Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

544
www.ebookland.pl DARMOWE EBOOKI

description

Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Transcript of Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Page 1: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

www.ebookland.plDARMOWE EBOOKI

Page 2: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

RICK RIORDAN

KREW OLIMPU

OLIMPIJSCY HEROSI

Przełożyła Agnieszka Fulińska

Wydawnictwo Galeria Książki

Kraków 2014

Tytuł oryginału

The Heroes of Olympus

Page 3: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Book Five

The Blood of Olympus

Copyright © 2014 by Rick Riordan. All rights reserved.

Zezwolenie na niniejsze wydanie zostało uzyskane za pośrednictwem agencji Nancy Gallt Literary

Agency.

Permission for this edition was arranged through the Nancy Gallt Literary Agency.

Copyright © for the Polish translation by Agnieszka Fulińska, 2014

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Galeria Książki, 2014

Jacket design by Joann Hill

Jacket illustration © 2014 by John Rocco

Map illustration © Kayley LeFaiver

Opracowanie redakcyjne i DTP

Pracownia Edytorska „Od A do Z” (oda-doz.com.pl)

Redakcja

Ewa Wiąckowska

Page 4: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Korekta

Katarzyna Kierejsza, Katarzyna Kolowca-Chmura

Opracowanie okładki oraz DTP

Stefan Łaskawiec

Wydanie I, Kraków 2014

ISBN 978-83-64297-35-9

Wydawnictwo Galeria Książki

www.galeriaksiazki.pl

[email protected]

Opracowanie wersji elektronicznej:

Karolina Kaiser

Page 5: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Dla moich cudownych Czytelników.

Przepraszam za przeprosiny za ostatnie zakończenie – a raczej jego brak.

Postaram się unikać takich rozwiązań w tej książce.

No, może z wyjątkiem kilku malutkich…

ponieważ kocham Was wszystkich.

Podjąć musi herosów siedmioro wyzwanie,

inaczej pastwą ognia lub burz świat się stanie.

Przysięga tchem ostatnim dochowana będzie,

a wróg w zbrojnym rynsztunku u Wrót Śmierci siędzie.

I

Page 6: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

JASON

Jason nienawidził być stary.

Stawy go bolały. Nogi były niepewne. Kiedy usiłował wspiąć się na wzgórze, w płucach grzechotało

mu jak w pudełku z kamykami.

Na szczęście nie widział swojej twarzy, ale palce miał powykręcane i chude. Wierzch dłoni pokrywała

siateczka niebieskich żył.

Wokół niego roztaczał się nawet ten charakterystyczny zapach starości: kulki przeciwmolowe i rosół z

kurczaka. Jak to możliwe? W ciągu sekund zmienił się z szesnastolatka w siedemdziesięciopięciolatka,

ale ten zapach pojawił się natychmiast, szast-prast. Gratulacje! Śmierdzisz!

– Już prawie jesteśmy na miejscu. – Piper uśmiechnęła się do niego. – Świetnie ci idzie.

Łatwo jej mówić. Piper i Annabeth były przebrane za śliczne greckie służące. Mimo że miały na sobie

białe sukienki bez rękawów i sandały z rzemyków, bez problemu poruszały się po skalistej ścieżce.

Kasztanowe włosy Piper były upięte w spiralny kok. Jej ramiona ozdabiały srebrne bransolety.

Przypominała starożytny posąg swojej mamy Afrodyty, co Jasona nieco peszyło.

Chodzenie z piękną dziewczyną było wystarczająco kłopotliwe. Chodzenie z dziewczyną, której matka

jest boginią miłości… cóż, Jason zawsze bał się, że zrobi coś nieromantycznego, a mama Piper

popatrzy z dezaprobatą z Olimpu i zamieni go w dzikiego wieprza.

Jason spojrzał w górę drogi. Szczyt wciąż znajdował się jakieś sto metrów dalej.

Page 7: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– To był wyjątkowo głupi pomysł. – Oparł się o cedr i otarł czoło. – Magia Hazel jest zbyt dobra. Jeśli

będę miał walczyć, to na nic się nie przydam.

– Nie dojdzie do tego – zapewniła go Annabeth.

Ona chyba nie czuła się dobrze w kostiumie służącej. Kuliła się nieustannie, usiłując zapobiec

zsuwaniu się sukienki z ramion. Blond włosy, upięte wysoko, rozsypały się z tyłu i opadały teraz na

plecy jak nogi pająka. Znając jej niechęć do pająków, Jason postanowił o tym nie wspominać.

– Dostaniemy się do pałacu – powiedziała. – Zdobędziemy potrzebne nam informacje i wyjdziemy.

Piper postawiła na ziemi amforę, wysoki ceramiczny dzban, w którym ukryty był jej miecz.

– Możemy przez chwilę odpocząć. Musisz złapać oddech, Jasonie.

U jej paska wisiała kornukopia – magiczny róg obfitości. A gdzieś w fałdach szaty miała ukryty sztylet

o nazwie Katoptris, czyli Zwierciadło. Piper nie wyglądała groźnie, ale w razie potrzeby potrafiła

walczyć dwoma ostrzami z niebiańskiego spiżu albo strzelać nieprzyjaciołom w twarz dojrzałymi

owocami mango.

Annabeth zdjęła amforę z ramienia. Ona też miała ukryty miecz, ale nawet bez niego wyglądała na

śmiertelnie niebezpieczną. Jej szare jak gradowa chmura oczy lustrowały okolicę w poszukiwaniu

zagrożeń. Jason wyobrażał sobie, że gdyby jakiś facet zaprosił Annabeth na drinka, miałby szansę

zarobić kopniaka w bifurcum.

Usiłował uspokoić oddech.

Pod nimi migotała zatoka Afales, której woda była tak błękitna, że sprawiała wrażenie zafarbowanej

barwnikiem spożywczym. Kilkaset metrów od brzegu stał na kotwicy „Argo II”. Jego białe żagle

wyglądały z tej odległości na nie większe od znaczków pocztowych, a dziewięćdziesiąt wioseł jak

wykałaczki. Jason wyobraził sobie kumpli znajdujących się na pokładzie, obserwujących ich postępy,

Page 8: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

zmieniających się przy lunecie Leona, usiłujących powstrzymywać śmiech, kiedy dziadek Jason

dreptał pod górę.

– Głupia Itaka – wymamrotał.

W sumie wyspa była dość ładna. Przez jej środek biegł grzbiet porośniętych lasem wzgórz.

Kredowobiałe zbocza opadały do morza. W małych zatoczkach kryły się skaliste plaże i przystanie,

gdzie na wybrzeżu przykucnęły domy o czerwonych dachach i biało tynkowane kościółki.

Wzgórza były usiane makami, krokusami i dzikimi czereśniami. Wiatr niósł ze sobą zapach kwitnącego

mirtu. Wszystko to byłoby bardzo przyjemne – gdyby temperatura nie wynosiła około czterdziestu

stopni. Powietrze było parne jak w rzymskiej łaźni.

Jason nie miałby problemów z ujarzmieniem wiatru, żeby polecieć na sam szczyt wzgórza, ale nieee.

Trzeba było tam dotrzeć niepostrzeżenie, musiał więc wlec się pod górę jako śmierdzący rosołem

starzec o chorych kolanach.

Przypomniała mu się poprzednia wspinaczka, dwa tygodnie wcześniej, kiedy razem z Hazel zmierzyli

się z bandytą Skironem na klifach Chorwacji. Wtedy przynajmniej Jason był w pełni sił. A to, z czym

mieli się teraz spotkać, było znacznie gorsze od bandytów.

– Jesteście pewne, że to właściwe wzgórze? – zapytał. – Jest tu dosyć… no, nie wiem… spokojnie.

Piper przyglądała się wzgórzom. We włosy miała wpięte błękitne piórko harpii – wspomnienie ataku z

poprzedniej nocy. Pióro nie pasowało szczególnie do jej przebrania, ale Piper zdobyła je na swojej

warcie, pokonując w pojedynkę całe stado demonicznych ptasich kobiet. Z pozoru nic sobie nie robiła

z tego osiągnięcia, ale Jason wiedział, że była z niego bardzo zadowolona. Pióro przypominało jej, że

nie jest tą samą dziewczyną, którą była poprzedniej zimy, kiedy po raz pierwszy przybyli do Obozu

Herosów.

– Ruiny są tam – zapewniła go. – Widziałam je w ostrzu Zwierciadła. No i słyszałeś, co mówiła Hazel.

„Nigdy jeszcze…

Page 9: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– …nie wyczułam aż tak wielkiego zgromadzenia złych duchów”. – Jason pamiętał.

– Aha, to brzmi fantastycznie.

Ostatnią rzeczą, z jaką miał ochotę się zmierzyć po przedarciu się przez podziemną świątynię Hadesa,

były kolejne złe duchy. Ale ważyły się losy misji. Załoga „Argo II” musiała podjąć ważną decyzję. Jeśli

wybiorą źle, mogą ponieść klęskę, a cały świat ulegnie zagładzie.

Sztylet Piper, magiczne zmysły Hazel i instynkt Annabeth jednogłośnie wskazywały, że odpowiedź leży

tu, na Itace, w starożytnym pałacu Odyseusza, gdzie hordy złych duchów zebrały się w oczekiwaniu

na rozkazy Gai. Wedle planu mieli się zakraść pomiędzy nie, sprawdzić, co się dzieje, po czym wybrać

właściwy kurs. A potem się wydostać, najlepiej żywi.

Annabeth poprawiła swój złoty pas.

– Mam nadzieję, że nasze przebrania wytrzymają. Zalotnicy byli paskudnymi typkami już za życia. Jeśli

się dowiedzą, że jesteśmy herosami…

– Magia Hazel wytrzyma – oznajmiła Piper.

Jason usiłował w to wierzyć.

Zalotnicy: setka najbardziej chciwych, najwredniejszych rzezimieszków, jacy kiedykolwiek chodzili po

ziemi. Kiedy Odyseusz, grecki król Itaki, zaginął po wojnie trojańskiej, ten tłum książąt drugiej

kategorii zawładnął jego pałacem i nie chciał odejść, wszyscy bowiem mieli nadzieję poślubić królową

Penelopę i przejąć królestwo. Odyseusz zdołał w tajemnicy wrócić i pozabijał ich wszystkich – taki

radosny powrót do domu. Ale jeśli wizje Piper były prawdziwe, zalotnicy zjawili się ponownie,

nawiedzając miejsce swojej śmierci.

Jason nie wierzył, że odwiedzi prawdziwy pałac Odyseusza – jednego z najsłynniejszych greckich

bohaterów wszech czasów. Ale ta misja była całą serią niesamowitych wydarzeń. Annabeth wróciła

właśnie z wiecznej otchłani Tartaru. Na myśl o tym Jason uznał, że może nie powinien narzekać na

bycie starcem.

Page 10: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Cóż… – Podparł się na lasce. – Jeśli wyglądam równie staro, jak się czuję, to moje przebranie musi

być doskonałe. Chodźmy dalej.

Podczas wspinaczki pot zalewał mu czoło. Łydki bolały. Pomimo upału czuł dreszcze. I choćby nie

wiadomo co robił, nie potrafił przestać myśleć o swoich niedawnych snach.

Od czasu Domu Hadesa stały się one znacznie wyraźniejsze.

Czasami Jason stał w podziemnej świątyni w Epirze, a nad nim unosił się gigant Klytios przemawiający

całym chórem pozbawionych ciał głosów: „Musiało was być tylu, żeby mnie pokonać. Co zrobicie,

kiedy Matka Ziemia otworzy oczy?”. Kiedy indziej Jason znajdował się na szczycie Wzgórza Herosów.

Bogini Gaja unosiła się z ziemi – wirująca postać z kurzu, liści i kamieni.

„Biedne dziecko”, jej głos niósł się echem po okolicy, wstrząsając skałą pod stopami Jasona. „Twój

ojciec jest pierwszym wśród bogów, ale ty jesteś zawsze na drugim miejscu: po swoich rzymskich

towarzyszach, po swoich greckich kumplach, nawet po swojej rodzinie. Jak zamierzasz się wykazać?”

Najgorszy sen zaczynał się na dziedzińcu Wilczego Domu w Sonomie. Przed nim stała bogini Junona w

srebrzystej poświacie.

„Twoje życie należy do mnie”, dudnił jej głos. „Prezent na zgodę od Zeusa”.

Jason wiedział, że nie powinien patrzeć, ale nie potrafił zamknąć oczu, kiedy Junona zamieniała się w

supernową, pokazując się w swojej prawdziwej boskiej formie. Mózg Jasona rozdzierał ból. Jego ciało

płonęło kolejnymi warstwami niczym cebula.

A potem sceneria się zmieniała. Jason przebywał wciąż w Wilczym Domu, ale teraz był małym

chłopcem. Przed nim klęczała kobieta, którą otaczał znajomy cytrynowy zapach. Jej rysy były

rozmazane i niewyraźne, ale on znał ten głos: jasny, chłodny, niczym cieniutka warstwa lodu na

rwącym strumieniu.

„Wrócę po ciebie, kochanie”, mówiła. „Wkrótce się zobaczymy”.

Page 11: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Ilekroć Jason budził się z tych koszmarów, twarz miał pokrytą potem. Oczy piekły od łez.

Nico di Angelo ich ostrzegał: Dom Hadesa poruszy ich najgorsze wspomnienia, sprawi, że zobaczą i

usłyszą rzeczy z przeszłości. Ich duchy poczują niepokój.

Jason miał nadzieję, że ten konkretny duch będzie się trzymał z daleka, ale każdej nocy sen stawał się

coraz gorszy. A teraz Jason wspinał się ku pałacowi, gdzie zebrała się armia duchów.

„To nie oznacza, że ona tam będzie” – powtarzał sobie.

Ale jego ręce nie przestawały drżeć. Każdy kolejny krok wydawał się trudniejszy od poprzedniego.

– Już prawie jesteśmy na miejscu – powiedziała Annabeth. – Trzeba…

BUUUM! Wzgórze zadrżało. Gdzieś za grzbietem tłum ryknął z aprobatą jak widzowie w amfiteatrze.

Jason poczuł, że na ten dźwięk przebiega go dreszcz. Nie tak dawno sam walczył o życie w rzymskim

Koloseum przed wiwatującą widmową publicznością. Nie miał najmniejszej ochoty powtarzać tego

doświadczenia.

– Co to był za wybuch? – zastanawiał się.

– Nie mam pojęcia – odparła Piper. – Ale brzmi to tak, jakby się nieźle bawili. Chodźmy poznać paru

martwych kumpli.

II

Page 12: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

JASON

Oczywiście sytuacja okazała się gorsza, niż Jason się spodziewał.

Inaczej nie byłoby zabawy.

Wyjrzawszy spomiędzy oliwek na szczycie wzniesienia, dostrzegł coś, co wyglądało jak impreza

zombie, która wymknęła się spod kontroli.

Same ruiny nie były szczególnie imponujące: kilka kamiennych ścian, zachwaszczony centralny

dziedziniec, urwana klatka schodowa wykuta w skale. Kilka kawałków dykty zakrywało dziurę, a

metalowe rusztowanie podtrzymywało popękany łuk.

Ale na te ruiny nałożona była inna warstwa rzeczywistości – widmowy obraz pałacu w jego

najlepszym okresie. Biało tynkowane ściany z galeryjkami wznosiły się na wysokość trzech pięter.

Kolumnowe portyki otaczały centralny dziedziniec z wielką fontanną i brązowymi koksownikami. Przy

tuzinie wielkich stołów siedziały upiory, śmiejąc się, jedząc i przepychając.

Jason spodziewał się około stu duchów, ale tu kłębiło się ich dwa razy tyle, goniąc widmowe służące,

rozbijając talerze i puchary i w ogóle zachowując się okropnie.

Większość z nich wyglądała jak lary z Obozu Jupiter – przezroczysto fioletowe upiory w tunikach i

sandałach. Kilku imprezowiczów miało rozkładające się szare ciała o zmierzwionych kępkach włosów i

paskudnych ranach. Jedni wyglądali jak zwykli żywi śmiertelnicy – niektórzy w togach, inni w

nowoczesnych garniturach lub wojskowych mundurach. Jason dostrzegł nawet jednego kolesia w

fioletowym podkoszulku Obozu Jupiter i w zbroi rzymskiego legionisty.

Page 13: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

W samym środku dziedzińca ghul o szarej skórze i w podartej greckiej tunice przechadzał się wśród

tłumów, trzymając nad głową marmurowe popiersie niczym sportowe trofeum. Inne duchy

wiwatowały i klepały go po plecach. Upiór zbliżył się. Jason zauważył, że gardło ghula jest przebite

strzałą – jej pióra wystawały mu z grdyki. Ale jeszcze bardziej niepokojące było popiersie, które

trzymał w rękach… czy to był Zeus?

Trudno to było stwierdzić. Większość posągów greckich bogów wygląda podobnie. Ale brodata

posępna twarz zdecydowanie przypominała Jasonowi ogromnego Zeusa hipisa z Domku Pierwszego

w Obozie Herosów.

– Następna libacja! – krzyknął upiór głosem brzęczącym z powodu strzały w gardle. – Musimy

nakarmić Matkę Ziemię!

Imprezowicze wrzasnęli w odpowiedzi i uderzyli kubkami w stoły. Upiór podszedł do stojącej na

środku dziedzińca fontanny. Tłum się rozstąpił i Jason uświadomił sobie, że w fontannie nie ma wody.

Z wysokiego na metr postumentu wytryskał w górę gejzer piasku, wyginający się w parasolowatą

kurtynę białych cząsteczek, zanim opadał z powrotem do okrągłego zbiornika.

Upiór cisnął marmurowe popiersie do fontanny. Gdy tylko głowa Zeusa znalazła się w strumieniu

piasku, marmur rozsypał się, jakby został zmielony. Piasek połyskiwał złotem, barwą ichoru – boskiej

krwi. Następnie cała góra zatrzęsła się ze stłumionym BUM, jakby odbiło jej się po posiłku.

Martwe hulaki ryknęły z zadowoleniem.

– Mamy więcej posągów?! – krzyknął upiór w kierunku tłumu. – Nie? W takim razie, jak sądzę,

będziemy musieli zaczekać, aż zjawią nam się prawdziwi bogowie na ofiarę!

Jego towarzysze zaśmiali się i bili brawo, kiedy upiór opadł na ławę przy najbliższym stole.

Jason zacisnął palce na swojej lasce.

– Ten koleś właśnie obrócił w proch mojego tatę. Za kogo on się uważa?

Page 14: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Sądzę, że to jest Antinous – oznajmiła Annabeth – jeden z przywódców zalotników. O ile pamiętam,

to Odyseusz wbił mu tę strzałę w szyję.

Piper skrzywiła się.

– Myślałby kto, że to faceta powstrzyma. A co z pozostałymi? Dlaczego jest ich aż tylu?

– Nie mam pojęcia – odparła Annabeth. – To pewnie nowi rekruci Gai. Część z nich musiała ożyć,

zanim zamknęliśmy Wrota Śmierci. Inni to po prostu duchy.

– Niektórzy to ghule – dodał Jason. – Ci z otwartymi ranami i szarą skórą, jak Antinous… Zdarzało mi

się już z nimi walczyć.

Piper bawiła się swoim niebieskim piórkiem harpii.

– Da się je zabić?

Jason przypomniał sobie misję w Obozie Jupiter kilka lat temu w San Bernardino.

– Nie jest to łatwe. Są silne, szybkie i inteligentne. No i żywią się ludzkim mięsem.

– Cudownie – mruknęła Annabeth. – Nie widzę innego wyjścia, jak trzymać się pierwotnego planu.

Rozdzielamy się, infiltrujemy, dowiadujemy się, dlaczego są tutaj. Jeśli coś pójdzie nie tak…

– Wdrażamy plan rezerwowy – dokończyła Piper.

Jason nienawidził planów rezerwowych.

Page 15: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zanim zeszli ze statku, Leo dał każdemu z nich racę ratunkową wielkości urodzinowej świeczki. Ponoć

jeśli wyrzucić ją w górę, rozbłyśnie strumieniem białego fosforu, powiadamiając „Argo II”, że drużyna

jest w niebezpieczeństwie. Od tej chwili Jason i dziewczyny mieliby kilka sekund na to, żeby znaleźć

schronienie, zanim okręt zacznie ostrzeliwać ich pozycje, zalewając pałac greckim ogniem i

wybuchami szrapneli z niebiańskiego spiżu.

Nie był to najbezpieczniejszy plan, ale przynajmniej Jason czuł satysfakcję na myśl o tym, że mógłby

przypuścić atak powietrzny na ten hałaśliwy tłum umarlaków, jeśli sytuacja okaże się ryzykowna.

Oczywiście to przy założeniu, że i on, i jego towarzyszki zdołają się wydostać. I że wybuchowe

świeczki nie eksplodują przez przypadek – wynalazkom Leona zdarzało się to od czasu do czasu – bo

w takim razie zrobiłoby się naprawdę gorąco i światu groziłaby ogniowa zagłada.

– Uważajcie tam na siebie – zwrócił się do Piper i Annabeth.

Piper skradała się wokół lewej ostrogi grani. Annabeth skierowała się w prawo. Jason podparł się

laską i pokuśtykał w kierunku ruin.

Przypomniał sobie, jak ostatnim razem skoczył w tłum złych duchów w Domu Hadesa. Gdyby nie

Frank Zhang i Nico di Angelo…

Bogowie… Nico.

Przez kilka ostatnich dni ilekroć Jason poświęcał porcję swojego posiłku Jupiterowi, modlił się do

swojego taty o pomoc dla Nica.

Ten chłopak tyle przeszedł, a mimo to zgłosił się na ochotnika do najtrudniejszego zadania:

przeniesienia posągu Ateny Partenos do Obozu Herosów. Jeśliby mu się nie udało, rzymscy i greccy

herosi pozabijaliby się wzajemnie. A wtedy, niezależnie od tego, co wydarzy się w Grecji, „Argo II” nie

będzie miał dokąd wracać.

Jason wszedł w widmową bramę pałacu. W ostatniej chwili uświadomił sobie, że znajdujący się tuż

przed nim kawałek mozaikowej podłogi jest iluzją przykrywającą trzymetrowy wykop. Ominął go i

skierował się w głąb dziedzińca.

Page 16: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Dwie warstwy rzeczywistości przypomniały mu fortecę tytanów na górze Othrys – mącący w głowie

labirynt ścian z czarnego marmuru, które losowo rozpływały się w mrok i zestalały z powrotem. W

tamtej bitwie Jason przynajmniej miał ze sobą setkę legionistów. Teraz posiadał jedynie ciało starego

człowieka, laskę i dwie towarzyszki w skąpych sukienkach.

Piętnaście metrów przed nim Piper przeciskała się przez tłum, uśmiechając się i napełniając winem

puchary upiornych imprezowiczów. Nawet jeśli się bała, nie było tego po niej widać. Jak na razie

duchy nie zwracały na nią szczególnej uwagi. Magia Hazel najwyraźniej działała.

Po jego prawej Annabeth zbierała puste talerze i puchary. Nie uśmiechała się.

Jasonowi przypomniała się rozmowa z Percym przed opuszczeniem okrętu.

Percy został na pokładzie, żeby wyglądać niebezpieczeństw w morzu, ale nie podobało mu się, że

Annabeth wybiera się na wyprawę bez niego – zwłaszcza że mieli się rozdzielić po raz pierwszy od

powrotu z Tartaru.

Odciągnął Jasona na bok.

– Słuchaj… Annabeth by mnie zabiła, gdybym zasugerował, że potrzebuje opieki.

Jason roześmiał się.

– Owszem, zabiłaby cię.

– Ale uważaj na nią, dobrze?

Jason uścisnął rękę przyjaciela.

– Zrobię wszystko, żeby bezpiecznie do ciebie wróciła.

Page 17: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

A teraz Jason zastanawiał się, jak ma dotrzymać tej obietnicy. Dotarł na skraj tłumu.

Jakiś chrapliwy głos zawołał: – IROS!

Antinous, ten ghul ze strzałą w gardle, wpatrywał się prosto w niego.

– To ty, stary żebraku?

Magia Hazel działała. Zimne powietrze owiało twarz Jasona, kiedy Mgła delikatnie zmieniła jego

wygląd, pokazując zalotnikom to, co spodziewali się zobaczyć.

– To ja! – przytaknął Jason. – Iros!

Tuzin innych duchów zwrócił się ku niemu. Niektóre spoglądały nieufnie i chwytały za rękojeści

błyszczących fioletowo mieczy. Za późno Jason zaczął się zastanawiać, czy ten Iros jest jakimś ich

nieprzyjacielem, ale już zdecydował się grać tę rolę.

Niepewnym krokiem podszedł bliżej, starając się przybrać wyraz twarzy jak najlepiej pasujący do

stukniętego starca.

– Wygląda na to, że spóźniłem się na ucztę. Mam nadzieję, że zostawiliście mi coś do zjedzenia.

Jeden z duchów zaśmiał się szyderczo i z pogardą.

– Niewdzięczny stary dziad. Mam go zabić, Antinousie?

Jason poczuł zimno na karku.

Page 18: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Antinous przyglądał mu się przez krótką chwilę, po czym zaśmiał się.

– Jestem dziś w dobrym humorze. Chodź, Irosie, usiądź przy moim stole.

Jason nie miał wyboru. Usiadł naprzeciwko Antinousa, a wokół zbierało się więcej duchów,

przepychając się, jakby się spodziewały wyjątkowo brutalnego meczu bokserskiego.

Z bliska oczy Antinousa były wyraźnie żółte. Jego cienkie jak kartka usta otaczały ostre zęby. W

pierwszej chwili Jason sądził, że ciemne kręcone włosy ghula rozpadają się. Potem uświadomił sobie

jednak, że z czaszki Antinousa kapie strumyczek ziemi, opadając na jego ramiona. Grudki mułu

wypełniały stare rany od miecza w szarej skórze ghula. Ziemia wylewała się z podstawy rany od

strzały w jego szyi.

„Moc Gai” – pomyślał Jason. – „To ziemia utrzymuje tego kolesia w całości”.

Antinous popchnął przez stół złoty puchar i talerz wypełniony jedzeniem.

– Nie spodziewałem się tu ciebie ujrzeć, Irosie. Ale sądzę, że nawet żebrak może szukać odpłaty. Jedz.

Pij.

W pucharze przelewał się gęsty czerwony płyn. Na talerzu leżał dymiący brązowy kawał tajemniczego

mięsa.

Żołądek Jasona buntował się. Nawet jeśli upiorne pożywienie go nie zabije, jego wegetariańska

dziewczyna zapewne nie pocałuje go przez miesiąc.

Przypomniał sobie coś, co powiedział mu Notus, Wiatr Południowy: „Wiatr, który wieje bez celu,

nikomu nie służy”.

Cała kariera Jasona w Obozie Jupiter była zbudowana na ostrożnych decyzjach. Mediował między

herosami, wysłuchiwał wszystkich stron podczas sporów, znajdował kompromisy. Nawet kiedy ścierał

się z rzymskimi tradycjami, myślał, zanim zaczynał działać. Nie był impulsywny.

Page 19: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Notus ostrzegł go, że takie wahanie może go zabić. Jason musiał przestać się zastanawiać i zacząć

brać to, czego potrzebował.

Skoro jest niewdzięcznym żebrakiem, musi zachowywać się jak taki żebrak.

Oddarł kawałek mięsa palcami i wepchnął go sobie do ust. Wlał do gardła nieco czerwonego płynu,

który na szczęście smakował jak rozwodnione wino, a nie krew albo trucizna. Jason musiał walczyć z

odruchem wymiotnym, ale na szczęście nie przewrócił się ani nie eksplodował.

– Mniam! – Otarł usta. – A teraz opowiedz mi o tej… jak to nazwałeś? Odpłacie? Gdzie mogę się

zapisać?

Upiory wybuchnęły śmiechem. Jeden z nich klepnął go w ramię, a Jason z niepokojem stwierdził, że

poczuł dotyk.

Lary z Obozu Jupiter nie miały fizycznego bytu. Te duchy najwyraźniej go miały, co oznaczało

kolejnych nieprzyjaciół zdolnych bić, pchnąć nożem albo uciąć mu głowę.

Antinous nachylił się ku niemu.

– Powiedz mi, Irosie, co masz do zaoferowania. Nie potrzebujemy, żebyś nosił dla nas wiadomości,

jak dawnymi czasy. Z pewnością żaden z ciebie wojownik. O ile pamiętam, Odyseusz złamał ci szczękę

i wrzucił cię do chlewu.

Połączenia neuronowe w mózgu Jasona ożyły. Iros… starzec, który nosił wieści dla zalotników w

zamian za ochłapy ze stołu. Iros był dla nich kimś w rodzaju oswojonego bezdomnego. Kiedy

Odyseusz powrócił w przebraniu żebraka, Iros uznał, że ten nowy facet chce mu odebrać terytorium.

Zaczęli się kłócić…

– Zmusiłeś Irosa… – Jason zawahał się. – Zmusiłeś mnie do walki z Odyseuszem. Robiliście zakłady o

jej wynik. A nawet kiedy Odyseusz zdjął swoją koszulę i pokazał, jaki jest silny… nadal kazałeś mi z nim

walczyć. Nie obchodziło cię, czy będę żył, czy zginę!

Page 20: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Antinous wyszczerzył ostre zęby.

– Oczywiście, że mnie nie obchodziło. Nadal mnie nie obchodzi! Ale skoro jesteś tutaj, to Gaja

musiała mieć powód, żeby pozwolić ci wrócić do świata śmiertelników. Powiedz mi, czemu miałbyś

być godny udziału w naszych łupach.

– Jakich łupach?

Antinous rozłożył ręce.

– Cały świat, przyjacielu. Kiedy spotkaliśmy się tu po raz pierwszy, chodziło nam tylko o ziemie

Odyseusza, jego majątek i jego żonę.

– Zwłaszcza o jego żonę! – Łysy duch w łachmanach dał Jasonowi kuksańca pod żebro. – Ta Penelopa

to niezła ślicznotka!

Jason zerknął na Piper podającą napoje przy sąsiednim stole. Dyskretnie zbliżyła palce do ust w geście

„Zaraz rzygnę”, po czym wróciła do flirtu z umarlakami.

Antinous prychnął pogardliwie.

– Ty jękliwy tchórzu, Eurymachu. Nigdy nie miałeś żadnych szans u Penelopy. Pamiętam, jak

bełkotałeś, błagając Odyseusza o życie, zwalając całą winę na mnie!

– Na wiele mi się to zdało. – Eurymach uniósł potarganą koszulę i pokazał szeroką na trzy centymetry

widmową dziurę w środku klatki piersiowej. – Odyseusz przestrzelił mi serce tylko dlatego, że

chciałem ożenić się z jego żoną!

Page 21: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– W każdym razie – Antinous zwrócił się do Jasona – teraz zebraliśmy się w nadziei na znacznie

większy łup. Kiedy tylko Gaja zniszczy bogów, podzielimy między siebie pozostałości świata

śmiertelników!

– Zaklepuję Londyn! – wrzasnął ghul przy sąsiednim stole.

– Montreal! – krzyknął inny.

– Duluth! – ryknął trzeci, na chwilę uciszając wszelkie rozmowy, ponieważ wszystkie pozostałe upiory

spoglądały na niego ze zdumieniem.

W żołądku Jasona mięso i wino zamieniły się w ołów.

– A co z pozostałymi z tych… gości? Naliczyłem co najmniej dwustu. Połowy z nich nie znam.

Żółte oczy Antinousa rozbłysły.

– Wszyscy ubiegają się o względy Gai. Wszyscy mają pretensje i zaszłości z bogami i ich ulubionymi

herosami. Ten łajdak tam to Hippiasz, były tyran Aten. Został wygnany i spiskował z Persami, żeby

zaatakować swoich rodaków. Zero moralności. Dla władzy zrobi wszystko.

– Dziękuję! – zawołał Hippiasz.

– Ten łajdak z udkiem indyka w ustach – ciągnął Antinous – to Hazdrubal z Kartaginy. On ma

porachunki z Rzymem.

– Ehem – odmruknął Kartagińczyk.

– A Michael Varus…

Page 22: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason omal się nie udławił.

– Kto?

Stojący przy piaskowej fontannie ciemnowłosy chłopak w fioletowej koszulce i zbroi legionisty

odwrócił się ku nim. Jego postać była niewyraźna, zamglona i rozmazana, więc Jason uznał, że musi

też być jakimś rodzajem ducha, ale legionowy tatuaż na jego przedramieniu nie pozostawiał

wątpliwości: SPQR, głowa boga Janusa o dwóch twarzach i sześć kresek za lata służby. Na napierśniku

miał odznakę urzędu pretora i emblemat Piątej Kohorty.

Jason nigdy nie spotkał się z Michaelem Varusem. Niesławny pretor zginął w latach osiemdziesiątych

XX wieku. Mimo to poczuł gęsią skórkę, kiedy napotkał wzrok Varusa. Jego zapadnięte oczy zdawały

się przenikać przebranie Jasona.

Antinous machnął pogardliwie ręką.

– To rzymski heros. Utracił legionowego orła… na Alasce, zgadza się? Nieważne. Gaja pozwala mu

trzymać się z nami. On twierdzi, że ma pewne informacje, jak pokonać Obóz Jupiter. Ale ty, Irosie… ty

nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Dlaczego miałbyś być dla nas pożądanym towarzyszem?

Martwe oczy Varusa niepokoiły Jasona. Czuł, że Mgła wokół niego robi się rzadsza, reagując na jego

niepewność.

Nagle koło Antinousa pojawiła się Annabeth.

– Więcej wina, mój panie? Och!

Rozlała zawartość srebrnego dzbana na kark Antinousa.

– Aaaach! – Ghul wygiął się w tył. – Głupia dziewucha! Kto cię wypuścił z Tartaru!?

Page 23: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Tytan, mój panie. – Annabeth spuściła przepraszająco głowę. – Czy mam przynieść wilgotne

chusteczki? Z twojej strzały kapie.

– Wynocha!

Annabeth zerknęła na Jasona – milczący wyraz wsparcia – po czym znikła w tłumie.

Ghul otarł się, dając Jasonowi czas na zebranie myśli.

Był Irosem… dawnym posłańcem zalotników. Po co miałby być tutaj? Dlaczego mieliby przyjąć go do

swojego towarzystwa?

Podniósł leżący najbliżej nóż do mięsa i wbił go w blat stołu, aż zebrane wokół duchy podskoczyły.

– Dlaczego miałbym być dla was pożądanym towarzyszem? – warknął Jason. – Bo nadal noszę

wiadomości, wy głupie ofermy! Przybyłem właśnie z Domu Hadesa, żeby zobaczyć, co planujecie!

To przynajmniej było prawdą i najwyraźniej zaintrygowało Antinousa. Ghul wpatrywał się w niego ze

złością, a wino wciąż spływało z drzewca strzały tkwiącej w jego gardle.

– Chcesz, żebym uwierzył, że Gaja wysłała ciebie, żebraka, żebyś nas sprawdzał!?

Jason roześmiał się.

– Byłem wśród ostatnich, którzy opuścili Epir, zanim zatrzasnęły się Wrota Śmierci! Widziałem salę,

gdzie Klytios stał na straży pod sklepieniem z nagrobków. Przeszedłem wysadzane klejnotami i kośćmi

posadzki Nekromantejonu!

To też było prawdą. Zgromadzone wokół stołu duchy przestępowały z nogi na nogę, mamrocząc.

Page 24: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A zatem, Antinousie… – Jason skierował palec na ghula. – Może to ty powinieneś mi wyjaśnić,

dlaczego wy jesteście godni względów Gai. Widzę tu tylko tłum leniwych, obijających się umarlaków,

zabawiających się, zamiast pomagać w wysiłkach wojennych. Co mam powiedzieć Matce Ziemi?

Kątem oka dostrzegł, że Piper uśmiecha się do niego z aprobatą. Po czym powraca do mieniącego się

fioletem greckiego kolesia, który usiłował posadzić ją sobie na kolanach.

Antinous zacisnął palce na rękojeści noża, który Jason wbił w blat. Wyciągnął go i przyglądał się

ostrzu.

– Skoro przybywasz od Gai, musisz wiedzieć, że mamy rozkazy. Wydał je Porfyrion. – Antinous

przesunął ostrzem noża po wnętrzu swojej dłoni. Zamiast krwi z rany wysączyła się sucha ziemia. –

Oczywiście znasz Porfyriona…?

Jason usiłował powstrzymać mdłości. Pamiętał doskonale Porfyriona z bitwy pod Wilczym Domem.

– Król gigantów… zielona skóra, dwanaście metrów wzrostu, białe oczy, broń wpleciona we włosy.

Oczywiście, że go znam. Robi znacznie większe wrażenie niż ty.

Jason postanowił nie wspominać o ostatnim spotkaniu z królem gigantów, kiedy to uderzył go w

głowę błyskawicą.

Wydawało się, że Antinous wreszcie zaniemówił, ale jego łysy widmowy przyjaciel Eurymach objął

Jasona ramieniem.

– No, no, przyjacielu! – Eurymach cuchnął jak skwaśniałe wino i nadpalone kable elektryczne. Jego

widmowy dotyk sprawił, że przez klatkę piersiową Jasona przeszedł dreszcz. – Oczywiście nie

zamierzaliśmy cię wypytywać o referencje! Chodzi o to, że rozumiesz, gdybyś rozmawiał z

Porfyrionem w Atenach, wiedziałbyś, dlaczego tu jesteśmy. Zapewniam cię: działamy dokładnie

według jego rozkazów!

Jason usiłował ukryć zaskoczenie. Porfyrion w Atenach.

Page 25: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Gaja obiecała wykorzenić bogów. Chejron, mentor Jasona w Obozie Herosów, uważał, że w tym celu

giganci będą usiłowali obudzić boginię ziemi na greckim Olimpie. Ale to…

– Akropolis – powiedział Jason. – Najstarsze świątynie bogów w samym środku Aten. Tam przebudzi

się Gaja.

– Oczywiście! – zaśmiał się Eurymach. Rana w jego piersi wydała pyknięcie podobne do odgłosu

otworu oddechowego morświna. – A żeby się tam dostać, ci nieznośni herosi będą musieli

podróżować po morzu, co? Wiedzą, że droga lądowa jest zbyt niebezpieczna.

– Czyli na pewno miną tę wyspę – dopowiedział Jason.

Eurymach przytaknął gorliwie. Cofnął rękę z ramion Jasona i zanurzył palec w winie.

– Wtedy będą zmuszeni podjąć decyzję, co?

Narysował na blacie linię brzegową, a czerwone wino zalśniło nienaturalnie na drewnie. Grecja miała

kształt nieforemnej klepsydry – wielki kleks zwisający z północnego lądu, a potem kolejny kleks pod

nim, niemal równie duży: wielki kawał ziemi znany jako Peloponez. Pomiędzy nie wcinała się wąska

linia morza: Zatoka Koryncka.

Jason nie potrzebował obrazka. Razem z resztą załogi spędził ostatni dzień na morzu, studiując mapy.

– Najprostsza droga – ciągnął Eurymach – będzie stąd na wschód, przez Zatokę Koryncką. Ale jeśli

spróbują tej drogi…

– Dosyć – warknął Antinous. – Za dużo gadasz, Eurymachu.

Duch zrobił obrażoną minę.

Page 26: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie zamierzałem opowiadać mu wszystkiego! Tylko powiedzieć o armii cyklopów zgromadzonej na

obu brzegach. I wściekłych duchach burzy w powietrzu. I tych straszliwych morskich potworach, które

Keto wysłała do morza. I oczywiście jeśli statek dopłynie na wysokość Delf…

– Idiota! – Antinous rzucił się przez stół i chwycił ducha za nadgarstek. Z jego ręki wystrzeliła cienka

skorupka ziemi wprost w widmowe ramię Eurymacha.

– Nie! – jęknął Eurymach. – Proszę! Ja… ja tylko chciałem…

Duch wrzasnął, kiedy ziemia pokryła jego ciało skorupą, po czym popękał i została z niego jedynie

sterta pyłu. Eurymach zniknął.

Antinous usiadł z powrotem i otrzepał ręce. Pozostali zalotnicy przy stole wpatrywali się w niego w

ostrożnym milczeniu.

– Wybacz, Irosie. – Ghul uśmiechnął się lodowato. – Wystarczy, żebyś wiedział, że drogi do Aten są

dobrze strzeżone, jak obiecaliśmy. Herosi będą musieli albo zaryzykować przeprawę przez zatokę, a

potem cieśninę, co jest niemożliwe, albo opłynąć cały Peloponez, co nie jest wiele bezpieczniejsze.

Tak czy siak, mają małe szanse przeżyć dość długo, by stanąć przed tym wyborem. Będziemy wiedzieli

o ich przybyciu w okolice Itaki. Zatrzymamy ich tutaj, a Gaja zobaczy, ile jesteśmy warci. Możesz

zanieść tę wiadomość do Aten.

Serce Jasona waliło o jego mostek. Nigdy nie widział niczego takiego jak ta skorupa, którą Antinous

przywołał, żeby zniszczyć Eurymacha. Nie miał ochoty przekonywać się, jak ta moc działa na herosów.

Poza tym Antinous wydawał się pewny, że wyczują obecność „Argo II”. Magia Hazel najwyraźniej

zdołała na razie ukryć statek, ale trudno było ocenić, jak długo ta zasłona wytrzyma.

Jason uzyskał informacje, po które tu przybyli. Ich celem były Ateny. Bezpieczniejsza droga – a w

każdym razie ta nie niemożliwa droga – prowadziła wokół południowego wybrzeża. Był dwudziesty

lipca. Pozostało im raptem dwanaście dni do pierwszego sierpnia, planowanego przebudzenia Gai w

starożytne Święto Nadziei.

Page 27: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason i jego przyjaciele muszą stąd odpłynąć, póki mają szanse.

Ale coś innego nie dawało mu spokoju – lodowate przeczucie, że jeszcze nie usłyszał najgorszych

wieści.

Eurymach wspomniał Delfy. Jason w głębi duszy miał nadzieję, że odwiedzi starożytną siedzibę

wyroczni Apollina, może zobaczy coś dotyczącego jego osobistej przyszłości, ale jeśli to miejsce jest

pełne potworów…

Odepchnął od siebie talerz zimnego jedzenia.

– Wygląda na to, że wszystko pod kontrolą. Liczę na to ze względu na twoje dobro, Antinousie. Ci

herosi są bardzo pomysłowi. Zamknęli Wrota Śmierci. Nie chcemy, żeby ci się wymknęli i na przykład

otrzymali pomoc z Delf.

Antinous zarechotał.

– Nie ma takiej możliwości. Delfy nie są już pod kontrolą Apollina.

– Ach… rozumiem. A jeśli herosi wybiorą drogę wokół Peloponezu?

– Zanadto się przejmujesz. Ta droga nigdy nie była bezpieczna dla herosów, a poza tym jest zbyt

długa. No i Wiktoria szaleje w Olimpii. A dopóki to się nie zmieni, nie ma szans, żeby herosi wygrali tę

wojnę.

Jason nie miał pojęcia, co to miało oznaczać, ale przytaknął.

– Doskonale. Przekażę te wieści królowi Porfyrionowi. Dziękuję ci za ten, hm, posiłek.

Od strony fontanny dobiegł ich głos Michaela Varusa.

Page 28: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Czekaj!

Jason zdusił w gardle przekleństwo. Usiłował nie zwracać uwagi na martwego pretora, ale teraz Varus

podszedł do nich, otoczony mglistą białą aurą, z oczami zapadniętymi jak leje krasowe. U jego boku

zwieszał się złoty imperialny gladius.

– Musisz tu zostać – oznajmił Varus.

Antinous rzucił duchowi poirytowane spojrzenie.

– O co chodzi, legionisto? Jeśli Iros chce odejść, pozwól mu. Paskudnie śmierdzi!

Pozostałe duchy zachichotały nerwowo. Z drugiej strony dziedzińca Piper rzuciła Jasonowi

zaniepokojone spojrzenie. Nieco dalej Annabeth obojętnym ruchem wyciągnęła nóż z najbliższego

półmiska z mięsem.

Varus położył dłoń na głowicy miecza. Pomimo upału jego napierśnik był pokryty lodem.

– Straciłem moją kohortę na Alasce dwa razy: raz za życia, raz po śmierci przez Graecusa zwanego

Percy Jackson. A mimo to przybyłem tu w odpowiedzi na wezwanie Gai. Wiesz dlaczego?

Jason przełknął ślinę.

– Przez upór?

– To miejsce tęsknoty – wyjaśnił Varus. – Siła, która nas tu przyciąga, podtrzymywana jest nie tylko

przez moc Gai, ale również nasze najmocniejsze uczucia. W przypadku Eurymacha była to chciwość.

W przypadku Antinousa okrucieństwo.

Page 29: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Pochlebiasz mi – mruknął ghul.

– U Hazdrubala była to nienawiść – ciągnął Varus. – U Hippiasza gorycz. U mnie ambicja. A u ciebie,

Irosie? Co cię tu przyciągnęło? Czego najbardziej pragnie żebrak? Może domu?

Jason poczuł niepokojące łaskotanie u podstawy czaszki… takie samo, jakiego doznawał, kiedy miała

się rozpętać wielka burza z piorunami.

– Powinienem już iść – odpowiedział. – Mam wiadomości do przekazania.

Michael Varus wyciągnął miecz.

– Moim ojcem jest Janus, bóg o dwóch twarzach. Umiem przenikać przez maski i oszustwa. Czy wiesz,

Irosie, dlaczego mamy taką pewność, że herosi nie miną naszej wyspy niezauważeni?

Jason w milczeniu przeszukiwał swój repertuar brzydkich słów łacińskich. Usiłował obliczyć, ile zajmie

mu wyciągnięcie racy i odpalenie jej. Miał nadzieję, że zdoła zwlekać na tyle długo, żeby dziewczyny

znalazły schronienie, zanim ten tłum umarlaków go zabije.

Zwrócił się do Antinousa.

– Słuchaj, ty tu dowodzisz, prawda? Może powinieneś przywołać do porządku swojego Rzymianina.

Ghul wziął głęboki oddech. Strzała zagrzechotała w jego gardle.

– Ach, ależ to może być niezłą rozrywką. Mów dalej, Varusie.

Martwy pretor uniósł miecz.

Page 30: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nasze pragnienia nas ujawniają. Pokazują, kim naprawdę jesteśmy. Ktoś przyszedł po ciebie,

Jasonie Grace.

Tłum stojący za Varusem rozstąpił się. Do przodu podpłynął migotliwy duch kobiety, a Jason poczuł,

że jego kości zamieniają się w pył.

– Mój kochany – powiedział duch jego matki. – Wróciłeś do domu.

III

JASON

Skądś wiedział, że to ona. Rozpoznał jej kwiecistą, zielono-czerwoną, luźną sukienkę przypominającą

świąteczną choinkę. Rozpoznał kolorowe plastikowe bransoletki na jej nadgarstkach, te, które wbiły

mu się w plecy, kiedy przytuliła go na pożegnanie w Wilczym Domu. Rozpoznał jej włosy, tapirowaną

koronę farbowanych blond loków, i jej zapach cytryn i lakieru do włosów.

Jej oczy były równie niebieskie jak jego, ale błyszczały załamanym światłem, jakby właśnie wyszła z

bunkra po wojnie jądrowej – rozpaczliwie szukając znajomych elementów w zmienionym świecie.

– Kochanie. – Wyciągnęła ręce.

Wzrok Jasona skupił się wyłącznie na niej. Duchy i ghule przestały istnieć.

Page 31: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jego przebranie z Mgły wypaliło się. Jego postawa była na powrót prosta. Stawy przestały boleć.

Laska zamieniła się z powrotem w gladius z cesarskiego złota.

Palące uczucie nie minęło. Czuł się tak, jakby zdzierano z niego warstwy jego życia – miesiące

spędzone w Obozie Herosów, lata spędzone w Obozie Jupiter, trening z Lupą, boginią wilczycą. Był

znów przerażonym, bezbronnym dwulatkiem. Nawet blizna na jego wardze, pozostałość po próbie

zjedzenia zszywacza we wczesnym dzieciństwie, piekła jak świeża rana.

– Mamo? – wydusił z siebie.

– Tak, kochanie. – Jej obraz zamigotał. – Chodź, przytul mnie.

– Ty… ty nie jesteś prawdziwa.

– Oczywiście, że jest prawdziwa. – Głos Michaela Varusa zdawał się dobiegać z daleka. – Myślałeś, że

Gaja pozwoli tak ważnemu duchowi pozostać w Krainie Umarłych? To twoja matka, Beryl Grace,

gwiazda telewizji, kochanka króla Olimpu, który porzucił ją nie raz, ale dwa razy, zarówno w swoim

greckim, jak i rzymskim aspekcie. Należy jej się sprawiedliwość podobnie jak nam wszystkim.

Jason czuł się słabo. Wokół niego gromadzili się zaciekawieni zalotnicy.

„Jestem dla nich rozrywką” – uświadomił sobie. Duchy zapewne uznały tę scenę za zabawniejszą niż

walka dwóch żebraków na śmierć i życie.

W chaos dźwięków panujący w głowie Jasona wciął się głos Piper.

– Spójrz na mnie, Jasonie.

Page 32: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Stała pięć metrów od niego, trzymając w rękach swoją ceramiczną amforę. Uśmiech znikł z jej twarzy.

Jej spojrzenie było ostre i władcze – równie niemożliwe do zignorowania jak niebieskie piórko w jej

włosach.

– To nie jest twoja matka. Jej głos czaruje cię w jakiś sposób… jak magiczny głos, ale groźniejszy. Nie

czujesz tego?

– Ona ma rację. – Annabeth wspięła się na najbliższy stół. Kopnęła na bok półmisek, aż pół tuzina

zalotników podskoczyło na ławach. – Jasonie, to tylko pozostałość po twojej matce, może jak ara

albo…

– Pozostałość! – Duch jego matki zaszlochał. – Tak, zobacz, co ze mnie zostało. To wina Jupitera.

Porzucił nas. Nie zamierzał mi pomóc! Nie chciałam zostawiać cię w Sonomie, kochany, ale Junona i

Jupiter nie dali mi wyboru. Nie pozwoliliby nam zostać razem. Dlaczego miałbyś teraz za nich

walczyć? Dołącz do tych zalotników. Poprowadź ich. Możemy znów być rodziną!

Jason czuł na sobie spojrzenia setek oczu.

„To jest historia mojego życia” – pomyślał z goryczą. Wszyscy zawsze go obserwowali, oczekując, że

pokaże drogę. Od chwili kiedy przybył do Obozu Jupiter, rzymscy herosi traktowali go jak udzielnego

księcia. Mimo że usiłował odwrócić przeznaczenie – wstąpił do najgorszej kohorty, próbował zmienić

tradycje obozowe, wybierać najmniej prestiżowe misje i przyjaźń z najmniej popularnymi dzieciakami

– i tak został pretorem. Jako syn Jupitera miał zapewnioną przyszłość.

Pamiętał, co mówił mu Herkules w Cieśninie Gibraltarskiej: „Jeśli jesteś synem Jupitera, pewnie to

rozumiesz. Okropna presja. Nigdy nie dość. Można dostać szału”.

A teraz Jason był tutaj, napięty jak cięciwa łuku.

– To ty mnie opuściłaś – powiedział do matki. – To nie Jupiter czy Junona. To byłaś ty.

Beryl Grace zrobiła krok do przodu. Zmarszczki zmartwienia otaczające oczy, boleśnie zaciśnięte usta

– wszystko to przypominało Jasonowi jego siostrę Thalię.

Page 33: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Kochanie, powiedziałam ci, że wrócę. To były moje ostatnie słowa do ciebie. Nie pamiętasz?

Jason wzdrygnął się. W ruinach Wilczego Domu jego matka przytuliła go po raz ostatni. Uśmiechała

się, ale jej oczy były pełne łez.

„Wszystko będzie dobrze”, obiecała. Ale nawet jako małe dziecko Jason wiedział, że nic nie miało być

dobrze. „Zaczekaj tutaj. Wrócę po ciebie, kochany. Wkrótce się zobaczymy”.

Nie wróciła. Jason włóczył się po ruinach samotnie, płacząc, wzywając matkę i Thalię – aż przyszły po

niego wilki.

Niedotrzymana obietnica jego matki była w sercu tego, czym się stał. Zbudował całe swoje życie

wokół gniewu na jej słowa, które były jak ziarnko piasku we wnętrzu perły.

„Ludzie kłamią. Przyrzeczenia się łamie”.

Dlatego właśnie, mimo że go to bolało, Jason postępował zgodnie z zasadami. Dotrzymywał obietnic.

Nigdy nie chciał nikogo opuścić w taki sposób, w jaki on został opuszczony i okłamany.

A teraz jego mama wróciła, wymazując jedyną pewność, jaką Jason miał na jej temat – że porzuciła go

na zawsze.

Po drugiej stronie stołu Antinous uniósł puchar.

– Jakże mi miło cię spotkać, synu Jupitera. Posłuchaj swojej matki. Masz mnóstwo porachunków z

bogami. Czemu do nas nie dołączysz? Rozumiem, że te dwie służące to twoje przyjaciółki.

Oszczędzimy ich życie. Chcesz, żeby twoja matka została na świecie? Możemy to sprawić. Chcesz być

królem…

– Nie. – Myśli Jasona szalały. – Nie, nie pasuję do was.

Page 34: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Michael Varus przyglądał mu się lodowatym wzrokiem.

– Jesteś tego pewny, kolego pretorze? Nawet jeśli pokonasz gigantów i Gaję, to czy powrócisz do

domu jak Odyseusz? Gdzie jest teraz twój dom? Z Grekami? Z Rzymianami? Nikt cię nie przyjmie. A

jeśli wrócisz, skąd wiesz, że nie zastaniesz tam ruin takich jak tutaj?

Jason przebiegł wzrokiem pałacowy dziedziniec. Bez iluzji balkonów i kolumnad nie było tu nic poza

stertą gruzu na nagim wzgórzu. Tylko fontanna plująca piaskiem wydawała się realna, niczym

przypomnienie nieograniczonej mocy Gai.

– Byłeś kiedyś oficerem legionów – zwrócił się do Varusa. – Rzymskim wodzem.

– Ty także – odparował Varus. – Lojalności się zmieniają.

– I uważasz, że pasuję do tego motłochu? – zapytał Jason. – Do gromady martwych oferm,

czekających na darmowy obiadek od Gai, narzekających, że coś im się należy od świata.

Zgromadzone na dziedzińcu duchy i ghule wstały i dobywały broni.

– Uważajcie! – wrzasnęła Piper do tłumu. – Wszyscy w tym pałacu są waszymi wrogami. Każdy wbije

wam sztylet w plecy przy pierwszej okazji!

Przez ostatnie kilka tygodni magiczny głos Piper stał się naprawdę potężny. Mówiła prawdę, a tłum

jej wierzył. Zaczęli spoglądać po sobie, zaciskając palce na rękojeściach mieczy.

Matka Jasona zrobiła krok ku niemu.

– Kochanie, bądź rozsądny. Daj sobie spokój z tą misją. Twój „Argo II” nigdy nie dotrze do Aten. A

nawet jeśli mu się uda, pozostaje kwestia Ateny Partenos.

Page 35: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason zadrżał.

– O czym ty mówisz?

– Nie udawaj, że nie masz o niczym pojęcia, kochanie. Gaja wie o twojej przyjaciółce Reynie i o Nicu,

synu Hadesa, i o satyrze Hedge’u. Aby ich zabić, Matka Ziemia wysłała najgroźniejszego ze swoich

synów – myśliwego, który nie zna spoczynku. Ale ty nie musisz umierać.

Ghule i duchy zacieśniały krąg – dwie setki wpatrywały się z niecierpliwością w Jasona, jakby miał

zaintonować hymn narodowy.

„Myśliwy, który nie zna spoczynku”.

Jason nie miał pojęcia, kto to mógłby być, ale musiał ostrzec Reynę i Nica.

A to oznaczało, że musiał wydostać się stąd żywy.

Spojrzał na Annabeth i Piper. Obie stały w gotowości, czekając na jego znak.

Zmusił się do spojrzenia matce w oczy. Wyglądała jak ta sama kobieta, która porzuciła go w lasach

Sonomy czternaście lat temu. Ale Jason nie był już małym dzieckiem. Był zaprawionym w bojach

weteranem, półbogiem, który wiele razy patrzył śmierci w twarz.

To, co widział przed sobą, nie było jego matką – a w każdym razie nie tym, czym powinna być jego

matka – kochająca, troskliwa, opiekuńcza.

Annabeth nazwała ją pozostałością.

Michael Varus powiedział mu, że duchy są podtrzymywane przez ich najmocniejsze pragnienia. Duch

Beryl Grace dosłownie płonął potrzebą. Jej oczy domagały się uwagi Jasona. Jej ramiona wyciągały się

do przodu, rozpaczliwie usiłując go zagarnąć.

Page 36: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Czego chcesz? – zapytał. – Co cię tu sprowadziło?

– Chcę życia! – zawołała. – Młodości! Urody! Twój ojciec mógł dać mi nieśmiertelność. Mógł mnie

zabrać na Olimp, ale on mnie porzucił. Ty możesz to wyrównać, Jasonie. Jesteś moim dumnym

wojownikiem!

Jej cytrynowy zapach stał się gryzący, jakby zaczęła płonąć.

Jason przypomniał sobie coś, co powiedziała mu Thalia. Ich matka stawała się coraz bardziej

niezrównoważona, aż w końcu rozpacz doprowadziła ją do szaleństwa. Zginęła w wypadku

samochodowym, który spowodowała jazdą po pijanemu.

Rozcieńczone wino paliło żołądek Jasona. Postanowił, że jeśli zdoła przeżyć ten dzień, nigdy więcej

nie tknie alkoholu.

– Jesteś manią – uznał w końcu, przywołując słowo znane z lat nauki w Obozie Jupiter dawno temu. –

Duchem szaleństwa. Tym właśnie się stałaś.

– Jestem wszystkim, co pozostało – przytaknęła Beryl Grace. Jej obraz zamigotał pełną gamą kolorów.

– Przytul mnie, synku. Jestem wszystkim, co ci pozostało.

Wspomnienie Południowego Wiatru przemówiło w jego myślach: „Nie masz wpływu na swoje

pochodzenie, ale możesz wybrać swoje dziedzictwo”.

Jason czuł, jakby ktoś zbierał go na powrót w całość, po jednej warstwie naraz. Bicie serca uspokoiło

się. Zimno uciekło z kości. Skóra nagrzała się w popołudniowym słońcu.

– Nie – powiedział chrapliwie. Zerknął na Annabeth i Piper. – Moja lojalność nie uległa zmianie. Tyle

tylko że moja rodzina się powiększyła. Jestem dzieckiem Grecji i Rzymu. – Spojrzał po raz ostatni na

swoją matkę. – Nie jestem twoim dzieckiem.

Page 37: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Wykonał starożytny gest ochrony przed złem – trzy palce wyciągnięte od serca – i duch Beryl Grace

zniknął z cichym sykiem niczym westchnienie ulgi.

Ghul Antinous odrzucił swój puchar. Przyglądał się Jasonowi z leniwym obrzydzeniem.

– No dobra – powiedział – w takim razie, jak mniemam, po prostu cię zabijemy.

Szeregi nieprzyjaciół zaczęły się zacieśniać wokół Jasona.

IV

JASON

Walka szła znakomicie – dopóki nie został raniony.

Jason ciął swoim gladiusem szeroko, zamieniając w pył znajdujących się najbliżej zalotników, a

następnie skoczył na stół dokładnie nad głową Antinousa. W powietrzu kazał swojej broni zamienić

się w oszczep – była to sztuczka, której nigdy nie próbował z tym mieczem, ale jakoś wiedział, że

zadziała.

Wylądował na nogach, trzymając w ręku dwumetrowe pilum. Kiedy Antinous odwrócił się ku niemu,

Jason cisnął ostrze z cesarskiego złota w pierś ghula.

Page 38: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Antinous spojrzał w dół z niedowierzaniem.

– Ty…

– Dobrej zabawy na Polach Kary. – Jason wyciągnął pilum i Antinous rozpadł się w proch.

Jason walczył dalej, obracając oszczepem, nabijając na niego duchy, przewracając ghule.

Po drugiej stronie dziedzińca Annabeth również walczyła jak demon. Jej miecz ze smoczej kości ścinał

każdego z zalotników, który był na tyle głupi, żeby stanąć jej na drodze.

Dalej, przy piaskowej fontannie, Piper również dobyła swojego miecza – zębatego spiżowego ostrza,

które odebrała Zetesowi Boreadzie. Cięła i parowała ciosy prawą ręką, a od czasu do czasu ciskała

pomidorami z rogu obfitości trzymanego w lewej, jednocześnie wrzeszcząc do zalotników:

– Ratujcie się! Jestem zbyt groźna!

Najwyraźniej dokładnie to chcieli usłyszeć jej wrogowie, ponieważ uciekali, po czym zamierali

zmieszani kilka metrów w dół zbocza i następnie pędzili z powrotem do bitwy.

Ateński tyran Hippiasz rzucił się na Piper z uniesionym sztyletem, ale ona uderzyła go prosto w pierś

pysznie wyglądającą pieczenią. Zatoczył się do tyłu ku fontannie i rozpadł się z wrzaskiem.

Tuż przed twarzą Jasona świsnęła strzała. Odegnał ją powiewem wiatru, po czym przebił się przez

szereg uzbrojonych w miecze ghuli i zobaczył tuzin zalotników przegrupowujących się koło fontanny,

żeby zaatakować Annabeth. Uniósł swój oszczep ku niebu. Z jego czubka wystrzeliła błyskawica,

roztrzaskując duchy na molekuły i pozostawiając dymiący krater w miejscu, gdzie wcześniej

znajdowała się ziemna fontanna.

Page 39: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Przez ostatnie kilka miesięcy Jason stoczył wiele bitew, ale zapomniał, jak to jest czuć się dobrym w

walce. Oczywiście nadal czuł strach, ale z jego ramion został zdjęty wielki ciężar. Po raz pierwszy od

przebudzenia w Arizonie z wymazaną pamięcią Jason czuł się cały. Wiedział, kim jest. Wybrał swoją

rodzinę i nie miała ona nic wspólnego z Beryl Grace ani nawet z Jupiterem. Jego rodzina obejmowała

wszystkich herosów, rzymskich i greckich, nowych towarzyszy i starych, którzy walczyli u jego boku.

Nie zamierzał pozwolić nikomu rozbić tej rodziny.

Wezwał wiatry i zepchnął trzy ghule po zboczu jak szmaciane lalki. Nabił na oszczep czwartego, po

czym rozkazał oszczepowi skurczyć się z powrotem w miecz i zabrał się za siekanie kolejnej grupy

duchów.

Wkrótce nie miał przed sobą więcej nieprzyjaciół. Duchy, które pozostały, zaczęły znikać z własnej

woli. Annabeth cięła mieczem Kartagińczyka Hazdrubala, a Jason popełnił ten błąd, że schował miecz

do pochwy.

Poczuł piekący ból w krzyżu – tak ostry i zimny, że wziął go za dotyk śnieżnej bogini Chione.

Tuż przy swoim uchu usłyszał szyderczy głos Michaela Varusa:

– Urodziłeś się Rzymianinem, umrzyj jako Rzymianin.

Czubek złotego miecza wyskoczył z przodu koszulki Jasona, tuż poniżej żeber.

Jason upadł na kolana. Krzyk Piper dobiegł go jak gdyby z daleka. Syn Jupitera czuł się tak, jakby się

zanurzał w słonej wodzie – ciało było pozbawione ciężaru, głowa się kołysała.

Piper rzuciła się ku niemu. Patrzył bez emocji, jak jej miecz unosi się nad jego głową i przecina zbroję

Michaela Varusa z metalicznym brzękiem.

Zimny powiew rozwiał od tyłu włosy Jasona. Wokół niego opadał pył, a pusty hełm legionisty potoczył

się po kamieniach. Zły heros zniknął, ale zostawił trwały ślad.

Page 40: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jason! – Piper chwyciła go za ramiona, kiedy zaczął się chwiać na boki. Jęknął, kiedy wyciągnęła

miecz z jego pleców. Następnie położyła chłopaka na ziemi, opierając jego głowę o kamień.

Annabeth podbiegła do nich. Miała paskudną ranę z boku szyi.

– Bogowie. – Annabeth wpatrywała się w ranę w brzuchu Jasona. – Och, bogowie.

– Dzięki – jęknął Jason. – Wydawało mi się, że to może być groźne.

Ręce i nogi zaczynały mu drętwieć, ponieważ ciało weszło w tryb kryzysowy, pompując całą krew do

klatki piersiowej. Ból był tępy, co go zaskoczyło, ale koszulę miał przesiąkniętą krwią. Rana dymiła. Był

absolutnie przekonany, że rany od miecza nie powinny dymić.

– Wszystko będzie dobrze. – Piper wypowiedziała te słowa jak rozkaz. Jej ton uspokoił jego oddech. –

Annabeth, ambrozji!

Annabeth podskoczyła.

– Tak. Tak, mam ją. – Rozdarła swoją sakiewkę z zapasami i odwinęła kawałek boskiego pożywienia.

– Musimy zatrzymać krwawienie. – Piper posłużyła się sztyletem, żeby odciąć kawałek materiału z

dołu swojej sukienki. Podarła go następnie na bandaże.

Jason półprzytomnie zastanawiał się, skąd wiedziała tyle o pierwszej pomocy. Owinęła rany na jego

plecach i brzuchu, a Annabeth tymczasem karmiła go małymi kęsami ambrozji.

Palce Annabeth drżały. Jason nie pojmował, dlaczego ona tak szaleje po tym wszystkim, co przeszła,

podczas gdy Piper zachowuje taki spokój. Nagle zrozumiał: Annabeth mogła sobie pozwolić na lęk o

jego życie. Piper nie mogła. Była całkowicie skupiona na próbach uratowania go.

Annabeth nakarmiła go kolejnym kawałkiem ambrozji.

Page 41: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jason… tak… tak mi przykro. Z powodu twojej mamy. Ale to, jak rozwiązałeś ten problem… było

takie odważne.

Jason usiłował nie zamykać oczu. Ilekroć to robił, widział rozpadającego się w nicość ducha swojej

mamy.

– To nie była ona – powiedział. – A w każdym razie nie taka jej część, jaką mógłbym ocalić. Nie

miałem wyboru.

Annabeth wzięła niepewny oddech.

– Nie miałeś dobrego wyboru, może, ale… mój przyjaciel ­Luke. Jego mama… podobny problem. Nie

poradził sobie z tym tak dobrze.

Jej głos się załamał. Jason nie wiedział dużo o przeszłości Annabeth, ale Piper spojrzała na nich z

niepokojem.

– Zabandażowałam, ile się dało – oznajmiła. – Krew nadal przecieka. I ten dym. Nie rozumiem tego.

– Cesarskie złoto – odparła Annabeth drżącym głosem. – Jest śmiertelne dla herosów. To tylko

kwestia czasu, kiedy…

– Nic mu nie będzie – upierała się Piper. – Musimy zanieść go z powrotem na okręt.

– Nie czuję się aż tak źle – powiedział Jason. To była prawda. Ambrozja oczyściła jego myśli. W

członkach czuł rozlewające się ciepło. – Może zdołałbym polecieć…

Usiadł. Przed oczami zrobiło mu się bladozielono.

Page 42: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A może nie…

Piper chwyciła go za ramiona, kiedy zatoczył się w bok.

– Ejże, Beethoven. Musimy nawiązać kontakt z „Argo II”, wezwać pomoc.

– Dawno nie nazywałaś mnie Beethovenem.

Piper pocałowała go w czoło.

– Trzymaj się mnie, a mogę cię obrażać, ile zechcesz.

Annabeth przebiegała wzrokiem ruiny. Magiczna fasada znikła, pozostawiając jedynie roztrzaskane

ściany i wykopy archeologiczne.

– Moglibyśmy użyć rac, ale…

– Nie – powiedział Jason. – Leo ostrzelałby wzgórze greckim ogniem. Może jeśli wy mi pomożecie,

dam radę iść…

– Absolutnie nie – zaprotestowała Piper. – To by za długo trwało. – Zaczęła grzebać w swojej

sakiewce i wyjęła z niej kieszonkowe lusterko. – Znasz alfabet Morse’a, Annabeth?

– Oczywiście.

– Leo też. – Piper podała jej lusterko. – Będzie nas obserwował ze statku. Idź na grań…

– …i pokaż mu się! – Twarz Annabeth poczerwieniała. – Fatalnie to zabrzmiało. Ale tak, doskonały

pomysł.

Page 43: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Pobiegła na skraj ruin.

Piper wyjęła butelkę nektaru i podała Jasonowi łyk.

– Trzymaj się. Nie umrzesz z powodu głupiego piercingu.

Jason zdołał się słabo uśmiechnąć.

– Przynajmniej tym razem nie oberwałem w głowę. I byłem przytomny przez całą bitwę.

– Pokonałeś ze dwustu nieprzyjaciół – oznajmiła Piper. – Byłeś naprawdę niesamowity.

– Bardzo mi pomogłyście.

– Może, ale… Hej, rozmawiaj ze mną.

Głowa Jasona zaczęła opadać. Pęknięcia w skale zrobiły się wyraźniejsze.

– Trochę mi się kręci w głowie – wymamrotał.

– Wypij więcej nektaru – rozkazała Piper. – Masz. Dobrze smakuje?

– Taaa. Tak, nieźle.

Po prawdzie nektar smakował jak płynne trociny, ale Jason zachował to dla siebie. Od czasów Domu

Hadesa, kiedy zrezygnował z bycia pretorem, ambrozja i nektar nie smakowały jak jego ulubione

potrawy w Obozie Jupiter. Było to tak, jakby wspomnienie dawnego domu straciło uzdrawiającą moc.

Page 44: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

„Urodziłeś się Rzymianinem, umrzyj jako Rzymianin”, powiedział Michael Varus.

Spojrzał na dym unoszący się z bandaży. Miał większy problem niż utrata krwi. Annabeth miała rację

w kwestii cesarskiego złota. Ten metal był śmiertelny dla herosów, podobnie jak dla potworów. Rana

zadana ostrzem Varusa zrobi wszystko, żeby wyssać z Jasona jego siły życiowe.

Raz w życiu widział umierającego tak herosa. Nie było to ani szybkie, ani eleganckie.

„Nie mogę umrzeć” – powtarzał sobie. – „Moi przyjaciele liczą na mnie”.

W uszach zabrzmiały mu słowa Antinousa – o gigantach w Atenach, o niemożliwej przeprawie

czekającej „Argo II”, o tajemniczym myśliwym, którego Gaja wysłała, żeby przejął posąg Ateny

Partenos.

– Reyna, Nico i trener Hedge – powiedział. – Są w niebezpieczeństwie. Musimy ich ostrzec.

– Zajmiemy się tym, gdy tylko dostaniemy się na statek – zapewniła go Piper. – Teraz musisz

odpocząć. – Jej głos brzmiał pogodnie i pewnie, ale w jej oczach błyszczały łzy. – A poza tym ta trójka

to twarde sztuki. Nic im nie będzie.

Jason miał nadzieję, że się nie myliła. Reyna tyle ryzykowała, żeby im pomóc. Trener Hedge bywał

czasami irytujący, ale był też lojalnym opiekunem całej załogi. A Nico… Jason martwił się szczególnie

o niego.

Piper przesunęła kciukiem po bliźnie na jego wardze.

– Kiedy ta wojna się skończy… wszystko w życiu Nica się ułoży. Zrobiłeś wszystko, co było w twojej

mocy, zostając jego przyjacielem.

Page 45: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Nie wspominał Piper nic o swoich rozmowach z Nikiem.

Zachował tajemnicę di Angelo.

A jednak… Piper najwyraźniej wyczuwała, co było nie tak. Może jako córka Afrodyty potrafiła

zauważyć, że ktoś walczył z raną serca. Nie wywierała jednak nacisku na Jasona, żeby jej o tym

opowiedział. Był jej za to wdzięczny.

Poczuł zalewającą go kolejną falę bólu.

– Skup się na moim głosie. – Piper pocałowała go w czoło. – Myśl o czymś dobrym. O torcie

urodzinowym w parku w Rzymie…

– To było miłe.

– Ostatnia zima – podpowiedziała. – Walki pierwszaków przy ognisku.

– Pokonałem cię całkowicie.

– Ale miałeś przez kilka dni pianki we włosach!

– Nieprawda.

Myśli Jasona popłynęły ku lepszym czasom.

Miał ochotę po prostu tu zostać – rozmawiać z Piper, trzymać ją za rękę, nie przejmować się

gigantami, Gają ani szaleństwem własnej matki.

Wiedział, że muszą wrócić na okręt. Był w złym stanie. Uzyskali informacje, po które tu przyszli. Ale

kiedy tak leżał na chłodnych kamieniach, Jason czuł, że czegoś mu brakuje. Ta opowieść o zalotnikach

i królowej Penelopie… jego rozmyślania o rodzinie… jego ostatnie sny. To wszystko wirowało w jego

głowie. Z tym miejscem wiązało się coś jeszcze… coś, co przeoczył.

Page 46: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Annabeth zbiegła, kulejąc, ze szczytu wzgórza.

– Jesteś ranna? – zapytał ją Jason.

Zerknęła na swoją kostkę.

– Nic mi nie jest. Tylko to stare złamanie z rzymskich podziemi. Czasem, kiedy się denerwuję… To

nieważne. Przesłałam wiadomość do Leona. Frank zmieni kształt, przyleci tu i zaniesie cię na statek.

Muszę zbudować nosze, żebyś leciał wygodnie.

Jason z przerażeniem wyobraził sobie siebie samego w hamaku, zwieszającego się pomiędzy

szponami Franka w postaci ogromnego orła, ale uznał, że to lepsze niż śmierć.

Annabeth wzięła się do roboty. Pozbierała różne przedmioty pozostawione przez zalotników:

skórzany pas, podartą tunikę, rzemienie od sandałów, czerwony koc i kilka połamanych drzewc

włóczni. Jej dłonie migały wśród tych materiałów – rozdzierając, przeplatając, wiążąc, mocując.

– Jak ty to robisz? – zapytał zdumiony Jason.

– Nauczyłam się podczas misji w tunelach Rzymu. – Annabeth nie podnosiła oczu znad swojej roboty.

– Nigdy wcześniej nie miałam powodu, żeby próbować swoich sił w tkactwie, ale czasem się to

przydaje, na przykład kiedy trzeba uciec przed pająkami…

Zawiązała ostatni kawałek rzemienia i voilà – przed nią leżały nosze dość duże, żeby pomieścić

Jasona. Uchwyty do noszenia miały wykonane z drzewc włóczni, a przez ich środek biegły pasy

zabezpieczające.

Piper gwizdnęła z podziwem.

– Następnym razem gdy będę potrzebowała poprawek krawieckich, przyjdę do ciebie.

Page 47: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Zamknij się, McLean – odparła Annabeth, ale jej oczy błyszczały z zadowolenia. – A teraz musimy go

przywiązać…

– Chwila – powiedział Jason.

Serce mu waliło. Kiedy patrzył na Annabeth tworzącą prowizoryczne nosze, przypomniał sobie

historię Penelopy – jak opierała się zalotnikom przez dwadzieścia lat, czekając na powrót swojego

męża Odyseusza.

– Łóżko – oznajmił. – W tym pałacu było specjalne łóżko.

Piper zaniepokoiła się.

– Jason, straciłeś mnóstwo krwi.

– To nie halucynacje – nalegał. – Łoże małżeńskie było święte. Jeśli jest jakieś miejsce, gdzie można

porozmawiać z Junoną… – Wziął głęboki oddech i zawołał: – Junono!

Cisza.

Może Piper miała rację. Nie myślał jasno.

W tej samej chwili jakieś dwadzieścia metrów od nich pojawiła się szczelina w kamiennej podłodze. Z

ziemi wystrzeliły gałęzie, rosnąc jak na przyspieszonym filmie, dopóki dorosłe drzewo oliwne nie

ocieniło dziedzińca. Pod baldachimem szarozielonych liści stała ciemnowłosa kobieta w białej sukni z

płaszczem z lamparciej skóry narzuconym na ramiona. Czubek jej berła zakończony był białym

kwiatem lotosu. Wyraz twarzy miała chłodny i królewski.

– Moi herosi – odezwała się bogini.

Page 48: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Hero – powiedziała Piper.

– Junono – poprawił ją Jason.

– Nieważne – mruknęła Annabeth. – Co tu robisz, Wasza Wolooka Mość?

Ciemne oczy Junony rozbłysły groźnie.

– Annabeth Chase. Uprzejma jak zwykle.

– Och, tak – odparła Annabeth – właśnie wróciłam z Tartaru, więc moje maniery są nieco

przyrdzewiałe, zwłaszcza wobec bogini, która wymazała pamięć mojego chłopaka, sprawiła, że

zniknął na parę miesięcy, a następnie…

– Naprawdę, dziecko. Będziemy to przerabiały jeszcze raz?

– Nie powinnaś cierpieć na rozdwojenie jaźni? – zapytała Annabeth. – To znaczy… bardziej niż

zwykle?

– Hola – wtrącił się Jason. On akurat miał mnóstwo powodów, żeby nie znosić Junony, ale teraz

nękały ich inne problemy. – Potrzebujemy twojej pomocy, Junono. My… – Jason spróbował usiąść

prosto i natychmiast tego pożałował. Wydawało mu się, że wnętrzności ma nawinięte na ogromny

widelec do spaghetti.

Piper podtrzymała go, żeby nie upadł.

– Najpierw to, co najważniejsze – powiedziała. – Jason jest ranny. Ulecz go!

Bogini zmarszczyła brwi. Jej postać migotała niepewnie.

Page 49: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Są rzeczy, których nawet bogowie nie są w stanie uleczyć – odparła. – Ta rana dotyka twojej duszy

w równym stopniu jak twojego ciała. Musisz z tym walczyć, Jasonie Grace… musisz przeżyć.

– Ta, dzięki – powiedział, czując suchość w ustach. – Staram się.

– Co masz na myśli, mówiąc, że rana dotyka jego duszy? – zapytała ostro Piper. – Dlaczego nie

możesz…

– Moi herosi, nasz czas jest krótki – odrzekła Junona. – Jestem wdzięczna, że mnie przyzwaliście.

Przeżyłam wiele tygodni w bólu i niepewności… moja grecka i rzymska natura walczyły ze sobą. Co

gorsza, byłam zmuszona kryć się przed Jupiterem, który poszukuje mnie z powodu niesłusznego

gniewu, przekonany, że to ja spowodowałam tę wojnę z Gają.

– Rany – wtrąciła się Annabeth – czemuż miałby tak myśleć.

Junona rzuciła jej gniewne spojrzenie.

– Na szczęście to miejsce jest dla mnie święte. Wyganiając te duchy, oczyściliście je i daliście mi

chwilę jasności myśli. Będę zdolna rozmawiać z wami, nawet jeśli tylko przez moment.

– Dlaczego ono jest święte…? – Piper zrobiła wielkie oczy. – Och. Łoże małżeńskie!

– Łoże małżeńskie? – zapytała Annabeth. – Nie widzę żadnego…

– Łoże Penelopy i Odyseusza – wyjaśniła Piper. – Jednym z jego słupów było drzewo oliwne, tak że nie

dało się go poruszyć.

– To prawda. – Junona pogładziła pień oliwki. – Niedające się ruszyć łoże małżeńskie. Cóż za piękny

symbol! Jak Penelopa, najwierniejsza z małżonek, trwająca na posterunku, broniąca się przed setką

aroganckich zalotników przez lata, ponieważ wie, że jej mąż powróci. Odyseusz i Penelopa – symbol

doskonałego małżeństwa!

Page 50: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nawet w stanie zaćmienia umysłu Jason był absolutnie przekonany, że pamięta opowieści o

Odyseuszu zakochującym się w innych kobietach podczas swojej podróży, ale uznał, że lepiej nie

poruszać tego tematu.

– Możesz udzielić nam przynajmniej rady? – zapytał. – Powiedzieć nam, co mamy robić?

– Płyńcie wokół Peloponezu – odpowiedziała bogini. – Tak jak podejrzewacie, jest to jedyna możliwa

trasa. Po drodze poszukajcie bogini zwycięstwa w Olimpii. Ona wyrwała się spod kontroli. Jeśli jej nie

poskromicie, rozdarcie między Grekami a Rzymianami nigdy nie zostanie uzdrowione.

– Masz na myśli Nike? – spytała Annabeth. – W jakim sensie wyrwała się spod kontroli?

Nad ich głowami rozległ się grom, wstrząsając wzgórzem.

– Wyjaśnianie tego zajęłoby za dużo czasu – odparła Junona. – Muszę uciekać, zanim Jupiter zdoła

mnie odnaleźć. Kiedy odejdę, nie będę w stanie więcej wam pomóc.

Jason powstrzymał się od uwagi: „A kiedykolwiek mi pomogłaś?”.

– Co jeszcze musimy wiedzieć? – zapytał.

– Jak słyszeliście, giganci zebrali się w Atenach. Niewielu bogom uda się pomóc wam w podróży, ale

ja nie jestem jedyną wśród Olimpijczyków, która wypadła z łask Jupitera. Bliźnięta również zasłużyły

sobie na jego gniew.

– Artemida i Apollo? – spytała Piper. – Dlaczego?

Obraz Junony zaczął blednąć.

Page 51: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Kiedy dopłyniecie do wyspy Delos, może będą gotowi przyjść wam z pomocą. Są dość zdesperowani

i może spróbują dojść do porozumienia. Idźcie już. Być może spotkamy się znów w Atenach, jeśli wam

się powiedzie. Jeśli nie…

Bogini znikła, a może Jason po prostu stracił wzrok. Ból przetoczył się znów przez jego ciało. Głowa

odchyliła się do tyłu. Ujrzał krążącego nad nim ogromnego orła. Potem niebieskie niebo stało się

czarne i Jason już nic nie widział.

V

REYNA

Pikowanie do wulkanu nie znajdowało się na liście marzeń Reyny.

Po raz pierwszy ujrzała południową Italię z powietrza, z wysokości tysiąca pięciuset metrów. Na

zachodzie, wzdłuż półksiężyca Zatoki Neapolitańskiej, światła śpiących miast migotały w mroku

przedświtu. Trzysta metrów niżej, na szczycie góry otwierała się szeroka na kilkaset metrów kaldera, z

której środka unosiła się biała para.

Reyna potrzebowała chwili, żeby oprzytomnieć. Podróż cieniem wywołała zawroty głowy i mdłości,

jakby ktoś wyciągnął ją z zimnej wody frigidarium do sauny w rzymskiej łaźni.

Następnie uświadomiła sobie, że wisi w powietrzu. Włączyła się grawitacja i Reyna zaczęła spadać.

Page 52: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nico! – krzyknęła.

– Fletnia Pana! – zaklął Gleeson Hedge.

– Łaaaaa! – Nico młócił rękami powietrze, omal nie wymykając się z uścisku Reyny. Trzymała go

mocno i jednocześnie chwyciła za kołnierz koszuli trenera Hedge’a, który zaczął się od nich oddalać.

Gdyby teraz zostali rozłączeni, wszyscy by zginęli.

Pędzili w kierunku wulkanu, a największa ze sztuk ich bagażu – wysoka na prawie dwanaście metrów

Partenos – podążała za nimi, przywiązana do uprzęży na plecach Nica niczym bardzo nieskuteczny

spadochron.

– Pod nami jest Wezuwiusz! – Reyna usiłowała przekrzyczeć wiatr. – Teleportuj nas stąd, Nico!

Jego wzrok był dziki i rozbiegany. Ciemne, przypominające pióra włosy rozwiewały się wokół twarzy,

jakby był krukiem zestrzelonym z nieba.

– Nie… nie mogę! Nie mam siły!

Trener Hedge zameczał.

– Najświeższe informacje, dziecko! Kozły nie latają! Zabierz nas stąd albo z nas wszystkich będzie

omlet z Ateną Partenos!

Reyna usiłowała myśleć. Potrafiła pogodzić się ze śmiercią, jeśli to konieczne, ale jeżeli Atena

Partenos ulegnie zniszczeniu, cała misja będzie porażką. Tego Reyna nie mogła zaakceptować.

– Podróż cieniem, Nico – zakomenderowała. – Użyczę ci mojej mocy.

Spojrzał na nią, nie rozumiejąc.

Page 53: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jak…

– Zrób to!

Zacisnęła mocniej palce na jego dłoni. Symbol Bellony na jej przedramieniu – pochodnia i miecz –

zrobił się boleśnie gorący, jakby dopiero co został wypalony na jej skórze.

Nico jęknął. Jego twarz nabrała kolorów. Na moment przed uderzeniem w parowy pióropusz wulkanu

przemknęli się w cień.

Powietrze stało się lodowate. Szum wiatru zastąpiła kakofonia głosów szepczących w tysiącu języków.

Reynie wydało się, że jej wnętrzności to ogromna piragua – pokruszony lód polany zimnym syropem

– przysmak z dzieciństwa w Viejo San Juan.

Zastanawiała się, dlaczego przypomniało jej się to akurat teraz, kiedy znalazła się na granicy śmierci.

Następnie jej wzrok wyostrzył się. Stopy stanęły na twardym gruncie.

Niebo na wschodzie zaczynało się różowić. Przez moment Reyna myślała, że znów są w Nowym

Rzymie. Doryckie kolumny otaczały atrium wielkości stadionu do bejsbolu. Przed nią brązowy faun

stał pośrodku zawalonej fontanny dekorowanej mozaiką.

W pobliskim ogrodzie kwitły mirty i krzewy różane. W niebo wystrzelały palmy i pinie. Brukowane

ścieżki wiodły z tego dziedzińca w kilku kierunkach: proste, równe drogi rzymskiej roboty, otaczające

niskie kamienne domy z kolumnadowymi portykami.

Reyna odwróciła się. Za nią Atena Partenos stała nietknięta, wyprostowana, górując nad dziedzińcem

niczym komicznie przerośnięta ozdoba trawnika. Niewielki brązowy faun w fontannie z uniesionymi

rękami stał naprzeciwko Ateny, wyglądał więc, jakby usiłował ochronić się w lęku przed nowym

przybyszem.

Na horyzoncie wznosił się Wezuwiusz – ciemny, garbaty kształt, odległy teraz o dobre kilka

kilometrów. Grube słupy pary wiły się nad jego szczytem.

Page 54: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jesteśmy w Pompejach – uświadomiła sobie Reyna.

– Och, to niedobrze – powiedział Nico i natychmiast zemdlał.

– Aj! – Trener Hedge chwycił go, zanim chłopak upadł na ziemię. Satyr oparł go o stopy Ateny i

rozluźnił uprząż mocującą posąg do pleców Nica.

Pod Reyną ugięły się kolana. Spodziewała się jakiejś reakcji: działo się tak zawsze, kiedy dzieliła swoją

moc. Ale nie spodziewała się tyle czystej udręki u Nica di Angelo. Usiadła ciężko, ledwie zdołała

zachować przytomność.

„Bogowie Rzymu. Jeśli to tylko część bólu Nica… jak on to znosi?”

Starała się uspokoić oddech, podczas gdy trener Hedge przeglądał swoje zapasy biwakowe. Wokół

stóp Nica pękały kamienie. Ciemne szczeliny rozprzestrzeniały się niczym wystrzelony atrament, jakby

ciało Nica usiłowało odgonić wszystkie cienie, przez które podróżowało.

Wczoraj było gorzej: cała łąka zwiędła, szkielety powstawały spod ziemi. Reyna nie miała ochoty na

powtórkę.

– Napij się czegoś. – Podała mu manierkę z napojem z rogu jednorożca: sproszkowanym rogiem

zmieszanym z poświęconą wodą z Małego Tybru. Odkryli, że w przypadku Nica ten napój działa lepiej

niż nektar, pomagając wymyć zmęczenie i mrok z jego ciała z mniejszym zagrożeniem samozapłonem.

Nico wypił kilka łyków. Nadal wyglądał strasznie. Jego skóra miała błękitnawy odcień. Policzki się

zapadły. Berło Dioklecjana zwieszało się przy jego boku, lśniąc gniewnym fioletem niczym

radioaktywny siniec.

Nico przyglądał się Reynie.

Page 55: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jak ty to… ten nagły przypływ energii?

Dziewczyna odwróciła przedramię. Tatuaż nadal palił jak gorący wosk: symbol Bellony, SPQR, cztery

kreski za jej lata służby.

– Nie lubię o tym rozmawiać – powiedziała – ale to jest moc od mojej matki. Mogę dodać siły innym.

Trener Hedge spojrzał sponad plecaka.

– Naprawdę? Dlaczego mnie nie podłączysz, Rzymianko? Chciałbym mieć supermuskuły!

Reyna zmarszczyła brwi.

– To tak nie działa, trenerze. Mogę to robić jedynie w sytuacjach zagrożenia życia, no i lepiej się

sprawdza na dużych grupach. Kiedy dowodzę wojskiem, mogę z nim dzielić wszelkie moje cechy –

siłę, odwagę, wytrzymałość – pomnożone przez liczbę żołnierzy.

Nico uniósł brew.

– Przydatne dla rzymskiego pretora.

Reyna nie odpowiedziała. Wolała nie rozmawiać o swojej mocy właśnie z tego powodu. Nie chciała,

żeby herosi będący pod jej dowództwem uważali, że ich kontroluje albo że została dowódcą ze

względu na specjalną magię. Mogła dzielić jedynie te cechy, które już posiadała, i nie była w stanie

pomóc nikomu, kto nie był godny bycia bohaterem.

Trener Hedge prychnął.

– Co za szkoda. Supermuskuły byłyby niezłe. – Wrócił do grzebania w plecaku, który zdawał się

mieścić nieskończone zapasy utensyliów kuchennych, sprzętu survivalowego i dość przypadkowych

przyrządów sportowych.

Page 56: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico wypił kolejny łyk napoju z rogu jednorożca. W jego oczach malowało się wyczerpanie, ale Reyna

widziała, że walczy z sennością.

– Zachwiałaś się przed chwilą – zauważył. – Kiedy używasz swojej mocy… dostajesz jakieś, hm,

sprzężenie zwrotne ode mnie?

– To nie jest jak czytanie w myślach – odparła. – Nawet nie jak połączenie empatyczne. Po prostu…

chwilowa fala wyczerpania. Pierwotne emocje. Twój ból przelał się przeze mnie. Przejęłam część

twojego brzemienia.

Nico zrobił się czujny.

Obracał na palcu pierścień ze srebrną czaszką, tak samo jak Reyna swój srebrny pierścień, kiedy była

zamyślona. Dzielenie tego rodzaju maniery z synem Hadesa było dla niej niepokojące.

W tym krótkim połączeniu wyczuła w Nicu więcej bólu niż w całym swoim legionie podczas bitwy z

gigantem Polybotesem. Wyczerpało ją to bardziej niż ostatnie użycie tej mocy, aby podtrzymać jej

pegaza Scypiona podczas podróży przez Atlantyk.

Usiłowała odepchnąć od siebie to wspomnienie. Jej dzielny skrzydlaty przyjaciel umierający od

trucizny z głową na jej kolanach, patrzący na nią z ufnością, kiedy uniosła sztylet, by zakończyć jego

cierpienia… Bogowie, nie. Nie była w stanie o tym myśleć, to ją kiedyś złamie.

Niemniej ból, który poczuła od Nica, był ostrzejszy.

– Powinieneś odpocząć – powiedziała mu. – Po dwóch skokach jeden po drugim, nawet z pewną

pomocą… masz szczęście, że jeszcze żyjesz. A o zmroku musisz być znów gotowy.

Czuła się fatalnie, prosząc go o coś tak niemożliwego. Niestety miała lata praktyki w zmuszaniu

herosów do czynów przekraczających ich możliwości.

Page 57: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico zacisnął zęby i przytaknął.

– Na razie ugrzęźliśmy tutaj. – Rozejrzał się po ruinach. – Ale Pompeje to ostatnie miejsce, które

wybrałbym na lądowanie. To miejsce jest pełne lemurów.

– Lemurów? – Trener Hedge robił coś, co wyglądało jak wnyki z linki do latawców, rakiety tenisowej i

noża myśliwskiego. – Masz na myśli te słodkie puchate stworzonka…

– Nie. – W głosie Nica słychać było irytację, jakby często spotykał się z tym pytaniem. – Lemury.

Nieprzyjazne duchy. Są we wszystkich rzymskich miastach, ale w Pompejach…

– Całe miasto uległo zagładzie – przypomniała sobie Reyna. – W roku 79 naszej ery Wezuwiusz

wybuchł, zasypując miasto popiołem.

Nico przytaknął.

– W wyniku takiej tragedii powstaje mnóstwo gniewnych duchów.

Trener Hedge spojrzał podejrzliwie na wulkan w oddali.

– On dymi. To zły znak?

– N-nie wiem. – Nico dłubał w dziurze na kolanie swoich czarnych dżinsów. – Bogowie gór, orosowie,

potrafią wyczuwać dzieci Hadesa. Możliwe, że dlatego zboczyliśmy z kursu. Duch Wezuwiusza mógł

chcieć nas zabić. Ale wątpię, czy góra zdołałaby nam zrobić krzywdę z takiej odległości. Dojście do

stanu pełnej erupcji zajmuje trochę czasu. Bezpośrednie zagrożenie jest wszędzie wokół nas.

Reyna poczuła dreszcz na karku.

Przywykła do larów, przyjaznych duchów w Obozie Jupiter, ale nawet one lekko ją niepokoiły. Nie

rozumiały, na czym polega przestrzeń intymna. Czasami przechodziły przez ciało Reyny, powodując

Page 58: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

zawroty głowy. Pobyt w Pompejach działał na nią podobnie, jakby całe miasto było jednym wielkim

duchem, który połknął ją w całości.

Nie mogła powiedzieć swoim towarzyszom, jak bardzo bała się duchów ani dlaczego się ich bała.

Powód, dla którego razem z siostrą uciekły lata temu z San Juan… to tajemnica, która musiała

pozostać w ukryciu.

– Jesteś w stanie trzymać je z dala od nas? – zapytała.

Nico podniósł dłonie do góry.

– Wysłałem im wiadomość, że mają się trzymać z daleka. Ale kiedy zasnę, na niewiele się to zda.

Trener Hedge poklepał swoje ustrojstwo z rakiety i noża.

– Nie martw się, dziecko. Obstawię nasze obozowisko alarmami i pułapkami. A poza tym będę nad

wami czuwał z kijem bejsbolowym.

Nico nie wyglądał na uspokojonego, ale oczy miał już półprzymknięte.

– Dobrze. Ale… uważaj. Nie chcemy kolejnej Albanii.

– Nie – zgodziła się Reyna.

Ich pierwsze wspólne doświadczenie podróży przez cienie, dwa dni temu, okazało się kompletną

porażką, być może najbardziej upokarzającym epizodem w długiej karierze Reyny. Może kiedyś, jeśli

przeżyją, będą się z tego śmiać, ale nie teraz. Cała ich trójka postanowiła nigdy o tym nie rozmawiać.

To, co stało się w Albanii, pozostanie w Albanii.

Trener Hedge miał boleściwą minę.

Page 59: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Super, nieważne. Odpocznijcie, dzieci. Czuwam nad wami.

– W porządku – ustąpił Nico. – Może mała… – Zdążył jeszcze zdjąć swoją lotniczą kurtkę i zwinąć ją w

poduszkę, po czym przewrócił się na bok i zaczął chrapać.

Reyna ze zdziwieniem przyglądała się jego spokojnemu wyglądowi. Znikły zmarszczki zmartwienia.

Twarz przybrała dziwnie anielski wyraz… pasujący do jego nazwiska: di Angelo. Mogłaby niemal

uwierzyć, że był zwyczajnym czternastolatkiem, a nie synem Hadesa, wyciągniętym ze swojego czasu,

z lat czterdziestych XX wieku, i zmuszonym do przeżycia takiej liczby tragedii i niebezpieczeństw,

jakiej większość herosów nie doznaje przez całe życie.

Kiedy Nico pojawił się w Obozie Jupiter, Reyna mu nie ufała. Wyczuwała w jego osobowości coś

więcej niż to, że jest ambasadorem swojego ojca Plutona. Teraz oczywiście znała prawdę. Był greckim

herosem – pierwszą osobą od wielu lat, a być może pierwszą w historii, która podróżowała między

rzymskim a greckim obozem, nie mówiąc drugiej grupie o istnieniu pierwszej.

Dziwne, ale to sprawiło, że Reyna łatwiej zaufała Nicowi.

Jasne, nie był Rzymianinem. Nigdy nie polował z Lupą, nigdy nie przeszedł brutalnego treningu

legionowego. Ale pokazał swoją wartość na wiele innych sposobów. Zachowywał sekrety obozów z

dobrego powodu: lękał się wojny. Samotnie i dobrowolnie udał się do Tartaru, by odnaleźć Wrota

Śmierci. Został schwytany i uwięziony przez gigantów. Poprowadził załogę „Argo II” do Domu

Hadesa… a teraz przyjął jeszcze jedną straszliwą misję: zaryzykował własne życie, żeby przewieźć

Atenę Partenos do Obozu Herosów.

Tempo podróży było przeraźliwie powolne. Mogli przeskakiwać przez cienie jedynie kilkaset

kilometrów każdej nocy, odpoczywając w ciągu dnia, aby Nico odzyskał siły, ale nawet to wymagało

od niego więcej wytrzymałości, niż Reyna uważała za możliwe.

Nosił w sobie tyle smutku i samotności, tyle bólu serca. A jednak misja była dla niego najważniejsza.

Nie ustępował. Reyna czuła do niego szacunek z tego powodu. Rozumiała go.

Page 60: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nigdy szczególnie nie lubiła okazywania troski, ale czuła dziwaczną potrzebę owinięcia ramion Nica

własnym płaszczem i przytulenia go. Robiła sobie z tego powodu wyrzuty w myślach. Był jej

towarzyszem, a nie małym braciszkiem. Nie spodobałby mu się taki gest.

– Hej. – W jej myśli wdarł się głos trenera Hedge’a. – Ty też potrzebujesz snu. Obejmę pierwszą wartę

i ugotuję coś. Te duchy nie mogą być bardzo niebezpieczne po wschodzie słońca.

Reyna nie zauważyła, jak jasno się zrobiło. Różowe i turkusowe chmury barwiły horyzont na

wschodzie. Mały brązowy faun rzucał cień w poprzek wyschniętej fontanny.

– Czytałam o tym miejscu – uświadomiła sobie Reyna. – To jedna z najlepiej zachowanych willi w

Pompejach. Nazywają ją Domem Fauna.

Gleeson z niesmakiem zerknął na posążek.

– Ta, dobra, dziś to będzie Dom Satyra.

Reyna mimowolnie się uśmiechnęła. Zaczynała już rozumieć różnice między satyrami a faunami.

Gdyby zasnęła podczas warty fauna, rano zapasy byłyby ukradzione, na jej twarzy widniałyby

malowane wąsy, a fauna dawno by nie było. Trener Hedge był inny – zazwyczaj na lepsze, aczkolwiek

miał niezdrową obsesję na punkcie sztuk walki i kijów bejsbolowych.

– Dobra – zgodziła się. – Bierzesz pierwszą wartę. Każę Aurum i Argentum wartować razem z tobą.

Hedge wyglądał, jakby chciał protestować, ale Reyna gwizdnęła przenikliwie. Metalowe charty

zmaterializowały się wśród ruin, pędząc ku niej z dwóch przeciwnych kierunków. Nawet po tylu

latach Reyna nie miała pojęcia, skąd przybywały ani dokąd się udawały, kiedy je odsyłała, ale ich

widok poprawiał jej nastrój.

Hedge chrząknął.

– Jesteś pewna, że to nie dalmatyńczyki? Wyglądają jak dalmatyńczyki.

Page 61: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– To charty, trenerze. – Reyna nie miała pojęcia, dlaczego ­Hedge bał się dalmatyńczyków, ale była

zbyt zmęczona, żeby teraz o to pytać. – Aurum, Argentum, pilnować, kiedy ja śpię. Słuchać Gleesona

Hedge’a.

Psy obiegły dziedziniec, trzymając się na pewną odległość od Ateny Partenos, która promieniowała

niechęcią do wszystkiego, co rzymskie.

Sama Reyna dopiero się do tego przyzwyczajała i była absolutnie pewna, że posągowi nie podobało

się przebywanie w samym środku starożytnego rzymskiego miasta.

Położyła się i naciągnęła na siebie fioletowy płaszcz. Palce zwinęły jej się wokół sakiewki przy pasie,

gdzie trzymała srebrną monetę otrzymaną od Annabeth przed rozstaniem w Epirze.

„To znak, że wszystko może się zmienić”, powiedziała jej Annabeth. „Znak Ateny jest teraz twój.

Może ta moneta odwróci twój los”.

Czy odwróci go na dobre, czy na złe, tego Reyna nie była pewna.

Rzuciła ostatnie spojrzenie na brązowego fauna zasłaniającego się przed wschodem słońca i Ateną

Partenos. Następnie zamknęła oczy i zapadła w sen.

VI

Page 62: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

REYNA

Zazwyczaj Reyna była w stanie kontrolować swoje koszmary.

Wytrenowała umysł, żeby zaczynał wszystkie sny w jej ulubionym miejscu – Ogrodzie Bachusa na

najwyższym ze wzgórz Nowego Rzymu. Czuła się tam bezpiecznie i spokojnie. Kiedy w jej sny

wdzierali się goście – co jest normą w przypadku herosów – mogła ich trzymać na wodzy,

wyobrażając sobie, że są tylko odbiciami w wodzie fontanny. Dzięki temu spała spokojnie i nie budziła

się rano zlana potem.

Tej nocy jednak nie miała tyle szczęścia.

Sen zaczął się nie najgorzej. Stała w ogrodzie, było ciepłe popołudnie, drzewa uginały się pod

ciężarem kwitnącego wiciokrzewu. W centralnej fontannie niewielki posążek Bachusa nalewał wodę

do zbiornika.

Złote kopuły i czerwone dachówki Nowego Rzymu rozciągały się u jej stóp. Niecały kilometr stąd

wznosiły się fortyfikacje Obozu Jupiter. Jeszcze dalej Mały Tyber wił się łagodnie przez dolinę,

opływając skraj wzgórz Berkeley, zamglonych i złocistych w letnim świetle.

Reyna trzymała w ręce kubek gorącej czekolady, swojego ulubionego napoju.

Odetchnęła z zadowoleniem. To miejsce było warte obrony – dla niej, dla jej przyjaciół, dla wszystkich

herosów. Cztery lata spędzone w Obozie Jupiter nie były łatwe, ale i tak były najlepsze w całym życiu

Reyny.

Nagle horyzont pociemniał. Dziewczyna pomyślała, że to pewnie burza. Następnie uświadomiła

sobie, że to fala przypływu ciemnej gliny przetacza się przez wzgórza, zdzierając skórę z ziemi, nie

pozostawiając za sobą nic.

Reyna patrzyła z przerażeniem, jak ten ziemny przypływ dociera do granic doliny. Bóg Terminus

roztaczał magiczną barierę wokół obozu, ale powstrzymała ona zniszczenie tylko na moment.

Page 63: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Fioletowe światło wystrzeliło do góry niczym roztrzaskane szkło, a fala przelała się do środka, łamiąc

drzewa, niszcząc drogi, wymazując Mały Tyber z mapy.

„To tylko wizja” – pomyślała Reyna. – „Mogę przejąć nad tym kontrolę”.

Usiłowała zmienić sen. Wyobraziła sobie, że to zniszczenie jest tylko odbiciem w fontannie,

nieszkodliwym obrazem wideo, ale koszmar rozwijał się dalej z pełnią sił.

Ziemia pochłonęła Pole Marsowe, unicestwiając wszelkie ślady fortów i wałów zbudowanych podczas

gier wojennych. Miejski akwedukt runął jak rządek dziecięcych klocków. Sam Obóz Jupiter rozpadł

się: wieże strażnicze się zawaliły, mury i baraki znikły. Krzyki herosów ucichły, a ziemia ruszyła dalej.

Reyna poczuła, że zbiera jej się na płacz. Lśniące świątynie i posągi na Wzgórzu Świątynnym legły w

gruzach. Koloseum i hipodrom przestały istnieć. Ziemna fala dotarła do Pomerium i wdarła się prosto

do miasta. Rodziny uciekały przez forum. Dzieci płakały ze strachu.

Siedziba Senatu zapadła się do środka. Wille i ogrody znikały jak zboże pod kosą żniwiarza. Fala

uniosła się w górę, zmierzając ku Ogrodowi Bachusa – wszystkiemu, co pozostało ze świata Reyny.

– Pozostawiłaś ich bez opieki, Reyno Ramírez-Arellano. – Kobiecy głos rozległ się z głębi czarnej ziemi.

– Twój obóz zostanie zniszczony. Twoja misja jest wyprawą głupców. Mój myśliwy zbliża się do ciebie.

Reyna puściła ogrodową barierkę. Podbiegła do fontanny Bachusa i chwyciła się brzegu zbiornika,

wpatrując się z rozpaczą w wodę. Chciała, żeby ten koszmar stał się nieszkodliwym odbiciem.

TRZASK.

Zbiornik pękł na pół, rozdarty strzałą wielkości grabi.

Reyna wpatrywała się z przerażeniem w krucze pióro, drzewce pomalowane na czerwono, żółto i

czarno jak wąż koralowy, grot ze stygijskiego żelaza w jej własnych trzewiach.

Page 64: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Spojrzała w górę poprzez mgłę bólu. Na skraju ogrodu pojawiła się ciemna postać – sylwetka

mężczyzny, którego oczy świeciły jak maleńkie reflektory, oślepiając Reynę. Słyszała żelazo ocierające

się o skórę, kiedy myśliwy wyciągnął kolejną strzałę z kołczana.

W tej samej chwili sen się zmienił.

Ogród i myśliwy znikli, podobnie jak strzała w brzuchu Reyny.

Znajdowała się w opuszczonej winnicy. Przed nią rozciągały się hektary martwej winorośli

zwieszającej się z drewnianych krat niczym powykręcane miniaturowe szkielety. Na samym końcu

pola stał dom otoczony werandą, o dachu z cedrowych gontów. Za nim ląd opadał do morza.

Reyna rozpoznała to miejsce: Winnica Goldsmitha na północnym wybrzeżu Long Island. Jej grupa

zwiadowcza zajęła ją jako bazę do ataku legionu na Obóz Herosów.

Rozkazała wtedy większej części legionu pozostać na Manhattanie aż do następnych rozkazów, ale

Oktawian oczywiście się jej sprzeciwił. Cały Dwunasty Legion rozbił się obozem na położonym

najdalej na północ polu. Okopał się ze zwykłą wojskową precyzją: trzymetrowe okopy i ziemne wały z

palisadami wokół, wieża strażnicza uzbrojona w balistę w każdym rogu. W środku namioty stały w

równych biało-czerwonych szeregach. Sztandary wszystkich pięciu kohort powiewały na wietrze.

Widok legionu powinien był podnieść Reynę na duchu. Była to niewielka armia, zaledwie dwustu

herosów, ale dobrze wytrenowana i zorganizowana. Gdyby Juliusz Cezar powstał z martwych, z

pewnością uznałby wojsko Reyny za godnych żołnierzy Rzymu.

Nie powinni jednak znajdować się tak blisko Obozu Herosów. Reyna zacisnęła pięści na myśl o

niesubordynacji Oktawiana. Celowo prowokował Greków w nadziei na bitwę.

Jej wzrok we śnie skupił się na werandzie domu, gdzie Oktawian siedział na złoconym krześle

podejrzanie przypominającym tron. Do senatorskiej togi obramowanej purpurą, do odznaki

centuriona i noża augura dołożył kolejny symbol: biały płaszcz narzucony na głowę, który oznaczał, że

jest on pontifexem maximusem, najwyższym kapłanem bogów.

Page 65: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna miała ochotę go udusić. Żaden heros, jak daleko sięgano pamięcią, nie przyjął tytułu pontifexa

maximusa. Czyniąc tak, Oktawian wynosił się prawie do pozycji cesarza.

Po jego prawej na niskim stoliku leżały rozrzucone raporty i mapy. Po lewej na marmurowym ołtarzu

leżała sterta owoców i złotych darów, bez wątpienia przeznaczonych dla bogów. Ale w oczach Reyny

ten ołtarz wyglądał jak zbudowany dla samego Oktawiana.

U jego boku stał na baczność legionowy aquilifer Jacob, trzymając drzewce ze złotym orłem

Dwunastego Legionu i pocąc się w płaszczu z lwiej skóry.

Oktawian prowadził audiencję. U podstawy schodów klęczał chłopak w dżinsach i wymiętej bluzie z

kapturem. Zaprzyjaźniony z Oktawianem centurion Pierwszej Kohorty Mike Kahale stał przy nim ze

skrzyżowanymi na piersi rękami i z wyraźną miną zagniewanego niezadowolenia.

– No dobrze. – Oktawian przebiegł wzrokiem kawałek pergaminu. – Widzę, że jesteś posłem,

potomku Orkusa.

Chłopak w bluzie z kapturem podniósł głowę i Reyna wstrzymała oddech. Bryce Lawrence.

Rozpoznała burzę brązowych włosów, złamany nos, okrutne zielone oczy i chytry uśmieszek.

– Tak, mój panie – odparł Bryce.

– Och, nie jestem panem. – Oktawian zmrużył oczy. – Jestem zaledwie centurionem, augurem i

skromnym kapłanem robiącym co w jego mocy, by służyć bogom. Rozumiem, że zostałeś zwolniony z

legionu za… ach, problemy z dyscypliną.

Reyna chciała krzyczeć, ale nie była w stanie wydać z siebie dźwięku. Oktawian wiedział doskonale, za

co Bryce został wyrzucony. Podobnie jak jego boski przodek Orkus, podziemny bóg kar, Bryce był

całkowicie pozbawiony wyrzutów sumienia. Ten mały psychopata przeszedł bez trudu przez próby z

Lupą, ale gdy tylko pojawił się w Obozie Jupiter, było jasne, że nie nadaje się do treningu. Usiłował dla

zabawy podpalić kota. Dźgnął konia i spłoszonego puścił na Forum. Podejrzewano go o sabotaż

machiny oblężniczej i zabicie własnego centuriona podczas gier wojennych.

Page 66: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Gdyby Reyna była w stanie to wszystko udowodnić, Bryce zostałby skazany na śmierć. Ale ponieważ

dowody były poszlakowe i ponieważ rodzina Bryce’a była bogata i potężna, ze znacznymi wpływami

w Nowym Rzymie, chłopak wyłgał się lżejszym wyrokiem wygnania.

– Tak, pontifeksie – odparł powoli Bryce. – Ale, jeśli mogę, te oskarżenia nie zostały udowodnione.

Jestem lojalnym Rzymianinem.

Mike Kahale wyglądał tak, jakby lada moment miał zwymiotować.

Oktawian uśmiechnął się.

– Wierzę w drugą szansę. Odpowiedziałeś na moje wezwanie pod broń. Masz odpowiednie

referencje i listy polecające. Czy przyrzekasz wypełniać moje rozkazy i służyć legionowi?

– Bezwzględnie – odpowiedział Bryce.

– Zatem zostajesz na powrót przyjęty in probatio – oznajmił Oktawian – do chwili kiedy wykażesz się

w bitwie.

Skinął na Mike’a, który sięgnął do sakiewki i wyjął z niej zawieszoną na rzemieniu ołowianą tabliczkę

probatio. Zawiesił ją na szyi Bryce’a.

– Zgłoś się do Piątej Kohorty – rozkazał Oktawian. – Przyda im się nowa krew, świeża perspektywa.

Jeśli twój centurion Dakota będzie miał z tym jakiś problem, każ mu się stawić przede mną.

Bryce uśmiechnął się, jakby właśnie dostał ostry nóż.

– Z przyjemnością.

Page 67: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jeszcze jedno, Bryce. – Twarz Oktawiana wyglądała niemal upiornie pod białym płaszczem: jego

oczy były zbyt przenikliwe, policzki zbyt wymizerowane, wargi zbyt wąskie i bezbarwne. – Ilekolwiek

pieniędzy, władzy i prestiżu może posiadać rodzina Lawrence w legionie, pamiętaj, że moja rodzina

posiada więcej. Sponsoruję cię osobiście, podobnie jak wszystkich nowych rekrutów. Jeśli będziesz

wykonywał moje rozkazy, to awansujesz szybko. Wkrótce mogę mieć dla ciebie niewielkie zadanie…

szansę na wykazanie twojej wartości. Ale jeśli mi się sprzeniewierzysz, nie będę tak pobłażliwy jak

Reyna. Zrozumiano?

Uśmiech na twarzy Bryce’a zbladł. Wydawało się, że chłopak chciał coś powiedzieć, ale zmienił

zdanie. Przytaknął.

– Doskonale – rzekł Oktawian. – Poza tym musisz coś zrobić z włosami. Wyglądasz jak te greckie

szumowiny. Możesz odejść.

Kiedy Bryce wyszedł, Mike Kahale pokręcił głową.

– To już dwa tuziny.

– To doskonała wiadomość, przyjacielu – zapewnił go Oktawian. – Potrzebujemy dodatkowych ludzi.

– Morderców. Złodziei. Zdrajców.

– Lojalnych herosów – odparował Oktawian – którzy mnie będą zawdzięczali pozycję.

Mike skrzywił się. Do spotkania z nim Reyna nie rozumiała, jak można porównać bary do kul

armatnich, ale ramiona Mi­ke’a były potężne jak haubice. Miał grube rysy, cerę w kolorze pieczonych

migdałów, czarne jak onyks włosy i dumne ciemne oczy niczym dawni królowie Hawajów. Nie była

pewna, jak licealny sportowiec z Hilo mógł mieć boginię Wenus za matkę, ale nikt w legionie mu tego

nie wypominał – zwłaszcza kiedy zobaczył, jak Mike kruszy skały gołymi rękami.

Reyna zawsze lubiła Mike’a Kahale’a. Niestety Mike był bardzo lojalny wobec swojego sponsora. A

jego sponsorem był Oktawian.

Page 68: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Pontifex wstał i przeciągnął się.

– Nie martw się, stary druhu. Nasze oddziały oblężnicze otoczyły grecki obóz. Nasze orły mają

całkowitą przewagę w powietrzu. Grecy nic nie zdziałają do czasu, kiedy będziemy gotowi do ataku.

Za jedenaście dni wszystkie moje siły będą na miejscu. Moje małe niespodzianki będą gotowe.

Pierwszego sierpnia, w święto bogini Spes, grecki obóz upadnie.

– Ale Reyna mówiła…

– Już to przerabialiśmy. – Oktawian wyjął zza pasa żelazny sztylet i rzucił na stół, wbijając go w mapę

Obozu Herosów. – Reyna zrzekła się swojego stanowiska. Udała się do starożytnych krain, co jest

niezgodne z prawem.

– Ale Matka Ziemia…

– …porusza się we śnie z powodu wojny między obozami Greków i Rzymian, tak? Bogowie są bezsilni,

tak? A jak mamy rozwiązać ten problem, Mike? Przez eliminację tego podziału. Przez starcie Greków z

powierzchni ziemi. Przywrócimy bogom ich właściwe rzymskie manifestacje. Kiedy bogowie odzyskają

pełną moc, Gaja nie odważy się powstać. Zapadnie z powrotem w swój sen. A my, herosi, będziemy

silni i zjednoczeni, jak w starych czasach imperium. A poza tym pierwszy sierpnia jest najbardziej

korzystny – to przecież miesiąc, który po łacinie nosi imię mojego przodka Augusta. Pamiętasz, jak on

zjednoczył Rzymian?

– Przejął władzę i został cesarzem – mruknął Mike.

Oktawian machnął ręką.

– Nonsens. Ocalił Rzym, zostając Pierwszym Obywatelem. Prag­nął pokoju i dobrobytu, nie władzy!

Uwierz mi, Mike, chcę iść w jego ślady. Ocalę Nowy Rzym, a kiedy to uczynię, będę pamiętał o moich

przyjaciołach.

Mike przestępował ciężko z nogi na nogę.

Page 69: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Mówisz, jakbyś miał pewność. Czy twój profetyczny dar…

Oktawian uniósł ostrzegawczo rękę. Zerknął na aquilifera Jacoba, który nadal stał na baczność za jego

plecami.

– Możesz odejść, Jacobie. Może zajmiesz się polerowaniem orła albo czymś takim?

Ramiona Jacoba opadły z ulgą.

– Tak, augurze. To znaczy centurionie! To znaczy pontifeksie! To znaczy…

– Idź już.

– Idę.

Kiedy Jacob oddalił się, oblicze Oktawiana się zachmurzyło.

– Prosiłem cię, Mike, żebyś nie wspominał o moim, och, problemie. Ale odpowiadając na twoje

pytanie: nie, wciąż chyba są jakieś zakłócenia w moim darze od Apollina. – Zerknął ze złością na stertę

okaleczonych pluszowych zwierząt leżącą w kącie werandy. – Nie widzę przyszłości. Może ta fałszywa

wyrocznia w Obozie Herosów wysyła jakąś magię. Ale jak ci już wcześniej mówiłem w największym

zaufaniu, Apollo przemówił do mnie całkiem jasno w zeszłym roku w Obozie Jupiter! Osobiście

pobłogosławił moje przedsięwzięcie. Obiecał, że zostanę zapamiętany jako zbawca Rzymian.

Oktawian rozłożył ręce, pokazując tatuaż przedstawiający harfę, symbol jego boskiego przodka.

Siedem kresek oznaczało siedem lat służby – miał ich więcej niż którykolwiek oficer dowodzący,

włącznie z Reyną.

– Nie obawiaj się, Mike. Zmiażdżymy Greków. Powstrzymamy Gaję i jej sługusów. A następnie

zabierzemy tę harpię, którą przetrzymują Grecy, tę, która zna na pamięć nasze Księgi sybillińskie, i

zmusimy ją do podzielenia się z nami wiedzą naszych przodków. Kiedy to nastąpi, Apollo z pewnością

Page 70: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

przywróci mi dar wieszczenia. Obóz Jupiter będzie potężniejszy niż kiedykolwiek. Będziemy władcami

przyszłości.

Mike nie przestał się krzywić, ale uniósł pięść w salucie.

– Ty jesteś szefem.

– Owszem, jestem. – Oktawian wyciągnął sztylet z blatu stołu. – A teraz idź, zajmij się tymi dwoma

karłami, których schwytałeś. Chcę ich odpowiednio zastraszyć, zanim znów ich przesłucham i wyślę

do Tartaru.

Sen rozwiał się.

– Hej, wstawaj. – Reyna zamrugała powiekami. Nad nią pochylał się Gleeson Hedge, potrząsając ją za

ramię. – Mamy kłopot.

Jego poważny ton natychmiast ją ożywił.

– Co się stało? – Usiłowała usiąść. – Duchy? Potwory?

Hedge rzucił jej ponure spojrzenie.

– Gorzej. Turyści.

VII

Page 71: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

REYNA

Pojawiły się ich całe hordy.

W grupach dwudziestu, trzydziestu turyści zalali ruiny, kręcąc się po willach, wędrując po

brukowanych ulicach, gapiąc się na kolorowe freski i mozaiki.

Reyna martwiła się tym, jak turyści zareagują na dwunastometrowy posąg Ateny stojący na środku

dziedzińca, ale Mgła najwyraźniej działała wyjątkowo dobrze, oszukując ich śmiertelne zmysły.

Kiedy jakaś grupka się zbliżała, turyści przystawali na skraju dziedzińca i spoglądali na posąg z

rozczarowaniem w oczach. Jeden brytyjski przewodnik powiedział nawet: – Och, rusztowanie.

Wygląda na to, że na tym obszarze prowadzone są prace konserwatorskie. Co za szkoda. Chodźmy

dalej.

I poszli.

Przynajmniej posąg nie ryknął: – GIŃCIE, NIEWIERNI! – i nie zamienił śmiertelników w proszek. Reyna

miała kiedyś do czynienia z posągiem bogini Diany, który miał taki zwyczaj. Nie był to najspokojniejszy

dzień w jej życiu.

Przypomniała sobie, co Annabeth powiedziała jej o Atenie Partenos: jej magiczna aura jednocześnie

przyciąga i odstrasza potwory. Niewątpliwie od czasu do czasu kątem oka Reyna widziała połyskujące

białe duchy w rzymskich ubraniach, przemykające wśród ruin, spoglądające na posąg z konsternacją.

– Te lemury są wszędzie – wymamrotał Gleeson. – Na razie trzymają się na dystans, ale gdy zapadnie

noc, powinniśmy być gotowi do drogi. Duchy są zawsze najgorsze nocą.

Page 72: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna nie potrzebowała, żeby ktokolwiek jej o tym przypominał.

Przyglądała się starszej parze w takich samych pastelowych podkoszulkach i szortach kuśtykającej

przez sąsiedni ogród. Cieszyła się, że nie podeszli bliżej. Trener Hedge rozstawił wokół ich obozowiska

wszelkiego rodzaju pułapki, wnyki i przerośnięte łapki na myszy, które nie zdołałyby powstrzymać

żadnego szanującego się potwora, ale mogłyby bez trudu przewrócić starszych ludzi.

Mimo że poranek był ciepły, Reyna drżała na wspomnienie swoich snów. Nie potrafiła zdecydować,

który był bardziej przerażający – nieuchronna zagłada Nowego Rzymu czy też sposób, w jaki

Oktawian zatruwał legion od środka.

„Twoja misja jest wyprawą głupców”.

Obóz Jupiter jej potrzebował. Dwunasty Legion jej potrzebował. A tymczasem Reyna znajdowała się

po drugiej stronie świata, przyglądając się satyrowi przyrządzającemu nad ogniem jagodowe gofry na

patyku.

Chciała porozmawiać o swoich koszmarach, ale postanowiła zaczekać, aż przebudzi się Nico. Nie była

pewna, czy ma dość odwagi, żeby opowiedzieć je dwa razy.

Nico nadal chrapał. Reyna odkryła jakiś czas temu, że gdy już zasypiał, bardzo trudno było go obudzić.

Trener mógłby stepować na koźlich kopytach wokół głowy Nica, a syn Hadesa nawet by nie drgnął.

– Masz. – Hedge podał jej talerz z upieczonymi na ogniu goframi oraz plasterkami kiwi i ananasa.

Wszystko to wyglądało zaskakująco dobrze.

– Skąd ty bierzesz te zapasy? – zdumiała się Reyna.

– Hej, jestem satyrem. Umiemy się doskonale pakować. – Ugryzł kawałek gofra. – Wiemy też, jak żyć

z płodów ziemi!

Page 73: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Kiedy Reyna jadła, trener Hedge wyciągnął notatnik i zaczął coś pisać. Kiedy skończył, zwinął kartkę w

samolocik i posłał go w powietrze. Lekka bryza uniosła go w dal.

– List do żony? – domyśliła się Reyna.

Oczy Hedge’a pod bejsbolówką były czerwone.

– Mellie jest nimfą chmur. Duchy powietrza wysyłają sobie bez przerwy wiadomości papierowymi

samolocikami. Mam nadzieję, że jej kuzyni przeniosą ten list za ocean, gdzie ona go znajdzie. To nie

jest tak szybkie jak iryfon, ale cóż, chcę, żeby nasze dziecko miało po mnie jakieś pamiątki na

wypadek gdyby, no wiesz…

– Wrócisz do domu – zapewniła go Reyna. – Zobaczysz swoje dziecko.

Hedge zacisnął zęby i nic nie odpowiedział.

Reyna była niezła w wyciąganiu ludzi na rozmowy. Uważała poznanie towarzyszy broni za niezwykle

istotne. Ale miała problem z przekonaniem Hedge’a do opowieści o jego żonie Mellie, która lada

moment miała urodzić w Obozie Herosów. Reyna nie bardzo wyobrażała sobie trenera w roli ojca, ale

wiedziała, jak to jest dorastać bez rodziców. Nie zamierzała pozwolić, żeby to spotkało dziecko

Hedge’a.

– Ta, cóż… – Satyr odgryzł jeszcze kawałek gofra wraz z patykiem, na którym go piekł. – Co za pech, że

nie jesteśmy w stanie poruszać się szybciej. – Wskazał podbródkiem na Nica. – Nie wiem, jak ten

dzieciak przeżyje kolejny skok. Ile jeszcze potrzebujemy, żeby dostać się do domu?

Ten niepokój Reyna dzieliła z satyrem. Za raptem jedenaście dni giganci zamierzali przebudzić Gaję.

Oktawian planował zaatakować Obóz Herosów w tym samym dniu. To nie mógł być zbieg

okoliczności. Może Gaja szeptała do Oktawiana, wpływając na jego decyzje bez jego wiedzy. Albo

jeszcze gorzej: Oktawian był świadomie w sojuszu z boginią ziemi. Reyna nie chciała do siebie

dopuścić myśli, że nawet Oktawian celowo zdradziłby legion, ale po tym, co widziała w snach, nie

mogła mieć pewności.

Page 74: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Skończyła posiłek, kiedy grupa chińskich turystów mijała dziedziniec. Reyna obudziła się niecałą

godzinę temu, ale już chciałaby ruszać dalej.

– Dziękuję za śniadanie, trenerze. – Wstała i przeciągnęła się. – Za twoim pozwoleniem: gdzie są

turyści, tam są również łazienki. Potrzebuję skorzystać z pretorskiej świątyni dumania.

– Idź, oczywiście. – Trener wyjął gwizdek zza koszuli. – Jeśli cokolwiek by się działo, zagwiżdżę.

Reyna zostawiła Aurum i Argentum na straży i ruszyła za tłumem śmiertelników, aż znalazła

informację turystyczną wraz z łazienkami. Postarała się jak najlepiej umyć, ale uznała to za wielce

ironiczne, że w prawdziwym rzymskim mieście nie jest w stanie skorzystać z porządnej gorącej

rzymskiej łaźni. Musiała zadowolić się papierowymi ręcznikami, zepsutym pojemnikiem na mydło i

rzężącą suszarką do rąk. A toalety… im mniej powiemy o toaletach, tym lepiej.

Kiedy wracała, minęła niewielkie muzeum z witryną. Za szkłem leżały rzędy gipsowych konających

postaci. Mała dziewczynka skuliła się w pozycji embrionalnej. Kobieta leżała wykręcona w agonii: usta

otwarte do krzyku, ręce wyrzucone nad głowę. Mężczyzna klęczał z pochyloną głową, jakby

przyjmując to, co nieuniknione.

Reyna przyglądała im się z mieszaniną przerażenia i odrazy. Czytała o takich postaciach, ale nigdy nie

widziała ich na włas­ne oczy. Po wybuchu Wezuwiusza wulkaniczny pył pogrzebał miasto i stwardniał

w kamień wokół umierających pompejańczyków. Ich ciała rozpadły się, pozostawiając w lawie jedynie

wypełnione powietrzem puste przestrzenie w kształcie ludzi. Wcześni archeologowie wlali do tych

dziur gips i wykonali te kopie: upiorne repliki starożytnych Rzymian.

Reyna uważała za wstrząsające, niewłaściwe, że chwila śmierci tych ludzi była pokazywana w witrynie

niczym ubrania na wystawie sklepowej, a mimo to nie potrafiła oderwać od nich wzroku.

Przez całe życie marzyła o podróży do Italii. Zakładała, że to marzenie nigdy się nie ziści. Starożytne

ziemie były zakazane dla nowoczesnych herosów: było tu po prostu zbyt niebezpiecznie. A jednak

chciała podążyć śladami Eneasza, syna Afrodyty, pierwszego herosa, który osiedlił się tu po wojnie

trojańskiej. Chciała zobaczyć oryginalną rzekę Tyber, gdzie wilcza bogini Lupa ocaliła Romulusa i

Remusa.

Page 75: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Ale Pompeje? Reyna nigdy nie chciała tu przyjeżdżać. Miejsce najsłynniejszej katastrofy w dziejach

Rzymu, całe miasto pochłonięte przez ziemię… Zważywszy na koszmary Reyny, było to zbyt bliskie

rzeczywistości.

Dotychczas na starożytnych ziemiach zobaczyła tylko jedno miejsce z jej listy marzeń: pałac

Dioklecjana w Splicie, ale nawet ta wizyta nie poszła po jej myśli. Reyna marzyła o tym, żeby pojechać

tam z Jasonem i podziwiać siedzibę ich ulubionego cesarza. Wyobrażała sobie romantyczne spacery

we dwoje po starym mieście, pikniki o zachodzie słońca na murach twierdzy.

Zamiast tego znalazła się w Chorwacji nie z nim, ale z tuzinem goniących ją rozgniewanych duchów

wiatru. Przedzierała się przez pałac, walcząc z upiorami. A gdy już niemal zdołała uciec, zaatakowały

ją gryfony, raniąc śmiertelnie jej pegaza. Najbardziej zbliżyła się do Jasona, kiedy znalazła wiadomość,

którą zostawił dla niej pod popiersiem Dioklecjana w piwnicy.

Z tym miejscem wiązały się dla niej jedynie bolesne wspomnienia.

„Nie bądź zgorzkniała” – napomniała samą siebie. – „Eneasz też cierpiał. Podobnie jak Romulus,

Dioklecjan i cała reszta. Rzymianie nie narzekają na trudy”.

Wpatrując się w gipsowe postacie śmierci w muzealnej witrynie, zastanawiała się, jakie były ich myśli,

kiedy umierali skurczeni w popiołach. Zapewne wcale nie takie: „Jesteśmy Rzymianami! Nie

powinniśmy narzekać!”.

Powiew wiatru przebiegł wśród ruin, wydając głuchy jęk. W szybie odbił się promień słońca,

oślepiając ją na chwilę.

Reyna rozejrzała się ze zdumieniem. Słońce znajdowało się dokładnie nad jej głową. Jak to możliwe,

że już jest południe? Opuściła Dom Fauna zaraz po śniadaniu. Stała tu zaledwie parę minut… ale czy

na pewno?

Oderwała się od muzealnej witryny i pospieszyła przed siebie, usiłując otrząsnąć się z poczucia, że

martwi pompejańczycy szepczą za jej plecami.

Page 76: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reszta popołudnia upłynęła niepokojąco spokojnie.

Reyna trzymała wartę, kiedy trener Hedge spał, ale w zasadzie nie było przed czym się pilnować.

Turyści przychodzili i odchodzili. Przypadkowe harpie i duchy powietrza przelatywały nad ich

głowami. Psy Reyny warczały ostrzegawczo, ale potwory nie zaczynały walki.

Duchy trzymały się na skraju dziedzińca, najwyraźniej przerażone obecnością Ateny Partenos. Reyna

zupełnie im się nie dziwiła. Im dłużej ten posąg przebywał w Pompejach, tym większym gniewem

zdawał się emanować, przyprawiając Reynę o gęsią skórkę i zdenerwowanie.

W końcu zaraz po zachodzie słońca Nico się obudził. Pożarł całe awokado oraz kanapkę z serem, po

raz pierwszy od opuszczenia Domu Hadesa wykazując porządny apetyt.

Reyna nie chciała psuć mu kolacji, ale nie mieli dużo czasu. W miarę jak światło gasło, duchy

zaczynały podchodzić bliżej i w większej liczbie.

Opowiedziała mu o swoich snach: o ziemi połykającej Obóz Jupiter, o Oktawianie zagrażającym

Obozowi Herosów, o myśliwym z płonącymi oczami, który wbił jej strzałę w brzuch.

Nico wpatrywał się w swój pusty talerz.

– Ten myśliwy… to może jakiś gigant?

– Wolałbym nie musieć się o tym przekonywać. Chyba powinniśmy ruszać – mruknął trener Hedge.

Nico skrzywił się.

– Sugerujesz, że powinniśmy unikać walki?

Page 77: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Słuchaj, słodziaku, lubię dobrą akcję jak każdy, ale mamy dość kłopotów z potworami, żeby jeszcze

się przejmować jakimś łowcą nagród ścigającym nas po całym świecie. Nie podobają mi się te jego

olbrzymie strzały.

– Raz w życiu – wtrąciła się Reyna – muszę się zgodzić z Hedge’em.

Nico rozwinął swoją lotniczą kurtkę i włożył palec w dziurę po strzale widniejącą w rękawie.

– Można by zapytać o radę. – Nico mówił niechętnie. – Thalia Grace…

– Siostra Jasona – dodała Reyna.

Nigdy nie spotkała Thalii. Prawdę mówiąc, dopiero niedawno dowiedziała się, że Jason ma siostrę. Jak

powiedział, była grecką heroską, córką Zeusa, która dowodziła grupą towarzyszek Diany… to znaczy

Artemidy. Wszystko to przyprawiało Reynę o zawrót głowy.

Nico przytaknął.

– Łowczynie Artemidy są… no, łowczyniami. Jeśli ktokolwiek może coś wiedzieć o tym ogromnym

myśliwym, to Thalia. Mogę się postarać wysłać jej wiadomość iryfonem.

– Nie wyglądasz na zachwyconego tą perspektywą – zauważyła Reyna. – Wy dwoje nie jesteście… w

najlepszych stosunkach?

– Jesteśmy.

Kilka kroków dalej Aurum warknął cicho, co znaczyło, że Nico skłamał.

Reyna postanowiła dać mu spokój.

Page 78: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Powinnam spróbować skontaktować się z moją siostrą Hyllą – powiedziała. – Obóz Jupiter jest

ledwie strzeżony. Jeśli Gaja zaatakuje, Amazonki mogłyby pomóc.

Trener Hedge skrzywił się.

– Bez obrazy, ale, och… co może armia Amazonek przeciwko fali ziemi?

Reyna walczyła z ogarniającym ją przerażeniem. Podejrzewała, że Hedge może mieć rację. Żeby

obronić się przed tym, co widziała w snach, trzeba było zapobiec przebudzeniu Gai przez gigantów.

Dlatego musiała zaufać załodze „Argo II”.

Światło dnia niemal już zgasło. Wokół dziedzińca kłębił się tłum duchów – setki połyskujących

Rzymian z widmowymi maczugami i kamieniami.

– Porozmawiamy po kolejnym skoku – orzekła Reyna. – Na razie musimy stąd uciekać.

– Aha. – Nico wstał. – Myślę, że przy odrobinie szczęścia dotrzemy tym razem do Hiszpanii. Pozwól mi

tylko…

Tłum duchów znikł niczym masa urodzinowych świeczek zdmuchniętych za jednym razem.

Dłoń Reyny powędrowała do sztyletu.

– Gdzie oni się podziali?

Nico przebiegał wzrokiem ruiny. Wyraz jego twarzy nie był pokrzepiający.

– N-nie jestem pewny, ale nie sądzę, żeby to był dobry znak. Rozglądajcie się. Ja przypnę posąg. To

zajmie mi kilka sekund.

Page 79: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Gleeson Hedge podniósł się na kopyta.

– Kilku sekund to ty nie masz.

Reyna poczuła, że żołądek zwija jej się w kłębek.

Hedge przemówił kobiecym głosem – tym samym, który Reyna słyszała w swoim koszmarze.

Wyciągnęła sztylet.

Hedge odwrócił się ku niej z twarzą pozbawioną wyrazu. Jego oczy były całkowicie czarne.

– Ciesz się, Reyno Ramírez-Arellano. Umrzesz jako Rzymianka. Dołączysz do duchów Pompejów.

Ziemia zatrzęsła się. Na całym dziedzińcu w powietrze unosiły się kolumny popiołu, zespalając się w

pokraczne ludzkie postacie – ziemne skorupy podobne do tych z muzeum. Wpatrywały się w Reynę

oczami, które były poszarpanymi otworami w twarzach z kamienia.

– Ziemia cię pochłonie – oznajmił Hedge głosem Gai. – Tak jak pochłonęła ich.

VIII

Page 80: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

REYNA

Jest ich zbyt wielu. – Reyna zastanawiała się z goryczą, ile razy w swojej karierze herosa wymówiła te

słowa.

Powinna zrobić sobie znaczek, który nosiłaby przypięty, żeby oszczędzić czas. Kiedy umrze, te słowa

zostaną zapewne wyryte na jej nagrobku: „Było ich zbyt wielu”.

Jej charty stały po jej obu stronach, powarkując na ziemne skorupy. Reyna naliczyła co najmniej

dwudziestu napastników, nadciągających ze wszystkich stron.

Trener Hedge przemawiał dalej kobiecym głosem:

– Umarli zawsze są liczniejsi od żywych. Te duchy czekały przez stulecia, niezdolne do wyrażenia

swojego gniewu. A teraz dałam im ciała z ziemi.

Jeden z ziemnych upiorów zrobił krok do przodu. Poruszał się powoli, ale jego kroki były tak ciężkie,

że pękała od nich starożytna posadzka.

– Nico?! – zawołała Reyna.

– Nie jestem w stanie ich kontrolować – odparł, rozpaczliwie usiłując rozplątać uprząż. – To chyba te

kamienne skorupy. Potrzebuję paru sekund koncentracji, żeby wykonać skok przez cienie. Inaczej

może się zdarzyć, że teleportuję nas do kolejnego wulkanu.

Reyna zaklęła pod nosem. Nie było szans, żeby mogła walczyć z tak licznym zastępem samotnie,

podczas gdy Nico przygotowywałby się do ucieczki, zwłaszcza że trener Hedge był wyłączony z gry.

– Posłuż się berłem – powiedziała. – Daj mi trochę zombie.

Page 81: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– To nic nie da – zaśpiewał trener Hedge. – Odsuń się, pretorko. Niech duchy Pompejów zniszczą tę

grecką statuę. Prawdziwa Rzymianka nie protestowałaby.

Ziemne duchy ruszyły do przodu. Z otworów w miejscu ust dobywały się głuche, świszczące dźwięki,

jakby ktoś dmuchał do pustych butelek. Jeden z duchów nastąpił na zrobioną przez trenera pułapkę z

noża i rakiety tenisowej i rozleciał się na kawałki.

Nico wyciągnął zza pasa berło Dioklecjana.

– Jeśli wezwę więcej martwych Rzymian, Reyno… kto wie, czy nie dołączą do tego tłumu?

– Ja wiem. Jestem pretorką. Daj mi legionistów, a będę w stanie ich kontrolować.

– Zginiecie – oznajmił trener. – Nigdy nie zdołacie…

Reyna trzasnęła go po głowie rękojeścią swojego sztyletu. Satyr upadł na ziemię.

– Wybacz, trenerze – mruknęła. – To zaczynało być męczące. Nico… zombie! A potem skup się, żeby

nas stąd wydostać.

Nico uniósł berło i ziemia się zatrzęsła.

Ziemne upiory wybrały dokładnie ten moment na atak. Aurum skoczył na najbliższego z nich i

dosłownie odgryzł głowę tej istoty metalowymi kłami. Skalna skorupa przewróciła się na plecy i

rozpadła na kawałki.

Argentum nie miał tyle szczęścia. Skoczył na innego ducha, który zamachnął się ciężkim ramieniem i

uderzył charta prosto w pysk, wyrzucając go w powietrze. Argentum podniósł się na nogi z głową

wykręconą o czterdzieści pięć stopni w prawo. Brakowało mu jednego rubinowego oka.

Page 82: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

W piersi Reyny wezbrał płonący gniew. Straciła już swojego pegaza. Nie zamierzała stracić również

psów. Uderzyła sztyletem w pierś ducha, po czym dobyła gladiusa. Szczerze mówiąc, walka dwiema

broniami nie była bardzo w rzymskim stylu, ale Reyna spędziła nieco czasu w towarzystwie piratów.

Podpatrzyła u nich kilka sztuczek.

Ziemne skorupy pękały łatwo, ale uderzały jak młoty pneumatyczne. Reyna, choć nie wiedziała

dlaczego, była pewna, że nie wytrzyma nawet jednego uderzenia. W przeciwieństwie do Argentum

nie przeżyje ciosu w głowę.

– Nico! – Zanurkowała między dwoma ziemnymi duchami, pozwalając, by zderzyły się ze sobą

głowami. – Szybko!

W środku dziedzińca pękła ziemia. Dziesiątki szkieletowych żołnierzy wydostawały się na

powierzchnię. Ich tarcze wyglądały jak wielkie zardzewiałe monety. Ich miecze składały się głównie z

rdzy, a nie metalu. Ale Reyna nigdy jeszcze nie poczuła takiej ulgi na widok posiłków.

– Legioniści! – zawołała. – Ad aciem!

Zombie odpowiedzieli, przedzierając się pomiędzy ziemnymi duchami, żeby sformować szereg.

Niektórzy padali, rozbici kamiennymi pięściami. Inni zdołali zamknąć szyk i unieść tarcze.

Za plecami Reyny Nico zaklął.

Reyna zaryzykowała spojrzenie za siebie. Berło Dioklecjana dymiło w ręku Nica.

– Ono walczy ze mną! – krzyknął. – Chyba nie podoba mu się wzywanie Rzymian do walki z innymi

Rzymianami!

Reyna wiedziała, że starożytni Rzymianie spędzali mnóstwo czasu na walkach między sobą, ale

postanowiła nie wyciągać tego tematu.

– Zabezpiecz trenera Hedge’a. Przygotuj się do skoku w cień! Ja ich zajmę…

Page 83: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico jęknął głośno. Berło Dioklecjana eksplodowało na kawałki. Nico nie wyglądał na rannego, ale

spoglądał na Reynę w szoku.

– N-nie wiem, co się stało. Masz góra parę minut, zanim zombie zaczną znikać.

– Legioniści! – krzyknęła Reyna. – Orbem formate! Gladia stringete!

Zombie okrążyli Atenę Partenos z mieczami gotowymi do walki na ograniczonej przestrzeni.

Argentum odciągnął nieprzytomnego trenera Hedge’a ku Nicowi, który rozpaczliwie usiłował

wepchnąć się w uprząż. Aurum stał na straży, skacząc na każdego ziemnego ducha przedzierającego

się przez linię.

Reyna walczyła ramię w ramię z martwymi legionistami, dodając im swojej siły. Wiedziała, że to nie

wystarczy. Ziemne duchy padały łatwo, ale kolejne powstawały spod ziemi w wirach popiołu. A

ilekroć zetknęły kamienne pięści, padał kolejny zombie.

Atena Partenos górowała tymczasem nad bitwą – królewska, wyniosła i obojętna.

„Nieco pomocy by nie zaszkodziło” – pomyślała Reyna. – „Może jakieś niszczące promienie? Albo

stare dobre porażenie”.

Posąg jednak emanował tylko nienawiścią, która zdawała się skierowana w równym stopniu na

Reynę, jak i atakujące duchy.

„Chcecie mnie zawlec na Long Island?” – wydawał się mówić posąg. – „Powodzenia, rzymska hołoto”.

Oto przeznaczenie Reyny: zginąć w obronie biernie agresywnej bogini.

Walczyła dalej, wysyłając więcej swojej woli ku nieumarłym żołnierzom. W odpowiedzi oni

bombardowali ją swoją rozpaczą i urazą.

Page 84: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Walczysz za nic – szeptali jej do ucha zombie legioniści. – Imperium już nie ma.

– Za Rzym! – krzyknęła chrapliwie Reyna. Cięła gladiusem jednego ziemnego ducha i wbiła sztylet w

pierś drugiego. – Dwunasty Legion Fulminata!

Wokół niej zombie padali. Niektórzy zostali rozbici w bitwie, inni rozpadli się sami, kiedy pozostałości

mocy berła Dioklecjana w końcu przestały działać.

Ziemne duchy zacieśniały wokół nich szeregi – morze bezkształtnych twarzy o pustych oczodołach.

– Reyna, już! – wrzasnął Nico. – Skaczemy!

Obejrzała się za siebie. Nico zdołał się przypiąć do Ateny Partenos. W ramionach trzymał

nieprzytomnego Gleesona ­Hedge’a niczym damę w opałach. Aurum i Argentum znikły – zapewne

były zbyt pokiereszowane, żeby walczyć dalej.

Reyna potknęła się.

Kamienna pięść wymierzyła jej potężny cios w żebra i jej bok zalała fala bólu. W głowie jej się kręciło.

Usiłowała oddychać, ale było to jak łykanie noży.

– Reyna! – krzyknął ponownie Nico.

Atena Partenos zamigotała, prawie znikając.

Ziemny upiór zamierzył się na głowę Reyny. Zdołała uskoczyć, ale ból w żebrach prawie pozbawił ją

przytomności.

Page 85: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Poddaj się – mówiły głosy w jej głowie. – Dziedzictwo Rzymu jest martwe i pogrzebane, podobnie

jak Pompeje.

– Nie – wymamrotała sama do siebie. – Nie, dopóki ja żyję.

Nico wyciągnął do niej rękę i wsunął się pomiędzy cienie. Ostatkiem sił Reyna skoczyła za nim.

IX

LEO

Leo nie chciał zejść ze ściany.

Miał jeszcze trzy klamry do zamocowania, a nikt poza nim nie był wystarczająco chudy, żeby wcisnąć

się w ciasną przestrzeń. (Jedna z wielu zalet bycia chudym jak szczapa).

Zaklinowany pomiędzy dwiema warstwami kadłuba, z hydrauliką i okablowaniem, Leo mógł być sam

na sam ze swoimi myślami. Kiedy dopadała go frustracja, co działo się średnio co pięć sekund, mógł

uderzać w cokolwiek młotkiem i pozostali członkowie załogi myśleli, że pracuje, a nie przeżywa atak

histerii.

Jego azyl miał jedną wadę: mógł się tu schować jedynie od pasa w górę. Tyłek i nogi nadal były

widoczne dla wszystkich, co przeszkadzało mu się ukryć.

Page 86: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Leo! – Głos Piper rozległ się gdzieś za nim. – Jesteś nam potrzebny.

Uszczelka z niebiańskiego spiżu wypadła spomiędzy obcęgów Leona i potoczyła się gdzieś w otchłań

pod deskami pokładu.

Leo westchnął.

– Pogadaj z portkami, Piper! Ręce są zajęte!

– Nie zamierzam gadać z portkami. Spotkanie w mesie. Prawie jesteśmy w Olimpii.

– Aha, super. Będę za sekundę.

– Co ty tam w ogóle robisz? Siedzisz w tym kadłubie całymi dniami.

Leo przejechał promieniem latarki po płytach i tłokach z niebiańskiego spiżu, które instalował powoli,

ale pewnie.

– Rutynowa konserwacja.

Milczenie. Piper była nieco zbyt dobra w rozpoznawaniu, kiedy kłamał.

– Leo…

– Hej, skoro już tam jesteś, poproszę o małą przysługę. Swędzi mnie dokładnie poniżej…

– Dobra, idę stąd!

Page 87: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo dał sobie jeszcze kilka minut, żeby zamocować klamrę. Jego robota jeszcze się nie skończyła.

Jeszcze długo się nie skończy. Ale postęp był widoczny.

Oczywiście przygotował grunt pod swój tajny projekt, kiedy zaczął budowę „Argo II”, ale nie

powiedział o nim nikomu. Z samym sobą nie do końca był w tej sprawie uczciwy.

„Nic nie jest wieczne”, powiedział mu kiedyś jego tato. „Nawet najlepsze maszyny”.

Tak, okej, może to i prawda. Ale Hefajstos powiedział również: „Wszystkiego da się użyć ponownie”.

Leo zamierzał przetestować tę teorię.

To było ryzykowne. Jeśli się nie uda, porażka go zmiażdży. Nie tylko emocjonalnie. Zmiażdży go

fizycznie.

Ta myśl przyprawiała go o klaustrofobię.

Wyplątał się spod pokładu i wrócił do swojej kajuty.

Cóż… formalnie była to jego kajuta, ale nie sypiał w niej. Materac był zarzucony drutami, gwoździami i

wnętrznościami kilku rozebranych brązowych maszyn. Jego trzy potężne szafki na kółkach – Chico,

Harpo i Groucho – zajmowały prawie cały pokój. Na ścianach wisiały dziesiątki narzędzi. Stół był

zasypany kopiami planów z dzieła O kulach, zapomnianego traktatu Archimedesa, który Leo ocalił z

podziemnego warsztatu w Rzymie.

Nawet gdyby chciał sypiać w swojej kajucie, byłoby tu zbyt ciasno i niebezpiecznie. Wolał spać w

maszynowni, gdzie nieustanny szum maszynerii pomagał mu zasnąć. A poza tym od czasu pobytu na

wyspie Ogygii bardzo lubił spanie poza domem. Prócz materaca na podłodze nie potrzebował nic

więcej do szczęścia.

Kajuta służyła mu tylko jako magazyn… i miejsce pracy nad najtrudniejszymi projektami.

Page 88: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Wyciągnął z pasa z narzędziami klucze. Naprawdę nie miał czasu, ale otwarł środkową szufladę

Groucha i przyjrzał się znajdującym się w niej dwu cennym obiektom: brązowemu astrolabium, które

znalazł w Bolonii, i wielkiemu jak pięść kryształowi z Ogygii. Leo nie wymyślił jeszcze, jak złożyć te dwa

przedmioty, i doprowadzało go to do obłędu.

Miał nadzieję uzyskać jakieś odpowiedzi podczas wizyty na Itace. W końcu była to ojczyzna

Odyseusza, człowieka, który skonstruował astrolabium. Niemniej sądząc z opowieści Jasona, w tych

ruinach nie było dla niego żadnych odpowiedzi: tylko tłum ghuli i duchów o paskudnych

charakterach.

Tak czy siak, Odyseuszowi nigdy nie udało się uruchomić astrolabium. Nie miał kryształu, którym

mógłby wysłać sygnał naprowadzający. A Leo miał. Musi mu się udać tam, gdzie najsprytniejszy heros

wszech czasów poniósł porażkę.

Takie już szczęście Leona. Fantastyczna nieśmiertelna dziewczyna czekała na niego na Ogygii, a on nie

mógł wymyślić, jak podłączyć głupi kawałek kamienia do liczącego sobie trzy tysiące lat urządzenia

nawigacyjnego. Niektórych problemów nie da się rozwiązać za pomocą taśmy izolacyjnej.

Leo zasunął szufladę i zamknął ją na klucz.

Jego wzrok powędrował ku tablicy magnetycznej nad warsztatem, gdzie obok siebie wisiały dwa

obrazki. Pierwszy z nich był starym ołówkowym rysunkiem, który wykonał, kiedy miał siedem lat –

projektem latającego statku widzianego w snach. Drugi był szkicem węglem, który niedawno

narysowała dla niego Hazel.

Hazel Levesque… Ta dziewczyna naprawdę robiła wrażenie. Gdy tylko Leo dołączył z powrotem do

załogi na Malcie, rozpoznała natychmiast, że nosił w sobie cierpienie. Kiedy wreszcie nadarzyła się

okazja, po całej tej aferze z Domem Hadesa, wmaszerowała do kajuty Leona i powiedziała: – Wypluj

to z siebie.

Umiała słuchać. Leo opowiedział jej więc całą historię. Później tego samego wieczoru Hazel wróciła z

blokiem rysunkowym i węglami.

– Opisz ją – nalegała. – W szczegółach.

Page 89: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Było to dość dziwaczne – pomagać Hazel wykonać portret Kalipso. Jakby mówił do policyjnego

rysownika: „Tak, panie władzo, to jest dziewczyna, która ukradła moje serce!”. To brzmiało jak

okropna piosenka country.

Natomiast samo opisywanie Kalipso było łatwe. Leonowi wystarczyło zamknąć oczy, żeby ją widział.

A teraz jej podobizna spoglądała na niego z tablicy magnetycznej: oczy w kształcie migdałów, pełne

usta, długie proste włosy przerzucone przez ramię w sukience bez rękawów. Prawie czuł zapach

cynamonu. Zmarszczone brwi i lekko wygięte w dół usta zdawały się mówić: „Leonie Valdez, ty łajzo”.

Rany, jak on kochał tę kobietę!

Leo przypiął jej portret obok rysunku „Argo II”, żeby pamiętać, że wizje czasem stają się

rzeczywistością. Jako małe dziecko marzył o latającym statku. W końcu go zbudował. A teraz znajdzie

sposób, by odnaleźć na powrót Kalipso.

Szum silników okrętu zmienił ton na niższy. W głośniku w kajucie rozległ się skrzeczący i piskliwy głos

Festusa.

– Tak, dzięki, stary – odpowiedział Leo. – Już tam idę.

Statek obniżał lot, co oznaczało, że projekty Leona będą musiały zaczekać.

– Bądź spokojna, słońce – powiedział do rysunku przedstawiającego Kalipso. – Wrócę do ciebie, jak

obiecałem.

Leo wyobrażał sobie jej odpowiedź: „Nie czekam na ciebie, Leonie Valdez. Nie jestem w tobie

zakochana. A już na pewno nie wierzę w takie obietnice!”.

Uśmiechnął się na tę myśl. Wsunął klucze z powrotem do pasa z narzędziami i udał się do mesy.

Page 90: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Pozostała szóstka herosów jadła śniadanie.

Kiedyś, dawno temu, Leo przejmował się tym, że wszyscy przebywają pod pokładem i nikt nie stoi

przy sterze. A potem Piper obudziła na dobre Festusa swoim magicznym głosem – dokonanie,

którego Leo wciąż nie mógł pojąć – i okazało się, że smocza figura dziobowa doskonale sobie radzi z

samodzielnym sterowaniem „Argo II”. Festus znał się na nawigacji, umiał sprawdzać radar, robić

koktajl jagodowy, a na dodatek pluł białymi kulami ognia we wrogów – wszystko to jednocześnie i nie

wybijając bezpieczników.

A poza tym mieli wsparcie w postaci cudownego stolika Buforda.

Kiedy trener Hedge wyruszył na swoją wyprawę poprzez cienie, Leo uznał, że trójnogi stół może

również odgrywać rolę ich „dorosłej niańki”. Pokrył blat Buforda magicznym zwojem, który

wyświetlał holograficzną symulację trenera Hedge’a wielkości szklanki. Ten mini-Hedge maszerował

po blacie Buforda, wykrzykując losowo zdania w rodzaju: ZAMKNIJ SIĘ!, ZABIJĘ CIĘ! i niezwykle

popularne ZAŁÓŻ COŚ NA SIEBIE!

Dziś Buford został oddelegowany do steru. Gdyby ogień Festusa nie dał rady odstraszyć potworów,

holograficzny Hedge Buforda na pewno by tego dokonał.

Leo stanął w drzwiach mesy, ogarniając wzrokiem scenę przy stole obiadowym. Nieczęsto zdarzało

mu się widzieć przyjaciół w komplecie.

Percy zajadał się wielką stertą niebieskich naleśników (o co mu chodzi z tym niebieskim jedzeniem?),

podczas gdy Annabeth robiła mu wyrzuty za oblanie ich zbyt wielką ilością syropu.

– Utopiłeś je! – narzekała.

– Ej, jestem synem Posejdona – odparł. – Nie mogę utonąć. Moje naleśniki też nie.

Po ich lewej Frank i Hazel usiłowali wyprostować mapę Grecji, przyciskając ją miskami na owsiankę.

Pochylali się nad mapą, prawie zetknięci głowami. Frank raz po raz kładł dłoń na dłoni Hazel, co było

Page 91: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

tak słodkie i naturalne, jakby byli od wielu lat małżeństwem, a Hazel nawet nie okazywała

zakłopotania, co było niezłym postępem jak na dziewczynę urodzoną w latach czterdziestych XX

wieku. Do niedawna, jeśli ktoś powiedział: „O kurczę”, ona niemal mdlała.

U szczytu stołu siedział zakłopotany Jason w podkoszulku zwiniętym na piersi, a Pielęgniarka Piper

zmieniała mu bandaże.

– Nie ruszaj się – powiedziała. – Wiem, że to boli.

– Zimno mi – odpowiedział.

Leo słyszał w jego głosie ból. Ten głupi gladius przebił go na wylot. Rana wejściowa na jego plecach

była w paskudnym odcieniu fioletu i dymiła. To chyba zły znak.

Piper usiłowała zachowywać optymizm, ale na boku powiedziała Leonowi, jak bardzo się martwi.

Ambrozja, nektar i lekarstwa śmiertelników niewiele pomagały. Głęboka rana zadana niebiańskim

spiżem albo cesarskim złotem mogła dosłownie roztopić istnienie herosa od środka. Jason mógł

wyzdrowieć. Twierdził, że czuje się lepiej. Ale Piper nie była tego taka pewna.

Szkoda, że Jason nie był metalowym automatonem. Wtedy przynajmniej Leo mógłby coś wymyślić,

żeby pomóc swojemu najlepszemu kumplowi. Ale ludzie… w przypadku ludzi Leo czuł się bezsilny.

Zdecydowanie zbyt łatwo się psuli.

Kochał swoich przyjaciół. Zrobiłby dla nich wszystko. Ale kiedy tak patrzył na ich szóstkę – trzy pary,

wszystkie skupione na sobie nawzajem – myślał o ostrzeżeniu otrzymanym od Nemezis, bogini

zemsty: „Zawsze będziesz odludkiem, siódmym kołem. Nie znajdziesz miejsca wśród swoich braci”.

Zaczynał podejrzewać, że Nemezis mogła mieć rację. Zakładając, że Leo będzie żył dość długo,

zakładając, że jego szalony sekretny plan zadziała, jego przeznaczenie wiązało się z kimś innym, z

wyspą, której żaden człowiek dwa razy nie odnalazł.

Page 92: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Tymczasem jednak najlepszym, co mógł zrobić, było trzymać się starej zasady: „Idź do przodu”. Nie

daj się zatrzymać. Nie myśl o tym, co złe. Uśmiechaj się i żartuj, nawet jeśli nie jest ci do śmiechu.

Zwłaszcza kiedy nie jest ci do śmiechu.

– Co słychać, przyjaciele? – Wmaszerował do mesy. – Och, ciastka!

Porwał ostatnie z ciastek upieczonych według specjalnego morskiego przepisu, który otrzymali od

ichtiocentaura Afrosa na dnie Atlantyku.

W interkomie rozległy się trzaski. W głośnikach rozbrzmiał wrzask mini-Hedge’a Buforda: ZAŁÓŻ COŚ

NA SIEBIE!

Wszyscy podskoczyli. Hazel wylądowała półtora metra od Franka. Percy wlał syrop do soku

pomarańczowego. Jason niezgrabnie wtłoczył się z powrotem w swój podkoszulek, a Frank zamienił

się w buldoga.

Piper rzuciła Leonowi wściekłe spojrzenie.

– Myślałam, że pozbyłeś się tego idiotycznego hologramu.

– Ej, Buford tylko mówi: „Dzień dobry”. On kocha swój hologram! A poza tym wszyscy tęsknimy za

trenerem. No i Frank jest takim cudnym buldogiem.

Frank zmienił się z powrotem w tęgiego, naburmuszonego kanadyjsko-chińskiego chłopaka.

– Usiądź, Leo. Mamy sprawy do omówienia.

Leo wcisnął się między Jasona a Hazel. Uznał, że może chociaż ta dwójka nie zbije go za głupie kawały.

Ugryzł ciastko i zabrał się za paczkę włoskich chrupek Fonzies, żeby dobrze skomponować zdrowe

śniadanie.

Page 93: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Od kiedy kupił te chrupki w Bolonii, zdążył się od nich nieco uzależnić. Były serowe i chrupiące – a to

były jego dwie ulubione cechy jedzenia.

– A więc… – Jason skrzywił się, pochylając się do przodu. – Pozostaniemy w powietrzu i zarzucimy

kotwicę jak najbliżej Olimpii. Jest to dalej w głąb lądu, niżbym chciał – prawie dziesięć kilometrów –

ale nie mamy wielkiego wyboru. Według tego, co powiedziała Junona, musimy odnaleźć boginię

zwycięstwa i hm… podporządkować ją sobie.

Przy stole zapanowało niezręczne milczenie.

Nowe kotary zasłaniające holograficzne ściany sprawiały, że w mesie było ciemniej i bardziej ponuro,

niż powinno być, ale nic się nie dało na to poradzić. Od kiedy karłowaci bliźniacy kerkopi

spowodowali zwarcia w ścianach, przekaz wideo z Obozu Herosów w czasie realnym często się

zawieszał i zmieniał w ekstremalne zbliżenia karłów: czerwone wąsy, nozdrza i popsute zęby. Nie było

to przyjemne, kiedy usiłowało się jeść albo poważnie rozmawiać o losach świata.

Percy sączył swój sok pomarańczowy z syropem. Najwyraźniej całkiem mu smakował.

– Nie przeszkadza mi walka od czasu do czasu z jakąś boginią, ale czy Nike nie należy do tych

dobrych? To znaczy, osobiście lubię zwycięstwo. Nigdy nie mam go dość.

Annabeth bębniła palcami po blacie.

– To jest dziwne. Rozumiem, że Nike może być w Olimpii – ojczyźnie igrzysk olimpijskich i tak dalej.

Zawodnicy składali jej ofiary. Grecy i Rzymianie czcili ją tutaj przez jakieś tysiąc dwieście lat, tak?

– Prawie do końca cesarstwa rzymskiego – przytaknął Frank. – Rzymianie nazywali ją Wiktorią, ale co

za różnica. Wszyscy ją kochali. Kto nie lubi wygrywać? Nie mam pojęcia, dlaczego mielibyśmy ją

ujarzmiać.

Jason zmarszczył brwi. Z rany pod jego koszulką wydobyła się smużka pary.

Page 94: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Wiem tyle, że… ghul Antinous powiedział, że „Wiktoria szaleje w Olimpii”. A Junona ostrzegła nas,

że nigdy nie zaleczymy rozdźwięku między Grekami a Rzymianami, jeśli nie pokonamy zwycięstwa.

– Jak pokonać zwycięstwo? – zastanawiała się Piper. – To brzmi jak jedna z tych niemożliwych

zagadek.

– Jak sprawianie, żeby kamienie latały – odezwał się Leo – albo jedzenie tylko jednego fonzie.

Włożył sobie całą garść do ust.

Hazel zmarszczyła nos.

– To cię zabije.

– Chyba żartujesz. W tym jest tyle konserwantów, że będę żył wiecznie. Ale, słuchajcie, w kwestii tej

bogini zwycięstwa, jej popularności i wspaniałości… Nie pamiętacie, jakie są jej dzieci w Obozie

Herosów?

Hazel i Frank nigdy nie byli w Obozie Herosów, ale pozostali pokiwali z powagą głowami.

– On ma rację – powiedział Percy. – Te dzieciaki w Domku Siedemnastym… mają bzika na punkcie

rywalizacji. Kiedy mamy grę w zdobywanie sztandaru, są prawie gorsze od dzieci Aresa. Hm, bez

obrazy, Frank.

Frank wzruszył ramionami.

– A więc mówisz, że Nike ma mroczne oblicze?

– Jej dzieci z pewnością mają – odparła Annabeth. – Nigdy nie odrzucają wyzwania. Muszą być we

wszystkim najlepsze. Jeśli ich matka jest podobna…

Page 95: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ej. – Piper położyła dłonie na blacie, jakby statek się zakołysał. – Ludzie, wszyscy bogowie są

rozdarci między swoimi greckimi a rzymskimi aspektami, zgadza się? Jeśli Nike też się to przydarzyło,

a ona jest boginią zwycięstwa…

– To będzie miała prawdziwy problem – dokończyła Annabeth. – Będzie chciała, żeby któraś strona

wygrała i żeby ona mogła ogłosić zwycięzcę. Dosłownie będzie walczyć sama ze sobą.

Hazel popchnęła swoją miskę z owsianką przez mapę Grecji.

– Ale my nie chcemy, żeby jedna ze stron wygrała. My musimy sprawić, żeby Grecy i Rzymianie

walczyli w tej samej drużynie.

– Może na tym polega problem – powiedział Jason. – Jeśli bogini zwycięstwa szaleje, rozdarta między

Grekami a Rzymianami, to ona może przekreślić porozumienie obu obozów.

– Jak? – zapytał Leo. – Zaczynając fleim na Twitterze?

Percy grzebał widelcem w naleśnikach.

– A może ona jest jak Ares. Ten facet potrafi wzniecić bójkę samą swoją obecnością w zatłoczonym

pomieszczeniu. Jeśli Nike promieniuje chęcią współzawodnictwa lub czymś takim, to może

zdecydowanie pogłębić tę całą rywalizację grecko-rzymską.

Frank wskazał na Percy’ego.

– Pamiętasz tego starego morskiego boga w Atlancie… Forkisa? Powiedział, że plany Gai zawsze mają

wiele warstw. To może być częścią strategii gigantów – utrzymanie podziału między obozami,

utrzymanie podziału między bogami. Jeśli tak jest, nie możemy pozwolić, żeby Nike zwracała nas

przeciwko sobie. Musimy wysłać na ląd czteroosobową drużynę – dwójka Greków, dwójka Rzymian.

Nasza równowaga może pomóc jej odzyskać równowagę.

Page 96: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Słuchając Zhanga, Leo wiedział, że za pierwszym razem zupełnie mylnie go ocenił. Nie mógł uwierzyć,

jak bardzo zmienił się ten chłopak w ciągu ostatnich kilku tygodni.

Nie chodziło o to, że Frank był po prostu wyższy i lepiej wyglądał. Miał teraz więcej pewności siebie,

chętniej przejmował dowództwo. Może wiązało się to z tym, że jego magiczne drewienko było

bezpiecznie schowane w ognioodpornej sakiewce, a może z tym, że dowodził legionem zombie i

został mianowany pretorem. Cokolwiek to było, Leo z trudem przypominał go sobie jako tego

niezdarnego chłopaka, który kiedyś uwięził palce w chińskiej pułapce.

– Myślę, że Frank ma rację – powiedziała Annabeth. – Czteroosobowa drużyna. Musimy rozsądnie

wybrać jej członków. Nie chcemy zrobić nic, co mogłoby jeszcze bardziej, hm, wytrącić boginię z

równowagi.

– Ja pójdę – zgłosiła się Piper. – Mogę spróbować magicznego głosu.

Wokół oczu Annabeth pogłębiły się zmarszczki zmartwienia.

– Nie tym razem, Piper. Nike jest cała skupiona na rywalizacji. Afrodyta… no cóż, też, choć w inny

sposób. Obawiam się, że Nike mogłaby dostrzec w tobie zagrożenie.

Niegdyś Leo zapewne zażartowałby z tego. Piper jako zagrożenie? Ta dziewczyna była dla niego jak

siostra, ale gdyby potrzebował pomocy, żeby dołożyć gangowi rzezimieszków albo podporządkować

sobie boginię zwycięstwa, Piper byłaby ostatnią osobą, do której by się zwrócił.

Ale ostatnio… cóż, Piper nie zmieniła się może w aż tak oczywisty sposób jak Frank, ale się zmieniła.

Wbiła bogini śniegów Chione sztylet w serce. Pokonała Boreadów. Samodzielnie rozprawiła się ze

stadem dzikich harpii. A jeśli chodziło o jej magiczny głos, stała się tak potężna, że Leo czuł niepokój.

Gdyby kazała mu jeść jarzyny, mógłby naprawdę na to przystać.

Słowa Annabeth nie zirytowały jej. Piper po prostu przytaknęła i rozejrzała się po zebranych.

– To kto pójdzie?

Page 97: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jason i Percy nie powinni iść razem – odpowiedziała Annabeth. – Jupiter i Posejdon to niedobra

kombinacja. Nike mogłaby bez trudu was na siebie naszczuć.

Percy uśmiechnął się do niej krzywo.

– Aha, nie możemy sobie pozwolić na podobny wypadek jak w Kansas. Omal nie zabiłem mojego

zioma Jasona.

– A ja omal nie zabiłem mojego zioma Percy’ego – dodał Jason uprzejmie.

– To tylko potwierdza moje zdanie – oznajmiła Annabeth. – Nie powinniśmy też wysyłać razem

Franka i mnie. Mars i Atena – to byłoby równie niedobre.

– Okej – wtrącił się Leo. – A więc Percy i ja w imieniu Greków. Frank i Hazel w imieniu Rzymian. Czy to

nie idealna niezdolna do rywalizacji drużyna marzeń?

Annabeth i Frank wymienili spojrzenia godne bóstw wojny.

– To ma szansę zadziałać – uznał Frank. – To znaczy, żadna kombinacja nie będzie doskonała, ale

Posejdon, Hefajstos, Pluton i Mars… Nie dostrzegam tu jakichś wielkich antagonizmów.

Hazel przesuwała palcem po mapie Grecji.

– Nadal wolałabym drogę przez Zatokę Koryncką. Miałam nadzieję, że zdołamy odwiedzić Delfy, może

uzyskamy jakąś radę. A poza tym droga wokół Peloponezu jest taka długa.

– Owszem. – Leo poczuł, że serce w nim zamiera, kiedy zobaczył, jak długie wybrzeże będą musieli

pokonać. – Mamy już dwudziesty drugi lipca. Licząc od dzisiaj, mamy tylko dziesięć dni do…

– Wiem – odparł Jason. – Ale Junona nie miała wątpliwości. Krótsza droga to samobójstwo.

Page 98: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A jeśli chodzi o Delfy… – Piper nachyliła się nad mapą. Niebieskie piórko harpii w jej włosach

kołysało się jak wahadło. – Co tam się dzieje? Jeśli Apollo nie włada już swoją wyrocznią…

– To zapewne ma coś wspólnego z tym lizusem Oktawianem – mruknął Percy. – Może on był tak

fatalny w przewidywaniu przyszłości, że zniszczył moc Apollina.

Jason zdobył się na uśmiech, mimo że ból zaćmiewał mu wzrok.

– Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć Apollina i Artemidę. Wtedy możesz go zapytać osobiście.

Junona powiedziała, że bliźnięta mogą zechcieć nam pomóc.

– Mamy mnóstwo pytań bez odpowiedzi – mruknął Frank. – I mnóstwo kilometrów dzieli nas od

Aten.

– Zacznijmy od najpilniejszych spraw – zasugerowała Annabeth. – Musicie znaleźć Nike i wymyślić, jak

ją sobie podporządkować… cokolwiek Junona miała na myśli. Nadal nie rozumiem, jak można

pokonać boginię, która włada zwycięstwem. Wydaje mi się to niemożliwe.

Na twarzy Leona pojawił się szeroki uśmiech. Nie potrafił się pohamować. Jasne, zostało im tylko

dziesięć dni, żeby powstrzymać gigantów od przebudzenia Gai. Jasne, mogą wszyscy zginąć przed

kolacją. Ale on uwielbiał słyszeć, że coś jest niemożliwe. Czuł się tak, jakby ktoś podał mu tort z

budyniem cytrynowym i powiedział, że nie może nim rzucić. Po prostu nie potrafił oprzeć się

wyzwaniu.

– Zobaczymy, co da się zrobić – powiedział, wstając. – Niech no wezmę moją kolekcję granatów i

spotykamy się na pokładzie!

Page 99: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

X

LEO

Sprytny miałeś pomysł – powiedział Percy – z tą klimatyzacją.

Razem z Leonem przeszukali właśnie muzeum. Teraz siedzieli na mostku nad rzeką Kladeos z nogami

zwieszonymi nad wodą, czekając, aż Frank i Hazel wrócą ze zwiadu w ruinach.

Po ich lewej stronie dolina olimpijska mieniła się w popołudniowym upale. Po prawej tłum turystów

wpychał się do wycieczkowych autobusów. Dobrze, że „Argo II” stał na kotwicy trzydzieści metrów

nad ziemią, ponieważ nigdy nie znaleźliby miejsca parkingowego.

Leo puścił kaczkę po rzece. Miał nadzieję, że Hazel i Frank wreszcie wrócą. Czuł się dziwnie w

towarzystwie Percy’ego.

Przede wszystkim nie był pewny, jak wygląda niezobowiązująca rozmowa z kimś, kto ostatnio wrócił z

Tartaru. „Widziałeś ostatni odcinek Doktora Who? Och, racja. Włóczyłeś się wtedy po Otchłani

Wiecznego Potępienia!”

Percy bywał dość przerażający już wcześniej – wzywał huragany, pojedynkował się z piratami, zabijał

gigantów w amfiteatrze… A teraz… cóż, po tym, co się wydarzyło w Tartarze, wydawało się, że Percy

awansował na zupełnie inny poziom kopania tyłków.

Leonowi trudno było uważać go za część tego samego obozu. Nigdy nie był w Obozie Herosów w tym

samym czasie co on. Na rzemiennym naszyjniku Percy’ego wisiały cztery paciorki na znak czterech

zaliczonych lat. Na rzemiennym naszyjniku Leona nie było nic.

Page 100: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Łączyła ich jedynie Kalipso, a ilekroć Leo o tym myślał, miał ochotę strzelić Percy’ego w pysk.

Wciąż uważał, że powinni o tym porozmawiać, choćby po to, żeby oczyścić atmosferę, ale chwila

nigdy nie była właściwa. A w miarę jak dni mijały, coraz trudniej było poruszyć ten temat.

– Co? – zapytał Percy.

Leo drgnął.

– Co „co”?

– Gapiłeś się na mnie, jakbyś był zły.

– Naprawdę? – Leo usiłował obrócić wszystko w żart, a przynajmniej roześmiać się, ale nie był w

stanie. – Hm, przepraszam.

Percy wpatrywał się w rzekę.

– Chyba powinniśmy porozmawiać. – Otwarł dłoń i kamyk, którym Leo puścił kaczkę, wyskoczył ze

strumienia prosto do ręki Percy’ego.

„Och” – pomyślał Leo. – „A teraz się popisujemy?”

Rozważał wystrzelenie kolumny ognia w znajdujący się najbliżej autobus turystyczny i wybuch baku,

ale uznał, że byłoby to nieco zbyt teatralne.

– Może i powinniśmy porozmawiać. Ale nie…

Page 101: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Chłopaki! – Frank stał na drugim końcu parkingu, dając im znaki, żeby się podnieśli. Obok niego

Hazel siedziała na swoim koniu Arionie, który pojawił się niezapowiedziany, kiedy tylko wylądowali.

„Ocalony przez Zhangów” – pomyślał Leo.

Razem z Percym pobiegł na spotkanie przyjaciół.

– To miejsce jest ogromne – oznajmił Frank. – Ruiny ciągną się od rzeki do podnóża tamtej góry, przez

około pół kilometra.

– Ile to będzie w normalnych jednostkach? – zapytał Percy.

Frank przewrócił oczami.

– To są normalne jednostki w Kanadzie i w reszcie świata. Tylko wy, Amerykanie…

– Jakieś pięć albo sześć stadionów do futbolu – wtrąciła się Hazel, karmiąc Ariona sporą bryłą złota.

Percy rozłożył ręce.

– Trzeba tak było mówić od razu.

– W każdym razie – ciągnął Frank – nie widziałem nic podejrzanego z góry.

– Ja też nie – przytaknęła Hazel. – Arion przewiózł mnie dookoła stanowiska archeologicznego.

Wszędzie mnóstwo turystów, ale ani śladu obłąkanej bogini.

Wielki ogier zarżał nisko i zarzucił głową, a mięśnie na jego szyi napięły się pod złotawą sierścią.

Page 102: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Kobieto, ależ twój koń umie kląć. – Percy pokręcił głową. – Niespecjalnie podoba mu się w Olimpii.

Po raz pierwszy w życiu Leo musiał zgodzić się z koniem. Nie uśmiechała mu się perspektywa

włóczenia się w pełnym słońcu po polach pełnych ruin, przepychając się wśród hord spoconych

turystów, w poszukiwaniu bogini zwycięstwa z rozdwojeniem jaźni. A poza tym Frank obleciał już całą

dolinę w postaci orła. Jeśli jego przenikliwy wzrok niczego nie dostrzegł, to może nie było tu nic do

dostrzeżenia. Z drugiej jednak strony Leo miał w kieszonkach pasa na narzędzia mnóstwo

niebezpiecznych zabawek. Bardzo nie chciałby wracać do domu, niczego nie wysadziwszy.

– No to ruszamy przed siebie razem – oznajmił – i czekamy, aż kłopoty same się nadarzą. Wcześniej

zawsze działało.

Pokręcili się dookoła przez chwilę, umykając przed zorganizowanymi grupami i przeskakując z jednej

plamy cienia w drugą. Nie po raz pierwszy Leo był zaskoczony tym, jak bardzo Grecja przypominała

jego rodzinny Teksas: niskie wzgórza, karłowate drzewa, granie cykad, nieznośny letni upał.

Wystarczyłoby zamienić starożytne kolumny i zburzone świątynie na krowy i drut kolczasty, a Leo

czułby się zupełnie jak w domu.

Frank znalazł broszurkę turystyczną (poważnie, ten chłopak czytałby skład zupy w puszce) i

informował ich po drodze o mijanych zabytkach.

– To jest propylon. – Machnął ręką ku kamiennej drodze otoczonej rozpadającymi się kolumnami. –

Jedna z głównych bram prowadzących do doliny olimpijskiej.

– Gruz! – krzyknął Leo.

– A tam – Frank wskazał na czworokątne fundamenty wyglądające jak patio meksykańskiej restauracji

– mamy świątynię Hery, jedną z najstarszych struktur w tym okręgu.

– Więcej gruzu! – krzyknął Leo.

– A tamto okrągłe coś, co wygląda jak podium dla orkiestry, to jest Filipejon poświęcony Filipowi

Macedońskiemu.

Page 103: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jeszcze więcej gruzu! Pierwszorzędny gruz!

Hazel, która wciąż jechała na Arionie, dała Leonowi kuksańca w ramię.

– Nic nie robi na tobie wrażenia?

Leo spojrzał na nią. Jej złotobrązowe loki i złote oczy pasowały tak wspaniale do jej hełmu i miecza, że

wyglądała jak wykonana z cesarskiego złota. Leo wątpił, czy Hazel uznałaby to za komplement, ale jak

na człowieka była pierwszorzędną robotą.

Przypomniał sobie ich wspólną wędrówkę przez Dom Hadesa. Hazel przeprowadziła go przez ten

upiorny labirynt iluzji. Sprawiła, że czarodziejka Pazyfae znikła w nieistniejącej dziurze w posadzce.

Walczyła z gigantem Klytiosem, podczas gdy Leo dusił się w jego chmurze mroku. Przecięła łańcuchy

wiążące Wrota Śmierci. Leo w tym czasie zrobił… no, właściwie nic.

Nie był już w Hazel zakochany. Jego serce pozostało daleko, na wyspie Ogygii. A jednak Hazel

Levesque robiła na nim wrażenie – nawet kiedy nie siedziała na grzbiecie nieśmiertelnego

naddźwiękowego konia, który klął jak marynarz.

Nie powiedział jej o tym ani słowa, ale Hazel musiała podsłuchać jego myśli, bo odwróciła wzrok,

zarumieniona.

Szczęśliwie nieświadomy tego wszystkiego Frank kontynuował oprowadzanie.

– A tam… och. – Spojrzał na Percy’ego. – Hm, tamto półkoliste zagłębienie we wzgórzu, to z tymi

niszami… to jest nimfeum, zbudowane w czasach rzymskich.

Twarz Percy’ego przybrała barwę lemoniady.

– Proponuję, żebyśmy tam nie szli.

Page 104: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo słyszał o tym, jak Percy omal nie zginął w nimfeum w Rzymie, razem z Jasonem i Piper.

– Popieram w pełni.

Szli dalej.

Ręce Leona co jakiś czas wędrowały do pasa z narzędziami. Po tym jak kerkopi ukradli mu go w

Bolonii, obawiał się, że mógłby znów zostać go pozbawiony, chociaż wątpił, czy którykolwiek inny

potwór byłby równie dobrym złodziejem jak te karły. Zastanawiał się, jak sobie radzą te małpoludy w

Nowym Jorku. Miał nadzieję, że nadal nieźle się bawią, dręcząc Rzymian: kradną mnóstwo

błyszczących zamków błyskawicznych, przez co portki legionistów opadają na ziemię.

– A to jest Pelopion – odezwał się Frank, wskazując na kolejną fascynującą stertę kamieni.

– Daj spokój, Zhang – powiedział Leo. – Nie ma nawet takiego słowa jak pelopion. Co to niby ma być?

Święte miejsce do pielenia?

Frank zrobił urażoną minę.

– To miejsce pochówku Pelopsa. Cała ta część Grecji, Peloponez, została nazwana od jego imienia.

Leo powstrzymał nagłą potrzebę rzucenia Frankowi granatu w twarz.

– Podejrzewam, że powinienem wiedzieć, kim był ten Pelops.

– Był księciem, który wygrał sobie żonę w wyścigu rydwanów. Podobno to on ustanowił igrzyska

olimpijskie na cześć tego wydarzenia.

Hazel prychnęła.

Page 105: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ależ to romantyczne. „Jaką ma pan piękną żonę, książę Pelopsie”. „Dziękuję, wygrałem ją w wyścigu

rydwanów”.

Leo nie rozumiał, jak to wszystko miałoby im pomóc w znalezieniu bogini zwycięstwa. W tej chwili

jedynym zwycięstwem, jakiego pragnął, było pokonanie lodowato zimnego napoju i może torebki

nachos.

A mimo to… im bardziej zagłębiali się między ruiny, tym większy czuł niepokój. Wróciło jedno z

najwcześniejszych wspomnień – jego niańka, Tía Callida, znana poza tym jako Hera, zachęca

czteroletniego Leona do trącania kijkiem jadowitego węża. Psychopatyczna bogini mówiła mu, że to

dobry trening dla przyszłego herosa, i może nawet miała rację. Ostatnio Leo zajmował się głównie

trącaniem różnych rzeczy w poszukiwaniu kłopotów.

Rozglądał się wśród tłumów turystów, zastanawiając się, czy są to zwyczajni śmiertelnicy, czy też

przebrane potwory, jak te ejdolony, które ścigały ich w Rzymie. Co jakiś czas wydawało mu się, że

widzi znajomą twarz: despotycznego kuzyna Raphaela, wrednego nauczyciela z trzeciej klasy, pana

Borquina, wredną zastępczą matkę Teresę – tych wszystkich ludzi, którzy traktowali go jak śmiecia.

Zapewne tylko wyobrażał sobie ich twarze, ale wytrącało go to z równowagi. Pamiętał, jak bogini

Nemezis pojawiła się w postaci jego ciotki Rosy, osoby, do której Leo czuł szczególną urazę i na której

szczególnie chciał się zemścić. Zastanawiał się, czy Nemezis jest gdzieś w pobliżu, obserwując Leona,

czekając, co zrobi. Wciąż nie był pewny, czy spłacił już dług wobec tej bogini. Podejrzewał, że chciała

dla niego więcej cierpień. Może dziś był ten dzień.

Zatrzymali się przy jakichś szerokich stopniach prowadzących do kolejnego zburzonego budynku –

zdaniem Franka była to świątynia Zeusa.

– W jej wnętrzu znajdował się chryzelefantynowy posąg Zeusa – oznajmił Zhang. – Jeden z siedmiu

cudów starożytnego świata. Wykonany przez tego samego faceta, który zrobił Atenę Partenos.

– Proszę, nie mów mi, że musimy go znaleźć – powiedział Percy. – Mam dość wielkich magicznych

posągów na tę wyprawę.

Page 106: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Pełna zgoda. – Hazel poklepała bok Ariona, ponieważ ogier zachowywał się niespokojnie.

Leo również miał ochotę rżeć i tupać kopytami. Było mu gorąco, był spięty i głodny. Czuł się tak, jakby

rozdrażnił jadowitego węża nieco za bardzo i wąż właśnie zamierzał się odgryźć. Miał ochotę

zarządzić koniec poszukiwań i powrócić na statek, zanim to nastąpi.

Na nieszczęście kiedy Frank wspomniał świątynię Zeusa i posąg, umysł Leona wykonał odpowiednie

połączenie. I wbrew rozsądkowi Leo podzielił się nim z towarzyszami.

– Ej, Percy – powiedział. – Pamiętasz ten posąg Nike w muzeum? Ten w kawałkach?

– No?

– Czy on nie stał gdzieś tutaj, w pobliżu świątyni Zeusa? Proszę, powiedz, że nie mam racji. Bardzo

chciałbym nie mieć racji.

Ręka Percy’ego powędrowała do kieszeni, by wyciągnąć miecz zwany Orkanem.

– Masz rację. A zatem jeśli Nike gdzieś ma być… to to jest dobre miejsce.

Frank rozglądał się dookoła.

– Nic nie widzę.

– A może byśmy tak zaczęli reklamować na przykład adidasy? – zamyślił się Percy. – Może to

wkurzyłoby Nike na tyle, żeby się pojawiła?

Leo zaśmiał się nerwowo. Może jednak on i Percy mieli jeszcze coś wspólnego – głupie poczucie

humoru.

Page 107: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Taaa, założę się, że to byłoby całkowicie wbrew jej umowie sponsorskiej. TO NIE SĄ OFICJALNE

BUTY IGRZYSK OLIMPIJSKICH! ZGINIECIE!

Hazel przewróciła oczami.

– Jesteście obaj niemożliwi.

Za plecami Leona grzmiący głos wstrząsnął ruinami: ZGINIECIE!

Leo omal nie wyskoczył ze swojego pasa z narzędziami. Obrócił się… i dał sobie mentalnego kopniaka.

Musiał przywołać Adidas, boginię niewłaściwej marki butów.

W złotym rydwanie, z włócznią wycelowaną prosto w jego serce wznosiła się nad nim bogini Nike.

XI

LEO

Złote skrzydła były przesadą.

Page 108: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo mógł przełknąć rydwan i dwa białe konie. Nie przeszkadzała mu połyskująca suknia bez rękawów,

jaką miała na sobie Nike (Kalipso uwielbiała ten styl, ale to nie było istotne), oraz jej upięte wysoko

ciemne warkocze podtrzymywane złoconym wieńcem laurowym.

Miała szeroko otwarte oczy i lekko szalony wyraz twarzy, jakby właśnie wypiła dwadzieścia espresso i

przejechała się kolejką górską, ale tym Leo też się nie przejmował. Mógł sobie poradzić nawet ze

złotym grotem włóczni wymierzonej w jego pierś.

Ale te skrzydła… polerowane złoto, co do jednego piórka. Leo mógłby podziwiać wspaniałe rzemiosło,

ale tego było za dużo, zbyt jasne, zbyt błyskotliwe. Gdyby te skrzydła składały się z paneli

słonecznych, Nike wytwarzałaby dość energii, żeby oświetlić Miami.

– Moja pani – odezwał się – czy mogłabyś, proszę, zwinąć swoje pokrywy? Dostanę oparzeń

słonecznych.

– Że co? – Nike pochyliła ku niemu głowę jak zaskoczony kurczak. – Och… moje wspaniałe upierzenie.

Oczywiście. Obawiam się, że nie możesz zginąć w chwale, jeśli jesteś ślepy i poparzony.

Zwinęła skrzydła. Temperatura opadła do zwyczajnych pięćdziesięciu stopni letniego popołudnia.

Leo zerknął w stronę przyjaciół. Frank stał bardzo spokojnie, mierząc boginię wzrokiem. Jego plecak

nie zmienił się jeszcze w łuk i kołczan, co zapewne było rozsądne. Frank nie był też raczej bardzo

wystraszony, ponieważ udało mu się nie zamienić w ogromną złotą rybkę.

Hazel miała problem z uspokojeniem Ariona. Dereszowaty ogier rżał niskim głosem i kopał ziemię,

unikając kontaktu wzrokowego z białymi końmi zaprzężonymi do rydwanu Nike.

Percy natomiast trzymał swój magiczny długopis tak, jakby usiłował podjąć decyzję, czy wykonać jakiś

ruch mieczem, czy też złożyć autograf na rydwanie Nike.

Nikt nie palił się do rozmowy. Leo pożałował, że nie ma z nimi Piper albo Annabeth. One były dobre w

całym tym gadaniu.

Page 109: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Uznał, że lepiej będzie, jeśli ktoś spróbuje coś powiedzieć, zanim wszyscy zginą w chwale.

– No tak! – Wycelował w Nike palce wskazujące. – Nie dostałem informacji, a obawiam się, że nie

znajdę jej w broszurce Franka. Możesz mi wyjaśnić, co się tu dzieje?

Szeroko otwarte oczy Nike denerwowały go. Czyżby jego nos się zapalił? To mu się czasem zdarzało,

kiedy był w stresie.

– Musimy odnieść zwycięstwo! – krzyknęła piskliwie bogini. – Zawody muszą być rozstrzygnięte!

Przybyliście tu, aby ustalić, kto wygrał, tak?

Frank odchrząknął.

– Jesteś Nike czy Wiktorią?

– Aaaach! – Bogini złapała się za głowę. Jej konie stanęły dęba, na co Arion zrobił to samo.

Bogini zadrżała i rozszczepiła się na dwa osobne obrazy, co przypomniało Leonowi – zabawne – o

tym, jak lubił jako dziecko leżeć na podłodze mieszkania i bawić się sprężynową blokadą drzwi na

listwie podłogowej. Wyginał ją i puszczał: Trach! Stoper kołysał się tam i z powrotem tak szybko, aż

sprawiał wrażenie, że rozszczepił się na dwa osobne zwoje.

Tak właśnie wyglądała Nike: rozszczepiona na dwoje boska sprężyna.

Po lewej została pierwsza wersja: połyskująca sukienka bez rękawów, ciemne włosy podtrzymywane

wieńcem laurowym, złote skrzydła zwinięte na plecach. Po prawej stała inna wersja: ubrana do walki,

w rzymskim napierśniku i nagolennikach. Krótkie rudawe włosy wypadały spod wysokiego hełmu.

Skrzydła miały białe pióra, suknia była purpurowa, a na drzewcu włóczni widniały rzymskie insygnia:

złote litery SPQR otoczone laurowym wieńcem.

– Jestem Nike! – krzyknął obraz po lewej.

Page 110: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jestem Wiktorią! – wrzasnął ten po prawej.

Leo po raz pierwszy w życiu zrozumiał stare określenie jego abuelo: „mówić kącikiem ust”. Ta bogini

dosłownie „mówiła dwoma kącikami” naraz. Wciąż dygotała i rozszczepiała się, przyprawiając Leona

o mdłości. Miał ochotę wyciągnąć swoje narzędzia i wyregulować jałowy bieg jej gaźnika, ponieważ

od tylu wibracji silnik musiał się rozpaść.

– To ja decyduję o zwycięstwie! – krzyknęła Nike. – Kiedyś stałam tutaj, w świątyni Zeusa, czczona

przez wszystkich! Nadzorowałam igrzyska olimpijskie. U moich stóp leżały dary od wszystkich miast-

państw!

– Igrzyska są nieważne! – wrzasnęła Wiktoria. – Jestem boginią zwycięstwa w walce! Czcili mnie

rzymscy generałowie! Sam August wystawił mi ołtarz w Senacie!

– Aaaach! – Oba głosy połączyły się w boleści. – Musimy zadecydować! Musimy odnieść zwycięstwo!

Arion wierzgnął tak gwałtownie, że Hazel musiała zsunąć się z jego grzbietu, żeby jej nie zrzucił.

Zanim zdołała go uspokoić, rumak zniknął, pozostawiając po sobie ślad w postaci pary wśród ruin.

– Nike – odezwała się Hazel, podchodząc powoli do przodu. – Jesteś zagubiona, podobnie jak wszyscy

bogowie. Grecy i Rzymianie stoją na krawędzi wojny. To sprawia, że twoje dwa aspekty są w

konflikcie.

– Wiem o tym! – Bogini potrząsnęła włócznią, której czubek rozdwoił się w dwa groty. – Nie zniosę

nierozstrzygniętego konfliktu! Kto jest silniejszy? Kto jest zwycięzcą?

– Nikt nie jest zwycięzcą, pani – powiedział Leo. – Jeśli dojdzie do tej wojny, wszyscy przegrają.

– Nie ma zwycięzcy? – Nike była naprawdę zszokowana i Leo utwierdził się w przekonaniu, że jego

nos musi płonąć. – Zawsze jest zwycięzca! Jeden zwycięzca. Wszyscy pozostali to przegrani! Inaczej

zwycięstwo nie ma sensu. Rozumiem, że chcecie dostać ode mnie zaświadczenia dla wszystkich

zawodników. Małe plastikowe trofea dla każdego sportowca lub żołnierza za uczestnictwo? Mamy

Page 111: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

stanąć wszyscy w szeregu, uścisnąć sobie ręce i powtarzać sobie nawzajem: „Świetna gra”? Nie!

Zwycięstwo musi być prawdziwe. Musi być zasłużone. A to oznacza, że musi być rzadkie i trudne do

odniesienia, wbrew wielkim przeciwnościom, a porażka jest jego jedyną alternatywą.

Dwa konie bogini spojrzały na siebie wrogo, jakby poczuły klimat.

– Hm… okej – powiedział Leo. – Rozumiem, że to dla ciebie ważne. Ale prawdziwa wojna toczy się

przeciwko Gai.

– On ma rację – poparła go Hazel. – Nike, powoziłaś rydwanem Zeusa w ostatniej wojnie z gigantami,

prawda?

– Oczywiście!

– A zatem wiesz, że to Gaja jest prawdziwym przeciwnikiem. Potrzebujemy twojej pomocy, żeby ją

pokonać. Wojna nie toczy się między Grekami a Rzymianami.

– Grecy muszą zginąć! – ryknęła Wiktoria.

– Zwycięstwo albo śmierć! – zawyła Nike. – Jedna strona musi przeważyć!

Frank jęknął.

– Mam już dość takiej gadki przez krzyki taty w mojej głowie.

Wiktoria rzuciła mu gniewne spojrzenie.

– Dziecko Marsa, zgadza się? Pretor Rzymu? Żaden prawdziwy Rzymianin nie oszczędza Greków. Nie

mogę sobie pozwolić na bycie rozdartą i zmieszaną… nie potrafię jasno myśleć! Zabić ich!

Zwycięstwo!

Page 112: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nic z tego – powiedział Frank, ale Leo zauważył, że jego prawa powieka drga.

Leo też miał problemy. Nike wysyłała fale napięcia i jego nerwy płonęły. Czuł się tak, jakby kucał na

linii startowej, czekając, aż ktoś krzyknie: „Start!”. Czuł irracjonalne pragnienie zaciśnięcia palców na

szyi Franka, co było głupie, ponieważ jego dłonie nawet nie objęłyby szyi chłopaka.

– Proszę posłuchać, pani Wiktorio… – Percy usiłował się uśmiechać. – Nie chcemy przerywać ci tej

chwili szaleństwa. Może skończysz tę rozmowę z samą sobą, a my wrócimy później z, hm, jakąś

poważniejszą bronią i może z jakimiś środkami uspokajającymi.

Bogini zamachnęła się włócznią.

– Rozstrzygniecie tę sprawę raz i na zawsze! Dziś, teraz wskażecie zwycięzcę! Jest was czwórka?

Doskonale! Podzielimy się na drużyny. Może dziewczęta przeciwko chłopcom?

– Hm… nie – zaprotestowała Hazel.

– Koszule przeciwko skórom!

– Zdecydowanie nie – zaprotestowała Hazel.

– Grecy przeciwko Rzymianom! – wrzasnęła Nike. – To oczywiste! Dwa na dwa. Ostatni żywy heros

wygrywa. Pozostali giną w chwale!

Leo poczuł w sobie ducha rywalizacji. Kosztowało go wiele wysiłku, żeby nie sięgnąć do pasa z

narzędziami, nie wyciągnąć młotka i nie zdzielić nim Hazel i Franka po głowach.

Uświadomił sobie, jak wiele racji miała Annabeth, oponując przeciwko wysłaniu tu osób, których

rodzice byli naturalnymi rywalami. Gdyby Jason był tutaj, on i Percy zapewne już okładaliby się

pięściami.

Page 113: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zmusił swoje pięści do rozluźnienia się.

– Posłuchaj, moja pani, nie zamierzamy urządzić tu sobie żadnych Igrzysk Śmierci. Tego tutaj nie

będzie.

– Nagrodą jest wspaniały zaszczyt! – Nike sięgnęła do stojącego koło niej koszyka i wyciągnęła z niego

wieniec z grubych złotych laurów. – Ten wieniec z liści może być wasz! Możecie go nosić na głowie!

Pomyślcie o tej chwale!

– Leo ma rację – powiedział Frank, nie spuszczając jednak oczu z wieńca. Wyraz jego twarzy był nieco

zbyt chciwy jak na gust Leona. – My nie walczymy ze sobą. Walczymy z gigantami. A ty powinnaś nam

pomóc.

– Doskonale! – Bogini uniosła wieniec laurowy w jednej ręce, a włócznię w drugiej.

Percy i Leo wymienili spojrzenia.

– Hm… czy to oznacza, że dołączysz do nas? – spytał Percy. – Że pomożesz nam w wojnie z gigantami?

– To będzie część nagrody – oznajmiła Nike. – Ktokolwiek z was wygra, uznam go za sojusznika.

Będziemy razem walczyć z gigantami, a ja dam mu zwycięstwo. Ale może być tylko jeden zwycięzca.

Pozostali muszą zostać pokonani, zabici, całkowicie zniszczeni. Jak zatem będzie, herosi? Odniesiecie

sukces w swojej misji czy też będziecie się kurczowo trzymać waszych sentymentalnych idei przyjaźni

i „wszyscy uczestnicy są zwycięzcami”?

Percy odetkał długopis. Orkan urósł w miecz z niebiańskiego spiżu. Leo obawiał się, że Percy może

zwrócić go przeciwko nim. Aurze Nike naprawdę trudno było się oprzeć.

Percy jednak zwrócił ostrze przeciwko Nike.

Page 114: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A jeśli zamiast tego będziemy walczyć z tobą?

– Ha! – Oczy Nike rozbłysły. – Skoro odmawiacie walki przeciwko sobie, zostaniecie do tego

przekonani!

Rozpostarła swoje złote skrzydła. Spłynęły z nich cztery metalowe pióra, dwa po każdej stronie

rydwanu. Pióra zakręciły się jak gimnastyczki, urosły, wypuściły ręce i nogi, aż w końcu dotknęły ziemi

jako cztery metalowe repliki bogini wysokości człowieka. Każda z nich trzymała w rękach złotą

włócznię i wieniec laurowy z niebiańskiego spiżu, który wyglądał podejrzanie jak frisbee z drutu

kolczastego.

– Na stadion! – zawołała bogini. – Macie pięć minut na przygotowanie. Potem poleje się krew!

Leo miał właśnie zapytać: „A jeśli odmówimy pójścia na stadion?”.

Otrzymał jednak odpowiedź, zanim zadał pytanie.

– Biegiem! – ryknęła Nike. – Natychmiast na stadion albo moje Nikai zabiją was na miejscu!

Metalowe kobiety otwarły usta i wydały dźwięk przypominający krzyki kibiców pomieszane z

odzewem. Potrząsnęły włóczniami i rzuciły się na herosów.

Nie była to najpiękniejsza chwila w życiu Leona. Poczuł ogarniającą go panikę i ruszył biegiem.

Pocieszało go jedynie to, że jego przyjaciele postąpili tak samo – a oni nie należeli do tchórzy.

Cztery metalowe kobiety ustawiły się za nimi w luźny półokrąg, zaganiając ich ku północnemu

wschodowi. Turyści znikli. Być może uciekli do przyjemnie klimatyzowanego muzeum, a może Nike

zmusiła ich jakoś do odejścia.

Herosi biegli, potykając się na kamieniach, przeskakując nad walącymi się murami, krążąc pomiędzy

kolumnami i tablicami informacyjnymi. Za nimi dudniły koła rydwanu Nike i rżały jej konie.

Page 115: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Ilekroć Leo miał ochotę zwolnić, metalowe kobiety – jak nazwała je Nike: Nikai? Niketki? – zaczynały

znów wrzeszczeć, napełniając Leona lękiem.

Nienawidził być wypełniony lękiem. Było to zawstydzające.

– Tam! – Frank pognał ku czemuś w rodzaju rowu pomiędzy dwiema kamiennymi ścianami, z

kamiennym łukiem u góry. Przypominało to nieco te tunele, przez które przebiegają futboliści w

drodze na mecz. – To jest wejście na stary stadion olimpijski. Piszą tu, że po grecku nazywa się

krypto…

– Nieszczególna nazwa! – wrzasnął Leo.

– Dlaczego tam biegniemy? – wydyszał Percy. – Skoro ona chce, żebyśmy się tam znaleźli…

Niketki wydały ponownie swój skrzek i wszelkie racjonalne myśli opuściły Leona. Ruszył biegiem ku

tunelowi.

Kiedy dotarli do łuku, Hazel krzyknęła: – Czekajcie!

Zatrzymali się w pół kroku. Percy pochylił się, dysząc ciężko. Leo zauważył, że ostatnio Percy łatwiej

się męczy – zapewne z powodu tego okropnego kwaśnego powietrza, które był zmuszony wdychać w

Tartarze.

Frank spojrzał za siebie na przebytą drogę.

– Nie widzę ich. Znikły.

– Myślisz, że dały spokój? – zapytał z nadzieją w głosie Percy.

Page 116: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo rozglądał się po ruinach.

– Nie. One po prostu zagnały nas tam, gdzie nas chciały mieć. Czym one są, tak w ogóle? Te Niketki,

znaczy.

– Niketki? – Frank podrapał się po głowie. – Myślałem, że powiedziała Nikai, to jest liczba mnoga od

Nike, jak zwycięstwa.

– Owszem. – Hazel w głębokim zamyśleniu przebiegała dłońmi po kamiennym łuku. – Wedle

pewnych podań Nike miała całą armię małych Wiktorii, które mogła wysyłać na cały świat, żeby

wypełniały jej rozkazy.

– Jak elfy świętego Mikołaja – powiedział Percy. – Tyle że straszne. I metalowe. I bardzo głośne.

Hazel przycisnęła palce do łuku, jakby mierzyła jego tętno. Za wąskim tunelem ziemne nasypy

otwierały się na długie pole o lekko nachylonych zboczach po obu stronach, przypominających

trybuny dla widzów.

Leo domyślił się, że w dawnych czasach był to otwarty stadion – dość duży dla rzutu dyskiem,

chwytania oszczepu, lekkoatletyki nago czy cokolwiek jeszcze ci stuknięci Grecy robili, żeby wygrać

trochę liści.

– W tym miejscu są duchy – mruknęła Hazel. – W tych kamieniach zamknięte jest mnóstwo

cierpienia.

– Proszę, powiedz, że masz jakiś plan – odezwał się Leo. – Najlepiej taki, który nie przewiduje

zamknięcia mojego cierpienia w tych kamieniach.

Wzrok Hazel był zachmurzony i daleki, podobnie jak w Domu Hadesa – jakby zaglądała w inną

warstwę rzeczywistości.

Page 117: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– To było wejście dla zawodników. Nike powiedziała, że mamy pięć minut na przygotowanie.

Spodziewa się, że potem przejdziemy pod tym łukiem i zaczniemy zawody. Nie pozwoli nam opuścić

tego pola, dopóki troje z nas nie zginie.

Percy wsparł się na mieczu.

– Jestem przekonany, że walki na śmierć i życie nie były sportem olimpijskim.

– Za to dziś są – mruknęła Hazel. – Ale może uda mi się zyskać jakąś przewagę. Kiedy już przejdziemy,

mogę wznieść przeszkody na polu – kryjówki, dzięki którym będziemy grać na zwłokę.

Frank zmarszczył brwi.

– Masz na myśli takie rzeczy jak na Polu Marsowym – rowy, tunele i tak dalej? Możesz to zrobić z

Mgły?

– Tak sądzę – odparła Hazel. – Nike będzie zapewne chciała zobaczyć tor przeszkód. Mogę

wykorzystać jej oczekiwania przeciwko niej. Ale chodzi o coś więcej. Mogę się posłużyć dowolnym

podziemnym przejściem – nawet tym łukiem – żeby dostać się do Labiryntu. Mogę wynieść część

Labiryntu na powierzchnię.

– Zaraz, zaraz. – Percy podniósł rękę. – Labirynt to zły pomysł. Już o tym dyskutowaliśmy.

– On ma rację, Hazel. – Leo pamiętał aż za dobrze, jak prowadziła go przez iluzoryczną plątaninę w

Domu Hadesa. Co kilka metrów omal nie tracili życia. – To znaczy… wiem, że jesteś dobra w magii. Ale

mamy już na głowie cztery ryczące Niketki…

– Będziecie musieli mi zaufać – powiedziała. – Zostały nam już tylko dwie minuty. Kiedy wyjdziemy

poza łuk, mogę przynajmniej pomanipulować stadionem na naszą korzyść.

Percy głośno wypuścił powietrze przez nos.

Page 118: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Dwa razy w życiu byłem zmuszony walczyć na stadionach – raz w Rzymie, a wcześniej w Labiryncie.

Nienawidzę rozgrywek ku uciesze gawiedzi.

– Nikt z nas tego nie lubi – odparła Hazel. – Ale musimy wziąć Nike z zaskoczenia. Będziemy udawali

walkę, dopóki nie uda nam się unieszkodliwić tych Niketek… bu, co za okropna nazwa. A potem

podporządkujemy sobie Nike, jak poradziła Junona.

– To ma sens – zgodził się Frank. – Czuliście potęgę Nike, kiedy usiłowała naszczuć nas na siebie

nawzajem. Jeśli ona wysyła podobne wibracje do wszystkich Greków i Rzymian, to nijak nie zdołamy

zapobiec wojnie. Musimy mieć ją pod kontrolą.

– A jak tego dokonamy? – zapytał Percy. – Walniemy ją w głowę i wsadzimy do worka?

Trybiki w głowie Leona zaczęły się obracać.

– Prawdę mówiąc – odezwał się – nie jesteś daleko. Wujek Leo przyniósł zabawki dla wszystkich

dobrych herosków.

XII

LEO

Page 119: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Dwie minuty to było o wiele za mało.

Leo miał nadzieję, że zaopatrzył wszystkich we właściwe gadżety i odpowiednio wytłumaczył, do

czego służą poszczególne przyciski. W przeciwnym razie mogło być gorąco.

Kiedy on robił Frankowi i Percy’emu wykład z mechaniki archimedejskiej, Hazel wpatrywała się w

kamienny łuk, mamrocząc coś pod nosem.

Na wielkim trawiastym polu za tunelem nic się nie zmieniło, ale Leo był przekonany, że Hazel ma

jakieś mgłomagiczne sztuczki w rękawie.

Tłumaczył właśnie Frankowi, jak uniknąć dekapitacji przez własną kulę Archimedesa, kiedy na

stadionie rozległy się fanfary. Na trawniku pojawił się rydwan Nike, a Niketki ustawiły się przed nim z

uniesionymi włóczniami i wieńcami laurowymi.

– Zaczynać! – ryknęła bogini.

Percy i Leo przebiegli przez sklepiony tunel. Trawnik natychmiast zamigotał, stając się plątaniną

ceglanych murów i wałów. Schronili się pod najbliższą ścianą i pobiegli w lewo. Za nimi w tunelu

rozległ się krzyk Franka: – Ach, giń, grecki łajdaku! – i marnie wycelowana strzała przefrunęła nad

głową Leona.

– Zacieklej! – krzyknęła Nike. – Zabijaj na serio!

Leo zerknął na Percy’ego.

– Gotowy?

Percy rzucił spiżowym granatem.

Page 120: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Mam nadzieję, że je dobrze opisałeś – szepnął, po czym wrzas­nął: – Gińcie, Rzymianie! – i

przerzucił granat przez mur.

BUM! Leo nie widział wybuchu, ale zapach popcornu z masłem wypełnił powietrze.

– Och, nie! – jęknęła Hazel. – Popcorn! Nasza śmiertelna słabość!

Frank wystrzelił kolejną strzałę nad ich głowami. Leo i Percy przesunęli się w lewo, uchylając się przed

labiryntem ścian, które poruszały się i obracały jakby z własnej woli. Leo wciąż widział nad sobą

otwarte niebo, ale klaustrofobia zaczęła brać górę, utrudniając mu oddychanie.

Gdzieś za jego plecami rozległ się wrzask Nike:

– Lepiej się starajcie! Ten popcorn nie był śmiertelny!

Turkot kół jej rydwanu podpowiedział Leonowi, że okrążała stadion: bogini zwycięstwa odbywająca

zwycięską rundę.

Nad głowami Percy’ego i Leona eksplodował kolejny granat. Wskoczyli do rowu, w chwili gdy zielony

rozprysk greckiego ognia osmalił włosy Leona. Na szczęście Frank celował dość wysoko, żeby wybuch

jedynie wyglądał imponująco.

– Lepiej! – zawołała do nich Nike. – Ale gdzie wasza celność? Nie pożądacie tego wieńca z liści?

– Szkoda, że rzeka nie jest bliżej – mruknął Percy. – Mam ochotę ją utopić.

– Cierpliwości, wodniku.

– Nie nazywaj mnie wodnikiem.

Page 121: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo wskazał na coś po drugiej stronie pola. Mury przesunęły się, ukazując jedną z Niketek zaledwie

trzydzieści metrów od nich, zwróconą do nich plecami. Sztuczka Hazel – manipulacja labiryntem tak,

żeby rozdzielić ich cele – najwyraźniej działała.

– Ja rozpraszam – powiedział Leo – ty atakujesz. Gotowy?

Percy przytaknął.

– Idź.

Percy popędził na lewo, podczas gdy Leo wyciągnął z pasa młotek z kulistym noskiem i krzyknął: –

Hej, Spiżowy Tyłku!

Niketka odwróciła się, a Leo w tej samej chwili rzucił młotek. Narzędzie odbiło się od metalowej piersi

kobiety, nie czyniąc żadnych szkód, ale musiało ją to zirytować. Ruszyła ku niemu, unosząc wieniec

laurowy z drutu kolczastego.

– Ups. – Leo zanurkował, kiedy metalowy krążek przeleciał nad jego głową. Wieniec uderzył w

znajdującą się z tyłu ścianę, wybijając dziurę w cegłach, po czym zawrócił w powietrzu niczym

bumerang. Kiedy Niketka uniosła rękę, żeby go złapać, z wykopu za nią wynurzył się Percy i ciął ją

Orkanem, przepoławiając w talii. Metalowy wieniec przefrunął koło niego i wbił się w marmurową

kolumnę.

– Faul! – zawołała bogini zwycięstwa. Ściany przesunęły się i Leo ujrzał ją pędzącą ku nim na

rydwanie. – Nikt nie atakuje Nikai, chyba że chce zginąć!

Na drodze bogini pojawił się rów i jej konie się zatrzymały. Leo i Percy rzucili się szukać kryjówki.

Kątem oka, jakieś piętnaście metrów od nich, Leo zobaczył Franka w postaci niedźwiedzia grizzly

skaczącego z muru i rozpłaszczającego kolejną Niketkę. Dwa Spiżowe Tyłki z głowy, zostały jeszcze

dwa.

– Nie! – krzyknęła Nike z wściekłością. – Nie, nie, nie! Wasze życie jest stracone! Nikai, do ataku!

Page 122: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo i Percy wskoczyli za mur. Leżeli tam przez chwilę, usiłując złapać oddech.

Leo miał problem z orientacją w terenie, ale domyślał się, że należało to do planu Hazel. To dzięki niej

krajobraz wokół nich się przekształcał: otwierały się nowe rowy, zmieniały nachylenie, wyrastały

nowe mury i kolumny. Przy odrobinie szczęścia mogła sprawić, że Niketki łatwo ich nie odnajdą.

Przebiegnięcie raptem pięciu metrów może zająć im kilka minut.

Mimo to Leo nienawidził dezorientacji. Przypominała mu o jego bezradności w Domu Hadesa – o tym,

jak Klytios otoczył go ciemnością, gasząc jego ogień, przejmując jego głos. Przypominała mu o Chione,

która porwała go z pokładu „Argo II” jednym powiewem wiatru i rzuciła na drugą stronę Morza

Śródziemnego.

Jakby nie wystarczało, że był chudy i słaby. Jeśli Leo nie był w stanie kontrolować własnych zmysłów,

własnego głosu, własnego ciała… to nie mógł polegać na zbyt wielu rzeczach.

– Hej – odezwał się Percy – jeśli nie uda nam się wydostać…

– Zamknij się, chłopie. Wydostaniemy się.

– Jeśli nie, chciałbym, żebyś wiedział… głupio mi z powodu Kalipso. Zawiodłem ją.

Leo wpatrywał się w niego oszołomiony.

– Ty wiesz o mnie i…

– „Argo II” to mały statek. – Percy skrzywił się. – Słyszałem co nieco. A ja… no, kiedy byłem w

Tartarze, przypomniałem sobie, że nie przejmowałem się obietnicą złożoną Kalipso. Poprosiłem

bogów, żeby ją uwolnili, no i… po prostu założyłem, że to zrobią. A kiedy miałem amnezję i zostałem

wysłany do Obozu Jupiter i tak dalej, nie myślałem zbyt wiele o Kalipso. Nie usiłuję się

usprawiedliwiać. Powinienem był się upewnić, czy bogowie dotrzymali przyrzeczenia. W każdym razie

cieszę się, że ją znalazłeś. Obiecałeś jej odnaleźć drogę do niej, a ja tylko chcę ci powiedzieć, że jeśli to

przeżyjemy, zrobię wszystko, żeby ci pomóc. To jest obietnica, której dotrzymam.

Page 123: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo nie wiedział, co powiedzieć. Oto ukrywali się za murem w samym środku magicznego pola bitwy,

z granatami, niedźwiedziami grizzly i Spiżowymi Tyłkami Niketek na głowie, a Percy wyjeżdża z czymś

takim.

– Na czym polega twój problem, chłopie? – mruknął Leo.

Percy zamrugał powiekami.

– A więc… zakładam, że między nami nie wszystko gra?

– Oczywiście, że nic nie gra! Jesteś równie okropny jak Jason! Usiłuję mieć do ciebie urazę za to, że

jesteś doskonały i superbohaterski, i w ogóle. A ty nagle zachowujesz się jak prawdziwy przyjaciel. Jak

mam cię nienawidzić, skoro przepraszasz, obiecujesz pomoc i tak dalej?

W kąciku ust Percy’ego pojawił się cień uśmiechu.

– Przepraszam.

Ziemia zatrzęsła się od eksplozji kolejnego granatu, który wysłał ku niebu kolumny bitej śmietany.

– To znak od Hazel – powiedział Leo. – Pokonali kolejną Niketkę.

Percy wyjrzał zza węgła.

Do tej chwili Leo nie zdawał sobie sprawy z tego, jak silną czuł urazę do Percy’ego. Ten chłopak

zawsze go przerażał. Wiedział, że Kalipso wcześniej się w nim podkochiwała, i przez to czuł się jeszcze

dziesięć razy gorzej. Ale teraz ten węzeł gniewu w jego trzewiach zaczął się powoli rozplątywać. Leo

po prostu nie był w stanie nie lubić tego chłopaka. Zdawało się, że Percy szczerze żałuje i naprawdę

chce pomóc.

Page 124: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

A poza tym Leo wreszcie zyskał potwierdzenie, że Percy Jackson nie czuje nic do Kalipso. Atmosfera

się oczyściła. Leonowi pozostało już jedynie odnaleźć drogę powrotną na Ogygię. I jeśli tylko przeżyje

najbliższe dziesięć dni, dokona tego.

– Została jedna Niketka – powiedział Percy. – Zastanawiam się…

Gdzieś blisko nich Hazel krzyknęła z bólu.

Leo natychmiast zerwał się na równe nogi.

– Ej, zaczekaj! – krzyknął Percy, ale Leo już pędził przez labirynt z walącym ciężko sercem.

Ściany po obu jego stronach rozpadały się. Leo znalazł się nagle na otwartym kawałku pola. Frank stał

na drugim końcu stadionu, strzelając płonącymi strzałami w rydwan Nike, podczas gdy bogini

wykrzykiwała obraźliwe słowa i usiłowała dostać się do niego poprzez przesuwającą się sieć rowów.

Hazel była bliżej – może dwadzieścia metrów od niego. Czwarta Niketka najwyraźniej ją zaskoczyła.

Hazel odsuwała się od napastniczki, kuśtykając; dżinsy miała podarte, jej lewa noga krwawiła.

Odparowała uderzenie włóczni metalowej kobiety swoim wielkim kawaleryjskim mieczem, ale nie

miała szans w tym starciu. Mgła wokół niej migotała jak wypalona lampa stroboskopowa. Hazel

traciła kontrolę nad magicznym labiryntem.

– Pomogę jej – powiedział Percy. – Ty trzymaj się planu. Zajmij się rydwanem Nike.

– Zgodnie z planem najpierw mieliśmy wyeliminować wszystkie cztery Niketki!

– No to zmodyfikuj plan i wtedy się go trzymaj!

– To w ogóle nie ma sensu, ale idź! Pomóż jej!

Page 125: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Percy pognał na pomoc Hazel, a Leo rzucił się w kierunku Nike, wrzeszcząc: – Hej! Daj mi świadectwo

uczestnictwa!

– Ha! – Bogini zebrała lejce i zwróciła rydwan w jego kierunku. – Zniszczę cię!

– Dobra! – wrzasnął Leo. – Przegrana jest dużo lepsza od wygranej!

– ŻE CO? – Nike cisnęła swoją potężną włócznią, ale chybiła z powodu kołysania rydwanu. Broń odbiła

się kilkakrotnie od ziemi. Niestety w jej dłoniach pojawiła się następna.

Nike zmusiła konie do pełnego galopu. Rowy znikły, pozostawiając otwarte pole, idealne do gonienia

małych latynoskich herosów.

– Hej! – krzyknął Frank z przeciwległej strony stadionu. – Ja też chcę zaświadczenie o uczestnictwie!

Wszyscy wygrywają!

Wystrzelił celnie strzałę, która dosięgła tyłu rydwanu Nike i zaczęła płonąć. Nike zignorowała to.

Wzrok miała utkwiony w Leonie.

– Percy…? – Głos Leona zabrzmiał jak pisk chomika. Ze swojego pasa na narzędzia wydobył kulę

Archimedesa i ustawił koncentryczne koła, żeby uzbroić mechanizm.

Percy wciąż pojedynkował się z ostatnią z metalowych kobiet. Leo nie mógł czekać.

Rzucił kulę na trasę rydwanu. Uderzyła w ziemię i zaryła się w niej, ale Percy był potrzebny, żeby

uruchomić pułapkę. Jeśli nawet Nike wyczuwała jakiekolwiek zagrożenie, najwyraźniej niewiele sobie

z niego robiła. Nadal nacierała na Leona.

Rydwan znajdował się siedem metrów od granatu. Pięć metrów.

– Percy! – wrzasnął Leo. – Operacja Balon Wodny!

Page 126: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Niestety Percy był nieco zajęty obrywaniem. Niketka pchnęła go do tyłu tępym końcem włóczni.

Rzuciła swój wieniec z taką siłą, że wytrącił Percy’emu miecz z ręki. Percy potknął się. Metalowa

kobieta ruszyła ku swojej ofierze.

Leo zawył. Wiedział, że jest za daleko. Wiedział, że jeśli nie uskoczy teraz z drogi, Nike go rozjedzie.

Ale to nie miało znaczenia. Jego przyjaciele właśnie mieli zostać nabici na rożen. Wyciąg­nął rękę i

strzelił rozpalonym grotem ognia prosto w Niketkę.

Pocisk dosłownie stopił jej twarz. Niketka zachwiała się, ale nie opuściła włóczni. Zanim zdołała

odzyskać równowagę, Hazel cisnęła swoją spathę, przebijając pierś metalowej kobiety. Niketka padła

z trzaskiem na ziemię.

Percy zwrócił się ku rydwanowi bogini zwycięstwa. W chwili kiedy ogromne białe rumaki miały

zamienić Leona w przydrożne truchło, rydwan przejechał nad zakopanym w ziemi granatem, który

eksplodował wysokociśnieniowym gejzerem. Woda trysnęła do góry, przewracając rydwan – konie,

wóz, boginię i całą resztę.

Jeszcze w Houston Leo mieszkał z mamą w mieszkaniu niedaleko autostrady międzystanowej numer

45. Co najmniej raz w tygodniu słyszał stłuczki samochodowe, ale ten odgłos był gorszy – wyginający

się niebiański spiż, trzaskające drewno, rżenie ogierów i bogini zawodząca dwoma odrębnymi

głosami, oboma pełnymi zdumienia.

Hazel upadła. Percy ją podtrzymał. Frank biegł ku nim przez stadion.

Leo był pozostawiony sam sobie, kiedy bogini Nike uwolniła się ze szczątków rydwanu i wstała tuż

koło niego. Jej zaplecione włosy przypominały teraz krowi placek, w który ktoś wdepnął. Wieniec

laurowy zaklinował się wokół jej lewej kostki. Konie wzięły kopyta za pas i odcwałowały w panice,

ciągnąc za sobą mokry i na pół spalony wrak rydwanu.

– TY! – Nike patrzyła na Leona z wściekłością, a jej oczy były gorętsze i jaśniejsze niż jej metalowe

skrzydła. – Jak śmiałeś?

Leo nie czuł się bardzo odważnie, ale zmusił się do uśmiechu.

Page 127: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– No, ba! Jestem fantastyczny! Wygrałem ten kapelusik z liści?

– Zginiesz! – Bogini uniosła włócznię.

– Wstrzymaj się z tym! – Leo pogrzebał w swoim pasie z narzędziami. – Nie widziałaś jeszcze mojego

najlepszego triku. Mam broń, która zapewnia zwycięstwo w każdej walce!

Nike zawahała się.

– Jaką broń? Co masz na myśli?

– Mój najnowszy gadżet! – Wyciągnął drugą kulę Archimedesa, tę, nad której modyfikacją spędził

całe pół minuty przed wejściem na stadion. – Ile masz tych wieńców laurowych? Bo ja zamierzam

wygrać wszystkie.

Pomanewrował tarczami, mając nadzieję, że nie pomylił się w obliczeniach.

Leo był coraz lepszy w produkowaniu kul, ale nadal nie były one całkowicie niezawodne. Miały jakieś

dwadzieścia procent niezawodności.

Byłoby dobrze mieć pomoc Kalipso w przędzeniu nici z niebiańskiego spiżu. Kalipso była mistrzynią

tkactwa. Albo Annabeth: ona też nie była niezdarą. Niemniej Leo zrobił, co mógł, przepinając kulę tak,

żeby zdołała pełnić dwie całkowicie różne funkcje.

– Patrz! – Leo nacisnął ostatnią tarczę. Kula otwarła się. Jedna strona wydłużyła się w rękojeść

pistoletu. Druga rozpostarła się w miniaturowy talerz radaru wykonany z luster z niebiańskiego spiżu.

Nike zmarszczyła brwi.

Page 128: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A co to niby ma być?

– Promień śmierci Archimedesa! – wykrzyknął Leo. – W końcu udało mi się go udoskonalić. A teraz

dawaj mi wszystkie nagrody.

– Te urządzenia nie działają! – wrzasnęła Nike. – Pokazali to w telewizji! A poza tym jestem

nieśmiertelną boginią. Nie możesz mnie zniszczyć!

– Przyjrzyj się dobrze – powiedział Leo. – Patrzysz?

Nike mogła go bez trudu zamienić w tłustą plamę albo nabić na rożen jak kawałek sera, ale ciekawość

ją pokonała. Wpatrywała się prosto w talerz, a Leo przestawił dźwignię. On wiedział, że należy

odwrócić wzrok. A mimo to oślepiający promień światła zostawił mu niezłe powidoki.

– Ach! – Bogini zachwiała się. Upuściła włócznię i zakryła oczy. – Jestem ślepa! Jestem ślepa!

Leo przycisnął inny guzik na swoim promieniu śmierci, który zwinął się z powrotem w kulę i zaczął

mruczeć. Leo odliczył w milczeniu do trzech, po czym cisnął kulę do stóp bogini.

FUM! Metalowe nici wystrzeliły w górę, otaczając Nike spiżową siatką. Bogini zawodziła i rzucała się

na boki, kiedy sieć się zaciskała, łącząc obie jej formy – grecką i rzymską – w drżącą rozmazaną całość.

– Oszustwo! – Jej podwójny głos brzęczał jak stłumiony budzik. – Twój promień śmierci nawet mnie

nie zabił!

– Nie muszę cię zabijać – odparł Leo. – Pokonałem cię wystarczająco.

– Zmienię kształt! – krzyknęła. – Rozedrę twoją głupią sieć na kawałki! Zniszczę cię!

Page 129: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Tyle że, widzisz, nie dasz rady. – Leo miał nadzieję, że to prawda. – To sieć z niebiańskiego spiżu

najwyższej jakości, a ja jestem synem Hefajstosa. On jest kimś w rodzaju eksperta w chwytaniu bogiń

w sieci.

– Nie. Nieee!

Leo zostawił ją ciskającą się i przeklinającą i zawrócił, żeby sprawdzić, jak radzą sobie jego przyjaciele.

Percy wyglądał w porządku, tylko trochę otarć i sińców. Frank uniósł Hazel i karmił ją ambrozją. Rana

na jej nodze przestała krwawić, ale dżinsy były zniszczone.

– Nic mi nie będzie – powiedziała. – Po prostu za dużo magii.

– Byłaś niesamowita, Levesque. – Leo przedrzeźnił Hazel najlepiej, jak umiał: – „Popcorn! Nasza

śmiertelna słabość!”.

Hazel uśmiechnęła się blado. Wszyscy czworo podeszli do Nike, która wciąż wiła się i trzepotała

skrzydłami w sieci niczym złota kura.

– Co my z nią zrobimy? – zapytał Percy.

– Zabierzemy na pokład „Argo II” – odparł Leo. – Umieścimy w jednym z boksów dla koni.

Hazel zrobiła wielkie oczy.

– Zamierzasz trzymać boginię zwycięstwa w stajni?

– Dlaczego nie? Kiedy już wyjaśnimy nieporozumienia między Grekami a Rzymianami, bogowie

powinni stać się z powrotem sobą. Wtedy możemy ją uwolnić, a ona… no wiesz… przyzna nam

zwycięstwo.

Page 130: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Przyznać wam zwycięstwo?! – zawołała bogini. – Nigdy! Zapłacicie za to skandaliczne zachowanie!

Wasza krew popłynie strumieniami! Jednemu z was… jednemu z waszej czwórki… jest przeznaczone

zginąć w walce z Gają!

Leo poczuł ucisk w żołądku.

– Skąd to wiesz?

– Potrafię przewidywać zwycięstwa! – krzyknęła Nike. – Nie odniesiecie sukcesu bez śmierci!

Wypuśćcie mnie i walczcie przeciwko sobie! Lepiej będzie wam zginąć, niż stawić czoła temu, co was

czeka!

Hazel przytknęła czubek swojej spathy do podbródka Nike.

– Wyjaśnij to. – Jej głos był twardszy, niż Leo kiedykolwiek słyszał. – Które z nas zginie? Jak to

możemy powstrzymać?

– Ach, córko Plutona! Twoja magia pozwoliła wam oszukać w tych zawodach, ale nie oszukasz

przeznaczenia. Jedno z was zginie. Jedno z was musi zginąć!

– Nie – upierała się Hazel. – Jest inny sposób. Zawsze istnieje inna ścieżka.

– Hekate cię tego nauczyła? – zaśmiała się Nike. – Może masz nadzieję na lekarstwo lekarza? Ale to

niemożliwe. Zbyt wiele stoi ci na przeszkodzie: trucizna z Pylos, puls spętanego boga w Sparcie,

przekleństwo delijskie! Nie, nie zdołasz oszukać śmierci.

Frank ukląkł. Zebrał sieć pod brodą Nike i uniósł jej twarz ku swojej.

– O czym ty gadasz? Jak mamy znaleźć to lekarstwo?

– Ja wam nie pomogę – warknęła Nike. – Ja przeklnę was moją mocą, w sieci czy nie!

Page 131: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zaczęła mamrotać po starogrecku.

Frank podniósł głowę, krzywiąc się.

– Czy ona naprawdę może rzucić zaklęcie przez tę sieć?

– Żebym to ja wiedział – odparł Leo.

Frank puścił boginię. Zdjął but, ściągnął skarpetkę i wetknął ją do ust Nike.

– Chłopie – powiedział Percy – to było obrzydliwe.

– Mffff! – zaprotestowała Nike. – Mfffffff!

– Leo – powiedział ponuro Frank – masz taśmę izolacyjną?

– Nigdy nie wychodzę bez niej z domu. – Wydobył rolkę z pasa na narzędzia i chwilę później Frank

okleił nią głowę Nike, zabezpieczając knebel.

– Cóż, nie jest to wieniec laurowy – powiedział Frank. – Taki nowy rodzaj dekoracji zwycięzcy: knebel

z taśmy izolacyjnej.

– Zhang – oznajmił Leo – dobry jesteś.

Nike rzucała się i jęczała, aż Percy trącił ją palcem u nogi.

– Ej, zamknij się. Zachowuj się jak należy albo przyprowadzimy tu z powrotem Ariona i damy mu

pożywić się twoimi skrzydłami. On uwielbia złoto.

Page 132: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nike wydała jeden przenikliwy pisk, po czym ucichła i uspokoiła się.

– A więc… – Hazel była nieco zdenerwowana. – Mamy spętaną boginię, sztuka jedna. Co dalej?

Frank skrzyżował ręce na piersi.

– Będziemy szukać tego lekarstwa lekarza… cokolwiek to jest. Bo osobiście chętnie oszukałbym

śmierć.

Leo uśmiechnął się promiennie.

– Trucizna z Pylos? Puls spętanego boga w Sparcie? Przekleństwo delijskie? Och, tak. To będzie niezła

zabawa!

XIII

NICO

Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał Nico, były pomruki trenera ­Hedge’a: – Och, to niedobrze.

Page 133: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zastanawiał się, co tym razem zrobił źle. Może teleportował ich do jaskini cyklopów, a może znowu

na trzysta metrów nad kolejnym wulkanem. Nic na to nie mógł poradzić. Nic nie widział. Jego

pozostałe zmysły się wyłączały. Kolana się pod nim ugięły i stracił przytomność.

Usiłował jak najlepiej wykorzystać nieprzytomność.

Sny i śmierć byli jego starymi kumplami. Wiedział, jak się poruszać po ich mrocznym pograniczu.

Wysłał swoje myśli w poszukiwaniu Thalii Grace.

Ominął szybko zwykłe fragmenty bolesnych wspomnień: matka pochylająca się nad nim z

uśmiechem, jej twarz oświetlona promieniami słońca odbijającymi się od weneckiego Canale Grande;

jego siostra Bianca śmiejąca się, kiedy ciągnęła go przez park National Mall w Waszyngtonie, zielony

miękki kapelusz ocieniający jej oczy i piegi na nosie. Zobaczył Percy’ego Jacksona na śnieżnym klifie

pod Westover Hall, osłaniającego jego i Biancę przed mantikorą, podczas gdy Nico zaciskał palce na

figurce z Magii i mitu, szepcząc: „Boję się”. Zobaczył Minosa, swojego starego widmowego mentora,

prowadzącego go przez Labirynt. Uśmiech Minosa był zimny i okrutny. „Nie martw się, synu Hadesa.

Otrzymasz swoją zemstę”.

Nico nie potrafił powstrzymać tych wspomnień. Czepiały się jego snów jak duchy z Łąk Asfodelowych

– włóczący się bez celu, smutny tłum domagający się uwagi. „Ocal mnie”, zdawały się szeptać.

„Pamiętaj mnie. Pomóż mi. Pociesz mnie”.

Nie odważyłby się zatrzymać i przyjrzeć im bliżej. Przytłoczyłyby go tylko żądaniami i żalami. Jedyne,

co mógł zrobić, to nie tracić koncentracji i brnąć dalej.

„Jestem synem Hadesa” – pomyślał. – „Idę tam, dokąd chcę. Mrok jest moim dziedzictwem”.

Brnął dalej przez szary i czarny krajobraz, rozglądając się za snami Thalii Grace, córki Zeusa. Zamiast

tego ujrzał ziemię rozstępującą się pod jego stopami i wpadł w znajomy zakątek – domek Hypnosa w

Obozie Herosów.

Zakopani pod stertami pierzyn chrapiący herosi leżeli na swoich pryczach. Z ciemnej gałęzi nad

kominkiem spływała do misy mleczna woda z rzeki Lete. Na kominku trzaskał wesoły ogień. Przed nim

w skórzanym fotelu drzemał grupowy Domku Piętnastego – grubawy chłopak z niesfornymi jasnymi

włosami i łagodnym cielęcym wyrazem twarzy.

Page 134: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Clovis – warknął Nico – na litość wszystkich bogów, przestań tak mocno śnić!

Clovis otworzył oczy. Odwrócił się i wbił wzrok w Nica, choć Nico wiedział, że to była po prostu część

własnego snobrazu Clovisa. Prawdziwy Clovis nadal chrapał w swoim fotelu w obozie.

– Och, cześć… – Syn Hypnosa ziewnął tak szeroko, że zdołałby połknąć pomniejsze bóstwo. – Wybacz.

Znów ściągnąłem cię z kursu?

Nico zazgrzytał zębami. Złość nie miała sensu. Domek Hypnosa był jak ważny dworzec dla sennej

aktywności. Nie dało się donikąd dojechać, nie przejeżdżając tędy od czasu do czasu.

– Skoro już tu jestem – powiedział Nico – przekaż w moim imieniu wiadomość. Powiedz Chejronowi,

że jestem w drodze z grupką przyjaciół. Mamy ze sobą Atenę Partenos.

Clovis przetarł oczy.

– A więc to prawda? Jak ją przewozicie? Wypożyczyliście ciężarówkę czy co?

Nico wyjaśnił tak skrótowo, jak to było możliwe. Wiadomości przekazywane w snach mają tendencję

do zakłóceń na krawędziach, zwłaszcza kiedy ma się do czynienia z Clovisem. A zatem im prościej,

tym lepiej.

– Jesteśmy ścigani przez myśliwego – powiedział Nico. – Jednego z gigantów Gai, jak przypuszczam.

Możesz przekazać tę informację Thalii Grace? Jesteś lepszy w znajdowaniu ludzi w snach niż ja.

Potrzebuję jej rady.

– Postaram się. – Clovis sięgnął po kubek gorącej czekolady stojący na stoliku nocnym. – Aha, zanim

sobie pójdziesz, masz chwilę?

– Clovis, to jest sen – przypomniał mu Nico. – Czas jest płynny.

Page 135: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Mówiąc te słowa, Nico i tak martwił się tym, co się działo w prawdziwym świecie. Jego fizyczne ciało

mogło pędzić na spotkanie śmierci albo zostać otoczone przez potwory. A mimo to nie był w stanie

zmusić się do przebudzenia – nie po zużyciu tej ilości energii potrzebnej do podróży cieniem.

Clovis kiwnął głową.

– Prawda… pomyślałem, że powinieneś zobaczyć, co się dziś działo na naradzie wojennej. Przespałem

jej część, ale…

– Pokaż mi – powiedział Nico.

Sceneria zmieniła się. Nico znalazł się w sali rekreacyjnej Wielkiego Domu, gdzie starszyzna zebrała

się wokół stołu do ping-ponga.

Na jednym jego końcu siedział centaur Chejron, którego koński tył ciała zapadł się w magiczny wózek

inwalidzki, tak że nauczyciel wyglądał teraz jak zwykły człowiek. Jego kręcone brązowe włosy i broda

miały więcej siwych kosmyków niż kilka miesięcy temu. Jego twarz pokrywały głębokie zmarszczki.

– …rzeczy, których nie jesteśmy w stanie kontrolować – mówił. – A teraz przyjrzyjmy się naszym

zabezpieczeniom. Jak z tym stoimy?

Clarisse z domku Aresa wyprostowała się. Jako jedyna miała na sobie pełną zbroję, co było normalne.

Clarisse zapewne sypiała w pełnym rynsztunku. Kiedy mówiła, gestykulowała ręką ze sztyletem, w

związku z czym pozostali grupowi odsuwali się od niej.

– Nasze linie obronne są zasadniczo mocne – powiedziała. – Obozowicze są gotowi do walki jak

zawsze. Kontrolujemy plażę. Naszym triremom nic nie zagraża w zatoce Long Island, ale te głupie

wielkie orły zdominowały naszą przestrzeń powietrzną. Na lądzie, we wszystkich trzech kierunkach,

jesteśmy całkowicie odcięci przez barbarzyńców.

– To są Rzymianie – wtrąciła się Rachel Dare, bazgrząc markerem po kolanie swoich dżinsów. – Nie

barbarzyńcy.

Page 136: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Clarisse wycelowała sztylet w Rachel.

– A co z ich sojusznikami, hę? Widziałaś to plemię dwugłowców, które przybyło wczoraj? Albo

świecących czerwonych psiogłowców z wielkimi toporami? Jak dla mnie oni wyglądają całkiem

barbarzyńsko. Byłoby super, gdybyś była przewidziała z tego cokolwiek, a tymczasem twoja moc

wyroczni zepsuła się wtedy, kiedy jest nam najbardziej potrzebna!

Twarz Rachel zrobiła się równie czerwona jak jej włosy.

– To nie moja wina. Coś jest nie w porządku z darami przepowiedni Apollina. Gdybym tylko wiedziała,

jak to naprawić…

– Ona ma rację – wtrącił się Will Solace, grupowy domku Apollina, kładąc delikatnie dłoń na

nadgarstku Clarisse. Niewielu obozowiczów mogło sobie na to pozwolić, nie ryzykując ciosu

sztyletem, ale Will umiał rozbrajać gniew innych. Clarisse opuściła sztylet. – Wszyscy w naszym

domku mają ten sam problem. To nie dotyczy tylko Rachel.

Niesforne blond włosy Willa i jego jasnoniebieskie oczy przypominały Nicowi Jasona Grace’a, ale na

tym podobieństwa się kończyły.

Jason był wojownikiem. Dało się to ocenić po mocy jego wzroku, nieustannym napięciu, przyczajonej

energii. Will Solace przypominał raczej chudego kota wyciągniętego w słońcu. Jego ruchy były

spokojne i nie kojarzyły się z zagrożeniem, jego wzrok był łagodny i nieobecny. W swojej wyblakłej

koszulce z napisem SURF BARBADOS, postrzępionych szortach i klapkach wyglądał tak mało

agresywnie, jak to możliwe u herosa, ale Nico wiedział, że Will był odważny w walce. Podczas bitwy o

Manhattan Nico widział go w akcji – jako najlepszego obozowego lekarza wojskowego, ryzykującego

własne życie, żeby ratować rannych towarzyszy.

– Nie wiemy, co się dzieje w Delfach – ciągnął Will. – Mój tato nie odpowiada na żadne modlitwy, nie

pojawia się w snach… To znaczy, wszyscy bogowie milczą, ale to nie jest w stylu Apollina. Coś jest nie

w porządku.

Po drugiej stronie stołu Jake Mason prychnął.

Page 137: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– To zapewne przez tego rzymskiego chłystka, który prowadzi atak: Oktawiana jak-mu-tam. Na

miejscu Apollina schowałbym się gdzieś głęboko ze wstydu, gdyby mój potomek zachowywał się w

ten sposób.

– Zgadzam się – przytaknął Will. – Szkoda, że nie jestem lepszym łucznikiem… Nie miałbym nic

przeciwko temu, żeby zestrzelić mojego rzymskiego kuzyna z jego wysokiego konia. Po prawdzie

chętnie użyłbym któregokolwiek z darów mojego ojca, żeby powstrzymać tę wojnę. – Spojrzał z

niesmakiem na swoje dłonie. – Niestety jestem tylko uzdrowicielem.

– Twój talent jest dla nas niezbędny – powiedział Chejron. – Obawiam się, że będziemy go

potrzebować już wkrótce. A jeśli chodzi o wgląd w przyszłość… co z harpią Ellą? Podpowiedziała

cokolwiek z Ksiąg sybillińskich?

Rachel pokręciła przecząco głową.

– Biedactwo jest śmiertelnie przerażone. Harpie nienawidzą być w niewoli. Od kiedy Rzymianie nas

otoczyli… cóż, ona czuje się schwytana w pułapkę. Wie, że Oktawian chce ją pojmać. Razem z

Tysonem z trudem powstrzymujemy ją od ucieczki.

– Która oznaczałaby samobójstwo. – Butch Walker, syn Irydy, skrzyżował na piersi swoje potężne

ramiona. – Przez te rzymskie orły w powietrzu latanie nie jest bezpieczne. Już straciłem dwa pegazy.

– Przynajmniej Tyson przyprowadził kilku zaprzyjaźnionych cyklopów na pomoc – powiedziała Rachel.

– To dobra wiadomość.

Siedzący przy stoliku z przekąskami Connor Stoll roześmiał się. W jednej ręce trzymał garść

krakersów, a w drugiej puszkę z serem topionym.

– Tuzin dorosłych cyklopów? To doskonała wiadomość! Poza tym Lou Ellen i dzieci Hekate tworzą

magiczne bariery, a cały domek Hermesa obstawia wzgórza pułapkami, wnykami i innymi miłymi

niespodziankami dla Rzymian!

Page 138: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jake Mason zmarszczył brwi.

– Większość z nich ukradliście z Dziewiątego Bunkra i domku Hefajstosa.

Clarisse mruknęła potakująco.

– Oni ukradli nawet miny przeciwpiechotne otaczające domek Aresa. Jak wy jesteście w stanie ukraść

uzbrojone miny przeciwpiechotne?

– Zarekwirowaliśmy je na potrzeby wysiłku wojennego. – Connor napchał sobie usta serem. – A poza

tym wy macie mnóstwo zabawek. Możecie się podzielić!

Chejron zwrócił się na lewo, gdzie siedział w milczeniu satyr Grover Underwood, przebierając palcami

po trzcinowych piszczałkach.

– Groverze? Jakie wieści od duchów natury?

Grover westchnął głęboko.

– Nawet w dobrych czasach zorganizowanie nimf i driad jest bardzo trudne. A od kiedy sen Gai stał

się niespokojny, są one niemal równie zdezorientowane jak bogowie. Katie i Miranda z domku

Demeter są w tej chwili u nich, usiłując pomóc, ale jeśli Matka Ziemia się przebudzi… – Rozejrzał się

nerwowo wokół stołu. – Cóż, nie mogę obiecać, że w lasach będzie bezpiecznie. Ani na wzgórzach.

Ani na polach truskawek. Ani…

– Super. – Jake Mason dał kuksańca Clovisowi, który zaczynał przysypiać. – Co w takim razie robimy?

– Atakujemy. – Clarisse uderzyła pięścią w stół do ping-ponga, aż wszyscy się skulili. – Rzymianie

otrzymują każdego dnia coraz więcej posiłków. Wiemy, że planują atak pierwszego sierpnia. Dlaczego

mamy im pozwalać dyktować warunki? Domyślam się, że czekają jedynie na zebranie jeszcze

większych sił. A już mają znaczną przewagę liczebną. Powinniśmy zaatakować teraz, zanim będą

jeszcze potężniejsi – przenieść walkę na ich teren!

Page 139: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Malcolm, pełniący obowiązki grupowego domku Ateny, odchrząknął cicho.

– Rozumiem twoje argumenty, Clarisse. Ale zapoznałaś się z rzymską inżynierią? Ich prowizoryczny

obóz jest lepiej broniony niż Obóz Herosów. Jeśli zaatakujemy na ich terenie, zostaniemy

zmasakrowani.

– To co, mamy czekać? – zapytała Clarisse. – Pozwolić im zebrać i przygotować wszystkie siły, podczas

gdy Gaja będzie o krok od przebudzenia? Mam pod opieką ciężarną żonę trenera He­dge’a. Nie

zamierzam pozwolić, żeby cokolwiek się jej stało. Zawdzięczam Hedge’owi życie. A poza tym trenuję

obozowiczów dłużej niż ty, Malcolmie. Ich morale jest niskie. Wszyscy się boją. Jeśli będziemy w

stanie oblężenia przez kolejne dziewięć dni…

– Powinniśmy trzymać się planu Annabeth. – Connor Stoll wyglądał poważniej niż kiedykolwiek,

pomimo sera rozmazanego wokół ust. – Musimy wytrzymać, dopóki ona nie dostarczy tu magicznego

posągu Ateny.

Clarisse przewróciła oczami.

– Masz na myśli: jeśli ta rzymska pretorka dostarczy tu ten posąg. Nie rozumiem, co Annabeth sobie

myślała, decydując się na współpracę z wrogiem. Nawet jeżeli Rzymianka zdoła przywieźć tu posąg –

co jest niemożliwe – mamy zakładać, że to przyniesie pokój? Posąg przybędzie i nagle Rzymianie złożą

broń i zaczną tańczyć i sypać płatki kwiatów?

Rachel odłożyła swój pisak.

– Annabeth wie, co robi. Musimy zabiegać o pokój. Jeżeli nie zdołamy zjednoczyć Greków i Rzymian,

bogowie nie zostaną uleczeni. Jeżeli bogowie nie zostaną uleczeni, nie damy rady pozabijać gigantów.

A jeżeli nie zdołamy pozabijać gigantów…

– Gaja się przebudzi – dopowiedział Connor. – Koniec gry. Słuchaj, Clarisse, Annabeth wysłała mi

wiadomość z Tartaru. Z cholernego Tartaru. Jeśli ktoś umie zrobić coś takiego… cóż, ja mu ufam.

Page 140: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Clarisse otwarła usta do odpowiedzi, ale kiedy przemówiła, Nico usłyszał głos trenera Hedge’a:

– Obudź się, Nico. Mamy problemy.

XIV

NICO

Nico przebudził się tak gwałtownie, że uderzył satyra głową w nos.

– AU! Rany, chłopcze, ależ masz twardy łeb!

– Prze-przepraszam, trenerze. – Nico zamrugał powiekami, usiłując zorientować się w sytuacji. – Co

się dzieje?

Nie widział wokół siebie żadnego bezpośredniego zagrożenia. Rozłożyli się biwakiem na słonecznym

trawniku pośrodku publicznego placu. Wokół nich kwitły klomby pomarańczowych aksamitek. Reyna

spała zwinięta z dwoma metalowymi psami stróżującymi u jej stóp. Rzut kamieniem dalej małe dzieci

grały w berka wokół fontanny z białego marmuru. W pobliskim ogródku kawiarnianym parę osób

sączyło kawę w cieniu wielkich parasoli. Na skraju placu parkowało parę furgonetek dostawczych, ale

ruchu nie było. Przechadzało się jedynie kilka rodzin, zapewne lokalnych mieszkańców, którzy cieszyli

się ciepłym popołudniem.

Page 141: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Sam plac był brukowany, otoczony tynkowanymi na biało budynkami i drzewami cytrynowymi. W

samym środku stała nieźle zachowana rzymska świątynia. Jej kwadratowe podium miało może jakieś

piętnaście metrów szerokości i trzy metry wysokości, a nienaruszona koryncka kolumnada wznosiła

się na kolejne osiem metrów. A na szczycie kolumnady…

Nico poczuł, że zasycha mu w ustach.

– Och, Styksie.

Atena Partenos leżała na boku wzdłuż kapiteli kolumn niczym piosenkarka wsparta na fortepianie w

nocnym klubie. Na długość pasowała nawet nieźle, ale z Nike w wyciągniętej ręce była nieco zbyt

szeroka. Wyglądała tak, jakby w każdej chwili miała spaść.

– Co ona tam robi? – spytał Nico.

– Sam sobie zadaję to pytanie. – Hedge potarł rozbity nos. – Tu się pojawiliśmy. Omal się nie

pozabijaliśmy, upadając, ale na szczęście mam zwinne kopyta. Ty byłeś nieprzytomny, wisiałeś w tej

swojej uprzęży niczym zaplątany spadochroniarz, ale udało nam się ściągnąć cię na dół.

Nico usiłował sobie to wyobrazić, ale uznał, że lepiej da spokój.

– Czy to Hiszpania?

– Portugalia – odparł Hedge. – Nieco przesadziłeś. A Reyna mówi po hiszpańsku, nie po portugalsku.

W każdym razie kiedy ty spałeś, udało nam się ustalić, że to miasto to Évora. Dobra wiadomość: to

senne małe miasteczko. Nikt nam nie zawracał głowy. Nikt najwyraźniej nie zauważa ogromnej Ateny

śpiącej na szczycie rzymskiej świątyni, którą nazywają świątynią Diany, gdybyś chciał wiedzieć. A

miejscowi uwielbiają moje uliczne popisy! Zarobiłem jakieś szesnaście euro.

Wziął do ręki swoją bejsbolówkę, w której zabrzęczały monety.

Nico poczuł, że robi mu się słabo.

Page 142: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Uliczne popisy?

– Trochę śpiewania – wyjaśnił trener. – Trochę sztuk walki. Trochę tańca współczesnego.

– Nieźle.

– Też tak uważam! Portugalczycy mają dobry gust. W każdym razie uznałem, że to niezłe miejsce na

parodniowy pobyt.

Nico spojrzał na niego ze zdumieniem.

– Parodniowy pobyt?

– Eh, chłopcze, nie mamy wielkiego wyboru. Zauważyłeś może, że wykańczasz się tym skakaniem

cieniem? Usiłowaliśmy cię obudzić ostatniej nocy. Bez szans.

– A zatem spałem przez…

– Jakieś trzydzieści sześć godzin. Potrzebowałeś tego.

Nico ucieszył się, że siedział. Inaczej by upadł. Mógłby przysiąc, że spał zaledwie kilka minut, ale kiedy

senność opadła, musiał przyznać, że czuł większą jasność myśli i był bardziej wypoczęty niż przez

ostatnie tygodnie, chyba od czasu kiedy zaczął szukać Wrót Śmierci.

W brzuchu mu zaburczało. Trener Hedge uniósł brwi.

– Pewnie jesteś głodny – powiedział satyr. – Albo to, albo twój żołądek mówi po jeżowemu. Nawet

nie wiesz, jak to zabrzmiało po jeżowemu.

Page 143: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Zjadłbym coś – przytaknął Nico. – Ale najpierw… co to za złe wieści? To znaczy, nie licząc tego, że

posąg leży na boku. Mówiłeś, że mamy problemy.

– Och, tak. – Trener wskazał na sklepione przejście w kącie placu. W cieniu stała ledwie

przypominająca kształtem człowieka postać, otoczona szarymi płomieniami. Rysy ducha były

niewyraźne, ale zdawał się kiwać ręką na Nica.

– Płonący Człowiek pojawił się kilka minut temu – oznajmił trener Hedge. – Nie zbliża się. Kiedy

usiłowałem tam podejść, zniknął. Nie jestem pewny, czy on stanowi zagrożenie, ale wygląda, jakby

chciał pogadać z tobą.

* * *

Nico zakładał, że to pułapka. Większość rzeczy to pułapki.

Ale trener Hedge obiecał czuwać nad Reyną jeszcze przez chwilę, więc w nadziei że duch będzie miał

coś pożytecznego do powiedzenia, Nico postanowił podjąć ryzyko.

Zazwyczaj duchy go nie przerażały. (Pod warunkiem, oczywiście, że Gaja nie powkładała ich w

kamienne skorupy i nie zamieniła w maszyny do zabijania. To było dla niego coś nowego).

Doświadczenie z Minosem przekonało Nica, że większość widm ma tylko tyle mocy, na ile się im

pozwoli. Wpychają się do umysłu, posługując się strachem, gniewem lub tęsknotą, żeby wywierać

wpływ. Nico nauczył się przed tym osłaniać. Czasami nawet był w stanie odwrócić role i naginać

duchy do swojej woli.

Kiedy zbliżał się do ognistego szarego widma, był niemal przekonany, że to ogrodowa odmiana upiora

– zagubiona dusza, która zmarła w cierpieniach. Nie powinna stanowić problemu.

A jednak Nico nie przyjmował niczego bezkrytycznie. Pamiętał aż za dobrze Chorwację. Wpakował się

w tamtą sytuację pełen zadowolenia i pewności siebie, a tymczasem grunt usunął się spod jego stóp,

Page 144: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

dosłownie i emocjonalnie. Najpierw Jason Grace chwycił go i rzucił na ścianę. A potem bóg Fawoniusz

rozwiał go w wiatr. No i jeszcze ten arogancki łobuz Kupidyn…

Nico zacisnął palce na mieczu. Wyznanie potajemnego uczucia nie było w tym wszystkim najgorsze.

W końcu mógłby to zrobić, w swoim czasie, na swój własny sposób. Ale to, że został zmuszony do

rozmawiania o Percym, zastraszony, nękany i zniewalany tylko dla uciechy Kupidyna…

Wici mroku rozwijały się pod jego stopami, zabijając wszystkie chwasty rosnące między kamieniami

bruku. Nico usiłował powściągnąć gniew.

Kiedy dotarł do ducha, przekonał się, że ma on na sobie mnisi ubiór – sandały, wełniany habit,

drewniany krzyż na szyi. Wokół niego wirowały szare płomienie, paląc jego rękawy, parząc twarz,

zamieniając brwi w popiół. Jakby zatrzymał się w chwili swojego spalenia, niczym czarno-biały,

wiecznie zapętlony obraz wideo.

– Zostałeś spalony żywcem – wyczuł Nico. – Zapewne w średniowieczu?

Twarz ducha wykrzywiła się w milczącym krzyku agonii, ale jego oczy sprawiały wrażenie znudzonych,

może nawet nieco poirytowanych, jakby ten krzyk był po prostu automatycznym odruchem, którego

nie był w stanie kontrolować.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytał Nico.

Duch ruchem dłoni wskazał, żeby Nico za nim podążył. Odwrócił się i wszedł w otwartą bramę. Nico

zerknął za siebie, na trenera Hedge’a. Satyr tylko machnął do niego ręką, jakby mówił: „Idź. Załatw

swoje podziemne sprawy”.

Nico ruszył śladem ducha po ulicach Évory.

Kręcili się po wąskich brukowanych zaułkach, po dziedzińcach z hibiskusami w donicach, wśród

białych budynków ze złotymi wykończeniami i balkonami z kutego żelaza. Nikt nie dostrzegał ducha,

ale miejscowi zerkali ze zdziwieniem na Nica. Mała dziewczynka z foksterierem przeszła na drugą

Page 145: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

stronę ulicy, żeby go wyminąć. Jej pies warknął, a sierść na jego ogonie stanęła dęba jak płetwa

grzbietowa.

Duch zaprowadził Nica na kolejny publiczny plac, zamknięty z jednej strony sporym kościołem o biało

tynkowanych ścianach i wapiennych łukach. Duch przeszedł przez portyk i zniknął w środku.

Nico zawahał się. Nie miał nic przeciwko kościołom, ale z tego tutaj emanowała aura śmierci. W

środku były zapewne groby albo coś mniej przyjemnego…

Zanurkował w bramę. Jego wzrok przyciągnęła boczna kaplica, z której dobywało się niesamowite

złote światło. Nad drzwiami widniała wyryta inskrypcja po portugalsku. Nico nie znał tego języka, ale

pamiętał z dzieciństwa włoski na tyle dobrze, żeby zrozumieć ogólną ideę: „My, leżące tu kości,

czekamy na ciebie”.

– Podnosi na duchu – mruknął.

Wszedł do kaplicy. Na jej końcu stał ołtarz, przed którym klęczał pogrążony w modlitwie płomienny

upiór, ale Nica bardziej zainteresowało samo pomieszczenie. Ściany zostały zbudowane z tysięcy

ułożonych na sobie, połączonych cementem kości i czaszek. Kolumny kości podtrzymywały sklepienie

pomalowane w wyobrażenia śmierci. Na jednej ścianie, niczym płaszcze na wieszaku, wisiały

wysuszone, szkieletowe pozostałości dwójki ludzi – dorosłego i małego dziecka.

– Piękne miejsce, nieprawdaż?

Nico odwrócił się. Rok wcześniej wyskoczyłby ze skóry, gdyby jego ojciec tak niespodziewanie zjawił

się obok niego. Teraz jednak Nico był w stanie kontrolować bicie swojego serca, a także ochotę, żeby

dać ojcu kopniaka w krocze i uciec.

Podobnie jak upiór, Hades miał na sobie franciszkański habit, co lekko niepokoiło Nica. Czarna szata

była związana w pasie prostym białym sznurem. Kaptur odrzucił do tyłu, ukazując krótko ostrzyżone

ciemne włosy i oczy, które błyszczały jak zamarznięta smoła. Wyraz twarzy boga był spokojny i pełen

zadowolenia, jakby właśnie wrócił do domu po uroczej wieczornej przechadzce po Polach Kary, gdzie

napawał się krzykami potępionych.

Page 146: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Szukasz nowych pomysłów na urządzenie mieszkania? – spytał Nico. – Mógłbyś ozdobić sobie

jadalnię czaszkami średniowiecznych mnichów.

Hades uniósł brew.

– Nigdy nie wiem, czy żartujesz, czy nie.

– Czemu tu przyszedłeś, ojcze? I jak ci się to udało?

Hades przejechał palcem po najbliższej kolumnie, pozostawiając biały ślad na starej kości.

– Nie jesteś łatwym do znalezienia śmiertelnikiem, synu. Szukałem cię od kilku dni. Kiedy

eksplodowało berło Dioklecjana… cóż, przyciągnęło to moją uwagę.

Nico poczuł, że ogarnia go wstyd. Następnie poczuł złość na to, że czuje wstyd.

– Zniszczenie berła nie było moją winą. Omal nie zostaliśmy pokonani…

– Och, berło nie jest ważne. Tak stary przedmiot… Jestem zaskoczony, że udało ci się go użyć dwa

razy. Ten wybuch po prostu wyjaśnił pewne sprawy. Pomógł mi cię zlokalizować. Miałem nadzieję, że

uda nam się porozmawiać w Pompejach, ale tam jest tak… cóż, rzymsko. Ta kaplica to pierwsze

miejsce, gdzie moja obecność była na tyle mocna, żebym mógł ci się pokazać jako ja sam – to znaczy

jako Hades, bóg zmarłych, a nie równocześnie ta druga manifestacja.

Hades wciągnął zatęchłe, wilgotne powietrze.

– To miejsce mnie bardzo mocno przyciąga. Do budowy Kaplicy Kości użyto szczątków pięciu tysięcy

mnichów. Stanowi ona przypomnienie, że życie jest krótkie, a śmierć wieczna. Łatwo mi się tu skupić.

A mimo to nie mam dużo czasu.

„Streszczenie naszej znajomości” – pomyślał Nico. – „Nie masz dużo czasu”.

Page 147: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Powiedz mi zatem, ojcze, czego ode mnie chcesz.

Hades włożył ręce w rękawy habitu.

– Nie przyjdzie ci do głowy, że mogłem się tu pojawić, żeby spróbować ci pomóc, a nie tylko dlatego

że czegoś chcę?

Nico omal nie wybuchnął śmiechem, ale czuł pustkę w piersi.

– Może mi przyjść do głowy, że jesteś tu z wielu różnych powodów.

Bóg zmarszczył brwi.

– To chyba dość uczciwe postawienie sprawy. Szukasz informacji o myśliwym Gai. Ma on na imię

Orion.

Nico zamyślił się. Nie przywykł do otrzymywania prostych odpowiedzi bez uprzedniej gry w zagadki i

misje.

– Orion. Jak ten gwiazdozbiór. Czy on nie był… przyjacielem Artemidy?

– Był – odparł Hades. – Gigantem, który narodził się, żeby się przeciwstawić bliźniętom, Apollinowi i

Artemidzie, ale podobnie jak ona Orion odrzucił swoje przeznaczenie. Usiłował żyć według własnych

zasad. Z początku próbował mieszkać ze śmiertelnikami jako myśliwy króla Chios. No ale, hmmm,

wplątał się w pewne kłopoty z córką króla. Ten zaś kazał go oślepić i wygnać.

Nico pomyślał o tym, co powiedziała mu Reyna.

– Moja przyjaciółka śniła o myśliwym z płonącymi oczami. Skoro Orion jest ślepy…

Page 148: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Był ślepy – poprawił go Hades. – Krótko po wygnaniu Orion spotkał Hefajstosa, który ulitował się

nad gigantem i skonstruował dla niego nowe mechaniczne oczy, znacznie lepsze od poprzednich.

Orion zaprzyjaźnił się z Artemidą. Był pierwszym mężczyzną dopuszczonym do jej Łowów. Ale…

sprawy popsuły się między nimi. Jak dokładnie się to stało, nie wiem. W każdym razie Orion zginął. A

teraz powrócił jako wierny syn Gai, gotów wykonywać jej rozkazy. Napędza go gorycz i gniew. Chyba

to rozumiesz.

Nico miał ochotę wrzasnąć: „Jakbyś miał pojęcie, co ja czuję!”.

Zamiast tego zapytał: – Jak mamy go powstrzymać?

– Nie dacie rady – odparł Hades. – Waszą jedyną nadzieją jest przegonić go i ukończyć misję, zanim

on was dopadnie. Apollo albo Artemida może byliby w stanie go zabić, strzały przeciwko strzałom, ale

bliźnięta nie są teraz zdolne wam pomóc. A Orion podchwycił wasz trop. Jego myśliwska sfora prawie

was dogania. Od teraz nie stać was na luksus dalszego odpoczynku – aż do Obozu Herosów.

Nico poczuł się tak, jakby wokół jego serca zaciskała się obręcz. Zostawił trenera Hedge’a

czuwającego nad śpiącą Reyną.

– Muszę wracać do moich towarzyszy.

– Owszem – odparł Hades. – Ale jest coś jeszcze. Twoja siostra… – Hades urwał w pół zdania. Temat

Bianki jak zwykle tkwił między nimi niczym naładowany pistolet – śmiertelnie groźny, łatwo dostępny,

niemożliwy do zignorowania. – To znaczy twoja druga siostra Hazel… odkryła, że jedno z Siódemki

umrze. Może próbować temu zapobiec. A czyniąc tak, straci sprzed oczu to, co najważniejsze.

Nico bał się odezwać.

Zaskakujące, ale jego myśli nie pobiegły najpierw do ­Percy’ego. Najbardziej martwił się o Hazel,

następnie o Jasona, potem o Percy’ego i resztę załogi „Argo II”. To oni uratowali go w Rzymie. Przyjęli

go na pokład swojego statku. Nico nigdy wcześniej nie pozwalał sobie na posiadanie przyjaciół, ale

załoga „Argo II” była najbliżej tego miana ze wszystkich ludzi, których znał. Myśl o śmierci kogoś z

Page 149: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

nich sprawiała, że czuł pustkę – jakby znalazł się znów w brązowej kadzi giganta, sam w ciemności,

żywiąc się jedynie kwaśnymi pestkami granatu.

– Czy u Hazel wszystko w porządku? – zapytał w końcu.

– Na razie.

– A pozostali? Które z nich umrze?

Hades pokręcił głową.

– Nawet gdybym miał pewność, nie mógłbym ci tego wyjawić. Mówię ci to, ponieważ jesteś moim

synem. Wiesz, że pewnym śmierciom nie da się zapobiec. Pewnym śmierciom nie wolno próbować

zapobiec. Kiedy nadejdzie czas, być może będziesz musiał działać.

Nico nie miał pojęcia, co to znaczy. Nie chciał mieć pojęcia.

– Mój synu. – Ton głosu Hadesa był niemal łagodny. – Cokolwiek się stanie, zdobyłeś mój szacunek.

Przyniosłeś zaszczyt naszemu domowi, kiedy stanęliśmy razem przeciwko Kronosowi na Manhattanie.

Zaryzykowałeś mój gniew, kiedy pomogłeś temu małemu Jacksonowi, prowadząc go do rzeki Styks,

uwalniając go z mojego więzienia, błagając mnie o wezwanie mu na pomoc armii Erebu. Nigdy

wcześniej żaden z moich synów tak mnie nie nękał. „Percy to” i „Percy tamto”. Omal nie spaliłem cię

na popiół.

Nico wziął płytki oddech. Ściany pomieszczenia zaczęły drżeć, ze szczelin pomiędzy kośćmi sypał się

pył.

– Nie zrobiłem tego tylko dla niego. Zrobiłem to, bo cały świat znalazł się w niebezpieczeństwie.

Hades uśmiechnął się ledwie widocznym uśmiechem, ale w jego oczach nie było okrucieństwa.

Page 150: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Mogę uznać, że działałeś z wielu różnych pobudek. Ale chodzi mi o to: ty i ja pomogliśmy razem

Olimpowi, ponieważ przekonałeś mnie, żebym dał sobie spokój z gniewem. Radzę ci teraz to samo.

Moje dzieci są tak rzadko szczęśliwe. Chciałbym… chciałbym, żebyś został wyjątkiem.

Nico wpatrywał się w ojca. Nie wiedział, co ma począć z takim postawieniem sprawy. Był w stanie

zaakceptować wiele nierzeczywistych rzeczy – hordy duchów, magiczne labirynty, podróż przez

cienie, kaplice zbudowane z kości. Ale łagodne słowa z ust Pana Podziemi? Nie. To nie miało sensu.

Klęczący przed ołtarzem płomienny duch powstał. Zbliżył się do nich, płonąc i krzycząc w milczeniu, a

w jego oczach widać było, że ma coś pilnego do przekazania.

– Ach – powiedział Hades. – To jest brat Paloan. Jeden z setek spalonych żywcem na tym placu w

pobliżu starej rzymskiej świątyni. Inkwizycja miała tu swoją główną siedzibę, wiesz? W każdym razie

on podpowiada, że powinniście już się zbierać. Macie bardzo mało czasu, zanim pojawią się wilki.

– Wilki? To znaczy sfora Oriona?

Hades pstryknął palcami. Duch brata Paloana zniknął.

– Mój synu, to, co zamierzyłeś – podróż cieniem przez pół świata, na dodatek z posągiem Ateny – to

może cię zniszczyć.

– Dzięki za zachętę.

Hades położył na moment dłoń na jego ramieniu.

Nico nie lubił być dotykany, ale ta krótka chwila kontaktu z jego ojcem dodała mu otuchy… podobnie

jak dodawała otuchy Kaplica Kości. Podobnie jak śmierć, obecność jego ojca była zimna i często

okrutna, ale była prawdziwa – brutalnie uczciwa, niezachwianie pewna. Nico czuł się w pewnym

sensie wolny na myśl o tym, że ostatecznie, niezależnie od biegu wydarzeń, on i tak skończy u stóp

tronu swojego ojca.

Page 151: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Zobaczymy się znowu – obiecał Hades. – Przygotuję dla ciebie komnatę w pałacu na wypadek,

gdybyś nie przeżył. Może to twoje apartamenty powinny być ozdobione czaszkami mnichów.

– Teraz ja nie wiem, czy ty żartujesz.

Oczy Hadesa rozbłysły, ale jego kształt zaczął blednąć.

– A zatem może jesteśmy podobni pod pewnymi ważnymi względami.

Bóg znikł.

Nagle kaplica stała się przytłaczająca – tysiące pustych oczodołów wpatrywały się w Nica. „My, leżące

tu kości, czekamy na ciebie”.

Wybiegł z kościoła, mając nadzieję, że pamięta drogę powrotną do przyjaciół.

XV

NICO

Wilki? – zapytała Reyna.

Page 152: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jedli obiad kupiony w barze przy ulicy.

Choć Hades ostrzegł ich, że powinni się spieszyć, Nico nie zauważył, żeby cokolwiek zmieniło się w ich

obozowisku. Reyna właśnie się obudziła. Atena Partenos nadal leżała bokiem na szczycie świątyni.

Trener Hedge zabawiał kilku mieszkańców miasta stepowaniem i pokazem sztuk walki, od czasu do

czasu podśpiewując do swojego megafonu, mimo że najwyraźniej nikt nie rozumiał jego słów.

Nico wolałby, żeby trener nie zabierał ze sobą megafonu. Był on nie tylko głośny i nieprzyjemny, ale

też z jakiegoś powodu, którego Nico nie rozumiał, niekiedy wydawał z siebie przypadkowe teksty

Dartha Vadera z Gwiezdnych wojen albo wrzeszczał: KROWA ROBI MUUU!

Cała trójka siedziała na trawniku, jedząc. Reyna robiła wrażenie czujnej i wypoczętej. Razem z

trenerem Hedge’em słuchali, jak Nico opisuje im swoje sny, a następnie spotkanie z Hadesem w

Kaplicy Kości. Zachował dla siebie kilka bardziej osobistych fragmentów rozmowy z ojcem, choć czuł,

że Reyna wie dużo o zmaganiach z własnymi emocjami.

Kiedy wspomniał o Orionie i wilkach, które ponoć były już na ich tropie, zmarszczyła czoło.

– Większość wilków jest przyjazna Rzymianom – powiedziała. – Nigdy nie słyszałam, żeby Orion

polował z ich watahą.

Nico skończył kanapkę z szynką. Wpatrywał się w talerz z ciastkami, zaskoczony, że nadal ma apetyt.

– To mogła być figura retoryczna: „bardzo mało czasu, zanim pojawią się wilki”. Może Hades nie miał

na myśli dosłownie wilków. W każdym razie powinniśmy się stąd wynosić, gdy tylko zrobi się dość

ciemno dla cieni.

Trener Hedge wepchnął do swojej torby numer „Guns&Ammo”.

– Problem jedynie w tym, że Atena Partenos znajduje się wciąż na wysokości dziesięciu metrów.

Będzie niezła zabawa z wciąg­nięciem was i waszego sprzętu na dach tej świątyni.

Page 153: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico skosztował ciastka. Pani w barze nazwała je farturas. Wyglądały jak spiralne pączki i smakowały

wspaniale – idealna kombinacja chrupkości, słodkości i miękkości, ale kiedy Nico po raz pierwszy

usłyszał ich nazwę, wiedział, że Percy by sobie z niej żartował. „W Portugalii mają fartowne pączki? –

mówiłby. – A w Ameryce to niby nie?”

Im Nico był starszy, tym bardziej dziecinny wydawał mu się Percy, mimo że był naprawdę starszy o

trzy lata. Nico uważał jego poczucie humoru za jednocześnie rozczulające i irytujące. Postanowił

skupić się na tym, co irytujące.

Zdarzały się też takie chwile, kiedy Percy był całkowicie poważny, jak wtedy gdy spojrzał ku Nicowi z

tamtej rozpadliny w Rzymie: „Doprowadź ich tam! Przyrzeknij!”.

I Nico obiecał. Nieważne, jak wielką urazę czuł do ­Percy’ego Jacksona. Nico zrobiłby dla niego

wszystko. Nienawidził za to samego siebie.

– A więc… – Głos Reyny wyrwał go z zamyślenia. – Czy Obóz Herosów zaczeka do pierwszego sierpnia,

czy zaatakuje?

– Musimy mieć nadzieję, że zaczeka – odparł Nico. – Nie damy rady… Ja nie dam rady dostarczyć tam

szybciej posągu.

„Nawet w tym tempie zdaniem mojego taty mogę umrzeć”. Nico zachował tę myśl dla siebie.

Żałował, że nie ma z nim Hazel. Razem wyprowadzili z Domu Hadesa przez cienie całą załogę „Argo

II”. Kiedy dzielili moc, Nico czuł, że mogli zrobić wszystko. Podróż do Obozu Herosów trwałaby

połowę tego czasu.

A poza tym słowa Hadesa o tym, że ktoś z załogi umrze, przyprawiały go o dreszcze. Nie mógł stracić

Hazel. Nie mógł stracić kolejnej siostry. Tylko nie to.

Trener Hedge przerwał liczenie drobnych w bejsbolówce i podniósł wzrok.

Page 154: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jesteś pewny, że Clarisse powiedziała, że u Mellie wszystko w porządku?

– Tak, trenerze. Clarisse dobrze się nią zajmuje.

– To wielka ulga. Nie podoba mi się to, co Grover powiedział o Gai szepczącej do nimf i driad. Jeśli

duchy natury przejdą na jej stronę… to będzie bardzo niedobrze.

Nico nigdy nie słyszał o czymś takim. Ale przecież Gaja nie przebudziła się od czasu pojawienia się

ludzkości.

Reyna ugryzła kawałek ciastka. Jej kolczuga zalśniła w popołudniowym słońcu.

– Zastanawiają mnie te wilki… Czy możliwe, że źle zrozumieliśmy informację? Bogini Lupa siedziała

cicho. Może to ona wysyła nam pomoc. Te wilki mogłyby przybywać od niej… żeby nas bronić przed

Orionem i jego sforą.

Nadzieja w jej głosie była cienka jak papier. Nico postanowił jej nie niszczyć.

– Może – powiedział. – Ale czy Lupa nie jest zajęta wojną między obozami? Sądziłem, że będzie

wysyłać wilki na pomoc waszym legionom.

Reyna pokręciła głową.

– Wilki nie walczą na froncie. Nie sądzę też, żeby ona chciała pomagać Oktawianowi. Jej wilki mogą

patrolować Obóz Jupiter, broniąc go pod nieobecność legionów, ale po prostu nie wiem…

Skrzyżowała nogi na wysokości kostek i żelazne czubki jej żołnierskich butów błysnęły. Nico

postanowił zapamiętać, żeby nigdy nie wdawać się w bitwę na kopniaki z rzymskimi legionistami.

Page 155: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jest coś jeszcze – powiedziała. – Nie udało mi się skontaktować z moją siostrą Hyllą. Niepokoi mnie

to, że zarówno wilki, jak i Amazonki milczą. Jeśli coś się stało na Zachodnim Wybrzeżu… to, obawiam

się, jesteśmy jedyną nadzieją dla obu obozów. Musimy jak najszybciej zwrócić posąg. A to oznacza, że

ty dźwigasz najcięższe brzemię, synu Hadesa.

Nico usiłował przełknąć gorycz. Nie był zły na Reynę. W sumie nawet ją lubił. Ale tak często wzywano

go, żeby dokonywał rzeczy niemożliwych. I zazwyczaj kiedy tylko ich dokonał, zapominano o nim.

Przypomniał sobie, jak traktowały go dzieciaki z Obozu Herosów po wojnie z Kronosem. „Świetna

robota, Nico! Dzięki za przyprowadzenie nam na ratunek armii Podziemia!”

Wszyscy się uśmiechali. Wszyscy zapraszali go do swojego stołu.

Tydzień później ta atmosfera osłabła. Obozowicze podskakiwali, jeśli znalazł się za nimi. Kiedy

wynurzał się z cieni na obozowym ognisku i zaskakiwał kogoś, widział skrępowanie w ich oczach.

„Ciągle tu jesteś? Dlaczego tu jesteś?”

Co gorsza, zaraz po wojnie z Kronosem Annabeth i Percy zaczęli ze sobą chodzić…

Nico odłożył swoje fartura. Nagle przestało mu aż tak smakować.

Przypomniał sobie rozmowę z Annabeth w Epirze, tuż zanim wyruszył w drogę z Ateną Partenos.

Odciągnęła go na bok i powiedziała:

– Hej, muszę z tobą porozmawiać.

Poczuł ogarniającą go panikę. „Ona wie”.

Page 156: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Chciałam ci podziękować – mówiła dalej. – Bob… ten tytan… on pomógł nam w Tartarze tylko

dlatego, że ty byłeś dla niego miły. To ty powiedziałeś mu, że warto nas uratować. Tylko dlatego teraz

żyjemy.

Mówiła w tej liczbie mnogiej z taką łatwością, jakby ona i Percy byli nierozłączni.

Nico czytał kiedyś pewną opowieść u Platona, który twierdził, że w dawnych czasach wszyscy ludzie

składali się z części męskiej i żeńskiej. Każdy miał dwie głowy, cztery ręce, cztery nogi. Ponoć ci

kombo-ludzie byli tak potężni, że zaniepokoili bogów, więc Zeus rozdzielił ich na dwie połówki –

mężczyznę i kobietę. I od tego czasu ludzie czują się niepełni. Spędzają życie na poszukiwaniu swoich

drugich połówek.

„Gdzie ja się w tym wszystkim mieszczę?” – zastanawiał się Nico.

Nie była to jego ulubiona opowieść.

Chciał nienawidzić Annabeth, ale po prostu nie potrafił. W Epirze podziękowanie mu sporo ją

kosztowało. Ale była autentyczna i szczera. Nigdy go nie lekceważyła, nie unikała go jak inni. Dlaczego

ona nie mogła być jakąś okropną dziewuchą? Wtedy byłoby o tyle łatwiej.

Bóg wiatrów Fawoniusz ostrzegł go w Chorwacji: „Jeśli dasz się ponieść złości… no cóż, spotka cię

jeszcze gorszy los niż mnie”.

Jak jednak jego los miał okazać się lepszy? Nawet jeśli uda mu się przeżyć tę misję, będzie musiał na

zawsze porzucić oba obozy. Tylko w ten sposób zdoła odnaleźć spokój. Żałował, że nie ma innej opcji

– decyzji, która nie byłaby równie bolesna jak wody Flegetonu – ale jej nie widział.

Reyna wpatrywała się w niego, zapewne usiłując odczytać jego myśli. Spojrzała na jego dłonie, a Nico

uświadomił sobie, że obraca srebrny pierścień z czaszką – ostatni prezent od Bianki.

– Jak mogłabym ci pomóc, Nico? – zapytała Reyna.

Page 157: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Kolejne pytanie, do którego nie przywykł.

– Nie bardzo wiem – przyznał. – Już pozwoliłaś mi wypocząć, ile tylko się dało. To bardzo ważne.

Może dasz radę jeszcze raz użyczyć mi swojej mocy. Ten skok będzie najdłuższy. Muszę zebrać dość

energii, żeby przenieść nas przez Atlantyk.

– Uda ci się – zapewniła go Reyna. – A w Stanach powinno być mniej potworów. Może nawet

uzyskam pomoc weteranów na wschodnim wybrzeżu. Są zobowiązani do pomocy wszystkim

rzymskim herosom, którzy ich wezwą.

Hedge prychnął.

– Pod warunkiem że Oktawian już ich nie przejął. Bo w tym przypadku ty możesz zostać aresztowana

za zdradę.

– Trenerze – upomniała go Reyna – nie pomagasz.

– Ej, ja tylko mówię. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, żebyśmy zostali w Évorze dłużej.

Dobre jedzenie, dobre zarobki, no i jak na razie ani śladu tych metaforycznych wilków…

W tej samej chwili psy Reyny poderwały się.

W oddali dało się słyszeć przeszywające wycie. Zanim Nico zdążył wstać, ze wszystkich stron pojawiły

się wilki – ogromne czarne bestie skaczące z dachów, otaczające ich biwak.

Największy z nich podszedł bliżej. Samiec alfa stanął na tylnych łapach i zaczął się przemieniać. Jego

przednie łapy urosły w ręce. Pysk skurczył się w spiczasty nos. Szare futro zamieniło się w płaszcz

uszyty ze zwierzęcych skór. Przed nimi stał wysoki, mocno zbudowany mężczyzna o wynędzniałej

twarzy i pałających czerwonych oczach. Jego brudne czarne włosy ujęte były w wieniec z paliczków.

Page 158: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ach, mały satyr… – Mężczyzna uśmiechnął się, odsłaniając ostre kły. – Twoje życzenie zostało

spełnione! Zostaniesz na zawsze w Évorze, ponieważ na twoje nieszczęście moje metaforyczne wilki

są dosłownymi wilkami.

XVI

NICO

Nie jesteś Orionem – wypalił Nico.

Głupia uwaga, ale to było pierwsze, co przyszło mu do głowy.

Stojący przed nim mężczyzna na pewno nie był gigantem myśliwym. Nie był dość wysoki. Nie miał

wężowych nóg. Nie nosił łuku ani kołczanu i nie miał oczu jak reflektory, które Reyna widziała w

swoim śnie.

Szary mężczyzna zaśmiał się.

– Zaiste nie jestem. Orion po prostu wynajął mnie na pomocnika w jego łowach. Jestem…

– Jesteś Likaonem – przerwała mu Reyna. – Pierwszym wilkołakiem.

Page 159: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Mężczyzna ukłonił jej się szyderczo.

– Reyno Ramírez-Arellano, pretorko Rzymu. Szczeniaku Lupy! Miło mi, że mnie rozpoznałaś.

Niewątpliwie jestem tym, z czego utkane są wasze koszmary.

– Chyba moja niestrawność. – Reyna wyjęła z sakiewki przy pasie składany nóż kempingowy. Otwarła

go jednym ruchem i wilki warknęły, cofając się. – Nigdy nie ruszam się z domu bez srebrnej broni.

Likaon obnażył zęby.

– Zamierzasz powstrzymać tuzin wilków i ich króla za pomocą scyzoryka? Słyszałem, że jesteś

odważna, filia Romae. Nie sądziłem, że jesteś również ryzykantką.

Psy Reyny przykucnęły, gotowe do skoku. Trener chwycił swój kij bejsbolowy, choć tym razem nie

wyglądał, jakby miał ochotę uderzać.

Nico sięgnął do rękojeści miecza.

– Daj sobie spokój – mruknął do niego trener Hedge. – Tych gości można uszkodzić tylko srebrem lub

ogniem. Pamiętam ich z Pikes Peak. Są irytujący.

– Ja też cię pamiętam, Gleesonie Hedge. – Oczy wilkołaka zapłonęły czerwienią lawy. – Moja wataha z

przyjemnością zje kozła na obiad.

Hedge prychnął.

– Tylko spróbuj, parszywcu. Łowczynie Artemidy już tu zmierzają, tak samo jak poprzednim razem!

Ten budynek za nami to świątynia Diany, idioto. Znalazłeś się na ich terytorium!

Wilki znów warknęły i odsunęły się nieco. Niektóre spoglądały nerwowo ku dachom.

Page 160: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Likaon jedynie rzucił trenerowi gniewne spojrzenie.

– Niezła próba, ale obawiam się, że znasz błędną nazwę tej świątyni. Przechodziłem tędy w czasach

rzymskich. Była ona poświęcona cesarzowi Augustowi. Typowa próżność półboga. A poza tym od

czasu naszego ostatniego spotkania stałem się ostrożniejszy. Gdyby Łowczynie istotnie były gdzieś w

pobliżu, jużbym to wyczuł.

Nico usiłował wymyślić plan ucieczki. Byli otoczeni przez przeważającego liczebnie nieprzyjaciela. Ich

jedyną skuteczną bronią był scyzoryk. Nico nie miał berła Dioklecjana. Atena Partenos znajdowała się

dziesięć metrów nad nimi na szczycie świątyni, a nawet gdyby zdołali jej dosięgnąć, nie mogliby

skoczyć w cienie, dopóki nie zrobi się naprawdę ciemno. A do zachodu słońca pozostało jeszcze kilka

godzin.

Nie czuł odwagi, ale mimo to zrobił krok do przodu.

– A zatem nas dorwałeś. Na co więc czekasz?

Likaon przyglądał mu się jak nowemu rodzajowi mięsa na wystawie sklepu.

– Nico di Angelo… syn Hadesa. Słyszałem o tobie. Przepraszam, że nie mogę was szybko pozabijać, ale

obiecałem mojemu pracodawcy Orionowi, że zatrzymam was do jego przybycia. Gdy on już się z

wami załatwi, ja rozleję waszą krew i oznaczę to miejsce jako moje terytorium na wieczne czasy!

Nico zacisnął zęby.

– Krew herosów. Krew Olimpu.

– Oczywiście! – odpowiedział Likaon. – Rozlana na ziemię, a zwłaszcza poświęconą ziemię, krew

herosów ma wiele zastosowań. Za pomocą odpowiednich inkantacji może obudzić potwory, a nawet

bogów. Może sprawić, że pojawi się nowe życie albo jakieś miejsce będzie jałowe przez wiele

pokoleń. Niestety, wasza krew nie obudzi samej Gai. Ten zaszczyt został zarezerwowany dla waszych

kumpli na pokładzie „Argo II”. Ale nie lękajcie się. Wasza śmierć będzie niemal równie bolesna jak ich.

Page 161: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Trawa wokół stóp Nica zaczęła więdnąć. Aksamitki na klombach uschły. „Jałowa ziemia” – pomyślał. –

„Poświęcona ziemia”.

Przypomniał sobie tysiące szkieletów w Kaplicy Kości. Przypomniał sobie, co Hades powiedział o tym

placu, gdzie inkwizycja spaliła żywcem setki ludzi.

To jest starożytne miasto. Ilu umarłych leży w ziemi pod jego stopami?

– Trenerze – odezwał się – umiesz się wspinać?

Hedge prychnął.

– Jestem w połowie kozłem. Oczywiście, że umiem się wspinać!

– To idź do posągu i zabezpiecz go. Potem zrób drabinkę linową i zrzuć ją dla nas.

– Hm, ale ta wataha wilków…

– Reyna – powiedział Nico – ty i twoje psy musicie osłaniać nasz odwrót.

Likaon wybuchnął śmiechem brzmiącym jak wycie.

– Odwrót dokąd, synu Hadesa? Stąd nie ma ucieczki. Nie zdołasz nas zabić!

– Może nie – odparł Nico. – Ale mogę was spowolnić.

Rozłożył ręce i ziemia wybuchła.

Page 162: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico nie spodziewał się aż takiego efektu. Zdarzało mu się już wcześniej wyciągać spod ziemi kawałki

kości. Ożywiał szczurze szkielety i wykopał dziwaczną ludzką czaszkę. Nic jednak nie przygotowało go

na ścianę kości, która wyskoczyła w górę – setki kości udowych, żeber i kości strzałkowych spętały

wilki, tworząc kolczasty płot z ludzkich szczątków.

Większość wilków znalazła się w beznadziejnej pułapce. Niektóre wiły się i gryzły, usiłując uwolnić się

z tych improwizowanych klatek. Sam Likaon został unieruchomiony przez żebra, co jednak nie

powstrzymało go od wykrzykiwania przekleństw.

– Ty bezwartościowy chłopcze! – ryknął. – Oderwę ci ciało od kości!

– Trenerze, w górę! – zawołał Nico.

Satyr popędził w kierunku świątyni. Jednym skokiem dostał się na podium, po czym zaczął się

wspinać na kolumnę po lewej.

Dwa wilki wyrwały się zza gęstwiny kości. Reyna cisnęła swoim nożem, wbijając go jednemu z

wilkołaków w szyję. Jej psy rzuciły się na drugiego. Kły i pazury Aurum ześlizgnęły się po skórze wilka,

nie czyniąc mu krzywdy, ale Argentum pokonał bestię.

Jego łeb był wciąż wygięty w bok od czasu walki w Pompejach. Wciąż brakowało mu lewego

rubinowego oka, ale zdołał zatopić kły w futrze wilka, który rozpłynął się w kałużę cienia.

„Dzięki niech będą za srebrne psy” – pomyślał Nico.

Reyna dobyła miecza. Wyjęła garść srebrnych monet z bejsbolówki Hedge’a, wyciągnęła z torby

trenera taśmę izolacyjną i zaczęła przyklejać monety do ostrza. Dziewczyna była pomysłowa.

– Idź! – krzyknęła do Nica. – Będę cię osłaniała!

Page 163: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Wilki walczyły, krusząc i roztrzaskując kościany gąszcz. Likaon uwolnił swoje prawe ramię i zaczął się

przedzierać przez ogrodzenie z żeber.

– Obedrę cię żywcem ze skóry! – krzyknął. – Dodam ją do mojego płaszcza!

Nico puścił się pędem, zatrzymując się tylko na chwilę, żeby podnieść z ziemi srebrny scyzoryk Reyny.

Nie był kozłem, ale znalazł stopnie z drugiej strony świątyni i wbiegł na podium. Dotarł do baz kolumn

i spojrzał w górę na trenera Hedge’a, który siedział niepewnie u stóp Ateny Partenos, rozwijając linę i

wiążąc drabinkę.

– Pospiesz się! – wrzasnął Nico.

– Doprawdy? – odkrzyknął do niego trener. – Myślałem, że mamy masę czasu!

Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował Nico, był satyrowy sarkazm. Na dole, na placu kolejne wilki

wydostawały się z kościanych więzów. Reyna odganiała je swoim zmodyfikowanym monetami i

taśmą izolacyjną mieczem, ale kilka drobniaków nie miało szans zatrzymać sfory wilkołaków na długo.

Sfrustrowany Aurum warczał i kłapał pyskiem – nie mógł dorwać wroga. Argentum starał się jak mógł,

zatapiając pazury w gardle kolejnego wilkołaka, ale srebrny pies był uszkodzony. Wkrótce przewaga

nieprzyjaciela go pokona.

Likaon uwolnił obie ręce i zaczął wyciągać z więzów żeber nogi. Potrzebował raptem kilku sekund,

żeby się całkiem wyzwolić.

Nico nie miał już nowych sztuczek na podorędziu. Wezwanie tej ściany kości wyczerpało go. Cała

reszta jego energii pójdzie na podróż cieniem – zakładając, że w ogóle uda mu się znaleźć odpowiedni

cień do podróży.

Cień.

Page 164: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Spojrzał na trzymany w ręce scyzoryk. Przyszło mu coś do głowy – być może był to jego najgłupszy,

najbardziej szalony pomysł, od kiedy pomyślał: „Ej, dam Percy’emu popływać w Styksie! Pokocha

mnie za to!”.

– Reyna, właź na górę! – krzyknął.

Reyna uderzyła kolejnego wilkołaka w głowę i pobiegła. W pół kroku zakręciła mieczem, który

wydłużył się w oszczep, po czym posłużyła się nim jak tyczką do skoku. Wylądowała tuż obok Nica.

– Jaki masz plan? – zapytała, nawet nie zadyszana.

– Będę się popisywał – mruknął.

Z góry spadła lina z węzłami.

– Wspinać się, głupie niekozły! – wrzasnął Hedge.

– Idź – powiedział do niej Nico. – A gdy będziesz na górze, trzymaj się mocno liny.

– Nico…

– Zrób to!

Oszczep zwinął się z powrotem w miecz. Reyna wsunęła go do pochwy i zaczęła wspinaczkę, dając

sobie radę pomimo zbroi i dźwiganych zapasów.

Na placu nie było widać Aurum ani Argentum. Albo się wycofały, albo zostały zniszczone.

Likaon wydostał się z kościanej klatki z triumfalnym wyciem.

Page 165: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Będziesz za to cierpiał, synu Hadesa!

„Nie żeby to była jakaś nowość” – pomyślał Nico.

Ścisnął w ręce scyzoryk.

– Chodź tu, ty kundlu! A może musisz czekać jak grzeczny pies, aż pojawi się twój pan?

Likaon wyskoczył w powietrze z wyciągniętymi pazurami i obnażonymi kłami. Nico owinął sobie

wolną rękę liną i skupił się, aż po jego karku spłynął strumyczek potu.

Kiedy wilczy król runął na niego, Nico cisnął w pierś Likaona srebrny nóż. Zgromadzone wokół

świątyni wilki zawyły jednym głosem.

Król wilkołaków wbił pazury w ręce Nica. Jego kły zatrzymały się o kilka centymetrów od twarzy

chłopaka. Nico zignorował własny ból i wbił scyzoryk aż po rękojeść między żebra Likaona.

– Przydaj się na coś, psie – warknął. – Wracaj do cienia.

Likaon przewrócił oczami i rozpłynął się w kałużę atramentowej ciemności.

W tej samej chwili kilka rzeczy wydarzyło się naraz. Rozwścieczona wataha wilków skoczyła do

przodu. A z pobliskiego dachu rozległ się dudniący głos:

– ZATRZYMAĆ ICH!

Nico usłyszał niedający się pomylić z niczym dźwięk naciągania wielkiego łuku.

Page 166: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

A następnie wtopił się w kałużę cienia Likaona, zabierając ze sobą swoich przyjaciół i Atenę Partenos

– zanurzył się w chłodny eter bez żadnego pojęcia, gdzie tym razem się wynurzy.

XVII

PIPER

Piper nie była w stanie uwierzyć, jak trudno jest znaleźć śmiertelną truciznę.

Całe rano wraz z Frankiem przeszukiwali port w Pylos. Frank zabrał ze sobą tylko Piper, zakładając, że

magiczny głos mógłby okazać się użyteczny, gdyby wpadli na jego zmiennokształtnych pobratymców.

Okazało się jednak, że bardziej przydał się jej miecz. Dotychczas zabili lajstrygońskiego ogra w

piekarni, walczyli z gigantycznym guźcem na placu i pokonali stado ptaków stymfalijskich za pomocą

dobrze wycelowanych warzyw z kornukopii Piper.

Cieszyło ją, że miała coś do roboty. Dzięki temu nie musiała rozmyślać o rozmowie ze swoją matką

poprzedniego wieczora – o tym posępnym okruchu przyszłości, o którym Afrodyta zabroniła jej

komukolwiek mówić…

Jak na razie w Pylos największym wyzwaniem dla Piper okazały się rozwieszone po całym mieście

plakaty reklamujące najnowszy film jej taty. Plakaty były po grecku, ale Piper wiedziała, co jest na

nich napisane: TRISTAN MCLEAN JAKO JAKE STEEL: KRWAWY PODPIS.

Page 167: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Bogowie, co za okropny tytuł. Piper tak bardzo by chciała, żeby ojciec nigdy nie zgodził się zagrać w

serii o Jake’u Steelu, ale ta postać stała się jedną z jego najpopularniejszych ról. I oto był na plakacie,

w koszuli rozpiętej, by ukazać doskonałą muskulaturę torsu (fuj, tato!), z kałasznikowem w każdej

ręce, z łajdackim uśmiechem na pooranej twarzy.

Po drugiej stronie świata, w maleńkim miasteczku, do którego nikt nie zagląda, znalazła swojego tatę.

Sprawiło to, że Piper poczuła jednocześnie smutek, zagubienie, tęsknotę za domem i irytację. Życie

trwało dalej. Podobnie jak Hollywood. Kiedy jej tato udawał, że ratuje świat, Piper wraz z przyjaciółmi

naprawdę musiała to zrobić. Za osiem dni, jeśli Piper nie uda się zrealizować planu, który objaśniła jej

Afrodyta… cóż, nie będzie już żadnych filmów, kin ani ludzi.

Około pierwszej po południu wreszcie użyła magicznego głosu. Rozmawiała ze starożytnym greckim

duchem w pralni samoobsługowej (w skali od jednego do dziesięciu w zestawieniu dziwacznych

konwersacji ta niewątpliwie zarobiła jedenaście punktów) i otrzymała wskazówki, jak dotrzeć do

antycznej twierdzy, gdzie ponoć zwykli się spotykać zmiennokształtni potomkowie Periklymenosa.

Po żmudnej wędrówce po wyspie w popołudniowym upale odnaleźli jaskinię wydrążoną w połowie

wznoszącego się nad plażą klifu. Frank nalegał, żeby Piper zaczekała na niego na dole, podczas gdy on

sprawdzi to miejsce.

Piper nie bardzo się to podobało, ale stała posłusznie na plaży, spoglądając zmrużonymi oczami ku

wejściu do groty, w nadziei że nie wpakowała Franka w śmiertelną pułapkę.

Za nią u stóp wzgórz rozciągał się pas białego piasku. Plażowicze rozłożyli się na kocach. Małe dzieci

pluskały się w falach. Błękitne morze połyskiwało zachęcająco.

Piper marzyła o surfowaniu w tych wodach. Obiecała Hazel i Annabeth, że kiedyś nauczy je tego

sportu, jeśli odwiedzą ją w Malibu… jeśli Malibu będzie nadal istniało po pierwszym sierpnia.

Spojrzała w górę, ku wierzchołkowi klifu. Na jego krawędzi przycupnęły ruiny starego zamku. Piper

nie była pewna, czy jest to część kryjówki zmiennokształtnych, czy nie. Na blankach nie było widać

żadnego ruchu. Wejście do jaskini znajdowało się około dwudziestu metrów od krawędzi klifu –

okrągła czarna dziura w kredowej żółtej skale, przypominająca gigantyczną strugaczkę do ołówków.

Page 168: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Duch z pralni nazwał ją Grotą Nestora. Starożytny król Pylos zgromadził tu ponoć skarby w okresie

niebezpieczeństwa. Duch twierdził również, że Hermes ukrył tu kiedyś stado ukradzione Apollinowi.

Krowy.

Piper wzdrygnęła się. Kiedy była mała, jej tato przewiózł ją obok przetwórni mięsa w Chino. Smród

wystarczył, żeby została wegetarianką. Od tamtego czasu na samą myśl o krowach robiło się jej słabo.

A jej doświadczenia z wolooką królową Herą, weneckimi katobleponami oraz obrazy upiornego bydła

śmierci w Domu Hadesa nie pomagały.

Piper zaczęła właśnie nabierać przekonania, że Frank zniknął na zdecydowanie zbyt długo, kiedy jej

przyjaciel pojawił się w otworze jaskini. Obok niego stał wysoki siwowłosy mężczyzna w garniturze z

białego lnu i jasnożółtym krawacie. Ten starszy mężczyzna włożył w dłonie Franka jakiś niewielki

błyszczący przedmiot – coś wyglądającego jak kamień lub kawałek szkła. Zamienił z chłopakiem parę

słów. Frank przytaknął z powagą. A następnie mężczyzna przemienił się w mewę i odleciał.

Frank ostrożnie zszedł do Piper ścieżką.

– Znalazłem ich – powiedział.

– Zauważyłam. Wszystko w porządku?

Wpatrywał się w mewę lecącą ku horyzontowi.

Krótko obcięte włosy Franka sterczały w przód niczym strzała, przez co jego wzrok wydawał się

jeszcze bardziej przenikliwy. Jego rzymskie odznaki – corona muralis, centurion, praetor – połyskiwały

na kołnierzyku koszuli. Tatuaż SPQR ze skrzyżowanymi włóczniami Marsa na przedramieniu był

wyraźnie widoczny w pełnym słońcu.

Frank wyglądał dobrze w nowych ciuchach. Ogromny guziec paskudnie obślinił jego poprzednie

ubranie, więc Piper zabrała go na ratunkowe zakupy w Pylos. Teraz miał na sobie nowe czarne dżinsy,

buty z miękkiej skóry i ciemnozieloną, dobrze dopasowaną koszulkę polo. Ta koszulka nieco go

peszyła. Przyzwyczaił się do chowania swojej ciężkiej sylwetki w workowatych ciuchach, ale Piper

Page 169: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

zapewniła go, że nie musi się już o to martwić. Od nagłego zrywu w Wenecji znakomicie dorósł do

swojego rozmiaru.

„Nie zmieniłeś się, Frank”, powiedziała mu. „Jesteś po prostu bardziej sobą”.

Dobrze, że Frank Zhang był nadal taki słodki i łagodny. Inaczej można by się go przestraszyć.

– Frank? – ponagliła go cicho.

– Tak, przepraszam. – Skupił na niej wzrok. – Moi, hm… kuzyni, chyba można ich tak nazwać…

mieszkają tu od wielu pokoleń i wszyscy pochodzą od Argonauty Periklymenosa. Opowiedziałem im

moje dzieje: jak moja rodzina wywędrowała z Grecji do Rzymu, a następnie do Chin i dalej do Kanady.

Opowiedziałem im o duchu legionisty, który w Domu Hadesa nakazał mi udać się do Pylos. Oni… oni

nie sprawiali wrażenia zaskoczonych. Powiedzieli, że to się już zdarzało – dawno zaginieni krewni

wracający do domu.

Piper wyczuła w jego głosie melancholię.

– Spodziewałeś się czegoś innego.

Wzruszył ramionami.

– Bardziej wylewnego powitania. Baloników. Nie wiem. Babcia powtarzała mi, że ja zamknę koło –

przyniosę zaszczyt rodzinie i tak dalej. Ale moi tutejsi kuzyni… zachowywali się chłodno i z dystansem,

jakby nie chcieli mnie tutaj. Chyba nie podobało im się, że jestem synem Marsa. I szczerze mówiąc,

nie wydaje mi się też, żeby podobało im się, że jestem Chińczykiem.

Piper utkwiła wzrok w niebie. Mewa dawno już znikła, i w sumie dobrze. Mogłoby ją podkusić, żeby

zestrzelić ptaka z nieba wędzoną szynką.

– Skoro twoi kuzyni tak myślą, to znaczy, że są idiotami. Nie mają pojęcia, jaki jesteś wspaniały.

Page 170: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Frank przestępował z nogi na nogę.

– Zrobili się nieco bardziej przyjaźni, kiedy dowiedzieli się, że tylko tędy przejeżdżam. Dostałem od

nich prezent na pożegnanie.

Otwarł dłoń, ukazując błyszczącą metalową buteleczkę nie większą od zakraplacza do oczu.

Piper powstrzymała chęć cofnięcia się o krok.

– To trucizna?

Frank potaknął.

– Nazywają ją „miętą z Pylos”. Wygląda na to, że ta roślina wyrosła z krwi nimfy, która w

starożytności umarła na pobliskiej górze. Nie dopytywałem o szczegóły.

Buteleczka była taka maleńka… Piper obawiała się, czy to wystarczy. Normalnie wcale nie miałaby

ochoty na więcej śmiertelnej trucizny. Nie była też pewna, jak to ma im pomóc w sporządzaniu tak

zwanego lekarstwa lekarza, o którym wspomniała Nike. Ale skoro ten lek miałby naprawdę oszukać

śmierć, to Piper chciałaby otrzymać sześciopak – po dawce dla każdego z jej przyjaciół.

Frank obracał buteleczkę w palcach.

– Szkoda, że nie ma tu Witeliusza Reticulusa.

Piper nie była pewna, czy dobrze go usłyszała.

– Jakiego Tetriculusa?

Page 171: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Na ustach Franka pojawił się uśmieszek.

– Gajusz Witeliusz Reticulus, choć faktycznie nazywaliśmy go czasem Tetriculus. To jeden z larów

Piątej Kohorty. Niezły żartowniś, ale poza tym syn Eskulapa, boga uzdrowiciela. Jeśli ktokolwiek

miałby szanse wiedzieć coś o tym lekarstwie lekarza… to on.

– Przydałby nam się bóg uzdrowiciel – rozmarzyła się Piper. – Znacznie bardziej niż wrzeszcząca

spętana bogini zwycięstwa, którą mamy na pokładzie.

– Ej no, ty i tak masz szczęście. Moja kabina znajduje się najbliżej stajni. Słyszę jej wrzaski przez całą

noc: PIERWSZE MIEJSCE ALBO ŚMIERĆ! SZÓSTKA Z MINUSEM TO OCENA NIEDOSTATECZNA! Leo

naprawdę powinien wymyślić coś lepszego niż moja stara skarpeta jako knebel.

Piper wzdrygnęła się. Nadal nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wzięcie bogini jako jeńca miało być

dobrym pomysłem. Im wcześ­niej pozbędą się Nike, tym lepiej.

– A zatem twoi kuzyni… nie dali ci żadnej rady co do następnych kroków? Na przykład tego spętanego

boga, którego mamy znaleźć w Sparcie?

Frank sposępniał.

– Owszem. Obawiam się, że oni mają na ten temat własne zdanie. Wracajmy na okręt, to wam o

wszystkim opowiem.

Piper ledwie czuła nogi. Zastanawiała się, czy zdołałaby przekonać Franka do przemiany w wielkiego

orła i zaniesienia jej na statek, ale zanim zdążyła o to zapytać, usłyszała za sobą kroki na piasku.

– Witajcie, mili turyści! – Szczerzył się do nich zarośnięty rybak w białej kapitańskiej czapce i z ustami

pełnymi złotych zębów. – Może przejażdżkę łódką? Bardzo tanio!

Page 172: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Wskazał na brzeg, gdzie czekała niewielka motorówka.

Piper uśmiechnęła się do niego szeroko. Uwielbiała okazje do rozmów z tubylcami.

– Tak, prosimy – odparła swoim najlepszym magicznym głosem. – Chcemy, żeby nas pan zabrał w

bardzo szczególne miejsce.

Szyper wysadził ich na „Argo II” zakotwiczony pół kilometra od wybrzeża. Piper wcisnęła mu do ręki

zwitek banknotów euro.

Nie unikała posługiwania się magicznym głosem w stosunku do śmiertelników, ale postanowiła być w

takich przypadkach tak uczciwa i ostrożna, jak to tylko możliwe. Skończyły się czasy kradzieży drogich

samochodów w salonach.

– Dziękuję – powiedziała do niego. – A gdyby ktoś pytał, obwiózł nas pan wokół wyspy i pokazał nam

ruiny. Następnie wysadził nas pan przy dokach w Pylos. I nigdy nie widział pan wielkiego okrętu

wojennego.

– Żadnego okrętu wojennego – przytaknął kapitan. – Dziękuję, mili Amerykanie!

Wspięli się na pokład „Argo II” i Frank uśmiechnął się do niej nieśmiało.

– Cóż… miło się z tobą zabijało potworne guźce.

Piper roześmiała się.

– Cała przyjemność po mojej stronie, panie Zhang.

Uścisnęła go, co go zdecydowanie speszyło, ale ona po prostu lubiła Franka. Nie tylko był dobrym i

rozumiejącym chłopakiem dla Hazel, ale też ilekroć Piper widziała na jego kołnierzyku dawną

pretorską odznakę Jasona, czuła do niego wdzięczność za to, że zgłosił się i przyjął to stanowisko.

Page 173: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zdjął z ramion Jasona ogromną odpowiedzialność i pozwolił mu pójść nową ścieżką w Obozie

Herosów (Piper miała taką nadzieję)… zakładając oczywiście, że uda im się przeżyć najbliższe osiem

dni.

Załoga zgromadziła się na pospiesznie zwołanym zebraniu na przednim pokładzie – głównie dlatego

że Percy nie spuszczał oka z ogromnego czerwonego węża morskiego płynącego za lewą burtą.

– On naprawdę jest czerwony – wymamrotał Percy. – Ciekawe, czy smakuje truskawkami.

– Może popłyniesz, żeby to sprawdzić? – rzuciła Annabeth.

– Może nie.

– Słuchajcie – powiedział Frank – według moich kuzynów z Pylos spętanym bogiem, którego szukamy

w Sparcie, jest mój ojciec… hm, to znaczy Ares, nie Mars. Wygląda na to, że Spartanie trzymali jego

zakuty w łańcuchy posąg w mieście, żeby duch wojny nigdy ich nie opuszczał.

– O-kej – odezwał się Leo. – Spartanie byli nieźle pokręceni. Jasne, my pod pokładem mamy spętaną

Wiktorię, więc chyba nie wypada nam tego krytykować.

Jason oparł się o przednią balistę.

– A zatem do Sparty. Tylko jak puls spętanego boga ma nam pomóc w znalezieniu lekarstwa na

śmierć?

Napięcie w jego twarzy mówiło Piper, że Jason wciąż cierpi. Przypomniały jej się słowa Afrodyty: „To

nie tylko rana od miecza, moja kochana. To paskudna prawda, którą ujrzał na Itace. Jeśli ten biedak

nie zachowa siły, ta prawda przegryzie go na wylot”.

– Piper? – spytała Hazel.

Page 174: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Drgnęła.

– Przepraszam. Co?

– Pytałam cię o wizje – podpowiedziała Hazel. – Mówiłaś, że coś widziałaś w ostrzu swojego sztyletu?

– Hm… tak. – Piper niechętnie wyjęła Zwierciadło z pochwy.

Od kiedy wbiła go w pierś śnieżnej bogini Chione, wizje w ostrzu sztyletu stały się zimne i surowe

niczym obrazy wyrzeźbione w lodzie. Widziała orły krążące nad Obozem Herosów, widziała falę ziemi

niszczącą Nowy Jork. Oglądała sceny z przeszłości: ojca pobitego i związanego na szczycie Mount

Diablo, Jasona i Percy’ego walczących w rzymskim Koloseum, boga rzeki Acheloosa wyciągającego do

niej ręce, błagającego o zwrot kornukopii, którą odcięła z jego głowy.

– Ja, no… – Usiłowała odzyskać jasność myśli. – Nie widzę w tej chwili nic. Ale jedna wizja wciąż się

pojawiała. Annabeth i ja przeszukujące jakieś ruiny…

– Ruiny! – Leo zatarł ręce. – Wreszcie jakiś konkret. Ile ruin może być w Grecji?

– Zamknij się, Leo – upomniała go Annabeth. – Jak myślisz, Piper, to mogła być Sparta?

– Może – odparła Piper. – W każdym razie… nagle znalazłyśmy się w miejscu ciemnym jak jakaś

jaskinia. I wpatrywałyśmy się w brązowy posąg wojownika. W tej wizji ja dotykam jego twarzy i wokół

nas zaczynają tańczyć płomienie. To wszystko, co widziałam.

– Płomienie – skrzywił się Frank. – Nie podoba mi się ta wizja.

– Mnie też nie. – Percy zerkał jednym okiem na czerwonego węża morskiego, który wciąż przemykał

przez fale jakieś sto metrów po lewej. – Jeśli ten posąg otacza ludzi ogniem, powinniśmy tam wysłać

Leona.

Page 175: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Też cię kocham, chłopie.

– Wiesz, co mam na myśli. Jesteś ognioodporny. Albo, niech cię, daj mi jeden z tych miłych wodnych

granatów i ja mogę iść. Ares i ja znamy się nie od dziś.

Annabeth wpatrywała się w linię brzegową Pylos, niknącą już w oddali.

– Skoro Piper widziała nas dwie szukające tego posągu, to znaczy, że to my mamy pójść. Nic nam się

nie stanie. Zawsze znajdzie się sposób, żeby przetrwać.

– Nie zawsze – ostrzegła ją Hazel.

Ponieważ była jedyną w grupie, która rzeczywiście kiedyś umarła i wróciła do życia, jej uwaga nieco

zrujnowała nastrój.

Frank pokazał wszystkim buteleczkę z miętą z Pylos.

– A co z tym? Po Domu Hadesa miałem w sumie nadzieję, że skończyliśmy z piciem trucizn.

– Ukryj ją bezpiecznie w schowku – poradziła Annabeth. – Na razie to jedyne, co możemy zrobić. Gdy

już wymyślę coś w sprawie tego spętanego boga, popłyniemy w kierunku wyspy Delos.

– Przekleństwo delijskie – przypomniała sobie Hazel. – Brzmi rozrywkowo.

– Mam nadzieję, że będzie tam Apollo – powiedziała Annabeth. – Delos była jego rodzinną wyspą. A

on jest bogiem medycyny. Powinien być w stanie udzielić nam rad.

Piper przypomniała sobie słowa Afrodyty: „Musisz zasypać przepaść między Rzymianami a Grekami,

moje dziecko. Ani burza, ani ogień nie poradzą sobie bez ciebie”.

Page 176: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Afrodyta ostrzegła ją przed tym, co miało nadejść, powiedziała jej, co Piper musi zrobić, żeby

powstrzymać Gaję. Ale czy będzie miała odwagę… tego Piper nie wiedziała.

Po lewej stronie od dziobu truskawkowy wąż morski plunął parą.

– Aha, on nas zdecydowanie śledzi – uznał Percy. – Może powinniśmy na chwilę wzbić się w

powietrze.

– A zatem w powietrze! – zawołał Leo. – Festusie, czyń honory!

Brązowa figura dziobowa smoka zatrzeszczała i zastukała. Silnik statku zamruczał. Wiosła uniosły się,

rozszerzając się w powietrzne łopaty i wydając przy tym dźwięk, jakby ktoś otworzył dziewięćdziesiąt

parasoli naraz, po czym „Argo II” wzniósł się ku niebu.

– Do rana powinniśmy dotrzeć do Sparty – oznajmił Leo. – I nie zapomnijcie, ludziki, wpaść

wieczorem do mesy, ponieważ Mistrz Kuchni Leo przygotowuje swoje słynne superostre burrito z

tofu!

XVIII

PIPER

Piper nie miała ochoty być celem okrzyków trójnogiego stolika.

Page 177: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Kiedy Jason odwiedził ją tego wieczoru w kabinie, upewniła się, że drzwi zostały otwarte, ponieważ

cudowny stolik Buford traktował obowiązki przyzwoitki bardzo poważnie. Gdyby miał choćby

najmniejsze podejrzenia, że dziewczyna i chłopak przebywają bez nadzoru w tej samej kabinie,

poklekotałby korytarzem, buchając parą, a holograficzna projekcja trenera Hedge’a wrzeszczałaby:

KONIEC Z TYM! DWADZIEŚCIA POMPEK! ZAŁÓŻ COŚ NA SIEBIE!

Jason usiadł w nogach koi Piper.

– Zaraz idę na wachtę. Chciałem tylko sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku.

Dziewczyna trąciła go w nogę stopą.

– Facet, którego przebito mieczem, chce sprawdzać, czy mnie się nic nie stało? Jak ty się czujesz?

Rzucił jej krzywy uśmiech. Twarz miał tak opaloną po dniach spędzonych na afrykańskim wybrzeżu, że

blizna na wardze wyglądała jak narysowana kredą. Błękitne oczy były jeszcze bardziej zaskakujące.

Jasne włosy odrosły, choć przez środek głowy wciąż biegła przecinka w miejscu, gdzie został trafiony

kulą ze skałkówki rozbójnika Skirona. Skoro nawet zadraśnięcie niebiańskim spiżem tak długo się

goiło, Piper zastanawiała się, jak Jason poradzi sobie z raną w brzuchu zadaną cesarskim złotem.

– Bywało gorzej – zapewnił ją Jason. – Kiedyś w Oregonie drakaina odcięła mi ręce.

Piper zamrugała powiekami, po czym klepnęła go lekko po ramieniu.

– Zamknij się.

– Na moment cię nabrałem.

Trzymali się za ręce w miłym milczeniu. Przez chwilę Piper prawie zdołała sobie wyobrazić, że są

normalnymi nastolatkami, cieszącymi się wzajemnie swoim towarzystwem i uczącymi się być parą.

Page 178: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jasne, spędzili z Jasonem kilka miesięcy w Obozie Herosów, ale zawsze ciążyła nad nimi wizja wojny z

Gają. Piper zastanawiała się, jak by to było, gdyby nie musieli całymi dniami martwić się, że zginą.

– Jeszcze ci nie podziękowałem. – Jason spoważniał. – Wtedy na Itace, kiedy zobaczyłem moją

mamę… to, co z niej zostało, jej manię… Kiedy zostałem ranny, to ty nie pozwoliłaś mi odejść, Pipes.

Jakaś część mnie… – Głos mu się załamał. – Jakaś część mnie chciała zamknąć oczy i zaprzestać walki.

Serce Piper ścisnęło się. Poczuła w palcach własny puls.

– Jason… jesteś wojownikiem. Nigdy się nie poddajesz. Kiedy stanąłeś twarzą w twarz z duchem

twojej matki – to ty byłeś silny. Nie ja.

– Może. – Jego głos brzmiał sucho. – Nie chciałem cię tak obciążać, Pipes. Chodzi tylko o to, że… ja

mam DNA mojej mamy. Ludzka cząstka pochodzi wyłącznie od niej. Co, jeśli podejmę złe decyzje? Co,

jeśli popełnię jakiś nieodwracalny błąd, kiedy będziemy walczyć z Gają? Nie chcę skończyć jak moja

mama – zredukowany do manii, przeżywając bez końca swoje żale.

Piper ujęła jego dłonie w swoje. Czuła się tak, jakby znów była na pokładzie „Argo II” z trzymanym w

rękach lodowym granatem Boreadów na moment przed detonacją.

– Podejmiesz dobre decyzje – powiedziała. – Nie wiem, co stanie się z nami wszystkimi, ale ty nigdy

nie skończysz jak twoja mama.

– Jak możesz być tego pewna?

Piper wpatrywała się w tatuaż na jego przedramieniu – SQPR, orzeł Jowisza, dwanaście linii za kolejne

lata w legionie.

– Mój tato miał taką opowieść o podejmowaniu decyzji… – Potrząsnęła głową. – Nie, nieważne.

Zaczynam mówić jak dziadek Tom.

– Mów – odparł Jason. – Jaka to opowieść?

Page 179: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Cóż… dwóch czirokeskich myśliwych wybrało się do lasu, tak? Każdego z nich obowiązywało tabu.

– Tabu, czyli coś, czego nie wolno im było robić?

– Aha. – Piper zaczęła się rozluźniać. Zastanawiała się, czy dlatego jej ojciec i dziadek zawsze lubili

opowiadać. Nawet najbardziej przerażający temat można uczynić łatwiejszym do rozmowy, jeśli

przedstawi się go jako coś, co przydarzyło się czirokeskim myśliwym setki lat temu. Weź problem i

zamień go w rozrywkę. Może dlatego jej tato został aktorem.

– No więc jeden z tych myśliwych – ciągnęła – miał nie jeść mięsa jelenia. Drugiemu nie wolno było

jeść wiewiórek.

– Dlaczego?

– Ej, nie mam pojęcia. Niektóre czirokeskie tabu dotyczą wszystkich, jak zakaz zabijania orłów. –

Dotknęła symbolu na przedramieniu Jasona. – To przynosi nieszczęście prawie każdemu. Ale czasami

jakiś Czirokez przyjmuje tymczasowe tabu – czasami chce oczyścić ducha, a czasem wie ze

wsłuchiwania się w świat duchów albo z innego źródła, że takie tabu jest ważne. Oni kierują się

instynktem.

– Dobra. – Jason nie sprawiał wrażenia przekonanego. – Wróćmy do tych dwóch myśliwych.

– Byli w lesie na polowaniu przez cały dzień. Udało im się upolować jedynie wiewiórki. Wieczorem

rozbili obóz i ten myśliwy, który mógł jeść wiewiórki, zaczął je piec na ogniu.

– Mniam.

– Kolejny powód, dla którego jestem wegetarianką. W każdym razie ten drugi myśliwy, ten, któremu

nie wolno było jeść wiewiórczego mięsa, był głodny. Siedział, trzymając się za brzuch, podczas gdy

jego towarzysz się pożywiał. W końcu pierwszy myśliwy poczuł się nieswojo. „Daj spokój”, powiedział.

„Zjedz trochę”. Ale drugi myśliwy oparł się pokusie. „To moje tabu. Wpakuję się w poważne kłopoty.

Zapewne zmienię się w węża albo coś w tym rodzaju”. Pierwszy myśliwy roześmiał się. „Skąd

Page 180: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

przyszedł ci do głowy taki idiotyczny pomysł? Nic ci się nie stanie. A jutro możesz wrócić do unikania

wiewiórczego mięsa”. Drugi myśliwy wiedział, że nie powinien tego robić, ale zjadł.

Jason przejechał palcem po jej dłoni, co trochę utrudniło koncentrację.

– I co się stało?

– W środku nocy drugi myśliwy obudził się, krzycząc z bólu. Pierwszy podbiegł do niego, żeby

sprawdzić, co się stało. Odrzucił przykrycie i zobaczył, że nogi jego towarzysza połączyły się w

skórzasty ogon. Widział, jak całe jego ciało pokrywa wężowa skóra. Nieszczęsny myśliwy płakał,

przepraszał duchy i krzyczał ze strachu, ale nic nie dało się zrobić. Pierwszy został przy jego boku i

usiłował go pocieszać, aż w końcu nieszczęśnik całkowicie przemienił się w ogromnego węża i

odpełzł. Koniec.

– Uwielbiam czirokeskie opowieści – powiedział Jason. – Są takie radosne.

– Aha, no.

– Czyli ten koleś zamienił się w węża. A morał jest taki: Frank jadł wiewiórki?

Roześmiała się i było jej z tym dobrze.

– Nie, głuptasie. Chodzi o to, żeby ufać swojemu instynktowi. Mięso wiewiórek może być w porządku

dla jednego człowieka, ale stanowić tabu dla drugiego. Ten drugi myśliwy wiedział, że ma w sobie

ducha węża czekającego, żeby go przejąć. Wiedział, że nie powinien go karmić, jedząc wiewiórcze

mięso, ale to zrobił.

– A zatem… to ja nie powinienem jeść wiewiórek.

Piper poczuła ulgę na widok błysku w jego oczach. Pomyślała o czymś, z czego zwierzyła się jej kilka

dni temu Hazel: „Sądzę, że Jason jest podporą całego planu Hery. Był jej pierwszym pionkiem i będzie

ostatnim”.

Page 181: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Chodzi mi o to – powiedziała Piper, szturchając go w pierś – że ty, Jasonie Grace, znasz doskonale

swoje własne złe duchy i robisz, co możesz, żeby ich nie karmić. Masz potężny instynkt i wiesz, jak za

nim podążać. Jakiekolwiek mógłbyś mieć irytujące cechy, jesteś naprawdę dobrym człowiekiem, który

zawsze usiłuje podjąć właściwą decyzję. A więc nie mówmy już o poddawaniu się.

Jason zmarszczył brwi.

– Czekaj. Ja mam irytujące cechy?

Przewróciła oczami.

– Chodź tutaj.

Zamierzała go pocałować, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

Do kajuty zajrzał Leo.

– Macie imprezę? Jestem zaproszony?

Jason odchrząknął.

– Cześć, Leo. Co się dzieje?

– Nic takiego. – Wskazał w górę schodów. – Nieuprzejme wiatry jak zwykle usiłują zniszczyć statek.

Gotowy na wachtę?

– Aha. – Jason nachylił się i pocałował Piper. – Dzięki. I nie martw się. U mnie wszystko w porządku.

Page 182: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– O to mi właśnie chodziło – powiedziała mu.

Kiedy chłopcy wyszli, Piper położyła się na poduszkach wypchanych puchem pegazów i przyglądała

się konstelacjom, które jej lampa rzucała na sufit. Nie sądziła, że zdoła usnąć, ale cały dzień walki z

potworami w letnim upale dawał jej się we znaki. W końcu zamknęła oczy i odpłynęła w świat

koszmarów.

Akropolis.

Piper nigdy tam nie była, ale rozpoznawała to miejsce ze zdjęć – starożytna forteca usadowiona na

wzgórzu niemal tak imponującym jak Gibraltar. Wznosząca się ponad sto metrów nad nocne Ateny

stroma skarpa zwieńczona była koroną wapiennych ścian. Na samym szczycie zbiorowisko

rozwalonych świątyń i współczesnych żurawi srebrzyło się w świetle księżyca.

W swoim śnie Piper szybowała nad Partenonem – starożytną świątynią Ateny. Lewą ścianę tego

pustego wewnątrz budynku pokrywały metalowe rusztowania.

Wzgórze wyglądało tak, jakby śmiertelnicy opuścili je wiele dni temu, zapewne z powodu kryzysu w

Grecji. A może siły Gai znalazły jakiś pretekst, żeby nie dopuścić tu turystów i robotników

budowlanych.

Wizja Piper skupiła się na centrum świątyni. Zebrało się tu tylu gigantów, że wyglądało to jak impreza

sekwoi. Piper rozpoznała kilku: okropni bliźniacy z Rzymu, Otis i Efialtes, ubrani w identyczne

kombinezony robocze; Polybotes, wyglądający dokładnie tak, jak opisał go Percy, z trucizną

spływającą z dredów i napierśnikiem wykutym w głodne paszcze; najgorszy ze wszystkich Enkelados,

gigant, który porwał tatę Piper. Na jego zbroi widniały wyryte płomienie, a we włosy miał wplecione

kości. Jego włócznia wielkości masztu płonęła fioletowym ogniem.

Piper słyszała, że każdy z gigantów urodził się jako przeciwnik konkretnego boga, ale w Partenonie

zgromadziło się ponad dwunastu. Doliczyła się co najmniej dwudziestu, a jakby to nie było dość

przerażające, wokół stóp gigantów tłoczyły się hordy pomniejszych potworów – cyklopi, ogry,

sześcioramienni gegeni i drakainy o wężowych nogach.

W samym środku tłumu stał pusty prowizoryczny tron z powyginanych rusztowań i bloków

kamiennych zrzuconych tu chaotycznie z ruin.

Page 183: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Piper widziała, jak kolejny gigant wspina się ociężale po schodach na drugim końcu Akropolis. Nosił

ogromny welurowy dres, złote łańcuchy na szyi i miał wypomadowane włosy, wyglądał więc jak

dziesięciometrowy gangster – tylko że gangsterzy nie mają smoczych stóp i ciemnopomarańczowej

skóry. Gigantyczny mafioso pobiegł w kierunku Partenonu i wpadł do środka, miażdżąc po drodze

kilku gegenów. Zatrzymał się i łapał oddech u stóp tronu.

– Gdzie jest Porfyrion? – zapytał głośno. – Przynoszę wieści!

Stary wróg Piper Enkelados zrobił krok do przodu.

– Jak zwykle się spóźniasz, Hippolitosie. Mam nadzieję, że twoje wieści są warte naszego oczekiwania.

Król Porfyrion powinien…

Ziemia pod ich stopami rozstąpiła się. Ze szczeliny wyskoczył jak wieloryb jeszcze większy gigant.

– Król Porfyrion już tu jest – oznajmił król.

Wyglądał dokładnie tak samo, jak Piper zapamiętała go z Wilczego Domu w Sonomie. Ze swoimi

dwunastoma metrami wzrostu górował nad braćmi. Po prawdzie, uświadomiła sobie Piper z

uczuciem mdłości, był tych samych rozmiarów co posąg Ateny Partenos, stojący niegdyś w tej

świątyni. W jego zaplecionych włosach koloru wody morskiej połyskiwała broń zdobyta na herosach.

Jasnozielona twarz promieniała okrucieństwem, oczy były białe jak Mgła. Ciało jak gdyby posiadało

własną siłę przyciągania – wszystkie pozostałe potwory jakby skupiały się wokół niego. Piasek i

kamienie leciały po ziemi, przyciągane przez potężne smocze stopy.

Mafioso imieniem Hippolitos ukląkł.

– Mój królu, przynoszę wieści o nieprzyjacielu!

Porfyrion zasiadł na tronie.

Page 184: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Mów.

– Statek herosów płynie wokół Peloponezu. Zdołali już zniszczyć duchy na Itace i schwytać boginię

Nike w Olimpii!

Tłum potworów poruszył się niespokojnie. Jeden z cyklopów zaczął obgryzać paznokcie. Dwie

drakainy wymieniły się monetami, jakby obstawiały u bukmachera zakłady o koniec świata.

Porfyrion tylko się roześmiał.

– Czy pragniesz zabić swojego wroga Hermesa i zostać posłańcem gigantów, Hippolitosie?

– Tak, mój królu!

– W takim razie musisz się nauczyć przynosić świeższe wiadomości. O tym wszystkim już wiem. Nic z

tego nie ma znaczenia! Herosi obrali trasę, której się spodziewaliśmy. Byliby głupcami, gdyby wybrali

jakąś inną.

– Ale, panie, oni rano dotrą do Sparty! Jeśli uda im się spuścić ze smyczy machai…

– Idiota! – Głos Porfyriona zatrząsł ruinami. – Nasz brat Mimas czeka na nich w Sparcie. Nie musisz się

martwić. Herosi nie zdołają zmienić swojego przeznaczenia. Cokolwiek zrobią, ich krew zostanie

rozlana na tych kamieniach, aby obudzić Matkę Ziemię!

Zgromadzeni ryknęli na wiwat, wymachując bronią. Hippolitos ukłonił się i wycofał, ale do tronu

zbliżył się inny gigant.

Piper zauważyła ze zdumieniem, że był to gigant płci żeńskiej. Nie żeby było to łatwo rozpoznać.

Gigantka miała takie same smocze nogi i takie same długie zaplecione włosy. Była równie wysoka i

masywna jak mężczyźni, ale jej napierśnik osłaniał zdecydowanie kobiece kształty. Głos miała wyższy i

piskliwy.

Page 185: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ojcze! – zawołała. – Pytam ponownie: dlaczego tutaj, w tym miejscu? Dlaczego nie na samym

zboczu góry Olimp? Z pewnością…

– Peribojo – warknął król – to zostało już postanowione. Góra Olimp to obecnie nagi szczyt. Nie

przysporzy nam chwały. A tu, w sercu greckiego świata, korzenie bogów są głębokie. Istnieją starsze

świątynie, ale ten tu Partenon najlepiej przechował ich pamięć. W świadomości śmiertelników to

najpotężniejszy symbol Olimpijczyków. Kiedy zostanie tu rozlana krew ostatnich herosów, Akropolis

legnie w gruzach. To wzgórze runie, całe miasto zostanie pochłonięte przez Matkę Ziemię. A my

zostaniemy panami stworzenia!

Tłum wył i ryczał, ale gigantka Periboja nie sprawiała wrażenia przekonanej.

– Kusisz los, ojcze – powiedziała. – Półbogowie mają tu wrogów, ale i przyjaciół. Nie jest roztropnie…

– ROZTROPNIE! – Porfyrion uniósł się na tronie. Wszyscy giganci zrobili krok w tył. – Enkeladosie, mój

doradco, wyjaśnij mojej córce, co to mądrość!

Ognisty gigant wystąpił do przodu. Jego oczy błyszczały jak diamenty. Piper nienawidziła jego oblicza.

Widziała je zbyt wiele razy w snach, kiedy jej ojciec był jeńcem.

– Nie martw się, królewno – oznajmił Enkelados. – Zajęliśmy Delfy. Apollo został zhańbiony i wygnany

z Olimpu. Przyszłość jest dla bogów zamknięta. Kroczą w przód w ciemności. A jeśli chodzi o kuszenie

losu… – Zrobił gest w lewą stronę i pomniejszy gigant poczłapał do przodu. Miał rzadkie siwe włosy,

pomarszczoną twarz i oczy, które pokrywała mleczna mgła katarakty. Zamiast zbroi odziany był w

potarganą płócienną tunikę. Jego pokryte łuskami nogi były białe jak szron.

Nie wyglądał szczególnie groźnie, ale Piper zauważyła, że pozostałe potwory trzymają się od niego z

daleka. Nawet Porfyrion odsunął się od starego giganta.

– To jest Thoas – oznajmił Enkelados. – Podobnie jak wielu z nas narodziło się, żeby zabić

konkretnych bogów, Thoas urodził się, żeby zabić trzy Mojry. Udusi te stare baby gołymi rękami.

Rozerwie ich nić i zniszczy ich krosna. Zniszczy sam Los!

Page 186: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Król Porfyrion powstał i uniósł ręce w triumfalnym geście.

– Koniec z wyroczniami, przyjaciele! Koniec z przepowiadaniem przyszłości! Wiek Gai będzie naszą

erą i my będziemy tworzyć nasze własne przeznaczenie!

Tłum wiwatował tak głośno, że Piper miała wrażenie, iż rozleci się na kawałki.

Nagle uzmysłowiła sobie, że ktoś nią potrząsa, budząc ją.

– Hej – powiedziała Annabeth. – Dotarliśmy do Sparty. Możesz wstać?

Piper usiadła z zawrotami głowy i wciąż walącym mocno sercem.

– Taaak… – Chwyciła Annabeth za rękę. – Ale najpierw muszę ci coś opowiedzieć.

XIX

PIPER

Kiedy zrelacjonowała Percy’emu swój sen, okrętowe toalety eksplodowały.

Page 187: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie ma mowy, żebyście tam poszły same – oznajmił Percy.

Leo pognał na koniec korytarza, wymachując kluczem francuskim.

– Chłopie, musiałeś narobić szkód hydraulicznych?

Percy zignorował go. Po trapie płynęła woda. Kadłub statku zadudnił, kiedy woda wylała się z

kolejnych rur i umywalek. Piper domyślała się, że Percy nie zamierzał spowodować tylu szkód, ale

przez jego rozgniewaną minę miała ochotę jak najszybciej opuścić statek.

– Nic nam się nie stanie – oznajmiła Annabeth. – Piper widziała nas dwie tam na dole, a zatem to

właśnie musi się stać.

Percy rzucił Piper wściekłe spojrzenie, jakby to wszystko była jej wina.

– A co z tym Mimasem? Domyślam się, że to jakiś gigant.

– Zapewne – odparła. – Porfyrion wyraził się o nim per „nasz brat”.

– Do tego brązowy posąg otoczony ogniem – powiedział Percy. – I te… jakieś inne rzeczy, o których

wspomniałaś. Machajki?

– Machai – poprawiła go Piper.

– Wydaje mi się, że to słowo oznacza po grecku walkę, ale nie wiem, jak to się ma dokładnie do

naszych poszukiwań.

– O to mi właśnie chodzi! – krzyknął Percy. – Nie wiemy, co kryje się na dole. Idę z wami.

Page 188: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie. – Annabeth położyła mu dłoń na ramieniu. – Jeśli giganci pragną naszej krwi, to ostatnią rzeczą,

jakiej potrzebujemy, jest wybór chłopaka i dziewczyny schodzących tam na dół razem. Pamiętasz?

Chcą po jednym z każdej płci do swojej wielkiej ofiary.

– W takim razie wezmę Jasona – odpowiedział Percy. – I my dwaj…

– Czyżbyś sugerował, Glonomóżdżku, że dwóch chłopaków poradzi sobie z tym lepiej niż dwie

dziewczyny?

– Nie. Sugeruję… nie. Ale…

Annabeth go pocałowała.

– Wrócimy, nim się obejrzycie.

Piper podążyła za nią w górę schodów, zanim woda z toalet zalała cały dolny pokład.

Godzinę później stały razem na wzgórzu nad ruinami starożytnej Sparty. Zdążyły już przeszukać

nowoczesne miasto, które w dziwaczny sposób przypominało Piper Albuquerque – zbieranina niskich,

pudełkowatych, biało tynkowanych budynków rozciągniętych na równinie u stóp czerwonawych gór.

Annabeth uparła się, żeby sprawdzić muzeum archeologiczne, ogromną metalową rzeźbę

spartańskiego wojownika na głównym placu miejskim, a następnie również Narodowe Muzeum

Oliwek i Oliwy (tak, ono naprawdę istnieje). Piper dowiedziała się o oliwie z oliwek więcej, niż

kiedykolwiek chciała wiedzieć, ale nie zostały zaatakowane przez gigantów. Nie znalazły również

żadnych posągów spętanych bogów.

Annabeth nie pałała chęcią przeszukiwania ruin na obrzeżu miasta, ale ostatecznie skończyły im się

inne możliwości. Nie było tam wiele do oglądania. Według Annabeth wzgórze, na którym stały,

stanowiło kiedyś spartański akropol – najwyżej położone miejsce i główną fortecę – ale nijak nie

przypominało potężnej Akropolis ateńskiej ze snu Piper.

Page 189: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nieprzyjazne zbocze było pokryte zeschniętą trawą, kamieniami i spróchniałymi pniami oliwek.

Poniżej ruiny rozciągały się na jakieś pół kilometra: wapienne bloki, kilka na pół zburzonych ścian,

kilka nakrytych dachówkami dziur w ziemi przypominających studnie.

Piper przypomniał się najsłynniejszy film jej taty Król Sparty i Spartanie ukazani tam jako

niezwyciężeni nadludzie. Smutno jej się zrobiło na myśl, że ich dziedzictwem było pole gruzu i

niewielkie nowożytne miasteczko z muzeum oliwy.

Otarła pot z czoła.

– Można by pomyśleć, że jeśli gdzieś w okolicy jest dziesięciometrowy gigant, to powinnyśmy go

zauważyć.

Annabeth wpatrywała się w odległy kształt „Argo II” szybujący nad centrum Sparty. Dotknęła

czerwonego wisiorka z koralu przyczepionego do jej naszyjnika – dostała go w prezencie od

Percy’ego, kiedy zaczęli ze sobą chodzić.

– Myślisz o Percym – odgadła Piper.

Annabeth przytaknęła.

Po powrocie z Tartaru opowiedziała Piper o mnóstwie przerażających rzeczy, które się tam wydarzyły.

Na pierwszym miejscu listy znajdował się Percy powstrzymujący trującą falę i duszący boginię Achlys.

– Chyba mu się poprawia – powiedziała Piper. – Częściej się uśmiecha. Wiesz, że zależy mu na tobie

jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Annabeth usiadła, pobladłszy nagle.

– Nie wiem, dlaczego mi się to tak nagle przypomniało. Ale nie mogę wyrzucić z głowy tego

wspomnienia… jak Percy wyglądał, kiedy stał na krawędzi Chaosu.

Page 190: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Może Piper po prostu odbierała niepokój Annabeth, ale również zaczęła czuć się niepewnie.

Pomyślała o tym, co mówił ostatniej nocy Jason: „Jakaś część mnie chciała zamknąć oczy i zaprzestać

walki”.

Usiłowała go wtedy pocieszyć, ale wciąż czuła niepokój. Jak ten czirokeski myśliwy, który zamienił się

w węża, wszyscy herosi mieli w sobie coś ze złego ducha. Śmiertelne słabości. Pewne trudne sytuacje

wydobywały je na zewnątrz. Pewnych granic nie powinno się przekraczać.

Skoro to było prawdą w przypadku Jasona, jak mogło nią nie być w przypadku Percy’ego? Ten

chłopak dosłownie był w piekle i z niego wrócił. Od niechcenia sprawiał, że toalety eksplodowały.

Czym stałby się Percy, gdyby chciał być groźny?

– Daj mu trochę czasu. – Usiadła obok Annabeth. – On ma na twoim punkcie fioła. Tyle razem

przeżyliście.

– Wiem… – W szarych oczach Annabeth odbijała się zieleń drzew oliwnych. – Chodzi po prostu o to…

tytan Bob ostrzegł mnie, że przed nami więcej poświęceń. Chciałabym wierzyć, że kiedyś będę miała

normalne życie… Ale pozwoliłam sobie na nadzieję ostatniego lata, po wojnie z Tytanami. Percy znikł

wtedy na kilka miesięcy. A potem wpadliśmy do tej dziury… – Po jej policzku spłynęła łza. – Piper,

kiedy się widziało twarz boga Tartaru, całą tę wirującą ciemność pożerającą potwory i zamieniającą je

w dym… nigdy nie czułam się tak bezbronna. Usiłuję o tym nie myśleć…

Piper ujęła przyjaciółkę za ręce, które mocno drżały. Przypomniała sobie swój pierwszy dzień w

Obozie Herosów, kiedy Annabeth ją oprowadzała. Córka Ateny nie mogła się wtedy otrząsnąć po

zniknięciu Percy’ego, więc chociaż Piper sama była całkiem zagubiona i przerażona, pocieszanie

Annabeth sprawiło, że poczuła się potrzebna, jakby naprawdę mogła znaleźć swoje miejsce wśród

tych szalonych i potężnych herosów.

Annabeth Chase była najodważniejszą osobą, jaką Piper znała. A skoro nawet ona potrzebowała

ramienia, na którym mogłaby się raz na jakiś czas wypłakać… cóż, Piper chętnie zaofiarowała swoje.

Page 191: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Hej – powiedziała łagodnie. – Nie próbuj zamykać się przed uczuciami. Nie dasz rady. Pozwól im się

ogarnąć i odpłynąć ponownie. Jesteś przerażona.

– Bogowie, tak. Jestem przerażona.

– Jesteś zła.

– Na Percy’ego za to, że mnie nastraszył – odparła. – Na moją mamę za to, że wysłała mnie na tę

potworną misję w Rzymie. Na… no, prawie wszystkich. Na Gaję. Na gigantów. Na bogów za to, że są

świrami.

– Na mnie też? – spytała Piper.

Annabeth zdołała się niepewnie roześmiać.

– Tak, bo jesteś tak irytująco spokojna.

– To wszystko udawanie.

– I za to, że jesteś taką dobrą przyjaciółką.

– Ha.

– I za to, że masz poukładane w głowie w kwestii chłopaków, związków i…

– Przepraszam, czy ty mnie w ogóle znasz?

Annabeth dała jej kuksańca, ale nie za mocno.

Page 192: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ale jestem głupia, że siedzę tu i gadam o moich uczuciach, kiedy misja czeka.

– Puls spętanego boga może zaczekać.

Piper usiłowała się uśmiechnąć, ale jej własne lęki zbierały się w niej: o Jasona, o przyjaciół na „Argo

II”, o samą siebie, jeśli nie zdoła zrobić tego, co poradziła jej Afrodyta. „Na koniec zostanie ci moc na

tylko jedno słowo. To musi być odpowiednie słowo albo utracisz wszystko”.

– Cokolwiek się stanie – powiedziała do Annabeth – jestem twoją przyjaciółką. Pamiętaj o tym,

dobrze?

„Zwłaszcza jeśli ja nie będę mogła ci o tym przypomnieć” – pomyślała Piper.

Annabeth miała coś odpowiedzieć, ale nagle wśród ruin rozległ się grzmot. Jeden z tych otoczonych

kamieniami dołów, które Piper niesłusznie uznała za studnie, wystrzelił trzypiętrowym gejzerem

płomieni, po czym równie szybko wygasł.

– A to co? – spytała Piper.

Annabeth westchnęła.

– Nie mam pojęcia, ale obawiam się, że powinnyśmy to sprawdzić.

Trzy doły znajdowały się obok siebie jak otwory fletu. Każdy z nich był idealnie okrągły, miał pół

metra średnicy, a jego krawędź była obłożona wapieniem. Każdy prowadził prosto w mrok. Co kilka

sekund, wyraźnie losowo, jeden z trzech dołów wypluwał ku niebu kolumnę ognia. Za każdym razem

kolor i intensywność płomieni były inne.

– One wcześniej tego nie robiły. – Annabeth obeszła doły szerokim łukiem. Wciąż była blada i

roztrzęsiona, ale jej umysł już zajął się bieżącym problemem. – Nie ma tu określonego wzorca. Czas,

kolor, wysokość płomieni… nie ma sensu.

Page 193: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Czy my je jakoś uruchomiłyśmy? – zastanawiała się Piper. – Może ten napad strachu, który poczułaś

na wzgórzu… Och, to znaczy, obie poczułyśmy.

Annabeth sprawiała wrażenie, że jej nie słyszy.

– Musi tu być jakiś mechanizm… płytka naciskowa, alarm zbliżeniowy.

Płomienie wystrzeliły ze środkowej dziury. Annabeth liczyła coś w milczeniu. Następny gejzer

wybuchnął po lewej. Annabeth zmarszczyła brwi.

– To nie w porządku. Brak tu konsekwencji. To musi mieć jakiś logiczny model.

Piper poczuła dzwonienie w uszach. Coś z tymi dołami…

Ilekroć jeden z nich się zapalał, czuła dreszcz – strachu, paniki – ale również przemożną chęć

podejścia bliżej do płomieni.

– To nie jest racjonalne – powiedziała. – To jest emocjonalne.

– Jak dziury z ogniem mogą być emocjonalne?

Piper wyciągnęła rękę nad dół po prawej. Płomienie natychmiast skoczyły w górę. Piper ledwie

zdążyła cofnąć dłoń. Z jej paznokci unosił się dym.

– Piper! – Annabeth podbiegła do niej. – Co ty wyprawiasz?

– Nic. Wyczuwam. To, czego szukamy, jest tam na dole. Te dziury to droga. Muszę tam skoczyć.

Page 194: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Zwariowałaś? Nawet jeśli nie utkniesz w tunelu, nie masz pojęcia, jak tam jest głęboko.

– Masz rację.

– Spłoniesz żywcem.

– Być może. – Piper odpięła miecz i rzuciła go do dziury po prawej.

– Dam ci znać, czy to bezpieczne. Zaczekaj na wiadomość ode mnie.

– Nawet się nie waż – ostrzegła ją Annabeth.

Piper skoczyła.

Przez chwilę była zawieszona w mroku jak w stanie nieważkości, a ściany gorącego kamiennego szybu

paliły jej ręce. Następnie wokół niej otwarła się szeroka przestrzeń. Piper odruchowo skuliła się i

potoczyła, żeby jak najbardziej zamortyzować upadek na kamienną posadzkę.

Naprzeciwko niej wystrzeliły płomienie, osmalając jej brwi, ale Piper porwała swój miecz, wyciągnęła

go z pochwy i zamachnęła się, zanim jeszcze przestała się toczyć. Równo odcięty łeb spiżowego

smoka poturlał się po podłodze.

Piper wstała, usiłując zorientować się w położeniu. Spojrzała pod swoje nogi na smoczą głowę z

pewnym rodzajem wyrzutów sumienia, jakby właśnie zabiła Festusa. Ale to nie był Festus.

Trzy spiżowe posągi smoków stały w szeregu, dokładnie pod dziurami w sklepieniu. Piper pozbawiła

głowy środkowego. Dwa nietknięte smoki miały po metrze wysokości, ich łby były wycelowane w

górę, a ziejące parą pyski otwarte. To one były najwyraźniej źródłem płomieni, ale nie były to

automatony. Nie poruszały się ani nie atakowały. Piper spokojnie odcięła głowy pozostałych.

Odczekała chwilę. Płomienie nie wystrzeliły więcej.

Page 195: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Piper? – Głos Annabeth poniósł się echem z góry, jakby krzyczała w dół komina.

– Tak! – odkrzyknęła Piper.

– Bogom dzięki! Wszystko w porządku?

– Aha. Zaczekaj moment.

Jej wzrok przyzwyczaił się już do ciemności. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Jedynymi źródłami

światła były połyskujące ostrze jej miecza i dziury nad jej głową. Sklepienie znajdowało się na

wysokości jakichś dziesięciu metrów. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Piper powinna była

połamać obie nogi przy upadku, ale nie zamierzała narzekać.

Samo pomieszczenie było okrągłe, wielkości mniej więcej lądowiska dla helikopterów. Ściany miało z

ledwie ociosanych bloków kamiennych, w których wyryto greckie inskrypcje – tysiące inskrypcji

niczym graffiti.

Po drugiej stronie sali na kamiennym podwyższeniu stał naturalnej wielkości brązowy posąg

wojownika – boga Aresa, jak domyśliła się Piper. Jego ciało otaczały ciężkie brązowe łańcuchy,

przykuwające go do podłogi.

Po dwóch stronach posągu majaczyły ciemne przejścia, każde wysokie na trzy metry, z posępnymi

twarzami wykutymi nad łukiem. Twarze te przypominały Piper gorgonejony, tyle że zamiast

wężowych włosów miały lwie grzywy.

Piper nagle poczuła się bardzo samotna.

– Annabeth! – zawołała. – Jest głęboko, ale bezpiecznie. Może… masz może linę, którą można by

przywiązać, żebyśmy stąd potem wyszły?

Page 196: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Coś znajdę!

Kilka minut później przez środkowy otwór wpadła lina. Annabeth zjechała na dół.

– Piper McLean – mruknęła – to było bez wątpienia najgłupsze ryzyko, jakie kiedykolwiek widziałam,

a chodzę z wyjątkowo tępym ryzykantem.

– Dzięki. – Piper trąciła stopą najbliższego ze zdekapitowanych smoków. – Domyślam się, że to smoki

Aresa. To jedne z jego świętych zwierząt, prawda?

– A tam mamy samego spętanego boga. Jak sądzisz, dokąd prowadzą…

Piper uciszyła ją uniesieniem ręki.

– Słyszysz to?

Dźwięk przypominał bęben… ale z metalicznym pogłosem.

– To dochodzi z wnętrza posągu – orzekła Piper. – To puls spętanego boga.

Annabeth wyciągnęła swój miecz ze smoczej kości. W półmroku jej twarz była upiornie blada, a oczy

pozbawione koloru.

– N-nie podoba mi się to, Piper. Powinnyśmy uciekać.

Racjonalna cząstka Piper przyznała jej rację. Pojawiła się gęsia skórka. Nogi same chciały biec. Ale coś

w tym pomieszczeniu wydawało się dziwnie znajome…

Page 197: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ta świątynia podsyca nasze emocje – powiedziała. – To tak jakbyśmy były w obecności mojej mamy,

tyle że to miejsce promieniuje strachem, a nie miłością. Dlatego poczułaś taką rozpacz na wzgórzu.

Tu, na dole, jest to tysiąc razy mocniejsze.

Annabeth rozejrzała się po ścianach.

– Okej… potrzebujemy planu, jak wydostać ten posąg na zewnątrz. Może damy radę wyciągnąć go do

góry na linie, ale…

– Zaczekaj. – Piper zerknęła na wykrzywione kamienne twarze nad przejściami. – Świątynia, która

promieniuje strachem. Ares miał dwóch boskich synów, prawda?

– F-fobosa i Dejmosa. – Annabeth wzdrygnęła się. – Strach i Lęk. Percy spotkał ich kiedyś na Staten

Island.

Piper postanowiła nie pytać, co bliźniaczy bogowie strachu i lęku robili na Staten Island.

– Myślę, że to ich twarze widnieją nad przejściami. To miejsce nie jest tylko świątynią Aresa. To

świątynia trwogi.

Przez pomieszczenie przetoczył się głuchy śmiech.

Po prawej stronie Piper pojawił się gigant. Nie przyszedł żadnymi z przejść. Po prostu wynurzył się z

ciemności, jakby wcześ­niej był niewidoczny na tle ścian.

Jak na giganta był niewielki – miał może osiem metrów, co dawało mu dość miejsca na zamachnięcie

się potężnym młotem. Jego zbroja, skóra i nogi o smoczych łuskach były czarne jak smoła. W

lśniących czarnych włosach widniały miedziane druty i zmiażdżone układy scalone.

– Doskonale, córko Afrodyty. – Gigant uśmiechnął się. – To istotnie jest Świątynia Trwogi. A ja tu

jestem, żeby uczynić z was jej wyznawczynie.

Page 198: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XX

PIPER

Piper wiedziała, co to strach, ale to było czymś innym.

Uderzały w nią fale przerażenia. Stawy zmieniały się w galaretę. Serce nie chciało bić.

Umysł zalały jej najgorsze wspomnienia – jej ojca związanego i pobitego na Mount Diablo; Percy’ego i

Jasona walczących na śmierć i życie w Kansas; ich trójki tonącej w nimfajonie w Rzymie; jej samej

stawiającej czoła Chione i Boreadom. A co najgorsze, przeżywała na nowo rozmowę z matką o tym,

co ma nadejść.

Niezdolna się ruszyć przyglądała się, jak gigant unosi wielki młot, żeby je zmiażdżyć. W ostatniej

chwili odskoczyła na bok, zasłaniając Annabeth.

Młot roztrzaskał posadzkę i uderzył Piper w plecy ostrymi kamiennymi odłamkami.

Gigant zarechotał.

– O, to nie było uczciwe! – I uniósł ponownie młot.

Page 199: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Wstawaj, Annabeth! – Piper pomogła jej się podnieść. Pociąg­nęła przyjaciółkę na koniec

pomieszczenia, ale Annabeth poruszała się ociężale, z szeroko otwartymi, rozkojarzonymi oczami.

Piper rozumiała dlaczego. Ta świątynia wzmacniała ich własne lęki. Piper widziała sporo strasznych

rzeczy, ale były one niczym w porównaniu z doświadczeniami Annabeth. Jeśli jej przyjaciółka widziała

teraz wspomnienia z Tartaru, powiększone i połączone z innymi złymi wspomnieniami, jej umysł nie

miał szans sobie z tym poradzić. Mogła dosłownie oszaleć.

– Jestem przy tobie – zapewniła ją Piper, starając się włożyć w te słowa jak najwięcej otuchy. –

Poradzimy sobie.

Gigant zaśmiał się.

– Córka Afrodyty prowadzi córkę Ateny! Tego jeszcze nie widziałem. Jak zamierzasz mnie pokonać,

dziecko? Za pomocą makijażu i modnych tipsów?

Kilka miesięcy temu taka uwaga zabolałaby ją, ale Piper wyrosła już z tego. Gigant ruszył w ich

kierunku. Na szczęście był powolny i dźwigał młot.

– Zaufaj mi, Annabeth – szepnęła Piper.

– M-mam plan – wystękała Annabeth. – Ja na lewo. Ty na prawo. Jeśli…

– Żadnych planów, Annabeth.

– C-co?

– Żadnych planów. Chodź za mną!

Page 200: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Gigant zamachnął się młotem, ale one bez problemu uskoczyły.

Piper rzuciła się do przodu i cięła mieczem w tył kolana giganta. Kiedy ryknął z wściekłości, popchnęła

Annabeth w najbliższy tunel. Natychmiast ogarnęła je całkowita ciemność.

– Głupie! – ryknął gigant gdzieś za nimi. – To zła droga!

– Idź dalej. – Piper chwyciła Annabeth mocno za rękę. – Wszystko w porządku. Chodźmy.

Nic wokół siebie nie widziała. Nawet blask jej miecza był przyćmiony. Mimo to brnęła dalej, zdając się

na swoje emocje. Sądząc po echu ich kroków, znajdowały się w ogromnej grocie, ale nie mogła być

tego pewna. Po prostu kierowała się tam, skąd sączyło się największe przerażenie.

– To jest jak Dom Nocy, Piper – odezwała się Annabeth. – Powinnyśmy zamknąć oczy.

– Nie! – zaprotestowała Piper. – Nie zamykaj oczu. Nie możemy próbować się ukryć.

Głos giganta rozległ się gdzieś przed nimi.

– Zgubione na wieki. Pochłonięte przez ciemność.

Annabeth zamarła, zmuszając Piper do zatrzymania się.

– Dlaczego rzuciłyśmy się tu na ślepo? – spytała ostro Annabeth. – Zgubiłyśmy się. Zrobiłyśmy to,

czego on od nas chciał! Powinnyśmy były zaczekać, rozmawiać z nieprzyjacielem, wymyślić jakiś plan.

To zawsze działa!

– Nigdy nie lekceważę twoich rad, Annabeth. – Piper starała się, żeby jej głos brzmiał łagodnie. – Ale

tym razem musiałam. Tego miejsca nie da się pokonać rozumem. Nie da się wymyślić drogi wyjścia

spośród emocji.

Page 201: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Śmiech giganta poniósł się echem przypominającym podziemny wybuch.

– Rozpacz, Annabeth Chase! Jestem Mimas, narodzony, by zabić Hefajstosa. Jestem niszczycielem

planów, tym, który rozbija dobrze działające maszyny. W mojej obecności nic nie działa dobrze. Mapy

nie nadają się do odczytania. Urządzenia się psują. Dane się gubią. Największe umysły zmieniają się w

galaretę.

– Ja… stawiałam czoła groźniejszym od ciebie! – krzyknęła Annabeth.

– Och, oczywiście! – Głos giganta dobiegał teraz ze znacznie mniejszej odległości. – Nie boisz się?

– Nigdy!

– Oczywiście, że się boimy – poprawiła ją Piper. – Jesteśmy śmiertelnie przerażone!

Powietrze poruszyło się. Piper popchnęła Annabeth na bok w ostatniej chwili.

TRACH!

Nagle znalazły się na powrót w okrągłym pomieszczeniu, a słabe światło omal ich nie oślepiło. Gigant

stał tuż obok, usiłując wydobyć młot z posadzki, w której utkwił.

Piper skoczyła do przodu i zatopiła ostrze miecza w udzie giganta.

– AUUU! – Mimas puścił młot i wygiął się do tyłu.

Piper i Annabeth wdrapały się na podwyższenie za spętanym posągiem Aresa, wciąż pulsującym

metalicznym tętnem: bum, bum, bum.

Page 202: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Gigant Mimas odwrócił się do nich. Rana na jego nodze już się zasklepiała.

– Nie dacie rady mnie pokonać – warknął. – W ostatniej wojnie potrzeba było dwójki bogów, żeby

mnie powstrzymać. Urodziłem się, by zabić Hefajstosa, i byłbym tego dokonał, gdyby nie rzucił się na

mnie też Ares! Powinnyście były pozostać sparaliżowane przez strach. Wasza śmierć nadeszłaby

szybciej.

Kiedy Piper stawiła czoła Chione na „Argo II”, zaczęła mówić, nie myśląc, ufając swojemu sercu

niezależnie od podszeptów rozumu. Teraz zrobiła to samo. Wysunęła się przed posąg i stanęła

naprzeciwko giganta, mimo że jej racjonalna część wrzeszczała: UCIEKAJ, IDIOTKO!

– Ta świątynia – powiedziała. – Spartanie spętali Aresa nie po to, żeby jego duch pozostał w ich

mieście.

– Tak myślisz? – Oczy giganta zapłonęły rozbawieniem. Objął rękami trzon młota i wyciągnął go z

posadzki.

– To jest świątynia moich braci, Dejmosa i Fobosa. – Głos Piper drżał, ale nie próbowała tego ukryć. –

Spartanie przychodzili tu, żeby przygotowywać się przed walką, żeby stawiać czoła swoim lękom. Ares

był spętany, żeby przypominać im, że wojna ma konsekwencje. Jego moc – duchy walki, machai –

nigdy nie powinna być uwalniana, chyba że się zrozumie, jak jest straszliwa, chyba że się poczuje

strach.

Mimas zaśmiał się.

– Córka bogini miłości poucza mnie w sprawach wojny. Co ty wiesz o machai?

– Zobaczymy. – Piper skoczyła na giganta, wybijając go z równowagi. Na widok jej zębatego ostrza

wycelowanego w jego pierś zrobił wielkie oczy i cofnął się, uderzając głową w ścianę. Wśród kamieni

otwarła się poszarpana szczelina. Ze sklepienia posypał się kurz.

– Piper, ta świątynia się zawali! – ostrzegła ją Annabeth. – Jeśli stąd nie wyjdziemy…

Page 203: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie myśl o ucieczce! – Piper pobiegła ku linie zwieszającej się z sufitu. Skoczyła najwyżej, jak mogła,

i przecięła ją.

– Zwariowałaś, Piper?

„Zapewne” – pomyślała. Ale wiedziała, że tylko tak zdołają przeżyć. Musiała odwrócić się od rozumu,

zdać się na emocje, zirytować giganta.

– To bolało! – Mimas rozcierał głowę. – Zdajesz sobie sprawę, że nie zdołasz mnie zabić bez pomocy

boga, a Aresa tu nie ma! Kiedy znów spotkam się z tym chełpliwym idiotą, rozwalę go na kawałki. Nie

musiałbym z nim w ogóle walczyć, gdyby ten tchórzliwy głupek Damasen wykonał swoje zadanie…

Annabeth wydała zdławiony krzyk.

– Nie obrażaj Damasena!

Rzuciła się na Mimasa, który z trudem zdołał odeprzeć uderzenie jej miecza ze smoczej kości trzonem

swojego miecza. Usiłował złapać Annabeth, ale Piper skoczyła, tnąc ostrzem w bok twarzy giganta.

– AAAA! – Mimas zatoczył się.

Odcięte dredy upadły na posadzkę wraz z czymś jeszcze – sporym kawałkiem ciała leżącym teraz w

kałuży złotego ichoru.

– Moje ucho! – zawył Mimas.

Zanim zdołał odzyskać zmysły, Piper chwyciła Annabeth za rękę i rzuciły się w drugie przejście.

– Rozwalę to pomieszczenie! – ryknął gigant. – Matka Ziemia mnie ocali, a wy zginiecie!

Page 204: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Podłoga zatrzęsła się. Wokół nich rozległo się echo roztrzas­kujących się kamieni.

– Przestań, Piper – odezwała się błagalnie Annabeth. – Jak… jak ty sobie z tym radzisz? Strach,

gniew…

– Nie próbuj ich kontrolować. O to chodzi w tej świątyni. Musisz przyjąć strach, przyzwyczaić się do

niego, płynąć wraz z nim jak z rwącą wodą rzeki.

– Skąd to wiesz?

– Nie wiem. Po prostu czuję.

Gdzieś w pobliżu runęła ściana z dźwiękiem przypominającym ostrzał artyleryjski.

– Przecięłaś linę – powiedziała Annabeth. – Zginiemy tu na dole!

Piper ujęła twarz przyjaciółki w dłonie. Przyciągnęła ją do siebie, aż ich czoła się zetknęły. Pod

opuszkami palców czuła szybkie tętno Annabeth.

– Ze strachem nie da się walczyć rozumowo. Podobnie jak z nienawiścią. One są jak miłość. To niemal

identyczne emocje. To dlatego Ares i Afrodyta się lubią. Ich bliźniaczy synowie – Strach i Lęk –

narodzili się ze związku wojny i miłości.

– Ale ja nie… to nie ma sensu.

– Nie – przytaknęła Piper. – Przestań o tym myśleć. Czuj.

– Nienawidzę tego.

Page 205: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Domyślam się. Ale uczuć nie da się planować. To tak jak z Percym i waszą przyszłością – nie jesteś w

stanie kontrolować wszystkich ewentualności. Musisz się z tym pogodzić. Niech cię to przeraża. Ale

musisz wierzyć, że wszystko i tak będzie dobrze.

Annabeth pokręciła głową.

– Nie wiem, czy potrafię.

– A więc na razie skup się na zemście za Damasena. Zemście za Boba.

Nastał moment milczenia.

– Już mi lepiej.

– Świetnie, bo potrzebuję twojej pomocy. Musimy tam pobiec razem.

– I co dalej?

– Nie mam pojęcia.

– Bogowie, nie znoszę twojego dowodzenia.

Piper roześmiała się, co zaskoczyło nawet ją. Strach i miłość były spokrewnione. W tym momencie

uczepiła się miłości, którą czuła do przyjaciółki.

– Chodź!

Page 206: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Pobiegły, nie kierując się w żadną konkretną stronę, i znalazły się z powrotem w komorze świątyni,

tuż za plecami giganta Mimasa. Obie cięły w każdą jego nogę i powaliły go na kolana. Gigant zawył. Z

sufitu posypały się kolejne zwały kamienia.

– Nędzne śmiertelniczki! – Mimas usiłował się podnieść. – Żaden wasz plan mnie nie pokona!

– To świetnie – odparła Piper. – Ponieważ ja nie mam żadnego planu.

Podbiegła ku posągowi Aresa.

– Zajmij się naszym przyjacielem, Annabeth!

– Och, on jest zajęty!

– AAAAACH!

Piper spojrzała w okrutną spiżową twarz boga wojny. Posąg dudnił niskim metalicznym pulsem.

„Duchy walki” – pomyślała. – „One są w środku, czekają, żeby je uwolnić”.

Ale ona nie mogła ich uwolnić – dopóki nie przejdzie próby.

Pomieszczenie zatrzęsło się ponownie. W ścianach pojawiły się kolejne pęknięcia. Piper zerknęła na

kamienne rzeźby nad przejściami: na wykrzywione identyczne twarze Strachu i Lęku.

– Moi bracia – powiedziała – synowie Afrodyty… Składam wam ofiarę.

Złożyła kornukopię u stóp Aresa. Magiczny róg tak mocno dostroił się do jej emocji, że wzmacniał jej

gniew, miłość lub smutek i zgodnie z tym mógł tryskać obfitością. Miała nadzieję, że to przemówi do

Page 207: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

bogów przerażenia. A może przynajmniej uznają, że świeże owoce i jarzyny przydadzą się w ich

diecie.

– Jestem przerażona – wyznała. – Nie znoszę tego, co robię. Ale przyjmę to, jeśli jest konieczne.

Zamachnęła się mieczem i odcięła brązową głowę posągu.

– Nie! – ryknął Mimas.

Z przeciętej szyi posągu wystrzeliły płomienie. Ogarnęły Piper, napełniając pomieszczenie ognistą

burzą emocji: nienawiści, żądzy krwi i strachu, ale także miłości – ponieważ nikt nie zdołałby stanąć

do walki, gdyby nie troszczył się o coś: towarzyszy, rodzinę, dom.

Piper wyciągnęła ramiona i machai zawirowały wokół niej.

– Odpowiemy na twoje wezwanie – wyszeptały w jej umyśle. – Tylko raz, kiedy będziesz nas

potrzebowała, zniszczenie, spustoszenie i rzeź odpowiedzą. Dopełnimy twojego leku.

Płomienie znikły wraz z kornukopią, a łańcuchy pętające posąg Aresa rozpadły się w proch.

– Głupia dziewucho! – Mimas rzucił się w jej kierunku. Annabeth deptała mu po piętach. – Machai cię

opuściły!

– A może opuściły ciebie! – odkrzyknęła Piper.

Mimas uniósł młot, ale zapomniał o Annabeth, która pchnęła mieczem w jego udo. Gigant zachwiał

się, tracąc równowagę. Piper spokojnie zrobiła krok do przodu i uderzyła mieczem w jego brzuch.

Mimas runął w najbliższe przejście. Odwrócił się w chwili, kiedy kamienna twarz Lęku odpadła ze

ściany i runęła na niego z ważącym tonę uściskiem.

Page 208: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Krzyk giganta umilkł w pół słowa. Jego ciało pozostało nieruchome, po czym rozpadło się w

siedmiometrową stertę popiołu.

Annabeth gapiła się na Piper.

– Co się stało?

– Nie jestem pewna.

– Byłaś niesamowita, Piper, ale te ogniste duchy, które uwolniłaś…

– Machai.

– Jak one nam pomogą znaleźć ten lek, którego szukamy?

– Nie wiem. Powiedziały, że mogę je wezwać, kiedy nadejdzie czas. Może Artemida i Apollo będą

mogli wytłumaczyć…

Fragment ściany runął jak lawina.

Annabeth potknęła się i omal nie przewróciła na odciętym uchu giganta.

– Musimy się stąd wydostać.

– Pracuję nad tym – odparła Piper.

– I, och. To ucho jest chyba twoim łupem wojennym.

Page 209: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Błeee.

– Byłaby z niego piękna tarcza.

– Zamknij się, Chase. – Piper wpatrywała się w drugie przejście, nad którym wciąż widniała twarz

Strachu. – Dziękuję, bracia, za pomoc w zabiciu giganta. Potrzebuję jeszcze jednej przysługi – pomocy

w ucieczce. I wierzcie mi, jestem naprawdę przerażona. Ofiarowuję wam to, hm, śliczne ucho jako

ofiarę.

Kamienna twarz nie odpowiedziała. Runął kolejny segment ściany. W sklepieniu pojawiły się

gwiaździste szczeliny.

Piper chwyciła Annabeth za rękę.

– Idziemy przez to przejście. Jeśli to zadziała, powinnyśmy się znaleźć z powrotem na powierzchni.

– A jeśli nie?

Piper spojrzała Strachowi w twarz.

– Przekonajmy się.

Komora wokół nich zapadła się, kiedy skoczyły w ciemność.

Page 210: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XXI

REYNA

Przynajmniej nie skończyli na kolejnym statku pasażerskim.

Skok z Portugalii wyrzucił ich na sam środek Atlantyku, gdzie Reyna spędziła cały dzień na pokładzie

„Królowej Azorów”, odganiając dzieci od Ateny Partenos, którą najwyraźniej uznały za zjeżdżalnię.

Niestety kolejny skok zaprowadził Reynę do domu.

Pojawili się trzy metry nad ziemią. Unosili się nad podwórkiem restauracji – a Reyna je rozpoznała.

Razem z Nikiem spadli na wielką klatkę dla ptaków, która oczywiście pękła i wpakowała ich w

plątaninę paproci w donicach i trzech bardzo przerażonych papug. Trener Hedge spadł na markizę

nad barem. Atena Partenos wylądowała na nogach z głośnym BUM, zmiażdżyła stolik w patio i złożyła

ciemnozielony parasol, zakrywając nim swój posążek Nike, w związku z czym wyglądała tak, jakby

miała w ręce tropikalnego drinka.

– Ha! – wrzasnął trener Hedge. Markiza pękła i spadł za bar z brzękiem tłukących się butelek i

kieliszków. Pozbierał się bez problemu. Wynurzył się nad ladę z tuzinem miniaturowych mieczy

sterczących mu z włosów, chwycił nalewak do napojów i nalał sobie drinka.

– Podoba mi się! – Wrzucił do ust kawałek ananasa. – Ale następnym razem, dziecko, może byśmy

wylądowali na ziemi, a nie trzy metry nad nią?

Nico wyplątał się spomiędzy paproci. Opadł na najbliższe krzesło i odpędził niebieską papugę, która

usiłowała usiąść mu na głowie. Po walce z Likaonem Nico wyrzucił swoją potarganą lotniczą kurtkę.

Czarny podkoszulek w czaszki nie był w wiele lepszym stanie. Reyna połatała ramiona Nica, co

nadawało mu nieco upiorny wygląd monstrum Frankensteina, ale rany były wciąż nabrzmiałe i

czerwone.

Page 211: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

W przeciwieństwie do ugryzień pazury wilkołaków nie przenoszą likantropii, ale Reyna wiedziała z

pierwszej ręki, że takie rany leczą się powoli i palą jak poparzenie kwasem.

– Muszę się przespać. – Nico spojrzał na nią zamroczonym wzrokiem. – Jesteśmy bezpieczni?

Reyna rozejrzała się po podwórku. Miejsce wyglądało na opuszczone, choć nie rozumiała dlaczego. O

tej porze powinno być pełne ludzi. Nad nimi wieczorne niebo miało kolor terakoty, podobnie jak

ściany budynku. Otaczająca atrium galeryjka na piętrze była pusta, jeśli nie liczyć azalii w donicach

zwieszających się z metalowych barierek. Za ścianą ze szklanymi drzwiami wnętrze restauracji było

ciemne. Jedyne dźwięki dochodziły od szumiącej samotnie fontanny oraz od skrzeczących co jakiś

czas zagniewanych papug.

– To Barrachina – oznajmiła Reyna.

– Bar rabina? – Hedge otwarł słój z wisienkami i pochłonął jego zawartość.

– To słynna restauracja – wyjaśniła Reyna – w samym środku starego San Juan. To chyba tu w latach

sześćdziesiątych XX wieku wymyślono piña coladę.

Nico zsunął się z fotela, zwinął się na podłodze i zaczął chrapać.

Trener Hedge beknął.

– Dobra, wygląda na to, że musimy się tu na chwilę zatrzymać. Jeśli od lat sześćdziesiątych nie

wymyślili żadnych nowych drinków, to są nieco zapóźnieni. Zabieram się do pracy!

Kiedy Hedge grzebał za barem, Reyna zagwizdała na Aurum i Argentum. Po walce z wilkołakami psy

wyglądały na nieco zniszczone i zmęczone, ale Reyna postawiła je na straży. Sprawdziła wejście do

atrium z ulicy. Ozdobna furtka z kutego żelaza była zamknięta. Tabliczka po hiszpańsku i angielsku

oznajmiała, że restauracja jest nieczynna z powodu prywatnej imprezy. To wydawało się dziwne,

ponieważ miejsce było opuszczone. Na samym dole tabliczki były wytłoczone inicjały: HDŚ.

Niepokoiło to Reynę, choć nie wiedziała dlaczego.

Page 212: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Wyjrzała przez furtkę. Calle Fortaleza była niezwyczajnie spokojna. Na niebieskim bruku nie było

widać żadnych samochodów ani pieszych. Pomalowane na pastelowe kolory sklepy były ciemne i

zamknięte. Czyżby była niedziela? A może jakieś święto? Niepokój Reyny wzrastał.

Za nią trener Hedge pogwizdywał wesoło, ustawiając rządki blenderów. Papugi rozsiadły się na

ramionach Ateny Partenos. Reyna zastanawiała się, czy Grecy poczują się urażeni faktem, że ich

święty posąg przyjechał pokryty guanem tropikalnych ptaków.

Ze wszystkich miejsc, w których Reyna mogła wylądować… San Juan.

Mógł to być zbieg okoliczności, ale obawiała się, że nie. Puerto Rico nie było po drodze z Europy do

Nowego Jorku. Leżało zdecydowanie za daleko na południe.

A poza tym Reyna użyczała Nico swojej mocy od kilku dni. Być może podświadomie na niego

wpłynęła. Jego przyciągały bolesne myśli, strach, mrok. A najmroczniejszym, najbardziej bolesnym

wspomnieniem Reyny było San Juan. Jej najgorszy koszmar? Powrót w to miejsce.

Jej psy odbierały jej niepokój. Krążyły po podwórku i powarkiwały na cienie. Nieszczęsny Argentum

zataczał kręgi, usiłując skłaniać głowę na bok tak, żeby widzieć coś jednym rubinowym okiem.

Reyna starała się skupić na pozytywnych wspomnieniach. Tęskniła za odgłosami malutkich żabek

coquí, śpiewających w całej dzielnicy niczym chór otwieranych butelek. Tęskniła za zapachem

oceanu, za kwitnącymi magnoliami i drzewami cytrusowymi, za świeżo pieczonym chlebem z

pobliskich panaderías. Nawet wilgoć była znajoma i kojąca – niczym pachnące powietrze z

wentylatora.

Jakaś jej cząstka pragnęła otworzyć bramkę i przejść się po mieście. Miała ochotę odwiedzić Plaza de

Armas, gdzie starzy mężczyźni grali w domino, a uliczne kioski oferowały kawę tak mocną, że uszy

chciały eksplodować. Chętnie przeszłaby się swoją starą uliczką Calle San José, licząc i nazywając

bezdomne koty, wymyślając każdemu z nich historię, jak to robiły z siostrą. Kusiło ją włamać się do

kuchni w Barrachinie i przygotować prawdziwe mofongo z pieczonymi zielonymi bananami, bekonem

i czosnkiem – smak, który zawsze kojarzył się jej z niedzielnymi popołudniami, kiedy razem z Hyllą

mogły na chwilę uciec z domu i, jeśli miały szczęście, zjeść tu w kuchni, gdzie obsługa je znała i

litowała się nad nimi.

Page 213: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Z drugiej strony Reyna chciała natychmiast stąd wyjechać. Chciała obudzić Nica, nieważne jak bardzo

był zmęczony, i zmusić go do ucieczki przez cienie – dokądkolwiek, byle znaleźć się daleko od San

Juan.

Bliskość dawnego domu sprawiała, że Reyna czuła się cała naprężona jak zwinięta sprężyna.

Zerknęła na Nica. Mimo że noc była ciepła, dygotał na podłodze. Wyciągnęła ze swojego plecaka koc i

okryła go.

Reyna nie odczuwała już dyskomfortu na myśl o opiece nad nim. Czy to dobrze, czy źle, istniało teraz

między nimi połączenie.

Ilekroć podróżowali przez cienie, jego wyczerpanie i cierpienie zalewało ją, dzięki czemu rozumiała go

nieco lepiej. Nico był przerażająco samotny. Stracił starszą siostrę Biancę. Odepchnął od siebie

wszystkich herosów, którzy usiłowali się zbliżyć. Jego doświadczenia w Obozie Herosów, w Labiryncie

i w Tartarze pozostawiły blizny: Nico bał się komukolwiek zaufać.

Reyna nie sądziła, że jego uczucia mogą ulec zmianie, ale chciała dać mu wsparcie. Wszyscy herosi na

to zasługiwali. To był cały sens bytu Dwunastego Legionu. Należy zjednoczyć siły w walce o wyższy

cel. Nikt nie jest samotny. Zyskujesz przyjaciół i szacunek. Nawet kiedy opuszczasz legion, masz

miejsce w społeczności. Żaden heros nie powinien cierpieć w samotności jak Nico.

Dziś był dwudziesty piąty lipca. Siedem dni do pierwszego sierpnia. Teoretycznie mieli mnóstwo

czasu, żeby dotrzeć do Long Island. A kiedy skończą misję, jeśli skończą misję, Reyna zatroszczy się o

to, żeby odwaga Nica została doceniona.

Zdjęła plecak. Usiłowała ułożyć go pod głową Nica jako prowizoryczną poduszkę, ale jej palce przeszły

przez jego ciało, jakby był z cienia.

Cofnęła rękę. Zmrożona strachem spróbowała jeszcze raz. Tym razem zdołała unieść jego kark i

wsunąć mu poduszkę pod głowę. Skórę miał chłodną, ale poza tym wydawała się normalna.

Page 214: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Czyżby to było złudzenie?

Nico zużył tyle energii, podróżując przez cień… może sam zaczął na dobre zamieniać się w mrok. Jeśli

nie przestanie wysilać się do ostateczności przez najbliższy tydzień…

Odgłos blendera wyrwał ją z zamyślenia.

– Chcesz koktajl? – zapytał trener. – Z ananasa, mango, pomarańczy i banana, ukrytych pod stertą

kokosowych wiórków. Nazwałem go Herkules!

– Hm… nie, dziękuję. – Spojrzała ku balkonom otaczającym atrium. Nadal nie wydawało jej się w

porządku, że restauracja była pusta. Prywatna impreza. HDŚ.

– Trenerze, chyba powinnam zajrzeć na piętro. Nie podoba mi się…

Nieznaczne poruszenie zwróciło jej uwagę. Balkon po prawej – ciemny kształt. A nad nim, na skraju

dachu, kilka kolejnych sylwetek na tle pomarańczowych chmur.

Reyna dobyła miecza, ale za późno.

Rozbłysk srebra, cichy szelest i igła wbiła się w jej kark. Wzrok jej się zamroczył. Ręce i nogi zamieniły

się w spaghetti. Upadła obok Nica.

Gasnącymi oczami zobaczyła biegnące ku niej psy, które jednak zamarły w pół szczeknięcia i

przewróciły się.

– Hej! – wrzasnął trener od baru.

Kolejny szelest. Trener upadł ze srebrną strzałką w szyi.

Page 215: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

„Obudź się, Nico”, usiłowała powiedzieć Reyna, ale jej głos nie działał. Ciało wyłączyło się całkowicie,

podobnie jak metalowe psy.

Wzdłuż dachu stały ciemne postacie. Pół tuzina skoczyło na podwórko, cicho i z gracją.

Jedna pochyliła się nad Reyną, która dostrzegła jedynie zamgloną szarą smugę.

Stłumiony głos powiedział:

– Zabrać ją.

Na głowę zarzucono jej worek. Reyna zastanawiała się leniwie, czy tak właśnie zginie – bez walki.

Ale to nie miało znaczenia. Kilka par szorstkich rąk uniosło ją jak niewygodny mebel i straciła

przytomność.

XXII

REYNA

Odpowiedź nadeszła, zanim w pełni odzyskała zmysły.

Page 216: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Inicjały na szyldzie Barrachiny: HDŚ.

– To nie jest zabawne – wymamrotała pod nosem Reyna. – Ani trochę zabawne.

Wiele lat temu Lupa nauczyła ją spać lekko, budzić się w pełni przytomną i w gotowości do walki.

Teraz kiedy zmysły wróciły, oceniła sytuację.

Worek wciąż zakrywał jej głowę, ale najwyraźniej nie był zaciś­nięty wokół szyi. Była przywiązana do

twardego krzesła – drewnianego, sądząc z dotyku. Sznury zaciskały się ciasno na jej żebrach. Ręce

miała związane za plecami, ale nogi w kostkach były wolne.

Albo jej porywacze byli partaczami, albo nie spodziewali się, że przebudzi się tak szybko.

Reyna zaczęła poruszać palcami u rąk i u nóg. Czymkolwiek był środek usypiający, którego użyli, jego

działanie właśnie się skończyło.

Gdzieś przed sobą słyszała kroki w korytarzu. Przybliżyły się. Reyna rozluźniła mięśnie. Oparła

podbródek o pierś.

Rozległo się trzaśnięcie zamka. Otwarły się drzwi. Oceniając po odgłosach, Reyna znajdowała się w

niewielkim pomieszczeniu o ścianach z cegieł albo betonu: może w jakiejś piwnicy lub lochu. Do

pomieszczenia weszła jedna osoba.

Reyna oceniła odległość. Niecałe dwa metry.

Skoczyła w górę z obrotem, tak że nogi krzesła uderzyły w ciało jej porywacza. Siła uderzenia

rozwaliła krzesło. Przeciwnik upadł na ziemię z bolesnym jękiem.

Krzyki na korytarzu. Kolejne kroki.

Page 217: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna zrzuciła worek z głowy. Przetoczyła się do tyłu, przekładając związane dłonie pod nogami, żeby

mieć ręce przed sobą. Jej porywacz – nastoletnia dziewczyna w szarym kamuflażu – leżała na

podłodze ogłuszona; przy pasie miała nóż.

Reyna chwyciła nóż, stanęła nad dziewczyną okrakiem i przycisnęła ostrze do jej gardła.

W drzwiach pojawiły się kolejne trzy dziewczyny. Dwie z nich dobyły noży. Trzecia założyła strzałę na

cięciwę.

Przez chwilę wszystkie stały jak zamurowane.

Tętnica szyjna jeńca Reyny pulsowała pod ostrzem. Na szczęście dziewczyna nie usiłowała się

poruszyć.

Reyna przebiegała w głowie różne scenariusze pokonania trzech dziewczyn stojących w drzwiach.

Wszystkie miały na sobie szare kamuflażowe podkoszulki, spłowiałe czarne dżinsy, czarne tenisówki i

pasy z narzędziami, jakby wybierały się na biwak, wycieczkę albo… polowanie.

– Jesteście Łowczyniami Artemidy – uświadomiła sobie Reyna.

– Spokojnie – odpowiedziała dziewczyna z łukiem. Jej rude włosy były wygolone po bokach i długie na

czubku głowy. Zbudowana była jak profesjonalny wrestler. – Masz mylne wrażenie.

Leżąca na podłodze dziewczyna westchnęła głośno, ale Reyna znała tę sztuczkę – próba poluźnienia

chwytu przeciwnika. Przycisnęła nóż mocniej do jej gardła.

– To ty masz mylne wrażenie – odparła Reyna – skoro uważasz, że można na mnie napaść i wziąć

mnie do niewoli. Gdzie są moi przyjaciele?

– Nic im się nie stało, są tam, gdzie ich zostawiłaś – zapewniła ją rudowłosa dziewczyna. – Słuchaj,

jest nas trzy na jedną, a ty masz związane ręce.

Page 218: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Zgadza się – warknęła Reyna. – Sprowadź tu następne sześć i może będziemy mieć równą walkę.

Żądam rozmowy z waszą poruczniczką Thalią Grace.

Rudowłosa dziewczyna zamrugała powiekami. Jej towarzyszki niepewnie ścisnęły noże.

Branka Reyny leżąca na podłodze zaczęła się trząść. Reyna pomyślała, że to może jakiś atak.

Następnie uświadomiła sobie, że dziewczyna się śmieje.

– Co w tym śmiesznego? – zapytała Reyna.

Dziewczyna odparła szorstkim szeptem:

– Jason mówił mi, że jesteś dobra. Nie powiedział, jak bardzo dobra.

Reyna przyjrzała się bliżej swojemu jeńcowi. Dziewczyna wyglądała na jakieś szesnaście lat, miała

niesforne czarne włosy i intensywnie niebieskie oczy. Na jej czole połyskiwała srebrna opaska.

– Ty jesteś Thalią?

– I z chęcią ci wszystko wytłumaczę – odpowiedziała Thalia – jeśli łaskawie nie poderżniesz mi gardła.

Łowczynie poprowadziły ją labiryntem korytarzy. Ściany były zbudowane z betonowych bloków

pomalowanych na wojskową zieleń, pozbawione okien. Jedyne światło pochodziło z przyćmionych

świetlówek rozmieszczonych co dziesięć metrów. Przejścia wiły się, skręcały i zawracały, ale

rudowłosa Łowczyni imieniem Phoebe prowadziła pewnie, najwyraźniej wiedząc, dokąd idzie.

Thalia Grace szła koło niej, utykając i trzymając się za żebra w miejscu, gdzie Reyna uderzyła ją

krzesłem. Łowczyni musiała odczuwać ból, ale w jej oczach widać było rozbawienie.

Page 219: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Raz jeszcze przepraszam za uprowadzenie. – Głos Thalii nie zdradzał szczególnego wzruszenia tym

faktem. – Ta kryjówka jest tajna. Amazonki przestrzegają pewnych protokołów…

– Amazonki. Pracujecie dla nich?

– Współpracujemy – poprawiła ją Thalia. – Doszłyśmy do porozumienia. Amazonki przysyłają nam

czasem rekrutki. A czasami, kiedy my spotykamy dziewczyny, które nie chcą zostać na zawsze

dziewicami, wysyłamy je Amazonkom. One nie składają tego rodzaju ślubów.

Jedna z pozostałych Łowczyń parsknęła z niesmakiem.

– Trzymają męskich niewolników w obrożach i pomarańczowych kombinezonach. Wolałabym mieć

stado psów.

– Ich samce nie są niewolnikami, Celyn – odparowała z sarkazmem Thalia. – Tylko poddanymi. –

Spojrzała na Reynę. – Amazonki i Łowczynie nie zgadzają się we wszystkich sprawach, ale od kiedy

Gaja zaczęła się budzić, zaczęłyśmy blisko współpracować. W sytuacji, w której Obóz Jupiter i Obóz

Herosów skaczą sobie do gardeł, cóż… ktoś musi sobie radzić z tymi wszystkimi potworami. Nasze siły

są rozrzucone po całym kontynencie.

Reyna potarła ślady sznura na swoich nadgarstkach.

– Wydawało mi się, że powiedziałaś Jasonowi, że nic nie wiesz o Obozie Jupiter.

– Wtedy to była prawda. Ale czasy się zmieniły przez intrygi Hery. – Thalia spoważniała. – Co słychać u

mojego brata?

– Kiedy rozstawałam się z nim w Epirze, było w porządku. – Reyna opowiedziała jej wszystko, co

wiedziała.

Oczy Thalii okazały się dekoncentrujące: intensywnie niebieskie, przenikliwe, czujne, zupełnie jak

oczy Jasona. Poza tym rodzeństwo było do siebie całkiem niepodobne. Włosy Thalii były potargane i

Page 220: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

ciemne. Jej dżinsy były wystrzępione, pospinane agrafkami. Na szyi i nadgarstkach nosiła metalowe

łańcuchy, a na jej szarym kamuflażowym podkoszulku widniała przypinka z napisem: PUNK NIE

UMARŁ. TO TY NIE ŻYJESZ.

Reyna zawsze uważała Jasona Grace’a za typowego Amerykanina. Thalia wyglądała jak dziewczyna,

która z nożem w ręce okrada Amerykanów w ciemnym zaułku.

– Mam nadzieję, że u niego nadal wszystko w porządku. – Thalia zamyśliła się. – Kilka nocy temu śniła

mi się nasza matka. To… nie było przyjemne. A potem dostałam we śnie wiadomość od Nica – o tym,

że poluje na was Orion. To było jeszcze bardziej nieprzyjemne.

– Dlatego tu jesteś. Dostałaś wiadomość od Nica.

– Cóż, nie przyjechałyśmy do Puerto Rico na wakacje. To jedna z najlepiej strzeżonych fortec

Amazonek. Zakładałyśmy, że może nam się uda was przejąć.

– Przejąć… jak? I po co?

Idąca przodem Phoebe zatrzymała się. Korytarz kończył się metalowymi drzwiami. Phoebe zapukała

w nie trzonkiem noża – skomplikowany ciąg uderzeń niczym alfabet Morse’a.

Thalia potarła posiniaczone żebra.

– Muszę was tu zostawić. Łowczynie patrolują stare miasto, wypatrując Oriona. Muszę wracać na

front. – Wyciągnęła wyczekująco rękę. – Mój nóż, proszę?

Reyna oddała jej broń.

– A co z moją bronią?

Page 221: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Zostanie ci oddana, kiedy będziesz odchodzić. Wiem, że to wygląda głupio – porwanie,

zawiązywanie oczu i tak dalej – ale Amazonki traktują poważnie swoje zabezpieczenia. W zeszłym

miesiącu miały wypadek w swoim głównym ośrodku w Seattle. Może o tym słyszałaś. Niejaka Hazel

Levesque ukradła im konia.

Łowczyni imieniem Celyn uśmiechnęła się promiennie.

– Oglądałyśmy nagranie z kamery przemysłowej z Naomi. Rewelacyjne.

– Fantastyczne – przytaknęła trzecia Łowczyni.

– W każdym razie – powiedziała Thalia – mamy oko na Nica i satyra. Samce bez pozwolenia nie są tu

dopuszczane, ale zostawiłyśmy im wiadomość, żeby się nie martwili.

Thalia wydobyła zza pasa kartkę i podała ją Reynie. Była to kserokopia odręcznej notatki:

Wypożyczono: jedna rzymska pretorka.

Zostanie zwrócona bezpiecznie.

Siedźcie spokojnie.

Inaczej zginiecie.

:* Łowczynie Artemidy

Reyna oddała jej list.

– Jasne. To ich w ogóle nie zmartwi.

Page 222: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Phoebe rozpromieniła się.

– Jest spoko. Przykryłam waszą Atenę Partenos tą nową siecią kamuflującą, którą wymyśliłam.

Powinna zapobiec znalezieniu jej przez potwory – włącznie z Orionem. A poza tym jeśli dobrze się

domyślam, Orion nie tyle wyczuwa posąg, ile ciebie.

Reyna poczuła się tak, jakby ktoś ją uderzył w twarz.

– Skąd to wiesz?

– Phoebe jest moją najlepszą tropicielką – odparła Thalia. – I moją najlepszą uzdrowicielką. I… no cóż,

ona zazwyczaj po prostu ma rację.

– Zazwyczaj? – zaprotestowała Phoebe.

Thalia uniosła ręce w geście kapitulacji.

– Jeśli chodzi o to, czemu cię przejęłyśmy, pozwolę to wyjaśnić Amazonkom. Phoebe, Celyn, Naomi –

zaprowadźcie Reynę do środka. Ja muszę obejrzeć nasze umocnienia.

– Spodziewasz się walki – zauważyła Reyna. – A mówiłaś, że to miejsce jest tajne i bezpieczne.

Thalia schowała nóż.

– Nie znasz Oriona. Szkoda, że nie mamy więcej czasu, pretorko. Chętnie posłuchałabym o waszym

obozie i o tym, jak się tam znalazłaś. Bardzo mi przypominasz twoją siostrę, a jednak…

– Znasz Hyllę? – zapytała Reyna. – Ona jest bezpieczna?

Page 223: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Thalia przechyliła głowę.

– Nikt z nas nie jest w tych czasach bezpieczny, pretorko, a zatem naprawdę muszę już iść.

Pomyślnych łowów!

Thalia znikła w głębi korytarza.

Metalowe drzwi otwarły się z brzękiem. Trzy Łowczynie wprowadziły Reynę do środka.

Po klaustrofobicznych tunelach rozmiar magazynu zaparł Reynie dech w piersi. Pod wysokim

sklepieniem mogłoby wykonywać manewry całe stado orłów. Półki wysokie na trzy piętra ciągnęły się

w dal. Automatyczne wózki widłowe krążyły między regałami i zdejmowały pudła. W pobliżu stało

kilka młodych kobiet w czarnych kombinezonach, porównując notatki na swoich tabletach. Przed

nimi znajdowały się skrzynie opisane: WYBUCHOWE STRZAŁY I GRECKI OGIEŃ (0,5 KG, ŁATWE

OTWIERANIE) i ZRAZY Z GRYFA (Z WOLNEGO CHOWU, ORGANICZNE).

Dokładnie naprzeciwko Reyny, za konferencyjnym stołem z wysokimi stertami raportów i broni,

siedziała znana jej osoba.

– Siostrzyczko. – Hylla podniosła się. – I oto jesteśmy znowu w domu. I znowu w obliczu niechybnej

śmierci. Musimy przestać się w ten sposób spotykać.

XXIII

Page 224: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

REYNA

Uczucia Reyny nie były nawet mieszane.

Zostały wrzucone do miksera wypełnionego żwirem i lodem.

Ilekroć spotykała swoją siostrę, nie wiedziała, czy ją uścisnąć, rozpłakać się, czy odejść. Oczywiście, że

kochała Hyllę. Reyna byłaby już dawno martwa, i to wiele razy, gdyby nie jej siostra.

Ale ich wspólna przeszłość była wielce skomplikowana.

Hylla obeszła stół dookoła. Wyglądała dobrze w czarnych skórzanych spodniach i czarnym

podkoszulku bez rękawów. W pasie otaczał ją sznur ze złotych labiryntowych ogniw – pas królowej

Amazonek. Miała teraz dwadzieścia dwa lata, ale można ją było wziąć za bliźniaczkę Reyny. Miały

takie same długie ciemne włosy, takie same brązowe oczy. Nosiły nawet taki sam srebrny pierścień z

pochodnią i włócznią – emblematem ich matki Bellony. Największą różnicę w ich wyglądzie stanowiła

długa biała blizna na czole Hylli. Przez ostatnie cztery lata nieco przybladła i każdy, kto nie znał

prawdy, mógłby ją wziąć za zmarszczkę mimiczną. Ale Reyna pamiętała dzień, kiedy Hylla nabawiła

się tej blizny na pirackim statku.

– I co? – odezwała się znów Hylla. – Nie znajdziesz ciepłego słowa dla swojej siostry?

– Dziękuję za porwanie – odparła Reyna. – Za strzelenie do mnie pociskiem usypiającym, włożenie mi

worka na głowę i przywiązanie do krzesła.

Hylla przewróciła oczami.

– Zasady to zasady. Jako pretorka powinnaś to rozumieć. Ten magazyn jest jedną z naszych

najważniejszych baz. Musimy mieć kontrolę nad tym, kto tu wchodzi. Nie mogę robić wyjątków,

zwłaszcza dla mojej rodziny.

Page 225: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Myślałam, że po prostu sprawiło ci to przyjemność.

– To też.

Reyna zastanawiała się, czy jej siostra jest rzeczywiście tak wyluzowana i spokojna, jak się wydaje.

Uważała to za niezwykłe, choć trochę przerażające, że Hylla tak szybko przyzwyczaiła się do swojej

nowej tożsamości.

Sześć lat temu była przerażoną starszą siostrą, robiącą co w jej mocy, by chronić Reynę przed

wściekłością ich ojca. Jej głównymi umiejętnościami były ucieczka i wynajdywanie schronień.

A potem, na wyspie Kirke, Hylla ciężko pracowała, żeby zostać dostrzeżoną. Nosiła pstrokate ciuchy i

makijaż. Uśmiechała się, śmiała i zawsze była radosna, jakby udawanie bycia szczęśliwą mogło uczynić

ją szczęśliwą naprawdę. Została jedną z ulubionych asystentek Kirke.

Kiedy ich schronienie na wyspie spłonęło, zostały jeńcami na pirackim statku. I Hylla znów się

zmieniła. Walczyła o ich wolność, przechytrzała piratów, zyskała szacunek załogi do tego stopnia, że

Czarnobrody w końcu wysadził je na brzeg w obawie, iż Hylla przejmie jego okręt.

A teraz stała się na odmianę królową Amazonek.

Oczywiście Reyna rozumiała, dlaczego jej siostra jest takim kameleonem. Zmieniając się, unikała

zasklepienia się w tym czymś, czym stał się ich ojciec…

– Te inicjały na szyldzie z rezerwacją w Barrachinie – odezwała się. – HDŚ. Hylla Dwie Śmierci, twoje

nowe przezwisko. Mały żarcik?

– Sprawdzałam, czy zwrócisz uwagę.

– Wiedziałaś, że wylądujemy na tamtym podwórku. Skąd?

Page 226: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Hylla wzruszyła ramionami.

– Podróż cieniem to magia. Kilka z moich poddanych to córki Hekate. Nie sprawiło im trudności

ściągnąć was z kursu, tym bardziej że między nami dwiema jest połączenie.

Reyna starała się powściągnąć gniew. Akurat Hylla powinna wiedzieć, jak ona będzie się czuła, jeśli

zaciągnie ją znów do ­Puerto Rico.

– Włożyłaś w to sporo wysiłku – zauważyła Reyna. – Królowa Amazonek i poruczniczka Artemidy

spieszą nagle do Puerto Rico, żeby nas zatrzymać; domyślam się, że to nie z tęsknoty za mną.

Phoebe, rudowłosa Łowczyni, zachichotała.

– Bystra dziewczynka.

– Oczywiście – odparła Hylla. – To ja ją wszystkiego nauczyłam.

Pozostałe Amazonki zaczęły zbierać się wokół nich, zapewne wyczuwając potencjalną walkę.

Amazonki uwielbiały pełne przemocy rozrywki niemal w równym stopniu jak piraci.

– Orion – domyśliła się Reyna. – To was tu przywiodło. Jego imię zwróciło waszą uwagę.

– Nie mogłam mu pozwolić was zabić – powiedziała Hylla.

– Chodzi o coś więcej.

– Wasza misja z Ateną Partenos…

Page 227: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– …jest ważna. Ale chodzi o jeszcze coś ważnego. To coś osobistego dla ciebie. I dla Łowczyń. W co wy

gracie?

Hylla przesunęła palcami po swoim złotym pasie.

– Orion stanowi problem. W przeciwieństwie do innych gigantów chodzi od stuleci po ziemi.

Wyspecjalizował się w zabijaniu Amazonek, Łowczyń i wszystkich kobiet, które odważą się być silne.

– Dlaczego?

Dziewczyny zgromadzone wokół wyglądały tak, jakby przebiegła przez nie fala przerażenia.

Hylla spojrzała na Phoebe.

– Chcesz wyjaśnić? To ty tam byłaś.

Uśmiech Łowczyni zbladł.

– W dawnych czasach Orion dołączył do Łowczyń. Był najbliższym przyjacielem pani Artemidy. Jako

niezrównany łucznik ustępował tylko bogini i zapewne jej bratu Apollinowi.

Reyna wzdrygnęła się. Phoebe wyglądała na najwyżej czternaście lat. Myśl, że znała Oriona trzy albo

cztery tysiące lat temu…

– Co się stało? – zapytała.

Uszy Phoebe poczerwieniały.

– Orion przekroczył granicę. Zakochał się w Artemidzie.

Page 228: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Hylla prychnęła.

– Tak jest zawsze z mężczyznami. Obiecują przyjaźń. Obiecują równe traktowanie. A w końcu okazuje

się, że chcą cię jedynie posiąść.

Phoebe czyściła paznokieć. Stojące za nią pozostałe Łowczynie, Naomi i Celyn, przestępowały

niepewnie z nogi na nogę.

– Pani Artemida oczywiście go odrzuciła – wyjaśniła Phoebe. – Orion stał się zgorzkniały. Zaczął

udawać się na coraz dłuższe samotne wyprawy w dzicz. W końcu… nie jestem całkiem pewna, co się

stało. Pewnego dnia Artemida wróciła do obozu i powiedziała nam, że Orion nie żyje. Nie chciała nic

więcej mówić.

Hylla zmarszczyła brwi, co podkreśliło białą bliznę na jej czole.

– Cokolwiek się wtedy stało, kiedy Orion powstał na nowo z Tartaru, został najzacieklejszym wrogiem

Artemidy. Nikt nie będzie cię nienawidził z większą namiętnością niż ktoś, kto cię kiedyś kochał.

Reyna rozumiała to. Wróciła myślami do rozmowy, którą odbyła z boginią Afrodytą dwa lata temu w

Charleston…

– Skoro jest z nim taki problem – odezwała się – to dlaczego Artemida po prostu znów go nie zabije?

Phoebe skrzywiła się.

– Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Orion jest sprytny. Ilekroć Artemida jest wśród nas, trzyma się z

daleka. A kiedy tylko Łowczynie są same, jak my teraz… uderza bez ostrzeżenia i znika znowu. Nasza

poprzednia poruczniczka Zoë Nightshade przez stulecia usiłowała go wytropić i zabić.

Page 229: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Amazonki również próbowały – dorzuciła Hylla. – Orion nie odróżnia nas od Łowczyń. Myślę, że

wszystkie za bardzo przypominamy mu Artemidę. Niszczy nasze magazyny, rozbija centra dystrybucji,

zabija nasze wojowniczki…

– Innymi słowy – powiedziała sucho Reyna – przeszkadza wam w realizacji planu zdobycia władzy nad

światem.

Hylla wzruszyła ramionami.

– Tak właśnie jest.

– I dlatego pognałyście tutaj, żeby mnie zatrzymać – ciągnęła Reyna. – Wiedziałyście, że Orion będzie

deptał mi po piętach. Przygotowałyście zasadzkę. A ja jestem przynętą.

Pozostałe dziewczyny nagle wykazały wielkie zainteresowanie wszystkim, ale nie twarzą Reyny.

– Och, proszę – zakpiła Reyna – nie zaczynajcie nagle z poczuciem winy. To świetny plan. Jak

działamy?

Hylla uśmiechnęła się krzywo do swoich towarzyszek.

– Mówiłam wam, że moja siostra to twarda sztuka. Zechcesz wyjaśnić szczegóły, Phoebe?

Łowczyni zarzuciła łuk na ramię.

– Jak już mówiłam, zakładam, że Orion śledzi ciebie, a nie Atenę Partenos. Jest szczególnie dobry w

wyczuwaniu obecności herosów płci żeńskiej. Można by rzec, że jesteś jego wymarzoną zwierzyną.

– Cudownie – powiedziała Reyna. – A zatem moi przyjaciele Nico i Gleeson Hedge… są bezpieczni?

Page 230: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wędrujesz z samcami – mruknęła Phoebe – ale

założyłabym, że będą bezpieczniejsi z dala od ciebie. Zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby ukryć wasz

posąg. Przy odrobinie szczęścia Orion pójdzie za tobą aż tutaj, prosto w nasze zasieki.

– A co potem? – spytała Reyna.

Hylla rzuciła jej ten sam chłodny uśmiech, który mroził piratów Czarnobrodego.

– Thalia i większość z jej Łowczyń obserwują granice Viejo San Juan. Gdy tylko Orion się tu zbliży,

będziemy o tym wiedzieć. Zastawiłyśmy pułapki na wszystkich prowadzących tu drogach. Moje

najlepsze wojowniczki stoją w pogotowiu. Zwabimy tu giganta. A potem w ten lub inny sposób

odeślemy go z powrotem do Tartaru.

– Jego da się zabić? – spytała Reyna. – Myślałam, że większość gigantów mogą zniszczyć jedynie

walczący razem bóg i heros.

– Zamierzamy to sprawdzić – odparła Hylla. – Jeśli pokonamy Oriona, wasza misja stanie się znacznie

łatwiejsza. Poślemy was w dalszą drogę z naszym pełnym błogosławieństwem.

– Przydałoby nam się coś więcej niż wasze błogosławieństwo – powiedziała Reyna. – Amazonki

wysyłają paczki na cały świat. Może dałoby się załatwić bezpieczny transport dla Ateny Partenos? I

dostarczyć nas do Obozu Herosów przed pierwszym sierpnia…

– Nie mogę tego zrobić – odpowiedziała Hylla. – Gdyby to było możliwe, siostro, pomogłabym ci, ale z

pewnością czułaś gniew emanujący z tego posągu. My, Amazonki, jesteśmy honorowymi córkami

Aresa. Atena Partenos nie zniosłaby naszej obecności. A poza tym wiesz, jak działają Fata. Aby twoja

misja się powiodła, powinnaś osobiście doręczyć posąg.

Reyna musiała wyglądać na zdruzgotaną.

Phoebe dała jej kuksańca jak nadmiernie przyjazny kot.

Page 231: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Hej, nie chmurz się. Pomożemy, ile damy radę. Serwis Amazonek naprawił te twoje metalowe psy.

No i dostaniesz fajne prezenty na pożegnanie!

Celyn podała Phoebe skórzaną sakiewkę.

Phoebe przez chwilę grzebała w środku.

– Zobaczmy no… leczniczy napar. Strzały ze środkiem usypiającym, takie, jakich użyłyśmy na ciebie.

Hmmm, co jeszcze? Och, tak! – Phoebe triumfalnie wyciągnęła prostokąt złożonego srebrzystego

materiału.

– Chusteczka do nosa? – spytała Reyna.

– Coś znacznie lepszego. Cofnij się trochę. – Phoebe rzuciła chustkę na podłogę. Natychmiast

rozłożyła się ona w spory namiot.

– Ma klimatyzację – oznajmiła Phoebe. – Mieści cztery osoby. Zmieści się w nim wszelki dodatkowy

sprzęt. No, w granicach rozsądku… nie próbuj tam upychać tego wielkiego posągu.

Celyn prychnęła.

– A jeśli twoi męscy towarzysze staną się nieznośni, zawsze możesz zostawić ich w środku.

Naomi zmarszczyła brwi.

– To nie zadziała… prawda?

– W każdym razie – powiedziała Phoebe – te namioty są super. Sama mam taki i używam go bez

przerwy. Kiedy chcesz go złożyć z powrotem, wystarczy wydać komendę: Akteon.

Page 232: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Namiot złożył się w maleńki prostokąt. Phoebe podniosła go, wsunęła do sakiewki i podała wszystko

Reynie.

– N-nie wiem, co powiedzieć – wyjąkała Reyna. – Dziękuję.

– No coś ty… – Phoebe wzruszyła ramionami. – Tylko tak mogę się odwdzięczyć…

Dwadzieścia metrów dalej drzwi otwarły się z hukiem. Do Hylli podbiegła Amazonka. Miała na sobie

czarny kombinezon, a jej długie rude włosy związane były w koński ogon.

Reyna rozpoznała ją z bitwy w Obozie Jupiter.

– Kinzie, zgadza się?

Dziewczyna potaknęła, nie zwracając na nią większej uwagi.

– Pretorko.

Wyszeptała coś prosto do ucha Hylli, która spochmurniała.

– Rozumiem.

Spojrzała na Reynę.

– Coś jest nie w porządku. Straciłyśmy kontakt z zewnętrzną linią obrony. Obawiam się, że Orion…

Za Reyną eksplodowały metalowe drzwi.

Page 233: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XXIV

REYNA

Reyna sięgnęła po miecz – po czym przypomniała sobie, że go przy sobie nie ma.

– Uciekajcie stąd! – Phoebe naciągnęła łuk.

Celyn i Naomi podbiegły ku dymiącym drzwiom, ale powstrzymały je czarne strzały.

Phoebe wrzasnęła z wściekłości. Odpowiedziała ostrzałem, podczas gdy Amazonki rzuciły się do ataku

z tarczami i mieczami.

– Reyna! – Hylla pociągnęła ją za rękę. – Musimy uciekać!

– Nie możemy po prostu…

– Moja gwardia zyska nam czas! – krzyknęła Hylla. – Twoja misja musi się udać!

Reynie bardzo się to nie podobało, ale pobiegła za Hyllą.

Page 234: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Dotarły do drzwi i Reyna zerknęła za siebie. Dziesiątki wilków – szarych wilków jak te w Portugalii –

wdarły się do magazynu. Amazonki pospieszyły, żeby je powstrzymać. Dymiące przejście było

zawalone ciałami poległych: Celyn, Naomi, Phoebe. Rudowłosa Łowczyni, która przeżyła tysiące lat,

leżała teraz nieruchomo z oczami szeroko otwartymi z przerażenia i z ogromną czarno-czerwoną

strzałą sterczącą jej z brzucha. Amazonka Kinzie skoczyła do przodu, wymachując długimi nożami.

Przeskoczyła nad ciałami w dym.

Hylla pociągnęła Reynę w korytarz i pobiegły.

– One wszystkie zginą! – krzyknęła Reyna. – Musi być coś…

– Nie bądź głupia, siostro! – Oczy Hylli błyszczały od łez. – Orion nas przechytrzył. Zamienił naszą

zasadzkę w rzeź. Jedyne, co możemy teraz zrobić, to powstrzymać go, żebyś mogła uciec. Musisz

dostarczyć Grekom ten posąg i pokonać Gaję!

Poprowadziła Reynę w górę schodów. Biegły przez labirynt korytarzy, a następnie wypadły za róg do

pomieszczenia z szafkami. Stanęły twarzą w twarz z ogromnym szarym wilkiem, ale zanim bestia

zdążyła choćby warknąć, Hylla uderzyła ją w pysk.

Wilk zwinął się.

– Tędy. – Hylla podbiegła do najbliższego rządka szafek. – Twoja broń jest w środku. Szybko.

Reyna chwyciła swój nóż, miecz i plecak. A następnie pobiegła za siostrą w górę spiralnych

metalowych schodów.

Kończyły się one w suficie. Hylla odwróciła się i spojrzała na nią poważnie.

– Nie mam czasu, żeby ci to wytłumaczyć, okej? Trzymaj się mocno. I nie oddalaj się ode mnie.

Reyna nie potrafiła sobie wyobrazić nic gorszego niż scena, od której właśnie uciekły. Hylla popchnęła

klapę i wspięły się… do ich dawnego domu.

Page 235: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Duży pokój wyglądał dokładnie tak, jak Reyna go zapamiętała. Matowe świetliki oświetlały wysokie

na trzy metry pomieszczenie. Śnieżnobiałe ściany były pozbawione jakichkolwiek ozdób. Meble były

wykonane z drewna dębowego, stali i białej skóry – bezosobowe i męskie. Po obu stronach pokoju

znajdowały się tarasy, przez które Reyna zawsze miała wrażenie, że jest obserwowana (bo często tak

było).

Ich ojciec zrobił wszystko, żeby ta wielowiekowa hacjenda wyglądała jak nowoczesny dom. Dodał

świetliki, pomalował wszystko na biało, żeby było jaśniej i przestronniej. Niemniej udało mu się

jedynie sprawić, że to miejsce przypominało zadbanego trupa w białym garniturze.

Klapa otwierała się na wielki kominek. Po co im w ogóle był kominek w Puerto Rico, tego Reyna nigdy

nie pojęła, ale razem z Hyllą zwykły udawać, że jest on tajemną kryjówką, gdzie ojciec ich nigdy nie

znajdzie. Wyobrażały sobie, że mogą do niego wejść i wyjść w zupełnie innym miejscu.

Hylli udało się tego dokonać. Połączyła swoją podziemną siedzibę z ich domem rodzinnym.

– Hylla…

– Mówiłam ci, że nie mamy czasu.

– Ale…

– Teraz ja jestem właścicielką tego budynku. Przeniosłam akt własności na siebie.

– Co zrobiłaś?

– Miałam dość uciekania przed przeszłością, Reyno. Postanowiłam ją odzyskać.

Page 236: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna gapiła się na nią oszołomiona. Można odzyskać zgubiony telefon albo walizkę na lotnisku.

Można nawet odzyskać niebezpieczne odpady. Ale ten dom i to, co się tu wydarzyło? Tego nie dało

się odzyskać.

– Siostro – powiedziała Hylla – marnujemy czas. Idziesz czy nie?

Reyna rozglądała się po balkonach, jakby się spodziewała, że na barierkach zamigoczą świetliste

kształty.

– Widziałaś ich?

– Niektórych.

– Tatę?

– Oczywiście, że nie – warknęła Hylla. – Wiesz, że on odszedł na dobre.

– Nie mam o tym pojęcia. Jak mogłaś tu wrócić? Po co?

– Żeby zrozumieć! – krzyknęła Hylla. – Nie chcesz wiedzieć, co mu się naprawdę stało?

– Nie! Nie da się niczego nauczyć od duchów, Hyllo. Ty szczególnie powinnaś zdawać sobie sprawę…

– Odchodzę – przerwała jej Hylla. – Twoi przyjaciele są kilka ulic stąd. Idziesz ze mną czy mam im

powiedzieć, że umarłaś, ponieważ zagubiłaś się w przeszłości?

– To nie ja przejęłam to miejsce na własność!

Hylla odwróciła się na pięcie i wymaszerowała przez frontowe drzwi.

Page 237: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna rozejrzała się raz jeszcze dookoła. Pamiętała swój ostatni dzień w tym miejscu. Miała wtedy

dziesięć lat. Niemalże nadal słyszała wściekły ryk ojca niosący się echem po wielkim pokoju i chór

wyjących duchów na balkonach.

Pobiegła do wyjścia. Wypadła w ciepłe popołudniowe słońce i przekonała się, że ulica się nie

zmieniła: rozpadające się, pomalowane na pastelowe kolory domy, niebieski bruk, dziesiątki kotów

śpiące pod samochodami lub w cieniu bananowców.

Reyna może i wpadłaby w nostalgiczny nastrój… gdyby jej siostra nie stała kilka metrów dalej

naprzeciwko Oriona.

– No, no. – Gigant uśmiechnął się. – Obie córki Bellony razem. Doskonale!

Reyna czuła się osobiście obrażona.

Wyobraziła sobie Oriona jako potężnego brzydkiego demona, gorszego nawet od Polybotesa,

giganta, który zaatakował Obóz Jupiter.

A tymczasem Orion mógłby ujść za człowieka – wysokiego, muskularnego, przystojnego mężczyznę.

Skórę miał w kolorze pszennych tostów. Ciemne włosy były krótko obcięte i nastroszone na czubku

głowy. W swoich skórzanych bryczesach i kamizeli, z myśliwskim nożem oraz łukiem i kołczanem

mógłby ujść za złego, ale przystojniejszego brata Robin Hooda. Tylko oczy psuły ten obraz. W

pierwszej chwili zdawało się, że nosi wojskowe noktowizory. Ale Reyna szybko uświadomiła sobie, że

to nie są gogle. To była robota Hefajstosa – brązowe mechaniczne oczy osadzone w oczodołach

giganta. Akomodacyjne pierścienie obracały się i klikały, kiedy przyglądał się Reynie. Lasery skanujące

błyskały czerwienią i zielenią. Reyna miała nieprzyjemne wrażenie, że myśliwy widzi znacznie więcej

niż jej kształt: również ciepłotę jej ciała, prędkość bicia serca, poziom strachu.

U boku trzymał czarny bloczkowy łuk niemal równie wyrafinowany jak jego oczy. Liczne kable

przebiegały przez kolejne bloczki wyglądające niczym miniaturowe koła lokomotywy parowej.

Uchwyt był z polerowanego brązu, nabijany tarczami i przyciskami.

Orion nie miał naciągniętej strzały. Nie wykonywał żadnych niepokojących ruchów.

Page 238: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Uśmiechał się tak czarująco, że trudno było pamiętać, że to wróg – ktoś, kto po drodze zabił co

najmniej pół tuzina Łowczyń i Amazonek.

Hylla wyciągnęła swoje noże.

– Uciekaj, Reyno. Ja sobie poradzę z tym potworem.

Orion zarechotał.

– Odważna jesteś, Hyllo Dwie Śmierci. Twoje przyboczne też były odważne. Ale teraz są martwe.

Hylla zrobiła krok ku niemu.

Reyna chwyciła ją za ramię.

– Orionie! – zawołała. – Masz na rękach dość krwi Amazonek. Może czas, żebyś spróbował Rzymianki.

Oczy giganta zaklekotały i zwężyły się. Czerwone laserowe kropki przesunęły się po napierśniku

Reyny.

– Ach, młoda pretorka. Przyznaję, byłem zaintrygowany. Zanim cię zabiję, może zdołasz mnie

oświecić. Dlaczego córka Romy robi tyle, żeby pomóc Grekom? Porzuciłaś swoje stanowisko w

wojsku, opuściłaś swój legion, uczyniłaś z siebie wyjętą spod prawa – po co? Jason Grace zakpił z

ciebie. Percy Jackson cię odrzucił. Czy nie jesteś… jak to się mówi… wystarczająco obciachowa?

Reynie szumiało w uszach. Przypomniała sobie ostrzeżenie Afrodyty usłyszane dwa lata temu w

Charleston: „Nie znajdziesz miłości tam, gdzie byś sobie tego życzyła, ani tam, gdzie będziesz miała

nadzieję. Żaden heros nie uleczy twojego serca”.

Page 239: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zmusiła się do spojrzenia gigantowi prosto w oczy.

– Chłopcy, którzy mnie lubią lub nie, nie określają mojej tożsamości.

– Odważne słowa. – Uśmiech giganta był okropnie irytujący. – Ale nie różnisz się niczym od

Amazonek, Łowczyń czy też samej Artemidy. Mówisz o sile i niezależności. Niemniej kiedy tylko

staniesz oko w oko z prawdziwie silnym mężczyzną, twoja pewność siebie kruszy się. Czujesz się

zagrożona przez moją dominację i przez to, że cię pociągam. A zatem uciekaj, poddaj się lub giń.

Hylla strząsnęła dłoń Reyny.

– Zabiję cię, gigancie. Posiekam cię na kawałki tak małe…

– Hyllo – przerwała jej Reyna. Cokolwiek innego by tu się stało, nie mogłaby patrzeć, jak jej siostra

umiera. Reyna musiała utrzymać uwagę giganta. – Twierdzisz, że jesteś silny, Orionie. A mimo to nie

potrafiłeś dotrzymać ślubów Łowów. Zginąłeś odrzucony. A teraz załatwiasz sprawy swojej mamusi.

Powiedz mi zatem jeszcze raz, dlaczego mam się ciebie bać.

Orion zacisnął szczękę. Jego uśmiech stał się węższy i zimniejszy.

– Nieźle – przyznał. – Masz nadzieję, że wyprowadzisz mnie z równowagi. Może myślisz, że jeśli

zdołasz mnie zagadać, pomogą ci posiłki. Niestety, pretorko, nie ma żadnych posiłków. Spaliłem

podziemną siedzibę twojej siostry za pomocą jej własnego greckiego ognia. Nikt nie przeżył.

Hylla zaszarżowała i zaatakowała. Orion uderzył ją swoim łukiem, aż poleciała daleko w tył. Gigant

wyciągnął strzałę z kołczanu.

– Przestań! – wrzasnęła Reyna.

Serce waliło jej w piersi jak młot. Musiała znaleźć jakiś słaby punkt giganta.

Page 240: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Barrachina znajdowała się zaledwie kilka ulic dalej. Gdyby udało im się tam dotrzeć, może Nico

zdołałby uciec z nimi przez cienie.

Poza tym wszystkie Łowczynie nie mogły zginąć. Patrolowały cały teren starego miasta. Jakieś musiały

tam nadal być…

– Zapytałeś mnie, Orionie, co mnie motywuje. – Starała się mówić bez emocji. – Nie chcesz swojej

odpowiedzi, zanim nas zabijesz? Z pewnością musi cię to zastanawiać, dlaczego kobiety wciąż

odrzucają takiego wielkiego i przystojnego faceta jak ty.

Gigant naciągnął łuk.

– Teraz pomyliłaś mnie z Narcyzem. Mnie nie da się kupić pochlebstwem.

– Oczywiście, że nie – odparła Reyna.

Jej siostra podniosła się z morderczym wyrazem twarzy, ale Reyna wybiegła ku niej wszystkimi

zmysłami, usiłując podzielić się z nią najtrudniejszym rodzajem siły – powściągliwością.

– A jednak… to musi cię doprowadzać do wściekłości. Najpierw zostałeś odrzucony przez śmiertelną

księżniczkę…

– Merope – dopowiedział szyderczo Orion. – Śliczna dziewczyna, ale głupia. Gdyby miała choć trochę

rozsądku, zrozumiałaby, że z nią flirtowałem.

– Pozwól, że zgadnę – powiedziała Reyna. – Ona zamiast tego wrzeszczała i wzywała straże.

– Nie miałem wtedy przy sobie broni. Nie nosi się łuku ani noży, kiedy zaleca się do królewny.

Strażnicy łatwo mnie pojmali. Jej ojciec, król, kazał mnie oślepić i wygnać.

Page 241: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Tuż nad głową Reyny o gliniane dachówki uderzył kamyk. Mogło jej się to tylko wydawać, ale

pamiętała ten dźwięk z wielu nocy, kiedy Hylla wymykała się ze swojego zamkniętego pokoju i

przemykała po dachu, żeby zajrzeć do młodszej siostry.

Reyna potrzebowała całej siły woli, żeby nie zerknąć w górę.

– Ale dostałeś nowe oczy – powiedziała do giganta. – Hefajstos się nad tobą ulitował.

– Tak… – Wzrok Oriona zrobił się nieobecny. Reyna była tego pewna, ponieważ laserowe punkciki

znikły z jej piersi. – Znalazłem się na Delos, gdzie spotkałem Artemidę. Wiesz, jakie to dziwne spotkać

swojego śmiertelnego wroga i poczuć do niego sympatię i pociąg? – Roześmiał się. – Co ja mówię,

pretorko? Oczywiście, że wiesz. Może czujesz do Greków to, co ja poczułem do Artemidy – pełną

poczucia winy fascynację, podziw, który zmienia się w miłość. Ale zbyt dużo miłości jest trucizną,

zwłaszcza kiedy ta miłość jest nieodwzajemniona. Jeśli tego jeszcze nie rozumiesz, Reyno Ramírez-

Arellano, to zrozumiesz wkrótce.

Hylla podkuśtykała bliżej, wciąż dzierżąc swoje noże w rękach.

– Dlaczego pozwalasz temu potworowi mówić, siostro? Zabijmy go.

– Potraficie to zrobić? – zamyślił się Orion. – Wielu próbowało. Nawet rodzony brat Artemidy Apollo

nie zdołał mnie zabić w dawnych czasach. Musiał się uciec do podstępu, żeby się mnie pozbyć.

– Nie podobało mu się, że się zadajesz z jego siostrą? – Reyna nasłuchiwała dźwięków z dachu, ale nic

nie usłyszała.

– Apollo był zazdrosny. – Palce giganta zacisnęły się na cięciwie. Pociągnął ją, puszczając w ruch kółka

i bloczki. – Obawiał się, że mogę do tego stopnia oczarować Artemidę, że zapomni o swoich ślubach

dziewictwa. I kto wie? Może bez jego ingerencji tak by się właśnie stało? Ona byłaby wtedy

szczęśliwsza.

– Jako twoja służąca? – warknęła Hylla. – Twoja łagodna mała żoneczka?

Page 242: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– To teraz mało ważne – odparł Orion. – W każdym razie Apollo zesłał na mnie obłęd – żądzę zabicia

wszystkich zwierząt na ziemi. Zabiłem ich tysiące, zanim moja matka Gaja położyła ostatecznie kres

mojemu szaleństwu. Wezwała z głębi ziemi ogromnego skorpiona, który ukłuł mnie w plecy, i jego jad

mnie zabił. Jestem jej za to wdzięczny.

– Jesteś wdzięczny Gai – powtórzyła Reyna – za to, że cię zabiła.

Mechaniczne źrenice Oriona zwinęły się w maleńkie lśniące punkciki.

– Moja matka pokazała mi prawdę. Walczyłem z własną naturą i to nie przyniosło mi nic oprócz

nieszczęścia. Giganci nie są stworzeni do kochania śmiertelników ani bogów. Gaja pomogła mi

pogodzić się z tym, czym jestem. W końcu wszyscy musimy wrócić do domu, pretorko. Musimy

przyjąć naszą przeszłość, jakkolwiek byłaby gorzka i mroczna. – Skinął podbródkiem ku znajdującej się

za plecami Reyny willi. – Tak jak ty zrobiłaś. Ty też masz swoje upiory, nie?

Reyna dobyła miecza. „Od duchów nie da się niczego nauczyć”, powiedziała dopiero co swojej

siostrze. Może od gigantów też nie.

– To nie jest mój dom – odparła. – A my nie jesteśmy do siebie podobni.

– Ja zrozumiałem prawdę. – Głos giganta brzmiał naprawdę współczująco. – A ty trzymasz się

złudzenia, że da się sprawić, żeby wrogowie cię pokochali. To niemożliwe, Reyno. W Obozie Herosów

nie ma dla ciebie miłości.

W jej głowie rozbrzmiały słowa Afrodyty: „Żaden heros nie uleczy twojego serca”.

Reyna wpatrywała się w przystojną, okrutną twarz giganta, w jego błyszczące mechaniczne oczy.

Przez straszliwy moment rozumiała, jak to się stało, że nawet bogini, nawet wieczna dziewica

Artemida, była w stanie ulec słodkim słowom Oriona.

– Mogłem cię zabić już dwadzieścia razy – powiedział gigant. – Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?

Pozwól, że cię oszczędzę. Potrzebuję jedynie prostego dowodu wiary. Powiedz mi, gdzie jest posąg.

Page 243: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna omal nie upuściła miecza. Gdzie jest posąg…

Orion nie zdołał znaleźć Ateny Partenos. Kamuflaż Łowczyń zadziałał. Przez cały ten czas gigant tropił

Reynę, co oznaczało, że gdyby nawet teraz zginęła, Nico i trener Hedge mogliby być nadal bezpieczni.

Misja nie byłaby stracona.

Poczuła się tak, jakby zrzuciła z siebie pięćdziesięciokilogramową zbroję. Roześmiała się. Jej śmiech

poniósł się echem po brukowanej uliczce.

– Phoebe cię przechytrzyła – powiedziała. – Tropiąc mnie, zgubiłeś posąg. A teraz moi przyjaciele

mogą bezpiecznie kontynuować misję.

Orion zagryzł wargę.

– Och, znajdę ich, pretorko. Kiedy już uporam się z tobą.

– W takim razie obawiam się – odparła Reyna – że my będziemy musiały najpierw uporać się z tobą.

– Oto moja siostra – powiedziała Hylla z dumą.

I razem ruszyły do ataku.

Pierwsza strzała giganta omal nie przebiła Reyny na wylot, ale Hylla była szybka. Odbiła strzałę w

powietrzu i skoczyła na Oriona. Reyna pchnęła go ostrzem w pierś. Gigant odparował oba te ataki

łukiem.

Kopnął Hyllę do tyłu na maskę starego chevroleta, spod którego wyskoczył tuzin kotów. Gigant

obrócił się, nagle trzymając w ręce sztylet, ale Reyna cudem uchyliła się przed jego ostrzem.

Uderzyła znowu i rozcięła skórzaną kamizelę, ale udało się jej jedynie drasnąć tors nieprzyjaciela.

Page 244: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nieźle walczysz, pretorko – przyznał Orion. – Ale nie dość dobrze, żeby przeżyć.

Reyna zmusiła swój miecz do rozwinięcia się w pilum.

– Moja śmierć jest bez znaczenia.

Jeśli jej przyjaciele będą w stanie kontynuować w spokoju swoją misję, to ona była gotowa zginąć w

walce. Najpierw jednak zamierzała zranić giganta tak mocno, żeby nigdy nie zapomniał jej imienia.

– A co ze śmiercią twojej siostry? – zapytał Orion. – Może ona coś znaczy?

Zanim Reyna zdążyła mrugnąć, posłał strzałę prosto w pierś Hylli. W piersi Reyny zebrał się krzyk, ale

Hylla zdołała chwycić strzałę.

Zsunęła się z maski samochodu i złamała strzałę jedną ręką.

– Jestem królową Amazonek, głupcze. Mam na sobie królewski pas. Dzięki jego sile pomszczę

wszystkie Amazonki, które dziś zabiłeś.

Złapała za przedni zderzak chevroleta i rzuciła całym samochodem w Oriona z taką łatwością, jakby

chlapała na niego wodą w basenie.

Samochód przydusił giganta do ściany najbliższego domu. Posypał się tynk. Bananowiec się zachwiał.

Kolejne koty uciekły.

Reyna pobiegła ku wrakowi, ale gigant ryknął i odrzucił od siebie samochód.

– Zginiecie razem! – zapowiedział. Na naciągniętej cięciwie jego łuku pojawiły się dwie strzały.

Page 245: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

W tej samej chwili dachy eksplodowały dźwiękami.

– GIŃ! – Gleeson Hedge zeskoczył tuż za Orionem, uderzając kijem bejsbolowym w głowę giganta tak

mocno, że wypasiony kij pękł na pół.

W tej samej chwili Nico di Angelo zeskoczył na ulicę i zamachnął się stygijskim mieczem na cięciwę

giganta. Bloczki i dźwignie trzasnęły i skrzypnęły, a cięciwa odwinęła się z siłą pięćdziesięciu

kilogramów i jak bicz chlasnęła Oriona w nos.

– AAAU!! – Orion zatoczył się do tyłu i upuścił łuk.

Na dachach pojawiły się Łowczynie Artemidy, zasypując Oriona deszczem srebrnych strzał, aż zaczął

przypominać świecącego jeża. Zataczał się na ślepo, trzymając się za nos, a z jego twarzy spływał złoty

ichor.

Ktoś złapał Reynę za rękę.

– Chodź! – Thalia Grace wróciła.

– Idź z nią! – rozkazała jej Hylla.

Reyna miała wrażenie, że serce jej pęknie.

– Siostro…

– Musisz uciekać! JUŻ! – Były to dokładnie te same słowa, które Hylla wypowiedziała do niej sześć lat

temu tej nocy, kiedy uciekły z domu ojca. – Zatrzymam Oriona tak długo, jak będę w stanie.

Page 246: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Hylla chwyciła giganta za nogę, przewróciła i cisnęła kilka domów dalej w Calle San José, ku wielkiej

konsternacji kolejnych tuzinów kotów. Łowczynie pobiegły za nim po dachach, strzelając bełtami

wybuchającymi greckim ogniem i otaczając giganta płomieniami.

– Twoja siostra ma rację – powiedziała Thalia. – Musisz uciekać.

Nico i Hedge dołączyli do niej, obaj bardzo z siebie zadowoleni. Najwyraźniej zrobili zakupy w sklepiku

z pamiątkami w Barrachinie, ponieważ zamienili brudne i podarte podkoszulki na pstrokate

tropikalne wzory.

– Nico – odezwała się Reyna – wyglądasz…

– Ani słowa o tej koszulce – ostrzegł ją. – Ani słowa.

– Dlaczego mnie szukaliście? – zapytała. – Mogliście bezpiecznie się wyrwać. Gigant tropił mnie.

Gdybyście po prostu odeszli…

– Nie ma za co, ptysiu! – ryknął trener. – Nie zamierzaliśmy odchodzić bez ciebie. A teraz zmykajmy…

– Zerknął za ramię Reyny i jego głos załamał się.

Reyna odwróciła głowę.

Za nią, na balkonikach na piętrze jej rodzinnego domu zgromadził się tłum lśniących postaci:

mężczyzna z rozwidloną brodą w zardzewiałej zbroi konkwistadora; kolejny brodacz w ubraniu

osiemnastowiecznego pirata, z koszulą upstrzoną dziurami po kulach; dama w zakrwawionej koszuli

nocnej; kapitan marynarki Stanów Zjednoczonych w białym galowym mundurze oraz tuzin innych

duchów znanych Reynie z dzieciństwa. Wszystkie wpatrywały się w nią z gniewem i oskarżeniem, a

ich głosy szeptały jej w myślach: Zdrajczyni. Morderczyni.

– Nie… – Reyna poczuła się tak, jakby miała na powrót dziesięć lat. Miała ochotę zwinąć się w kąciku

swojego pokoju, zasłonić mocno uszy dłońmi i zagłuszyć te szepty.

Page 247: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico ujął ją za rękę.

– Kim oni są, Reyno? Czego oni…?

– Nie mogę – błagała. – N-nie mogę.

Poświęciła tyle lat na budowanie w sobie zapory, żeby powstrzymać strach. A teraz ta zapora została

zburzona. Jej siła znikła.

– Wszystko w porządku. – Nico rozglądał się po balkonach. Duchy znikły, ale Reyna wiedziała, że nie

odeszły na dobre. One nigdy nie odchodzą.

– Zabierzemy cię stąd – obiecał Nico. – Chodźmy.

Thalia ujęła Reynę za drugą rękę. Wszyscy czworo pobiegli ku restauracji i Atenie Partenos. Za sobą

Reyna słyszała ryk bólu Oriona, eksplozje greckiego ognia. Ale w jej myślach głosy szeptały wciąż:

Morderczyni. Zdrajczyni. Nigdy nie uciekniesz od swojej zbrodni.

XXV

JASON

Page 248: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason wstał ze swojego łoża śmierci, żeby móc utonąć z resztą załogi.

Statek przechylił się tak gwałtownie, że musiał wspinać się po podłodze, by wydostać się z infirmerii.

Kadłub trzeszczał. Silnik jęczał jak umierający bawół. Przez wycie wichru przedzierał się wrzask bogini

Nike dobiegający ze stajni: STAĆ CIĘ NA WIĘCEJ, SZTORMIE! DAJ Z SIEBIE STO DZIESIĘĆ PROCENT!

Jason wspinał się po schodach na środkowy pokład. Nogi pod nim drżały. W głowie mu się kręciło.

Statek przechylił się na lewą burtę i rzucił nim na przeciwną ścianę.

Hazel wygramoliła się ze swojej kabiny, trzymając się za brzuch.

– Nienawidzę morza!

Na widok Jasona zrobiła wielkie oczy.

– Co ty robisz na nogach?

– Wychodzę na pokład! – oznajmił. – Mogę pomóc!

Hazel miała minę, jakby zamierzała się kłócić. W tej samej chwili jednak statek przechylił się na prawą

stronę, więc skierowała się do łazienki, zataczając się i zasłaniając usta dłonią.

Jason zdołał wydostać się na schody. Od półtora dnia nie wychodził z łóżka, konkretnie od kiedy

dziewczyny wróciły ze Sparty, a on niespodziewanie zemdlał. Jego mięśnie buntowały się przeciwko

wysiłkowi. Czuł się tak, jakby Michael Varus stał za nim, nieustająco przebijając go mieczem i

wrzeszcząc: „Umieraj jak Rzymianin! Umieraj jak Rzymianin!”.

Jason stłumił ból. Miał dość tego, że wszyscy się o niego troszczą, szepcząc, jak bardzo się martwią.

Miał dość snów o byciu kebabem. Za dużo czasu poświęcił na użalanie się nad raną w brzuchu. Albo

go ona zabije, albo nie. Nie zamierzał czekać, aż rana o tym zdecyduje. Musiał pomóc przyjaciołom.

Page 249: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jakoś zdołał dotrzeć na pokład.

To, co tam zobaczył, przyprawiło go o niemal takie same mdłości, na jakie cierpiała Hazel. Fala

wysokości drapacza chmur uderzyła w przedni pokład, zmywając do morza dziobowe kusze i pół

prawego relingu. Żagle były podarte na strzępy. Wokół nich strzelały błyskawice, uderzając w morze

jak reflektory. Poziome strugi deszczu chłostały Jasona po twarzy. Chmury były tak ciemne, że

naprawdę nie byłby w stanie powiedzieć, czy jest dzień, czy noc.

Załoga robiła wszystko, co w jej mocy… czyli niewiele.

Leo przywiązał się do konsoli za pomocą uprzęży do bungee. Z początku mogło się to wydawać

dobrym pomysłem, ale za każdym uderzeniem fali zmywało go daleko, po czym powracał do swojego

pulpitu jak ludzkie jo-jo.

Piper i Annabeth usiłowały ratować osprzęt. Od czasu pobytu w Sparcie stały się zgranym zespołem –

współpracowały bez słowa, co było bardzo dobre, ponieważ w tym sztormie i tak nie usłyszałyby się

nawzajem.

Frank – a w każdym razie Jason zakładał, że był to Frank – zamienił się w goryla. Zwisał teraz do góry

nogami z prawego relingu, używając swojej wielkiej siły i chwytnych nóg, żeby się utrzymać podczas

odplątywania połamanych wioseł. Najwyraźniej załoga starała się wznieść statek w powietrze, ale

nawet gdyby jej się to udało, Jason nie byłby pewny, czy na niebie są bezpieczniejsi.

Nawet Festus usiłował pomóc. Plunął ogniem na deszcz, aczkolwiek nie wydawało się to zniechęcać

sztormu.

Tylko Percy miał nieco szczęścia. Stał obok środkowego masztu z rozłożonymi rękami, jakby był

rozpięty na linie. Ilekroć statek się przechylał, odchylał się w przeciwną stronę, stabilizując okręt.

Przyzywał ogromne pięści wody z morza, żeby uderzały w większe fale, zanim te zdołały dosięgnąć

pokładu, wyglądało to więc tak, jakby morze walczyło samo ze sobą, okładając się po twarzy.

Jason uświadomił sobie, że przy tej sile sztormu statek już dawno by się przewrócił, gdyby Percy się

nim nie zajął.

Page 250: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason chwiejnie ruszył w kierunku masztu. Leo wrzasnął coś – zapewne „Idź na dół!” – ale Jason tylko

pomachał mu w odpowiedzi ręką. Dotarł do Percy’ego i chwycił go za ramię.

Percy kiwnął głową, jakby pytał: „Jak leci?”. Nie sprawiał wrażenia zdumionego, nie zażądał, żeby

Jason zszedł z powrotem do infirmerii, za co chłopak był mu wdzięczny.

Percy był w stanie nie zamoczyć się, jeśli mu na tym zależało, ale najwyraźniej teraz miał na głowie

ważniejsze sprawy. Jego ciemne włosy były przyklejone do głowy, a ubranie przemoknięte i podarte.

Krzyknął coś Jasonowi do ucha, ale Jason rozróżnił tylko kilka słów: TO… DOLE… POWSTRZYMAĆ!

Percy wskazał za burtę.

– Coś wywołuje ten sztorm? – spytał Jason.

Percy uśmiechnął się szeroko i wskazał na swoje uszy. Najwyraźniej nie dosłyszał ani słowa. Zrobił taki

gest, jakby zamierzał zanurkować przez burtę. Następnie klepnął Jasona w pierś.

– Chcesz, żebym ja wyskoczył?

Jason poczuł rodzaj dumy. Wszyscy traktowali go jak szklaną figurkę, tylko Percy… cóż, zapewne

uznał, że skoro Jason znalazł się na pokładzie, to jest gotowy do akcji.

– Z radością! – krzyknął Jason. – Ale ja nie potrafię oddychać pod wodą!

Percy wzruszył ramionami. „Wybacz, nic nie słyszę”.

Następnie Percy podbiegł do prawej burty, odepchnął kolejną wielką falę od statku, po czym

wyskoczył w morze.

Jason zerknął na Piper i Annabeth. Obie trzymały się kurczowo olinowania, wpatrując się w niego z

przerażeniem. Twarz Piper mówiła: „Zwariowałeś?”.

Page 251: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Dał jej znać ręką, że wszystko w porządku, po części żeby ją zapewnić, że nic mu nie będzie (czego nie

był pewny), a po części żeby dać jej do zrozumienia, że rzeczywiście zwariował (czego był pewny).

Poczłapał do relingu i wbił wzrok w sztorm.

Wicher szalał. Chmury piętrzyły się. Jason wyczuwał krążącą nad sobą całą armię venti, zbyt

zagniewanych i podnieconych, żeby przybrać fizyczną formę, ale marzących o zniszczeniu.

Uniósł rękę i wezwał lasso z wiatru. Jason nauczył się dawno temu, że żeby zdobyć kontrolę nad

grupą łobuzów, najlepiej wybrać najwredniejszego, największego z nich i zmusić go do uległości.

Pozostałe natychmiast dołączały do szeregu. Zamachnął się liną z wiatru, szukając najsilniejszego i

najbardziej zawziętego ventusa w sztormie.

Schwytał na lasso paskudny kawałek sztormowej chmury i pociągnął go.

– Będziesz mi dziś służył.

Ventus krążył wokół niego, protestując wyciem. Sztorm szalejący nad statkiem zdawał się tracić nieco

na sile, jakby pozostałe venti myślały: „Niech to! Ten chłopak mówi poważnie”.

Jason uniósł się nad pokład, zamknięty we własnym miniaturowym tornado. Obracając się jak

korkociąg, zanurkował w wodę.

* * *

Jason założył, że pod wodą będzie spokojniej.

Nie bardzo.

Page 252: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Oczywiście, to mogło być spowodowane jego sposobem podróżowania. Jazda na cyklonie po dnie

morskim niewątpliwie wywoływała niespodziewane turbulencje. Opadał i zakręcał bez wyraźnego

celu, zatykało mu uszy, żołądek przyklejał się do żeber.

W końcu poszybował w pobliże Percy’ego, który stał na skalnej półce wznoszącej się nad większą

głębiną.

– Hej – powiedział Percy.

Jason słyszał go teraz idealnie, choć nie bardzo wiedział dlaczego.

– Co się dzieje?

W powietrznym kokonie jego własny głos zabrzmiał tak, jakby mówił przez odkurzacz.

Percy wskazał na otchłań.

– Zaczekaj.

Trzy sekundy później mrok rozciął promień zielonego światła niczym z reflektora, po czym znikł.

– Coś jest tam na dole – powiedział Percy – co podburza ten sztorm. – Odwrócił się i przyjrzał

Jasonowemu tornadu. – Niezły kostium. Dasz radę go utrzymać, kiedy zejdziemy głębiej?

– Nie mam pojęcia, jak to robię – odparł Jason.

– Dobra – odpowiedział Percy. – Po prostu nie strać przytomności.

– Zamknij się, Jackson.

Page 253: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Percy wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

– Chodźmy zobaczyć, co czai się na dole.

Zanurkowali tak głęboko, że Jason nie widział nic oprócz płynącego obok niego Percy’ego w słabej

poświacie ich złotych i spiżowych mieczy.

Co chwilę w górę wystrzelał zielony reflektor. Percy płynął prosto ku niemu. Ventus Jasona skrzypiał i

ryczał, usiłując wyrwać się na wolność. Zapach ozonu przyprawiał Jasona o zawroty głowy, ale udało

mu się utrzymać powietrzną skorupę nietkniętą.

W końcu mrok pod nimi zmniejszył się. Miękkie biało oświetlone plamy, przypominające ławice

meduz, przesuwały się przed oczami Jasona. Kiedy przybliżył się do dna morskiego, uświadomił sobie,

że te plamy były połyskującymi polami alg otaczającymi ruiny pałacu. W opuszczonych korytarzach

wirował muł, a podłogi pokrywały muszle uchowca. Pokryte pąklami greckie kolumny ciągnęły się

daleko w mrok. W samym centrum zabudowań wznosiła się cytadela większa od nowojorskiego

Grand Central Station, której ściany wysadzane były perłami, a złote kopuły dachów popękały niczym

jajka.

– Atlantyda? – spytał Jason.

– To tylko mit – odparł Percy.

– Hm… czy my cały czas nie zajmujemy się mitami?

– Nie, miałem na myśli, że to wymyślony mit. Nie tak jak autentyczny prawdziwy mit.

– A więc dlatego to Annabeth jest mózgiem tej operacji, co?

– Zamknij się, Grace.

Page 254: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Popłynęli wśród roztrzaskanych kopuł, w dół ku cieniom.

– To miejsce wygląda znajomo. – Głos Percy’ego zdradzał lekką irytację. – Zupełnie jakbym tu już

kiedyś był…

Zielony reflektor rozbłysł tuż pod nimi, oślepiając Jasona.

Chłopak upadł jak kamień, uderzając w gładką marmurową posadzkę. Kiedy powrócił mu wzrok,

zorientował się, że nie są sami.

Przed nimi stała wysoka na siedem metrów kobieta w zwiewnej zielonej sukni spiętej w talii pasem z

muszli uchowca. Jej skóra była równie olśniewająco biała jak pola alg. Jej włosy kołysały się i

połyskiwały niczym parzydełka meduz.

Twarz miała piękną, ale nieziemską – zbyt jasne oczy, zbyt delikatne rysy, zbyt zimny uśmiech, jakby

przyglądała się ludzkim uśmiechom, ale nie opanowała do końca tej sztuki.

Jej dłonie spoczywały na kręgu z polerowanego zielonego metalu o około dwóch metrach średnicy,

wspartym na spiżowym trójnogu. Przypominało to Jasonowi stalowy bęben, na którym grał kiedyś

uliczny artysta w Embarcadero w San Francisco.

Kobieta obróciła metalowy krąg niczym koło steru. W górę wystrzelił promień zielonego światła,

wzburzając wodę i wstrząsając murami starego pałacu. Ze sklepienia oderwały się fragmenty tynku i

opadły w zwolnionym tempie na dół.

– To ty wywołujesz ten sztorm – stwierdził Jason.

– Owszem, ja. – Głos kobiety był melodyjny, a mimo to pobrzmiewał dziwnie, jakby rozciągał się poza

ludzki zakres słuchu. Jason czuł pomiędzy oczami wzrastające ciśnienie. Miał wrażenie, że lada chwila

eksplodują mu zatoki.

Page 255: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Okej, w takim razie mam pytanie – odezwał się Percy. – Kim jesteś i czego chcesz?

Kobieta zwróciła się ku niemu.

– Cóż, jestem twoją siostrą, Perseuszu Jacksonie. I chciałam cię poznać, zanim umrzesz.

XXVI

JASON

Jason widział dwie możliwości: walkę lub rozmowę.

Zazwyczaj kiedy miał do czynienia z dziwacznymi siedmiometrowymi damami o meduzowatych

włosach, preferował walkę.

Ale ponieważ ta tutaj nazwała Percy’ego bratem – Jason zawahał się.

– Percy, ty znasz tę… osobę?

Percy pokręcił przecząco głową.

Page 256: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie wygląda jak moja mama, więc domyślam się, że pokrewieństwo istnieje po boskiej stronie.

Jesteś córką Posejdona, panno… hm…?

Bladolica dama przebiegła palcami po metalowym kręgu, wydając skrzypiący dźwięk niczym

torturowany wieloryb.

– Nikt mnie nie zna – westchnęła. – Dlaczego więc miałabym się łudzić, że mój własny brat mnie

rozpozna? Jestem Kymopoleja!

Percy i Jason wymienili spojrzenia.

– A więc… – odezwał się w końcu Percy. – Może będziemy ci mówić Kym. Jesteś zatem, hmmm,

nereidą, co? Malutką boginką?

– Malutką?

– Rozumiemy przez to – wtrącił szybko Jason – że nikomu nie wolno sprzedawać ci alkoholu!

Ponieważ oczywiście jesteś taka młoda i piękna.

Percy rzucił mu spojrzenie mówiące: „Dzięki za ratunek”.

Bogini zwróciła całą uwagę na Jasona. Wycelowała w niego palec wskazujący i obrysowała jego

postać w wodzie. Jason czuł, że schwytany przez niego duch powietrza faluje, jakby go ktoś

połaskotał.

– Jason Grace – powiedziała bogini. – Syn Jupitera.

– Aha. I przyjaciel Percy’ego.

Kym zmrużyła oczy.

Page 257: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A więc to prawda… w tych czasach zawiązują się dziwne przyjaźnie i niespodziewane wrogości.

Rzymianie nigdy mnie nie czcili. Dla nich byłam nienazwanym strachem – znakiem największego

gniewu Neptuna. Nigdy nie czcili Kymopolei, bogini gwałtownych sztormów morskich!

Obróciła swoim kręgiem. W górę wystrzelił kolejny promień zielonego światła, wzburzając wodę i

wstrząsając ruinami.

– Ach, tak – zgodził się Percy. – Rzymianie są marnymi żeglarzami. Oni mieli raptem jedną łódź

wiosłową. Którą zatopiłem. A skoro już mowa o gwałtownych sztormach, niezła robota tam, na górze.

– Dziękuję – powiedziała Kym.

– Sęk w tym, że ugrzązł w niej nasz statek i właśnie tak jakby się rozsypuje. Jestem przekonany, że nie

miałaś zamiaru…

– Ależ wręcz przeciwnie.

– Miałaś – skrzywił się Percy. – No dobra, to fatalnie. I obawiam się, że nie przestaniesz, jeśli ładnie

poprosimy.

– Nie – potwierdziła bogini. – Właśnie w tej chwili okręt jest bliski zatonięcia. Jestem w sumie

zdumiona, że tak długo wytrzymał. Znakomita robota.

Z dłoni Jasona skoczyły iskry prosto w tornado. Pomyślał o Piper i reszcie załogi rozpaczliwie

usiłujących utrzymać okręt w całości. Nurkując w to miejsce, on i Percy porzucili pozostałych bez

ochrony. Musieli działać szybko.

A poza tym jego powietrze zaczynało się robić stęchłe. Nie był pewny, czy dałoby się posłużyć

ventusem do oddychania, ale jeśli miał walczyć, lepiej, żeby pokonał Kym, zanim skończy mu się tlen.

Page 258: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Problem w tym, że… walka z boginią w jej własnym pałacu nie będzie łatwa. Nawet jeśli uda im się ją

obezwładnić, nie było gwarancji, ze sztorm ustanie.

– No więc… Kym – odezwał się – co możemy zrobić, żebyś zmieniła zdanie i pozwoliła naszemu

statkowi odpłynąć?

Kym posłała mu ten dziwaczny nieludzki uśmiech.

– Czy wiesz, gdzie się znajdujesz, synu Jupitera?

Jason miał wielką pokusę odpowiedzieć: „Pod wodą”.

– Masz na myśli te ruiny? To jakiś starożytny pałac?

– Zaiste – potwierdziła Kym. – Oryginalny pałac mojego ojca Posejdona.

Percy strzelił palcami, co zabrzmiało jak stłumiona eksplozja.

– Dlatego go rozpoznałem. Nowa chata taty w Atlantyku wygląda podobnie.

– Nie mam o tym pojęcia – wyznała Kym. – Rodzice nigdy mnie nie zaprosili. Mogę jedynie włóczyć

się po ruinach ich dawnych siedzib. Uważają moją obecność za… destrukcyjną.

Zakręciła ponownie swoim kręgiem. Cała tylna ściana budynku runęła, zalewając komnatę chmurą

mułu i alg. Na szczęście ventus działał jak wentylator i odgonił śmieci od twarzy Jasona.

– Destrukcyjna? – powtórzył Jason. – Ty?

Page 259: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ojciec niechętnie widzi mnie na dworze – poskarżyła się Kym. – Ogranicza moją moc. Ten sztorm na

górze? Od wieków nie miałam tyle zabawy, a to tylko niewielki przedsmak tego, do czego jestem

zdolna!

– Może jednak nie przesadzaj – mruknął Percy. – Wróćmy lepiej do pytania Jasona o możliwość

zmiany zdania…

– Ojciec nawet wydał mnie za mąż – oznajmiła Kym – bez mojej zgody. Dał mnie jako trofeum

Briareusowi, sturękiemu, w nagrodę za pomoc bogom w wojnie z Kronosem tysiące lat temu.

Twarz Percy’ego rozpromieniła się.

– Ej, ja znam Briareusa. To mój kumpel! Uwolniłem go z Alcatraz.

– Wiem o tym. – Oczy Kym zalśniły lodem. – Nienawidzę mojego męża. Wcale się nie ucieszyłam z

jego powrotu.

– Ach. A zatem… Briareus jest tu gdzieś? – zapytał Percy z nadzieją w głosie.

Śmiech Kym zabrzmiał jak świergot delfinów.

– Jest na górze Olimp w Nowym Jorku, zajmuje się umocnieniami bogów. Nie żeby to miało w

czymkolwiek pomóc. Rzecz w tym, drogi braciszku, że Posejdon nigdy nie traktował mnie uczciwie.

Lubię przychodzić tutaj, do jego starego pałacu, ponieważ cieszy mnie widok jego dzieła w ruinie.

Niedługo jego nowy pałac będzie wyglądał jak ten tutaj, a morza będą szalały bez kontroli.

Percy spojrzał na Jasona.

– To jest ten rozdział, w którym ona nam mówi, że pracuje dla Gai.

Page 260: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Aha – przytaknął Jason. – A Matka Ziemia obiecała jej lepsze warunki, kiedy bogowie zostaną

zniszczeni, ple, ple, ple.

Zwrócił się do Kym.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że Gaja nie dotrzyma swoich obietnic, prawda? Że ona cię

wykorzystuje, podobnie jak gigantów.

– Wzrusza mnie twoja troska – odpowiedziała bogini. – Zwłaszcza że bogowie olimpijscy oczywiście

nigdy mnie nie wykorzystywali, co?

Percy rozłożył ręce.

– Olimpijczycy przynajmniej się starają. Po ostatniej wojnie z tytanami zaczęli zwracać większą uwagę

na pozostałych bogów. Wielu ma teraz własne domki w Obozie Herosów: Hekate, Hades, Hebe,

Hypnos… hm, i zapewne ci, których imiona nie zaczynają się na H, również. Składamy im ofiary przy

każdym posiłku, mają fajne sztandary, specjalne podziękowania podczas apelu na koniec lata…

– Ja też dostawałam takie ofiary? – zapytała Kym.

– No… nie. Nie wiedzieliśmy o twoim istnieniu. Ale…

– W takim razie daruj sobie dalszą gadkę, bracie. – Meduzowata macka Kym podpłynęła do niego,

jakby nie mogła się doczekać okazji do sparaliżowania ofiary. – Tyle słyszałam o wielkim Percym

Jacksonie. Giganci mają niezłą obsesję na punkcie pojmania cię. Muszę przyznać… że nie rozumiem, o

co tyle hałasu.

– Dziękuję, siostro. Ale jeśli zamierzasz spróbować mnie zabić, to ostrzegam, że wielu próbowało.

Miałem ostatnio do czynienia z wieloma boginiami: Nike, Achlys, a nawet samą Nyks. W porównaniu

z nimi nie jesteś bardzo przerażająca. Poza tym śmiejesz się jak delfin.

Subtelne nozdrza Kym zafalowały. Jason chwycił miecz.

Page 261: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ależ ja nie zamierzam cię zabijać – oznajmiła Kym. – Moją częścią umowy było po prostu zwrócenie

twojej uwagi. Jest tu jednak ktoś inny, kto bardzo pragnie cię zabić.

Nad nimi, na krawędzi rozwalonego dachu, pojawił się ciemny kształt – postać jeszcze wyższa od

Kymopolei.

– Syn Neptuna – zagrzmiał głęboki głos.

Gigant spłynął na dno. Z jego niebieskiej skóry unosiły się chmury ciemnego, lepkiego soku – zapewne

trucizny. Jego zielony napierśnik ukształtowany był w grono otwartych głodnych paszczy. W ręce

trzymał broń retiariusa – trójząb i obciążoną sieć.

Jason nigdy nie widział tego konkretnego giganta, ale słyszał opowieści.

– Polybotes – powiedział. – Anty-Posejdon.

Gigant zatrząsł dredami. Wypłynął z nich tuzin węży – jasnozielonych, z falbaniastymi koronami na

głowach. Bazyliszki.

– Zaiste, synu Romy – potwierdził gigant. – Ale jeśli pozwolisz, mam pilną sprawę do Perseusza

Jacksona. Tropiłem go przez cały Tartar. I teraz, w ruinach pałacu jego ojca, zamierzam go unicestwić

raz na zawsze.

XXVII

Page 262: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

JASON

Jason nienawidził bazyliszków.

Te małe dranie uwielbiały ryć pod świątyniami Nowego Rzymu. Kiedy Jason był jeszcze centurionem,

jego kohorta zawsze dostawała znienawidzone zadanie pozbywania się ich gniazd.

Bazyliszek nie wygląda szczególnie groźnie – ot, długi na jedno ramię wąż z żółtymi oczami i białą

kryzą – ale rusza się bardzo szybko i zabija wszystko, czego dotknie. Jason nigdy nie miał do czynienia

z więcej niż dwoma naraz. A teraz cały ich tuzin pływał wokół nóg giganta. Jedyny plus tej sytuacji:

pod wodą bazyliszki nie zdołają ziać ogniem, co jednak nie sprawi, że będą mniej śmiertelnie

niebezpieczne.

Dwa z węży wystrzeliły w kierunku Percy’ego, który rozpłatał je na pół. Kolejnych dziesięć krążyło

wokół niego tuż poza zasięgiem jego miecza. Wiły się tam i z powrotem w hipnotycznym ruchu,

szukając luki. Jedno ugryzienie, jeden dotyk wystarczy.

– Hej, tutaj! – wrzasnął Jason. – Co byście powiedziały na trochę miłości?

Węże zlekceważyły jego krzyki.

Podobnie jak gigant, który stał z boku i przyglądał się z pełnym samozadowolenia uśmieszkiem,

najwyraźniej szczęśliwy, że to jego domowe zwierzątka wykonają robotę.

– Kymopolejo – Jason postarał się wymówić jej imię poprawnie – musisz to powstrzymać.

Spojrzała na niego błyszczącymi białymi oczami.

Page 263: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A niby dlaczego? Matka Ziemia obiecała mi nieograniczoną moc. Masz dla mnie lepszą ofertę?

Lepszą ofertę…

Wyczuł tu pewną szansę – okazję do negocjacji. Co jednak mógł mieć takiego, co chciałaby posiadać

bogini sztormów?

Bazyliszki zacieśniały krąg wokół Percy’ego i nie przestawały naokoło niego pływać, mimo że odganiał

je prądami wody.

– Hej, bazyliszki! – wrzasnął Jason.

Nadal żadnej reakcji. Mógł ruszyć na pomoc, ale nawet razem z Percym mieli marne szanse pokonać

dziesięć bazyliszków. Potrzebne było lepsze rozwiązanie.

Spojrzał w górę. Szalała tam burza z piorunami, ale on znajdował się dziesiątki metrów niżej. Nie mógł

raczej przywołać błys­kawicy na dno morza, prawda? A nawet gdyby udało się to zrobić, woda jest

nieco zbyt dobrym przewodnikiem elektryczności. Mógłby usmażyć Percy’ego.

Nie był jednak w stanie wymyślić nic lepszego. Wyciągnął w górę miecz, którego ostrze natychmiast

zapłonęło czerwienią.

Rozproszona chmura żółtego światła kłębiła się w głębinie, jakby ktoś wlał do wody płynny neon.

Światło uderzyło w miecz Jasona i rozprysnęło się wokół niego osobnymi wąsami, trafiając w

bazyliszki.

Ich oczy pociemniały. Ich kryzy rozpadły się. Wszystkie dziesięć węży odwróciło się brzuchami do góry

i unosiło się bez życia w wodzie.

– Następnym razem – powiedział Jason – uważajcie, kiedy do was mówię.

Page 264: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Uśmiech zniknął z twarzy Polybotesa.

– Tak ci spieszno umierać, Rzymianinie?

Percy uniósł miecz. Rzucił się na giganta, ale Polybotes machnął ręką w wodzie, pozostawiając za nią

ślad oleistej czarnej trucizny. Percy wbiegł prosto w nią, zanim Jason zdążył krzyknąć: „Co ty

wyprawiasz, chłopie?”.

Percy upuścił Orkana. Jęknął, chwytając się za gardło. Gigant rzucił swoją obciążoną sieć i Percy upadł

na dno, beznadziejnie zaplątany, podczas gdy trucizna gęstniała wokół niego.

– Wypuść go! – W głosie Jasona brzmiała panika.

Gigant zarechotał.

– Nie martw się, synu Jupitera. Twój przyjaciel będzie długo umierał. Po wszystkich tych kłopotach,

które na mnie ściągnął, nie zamierzam zabijać go szybko.

Trujące opary rozpościerały się wokół giganta, napełniając ruiny chmurami przypominającymi dym z

cygar. Jason cofnął się niezdarnie, nie dość szybko, ale jego ventus okazał się dobrym filtrem. Kiedy

chmura trucizny go pochłonęła, miniaturowe tornado zakręciło się szybciej, odganiając opary.

Kymopoleja zmarszczyła nos i odepchnęła ciemność, która jednak najwyraźniej nie działała na nią w

żaden inny sposób.

Percy wił się w sieci, jego twarz coraz bardziej zieleniała. Jason rzucił się ku niemu z pomocą, ale

gigant powstrzymał go ogromnym trójzębem.

– Och, nie pozwolę ci zepsuć mi zabawy – odezwał się szyderczo Polybotes. – Trucizna w końcu go

zabije, ale najpierw pojawi się paraliż i wiele godzin straszliwego bólu. Chcę dać mu pełnię

doświadczeń! No i może się przyglądać, jak zniszczę ciebie, Jasonie Grace!

Page 265: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Polybotes zbliżał się powoli, co dało Jasonowi mnóstwo czasu na kontemplację ciągnącej ku niemu

trzypiętrowej wieży zbroi i mięśni.

Uchylił się przed uderzeniem trójzębu i posługując się ventusem, żeby skoczyć do przodu, wbił miecz

w gadzią nogę giganta. Polybotes ryknął i zachwiał się, a z rany popłynął złoty ichor.

– Kym! – wrzasnął Jason. – Tego naprawdę chcesz?

Bogini sztormów wyglądała na znudzoną i leniwie obracała swoim kręgiem.

– Nieograniczonej mocy? Czemu nie?

– Czy to naprawdę takie fajne? – spytał Jason. – Dobra, zniszczysz nasz statek. Zniszczysz morskie

wybrzeże na całym świecie. A kiedy Gaja pozbędzie się całej ludzkiej cywilizacji, kto będzie się ciebie

bał? Nadal pozostaniesz nieznana.

Polybotes odwrócił się.

– Jesteś szkodnikiem, synu Jupitera. Zostaniesz zniszczony!

Jason usiłował przyzwać kolejną błyskawicę. Nic się nie wydarzyło. Jeśli kiedyś spotka swojego tatę,

złoży prośbę o zwiększenie dziennego przydziału błyskawic.

Zdołał raz jeszcze uskoczyć przed trójzębem, ale gigant uderzył tępym końcem, trafiając go w pierś.

Jason zatoczył się do tyłu, oszołomiony z bólu. Polybotes pochylił się nad nim z zamiarem dobicia go.

Ale zanim trójząb go przebił, ventus Jasona zadziałał z własnej woli. Zakręcił się w bok, przenosząc go

dziesięć metrów dalej przez cały dziedziniec.

„Dzięki, chłopie” – pomyślał Jason. – „Masz u mnie odświeżacz powietrza”.

Page 266: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nie był w stanie stwierdzić, czy ventusowi spodobał się ten pomysł.

– Prawdę mówiąc, Jasonie Grace – powiedziała Kym, przyglądając się swoim paznokciom – skoro już

o tym mowa, lubię, kiedy boją się mnie śmiertelnicy. Nikt się mnie dość nie boi.

– Mogę ci w tym pomóc! – Jason uskoczył przed kolejnym zamachem trójzębu. Rozwinął swój gladius

w oszczep i uderzył Polybotesa w oko.

– AU! – Gigant zachwiał się.

Percy wił się w sieci, ale jego ruchy stawały się ospałe. Jason musiał się pospieszyć. Musiał zanieść

Percy’ego do infirmerii, a jeśli sztorm nie ustanie, to nie będzie żadnej infirmerii, do której mógłby go

zanieść.

Podfrunął bliżej Kym.

– Wiesz, że bogowie są zależni od śmiertelników. Im bardziej was czcimy, tym potężniejsi się stajecie.

– Nie wiedziałam o tym. Nigdy nie byłam czczona!

Zignorowała Polybotesa, który szalał teraz wokół niej, usiłując wytrącić Jasona z jego wiru. Jason robił

wszystko, żeby utrzymać boginię pomiędzy nimi.

– Mogę to zmienić – obiecał. – Osobiście postaram się o wystawienie dla ciebie świątyni na Wzgórzu

Świątynnym w Nowym Rzymie. To będzie twoja pierwsza rzymska świątynia! W Obozie Herosów też

ją zbuduję, na samym brzegu zatoki Long Island. Wyobraź sobie: będziesz czczona…

– I będą się mnie bali.

Page 267: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– I będą się ciebie bali zarówno Grecy, jak i Rzymianie. Będziesz sławna!

– KONIEC GADANIA! – Polybotes zamachnął się trójzębem jak kijem bejsbolowym.

Jason zrobił unik. Kym nie. Gigant uderzył ją w klatkę piersiową tak mocno, że kosmyki jej

meduzowatych włosów oderwały się i podryfowały ku zatrutej wodzie.

Polybotes zgłupiał.

– Wybacz, Kymopolejo. Nie powinnaś była stawać mi na przeszkodzie!

– NA PRZESZKODZIE? – Bogini wyprostowała się. – Ja jestem przeszkodą?

– Słyszałaś, co powiedział – odezwał się Jason. – Dla gigantów jesteś jedynie narzędziem. Odepchną

cię, gdy tylko skończą z niszczeniem śmiertelników. A wtedy nie będzie herosów, nie będzie świątyń,

nie będzie strachu, nie będzie czci.

– POTWARZ! – Polybotes usiłował go przyszpilić, ale Jason schował się za suknią bogini. –

Kymopolejo, kiedy Gaja obejmie rządy, będziesz szaleć i wywoływać sztormy bez ograniczeń!

– Ale czy będą wtedy śmiertelnicy, których to wystraszy? – spytała Kym.

– No… nie.

– A statki, które będę niszczyć? Herosi kłaniający się z przestrachem i szacunkiem?

– Hm…

– Pomóż mi – ponaglił ją Jason. – Bogini i heros działający razem mogą zabić giganta.

Page 268: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie! – Polybotes nagle zaczął zdradzać objawy niepokoju. – Nie, to straszny pomysł. Gaja będzie

bardzo niezadowolona!

– Jeśli Gaja się przebudzi – odparł Jason. – Potężna Kymopoleja może pomóc nam sprawdzić, że to

nigdy nie nastąpi. A wtedy wszyscy herosi będą ją czcić ile wlezie!

– I drżeć ze strachu? – upewniła się Kym.

– Nieustannie! A poza tym twoje imię podczas letniego apelu. Twój własny sztandar. Domek w

Obozie Herosów. Dwie świątynie. Mogę nawet dorzucić figurkę bitewną Kymopolei.

– Nie! – jęknął Polybotes. – Żadnych praw do marki!

Kymopoleja obróciła się ku gigantowi.

– Obawiam się, że ta oferta przebija to, co zaproponowała mi Gaja.

– To niedopuszczalne! – ryknął gigant. – Nie możesz ufać temu nędznemu Rzymianinowi!

– Jeśli nie dotrzymam umowy – powiedział Jason – Kym zawsze będzie mogła mnie zabić. Z Gają nie

ma takich gwarancji.

– Z tym argumentem – oznajmiła Kym – trudno dyskutować.

Kiedy Polybotes trudził się nad odpowiedzią, Jason rzucił się do przodu i wbił oszczep w brzuch

giganta.

Kym uniosła swój spiżowy krąg z jego podstawy.

Page 269: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Pożegnaj się, Polybotesie.

Cisnęła dyskiem w kark giganta. Krawędź okazała się ostra.

Polybotes miał pewne problemy z pożegnaniem się, ponieważ został pozbawiony głowy.

XXVIII

JASON

Wdychanie trucizny to paskudny obyczaj – Kymopoleja machnęła ręką i mroczne chmury rozproszyły

się. – Bierny kontakt z trucizną może kogoś zabić, wiesz?

Jason nie był wielbicielem również aktywnego wdychania trucizny, ale postanowił o tym nie

wspominać. Przeciął sieć krępującą Percy’ego i oparł przyjaciela o mur świątyni, otaczając go

powietrznym bąblem ventusa. Tlenu zaczynało brakować, ale Jason miał nadzieję, że wywieje

truciznę z płuc przyjaciela.

Wyglądało na to, że plan zadziałał. Percy zgiął się wpół i zwymiotował.

– Och. Dzięki.

Page 270: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason odetchnął z ulgą.

– Niepokoiłem się o ciebie, bracie.

Percy zamrugał, usiłując skupić wzrok.

– Ciągle kręci mi się w głowie. Czy ty… obiecałeś Kym figurkę bitewną?

Bogini pochyliła się nad nimi.

– Owszem, obiecał. A ja czekam na dostawę.

– Dostaniesz ją – zapewnił Jason. – Kiedy wygramy tę wojnę, zamierzam doprowadzić do tego, żeby

wszyscy bogowie spotkali się z uznaniem. – Położył dłoń na ramieniu Percy’ego. – Mój obecny tu

przyjaciel rozpoczął ten proces zeszłego lata. Zmusił Olimpijczyków do zwrócenia na was większej

uwagi.

Kym prychnęła.

– Wiemy, ile są warte obietnice Olimpijczyków.

– Dlatego właśnie zamierzam dokończyć tę robotę. – Jason nie miał pojęcia, skąd przychodzą mu do

głowy te słowa, ale sam pomysł wydawał się absolutnie słuszny. – Zatroszczę się o to, żeby żaden z

bogów nie został zapomniany w żadnym obozie. Może dostaną świątynie, domki, a przynajmniej

kaplice…

– Albo karty kolekcjonerskie – podpowiedziała Kym.

Page 271: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jasne. – Jason uśmiechnął się. – Będę krążył tam i z powrotem między obozami, dopóki tego nie

dokonam.

Percy gwizdnął.

– Mówisz o dziesiątkach bogów.

– Setkach – poprawiła go Kym.

– Dobra – przyznał Jason – to może potrwać chwilę. Ale ty, Kymopolejo, będziesz pierwsza na liście…

bogini sztormów, która pozbawiła giganta głowy i ocaliła naszą misję.

Kym pogładziła swoje meduzowate włosy.

– Podoba mi się to. – Spojrzała na Percy’ego. – Aczkolwiek żałuję, że nie zobaczę, jak umierasz.

– Często to słyszę – odparł Percy. – A co tam z naszym statkiem…?

– Nadal w jednym kawałku – odpowiedziała bogini. – W nie najlepszym stanie, ale powinniście dać

radę dopłynąć do Delos.

– Dziękuję – powiedział Jason.

– Aha – przytaknął mu Percy. – A tak poza tym, twój mąż Briareus to naprawdę porządny gość.

Powinnaś dać mu szansę.

Bogini podniosła swój spiżowy krąg.

Page 272: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie kuś losu, bracie. Briareus ma pięćdziesiąt twarzy, wszystkie brzydkie. Ma sto rąk, ale w domu z

niczym sobie nie radzi.

– No dobra. – Percy dał spokój. – Nie będę kusił losu.

Kym odwróciła dysk, ukazując znajdujące się na jego spodzie rzemienie, jak od tarczy. Następnie

zarzuciła go sobie na ramię niczym Kapitan Ameryka.

– Będę obserwowała wasze poczynania. Polybotes nie żartował, kiedy ostrzegł cię, że twoja śmierć

obudzi Matkę Ziemię. Giganci mocno w to wierzą.

– Moja osobista krew? – spytał Percy.

Uśmiech Kym był jeszcze dziwaczniejszy niż zwykle.

– Nie jestem wyrocznią. Ale słyszałam, co wieszczek Fineasz powiedział ci w Portland. Czeka cię

ofiara, której możesz nie być w stanie spełnić, a ona będzie cię kosztować cały świat. Musisz jeszcze

zmierzyć się ze swoją śmiertelną słabością, bracie. Rozejrzyj się wokół siebie. Wszystkie dzieła bogów

i ludzi obracają się w końcu w ruinę. Nie łatwiej będzie uciec w głębiny z tą twoją dziewczyną?

Percy położył dłoń na ramieniu Jasona i z wysiłkiem podniósł się na nogi.

– Junona też zaproponowała mi taki wybór, kiedy odnalazłem Obóz Jupiter. Dam ci tę samą

odpowiedź. Nie uciekam, kiedy moi przyjaciele mnie potrzebują.

Kym odwróciła dłonie.

– I to jest twoja słabość, to, że nie potrafisz ustąpić. Ja wrócę w głębiny i będę obserwować przebieg

bitwy. Powinieneś wiedzieć, że moce oceanu są również w stanie wojny. Twoja przyjaciółka Hazel

Levesque zrobiła niezłe wrażenie na morskim ludzie oraz na ich mentorach, Afrosie i Bytosie.

Page 273: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Rybocentaury – wymamrotał Percy. – Nie chciały się ze mną spotkać.

– Ale właśnie teraz prowadzą wojnę po twojej stronie – odparła Kym – usiłując utrzymać sojuszników

Gai z dala od Long Island. Czy uda im się przetrwać… to się zobaczy. A jeśli chodzi o ciebie, Jasonie

Grace, twoja ścieżka nie będzie łatwiejsza niż twojego przyjaciela. Zostaniesz oszukany. Czeka cię

niewyobrażalny smutek.

Jason usiłował nie wybuchnąć iskrami. Nie był pewny, czy serce Percy’ego wytrzymałoby szok.

– Kym, powiedziałaś, że nie jesteś wyrocznią? Powinnaś dostać tę pracę. Zdecydowanie potrafisz

wpędzić człowieka w depresję.

Bogini roześmiała się na swój delfini sposób.

– Bawisz mnie, synu Jupitera. Mam nadzieję, że dożyjesz pokonania Gai.

– Dziękuję – odparł. – Jakieś sugestie co do pokonania bogini, której nie da się pokonać?

Kymopoleja przechyliła głowę.

– Och, przecież znasz odpowiedź. Jesteś dzieckiem nieba, w twoich żyłach płyną burze. Pierwotne

bóstwo zostało już kiedyś pokonane. Wiesz, o kim mówię.

Jason poczuł, że coś przewraca mu się we wnętrznościach szybciej niż ventus.

– Uranos, pierwszy bóg nieba. Ale to oznacza…

– Tak. – Nieludzkie rysy Kym przybrały wyraz niemalże współczucia. – Miejmy nadzieję, że to nie

będzie konieczne. Jeśli Gaja się przebudzi… cóż, wasze zadanie nie będzie łatwe. Ale jeśli zwyciężycie,

pamiętaj o swojej obietnicy, pontifeksie.

Page 274: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jasonowi zajęło chwilę przyswojenie jej słów.

– Nie jestem kapłanem.

– Nie? – Białe oczy Kym rozbłysły. – A tak swoją drogą, służący ci ventus mówi, że chce się wydostać

na wolność. Ponieważ ci pomógł, ma nadzieję, że go wypuścisz, kiedy wydostaniesz się na

powierzchnię. Obiecuje, że nie będzie ci przeszkadzał po raz trzeci.

– Po raz trzeci?

Kym milczała, jakby nasłuchując.

– Mówi, że dołączył do sztormu tam na górze, żeby się na tobie zemścić, ale gdyby wiedział, jak

bardzo silny się stałeś od czasu Wielkiego Kanionu, nie zbliżyłby się nawet do waszego statku.

– Wielki Kanion… – Jason przypomniał sobie tamten dzień na szklanym tarasie widokowym, kiedy

jeden z jego świrowatych szkolnych kumpli okazał się duchem wiatru.

– Dylan? Chyba żartujesz? Oddycham Dylanem?

– Owszem – odparła Kym. – On chyba tak właśnie ma na imię.

Jason wzdrygnął się.

– Uwolnię go, gdy tylko dotrę na powierzchnię. Nie martw się.

– A zatem żegnajcie – powiedziała bogini. – I niech Fata się do was uśmiechną… zakładając, że Fata

przeżyją.

Page 275: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Trzeba już było opuścić to miejsce.

Jasonowi zaczynało brakować powietrza (powietrza Dylana – fuj), a poza tym wszyscy na „Argo II”

będą się o nich martwić.

Percy był wciąż oszołomiony przez truciznę, usiedli więc na roztrzaskanej złotej kopule na kilka minut,

żeby chłopak mógł nabrać oddechu… a raczej wody, cokolwiek potrzebne jest synowi Posejdona na

dnie morza.

– Dzięki, chłopie – powiedział Percy. – Uratowałeś mi życie.

– Ej, to normalne między kumplami.

– Ale, wiesz, syn Jupitera ratujący syna Posejdona na dnie morza… może zachowamy szczegóły dla

siebie? Inaczej nigdy nie będę miał spokoju.

Jason uśmiechnął się promiennie.

– Jasne. Jak się czujesz?

– Lepiej. Wiesz… muszę coś wyznać: kiedy dusiłem się od tej trucizny, myślałem cały czas o Achlys,

bogini niedoli w Tartarze. Omal nie zniszczyłem jej za pomocą trucizny. – Wzdrygnął się. – To

sprawiało przyjemność, ale w zły sposób. Gdyby Annabeth mnie nie powstrzymała…

– Ale powstrzymała – przerwał mu Jason. – To kolejna rzecz, która jest normalna między przyjaciółmi.

– Taaa… Chodzi o to, że kiedy teraz się dusiłem, nie mogłem przestać myśleć, że to Achlys mi się

odpłaca. Że Fata pozwalają mi umrzeć w taki sam sposób, w jaki ja usiłowałem zabić tamtą boginię. I

wiesz… prawdę mówiąc, jakaś cząstka mnie uważała, że na to zasłużyłem. Dlatego nie próbowałem

kontrolować trucizny giganta, odsunąć jej od siebie. To pewnie brzmi jak gadanina wariata.

Page 276: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Myśli Jasona powędrowały do Itaki, do jego własnej desperacji po spotkaniu z matką.

– Nie. Chyba to rozumiem.

Percy przyglądał mu się uważnie. Kiedy Jason nie odezwał się więcej, zmienił temat.

– O co chodziło Kym, kiedy mówiła o pokonaniu Gai? Wspomniałeś Uranosa…

Jason wpatrywał się w muł wirujący między kolumnami starożytnego pałacu.

– Bóg nieba… tytani pokonali go, wzywając go na dół, na ziemię. Ściągnęli go daleko od jego własnego

terytorium, zwabili go w zasadzkę, zaskoczyli, przyszpilili i poszatkowali.

Percy wyglądał, jakby wróciły mu mdłości.

– Jak mielibyśmy zrobić to samo z Gają?

Jason przypomniał sobie wers z przepowiedni: „pastwą ognia lub burz świat się stanie”. Teraz miał

przeczucie, co to mogło znaczyć… ale jeśli miał rację, Percy nie zdoła mu pomóc. Prawdę mówiąc,

może wręcz niechcący utrudnić zadanie.

„Nie uciekam, kiedy moi przyjaciele mnie potrzebują”, powiedział Percy.

„I to jest twoja słabość”, ostrzegła go Kym, „to, że nie potrafisz ustąpić”.

Dziś był dwudziesty siódmy lipca. Za pięć dni Jason przekona się, czy miał rację.

– Dostańmy się najpierw na Delos – powiedział. – Może Apollo i Artemida udzielą nam jakiejś rady.

Page 277: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Percy przytaknął, aczkolwiek nie wyglądał na usatysfakcjonowanego tą odpowiedzią.

– Dlaczego Kymopoleja nazwała cię pontiakiem?

Śmiech Jasona autentycznie oczyścił powietrze.

– Pontifexem. To oznacza kapłana.

– Och. – Percy zmarszczył brwi. – I tak brzmi jak marka samochodu. „Nowy pontifex XLS”. Czy

będziesz musiał nosić koloratkę i błogosławić ludzi?

– Nie. Rzymianie mieli pontifexa maximusa, który pilnował składania odpowiednich ofiar i tak dalej,

żeby żaden z bogów się nie wściekł. Ja się czegoś takiego podjąłem… sądzę, że to brzmi jak praca

pontifexa.

– Ty to na serio? – spytał Percy. – Naprawdę zamierzasz wybudować świątynie dla wszystkich

pomniejszych bogów?

– Aha. Nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy, ale podoba mi się wizja podróżowania między

oboma obozami – zakładając, oczywiście, że przeżyjemy przyszły tydzień i obozy przetrwają. To, co

zrobiłeś w zeszłym roku na Olimpie, ta odmowa nieśmiertelności i wymaganie od bogów, żeby zaczęli

na odmianę grać uczciwie… to było bardzo szlachetne, wiesz.

Percy jęknął.

– Uwierz mi, czasami żałuję tego wyboru. „Och, zamierzasz odrzucić naszą propozycję? Okej,

doskonale. BUM! Tracisz pamięć! Lądujesz w Tartarze!”

Page 278: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Zrobiłeś, co należało do herosa. Podziwiam cię za to. Jeśli przeżyjemy, postaram się zrobić wszystko,

żeby kontynuować tę robotę – sprawić, żeby wszyscy bogowie zdobyli trochę uznania. Kto wie? Jeśli

bogom będzie się lepiej wiodło, może uda nam się powstrzymać kolejne wojny.

– To zdecydowanie byłoby dobre – przytaknął mu Percy. – Wiesz co? Wyglądasz inaczej… inaczej w

sensie lepiej. Ta rana ciągle cię boli?

– Moja rana… – Jason był tak zajęty gigantem i boginią, że zapomniał o ranie od miecza w swoim

brzuchu, mimo że raptem godzinę wcześniej umierał od niej w infirmerii.

Uniósł podkoszulek i zdarł bandaże. Żadnego dymu. Żadnego krwawienia. Żadnej blizny. Żadnego

bólu.

– Ona… znikła – powiedział zdumiony. – Czuję się zupełnie normalnie. Co się stało?

– Pokonałeś to, chłopie! – roześmiał się Percy. – Znalazłeś włas­ne lekarstwo.

Jason zamyślił się nad tym. To chyba musiała być prawda. Może zapomnienie o bólu, żeby pomóc

przyjaciołom, zdziałało cud. A może decyzja, żeby uczcić bogów w obu obozach, uleczyła go,

pokazując mu jasną drogę w przyszłości. Rzymianie czy Grecy… różnica nie miała znaczenia. Jak

powiedział duchom na Itace, jego rodzina po prostu się powiększyła. Teraz widział swoje miejsce.

Zamierzał dotrzymać obietnicy danej sztormowej bogini. I dlatego miecz Michaela Varusa nie miał

znaczenia.

„Umrzyj jak Rzymianin”.

Nie. Jeśli ma umrzeć, to umrze jako syn Jupitera, dziecko bogów – krew Olimpu. Ale nie zamierzał dać

się złożyć w ofierze – a w każdym razie nie bez walki.

– Chodź. – Jason poklepał przyjaciela po plecach. – Wracajmy sprawdzić, co tam słychać na statku.

Page 279: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XXIX

NICO

Wybór między śmiercią a supermarketem w Buford byłby dla Nica trudny. W Krainie Umarłych

przynajmniej umiał się poruszać. A poza tym jedzenie było świeższe.

– Nadal nie rozumiem – wymamrotał trener Hedge, kiedy przeglądali towary w środkowej alejce. –

Nazwali całe miasto od stolika Leona?

– Obawiam się, że miasto było pierwsze, trenerze – odparł Nico.

– Ha. – Trener zdjął z półki pudełko pączków z cukrem pudrem. – Może i masz rację. Te ciastka

wyglądają, jakby miały sto lat. Tęsknię za tymi portugalskimi farturas.

Ilekroć Nico przypominał sobie Portugalię, odczuwał ból w rękach. Ślady pazurów wilkołaka na jego

ramieniu były wciąż nabrzmiałe i czerwone. Sprzedawca w sklepie zapytał go, czy bił się z kocurem.

Kupili apteczkę, blok papieru (żeby trener Hedge mógł napisać więcej listów samolocików do swojej

żony), trochę wysokokalorycznego jedzenia i napojów gazowanych (magiczny stół w nowym

magicznym namiocie Reyny dostarczał jedynie zdrowej żywności i źródlanej wody) oraz trochę

rozmaitych biwakowych gadżetów do produkowanych przez trenera Hedge’a bezużytecznych, ale

niezwykle skomplikowanych pułapek na potwory.

Page 280: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico miał nadzieję, że uda mu się znaleźć jakieś nowe ciuchy. Dwa dni po ucieczce z San Juan miał

dość paradowania w tropikalnym podkoszulku z napisem ISLA DEL ENCANTO RICO, zwłaszcza że

trener Hedge miał identyczny. Niestety sklep posiadał jedynie podkoszulki z flagą Konfederacji oraz

obciachowymi hasłami w rodzaju ZACHOWAJ SPOKÓJ I NAŚLADUJ BURAKÓW. Nico uznał, że woli

pozostać przy papugach i palmach.

Wrócili w miejsce, gdzie rozbili się biwakiem przy dwupasmówce w pełnym słońcu. Ta część Karoliny

Południowej wydawała się składać wyłącznie z pól uprawnych usianych tu i ówdzie słupami

telefonicznymi i drzewami porośniętymi pnączem kudzu. Samo Buford było zbiorowiskiem

przenośnych metalowych szop – sześciu albo siedmiu, co równało się zapewne populacji miasteczka.

Nico nie kochał jakoś szczególnie słońca, ale tym razem powitał jego ciepło z radością. Poczuł się

dzięki niemu bardziej cielesny – zaczepiony w świecie śmiertelników. Z każdym skokiem przez cienie

powrót stawał się coraz trudniejszy i trudniejszy. Nawet w pełnym świetle jego ręka przechodziła

przez przedmioty. Pasek i miecz wciąż opadały mu do kostek bez specjalnego powodu. A raz, kiedy

nie patrzył przed siebie, przeszedł przez pień drzewa.

Nico pamiętał słowa wypowiedziane do niego przez Jasona Grace’a w pałacu Notusa: „Może już czas,

byś wyszedł z cienia”.

„Gdybym tylko potrafił” – pomyślał. Po raz pierwszy w życiu zaczął się bać ciemności, ponieważ

groziło mu roztopienie się w niej na wieki.

Nico i Hedge bez trudu odnaleźli powrotną drogę do miejsca biwaku. Atena Partenos była

najwyższym obiektem na wiele kilometrów dookoła. W swojej nowej sieci kamuflującej połys­kiwała

srebrem jak niezwykle jaskrawy dwunastometrowy duch.

Posąg najwyraźniej postanowił zmusić ich do odwiedzenia miejsca o znaczeniu edukacyjnym,

ponieważ wylądowali tuż obok tabliczki informacyjnej z napisem MASAKRA W BUFORD, znajdującej

się na skrzyżowaniu bitych dróg wiodących z Nikąd do Niczego.

Namiot Reyny stał w zagajniku oddalonym o jakieś trzydzieści metrów od szosy. W pobliżu znajdował

się prostokątny kopiec – setki kamieni usypanych na kształt przerośniętego grobu z granitowym

obeliskiem zamiast nagrobka. Wokół niego leżały rozrzucone poblakłe wieńce i połamane bukiety

plastikowych kwiatów, nadające temu miejscu jeszcze bardziej smętny wygląd.

Page 281: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Aurum i Argentum bawiły się w lesie w zbijanego jedną z piłek trenera. Od kiedy Amazonki je

naprawiły, metalowe psy były rozbrykane i pełne energii – w przeciwieństwie do ich właścicielki.

Reyna siedziała po turecku w wejściu do namiotu, wpatrując się w pamiątkowy obelisk. Nie odzywała

się wiele od ucieczki z San Juan dwa dni wcześniej. Nie spotkali po drodze potworów, co niepokoiło

Nica. Nie otrzymali też żadnych wieści od Łowczyń ani Amazonek. Nie mieli pojęcia, co stało się z

Hyllą, Thalią ani gigantem Orionem.

Nico nie lubił Łowczyń Artemidy. Tragedie szły za nimi równie pewnie jak psy i drapieżne ptaki. Jego

siostra Bianca zginęła po dołączeniu do Łowczyń. A potem Thalia Grace została ich dowódczynią i

zaczęła rekrutować kolejne dziewczyny, co uwierało Nica – jakby można było zapomnieć o śmierci

Bianki. Jakby można ją było kimś zastąpić.

Kiedy Nico obudził się w Barrachinie i znalazł liścik Łowczyń o porwaniu Reyny, zdewastował całe

podwórko w złości. Nie chciał, żeby Łowczynie ukradły mu kolejną ważną dla niego osobę.

Na szczęście odzyskał Reynę, ale nie podobało mu się, że stała się taka ponura. Ilekroć usiłował ją

zapytać o to, co się wydarzyło na Calle San José – o te duchy na balkonie, wpatrzone w nią, szepczące

oskarżenia – Reyna kazała mu się zamknąć.

Nico wiedział jedną rzecz o duchach. Niebezpiecznie było pozwalać im, żeby dostały ci się do głowy.

Chciał pomóc Reynie, ale ponieważ jego własną strategią było samotne radzenie sobie z problemami i

odpychanie każdego, kto usiłował się do niego zbliżyć, nie mógł mieć do niej pretensji o to samo.

Podniosła wzrok, kiedy podeszli.

– Już wiem.

– Co to za historyczne miejsce? – zapytał Hedge. – Doskonale, ponieważ doprowadzało mnie to do

szału.

– Bitwa pod Waxhaws – odparła.

Page 282: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ach, tak… – Hedge pokiwał głową ze znawstwem. – Paskudna mała potyczka.

Nico usiłował wyczuć jakiekolwiek niespokojne duchy w okolicy, ale nic nie czuł. Dziwne jak na pole

walki.

– Jesteś pewna?

– 1780 – odpowiedziała Reyna. – Amerykańska wojna o niepodległość. Większość kolonialnych

dowódców stanowili greccy herosi. Brytyjscy generałowie byli rzymskimi herosami.

– Ponieważ Anglia była wówczas Rzymem – domyślił się Nico. – Wschodzącym imperium.

Reyna podniosła jeden z połamanych bukietów.

– Obawiam się, że wiem, dlaczego tu wylądowaliśmy. To moja wina.

– Och, daj spokój – zaśmiał się Hedge. – Supermarket w Buford nie jest niczyją winą. To się po prostu

zdarza.

Reyna miętosiła w palcach poblakłe plastikowe kwiaty.

– Podczas wojny o niepodległość brytyjska kawaleria dopadła czterystu Amerykanów. Kolonialne

wojsko usiłowało się poddać, ale Brytyjczycy pragnęli krwi. Zmasakrowali Amerykanów, mimo że ci

rzucili już broń. Raptem kilku przeżyło.

Nico podejrzewał, że powinien być w szoku. Ale po podróży po Podziemiu, po wysłuchaniu tylu

opowieści o okrucieństwie i śmierci wojenna masakra nie robiła na nim specjalnego wrażenia.

– Jakim cudem to ma być twoją winą, Reyno?

Page 283: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Brytyjski dowódca nazywał się Banastre Tarleton.

Hedge prychnął.

– Słyszałem o nim. Szaleniec. Nazywali go Bennym Rzeźnikiem.

– Tak… – Reyna wzięła niepewny oddech. – On był synem Bellony.

– Och. – Nico wbił wzrok w wielki grób. Wciąż niepokoiło go to, że nie wyczuwał żadnych duchów.

Zmasakrowano tu setki żołnierzy… to powinno wysyłać jakieś wibracje śmierci.

Usiadł obok Reyny i postanowił zaryzykować.

– A zatem uważasz, że zostaliśmy tu przyciągnięci, ponieważ ciebie coś łączy z duchami. Jak to, co się

zdarzyło w San Juan?

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadała, obracając plastikowy bukiet w ręce.

– Nie chcę rozmawiać o San Juan.

– Ale powinnaś. – Nico czuł się we własnym ciele jak ktoś obcy. Dlaczego namawiał Reynę na

podzielenie się z nim tą opowieścią? To nie było w jego stylu, to nie był jego interes. A mimo to mówił

dalej. – Najważniejsza sprawa dotycząca duchów: większość z nich straciła własny głos. Na Łąkach

Asfodelowych miliony dusz włóczą się bez celu, usiłując przypomnieć sobie, kim były. Wiesz, dlaczego

tak kończą? Ponieważ za życia nigdy nie opowiedziały się po żadnej stronie. Nigdy nie powiedziały

niczego głośno, a więc nigdy nie zostały usłyszane. Twój głos jest twoją tożsamością. Jeśli się nim nie

posługujesz – oznajmił, wzruszając ramionami – to jesteś w połowie drogi na Łąki Asfodelowe.

Reyna skrzywiła się.

Page 284: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Tak według ciebie wygląda rozmowa motywująca?

Trener Hedge odchrząknął.

– Jak dla mnie robi się tu zanadto psychologicznie. Idę napisać parę listów.

Zabrał swój notatnik i poszedł między drzewa. Przez ostatnie dni dużo pisał – najwyraźniej nie tylko

do Mellie. Trener nie lubił dzielić się szczegółami, ale dał do zrozumienia, że usiłuje powołać się na

pewne przysługi, żeby zapewnić pomoc w misji. Z tego, co Nico zrozumiał, pisał do Jackiego Chana.

Nico otworzył torbę z zakupami. Wyciągnął z niej pudełko owsianych ciasteczek i podsunął je Reynie.

Zmarszczyła nos.

– Wyglądają, jakby były zatęchłe już w czasach dinozaurów.

– Być może. Ale ja ostatnio mam wielki apetyt. Smakuje mi wszelkie jedzenie… może z wyjątkiem

pestek granatów. Tych mam dość.

Reyna wybrała markizę i ugryzła ją.

– Te duchy w San Juan… to moi przodkowie.

Nico nie ponaglał jej. Lekka bryza marszczyła kamuflującą sieć okrywającą Atenę Partenos.

– Rodzina Ramírez-Arellano jest bardzo stara – powiedziała w końcu Reyna. – Nie znam całej jej

historii. Moi przodkowie mieszkali w Hiszpanii, kiedy była ona rzymską prowincją. Mój pra-pra-pra-

nie-wiem-ile-razy-pradziadek był konkwistadorem. Przybył do Puerto Rico z Poncem de Leónem.

Page 285: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jeden z duchów na balkonie miał na sobie zbroję konkwistadora – przypomniał sobie Nico.

– To właśnie on.

– A zatem… czy cała twoja rodzina pochodzi od Bellony? Myślałem, że ty i Hylla jesteście jej córkami,

nie potomkiniami.

Nico za późno się zorientował , że nie powinien był wspominać o Hylli. Na twarzy Reyny pojawił się

wyraz rozpaczy, który jednak zdołała szybko ukryć.

– Jesteśmy córkami – odparła. – Jesteśmy pierwszymi prawdziwymi dziećmi Bellony w rodzinie

Ramírez-Arellano. Ale Bellona zawsze wspierała nasz klan. Tysiące lat temu postanowiła, że odegramy

kluczową rolę w wielu bitwach.

– Jak teraz – zauważył Nico.

Reyna strzepnęła sobie okruszki z podbródka.

– Być może. Niektórzy z moich przodków byli bohaterami. Inni łajdakami. Widziałeś tego ducha z

ranami po kulach na piersi?

Nico potaknął.

– Jakiś pirat?

– Najsłynniejszy w dziejach Puerto Rico. Znany był jako pirat Cofresí, ale jego nazwisko brzmiało

Ramírez de Arellano. Nasz dom – ta rodzinna willa – został zbudowany dzięki skarbowi, który ukrył.

Przez chwilę Nico czuł się znów jak mały chłopiec. Miał ochotę wykrzyknąć: „Ale super!”. Jeszcze

zanim zainteresował się Magią i mitem, miał obsesję na punkcie piratów. Może to dlatego Percy, syn

boga morza, zrobił na nim takie wrażenie.

Page 286: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A pozostałe duchy? – zapytał.

Reyna ugryzła ciastko przełożone kremem.

– Ten facet w mundurze amerykańskiej marynarki… to mój pra-prastryj z czasów drugiej wojny

światowej, pierwszy latynoski dowódca łodzi podwodnej. Rozumiesz, o co chodzi. Mnóstwo

wojowników. Bellona była naszym bóstwem opiekuńczym od pokoleń.

– Ale nigdy nie miała dzieci herosów w waszej rodzinie… aż do was.

– Bogini… zakochała się w naszym ojcu Julianie. Był żołnierzem w Iraku. Był… – Głos Reyny się

załamał. Odrzuciła plastikowy bukiet. – Nie potrafię. Nie potrafię o nim mówić.

Nad ich głowami przepłynęła chmura, spowijając las cieniem.

Nico nie chciał wyciągać opowieści z Reyny. Jakie miał do tego prawo?

Odłożył na bok swoje ciasteczko… i zauważył, że opuszki jego palców zmieniają się w dym. Światło

słoneczne powróciło i ręce znów stały się cielesne, ale nerwy Nica omal nie pękły. Poczuł się tak,

jakby ktoś go zepchnął z krawędzi wysokiego balkonu.

„Twój głos jest twoją tożsamością”, powiedział do Reyny. „Jeśli się nim nie posługujesz, to jesteś w

połowie drogi na Łąki Asfodelowe”.

Nienawidził, kiedy jego własne rady odnosiły się też do niego samego.

– Mój tato dał mi kiedyś prezent – odezwał się. – To był zombie.

Reyna spojrzała na niego ze zdumieniem.

Page 287: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Że co?

– Ma na imię Jules-Albert. Jest Francuzem.

– To… francuski zombie?

– Hades nie jest najlepszym tatą, ale czasami zdarzają mu się chwile typu: „Chciałbym poznać lepiej

mojego syna”. Mam wrażenie, że ten zombie był rodzajem pojednawczego prezentu. Tato

powiedział, że Jules-Albert może być moim szoferem.

Kącik ust Reyny zadrżał.

– Francuski zombie szofer.

Nico uświadomił sobie, jak komicznie to brzmi. Nigdy nikomu nie opowiadał o Jules’u-Albercie –

nawet Hazel. Ale gadał dalej.

– Hades uważał, że powinienem, no wiesz, próbować zachowywać się jak nowoczesny nastolatek.

Mieć kumpli. Zrozumieć dwudziesty pierwszy wiek. Gdzieś mu się obiło o uszy, że śmiertelni rodzice

często wożą swoje dzieci samochodami. On tego nie może robić. Wymyślił więc zombie.

– Żeby cię woził do centrum handlowego – powiedziała Reyna. – Albo do restauracji dla

zmotoryzowanych.

– Zapewne. – Nerwy Nica zaczynały się uspokajać. – Przecież w zdobywaniu przyjaciół nic nie pomaga

lepiej niż rozkładający się trup z francuskim akcentem.

Reyna roześmiała się.

Page 288: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Przepraszam… Nie powinnam się naśmiewać.

– W porządku. Chodzi o to, że… ja też nie lubię mówić o moim tacie. Ale czasami – powiedział,

patrząc jej prosto w oczy – trzeba to zrobić.

Reyna spoważniała.

– Nie znałam taty z jego lepszych czasów. Hylla twierdzi, że kiedy ona była malutka, zanim ja się

urodziłam, bywał łagodniejszy. Był żołnierzem – nieustraszonym, zdyscyplinowanym, nie bał się walki.

Był przystojny. Potrafił być czarujący. Bellona go pobłogosławiła, podobnie jak wielu moich

przodków, ale to nie wystarczyło mojemu tacie. Chciał ją za żonę.

Gdzieś w lesie trener Hedge pomrukiwał do siebie, pisząc listy. Trzy papierowe samolociki krążyły już

na wietrze, kierując się do bogowie wiedzą jakich miejsc.

– Ojciec poświęcił się Bellonie całkowicie – ciągnęła Reyna. – Ale czym innym jest szanować potęgę

wojny, a czym innym zakochać się w niej. Nie wiem, jak tego dokonał, ale zdołał zdobyć serce Bellony.

Moja siostra urodziła się tuż przed jego wyjazdem do Iraku na ostatnią misję. Został zwolniony z

pełnymi honorami, wrócił do domu jako bohater. Gdyby… gdyby był w stanie dostosować się do

cywilnego życia, wszystko mogłoby być w porządku.

– Ale on nie potrafił – domyślił się Nico.

Reyna pokręciła głową.

– Krótko po swoim powrocie spotkał się po raz ostatni z boginią… dlatego, hm, ja się urodziłam.

Bellona dała mu wgląd w przyszłość. Wyjaśniła, dlaczego nasza rodzina jest dla niej tak ważna.

Powiedziała, że dziedzictwo Rzymu nigdy nie upadnie, jeśli pozostanie ktoś z naszej krwi walczący w

obronie ojczyzny. Te słowa… Myślę, że w jej wyobrażeniu miały brzmieć uspokajająco, ale ojciec

sfiksował na ich punkcie.

– Po wojnie nierzadko trudno jest dojść do siebie. – Nico przypomniał sobie Pietra, jednego z

sąsiadów z czasów jego dzieciństwa spędzonego we Włoszech. Pietro powrócił z afrykańskiej

Page 289: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

kampanii Mussoliniego cały i zdrowy, ale po tym jak ostrzeliwał etiopskich cywilów gazem

musztardowym, jego umysł nigdy nie wrócił do normy.

Pomimo upału Reyna otuliła się szczelniej płaszczem.

– Częścią problemu był stres pourazowy. Ojciec nie potrafił przestać myśleć o wojnie. Poza tym był

ciągły fizyczny ból – domowej roboty bomba zostawiła odłamki w jego ramieniu i piersi. Ale było coś

jeszcze. Przez lata, kiedy ja dorastałam, on… on się zmieniał.

Nico nie odzywał się. Nigdy nikt tak otwarcie z nim nie rozmawiał, może z wyjątkiem Hazel. Czuł się

tak, jakby obserwował stado ptaków siadające na polu. Jeden głośny dźwięk mógłby je spłoszyć.

– Popadł w paranoję – mówiła Reyna. – Uważał słowa Bellony za ostrzeżenie, że nasza rodzina

wyginie, a dziedzictwo Rzymu upadnie. Wszędzie widział wrogów. Zbierał broń. Zamienił nasz dom w

fortecę. Nocą zamykał Hyllę i mnie w naszych pokojach. Jeśli się wymykałyśmy, wrzeszczał na nas,

rzucał meblami i… ogólnie nas terroryzował. Zdarzało mu się nawet nas brać za nieprzyjaciół. Uznał,

że go szpiegujemy, usiłując podważać jego autorytet. A potem zaczęły się pojawiać te duchy. Sądzę,

że one zawsze tam były, ale uczepiły się niepokoju mojego ojca i stały się widoczne. Szeptały do

niego, podsycając jego podejrzenia. W końcu pewnego dnia… nie potrafię powiedzieć z pewnością

kiedy, uświadomiłam sobie, że to już nie jest mój ojciec. Stał się jednym z tych duchów.

W piersi Nica wezbrała fala zimna.

– Manią – domyślił się. – Zdarzało mi się to widywać. Człowiek więdnie, aż przestaje być człowiekiem.

Pozostaje tylko jego najgorsza cecha. Jego szaleństwo…

Mina Reyny mówiła mu wyraźnie, że to wytłumaczenie nie pomaga.

– Czymkolwiek był – powiedziała Reyna – życie z nim stało się niemożliwe. Uciekałyśmy z Hyllą z

domu, gdy tylko to było możliwe, ale w końcu… wracałyśmy… i stawiałyśmy czoła jego wściekłości.

Nie wiedziałyśmy, co innego robić. Był naszą jedyną rodziną. Kiedy wróciłyśmy po raz ostatni, był tak

rozgniewany, że autentycznie się żarzył. Nie mógł już fizycznie dotykać przedmiotów, ale potrafił nimi

poruszać… jak poltergeist, tak mi się wydaje. Zerwał płytki z podłogi. Roztrzaskał kanapę. W końcu

rzucił krzesłem i uderzył nim Hyllę. Upadła. Tylko straciła przytomność, ale ja myślałam, że nie żyje.

Ona poświęciła tyle lat na to, żeby mnie chronić… że po prostu pękłam. Chwyciłam najbliższą broń,

Page 290: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

która była pod ręką – rodzinną pamiątkę, szablę pirata Cofresíego. N-nie wiedziałam, że jest ona z

cesarskiego złota. Rzuciłam się na ducha mojego ojca i…

– Rozproszyłaś go – domyślił się Nico.

W oczach Reyny błyszczały łzy.

– Zabiłam własnego ojca.

– Nie. Reyna, nie. To nie był on. To był duch. Albo jeszcze gorzej: mania. Zrobiłaś to w obronie siostry.

Reyna obracała srebrny pierścień na swoim palcu.

– Nie rozumiesz. Ojcobójstwo jest najgorszą zbrodnią, jaką może popełnić Rzymianin. To jest coś

niewybaczalnego.

– Ale ty nie zabiłaś swojego ojca. Ten człowiek był już martwy – upierał się Nico. – Ty tylko wygoniłaś

ducha.

– To bez znaczenia! – Reyna płakała. – Gdyby w Obozie Jupiter dowiedzieli się o tym…

Na skraju lasu stał rzymski legionista w pełnej zbroi, dzierżący w ręce pilum. Na oczy spadała mu

grzywa brązowych włosów. Jego nos był co najmniej raz złamany, co sprawiało, że jego uśmiech był

jeszcze bardziej złowrogi.

– Dziękuję za wyznanie, była pretorko. Uczyniłaś moje zadanie znacznie łatwiejszym.

Page 291: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XXX

NICO

Trener Hedge wybrał ten moment, żeby wpaść na polanę, wymachując papierowym samolocikiem i

krzycząc:

– Dobre wieści, moi drodzy!

Po czym zamarł na widok Rzymianina.

– Och… nieważne.

Szybko zmiął samolocik i zjadł go.

Reyna i Nico podnieśli się. Aurum i Argentum przytruchtały do Reyny, warcząc na intruza.

Nico nie rozumiał, jakim cudem ten facet zdołał podejść tak blisko niezauważony przez nikogo.

– Bryce Lawrence – powiedziała Reyna. – Najnowszy pies gończy Oktawiana.

Rzymianin skłonił głowę. Miał zielone oczy, ale nie tak morsko zielone jak oczy Percy’ego… raczej jak

glony w stawie.

Page 292: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Augur posiada wiele psów gończych – oznajmił Bryce. – Ja jestem jedynie tym szczęśliwcem,

któremu udało się was znaleźć. Twojego greckiego kumpla – wskazał podbródkiem na Nica – było

łatwo wytropić. Cuchnie Podziemiem.

Nico wydobył miecz z pochwy.

– Znasz Podziemie? Może chcesz, żebym ci załatwił wizytę?

Bryce zaśmiał się. Jego przednie zęby były w dwóch odcieniach żółci.

– Myślisz, że zdołasz mnie zastraszyć? Jestem potomkiem Orkusa, boga złamanych przysiąg i wiecznej

kary. Sam słyszałem krzyki na Polach Kary. To muzyka dla moich uszu. Wkrótce dodam kolejną

potępioną duszę do tego chóru.

Wyszczerzył zęby do Reyny.

– Ojcobójstwo, co? Oktawian ucieszy się z tej wieści. Jesteś aresztowana za wielokrotne łamanie

rzymskich praw.

– Twoja obecność w tym miejscu jest sprzeczna z rzymskim prawem – odparła Reyna. – Rzymianie nie

pełnią misji samotnie. Misja musi być prowadzona przez kogoś w randze centuriona lub wyższej.

Jesteś in probatio, ale przyznanie ci nawet tego stopnia było błędem. Nie masz prawa mnie

aresztować.

Bryce wzruszył ramionami.

– W czasie wojny trzeba naginać niektóre przepisy. Ale nie martw się. Kiedy przyprowadzę cię na

proces, zostanę nagrodzony pełnym członkostwem w legionie. Zapewne dostanę też promocję na

centuriona. Niewątpliwie po nadchodzącej bitwie pojawią się wolne miejsca. Część oficerów nie

przeżyje, zwłaszcza jeśli źle ulokowali swoją lojalność.

Page 293: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Trener Hedge uniósł kij bejsbolowy.

– Nie znam dobrze rzymskiej etykiety, ale czy mogę sprać tego dzieciaka?

– Faun – powiedział Bryce. – Interesujące. Słyszałem, że Grecy naprawdę ufają swoim kozłonogom.

Hedge zameczał.

– Jestem satyrem. I możesz mi ufać, że zamierzam przyłożyć ten kij do twojej głowy, leszczu.

Trener ruszył ku niemu, ale kiedy tylko jego kopyto dotknęło kopca, kamienie zabulgotały, jakby

zaczynały się gotować.

Z grobu wyskoczyli szkieletowi wojownicy – spartoi w potarganych resztkach czerwonych brytyjskich

mundurów.

Hedge cofnął się, ale dwa pierwsze szkielety chwyciły go za ręce i uniosły nad ziemię. Trener upuścił

kij i zaczął wymachiwać kopytami.

– Puszczać mnie, głupie kościogłowy! – ryknął.

Nico wpatrywał się jak zamurowany w grób, który wypuszczał z siebie kolejnych martwych brytyjskich

żołnierzy – pięciu, dziesięciu, dwudziestu, mnożących się tak szybko, że Reyna i jej metalowe psy

zostali otoczeni, zanim Nico zdążył sięgnąć po miecz.

Jak mógł nie wyczuć tylu umarłych znajdujących się tak blisko?

– Zapomniałem dodać – odezwał się Bryce – że w sumie nie jestem sam na tej misji. Jak widzicie,

mam wsparcie. Ci żołnierze w czerwonych kurtkach obiecali zawieszenie broni kolonialnym

żołnierzom. A następnie ich wyrżnęli. Osobiście lubię dobrą masakrę, ale ponieważ złamali

Page 294: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

przyrzeczenie, ich duchy zostały potępione, oni zaś znajdują się na wieki w mocy Orkusa. A to

oznacza, że są również pod moją kontrolą. – Wskazał na Reynę. – Brać dziewczynę.

Spartoi runęli do przodu. Aurum i Argentum rozprawiły się z kilkoma pierwszymi, ale szybko zostały

powalone na ziemię, a szkieletowe dłonie zacisnęły się na ich pyskach. Żołnierze w czerwonych

kurtkach chwycili Reynę za ręce. Jak na nieumarłych byli zaskakująco szybcy.

Nico w końcu odzyskał zmysły. Zamierzył się na spartoi, ale jego miecz przeszedł przez nich, nie

czyniąc szkód. Wysilił wolę, każąc szkieletom się rozpaść. One jednak zachowywały się tak, jakby on w

ogóle nie istniał.

– Coś nie gra, synu Hadesa? – W głosie Bryce’a brzmiało udawane współczucie. – Czyżbyś tracił

kontrolę?

Nico usiłował przepchnąć się przez tłum szkieletów. Ale było ich za dużo. Bryce, Reyna i trener Hedge

mogli równie dobrze znajdować się za metalową ścianą.

– Uciekaj stąd, Nico! – krzyknęła Reyna. – Bierz posąg i uciekaj!

– Tak, uciekaj! – zawtórował jej Bryce. – Oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, że następny skok w

cień będzie twoim ostatnim. Wiesz, że nie masz dość siły, żeby przeżyć jeszcze jeden. Ale koniecznie

zabierz Atenę Partenos.

Nico spojrzał w dół. Nadal ściskał w ręce swój stygijski miecz, ale jego dłonie były ciemne i

przezroczyste jak przydymione szkło. Rozpływał się nawet w pełnym słońcu.

– Powstrzymaj to! – krzyknął.

– Och, ja przecież nic nie robię – odparł Bryce. – Jestem tylko ciekawy, co się stanie. Jeśli zabierzesz

posąg, znikniesz z nim na zawsze, prosto w zapomnienie. Jeśli go nie weźmiesz… cóż, ja mam rozkaz

przyprowadzić Reynę żywcem, żeby mógł odbyć się jej proces o zdradę. Nie mam żadnych rozkazów

dotyczących sprowadzania żywcem ciebie ani też tego fauna.

Page 295: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Satyra! – wrzasnął trener. Kopnął jeden ze szkieletów w kościane krocze, ale ewidentnie jego

zabolało to bardziej niż żołnierza. – Au! Głupi martwi Brytole!

Bryce opuścił oszczep i szturchnął trenera w brzuch.

– Zastanawiam się, jaki to ma poziom wytrzymałości na ból. Eksperymentowałem na wszelkiego

rodzaju zwierzętach. Zabiłem raz nawet własnego centuriona. Ale nigdy nie próbowałem z faunem…

wybacz: satyrem. Wy przechodzicie reinkarnację, prawda? Jak myślisz, ile bólu jesteś w stanie

wytrzymać, zanim zmienisz się w klomb stokrotek?

Złość Nica była teraz zimna i ciemna jak ostrze jego miecza. Jemu samemu zdarzyła się przemiana w

roślinę i nie spodobało mu się to. I nienawidził ludzi w rodzaju Bryce’a Lawrence’a, którzy zadawali

cierpienie dla zabawy.

– Zostaw go – ostrzegł Bryce’a.

Tamten tylko uniósł brew.

– Bo co? Proszę bardzo, spróbuj czegoś podziemnego, Nico. Z rozkoszą się temu przyjrzę. Mam

przeczucie, że każdy poważniejszy gest rozwieje cię na wieki. A więc działaj.

Reyna usiłowała się wyrwać.

– Zapomnij o nich, Bryce. Jeśli chcesz mnie jako jeńca, proszę. Pójdę dobrowolnie i poddam się

głupiemu procesowi Oktawiana.

– Niezła oferta. – Bryce przesunął oszczep i zatrzymał grot kilka centymetrów od oczu Reyny. –

Zapewniam cię, że nie chcesz wiedzieć, co zaplanował Oktawian. Jest zajęty uruchamianiem

znajomości, wydając pieniądze legionu.

Reyna zacisnęła pięści.

Page 296: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Oktawian nie ma prawa…

– Ma prawo wynikające z władzy – odparł Bryce. – Ty zrezygnowałaś ze swojej władzy, kiedy pognałaś

do Starego Świata. Pierwszego sierpnia twoi greccy przyjaciele w Obozie Herosów przekonają się, jak

potężnym wrogiem jest Oktawian. Widziałem projekty jego machin… Nawet ja jestem pod

wrażeniem.

Nicowi zdawało się, że kości zamieniają mu się w hel – tak samo jak wtedy, kiedy bóg Fawoniusz

zamienił go w wietrzyk.

Nagle jego wzrok natrafił na oczy Reyny. Napełniła go jej moc – fala odwagi i wytrwałości. Sprawiła,

że poczuł się znów materialny, zakotwiczony w śmiertelnym świecie. Nawet otoczona przez umarłych

i w obliczu egzekucji Reyna Ramírez-Arellano miała w sobie mnóstwo dzielności, którą mogła się z

nim podzielić.

– Nico – powiedziała – rób, co powinieneś zrobić. Osłaniam cię.

Bryce zachichotał, ewidentnie rozbawiony.

– Och, Reyno. Osłaniasz go? Ależ to będzie zabawa zawlec cię przed trybunał i zmusić do wyznania, że

zabiłaś swojego ojca. Mam nadzieję, że wyrok zostanie wykonany na sposób starożytnych: że

zostaniesz zaszyta w worek wraz z wściekłym psem, a następnie wrzucona do rzeki. Zawsze chciałem

to zobaczyć na własne oczy. Nie mogę się doczekać, aż twój mały sekret ujrzy światło dzienne.

„Aż twój mały sekret ujrzy światło dzienne”.

Bryce przejechał grotem swojego pilum po twarzy Reyny, pozostawiając krwawy ślad.

A gniew Nica eksplodował.

Page 297: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XXXI

NICO

Później opowiedzieli mu, co się stało. On pamiętał jedynie wrzask.

Według Reyny temperatura powietrza wokół niego spadła poniżej zera. Ziemia poczerniała. Jednym

straszliwym krzykiem rozpętał powódź bólu i gniewu, która zalała wszystkich znajdujących się na

polanie. Reyna i trener poznali jego podróż przez Tartar, jego niewolę u gigantów, dni uwięzienia w

spiżowej kadzi. Poczuli udrękę Nica z czasów pobytu na „Argo II” i spotkanie z Kupidynem w ruinach

Salony. Jasno i wyraźnie usłyszeli niewypowiedziane wyzwanie rzucone Bryce’owi Lawrence’owi:

„Chcesz sekretów? Proszę bardzo”.

Spartoi rozpadli się w popiół. Kamienie kopca pokryły się białym szronem. Bryce Lawrence zachwiał

się, chwytając się za głowę i krwawiąc z nosa.

Nico ruszył na niego. Chwycił tabliczkę probatio i zerwał ją z szyi Bryce’a.

– Nie jesteś tego godny – warknął.

Ziemia otwarła się pod stopami Bryce’a. Zapadł się w nią po pas.

Page 298: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Przestań! – Bryce chwytał się rozpaczliwie ziemi i plastikowych bukietów, ale jego ciało zapadało się

coraz niżej.

– Złożyłeś przysięgę legionowi. – W zimnym powietrzu oddech Nica zamieniał się w parę. – Złamałeś

jego zasady. Zadałeś cierpienie. Zabiłeś własnego centuriona.

– Ja… n-nie! Ja…

– Powinieneś był umrzeć za swoje zbrodnie – ciągnął Nico. – To była należna kara. Zamiast tego

zostałeś wygnany. Powinieneś był trzymać się z daleka. Twojemu ojcu Orkusowi mogą się nie

podobać złamane przyrzeczenia. Ale mój ojciec Hades bardzo nie lubi tych, którzy unikają kary.

– Proszę!

To słowo nie zrobiło wrażenia na Nicu. Podziemie nie zna litości. Zna jedynie sprawiedliwość.

– Ty już jesteś martwy – oznajmił. – Jesteś duchem pozbawionym języka, pozbawionym pamięci. Nie

będziesz już dzielił niczyich sekretów.

– Nie! – Ciało Bryce’a stało się ciemne i mgliste. – Nie, jestem Bryce Lawrence! Jestem żywy!

– Kim jesteś? – zapytał Nico.

Następny dźwięk, jaki wydobył się z ust Bryce’a, był świergotliwym szeptem. Jego twarz straciła

wyraźne rysy. Mógł być kimkolwiek – kolejny bezimienny duch wśród milionów.

– Odejdź – powiedział Nico.

Duch rozpłynął się. Ziemia się zamknęła.

Page 299: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico spojrzał za siebie i zobaczył, że jego przyjaciele są bezpieczni. Reyna i trener spoglądali na niego

z przerażeniem. Twarz Reyny krwawiła. Aurum i Argentum krążyły wokół niej, jakby ich mechaniczne

mózgi uległy zwarciu.

Nico zemdlał.

* * *

Jego sny nie miały sensu, co stanowiło niemalże ulgę.

Stado kruków krążyło po mrocznym niebie. Następnie kruki zmieniły się w konie galopujące przez

zalewany przez morze brzeg.

Zobaczył swoją siostrę Biancę siedzącą w pawilonie jadalnym Obozu Herosów z Łowczyniami

Artemidy. Uśmiechała się i chichotała z nowymi przyjaciółkami. Następnie Bianca zmieniła się w

Hazel, która pocałowała Nica w policzek i powiedziała: „Chcę, żebyś był wyjątkiem”.

Widział harpię Ellę o potarganych rudych włosach, czerwonych piórach i oczach w kolorze ciemnej

kawy. Siedziała na oparciu kanapy w salonie Wielkiego Domu. Obok niej wisiał magiczny wypchany

łeb lamparta Seymoura. Ella kołysała się w przód i w tył, karmiąc lamparta chrupkami serowymi.

– Ser jest niezdrowy dla harpii – mamrotała. Po czym zmarszczyła twarz i zaintonowała jeden z

zapamiętanych wersów przepowiedni: „Upadek słońca, ostatni werset”. Podała Seymourowi więcej

chrupek z torebki z wielkim kotem. – Ser jest zdrowy dla lamparcich głów.

Seymour zaryczał na znak zgody.

Następnie Ella zmieniła się w ciemnowłosą nimfę chmury w zaawansowanej ciąży, wijącą się z bólu

na obozowym łóżku. Obok niej siedziała Clarisse La Rue, zwilżając czoło nimfy chłodną chusteczką.

– Wszystko będzie dobrze, Mellie – uspokajała ją Clarisse, ale w jej głosie brzmiał niepokój.

Page 300: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie, nic nie jest dobrze! – zawodziła Mellie. – Gaja powstaje!

Sceneria znów się zmieniła. Nico stał z Hadesem na wzgórzach Berkeley w tym dniu, kiedy ojciec po

raz pierwszy zaprowadził go do Obozu Jupiter.

– Idź do nich – powiedział bóg. – Przedstaw się jako syn Plutona. To bardzo ważne, żebyś nawiązał

ten kontakt.

– Dlaczego? – zapytał Nico.

Hades rozpłynął się. Nico znalazł się na powrót w Tartarze, stojąc obok Achlys, bogini niedoli. Po jej

policzkach spływała krew. Z oczu płynęły łzy, kapały na leżącą na jej kolanach tarczę Heraklesa.

– Synu Hadesa, co więcej mogłam dla ciebie zrobić? Jesteś doskonały! Tyle smutku i cierpienia!

Nico krzyknął.

Otworzył oczy.

Leżał wyprostowany na plecach, wpatrując się w słońce między gałęziami drzew.

– Dzięki bogom. – Reyna pochyliła się nad nim i położyła mu chłodną dłoń na czole. Krwawiąca rana

na jej policzku znikła.

Obok niej stał ze skrzywioną miną trener Hedge. Niestety Nico miał widok prosto na jego nozdrza.

– Znakomicie – powiedział trener. – Jeszcze tylko kilka dawek.

Page 301: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

W ręce trzymał spory kwadratowy plaster pokryty lepką brązową mazią. Przyłożył go do nosa Nica.

– Co to…? Błe.

Maź cuchnęła ziemią ogrodniczą, drzazgami cedrowymi, sokiem winogronowym oraz śladem nawozu.

Nico nie miał dość siły, żeby zerwać opatrunek.

Jego zmysły zaczęły na powrót działać. Uświadomił sobie, że leży na śpiworze poza namiotem. Miał

na sobie jedynie bokserki, a całe jego ciało pokrywały obrzydliwe, poklejone brązową mazią bandaże.

Jego ręce, nogi i pierś swędziały od wysychającego błota.

– Czy… czy ty usiłujesz mnie zasadzić? – wymamrotał.

– To medycyna sportowa z małym dodatkiem magii przyrody – odparł trener. – Takie moje małe

hobby.

Nico usiłował skupić wzrok na twarzy Reyny.

– Ty się na to zgodziłaś?

Wyglądała, jakby miała zemdleć z wyczerpania, ale zdołała się uśmiechnąć.

– Trener Hedge przyprowadził cię z krawędzi. Napój z rogu jednorożca, ambrozja, nektar… nie

mogliśmy użyć żadnego z tych leków. Znikałeś bardzo poważnie.

– Znikałem…?

– Nie przejmuj się już tym, chłopcze. – Hedge przyłożył słomkę do ust Nica. – Napij się nieco

izotonika.

Page 302: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– J-ja nie chcę…

– Musisz napić się izotonika – nalegał trener.

Nico wypił nieco napoju izotonicznego. Zaskoczyło go, jak bardzo był spragniony.

– Co się ze mną stało? – zapytał. – I z Bryce’em… i z tymi szkieletami?

Reyna i trener wymienili pełne niepokoju spojrzenia.

– Są dobre wieści i złe wieści – odpowiedziała Reyna. – Ale najpierw coś zjedz. Potrzebujesz odzyskać

siły, zanim usłyszysz te złe.

XXXII

NICO

Trzy dni?

Nico nie był pewny, czy dobrze usłyszał pierwszy tuzin odpowiedzi.

Page 303: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie byliśmy w stanie cię ruszyć – wyjaśniła mu Reyna. – Mam na myśli… dosłownie, nie dało się

ciebie poruszyć. Prawie całkiem straciłeś cielesność. Gdyby nie trener Hedge…

– To nic takiego – zapewnił go trener. – Kiedyś w samym środku meczu sparingowego musiałem

unieruchomić nogę zawodnika, nie mając nic poza gałęziami i taśmą klejącą.

Pomimo tej nonszalancji pod oczami satyra widać było cienie. Policzki mu się zapadły. Wyglądał

niemal równie źle, jak Nico się czuł.

Nico nie chciał wierzyć, że tak długo był nieprzytomny. Przypominał sobie dziwaczne sny –

mamrotanie harpii Elli, widok nimfy Mellie (który zaniepokoił trenera) – i miał wrażenie, że te wizje

trwały najwyżej kilka sekund. Według Reyny było już popołudnie trzydziestego lipca. Nico pozostawał

w cieniowej śpiączce przez kilka dni.

– Rzymianie zaatakują Obóz Herosów pojutrze. – Nico pociągnął jeszcze trochę napoju, który był

przyjemnie chłodny, ale pozbawiony smaku. Jego kubki smakowe najwyraźniej przeszły na stałe do

świata cieni. – Trzeba się pospieszyć. Muszę się przygotować.

– Nie. – Reyna położyła mu dłoń na ramieniu, aż bandaże się zmarszczyły. – Kolejna podróż przez

cienie cię zabije.

Zacisnął zęby.

– Jeśli mnie zabije, to mnie zabije. Musimy dostarczyć ten posąg do Obozu Herosów.

– Ej, chłopcze – odezwał się trener. – Doceniam twoje poświęcenie, ale jeśli wpakujesz nas wszystkich

w wieczny mrok razem z Ateną Partenos, nie pomożesz nikomu. Bryce Lawrence miał w tym

względzie rację.

Na wspomnienie Bryce’a metalowe psy Reyny uniosły uszy i warknęły.

Page 304: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna wpatrywała się w kamienny kopiec udręczonym wzrokiem, jakby kolejne nieproszone duchy

miały wychynąć z grobu.

Nico odetchnął głęboko, napełniając płuca pachnącym domowym specyfikiem Hedge’a.

– Reyno, ja… ja nie myślałem. To, co zrobiłem Bryce’owi…

– Zniszczyłeś go – powiedziała Reyna. – Zamieniłeś go w ducha. I tak, to mi przypomniało, co się stało

z moim ojcem.

– Nie chciałem cię przestraszyć – odparł z goryczą Nico. – Nie zamierzałem… zatruć kolejnej przyjaźni.

Przepraszam.

Reyna wpatrywała się w niego.

– Muszę przyznać, Nico, że pierwszego dnia, kiedy byłeś nieprzytomny, nie wiedziałam, co myśleć, co

czuję. Na to, co zrobiłeś, było trudno patrzeć… trudno zaakceptować.

Trener Hedge żuł patyk.

– W tej sprawie muszę się zgodzić z dziewczyną, chłopcze. Zdzielić kogoś przez łeb kijem

bejsbolowym to jedno. Ale uduchowienie tego świra? To było mroczne.

Nico spodziewał się, że będzie zły – że będzie chciał krzyczeć na nich za to, że go oceniają. To zrobiłby

normalnie.

Ale jego gniew nie chciał się zmaterializować. Wciąż czuł wielką wściekłość na Bryce’a Lawrence’a,

Gaję, gigantów. Chciał znaleźć augura Oktawiana i udusić go paskiem. Ale nie czuł gniewu na Reynę

ani trenera.

Page 305: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Dlaczego mnie przywróciliście do życia? – zapytał. – Wiedzieliście, że już wam nie pomogę.

Powinniście byli szukać innego sposobu przemieszczania się z tym posągiem. A wy zmarnowaliście

trzy dni, pilnując mnie. Dlaczego?

Trener Hedge prychnął.

– Należysz do drużyny, idioto. Nie zamierzamy zostawiać cię samego.

– Chodzi o coś więcej. – Reyna nakryła dłoń Nica swoją. – Kiedy spałeś, dużo rzeczy przemyślałam. To,

co ci mówiłam o moim ojcu… nigdy się tym z nikim nie podzieliłam. Chyba uznałam, że jesteś godny

zaufania. Pomogłeś mi zrzucić część ciężaru. Ufam ci, Nico.

Nico wpatrywał się w nią ze zdumieniem.

– Jak możesz mi ufać? Oboje czuliście mój gniew, widzieliście moje najgorsze uczucia…

– Ej, chłopcze – powiedział trener Hedge nieco łagodniejszym tonem. – Wszystkim nam zdarza się

gniewać. Nawet takim milutkim osobom jak ja.

Reyna uśmiechnęła się pod nosem. Ścisnęła dłoń Nica.

– Trener ma rację, Nico. Nie tylko tobie zdarza się czasem pokazać nieco mrocznej strony.

Opowiedziałam ci, co się stało z moim tatą, a ty mnie wspomogłeś. Podzieliłeś się swoimi bolesnymi

doświadczeniami – jak mielibyśmy cię nie wesprzeć? Jesteśmy przyjaciółmi.

Nico nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Oni widzieli jego najgłębsze tajemnice. Wiedzieli, kim jest,

czym był.

Ale najwyraźniej się tym nie przejmowali. Nie… przejmowali się tym bardziej. Oni go nie osądzali.

Martwili się o niego. To wszystko nie miało sensu.

Page 306: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ale Bryce. Ja… – Nico nie był w stanie mówić dalej.

– Zrobiłeś, co trzeba. Teraz to rozumiem – odparła Reyna. – Tylko obiecaj mi, żadnego więcej

zamieniania ludzi w duchy, jeśli będzie się dało tego uniknąć.

– Aha – przytaknął trener. – Chyba że pozwolisz mi się najpierw na nich wyżyć. A poza tym mamy nie

tylko złe wiadomości.

Reyna skinęła głową.

– Nie widzieliśmy śladu innych Rzymian, a więc wydaje się, że Bryce nie zawiadomił nikogo o swoim

miejscu pobytu. Nie ma też śladu Oriona. Miejmy nadzieję, że w takim razie został pokonany przez

Łowczynie.

– A co z Hyllą? – zapytał Nico. – I z Thalią?

Reyna zacisnęła usta.

– Żadnych wieści. Ale muszę wierzyć, że one żyją.

– Nie zdradziłaś mu najlepszej wiadomości – podpowiedział jej trener.

Reyna zmarszczyła brwi.

– Może dlatego, że trudno mi w nią uwierzyć. Trener Hedge uważa, że wymyślił inny sposób

transportu posągu. O niczym innym nie gadał przez ostatnie trzy dni. Ale na razie nie widzieliśmy

żadnego znaku…

– Ej, to się wydarzy! – Trener uśmiechnął się promiennie do Nica. – Pamiętasz ten papierowy

samolocik, który dostałem tuż przed tym, jak pojawił się Świrmajster Lawrence? To była wiadomość

od jednego ze znajomych Mellie w pałacu Eola. Ta harpia Nuggets – ona przyjaźni się z Mellie od

Page 307: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

dawna. W każdym razie… ona zna człowieka, który zna człowieka, który zna konia, który zna kozła,

który zna innego konia…

– Trenerze – upomniała go Reyna – on jest gotów pożałować, że obudził się ze śpiączki.

– Dobra. – Satyr westchnął. – Krótko mówiąc, uruchomiłem pewne znajomości. Wysłałem do

odpowiednich duchów wiatrów wiadomość, że potrzebujemy pomocy. Pamiętasz ten list, który

zjadłem? To było potwierdzenie, że nadjeżdża kawaleria. Napisali, że organizacja wyprawy zajmie

trochę czasu, ale on powinien zjawić się tu niedługo… po prawdzie lada moment.

– Kim jest on? – zapytał Nico. – I jaka kawaleria?

Reyna podniosła się nagle ze wzrokiem utkwionym na północ. Na jej twarzy malował się absolutny

zachwyt.

– Ta kawaleria…

Nico powędrował spojrzeniem w tym samym kierunku. W ich stonę leciało stado ptaków…

ogromnych ptaków.

Kiedy się zbliżyły, Nico uświadomił sobie, że są to skrzydlate konie – co najmniej pół tuzina w formacji

klina. Bez jeźdźców.

Na ich czele leciał potężny ogier o złotej sierści i wielobarwnym upierzeniu, jak u orła, oraz o

rozpiętości skrzydeł dwa razy większej niż u pozostałych koni.

– Pegazy – powiedział Nico. – Wezwałeś ich tyle, żeby zdołały unieść posąg.

Trener roześmiał się radośnie.

– To nie są zwykłe pegazy, chłopcze. Zobaczysz coś naprawdę wspaniałego.

Page 308: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ten ogier na przedzie… – Reyna pokręciła głową z niedowierzaniem. – To jest Pegaz, nieśmiertelny

władca koni.

XXXIII

LEO

Typowe.

Gdy tylko Leo skończył wprowadzać modyfikacje, pojawiła się wielka bogini sztormów i zrobiła

demolkę jego statku.

Po spotkaniu z Kymo-Jak-Jej-Tam „Argo II” toczył się po Morzu Egejskim, zbyt uszkodzony, żeby

lecieć, zbyt powolny, żeby przegonić potwory. Prawie co godzinę walczyli z głodnymi wężami

morskimi. Przyciągali całe ławice zdumionych ryb. W pewnym momencie nabili się na skałę i Percy z

Jasonem musieli wysiąść i popchnąć okręt.

Świszczący głos silnika sprawiał, że Leonowi chciało się płakać.

Po trzech długich dniach w końcu udało mu się przywrócić statek do jako takiego stanu, dokładnie w

chwili gdy przybijali do portu na wyspie Mykonos, co zapewne oznaczało, że zbliża się czas, kiedy

znów zostaną roztrzaskani na kawałki.

Page 309: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Percy i Annabeth wyszli na brzeg, żeby się rozejrzeć, a Leo został w kabinie, dostrajając konsolę

kontrolną. Był tak zajęty kablami, że nie zauważył powrotu zwiadowców, dopóki nie odezwał się

Percy: – Cześć, chłopie. Gelato.

Humor Leona natychmiast się poprawił. Cała załoga usiadła na pokładzie, po raz pierwszy od kilku dni

nie przejmując się sztormem ani atakiem potworów, i zajadała się lodami. No dobra, wszyscy z

wyjątkiem Franka, który nie tolerował laktozy. On dostał jabłko.

Dzień był upalny i wietrzny. Morze kołysało, ale Leo naprawił stabilizatory na tyle dobrze, że choroba

morska nie dała Hazel bardzo w kość.

Po ich prawej stronie widniało miasteczko Mykonos – zbiorowisko biało tynkowanych budynków o

niebieskich dachach, niebieskich oknach i niebieskich drzwiach.

– Widzieliśmy w miasteczku przechadzające się pelikany – oznajmił Percy. – Wiecie, łażące po

sklepach, zatrzymujące się w barach.

Hazel zmarszczyła brwi.

– Potwory w przebraniu?

– Nie – odparła Annabeth ze śmiechem – zwykłe stare pelikany. To miejskie maskotki albo coś w tym

rodzaju. A poza tym to miasto ma dzielnicę zwaną „Mała Italia”. Dlatego te gelato są takie dobre.

– Cała Europa stoi do góry nogami. – Leo pokręcił głową. – Najpierw w Rzymie włazimy na Schody

Hiszpańskie. Potem w Grecji idziemy na włoskie lody.

Nie był jednak w stanie spierać się z gelato. Zjadł swoje podwójne czekoladowe, usiłując sobie

wyobrazić, że razem z przyjaciółmi po prostu odpoczywa na wakacjach. Zaczął żałować, że nie ma z

nim Kalipso, a to z kolei sprawiło, że zamarzył, żeby wojna się skończyła i wszyscy przeżyli… a to

sprawiło, że posmutniał. Był trzydziesty lipca. Mniej niż czterdzieści osiem godzin do Godziny G, kiedy

Gaja Księżniczka Szlamu i Mułu przebudzi się w całej swojej ziemistej chwale.

Page 310: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Najdziwniejsze było to, że im bardziej zbliżali się do pierwszego sierpnia, tym większy optymizm

wykazywali jego przyjaciele. Choć może optymizm nie był właściwym słowem. Miało się wrażenie, że

zbierają się do ostatecznego skoku – świadomi, że następne dwa dni przyniosą ostateczne

zwycięstwo lub klęskę. Nie miało sensu marudzić, kiedy stało się w obliczu niechybnej śmierci. Koniec

świata sprawiał, że gelato smakowały znacznie bardziej.

Oczywiście reszta załogi nie chodziła przez ostatnie trzy dni z Leonem do stajni i nie rozmawiała z

boginią zwycięstwa Nike…

Piper odstawiła swój kubeczek z lodami.

– A więc wyspa Delos jest naprzeciwko tej przystani. Dom Artemidy i Apollina. Kto się tam wybiera?

– Ja – odpowiedział natychmiast Leo.

Wszyscy zwrócili na niego zdumiony wzrok.

– O co chodzi? – zapytał zadziornie Leo. – Jestem niezłym dyplomatą i w ogóle. Frank i Hazel zgłosili

się jako moje wsparcie.

– Doprawdy? – Frank opuścił rękę z w połowie zjedzonym jabłkiem. – To znaczy… oczywiście, że tak.

Złote oczy Hazel rozbłysły w słońcu.

– Ty miałeś jakiś sen o tym, Leo, czy co?

– Tak – wypalił Leo. – To znaczy… nie. Nie dokładnie. Ale… musicie mi w tej sprawie zaufać, ludziki.

Muszę porozmawiać z Apollinem i Artemidą. Mam pewien pomysł, który powinienem z nimi obgadać.

Page 311: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Annabeth zmarszczyła brwi. Wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale odezwał się Jason.

– Skoro Leo ma pomysł – powiedział – powinniśmy mu zaufać.

Leo poczuł wyrzuty sumienia, zwłaszcza wiedząc, co to za pomysł, ale zmusił się do uśmiechu.

– Dzięki, chłopie.

Percy wzruszył ramionami.

– No dobra. Ale dam ci radę: kiedy spotkasz Apollina, nie wspominaj o haiku.

Hazel zrobiła zdziwioną minę.

– Dlaczego? On jest przecież bogiem poezji?

– Uwierz mi.

– Dobra. – Leo podniósł się. – I, słuchajcie, jeśli na tej Delos mają sklep z pamiątkami, to wszyscy

dostaniecie maskotki Apollina i Artemidy!

Apollo najwyraźniej nie był w humorze na haiku. Nie sprzedawał również maskotek.

Frank zamienił się w ogromnego orła, żeby dostać się na Delos, ale Leo załapał się na przejażdżkę z

Hazel na grzbiecie Ariona. Nie miał nic do Franka, lecz po porażce w Forcie Sumter otwarcie wyrażał

sprzeciw wobec latania na wielkich orłach. Z jego doświadczeń wynikało, że mają stuprocentową

awaryjność.

Page 312: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Wyspa okazała się pusta, pewnie dlatego że morze było zbyt wzburzone dla turystycznych łodzi.

Smagane wiatrami wzgórza były nagie, jeśli nie liczyć skał, trawy i dzikich kwiatów – oraz, oczywiście,

kilku rozpadających się świątyń. Te ruiny były zapewne niezwykle imponujące, ale od czasu Olimpii

Leo odczuwał przesyt starożytnymi gruzowiskami. Miał dość białych marmurowych kolumn. Chciał

wrócić do Ameryki, gdzie najstarszymi budynkami były publiczne szkoły oraz Ye Olde McDonald’s.

Ruszyli alejką, wzdłuż której stały lwy z białego kamienia z pyskami zerodowanymi do tego stopnia, że

były prawie pozbawione rysów.

– Dziwaczne – powiedziała Hazel.

– Wyczuwasz jakieś duchy? – spytał Frank.

Pokręciła przecząco głową.

– Ten brak duchów jest dziwaczny. W dawnych czasach Delos była świętą ziemią. Śmiertelnikom nie

wolno było się tu rodzić ani umierać. Na całej wyspie dosłownie nie ma żadnych śmiertelnych

duchów.

– Jak dla mnie to spoko – odparł Leo. – Czy to oznacza, że nikomu nie wolno nas zabić?

– Tego nie powiedziałam. – Hazel zatrzymała się na szczycie niskiego pagórka. – Spójrzcie tam.

Pod nimi w zboczu góry wykuto teatr. Karłowata roślinność wyrosła pomiędzy rzędami kamiennych

ław, całość wyglądała więc jak przedstawienie dla kolczastych krzewów. Na samym dole, na

kamiennym bloku ustawionym w samym środku sceny, bóg Apollo pochylał się nad ukulele,

wygrywając żałosną melodię.

W każdym razie Leo zakładał, że był to Apollo. Facet wyglądał na jakieś siedemnaście lat, miał

kręcone jasne włosy i idealną opaleniznę. Nosił potargane dżinsy, czarny podkoszulek i białą lnianą

marynarkę z klapami połyskującymi od kryształów górskich, jakby chciał stworzyć hybrydę Elvisa, The

Ramones i Beach Boys.

Page 313: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Ukulele nie wydawało się dotychczas Leonowi smutnym instrumentem. (Żałosnym, to prawda. Ale

nie smutnym). A jednak melodia, którą wydobywał z niego Apollo, była tak pełna melancholii, że

Leonowi pękało serce.

W pierwszym rzędzie siedziała młoda dziewczyna, wyglądająca na trzynaście lat, ubrana w czarne

legginsy i srebrną tunikę, z ciemnymi włosami związanymi w koński ogon. Strugała długi kawałek

drewna, robiąc łuk.

– To mają być bogowie? – zapytał Frank. – Wcale nie wyglądają na bliźnięta.

– Cóż, pomyśl trochę – odparła Hazel. – Jeśli jesteś bogiem, możesz wyglądać, jak tylko zechcesz. A

jeśli masz bliźniaka…

– Ja wybrałbym każdy wygląd, byle nie być podobnym do rodzeństwa – przyznał Frank. – Jaki mamy

plan?

– Nie strzelajcie! – wrzasnął Leo. Wydawało mu się, że to dobry wstęp w obliczu dwójki bogów

łucznictwa. Uniósł ręce do góry i skierował się w dół, ku scenie.

Żadne z bogów nie sprawiało wrażenia zaskoczonego jego widokiem.

Apollo westchnął i powrócił do gry na ukulele.

Kiedy herosi dotarli do pierwszego rzędu, Artemida wymamrotała: – Wreszcie jesteście. Już

zaczynaliśmy się niepokoić.

Te słowa zmniejszyły ciśnienie w tłokach Leona. Wcześniej przygotował się na to, że będą musieli się

przedstawić, wyjaśnić, że przybywają w pokoju, może powiedzieć kilka żarcików i poczęstować

miętówkami.

– A więc spodziewaliście się nas – odezwał się. – Widzę to po waszym podnieceniu.

Page 314: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Apollo zagrał melodię, która zabrzmiała jak pogrzebowa wersja przeboju country – Camptown Races.

– Spodziewaliśmy się, że zostaniemy znalezieni, że ktoś nas będzie dręczył i zawracał nam głowę. Nie

wiedzieliśmy kto. Możecie nie opuszczać nas w naszej niedoli?

– Wiesz, że nie mogą, bracie – zganiła go Artemida. – To oni potrzebują naszej pomocy w ich misji,

nawet jeśli szanse są zerowe.

– Ależ macie krzepiący nastrój – zauważył Leo. – Dlaczego właściwie ukrywacie się tutaj? Nie

powinniście… no nie wiem, walczyć z gigantami albo coś w tym rodzaju?

Jasne oczy Artemidy sprawiały, że Leo czuł się jak truchło jelenia, które ktoś ma właśnie wypatroszyć.

– Delos to miejsce naszych narodzin – odparła bogini. – Tu jesteśmy wolni od grecko-rzymskiego

podziału. Uwierz mi, Leonie Valdez, gdybym mogła, byłabym z moimi Łowczyniami, stawiając czoła

naszemu staremu wrogowi Orionowi. Niestety jeśli wyjdę poza tę wyspę, ból mnie obezwładni. Mogę

jedynie patrzeć bezradnie, jak Orion wyrzyna moje dziewczyny. Wiele z nich oddało życie, żeby bronić

waszych przyjaciół i tego przeklętego posągu Ateny.

Hazel wydała stłumiony jęk.

– Masz na myśli Nica? Wszystko u niego w porządku?

– W porządku? – Apollo załkał nad swoim ukulele. – Nikt z nas nie czuje się dziś w porządku,

dziewczyno! Gaja powstaje!

Artemida rzuciła bratu gniewne spojrzenie.

– Twój brat jeszcze żyje, Hazel Levesque. To dzielny wojownik, podobnie jak ty. Chciałabym móc

powiedzieć to samo o moim bracie.

Page 315: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jesteś dla mnie niesprawiedliwa! – jęknął Apollo. – Zostałem wprowadzony w błąd przez Gaję i tego

okropnego rzymskiego chłopaka!

Frank odchrząknął.

– Hm, panie Apollinie, czy masz na myśli Oktawiana?

– Nie wymawiaj jego imienia! – Apollo brzdęknął molowy akord. – Och, Franku Zhang, gdybyś tylko

był moim synem. Słyszałem twoje modlitwy przez te wszystkie tygodnie, kiedy pragnąłeś, żeby ktoś

cię uznał. Ale niestety! To Mars otrzymuje najlepszych. A ja dostałem… tę kreaturę jako mojego

potomka. Napełnił moją głowę komplementami. Opowiadał o wielkich świątyniach, które wybuduje

na moją cześć.

Artemida parsknęła.

– Łatwo ci schlebić, bracie.

– Ponieważ mam tyle niezwykłych cech wartych pochwały! Oktawian powiedział, że chce uczynić

Rzymian na powrót silnymi. Odpowiedziałem: „Doskonale!”. I pobłogosławiłem go.

– O ile sobie przypominam – dodała Artemida – obiecał również, że zrobi cię najważniejszym

bóstwem legionu, wyższym nawet od Zeusa.

– Cóż, kim ja byłem, żeby odrzucać podobną ofertę? Czy Zeus ma idealną opaleniznę? Umie grać na

ukulele? Raczej nie! Ale nigdy nie sądziłem, że Oktawian rozpęta wojnę! Gaja musiała zaćmić moje

myśli, szepcząc mi do ucha.

Leo przypomniał sobie szalonego boga wiatrów Eola, który po usłyszeniu głosu Gai zaczął mieć

mordercze myśli.

Page 316: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A więc napraw to – powiedział. – Każ Oktawianowi dać sobie spokój. Albo możesz ustrzelić go jedną

ze swoich strzał, wiesz. To też byłoby niezłe.

– Nie mogę! – jęknął Apollo. – Patrz!

Jego ukulele zamieniło się w łuk. Wycelował w niebo i wystrzelił. Złota strzała poszybowała na jakieś

sto metrów, po czym rozwiała się w dym.

– Żeby wystrzelić z łuku, musiałbym opuścić Delos! – zakrzyknął Apollo. – A wtedy byłbym bezsilny

albo też Zeus by mnie zestrzelił. Ojciec nigdy mnie nie lubił. Od tysiącleci mi nie ufał!

– Cóż – powiedziała Artemida – prawdę mówiąc, był taki czas, kiedy wraz z Herą spiskowałeś, żeby go

obalić.

– To było nieporozumienie!

– Zabiłeś też kilku cyklopów Zeusa.

– Miałem powody! W każdym razie teraz Zeus oskarża mnie o wszystko: intrygi Oktawiana, upadek

Delf…

– Zaczekaj. – Hazel złożyła dłonie w znak timeout. – Upadek Delf?

Łuk Apollina zamienił się na powrót w ukulele. Bóg zagrał dramatyczny akord.

– Kiedy zaczął się podział między Grekami a Rzymianami, kiedy ja walczyłem z pomieszaniem, Gaja to

wykorzystała! Wskrzesiła mojego dawnego wroga Pytona, wielkiego węża, żeby mógł na powrót

przejąć wyrocznię delficką. Ta okropna bestia leży teraz zwinięta w starożytnych grotach, blokując

magię proroctwa. A ja jestem uziemiony tutaj, więc nie mogę nawet z nią walczyć.

Page 317: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Wtopa – powiedział Leo, aczkolwiek po cichu pomyślał, że świat bez przepowiedni może być

całkiem niezły. Jego lista zadań była pełna i bez tego.

– Zaiste wtopa! – westchnął Apollo. – Zeus był już wcześniej na mnie zły za to, że mianowałem tę

nową dziewczynę, Rachel Dare, moją nową wyrocznią. Zeus zdaje się uważać, że przez to

przyspieszyłem wojnę z Gają, ponieważ to Rachel wypowiedziała Przepowiednię Siedmiorga, gdy

tylko ją pobłogosławiłem. Ale proroctwo tak nie działa! Ojciec po prostu potrzebował kozła ofiarnego.

Oczywiście wybrał więc najprzystojniejszego, najbardziej utalentowanego, beznadziejnie wspaniałego

boga.

Artemida przewróciła oczami.

– Och, przestań, siostro! – zawołał Apollo. – Ty też masz kłopoty!

– Tylko dlatego, że pozostałam w kontakcie z moimi Łowczyniami wbrew życzeniom Zeusa – odparła

Artemida. – Ale ja zawsze mogę oczarować ojca, żeby mi przebaczył. Nigdy nie potrafił długo na mnie

się złościć. Martwię się głównie o ciebie.

– Ja też się o siebie martwię! – zawtórował jej Apollo. – Musimy coś zrobić. Nie możemy zabić

Oktawiana. Hmmm. Może powinniśmy zabić tych herosów.

– Ejże, Muzyku. – Leo powstrzymał chęć ukrycia się za Frankiem z wrzaskiem: „Weź tego wielkiego

Kanadyjczyka!”. – My jesteśmy po twojej stronie, pamiętasz? Dlaczego miałbyś nas zabijać?

– Mógłbym się przez to poczuć lepiej! – odparł Apollo. – Muszę coś robić!

– Może w takim razie – wtrącił szybko Leo – zechciałbyś nam pomóc? Widzisz, jest taki plan…

Opowiedział im, jak Hera skierowała ich na Delos i jak Nike opisała składniki lekarstwa lekarza.

– Lekarstwo lekarza? – Apollo podniósł się i roztrzaskał ukulele o kamienie. – To jest wasz plan?

Page 318: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo uniósł ręce.

– Ej, no, zazwyczaj jestem wielkim zwolennikiem rozbijania ukulele, ale…

– Nie mogę wam pomóc! – krzyknął Apollo. – Gdybym wyjawił wam sekret lekarstwa lekarza, Zeus

nigdy by mi nie wybaczył!

– Już i tak masz kłopoty – przypomniał mu Leo. – Jak może być jeszcze gorzej?

Apollo rzucił mu gniewne spojrzenie.

– Gdybyś wiedział, do czego zdolny jest mój ojciec, śmiertelniku, nie pytałbyś. Znacznie łatwiej byłoby

was wszystkich po prostu porazić na śmierć. To mogłoby udobruchać Zeusa…

– Bracie… – odezwała się Artemida.

Wzrok bliźniąt się spotkał, jakby kłócili się w milczeniu. Najwyraźniej Artemida wygrała. Apollo

westchnął teatralnie i kopnął rozbite ukulele przez długość sceny.

Artemida wstała.

– Hazel Levesque, Franku Zhang, chodźcie ze mną. Musicie dowiedzieć się pewnych rzeczy o

Dwunastym Legionie. Jeśli chodzi o ciebie, Leonie Valdez… – Bogini zwróciła na niego swoje zimne

srebrne oczy. – Apollo cię wysłucha. Zobaczcie, czy jesteście w stanie dojść do jakiejś ugody. Mój brat

zawsze lubił dobrze się targować.

Frank i Hazel rzucili mu spojrzenie mówiące: „Nie umieraj, proszę”. A następnie ruszyli za Artemidą

po schodach teatru i na szczyt wzgórza.

Page 319: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Dobra, Leonie Valdez. – Apollo skrzyżował ręce na piersi. Jego oczy błyszczały złotym światłem. –

Bierzmy się do targów. Co możesz mi zaoferować, by mnie przekonać, że lepiej wam pomóc, niż was

zabijać?

XXXIV

LEO

Targować się. – Palce Leona zadrżały. – Tak. Koniecznie.

Ręce zabrały się do roboty, zanim umysł zorientował się, co robi. Leo zaczął wyciągać z kieszeni

swojego magicznego pasa przedmioty – miedziany drut, jakieś sworznie, mosiężny lejek. Od miesięcy

gromadził tam kawałki różnych urządzeń, ponieważ nigdy nie wiadomo, co może się przydać. A im

dłużej używał tego pasa, tym bardziej odruchowo upychał tam drobiazgi. Potem po prostu sięgał do

środka i właściwy przedmiot od razu się pojawiał.

– Rzecz w tym – powiedział, skręcając w palcach drut – że Zeus już jest na ciebie wkurzony, tak? Jeśli

pomożesz nam pokonać Gaję, możesz go udobruchać.

Apollo zmarszczył nos.

– Sądzę, że to niewykluczone. Ale łatwiej byłoby cię porazić.

Page 320: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Co z tego byłaby za ballada? – Ręce Leona pracowały szaleńczo, mocując dźwignie, dopasowując

metalowy lejek do starego drążka skrzyni biegów. – Jesteś bogiem muzyki, prawda? Chciałbyś słuchać

piosenki zatytułowanej Apollo poraził karłowatego heroska? Ja nie. Ale pieśń Apollo pokonał Matkę

Ziemię i ocalił cały cholerny świat… to jest materiał na światowy przebój!

Apollo wpatrywał się w przestrzeń, jakby wyobrażał sobie swoje imię na billboardach.

– Czego ty dokładnie chcesz? I co ja z tego będę miał?

– Pierwsza rzecz, jakiej potrzebuję, to rada. – Leo umocował kilka drucików u wylotu lejka. – Chcę

wiedzieć, czy pewien mój plan zadziała.

Leo wyjaśnił, co miał na myśli. Gryzł się tym pomysłem od kilku dni, odkąd tylko po powrocie Jasona z

dna morskiego zaczął swoje konwersacje z Nike.

„Pierwotne bóstwo zostało już kiedyś pokonane”, powiedziała Jasonowi Kymopoleja. „Wiesz, o kim

mówię”.

Rozmowy z Nike pomogły Leonowi doszlifować plan, nadal jednak potrzebował opinii jakiegoś innego

boga. Gdy już raz podjął się zadania, nie było odwrotu.

Miał po części nadzieję, że Apollo wyśmieje go i każe zapomnieć o wszystkim.

Bóg jednak pokiwał w zamyśleniu głową.

– Dam ci tę radę za darmo. Możesz zdołać pokonać Gaję w sposób, który opisałeś, podobnie jak

tysiące lat temu został zwyciężony Uranos. Niemniej wszyscy śmiertelnicy znajdujący się w pobliżu

zostaną całkowicie… – Apollo zawiesił głos. – Co ty takiego zmajstrowałeś?

Leo spojrzał na urządzenie trzymane w rękach. Warstwy miedzianego drutu niczym wiele zestawów

strun gitarowych przecinały się w środku lejka. Rzędy młoteczków były powiązane z dźwigniami na

zewnątrz stożka, który został przymocowany do kwadratowej metalowej bazy z kilkoma korbkami.

Page 321: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Och, to…? – Myśli Leona gnały w szaleńczym tempie. Ustrojstwo wyglądało jak pozytywka

podłączona do staroświeckiego fonografu, ale czy tym było?

Karta przetargowa.

Artemida powiedziała, że Leo musi zawrzeć układ z Apollinem.

Przypomniał sobie opowieść, którą przechwalali się mieszkańcy Domku Jedenastego: o tym, jak ich

ojciec Hermes uniknął kary za kradzież świętych krów Apollina. Kiedy Hermes został przyłapany,

skonstruował instrument muzyczny – pierwszą lirę – i ofiarował ją Apollinowi, a on natychmiast mu

przebaczył.

Kilka dni temu Piper wspomniała, że widziała w Pylos jaskinię, w której Hermes ukrył te krowy. To

musiało uruchomić podświadomość Leona. Bez uprzedniego planu zbudował instrument muzyczny,

co go nieco zaskoczyło, ponieważ nie miał pojęcia o muzyce.

– Hm, no – powiedział – to jest, najprościej mówiąc, najniezwyklejszy instrument, jaki kiedykolwiek

istniał!

– A jak to działa? – spytał bóg.

„Dobre pytanie” – pomyślał Leo.

Obrócił korby z nadzieją, że ustrojstwo nie eksploduje mu prosto w twarz. Rozległy się czyste dźwięki

– metaliczne, ale ciepłe. Leo manipulował dźwigniami i pokrętłami. Rozpoznał pieśń, która się

rozległa – tę samą melancholijną melodię, którą Kalipso śpiewała mu na Ogygii, o tęsknocie za

domem i samotności. W wykonaniu strun mosiężnego lejka melodia wydawała się jeszcze

smutniejsza, niczym maszyny o złamanym sercu. Tak mógłby brzmieć Festus, gdyby umiał śpiewać.

Leo zapomniał o obecności Apollina. Dał wybrzmieć pieśni w całości. Kiedy się skończyła, oczy miał

pełne łez. Niemalże czuł zapach świeżo pieczonego chleba w kuchni Kalipso. Czuł smak tego jednego

pocałunku, którym go obdarzyła.

Page 322: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Apollo przyglądał się instrumentowi w zachwycie.

– Muszę to mieć. Jak to się nazywa? Co za to chcesz?

Leo poczuł nagłe pragnienie ukrycia instrumentu i zachowania go dla siebie. Pokonał jednak swoją

melancholię. Miał zadanie do wykonania.

Kalipso… Kalipso potrzebuje jego zwycięstwa.

– To jest Valdezinator, rzecz jasna! – Wypiął dumnie pierś. – Przekłada twoje uczucia na muzykę,

kiedy kręcisz tymi pokrętłami. Tak naprawdę jest zaprojektowany do użytku przeze mnie, dziecko

Hefajstosa. Nie wiem, czy będziesz w stanie…

– Jestem bogiem muzyki! – krzyknął Apollo. – Jestem w stanie nauczyć się gry na Valdezinatorze.

Muszę to zrobić! To mój obowiązek!

– No to bierzmy się do targów, Muzyku – powiedział Leo. – Ja ci dam to, a ty dasz mi lekarstwo

lekarza.

– Och… – Apollo zagryzł boską wargę. – Wiesz, ja tak po prawdzie nie mam lekarstwa lekarza.

– Myślałem, że jesteś bogiem medycyny.

– Tak, ale ja jestem bogiem tak wielu rzeczy! Poezji, muzyki, wyroczni delfickiej… – Jego głos załamał

się w łkanie, więc Apollo zakrył usta dłonią. – Wybacz. Już dobrze, już dobrze. Jak mówiłem, mam

wiele stref wpływów. No i oczywiście do tego cała ta rola „boga słońca” odziedziczona po Heliosie.

Rzecz w tym, że jestem czymś w rodzaju lekarza ogólnego. Jeśli potrzebujesz lekarstwa lekarza,

musisz udać się do specjalisty – jedynego, któremu udało się wyleczyć ze śmierci: mojego syna

Asklepiosa, boga uzdrowicieli.

Page 323: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leonowi dusza poszła w pięty. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, była kolejna misja w

poszukiwaniu kolejnego boga, który zapewne zażąda kolejnego pamiątkowego podkoszulka albo

Valdezinatora.

– Co za pech, Apollinie. Miałem nadzieję na taki dobry interes. – Leo ustawił dźwignie Valdezinatora,

wydobywając z niego jeszcze smutniejszą melodię.

– Przestań! – jęknął Apollo. – To zbyt piękne! Dam ci adres Asklepiosa. To naprawdę niedaleko!

– A skąd mam wiedzieć, czy on nam pomoże? Mamy już tylko dwa dni do przebudzenia Gai.

– Pomoże! – zapewnił go Apollo. – Mój syn jest bardzo pomocny. Wystarczy, że poprosicie go w

moim imieniu. Znajdziecie go w jego starożytnej świątyni w Epidauros.

– A jaki w tym jest hak?

– Och… w sumie żaden. Jeśli nie liczyć tego, że jest strzeżony.

– Strzeżony przez co?

– Nie mam pojęcia! – Apollo rozłożył bezradnie ręce. – Wiem tyle, że Zeus trzyma Asklepiosa pod

strażą, żeby nie biegał po świecie, wskrzeszając ludzi. Kiedy po raz pierwszy wskrzesił kogoś z

martwych… cóż, była niezła awantura. To długa historia. Ale jestem pewny, że zdołacie go przekonać

do pomocy.

– To nie bardzo brzmi jak dobra umowa – zauważył Leo. – Co w takim razie z ostatnim składnikiem –

przekleństwem delijskim? Czym ono jest?

Apollo spoglądał łakomie na Valdezinator. Leo obawiał się, że bóg mógłby mu po prostu wyrwać

instrument, a jak on miałby go powstrzymać? Uderzenie w boga słońca ogniem zapewne na niewiele

by się zdało.

Page 324: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Mogę dać ci ten ostatni składnik – powiedział Apollo. – A wtedy będziesz miał wszystko, czego

Asklepios potrzebuje, żeby przyrządzić miksturę.

Leo zagrał kolejną melodię.

– No nie wiem. Wymiana tego pięknego Valdezinatora na jakieś przekleństwo delijskie…

– To nie jest tak naprawdę przekleństwo! Słuchaj… – Apollo podbiegł do najbliższej kępy dzikich

kwiatów i zerwał żółty kwiatek rosnący w szczelinie między kamieniami. – To jest przekleństwo

delijskie.

Leo gapił się na roślinę.

– Przeklęta stokrotka?

Apollo westchnął z irytacją.

– To tylko potoczna nazwa. Kiedy moja matka Latona miała wydać na świat Artemidę i mnie, Hera

była zła, ponieważ Zeus znowu ją zdradził. Chodziła więc po wszystkich lądach na ziemi. Namawiała

duchy natury w każdym z tych miejsc, żeby obiecały jej odesłać moją matkę, by nie mogła nigdzie

urodzić.

– Brzmi jak coś, do czego Hera byłaby zdolna.

– Prawda? W każdym razie Herze udało się uzyskać obietnice od każdego kawałka lądu, który był

zakorzeniony w ziemi – ale nie od Delos, ponieważ w owym czasie była to pływająca wyspa. Duchy

natury na Delos przyjęły moją matkę. Urodziła tu moją siostrę i mnie, a wyspa była tak szczęśliwa, że

stała się naszym świętym domem, aż pokryła się tymi żółtymi kwiatuszkami. Te kwiaty są

błogosławieństwem, ponieważ my jesteśmy wspaniali. Ale symbolizują również klątwę, gdyż kiedy się

urodziliśmy, Delos zakorzeniła się w miejscu i nie mogła już dryfować po morzu. Dlatego właśnie żółte

stokrotki nazywane są przekleństwem delijskim.

Page 325: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A zatem mogłem po prostu sam zerwać stokrotkę i sobie pójść.

– Nie, nie! Nie do tej mikstury, której potrzebujesz. Kwiat musi być zerwany przeze mnie albo moją

siostrę. Co zatem powiesz, herosie? Adres Asklepiosa i ostatni magiczny składnik w zamian za ten

nowy instrument muzyczny – umowa stoi?

Leo nie miał najmniejszej ochoty wymieniać doskonale udanego Valdezinatora na dziki kwiatek, ale

nie miał wyboru.

– Ostro się targujesz, Muzyku.

I dobili targu.

– Doskonale! – Apollo poruszył dźwigniami Valdezinatora, który wydał dźwięk podobny do silnika

samochodowego w zimny poranek. – Hmmm… może potrzebuję nieco wprawy, ale nauczę się! A

teraz znajdźmy twoich przyjaciół. Im szybciej ruszycie w drogę, tym lepiej!

Hazel i Frank czekali w przystani Delos. Artemidy nie było nigdzie widać.

Kiedy Leo odwrócił się, żeby pożegnać się z Apollinem, boga również nie było.

– Rany – wymamrotał Leo – on naprawdę nie mógł się doczekać, kiedy zacznie ćwiczyć na

Valdezinatorze.

– Na czym? – spytała Hazel.

Leo opowiedział im o swoim nowym wcieleniu – genialnego wynalazcy muzycznych lejków.

Frank podrapał się po głowie.

Page 326: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A w zamian za to dostałeś stokrotkę?

– To ostatni składnik, jakiego potrzebujemy na lekarstwo przeciwko śmierci, Zhang. To

superstokrotka! A co tam u was, ludziki? Dowiedzieliście się czegoś od Artemidy?

– Niestety tak. – Hazel utkwiła wzrok w morzu, gdzie na kotwicy kołysał się statek „Argo II”. –

Artemida wie sporo o broni miotającej. Powiedziała nam, że Oktawian zamówił pewne…

niespodzianki przeciwko Obozowi Herosów. Użył większości pieniędzy legionu, żeby kupić

wytwarzane przez cyklopów onagery.

– Och, nie, tylko nie onagery! – wykrzyknął Leo. – A co to właściwie jest onager?

Frank zerknął na niego podejrzliwie.

– To ty budujesz maszyny. Jak możesz nie wiedzieć, co to jest onager? To przecież największa,

najgorsza katapulta, jakiej kiedykolwiek używano w rzymskiej armii.

– Świetnie – powiedział Leo. – Ale onager to głupia nazwa. Powinny się nazywać Valdezapultami.

Hazel przewróciła oczami.

– Leo, to jest poważna sprawa. Jeśli Artemida ma rację, jutro wieczorem sześć takich maszyn wjedzie

na Long Island. To na nie czekał Oktawian. O świcie pierwszego sierpnia będzie miał dość broni, żeby

całkowicie zniszczyć Obóz Herosów bez żadnych ofiar po stronie Rzymu. On uważa, że to uczyni go

bohaterem.

Frank wymamrotał jakieś przekleństwo po łacinie.

Page 327: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Tyle że on poza tym wezwał takie mnóstwo potwornych „sojuszników”, że legion jest całkowicie

otoczony przez dzikie centaury, stada psiogłowych kynokefalów i kto wie, czego jeszcze. Kiedy tylko

legion zniszczy Obóz Herosów, te potwory zwrócą się przeciwko Oktawianowi i zniszczą Rzymian.

– A wtedy Gaja powstanie – dokończył Leo. – I zdarzy się mnóstwo złych rzeczy.

Trybiki w jego głowie przesuwały się, w miarę jak kolejne informacje zajmowały swoje miejsce.

– No dobra… w takim razie mój plan staje się jeszcze ważniejszy. Gdy już zdobędziemy to lekarstwo

lekarza, będę potrzebował waszej pomocy. Was dwojga.

Frank zerknął nerwowo na przeklętą żółtą stokrotkę.

– Jakiej pomocy?

Leo opowiedział im o swoim planie. Im dłużej mówił, tym większy szok malował się na ich twarzach,

ale kiedy skończył, żadne z nich nie uznało go za szaleńca. Na policzku Hazel zalśniła łza.

– To musi być właśnie tak – zakończył Leo. – Nike to potwierdziła. Apollo to potwierdził. Inni nigdy się

na to nie zgodzą, ale wy dwoje… wy jesteście Rzymianami. Dlatego chciałem, żebyście podróżowali ze

mną na Delos. Wy rozumiecie to wszystko, co się wiąże z poświęceniem – wykonywanie obowiązków,

skakanie na miecz.

Frank pociągnął nosem.

– Chodzi ci chyba o rzucanie się na miecz.

– Nieważne – odparł Leo. – Ty rozumiesz, że to musi być odpowiedź.

– Leo… – Głos ugrzązł Frankowi w gardle.

Page 328: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo też chciał płakać jak Valdezinator, ale starał się udawać luz.

– Ej, wielkoludzie, liczę na ciebie. Pamiętasz, jak mi opowiadałeś o tej rozmowie z Marsem? Twój tato

powiedział, że musisz stanąć na wysokości zadania, tak? Musisz podjąć się misji, której nikt nie będzie

chciał wypełnić.

– Albo wojna potoczy się źle – przypomniał sobie Frank. – Ale jednak…

– I Hazel – ciągnął Leo. – Szalona Mgliście Magiczna Hazel, musisz mnie osłaniać. Tylko ty jedna to

potrafisz. Mój pradziadek Sammy dostrzegł, że jesteś niezwykła. Myślę, że pobłogosławił mnie, kiedy

byłem małym dzieckiem, ponieważ jakoś wiedział, że wrócisz i mi pomożesz. Nasze całe życie, mi

amiga, prowadziło nas do tego.

– Och, Leo… – Tym razem naprawdę wybuchnęła płaczem. Chwyciła go i uściskała, co było nawet

słodkie, dopóki Frank nie zaczął również płakać i objął ich oboje ramionami.

Wtedy zrobiło się trochę dziwnie.

– Okej, dobra… – Leo delikatnie wyplątał się z ich uścisku. – A zatem umowa stoi?

– Nie podoba mi się ten plan – powiedział Frank.

– Nienawidzę go – dorzuciła Hazel.

– No to pomyślcie, jak ja się czuję – oznajmił Leo. – Ale wiem, że to nasza jedyna szansa.

Żadne z nich nie spierało się z tym. Leo niemalże żałował, że się z nim nie kłócą.

– Wracajmy na okręt – powiedział. – Musimy znaleźć boga uzdrowiciela.

Page 329: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XXXV

LEO

Leo natychmiast dostrzegł tajne wejście.

– Och, jakie piękne. – I zaczął manewrować statkiem nad ruinami Epidauros.

Stan „Argo II” tak naprawdę nie pozwalał mu latać, ale Leonowi udało się go wznieść w powietrze po

jednej nocy pracy. Ponieważ następnego dnia miał się skończyć świat, nie brakowało mu motywacji.

Naprawił pióra wioseł. Dolał styksowej wody do autokrętu. Podał figurze dziobowej Festusowi jego

ulubiony napój – olej silnikowy z sosem tabasco. Nawet cudowny stolik Buford dołączył do niego,

stukocząc pod pokładem, podczas gdy holograficzny mini-Hedge wrzeszczał: TRZYDZIEŚCI POMPEK!,

żeby dodać werwy silnikowi.

Teraz wreszcie unosili się nad starożytnym zespołem świątynnym boga uzdrowicieli Asklepiosa, gdzie

może wreszcie uda im się znaleźć lekarstwo lekarza i może także trochę ambrozji, nektaru i fonzies,

ponieważ zapasy Leona były na wyczerpaniu.

Obok niego w nadbudówce Percy wychylał się przez reling.

Page 330: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Wygląda jak kolejne gruzowisko – zauważył.

Jego twarz była wciąż zielonkawa od podwodnego zatrucia, ale przynajmniej nie ganiał już tak często

do toalety, żeby rzygać. Z tą jego przypadłością i chorobą morską Hazel przez ostatnich kilka dni

trudno było znaleźć wolną toaletę na statku.

Annabeth wskazała kolistą strukturę jakieś pięćdziesiąt metrów od nich po lewej.

– Tam.

Leo uśmiechnął się.

– Właśnie. Widzisz, architekt znał się na sprawie.

Wokół nich zebrała się reszta załogi.

– Na co właściwie patrzymy? – spytał Frank.

– Ach, señor Zhang – odparł Leo – pamiętasz, co zawsze powtarzasz: „Leonie, jesteś jedynym

prawdziwym geniuszem wśród herosów”?

– Jestem absolutnie przekonany, że nigdy nic takiego nie mówiłem.

– Cóż, wygląda na to, że istnieją inni prawdziwi geniusze! Ponieważ jeden z nich musiał stworzyć to

dzieło sztuki pod nami.

– To krąg z kamienia – powiedział Frank. – Zapewne fundamenty jakiejś starej świątyni.

Piper pokręciła głową.

Page 331: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie. To coś więcej. Spójrz na zagłębienia i kanty wyrzeźbione na krawędzi.

– Jak kółko zębate – podpowiedział Jason.

– I te koncentryczne kręgi. – Hazel wskazała na sam środek struktury, gdzie łukowate kamienie

tworzyły coś w rodzaju centralnego punktu tarczy strzelniczej. – Ten wzór przypomina mi wisiorek

Pazyfae: symbol Labiryntu.

– Ha. – Leo skrzywił się. – No, nie przyszło mi to do głowy. Ale pomyślcie mechanicznie. Frank, Hazel…

gdzie wcześniej widzieliśmy podobne koncentryczne koła?

– W laboratorium pod Rzymem – odparł Frank.

– Zamek Archimedesa na drzwiach – przypomniała sobie Hazel. – Pierścienie wewnątrz pierścieni.

Percy prychnął.

– Nie mówcie mi, że to jest ogromny kamienny zamek. To ma jakieś dwadzieścia metrów średnicy.

– Leo może mieć rację – odezwała się Annabeth. – W starożytności świątynia Asklepiosa była jakby

głównym greckim szpitalem. Wszyscy przybywali tutaj w poszukiwaniu najlepszego leczenia. Na górze

świątynia była duża jak miasto, ale podobno prawdziwe uzdrawianie odbywało się pod ziemią. To tu

najwyżsi kapłani mieli swój oddział intensywnej opieki, supermagiczny budynek, do którego

prowadziło tajne przejście.

Percy podrapał się w ucho.

– No więc jeśli to wielkie okrągłe coś to zamek, skąd mamy wziąć klucz?

Page 332: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jest tuż przed tobą, Aquamanie – odparł Leo.

– Możesz nie nazywać mnie Aquamanem? To jeszcze gorsze niż wodnik.

Leo odwrócił się do Jasona i Piper.

– Pamiętacie, jak mówiłem wam, że buduję ogromny wysięg­nik Archimedesa?

Jason uniósł brew.

– Myślałem, że żartujesz.

– Och, przyjacielu. Ja nigdy nie żartuję w kwestii ogromnych wysięgników!

Leo zatarł ręce z niecierpliwością.

– Czas zabawić się w łowienie nagród!

W porównaniu z innymi modyfikacjami, które Leo wprowadził na statku, wysięgnik to był pikuś.

Archimedes zaprojektował go do wyciągania nieprzyjacielskich statków z wody. Ale teraz Leo znalazł

dla niego inne zastosowanie.

Otwarł przedni otwór wentylacyjny statku i wysunął ramię wysięgnika, sterując nim z konsoli,

podczas gdy fruwający na zewnątrz Jason wykrzykiwał wskazówki.

– W lewo! – zawołał. – Kilkanaście centymetrów… tak! Okej, teraz w dół. Jeszcze trochę. Jest nieźle.

Page 333: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Za pomocą panelu dotykowego i kilku pokręteł Leo otwarł zęby wysięgnika, ustawiając je nad

zagłębieniami w okrągłej kamiennej konstrukcji pod nimi. Sprawdził stabilizatory powietrzne i obraz

wideo na monitorze.

– Dobra, mała. – Leo poklepał kulę Archimedesa umieszczoną w sterze. – Teraz wszystko zależy od

ciebie.

I uruchomił ją.

Ramię wysięgnika zaczęło obracać się jak korkociąg. Przekręciło zewnętrzny pierścień kamieni, który

zazgrzytał i zadudnił, ale na szczęście nie rozpadł się. Następnie szpon uniósł się i zamknął na drugim

kamiennym kręgu, przekręcając go w przeciwnym kierunku.

Stojąca przy monitorze obok Leona Piper pocałowała go w policzek.

– To działa. Jesteś niesamowity, Leo.

Leo rozpromienił się. Miał właśnie wygłosić jakąś pochwałę swojej doskonałości, kiedy przypomniał

sobie plan, który uknuli z Hazel i Frankiem – oraz fakt, że być może po jutrzejszym dniu nigdy już nie

zobaczy Piper. Żart jakoś utknął mu w gardle.

– Taaa, no… dzięki, Królowo Piękności.

Pod nimi ostatni kamienny krąg obrócił się i zatrzymał z głębokim pneumatycznym świstem. Całe

dwudziestometrowe podium rozłożyło się teleskopowo w spiralną klatkę schodową wiodącą w dół.

Hazel krzyknęła.

– Leo, nawet stąd wyczuwam coś niedobrego na dole tych schodów. Coś… dużego i niebezpiecznego.

Jesteś pewny, że nie chcesz, żebym z wami poszła?

Page 334: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Dzięki, Hazel, damy radę. – Poklepał Piper po plecach. – Ja, Piper i Jason jesteśmy starymi

zawodowcami, jeśli chodzi o rzeczy duże i niebezpieczne.

Frank podał mu buteleczkę z miętą z Pylos.

– Nie rozbij jej.

Leo kiwnął z powagą głową.

– Nie rozbij butelki ze śmiertelną trucizną. Człowieku, dzięki, że to powiedziałeś. Nigdy by mi nie

przyszło do głowy.

– Zamknij się, Valdez. – Frank uścisnął go z całej siły. – I uważaj na siebie.

– Moje żebra – pisnął Leo.

– Przepraszam.

Annabeth i Percy życzyli im szczęścia, po czym Percy przeprosił i pobiegł rzygać.

Jason wezwał wiatry i zaniósł Piper oraz Leona na ziemię.

Schody wiodły spiralnie w dół jakieś dwadzieścia metrów ku wejściu do pomieszczenia tak dużego jak

Bunkier Dziewiąty – czyli po prostu ogromniastego.

Gładkie białe kafle na ścianach i podłodze odbijały światło miecza Jasona tak dobrze, że Leo nawet

nie musiał rozniecać ognia. Rzędy długich kamiennych ław wypełniały całą komnatę, przypominając

Leonowi te gigantyczne kościoły ogłaszające się w Hous­ton. Na końcu pomieszczenia, tam gdzie w

kościele byłby ołtarz, stał trzymetrowy posąg ze śnieżnobiałego alabastru, przedstawiający młodą

kobietę w białej sukni, z łagodnym uśmiechem na twarzy. W jednej uniesionej ręce trzymała kielich, a

po jej ramieniu wspinał się wąż, którego łeb nachylał się nad brzegiem pucharu, jakby chciał się napić.

Page 335: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Duże i niebezpieczne – domyślił się Jason.

Piper rozglądała się dookoła.

– To musiała być sypialnia. – Jej głos poniósł się echem nieco zbyt głośnym jak na gust Leona. –

Pacjenci spędzali tu noc. Bóg Asklepios miał im zsyłać sny, w których mówił, jakich leków potrzebują.

– Skąd ty to wiesz? – zapytał Leo. – Annabeth ci powiedziała?

Piper zrobiła urażoną minę.

– Wiem co nieco. Ten posąg tam przedstawia Higieję, córkę Asklepiosa. Jest boginią dobrego zdrowia.

To od jej imienia pochodzi słowo higiena.

Jason przyglądał się nieufnie posągowi.

– O co chodzi z tym wężem i kielichem?

– Hm, nie jestem pewna – przyznała Piper. – Ale w dawnych czasach to miejsce – zwane

Asklepiejonem – było nie tylko szpitalem, ale również szkołą medyczną. Uczyli się tu najlepsi kapłani

lekarze. Oni czcili zarówno Asklepiosa, jak i Higieję.

Leo miał ochotę powiedzieć: „Świetna pogadanka. Chodźmy stąd”.

Cisza, lśniąco białe kafelki, dziwaczny uśmiech na twarzy Higiei… wszystko to przyprawiało go o

dreszcze. Niemniej Jason i Piper kierowali się już ku środkowi nawy i ku posągowi, więc Leo uznał, że

lepiej pójdzie za nimi.

Page 336: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Na ławach leżały stare ilustrowane tygodniki: „Czytanki dla Dzieci. Jesień, 20 p.n.e.”, „Teletydzień TV

Hefajstos – Afrodyta Znów w Ciąży!”, „Asklepios Radzi – Dziesięć Prostych Sposobów na Najlepsze

Wykorzystanie Pijawek!”.

– To poczekalnia – wymamrotał Leo. – Nienawidzę poczekalni.

Tu i ówdzie na podłodze zebrały się warstwy kurzu i leżały rozrzucone kości, co nie wróżyło dobrze,

jeśli chodzi o średni czas oczekiwania.

– Patrzcie. – Jason wskazał przed siebie. – Czy te tablice tu były, kiedy weszliśmy? I te drzwi?

Leonowi wydawało się, że nie. Na ścianie po prawej stronie posągu, nad zamkniętymi metalowymi

drzwiami znajdowały się dwie elektroniczne tablice.

Na górnej widniał napis:

LEKARZ:

UWIĘZIONY

Dolna oznajmiała:

OBSŁUGIWANY NUMER: 0000000

Jason zmrużył oczy.

– Nie potrafię tego przeczytać z tak daleka. Lekarz…

Page 337: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Uwięziony – dopowiedział Leo. – Apollo ostrzegł mnie, że Asklepios znajduje się pod strażą. Zeus nie

chciał, żeby dzielił się swoimi medycznymi tajemnicami czy coś w tym rodzaju.

– Stawiam dwadzieścia dolarów i pudełko landrynek, że ten posąg jest strażnikiem – oznajmiła Piper.

– Nie zakładam się. – Leo zerknął na najbliższy kłąb zalegającego poczekalnię kurzu. – Dobra… chyba

musimy pobrać bloczek.

Ogromny posąg miał inne plany.

Kiedy znaleźli się w odległości dwóch metrów, statua obróciła głowę i spojrzała na nich. Jej twarz

pozostała nieruchoma. Usta nie poruszyły się. Ale skądś powyżej rozległ się głos, niosąc się echem po

komnacie.

– Jesteście zarejestrowani?

Piper nie dała się zbić z pantałyku.

– Witaj, Higiejo! Przysyła nas tu Apollo. Musimy się spotkać z Asklepiosem.

Alabastrowy posąg zszedł z cokołu. Może był mechaniczny, ale Leo nie słyszał żadnych ruchomych

elementów. Żeby się upewnić, musiałby dotknąć posągu, a nie miał ochoty podchodzić tak blisko.

– Rozumiem. – Statua nie przestawała się uśmiechać, aczkolwiek ton głosu zdradzał niezadowolenie.

– Mogę zobaczyć dowód ubezpieczenia zdrowotnego?

– Och, to… – Piper zawahała się. – Nie mamy ich przy sobie, ale…

– Nie macie ubezpieczenia? – Statua pokręciła głową. Przez salę przebiegło pełne irytacji

westchnienie. – Zapewne zatem nie przygotowaliście się też do wizyty? Umyliście porządnie ręce?

Page 338: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Hm… tak? – odrzekła Piper.

Leo zerknął na swoje dłonie, które jak zwykle pokryte były olejem i smarem. Schował je szybko za

siebie.

– Macie na sobie czystą bieliznę? – pytała statua.

– Ej, droga pani – zaprotestował Leo – to osobiste pytanie.

– Przed wizytą u lekarza powinno się zawsze założyć czystą bieliznę – upomniała go Higieja. –

Obawiam się, że stanowicie zagrożenie dla zdrowia. Trzeba was zdezynfekować, zanim będziecie

mogli przejść dalej.

Złoty wąż rozwinął się i ześlizgnął z jej ramienia. Uniósł łeb i syknął, obnażając kły wyglądające jak

szable.

– Hm, no wiesz – powiedział Jason – nasze ubezpieczenie nie pokrywa dezynfekcji za pomocą

wielkiego węża. Niech to.

– To nie szkodzi – zapewniła go Higieja. – Dezynfekcję finansuje państwo. Jest darmowa!

Wąż skoczył.

Leo miał niezłą wprawę w uskakiwaniu przed mechanicznymi potworami, co się przydało, ponieważ

złoty wąż był szybki. Leo skoczył na bok i gad minął jego głowę o parę centymetrów. Chłopak

przetoczył się i podniósł z płonącymi rękami. Kiedy wąż zaatakował ponownie, Leo uderzył go dłońmi

w oczy, odrzucając go w lewo, gdzie rozbił się na ławce.

Piper i Jason zabrali się za Higieję. Cięli posąg w kolana, aż upadł niczym alabastrowa świąteczna

choinka. Głowa uderzyła o ławkę. Z kielicha wylał się na podłogę dymiący kwas. Jason i Piper ruszyli

Page 339: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

zadać ostatni cios, ale zanim zdołali się zamachnąć, nogi Higiei podskoczyły jak namagnesowane.

Bogini podniosła się, wciąż uśmiechnięta.

– To niedopuszczalne – oznajmiła. – Doktor was nie przyjmie, dopóki nie będziecie porządnie

zdezynfekowani.

Chlusnęła zawartością kielicha w kierunku Piper, która zdołała odskoczyć, a kwas zalał najbliższe ławki

i rozpuszczał kamień w syczącej chmurze pary.

Wąż tymczasem odzyskał zmysły. Jego stopione metalowe oczy jakoś się naprawiły. Łeb powrócił do

pierwotnego kształtu jak odporna na wgniecenia karoseria samochodowa.

Zaatakował Leona, który uskoczył, usiłując złapać go za kark, ale przypominało to próbę schwytania

papieru ściernego pędzącego z prędkością stu kilometrów na godzinę. Wąż wyślizgnął się mu z rąk,

pozostawiając go z podrapaną i krwawiącą skórą.

Podczas tego przelotnego kontaktu Leo zdobył jednak istotną informację. Wąż był maszyną. Leo

wyczuł jego wewnętrzny mechanizm, a jeśli posąg Higiei działał na podobnej zasadzie, to była szansa,

że on…

Po drugiej stronie sali Jason skoczył w powietrze i uciął głowę bogini.

Niestety głowa natychmiast wróciła na swoje miejsce.

– Niedopuszczalne – oznajmiła spokojnie Higieja. – Dekapitacja nie należy do zasad zdrowego stylu

życia.

– Jason, chodź tutaj! – krzyknął Leo. – Piper, zajmij ją na chwilę!

Piper rzuciła mu spojrzenie z serii: „Łatwo powiedzieć”.

Page 340: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Higiejo! – zawołała. – Ja mam ubezpieczenie!

To przyciągnęło uwagę posągu. Nawet złoty wąż odwrócił się do niej, jakby ubezpieczenie było jakimś

smakowitym gryzoniem.

– Ubezpieczenie? – zapytała z zapałem statua. – A z jakiej firmy?

– Hm… Błękitna Błyskawica – odparła Piper. – Mam kartę przy sobie. Proszę zaczekać momencik.

Zrobiła wielkie halo z szukania po kieszeniach. Wąż podpełzł bliżej i przyglądał jej się.

Jason podbiegł do Leona, dysząc.

– Jaki masz plan?

– Możemy zniszczyć te maszyny – odparł Leo. – Są zaprogramowane na samonaprawę. Odporne na

praktycznie wszelkie zniszczenia.

– Super – powiedział Jason. – A zatem…?

– Pamiętasz starą konsolę Chejrona? – zapytał Leo.

Jason wytrzeszczył oczy ze zdumienia.

– Leo… to nie jest Mario Party 6.

– Ale zasada ta sama.

Page 341: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Sposób na idiotę?

Leo uśmiechnął się szeroko.

– Będę potrzebował, żebyście ty i Piper produkowali zakłócenia. Ja przeprogramuję węża, a potem

Grubą Bertę.

– Higieję.

– Nieważne. Gotowy?

– Nie.

Leo i Jason rzucili się na węża.

Higieja zasypywała Piper pytaniami o opiekę zdrowotną.

– Czy Błękitna Błyskawica ma umowę z Funduszem Zdrowia? Jaką składkę płacisz? Kto jest twoim

bóstwem pierwszego kontaktu?

Piper wymyślała naprędce odpowiedzi, a Leo skoczył tymczasem na grzbiet węża. Tym razem

wiedział, czego szuka, a przez moment wąż nawet go nie zauważył. Leo otwarł klapkę serwisową w

pobliżu łba węża. Trzymał się nogami, usiłując nie myśleć o bólu i lepkiej krwi na rękach, kiedy

przepinał okablowanie gada.

Jason stał obok gotowy do ataku, ale wąż sprawiał wrażenie zauroczonego problemami Piper z

ubezpieczeniem w Błękitnej Błyskawicy.

– I wtedy dyżurna pielęgniarka powiedziała, że muszę zadzwonić do biura obsługi klienta – nawijała

Piper. – Ale moja składka nie pokrywała kosztu leków! A…

Page 342: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Wąż poruszył się, kiedy Leo połączył dwa ostatnie kable.

Leo zeskoczył, a złoty gad zaczął trząść się bezładnie.

Higieja obróciła się ku niemu.

– Coś ty zrobił? Mój wąż potrzebuje pomocy lekarskiej!

– A ma ubezpieczenie? – zapytała Piper.

– CO? – Statua odwróciła się do niej, a Leo skoczył.

Jason wezwał podmuch wiatru, który posadził Leona na karku Higiei jak małe dziecko podczas parady.

Leo otworzył tył głowy statui, rzucającej się i chlapiącej kwasem.

– Zejdź stamtąd! – wrzeszczała. – To niehigieniczne!

– Hej! – krzyknął Jason, fruwając dookoła niej. – Mam pytanie o moją składkę!

– Co? – odkrzyknęła statua.

– Higiejo! – zawołała Piper. – Potrzebuję rachunku dla ubezpieczyciela!

– Nie, proszę!

Leo znalazł panel regulatora. Kliknął w kilka przycisków, pociągnął kilka kabli, wmawiając sobie, że

Higieja jest tylko wielką i niebezpieczną konsolą do gier.

Page 343: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Połączył na nowo jej obwody i Higieja zaczęła się kręcić w kółko, wrzeszczeć i wymachiwać rękami.

Leo zeskoczył, ledwie unikając kąpieli w kwasie.

Razem z przyjaciółmi wycofał się, podczas gdy Higieja i jej wąż przechodzili głębokie religijne

doświadczenie.

– Co ty zrobiłeś? – zapytała Piper.

– Wrzuciłem ich w tryb idioty – odparł Leo.

– Przepraszam, co?

– Na obozie – wyjaśnił Jason – Chejron miał taką starodawną konsolę w pokoju rekreacyjnym. Leo i ja

czasem na niej grywaliśmy. Tam się gra przeciwko komputerowym przeciwnikom…

– …a oni mają trzy poziomy trudności – dopowiedział Leo. – Łatwy, średni i trudny.

– Zdarzało mi się grywać – przerwała mu Piper. – Ale co zrobiłeś?

– No… znudziły mi się te ustawienia. – Leo wzruszył ramionami. – Wymyśliłem więc czwarty poziom

trudności: tryb idioty. Przeciwnicy stają się tak głupi, że to aż śmieszne. Zawsze wybierają

niewłaściwą opcję.

Piper wpatrywała się w posąg i węża kręcących się w kółko i zaczynających dymić.

– Jesteś pewny, że ustawiłeś ich na tryb idioty?

– Za chwilę się przekonamy.

Page 344: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A jeśli na ekstremalnie trudny?

– Też się przekonamy.

Wąż przestał się trząść. Zwinął się i rozglądał wokół ze zdumieniem.

Higieja zamarła. Z jej prawego ucha unosił się obłoczek dymu.

Spojrzała na Leona.

– Musisz umrzeć! Witaj! Musisz umrzeć!

Uniosła kielich i wylała sobie kwas na twarz. Następnie obróciła się i pomaszerowała prosto na

najbliższą ścianę. Wąż uniósł się i zaczął walić łbem w podłogę.

– Okej – powiedział Jason. – Chyba osiągnęliśmy tryb idioty.

– Witaj! Umieraj! – Higieja cofnęła się od ściany i wpakowała się w nią ponownie.

– Chodźmy. – Leo pobiegł do metalowych drzwi obok cokołu. Złapał za klamkę. Były nadal zamknięte,

ale Leo wyczuł w środku mechanizm – kable biegnące w futrynie, połączone z…

Wbił wzrok w dwie migające tablice nad drzwiami.

– Jason – powiedział – daj mi kopa.

Kolejny podmuch wiatru uniósł go do góry. Leo zabrał się do pracy swoimi kombinerkami,

programując na nowo znaki, aż na górnej pokazało się:

Page 345: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

LEKARZ:

W GABINECIE

A na dolnej:

OBSŁUGIWANY NUMER:

WSZYSTKIE PANIE KOCHAJĄ LEONA!

Metalowe drzwi otwarły się, a Leo spłynął na podłogę.

– Widzicie, nie było tak źle! – Uśmiechnął się promiennie do przyjaciół. – Doktor zaraz nas przyjmie.

XXXVI

LEO

Na końcu sali znajdowały się orzechowe drzwi z tabliczką:

Page 346: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

ASKLEPIOS

LEK. MED., DR N. MED., PROF. DR HAB. N. MED., ASAP, LEK. STOM., IMHO, LEK. LARYN., OMG, LEK.

WET., THX, PIELĘG. DYPL.

Na liście było pewnie jeszcze więcej skrótów, ale przy dwudziestym mózg Leona eksplodował.

Piper zapukała.

– Doktorze Asklepiosie?

Drzwi otwarły się. Mężczyzna będący w środku miał sympatyczny uśmiech, zmarszczki wokół oczu,

krótkie szpakowate włosy i elegancko przystrzyżoną brodę. Nosił biały fartuch założony na garnitur, z

szyi zwisał mu stetoskop – stereotypowe ubranie lekarza, jeśli nie liczyć jednego elementu: Asklepios

posiadał również lśniącą czarną laskę, wokół której owinięty był żywy zielony pyton.

Leo nie ucieszył się na widok kolejnego węża. Pyton przyglądał mu się bladożółtymi oczami i Leo miał

przeczucie, że ten gad nie jest ustawiony na tryb idioty.

– Witajcie! – powiedział Asklepios.

– Panie doktorze. – Uśmiech Piper był tak ciepły, że zdołałby stopić serce Boready. – Będziemy

niezwykle wdzięczni za pomoc. Potrzebujemy lekarstwa lekarza.

Leo nie był nawet celem jej głosu, ale magia Piper ogarnęła go w nieodparty sposób. Zrobiłby

wszystko, żeby pomóc jej uzyskać to lekarstwo. Poszedłby na studia medyczne, zrobił dwanaście

doktoratów i kupił wielkiego zielonego pytona na kijku.

Asklepios położył dłoń na sercu.

Page 347: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Och, moja kochana, z radością bym ci pomógł.

Uśmiech Piper zbladł nieco.

– Pomógłby pan? To znaczy, oczywiście, że by pan pomógł.

– Chodźcie! Chodźcie! – Asklepios wpuścił ich do gabinetu.

Ten facet był tak miły, że Leo wyobraził sobie jego gabinet jako skład narzędzi tortur, ale pokój

wyglądał jak… no, jak gabinet lekarski: wielkie drewniane biurko, regały pełne medycznych książek,

kilka plastikowych modeli narządów wewnętrznych, którymi Leo uwielbiał się bawić w dzieciństwie.

Przypomniało mu się, jak narobił sobie kłopotów, kiedy skonstruował z przekroju nerki i nóg szkieletu

nerkowego potwora i wystraszył pielęgniarkę.

Życie było wtedy łatwiejsze.

Asklepios przysunął sobie wielki wygodny fotel i położył laskę z wężem na biurku.

– Siadajcie, proszę!

Jason i Piper zajęli dwa krzesła po stronie pacjenta.

Leo musiał stać, ale nie przeszkadzało mu to. Nie miał ochoty trzymać głowy na tym samym poziomie

co łeb węża.

– No cóż. – Asklepios rozparł się w fotelu. – Nie jestem w stanie wyrazić, jak miło znów rozmawiać z

pacjentami. Przez ostatnie kilka tysięcy lat biurokracja wymknęła się spod kontroli. Pośpiech,

pośpiech, pośpiech. Wypełnianie formularzy. Papierkowa robota. Nie wspominając tego wielkiego

alabastrowego strażnika, który zabija wszystkich w poczekalni. To odbiera medycynie cały sens!

– Aha – odparł Leo. – Higieja jest trochę dołująca.

Page 348: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Asklepios uśmiechnął się.

– Zapewniam cię, że moja prawdziwa córka Higieja wcale taka nie jest. Jest bardzo miła. W każdym

razie dobrze się spisałeś, przeprogramowując ten posąg. Masz dłonie chirurga.

Jason wzdrygnął się.

– Leo ze skalpelem? Proszę go nie zachęcać.

Bóg lekarz zaśmiał się.

– Dobrze, zatem co was nęka? – Wychylił się do przodu i przyjrzał Jasonowi. – Hmmm… Rana od

miecza z cesarskiego złota, ale to się ładnie goi. Nie masz raka, nie masz problemów z sercem. Uważaj

na ten pieprzyk na lewej stopie, choć jestem pewny, że to niegroźne.

Jason pobladł.

– Skąd pan…

– Och, oczywiście! – wykrzyknął Asklepios. – Masz lekką krótkowzroczność! Ale temu łatwo zaradzić.

Otworzył szufladę i wyjął z niej bloczek recept oraz pudełko z okularami. Napisał coś na recepcie, po

czym podał Jasonowi okulary i kartkę.

– Zatrzymaj receptę na przyszłość, ale te okulary powinny pomóc. Przymierz je.

– Chwila – wtrącił Leo. – Jason i krótkowzroczność?

Page 349: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason otwarł pudełko.

– Ja… w sumie miałem ostatnio trochę kłopotów z widzeniem z daleka – przyznał. – Myślałem, że to

tylko zmęczenie. – Założył okulary, których cienkie ramki były wykonane z cesarskiego złota. – Ha.

Tak. Zdecydowanie lepiej.

Piper uśmiechnęła się.

– Wyglądasz bardzo szacownie.

– No nie wiem, chłopie – powiedział Leo. – Ja tam poszedłbym w kontakty… świecące pomarańczowe

z kocimi źrenicami. To byłoby super.

– Okulary są w porządku – uznał Jason. – Dziękuję, doktorze Asklepiosie, ale to nie dlatego tu

przyszliśmy.

– Nie? – Asklepios złożył palce w piramidkę. – Dobrze, zatem zobaczmy… – Odwrócił się do Piper. – Ty

wyglądasz zdrowo, kochana. W wieku sześciu lat złamałaś rękę. Spadłaś z konia?

Szczęka Piper opadła.

– Skąd pan to może wiedzieć?

– Dieta wegetariańska – ciągnął. – Żaden problem, pamiętaj tylko, żeby odpowiednio uzupełniać

żelazo i białko. Hmmm… lekkie nadwyrężenie lewego ramienia. Wydaje się, że zostałaś uderzona

czymś ciężkim około miesiąca temu?

– Workiem z piaskiem w Rzymie – odparła Piper. – To niesamowite.

Page 350: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jeśli będzie ci przeszkadzało, okładaj na zmianę lodem i termoforem – poradził Asklepios. – A ty… –

zwrócił się do Leona. – Oj. – Doktor sposępniał. Przyjazne iskierki znikły z jego oczu. – Och,

rozumiem…

Wyraz twarzy doktora mówił: „Tak mi bardzo, bardzo przykro”.

Leo poczuł, że serce mu martwieje. Jeśli miał jakąkolwiek nadzieję uniknięcia tego, co miało nadejść,

to właśnie ją stracił.

– Co? – Nowe okulary Jasona rozbłysły. – Co jest nie w porządku z Leonem?

– Hej, doktorze. – Leo rzucił Asklepiosowi spojrzenie mówiące: „Zostawmy to”. Miał nadzieję, że w

starożytnej Grecji znali pojęcie tajemnicy lekarskiej. – Przyszliśmy tu po lekarstwo lekarza. Może nam

pan pomóc? Mam tu szczyptę mięty z Pylos i prześliczną żółtą stokrotkę. – Położył ingrediencje na

biurku, ostrożnie unikając kontaktu z wężem.

– Zaczekaj – przerwała mu Piper. – Czy z Leonem jest coś nie w porządku, czy nie?

Asklepios odchrząknął.

– Ja… nieistotne. Zapomnijcie, że cokolwiek powiedziałem. A zatem potrzebujecie lekarstwa lekarza.

Piper zmarszczyła brwi.

– Ale…

– Naprawdę, ludziki – przerwał jej Leo. – Nic mi nie jest poza tym, że jutro Gaja zniszczy świat.

Skupmy się na rzeczach ważnych.

Jego towarzysze nie wyglądali na zachwyconych, ale Asklepios podchwycił temat.

Page 351: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– A więc ta stokrotka została zerwana przez mojego ojca Apollina?

– Aha – odparł Leo. – Tato przesyła całusy i uściski.

Asklepios wziął kwiatek do ręki i powąchał go.

– Mam nadzieję, że tato wyjdzie z tej wojny cały i zdrowy. Zeus bywa… dość nierozsądny. Dobrze,

jedynym brakującym składnikiem jest puls spętanego boga.

– Mam go – powiedziała Piper. – A w każdym razie… mogę wezwać machai.

– Doskonale. Chwileczkę, kochana. – Bóg spojrzał na pytona. – Jesteś gotowy, Kolczaku?

Leo zdusił śmiech.

– Ma pan węża o imieniu Kolczak?

Kolczak rzucił mu złowrogie spojrzenie. Następnie syknął, ukazując kolczastą koronę wokół szyi,

podobną jak u bazyliszka.

Śmiech ugrzązł Leonowi w gardle.

– Wybacz – powiedział. – Oczywiście, że masz na imię Kolczak.

– Jest trochę gderliwy – przyznał Asklepios. – Ludzie zawsze mylą moją laskę z laską Hermesa, która

oczywiście ma dwa węże. Ale przez stulecia ludzie uznawali laskę Hermesa za symbol medycyny, choć

przecież to powinna być moja laska. Kolczak odbiera to jako afront. Greg i Martha skupiają na sobie

całą uwagę. W każdym razie…

Page 352: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Asklepios położył stokrotkę i truciznę przed Kolczakiem.

– Mięta z Pylos – pewność śmierci. Przekleństwo delijskie – zakorzenienie tego, czego nie da się

zakorzenić. A teraz ostatnia ingrediencja: puls spętanego boga – chaos, przemoc i strach przed

śmiertelnością. – Zwrócił się do Piper. – Moja droga, możesz uwolnić machai.

Piper zamknęła oczy.

Przez pokój przemknął wicher. Rozległy się jęki gniewnych głosów. Leo poczuł dziwaczną chęć

uderzenia Kolczaka młotkiem. Miał ochotę udusić dobrego doktora gołymi rękami.

Następnie Kolczak rozwarł paszczę i połknął gniewny wiatr. Jego szyja rozdęła się, kiedy duchy walki

pognały w dół jego gardła. Następnie na deser wąż połknął stokrotkę i buteleczkę mięty z Pylos.

– Ta trucizna mu nie zaszkodzi? – zapytał Jason.

– Nie, nie – odparł Asklepios. – Zaczekajcie, zobaczycie.

Chwilę później Kolczak wypluł nową buteleczkę – zatkaną korkiem szklaną rurkę nie większą niż palec

Leona. W środku połyskiwał ciemny płyn.

– Lekarstwo lekarza. – Asklepios podniósł buteleczkę i uniósł ją do światła. Na jego twarzy

odmalowała się powaga, a następnie zdumienie. – Chwila… dlaczego ja się zgodziłem to przyrządzić?

Piper położyła dłoń na biurku.

– Ponieważ potrzebujemy tego, żeby ocalić świat. To bardzo ważne. Tylko pan jeden mógł nam

pomóc.

Page 353: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jej magiczny głos był tak potężny, że nawet wąż Kolczak rozluźnił się. Zwinął się wokół swojej laski i

zasnął. Wyraz twarzy Asklepiosa złagodniał, jakby bóg właśnie wszedł do gorącej kąpieli.

– Oczywiście – powiedział. – Zapomniałem. Ale musicie być ostrożni. Hades nie lubi, kiedy

wskrzeszam zmarłych. Ostatnim razem kiedy dałem komuś ten lek, Pan Podziemia poskarżył się

Zeusowi, a ten zabił mnie piorunem. BUM!

Leo wzdrygnął się.

– Wygląda pan nieźle jak na umarlaka.

– Och, polepszyło mi się. To była część ugody. Widzisz, kiedy Zeus mnie zabił, mój ojciec Apollo

bardzo się rozgniewał. Nie mógł wyładować swojej złości bezpośrednio na Zeusie – władca bogów

jest stanowczo zbyt potężny. A zatem Apollo zemścił się na twórcach Zeusowych piorunów. Zabił

kilku ze starszych cyklopów. Za to z kolei Zeus ukarał Apollina… dość surowo. A w końcu, żeby

zawrzeć rozejm, Zeus zgodził się uczynić mnie bogiem medycyny, z tym zastrzeżeniem, że nie wolno

mi nikogo przywracać do życia. – W oczach Asklepiosa pojawił się cień niepewności. – A jednak oto

ja… daję wam ten lek.

– Ponieważ dobrze pan wie, jak bardzo to jest ważne – powiedziała Piper – i postanowił pan zrobić

wyjątek.

– Tak… – Asklepios niechętnie przekazał Piper buteleczkę. – W każdym razie ten napój musi być

podany jak najszybciej po śmierci. Można go wstrzyknąć lub wlać do ust. I ta dawka wystarczy tylko

dla jednej osoby. Zrozumiano? – Spojrzał prosto w oczy Leona.

– Zrozumiano – zapewniła go Piper. – Jest pan pewny, że nie chce pan się z nami udać, Asklepiosie?

Pański strażnik jest nieczynny. Mógłby się pan bardzo przydać na pokładzie „Argo II”.

Asklepios uśmiechnął się tęsknie.

– „Argo”… kiedy jeszcze byłem półbogiem, żeglowałem na pierwszym statku, wiesz. Och, jakże bym

chciał znów być beztroskim poszukiwaczem przygód!

Page 354: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Aha… – mruknął Jason. – Beztroskim.

– Ale niestety nie mogę. Zeus będzie zły już za to, że wam pomogłem. A poza tym strażnik wkrótce

wróci do domyślnego programu. Powinniście już iść. – Asklepios wstał. – Życzę wam powodzenia,

herosi. A jeśli znów spotkacie mojego ojca, to proszę… przekażcie mu, że żałuję.

Leo nie bardzo wiedział, co to miało znaczyć, ale pożegnali się.

Kiedy przechodzili przez poczekalnię, posąg Higiei siedział na ławce, polewając sobie twarz kwasem i

nucąc Wlazł kotek na płotek, podczas gdy złoty wąż obgryzał stopy bogini. Ta sielankowa scena

prawie zdołała poprawić Leonowi humor.

Kiedy wrócili na „Argo II”, zebrali się w mesie, żeby zdać relację reszcie załogi.

– Nie podoba mi się to – oznajmił Jason. – To znaczy, sposób, w jaki Asklepios patrzył na Leona…

– Och, po prostu wyczuł mój ból serca. – Leo usiłował zmusić się do uśmiechu. – Wiecie, że nie mogę

się doczekać, kiedy zobaczę Kalipso.

– To bardzo urocze – powiedziała Piper. – Ale mam wrażenie, że nie o to chodziło.

Percy wpatrywał się ze zmarszczonym czołem w połyskującą czerwienią buteleczkę leżącą na środku

stołu.

– Każdy z nas może umrzeć, tak? Musimy zatem mieć ten specyfik pod ręką.

– Zakładając, że tylko jedno z nas umrze – zauważył Jason. – Mamy tylko jedną dawkę.

Hazel i Frank gapili się na Leona.

Page 355: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Odpowiedział im spojrzeniem pod tytułem: „Odczepcie się”.

Inni najwyraźniej nie widzieli szerszej perspektywy. Inaczej pastwą ognia lub burz świat się stanie – to

oznacza Jasona albo Leona. W Olimpii Nike ostrzegła ich, że umrze jeden z obecnych tam herosów:

Percy, Hazel, Frank albo Leo. Tylko jedno imię pojawiało się na obu listach: Leo. A jeśli plan Leona

miał się powieść, to w jego pobliżu nie może się znajdować nikt inny, w chwili kiedy pociągnie za

spust.

Jego przyjaciele nigdy nie pogodzą się z tą decyzją. Będą się kłócić. Będą usiłowali go ratować. Będą

się upierać, żeby szukać innej drogi.

Ale tym razem Leo był przekonany, że inna droga nie istnieje.

Jak zawsze powtarzała im Annabeth, walka z przepowiednią nigdy nie działa. Tylko powoduje więcej

kłopotów. Leo musiał mieć pewność, że ta wojna się skończy raz na zawsze.

– Musimy być otwarci na różne możliwości – zasugerowała Piper. – Potrzebujemy wyznaczyć kogoś

na lekarza, który będzie nosił przy sobie lek – kogoś, kto umie szybko reagować i jest w stanie uleczyć

zabitą osobę.

– Doskonały pomysł, Królowo Piękności – skłamał Leo. – Wyznaczam ciebie.

Piper zamrugała powiekami.

– Ale… Annabeth jest mądrzejsza. Hazel może się szybciej poruszać na Arionie. Frank potrafi się

zmieniać w zwierzęta…

– Ale to ty masz serce. – Annabeth ścisnęła dłoń przyjaciółki. – Leo ma rację. Kiedy nadejdzie czas, to

ty będziesz wiedziała, co robić.

Page 356: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Aha – przytaknął jej Jason. – Mam wrażenie, że to najlepszy wybór, Pipes. Ty będziesz z nami do

samego końca, cokolwiek się wydarzy, burza czy ogień.

Leo wziął buteleczkę do ręki.

– Wszyscy się zgadzają?

Nikt nie zaprotestował.

Leo spojrzał w oczy Hazel. „Wiesz, co się musi wydarzyć”.

Wyciągnął ze swojego pasa irchową ściereczkę i zrobił wielkie halo z owijania w nią buteleczki z

lekarstwem lekarza. Następnie podał ten pakuneczek Piper.

– No dobra – odezwał się. – A zatem jutro Ateny, załogo. Przygotujcie się na walkę z gigantami.

– Taaa… – mruknął Frank. – Już wiem, że będę dobrze spał.

Po kolacji Jason i Piper spróbowali zatrzymać Leona. Chcieli porozmawiać z nim o tym, co wydarzyło

się w gabinecie Asklepiosa, ale Leo im się wymknął.

– Mam robotę przy silniku – powiedział, co było prawdą.

Kiedy Leo znalazł się w maszynowni sam na sam z magicznym stolikiem Bufordem, wziął głęboki

oddech. Sięgnął do pasa z narzędziami i wyciągnął prawdziwą buteleczkę z lekarstwem lekarza – a nie

jej iluzoryczną mgielną wersję, którą podał Piper.

Buford buchnął na niego parą.

Page 357: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ej, chłopie, musiałem – powiedział Leo.

Buford uruchomił hologram z Hedge’em.

– ZAŁÓŻ COŚ NA SIEBIE!

– Słuchaj, to musi się tak odbyć. Inaczej wszyscy zginiemy.

Buford pisnął żałośnie, po czym odklekotał do kąta nadąsany.

Leo wpatrywał się w silnik. Dużo czasu zajęło mu złożenie tej maszynerii. Poświęcił jej całe miesiące

potu, bólu i samotności.

A teraz jego statek zbliżał się do kresu swojej podróży. Całe życie Leona – dzieciństwo spędzone z

ciotką Callidą; śmierć matki w pożarze magazynu; lata w rodzinie zastępczej; miesiące w Obozie

Herosów z Jasonem i Piper – wszystko to miało osiągnąć kulminację jutro rano podczas końcowej

bitwy.

Otwarł klapkę panelu sterowania.

W interkomie zaskrzypiał głos Festusa.

– Tak, przyjacielu – potwierdził Leo. – Nadszedł czas.

Kolejne skrzypienie.

– Wiem – odparł Leo. – Razem do końca?

Festus pisnął potakująco.

Page 358: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo sprawdził starożytne spiżowe astrolabium, w które był obecnie wprawiony kryształ z Ogygii. Leo

mógł mieć jedynie nadzieję, że to zadziała.

– Wrócę do ciebie, Kalipso – wymamrotał. – Przysiągłem na rzekę Styks.

Zmienił położenie przełącznika, uruchamiając urządzenie nawigacyjne. Nastawił zegar na dwadzieścia

cztery godziny.

Następnie otworzył ciąg wentylacyjny silnika i wrzucił tam buteleczkę z lekarstwem lekarza, która

znikła we wnętrznościach statku z ostatecznym stuk.

– Za późno na zmianę decyzji – powiedział Leo.

Zwinął się na podłodze i zamknął oczy, zdecydowany cieszyć się znajomym szumem maszyn przez tę

ostatnią noc.

XXXVII

REYNA

W tył zwrot!

Page 359: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna niechętnie wydawała rozkazy Pegazowi, Panu Skrzydlatych Koni, ale jeszcze mniej chętnie

widziałaby się zestrzeloną z nieba.

Kiedy zbliżali się do Obozu Herosów w godzinach przedświtu dnia pierwszego sierpnia, dostrzegła

sześć rzymskich onagerów. Nawet w ciemności ich okładzina z cesarskiego złota połyskiwała. Ich

potężne wyrzutnie były złożone do tyłu niczym maszty statku podczas sztormu. Załogi artylerzystów

krzątały się wokół maszyn, ładując proce i sprawdzając skręt lin.

– Co to jest?! – zawołał do niej Nico.

Leciał jakieś dziesięć metrów na lewo od niej na ciemnym pegazie imieniem Mroczny.

– Machiny oblężnicze – odparła Reyna. – Jeśli się do nich zbliżymy, mogą nas zestrzelić z powietrza.

– Z takiej wysokości?

Po prawej stronie trener Hedge wykrzykiwał z grzbietu swojego wierzchowca o imieniu Gwidon:

– To są onagery, chłopcze! One kopią wyżej niż Bruce Lee!

– Panie Pegazie – powiedziała Reyna, kładąc rękę na karku ogiera – potrzebujemy bezpiecznego

miejsca do wylądowania.

Pegaz najwyraźniej ją zrozumiał. Skręcił na lewo. Reszta skrzydlatych koni poleciała za nim – Mroczny,

Gwidon i sześć pozostałych, które ciągnęły pod sobą na linach Atenę Partenos.

Kiedy mijali zachodni skraj obozu, Reyna przyjrzała się sytuacji. Legion założył bazę na wschodnich

wzgórzach, gotowy do porannego ataku. Onagery zostały ustawione za wojskiem w luźnym półkolu,

w odległości trzystu metrów od siebie. Sądząc po rozmiarach katapult, Reyna szacowała, że Oktawian

miał dość broni, żeby zniszczyć wszystko, co żyło w dolinie.

Page 360: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Ale to była tylko część zagrożenia. Na flankach legionu obozowały setki oddziałów auxiliów. Reyna nie

widziała dobrze po ciemku, ale dostrzegła co najmniej jedną grupę dzikich centaurów i armię

kynokefalów – psiogłowych ludzi, którzy zawarli kruchy sojusz z legionem wieleset lat temu.

Rzymianie byli w zdecydowanej mniejszości, otoczeni morzem niepewnych sprzymierzeńców.

– Tam. – Nico wskazał ku zatoce Long Island, gdzie jakieś pół kilometra od brzegu połyskiwały światła

wielkiego jachtu. – Możemy wylądować na pokładzie tego statku. Grecy kontrolują morze.

Reyna nie była przekonana, czy Grecy będą nastawieni bardziej przyjaźnie niż Rzymianie, ale

Pegazowi najwyraźniej spodobał się ten pomysł. Skierował się ku ciemnym wodom zatoki.

Statek był długim na trzydzieści metrów białym jachtem o smukłej sylwetce i przyciemnionym szkle

luków. Na dziobie miał wypisaną czerwonymi literami nazwę MI AMOR. Na przednim pokładzie

znajdowało się lądowisko dość duże, by zmieścić Atenę Partenos.

Reyna nie dostrzegła załogi. Zakładała, że jacht jest zwykłym statkiem śmiertelników zakotwiczonym

na noc, ale jeśli się myliła i statek był pułapką…

– To nasza najlepsza opcja – powiedział Nico. – Konie są zmęczone. Musimy wylądować.

Potaknęła niechętnie.

– A więc lądujmy.

Pegaz wylądował na przednim pokładzie z Gwidonem i Mrocznym. Sześć pozostałych koni łagodnie

opuściło Atenę Partenos na lądowisko dla helikopterów i ustawiło się wokół posągu. Zaopatrzone w

liny i uprzęże wyglądały jak zwierzęta na karuzeli.

Reyna zsiadła. Podobnie jak dwa dni temu, kiedy pierwszy raz zobaczyła Pegaza, uklękła przed

koniem.

Page 361: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Dzięki ci, o wielki.

Pegaz rozłożył skrzydła i pochylił głowę.

Nawet teraz, przeleciawszy razem z nim połowę Wschodniego Wybrzeża, Reyna nie do końca

wierzyła w to, że ten nieśmiertelny koń pozwolił jej się dosiąść.

Zawsze go sobie wyobrażała jako śnieżnobiałego rumaka z gołębimi skrzydłami, ale maść Pegaza była

ciemnobrązowa, przetykana czerwienią i złotem wokół pyska – Hedge twierdził, że są to ślady po tym,

jak ogier wyskoczył z krwi i ichoru swojej matki Meduzy, w chwili gdy odcinano jej głowę. Skrzydła

Pegaza przypominały orła – złoto, biel, brąz, rdza – co sprawiało, że wyglądał znacznie piękniej i

bardziej królewsko niż w czystej bieli. Miał umaszczenie wszystkich koni, reprezentujące całe jego

potomstwo.

Pegaz zarżał.

Hedge przydreptał do niego i przetłumaczył.

– Pegaz mówi, że powinien odlecieć, zanim zacznie się strzelanina. Jego siła życiowa łączy wszystkie

pegazy, rozumiesz, więc jeśli on zostanie ranny, wszystkie skrzydlate konie odczują jego ból. To

dlatego rzadko się pokazuje. Jest nieśmiertelny, lecz jego potomstwo już nie. Nie chce, żeby cierpiało

z jego powodu. Ale poprosił resztę koni, żeby pozostały z nami i pomogły nam ukończyć tę misję.

– Rozumiem – powiedziała Reyna. – Dziękuję.

Pegaz zarżał innym tonem.

Oczy Hedge’a zrobiły się wielkie jak spodki. Stłumił łkanie, po czym wyciągnął z plecaka chusteczkę i

przetarł oczy.

– Trenerze? – Nico zmarszczył brwi z niepokojem. – Co mówi Pegaz?

Page 362: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– On… on mówi, że przybył do nas osobiście nie z powodu mojego listu. – Hedge zwrócił się do Reyny.

– Zrobił to ze względu na ciebie. On zna uczucia wszystkich skrzydlatych koni. Śledził twoją przyjaźń

ze Scypionem. Pegaz mówi, że nigdy do tego stopnia nie wzruszyło go współczucie herosa dla

skrzydlatego konia. Nadaje ci tytuł Przyjaciółki Koni. To wielki zaszczyt.

Reyna poczuła, że oczy ją pieką. Skłoniła głowę.

– Dziękuję, panie.

Pegaz zastukał kopytem w pokład. Pozostałe skrzydlate konie zasalutowały rżeniem. Następnie ich

władca wzniósł się w górę i poszybował w noc.

Hedge wpatrywał się w chmury z zachwytem.

– Pegaz nie pokazywał się od wielu stuleci. – Poklepał Reynę po plecach. – Dobrze się spisałaś,

Rzymianko.

Reyna nie miała wrażenia, że narażając Scypiona na cierpienie, zasłużyła na zaufanie, ale stłumiła w

sobie poczucie winy.

– Powinniśmy sprawdzić ten statek, Nico – powiedziała. – Jeśli ktokolwiek jest na pokładzie…

– Już to zrobiłem. – Głaskał Mrocznego po nozdrzach. – Wyczuwam dwójkę śmiertelników śpiących w

głównej kabinie. Nikogo poza tym. Nie jestem dzieckiem Hypnosa, ale posłałem w ich kierunku

głębszy sen. Powinno wystarczyć, żeby obudzili się dopiero dobrze po wschodzie słońca.

Reyna usiłowała nie gapić się na niego. Przez kilka ostatnich dni Nico zrobił się dużo silniejszy. Dzięki

naturalnej magii Hedge’a wrócił z progu śmierci. Reyna widziała, jak Nico robi różne imponujące

rzeczy, ale manipulacja snami… czy on zawsze to potrafił?

Page 363: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Trener Hedge zatarł z zapałem ręce.

– A zatem kiedy na brzeg? Żona na mnie czeka!

Reyna przyjrzała się horyzontowi. Grecka trirema patrolowała wybrzeże, ale najwyraźniej jej załoga

nie zauważyła ich przybycia. Nie rozległ się żaden alarm. Na plaży nie było widać żadnego ruchu.

Dostrzegła błysk srebrnego kilwateru w świetle księżyca, niecały kilometr na zachód od nich. Zbliżała

się do nich szybka czarna motorówka z wyłączonymi światłami. Reyna miała nadzieję, że to

śmiertelna łódź. Ale kiedy się zbliżyła, palce Reyny zacisnęły się na rękojeści miecza. Na dziobie łodzi

połyskiwał wieniec laurowy i litery SPQR.

– Legion przysłał komitet powitalny.

Nico podążył za jej wzrokiem.

– Myślałem, że Rzymianie nie mają marynarki.

– Nie mieliśmy – odparła. – Ale nie spodziewałam się, jak dobrze Oktawian wykorzystał swój czas.

– Atakujemy! – zawołał Hedge. – Bo nikt mi nie stanie na drodze, kiedy jestem tak blisko!

Reyna doliczyła się trzech osób na łódce. Dwójka stojąca z tyłu miała na głowach hełmy, ale Reyna

rozpoznała klinowaty kształt twarzy i masywne ramiona: Michael Kahale.

– Spróbujemy negocjacji – zadecydowała. – To jeden z przybocznych Oktawiana, ale dobry legionista.

Może uda mi się dojść z nim do porozumienia.

Wiatr zwiał Nicowi ciemne włosy na twarz.

Page 364: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jeśli się mylisz…

Czarna łódź zwolniła i zatrzymała się koło nich.

– Reyna! – zawołał Michael. – Mam rozkaz aresztować was i skonfiskować posąg. Wchodzę na pokład

z dwojgiem innych centurionów. Wolałbym, żeby obeszło się bez przelewu krwi.

Reyna usiłowała uspokoić trzęsące się nogi.

– Wejdź na pokład, Michael!

Odwróciła się do Nica i trenera Hedge’a.

– Jeśli się pomyliłam, bądźcie gotowi do walki. Michael Ka­hale nie będzie łatwym przeciwnikiem.

Michael nie był ubrany do walki. Miał na sobie jedynie fioletowy obozowy podkoszulek, dżinsy i

sportowe buty. Nie było widać żadnej broni, ale to nie uspokoiło Reyny. Jego ręce były masywne jak

liny podtrzymujące most, mina tak przyjazna jak ściana z cegieł. Przedstawiający gołębia tatuaż na

jego przedramieniu przypominał raczej drapieżnego ptaka.

Jego oczy połyskiwały mrocznie, kiedy przyglądał się sytuacji – Atenie Partenos zaprzęgniętej w

pegazy, Nicowi trzymającemu w pogotowiu swój stygijski miecz, trenerowi Hedge’owi z kijem

bejsbolowym.

Centurionami wspierającymi Michaela okazali się Leila z Czwartej Kohorty i Dakota z Piątej. Dziwny

wybór… Leila, córka Cerery, nie słynęła z agresji. Zazwyczaj była raczej rozsądna. A Dakota… Reyna

nie była w stanie uwierzyć, że syn Bachusa, najsympatyczniejszy z oficerów, mógłby stanąć po stronie

Oktawiana.

– Reyno Ramírez-Arellano – odezwał sie Michael, jakby czytał ze zwoju – była pretorko.

Page 365: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nadal jestem pretorką – poprawiła go Reyna. – Chyba że moją dymisję przegłosował cały senat. Czy

tak właśnie się stało?

Michael westchnął ciężko. Najwyraźniej sercem nie stał po stronie swojego zadania.

– Mam rozkaz aresztować cię i doprowadzić na proces.

– Czyj rozkaz?

– Wiesz czyj…

– A jakie są zarzuty?

– Słuchaj, Reyna – Michael potarł czoło dłonią, jakby chciał odgonić ból głowy – nie podoba mi się to

ani trochę bardziej niż tobie. Ale mam rozkazy.

– Bezprawne rozkazy.

– Za późno na takie spory. Oktawian wprowadził stan wyjątkowy. Legion go popiera.

– Naprawdę? – Spojrzała wymownie na Dakotę i Leilę.

Leila unikała jej wzroku. Dakota mrugnął, jakby chciał jej coś przekazać, ale w jego wypadku trudno

było mieć pewność. Równie dobrze powieka mogła mu drgać po prostu z powodu przedawkowania

słodkich napojów.

– Mamy wojnę – powiedział Michael. – Musimy trzymać się razem. Dakota i Leila nie należeli do

najbardziej entuzjastycznych zwolenników. Oktawian dał im tę ostatnią szansę, żeby mogli się

wykazać. Jeśli pomogą mi sprowadzić ciebie – najlepiej żywą, ale jeśli zajdzie taka konieczność, to

również martwą – zachowają swoje stopnie i udowodnią lojalność.

Page 366: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Wobec Oktawiana – zauważyła Reyna. – Nie wobec legionu.

Michael rozłożył ręce, których dłonie były raptem trochę mniejsze od rękawic bejsbolowych.

– Nie możesz winić oficerów za wykonywanie rozkazów. Oktawian ma pomysł, jak wygrać, i to jest

dobry plan. O świcie nasze onagery zniszczą obóz Greków bez żadnych strat po stronie Rzymu.

Bogowie będą uleczeni.

Nico zrobił krok do przodu.

– Zamierzasz wybić połowę herosów tego świata, połowę dziedzictwa bogów, żeby ich uleczyć?

Zniszczysz w ten sposób Olimp, jeszcze zanim Gaja zdąży się przebudzić. A ona właśnie się budzi,

centurionie.

Michael skrzywił się.

– Ambasadorze Plutona, synu Hadesa… jakkolwiek pragniesz się nazywać, zostałeś uznany za

nieprzyjacielskiego szpiega. Mam rozkaz aresztować cię i doprowadzić na egzekucję.

– Możesz spróbować – odparł lodowato Nico.

Ich starcie było tak absurdalne, że niemal komiczne. Nico był o kilka lat młodszy, o głowę niższy i

sporo lżejszy. Ale Michael nie ruszył się z miejsca. Żyły na jego szyi pulsowały.

Dakota odchrząknął.

– Hm, Reyna… chodź z nami z własnej woli. Proszę. Możemy coś ugrać. – Wyraźnie do niej mrugał.

Page 367: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Dobra, dość tej gadaniny. – Trener Hedge zlustrował wzrokiem Michaela Kahale’a. – Pozwólcie, że

pozbędę się tego żartownisia. Radziłem sobie z większymi od niego.

Na twarzy Michaela zagościł pogardliwy uśmieszek.

– Nie wątpię, że jesteś bardzo dzielnym faunem, ale…

– Satyrem!

Trener Hedge rzucił się na centuriona. Zamachnął się kijem bejsbolowym z całej siły, ale Michael po

prostu chwycił broń i wyrwał ją trenerowi, po czym złamał kij na kolanie. Następnie pchnął trenera do

tyłu, ale Reyna poszłaby o zakład, że nie chciał mu zrobić krzywdy.

– Doigrałeś się! – warknął Hedge. – Teraz naprawdę mnie wkurzyłeś!

– Trenerze – ostrzegła go Reyna – Michael jest bardzo silny. Musiałbyś być ogrem albo…

Od lewej, od strony dalszego wybrzeża, rozległ się donośny głos:

– Kahale! Dlaczego to tak długo trwa?

Michael wzdrygnął się.

– Oktawian?

– Oczywiście, że ja! – odkrzyknął głos z ciemności. – Znudziło mi się czekanie, aż wykonasz moje

rozkazy! Wchodzę na pokład. Wszyscy po obu stronach rzucić broń!

Michael zmarszczył brwi.

Page 368: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Hm… panie? Wszyscy? My też?

– Nie każdy problem rozwiązuje się za pomocą miecza albo pięści, ty wielki głupku! Ja sobie poradzę z

tymi greckimi szumowinami!

Michael miał niepewną minę, ale skinął na Leilę i Dakotę, którzy położyli miecze na pokładzie.

Reyna zerknęła na Nica. Coś było zdecydowanie nie w porządku. Nie potrafiła odgadnąć, dlaczego

Oktawian miałby się znaleźć tutaj, narażając się na niebezpieczeństwo. No i z pewnością nie

rozkazałby własnym oficerom rzucić broni. Ale instynkt Reyny kazał jej zachowywać się jak gdyby

nigdy nic. Upuściła miecz. Nico zrobił to samo.

– Wszyscy rozbrojeni, panie! – zawołał Michael.

– Znakomicie! – ryknął Oktawian.

Na górze drabiny pojawiła się ciemna sylwetka, przewyższająca jednak o wiele posturę Oktawiana. Za

nim trzepotała się mniejsza uskrzydlona postać – czyżby harpia? Kiedy do Reyny dotarło, co się stało,

cyklop przemierzył pokład dwoma wielkimi krokami. Zdzielił Michaela Kahale’a po głowie. Centurion

upadł na pokład jak worek ziemniaków. Dakota i Leila cofnęli się niepewnie.

Harpia podfrunęła na dach kabiny. W świetle księżyca jej pióra miały kolor zaschniętej krwi.

– Silny – powiedziała Ella, poprawiając pióra. – Chłopak Elli silniejszy niż Rzymianie.

– Przyjaciele! – ryknął cyklop Tyson, po czym objął Reynę jednym ramieniem, a Hedge’a i Nica

drugim. – Przybyliśmy wam na ratunek! Wiwat dla nas!

Page 369: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XXXVIII

REYNA

Reyna nigdy tak się nie cieszyła na widok cyklopa, a w każdym razie do momentu kiedy Tyson

postawił ich z powrotem na pokładzie i zwrócił się do Leili i Dakoty.

– Źli Rzymianie!

– Tyson, czekaj! – krzyknęła Reyna. – Nie rób im krzywdy!

Tyson zmarszczył brew. Jak na cyklopa był niewielki, w sumie wciąż był dzieckiem – niewiele ponad

dwa metry – o potarganych brązowych włosach sklejonych morską wodą i wielkim pojedynczym oku

w kolorze syropu klonowego. Miał na sobie jedynie kostium kąpielowy i flanelową piżamę, jakby nie

mógł się zdecydować, czy chce pływać, czy spać. Dochodził od niego mocny zapach masła

orzechowego.

– Nie są źli? – zapytał.

– Nie – odparła Reyna. – Słuchali złych rozkazów. Myślę, że teraz tego żałują. Prawda, Dakoto?

Dakota uniósł ręce tak szybko, że wyglądał jak mający się właśnie wznieść w niebo Superman.

– Usiłowałem dać ci znać, Reyna! Razem z Leilą planowaliśmy przejść na waszą stronę i pomóc w

obezwładnieniu Michaela.

Page 370: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– To prawda! – Leila omal nie wypadła za reling. – Ale zanim zdążyliśmy to zrobić, cyklop nas

wyręczył!

Trener Hedge prychnął.

– Już wam wierzę!

Tyson kichnął.

– Przepraszam. Koźla sierść. Swędzi w nosie. Czy ufamy Rzymianom?

– Ja tak – odparła Reyna. – Dakoto, Leilo, rozumiecie, na czym polega nasza misja?

Leila przytaknęła.

– Chcecie oddać posąg Grekom jako prezent na pojednanie. Pomożemy wam.

– Jasne. – Dakota pokiwał energicznie głową. – Legion wcale nie jest taki jednomyślny, jak twierdził

Michael. Nie ufamy auxiliom, które zebrał Oktawian.

Nico zaśmiał się gorzko.

– Trochę późno na wątpliwości. Jesteście otoczeni. Gdy tylko zniszczycie Obóz Herosów, ci sojusznicy

zwrócą się przeciwko wam.

– Co w takim razie mamy zrobić? – spytał Dakota. – Mamy najwyżej godzinę do wschodu słońca.

Page 371: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Piąta pięćdziesiąt dwie rano – oznajmiła Ella, wciąż usadowiona na kabinie. – Wschód słońca,

wybrzeże wschodnie, pierwszy sierpnia. Kalendarium meteorologii morskiej. Jedna godzina i

dwanaście minut to więcej niż godzina.

Powieka Dakoty zadrżała.

– Przyjmuję poprawkę.

Trener Hedge spojrzał na Tysona.

– Mamy szanse dostać się bezpiecznie do Obozu Herosów? Czy u Mellie wszystko w porządku?

Tyson podrapał się w zamyśleniu w podbródek.

– Jest bardzo okrągła.

– Ale czy dobrze się czuje? – dopytywał się Hedge. – Jeszcze nie urodziła?

– Poród następuje pod koniec trzeciego trymestru – pouczyła go Ella. – Strona czterdziesta trzecia,

Przewodnik młodej mamy po…

– Muszę się tam dostać! – Hedge sprawiał wrażenie, jakby był gotowy wyskoczyć za burtę i popłynąć.

Reyna położyła mu rękę na ramieniu.

– Trenerze, dostarczymy cię do żony, ale zróbmy to jak należy. Tysonie, jak ty i Ella dostaliście się na

statek?

– Tęczuś!

Page 372: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Yyy… przyszliście po tęczy?

– To mój przyjaciel, rybi konik.

– Hipokamp – wyjaśnił Nico.

– Rozumiem. – Reyna zamyśliła się. – Czy ty i Ella dalibyście radę odeskortować trenera bezpiecznie

do Obozu Herosów?

– Tak! – zawołał Tyson. – Możemy to zrobić!

– Doskonale. Trenerze, idź do swojej żony. I powiedz obozowiczom, że zamierzam o świcie dostarczyć

drogą powietrzną Atenę Partenos na Wzgórze Herosów. To prezent Rzymu dla Grecji, żeby uleczyć

nasze podziały. Jeśli mogliby powstrzymać się od zestrzelenia mnie z nieba, będę wdzięczna.

– Masz to jak w banku – odparł Hedge. – Ale co z rzymskim legionem?

– Tu mamy problem – powiedziała ponuro Leila. – Te onagery zmiotą cię z powietrza.

– Potrzebujemy dywersji – oznajmiła Reyna. – Czegoś, co opóźni atak na Obóz Herosów, a najlepiej

unieszkodliwi tę broń. Dakoto, Leilo, czy wasze kohorty pójdą za wami?

– No… myślę, że tak – powiedział Dakota. – Ale jeśli poprosimy żołnierzy, żeby dokonali aktu zdrady…

– To nie jest zdrada – przerwała mu Leila. – Nie, jeśli działamy na bezpośredni rozkaz naszego

pretora. A Reyna nadal pełni funkcję pretora.

Reyna odwróciła się do Nica.

Page 373: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Chcę, żebyś towarzyszył Dakocie i Leili. Kiedy oni będą siali zamieszanie wśród wojska, usiłując

opóźnić atak, ty musisz znaleźć jakiś sposób na sabotaż onagerów.

Na widok uśmiechu Nica Reyna ucieszyła się, że są w tym samym obozie.

– Cała przyjemność po mojej stronie. Zyskamy ci czas na dostarczenie Ateny Partenos.

– Hm… – Dakota przestępował z nogi na nogę. – Nawet jeśli uda ci się dotransportować posąg na

wzgórze, co powstrzyma Oktawiana od zniszczenia go, kiedy już tam się znajdzie? Nawet pozbawiony

onagerów będzie miał nadal mnóstwo broni.

Reyna spojrzała na oblicze Ateny wyrzeźbione z kości słoniowej, osłonięte siatką kamuflującą.

– Kiedy posąg wróci do Greków… myślę, że trudno go będzie zniszczyć. On posiada wielką magię. Po

prostu na razie nie zdecydował się jej użyć.

Leila pochyliła się powoli i podniosła swój miecz, nie spuszczając oczu z Ateny Partenos.

– Mam nadzieję, że masz rację. A co zrobimy z Michaelem?

Reyna spojrzała na chrapiącą górę, która była hawajskim herosem.

– Wsadźcie go do swojej łodzi. Nie róbcie mu krzywdy, nie wiążcie go. Mam przeczucie, że serce

Michaela jest po właściwej stronie. Ma tylko tego pecha, że trafił mu się niewłaściwy sponsor.

Nico schował do pochwy swój czarny miecz.

– Jesteś pewna, że tak chcesz to rozegrać, Reyno? Nie podoba mi się, że zostajesz sama.

Page 374: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Mroczny zarżał i polizał Nica po policzku.

– Aj! Dobra, przepraszam. – Nico wytarł się z końskiej śliny. – Reyna nie jest sama. Ma do

towarzystwa stado fantastycznych pegazów.

Reyna odruchowo się uśmiechnęła.

– Nic mi nie będzie. Jeśli się nam poszczęści, wkrótce wszyscy się znów spotkamy. Będziemy walczyli

ramię w ramię przeciwko siłom Gai. Bądźcie ostrożni i Ave Roma!

Dakota i Leila powtórzyli zawołanie.

Tyson zmarszczył pojedynczą brew.

– Kto to jest Ave?

– To znaczy „Czołem, Rzymie”. – Reyna chwyciła cyklopa za rękę. – Ale w sumie powinniśmy

powiedzieć również „Czołem, Grecy”. – Te słowa zabrzmiały dziwnie w jej ustach.

Spojrzała na Nica. Miała ochotę go uściskać, ale nie była pewna, czy zostanie to dobrze przyjęte.

Wyciągnęła do niego rękę.

– Pełnienie misji razem z tobą było dla mnie zaszczytem, synu Hadesa.

Uścisk dłoni Nica był mocny.

– Jesteś najodważniejszym herosem, jakiego kiedykolwiek spotkałem, Reyno. Ja… – Zawahał się,

zapewne uświadamiając sobie, że ma sporą publiczność. – Nie zawiodę cię. Do zobaczenia na

Wzgórzu Herosów.

Page 375: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Na wschodzie niebo jaśniało, kiedy grupa w końcu się rozstała. Wkrótce Reyna stała na pokładzie „Mi

Amor”… sama, jeśli nie liczyć ośmiu pegazów oraz wysokiej na dwanaście metrów Ateny.

Usiłowała uspokoić nerwy. Zanim Nico, Dakota i Leila zdążą zakłócić atak legionu, nie mogła nic

zrobić, ale nie podobało jej się stanie i czekanie.

Tuż za ciemną linią wzgórz jej towarzysze z Dwunastego Legionu przygotowywali się do

niepotrzebnego ataku. Gdyby Reyna została z nimi, może lepiej by nimi pokierowała. Może zdołałaby

powściągnąć Oktawiana. Może gigant Orion miał rację: zawiodła w swoich obowiązkach.

Przypomniały jej się duchy na balkonie w San Juan – wskazujące ją palcami, szepczące oskarżycielsko:

Morderczyni. Zdrajczyni. Przypomniała sobie dotyk złotej szabli w dłoni, kiedy uderzyła ducha

swojego ojca. I jego twarz pełną oburzenia i poczucia zdrady.

„Jesteś Ramírez-Arellano!”, powtarzał często jej ojciec. „Nigdy nie opuszczaj posterunku. Nigdy

nikomu nie ufaj. A przede wszystkim nigdy nie zdradzaj swoich ludzi!”

Pomagając Grekom, Reyna zrobiła to wszystko. Zadaniem Rzymianina jest niszczenie nieprzyjaciół.

Reyna tymczasem zjednoczyła z nimi siły. Pozostawiła swój legion w rękach szaleńca.

Co powiedziałaby jej matka? Bellona, bogini wojny…

Mroczny chyba wyczuł jej niepokój, bo podszedł i trącił ją pyskiem.

Pogłaskała go po nozdrzach.

– Nie mam dla ciebie żadnych smakołyków, chłopcze.

Page 376: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Trącił ją z czułością. Nico powiedział jej, że Mroczny jest zazwyczaj wierzchowcem Percy’ego, ale

wyglądało na to, że był przyjaźnie nastawiony do wszystkich. Bez protestów niósł na grzbiecie syna

Hadesa. A teraz pocieszał Rzymiankę.

Objęła jego mocną szyję ramionami. Jego sierść pachniała tak samo jak Scypiona – mieszaniną świeżo

skoszonej trawy i ciepłego chleba. Pozwoliła sobie na łkanie, które od dawna wzbierało w jej piersi.

Jako pretorka nie powinna okazywać towarzyszom słabości ani lęku. Powinna być silna. Ale koń

najwyraźniej się tym nie przejmował.

Zarżał łagodnie. Reyna nie rozumiała języka koni, ale miała wrażenie, że mówił: „Wszystko w

porządku. Świetnie się spisałaś”.

Podniosła wzrok ku blednącym gwiazdom.

– Mamo – powiedziała. – Nie modliłam się zbyt często do ciebie. Nigdy cię nie spotkałam. Nigdy cię

nie prosiłam o pomoc. Ale proszę… dziś rano daj mi siłę, żebym zrobiła to, co powinnam.

Jakby na zawołanie coś rozbłysło na wschodnim horyzoncie – światło nad zatoką, zbliżające się

szybko jak kolejna motorówka.

Przez krótki moment uniesienia Reyna myślała, że to znak od Bellony.

Ciemny kształt przybliżył się. Nadzieja Reyny zamieniła się w przerażenie. Czekała za długo,

sparaliżowana przez niedowierzanie, aż postać okazała się wielkim człekokształtnym, biegnącym ku

niej po powierzchni wody.

Pierwsza strzała trafiła Mrocznego w bok. Koń upadł z rżeniem bólu.

Reyna wrzasnęła, ale zanim zdążyła się poruszyć, kolejna strzała uderzyła w pokład między jej

nogami. Do jej drzewca przyczepiony był świecący diodowy wyświetlacz wielkości zegarka,

odliczający w dół od 5:00.

Page 377: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

4:59

4:58

XXXIX

REYNA

Nie ruszałbym się, pretorko!

Orion stał na powierzchni wody, piętnaście metrów od sterburty, ze strzałą nałożoną na cięciwę.

Przez mgłę wściekłości i smutku Reyna zauważyła nowe blizny giganta. Walka z Łowczyniami

pozostawiła na jego rękach i twarzy ślady w postaci szaro-różowych zbliznowaceń, wyglądał więc jak

potłuczona i gnijąca brzoskwinia. Lewe mechaniczne oko było ciemne. Włosy spaliły się,

pozostawiając jedynie poszarpane kępki. Nos miał nabrzmiały i czerwony od uderzenia cięciwy, którą

Nico wycelował mu w twarz. Wszystko to dało Reynie odrobinę ponurej satysfakcji.

Niestety gigant miał również nadal wymalowany na twarzy swój pełen zadowolenia uśmieszek.

Zegar przymocowany do tkwiącej u stóp Reyny strzały pokazywał 4:42.

Page 378: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Wybuchające strzały są bardzo delikatne – oznajmił Orion. – Kiedy już gdzieś się wbiją, nawet

najlżejsze poruszenie może je zdetonować. Nie chciałbym, żebyś straciła ostatnie minuty swojego

życia.

Zmysły Reyny wyostrzyły się. Pegazy nerwowo stukały kopytami wokół Ateny Partenos. Zbliżał się

świt. Wiatr przyniósł od brzegu delikatny zapach truskawek. Leżący obok niej na pokładzie Mroczny

sapał i dygotał – wciąż żywy, ale ciężko ranny.

Serce Reyny waliło tak mocno, że bała się o swoje bębenki w uszach. Wysłała swoją siłę do

Mrocznego, usiłując utrzymać go przy życiu. Nie mogła dopuścić, żeby umarł.

Miała ochotę wrzeszczeć najgorsze przekleństwa na giganta, ale jej pierwsze słowa były zaskakująco

spokojne.

– Co z moją siostrą?

Białe zęby Oriona błysnęły w jego pokiereszowanej twarzy.

– Z radością poinformowałbym cię, że nie żyje. Z radością oglądałbym ból na twojej twarzy. Niestety,

z tego co wiem, twoja siostra żyje. Podobnie jak Thalia Grace i jej irytujące Łowczynie. Muszę

przyznać, że mnie zaskoczyły. Musiałem wycofać się do morza, żeby im uciec. Przez ostatnie kilka dni

byłem ranny i cierpiący, leczyłem się powoli i konstruowałem nowy łuk. Ale nie martw się, pretorko.

Ty umrzesz pierwsza. Twój bezcenny posąg spłonie w wielkim pożarze. A kiedy Gaja powstanie, kiedy

nadejdzie koniec świata śmiertelników, wtedy znajdę twoją siostrę. Powiem jej, że umierałaś w

cierpieniu. A następnie ją zabiję. – Uśmiechnął się szeroko. – A zatem wszystko gra!

4:04

Hylla żyła. Thalia i jej Łowczynie wciąż się gdzieś czaiły. Nic z tego jednak nie będzie mieć znaczenia,

jeśli Reyna nie wykona swojego zadania. Słońce wschodziło nad ostatnim dniem świata…

Oddech Mrocznego stawał się coraz bardziej wysilony.

Page 379: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna przywołała całą swoją odwagę. Skrzydlaty koń jej potrzebował. Pan Pegaz nadał jej tytuł

Przyjacółki Koni, a ona nie zamierzała go zawieść. Nie mogła teraz myśleć o całym świecie. Musiała się

skupić na tym, co było pod ręką.

3:54

– Aha. – Rzuciła Orionowi gniewne spojrzenie. – Jesteś pokiereszowany i paskudny, ale nie martwy.

Przypuszczam, że w takim razie będę potrzebowała pomocy boga, żeby cię zabić.

Orion zarechotał.

– Co za pech, że wy, Rzymianie, nigdy nie byliście szczególnie dobrzy w przywoływaniu bogów na

pomoc. Domyślam się, że nie mają oni o was zbyt dobrego mniemania, co?

Reyna miała pokusę przytaknąć mu. Modliła się do swojej matki… i została pobłogosławiona

pojawieniem się giganta o morderczych skłonnościach. Nie był to powalający wyraz wsparcia.

A jednak…

Reyna roześmiała się.

– Och, Orionie.

Uśmiech nieco przybladł na twarzy giganta.

– Masz dziwaczne poczucie humoru, dziewczyno. Z czego się śmiejesz?

– Bellona odpowiada na moje modlitwy. Nie stacza za mnie bitew. Nie zapewnia mi łatwych

zwycięstw. Daje mi okazje do wykazania się. Zsyła mi potężnych przeciwników i potencjalnych

sprzymierzeńców.

Page 380: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Lewe oko Oriona rozbłysło.

– Gadasz bzdury. Za chwilę kolumna ognia zniszczy ciebie i twoją bezcenną grecką statuę. Nie

pomoże ci żaden sprzymierzeniec. Twoja matka opuściła cię, podobnie jak ty opuściłaś swój legion.

– Ależ nie – odparła Reyna. – Bellona nie była tylko boginią wojny. Nie przypominała greckiej Enyo,

która była po prostu wcieleniem rzezi. Świątynia Bellony była tam, gdzie Rzymianie witali

zagranicznych ambasadorów. Tam ogłaszano wojnę, ale również negocjowano pokój – trwały pokój,

oparty na sile.

3:01

Reyna wyciągnęła nóż.

– Bellona dała mi szansę zawarcia pokoju z Grekami i zwiększenia potęgi Rzymu. Przyjęłam ją. Jeśli

umrę, to umrę, broniąc tej sprawy. Dlatego uważam, że moja matka jest dzisiaj ze mną. Doda swoją

siłę do mojej. Wystrzel strzałę, Orionie. To bez znaczenia. Kiedy rzucę tym nożem i przebiję twoje

serce, umrzesz.

Orion stał nieruchomo na wodzie. Na jego twarzy malowało się całkowite skupienie. Jego zdrowe oko

błyskało bursztynowo.

– Blefujesz – warknął. – Zabiłem setki takich jak ty: dziewczynek bawiących się w wojnę, udających, że

dorównują gigantom! Nie dam ci szybkiej śmierci, pretorko. Będę patrzył, jak płoniesz, podobnie jak

ja płonąłem przez Łowczynie.

2:31

Mroczny stęknął i kopał nogami w pokład. Niebo zaróżowiło się. Wiatr wiejący od brzegu chwycił

kamuflującą siatkę Ateny Partenos i zerwał ją, posyłając srebrzystą tkaninę na wody zatoki. Atena

Partenos zalśniła w porannym świetle, a Reyna pomyślała, jak pięknie bogini będzie wyglądała na

wzgórzu nad greckim obozem.

Page 381: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

„To musi się udać” – powtarzała w myślach w nadziei, że pegazy wyczują jej zamiary. – „Musicie

skończyć tę podróż beze mnie”.

Skłoniła głowę ku Atenie Partenos.

– Moja pani, eskortować cię było dla mnie zaszczytem.

Orion parsknął pogardliwie.

– Rozmawiamy z nieprzyjacielskimi posągami, co? Daremny trud. Zostały ci jakieś dwie minuty życia.

– Och, ależ ja nie przestrzegam twojego rozkładu dnia, gigancie – odparła Reyna. – Rzymianin nie

czeka na śmierć. Rzymianin jej szuka i spotyka ją na własnych warunkach.

Rzuciła nóż. Trafił idealnie – dokładnie w środek klatki piersiowej giganta.

Orion zawył z bólu, a Reyna uznała to za całkiem przyjemny ostatni dźwięk w życiu.

Rzuciła przed siebie płaszcz i upadła na wybuchającą strzałę, zdecydowana ochronić Mrocznego i

pozostałe pegazy, a może nawet uratować śmiertelników śpiących pod pokładem. Nie miała pojęcia,

czy jej ciało zdoła pomieścić eksplozję, czy jej płaszcz zdusi płomienie, ale to była jedyna szansa, żeby

uratować przyjaciół i misję.

W napięciu czekała na śmierć. Poczuła ucisk, kiedy strzała wybuchła… ale spodziewała się czegoś

zupełnie innego. Eksplozja okazała się cichutkim trzaskiem, jakby pod jej żebrami strzelił zbyt mocno

nadmuchany balon. Płaszcz zrobił się niemiło ciepły. Żadne płomienie nie wystrzeliły w górę.

Dlaczego wciąż żyła?

Page 382: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Wstań – usłyszała głos w swojej głowie.

Reyna podniosła się jak w transie. Brzegi jej płaszcza dymiły. Uświadomiła sobie, że coś dziwnego

stało się z purpurową tkaniną. Połyskiwała, jakby była przetykana nicią z cesarskiego złota. U jej stóp

niewielki fragment pokładu zamienił się w zwęglony okrąg, ale płaszcz nie był nawet nadpalony.

– Przyjmij moją egidę, Reyno Ramírez-Arellano – powiedział ten sam głos. – Ponieważ dziś okazałaś

się herosem godnym Olimpu.

Reyna wpatrywała się w osłupieniu w Atenę Partenos, roztaczającą wokół siebie bladą złotą aurę.

Egida… Reyna przypomniała sobie z lat nauki, że egida nie oznacza jedynie tarczy Ateny. Że jest to

również płaszcz bogini. Według legendy Atena czasami odcinała kawałki swojego wielkiego płaszcza i

zawieszała je na posągach w swoich świątyniach albo osłaniała nimi swoich ulubionych herosów.

Płaszcz Reyny, noszony od lat, nagle się zmienił. Pochłonął eksplozję.

Próbowała coś powiedzieć, podziękować bogini, ale głos odmówił jej posłuszeństwa. Świecąca aura

posągu przygasła. Dzwonienie w uszach Reyny ucichło. Uzmysłowiła sobie, że Orion nadal tam jest,

ryczący z bólu i zataczający się na powierzchni wody.

– Poniosłaś klęskę! – Wyrwał sobie jej nóż z piersi i rzucił go w fale. – Ja żyję!

Wyciągnął łuk i wystrzelił, ale wszystko to działo się jakby w zwolnionym tempie. Reyna machnęła

przed sobą płaszczem. Strzała roztrzaskała się o tkaninę. Reyna podbiegła do burty i skoczyła na

giganta.

Ten skok był tak daleki, że nie powinien się udać, ale Reyna poczuła przypływ sił w członkach, jakby

jej matka Bellona użyczała jej mocy – oddając jej całą siłę, którą Reyna użyczyła innym w ciągu wielu

lat.

Page 383: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Reyna chwyciła łuk giganta, rozhuśtała się na nim jak gimnastyczka i wylądowała na plecach Oriona.

Ścisnęła go nogami w pasie, po czym zwinęła płaszcz w linę i zaciągnęła go z całej siły na karku

giganta.

Orion odruchowo upuścił łuk. Chwycił połyskującą tkaninę, ale jego palce zaczęły dymić i pokryły się

pęcherzami w miejscach, które dotknęły płaszcza. Z jego karku uniósł się kwaśny, żrący dym.

Reyna zacisnęła pętlę mocniej.

– To za Phoebe – warknęła mu do ucha. – Za Kinzie. Za wszystkie, które zabiłeś. Teraz umrzesz z rąk

dziewczynki.

Orion rzucał się i walczył, ale wola Reyny była niewzruszona. Moc Ateny przenikała jej płaszcz.

Bellona pobłogosławiła ją siłą i determinacją. Pomagała jej nie jedna, ale dwie boginie, lecz to Reyna

musiała dokończyć dzieła.

I dokończyła.

Gigant upadł na kolana i opadł pod wodę. Reyna nie poluzowała uścisku, dopóki nie przestał się

ciskać, a jego ciało nie rozpłynęło się w pianę morską. Mechaniczne oko znikło wśród fal. Łuk zaczął

tonąć.

Reyna nie próbowała go wyłowić. Nie interesowały ją łupy wojenne – nie zamierzała dać przeżyć

żadnej cząstce giganta. Podobnie jak mania jej ojca i wszystkie zagniewane duchy z przeszłości Orion

nie mógł jej niczego nauczyć. Zasłużył na zapomnienie.

A poza tym właśnie świtało.

Reyna popłynęła z powrotem do jachtu.

Page 384: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XL

REYNA

Nie było czasu na świętowanie zwycięstwa nad Orionem.

Mroczny miał pysk pokryty pianą, jego nogi poruszały się spazmatycznie. Z rany w boku zadanej przez

strzałę ciekła krew.

Reyna zaczęła się przekopywać przez sakwę z zapasami, którą dostała od Phoebe. Przetarła ranę

leczniczą miksturą. Nalała napoju z rogu jednorożca na ostrze srebrnego scyzoryka.

– Proszę, proszę – mamrotała pod nosem.

Po prawdzie nie miała pojęcia, co robić, ale oczyściła ranę najlepiej, jak potrafiła, po czym chwyciła

drzewce strzały. Jeśli grot był zakrzywiony, wyciągnięcie go mogło spowodować więcej szkód. Ale jeśli

był zatruty, nie mogła zostawić go w ranie. Nie była w stanie go przepchnąć, ponieważ utkwił głęboko

w ciele. Musiała wybrać mniejsze zło.

– To zaboli, przyjacielu – powiedziała do Mrocznego.

Pegaz fuknął, jakby mówił: „Powiedz mi coś, czego nie wiem”.

Page 385: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nacięła nożem skórę po obu stronach rany. Wyciągnęła strzałę. Pegaz zadrżał, ale strzała wyszła

czysto. Grot nie był zakrzywiony. Mógł być zatruty, ale tego nie dało się stwierdzić. Wszystko po kolei.

Reyna ponownie polała ranę leczniczą miksturą i zabandażowała ją, po czym przycisnęła, odliczając

pod nosem. Krwawienie się zmniejszyło.

Nalała Mrocznemu do pyska jeszcze trochę napoju z rogu jednorożca.

Straciła poczucie czasu. Puls konia wzmocnił się i uspokoił. Z oczu znikł ból. Oddech stał się lżejszy.

Kiedy Reyna podniosła się na nogi, dygotała ze strachu i z wyczerpania, ale Mroczny żył.

– Wszystko będzie dobrze – zapewniła go. – Sprowadzę ci pomoc z Obozu Herosów.

Mroczny wydał marudne stęknięcie. Reyna mogłaby przysiąc, że usiłował powiedzieć: „Pączki”.

Musiała mieć halucynacje.

Z opóźnieniem zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo niebo już pojaśniało. Atena Partenos lśniła w

słońcu. Gwidon i pozostałe skrzydlate konie niecierpliwie stukały kopytami w pokład.

– Bitwa… – Reyna spojrzała w kierunku wybrzeża, ale nie dostrzegła żadnych oznak walki. Grecka

trirema kołysała się leniwie na falach rannego przypływu. Wzgórza były zielone i spokojne.

Przez chwilę zastanawiała się, czy Rzymianie nie zrezygnowali z ataku.

Może Oktawian odzyskał rozum. Może Nico z towarzyszami zdołali przejąć kontrolę nad legionem.

W tej samej chwili pomarańczowy błysk rozświetlił szczyty wzgórz. W niebo wzniosły się liczne smugi

ognia, przypominając płonące palce.

Page 386: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Onagery wystrzeliły pierwszą salwę.

XLI

PIPER

Piper nie zdziwiła się na widok ludzi węży.

Przez cały tydzień myślała o swoim spotkaniu z bandytą Skironem i jaki błąd popełniła, po tym jak

uciekła przed wielkim niszczycielskim żółwiem. Będąc już na pokładzie „Argo II”, powiedziała:

„Jesteśmy bezpieczni”.

Natychmiast w główny maszt tuż przed jej nosem wbiła się strzała.

Była to dla Piper cenna lekcja: nigdy nie zakładaj, że jesteś bezpieczna, i nigdy przenigdy nie kuś Losu,

ujawniając przekonanie, że jesteś bezpieczna.

Kiedy więc statek zacumował w porcie w Pireusie na obrzeżach Aten, Piper powstrzymała odruchowe

westchnienie ulgi. Jasne, w końcu udało im się dotrzeć do celu. Gdzieś niedaleko stąd – za rzędami

statków, za wzgórzami pokrytymi zabudową – znajdą Akropolis.

Dzisiaj ich podróż się zakończy – w taki czy inny sposób.

Page 387: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

To jednak nie oznaczało okazji do odpoczynku. W każdej chwili z dowolnej strony mogła się pojawić

paskudna niespodzianka.

Tym razem niespodzianka przybrała kształt trzech facetów z wężami zamiast nóg.

Piper stała na warcie, podczas gdy jej przyjaciele szykowali się do walki – sprawdzali broń i zbroje,

ładowali balisty i katapulty. Dostrzegła wężowych facetów pełznących przez doki, przemykających

przez tłumy śmiertelnych turystów, którzy nie zwracali na nich uwagi.

– Yyy… Annabeth?! – zawołała Piper.

Annabeth i Percy podeszli do niej.

– Och, super – oznajmił Percy. – Drakainy.

Annabeth zmrużyła oczy.

– Nie sądzę. A w każdym razie inne niż te, które widziałam. Drakainy mają dwa wężowe ciała zamiast

nóg. Ci kolesie mają po jednym.

– Masz rację – przytaknął Percy. – No i na górze wyglądają bardziej ludzko. Żadnych łusek, zieleni i tak

dalej. Rozmawiamy czy walczymy?

Piper miała pokusę powiedzieć: „Walczymy”. Nie potrafiła nie myśleć o tej historyjce, którą

opowiedziała Jasonowi – o czirokeskim myśliwym, który złamał tabu i zamienił się w węża. Ci trzej

wyglądali, jakby objadali się wiewiórczym mięsem.

W dziwaczny sposób ten na przedzie przypominał Piper jej tatę, kiedy wyhodował sobie brodę do roli

króla Sparty. Wężowy człowiek trzymał głowę wysoko. Jego rysy były jak rzeźbione w brązie, czarne

oczy jak wykonane z bazaltu, ciemne kędzierzawe włosy połyskiwały jak smoła. Górna część ciała

Page 388: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

prężyła muskulaturę okrytą jedynie grecką chlamidą – luźno udrapowanym, białym wełnianym

płaszczem upiętym na ramieniu. Od pasa w dół jego ciało było wielkim wężowym zwojem – jakieś

dwa i pół metra zielonego ogona falującego pod nim w ruchu.

W jednej ręce trzymał laskę zwieńczoną połyskującym zielonym klejnotem. W drugiej tacę nakrytą

srebrną kopułą niczym przystawkę na wyrafinowanym obiedzie.

Dwaj faceci pełznący za nim wyglądali jak gwardziści. Mieli na sobie spiżowe napierśniki oraz fikuśne

hełmy z pióropuszami z końskiego włosia. Zielone kamienne groty wieńczyły ich włócznie. Owalne

tarcze ozdobione były wielką grecką literą K – kappa.

Zatrzymali się kilka metrów przed „Argo II”. Przywódca spojrzał w górę, lustrując herosów wzrokiem.

Wyraz jego twarzy był pełen napięcia, ale nieodgadniony. Człowiek wąż mógł być zagniewany,

zmartwiony albo też rozpaczliwie potrzebował toalety.

– Proszę o pozwolenie wejścia na pokład. – Jego chrapliwy głos przypominał Piper dźwięk brzytwy

ostrzonej na skórzanym pasie – jak w zakładzie fryzjerskim jej dziadka w Oklahomie.

– Kim jesteś? – zapytała.

Wbił w nią spojrzenie swoich ciemnych oczu.

– Jestem Kekrops, pierwszy i wieczny król Aten. Chcę powitać was w moim mieście. – Uniósł w górę

nakrytą tacę. – A poza tym przyniosłem babkę pomarańczową.

Piper zerknęła na przyjaciół.

– Jakiś podstęp?

– Być może – odparła Annabeth.

Page 389: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Przynajmniej przyniósł deser. – Percy uśmiechnął się do wężowych ludzi. – Witajcie na pokładzie!

Kekrops zgodził się pozostawić swoich gwardzistów na pokładzie ze stolikiem Bufordem, który kazał

im paść i wykonać dwadzieścia pompek. Gwardziści podjęli wyzwanie.

Król Aten natomiast został zaproszony do mesy na spotkanie zapoznawcze.

– Usiądź, proszę – Jason podsunął mu krzesło.

Kekrops zmarszczył nos.

– Wężowi ludzie nie siadają.

– A zatem stój, proszę – powiedział Leo, który odciął kawałek ciasta i włożył go sobie do ust, zanim

Piper zdążyła go ostrzec, że może być ono zatrute lub niejadalne dla śmiertelników albo po prostu

niesmaczne.

– Rany! – Rozpromienił się. – Wężowi ludzie umieją piec babkę. Lekko pomarańczowa z miodowym

posmakiem. Przydałaby się tylko szklanka mleka.

– Wężowi ludzie nie piją mleka – odparł Kekrops. – Jesteśmy gadami z nietolerancją laktozy.

– Ja też! – wyrwał się Frank. – To znaczy… jeśli chodzi o nietolerancję laktozy. Nie jestem gadem.

Chociaż czasami mogę bywać gadem…

– Dobra – przerwała mu Hazel. – Królu Kekropsie, co cię tu sprowadza? Skąd wiedziałeś o naszym

przybyciu?

– Wiem o wszystkim, co dzieje się w Atenach – odpowiedział Kekrops. – Jestem założycielem tego

miasta, jego pierwszym królem, zrodzonym z ziemi. Jestem tym, który rozsądził spór między Ateną a

Posejdonem i wybrał Atenę na patronkę miasta.

Page 390: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie będę się na ciebie gniewał – wymamrotał Percy.

Annabeth dała mu kuksańca.

– Słyszałam o tobie, Kekropsie. To ty jako pierwszy złożyłeś Atenie ofiarę. Ty wybudowałeś jej

pierwszą świątynię na Akropolis.

– Zgadza się. – W głosie Kekropsa dało się wyczuć gorycz, jakby żałował swojej decyzji. – Moi ludzie

byli prawdziwymi Ateńczykami – gemini.

– Znaczy, wszyscy jesteście spod znaku Bliźniąt? – zapytał Percy. – Ja jestem Lew, czyli Leo.

– Nie, głupku – wtrącił się Leo. – Ja jestem Leo. Ty jesteś Percy.

– Możecie przestać? – skarciła ich Hazel. – Sądzę, że on ma na myśli gemini w sensie podwójni – pół

ludzie, pół węże. Tak nazywa się jego lud. On jest geminus w liczbie pojedynczej.

– Tak… – Kekrops odchylił się od Hazel, jakby poczuł się urażony. – Tysiące lat temu dwunodzy ludzie

zmusili nas do zejścia do podziemia, ale ja znam to miasto lepiej niż ktokolwiek inny. Przyszedłem,

żeby was ostrzec. Jeśli spróbujecie dostać się na Akropolis nad powierzchnią ziemi, zostaniecie

zniszczeni.

Jason odłożył ciasto.

– Znaczy… przez ciebie?

– Przez armie Porfyriona – odparł wężowy król. – Akropolis jest otoczona przez wielkie machiny

oblężnicze – onagery.

Page 391: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Kolejne onagery? – zaprotestował Frank. – One były na jakiejś przecenie czy co?

– Cyklopi – domyśliła się Hazel. – Dostarczają ich zarówno Oktawianowi, jak i gigantom.

– Jakbyśmy potrzebowali nowych dowodów na to, że Oktawian stoi po niewłaściwej stronie – burknął

Percy.

– To nie jedyne zagrożenie – ostrzegł Kekrops. – Powietrze jest pełne duchów powietrza i gryfów.

Sturęcy patrolują wszystkie drogi wiodące na Akropolis.

Frank bębnił palcami w pokrywkę tacy z ciastem.

– To co mamy robić? Powinniśmy się po prostu poddać? Dotarliśmy już za daleko.

– Proponuję wam alternatywną drogę – odpowiedział Kekrops. – Podziemne przejście na Akropolis.

Ze względu na Atenę, ze względu na bogów pomogę wam.

Piper poczuła lekki dreszcz na karku. Przypomniały jej się słowa gigantki Periboi usłyszane we śnie: że

herosi znajdą w Atenach zarówno wrogów, jak i przyjaciół. Może gigantka miała na myśli Kekropsa i

jego wężowy lud. Ale coś nie podobało się Piper w głosie Kekropsa – ten pogłos ostrzonej brzytwy,

jakby gotował się do ostrego cięcia.

– Jaki jest w tym hak? – zapytała.

Kekrops zwrócił na nią swój nieprzenikniony wzrok.

– Tylko mała grupka herosów – nie więcej niż troje – może przejść niezauważona przez gigantów. W

innym wypadku wyda was zapach. Niemniej nasze podziemne korytarze zaprowadzą was prosto w

ruiny Akropolis. A gdy już tam się znajdziecie, będziecie mogli rozbroić cichcem machiny oblężnicze,

co pozwoli reszcie załogi się zbliżyć. Jeśli szczęście wam sprzyja, weźmiecie gigantów z zaskoczenia.

Może nawet zdołacie zakłócić ich ceremonię.

Page 392: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ceremonię? – powtórzył Leo. – Och… to przebudzenie Gai.

– Ona się już zaczęła – ostrzegł ich Kekrops. – Nie czujecie drżenia ziemi? My, gemini, jesteśmy waszą

najlepszą szansą.

Piper słyszała w jego głosie zapał – niemal głód.

Percy rozejrzał się po zebranych wokół stołu.

– Ktoś ma wątpliwości?

– Kilka uwag – odparł Jason. – Znajdujemy się na progu wrogiego obozu i proponuje się nam

rozdzielenie. Czy nie tak ludzie dają się zabić w horrorach?

– A poza tym – dodał Percy – Gaja chce, żebyśmy dotarli do Partenonu. Chce podlać jego kamienie

naszą krwią i cała reszta tego psychotycznego bełkotu. Czy w ten sposób nie zrobimy dokładnie tego,

czego ona pragnie?

Annabeth pochwyciła spojrzenie Piper i zadała milczące pytanie: „Jakie masz odczucia?”.

Piper wciąż do tego nie przywykła – do Annabeth pytającej ją o radę. Przygoda w Sparcie nauczyła je,

że mogą podchodzić do problemów z dwóch różnych stron. Annabeth widziała to, co logiczne,

taktyczne ruchy. Piper reagowała instynktownie, nie kierując się logiką. Razem albo były w stanie

rozwiązywać problemy dwa razy szybciej, albo też beznadziejnie się zapętlały.

Propozycja Kekropsa była sensowna. A w każdym razie brzmiała jak najmniej samobójcza opcja.

Niemniej Piper była przekonana, że wężowy król ukrywa swoje prawdziwe intencje. Nie wiedziała

tylko, jak to udowodnić…

Page 393: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nagle przypomniała sobie coś, co ojciec powiedział jej wiele lat temu: „Twoje imię wybrał dziadek

Tom, ponieważ uważał, że masz mocny głos. Nauczysz się wszystkich czirokeskich pieśni, nawet pieśni

węży”. Pipes, czyli grająca na trzcinowej fujarce.

To był mit zupełnie innej kultury, a oto jednak Piper stała twarzą w twarz z królem wężowego

plemienia.

Zaczęła śpiewać Summertime, jedną z ulubionych piosenek jej taty.

Kekrops spoglądał na nią z zachwytem. Po czym zaczął się kołysać.

Z początku Piper czuła tremę, śpiewając w obecności wszystkich swoich przyjaciół i wężowego faceta.

Ojciec zawsze mówił jej, że ma ładny głos, ale ona nie lubiła przyciągać uwagi. Nie przepadała nawet

za udziałem we wspólnych śpiewach na obozie. A teraz jej głos wypełnił mesę. Wszyscy słuchali jak

zaczarowani.

Skończyła pierwszą zwrotkę. Przez chwilę nikt się nie odezwał.

– Pipes – Jason przerwał milczenie. – Nie miałem pojęcia.

– To było piękne – przytaknął mu Leo. – Może nie aż tak… no wiesz, piękne jak Kalipso, niemniej…

Piper spojrzała prosto w oczy wężowego króla.

– Jakie są twoje prawdziwe intencje?

– Oszukać was – powiedział w transie, wciąż się kołysząc. – Mamy nadzieję zaprowadzić was do tuneli

i zniszczyć.

– Dlaczego? – zapytała Piper.

Page 394: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Matka Ziemia obiecała nam wielkie nagrody. Jeśli rozlejemy waszą krew pod Partenonem, to

wystarczy, żeby dokończyć jej przebudzenie.

– Przecież ty służysz Atenie – zauważyła Piper. – Założyłeś jej miasto.

Kekrops zasyczał głucho.

– A w zamian za to bogini mnie opuściła. Atena zastąpiła mnie dwunogimi ludźmi. Doprowadziła moje

córki do szaleństwa. Rzuciły się ze skał Akropolis i zginęły. Prawdziwi Ateńczycy, gemini, zostali

zmuszeni do ukrycia się pod ziemią i zapomniani. Atena, bogini mądrości, odwróciła się od nas, ale

mądrość pochodzi też z ziemi. My jesteśmy przede wszystkim dziećmi Gai. Matka Ziemia obiecała

nam słoneczne miejsce w świecie na powierzchni.

– Gaja kłamie – odparła Piper. – Zamierza zniszczyć świat na powierzchni, a nie oddawać go

komukolwiek.

Kekrops obnażył kły.

– W takim razie nie będzie nam gorzej niż za zdradzieckich bogów!

Uniósł swoją laskę, ale Piper zaintonowała kolejną zwrotkę Summertime.

Ręce wężowego króla opadły. Jego oczy zaszły mgłą.

Piper zaśpiewała jeszcze kawałek, a potem zaryzykowała pytanie:

– Machiny gigantów, podziemne korytarze prowadzące pod Akropolis… ile z tego, co nam

opowiedziałeś, jest prawdą?

Page 395: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Wszystko – odparł Kekrops. – Akropolis jest mocno strzeżona, jak opisałem. Nad ziemią nie da się

do niej zbliżyć.

– A zatem mógłbyś nas poprowadzić przez tunele – powiedziała Piper. – To też prawda?

Kekrops zmarszczył brwi.

– Tak…

– A gdybyś zakazał swoim ludziom nas atakować – ciągnęła – oni by posłuchali?

– Tak, ale… – Kekrops wzdrygnął się. – Tak, posłuchaliby. Najwyżej trójka z was mogłaby pójść, nie

przyciągając uwagi gigantów.

Oczy Annabeth pociemniały.

– To szaleństwo, Piper. Oni nas zabiją przy pierwszej nadarzającej się okazji.

– Owszem – przytaknął jej wężowy król. – Tylko muzyka tej dziewczyny trzyma mnie pod kontrolą.

Nienawidzę tego. Proszę, zaśpiewaj coś jeszcze.

Piper zaśpiewała kolejną zwrotkę.

Leo postanowił dołączyć się do występu. Wziął dwie łyżki i zaczął nimi uderzać w blat stołu, dopóki

Hazel nie dała mu po łapach.

– Ja powinnam pójść – oznajmiła Hazel – skoro to podziemie.

Page 396: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nigdy – odparł Kekrops. – Dziecko Podziemnego Świata? Moi ludzie uznaliby twoją obecność za

zniewagę. Żadna magiczna muzyka nie powstrzymałaby ich od zabicia ciebie.

Hazel pobladła.

– To może jednak tu zostanę.

– Ja i Percy – zaproponowała Annabeth.

– Hm… – Percy podniósł rękę. – Pozwolisz, że jeszcze raz poruszę tę sprawę. To jest dokładnie to,

czego pragnie Gaja – ty i ja, nasza krew na kamieniach i tak dalej.

– Wiem. – Wyraz twarzy Annabeth był ponury. – Ale to najbardziej logiczna opcja. Najstarsze

świątynie na Akropolis poświęcone są Posejdonowi i Atenie. Kekropsie, czy to nie zamaskuje naszego

przybycia?

– Owszem – przyznał wężowy król. – Wasz… wasz zapach będzie trudny do rozpoznania. Ruiny

zawsze promieniują mocą tej dwójki bogów.

– I ja – powiedziała Piper, kiedy skończyła piosenkę. – Potrzebujecie mnie, żeby nasz przyjaciel dobrze

się zachowywał.

Jason ścisnął ją za rękę.

– Nadal nie podoba mi się ten pomysł z rozdzielaniem się.

– Ale to nasza najlepsza szansa – odrzekł Frank. – Ta trójka przemknie się chyłkiem i rozbroi onagery,

dokona dywersji. A potem reszta z nas pofrunie tam wśród ognia z balist.

– Tak – potwierdził Kekrops – ten plan może zadziałać. Jeśli was wcześniej nie pozabijam.

Page 397: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Mam pomysł – powiedziała Annabeth. – Frank, Hazel, Leo… porozmawiajmy. Możesz utrzymać

naszego przyjaciela muzycznie ubezwłasnowolnionego?

Piper zaczęła kolejną piosenkę: Happy Trails, głupiutki kawałek zawsze śpiewany przez jej tatę w

drodze powrotnej z Oklahomy do Los Angeles. Annabeth, Leo, Frank i Hazel wyszli, żeby obgadać

strategię.

– No cóż. – Percy wstał, podając rękę Jasonowi. – Do zobaczenia na Akropolis, bracie. Będę tym, który

zabija gigantów.

XLII

PIPER

Tato Piper zwykł mawiać, że pobyt na lotnisku nie liczy się jako wizyta w danym mieście. Piper miała

podobne odczucia w kwestii kanalizacji.

W drodze z portu na Akropolis nie widziała ani kawałka Aten – prócz ciemnych, śmierdzących

zgnilizną tuneli. Wężowi ludzie wprowadzili ich przez żelazną kratę kanalizacji burzowej w dokach

prosto do swojej podziemnej siedziby, która cuchnęła gnijącymi rybami, pleśnią i wężową skórą.

Page 398: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

W tej atmosferze trudno było śpiewać o letnim słońcu, bawełnie i przyjemnym życiu, ale Piper

trzymała się tej piosenki. Gdy przerywała śpiew na więcej niż minutę lub dwie, Kekrops i jego

gwardziści zaczynali posykiwać i rzucać gniewne spojrzenia.

– Nie podoba mi się to miejsce – wymamrotała Annabeth. – Przypomina mi te tunele pod Rzymem.

Kekrops syknął ze śmiechem.

– Nasza siedziba jest dużo starsza. Dużo, dużo starsza.

Annabeth wsunęła dłoń w dłoń Percy’ego, co trochę zdołowało Piper. Żałowała, że nie ma z nią

Jasona. Eh, zadowoliłaby się nawet Leonem… choć może jednak nie chwytałaby go za rękę. Dłoniom

Leona zdarzało się wybuchać ogniem, kiedy się denerwował.

Głos Piper niósł się echem przez tunele. Kiedy zagłębiali się w jaskinie, coraz więcej wężowych ludzi

gromadziło się, żeby jej słuchać. Wkrótce ciągnęła za nimi cała procesja – dziesiątki kołyszących się,

pełznących gemini.

Piper niewątpliwie spełniła przepowiednie dziadka. Znała pieśń węży – która okazała się przebojem

George’a Gershwina z roku 1935. Jak na razie udało jej się nawet powstrzymać króla węży od

gryzienia, jak w starej czirokeskiej opowieści. Jedyny problem z tą historią był taki, że wojownik, który

nauczył się pieśni węży, musiał dla swojej mocy poświęcić własną żonę. Piper nie miała ochoty nikogo

poświęcać.

„Po prostu śpiewaj” – powtarzała sobie.

Minęli kilka surowych kamiennych komnat usłanych kośćmi. Wspinali się po zboczach tak stromych i

śliskich, że niemal nie dało się na nich utrzymać. W pewnym miejscu przeszli obok ciepłej jaskini

wielkości sali gimnastycznej, wypełnionej jajami węży przykrytymi od góry warstwą srebrnych

włókien przypominających oślizgłe łańcuchy choinkowe.

Page 399: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Kolejne rzesze wężowego ludu dołączały do ich procesji. Śliz­gając się za Piper, wydawały dźwięki

przypominające armię futbolistów szurających nogami w butach z korkami pokrytymi papierem

ściernym.

Piper zastanawiała się, ilu gemini mieszkało pod miastem. Setki, może nawet tysiące.

Miała wrażenie, że słyszy w korytarzach echo własnego serca, coraz głośniejsze i głośniejsze, w miarę

jak zagłębiali się coraz bardziej. W pewnej chwili uzmysłowiła sobie, że uparte bum ba-bum rozlega

się wszędzie wokół nich, przenikając skałę i powietrze.

– Budzę się.

Kobiecy głos, równie wyraźny jak śpiew Piper.

Annabeth zamarła.

– O, niedobrze.

– To jak w Tartarze – powiedział Percy nerwowo. – Pamiętasz… bicie jego serca. A kiedy się pojawił…

– Nie przypominaj – poprosiła Annabeth. – Po prostu nie przypominaj.

– Przepraszam. – W poświacie bijącej od miecza twarz ­Percy’ego wyglądała jak wielki świetlik –

unoszące się w ciemności nagłe rozbłyski światła.

Głos Gai rozległ się ponownie, jeszcze głośniej: – Nareszcie.

Głos Piper załamał się.

Page 400: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Poczuła wszechogarniającą falę przerażenia, zupełnie jak w tamtej świątyni w Sparcie. Ale bogowie

Fobos i Dejmos byli teraz dla niej jak starzy przyjaciele. Pozwoliła lękowi wypalić się w niej jak paliwo,

sprawiając, że jej głos tylko się wzmocnił. Śpiewała dla wężowego ludu, żeby zapewnić

bezpieczeństwo swoim przyjaciołom. Dlaczego nie miałaby również śpiewać dla Gai?

W końcu dotarli na szczyt stromego podejścia, gdzie ścieżka kończyła się zasłoną zielonej brei.

Kekrops odwrócił się ku herosom.

– Za tym kamuflażem znajduje się Akropolis. Musicie się tu zatrzymać. Ja sprawdzę, czy droga jest

wolna.

– Zaczekaj. – Piper zwróciła się ku tłumowi gemini. – Na górze jest tylko śmierć. Będziecie

bezpieczniejsi w tunelach. Zawróćcie. Zapomnijcie, że nas widzieliście. Chrońcie się.

Przerażenie w jej słowach zgrało się idealnie z magicznym głosem. Wężowi ludzie, włącznie z

gwardzistami, obrócili się i odpełzli w ciemność, pozostawiając jedynie króla.

– Kekropsie – powiedziała Piper – planujesz nas zdradzić, gdy tylko przekroczysz tę zasłonę.

– Owszem – przytaknął. – Powiadomię gigantów. A oni was zniszczą.

– Posłuchaj bicia serca Gai – zachęciła go Piper. – Czujesz jej gniew, prawda?

Kekrops zawahał się. Czubek jego laski rozświetlił się nieco.

– Czuję, tak. Jest zagniewana.

– Ona zniszczy wszystko – powiedziała Piper. – Zamieni Akropolis w dymiący krater. Ateny – twoje

miasto – zostaną kompletnie zniszczone, podobnie jak twoi ludzie. Wierzysz mi, prawda?

Page 401: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– O-owszem.

– Jakkolwiek nienawidzisz ludzi, herosów, Ateny, tylko my możemy powstrzymać Gaję. A zatem nie

zdradzisz nas. Ze względu na własny interes, ze względu na swoich ludzi, rozejrzysz się po okolicy i

upewnisz się, że droga jest bezpieczna. Nie piśniesz ani słowa gigantom. A następnie wrócisz.

– Tak właśnie… zrobię. – Kekrops zniknął za brejowatą zasłoną.

Annabeth pokręciła głową z podziwem.

– To było niewiarygodne, Piper.

– Zobaczymy, czy zadziała. – Piper usiadła na chłodnej kamiennej podłodze. Uznała, że może równie

dobrze odpocząć, póki się da.

Towarzysze przykucnęli koło niej. Percy podał jej manierkę z wodą.

Dopóki się nie napiła, nie miała pojęcia, jak bardzo zaschło jej w gardle.

– Dziękuję.

Percy skinął głową.

– Myślisz, że czar wytrzyma?

– Nie jestem pewna – przyznała. – Jeśli Kekrops wróci tu za dwie minuty z armią gigantów, to będzie

znaczyło, że nie.

Page 402: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Bicie serca Gai niosło się echem po podłodze. Dziwne, ale przypomniało to Piper morze – fale

uderzające o klify w domu, w Santa Monica.

Zastanawiała się, co może teraz robić jej ojciec. W Kalifornii była teraz północ. Może śpi albo udziela

nocnego wywiadu w telewizji. Piper miała nadzieję, że jest w swoim ulubionym miejscu: na

werandzie na zewnątrz salonu, spoglądając na księżyc nad Pacyfikiem, ciesząc się odrobiną spokoju.

Piper chciała wierzyć, że jest szczęśliwy i zadowolony… na wypadek gdyby im się nie powiodło.

Pomyślała o przyjaciołach z domku Afrodyty w Obozie Herosów. O swoich kuzynach w Oklahomie, co

było dziwne, ponieważ nigdy nie spędzała z nimi dużo czasu. Nawet ich dobrze nie znała. Nagle

poczuła, że tego żałuje.

Żałowała też, że nie skorzystała więcej z życia, nie cieszyła się z wielu rzeczy. Była wdzięczna za swoją

rodzinę na pokładzie „Argo II” – ale miała tylu innych przyjaciół i krewnych, których chciałaby

zobaczyć choćby ostatni raz.

– Czy wy też myślicie o swoich rodzinach? – zapytała.

Było to głupie pytanie, zwłaszcza na chwilę przed bitwą. Piper powinna być skupiona na misji, a nie

rozpraszać przyjaciół.

Ale oni jej nie zganili.

Wzrok Percy’ego zrobił się nieobecny. Dolna warga mu zadrżała.

– Moja mama… n-nie widziałem jej, od kiedy Hera sprawiła, że zniknąłem. Dzwoniłem do niej z Alaski.

Dałem trenerowi He­dge’owi parę listów dla niej. Ja… – Głos mu się załamał. – Ona jest wszystkim, co

mam. Ona i mój ojczym Paul.

– I Tyson – przypomniała mu Annabeth. – I Grover. I…

– Tak, oczywiście – odparł Percy. – Dzięki, od razu mi lepiej.

Page 403: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Piper zapewne nie powinna się śmiać, ale była zbyt zdenerwowana i melancholijna, żeby się

powstrzymać.

– A ty, Annabeth?

– Mój tato… moja macocha i moi bracia przyrodni. – Obracała na kolanach miecz ze smoczej kości. –

Po tym wszystkim, przez co przeszłam w ciągu ostatniego roku, wydaje mi się głupotą, że tak długo

żywię do nich urazę. I krewni mojego taty… od lat o nich nie myślałam. Mam wujka i kuzynów w

Bostonie.

Percy wyglądał na ciężko zszokowanego.

– Ty z twoją bejsbolówką drużyny Jankesów? Ty masz rodzinę w krainie Red Soxów?

Annabeth uśmiechnęła się nieznacznie.

– Nigdy ich nie poznałam. Tato i stryj nie bardzo z sobą rozmawiają. Jakaś dawna sprawa. Nie wiem

dokładnie. Jakaś głupota, która dzieli ludzi.

Piper skinęła głową. Żałowała, że nie posiada uzdrowicielskiej mocy Asklepiosa. Żałowała, że nie

potrafi patrzeć na ludzi i widzieć, co ich boli, a następnie wyciągać bloczka z receptami i naprawiać

wszystkiego. Domyślała się jednak, że Zeus nie bez powodu trzyma Asklepiosa w zamknięciu w jego

podziemnej świątyni.

Są takie cierpienia, których nie powinno się uśmierzać. Trzeba się z nimi uporać, trzeba się z nimi

nawet pogodzić. Bez bólu ostatnich kilku miesięcy Piper nigdy nie poznałaby swoich obecnie

najlepszych przyjaciółek, Hazel i Annabeth. Nie odkryłaby włas­nej odwagi. A na pewno nie miałaby

dość śmiałości, żeby w podziemiach Aten śpiewać piosenki wężowym ludziom.

Piper wzięła do ręki miecz i podniosła się, spodziewając się zalewu potworów.

Page 404: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Kekrops powrócił jednak sam.

– Droga wolna – oznajmił. – Ale pospieszcie się. Ceremonia prawie się już zakończyła.

Przeciskanie się przez zasłonę ze śluzu było mniej więcej tak przyjemne, jak Piper sobie wyobrażała.

Wyszła na drugą stronę z uczuciem, jakby właśnie wyjechała z nosa giganta. Na szczęście nic z tej

mazi nie przykleiło się do niej, choć skóra i tak mrowiła z obrzydzenia.

Razem z Percym i Annabeth znalazła się w chłodnej, wilgotnej grocie, która wyglądała jak piwnica

świątyni. Wszędzie dookoła rozpościerał się nierówny grunt, ciągnący się w mrok pod niskim

kamiennym sklepieniem. Tuż nad ich głowami przez prostokątny otwór było widać niebo. Piper

dostrzegła krawędzie ścian, czubki kolumn, ale żadnych potworów… na razie.

Kamuflująca zasłona zamknęła się za nimi i wtopiła w otaczający grunt. Piper dotknęła tego miejsca

ręką. Miała wrażenie, że dotyka twardej skały. Nie wrócą tą samą drogą, którą tu przybyli.

Annabeth przesunęła palcami po śladzie na ziemi – kształcie przypominającym odcisk ptasiej nogi,

wielkim jak człowiek. To miejsce było nierówne i białe niczym blizna.

– To jest to miejsce – powiedziała. – Percy, to są ślady trójzębu Posejdona.

Percy niepewnie dotknął blizny.

– Musiał wtedy używać swojego super-superwielkiego trójzębu.

– To tu uderzył w ziemię – kontynuowała Annabeth. – To tu wytrysnęło źródło morskiej wody, kiedy

toczył spór z moją mamą o opiekę nad Atenami.

– A zatem tu rozpoczęło się współzawodnictwo – dodał Percy.

Page 405: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Aha.

Percy przyciągnął Annabeth do siebie i pocałował ją… na tyle długo, żeby Piper poczuła się

niezręcznie, choć nic nie powiedziała. Pomyślała o starym zwyczaju domku Afrodyty: żeby zostać

rozpoznaną jako córka bogini miłości, dziewczyna musiała złamać komuś serce. Piper dawno temu

zdecydowała się zmienić tę zasadę. Percy i Annabeth stanowili doskonały przykład, dlaczego powinno

się raczej leczyć czyjeś serca. To byłaby znacznie lepsza próba.

Kiedy Percy się cofnął, Annabeth wyglądała jak ryba walcząca o powietrze.

– I tu współzawodnictwo się kończy – powiedział Percy. – Kocham cię, Mądralińska.

Annabeth westchnęła cicho, jakby coś stopiło się w jej piersi.

Percy zerknął na Piper.

– Przepraszam, musiałem.

Piper uśmiechnęła się.

– Jakże córka Afrodyty mogłaby tego nie pochwalać? Jesteś świetnym chłopakiem.

Annabeth wydała kolejne jęko-westchnienie.

– Hm… nieważne. Znajdujemy się pod Erechtejonem. To świątynia zarówno Ateny, jak i Posejdona.

Partenon powinien znajdować się tuż za rogiem na południowy wschód stąd. Musimy przemknąć się

wokół ich obozu i unieszkodliwić tyle machin oblężniczych, ile zdołamy, żeby „Argo II” mógł tu

nadlecieć.

Page 406: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jest środek dnia – zauważyła Piper. – Jak mamy pozostać niezauważeni?

Annabeth rozejrzała się po niebie.

– To dlatego naradzałam się z Frankiem i Hazel. Mam nadzieję… och. Patrzcie.

Nad nimi zabrzęczała pszczoła. Za nią pojawiły się kolejne. Zebrały się wokół kolumny, po czym

zawisły nad świetlikiem w sklepieniu.

– Koledzy, przywitajcie się z Frankiem – powiedziała Annabeth.

Piper pomachała ręką. Chmura pszczół odleciała.

– Jak to działa? – zapytał Percy. – To znaczy… jedna pszczoła jest palcem? Dwie oczami?

– Nie mam pojęcia – przyznała Annabeth. – Ale on będzie naszym posłańcem. Gdy tylko przekaże

Hazel informację, ona…

– Aaa! – krzyknął Percy.

Annabeth zakryła mu usta dłonią.

Co wyglądało dziwacznie, ponieważ niespodziewanie wszyscy troje zamienili się w potężnej budowy

sześciorękich gegenów.

– Mgła Hazel. – Głos Piper brzmiał głęboko i chropowato.

Spojrzała w dół i uświadomiła sobie, że również ona ma cudne neandertalskie kształty – owłosiony

tors, przepaskę biodrową, krępe nogi i wielkie stopy. Kiedy skupiała uwagę, była w stanie dostrzec

Page 407: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

zwykłe ręce, ale kiedy nimi poruszała, falowały jak fatamorgana, rozdzielając się na trzy zestawy

muskularnych ramion gegenów.

Percy skrzywił się, co wyglądało jeszcze gorzej na jego nagle pobrzydłej twarzy.

– Rany, Annabeth… Naprawdę się cieszę, że zdążyłem cię pocałować, zanim się zmieniłaś.

– Dzięki wielkie – odparła. – Powinniśmy ruszać. Pójdę w prawo wokół ich obozu. Piper, ty rusz w

lewo. Percy, ty będziesz sprawdzał środek…

– Czekaj – przerwał jej Percy. – Pakujemy się w całą tę pułapkę z krwią i ofiarą, przed którą nas

ostrzegano, a ty chcesz się jeszcze bardziej rozdzielać?

– W ten sposób obejdziemy większy teren – wyjaśniła Annabeth. – Musimy się pospieszyć. Ten

śpiew…

Piper dotychczas nic nie zauważyła, ale teraz usłyszała: złowrogie brzęczenie w oddali, jak sto

wózków widłowych na jałowym biegu. Spojrzała pod nogi i dostrzegła, że żwir drży i zsuwa się w

kierunku południowo-wschodnim, jakby coś go przyciągało do Partenonu.

– Dobra – powiedziała. – Spotykamy się przy tronie giganta.

Z początku było łatwo.

Potwory były wszędzie – setki ogrów, gegenów i cyklopów kręciły się po ruinach – ale większość z

nich zebrała się wokół Partenonu i przyglądała się odbywającej się tam ceremonii. Piper wędrowała

wzdłuż krawędzi Akropolis bez przeszkód.

W pobliżu pierwszego onagera trzej gegeni wygrzewali się na skałach. Piper podeszła prosto do nich i

uśmiechnęła się.

Page 408: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Cześć.

Zanim zdołali się odezwać, cięła ich mieczem. Wszyscy trzej stopili się w sterty żużlu. Piper przecięła

linę napinającą onagera, żeby unieszkodliwić machinę, po czym ruszyła dalej.

Nie było odwrotu. Musiała dokonać jak najwięcej zniszczeń, nim sabotaż zostanie wykryty.

Ominęła patrol cyklopów. Drugi onager był otoczony obozowiskiem wytatuowanych lajstrygonów, ale

Piper zdołała podejść do machiny, nie wzbudzając podejrzeń. Wrzuciła do jej procy buteleczkę

greckiego ognia.

Jeśli będzie miała szczęście, kiedy potwory zaczną ładować katapultę, machina wybuchnie im prosto

w twarze.

Szła dalej. Na kolumnadzie starej świątyni usadowiły się jak na grzędzie gryfony. W cienistym

przejściu schowała się grupka empuz, które wyglądały, jakby drzemały. Ogniste włosy połyskiwały

blado, spiżowe nogi lśniły. Piper miała nadzieję, że jeśli dojdzie do walki, akurat te potwory będą

ospałe w świetle słonecznym.

Gdzie tylko zdołała, zabijała pojedyncze potwory. Większe ich grupy mijała. Tymczasem tłum

zgromadzony wokół Partenonu powiększał się. Śpiew przybierał na sile. Piper nie widziała, co się

działo wewnątrz ruin – tylko głowy dwudziestu albo trzydziestu gigantów stojących w kręgu,

mamroczących i kołyszących się, być może w złowrogiej, potwornej wersji jakiejś harcerskiej piosenki.

Unieszkodliwiła trzecią machinę oblężniczą, przecinając jej naciągi. „Argo II” uzyskał teraz wolną

drogę z północy.

Miała nadzieję, że Frank obserwuje jej poczynania. Zastanawiała się, ile czasu statek potrzebuje, żeby

tu dotrzeć.

Śpiew niespodziewanie zamilkł. Przez wzgórze przetoczyło się głośne BUM. Zebrani w Partenonie

giganci ryknęli triumfalnie. Wszędzie wokół Piper potwory ruszyły ku radosnym dźwiękom.

Page 409: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

To nie mogło oznaczać nic dobrego. Piper wtopiła się w tłum kwaśno śmierdzących gegenów.

Przeskoczyła po głównych stopniach świątyni, po czym wspięła się na fragment metalowego

rusztowania, żeby spojrzeć ponad głowami ogrów i cyklopów.

Na widok tego, co zobaczyła w ruinach, omal nie krzyknęła głośno.

Przed tronem Porfyriona stały w luźnym kręgu dziesiątki gigantów, wrzeszcząc i potrząsając bronią,

podczas gdy dwoje z nich paradowało wokół zgromadzenia, przechwalając się swoim łupem.

Księżniczka Periboja trzymała Annabeth za kark jak dzikiego kota. Gigant Enkelados obejmował

potężną pięścią Percy’ego.

Annabeth i Percy szarpali się bezskutecznie. Giganci pokazali ich wiwatującej hordzie potworów, po

czym odwrócili się do siedzącego na swoim prowizorycznym tronie króla Porfyriona o oczach

płonących złowrogo.

– Rychło w czas! – ryknął król gigantów. – Krew Olimpu obudzi Matkę Ziemię!

XLIII

PIPER

Piper spoglądała z przerażeniem, jak król gigantów podnosi się na pełną wysokość – sięgając prawie

kapiteli kolumn świątyni. Jego twarz wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętała ją Piper – zielonkawa

Page 410: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

jak żółć, z paskudnym drwiącym uśmiechem, miecze i topory odebrane martwym herosom wplecione

we włosy w kolorze wodorostów.

Porfyrion pochylił się nad jeńcami, przyglądając się ich bezsilnym ruchom.

– Przybyli zgodnie z twoim przewidywaniem, Enkeladosie! Doskonała robota!

Stary nieprzyjaciel Piper skłonił głowę, aż zaklekotały kości wplecione w jego dredy.

– To było proste, mój królu.

Na jego zbroi połyskiwały płomieniste ornamenty. Jego włócznia płonęła czerwonawym ogniem.

Potrzebował tylko jednej ręki, żeby trzymać swojego jeńca. Percy Jackson, pomimo swojej mocy,

pomimo wszystkiego, przez co przeszedł, w końcu okazał się bezsilny wobec zwykłej fizycznej siły

giganta – oraz nieuniknionej przepowiedni.

– Wiedziałem, że ta dwójka poprowadzi atak – ciągnął Enkelados. – Znam ich sposób myślenia. Atena

i Posejdon… byli zupełnie jak te dzieciaki! Oboje przybyli tutaj w zamiarze przejęcia tego miasta. Ich

arogancja ich zgubiła!

Przez wycie tłumu Piper ledwie słyszała własne myśli, ale obracała w głowie słowa Enkeladosa: „Ta

dwójka poprowadzi atak”. Jej serce przyspieszyło.

Giganci spodziewali się Percy’ego i Annabeth. Jej nie oczekiwali.

Raz wreszcie bycie Piper McLean, córką Afrodyty, której nikt nie traktował poważnie, mogło zagrać na

jej korzyść.

Annabeth usiłowała coś powiedzieć, ale gigantka Periboja potrząsnęła nią za kark.

– Zamknij się! Dość twoich złotoustych sztuczek!

Page 411: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Księżniczka gigantów wyciągnęła nóż myśliwski długości miecza Piper.

– Pozwól mi pełnić honory, ojcze!

– Zaczekaj, córko. – Król cofnął się o krok. – Ofiara musi być złożona we właściwy sposób. Thoasie,

niszczycielu bóstw Losu, wystąp!

Zgrzybiały szary gigant wyszedł na środek, trzymając w ręku przerośnięty tasak. Utkwił wzrok swoich

zamglonych oczu w Annabeth.

Percy krzyknął. Po drugiej stronie Akropolis, sto metrów od nich, w niebo wystrzelił gejzer wody.

Król Porfyrion ryknął śmiechem.

– Musisz się lepiej postarać, synu Posejdona. Ziemia jest tu zbyt potężna. Nawet twój ojciec nie zdołał

tu wezwać nic prócz słonego źródła. Ale nie przejmuj się. Jedynym płynem, jakiego tu potrzebujemy,

jest twoja krew!

Piper rozglądała się rozpaczliwie po niebie. Gdzie „Argo II”?

Thoas przyklęknął i z szacunkiem dotknął ziemi ostrzem swojego tasaka.

– Matko Gajo… – Jego głos był niewyobrażalnie głęboki. Wstrząsnął ruinami i wprawił w drżenie

metalowe rusztowanie pod stopami Piper. – W starożytnych czasach mieszano krew z twoją ziemią,

by tworzyć życie. Pozwól teraz, żeby krew tych herosów oddała ci tę samą przysługę. Przywrócimy cię

do pełnego przebudzenia. Powitamy cię jako naszą wieczną panią!

Niewiele myśląc, Piper zeskoczyła z rusztowania. Poszybowała ponad głowami cyklopów i ogrów,

wylądowała na środku dziedzińca, po czym przepchnęła się do wnętrza kręgu gigantów. Kiedy Thoas

uniósł swój tasak, Piper cięła w górę swoim mieczem. Odrąbała rękę Thoasa w nadgarstku.

Page 412: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Stary gigant zawył. Tasak i odcięta dłoń upadły w piach u stóp Piper. Poczuła, że przebranie z Mgły

wypala się, a ona staje się na powrót sobą – dziewczyną pośrodku armii gigantów, z zębatym ostrzem

wyglądającym jak wykałaczka w porównaniu z ich potężną bronią.

– A TO CO? – zagrzmiał Porfyrion. – Jak śmiesz nam przeszkadzać, słaba, bezużyteczna istoto?

Piper działała instynktownie. Zaatakowała.

Przewaga Piper: była drobna, była szybka, no i była całkowicie szalona. Wydobyła swój sztylet

Katoptris i rzuciła nim w Enkeladosa w nadziei, że nie trafi przypadkiem Percy’ego. Odskoczyła na

bok. Nie sprawdziła nawet rezultatów tego rzutu, ale sądząc po ryku boleści wydanym przez giganta,

trafiła do celu.

Natychmiast rzuciło się na nią kilku gigantów. Piper przemknęła między ich nogami, pozwalając ich

głowom zderzyć się ze sobą.

Biegała wśród tłumu, wbijając miecz w porośnięte smoczą łuską stopy przy każdej okazji i wrzeszcząc:

UCIEKAJ! UCIEKAJCIE!, żeby zasiać popłoch.

– NIE! ZATRZYMAĆ JĄ! – wrzasnął Porfyrion. – ZABIĆ JĄ!

Omal nie została trafiona włócznią, ale zrobiła unik i pobiegła dalej. „To zupełnie jak pościg za

sztandarem” – powtarzała sobie w biegu. – „Tyle tylko, że nieprzyjacielska drużyna składa się z

dziesięciometrowych zawodników”.

Jej drogę przeciął ogromny miecz. W porównaniu z jej sparingowymi walkami z Hazel uderzenie było

aż śmiesznie powolne. Piper przeskoczyła nad ostrzem i ruszyła zygzakiem ku Annabeth, która wciąż

wierzgała i wiła się w uścisku Periboi. Piper musiała uwolnić przyjaciółkę.

Niestety gigantka najwyraźniej przewidziała jej zamiary.

Page 413: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie uda ci się, herosko! – wrzasnęła Periboja. – Ta tutaj się wykrwawi!

Gigantka uniosła nóż.

Piper wrzasnęła magicznym głosem:

– SKUCHA!

W tej samej chwili Annabeth wysoko uniosła nogi, żeby stać się trudniejszym celem.

Nóż Periboi przeszedł niżej, raniąc gigantkę w jej własną dłoń.

– AUUU!

Periboja upuściła Annabeth – żywą, ale nie bez szwanku.

Sztylet pozostawił paskudną ranę w jej udzie. Kiedy Annabeth odtoczyła się na bok, jej krew wsiąkła

w ziemię.

„Krew Olimpu” – pomyślała z przerażeniem Piper.

Nie mogła jednak nic na to poradzić. Musiała pomóc Annabeth.

Piper rzuciła się na gigantkę. Zębate ostrze w jej dłoni nagle zrobiło się zimne jak lód. Zdumiona

Periboja spojrzała w dół, kiedy miecz Boready wbił się jej w trzewia. Jej spiżowy napierśnik pokrył się

szronem.

Piper wyszarpnęła swój miecz. Gigantka zachwiała się w tył – zamarznięta na kamień, z białą parą

unoszącą się z jej ciała. Periboja uderzyła w ziemię z głośnym hukiem.

Page 414: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Moja córka! – Król Porfyrion pochylił włócznię i zaszarżował.

Percy jednak inaczej się na to zapatrywał.

Enkelados go upuścił… zapewne dlatego że był zajęty kręceniem się w kółko ze sztyletem Piper

wbitym w czoło i ichorem zalewającym mu oczy.

Percy nie miał broni – jego miecz został mu pewnie odebrany lub zgubił się podczas walki – ale nie

pozwolił, żeby to go powstrzymało.

Kiedy król gigantów rzucił się w kierunku Piper, Percy chwycił czubek włóczni Porfyriona i przygiął go

ku ziemi. Własny pęd giganta uniósł go z ziemi w nieplanowanym skoku o tyczce i Porfyrion runął jak

długi.

Annabeth tymczasem czołgała się po ziemi.

Piper podbiegła do niej. Stanęła nad przyjaciółką, machając na wszystkie strony mieczem, żeby nie

dopuścić w pobliże gigantów. Ostrze otaczała teraz zimna niebieskawa mgiełka.

– Kto następny chętny na sopel?! – wrzasnęła, wkładając w magiczny głos swój gniew. – Kto chce

wrócić do Tartaru?

To chyba uderzyło we właściwy ton. Giganci zaczęli niepewnie powłóczyć nogami, zerkając na

zamrożone ciało Periboi.

A czemu Piper nie miałaby ich postraszyć? Afrodyta była najstarszą z Olimpijczyków, narodzoną z

morza i krwi Uranosa. Była starsza od Posejdona i Ateny, a nawet Zeusa. A Piper była jej córką.

Page 415: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Co więcej, nazywała się McLean. Jej ojciec zaczynał od niczego, a teraz był słynny na całym świecie.

McLeanowie nie wycofują się. Jak wszyscy Czirokezi potrafią wytrzymać ból, zachować dumę, a kiedy

trzeba, również stawiać opór. Teraz przyszedł czas na stawienie oporu.

Piętnaście metrów od niej Percy pochylił się nad królem gigantów, usiłując wyrwać z jego włosów

miecz. Ale Porfyrion nie był aż tak bardzo ogłuszony, jak się wydawało.

– Głupcy! – Odepchnął Percy’ego jak natrętną muchę. Syn Posejdona poszybował prosto w kolumnę,

uderzając w nią z przyprawiającym o mdłości trach.

Porfyrion wstał.

– Ci herosi nie mogą nas zabić! Nie mają bogów do pomocy! Pamiętajcie, kim jesteście!

Annabeth z wysiłkiem uniosła się na nogi. Chwyciła myśliwski nóż Periboi, ale ledwie trzymała się

prosto, nie bardzo zdolna do walki. Co chwilę kropla jej krwi spadała na ziemię i rozprys­kiwała się,

zmieniając się z czerwonej w złotą.

Percy usiłował wstać, ale najwyraźniej był oszołomiony. Nie był w stanie się bronić.

Jedyne, co mogła zrobić Piper, to zatrzymać uwagę gigantów na sobie.

– No to atakujcie! – krzyknęła. – Zniszczę was sama, jeśli będę musiała!

Powietrze wypełnił metaliczny zapach burzy. Piper poczuła gęsią skórkę na ramionach.

– Rzecz w tym – odezwał się jakiś głos nad nią – że nie będziesz musiała.

Serce Piper omal nie uleciało z jej piersi. Na szczycie najbliższej kolumnady stał Jason, którego miecz

połyskiwał w słońcu złotem. U jego boku stał Frank z naciągniętym łukiem. Hazel siedziała na

grzbiecie Ariona, który stawał dęba i rżał bohatersko.

Page 416: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Rozgrzany do białości piorun przeciął niebo z oślepiającym blaskiem, przeszył ciało Jasona w chwili,

kiedy ten skoczył, i zwieńczony błyskawicą uderzył prosto w króla gigantów.

XLIV

PIPER

Przez następne trzy minuty życie było piękne.

W jednej chwili zdarzyło się tyle, że tylko heros z ADHD miał szanse to ogarnąć.

Jason runął na króla Porfyriona z taką mocą, że gigant upadł na kolana – trafiony przez błyskawicę i z

wbitym w kark złotym gladiusem.

Frank wypuścił deszcz strzał, zmuszając do odwrotu gigantów znajdujących się najbliżej Percy’ego.

„Argo II” wzniósł się ponad ruinami, a wszystkie balisty i katapulty wystrzeliły w jednym momencie.

Leo musiał zaprogramować broń z chirurgiczną precyzją. Wokół Partenonu wzniosła się rycząca

ściana greckiego ognia. Nie dotknęła wnętrza, ale w jednej chwili spaliła większość pomniejszych

potworów tłoczących się wokół świątyni.

Page 417: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Z głośnika ryknął głos Leona: PODDAJCIE SIĘ! JESTEŚCIE OTOCZENI PRZEZ NABUZOWANĄ MACHINĘ

WOJENNĄ!

Gigant Enkelados ryknął z wściekłością.

– Valdez!

– CO SŁYCHAĆ, ENCHILADO?! – krzyknął w odpowiedzi głos Leona. – MASZ FAJNY SZTYLET W CZOLE.

– AAACH! – Gigant wyrwał Katoptris ze swojej głowy. – Potwory: zniszczyć statek!

Pozostałe siły dały z siebie wszystko. Stado gryfonów wzniosło się do ataku. Festus figura dziobowa

zionął ogniem i rozwiał ich popioły po niebie. Kilku gegenów posłało w stronę „Argo II” salwę

kamieni, ale z burt okrętu wyskoczyły dziesiątki kul Archimedesa, przechwytując głazy i rozwalając je

w proch.

– ZAŁÓŻ COŚ NA SIEBIE! – rozkazał Buford.

Hazel spięła Ariona i zeskoczyła z kolumnady w sam środek bitwy. Skok z piętnastu metrów

połamałby nogi każdego innego konia, ale Arion ruszył biegiem, kiedy tylko znalazł się na ziemi. Hazel

skakała od giganta do giganta, kłując ich ostrzem swojej spathy.

Kekrops wraz ze swoim wężowym ludem wybrał wyjątkowo zły moment na dołączenie do walki. W

czterech czy pięciu miejscach wśród ruin ziemia zmieniła się w zieloną maź, z której wyskoczyli

uzbrojeni gemini, prowadzeni przez samego Kekropsa.

– Zabić herosów! – syknął. – Zabić oszustów!

Zanim większość jego armii zdążyła ruszyć do przodu, Hazel skierowała swoje ostrze ku najbliższemu

tunelowi. Ziemia zadrżała. Wszystkie brejowate zasłony pękły, a tunele zapadły się, wypluwając

pióropusze pyłu. Kekrops rozejrzał się po swojej armii, z której pozostało sześciu wojowników.

Page 418: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– ODPEŁZNĄĆ! – rozkazał.

Strzały Franka dosięgły ich w trakcie próby odwrotu.

Gigantka Periboja tymczasem odtajała w niepokojącym tempie.

Usiłowała złapać Annabeth, ale pomimo rany w nodze córka Ateny dawała sobie radę. Zraniła

gigantkę jej własnym nożem myśliwskim, po czym zaczęła śmiertelnie niebezpieczną grę w berka

wokół tronu.

Percy podniósł się z powrotem na nogi, w rękach znów miał Orkana. Wciąż wyglądał na

oszołomionego. Z nosa leciała mu krew. Ale najwyraźniej utrzymywał pozycję w walce ze starym

gigantem Thoasem, który zdołał jakoś przyczepić sobie na powrót rękę i odnaleźć swój tasak.

Piper stała plecy w plecy z Jasonem, walcząc z każdym gigantem, który odważył się zbliżyć. Przez

moment czuła upojenie. Wygrywali, naprawdę wygrywali!

Zbyt szybko jednak czynnik zaskoczenia przestał działać. Giganci otrząsali się z oszołomienia.

Frankowi zabrakło strzał. Zmienił się w nosorożca i rzucił się do walki, ale jakkolwiek szybko powalał

gigantów, oni równie szybko powstawali z powrotem. Ich rany jakby coraz szybciej się leczyły.

Annabeth cofała się przed Periboją. Hazel została wysadzona z siodła z prędkością stu kilometrów na

godzinę. Jason wezwał kolejną błyskawicę, ale tym razem Porfyrion po prostu odbił ją grotem swojej

włóczni.

Giganci stawali się więksi, silniejsi i liczniejsi. Nie dało się ich zabić bez pomocy bogów. A przeciwnicy

najwyraźniej się nie męczyli.

Szóstka herosów musiała utworzyć obronny pierścień.

Page 419: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Kolejna seria głazów ciskanych przez gegenów trafiła „Argo II”. Tym razem Leo nie zdołał

odpowiedzieć na ogień wystarczająco szybko. Statek zatrząsł się i przechylił na niebie.

W tej samej chwili Enkelados cisnął swoją ognistą włócznię, która przebiła poszycie statku i

eksplodowała w jego wnętrzu. Ogień wystrzelił przez otwory na wiosła. Z pokładu podniosła się

złowróżbnie wyglądająca chmura czarnego dymu. Okręt „Argo II” zaczął opadać.

– Leo! – krzyknął Jason.

Porfyrion wybuchnął śmiechem.

– Wy, herosi, nigdy się niczego nie uczycie. Nie ma bogów, którzy przyszliby wam na pomoc. A my

potrzebujemy od was już tylko jednej rzeczy, żeby nasze zwycięstwo się ostatecznie dokonało.

Król gigantów uśmiechał się wyczekująco. Wydawało się, że patrzy prosto na Percy’ego Jacksona.

Piper też spojrzała w jego kierunku. Nos Percy’ego nadal krwawił, ale on najwyraźniej nie zdawał

sobie sprawy z tego, że strużka krwi spłynęła po jego twarzy na sam czubek podbródka.

– Percy, uważaj… – usiłowała krzyknąć Piper, ale tym razem głos ją zawiódł.

Pojedyncza kropla krwi spadła mu z brody. Spadła na ziemię między jego stopami i zawrzała jak

kropla wody na rozgrzanej patelni.

Krew Olimpu spryskała starożytne kamienie.

Akropolis jęknęła i poruszyła się, kiedy Matka Ziemia się przebudziła.

Page 420: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XLV

NICO

Jakieś dziesięć kilometrów na wschód od obozu na plaży parkował czarny SUV.

Przycumowali łódź w prywatnej przystani. Nico pomógł Dakocie i Leili wciągnąć Michaela Kahale’a na

brzeg. Potężnie zbudowany chłopak był nadal tylko półprzytomny, mamrocząc coś o kolorowych

kartkach, co Nico rozpoznał jako komentarze sędziego piłki nożnej.

Następnie zaniósł się niekontrolowanym chichotem.

– Zostawimy go tutaj – powiedziała Leila. – Tylko go nie wiążmy. Biedak…

– A co z samochodem? – zapytał Dakota. – Kluczyki są w schowku, ale, hm, czy ktoś z was umie

prowadzić?

Leila zmarszczyła brwi.

– Myślałam, że ty umiesz prowadzić. Nie masz jeszcze siedemnastu lat?

– Nigdy się nie nauczyłem! – odparł Dakota. – Byłem zajęty.

Page 421: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ja się tym zajmę – zapewnił ich Nico.

Oboje spojrzeli na niego.

– Przecież ty masz… ile, czternaście? – zdziwiła się Leila.

Nica bawiło to, jak nerwowi byli w jego obecności Rzymianie, mimo że byli starsi, więksi i bardziej

doświadczeni w walce.

– Nie powiedziałem, że to ja poprowadzę.

Ukląkł i przyłożył dłoń do ziemi. Wyczuł najbliżej położone groby, groby jakichś zapomnianych ludzi,

zapadnięte i rozsypane. Szukał głębiej, sięgając zmysłami aż do Podziemia.

– Jules-Albert. Jedziemy.

Ziemia rozstąpiła się. Zombie w podartym dziewiętnastowiecznym mundurze szofera wygramolił się

na powierzchnię. Leila się cofnęła. Dakota wrzasnął jak małe dziecko.

– Co to jest, chłopie? – zaprotestował.

– To mój szofer – odparł Nico. – Jules-Albert był zwycięzcą w wyścigu samochodowym Paryż–Rouen

w roku 1895, ale nie dostał nagrody, ponieważ jego parowy samochód wykorzystywał automatyczny

system uzupełniania paliwa.

Leila gapiła się na niego.

– O czym ty w ogóle mówisz?

Page 422: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– To niespokojny duch, zawsze chętny do kolejnej przejażdżki – odpowiedział Nico. – Od kilku lat jest

moim kierowcą, kiedy go potrzebuję.

– Masz szofera zombie – powiedziała Leila.

– Ja siedzę na miejscu pasażera. – Nico wsiadł po prawej stronie.

Rzymianie niechętnie wgramolili się na tylne siedzenia samochodu.

Jedno trzeba było przyznać Jules’owi-Albertowi: nigdy się nie denerwował. Potrafił przebijać się przez

miejski ruch przez cały dzień, ani na chwilę nie tracąc cierpliwości. Był całkowicie odporny na

drogowe emocje. Potrafił nawet wjechać prosto do obozowiska dzikich centaurów i manewrować

wśród nich bez nerwów.

Z takimi centaurami Nico nie miał wcześniej do czynienia. Zady miały bułane, do tego włochate

ramiona i torsy pokryte tatuażami, a z czoła wyrastały im bycze rogi. Nico wątpił, czy byłyby w stanie

nauczyć się żyć wśród ludzi tak łatwo jak Chejron.

Co najmniej dwieście z nich trenowało walkę na miecze i włócznie albo też piekło zwierzęce tusze na

wolnym ogniu. (Mięsożerne centaury… na samą myśl o tym Nica przeszedł dreszcz). Ich obozowisko

ciągnęło się wzdłuż całej wiejskiej drogi obiegającej Obóz Herosów od południowego wschodu.

SUV przedzierał się wśród nich, trąbiąc, kiedy zaszła taka potrzeba. Od czasu do czasu jakiś centaur

zaglądał z wściekłością przez szybę po stronie kierowcy, widział zombie szofera i wycofywał się z

przerażeniem.

– Na szyszak Plutona – wymamrotał Dakota. – Przez noc nazbierało się tu jeszcze więcej centaurów.

– Nie patrz im prosto w oczy – ostrzegła go Leila. – Uważają to za wyzwanie do walki na śmierć i życie.

Nico patrzył prosto przed siebie, kiedy SUV przepychał się przez tłum. Serce waliło mu mocno, ale nie

był przerażony. Był zagniewany. Oktawian otoczył Obóz Herosów potworami.

Page 423: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jasne, Nico żywił mieszane uczucia wobec obozu. Czuł się tu odrzucony, wyobcowany, niechciany i

niekochany… ale teraz, kiedy to miejsce znalazło się na granicy zniszczenia, Nico uświadomił sobie, ile

dla niego znaczy. To było ostatnie miejsce, w którym on i Bianca mieli wspólny dom – jedyne miejsce,

gdzie czuli się bezpiecznie, mimo że trwało to tak krótko.

Minęli zakręt drogi i Nico zacisnął pięści. Kolejne potwory… setki potworów. Psiogłowcy krążyli w

stadach, a ich topory połys­kiwały w świetle ognisk. Dalej dostrzegł grupę dwugłowych ludzi ubranych

w łachmany i owiniętych w koce jak bezdomni, uzbrojonych w przypadkową zbieraninę proc, maczug

i metalowych rurek.

– Oktawian jest idiotą – syknął Nico. – Naprawdę wydaje mu się, że potrafi kontrolować te istoty?

– One po prostu pojawiały się tutaj – powiedziała Leila. – Zanim się zorientowaliśmy… och, patrz.

Legion rozłożył się u podnóża Wzgórza Herosów: pięć kohort w idealnym porządku, sztandary lśniące

dumnie. W górze krążyły wielkie orły. Machiny oblężnicze – sześć złotych onagerów wielkości domów

– stały za linią wojsk w luźnym półokręgu, po trzy na każdej flance. Ale pomimo całej tej imponującej

dyscypliny Dwunasty Legion sprawiał wrażenie żałośnie małego, kropli heroicznej odwagi w morzu

wygłodniałych potworów.

Nico żałował, że nie ma już berła Dioklecjana, ale wątpił, czy legion martwych wojowników zrobiłby

poważny wyłom w tej armii. Nawet „Argo II” nie wskórałby wiele przeciwko takiej sile.

– Muszę unieszkodliwić onagery – powiedział Nico. – Nie mamy dużo czasu.

– Nijak nie uda ci się do nich zbliżyć – ostrzegła go Leila. – Nawet gdybyśmy pociągnęli za sobą całą

Czwartą i Piątą Kohortę, pozostałe usiłowałyby nas powstrzymać. A te machiny oblężnicze są

obsadzone najwierniejszymi poplecznikami Oktawiana.

– Nie zbliżymy się do nich siłą – przytaknął Nico. – Ale sam jestem w stanie to zrobić. Dakoto, Leilo…

Jules-Albert dowiezie was do linii legionu. Wysiądźcie, porozmawiajcie z waszymi oddziałami,

przekonajcie, żeby poszły za wami. Będę potrzebował dywersji.

Page 424: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Dakota zmarszczył brwi.

– Dobra, ale nie zamierzam skrzywdzić żadnego z legionistów.

– Nikt tego od ciebie nie wymaga – warknął Nico. – Ale jeśli nie powstrzymamy tej wojny, cały legion

zostanie zmieciony z powierzchni ziemi. Mówiłeś, że potwory łatwo urazić?

– Tak – odparł Dakota. – Rozumiesz, na przykład jeśli skomentujesz przy tych dwugłowych ich zapach

i… och. – Uśmiechnął się. – Jeśli wzniecimy bójkę, oczywiście przez przypadek…

– Liczę na was – powiedział Nico.

Leila zmarszczyła brwi.

– Ale jak zamierzasz…

– Schodzę do Podziemia – odparł Nico. I wtopił się w cienie.

Myślał, że jest na to przygotowany.

Nie był.

Nawet po trzech dniach odpoczynku i cudownych leczniczych właściwościach brązowego mazidła

trenera Hedge’a Nico zaczął się rozpływać w chwili, kiedy skoczył w cienie.

Jego członki zmieniły się w dym. Zimno wpełzło do jego piersi. Głosy duchów szeptały w jego głowie:

Pomóż nam. Pamiętaj o nas. Dołącz do nas.

Page 425: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo polegał na Reynie. Bez jej siły czuł się słaby jak nowo narodzone

źrebię, chwiejące się niebezpiecznie na nogach, gotowe w każdej chwili upaść.

„Nie” – powiedział sobie. – „Jestem Nico di Angelo, syn Hadesa. To ja panuję nad cieniami. One nie

panują nade mną”.

Wyszedł z powrotem w świat śmiertelników na szczycie Wzgórza Herosów.

Upadł na kolana, chwytając sosnę Thalii, żeby się oprzeć. Złotego Runa nie było na gałęzi. Strażujący

tu smok zniknął. Może jedno i drugie zostało przeniesione przed bitwą w bezpieczniejsze miejsce.

Nico nie był tego pewny. Ale spoglądając na rzymskie siły rozstawione na zewnątrz doliny, poczuł, że

jego duch upada.

Najbliższy onager znajdował się sto metrów niżej, otoczony najeżonymi palisadą rowami i strzeżony

przez tuzin herosów. Machina była wycelowana i gotowa do strzału. W jej wielkiej procy tkwił pocisk

rozmiaru niewielkiego samochodu, połyskujący złotymi cętkami.

Nico uświadomił sobie z lodowatą pewnością, co planuje Oktawian. Ten pocisk był mieszaniną

łatwopalnych środków i cesarskiego złota. Nawet niewielka ilość tego ostatniego jest niezwykle lotna.

Wystawione na wielki żar lub ciśnienie to wszystko eksploduje ze straszliwą siłą i oczywiście będzie

śmiertelne dla herosów w równym stopniu jak dla potworów. Jeśli ten onager trafi w Obóz Herosów,

wszystko w strefie wybuchu zostanie unicestwione – wyparuje w fali gorąca albo rozwalą je odłamki.

A Rzymianie mieli sześć onagerów i mnóstwo amunicji dla każdego z nich.

– Zło – powiedział Nico. – To jest zło.

Usiłował myśleć. Już prawie świtało. Raczej nie da rady unieszkodliwić wszystkich sześciu machin

przed rozpoczęciem ataku, nawet jeśli wykrzesze z siebie siłę do kilku skoków przez cień. Jeśli uda mu

się jeszcze raz, to będzie cud.

Dostrzegł namiot rzymskiego dowodzenia – nieco za linią wojska i na lewo. Zapewne znajduje się tam

teraz Oktawian, rozkoszujący się śniadaniem z dala od bitwy. Nie zamierza prowadzić swoich wojsk

do walki. Ten mały drań ma nadzieję, że zdoła zniszczyć grecki obóz z dystansu, a następnie odczeka,

aż ogień przygaśnie, i wmaszeruje do środka bez oporu.

Page 426: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nienawiść ścisnęła gardło Nica. Skupił się na tym namiocie, wyobrażając sobie kolejny skok. Gdyby

udało mu się zamordować Oktawiana, to mogłoby rozwiązać problem. Może nigdy nie padłby rozkaz

ataku. Nico już miał tego spróbować, kiedy usłyszał za sobą głos: – Nico?

Odwrócił się błyskawicznie, dobywając w jednej chwili miecza, i omal nie pozbawił głowy Willa

Solace’a.

– Odłóż to! – syknął Will. – Co ty tu robisz?

Nico stanął jak wryty. W trawie przykucnęli Will i dwójka innych obozowiczów, z lornetkami na

szyjach i sztyletami przy boku. Ubrani byli w czarne dżinsy i podkoszulki, a twarze mieli pomalowane

czarną farbą jak komandosi.

– Ja? – zapytał Nico. – Co wy tu robicie? Zamierzacie dać się zabić?

Will rzucił mu spojrzenie spode łba.

– Ej, my szpiegujemy wroga. Zachowaliśmy środki ostrożności.

– Jesteście ubrani na czarno – zauważył Nico – a za chwilę wzejdzie słońce. Pomalowaliście sobie

twarze, ale nie zakryłeś niczym tej jasnej czupryny. Równie dobrze mógłbyś powiewać żółtą flagą.

Uszy Willa poczerwieniały.

– Lou Ellen otoczyła nas trochę Mgłą.

– Cześć. – Przykucnięta obok dziewczyna pomachała do niego palcami. Wyglądała na nieco spłoszoną.

– Ty jesteś Nico, prawda? Słyszałam dużo o tobie. A to jest Cecil z domku Hermesa.

Page 427: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico przykląkł koło nich.

– Czy trener Hedge dotarł do obozu?

Lou Ellen zachichotała nerwowo.

– Pytasz, czy dotarł.

Will wymierzył jej kuksańca.

– Aha. Hedge jest cały i zdrowy. Pojawił się dokładnie na poród dzieciaka.

– Dziecko! – Nico rozpromienił się, od czego zabolały go mięśnie twarzy. Nie był przyzwyczajony do

tej miny. – Mellie i mały mają się dobrze?

– Doskonale. To bardzo słodki mały satyrek. – Will wzruszył ramionami. – Ja odbierałem. Zdarzyło ci

się kiedyś pomagać przy porodzie?

– Yyy, nie.

– Musiałem nieco odetchnąć. Dlatego zgłosiłem się na tę misję. Bogowie Olimpu, nadal mi się ręce

trzęsą. Widzisz?

Ujął jego rękę, co przyprawiło Nica o dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Szybko cofnął dłoń.

– Nieważne – rzucił. – Nie mamy czasu na pogaduszki. Rzymianie zaatakują o świcie, a ja muszę…

– Wiemy – przerwał mu Will. – Ale jeśli zamierzasz skakać przez cień do tego namiotu dowództwa,

zapomnij o tym.

Page 428: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico rzucił mu gniewne spojrzenie.

– Że co?

Spodziewał się, że Will cofnie się lub odwróci wzrok. Większość ludzi tak robiła.

Ale błękitne oczy Willa nadal się w niego wpatrywały – z irytującą determinacją.

– Trener Hedge powiedział mi o twoich podróżach cieniem. Nie możesz tego więcej robić.

– Właśnie to zrobiłem, Solace. I nic mi nie jest.

– Właśnie, że jest. To ja jestem uzdrowicielem. Wyczułem ciemność w twojej ręce w chwili, kiedy jej

dotknąłem. Nawet jeślibyś dotarł do namiotu, nie byłbyś w stanie walczyć. Ale nie dotrzesz. Jedno

potknięcie i nie wrócisz. Nie będziesz podróżował cieniem. Zalecenie lekarza.

– Obóz zostanie lada moment zniszczony…

– A my powstrzymamy Rzymian – odparł Will. – Ale zrobimy to po naszemu. Lou Ellen będzie

kontrolować Mgłę. Zakradniemy się tam i narobimy tyle szkody przy onagerach, ile się da. Bez

podróży przez cień.

– Ale…

– Nie.

Lou Ellen i Cecil obracali głowami od jednego do drugiego, jakby oglądali naprawdę emocjonujący

mecz tenisa.

Page 429: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico westchnął z rozdrażnieniem. Nie znosił działać z innymi ludźmi. Nie pozwalali mu rozwijać

skrzydeł, sprawiali, że czuł się niekomfortowo. A Will Solace… Nico musiał zrewidować swoją opinię o

synu Apollina. Zawsze uważał Willa za wyrozumiałego i wyluzowanego. Najwyraźniej jednak potrafił

być również uparty i irytujący.

Nico spojrzał w dół ku Obozowi Herosów, gdzie pozostali Grecy przygotowywali się do walki. Za

oddziałami i balistami jezioro kajakowe połyskiwało różowo w pierwszych promieniach świtu. Nico

przypomniał sobie swoje pierwsze przybycie do Obozu Herosów i rozbicie słonecznego rydwanu

Apollina zmienionego w ognisty szkolny autobus.

Przypomniał sobie samego Apollina, uśmiechniętego, opalonego i bardzo przystojnego w swoich

ciemnych okularach.

Thalia powiedziała wtedy: „Ależ on jest boski”.

„Jest bogiem”, odparł Percy.

„Nie to miałam na myśli”.

Dlaczego właśnie teraz przyszło mu to do głowy? To przypadkowe wspomnienie zirytowało go,

sprawiło, że poczuł się roztrzęsiony.

Znalazł się w Obozie Herosów dzięki Apollinowi. A teraz, w dzień, który zapowiadał się jako jego

ostatni w obozie, trafił akurat na syna Apollina.

– Niech będzie – powiedział Nico. – Ale musimy się pospieszyć. I ja prowadzę.

– Dobrze – odparł Will. – Nie każ mi tylko pomagać przy porodach kolejnych satyrzych dzieci, a zrobię

wszystko.

Page 430: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XLVI

NICO

Dotarli właśnie do pierwszego onagera, kiedy w legionie rozpętało się piekło.

Na najdalszym krańcu obozu rozległy się krzyki w Piątej Kohorcie. Legioniści rozbiegli się, rzucając

swoje pila. Tuzin centaurów wpadł między ich szeregi, wrzeszcząc i wymachując maczugami, a za nimi

pędziła horda dwugłowych ludzi walących w pokrywy od koszy na śmieci.

– Co tam się dzieje? – spytała Lou Ellen.

– Moja dywersja – odparł Nico. – Chodźmy.

Wszyscy strażnicy zgromadzili się po prawej stronie onagera, usiłując zobaczyć, co się dzieje wśród

wojska. To dało Nicowi i jego towarzyszom swobodę działania po lewej. Minęli najbliższego

Rzymianina o dwa metry, ale on ich nie zauważył. Mgła Lou Ellen najwyraźniej działała.

Przeskoczyli najeżony palisadą rów i dotarli do machiny.

– Mam trochę greckiego ognia – szepnął Cecil.

Page 431: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie – odparł Nico. – Jeśli zniszczenia będą zbyt oczywiste, nigdy nie dobierzemy się do pozostałych

na czas. Jesteś w stanie przekalibrować cel – na przykład na inne onagery?

Cecil uśmiechnął się szeroko.

– Podoba mi się twój sposób myślenia. Przysłali mnie tu, bo jestem mistrzem psucia wszystkiego.

Zabrał się do roboty, a Nico i reszta trzymali straż.

Tymczasem Piąta Kohorta wdała się w potyczkę z dwugłowcami. Czwarta ruszyła jej na pomoc.

Pozostałe trzy kohorty zostały na pozycjach, ale oficerowie z trudem utrzymywali porządek.

– Dobra – oznajmił Cecil. – Możemy ruszać dalej.

Przemknęli po wzgórzu do kolejnego onagera.

Tym razem Mgła nie zadziałała tak dobrze. Jeden ze strażników machiny krzyknął: – Hej!

– Zajmę się tym. – Will pobiegł przed siebie, co było chyba najgłupszym sposobem na odwrócenie

uwagi, jaki Nico mógł sobie wyobrazić – a za nim pognało sześciu strażników.

Pozostali Rzymianie ruszyli w kierunku Nica, ale Lou Ellen wynurzyła się z Mgły, wrzeszcząc: – Łapaj,

trzymaj!

Rzuciła w powietrze białą kulę wielkości jabłka. Rzymianin biegnący pośrodku odruchowo ją chwycił.

Kula eksplodowała ogromną chmurą białego pyłu. Kiedy pył opadł, wszystkich sześcioro Rzymian

okazało się kwiczącymi różowymi prosiakami.

– Niezłe – powiedział Nico.

Page 432: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Lou Ellen zarumieniła się.

– To jedyna świńska piłka, jaką miałam. Nie proś więc o powtórkę.

– Ach, yyy. – Cecil wskazał przed siebie. – Ktoś chyba powinien pomóc Willowi.

Mimo że mieli na sobie zbroje, Rzymianie zaczynali doganiać Willa Solace’a. Nico zaklął i pognał za

nimi.

Nie miał ochoty zabijać innych herosów, jeśli dałoby się tego uniknąć. Na szczęście nie było takiej

potrzeby. Uderzył jednego Rzymianina w plecy, a pozostali się odwrócili. Nico skoczył w ich gromadę,

kopiąc ich w krocza, uderzając w twarze płazem miecza, waląc po hełmach rękojeścią. Wystarczyło

dziesięć sekund i Rzymianie leżeli na ziemi oszołomieni i jęczący.

Will klepnął Nica po ramieniu.

– Dzięki za pomoc. Sześciu naraz to niezły wynik.

– Niezły? – Nico posłał mu gniewne spojrzenie. – Następnym razem pozwolę im cię dogonić, Solace.

– Och, nie daliby rady mnie dogonić.

Cecil pomachał do nich z onagera, dając znak, że robota wykonana.

Ruszyli ku kolejnej machinie oblężniczej.

W szeregach legionu nadal panował chaos, ale oficerowie zaczynali odzyskiwać kontrolę. Piąta i

Czwarta Kohorta przegrupowywały się, podczas gdy Druga i Trzecia pełniły funkcję policji podczas

zamieszek, usiłując odepchnąć centaury, kynokefalów i dwugłowych z powrotem do odpowiednich

obozowisk. Pierwsza Kohorta stała najbliżej onagera – i nieco zbyt blisko jak na gust Nica – ale

Page 433: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

wydawała się całkowicie pochłonięta widokiem kilku oficerów paradujących przed jej szeregiem i

wykrzykujących rozkazy.

Nico miał nadzieję, że zdołają się przemknąć do trzeciej machiny oblężniczej. Jeszcze jeden

przekierowany onager i mieli jakieś szanse.

Niestety strażnicy dostrzegli ich z odległości dwudziestu metrów.

– Tam! – krzyknął jeden z Rzymian.

Lou Ellen zaklęła pod nosem.

– Oni już się spodziewają ataku. Mgła nie działa na uważnych nieprzyjaciół. Uciekamy?

– Nie – odparł Nico. – Dajmy im to, czego się spodziewają.

Rozłożył ręce. Tuż przed Rzymianami wybuchła ziemia i wydobyło się z niej pięć szkieletów. Cecil i Lou

Ellen rzucili się na pomoc. Nico usiłował dołączyć, ale upadłby na twarz, gdyby Will go nie złapał.

– Ty głupcze. – Will otoczył go ramieniem. – Co ja ci mówiłem w kwestii podziemnej magii?

– Nic mi nie jest.

– Zamknij się. Nie czujesz się dobrze. – Will wyciągnął z kieszeni paczkę gumy do żucia.

Nico chciał mu się wyrwać z uścisku. Nie znosił fizycznego kontaktu. Ale Will okazał się silniejszy, niż

sugerował jego wygląd. Niespodziewanie Nico opierał się o niego, polegając na jego ramieniu.

– Weź to – powiedział Will.

Page 434: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Chcesz, żebym żuł gumę?

– To lekarstwo. Powinno utrzymać cię przy życiu i w przytomności przez następne kilka godzin.

Nico włożył sobie kawałek gumy do ust.

– Smakuje jak smoła i kurz.

– Przestań narzekać.

– Hej. – Cecil podkuśtykał do nich. Wyglądał, jakby naciągnął mięsień. – Ominęła was walka, chłopcy.

Lou Ellen pojawiła się za nim, rozpromieniona. W tyle wszyscy rzymscy strażnicy leżeli w dziwacznym

poplątaniu lin i kości.

– Dzięki za szkielety – powiedziała. – Supersztuczka.

– Której więcej nie będziemy oglądać – oznajmił Will.

Nico uświadomił sobie, że nadal opiera się o jego ramię. Odepchnął Willa i wyprostował się.

– Zrobię, co trzeba.

Will przewrócił oczami.

– Doskonale, Kumplu Śmierci. Skoro chcesz się zabić…

Page 435: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie nazywaj mnie Kumplem Śmierci!

Lou Ellen odchrząknęła.

– Yyy, chłopcy…

– RZUCIĆ BROŃ!

Nico odwrócił się. Walka przy trzecim onagerze nie przeszła niezauważona.

Zbliżała się do nich cała Pierwsza Kohorta z włóczniami pochylonymi do ataku i złączonymi tarczami.

Na jej czele kroczył Oktawian w purpurowym płaszczu narzuconym na zbroję, z biżuterią z

cesarskiego złota połyskującą na szyi i ramionach oraz w wieńcu laurowym na głowie, jakby właśnie

wygrał bitwę. Obok niego maszerował jego aquilifer Jacob, dzierżący w ręce złotego orła, oraz sześciu

potężnych kynokefalów z obnażonymi psimi kłami i lśniącymi czerwienią mieczami.

– No, no – warknął Oktawian. – Greccy sabotażyści. – Odwrócił się do swoich psiogłowych

wojowników. – Rozerwać ich na strzępy.

XLVII

NICO

Page 436: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico nie był pewny, czy powinien kopnąć samego siebie, czy Willa Solace’a.

Gdyby nie dał się rozproszyć sprzeczką z synem Apollina, nigdy nie pozwoliłby nieprzyjacielowi aż tak

się zbliżyć.

Kiedy psiogłowcy rzucili się do przodu, Nico uniósł miecz. Wątpił, czy ma dość siły, żeby zwyciężyć, ale

zanim zdążył ich zaatakować, Will wydał przenikliwy gwizd.

Wszyscy psiogłowcy rzucili broń, chwycili się za uszy i padli na ziemię, wijąc się z bólu.

– Rany. – Cecil ruszał ustami, żeby odetkać uszy. – Co, na Hadesa? Następnym razem daj jakieś

ostrzeżenie.

– To jest jeszcze gorsze dla psów. – Will wzruszył ramionami. – Jeden z moich rozlicznych talentów

muzycznych. Potrafię naprawdę okropnie gwizdać ultradźwiękami.

Nico nie włączył się do rozmowy. Przeszedł się między psiogłowcami, przebijając ich mieczem.

Rozpłynęli się w mrok.

Oktawian i pozostali Rzymianie byli najwyraźniej zbyt oszołomieni, żeby jakkolwiek zareagować.

– Moja… moja elitarna gwardia! – Oktawian rozglądał się w poszukiwaniu wyrazów współczucia. –

Widzieliście, co on zrobił z moją elitarną gwardią?

– Niektóre psy lepiej uśpić. – Nico zrobił krok do przodu. – Na przykład ciebie.

Przez jedną piękną chwilę cała Pierwsza Kohorta stała bezradnie. Potem jednak żołnierze

przypomnieli sobie, kim są, i pochylili pila.

Page 437: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Zostaniesz zniszczony! – wrzasnął Oktawian. – Wy, Graeci, tylko węszycie dookoła, sabotujecie

naszą broń, atakujecie naszych ludzi…

– Masz na myśli tę broń, która miała wystrzelić w nas? – spytał Cecil.

– I tych ludzi, którzy mieli spalić na popiół nasz obóz? – dodała Lou Ellen.

– Zupełnie jak Grecy! – krzyczał Oktawian. – Usiłujecie odwrócić kota ogonem! Ale to się nie uda! –

Wskazał na stojących najbliżej legionistów. – Ty, ty, ty i ty. Obejrzeć wszystkie onagery. Sprawdzić, czy

nadają się do użytku. Chcę, żeby wystrzeliły w jednej chwili, najszybciej jak się da. Pędem!

Czwórka Rzymian pobiegła.

Nico usiłował zachować obojętny wyraz twarzy.

„Proszę, nie sprawdzajcie trajektorii strzałów” – myślał.

Miał nadzieję, że Cecil dobrze wykonał robotę. Popsuć wielką machinę wojenną to jedno. Popsuć ją

tak, żeby nikt się nie zorientował, dopóki nie będzie za późno, to już inna sprawa. Ale jeśli ktoś

posiadał taką właśnie umiejętność, to tylko dziecko Hermesa, boga oszustów.

Oktawian zbliżył się do Nica. Trzeba przyznać, że augur nie wydawał się przestraszony, choć był

uzbrojony jedynie w sztylet. Zatrzymał się tak blisko, że Nico widział żyłki w nabiegłych krwią

bladoniebieskich, wodnistych oczach. Jego twarz była wymizerowana. Włosy miały kolor

rozgotowanego spaghetti.

Nico wiedział już wcześniej, że Oktawian jest dalekim potomkiem Apollina ­­– jego spadkobiercą.

Teraz nie mógł powstrzymać myśli, że Oktawian wygląda jak rozwodniona, niezdrowa wersja Willa

Solace’a – jak fotografia kopiowana zbyt wiele razy. Cokolwiek czyniło dzieci Apollina wyjątkowymi,

Oktawian tego nie posiadał.

Page 438: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Powiedz mi, synu Plutona – syknął augur – dlaczego pomagasz Grekom. Co oni kiedykolwiek zrobili

dla ciebie?

Nica świerzbiła ręka, żeby wbić Oktawianowi miecz w serce. Marzył o tym od chwili, gdy Bryce

Lawrence zaatakował ich w Południowej Karolinie. Ale teraz kiedy stali twarzą w twarz, Nico zawahał

się. Nie miał wątpliwości, że zdołałby go zabić, zanim Pierwsza Kohorta zdążyłaby zareagować. Nie

przejmował się też zanadto tym, czy on sam przy tej okazji by zginął. Gra byłaby warta świeczki.

Ale po tym, co stało się z Bryce’em, myśl o zadźganiu kolejnego herosa z zimną krwią – nawet gdy

chodziło o Oktawiana – nie podobała mu się. Nie wydawało mu się też właściwe skazywanie na

śmierć Cecila, Lou Ellen i Willa.

„Nie wydaje się właściwe?” – zastanawiała się inna część jego umysłu. – „Od kiedy ja się przejmuję

tym, co jest właściwe?”

– Pomagam Grekom i Rzymianom – odparł Nico.

Oktawian wybuchnął śmiechem.

– Nie próbuj mnie wystrychnąć na dudka. Co oni ci zaoferowali – miejsce w swoim obozie? Nie

uszanują tej umowy.

– Nie chcę miejsca w ich obozie – warknął Nico. – Ani w waszym. Kiedy wojna się skończy, opuszczę

oba obozy na dobre.

Will Solace wydał dźwięk, jakby go ktoś uderzył pięścią.

– Dlaczego chcesz to zrobić?

Nico skrzywił się.

Page 439: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– To nie twoja sprawa, ale ja po prostu tam nie pasuję. To oczywiste. Nikt mnie nie chce. Jestem

synem…

– Och, proszę. – W głosie Willa brzmiał niezwyczajny dla niego gniew. – Nikt w Obozie Herosów nigdy

cię nie odtrącił. Masz przyjaciół… a w każdym razie ludzi, którzy chcieliby być twoimi przyjaciółmi. To

ty się odsunąłeś. Jeśli choć raz wystawiłbyś głowę z tej swojej chmury zadumania…

– Dość! – warknął Oktawian. – Di Angelo, jestem w stanie przebić każdą ofertę, jaką złożą ci Grecy.

Zawsze uważałem, że będziesz potężnym sojusznikiem. Widzę w tobie bezwzględność i doceniam ją.

Mogę ci zapewnić miejsce w Nowym Rzymie. Musisz tylko ustąpić i dać Rzymianom wygrać. Bóg

Apollo pokazał mi przyszłość…

– Nie! – Will Solace odepchnął Nica z drogi i rzucił się na Oktawiana z pięściami. – To ja jestem synem

Apollina, ty anemiczna łajzo. Mój ojciec nikomu nie pokazał przyszłości, ponieważ jego wieszcza moc

nie działa. A to… – Machnął ręką na zebrany legion, na hordy potworów rozrzucone po wzgórzu. –

Tego nie pragnąłby Apollo!

Oktawian wydął usta.

– Kłamiesz. Bóg osobiście mi powiedział, że zostanę zapamiętany jako zbawca Rzymu. Poprowadzę

legion do zwycięstwa, a zacznę od…

Nico poczuł ten dźwięk, zanim go usłyszał – dum-dum-dum rozbrzmiewające echem przez całą ziemię

niczym potężne tryby mostu zwodzonego. Wszystkie onagery wystrzeliły w jednej chwili i sześć

złotych komet uniosło się w niebo.

– Od zniszczenia Greków! – wykrzyknął radośnie Oktawian. – Dni Obozu Herosów właśnie minęły!

Nico nie potrafił sobie wyobrazić nic piękniejszego niż pocisk na zmienionej trajektorii. W każdym

razie nie dzisiaj. Pociski trzech uszkodzonych machin skręciły, kierując się ku trasom pocisków z

pozostałych trzech onagerów.

Kule ognia nie zderzyły się bezpośrednio ze sobą. Nie musiały.

Page 440: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Kiedy tylko pociski zbliżyły się do siebie, wszystkie sześć głowic wybuchło w powietrzu, wytwarzając

kopułę złota i ognia, która zassała tlen bezpośrednio z nieba.

Żar uderzył Nica w twarz. Trawa zasyczała. Wierzchołki drzew dymiły. Ale kiedy fajerwerki się

skończyły, okazało się, że nie wyrządziły żadnych większych szkód.

Oktawian zareagował jako pierwszy. Tupnął nogą i wrzasnął:

– NIE! NIE! NIE! PRZEŁADOWAĆ!

Nikt z Pierwszej Kohorty nawet nie drgnął. Nico słyszał tupot butów po swojej prawej stronie. Piąta

Kohorta maszerowała ku nim wyciągniętym krokiem, prowadzona przez Dakotę. Niżej na wzgórzu

reszta legionu usiłowała sformować na nowo szyk, ale Druga, Trzecia i Czwarta Kohorta były teraz

otoczone przez morze rozzłoszczonych potwornych sojuszników. Oddziały auxiliów nie wyglądały na

uszczęśliwione wybuchem nad ich głowami. Potwory niewątpliwie czekały na to, że Obóz Herosów

stanie w płomieniach, a one dostaną zwęglonych herosów na śniadanie.

– Oktawianie! – zawołał Dakota. – Mamy nowe rozkazy.

Lewa powieka Oktawiana drgała tak mocno, jakby oko miało mu eksplodować.

– Rozkazy? Od kogo? Nie ode mnie!

– Od Reyny – odparł Dakota na tyle głośno, żeby usłyszała go cała Pierwsza Kohorta. – Ona kazała

nam ustąpić.

– Reyna? – Oktawian wybuchnął śmiechem, choć najwyraźniej nikt inny nie chwytał żartu. – Masz na

myśli tę wyjętą spod prawa, którą kazałem ci aresztować? Tę byłą pretorkę, która spiskowała, żeby

zdradzić swoich ludzi z tym Grekiem? – Dźgnął Nica w pierś palcem. – Wykonujesz jej rozkazy?

Page 441: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Piąta Kohorta uformowała się za swoim centurionem, niepewnie spoglądając na towarzyszy z

Pierwszej Kohorty.

Dakota stanął prosto ze skrzyżowanymi na piersi rękami.

– Reyna pełni funkcję pretora, dopóki nie odwoła jej Senat.

– Mamy wojnę! – krzyknął Oktawian. – Doprowadziłem was na próg ostatecznego zwycięstwa, a wy

chcecie się poddać? Pierwsza Kohorto: aresztować centuriona Dakotę i wszystkich, którzy go

popierają. Piąta Kohorto: pamiętajcie o przysiędze złożonej Rzymowi i legionowi. Będziecie słuchać

mnie!

Will Solace pokręcił głową.

– Nie rób tego, Oktawianie. Nie zmuszaj swoich ludzi do dokonywania wyborów. To twoja ostatnia

szansa.

– Moja ostatnia szansa? – Oktawian uśmiechnął się szeroko, ale w jego oczach błyszczało szaleństwo.

– Ja OCALĘ RZYM! Rzymianie, słuchajcie moich rozkazów! Aresztujcie Dakotę. Zniszczcie greckie

szumowiny. I przeładujcie onagery!

Nico nie miał pojęcia, co zrobiliby Rzymianie, gdyby sami o tym decydowali.

Ale liczył na Greków.

W tym właśnie momencie cała armia Obozu Herosów pojawiła się na szczycie Wzgórza Herosów.

Prowadziła ją Clarisse La Rue, jadąca na czerwonym wojennym rydwanie ciągniętym przez metalowe

konie. Towarzyszyła jej setka herosów oraz dwa razy tyle satyrów i duchów natury pod wodzą

Grovera Underwooda. Tyson biegł z szóstką innych cyklopów. Chejron stał w pełnej postaci białego

ogiera z naciągniętym łukiem.

Był to imponujący widok, ale Nico miał w głowie jedną myśl: „Nie. Jeszcze nie teraz”.

Page 442: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Rzymianie! – krzyknęła Clarisse. – Ostrzelaliście nasz obóz! Cofnijcie się albo zostaniecie

unicestwieni!

Oktawian odwrócił się do swojego wojska.

– Widzicie? To był podstęp! Podzielili nas, żeby przeprowadzić atak z zaskoczenia. Legionie, cuneum

formate! DO ATAKU!

XLVIII

NICO

Nico chciał wrzasnąć: „Przerwa w grze! Zaczekajcie! Stać!”.

Wiedział jednak, że na nic się to nie zda. Po tygodniach czekania, udręki i zmęczenia zarówno Grecy,

jak i Rzymianie prag­nęli krwi. Próba powstrzymania bitwy w tej chwili byłaby jak cofanie powodzi,

kiedy tama się już przerwała.

Sytuację uratował Will Solace.

Page 443: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Włożył palec do ust i wydał ten swój gwizd jeszcze głośniej niż poprzednio. Kilkoro Greków rzuciło

miecze. Przez szeregi Rzymian przeszła fala, jakby cała Pierwsza Kohorta dostała dreszczy.

– NIE BĄDŹCIE GŁUPI! – krzyknął Will. – PATRZCIE!

Wskazał na północ, a Nico uśmiechnął się od ucha do ucha. Uznał, że jest coś piękniejszego od

pocisku, który zmienił trasę: lśniąca w porannym słońcu Atena Partenos, lecąca znad wybrzeża,

unosząca się na uprzężach sześciu skrzydlatych koni. Rzymskie orły krążyły wokół niej, ale nie

atakowały. Kilka z nich nawet zanurkowało, chwyciło liny i pomogło dźwigać posąg.

Nico nie widział Mrocznego, co go zaniepokoiło, ale Reyna Ramírez-Arellano jechała na grzbiecie

Gwidona, trzymając uniesiony wysoko miecz. Jej purpurowy płaszcz połyskiwał dziwacznie, odbijając

promienie słońca.

Obie armie wpatrywały się oniemiałe, jak dwunastometrowa statua ze złota i z kości słoniowej

wylądowała na ziemi.

– GRECCY HEROSI! – Głos Reyny zabrzmiał głośno, jakby wydał go sam posąg, jakby Atena Partenos

zmieniła się w zestaw głośników koncertowych. – Oto wasz najświętszy posąg, Atena Partenos,

odebrany wam przez Rzymian. Zwracam wam go teraz na znak pokoju!

Posąg stanął na szczycie wzgórza, jakieś pięć metrów od sosny Thalii. Przez ziemię przebiegło

natychmiast złote światło, kierując się ku dolinie Obozu Herosów i jednocześnie w drugą stronę, ku

szeregom Rzymian. Nico poczuł ciepło wlewające mu się w kości – kojące odczucie, którego nie znał,

od kiedy… nawet nie był sobie w stanie przypomnieć od kiedy. Wydawało mu się, że słyszy jakiś szept

w głowie: Nie jesteś sam. Jesteś członkiem olimpijskiej rodziny. Bogowie cię nie opuścili.

– Rzymianie! – zawołała tymczasem Reyna. – Robię to dla dobra legionu, dla dobra Rzymu. Musimy

zjednoczyć siły z naszymi greckimi braćmi!

– Słuchajcie jej! – Nico wystąpił do przodu.

Page 444: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nie był nawet pewny, dlaczego to zrobił. Dlaczego którakolwiek ze stron miałaby go słuchać? Był

najgorszym mówcą, najgorszym ambasadorem w dziejach.

A mimo to szedł pomiędzy szeregami żołnierzy ze swoim czarnym mieczem w ręce.

– Reyna ryzykowała życie dla was wszystkich! Przenieśliśmy ten posąg przez pół świata, Rzymianie i

Grecy pracowali wspólnie, ponieważ musimy zjednoczyć siły. Gaja powstaje. Jeśli się nie

zjednoczymy…

– UMRZECIE.

Ten głos wstrząsnął ziemią. Poczucie spokoju i bezpieczeństwa natychmiast się ulotniło. Przez

wzgórze przeleciał wiatr. Ziemia zrobiła się płynna i lepka, trawa chwytała Nica za buty.

– PRÓŻNY GEST.

Nico miał wrażenie, że stoi na gardle bogini – jakby cała długość Long Island rezonowała jej strunami

głosowymi.

– ALE JEŚLI DZIĘKI TEMU BĘDZIECIE SZCZĘŚLIWSI, MOŻECIE UMRZEĆ ZJEDNOCZENI.

– Nie… – Oktawian cofnął się niepewnie. – Nie, nie… – Rzucił się do ucieczki, przeciskając się przez

własne wojsko.

– ZEWRZEĆ SZYK! – krzyknęła Reyna.

Grecy i Rzymianie ruszyli razem, ramię w ramię, kiedy wszędzie wokół nich ziemia drżała.

Oddziały auxiliów Oktawiana skoczyły do przodu i otoczyły herosów. Oba obozy razem stanowiły

maleńką kroplę w morzu nieprzyjaciół. Miały stanąć po raz ostatni do walki na Wzgórzu Herosów, z

Ateną Partenos jako punktem zbornym.

Page 445: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Ale nawet tu stały na nieprzyjacielskim gruncie. Ponieważ to Gaja była ziemią, a ziemia właśnie się

przebudziła.

XLIX

JASON

Jasonowi zdarzało się słyszeć o tym, że komuś całe życie przelatuje przed oczami.

Nie sądził jednak, że to się tak odbywa.

Stojąc z przyjaciółmi w obronnym kręgu, otoczony przez gigantów, a następnie patrząc na niemożliwą

wizję na niebie, Jason mógł bez trudu wyobrazić sobie siebie za pięćdziesiąt lat.

Siedział na bujanym fotelu na frontowej werandzie domu na kalifornijskim wybrzeżu. Piper podawała

lemoniadę. Miała siwe włosy. Kąciki jej oczu otaczały głębokie zmarszczki, ale była równie piękna jak

zawsze. Wnuki Jasona siedziały u jego stóp, a on usiłował im wytłumaczyć, co wydarzyło się owego

dnia w Atenach.

„Nie, mówię poważnie”, tłumaczył. „Po prostu sześcioro herosów na ziemi i jeszcze jeden na

płonącym statku nad Akropolis. Byliśmy otoczeni przez dziesięciometrowych gigantów, którzy

szykowali się, żeby nas pozabijać. A następnie otwarło się niebo i zstąpili bogowie!”

Page 446: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

„Dziadku”, mówią dzieci, „ale bajdurzysz”.

„Nie żartuję!”, protestuje Jason. „Bogowie olimpijscy pojawili się pełną szarżą z nieba na swoich

wojennych rydwanach, wśród ryku trąb, z płonącymi mieczami. A wasz pradziadek, król bogów,

prowadził atak z oszczepem z czystej elektryczności trzaskającym w ręce!”

Wnuki śmieją się z tego. A Piper zerka na niego z uśmiechem, jakby pytała: „A ty byś w to wierzył,

gdyby cię tam nie było?”.

Ale Jason tam był. Patrzył na chmury otwierające się nad Akropolis i niemalże zwątpił w nowe

okulary, które dostał od Asklepiosa. Zamiast niebieskiego nieba ujrzał rozgwieżdżoną czarną

przestrzeń, a w tle pałace góry Olimp lśniące srebrem i złotem. Z wysokości mknęła ku niemu armia

bogów.

Jego umysł sobie z tym nie radził. I może lepiej dla jego zdrowia, że nie pojął tego wszystkiego.

Dopiero później Jason zdołał sobie przypomnieć pewne fragmenty.

Był tam nadnaturalnej wielkości Jupiter – nie, to był Zeus w swojej pierwotnej formie – zmierzający

ku bitwie w złotym rydwanie, z piorunem wielkości słupa telegraficznego trzaskającym w ręce. Jego

rydwan ciągnęła czwórka koni będących wiatrami. Wszystkie bez przerwy zmieniały kształt z

końskiego w ludzki, usiłując się uwolnić. Przez ułamek sekundy widać było lodową twarz Boreasza.

Obok znajdował się Notus w wirującej koronie z ognia i pary. Trzeci miał na twarzy leniwe

samozadowolenie Zefira. Zeus spętał i zaprzągł do rydwanu samych czterech bogów wiatrów.

Na spodzie „Argo II” otwarła się szklana klapa. Wypadła przez nią bogini Nike, uwolniona ze złotej

sieci. Rozpostarła swoje lśniące skrzydła i wzniosła się do boku Zeusa, zajmując właściwe sobie

miejsce jego woźnicy.

– MÓJ UMYSŁ DZIAŁA! – krzyknęła. – ZWYCIĘSTWO DLA BOGÓW!

Po lewej stronie Zeusa jechała Hera na rydwanie ciągniętym przez ogromne pawie, których tęczowe

pióra były tak olśniewające, że Jasonowi zakręciło się w głowie.

Page 447: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Ares ryknął radośnie, pędząc na grzbiecie ziejącego ogniem konia. Jego włócznia połyskiwała

czerwienią.

W ostatniej chwili, zanim dotarli do Partenonu, bogowie jakby się przemieścili, jakby skoczyli w

nadprzestrzeń. Rydwany znikły. Jason i jego przyjaciele znaleźli się nagle otoczeni przez

Olimpijczyków mających teraz ludzkie rozmiary, maleńkich w porównaniu z gigantami, ale

emanujących mocą.

Jason krzyknął i ruszył na Porfyriona.

Jego przyjaciele dołączyli do bitwy.

Walka ogarnęła cały Partenon i rozlała się na resztę Akropolis. Kątem oka Jason dostrzegł Annabeth

walczącą z Enkeladosem. Obok niej stała kobieta o długich ciemnych włosach i w złotej zbroi na białej

szacie. Bogini cisnęła włócznią w giganta, po czym machnęła tarczą z przerażającą spiżową twarzą

Meduzy. Atena i Annabeth wspólnie zepchnęły Enkeladosa na najbliższą ścianę metalowego

rusztowania, które runęło na niego.

Po drugiej stronie świątyni Frank Zhang i bóg Ares przebijali się przez całą falangę gigantów – Ares

włócznią i tarczą, a Frank (w postaci słonia afrykańskiego) trąbą i nogami. Bóg wojny dźgał i wyrywał

flaki ze śmiechem, jak dziecko niecierpliwie otwierające prezenty.

Hazel szalała po polu bitwy na grzbiecie Ariona. Znikała we Mgle, kiedy tylko zbliżał się do niej gigant,

a następnie pojawiała się za jego plecami i wbijała mu w nie miecz. Bogini Hekate podążała krok za

nią, podpalając nieprzyjaciół dwiema płonącymi pochodniami. Jason nie widział Hadesa, ale kiedy

tylko jakiś gigant potknął się i upadł, ziemia otwierała się pod nim, chwytała go i połykała.

Percy zmagał się z dwoma olbrzymimi bliźniakami, Otisem i Efialtesem, a u jego boku walczył brodaty

mężczyzna z trójzębem i w kolorowej hawajskiej koszuli. Bliźniaczy giganci zachwiali się. Trójząb

Posejdona zamienił się w wąż strażacki i bóg wymył gigantów z Partenonu za pomocą potężnej fali

mającej kształt dzikich koni.

Page 448: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Piper była chyba najbardziej imponująca. Starła się na miecze z gigantką Periboją. Mimo że

przeciwniczka była od niej pięć razy większa, Piper najwyraźniej świetnie sobie radziła. Bogini

Afrodyta unosiła się nad nimi na białej chmurce, zasypując oczy gigantki płatkami róż i wykrzykując

słowa zachęty do Piper.

– Świetnie, kochana! Doskonale! Jeszcze raz!

Ilekroć Periboja usiłowała uderzyć, w powietrzu pojawiały się synogarlice trzepoczące skrzydłami tuż

przed oczami gigantki.

Jeśli chodzi o Leona, to biegał on po pokładzie „Argo II”, strzelając z balist, rzucając młotkami w głowy

gigantów i podpalając ich przepaski biodrowe. Za nim, przy kole sterowym, zwalisty brodaty facet w

kombinezonie mechanika dłubał przy kontrolkach, rozpaczliwie usiłując utrzymać okręt w powietrzu.

Najdziwniejszy widok przedstawiał zgrzybiały gigant Thoas, którego zatłukły na śmierć trzy starsze

panie wyposażone w mosiężne pałki – uzbrojone na wojnę Fata. Jason uznał, że nie ma na świecie nic

bardziej przerażającego niż banda babć z kijami.

Dostrzegał wszystkie te zdarzenia oraz dziesiątki innych potyczek, ale jego uwaga była skupiona

przede wszystkim na bezpośrednim nieprzyjacielu – Porfyrionie, królu gigantów – oraz bogu, który

walczył u boku Jasona: Zeusie.

„Mój ojciec” – myślał Jason z niedowierzaniem.

Porfyrion nie dawał mu wiele szans na smakowanie tej chwili. Gigant młócił włócznią, dźgał, uderzał.

Jason musiał głównie starać się przeżyć.

A mimo to… Obecność Zeusa była znajoma i uspokajająca. Mimo że Jason nigdy wcześniej nie spotkał

swojego ojca, przypominała mu o najszczęśliwszych chwilach jego życia – urodzinowym pikniku z

Piper w Rzymie; dniu, kiedy Lupa pokazała mu po raz pierwszy Obóz Jupiter; zabawie w chowanego z

Thalią w ich mieszkaniu, kiedy był malutki; popołudniu na plaży, kiedy matka wzięła go na ręce,

pocałowała i pokazała mu zbliżającą się burzę. „Nigdy nie bój się burzy, Jasonie. To twój ojciec mówi

ci, że cię kocha”.

Page 449: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zeus pachniał deszczem i czystym wiatrem. Sprawiał, że powietrze płonęło energią. Z tak bliska jego

piorun wyglądał jak spiżowy pręt metrowej długości, zaostrzony na obu końcach, z ostrzami energii

wyskakującymi z obu stron i tworzącymi oszczepy białej elektryczności. Zeus uderzył w ziemię pod

nogami giganta i Porfyrion upadł na swój prowizoryczny tron, który rozpadł się pod jego ciężarem.

– Nie dla ciebie trony – warknął Zeus. – Nie tutaj. Nigdy.

– Nie możesz nas powstrzymać! – ryknął gigant. – To się już dokonało! Matka Ziemia przebudziła się!

W odpowiedzi Zeus roztrzaskał tron w gruz. Król gigantów poleciał do tyłu wypadł ze świątyni. Jason

pognał w tamtą stronę, a za nim biegł jego ojciec.

Przyparli Porfyriona do skraju klifu; pod nimi rozciągały się nowoczesne Ateny. Piorun stopił całą broń

wplecioną we włosy giganta. Stopiony niebiański spiż spływał wśród dredów jak karmel. Skóra

Porfyriona dymiła i pokrywała się bąblami.

Porfyrion warknął i uniósł włócznię.

– Wasza sprawa jest stracona, Zeusie. Nawet jeśli mnie pokonasz, Matka Ziemia wskrzesi mnie na

nowo!

– A zatem może nie powinieneś umrzeć w ramionach Gai. Jasonie, mój synu…

Jason nigdy wcześniej nie czuł się tak dobrze, tak doceniony, jak kiedy ojciec wymówił jego imię. To

jak zeszłej zimy w Obozie Herosów, kiedy jego wymazane wspomnienia w końcu powróciły. Jason

nagle zrozumiał nową warstwę swojej egzystencji – tę część swojej tożsamości, która dotychczas była

niejasna.

Teraz nie miał wątpliwości: był synem Jupitera, boga nieba. Był dzieckiem swojego ojca.

Jason ruszył do ataku.

Page 450: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Porfyrion zamachnął się dziko włócznią, ale Jason przeciął ją na pół swoim gladiusem. Zaatakował,

przebijając mieczem napierśnik giganta, po czym wezwał wiatry i zepchnął Porfyriona ze skarpy.

Kiedy gigant spadał z krzykiem, Zeus wycelował w niego piorun. Łuk idealnej bieli sprawił, że

Porfyrion wyparował. Jego popioły opadły na dół delikatną chmurą, obsypując wierzchołki oliwek na

zboczu Akropolis.

Zeus odwrócił się do Jasona. Piorun zgasł i bóg przypiął pręt z niebiańskiego spiżu do pasa. Jego oczy

były szare jak burzowa chmura. Szpakowate włosy i broda wyglądały jak chmury deszczowe. Jason

uznał to za dziwaczne, że pan wszechświata, król Olimpu, jest zaledwie kilkanaście centymetrów

wyższy od niego.

– Mój synu. – Zeus położył Jasonowi dłoń na ramieniu. – Mam ci tyle do powiedzenia… – Bóg wziął

głęboki oddech, aż powietrze zatrzeszczało, a nowe okulary Jasona pokryły się mgłą. – Niestety jako

królowi bogów nie wolno mi faworyzować moich dzieci. Kiedy powrócimy do pozostałych

Olimpijczyków, nie będę mógł pochwalić cię aż tak, jak bym chciał, ani też przyznać ci wszystkiego, na

co zasłużyłeś.

– Nie chcę pochwał. – Głos Jasona drżał. – Wystarczy mi trochę spędzonego razem czasu. Chodzi mi o

to, że właściwie cię nie znam.

Zeus wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w dal tak odległą jak warstwa ozonowa.

– Zawsze jestem przy tobie, Jasonie. Przyglądałem się twoim postępom z dumą, ale nigdy nie

będziemy mogli żyć…

Zacisnął palce, jakby usiłował zerwać odpowiednie słowa z powietrza. „Blisko”. „Normalnie”. „Jak

prawdziwy ojciec i syn”.

– Od urodzenia miałeś należeć do Hery – żeby ułagodzić jej gniew. Nawet twoje imię, Jason, było jej

wyborem. Nie prosiłeś o to. Ja tego nie chciałem. Ale kiedy cię jej przekazałem… nie miałem pojęcia,

jaki dobry człowiek z ciebie wyrośnie. Twoja podróż ukształtowała cię, sprawiła, że jesteś

Page 451: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

jednocześnie łagodny i wielki. Cokolwiek się stanie, kiedy wrócimy do Partenonu, wiedz, że ja cię o

nic nie winię. Okazałeś się prawdziwym herosem.

Emocje Jasona były kompletnie pomieszane.

– Co masz na myśli… cokolwiek się stanie?

– Najgorsze jeszcze się nie skończyło – ostrzegł go Zeus. – A ktoś musi ponieść odpowiedzialność za

to, co już się stało. Chodź.

L

JASON

Nic nie pozostało z gigantów oprócz stert popiołów, kilku włóczni i nielicznych płonących dredów.

Okręt „Argo II” nadal unosił się w powietrzu, ale z trudem, przycumowany do szczytu Partenonu.

Połowa wioseł była połamana albo poplątana. Dym unosił się z kilku sporych pęknięć w kadłubie.

Żagle były usiane wypalonymi dziurami.

Leo wyglądał niemal równie źle. Stał pośrodku świątyni z pozostałymi załogantami, w dymiącym

ubraniu i z twarzą pokrytą sadzą.

Page 452: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Bogowie ustawili się w półkole, kiedy zbliżył się do nich Zeus. Żaden z nich nie wyglądał na

szczególnie rozradowanego zwycięstwem.

Apollo i Artemida stali razem w cieniu kolumny, jakby usiłowali się schować. Hera i Posejdon

dyskutowali zawzięcie z inną boginią ubraną w zielono-złote szaty – być może Demeter. Nike

usiłowała włożyć złoty wieniec laurowy na głowę Hekate, ale bogini magii go odepchnęła. Hermes

przecisnął się w pobliże Ateny, próbując otoczyć ją ramieniem. Atena zwróciła ku niemu egidę i

Hermes odsunął się.

Jedynym Olimpijczykiem, który wydawał się w dobrym humorze, był Ares. Śmiał się i robił gesty

podrzynania gardeł wrogom, a Frank słuchał go z uprzejmą miną, choć sprawiał wrażenie, jakby miał

lekkie mdłości.

– Bracia – powiedział Zeus – jesteśmy uleczeni dzięki wysiłkom tych herosów. Statua Ateny Partenos,

niegdyś stojąca w tej świątyni, znalazła się w Obozie Herosów. Zjednoczyła ona nasze potomstwo, a

dzięki temu również nasze istoty.

– Panie Zeusie – odezwała się Piper – czy Reyna jest cała i zdrowa? I Nico, i trener Hedge?

Jason nie mógł uwierzyć, że Piper dopytuje się o zdrowie Reyny, ale ucieszyło go to.

Zeus zmarszczył brwi w kolorze chmur.

– Ich misja powiodła się. W tej chwili wszyscy żyją. Ale czy są zdrowi i cali…

– Zadanie jeszcze się nie skończyło – przerwała mu królowa Hera. Rozłożyła ramiona, jakby zapraszała

wszystkich do grupowych uścisków. – Ale, moi herosi… zatriumfowaliście nad gigantami, jak się

spodziewałam. Mój plan świetnie się powiódł.

Zeus zwrócił się ku żonie. Akropolis wstrząsnął grzmot.

Page 453: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie śmiej przypisywać sobie wszystkich zasług, Hero! Byłaś powodem co najmniej tylu problemów,

ile pomogłaś rozwiązać!

Królowa nieba pobladła.

– Mężu, z pewnością widzisz już, że to była jedyna droga.

– Nigdy nie ma tylko jednej drogi! – ryknął Zeus. – Dlatego istnieją trzy Mojry, nie jedna. Nieprawdaż?

Stojące przy rozwalonym tronie króla gigantów trzy stare damy w milczeniu pochyliły głowy na znak

zgody. Jason zauważył, że pozostali bogowie trzymali się z dala od Fatów i ich błyszczących

mosiężnych pałek.

– Mężu, proszę. – Hera starała się uśmiechnąć, ale była tak wyraźnie przestraszona, że Jasonowi

niemalże zrobiło się jej żal. – Zrobiłam tylko to, co…

– Cisza! – warknął Zeus. – Sprzeciwiłaś się moim rozkazom. Mimo to… uznaję, że działałaś z dobrych

pobudek. Odwaga tej siódemki herosów pokazała, że nie jesteś całkowicie pozbawiona rozsądku.

Hera wyglądała, jakby miała ochotę dalej się spierać, ale trzymała język za zębami.

– Za to Apollo… – Zeus rzucił gniewne spojrzenie ku cieniowi, gdzie stały bliźnięta. – Podejdź tu, synu.

Apollo zrobił maleńki krok do przodu, jakby szedł po desce. Do tego stopnia wyglądał jak nastoletni

heros, że było to aż niepokojące – nie więcej niż siedemnaście lat, dżinsy, podkoszulek Obozu

Herosów, łuk przerzucony przez ramię i miecz przy pasie. Ze swoimi niesfornymi jasnymi włosami i

niebieskimi oczami mógłby być bratem Jasona po ludzkiej stronie równie dobrze jak boskiej.

Jason zastanawiał się, czy Apollo przybrał tę formę, żeby jak najmniej rzucać się w oczy, czy też żeby

wydać się ojcu godnym współczucia. Strach w oczach Apollina z pewnością wyglądał prawdziwie, a

także bardzo ludzko.

Page 454: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Trzy Mojry zebrały się wokół boga, krążąc wokół niego z uniesionymi pomarszczonymi rękami.

– Dwukrotnie mi się sprzeciwiłeś – powiedział Zeus.

Apollo zwilżył wargi.

– Mój… mój panie…

– Zaniedbałeś swoje obowiązki. Uległeś pochlebstwom i próżności. Zachęciłeś swojego potomka

Oktawiana do obrania niebezpiecznej drogi i przedwcześnie ujawniłeś przepowiednię, która jeszcze

może nas wszystkich zniszczyć.

– Ale…

– Dość! – ryknął Zeus. – Porozmawiamy o karze dla ciebie później. Na razie zaczekasz na Olimpie.

Zeus wykonał drobny gest i Apollo zmienił się w błyszczącą chmurę. Fata zawirowały wokół niego,

rozpływając się w powietrzu, i cały połyskliwy wir wzbił się w niebo.

– Co się z nim stanie? – zapytał Jason.

Bogowie spojrzeli na niego ze zdumieniem, ale Jason się tym nie przejmował. Ponieważ spotkał

wreszcie Zeusa, odkrył w sobie nowe pokłady współczucia dla Apollina.

– To nie twoje zmartwienie – odparł Zeus. – Musimy zająć się innymi problemami.

W Partenonie zapanowało niezręczne milczenie.

Page 455: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

To rozwiązanie wydawało się Jasonowi nie w porządku. Nie rozumiał, dlaczego akurat Apollo zasłużył

na indywidualną karę.

„Ktoś musi ponieść odpowiedzialność”, powiedział mu wcześ­niej Zeus.

Ale dlaczego?

– Ojcze – odezwał się Jason – złożyłem przysięgę, że będę czcił wszystkich bogów. Obiecałem

Kymopolei, że kiedy wojna się skończy, żaden z bogów nie pozostanie bez świątyni w obozie.

Zeus skrzywił się.

– To bardzo pięknie. Ale… Kym… kto?

Posejdon odchrząknął niepewnie.

– To jedna z moich.

– Właśnie o to mi chodzi – powiedział Jason – że oskarżając się nawzajem, daleko nie zajdziemy. To

właśnie na samym początku doprowadziło do podziału między Rzymianami i Grekami.

Powietrze zrobiło się niebezpiecznie zjonizowane. Skóra na głowie Jasona mrowiła.

Zdawał sobie sprawę, że ryzykuje gniew ojca. Że może zostać zmieniony w brokat lub strącony z

Akropolis. Znał swojego tatę od pięciu minut i zrobił na nim dobre wrażenie. A teraz niszczył to

wszystko.

Dobry Rzymianin nie mówiłby już nic więcej.

Page 456: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason mówił dalej.

– To nie Apollo stanowił problem. Karanie go za przebudzenie Gai byłoby… – chciał powiedzieć

głupie, ale ugryzł się w język – …nierozsądne.

– Nierozsądne. – Zeus powtórzył to słowo niemalże szeptem. – Nazywasz mnie nierozsądnym przed

zgromadzeniem bogów.

Przyjaciele Jasona przyglądali się temu w pełnym pogotowiu. Percy wyglądał, jakby lada moment miał

skoczyć do walki po jego stronie.

Nagle z cienia wyszła Artemida.

– Ojcze, ten heros walczył długo i ciężko w naszej sprawie. Jego nerwy są napięte. Powinniśmy wziąć

to pod uwagę.

Jason miał już zaprotestować, ale Artemida powstrzymała go jednym spojrzeniem. Jej mina była tak

znacząca, że bogini równie dobrze mogła się odezwać w myślach Jasona: „Dziękuję, herosie. Ale nie

brnij dalej. Porozmawiam z Zeusem, kiedy się trochę uspokoi”.

– Oczywiście, ojcze – ciągnęła – powinniśmy zająć się bardziej naglącymi problemami, jak zauważyłeś.

– Gaja – włączyła się Annabeth, najwyraźniej chętna do zmiany tematu. – Ona się przebudziła,

prawda?

Zeus odwrócił się ku niej. Cząsteczki powietrza wokół Jasona przestały brzęczeć. Czuł się tak, jakby

właśnie wyjął swoją czaszkę z kuchenki mikrofalowej.

– Zgadza się – powiedział Zeus. – Krew Olimpu została rozlana. Bogini jest w pełni przebudzona.

Page 457: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Och, dajcie spokój! – poskarżył się Percy. – Miałem mały krwotok z nosa i cała ziemia się obudziła?

To nieuczciwe!

Atena zawiesiła egidę na ramieniu.

– Uskarżanie się na niesprawiedliwość świata to jak rzucanie oskarżeń, Percy Jacksonie. To do niczego

dobrego nie prowadzi. – Bogini spojrzała na Jasona z uznaniem. – Musimy teraz działać szybko. Gaja

powstaje, żeby zniszczyć wasz obóz.

Posejdon oparł się na trójzębie.

– Muszę przyznać, że tym razem Atena ma rację.

– Tym razem? – zaprotestowała Atena.

– Dlaczego Gaja miałaby być w obozie? – spytał Leo. – Percy miał krwotok z nosa tutaj.

– Chłopie – odparł Percy – po pierwsze słyszałeś, co powiedziała Atena: nie zrzucaj winy na mój nos.

Po drugie Gaja jest ziemią. Może się pokazać, gdziekolwiek zechce. A poza tym powiedziała nam, że

to zrobi. Powiedziała, że pierwszą rzeczą na jej liście spraw do załatwienia jest zniszczenie naszego

obozu. Pytanie brzmi: jak ją powstrzymamy?

Frank spojrzał na Zeusa.

– Yyy, panie, Wasza Królewska Mość, czy wy, bogowie, nie moglibyście po prostu zjawić się tam

razem z nami? Macie te rydwany i magiczne moce, i tak dalej.

– Tak! – wykrzyknęła Hazel. – Pokonaliśmy razem gigantów w try miga. Chodźmy wszyscy…

– Nie – odparł beznamiętnie Zeus.

Page 458: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie? – zapytał Jason. – Ale, ojcze…

Oczy Zeusa błyskały mocą i Jason uświadomił sobie, że wypróbował już dostatecznie cierpliwość

swojego taty na dziś… a może i na parę następnych stuleci.

– Na tym właśnie polega problem z przepowiedniami – warknął Zeus. – Kiedy Apollo pozwolił

wypowiedzieć Przepowiednię Siedmiorga i kiedy Hera wzięła na siebie interpretację jej słów, Fata

utkały przyszłość w taki sposób, że miała ona tylko kilka możliwych wyników i tylko kilka rozwiązań.

Przeznaczeniem waszej siódemki, herosi, jest pokonanie Gai. My, bogowie, nie możemy tego zrobić.

– Nie rozumiem – odezwała się Piper. – Jaki jest sens bycia bogami, skoro musicie polegać na

nędznych śmiertelnikach, żeby wykonywali waszą robotę?

Bogowie wymienili spojrzenia. Tylko Afrodyta roześmiała się łagodnie i ucałowała swoją córkę.

– Moja kochana Piper, nie sądzisz, że sami zadawaliśmy sobie to pytanie od tysięcy lat? Ale to właśnie

wiąże nas razem na wieki. Potrzebujemy was, śmiertelnych, tak samo jak wy potrzebujecie nas.

Jakkolwiek to może być irytujące, jest również prawdziwe.

Frank przestępował niepewnie z nogi na nogę, jakby tęsknił za byciem słoniem.

– A zatem jak możemy dostać się do Obozu Herosów na czas? Dotarcie do Grecji zajęło nam kilka

miesięcy.

– Wiatry – powiedział Jason. – Czy możesz, ojcze, wypuścić wiatry, żeby popchnęły nasz okręt z

powrotem?

Zeus zerknął na niego gniewnie.

– Mogę jednym klapsem wysłać was z powrotem na Long Island.

Page 459: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Hm, to był żart, groźba czy…

– Nie – odparł Zeus – mówiłem całkiem dosłownie. Mogę klapsem posłać wasz statek do Obozu

Herosów, ale siła potrzebna…

Niechlujny bóg w kombinezonie mechanika siedzący na zrujnowanym tronie pokręcił głową.

– Mój syn Leo zbudował dobry statek, ale nawet on nie wytrzyma takich napięć. Rozpadnie się w

momencie przybycia, a może i wcześniej.

Leo pogładził swój pas z narzędziami.

– „Argo II” się nie rozpadnie. Musi wytrzymać tylko do momentu, kiedy znajdziemy się z powrotem w

domu. Gdy już tam będziemy, możemy porzucić statek.

– To niebezpieczne – ostrzegł go Hefajstos. – Być może nawet śmiertelnie niebezpieczne.

Bogini Nike obracała na palcu wieniec laurowy.

– Zwycięstwo jest zawsze niebezpieczne. I często wymaga poświęceń. Leo Valdez rozmawiał o tym ze

mną. – Spojrzała znacząco na Leona.

Jasonowi się to nie podobało. Przypomniał sobie posępną minę Asklepiosa, kiedy badał Leona. „Oj.

Och, rozumiem…” Jason wiedział, co było konieczne do pokonania Gai. Znał ryzyko. Ale zamierzał

podjąć to ryzyko osobiście, a nie przerzucać je na Leona.

„Piper będzie miała lekarstwo lekarza” – powiedział sobie. – „Będzie ubezpieczała nas obu”.

– Leo – odezwała się Annabeth – o czym mówi Nike?

Page 460: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Leo machnął ręką.

– O tym co zwykle. O zwycięstwie. O ofiarach. Ple, ple, ple. To bez znaczenia. Dokonamy tego, ludziki.

Musimy tego dokonać.

Jason poczuł, że ogarnia go lęk. Zeus miał rację co do jednego: najgorsze jeszcze przed nimi.

„Kiedy znowu staniesz przed wyborem:”, powiedział mu Notus, wiatr południa: „burza lub ogień, nie

poddawaj się rozpaczy”.

Jason podjął decyzję.

– Leo ma rację. Wszyscy na pokład, ruszamy w ostatnią podróż.

LI

JASON

I tyle, jeśli chodzi o czułe pożegnania.

Page 461: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Kiedy Jason po raz ostatni widział tatę, Zeus miał trzydzieści metrów i trzymał „Argo II” za dziób.

Ryknął: – TRZYMAĆ SIĘ!

Po czym rzucił statkiem do góry i uderzył go dłonią, jakby serwował w meczu siatkówki.

Gdyby Jason nie był przypięty do masztu jedną z megabezpiecznych uprzęży Leona, rozpadłby się na

kawałki. W obecnej sytuacji jego żołądek usiłował zatrzymać się w Grecji, a całe powietrze zostało

wyssane z jego płuc.

Niebo zrobiło się czarne. Statek trzeszczał i stukotał. Pod nogami Jasona pokład popękał jak cienki lód

i okręt wyskoczył spośród chmur z głośnym hukiem naddźwiękowego samolotu.

– Jason! – krzyknął Leo. – Szybko!

Jego palce były jak ze stopionego plastiku, ale Jason zdołał rozpiąć rzemienie.

Leo, przywiązany do deski rozdzielczej, rozpaczliwie usiłował wyrównać kurs statku, ciągle bowiem

spadali, obracając się coraz szybciej. Żagle płonęły. Festus skrzypiał na alarm. Katapulta oderwała się

od łożyska i uniosła w powietrze. Siła odśrodkowa wyrzuciła tarcze za burtę niczym metalowe frisbee.

W pokładzie pojawiały się szersze szczeliny, kiedy Jason wlókł się do ładowni, posługując się wiatrami

jako kotwicami.

Jeśli nie uda mu się dotrzeć do pozostałych…

W tej samej chwili klapa otwarła się gwałtownie. Frank i Hazel wytoczyli się ze środka, ciągnąc linę,

którą byli przymocowani do masztu. Za nimi wyłonili się Piper, Annabeth i Percy. Miny mieli

zdezorientowane.

– Szybko! – wrzasnął Leo. – Szybko, szybko, szybko!

Page 462: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Tym razem ton Leona był śmiertelnie poważny.

Obgadali wcześniej plan ewakuacji, ale przez ten lot klapsem przez pół świata mózg Jasona

spowolniał. Sądząc po minach pozostałych, nie mieli się oni wiele lepiej.

Ocalił ich stolik Buford. Przyklekotał przez pokład z rykiem: – RUSZAĆ SIĘ! SZYBCIEJ! KONIEC Z TYM!

Następnie jego blat rozłożył się w łopatki helikoptera i Buford odleciał z brzęczeniem.

Frank zmienił kształt. Nie był już oszołomionym herosem, ale oszołomionym szarym smokiem. Hazel

wspięła się na jego grzbiet. Frank chwycił Percy’ego i Annabeth w przednie łapy, a następnie rozłożył

skrzydła i wzniósł się w niebo.

Jason chwycił Piper w talii, gotów do lotu, ale zrobił ten błąd, że spojrzał w dół. Widok wirował jak w

kalejdoskopie: niebo, ziemia, niebo, ziemia. Ta ostatnia robiła się okropnie bliska.

– Leo, nie uda ci się! – krzyknął Jason. – Chodź z nami!

– Nie! Uciekajcie!

– Leo! – spróbowała Piper. – Proszę…

– Oszczędź sobie magicznego głosu, Pipes! Mówiłem ci, że mam plan. A teraz sio!

Jason rzucił ostatnie spojrzenie na rozpadający się statek.

„Argo II” był dla nich domem przez tak długi czas. A teraz opuszczali okręt na dobre – i pozostawiali

na nim Leona.

Page 463: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jasonowi bardzo się to nie podobało, ale widział determinację w oczach przyjaciela. Nie miał czasu na

właściwe pożegnanie, zupełnie jak po spotkaniu ze swoim ojcem Zeusem.

Jason zaprzągł wiatry i razem z Piper wystrzelił w niebo.

Ziemia nie była dużo mniej chaotyczna.

Kiedy spadali w dół, Jason widział ogromną armię potworów rozciągniętą na wzgórzach:

kynokefalowie, dwugłowi ludzie, dzikie centaury, ogry i inne potwory, których nazw nawet nie znał,

otaczający dwie maleńkie wysepki herosów. Na szczycie Wzgórza Herosów u stóp Ateny Partenos

zebrały się główne siły Obozu Herosów, a obok nich stały Pierwsza i Piąta Kohorta, zgromadzone

wokół złotego orła legionu. Pozostałe rzymskie kohorty w obronnej formacji znajdowały się kilkaset

metrów dalej i najwyraźniej przyjmowały na siebie główny atak.

Wokół Jasona krążyły ogromne orły, skrzecząc ponaglająco, jakby czekały na rozkazy.

Szary smok Frank leciał koło niego ze swoimi pasażerami.

– Hazel! – krzyknął Jason. – Te trzy kohorty mają problem! Jeśli nie dołączą do reszty herosów…

– Jasne! – odkrzyknęła Hazel. – Lecimy, Frank!

Smok Frank skręcił w lewo, z Annabeth w jednej łapie, krzyczącą: – Na nich! – i Percym w drugiej

łapie, wrzeszczącym: – Nienawidzę latać!

Piper i Jason skierowali się prosto ku wierzchołkowi Wzgórza Herosów.

Serce Jasona podskoczyło z radości na widok Nica di Angelo w pierwszym szeregu Greków, siekącego

mieczem hordę dwugłowców. Kilka metrów dalej Reyna siedziała z uniesionym mieczem na grzbiecie

nowego pegaza. Wykrzykiwała rozkazy dla legionu, a Rzymianie słuchali jej bez dyskusji, jakby nigdy

ich nie opuściła.

Page 464: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason nie widział nigdzie Oktawiana. To dobrze. Nie widział też kolosalnej bogini ziemi, która

pustoszyłaby świat. Bardzo dobrze. Może Gaja powstała, rzuciła jedno spojrzenie na nowoczes­ny

świat i postanowiła pójść z powrotem spać. Jason bardzo by chciał, żeby mieli takie szczęście, ale w to

wątpił.

Wylądował z Piper na wzgórzu i natychmiast oboje dobyli mieczy, co zostało powitane wiwatami

Greków i Rzymian.

– Najwyższy czas! – zawołała Reyna. – Cieszę się, że do nas dołączysz!

Jason ze zdumieniem zorientował się, że mówiła do Piper, a nie do niego.

Piper uśmiechnęła się promiennie.

– Musieliśmy pozabijać paru gigantów!

– Doskonale! – Reyna odpowiedziała jej uśmiechem. – Poczęstuj się barbarzyńcami!

– Dziękuję!

Obie dziewczyny rzuciły się do walki ramię w ramię.

Nico skinął Jasonowi głową, jakby widzieli się pięć minut temu, po czym wrócił do zamieniania

dwugłowców w bezgłowe trupy.

– Doskonałe wyczucie czasu. Gdzie okręt?

Page 465: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason wskazał w górę. „Argo II” pędził przez niebo w postaci kuli ognia, sypiąc płonącymi kawałkami

masztów, kadłuba i uzbrojenia. Jason nie miał pojęcia, jak Leo – nawet ognioodporny – miałby

przeżyć to piekło, ale nie mógł tracić nadziei.

– Bogowie – powiedział Nico. – Wszyscy zdrowi?

– Leo… – Głos Jasona załamał się. – Mówił, że ma jakiś plan.

Kometa znikła za wzgórzami na zachodzie. Jason czekał z przerażeniem na odgłos eksplozji, ale nic nie

usłyszał w bitewnym ryku.

Nico spojrzał mu prosto w oczy.

– Da sobie radę.

– Jasne.

– Ale na wszelki wypadek… Za Leona.

– Za Leona – przytaknął Jason, po czym rzucili się w wir walki.

Gniew Jasona dodał mu sił. Grecy i Rzymianie powoli zmuszali nieprzyjaciół do odwrotu. Dzikie

centaury przewracały się. Psiogłowcy wyli, kiedy ostrza mieczy zmieniały ich w proch.

Pojawiały się kolejne monstra – karpoi, duchy zbóż, wyskakujące z trawy, gryfony nurkujące z nieba,

powolne gliniane humanoidy przypominające Jasonowi straszliwe figurki z ciastoliny.

– To duchy w skorupach z ziemi! – ostrzegł go Nico. – Nie pozwól, żeby cię uderzyły!

Page 466: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Najwyraźniej Gaja miała jeszcze w zanadrzu kilka niespodzianek.

W pewnym momencie Will Solace, obozowy przywódca dzieci Apollina, podbiegł do Nica i powiedział

mu coś do ucha, ale w zgiełku i brzęku broni Jason nie dosłyszał słów.

– Muszę iść, Jason! – krzyknął Nico.

Jason nie do końca zrozumiał, ale kiwnął głową, a Will i Nico odbiegli w inne miejsce bitwy.

Chwilę później oddział obozowiczów Hermesa zgromadził się wokół Jasona bez wyraźnego powodu.

Connor Stoll uśmiechał się szeroko.

– Co słychać, Grace?

– Wszystko w porządku – odparł Jason. – A u ciebie?

Connor uskoczył przed pałką ogra i ciął mieczem ducha zbóż, który eksplodował chmurą pszenicy.

– Nie mogę narzekać. Niezły dzień na bitwę.

– Eiaculare flammas! – krzyknęła Reyna. Fala płonących strzał uniosła się łukiem nad ścianą z tarcz

legionu i trafiła w pluton ogrów. Rzymskie oddziały ruszyły do przodu, nabijając centaury na włócznie

i miażdżąc ranne ogry podbitymi spiżem butami.

Gdzieś z dołu dobiegł Jasona głos Franka Zhanga, który krzyczał po łacinie: – Repellere equites!

Page 467: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Ogromne stado centaurów rozpierzchło się w panice, kiedy trzy pozostałe kohorty legionu wdarły się

w nie w idealnym szyku, z włóczniami połyskującymi krwią potworów. Frank maszerował na ich czele.

Na lewej flance jadąca na Arionie Hazel promieniała dumą.

– Ave, pretorze Zhang! – zawołała Reyna.

– Ave, pretorko Ramírez-Arellano! – odkrzyknął Frank. – Do dzieła! Legionie, ZEWRZEĆ SZYK!

Wśród Rzymian rozległy się wiwaty, kiedy wszystkie pięć kohort stopiło się w jedną potężną machinę

do zabijania. Frank uniósł w górę miecz i ze złotego orła na sztandarze wystrzeliły we wrogów

promienie błyskawicy, zamieniając kilkaset potworów w grzanki.

– Legionie, cuneum formate! – krzyknęła Reyna. – Do ataku!

Kolejne krzyki radości rozległy się po prawej stronie Jasona, kiedy Percy i Annabeth dołączyli do sił

Obozu Herosów.

– Grecy! – zawołał Percy. – No, bierzmy się do walki!

Zawyli jak upiory i rzucili się do ataku.

Jason uśmiechnął się. Kochał Greków. Nie posiadali za grosz organizacji, ale nadrabiali entuzjazmem.

Jason oceniał bitwę dobrze, jeśli nie liczyć dwóch wielkich pytań: Gdzie był Leo? I gdzie była Gaja?

Niestety odpowiedź na to drugie pytanie nadeszła pierwsza.

Ziemia pod jego stopami zafalowała, jakby Wzgórze Herosów zmieniło się w ogromny materac

wodny. Herosi przewracali się. Ogry się ślizgały. Centaury szarżowały prosto w trawę.

Page 468: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– PRZEBUDZONA – zagrzmiał głos wokół nich.

Sto metrów dalej, na szczycie pobliskiego wzgórza, trawa i ziemia wyskoczyły wirem w górę niczym

czubek ogromnego świdra. Kolumna ziemi uformowała się w siedmiometrową postać kobiety, której

suknia była utkana ze źdźbeł trawy, skóra biała jak kwarc, a brązowe włosy splątane jak korzenie

drzew.

– Nędzni głupcy. – Matka Ziemia Gaja otwarła czysto zielone oczy. – Mizerna magia waszego posągu

nie powstrzyma mnie.

Kiedy to mówiła, Jason uświadomił sobie, dlaczego Gaja dotychczas się nie pojawiła. Atena Partenos

ochraniała herosów, powstrzymując gniew ziemi, ale nawet ona była w stanie tylko przez jakiś czas

stawiać opór pierwotnej bogini.

Strach równie namacalny jak lodowaty front przebiegł przez armię herosów.

– Trzymajcie się! – krzyknęła Piper głośnym i wyraźnym magicznym głosem. – Grecy i Rzymianie,

wspólnymi siłami możemy ją pokonać!

Gaja zaśmiała się. Rozłożyła ramiona i ziemia skłoniła się ku niej – drzewa przechylały się, skała

jęczała, gleba unosiła się falami. Jason wzleciał na wietrze, ale wokół niego zarówno potwory, jak i

herosi zaczęli zapadać się pod ziemię. Jeden z onagerów Oktawiana przewrócił się i znikł wewnątrz

wzgórza.

– Cała ziemia jest moim ciałem! – zagrzmiała Gaja. – Jak chcecie walczyć z boginią…

FUMP!

W rozbłysku spiżu Gaja została zmieciona ze stoku wzgórza i schwytana w łapy

pięćdziesięciotonowego metalowego smoka.

Page 469: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Festus, odrodzony, wzniósł się w niebo na lśniących skrzydłach, plując triumfalnie ogniem z wielkiego

pyska. Kiedy się unosił, jeździec na jego grzbiecie stawał się coraz mniejszy i trudniejszy do

rozpoznania, ale szerokiego uśmiechu Leona nie dało się z niczym pomylić.

– Pipes! Jason! – krzyknął. – Dołączycie? Walka rozegra się tu, w górze!

LII

JASON

Gdy tylko Gaja wystartowała, ziemia uspokoiła się.

Herosi przestali tonąć, choć wielu z nich ugrzęzło po pas. Niestety potwory wygrzebywały się spod

ziemi zdecydowanie szybciej. Zaatakowały greckie i rzymskie wojska, korzystając z dezorganizacji w

ich szeregach.

Jason objął Piper w talii. Miał już wznieść się w niebo, kiedy Percy zawołał:

– Zaczekaj! Frank może wynieść nas wszystkich do góry! Możemy wszyscy…

– Nie, chłopie – odparł Jason. – Jesteś tu potrzebny. Nadal mamy armię do pokonania. A poza tym

przepowiednia…

Page 470: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– On ma rację. – Frank chwycił Percy’ego za ramię. – Musimy im pozwolić to zrobić, Percy. To jak

misja Annabeth w Rzymie. Albo Hazel przy Wrotach Śmierci. Ta część należy do nich.

Percy’emu najwyraźniej się to nie podobało, ale w tej samej chwili na greckie oddziały naparła horda

potworów.

– Hej! Mamy tu problem! – zawołała Annabeth i Percy pobiegł jej na pomoc.

Frank i Hazel zwrócili się do Jasona. Unieśli ręce w rzymskim pozdrowieniu, po czym odbiegli, żeby

przegrupować legion.

Jason i Piper wznieśli się spiralnie na skrzydłach wiatru.

– Mam lekarstwo – wymamrotała Piper niczym zaklęcie. – Wszystko będzie dobrze. Mam lekarstwo.

Jason zauważył, że Piper zgubiła miecz podczas walki, ale wątpił, żeby miało to znaczenie. Miecz nie

zdziałałby wiele przeciwko Gai. Tu chodziło o burzę i ogień… oraz trzecią moc, magiczny głos Piper,

który pomoże im trzymać się razem. Zeszłej zimy Piper spowolniła moc Gai w Wilczym Domu,

pomagając uwolnić Herę z ziemnej klatki. Teraz czekało ją jeszcze poważniejsze zadanie.

Kiedy się wznosili, Jason zbierał wokół siebie wiatry i chmury. Niebo odpowiedziało z przerażającą

prędkością. Wkrótce znaleźli się w oku cyklonu. Błyskawice paliły mu oczy. Zęby drżały od gromów.

Dokładnie nad nimi Festus mocował się z boginią ziemi. Gaja wciąż się rozpadała, usiłując spłynąć z

powrotem na ziemię, ale wiatry utrzymywały ją w powietrzu. Festus ział na nią ogniem, co

najwyraźniej zmuszało ją do zachowywania stałej formy. Tymczasem siedzący na grzbiecie

metalowego smoka Leo ciskał w boginię własne płomienie oraz zasypywał ją obraźliwymi

wyzwiskami.

– Pani Szlamu i Mułu! Piaskowa Gęba! TO ZA MOJĄ MATKĘ, ESPERANZĘ VALDEZ!

Page 471: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Całe ciało Leona było otoczone ogniem. W burzowym powietrzu wisiał deszcz, ale jedynie wrzał i

parował wokół niego.

Jason skierował się w jego stronę.

Gaja zmieniła się w sypki biały piasek, ale Jason wezwał szwadron venti, które zawirowały wokół,

zamykając ją w wietrznym kokonie.

Gaja się nie poddawała. Kiedy się nie kruszyła, uderzała potężnymi ciosami kamieni i ziemi. Jason z

trudem je odbijał. Podsycanie burzy, powstrzymywanie Gai, utrzymywanie siebie i Piper w

powietrzu… Jason nigdy nie robił nic równie trudnego. Czuł się tak, jakby próbował pływać pokryty

ołowianymi ciężarkami, poruszając jedynie nogami, a na dodatek unosząc nad głową samochód.

Musiał jednak utrzymać Gaję nad ziemią.

Na tym polegał sekret, o którym napomknęła Kym, kiedy rozmawiali na dnie morza.

Bardzo dawno temu bóg nieba Uranos został wpędzony w pułapkę przez Gaję i tytanów. Trzymali go

na ziemi, żeby nie mógł uciec, a kiedy jego moc osłabła od przebywania tak daleko od włas­nej

dziedziny, zdołali pociąć go na kawałki.

Teraz Jason, Leo i Piper musieli odwrócić ten scenariusz.

Musieli utrzymać Gaję z dala od jej źródła mocy – ziemi – i osłabić ją tak, żeby dało się ją pokonać.

Unieśli się w górę razem. Festus trzeszczał i jęczał z wysiłku, ale zdołał wznieść się wyżej. Jason nadal

nie rozumiał, jak Leonowi udało się naprawić smoka.

Nagle przypomniał sobie godziny, które Leo spędzał ostatnimi tygodniami na pracy we wnętrzu

kadłuba. Leo musiał to planować od dawna i budował nowe ciało dla Festusa w obrębie statku.

Page 472: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Musiał przeczuwać w głębi duszy, że „Argo II” w końcu się rozpadnie. Statek zmieniający się w

smoka… Jason pomyślał, że to równie imponujące jak smok zmieniający się w walizkę w Quebecu.

Jakkolwiek się to dokonało, Jason cieszył się na widok starego przyjaciela na powrót w akcji.

– NIE MOŻECIE MNIE POKONAĆ! – Gaja rozpadła się w piasek, ale natychmiast dopadły ją kolejne

płomienie. Jej ciało stopiło się w bryłę szkła, roztrzaskało, a następnie uformowało z powrotem w

ludzki kształt. – JESTEM WIECZNA!

– Wiecznie irytująca! – wrzasnął Leo i pociągnął Festusa wyżej.

Jason i Piper wznieśli się razem z nimi.

– Przysuń mnie bliżej – powiedziała Piper. – Muszę być tuż koło niej.

– Piper, płomienie i odłamki…

– Wiem.

Jason leciał dalej, dopóki nie znaleźli się tuż koło Gai. Wiatry otoczyły boginię, utrzymując jej fizyczny

kształt, ale Jason nie mógł zrobić nic więcej, żeby powstrzymać jej uderzenia piaskiem i ziemią. Jej

oczy były całkowicie zielone, jakby cała przyroda skupiła się w kilku łyżeczkach materii organicznej.

– GŁUPIE DZIECI! – Jej twarz wykrzywiła się miniaturowymi trzęsieniami ziemi i osuwiskami mułu.

– Jesteś taka zmęczona – zwróciła się Piper do bogini, a jej głos promieniował łagodnością i

współczuciem. – Ciążą na tobie tysiące lat bólu i rozczarowania.

– CISZA!

Page 473: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Siła gniewu Gai była tak ogromna, że Jason na krótką chwilę stracił panowanie nad wiatrem. Byłby

spadł na ziemię, gdyby Festus nie złapał i jego, i Piper w swoją drugą łapę.

O dziwo, Piper nie rozkojarzyła się.

– Tysiące lat smutku – powiedziała do Gai. – Twój mąż Uranos był domowym tyranem. Twoje wnuki,

bogowie, pokonali twoje ulubione dzieci, tytanów. Twoje inne dzieci, cyklopi i sturęcy, zostali

wrzuceni w głąb Tartaru. Jesteś taka zmęczona bólem serca.

– KŁAMSTWA! – Gaja rozpadła się w tornado ziemi i trawy, ale jej istota zdecydowanie burzyła się

bardziej powoli.

Jeśli uda im się wznieść jeszcze trochę wyżej, powietrze stanie się zbyt rozrzedzone, żeby oddychać.

Jason będzie zbyt słaby, żeby je kontrolować. Przemowa Piper o zmęczeniu wpłynęła również na

niego, wysysając siłę, sprawiając, że ciało zaczęło mu ciążyć.

– Tym, czego chcesz bardziej od zwycięstwa – ciągnęła Piper – bardziej od zemsty… jest odpoczynek.

Jesteś taka znużona, tak niewyobrażalnie zmęczona niewdzięcznością śmiertelników i

nieśmiertelnych.

– JA… TY NIE MÓWISZ W MOIM IMIENIU… NIE MOŻESZ…

– Pragniesz jednej rzeczy – powiedziała kojącym tonem Piper, a jej głos odbił się echem w kościach

Jasona. – Jedno słowo. Chcesz, żeby ci pozwolić zamknąć oczy i zapomnieć o kłopotach. Chcesz…

tylko… SPAĆ.

Gaja skupiła się w ludzki kształt. Jej głowa zaczęła się kołysać, oczy się zamknęły i teraz zwisała

bezwolnie w pazurach Festusa.

Niestety Jason również zaczął tracić przytomność.

Wiatr zamierał. Burza się rozwiała. Czarne plamy tańczyły przed oczami Jasona.

Page 474: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Leo! – Piper ledwie łapała oddech. – Mamy tylko kilka sekund. Mój magiczny głos nie…

– Wiem! – Leo wyglądał, jakby był z ognia. Płomienie wzbierały pod jego skórą, oświetlały od

wewnątrz czaszkę. Festus dymił i świecił, jego pazury paliły Jasona przez koszulę.

– Nie dam rady dużo dłużej utrzymać ognia. Ona od tego wyparuje. Nie martwcie się. Ale wy musicie

uciekać.

– Nie! – krzyknął Jason. – Musimy zostać z tobą. Piper ma lekarstwo. Leo, nie możesz…

– Hej. – Leo uśmiechnął się szeroko, co było bardzo dekoncentrujące, ponieważ w płomieniach jego

zęby wyglądały jak stopione srebrne sztabki. – Mówiłem wam, że mam pewien plan. Kiedy wreszcie

zaczniecie mi ufać? A tak przy okazji… kocham was, ludziki.

Festus rozcapierzył pazury i Jason z Piper zaczęli spadać.

Jason nie miał dość siły, żeby to powstrzymać. Ściskał mocno Piper, która wykrzykiwała imię Leona, i

leciał w dół.

Festus stał się niewyraźną kulą ognia na niebie – drugim słońcem – coraz mniejszym i gorętszym.

Nagle Jason dostrzegł kątem oka gorejącą kometę, która wzbiła się z ziemi w górę z wysokim, niemal

ludzkim krzykiem. Zanim Jason stracił przytomność, kometa przechwyciła znajdującą się nad nimi

kulę ognia.

Eksplozja zamieniła całe niebo w złoto.

Page 475: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

LIII

NICO

Nico bywał świadkiem najróżniejszych rodzajów śmierci. Nie sądził, żeby cokolwiek jeszcze było w

stanie go zaskoczyć.

Mylił się.

W samym środku bitwy podbiegł do niego Will Solace i powiedział mu na ucho jedno słowo: –

Oktawian.

To pochłonęło całą uwagę Nica. Zawahał się, kiedy miał szansę zabić Oktawiana, ale nie zamierzał w

żadnym razie pozwolić temu łajdakowi augurowi uciec przed sprawiedliwością.

– Gdzie?

– Chodź – powiedział Will. – Pospiesz się.

Nico odwrócił się do Jasona, który walczył u jego boku.

– Muszę iść, Jason.

Następnie rzucił się w chaos za Willem. Minęli Tysona i cyklopów; Tyson darł się: – Zły pies! Zły pies! –

kiedy wraz z kompanami walił kynokefalów po łbach.

Page 476: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Grover Underwood wraz z grupą satyrów tańczył w rytm piszczałek, grając melodie tak dysonansowe,

że zamknięte w ziemnych skorupach duchy rozpadały się na kawałki. Travis Stoll przebiegł obok nich.

Spierał się z bratem.

– Co to znaczy, że umieściliśmy miny przeciwpiechotne na niewłaściwym wzgórzu?

Nico i Will znajdowali się w połowie zbocza, kiedy grunt zadrżał im pod stopami. Podobnie jak

wszyscy inni – potwory i herosi – zamarli w przerażeniu i patrzyli: z wierzchołka sąsiedniego wzgórza

unosi się wirująca kolumna ziemi i Gaja pojawia się w pełni swojej chwały.

FUMP!

Spiżowy smok Festus porwał Matkę Ziemię i wzniósł się z nią do nieba.

– Co… jak…? – wydukał Nico.

– Nie mam pojęcia – odparł Will. – Ale wątpię, czy możemy dużo w tej sprawie zrobić. Mamy inne

problemy.

Will pognał w kierunku najbliższego onagera. Kiedy się zbliżyli, Nico dostrzegł Oktawiana, który

rozpaczliwie usiłował ustawić dźwignie machiny na nowy cel. Ramię wyrzutni było już w pełni

wyładowane cesarskim złotem i materiałami wybuchowymi. Augur miotał się w kółko, potykając się o

przekładnie i bolce mocujące, plącząc się w linach. Co chwilę zerkał w górę, w stronę smoka Festusa.

– Oktawianie! – krzyknął Nico.

Augur obrócił się i oparł o wielką kulę amunicji. Jego wykwintna purpurowa szata zahaczyła się o

bolec, ale Oktawian tego nie zauważył. Dym z ładunku wybuchowego kłębił się wokół niego, jakby

przyciągały go błyskotki z cesarskiego złota na szyi Oktawiana i złoty wieniec w jego włosach.

– Och, rozumiem! – Śmiech Oktawiana był oschły i dość maniakalny. – Usiłujesz odebrać mi chwałę,

co? Nie, nie, synu Plutona. To ja jestem wybawicielem Rzymu! Mnie to obiecano!

Page 477: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Will uniósł ręce w pojednawczym geście.

– Oktawianie, odejdź od tego onagera. To nie jest bezpieczne.

– Oczywiście, że nie! Zestrzelę Gaję tą machiną!

Kątem oka Nico dostrzegł, że Jason Grace wystrzela w niebo z Piper w ramionach, lecąc prosto w

kierunku Festusa.

Wokół syna Jupitera zgromadziły się burzowe chmury zbierające się w huragan. Rozległ się grzmot.

– Widzisz? – krzyknął Oktawian. Złoto ozdabiające jego ciało zdecydowanie dymiło, przyciągane przez

ładunek katapulty jak żelazo do wielkiego magnesu. – Bogom podobają się moje działania!

– To Jason produkuje tę burzę – powiedział Nico. – A jeśli wystrzelisz z tego onagera, zabijesz jego,

Piper i…

– Świetnie! – wrzasnął Oktawian. – To zdrajcy! Wszyscy są zdrajcami!

– Posłuchaj – włączył się Will. – To nie jest coś, czego pragnąłby Apollo. A poza tym twoje szaty

właśnie…

– Nie masz o niczym pojęcia, Graecusie! – Oktawian chwycił dźwignię zwalniającą. – Muszę działać,

zanim oni wzlecą wyżej. Tylko taki onager jest zdolny oddać ten strzał. Własnoręcznie, sam…

– Centurionie – odezwał się jakiś głos za nim.

Page 478: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zza machiny oblężniczej wyłonił się Michael Kahale. Miał na czole wielkiego guza, w miejscu gdzie

uderzył go Tyson, pozbawiając przytomności. Michael utykał. Ale jakoś zdołał trafić z wybrzeża w to

miejsce, a po drodze znalazł jakiś miecz i tarczę.

– Michael! – Oktawian krzyknął radośnie. – Doskonale! Pilnuj mnie, kiedy będę strzelał z onagera. A

potem razem zabijemy tych Greków!

Michael Kahale objął wzrokiem sytuację – ubranie jego szefa zaplątane w linę wyzwalającą, biżuterię

Oktawiana dymiącą z powodu bliskości amunicji z cesarskiego złota. Spojrzał w górę na smoka, który

znajdował się teraz wysoko w powietrzu, otoczony kręgami burzowych chmur niczym kołami na

tarczy strzelniczej. Następnie zerknął krzywo na Nica.

Nico mocniej chwycił miecz.

Niewątpliwie Michael Kahale zamierzał poradzić swojemu wodzowi, żeby oddalił się od onagera.

Niewątpliwie zamierzał zaatakować.

– Jesteś pewny, Oktawianie? – zapytał syn Wenus.

– Tak!

– Jesteś absolutnie pewny?

– Tak, głupcze! Będę pamiętany jako zbawca Rzymu. A teraz trzymaj ich z dala, kiedy ja zniszczę Gaję!

– Oktawianie, nie rób tego – błagał Will. – Nie możemy pozwolić, żebyś…

– Will – wtrącił się Nico – nie damy rady go powstrzymać.

Solace spojrzał na niego z niedowierzaniem, ale Nico pamiętał słowa swojego ojca wypowiedziane w

Kaplicy Kości: „Pewnym śmierciom nie da się zapobiec”.

Page 479: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Oczy Oktawiana rozbłysły.

– To prawda, synu Plutona. Jesteście bezsilni, nie powstrzymacie mnie! To moje przeznaczenie!

Kahale, stój na straży!

– Jak sobie życzysz. – Michael ustawił się przed machiną, pomiędzy Oktawianem a dwoma greckimi

herosami. – Rób, co musisz, centurionie.

Oktawian odwrócił się, żeby zwolnić ramię miotające.

– Prawdziwy przyjaciel do samego końca.

Nico omal nie wpadł w panikę. Jeśli onager naprawdę wystrzeli – i jeśli trafi w smoka Festusa, a Nico

pozwoli, żeby jego przyjaciołom coś się stało albo żeby zginęli… Ale nie zrobił ani kroku. Tym razem

postanowił zaufać mądrości swojego ojca. „Pewnym śmierciom nie wolno próbować zapobiec”.

– Żegnaj, Gajo! – wrzasnął Oktawian. – Żegnaj, Jasonie ­Grace, zdrajco!

Nożem augura przeciął linę zwalniającą pocisk.

I zniknął.

Ramię katapulty wystrzeliło szybciej, niż Nico był w stanie zauważyć, i porwało Oktawiana razem z

amunicją. Krzyk augura cichł, aż stał się tylko cząstką ognistej komety wzbijającej się w niebo.

– Żegnaj, Oktawianie – powiedział Michael Kahale.

Rzucił ostatnie gniewne spojrzenie Willowi i Nicowi, jakby wyzywał ich, żeby się odezwali. Następnie

odwrócił się i odkuśtykał.

Page 480: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico nie martwił się zanadto końcem Oktawiana.

Mógł mu nawet powiedzieć: „Szerokiej drogi”.

Ale serce w nim zamarło, kiedy kometa wciąż nabierała wysokości. Znikła w burzowych chmurach, a

niebo eksplodowało kopułą ognia.

LIV

NICO

Następny dzień nie przyniósł wielu odpowiedzi.

Po eksplozji Piper i Jason – spadający swobodnie i nieprzytomni – zostali przechwyceni przez

ogromne orły i zaniesieni w bezpieczne miejsce, ale Leo się nie pojawił. Wszyscy mieszkańcy domku

Hefajstosa przeszukiwali dolinę, znajdując kawałki rozbitego kadłuba „Argo II”, ale nie napotkali

smoka Festusa ani jego pana.

Wszystkie potwory zostały zniszczone lub się rozpierzchły. Straty wśród Greków i Rzymian były

poważne, ale nie aż tak wielkie, jak można by się spodziewać.

Page 481: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nocą satyrowie i nimfy znikli w lesie, wezwani na zgromadzenie Starszych Kopytnych. Rankiem

Grover Underwood pojawił się ponownie i oznajmił, że nie wyczuli obecności Matki Ziemi. Przyroda

wróciła mniej więcej do normy. Najwyraźniej plan Jasona, Piper i Leona zadziałał. Gaja została

oddzielona od swojego źródła mocy, zaczarowana do snu, a następnie rozproszona za pomocą

podwójnej eksplozji: ognia Leona i ludzkiej komety Oktawiana.

Nieśmiertelni nigdy nie umierają, ale teraz Gaja będzie jak jej mąż Uranos. Ziemia będzie

funkcjonowała normalnie, podobnie jak niebo, ale bogini jest teraz do tego stopnia rozproszona i

pozbawiona siły, że już nigdy nie da rady stworzyć sobie świadomości.

W każdym razie taka była nadzieja…

Oktawian miał być zapamiętany jako zbawca Rzymu, który wystrzelił samego siebie w niebo jako

płomienną kulę śmierci. Ale to Leo Valdez dokonał prawdziwego poświęcenia.

Świętowanie zwycięstwa w obozie przygasiła żałoba – nie tylko po Leonie, ale także po wielu innych,

którzy zginęli w bitwie. Zawinięte w całuny ciała herosów, zarówno greckich, jak i rzymskich, zostały

spalone na obozowym ognisku, a Chejron poprosił Nica o przewodzenie ceremonii pogrzebowej.

Nico zgodził się natychmiast. Był wdzięczny za to, że może oddać hołd poległym. Nie przejmował się

nawet setkami widzów.

Najtrudniejsza część nastąpiła później, kiedy Nico i szóstka herosów z „Argo II” spotkali się na

werandzie Wielkiego Domu.

Jason siedział ze zwieszoną głową; nawet jego okulary skrywał cień.

– Powinniśmy byli zostać z Leonem do końca. Mogliśmy mu pomóc.

– To nie w porządku – poparła go Piper, ocierając łzy. – Cały trud ze zdobywaniem lekarstwa lekarza

na nic.

Page 482: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Hazel się rozpłakała.

– Gdzie jest to lekarstwo, Piper? Pokaż je.

Zdumiona Piper sięgnęła do sakiewki. Wyjęła z niej pakuneczek z irchy, ale kiedy rozłożyła szmatkę, w

środku nic nie było.

Wszystkie oczy zwróciły się na Hazel.

– Co się stało? – spytała Annabeth.

Frank objął Hazel ramieniem.

– Na Delos Leo odciągnął nas dwoje na bok. Wymógł na nas przysięgę, że mu pomożemy.

Przez łzy Hazel wyjaśniła, jak zamieniła lekarstwo lekarza na iluzję – sztuczkę Mgły – żeby Leo mógł

zachować prawdziwą buteleczkę. Frank opowiedział im o planie Leona – żeby zniszczyć Gaję jednym

wielkim ognistym wybuchem. Po rozmowach z Nike i Apollinem Leo był przekonany, że taka eksplozja

zabije śmiertelników w promieniu pół kilometra, wiedział więc, że musi się znaleźć daleko od

wszystkich.

– Chciał to zrobić sam – powiedział Frank. – Uważał, że on, syn Hefajstosa, ma jakiś margines szansy,

by przeżyć ten ogień, ale jeśli ktokolwiek będzie z nim… Mówił, że Hazel i ja, jako Rzymianie,

zrozumiemy ideę poświęcenia. Wiedział jednak, że reszta tego nie zaakceptuje.

Pozostali z początku wyglądali na zagniewanych, jakby chcieli krzyczeć i ciskać przedmiotami. Ale w

miarę jak Frank i Hazel opowiadali, gniew grupy trochę się rozwiał. A poza tym… ten plan wyglądał

dokładnie tak podstępnie, pokrętnie, radośnie irytująco i szlachetnie jak coś, co mógł wymyślić Leo

Valdez.

W końcu Piper wybuchnęła mieszaniną szlochu i śmiechu.

Page 483: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Gdyby Leo był teraz z nami, zabiłabym go. Jak on zamierzał przyjąć to lekarstwo? Przecież był sam!

– Może znalazł jakiś sposób – powiedział Percy. – Mówimy przecież o Leonie. On może się tu w każdej

chwili pojawić. A wtedy będziemy go dusić po kolei.

Nico i Hazel wymienili spojrzenia. Oboje wiedzieli swoje, ale zachowali milczenie.

Następnego dnia, drugiego po bitwie, Rzymianie i Grecy pracowali ramię w ramię, porządkując pole

bitwy i doglądając rannych. Pegaz Mroczny został elegancko wyleczony z rany. Gwidon postanowił

adoptować Reynę jako ludzkiego partnera. Lou Ellen niechętnie przekazała swoje nowe oswojone

prosiaki z powrotem Rzymianom.

Will Solace nie rozmawiał z Nikiem od spotkania przy onagerze. Syn Apollina spędzał większość czasu

w infirmerii, ale kiedy tylko Nico widywał go biegnącego przez obóz po zapasy lekarstw albo

odwiedzającego któregoś z rannych herosów w domku, odczuwał dziwaczne ukłucie melancholii.

Niewątpliwie Will So­lace musiał teraz uważać Nica za potwora, który pozwolił Oktawianowi się zabić.

Rzymianie biwakowali w pobliżu pól truskawek, gdzie uparli się wybudować regulaminowy obóz.

Grecy dołączyli, pomagając im wznosić obwarowania ziemne i kopać rowy. Nico nigdy nie widział nic

dziwniejszego ani fajniejszego. Dakota podzielił się słodkimi napojami z dzieciakami z domku

Dionizosa. Dzieci Hermesa i Merkurego śmiały się i opowiadały historie oraz bezczelnie kradły różne

drobiazgi praktycznie każdemu. Reyna, Annabeth i Piper były nierozłączne: obchodziły obóz w trójkę,

pilnując postępów napraw. Chejron w towarzystwie Franka i Hazel dokonał inspekcji rzymskich wojsk

i pochwalił je za odwagę.

Do wieczora ogólny nastrój nieco się poprawił. Pawilon jadalny nigdy nie był tak zatłoczony.

Rzymianie byli przyjmowani jak starzy przyjaciele. Trener Hedge przechadzał się między herosami

rozpromieniony, z synkiem w ramionach, i zaczepiał każdego:

– Hej, chcesz poznać Chucka? To mój syn Chuck!

Dziewczyny zarówno od Afrodyty, jak i Ateny gruchały nad małym zadziornym satyrzym

niemowlakiem, który wymachiwał pulchnymi piąstkami, kopał maleńkimi kopytkami i meczał:

Page 484: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Meeee! Meeee!

Clarisse, która została ogłoszona matką chrzestną dziecka, chodziła za trenerem niczym ochroniarz i

od czasu do czasu pomrukiwała:

– Dobra, dobra. Dajcie temu dziecku trochę spokoju.

W porze ogłoszeń Chejron wystąpił i uniósł puchar.

– Z każdej tragedii – powiedział – rodzi się nowa siła. Dziś dziękujemy bogom za zwycięstwo. Zdrowie

bogów!

Wszyscy herosi dołączyli do tego toastu, ale ich entuzjazm był jakby zgaszony. Nico rozumiał to

uczucie: „To my znowu ocaliliśmy bogów, a teraz mamy im dziękować?”.

Następnie Chejron zawołał:

– I zdrowie nowych przyjaciół!

– ZDROWIE NOWYCH PRZYJACIÓŁ!

Głosy setek herosów poniosły się echem po wzgórzach.

Przy ognisku wszyscy spoglądali w gwiazdy, jakby spodziewali się, że Leo powróci w jakiejś

dramatycznej niespodziance w ostatniej chwili. Może zapikuje w dół, zeskoczy z grzbietu Festusa i

zacznie opowiadać swoje kiepskie dowcipy. Ale to nie nastąpiło.

Page 485: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Po kilku pieśniach Reyna i Frank zostali wezwani do wystąpienia. Dostali grzmiące brawa zarówno od

Greków, jak i Rzymian. Na Wzgórzu Herosów Atena Partenos lśniła jaśniej w świetle księżyca, jakby

chciała powiedzieć: „Ci młodzi są w porządku”.

– Jutro – odezwała się Reyna – my, Rzymianie, musimy wrócić do domu. Doceniamy waszą

gościnność, zwłaszcza że omal was nie pozabijaliśmy…

– To wy omal nie zostaliście pozabijani – poprawiła ją Annabeth.

– Nieważne, Chase.

– Oooch! – westchnął tłum jednym głosem. Następnie wszyscy zaczęli się śmiać i wzajemnie

popychać. Nawet Nico musiał się uśmiechnąć.

– Nieważne – mówił Frank. – Reyna i ja zgadzamy się, że to początek nowej ery przyjaźni między

obozami.

Reyna poklepała go po plecach.

– To prawda. Przez setki lat bogowie usiłowali nas rozdzielać, żeby powstrzymać nas od walki. Ale

istnieje lepszy rodzaj pokoju – współpraca.

Spośród publiczności podniosła się Piper.

– Masz pewność, że twoja matka jest boginią wojny?

– Tak, McLean – odparła Reyna. – Nadal zamierzam wziąć udział w mnóstwie bitew. Ale od tej pory

będziemy walczyć razem!

Te słowa spotkały się z burzą wiwatów.

Page 486: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zhang uniósł rękę, żeby uciszyć zebranych.

– Wszyscy jesteście mile widziani w Obozie Jupiter. Doszliśmy do porozumienia z Chejronem:

swobodna wymiana między obozami – wizyty weekendowe, programy treningowe, no i oczywiście

pomoc w nagłych wypadkach i w potrzebie…

– A imprezy? – spytał Dakota.

– Właśnie, właśnie! – poparł go Connor Stoll.

Reyna rozłożyła ręce.

– To się rozumie samo przez się. To przecież my, Rzymianie, wymyśliliśmy imprezy.

Rozległo się kolejne wielkie: „Oooch!”.

– A zatem dziękuję wam – zakończyła Reyna. – Wszystkim. Mogliśmy wybrać nienawiść i wojnę. Ale

zamiast tego znaleźliśmy akceptację i przyjaźń.

Następnie zrobiła coś tak niespodziewanego, że Nico był później przekonany, że mu się to przyśniło.

Podeszła do Nica, który jak zwykle stał z boku w cieniu. Chwyciła go za rękę i wyciągnęła delikatnie na

środek, w światło ognia.

– Mieliśmy jeden dom – powiedziała. – Teraz mamy dwa.

Uścisnęła mocno Nica, a tłum ryknął z radości. Nico wyjątkowo nie miał ochoty się odsunąć. Wtulił

twarz w ramię Reyny i mrugał powiekami, żeby odgonić łzy.

Page 487: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

LV

NICO

Tej nocy Nico spał w domku Hadesa.

Nigdy wcześniej nie odczuwał potrzeby korzystania z tego miejsca, ale teraz dzielił je z Hazel, a to była

zasadnicza różnica.

Czuł się szczęśliwy, że może znów mieszkać z siostrą – nawet jeśli miało to być tylko na parę dni i

nawet mimo że Hazel uparła się oddzielić prześcieradłem swoją część pokoju dla zachowania

prywatności, w związku z czym wyglądało to jak kwarantanna.

Tuż przed godziną ciszy nocnej odwiedził ich Frank i spędził z Hazel kilka minut na przyciszonej

rozmowie.

Nico usiłował ich ignorować. Wyciągnął się na swoim łóżku, które przypominało trumnę – lśniąca

mahoniowa rama, mosiężne poręcze, czerwone jak krew aksamitne poduszki i koce. Nica nie było w

obozie, kiedy budowano ten domek. Te łóżka zdecydowanie nie były jego pomysłem. Najwyraźniej

ktoś uznał, że dzieci Hadesa są wampirami, a nie herosami.

W końcu Frank zapukał w ścianę obok łóżka Nica.

Nico zajrzał do nich. Zhang był teraz taki wysoki. I sprawiał wrażenie tak bardzo… rzymskie.

Page 488: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Hej – powiedział Frank. – Jutro rano wyjeżdżamy. Chciałem ci tylko podziękować.

Nico usiadł na łóżku.

– Świetnie się spisałeś, Frank. To był dla mnie zaszczyt.

Frank uśmiechnął się.

– Szczerze, jestem dość zaskoczony, że przeżyłem. Cała ta sprawa z magicznym drewienkiem…

Nico skinął głową. Hazel opowiedziała mu o tym kawałku drewna, które było związane z linią życia

Franka. Nico wziął za dobry znak, że Frank potrafił teraz mówić o tym otwarcie.

– Nie widzę przyszłości – wyznał mu Nico – ale często potrafię przewidzieć, kiedy ludzie są bliscy

śmierci. Ty nie jesteś. Nie wiem, kiedy to drewienko się wypali. Wszystkim nam w końcu zabraknie

paliwa. Ale to nie będzie wkrótce, pretorze Zhang. Ty i Hazel… macie przed sobą znacznie więcej

przygód. Dopiero zaczynacie. Bądź dobry dla mojej siostry, okej?

Hazel podeszła do Franka i splotła swoje palce z jego palcami.

– Nie grozisz mojemu chłopakowi, Nico, prawda?

Wyglądali razem na tak szczęśliwych, że Nico poczuł zadowolenie. Ale przyprawiło go to również o

ukłucie w sercu – upiorny ból niczym stara rana wojenna, która boli przy złej pogodzie.

– Nie muszę mu grozić – powiedział Nico. – Frank to dobry człowiek. A może niedźwiedź. Albo

buldog. Albo…

– Och, przestań. – Hazel roześmiała się, po czym pocałowała Franka. – Do zobaczenia rano.

Page 489: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Aha – odparł Frank. – Nico… jesteś pewny, że nie chcesz pojechać z nami? W Nowym Rzymie

zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce.

– Dzięki, pretorze. Reyna mówiła mi to samo. Ale… nie.

– Mam nadzieję, że się znów zobaczymy.

– Och, oczywiście – obiecał Nico. – Będę rozrzucał kwiaty na waszym weselu, zgoda?

– Hm… – Frank zarumienił się, odchrząknął, po czym wyszedł, po drodze wpadając na drzwi.

Powłóczył nogami..

Hazel skrzyżowała ręce na piersi.

– Musiałeś mu w ten sposób dociąć?

Usiadła na łóżku Nica. Przez chwilę po prostu siedzieli w miłym milczeniu… rodzeństwo, dzieci z

przeszłości, dzieci Podziemia.

– Będzie mi ciebie brakowało – powiedział Nico.

Hazel pochyliła się i oparła głowę na jego ramieniu.

– Mnie ciebie też, bracie. Ale będziesz nas odwiedzał.

Dotknął nowej odznaki oficerskiej, która lśniła na jej koszuli.

Page 490: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Centurion Piątej Kohorty. Gratuluję. Nie ma jakichś przepisów w kwestii centurionów chodzących z

pretorami?

– Ciii – powiedziała Hazel. – Będzie mnóstwo roboty z przywróceniem legionu do porządku,

naprawianiem szkód, które wyrządził Oktawian. Przepisy w sprawie randek to ostatnia rzecz, jaką

zamierzam się przejmować.

– Tak bardzo dorosłaś. Nie jesteś tą samą dziewczyną, którą przywiozłem do Obozu Jupiter. Twoja

moc z Mgłą, twoja pewność siebie…

– Wszystko to zawdzięczam tobie.

– Nie – odparł Nico. – Otrzymanie drugiej szansy w życiu to jedno. Wykorzystanie jej i uczynienie

życia lepszym – oto sztuka.

Gdy tylko wypowiedział te słowa, Nico uświadomił sobie, że mógłby równie dobrze mówić o sobie.

Postanowił jednak nie ciąg­nąć tematu.

Hazel westchnęła.

– Drugie życie. Żałuję tylko…

Nie musiała kończyć tej myśli. Przez ostatnie dwa dni zniknięcie Leona ciążyło nad całym obozem jak

chmura. Hazel i Nico niechętnie przyłączali się do spekulacji na temat tego, co mogło się z nim stać.

– Czułeś jego śmierć, prawda? – Oczy Hazel zwilgotniały. Mówiła bardzo cicho.

– Owszem – potaknął Nico. – Ale nie wiem, Hazel. Coś w tym było… innego.

– On nie mógł zażyć lekarstwa lekarza. Nic nie było w stanie przeżyć tej eksplozji. Myślałam…

myślałam, że pomagam Leonowi. A wszystko popsułam.

Page 491: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie. To nie twoja wina. – Ale Nico nie był równie gotowy przebaczyć samemu sobie. Przez ostatnie

czterdzieści osiem godzin wciąż przywoływał w myślach scenę z Oktawianem przy katapulcie,

zastanawiając się, czy popełnił błąd. Być może siła wybuchu tego pocisku pomogła zniszczyć Gaję. A

może niepotrzebnie kosztowała życie Leona Valdeza.

– Chciałabym tylko, żeby nie umierał samotnie – wymamrotała Hazel. – Nie było przy nim nikogo, nikt

nie mógł mu podać tego lekarstwa. Nie ma nawet ciała, które moglibyśmy pochować…

Głos jej się załamał. Nico objął ją ramieniem.

Nie puścił jej, dopóki płakała. W końcu zasnęła z wyczerpania. Nico ułożył ją we własnym łóżku i

pocałował w czoło. Następnie udał się do kapliczki Hadesa znajdującej się w kącie pokoju –

niewielkiego stoliczka udekorowanego kośćmi i szlachetnymi kamieniami.

– Wydaje mi się – powiedział – że wszystko musi mieć swój pierwszy raz.

Ukląkł i w milczeniu modlił się do ojca o radę.

LVI

NICO

Page 492: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

O świcie nadal nie spał, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.

Odwrócił się i jego wzrok zarejestrował twarz i jasne włosy, więc przez ułamek sekundy myślał, że to

Will Solace. Kiedy przekonał się, że to Jason, poczuł rozczarowanie. A potem złość na samego siebie o

to uczucie.

Nie rozmawiał z Willem od czasu bitwy. Dzieci Apollina były zbyt zajęte pomocą rannym. Poza tym

Will zapewne obwiniał Nica za to, co stało się z Oktawianem. Dlaczego nie miałby go winić? Nico w

gruncie rzeczy pozwolił na… cokolwiek to było. Zabójstwo przez wyrażenie zgody. Upiorne

samobójstwo. Will Solace zapewne już zdał sobie sprawę, jak przerażający i odrażający jest Nico di

Angelo. Oczywiście Nica nie obchodziło, co on sobie myśli. A mimo to…

– Wszystko w porządku? – zapytał Jason. – Wyglądasz…

– W porządku – warknął Nico, po czym dodał łagodniejszym tonem: – Jeśli szukasz Hazel, to jeszcze

śpi.

Jason mruknął: „Och”, po czym gestem pokazał Nicowi, żeby wyszedł z nim na zewnątrz.

Nico wyszedł na słońce, mrugając oczami. Nie wiedział, gdzie jest. Au… Może jednak projektanci

domku mieli rację co do tego, że dzieci Hadesa są jak wampiry. Nico nie był rannym ptaszkiem.

Jason nie wyglądał, jakby spał dużo lepiej. Jego włosy były przyklapnięte po jednej stronie, a nowe

okulary siedziały krzywo na nosie. Nico powstrzymał się od wyciągnięcia ręki i poprawienia ich.

Jason wskazał na pola truskawkowe, gdzie Rzymianie składali obóz.

– To było dziwaczne oglądać ich tutaj. Ale teraz będzie jeszcze dziwniej ich nie oglądać.

– Żałujesz, że z nimi nie wracasz? – spytał Nico.

Page 493: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jason uśmiechnął się krzywo.

– Trochę. Ale będę dużo podróżował między obozami. Muszę zbudować mnóstwo świątyń.

– Słyszałem o tym. Senat chce cię ogłosić pontifexem maximusem.

Jason wzruszył ramionami.

– Nie przejmuję się za bardzo tym tytułem. Obchodzi mnie to, żeby bogowie byli pamiętani. Nie chcę,

żeby znów walczyli ze sobą z zazdrości albo wyżywali się na herosach.

– To są bogowie – odparł Nico. – To leży w ich naturze.

– Może, ale spróbuję trochę to poprawić. Leo zapewne powiedziałby, że zachowuję się jak mechanik,

wykonując prace konserwatorskie.

Nico wyczuł smutek Jasona jak nadciągającą burzę.

– Wiesz, że nie mogłeś powstrzymać Leona. Nie mogłeś nic zrobić inaczej. On wiedział, co musiało się

stać.

– Do-domyślam się. Nie podejrzewam, żebyś mógł określić, czy on…

– On odszedł – odparł Nico. – Przykro mi. Żałuję, że nie mogę powiedzieć nic innego, ale wyczułem

jego śmierć.

Jason utkwił wzrok gdzieś w przestrzeni.

Page 494: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nico miał wyrzuty sumienia, że zabił jego nadzieję. Niemal czuł pokusę, żeby wspomnieć o własnych

wątpliwościach… że śmierć Leona wywołała w nim inny rodzaj odczucia, jakby dusza Leona znalazła

własną drogę do Podziemia, coś, co miało w sobie mnóstwo trybików, dźwigni i napędzanych parą

tłoków.

Ale mimo to Nico był pewny, że Leo Valdez umarł. A śmierć to śmierć. Dawanie Jasonowi fałszywych

nadziei byłoby nieuczciwe.

W oddali Rzymianie zbierali swój rynsztunek i nieśli go przez wzgórze. Po drugiej stronie, jak słyszał

Nico, flota czarnych SUV-ów czekała, żeby przetransportować legion przez cały kraj z powrotem do

Kalifornii. Nico domyślał się, że będzie to ciekawa podróż. Wyobrażał sobie cały Dwunasty Legion w

kolejce do przydrożnego Burger Kinga. Wyobraził sobie jakiegoś nieszczęs­nego potwora, który

zastraszałby przypadkowego herosa w Kansas, a chwilę później otoczyłyby go dziesiątki samochodów

wyładowanych ciężkozbrojnymi Rzymianami.

– Harpia Ella jedzie z nimi, wiesz? – powiedział Jason. – Ona i Tyson. Nawet Rachel Elizabeth Dare.

Będą pracować nad rekonstrukcją Ksiąg sybillińskich.

– To musi być interesujące.

– Potrwa zapewne wiele lat – odparł Jason. – Ale w sytuacji kiedy głos Delf zgasł…

– Rachel nadal nie widzi przyszłości?

Jason pokręcił przecząco głową.

– Chciałbym wiedzieć, co się stało z Apollinem w Atenach. Może Artemida pomoże mu w tych

kłopotach z Zeusem i wyrocznia zacznie znów działać. Ale tymczasem te Księgi sybillińskie mogą być

naszą jedyną pomocą w przyszłych misjach.

– Osobiście – powiedział Nico – będę się świetnie czuł przez jakiś czas bez przepowiedni i misji.

Page 495: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Masz rację. – Jason poprawił okulary. – Słuchaj, Nico, muszę pogadać z tobą dlatego… Wiem, co

postanowiłeś tam w pałacu Austera. Wiem, że już odmówiłeś powrotu do Obozu Jupiter. Ja… mnie

pewnie nie uda się zmienić twojej decyzji co do opuszczenia Obozu Herosów, ale muszę…

– Zostaję.

Jason zamrugał.

– Co?

– W Obozie Herosów. Domek Hadesa potrzebuje przywódcy. Widziałeś jego wystrój? Jest ohydny.

Muszę to zmienić. No i ktoś musi się porządnie zajmować pogrzebami, skoro herosi upierają się przy

heroicznych zgonach.

– To… to fantastycznie! Chłopie! – Jason otwarł ramiona, żeby go uścisnąć, po czym zamarł. –

Prawda. Żadnego dotykania. Przepraszam.

Nico mruknął pod nosem.

– Myślę, że możemy zrobić wyjątek.

Jason uściskał go tak mocno, że Nico obawiał się o swoje żebra.

– Och, chłopie – powiedział Jason. – Zaczekaj, aż powiem o tym Piper. Ej, skoro ja też jestem sam w

moim domku, możemy dzielić stół w pawilonie jadalnym. Możemy stworzyć drużynę do bitwy o

sztandar i na konkursy śpiewu, i…

– Usiłujesz jednak mnie wystraszyć?

– Przepraszam. Wybacz. Cokolwiek chcesz, Nico. Ja się po prostu cieszę.

Page 496: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Najzabawniejsze było to, że Nico mu wierzył.

W tej samej chwili Nico zerknął w kierunku domków i dostrzegł, że ktoś do niego macha. Will Solace

stał w drzwiach domku Apollina z poważną miną. Wskazał pod swoje nogi, jakby mówił: „Ty. Tutaj.

Już”.

– Jason – powiedział Nico – wybaczysz?

* * *

– Gdzieś ty się podziewał? – zapytał ostro Will. Miał na sobie zieloną chirurgiczną bluzę, dżinsy i

klapki, co zapewne nie należało do standardowego stroju szpitalnego.

– O co ci chodzi? – zapytał Nico.

– Na jakieś dwa dni ugrzęzłem w infirmerii. A ty mnie nie odwiedziłeś. Nie zaproponowałeś pomocy.

– Ja… co? Dlaczego miałbyś chcieć mieć syna Hadesa w tym samym pomieszczeniu, w którym ludzie

usiłują wyzdrowieć? Dlaczego ktokolwiek miałby tego chcieć?

– Nie możesz pomóc przyjacielowi? Mógłbyś ciąć bandaże. Przynieść mi coś do picia albo kanapkę.

Albo po prostu wpaść i spytać: „Jak leci, Will?”. Nie sądzisz, że przydałaby mi się przyjazna twarz?

– Co… moja twarz?

Te słowa po prostu nie składały się w całość: „Przyjazna twarz”. „Nico di Angelo”.

– Ależ jesteś tępy – zauważył Will. – Mam przynajmniej nadzieję, że zrezygnowałeś z tego idiotyzmu z

opuszczaniem Obozu Herosów.

Page 497: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Hm… no. To znaczy, zostaję.

– Świetnie. A zatem może i jesteś tępy, ale nie jesteś idiotą.

– Jak ty w ogóle możesz tak do mnie mówić? Nie wiesz, że mogę wezwać zombie i szkielety, i…

– Chwilowo nie byłbyś w stanie wezwać kości kurczaka, nie rozpływając się w kałużę ciemności, di

Angelo – odparował Will. – Powiedziałem ci, żadnych podziemnych sztuczek, zalecenie lekarza. Jesteś

mi winny co najmniej trzy dni odpoczynku w infirmerii. Ze skutkiem natychmiastowym.

Nico czuł się tak, jakby w jego żołądku zmartwychwstawała setka motylich szkieletów.

– Trzy dni? Hm… myślę, że to będzie w porządku.

– Doskonale. A teraz…

Przerwał im radosny okrzyk.

Przy ognisku na środku polany Percy uśmiechał się promiennie do czegoś, co Annabeth właśnie mu

powiedziała. Annabeth roześmiała się i poklepała go radośnie po ramieniu.

– Zaraz wrócę – zwrócił się Nico do Willa. – Przysięgam na Styks i tak dalej.

Podszedł do Percy’ego i Annabeth, którzy nadal uśmiechali się jak wariaci.

– Hej, chłopie – przywitał go Percy. – Annabeth właśnie przekazała mi dobre wieści. Przepraszam, że

trochę głośno zareagowałem.

Page 498: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Zamierzamy spędzić nasz ostatni rok szkoły razem – wyjaśniła Annabeth – tu w Nowym Jorku. A

kiedy zdamy maturę…

– Uniwersytet w Nowym Rzymie! – Percy zamachnął się pięścią, jakby chciał zatrąbić klaksonem w

ciężarówce. – Cztery lata bez walk z potworami, bitew i głupich przepowiedni. Tylko ja i Annabeth,

nauka, przesiadywanie w kawiarniach, rozkoszowanie się Kalifornią…

– A potem… – Annabeth pocałowała Percy’ego w policzek. – Cóż, Reyna i Frank obiecali, że możemy

mieszkać w Nowym Rzymie, jak długo będziemy chcieli.

– To fantastycznie – odparł Nico. I był nieco zaskoczony, że powiedział to szczerze. – Ja też zostaję.

Tu, w Obozie Herosów.

– Cudownie! – krzyknął Percy.

Nico wpatrywał się w jego twarz – zielone jak morze oczy, uśmiech, zmierzwione czarne włosy. Percy

Jackson wydał mu się nagle zwyczajnym chłopakiem, a nie postacią z mitu. Nie kimś, kogo

potrzebowałby wielbić, w kim musiałby się zakochać.

– A zatem – odezwał się Nico – ponieważ będziemy co najmniej rok widywać się w obozie, myślę, że

powinienem oczyścić atmosferę.

Uśmiech Percy’ego zbladł.

– Co masz na myśli?

– Przez długi czas – odparł Nico – byłem w tobie zakochany. Po prostu chciałem, żebyś to wiedział.

Percy wpatrzył się w Nica. Następnie zerknął na Annabeth, jakby chciał sprawdzić, czy dobrze

usłyszał. Po czym przeniósł z powrotem wzrok na Nica.

Page 499: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Ty…

– Owszem – potaknął Nico. – Jesteś superosobą. Ale już mi przeszło. Cieszę się z waszego szczęścia.

– Ty… masz na myśli…

– Owszem.

Szare oczy Annabeth rozbłysły. Posłała Nicowi potajemny uśmiech.

– Czekaj – powiedział Percy. – To znaczy, że…

– Zgadza się – powtórzył Nico. – Ale to w porządku. Między nami też wszystko w porządku. To znaczy,

zrozumiałem wreszcie, że… jesteś super, ale nie w moim typie.

– Nie jestem w twoim typie… Czekaj. To…

– Do zobaczenia, Percy – przerwał mu Nico. – Annabeth.

Uniosła dłoń, żeby przybić mu piątkę.

Nico przybił. Następnie ruszył z powrotem przez trawnik do czekającego na niego Willa Solace’a.

LVII

Page 500: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

PIPER

Piper najbardziej chciałaby umieć zauroczyć samą siebie do snu.

Czar podziałał na Gaję, ale ona sama od dwóch nocy nie zmrużyła oka.

Dni były w porządku. Piper cieszyła się ze spotkania z przyjaciółmi, Lacy, Mitchellem i innymi dziećmi

Afrodyty. Nawet jej zuchwała zastępczyni Drew Tanaka najwyraźniej poczuła ulgę, zapewne dlatego

że Piper mogła się teraz zająć obowiązkami, co dawało Drew więcej czasu na plotki i zabiegi

kosmetyczne.

Piper pomagała Reynie i Annabeth w organizacji współpracy między Grekami a Rzymianami. Ku jej

zaskoczeniu obie dziewczyny doceniały jej umiejętności negocjacji i łagodzenia wszelkich konfliktów.

Nie było ich wiele, ale Piper udało się doprowadzić do zwrotu kilku rzymskich hełmów, które w

tajemniczych okolicznościach znalazły się w obozowym magazynie. Zdołała również powstrzymać

wybuch wojny pomiędzy dziećmi Marsa i Aresa o to, jaki jest najlepszy sposób na zabicie hydry.

Rankiem tego dnia, kiedy Rzymianie mieli odjechać, Piper siedziała na pomoście nad jeziorem

kajakowym, usiłując udobruchać najady. Niektóre z duchów jeziora uważały Rzymian za tak

przystojnych, że same też chciały wyjechać do Obozu Jupiter. Na podróż na zachód żądały ogromnego

przenośnego akwarium. Piper właśnie zakończyła negocjacje, kiedy znalazła ją Reyna.

Pretorka usiadła koło niej na molo.

– Trudna robota?

Piper zdmuchnęła kosmyk włosów z oczu.

Page 501: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Najady bywają niezłym wyzwaniem. Ale myślę, że doszłyśmy do porozumienia. Jeśli pod koniec lata

nadal będą zamierzały wyjechać, wtedy ustalimy szczegóły. Ale najady mają zwyczaj zapominać o

wszystkim w kilka sekund.

Reyna przebiegła palcami po powierzchni wody.

– Czasem żałuję, że ja nie potrafię zapominać tak szybko.

Piper przyglądała się jej uważnie. Reyna należała do tych herosów, którzy najwyraźniej nie zmienili się

podczas wojny z gigantami… w każdym razie nie w sposób widoczny. Miała nadal to samo władcze,

niezłomne spojrzenie, te same piękne królewskie rysy. Nosiła zbroję i purpurowy płaszcz z równą

łatwością, jak większość ludzi nosi szorty i podkoszulki.

Piper nie potrafiła zrozumieć, jak ktoś jest w stanie znieść tyle cierpienia, unieść tyle

odpowiedzialności – i nie dać się złamać. Zastanawiała się, czy Reyna miała kiedykolwiek osobę,

której mogła się zwierzać.

– Dokonałaś tak wiele – powiedziała Piper. – Dla obu obozów. Bez ciebie nic nie byłoby możliwe.

– Wszyscy odegraliśmy swoje role.

– Oczywiście. Ale ty… chciałabym, żebyś została naprawdę doceniona.

Reyna roześmiała się cicho.

– Dziękuję, Piper. Ale ja nie chcę być centrum zainteresowania. Wiesz, jak to jest, prawda?

Piper wiedziała. Były takie różne, ale rozumiała niechęć do bycia w centrum uwagi. Piper przez całe

życie marzyła o braku zainteresowania: z powodu sławy ojca, paparazzich, zdjęć i skandali

opisywanych w prasie. Spotykała tylu ludzi, którzy mówili: „Och, jakbym chciał być sławny! To byłoby

Page 502: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

takie super!”. Ale nie mieli pojęcia, jak to naprawdę jest. Piper widziała, jaką cenę płacił za to jej

ojciec. Nie chciała mieć z tym nic wspólnego.

Rozumiała również pokusę rzymskiego stylu życia – wtopienia się w tłum, bycia częścią zespołu, pracę

w charakterze trybiku dobrze działającej maszyny. A mimo to Reyna dotarła na sam szczyt. Nie mogła

pozostać w ukryciu.

– Twoja siła od mamy… – odezwała się Piper. – Możesz jej użyczać innym?

Reyna zacisnęła wargi.

– Nico ci mówił?

– Nie. Po prostu to wyczułam, obserwując cię na czele legionu. To musi cię wyczerpywać. Jak ty… no

wiesz, jak odzyskujesz tę siłę?

– Kiedy ją odzyskam, dam ci znać.

Powiedziała to żartobliwym tonem, ale Piper wyczuła smutek w jej słowach.

– Zawsze jesteś tu mile widziana – odparła. – Jeśli potrzebujesz wakacji, przerwy… masz teraz Franka

– on może przejąć na jakiś okres więcej odpowiedzialności. Trochę czasu dla siebie dobrze ci zrobi –

kiedy nikt nie będzie na ciebie patrzył jako na pretorkę.

Reyna spojrzała jej w oczy, jakby usiłowała ocenić, jak poważna była ta propozycja.

– Czy będziecie ode mnie wymagali śpiewania tej dziwacznej piosenki o tym, jak babcia zakłada

zbroję?

Page 503: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie, jeśli naprawdę nie masz na to ochoty. Ale być może będziemy zmuszeni do wykluczenia cię z

bitwy o sztandar. Obawiam się, że mogłabyś samotnie wystąpić przeciwko całemu obozowi, a i tak

nas pokonać.

Reyna uśmiechnęła się ironicznie.

– W takim razie rozważę tę propozycję. Dziękuję. – Poprawiła sztylet, a Piper przez moment myślała o

własnym sztylecie, Katoptrisie, który leżał teraz zamknięty w skrzyni znajdującej się w jej domku. Od

czasu Aten, kiedy wbiła jego ostrze w ciało giganta Enkeladosa, wizje znikły całkowicie.

– Zastanawiam się… – odezwała się Reyna. – Ty jesteś dzieckiem Wenus. To znaczy Afrodyty. Może…

może potrafisz wytłumaczyć coś, co powiedziała twoja matka.

– Będzie to dla mnie zaszczytem. Spróbuję, ale muszę cię ostrzec: słowa mojej mamy są często

niezrozumiałe również dla mnie.

– Kiedyś w Charleston Wenus powiedziała do mnie coś takiego: „Nie znajdziesz miłości tam, gdzie byś

sobie tego życzyła, ani tam, gdzie będziesz miała nadzieję. Żaden heros nie uleczy twojego serca”. Ja…

ja walczyłam z tym przez… – Głos jej się załamał.

Piper miała wielką ochotę odnaleźć swoją matkę i pobić ją. Nienawidziła tego, jak Afrodyta potrafiła

namieszać ludziom w życiu krótką rozmową.

– Reyno – powiedziała. – Nie mam pojęcia, co mogła mieć na myśli, ale wiem jedno: jesteś niezwykłą

osobą. Coś na ciebie czeka. Może to nie heros. Może to śmiertelnik albo… albo sama nie wiem. Ale

kiedy przyjdzie na to pora, to się wydarzy. A póki co, hej, pamiętaj, masz przyjaciół. Mnóstwo

przyjaciół wśród Greków i Rzymian. Cała sprawa z tym, że jesteś dla wszystkich źródłem siły, polega

na tym, że czasem zapominasz, że ty też musisz brać siłę od innych. Na przykład ode mnie.

Reyna patrzyła w dal przez jezioro.

– Piper McLean, jesteś mistrzynią słów.

Page 504: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie używam magicznego głosu, obiecuję.

– Nie potrzebujesz magicznego głosu. – Reyna podała jej rękę. – Mam przeczucie, że zobaczymy się

jeszcze.

Uścisnęły sobie dłonie, a kiedy Reyna odeszła, Piper wiedziała, że Reyna ma rację. Miały się jeszcze

spotkać, ponieważ Reyna przestała być rywalką, nie była już obcą ani potencjalnym wrogiem. Stała

się przyjaciółką. Stała się rodziną.

Tej nocy po odejściu Rzymian obóz wydawał się pusty. Piper już tęskniła za Hazel. Tęskniła za

trzeszczącymi deskami „Argo II” i konstelacjami, które jej lampa rzucała na sufit kabiny na statku.

Leżąc na łóżku w Domku Dziesiątym, czuła wielki niepokój i wiedziała, że nie pozwoli on jej zasnąć.

Nie mogła przestać myśleć o Leonie. Wciąż odtwarzała w myślach to, co się stało podczas walki z

Gają, i usiłowała zrozumieć, jak zdołała tak dramatycznie zawieść Leona.

Około drugiej nad ranem dała sobie spokój z próbami zaśnięcia. Usiadła na łóżku i patrzyła przez

okno. Światło księżyca posrebrzyło las. Bryza przynosiła zapach morza i truskawek. Piper nie była w

stanie uwierzyć, że wszystko, co było dla niej tak drogie, mogło ulec zniszczeniu zaledwie przed

kilkoma dniami, kiedy obudziła się Matka Ziemia. Ten wieczór wydawał się tak spokojny… tak

normalny.

Puk, puk, puk.

Piper omal nie uderzyła się o górne łóżko. Za oknem stał Jason, pukając w ramę. Uśmiechał się od

ucha do ucha.

– Chodź.

– Co ty tu robisz? – szepnęła. – Jest cisza nocna. Harpie patrolowe rozedrą cię na strzępy.

– Chodź.

Page 505: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Jej serce waliło jak szalone, ale wzięła go za rękę i wyszła przez okno. Poprowadził ją do Domku

Pierwszego i wprowadził do środka, gdzie ogromny posąg Zeusa Hipisa połyskiwał w półmroku.

– Yyy, Jason… o co dokładnie chodzi…?

– Sama zobacz. – Pokazał jej jedną z marmurowych kolumn otaczających okrągły pokój. Za nią,

niemalże schowane przy ścianie, prowadziły w górę metalowe szczeble – drabina. – Nie wierzę, że

wcześniej jej nie zauważyłem. Zaczekaj, aż zobaczysz!

Zaczął się wspinać. Piper nie była pewna, dlaczego czuje taki niepokój, ale ręce jej drżały. Ruszyła za

Jasonem do góry. Na samym szczycie Jason popchnął niewielką klapę.

Znaleźli się na jednym z boków kopułowego dachu, na płaskiej półce skierowanej na północ. Po

horyzont rozciągał się widok na zatokę Long Island. Byli tak wysoko i usadowieni pod takim kątem, że

nikt z dołu nie mógłby ich dostrzec. Patrolowe harpie nigdy nie wzbijały się tak wysoko.

– Popatrz. – Jason wskazał na gwiazdy, które błyszczały jak diamenty na całym niebie – piękniejsze

nawet niż wszelkie klejnoty, które potrafiłaby wezwać do siebie Hazel Levesque.

– Piękne. – Piper przytuliła się do Jasona i objęła go ramieniem. – Ale nie wpakujemy się w kłopoty?

– Przejmujesz się? – zapytał Jason.

Piper roześmiała się cicho.

– Kim ty jesteś?

Odwrócił się do niej, a jego okulary połyskiwały blado w świetle gwiazd.

Page 506: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Jason Grace. Miło mi panią poznać.

Pocałował ją i… no dobra, zdarzało się im już wcześniej całować. Ale teraz smakowało to inaczej.

Piper czuła się jak toster. Wszystko w niej było gorące. Jeszcze trochę i zacznie dymić jak spalona

grzanka.

Jason odsunął się na tyle, żeby spojrzeć jej w oczy.

– Tamtej nocy w Szkole Dziczy, nasz pierwszy pocałunek pod gwiazdami…

– To wspomnienie – odparła Piper. – To, co się nigdy nie zdarzyło.

– Wiesz… teraz jest prawdziwe. – Wykonał ręką gest odpędzania złego, ten sam, którym odegnał

ducha swojej matki, i posłał go w kierunku nieba. – Od tej chwili piszemy własną opowieść,

startujemy od nowa. I właśnie pocałowaliśmy się po raz pierwszy.

– Boję się powiedzieć ci to po raptem jednym pocałunku – odparła Piper. – Ale, na bogów

olimpijskich, kocham cię.

– Ja też cię kocham, Pipes.

Nie chciała zepsuć tej chwili, ale nie mogła przestać myśleć o Leonie i o tym, że on nigdy nie będzie

mógł zacząć od nowa.

Jason najwyraźniej wyczuł jej emocje.

– Hej – odezwał się. – U Leona wszystko w porządku.

– Jak możesz w to wierzyć? Nie dostał lekarstwa. Nico powiedział, że umarł.

Page 507: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Kiedyś udało ci się obudzić smoka samym głosem – przypomniał jej Jason. – Wierzyłaś, że ten smok

powinien żyć, prawda?

– Tak, ale…

– Musimy wierzyć w Leona. Nie ma mowy, żeby on umarł ot, tak po prostu. To twardy zawodnik.

– To prawda. – Piper usiłowała uspokoić serce. – A zatem wierzymy. Leo musi żyć.

– Pamiętasz, w Detroit, jak wtedy spłaszczył Mamę Uszczelkę silnikiem samochodowym?

– Albo te karły w Bolonii. Leo pokonał je domowej roboty granatami dymnymi zrobionymi z pasty do

zębów.

– Komandor Pas Narzędziowy – powiedział Jason.

– Bardzo niegrzeczny chłopiec – dodała Piper.

– Szef kuchni Tacos z Garażu Leona.

Zaczęli się śmiać i snuć opowieści o Leonie Valdezie, ich najlepszym przyjacielu. Siedzieli na dachu aż

do świtu i Piper zaczęła wierzyć, że mogą zacząć od nowa. Może nawet będzie możliwe wysnuć nową

opowieść, w której Leo jest nadal na tym świecie. Gdzieś…

LVIII

Page 508: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

LEO

Leo nie żył.

Miał co do tego absolutną pewność. Po prostu nie potrafił zrozumieć, dlaczego to tak bardzo boli.

Czuł się tak, jakby każda komórka jego ciała eksplodowała. Jego świadomość była teraz uwięziona w

spalonej kruchej skorupie herosowej padliny. Mdłości były gorsze niż każda choroba lokomocyjna,

której kiedykolwiek doświadczył. Nie był w stanie się ruszać. Nic nie widział i nic nie słyszał. Czuł

jedynie ból.

Poczuł przypływ paniki, myśląc, że może to jego wieczna kara.

Następnie ktoś włożył do jego mózgu kable akumulatora i zrestartował jego życie.

Leo krzyknął i usiadł.

Pierwszą rzeczą, którą poczuł, był powiew wiatru na twarzy, a następnie rozdzierający ból w prawej

ręce. Siedział nadal na grzbiecie Festusa, nadal unosił się w powietrzu. Jego oczy zaczęły na nowo

działać i Leo zauważył wielką strzykawkę wystającą mu z przedramienia. Pusty zbiorniczek zabrzęczał,

zabzyczał i wycofał się pod klapkę na karku Festusa.

– Dzięki, stary. – Leo jęknął. – Chłopie, ależ bycie martwym jest straszne. Ale to lekarstwo lekarza? To

paskudztwo jest jeszcze gorsze.

Festus stukotał i pobrzękiwał alfabetem Morse’a.

Page 509: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie, chłopie, tylko żartuję – odparł Leo. – Cieszę się, że żyję. I tak, ja też cię kocham. Spisałeś się

fenomenalnie.

Przez ciało smoka przebiegło metaliczne mruczenie.

Najpierw najważniejsze: Leo obejrzał smoka w poszukiwaniu zniszczeń. Skrzydła Festusa działały

prawidłowo, chociaż lewa środkowa błona była usiana dziurami po kulach. Powłoka karku została

częściowo przepalona, stopiona w wybuchu, ale smok nie wyglądał, jakby groziła mu natychmiastowa

katastrofa.

Leo usiłował przypomnieć sobie, co się stało. Był całkowicie pewny, że pokonał Gaję, ale nie miał

pojęcia, jak wiodło się jego przyjaciołom w Obozie Herosów. Miał nadzieję, że Jason i Piper wydostali

się poza strefę wybuchu. Leo miał dziwaczne wspomnienie pocisku pędzącego ku niemu i

wrzeszczącego jak mała dziewczynka… o co w tym, do licha, chodziło?

Kiedy wyląduje, będzie musiał sprawdzić podbrzusze Festusa. Największe zniszczenia zapewne są

tam, gdzie smok bohatersko zmagał się z Gają, kiedy wypalili z niej błoto. Leo nie potrafił określić, jak

długo Festus był w powietrzu. Lada moment trzeba wylądować.

Co kazało mu zadać jeszcze jedno pytanie: gdzie się znajdowali?

Pod nimi rozciągała się gęsta zasłona chmur. Słońce świeciło na nieskazitelnie błękitnym niebie

dokładnie nad ich głowami. A więc było koło południa… ale którego dnia? Jak długo Leo pozostawał

martwy?

Otwarł klapkę w karku Festusa. Astrolabium pomrukiwało, kryształ pulsował jak neonowe serce. Leo

sprawdził kompas i GPS i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

– Dobre wieści, Festusie! – zawołał. – Nasze odczyty nawigacyjne są kompletnie pomieszane!

– Zgrzyt? – odpowiedział Festus.

Page 510: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Aha! Schodzimy! Zejdź poniżej tych chmur i może…

Smok zanurkował tak szybko, że pęd wyssał powietrze z płuc Leona.

Przebili się przez biały kobierzec i ujrzeli pod sobą pojedynczą zieloną wyspę na środku ogromu

błękitnego morza.

Leo wydał okrzyk tak głośny, że zapewne usłyszano go w Chinach.

– TAK! KTO UMARŁ? KTO WRÓCIŁ? TO TWÓJ MISTER GADŻET, MAŁA! Haaa!

Schodzili spiralnym torem ku Ogygii i Leo czuł we włosach ciepły wiatr. Uświadomił sobie, że jego

ubranie jest w strzępach, pomimo magii, która była w nie wpleciona. Ręce miał pokryte cienką

warstwą sadzy, jakby dopiero co zginął w wielkim pożarze… co faktycznie zrobił.

Ale nie przejmował się żadną z tych spraw.

Stała na plaży, ubrana w dżinsy i białą bluzkę, z odrzuconymi do tyłu włosami w kolorze bursztynu.

Festus rozpostarł szeroko skrzydła i wylądował z potknięciem. Najwyraźniej miał złamaną jedną łapę.

Smok zakołysał się i katapultował Leona twarzą w piasek.

I tyle w kwestii bohaterskiego wejścia.

Leo wypluł kawałek wodorostu. Festus powlókł się dalej plażą, wydając stukot, który miał znaczyć:

Au, au, au.

Leo podniósł wzrok. Nad nim stała Kalipso z założonymi rękami i zmarszczonymi brwiami.

Page 511: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Spóźniłeś się – oznajmiła. Oczy jej błyszczały.

– Wybacz, słonko – odparł Leo. – Były straszne korki.

– Jesteś cały w sadzy – zauważyła. – I udało ci się zniszczyć ubranie, które ci dałam i które miało być

nie do zniszczenia.

– No wiesz. – Leo wzruszył ramionami. Czuł się tak, jakby ktoś uwolnił setkę piłeczek pingpongowych

w jego piersi. – Dokonywanie rzeczy niemożliwych to moja specjalność.

Podała mu rękę i pomogła mu wstać. Stali, niemal dotykając się twarzami, kiedy sprawdzała, czy

wszystko z nim w porządku. Pachniała cynamonem. Czy zawsze miała tego maleńkiego piega tuż koło

lewego oka? Leo bardzo chciał dotknąć tego miejsca.

Zmarszczyła nos.

– Śmierdzisz…

– Wiem. Jakbym był martwy. Zapewne dlatego, że byłem. Przysięga, której dotrzymałem z ostatnim

oddechem, i tak dalej, ale już się lepiej czuję…

Przerwała mu pocałunkiem.

Piłeczki pingpongowe tłukły się w jego piersi. Czuł się tak szczęśliwy, że musiał świadomie się

powstrzymywać od wybuchnięcia płomieniem.

Kiedy go w końcu puściła, jej twarz pokrywały smugi sadzy. Nie przejmowała się tym chyba.

Przesunęła palcem po jego policzku.

– Leo Valdez – powiedziała.

Page 512: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Nic więcej – tylko jego imię i nazwisko, jakby to była magiczna formuła.

– To ja – odparł łamiącym się głosem. – A zatem, hm… chcesz wyrwać się z tej wyspy?

Kalipso zrobiła krok w tył. Uniosła jedną rękę i wiatr zawirował. Jej niewidzialni służący przynieśli dwie

walizki i ustawili je u jej stóp.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

Leo rozpromienił się.

– Spakowana na długą podróż, co?

– Nie zamierzam wracać. – Kalipso obejrzała się przez ramię na dróżkę prowadzącą do jej ogrodu i

groty, która była jej domem. – Dokąd mnie zabierzesz, Leonie?

– Najpierw dokądś, gdzie uda mi się naprawić mojego smoka – oznajmił. – A potem… dokąd tylko

zechcesz. Jak długo mnie nie było, tak poważnie?

– Czas to trudna sprawa na Ogygii – odpowiedziała Kalipso. – Miałam wrażenie, że całą wieczność.

Leo poczuł ukłucie wątpliwości. Miał nadzieję, że u jego przyjaciół wszystko w porządku. Miał

nadzieję, że nie minęło całe stulecie, kiedy leżał sobie martwy, a Festus szukał Ogygii.

Będzie musiał to sprawdzić. Będzie musiał dać znać Jasonowi i Piper, i pozostałym, że jest cały i

zdrowy. Ale na razie… sprawy najpilniejsze. Kalipso jest najważniejsza.

– A więc kiedy już opuścisz Ogygię – powiedział – pozostaniesz nieśmiertelna czy jak?

Page 513: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

– Nie mam pojęcia.

– I to ci nie przeszkadza?

– Ani trochę.

– A zatem doskonale! – Odwrócił się do swojego smoka. – Hej, stary, jesteś gotowy na kolejną podróż

w żadne konkretne miejsce?

Festus zionął ogniem i zatoczył się w miejscu.

– No to lecimy bez planu – powiedziała Kalipso. – Bez pojęcia, dokąd podróżujemy albo jakie

problemy czekają na nas poza tą wyspą. Mnóstwo pytań i żadnych wygodnych odpowiedzi?

Leo rozłożył ręce.

– Tak właśnie podróżuję, słonko. Mogę wziąć twoje walizki?

– Koniecznie.

Pięć minut później, z Kalipso obejmującą go ramionami w pasie, Leo podniósł Festusa do lotu.

Spiżowy smok rozłożył skrzydła i wznieśli się w nieznane.

SŁOWNIK

Page 514: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Acheloos bóstwo rzeki o tej samej nazwie w zachodniej Grecji; Herakles pokonał go w walce, kiedy

oderwał mu jeden z rogów, który następnie został zamieniony w kornukopię

Achlys grecka bogini udręki i trucizn, władająca Mgłą Śmierci; córka Chaosu i Nocy

Ad aciem rzymska komenda wojskowa oznaczająca „formuj szyk”

Afrodyta grecka bogini miłości i piękności. Była żoną Hefajstosa, ale kochała Aresa, boga wojny.

Rzymski odpowiednik: Wenus

Afros nauczyciel muzyki i poezji w morskim obozie dla wodnych herosów. Jeden z przyrodnich braci

Chejrona.

akropol w miastach greckich najwyżej położone miejsce, gdzie znajdowały się budynki publiczne,

świątynie, siedziba władzy

Akropolis ateńska najważniejszy ośrodek kultu w starożytnych Atenach, zbudowany na terenie

dawnej cytadeli. Znajdował się tam m.in. Partenon

Akteon myśliwy, który podglądał Artemidę w kąpieli. Tak ją to rozzłościło, że zamieniła go w jelenia

Akwilon rzymski bóg wiatru północnego. Grecki odpowiednik: Boreasz

Alkyoneus najstarszy z tytanów zrodzonych przez Gaję; jego przeznaczeniem była walka z Hadesem

Aloadzi zob. Efialtes, Otis. Bliźniacy giganci, którzy próbowali zdobyć Olimp, zwalając trzy greckie góry

jedna na drugą. Ares chciał ich powstrzymać, ale został pokonany i uwięziony w spiżowej urnie;

uwolnił go z niej Hermes. Później Artemida doprowadziła do ich śmierci, przebiegając między nimi w

postaci jelenia. Cisnęli w nią oszczepami, ale ugodzili jeden drugiego

Page 515: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Amazonki wojownicze plemię kobiet, córek Aresa, zamieszkujących wybrzeża Morza Czarnego

amfora ceramiczny dzban o dwóch uchach używany do przechowywania wina

Antinous przywódca zalotników żony Odyseusza, królowej Penelopy. Odyseusz zabił go strzałą, która

trafiła Antinousa w gardło

Apollo grecki bóg słońca, wyroczni, poezji, muzyki i medycyny; syn Zeusa i Latony, brat bliźniak

Artemidy. W Rzymie czczony pod tym samym imieniem

aquilifer łac. dosł. „noszący orły”, czyli znaki legionowe zwieńczone figurą orła; rzymski odpowiednik

chorążego w armii średniowiecznej i późniejszej

Arachne tkaczka, która chwaliła się, że potrafi tkać lepiej od Ateny. Rozgniewana bogini zniszczyła jej

krosno i tkaninę. Arachne powiesiła się z rozpaczy, a Atena wskrzesiła ją jako pająka

arai żeńskie duchy klątw, pomarszczone wiedźmy z nietoperzymi skrzydłami, mosiężnymi szponami i

rozjarzonymi czerwonymi oczami, córki Nyks (Nocy)

Archimedes grecki matematyk, fizyk, inżynier, wynalazca i astronom. Żył w latach 287–212 p.n.e.,

jeden z największych uczonych starożytności. Odkrył m.in., jak obliczyć pojemność kuli, konstruował

machiny wojenne

Ares grecki bóg wojny, syn Zeusa i Hery. Rzymski odpowiednik: Mars

argentum łac. srebro, również imię jednego z dwóch metalowych psów Reyny, które potrafią wyczuć

kłamstwo

Page 516: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Argo II zbudowany przez Leona okręt, który może żeglować po morzu i latać w powietrzu, a na

dziobie ma głowę sterującego nim spiżowego smoka Festusa. Pierwszym „Argo” był okręt, na którym

Argonauci pod wodzą Jazona pożeglowali na poszukiwanie Złotego Runa

Argonauci drużyna greckich herosów, którzy pod wodzą Jazona pożeglowali na poszukiwanie Złotego

Runa

Ariadna córka Minosa, która pomogła Tezeuszowi wydostać się z Labiryntu. Później żona Dionizosa

Arion niewiarygodnie szybki koń, dziki i wolny, który od czasu do czasu odpowiada na wezwanie

Hazel. Jego ulubionym przysmakiem są grudki złota. Nosi imię po legendarnym poecie

Artemida grecka bogini przyrody i łowów, córka Zeusa i Latony, siostra bliźniaczka Apollina. Rzymski

odpowiednik: Diana

Asfodelowe Łąki część Podziemia, do której zsyłane są po śmierci dusze ludzi niezasługujących ani na

karę, ani na nagrodę

Asklepiejon w starożytnej Grecji sanktuarium boga Asklepiosa; w tego typu kompleksach budynków

mieściły się szpitale i szkoły medyczne

Asklepios bóg uzdrowiciel, syn Apollina; jego główne sanktuarium w Epidauros było najważniejszym

ośrodkiem medycznym w starożytnej Grecji

astrolabium przyrząd do nawigacji na morzu pozwalający określić pozycję planet i gwiazd

Atena grecka bogini mądrości i sprawiedliwej wojny. Rzymski odpowiednik: Minerwa

Atena Partenos wielki posąg Ateny stojący pierwotnie w Partenonie w Atenach

Page 517: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

August Oktawian August, następca Juliusza Cezara i twórca cesarstwa rzymskiego, którym rządził w

latach 27 p.n.e. – 14 n.e.

aurum łac. złoto, również imię jednego z metalowych psów Reyny, które potrafią wyczuć kłamstwo

Auster rzymski bóg południowego wiatru. Grecki odpowiednik: Notus

auxilia łac. dosł. pomoce (l. poj. auxilium); oddziały cudzoziemskie w armii rzymskiej

Ave Roma łac. dosł. witaj, Rzymie; ave to łacińskie powitanie

Bachus rzymski bóg wina i zabawy. Grecki odpowiednik: Dionizos

balista rzymska machina wojenna miotająca wielkie pociski na dużą odległość (zob. też skorpion)

Banastre Tarleton brytyjski dowódca w czasie amerykańskiej wojny o niepodległość (1775–1783),

który okrył się niesławą po udziale w rzezi żołnierzy poddającej się Armii Kontynentalnej w bitwie pod

Waxhaws

Barrachina restauracja w San Juan w Puerto Rico; miejsce narodzin drinka piña colada

Bellona rzymska bogini wojny

bifurcum łacińskie określenie intymnych części ciała

Boreadzi Kalais i Zetes, synowie Boreasza, boga północnego wiatru

Boreasz bóg północnego wiatru. Rzymski odpowiednik: Akwilon.

Page 518: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

braccae łac. spodnie

Briareus starszy brat tytanów i cyklopów, syn Gai i Uranosa. Ostatni żyjący ze sturękich

Bunkier Dziewiąty tajna pracownia Leona odkryta w Obozie Herosów, pełna narzędzi i broni. Ma

przynajmniej 200 lat i była wykorzystana w wojnie domowej półbogów

Bytos trener walki w podmorskim obozie wodnych herosów, przyrodni brat Chejrona

centaur pół człowiek, pół koń

centurion setnik, oficer armii rzymskiej dowodzący setką żołnierzy

Ceres rzymska bogini rolnictwa. Grecki odpowiednik: Demeter

cesarskie złoto rzadki metal poświęcany w Panteonie, śmiertelny dla potworów; jego istnienie było

pilnie strzeżoną tajemnicą cesarzy rzymskich

Chione grecka bogini śniegu, córka Boreasza

chiton grecka szata bez rękawów, z płótna lub wełny, spinana na ramionach broszami i ściągana

pasem

chlamida grecki płaszcz wełniany, luźno fałdowany i spinany na ramieniu

coquí wspólna nazwa kilku gatunków niewielkich żabek żyjących w Puerto Rico

cuneum formate rozkaz do rzymskiego manewru piechoty, polegającego na uformowaniu klina dla

przełamania linii wroga

Page 519: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

cyklopi jednoocy olbrzymi; pierwsze pokolenie to dzieci Uranosa i Gai

czaromowa dar udzielany przez Afrodytę jej dzieciom, który pozwala im naginać innych do swojej

woli

Damasen gigant, syn Tartara i Gai, stworzony, by przeciwstawiał się Aresowi. Skazany na wieczny

pobyt w Tartarze za zabicie smoka, który pustoszył kraj

Dedal genialny architekt grecki; zbudował na Krecie Labirynt, w którym został uwięziony Minotaur,

pół człowiek, pół byk

Dejmos Strach, brat bliźniak Fobosa (Lęku), syn Aresa i Afrodyty

Delos maleńka wysepka grecka w archipelagu Cyklad na Morzu Egejskim, w pobliżu Mykonos, miejsce

urodzenia Apollina i Artemidy

Demeter grecka bogini rolnictwa, córka tytanów Kronosa i Rei. Rzymski odpowiednik: Ceres

denar podstawowa moneta rzymska

Diana rzymska bogini przyrody i łowów. Grecki odpowiednik: Artemida

Dies rzymska bogini dnia. Grecki odpowiednik: Hemera

Dioklecjan ostatni wybitny pogański cesarz rzymski i pierwszy, który dobrowolnie zrezygnował z

władzy; półbóg (syn Jupitera). Według legendy jego berło ma moc wskrzeszania armii duchów

Diomedes jeden z bohaterów wojny trojańskiej

Page 520: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Dionizos grecki bóg wina i zabawy, syn Zeusa. Rzymski odpowiednik: Bachus

Dom Hadesa miejsce w Podziemiu, gdzie Hades, grecki bóg umarłych, oraz jego żona Persefona

rządzą duszami tych, którzy odeszli; również nazwa starożytnej świątyni w Epirze, Nekromantejonu

drachma grecka srebrna moneta

drakaina żeński humanoid o wężowych kształtach, z ciałami węży zamiast nóg

driady nimfy drzew

droga cieni trudny, wyczerpujący sposób przenoszenia się dzieci Hadesa z Podziemia do dowolnego

miejsca na ziemi lub odwrotnie

Dwór Nocy pałac Nyks

Efialtes gigant zrodzony przez Gaję, by zniszczyć boga Dionizosa-Bachusa; brat bliźniak Otisa, zob.

Aloadzi

egida tarcza, a niekiedy narzutka Ateny, dar jej ojca Zeusa, który wykonał ten cudowny przedmiot,

chroniący przed ranami i ciosami, ze skóry kozy Amaltei. Na krawędzi otoczona żywymi wężami,

pośrodku miała głowę Gorgony. Także wzbudzająca strach tarcza Thalii Grace

eiaculare flammas łac. wystrzelić ogień

ejdolony duchy opanowujące inną istotę

Elizjum część Podziemia, do której bogowie zsyłają błogosławione dusze ludzi sprawiedliwych, by tam

zażywały wiecznego spokoju

Page 521: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

empuzy żeńskie wampiry ze szponami, z kłami, lewą nogą ze spiżu, prawą osła, z ognistymi włosami i

białą skórą; potrafią manipulować Mgłą, zmieniać kształty i używać czaromowy, by omamić swoje

śmiertelne ofiary

Enkelados gigant zrodzony przez Gaję, by pokonać boginię Atenę

Eol grecki bóg wszystkich wiatrów

Epidauros nadmorskie miasto na Peloponezie. Tam znajdowało się najważniejsze sanktuarium boga

uzdrowiciela Asklepiosa

Epir kraina w dzisiejszej północno-zachodniej Grecji; siedziba Domu Hadesa

Erechtejon świątynia Ateny i Posejdona na Akropolis ateńskiej

Eris grecka bogini niezgody. Rzymski odpowiednik: Discordia

Eros grecki bóg miłości. Rzymski odpowiednik: Kupidyn

espresso wyjątkowo mocna kawa z ekspresu podawana w małych filiżankach

Eurymach jeden z zalotników żony Odyseusza, królowej Penelopy

Évora miasto w Portugalii, do dziś po części otoczone średniowiecznymi murami, z wieloma

zabytkami, wśród nich rzymską świątynią

falanga grecki i macedoński szyk bojowy ciężkozbrojnej piechoty; pot. zwarty szyk wojska

Page 522: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

fartura portugalskie ciastko

Fata (Mojry) trzy boginie istniejące przed stworzeniem bogów: Kloto, która plotła nić życia, Lachesis,

która określała, jak długo może trwać życie, i Atropos, która przecinała nić życia nożycami

faun rzymski bożek leśny, pół człowiek, pół kozioł. Grecki odpowiednik: satyr

Flegeton Rzeka Ognia w Tartarze; jej wody utrzymują duchy potępionych przy życiu, aby mogły być

poddawane mękom na Polach Kary

filia Romae łac. córka Rzymu

Filip Macedoński wybitny władca położonego na północy dzisiejszej Grecji królestwa Macedonii,

ojciec Aleksandra Wielkiego; panował w latach 359–336 p.n.e., uczynił swoje państwo potęgą w

świecie greckim

Fobos Lęk, brat bliźniak Dejmosa (Strachu), syn Aresa i Afrodyty

Forkis pierwotny bóg niebezpieczeństw morskich, syn Gai, brat i małżonek Keto

frigidarium sala z zimną kąpielą w łaźniach rzymskich

Furie rzymskie boginie zemsty; grecki odpowiednik: Erynie. Zwykle przedstawiane jako trzy siostry –

Alekto, Tyzyfona i Megiera – córki Gai i Uranosa. Przebywają w Podziemiu, gdzie dręczą złoczyńców i

grzeszników

Gaja grecka bogini ziemi, matka tytanów, gigantów, cyklopów i innych potworów. Rzymski

odpowiednik: Terra Mater (Matka Ziemia) lub Tellus

Gajusz Witeliusz Reticulus legionista rzymski z czasów pierwszego legionu; lekarz w czasach Juliusza

Cezara, obecnie lar (duch opiekuńczy) w Obozie Jupiter

Page 523: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

gegeni po grecku gegeneis lub gegenees urodzeni z ziemi; potwory z sześcioma ramionami

geminus (l.mn. gemini) pół ludzie, pół węże; pierwotni Ateńczycy

Geras bóg starości

Gerion potwór o trzech ciałach, zabity przez Heraklesa

gladius rzymski krótki miecz

gorgonejon ornament w kształcie głowy gorgony Meduzy, pierwotnie pełnił funkcję odstraszania

potworów i złych sił; w mitologii greckiej pierwszym gorgonejonem była głowa Meduzy podarowana

Atenie przez Perseusza i umieszczona przez nią na środku egidy

Graecus łac. Grek

grecki ogień ciecz zapalająca, używana w oblężeniach i bitwach morskich, bo paliła się również w

wodzie

gris-gris (fr. gris: szary) praktyka magiczna stosowana w kulcie wudu w Nowym Orleanie. W

czerwonym woreczku nosi się mieszaninę ziół i innych składników, aby przywrócić równowagę

między czarnymi i białymi aspektami swojego życia

Grom przyjaciel Jasona, duch burzy o kształtach konia

Grota Nestora jaskinia na Peloponezie, w której Hermes ukrył stado krów ukradzione Apollinowi

gryfon potwór o przedniej części ciała i skrzydłach orła, a tylnej lwa

Page 524: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Hades grecki bóg zmarłych, zasobów podziemnych i bogactw. Rzymski odpowiednik: Pluton oraz

Orkus

Hannibal kartagiński wódz żyjący w latach 247–ok. 182 p.n.e., uważany za jednego z największych

wodzów starożytności. Zasłynął ze śmiałego przeprowadzenia armii (ze słoniami bojowymi) przez

Pireneje i Alpy z Iberii (Hiszpanii) do Italii (Włoch)

harpie skrzydlate potwory o ptasich tułowiach i kobiecych twarzach kradnące różne przedmioty

Hazdrubal wódz kartagiński, brat Hannibala, żył w latach 245–207 p.n.e., współdowodził z bratem w II

wojnie punickiej. Poległ bohatersko w bitwie z legionami, a Rzymianie posłali Hannibalowi jego

odciętą głowę jako znak hańby i zapowiedź ostatecznego pokonania Kartaginy

Hebe grecka bogini młodości, córka Zeusa i Hery. Rzymski odpowiednik: Juventas

Hefajstos grecki bóg ognia, rzemiosł i kowalstwa, syn Zeusa i Hery, małżonek Afrodyty. Rzymski

odpowiednik: Wulkan

Hekate bogini magii i rozdroży, panująca nad Mgłą, córka tytanów Persesa i Asterii

Hemera bogini dnia, córka Nocy

Hera grecka bogini małżeństwa, żona i siostra Zeusa. Rzymski odpowiednik: Junona

Herakles syn Zeusa i Alkmeny, najsilniejszy ze wszystkich śmiertelników, przez wielu uważany za

największego z greckich herosów. Rzymski odpowiednik: Herkules

Herkules rzymski odpowiednik Heraklesa, syn Jupitera i Alkmeny, obdarzony wielką siłą

Page 525: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Hermes grecki bóg podróży i środków komunikacji, kupców i złodziei, przewodnik duchów zmarłych.

Rzymski odpowiednik: Merkury

Hezjod grecki poeta żyjący w VIII/VII w. p.n.e., autor m.in. poematu o pochodzeniu bogów; uważał, że

upadek na samo dno Tartaru zajmuje dziewięć dni

Higieja bogini zdrowia i czystości; córka boga lekarzy Asklepiosa

hipodrom w starożytnym Rzymie tor do wyścigów rydwanów

Hippiasz tyran Aten w VI w. p.n.e., który po wygnaniu sprzymierzył się z Persami przeciwko

Ateńczykom

Hippolitos gigant zrodzony przez Gaję, by pokonać Hermesa

Hyperion jeden z dwunastu tytanów, pan wschodu

Hypnos grecki bóg snu. Rzymski odpowiednik: Somnus

hypogeum w budowlach greckich i rzymskich pomieszczenia znajdujące się pod ziemią; w hypogeum

pod Koloseum trzymano dzikie zwierzęta i machinerię amfiteatru

ichor złota krew bogów i nieśmiertelnych

Invidia rzymska bogini zazdrości, poczucia niesprawiedliwości i zemsty. Grecki odpowiednik: Nemezis

Iris bogini tęczy, wysłanniczka bogów

Page 526: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Iros starzec, który biegał na posyłki dla zalotników żony Odyseusza, królowej Penelopy, w zamian za

resztki z ich stołu

Itaka grecka wyspa, ojczyzna Odyseusza. Z pałacu na Itace heros musiał wypędzić zalotników swojej

żony po powrocie z wojny trojańskiej

Janus rzymski bóg wrót, początków i przejść; przedstawiany jako mający dwie twarze, ponieważ

patrzył w przyszłość i przeszłość

Japet jeden z dwunastu tytanów, pan zachodu; jego imię znaczy „przeszywający”. Kiedy Percy

pokonał go w państwie Hadesa, Japet wpadł do rzeki Lete i utracił pamięć. Percy nadał mu nowe

imię: Bob

Junona rzymska bogini kobiet, małżeństwa i płodności, siostra i żona Jupitera, matka Marsa. Grecki

odpowiednik: Hera

Jupiter rzymski król bogów, czczony jako Iuppiter Optimus Maximus (najlepszy i największy). Grecki

odpowiednik: Zeus

Juventas rzymska bogini młodości, córka Jowisza i Junony. Grecki odpowiednik: Hebe

Kadmos heros, założyciel Teb. Zabił smoka, syna Aresa, za co musiał odpokutować, służąc bogu;

ostatecznie przemieniony w węża. Z zasianych zębów smoka wyrośli smoczy wojownicy

Kalipso nimfa żyjąca na mitycznej wyspie Ogygii, córka tytana Atlasa. Przez siedem lat więziła na tej

wyspie Odyseusza

Kampe potwór o górnej części ciała wężowłosej kobiety, a dolnej drakona, wyznaczona przez tytana

Kronosa strażniczka cyklopów w Tartarze. Zeus zabił ją i uwolnił cyklopów, by pomogli mu w wojnie z

tytanami

Page 527: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Kanał Koryncki żeglowny kanał przekopany pomiędzy Zatoką Koryncką a Zatoką Sarońską na Morzu

Egejskim

katapulta machina wojenna do wystrzeliwania pocisków

katoblepony (l. poj. katoblepas) po grecku „patrzące w dół”, potwory o ciele krowy i głowie dzika,

przypadkowo sprowadzone do Wenecji z Afryki. Żywiły się trującymi korzeniami rosnącymi nad

kanałami, miały trujący oddech i puszczały trujące gazy

Katoptris magiczny sztylet należący do Piper

Kekrops przywódca gemini, pół człowiek, pół wąż. Był założycielem Aten, rozsądził spór między Ateną

a Posejdonem o władzę nad miastem. Wybrał Atenę i zbudował jej pierwszą świątynię

Kerkopi para karłów przemienionych przez bogów w małpy, które kradły błyszczące przedmioty i

wzniecały chaos

Keto prastara morska bogini, matka większości morskich potworów; córka Pontusa i Gai, siostra

Forkisa

Kirke grecka czarodziejka, uważana niekiedy za boginię magii, córka boga słońca Heliosa

Klytios gigant stworzony przez Gaję, by absorbował i pokonywał czary Hekate

kohorta jeden z dziesięciu pododdziałów rzymskiego legionu, kompania żołnierzy

Kojos jeden z dwunastu tytanów, pan północy

Koloseum owalny amfiteatr w centrum Rzymu (Amfiteatr Flawiuszy), zbudowany w latach 70–80 n.e.

Mógł pomieścić 50 albo nawet 80 tys. widzów, był największym amfiteatrem w ­imperium. Odbywały

Page 528: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

się w nim walki gladiatorów i wielkie widowiska publiczne, m.in. pozorowane bitwy morskie,

polowania na dzikie zwierzęta i rekonstrukcje słynnych bitew

kornukopia róg obfitości, z którego wysypywały się produkty spożywcze i klejnoty. Według jednej z

wersji mitu powstał z oderwanego przez Heraklesa rogu rzecznego boga Acheloosa; według innej –

stworzył go Zeus z rogu kozy Amaltei, która karmiła go w niemowlęctwie na Krecie

Kronos najmłodszy z dwunastu tytanów, syn Uranosa i Gai, ojciec Zeusa. Zabił swojego ojca na rozkaz

matki. Pan losu, żniw, sprawiedliwości i czasu. Rzymskim odpowiednikiem był Saturn, łagodny – w

przeciwieństwie do Kronosa – bóg rolników i Złotego Wieku

Księgi sybillińskie zbiór metrycznych, wierszowanych przepowiedni po grecku, które ostatni król

Rzymu, Tarkwiniusz Pyszny (VI w. p.n.e.), kupił od wieszczki Sybilli. Rzymianie szukali w nich rady w

sytuacjach zagrożenia państwa

Kupidyn rzymski bóg miłości. Grecki odpowiednik: Eros

Kymopoleja pomniejsza grecka boginka gwałtownych burz morskich; nimfa, córka Posejdona,

małżonka Briareusa, jednego ze sturękich

Kynokefalowie dosłownie: psiogłowcy

Labirynt podziemna budowla na Krecie, zaprojektowana przez Dedala; miejsce uwięzienia Minotaura

lajstrygoński ogr potwór, olbrzym ludożerca z dalekiej północy

lary rzymskie opiekuńcze duchy rodziny, duchy przodków, zazwyczaj występują w parze z penatami –

opiekuńczymi duchami domowymi (lary i penaty)

Latona córka tytana Kojosa, urodziła Zeusowi Artemidę i Apollina, bogini macierzyństwa. Inna forma

imienia: Leto

Page 529: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

lemury rzymskie złośliwe duchy

Likaon król Arkadii, który poddał próbie wszechwiedzę Zeusa, podając mu na uczcie pieczone ludzkie

mięso. Zeus ukarał go przemianą w wilka

Lotos hotel w Las Vegas, w którym Percy, Annabeth i Grover stracili cenny czas po zjedzeniu

zaczarowanych kwiatów lotosu

Lupa święta rzymska wilczyca, która wychowała porzucone bliźnięta Romulusa i Remusa

machai duchy walki i bitew

Mały Tyber rzeka w Obozie Jupiter. Choć nie tak duża jak Tyber w Rzymie, płynie z podobną mocą i

potrafi zmywać greckie błogosławieństwa

mania grecki duch obłędu

mantikora potwór z głową człowieka, tułowiem lwa i ogonem skorpiona

Mars rzymski bóg wojny, czczony m.in. jako Mars Ultor, czyli Mściciel. Patron Cesarstwa Rzymskiego,

boski ojciec Romulusa i Remusa. Grecki odpowiednik: Ares

Medea księżniczka w Kolchidzie (dzisiejsza Gruzja), uczennica Hekate, jedna z największych

czarodziejek starożytności. Zakochana w Jazonie, pomogła mu wywieźć z Kolchidy Złote Runo.

medius łac. środkowy

Meduza kapłanka, którą Atena zamieniła w gorgonę, kiedy przyłapała ją in flagranti z Posejdonem we

własnej świątyni. Meduza ma wężowe włosy i może spojrzeniem zamieniać ludzi w kamień

Page 530: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Merkury rzymski posłaniec bogów, bóg handlu i zysku, kupców, złodziei i podróżników, a także dróg.

Grecki odpowiednik: Hermes

Merope jedna z siedmiu Plejad, córek tytana Atlasa, zamienionych w gwiazdy

Mgła magiczna zasłona ukrywająca świat bogów, półbogów i potworów przed śmiertelnikami

Mimas gigant zrodzony przez Gaję na zagładę Aresa

Minerwa rzymska bogini mądrości. Grecki odpowiednik: Atena.

Minos król Krety, syn Zeusa. Co roku nakazywał królowi Egeuszowi wybrać siedmiu młodzieńców i

siedem dziewcząt, którzy byli wprowadzani do Labiryntu na pożarcie przez Minotaura. Po śmierci

został sędzią umarłych w Podziemiu

Minotaur potwór z głową byka i tułowiem człowieka

mofongo smażone na głębokim tłuszczu danie z bananów – przysmak rodem z Puerto Rico

Mykonos niewielka wyspa grecka w archipelagu Cyklad na Morzu Egejskim

najady nimfy wodne

Nekromantejon wyrocznia umarłych w Epirze, Dom Hadesa, świątynia, której główna część

znajdowała się podziemnej grocie. Ludzie kontaktowali się w niej ze zmarłymi, aby uzyskać wróżby

Nemezis grecka bogini zemsty. Rzymski odpowiednik: Invidia

Page 531: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Neptun rzymski bóg morza. Grecki odpowiednik: Posejdon

nereidy pięćdziesiąt żeńskich nimf morskich, opiekunki żeglarzy i rybaków, czuwały także nad

zasobami morza

niebiański spiż rzadki metal uśmiercający potwory

Nike grecka bogini zwycięstwa, prędkości i siły. Rzymski odpowiednik: Wiktoria

nimfa bóstwo żeńskie związane z tworami przyrody

nimfeum inaczej nimfajon; świątynia nimf

Notus grecki bóg południowego wiatru. Rzymski odpowiednik: Auster

Nowy Rzym miasteczko koło Obozu Jupiter, w którym półbogowie mogą wieść spokojne życie, nie

niepokojeni przez śmiertelników czy potwory

numina montanum (l. poj. numen montanum), rzymskie bóstwa gór. Grecki odpowiednik: orosowie.

Nyks grecka bogini nocy, jedno z pierwszych bóstw żywiołów. Rzymski odpowiednik: Nox

Obóz Herosów obóz szkoleniowy dla greckich półbogów, położony na Long Island w Nowym Jorku

Obóz Jupiter obóz szkoleniowy dla rzymskich półbogów, położony między wzgórzami Oakland i

Berkeley w Kalifornii

Odyseusz legendarny grecki król Itaki, bohater epickiego poematu Homera Odyseja. Rzymski

odpowiednik: Ulisses

Page 532: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Ogygia wyspa, na której została uwięziona przez bogów nimfa Kalipso

Olimpia zapewne najsłynniejsze sanktuarium w Grecji (jedno z tzw. sanktuariów panhelleńskich, czyli

wszechgreckich) i niewątpliwie jedno z najważniejszych; ojczyzna igrzysk olimpijskich. Położona w

zachodniej części Peloponezu

onager ogromna machina oblężnicza

orbem formate na tę komendę rzymscy legioniści ustawali się w formację koła, z łucznikami

rozstawionymi pomiędzy piechotą i na jej tyłach jako wsparcie ostrzałem

Orion olbrzymi myśliwy, który stał się najwierniejszym i najbardziej cenionym towarzyszem Artemidy.

W szale zazdrości Apollo doprowadził Oriona do szaleńczej żądzy krwi; w końcu gigant został

śmiertelnie ukłuty przez skorpiona. Złamało to serce Artemidzie, która przemieniła umiłowanego

myśliwego w gwiazdozbiór

Orkus podziemny bóg wiecznej kary i złamanych przysiąg

orosowie, ourai greckie duchy gór. Rzymski odpowiednik: numina montanum

Otis gigant zrodzony przez Gaję specjalne po to, żeby zniszczyć Dionizosa-Bachusa; brat bliźniak

Efialtesa

panadería piekarnia po hiszpańsku

Partenon świątynia na Akropolis ateńskiej, poświęcona bogini Atenie z przydomkiem Partenos

(dziewicza). Jej budowa rozpoczęła się w 447 p.n.e., kiedy Ateny były u szczytu swojej potęgi pod

rządami Peryklesa

Page 533: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Pazyfae małżonka Minosa; na skutek klątwy zakochała się we wspaniałym byku podarowanym

królowi przez Posejdona i urodziła Minotaura (pół człowieka, pół byka); znała się na magicznych

ziołach

Pegaz w greckiej mitologii skrzydlaty koń zrodzony z krwi gorgony Meduzy, która trysnęła z jej szyi,

kiedy Perseusz uciął jej głowę; ujarzmiony przez Bellerofonta

Pelopion miejsce pochówku Pelopsa w Olimpii

Peloponez wielki półwysep i kraina geograficzna w południowej Grecji, oddzielona od jej części

północnej Zatoką Koryncką

Pelops według mitów greckich syn Tantala i wnuk Zeusa. Kiedy był mały, jego ojciec pokroił go na

kawałki i podał bogom na uczcie. Bogowie wykryli ten podstęp i przywrócili go do życia (tylko

pogrążona w żałobie Demeter ugryzła kawałek i Pelops zawsze miał płytkę z kości słoniowej w

miejscu jednej łopatki). Później Pelops miał ustanowić igrzyska w Olimpii w ramach przebłagania

bogów za nieuczciwe zwycięstwo w wyścigu rydwanów i podstępne zabójstwo swojego przyszłego

teścia

Penelopa królowa Itaki, żona Odyseusza. Podczas trwającej dwadzieścia lat nieobecności męża

pozostała mu wierna, odrzucając setkę aroganckich zalotników

Periboja gigantka, najmłodsza córka króla gigantów Porfyriona

Persefona grecka królowa Podziemia, małżonka Hadesa, córka Zeusa i Demeter. Rzymski

odpowiednik: Prozerpina

Peryklimenos jeden z Argonautów, syn dwojga półbogów, wnuk Posejdona, który obdarzył go

zdolnością przemiany w różne zwierzęta

perystyl dziedziniec otoczony kolumnadami, centralne miejsce willi lub świątyni, w domach

prywatnych często z ogrodem

Page 534: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

pilum (l. mn. pila) oszczep używany w armii rzymskiej

piragua mrożony przysmak z wiórków lodowych i owocowego syropu, typowy dla Puerto Rico

Pluton rzymski bóg zmarłych i bogactwa. Grecki odpowiednik: Hades

Pola Kary część Podziemia, do której zsyłane są po śmierci dusze ludzi złych, by tam znosiły wieczne

męki

Pole Marsowe obszar starożytnego Rzymu stanowiący najpierw własność Tarkwiniusza Pysznego,

okrutnego ostatniego króla, następnie zaś własność państwową poświęconą Marsowi; znajdowało się

tam wiele świątyń i budynków publicznych; po nim nazwano arenę treningową w Obozie Jupiter

Polifem jednooki olbrzym, syn Posejdona i Toosy, jeden z cyklopów

Polybotes gigant, syn Gai, Matki Ziemi, zrodzony, by zabić Posejdona

Pompeje rzymskie (choć założone przez Greków) miasto w pobliżu Neapolu, w roku 79 n.e.

zniszczone przez wybuch Wezuwiusza, który zasypał miasto popiołem, zabijając tysiące ludzi

pontifex maximus przewodniczący kolegium kapłańskiego w Rzymie, nadzorujący kult wszystkich

bogów

Porfyrion król olbrzymów

Posejdon grecki bóg morza, syn tytanów Kronosa i Rei, brat Zeusa i Hadesa. Rzymski odpowiednik:

Neptun

pretor wysoki urzędnik rzymski, wódz armii

Page 535: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

propylon monumentalna brama, np. wejście do świątyni

Prozerpina rzymska królowa Podziemia. Grecki odpowiednik: Persefona

Psyche dziewczyna, którą na rozkaz Afrodyty miał w sobie rozkochać bez wzajemności Eros. Bóg

miłości zakochał się jednak w ślicznej Psyche i po wielu perypetiach pojął ją za żonę na Olimpie

Pylos miasto w Messenii na Peloponezie

Pyton potworny wąż Gai strzegący wyroczni delfickiej, pokonany przez Apollina

quoits gra, w której gracze rzucają dużymi pierścieniami tak, aby wpadły na kijek

repellere equites łac. powstrzymać konnicę. Formacja kwadratu stosowana przez rzymskie legiony w

walce z kawalerią

retiarius gladiator posługujący się w walce trójzębem i obciążoną siecią

Romulus i Remus bliźniacy, synowie Marsa i kapłanki Rei Sylwii. Wrzuceni do Tybru przez Amuliusza,

męża Rei Sylwii i swojego ludzkiego ojca, zostali ocaleni i wychowani przez wilczycę. Po osiągnięciu

pełnoletności założyli Rzym

Saturn italski i rzymski bóg rolnictwa, dobrobytu, złotego wieku, ojciec Jupitera. Utożsamiany z

greckim Kronosem

satyr grecki bożek leśny, pół kozioł, pół człowiek. Rzymski odpowiednik: faun

Scypion pegaz Reyny

Page 536: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Senatus Populusque Romanus (SPQR) „Senat i Lud Rzymu”, symboliczne określenie państwa

rzymskiego i jego ­ustroju; litery SPQR stanowiły rodzaj oficjalnego godła Rzymu

Skiron rabuś, który zwabiał wędrowców i zmuszał ich do umycia mu stóp. Kiedy przed nim klękali,

skopywał ich do morza, gdzie pożerał ich wielki żółw

skorpion rzymska balista dalekiego zasięgu

Somnus rzymski bóg snu. Grecki odpowiednik: Hypnos

Spartanie lub Spartiaci, obywatele greckiego miasta-państwa Sparty, znanego szczególnie z surowych

obyczajów, dyscypliny militarnej i znakomitej armii, zwłaszcza piechoty

spatha ciężki miecz używany przez rzymskich kawalerzystów

Spes bogini nadziei; Święto Spes, Dzień Nadziei, przypadało na 1 sierpnia

stela kamień nagrobny z napisem i rzeźbioną lub malowaną dekoracją

sturęcy, hekatonchejrowie, synowie Gai i Uranosa posiadający po sto rąk i pięćdziesiąt twarzy; starsi

bracia cyklopów; pierwotne bóstwa gwałtownych burz

stygijskie żelazo magiczny metal wytwarzany w rzece Styks. Wyrabianym z niego orężem można było

niszczyć esencję potworów i ranić zarówno śmiertelników, jak i bogów, tytanów i gigantów

Tamalpais góra nad Zatoką Kalifornijską. Na szczycie góry tytani zbudowali pałac

Tantal król Frygii w Azji Mniejszej, przyjaciel bogów, któremu pozwolili jadać przy ich stole, póki nie

zdradził ich tajemnic śmiertelnikom. Został za to zesłany do Podziemia, gdzie uwięziono go pod

drzewem owocowym nad sadzawką, ale tak, by nie mógł dosięgnąć ani wody, ani owoców

Page 537: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Tartar małżonek Gai, pan otchłani, ojciec gigantów; także najgłębiej położona część Podziemia

telchin demon morski z psią głową i płetwami zamiast rąk

Terminus rzymski bóg granic i kamieni milowych

Terra Mater rzymska bogini ziemi, zwana też Tellus. Grecki odpowiednik: Gaja

Tezeusz król Aten, znany z wielu przygód, w tym z zabicia Minotaura

Thoas gigant zrodzony przez Gaję, żeby zabić trzy Mojry

Triptolemos bóg rolników, pierwotnie królewicz, którym opiekowała się Demeter, kiedy poszukiwała

swojej córki Persefony, porwanej przez Hadesa; uczyniła go nieśmiertelnym i oddała mu panowanie

nad plonami

trirema starożytny okręt z trzema rzędami wioseł po każdej stronie

trojańska wojna wojna Achajów (Greków) przeciw miastu Troja po tym, jak Trojańczyk Parys porwał

Helenę, żonę Menelaosa, króla Sparty

trojański koń zbudowany przez Odyseusza pod Troją wielki drewniany koń, w którym ukryli się greccy

wojownicy. Kiedy Trojanie wciągnęli go do miasta jako trofeum wojenne, w nocy wyszli z niego Grecy

i wpuścili przez bramy resztę greckiej armii, która pokonała Trojan i zniszczyła miasto

Tyber trzecia pod względem długości rzeka Italii (Półwyspu Apenińskiego, dzisiejszych Włoch), nad

którą został założony Rzym. W starożytności wrzucano do niej ciała skazanych na śmierć zbrodniarzy

Page 538: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Tyberiusz cesarz rzymski w latach 14–37 n.e. Jeden z najwybitniejszych wodzów rzymskich,

adoptowany syn Augusta i jego następca; zapamiętany w plotkarskiej historii jako ponury samotnik,

któremu wciąż nie udawało się zostać cesarzem

tytani rasa potężnych greckich bóstw, potomków Gai i Uranosa, które panowały w Złotym Wieku i

zostały zdetronizowane przez młodszych bogów, Olimpijczyków

Ulisses łacińskie imię Odyseusza

Uranos ojciec tytanów; bóg nieba. Tytani przywołali go na ziemię i w ten sposób pokonali. Sprawili, że

znalazł się daleko od własnego terytorium, zwabili go w zasadzkę, przytrzymali i pocięli na kawałki

venti duchy powietrza, dosłownie wiatry

Wenus rzymska bogini miłości i piękna, małżonka Wulkana, ale kochanka Marsa, boga wojny. Grecki

odpowiednik: Afrodyta

Wiktoria rzymska bogini zwycięstwa, prędkości i siły. Grecki odpowiednik: Nike

Wilczy Dom dom, w którym wilczyca Lupa szkoliła Percy’ego Jacksona na rzymskiego półboga

Wrota Śmierci wejście do Domu Hadesa w Tartarze. Wrota mają dwie strony – od świata

śmiertelników i od Podziemia

Wulkan rzymski bóg ognia, rzemiosł i kowalstwa, syn Jupitera i Junony, małżonek Wenus. Grecki

odpowiednik: Hefajstos

wyrocznia delficka głos wypowiadający przepowiednie Apollina. Obecnie wyrocznią jest Rachel

Elizabeth Dare

Zefir grecki bóg zachodniego wiatru. Rzymski odpowiednik: Fawoniusz

Page 539: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

Zeus grecki bóg nieba, król bogów. Rzymski odpowiednik: Jupiter (Jowisz)

Zoë Nightshade córka Atlasa, wygnana. Następnie dołączyła do Łowczyń Artemidy, stając się wierną

poruczniczką bogini

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

I Jason

II Jason

III Jason

IV Jason

V Reyna

Po więcej darmowych ebooków zaglądnij na www.ebookland.pl

Page 540: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

VI Reyna

VII Reyna

VIII Reyna

IX Leo

X Leo

XI Leo

XII Leo

XIII Nico

XIV Nico

XV Nico

XVI Nico

XVII Piper

XVIII Piper

Page 541: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XIX Piper

XX Piper

XXI Reyna

XXII Reyna

XXIII Reyna

XXIV Reyna

XXV Jason

XXVI Jason

XXVII Jason

XXVIII Jason

XXIX Nico

XXX Nico

XXXI Nico

XXXII Nico

Page 542: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XXXIII Leo

XXXIV Leo

XXXV Leo

XXXVI Leo

XXXVII Reyna

XXXVIII Reyna

XXXIX Reyna

XL Reyna

XLI Piper

XLII Piper

XLIII Piper

XLIV Piper

XLV Nico

Page 543: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu

XLVI Nico

XLVII Nico

XLVIII Nico

XLIX Jason

L Jason

LI Jason

LII Jason

LIII Nico

LIV Nico

LV Nico

LVI Nico

LVII Piper

LVIII Leo

Słownik

Page 544: Riordan Rck - Olimpijscy Herosi Tom 5 - Krew Olimpu