Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

download Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

of 47

Transcript of Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    1/47

    ROZDZIAŁ CZWARTY

    Wydawało się, że dwa dni między moim gwałtownym telefonemwe wtorek a czwartkową sesją wloką się w nieskończoność. Byłamprzybita treścią raportu, ale docierało do mnie, że jest on niewątpliwieprawdziwy. Byłam zniesmaczona swoim zachowaniem i wstydziłamsię własnej głupoty. Mimo to pragnęłam koniecznie spotkać się zdoktorem Padgettem. Nie mogłam znieść czekania na kolejną sesję, ajednocześnie pogardzałam sobą za to, że tak się od niego uzależniłam.W poczekalni schowałam twarz za „Newsweekiem", żeby nie

    zobaczyła mnie recepcjonistka, która była świadkiem mojego wa-

    riactwa. Już pierwszego dnia terapii złamałam zasady i wybuchłamwściekłością w nieodpowiednim miejscuiczasie. Szykowałam się nanieunikniony wykład wraz z połajankami i ciężką karą, a może nawetzakładałam najgorszą możliwość — że doktor Padgett zrezygnuje zleczenia mnie.— Możesz już wejść.To znowu był ten głos. Łagodnyiuspokajający. Na moment

    zamarłam, kryjąc się ze wstydem za „Newsweekiem". W końcujednak spojrzałam na niego. Znowu uśmiechał się do mnie po swo-jemu, jakbym nie dzwoniła do niego dwa dni wcześniej.

    Kiedy usiadłam w gabinecie, spuściłam oczy, bojąc się i wstydzącjego wzroku. Zaczęłam się jąkać, przepraszając za to, co się stało. Wciemnym konfesjonale duszy on był Bogiem, a ja grzesznikiem.Zaczęła się spowiedź i pokuta.

    Przepraszam, naprawdę przepraszam. Straciłam pano-wanie nad sobą. Wiem, że to było wbrew regułom. Nie mampojęcia, jak się wytłumaczyć. Jestem okropną pacjentką. Tenraport to czysta prawda. Każde słowo. Sama potwierdziłam toswoim zachowaniem. Musi mnie pan nienawidzić. Jestem

    odrażająca. Doskonale zrozumiem, jeśli zrezygnuje pan zterapii po tym wszystkim, co zrobiłam i powiedziałam.Ciągnęłam te łzawe przeprosiny jeszcze przez jakiś czas, aż

    się zorientowałam, że doktor nie zamierza mnie łajać czykrytykować, czy choćby zgodzić się z moją ostrą samokrytyką.— Nie jestem tu po to, żeby oceniać twoje zachowanie —rzekł łagodnie, a ja wciąż siedziałam ze wzrokiem wbitymw podłogę. — Zgodziłem się poddać cię terapii. Chcę cipomóc i będę się tego trzymał. Może ktoś cię wcześniejporzucił lub odwrócił się od ciebie, kiedy byłaś dla niegozbyt szorstka. Ja tego nie zrobię. Jeśli tylko będziesz tuprzychodzić, to, co powiesz lub zrobisz, z pewnością mniedo ciebie nie zniechęci. Będę na ciebie czekał. Możesz na

    1

    toze

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    2/47

    to liczyć. Jedyną osobą, która może zakończyć terapię, jesteś tysama. To ty podejmiesz decyzję. Ja gotów jestem ją ciągnąć takdługo, jak to będzie konieczne.

    Nie tego się spodziewałam. Kiedy na niego spojrzałam, do-strzegłam, że naprawdę się mną przejmuje. Jak jednak mógł to mó-wić, nie wiedząc, do czego mogę się posunąć? Pragnęłam, by była toprawda, ale jednocześnie trudno mi byłowto uwierzyć. Wcale niesądziłam, że jego zapewnienia nie są szczere, tylko że nie wie, jak jestem złaiprzewrotna.

    — Pewnie trudno ci to zaakceptować — ciągnął, jakby znowu

    czytał w moich myślach. — Ale to prawda. To się nazywa bezwa-runkowa akceptacjaimiłość, na którą zasługuje każde dzieckoiktórej potrzebuje, żeby sięwpełni rozwinąć. Coś, czego nigdy niedali ci twoi rodzice.Skąd on może wiedzieć cokolwiek o moich rodzicach? Nic mu nigdy o nich

    nie mówiłam. Ipo co wyciągać ten temat? Przecież nie o nich tu chodzi. To jasama wszystko zawaliłam, a nie oni. Tata miał rację, ci psychiatrzywszystko zwalają na rodziców.

    — Dlatego tak trudno ci komuś zaufać. Wiem, jak ciężko ci sięna to zdobyć. I wcale się nie spodziewam, że mi uwierzysz czyzaufasz od razu. Czy nawet przejmiesz się moimi słowami. Niechsobie gada. Pewnie wielu ci już gadało... Nie, wiem, że zaufaniemożna zdobyć tym, co się robi, a nie słowami. Powinnaś być scep-tyczna i pytać mnie o wszystko. Na tym między innymi polega

    terapia.Zupełnie oniemiałam. Trudno mi było to ogarnąć. Nie chciałam być sceptyczna, nie chciałam w niego wątpić! Nie odważyłabym się,wziąwszy pod uwagę te wszystkie straszne rzeczy, któremu powiedziałam. Mimo to w niego wątpiłam. A on, ku mojemu

    wielkiemu zdziwieniu, twierdził, że tak powinno być. Nie wie-działam, czy mam do czynienia z kłamcą, idiotą czy masochistą.Następnie zaczęliśmy omawiać raport i informacje dotyczące

    2

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    3/47

    ciemnych stron mojego charakteru. Wszystko w nim było prawdą,zczymzpotwornym wstydem musiałam się zgodzić. Brzydota mojejduszy została bezlitośnie obnażona. Ale doktor Padgett zaskoczyłmnie raz jeszcze.

    — Nie przywiązuję szczególnej wagi do psychologicznych syl-wetek — stwierdził.Wyjaśnił, że mogą być one użyteczne, ale są tylko zbiorami ety-

    kietekiz pewnością nie obejmują całej złożoności ludzkiej psychiki.Zzałożenia dążą do odsłonięcia najmniej zdrowych cech charakterudanej jednostki i określenia patologii. Pokazał mi ten raport, żebymzrozumiała, jak poważna jest moja sytuacja i z czym przyjdzie nam— mniei jemu — się zmierzyć. Podkreślił, żewraporcie nie było

    mowy o moich dobrych cechach, które rzuciły mu sięwoczy jużprzy pierwszym spotkaniu. To właśnie one spowodowały, że mnie

    „wybrał".Wybrał. Byłam trochę zbulwersowana tym aroganckim

    stwierdzeniem. W końcu m u płaciłam, i to aż sto dwadzieściadolców za jedno spotkanie. To ja mogłam wybierać. Jednakświadomość, że zostałam wybrana, była na tyle krzepiąca, iżtrudno mi było z niej do końca zrezygnować.Dlaczego wszystko jest

    takie zagmatwane?,zastanawiałam się. Jesteś jakdiamentpowiedział. Świeżo wydobyty, pokryty

    ziemią, więc nie wiesz, że możesz stać się brylantem. Toja cifznalazłem. Muszę tylko pomóc ci usunąć zapiekły brud. Jednakpamiętaj, że diamenty mają małą wartość, jeśli się ich umiejętnie nieoszlifuje. Twoi rodzice nie dostrzegli w tobie prawdziwej wartości.Nigdy nie stałaś się brylantem i nie mogłaś zobaczyć własnego

    piękna. Ukryłaś się więc w brudzie, ponieważ uznałaś, że takawłaśnie jesteś. Brudna. Jeśli jednak usuniemy ten brud, zaczniemypracować nad tym, byś zyskała odpowiednie szlify i mogła zalśnićpełnym blaskiem. Wiem, że jeszcze w to nie wierzysz. Niedostrzegasz w sobie wartości i piękna. Ale ja tak. Właśnie dlategocię wybrałem. Kiedyś sama zobaczysz i uwierzysz w to, ile jesteśwarta, tak jak ja to widzę.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    4/47

     I znowu zaczyna z tym wybieraniem. I wraca do rodziców. Skąd u niego

    ta obsesja? Co oni mają z tym wspólnego? Przecież nawet ich nie zna. A

     jednak... uznał mnie za diament, nie zwykły kamień, ale diament

    Raz jeszcze doktor Padgett zdołał przebić się przez mój mur

    obronny i dotrzeć do bardzo czułego miejsca. Miał w sobie coś zpoety. Znał słowa i uczucia, które mnie pociągały i uspokajały. Tylkoon potrafił zamienić „brud" w poezję. Tylko on mógł sprawić, żeczułam się ze sobą pogodzona, choćby tylko na krótką chwilę.

    Wkrótce ustaliliśmy, że będziemy się spotykać trzy razy w tygo-dniu, co i tak mi nie wystarczało. Większa część naszych rozmów

    krążyła wokół tematu zaufania, mojego strachu przed porzuceniemi relacji terapeuty z pacjentką. Miałam grzebać w bolesnychsprawach dotyczących mojego życia, poczynając od dzieciństwa ażpo wczesną dorosłość.Doktor Padgett próbował zwrócić moją uwagę na wczesne dzie-

    ciństwo, ale ja opierałam się zaciekle, przypominając mu, że s a m awszystko zawaliłam. To były moje problemy, moje wady. Miałam

    dobrych rodziców i nie powinien ich do tego mieszać. Tego rodzajurozmowy stanowiły zamach na prywatne sprawy mojej rodziny.Zdradziłabym w ten sposób rodziców, którzy absolutem na to niezasługiwali. Już samo wspomnienie o tym wywoływało u mnie takie atakiwściekłości jak te, które zaprezentowałam w szpitalu. Okazało się,że ten temat budzi kontrowersje przez następne parę miesięcy.Uważałam, że moja porywczość jest usprawiedliwiona, a doktorPadgett uznawał to za znak, iż jest w tym coś niepokojącego i żetrzeba to wyjaśnić. Spieraliśmy się co do tego niemal na każdej sesji— lub raczej powinnam powiedzieć, że to j a się z nim wykłócałam.Doktor Padgett nie okazywał większych emocji i był to kolejnyelement terapii, który wywoływał moją wściekłość.Innym drażliwym tematem było to, jak poważny jest mój stan i w

     jakim stopniu potrzebuję terapii. Wysoka opłata powodowała, że

    często czułam się, jakbym wykorzystywała rodzinę. Finansowe

    4

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    5/47

    wsparcie rodziców — którzy po prostu udawali, że nie ma sprawy— tylko zwiększało moje poczucie winy. Nie potrafiłam jednakprzerwać terapii, co powodowało, że czułam się jak uzależnionaemocjonalnie hipochondryczka.

    Doktor Padgett widział to inaczej. Jego zdaniem sytuacja przed-stawiała się niezwykle poważnie. Twierdził, że jestem jak bomba,która w każdej chwili może wybuchnąć, a intensywna terapia nie jest luksusem, tylko sprawą życia lub śmierci. Nie mogłam dojść,czy rzeczywiście tak sądzi, czy chce tylko uciszyć moje poczuciewinyidalej inkasować honoraria. Niechętnie o tym rozmawiałam,ale doktor utrzymywał, że sama powinnam zdecydować. Jak

    zwykle odbił do mnie piłeczkę.

    W domu w tym okresie zachowywałam się nieobliczalnie. Mia-łam okresy pełnego odrętwienia spokoju, jakby wszystko powróciłodo normyi jakbym już nie potrzebowała leczenia. Jednak częściej,zwłaszcza po bardziej wyczerpujących sesjach, w czasie którychwalczyłam jak lwica, zupełnie traciłam panowanie nad sobą.Krzyczałam. Przeklinałam. Płakałam. Pod wpływem impulsuwybiegałam o północy z domu, żeby się przebiec. Nigdy wcześniejnie doświadczałam tak ostrego niepokoju. Zaczęłam mieć atakipaniki, w czasie których traciłam oddech. I okresy agorafobii, kiedyto panicznie baiam się miejsc publicznych.Któregoś dnia wybuchłam histerycznym płaczem i zaczęłam

    ciężko dyszeć, kiedy pojechaliśmy do McDonalda. Błagałam Tima, by odwiózł mnie do domu i wrócił tam sam z dziećmi. Następniezadzwoniłam do doktora Padgetta i spytałam, czy mogę dostaćsilniejsze leki przedwiekowe. Ponieważ był piątek po południu,zalecił mi je przez telefon. Pamiętam, że uprzedzał, iż mellaril możew jednym przypadku na sto tysięcy powodować konwulsyj-nedrgawki, ale się tym nie przejęłam. Poza tym brałam kiedyśnarkotyki, więc nie bałam się zwykłych, wydawanych na receptę

    leków.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    6/47

    — No, Rachel, licz! Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem... Proszę, bardzo proszę! Dziesięć, dziewięć, osiem...

    Leżałam w łóżku. Tim pochylał się nade mną. Był przerażony.Chciałam, żeby zostawił mnie w spokoju i pozwolił zasnąć. Za-

    mknęłam oczy.— Nie, nie. — Zaczął mnie energicznie szarpać. — Nie zasypiaj!

    Chodź, będziemy liczyć. Dziesięć, dziewięć, osiem...— Dobrze, dobrze — zgodziłam się, byle tylko dał mi spokój. —

    Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. No, już policzyłam. Daj mi spać.

    — Och, Rachel — powiedział, przyjmując moje słowa z wyraźnąulgą. — Nie możesz zasnąć. Miałaś atak. Doktor Padgettpowiedział, że mam uważać, żebyś nie zasnęła przez godzinę lubdwie.To mnie rozbudziło. Atak? Pamiętałam tylko, że oglądałam z

    Timem telewizję. Więc jak znalazłam się w łóżku? Pustka. Poczułamstrach, ale Tim, który widział wszystko, co się ze mną działo, bał się

    chyba jeszcze bardziej.Słuchałam ze zdziwieniem, kiedy zaczął mi o tym opowiadać.Leżałam na kanapie. Trochę rozmawialiśmy w czasie reklam. Naglezaczęłam się wpatrywać nieobecnym wzrokiem w sufit, a potemtrząść sięikiwać do przoduityłu, przewracając oczami.

    6

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    7/47

    Zaczęłam się ślinić. Przerażony Tim został przy mnie, bojącsię, że połknę język i się zadławię. Atak skończył się równiegwałtownie, jak się zaczął, i zemdlałam.

    Natychmiast zadzwonił do doktora Padgetta, którypowiedział, że to wygląda na atak padaczki, i kazał mniezawieźć na oddział.Kiedy Tim zauważył, że jest późno i dzieci już śpią, doktorpolecił

    mu, żeby mnie obudził, kazał mi liczyć, nie pozwalał zasnąć izadzwonił do niego. I żeby rano pojechał ze mną do szpitalatak szybko, jak to będzie możliwe.

    Następnego ranka zrobiono mi w szpitalu EEG. Parę dnipóźniej

    wstrzyknięto mi kontrast i zrobiono badanie tomograficzne.Neurolog przepisał mi tegretol, który zapobiegał atakom imiał działanie antydepresyjne. Ponieważ w niektórychprzypadkach powoduje on zmniejszenie liczby leukocytów iobniża odporność organizmu, musiałam przyjeżdżać dwarazy w tygodniu do szpitalnego ambulatorium na badania

    krwi.Byłam badana, kłuta, ugniatana, kładziona w jakichśrurach, które wywoływały we mnie klaustrofobię, odsyłana doróżnych lekarzy i poddawana przeróżnym testom, gdyżdoktor Padgett chciał sprawdzić, czy nie mam jakiejś ukrytejchoroby, która wywołała tamten atak. Uważałam wówczas, żeto przesada. Jednak było przynajmniej jasne, że mu na mniezależy, co w mojej sytuacji królika doświadczalnego stanowiło jakąś pociechę.

    Wśródróżnych możliwości wyjaśnienia przyczyn atakunajbardziej prawdopodobna była ta, że źle reaguję na mellaril.

    Alei tak mnie przebadano, by wykluczyć pozostałemożliwości.Po miesiącu zażywania tegretolu poziom leukocytów zaczął

    niebezpiecznie zbliżać się do dolnej, dopuszczalnej granicy. Wtym czasie notorycznie traciłam panowanie nad emocjami ikontakt z rzeczywistością. Coraz częściej, zarówno w domu, jak i w trakcie sesji, miewałam ataki wściekłości. Wreszcie podkoniec sierpnia doktor Padgett uznał, a ja się z nim zgodziłam,że powinnam znowu pójść do szpitala. Tym razem miałamzacząć od oddziału intensywnej terapii — zamkniętego.

    Chodziło rzekomo o to, że jest tam lepsza aparatura do badań.Zaczęłam się jednak zastanawiaj

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    8/47

     Jeśli pierwszy pobyt w szpitalu był głównie jedną

    wielką trzytygodniową zabawą, to drugi można uznać zatrzytygodniowy okres testów laboratoryjnych.Dwa razy dziennie pobierano mi krew. Robiono mi EEG

    irezonans magnetyczny, w czasie którego dokonałam nielada wyczynu, gdyż jako pierwsza dorosła osobawydostałam się z tunelu, w którym mnie umieszczono.Robiono mi zastrzyki i wiele różnych innych badań. Potygodniu pobytu na oddziale intensywnej terapii doktorPadgett zrezygnował z tegretolu, zmienił mi lek an-tydepresyjny i przeniósł mnie na zwykły oddział.Była to seria eksperymentów na żywym ciele, określana

    w żargonie medycznym jako „dobór odpowiednichleków". Dobierano je tak, że wymiotowałam, mdlałam izaczynałam się trząść. Doszło do tego, że występowały u

    mnie niemal wszystkie możliwe skutki ubocznewszystkich możliwych leków.W końcu zażądałam, żeby przestano mi je podawać.

    Doktor Padgett nie był pewny, czy to rzeczywiście reakcjafizjologiczna organizmu na lekarstwa, czy też wynika onaz mojej niechęci do nich. Niecierpliwił mnie zarówno on, jak i jego doprowadzający mnie do szału spokój, z którym

    nalegał, że metoda prób i błędów jest najlepsza przyindywidualnym doborze leków w terapii psychiatrycznej.Łatwo mu tak mówić,myślałam.W porównaniu z pierwszą wizytą miałam na oddziale

    więcej osób starszych, i to głównie kobiet. Wiele byłoweterankami tego oddziału, niektórym również„dobierano leki".

    czy przypadkiem nie jest tak, że już do tego stopnia nie panuję nad sobą, że znalazłam się na równi pochyłej.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    9/47

    Ponieważ niewiele skorzystałam z zajęć i terapiigrupowejw czasie pierwszego pobytuw szpitalu — anawet, prawdę mówiąc, przeszkadzałamwtym innym —

    nie brałam udziałuwtych zajęciach i psychodramach.Czułam się znacznie bardziej samotna niż przedtem.Przez większą część czasu zastanawiałam się, czy podjęcieterapii u doktora Padgetta było słuszną decyzją. Czy jeszcze kiedyś mu zaufam?

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    10/47

    I chociaż nie chciałam o tym myśleć, to jednak dręczyło mnie pyta-nie, czy przez resztę życia będę regularnie odwiedzała oddziałpsychiatryczny, jak niektórzy z poznanych przeze mnie pacjentów.Czy dostałam dożywocie? Czy już zupełnie zwariowałam?I mimo że oddział działał na mnie przygnębiająco, to jeszcze

     bardziej bałam się życia poza szpitalem. Nie miałam pojęcia, czykiedykolwiek sobie z nim poradzę. Kiedy dowiedziałam się, że

    mam wyjść, ponownie poczułam się rozczarowana, chociaż pilno-wałam, żeby doktor Padgett się tego nie domyślił.

    Po wyjściu zachowywałam się bardziej nieobliczalnie niż kie-dykolwiek wcześniej. Obnosiłam swój sceptycyzm i niechęć dodoktora Padgetta i coraz bardziej bałam się, że już do końca życia będę chora psychicznie, za co również winiłam mojego terapeutę.Sesje terapeutyczne biegły ustalonym trybem. Byłam albo na-pastliwa, defensywna i wrogo nastawiona oraz kwestionowałamwszystko, co mi mówił, albo też siedziałam otępiała i nie okazy-

    wałam żadnych emocji. Zakładałam ręce na piersi i stwierdzałamkategorycznie, że terapia nie ma sensu i że nie mam mu nic do po-wiedzenia. Doktor Padgett nalegał coraz bardziej, żebyśmy zajęlisię moim wczesnym dzieciństwem,a ja opierałam się z całą zacię-tością, na jaką mnie było stać. Nie tylko groziłam, że targnę się naswoje życie, ale również, że poinformuję Amerykańskie Stowarzy-szenie Medyczne i media, że jest ignorantem i na niczym się niezna. Zresztą święciewto wierzyłam.— Mój ojciec miał rację, kiedy mówił o psychiatrach — pero-

    rowałam. — Jesteście tylko chciwymi szamanami, którzy grzebią

    ludziomwgłowach, próbując ich od siebie uzależnić.Trudnoml było pamiętać, że wcześniej zdarzały się momentyuspokojenia,a jeszcze trudniej zrozumieć, dlaczego mimo całejnienawiści, która się we mnie nagromadziła, wciąż płaciłam musto dwadzieścia dolarów za sesję trzy razy w tygodniu. Niemogłam sobie wyobrazić życia bez niego. Uważałam, że jest już zapóźno na to, żeby się wycofać. Byłam uzależniona i jedynie śmierćmogła położyć kres temu powolnemu staczaniu się po równipochyłej.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    11/47

    Terapia zwolniła tempo. Powtarzaliśmy te same rzeczy, a ja rzucałam mu kłody pod nogi, kiedy chciał się zająćczymś innym. Szybko traciłam zaufanie nie tylko do

    leczenia, ale i do samej siebie.Dlatego doktor Padgett zaproponował bardziej

    intensywną formę terapii — na kozetce. Kozetka,terapeuta gdzieś tam z tyłu kiwa głową, a pacjent leży naplecach i patrzy w sufit. To była najbardziej typowapsychoterapia. W stylu wiedeńskim. Na początkunastępnej sesji od razu podeszłam do kozetki.

    — Ee, dziwnie się czuję — powiedziałam, obserwującsufit i starając się wypatrzyć na nim jakieś plamy czyprzebarwienia, żeby tylko nie myśleć o zaskakującymniepokoju, którego nagle doświadczyłam. — Gzy pan tam jest, panie doktorze?

    — Tak — usłyszałam jego kojący głos. — Jestem.Zdziwiło mnie, że te słowa wydały mi się tak krzepiące.

    Czułam się dziwnie odizolowana, nie mając z nimkontaktu wzrokowego. Doświadczenie byłozdecydowanie bardziej intensywne, niż się spodziewałam.— Panie doktorze?— Tak.— Co mam robić? To znaczy, co mówić? — Niepokój

    zaczynał brać górę.— Mów to, co przychodzi ci do głowy. Odpręż się.

     Jestem obok. Mów to, co ci leży na sercu.Po krótkiej chwili coś zaczęło majaczyć mi przed

    oczami. Rozszlochałam się. Chciałam przestać, ale niemogłam.— W porządku — powiedział swoim hipnotycznym

    głosem. — Co się teraz dzieje?— Jestem w moim pokoju. — Oddychałam ciężko,

    serce waliło mi jak młotem. Zaczęłam się pocić. — Patrzę

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    12/47

    przez okno. Jest ciemno. Całkowita ciemność. Boję się.Myślę o tym, co się stanie, kiedy umrę, i gdzie byłamprzed urodzeniem, i to mnie naprawdę przeraża. Czym

     byłam, zanim się urodziłam?— Ile masz lat?— Mało. Może sześć. — Czułam, że zaczynam coraz

    szybciej oddychać.—

    — W porządku. Jestem tutaj. Dlacżejwiesz? Dlaczego nie pójdziesz dorodziców?

    — Nie mogę! Wściekną się na mnie! Jestem dużymdzieckiem... i boję się ciemności. Myślę o takichgłupstwach, a oni tego nie znoszą. Już są na mniewściekli. Nie mogę ich bardziej niepokoić. Jest późno, aoni... oni...Cała się trzęsłam.— W porządku. Jestem tutaj. Co by zrobili?— Muszę iść do łazienki. Koniecznie.— Więc czemu nie pójdziesz?— Bo nie mogę wyjść z pokoju. Boję się. Jest w

     bieliźnie. Wściekły. Powiedział, że lepiej będzie, żebymmu się więcej nie pokazywała. Zobaczy mnie i... i...— Co takiego?— Weźmie pas. Powiedział, żebym się zamknęła iposzła do

    łóżka. Muszę zostać w pokoju. Boję się.— Boisz się pójść do łazienki, kiedy tego potrzebujesz?— Przecież powiedział, żebym się zamknęła i szła do

    łóżka! Nie mogę wyjść. Boję się! Chciałabym umrzeć, alenie mogę, bo niewiem, co się dzieje z umarłymi. Nie wiem, skąd pochodzę.— Rozmawiałaś z nimi o śmierci? Mówiłaś, jak cię to

    przeraża?

    me po-

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    13/47

    — Nie mogę! Właśnie umarł dziadek. Nie chcą o tymrozmawiać. Ona ciągle płacze, a on wcale. Nikt o tym niemówi. Oni uważają, że za dużo myślę. To źle. Bardzo źle.

    Niestety, jestem mądra, ale nie aż tak, żeby sobie z tymporadzić. Chcę, żeby wszyscy zwracali na mnie uwagę.Nie mogę im powiedzieć! Nie mogę pójść do łazienki! Niemogę nawet umrzeć. Za bardzo się boję. Proszę, pomóżmi!— Wporządku. Jesteś w moim gabinecie. Siedzę obok.

    To tylko uczucia. Uczucia nie mogą cię zranić. Nie jesteśtam, tylko tutaj. Zupełnie bezpieczna.

    Zaczęłam nieco wolniej oddychać.— Więc jesteś przerażona. Chcesz umrzeć, ale boisz się

    tego, bo nie wiesz, co się z tobą stanie. Musisz iść dołazienki, ale tegoteż się boisz. Więc co? Co z tym robisz?— N... nie mogę powiedzieć.

    — Dlaczego nie możesz?

    — Boto potworne, straszne i brudne.Togrzech. Będęsię za to smażyć w piekle.— Sześcioletnie dziecko nie może trafić do pieklą. Ale

     jeśli nie chcesz powiedzieć, to w porządku.Ciągnęłam, jakbym go w ogóle nie usłyszała:— Tata raz mnie na tym przyłapał i zaczął wyciągać

    pasek.Powiedział mi, że to wstyd i grzech. Powiedział, że jeśli jeszcze raz mnie na tym przyłapie, to dostanę.

    — Pasem?Zapłakana skinęłam głową.— Wstydziłaś się?— Tak! To... to było naprawdę złe. Ba... bawiłam się z

    sobą. Masturbowałam się. Umrę i pójdę do piekła! Babciapatrzy na mnie z góry i mówi, jaka jestem zła i wstrętna.Ona jest święta, a ja zła, więc mnie nienawidzi!— Czy masturbacja jest przyjemna?

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    14/47

    — Tak! I to też jest straszne. Wiem, że to grzech.Powinnam się wstydzić. Ale lubię to. Nie mogę siępowstrzymać. Robię to każdej nocy. Po cichu. W sekrecie.

     Jestem naprawdę zła.— Nie, nie byłaś zła. Bałaś się, więc robiłaś cośprzyjemnego, żeby odpędzić od siebie te straszne uczucia,których nie mogłaś znieść. Nie ma w tym nic złego. Nicgrzesznego. Miałaś tylko sześć lat i robiłaś to, by jakośwytrzymać tę okropną sytuację.W tej chwili zawodziłam już głośno, czując się tak,

     jakbym niemal przeżywała to wszystko ponownie.— Zostało nam jeszcze dziesięć minut — powiedział

    doktor Padgett. — Może usiądziesz. Tak będzie lepiej.Niemal poraziło mnie, kiedy spojrzałam mu w oczy. Nie

    płakał, jak ja, ani nie okazywał, że cierpi. Jednak mimoobojętnej miny dostrzegłam w jego oczach smutek ipoczułam, że znowu zawiązała się między nami nićporozumienia. Przeszliśmy razem przez coś intensywnego

    i — dla mnie — wstydliwego, a on był obok i mi pomagał.Nie śmiał się ze mnie, nie osądzał ani nie pouczał.Wytrwał przy mnie.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    15/47

    usisz pamiętać — mówił teraz— że to, czego doświad-czyłaś, to są wspomnienia. Z przeszłości. Wstydzisz się ich, aleone same w sobie nie są wstydliwe. Jedynie twoi rodzice powinnisię wstydzić, że tak cię traktowali. Teraz jesteś dorosła i nie mogącię już tak skrzywdzić. Nie zależysz od nich tak jak wtedy. Jesteśze mną. Tu jest bezpiecznie. To, co przeżyłaś teraz, i wtedy wyma-

    gało wielkiej odwagi. Przetrwałaś. Udało ci się. Stałaś się dorosła.Powinnaś być z tego dumna.To, co przeszłam, zupełnie mnie wyczerpało. Nie mogłam mó-

    wić, ale chętnie słuchałabym go całą wieczność. Kiedy skończyłsię mój czas, chciałam wypaść z gabinetu, wciąż płacząc, ale dok-tor Padgett mnie zatrzymał. Sam złamał zasady. Sesja trwała po-nad godzinęikolejny pacjent musiał czekać. Ponieważ wciąż byłam wstrząśnięta, zaproponował,żebymdoszła do siebie w po-koju obok, a on zajmie się następną osobą. Odmówiłam. Ta scenawciąż stała mi przed oczamiimiałam problemy z oddzieleniem

    przeszłości od teraźniejszości. Chciałam uciec jak najdalej od ko-zetkiitych wspomnień.Emocje niemal mnie dławiły. Przeszłam na parking przed szpi-

    talem, zastawiony ze względu na przebudowę różnego rodzajuobjazdami, zaporamiiostrzegawczymi, żółtymi światłami. Kiedyruszyłam, wjechałam na drewnianą zaporę i rozwaliłam ją wdrzazgi. Poczułam przypływ energii, kiedy przyspieszyłam, mającw uszach przyprawiający o mdłości dźwięk zdzieranego lakieruipękającego drewna.Tylko raz skorzystaliśmy z kozetki. Nie byłam ani emocjonalnie

    gotowa, ani na tyle uspokojona wewnętrznie, by radzić sobie zintensywnością przeżyć. Mimo to udało się otworzyć desperackostrzeżoną puszkę Pandory ze wspomnieniami z mojegowczesnego dzieciństwa. Musiałam stawić czoło przeszłości, którejopierałam się tak mocno, że nawet śmierć wydawała mi sięlepszym wyjściem. I rzeczywiście, porównanie ze śmierciąstawało się coraz bardziej narzucające.

    Zniszczone bariery były jedynie początkiem szybkiego odejściaod rzeczywistości i utraty panowania nad sobą.Wczasie sesji stałam się jeszcze bardziej zgryźliwa, sarkastycz-

    na i napastliwa niż kiedykolwiek, gdyż starałam się oddalić odsiebie przeszłość. Fatalnie radziłam sobie w domu, wyrzucając zsiebie przekleństwa, rzucając przedmiotami, czasami miotając siępo podłodze w spazmach, a przerażone dzieci i mój bezsilny mążpatrzyli na to, bojąc się tego, co może nastąpić. Jedynymwsparciem dzieci była ich niania.Byłam wówczas przekonana, że zwariowałam na dobre i że jest

    to nieodwracalne. Winiłam za to doktora Padgetta, którego niena-widziłam— awkażdymrazie chciałam nienawidzić — wówczas bardziej niż kiedykolwiek.A jednak, im bardziej byłam wściekłainieobliczalna, tym większe narastało we mnie przekonanie, że bezniego sobie nie poradzę. Nawet między sesjami.Powoli utrwalał się nocny rytuał, polegający na tym, że zry-

    wałam sięzłóżka niczym bomba i po litaniach pretensji oraz prób

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    16/47

    samozniszczenia dzwoniłam do doktora Padgetta. Chciałam, żebyzobaczył,cosię ze mną dzieje, jak jestem szalona i nikczemna, ijak bardzo pogrążyłam się w szaleństwie z powodu grzebania wmojejprzeszłości.Potajemnie liczyłam na to, że znowu skieruje mnie na oddział.

    Tamprzynajmniej czułam się bezpiecznie.Wstydziłam się tego żenującego uczucia, którym nie ośmie-

    liłam się podzielićzdoktorem Padgettem czy kimkolwiek innym.

    Któż mógł pragnąć tego, żeby być w psychiatryku, a nie w domuzeswojąrodziną? Kto, jeśli nie chore, pokręcone i żałosneindywiduum mogło chcieć się wyrzec swojej wolności?Przerażona tym sekretnym pragnieniem, chociaż wciąż pod

    jegoprzemożnym wpływem, starałam się wyrazić je inaczej. Jeśli będę dostatecznie destrukcyjna i zaprezentuję swoje oczywisteszaleństwo, doktor Padgettzpewnością każe mnie zamknąć.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    17/47

    ROZDZIAŁ PIĄTY

    Grabiłam właśnie liście w ogrodzie, kiedy Tim zawołał mnie z

    ganku;— Rachel! Telefon!Cholera,pomyślałam,nigdy nie zgrabię tych głupich liści— Dzwoni doktor Pądgett.Rzuciłam grabie, a serce zabiło mi szybciej. No proszę, sam do

    mnie dzwoni! Może chce mi powiedzieć, jak bardzo się o mniemartwi. A może wreszcie dał się przekonać, że powinien mnie wysłaćdo szpitala. Pobiegłam szybko do telefonu i bez tchu chwyciłam zasłuchawkę.Nie wspomniał jednak ani słowem o swoich niepokojach czy

    szpitalu. Chciał, żeby Tim towarzyszył mi w czasie najbliższej sesji.Byłam zmieszana i rozczarowana. Po co mu Tim? Przecież miałam godla siebie tylko na trzy boleśnie krótkie pięćdziesięcio-minutowe„godziny" w tygodniu, co wydawało mi się stanowczo za mało. Wcalenie chciałam dzielić się tym czasem z mężem. Poczułam gwałtownyprzypływ zazdrości, aż w końcu coś zaświtało mi w głowie. Być możechodziło mu o to, żeby Tim mógł wziąć samochód po tym, jak przyjmiemnie na oddział.Wprost nie mogłam doczekać się wtorku.

    Tim udawał, że przegląda broszurę o depresjach, siedząc nie-spokojnie w poczekalni. Patrzyłam na niego z rosnącą niechęcią. To niebyła wizyta w szpitalu położniczym. Mój mąż zupełnie tu

    17

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    18/47

    ał mnie

    CL

    zę,samdzo się)winien

    leztchu

    achczy{bliższejPrzecieżiesięcio*uiowczożem.Po-aświtało

    raąćsa-

    Izącni* iechęcU-pełnie tu

    18

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    19/47

    niepasował.Zajmowałmojemiejsce, a wdodatkudosko

    nale otymwiedział,gdyżuskarżałamsię nato odtelefonudoktoraPadgetta.On

    sampowitał nastymswoim

    szerokim

    uśmiechem i uścisnął dłoń Tima. Uścisnął jego dłoń! Ażsię zagotowałam z zazdrości. Doktor Padgett nigdy nawet niedotknął mojej dłoni! Zabraniał mi jakichkolwiek kontaktówfizycznych (jego kolejna zasada), a teraz ściskał dłoń mojegomęża.Następnie zaprosił nas do gabinetu. Byłam gotowa

    wybuchnąć. Doktor Padgett usiadł za swoim wspaniałym biurkiem, a nie jak zwykle przy stoliku.

    A potem zwrócił się do nas obojga:— Jak wiecie, w ciągu ostatnich paru tygodni Rachelzupełnie straciła panowanie nad sobą. Traci też kontakt z

    rzeczywistością i zapomina o swoich obowiązkach. Wydajesię, że kolejne autode-strukcyjne czyny tylko to podsycają...Nadstawiłam uszu. Wyg1ądało na to, że przyjmie mnie

    na oddział.— ...Nie mogę jej pomagać cały czas, ani też ty, Tim. Sytuacjastaje się niebezpieczna...Zacisnęłam kciuki. Te słowa były muzyką dla moich

    uszu. Proszęmnie przyjąć do szpitala. Koniecznie!— ...inie można zaakceptować takiego stanu rzeczy. Rachel,możesz odzyskać i utrzymać panowanie nad sobą, tylko sięnie starasz. Nie mogę prowadzić psychoanalizy zrozhisteryzowanym dzieckiem. Ty też musisz w tym aktywnieuczestniczyć. Musisz lepiej rozumieć siebie, co ci się nie uda, jeśli nad sobą nie zapanujesz. I jeżeli sobie razem z tym nieporadzicie, terapia nie da żadnych rezultatów. Nic nieosiągniemy, wydacie tylko mnóstwo pieniędzy. Muszępostawić ten warunek. Rachel, jeśli przynajmniej w pewnymstopniu nie zaczniesz się zachowywać racjonalnie, to będęmusiał czasowo zawiesić terapię.Znowu poczułam odrętwienie, jakbym była zupełnie pozba-wiona ciężaru. Tak się przeraziłam, że aż zrobiło mi się

    niedobrze. Miałam wrażenie, jakby uderzył mnie w twarz. I tomocno. Zawaliłam sprawę. Przesadziłam i doktor Padgettzdecydował się wycofać.

    19

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    20/47

     Jak mógł to zrobić?Powinnam się zabić,myślałam ze złością.Skurwysyn miałby za swoje zato,że mnie zwodził, a potemzdecydowałSięopuścić.

    Tim aż otworzył usta i patrzył na niego z przerażeniem,zastanawiając się, jak mógłby sobie poradzić z moimi atakami.Onteż,i to bardzo szybko, zaczął polegać na doktorze Padgetcie.On sam jakby to wyczuł i zaraz dodał twardo: — Mówiłem ci,Rachel, że nie porzucę terapii, i mam zamiar dotrzymać słowa.Chodzi mi tylko o przerwę. Aż pokażesz, że

    możesz brać w niej aktywny udział. Jeśli ci się to nie uda, atwoje zachowanie będzie wskazywać, że stanowisz zagrożeniedla siebie lub rodziny, każę cię zamknąć. Ale nie w tymszpitalu. A jeśli nie będziesz mogła sobie pozwolić na kolejnypobyt i wyczerpieszlimit z ubezpieczenia, trafisz do państwowego szpitala.Państwowy szpital! Z trudem przełknęłam ślinę.

    Finansowane przez rząd państwowe szpitale były koszmarem.Umieszczą mnie w miejscu pełnym przestępców, narkomanów ipsychopatów. I tych strasznych ludzi, którzy zbierają śmieci nazardzewiałe wózki i coś do siebie bez przerwy mamroczą.Drżałam na myśl o tym, że mogą mnie zamknąć w tymwięzieniu, tyle że bez klawiszy.A doktor Padgett dalej sypał rewelacjami. Jeśli trafię do pań-

    stwowego szpitala, to terapia zostanie przerwana do momentu,kiedy mnie z niego wypuszczą. Poleci mnie innemukompetentnemu psychiatrze, który będzie mnie odwiedzał isprawdzał działanie leków. Doktor Padgett będzie kontrolowałmoje postępy, ale nie będę miała z nim żadnego kontaktu aż dochwili wyjścia ze szpitala, kiedy to zacznę nad sobą panować —niezależnie od tego, ile to by miało zająć czasu. Kiedy znajdę sięw państwowym szpitalu, firmy ubezpieczeniowe nie będążądały zwolnienia mnie z niego.Tymczasem zbyt często korzystałam z możliwości

    dzwonienia do niego w sytuacjach kryzysowych. Wyjaśnił, coprawda, że osobiście mu to nie przeszkadza, ale ogranicza jeszcze bardziej moją zdolność do panowania nad sobą.Dlatego, aż do odwołania, mogęzadzwonić do niego tylko raz w tygodniu. Kropka.

    20

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    21/47

    Byłam zaszokowana, podobnie jak Tim, tak twardympostawieniem sprawy przez tego jakże łagodnegoczłowieka. Najwyraźniej mówił serio. Nie mieliśmy

    wątpliwości co do tego, że zrobi wszystko, oczym mówił, jeśli okaże się to konieczne. Pobladła i drżąca próbowałamzaprotestować, ale nie zdołałam nawet otworzyć ust.— Nie jestem okrutny, Rachel — dodał doktor Padgett

    tym samym twardym tonem. — Być może tak ci się terazwydaje. Ale to nie jest kara i nie mam zamiaru cię opuścić.Im bardziej tracisz panowanie nad sobą, tym jest gorzej.Igrasz z ogniem. Terapia nie jest dla ciebie luksusem. To

    kwestia życia i śmierci. Jego ton stał się nieco łagodniejszy.— Bardzo mi na tobie zależy. Myślę, że to

    udowodniłem. Zrobię wszystko, co powinienem zrobić,niezależnie od tego, jak to przyjmiesz, żeby chronić ciebiei twoją rodzinę przed największym możliwymzagrożeniem — czyli tobą samą. Nie będę niczego owijał

    w bawełnę ani cię oszukiwał. Chodzi tu przecież o twojeżycie. Obiecywałem, że będę przy tobie w najgorszychchwilach. I dotrzymuję słowa.Doktor Padgett wyjaśnił dobitnie, o co mu chodzi, i

    zmienił bieg terapii w czasie jednych konsultacji, któretrwały niecałe pół godziny. Dopiero po latach zdołałamdocenić odwagę, jaką się wówczas musiał wykazać. Podjął

    wielkie ryzyko, wziąwszy pod uwagę mój chwiejny stan.Ta skrócona sesja mogła mnie równie dobrze doprowadzićdo samobójstwa lub decyzji o rezygnacji z leczenia —porzuceniu go, zanim on mnie porzuci, co, jak mi sięwówczas wydawało, było nieuniknione. Jednak to spotkanie odniosło skutek. Czekało mnie

     jeszcze wiele ataków wściekłości i myśli samobójczych.

    21

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    22/47

    Mimo to zdołałam później utrzymać, choćby nawet nikły,kontakt z rzeczywistością.Ta jedna, skrócona sesja, prawie cztery miesiące po

    naszym pierwszym spotkaniu, dała początek prawdziwejpsychoanalizie.

    Zgłębianie dzieciństwa stało się nieodłączną częściąnaszej wspólnej pracy. Mimo to trudno mi byłozaakceptować nowy obraz, jaki się z tego wyłaniał, izrozumieć, przez jakie piekło przeszłam.

    Wymyśliłam własną wersję zdarzeń, której trzymałam siędesperacko i powtarzałam tak często, że stała się mojąprawdą. Byłam dzieckiem faworyzowanym irozpieszczanym jako najmłodsze. Ulubienicą ojca, którazawsze świetnie się uczyła i spełniała wszystkiepokładane w niej nadzieje.Miałam szczęśliwe dzieciństwo. Niczego mi nie

     brakowało. Chodziłam do najlepszych prywatnych szkół.

    Tata wszystko nam dawał. Uważałam się za szczęściarę.Wydawało mi się, że sama ponoszę winę za wewnętrznyniepokój, który czułam. Tylko w ten sposób mogłamwyjaśnić, dlaczego mając bogate i pełne miłości życie, niepotrafiłam tego docenić.Dobrze, to prawda, że tata co jakiś czas sięgał po pasek.

    Podnosił głos, mówił przykre rzeczy i wpadał w złość. Był

     jednak kimś ważnym i mógł zapewnić rodzinie życie naodpowiednim poziomie, prowadzączsukcesem własnąfirmę. Byłamzniego dumna. Jego surowość, czasami zbytwielka, miała swoje uzasadnienie — robił to dla nas,żebyśmy znali swoje miejsce. Nie bił mnie więcej niż innerodzeństwo. To ja byłam jego ulubienicą.To prawda, że mama często się złościła. Nie mogła bić

    nas tak mocno jak tata, więc rzucała różnymi22

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    23/47

    przedmiotami. Czasami wygłaszała histeryczne tyradyalbo wybuchała płaczem, co nie miało sensu. Ale zwyklechodziło o starsze rodzeństwo, a nie o mnie. Często też

    udawała chorobę. Zwykle skłaniała ojca, żeby to onwymierzył nam karę. Nawet o tym nie myślałam. Poprostu taka już była. Być może słaba, ale niegroźna. Jakonajmłodsze dziecko często wysłuchiwałam jej żalów nastarsze rodzeństwo. Dzięki temu czułam się silna iwyjątkowa. Potrzebowała mnie.To wszystko, panie doktorze. Moje dzieciństwo nie

     było doskonale, ale kto mógłby to z czystym sumieniempowiedzieć o swoim? Jednak doktor Padgett wiedział, że moje dzieciństwoskrywało więcej, niż odważyłam się sobie przypomnieć.Wiedział też, że jeśli nie zmierzę się z prawdą, to nigdynie będę wolna.Było to trudne zadanie, ponieważ musiałam

    zdecydować, które z moich zobowiązań są ważniejsze.

    Zaczęłam polegać na doktorzePadgetcie w takim stopniu, w jakim polegałam narodzicach. Czułam się tak, jakbym musiała wybierać.Miałam bolesny dylemat.— Kocham ich — mówiłam mu — i wiem, że oni mnie

    też kochają. Jak mogłabym to czuć, gdyby mojedzieciństwo było tak straszne?Właśnie wtedy opowiedział mi o teście kaczki.— Pewni naukowcy przeprowadzili eksperyment —

    powiedział. — Chcieli sprawdzić, jak znęcanie się wpływana dzieci. U kaczek, podobnie jak u ludzi, występuje silnawięź między potomstwem a matką. Określa się ją mianemreakcji „piętna". Chodziło więc o to, jak na to „piętno"wpłynie znęcanie się. Grupę kontrolną stanowiłaprawdziwa matka-kaczka i jej kaczęta. W skład grupy

    eksperymentalnej wchodziła kaczka mechaniczna, która23

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    24/47

    miała pióra i wydawała odpowiednie odgłosy, ale co jakiś,określony, czas dziobała maleństwa. Były to bolesnedziobnięcia, znacznie mocniejsze od prawdziwych.

    Zróżnicowano też grupy. Każda była dziobana z różnączęstotliwością. Następnie naukowcy obserwowali„piętno", jakie wytwarzały dorastające kaczęta z matką.Z upływem czasu — ciągnął — kaczęta z grupy

    kontrolnej zaczęły chodzić za matką. Ale im stawały sięstarsze, tym większy był między nimi dystans.Odchodziłyisamodzielnie badały teren. Z kolei kaczęta zdziobiącą, mechaniczną matką, nie odchodziły od niej

    daleko. Sami naukowcy byli zdziwieni, kiedy okazało się,żetodziobana grupa zachowuje silniejszą więź z matką.Imbardziej znęcano się nad kaczętami, tym bliżejchciały być swojej gnębicielki. Eksperyment powtórzono ztakim samym wynikiem.Taniezwykła historia zmusiła mnie do myślenia. Nawet

     ja musiałam przyznać, że moja gwałtowna lojalność wobec

    rodziców nie wynikała z tego, że się nade mną nie znęcali,tylko wręcz o d-wrotnie.To było przerażające. Mojeretuszowane wspomnienia z przeszłości kryłyrzeczywistość, której starałam się przez całe życie unikać,prawdętak bolesną, że wolałam umrzeć, niż ją poznać.Tata nie oszczędzał mnie, gdyż byłam jego ulubienicą.Pracował zadługo, a jatyle napatrzyłam się wcześniej, żesama nauczyłam się gounikać. Jego wybuchy wściekłości

    często nie miały racjonalnych powodów i wynikały s jakichś drobiazgów: miny, którą uznał* obraźliwą* płaczu,którego nie chciał słyszeć, czy innych emocji, do którychnie miał cierpliwości. Zasady zmieniały się cały czas. Coś,co witał uśmiechem lub wybuchem wesołości, po parudniach, lub nawet godzinach, mogło wywołać gniew.Prawdę mówiąc, ja też nie zawsze umiałam się przed

    nim obronić. Osiągnęłam jedynie mistrzostwo w

    24

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    25/47

    ukrywaniu emocji i stawałam się prawie niewidzialna,gdy tylko zauważałam, że może wpaść w gniew. Kiedy misię nie udawało, uznawałam, że to z powodu moich wad.

    Tata był znacznie bardziej surowy wobec córek niżsynów, zwłaszcza w warstwie słownej. Dziewczynkiwyzwalały w nim najgorsze instynkty. Ponieważ cenił siłęi władzę, uważał okazywanie jakichkolwiek emocji,zwłaszcza poprzez łzy, za słabość. Jego zdaniem, kobiety były słabe, skłonne do manipulacji, zbyt emocjonalne istanowiły podrzędny gatunek ludzi. Więź, która mnie z

    nim łączyła, wcale nie polegała na tym, że byłam jego małąulubienicą, ale że starałam się być małym ulubieńcem. Topomogło mi wyjaśnić, dlaczego nienawidziłam swojej płci.Przejęłam awersję do kobiecości od ojca i patrzyłam na

    matkę jego oczami. To pewne, że czasami mnie wspierała izdarzało mi się darzyć ją miłością. Jednak nie pamiętam,żebym kiedykolwiek czuła wobec niej szacunek.

    Widziałam w niej całe zło, które, zdaniem ojca, stanowiłonieodłączną część kobiety. Przysięgałam sobie, że nigdynie będę taka jak ona.

    Najtrudniej było mi przyznać, że matka miała wielkiwpływ na moje życie i że trwał on długo po tym, jakopuściłam dom. Udawała tylko, że to tata wszystkim

    rządzi, sama natomiast wprowadziła u nas matriarchat i

     była znacznie potężniejsza, niż zgodziłabym się uznać. Wdużym stopniu uzależniona była od ojca, gdy szło o

    zupełnie podstawowe sprawy, i dlatego nie chciała się nimz nami dzielić. Została więc jego dozorcą i kimś w rodzaju

    pośrednika. Słuchała tego, co mieliśmy mu dopowiedzenia, a następnie podawała własną wykładnię

    25

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    26/47

    tego, „co tata uważa", jakby sam nie mógł zabrać w tejsprawie głosu. Tworzyła własne,

    26

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    27/47

    częściowo lub całkowicie nieprawdziwe historie, które przedsta-wiała ojcu tak, by mógł nas zdyscyplinować na jej życzenie. To onabudowała mój retuszowany obraz świata, gdyż powtarzała swoje

    wersje zdarzeń tak często, aż zaczęłam w nie wierzyć.Matce zależało przede wszystkim na tym, żeby ojciec poświęcał

    jej tyle czasu, ile było możliwe przy jego pracoholicznym stylu ży-cia. Dlatego udawała choroby i tak naginała fakty, żeby wyszło nato, że „byliśmy dla niej okropni". A potem cicho opuszczała pokój,kiedy tata sięgał po pasek — uciśniona dama, której przyszedł napomoc błędny rycerz. Tak samo manewrowała mną i moim rodzeń-stwem, szczując nas przeciwko sobie, bez przerwy porównując iwykorzystując naturalną rywalizację, aż doprowadziła do tego, że

    rzadko się ze sobą stykaliśmy. To ona była w centrum zdarzeń.Podobnie jak ojciec uważała, że kobiety są gorszym gatunkiem łu-dzi, i dlatego otwarcie faworyzowała synów. Wydawało jej się, żecórki konkurują z nią o względy ojca.Marzenia i fantazje rozpadły się na drobne kawałki. Gwałtowna,

    pełna złości obrona przeszła w pozornie nieutulony żal. Dlaczegodoktor Padgett chciał otworzyć tę puszkę Pandory? Po co towszystko? Dlaczego nie zostawił mnie z moimi złudzeniami? I co ztego, że były nieprawdziwe?

    Wypełniał mnie teraz wstręt do samej siebie i złość, a takżeprzerażenie. Moja osłona zniknęła już na dobre i poczułam, jak je-stem krucha. Zaczęłam się zastanawiać, czy którekolwiek z moichuczuć i przekonań są prawdziwe, czy też może wszystko jest iluzją.

    Któregoś dnia w czasie tego okresu leżałam w łóżku i oglądałammoje uda. Wydały mi się wielkie, krostowate i odniosłam wrażenie,że wciąż robią się grubsze. Tłuste. Miękkie. Wiotkie. Jak uda matki. Jak to się stało, że przestałam zwracać na to uwagę? Kiedy

    przestałam się kontrolować? Pełna obrzydzenia stwierdziłam, że jestto ta jedyna rzecz, o którą mogę zadbać. Tata nie znosił tłustychdziewczynek i wiedziałam, że doktor Padgett musi mieć teki8amgust. Dlatego tuż przed Świętem Dziękczynienia przeszłam ftadietę,

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    28/47

    Przy wzroście sto siedemdziesiąt dwa centymetry ważyłsześćdziesiąt jeden kilogramów i wiedziałam, że muszę zrzucićnajmniej pięć. A może nawet dziesięć. Bardzo uważałam, żebyprzesadzić z odchudzaniem, od kiedy jako nastolatka zeszłam °

    «amdo

    28

    trzydziestu czterech kilogramów i wyglądałam jak szkieletIM misię schudnąć po ciążach, nie popadając w przesadę B ł przekonana,że tym razem też sobie poradzę.3111

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    29/47

    koś z kłopotów finansowych, zajmowałam się prywatnie

    usługami księgowymi. Co jakiś czas robiłam też coś narzecz Kościoła. Nasz dom lśnił czystością. Kupiłamkilka filmów z ćwiczeniami na wideo i codzienniećwiczyłam, często więcej niż było zalecane.Byłam też równie zmotywowana i chętna w terapii.

    Pragnęłam jak najlepiej wykorzystać każdą sesję.Przestałam się sprzeczać z doktorem Padgettem. Bardzo

    się starałam, by ujawnić moje myśli i lęki, zbadaćprzeszłość i zrozumieć to, co z niej wynikało.Terapia nie ograniczała się do sesji. Niemal

    codziennie przez kilka godzin robiłamnotatki, starając się je analizować. Częstokładłam się o pierwszej lub drugiej, boprzygotowywałam się do terapii, czytającksiążki psychoanalityczne i oswajając się zterminologią.Również dieta szła w jak najlepszym

    kierunku. Chudłam, byłam pełna energii imiałam wrażenie, że nad wszystkim panuję.Wszystko się łączyło. Czułam, że powracamdo dawnej siebie, tej, która radziła sobie wróżnych sytuacjach. Zmieniona, pewna siebie

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    30/47

    chciałam koniecznie uporać się z moimiproblemami. Byłam pełna siły.

    Doktor Padgett powtarzał w czasie sesjidawne terminy i wprowadzał nowe orazwskazywał na sytuacje, w których miały onezastosowanie. Dawna, znana ze studiówterminologia zaczęła nabierać sensu.

    30

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    31/47

    p̂rzeniesienie* następowało, gdy doktor Padgett stawał się dlamnie kimś znanym — ważną osobązdzieciństwa, kiedy to bałam sięreagować.Odgrzebując te ukryte uczucia,mogliśmy je lepiej badać.

    „Biała kartka" stanowiła wyjaśnienie tego, dlaczego doktorPadgettwolał zachować względną anonimowośćinie okazywałemocji. Im mniej mówił o sobie, tym lepiej wychodziłoprzeniesienie.„Czarno-białe myślenie" polegało na opieraniu się w swych

    sądach na odkowitych przeciwieństwach — naturalnych umałych dzieci, ale niepokojących u dorosłych. Uważałam ludziza całkowicie dobrych lub całkowicie złych. Gdy uznawałam, żesą „dobrzy", windowałam ich na piedestał. Nie mogli zrobić niczłegoikochałam ich całym swoim jestestwem. Jeśli byli „źli",nienawidziłam ich i zwalczałam.

    W relacjach z najbliższymi przechodzenie od jednej oceny dodrugie} było płynne imogłosię czasami zmienić z godziny nagodzinę.Z góry byłam skazana na zawód, gdyż miałamnierealistyczne oczekiwania związane z doskonałością tych„dobrych", co prowadziło do nieuchronnego rozczarowania ipoczucia, że zostałam zdradzona.Myślenie typu „wszystko albo nic" oraz „rozszczepienie" łączy-ło się z czarno-białym myśleniem. Każde silne uczucie było nietylko niepodważalne, ale też wieczne. To, że osoba ini bliska jeszcze parę minut temu była na piedestale i darzyłam ją

     bezwarunkową miłością, wcale nie przeszkadzało miwdiametralnej zmianie nastawienia. Po takiej zmianie miałamwrażenie, że ta miłość nigdy nie istniała, a nienawiść miała

    trwać zawsze. Sposób, w jaki radziłam sobie z tymi zmianaminastawienia, nosił miano rozszczepienia. Jeśli nie mogłam

    uzyskać tego, czego potrzebowałam lub oczekiwałam od Timaczy doktora Padgetta, ponieważ akurat gniewałam się na

    któregoś z nich, zwracałam się do tego, na którego akurat nie byłam zła. Tylkowten sposób mogłam znosić tę emocjonalną

    chwiejność, dotyczącą ludzi, z którymi byłam najbardziejzwiązana i od których najwięcej oczekiwałam.

    Projekcje oznaczały, że „rzutuję" swoje myślenie i motywyna otoczenie. Jeśli oskarżałam doktora Padgetta, że mnienienawidzi, i groziłam, że skończę z terapią, to dlatego, żesama siebie nienawidziłam i chciałam z tym skończyć.Najbardziej prawdopodobne było projektowanie na innychmoich najgłębszych lęków i nienawiści do siebie, ponieważnajtrudniej było mi się do tego przed sobą przyznać.Kiedy jakaś bliska mi osoba spadała z piedestału, reagowałamwściekłością i poczuciem, że zostałam zdradzona, wciąż pełnaniemożliwych do spełnienia oczekiwań. Jednocześnie czułamokropny strach przed tym, że mnie opuści. Doktor Padgett

    stwierdził, że mój gniew połączony z kurczowym trzymaniemsię takiej osoby, można opisać słowami: „Nienawidzę cię, nieodchodź''.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    32/47

    Wszystkie te terminy nabrały dla mnie sensu. Nauczyłam się bez wysiłku wskazywać sytuacje, do których się odnosiły.Byłam prymuską łasą na pochwały. Wydawało mi się, że jeśliporadzę sobie z terminologią i wykorzystaniem jej w praktyce,to to samo stanie się również z moimi problemami.

    Myślenie przychodziło mi łatwo. Wytwarzało jednak emocjo-nalny dystans. Czułam się tak, jakbym oglądała jakąś sztukę,omawiając jej fabułę i szukając znaczeń, ale zapominając, że to ja jestem jej główną bohaterką i wszystko dzieje się naprawdę.Doktor Padgett zauważył tę strategię i coraz częściej zacząłwspominać, że intelektualizacja jest tu formą obrony. Ale ja niechciałam czuć. Korzystałam z żargonu psychoanalitycznego,żeby zablokować emocje z dzieciństwa i skryć się za fasadądorosłego wyrafinowania.

    Do czasu, kiedy schudłam do wymarzonych pięćdziesięciutrzech kilogramów, wiedziałam już, że moja „dieta" nieprzypomina tych, które udało mi się z sukcesem przeprowadzićpo urodzeniu dzieci. Przypominała raczej moją anoreksję z1978roku — powróciło poczucie osamotnienia, obsesje iwycofywanie się z kontaktów z ludźmi na rzecz gwałtownychdziałań. Waga mówiła mi, że najwyższy czas zacząć normalnie jeść. Jednak sam widok normalnego jedzenia przyprawiał mnieo mdłości. Nie byłam w stanie tego jeść. Co najwyżej brałamtrochę do ustiodsuwałam od siebietalerz, mówiąc, że nie jestem głodna. Po zjedzeniu batona cier-

    piałam z powodu strasznych wyrzutów sumienia i dosłowniewi-działam, jak moje uda nabierają objętości. Ulgę przynosiła mirezygnacja z kolejnego posiłku i potrójna porcja ćwiczeń. To była pokuta. Tylko waga, wskazująca tę samą albo niższą liczbękilogramów, dawała mi rozgrzeszenie.Tim, który wiedział o moich młodzieńczych problemach i

    dietach po urodzeniu dzieci, bardzo się tym przejmował. Zacząłpytać, czy nie posuwam się zbyt daleko. Zaczęłam więcoszukiwać i wyrzucać jedzenie do kosza tak, by nie mógł tegozobaczyć, maskowałam je przy tym dobrze papierowymiręcznikami lub pudełkami po płatkach. Twierdziłam, że mamgrypę albo że jadłam coś przed obiadem. To były kłamstwa.Nie potrzebowałam psychiatry, żeby wiedzieć, co to jest. Nie

    starałam się ukryć tego przed sobą. Zdawałam sobie sprawę ztego, co się dzieje, ale nie mogłam nad tym zapanować.Czując, że zupełnie sobieztym nie radzę, zdobyłam się na

    otwartość wobec doktora Padgetta i o wszystkim muopowiedziałam.— Wiem, że mam teraz normalną wagę — zakończyłam. —

    Nie jestem wychudzona. Ale wiem również, że to anoreksja. Pa-

    miętam ją dobrzezmłodości i teraz mam to samo.Copowinnam zrobić?I znowu zachowywałam się jak pokorny pokutnik, który

    gotów jest wyznać wszystkie swoje winy. Oczekiwałam, że

    32

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    33/47

    zareaguje groźbami jak ojciec, dobrymi radami jak znajomi albostrachem jak Tim.Być może doktor Padgett domyślił się, że groźby uznam za

    karę, dobrych rad nie posłucham i będę delektować sięstrachem. Dlatego nie zareagował tak, jak się spodziewałam.

    Nie powiedział, że po moich doświadczeniach powinnam dojśćdo opamiętania i zacząć jeść.Uznał za to anoreksję za potwierdzenie tego, iż rzeczywiście

    tłumię w sobie dziecko. By rozwiązać ten problem, nie miałzamiaru robić mi wykładów na temat jedzenia, tylko zająć sięemocjami wewnętrznego dziecka. Jegozdaniem anoreksja nie była tu czymś

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    34/47

    przypadkowym, ale kolejną formą ob jeść, wiązało się z tym, że niechciałam czuć.— Pomyśl, że twoje ukryte lęki i irracjonalne uczucia są jak te grube karaluchy, które kryją się podkamieniami — mówił. — Kiedy podniesiesz kamień izobaczą światło, szybko zwijają się w kulkę,pancerzem na zewnątrz. A kiedy niebezpieczeństwomija, szybko uciekają pod kolejny kamień.

    Ukrywasz bolesne i przerażające uczucia. Na tyle cięone przerastają, że wolisz cierpieć bez końca, a czasaminawet umrzeć, niż przyjrzeć im się przy świetle dziennym.Twoja obrona to kamienie, pod którymi je ukrywasz. Wterapii chodzi o to, żeby odsłonić twoje najgorsze obawy,te tłuste karaluchy, które uciekają przed światłem. Do tegowłaśnie dąży część ciebie, ta, która ostatnio doszła do

    głosu.Ale to tylko jedna część. Druga tak się boi, że zrobiwszystko, by uniknąć badań. Znajduje więc kolejnekamienie, pod którymi mogą się schować karaluchy:kamienie gniewu, kamienie obojętności, kamienienienawiści, kamienie wulgarnego odrzucenia i pragnieniasamobójstwa. A teraz mamy jeszcze kamień anoreksji. To

    nie jest oddzielna choroba, Rachel, ale kolejny kamień,pod którym próbujesz schować niechciane uczucia.Czym jest ta druga część? Kim jest wewnętrzne dziecko, o

    którym ciąglemówi? Nienawidzę tego dziecka! Niszczyłomnie przecież przy każdej okazji. I to specjalnie. A teraz chce

    mnie zabić. Próbuje zniszczyć moją terapię, i to akurat w

    34

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    35/47

    chwili, kiedy odzyskałam panowanie nad sobą i zaczęłam

    ciężko pracować.— Nigdy nie mówiłem, że terapia będzie łatwa —

    ciągnął doktor Padgett. — Zawsze twierdziłem, że będzie frustrująca i że po jednym kroku w przódmogą się zdarzyć dwa kroki do tyłu. Za każdymrazem, kiedy podnosimy kamień, by pokazać te bolesne uczucia, one jak karaluchy starają się ukryćpod następnym kamieniem. Ale pewnego dnia nie będzie już więcej kamieni, Rachel. Kiedyś odrzucimy

    ostatni. Nie mając gdzie się skryć, te karaluchy, twojeuczucia, będą musiały się poddać. A wtedy będzieszżyć tak, jak na to zasługujesz.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    36/47

    Kamień anoreksji jest duży i bardzo ciężki. Może ci sięwydawać, że wszystko straciłaś i tylko ci się pogarsza. Immniej kamieni, tym więcej uczuć pod nimi znajdziemy.

    Naprawdę jesteśmy już blisko, Rachel. Bardzo blisko.Odrzucimy razem ten kamień, jak nam się to już udałozrobić z innymi. To nie pora na ucieczkę. Trzeba stawićczoło tym uczuciom. Jeśli tylko pozwoli mi to złośliwe dziecko, doktorze. Jeśli mi na

    to pozwoli.

    Ważyłam pięćdziesiąt dwa kilogramy. Punkt krytyczny.Walczyłam ze sobą, patrząc na wskaźnik wagi, który nadobre dwa tygodnie utknął w jednym miejscu.Być może powinnam przytyć parę kilogramów,myślałam, stając nawadze, co zdarzało mi się wtedy nawet po kilka razydziennie. Przynajmniej nie chudnę dalej. To już skończonei mogę kontynuować terapię. Ale inna część mojej osobyzaczęła panować nad tą racjonalną. To ona uważała

    powstrzymanie chudnięcia za porażkę. Ta „normalna"waga powinna być mniejsza. Trzeba bardziej oddać siędiecie i ćwiczeniom, a wtedy osiągnę swój cel. Zdawałamsobie sprawę z tego, że dalsze głodzenie się możeoznaczać śmierć, ale mojealteregonie chciało się poddać.Ostatecznie ta druga część zaczęła zwyciężać i znowu

    schudłam. Czasami mdlałam i raz zdarzyło mi się to przy

    kliencie. Pojawiły się też bóle w piersi,najprawdopodobniej wywołane atakami strachu.Przypomniałam sobie, że piosenkarka Karen Carpenterzmarła na skutek ataku serca wynikającegozpodjętejdiety, a nie zagłodzenia* Byłam coraz bardziej przerażona, bo wiedziałam, że może się tak stać również w moimprzypadku. Czułam się tak, jakbym toczyła walkę naśmierć i życiezmordercą, tyle że był on częścią mnie

    samej.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    37/47

    — To wewnętrzne dziecko mnie zabija, doktorze —skarżyłam się. — Proszę mi pomóc. Sama nie dam rady.Wiem, co mi grozi, ale nie potrafię go powstrzymać. Chcę

    zacząć jeść. Na pomoc!— Nie mogę nikogo powstrzymać, Rachel —odpowiadał. — Tylko ty to potrafisz. Mówisz, że tegochcesz, ale część ciebie się

    37

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    38/47

    opiera. Nie ma jakiegoś dziecka, a tylko ty sama. Jesteś jedynąosobą, która może nad sobą zapanować. Nie mogę ci

    pomóc. Musisz to zrobić sama.— Więc dobrze! — ryknęłam na niego, jakbym nagle

    zamieniła się w zupełnie inną osobę. — Nie potrzebujętwojej pomocy, ty sukinsynu! Sama uduszę to cholernewewnętrzne dziecko!Cała drżałam.W czasie poprzednich sesji udawało mi

    się zachować spokój, ale teraz moja wściekłość wybuchła

    ze zdwojoną siłą. Raz jeszcze zawaliłam sprawę.— Nie możesz go udusić — zauważył spokojnie. — Towewnętrzne dziecko jest tobą. Jedyny sposób, by jezniszczyć, to zniszczyć siebie.— Ale to ono mnie niszczy — odparłam gniewnie. —

     Jest podstępne i wredne. Dlaczego nie da mi spokoju i niezacznie być...? — zamilkłam, nie chcąc dawać pożywkidoktorowi Padgettowi.— Mężczyzną? To właśnie chciałaś powiedzieć,

    prawda? Chcesz, żeby dziecko dało ci spokój izachowywało się po męsku?Nie odpowiedziałam. Siedziałam tylko, zaciskając i

    rozprostowując palce, stukając nogą o podłogę i patrząc naniego złym wzrokiem.— Tak właśnie powiedziałby twój ojciec, co?

    Powtórzyłaś dokładnie jego słowa, które wygłaszał doprzerażonej dziewczynki. A ona nie mogła mu nicodpowiedzieć. To on chciał, żeby dziewczynka, którąuważał za słabąipodstępną, dała mu spokójizaczęłazachowywać się jak mężczyzna.— Pierdolę cię, ty dupku!— A, kolejne słowa twojego ojca.

    38

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    39/47

    — Na niczym się nie znasz! Nie potrafisz zachowywaćsię jak mężczyzna i na niczym się nie znasz! Jesteś tylkogłupim psychiatrą i interesują cię jakieś czary-mary.

    — Teraz też mówi twój ojciec.— Oco ci chodzi?! Chcesz mnie tak wkurwić, żebym

    cię udusiła?! Myślisz, że będę cię żałować? Lepiej uważaj,ty żałosny pedale! Potrafiłabym cię zabić gołymi rękami.Doskonale wiem, gdzie mieszkasz. Sprawdziłam wurzędzie podatkowym.Ico,

    39

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    40/47

    zdziwiony? Myślałeś, że jesteś sprytny, bo nie ma cię wksiążce telefonicznej? Ałe musisz przecież płacić podatki...Mogłabym teraz przyjść do ciebie w środku nocy i zabić

    cię z zimną krwią.Atakże twoją żonę i dzieci. Nie maszpojęcia, z kim zadzierasz!Patrzyłam na niego płonącym wzrokiem, ale nie

    dostrzegłam w jego oczach strachu, onieśmielenia czychoćby gniewu. Tylko smutek.— Nie jestem twoim ojcem, Rachel. To, co mówiłaś,

     było tym, co chciałaś zrobić, kiedy się nad tobą znęcał.

    Pragnęłaś mu oddać lub zabić go, żeby przestał.— Mogłabym zabić ciebie, jego czy kogokolwiek, tygłupcze! Mogę kupić pistolet i zaraz z tobą skończyć.— Teraz być może tak, ale wtedy brakowało ci odwagi.

    Byłaś na to zbyt mała, słaba i uzależniona od niego.— Nie waż się mówić, że jestem słaba, Padgett!

    Chcesz walczyć, ty dupku?! Chcesz zobaczyć, kto wygra?!Kopnę cię w jaja i rozniosę na strzępy, zanim zorientujeszsię, co się dzieje.Wdalszym ciągu nie okazywał strachu czy gniewu.— Byłaś dzieckiem. Dzieckiem na łasce rodziców. Mógł

    cię pokonać, jeśli chciał. To nie ty byś go zabiła gołymirękami, tylko on ciebie. Strasznie się tego bałaś. Byłaś takkrucha... Pełna złości, ale świadoma tego, że jesteś bezsilna.Itak przerażona...

    Siedziałam, milcząc.— Gdybym ja był twoim ojcem, nie musiałabyś się bać.

    Nie podniósłbym na ciebie ręki. Większość dobrychrodziców, dobrych ojców, nie myśli nawet o tym, bykrzywdzić swoje dzieci. Twój ojciec był być może fizyczniesilny, ale jako człowiek — bardzo słaby. Nie potrafił

    40

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    41/47

    zapanować nad swoimi emocjami, więc wyżywał się nadziewczynce — zbyt małej, by się bronić.Poczułam, że wściekły tyran traci nade mną panowanie,

     jakby pod wpływem egzorcyzmów. Jego miejsce zajęło bezradne dziecko.— Pomóż mi, proszę — błagałam słabym głosikiem. —

    Boję się, doktorze. Nie wiem, co mnie opętało. Niechciałam tego wszystkiego mówić. Nie chciałam panugrozić. Niczego panu nie zrobię.

    Potrzebuję pana. Proszę mi pomóc. Co się ze mną dzieje?Czy naprawdę jestem wariatką? Teraz ona zaczyna nademną panować.— Kto? — spytał łagodnie, jakby rzeczywiście mówiłdo dziecka.— Ta druga część mnie. Moje drugie ja. To, które mówite wszystkie straszne rzeczy i sprowadza na mnie kłopoty.Ta część mnie. To ona chce mnie zagłodzić. I zwala namnie winę. To niesprawiedliwe.

    Słuchałam w osłupieniu swoich słów. Miałam wrażenie,że naprawdę sfiksowałam.— Jesteś tylko jedna, Rachel. Tylko jedna. Niepotrzebniedzielisz siebie na fragmenty. Dokonujesz dysocjacji.

    — Co to znaczy?Doktor Padgett zaczął mi wyjaśniać fachowe terminy.

    Dzielenie na fragmenty, lub dysocjacja, zdarzało się przy

    nie w pełni zintegrowanej osobowości. W zależności odsytuacji dochodziły do głosu różne fragmenty osobowości.Był to patchworkowy sposób radzenia sobie zproblemami.Pod wpływem strachu pojawiała się silna, chętna dowalki persona, która miała odeprzeć zagrożenie izmniejszyć poczucie bezsilności. Kiedy jednak zagłuszała

    41

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    42/47

     ją potrzeba bliskości i zrozumienia, jej miejsce zajmowałamała, bezbronna dziewczynka. W wielu sytuacjachtowarzyszyła mi dorosła wrażliwość i racjonalność, a

    wówczas dawało się pogodzić i ujarzmić te osobowości.Ale kiedy moje uczucia nabierały zbytniej intensywności, jedna z tych osób przejmowała inicjatywę.Wyjaśnił też, że nie jest to dysocjacyjne zaburzeniezwielokrotnionej tożsamości, ponieważ zawsze jestemprzynajmniej do pewnego stopnia świadoma tego, corobię i mówię. Osoba z zaburzeniem zwielokrotnionej

    tożsamości, jak Sybil z książki Flory Rhety Schreiber iznanego filmu, nie zdaje sobie z tego sprawy. jednak dysocjacja wywołuje ostry wewnętrzny konflikt,kiedy dwie persony wewnętrznego dziecka zaczynająwalczyć niczym ogień i woda. Jedna jest zdecydowanieżeńska, druga zdecydowanie męska. Jest to spadek poznęcaniu się, którego doświadczyłam

    42

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    43/47

    ■pMedństwie;po tym, że chciałam zadowolić zarównoojca,mimatkę, którateż nienawidziła kobiecości Jednaknie cała byłam tym dzieckiem. Niektóre części

    mojej osobowości dojrzały bardziej niż inne. Częstozdarzało mi się dobrze funkcjonować w dorosłymśrodowisku. Doktor Padgett wyjaśnił mi, że trzeba byłokoniecznie zbadać persony z dzieciństwa, żeby je lepiejzrozumieć i spróbować zintegrować, a także, co waż-niejsze, pamiętać, że jestem już dorosła. Mogę poradzićsobie z in-trospekcją i ostatecznie podjąć wysiłek, by staćsię jedną osobą. Jeśli jednak zatracę swoją dorosłość ipozwolę którejś z dziecięcych person zapanować nadsobą, skutki mogą być nieobliczalne.

    Zajmowanie się dwojgiem dzieci, które miałam w sobie, było znacznie bardziej wyczerpujące niż zajmowanie siędwojgiem własnych dzieci. Nie byłam jednak w stanieuniknąć walki między dwoma fragmentami mojej

    osobowości. Badanie ich natury w czasie sesji dodało imtylko życia i energii, tak że wydawały się w ogóle niemęczyć. Jednak moje dorosłe ja było wyczerpane.Sesje przypominały teraz bardziej seanse

    spirytystyczne. Mówiłamcoś,gestykulowałam, ale czułam,że kieruje tym ktoś obcy. Pragnęłam ukojenia i spokoju.Nie chciałam zabić tych wewnętrznych dzieci, ale bardzo

    pragnęłam, żeby gdzieś sobie poszły i przestały mniedręczyć. Jednocześnie waga pokazywała coraz mniejsze wartości,ażw końcuzeszłam do czterdziestu sześciu kilogramów,mierząc sto siedemdziesiąt dwa centymetry. Odnosiłamwrażenie, że lustrowmojej sypialni zamieniło sięwkrzywe zwierciadło. Czasami zmęczona „dorosła"spoglądaławnie z przerażeniem, widząc sterczące

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    44/47

    groteskowo żebra. Moje łydki zrobiły się tak cienkie jaknogawkostce, przez co stopy numer czterdzieści dwawydawały się olbrzymie. Kolana miały niemal taką

    grubość jak uda i łączyły tylko obciągnięte skórą kości.Kiedy unosiłam ramiona, widziałam, jakścięgna drżałyprzy kościach. Łopatki rysowały mi się tak ostro,że

    wydawało się, iż lada chwila przetną skórę. Twarz miałamzapadniętą, a oczy podkrążone. Wyglądałam jak śmierć.

    44

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    45/47

    Aż nagle tenwidok zupełnie się zmieniał. Te same udaiłydkirosły miw oczach iwydawały się wręcz tłuste,oblepione cełłułitem.Twarz puchłami jak balon, a potem

    pojawiał się drugi podbródek.Kościstekolana wyglądałyna grube. Zanim mogłam się zorientować, cosię dzieje, już byłam w salonie i ćwiczyłam przy wideo z JaneFondą, aniedawne wyczerpanie zastępowała hiperaktywność.Potem przychodził wieczór. Tim nie był w stanie nawet

    trzymać mnie w ramionach, nie mówiąc o kochaniu się zemną. Zresztą i tak już dawno straciłam ochotę na seks, a

    on pewnie wolał nie obcować z ludzkim szkieletem. Starałsię mnie wspierać, upominając, zachęcając do jedzeniaalbo złoszcząc się na mnie. Nic jednak nie pomagało. Jegożona nikła w oczach, a on nie mógł nic na to poradzić.W końcu podjęłam decyzję. Dorosła część mojej osoby

     była już zbyt zmęczona, by sobie z tym radzić. Przyszedłczas na poważne działania. Teraz, kiedy znalazłam się w

    autentycznym niebezpieczeństwie, powinnam po raztrzeci w ciągu niespełna roku pójść do szpitala. To nie byładecyzja dziecka, które szuka schronienia, ale dorosłej,która chce przetrwać. Tym razem doktor Padgett zgodziłsię bez oporów, a Tim uważał oczywiście, żezdecydowałam się na to za późno.Mówiłam wielu przyjaciołom z Kościoła o swojej

    decyzji. Widząc, co się ze mną dzieje, w pełni mnie poparlii zaproponowali pomoc w domu i przy dzieciach, tak jakw czasie moich poprzednich dwóch hospitalizacji. Mielimnie też odwiedzać. Powiadomiłam przedszkolankę Jeffreya i opiekunkę Melissy, że idę do szpitala. Prosiłam, by mówiły Timowiowszystkich trudnościach z dziećmi,chociaż nie poinformowałam ich, co mi tak naprawdędolega.

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    46/47

    Wkońcu nadszedł czas, by wyjaśnić to dzieciom. Dwiepoprzednie hospitalizacje nie były planowane i stały sięczymś w rodzaju ucieczki. Jednak tym razem zdawałam

    sobie sprawę, że pobyt w szpitalu będzie trudniejszy niżpozostanie w domu. Był to bowiem dorosły wybór iwiedziałam, że rozstanie jest bardzo bolesne dla moichdzieci. Rozmowa z nimi była jedną z najcięższych rzeczy, jakie kiedykolwiek przyszło mi zrobić.

    Wyglądało na to, że dwuletnia Melissa jakoś się z tympogodziła, prawdopodobnie dlatego, że nie wiedziała, co będę robić, ani jak długo mnie nie będzie.

     Jednak Jeffrey, który miał cztery lata, doskonale to r o zumiał. Dość dobrze pamiętał dwie moje poprzednienieobecności. Kiedy wzięłam go na kolana i zaczęłammówić, w jego dużych, niebieskich oczach pojawiły sięłzy.— Mama będzie musiała wyjechać na trochę z domu, Jeffrey.

    — Gdzie, mamo? Do pracy?— Nie, kochanie. Do szpitala.Zaczął płakać i energicznie potrząsać głową, a ja

    czułam, jak serce mi się kraje na myśl, jak bardzo cierpi ztego powodu.— Nie, nie! Nie chcę, żebyś jechała! Teraz ja też zaczęłampłakać.— Ja też nie chcę was zostawiać. Bardzo was kocham,

    ciebie i Melissę.— Więc nie jedź.— Muszę, Jeffrey. Jestem chora. Nie tak, jak wtedy, gdy

     boli cię gardło albo brzuch, albo masz wymioty. Inaczej.Tak, że czasami jestem bardzo smutna, a czasami zamocno się złoszczę. Tak, że nie mogę jeść, bo jestem zbyt

  • 8/19/2019 Rachel Reiland Uratuj Mnie IV-VI

    47/47

    zmartwiona. W szpitalu pan doktor i pielęgniarki pomogąmi, żebym już nigdy nie była taka smutna.— Wiem... Tata mi mówił, jak poprzednio tam byłaś.

    Ale przecież ci nie pomogli.Dzieci mają niesamowitą zdolność docierania doczystej prawdy.— Tym razem będzie inaczej, Jeffrey. Tym razem na

    pewno będzie lepiej.Patrzył na mnie przez chwilę, a potem spytał:— Czy umrzesz, mamo?

     Jak mogłabym to zrobić moim dzieciom? Jaka by ze mnie byłamatka?— Nie, kochanie. Nie umrę. Stanę sięsilniejsza, żebym

    mogła się z wami bawić, czytaćwam, a nawetzabrać dozoo.— Pozwolisz, żebyśmy do ciebie przyjechali? Obiecuję,

    że będziemy grzeczni.

    mój Boże!Poczułam gwałtowne ukłucie w piersi. Mój ma

    _ chcę,żebyścieprzyjeżdżali codziennie.Tonie przezwassię smucę izłoszczę, tylko przez tę chorobę. Przy was jestemszczęśliwa.Wezmę do szpitala duże zdjęcie twoje iMelissy. Będę je trzymać na stoliku nocnym, żeby jezawsze widzieć. Zwłaszcza wtedy, kiedy będę się smucić.To mi pomoże.I zaczęliśmy się mocno tulić do siebie, cali zapłakani.

     Jefrrey nie chciał, żebym jechała do szpitala, aleprzynajmniej zrozumiał, że nie chodziło mi o to, by ichzostawić. Chciałam poprawy. Miałam dwoje dzieci, którena mnie czekały, i kochającego męża. Chciałam zrobićwszystko, by do nich wrócić i być taką żoną i matką, na jaką zasługiwali.