Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego...

44
n- ter- pre- ta- cje Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach  Janusz Kohut: tworzę własną muzykę  Sabina Muras o teatrze od zaplecza  Młodzi kreatywni: „redakcjaBB”  O filmie  Z domu... Relacje ISSN 1895–8834 Nr 3 (43) wrzesień 2016

Transcript of Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego...

Page 1: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

n­ter­pre­ta­cjeKwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej

  „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach    Janusz Kohut: tworzę własną muzykę 

  Sabina Muras o teatrze od zaplecza    Młodzi kreatywni: „redakcjaBB”    O filmie Z domu... 

RelacjeISSN 1895–8834

Nr 3 (43) wrzesień 2016

Page 2: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

Kijewski/Kocur: neon

Bronisław Krzysztof: Jeździec, brąz

Xawery Wolski: Biały naszyjnik, terakota

na pierwszym planie:Sławomir Brzoska: z serii Podział koła 2

Andrzej Wasilewski: Pin up fruits: truskawki i wiśnie, Pin up fruits: pomarańcze i jabłka, akryl, olej, płótno

Natalia LL: Transfiguracja Odyna II (tryptyk), fotografia, druk pigmentowy kolorowy

na okładce:Galeria Bielska BWA: POKAZ 4. postscriptum  Jak powstają kolekcje sztuki i dizajnu, 1–18 września 2016 

Krzysztof Kokoryn: Dziczek z różowym nosem, Dziczek szary i Dzik ojciec, olej, płótno

Monika Dąbrowska-Picewicz: Bula, ceramika

fotele i stolik z serii Fin, proj. Tomasz Augustyniak, prod. Marbet Style; zestaw porcelany SU-MIN, proj. Bogdan Kosak; dywan Puzzle, proj. Bogumiła Reszka, prod. Sztuka Beskidzka

Page 3: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

Andrzej Lachowicz: z cyklu Cienie, fotografiePaweł Kwiek: Trauma i Sacrum, fotografia

Michał Budzyński: Las mgły, fotografiaRyszard Grzyb: Mała czarna głowa nosorożca, 

olej, płótnoKoji Kamoji: Rzeka 1 z cyklu Projekt ogrodu, 

sklejka, płótno, bibuła japońska, kamienieJerzy Wroński: Odlot doktora Kopcia, kopciogram

na pierwszym planie:Leszek Oprządek: Wieża 1, Wieża 2, ceramikaIz

abel

a O

łdak

: Pas

sion,

 akr

yl, p

łótn

o

Mon

ika 

Mys

iak:

 Bas

ia, o

lej, 

płót

no

Joanna Żochowska: Czerwona lalka, ceramika, metal, tkaninaKarolina Komorowska: Serweta w skali 1:1, akryl, płyta mdfViola Kuś: Ona 9_wychodzaca z mroku sieni, fotografia barwnaKatarzyna Kmita: Bajka, papier, praca w technice wycinanki

Kolekcja Sztuki Galerii Bielskiej BWA – POKAZ 4.  24 czerwca – 28 sierpnia 2016

 Krzysztof Morcinek

Page 4: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-BiałejRok XI nr 3  (43) wrzesień 2016

Adres redakcji ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony 33-822-05-93 (centrala) 33-822-16-96 (redakcja) [email protected] www.rok.bielsko.pl

Redakcja Małgorzata Słonka redaktor naczelna

Opracowanie graficzne, DTP Mirosław Baca

Wydawca Regionalny  Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej dyrektor Leszek Miłoszewski

Rada redakcyjnaLucyna Kozień Magdalena Legendź Leszek Miłoszewski Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak

Druk Times, Czechowice-Dziedzice

Nakład 1000 egz. (dofinansowany przezUrząd Miejski w Bielsku-Białej)

Czasopismo bezpłatneISSN 1895–8834

Archiwalne numery RI dostępne na www.rok.bielsko.pl

n­ter­pre­ta­cjeRelacje

Mural na ul. J. Piłsudskiego   P. Sowa

Okładka/Wkładka

  POKAZ 4.    postscriptum   Galeria Bielska BWA

Rozmowy z bielszczanami1 Ekonomistka w teatrze

Z Sabiną Muras  rozmawiał Janusz Legoń

Publikacje5 To jest

możliweAnna Cieśla

Film7 Gdy wypędzą z domu...

Marcin Zarębski

Skrzynka wywiadowcza Bochenka10 Fortepian i petardy

Z Januszem Kohutem  rozmawiał Mirosław Bochenek 

Felieton14 Bunt w pracowni

Marcin JacobsonGaleria /Wkładka BTF 2015

Teatr16 Jesienna uczta teatralna

Bolesław Folek

18 Otwartość na nowości i poszukiwanieMaria Schejbal

Sztuki piękne22 Mistrz i jego uczniowie

Ewa Kozak

25 Kolekcjonowanie – prywatne i publiczneAgata Smalcerz

Bielsko-Biała. Ludzie i budowle29 Zapomniana przędzalnia Piotr Kenig

34 Rozmaitości36­ Rekomendacje

 Kaz

imie

rz G

ajew

ski

Page 5: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

1R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Pracowała w Teatrze Polskim od 1972 roku, za-wsze w tzw. drugim budynku przy ul. H. Kołłąta-ja 4, gdzie mieści się serce teatralnej administracji. Od 1991 pełniła funkcję zastępcy dyrektora. Na początku sezonu jubileuszowego 2015/2016 prze-szła na emeryturę. Sabina Muras – wie wszystko o funkcjonowaniu bielskiego teatru dramatyczne-go jako instytucji.

Janusz Legoń: Jak ekonomista trafia do teatru?Sabina Muras: Może stało się tak dlatego, że zawsze mnie interesowała literatura, poezja, trochę malarstwo. A  przede wszystkim – lubię przebywać wśród ludzi wrażliwych nie tylko na walory finansowe. Skończyłam technikum ekonomiczne, później pracowałam w urzę-dzie, trochę poznałam ten świat – i chciałam zmienić środowisko.

Czyli to nie był przypadek, świadomie szukałaś pracy „w kulturze”?

Przypadkiem było to, że związałam się właśnie z teatrem w Bielsku-Białej. Urodziłam się pod Bydgoszczą, później mieszkaliśmy w samej Bydgoszczy. Na spływie kajako-wym Brdą poznałam Michała – bielszczanina. Cztery i pół roku dość regularnie korespondowaliśmy (to były prawdziwe, papierowe listy). Spotykaliśmy się, kiedy tyl-ko było można. Gdy postanowiliśmy się pobrać, myśleli-śmy, gdzie zamieszkać. Wybór padł na Bielsko... Miasto mi się spodobało, chociaż wolałabym gdzieś nad wodą. Musiałam się trochę przyzwyczajać. Te halne!

Zaczęłaś za dyrekcji Józefa Pary.Początkowo starałam się o pracę w Studiu Filmów Ry-sunkowych, ale przyjechałam o miesiąc za późno, oferta była nieaktualna. Zatrudniłam się więc w Teatrze Pol-skim. Chyba byłam dobra, bo dostawałam coraz bardziej odpowiedzialne zadania. Chciałam studiować – udało mi się to dopiero, kiedy odchowaliśmy dzieci, w drugiej po-

łowie lat 80. – bo ciekawiły mnie mechanizmy działania takiej firmy jak teatr: przychody, wpływy, prognozowa-nie zdarzeń... Ale najważniejsza była praktyka, zwłasz-cza w trudnej sytuacji teatru w czasie stanu wojennego. Funkcję głównej księgowej pełniła wówczas Charlotta Macura. Jej siostra była żoną Patrycjusza Kosmowskie-go, szefa regionalnej Solidarności. W związku z tym spo-tykały ją różne nieprzyjemności, takie jak na przykład nocne „odwiedziny” funkcjonariuszy SB. Ta sytuacja tak ją wyczerpywała, że postanowiła zrezygnować z pracy. Jej zadania spadły na mnie. W ciągu pół roku musiałam wdrożyć się w obowiązki najpierw zastępczyni, a krótko potem – samodzielnej głównej księgowej.

Trafiłaś do działu, gdzie widać teatr od najmniej atrak-cyjnej strony. Ciągle chodzi o pieniądze: na honoraria, na realizację przedstawienia. Nic przyjemnego, bo

J a n u s z L e g o ń

Ekonomistkaw teatrze

Sabina Muras jako nauczycielka Nora Ephron w spektaklu Królewna Śnieżka na Dzikim Zachodzie (V edycja akcji charytatywnej Kopciuszek) 

 Sławomir Jurczak

Janusz Legoń – krytyk teatralny, publicysta. Współpracuje z Instytutem Teatralnym im. Z. Raszewskiego przy tworzeniu internetowej encyklopedii polskiego teatru.

Rozmowa z Sabiną Muras

Page 6: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

2 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

zawsze ich za mało. Co było największą niespodzianką w teatrze oglądanym od środka?

Na początku moja praca niewiele się różniła od po-przedniej – cyferki, interesanci, jak w bydgoskim urzę-dzie wojewódzkim. A właśnie od tego chciałam uciec. Chyba dopiero kiedy nabrałam doświadczenia i nauczy-łam się kojarzyć, co z czego wynika, widzieć obraz ca-łości, polubiłam tę pracę. Od pierwszych dni spodobała mi się architektura budynku, tajemnicza scena, piękna widownia. I rodzinna atmosfera. Ludzie wtedy w więk-szości nie mieli samochodów, więc wielu z aktorów mię-dzy poranną próbą a spektaklem nie wracało do domu. Szli do kawiarni w Prezydencie – takim bywalcem był między innymi Mieczysław Tarnawski – albo po pro-stu zostawali w garderobie. Opowiadali anegdoty, czy-tali gazety, czasem ktoś się zdrzemnął. Przychodzili też do księgowości, często odwiedzał nas Mieczysław Dem-bowski. Nie było barier między działami, jakiegoś pod-kreślania wyższości artystów nad szarymi myszkami z biura. Służyły temu również wycieczki, organizowa-ne z potrzeby bycia razem, a nie „w celu integracji zało-gi”, jak się teraz mówi.

A przeżycia artystyczne?Podobało mi się, kiedy na przedstawieniu zapomina-łam, że jestem w teatrze. Taki spektakl zasługuje na naj-większe uznanie.

Były takie?Persowie. Wyciszenie, ciemność, muzyka, i te sceny zbio-rowe, aktorzy w kostiumach starogreckich, tuniki, togi, sandały. Do dziś mam to przed oczami. Wtedy poczu-łam, że gdzieś tam jestem, w starożytnej Grecji... Taki zaczarowany świat. Podobała mi się też Kartoteka z Jó-zefem Parą i Miłką Dąbrowską. Pamiętam małą, może nie najważniejszą scenę: Małgosia Kozłowska jako dziew-czynka z jabłuszkiem, w marynarskim stroju. Później-szy Gyubal Wahazar Witkacego w reżyserii i scenogra-fii Andrzeja Markowicza. Trudno zapomnieć... Twórca wymyślił, że wykorzysta dziesiątki pęcherzy świńskich. I myśmy je w zakładach mięsnych załatwiali, w wielkiej ilości. Efekt imponujący.Jak zasiedziałam się długo w pracy, przed powrotem do domu wstępowałam do głównego gmachu na rozryw-kowe sztuki. Królowa przedmieścia – wodewil, w któ-rym Mieczysław Łęcki śpiewał Balladę o peleryniarzu... Świetna Iwona Biały... O nowszych spektaklach nie chcę mówić, jeszcze nie mam dystansu.

Co Cię zawiodło w tych teatralnych początkach, było inne od oczekiwań?

Z teatralnych rzeczy... To właściwie było regułą: przed premierą wszyscy zmobilizowani, owszem, nerwowi, ale jednak są wspólnotą, jak rodzina. A po premierze każ-dy chwyta gazetę, sprawdza, co napisali recenzenci. Po-jawia się zazdrość i rywalizacja. Koniec przyjaźni. Dziś z dystansem podchodzę do tych emocji. To ludzkie. Ale na początku bardzo mnie zaskakiwały.

W 1991 roku zaczęłaś kierować stroną gospodarczą teatru jako wicedyrektorka, oczywiście we współpracy z kolejnymi dyrektorami naczelnymi. Poszukując źródeł finansowania, organizując produkcję czy wynajdując tanie sposoby zdobycia przykładowych pęcherzy dla scenografa – mogłaś czuć się w pewnym zakresie współtwórczynią przedstawień. Czy są takie, które wyróżniasz, uważasz za swoje również dzieło?

Nie ośmieliłabym się wskazać konkretnego spektaklu. Albo wszystkie, albo żaden. Teatr to organizm, w któ-rym wszystko wpływa na efekt końcowy. Starałam się, żeby były pieniądze na wypłaty, na ZUS, na podatki; aby się nie zdarzyło, że nie możemy komuś zapłacić za pra-cę, czegoś kupić do przedstawienia. Ktoś musi tego pil-nować, bez tego nie byłoby sztuki.

Bywają takie teatry...Ja też przeżyłam chwile grozy, nie z naszej winy. To było w okresie przejściowym, kiedy teatr już został przez wła-dze wojewódzkie przekazany miastu, a ono nie miało nas

Przejęcie teatru w Cieszynie przez władze samorządowe 

(do końca 1992 r. Państwowy Teatr Polski 

Bielsko-Biała–Cieszyn). Od prawej: Bogdan Kocurek – dyrektor Wydziału Spraw 

Społecznych i Bogdan Paprot – kierownik 

Oddziału Kultury i Sztuki UW w Bielsku-Białej, 

Jan Matuszek – skarbnik Cieszyna oraz Sabina Muras 

– wicedyrektorka Teatru Polskiego

 Archiwum prywatne

Page 7: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

3R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

jeszcze w planie budżetowym. Z województwa już nie dostaliśmy środków. I zaraz na początku sezonu musia-łam negocjować z ZUS, żeby nie naliczali nam odsetek, bo przez pewien czas nie płaciliśmy składek. Ówczesny prezydent miasta Zbigniew Leraczyk na szczęście był bardzo życzliwy dla teatru i szybko znaleziono rozwią-zanie tego problemu.

Zajmowałaś wysoką pozycję w hierarchii teatru jeszcze w poprzednim systemie, po czym uczestniczyłaś w do-stosowaniu go do reguł wolnego rynku. Jak z Twojej perspektywy wyglądał ten przełom?

Przed 1989 rokiem nie było zmartwienia o to, czy do-tacja w ogóle będzie. Ale za to brakowało materiałów do produkcji, wszystko trzeba było zdobywać. Mieli-śmy dużo więcej pracowników niż teraz, również dla-tego, że bardzo wiele rzeczy trzeba było wykonywać we własnych pracowniach. Za to łatwiej było sprzedać bi-lety na przedstawienie. Dominowała sprzedaż zbioro-wa. Współpracowaliśmy z zakładami pracy, które mia-ły obowiązek przeznaczać część funduszy socjalnych na rozwój kulturalny załogi. Szkoły systematycznie przy-chodziły. Dla widza „z ulicy” też graliśmy, ale o wiele rzadziej niż dzisiaj.

Obecnie z pewnością istnieje bariera finansowa, wyjście z rodziną na spektakl to poważny wydatek.

Wtedy bilety były tanie, a ich ceny regulowane. Ale też zysk nie był dla nas ważny. Musieliśmy oczywiście dbać, by nie narobić strat, ale nie było zbyt istotne, ile zarobi-liśmy. Tym bardziej że regulowane były nie tylko ceny, ale i płace.

Po roku 1989 Teatr Polski uzyskał pewną samodzielność gospodarczą. Był już całkiem samodzielny, kiedy kilka lat później zwrócił się do widzów z wołaniem: „SOS dla teatru!”.

Chcieliśmy zwrócić uwagę na stan budynku, który po-padał w ruinę. Woda dostawała się w pęknięcia w mu-rach, w zimie lód rozsadzał te szczeliny... Chodziło o na-prawdę duże pieniądze i dlatego zdecydowaliśmy się na ten apel. To był początek starań, by nasz teatr wyglądał tak pięknie jak dzisiaj.

Co było najtrudniejsze w przestawianiu na tory gospo-darki rynkowej?

Dzisiaj marketing się rozrósł, wcześniej dział organi-zacji widowni składał się z dwóch osób. Irena Palucho-wa odpowiadała za przedstawienia w  siedzibie, Alina Stuwczyńska za objazd. A prawie codziennie graliśmy i w terenie, i w siedzibie. Z powodu wyjazdów musieli-śmy mieć autobus i ciężarówkę do przewozu dekoracji.

Po 1989 roku nastąpiło stopniowe zmniejszenie zatrud-nienia, trzeba było wprowadzić intensywną reklamę, szukać sponsorów. Ciągle liczyłam: czy opłaca się nam ten samochód, zwłaszcza że się często psuł, czy nie lepiej wynajmować? Najważniejsze było obniżanie kosztów.

Równocześnie widzowie musieli się nauczyć, że za bilet trzeba zapłacić prawdziwe pieniądze. A zwłaszcza na początku lat 90. wszyscy mieli z tym kłopoty.

Bardzo ostrożnie podcho-dziliśmy do podwyższania cen. Zmienialiśmy je stop-niowo, żeby widzów przy-zwyczaić. Na początku transformacji w całej Pol-sce ludzie przestali chodzić do teatru. U nas rekordowo niska frekwencja wyniosła 27 tysięcy widzów.

A trzeba przynajmniej 50 tysięcy, żeby taki teatr żył.

Dzisiaj frekwencja znacz-nie przewyższa tę liczbę, a  co za tym idzie, udział przychodów własnych w  budżecie jest rekordo-wo duży, zbliża się do 50 procent. Kiedyś tak nie było. W  ówczesnej sytu-acji droższe bilety tylko zniechęcałyby widzów. Jedynie obniżka kosztów mogła nas uratować. Przede wszystkim zmniejszaliśmy zatrudnienie, bo 70 procent kosztów działalności to wynagrodzenia i ich pochodne (ZUS, podatek).

Zatrudnienie spadło z ponad 120 osób w latach 80. do nieco ponad 60 dzisiaj.

Redukcja wynikała też ze zmiany modelu działania. Nie byliśmy już teatrem zarazem stacjonarnym i objazdo-wym. Miasto dotowało tylko przedstawienia w siedzi-bie. Więc występy w terenie powinny zarabiać na siebie, co nie zawsze było możliwe. To, co kiedyś było codzien-nością, dzisiaj zdarza się z rzadka. I na ogół nie są to już systematyczne wyjazdy, ale jakaś specjalna okazja – fe-stiwal, przegląd.

Jednak udało się uniknąć zwolnień grupowych.W  ten sposób zwolniliśmy tylko szatniarki, zatrud-niane – co może się dzisiaj wydać dziwne – na sześć

W spektaklu Kopciuszek i Krasnoludki (I edycja akcji charytatywnej Kopciuszek) jako wróżka

 Sławomir Jurczak

Page 8: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

4 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

dziesiątych etatu. Należały im się urlopy, zwolnienia le-karskie, wszystkie świadczenia socjalne... Spore koszty. A przeważnie było to dla tych osób dodatkowe zatrud-nienie. Teraz pracują na umowę. Inne redukcje odbywa-ły się stopniowo. Gdy ktoś odchodził na emeryturę, na jego miejsce nie przyjmowaliśmy nowej osoby. W efek-cie musieliśmy łączyć różne funkcje. Tapicer teatralny czy malarz-butafor zajmują się teraz wszystkimi czyn-nościami związanymi z budową dekoracji.

Nawiązując do nazwiska jednego z pracowników ekipy technicznej, wszyscy muszą być bardziej...

No tak, uniwersalni – jak wszechstronnie uzdolniony Piotr Uniwersał czy mistrzowie teatralnego rzemiosła Jerzy Golenia i Roman Byrdy.

Kilka lat temu ogólnopolskie środowisko teatralne zor-ganizowało akcję pod hasłem „Teatr to nie produkt”. Jakie jest Twoje zadanie?

Ja bym powiedziała, że teatr to nie tylko produkt. Teatr ma jeszcze misję. To praca na rzecz kultury. Jeśli teatr jest zwierciadłem czasów, muszą powstawać przedstawienia, które coś mówią o nas i czasie, w którym żyjemy. Są nie-zbędne, choć trudniej na nich zarobić. Dlatego potrzeb-ni są sponsorzy – również z tego powodu, że sponsoring wiąże teatr z lokalną społecznością. Ale w skali całej go-spodarki instytucji to nie są wielkie kwoty.

Nie da się robić teatru wyłącznie przy wsparciu spon-sorów?

Takiego jak nasz, repertuarowego, w zabytkowym bu-dynku, w mieście średniej wielkości – nie da się. Gdyby nastawić się na sztuki rozrywkowe, łatwe, to byłoby moż-na dać najwyżej dwie, trzy premiery w roku, nie grając codziennie. I tu jest błędne koło. Aktor chce i powinien jak najwięcej grać – widz powinien przychodzić każ-dego dnia, inaczej teatr więdnie, również artystycznie.

Tyle że sponsorzy na ogół unikają wspierania spektakli w jakikolwiek sposób kontrowersyjnych. Ważne przed-stawienia ostatnich lat, jak Żyd czy Bitwa o Nangar Khel, musiały obyć się bez ich pomocy.

To prawda. Firmy sponsorujące teatr bardzo się obawia-ją jakichkolwiek skaz na swoim wizerunku, a na ogół właśnie po to, by go kształtować, wspierają wydarzenia artystyczne. To delikatne sprawy. Kiedyś przygotowy-waliśmy premierę dla uczczenia jubileuszu Kazimierza Czapli, któremu partnerowała na scenie Barbara Guziń-ska. Bank BPH był głównym sponsorem, jego logo mia-ło się znaleźć na pierwszej stronie programu, bezpośred-nio pod tytułem sztuki. Wszystko było załatwione, a tu nagle telefon z dyrekcji banku, że trzeba zmienić tytuł. „Nie może tak być, że pod tytułem Proszę, zrób mi dziec-ko! jest napis Sponsor: Bank BPH. Będą sobie z nas stroili żarty” – usłyszałam. Akurat był u mnie reżyser i tłumacz tej sztuki, Karol Suszka. Oczywiście się nie zgodził na to żądanie. Udało się jednak zawrzeć kompromis: sponso-ra daliśmy na ostatnią stronę.

Skoro teatr nie może oprzeć bytu na sponsorach, musi liczyć na wsparcie państwa lub samorządu. Miałaś okazję doświadczyć, jak działa jeden i drugi model. Który jest lepszy?

Moje doświadczenie ogranicza się do jednego miasta, a przecież wiele zależy od lokalnych uwarunkowań. Gdy-by jednak wszystkie teatry były państwowe, nasz stano-wiłby 1-2% sieci teatralnej, więc jeśli trzeba by na nim za-oszczędzić, dla władz centralnych byłaby to decyzja dość łatwa. Władze samorządowe, mając pod opieką dwa te-atry, dobrze zdają sobie sprawę, jak te placówki są waż-ne dla społeczności lokalnej i dla prestiżu miasta. Choć może bardziej, niż robiłby to minister kultury, zwracają uwagę na ekonomiczny wymiar naszej pracy...

Jesteś już na emeryturze, a ciągle mówisz „nasz teatr”.To się pewnie nieprędko zmieni... Ale swoją aktywność skierowałam teraz w inną stronę, angażując się w dzia-łania Bielskiego Towarzystwa Muzycznego.

Z zespołem Teatru Polskiego podczas otwarcia budynku 

po remoncie, kwiecień 2008 Tomasz Wójcik

Page 9: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

5R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Projekt „redakcjaBB” to przede wszystkim mło-dzi ludzie – kreatywni, pełni pasji, chętni do działania. Obecnie zespół liczy ponad 150 licealistów i gimnazjali-stów, a nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Do tej pory wydaliśmy cztery numery magazynu „redak-cjaBB”, a już w grudniu ukaże się piąty. Działamy i nie planujemy przestać.

Początki nie były łatweWszystko zaczęło się w 2014 roku dzięki Mai Dębow-

skiej, która wróciła do Bielska-Białej po długiej nieobec-ności. Maja jest bielszczanką, ale zaraz po maturze wyje-chała do Londynu, gdzie spędziła 7 lat. Skończyła studia, podjęła pracę, upewniła się, że chce działać społecznie. Szczególnie ważnym doświadczeniem była dla niej praca w agencji marketingu społecznego Livity. Właśnie tam działała młodzieżowa redakcja, która tworzyła magazyn „Live”. Młodzi ludzie pracujący biurko w biurko z pro-fesjonalistami, świeże spojrzenie na rzeczywistość, re-lacje, które w innych okolicznościach nie mogłyby po-wstać. Właśnie w takiej atmosferze pojawił się pomysł, aby w Bielsku-Białej powołać do życia podobne miejsce. Miejsce tworzone przez młodych i po prostu dla mło-dych. Tym miejscem miała być właśnie „redakcjaBB”.

Znamy finał tej opowieści i wiemy, że się udało, ale dwa lata temu nie wszystko było takie oczywiste. Więk-

To jest

możliweWiększość osób, która słyszała o pomyśle Mai, inicjatorki projektu „redak-cjaBB”, z niedowierzaniem kręciła głowami i mówiła: „Na pewno się nie uda”. A jednak! Młodzieżowa redakcja, która powstała w Bielsku-Białej, dzia-ła i ma się dobrze.

A n n a C i e ś l a

szość osób, które słyszały o pomyśle, kręciła z niedowie-rzaniem głową. – Młodzieżowa redakcja w Bielsku-Bia-łej? Magazyn tworzony przez młodych ludzi? Nie ma szans! Nie będzie chętnych, nie będzie pieniędzy, gene-ralnie na pewno się nie uda. – Takie opinie przeważa-ły, ale na szczęście znalazł się ktoś, kto uwierzył. Tą oso-bą była Grażyna Staniszewska, była parlamentarzystka i europosłanka, działaczka społeczna, legenda Solidar-ności, która od kilku lat prezesuje Towarzystwu Przy-jaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia. Wspólnymi siłami, dzięki wsparciu Jarka Warzechy i Olgi Suwaj, udało się zdobyć grant na wydanie pierwszego numeru magazy-nu „redakcjaBB” w ramach programu „Młodzież w dzia-łaniu”. To był pierwszy duży krok. Magazyn, stworzony przez grupę 30 licealistów i gimnazjalistów z Bielska-Bia-łej i okolic, otworzył kolejne drzwi. Warto dodać, że To-warzystwo Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia od samego początku realizuje ten projekt.

Przełomowy krokKolejny ważny moment to zdobycie grantu z Fundu-

szy EOG. Dofinansowanie obejmowało wydanie dwóch kolejnych numerów magazynu, zorganizowanie kilku-dziesięciu godzin warsztatów i konsultacji, stworzenie siedziby z prawdziwego zdarzenia, zakupienie sprzętu fo-tograficznego, a co najważniejsze – zatrudnienie nowych

Anna Cieśla  – koordynatorka projektu „redakcjaBB”.

Page 10: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

6 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

pracowników. Wtedy na poważnie mogliśmy rozpocząć budowanie zespołu, który pozwoliłby redakcji na rozwój i przede wszystkim odpowiedział na potrzeby młodych ludzi, których przybyło (i ciągle przybywa) w projekcie.

Od stycznia 2015 roku rozpoczęliśmy na dobre dzia-łania w naszej siedzibie. Warsztaty, spotkania z interesu-jącymi ludźmi, konsultacje, debaty i dyskusje. W ramach projektu ruszyły grupy dziennikarska, fotograficzna, a także wideo. Rozpoczęliśmy też pracę nad serią tek-stów w języku angielskim we współpracy z Anglo-Ame-rican University w Pradze. Podsumowując, zabraliśmy się ostro do pracy, aby kolejny, drugi numer magazynu „redakcjaBB” był co najmniej tak dobry jak poprzedni. Efekt naszej pracy można było podziwiać już w czerw-cu. Premiera magazynu, rekrutacja do kolejnego zespo-łu redakcyjnego. Wymyślanie nowych tematów, robienie zdjęć, kręcenie filmów. I tak do grudnia, kiedy to uka-zał się trzeci numer. 

Od 2016 roku działamy dzięki dofinansowaniu ze środków Ministerstwa Rodziny, Pracy i  Polityki Spo-

łecznej w  ramach programu Fundusz Inicjatyw Oby-watelskich. Nowy numer magazynu, filmy, wystawa fo-tograficzna i wiele innych działań już za kilka miesięcy.

Tylko tutaj mogę być sobąZapytaliśmy kiedyś młodych ludzi z  projektu, co

„redakcjaBB” wniosła do ich życia. Wśród odpowiedzi, poza zdobywaniem nowych umiejętności czy poznaniem nowych ludzi, pojawiła się na przykład odwaga, a tak-że świadomość, że w naszym mieście jest bardzo wie-lu kreatywnych młodych. I właśnie na tym najbardziej

nam zależy. Z jednej strony chcemy tworzyć środowisko nieograniczonej wymiany myśli, miejsce, gdzie młodzi mogą się spotykać, rozmawiać i wspólnie działać. Z dru-giej natomiast chcemy zmieniać stereotypy o  tej gru-pie i tym samym dawać jej wsparcie. Osoby, które dzia-łają w projekcie, są utalentowane, wrażliwe, chętne do pracy. Potrzebują jednak dorosłych, którzy będą chcieli ich słuchać i współdziałać z nimi na partnerskich zasa-dach. Taka jest „redakcjaBB”. Może właśnie dlatego jed-na z uczestniczek projektu – Misia – powiedziała kiedyś: „Tylko tutaj mogę być naprawdę sobą”.

Strona internetowa: www.redakcjaBB.plFacebook: FB/redakcjaBB

Warsztaty w redakcji

Wspólne zdjęcie ze spotkania inauguracyjnego

Anna Cieśla  i Maja Dębowska Maciej Gałuszka

 Archiwum projektu

Page 11: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

7R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

W 2013 roku zadebiutował dokumentem o ks. Józefie Tischnerze Jego oczami. Z tym obrazem Szymon J. Wró-bel przez trzy lata odwiedzał festiwale i pokazy filmowe w całej Polsce, ale też między innymi w Rosji, na Ukra-inie, Litwie i w Turcji. Łącznie film wyświetlono ponad trzysta razy. Trafił też do regularnego repertuaru kilku-nastu kin w Polsce. We wrześniu, po dziesięciu miesią-cach zdjęć, premierę miał jego drugi film Z domu... uka-zujący historię wysiedleń dokonanych przez hitlerowców na Żywiecczyźnie od września 1940 do stycznia 1941 roku w ramach tzw. Akcji Żywiec (Aktion Saybusch). Wysiedlono wówczas ponad 20 tysięcy mieszkańców.

Z domu... to opowieść nieco na marginesie historii przez duże „H”. W czasie, gdy rozgrywał się dramat opo-wiedziany w filmie, w całym kraju działy się równie tra-giczne wydarzenia i losy Żywiecczyzny gubiły się gdzieś pośród wielu innych. – Kiedyś byłem na „Zaduszkach”, organizowanych przez Fundację 9sił, wyświetlono tam wspomnienia o Akcji Żywiec, zwykłe opowiadanie przed kamerą. Wtedy usłyszałem tę historię i pomyślałem, że to może być ostatni czas, żeby ona zaistniała, już wkrót-ce nie będzie miał jej kto opowiedzieć. Mam wrażenie, że żyjemy w momencie, w którym już niebawem stracimy wiele wartościowych opowieści. Odejdą na zawsze wraz

M a r c i n Z a r ę b s k i

Gdy wypędzą z domu...

Nie trzeba żyć w dużym mieście, żeby opowiadać ciekawe historie, interesu-jące tematy są tuż obok – mówi Szymon J. Wróbel, reżyser i scenarzysta, autor filmów Jego oczami i Z domu... Ten ostatni miał premierę 3 września w żywieckim kinie Janosik.

Szymon J. Wróbel na premierze filmu w kinie 

Janosik w Żywcu Piotr Trzmielewski

Marcin Zarębski  – bielszczanin, polonista, 

obecnie rzecznik  prasowy klubu piłkarskiego 

TS Podbeskidzie.

Page 12: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

8 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

z odchodzącym pokoleniem. Dlatego na początku uzna-łem, że największą trudnością w realizacji tego filmu bę-dzie znalezienie bohatera.

Udało się. Z domu... to wspomnienia Jana Suchonia z Jeleśni. Tam i w Sopotni Wielkiej rozpoczęły się wy-pędzenia – gdy do jego domu przyszli niemieccy żoł-nierze, miał sześć lat. Część opustoszałych zabudowań pełniła funkcje gospodarcze, te lepsze wojskowi wy brali na swoje mieszkania. Właścicieli gromadzono w  tzw. punkcie zbornym, a  następnie odtransportowywano na stację kolejową, skąd wysyłano na wschód. Sucho-niów, podobnie jak wielu innych, którzy trafili na Lu-belszczyznę i Zamojszczyznę, dokwaterowano do miej-scowych rodzin. Stąd też nie przypadkiem prapremiera filmu Szymona Wróbla miała miejsce na Letniej Aka-demii Filmowej w  Zwierzyńcu, nieopodal Zamościa, gdzie przyjęto go ze sporym zaskoczeniem. – Tamtejsi widzowie byli przekonani, że temat wysiedleń w czasie wojny dotyczył przede wszystkim ich terenów. Nieliczni wie dzieli, że dotknęło to także Żywiecczyzny. Tym bar-dziej nabrałem przekonania, że warto o tym mówić i po-kazywać ten film, żeby świadomość naszej historii była większa – mówi reżyser.

Prosta konstrukcja filmu oparta jest na rozmowie między przedstawicielami różnych pokoleń, konfrontacji teraźniejszości z przeszłością. O wojennym koszmarze widzianym oczami dziecka bohater, dziś jako osiemdzie-sięciolatek, opowiada małemu chłopcu wychowanemu w zupełnie innej rzeczywistości. Zaskakujące, co z per-spektywy czasu zostaje w jego pamięci. – Byłem dziec-kiem, dla mnie wydarzeniem była jazda niemiecką cię-żarówką, gdy nas wywozili, wtedy pierwszy raz w życiu jechałem samochodem – wspomina Jan Suchoń. Rów-nie duże wrażenie zrobiła na nim długa jazda pocią-giem przez tunel, gdzieś za Krakowem. Pytania zada-wane w filmie przez kilkuletniego chłopca są, a jakżeby inaczej, proste, naiwne, nie pasują do okrutnej rzeczy-wistości, której dotyczą. Mimo to odpowiedzi Sucho-nia nie są łatwe, nie unikają trudnych tematów, wresz-cie, choć minęło już ponad siedemdziesiąt lat, prowadzą opowiadającego do łez. Czas nie zatarł traumatycznych doświadczeń.

Wspomnienia Jana Suchonia przeplatane są ujęcia-mi fabularyzowanymi. Kamera umieszczona jest za ple-cami chłopca i podąża za nim, odtwarzając wydarze-nia opisywane przez świadka wypędzeń. Rozedrganie dynamicznych scen, w których chłopiec cały czas prze-mieszcza się i porusza, oddaje atmosferę niepewności, chaosu i wytrącenia z panującego wcześniej porządku. Nie widzimy twarzy bohatera, przez co staje się on sym-bolicznym uosobieniem losów wielu wysiedlonych dzie-ci. Twórca filmu świadomie unika zdjęć archiwalnych. – Filmy archiwalne są powszechnie dostępne, w  Inter-

Zdjęcie z planu filmowego Przemysław Burczak

Plakat Sebastiana Kubicy, też pochodzącego 

z Żywiecczyzny, prowadzącego autorską 

pracownię plakatu i ilustracji w Instytucie Sztuki 

cieszyńskiego Wydziału Artystycznego UŚ

Page 13: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

9R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

necie, można też znaleźć je w materiałach TVP, wyku-pić, poszatkować w montażowni, podłożyć głos i uznać, że zrobiło się film. To w pewnym sensie droga na skróty, której chciałem uniknąć. Opowiedzieć historię bez tych ujęć jest dużo trudniej, ale też daje to większe możliwo-ści narracyjne, pozwala rozszerzyć kontekst opowieści, dlatego podobnie jak w pierwszym filmie, tak i teraz nie korzystałem z archiwaliów. Pojawiają się jedynie orygi-nalne fotografie z tamtych czasów, które osadzone są na ścianie starego domu i też zyskują w ten sposób szersze tło.

Ważna w tym filmie jest oprawa muzyczna stworzona w ramach projektu „Continuum” przez Katarzynę „Kat-kę” Dygę-Szymonowicz i Macieja „Kamera” Szymono-wicza – są znani z występów w kapeli Psio Crew – oraz Szymona Padoła, który był autorem ilustracji muzycz-nej do filmu o Paktofonice Jesteś Bogiem. Ta sama fraza pow tarza się wielokrotnie w różnych aranżacjach, dopie-ro w końcowym fragmencie wybrzmiewa wokal, który dopełnia znaczenia dźwięków. – Ta muzyka jest kluczem do całego filmu i wyraża to, co chcieliśmy nim osiągnąć – dać wyraz tęsknocie za domem, za górami.

Podobną treść niesie klamrowa kompozycja filmu, który zaczyna się ujęciem domu i na nim też się kończy, bo to Dom równie dobrze można uznać za głównego bohatera. Opowiadanie Suchonia to główna nić, wokół niej widz może zbudować pełny obraz dramatu wypę-dzonych podczas drugiej wojny światowej, ale i w każ-dym innym czasie, bo jest to opowieść uniwersalna. Ak-cja Żywiec jest tylko pretekstem dla pokazania sytuacji człowieka z dnia na dzień pozbawionego domu, z całą jego wartością. Domu jako podstawy egzystencji, godno-ści, życiowego dorobku, ale i swojego miejsca na ziemi, miejsca, w którym jest się u siebie, gdzie chce się wracać, za którym się tęskni. – Gdy studiowałem poza rodzinną miejscowością, wiedziałem, że zawsze mam gdzie wrócić w wypadku jakiegokolwiek niepowodzenia. Nawet w tak banalnej sytuacji odczułem ogromną rolę domu, które-go tak wiele osób, w tym moi bohaterowie, zostało nagle pozbawionych.

Stąd końcowe odniesienie do losów uchodźców wo-jennych; obecnie rekordowa liczba ludzi na świecie, po-nad 65 milionów, została wygnana ze swoich domów. – W XXI wieku, w świecie, w którym najczęściej ogląda-my ludzi w luksusowych autach i drogich restauracjach, ta liczba musi robić wrażenie. W mediach uwypukla się sprawę emigrantów ekonomicznych, którzy próbują do-stać się do Europy, żeby żyć tu na wyższym poziomie, ale przy tym bagatelizuje się dramat osób uciekających

przed śmiercią. To, co na naszych ziemiach rozgrywało się w latach czterdziestych, dziś widzimy na innych kon-tynentach i robiąc ten film, chciałem zwrócić uwagę na to podobieństwo.

Choć na drugi dokument autorstwa Wróbla trzeba było czekać aż trzy lata, to teraz młody filmowiec nie za-mierza tak długo milczeć. – Świadomość, że wiele waż-nych tematów może odejść w zapomnienie, bardzo mnie motywuje. Wiem, że muszę się spieszyć z realizacją ko-lejnych pomysłów, dlatego mam nadzieję, że już wkrót-ce uda się zacząć zdjęcia do następnego filmu – mówi.

Na razie chce pokazać swoje najnowsze dzieło jak najszerszej publiczności. – Planuję ruszyć z tym filmem w Polskę, żeby zobaczyło go jak najwięcej osób. Jeżeli uda się wywołać dyskusję o wysiedleniach dawniej i dziś, to cel zostanie osiągnięty.

Szymon. J. Wróbel – dziennikarz, dokumentalista, reżyser i scenarzysta. Pochodzący z Jeleśni, miłośnik Żywiecczyzny. Rzecznik prasowy gminy Lipowa.

 Od lewej: Sebastian Kubica – autor plakatu, Krzysztof Kalisz – operator, Przemysław Burczak – fotograf, dyżurny planu, Sylwia Pietyra – kierownik planu, Szymon J. Wróbel – reżyser, Jan Suchoń – bohater filmu, z przodu: Antoni Dunat – aktor,  Karol Madejczyk – aktor

 Piotr Trzmielewski

Page 14: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

10 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Mirosław Bochenek: Januszu, znam cię 40 lat, a do dziś nie wiem, czy ty jesteś kompozytorem muzyki poważnej, jazzowej, czy może... folkowej?

Janusz Kohut: Nigdy na nikim się nie wzorowałem i ni-kogo nie próbowałem naśladować. Nie pasowałem za-tem do żadnej marketingowej szuflady. Gdy grałem włas-ne kompozycje na Warszawskiej Jesieni, byłem przez niektórych krytykowany za zbyt silne tendencje jazzo-we. Gdy grałem na Jazz Jamboree, proponowano, bym ograniczył się do grania muzyki współczesnej. Tym, co robię, drażnię wielu ortodoksów. Widać to nawet w ko-mentarzach do moich jazzowych interpretacji Jana Se-bastiana Bacha na YouTube.

I to Cię cieszy?Tworzę własną muzykę, z dźwięków, które lubię, podzi-wiam, które mnie interesują i uznaję je za swoje. Nie je-stem zdolny do kompromisów, „jabłoń powinna rodzić jabłka, a nie ananasy, albo banany”. Nigdy w życiu nie grałem na weselu ani do tańca. Moim mottem są słowa Cypriana Kamila Norwida:I tak ja widzę przyszłą w Polsce sztukę,Jako chorągiew na prac ludzkich wieży,Nie jak zabawkę ani jak naukę,Lecz jak najwyższe z rzemiosł apostołaI jak najniższą modlitwę anioła.

Cofnijmy się do początków, do czasów szkolnych. Po-dobno w młodzieńczych latach o mało nie wysadziłeś w powietrze połowy osiedla Złote Łany?

Pod wpływem mojej nauczycielki chemii ze szkoły pod-stawowej zafascynowałem się tym przedmiotem, a głów-nie robieniem przeróżnych materiałów wybuchowych. Uczęszczałem nawet z pasją na szkolne kółko chemiczne. Rzeczywiście, wielokrotnie testowałem w okolicach mo-jego domu na Złotych Łanach petardy i rakiety włas nej produkcji. Nikomu to jednak nie zagrażało, poza mną samym. Czasem tylko śnieg w okolicy miał kolor fioleto-wy, a na przewodach elektrycznych przez długi czas wi-siały efekty moich eksperymentów. Miałem też własne laboratorium chemiczne w piwnicy: wagę laboratoryj-ną, kolby, menzurki, probówki, palniki i wiele odczyn-ników chemicznych – szczyt marzeń młodego (i ambit-nego!) chemika. Od początku miałem takie odczucie, że powinienem w życiu zrobić coś ważnego. Mój dziadek był wybitnym wynalazcą, autorem ponad 100 patentów, ale tamte czasy nie były łatwe. Chciałem kontynuować jego misję, lecz w końcu z chemią zwyciężyła muzyka.

To zainteresowanie chemią miało jednak swoje kon-sekwencje.

Fortepian

Rozmowa z Januszem Kohutem

Zdecydowanie tak. Moi rodzice chcieli, abym zdobył jakiś konkretny zawód. Zgodzili się, że jeśli zechcę, mogę również zajmować się muzyką. Zdałem więc eg-zamin do Technikum Włókienniczego w Bielsku-Białej, na wydział chemicznej obróbki włókien. To była jedy-na szkoła w  mieście z  chemią na zawodowym pozio-mie. Miałem 11 godzin tego przedmiotu tygodniowo. Oczywiście cały czas równolegle uczyłem się muzyki.

Mirosław Bochenek  – poeta, felietonista,  

autor tekstów piosenek.  Na łamach RI zamieszczamy 

cykl jego rozmów  z ludźmi kultury.

Page 15: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

11R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Muzycznej w Bielsku-Białej. Trudno mi było ze swoimi zainteresowaniami i wizją życia egzystować w techni-kum. Zresztą, może i sam prowokowałem różne niepo-rozumienia nonszalancją i artystycznym podejściem do życia? Część grona pedagogicznego też miała mnie już dość. Skończyło się przeniesieniem z wydziału chemicz-nego na przędzalniczy. Musiałem nadrabiać kilka przed-miotów. Ale skończyłem szczęśliwie tę szkołę, jako tech-nik włókiennik, taka specjalność. Najśmieszniejsze jest to, że w tym zawodzie nie przepracowałem ani jednego dnia... Nazywam ten czas, oczywiście z pewnym przy-mrużeniem oka – „wegetalizmem”.

A co z muzyką, z komponowaniem, w tym całym za-mieszaniu?

Od kiedy pamiętam, byłem – jak słonecznik na słońce – skierowany w stronę dźwięków, w stronę muzyki. Mia-łem to w genach. Mój ojciec, choć na co dzień pracował jako drukarz, był także muzykiem. Co ciekawe, za wy-bitne osiągnięcia w pracy drukarskiej otrzymał w na-grodę... pianino. Właściwie od tego pianina wszystko się zaczęło. Instrument zafascynował mnie totalnie. Już po kilkunastu lekcjach – a pierwszą osobą uczącą mnie gry na pianinie była pani Gajdzica – poczułem nieodpartą chęć poznania go od środka. Nie zatrzymałem się tylko na klawiszach, ale wchodziłem do jego wnętrza. Emito-wałem dźwięki, rozbierając pianino niemal na kawałki. To był mój świat! Grzeczny chłopczyk odgrywający wal-ce i mazurki – ta rola była dla mnie nie do przyjęcia. Po-szedłem dalej, stąd pierwsze kompozycje, jeszcze z wielo-ma zapożyczeniami od innych, od mistrzów, ale moje... Koncertując, wykorzystywałem pianino w całości, wy-dobywając dźwięki z tych elementów, z których komuś innemu nie przyszłoby do głowy. Zarzucano mi wtedy, że pozuję na awangardzistę, żeby zaszokować, udziwnić itp. A ja na scenie robiłem to, co w domu!

Aż nadszedł czas nauki u prawdziwego mistrza...Rodzinę mam uzdolnioną muzycznie. Moja kuzynka, Jola, dojrzewała pod okiem Krzysztofa Pendereckiego. Dużo jej zawdzięczam, bo w  każde wakacje jechałem do niej, do Krakowa, i wchłaniałem atmosferę tamtych, awangardowych jeszcze, czasów.Instrumentem Joli była altówka. Kuzynka miała an-gaż w Filharmonii Krakowskiej, a to było odpowiednie miejsce dla takiego młodzika jak ja. W pewnym mo-mencie oczywiste stało się, że będę terminował u Bo-gusława Schaeffera. Nauka trwała 5 lat. Stał się moim guru, człowiekiem, który o muzyce wie wszystko i rozu-mie, po co ona w ogóle jest. Schaeffer jest i  teoretykiem,

M i r o s ł a w B o c h e n e k

i petardy

Brałem udział w konkursach muzycznych, zdobywając wielokrotnie najwyższe lokaty, zaczęły się pierwsze kon-certy. Jak pamiętasz, na jednym z nich spotkaliśmy się w obecnej Książnicy Beskidzkiej po raz pierwszy – była to „Prezentacja młodych talentów: Mirosław Bochenek i Janusz Kohut”.Uczyłem się gry na fortepianie pod okiem pani pedagog Janiny Rusnok-Naglik w ognisku muzycznym w Szkole  Archiwum prywatne

Page 16: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

12 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

i  kompozytorem, i  praktykiem. Na każde spotkanie z nim czekałem podekscytowany, bo lekcje prowadził z  pełnym zaangażowaniem. Chyba widział we mnie młodego człowieka, któremu naprawdę zależy... Pan Bogusław miał pewną wadę, tzw. zajęczą wargę, musia-łem więc być maksymalnie skoncentrowany, gdy tłuma-czył mi coś, objaśniał, dawał wskazówki. Dlatego do dziś pamiętam te lekcje, praktycznie słowo w słowo. To one ukształtowały mnie w  jakąś muzyczną całość, osobo-wość, ustawiły mój mechanizm kompozytorski. Dzięki Schaefferowi umiem wypowiedzieć to, co we mnie naj-lepsze, to, co indywidualne, o warsztacie nie wspomina-

Helmut Nadolski: król kontrabasu, czarodziej ekspresji, wybitny ekscentryk, legenda polskiej sceny jazzowej. Ja tym finałem mojego grania na Jazz Jamboree byłem za-łamany, o mało się nie popłakałem, że taką krzywdę mi robią... A tu pan Nadolski, człowiek który grał z Nieme-nem, proponuje mi współpracę! Znaleźliśmy wspólny ję-zyk bardzo szybko, bo podobnie nam w duszach grało. Zaczęło się prawdziwe granie, w kraju i za granicą. Kto słyszał (i widział) Nadolskiego na żywo, ten wie, co po-trafił robić na scenie, jak daleko posuwał się w prowo-kowaniu słuchaczy, do jakich ekscesów, a przy okazji do jakich eksperymentów muzycznych i  scenicznych, był zdolny. Ten okres był dla mnie szczególnie dobry, także pod względem finansowym. Wreszcie mogłem żyć z gra-nia, byłem w miarę niezależny. Można powiedzieć: Ko-hut wypłynął na szerokie wody. Dużo wtedy wpadało mi pomysłów do głowy, które wcześniej czy później wy-korzystałem w swoich kompozycjach. Dzięki, Helmut!

Tylko pozazdrościć...I wtedy właśnie przyszło przesilenie, znudzenie, zagubie-nie, otępienie, rezygnacja, dno... Jako muzyk, czy kom-pozytor, coś tam znaczyłem, kogoś przekonałem do tego, co robię, ktoś tam mnie docenił. Ale jako człowiek, do-rosły przecież, czułem, że przegrywam życie. Każdy ma swój nałóg, każdy ma swój charakter, każdy ma swoją nicość. Oszczędzę ci, Mirku, drastycznych szczegółów, ale czułem, że rozsypałem się w proch. Mój brak wiary w cokolwiek, także w człowieka, w misję artysty, w sztu-kę był porażający. Dziś wiem, że depresja dołowała mnie długie lata. W pewnym momencie nadawałem się tylko do odstrzelenia. I przyjąłbym to z ulgą. Wiesz, przez pół życia dążyłem do odkrycia prawdy, która mnie utwier-dzi, da pewność, siłę... A plątałem się po zgliszczach, ru-inach, bezdrożach. Przegrałem na wszystkich frontach. Przyssał się do mnie tylko cynizm.

Chyba pomógł Ci jednak jakiś lekarz.Tak. I to jaki! Wiesz, że świat postrzegam takim, jakim jest, że jestem racjonalistą. Tymczasem zdarzyło się przed laty coś, co było dla mnie szokiem, co przewró-ciło do góry nogami wszystkie mądrości w mojej gło-wie. Przebywałem wtedy w towarzystwie na wakacjach, gdzieś na Wybrzeżu. W tej grupie były też dwie fajne kobiety. Po śniadaniu zaproponowałem im jakieś miłe rozpoczęcie dnia. Zgodziły się, ale zastrzegły, że może później, bo jest niedziela i one najpierw chcą iść do ko-ścioła, na mszę. No, wyśmiałem je... Jaki kościół? Jaka msza? Szkoda na to czasu. Itp., itd. Wtedy wpadły na po-mysł, abym poszedł razem z nimi: Janusz, najwyżej so-

jąc. Schaeffer to geniusz. Po latach, na którymś z koncer-tów Warszawskiej Jesieni, spotkaliśmy się przypadkiem. Był zadowolony, że nie zawiodłem, a jego praca ze mną nie poszła na marne.

Nie narzekałeś wtedy na brak kontaktu z publicznością?Wiesz, uczyć się można, a nawet trzeba, do końca ży-cia. Ale trzeba też pokazywać, co się umie. Muzyk musi grać, od tego przecież jest. A kompozytor musi konfron-tować się z innymi, z kolegami, z publicznością. Podczas festiwalu Jazz Jamboree (tego, kiedy wyrzucono mnie ze sceny) podszedł do mnie wielki, zwalisty, łysy facet i za-proponował wspólne granie, konkretne koncerty. To był

Prawykonanie oratorium Droga nadziei w kościele pw. św. Józefa Robotnika 

w Oświęcimiu, 1998

Page 17: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

13R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

bie posiedzisz w ławce, przeczekasz, to tylko godzinka. I tak nie masz nic ciekawszego do roboty... Z oporami, ale poszedłem. I było, jak przypuszczałem: ludzie, którzy mnie nic a nic nie obchodzili, ceremonie, które nie mia-ły dla mnie sensu. Kompletna nuda. Chciałem się nawet w tej ławce zdrzemnąć, ale było za głośno. Cierpiałem. W pewnej chwili do mikrofonu podszedł ksiądz. Mło-dy, o  wyrazistych rysach. Zdecydowanym głosem za-czął kazanie... To dziwne, ale zaczęło docierać do mnie, co on mówi. Prawie każde zdanie odczuwałem jako kie-rowane osobiście do mnie. Aż mnie wyprostowało. To nie były jakieś okrągłe, gładkie, nobliwe zdania. Wręcz odwrotnie. Ksiądz mówił do mnie mniej więcej tak: Ży-jesz już tyle lat, i gdzie jesteś? Czemu burzysz, a nie bu-dujesz? Dlaczego niszczysz siebie, ludzi wokół, skoro ci wierzą. Jezus Chrystus zrobił już dla ciebie, co trzeba, a ty?! Co zrobiłeś dla Niego, dla świata, dla innych? Ob-winiasz wszystkich, tylko nie siebie. A to ty jesteś przy-czyną tego, co jest! Tylko ty. Człowieku, zrozum wresz-cie, co jest ważne, po co jesteś na tej ziemi. Tylko dureń nie wierzy w Chrystusa.Wyszedłem poruszony, zdenerwowany. Kotłowało się w głowie bardzo. Takie chwile trudno opisać, opowie-dzieć... Bóg ważne sprawy z człowiekiem załatwia od-mienną mową, językiem. Jednym cięciem, kilkoma sło-wami rozbił skorupę, w  której męczyłem się tyle lat. Trzeba powiedzieć jasno: nawróciłem się. Moim mi-strzem jest Jezus Chrystus. Nie ma alternatywy, nie ma wątpliwości. I wszystko – jasne.

A co z kobietami, które zaprowadziły Cię do kościoła? Pewnie też były pod wrażeniem tego, co działo się z Tobą?

Tak, jedna z nich została moją żoną. Do dziś żyjemy pod jednym dachem. (śmiech)

Zapytam Cię jeszcze o fascynacje folklorem. Tym rodzi-mym, dla którego dużo przecież zrobiłeś. Wręczyłeś mi kiedyś kilka płyt CD, wydanych przez twoje AV Studio. Prezentowały się na nich kapele góralskie z beskidzkich wsi. Te autentyczne, chropawe, bez stylizacji...

Wszystko zaczęło się od spotkania Józefa Brody z Li-powca, muzyka, pedagoga, myśliciela. To człowiek wy-jątkowy pod każdym względem. Ujął mnie wyczuciem muzyczności w przyrodzie, przekazywaniem jej w naj-prostszy sposób, radością z gry na byle listku, źdźble na-wet... Przyjrzałem się z pokorą tym dźwiękom. Zrozu-miałem, ile ta muzyka ma w sobie prawdy, uroku, mocy. Z Józefem Brodą współpracujemy na wielu polach. Kon-certowaliśmy na EXPO w Hanowerze, dając trzy koncer-

ty dziennie przez miesiąc! Próbujemy pomagać ludziom z  zaburzeniami nerwowymi, psychicznymi. Muzyka, którą im przekazujemy, wpływa na stan ich zdrowia w  sposób odczuwalny, zbawienny nawet. Potwierdza-ją to lekarze specjaliści. Nawet nie wiesz, jak to cieszy. Mówi się: muzyka źródeł, muzyka ziemi... Warto wra-cać do korzeni. Muzykę z naszych stron słychać w mo-ich kompozycjach, na płytach. Przecież jestem stąd, nasz folklor musiał w końcu dotrzeć do mnie. A Józef Broda otworzył mi oczy (i uszy!) na ten skarb.

Za Tobą wiele koncertów. Powiedz mi, który z nich uważasz za najważniejszy, który będziesz pamiętał do końca życia?

Oczywiście ten, gdy mojego oratorium Gość oczekiwany wysłuchał Jan Paweł II. Myślę, że Karol Wojtyła, święty, policzył mi ten występ jako dobry uczynek...

Janusz  Kohut  jest  absolwentem  Wydziału  Wychowania  Muzycznego  Filii  Uniwersyte-tu  Śląskiego  w  Cieszynie.  Technikę  kompozytorską  kształcił  prywatnie,  przede  wszystkim u  Bogusława  Schaeffera  i  Aleksandra  Lasonia.  Uczestniczył  w  Międzynarodowych  Kur-sach  dla  Młodych  Kompozytorów  oraz  w  Seminarium  Muzyki  Elektronicznej  w  Krakowie. Koncertował w Polsce i za granicą (m.in. kilkakrotnie w Stanach Zjednoczonych, kilkadziesiąt razy w Wielkiej Brytanii, na Międzynarodowych Targach Sztuki „Music Fair” we Frankfurcie, festiwalu „Stakkato” w Berlinie Zachodnim, a także na EXPO 2000 w Hanowerze). Wykonywał kilkakrotnie własne kompozycje na Warszawskiej Jesieni, Poznańskiej Wiośnie Muzycznej czy Międzynarodowych Festiwalach Pianistów Jazzowych w Kaliszu. Komponuje muzykę teatral-ną i filmową, m.in. do serii filmów animowanych Marka Luzara Szkoła Mędrców. W 1999 r. został nagrodzony przez prezydenta Bielska-Białej Ikarem za Drogę nadziei – oratorium oświę-cimskie. M.in. w 2001 r. skomponował oratorium beskidzkie Gość oczekiwany według drama-tu Zofii Kossak, a w 2004 oratorium Święty Piotr. Wydał kilkanaście płyt z włas nymi utworami.

Z Krzysztofem Hołowczycem

 Archiwum prywatne

Page 18: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

14 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Cytat ten nie ma bezpośredniego związku z tematem niniejszego „wypracowania”, ale też nie bardzo mając pomysł, jak je rozpocząć, uznałem, że świetnie do tego się nadaje. Post factum uświadomiłem sobie, iż w ten po-krętny sposób podświadomie usiłuję zneutralizować ab-smak wynikający z faktu, że sztuka w obecnej dobie jest takim samym produktem, jak proszek do prania, pam-persy czy chipsy o smaku malinowym. Odruch ten jest o tyle zrozumiały, że dorastałem w czasach, gdy artyści reagowali na „okoliczności przyrody”, pełniąc, w pew-nym sensie, rolę trybunów ludowych. Mówię tu o  la-tach 60. ubiegłego wieku, gdy o karierze i popularności decydowały przede wszystkim talent, kreatywność i łut szczęścia, a nie, jak to ma miejsce dzisiaj, gangi dźwię-kowych alchemików, którzy wiedzą lepiej, co się ludziom może podobać. Oczywiście każde takie uogólnienie ma pewien margines błędu, po którym prześlizgują się ze swymi dziełami twórcy mający coś do powiedzenia i na dodatek obdarzeni ponadprzeciętną wyobraźnią.

Każdy koncert czy płyta, dzięki którym obcujemy z  muzyką, podlega obecnie dokładnie takim samym regułom jak każdy inny wytwór naszej konsumpcyj-nej cywilizacji, czyli wymaga stosownego opakowania i kosztownej promocji, bo inaczej w globalnym zalewie wszystkiego po prostu przepadnie. Oznacza to m.in., że na przykład obwoluta płyty musi spełniać określone kry-teria, a afisz pełnić określone funkcje, albowiem jest ta-kim samym wabikiem jak robak na haczyku wędkarza. Piszę o tym, ponieważ odnoszę wrażenie, że artyści co-raz częściej mają z tym problem.

Oczywiście nietrafione lub brzydkie opakowanie czy źle zaprojektowany plakat nie pogrążą dobrego produk-tu, ale odwrotna relacja, np. w  muzyce rozrywkowej, wcale tak oczywista już nie jest – czego doświadczamy, słuchając coraz to nowych starletek. Co ciekawe, ta gwał-towna „dewaluacja” sztuki dokonała się nieomal na na-szych oczach. Oczywiście, sztuka, a raczej dzieła od za-rania dziejów były przedmiotem obrotu handlowego, którego głównym celem było podniesienie lub podkre-ślenie statusu społecznego. Fakt ten czynił z niej wytwór elitarny, którego prestiż zaczął wietrzeć mniej więcej na początku ubiegłego wieku, kiedy to tzw. sztuka przez duże „S” zaczęła trafiać pod strzechy, a dzieła stały się przedmiotami codziennego użytku. W przypadku mu-zyki głównymi winowajcami były tu: radio, płyty gra-mofonowe oraz kolejne, powstające jak grzyby po desz-czu, wynalazki.

Wróćmy jednak do problemu, jaki dostrzegłem na styku sztuki i jej użytkowych funkcji, który czasem robi wrażenie manifestacji instynktownego lub świadomego sprzeciwu wobec ograniczeń, jakie zleceniodawcy coraz częściej narzucają twórcom. Mam pełną świadomość, jak bałamutnie brzmi ta teza, ale spróbujmy ją skonfronto-wać z rzeczywistością, ograniczając się jedynie do okła-dek płytowych i afiszy bądź plakatów.

Na początku płyty gramofonowe pakowano w  zgrzebne koperty bez nadruku. Potem pojawiły się na nich ornamenty, które z czasem ewoluowały do tego stopnia, że okładki niejednokrotnie zaczęły być uwa-żane za dzieła sztuki. W okresie największej prosperity

M a r c i n J a c o b s o n

Przeczytałem ostatnio autobiografię wielkiego pianisty Herbiego Hancoc-ka, w której zacytował taką oto opinię równie wybitnego reżysera Michel-angela Antonioniego: Nie ma czegoś takiego jak sztuka. Jest tylko dany ob-raz, dany utwór muzyczny, dana rzeźba. Albo to do ciebie przemawia, albo nie... Nie ma czegoś takiego jak sztuka – są tylko dzieła.

Bunt w pracowni

Marcin Jacobson  – animator kultury, mene-dżer, publicysta muzyczny. M.in. autor książki Rolling 

Stones – Warszawa ’67  i zbioru wspomnień Marka 

Karewicza Big-beat.

Page 19: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

15R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

płyt winylowych, jak je obecnie nazywamy, m.in. dzię-ki sporej powierzchni (30x30 cm) ich obwoluty stały się wdzięczniejszym nośnikiem inwencji artystów, którzy wyczarowywali z nich luksusowe wydawnictwa dorów-nujące poziomem albumom o sztuce lub też dowcipne formy przestrzenne (Stand Up – Jethro Tull). Były też okładki z trójwymiarowymi ilustracjami (Their Satanic Majesties Request – Rolling Stones) czy lusterka (Look At Yourself – Uriah Heep). W efekcie obcowanie z nową pły-tą stało się swoistym rytuałem, w którym równie waż-ną rolę jak dźwięki odgrywało oglądanie okładki. Nie-stety, ów magiczny czas odszedł wraz z nastaniem płyty kompaktowej, która, jak wiadomo, jest o wiele mniejsza. Artyści i wydawcy jeszcze przez jakiś czas udawali, że nowy format (12x13 cm) nic nie zmienia, ale był to już łabędzi śpiew tej dziedziny sztuki, którą zastąpiła wol-na amerykanka obliczona raczej na szok niż wrażenia estetyczne. Coraz częściej zdarza się, że wskutek pogo-ni za oryginalnością otrzymujemy opakowania pozba-wione choćby zakodowanych informacji pozwalających na identyfikację muzyki lub jej twórców.

Oczywiście historia zna od dawna takie przypadki, ale były to działania celowe bardzo popularnych arty-stów, którzy tym sposobem kokietowali swoich wielbi-cieli. Pierwszymi, którzy odważyli się na taki krok, byli Beatlesi i ich wydany 48 lat temu (!) tzw. Biały album. Pierwotnie jego okładka miała być kompletnie biała, bez jakichkolwiek informacji, co udało się częściowo, bo pod presją handlowców na tej nieskazitelnej powierzchni wy-tłoczono jednak nazwę zespołu. Podobny patent zasto-sowali w 1971 roku muzycy Led Zeppelin, wydając swój czwarty album. Na okładce umieścili „anonimowy” ob-razek (dziadek dźwigający chrust), a zamiast nazwy ze-społu i nazwisk muzyków – symbole, które wcześniej zdekonspirowali jednak podczas koncertów. Jeszcze da-lej poszedł Prince, który ćwierć wieku temu, chcąc do-piec swemu wydawcy (Warner Bros.), najpierw zaczął używać pseudonimu Artist Formerly Known as Prince, później zastępując go fikuśnym symbolem.

Wędrując dzisiaj po stoiskach płytowych, coraz trud-niej trafić na okładkę, która przyciągałaby oko, czemu trudno się dziwić, skoro wygląda na to, że wszystek cię-żar handlowego obrotu dźwiękami przeniesie się cał-kowicie do sieci, gdzie cały związany z  muzyką „ba-rok” przestanie być komukolwiek potrzebny, ponieważ dźwięki po skompresowaniu stają się plikiem ważącym ileś tam megabajtów.

W podobnej sytuacji znalazł się plakat, który – choć starszy od płyty gramofonowej o  kilka dziesięcioleci (Tou louse-Lautrec, Mucha) – apogeum popularności osiągnął w tym samym co ona okresie. Szaleństwo rock & rolla, swingujący Londyn czy Era Wodnika ewident-nie inspirowały i służyły tej dziedzinie sztuki, niestety potem, wraz z rozwojem mediów elektronicznych i mo-toryzacji (!) – świat obserwujemy dziś głównie z okien samochodu, więc słupy ogłoszeniowe stają się reliktem przeszłości – znaczenie plakatu i afisza (uboższa arty-stycznie, przede wszystkim informacyjna wersja plaka-tu) znacznie zmalało. W paradoksalny sposób, o czym wspomniałem na wstępie, uwolniło to wyobraźnię pro-jektantów, którzy jednak zapomnieli przy okazji, czemu on ma służyć. Zazwyczaj nie zastanawiamy się nad tym, więc przypomnijmy sobie, że zarówno afisz, jak i plakat działają przede wszystkim niczym telegram, a  ich za-daniem jest zatrzymanie na moment rozbieganej uwagi przechodnia. W przypadku afisza koncertowego owym magnesem jest np. nazwisko artysty, znany tytuł lub noś-ne hasło, a w przypadku plakatu intrygujący obrazek lub skrót graficzny. Drugi krok w tej grze z odbiorcą to in-formacja, gdzie i kiedy, którą jednym rzutem oka jeste-śmy w stanie zanotować w głowie. Reszta to już sprawa wtórna, ponieważ dzięki dwóm wcześniejszym sygna-łom cel – zaintrygować (zatrzymać) i  sprzedać infor-mację – został osiągnięty, gdyż potencjalnie zaintereso-wani zatrzymają się, by rozszerzyć pobraną informację, a ci niezainteresowani i tak pognają dalej przed siebie.

Wszystko to jest niby takie proste, a mimo to niedo-bitki słupów ogłoszeniowych straszą często kompletnie nieczytelnymi płaszczyznami, które bądź są wizuali-zacją jakiś neurotycznych wizji znerwicowanego grafi-ka, bądź zawierają taką ilość informacji, że nikt nie jest w stanie ich przyswoić za pierwszym razem.

Mieliśmy kiedyś tzw. polską szkołę plakatu, słyną-cą w świecie z celnego skrótu myślowego i oryginalnej formy graficznej. Niestety jej witalność przydusił wa-lec rynkowej urawniłowki, a jej spadkobiercy są dzisiaj bardziej znani i widoczni poza granicami niż w kraju, natomiast ich następcy zazwyczaj kombinują tak, jak-by nie wiedzieli, czemu ich dzieła mają służyć. Fakt ten nasuwa jedynie dwa wytłumaczenia: albo wykształceni projektanci świadomie robią wbrew, by zamanifestować swój sprzeciw wobec kogoś lub czegoś, albo ktoś ich nie nauczył podstawowych reguł, czego niestety nie można wykluczyć. Proj. Marcin Jacobson

Page 20: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

16 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Mimo zawirowań historii teatr ciągle cieszy się zaufa-niem społecznym i przyciąga uwagę kolejnych pokoleń m.in. dlatego, że pozostaje w ścisłych związkach z otacza-jącą rzeczywistością, prowokując i wywołując niekiedy fale oburzenia po to, by zmusić nas do głębszej refleksji i rewizji utartych przekonań, skostniałych wyobrażeń.

B o l e s ł a w F o l e k

Jesienna uczta teatralna

Temu właśnie służy projekt „Teatr Polska”, który oży-wił idee słynnych objazdów zespołu Reduty z końca lat 20. ubiegłego wieku. To wielkim wizjonerom: Leonowi Schillerowi, Juliuszowi Osterwie i  współpracującemu z nim Mieczysławowi Limanowskiemu zawdzięczamy dzisiejszą manifestację siły teatru i głodu jego obecno-ści w małych ośrodkach, gdzie nie ma szansy na spotka-nie ze sztuką teatru najwyższych lotów.

Tegoroczną jesień z „Teatrem Polska” w Czechowi-cach-Dziedzicach otwiera spektakl Kopidoł Teatru Na-umionego z Ornontowic (Fundacja Szafa Gra z Miko-łowa-Bujakowa), w reżyserii Iwony Woźniak. Osadzona w realiach lat 50. ubiegłego wieku historia grabarza i jego wielopokoleniowej rodziny, której codzienność zakłóca śmierć seniora rodu, stanowi pretekst do przywołania kultywowanych jeszcze do niedawna na Śląsku obrzę-dów pogrzebowych. Usłyszymy więc stare pieśni po-grzebowe, śpiewane w domu zmarłego, i dialogi w au-tentycznej gwarze śląskiej, niepozbawione specyficznego humoru wynikającego z rodzinnych perypetii osadzo-nych w  kontekście tradycyjnej śląskiej obrzędowości.

W kolejnym akcie teatralnej jesieni zobaczymy gło-śny Znak Jonasza w reżyserii Pawła Passiniego. To spek-takl według scenariusza Artura Pałygi na podstawie śred niowiecznego dramatu Visitatio Sepulchri i biblijnej historii Jonasza, a także aktorskiej improwizacji. Muzy-kę skomponował Jacek Hałas. Rzecz powstała w wyniku koprodukcji neTTheatre/Centrum Kultury w Lublinie z Festiwalem Gorzkie Żale/Centrum Myśli Jana Pawła II oraz Programem 2 Polskiego Radia.

Październikową odsłonę „Teatru Polska” zamknie spektakl wałbrzyskiego Teatru Dramatycznego im. Je-rzego Szaniawskiego Zapolska Superstar (czyli jak prze-grywać, żeby wygrać). Ten swoisty „spektakl-wykład”, którego niezwykłym walorem jest siła zespołu aktor-skiego, pozwala nam poznać autorkę Moralności pani Dulskiej jako postać o  skomplikowanej biografii, na-znaczonej ciągłą walką o uznanie, kolejnymi porażka-mi, a jednocześnie niezłomną wiarą, że w końcu jej los się odwróci. Twórcy spektaklu – reżyserka Aneta Gro-szyńska oraz autor tekstu i dramaturg zarazem Janusz Czapliński – tak budują swoją opowieść o dziewiętna-stowiecznej pisarce i aktorce, że staje się ona historią na wskroś aktualną i wciągającą współczesnego widza te-atralnego. Jak pisze jeden z recenzentów (Henryk Ma-zurkiewicz): Przedsięwzięcie A. Groszyńskiej iskrzy hu-morem i tryska czystą energią teatralną, która od razu udzieliła się widzom.

W roku ubiegłym świętowaliśmy 250-lecie teatru publicznego w Polsce. Liczne wydarzenia przygotowane na tę okazję przypomniały, jak ważną rolę teatr polski pełnił i pełni nadal w życiu społecznym i narodowym, jak angażuje się w diagnozowanie i przeszukiwanie dróg rozwiązania rozma-itych problemów.

Kopidoł

Page 21: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

17R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Dwa listopadowe wieczory teatralne przeznaczone są tylko dla widzów dorosłych. Za sprawą kieleckiego Te-atru im. Stefana Żeromskiego uzmysławiamy sobie, że powieść, która wywołała kontrowersje i oburzenie ponad 100 lat temu, i dziś niesie pewne emocje. Dzieje grzechu, w reżyserii Michała Kotańskiego i adaptacji Radosława Paczochy, to próba spojrzenia współczesnym okiem na skandalizującą niegdyś powieść i  zarazem próba od-krycia w niej Żeromskiego na nowo – takiego, o jakim podręczniki szkolne nie wspominają. Od premiery, któ-ra nieprzypadkowo zbiegła się ze 150 rocznicą urodzin pisarza, spektakl cieszy się niesłabnącym powodzeniem publiczności oraz zainteresowaniem krytyków i konese-rów sztuki teatru.

Puentą tegorocznej uczty teatralnej będzie niezwy-kłe przedstawienie dobrze znanego czechowickim teatro-manom supraskiego Teatru Wierszalin. Najnowsza sztu-ka Piotra Tomaszuka stylistyką nawiązuje do kultowych przedstawień tego zespołu, takich jak Turlajgroszek czy Wierszalin. Reportaż o końcu świata. Jak przyznaje sam autor, Wziołowstąpienie powstawało na podstawie jego doświadczeń życiowych, czyli pamięci dzieciństwa, któ-rego część spędził na wsi. Odnajdziemy tu to wszystko, czym przez 25 lat interesował się Wierszalin, czyli od-mienność, wyjątkowość, śmieszność i tragiczność histo-rii Podlasia. Ponownie więc będziemy mogli zanurzyć się w magiczny klimat pogranicza, z jego przenikaniem się światów materialnego i niematerialnego, widzialnego i niewidzialnego, z wiarą w nierozerwalny związek czło-wieka z przyrodą i przekonaniem o wielkiej mocy ziół.

Już po raz czwarty „Teatr Polska” gości w Czechowi-cach-Dziedzicach. To oczywiście wielka gratka dla miej-scowych i okolicznych teatromanów, ale przede wszyst-kim dla instytucji, w której na co dzień kilkudziesięciu młodych adeptów sztuk scenicznych szlifuje swoje talen-ty aktorskie i wokalne. Dla nich to pięć bezcennych lek-cji teatralnych, ponieważ każdemu spektaklowi towarzy-szą zajęcia warsztatowe prowadzone przez jego twórców.

Program  „Teatr  Polska”  został  zainicjowany  w  2009  roku w  celu  ułatwienia  dostępu  do  oferty  polskich  teatrów  po-przez  zintensyfikowanie  ich  mobilności  i  umożliwienie  pre-zentacji spektakli w ośrodkach mających utrudniony dostęp do kultury. W ramach programu teatry instytucjonalne, nie-zależne i stowarzyszenia mogą ubiegać się o dofinansowanie prezentacji spektaklu w małych miejscowościach, w których nie  ma  teatru  instytucjonalnego,  ale  które  posiadają  infra-strukturę umożliwiającą prezentację przedstawienia.Program „Teatr Polska” organizowany jest przez Instytut Te-atralny  im.  Zbigniewa  Raszewskiego  ze  środków  Minister-stwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.za: www.polska.e-teatr.pl

Miejski Dom Kultury w Czechowicach-Dziedzicach, spekta-kle w ramach Programu „Teatr Polska”: Kopidoł – 5 paździer-nika, Znak Jonasza – 20 października, Zapolska Superstar – 24 października, Dzieje grzechu – 17 listopada, Wziołowstą-pienie – 25 listopada.

Zapolska Superstar

Wziołowstąpienie

 Materiały organizatora

Bolesław Folek – absol-went Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, od 1991 r. dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Czechowicach--Dziedzicach.

Page 22: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

18 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Pięćdziesiąt latZarówno poszczególne odsłony przeglądu, jak i jego

całościowy dorobek były wielokrotnie opisywane, a tak-że dokumentowane fotograficznie i  filmowo. Obszer-ne informacje na temat festiwalowej tradycji są zawarte w okolicznościowych wydawnictwach Banialuki i od-zwierciedlają imponujący wysiłek organizatorów, by nadać imprezie rangę wydarzenia artystycznego w  skali Europy, a nawet świata. Choć zmieniali się dyrektorzy artystyczni (Jerzy Zitzman, Aleksander Antończak, Krzysztof Rau, Piotr Tomaszuk, od 2004 roku do dziś Lucyna Kozień) i nazwa (Bielskie Rendez-Vous, Między-narodowy Festiwal Teatrów Lalek, Animacje – Między-narodowy Festiwal Sztuki Wizualnej, Międzynarodo-wy Festiwal Sztuki Lalkarskiej), niezmienna pozostała praktyka zapraszania twórców wybitnych oraz spekta-kli prezentujących bardzo różne tendencje i  kierunki w sztuce teatru lalek. Jak można przeczytać w progra-mie tegorocznej edycji (18–22 maja), dzięki przeglądo-

M a r i a S c h e j b a l

Otwartośćna nowości

i poszukiwanie

Bielski festiwal organizowany przez Teatr Lalek Banialuka obchodzi w tym roku swoje pięćdziesiąte urodziny. Jego historia rozpina się pomiędzy Bielskim Rendez-Vous a Międzynarodowym Festiwalem Sztuki Lalkar-skiej A.D. 2016.

wi w Bielsku-Białej wystąpiło od 1966 roku prawie 350 teatrów z ponad 50 krajów świata.

O ile dane liczbowe świadczące o skali imprezy ła-two zebrać i  uporządkować, o  tyle istota festiwalowej rzeczywistości, czyli bogactwo interakcji pomiędzy sce-ną i widownią, wymyka się prostym podsumowaniom. Pięćdziesiąt lat festiwalu to żywa kronika doświadczeń i przeżyć konkretnych osób, które tu, w Bielsku-Białej, poznawały teatr lalek i ulegały jego urokowi. To także niezliczone historie artystów, dla których był punktem przełomowym w karierze czy początkiem własnej twór-czej drogi. Gdyby zapytać poszczególnych uczestników o to, jak widzą go dzisiaj, co pamiętają najlepiej i  jaki wpływ miało to doświadczenie na ich życie, powstałby zapewne obraz bardzo zróżnicowany. Ta właśnie różno-rodność opinii, ocen, refleksji i wrażeń stanowi sedno festiwalowego wydarzenia, a  jest możliwa dzięki kon-frontacji w jednym miejscu i czasie wielu artystycznych wizji oraz pomysłów na teatr. Pomysłów szczególnych, bo wybranych starannie spośród setek propozycji i ofert obecnych na światowym teatralnym „rynku”.

Wybory i decyzje organizatorów i rady programo-wej poszczególnych edycji festiwalu poddawane są od 1998 roku ocenie jurorów. Ich werdykty można potrak-tować jak soczewkę, w  której skupia się refleksja nad

Jeż z mgły, Charkowski Akademicki Teatr Lalek, 

Ukraina Agnieszka Morcinek

Maria Schejbal – teatrolożka, instruktorka 

teatralna, autorka tekstów i redaktorka. Od 2000 r. współtwórczyni 

misji i programu BSA Teatr Grodzki, autorka 

i koordynatorka projektów. Należy do Międzynarodowej 

organizacji Ashoka – Innowatorzy dla Dobra 

Społecznego.

Page 23: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

19R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

zjawiskiem teatru lalek i  jego odrębnością wśród dys-cyplin scenicznych. W tym roku Grand Prix przypadło zespołowi Gioco Vita z Włoch – znanemu i uznanemu w świecie sztuki lalkarskiej – za przedstawienie Rycerz nieistniejący. Z  kolei najwięcej festiwalowych nagród i wyróżnień zdobył młody artysta lalkarz z Rosji Michaił Szełomiencew (Teatr Karlsson Haus, Petersburg). Przy-znano mu nagrodę specjalną za rolę tytułową w przed-stawieniu Wania. Opowieść o Wani i tajemnicach rosyj-skiej duszy (za umiejętność opowiadania świata językiem zarazem wrażliwym i okrutnym), Dyplom Honorowy POLUNIMA (za wysoki kunszt aktorsko-animacyjny) oraz Nagrodę Aktorską ZASP im. Jerzego Zitzmana.

Te dwa spektakle dzieli na pozór bardzo wiele, można nawet powiedzieć, że plasują się na przeciwległych biegu-nach teatralnej wrażliwości. Przedstawienie Włochów, specjalizujących się w rozmaitych technikach teatru cie-ni, to inscenizacja bogata, stworzona z rozmachem, an-gażująca środki multimedialne, pełna widowiskowych efektów. W przypadku Wani o sile spektaklu decyduje osobowość aktora samotnego na scenie, powołującego do życia skromne lalki i przedmioty. Rycerz nieistnieją-

cy jest wysmakowany plastycznie i dopracowany w każ-dym szczególe. Podziwiamy w nim trudną sztukę kre-owania obrazów ulotnych, powstających w wyniku gry świateł i cieni, których warsztatowej tajemnicy może-my się tylko domyślać. Oglądając przedstawienie Sze-łomiencewa, mamy natomiast wrażenie, że powstaje ono dopiero „tu i teraz”, na naszych oczach – staje się, a nie tylko jest odtwarzane, odgrywane. Jego sceniczni bohaterowie to figurki o ograniczonych możliwościach ruchu, które nie zostały stworzone do animacyjnych popisów, ale aktorowi udaje się z ich pomocą opowie-dzieć historię nad wyraz autentyczną i poruszającą. Ry-cerz nieistniejący pozostawia w nas wrażenie płynności, przenikania się światów i czasów. Na ruchomym ekra-nie i wokół niego nieprzerwanie toczy się akcja – w pla-nie cieni i działań aktorskich. Obrazy nachodzą na sie-bie, „tłoczą się” i prześcigają, jak w scenie bitwy, najpierw rozjarzonej czerwonym światłem i chaosem form, któ-re potem niepostrzeżenie zamieniają się w poszarzałe pole krzyży. Ze spotkania z Wanią będziemy pamiętać miniaturową maglownicę z czerwonym jęzorem, która obsadzona w roli smoka nieubłaganie pożera wszystko, co znajdzie się w jej zasięgu. Przedmiot, użyty na scenie zgodnie ze swoim powszednim przeznaczeniem i z całą swoją siermiężną dosłownością, jest stuprocentowo sku-teczny i wymowny – znaczy to, co powinien. W przed-stawieniu Włochów nadrzędna jest wartość estetyczna, a w teatrze rosyjskim zgrzebny i nieco ironiczny dystans do opowiadanej historii.

Pomimo zasadniczych różnic teatralnej formy Wa-nia i  Rycerz nieistniejący mają istotne cechy wspólne. Najważniejszą z nich wydaje się być umiejętność wykre-owania świata, który ma niepowtarzalną osobowość sce-niczną, jedyną w swoim rodzaju, rozpoznawalną. Tak-że odwołanie się do baśniowych motywów literackich zgłębiających prawdy o świecie i o tajemnicach ludzkiej kondycji łączy oba widowiska i nadaje im w odbiorze wi-dzów walor intelektualnej przygody. I wreszcie – choć teatr Gioco Vita należy do stałych bywalców festiwalu, a Michaił Szełomiencew pojawił się w Bielsku-Białej po raz pierwszy – ich prezentacje są na równi znaczące dla określenia wyjątkowości i odrębności sztuki teatru la-lek. Stanowi je w pierwszym rzędzie prymat przekazu wizualnego nad werbalnym oraz żywotność materii – jej niezliczonych form zyskujących nowe wcielenia i funk-cje dzięki rozmaitym technikom animacyjnym. Teatr lalek spełnia się przede wszystkim w  plastycznej kre-acji, w poszukiwaniu obrazu, który jest metaforyczny,

Dziady po Białoszewskim, Teatr Lalki i Aktora Kubuś, 

Kielce Agnieszka Morcinek

Page 24: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

20 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

wieloznaczny i zawsze umowny. Te właśnie szczególne przymioty sztuki lalkarskiej od pięćdziesięciu lat przy-bliża widzom małym i dużym bielski festiwal.

Trzy pytania do Lucyny Kozień – dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Lalkarskiej

Maria Schejbal: Czy w pięćdziesięcioletniej historii bielskiego festiwalu można wskazać jakieś momenty przełomowe, szczególnie ważne dla jego rozwoju i obecnego kształtu?

Lucyna Kozień: Festiwal z tak długą, pięćdziesięcioletnią ciągłością i tradycją zmieniał się w miarę upływu czasu. Kolejni dyrektorzy starali się modyfikować jego formu-łę, dostosowując ją do własnych doświadczeń i wyobra-żeń o sztuce lalkarskiej, oczekiwań, ambicji i twórczych zamiarów. Z pewnością ważnym momentem w rozwo-ju festiwalu było jego faktyczne umiędzynarodowienie, co nastąpiło mniej więcej w połowie lat siedemdziesią-tych dwudziestego wieku. Ale wydaje mi się, że najbar-

dziej istotną, może nawet przełomową zmianą był zwrot w kierunku publiczności lokalnej, który w konsekwen-cji wyzwolił daleko idące poszukiwania i  ugruntowa-nie linii programowej. Wcześniej, nawet jeszcze w latach osiemdziesiątych [i może dziewięćdziesiątych], bielski festiwal był swoistą akademią sztuki lalkarskiej. Wszy-scy lalkarze z Polski, a także innych nacji, tu, w Bielsku, uczyli się teatru lalek, nie z podręczników, ale na żywo – uczestnicząc w przedstawieniach. W „Kulturze” – waż-nym wówczas, opiniotwórczym periodyku – pisano, że ten festiwal ma pełnić, i pełni, istotne funkcje szkolenio-wo-warsztatowe. Do Bielska-Białej całe lata przyjeżdża-ło środowisko lalkarskie, bo tylko tutaj mogło zobaczyć jak, z jednej strony, wygląda lalkarstwo odległych geo-graficznie i kulturowo krajów, z drugiej – skonfronto-wać tradycję z poszukiwaniami nowych środków wyra-zu, artystami otwierającymi się na nowe rejony sztuki i  język komunikacji z widzem, zespołami tworzącymi współczesną historię teatru lalek, doskonalącymi i po-szerzającymi pojęcie „lalki” i lalkarskiego warsztatu. Dla zwykłych widzów brakowało miejsca w salach teatral-nych, co często budziło gorące protesty miłośników co-raz bardziej cenionej sztuki lalkarskiej.Otwarcie na nową publiczność ożywiło festiwal, posta-wiło przed nim nowe zadania, także w zakresie doboru prezentacji. Ten właśnie moment, w mojej ocenie, wy-zwolił wielką inwencję tworzących artystyczny kształt festiwalu, skierował ich uwagę na nowe nurty i poszu-kiwania artystów lalkarzy – nie tylko w zakresie formy i języka komunikacji z widzem, ale, co istotne, w obrę-bie poruszanej problematyki dotykającej ważnych zagad-nień współczesnego świata, konfrontujących się z dzisiej-szą rzeczywistością. Atrakcyjna forma teatralna będąca zawsze siłą lalkowych przedstawień coraz częściej szła

Rycerz nieistniejący, Teatro Gioco Vita, Włochy

 Agnieszka Morcinek

Page 25: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

21R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

w  parze z  problematyką istotną, poruszającą emocje, zapadającą w pamięć i pozostającą w niej na długo po opuszczeniu sali teatralnej. Festiwal bielski stawał się ważnym wydarzeniem, przyciągającym także uwagę krytyki teatralnej (odkrywającej dla siebie siłę i walory tego teatru), co przyczyniło się do faktycznej populary-zacji sztuki lalkarskiej.

Czy Twoim zdaniem festiwal ma dziś przed sobą jakieś szczególne wyzwania i zadania do spełnienia wynikające z ducha czasu? Czy musi walczyć o nową publiczność lub szukać nowej formuły – organizacyjnej czy artystycznej?

Dziś, w dobie prawdziwej inflacji festiwali nasz, bielski, musi przede wszystkim znacząco wyróżniać się na ich tle. Moim zdaniem – poprzez kształt artystyczny, wy-razistą linię programową. Renoma jego jest wielka, ale i każda kolejna edycja jest tym większym wyzwaniem. To oczywiście wyzwanie artystyczne, dotyczące nie tyl-ko prezentowania przedstawień ważnych, o  wysokim poziomie artystycznym, ale też takiego komponowania programu, aby festiwal nie był zbiorem najciekawszych nawet widowisk, ale wydarzeniem, któremu towarzyszy czytelna myśl, które stawia ważne pytania i emocjonal-nie nas porusza. By pokazywał siłę oddziaływania i nie-skończone możliwości kreacyjne teatru lalek i dążenia do konfrontowania się z rzeczywistością artystów lalka-rzy, próbujących stawiać ważne pytania o nasze miejsce – i miejsce twórców – we współczesnym świecie. I szu-kających nowych sposobów komunikacji z widzami.Dzisiaj, w  dobie przenikania gatunków sztuki, poja-wienia się nowych technologii i nowych mediów (także w zakresie sztuki lalkarskiej), niebywałego rozszerza-nia pojęć „lalka” i „animacja”, ważna jest otwartość na nowe zjawiska i poszukiwania. A dla samego festiwa-

lu – tak jak ja to rozumiem – istotny jest nie tylko pro-gram główny, czyli teatralne prezentacje, ale również to, co festiwalowi towarzyszy w sferze plastycznych, fil-mowych i muzycznych działań, w obszarze parateatral-nych inspiracji, warsztatowych przedsięwzięć, środowis-kowych spotkań i dyskusji pobudzających do refleksji wokół sztuki lalkarskiej.

Jakie aspekty pracy związanej z organizacją festiwalu są dla Ciebie najtrudniejsze, a jakie najbardziej satys-fakcjonujące i przynoszące radość?

Wyzwaniem największym zawsze będzie tworzenie kon-cepcji artystycznej kolejnych edycji. Satysfakcją – możli-wość podzielenia się z innymi pięknem i siłą lalkowego teatru, wyzwolenie i wspólne przeżywanie emocji. Zwy-kła radość z uczestniczenia w festiwalu: publiczności i ze-społów teatralnych. Istotnym zadaniem do wykonania jest pozyskanie środków finansowych gwarantujących realizację tworzonego programu. Festiwal finansowany jest ze środków Gminy Bielsko-Biała, Ministerstwa Kul-tury i Dziedzictwa Narodowego (każdorazowo ubiega-my się o grant) i środków zdobytych bezpośrednio przez organizatorów – te ostatnie są znaczące jak na polskie realia i ostatnio stanowią około 25, a nawet 30 procent budżetu! Pozyskiwanie do współpracy ambasad, insty-tutów kultury, fundacji, sponsorów i innych partnerów jest niezwykle czasochłonnym i trudnym przedsięwzię-ciem. Mamy jednak to szczęście – warunkowane pozio-mem artystycznym i znaczeniem festiwalu – że ciągle udaje się nam zjednywać sprzymierzeńców dla realiza-cji naszych zamierzeń. To też wielka satysfakcja.

Marvin, Divadlo loutek Ostrava, Czechy

 Agnieszka Morcinek

Doble, Toon Mass, Holandia Daria Konior

Wania. Opowieść o Wani i tajemnicach rosyjskiej duszy, Teatr Karlsson Haus, Rosja

 Agnieszka Morcinek

Teatr Lalek Banialuka w Bielsku-Białej: Międzynarodowy Fe-stiwal Sztuki Lalkarskiej, 18–22 maja 2016

Page 26: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

22 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Zostali zaproszeni do Polski w ramach programu re-zydencji artystycznych, a ich zadaniem było stworzenie muralu dla mieszkańców Bielska-Białej. Malowidło po-wstało w dwa tygodnie i upamiętnia jubileusz 25-lecia współpracy między naszymi miastami.

Projekt muralu, autorstwa prof. Timothy’ego Fishera, inspirowany był twórczością Maxa Ernsta (1891–1976) oraz Jeana Gerarda (1803–1847), znanego pod artystycz-nym pseudonimem Jean-Jacques  (czy  J.J.) Grandville. Obaj artyści wykorzystywali w swych pracach spersoni-fikowane postaci ptaków, a sceny przedstawione na ich obrazach, na pozór czysto rodzajowe, mają wydźwięk hi-storyczny, społeczny i głęboko polityczny. Ptaki, z całą swą symboliką, pojawiają się także w twórczości Tima Fishera; widzimy je w otoczeniu pięknych, soczystych krajobrazów, bogatej roślinności i kaskad owoców.

Mistrzi jego

uczniowie

E w a K o z a k

 Ewa Kozak

Ewa Kozak – w Urzędzie Miejskim zajmuje się m.in. 

promocją Bielska-Białej poprzez kulturę. Od lat 

związana z organizacjami pozarządowymi z tego 

obszaru. Współgospodyni bielskiej edycji Krakowskiego Salonu Poezji Anny Dymnej.

Od 15 do 30 czerwca gościło w Bielsku-Białej tro-je artystów z USA, z partnerskiego miasta Grand Rapids w stanie Michigan, związanych z Grand Valley State University: profesor Timothy Fisher oraz jego studenci, Sean Hamilton i Megan Jones.

Page 27: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

23R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Nie mogło więc zabraknąć tej symboliki także w biel-skim muralu. Przedstawia on m.in. trzy postaci – pta-ki-ludzie to troje artystów, twórców malowidła. Prezen-tują się jako skromni, niezamożni przedstawiciele klasy średniej, którzy przyjechali do Bielska-Białej, aby pra-cować artystycznie i poznawać miasto. Ptak stojący po-środku – The Proud (Dumny) – to symbol Bielska-Białej. Uosabia wiedzę, historię i wyjątkowość; z jednej strony oficjalny, ceremonialny, a z drugiej przepełniony dumą ze swojej pięknej aparycji.

W projekcie wykorzystano też wizerunki zwierząt charakterystycznych dla USA i Polski, co ma wskazać na nasze narodowe starania o przetrwanie tych niezwykle ważnych elementów natury i naszą dbałość o nie. Polskie maki okazały się być ciekawym, kontrastującym elemen-tem całości. Teatralność malowidła podkreśla kurtyna, nawiązująca do bielskiego Teatru Polskiego. Artyści dali wyraz swojemu zachwytowi miastem; czuli się tu wspa-niale przyjmowanymi gośćmi, zaciekawionymi widzami, a potem wkraczającymi na scenę, po makowym dywa-nie, uczestnikami wyjątkowego widowiska. Spacerując po mieście, wysoko zadzierali głowy i podziwiali piękno architektury. Uwadze ich nie umknęły oczywiście słyn-ne żaby na frontonie jednej z kamienic, a więc i żaba za-gościła w efekcie na muralu.

Timothy Fisher studiował na Uniwersytecie Cincin-nati (rysunek) oraz Central Washington University (ry-sunek i malarstwo). Pracę na Wydziale Sztuki i Projekto-wania Grand Valley State University rozpoczął w 1998 r. Swoje wystawy prezentował w całych Stanach Zjedno-czonych. Jest laureatem licznych nagród, a  jego prace znajdują się w zbiorach prywatnych i publicznych. Tor-nada owoców, pływająca flora i fauna, niemal fotogra-ficznie przedstawione postaci, a wszystko sennie dryfuje przez te pozornie klasyczne dzieła – tak komentowa-na jest twórczość artysty. Czerpiąc z tradycyjnego ma-larstwa, wprowadza określoną ikonografię, archetypy i narracje. Jego celem nie jest dydaktyka, raczej reflek-sja i pewien rodzaj doświadczenia. Pierwsze spojrzenie na dzieła Fishera u większości przywołuje na myśl coś znajomego i ciepłego. Kiedy popatrzymy głębiej, rzeczy zaczynają wydawać się dziwne, nie na miejscu; wznio-słe i mistyczne. Odnosi się wrażenie, że pomiędzy po-staciami dzieje się coś ważnego, prowadzony jest dialog ocierający się o tajemnicę (podświadomość) i świat rze-czywisty (świadomość). Odnosząc się do kultury euro-pejskiej, sięga do jej klasycznych archetypów: tradycji, symboli i dążeń, płynnie pokazuje relacje między przed-

miotami, ich piękno, konflikty, namiętności, cierpienia. Skłania do przemyśleń i zadawania pytań.

Sean Llewellyn Hamilton jest absolwentem Grand Valley State University. Tytuł licencjata w  dziedzinie sztuk pięknych (ilustracja) uzyskał w maju 2016 r. Ilu-stracje do książek tworzył jeszcze przed rozpoczęciem studiów. Brał udział w 13 zbiorowych pokazach sztuki i 4 wystawach indywidualnych. Projektuje plakaty, jest kuratorem artystycznych projektów studenckich, z któ-rych jeden jest obecnie realizowany dla Muzeum Miej-skiego w Grand Rapids. W 2013 r. odbył kilkumiesięcz-ny staż artystyczny w  Londynie, gdzie pracował pod okiem Tima Fishera. W 2014 r. założył firmę pod nazwą Cloud N9ne Design. Tak mówi o swojej twórczości: „To, co robię, oscyluje wokół aktywizmu i terapii; realizmu i ucieczki w inny świat. Tworzę z jednej strony prace, któ-re mają zabarwienie społeczne, środowiskowe, politycz-ne; niektóre z nich są bardziej oczywiste, niektóre mniej. Z drugiej strony kieruje mną potrzeba wyjścia z ciem-nych zakamarków i myślenie o tym, co pozwoli spać spo-kojnie. Inspirują mnie tacy artyści, jak: Shepard Fairey, Banksy, John Holcroft czy Andy Warhol. Kolorystyka, jakiej używam, wywodzi się w głównej mierze od War-hola, pozostającego pod wpływem popkultury i surreali-zmu. Moje prace aktywistyczne inspirowane są tym, co tworzą Fairey i Banksy, natomiast projekty – Holcroft”.

Spotkanie z artystami w LO im. S. Żeromskiego

Page 28: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

24 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Megan René Jones jest także absolwentką Grand Valley State University. Tytuł licencjata w  dziedzinie sztuk pięknych (malarstwo) uzyskała w grudniu 2014 r. Wcześ niej pracowała w Heartside Art Gallery and Studio w Grand Rapids, odbyła praktyki podyplomowe w Cook Art Center w Grandville i Urban Institute of Contempo-rary Arts. Uczestniczka prestiżowego konkursu Art Pri-ze i Art Downtown (Michigan). Po uzyskaniu dyplomu prowadziła terapie zajęciowe sensoryczne, rekreacyjne i kolorem, a także jako wolontariuszka pracowała w dzie-dzinie terapii artystycznej z dziećmi szczególnej troski w pogotowiu opiekuńczym. Przyjęta została na studia magisterskie w dziedzinie terapii artystycznej na South-western College w Santa Fé (Nowy Meksyk).

Jak widać, dwoje studentów profesora Fishera, Megan i Sean, mimo iż silnie związanych edukacyjnie ze swo-im mistrzem, wybrało zupełnie inną drogę artystyczną. Sean – zaangażowany jest w sztukę aktywistyczną, spo-łeczną oraz typowo komercyjne projekty, Megan – nasta-wiona na pracę artystyczną, będącą formą terapii dla jej odbiorców (dzieci, osób starszych, wykluczonych). Obo-je w czasie studiów zachłannie czerpali z wiedzy, warsz-tatu i inspiracji swojego mistrza, a jednocześnie docenili wyjątkową wolność twórczą, jaką im przekazał.

A co studenci sądzą o swoim mistrzu? Na stronie in-ternetowej uczelni można przeczytać m.in. takie słowa: „Bezdyskusyjnie to najlepszy nauczyciel rysunku na uni-wersytecie. Jest bardzo wymagający, ale jego krytyczne wskazówki są zawsze pomocne. Warto słuchać wszyst-kiego, co mówi, nie odbierać krytyki osobiście, nabierać wprawy w myśleniu o tym, co przekazał i jak można to wykorzystać w rysowaniu – co spowoduje, że będziesz coraz lepszy”.

Organizatorzy rezydencji (Wydział Promocji Miasta Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej oraz Galeria Biel-ska BWA) przygotowali dla gości program umożliwia-jący poznanie miasta, jego okolic oraz instytucji kultury. Zorganizowano również spotkania z młodzieżą i miesz-kańcami, podczas których artyści opowie dzieli o swojej twórczości, inspiracjach i pierwszych wrażeniach z po-bytu. Po powrocie z wycieczki do Krakowa, pytani wła-śnie o wrażenia, powiedzieli, że to piękne miejsce, ale tak naprawdę to miasto „do odwiedzenia”, a Bielsko-Biała – to miejsce „do życia”.

Timothy Fisher, Megan Jones i Sean Hamilton

 Ewa Kozak

Page 29: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

25R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Chyba każdy człowiek w swoim pokoju czy miesz-kaniu, oprócz wstawienia niezbędnych mebli i  sprzę-tów, wiesza na ścianie obrazy. W  Polsce za czasów PRL-u  zwykle były to reprodukcje malarstwa, dzięki czemu pod strzechy trafiły np. dzieła impresjonistów francuskich, kształtując gusty na długie lata. Rzadko kupowano prawdziwe obrazy, nie tylko z powodu ceny, choć dla większości społeczeństwa to było najistotniej-sze. W mieszczańskich domach z przedwojennymi tra-dycjami obrazy były ważne; dominowała sztuka dawna, słynne „Kossaki” lub też portrety malowane na zamó-wienie. Sztuka nowoczesna należała do rzadkości, uwa-żana powszechnie, choć niesłusznie, za niezrozumiałą, często dziwaczną lub brzydką, a na pewno nienadającą się do „ozdabiania” mieszkania.

Współczesna sztuka, będąca efektem wielowieko-wego rozwoju, uzyskała autonomię wobec klasyczne-go etosu piękna. A także pojęcie piękna przeformu-łowała. Dzieła sztuki aktualnej mają przemawiać do widza, często nim wstrząsać, prowokować do myśle-nia i zastanowienia się nad ważnymi problemami, być może zrewidowania obiegowych opinii i sądów. Ar-tystów bardziej niż estetyka interesuje etyka. Piękno

zaczęto utożsamiać z kiczem, stąd w galeriach sztu-ki współczesnej częściej zobaczymy dzieła o  dużej sile wyrazu niż takie, które pieszczą oko. Ale to jed-na strona medalu.

Druga – to obecne pojęcie piękna. Sztuka abstrakcyj-na nauczyła nas, że piękno niekoniecznie wiąże się z re-alistycznym przedstawieniem urokliwego pejzażu czy ładnej modelki. Harmonia barw, umiejętne zestawie-nie plam czy kształtów, oszczędna, przemyślana forma mogą wywoływać równie przyjemne doznania estetycz-ne. Najważniejsza jest świadomość – zarówno twórcy, jak i odbiorcy – celu użycia takich, a nie innych środ-ków wyrazu. Trzeba też być wrażliwym, z którą to ce-chą można się urodzić, ale również nabyć ją poprzez czę-sty kontakt ze sztuką. Dawniej wrażliwość i znajomość sztuki, zwłaszcza światowej, zdobywało się głównie po-przez studiowanie albumów z reprodukcjami. Dziś świat stanął przed nami otworem i oglądanie w oryginale ar-cydzieł zarówno dawnych, jak i współczesnych jest do-stępne dla przeciętnego Polaka – oby tylko chciał. Już nie tylko Luwr czy florencka Uffizi, ale i Tate Modern w Londynie staje się stałym punktem wypraw wzboga-cających naszą wiedzę.

Kolekcjonowanie – prywatne i publiczne

Nawet mały zbiór dzieł sztuki może być ciekawą kolekcją.

A g a t a S m a l c e r z

Agata Smalcerz  – historyk sztuki, kuratorka wielu wystaw, autorka licznych tekstów o sztuce. Od 2003 r. kieruje Galerią Bielską BWA.

Tamara Berdowska mówi o swojej pracy: Kompozycja przestrzenna, metal, folia, technika własna

 Krzysztof Morcinek

Page 30: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

26 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Oglądanie dzieł sztuki w oryginale dostarcza także przyjemności. Coraz częściej chcemy sobie taką przy-jemność zafundować na dłużej. A więc nie tylko zoba-czyć, ale też kupić i powiesić u siebie. Niektórzy traktu-ją dzieła sztuki jak inwestycję (podobno nic nie przebije takiej inwestycji – byle była trafiona!), ale dla większości ważniejsza jest radość, jaką sprawia obcowanie z ukocha-nym obrazem, rzeźbą, ceramiką lub tkaniną artystyczną. Osoby, które mogą sobie na to pozwolić, nie poprzestają na jednym obiekcie, zaczynają zapełniać ściany, co może przerodzić się w pasję kolekcjonowania sztuki. Trudno wyznaczyć granice pomiędzy kupującym dla przyjem-ności, zbieraczem okazji czy świadomym kolekcjonerem; czasem nawet mały zbiór dzieł sztuki może być warto-ściowy i to nie ze względu na głośne nazwiska autorów. Indywidualny smak i wyczucie są najlepszymi dorad-cami, a obraz podziwiany na co dzień przez właściciela czy jego przyjaciół znajduje lepsze schronienie w zwy-kłym mieszkaniu niż cenny artefakt zamknięty w sejfie.

Kolekcjonowanie sztuki staje się modne i powoli ory-ginalne dzieła zastępują reprodukcje. Nie trzeba przecież od razu wydawać kroci na cenne obrazy; można kupować fotografię czy grafikę lub malarstwo młodych artystów.

Kolekcje prywatne rządzą się nieco innymi prawa-mi niż publiczne, będące własnością muzeów, galerii czy fundacji. Prywatni właściciele zwykle wybierają określo-ny wycinek z całego spektrum możliwości, gdyż spójna kolekcja jest bardziej wartościowa od eklektycznej. Ko-lekcje publiczne zazwyczaj dążą do większej przekro-jowości, reprezentowania szerszego wyboru artystów.

Do niedawna instytucjami zajmującymi się groma-dzeniem dzieł sztuki w Polsce były wyłącznie muzea; po wojnie dołączyły do nich galerie państwowe w sieci Biur Wystaw Artystycznych, przekształcone w latach 90. XX wieku najczęściej w galerie miejskie – samorządo-

we instytucje kultury. W poprzednim ustroju wszystkie BWA w statutach miały wpisany obowiązek gromadze-nia dzieł sztuki współczesnej. Obecnie tylko nieliczne galerie z dawnej sieci posiadają wartościowe kolekcje. Te, które chcą powiększać swoje zbiory, mają możliwość występowania o granty Ministerstwa Kultury i Dziedzic-twa Narodowego, które od kilkunastu lat wspiera roz-wój kolekcji publicznych w ramach programów „Znaki czasu” i – aktualnie – „Kolekcje”.

Galeria Bielska BWA dynamicznie rozwija swoje zbiory. Jej zaczątek powstał w połowie lat 70. XX wieku, kiedy to w ramach nowego podziału administracyjnego powołano Biuro Wystaw Artystycznych w Bielsku-Bia-łej. Nie było jednak funduszy na kupowanie dzieł sztu-ki, stąd te, które stawały się własnością BWA, pochodziły głównie z plenerów lub darowizn artystów, czasem oka-zjonalnych niewielkich zakupów, np. z Bielskiej Jesieni. Jednak zbiór z tego czasu jest nierówny, brak w nim syste-matyki i spójności, wielu ważnych dla środowiska lokal-nego artystów reprezentowanych jest pojedynczymi nie-wielkimi pracami (jak np. Ignacy Bieniek czy Jan Zipper), innych nie ma wcale. Potem było już tylko gorzej, prak-tycznie żadnych funduszy na zakupy. Od połowy lat 80. do połowy lat 90. XX wieku zbiory wzbogacono jedynie o kilka darowizn. W drugiej połowie lat 90. do kolekcji Galerii trafiły dwa spore zbiory grafik ofiarowane po du-żych wystawach z zagranicy: 166 prac artystów z Ame-ryki Południowej oraz 40 grafik Włocha Getulia Alvia-niego. Dopełniły niewielki dotychczasowy zbiór 66 prac artystów głównie ze Śląska Cieszyńskiego (m.in. Edwar-da Biszorskiego, Jadwigi Smykowskiej, a także Michała Klisia) i stworzyły zaczyn większej reprezentacji tej dys-cypliny sztuki w zbiorach bielskiego BWA.

Sytuacja zmieniła się na korzyść na początku no-wego wieku wraz z programami Ministerstwa Kultury

Finisaż

 Krzysztof Morcinek

Page 31: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

27R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

i Dziedzictwa Narodowego. Zespół Galerii Bielskiej BWA opracował strategię rozwoju kolekcji, tak aby nowe na-bytki pomogły ukształtować jej oryginalny profil. W la-tach 2008–2015 projekty złożone przez bielską galerię siedmiokrotnie uzyskały akceptację komisji konkurso-wych i otrzymały dofinansowanie na łączną kwotę po-nad 600 tysięcy złotych.

Kolekcja liczy obecnie 905 dzieł. Poza zakupami z  funduszy ministerialnych znaczącą część prac arty-ści podarowali. Od kilku lat działanie wspierają tak-że sponsorzy, którzy finansują zakup konkretnej pracy – pierwszym był Fiat Auto Poland, a obecnie to spółki: FCA, Pol motors, PRO, Aqua i Lotos.

Budowanie kolekcji opiera się na kilku prioryte-tach, obejmujących tak rozwijanie dotychczasowych wątków, jak i  poszerzanie obszarów dotąd w  małej mierze reprezentowanych. Najważniejszą dziedzi-ną sztuki jest malarstwo, umocowane historycznie m.in. poprzez organizowany od 1962 roku Ogólno-polski Konkurs Malarstwa Bielska Jesień, przekształ-cony w 1995 roku w Biennale Malarstwa. Odtąd do kolekcji trafiają prace uhonorowane Grand Prix, a od 2005 – zgodnie z regulaminem – przechodzą na wła-sność Galerii Bielskiej BWA nieodpłatnie. Ich autorzy to: Andrzej Szewczyk, Wilhelm Sasnal, Rafał Borcz, Grzegorz Wnęk, Karolina Zdunek, Wojciech Kubiak i Lidia Krawczyk, Kamil Kuskowski, Jakub Ciężki, Ewa Juszkiewicz, Martyna Czech. W najbliższych latach Galeria planuje uzupełnić ten zbiór o prace możliwe do pozyskania, zwłaszcza te najstarsze, nagrodzone Złotym lub Srebrnym Medalem Bielskiej Jesieni. Od kilku edycji udaje się ponadto kupować dzieła wyróż-nione w konkursie, dzięki czemu w kolekcji znalazły się prace artystów młodego lub średniego pokolenia prężnie rozwijających swoje kariery.

Oprócz obrazów finalistów Bielskiej Jesieni pozy-skiwane są dzieła uznanych polskich malarzy, przede wszystkim takich, których wystawy indywidualne były tu pokazywane. Należą do nich m.in. Urszula Broll, Jan Dobkowski, Andrzej Urbanowicz, Leon Tarasewicz.

Obok malarstwa są też prace z  dziedziny nowych mediów: obiekty, instalacje, wideo-art oraz light-boxy.

Kolekcja powinna odzwierciedlać strategię promo-wania sztuki współczesnej realizowaną przez instytu-cję, która ją gromadzi. Dla Galerii Bielskiej BWA od lat 90. XX wieku ważną dziedziną jest organizacja wystaw sztuki krytycznej, neoawangardy i pokazy sztuki per-formansu, jest ona także wydawcą kilku książek z tego zakresu. Sztukę krytyczną w kolekcji reprezentują prace m.in. Jerzego Beresia, Zofii Kulik, Zbigniewa Libery, Na-talii LL, Grupy Łódź Kaliska, Jerzego Truszkowskiego.

Ważną częścią zbiorów są prace artystów z bielskie-go środowiska plastycznego. To wiele różnorodnych pro-pozycji: od realizmu Grupy Beskid, przez metaforycz-ne i abstrakcyjne obrazy twórców średniego pokolenia, po nowoczesne wypowiedzi figuratywne najmłodszych, dotyczące ważnych aktualnych tematów.

W  przyszłości Galeria zamierza uzupełniać także zbiory fotografii, która dotychczas nie była mocno repre-zentowana, a jest bardzo ważna w Bielsku-Białej, gdzie organizowany jest Foto Art Festival. Są prace znaczą-cych fotografików, takich jak Andrzej Baturo, Bogdan Konopka czy Jindřich Štreit.

Kolekcja nie ma na razie swojej stałej ekspozycji, dzieła udostępniane są na wystawach tematycznych, monograficznych i  zbiorowych, we własnej siedzibie lub w innych galeriach (ostatnio np. na wystawach in-dywidualnych Zbigniewa Warpechowskiego w Zachęcie i  Natalii LL w CSW Zamek Ujazdowski czy praca Krzysz-tofa Zarębskiego na wystawie Dzikie pola, wędrującej po

O swojej twórczości mówi Teresa Sztwiertnia

Page 32: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

28 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Europie). Ekspozycje z tych zbiorów prezentowane były w Łodzi, Jaworznie oraz w Koszęcinie, a  także w nowo otwartych apartamentach Sfery. Latem 2016 roku Gale-ria Bielska BWA zaprosiła na wystawę zatytułowaną PO-KAZ 4. (kolejną we własnej siedzibie – po prezentacjach w latach 2005, 2010 i 2012), na której eksponowano wy-brane dzieła 70 artystów. Narracja odnosiła się do egzy-stencji człowieka, problemów związanych z dorastaniem i przeżywaniem kolejnych okresów życia, relacji z inny-mi, związków człowieka z naturą, zagadnień metafizycz-nych i  religijnych, obowiązków wobec społeczeństwa, odwołań do historii i kultury. We wrześniu odbyło się ponadto postscriptum do wystawy POKAZ 4.: zestawie-nie obrazów z meblami, lampami i ceramiką oraz pro-mocja lokalnego dizajnu.

W niedługim czasie sytuacja lokalowa kolekcji może znacznie się poprawić. Decyzją prezydenta Bielska-Białej na cel ten została przeznaczona piękna XIX-wieczna wil-la Teodora Sixta. We współpracy z Urzędem Miejskim oraz Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej Galeria Bielska BWA składać będzie wniosek o grant do fundu-szy europejskich na rewitalizację budynku. Jeśli uda się uzyskać dofinansowanie, willa zostanie wyremontowana i przeznaczona na działania aktywizujące lokalną spo-łeczność oraz na stałą ekspozycję kolekcji – już na prze-łomie 2018 i 2019 roku.

Tymczasem oprócz wystaw duża część zbiorów pre-zentowana jest w Internecie: na stronie www.galeriabiel-ska.pl (w zakładce: O galerii/Kolekcja), na Google Open Gallery https://galeriabielska.culturalspot.org, a  tak-że na specjalnej stronie http://kolekcjabwa.galeriabiel-

ska.pl. Kolekcja udostępniana jest także poprzez inno-wacyjny projekt Dotknij sztuki BWA autorstwa Michała Hyjka, wspomagany technologią NFC, w obrębie placu przy galerii aktywny na smartfonach. Reprodukcje po-nad dwustu prac 100 artystów znalazły się w albumie Kolekcja Sztuki Galerii Bielskiej BWA wydanym w 2011 roku w nakładzie 1100 egzemplarzy. Planowane jest wy-danie drugiej części albumu.

Licząca się kolekcja dzieł sztuki to wielki powód do dumy. W przypadku galerii miejskiej jest to dobro pu-bliczne, skarb. Jeśli skarb jest podziwiany, oglądany, pro-mowany – nabiera blasku, jeśli wypełnia tylko długie spi-sy z natury – blednie. Na Zachodzie liczące się miasta posiadają stałe ekspozycje sztuki współczesnej, w Pol-sce również rozwija się taka tendencja. Bielsko-Biała ma możliwości, aby dołączyć do liderów w tym względzie: ciekawą kolekcję i zabytkową willę pozwalającą na róż-norodne prezentowanie sztuki. Stałe ekspozycje, zmie-niane np. raz w roku, pozwolą na budowanie pogłębionej interpretacji współczesnej rzeczywistości z wykorzysta-niem konkretnych zestawów dzieł. Program edukacyj-ny będzie odgrywał tu zasadniczą rolę, a oglądaniu prac w oryginale towarzyszyć będą projekcje filmowe, wykła-dy i spotkania.

Wernisaż

 Krzysztof Morcinek

Page 33: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

29R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Z dziejów Bystrej ŚląskiejSpływająca spod szczytu Klimczoka Białka dzieli

miejscowość na dwie historyczne części: Bystrą Śląską i Bystrą Krakowską, które połączono ze sobą w 1956 r., a w 1973 włączono do gminy Wilkowice. Obie nazwy wprowadzono w międzywojniu, wcześniej funkcjonowa-ły określenia: Bystra Niemiecka (Deutsch Bistrai) i By-stra Polska (Polnisch Bystrai). W 1880 r. pierwszą z wio-sek zamieszkiwało ok. 400 osób, w tym 77% Niemców (z czasem ich liczba stopniowo malała), w trzech czwar-tych katolików; druga liczyła ok. 350 mieszkańców, nie-mal wyłącznie Polaków. Nazwy odzwierciedlały nie tyl-ko stosunki narodowościowe: Białka, po połączeniu z Wilkówką zmieniająca się w Białą, od połowy XV w. oddzielała Śląsk, wchodzący w skład Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, od przedrozbioro-wej Rzeczpospolitej, a po 1772 r. stała się granicą dwóch habsburskich prowincji: Śląska Austriackiego i Galicji. Bystra Niemiecka powstała po 1570 r. jako przysiółek za-kupionych przez Bielsko Mikuszowic, z kolei należąca do dóbr łodygowickich Bystra Polska, założona przez Ko-morowskich, jest prawdopodobnie nieco starsza.

W  Bystrej Niemieckiej Białka zasilała dwa młyny wodne: dolny pod numerem 9, w miejscu Centrum Pul-monologii, oraz górny nr 15 w sąsiedztwie dzisiejsze-go zajazdu Pod Źródłem. Oba istniały już w latach 70. XVIII w., czego dowodzą zapisy w księdze zgonów pa-rafii św. Mikołaja. W dolnym młynie gospodarzyli wów-czas bracia Johann i Andreas Urbantke, w górnym Jo-hann Pintscher i Johann Halama.

Pod koniec lat 20. XIX w. właścicielem młyna nr 9 był Baltazar Płonka rodem z Polskiej Bystrej. W czerwcu 1830 roku „młyn Plantkego” (jak zapisano w dokumen-

cie) kupił za 800 florenów bielszczanin Samuel Schöpke. W sierpniu tegoż roku nabył on także za 40 florenów po-łożony poniżej młyna fragment gruntu z gospodarstwa nr 8. Wkrótce potem do starszego budynku nr 9, stoją-cego poprzecznie do dzisiejszej ul. J. Fałata, dostawio-no nowy, masywny budynek przędzalni, który otrzymał numer Bystra 33. Woda Białki, doprowadzana kanałem i gromadzona w dużym stawie, poruszała koło wodne, dostarczające energii do napędu maszyn. W zakładzie produkowano przędzę dla fabryk włókienniczych w Biel-sku, jakiś czas funkcjonował również folusz, w którym spilśniano sukno. Przynajmniej do 1838 r. działał także

P i o t r K e n i g

Do najbardziej znanych obiektów Bystrej należy Centrum Pulmonologii, ulokowane na stokach Równi. Dzisiejszy szpital do 1975 r. funkcjono-wał jako Państwowe Sanatorium Przeciwgruźli-cze, wcześniej był to Dom Zdrowia Kasy Cho-rych, który powstał z prywatnego sanatorium. Kto dziś pamięta, że bielscy przemysłowcy Schöpke i Antoni przez ponad cztery dekady XIX w. pro-dukowali tutaj przędzę wełnianą dla okolicznych fabryk włókienniczych?

Zapomniana przędzalnia

Piotr Kenig – bielszczanin, historyk, zainteresowany szczególnie dziejami Bielska--Białej w XVIII-XIX wieku. Kustosz i kierownik Starej Fabryki Oddziału Muzeum Historycznego w Bielsku--Białej.

Dolina Białki widziana z Szyndzielni, początek XX w.

Page 34: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

30 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

młyn, w księdze gruntowej odnotowano wówczas pod numerem 9 „młyn zbożowy wraz z nowym budynkiem fabryki przędzalniczej” (Mahlmühle samt dem neuerli-chen Spinnfabriksgebäude). Z kolei nieruchomość nr 33 składała się z „pola ornego oraz zbudowanej na nim fa-brycznej przędzalni wełny” (Rustical-Acker und der da-rauf erbauten Wollspinnfabrick). W  1844 r. przedsię-biorca znacznie powiększył areał swoich gruntów przez zakup dużego gospodarstwa zagrodniczego Bystra 8, na-leżącego do Johanna Pintschera.

Mistrz sukienniczy Samuel Schöpke (ok. 1785–1848), ewangelik, pochodził z Brandenburgii lub Prus. Przy-

był do Bielska około 1810 r. Był jednym z tkaczy pracu-jących dla pierwszych biel-skich fabrykantów suk-na, braci Kolbenheyerów, mieszkał w  należących do nich budynkach na Dol-nym Przedmieściu 154 (później 93, dzisiaj par-king za galerią handlową Sfera) oraz 156 (ul. 11 Li-stopada 3). Z  poślubioną w  1810 r. bliżej nieznaną Teresą Jeitner, katoliczką,

miał liczne potomstwo (więk-szość dzieci szybko zmar-ła), których chrzestnymi byli m.in. „budowniczy maszyn” Heinrich Brachvogel z  Białej (rodem z pruskiej Tylży) oraz postrzygacz sukna Valentin Jankowski, jeden z pionierów industrializacji w Bielsku. Od 1827 r. Samuel określany był w  dokumentach jako mistrz przędzalniczy (Spinn meister) – fachowiec wyspecjalizowany w obsłudze ówczesnych skom-plikowanych przędzarek me-chanicznych. Niewykluczo-ne, że zakup młyna w Bystrej i przekształcenie go w fabrycz-ną przędzalnię wełny powią-zane były z rozbudową przed-siębiorstwa Kolbenheyerów, być może bracia wsparli inwe-

stycję finansowo, a dawny współpracownik był cichym wspólnikiem w ich firmie1.

W 1833 r. najstarszą córkę Schöpkego, Johannę Ka-rolinę (1813–?), wydano za bialskiego postrzygacza suk-na Karla Theodora Suchego. Małżonkowie zamieszkali w Bystrej, tu narodziła się trójka ich dzieci. Możliwe, że w tym czasie w fabryce zajmowano się także wykończa-niem tkanin. Niestety, ewentualne nadzieje pokładane w zięciu jako potencjalnym następcy nie spełniły się. Na początku lat 40. Suchy został kancelistą księcia Ludwika Sułkowskiego, przeniósł się na bielski zamek, a wkrót-ce wraz z rodziną opuścił Bielsko – jego dalsze losy po-zostają nieznane. W tym czasie (1843) młodsza z córek, Augusta Maria (1822–?), poślubiła Franza Pokornego, leśniczego dóbr łodygowickich, a do Bystrej sprowadził się kolejny zięć: sukiennik Franz Antoni, od 1839 r. mąż trzeciej córki, Julianny (1821–1890). Po śmierci Samuela Schöpkego, zmarłego w lutym 1848 r. podczas epidemii tyfusu, to właśnie on został spadkobiercą, przejmując przędzalnię fabryczną w Bystrej.

Do początku XIX w. nazwisko Antoni nie było w Bielsku znane. W 1804 r. niejaki Joseph Antony, katolik „rodem z Alzacji” (aus Ellsaß gebürtig), poślubił w ko-ściele św. Mikołaja miejscową ewangeliczkę Evę Rosinę Zipser, później przeniósł się do Lipnika, gdzie on i jego następcy prowadzili kuźnię. Z kolei w 1806 r. w tymże

Zabudowania dawnej przędzalni około 1895 r. 

Replika przędzarki z 1. połowy XIX w., Muzeum 

Sukienników (Tuchmacher-museum) w Bramsche

   Piotr Kenig

Page 35: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

31R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

kościele zawarli ślub mistrz sukienniczy Johann Frie-drich Antoni (1783–1867) i  Maria Englert (ok. 1783–1825). Niestety, w tym wypadku nie odnotowano miejsca pochodzenia narzeczonego. Gdy ten w 1827 r. jako wdo-wiec żenił się w Białej z Johanną Hensler (1794–1850), podał do aktu metrykalnego imiona rodziców: Philipp i Gertrud z domu Rännert. Być może również i w jego wypadku należy więc dopatrywać się alzackich korzeni? W 1822 r., po kilkukrotnej zmianie adresu, mistrz Anto-ni zamieszkał we własnym domu na Żywieckim Przed-mieściu 15, na początku obecnej ul. M. Michałowicza (w 1901 r. stanęła w tym miejscu odlewnia Josephy’ego), a przed 1850 r. przeniósł się do budynków w zachodniej pierzei placu Blichowego (dziś A. Mickiewicza), gdzie zmarł2. Pierwsza żona obdarzyła go licznym potom-stwem. Johann Friedrich (1807–1860), mistrz sukienni-czy, żonaty z Marią Anną Berger, dał początek bialskiej linii rodu3. Franz (1813–1893), jak już wspomniano, był fabrykantem w Bystrej. Mężem Heleny (1809–?) został Georg Schöja, a Charlotty (1815–1869) Anton Josch – rzeźnicy z Bielska i Białej. Augusta (1820–1890) poślu-biła bielskiego mistrza ślusarskiego Antona Alschera, Karolina (1823–po 1883) była żoną kupca Franza Śmi-łowskiego z Białej, natomiast Amalię (1825–1892) wyda-no za bielskiego sukiennika Franz Geyera.

Wróćmy do Bystrej. Franz Antoni w dokumentach metrykalnych odnotowywany był zazwyczaj jako mistrz sukienniczy, rzadziej jako fabrykant przędzy wełnianej (Wollspinnfabrikant) względnie właściciel przędzalni lub fabryki (Spinnereibesitzer, Fabriksbesitzer). Tym sa-mym zakład w Bystrej nie był zaliczany do dużych fa-bryk, a park maszynowy pod koniec lat 60. mógł być już przestarzały. Nie prowadzono w tym czasie większych inwestycji budowlanych.

W 1873 r. bystrzańska przędzalnia odnotowana zo-stała w książce Theodora Haasego, poświęconej dziejom bielsko-bialskiego przemysłu wełnianego. W tym samym roku krach na giełdzie wiedeńskiej zapoczątkował świa-towy kryzys gospodarczy, który przyczynił się do unie-ruchomienia przedsiębiorstwa. W  1874 r. „połączoną nieruchomość fabryczną nr 9 i 33” (Vereinigte Fabriksre-alität No 9 u. 33) kupił od Franza Antoniego Albert Hac-kenschmidt (1823–1900), przedsiębiorca rodem z mia-sta Chlumec (Kulm) w północnych Czechach, w owym czasie kupiec w Petersburgu. Część dawnej przędzalni przekształcono w zajazd z gospodą, którego gospoda-rzem został były fabrykant Franz Antoni. Jak długo dzia-łał w tym charakterze, nie wiadomo. W 1890 r. w Biel-

sku przy ul. Blichowej 47 zmarła jego żona Julianna, on sam odszedł jesienią 1893 r. w Białej, w domu przy pl. De-skowym 5 (dziś ul. Stojałowskiego 57), prawdopodobnie w  mieszkaniu córki Ottilie Hahn. Oboje spoczęli na cmentarzu katolickim w Białej.

Franza i Juliannę Antoni przedstawiają najpewniej dwa dzieła słowackiego malarza Petera Michala Bohúňa, eksponowane w Muzeum Historycznym w Bielsku-Bia-łej, znane dotąd jako portrety małżonków Geyer. Ob-razy trafiły do muzeum po wojnie i początkowo opisy-wane były jako „portret kobiety” i „portret mężczyzny”. Z czasem pojawił się dopisek, iż mają to być członkowie rodziny Geyerów, jeszcze później dopisano ich imiona. Być może portrety zdobiły dawny pałacyk tej rodziny

Sanatorium po przebudowie, około 1914 r. 

Zakład Leczenia Klimatycznego w Bystrej Śląskiej, początek XX w.

Page 36: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

32 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

przy ul. 1 Maja 12 (dzisiejszy Dom Kultury Włóknia-rzy). Za tym, iż sportretowanymi są małżonkowie Anto-ni, przemawiają dwa fakty. Po pierwsze, mężczyzna ma na palcu sygnet z inicjałami AJF (Antoni Johann Frie-drich?). Po drugie, około 1870 r. Franz Geyer starszy (1819–1906) był średnio zamożnym sukiennikiem, wła-ścicielem domu przy ul. Młyńskiej 22, natomiast Franz Antoni bogatym fabrykantem, posiadaczem przędzalni, którego stać było na zamówienie portretów u wziętego malarza, jakim był wówczas Bohúň. Być może po śmier-ci Antoniego oba konterfekty trafiły najpierw na Młyń-ską, do domu Geyerów (Amalia była jego siostrą), a na-stępnie do Franza Geyera młodszego (1853–1912), który w 1888 r. kupił farbiarnię Mänhardta przy ul. 1 Maja 12, po czym przekształcił ją w fabrykę sukna.

Słów kilka o losach potomków Franza Antoniego, po-śród których znaleźć można osoby zasłużone dla rozwoju turystyki w Beskidach. Zapewne za sprawą szwagra Po-kornego, zatrudnionego w dobrach łodygowickich, dwie córki wydano za tamtejszych leśniczych: Maria (1842–1918) poślubiła w 1864 r. Friedricha Suttera (1835–1914), natomiast Emilie (1850–1931) była od 1876 r. żoną Fran-ciszka Oczkowskiego (1846–1930). Pierwszy z  panów zapisał się w historii jako budowniczy schroniska Kle-mentynówka na Klimczoku (1872), drugi w latach 1879–1903 z leśniczówki na Błoniach kierował lasem komunal-nym miasta Bielska. Rudolf Antoni (1848–1912), żonaty z Emilie Jakson (1847–1925) z Bielska, prowadził zajazd w Bystrej, początkowo wraz z ojcem, następnie samo-dzielnie, a w latach 90. XIX w. [?] został dzierżawcą Kle-mentynówki, pozostając jej gospodarzem prawdopodob-nie do ok. 1911 r.4 Mathilde (1840–?) wyszła za Leona Giełdanowskiego, dzierżawcę dóbr ziemskich z Lipni-ka, a Ottilie (1858–po 1924) za kupca z Białej, Edmun-da Hahna (1853–po 1924). Najmłodszy z  rodzeństwa, Robert Antoni (1864–?), księgowy, po 1918 r. prawdo-podobnie opuścił Bielsko.

Około 1878 r. w wydzierżawionej od Hackenschmid-ta starszej części dawnej przędzalni (Bystra 9) ponownie rozpoczęto działalność przemysłową: fabrykant Stephan Wulff, rodem z Werden koło Essen, uruchomił papiernię, w której werkmistrzem był jego teść, Karl Hanke z Brna. Wulff musiał być człowiekiem zamożnym, bowiem świad-kiem na jego ślubie, zawartym rok wcześniej w Bielsku, był sam Gustav Josephy. Nie wiadomo niestety, jak długo papiernia ta działała. Z kolei w 1889 r. powiększono sto-jący równolegle do dzisiejszej ul. J. Fałata budynek By-stra 33, gdzie ulokowane były zajazd i gospoda, uporząd-kowano przyległy teren, a całe założenie przekształcono w zakład wodoleczniczy, gdzie stosowano m.in. metody terapeutyczne ks. Sebastiana Kneippa i Wilhelma Pries-snitza. Poczynione inwestycje nie przyczyniły się jednak znacząco do zwiększenia liczby odwiedzających gości.

W  latach 1894 i  1895 Hackenschmidt, będący już w  podeszłym wieku, sprzedał swoje nieruchomości w Bystrej spółce Holländer, Hähnel & Comp., prowa-dzącej w Bielsku browar parowy przy ul. Cieszyńskiej. Zamieszkał na Dolnym Przedmieściu, gdzie miał dwa domy przy dzisiejszej ul. J. Słowackiego 4-6, tutaj też zmarł. Jesienią 1895 r. kolejnym właścicielem podupa-dłego zakładu wodoleczniczego został bliżej nieznany re-staurator Hermann Pese, członek założonego w 1893 r. towarzystwa turystycznego Beskidenverein.

Portrety Julianny Antoni z domu Schöpke  

i  Franza Antoniego,  Peter Michal Bohúň,  

około 1870 r.

Sygnet z inicjałami AJF (w odbiciu lustrzanym) 

  Alicja Migdał-Drost

Schronisko  Klementynówka, widokówka wydana 

przez Rudolfa Antoniego po 1905 r. 

Page 37: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

33R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

W styczniu 1898 r. wszystkie zabudowania dawnej przędzalni wraz z przyległym terenem nabył pochodzą-cy ze Lwowa lekarz psychiatra, absolwent Uniwersyte-tu Wiedeńskiego, doktor Ludwik Jekeles (1867–1954). Utworzenie przez niego w Bystrej Zakładu Leczenia Kli-matycznego, popularnie zwanego sanatorium, zaważyło na dalszych losach miejscowości, która w następnych la-tach stała się popularnym uzdrowiskiem. Te karty z dzie-jów są już znacznie lepiej znane, dla porządku przypo-mnijmy jedynie kilka najważniejszych faktów, kończąc niniejszą opowieść.

W 1912 r., po tragicznej śmierci żony, dr Jekeles sprze-dał swój zakład II Grupie Stowarzyszenia Kopalń Węgla Kamiennego zagłębia ostrawsko-karwińskiego. W By-strej miało powstać wielkie uzdrowisko dla kobiet oraz ośrodek wychowawczy dla dzieci zmarłych górników. Do 1914 r. całkowicie przebudowano stary dom przy ul. J. Fałata, a na stoku Równi wzniesiono w stanie surowym dwa budynki mieszkalne. W 1924 r. nowym właścicie-lem uzdrowiska został Okręgowy Związek Kas Chorych w Krakowie, rok późnej w Domu Zdrowia rozpoczęto leczenie chorych na gruźlicę płuc. Od 1933 r. komplek-

sem zawiadywał Związek Kas Chorych w  Warszawie, w 1948 r. ukończono okazały pawilon IV. Od 1975 r. sa-natorium, przekształcone w szpital, nosiło nazwę Spe-cjalistycznego Zespołu Chorób Płuc i Gruźlicy.

1 O rodzinie Kolbenheyerów pisaliśmy w „Relacjach–Inter-pretacjach” nr 1 z marca 2010 r.2 W 1850 r. w Bielsku miał miejsce trzeci ożenek Antoniego, z wdową Anną Kathariną Hensler (ok. 1797–1858).3 Jego wnuczka Johanna w 1898 r. została drugą żoną Feliksa Kaczorowskiego, dziadka papieża Jana Pawła II.4 Tegoż z kolei syn Rudolf Antoni (1885–?) zbudował w 1932 r. schronisko na Białym Krzyżu, zwane gospodą Antoniego, a w latach II wojny światowej pełnił z nadania okupanta funk-cję Ortsleitera dla rejonu Salmopola.

Dawne sanatorium dziś    Piotr Kenig

 Reprodukcje  archiwalne  ze zbiorów

Page 38: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

34 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

ROZMAITOŚCI

Przedszkolaki z Rychwałdu z nauczycielkami  Archiwum

Giuseppe Milici Quartet   Archiwum CIdC

Proszę  was,  pozostańcie  wierni  temu  dziedzic-twu...  –  słowa  Jana  Pawła  II  stały  się  hasłem 

Wojewódzkiego  Konkursu  „Edukacja  regionalna w szkole”, po raz VII zorganizowanego przez Ślą-skiego  Kuratora  Oświaty  i  Wojewodę  Śląskiego. Adresowany  jest  do  przedszkoli  i  szkół,  a  roz-grywany w  trzech  etapach,  z  podziałem na pięć rejonów, z których jeden obejmuje powiaty bielski, cieszyński, pszczyński, żywiecki oraz Bielsko-Białą. W pierwszym etapie oceniano osiągnięcia wycho-wanków w zakresie edukacji regionalnej, w drugim realizację projektu tematycznego Rody i ich siedziby ważne  dla  społeczności  lokalnej.  Finał  odbył  się 9 czerwca w Koszęcinie. Wśród laureatów znalazły się Publiczne Przedszkole w Radziechowach, Szkoła Podstawowa nr 6 im. Z. Kossak w Pierśćcu, Szkoła Podstawowa im. F. Polaka w Juszczynie, Gimnazjum Publiczne nr 1 im. ks. J. Twardowskiego w Czecho-wicach-Dziedzicach.  Największy  sukces  odniosło jednak  Przedszkole Publiczne im. Krasnala Ha-łabały w Rychwałdzie,  które  w  swojej  kategorii zdobyło pierwsze miejsce. Przedszkolaki, oczywiście pod opieką swoich wychowawców i z pomocą ro-dziców, wspomniany projekt poświęciły dworowi Milieskich  w  rodzinnej  wsi.  Obejmował  on  m.in. poznanie dworu i posiadłości, wykonanie albumu fotograficznego Drzewa – pomniki przyrody, skon-struowanie  gry  planszowej,  organizację  pleneru malarskiego i majówkę połączoną z wystawą pople-nerową. Podsumowaniem była oceniana przez jury 

kronika pt. Dwór Rychwałd, która dokumentowała realizację projektu. Zadania finałowe obejmowały m.in. prezentację piosenki regionalnej o rodzinie – przedszkolaki z Rychwałdu wykorzystały beskidzkie przyśpiewki,  przeplatając  je  tańcem,  a  wystąpiły w odświętnych strojach górali żywieckich. Przed-stawiły też scenkę z historii Milieskich (codzienne życie wiejskie na początku XX w., praca w polu, wypasanie  owiec,  podglądanie  przyrody,  śpiew 

i  taniec,  które  zaburza  pojawienie  się  dziedzica w  samochodzie).  Znakomicie  też  poradziły  sobie z pytaniami – niespodziankami i innymi zadaniami.

Bardzo  podobał  się  bielszczanom  koncert,  na który zaprosiło  ich 18 czerwca Centro  Italiano 

di Cultura do sali koncertowej Państwowej Ogól-nokształcącej Szkoły Muzycznej im. S. Moniuszki. Jego  wykonawcami  byli  czterej  światowej  sławy włoscy muzycy wchodzący w skład Giuseppe Milici Quartet. Wydarzenie miało tytuł Amarsi un po’ (taki sam  tytuł  nosi  najnowszy  album  lidera,  nagrany w Stanach Zjednoczonych). Giuseppe Milici (rocznik 1964) jest wirtuozem harmonijki ustnej, muzykiem i kompozytorem. Pochodzi z Palermo. W 1990 roku został  członkiem pierwszej Europejskiej Orkiestry Jazzowej.  Wykonał  ścieżki  dźwiękowe  do  wielu filmów  pełnometrażowych  (m.in.  Il  Mago  z  An-thonym Quinnem) oraz programów telewizyjnych. Skomponował również muzykę do filmów Ninnarò i TerraMadre (pokazywany m.in. na Festiwalu Filmo-

Page 39: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

R e l a c j e 35I n t e r p r e t a c j e

ROZMAITOŚCI

Maria Posłuszna: Kwant, 2016,  olej, akryl na płycie

 Archiwum

wym w Berlinie w 2008 roku). Obecnie z Robertem Gervasim (akordeon), Igorem Ciottą (gitara basowa) i Fabriziem Francoforte (perkusja) tworzy kwartet koncertujący w całej Europie.Milici wraz z towarzyszącymi mu muzykami – po-chodzącymi tak jak on z Sycylii – wprost oczarował bielską publiczność. Artysta nawiązał świetny kon-takt ze słuchaczami, rozbawiając ich anegdotami ze swojego życia. Opowiedział m.in., jak to nie został przyjęty do akademii muzycznej, ponieważ harmo-nijka była uważana za zabawkę, a nie za prawdziwy instrument. Trudno było w to uwierzyć, słuchając kolejnych  utworów  w  jego  interpretacji.  Artyści wykonali w jazzowej aranżacji zarówno utwory zna-ne, takie jak Isn’t She Lovely Steviego Wondera, jak i własne kompozycje. Milici był zachwycony bielską publicznością i dziękował za entuzjastyczne przyję-cie słuchaczom oraz dyrektorowi Centro Italiano di Cultura, Riccardo Salmeriemu, który zorganizował włoskiemu kwartetowi występ w Polsce. Po kon-cercie  muzycy  udali  się  na  jam  session  do  klubu Metrum,  gdzie  z  grupą  Mateusz  Pulawski  Lunar Quartet zapewnili słuchaczom niezapomniane mu-zyczne wrażenia do późnych godzin wieczornych.

Od 13 sierpnia do 1 października w Książnicy Cieszyńskiej trwała wystawa Miejsca wyobra-

żane, miejsca odkrywane. Obraz świata w dawnej książce  ilustrowanej.  Obejmowała  kanon  dawnej literatury geograficznej, przede wszystkim bogato ilustrowane  dzieła  zawierające  graficzne  przed-stawienia  nieznanych  wcześniej  zakątków  kuli ziemskiej,  tamtejszej  przyrody  i  zamieszkujących je  ludów.  Można  było  zobaczyć  „kilkadziesiąt starannie  wyselekcjonowanych,  bogato  ilustro-wanych  dzieł  (w  tym  atlasów  geograficznych), przedstawiających  kształty  uniwersum  widziane oczami  naszych  przodków  z  XVI–XVIII  wieku. W  pierwszej  kolejności  zaprezentowane  zostaną atlasy geograficzne, ilustrujące zmieniające się na przestrzeni  XVI–XIX  wieku,  w  wyniku  kolejnych odkryć, kształty świata. Osobne miejsce poświęco-no przedstawieniu poszczególnych kontynentów: azjatyckiego, afrykańskiego i obu amerykańskich, zaś  w  przypadku  Europy  zaprezentowano  dzieła ilustrujące  jej  peryferia  i  obszary  niedostępne. Na obraz wszechświata składa się  również obraz nieba. Wizerunki Słońca i Księżyca zostały zapre-

zentowane  w  XVII-wiecznych  przedstawieniach. Na  wystawie  nie  mogło  zabraknąć  eksponatów poświęconych śladom dawnych cywilizacji, które, popadłszy w  zapomnienie,  po  czasie  odkrywane były na nowo, jak miało to miejsce np. w przypadku cywilizacji starożytnego Egiptu” – czytamy w ma-teriałach organizatora. Wśród druków znalazły się m.in. XVI-wieczne wydania Geographia vniversalis Klaudiusza  Ptolemeusza  (zawierająca  np.  mapę świata, szczytowe osiągnięcie starożytnej kartogra-fii) i Cosmographia universalis Sebastiana Münstera, obrazująca świat w epoce wielkich odkryć).

Od 5 do 30 września w Galerii Sztuki Regional-nego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej trwała 

wystawa malarstwa Lecha Kołodziejczyka  i Marii Posłusznej Mistrz i Maria. Prof. Lech Kołodziejczyk jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Kra-kowie – Wydziału Grafiki w Katowicach. Od roku 1980 pracuje na Uniwersytecie Śląskim w Katowi-cach. W dorobku ma ponad 100 wystaw indywi-dualnych,  uczestniczył  w  ponad  80  zbiorowych. Jest  laureatem  licznych  nagród.  Maria  Posłuszna w  2009  roku  ukończyła  Wydział  Artystyczny  UŚ w Cieszynie  (specjalność: malarstwo sztalugowe, dyplom pod kierunkiem prof. Elżbiety Kuraj  i dra hab. Krzysztofa Dadaka). W 2014 roku rozpoczęła studia doktoranckie na macierzystej uczelni. Pracę doktorancką wykonuje pod kierunkiem prof. Lecha Kołodziejczyka. Należy podkreślić, iż nie chodzi tutaj o jakiekolwiek ocenianie czy też konfrontowanie tak różnych postaw artystycznych – wykładowcy i stu-

dentki studiów doktoranckich w Instytucie Sztuki UŚ w Cieszynie. Wystawa ta przede wszystkim ma unaocznić ogromne bogactwo realizacji twórczych w zakresie malarstwa w obecnym czasie. Nieunik-nione  poczucie  odrębności  wypowiedzi  należy tłumaczyć głównie skrajnie różnymi osobowościami twórczymi, całkowicie odmiennym sposobem prze-żywania tego wszystkiego, co nas otacza, a także – co oczywiste z racji wieku uczestników wystawy – niepowtarzalnym w swym subiektywizmie bagażem doświadczeń życiowych i artystycznych. Tak rozu-miana relacja malarskich zmagań być może odkryje takie obszary nieogarnionej przestrzeni  twórczej, które zainspirują widzów do interesujących refleksji, dotyczących nie tylko kwestii techniczno-warsztato-wych, ale przede wszystkim propozycji ideowo-kon-cepcyjnych zawartych w prezentowanych pracach – pisał w katalogu Lech Kołodziejczyk.

 (oprac. M. Słonka)

Page 40: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

36 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

REKOMENDACJE

Więcej informacji o imprezach w województwie  śląskim na stronie: silesiakultura.pl

B I E L S K O - B I A Ł A21 Festiwal Kompozytorów Polskichim. prof. Henryka Mikołaja Góreckiego13–15 październikaW  tym  roku  podczas  festiwalu  zabrzmi  muzyka Henryka Mikołaja Góreckiego, poezja oraz muzyka gór. W programie m.in. III Symfonia Symfonia pieśni żałosnych H.M. Góreckiego (w 40. rocznicę pierw-szego  wykonania),  Bielską  Orkiestrę  Festiwalową poprowadzi  Jan  Stańczyk,  wnuk  kompozytora, a solistką będzie Iwona Hossa. W Salonie Muzycz-nym Mistrzowski wieczór poezji i muzyki, którego wykonawcami będą: Daniel Olbrychski – recytacje, Krzysztof Jakowicz – skrzypce i Robert Morawski – fortepian, a usłyszymy utwory I.J. Paderewskiego, F. Chopina, H. Wieniawskiego, K. Szymanowskie-go,  Z.  Koniecznego  oraz  poezje  C.K.  Norwida, B.  Leśmiana,  A.  Mickiewicza,  J.  Iwaszkiewicza, J. Tuwima, J. Słowackiego. Imponująco zapowiada się finałowy koncert Muzyka gór.Informacje: Bielskie Centrum Kutury,  ul. J. Słowackiego 27, tel. 33-828-16-40,  www.bck.bielsko.pl, [email protected]

20 Ogólnopolski i 34 Wojewódzki Przegląd Dziecięcej i Młodzieżowej Twórczości Literackiej „Lipa” 21 października, SCK BestPodsumowanie  konkursu  i  jubileuszowe  spotka-nie.  W  werdykcie  jury  czytamy  m.in.:  Jurorzy  są zachwyceni największą od lat ilością tekstów, które napłynęły na przegląd. Mogą nawet zaryzykować twierdzenie, że ilość przeszła w jakość! Z satysfakcją przyznają, że  laureaci wyróżnili  się nadzwyczajną wrażliwością na otaczający świat.Informacje: Spółdzielcze Centrum Kultury Best,  ul. Jutrzenki 18, tel. 33-499-08-13,  www.sckbest.pl, [email protected]

C I E S Z Y NKino na Granicy w DrodzeHarmonogram: Ostrawa – 4 października,  Łódź – 6 października,  Warszawa – 12 października,  Kraków – 14 października,  Praga – 14 października,  Karwina – 15 października,  Ołomuniec – 18 października,  Brno – 27 października,  Poznań – 27 października,  Katowice – 28 październikaJeszcze  tej  jesieni,  w  pięciu  miastach  polskich i pięciu czeskich pojawi się Kino na Granicy! Sta-nie  się  tak  za  sprawą  projektu  „Kino  na  Granicy w Drodze”,  który otrzymał wsparcie w konkursie Forum  Polsko-Czeskiego.  W  programie  polskiej trasy przedpremierowa projekcja  filmów  Ja, Olga Hepnarova, Opieka domowa oraz miniwykład Jacka Dziduszki o nowym kinie czeskim. Z kolei w ramach czeskiego tournée zobaczyć można filmy Moje córki krowy oraz Mów mi Marianna, które nie znalazły się jeszcze w czeskiej dystrybucji.Informacje: Stowarzyszenie Kultura na Granicy,  ul. K. Szymanowskiego 5/9,  www.kinonagranicy.pl, [email protected]

C Z Ę S T O C H O W AEtnoKadr – konkurs na film etnograficznytermin zgłoszeń: 14 października,  ogłoszenie wyników i pokaz nagrodzonych filmów: 10 listopadaTematyka  zgłoszonych  prac  musi  odnosić  się  do zagadnień,  które  zawierają  się  w  tym  pojęciu gatunkowym.  Filmy  tematycznie mogą dotyczyć: zwyczajów,  obyczajów,  obrzędowości,  twórców i sztuki ludowej, jak również zachowań społecznych, subkultur  itp.  Projekty  za  cel  nadrzędny  biorące sobie człowieka  jako  twórcę kultury.  Jak  również transformacje, mutacje, przeobrażenia kultur.Informacje: Regionalny Ośrodek Kultury,  ul. M. Ogińskiego 13 A, tel. 34-366-59-65,  www.rok.czestochowa.pl,  [email protected]

J E L E Ś N I A , M I L Ó W K A , W I E P R Z25 Posiady Gawędziarskie  oraz  27 Konkurs Gry na Unikatowych Instrumentach Ludowych12 listopada – Gminny Ośrodek Kultury w Jeleśni, 13 listopada – Stara Chałupa w Milówce, 20 listopada – Dom Ludowy w Wieprzu (koncert laureatów)Informacje: Regionalny Ośrodek Kultury  w Bielsku-Białej, ul. 1 Maja 8, tel. 33-812-05-93, www.rok.bielsko.pl, [email protected]

Page 41: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

GALERIA

BTF 2015

 Iza Ciszak Lucjan Pawłowski

Od 17 czerwca do 15 lipca w Domu Kul-tury Włókniarzy Beskidzkie Towarzy-stwo Fotograficzne prezentowało do-robek swoich członków na dorocznej wystawie zatytułowanej BTF 2015. Oto reminiscencje z tej ekspozycji.

Page 42: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

 Dariusz Dudziak Natalia Borowicz

 Iwo Borowicz

Page 43: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach

 Tadeusz Maślany Grzegorz Gawenda

 Mariusz Bieniek

 Zbigniew Poraniewski

Page 44: Relacje n t e r p re t a cj e Nr 3 (43) wrzes… · n t e r p re t a cj e Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej „Teatr Polska” gości w Czechowicach-Dziedzicach