uładzonej. Fascynację wzburzonymi obrazami natury eksponował Piotr Świtkowski w „Pamiętniku Politycznym i Hi-storycznym”. W 1783 roku na łamach pisma znalazły się opisy szczególnych zja-wisk przyrodniczych, silnych trzęsień ziemi77, groźnych piorunów78, wybuchów wulkanów79. Było to tak interesujące, iż „Magazyn Warszawski” z 1784 roku zamieszczał rozprawy, których tematem były tajemnicze i gwałtowne zjawiska natury. Jedna z rozpraw poruszała problematykę siły tkwiącej w wyładowaniach atmosferycznych. Obok wyjaśnień, czym są wyładowania atmosferyczne, jak powstają, w rozprawie naukowej niespodziewanie znajdziemy opis eksponujący ich piękno80. Lata osiemdziesiąte XVIII wieku łączą się z niezwykle dużą liczbą opisów natury gwałtownej. Skąd taka zmiana w pojęciu piękna natury groźnej,

73 Wolter, Poemat o zagładzie Lizbony, s. 15–16, cyt. za: B. Baczko, Filozofi a trzęsienia ziemi, [w:] Hiob, mój przyjaciel. Obietnice szczęścia i nieuchronność zła, Warszawa 2002.

74 Tamże, s. 15–17.75 I. Krasicki, Ukontentowanie imaginacji, „Monitor” 1772, nr LVII, 15 lipca, s. 443. Tekst

jest, zdaniem Z. Sinko, przedrukiem ze „Spectatora” Le Sp. V, 3. Z. Sinko, dz. cyt., Wrocław 1956, s. 63.

76 E. Rzadkowska, Stosunek do przyrody, [w:] J. J. Rousseau, Nowa Heloiza, Wrocław 1962, s. XLI.

77 Los okropny Messyny straszliwym trzęsieniem ziemi 5 lutego 1783 obalonej, „Pamiętnik Poli-tyczny i Historyczny” 1783, s. 315.

78 Autor anonimowy, O groźnym piorunie zabijającym ludzi, „Pamiętnik Polityczny i Historyczny” 1783, s. 683.

79 Autor anonimowy, Nowe a nadzwyczajne w naturze przypadki, „Pamiętnik Polityczny i Histo-ryczny” 1783, s. 435; Różne szczególności, tamże 1783, s. 443.

80 Autor anonimowy, Piorun, „Magazyn Warszawski” 1784, cz. IX, s. 355. To zjawisko fascyno-wało tak bardzo, iż w 1785 roku temat był kontynuowany. Wnioski z wiadomości poprzedzających o pio-runach i przestrogi względem zachowania się podczas grzmotów, „Nowe Wiadomości Ekonomiczne” 1785, t. III, cz. I, s. 104.

21Idea natury w myśli oświecenia i preromantyzmu

dzikiej, nieujarzmionej? Zdaniem Ernsta Roberta Curtiusa elementy pojawiają-ce się w sztuce „są znakami zmiennej sytuacji duchowej, znakami tego, czego nie można uchwycić inaczej”81. Podobnie pisała Teresa Kostkiewiczowa: „Natura pełniła funkcję symboliczną, wzmacniając niejako i ugruntowując diagnozę od-niesioną do świata ludzkiego”82. Pejzaż gwałtownych żywiołów odzwierciedlał niepewność przyszłości i potrzebę zmian, które prowadziły do nowej romantycz-nej estetyki.

Ucieczka od cywilizacji

Natura, w przeciwieństwie do kultury, stała się przestrzenią przyjazną czło-wiekowi. Początkowo ucieczka do natury była przeniesieniem człowieka w krainę gesslerowskiej sielanki – ukwieconej, opasanej strumykiem, z przyjemnym cieniem drzew. Tylko na łonie natury „jestem tym, czego chciała natura”83 – pisał Jan Jakub Rousseau. Natura urastała do roli bliskiego człowiekowi bytu, który czuje, rozumie, potrafi ukoić ból, smutek, dzielić radość, jak przekonywał preromantyczny piewca jej uroków. W jego słowach znajdziemy wiele egzaltowanych metafor człowieka szukającego alternatywy dla cywilizacji, w której, jako szczególnie wrażliwy, nie odnajdował się.

W połowie XVIII wieku żywa była myśl o naturze przynoszącej człowiekowi szczęście i spokojne życie. Uznaniem cieszyło się rolnictwo, jako praca zgodna z od-wiecznymi zasadami natury. Praca rolnika nabierała znaczenia niemal sakralnego. Józef Minasowicz na kartach „Monitora” pisał o rolnictwie. W jednym z dyskursów w usta bogini Cerery włożył pouczenie: „Szlachectwo prawdziwe na tym zależy, aby nic nie brać od nikogo, a czynić każdemu dobrze”84, pracując i czerpiąc „z płodne-go ziemi łona”85. Postaci natury-matki, natury-Cerery pełniły w czasopiśmienniczych dyskursach istotne funkcje, przekonując do podjęcia zachwalanych zajęć.

Po rozbiorach Polski w rolnictwie upatrywano siłę umożliwiającą wzbogacenie kraju. „Rolnictwo w tak powszechnym przedtem zdawało szacunku, że nie tylko tych, którzy się nim bawili, ale nawet i tych którzy się tylko skłonnościami lub chę-cią ku niemu przychylali za szczęśliwych i dobrze myślących mniemano”86. Rolnik przy pracy, jako współdziałający z naturą, stawał się symbolem człowieka zespolo-

81 E. R. Curtius, Topika, „Pamiętnik Literacki” 1972, z. 1, LXIII, s. 236.82 T. Kostkiewiczowa, Klasycyzm, sentymentalizm, rokoko. Szkice o prądach literackich polskiego

Oświecenia, Warszawa 1979, s. 260.83 J. J. Rousseau, Przechadzka 2, [w:] tegoż, Marzenia samotnego..., s. 13.84 J. E. Minasowicz, Przypadki Melesichtona..., „Monitor” 1778, nr LII, s. 406.85 Tamże, s. 406.86 I. Krasicki, Pochwała profesji rolnika, „Monitor” 1766, nr XLI, 20 maja, s. 396. Przedruk

w „Monitorze” 1779, nr 38, s. 286–293. E. Aleksandrowska, Monitorowe autopowtórzenia..., s. 492.

22 Agnieszka Maciocha

nego z prawem natury. Jan Starzyński z zachwytem pisał: „Gdybyśmy raz pierwszy widzieli wprzód i wstecz pracowicie krającego ziemię rolnika”87. Rolnik urastał do rangi rycerza, który w czasie niemożności walki zajmował się równie godnym zaję-ciem – uprawą roli. Klasyczna opozycja pług–miecz uległa zmianie. W mowie Myśl pewnego patrioty... czytamy: „Gdy to już ten duch powszechny rycerstwa, sam z sie-bie ustać musiał i w tym tylko został, którzy cali wojskowej subordynacji poddali się. Duch ten musiał i musi w inny się obrócić w tych wszystkich, którzy wojskowej nie odprawują służby. Został wtedy skoncentrowany w szukaniu korzyści z admi-nistracji, ekonomiki ziemiańskiej”88. Praca wśród natury była na tyle nobilitująca, iż wśród możnych narodziła się moda na poświęcanie się jej. Zalecanie pracy przy sadzeniu drzew i ich pielęgnacji – jako źródle bogactwa kraju, ale też przyjemności płynącej z obserwowania wzrostu natury – było podstawowym zadaniem obywatel-skim. Zajęcia ogrodowe wypełniały czas Izabeli Czartoryskiej, która pielęgnowała swój park, własny ogród założył także Ignacy Krasicki89.

Kontemplacja natury

Kontemplacja prowadziła do odkrycia zasad kierujących rzeczywistością. Człowiek, zachwycony jej przejawami, różnorodnością90, chłonął wrażenia i po-grążał się w zadumie, zwrócony ku naturze, zatopiony w niej jak mężczyzna na obrazach Friedricha. Rozmyślanie nad naturą, jej prawami, wymagało specjalnej oprawy. Wawrzyniec Mitzler de Kolof za konieczny warunek kontemplacji uznawał samotność. W „Monitorze” z 1776 roku pisał: „Wystaw sobie człowieka oddalone-go od wszelkiego zgiełku, uwolnionego od wszelkich przesądów i rozbierającego w samym sobie tą materię”91. Zwrócenie uwagi człowieka na naturę, obserwowanie jej stawało się możliwe tylko z dala od cywilizacji. Dla Jana Jakuba Rousseau ob-serwacja natury była „rodzajem namiętności wypełniającej próżnię po wszystkich innych już wygasłych”92. Spędzał całe dnie, aby „z bliska śledzić ruch i gry tych żyjących machin, by doszukać się czasem z powodzeniem ich ogólnych praw, ra-cji i celu ich różnorodnych struktur”93. Dochodząc do poznania zasad kierujących przejawami natury, człowiek poznawał siebie, odczuwał metafi zyczną jedność z jej

87 J. Starzyński, Gdybyśmy raz pierwszy..., „Monitor” 1767, nr XIV, 18 lutego, s. 108.88 A. K. Czartoryski, Myśl pewnego patrioty względem potrzeby zaostrzenia ducha handlowego

w Polsce, „Pamiętnik Polityczny i Historyczny” 1783, cz. III, s. 92.89 A. Aleksandrowicz, Ignacy Krasicki w sybillińskim panteonie, „Wiek Oświecenia” 2002, nr 18,

s. 35–57.90 Zob. M. Paccard, dz. cyt., s. 404; M. T. Bourrit, Relacja z podróży..., t. III, cz. I, s. 579; P. Brydon,

dz. cyt., s. 109.91 W. Mitzler de Kolof, Wiadomość..., „Monitor”, 1776, nr XXXII, 20 kwietnia, s. 256.92 J. J. Rousseau, Przechadzka 7, [w:] Marzenia samotnego wędrowca..., s. 105.93 Tamże, s. 103.

23Idea natury w myśli oświecenia i preromantyzmu

elementami. Był to nowy odbiór natury, nie tylko zmysłami, ale uczuciem i myślą, w którym natura była niemal świętością, mistyczną tajemnicą niepojętą dla rozumu. Widok natury działał na zmysły i jednocześnie poruszał duszę wrażliwego człowie-ka. Jan Jakub Rousseau w pełni rozumiał i docenił urok „tych rozkoszy, jakie daje czysta i bezinteresowna kontemplacja”94. Rodził się postulat obcowania z naturą dla samej przyjemności. Poznanie symbolizował już nie uczony z teleskopem, ale „sa-motny marzyciel” – była to postawa kreowana przez Jana Jakuba Rousseau. Punkt ciężkości przesuwał się od tego co „w samej naturze od Stwórcy Boga zamknięte, ku wielorakiej potrzebie ludzkiej służące”95 do piękna i wzniosłości natury. Woja-żer epoki przełomu w subiektywnych doznaniach, chłonąc piękno roztaczające się z Etny, Lodowni Sabaudzkich96, Wezuwiusza97, obserwując wzburzone nurty rzeki98, mówił o cichej kontemplacji. „Pośród ogromu natury materialność znika, myśl tylko występuje i działa, cała istność ludzka przybiera na siebie postać powagi, bo przed obliczem wielkości przyrodzenia nie przystoi czcza próżność i lekkomyślność”99, notował preromantyczny podróżnik Krystyn Lach Szyrma. Słusznie pisała o tym dą-żeniu do poznania natury Margaret Fitzgerald: „Kontemplacja dzieł natury przewyż-szała swoją wartością naukę wyniesioną ze szkół, kaprysy dumnych, bezsensowne odosobnienie próżnych”100.

W ogrodach chętnie budowano świątynie dumania, organizowano zaciszne za-kątki, zakryte przed ciekawskimi. Ustronne miejsca, schowane altany, zakryte per-gole czy tajemne jaskinie były obowiązkowym elementem ogrodu przełomu XVIII i XIX wieku. Nowa romantyczna myśl odkryła, że dzika, wolna natura wzbudza w człowieku szczególny stan zadumy, kontemplacji, zamyślenia. Dostrzegając urok tęczy, grozę głębokiej przepaści, doznając zdziwienia zorzą polarną, człowiek epo-ki romantyzmu powie: „Tymczasem zostaje człowiekowi w pokorze patrzeć na to i dumać”101.

94 Tenże, Przechadzka 2..., s. 13. 95 J. Łojko, Trzy pospolicie liczemy prawe sposoby zbogacenia..., „Monitor” 1767, nr XV, 21 lu-

tego, s. 114. 96 Zob. Relacja z podróży..., cz. II, s. 579. 97 Zob. Uwagi względem Wezuwiusza, „Magazyn Warszawski” 1784, cz. II, s. 634. 98 F. J. Chastellux, dz. cyt., s. 293. 99 K. L. Szyrma, Anglia i Szkocja. Przypomnienie podróży roku 1820–1824 odbytej, t. 1, Warsza-

wa 1828, s. 199.100 M. Fitzgerald, First Follow Nature. Primitivism in English Poetry. 1725–1750, Nowy Jork

1947, s. 111.101 J. U. Niemcewicz, Podróże historyczne, Paryż 1858, s. 242.

Jacek Lyszczyna

Wincenty Pol i romantyczne odkrywanie natury*

Natura już od czasów starożytnych była jednym z najczęstszych motywów lite-rackich – opisy krajobrazu bywały nie tylko tłem akcji, ale i przekazem dla czytelni-ka, na przykład komunikatem o nastroju, uczuciach bohaterów czy narratora. Istotny przełom w podejściu do opisów natury nastąpił dopiero w XIX wieku, w epoce ro-mantyzmu. Zmienił się wówczas nie tylko typ pejzażu, budzącego zainteresowanie artysty, ale także sam sposób jego ukazywania czy opisu. Inny niż w epokach po-przednich jest charakter natury obecnej w romantycznych opisach pejzażu. Dawniej, poczynając od wieku XVI aż po osiemnastowieczny klasycyzm, sentymentalizm czy rokoko, pojawiająca się w opisach literackich natura była przede wszystkim bliska i przyjazna człowiekowi; najczęściej były przedstawiane ogrody, uprawne pola i łąki, niewinnie szemrzące strumyki. W romantycznej poezji pojawiają się na-tomiast nowe jakościowo elementy natury – groźne w swej postaci pejzaże górskie, wzburzone morze. Człowiek staje wobec niebezpieczeństwa, jak w sonecie Adama Mickiewicza Droga nad przepaścią w Czufut-kale:

Zmów pacierz, opuść wodze, odwróć na bok lica,Tu jeździec końskim nogom swój rozum powierza1.

Ale nawet w granicach swojskiego, dobrze znanego świata ta, wydawałoby się oswojona i przyjazna, natura staje się w pewnych momentach groźna, jak na przy-kład w balladzie Mickiewicza Świteź, gdzie utrzymany w poetyce uroku opis jeziora przechodzi w ostrzeżenie przed dziejącymi się tam nocą zjawiskami tajemniczymi i groźnymi:

* [Artykuł prof. Jacka Lyszczyny wprowadza do naszego tomu drugie (historycznie później-sze) znaczenie terminu „naturalista”. To już nie „przyrodnik”, „badacz natury” – jak w I połowie XIX stulecia – a pisarz z ideowo-artystycznego kręgu Hipolita Taine’a. Sądzimy, że takie wyjście poza znaczeniowe granice, które wyznaczyli organizatorzy sesji „Wincenty Pol, natura i naturali-ści”, jest w pełni usprawiedliwione, co więcej – w swoisty sposób dopełnia tematykę konferencji i tomu.]

1 A. Mickiewicz, Dzieła, t. 1: Wiersze, opr. Cz. Zgorzelski, Warszawa 1993, s. 249.

26 Jacek Lyszczyna

Świteź tam jasne rozprzestrzenia łona, W wielkiego kształcie obwodu,Gęstą po bokach puszczą oczerniona A gładka jak szyba lodu.[...]Tak w noc, pogodna jeśli służy pora, Wzrok się przyjemnie ułudzi;Lecz żeby w nocy jechać do jeziora, Trzeba być najśmielszym z ludzi2.

Oświeceniowy ład natury, symbolizowany uporządkowanym układem ogrodów i parków, które w XVIII i jeszcze w początkach XIX wieku były ulubionym przedmio-tem opisów, zostaje w romantyzmie odrzucony na rzecz obrazów naturalnej dzikości i żywiołowej swobody w przyrodzie. W ten oto sposób romantycy zaprzeczali oświe-ceniowej wizji świata jako harmonijnie zbudowanej całości, której porządek i ład kryje w sobie jakiś nadrzędny zamysł. Romantyczna wizja natury odzwierciedla cha-rakterystyczne dla tej epoki pojęcia dialektycznej zmienności jako zasady świata i hi-storii – zgodnie z koncepcjami Hegla to właśnie ciągły ruch, dokonujący się w walce sprzeczności i przeciwieństw, miał być podstawową siłą kształtującą oblicze postępu.

Charakterystyczne jest także ukształtowanie pejzażu romantycznego pod wzglę-dem zakresu widzenia – o ile w epoce oświecenia i wcześniej, w całej tradycji tak zwanej poezji ziemiańskiej, która w Polsce ukształtowała się w wieku XVI, mieli-śmy do czynienia z zamkniętym kręgiem otaczającego człowieka pejzażu, ograni-czającego się do pól, łąk, strumyka i co najwyżej skraju lasu, to cechą pejzażu ro-mantycznego staje się jego bezkres. Nie przypadkiem ulubionymi motywami natury były wówczas, obecne na przykład w cyklu Sonetów krymskich Mickiewicza, stepy, góry, morze, gdzie wzrok nie napotyka żadnych przeszkód.

Wymowna jest także różnica dotycząca stosunku człowieka do natury. W oświe-ceniu literackie obrazy przedstawiały ją zawsze w postaci podporządkowanej czło-wiekowi, uładzonej jego ręką – była to zawsze natura mu bliska, swojska i bez-pieczna, przynosząca do tego wymierne korzyści w postaci darów zbieranych z pól, łąk i lasów. Modelem wzajemnych stosunków staje się tu bezwzględne panowanie człowieka nad naturą, będące dowodem triumfu jego rozumu nad siłami ślepych żywiołów, które mogą – i powinny – zostać podporządkowane celom i pragnieniom ludzkości. Tak jest na przykład w wierszu Adama Naruszewicza Balon, gdzie lot za pomocą tego nowego wówczas wynalazku traktowany jest jako przykład kolejnego zwycięstwa człowieka, który „zwalczywszy natury prawa”3, mógł spełnić – unosząc się nad ziemię – odwieczne marzenia ludzkości, dochodzące już do głosu w staro-żytnym micie Ikara. Nic dziwnego, że w dalszej części utworu sformułowana zosta-

2 Tamże, s. 58.3 Z. Libera, Poezja polska XVIII wieku, Warszawa 1983, s. 162.

27Wincenty Pol i romantyczne odkrywanie natury

je, utrzymana w patetycznym tonie, pochwała ludzkiego rozumu i jego potęgi, po-zwalającej przeniknąć wszystkie tajemnice natury i podporządkować sobie jej moc, aby wykorzystać ją dla wspólnego dobra i postępu:

Choć się natura troistym grodzi Ze stali murów opasem,Rozum człowieczy wszędy przechodzi, Niezłomny, pracą i czasem4.

Natura w oczach romantyków odzyskała autonomię i niezależność – staje przed człowiekiem w całym swym majestacie, potężna i groźna, a jednocześnie piękna, nie-dająca się ujarzmić i podporządkować. Bo też to nie o ogrody czy pola już chodziło, lecz owe żywioły gór, morza czy stepów, wobec potęgi których człowiek czuł się bez-radny i mały, często doświadczając jednocześnie przeżyć z pogranicza mistyki.

W wieku XVIII, zwłaszcza w utworach należących do nurtu poezji sentymental-nej, natura spełniała rolę tła rozgrywających się wydarzeń i uczuć głównych bohate-rów. Stąd też tak częsty schemat tzw. sielankowego pejzażu, w którym bohaterowie tkwili wśród wiosennego ogrodu pełnego kwiatów i śpiewu ptaków czy też w scenerii księżycowej nocy, gdy spotykali się pod jaworem, jak na przykład w sielance Fran-ciszka Karpińskiego Laura i Filon. Ten typ pejzażu współgrać miał z uczuciami boha-terów, a że tematyka sentymentalnych utworów dotyczyła zwykle miłości szczęśliwej, obywającej się bez burz, toteż i owa sceneria musiała być właśnie pogodna.

W literaturze wieku XVIII i początków wieku XIX regułą jest albo prostota stylistyczna utworów sentymentalnych, albo wyszukane peryfrazy utworów z kręgu klasycyzmu i rokoka. Istotą peryfraz jest jednak ich jednoznaczność – każda taka „zagadka” miała zawsze jedno rozwiązanie, rzecz sprowadzała się więc raczej do swoistej gry słownej, którą czytelnik powinien był rozszyfrować. Inaczej w opisach romantycznych – najistotniejszą ich cechą stylistyczną jest metaforyczność, będąca zjawiskiem zupełnie innego rodzaju niż klasycystyczna skłonność do peryfraz. Me-tafora z natury swej jest wieloznaczna, nie da się jej zamienić na konkretną nazwę rzeczy czy zjawisk. I ta właśnie różnica – pomiędzy zagadką i tajemnicą5 – odzwier-ciedla najbardziej fundamentalną różnicę światopoglądową obydwu epok. Oświe-ceniowa wizja świata zakładała poznawalność wszystkich zjawisk, która miała być tylko kwestią czasu, toteż cała rzeczywistość pojmowana była w kategoriach stoją-cej przed ludzkością zagadki, mającej jednoznaczne rozwiązanie. Inaczej w epoce romantyzmu – tajemnica była strukturalną kategorią otaczającej człowieka rzeczy-wistości, poznawalnej tylko w pewnym niewielkim zakresie i nigdy do końca nie-dającej się poznać.

4 Tamże, s. 163.5 M. Maciejewski, Narodziny powieści poetyckiej w Polsce, Wrocław 1970, s. 128–130.

28 Jacek Lyszczyna

Romantycy opisywali realistycznie swe doznania zmysłowe, koncentrując się na ulotnych nieraz wrażeniach w całej ich niepowtarzalności i odczuciu przemijania. Realizm ten widoczny jest także w tym, że romantyczny opis wiernie przekazuje te doznania wraz z ich zmiennością, jak np. w sonecie Mickiewicza Stepy akermańskie, gdzie podróż w momencie zapadającego zmierzchu ukazana jest w serii kolejnych obrazów, od widoku stepu w pełnym jeszcze świetle wydobywającym przed ludzkim wzrokiem wszelkie barwy i szczegóły krajobrazu, poprzez mrok, w którym błyszczą jeszcze tylko jaśniejsze punkty dalekiej przestrzeni, aż po całkowitą ciemność, w któ-rej człowiek zdany jest już wyłącznie na wrażenia słuchowe. Szczególnym przykła-dem tego subiektywnego odbioru – bo będącego przecież zapisem nie obiektywnej rzeczywistości, lecz właśnie odbieranych przez człowieka wrażeń – są także częste już w romantycznych balladach opisy złudzeń, jakim ulegają czasem zmysły.

Opis oświeceniowy był z reguły schematyczny, nastawiony na pokazanie przed-miotu w jego najbardziej typowych zarysach, podczas gdy romantyków pociągało właśnie to co oryginalne, niepowtarzalne i indywidualne. I za tym kryły się od-mienności światopoglądowe – ludzi oświecenia interesowała przede wszystkim nie-zmienna natura rzeczy i zjawisk widzianych właśnie w kategoriach typowości i po-wtarzalności, podczas gdy romantycy, zakładając ich indywidualność, dostrzegali w nich za każdym razem przejaw jednostkowej egzystencji.

Wskazując na różnice w spojrzeniu na naturę pomiędzy epoką romantyzmu a epokami wcześniejszymi, nie można pominąć jednego jeszcze istotnego kontrastu. Otóż w całej tradycji polskiej poezji opisowej czy, szerzej – ziemiańskiej, od czasów renesansu poczynając, w naturze dostrzegano przede wszystkim pożytki, jakie daje ona człowiekowi. Jakże inaczej wygląda opis rodzimego krajobrazu, pól i łąk we wspomnieniu narratora Pana Tadeusza, tęskniącego:

Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała, A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedząZieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą6.

Bo też nie w kategoriach pożytku dostrzegany jest tu obraz natury, lecz w ka-tegoriach estetycznych – to jego pięknem zachwycają się romantycy, a nie korzy-ściami, jakie może czerpać człowiek z eksploatacji bogactwa natury. Zresztą jakie pożytki dostrzegać mogli oni we wspaniałości majestatycznych gór, ogromie mo-

6 A. Mickiewicz, Dzieła, t. 4: Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie, opr. Z. J. Nowak, War-szawa 1995, s. 11.

29Wincenty Pol i romantyczne odkrywanie natury

rza i nieogarnionej przestrzeni stepów? Mógł więc Juliusz Słowacki w taki właśnie sposób opisywać piękno zachodu słońca obserwowanego podczas morskiej podróży – jako wspaniałego spektaklu barw, który Bóg roztacza przed człowiekiem:

Dla mnie na zachodzieRozlałeś tęczę blasków promienistą;Przede mną gasisz w lazurowej wodzie Gwiazdę ognistą...Choć mi tak niebo ty złocisz i morze, Smutno mi, Boże!7

Także przestrzegana przez romantyków zasada kolorytu lokalnego zakładała ścisły związek pomiędzy krajobrazem a zamieszkującymi opisywaną krainę ludźmi oraz ich językiem i kulturą. Tak jak natura wpływać miała na charakter żyjących wśród niej mieszkańców, tak i ona sama świadczyła w jakiś sposób o nich. Przykła-dem mogą być Sonety krymskie Mickiewicza, w których orientalizm przenika każdą warstwę, poczynając od opisywanego w nich jedynego w swoim rodzaju krajobrazu, pojawiających się w jego otoczeniu ludzi, poprzez język nasycony charakterystycz-nym słownictwem, aż po określone cechy stylistyczne.

Patrząc z tej perspektywy na dorobek pisarski Wincentego Pola, widzimy, że jego opisy natury są bardzo różne. Jako poeta często posługiwał się stereotypowy-mi, skrótowymi wyobrażeniami, jak chociażby w popularnym Mazurze czy Pieśni o ziemi naszej. Zupełnie inaczej wygląda to w jego prozie, relacjonującej wędrówki między innymi po górach, i w listach8, gdzie konkretność, a nawet zmysłowość opi-sywanych rzeczy i zjawisk, idzie w parze z daleko posuniętym estetyzmem, poczu-ciem piękna widzianej natury. Można też powiedzieć, że pisarstwem Pola rządziły dwie tendencje – był zarazem poetą i naukowcem, starającym się poznać, zrozumieć i opisać obserwowaną naturę. Tendencje te są widoczne także w jego prywatnych i przeznaczonych do publikacji zapisach prozą.

Stosunek naturalistów do otaczającej nas przyrody nie byłby więc możliwy bez dziewiętnastowiecznych, romantycznych przemian w jej opisie, z realizmem i świadomością obserwowanych sprzeczności, pomiędzy którymi toczy się ukryta walka. Jeśli patrzymy na tę literaturę na tle pisarstwa Pola, zauważyć możemy, że stanowi jak gdyby syntezę tego, co jeszcze u romantycznego poety było wyraź-nie rozdzielone – postawy estety i postawy naukowca. Naturalizm miał ambicje połączenia walorów artystycznych opisu z rygorem naukowym. Myślę, że prze-miany te doskonale obrazują też istniejącą w literaturze ciągłość, z jaką mamy do czynienia wbrew tak częstym przecież deklaracjom nowatorstwa i zerwania z poprzednikami.

7 J. Słowacki, Dzieła, t. 1: Wiersze, opr. J. Krzyżanowski, Wrocław 1959, s. 77.8 W. Pol, Listy z ziemi naszej, opr. Z. Sudolski, Warszawa 2004.

Małgorzata Łoboz

Obserwacje natury i romantyczna podróżomania, czyli naukowe ambicje Wincentego Pola

Poetyckie zapisy wrażeń romantycznych podróżników i krajoznawców, umie-jętnie łączących wiedzę o tradycji kulturowej z obserwacją krajobrazu ojczystego, wyrastały z głębokiego przekonania, że:

Nasza ziemia nie w Litwie się kończy,Nasza rodzina przy Dniestrze, przy Wiśle,Gdzie płynie Warta, gdzie Karpaty dymią.

Słów tych – wbrew pozorom – nie napisał Wincenty Pol, lecz Władysław Sy-rokomla w Podróży swojaka po swojszczyźnie (1858), kronikarskiej relacji wyzna-czającej niebanalną kategorię swojskości, oznaczającą nie tylko identyfi kację z pol-skością, ale z tradycją kultury szlacheckiej, napisanej niewątpliwie pod wpływem Pieśni o ziemi naszej. Przez literaturę romantyzmu krajowego ukształtowany został, analogiczny, ale zarazem polemiczny wobec tradycji wojażu kulturalno-obycza-jowego (którego strukturę wymodelowała konwencjonalna europejska grand tour Sterne’a, Goethego, Chateaubrianda, Byrona), model podróży wokół ziemi ojczy-stej. Ta indywidualna podróż do ziemi własnej, w sferze uzasadnień ideowych, łą-czyła się z romantyczną teorią narodowości, z przekonaniem o niepowtarzalności każdego kraju, o potrzebie kultywowania narodowości jako wartości nadrzędnej, a zarazem oddziaływania odrębnego charakteru narodowego zakorzenionego w zie-mi, klimacie, pejzażu, w tradycji i historii kultury materialnej. Taką podróż do ziemi ojczystej praktykowali zarówno Wincenty Pol, jak i Teofi l Lenartowicz, Józef Igna-cy Kraszewski, Roman Zmorski, Włodzimierz Wolski, Ryszard Berwiński, Włady-sław Syrokomla. Główne elementy i etapy tej podróży wyznaczone były przez piel-grzymkę do źródeł, do gniazda, do kolebki państwowości polskiej (Gniezno, grody Mazowsza nad Wisłą, Kraków), wyprawy do miejsc świętych historii, hołd składany na grobach bohaterów (Kraków i Wawel, Warszawa, zamki polskie, ruiny i budowle historyczne), wędrówki lub żeglugę „z biegiem Wisły”, odwiedziny Tatr i Bałtyku oraz opis regionów kresowych, wreszcie – odkrywanie miejsc osobliwych o niepo-wtarzalnym kolorycie (Wieliczka, dolina Prądnika, przełom Dunajca).

32 Małgorzata Łoboz

Niewątpliwą cechą podróżopisarstwa romantycznego był paradygmatyczny zwrot ku uprzywilejowanym podróżom w głąb własnej historii i tradycji, do centrum narodo-wości, do wnętrza indywidualnej i zbiorowej tożsamości. Prawdziwym fi lozofi cznym celem tych wypraw stały się zatem podróże do źródeł kultury, obyczaju, charakteru na-rodowego. Impulsem istotnym do podjęcia tematu stała się Pieśń o ziemi naszej Pola, będąca wyrazem romantycznej postawy wobec ziemi, przyrody i ludu, stanowiąca dla kilku pokoleń młodzieży swoisty katechizm polskości, kanon emocjonalnego i este-tycznego romantycznego obcowania z ziemią polską, jej bogactwem i urodą.

Naukowe natomiast intencje, towarzyszące Wincentemu Polowi jako autorowi Obrazów z natury, zostały jasno przez autora wyrażone we wstępie. Motywując za-miar niekonwencjonalnego przedsięwzięcia, łączącego dokumentaryzm z opisem literackim, zarzekał się, że „jeżeli ten Pamiętnik nie da im [czytelnikom] malowni-czego obrazu, to [...] względniejsi będą dla badaczów natury i nie zechcą ich mie-rzyć okiem turysty”1. Na pełne dwie serie Obrazów z życia i natury (opublikowane w czwartym tomie lwowskiej edycji Dzieł wierszem i prozą w 1876 roku) składa się dziewiętnaście obrazów (nierzadko poprzedzonych krótkimi epigramatami): stano-wiących opis podróży nad Bałtyk (Na lodach), w Tatry i na Podhale (Na wodach), na Litwę (Z puszczy), na Rugię (Na wyspie), w Karpaty (Na Beskidzie, Z Niskiego i Szerokiego Beskidu), na Podole, Wołyń i Ukrainę (Ze stepu), wspomnienie zimy spędzonej w zakopiańskich Kuźnicach (Z burzy górskiej), odwiedziny Żuław Wiśla-nych (Na groblach), opis żeglugi na Dniestrze (Pamiętnik o Dniestrze), wycieczki w okolice Krakowa (Z dobrych kątów), na Pokucie (Z Czarnego Lasu i Czarnej-Gó-ry), na Mazowsze (Puszczaki Mazowsza), w Gołogóry (Z czarnych lasów i zielonych borów). Konsekwentnie rozwijane zainteresowania geografi czne i przyrodoznaw-cze, ciekawość poznawcza, rzetelne studia eksternistyczne pod kierunkiem wybit-nych autorytetów (przede wszystkim Aleksandra Humboldta i Karla Rittera; studio-wał też podręczniki Görana Wahlenberga i Georga G. Puscha) stały się w przypadku poety – dotkniętego przez niesprawiedliwe pomówienia o konformizm wobec wła-dzy – antidotum na wszelkie rozczarowania życiowe. Choć dysponował skromnym warsztatem badawczym – podjął niemal „pracę organiczną”, wierząc w doniosłą rolę posłannictwa naukowego.

W jednym z listów do Antoniego Helcla swoje zainteresowania geografi czne motywował słowami:

O sobie cóż Ci powiem? Straciwszy Cię przed sześciu laty z oczu, biłem się długo i z ludźmi, i z sobą, bo mi tej drogi nie stało, którą całe życie iść zamierzałem, pracowałem dla chleba, to budując, to gospodarząc drugim. Praca ta jednak nie zabiła czczości we mnie, podwajałem tedy usilność, pracowałem i więcej, i szczerzej, bom rozumiał, że spokój znajdę gdy się zeznaję – nic nie pomagało i dopiero choroba fi zyczna przyszła mi w pomoc; przebo-

1 W. Pol, Na łodzi, [w:] Obrazy z życia i natury, seria II, t. 4: Dzieła Wincentego Pola wierszem i prozą, Lwów 1876, s. 247.

33Obserwacje natury i romantyczna podróżomania, czyli naukowe ambicje...

lałem parę lat w tym odrętwieniu. Poezja odstąpiła mnie, nie widziałem książki, nie wziąłem pióra do ręki, wszystkie i nowsze, i dawniejsze stosunki z ludźmi zerwały się, żyłem w od-ludnych górach, samotnie, spokojny. Widok tej natury i wyrozumiałość mej żony dla mnie uleczyła mnie, zatęskniłem wówczas do umysłowej pracy, lecz do czegóż miałem się wziąć? Wszystko, cokolwiek tylko styczność mieć mogło z przeszłością, obrzydło mi. Szukałem cze-goś innego, a czytając Humboldta i patrząc na góry, począłem pisać Geografi ę Polski. Z wol-na zgromadziłem karty i księgi do tego przedmiotu potrzebne i już wierzę w to, że rozpoczętą robotę ukończyć potrzeba i mam nadzieję, że ją skończę2.

Jako prekursor badań geografi cznych i krajoznawczych, w latach 1849–1852 profesor katedry „geografi i powszechnej, fi zycznej i porównawczej” na Uniwer-sytecie Jagiellońskim, mianowany w 1865 roku na stanowisko „geografa krajowe-go”, a także członek (od 1872 roku) Akademii Umiejętności był autorem rozpraw geografi cznych: Kilka słów o wycieczkach naukowych, Rzut oka na umiejętność geografi i ze stanowiska uniwersyteckiego wykładu, Północny wschód Europy pod względem natury oraz Rzut oka na północne stoki Karpat, Obrazy z życia i natury. Wiedzę przyrodniczą czerpał od zaprzyjaźnionych botaników: Aleksandra Zawadz-kiego i Hiacynta Jana Kantego Łobarzewskiego. Korzystał ze zbiorów kartografi cz-nych Gwalberta Pawlikowskiego w Medyce, otrzymał wykaz źródeł mineralnych od chemika Teodora Torosiewicza, wykorzystywał notatki Żegoty Paulego i prowadził korespondencję z Józefem Van-Royem, przekazującym mu wyniki badań meteoro-logicznych, co poświadczają listy do żony, Kornelii Polowej:

I tak powiem Ci, uważają mnie niektórzy literaci i nieliteraci za renegata, że pracuję w zawodzie nauk przyrodzonych i nasyłają na mnie nudne obywatelstwo, protestując przeciw pisaniu Geografi i, a żądają, żebym pisał wiersze, a jak dawniej poczciwemu Kamińskiemu3 zarzucali że jest apostołem ciemnoty, kiedy się wziął pierwszy do fi lozofi i, tak powiadają dziś, iż nauki przyrodzone mają jedynie na celu korzyść materialną, są wręcz przeciwne i nieprzyjazne narodowym dążnościom. Wysłuchawszy nabożnie tej nowej dla mnie nauki, udałem się na konsultacje do pana marszałka przed parą dniami, a z nim razem do konsyliarza Van-Roy4.

Z czcią prawdziwą przychodzi mi wymówić imię tego człowieka, który całe swoje życie poświęcił umiejętności. Będąc młodym chłopcem znałem go i bywałem w domu jego, przyjął mnie też z serdecznością starego przyjaciela, czyli raczej z uczuciem ojcowskim, dziękując, żem nie zapomniał o nim, winszując że chcę pracować w naukowym zawodzie dla kraju. Pokój jego wygląda tak samo jak przed laty, wszystkie ściany zajmują półki z książkami, glo-busy, karty, chronometry i zegary, za oknem są umieszczone wszystkie instrumenta potrzebne do meteorologicznych obserwacji, a na dużym, długim stole są pisma czasowe, dzienniki me-

2 Wincenty Pol do Antoniego Helcla [Mariampol, 1840]. Cyt. za: Z. Sudolski, Listy z ziemi naszej. Korespondencja Wincentego Pola z lat 1826–1872, Warszawa 2004, s. 47.

3 Chodzi o Jana Nepomucena Kamińskiego.4 Józef Van-Roy – radca guberni lwowskiej, swoje obserwacje meteorologiczne publikował przez

30 lat na łamach „Gazety Lwowskiej”.

34 Małgorzata Łoboz

teorologiczne i gazety ułożone porządnie i on sam mało się odmienił i zaledwo by uwierzyć można, iż przez 40 lat piastował urząd publiczny czynnie i gorliwie5.

Pol utrzymywał korespondencyjny kontakt z Aleksandrem Humboldtem, któ-remu przekazywał wyniki obserwacji przyrodniczych. Zetknął się z nim osobiście (także z Janem Ewangelistą Purkinim), gdy w 1845 roku Galicyjskie Towarzystwo Gospodarskie we Lwowie powierzyło mu misję nawiązania kontaktów z podobnymi stowarzyszeniami w Prusach. Wielce pomocne okazały się również kontakty nauko-we z Józefem Van-Royem, przyrodnikiem, który przez 30 lat na łamach „Gazety Lwowskiej” publikował wyniki obserwacji meteorologicznych oraz barometrycz-nych, i on to właśnie wyłożył mu podstawy meteorologii.

Był przekonany o pożytkach naukowego zdobywania wiedzy o poznawanym świecie, przedkładanych nad przyjemność doświadczenia przeżyć zwykłej wyciecz-ki. Zamierzał zatem ukazywać prawdę o zwiedzanym kraju ojczystym, nie nudzić nią czytelnika i – jak wymagała tego konwencja naukowego zapisu podróży – nie absorbować sobą jego uwagi.

W 1840 roku, krótko przed rozpoczęciem swej najdłuższej i najważniejszej po-dróży naukowej po Karpatach, Pol znalazł niezwykle cennego współtowarzysza, poznanego kilka lat wcześniej Hiacynta Jana Kantego Łobarzewskiego – z wy-kształcenia prawnika o przyrodniczych zamiłowaniach, autora nielicznych rozpraw naukowych, publikowanych w języku niemieckim6. Wyruszając wzorem roman-tycznych badaczy-podróżników, kierując się przekonaniem, że odkrywanie tajemnic natury jest rolą nie tylko uczonego, ale również artysty, wybrali się w podróż wozem konnym (z koleją żelazną po raz pierwszy Pol zetknął się podczas podróży na Śląsk w 1847 roku), a taki sposób odbywania podróży umożliwiał obserwacje regionu z szerszej perspektywy.

Atmosferę tych podróży najlepiej wyraża refl eksja kierowana w jednym z listów do żony:

Łobarzewski zbiera rośliny, a szczególnie mchy, których monografi ę zda się wypracuje kiedyś, a ja w wieczór dziennik spisuję, ma on zabawkę z przekładaniem i przesuszaniem roślin. Dwóch jest za mało w takiej podróży, zdałby nam się przynajmniej ktoś trzeci, byle jaki próżniak, co by myślał o jedzeniu i o piciu, ale na to trudno znaleźć ochotnika, bo przy najlepszych chęciach żyjemy chlebem, wódką, mlekiem i pięknymi widokami7.

Stylistyka tych listów przypomina nieraz tekst profesjonalnego przewodnika tu-rystycznego lub studium krajoznawczego, w którym osobiste refl eksje przeplatają się z informacjami o topografi i terenu, osobliwościach etnografi cznych i przyrodniczych.

5 Wincenty Pol do Kornelii Polowej [czerwiec 1840]. Cyt. za: Z. Sudolski, dz. cyt., s. 69.6 Zob. M. Mann, Wincenty Pol. Studium biografi czno-krytyczne, t. 1, Kraków 1904, s. 369.7 Wincenty Pol do Kornelii Polowej [siepień 1841]. Cyt. za: Z. Sudolski, dz. cyt., s. 82.

35Obserwacje natury i romantyczna podróżomania, czyli naukowe ambicje...

Jeden z listów ujawnia próbę sporządzenia nowej mapy Karpat.

Pan Matkowski8 udzielił mi także dokładnej karty całej okolicy, którą sam zrobić kazał. A z tej karty i z wielu podobnych, które się znajdują w prefekturach, składamy z Łobarzewskim nową kartę gór, bo z każdą chwilą przekonywam się więcej, iż kartą Lisganika, którą za najlepszą mają, jest bardzo niedokładną, a nawet błędną. Tylko kontur rzek główniejszych jest dobrze podany, lecz kierunek gór i ich kształt jest bardzo fałszywie oznaczony9.

W ciągu kilku lat wspólnie z Łobarzewskim przemierzyli Karpaty od Stryja i Oporu po źródła Wisły i Odry10, Tatry i Beskidy, górne dorzecza Dunajca, Raby, Sanu, Dniestru, Prutu, Białego i Czarnego Czeremoszu, Beskid Niski, Bieszczady, Gorgany, Czarnohorę, Karpaty Marmaroskie, wędrowali ku granicy galicyjskiej, węgierskiej i besarabskiej.

Prekursorskie (w dziedzinie geografi i, hydrografi i, folkloru góralskiego oraz rozmieszczenia rozmaitych grup etnicznych11, fl ory i fauny) teksty Pola opierały się na obserwacjach regionów dotychczas nieprzebadanych. Ze szczytu Popadii w Gor-ganach zachwycał się rozległym widokiem nieograniczonej przestrzeni:

[...] odkryła się naszym oczom niezmierzona przestrzeń kraju [...], a przerażającym był widok tej górskiej pustyni, którą zaledwie okiem objąć można było12.

Odkrywca widoków wschodnich Karpat miał świadomość, że staje się „zdo-bywcą” terenów dzikich i niezagospodarowanych pod względem cywilizacyjnym, a to one właśnie najbardziej badacza-romantyka w tej przestrzeni fascynowały.

Jako wnikliwy zbieracz „pieśni gminnych” zwracał uwagę na najdrobniejsze szczegóły regionalnej tradycji kulturowej, co niewątpliwie stawiało go w rzędzie prekursorów etnologii i etnografi i. Tak więc w swoich Obrazach z życia i natury, zwłaszcza w szkicu Z Czarnego Lasu i Czarnej-Góry, zredagowanym na podstawie rękopisu Kilka rysów do opisania Hucułów na Bukowinie – studium górali hucul-skich13, zaspokajał ciekawość poznawczą czytelnika, wspominając tereny nad Po-

8 Chodzi o Józefa Matkowskiego, zasłużonego dla rozwoju przemysłu hutniczego w Galicji. 9 Wincenty Pol do Kornelii Polowej [Wełdzirz, wrzesień 1841]. Cyt. za: Listy z ziemi naszej..., s. 87.10 Zob. J. Babicz, Dziewięć wieków geografi i polskiej. Wybitni geografowie polscy, Warszawa

1967, s. 234.11 Badania etnografi czne Pola, niejednokrotnie krytykowane przez L. Zejsznera, zawierają licz-

ne nieścisłości merytoryczne, wynikające z niejednoznacznych kryteriów podziału na rody etniczne. Por. Z. Górka, Badania Wincentego Pola w Karpatach Polskich w zakresie geografi i społeczno-eko-nomicznej, [w:] Wincenty Pol jako geograf i krajoznawca, red. A. Jackowski, I. Sołjan, Kraków 2006, s. 134.

12 W. Pol, Pamiętniki, oprac. K. Lewicki, Kraków 1960, s. 266.13 Na zainteresowania Wincentego Pola Huculszczyzną wskazuje Jan Andrzej Choroszy w stu-

dium Huculszczyzna w literaturze polskiej, Wrocław 1991, s. 91–99.

36 Małgorzata Łoboz

prutem, uroczyska stepowej Bukowiny, pasmo Dżumaleu, karpacki trakt między Śniatynem a Czerniowcami, rozpoczynający się we wsi Berchomet i prowadzący w doliny Seretu i Suczawy, oraz tak zwany stepowy gościniec rozciągający się wschodnim pogórzem bukowińskim. Wypełniając misję przekazywania wartości poznawczych, a zarazem czerpiąc z wiedzy ludowej, Pol wzbogacił również termi-nologię geografi czną, na co wskazała Stanisława Niemcówna, podkreślając, iż autor Obrazów był pierwszym geografem, który zebrał nazwy ludowe poszczególnych regionów i używał ich w swoich wykładach geografi i ziem polskich.

Jednocześnie był przecież romantycznym poetą, wrażliwym na mistyczny kult przyrody zainspirowany religijnymi interpretacjami natury (obecnymi w malarstwie niemieckiego romantyzmu), czerpiącymi z refl eksji Friedricha Wilhelma Schellin-ga, wskazującego, że „pięknem jest nieskończoność przedstawiona w formie skoń-czonej”14. W ten właśnie sposób nieprecyzyjny termin „malarskość” realizował się w gatunkach „obrazkowych”. Z jednej strony starano się odtwarzać realistyczną przestrzeń przedstawioną, z drugiej – nadawano jej cechy zmysłowe, zgodne z em-piryzmem potocznym15.

Autor Obrazów (w późniejszych latach członek PAU) lubił otaczać się auto-rytetami naukowymi. Warto odnotować krótkotrwały epizod z Purkinim, z którym spotkał się we Wrocławiu w 1845 roku i w Cieplicach w 1847, gdzie pojechał dla poratowania zdrowia. W towarzystwie Purkiniego i jego synów odbywał wy-cieczki w Karkonosze, był niezmiernie zadowolony z możliwości wędrowania z uczonym, który podobnie jak on przejawiał naukowe podejście do uprawiania turystyki:

Zwykle jedziemy do jakiegoś pewnego punktu, a dalej idziemy pieszo i to jest pierwsza lekcja praktyczna nauk przyrodzonych, którą pan Purkinie daje synom swoim pod niebem Gór Olbrzymich w tym pięknym gabinecie natury. Jest to niezawodnie najlepsza metoda naukowa i kto wśród żyjącej natury weźmie poświęcenie umiejętności, ten przylgnie z miło-ścią do niej, a zostawszy badaczem natury podsłucha jej tajemne głosy, nie wniesie trupich głosów do galerii żywych obrazów, nie oziębi ducha na długiej drodze analizy, lecz prze-zwycięży w sobie boleść anatoma i odda to z życiem, co z życia poszło i co żywe światu przekazać wypada16.

Karkonosze (które utożsamiał z Sudetami) kojarzyły mu się z miniaturowymi Alpami17, jednak opisywał je ogólnikowo i bez emocji, ze zracjonalizowanym obiek-

14 Cyt. za: J. Malinowski, Imitacje świata. O polskim malarstwie i krytyce artystycznej drugiej połowy XIX w., Kraków 1987, s. 163.

15 Por. J. Bachórz, Poszukiwanie realizmu. Studium o polskich obrazkach prozą w okresie między-powstaniowym 1831–1863, Gdańsk 1972, s. 136–137.

16 Cyt. za: Z. Sudolski, dz. cyt., s. 303.17 Por. M. Staffa, Wincenty Pol w Sudetach, [w:] Wincenty Pol. Prekursor krajoznawstwa i turysty-

ki, Kraków 1997, s. 42.

37Obserwacje natury i romantyczna podróżomania, czyli naukowe ambicje...

tywizmem. Jacek Kolbuszewski, pisząc o pobycie Pola w Karkonoszach, wskazuje na przypisywanie doniosłego znaczenia Śnieżce jako ważnemu punktowi w środ-kowo-wschodniej Europie18. Pol, dostrzegając z najwyższego szczytu Karkonoszy zarówno Wrocław, jak i Pragę czeską, wizjonersko widział w nim punkt zetknięcia się granic obu narodów.

Warto też wspomnieć o znajomości z Józefem Warszewiczem (założycielem ogrodu botanicznego w Krakowie), która rozbudziła w Polu wrażliwość na osobli-wości botaniczne. Nie ulega jednak wątpliwości, że uczonym, który w najwyższym stopniu ukształtował intelektualnie Pola – był Józef Kremer. Najbardziej spektaku-larnym świadectwem osobistych uzależnień autora Pieśni o ziemi naszej od poglą-dów pierwszego polskiego estetyka romantycznego jest krótka Autobiografi a, spi-sana w liście do Ksawerego Preka w 1840 roku, w której Pol zaakcentował epizody związane z fascynacją modnym ówcześnie heglizmem:

1834 Poznałem Kraków i Józefa Kremera1835 Uczył mnie Kremer fi lozofi i Hegla w Zagórzanach [...]1832 Od poznania starego Krasickiego nabrałem trochę doświadczenia.Od poznania Kremera trochę ładu w głowie19.

Pokłosiem pobieranych w Zagórzanach nauk Kremera stała się próba ustano-wienia własnej, realizowanej przez Pola konsekwentnie, metody opisu przestrzeni i krajobrazu.

Perswazję „malowania z natury”, czyli szczegółowego odtwarzania „krajowi-doków”, Pol wyrażał wielokrotnie w tekstach paraliterackich i publicystycznych, uważając te postulaty za fundamentalny, inspirujący uczucia patriotyczne, warunek poznawania kraju:

Trudno, żeby naród pokochał to, czego nigdy nie widział, żeby sądził o tym, czego nie ma. Idąc więc z dołu w malarstwie, potrzeba począć od tej natury, z którą naród wzrósł pospo-łu i pośrodku której żyje. Ta różność barw miejscowych, różnych okolic kraju naszego i tego całego planu, na którym naród swe dzieje rozwinął, jest istotną galerią widoków przypędze-nia na olbrzymią skalę. Potrzeba je tylko ująć w ramy, zbliżyć oku i umieć podchwycić tajem-ną ich mowę, głoski te pełne miłości, którymi rodzinna strona do swej dziatwy przemawia20.

Stwierdzenia te, wypowiedziane w eseju O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszym (1839), stanowią jedną z najważniejszych deklaracji programowych Pola. W dalszym wywodzie ujawnia się wrażliwość romantycznego poety, dostrzegają-

18 Por. J. Kolbuszewski, Krajobraz i kultura, Katowice 1985, s. 134.19 Autobiografi a. List W. Pola do K. Preka [Zagórzany, 7 stycznia 1840 r.]. Cyt. za: Z. Sudolski,

dz. cyt., s. 45.20 W. Pol, O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszym, [w:] Dzieła Wincentego Pola, t. 4, Lwów

1877, s. 374.

38 Małgorzata Łoboz

cego różnorodność ukształtowania zarówno wertykalnych przestworów górskich szczytów, jak i horyzontalnej linii stepów ukraińskich, spokojnych wód Gopła i su-rowych brzegów Dniepru, litewskich rozległych plaż i dzikich nadbrzeży Soły lub Białki, rozległych jezior na Żmudzi oraz groźnego w mrocznym nastroju Morskiego Oka. Pol obserwował krajobraz nie tylko jako ciekawy świata podróżnik, wrażliwy na piękno okolicy i przyrody, ale również jako poeta, artysta i esteta. Znamiennym tego przykładem może być fragment:

Ściemniło się w końcu – czas był spokojny, a noc ciepła, czerwcowa. Z dala szumiała po jazach Osława. Roje świętojańskich muszek pełzały dokoła. Zapalono sobótkę [...]. Ogień wzmagając się coraz wyżej, oświecił całą okolicę, a ryk bydła przerażonego ogniem, odgłos tysiącletnich pieśni, śmiech niewiast, radość dzieci, ten gwar na koniec poważnych gazdów – to wszystko razem odbijało się cudownie przy tej świeżej zieloności czerwcowej, czerwo-ną łuną oświeconej i przy tym spokoju nocnym, w którym się ciemne świerkowe góry nad Osławą wznosiły!21

Lecz podobnych opisów, rozsianych w Obrazach z natury, można znaleźć wię-cej. Można zatem sądzić, że Pol stworzył własną fi lozofi ę pejzażu, ukształtowaną pod wpływem fi lozofa-heglisty i historyka sztuki Kremera, który już wówczas był cenionym interpretatorem romantycznej teorii poznania. Obaj zamierzali napisać podręczniki geografi i, tyle że Kremera interesowały bardziej fi lozofi czne aspekty konstrukcji globu ziemskiego. Geografi a fi zyczna Kremera nigdy nie powstała, na-tomiast rękopis podręcznika geografi i Polski Pola spłonął w Polance podczas krwa-wego epizodu rebelii Jakuba Szeli w 1846 roku.

Podobnie jak Kremer – Pol estetyzował obrazy natury oraz kulturowo-obycza-jowy charakter poszczególnych regionów kraju, pragnąc stworzyć całościowy ka-lejdoskop „malowanych dziejów”, co jasno wyraził w przywoływanym już eseju:

Gra tych narodowości pojedynczych szczepów w jedno ognisko życia zebrana utworzyła dzieje naszego narodu, a kiedy już każda z nich z osobna wzięta mieni się w tylu barwach, cóż to tam dopiero otwiera się za pole do sztuki, gdzie dzieje całego narodu i wieków tylu staną przed duszą poety-malarza? Cały ten świat jest właśnie światem sztuki, cały leży w przeszło-ści, w księdze, w grobie, w podaniu zamknięty22.

Sensualistyczny obraz przestrzeni, odznaczającej się szeroką gamą dźwięku i kolorytu pejzażowego, stawał się przekaźnikiem wiedzy o cywilizacji, nosicielem idei, ilustracją poglądów wrażliwego narratora. Romantyczni podróżopisarze przy-zwyczajali odbiorców nie tylko do malowniczości, lecz również wzbogacali obraz o tendencje ideowe. Jako fi lozof Kremer defi niował istotę własnego zdumienia i za-

21 Tenże, Obrazy z życia i natury, [w:] Dzieła Wincentego Pola wierszem i prozą, t. 4, Lwów 1876, s. 148–149.

22 Tenże, O malarstwie i żywiołach jego..., s. 374.

39Obserwacje natury i romantyczna podróżomania, czyli naukowe ambicje...

uroczenia krajobrazem. Uważał jednak, że przestrzeń otwarta nie daje takich możli-wości interpretacyjnych jak pejzaż wykreowany przez artystę malarza, który tworzy dzieło skończone. Mimo że doceniał krajobrazy alpejskie, Kremer wyrażał przy-wiązanie przede wszystkim do widoków kraju ojczystego. Typowa dla romantyków podróż w „domowe strony” łączyła się z romantyczną teorią narodowości, przeko-naniem o potrzebie kultywowania narodowości jako wartości nadrzędnej, a zarazem z założeniem, że o istocie charakteru narodowego decyduje klimat, pejzaż, tradycja regionalna i historyczna.

Dla romantycznych podróżopisarzy autopsyjne doświadczanie kultury (i natu-ry) opisywanego regionu było niezbędnym warunkiem procesu poznawczego. Nie o samo poznawanie jednak chodziło. Pol starał się odtwarzać nie tyle „malowane dzieje”, ile chciał kształtować w czytelnikach postawę patriotyczną, zarówno po-przez szacunek dla tradycji historycznej, jak i przywiązanie do osobliwości kra-jobrazowych lub zakorzenionych w pejzażu pomników kultury. W swoim „malo-waniu z natury” posługiwał się prezentacją rzeczywistości złożonej z jednolitych pod względem strukturalnym kalejdoskopowych obrazów (między innymi w Pieśni o ziemi naszej), przedstawionych za pomocą sugestywnych, plastycznych środków wyrazu. Wizje i kreacje natury odgrywały w tej deskrypcji rolę najważniejszą. Kon-cepcja „malowania z natury” była przejawem zarówno realistycznej opisowości, dążącej do uchwycenia najdrobniejszych szczegółów przestrzeni przedstawionej, jak i romantycznego schellingianizmu oraz Herderowskich wizji natury animowanej przez siły metafi zyczne. Tego rodzaju obrazy nierzadko są stosowane przez Pola, choćby w monumentalnych opisach żywiołu morskiego, powstałych podczas podró-ży na Rugię w 1842 roku, skąd przedstawiał typowo romantyczne nadbałtyckie wi-doki natury, ilustrujące obraz pustki i ponurości, ale też zdumiewające odkrywaniem tajemnic zwiedzanego regionu.

Tak więc predylekcja ku Widokom kraju Aleksandra Humboldta nie kwestionu-je bynajmniej faktu, że w licznych tekstach podróżopisarskich połowy XIX wieku zatytułowanych podobnie opis podróży miał dokumentować i komentować prawdę o poznawanej przestrzeni23. Można też zasugerować, że Obrazy z życia i natury Pola stanowią konsekwencję popularyzacji „widoków natury” interpretowanych przez geografa i miłośnika przyrody, lecz także – romantycznego artystę.

Niemniej jednak ów akt poznawczy (poetycka metoda postrzegania rzeczy-wistości) jest analogiczny do procesu percepcji rzeczywistości. Niemal w każdym „obrazie” utworu narzuca się formuła „widzenia realistycznego”. Dla wszechwie-dzącego podmiotu przyroda nie odsłania już tajemnicy transcendentalnej, ilość sygnałów (odgłosów natury) uzależniona jest od erudycji. Autorowi towarzyszyła nieustannie perswazja dydaktyczna, by czytelnika nauczyć, zachwycić i rozbudzić w nim wrażliwość na przyrodę, odkrywać jej uroki i poznawać tradycję kulturową

23 Por. J. Bachórz, dz. cyt., s. 100.

40 Małgorzata Łoboz

mieszkańców24. Wymownym tego świadectwem są słowa listu Pola adresowanego do Wacława A. Maciejowskiego, w którym wyznawał: „jedyną moją książką była natura, na którą patrzałem, jedynym moim przewodnikiem był lud, który znalazłem na miejscu”25. W opinii Pola „widok natury” miał poprzez barwę i dynamikę ujęcia oddziaływać na wyobraźnię, ewokować nastrój, co tłumaczyłoby rezerwę, z jaką od-nosił się na przykład do dagerotypów. Krytykując modę na dagerotypy, sugerował, iż „smutna to sztuka, widoki te wyglądają jak światło przy zaćmieniu słońca”, że w tych mechanicznych kopiach natury „nie ma duszy” oraz że „Rafaela nie zastąpi chemia”26. Podejmując więc apel do artystów, by kierując się miłością do kraju, ilustrowali jego piękno, formułował tym samym najważniejszy postulat artystycz-ny, towarzyszący szkole malarstwa lat czterdziestych i pięćdziesiątych XIX wieku:

To jest wielkie tło polskiego malarza, w ramy Odry i Dniepru ujęte, po którym przesnuć się mają postacie żywych i umarłych cieni, to jest jego szkoła, jego wzór i galeria, a miłość ma być mistrzem jego. Takie obrazy ziemi rodzinnej, pełne prawdy i życia, nie będą obojętne dla narodu27.

Należy przy tym zauważyć, że zwracając uwagę na plastyczne elementy kra-jobrazowe, Pol starał się defi niować pojęcie narodowego posłannictwa sztuki. We wspomnianym eseju, powielając oświeceniowe hasła animujące poznawanie kraju ojczystego i „malowanie z natury”, postulował:

Obok talentu [...] i wielostronnego estetycznego wykształcenia, jest naszemu malarzowi przede wszystkim żywa znajomość rzeczy i dziejów ojczystych potrzebna. Niechaj się roz-patrzy w barwach i dziejach ziemi, niechaj zgłębi serce ludu [...]. Jakże nowa, jakże świeża i dziewicza, jakże odmienna od tego wszystkiego, co dotąd jest znanym w malarstwie, urosła-by szkoła z żywego pojęcia i zlewu tak dziwnych, tak różnych barw, przychodów i odcieni!28

24 Prezentując między innymi kulturę i obyczajowość górali sanockich, Pol zwrócił uwagę na wy-wodzący się ze Słowiańszczyzny zwyczaj „palenia sobótek” w wigilię św. Jana Chrzciciela i porównał obchody tego święta w różnych regionach: Krakowskiem, Sandomierskiem, na Pomorzu i Pojezierzu Pomorskim, a także w Sobótce koło Wrocławia. Ogólną charakterystykę tych obrzędów wpisał w li-terackie obrazy Sobótki z Pieśni świętojańskiej J. Kochanowskiego oraz Sobótki (1834) S. Goszczyń-skiego.

25 Wincenty Pol do Wacława Aleksandra Maciejowskiego [Lwów, 13 stycznia 1848]. Cyt. za: Z. Sudolski, dz. cyt., s. 185.

26 W liście do żony pisał: „Smutna to sztuka, widoki te wyglądają jak światło przy zaćmieniu słoń-ca. Nie jest to ani świt, ani zmrok, ale dziwna niemiła mieszanina światła i cieni, podobna do okropnych obrazów dziwacznego snu o skończeniu świata. Oświecenie sądu ostatecznego będzie takie zapewne. Sztuka powinna by korzystać z tego tła tylko – nie można patrzeć na dagerotyp i nie myśleć o Byro-nie. Jest to niby wspomnienie upadłych aniołów, jakie z sobą zaniosły w krainę ciemności i zatracenia. Spojrzyj na świat przez szare, martwe szkiełko, a będziesz miała wyobrażenie tej smutnej sztuki wieku naszego. [...] Rafaela nie zastąpi chemia”. Wincenty Pol do Kornelii Polowej [Lwów, lipiec 1841 r.]. Cyt. za: Z. Sudolski, dz. cyt., s. 74.

27 W. Pol, O malarstwie i żywiołach jego..., s. 374.28 Tamże, s. 374.

41Obserwacje natury i romantyczna podróżomania, czyli naukowe ambicje...

Romantyczni podróżopisarze przyzwyczaili odbiorców do estetycznych zało-żeń komponowania rzeczywistości w malarskie obrazy, ale również do mitycznego ożywiania, dopełniania obrazu i obdarzania go tendencjami ideowymi. Obok kon-kretnie obserwowanej rzeczywistości poeta kreował podwójne jej oblicze – krainę wyobrażoną i realistyczną. Nie odbiegał przy tym od innych twórców, ulegających romantycznej podróżomanii – między innymi Józefa Ignacego Kraszewskiego jako autora Obrazów z życia i podróży (1842), Ludwika Zejsznera jako autora Podróży po Beskidach (1848), Józefa Dzierzkowskiego jako autora Obrazów z życia i podróży (1846). Obrazy z życia i podróży Pola nie tylko utrwalały geografi czne i historyczne informacje o opisywanym regionie, ale były przede wszystkim zapisem wyprawy po przeżycia estetyczne.

Jacek Lyszczyna

Poetyka swojskości w twórczości Wincentego Pola

Poetyka swojskości, której najwyraźniejszym przejawem był opis rodzimej przyrody, pojawiła się w literaturze polskiej już w XVI wieku. Można tu wskazać, jako najbardziej wyraziste jej realizacje, chociażby Pieśń świętojańską o Sobótce Jana Kochanowskiego czy sielanki Szymona Szymonowica. Owa poetyka swojsko-ści konstytuowała cały nurt tak zwanej poezji ziemiańskiej od XVI do XVIII wieku.

W wieku XVIII stała się podstawowym składnikiem sentymentalizmu, który – w przeciwieństwie do nurtu klasycystycznego czy rokokowego – odczuwany był jako swojski, narodowy, nie dostrzegano więc na ogół jego francuskiego rodowodu, dyskwalifi kującego utwór w oczach wielu tradycyjnie nastawionych czytelników, czy nawet, przyjmowanych przecież jako bardziej naturalne i oczywiste, antycznych ko-rzeni, zacieranych już przez Szymonowica czy później przez Karpińskiego. Tradycje te w dużym stopniu odziedziczył wczesny romantyzm lat dwudziestych XIX wieku, który z sentymentalizmem miał zresztą niemały problem, gdyż wielu – jak chociaż-by Kazimierz Brodziński w swej rozprawie O klasyczności i romantyczności tudzież o duchu poezji polskiej czy Józef Bohdan Zaleski w swej wczesnej poezji, tworzący udatną syntezę pierwiastków sentymentalnych i wczesnoromantycznych – miało po-czątkowo trudności z rozróżnieniem obu prądów. Oczywiście nie wszyscy mieli te trudności – na przykład Adam Mickiewicz w swych balladach wydanych w roku 1822 wprowadzał konsekwentnie wątki sentymentalne, ale zawsze chodziło wówczas o po-lemikę z sentymentalizmem – bohater myślący i odczuwający w sposób sentymental-ny, odbierający w ten sposób rzeczywistość i tak patrzący na świat ponosił w końcu klęskę, jak chociażby Karusia z Romantyczności czy Strzelec ze Świtezianki, jakby Mickiewicz – a dodajmy tu jeszcze pełną sentymentalnych uczuć i gestów postać Gu-stawa z IV części Dziadów – chciał powiedzieć czytelnikowi, że świat w istocie wcale sentymentalny nie jest, a człowiek kierujący się taką uczuciowością skazany jest na błędy w postępowaniu wynikające z fałszywego rozpoznania rzeczywistości. W bal-ladach Mickiewicza tak naprawdę mamy też odejście od poetyki swojskości, a raczej – jak nazwał to Ireneusz Opacki – zasadę podwójnego opisu1, pierwszy raz właśnie

1 I. Opacki, „W środku niebokręga”. O „Balladach i romansach” Mickiewicza, [w:] „W środku niebokręga”. Poezja romantycznych przełomów, Katowice 1995, s. 15–34.

44 Jacek Lyszczyna

w kategoriach dobrze znanej, codziennej swojskości, zwykłości, jak w Romantyczno-ści, gdzie już na wstępie poznajemy scenerię wydarzeń – „To dzień biały! to miastecz-ko!”2, czy w Świteziance, gdzie najpierw oboje:

Brzegami sinej Świtezi wody Idą przy świetle księżyca.

Ona mu z kosza daje maliny, A on jej kwiatki do wianka;[...]

Każdą noc prawie, o jednej porze, Pod tym się widzą modrzewiem3.

Wnet jednak albo zmienia się sama sceneria, jak w Świteziance, gdy Strzelec powra-ca brzegiem jeziora:

Sam został, dziką powraca drogą, Ziemia uchyla się grząska,Cisza wokoło, tylko pod nogą Zwiędła szeleszcze gałązka.

Idzie nad wodą, błędny krok niesie, Błędnymi strzela oczyma;Wtem wiatr zaszumiał po gęstym lesie, Woda się burzy i wzdyma4.

W Romantyczności co prawda sceneria się nie zmienia, staje się jednak miej-scem niezwykłych, niecodziennych wydarzeń, a sama Karusia w swej wyobraźni przenosi się przecież w zupełnie inne miejsce i czas – dla niej rzecz dzieje się nie w biały dzień, a w nocy i nie na środku miasteczka, lecz we wnętrzu chatki.

Istotne jest, że w miejsce swojskości Mickiewicz wprowadza zasadę egzoty-ki – taki bowiem egzotyczny, niezwykły charakter mają miejsca wydarzeń, także przyroda, epatująca czytelnika swą niezwykłością i grozą, jak chociażby w bal-ladzie Świteź, gdzie również sielski początkowo widok staje się zupełnie innym miejscem:

Lecz żeby w nocy jechać do jeziora, Trzeba być najśmielszym z ludzi.

2 A. Mickiewicz, Dzieła, t. 1: Wiersze, oprac. Cz. Zgorzelski, Warszawa 1993, s. 55.3 Tamże, s. 65.4 Tamże, s. 67.

45Poetyka swojskości w twórczości Wincentego Pola

Bo jakie szatan wyprawia tam harce! Jakie się larwy szamocą!5

Tak jest też w To lubię, gdzie:

Czy tam bies siedział, czy dusza zaklęta, Że o północnej godzinieNikt, jak najstarszy człowiek zapamięta, Miejsc tych bez trwogi nie minie.

Bo skoro północ nawlecze zasłony, Cerkiew się z trzaskiem odmyka,W pustej zrąbnicy dzwonią same dzwony, W chrustach coś huczy i ksyka.

Czasami płomyk okaże się blady, Czasem grom trzaska po gromie,Same się z mogił ruszają pokłady I larwy stają widomie.

Raz trup po drodze bez głowy się toczy, To znowu głowa bez ciała6.

Poetyka swojskości pojawiła się ponownie dopiero w latach polistopadowych, choć zupełnie inaczej wyglądać miała w literaturze emigracyjnej i krajowej. W lite-raturze emigracyjnej była na ogół wyrazem tęsknoty, jak na kartach Pana Tadeusza, poematu zrodzonego przecież z tęsknoty za krajem, ojczystą ziemią i krajobrazem, o którego zobaczeniu marzą tak autor, jak wielu czytelników. Pisał Mickiewicz cho-ciażby na początku pieśni XI o roku 1812:

Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu7.

Podobnie było także w wielu wierszach Teofi la Lenartowicza czy w słynnej Mo-jej piosnce [II] Cypriana Norwida:

Do kraju tego, gdzie kruszynę chlebaPodnoszą z ziemi przez uszanowanieDla da rów Nieba...

Tęskno mi, Panie...

5 Tamże, s. 58.6 Tamże, s. 86.7 Tenże, Dzieła, t. 4: Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie, opr. Z. J. Nowak, Warszawa 1995,

s. 309.

46 Jacek Lyszczyna

[...]Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,Do tych, co mają t ak za t ak – n i e za n i e – Bez światło-cienia...

Tęskno mi, Panie...8

Ten wiersz uświadamia nam rzecz niezwykle ważną – owa tęsknota za krajem nie była przecież tylko pragnieniem ujrzenia jego krajobrazu, to również pragnienie kojarzonego z nim ładu moralnego, odwiecznego porządku, który obecny był także w dawnej poezji ideałów ziemiańskich, gdzie natura narzucała człowiekowi taki bo-ski ład. To także realizacja jednego z postulatów Kazimierza Brodzińskiego, który formułując swój program literatury narodowej, rozumiał sielskość nie tylko jako zwrot do natury, ale również w sensie ładu etycznego.

W literaturze krajowej w okresie popowstaniowym poetyka swojskości pojawia się ponownie w latach czterdziestych XIX wieku, gdy do głosu doszło już pokole-nie Cyganerii Warszawskiej, które będąc w roku 1830 zbyt młode na udział w po-wstaniu i późniejszą emigrację, faktycznie od nowa rozwinąć miało krajowe życie literackie. W twórczości poetów krajowych tego czasu poetyka swojskości pojawia się przede wszystkim w opisach rodzimego krajobrazu, który starano się poznać, podejmując w tym celu specjalne wyprawy i traktując to jako swego rodzaju patrio-tyczny obowiązek. W tym nurcie mieści się także pisarstwo Wincentego Pola, który podejmując wyprawy krajoznawcze, mające na celu nie tylko poznanie rodzimego krajobrazu, ale i ojczystej przyrody, przyswoił sobie naukową metodologię badań geografi cznych i, pozostając w głębi duszy poetą, stał się jednocześnie pionierem tej nauki w Polsce. Opisy krajobrazów, nieliczne i schematyczne w jego powstańczych Pieśniach Janusza, pojawią się liczniej i doskonalsze będą w indywidualizującej przedmiot opisu realizacji w utworach późniejszych, przede wszystkim w jego Roku myśliwca, podzielonym na 12 rozdziałów-miesięcy, z których każdy rozpoczęty jest wierszowanym Zegarem niebieskim na dany miesiąc, po którym następuje pisany prozą fragment zatytułowany każdorazowo Głosy, widoki natury i polowanie. Do-chodzi w tym utworze do głosu mistrzostwo Wincentego Pola jako autora poetyc-kich opisów krajobrazów, zmieniających się z każdym miesiącem i obejmujących wszystkie pory roku. Oczywiście całość podporządkowana jest tu nadrzędnej za-sadzie kompozycji tych opisów, widzianych i czynionych przez myśliwego, a więc wyczulonego na życie zwierząt i ptactwa.

Podobnie było w wydanych w 1846 roku poetyckich Obrazach z życia i podróży oraz w jego Obrazach z życia i natury, spisanych prozą i wydanych w dwóch seriach w Krakowie w latach 1869–1870, a będących plonem wrażeń i doświadczeń autora z podróży po opisywanych ziemiach, odbytych w różnych latach na przestrzeni mi-

8 C. Norwid, Pisma wszystkie, t. 1: Wiersze, oprac. J. W. Gomulicki, Warszawa 1971, s. 223–224.

47Poetyka swojskości w twórczości Wincentego Pola

nionego prawie półwiecza. Opisy odwiedzanych miejsc, często wyraźnie poetyckie, pojawiały się także w korespondencji prywatnej Wincentego Pola9.

Wspomniany już wcześniej Rok myśliwca jest jednocześnie przykładem dopa-trywania się w naturze wzorca prawideł etycznych, a w jej rytmie rozwoju także czynnika regulującego rytm życia ludzkiego, zgodny na przykład z porami roku. Jak pisał Pol we wstępie do tej książki:

Kto śród natury żyje, nie czuje tyle potrzeby zdawania sobie sprawy z jej głosów wy-mownych i z jej czarownych widoków; ale kto powołaniem swoim odciętym się widzi od żywego oddechu natury, dlatego staje się potrzebą wdrożenie się w tajemnice powszechnego żywota, aby zdołał pochwycić i ocenić głosy i widoki natury, zrozumieć je w sobie i dopełnić ten brak ciągłego związku z naturą, w chwili gdy się znajdzie śród wiejskiej ciszy, pod skle-pieniem drzew cienistych, lub pod namiotem gwiaździstego nieba10.

I dalej w wierszowanej części utworu:

Odkąd z niczego Bóg dźwignął zrąb świata,Płyną jednako i wieki i lata;Na gwiazdy patrzy w niebo ziemia staraI liczy doby wiecznego zegaraPo znakach nieba i po gwiazd obrocie,I wielka sprawa w niebios kołowrocieProwadzi wiernie, od wieka do wieka,Narody w dziejach, w pokoleniu człeka11.

To także jeden z argumentów dowodzących odmienności drogi literatury kra-jowej od romantyzmu emigracyjnego12 – zamiast kłótni z Bogiem czy wczesnoro-mantycznych tendencji do indywidualizmu i byronowskich dylematów literatura krajowa lat czterdziestych i pięćdziesiątych XIX wieku kieruje się raczej ideałami wychowania patriotycznego i umiłowania ojczystej ziemi z żyjącym na niej ludem i jej krajobrazem, w zgodzie z przykazaniami etycznymi sformułowanymi przez Stwórcę i zapisanymi w odwiecznych prawach natury.

9 W. Pol, Listy z ziemi naszej, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 2004.10 Tenże, Rok myśliwca, Poznań 1870, s. 6.11 Tamże, s. 7.12 Zob. książkę M. Makaruk, Antoni Edward Odyniec – romantyk w zwierciadle biedermeieru,

Warszawa 2012, której autorka, ukazując odmienność poetyki Odyńca od romantycznych stereotypów, odwołuje się do biedermeieru jako stylu kształtującego literaturę i sztukę w kraju.

Małgorzata Nowak

Przedstawianie i wartościowanie naturyw Geografi i Ziemi Świętej Wincentego Pola

Powstała w roku 1862, a wydana rok później, Geografi a Ziemi Świętej1 Win-centego Pola to wykład geografi i, etnografi i, a po części historii krajów biblijnych przeznaczony dla „młodzieży poświęcającej się duchownemu stanowi” (s. 229), to uzupełniający „kurs nauk religijnych” (s. 229)2, opracowanie z religijną tezą pisane na podstawie opisów innych3. Publikacja jest pierwszą naukową próbą nakreślenia

1 Korzystałam z wydania z roku 1877: W. Pol, Geografja Ziemi Świętéj w dwóch księgach, [w:] Dzieła Wincentego Pola wierszem i prozą. Seria druga: Dzieła prozą, t. III, cz. II, Lwów 1877, s. 227–380. W cytatach zachowana została oryginalna ortografi a. Wyróżnienia pochodzą ode mnie.

2 Geografi a Ziemi Świętej jest pokłosiem wykładów pt. „Geografi a Syrii i Palestyny ze względu na historię biblijną i etnografi ę Wschodu”, które Wincenty Pol prowadził w latach akademickich 1850/1851, 1851/1852 dla studentów Wydziału Teologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zob. słowo autora, s. 229; także D. Kulczycka, Obraz Ziemi Świętej w prozie polskiej doby romantyzmu, Zielona Góra 2012, s. 120, przypis 4; A. Jackowski, I. Sołjan, Wincenty Pol – „ojciec” nowożytnej geografi i polskiej, [w:] Wincenty Pol jako geograf i krajoznawca, red. A. Jackowski, I. Sołjan, Kraków 2006, s. 78.

3 W wykazie ważniejszych źródeł, z których korzystał, podaje Pol osiem pozycji – są to rela-cje z pielgrzymki Radziwiłła (1683), Hołowińskiego (*1834, data podana błędnie – M. N. pierwsze wydanie relacji z odbytej przez Hołowińskiego w 1839 roku pielgrzymki miało miejsce w Wilnie w latach 1842–1845), Drohojowskiego (1863), Geramba (1847), Manswety (1850), Manna (1854), Gondka (1862) oraz anonimowe źródło Opisanie miast Jeruzalem i Bethleem, tudzież okolic i miejsc świętych. Z najlepszych autorów podróży przeł. na język polski J.G. (1835). W otwierającym Geo-grafi ę... słowie o wymienionych teksach mówił Pol następująco: „Od dawna starano się u nas upo-wszechniać wiadomości o Ziemi Świętej tak w starszéj literaturze naszéj, jak i w najnowszéj. Wysoce cenione posiadamy pod tym względem dzieła, świadczące tak o pobożności polskich pielgrzymów, jako też o politycznym rozumie w rozpatrywaniu się na stosunki Wschodu. Są to prace czyniące zaszczyt literaturze naszéj i narodowi. Można je z zajęciem i zbudowaniem czytać, podziwiać talent pisarzy, pobożność pielgrzymów i bystrość w odkryciu politycznych widoków”, W. Pol, dz. cyt., s. 229–230.

Warto tu zaznaczyć, że Geografi a Ziemi Świętej jest jedną z dwóch geografi cznych prac Pola (drugą jest Muzeum natury we Lwowie, 1847), w której autor – nie bez uchybień – zamieszcza infor-mację o wykorzystanych źródłach oraz przypisy bibliografi czne. Przypomnijmy w tym kontekście, że brak aparatu bibliografi cznego był jednym z podnoszonych przez krytyków „grzechów” Pola-geo-

50 Małgorzata Nowak

geografi i ziem biblijnych, docenioną tak przez współczesnych autorowi włodarzy Kościoła4, jak potomnych, którzy widzą w niej początki dzisiejszej geografi i religii5. Metodologiczną odmienność tej „książki podręcznej” w kontekście innych prac geo-grafi cznych podkreśla autor:

Ztąd jest w niniejszéj książce punktem wyjścia i dążenia Pismo św. i przekonanie religij-ne, gdy w powszechności w pismach moich geografi cznych i wykładach względem głównym w zapatrywaniu się na przedmiot było stanowisko natury (s. 299).

We wstępnie do Geografi i... zamieszcza Pol m.in. informacje dotyczące nazwy Ziemi Świętej oraz sposobów orientowania się w jej przestrzeni i czasie. Wykład geografi i czy – mówiąc językiem autora – „opis téj ziemi pod względem natury” za-wiera księga pierwsza dzieła, podzielona na wewnętrznie zhierarchizowane cząstki: Kształt i powierzchnia kraju, Wody Ziemi Świętej, Klimat Ziemi Świętej, Roślinność Ziemi Świętej, Świat zwierzęcy, Dawniejsza urodzajność, dzisiejsza niepłodność i plagi Ziemi Św. Księga druga poświęcona jest etnografi i; zawiera – odwołajmy się znów do słów autora – „[o]pis ludu wybranego pod względem jego pochodzenia, powinowactwa i stosunku do obcych narodów [...]. Dzieje wybranego ludu z od-niesieniem do karty pod względem granic, politycznych podziałów i losów, tudzież ważnych stanowisk historycznych, które ten naród w przeciągu dziejów przechodził lub zajmował z kolei” (s. 231).

I. Przedstawianie natury

Pol-geograf, opisując ziemię Jezusa, pisze bezemocjonalnie, wykorzystując właściwą dla tej dziedziny terminologię (por. biegun6, cieplica7, mila8, rozpadlina9,

grafa: „[...] zarzuty wiązały się też z niemożnością identyfi kacji pozycji naukowych i materiałów źródłowych wykorzystywanych przez niego w poszczególnych pracach”, A. Jackowski, I. Sołjan, dz. cyt., s. 82.

4 Pius IX nadał Polowi prestiżowy Krzyż Kawalerski Orderu Świętego Grzegorza.5 Zob. A. Jackowski, I. Sołjan, dz. cyt., s. 87.6 W czasach Pola pojęcie defi niowane jako ‘końce osi ziemskiéj koło których ziemia się obra-

ca’, Słownik języka polskiego, red. A. Zdanowicz, M. Bohusz Szyszko, J. Filipowicz, W. Tomaszewicz, B. Trentowski, Wilno 1861, t. 1, s. 78 [dalej jako Swil].

7 Swil odsyła do hasła ciepliczka defi niowanego jako ‘źródła mniéj więcéj ciepłe, czasem gorące, mające coś z rzeczy kopalnych, służące do leczenia z różnych chorób’, Swil, t. 1, s. 168.

8 ‘Miara długości (pos. używana do wymierzania dróg)’, Swil, t. 1, s. 662. W haśle również wyra-żenie mila jeografi czna (v. równikowa, stopniowa), defi niowane jako ‘piętnasta część stopnia równiko-wego, równająca się 1 2858 łokciom = polska równa się 1 4816 i pół łok.”, tamże.

9 V. rozpadlisko – ‘otwór w ziemi z rozpadnięcia się’, Swil, t. 2, s. 1890.

51Przedstawianie i wartościowanie natury w Geografi i Ziemi Świętej...

równik10, upłaz11, wądół12, wysoczyzna13, źródłowisko14, bieg rzeki15, dział wodny16).

Wywód jest uporządkowany formalnie i logicznie, wzbogacony tzw. dodatkowy-mi wyznacznikami (wyrazy i wyrażenia), określającymi intelektualną postawę autora wobec własnych twierdzeń („Do... krain bezwzględnie najgorętszych na kuli ziem-skiéj należy półwysep arabski i jedna przynajmniéj część Ziemi Świętéj” (s. 295); „Dzisiejsze resztki cedrowych lasów zdają się sięgać czasów Salomona, i będą pono należały do najstarszych zielonych pomników w historyi”, s. 303). Także właściwości syntaktyczne tekstu, tj. częstsze operowanie hipotaksą o członach wielokrotnie zło-żonych (precyzyjne, ścisłe i przejrzyste wyrażanie myśli), prowadzą do wniosku, iż w Geografi i... w pełni realizowane są wymogi stylu naukowego, por.:

Półwysep Arabski

Od prawego brzegu Eufratu począwszy przeciągnęła się pustynia Syryi, która pośrodku samego półwyspu przechodzi w skalistą wysoczyznę Arabji, spadającéj ku zatoce perskiéj na Ocean i morze Czerwone, przeorana dzikiemi wąwozami, któremi zimowe wody rumowisko skalne wynoszą na morze (s. 258),

Libanon spada ku wschodowi w głęboką wklęsłą dolinę, zwaną wklęsłą Syryą, czyli Celesyryą, z któréj się podnosi znowu drugie pasmo gór, zwane Antlibanon (s. 258),

Wody Jordanu należą do źródłowych górskich wód, zasilanych w czasie zimowych desz-czów, gdzie wezbranie wód wielkie spustoszenia czynią. Ztąd téż jest cała ta kraina przeorana skalistemi jarami, zasutemi rumowiskiem luźném, należącemi w części do tak zwanych su-chych jarów, i jednen tylko Jordan nie wysycha nawet śród skwarnego lata (s. 259).

Autor podkreśla fakty osobliwe (wyjątkowość, jedyność danego miejsca). Oce-ny formułuje na podstawie ówczesnych przekonań17:

10 ‘Miara geogr. i as., koło przeprowadzone myślą w okrąg powierzchni ziemi (a nakreślone na globusach i kartach geogr. przedstawiających ziemskie półkule lub środkowy pas ziem), równolegle do obu biegunów, dzielące ziemię na północną i południową półkulę’, Swil, t. 2, s. 1416.

11 ‘Prow. (podh.) równina między skałami’, Swil, t. 2, s. 1773.12 ‘Dół długi a wązki i głęboki’, Swil, t. 2, s. 1815.13 Swil odsyła do hasła wysokość rozumianego jako ‘rozciągłość każdego ciała, oraz części ja-

kiejkolwiek przestrzeni w kierunku prostopadłym do długości i szerokości, czyli od dołu, postawy, do wierzchołka, końca górnego’, Swil, t. 2, s. 2016.

14 Źródlisko v. źrzódlisko – ‘miejsce gdzie źródła się znajdują, miejsce wilgotne i zimne’, Swil, t. 2, s. 2262.

15 Wyrażenie jako egzemplifi kacja w haśle bieg ‘bieganie, bieżenie, prędkie iście, śpieszenie’, Swil, t. 1, s. 77.

16 Swil nie notuje.17 Jak podkreślają geografowie: „W pracach Pola wyczuwa się doskonałą znajomość literatu-

ry geografi cznej i dziedzin pokrewnych, zarówno polskiej, jak i zagranicznej, przywiązywał on dużą wagę do kompletowania księgozbioru naukowego zawierającego dzieła klasyków geografi i światowej”, A. Jackowski, I. Sołjan, dz. cyt., s. 86. Mimo braku szczegółowych odsyłaczy sąd ów należy przyjąć jako prawdziwy i w tym przypadku.

52 Małgorzata Nowak

Olbrzymi ten jar jest wulkaniczną rozpadliną, która na całéj kuli ziemskiéj najgłębéj rozwarła łono ziemi. Fakt ten jest tém osobliwszy, że się nigdzie nie powtarza, żeby dolina rzéki niżéj leżeć miała od powierzchni morza (s. 260),

Od gór Libanu i wysoczyzny Galilei płyną ku nim górskie strugi z tak okwitych źródeł, że im co do wielkości na świecie równych nie ma (s. 267),

Dla słoności wód swoich [Morze Martwe – M. N.] nazywa się s łoném bo słońszych nie ma na świecie [...]. Tak jest zaś stosunkowo ciężkie, że w wodach jego zanurzać się jest niepodobną rzeczą (s. 286).

Gwoli ścisłości dodać należy, że – zgodnie z ówczesnymi badaniami – prostuje też dawne opinie:

Głębokie położenie tego jaru Ziemi Świętéj naprowadzało na myśl, że się Czerwone morze niegdyś łączyć musiało z Martwém w kierunku zatoki Akaby i suchego piaszczystego wądołu kamienistéj Arabji. Pomiary jednak poziomu zbiły to mniemanie i dowiodły, że dział wodny oddziela dla wód obszar Akaby od obszaru Martwego morza, i że w tym kierunku a na poziom suchego wądołu nie mogła nigdy przypadać odnoga morska (s. 269).

Opisując z pozycji naukowca współczesne sobie zjawiska, wskazuje Pol na ich przyczyny:

Jakoż nie można na cały ten obszar, liczący do 2300 [...], liczyć obecnie więcéj jak do 2,000.000 mieszkańców, w dzisiejszém zaniedbaniu i opustoszeniu téj krainy [Półwy-sep Arabski od doliny Eufratu do morza], gdzie roślinność zniszczona życiem pasterskiém w przeciągu wieków, a w skutek jéj ustąpienia zmniejszyła się wilgoć w powietrzu, i znikły lub w głąb ziemi opuściły się źródła (s. 259).

Suchy wywód geografa przełamują jednak informacje bliższe konwencji prze-wodnika, których odbiorcą – jak jest to ujęte w tytule relacji z pielgrzymki do Ziemi Świętej ks. Józefa Drohojowskiego – mogłaby być „pobożno-ciekawa publiczność”. Zgodnie z przewodnikową konwencją autor zwraca uwagę na to co szacowne, pa-miętne i sławne – pamiętne i sławne przede wszystkim przez związek z historią zbawienia, szczególnie zaś z Jezusem:

Jest to klasyczna ziemia Pisma św., pełna wielkich historycznych wspomnień ze wszystkich wieków. Jerozolima i okolica nad Cedronem była głównie świadkiem naj-główniejszych wypadków i bitw. Tu znajdowała się arka Starego Przymierza, tu wzniósł Salomon świątynię jedynemu Bogu, tu był punkt religijnego skupienia dla narodu Izrael-skiego, który po trzykroć wzniósł zburzone mury świątyni i miasta, tu roztrząsały się losy wybranego ludu, tu w końcu pękła zasłona świątyni, gdy się dopełniło dzieło odkupienia ludzkiego!... (s. 288),

Trzy tylko powyższe szczyty wzniosły się na wyniosłym zrębie téj wysoczyzny z osob-na. W górach Neftali na zachodzie od jeziora Meron góra Dżebel Szafad, na wschodzie od Nazaretu góra Tabor (1755’), i pośrodku prawie między nimi leżąca góra Błogosławieństwa,

53Przedstawianie i wartościowanie natury w Geografi i Ziemi Świętej...

pamiętna po dziewięćkroć z niéj wyrzeczonymi słowy Zbawiciela Pana: „Błogosławie-ni!” [Mateusz V.3.11] (s. 266),

Tu się wznosi na wschodnim krańcu gór Judy, a na północnym wschodzie od Jerycha góra Kwarantanna, pamiętna 40sto-dniowym pobytem i postem Chrystusa Pana na pusz-czy (s. 268).

Ale pamiętne i sławne także przez fakty, które współczesne bedekery uznałyby za ciekawostki:

Potok Belus (Nahr Naman) [...] tém jest pamiętny że z jego piasku piérwsze szkło robili Fenicyanie, a jeszcze w wiekach śrédnich wozili Genueńczycy i Wenecyanie piasek z nad tego potoku do robienia szkła (s. 276).

Przywołane cytaty osłabiają przyjętą hipotezę o kanonicznej postaci stylu na-ukowego w Geografi i Ziemi Świętej. Niekanoniczny w tym kontekście – i co więcej wyraźnie deklarowany – jest także Polowski subiektywizm w przedstawianiu zja-wisk i problemów. Nie negując wcześniejszych uwag, wyraźnie trzeba zaznaczyć, że w globalnej perspektywie pisze Pol przede wszystkim oczyma wiary – przypomnij-my raz jeszcze cytowaną na wstępie autorską deklarację:

[...] jest w niniejszéj książce punktem wyjścia i dążenia Pismo św. i przekonanie religijne (s. 299).

To przekonanie religijne prowadzi Pola do stwierdzeń:

Wszakże jak dawniejsza urodzajność i płodność Ziemi Św. była skutkiem błogosławień-stwa Bożego, tak widny jest palec kary Bożéj na dzisiejszej Palestynie. Upadek jéj przepo-wiedzieli prorocy z dawna, i lud wybrany rozprószył się po wszystkim świecie. W gruzach leżą pyszne jego miasta, zgorzały lasy, żyzne zjałowiały ziemie, źródła znikły, wyschły stud-nie patriarchów, zawaliły się pasterskie cysterny, i w skwarną, kamienistą, nieludną pustynię zmienił się kraj cały, a plagi Ziemi Św., z których najpiérwszą była przewrotność i złość ludzka, przypominają po dziś dzień winy wybranego ludu i nieprzebłagany wyrok sprawie-dliwości Bożej! (s. 318–319)18.

18 Wyrastające z tradycji przytoczone uwagi Pola korespondują z przekazami z dawnych i współ-czesnych opisów Ziemi Świętej. Por. fragment Pielgrzymki do Ziemi Świętej... ks. Ignacego Hołowiń-skiego: „[...] – pusta okolica: / Niebezpieczeństwem chociaż serce trwożę, / Ale wspomnieniem całą myśl zachwyca, / Bo tu widocznie leży Palec Boży. / Gdzie dawniej była siedziba sromoty, / Tam ręka Boża Sodomę z Gomorą / Wbiła do piekieł siarczystymi grzmoty; / Nad nimi straszne dymi się jezio-ro” (I. Hołowiński, Pielgrzymka do Ziemi Świętéj przez Ignacego Hołowińskiego, Arcybiskupa Mohy-lewskiego, Metropolitę Wszech Rzymsko-Katolickich Kościołów w Cesarstwie Rossyjskiém, Petersburg 1853, s. 424) i fragment z przewodnika Pascala z początku XXI wieku: „W okolicy [Qumran – M. N.], być może w miejscu znajdującym się obecnie na dnie Morza Martwego, leżały biblijne miasta Sodoma i Gomora, zniszczone według Biblii za grzechy mieszkańców przez Najwyższego” (A. Dylewski, Zie-mia Święta. Przewodnik ilustrowany, Bielsko-Biała 2008, s. 276).

54 Małgorzata Nowak

W odniesieniu do Pisma Świętego tłumaczy Pol naturę. Argument Pisma jest trafny i niepodważalny:

Według podań Starego Zakonu leżała dawniéj w téj kotlinie piękna, żyzna równina S idd im, zwana niekiedy także „do l iną l e śną”, pełna wód żywych i błogosławieństwa. Tu znajdowały się miasta: Sodoma, Gomorra, Adma, Zeboim i Zoar (Segor), które Bóg ogniem siarczystym za czasów Abrahama zatracił i cała natura, i miejscowość zgadza się zupełnie z podaniem pisma, a jak dzieje Nowego Zakonu krążą około pięknego jeziora Genezaret, tak tłumaczą podania Starego Zakonu naturę morza Martwego (s. 286).

Relacja Pismo–natura jest w opisie Pola relacją zwrotną. Biblia tłumaczy naturę, natura może zaś objaśniać Pismo19. Przytoczmy tu fragment Zakończenia Geogra-fi i... przedstawiający obraz natury jako fi gurę analogiczną, interpretującą blisko-wschodni porządek teologiczny i historyczny:

Cały typ azyatyckiéj natury reprezentuje w Ziemi Św. dolina Jordanu wraz z trzema jeziorami, które przypominają odosobnienie i zamknięcie się w środkowéj Azyi, nie mającéj za biegiem rzék styczności z morzami świata.

Jak dolina Jordanu jest odosobnioną i zamkniętą w sobie, tak był Izrael wyłącznie po-święcony Bogu, jak dolina Jordanu nie łączy się z morzami świata, tak się niemiał Izrael łączyć z synami ziemi – jak obszar Jordanu ostąpiły pustynie, tak oblegał świat pogański wierzących w jedynego Boga, jak bystrość téj rzéki rozwesela miasto Boże, ale w końcu w Martwém morzu ginie, w grobie dawnych miast Sodomy i Gomory, w którym nic nie ma żywego, tak był przez wieki Izrael żywym zdrojem Objawienia Bożego, aż się w nim dopełniło dzieło odkupienia rodu ludzkiego, lecz zginął i rozprószył się, gdy Bóg zerwał przymierze ze Starym Zakonem!

Ostateczności strefy odbijają się także wiernie w namiętnościach i charakterze wybra-nego ludu, skwar i susza, lub gwałtowne burze i wezbrania wód, dwie tylko pory roku, bez przejścia wiosny i jesieni.

Pierwotna religijna zagorzałość Azyi, wyobraźnia płomienna jak niebo, szatan krwi po-tężny jak burza, wiara jak źródło pustyni, jak rosa niebieska żyjąca tylko słowem proroków, cień palmy rzadki jak błogosławieństwo Boże, wiatr spiekły i morowy jako gniew Boży – wszystko tu świadczy o nicości spraw ziemskich, a o wielkości Boga (s. 382–383).

Natura tłumaczy losy Ziemi:

Jak jar Ziemi Świętéj jest w jej rzeźbie najwybitniejszym rysem, taką też rolę odgrywa w dziejach. Tylko od strony wąwozów Palestyny Wschodniéj jest dolina Jordanu przystępną i do wzięcia; od jej zaś posiadania zawisły zawsze losy téj ziemi, i na jar ten przypadają po dziś dzień, jako na przyrodzony gościniec, szlaki kupieckich i pielgrzymich karawan (s. 269).

19 W twierdzeniach tych Pol nie był odosobniony. Por. uwagi ks. Hołowińskiego: „Cała Palesty-na jest jakby otwarta księga objaśniająca Pismo Święte: tam każdy kawałek tej najdroższej w świecie ziemi, bo albo błogosławionej stopą Zbawiciela, albo skropionéj Jego krwią przenajświętszą, stwierdza prawdziwość opowiadania, albo objaśnia zaciemnione miejsca Biblii”, I. Hołowiński, dz. cyt., s. VI.

55Przedstawianie i wartościowanie natury w Geografi i Ziemi Świętej...

Przytoczmy jeszcze jeden fragment, warunkowanej określonym genius loci, hi-storiozofi cznej narracji Pola:

Nigdzie pono nie ukazuje się to tak jasno, że jednym z głównych czynników historyi jest ziemia, którą pewien ród osiadł, i że powinowactwo krwi ludu z ziemią, którą osiadł, z wiarą, którą w sercu nosił, i z tradycyą, którą w pokoleniu przekazywał, daje historyę. Ztąd ujrzymy Fenicyan narodem na morzu żyjącym, Izraelitów narodem w sobie zamkniętym, a Arabów synami pustyni w historyi (s. 260).

II. Wartościowanie natury

Geografi ę Ziemi Świętej pisze, z jednej strony, naukowiec, dodajmy wierzący naukowiec, z drugiej – poeta. W tekście obok dominujących pozbawionych emocji partii sprawozdawczo-opisowych znajdujemy i takie, które świadczą o pozytyw-nym (waloryzującym) ustosunkowaniu emocjonalnym nadawcy komunikatu do ziemi, której przecież nie widział. Jak się wydaje, Polowskie emocje traktować można tu jako dowód wpływu literatury – źródła, z których korzystał, są bowiem nacechowane dużym ładunkiem emocjonalnym20. Ponieważ emocje związane są z ocenami, zasadne jest połączenie kwestii wyrażania w znaku językowym emo-cjonalnego ustosunkowania nadawcy i wartościowania. Przypomnijmy tu, iż wła-ściwe dla znaków emocjonalnych jest to, że istnieje w nich „obok intelektualnych komponentów konstytutywnych [...] indeksalny komponent uczuciowego oglądu treści”21.

In plus wartościowane są takie elementy natury, jak jej estetyka (np. piękno kra-jobrazu) oraz użyteczność (np. żyzność gleb) – ta wartość brana jest także pod uwa-gę w przypadku formułowania ocen negatywnych. Emocjonalnemu wyróżnieniu in plus służą przede wszystkim systemowe meliorativa, które można wpisać w schemat „dobry pod względem wartości x”.

Lista leksemów jest uboga, wartości estetyczne reprezentuje zaledwie kilka jednostek – rzeczownik piękność22, przymiotnik piękny i przysłówek pięknie: piękno(ść) [...] połać morska Libanu jest pełna uderzających i malowniczych piękności natury; s. 264), piękny ([Góry Samaryi] Są pełne pięknych widoków, s. 267; Północno-zachodnia część tych gór [Góry Judy] opada na zachód ku pięk-nym równinom Saron na Śródziemne morze, na wschód ku Jerychońskim równi-nom w dolinę Jordanu, s. 268; Okolice jeziora Genezaret są tak piękne, że im rów-

20 Por. stwierdzenie ks. Hołowińskiego: „Brak mi sił, abym stosownie do uczuć doznanych, mógł przedstawić ten raj serca, jakiego się doświadcza w odwiedzaniu miejsc świętych”, tamże, s. VI .

21 S. Grabias, Pojęcie językowego znaku ekspresywnego, [w:] tegoż: Z zagadnień słownictwa współczesnego języka polskiego, Wrocław 1978, s. 112.

22 Swil określa piękność jako ‘własność tego wszystkiego co piękne; nadobność, cudność, łagod-ność, śliczność’, Swil, t. 1, s. 1005.

56 Małgorzata Nowak

nych w Ziemi Świętéj nie ma, s. 280), pięknie (Ku zachodowi jego legły pięknie równe odchodziska, przerżnięte żywémi wodami, które do jeziora wpadają. Wody jego są czyste, dno jeziora głębokie, s. 280) oraz przymiotniki bujny ([morska połać Libanu] okryta bujną roślinnością, s. 264), malowniczy (jw.), rozkoszny (a w głębi dolin i jarów [...] znajdują się na podnóżu gór rozkoszne, nawodnione ogrody, s. 304), świeży (Po deszczu okrywają się [...] pomorza, i góry, i jary, a na-wet niektóre puszcze na czas krótki świeżą i bujną zielonością, s. 304), i imiesłów uderzający (jw.).

Listę emocjonalizmów związanych z wartościami użytkowymi reprezentuje rzeczownik dobrodziejstwo (W kraju skwarnych dni a bardzo chłodnych nocy są podobne jaskinie prawdziwém dobrodziejstwem natury, s. 273) oraz przymiotniki: dobroczynny (dobroczynny wpływ [zachodnich wiatrów wilgotnych i dających deszcz], s. 289), bogaty (bogate mozaiki i rzeźby, s. 292), dogodny (wielka kępa palm wskazuje przystań dogodną, s. 258), okwity23 (rosy bywają bardzo okwite, i one to jedynie ożywiają roślinność w czasie spiekłéj pory, s. 302), przystępny (Na ujściu Eufratu tylko on jest przystępny okrętom większym, s. 258), urodzajny (urodzajne równiny, s. 269) i żyźny (U stóp Libanu legło żyźne pomorze, s. 258).

Wartości estetyczne i użytkowe w opisie mogą się łączyć: piękna i żyzna dolina Ezdrelon (s. 266), Niskie piaszczyste ławy, pagórki i skaliste stoły przypiérają tu [Równiny Saron i Stefela] na przemian do morskiego brzegu. Miejscami wszkaże znajdują się bardzo urodzajne i piękne równiny, ożywione dolinami rzék pomor-skich (s. 269); Góry te [Góry Galaad] okrywają się pięknémi lasami i żyznémi paszami (s. 271). Ciekawy jest w tym kontekście opis „sodomskiego jabłka”, które – jak pisze Pol: „roślina Asclepias gigantea wydaje w skutek ukąszenia owadu. Na pozór piękne owoce, do żółtego jabłka podobne, są wewnątrz pyłem napełnione, który za ściśnieniem owocu rozsypuje się jak purchawka” (s. 310). Owoce są tylko na pozór piękne, bo nie służą człowiekowi. Prawdziwe piękno w tym przypadku byłoby tożsame z wartością utylitarną.

Jak można zauważyć, przedstawioną listę tworzą przede wszystkim przymiotni-ki. Oprócz positivu rejestrujemy syntetyczny superlativus: najdogodniejszy (najdo-godniejsze przystanie, s. 258), najrozkoszniejszy (samum [...] w sąsiedztwie pustyń najrozkoszniejszą roślinność w mgnieniu oka niszczy i wypala, s. 320), najżyźniej-szy (najżyźniejsze okolice tego kraju, s. 258; Jest to najżyźniejsza i zarazem najrów-niejsza okolica Ziemi Świętéj [Równina Izrael czyli Ezdrelon], i była od wieków spichrzem i pobojowiskiem narodów, które tu żyły i ścierały się z sobą; s. 266). W przypadku oceny in minus zostały zastosowane konstrukcje opisowe: najmniej przystępny ([obszar], który w Oceanowéj swojéj części jest najmniéj przystępny, s. 259).

23 W Swil kwalifi kator prze., tj. wyraz przestarzały, i odsyłacz do hasła obfi ty ‘hojnie, dostatecznie opływający’, ‘płodny, bogaty, urodzajny’, Swil, t. 1, s. 800.

57Przedstawianie i wartościowanie natury w Geografi i Ziemi Świętej...

Funkcję wykładnika stopnia najwyższego tworzonego nieregularnie pełni u Pola perswazyjnie używany przymiotnik prawdziwy: Cebulkowe szczególniej kwiaty są prawdziwą ozdobą piérwszej wiosny (s. 304); W kraju skwarnych dni a bardzo chłodnych nocy są podobne jaskinie prawdziwém dobrodziejstwem natury (s. 273).

Przyjrzyjmy się jeszcze meliorativom kontekstowym. Wartości estetyczne są konotowane przez leksemy raj (por. Ku wklęsłéj Syryi spadają zachodnie jego [szczyt Dżebel Geszeik, in. Wielki Hermon – M. N.] zbocze nagle, a w upłazach stopniowo przechodzą wschodnie zbocze jego ku Damaszkowi tworząc „ze cztérech ziemskich, pierwszy raj na ziemi”, tj. żyzną i zamkniętą krainę Damaszku, s. 26524) i ogród (jest morska połać Libanu od najdawniejszych wieków aż po dziś dzień, od cedrów aż do oliwnego drzewa i palmy, rzeczywiście ogrodem Azyi zachodniéj, s. 265), które rozumieć można przenośnie jako ‘miejsce ładne’, ‘miejsce zielone’. Za waloryzujący uznać można też, w połączeniu z rzeczownikiem ogród, przymiotnik nawodniony (s. 304).

W Geografi i Ziemi Świętej ciekawsze od emocjonalnych wykładników leksykal-nych wydają się ekspresywa z poziomu syntaktycznego – mamy tu na myśli zdania wykrzyknikowe, powtórzenia elementów składniowych wypowiedzenia oraz oparte na paralelizmie konstrukcje porównawcze, np.:

Ile morze daje nadziei, ile piękności dają góry, tyle widoków, korzyści i skarbów skupiło się na tém górzystém pomorzu Libanu, i z tych krain, które ze starym zakonem w wiecznéj stały wojnie, wyszły też na świat (z Antyochij) prawdy nowego przymierza (s. 265).

Interesujące są także waloryzacje osiągane za pomocą środków artystycznych – przenośni czy porównań:

[...] jest to [okolice Morza Martwego] kraina śmierci, okryta skorupą soli, i ciągle jesz-cze tworzącymi się asfaltami (s. 285),

Dziki jest pozór tych gór Judy, lecz zieloność ich i wody są piérwszą oazą dla karawan idących od pustyni Synai i wydają się rajem (s. 268).

Przypomnijmy, iż niewystępowanie językowych środków obrazowania i fi gur poetyckich jest jednym z wykładników stylu naukowego.

Jak pokazały przykłady, Pol wartościuje przede wszystkim przyrodę nieoży-wioną, rzadziej oceniająco odnosi się do przyrody ożywionej, sporadycznie zaś do artefaktów:

Prócz gór Libanu jest Ziemia Św. właściwie krainą bezleśną. Najwięcéj jeszcze niewiel-kich lasków znajduje się w Galilei, krzewami tylko porastają zrzadka góry Judy, a więcéj

24 Jak zauważa Dorota Kulczycka, „[s]twierdzenie krakowskiego geografa odzwierciedla zresztą poglądy prawie wszystkich przybywających do Damaszku podróżnych. Większość z nich skłaniała się do ujmowania tej przestrzeni w kategoriach estetycznych („rajskie” piękno okolicy), tylko nieliczni odsyłali do biblijnych źródeł”, D. Kulczycka, dz. cyt., s. 394.

58 Małgorzata Nowak

leśne znowu są góry Gallad. Dęby z Bazan słyną z swéj piękności w Piśmie św. [przypis 93 w brzmieniu: Izj. II. 13. I na wszystkie cedry Libanu wysokie i wyniosłe, i na wszystkie dęby Basan – M. N.], a w głębi dolin i jarów mających źródła lub strumienie znajdują się na podnóżu gór rozkoszne, nawodnione ogrody, gdy słoneczne zbocze i zabrzeża okrywają winnice (s. 304),

Źródło Zamknięte znajduje się około Betleem i należy do szacownych pomników z cza-sów Salomona [...]. Bogate mozajki i rzeźby, których ślad dotąd pozostał, zdobią wnętrze tych sztucznych grot (s. 292),

Piękne wschody prowadzą na jéj [Studnia Salomona] szczyt (s. 293).

Na zakończenie zwróćmy jeszcze uwagę na elementy metatekstowe, służące językowemu wyrażaniu intelektualnej postawy autora wobec własnych twierdzeń, w tym przypadku ocen, które brzmią jak sąd naocznego świadka:

Do żywego źródła porównywa Jeremiasz Boga, którego lud wybrany opuścił, a ukopał sobie walące się cysterny w istocie stoją w tym stosunku cysterny do źródeł w Ziemi Św., w jakim stoi dzieło rąk ludzkich do spraw Boskich. Brak wód żywych starano się niémi zastą-pić. Cysterny miały kształt léjka obróconego małym otworem ku górze (s. 293),

Od śnieżnéj linji aż do rąbku morskiego murowanemi spiętrzona terasami i okryta bujną roślinnością, nawodniona górskiemi zdrojami, uprawna, zasadzona i osiadła aż do ostatniéj stopy ziemi, jest morska połać Libanu od najdawniejszych wieków aż po dziś dzień, od cedrów aż do oliwnego drzewa i palmy, rzeczywiście ogrodem Azyi zachodniéj i wspaniałą kolébką europejskiéj cywilizacji (s. 265).

Geografi a Ziemi Świętej Wincentego Pola to dzieło naukowe, w którym znaj-dziemy geografi czne terminy, fi zyczne miary. Z niepoetyckiego utworu przebłyskuje jednak poetycka wyobraźnia autora. Świat Ziemi Świętej nie tylko jest przedstawio-ny, jest także wartościowany.

Informacjom poznawczym towarzyszy pierwiastek emocjonalny i religijny. Ze służącego językowemu wyrażaniu emocji bogatego repertuaru środków leksykal-nych, morfologicznych i modalno-składniowych Pol wybiera standardowe środki leksykalne, sięga po elementy metatekstowe oraz powtórzenia członów składnio-wych i zdania wykrzyknikowe. Emocjonalność w tekst wprowadzają także środki poetyckiego obrazowania.

W badaniach językowej emocjonalności przyjmuje się, iż wyrażenia są wyra-zem przeżyć mówiącego. Nie można jednak wykluczyć ich retuszowania25. Jak się wydaje, Wincenty Pol w swoich – powielanych za innymi – ocenach, tak jak w swej

25 Zob. N. Fries, Emocje. Aspekty eksperymentalne i lingwistyczne, [w:] Wartościowanie w języku i tekście na materiale polskim i niemieckim, red. G. Falkenberg, N. Fries, J. Puzynina, Warszawa 1992, s. 110.

59Przedstawianie i wartościowanie natury w Geografi i Ziemi Świętej...

religijności, był szczery. Można się tylko zastanawiać, jak wyglądałaby Geografi a Ziemi Świętej, gdyby Pol odbył tam pielgrzymkę, jak bowiem wiadomo:

Opis budowany na kanwie doświadczenia żyje swoim odrębnym życiem, z założenia też powinien być cenniejszy od tego, który wspierała tylko erudycja26.

26 D. Kulczycka, dz. cyt., s. 11. Znamienna jest w tym kontekście uwaga badaczki, która w swoim studium do Pola sięga pomocniczo po temat jego zachwytu nad okolicami jeziora Genezaret: „Polski poeta i geograf, Wincenty Pol, tak pisał: «Okolice jeziora Genezaret są tak piękne, że im równych w całej Ziemi Świętej nie ma». Nie będąc jednak w tej krainie, pomijał milczeniem wrażenie dysonansu między życiem otaczającej miasto natury a śmiercią obiektów kultury. Podróżni natomiast łatwo mogli uchwycić ironię dziejów – w najcudowniejszej krainie spotykali same zniszczenia, same ruiny, ponadto nędzę, nieporządek, brak higieny”, tamże, s. 325.

Anna Ciodyk

Karpaty Wincentego Pola*

Najwyższą bowiem syntezą życia jest rzeczywisty oddech natury, tej syntezie musi tedy w umiejętności odpowiadać osobny rodzaj opisów, które charakteryzują odrębną fi zjognomię kraju, i po analizie naukowej, jest ta synteza duchową niejako potrzebą, bo w niej zbiera się to w życiu cało, co umiejętność dla naukowego rozpoznania szczegółowo oddzielić musiała od siebie1.

Zacytowane słowa Wincentego Pola ukazują, jak rozumiał naturę, jakimi me-todami ją opisywał oraz badał. W sposób szczególny ukochał góry, często w nie powracał, by prowadzić badania i zapisywać wnioski. Dziełem wieńczącym jego górską przygodę i ukazującym dorobek naukowy jest Rzut oka na północne stoki Karpat2, gdzie na szczególną uwagę zasługuje sposób opisu krajobrazu górskiego.

Patrzenie na góry na przestrzeni różnych epok omawia Jacek Woźniakow-ski w Górach niewzruszonych i pismach rozmaitych o Tatrach3. Podaje tam dwa przeciwstawne rodzaje wejrzenia na nie: z perspektywy pustelnika oraz pielgrzy-ma. Pustelnik obserwuje to co statyczne, niezmienne, kontempluje otoczenie, w którym się znalazł. Czerpie z dwóch źródeł: z klasycyzmu oraz Biblii. Piel-grzym zaś w pejzażu górskim dostrzega dynamizm, czerpie, chłonie, zdobywa, „za każdym skrętem ścieżki odsłaniają się mu coraz to nowe, dostojne i dramatyczne panoramy, bezkresne łańcuchy gór, które ujawniają, objawiają tajemnice wszech-świata”4.

Uchwycić „żywy oddech natury”5 może tylko pielgrzym – badacz, którym był Wincenty Pol. Po raz pierwszy zetknął się z górami w 1833 roku, będąc zimą w Kuź-nicach, gdzie ukrywał się po powstaniu listopadowym. Sroga zima odgrodziła Pola od świata. Samotnie spędzając czas, poznał dzieło Stanisława Staszica O Ziemio-

* Tekst został wygłoszony pod tytułem „Karpaty okiem Wincentego Pola widziane”.1 W. Pol, Obrazy z życia i natury, [w:] Dzieła Wincentego Pola, t. 2, Lwów 1876, s. 6. W cytatach

została zachowana oryginalna ortografi a.2 Tenże, Rzut oka na północne stoki Karpat, t. 3, Lwów 1877.3 J. Woźniakowski, Góry niewzruszone i pisma rozmaite o Tatrach, Kraków 2011.4 Tamże, s. 262.5 W. Pol, Wstęp, [w:] Obrazy z życia i natury, s. 6.

62 Anna Ciodyk

rództwie Karpatów i innych gór i równin Polski6. Nikomu przed Staszicem nie uda-ło się przewędrować i opisać tak dużej powierzchni Tatr. Badał geologię i przyrodę tych gór, dochodząc do wniosków, na których bazowali jego następcy, XIX-wieczni uczeni, między innymi Wincenty Pol. Praca Staszica stała się dla niego fundamentem dalszych poszukiwań krajoznawczych oraz naukowych. Pol zgłębiał także „geogra-fi czne i geologiczne prace Görana Wahlenberga (prowadził badanie botaniczne i geo-grafi czne między innymi w Tatrach) oraz Georga Gottlieba Puscha”7.

Pierwszą wędrówkę po Tatrach odbył Pol latem 1835 roku. W Zagórzanach spo-tkał Józefa Kremera, fi lozofa-heglistę, łączącego badania fi lozofi czne i przyrodni-cze, zainspirowanego działalnością ojca nowożytnej geografi i – Karla Rittera. Pod wpływem Kremera, kierując się założeniem badaczy-romantyków, że „odkrywanie tajemnic natury jest rolą nie tylko uczonego, ale również artysty”8, Pol podjął studia geografi czne.

W tym samym roku podróżował z Edmundem Krasickim, prowadzącym ba-dania etnografi czne wśród ludności tatrzańskiej. W roku 1840, tuż przed kolejną wyprawą górską, tym razem w Karpaty, poznał Pol Hiacynta Jana Kantego Łoba-rzewskiego, który z wykształcenia był prawnikiem, a z zamiłowania przyrodnikiem. Wyruszyli ze Lwowa w Karpaty Wschodnie, „docierając do Czarnohory. Łobarzew-ski badał i zbierał swoje rośliny, Pol dokonywał obserwacji geografi cznych, mete-orologicznych i przyrodniczych, notując również wiele spostrzeżeń etnografi cznych o Bojkach i Hucułach”9. Obserwacje te „złożyły się na pierwsze opisy tych rozle-głych terenów górskich, nieznanych nauce, a także turystyce”10. W ciągu czterech lat przyjaciele przemierzyli i zbadali ogromną powierzchnię gór – prawie całe Tatry i Beskidy:

Karpaty od Stryja i Oporu po źródła Wisły i Odry, Tatry i Beskidy, górne dorzecze Dunaj-ca, Raby, Sanu, Dniestru, Prutu, Białego i Czarnego Czeremoszu, Beskid Niski, Bieszczady, Gorgany, Czarnohorę, Karpaty Marmaroskie po Hnitessę oraz byli na granicy galicyjskiej, węgierskiej i rumuńskiej, zdobyli usytuowane na grzbiecie Połoniny Czywczyńskiej rozrogi, nazwane po latach Rozrogami Wincentego Pola11.

Wędrówki zaowocowały najważniejszą geografi czną rozprawą Pola, ukończoną w 1842 roku. Najpierw fragmenty były drukowane w „Gazecie Lwowskiej”, a ca-łość została wydana w roku 1851 pod tytułem Rzut oka na północne stoki Kar-

6 S. Staszic, O Ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski, Warszawa 1815. 7 Por. J. Szafl arski, Poznanie Tatr, Warszawa 1972. 8 M. Łoboz, Śpiewak pieśni niedogranych: w kręgu twórczości Wincentego Pola, Wrocław 2004,

s. 122. 9 Z. Kresek, Karpackie pasje Wincentego Pola, [w:] Wincenty Pol, prekursor krajoznawstwa. Ma-

teriały z sympozjum KTG ZG PTTK, Kraków 1997, s. 31.10 Tamże.11 M. Łoboz, dz. cyt., s. 123.

63Karpaty Wincentego Pola

pat. Pomimo wielu zarzutów, dotyczących między innymi błędów merytorycznych, przekłamań, dzieło w dużej mierze przyczyniło się do rozwoju wiedzy na temat geologii oraz przyrody Karpat, jak również do popularyzacji turystyki górskiej.

W obrębie Karpat wyróżnił Tatry, Podhale, Beskidy i jako pierwszy z polskich geografów – podgórza (Pogórza Karpackie). Prawidłowo określił zmiany kierunku przebiegu pasm gór-skich i zróżnicowanie ich rzeźby, wyróżniając pasma, niskie łęgi i oddzielne gniazda górskie. Biorąc pod uwagę wykształcenie głównych elementów rzeźby, prawidłowo podzielił Karpa-ty wzdłuż doliny Osławy na Zachodnie, określane jako podłużne, lesiste działy, i Wschodnie – rozkopczone góry. Karpaty nazwał granicznym grzbietem wododzielnym. Zwrócił uwagę na asymetrię skłonów: skłonu północnego i południowego, czyli tak zwaną „pochyłość bałtycką” i „czarnomorską”, różniących się przebiegiem i wykształceniem grzbietów i dolin. W przebiegu dolin wyróżniał przełomowe odcinki poprzeczne i starasowane, podłużne rozszerzenia, z kotli-nami międzygórskimi, które zostały wyróżnione po raz pierwszy w literaturze. Zwrócił także uwagę na różnice w kierunku ruchów tektonicznych na obu skłonach: poziomego na skłonie bałtyckim, a pionowego na skłonie czarnomorskim. Jest to pierwsze w geografi i uwzględnienie wpływu tektoniki na rzeźbę terenu. Wykształcenie rzeźby wiązał również ze zróżnicowaniem wysokościowym gór. Dobrze wyznaczył górną granicę lasu, zaznaczając, że w obrębie Beski-dów, ponad nią wznosi się tylko Babia Góra i Połoniny, pokryte luźnymi rumowiskami pia-skowca. W obrębie Karpat wyodrębnił Tatry, wyróżniające się wyglądem wśród innych pasm górskich. Dobrze opisał budowę geologiczną Tatr, wyróżniając w ich obrębie trzon granitowy i gnejsowy. Tatry podzielił wg kryteriów morfologicznych na gniazdo alpejskie, obejmujące najwyższe szczyty z turniami i jeziorami oraz niższy i mniej skalisty grzbiet, odpowiadające obecnemu podziałowi na Tatry Wysokie i Zachodnie. Za Stanisławem Staszicem zwrócił uwa-gę na najbardziej charakterystyczną cechę krajobrazu wysokogórskiego, jaką jest piętrowość rzeźby. Wyróżnił krainy (piętra): regli, hal i turni12.

Dzieło Rzut oka na północne stoki Karpat było inspirowane także twórczością naukową Aleksandra Humboldta, który popularyzował geografi ę jako naukę inter-dyscyplinarną, wpisaną w fi lozofi ę i szeroko rozumianą perspektywę humanistycz-ną. Jak zaznacza Małgorzata Łoboz, „bycie geografem na modłę Humboldta wiązało się z uprawianiem nauki będącej syntezą różnorakich dziedzin przyrodoznawstwa i humanistyki. Pol, urzeczony «widokami» natury, poszukiwał niezależności bada-cza, odkrywcy, komentatora zjawisk. Przekonany, że tylko w naturze człowiek może odnaleźć swoją wolność...”13.

Dążenia do ujęcia w syntetyczną całość języka nauki i literatury są obecne w Rzucie oka na północne stoki Karpat. Przyjrzyjmy się, jakimi środkami języko-wymi Wincenty Pol posługuje się, by przedstawić widoki natury14.

12 B. Izmaiłow, K. Krzemień, Poznawanie rzeźby Karpat i innych regionów ziem polskich w pra-cach Wincentego Pola, [w:] Wincenty Pol jako geograf i krajoznawca, red. A. Jackowski, I. Sołjan, Kraków 2006, s. 99–100.

13 M. Łoboz, dz. cyt., s. 124.14 Cytaty pochodzą z: W. Pol, Rzut oka na północne stoki... Zachowano oryginalną ortografi ę.

64 Anna Ciodyk

Jak wyglądają góry i ich poszczególne partie?Podhale: „W krainach Podhala leżą tedy orne ziemie i połany, obszerne łąki,

ostatnie sady drzew owocowych i zimowe mieszkania ludzi. Niższe wzgórza okry-wają lasy liściaste, a górną granicę tej krainy strychują już gromadnie drzewa śpil-kowe”, „lesiste pasma do koła”, „pasmo lekkich, lesistych pagórków”.

Podhale zostało scharakteryzowane za pomocą przymiotników zmysłowych, aktywizjących zmysł wzroku. Na szczególną uwagę zasługuje wyrażenie „lekkich pagórków” – została tu zastosowana synestezja, narrator wzrokiem ocenia ciężar.

Regle: „równo z podnórzem Tatrów i z najwyższymi stanowiskami Podha-la poczyna się dosyć nagle kraina regli. Są to pasma górzyste, które w kształcie stromych upłazów (terasów) biodra Tatrów do koła osłoniły ciemnym płaszczem lasów, z razu jest roślinność bujna, w miarę wyniesienia jest warstwa leśnej ziemi coraz płytszą”.

W metaforze tej, góry, jak człowiek, mają poszczególne części ciała, a roślin-ność różnych pięter jest dla nich odzieniem, ale i przyciągającą uwagę ozdobą.

„Dopóki samą skalistą miazgą gór płyną, są wyłomy tych rzek nadzwyczaj zbieżyste, wąskie, grubym otokiem i rumowiskiem skał zasłane”, „spadek ich ku dolinom rzek jest nagły i miejscami oberwany”, „roztaczają się wody”, „w reglach biją źródła największych rzek i potoków górskich. Płyną w głębokich, ciasnych wy-łomach”, „wpada na zastrzał mnóstwo pomniejszych rzeczek i potoków górskich”, „sterczą tylko skały na zabrzeżach rzek”.

Rzeki i strumyki górskie są wartkie, prędkie, co podkreśla frazeologizm „źró-dło bije”, świadczą o tym także głębokość i położenie koryt rzecznych wyrażone licznymi przymiotnikami. We fragmencie tym podkreśla się także rolę gór, gdyż to w nich biorą swój początek wody.

Hale: „Bezleśna kraina hal wznosi się miejscami dosyć wolno, a za podstawę roślinności służy tutaj nie ziemia właściwie, lecz gruba skorupa mchów, którą się pokrył z wieki pokład skalisty”, „tu ustają lasy – a upłazisto legły wielkie alpejskie pasze, halami zwane”. W dalszych opisach odnajdujemy stwierdzenia, że hale są: „paszniste”, „królewskie”, „okrywają się płaszczem mnogich roślin”.

Hale jawią się nam jako ogromne terytoria ubrane w drogocenne szaty, co kono-tuje przymiotnik „królewskie”. Umożliwiają bytowanie mchom.

Turnie: „Wszystko jest tu nagie, ostre, skaliste, dziko poszarpane na tysiące większych i mniejszych turni, które kształty ostrych kręgów mają, poszczypanych, splezłych lub uciętych u wierzchu, albo też wytężyły swe grzbiety w nagich grzebie-niach i przykrytych, ciasnych jarzmach”.

Porównanie turni do kręgów, z których składa się kręgosłup, uzmysławia coś brzydkiego, a okrytego pięknym ciałem. Kręgi tworzące kręgosłup są niezbędne do

65Karpaty Wincentego Pola

życia, tak jak ważnym elementem budowy gór są turnie. I tu została zastosowana synestezja. Nagromadzenie w wyrazach wielu głosek szumiących potęguje wyobra-żenie o niezwykłości i grozie szczytów wysokich gór. Na uwagę zasługuje także animizacja „wytężyły swe grzbiety”, co dynamizuje obraz.

Kolejne opisy również mówią o nagości turni: „kraina turni jest ogołocona z zie-mi i roślinności, brak tu także i wody, tylko mchy i liszajce czepiają się po nagich skałach”, „mają ostre poboczne grzebienie”, „kopczaste wierzchy i ostre grzbiety, pionowe spadzistości”, „zbocza nagłe, góry suche, ciaśniej zwarte ku sobie”, „skła-dają się z nagich odkrytych skał”.

Pomimo iż turnie są nagie, ostre, poszarpane, narrator nazywa je także „znako-mitymi turniami” czy „bystrym grzbietem”. Stwarza to dysonans, ukazuje ich pięk-no, a zarazem grozę.

Ponieważ każde z pięter roślinności górskiej jest odmienne, inaczej także po-strzega je narrator. Gdy podziwia krajobraz górski, rodzą się w nim emocje, co znajduje odzwierciedlenie w języku. Najsilniejsze emocje budzą odległe i trudno dostępne turnie, dlatego dla ich opisania narrator używa licznych i nacechowanych emocjonalnie środków artystycznych.

Jak zbudowane są góry?„Lity rdzeń Tatrów składa się z gnaizów-granitów, te są gdzieniegdzie przełożone podrzędnymi warstwami mikowego łupku i granitem czerwonym”,„miazga Tatrów jest osadzona na niewielkim trzonie”,„osadzone na węższym trzonie”,„płytkie kamienne ławy, ciasne derby”,„trzon wyniosły”.

Dominuje tu terminologia geologiczna, stwierdzenia są krótkie, rzeczowe.

Jak położone są góry?„Tatry wzniosły się od północy Rudaw węgierskich do wysokości alpejskiej

samotnie, są dokoła górskiemi dolinami otoczone i nieprzypierają nigdzie do oko-licznych, lesistych łańcuchów, lecz sterczą niejako litym słupem po nad obszarem sąsiednich gór”.

Fragment przedstawia usytuowanie Tatr w stosunku do innych łańcuchów gór-skich, nad którymi dominują.

„Posuwając się od zachodu ku wschodowi bystrym grzbietem samych turni [...] zajmują Tatry największą i są tutaj podobne do ostrego grzbietu, który jest i niższym i nie tyle wydzierganym u góry w krainie turni”.

W przywołanym cytacie pojawia się czasownik „wydziergać”, który oznacza wyhaftować, wyszyć. Zatem ktoś zaplanował kształt gór i je z zaangażowaniem „wydziergał”.

66 Anna Ciodyk

Czy góry należą do przyrody nieożywionej? Co robią?„całe pasmo osiadło na szerszym trzonie”,„ciągnie się”, „kończy się”, „poczyna się” („i odtąd ciągnie się grzbiet graniczny gór krainą Połonin i kosodrzewu na przemian, i strychuje tylko wyjątkowo górną granicę drzew wyniosłego pnia”),„góry, które spłynęły ku jego nizinom”,„jest to obszar przegrodzony połogiem działami i mnóstwem małych dolin, których wierzchowina przypiera o dosyć jeszcze wysokie, lesiste pasmo gór”, „pasma, któ-re przegrodziły obszar tego podgórza”,„najwyższe jego dwa szczyty sterczą w krainie kosodrzewu, a po lewym brzegu Mołdawy leżą w kierunku tego pasma”,„odżynają się tylko niższe góry w ostrych zarysach u wierzchu”, „odrzyna się pio-nowo pasmem Krzemionek”, „odrzyna się tutaj gromada lekkich pagórków od oko-licznych dolin”,„skalisty ich zrąb osiadł wysoko i główne doliny, które go otoczyły, lubo legły do poziomu na pozór”,„spada na południe łęg, i przechodzi ku rodeńskim halom”, „spadają bardzo nisko”,„węzeł gór wraz z łęgami łączącymi je i pasmami, które się rozstąpiły ku różnym okolicom świata, leży w krainie Kosodrzewu”,„wystrzelają nagie, ostre, samotne szczyty”, „zawichrza się tu nagle rzeźba gór na tem rozdzielu, i góry rozchodzą się stąd w różnych kształtach i ku różnym okolicom świata”.

W przywołanych opisach znajdziemy bogactwo czasowników. Występują między innymi czasowniki procesualne i stanowe, ale dominują czynnościowe, które góry ożywiają, czyniąc je aktywnymi istotami podejmującymi działalność twórczą.

Jakie odczucia powstają po zetknięciu się z górami? Uczucia

Negatywne: Smutek wypływający z samotności: „Tatry wzniosły się [...] do

wysokości alpejskiej samotnie”, „wietrznica [...] jest raczej po-dobną do samotnej, skalistej wyspy”,

Pozytywne: Wzruszenie: „Po środku tedy tych nabrzeży wyższego poziomu

wylała się dolina Wisły w kształcie suchej kotliny opadłego je-ziora. Są stanowiska, z których ją przejrzyć można, w powszech-ności zaś jest ona nieobojętną dla oka”.

67Karpaty Wincentego Pola

Wyobrażenia:Miano: „grupa trachitów, która nie ma wspólnego nazwiska”, „nie mają góry wspólnego nazwiska”, „nazwiska pojedynczych pasm”, Władza: „Tatry panują nad całym łańcuchem gór Sarmackich w sposobie oddzielnej wyspy, która się wzniosła litemi ścianami pierwotnych skał nagle z poziomu do wysokości 8000 nad powierzchnię morza”, „panuje czubałek Łysej Góry”,Dostatek: „kraina hal, regli i podhala okryła się płaszczem mnogich roślin”,Twierdza: „obrazowo przedstawiając rzecz, możnaby porównać sam ska-listy zrąb Tatrów, do wielkiej twierdzy przyrodzenia – obiedwie Magury, na jej podnóżu położone, do dwóch przedwarownych szańców; – cztery główne doliny do olbrzymich fos opasujących tę twierdzę do koła; – pasma lesiste gór za obrębem dolin, do wielkiego wału; – a obadwa wyłomy Du-najca i Wagi przez grzbiet Beskidu i Fatry, do dwóch bram prowadzących do tej twierdzy”,Porównania do przedmiotów: „w kształcie dwóch wideł otaczają te doliny skalisty rdzeń Tatrów”,Słup: „sterczą niejako litym słupem ponad obszarem sąsiednich gór”, „temi przepaściastemi łożyskami jest lity pień Tatrów niejako na pomniejsze drza-zgi alpejskie pokuty”,Grzbiet, ostrze: „tu odrzynają się góry u wierzchu Śmiełami rysami i przy-bierają kształt ostrych grzbietów, kończastych szczytów, nagle zatoczonych czubów, lub w końcu kształt garbów lub szeroko osiadłych dzwonów”, „naj-wyższe góry kształt kopców lub ostrych grzbietów mają”;

Porównania do człowieka:Kobieta: „są to pasma górzyste, które w kształcie stromych upłazów (tera-sów) biodra Tatrów do koła osłoniły ciemnym płaszczem lasów”,Czynności wykonywane przez człowieka: „głęboko wjadają się w ich grzbiet pomniejsze strugi podgórskie”, „ościenne łańcuchy gór [...] idą od zachodu ku południowemu wschodowi w kształcie podłużnych działów rów-nolegle do siebie – łączą się niskiemi łęgami na poprzek i są na poprzek prze-rwane wyłomami powiększych rzek”,Części ciała: „u stóp jego wylała się nizina, która jest odchodziskiem mor-skim”,Relacje: „łańcuch karpackiego piaskowca [...] wspiera się na poprzednim pa-smie między doliną Mołdawy a Mołdawicy”, „o ścianę tych pierwszych skał sparły się kwarce i numulitowe wapienie”,Odczucia – upokorzenie: „obnażone z ziemi pasma połonin”;

Porównania animalne: Sposób poruszania się: „przegradza dział wodny, przeskoczywszy grzbiet Tatrów”, „od granicznego działu przechodzą łęgi wprawdzie na zastrzał ku

68 Anna Ciodyk

północy, ale odbiegłszy nieco, skręcają się ku północnemu zachodowi, wspi-nając się znowu na pierwsze ościenne pasmo”,Obrona/atak: „poszczypały lity pień Tatrów wyłomy górskich potoków”, „zjeżyła się powierzchnia Bukowiny sześcioma górzystemi pasmami [...] le-gły obok siebie”.

Liczne środki artystycznego wyrazu sprawiają, że w opisie krajobrazu górskiego pojawiają się emocje, oceny, wartościowanie, dzięki czemu nie tylko możemy czer-pać informacje, ale i odczuwać, przeżywać, doznawać wrażeń estetycznych. Choć język naukowy przeplata się z językiem literackim, nie dochodzi w dziele Wincen-tego Pola do dysonansu, bowiem czy można pozbyć się emocji, próbując opisać to co niepojęte, co budzi podziw, a zarazem grozę, uczy pokory, a zarazem walki, przyjaźni z naturą i pokonywania samego siebie?

Dorota Seweryn-Puchalska

O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola– od natury do naturalizmu

Umieszczony w „Tygodniku Literackim” w 1839 roku artykuł Wincentego Pola O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem1 uznaje się za „pierwszą, większą – tematycznie wydzieloną – wypowiedź o sztuce narodowej, jej możliwościach roz-wojowych i roli, jaką ma do spełnienia w społeczeństwie pozbawionym samodziel-nego bytu politycznego”2.

Jednak z punktu widzenia krytyki europejskiej wypowiedź ta nie stawia Pola wśród pierwszych, którzy podjęli ten temat. Głosy dotyczące sztuki narodowej po-jawiły się w tym czasie w większości krajów. Najwcześniej w Niemczech, już pod koniec XVIII wieku. Odwoływano się tam przede wszystkim do tradycji artystycz-nej, sztuki wcześniejszej, głównie gotyckiej, a w mniejszym stopniu skupiano się na rodzimym pejzażu3. O średniowiecznej architekturze niemieckiej pisał Johann Wolfgang von Goethe w Erwin von Steinbach czy w Von deutscher Baukunst. Do dyskusji dołączył także August-Wilhelm Schlegel czy jego brat Friedrich4.

Poprzez rodzimy pejzaż miała się wyrażać narodowa sztuka węgierska. Za jej pioniera uważany jest Miklós Barabás (1810–1898), choć przed nim Károly Markó Starszy, jeszcze klasycyzujący artysta węgierski, malował w latach trzydziestych XIX wieku pejzaż północnych Węgier, a jego praca Puszta z 1853 roku5 – wyraźna zapowiedź romantyzmu – jest hołdem oddanym węgierskiej naturze. W ślad za nimi poszli młodsi artyści, między innymi Gusztáv Keleti, Sándor Brodszky.

Kolejnym przykładem niech będzie sztuka skandynawska. Duński krytyk i hi-storyk sztuki tego czasu Niels Lauritz Høyen (1798–1870) powtarzał, że narodo-

1 W. Pol, O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem, „Tygodnik Literacki” 1839, nr 22–24.2 Z dziejów polskiej krytyki i teorii sztuki, t. I: Myśli o sztuce w okresie romantyzmu, opr. E. Grab-

ska, S. Morawski, Warszawa 1961, s. 241. W dalszej części artykułu będę korzystać z tekstu Pola, który został umieszczony w tej publikacji.

3 Początkowo, ze względu na skostniały system nauczania, artyści niemieccy wyjeżdżali do Włoch, gdzie działał m.in. znakomity niemiecki pejzażysta Joseph Anton Koch. Dopiero w połowie XIX wieku w Düsseldorfi e i Weimarze wykształciła się grupa znakomitych pejzażystów.

4 Zob. H. Belting, The Germans and their Art. A Troublesome Relationship, Yale University Press, New Haven–London 1998, s. 41 i n.

5 W Muzeum Narodowym w Budapeszcie.

70 Dorota Seweryn-Puchalska

wy charakter sztuki można najlepiej wyrazić poprzez pokazanie topografi i kraju, czyli jego naturalnych cech geografi cznych6. I tak Denkvart Dreyer (1816–1852) czy Martinus Rørbye (1803–1848) wędrowali po kraju, obserwując i malując jego pejzaż7. Ten drugi odkrył Skagen, miejsce, które później stało się duńską kolonią artystyczną. Musimy ograniczyć się tu do kilku przykładów, które jednocześnie po-kazują, jak sztuka polska wpisuje się w nurt myśli europejskiej.

Ale chyba nie będzie nadużyciem, gdy zamkniemy listę przykładów, przypo-minając amerykańskiego malarza Thomasa Cole’a, i zestawimy tekst Pola z Esejem o krajobrazach amerykańskich tegoż artysty. Autor zachęca do obserwacji krajobra-zu amerykańskiego. Widząc jego piękno, pisze: „A Niagara! Ten cud świata” czy: „Pejzaże rzeczne Stanów Zjednoczonych to bogaty i niewyczerpany temat. Hudson jest niedościgniony w swej naturalnej wspaniałości”8. Cole daje wiele takich przy-kładów, twierdząc, że krajobraz amerykański nie ustępuje pejzażowi europejskiemu. Podobnie Pol dostrzega wyjątkowość pejzażu polskiej ziemi, widzi, że „ta różność barw miejscowych, różnych okolic kraju naszego [...] jest istotną galerią widoków przyrodzenia na olbrzymią skalę”9. U Cole’a „pejzaże amerykańskie nie są pozba-wione historycznych i legendarnych skojarzeń – wielka walka o wolność uświęciła niejedno miejsce, i niejedna góra, strumień czy skała mają swoją legendę wartą pióra poety czy też pędzla malarza”10. Pol dostrzega piękno natury, ale traktuje ją jedynie jako tło. Dla niego to pierwszy, najniższy stopień, poprzez który wyraża się sztuka narodowa. Czy zatem Pol swoją propozycją poszukiwania tożsamości narodowej poprzez naturę staje się myślicielem swoich czasów? Czy jest to romantyczne spoj-rzenie na pejzaż, gdy pisze, że „jeżeli nie można iść z góry na dół, potrzeba iść z dołu do góry, jeżeli nie można w sztuce począć od Bóstwa i człowieka, potrzeba od tego zacząć, po czym człowiek chodzi, tj. od ziemi!”11. Wincenty Pol nie nobilituje przy-rody, nie widzi jej rangi, tak jak ją przecież już widzieli artyści przełomu XVIII i XIX wieku. To był czas nowej postawy wobec natury, także nowego spojrzenia na sztukę.

Dawniej – odnosząc się do kilku poprzednich wieków – postawa wobec natury była antropocentryczna. Stąd personifi kowanie sił natury, uczłowieczenie charakte-rystyczne dla kultury antycznej i późniejszej wielowiekowej tradycji. François-René de Chateaubriand, ojciec francuskiego romantyzmu, w swoim dziele Duch chrześci-jaństwa z 1802 roku napisał:

6 B. D. Barrett, North Sea Artists’ Colonies 1880–1920: Their Development and Role in Marketing Modernism: with Particular Reference to the Coast of Denmark, Germany and the Netherlands, Gro-ningen 2008, s. 36.

7 K. Monrad, The Golden Age of Dunish Painting, Nowy Jork 1993, s. 79. 8 T. Cole, Esej o krajobrazach amerykańskich, [w:] Teoretycy, artyści i krytycy o sztuce. 1700–1870,

Warszawa 1989, s. 334. 9 W. Pol, dz. cyt., s. 33.10 T. Cole, dz. cyt., s. 337.11 W. Pol, dz. cyt., s. 32.

71O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola...

[...] któż nie lubował się nad brzegiem morza oglądaniem bielejących pianą dalekich skał. Musimy współczuć Starożytnym, którzy w Oceanie dopatrywali się jedynie pałacu Nep-tuna i groty Proteusa. Przykro byłoby widzieć jedynie przygody trytonów i nereid w bez-kresie mórz, który zdaje się ukazywać nam mgliście miarę wielkości naszej duszy, w tym bezmiarze, który rodzi w nas niejasne pragnienie rozstania się z życiem dla przeniknięcia natury i stopienia się z jej Twórcą12.

Romantyczny przełom w myśli Chateaubrianda i wielu innych przyniósł uwiel-bienie natury i pokorę wobec niej. W mistycznym uniesieniu naturę stawiano ponad człowiekiem, nie odwrotnie. Dokonywała się swego rodzaju sakralizacja natury, sta-wała się ona skarbnicą, źródłem dobra, szczerości. Była wyrazem emocji. A potęga natury wyrażała się między innymi w żywiołach.

Pol w tytule swojego artykułu używa pojęcia – „żywioł”, co z racji romantycz-nych konotacji odsyła nas do tej epoki. Czy jednak Pol rozumie je tak właśnie, jak rozumieli to pojęcie romantycy? W sztuce polskiej tego czasu z wielką trudnością można odnaleźć przedstawienia, w których natura pokazałaby swoją potęgę, gdzie, jak pisze Jacek Woźniakowski, natura wznosiłaby się na wyżyny boskie13. Jednak sztuka polska nie pozostaje przecież bez takich przedstawień. Żywioł wodospadu i morza nie był obcy Franciszkowi Ksaweremu Lampiemu (1782–1852), którego przedstawienia natury mają korzenie jeszcze w osiemnastowiecznej sztuce pejzażu. Jego prace przywołują dzieła francuskiego artysty Josepha Verneta (1714–1789), niezwykle cenionego w swoich czasach14. Porównując pracę Lampiego Rozbitko-wie u brzegu morza z 1840 roku z dziełami Verneta przedstawiającymi wzburzone morze i roztrzaskujący się o skały nabrzeża statek, zwłaszcza obraz z Groeningen Museum w Brugii zatytułowany Wrak z roku 175915, widzimy uderzające podobień-stwa nie tylko w kompozycji, ale także w szczegółach. Postać wyciągająca z morza rozbitka czy mężczyzna siedzący na skale są jakby przeniesieni z obrazów Verneta.

Lampi malował także rwące wodospady, tak lubiane przez romantyków, w tym przez Schellinga, który widział w nich wielkość i dostojeństwo (il. 1). Ale jego pej-

12 F. R. Chateaubriand, Duch chrześcijaństwa, [w:] Teoretycy..., s. 283.13 J. Woźniakowski, Góry niewzruszone, Kraków 1995.14 Popularność Verneta przejawiała się w licznych zamówieniach opisanych przez monografi stę

artysty Léona Lagrange’a, L. Lagrange, Les Vernet. Joseph Vernet et la peinture au XVIIIe siècle, Paris 1864. Najbardziej atrakcyjne były prace, które przedstawiały skały i wodospady, pisze o tym: J. Woź-niakowski, dz. cyt., s. 179. Jednym z artystów, na którego wpływ miał Vernet, był angielski malarz, określany także jako prekursor kinematografi i, Philip James de Loutherbourga. Warto go wspomnieć ze względu na wprowadzenie eidophusikonu (obrazu natury), będącego rodzajem miniaturowej sceny teatralnej, w której w sposób „bliski rzeczywistości” – jak pisał w 1786 roku malarz William H. Pyne – imitował naturę wraz z jej zmiennością, zob. O. Lefeuvre, Philippe-Jacques de Loutherbourg: la période française (1740–1771) i A. Pieńkos, Tracona moc obrazu, czyli epizody nowoczesnego reali-zmu, Warszawa 2012, s. 55 i n. (tam bibliografi a dotycząca artysty).

15 Ilustracje zob. na stronie: http://www.wga.hu/frames-e.html?/html/v/vernet/claude/index.html. W Muzeum Narodowym w Warszawie znajduje się praca J. Verneta Widok na port o poranku, 1774, olej, płótno, 116 × 168 cm.

72 Dorota Seweryn-Puchalska

zaże urozmaicone sztafażem, gdzie przyroda dominuje nad trudno dostrzegalnymi postaciami ludzkimi, można raczej wpisać w kategorię wzniosłości, tego pojęcia, które pojawiło się już w okresie starożytnym u Pseudo-Longinosa, żeby z wielką siłą objawić się w XVIII wieku. Sięga zatem artysta do tradycji osiemnastowiecznego idealizmu, co wyraził poniekąd Aleksander Lesser, pisząc:

[...] krajobrazy Lampiego były pełne utworu poetyckiego, lecz brakło w nich studium natury16.

Tę poetyckość przedstawień wykreowanych przez artystę podkreśla Wincenty Smokowski, nazywając go „malarzem poetą, nade wszystko widoków, które z uczu-ciem piękności tworzy i układa”17. Lampi nie wychodził w plener, malował z wy-obraźni, konstruując swoje prace, czy – jak napisał krytyk – układał, nadając im efekt grozy, siły, malowniczości.

Trzeba tu przypomnieć znakomitego polskiego malarz – Teofi la Antoniego Jaxa Kwiatkowskiego. W 1846 roku powstała jego praca dedykowana „Xiężnie Annie Czartoryskiej” zatytułowana Rozbitkowie18, namalowana w Paryżu pod wpływem sytuacji politycznej, jaka miała miejsce w kraju w 1846 roku. Grupa rozbitków sto-jąca na niewielkiej, wystającej z morza skale, czeka na pomoc. Wokół wzburzone morze, na falach którego unosi się, tonąca już, biało-czerwona fl aga. W 1854 roku artysta powtórzył tę kompozycję w pracy, która też nosi tytuł Rozbitkowie. Jej po-wstanie to reakcja na wojnę krymską, która dla Polaków była nadzieją na odzyskanie niepodległości. Na postrzępionych skałach otoczonych falami morza stoi wpatrzona w dal kobieta, która w podniesionej ręce trzyma polską fl agę. Statek, skała, tratwa na wzburzonym morzu – to w ikonografi i romantycznej symbole nadziei na wolność, która była narodu polskiego wartością najwyższą. Nie trzeba przypominać takich francuskich artystów, jak: Eugène Delacroix, Théodore Géricault, Henri Decaisne czy, zaprzyjaźniony z Zygmuntem Krasińskim, Ary Scheffer, dla których takie przedstawienia stały się wręcz sztandarowe19.

Użyte przez Pola pojęcie żywiołu nie odnosi się do sił natury. Pisze on, że „trzeba począć od tej natury, z którą naród wzrósł pospołu i pośrodku której żyje. Ta różność barw miejscowych, różnych okolic kraju naszego i tego całego planu, na którym naród swe dzieje rozwinął, jest istotną galerią widoków przyrodzenia na

16 A. Melbechowska-Luty, Mali mistrzowie polskiego pejzażu XIX wieku, Warszawa 1997, s. 33.17 W. Smokowski, O malarstwie w Polsce, [w:] Z dziejów polskiej krytyki..., s. 91.18 Rozbitkowie, 1848, akwarela, gwasz, ołówek, 19,9 × 26,4 cm, wł. Muzeum Narodowe w War-

szawie.19 Prace: Wygnańcy greccy na skale z 1825 roku (Historische Museum w Amsterdamie) Scheffera

i Grecy po porażce z 1826 roku (Benaki Museum w Atenach) Decaisne’a uznaje się za te, które mogły mieć bezpośredni wpływ na Kwiatkowskiego, Romantyzm. Malarstwo w czasach Fryderyka Chopina, red. A. Morawińska, Zamek Królewski w Warszawie, 20 listopada 1999–27 lutego 2000, Warszawa 1999, s. 208 i 211.

73O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola...

olbrzymią skalę”20. Dla Pola zatem natura to krajobraz polski i „żywioły na ziemi naszej”, czyli te miejsca, które nasz kraj wyróżniają. To zachęta do malarskiego przedstawiania piękna i różnorodności odmiennych przyrodniczo i etnicznie tere-nów Polski.

Pierwsi, którzy już pod koniec XVIII wieku, jak napisał Józef Ignacy Kraszew-ski, przyjrzeli się krajobrazowi polskiemu, to Zygmunt Vogel i Józef Richter21 (il. 2). Zygmunt Vogel (1764–1826) tworzył widoki pejzażowe, kierując się jednak regułą wyznaczającą ład i porządek kompozycji. Wypływało to jeszcze z ducha oświece-nia i estetyki klasycyzmu, choć historyzm i sentymentalizm przedstawień nadaje im charakter preromantyczny. Vogel, malarz królewski, protegowany króla Stani-sława Augusta Poniatowskiego, został wysłał przez niego w roku 1788 w podróż na tereny ziemi sandomierskiej i krakowskiej „dla odrysowania tych okolic”, co nada-wało pracom charakter bardziej „inwentaryzacyjny” czy dokumentacyjny. Przez dwa lata, do roku 1790, Vogel podróżował od Białej za Krakowem aż do Gdań-ska, rysując odwiedzane miejsca. W 1794 roku rozpoczął serię widoków Łazienek, w 1795 – Arkadii. Akwarele tego artysty są doskonałym dokumentem ikonografi cz-nym. Powstał z nich album z dwudziestoma rycinami, zatytułowany: Zbiór widoków sławniejszych pamiątek narodowych, jako to: zwalisk, zamków, świątyń, nagrobków, starożytnych budowli i miejsc pamiętnych w Polsce, przez Zygmunta Vogla... z natu-ry rysowany, a przez Jana Freya sztychowany. Warszawskiemu Towarzystwu Przyja-ciół Nauk przypisany (1806)22.

Na fali fascynacji ruinami, pomnikami i pamiątkami narodowymi, co miało miejsce pod koniec XVIII wieku, zaczęli pojawiać się malarze, delegowani przez swoich „opiekunów”, by według nowej mody dostarczać im widoki interesujących pamiątek – „starożytności”, jak określano wszystko to, co miało charakter zabytku. I tak na przykład do Kazimierza nad Wisłą trafi ł w 1782 roku Alzatczyk Jan Hen-ryk Müntz. Był ulubionym artystą księcia podskarbiego Stanisława Poniatowskiego, bratanka króla. Odbył on trwającą 167 dni podróż, która wiodła z Warszawy na Mołdawię i Ukrainę. Plonem tej podróży było 97 prac (obecnie w Gabinecie Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie), w tym 35 dużych pejzaży, 50 mniejszych pejzaży lawowanych i 12 rysunków tuszem i akwarelą, które przedstawiały typy wieśniaków ukraińskich. Artysta był w Brodach, Poczajowie, Rydomlu, dotarł aż do Wiśniowca. Jego akwarele znalazły się w albumie Voyage pittoresques [...] de la Pologne. Müntz dodatkowo sam tworzył opisy miejsc. I tak na przykład do ryciny zatytułowanej Wołyń dał taki komentarz:

20 W. Pol, dz. cyt., s. 33.21 J. I. Kraszewski, Krajobrazy, [w:] Z dziejów polskiej krytyki..., s. 113.22 Pisze o tym Jerzy Banach, Zygmunta Vogla „Zbiór widoków sławniejszych pamiątek narodo-

wych” z roku 1806. Początki historyzmu i preromantyzmu w polskiej ilustracji, [w:] Romantyzm. Studia nad sztuką drugiej połowy wieku XVIII i wieku XIX. Materiały sesji Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Warszawa 1967, s. 115–147.

74 Dorota Seweryn-Puchalska

Wąwóz i ruiny dawnego zamku w Rydomlu, między Brodami a Wiśniowcem, mniej wię-cej o 5 mil od Brodów i dużą milę od Wiśniowca, o 2 mile od Poczajowa, gdzie rozpoczyna się już zła, boczna droga, lecz kraj jest żyzny i bardzo malowniczy. Mury zamku zbudowano z kamieni wapiennych bogatych w muszle, wydobytych u podnóża góry, na której stoi za-mczysko; pochodzi z XIV wieku i powstało w tym wąwozie dla powstrzymania najazdów tatarskich, które tędy robiły wypady na Galicję... itd.23

Napisał także, już nie koncentrując się na historii:

Drogi aż do Wiśniowca okropne w czasie deszczu. Cała powierzchnia mocno sfalowana, dość zasobna w lasy, brzozy, lipy i drzewa owocowe. Ziemia orna żyzna, daje wszelkie pro-dukty, ale żyto i inne zboża nie tak dojrzałe jak w stronie Brodów24.

Elżbieta Budzińska pisze o pracach Müntza:

[...] te drobne najczęściej obrazki, wtopione harmonijnie w krajobraz, stanowią w dużej mierze o poznawczych walorach jego rysunków i znakomicie uzupełniają swym reporterskim charakterem malowniczą opowieść rysownika-pejzażysty o kraju25.

Te „podróże malownicze”, jak je określano, miały raczej charakter historiozo-fi czny. Obok wrażeń ściśle artystycznych ważniejsza była dokumentacja, będąca następstwem patriotycznej zadumy nad dawną świetnością naszych ziem i nad ich stanem aktualnym.

Artystów, którzy odbywali podróże malownicze, było wielu. Trudno tu ich wszystkich wymienić. Wspomnijmy jeszcze tylko o Kazimierzu Wojniakowskim (1772–1812), który wykonał ponad sto rysunków ukazujących Kresy, w tym wido-ki Wołynia. Ale także późniejsi artyści, trzymając się maniery osiemnastowiecznej, realizowali program uwieczniania znanych miejsc z mapy „krajoznawczo-zabytko-wej” Polski; choćby widoki okolic Krakowa Saturnina Świerzyńskiego (1820–1885) będące obecnie znakomitym materiałem ikonografi cznym26.

Dzienniki z podróży w formie ilustracyjnej powstawały w całej Europie. Przy-kładem niech będzie namalowana w latach 1774–1778 seria blisko 200 obrazów alpejskich. Stworzył ją szwajcarski malarz Caspar Wolf dla wydawcy i uczonego Abrahama Wagnera z Berna, z których ten sporządził i opublikował grafi czne kom-pendia; zorganizował także wystawy dzieł Wolfa w Bernie i Paryżu. Zamierzeniem Wagnera było pokazanie rozmaitych typów krajobrazu górskiego, strumieni, wodo-

23 Jana Henryka Müntza podróże malownicze po Polsce i Ukrainie (1781–1783), opr. E. Budzińska [album ze zbiorów Gabinetu Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie], Warszawa 1982.

24 Tamże.25 Tamże.26 Np. Widok Tyńca Saturnina Świerzyńskiego z 1867 roku znajduje się w Muzeum Narodowym

w Krakowie.

75O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola...

spadów, grot, lodowców, jezior. Wszystko to malarz rejestrował z natury w wido-kach letnich i zimowych. Powstała seria, rodzaj dziennika malarskiego z podróży, opisująca malarsko jeden region geografi czny.

Ta współpraca między malarzem a uczonym w drugiej połowie XVIII wieku nie była czymś wyjątkowym. Jak pisze Andrzej Pieńkos, mamy dzięki temu połącze-nie prawdy sztuki, natury i nauki27. Malarz miał rejestrować to, co potem wykorzy-sta uczony. Nie zawsze miało to wysoką wartość artystyczną. Musiało być zgodne z rzeczywistością, wręcz miało ją kopiować. Wykonywano szkice gwaszem lub ole-jem na kartonie – w górach, na znacznej wysokości, gdzie nie docierali wcześniej malarze. Następnie wracano do pracowni, gdzie malowano według nich duże ob-razy. Format był ujednolicony, dopasowany do wymiarów niesionej przez tragarza skrzynki. Skrzynki były po to, żeby artysta obrazy malowane w pracowni na podsta-wie szkiców mógł zabrać ze sobą w Alpy i sprawdzić, czy prawdziwie odwzorował motyw. Dla wiarygodności, że malowano z natury i że wiernie ją przedstawiano, powstawały takie sceny: malarz dotyka jakiegoś głazu, a obok stoją wszyscy przed-stawiciele ekspedycji. Albo na obrazie pokazywano artystę, który maluje konkretny motyw28. Takie zabiegi podkreślały „naukowy” charakter samego aktu twórczego.

* * *

Pol wypomina młodym artystom, „niepospolitym talentem obdarzony[m]”, że ich droga wiedzie do Wiednia, Berlina, Drezna, Monachium, Paryża i Rzymu29. Józef Ignacy Kraszewski 17 lat później, w 1856 roku, apelował do artystów, żeby nie malowali ani niemieckich miasteczek, „często niepięknych i pospolitych”, ani par-ków angielskich, ani Szwajcarii30. Przecież takich artystów w połowie XIX wieku było wielu. Wyjeżdżali przede wszystkim po to, żeby pobierać nauki. Ale przyczy-niała się do tego także popularność samego podróżowania.

Pracujący przy Albumie Wileńskim Albert Żamett (1821–1877), wilnianin, dzię-ki Benedyktowi Tyszkiewiczowi dostał szansę wyjazdu do Rzymu. Powstały liczne widoki Italii – idylliczne pejzaże, naznaczone klasyczną tradycją malowania natury.

Beduini, Arabowie w orientalnym pejzażu na obrazach Franciszka Tepy (1829–1889)31, uważanego za jednego z lepszych malarzy lwowskich XIX wieku, to rezultat podróży do Egiptu, Grecji i Ziemi Świętej, jaką odbył wraz z Adamem

27 A. Pieńkos, Malarstwo Natury w Wieku Rozumu, czyli rozmaite przypadki prawdy sztuki, [w:] Prawda natury, prawda sztuki. Studia nad znaczeniem reprezentacji natury, red. R. Kasperowicz, E. Wolicka, Lublin 2002, s. 15.

28 Tamże, s. 16.29 W. Pol, dz. cyt., s. 30–31.30 J. I. Kraszewski, dz. cyt., s. 115.31 Monografi stą Franciszka Tepy jest Michał Domański, M. Domański, Ze studiów nad malar-

stwem lwowskim XIX wieku. Franciszek Tomasz Tepa i jego krąg, Lublin 1985.

76 Dorota Seweryn-Puchalska

hr. Potockim. Ale gdy malował dla Włodzimierza hr. Dzieduszyckiego, powstawały widoki Lwowa, Huculszczyzny, a także Tatr.

Góry te były ulubionym tematem artystów Polskich. Nawet ci, którzy odkry-wali pejzaże Hiszpanii, Włoch, Szwajcarii czy Niemiec, jak Józef Marszewski (1825–1883), zachwycali się Tatrami. Marszewski – malujący nastrojowe, roman-tyczne widoki – robił wyprawy nie tylko w góry, ale także na Litwę, Ukrainę. Arty-stą Tatr stał się Gustaw Daniel Budkowski (1813–1884), studiujący w akademiach w Petersburgu i Düsseldorfi e, oraz Alfred Schouppé (1812–1899), który pod koniec życia zamieszkał w Szczawnicy. Ten ostatni był uczniem Jana Nepomucena Gło-wackiego (1802–1847), który zapoczątkował w malarstwie polskim typ pejzażu gór-skiego, kontynuowany przez Aleksandra Płonczyńskiego (1820–1858), a następnie przez Aleksandra Kotsisa (1836–1877).

Płonczyński, prowadząc katedrę perspektywy i „krajowidoków” w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, uczył malować w plenerze32. Jego „odpowiednikiem” w War-szawie był Jan Feliks Piwarski (1794–1859), profesor malarstwa krajobrazowego w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych. Gdy Pol pisał o widokach, że „potrzeba je tylko ująć w ramy, zbliżyć oku i umieć pochwycić tajemną ich mowę”33, zapraszał artystów do wyjścia w plener, do malarskiego przedstawiania piękna i różnorodności odmiennych przyrodniczo i etnicznie terenów Polski. Artyści – może trochę nieświa-domie – podchwycili myśl Pola, Piwarski był jednym z pierwszych34. Nie odznaczał się wprawdzie zbyt wielkim talentem, ale był znakomitym pedagogiem i, co było ważniejsze, wręcz rewolucyjne – zabrał studentów z pracowni w plener. Uważał, że pejzaż, żeby go odkryć i zrozumieć, musi być malowany z natury35, była to w Pol-sce nowość. Malarstwo pejzażowe było wówczas poddane rygorom Akademii. Pejzaż zajmował w hierarchii tematów dość niską pozycję. W akademickim rozumieniu mu-siał być namalowany „z głowy”, nie z natury, miał być dziełem wykoncypowanym, najlepiej gdy pozwalał się wpisać w uznane przez Akademię kategorie pejzażu „hi-storycznego” lub „pastoralnego”, co oznaczało, że krajobraz był tylko tłem dla scen mitologicznych, biblijnych, rzadziej historycznych. Pejzaż bez takich treści, pejzaż czysty dla Akademii nie istniał. Zaczął natomiast istnieć dla młodego pokolenia mala-

32 Pierwsze udokumentowane malowanie w plenerze w Europie miało miejsce w połowie XVIII wieku.

33 W. Pol, dz. cyt., s. 33.34 Artysta pochodził z podpuławskich Włostowic. Nie pobierał nauk w Akademii, uczył się rysun-

ku w szkołach w Kazimierzu i Lublinie, a następnie w Puławach u pejzażysty Józefa Richtera, który zo-stał sprowadzony do Puław przez Czartoryskich w 1806 roku z Drezna, na miejsce Jana Piotra Norblina. O Janie Feliksie Piwarskim zob. m.in.: J. Czerzniewska, J. Talbierska, Jan Feliks Piwarski (1794–1859). Pierwszy kustosz gabinetu rycin królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego. W 150. rocznicę śmierci, Warszawa 2009.

35 W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie znajduje się ponad 200 rysunków i akwarel Piwarskiego. Są tam dwa szkicowniki: pierwszy, z lat 1824–1834, powstały w czasie podróży w okolice Raszyna, Puław, Lublina i Kazimierza Dolnego, drugi, z lat 1852–1859, w którym znajduje się około 100 rysunków, w tym widoki Warszawy i jej okolic. Tamże, s. 18.

77O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola...

rzy europejskich, dorastającego w latach dwudziestych XIX wieku. I tak też pejzaż ro-zumiał Piwarski, chciał tego nauczyć swoich studentów. Jak napisał Wojciech Gerson, jego wychowanek, „Piwarski umiał uczniów natchnąć zamiłowaniem do wszystkiego, co malownicze”. Słowo „malownicze” oznaczało to co rodzime, swojskie. Ukochanie pejzażu rodzimego mogło być odbiciem patriotyzmu Piwarskiego, który przybrał na sile w czasie jego pobytu w Puławach w latach młodzieńczych. Jako profesor zabie-rał swoich uczniów poza miasto i, jak napisał jeden z jego wychowanków Ludwik Jenike, „otoczony gronem kilkunastu, a czasem kilkudziesięciu uczniów, przewod-niczył ku miejscom najwłaściwszym do studiów z natury, obierał punkta i sadowił każdego stosownie do potrzeb; obchodząc potem kolejno wszystkich, zaglądając do rysunków, wskazując błędy, zachęcał, radził, poprawiał, i nareszcie, dobywszy sam książkę szkicową, siadał gdzie na uboczu, pracując razem z młodzieżą”. Powrót z tych przechadzek był żywiołowy, wesoły. Uczniowie śpiewali piosenki na cześć uwielbia-nego nauczyciela, a przy każdej zwrotce czapki leciały z głów i rozbrzmiewał okrzyk: Vivat! Nasz pan professor”36. Taka postawa Piwarskiego pozwalała w nowy sposób spojrzeć na naturę, tę dookolną, realną, bez historii i mitologii. Myśl Anglika Johna Constable’a, który wzywał do malowania pejzażu „w czysty, szczery sposób”, przy-świecała Piwarskiemu, ale i innym artystom. Wspomniany Jan Nepomucen Głowacki czy Chrystian Breslauer (1802–1882), następca Piwarskiego na stanowisku profesora malarstwa krajobrazowego, kontynuowali plenerowe „seminaria” (il. 3).

Artyści tego czasu, równolegle z artystami europejskimi, zaczęli wędrówkę ku realizmowi. Apolinary Horawski napisał w liście do Pawła Trietiakowa:

[...] chcę naśladować naturę, odrzucić wszystko, co się widziało za granicą i w ojczyź-nie: żeby profesorem moim było prawo przyrody.

Pol pisał o tajemnej mowie natury, o naturze pełnej prawdy. Według niego ma-larz musi uchwycić stronę „poezyjną krajobrazu”37. O „szlachetnej poezji natury”, którą miał oddać znakomity pejzażysta francuski Jean-Baptiste Camille Corot, pisał także Marc Lafargue38. Wojciech Gerson, uczeń Piwarskiego, wspomina, że nie było jeszcze modnego terminu francuskiego plaine aire, ale była już w praktyce praca pod gołym niebem, studia słoneczne i bezsłoneczne, za pomocą których profesor Piwarski umiał wdrażać uczniów w odczuwanie piękna i realizmu natury. Później sami studenci profesora wyruszali za miasto. Gerson wraz z grupą kolegów: Fran-ciszkiem Kostrzewskim, Henrykiem Pillatim i Marcinem Olszyńskim, wyruszyli w Polskę, nazywając te wyprawy wycieczkami wodno-piechotnymi39. Pozostało po

36 Tamże, s. 23.37 W. Pol, dz. cyt., s. 33.38 Corot w oczach własnych i w oczach przyjaciół, opr. P. Courthion, Warszawa 1968, s. 225.39 Zob. Warszawska „cyganeria” malarska. Grupa Marcina Olszyńskiego, opr. S. Kozakiewicz,

A. Ryszkiewicz, Wrocław 1955.

78 Dorota Seweryn-Puchalska

nich wiele szkiców: rysunków, akwarel. Gerson dotarł do Kazimierza nad Wisłą. Swoje wrażenia z pobytu opisał w cyklu Powiśle. Szkice piórkiem i ołówkiem kre-ślone, które ukazały się w 1885 roku w warszawskim „Tygodniku Powszechnym” i były ilustrowane pracami artysty (il. 4). Gerson, Kostrzewski, Pillati i młodszy od nich Józef Szermentowski świadomie dążyli do odnowy malarstwa pejzażowego, a także rodzajowego. „Żywili się malarsko”, jak pisał Kenig w „Gazecie Warszaw-skiej”, tym co dostrzegali naokoło, na ziemi, w życiu potocznym, w naturze. Akcen-towali polskość motywów i lokalny koloryt. Do głosu dochodziła spontaniczność spojrzenia, wierność w przedstawianiu realnej, a nie wykoncypowanej natury. Uwal-niali malarstwo pejzażowe od akademickiego gorsetu. Wzrosła wrażliwość w pa-trzeniu na naturę i pogłębiona jej interpretacja. Chcieli uchwycić to, co najbardziej charakterystyczne dla polskiego krajobrazu.

Dla Pola krajobraz był jedynie tłem, na którym „dopiero może swą grę roz-począć indywidualność pojedynczych szczepów narodu naszego [...]. A i cóż to piękności w tym ludzie? Co prawdy, co siły w zwyczajach, w obyczajach, w życiu, w pracy i w zabawach jego? Pasterze, rybacy, łowcy, rolnicy i fl isi, a to wszystko takie różne, takie dziwne i miłe, i swoje! Jakież pole dla malarza!”40. Brzmi to jak zapowiedź nadchodzącego w Polsce realizmu. Pol stał na granicy dwóch postaw. Po-brzmiewa jeszcze duch romantyczny, ale już skłania się ku nowej myśli, dając pro-pozycję sztuki, która zmierza w kierunku realizmu. Ale dla artystów drugiej połowy XIX wieku natura będzie czymś niezmiernie istotnym, jednocześnie ważna stanie się otaczająca ich „zwyczajna” rzeczywistość – „obrazy z ludu”, życie zwykłego człowieka, jego praca. O tym przecież pisze Pol. Niedługo pojawi się na scenie sztu-ki polskiej Aleksander Kotsis, najgorliwszy „badacz” życia chłopów, a może raczej ten, który pochyla się nad ich losem (il. 5). Potrafi ł w romantycznym jeszcze duchu przedstawić postać wpatrzonego w dal kosiarza41, żeby przejść przez sentymentalne, wręcz sielskie scenki z życia chłopów do pełnych realizmu czy nawet naturalizmu scen z Matula pomarli czy Ostatniej chudoby. Dalej ci, którzy znakomicie będą potrafi li połączyć naturę i „obrazy z ludu”, to Franciszek Kostrzewski i Aleksander Gierymski (il. 6). Pierwszy, tak jak chciał Pol, pokazał życie ludu. Sztukę drugiego, jej fragment, w który wpisuje się Trumna chłopska, można skomentować słowami Bolesława Prusa:

[...] badaj i kochaj wszystko, co Cię otacza: naturę, ludzi, nawet brzydotę i ubóstwo. Nie pogrążaj się w jałowych marzeniach, ale staraj się zbliżyć do świata, a znajdziesz w nim takie piękności, jakich nie wymyśli najgenialniejszy poeta. Sztuka realna nie podstawia urojeń i złudzeń zamiast prawdy, ale z rzeczywistości wydobywa treść piękną i uczy ją odnajdować w życiu codziennym, które w języku idealistów nazywa się „szarym” i „płaskim”42.

40 W. Pol, dz. cyt., s. 34.41 Kosiarz, ok. 1862, olej, tektura, 53 × 59 cm, wł. Muzeum Narodowe w Krakowie.42 B. Prus, Kroniki tygodniowe, „Kurier Warszawski” 1885, nr 18.

79O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola...

Realizm na krótki czas w Polsce przekształcił się w naturalizm, czyli, jak go określił Mieczysław Porębski, mutację realizmu. Naturalizm miał być drogą do wzmocnienia rangi naszej sztuki, miał spowodować, że stanie się ona sztuką europejską. Walczyli o niego krytycy i artyści skupieni wokół warszawskiego „Wędrowca” w latach osiemdziesiątych XIX wieku. Najważniejsi to Antoni Sy-gietyński i Stanisław Witkiewicz. Sygietyński spędził kilka lat w Paryżu (1878–1882), studiował w École de Beaux Arts i na Sorbonie. Znał myśl Taine’a, ana-lizował francuskich naturalistów, tłumaczył Balzaka. Tę dyskusję zapowiadały Listy o sztuce Cypriana Godebskiego z 1875 roku, które wcześniej pojawiły się na łamach „Gazety Polskiej”.

* * *

Francuski artysta Jules Bastien-Lepage tuż przed śmiercią, chcąc przekazać mą-drość starego mistrza młodemu malarzowi Louis de Fourcault, stwierdził, że praw-dziwy artysta może tworzyć jedynie w miejscu, gdzie się wychował, gdzie są jego korzenie43. Bastien-Lepage, naturalista, nie mówił tego w kontekście sztuki narodo-wej, ale w kontekście uniwersalnym, ogólnoludzkim. Dla Howarda Russela Butlera, malarza amerykańskiego, Bastien-Lepage był więcej niż dobrym malarzem. Potrafi ł bowiem pokazać to, co czuje, myśląc o ludzkiej naturze, a nie potrafi ł tego zdefi nio-wać44. Naturalizm traktował człowieka jako integralną część przyrody, podporząd-kowaną jej prawom. Celem było zatem poszukiwanie utraconego związku z naturą. I gdy dwaj wybitni polscy artyści – Józef Chełmoński45 i Jacek Malczewski – po-wtórzą, swoją postawą artysty przywiązanego do miejsca, słowa Bastien-Lepage’a, nie wiemy, czy mieli na myśli kontekst narodowy, czy uniwersalny, człowieczy (il. 7, 8). Od końca XIX wieku sztuka będzie szła w kierunku uwolnienia się od narodowego charakteru. Uwolnić się także będzie chciała od sztuki historycznej, w której, jak chciał Pol, nagromadzone żywioły przeszłości staną ponad żywioły malarstwa pokazującego obraz ziemi, czyli natury, oraz „obrazy z ludu”46.

* * *

Dyskusja na temat sztuki polskiej rozpoczęta w latach trzydziestych XIX wie-ku – które przyjmujemy za początek polskiej krytyki artystycznej – trwała właści-wie do końca wieku, ale jej kulminacja przypadła na połowę wieku XIX. Podjęli ją nie tylko teoretycy sztuki, ale także literaci oraz malarze. O potrzebie narodowego malarstwa polskiego pisali, między innymi: Seweryn Goszczyński, Wincenty Smo-

43 M. Jacobs, The Good and Simple Life. Artist Colonies in Europe and America, Oxford 1985, s. 15.44 Tamże, s. 14.45 Zob. T. Matuszczak, Józef Chełmoński, Kraków 2003.46 W. Pol, dz. cyt., s. 36.

80 Dorota Seweryn-Puchalska

kowski, Józef Ignacy Kraszewski czy Józef Kenig. Na łamach prasy odbywały się polemiki przeciwstawnych postaw, w tym, między innymi, podjęta przez Wojciecha Kornela Stattlera i Józefa Kremera czy prowadzona z dużo większą ostrością waż-na dyskusja pomiędzy Julianem Klaczką a Cyprianem Norwidem, choć Aleksander Lesser w 1852 roku47 głosił, że powinien nastąpić kres ataków na sztukę narodową. W 1857 roku Klaczko opublikował swoją krytyczną rozprawę w paryskich „Wiado-mościach Polskich”, a rok później w specjalnej broszurze48. Nie widział możliwości wykształcenia się sztuk plastycznych w Polsce. Dostrzegał indywidualne uzdolnie-nia artystów, ale uważał, że w rozwoju sztuki polskiej przeszkadza „surowość nasze-go klimatu i surowość naszego obyczaju” oraz brak wielowiekowej tradycji właśnie w zakresie sztuk plastycznych49. Pisał, że „nie okazaliśmy do owych sztuk plastycz-nych ani powołania, ani nawet pociągu!”50. Wzburzony tym tekstem Norwid szybko zareagował, wydając jesienią 1857 roku, na własny koszt, broszurę, w której, pomi-mo że dostrzegał niezbyt wysoki poziom sztuki polskiej, widział ją żywą, z poten-cjałem oraz – może przede wszystkim – jej społeczny wymiar. W końcu XIX wieku krytyka artystyczna podążyła w innym kierunku; koncentrując się mniej na tekstach teoretycznych, a bardziej na recenzjach z wystaw, szanse dla sztuki polskiej widziała w zbliżaniu się do sztuki europejskiej i odejściu od sztuki narodowej.

47 A. Lesser, Młodzi malarze nasi, „Gazeta Codzienna” 1852.48 „Wiadomości Polskie” 1857, nr 21, 23 i 41. Klaczko w tym roku dołącza do redakcji „Wiado-

mości Polskich”.49 J. Klaczko, Sztuka polska, [w:] E. Nowicka, K. Kuczyńska, Dwa głosy o sztuce: Klaczko i Nor-

wid, Polemika krytycznoliteracka w Polsce, t. 2, Poznań 2009, s. 42. Na temat polemiki między Klaczką a Norwidem zob. także: Z. Trojanowicz, Ostatni spór romantyczny. Julian Klaczko–Cyprian Norwid, Warszawa 1981.

50 Tamże, s. 49.

81O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola...

Il. 1. Franciszek Lampi, Krajobraz z wodospadem, I poł. XIX w., olej, płótno, 70 × 53 cm, zbiory Muzeum Lubelskiego w Lublinie

82 Dorota Seweryn-Puchalska

Il. 2. Wg rys. Józefa Richtera, Widok pałacu w Puławach od strony dziedzińca, ok. 1809, akwarela, 34,5 × 28 cm, zbiory Muzeum Lubelskiego w Lublinie

83O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola...

Il. 3. Chrystian Breslauer, Pejzaż, 1862, olej, płótno, 28,5 × 37 cm, zbiory Muzeum Lubelskiego w Lublinie

84 Dorota Seweryn-Puchalska

Il. 4. Wojciech Gerson, Ruiny zamku w Janowcu n/Wisłą, 1853, ołówek, papier, 22,7 × 28,6 cm, zbiory Muzeum Lubelskiego w Lublinie

85O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola...

Il. 5. Aleksander Kotsis, Zwózka siana, olej, płótno, 25,5 × 31 cm, zbiory Muzeum Lubelskiego w Lublinie

86 Dorota Seweryn-Puchalska

Il. 6. Franciszek Kostrzewski, Rozmowa plebana z Żydem, 1857, olej, płótno, 45 × 55 cm, zbiory Muzeum Lubelskiego w Lublinie

87O malarstwie i żywiołach jego w kraju naszem Wincentego Pola...

Il. 7. Józef Chełmoński, Droga w lesie, 1905, olej, płótno, 28,5 × 42 cm, zbiory Muzeum Lubelskiego w Lublinie

88 Dorota Seweryn-Puchalska

Il. 8. Jacek Malczewski, Autoportret z Parkami, 1920, olej, tektura, 97 × 70 cm, zbiory Muzeum Lubelskiego w Lublinie

Paweł Jarczewski

Żuławy Wiślane w opisie Wincentego Pola

Wincenty Pol jako ojciec polskiej geografi i obok spuścizny literackiej pozosta-wił interesujący dorobek naukowy. Jego znaczna część poświęcona została zagad-nieniom hydrografi cznym, będących efektem wędrówek krajoznawczych. Pod tym względem na uwagę zasługuje żuławski epizod z życia Wincentego Pola, który stał się podstawą krótkiego szkicu Na groblach zawartego w tomie Północny wschód Europy, część III: Obrazy z życia i natury.

W delcie Wisły Wincenty Pol przebywał dwukrotnie, po raz pierwszy po upadku powstania listopadowego. Wówczas władze pruskie internowały wojska powstań-cze, które wycofując się z Litwy, przekroczyły granicę pruską i zostały rozlokowane w różnych miejscowościach. Po raz drugi pojawił się tutaj w 1842 roku. Wzmiankę o planach podróży w rejon delty Wisły znajdujemy w liście do Kajetana Wincentego Kielisińskiego, który został wysłany z Mariampola. Pol pisał:

[...] a pomiarkujcie, proszę, czy by to uszło być w Wielkiej Polsce mimo jazdem, jeżeli tej jesieni uzyskam paszport na zjazd naturalistów niemieckich.

Nie posiadamy dowodów na to, iż Wincenty Pol uczestniczył w zjeździe. Pobyt na Pomorzu Gdańskim pozwala jednak stwierdzić, iż taki paszport otrzymał, a z Ga-licji na Pomorze Gdańskie musiał jechać przez Wielkopolskę i Kujawy.

Istnieje kilka teorii dotyczących etymologii nazwy Żuławy. Wincenty Pol w utworze Na groblach stwierdza:

[...] krainę na dolnej Wiśle, gdzie się żuł w ławy złożył [...] żułem leśnym nazywa lud namuł roślinny, tworzący się w puszczach, borach i lasach, kawowego, czekoladowego a na-wet czarnego koloru.

Wyjaśnia genezę tych ziem:

[...] rzeki tworzące ziemie żuławskie na swem ujściu, albo płynęły niegdyś, albo płyną przez lesiste obszary i uprowadzają ze sobą leśne wody, niosące żuł leśny.

Ponadto Wincenty Pol proponuje, by „krainę na dolnej Wiśle nazwano Żuława-mi”. Już w XVI wieku Marcin Kromer, biskup warmiński, pisze:

90 Paweł Jarczewski

Wisła za Marienburgiem na dwie gałęzie rozdzielona tworzy wyspę żyzną, którą nasi nazywają większą Żoławią.

W I połowie XIX wieku tereny delty Wisły, gdzie przebywał Wincenty Pol, na-zywano Werder. Określenia tego używał też Marcin Kromer:

Wyspa owa nazwana większą [...] pomiędzy dwoma korytami Wisły [...] ma imię wyspa przyległa.

Z kolei wiek XVIII przynosi inne znaczenie tego słowa: „[...] Polacy nazywają werder – Zolava, a łacinnicy – Insulava lub Insula”, co może oznaczać, że Werder to w delcie Wisły nazwa lokalna, na określenie terenów wynurzonych i ustabilizo-wanych. Wcześniej były to nisko położone i zarośnięte bagna – Kempe. Wynurzenie było efektem naniesienia żułu, który następnie ułożył się w tak zwane ławy. Tereny te z biegiem czasu osuszano i otaczano groblami, co sprawiało, że stawały się wy-spami na wodzie.

Wincenty Pol konsekwentnie stosuje nazewnictwo poszczególnych części Żu-ław, pisząc:

[...] trzy wyspy [...] między Nogatem a Szkarpawą położona jest wyspa nazywa-na Żuławami Większemi, czyli Malborskiemi, [...] położoną wyspę nazywają Żuławami Mniejszemi, czyli Gdańskiemi, [...] tę zaś [...] od północy morzem jest oblana nazywają Mierzeją.

Nawet pobieżna analiza obrazu Na groblach świadczy o jego wyjątkowości, zarówno pod względem dokładności i rzetelności przedstawionego materiału, jak i umiejętności literackiego opisu. Na uwagę zasługuje bardzo dokładny opis utwo-rzenia nowego ujścia Wisły pod wsią Górki. W 1840 roku Polowi udało się odnaleźć rybaka, który nocą z 31 stycznia na 1 lutego tego roku pełnił dyżur na Wiśle, i jako pierwszy przepłynął jej nowym ujściem:

[...] 1 lutego 1840 r. w nocy wyrżnęła się nowym korytem wprost ku morzu około wioski Najfar (Górki) przerwawszy zaspy ruchomego piasku Mierzei.

Wincenty Pol, wykorzystując fakt, iż nowe ramię Wisły nie posiada nazwy, po-stanowił ją nadać. Jego fantazja poetycka podpowiedziała mu nazwę używaną do dzisiaj, trafnie oddającą to, co zdarzyło się w mroźną lutową noc:

To nowe koryto Wisły nie ma dotąd nazwiska, a że się niém Wisła tak poczciwie i raźno ku morzu przebrała, nazwijmy ją tutaj – Śmiałą Wisłą.

O wyjątkowości obrazu Na groblach świadczy opis Żuław Wiślanych. Zanim jednak Wincenty Pol dokonał charakterystyki życia w delcie Wisły, nie bał się po-równania regionu do włoskiej Wenecji. Pisze:

91Żuławy Wiślane w opisie Wincentego Pola

[...] jeżeli Wenecja jest miastem na wodzie – to można by tu o Żuławach powiedzieć: że Żuławy są krajem na wodzie – i w głąb każdej własności zachodzą lub przechodzą statki po wodnym gościńcu.

Następnie przechodzi do charakterystyki sieci rzecznej ważnej w regionie, bo zastępującej sieć dróg, szlaków:

[...] obszar zapadły ma własną sieć wodną i stosownie do miejscowości jest każda wła-sność z jednej strony oddzielona groblami, z drugiej połączona kanałami i systemem wodnej sieci, przekop i kanałów z których każdy jest spławny i żeglowny dla użytku miejscowego,

[...] wszystkie wody mają tu bardzo mało spadku albo [...] nie mają spadku żadnego.

Uważny czytelnik znajdzie w opisie podstawowe typy jednostek pływających:

[...] wszędzie pełno mostków i kładek zwodzonych, bo po kanałach przechodzą statki, czółna, promy i żeglowne berlinki.

Wincenty Pol uwagę kieruje na mieszkańców. Przybliża ich codzienne zajęcia:

[...] drzewo, które Wisła i Nogata [...] uprowadza, wówczas cała ludność miejscowa za-jęta łapaniem tego drzewa, które na groblach w stosy i piramidy ułożone, osycha z roku na rok, a potem w sągi pocięte lub na budulec wyrobione, na deski potarte idzie nie tylko w na-brzeżny handel ale nawet na targ morski.

Zwraca uwagę, że każdy mieszkaniec tych terenów to nie tylko rolnik, ale i mły-narz, rybak, kupiec, „bo Żuławiak każdy jest zarazem młynarzem i przerabia nie tylko własne zboże na krupy i mąkę ale zakupuje zboże spławne Wisłą, by przez cały rok utrzymać młyn swój w ruchu”, „pod dachem w stodole ładują się statki na-białem, mianowicie zaś serami i masłem i mąką i krupami, całymi łasztami owoców, jarzyn, wędlin, drobiu i wiązanek suchego paliwa a odbiwszy od progu własnego, dostają się wodą do Gdańska, do Kopenhagi i Sztokholmu w 1 stronę, a w drugą do Królewca, Rygi, Petersburga”.

Na uwagę zasługuje opis rolniczego charakteru delty Wisły – Wincenty Pol pi-sze o rodzajach upraw, trzody chlewnej:

[...] są też przez cały rok Żuławy [...] prześliczną łąką,

Osobny też rodzaj bydła mają Żuławy, które z mleczności swojej słynie [...] jest to czar-no – srokata rasa o krętych rogach i ostrej kości,

[...] krowę może mieć tu każdy – co ją sam wychowa,

[...] łąki przegradzają sady szlachetnych drzew owocowych i wierzbniki dające opał.

92 Paweł Jarczewski

Co więcej, zwraca też uwagę to, że „każden kawałek ziemi jest użyty i na poży-tek obrócony”.

Wincenty Pol nie ogranicza się do typowych opisów terenu i jego mieszkańców. Zwraca uwagę na kwestię własności:

[...] gospodarstwo z całą przynależytością łąk i ogrodów, pól i sadów, wierzbników i ży-wych płotów, kanałów i grobel – płacą od 50 do 100 tysięcy talarów wartości – i bardzo trud-no nabyć taką własność, bo tu nie nabywa się własności, ale przychodzi się do niej właściwie tylko spadkiem.

W wyczerpujący sposób został opisany charakterystyczny dla Żuław dom pod-cieniowy:

[...] cała dolna część domu jest obszerna i lądem urządzona na gospodarski warsztat, gdzie się wszystko przyrządza i ładzi. Jeżeli dół mieszkalnego domu jest rządnym warsz-tatem w którym gospodarz i gospodyni krzątają się wiecznie [...] obok kuchni wielkie izby sypialne, jadalne i robocze,

[...] piętro każdego domu, oddzielone osobnym wschodem i drzwiami jest już mieszka-niem zamożnego [...] kosztowne posadzki i obicia, wytworne meble, szafy, zbiory porcelany, naczyń, najróżniejsze zwierciadła, kosztowne zegary, drzwi z palisandru i mahonie, fi ranki i pokrycia mebli, dywany.

Autor zaznacza, że górną część domu „otwiera się ono tylko na przyjęcie znako-mitego gościa w czasie chrzcin lub wesela”. Wincenty Pol opisuje także najbardziej charakterystyczny element żuławskiego krajobrazu – wiatraki (wietrzne pompy):

[...] każda własność ma wiatraki, które w ruch nieustanny wprawiają olbrzymie pompy odlewające wodę,

[...] lada wietrzyk, który po równym, zielonym krajobrazie przeciągnie czy to od morza, czy to od lądu – wprawia w ruch skrzydła tysiąca wiatraków, wszystkie kolorowe chorągiew-ki i fl agi.

Opis Żuław Wiślanych utrwalony przez Wincentego Pola stanowi istotną część jego spuścizny. Przemierzając deltę Wisły, starał się dostrzec i opisać wszystko, co było interesujące. Dzięki precyzji i dbałości o szczegóły podkreślał szacunek, doro-bek pokoleń oraz ciężką pracę, jaka została włożona w ten wyłoniony skrawek lądu. Obraz żywiołu wody: piękny, przyjazny, budzący zachwyt, z jednej strony, z drugiej – kapryśny, nieprzewidywalny i zdradziecki, potwierdzał prawdę, że wobec potęgi i żywiołu człowiek wydaje się mały i bezradny, jest skazany na jego łaskę.

Krystyna A. Harasimiuk

Geografi czna twórczość Wincentego Polaw oczach lwowskich geografów

Powołanie Wincentego Pola na uniwersytecką katedrę geografi i spotkało się z powszechnym niezrozumieniem. Był w świadomości społecznej wieszczem, poetą-bardem, a odejście od poezji traktowane było wręcz jak odwrócenie się od posłannictwa wobec narodu. Tymczasem, jak pisze Henryk Barycz:

Winniśmy bowiem zdać sobie sprawę, że to uporczywe, wbrew opinii kraju, odda-wanie się przez Pola geografi i wypływało nie tylko ze skłonności estetycznych, odczucia piękna krajobrazu, ale było wynikiem głębszych potrzeb i dyspozycji wewnętrznych: dąż-ności do pokazania społeczeństwu przyrodzonych warunków bytu narodowego jako pod-stawy jego rozwoju oraz ambicji wprowadzenia Polski do nauki światowej, zainicjowania współpracy kulturalno-naukowej z zagranicą i pogłębienia dążeń poznawczych w samym kraju. „Źle dziś w świecie całemu krajowi, ażeby miał być bez naukowego znaczenia” głosił Pol już w 18471.

Ofi cjalna nominacja profesorska nadeszła jesienią 1849 roku i z dniem 12 li-stopada 1849 roku Wincenty Pol został mianowany „profesorem powszechnej, fi -zycznej i porównawczej geografi i”. Przysięgę służbową złożył 24 listopada tegoż roku.

Wbrew powszechnym opiniom Wincenty Pol był dobrze przygotowany do ob-jęcia uniwersyteckiej katedry geografi i. Ciążył na nim wprawdzie brak formalnych studiów przyrodniczych, lecz dzięki wielkiej pasji i umiłowaniu przyrody jako sa-mouk pogłębiał wiedzę w tym zakresie. Pomagały mu bez wątpienia naukowe dys-kusje z Józefem Kremerem – fi lozofem, oraz Ludwikiem Zejsznerem – geologiem. Obydwaj uczeni na dodatek byli słuchaczami wykładów Karola Rittera, pierwszego w świecie profesora geografi i uniwersyteckiej w Berlinie. To właśnie pod ich wpły-wem zaczął Wincenty Pol studiować dzieła Aleksandra Humboldta, Karola Rittera, Georga Puscha, Stanisława Staszica. Natomiast znajomość najnowszej literatury w zakresie nauk geografi cznych zaprezentował w rozprawie z roku 1847 Muzeum

1 H. Barycz, Wincenty Pol jako profesor geografi i na Uniwersytecie Jagiellońskim, „Prace Komisji Historii Medycyny i Nauk Matematyczno-Przyrodniczych PAU”, t. III, nr 2, Kraków 1949, s. 1–87.

94 Krystyna A. Harasimiuk

Natury we Lwowie. To właśnie ta praca oraz znajomość z autopsji ziem dawnej Pol-ski zadecydowały o profesurze uniwersyteckiej2.

Należy przypomnieć, że najważniejsze dzieło geografi czne Wincentego Pola Geografi a i etnografi a Polski, przygotowane do druku wraz z materiałem kartogra-fi cznym, spłonęło podczas rabacji chłopskiej w 1846 roku. Pozostały tylko drobne prace opublikowane wcześniej3.

Powoływanie poetów na katedry uniwersyteckie nie było niczym wyjątkowym, dotyczyło to jednak zwykle katedr związanych z naukami humanistycznymi. Obję-cie przez Pola katedry o charakterze przyrodniczym było jednak zupełnym zasko-czeniem. Poeta Kornel Ujejski pisał w listach spod Lwowa w 1861 roku, że „[k]to ma katedrę, ten ma potęgę w swym ręku bez względu na obrany przedmiot”. Ten, ongiś przyjaciel Pola, stał się jednym z najbardziej zajadłych krytyków jego dzia-łalności naukowej na polu geografi i. Posiadanie katedry istotnie dawało możliwość kształtowania postaw słuchaczy i przekazywania własnych przemyśleń. Wincenty Pol przez zaledwie trzy lata wykorzystał to znakomicie.

Objęcie przez Pola katedry nowego kierunku, jakim była geografi a, miało korzyst-ne skutki dla samego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z ogromnym zapałem przystąpił profesor do organizacji warsztatu pracy. Korzystając z dotacji przyznanych przez mi-nistra, gromadził książki, atlasy. Wspólnie z L. Zejsznerem opracował projekt rozbu-dowy gabinetu geografi cznego, wzbogacając go o zbiory fauny, fl ory i okazy mine-ralogiczne. Obydwaj uczeni planowali nawet wspólne opracowanie monografi i Tatr4.

Największym jednak osiągnięciem w karierze uniwersyteckiej Pola były jego wy-kłady, skupiające rzesze słuchaczy. Zainteresowanie prelekcjami poety-geografa było tak duże, że władze Uniwersytetu musiały ograniczyć je tylko do studentów uczelni. Wobec tak rygorystycznie postawionej przez dziekana sprawy zadecydowano o organi-zacji wykładów popularnych dla mieszkańców Krakowa. Według informacji w zacho-wanych dokumentach Pol czytał swoje wykłady, nie wykładał z pamięci. Po krótkim, zwykle barwnym wstępie przystępował do opisu ziem polskich z pozycji „naukowe-go wykładu”. Należy pamiętać o tym, że miał przed sobą zupełnie nieprzygotowane audytorium. Potrafi ł jednak dotrzeć do słuchaczy, wtrącając poetyckie opisy różnych krain, na przykład stepów ukraińskich. Wykłady, w częściowo zmienionej formie, zostały opublikowane w lutym 1851 roku pod wspólnym tytułem Północny wschód Europy pod względem natury część I: Prelekcje wstępne: Rzut oka na powierzchnię europejskiego lądu, część II: Hydrografi a oraz Rzut oka na północne stoki Karpat5.

2 W. Pol, Muzeum Natury we Lwowie, [w:] W. Pol, Dzieła wierszem i prozą, t. 10, nakł. F. H. Rich-tera, Lwów 1878, s. 212–267.

3 H. Barycz, dz. cyt.; K. Harasimiuk, Wincenty Pol jako krajoznawca, [w:] red. A. Jackowski, I. Sołjan, Wincenty Pol jako geograf i krajoznawca, IGiGP UJ 2006, s. 161–180.

4 J. Babicz, Wincenty Pol. Metodologiczne założenia jego geografi i i wpływ Rittera na ich ukształ-towanie, „Studia i Materiały z Dziejów Nauki Polskiej” 1961, seria C, z. 4.

5 H. Barycz, dz. cyt.

95Geografi czna twórczość Wincentego Pola w oczach lwowskich geografów

Popularność swoich prelekcji uniwersyteckich zawdzięczał profesor ogromne-mu talentowi do przekazywania wiedzy. Potrafi ł przy tym nawiązać doskonały kon-takt ze słuchaczami, zwłaszcza z młodzieżą. Dzisiaj nazwalibyśmy to charyzmą, której wyraźnie brakowało innym znakomitym uczonym, na przykład Ludwikowi Zejsznerowi6.

Uniwersytet Jagielloński zawdzięczał Polowi nie tylko popularyzację wiedzy wśród mieszkańców Krakowa, ale przede wszystkim współudział w procesie naro-dowego i naukowego odrodzenia Uniwersytetu oraz uczynienia z niego ogólnopol-skiego ośrodka naukowego7.

W roku 1850 profesor jako nową formę pracy dydaktycznej wprowadził wy-cieczki. Organizował je we współpracy z innymi uczonymi przyrodnikami: Ludwi-kiem Zejsznerem (geologiem) i Stefanem Kuczyńskim (fi zykiem, a z zamiłowania entomologiem). Miało to prowadzić do jeszcze szerszego naukowego spojrzenia na ziemię ojczystą. Tajemnica sukcesów dydaktycznych Pola tkwiła w emocjonalnym nastawieniu do przedmiotu8. Barycz przytacza, zachowane w dokumentach uniwer-syteckich, opinie studentów9. Jego uczniowie – Józef Wawel Louis i Agaton Giller – podkreślali, że prelekcje Pola dawały nie tylko rzeczową wiedzę dotyczącą przed-miotu, ale były przepojone patriotyzmem. Profesor starał się przekazać młodzieży umiłowanie ziemi ojczystej i ludu, co, obok języka i historii, stanowi podstawę na-rodowego bytu10.

Pol wprowadził też wykłady z geografi i handlowej, historii odkryć geografi cz-nych, historii geografi i oraz geografi i Ziemi Świętej. Szczegółowo omawiał geogra-fi ę cesarstwa austriackiego, zwracając szczególną uwagę na ziemie dawnej Polski. Wszystkie wykłady prowadził niezwykle metodycznie.

Ważną, nowatorską inicjatywą Pola podczas pracy na Uniwersytecie było wpro-wadzenie w roku akademickim 1851/1852 „praktycznego kursu geografi i fi zycznej dla nauczycieli”. Z grupą sześciu studentów podjął profesor prace badawcze. Obej-mowały one pomiar stanu wód w Wiśle oraz prowadzenie obserwacji meteorolo-gicznych11.

Czarne chmury nad odradzającym się w duchu narodowym Uniwersytetem Ja-giellońskim zaczęły się gromadzić już w roku 1850. Wzmogła się czujność władz austriackich co do nadmiernie rozbudzonych postaw patriotycznych w gronie pro-fesorów i studentów. Sytuację dodatkowo skomplikował fakt powołania na katedrę historii znanego denuncjatora i wiernego sługi zaborcy – Antoniego Walewskiego.

6 A. Chałubińska, Ludwik Zejszner jako geograf, „Kosmos” 1928, t. LIII, z. 2–3, Lwów, s. 245–286. 7 H. Barycz, dz. cyt. 8 Tamże. 9 Tamże.10 A. Giller, Krzyż w Kościeliskiej Dolinie, „Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego” 1884, t. IX,

Kraków, s. 12–22.11 H. Barycz, dz. cyt.

96 Krystyna A. Harasimiuk

W sierpniu 1852 roku Pol poprowadził swoją, jak się niebawem okazało, ostatnią wycieczkę w Tatry. Przerodziła się ona w wielką manifestację narodową. Ponadstu-osobowa grupa składająca się z młodzieży i profesorów śpiewała pieśni patriotyczne oraz ustawiła w Dolinie Kościeliskiej krzyż z napisem „I nic nad Boga”. Na skutek denuncjacji A. Walewskiego czterech profesorów, w tym Wincenty Pol, straciło pracę. Za karę z dniem 1 stycznia 1853 roku zlikwidowano katedrę geografi i. Tak zakończyła się bardzo krótka, ale jakże istotna dla dziejów nauki polskiej kariera uniwersytecka Wincentego Pola. Sam poeta padł ofi arą intrygi politycznej. Od wielu lat był w kon-fl ikcie z obozem narodowo-demokratycznym za podpisanie w 1841 roku deklaracji lojalności wobec rządu austriackiego. Teraz został oskarżony o sprzeniewierzenie się władzy – nie miał możliwości obrony. Pozbawienie Pola katedry było dla uczonego wielką życiową tragedią. Odcięty od warsztatu pracy naukowej nigdy właściwie do niej nie powrócił. Poświęcił się głównie pracy literackiej, a publikacje o charakterze geografi cznym oparte były na materiałach zgromadzonych wcześniej12.

Na wiele lat ten krótki uniwersytecki epizod w życiu Wincentego Pola odszedł w zapomnienie. Pomniejszaniu jego znaczenia sprzyjały niewybredne złośliwe opi-nie Kornela Ujejskiego, który w Listach spod Lwowa pisał:

Pan Wincenty Pol ciągle przypominał sobie, iż ma biret doktorski na głowie, i ciągle dbając o to, aby odpowiedzieć powadze i uczoności zaimprowizowanego profesora, nie za-dowolił ani tych, co szukali nauki, ani tych, co łaknęli natchnionego słowa. Po krótkim czasie sala wypróżniła się i Pan Wincenty Pol mówił już tylko do drzemiących słuchaczy, których kiedy niekiedy ściągnął brak decyzji w rozrządzeniu czasu13.

Jednym z pierwszych geografów, który po 40 latach od likwidacji katedry geografi i dostrzegł znaczenie działalności naukowej Wincentego Pola, był Antoni Rehman, kierownik drugiej na ziemiach polskich uniwersyteckiej katedry geogra-fi i, w latach 1883–1910 utworzonej we Lwowie. Antoni Rehman do historii nauki przeszedł jako autor pierwszej regionalnej geografi i fi zycznej Polski Ziemie dawnej Polski i sąsiednich krajów słowiańskich opisane pod względem fi zyczno-geografi cz-nym, cz. I: Karpaty, cz. II: Niżowa Polska. We wstępie do tomu poświęconego Kar-patom napisał:

Nie posiadamy w literaturze naszej, pod innemi względami tak bogatej, dzieła, w którem by geografi czne stosunki kraju naszego były przedstawione w jednolitej formie, zgodnie z dzi-siejszym stanem nauki. Brak ten świadczy niezawodnie o zaniedbaniu, w jakiem się u nas geo-grafi a do niedawna znajdowała i jest też jego bezpośrednim następstwem. Nie brakowało co prawda u nas ludzi, którzy się tym przedmiotem zajmowali [...] i niemałe około rozwoju tej ga-łęzi wiedzy położyli zasługi. Ale geografi a nie była wyłącznym przedmiotem ich studiów [...].

12 A. Jackowski, I. Sołjan, Wincenty Pol „ojciec nowożytnej geografi i polskiej”, [w:] red. A. Jac-kowski, I. Sołjan, Wincenty Pol jako geograf... s. 51–96.

13 K. Ujejski, Listy spod Lwowa. (Pierwsze trzy głosy), Lipsk 1861, s. 129–130.

97Geografi czna twórczość Wincentego Pola w oczach lwowskich geografów

Jeden Wincenty Pol, zostawszy profesorem geografi i w Uniwersytecie w Krakowie (1849), poświęcił się wyłącznie temu przedmiotowi i rozwinął na tym polu bardzo pożyteczną działal-ność. Wykłady jego budziły ogólne zajęcie i były licznie uczęszczane. Najważniejsze z prac, jakie drukiem ogłosił, były poświęcone geografi i rodzinnego kraju, a przedstawiły rzecz w po-prawnym kierunku. Chociaż bowiem Pol, idąc za przykładem Rittera, uważa geografi ę za nie-rozłączną towarzyszkę historii, a historyczną geografi ę, czyli, jak się sam wyraża, wyższą geo-grafi ę porównawczą, za najwyższy szczebel geografi cznej wiedzy, to w opisach kraju zajmuje się on prawie wyłącznie jego przyrodą i kreśli jego fi zyczno-geografi czne stosunki, a wpływ Humboldta i kierunek, jaki ten uczony nadał geografi i, jest w tych pracach widocznym. Znał też Pol kraj rodzinny tak dobrze, jak może nikt inny ze współczesnych, a ci, co czepiając się drobnych usterek, albo niedokładności w jego pracach, odmawiają mu tej znajomości i starają się obniżyć jego zasługi, nie mają z pewnością słuszności14.

Twórczości geografi cznej Wincentego Pola poświęcił swoje rozważania histo-ryczne i metodologiczne profesor Eugeniusz Romer. Objął on katedrę geografi i po Antonim Rehmanie i kierował Instytutem Geografi cznym na uniwersytecie lwow-skim w latach 1911–1930. Znakomitą rozprawę dotyczącą historii geografi i od śred-niowiecza do początku XX wieku pisał w latach 1910–1914. Był już wtedy znanym uczonym, po studiach zagranicznych. Swoimi przemyśleniami dzielił się ze studen-tami na wykładach w semestrze zimowym 1918/1919 na uniwersytecie we Lwowie. Praca ta ukazała się drukiem dopiero w roku 1969, opatrzona komentarzem ucznia E. Romera profesora Augusta Zierhoffera.

Dorobek naukowy Pola oceniał Romer krytycznie z pozycji osiągnięć geografi i początku XX wieku. O geografi i Pola pisał:

Przerzucając się w swych poglądach na istotę zadań i na metodę badań geografi cznych z kierunku humboldtowskiego do kierunku ritteriańskiego i jemu przede wszystkim hołdu-jąc, Pol przyczynił się zapewne w niemałej mierze do tego, że degenerująca się gwałtownie szkoła Rittera wtargnęła teraz i do nauki i szkoły polskiej. Chaos pojęć, właściwy wszystkim, nawet najznakomitszym naśladowcom Rittera, nie był obcy i syntezie metodycznej Pola. Nie oddam wcale obrazu zamętu panującego w pojęciach metodycznych Pola, pominę wszystkie jego niedociągnięcia rozumowania i sprzeczności, a jednak jego syntezy ani zdołam obronić ani zechcę15.

Romer bardzo wysoko cenił za to zauroczenie Pola przyrodą. Uważał, że nikt poza Staszicem nie znał tak dobrze Polski „od morza do morza” jak on. W opisie stepu z pierwszej serii Obrazów z życia i natury Romer zwrócił uwagę na bardzo trafne odkrycie przyczyn nie tylko klimatycznych, ale i morfologicznych powstania tej formacji. Przytacza tekst Pola:

14 A. Rehman, Ziemie dawnej Polski i sąsiednich krajów słowiańskich opisane pod względem fi -zyczno-geografi cznym, część I: Karpaty, Akademia Umiejętności w Krakowie, Lwów 1895, s. 1–2.

15 E. Romer, O geografi i rozważania historyczne i metodologiczne, „Prace Wrocławskiego Towa-rzystwa Naukowego”, 1969, seria B, nr 153, s. 77.

98 Krystyna A. Harasimiuk

Gdyby ta płyta stepowego granitu wyżej była nad poziom morza wyniesioną i więcej połamaną, gęstszą byłaby naówczas siatka rzek i nie byłoby stepów bezwodnych.

Romera fascynowały również wyprawy karpackie Pola. Podkreślił, że wy-czynem było zdobycie najbardziej niedostępnego szczytu w Gorganach – Popadii (1742 m n.p.m.).

Pol miał poważne przygotowanie do stanowiska naukowego w geografi i przez pracę w przyrodzie. Pracą teoretyczną i literacką natomiast pragnął powiązać potargane już więzy polskiej tradycji naukowej. Nie było to zadaniem łatwym16.

W ostatecznej ocenie Wincentego Pola jako profesora geografi i, mimo wielu zastrzeżeń co do jego „zatopienia się w kombinacjach ritterowskich”, Romer do-strzegł, że to właśnie dzięki niemu geografi a polska zyskała poziom europejski.

W swoich kolejnych opracowaniach Przyrodzone podstawy Polski historycznej (1912) oraz Polska – ziemia i państwo (1917) uzasadniał, że to sama przyroda wy-znaczyła jej granice, od Odry po Dniepr, od Bałtyku po Morze Czarne. Bardzo czy-telnie nawiązał tu do koncepcji Wincentego Pola zawartej w Historycznym obszarze Polski17.

Eugeniusz Romer na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 roku za podstawę ustalania granic odradzającej się Polski przyjmował zaprezentowane powyżej po-glądy. Punktem odniesienia były wówczas granice Polski przedrozbiorowej, a gwa-rancją istnienia odrodzonej Polski miało być pokojowe współżycie mieszkających tam narodów.

W pięćdziesiątą rocznicę śmierci Wincentego Pola, w 1924 roku, geografowie lwowscy zorganizowali wyprawę naukową łodziami po Dniestrze pod hasłem „Śla-dami Wincentego Pola”.

Eugeniusz Romer w pierwszym tomie „Czasopisma Geografi cznego” z 1948 roku zamieścił rozprawę Rozmyślania na tematy regionalne, w której to ubolewa nad upadkiem dorobku i znaczenia „geografi i powszechnej”. Przyczynę tego procesu upatruje w rozwoju pojęcia „krajoznawstwo”, które powstało po koniec XIX wieku. Według najwybitniejszego polskiego geografa pierwszej połowy XX wieku zako-rzenienie tego nowego naukowego terminu oraz powstawanie licznych towarzystw krajoznawczych nie sprzyjało rozwojowi nauk geografi cznych w Polsce. Z ogrom-nym ubolewaniem podkreślił fakt, „że światowej miary myśliciel geografi czny, jakim był Wincenty Pol, wszedł do Panteonu kultury polskiej jako poeta”. Przez współczesnych geografów Wincenty Pol jest jednak powszechnie uznawany za ojca nowożytnej geografi i polskiej.

16 Tamże, s. 74–78.17 W. Pol, Historyczny obszar Polski, [w:] tegoż, Dzieła wierszem..., s. 3–136.

Tadeusz Piersiak

Jak Wincenty Pol opisał Rugię

W 1989 roku profesor Józef Bachórz opublikował niewielki tomik, w którym pomieścił Na lodach, Na wyspie, Na groblach – trzy „obrazki” Wincentego Pola. Teksty Pola poprzedził szkicem – wstępem zatytułowanym Nadbałtycka geografi a Wincentego Pola. Czerpiemy z tego wstępu pełnymi garściami i idee, i pojedyncze sądy – nasz artykuł traktujemy jako rozwinięcie niektórych myśli profesora Bachó-rza, szczególnie zaś tego, co zawarte we fragmencie:

Wincenty Pol – jak przystało na badacza odwołującego się do Humboldta – w równej mierze interesuje się ziemią, jak jej mieszkańcami. Obejmuje więc obserwacją i refl eksją poszukiwacza zarówno to, co z podziału nauk przypadłoby geografowi, klimatologowi, geo-logowi czy biologowi, jak i to, nad czym zatrzymałby się socjolog, ekonomista, etnograf czy językoznawca. Za każdym razem, gdy znajduje się w kolejnej krainie, frapują go barwne jej „drobnostki”, nęcą osobliwości, ale jeszcze bardziej narzuca mu się pytanie o jej ogólnie pojętą „fi zjognomię miejscową”, jej lokalny koloryt, jej genius loci. [...] Dlatego w czasie po-dróży na Rugię nie tylko dowiadywał się o wysokość wzniesień nad Dolną Odrą czy o kom-plikacje delty odrzańskiej, ale i obmyślał koncepcję czy teorię wyspy jako krainy rządzącej się prawami innymi niż ląd kontynentalny1.

Do ostatnich słów przytoczonego fragmentu – o „koncepcji czy teorii wyspy jako krainy rządzącej się prawami innymi niż ląd kontynentalny” – wrócimy, ale już teraz pragniemy podkreślić, że traktujemy je jako tezę, którą będziemy się starać rozwinąć, udowodnić i spojrzeć na to w szerszym kontekście kulturowym.

O wyspach zazwyczaj mówi się z osobna, czyli w oderwaniu od kontynentu. Od dawna piszę o nich, ciągle do nich wracam. Etymologowie łączą grecką nazwę wyspy, nesos, z indo-europejską, która oznacza „to, co płynie”. Etymologia nazw łacińskich i romańskich – insula, isola – nie jest wyjaśniona. Czasownik włoski isolare, który przejęło wiele języków, pocho-dzi od isola – wyspy były symbolami odosobnienia i samotności. Chorwackie nazwy wyspy

1 J. Bachórz, Nadbałtycka geografi a Wincentego Pola, [w:] W. Pol, Na lodach; Na wyspie; Na groblach. Trzy obrazki znad Bałtyku, Gdańsk 1989, s. 18.

100 Tadeusz Piersiak

to otok i ostrovo. Otok powstał od czasownika teći (płynąć, ciec), ostrowo (por. ostrów) od struja (nurt, prąd), ostrujiti. Tak twierdzi wspomniany już etymolog Peter Skok, który pisze że „nie są to morskie terminy. Przeniesiono je z lądu na morze” [...].

Najstarszy znany mi zapis o „wyspach szczęśliwych” znajduje się w Pracach i dniach Hezjoda: „...teraz żyją spokojnie, nie znając kłopotów ni troski / bohaterowie szczęśliwi na wyspach szczęśliwych, gdzie boski / szumi Ocean w głębinach. / A ziemi urodzajnej zagony / trzykroć w roku im dają obfi te i słodkie plony” (170–173)2.

Tak pisze Predag Matvejević w Brewiarzu śródziemnomorskim i dalej przypo-mina Atlantydę, znany przykład szczęśliwej wyspy z Kritiasa Platona, ale dodaje:

Taka wyspa musiała zatonąć, aby nam przypomnieć, że szczęście jest przemijające. Co się stało z tylu wyspami, o których pisano, których los próbowano odgadnąć: gdzie jest Anty-lia, czyli Wyspa Siedmiu Miast, gdzie jest Satanazes, czy w ogóle istniały – nikt nie wie. Nie wiadomo nawet, czy znajdowały się na Morzu Śródziemnym, czy na jakimś innym3.

I jeszcze jeden fragment z Brewiarza śródziemnomorskiego, cytat wprowadzają-cy do naszej narracji ważny termin opisujący językiem quasi-medycznym stosunek niektórych ludzi do wysp:

Lawrence Durrell opłynął Sycylię, Rodos, Korfu, Cypr, Patmos i przedstawił wiele spo-strzeżeń o każdej z tych wysp. Ocalił od zapomnienia słowo islomania (insulomania albo wyspomania) i poszerzył jego zasięg:

„Przy jakiejś okazji – pisze – znalazłem w notatkach Gideona listę chorób, których nie sklasyfi kowała jeszcze wiedza medyczna; była wśród nich islomania, opisana jako rzadkie i nieznane schorzenie ducha. Są ludzie, wyjaśniał Gideon, których wyspy przyciągają z nie-odpartą siłą, zdobyta wiedza o którejś z nich, o tym małym świecie otoczonym morzem, niezwykle ich upaja. Ci urodzeni wyspomani (islomanes) to w prostej linii potomkowie mieszkańców Atlantydy (Atlanteans), toteż podświadomość popycha ich do życia wyspiar-skiego”4.

A my, odkładając już cytowaną obfi cie książkę Matvejevicia, postawmy pytania: czy opis Rugii pióra Wincentego Pola jest czy nie jest przejawem insulomanii?

Jak opisywano wyspy szczęśliwe? Dotknęliśmy pośrednio i punktowo Hezjoda, ale chyba lepiej i z większym pożytkiem przywołać inny trop i inny typ tych wysp. Sycylia. Sycylia Teokryta i di Lampedusy. Ta pierwsza, Teokrytowa, to sceneria początków sielankowego nurtu w sztuce i literaturze europejskiej. Zatem – kraina szczęśliwych pasterzy, archetyp szczęśliwego kraju lat dziecinnych (Teokryt uro-dził się na Sycylii około 300 r. p.n.e). Ale – jak Teokryt opisuje Sycylię? Niewiele

2 P. Matvejević, Brewiarz śródziemnomorski, przeł. D. Cirlić-Struszyńska, Sejny 2003, s. 185–186. 3 Tamże, s. 186.4 Tamże, s. 191–192.

101Jak Wincenty Pol opisał Rugię

dowiemy się z Sielanek5 o sycylijskim krajobrazie, raczej nic zgoła, poza kilkoma wzmiankami o typowych elementach krajobrazu śródziemnomorskiego: „sosna stu-letnia”, „źródło”, „kaskada / co ze zbocza stromych skał spada”, „wzgórek”, „chłód tamaryszków”, „wiąz”, „dąbrowa”, „Etna” (ale w kontekście „Tyrsis spod Etny”), „Sycylia błoga”, „skała czubata” – i pasterze ze stadami owiec, kóz i krów. Napraw-dę, nie da się z tych elementów stworzyć wizji krajobrazowej, zbudować pełniejsze-go, „realistycznego” obrazka (chociaż grecki termin eidylion to „obrazek”– ale nie w znaczeniu „widok”, lecz „scenka”).

Trop idylliczny nie doprowadził nas do obrazu – krajobrazu, ale jest ważny: w literackiej geografi i Sycylia pozostanie wyspą szczęśliwą; nawet Giuseppe Toma-si di Lampedusa nie zaprzeczy temu, chociaż, jak to często u tego autora, ironia nie pozwala jednoznacznie odczytać takich słów:

Czy pan naprawdę przypuszcza, panie Chevalley, że jest pan pierwszym, który wpadł na pomysł połączenia Sycylii z biegiem ogólnoludzkich dziejów? Iluż to muzułmańskich imamów, ilu rycerzy króla Rogera, ilu skrybów Hohenstaufów, ilu baronów andegaweńskich, ilu prawników Ferdynanda Katolickiego porywało się na to wspaniałe szaleństwo; a ilu wi-cekrólów hiszpańskich, ilu urzędników – reformatorów Karola III? Kto by ich tam liczył! A Sycylia chciała spać pomimo ich nawoływań; dlaczego miałaby ich słuchać, skoro jest taka bogata, skoro jest taka uczciwa, skoro jest przez wszystkich podziwiana, skoro budzi ogólną zazdrość, słowem – skoro jest doskonała6.

„Bogata”, „uczciwa”, „podziwiana”, „doskonała” – jest zatem szczęśliwa i nie potrzebuje „połączenia z biegiem ogólnoludzkich dziejów” – jest osobna (wyspa!). (Ale: czy szczęście Sycylii jest owocem odosobniania, czy też odosobnienie jest gwarancją szczęścia...?)

Wróćmy jednak do pytania, jak opisywano wyspy szczęśliwe, poszukajmy ich literackich obrazów i sięgnijmy do Homera.

Jest na Itace pewna zatoka, nazwana od starca morskiego Forkisa: dwa wyskoki, od pełnego morza urwiste, a nachylone ku zatoce, odpierają wielką falę, którą wiatr wznieca, tak że w środku okręty o pięknych burtach mogą utrzymać się bez uwięzi, skoro się znajdą u przystani. Na brzegu zaś zatoki jest wąskolistna oliwka, tuż przy niej pieczara nadob-na i mroczna, świątynia nimf, które zowią Najadami. Tam są kratery i amfory kamienne i mają swe gniazda pszczoły. Ciągną się tam długie krosna kamienne, na których nimfy tkają cud-tkaniny, barwione morską purpurą. I wody wiecznie płynące. A dwoje jest drzwi: od północy dla ludzi, od południa dla bogów – tędy żaden człowiek nie wejdzie, to droga nieśmiertelnych7.

5 Zob.: Teokryt, Sielanki, przeł. A. Sandauer, Warszawa 1973.6 G. T. di Lampedusa, Lampart, przeł. Z. Ernstowa, Warszawa 2002, s. 189.7 Homer, Odyseja, przeł. Jan Parandowski, Warszawa 1989, s. 179 (P. XIII).

102 Tadeusz Piersiak

Zwróćmy uwagę na to co istotne – dla Homera i dla nas: zatoka – to znak spokoju i bezpieczeństwa, oliwka – to symbol dostatku i pokoju, pieczara – to schronienie, Najady – to świat bogów, woda – to życie, tkaniny barwione purpurą – to znak bogactwa i piękna.Oto katalog elementów, które nie tylko tworzą obraz, ale są wyraźnie nacecho-

wane pozytywnymi wartościami, co w efekcie pozytywnie wartościuje całość. To obraz wprawdzie tylko fragmentu Itaki, ale i opis wprowadzający do wyspy, jej bra-ma. A skoro tak, można uznać, że krajobraz całej Itaki jest podobny, że to miejsce dobre, bogate, piękne – przyjazne bogom i ludziom.

Zanim śpiącego Odyseusza Feakowie złożyli na brzegu opisanej zatoki, odbył on długą podróż, której etapami były wyspy. Zatrzymajmy naszą uwagę na jednej z nich:

Niegdyś mieszkali oni [Feakowie] w przestronnej Hyperei, blisko hardych Kiklopów, którzy ich łupili, górując nad nimi swą siłą. Nauzytoos o boskim wejrzeniu zabrał ich stamtąd i osadził w Scherii, daleko od ludzi ruchliwych. Miasto wałem otoczył, pobudował domy, wzniósł świątynie bogów i rozdzielił pola8.

Na tej wyspie Odyseusz-rozbitek spotyka Nauzykaę i jest to punkt zwrotny w jego tułaczce. Homer pokazuje – wprawdzie w sposób oszczędny – obraz (krajo-braz) Scherii. Jest tam „rzeka o pięknym wód biegu”, są „zbiorniki zawsze pełne” wody, która płynęła ze skał; dla zwierząt „słodka jak miód trawa”, a także wygodne przystanie, miasto bezpieczne za wysokim murem. Wokół domostwa króla Albi-nosa jest sad, winnica i ogród warzywny (notabene pierwowzory sadów i ogrodów w Panu Tadeuszu). Feakowie – mieszkańcy wyspy – to niezrównani żeglarze, nie-wiasty są biegłe w kunszcie tkackim, wszyscy zostali obdarzeni przez bogów „po-czciwością serca”. Nic zatem dziwnego, że Homer, dbający o odpowiednie (chociaż niekiedy konwencjonalne) epitety, Scherię nazywa „rozkoszną” (tak w przekładzie Parandowskiego, jak wcześniej Siemieńskiego)9.

Pomińmy inne wyspy, które odwiedzał Odyseusz (a trzeba pamiętać, że niektóre przylądki i półwyspy stawały się w Homerowej narracji wyspami). Nam wystarczą obrazy dwóch przywołanych, a szczególnie – Scherii. Bo trzeba wiedzieć, że Sche-ria to (najprawdopodobniej) wyspa Korfu. Lawrence Durrell nie tylko „opłynął” tę wyspę, ale w latach trzydziestych XX wieku, wraz z matką i rodzeństwem, czas niemały mieszkał – zwyczajem wielu Anglików – na niej, co po latach wspomni w uroczych książkach (Moje ptaki, zwierzaki i krewni; Ogród bogów) jego młodszy brat Gerald. Gerald Durrell tak opisuje XX-wieczną Korfu – mityczną Scherię:

8 Tamże, s. 91 (P. VI).9 Zob. tamże (P. VI i VII).

103Jak Wincenty Pol opisał Rugię

Korfu leży opodal wybrzeży albańskich i greckich jak długa, przeżarta rdzą szabla. Rę-kojeścią tej szabli jest górzysta część wyspy – kamienna na ogół i nieurodzajna, gdzie na spiętrzonych urwiskach gnieżdżą się drozdy skalne i wędrowne sokoły. Ale w dolinach tej górzystej części wyspy woda tryska obfi cie z czerwonych i złotych skał, ciągną się lasy mig-dałów i orzechów, rzucając cienie chłodne niby studnia, sterczą jak włócznie gęste bataliony cyprysów i drzew fi gowych o srebrnych pniach i liściach wielkich jak tace. Brzeszczot tej szabli tworzą srebrnozielone poduchy olbrzymich oliwek, z których niejedna ma więcej niż pięćset lat. Kształt każdej jest jedyny w swoim rodzaju – przysadziste, jakby poskręcane ar-tretyzmem, o pniach poznaczonych setkami wgłębień niby powierzchnia pumeksu. U ostre-go końca brzeszczotu leży Lefkimi, polśniewające wydmami piaszczystymi, aż oczy bolą, pokryte ogromnymi słonymi bagnami zdobnymi w łany trzcin, nieustannie skrzypiących, szemrzących i szepczących coś ukradkiem do siebie.

Dla mnie powrót na Korfu był powrotem do domu. Przyjechaliśmy tu przed kilku laty i osiedliliśmy natychmiast w słonecznej truskawkowo-czerwonej willi o zielonych okien-nicach, kształtem przypominającej nieco cegłę. Przysiadła w wysokim dostojnym gaju oliwnym, który opadał zboczem ku morzu, otoczona malutkim jak chusteczka do nosa ogródkiem, gdzie grządki kwiatowe wytyczone były z geometryczną akuratnością tak drogą wiktoriańskiemu sercu. Całości strzegł wysoki, gęsty żywopłot z fuksji, który tajemniczo szumiał ptakami10.

Zatem jeszcze w XX wieku Scheria-Korfu to wciąż wyspa szczęśliwa, przyjazna ludziom, obdarowująca bogactwem natury, dająca dobre miejsce dla domu, schro-nienie tym, którzy go szukają.

To co napisano, należy traktować jako wstęp i tło kulturowe dla zasadniczego pytania: Jak Pol opisał Rugię? Przypomnijmy, że profesor Bachórz zauważył, iż Pola „nęcą drobnostki i osobliwości”, a zarazem pisarz „obmyślał koncepcję czy teorię wyspy jako krainy rządzącej się prawami innymi niż ląd kontynentalny”. (Przypomnijmy też pytanie o insulomanię Pola).

Po przeczytaniu obrazka Na wyspie ma się wrażenie, że Pol zachwycił się Rugią, przy czym zachwyt ten ma różne odcienie – od widzenia jej jako prasłowiańskiego „żaliska” (cmentarza, ale raczej w archeologicznym sensie – jakby archeologiczne-go skansenu), jako starej książki, dzięki której „człek [...] przez łzawicę sięga / Po przeszłe dzieje”11, przez zachwyt dla cudnych widoków, dobrych ludzi i porządków cywilizacyjnych, po nostalgiczny wielokropek zamykający zdanie o odjeździe z wy-spy, a właściwie z pełnej wesołego gwaru rybackiej wioski.

A my od tej rybackiej wioski, od końca opisu wyspy zacznijmy. Pol widzi (i przytacza przekonujące dowody) w mieszkańcach tej wioski, której nazwy – rzecz intrygująca – nie podaje (dowiadujemy się tylko, że to mieszkańcy półwyspu Mni-chów), potomków dawnych słowiańskich mieszkańców całej Rugii:

10 G. Durrell, Moje ptaki, zwierzaki i krewni, przeł. A. Przedpełska-Trzciakowska, A. Trzciakow-ski, Warszawa 1976, s. 41–42.

11 W. Pol, dz. cyt., s. 66.

104 Tadeusz Piersiak

Jeszcześmy w żadnej chacie nie byli, jeszcześmy żadnej twarzy nie widzieli, a już świad-czyło wszystko, że starym składem i obyczajem idą tu rzeczy12.

„Starym” – to znaczy słowiańskim porządkiem („składem”) i obyczajem. Jest zatem Rugia swoistą niezatopioną Atlantydą słowiańską. Przypatrzmy się szczegó-łom opisu tej Atlantydy. Spostrzeżemy dostatnio, choć prymitywnie żyjących post-słowiańskich rybaków:

Gospodyni starła stół fartuszkiem, choć był bardzo czysty, nakryła go wąskim obrusem, który miał czerwone frędzle po dwóch węższych końcach, i podała nam świeże podpłomyki, na misie spod pieca, a drugą misę studzonej ryby. Łyżki były drewniane – gospodarz przepił do nas jałowcówkę z jednego kieliszka jak myśmy pić zwykli. Gdyśmy tak samo wypili wód-kę, jak on pił do nas, spojrzał ze zdziwieniem na żonę, a ona rzekła:

– To chyba nasi panowie.I odtąd dopiero poczęła się prawdziwa gościna13.

Czytamy też:

Rybacy ci są bardzo pieniężni, ale chowają tylko złoto i srebro i nie wydają go nigdy, sprzedając prawie wszystko, a nie kupując nic prawie14.

Ta swoista autarkia (trudno wyobrazić sobie inną w XIX wieku w środku Euro-py!) ma w sobie coś z izolacjonizmu wysp mitycznego Śródziemnomorza: Czyż nie tak żyli Feakowie...?

Odrębność wyniesiona z dawnych czasów jawi się też w wyglądzie mieszkań-ców półwyspu:

Ludzie obojej płci są tu bardzo dorodni, bruneci z orlimi nosami, kobiety bardzo kształt-ne, piękny mają owal twarzy, drobne ręce i nogi [...] co na Pomorzu tym więcej uderza, że [...] szkaradna holenderska stopa jest powszechna15.

Zatem to antropologiczna wyspa, przypominająca – co nie może ujść uwadze – zaścianek Dobrzyńskich:

Słynie szeroko w Litwie Dobrzyński ZaścianekMęstwem swoich szlachciców, pięknością szlachcianek.[...]Różnili się Dobrzyńscy między Litwą braciąJęzykiem swoim tudzież wzrostem i postacią.

12 Tamże, s. 117.13 Tamże, s. 120.14 Tamże, s. 116.15 Tamże, s. 117.

105Jak Wincenty Pol opisał Rugię

Czysta krew lacka, wszyscy mieli czarne włosyWysokie czoła, czarne oczy, orle nosy;Z Dobrzyńskiej ziemi ród swój starożytny wiedli.A choć od lat czterystu na Litwie osiedli, Zachowali mazurską mowę i zwyczaje16.

Na koniec zwróćmy uwagę na sielankowość sceny:

O kilkadziesiąt kroków pasło się siedm kóz pomiędzy urwiskami. Na jednym z nich siedział młody chłopak zadumany i patrzył daleko gdzieś w morze...

Tu odezwała się fujarka... Dziwna rzecz! Pomiędzy pięścią tonami snuła się prosta nuta z wielką tęsknotą i czułością sielską, tak, że kilka kóz paść się przestało, wpatrywało się w pastuszka i przysłuchiwało graniu...17

Jest to zatem nie tylko wyspa szczęśliwa, nie tylko słowiańska Atlantyda, ale – to zresztą wiąże się i dopełnia – kraina bukoliczna, sielankowa, pastoralna. Oczywiście to sielankowość wyraźnie romantyczna, nasycona „tęsknotą i czułością” i – można dodać – słowiańską nostalgią.

Opis Mnichowa – zamknięcie i swoista kulminacja kompozycyjna opisu całej Rugii – może być traktowany jako klucz do odczytania (jednego z wielu) cało-ści. To klucz wyraźnie wskazujący na topos wyspy szczęśliwej, ocalałej Atlanty-dy, odrębnej, odciętej od cywilizacji krainy szczęśliwych rybaków i pasterzy. Pol odnajduje w tej krainie, tak bliską swemu sercu, wyidealizowaną słowiańskość i dawność.

Czy jednak to, co przedstawiono, wystarczy, aby obrazek Na wyspie włączyć w nurt zjawisk psycholiterackich zwanych insulomanią? Argumentów w tak subtel-nej materii nigdy za wiele, dlatego dodajmy kilka.

Nawiązując do problemu opisów wysp szczęśliwych, spójrzmy na opisy Rugii, jakie sporządził Pol. Całą (ściślej: „niemalże” całą) Rugię oglądał Pol ze wzgórza, na którym znajdowały się pozostałości grodu książęcego i świątyni Rojwida:

Niemalże kartę całej wyspy można by tu rzucić na papier, tak, jak się ona ze wszystkimi pasmami lasów, pagórków, półwyspów i skalistych przylądków ostro odrzyna na tle morza.

Od południa przeciągnęły się sinym pasmem wysokie brzegi Pomorza; na wschód czer-niły się lasy bukowe podbóskiego księstwa; na północ podnosiły się przed nami malownicze wzgórza Granicy, także jednostajnie bukowymi lasami okryte; spoza tych wyżyn wznosił się dalej jeszcze na północy w sinym oddaleniu ostry grzebień skał Stopnicy, a na zachodzie opadała wyspa coraz niżej i zdawała się w końcu spływać z morzem...18

16 A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, Warszawa 1995, VI, 378–401, s. 182–183.17 W. Pol, dz. cyt., s. 118.18 Tamże, s. 93.

106 Tadeusz Piersiak

Chęć „rzucenia na papier karty całej wyspy” to postawa geografa; geograf po-rządkuje obraz i jego elementy (pagórki, półwyspy, przylądki itd.) według stron świata (południe, północ, wschód, zachód). W taki sposób opisuje też wyspę:

Cały zrąb wyspy jest wysoki, więcej zbieżysty ku zachodowi, a podnoszący się z lekka ku środkowi od półwyspów i zatok19.

Ale Pol widzi wyspę także tak:

Widok Rujany, z powodu ciągle zmieniających się obrazów stałego lądu i zalewów mor-skich, bardzo jest zaskakującym i nadzwyczaj wdzięcznym.

To rozdrobnienie lądu, obrzeżonego malowniczymi liniami, które się z każdego nowego stanowiska coraz inaczej przedstawiają oku, podnosi urok wrażenia, bo ten sam przedmiot układa się w coraz inny krajobraz, z nowego punktu widziany. Wrażenie to podnosi jeszcze sam koloryt krajobrazu w miarę tego, jak wzrok na żyzne, uprawne łany pada, na łąki lub jeziora, na małe gaiki lub wielkie wyżyny lesiste, na odkryte torfowiska, na smugi żółtych, lotnych piasków, na nagie skały i grzebienie kredowe, na jałowe wrzosowiska lub sine zale-wy i kipiele burzliwe pieniącego się morza20.

Tu Pol-geograf ustępuje miejsca Polowi-poecie: język geografa, kreujący sło-wami mapę Rugii, zostaje zastąpiony językiem poetyckim mówiącym o „wraże-niach” [podkr. T. P.] i o emocjach estetycznych („widok zaskakujący i nadzwyczaj wdzięczny”), o romantycznym pięknie zróżnicowanego krajobrazu. Zwróćmy uwa-gę na emocjonalność estetyczną – znajdziemy ją także w innych fragmentach opisu Rugii, na przykład:

[...] pięknie zieleni się ostrów i uroczo sklepiają się buczyny cieniste...21

[...] dokoła dziwnie samotna, odludna cisza, przerywana tylko szumem małych gajów, szumem fal i szumem zwiędłego bukowego liścia, wprawia umysł w jakieś dziwne, urocze zadumanie...22

[...] odkrywa się oku prześliczny widok małej zatoki, ku której w kształcie lejka spadają kredowe skały lub bukowe lasy. Ku tym zatokom uchodzą potoki wyspy z szumem gwałtow-nym i tworzą tak wspaniałe wodospady, że się na chwilę sądzimy być przeniesionymi w góry!23

W ostatnich słowach znajdujemy coś więcej niż tylko estetyczne emocje. To zauroczenie prowadzące do emocjonalnej i estetycznej halucynacji – do wizji tak kochanych przez Pola gór.

19 Tamże, s. 84.20 Tamże, s. 85–86.21 Tamże, s. 85.22 Tamże, s. 94–95.23 Tamże, s. 98.

107Jak Wincenty Pol opisał Rugię

Obraz Rugii skreślony przez Wincentego Pola można zatem zamknąć w sło-wach: szczęśliwi ludzie na pełnej naturalnego uroku wyspie. Jak Scheria Feaków, jak Korfu rodziny Durrellów – taka jest Rugia dawnych Słowian i ich nielicznych potomków oraz Wincentego Pola. (Dodajmy, że urok tych wysp tworzą podobne czy nawet takie same elementy – wzgórza, drzewa, zatoki...).

Pol zauważył jednak nie tylko piękno przyrody Rugii, ale doceniał także urok życia tych, którzy z tą wyspą byli związani. Odnotował, co na wyspę wniosła cywi-lizacja: w centrum Rugii znajduje się rodowa siedziba książąt Podborskich – Pod-bórz/Potbus, a na jej skalistym przylądku latarnia morska. Zwróćmy uwagę na Pod-bórz, jak konsekwentnie po słowiańsku nazywa Pol rezydencję książęcą:

Podbórz ma pozór [wygląd] letniej stolicy panującego. Cała okolica jest tu zmieniona w jeden park, w którym stoi siedemdziesiąt kilka gmachów wielkich przegrodzonych partia-mi parku i trawnikami olbrzymich rozmiarów24.

Dalej Pol opisuje szczegółowo rezydencję – drzewa, szpalery, gmachy, nie ukrywając zachwytu dla rozmiarów, okazałości i – co uważny czytelnik dostrzeże i doceni – dla umiejętnego i efektywnego połączenia natury oraz cywilizacji. Pisze więc o:

„długiej lipowej ulicy” i o „gmachach symetrycznych wzdłuż niej”,„cienistych szpalerach”,„wielkim rynku”,„okazalszych jeszcze gmachach między gazonami i klombami”,„ozdobnej szklarni”,„okazałych stajniach książęcych”,„ogromnych gmachach teatru i pedagogicznego instytutu”.Pisze: „Olbrzymich rozmiarów z żelaza kute kandelabry i latarnie ozdabiają tu chodni-ki i drogi, przewijające się pomiędzy klombami, boskietami krzewów i kępami starodrzewia”,„Gmachy te są duże”, „Teatr należy do najpiękniejszych, jakie widziałem, zamek i pedagogiczny in-stytut do budowli wielkich rozmiarów, a pomimo to są te gmachy tak wdzięcznie rozmieszczone, iż wydają się tylko ozdobami parku”,„Rysunek dróg, ścieżek i klombów jest prześliczny...”.Ważny jest sąd niejako podsumowujący i oceniający wrażenia:

Wszystko ma cechę wykończenia, a cały park i gmachy są tak utrzymane starannie, iż zdaje się, że nikt tu nic nie zrobił, że to wszystko tak samo stanęło i wyrosło25.

24 Tamże, s. 89.25 Tamże, s. 89–90.

108 Tadeusz Piersiak

Harmonia między naturą i cywilizacją, dostatek i piękno, wielkość i rozmaitość – tak widzi Pol Rugię (a przynajmniej niektóre jej części) i taka była Scheria Feaków widziana oczami Odyseusza – wyspa rozkoszna. Tym sposobem Pol wpisuje Rugię w geografi czny i kulturowy (literacki) szereg wysp szczęśliwych. Jest ona miejscem, gdzie Pol czuje się swojsko („jak w domu” – powiada, gdy jest w gościnnych poko-jach latarni morskiej).

Rugia jest dla poety-geografa miejscem, które łączy w sobie tak cenioną sło-wiańską przeszłość i urok dnia dzisiejszego. Czas przeszły i czas teraźniejszy. Jed-nym z celów wyprawy Pola na Rugię było zwiedzanie „starożytności słowiańskich”:

Jakoż z Długoszem w ręku płynęliśmy na parowym statku, pytając ziemię o stare jej nazwy i pierwotnych mieszkańców26.

Jednak czytając tekst Pola i analizując go – chociażby tak fragmentarycznie, jak to uczyniliśmy – odnosimy wrażenie, że to czas teraźniejszy bardziej pozwala Polowi „anektować”, uczynić Rugię sobie bliską, niż czas przeszły, który jest swego rodzaju tłem dla emocji dnia dzisiejszego. I ten urok czasu teraźniejszego Rugii wy-daje się fundamentem, podstawą Polowskiej insulomanii (ograniczonej zresztą do jednej tylko wyspy!). Insulomanii w pełni usprawiedliwionej jego tułaczym w isto-cie życiem. Wędrowiec z woli losu i wędrowiec z powodu tkwiącej w nim ciekawo-ści świata miał prawo szukać w nim miejsc szczęśliwych – chociażby nie było mu pisane w tych miejscach osiąść na stałe.

26 Tamże, s. 68.