Spowiedź Śpiącej Królewny

20

description

Mariusz Sieniewicz: Spowiedź Śpiącej Królewny

Transcript of Spowiedź Śpiącej Królewny

Page 1: Spowiedź Śpiącej Królewny

Emi dobiega czterdziestki i jest singielką uwikłaną w żenujące związki z mężczyznami. Cierpi na narkolepsję – kilka razy dziennie zapada w sen i śni swoje samobójstwo. Jednak w ostatniej chwili, jak na złość, ktoś z zewnątrz wdziera się w sen: a to „były” (i to nie jeden!), a to zrzędliwa matuchna z ojczulkiem, a to sam… Jezus. Zamiast skoń-czyć w trumnie, Emi musi wracać do świata jawy. I tak w kółko, naprzemiennie: sen – jawa – śmierć.Pewnego dnia w pracy zjawia się tajemnicza Białorusinka i oznajmia, że jest siostrą Emi, jednocześnie kategorycznie domaga się, żeby załatwić jej jakieś „ciacho” na wieczór. Chcąc, nie chcąc, Emi zabiera nieznajomą w podróż przez miasto w poszukiwaniu mężczyzny. Podróż zmienia się jednak w kobiecą odyseję, ponieważ co mężczyzna, to żałość, porażka. Potomkowie Adama gonią w piętkę i cichnie pieśń o ich wielkości. O ile Śpiące Królewny, takie jak Emi, wciąż jeszcze istnieją, to po rycerzach nie został nawet ślad…

Spowiedź Śpiącej Królewny to gorzko-zabawna opowieść o jednym dniu z życia współczesnej kobiety, zmagającej się z terrorem płci, piękna i czasu. To rozliczenie z wizerunkiem mężczyzny, który istnieje dzisiaj w trzech odmianach: depresyjnego kastrata, patriotycznego fanatyka i ogarniętego obsesją na własnym punkcie narcyza.

(ur. 1972) – prozaik i felietonista. Autor powieści Prababka, Czwarte niebo, Rebelia, Miasto Szklanych Słoni oraz zbioru opowiadań Żydówek nie obsługujemy, który otrzymał tytuł Książki Wiosny 2005. Nominowany do  Paszportu „Polityki” i  nagrody literackiej Nike, wyróżniony Trójkowym Znakiem Jakości Programu III Polskiego Radia i  Nagrodą Literacką Warmii i  Mazur za rok 2010. Mieszka w Olsztynie. Na podstawie jego książek zrealizowano spektakle: Wszystkim Zygmuntom między oczy we wrocławskim Teatrze Polskim oraz Żydówek nie obsługujemy w teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie.

Królewna śpi i śni swoją śmierć, bo nie pasuje do świata tradycyjnych ról przeznaczonych dla kobiet i mężczyzn. Nie pasuje też do Polski.Śpi, by zmienić się w wiedźmę. To opowieść o kobiecym dążeniu do wolności, dla której brakuje języka. O kobiecym gniewie.Mocna, brawurowa, śmieszna.Wyzwalająca. Kinga Dunin

okladka_sieniewicz.indd 1 2012-02-16 09:11:25

Page 2: Spowiedź Śpiącej Królewny
Page 3: Spowiedź Śpiącej Królewny
Page 4: Spowiedź Śpiącej Królewny
Page 5: Spowiedź Śpiącej Królewny

część pierwsza

Kokon jawy, tatuśko i matuchna

Page 6: Spowiedź Śpiącej Królewny
Page 7: Spowiedź Śpiącej Królewny

9

Cholerka-niebieska, cała drżę z podniecenia!… Jestem piekielnie wilgotna…

I dobrze, tak być powinno do końca. To nie grzech wilgotnieć i drżeć z podniecenia…

Dalej więc, śmiało! Niech szybciej i głębiej ten sen się rozwija. Niech gna w noc otchłanną z księżycem czarnym jak węgiel. Niech pędzi, a pędząc – niech rwie kokon jawy na strzępy, żebym nie miała dokąd powrócić. Spóźniona o całe trzydzieści osiem lat życia, je-stem radosną uciekinierką w samym środku śnienia! Spaliłam mo-sty, zmyliłam trop. Już mnie nie dorwą.

Pod powiekami widzę żałosne cienie – coraz bardziej mi obce, jakby powieki były pociemniałym witrażem. Dostrzegam cienie jadalnego pokoju: ogromny fikus, szafa, segment i pobrzękujące w środku kryształy, gdy tylko włożyć paznokieć w specjalne żłobie-nie szybki. Jest stół przykryty ceratą, na nim – skórka chleba, krą-żek plamy po kubku z kakao i stosik recept.

Przy stole cztery drewniane krzesła wyglądają niczym zaklęci kar-ciarze. Asem karo jest recepta od anestezjologa. Króla wino wysta-wił neurolog. Są też recepty wypisane przez chirurgów, okulistów i urologów. Jednemu z krzeseł nie idzie karta. Swoją dezaprobatę wyraża lekkim odsunięciem od stołu.

Ciszę potęguje miarowe tykanie zegara. To porządny dom, więc musi być zegar z wahadłem! Jednak przy pełnej godzinie, po

Page 8: Spowiedź Śpiącej Królewny

10

kolejnym kwadransie słychać tylko metaliczne zgrzytnięcie kółek i tarczy. Nic więcej. I znowu cisza, i znowu senne, jednostajne ty-kanie, jakby kukułka uległa hipnozie wahadła. Nieroztropna ku-kułko! Kukułko głucha i ślepa, właśnie wybija czarna godzina! Po-winnaś rozkukać się wniebogłosy.

W pokoju na wprost łazienki majaczy widmo tatusia – jego plecy wyginają się w kabłąk, a głowa zwisa niczym wielka kropla ołowiu. Być może przez te kabłąkowate plecy widmo tatusia przy-wołuje na myśl blaszane wiadro. Puste i obtłuczone. Niby mój ta-tuś, a jakby wiadro. Jakby wiadro, a przecież tatko. Siedzi na brzegu wersalki z opuszczonymi spodniami pidżamy, nerwowym spojrze-niem mierzy odległość, jaka dzieli go od nocnika pod ścianą. Sięg-nąć – nie sięgnie. Doczłapać się – nie doczłapie, biedaczysko z prze-rośniętą prostatą. Białawe stopy, poprzecinane żyłkami, szukają po omacku kapci, które znajdują się kilka centymetrów dalej, pod łóż-kiem. Słyszę swoje imię. Najpierw wypowiadane czule, zupełnie jak kiedyś, gdy budził małą córeczkę, gładząc kosmyk jej włosów. A zaraz potem wykrzykiwane z piekącym bąblem w głosie. Gdyby przekłuć ten bąbel, trysnęłaby ropa – czarna rozpacz. Tatuś chce wziąć córeczkę na litość. Powinnam usiąść przy nim i schować jego dłoń w swoich rękach, tak jak chowa się motyla, czując spłoszonyruch skrzydeł.

W pokoju z kuchnią przez ścianę powidok matuchny przyjmuje kształt cycatego upiora. Głowa bez włosów, twarz bez makijażu wy-glądają niczym spłowiała, płócienna maska, wyjęta przed chwilą z pralki. Maska marszczy się pod oczami, przy ustach. Zwisa – jakby za duża – na policzkowych kościach, a na podbródku tworzy grubą falbankę. Trudno uwierzyć, że pięćdziesiąt lat temu matuchna była przodowniczką piękna w szkole imienia Komuny Paryskiej. Czas zatarł przeszłość. Upiór ubrany jest w szlafrok, na stopach ma kap-cie z pomponami dużymi jak grejpfruty. Upiory starych matek są do siebie podobne, nie grzeszą oryginalnością.

Page 9: Spowiedź Śpiącej Królewny

11

Matuchnę nosi od ściany do ściany. Matuchna pali papierosa za papierosem. Gryzie ustnik szklanej fifki, aż słychać zgrzyt w zę-bach. I kaszle, i rzęzi, i pluje tytoniem, że papierosy, tfu, tfu, drogie, że, kche, kche, słabiutkie, że z filtrem, perfumowane jak dla, kche, kche, panienek, a nie prawdziwych kobiet. Matuchna nie zmruży oka przez całą noc. Za swoją bezsenność obwinia po równo mnie i, tfu, tfu, tatusia – wspólnika w małżeńskim procederze. Jego dewo-cja nawet świętego Flegmatyka doprowadziłaby do szału.

Upiór matuchny doskakuje do oszklonych drzwi i zaczyna ci-skać się, ciskać! Że przypaliłam, tfu, tfu, kakałko, że znów własnej matce zrobiłam na złość, kupując dżem truskawkowy zamiast mo-relowego, że zużyłam jej ulubioną pomadkę. I jeszcze złorzeczy coś o biustach dzisiejszych. Widzi w nich skandaliczne oszustwo, pom-powane silikonem, danonkami i całą tą, tfu, tfu, chemią.

– Znam się na tym, kochana! O moich piersiach śnił niejeden zetempowiec! Szczególnie zaś towarzysz Bogatkiewicz! Czasy były ciężkie: pajda chleba, cebula, zbożowa kawa, nic więcej. Zobacz, do dzisiaj trzymają się nieźle – przez oszklone drzwi widzę, jak dłonie matuchny układają się w kształt miseczek i ledwie mieszczą dwie wielkie kule. – A twoje cycki, kche, kche, córeczko, są do niczego. Nie dla takich cycków nosiłam cię w brzuchu – syczy przez zęby do-skonale mi znaną pretensję.

Jej piersi były przyczyną wielu krwawych bijatyk, podobnie dłu-gie blond włosy, póki nie wyczesały się pod grzebieniem – przynaj-mniej tak twierdzi matczyny upiór i znęca się nade mną, terrory-zuje piersią, blond włosem sprzed lat pięćdziesięciu.

O moje piersi nigdy nie pobił się żaden Miś. Nawet dla jed-nego cycka nie poświęcił zęba, nosa czy oka, nie mówiąc o po-święceniu dla dwóch. A przecież co dwie piersi to nie jedna. Dzi-siaj młode Misie nie walczą na pięści. Dzisiaj młode Misie tworzą multimedialne albumy cycków w komórkach albo od razu wrzu-cają do netu i zapełniają fora fachowymi komentarzami niczym

Page 10: Spowiedź Śpiącej Królewny

12

studenci piątego roku chirurgii plastycznej. Ilekroć wzrok jakie-goś wyrostka spływa poniżej mojej szyi, wiem już, że mam do czy-nienia z nie lada ekspertem, który w myślach zamienia moje piersina jotpegi.

Rozpoznaję swój pokój. Układa się w echa widzialne, pulsujące lekko obrazy. Powinny wywoływać żal, a przynoszą poczucie zdzi-wienia. To naprawdę moje duperelki z bursztynu, pierdołki gliniane, ceramiczne i z plastikowej masy? Na stoliku, na półkach, wszę-dzie – królestwo kurzu, któremu ściereczki i szmatki wypowiadały sobotnie wojny. Teraz ruszają w podróż przez parapet, pod wodzą muszli. Ta była ponoć dalej, niż sięga widok z okna, dlatego szumi o jakichś Wyspach Wielkanocnych galanteryjnej materii, o jakichś Przylądkach Dobrej Nadziei bibelotów. Pierdołki i duperelki są za-słuchane jak dzieci…

Nad łóżkiem, zamiast krzyża, zdjęcie dziewczynki i wąsatego mężczyzny. Dotykają się mimowolnie palcami, ponieważ ich miłość nie potrzebuje większego uzasadnienia. Sen prześwietla znajome syl-wetki, czyniąc z postaci nierealny negatyw. Dziewczynka ma na so-bie sukienkę w grochy i śmieje się prosto w obiektyw, jakby śmiała się w twarz całemu światu. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio potra-fiłam się tak śmiać – odważnie i lekko. Zgubiłam ten uśmiech na zawsze, ale gdzie, w którym momencie?… Nie wiem… Dzisiaj ze zdjęcia patrzy na mnie obca dziewczynka, jej oczy wydają się zagi-nionym światem, trudnym do pomyślenia. Mężczyzna nie zdradza jeszcze podobieństw do wiadra. Opalony, w kraciastej koszuli, jego dłonie są silne. W tle – umęczony pijaczek z pyskiem Reksia pod pachą i kawałek dykty, na której widać morze, parostatek, poma-lowaną na cytrynowo plażę. Ja i tatko. Zakopane lub Bałtyk. Nie-dojrzałe banany w środku lata.

A matuchna? Gdzie wtedy była moja matuchna?… Zniknęła. Pewnego ranka obudziłam się i jej już nie było. Nie było też podróż-nej torby, a otwarta szafa i puste ramiączka wieszaków potęgowały

Page 11: Spowiedź Śpiącej Królewny

13

zniknięcie matuchny. W kuchni jak zawsze zostawiła listę zakupów, lecz pod nią widniał dopisek: „Kocham, myślę, pamiętam, ale mu-szę od Was odpocząć, bo inaczej odwiozą mnie do Tworek”. Wpa-trywaliśmy się z tatuśkiem w karteczkę jak w coś nierealnego, coś nie z tego świata. Nie wiedziałam, od kogo matuchna chciała od-począć: od nas czy od sprawunków? Kto groził jej Tworkami? Tatko i ja czy ponumerowane ogórki, żółty ser, proszek, bochenek chleba? Tatuśko podupadł psychicznie i gdy wreszcie pozbierał się do kupy, zarządził natychmiastowy wyjazd na wakacje. To wtedy kupił mi niedojrzałe banany.

Matuchna wróciła po miesiącu nieobecności. Stanęła w drzwiach i manifestacyjnie otworzyła torbę, z której wysypały się pomięte ubrania. Na powitanie oznajmiła z uśmiechem:

– Teraz już mogę umierać.Pachniała tajemnicą, jakimś niewyrażalnym grzechem. Pach-

niała pociągiem i ciepłym wiatrem, w jej oczach dawało się jeszcze dostrzec blask obcych, dalekich miast. Tamtego dnia chyba jeden jedyny raz widziałam w niej kobietę, jaką sama chciałabym zostać. Byłam oczarowana. Czułam, że mamcia zrobiła coś wbrew światu, który z mozołem, dzień po dniu, pielęgnowała. Tatuśko nie pod-niósł nawet głosu, tylko żyłka na jego skroni pulsowała mocniej niż zwykle. Zawrócił do kuchni, rzucając cicho:

– Robię jajecznicę. Zjedz z nami.Dziwne, ale wtedy wydał mi się jakoś niższy.Ktoś, kto zrobił to zdjęcie z wakacji, pewnie przypadkowy,

uprzejmy turysta, wyświadczył mi niedźwiedzią przysługę – za-trzymał w kadrze obraz szczęśliwej dziewczynki, choć ja do dzisiaj nie umiem powiedzieć, czy naprawdę byłam szczęśliwa. Zdjęcie stało się szantażem przeszłości włożonej w ramkę, wymusiło przy-wiązanie dorosłej już kobiety do ojca. Dziewczynki nie powinny fo-tografować się z tatusiami, bo po wielu latach niejasne wspomnie-nie szczęścia nie pozwoli uwolnić się od umierania ojców, od ich

Page 12: Spowiedź Śpiącej Królewny

14

powolnej agonii. Dlatego zdjęcie straszy nie gorzej niż widmo tatu-sia, niż upiór matuchny. Nigdy nie miałam odwagi, żeby je zniszczyć.

Widzę cienie sukienek, których nie wypełni już moje ciało. Su-kienki zeszły z wieszaków i opuściły szafę. Na środku pokoju rzu-cają klątwy i opętańczo tańczą, jakby ktoś ostatecznie podważył ist-nienie ludzkiego ciała, jakby ktoś obwołał jego definitywny koniec. Rozpinają się zamki! Idą w strzępy ramiączka i rąbki! Rwą się de-kolty i wcięcia! Ofiarą czarów jest szlafrok rozciągnięty na dywanie jak na torturach. Litości nie będzie! Szlafrok słono zapłaci za swoją dwuznaczną naturę, która niby odsłaniając, ukrywała ciało, a ukry-wając, obiecywała nagość. Nadszedł czas zemsty na frotté-konfor-mistach!

Ośmielona ciemnością komódka wystawia języki szuflad. Wy-pełzają z nich biustonosze i majtki. Zwisające przez poręcz fotela rajstopy zmieniają się w monstrualnego ślimaka z rozciągniętymi czułkami. Ślimak zrzucił skorupę, jest nagi. Pełznie do laptopa na biurku. Laptop wyświetla komunikat: „Odebrano jedną wia-domość”. W nagłówku tytuł: „Do Śpiącej Królewny”. To od mo-jego Loverboja, ale teraz każda wiadomość ma wartość spamu. A mówiłam mu wiele razy, żeby zerwał umowę z  tepsą i wziął coś szybszego. Wirtualny rumak okazał się zbyt wolny. Gdzieś tam, pod internetową wieżą Facebooka królewicz czeka darem-nie, aż zaloguję się w oknie i pomacham mu białą chusteczką. Do kurki-nioski! Już ja mu pomacham – chusteczką wielkości sztur-mówki!

Świat rzeczy i ludzi usiłuje wydostać się za próg jawy. Chce chwy-cić mnie za ucho niczym niegrzeczne dziecko, wciągnąć z powro-tem do siebie. Świat rzeczy i ludzi jest natarczywy. Tatuś nie zdążył. Przyzywa córeczkę. Żeby pocieszyć go, pogłaskać, obdarzyć trosk-liwym uśmiechem. Żeby założyć nowego pampersa i wciąż być ko-chającą córeczką ze zdjęcia. Jedna stopa zdołała wsunąć się w kapeć, drugą wciąż szuka. Słyszę:

Page 13: Spowiedź Śpiącej Królewny

15

– Zdrowaś Mario, łaski pełna, Pan z Tobą…Trudno zrozumieć, kogo tak naprawdę woła. Ja mam mu zmie-

nić pieluchę czy błogosławiona Maryja? W oczach tatuśka zlały-śmy się w jedną osobę.

Upiór matuchny jest coraz bardziej wściekły, rozcapierzone palce drapią po szybie drzwi. Już usłyszała modlitwę, już przedrzeźnia sublokatora z obrączką:

– Głupiaś, Mario, kit ci w oko! Znienawidzonaś ty między nie-wiastami. – I zaraz dodaje szyderczo: – Stary dewot! Stary dewot pójdzie do, tfu, tfu, piekła.

Matuchna powinna grać w niskobudżetowych horrorach. Do-piekła ojcu, teraz znów przypomina sobie o córce. Każe mi „nie od-dalać się”, każe „w tej chwili wracać”, bo dostanę po, tfu, tfu, pupie.

Chyba po moim trupie, kochana matuchno! – krzyczę, zaci-skając powieki, aż brwi stają dęba. Cholerka-niebieska, odcho-dzę po trzydziestu ośmiu latach pożycia z ciałem. Tatuśku, ma-tuchno – zrozumcie i wybaczcie… Choć co mielibyście wybaczyć? Może to, że w Dziupli wypiłam czasami o jeden kieliszek za dużo? Że codziennie łykałam yasminelle? Że nie zostałam nigdy przo-downiczką piękna ani miss mokrego podkoszulka? Że objadałam się ptasim mleczkiem, przez co było mnie troszkę więcej na świe-cie? Że nie chciałam awansować z drugiej do pierwszej ławki w koś-ciele?… Dużo tego, ale wszystko w gruncie rzeczy niewinne. O kim jak o kim, ale o mnie Linda nie mógłby powiedzieć: „bo to zła ko-bieta była”.

Odchodzę, moje pokraczne widma i zjawy, ciesząc się odzyski-waną wreszcie wolnością! I żadnego „dozo” ani „narka”, tylko ostat-nie: „żegnam, pa!”…

Uspokój się, wariatko jedna! Nie chwal nocy przez wschodem słońca – próbuję powstrzymać rozedrganie. Bo się wybudzisz, kre-tynko! Dobrze, że nie jesteś trzciną drżącą na wietrze, jak chciał wielki Filozof! – fukam na siebie głosem starej katechetki. W tym

Page 14: Spowiedź Śpiącej Królewny

16

miejscu katakumbowym, zamkniętym zewsząd deskami, nie po-hula już żaden wiatr, a ciało – zamiast sprężystości trzciny – na-biera rozdętej, gąbczastej konsystencji. Jeśli więc drżę, to raczej jak galareta z nóżek.

Nie mogę uwierzyć, że właśnie spełnia się sen cudowniejszy od wszystkich snów powszednich! Przyzywałam go przez wiele nocy, błagałam, żeby przeniósł moje ciało na bezkresne pola. I oto jest! Oto niesie mnie – rozedrganą  – tam, gdzie wyrastają lśniące pępo-winy. One łączą czerń ciepłej ziemi z wilgotnością obłoku.

Falujące pola pępowin są niedaleko, wystarczy przejść przez pas mgły… W zapadniętym brzuchu rozwiązał się pępek, gotowy przy-jąć ich kołysanie. Od kiedy pamiętam, zawsze tęsknił za pępowi-nami… Czy pępki potrafią tęsknić?… Do kurki-nioski! Nie mogę przecież odpowiadać za wszystkie pępki na ziemi. Niech każdy pil-nuje swojego. Mój pępek potrafi tęsknić. I to jeszcze jak! On cały jest niewysłowioną tęsknotą.

Ależ jestem podniecona! Gdybym tylko mogła, stałabym się ap-teczką pierwszej rozkoszy. Swoim podnieceniem obdzielałabym po-trzebujące kobiety: wdowy wierne małżeńskiej przysiędze, emeryto-wane panny, które nawet w snach podpierają ściany, oziębłe mężatki ze stłuczonymi termometrami w sercach i zakonnice o łonach ni-czym kamienne misy w przedsionkach świątyń. Nie zapomniała-bym o moich psiapsiułach przesiadujących w Dziupli. To tam, za jeden kieliszek, Smętny Lola, o sztucznych rzęsach i nadnaturalnie kobiecych kształtach, bierze w zastaw niepotrzebne nikomu histo-rie, opowiadane po tysiąc razy.

Dziewczęta straconych lat i języka zaplątanego w supeł nie swo-ich słów! Podniecajcie się moim podnieceniem! Samolubnie, do woli! – tak bym wołała. Bo nikt tego za was nie zrobi. Jestem waszą erką, pędzącą na sygnale przez lata wyrzeczeń i sztucznie podtrzy-mywanych procesów miłosnych. Dość mizantropii między udami! Nie jesteście przecież Caritasem.

Page 15: Spowiedź Śpiącej Królewny

17

Tym razem powinno się udać. Byleby nie okazać się tchórzliwą Dziuńdzią, byleby nie zawahać się ani na chwilę i nie zacząć walić ze strachu w wieko.

Choć skórę powleka zwilgotniały chłód, w środku płonę tysią-cami ognisk. Przysięgam na wszystkie spazmy i dreszcze: moja ke-gla stoi w ogniu! Czegoś podobnego nie zaznałam w objęciach żad-nego casanowy. Wprawdzie nie było ich wielu, ale wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, ile znaczą zmarnotrawione, zagasłe rozko-sze. Cholerka-niebieska! To lepsze niż życie i najsubtelniej sproku-rowany orgazm! Życie i seks są stanowczo przereklamowane – taki napis powinien witać młode pary w urzędach stanu cywilnego. Po-winien wisieć nad wejściem do burdeli, do których trafiają klienci zainfekowani wypłatą i alkoholem. Powinien widnieć na drzwiach domów starców we wszystkich zakątkach świata.

Tak, to lepsze, ponieważ parę lat temu odkryłam, że głowę wy-pchaną mam gałganami zaklęć. Przeszedł mnie wtedy dreszcz. Bo jest taki moment w życiu, gdy między lewą a prawą półkulę mózgu włazi Rezolutna Dziuńdzia z korporacji Życie Za Wszelką Cenę & Company. Najpierw szepcze, a później coraz odważniej wykrzy-kuje aforyzmy godne biblijnych psalmistów: „Jestem tak szczęśliwa, że ze szczęścia mogę się tylko posikać!”. „Świat cudowny jest jak oczy Johnny’ego Deepa, jak usta Colina Farrella i tyłeczek Keanu Ree-vesa!”. „Prawdziwa miłość występuje w liczbie mnogiej, a samot-ność prowadzi nie dalej niż na czubek nosa Pinokia”.

Cokolwiek krzyczała Rezolutna Dziuńdzia, i tak szykowała mi miejsce u boku jakiegoś Misia. A Misiowi mojemu powszedniemu strasznie daleko do Reevesa, Farrella, Deepa. Bo nie dla mnie, nie dla mnie te usteczka i pieszczoty warg. Nie dla mnie, nie dla mnie te tyłeczki w kąpieli pian… Nie dla mnie, nie dla mnie te oczęta, ich powalający czar…

Moim przeznaczeniem miał być Miś… No, może Misio. Ewen-tualnie – Misiaczek. I jego etacik, i jego dresik zakładany po pracy,

Page 16: Spowiedź Śpiącej Królewny

18

i jego gotowość do prokreacji, która noc w noc kończyłaby się po-chrapywaniem, i moje prośby, żeby nie zapuszczał wąsów – zwłaszcza wąsów mentalnych. Taki Miś to karma niewybudzonych cipuszek. Choćby cały świat twierdził, że jesteśmy wymierającym gatunkiem, żyją nas całe legiony. Czyngis-chan nie miał większej armii. W wy-obraźni dajemy się uwieść właścicielom jachtów na Lazurowym Wy-brzeżu, obrzydliwie bogatym bonzom, którzy przechadzają się po polach golfowych i nawet nie muszą trafiać piłeczką w dołek, bo robią to za nich przydupasy. Dla wyimaginowanych Misiów zamie-niamy figi na stringi, każdą kalorię dzielimy niczym włos na czworo, a nasze brzuchy przysysają się do nerek. Nie żałujemy samoopala-czy, hodujemy długie paznokcie, nosimy wyłącznie wysokie obcasy, zmuszając łydki do heroicznych przeciążeń, o których nie śniło się kosmonautom. Dla Misiów robimy szpagat, nie bacząc na pękające pachwiny. Szpagat jest ponoć sexy, zwłaszcza na szpilkach, zwłaszcza na śliskim pokładzie jachtu, po kilku drinkach z palemką…

Jednak co niedzielę, na jawie, jesteśmy tylko parafialnymi groupies księdza. Podczas mszy odurzamy się opłatkiem jak dobrym blan-tem, kadzidlany dym mąci nam zmysły, pozwala nie myśleć o po-niedziałku i pracy. Nasza wiara ma coś z odruchu psa Pawłowa, jest dziedziczonym po babkach i matkach spadkiem, który po nas przejmą nasze córki i wnuczki. I nie pomoże myśl o botoksie, prenu-merata „Gali” ani „Wysokich Obcasów”. Nie pomogą wizyty w sola-rium i w spa. Zresztą kto by miał czas i pieniądze, żeby leżeć po szy-ję w błocie?

Dość długo wystrzegałam się szpagatów, mając w pamięci sa-dystycznego wuefistę z podstawówki. Nauczyciel postawił sobie za punkt honoru uczynić żeńską część klasy giętką i gibką – na wzór radzieckich gimnastyczek. Chłopcom rzucał piłkę, natomiast nas, dziewczęta, gonił do materacy, kozłów, drabinek i przerabiał nie tylko na radzieckie gimnastyczki, ale i na łanie chyże, na kociaki sprężystonogie i wieloskrętne. Pokrzykiwał przy tym, że trening

Page 17: Spowiedź Śpiącej Królewny

19

czyni kobietę. Gdy przypominam sobie wuefistę, jego kretyński uśmieszek z gwizdkiem w zębach, mam ochotę podpalić wszystkie sale gimnastyczne na świecie.

Dopiero parę lat temu przemogłam się i zrobiłam swój pierwszy, niewymuszony lekcją wuefu szpagat. To było w toalecie, w pracy, gdy szef nie przyznał mi premii. Zdjęłam pantofle i powolutku po-zwoliłam rozjechać się nogom. Zaraz jednak coś chrupnęło w kola-nach, coś pękło w pachwinach – i stop! Wprawdzie na moment cał-kowicie zniknął cellulitis, ale zdrowy rozsądek podpowiedział: „Ani mi się waż! Ni chu, chu dalej!”. Zamarłam – od szkolnych czasów nic się nie zmieniło, niepisana mi była giętkość radzieckiej gimna-styczki. Po dziesięciu minutach zjawiła się Gośka. Krzyknąwszy:

„Emi, oszalałaś?!”, chciała natychmiast wezwać karetkę. Musiałam wyglądać jak żyrafa z obrazu Dalego, nie spalona, lecz połamana w dziesięciu miejscach. Tak… miłośnicy kobiecych szpagatów mają wyrafinowany gust, łączący odkrycia abstrakcyjnej geometrii z wi-zjami szalonych ortopedów i wuefistów.

Od tamtego czasu, gdy ktoś mnie porządnie wkurzył, robiłam na jego oczach szpagat. Tarta tarką potarta! – musiałam szkarad-nie wyglądać, skoro adwersarz najczęściej głupiał, zaczynał się ją-kać, kłaniać, przepraszać, aż w końcu uciekał. Szpagat działał od-straszająco na wszystkich nachalnych Misio-zboków.

Jeśli coś trapi śniące cipuszki, to jedno – właśnie problem Mi-sia. Problem palący pod tą szerokością geograficzną istnienia, gdzie przodownicza rola Misia jest zapisana w konstytucji. Ziarno trafia się ledwie jednej, dwóm ślepym kurom na dziesięć, ale co z resztą?… Wielokrotnie odnosiłam wrażenie, że już Mojżesz na kamiennych tablicach musiał nieść z góry Synaj zapisane punkty mojego szczęś-cia. Ono brało początek w słowach:

Jam jest Miś, który wywiedzie cię z ziemi jałowej, staropanieńskiej.Po pierwsze: nie będziesz mieć Misiów cudzych przed Misiem

jedynym i najmądrzejszym.

Page 18: Spowiedź Śpiącej Królewny

20

Po drugie: pamiętaj, aby dzień Misia święcić, choćby w tygo-dniu tych dni było osiem.

Po trzecie: czcij ojca i matkę Misia, nawet jeśli przyszła teściowa to żeńska inkarnacja Hitlera, a teść – starszy Miś degenerat, w do-datku pierdoła.

Po czwarte i siódme, po piąte przez dziesiąte: nie zabijaj Misia – ani w snach, ani w myślach, ani zbyt ostrym słowem, ani zbyt tę-pym nożem. Nie kradnij Misia – przecież zawsze może znaleźć się cipa, co tobie skradnie Misia. Nie cudzołóż z przypadkowo napot-kanymi Misiami – jedno masz tylko ciało. Ono musi zestarzeć się w łóżku jednego Misia. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Mi-siowi swemu. Jeśli fałszywie zaświadczysz, urodzisz dziecko z ogon-kiem. Nie pożądaj Misiów zamężnych – wszak nie ty wybierasz, ty jesteś wyborem. Ani żadnej rzeczy, która Misia jest, była lub będzie.

Latka leciały jak oczka w rajstopach i zrozumiałam, że jestem stra-cona. Zaklęcia Rezolutnej Dziuńdzi srebrzyły się grubą warstwą na moich ustach. W odruchu obronnym robiłam szpagat, wywołując konsternację otoczenia. A to w pracy, gdy podwyżkę otrzymywały wielbłądzice, którym udało się przejść przez ucho igielne awansu. A to na imieninach szefa, gdy szef najpierw ślinił się do mnie, by później obrzygać mi obcasy. Próbując je wytrzeć, z tym większym rozmachem tworzył mazie picassowsko-pawiaste i raczył mnie beł-kotliwą onomatopeją. Rozumiałam z niej tyle tylko, że jestem słodką Grażyną, a zaraz śliczną Krysią lub ponętną Haliną. Wreszcie na babskich wieczorkach z winem, gdy kłamałyśmy szczerze, że żadna z nas nie ma zamiaru iść po trupach do wymarzonego Misia. O, nie, gdy idzie o Misia, jak w sztukach Szekspira, trup ściele się często i gęsto. Cholerka-niebieska, nie ma co ściemniać: prawda jest taka, że solidarność jajników można odłożyć ad acta. Czasami wystar-czy, że Miś napnie pośladki, i już kończą się żarty: niejedna Dziuń-dzia rusza na przysłowiowe maliny tylko po to, by odkryć w sobiegen Balladyny.

Page 19: Spowiedź Śpiącej Królewny
Page 20: Spowiedź Śpiącej Królewny

Emi dobiega czterdziestki i jest singielką uwikłaną w żenujące związki z mężczyznami. Cierpi na narkolepsję – kilka razy dziennie zapada w sen i śni swoje samobójstwo. Jednak w ostatniej chwili, jak na złość, ktoś z zewnątrz wdziera się w sen: a to „były” (i to nie jeden!), a to zrzędliwa matuchna z ojczulkiem, a to sam… Jezus. Zamiast skoń-czyć w trumnie, Emi musi wracać do świata jawy. I tak w kółko, naprzemiennie: sen – jawa – śmierć.Pewnego dnia w pracy zjawia się tajemnicza Białorusinka i oznajmia, że jest siostrą Emi, jednocześnie kategorycznie domaga się, żeby załatwić jej jakieś „ciacho” na wieczór. Chcąc, nie chcąc, Emi zabiera nieznajomą w podróż przez miasto w poszukiwaniu mężczyzny. Podróż zmienia się jednak w kobiecą odyseję, ponieważ co mężczyzna, to żałość, porażka. Potomkowie Adama gonią w piętkę i cichnie pieśń o ich wielkości. O ile Śpiące Królewny, takie jak Emi, wciąż jeszcze istnieją, to po rycerzach nie został nawet ślad…

Spowiedź Śpiącej Królewny to gorzko-zabawna opowieść o jednym dniu z życia współczesnej kobiety, zmagającej się z terrorem płci, piękna i czasu. To rozliczenie z wizerunkiem mężczyzny, który istnieje dzisiaj w trzech odmianach: depresyjnego kastrata, patriotycznego fanatyka i ogarniętego obsesją na własnym punkcie narcyza.

(ur. 1972) – prozaik i felietonista. Autor powieści Prababka, Czwarte niebo, Rebelia, Miasto Szklanych Słoni oraz zbioru opowiadań Żydówek nie obsługujemy, który otrzymał tytuł Książki Wiosny 2005. Nominowany do  Paszportu „Polityki” i  nagrody literackiej Nike, wyróżniony Trójkowym Znakiem Jakości Programu III Polskiego Radia i  Nagrodą Literacką Warmii i  Mazur za rok 2010. Mieszka w Olsztynie. Na podstawie jego książek zrealizowano spektakle: Wszystkim Zygmuntom między oczy we wrocławskim Teatrze Polskim oraz Żydówek nie obsługujemy w teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie.

Królewna śpi i śni swoją śmierć, bo nie pasuje do świata tradycyjnych ról przeznaczonych dla kobiet i mężczyzn. Nie pasuje też do Polski.Śpi, by zmienić się w wiedźmę. To opowieść o kobiecym dążeniu do wolności, dla której brakuje języka. O kobiecym gniewie.Mocna, brawurowa, śmieszna.Wyzwalająca. Kinga Dunin

okladka_sieniewicz.indd 1 2012-02-16 09:11:25