PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY -...

242
PRZEGLĄD HISTORYCZNO- -WOJSKOWY PRZEGLĄD HISTORYCZNO- -WOJSKOWY KWARTALNIK ROK XII (LXIII) NR 5 (238) WARSZAWA 2011 ROK XII (LXIII) NR 5 (238) WARSZAWA 2011 ISSN 1640-6281 ISSN 1640-6281 WOJSKO POLSKIE W S£U¯BIE POKOJU

Transcript of PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY -...

Page 1: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

PRZEGLĄD

HISTORYCZNO-

-WOJSKOWY

PRZEGLĄD

HISTORYCZNO-

-WOJSKOWYKWARTALNIK

ROK XII (LXIII) NR 5 (238)

WARSZAWA 2011

ROK XII (LXIII) NR 5 (238)

WARSZAWA 2011

ISSN 1640-6281ISSN 1640-6281

WOJSKO POLSKIE W S£U¯BIE POKOJU

Page 2: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

1

MINISTERSTWO OBRONY NARODOWEJ

WOJSKOW E BIU RO BA DA Ń HISTORYCZN YCH

PRZEGLĄDHISTORYCZNO--WOJSKOWYKWARTALNIK

PRZEGL¥D

HISTORYCZNO-

-WOJSKOWY

ROK XII (LXIII) NR 5 (238)WARSZAWA 2011

EGZEMPLARZ NIE DO SPRZEDAŻY

WOJSKO POLSKIE W SŁUŻBIE POKOJU

Page 3: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

2

Rada Naukowa: prof. dr hab. Jerzy Eisler – przewodniczący; prof. dr hab. Krzysztof Komorowski – wiceprzewodniczący; dr inż. Piotr Matejuk; dr hab. Janusz Odziemkowski; prof. dr hab. Karol Olejnik; prof. dr hab. Tadeusz Rawski; prof. dr hab. Waldemar Rezmer; dr hab. Aleksandra Skrabacz; płk dr Jeremiasz Ślipiec; dr Andrzej Wesołowski; dr Andrzej Czesław Żak

Kolegium Redakcyjne: dr Andrzej Chmielarz – przewodniczący; dr Grzegorz Jasiński; mgr Wojciech Markert; dr Stefan Miłosz; mgr Witold Rawski; mgr Teresa Sitkiewicz

Redaguje zespół:dr Grzegorz Jasiński – redaktor naczelnytel. (48-22) 68-26-518mgr Teresa Sitkiewicz – sekretarz redakcjitel. (48-22) 68-26-527; e-mail: [email protected] Tomasz Malarskitel. (48-22) 68-26-519; e-mail: [email protected] Zbigniew Palski

Redakcja „Przeglądu Historyczno-Wojskowego” informuje, iż opinie, wnioski i refl eksje sformułowane w publikowanych tekstach są wyrazem poglądów ich autorów

Adres redakcji:ul. Stefana Banacha 2, 00-909 Warszawa 60tel./fax (48-22) 68-26-519, tel. (48-22) 68-26-527e-mail: [email protected]; [email protected]

© Copyright by Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej

Wydawca:Ministerstwo Obrony NarodowejWojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiejwww.wceo.wp.mil.pl

Redakcja techniczna i skład:PPGK SA Drukarnia KART

Druk: PPGK SA Drukarnia KART01-252 Warszawa, ul. Przyce 20tel./fax 22 532-80-09

Page 4: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

3

SPIS TREŚCI

ARTYKUŁY

CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji pokojowych ONZ ............................. 7KRZYSZTOF GAJ, JANUSZ ZUZIAK, Wojsko Polskie w międzynarodowych misjach

pokojowych (1953–2011) ....................................................................................................... 21BEATA KUCHARCZYK, ANDRZEJ BOLEWSKI, Międzynarodowe operacje pokojowe

Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Udział Polski w misjach terenowych ................................................................................................................................ 90

RELACJE I WSPOMNIENIASTANISŁAW ŁAPETA, Ładuj trzema! ...................................................................................... 103MARCIN REINBERGER, Koreańskie wspominki .................................................................. 107BRONISŁAW BORYSIAK, Wspomnienia z pobytu w Międzynarodowej Komisji

Nadzoru i Kontroli w Laosie w latach 1961–1962 ............................................................... 113STANISŁAW ŚLEDŹ, Po obu stronach rzeki Ben Hai. Wietnam – strefa

zdemilitaryzowana na 17 równoleżniku ............................................................................... 127JAN ZASADZIŃSKI, Wspomnienia członka polskiej delegacji w Międzynarodowej

Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie w latach 1967–1968 ........................................ 135WITOLD BUGAJNY, W Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli

w Wietnamie ............................................................................................................................ 163RUDOLF DZIPANOW, Opowiadania wietnamskie .............................................................. 171MARIAN ORŁOWSKI, Z pamiętnika peacekeepera; zielona droga ..................................... 189CZESŁAW MITKOWSKI, W pierwszej zmianie Polskiej Wojskowej

Jednostki Specjalnej w Doraźnych Siłach Zbrojnych ONZ ................................................ 193ADOLF KUBALA, Wspomnienia ze służby w Polskiej Wojskowej Jednostce Specjalnej

na Bliskim Wschodzie ............................................................................................................. 196MICHAŁ PALUSZYŃSKI, „Pawła Malucha” bliskowschodnie przypadki .......................... 201ADAM KUNERT, Polski Szpital Polowy pod błękitną fl agą .................................................. 214WŁADYSŁAW WOJTASZEWSKI, Żołnierska przygoda. Wspomnienia

z misji pokojowej ONZ na Bliskim Wschodzie .................................................................. 225TADEUSZ DYTKO, W kurzu i kamieniach ............................................................................ 230

NOTY O AUTORACH ............................................................................................................ 237

Page 5: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

4

CONTENTS

ARTICLES

CZESŁAW MARCINKOWSKI, Th e Essence and Evolution of the UN Peacekeeping Missions ...................................................................................................................................... 7

KRZYSZTOF GAJ, JANUSZ ZUZIAK, Th e Polish Army in the International Peacekeeping Missions (1953–2011) .................................................................................... 21

BEATA KUCHARCZYK, ANDRZEJ BOLEWSKI, International Peacekeeping Operations of the Organization for Security and Cooperation in Europe. Th e Polish Participation in Field Missions ........................................................................... 90

RELATIONS AND MEMORIESSTANISŁAW ŁAPETA, Load three! ......................................................................................... 103MARCIN REINBERGER, Korean Memories .......................................................................... 107BRONISŁAW BORYSIAK, Th e Memories from Stay at the International Commission

for Supervision and Control in Laos in 1961–1962 ............................................................ 113STANISŁAW ŚLEDŹ, On Both Sides of the Ben Hai River. Vietnam – Demilitarized

Zone at 17 Parallel. .................................................................................................................. 127JAN ZASADZIŃSKI, Memories of a Member of the Polish Delegation

of the International Commission for Supervision and Control in Vietnam in 1967–1968 ............................................................................................................................ 135

WITOLD BUGAJNY, Th e International Commission for Supervision and Control in Vietnam ................................................................................................................................ 163

RUDOLF DZIPANOW, Vietnam’s Stories ................................................................................ 171MARIAN ORŁOWSKI, From the Peacekeeper’s Diary; the Green Way. ............................ 189CZESŁAW MITKOWSKI, Th e First Amendment of the Special Units of Polish

Military Forces in the UN ...................................................................................................... 193ADOLF KUBALA, Memories from Service in the Polish Military Special Unit

in the Middle East .................................................................................................................... 196MICHAŁ PALUSZYŃSKI, Middle Eastern Cases of „Paweł Maluch” .................................. 201ADAM KUNERT, Th e Polish Field Hospital under the Blue Flag ......................................... 214WŁADYSŁAW WOJTASZEWSKI, Soldier Adventure. Memories

of the UN Peacekeeping Mission ........................................................................................... 225TADEUSZ DYTKO, In Dust and Stones ................................................................................... 230

NOTES ABOUT AUTHORS ................................................................................................... 237

Page 6: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

5

СОДЕРЖАНИЕ

СТАТЬИ

CЧЕСЛАВ МАРТИНОВСКИ, Сущность и эволюция миротворческих миссий ООН ............................................................................................................................. 7

КШИШТОФ ГАЙ, ЯНУШ ЗУЗЯК, Войско Польское в международных миротворческих миссиях в 1953–2011 гг. ........................................................................ 21

БЕАТА КУХАРЧИК, АНДЖЕЙ БОЛЕВСКИ, Международные миротворческие операции Организации по безопасности и сотрудничеству в Европе. Участие Польши в территориальных миссиях ............................................................... 90

ВОСПОМИНАНИЯСТАНИСЛАВ ЛАПЕТА, Грузи тремя! .................................................................................. 103МАРТИН РАЙНБЕРГЕР, Корейские воспоминания ........................................................ 107БРОНИСЛАВ БОРЫСЯК, Воспоминания из нахождения в Международной

комиссии по контролю и наблюдению в Лаосе в 1961–1962 гг. ................................ 113СТАНИСЛАВ СЛЕДЬ, По обе стороны реки Бен Гай. Въетнам –

демилитаризованная зона по 17 параллели .................................................................... 127ЯН ЗАСАДИНЬСКИ, Воспоминания члена польской делегации

в Международной комиссии по контролю и наблюдению во Въетнаме в 1967–1968 гг.......................................................................................................................... 135

ВИТОЛЬД БУГАЙНЫ, В составе Международной комиссии по контролю и наблюдению во Въетнаме ................................................................................................ 163

РУДОЛЬФ ДИПАНОВ, Въетнамские рассказы .................................................................. 171МАРИАН ОРЛОВСКИ, Из дневника пискипера; зелёная дорога ................................. 189ЧЕСЛАВ МИТКОВСКИ, Первая смена Польского специального воинского

формирования в вооружённых силах быстрого реагирования ООН ..................... 193АДОЛЬФ КУБАЛЯ, Воспоминания со службы в Польском специальном

воинском формировании на Близком Востоке .............................................................. 196МИХАЛ ПАЛЮШИНЬСКИ, Близковосточные случаи „Павла Малюха” .................. 201АДАМ КУНЕРТ, Польский полевой госпиталь под голубым флагом .......................... 214ВЛАДИСЛАВ ВОЙТАШЕВСКИ, Солдатские приключения. Воспоминания из

миротворческой миссии ООН ........................................................................................... 225ТАДЕУШ ДЫТКО, В пылу и камнях ..................................................................................... 230

ABTOPCKOE ЗAЯBЛEHИE .................................................................................................. 237

Page 7: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

6

Od Redakcji

Numer specjalny „Przeglądu Historyczno-Wojskowego”, który oddajemy do rąk naszych Czytelników, jest poświęcony udziałowi Wojska Polskiego w misjach pokojowych na świecie. Jego wstępna część zawiera artykuły naukowe, będące rzeczowym wprowadzeniem do tej problematyki, druga zaś – zasadnicza – stanowi wybór relacji i wspomnień napisanych przez samych uczestników misji pokojowych. Publikowane relacje są pokłosiem konkursu przeprowadzonego przed dziesięcioma laty przez Stowarzyszenie Kombatantów Misji Pokojowych ONZ. Ich autorzy pełnili różnorodne funkcje w ramach trwającego od prawie60 lat udziału Polaków w wygaszaniu konfl iktów zbrojnych lub w utrzymaniu pokoju, począwszy od wojny koreańskiej, a skończywszy na wybuchłym pod koniec XX wieku konfl ikcie bałkańskim. Najwięcej (6) zamieszczonych tu relacji i wspomnień dotyczy polskiego zaangażowania w akcji utrzymania pokoju na Bliskim Wschodzie (Egipt, Syria, Liban), nieco mniej (4) związanych jest z problematyką wojny wietnamskiej (Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli w Wietnamie), a tylko pojedyncze teksty odnoszą się do udziału polskich żołnierzy w misjach pokojowych w Korei (2 relacje) czy Laosu i Kambodży (po jednej relacji). Materiały te publikujemy z zachowaniem autentycznego stylu autorów, ograniczając się tylko do niezbędnych skrótów i korekt natury językowej.Publikowane tu relacje i wspomnienia zostały nam udostępnione przez wspomniane Stowarzyszenie Kombatantów Misji Pokojowych ONZ. Było to możliwe dzięki uprzejmości członków Zarządu Głównego Stowarzyszenia, a szczególnie dzięki życzliwości i pomocy okazanej naszemu przedsięwzięciu przez prezesa tegoż Zarządu, Pana Generała Stanisława Woźniaka, i wiceprezesa – Pana Pułkownika Wojciecha Wojtana.

Page 8: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

7

ARTYKUŁY

CZESŁAW MARCINKOWSKI

ISTOTA I EWOLUCJA MISJI POKOJOWYCH ONZ

Misje pokojowe są nierozerwalnie związane z funkcjonowaniem ONZ. Pierwsza misja Na-rodów Zjednoczonych, United Nations Truce Supervision Organization (UNTSO), została ustanowiona zgodnie z rezolucją Rady Bezpieczeństwa nr 50 (1948) 29 maja 1948 r. Jej zada-niem była pomoc mediatorowi i komisji rozejmowej w nadzorowaniu rozejmu w Palestynie.

W celu upamiętnienia tego historycznego wydarzenia dzień 29 maja został ustanowio-ny jako Międzynarodowy Dzień Uczestnika Misji Pokojowych ONZ. Decyzję w tej spra-wie podjęło Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych na mocy uchwały nr 57/129 z 11 grudnia 2002 r.

* * *

Od zakończenia II wojny światowej stosunki polityczne między państwami nie były wol-ne od kolejnych konfl iktów i wojen. Przez cały ten okres występowały fobie, antagonizmy i zagrożenia. Również zmiany polityczno-militarne w Europie i na świecie, w tym załamanie dwubiegunowej struktury bezpieczeństwa międzynarodowego nie rozwiązało problemów nurtujących społeczności. Konfl ikty zbrojne i wojny lokalne pozostały sposobem i metodą na rozwiązanie problemów etnicznych, terytorialnych, religijnych czy też ekonomicznych.

Powoływane od 1948 r. na mocy decyzji Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczo-nych misje wojskowe, których celem było pokojowe rozwiązywanie konfl iktów przeszły w ciągu ponad sześćdziesięciu lat długą drogę ewolucji. Obecnie mówi się o misjach trzeciej generacji, ze względu na zakres realizowanych zadań często określanych jako misje hybry-dowe. Są to raczej operacje pokojowe rozumiane jako (...) użycie wielonarodowych sił woj-skowych i cywilnych pod nadzorem ONZ w celu rozwiązania konfl iktów wewnętrznych lub między państwami. Działania ONZ mają na celu wprowadzenie lub nadzorowanie realizacji postanowień dotyczących przerwania działań wojennych, rozdzielenia wojsk, całkowitego lub częściowego rozwiązania konfl iktu oraz często zabezpieczenie pomocy humanitarnej1. Z tego względu używam terminu misje (operacje) pokojowe.

Ze względu na zmianę charakteru wojen i konfl iktów współczesne misje (operacje) po-kojowe mają wyraźnie inny charakter niż te zaliczane do pierwszej generacji. Misje poko-jowe z lat dziewięćdziesiątych minionego wieku oraz przełomu XX i XXI w. były i nadal są

1 J. Rydzykowski, Słownik Organizacji Narodów Zjednoczonych, Warszawa 2000.

Page 9: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

8

ARTYKUŁY

prowadzone w rejonach licznych, wielopłaszczyznowych konfl iktów etnicznych i religijnych. Do nowych uwarunkowań prowadzenia współczesnych operacji pokojowych należy zaliczyć:

– załamanie się dwubiegunowego systemu bezpieczeństwa światowego;– brak dogłębnej kontroli politycznej nad wszystkimi stronami konfl iktu i wszystkimi

formacjami zbrojnymi uczestniczącymi w walkach;– bezwzględność działań wszystkich zwaśnionych stron;– powszechne łamanie praw człowieka i nieprzestrzeganie międzynarodowego prawa

konfl iktów zbrojnych;– ogromne zaangażowanie organizacji pozarządowych w udzielanie pomocy humani-

tarnej dla ofi ar konfl iktów.Obecnie nawet te najbardziej tradycyjne misje (operacje) pokojowe pełnią znacznie ak-

tywniejszą rolę niż tylko rozdzielenie walczących wojsk. Należy podkreślić, że rozwiązy-wanie konfl iktów we współczesnych warunkach nie kończy się na fazie zawieszenia broni i rozdzielenia stron. Udział sił pokojowych w procesie odbudowy państwa i społeczności lokalnych po konfl ikcie (peace-building) nakłada na nie zupełnie nowe obowiązki, szczegól-nie w kwestii współpracy cywilno-wojskowej (CIMIC).

Tymczasem we współczesnym języku polskim opisującym wydarzenia ze sfery zwią-zanej z użyciem wojsk poza granicami kraju pojęcie „misja” jest rozumiane jako „misja pokojowa” i równoznaczne z terminem „operacja pokojowa”. Słowo „misja” jest znacznie częściej używane przez polityków wyjaśniających społeczeństwu motywy wysłania wojsk w różne, odległe miejsca globu ziemskiego. Za ich przykładem znalazło się w słownictwie mediów, gdzie służy głównie do opisu wydarzeń polityczno-militarnych, oraz przeniknęło do języka nauki (uprawianej także w wojsku), obrastając swoistą treścią. Warto zauważyć, że używane powszechnie pojęcia: „misja pokojowa”, „operacja pokojowa” mają pozytywną konotację, wzbudzają szacunek i poważanie dla uczestników tych zdarzeń. Są pojęciami również pozytywnymi z punktu widzenia irenologii2.

Pojęcie „misja” (ang. mission) stało się jednak synonimem działań podejmowanych przez ONZ na rzecz rozwiązywania konfl iktów i utrzymania pokoju. W Karcie Narodów Zjedno-czonych nie jest co prawda zdefi niowane pojęcie misji pokojowej, ale lata praktycznej aktyw-ności tej organizacji na rzecz rozwiązywania sporów i konfl iktów wewnętrznych oraz między-narodowych ukształtowały pewien rodzaj działań określanych właśnie jako misje pokojowe.

Określenie „operacje pokojowe” weszło zaś do międzynarodowego języka dyploma-cji i polityki dopiero w lutym 1966 r., gdy Zgromadzenie Ogólne NZ utworzyło Komitet ds. Operacji Pokojowych, przekształcony później w Departament Operacji Pokojowych (Department of Peace-Keeping Operations – DPKO).

Operacje pokojowe w świetle Karty Narodów Zjednoczonych

Karta Narodów Zjednoczonych za najważniejsze cele organizacji uznaje:– utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, przy założeniu zastosowa-

nia w tym celu skutecznych środków zapobiegania zagrożeniom pokoju;– rozwijanie pomiędzy narodami przyjaznych stosunków opartych na poszanowaniu

zasad równouprawnienia i samostanowienia narodów;

2 Nauka o pokoju.

Page 10: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

9

CZ. MARCINKOWSKI: ISTOTA I EWOLUCJA MISJI POKOJOWYCH ONZ

– rozwiązywanie we współpracy międzynarodowej problemów o charakterze społecz-nym lub humanitarnym, popieranie praw człowieka i podstawowych wolności ludz-kich bez względu na rasę, płeć, język lub wyznanie;

– stanowienie ośrodka uzgadniania działań międzynarodowych zmierzających do osią-gnięcia tych wspólnych celów.

Z punktu widzenia realizacji tych celów niezwykle istotne są rozdziały VI i VII Karty NZ, które traktują odpowiednio o: pokojowym rozstrzyganiu sporów; akcjach w razie za-grożenia lub naruszenia pokoju i aktów agresji.

W rozdziale VI (art. 33) zostały przedstawione niemilitarne środki rozstrzygania spo-rów, m.in.: rokowania, koncyliacja, badania, arbitraż, pośrednictwo, postępowanie sądowe, odwołanie się od organów lub porozumień regionalnych.

Artykuł 34 tegoż rozdziału przewiduje możliwość tworzenia i wysyłania tzw. misji dobrej woli w rejon konfl iktu. Artykuły 36–38 traktują o podejmowaniu decyzji odnośnie sposobu załatwiania sporu, czyli dają możliwość powoływania w stosownych warunkach np. misji obserwacyjnych czy też kierowania w rejon konfl iktu oddziałów pokojowych.

W rozdziale VII są scharakteryzowane akcje (działania) podejmowane w razie zagroże-nia lub naruszenia pokoju. Poszczególne artykuły mówią o: sankcjach (art. 41), np. zerwa-nie lub ograniczenie stosunków gospodarczych, dyplomatycznych, w dziedzinie komunika-cji czy wymiany informacji; użyciu sił zbrojnych (art. 42) w celu wymuszenia postanowień Rady Bezpieczeństwa NZ (tj. utrzymania pokoju) przez demonstrację siły, blokady, ope-racje wojskowe państw-członków ONZ; prawie do obrony (art. 51) indywidualnej i (lub) zbiorowej.

„Agenda dla pokoju”3, ogłoszona w 1991 r. przez sekretarza generalnego ONZ Boutrosa Boutrosa-Ghaliego, poddaje ocenie dotychczasowe wysiłki w dziedzinie misji pokojowych i jednocześnie, uwzględniając nowe wymagania polityczno-militarne w świecie, wprowadza pojęcie „operacja pokojowa” (peacekeeping operation). Oznacza ono wprowadzenie agend NZ w dany rejon świata (za zgodą wszystkich zainteresowanych stron), co wiąże się zazwy-czaj z zaangażowaniem wojskowego i (lub) policyjnego, a często także cywilnego personelu ONZ.

Uwzględniając doświadczenia ostatnich czterdziestu lat, należy postawić pytanie: czy skuteczniejsze jest zastosowanie mechanizmów pokojowych czy może instrumentarium antykryzysowego? Tym bardziej że na przełomie XX i XXI w. nastąpiła radykalna zmiana sytuacji polityczno-militarnej. Załamanie się dwubiegunowego podziału świata zainspiro-wało organizacje odpowiedzialne za bezpieczeństwo (ONZ, OBWE, UE, NATO, UA) do wypracowania nowych, przydatnych „na każdą okazję” mechanizmów pokojowych. Oka-zało się wszakże wkrótce, że te nowe mechanizmy, podobnie zresztą jak i stare, nie zdały egzaminu w obliczu współczesnych wyzwań.

3 B. Boutros-Ghali, An Agenda for Peace. Report of the Secretary-General of the Security Council on 31 January 1992, Nowy Jork 1992.

Page 11: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

10

ARTYKUŁY

Tabela 1Etapy powstawania nowych mechanizmów pokojowych „na każdą okazję”

Lp. Nazwa dokumentu Data opublikowania Uwagi

1. Raport Kofi Anana Remowing the United Nations: programme for Reform

1997

2. Raport nt. Implementacji zaleceń Specjalnego Komitetu ds. operacji pokojowych oraz Panelu NZ ds. operacji pokojowych

2001

3. Raport sekretarza generalnego ONZnt. W większej wolności – rozwój bezpieczeństwa i praw człowieka dla wszystkich

2005 Powołano Komisję Budowania Pokoju; Biuro Wsparcia Pokoju

4. Dokument końcowy szczytu NZ 14–16 IX 20055. Raport nt. Inwestujemy w ONZ dla wzmocnienia

światowej organizacji7 IX 2006 70% budżetu NZ (10 mld

dol.) jest przeznaczane na misje pokojowe

6. United Nations Peacekeeping Operations. Principles and Guidelines

2008 Na dziś podstawowy dokument podręcznikowy

Źródło: Opracowanie własne.

Dotychczasowe zastosowanie powyższych mechanizmów, np. w kwestii jugosłowiań-skiej (1991 r.) lub w celu wygaszenia konfl iktów w Mołdowie, Gruzji czy Macedonii, po-zwala stwierdzić, że są one mało skuteczne. Misje ONZ, UE czy OBWE, stosujące te mecha-nizmy, nie rozwiązały bowiem praktycznie żadnego konfl iktu, a jedynie nie pozwalały na wznowienie walk.

Być może dobrym wyjściem byłoby stworzenie instrumentarium antykryzysowego, do czego zresztą zmierza większość organizacji międzynarodowych. Należy zatem mieć na-dzieję, że działania te zostaną uwieńczone powodzeniem, a nowo powstałe środki służące zapobieganiu konfl iktom i ich wygaszaniu okażą się skuteczniejsze od dotychczasowych.

Pojęcie misji i operacji pokojowych

Niezwykle trudno jest zdefi niować pojęcie „misje pokojowe” czy też „operacje poko-jowe”. W literaturze przedmiotu: w encyklopediach, leksykonach, podręcznikach i publi-kacjach uniwersyteckich czy też wydanych przez różne instytucje wojskowe odszukałem około 60 defi nicji, o różnym stopniu szczegółowości, określających działalność ONZ na rzecz rozwiązywania konfl iktów i utrzymania pokoju.

W słowniku wydanym przez Akademię Obrony Narodowej w 2002 r. zdefi niowano ope-racje pokojowe jako (...) użycie wielonarodowych sił wojskowych i cywilnych pod nadzorem ONZ do rozwiązywania konfl iktów wewnętrznych lub międzynarodowych. Decyzję o urucho-mieniu operacji pokojowej mogą podejmować: Zgromadzenie Ogólne NZ, Rada Bezpieczeń-stwa lub Sekretarz Generalny. Rozróżnia się dwa rodzaje operacji pokojowych:

– misje obserwacyjne;– operacje z użyciem kontyngentu wojskowego – Sił Zbrojnych NZ4.

4 Słownik terminów z zakresu bezpieczeństwa narodowego, Warszawa 2002, s. 91.

Page 12: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

11

CZ. MARCINKOWSKI: ISTOTA I EWOLUCJA MISJI POKOJOWYCH ONZ

Treść tej defi nicji jest skromna i nie tylko nie ujmuje samej idei misji pokojowych, ale też nie obejmuje stosowanych współcześnie przez ONZ form działań w tej dziedzinie.

Znacznie pełniejsza jest defi nicja wypracowana i używana w NATO Defence College: (...) zapobieganie, ograniczanie, łagodzenie i zakończenie działań wojennych między pań-stwami lub wewnątrz państw za pośrednictwem pokojowej interwencji trzeciej strony zorgani-zowanej i kierowanej przez organizację międzynarodową przy użyciu personelu wojskowego, policyjnego i cywilnego do przywrócenia i utrzymania pokoju5.

Na tym tle trafnością wyróżnia się defi nicja autorstwa polskiego dyplomaty Lesława Za-pałowskiego: (...) działania stosowane przez Organizację Narodów Zjednoczonych środkami o charakterze militarnym, paramilitarnym lub niemilitarnym w celu utrzymania lub przy-wrócenia międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa bądź to przez zmianę sytuacji stano-wiącej groźbę dla pokoju, bądź to dla ułatwienia pokojowego załatwienia sporu, bądź to dla zainicjowania akcji w związku z groźbą naruszenia pokoju6.

A oto jeszcze dwie defi nicje, które zostały rażąco zdezaktualizowane przez upływ czasu i przyniesione przezeń zmiany. Według autorów pochodzącej z 1993 r. amerykańskiej publi-kacji, operacje pokojowe to: (...) polowe operacje Narodów Zjednoczonych, w ramach których międzynarodowy personel cywilny i (lub) wojskowy, rozmieszczony jest za zgodą ONZ w celu pomocy i rozwiązania istniejących lub potencjalnych konfl iktów międzynarodowych lub we-wnętrznych mających wyraźny wymiar międzynarodowy7.

W późniejszej o 5 lat książce dwóch polskich autorów operacje pokojowe zdefi niowano jako (...) działania z ograniczonym użyciem sił zbrojnych podejmowane przez społeczność międzynarodową w celu utrzymania lub przywrócenia pokoju w rejonie konfl iktu8.

Myślę, że przytoczone przykłady, będące przecież tylko wierzchołkiem góry lodowej rzeczywistego stanu rzeczy, wystarczająco uzasadniają potrzebę ujednolicenia terminologii dotyczącej problematyki misji (operacji) pokojowych. Uważam też, że należy pilnie zde-fi niować podstawowe terminy używane na określenie działań pokojowych (często o cha-rakterze militarnym) podejmowanych w rejonach ogarniętych konfl iktami. Pojęcia „misja” i „operacja” (używane często zamiennie) nie odpowiadają już bowiem treści zadań realizo-wanych dzisiaj, a wynikających z innego mandatu. Obecnie – co warto podkreślić – w pol-skiej literaturze przedmiotu można się doszukać około 20 różnych określeń defi niujących realizację operacji (misji) pokojowych, przy czym część z nich dotyczy operacji o charakte-rze ekspedycyjnym. Szczególnie duże niezrozumienie treści pojęć dotyczących tej proble-matyki występuje wśród części dziennikarzy i establishmentu politycznego.

Typy i rodzaje operacji pokojowych i stabilizacyjnych

Peacekeeping – jest techniką, która rozszerza możliwości zarówno w zapobieganiu konfl iktom, jak i przywrócenia pokoju – stwierdził Boutros Boutros-Ghali.

Klasyczny podział misji (operacji) pokojowych ukształtowany w literaturze przedmiotu na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku uwzględniał (oprócz podziału zapisa-nego w Karcie NZ) dwa typy operacji:5 W. E. Gliman, D. E. Herold, Peacekeeping Challenges to Euro-Atlantic Security, Rzym 1994, s. 21.6 L. Zapałowski, Operacje pokojowe ONZ, Warszawa 1989, s. 38.7 Military Implication of United Nations Peacekeeping Operations, red. W. Williams, H. Lewis, Waszyngton 1993, s. 117.8 F. Gągor, K. Paszkowski, Międzynarodowe operacje pokojowe w doktrynie obronnej RP, Warszawa 1998, s. 53.

Page 13: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

12

ARTYKUŁY

– pierwszej generacji, m.in.: UNEF I, UNICYP, UNEF II;– drugiej generacji, np.: UNTAG, UNTAC, UNAMIR, czyli działania na rzecz wymu-

szania pokoju.Kierunki ewolucji licznych konfl iktów i wojen lokalnych na przełomie XX i XXI w., ich

brutalizacja i brak poszanowania elementarnych zasad humanitarnego prawa konfl iktów zbrojnych, wymusiły konieczność poszukiwania nowych form i rodzajów działań na rzecz zapewnienia pokoju. Odpowiadając na prośbę Rady Bezpieczeństwa NZ9, sekretarz gene-ralny ONZ, Boutros Boutros-Ghali przedstawił w czerwcu 1992 r. raport Program dla poko-ju10, w którym zawarł nowe spojrzenie na operacje pokojowe ONZ, uwzględniające przede wszystkim zwiększenie ich skuteczności.

W wyniku szerokiej dyskusji nad tym dokumentem na forum Zgromadzenia Ogólnego, w Radzie Bezpieczeństwa oraz w parlamentach narodowych państw członkowskich, z okazji 50-lecia ONZ, 3 stycznia 1995 r. został wydany Załącznik do Programu dla pokoju11. Rozwija on wątki przedstawione w Programie dla pokoju, a jednocześnie zawiera próbę odpowiedzi na wyzwania, które stają przed organizatorami misji pokojowych na przełomie wieków.

W realizacji zarysowanego programu utrzymywania i przywracania pokoju w różnych rejonach świata uczestniczy już wiele organizacji międzynarodowych o charakterze tak re-gionalnym (np. Unia Europejska – EU, Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Eu-ropie – OSCE, Pakt Północnoatlantycki – NATO, Unia Afrykańska – AU, Wspólnota Nie-podległych Państw – CIS), jak i o znaczeniu subregionalnym, np.: Wspólnota Gospodarcza Państw Zachodniej Afryki (ECOWAS).

Wielość i różnorodność sił (organizacji) międzynarodowych uczestniczących w misjach (operacjach) pokojowych, przy niezwykle szerokim wsparciu humanitarnych organizacji pozarządowych, uzasadnia potrzebę wydzielenia operacji pokojowych trzeciej generacji. Będą to tzw. operacje hybrydowe, łączące w sobie działania różnych rządowych organizacji międzynarodowych z wysiłkami pozarządowych organizacji humanitarnych. Przykładem takiej hybrydowej operacji pokojowej są działania podejmowane w Sudanie przez ONZ, Unię Europejską, Unię Afrykańską i organizacje humanitarne (np. Medicine sans Frontier).

Operacje pokojowe (peacekeeping operation), będące nowym wyzwaniem dla społecz-ności międzynarodowej, zostały zdefi niowane przez sekretarza generalnego ONZ Boutro-sa-Ghaliego we wspomnianym Programie dla pokoju jako: (...) wprowadzenie obecności ONZ na danym terenie, za zgodą wszystkich zainteresowanych stron, normalnie wiążące się z zaangażowaniem wojskowego i (lub) policyjnego personelu ONZ oraz często pracowników cywilnych. Utrzymanie pokoju jest techniką, która poszerza możliwości zarówno zapobiegania konfl iktom, jak i zaprowadzania pokoju.

Boutros-Ghali przedstawił tam siedem rodzajów operacji pokojowych. Omówmy po-krótce każdy z nich.1. Dyplomacja prewencyjna i tworzenie pokoju (preventive diplomacy). W zakresie dyplo-

macji prewencyjnej zaproponował zarówno zwiększenie roli działań dyplomatycznych służących budowie zaufania, jak i ustalaniu faktów (fact fi nding), a także stworzenie sys-temu wczesnego ostrzegania o wydarzeniach mogących stanowić zagrożenie dla pokoju.

9 Dokument ONZ S/23500.10 Dokument ONZ A/47/277-S/2411.11 Dokument ONZ A/50/60-S/1995.

Page 14: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

13

CZ. MARCINKOWSKI: ISTOTA I EWOLUCJA MISJI POKOJOWYCH ONZ

Dyplomację prewencyjną można zdefi niować jako permanentną operację pokojową o zasięgu światowym, prowadzoną w czasie pokoju. Szczególna wartość podjętych moż-liwie wcześnie działań prewencyjnych polega na tym, że są one mniej skomplikowaną mniej kosztowną, a przy tym bardziej humanitarną formą rozwiązywania sporów. Moż-na wymienić dwa odmienne rodzaje dyplomacji prewencyjnej: zapobieganie wczesne oraz zapobieganie późne.

2. Tworzenie pokoju (peace-making). Jest to swoista kompilacja działań militarnych i dy-plomacji prewencyjnej mających na celu doprowadzenie zwaśnionych stron do ugody. Do metod dyplomacji prewencyjnej możemy zaliczyć wszelkie środki pokojowe przewi-dziane w rozdziale VI Karty NZ.

3. Utrzymanie pokoju (peace-keeping). Aktywność sił międzynarodowych wydzielonych do operacji utrzymania pokoju polega zwykle na monitorowaniu warunków wstrzyma-nia ognia lub wprowadzania w życie wynegocjowanych porozumień pokojowych. Dzia-łania tego rodzaju prowadzone są za zgodą wszystkich zwaśnionych (zantagonizowa-nych) stron i są następstwem długotrwałego procesu polityczno-dyplomatycznego.

4. Budowanie pokoju (peace-building). Celem tej działalności jest zapobieganie nawrotowi konfl iktu, czyli przeprowadzenie takiej akcji, aby więcej ten problem nie wystąpił. Od-nosi się ono do (...) wewnętrznych i międzynarodowych wysiłków mających na celu roz-wój instytucji państwowych oraz ogólniej – tworzenie lub odtwarzanie wewnątrz państw warunków niezbędnych do przekształcenia ich w państwa stabilne i trwałe12. Należy pod-kreślić, że większość działań składających się na program budowania pokoju pokrywa się z mandatami różnych urzędów i agencji systemu NZ, funduszy, programów itp.

5. Wymuszanie pokoju (peace-enforcement). Obejmuje działania związane z użyciem sił międzynarodowych do zaprowadzenia pokoju. Przykładem takiej działalności może być operacja „Pustynna Burza”, w której ONZ politycznie legitymizowało działania wojsk koalicji międzynarodowej.

6. Rozbrojenie (disarmament). Działalność międzynarodowych instytucji (sił zbrojnych) słu-żąca obniżeniu, często przez wymuszoną redukcję, potencjałów militarnych w skali global-nej, regionalnej i w rejonie konfl iktu, a także zakaz ich rozbudowy ponad potrzeby.

7. Sankcje (sanctions). Środki, które mają na podłożu politycznym uniemożliwić stronom konfl iktu dodatkowe wzmacnianie potencjału militarnego, gospodarczego, a także czę-sto ograniczyć kontakty dyplomatyczne (presja dyplomatyczna) w celu przymuszenia do negocjacji lub wygaszenia konfl iktu. Obejmują one: blokady, zakaz handlu, ograniczenia przemieszczania (podróżowania), zakazy prawne, kwarantanny, embargo (zakaz przy-wozu lub wywozu) na określone towary.Poniższy schemat obrazuje umiejscowienie poszczególnych form (rodzajów operacji

pokojowych) w przestrzeni oddzielącej przebieg działań militarnych od przebiegu procesu politycznego.

12 Zob. G. Evans, Cooperating for Peace, St. Leonards 1993, przyp. 54 (tłumaczenie własne –Cz.M.).

Page 15: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

14

ARTYKUŁY

Formy operacji pokojowych na tle procesu militarnego oraz politycznego

Źródło: Opracowanie własne.

Poszukiwanie najskuteczniejszej metody prowadzenia misji (operacji) pokojowej, zapocząt-kowane ogłoszeniem wspomnianego raportu Boutrosa-Ghaliego (1992 r.), zakończyło się wraz z przyjęciem w 2008 r. instrukcji Operacje pokojowe NZ. Zasady i wskazówki13 (zob. tabela).

Struktura organizacyjna misji pokojowych

Większość nowych, zainicjowanych od początku lat dziewięćdziesiątych misji pokojowych ONZ14 charakteryzuje się wielopłaszczyznowością, wielopodmiotowością i długotrwałością. Postkonfl iktowe operacje pokojowe prowadzone przez międzynarodowe kontyngenty, różniące się między sobą językami, systemem wartości, religią, kulturą i przygotowaniem merytorycz-nym, przebiegają w środowiskach, które nie zawsze przychylnie odnoszą się bądź do całości (np. Somalia), bądź też do części (np. Kosowo) tychże kontyngentów. Ponadto każde społeczeństwo postkonfl iktowe cechują liczne uprzedzenia, fobie, a często też rozbieżne interesy polityczne.

Każda misja pokojowa ma inną specyfi kę oraz wynikające z niej warunki wypełnienia mandatu, a tym samym realizacji przyświecającego jej celu. Istnieją jednak pewne stałe, niezmienne elementy15 strukturalne, które łączą wszystkie misje ONZ, niezależnie od róż-nicujących je cech jednostkowych. Wymieńmy je kolejno:1. Komponent cywilny – kierowany przez przedstawiciela organizacji międzynarodowej, któ-

ry w wielu wypadkach kieruje całością operacji pokojowej (np. Specjalny Przedstawiciel13 United Nations Peacekeeping Operation. Principles and Guidelines, Nowy Jork 2008.14 Należy pamiętać także o misjach organizacji międzynarodowej o charakterze regionalnym, np. OBWE, NATO, UE, OJA i WNP.15 Szerzej zob. F. Gągor, K. Paszkowski, op. cit.

������������ ������������� � ������������ ������������� �

������������� �������������� �

�������������������������� �������� �������������� ������ ��������� ������� �� ������� ��������� ������� �� �������

�������� ��������� ��������� ���������� ��

����

�� ���

���

����

�� ���

��� ������ ��������

������ ��������

Page 16: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

15

CZ. MARCINKOWSKI: ISTOTA I EWOLUCJA MISJI POKOJOWYCH ONZ

Sekretarza Generalnego). W szczególnych sytuacjach może on łączyć funkcję polityczną z wojskową; jest wówczas odpowiedzialny za koordynowanie celów politycznych z zadania-mi operacyjnymi (militarnymi), a ostatnio także i z działalnością humanitarną. W składzie komponentu cywilnego można wyróżnić następujące, tworzące go rodzaje personelu: dy-plomatyczno-polityczny (w tym kierownictwo misji), pomocy humanitarnej i odbudowy, policji cywilnej, administracyjny (np. biura prawne, prasowe), a także personel pomocniczy.

2. Komponent wojskowy – kierowany przez dowódcę (Force Commander). Wielkość, skład i charakter komponentu wojskowego zależy od wykonywanych zadań mandatowych oraz warunków, w których muszą być realizowane. Komponent wojskowy składa się za-zwyczaj z dowództwa i sztabu, obserwatorów wojskowych, sił operacyjnych oraz jedno-stek wsparcia i zabezpieczenia działań (w tym logistycznych).

3. Komponent policyjny – coraz częściej tworzony jako trzeci składnik sił operacyjnych. Jego zadaniem jest odtwarzanie i wspieranie lokalnych sił policyjnych oraz udzielanie pomocy strukturom lokalnym w dochodzeniu do standardów światowych.Warto dodać, że zależnie od warunków, w których operacja pokojowa będzie prowa-

dzona, komponenty te będą bardziej lub mniej rozbudowywane, a struktura misji będzie dostosowywana do zadań decydujących o wypełnieniu mandatu misji.

Rola i zadania komponentu wojskowego w misjach (operacjach) pokojowych

Narodowe kontyngenty wojskowe wydzielane do misji (operacji) pokojowych tworzą tzw. komponent wojskowy (militarny), który jest jedną z fundamentalnych części składo-wych każdej misji pokojowej.

Rola i zadania komponentu wojskowego (militarnego) zależą od mandatu misji (opera-cji), który określa jej podstawowe parametry.

W całokształcie zadań realizowanych przez komponent wojskowy w misji, a raczej ope-racji pokojowej, można wyróżnić następujące ich rodzaje:

1. Nadzorowanie rozejmu realizowane przez wojskowe grupy obserwacyjne powoływane do utrzymania wynegocjowanego rozejmu poprzez rozdzielenie walczących stron konfl iktu, kontrolowanie wypełniania postanowień rozejmu, tworzenie stref buforowych, nadzorowanie wycofania wojsk (np. UNTSO, UNMOGIP, UNEF I, UNEF II, UNIFEC, UNDOF, UNIFIL, MINURSO, UNOMIG, UNMOT, UNGOMAT, UNTAG, UNPROFOR, UNAMIR).

2. Demobilizacja i odbudowa – zazwyczaj obejmuje ona wiele działań mających na celu wprowadzenie w życie wszystkich postanowień porozumienia pokojowego, najczęściej kończących wojnę domową. Zadania te polegają przede wszystkim na nadzorowaniu pro-cesu demobilizacji zwaśnionych stron i udzielaniu pomocy materialnej służącej tworzeniu warunków stabilnego zasiedlania i powrotu do miejsc zamieszkania. Pomoc materialna może być udzielana w postaci pieniędzy, podstawowych narzędzi i wyposażenia gospodar-stwa domowego, a także sprzętu rolniczego (np. UNMOT, MONUA, MINURSO, ONUCA, UNTAC, ONUSAL, UNOMIL).

3. Rozbrojenie zwaśnionych stron – zadanie często połączone z operacjami demobilizacji i odbudowy. Obejmuje rozbrojenie, składowanie lub niszczenie wszelkiego rodzaju broni (np. UNMOT, MONUA, ONUCA, UNTAC, MINURCA, ONUSAL, UNTAES).

Page 17: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

16

ARTYKUŁY

4. Rozminowanie terenu – zadanie, które obejmuje zobowiązanie uczestników mi-sji (operacji) pokojowych do usuwania min, sporządzania map (szkiców) pól minowych, prowadzenia stosownych banków danych, organizowania i prowadzenia kampanii na rzecz uświadamiania zagrożeń występujących na terenach zaminowanych, szkolenia lokalnych oddziałów saperskich (np. MINURSO, UNOMIG, UNMIBH, MONUA, UNTAG, UNTAC, UNPROFOR, UNAMIR, UNAVEM III, UNTAES, UNCRO).

5. Pomoc humanitarna – zadanie zlecane dodatkowo, szczególnie w ostatnich 15 latach. Obejmuje m.in. nadzorowanie dystrybucji pomocy humanitarnej i organizację ochrony konwojów humanitarnych (np. UNICYF, UNIFIL, UNBIH, MONUA, ONUCA, UNPRO-FOR, UNTAC, UNOMIL, UNAMIR, UNCRO).

6. Nadzorowanie wyborów – również często zlecane jako zadanie dodatkowe, podno-szące rolę doradców we wprowadzaniu w życie prawa wyborczego, organizacji i nadzoro-waniu przebiegu wyborów, obserwacji przebiegu kampanii wyborczej, procesu samego gło-sowania, liczenia głosów, a nawet tworzenia prawa wyborczego (np. MINURSO, UNMOT, UNMIBH, MINURCA, UNTAG, UNTAC, ONUMOZ, UNOMIL, UNMIH).

7. Przestrzeganie praw człowieka – aktywność mająca na celu uzyskanie od ludności cy-wilnej informacji o odnoszeniu się do niej urzędników państwowych, policji i innych przed-stawicieli władz oraz sprawdzanie zgłoszonych wypadków pogwałcenia praw człowieka i skła-danie o nich raportów. W trakcie niektórych misji (operacji) nadzorowanie przestrzegania praw człowieka łączyło się z zadaniem „budowania instytucji demokratycznych”, służących poprawie funkcjonowania służb policyjnych i wymiaru sprawiedliwości (np. UNOMIG, UNMBIH, MONUA, UNTAG, UNTAC, UNPROFOR, UNAVEM III, UNCRO).

8. Odbudowa służb policyjnych – zadanie polegające na nadzorowaniu pracy lokalnych sił policyjnych i raportowaniu o niej w celu zapewnienia przestrzegania praw człowieka, budowy zaufania pomiędzy stronami konfl iktu, a także pomiędzy służbami policyjnymi a miejscowym społeczeństwem. Zadanie to obejmuje również doradztwo dotyczące organizacji i szkolenia nowo tworzonych lub odtwarzanych sił policyjnych (np. UNICYP, MINURSO, UNMBIH, MONUA, UNTAG, UNAVEM II, UNAVEM III, UNTAC, UNPROFOR, UNCRO).

9. Współpraca z organizacjami regionalnymi – zadanie wynikające ze zmieniających się warunków międzynarodowych prowadzenia misji (operacji) pokojowych, jak i z charak-teru samych misji pokojowych. Istotą działań podejmowanych w ramach tego zadania jest koordynowanie wysiłków różnych organizacji politycznych w celu zaprowadzenia pokoju. W niektórych wypadkach współpraca może dotyczyć m.in. połączonych sił zbrojnych, np. UNITAF w Somalii, IFOR-u i SFOR-u w Bośni i Hercegowinie lub Zjednoczonych Sił Poko-jowych WNP w Gruzji i Tadżykistanie (np. OAS, OAU, OSCE, ECOWAS, CIS, NATO)16.

Warto zauważyć, że zakres zadań realizowanych przez siły zbrojne w misjach (opera-cjach) pokojowych rozszerza się w miarę jak coraz bardziej skomplikowany staje się charak-ter konfl iktu zbrojnego. Tendencja ta jest szczególnie widoczna w ostatnim 20-leciu.

Ocena efektywności operacji pokojowych

Niestety, w żadnym znanym mi opracowaniu nie znalazłem próby zdefi niowania lub opisania sposobu (metody, kryteriów) oceny efektywności operacji pokojowej. Zagadnienie jest ciekawe choćby tylko ze względu na długotrwałość (kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt 16 Opracowanie własne na podstawie Press Release UN Information Centre.

Page 18: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

17

CZ. MARCINKOWSKI: ISTOTA I EWOLUCJA MISJI POKOJOWYCH ONZ

lat) funkcjonowania niektórych misji (operacji) pokojowych, a także związaną z tym skalę poniesionych przez społeczność międzynarodową kosztów, w tym także strat osobowych. Na podstawie nielicznej literatury przedmiotu można wszakże pokusić się o wyróżnienie podstawowych czynników określających miarę sukcesu lub niepowodzenia wielonarodo-wych operacji pokojowych. Będą to:

– rozsądna współzależność między zasobami a retoryką;– efektywne i spójne zgranie wysiłków cywilnych i humanitarnych pod parasolem

ochronnym sił militarnych;– skala i charakter zaangażowania ONZ.Warto zaznaczyć, że są to czynniki określające jedynie miarę sukcesu, lecz nie jego kry-

teria. Należy zadać pytanie, czy kryteria te mają być opisowe (jak to zresztą jest obecnie przedstawiane) czy mają (powinny) być określane za pomocą skali liczbowej?

Oceniając nawet pobieżnie efektywność dotychczasowych operacji pokojowych, warto się zastanowić, czy sensowne jest dalsze utrzymywanie ich dotychczasowej struktury or-ganizacyjnej (komponent cywilny i wojskowy). Co więcej, można się zastanowić, czy nie byłoby lepiej dotychczasowy model operacji pokojowej zastąpić np. sankcjami (blokadami) ekonomicznymi? Być może okazałyby się one skuteczniejsze?

System szybkiego rozwinięcia

Inicjatywa ustanowienia systemu szybkiego rozwinięcia (UN Stand-by Arrangement System – UNSAS) narodziła się na forum ONZ w 1991 r. Polega on na zobowiązaniach państw członkowskich do dostarczenia w możliwie krótkim czasie określonych sił i środków do celów operacji pokojowych. W grudniu 1994 r. podczas spotkania ministrów obrony Da-nii, Niemiec i Polski strona duńska poinformowała o wystąpieniu z inicjatywą utworzenia z pododdziałów zgłoszonych do systemu UNSAS tzw. Wielonarodowej Brygady Szybkiego Rozwinięcia (Stand-by Hight Readnest Brigade – SHIRBRIG) i podjęciu się jednocześnie koordynacji działań organizacyjno-przygotowawczych.

15 maja 1996 r. Austria, Dania, Holandia, Kanada, Norwegia, Polska i Szwecja podpisa-ły list intencyjny w sprawie utworzenia Wielonarodowej Brygady. Dzień ten jest ofi cjalnie uznawany za początek istnienia SHIRBRIG17. Wielonarodowa Brygada Sił Szybkiego Roz-winięcia jest przewidywana do użycia w operacji pokojowej podjętej na podstawie rozdziału VI Karty NZ18. Wydzielone do jej składu pododdziały i sztab (utworzone z narodowego i wie-lonarodowego personelu) mają być w ciągu 21–30 dni (od chwili podjęcia stosownej decyzji narodowej co do udziału w danej operacji) gotowe do osiągnięcia wcześniej określonego rejo-nu załadunku (lotniska, porty, stacje kolejowe), a grupa awangardowa – w ciągu 14 dni.

Istota funkcjonowania SHIRBRIG polega na tym, że jedyną stałą strukturą stanowiącą za-lążek przyszłego wielonarodowego sztabu jest tzw. Grupa Planowania (PLANEM). Zgodnie z przyjętymi zasadami każde państwo wydzielające wojska do SHIRBRIG podejmuje suwe-rennie ostateczną decyzję o narodowym uczestnictwie w konkretnej operacji pokojowej.

17 Cz. Marcinkowski, Dziesięciolecie SHIRBRIG, „Wojska Lądowe” 2006, nr 22.18 Została wykorzystana po raz pierwszy w listopadzie 2000 r. do sformowania Sztabu Kwatery Głównej operacji pokojowej UNMEE (UN Mission in Ethopia and Erytrea), a poszczególne państwa na potrzeby tej misji wydzieliły m.in.: Holandia – batalion piechoty (813 żołnierzy), Kanada – kompanię piechoty (227 żołnierzy), Dania – kom-panię Kwatery Głównej, Polska – 9 żołnierzy ze sztabu brygady.

Page 19: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

18

ARTYKUŁY

Obecnej SHIRBRIG jest mało widoczna na arenie międzynarodowej i w rejonach kon-fl iktów. Jako formacja kadłubowa, której użycie uzależnione jest od decyzji politycznej wie-lu państw, nie odgrywa istotnej roli, tym bardziej że takie państwa, jak: Indie, Pakistan czy Bangladesz mogą samodzielnie i szybko wystawić pełną brygadę do nowej misji.

Obecność Polaków w misjach ONZ

Grono polskich uczestników różnorodnych misji (operacji) pokojowych liczy blisko 85 tys. osób – żołnierzy, policjantów i cywilów. Przedstawiciele Polski wchodzili w skład 7 rozjemczych lub nadzorujących przestrzeganie postanowień pokojowych komisji między-narodowych, powołanych na zasadzie bilateralnej, oraz w 71 misjach (operacjach) stabiliza-cyjnych i humanitarnych ONZ, OBWE, UE, a także organizowanych przez NATO.

Wielu ofi cerów Wojska Polskiego pełniło wysokie funkcje w operacjach UNIFIL, UN-DOF, UNTAG, UNMOT, a ostatnio w UNIKOM. Trzech polskich generałów dowodziło operacjami pokojowymi. Byli to: gen. bryg. Roman Misztal – UNDOF (1991–1994), gen. bryg. Stanisław Woźniak – UNIFIL (1996–1997), gen. bryg. Franciszek Gągor – UNIKOM (styczeń–marzec 2003; był ostatnim szefem tej misji), a także UNDOF (od sierpnia 2003 r.). Ponadto gen. bryg. Bolesław Izydorczyk był szefem obserwatorów wojskowych w UNMOT. Polscy ofi cerowie i generałowie pełnili również odpowiedzialne funkcje w operacjach po-kojowych OBWE oraz SFOR, np. gen. bryg. Mieczysław Bieniek. W latach 2006–2009 do-wódcą SHIRBRIG był gen. bryg. Franciszek Kochanowski.

Profesjonalizm, odpowiedzialność, zaangażowanie oraz okazane przez polskich żołnie-rzy i członków personelu cywilnego poczucie obowiązku były i są doceniane przez społecz-ność międzynarodową. Polskie kontyngenty wojskowe uczestniczące w operacjach pokojo-wych były wysoko oceniane zarówno przez organizacje międzynarodowe odpowiedzialne za ich przebieg, jak i przez państwa-gospodarze. Zaowocowało to zwiększonym zaufaniem do Polski – partnera w przeprowadzaniu kolejnych operacji pokojowych.

Udział Wojska Polskiego w misjach (operacjach) pokojowych19 podlegał wielostronnym przeobrażeniom, stosownie zresztą do ewolucji samej koncepcji prowadzenia tychże operacji.

W trwającym prawie 60 lat udziale Wojska Polskiego w misjach i operacjach pokojo-wych można wydzielić sześć następujących po sobie, wyraźnie rozgraniczonych etapów:

Pierwszy, obejmujący lata 1953–1975; udział ofi cerów Wojska Polskiego w Międzynaro-dowych Komisjach Kontroli (region Indochin).

Drugi (lata 1975–1990); pierwsze zwarte jednostki WP, zwłaszcza logistyczne, uczestni-czyły w misjach (operacjach) pokojowych na Bliskim Wschodzie.

Trzeci (lata 1991–1992); po raz pierwszy jednostki Wojska Polskiego stanowiły część pokojowego kontyngentu operacyjnego, utworzonego na podstawie rozdziału VII Karty NZ.

Czwarty (datujący się od 1992 r.); początek udziału przedstawicieli Polski (w tym poli-cji) w misjach (operacjach) pokojowych OBWE i UE.

19 Temat był poruszany w kilku opracowaniach wydanych w ostatnich latach. Zob. Cz. Marcinkowski, Wojsko Polskie w operacjach międzynarodowych na rzecz pokoju, Warszawa 2005; Operacje pokojowe i antyterrorystyczne w procesie utrzymania bezpieczeństwa międzynarodowego, red. D. S. Kozerawski, Warszawa 2006; J. Zuziak, Wojsko Polskie w misjach pokojowych w latach 1953–1990, Warszawa 2009; G. Ciechanowski, Polskie kontyngenty wojskowe w operacjach pokojowych 1990–1999, Warszawa 2010; Wojsko Polskie w międzynarodowych misjach i operacjach pokojowych, red. M. Marszałek, J. Zuziak, Warszawa 2010.

Page 20: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

19

CZ. MARCINKOWSKI: ISTOTA I EWOLUCJA MISJI POKOJOWYCH ONZ

Piąty (lata 1995–1999); udział jednostek operacyjnych WP oraz kontyngentów policji w operacjach wsparcia pokoju w Bośni i Hercegowinie (IFOR, SFOR).

Szósty (datujący się od 2000 r.); szeroki udział jednostek WP i policji w różnorodnych misjach (operacjach) pokojowych, w tym także „antyterrorystycznych”20.

Jak widać z powyższego wyróżnienia, zaangażowanie Wojska Polskiego w misjach (opera-cjach) pokojowych, zapoczątkowane udziałem naszych ofi cerów w charakterze obserwatorów międzynarodowych komisji kontroli i nadzoru, zmieniało się zarówno co do swego charak-teru, jak i zakresu. Z czasem w misjach zostały zaangażowane polskie jednostki logistyczne, a następnie (niezależnie od wydzielania obserwatorów wojskowych) także i siły operacyjne (jednostki bojowe). Taka ewolucja odpowiadała dokonanej po rozpadzie dwubiegunowego systemu światowego bezpieczeństwa redefi nicji polskiej racji stanu i, w konsekwencji tegoż, naszym dążeniom do udziału w zachodnim, euroatlantyckim systemie bezpieczeństwa.

Dokumentem normatywnym określającym podstawy polityczno-militarnego udziału przedstawicieli Polski w działaniach poza granicami kraju jest przyjęta 13 stycznia 2009 r. Strategia udziału Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w operacjach międzynarodowych21.

* * *ONZ jest tradycyjnie postrzegana w świecie jako organizacja mająca ogromne możli-

wości działania na rzecz pokoju. Wojska występujące pod fl agą ONZ są często uznawane za jedyną realną siłę zdolną zapewnić przestrzeganie porozumień pokojowych w rejonie kon-fl iktu. Często jednak konfl ikty i wojny przełomu XX i XXI w. nie dawały się opisać według dotychczasowych reguł.

Reasumując dotychczasowe rozważania, można przyjąć, że:1. Organizacja oraz prowadzenie misji pokojowych jest ważnym elementem realizowanej

przez ONZ międzynarodowej polityki bezpieczeństwa. Skuteczność tych działań często jest niewystarczająca i dlatego teoria i praktyka działań pokojowych ulega ciągłej ewolucji.

2. Pod koniec XX i na początku XXI w. ONZ nie była przygotowana do prowadzenia szyb-kich i skutecznych misji pokojowych, co wymusiło zaangażowanie innych organizacji międzyna-rodowych o charakterze regionalnym do podejmowania aktywnych wysiłków na rzecz pokoju.

3. Misja pokojowa jest formą aktywności organizacji międzynarodowych, a operacja pokojowa jest sumą wieloaspektowych przedsięwzięć podejmowanych w celu zapobieżenia lub wygaszenia kryzysu, konfl iktu albo wojny.

4. Mandat współczesnych misji pokojowych jest wieloczłonowy (wieloaspektowy), a wygaszenie konfl iktu jest tylko jednym z celów operacji pokojowej.

5. Pojawiające się w ostatnich 20 latach pojęcia i terminy dotyczące misji (operacji) pokojowych nie zawsze służą wyjaśnieniu związanych z tą dziedziną problemów, a często wręcz przeciwnie – wprowadzają dezinformację.

6. Istnieje stała potrzeba inspirowanej dotychczasową praktyką refl eksji teoretycznej nad problematyką misji i operacji pokojowych. Uogólnione teoretycznie doświadczenia mogą owocować opracowaniami, których wykorzystanie służyć będzie poprawie skutecz-ności międzynarodowych przedsięwzięć służących utrzymaniu i przywracaniu pokoju.

20 Cz. Marcinkowski, Operacje pokojowe na początku XXI wieku, Warszawa 2004, s. 36.21 Zob. J. Kraszewski, J. Słowik, Misje wojskowe w strategii bezpieczeństwa narodowego, „Bellona” 2008, nr 2, s. 14–21.

Page 21: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

20

ARTYKUŁY

Dobrym przykładem takiego opracowania może być wydana przez ONZ w 2008 r. publika-cja United Nations Peacekeeping Operations. Principles and Guidelines.

SUMMARY

Czesław Marcinkowski, Th e Essence, Contents and Evolution of the UN Peacekeeping Missions

Th is case study presents major and complex problems connected with the evolution of more important concept in the dictionary of international relations i.e. contents and practice of peacekeeping missions, which then there were turned into peacekeeping operations. At the same time it indicates the contribution of other international organizations in the ideas’ evolution of various activities which nowadays are defi ned, and mostly in journalism they are pecieved rather light-hearted as peacekeeping missions.

By showing the problems of defi ning various eff orts to sustain and restore peace and stabilization of the political and military situation and social developments in the area aft er confl ict there is presented a wide spectrum of possible and desirable actions of the international community - with the law including the use of military force. Th e study shows that the forms and methods used in operations since 1949, i.e. from the date of appointment of the fi rst peacekeeping mission changed their quality.

At the same time, there was presented a wide range of international organizations of a regional nature (EU, OSCE, NATO, AU), and even sub-regional (ECOWAS) participating intrinsically or with the UN mandate in the implementation of actions and peacekeeping missions.

РЕЗЮМЕ

Чеслав Мартинковски, Сущность и эволюция миротворческих миссий ООН

В статье представлены главные и наиболее сложные проблемы связанные с эволюцией вайнейших понятий, которые содержит словарь международных отнощений, а именно содержание и практика миротворческих миссий, которые позже дали начало миротворческим операциям. Одновременно автор обращает внимание на вклад международных организаций в эволюцию идеи разнообразной деятельности, которую в наше время, в основном в публицистике, беззаботно принято называть миротворческими миссиями.

Автор показывает разнообразные определения деятельности направленной на поддержку и восстановление порядка и стабилизацию социально-политической ситуации в постконфликтном регионе. В статье, также, представлен широкий спектр возможных и пожелательных действий международного общества включительно с использованием военной силы. Можно сделать заключение, что формы и методы этой деятельности, с момента проведения первой миротворческой миссии (1949 г.), качественно изменились.

В статье, также, освящён широкой вектор международных региональных (ЕС, OБСЕ, НATO и др.) и субрегиональных (ECOWAS) организаций, которые самостоятельно или с разрешения ООН участвуют в реализации задач, поставленных в рамках миротворческих миссий.

Page 22: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

21

KRZYSZTOF GAJ, JANUSZ ZUZIAK

WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH (1953–2011)

W latach 1953–2011 przedstawiciele Wojska Polskiego brali udział w blisko 70 między-narodowych misjach i operacjach pokojowych. W zależności od charakteru i realizowanych zadań możemy je podzielić na trzy grupy: obserwacyjne, logistyczne i operacyjne. Początek polskiego zaangażowania na rzecz utrzymania pokoju sięga 1953 r., kiedy to rozpoczęła działalność Komisja Nadzorcza Państw Neutralnych w Korei. Rok później żołnierze polscy rozpoczęli służbę w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Indochinach (Kam-bodża, Laos, Wietnam). Od 1973 r. na terenie Wietnamu Południowego działała z naszym udziałem Międzynarodowa Komisja Kontroli i Nadzoru.

Kolejny ważny etap udziału przedstawicieli Wojska Polskiego w międzynarodowych mi-sjach pokojowych to służba pod błękitną fl agą na Bliskim Wschodzie w ramach sił UNEF II, UNDOF i UNIFIL.

W latach 1988–1990 żołnierze WP brali udział w działalności Misji Dobrych Usług Obserwatorów Narodów Zjednoczonych w Afganistanie i Pakistanie, powołanej po za-kończeniu kilkuletniej wojny w Afganistanie. Podobny charakter do afgańskiej miała mi-sja obserwatorów ONZ w Iranie i Iraku w latach 1988–1990. W latach 1989–1990 Polacy uczestniczyli w misji logistycznej i obserwacyjnej na terytorium Namibii.

Obszarem intensywnego zaangażowania Polski w operacje międzynarodowe są Bałkany. Od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku do dzisiaj udział w nich brali i nadal biorą żołnierze, policjanci i cywile. W 1991 r. rozpoczęła się operacja UNPROFOR (United Nations Protection Force). Na mocy uchwały Rady Ministrów RP z 5 grudnia 1995 r. Polska przystąpiła do udziału w operacji militarnej w Bośni i Hercegowinie, wysyłając żołnierzy do Sił Implementacyjnych (IFOR). W grudniu 1996 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ podję-ła decyzję o przedłużeniu mandatu misji IFOR, zmieniając jednocześnie jej nazwę na Siły Stabilizacyjne (SFOR). W 1999 r. braliśmy udział w operacji sił NATO w Albanii (AFOR). Na podstawie decyzji ministra obrony narodowej z 19 czerwca 1999 r. do Kosowa zosta-ła skierowana Polska Jednostka Wojskowa w Siłach Międzynarodowych KFOR (Kosowo Force).

Page 23: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

22

ARTYKUŁY

Polacy w Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei

Leżąca w Azji Wschodniej Korea stanowi jeden z bardziej newralgicznych regionów współczesnego świata, jest swego rodzaju naturalnym pomostem łączącym kontynent azja-tycki z łańcuchem Wysp Japońskich i z Oceanią. Znaczenie położenia Korei wynika przede wszystkim z niemal bezpośredniego sąsiedztwa z Rosją (wcześniej ze Związkiem Radziec-kim), Chinami i Japonią1. Po klęsce Rosji w wojnie z Japonią w latach 1904–1905 stała się protektoratem, a od 1910 r. kolonią japońską2. W 1943 r. na konferencji w Kairze ustalono, że po zakończonej wojnie Korea będzie niepodległym państwem. Pod japońską okupacją znajdowała się do późnego lata 1945 r.

W lipcu i sierpniu tegoż roku, na konferencji w Poczdamie, kwestia koreańska była roz-patrywana w kontekście rozmów dotyczących udziału wojsk radzieckich w wojnie z Japo-nią. 10 sierpnia przedstawiciele ZSRR i Stanów Zjednoczonych Ameryki podjęli decyzję o przyjęciu 38 równoleżnika jako linii demarkacyjnej oddzielającej radziecką i amerykań-ską strefę okupacyjną, a jednocześnie jako linii faktycznego podziału Korei3.

W wyniku operacji kwantuńskiej wojska radzieckie 24 sierpnia 1945 r. dotarły do 38 równoleżnika, natomiast Amerykanie, pod wpływem nalegań ostatniego japońskiego gu-bernatora Korei, Abe Noboyuki, 8 września skierowali swe wojska do Korei, przejmując władzę na obszarze na południe od przyjętej linii demarkacyjnej. W grudniu 1945 r., po konferencji moskiewskiej, Stany Zjednoczone i ZSRR utworzyły specjalną komisję, której zadaniem było doprowadzenie do przeprowadzenia powszechnych wyborów i utworzenia jednego rządu koreańskiego. Na skutek rozbieżności interesów stron do zrealizowania tego planu nie doszło. Na obszarze zajmowanym przez wojska radzieckie rozpoczęto tworzenie zalążków struktur państwowych według wzorców radzieckich4.

W południowej części Korei Amerykanie próbowali doprowadzić do realizacji przyję-tych wcześniej ustaleń i kolejnych uchwał Organizacji Narodów Zjednoczonych w sprawie przeprowadzenia wyborów w całym kraju. Działania amerykańskie zmierzające w tym wła-śnie kierunku spotykały się z ciągłą obstrukcją ze strony radzieckiej.

12 lutego 1946 r. strona radziecka, jednostronną decyzją, przekazała władzę byłemu ka-pitanowi Armii Czerwonej, Kim Ir Senowi. W tym samym czasie został utworzony Północ-nokoreański Komitet Ludowy, pełniący funkcje parlamentu.

W południowej części Korei, na mocy rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 1947 r. i pod nadzorem tej organizacji, 10 maja 1948 r. zostały przeprowadzone wybory, w których wzięło udział ok. 80% uprawnionych do głosowania5. Komisja ONZ potwierdziła ważność, uznając jednocześnie powołany rząd za jedyny rząd zjednoczonej Korei.

W odpowiedzi na działania prowadzone na południu, w sierpniu 1948 r. w części północnej również odbyły się wybory, w których wyniku 9 września została prokla-mowana Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna. Przewodnią siłę w państwie

1 Ch. Birchmeier, M. Burdelski, E. Jendraszczak, 50-lecie Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei, Toruń 2003, s. 19.2 T. Zawadzki, 38 równoleżnik, „Polityka” 2005, nr 26, s. 64.3 American Military History, t. 2, Th e United States Army in a global era, 1917–2003, Waszyngton 2005, s. 217.4 Ch. Birchmeier, M. Burdelski, E. Jendraszczak, op. cit., s. 19.5 T. Zawadzki, op. cit., s. 65.

Page 24: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

23

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

północnokoreańskim stanowiła Partia Pracy Korei, z Kim Ir Senem na czele. W ten spo-sób dokonał się trwały podział Korei na dwie części.

Wybuch wojny koreańskiej 25 czerwca 1950 r. poprzedziły liczne starcia wojsk obu stron rozmieszczonych wzdłuż 38 równoleżnika6. Inicjatywa inwazji na Koreę Południową wyszła od Kim Ir Sena, dążącego do zjednoczenia obu Korei i utworzenia jednego państwa pod swoim kierownictwem. W 1949 r. północnokoreański przywódca wielokrotnie zwracał się do Józefa Stalina z prośbą o wyrażenie zgody na dokonania inwazji na Koreę Południową. Po klęsce Czang Kaj-szeka liczył zapewne także na poparcie komunistycznych Chin. Pod koniec stycznia 1950 r., czyli kilka miesięcy po wyprodukowaniu przez ZSRR broni jądro-wej i po wycofaniu wojsk amerykańskich z południa, Stalin zaakceptował propozycje Kim Ir Sena. Wydał również polecenie wysłania do Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokra-tycznej grupy, liczącej ok. 300 osób, radzieckich doradców wojskowych z zadaniem przygo-towania ataku7.

W czerwcu 1950 r. Kim Ir Sen dysponował 135-tysięczną armią, z czego połowę stano-wili doświadczeni weterani Armii Czerwonej i ochotnicy służący w oddziałach Chińskiej Ludowej Armii Wyzwoleńczej. Armia Korei Południowej liczyła w tym czasie 95 tysięcy żołnierzy.

Główny atak wojska północnokoreańskie przeprowadziły rankiem 25 czerwca 1950 r.8 na zachodniej stronie Półwyspu Koreańskiego. Mimo zaskoczenia, reakcja Stanów Zjedno-czonych była natychmiastowa. Jeszcze w nocy z 25 na 26 czerwca prezydent Harry Truman wydał rozkaz gen. Douglasowi MacArthurowi, dowódcy wojsk amerykańskich na Dalekim Wschodzie, wsparcia sił południowokoreańskich9.

25 czerwca, kilkanaście godzin po rozpoczęciu przez siły północnokoreańskie ataku, na żądanie Stanów Zjednoczonych zebrała się Rada Bezpieczeństwa ONZ, która przyjęła rezolucję uznającą Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną za agresora i domagającą się natychmiastowego przerwania działań, z jednoczesnym wycofaniem sił agresora poza 38 równoleżnik. 27 czerwca, po zignorowaniu przez KRLD wezwania, Rada, na żądanie strony amerykańskiej, zwróciła się do państw członkowskich ONZ z wezwaniem do po-wołania wspólnych sił zbrojnych w celu wsparcia strony południowokoreańskiej w walce z agresorem. W tym samym czasie Komitet Szefów Sztabów Stanów Zjednoczonych po-wierzył gen. MacArthurowi kontrolę nad wszystkimi oddziałami amerykańskimi na tere-nie Korei Południowej. Na wezwanie Rady Bezpieczeństwa 10 państw członkowskich ONZ wystawiło kontyngenty w sile od batalionu do brygady (Australia, Belgia, Etiopia, Filipiny, Francja, Grecja, Holandia, Kanada, Kolumbia, Luksemburg). Pięć państw wysłało jednostki medyczne. Największą część wojsk ONZ stanowił kontyngent amerykański wraz z wojska-mi południowokoreańskimi. Gen. MacArthur został wyznaczony na stanowisko główno-dowodzącego wojsk ONZ w Korei. Konfl ikt koreański został zatem umiędzynarodowiony, a wojna rozgorzała na dobre.

6 Od stycznia 1949 do wybuchu wojny w czerwcu 1950 r. miało miejsce 1274 naruszeń linii demarkacyjnej. Zob. Ch. Birchmeier, M. Burdelski, E. Jendraszczak, op. cit., s. 20.7 American Military History…, s. 219.8 W chwili ataku północnokoreańskiego w Waszyngtonie był 24 czerwca godz. 15.00.9 T. Zawadzki, op. cit., s. 66; American Military History…, s. 220.

Page 25: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

24

ARTYKUŁY

23 czerwca 1951 r. Jakub Malik, radziecki delegat w ONZ oświadczył, że kwestia wojny w Korei powinna zostać rozwiązana za pomocą negocjacji pomiędzy stronami konfl iktu. Stanowisko radzieckie spotkało się z dużym zainteresowaniem i przychylnością prezydenta Trumana. Rokowania rozpoczęły się 10 lipca 1951 r., a 25 października przeniesiono je do Pan Mun Jom (Panmundżom), miejscowości leżącej na linii podziału państw koreańskich. Dwuletnie rokowania zostały zakończone 27 lipca 1953 r. podpisaniem układu rozejmowe-go, który utrwalił sztuczny podział Półwyspu Koreańskiego na dwa państwa.

Zasadniczym celem podpisanego układu było zakończenie wojny na Półwyspie Koreań-skim oraz ustanowienie rozejmu zapewniającego ostateczne uregulowanie pokojowe10. Za najważniejsze kwestie objęte układem rozejmowym należy uznać postanowienia dotyczące: wojskowej linii demarkacyjnej i strefy zdemilitaryzowanej, przerwania ognia, wykonania rozejmu, wymiany jeńców wojennych oraz zaleceń dla zainteresowanych rządów. Do reali-zacji przyjętych zadań sygnatariusze układu powołali kilka organów o charakterze trwałym: Wojskową Komisję Rozejmową i Komisję Nadzorczą Państw Neutralnych, oraz o charakte-rze czasowym: Komisję Repatriacyjną Państw Neutralnych, Mieszane Grupy Czerwonego Krzyża, Komitet ds. Repatriacji Jeńców Wojennych i Komitet Pomocy ds. Powrotu Przesie-dlonych Osób Cywilnych11.

Sygnatariusze ustalili, że działania wojenne zostaną przerwane 27 lipca o godz. 22.00. Zdecydowano, że linia demarkacyjna będzie przebiegała wzdłuż linii frontu, czyli mniej więcej wzdłuż 38 równoleżnika, a strony walczące miały wycofać swe wojska na odległość 2 km od tej linii, tworząc 4-kilometrową strefę buforową.

Do realizacji zadań w zakresie nadzoru i kontroli wykonywania i przestrzegania po-stanowień układu rozejmowego powołano Wojskową Komisję Rozejmową, stacjonującą na stałe w Pan Mun Jom. W jej składzie, na zasadzie parytetu, znajdowało się po pięciu wyższych rangą ofi cerów każdej ze stron12. Układ przewidywał, że w okresie początkowym Wojskowa Komisja Rozejmowa otrzyma do pomocy 10 Mieszanych Grup Obserwacyjnych, złożonych z 4–6 ofi cerów liniowych.

Organem powołanym do kontroli wykonywania postanowień układu rozejmowego była również Komisja Nadzorcza Państw Neutralnych z siedzibą w Pan Mun Jom, w rejonie Kwa-tery Głównej Wojskowej Komisji Rozejmowej13. Paragraf 41 układu rozejmowego defi nio-wał jej zadania następująco: (...) sprawowanie funkcji związanych z nadzorem, obserwacją, inspekcją i dochodzeniami dotyczącymi wymiany personelu wojskowego, uzbrojenia i sprzę-tu, a także w związku z sygnalizowanymi incydentami w strefi e zdemilitaryzowanej oraz (...) składanie Wojskowej Komisji Rozejmowej sprawozdań o wynikach tego nadzoru, obserwacji, inspekcji i dochodzeń14.

10 Udział przedstawicieli ludowego Wojska Polskiego w komisjach międzynarodowych państw neutralnych w Korei, w: 25 lat misji pokojowych Ludowego Wojska Polskiego w świecie. Materiały z konferencji naukowej z dnia 5 lipca 1978 roku, Warszawa 1980, s. 74.11 Ibidem, s. 75.12 Ch. Birchmeier, M. Burdelski, E. Jendraszczak, op. cit., s. 22.13 Biura Komisji Nadzorczej ulokowano w dwóch budynkach znajdujących się obok linii demarkacyjnej. Na pół-noc od linii umieszczono delegacje polską i czechosłowacką, na południe – szwajcarską i szwedzką. Zob. W. Koza-czuk, Misje pokojowe Wojska Polskiego 1953–1978, Warszawa 1978, s. 24.14 Cyt. za: Udział przedstawicieli ludowego Wojska Polskiego..., s. 77.

Page 26: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

25

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Komisję Nadzorczą Państw Neutralnych mieli tworzyć przedstawiciele czterech państw – dwóch wskazanych przez naczelnego dowódcę Koreańskiej Armii Ludowej i dowódcę Chińskich Ochotników Ludowych (Polska i Czechosłowacja) oraz dwóch wskazanych przez głównodowodzącego wojsk Narodów Zjednoczonych (Szwajcaria i Szwecja). Punkt 37 układu rozejmowego defi niował państwa neutralne jako te, których siły zbrojne nie były zaangażowane w konfl ikt wojenny w Korei.

Komisja Nadzorcza Państw Neutralnych przez 20 podległych jej Grup Inspekcyjnych Państw Neutralnych miała sprawować nadzór i przeprowadzać inspekcje w miejscach, w których – według doniesień – miałyby być łamane postanowienia układu rozejmowego.

Pięć Grup Inspekcyjnych umieszczono w portach wejściowych położonych na teryto-rium znajdującym się pod kontrolą wojskową naczelnego dowódcy Koreańskiej Armii Lu-dowej i dowódcy Chińskich Ochotników Ludowych oraz pięć w portach wejściowych na terenie kontrolowanym przez głównodowodzącego wojsk Narodów Zjednoczonych15.

Jedną z trudniejszych kwestii w negocjacjach w sprawie układu rozejmowego była spra-wa jeńców wojennych. Po długotrwałych rozmowach 8 czerwca 1953 r. strony osiągnęły porozumienie. Do pierwszej wymiany jeńców doszło pod koniec kwietnia 1953 r., kiedy to stronie koreańsko-chińskiej przekazano 5630 Koreańczyków i 1030 Chińczyków, natomiast Narodom Zjednoczonym – 684 jeńców różnych narodowości16.

Do realizacji zadań związanych z repatriacją jeńców wojennych została powołana Ko-misja Repatriacyjna Państw Neutralnych składająca się z przedstawicieli Czechosłowacji, Polski, Szwajcarii, Szwecji i Indii.

Zanim do Korei udała się pierwsza zmiana misji polskiej w Komisji Nadzorczej, Polska, zachowując w pełni neutralność, niosła pomoc humanitarną ofi arom wojny. W maju 1953 r. utworzono szpital polowy Polskiego Czerwonego Krzyża. Do Korei została skierowana po-nad 50-osobowa ekipa wojskowych i cywilnych pracowników służby zdrowia i personelu administracyjnego.

W ciągu kilku miesięcy funkcjonowania tej placówki medycznej, tj. do końca grudnia 1953 r., lekarze w niezwykle trudnych, niekiedy niemal prymitywnych warunkach polo-wych wykonali m.in. ok. 700 poważnych zabiegów chirurgicznych.

W związku z decyzją wysłania polskiej misji do KNPN, rząd PRL podjął decyzję o po-wołaniu specjalnej Jednostki Wojskowej 2000. Powstała ona na podstawie rozkazu organi-zacyjnego ówczesnego ministra obrony narodowej, marsz. Konstantego Rokossowskiego, nr 0047 z 2 czerwca 1952 r. Jej zadaniem było przygotowanie członków polskiej misji do wyjazdu i realizacji zadań w Korei.

Pod koniec czerwca 1953 r. do Pekinu została wysłana 30-osobowa grupa rekonesanso-wa z gen. bryg. Mieczysławem Wągrowskim na czele, która następnie udała się do Korei17. Większość członków misji polskiej została wysłana trzema transportami kolejowymi przez Związek Radziecki i Chiny, wraz ze sprzętem i wyposażeniem. Podróż trwała kilka tygodni. Czołówka polskiej misji przybyła do Korei 25 lipca i trzy dni później udała się do Kesongu18,

15 Ibidem, s. 78.16 Ibidem, s. 80.17 Ibidem, s. 96.18 Notatka chargé d’aff airs ambasady PRL w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej E. Cerekwickiego z 30 lipca 1953 roku, w: Ch. Birchmeier, M. Burdelski, E. Jendraszczak, op. cit., s. 68.

Page 27: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

26

ARTYKUŁY

gdzie została rozmieszczona czasowo, do momentu zbudowania właściwych pomieszczeń w Pan Mun Jom.

Pierwsza polska zmiana w KNPN liczyła 301 osób, w tym 42 spoza Ministerstwa Obrony Narodowej. Jej szefem był gen. bryg. Mieczysław Wągrowski, zastępcą ds. wojskowych – płk dypl. Jan Śliwiński, zastępcą ds. polityczno-wychowawczych – płk Mieczysław Bobrow-ski, doradcą szefa misji ds. dyplomatycznych – płk rez. Józef Kowalczyk. W celu sprawnego funkcjonowania misji polskiej został utworzony sztab, którego pracami kierowali majoro-wie Longin Łozowicki i Wacław Jagielnicki.

Inauguracyjne posiedzenie Komisji odbyło się 1 sierpnia 1953 r. w Pan Mun Jom. Zgod-nie z paragrafem 40 układu rozejmowego Komisja powołała wspomniane wcześniej Grupy Inspekcyjne. Jednym z ważniejszych ogniw w codziennej pracy Komisji był jej Sekretariat, którego kierownictwo tworzyli czterej sekretarze, po jednym z każdej misji.

Z czasem Komisja przyjęła dwie podstawowe formy działalności: inspekcyjną (pro-wadzona wtedy, gdy chodziło o nadzorowanie przez Grupy Inspekcyjne rotacji personelu i wymiany sprzętu oraz uzbrojenia) i śledcza (prowadzenie inspekcji w miejscach sygnali-zowanych naruszeń układu rozejmowego)19. Raporty Grup Inspekcyjnych składane Komisji powinny być w zasadzie jednomyślne, przy czym – niestety – nie zawsze ich członkowie byli zgodni w ocenie sytuacji czy przedmiotu kontroli.

Jednocześnie z działalnością inspekcyjną grup stacjonarnych, znajdujących się w portach wejściowych, funkcjonowały ruchome Grupy Inspekcyjne. Mogły one prowadzić działalność kontrolno-inspekcyjną na całym obszarze Korei, z wyjątkiem 4-kilometrowej strefy zdemili-taryzowanej, gdzie kontrolę sprawowały grupy obserwacyjne stron konfl iktu koreańskiego.

Działalności KNPN i jej Grup Inspekcyjnych od początku towarzyszyły różnego rodza-ju problemy, trudności i napięcia. Występowały one zarówno pomiędzy przedstawicielami czterech państw członkowskich Komisji, jak i między stronami konfl iktu. Komisja Nadzor-cza miała do czynienia z obstrukcyjną działalnością obu stron. Do najpoważniejszych incy-dentów, mających charakter zbrojnych prowokacji skierowanych przeciwko Komisji, doszło na przełomie lipca i sierpnia 1954 r. 31 lipca obiektem zamachu (ostrzelania), zorganizowa-nego przez „nieznanych sprawców”, była siedziba Grupy Inspekcyjnej Państw Neutralnych w Pusanie, natomiast 1 sierpnia do jednego z budynków Grupy Inspekcyjnej w Kunsanie zostały wrzucone trzy granaty ręczne.

Wiosną 1954 r. misje szwajcarska i szwedzka wystąpiły z oświadczeniem, w którym stwierdzały, że rządy ich państw rozważają celowość dalszego funkcjonowania Komisji Nadzorczej, zwłaszcza wtedy, gdyby kwestia koreańska nie została rozwiązana na rozpoczy-nającej się 26 kwietnia tegoż roku w Genewie konferencji ministrów spraw zagranicznych w sprawie Korei i Indochin. 28 kwietnia rząd polski skierował do rządów Szwajcarii i Szwe-cji notę, w której stwierdzał, że zadania postawione przed Komisją dadzą się zrealizować, jednakże wymaga to dłuższej i cierpliwej działalności. Rząd polski uznał za możliwe zredu-kowanie liczebności personelu Komisji.

Problem dalszego funkcjonowania Komisji powrócił na początku 1955 r. W styczniu rządy Szwecji i Szwajcarii wystąpiły bowiem do rządów ChRL i Stanów Zjednoczonych z aide mémoires, w których opowiadały się za likwidacją Komisji lub za ograniczeniem jej

19 W. Kozaczuk, op. cit., s. 32.

Page 28: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

27

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

działalności przez redukcję personelu. W zaistniałej sytuacji przedstawiciele Polski i Cze-chosłowacji przedłożyli propozycję kompromisową – czasowe odwołanie Grup Inspekcyj-nych z czterech portów wejściowych i zastąpienie ich w pozostałych sześciu portach wej-ściowych podgrupami o zmniejszonej liczebności. Istotną przesłanką przy składaniu takiej propozycji było wycofanie z Korei znacznych sił zarówno przez Chińską Republikę Ludową (ok. 488 tys.), jak i Stany Zjednoczone (ok. 288 tys.). Na mocy osiągniętego w tej sprawie porozumienia z 6 września 1955 r. zaprzestały czasowo działalności cztery Grupy Inspek-cyjne: na północy w miejscowościach Chongjin i Hungnam oraz na południu w Kangnung i Taegu. W pozostałych portach wejściowych kontrolowanych przez Komisję skład Grup Inspekcyjnych zmniejszono o połowę.

Grupy Inspekcyjne funkcjonowały na terenie obu części Korei do 1956 r. 31 maja te-goż roku starszy członek misji amerykańskiej w Wojskowej Komisji Rozejmowej, gen. mjr R. G. Gard, w imieniu Dowództwa Narodów Zjednoczonych i Wojskowej Komisji Rozejmo-wej, wystosował do KNPN pismo, w którym czytamy m.in.: Głównodowodzący Dowództwa Narodów Zjednoczonych polecił mi poinformować Was, że z powodu obstrukcji i pogwałceń warunków rozejmu ze strony Koreańskiej Armii Ludowej i Chińskich Ochotników Ludowych oraz obstrukcyjnej postawy czechosłowackich i polskich członków KNPN i PIPN-ów (Podgrup Inspekcyjnych Państw Neutralnych – J.Z.), Dowództwo Narodów Zjednoczonych zawiada-mia niniejszym KNPN i podległe jej grupy w Inczonie, Pusanie i Kunsanie, że Dowództwo Narodów Zjednoczonych zawiesi tymczasowo wykonanie ze swej strony tych warunków Ukła-du Rozejmowego, które określają działanie KNPN i PIPN na obszarze pod kontrolą Dowódz-twa Narodów Zjednoczonych, dopóki strona komunistyczna będzie w dalszym ciągu nie do-trzymywała zobowiązań. Zawiadamia się, że zawieszenie to zostanie wprowadzone w życie w przeciągu około tygodnia i Dowództwo Narodów Zjednoczonych oczekuje, że wycofanie grup z tego obszaru nastąpi w tym czasie20.

Komisja Nadzorcza na 256 i 257 posiedzeniu plenarnym 4–5 czerwca 1956 r. (...) jed-nomyślnie postanowiła zalecić Wojskowej Komisji Rozejmowej, by wyraziła zgodę na tym-czasowe wycofanie Podgrup Inspekcyjnych (...) znajdujących się na terytorium pod kontrolą wojskową obu stron21.

W czerwcu 1956 r. nastąpiło zawieszenie, a praktycznie likwidacja działalności Grup Inspekcyjnych na terytorium Korei. Zamknięty został niezwykle ważny i pracowity okres funkcjonowania Komisji, w którym olbrzymi wkład wnieśli również członkowie misji pol-skiej. W dotychczasowej historii udziału przedstawicieli Polski w misji koreańskiej był to niewątpliwie czas najintensywniejszej i najcięższej służby22.

W latach 1953–1956 doszło też do kilku tragicznych wypadków, w których wyniku śmierć poniosło trzech polskich „misjonarzy”, a rannych zostało kilku kolejnych. Do naj-większej i najtragiczniejszej w skutkach katastrofy lotniczej doszło 7 listopada 1955 r. – w pobliżu miejscowości Taeczon w Korei Południowej rozbił się, lecący z Kunsan do

20 Pismo gen. mjr. R. G. Garda, starszego członka misji amerykańskiej w Wojskowej Komisji Rozejmowej z 31 maja 1956 r. do Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych, w: Ch. Birchmeier, M. Burdelski, E. Jendraszczak, op. cit., s. 119.21 Pismo Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych z 5 czerwca 1956 r. do Wojskowej Komisji Rozejmowej, w: ibidem, s. 121.22 W. Kozaczuk, Działalność Grup Inspekcyjnych, w: 25 lat…, s. 129.

Page 29: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

28

ARTYKUŁY

Pan Mun Jom, samolot z ofi cerami polskimi na pokładzie. W katastrofi e śmierć ponieśli: kpt. Władysław Rudnik, por. Zygfryd Zieliński i mjr Jakub Żygielski oraz amerykański pilot.

27 stycznia 1956 r. w miejscowości Pusan z powodu awarii silnika na ulice miasta spadł śmigłowiec Dowództwa Narodów Zjednoczonych przewożący Polaków. Najcięższych obra-żeń doznał kpt. Fidyk23.

Już kilka tygodni po rozpoczęciu misji w Korei miał miejsce przykry dla strony polskiej incydent. 9 września 1953 r. członek Grupy Inspekcyjnej kpt. Jan Hajdukiewicz zwrócił się o azyl do żołnierzy amerykańskich z personelu Dowództwa Narodów Zjednoczonych. Na-stępnego dnia szef misji polskiej gen. bryg. Mieczysław Wągrowski wystosował protest do głównodowodzącego wojsk Narodów Zjednoczonych, gen. Marka Clarka, w którym oskar-żał żołnierzy amerykańskich o porwanie kpt. Hajdukiewicza na lotnisku w miejscowości Kannyn24. Kilka dni później, 15 września, starszy delegat Stanów Zjednoczonych w Woj-skowej Komisji Rozejmowej, gen. mjr B. M. Bryan, na polecenie gen. Clarka, udzielił gen. Wągrowskiemu odpowiedzi, w której napisał m.in.: (...) zarzut postawiony przez Polskiego Delegata do Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych, jakoby polski tłumacz Jan Hajdukie-wicz został porwany przez personel Dowództwa Narodów Zjednoczonych w Kannynie w dniu 9 września 1953 r. jest kompletnie fałszywy. Jasno wynika z oświadczeń złożonych przez Jana Hajdukiewicza w obecności świadków w czasie gdy poprosił o azyl oraz na publicznej kon-ferencji prasowej, że on poprosił o azyl Siły Zbrojne Narodów Zjednoczonych dobrowolnie i że planował to przedsięwzięcie jeszcze przed opuszczeniem Polski. (...) Jan Hajdukiewicz nie zostanie zwrócony i sprawa uważana jest jako zakończona25.

Od początku istnienia Komisji Nadzorczej personel polski był delegowany do niej na 6 miesięcy. Doświadczenie zdobyte przez Polaków w ciągu pierwszych dwóch lat jej funk-cjonowania wskazywało, że czas trwania poszczególnych zmian można było wydłużyć. Po-czątkowo rozważano okres 12-miesięczny, lecz po konsultacjach z szefami polskiej misji w 1955 r. uznano, że ze względu na zdrowie i morale pracowników personel polski Komisji Nadzorczej może pracować najwyżej 9 miesięcy.

W tym samym czasie zaczęto również redukować liczebność polskiej misji. Zmniejsze-niu uległy także misje pozostałych państw członkowskich Komisji. O ile pierwsza zmiana misji polskiej liczyła 301 członków, druga – 300, to już trzecia na przełomie lat 1955/1956 miała 88 członków, dwie kolejne po 35, w następnych zaś 3–4 latach – po kilkunastu, a od 1961 r. już zaledwie 10 członków26. Zmniejszanie liczebności było wynikiem sukcesywnego ograniczania zakresu funkcji i zadań Komisji. Łącznie od 1953 do 1989 r. w Korei pokojową służbę pełniło ponad 1000 polskich ofi cerów oraz pracowników.23 Załącznik nr 3 do sprawozdania misji polskiej do KNPN za okres od 16 grudnia do 15 lutego 1956. Pismo kontr-admirała fl oty USA W. E. Moore’a, starszego członka misji amerykańskiej w Wojskowej Komisji Rozejmowej do Prze-wodniczącego Tygodnia KNPN w Korei z 27 stycznia 1956 r., w: Ch. Birchmeier, M. Burdelski, E. Jendraszczak, op. cit., s. 127; J. Konty, Relacja płk..., uczestnika polskiej misji do KNPN w Korei w latach 1955–1956, w: ibidem, s. 154.24 Protest przedstawiciela polskiego w KNPN skierowany do Dowództwa Wojsk Narodów Zjednoczonych w sprawie rzekomego uprowadzenia polskiego tłumacza, w: ibidem, s. 70.25 Pismo Starszego Delegata USA w Wojskowej Komisji Rozejmowej i członka Dowództwa Narodów Zjednoczonych, gen. B. M. Bryana do Polskiego Delegata do Komisji Nadzorczej Państw Niepodległych, gen. bryg. M. Wągrowskiego z 15 września 1953 r., w: ibidem, s. 71.26 Obsada personalna misji polskiej do KNPN w Korei, w: ibidem, załącznik 10, s. 12.

Page 30: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

29

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Do 1990 r. Polska nie utrzymywała ofi cjalnych stosunków dyplomatycznych z Koreą Południową. W tej sytuacji Komisja Nadzorcza stanowiła jeden z nieofi cjalnych kontaktów z instytucjami, organizacjami i społeczeństwem tego państwa.

Wydarzenia polityczne i wynikające z nich zmiany na arenie międzynarodowej zapo-czątkowane w 1989 r. stanowiły przełom w funkcjonowaniu KNPN w Korei. Do bardzo poważnego kryzysu w jej pracach doszło już w 1992 r., kiedy to Starszym Członkiem Do-wództwa ONZ w Wojskowej Komisji Rozejmowej został gen. mjr Hwang Won Tak, repre-zentant sił zbrojnych Republiki Korei (Korei Południowej). Władze północnokoreańskie uznały ten krok za naruszenie układu rozejmowego, uważały bowiem Republikę Korei za stronę w konfl ikcie.

1 stycznia 1993 r. w wyniku podziału Czechosłowacji, członka Komisji Nadzorczej, po-wstały dwa nowe państwa, Czechy i Słowacja. Czechy, jako sukcesor Czechosłowacji, nie zdecydowały się na kontynuowanie działalności i wycofały się z prac Komisji.

W lutym 1995 r., pod wpływem nacisków strony północnokoreańskiej, personel polskiej misji do Komisji Nadzorczej był zmuszony wycofać się z północnej strony Wspólnej Strefy Bezpieczeństwa w Pan Mun Jom i powrócił do kraju. W ostatnim okresie działalności Pola-cy traktowani byli przez władze północnokoreańskie wręcz wrogo, posuwano się do wielu nieprzyjaznych aktów, np. odcinanie prądu i wody oraz utrudnianie dostaw żywności. Wła-dze tego państwa uznały, że Polska w wyniku zmian politycznych po 1989 r. utraciła status neutralności.

Z punktu widzenia prawa międzynarodowego stan wojny pomiędzy dwoma państwa-mi koreańskimi nie został zakończony. Ten region świata nadal pozostaje źródłem poten-cjalnego konfl iktu zbrojnego o nieobliczalnych wręcz skutkach. Dalsze funkcjonowanie Komisji Nadzorczej jest jak najbardziej uzasadnione, ma ona do odegrania poważną rolę w doprowadzeniu do ostatecznego podpisania układu pokojowego i stabilizacji w tym za-palnym regionie. Obecność przedstawicieli Polski w Komisji wydaje się zatem nie budzić wątpliwości. Jest to jeden z wielu elementów wkładu naszego państwa i przedstawicieli Woj-ska Polskiego w umacnianie pokoju na świecie.

Działalność przedstawicieli Wojska Polskiego w międzynarodowych komisjach nadzoru i kontroli w Indochinach w latach 1954–1973i w Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru w Wietnamie Południowym w latach 1973–1975

Zwycięstwo koalicji antyhitlerowskiej w II wojnie światowej zapoczątkowało ruchy an-tykolonialne i narodowe. Niespotykane wcześniej ożywienie ruchu niepodległościowego zapoczątkowało proces rozpadu systemu kolonialnego w świecie. Po zakończeniu wojny na Dalekim Wschodzie i upadku Japonii francuskie panowanie kolonialne w Indochinach w rzeczywistości już nie istniało. Marionetkowy rząd Cesarstwa Wietnamu, utworzony pod auspicjami Japonii w marcu 1945 r., nie kontrolował już niczego, nie miał wpływu na dalszy rozwój sytuacji. W sierpniu 1945 r. obradujący w Tan Trao Kongres, wyłoniony przez Viet Minh z Komitetu Wyzwolenia Narodowego Wietnamu, przyjął program, którego zasadniczym ele-mentem było utworzenie niepodległej i suwerennej Demokratycznej Republiki Wietnamu.

Page 31: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

30

ARTYKUŁY

Kilka dni później Tymczasowy Rząd Rewolucyjny przejął władzę w największych miastach Wietnamu, cesarz Bao Dai został zmuszony do abdykacji. 2 września 1945 r. w Hanoi rewolu-cyjny przywódca Ho Chi Minh ogłosił deklarację niepodległości Wietnamu.

W tym czasie do Sajgonu przybywały wojska brytyjskie, które miały przyjąć kapitula-cję z rąk japońskich. Sytuacja w stolicy francuskiej Kochinchiny nie była tak klarowna, jak w miastach północnego Wietnamu. Nowy francuski komisarz Kochinchiny nie uznał po-wstania DRW i stosunkowo szybko, z pomocą wojska, doprowadził do restytucji francuskiej władzy w Sajgonie. Na początku 1946 r. Francuzi kontrolowali wszystkie najważniejsze mia-sta i punkty na południu Wietnamu, natomiast na wsi zdecydowanie największą rolę odgry-wała partyzantka związana z DRW. Dla Wietnamczyków tylko całkowite zjednoczenie kraju oznaczało defi nitywne odrzucenie znienawidzonego systemu kolonialnego. W tej sytuacji konfl ikt wietnamsko-francuski wydawał się nieunikniony.

Za początek wojny można uznać z pozoru drobny konfl ikt, do którego doszło 23 listopa-da 1946 r. wokół kontroli celnej w Hajfongu, zakończony ostrzelaniem miasta przez okręty francuskiej marynarki wojennej. Miesiąc później wybuchły walki w Hanoi, gdzie stacjono-wał garnizon francuski. W następnych trzech miesiącach Francuzi opanowali już niemal wszystkie najważniejsze miasta i punkty północnego Wietnamu, ale nie rozbili dobrze już zorganizowanej partyzantki DRW.

W maju 1948 r. Francuzi doprowadzili do utworzenia tzw. centralnego rządu, a w grud-niu 1949 r. utworzyli Państwo Wietnamskie, stowarzyszone z Francją. Przełomowym mo-mentem wojny wietnamsko-francuskiej była bitwa pod Dien Bien Phu, toczona od 13 mar-ca do 7 maja 1954 r., w której francuskie siły ekspedycyjne poniosły druzgocącą klęskę. W tym momencie wiadomo już było, że karty wojny nie da się odwrócić. 4 czerwca 1954 r. Francja uznała suwerenność Państwa Wietnamskiego. Wcześniej, w czerwcu 1953 r. uznała suwerenność Kambodży, a w październiku Laosu.

21 lipca 1954 r. zakończyła obrady konferencja genewska. Druga jej faza była poświęco-na uregulowaniu sytuacji w Indochinach. W tej części obrad uczestniczyli przedstawiciele ZSRR, ChRL, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Kambodży, Laosu, DRW i tzw. Państwa Wietnamskiego. Konferencja zakończyła się podpisaniem układów o zawie-szeniu broni w Indochinach oraz przyjęciem „Deklaracji końcowej”. Najważniejsze posta-nowienia układów genewskich traktowały o zaprzestaniu działań wojennych, bezwarunko-wym uznaniu przez Francję niepodległości Wietnamu, Laosu i Kambodży, ustanowieniu tymczasowej wojskowej linii demarkacyjnej wzdłuż 17 równoleżnika oddzielającej DRW od Państwa Wietnamskiego. Zgodnie z decyzjami podjętymi w Genewie obowiązywać miał zakaz wprowadzania do Wietnamu obcych wojsk i obcego personelu wojskowego, a tak-że wwozu wszelkiego rodzaju broni i amunicji. Na mocy klauzul przyjętych w Genewie w strefach przegrupowań stron konfl iktu nie mogły być zakładane bazy wojskowe obce-go państwa. W celu ustanowienia rozejmu, likwidacji skutków wojny oraz kontroli wyko-nania przyjętych postanowień uczestnicy konferencji genewskiej powołali do życia stałe organy: mieszane komisje wojskowe, składające się z przedstawicieli stron konfl iktu, oraz międzynarodowe komisje nadzoru i kontroli. Dla każdego z trzech krajów indochińskich,

Page 32: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

31

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

tj. Wietnamu, Laosu i Kambodży, zostały powołane odrębne komisje, ale w każdym z nich miały one ze sobą ściśle współdziałać27.

Jednym z ofi cjalnych dokumentów konferencji genewskiej była również depesza, pod-pisana przez jej współprzewodniczących, ministrów spraw zagranicznych ZSRR i Wielkiej Brytanii, skierowana do rządów Indii, Kanady i Polski z propozycją wyznaczenia swych przedstawicieli do powoływanych komisji.

Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli, składająca się z przedstawicieli Indii, Kanady i Polski, rozpoczęła działalność na początku sierpnia 1954 r. Od 11 sierpnia jej sie-dziba mieściła się w Hanoi, później – w połowie 1959 r. – została przeniesiona do Sajgonu. W pierwszych latach działalności MKNiK delegacja polska liczyła około 160 osób, z czego ⅔ stanowił personel wojskowy.

Do najważniejszych zadań Komisji, określonych przede wszystkim artykułami 36 i 37 układu o przerwaniu działań wojennych w Wietnamie, należy zaliczyć:– kontrolowanie realizacji planu przegrupowania oddziałów wojskowych;– czuwanie nad bezpieczeństwem wojsk w czasie ich ewakuacji i przegrupowania;– nadzorowanie akcji zwalniania jeńców wojennych oraz internowanych osób cywilnych;– nadzorowanie tymczasowej wojskowej linii demarkacyjnej;– nadzorowanie strefy zdemilitaryzowanej;– nadzorowanie portów, lotnisk oraz wszystkich granic Wietnamu w związku z wykonywa-

niem postanowień dotyczących wyprowadzenia wojsk, personelu wojskowego, materiału wojennego i broni;

– przeprowadzanie dochodzeń na podstawie materiałów dowodowych w terenie (z własnej inicjatywy lub na żądanie Wojskowej Komisji Mieszanej).Dodatkowym zadaniem Komisji miało być czuwanie nad wyborami powszechnymi

w Wietnamie, których przeprowadzenie było planowane na lipiec 1956 r. W celu sprawnego wykonywania zadań mandatowych, nałożonych na MKKiN przez uczestników konferencji genewskiej, Komisja powołała do życia następujące komórki organizacyjne: Komitet Poli-tyczny, Komitet Wojskowy, Komitet Administracyjny i Sekretariat Generalny.

Do najważniejszych organów na co dzień realizujących zadania nadzoru i kontroli w obu częściach Wietnamu należały stałe i ruchome Grupy Inspekcyjne MKNiK. Stałe Gru-py Inspekcyjne były rozmieszczone w strategicznych punktach na północy i na południu Wietnamu. Składały się zwykle z 1–2 ofi cerów z każdej delegacji. W terenie Komisja dyspo-nowała 14 stałymi i 18 ruchomymi Grupami Inspekcyjnymi28.

Do zadań stałych Grup Inspekcyjnych należało przede wszystkim dokonywanie in-spekcji wszelkiego transportu lądowego, powietrznego i morskiego przybywającego na ich teren, ustalanie pochodzenia przewożonego personelu i ładunków wojskowych, a przede wszystkim kontrolowanie wszelkich transportów docierających spoza Wietnamu. Innym niezwykle ważnym zadaniem Grup Inspekcyjnych była obecność przy niszczeniu przez strony uszkodzonych lub zniszczonych materiałów wojennych, tj. broni, amunicji, sprzętu i wyposażenia wojskowego, aby można je było zastąpić nowymi.27 W. Kozaczuk, Misje..., s. 65.28 M. Sienkiewicz, Działalność żołnierzy ludowego Wojska Polskiego w Międzynarodowych Komisjach Nadzoru i Kontroli w Indochinach w latach 1954–1973 i w Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru w Wietnamie Połu-dniowym w latach 1973–1975, w: 25 lat…, s. 135.

Page 33: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

32

ARTYKUŁY

Przedstawiciele Polski uczestniczyli w pracach MKNiK przez cały okres jej istnienia, tj. od 1954 do 1973 r. Za całokształt przedsięwzięć związanych ze szkoleniem, wyposażeniem, zabezpieczeniem fi nansowym rodzin żołnierzy skierowanych do pełnienia służby w organach MKNiK odpowiadało Ministerstwo Obrony Narodowej, natomiast przygotowanie i szkolenie pracowników cywilnych powierzono Ministerstwu Spraw Zagranicznych.

Proces przygotowywania i szkolenia polskich przedstawicieli do pracy w komisjach mię-dzynarodowych nie należał do łatwych, miał różne etapy i w kolejnych latach ulegał zmia-nom i doskonaleniu, w miarę nabywania nowych doświadczeń. Najważniejszym zadaniem w okresie początkowym było stworzenie odpowiedniej bazy szkoleniowej i wypracowanie odpowiednich metod i sposobów przygotowania żołnierzy do wykonywania zadań. Znaczą-cej pomocy udzieliło wojsku Ministerstwo Spraw Zagranicznych, którego pracownicy zo-stali zaangażowani w proces przygotowania i szkolenia, a wielu najbardziej doświadczonych polskich dyplomatów pełniło funkcje przewodniczących delegacji polskich. Ich starszymi doradcami do spraw wojskowych byli doświadczeni generałowie i starsi ofi cerowie29.

Najintensywniejszym okresem działalności MKNiK w Wietnamie był pierwszy rok jej istnienia, ponieważ do 18 maja 1955 r. miało się zakończyć przegrupowanie wojsk Wiet-namskiej Armii Ludowej na północ, a wojsk francuskich na południe. Po jego zakończeniu miały się rozpocząć przygotowania do planowanych na lipiec 1956 r. wyborów powszech-nych.

Jednym z ważniejszych zadań MKNiK było rozwiązanie problemu wymiany jeńców oraz zorganizowanie i nadzór nad wymianą przemieszczającej się ludności cywilnej. Żołnierze polscy nieśli wszelką możliwą pomoc: organizowanie środków transportu, pomoc żywno-ściową i opiekę medyczną.

Jednym z najważniejszych zadań stojących przed członkami MKNiK miała być kon-trola planowanych na lipiec 1956 r. wyborów powszechnych. Ngo Dinh Diem po objęciu funkcji szefa rządu natychmiast przystąpił do tworzenia podstaw odrębnego państwa. Po 20 marca 1955 r., kiedy minął termin przegrupowania wojsk, Francuzi zaczęli się powoli wycofywać z dalszego wykonywania postanowień układów genewskich. W tej sytuacji prze-prowadzenie wyborów stawało się odtąd wyłącznie zadaniem rządu Ngo Dinh Diema, ten jednakże konsekwentnie odrzucał wszelkie propozycje i ponaglenia płynące ze strony DRW. 23 października zorganizował referendum, budzące poważne zastrzeżenia i kontrowersje, w którego wyniku przestało istnieć dotychczasowe tzw. Państwo Wietnamu z marionet-kowym cesarzem Bao Daiem, a została utworzona Republika Wietnamu, z Diemem jako prezydentem.

28 kwietnia 1956 r. z Wietnamu zostały wycofane ostatnie oddziały francuskie i zlikwi-dowane dowództwo Korpusu Ekspedycyjnego Unii Francuskiej w Indochinach. Oznaczało to jednocześnie koniec francuskiej dominacji w Wietnamie, ale też rząd francuski przestał się uważać za jednego z gwarantów postanowień genewskich. Rząd Diema, którego nie krę-powały teraz żadne zobowiązania, wzmógł represje wobec społeczeństwa, łamiąc postano-wienia genewskie.

Rok 1956 był dla członków Komisji niezwykle trudny. Komisja wielokrotnie zwraca-ła w raportach uwagę na incydenty mnożące się w strefi e zdemilitaryzowanej, stanowiące

29 Ibidem, s. 155.

Page 34: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

33

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

ciężkie naruszenie ustaleń genewskich, zagrażające bezpośrednio utrzymaniu pokoju. W praktyce przestała funkcjonować Mieszana Komisja Wojskowa. Wystąpienia i protesty ludności południowowietnamskiej przeciwko postępowaniu tamtejszych władz były, często na oczach członków MKNiK, brutalnie tłumione. Odpowiedzią władz Diema na ujawniane przez Komisje przypadki łamania postanowień układów genewskich było wprowadzenie zakazu wyjazdu Grup Inspekcyjnych w teren w celu sprawdzenia i zweryfi kowania różnych sygnałów i doniesień.

Przełom lat 1959/1960 przyniósł dalsze, dosyć gwałtowne, pogorszenie sytuacji politycz-nej w Wietnamie. W maju 1959 r. Partia Pracujących Wietnamu przyjęła uchwały w spra-wie zaktywizowania walki na południu, co było jednoznacznym sygnałem i wezwaniem dla partyzantki komunistycznej działającej na południe od 17 równoleżnika. 20 grudnia 1960 r.ukonstytuował się Narodowy Front Wyzwolenia Wietnamu Południowego (NFWWP), a 15 maja 1961 r. została utworzona Armia Wyzwoleńcza, która w krótkim czasie opanowa-ła niemal połowę Wietnamu Południowego.

Na początku lat sześćdziesiątych coraz aktywniej do Wietnamu Południowego zaczęli wkraczać Amerykanie, organizując różnego rodzaju misje wojskowe. Tego typu działań nie prowadziła jednak tylko strona południowa. Raporty delegacji Kanady i Indii ujawniały wielokrotnie fakty łamania postanowień genewskich przez DRW oraz wzrostu aktywności partyzantki komunistycznej na terytorium Wietnamu Południowego.

W latach 1962–1964 w Wietnamie Południowym doszło do nasilenia walk wewnętrz-nych, praktycznie przekształcających się już w wojnę domową. W tej sytuacji wykonywanie zadań mandatowych przez inspektorów MKNiK stało się zupełnie niemożliwe. Zlikwido-wane zostały ruchome Grupy Inspekcyjne, natomiast personel stałych Grup Inspekcyjnych i sztabu MKNiK został zredukowany do minimum.

Jesienią 1963 r. przeciwko reżimowi Diema występowała już nie tylko zdecydowana większość społeczeństwa południowowietnamskiego, ale także część armii. Dokonany 1 li-stopada 1963 r. zamach stanu, przy aprobacie, a w zasadzie wręcz zachęcie amerykańskiej, doprowadził do obalenia Diema, który tego samego dnia wraz z bratem został zamordowa-ny, i przejęcia władzy przez grupę generałów30.

Każda ze stron konfl iktu organizowała coraz więcej militarnych akcji prowokacyjnych, które stale groziły wybuchem regularnej wojny. Kryzys nadszedł w sierpniu 1964 r. po ostrzelaniu przez północnowietnamskie łodzie patrolowe na międzynarodowych wodach Zatoki Tonkińskiej okrętu amerykańskiej marynarki wojennej. Amerykanie niezwłocznie wykonali akcję odwetową w postaci ataku lotniczego.

7 sierpnia 1964 r. Kongres Stanów Zjednoczonych, na wniosek prezydenta Lyndona Johnsona, przyjął „Rezolucję w sprawie Azji Południowo-Wschodniej”, która zezwalała na podjęcie przez Stany Zjednoczone wszelkich działań w celu obrony swych sił wojskowych na terenie Azji Południowo-Wschodniej31.

7 lutego 1965 r. wietnamskie oddziały komunistyczne zaatakowały Amerykanów w Pleiku w górach Płaskowyżu Centralnego, a kilka dni później w miejscowości Qui Nhon. W odwecie lotnictwo amerykańskie zbombardowało strategiczne cele, głównie wojskowe,

30 American Military History..., s. 300.31 Ibidem, s. 302.

Page 35: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

34

ARTYKUŁY

na terytorium DRW32. Rozpoczęła się amerykańska wojna powietrzna przeciwko DRW, której władze wojskowe zwróciły się do Komisji z żądaniem natychmiastowego wycofa-nia wszystkich stacjonarnych Grup Inspektorów ze swego terytorium. Strona północno-wietnamska uzasadniała to brakiem możliwości zapewnienia bezpieczeństwa inspektorom MKNiK. W zaistniałej sytuacji, w nocy z 20 na 21 lutego 1965 r. stałe Grupy Inspekcyjne zostały wycofane z DRW, a wkrótce liczebność poszczególnych delegacji została znacznie zredukowana. Działalność wszystkich Grup Inspekcyjnych na północ od 17 równoleżnika została w zasadzie wstrzymana. Eskalacja wojny sprawiła, że MKNiK w Wietnamie prak-tycznie przestała funkcjonować.

W grudniu 1965 r., w związku z uznaniem przez Indie DRW, rząd w Sajgonie zwrócił się do delegacji tego państwa o opuszczenie Sajgonu. Hindusi byli zmuszeni przenieść swoją siedzibę do Hanoi. Wraz z nimi został przeniesiony cały sztab Komisji. W stolicy Wietna-mu Południowego pozostała 36-osobowa delegacja kanadyjska i delegacja polska złożona z 16 cywilów i 5 ofi cerów33. W nieco przyjaźniejszych, ale również frontowych warunkach przebywał kilkunastoosobowy zespół polski w Hanoi, które stało się celem ciężkich bom-bardowań amerykańskich.

W okresie intensywnych działań wojennych misja polska w latach 1965–1970 została zmniejszona najpierw do kilkunastu, następnie do zaledwie 5 inspektorów.

Rozwój sytuacji militarno-politycznej w Wietnamie doprowadził w 1972 r. do podjęcia różnych inicjatyw zmierzających do zakończenia wojny. W wyniku wcześniejszych kon-sultacji i negocjacji w Paryżu doszło do bezpośrednich rozmów z udziałem przedstawicieli stron wietnamskich i innych zainteresowanych państw. Wynikiem konferencji paryskiej z udziałem delegacji DRW, Tymczasowego Rewolucyjnego Rządu Republiki Wietnamu Południowego, Stanów Zjednoczonych i Republiki Wietnamu (Wietnamu Południowego) było podpisane 27 stycznia 1973 r. porozumienie w sprawie zakończenia wojny i przywró-cenia pokoju w Wietnamie. Na jego mocy walki miały być przerwane, wojska amerykańskie w całości wycofane, a w Wietnamie Południowym przeprowadzone konsultacje w kwestii powołania Rady Pojednania i Zgody. Porozumienie wchodziło w życie 27 stycznia 1973 r. o godz. 24.00.

Na mocy porozumień paryskich została utworzona czterostronna Mieszana Komisja Wojskowa, której zadaniem było doprowadzenie do przerwania ognia w całym Wietnamie, demontaż amerykańskich baz wojskowych w Wietnamie Południowym, repatriacja jeńców wojennych i osób internowanych.

Utworzona została również dwustronna Komisja Mieszana, z zadaniem zapewnienia współdziałania rządu Republiki Wietnamu i TRRRWP w wypełnianiu postanowień doty-czących zaprzestania działań wojennych, repatriacji osób cywilnych i zakazu wprowadzania do Wietnamu Południowego oddziałów wojskowych34.

Odrębny protokół konferencji paryskiej powołał do życia Międzynarodową Komisję Kon-troli i Nadzoru. Jednocześnie przestawała istnieć działająca dotychczas MKNiK. Działalność nowej komisji obejmowała jedynie terytorium Wietnamu Południowego.

32 Ibidem.33 M. Sienkiewicz, op. cit., s. 141.34 W. Kozaczuk, Misje..., s. 106.

Page 36: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

35

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

W skład MKKiN w Wietnamie Południowym weszli przedstawiciele czterech państw: Indonezji, Kanady, Polski i Węgier, przy czym 31 lipca 1973 r. rząd Kanady wycofał swoją delegację, a jej miejsce zajęli przedstawiciele Iranu.

Najważniejszymi zadaniami MKKiN była kontrola i nadzór nad wykonywaniem przez strony konfl iktu ustaleń porozumień paryskich, w szczególności zaprzestania ognia na ca-łym obszarze Wietnamu Południowego, wycofania z jego terytorium wojsk amerykańskich i sprzymierzonych ze Stanami Zjednoczonymi i Republiką Wietnamu sił południowoko-reańskich, australijskich, nowozelandzkich i tajlandzkich, demontażu amerykańskich baz wojskowych, wymiany jeńców i osób internowanych35.

Kolejna grupa zadań MKKiN dotyczyła już jedynie obu wietnamskich stron konfl ik-tu, tj. TRRRWP i rządu Republiki Wietnamu. Komisja miała przede wszystkim prowadzić nadzór nad faktycznym przerwaniem ognia na całym obszarze Wietnamu Południowego i pomiędzy wszystkimi stronami po zakończeniu działalności czterostronnej Mieszanej Komisji Wojskowej, nadzorować przestrzeganie przez obie strony południowowietnamskie zakazu wprowadzania obcych wojsk i doradców wojskowych, uzbrojenia, amunicji, sprzętu i wyposażenia wojskowego, kontrolować zasadność wymiany przez obie strony zniszczonego lub uszkodzonego uzbrojenia, amunicji i sprzętu wojskowego na zasadzie sztuka za sztukę, o tych samych parametrach. Komisja miała również nadzorować realizację postanowienia o przekazaniu wietnamskiego personelu cywilnego przetrzymywanego przez reżim sajgoń-ski, czuwać nad przygotowaniami i przebiegiem wolnych, demokratycznych i powszechnych wyborów w Wietnamie Południowym, a także nadzorować redukcję stanów osobowych wojsk obu stron południowowietnamskich i demobilizację redukowanych oddziałów.

MKKiN w Wietnamie Południowym ukonstytuowała się 28 stycznia 1973 r. w Sajgonie, tutaj też stacjonowała jej Kwatera Główna, a dwa dni później rozpoczęła regularną dzia-łalność mandatową36. Do realizacji zadań w ramach Komisji powołano komitety: Politycz-ny, Administracyjno-Finansowy, Wojskowy i Prawny, oraz Sekretariat Generalny. Ponadto utworzono 7 regionalnych grup inspekcyjnych i 26 grup lokalnych, 12 grup w tzw. punk-tach wejściowych, czyli na lotniskach, w portach i granicznych punktach przejściowych, 7 ruchomych grup dyspozycyjnych do kontroli legalnego wkraczania na teren Wietnamu Południowego w celu wymiany uzbrojenia i wyposażenia wojskowego, a także 7 grup do kontroli wymiany jeńców, osób cywilnych i więźniów politycznych.

W 1973 r. MKKiN miała placówki w 47 miejscowościach rozrzuconych po całym teryto-rium Wietnamu Południowego. Stan liczebny każdej z 4 narodowych delegacji wynosił 290 osób, a w ich składzie znajdowali się wojskowi i osoby cywilne.

Pierwsza zmiana delegacji polskiej do MKKiN liczyła 290 osób, z czego 183 to wojsko-wi. W tej grupie znalazło się również 5 ofi cerów pełniących do końca służbę w poprzedniej MKNiK w Wietnamie. Na czele delegacji polskiej stał ambasador Bogdan Wasilewski, nato-miast dowództwo nad wojskowymi powierzono gen. bryg. Marianowi Rybie.

Drugą zmianą delegacji polskiej (200 osób) kierował ambasador Eugeniusz Kułaga, na-tomiast grupą wojskową dowodził gen. bryg. Rudolf Dzipanow. Na czele zaś trzeciej (190 osób, z tego około 130 wojskowych) i trwającej zaledwie miesiąc czwartej zmiany polskiej

35 American Military History..., s. 30436 W. Kozaczuk, Misje..., s. 109; Cz. Dęga, W pokojowej misji, Warszawa 1977, s. 15.

Page 37: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

36

ARTYKUŁY

delegacji (55 osób) stał ambasador Ryszard Fijałkowski. Jego zastępcą do spraw wojskowych w trzeciej zmianie był gen. bryg. Czesław Dęga, natomiast w czwartej zmianie wojskowymi dowodził gen. bryg. Tadeusz Bełczewski.

Proces przygotowania personelu do pełnienia służby w MKKiN w Wietnamie Południo-wym był bardzo zbliżony do tego, w jaki sposób szkolono i przygotowywano członków pol-skiej delegacji do prac w komisji koreańskiej i komisji działających wcześniej w Indochinach.

Dzięki intensywnej pracy wszystkich delegacji do MKKiN, w szczególności inspektorów wojskowych działających w niezwykle trudnych warunkach terenowych, udało się całkowi-cie lub częściowo zrealizować najważniejsze postanowienia konferencji paryskiej.

Pierwsze miesiące działalności MKKiN w Wietnamie Południowym obfi towały w wiele niebezpiecznych dla jej członków wydarzeń i sytuacji. Grupy terenowe musiały wykonywać zadania w rejonach jeszcze nie rozminowanych, nie rzadko też inspektorzy dostawali się w strefę wymiany ognia pomiędzy wietnamskimi stronami konfl iktu.

MKKiN nie mogła przystąpić do wykonania jednego z ważniejszych zadań, tj. kontroli likwidacji amerykańskich baz wojskowych rozmieszczonych na terytorium Wietnamu Po-łudniowego, ponieważ wbrew ustaleniom konferencji paryskiej Amerykanie przekazali je, wraz ze sprzętem, siłom zbrojnym Wietnamu Południowego.

Mimo podpisania porozumienia paryskiego w styczniu 1973 r., żadna ze stron – jak po-kazała najbliższa przyszłość – nie miała zamiaru przestrzegać jego postanowień. Sajgon sta-le wzmacniał siły zbrojne, korzystając z nielegalnej pomocy amerykańskiej, nie inaczej po-stępowała DRW, stale przerzucając broń, amunicję i wyposażenie dla oddziałów TRRRWP. Wzmocniony amerykańską pomocą rząd sajgoński dążył do wyeliminowania oddziałów TRRRWP i wpływów komunistycznych w wielu regionach Wietnamu Południowego. Rosło zagrożenie dla członków MKKiN. W tej sytuacji delegacje polska i węgierska zdecydowały się na wycofanie personelu z dziesięciu grup terenowych pracujących w najbardziej zagro-żonych i niebezpiecznych rejonach.

Stosunku władz sajgońskich do członków MKKiN nie można uznać za przyjazny, prze-ciwnie, wielokrotnie, szczególnie przedstawiciele Polski i Węgier, jako pochodzący z obce-go ideologicznie obozu, wspierającego ruchy narodowowyzwoleńcze w Wietnamie, Laosie i Kambodży, spotykali się z przejawami agresji37.

W marcu 1974 r. TRRRWP wystąpił z 6-punktowym planem osiągnięcia pokoju i zgody narodowej38, lecz władze sajgońskie odniosły się do tych propozycji negatywnie.

Jesienią 1974 r. coraz wyraźniejszej zmianie, na korzyść TRRRWP, zaczynał ulegać sto-sunek sił w Wietnamie Południowym. Amerykanie znacznie ograniczyli wsparcie fi nanso-we dla władz sajgońskich. W Hanoi uznano, że sytuacja dojrzała do ostatecznego rozstrzy-gnięcia. 10 marca 1975 r. ruszyła ofensywa tzw. sił ludowych. W obliczu eskalacji działań wojennych MKKiN nie miała możliwości dalszego wykonywania zadań, ponieważ żadna ze stron nie była w stanie zapewnić inspektorom minimum bezpieczeństwa.

Ponad półtoramiesięczne walki doprowadziły do zwycięstwa sił komunistycznych, które 30 kwietnia opanowały Sajgon, a kilka dni później całe terytorium Wietnamu Połu-dniowego. Całkowita klęska militarna jednej ze stron konfl iktu wietnamskiego oznaczała

37 Cz. Dęga, op. cit., s. 125–126.38 W. Kozaczuk, Misje..., s. 114–115.

Page 38: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

37

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

jednocześnie zakończenie działalności MKKiN, ustała bowiem przyczyna, dla której została powołana. W kwietniu 1975 r. Sajgon opuściły delegacje Indonezji i Iranu, a w maju – Polski i Węgier. Ostatnia zmiana polskiej delegacji liczyła 55 osób.

Druga z komisji powołanych przez uczestników konferencji genewskiej w lipcu 1954 r. to Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli w Laosie.

W momencie podpisywania układów genewskich w 1954 r. w Laosie trwały jeszcze za-cięte walki pomiędzy oddziałami lewicowego ruchu narodowowyzwoleńczego Pathet Lao i wspierającymi go ludowymi oddziałami wietnamskimi z jednej strony, a wojskami Unii Francuskiej i Królewską Armią Laosu z drugiej. Do lipca 1954 r. siły Pathet Lao panowały na terytorium połowy kraju.

Układy genewskie przyniosły Laosowi gwarantowane uznanie niepodległości, suweren-ności i zapowiedź pokojowego bytu oraz neutralności. Na ich mocy siły zbrojne Pathet Lao miały zostać przegrupowane do dwóch prowincji na północy Laosu. Do realizacji postano-wień przyjętych przez sygnatariuszy konferencji genewskiej powołano Mieszaną Komisję Wojskową składająca się z przedstawicieli stron konfl iktu oraz Międzynarodową Komisję Nadzoru i Kontroli, w której skład weszli przedstawiciele Indii, Kanady i Polski. Do głów-nych zadań MKNiK w Laosie należały:– kontrola wycofania obcych wojsk;– sprawowanie nadzoru nad przegrupowaniem wojsk obu walczących stron;– kontrola zwalniania jeńców wojennych i osób internowanych;– prowadzenie nadzoru nad portami, lotniskami i wszystkimi granicami w związku z zaka-

zem wprowadzania na jego terytorium materiału wojennego i obcych wojsk;– prowadzenie nadzoru nad wymianą personelu, broni i zaopatrzenia wojsk francuskich

(3500 żołnierzy) pozostających w Laosie39.Kwatera Główna MKNiK miała siedzibę w stolicy Laosu, Vientiane. Jej struktura zbliżo-

na była do komisji działających w Wietnamie. Powołane zostały trzy komitety: Wojskowy, Polityczny i Administracyjny, oraz Sekretariat, pełniący rolę swego rodzaju sztabu Komisji.

Komisja laotańska rozpoczęła działalność 11 sierpnia 1954 r., kiedy do Vientiane przy-byli pierwsi członkowie delegacji wchodzących w jej skład. Formalnie MKNiK ukonstytu-owała się 1 października.

Polska delegacja do komisji laotańskiej liczyła w każdej ze zmian około 40 osób, woj-skowych i cywilnych, a w okresie wzmożonych walk, ze względów bezpieczeństwa, została zmniejszona do 10 osób. W podobnym składzie działała w końcowym okresie funkcjono-wania40. Na czele pierwszej zmiany polskiej delegacji do MKNiK w Laosie stał gen. bryg. Marian Graniewski. W skład misji wchodzili również lekarze sprawujący opiekę medyczną nad naszym personelem. W latach 1955–1975 w pracach MKNiK w Laosie, według ofi cjal-nych danych, uczestniczyło 182 polskich żołnierzy zawodowych41.

MKNiK w Laosie powołała 11 terenowych grup kontrolnych, w tym 6 stałych i 5 rucho-mych. Były one najważniejszymi organami wykonawczymi Komisji, gdyż wykonywały nie-mal wszystkie zadania w zakresie nadzoru i kontroli realizacji postanowień genewskich.

39 Ibidem, s. 118.40 M. Sienkiewicz, op. cit., s. 153.41 J. Markowski, Polska w operacjach pokojowych. Operacje pokojowe ONZ, „Biuletyn Informacyjny Biura Prasy i Informacji Ministerstwa Obrony Narodowej” 1993, nr 1, s. 25.

Page 39: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

38

ARTYKUŁY

Przerwanie walk i okres względnej stabilizacji w Laosie po zawarciu porozumienia w Genewie nie trwał zbyt długo. W wielu rejonach kraju dochodziło do potyczek między dawnymi przeciwnikami. Od początku możliwości realizowania zadań przez MKNiK były bardzo ograniczone. W listopadzie 1954 r. został obalony rząd premiera Souvanny Phoumy, a do władzy doszły ugrupowania prawicowe. Od marca 1955 do października 1955 r. trwały walki rozpoczęte przez wojska rządowe, które zaatakowały pozycje Pathet Lao. W wyniku podjętych w lipcu 1955 r. rokowań doprowadzono do podpisania porozumienia o przerwa-niu ognia i przeprowadzeniu wyborów. W marcu 1956 r., po powrocie Souvanny Phoumy na stanowisko premiera, zapadła decyzja o przerwaniu wojny domowej. Pathet Lao i rząd królewski od sierpnia 1956 do listopada 1957 r. podpisały 10 porozumień, stanowiących pakiet tzw. układów vientiańskich42. Wprawdzie od maja do sierpnia 1957 r. miał miejsce kolejny silny kryzys rządowy w Laosie, lecz w dużej mierze dzięki aktywności i energicz-nej postawie MKNiK, przede wszystkim delegacji polskiej, udało się go zażegnać. Dzięki długotrwałym zabiegom Komisji, w listopadzie 1957 r. powstał koalicyjny Rząd Jedności Narodowej. Kilka kolejnych miesięcy względnej stabilizacji w Laosie sprawiło, że premier Souvanna Phuma wystąpił z żądaniem likwidacji MKNiK, uważając, że postanowienia kon-ferencji genewskiej zostały w całości zrealizowane i nie ma podstaw do dalszego jej funk-cjonowania. Ze stanowiskiem premiera Laosu nie zgodziła się delegacja polska, uważając, że sytuacja jest jeszcze daleka od uregulowania i wymaga dalszej pracy na rzecz stabilizacji. Stanowisko to nie zostało jednakże poparte przez pozostałych członków MKNiK – Indie i Kanadę. 8 maja delegat Kanady zażądał natychmiastowego rozwiązania Komisji. Propozy-cja kanadyjska została z kolei odrzucona przez delegata polskiego, natomiast delegat Indii zaproponował w tej sytuacji poważną redukcję liczebności MKNiK lub zawieszenie jej dzia-łalności. Propozycje delegata Indii zostały przesłane do rozważenia współprzewodniczą-cym konferencji genewskiej – ministrom spraw zagranicznych ZSRR i Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy wystosowali do rządu polskiego notę z propozycją natychmiastowego rozwią-zania Komisji po przeprowadzonych w Laosie wyborach. Strona polska 20 maja 1958 r. od-powiedziała, że sprawa redukcji Komisji może być rozważana jedynie przy rozpatrywaniu całościowej sytuacji w regionie indochińskim. Polskie starania zmierzające do utrzymania działalności Komisji nie powiodły się, ponieważ 19 lipca 1958 r. Kanada i Indie, poprzez swoich przedstawicieli, podjęły decyzję o zawieszeniu funkcjonowania MKNiK w Laosie, nie przyjmując żadnego terminu jej wznowienia. Trzy dni później, 22 lipca, potwierdziły się polskie obawy co do trwałości stabilizacji w Laosie. Doszło do kolejnego poważnego kryzysu politycznego i rządowego. Do dymisji podał się Souvanna Phuma. 18 sierpnia na czele nowego rządu stanął przedstawiciel prawicy, Phoui Sananikone. W kierowanym przez niego gabinecie nie znaleźli się przedstawiciele Pathet Lao, a lewica została poddana repre-sjom. 11 lutego 1959 r. Sananikone ogłosił, że Laos wypełnił wszystkie warunki określone przez uczestników konferencji genewskiej43. Takie stanowisko oznaczało uniemożliwienie wznowienia prac MKNiK. W maju rząd królewski wystąpił ze zdecydowanymi działaniami przeciwko siłom Pathet Lao, wielu przywódców tego ugrupowania zatrzymano w areszcie domowym lub uwięziono. Zbrojny opór sił wiernych Pathet Lao ponownie postawił Laos 42 B. Gąsienica-Staszeczek, Konfl ikty międzynarodowe, wojny i walki rewolucyjno-wyzwoleńcze po II wojnie świa-towej, cz. 1, Warszawa 1987, s. 161.43 Ibidem, s. 163.

Page 40: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

39

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

w obliczu wojny domowej. W tym okresie rząd polski, obserwując i analizując rozwój sy-tuacji, wystąpił w czerwcu 1959 r. z propozycją wznowienia działalności MKNiK, niestety bezskutecznie. 27 grudnia 1960 r. Polska ponownie apelowała o podjęcie kroków mających umożliwić przywrócenie w Laosie bezpieczeństwa i pokoju. Inicjatywa polska dała początek poważnej międzynarodowej akcji dyplomatycznej na rzecz wznowienia działalności Komisji. Była ona skuteczna, ponieważ 24 kwietnia 1961 r. ZSRR i Wielka Brytania wystąpiły do stron konfl iktu laotańskiego z apelem o zawieszenie broni oraz zapowiedziały wznowienie pracy MKNiK, a także zwołanie nowej międzynarodowej konferencji w sprawie Laosu. Tego samego dnia ZSRR i Wielka Brytania wystąpiły do rządów Indii, Kanady i Polski z propozycją podję-cia natychmiastowych kroków zmierzających do reaktywowania działalności Komisji.

26 kwietnia 1961 r. działania bojowe zostały zawieszone, a dwa dni później, po kilku-letniej przerwie, w New Delhi, z udziałem premiera Indii Jawaharlala Nehru, odbyło się inauguracyjne posiedzenie MKNiK. Podczas konferencji genewskiej, trwającej od maja do lipca 1961 r., strony konfl iktu laotańskiego zawarły porozumienie o przerwaniu działań wo-jennych, utworzeniu Rządu Jedności Narodowej z Souvanna Phumą jako premierem.

8 maja 1961 r. do Vientiane – stolicy Laosu, przybyli pierwsi członkowie MKNiK. Okres stabilizacji i ewolucji politycznej w Laosie trwał zaledwie kilkanaście miesięcy. W tym czasie Komisja podjęła wiele działań w celu utrzymania zawieszenia broni i stworzenia atmosfery pojednania. Do poważnego wzrostu napięcia i kryzysu, który w konsekwencji przerodził się w wojnę domową, doszło po zamordowaniu 1 kwietnia 1963 r. w Vientiane ministra spraw za-granicznych, zwolennika neutralności Laosu, Quinima Pholsena. Podczas toczących się w Laosie w latach 1963–1972 działań wojennych prace MKNiK zostały niemal zupełnie sparaliżowane.

Latem 1972 r. strony konfl iktu laotańskiego podjęły wreszcie rozmowy zmierzające do zakończenia wojny domowej. Ich efektem było podpisanie 21 lutego 1973 r. układu „O przywróceniu pokoju i ustanowieniu zgody narodowej w Laosie”, nawiązującego do usta-leń przyjętych na konferencji genewskiej w 1962 r. MKNiK w Laosie miała kontynuować działalność zgodnie z celami, uprawnieniami i zasadami pracy, ustalonymi w Genewie. Komisja mogła zatem wznowić działalność od 15 czerwca 1974 r., ale w niepełnym składzie, ponieważ delegacja Kanady, na polecenie swego rządu, została odwołana do kraju.

2 grudnia 1975 r. rząd Ludowo-Demokratycznej Republiki Laosu zwrócił się do Komi-sji z wnioskiem o zakończenie jej działalności. W związku z wypełnieniem porozumień w sprawie pokoju i pojednania w tym państwie oraz wykonaniem powierzonych zadań mandatowych, 31 grudnia MKNiK w Laosie przyjęła rezolucję o rozwiązaniu.

Uczestnicy konferencji genewskiej w lipcu 1954 r. powołali Międzynarodową Komisję Nadzoru i Kontroli w Kambodży.

Po kapitulacji Japonii we wrześniu 1945 r. na teren Kambodży weszły wojska francu-skie. 7 stycznia następnego roku zostało zawarte francusko-kambodżańskie porozumie-nie wstępne, na którego mocy zamiast rezydenta francuskiego, przy królu zainstalował się francuski komisarz. We wrześniu 1946 r. zostały przeprowadzone wybory, a w maju następ-nego roku przyjęto konstytucję, która stanowiła, że Kambodża ma być krajem stowarzyszo-nym w Unii Francuskiej. W 1949 r. w Paryżu podpisano kolejny układ francusko-kambo-dżański, w którym Francja uznawała niezawisłość Kambodży w ramach Unii Francuskiej44.

44 Ibidem, s. 49. Układu nie ratyfi kowała Kambodża.

Page 41: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

40

ARTYKUŁY

Ta neokolonialna polityka francuska spotkała się z oporem i sprzeciwem ruchu niepodległo-ściowego Wolnych Khmerów, z którym sympatyzował król Norodom Sihanouk, zasiadający na tronie od 25 kwietnia 1941 r. W 1946 r. zbrojne oddziały partyzanckie zapoczątkowały działania przeciwko garnizonom wojsk francuskich. W kwietniu 1950 r. został utworzony Front Wolnego Khmeru. Dalszy rozwój wydarzeń sprawił, że Francja 9 listopada 1953 r. wycofała się z Kambodży.

Potwierdzenie niepodległości oraz neutralności Kambodża uzyskała na mocy postano-wień konferencji genewskiej, podpisanych 21 lipca 1954 r., które nakazywały jednocześnie opuszczenie Kambodży przez wojska francuskie oraz wojska północnowietnamskie, wspie-rające siły Frontu Wolnego Khmeru.

Do nadzoru i kontroli wykonania tych ustaleń została powołana MKNiK. Rozpoczynała ona działalność w Kambodży w skomplikowanych warunkach i w trudnej sytuacji politycz-nej zarówno wewnętrznej, jak i międzynarodowej w regionie indochińskim.

MKNiK w Kambodży otrzymała następujące zadania:– kontrola wycofania obcych wojsk zgodnie z przyjętymi ustaleniami układu o zaprzesta-

niu działań wojennych;– czuwanie nad bezpieczeństwem wojsk w czasie przegrupowań i ewakuacji;– nadzór nad nietykalnością granic Kambodży w celu zapobieżenia wprowadzania na tery-

torium tego państwa obcego personelu wojskowego oraz materiału wojennego;– kontrola zwalniania jeńców wojennych oraz internowanych osób cywilnych;– nadzór nad portami i lotniskami45.

W skład MKNiK w Kambodży wchodziły delegacje Indii, Kanady i Polski. Kwatera Główna została ulokowana w stolicy Kambodży, Phnom Penh. Komisja powołała 5 stałych grup inspekcyjnych. Utworzono również 3 grupy ruchome, które miały kontrolować obsza-ry przyległe do granicy lądowej i morskiej Kambodży.

Wycofanie obcych wojsk (wojska Unii Francuskiej i oddziały pochodzące z Wietnamu Północnego i Laosu) z terenu Kambodży miało zostać przeprowadzone w ciągu 30 dni. Artykuł 5 układu „O zaprzestaniu działań wojennych w Kambodży” przewidywał także, że w ciągu 30 dni od przerwania ognia Siły Zbrojne Ruchu Oporu Khmeru zostaną zdemobili-zowane na miejscu, a wojska armii królewskiej nie dokonają przeciwko nim żadnego wrogiego aktu46.

Pierwsza zmiana delegacji polskiej liczyła 62 osoby wojskowe i cywilne, w następnych zaś latach była zmniejszana (14 osób na przełomie 1956 i 1957, później już tylko 5–8). W sumie w latach 1954–1969 w pracach Komisji w Kambodży wzięło udział ponad 100 żołnierzy WP47.

Przygotowanie żołnierzy do udziału w misji kambodżańskiej i jej przebieg było bardzo podobne do misji w Wietnamie i Laosie.

Grupy inspekcyjno-kontrolne działały na podstawie postanowień konferencji genew-skiej i ustaleń układu o zaprzestaniu działań wojennych. Sytuacja w Kambodży nie była, szczególnie w pierwszych kilku latach po przyjęciu postanowień konferencji genewskiej, tak 45 W. Kozaczuk, Misje..., s. 130; Polacy w służbie pokoju, Warszawa 2006, s. 17.46 W. Kozaczuk, Misje…, s. 131.47 Cz. Dęga, Udział Wojska Polskiego w misjach pokojowych Organizacji Narodów Zjednoczonych, Warszawa 1993, s. 67. Z kolei J. Markowski (op. cit., s. 25) podaje, że w misji kambodżańskiej uczestniczyło 51 ofi cerów.

Page 42: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

41

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

skomplikowana, jak w Wietnamie i Laosie, toteż po wyborach przeprowadzonych 11 wrze-śnia 1955 r. i wobec coraz wyraźniejszych symptomów stabilizacji wewnętrznej, Komisja zmniejszyła liczebność o około 40%, a co za tym idzie również aktywność w sferze nadzor-czo-kontrolnej. Pod koniec lat pięćdziesiątych Kambodża coraz wyraźniej była postrzega-na na arenie międzynarodowej jako państwo niezaangażowane, a ukoronowaniem polityki władz kambodżańskich było przyjęcie 11 września 1957 r. przez Zgromadzenie Narodowe uchwały o neutralności kraju. Na początku lat sześćdziesiątych, kiedy narastał konfl ikt we-wnętrzny w Wietnamie i rosło zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w regionie indochiń-skim, rządowi Kambodży z Sihanoukiem na czele coraz trudniej przychodziło utrzymanie poprzedniego, neutralnego kierunku polityki. W pierwszej połowie lat sześćdziesiątych sy-tuację poważnie komplikowały coraz częstsze incydenty o charakterze zbrojnym na granicy Kambodży z Wietnamem Południowym. Taki rozwój sytuacji stawiał przed MKNiK coraz poważniejsze wyzwania i zadania. Komisja wielokrotnie musiała interweniować w sprawie licznych konfl iktów granicznych.

Z tego powodu, a także przypadków bombardowania terytorium Kambodży przez lotnictwo Wietnamu Południowego i Stanów Zjednoczonych, 13 maja 1963 r. władze Kambodży wniosły formalną skargę na forum ONZ. W sprawach tych MKNiK prowadziła następnie skomplikowa-ne dochodzenia, często jednak w końcowym ich etapie nie uzyskując jednomyślności.

Pod koniec lat sześćdziesiątych do coraz większego znaczenia i wpływów dochodziły środowiska prawicowe, związane z wyraźnie proamerykańskim gen. Lon Nolem. Uregulo-wane zostały stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, znacznej poprawie uległy w tym okre-sie również relacje kambodżańsko-chińskie. Chwilowa, jak się później okazało, stabilizacja sytuacji w Kambodży sprawiła, że władze wystąpiły z wnioskiem o rozwiązanie MKNiK. 9 października nota w tej sprawie została doręczona poszczególnym delegacjom w MKNiK, a także współprzewodniczącym konferencji genewskiej, czyli Wielkiej Brytanii i Związkowi Radzieckiemu, oraz wszystkim sygnatariuszom układów genewskich. W zaistniałej sytuacji 14 listopada 1969 r. delegat Kanady w MKNiK powiadomił delegacje Indii i Polski o pod-jętej przez Kanadę decyzji wycofania się z prac Komisji w Kambodży i Laosie. 31 grudnia 1969 r. Komisja zakończyła działalność.

Ogółem w latach 1954–1975 w trzech komisjach działających na terenie Indochin poko-jową służbę pełniło 1948 Polaków, w tym 1391 żołnierzy zawodowych. Ta kilkudziesięcio-letnia działalność przedstawicieli Polski, w przeważającej mierze żołnierzy Wojska Polskie-go, w znaczący sposób przyczyniła się do zaprzestania działań militarnych i uregulowania niezwykle skomplikowanej sytuacji w tym zapalnym regionie.

Przedstawiciele Wojska Polskiego w Międzynarodowej Grupie Obserwatorów w Nigerii

W trakcie trwania czterech wcześniej omówionych misji z udziałem żołnierzy Wojska Pol-skiego, w 1968 r. doszło do powołania Międzynarodowej Grupy Obserwatorów w Nigerii. Ich działalność różniła się pod wieloma względami od przedstawionych międzynarodowych komisji w Korei i państwach indochińskich, przede wszystkim liczebnością i charakterem realizowanych zadań. W historii udziału przedstawicieli Wojska Polskiego w misjach

Page 43: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

42

ARTYKUŁY

i operacjach pokojowych była to misja wyjątkowa, ponieważ, w odróżnieniu od omówio-nych wcześniej, została powołana nie przez konferencję międzynarodową, ale powstała z inicjatywy i na prośbę legalnego rządu federalnego Nigerii.

Nigeria uzyskała niepodległość 1 października 1960 r. Próbowano złączyć w jeden orga-nizm państwowy trzy odrębne regiony, rywalizujące o dominację nad możliwie największą częścią kraju. Konfl ikty wewnętrzne w Nigerii sięgały wielu wieków wstecz. Społeczeństwo nigeryjskie składało się z kilkunastu większych grup etnicznych i około 200 mniejszych ple-mion. Od początku niepodległości były widoczne zarodki przyszłego poważnego kryzysu wewnętrznego.

Pod koniec 1964 r. w Nigerii odbyły się wybory, które zdecydowanie wygrali przedsta-wiciele regionu północnego. Oznaczało to porażkę południowonigeryjskiego plemienia Ibo w walce o władzę i większe wpływy w całej Nigerii. W gronie polityków tego plemienia coraz wyraźniejsza była myśl o secesji. 15 stycznia 1966 r. ofi cerowie wywodzący się z Ibo dokonali zamachu stanu. Na czele nowego rządu wojskowego stanął gen. Aguiyi Ironsi z plemienia Ibo, dotychczasowy naczelny dowódca sił zbrojnych. Był to początek coraz większej dominacji przedstawicieli tego plemienia oraz eliminowania przeciwników. Ironsi rozwiązał wszystkie partie polityczne i nie zezwolił na organizowanie nowych.

Takie postępowanie doprowadziło wkrótce – 29 lipca 1966 r. – do kolejnego zamachu stanu, tym razem przeprowadzonego przez wojskowych wywodzących się z innych ple-mion. Gen. Ironsi zginął, a na czele nowego rządu federacyjnego stanął ówczesny szef szta-bu nigeryjskich sił zbrojnych, ppłk Yakubu Gowon.

Wojskowy gubernator regionu wschodniego, ppłk Chukwuemeka Odumegwu Ojukwu, odmówił uznania nowego rządu i 30 maja 1967 r. ogłosił secesję tego regionu, proklamu-jąc Republikę Biafra ze stolicą w Enugu. Republika Biafry była zamieszkana przez około 13,5 mln ludzi, z czego 8 mln to członkowie plemienia Ibo48. Niezwykle silnym atutem ekonomicznym Biafry były znajdujące się na jej obszarze bogate złoża ropy naft owej49. Rząd federalny początkowo zareagował na zbrojną rebelię jedynie wprowadzeniem blokady eko-nomicznej, a dopiero 7 lipca ppłk Gowon wydał rozkaz podjęcia działań zbrojnych. Od października 1967 do października 1968 r. Republika Biafry była odcięta od komunikacji morskiej i od granicy z Kamerunem. W tym czasie do opinii światowej zaczęły się prze-dostawać alarmujące wiadomości o rzekomych aktach ludobójstwa wojsk federalnych na ludności z plemienia Ibo.

Oskarżany o ludobójstwo federalny rząd Nigerii 28 sierpnia 1968 r. zwrócił się do rządów Kanady, Polski, Szwecji i Wielkiej Brytanii oraz do ONZ i Organizacji Jedności Afrykań-skiej (OJA) z prośbą o przysłanie międzynarodowej grupy obserwatorów, mających zbadać zasadność zarzutów strony biafrańskiej.

Rządy czterech państw oraz władze ONZ i OJA odpowiedziały na prośbę władz nige-ryjskich pozytywnie. We wrześniu 1968 r. został powołany międzynarodowy organ noszącynazwę Grupa Obserwatorów (Observers Team Nigeria – OTN). 19 września do stolicy Nigerii, Lagos, przyjechała pierwsza grupa obserwatorów50.48 Zob. http://pl.wikipedia.org/wiki/Biafra.49 Na obszarze Biafry znajdowało się 66% całości nigeryjskich złóż ropy naft owej. Zob. J. Różański, Nigeria – wiel-ka przeszłość i trudne dzisiaj, „Misyjne Drogi” 1998, nr 4, s. 2.50 A. Olkiewicz, Rola ofi cerów LWP w Międzynarodowej Grupie Obserwatorów w Nigerii, w: 25 lat…, s. 196.

Page 44: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

43

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

23 września Grupa Obserwatorów spotkała się z szefem rządu Nigerii, gen. Gowonem, podczas którego przyjęto szczegółowe wytyczne jej działania, uściślające przedstawiony przez władze Nigerii ogólny statut, tzw. Terms of reference. Zgodnie z przyjętymi ustalenia-mi obserwatorzy mieli przeprowadzać inspekcje na obszarach objętych działaniami wojen-nymi i na obszarach opanowanych przez armię federalną.

Działalność inspektorów miała przede wszystkim zweryfi kować ówczesne doniesienia o rzekomych aktach ludobójstwa51, dokonanych na członkach plemienia Ibo.

Delegacje krajów zaproszonych przez rząd Nigerii były 2-osobowe – szef i pomocnik.Stronę polską w Grupie Obserwatorów reprezentowali: płk Alfons Olkiewicz (obserwa-

tor, 1 października 1968–15 sierpnia 1969 r.); por. Michał Byczy (pomocnik, 1 października 1968–20 września 1969 r.); Tadeusz Kumanek (pomocnik, 1 października 1968–2 sierpnia 1969 r.); płk Józef Biernacki (obserwator, 30 lipca 1969–1 marca 1970 r.); ppłk Kazimierz Grymin (pomocnik, 9 października 1969–1 marca 1970 r.)52.

Działalność obserwatorów przypadła na toczącą się wojnę domową. Inspekcje mogli przeprowadzać jedynie na terenach znajdujących się pod panowaniem wojsk federalnych, a nie mieli takiej możliwości na terenie zajętym przez wojska secesyjne. Nie mając możliwości prowadzenia obserwacji i monitorowania sytuacji na obszarze zajętym przez siły biafrańskie, obserwatorzy musieli się ograniczać do przeprowadzania kontroli dokumentacji sił powietrz-nych, np. rozkazów, procedury związanej z wyborem celów, zdjęć lotniczych itp. Kontrole takie nie dawały żadnych podstaw do stawiania stronie federalnej zarzutów natury formalno-prawnej, a obserwatorzy byli przekonani, że dowódcy odpowiedzialni za prowadzenie działań przez siły powietrzne dokładali należytych starań w celu uniknięcia niepotrzebnych ofi ar i zniszczeń obiektów cywilnych. Kilka przeprowadzonych w późniejszym już czasie docho-dzeń na terenach i w obiektach cywilnych, które miały być zbombardowane, nie potwier-dziło wcześniejszych doniesień53.

Grupa Obserwatorów przygotowywała ogólny plan działalności na okres miesiąca, bar-dziej szczegółowy plan obejmował tydzień, przy czym obserwatorzy nie informowali rządu nigeryjskiego o tym, gdzie i kiedy będą przeprowadzali kontrolę. Wiedzieli o nich natomiast dowódcy różnych szczebli, ponieważ musieli na swoim terenie zapewnić obserwatorom bezpieczeństwo oraz umożliwić wykonanie zadania.

W skład grup wyjeżdżających w teren wchodziło po jednym obserwatorze z każdego z czterech państw. W czasie inspekcji w terenie obserwatorzy prowadzili kontrole na wszystkich szczeblach – od dowództwa dywizji po pojedyncze stanowiska karabinów ma-szynowych. Poza oddziałami i stanowiskami wojskowymi obserwatorzy kontrolowali rów-nież obozy jeńców wojennych, obozy przesiedleńców, ośrodki medyczne i żywnościowe Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, magazyny żywnościowe, wioski, bazary, punkty zbiorcze ludzi wychodzących z buszu, sierocińce i placówki misyjne.

51 Na podstawie uzgodnienia Grupy Obserwatorów z władzami federalnymi Nigerii przyjęto ONZ-owską defi -nicję ludobójstwa: Ludobójstwo jest to popełnianie określonych czynów, których celem jest zniszczenie częściowo lub w całości narodowej, etnicznej lub religijnej grupy jako takiej. Zob. ibidem, s. 199.52 Ibidem, s. 188.53 Alfons Olkiewicz jako przykład podaje doniesienia o rzekomym bestialskim zbombardowaniu Szpitala im. Królowej Elżbiety w Umuahia. Inspekcja przeprowadzona przez obserwatorów wykazała, że szpital pozostał nie-tknięty. Zob. ibidem, s. 200.

Page 45: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

44

ARTYKUŁY

Od 24 września 1968 do 30 stycznia 1970 r. Grupa Obserwatorów przeprowadziła 69 inspekcji54. W ocenie wszystkich bez wyjątku obserwatorów nie dały one żadnych pod-staw do uwiarygodnienia zarzutów o ludobójstwo i masowe mordy na ludności z plemienia Ibo, stawianych wojskom federalnym.

Działalność polskich ofi cerów w Nigerii przyczyniła się do przywrócenia stabilizacji i pokoju w tym wyniszczonym wojną domową kraju.

Wojsko Polskie w misjach pokojowych na Bliskim Wschodzie

Na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych nr 340 z 25 października 1973 r. zostały utworzone Doraźne Siły Zbrojne ONZ (DSZ ONZ) na Bli-skim Wschodzie. Ich zadaniem miało być nadzorowanie procesu rozdzielenia wojsk izra-elsko-arabskich.

Trwający od zakończenia II wojny światowej ostry konfl ikt izraelsko-arabski kilkakrot-nie doprowadzał do wybuchu wojny. 6 października 1973 r. rozpoczęła się czwarta w ciągu ćwierćwiecza wojna izraelsko-arabska. Działania militarne przeciwko Izraelowi rozpoczęły Egipt i Syria. Od początku tej wojny były prowadzone poufne rozmowy dyplomatyczne, które miały doprowadzić do przerwania walk. Oprócz przywódców walczących państw były w nie zaangażowane również ZSRR i Stany Zjednoczone. 22 października Rada Bezpieczeń-stwa uchwaliła rezolucję nr 338, która:– wzywała strony konfl iktu do całkowitego przerwania ognia i natychmiastowego zaprze-

stania wszelkich działań wojskowych, nie później niż 12 godzin po przyjęciu rezolucji, pozostając na zajmowanych w tym momencie pozycjach;

– wzywała strony do natychmiastowego rozpoczęcia rokowań mających doprowadzić do ustanowienia trwałego i sprawiedliwego pokoju na Bliskim Wschodzie55.Przerwanie działań miało nastąpić o godz. 18.50 czasu lokalnego. Jeszcze tego samego

dnia Izrael i Egipt zaakceptowały warunki przedstawione przez Radę Bezpieczeństwa, nie było natomiast ofi cjalnego stanowiska Syrii. Niestety, już w nocy z 22 na 23 października kilkugodzinny zaledwie rozejm został zerwany. W tej sytuacji Rada Bezpieczeństwa przyję-ła kolejną rezolucję (nr 339), w której:– potwierdzała decyzję o natychmiastowym zaprzestaniu wszelkiego rodzaju ognia i wszel-

kich działań militarnych;– domagała się pilnego wycofania walczących wojsk na pozycje zajmowane w czasie pierw-

szego nakazania przerwania ognia, tj. 22 października o godz. 18.50;– wzywała sekretarza generalnego ONZ do podjęcia kroków w celu natychmiastowego wy-

słania obserwatorów ONZ do sprawowania nadzoru nad przerwaniem ognia.Na linię frontu do nadzorowania przerwania ognia 24 października zostali wysłani

obserwatorzy ONZ znajdujący się w tym czasie na Bliskim Wschodzie, przede wszystkim w Kairze56. Nie wszędzie jednakże doszło do zaprzestania walk. Wobec wielu przypadków łamania postanowień rezolucji nr 339, Rada Bezpieczeństwa 25 października uchwaliła re-zolucję nr 340, która powtarzała wcześniejsze żądania przerwania ognia i wycofania wojsk 54 Szczegółowe zestawienie wszystkich 69 inspekcji zob. 25 lat…, zał. nr 29, s. 36.55 W. Kozaczuk, Misje..., s. 178.56 Byli to obserwatorzy ewakuowani w pierwszych dniach wojny znad Kanału Sueskiego.

Page 46: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

45

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

na pozycje, o których była mowa w rezolucjach nr 338 i 339. Jednocześnie rezolucja nr 340 upoważniała sekretarza generalnego ONZ do zwiększenia liczby obserwatorów na liniach przerwania ognia, zawierała również postanowienia w sprawie utworzenia Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ na Bliskim Wschodzie, podporządkowanych Radzie Bezpieczeństwa, któ-ra zwracała się również do państw członkowskich ONZ, oprócz stałych członków Rady, o wystawienie kontyngentów wojskowych do DSZ ONZ.

W raporcie z 26 października sekretarz generalny ONZ, Kurt Waldheim, poinformo-wał, że zostały powołane Doraźne Siły Zbrojne ONZ (United Nations Emergency Force – UNEF) z zadaniem nadzorowania wykonania zapisów paragrafu 1 rezolucji nr 340, naka-zującego stronom konfl iktu niezwłoczne i całkowite przerwanie ognia oraz powrót na pozy-cje zajmowane 22 października o godz. 18.50 czasu lokalnego57. Tego samego dnia do Kairu przybyła pierwsza 35-osobowa grupa żołnierzy fi ńskich z kontyngentu ONZ na Cyprze. W stolicy Egiptu została utworzona Kwatera Główna DSZ.

25 października sekretarz generalny ONZ na tymczasowego dowódcę organizowanych sił wyznaczył Fina gen. Ensio Siilasvuo. W pierwszych dniach od powołania DSZ do Egip-tu, poza żołnierzami fi ńskimi, przybyły kontyngenty wojskowe Austrii i Szwecji, wydzie-lone – podobnie jak kontyngent Finlandii – z sił pokojowych stacjonujących na Cyprze. 28 października DSZ ONZ liczyły już 585 żołnierzy, a zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami docelowo ich liczba miała wynosić około 7000 ludzi58.

Spośród tej pierwszej 585-osobowej grupy natychmiast została utworzona sieć poste-runków między pozycjami zajmowanymi przez oddziały izraelskie i egipskie na południo-wy zachód od Ismailii. Uruchomione zostały również patrole kontrolujące sytuację na tzw. ziemi niczyjej, czyli w pasie pomiędzy siłami Izraela i Egiptu.

2 listopada 1973 r., po wcześniejszych konsultacjach, Rada Bezpieczeństwa upoważniła sekretarza generalnego do nawiązania kontaktu z rządami siedmiu państw członkowskich ONZ w sprawie udziału ich kontyngentów wojskowych w DSZ. Były to: Ghana, Indonezja, Nepal, Panama, Peru, Polska i Kanada.

Rada Bezpieczeństwa sugerowała ponadto, aby zadania logistyczne zostały powierzone Polsce i Kanadzie. Na początku listopada oba państwa wysłały do Kairu grupy rekonesan-sowe. 9 listopada osiągnięto porozumienie w sprawie najpilniejszych zadań logistycznych. Ustalono, że strona kanadyjska wyśle do Egiptu jednostkę łączności, Polska zaś jednostkę inżynieryjno-saperską. Ostateczne ustalenia co do zakresu logistyki i podziału zadań po-między Polskę i Kanadę zostały sprecyzowane w memorandum podpisanym 21 listopada 1973 r. w siedzibie ONZ w Nowym Jorku przez przedstawicieli Polski, Kanady i Sekretariatu ONZ. Polsce przypadły do realizacji zadania inżynieryjne, transportowe w tzw. drugiej linii, czyli przewożenie zaopatrzenia z portów i lotnisk do magazynów DSZ59, oraz zadania zwią-zane z zabezpieczeniem medycznym całości DSZ ONZ. Kontyngenty polski i kanadyjski miały ponadto, tak jak i pozostałe kontyngenty wchodzące w skład DSZ, wydzielić grupy żołnierzy do Międzynarodowej Policji Wojskowej (Military Police).

57 W. Kozaczuk, Misje..., s. 180.58 S. Konieczny, Polska Wojskowa Jednostka Specjalna w Doraźnych Siłach Zbrojnych ONZ na Bliskim Wschodzie, Warszawa 1981, s. 10.59 Zadania transportowe w tzw. I linii, czyli strefi e buforowej, wykonywały pododdziały transportowe kontyngen-tów operacyjnych.

Page 47: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

46

ARTYKUŁY

11 listopada 1973 r. przedstawiciele strony egipskiej i izraelskiej, pod egidą przedsta-wicieli ONZ, podpisali porozumienie o wspólnym zaprzestaniu ognia i wszelkich działań oraz o powrocie wojsk na pozycje z 22 października. Faktycznie jednak warunki skuteczne-go realizowania powierzonych zadań DSZ zaistniały dopiero po 18 stycznia 1974 r., tj. po podpisaniu porozumienia izraelsko-egipskiego. Na jego podstawie wojska izraelskie były zobowiązane do wycofania się na półwysep Synaj, a na wschód od Kanału Sueskiego zo-stała utworzona strefa buforowa, rozciągająca się od Morza Śródziemnego na północy, po Zatokę Sueską na wysokości Suezu na południu, w odległości kilkunastu kilometrów od Kanału. Strefa buforowa miała około 170 km długości i 7–10 km szerokości. Utworzono w niej kilkadziesiąt posterunków obserwacyjnych, a na drogach prowadzących do niej punkty kontrolne. Wewnątrz strefy mogły przebywać jedynie oddziały DSZ ONZ60.

W połowie listopada do Kairu przybywały kolejne kontyngenty wydzielone przez po-szczególne państwa do DSZ: Austrii, Ghany, Finlandii, Indonezji, Irlandii, Nepalu, Panamy, Peru, Senegalu, Szwecji, Kanady oraz Polski (826 żołnierzy)61.

Najważniejsze zadania DSZ, wykonywane przez cały okres istnienia lub też okresowo, to:– obserwacyjno-kontrolne, polegające na obserwowaniu terenu i zachowania się rozdzie-

lonych wojsk;– mediacyjne, realizowane w zasadzie przez dowództwo DSZ;– rozdzielanie wojsk walczących stron, realizowane poprzez fi zyczną obecność wojsk

ONZ;– nadzorczo-inspekcyjne, polegające na kontrolowaniu liczby ludzi i sprzętu (jego ilości

i jakości) w pasach ograniczonej obecności wojsk i uzbrojenia;– pośrednictwo w przejmowaniu terenów opuszczanych przez oddziały izraelskie i przeka-

zywanie ich władzom egipskim;– humanitarne, polegające m.in. na dostarczaniu wody i żywności okrążonym wojskom

egipskim i ludności Suezu, w późniejszym okresie także udział w procesie wymiany jeń-ców wojennych czy odszukiwaniu zwłok poległych na froncie żołnierzy62.Polska Wojskowa Jednostka Specjalna (PWJS) została powołana rozkazem ministra

obrony narodowej nr 024/MON z 26 listopada 1973 r.Zgodnie z memorandum w sprawie podziału zadań logistycznych między kontyngenty

polski i kanadyjski, podpisanym 21 listopada 1973 r., PWJS otrzymała trzy podstawowe za-dania mandatowe: transport w tzw. drugiej linii, inżynieryjne zabezpieczenie strefy buforo-wej i medyczne zabezpieczenie całości DSZ ONZ. Zadania te w szczególności obejmowały:– przewóz osób, żywności, materiałów pędnych i smarów oraz innych środków materiało-

wych;– wydobywanie, uzdatnianie i dowóz wody do wszystkich kontyngentów i posterunków

obserwacyjnych w całej strefi e buforowej;60 S. Konieczny, op. cit., s. 12. Drugie porozumienie egipsko-izraelskie o rozdzieleniu wojsk na półwyspie Synaj, na którego podstawie strefa buforowa miała zostać rozszerzona dalej na wschód, podpisano 4 IX 1975.61 L. Gregorowicz, Pięć lat służby w Polskiej Wojskowej Jednostce Specjalnej Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ na Bliskim Wschodzie, w: 25 lat..., s. 223–224. Od połowy 1976 r. służbę operacyjną w DSZ ONZ pełniły już tylko kontyngenty Szwecji, Indonezji, Ghany i Finlandii oraz w zakresie lotniczym mały kontyngent australijski. Zob. S. Konieczny, op. cit., s. 14.62 Ibidem, s. 16.

Page 48: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

47

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

– sprawdzanie i rozpoznanie pod względem rozminowania dróg, terenu i obiektów oraz niszczenie i unieszkodliwianie min i innych materiałów wybuchowych znajdujących się w strefi e działania DSZ ONZ;

– budowę i remont obiektów mieszkalnych i sztabowych na potrzeby DSZ ONZ;– utrzymywanie w technicznej sprawności wszystkich dróg dowozu w strefi e buforowej

oraz w rejonach rozminowania jednostki i pozostałych kontyngentów wojskowych, bu-dowa nowych dróg;

– prowadzenie szpitala i polikliniki, leczenie specjalistyczne żołnierzy, sprawowanie nad-zoru sanitarno-higienicznego nad wszystkimi kontyngentami DSZ, zaopatrywanie ich w leki63.Zrealizowanie tak szerokiego spektrum zadań wymagało od polskich żołnierzy znako-

mitego przygotowania specjalistycznego, olbrzymiej wiedzy, sprawności techniczno-orga-nizacyjnej i umiejętności wykonywania trudnych zadań w nietypowych dla nich, ciężkich warunkach geografi czno-klimatycznych Bliskiego Wschodu.

Organizację i przygotowanie pierwszej zmiany PWJS powierzono Warszawskiemu Okręgowi Wojskowemu; powstała na bazie 6 Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej. Na dowódcę pierwszej zmiany PWJS został wyznaczony płk dypl. Jerzy Jarosz.

Większość składu pierwszej zmiany stanowili specjaliści o wysokich kwalifi kacjach i bo-gatym doświadczeniu zawodowym, inżynierowie, lekarze, technicy, mechanicy, kierowcy itd.

Pierwsza zmiana, w odróżnieniu od wszystkich kolejnych, została sformowana w trybie pilnym, więc nie miała w zasadzie czasu na zorganizowane szkolenie. W następnych mie-siącach i latach, w opracowanym już gruntownym systemie szkolenia, wykorzystano bogate doświadczenie pierwszych bliskowschodnich „misjonarzy”.

PWJS tworzyły:– dowództwo;– sztab;– polski personel w Kwaterze Głównej DSZ;– kompania dowodzenia i ochrony;– kompania inżynieryjna;– kompania transportowa;– kompania obsługi;– kompania remontowa;– kompania budowlana;– kompania inżynieryjna w Suezie;– baza w el Tasa64.Na wyposażeniu pierwszej zmiany PWJS znalazły się 352 pojazdy mechaniczne65, sta-

cje fi ltrów wodnych, agregaty wiertnicze do wydobywania wody, 25 elektrowni polowych, 63 Ibidem, s. 22; L. Gregorowicz, op. cit., s. 223–224.64 D. Kozerawski, Polskie kontyngenty wojskowe w operacjach pokojowych (1973–1999), „Przegląd Historyczno--Wojskowy” 2005, nr 1, s. 93.65 PWJS dysponowała około 30% całego parku samochodowego DSZ ONZ. 95% samochodów przetransporto-wano do Egiptu drogą morską. 20 XII 1973 do Aleksandrii przybył statek Polskiej Żeglugi Morskiej m/s „Radzion-ków”, który dostarczył 130 samochodów oraz wiele ton sprzętu i wyposażenia wojskowego. Zob. S. Konieczny, op. cit., s. 26.

Page 49: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

48

ARTYKUŁY

różnorodne maszyny inżynieryjne, ruchome warsztaty naprawcze sprzętu, wyposażenie kwatermistrzowskie, m.in.: kuchnie polowe, pralnie, łaźnie, piekarnie i 340 namiotów. Szpi-tal polowy, którego otwarcie nastąpiło 20 lipca 1974 r., był wyposażony w sale operacyjne, gabinety specjalistyczne, aparat rentgenowski i izby chorych66.

Przerzut pierwszej zmiany PWJS do Kairu rozpoczął się 13 listopada 1973 r. Na miej-sce budowy obozu wojskowego dla PWJS został wyznaczony teren hipodromu w dzielnicy Heliopolis. Pierwsza polska baza została później nazwana przez żołnierzy bazą „Słońce”67. Kolejna grupa polskich żołnierzy przybyła do Kairu 16 listopada. Dziesięć dni później, 26 listopada, na terenie polskiej bazy odbył się pierwszy poranny apel PWJS z wciągnięciem błękitnej fl agi ONZ na maszt. Dzień ten przyjęło się traktować jako ofi cjalne rozpoczęcie funkcjonowania polskiego kontyngentu w DSZ ONZ na Bliskim Wschodzie.

W pierwszym okresie najpilniejszym zadaniem PWJS było:– zorganizowanie pola namiotowego dla kontyngentu polskiego;– przygotowanie oraz oznakowanie miejsc pod pole namiotowe dla kontyngentów

Ghany, Nepalu i Indonezji;– ogrodzenie ważniejszych obiektów DSZ;– rozbudowanie stanowisk ogniowych i ukryć dla całego stanu osobowego jednostki;– wykonanie instalacji elektrycznej i uruchomienie agregatów prądotwórczych;– budowa parku samochodowego, stacji kontroli i obsługi technicznej pojazdów;– budowa świetlic i innych obiektów kulturalno-rozrywkowych i sportowych68.Jednocześnie przystąpiono do wykonywania pierwszych zadań mandatowych, tj. uzdat-

niania wody i zaopatrywania w nią wszystkie kontyngenty, sprawdzanie terenu pod wzglę-dem rozminowania w rejonach, w których miały być rozmieszczone austriackie posterunki obserwacyjne na linii przerwania ognia itd.

Początkowy okres funkcjonowania polskiej misji wojskowej w Egipcie był równie trud-ny dla pododdziałów transportowych zaangażowanych w tworzenie strefy buforowej. Kie-rowcy polscy rozwozili około 1500 beczek, którymi oznakowano granicę strefy, pomagali w przewożeniu sprzętu i wyposażenia innych kontyngentów. Operacja związana z utworze-niem strefy buforowej trwała kilka tygodni. Siły pokojowe ONZ obsadziły wszystkie poste-runki do 21 lutego 1974 r.

Po utworzeniu i oznakowaniu strefy buforowej zapadła decyzja o przeniesieniu Kwatery Głównej DSZ i baz logistycznych w pobliże strefy, do Ismailii. Na miejsce polskiej bazy został wyznaczony obóz al Ghala. Pierwsza zmiana wniosła poważny wkład w organizację szpitala polowego, który ofi cjalnie został otwarty 20 lipca 1974 r., czyli już po zakończeniu przez nią służby. Nie ulega wątpliwości, że żołnierze tej zmiany wnieśli największy wkład w budowę szeroko rozumianych podstaw logistycznych do funkcjonowania wszystkich kontyngentów DSZ ONZ.

Od wysiłku i sprawności polskich żołnierzy w rozminowywaniu i oczyszczaniu tere-nu z niebezpiecznych pozostałości na polu walki uzależnione było wykonywanie zadań przez bataliony operacyjne w strefi e buforowej, ale i poza nią, na drogach dojazdowych, miejscach budowy obozów wojskowych i baz. Mimo ogromnego wysiłku polskich saperów 66 Ibidem, s. 24–25; L. Gregorowicz, op. cit., s. 226.67 S. Konieczny, op. cit., s. 24.68 L. Gregorowicz, op. cit., s. 228–229.

Page 50: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

49

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

z kompanii inżynieryjnej w pierwszych miesiącach funkcjonowania DSZ ONZ nie obyło się, niestety bez ofi ar. W połowie 1974 r. bilans strat wśród żołnierzy ONZ wyniósł 8 zabi-tych i 14 rannych69. Nie było wśród nich żołnierzy z PWJS.

Podczas I zmiany PWJS na Bliskim Wschodzie w kraju został utworzony Zespół Ope-racyjny ds. PWJS w DSZ ONZ, którego zadaniem miała być koordynacja całości prac zwią-zanych z przygotowaniem, szkoleniem, rotacją, zaopatrzeniem i kierowaniem działalno-ścią kolejnych zmian. Bogatszy o doświadczenia I zmiany Zespół Operacyjny przystąpił do opracowania koniecznych aktów normatywnych regulujących sprawy formowania, szko-lenia, dowodzenia i zaopatrywania PWJS. Kolejne zmiany przechodziły już szczegółowo opracowany system szkolenia, korzystając z bogatych doświadczeń swych poprzedników.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno nowe doświadczenie wynikające z funkcjonowa-nia w układzie i systemie dowodzenia międzynarodowego – PWJS, zachowując odrębną strukturę, pełniła służbę w oparciu o własne, narodowe regulaminy, pozostając jednocze-śnie w strukturze międzynarodowej.

Największe doświadczenie w zakresie funkcjonowania w międzynarodowym systemie dowodzenia i kierowania zdobyli żołnierze polscy służący w Kwaterze Głównej DSZ ONZ w Ismailii, koordynującej działalność wszystkich kontyngentów narodowych. W jej składzie znajdowali się przedstawiciele blisko 50 narodowości. Podczas I zmiany DSZ w Kwaterze Głównej pracowało 34 Polaków, w drugiej – 37, w kolejnych po 39, w tym 21 ofi cerów, 8 chorążych, 5 podofi cerów zawodowych oraz 5 żołnierzy służby zasadniczej70.

Po kilku miesiącach bardzo intensywnych prac, w drugiej połowie 1974 r. PWJS weszła w fazę względnej stabilizacji. Znaczne zintensyfi kowanie jej działalności nastąpiło na prze-łomie lat 1975/1976. Wiązało się to z podpisanym 4 września 1975 r. drugim porozumie-niem egipsko-izraelskim o rozdzieleniu wojsk na półwyspie Synaj, w wyniku czego strefa buforowa miała zostać rozszerzona.

Operacja przemieszczenia i rozszerzenia strefy buforowej otrzymała kryptonim „Moonglow” („Poświata Księżyca”). Poprzedzona została okresem wytężonych prac organizacyjno-przygotowawczych realizowanych zarówno przez odpowiednie służby Kwatery Głównej, jak i poszczególne kontyngenty logistyczne i operacyjne.

W tym okresie szczególną rolę odegrały kontyngenty polski i kanadyjski, które odpowia-dały za rozpoznanie dróg i terenu, przygotowanie kolumn transportowych i pododdziałów zaopatrzenia, sprawdzenie i rozminowanie nowych rejonów dyslokacji pododdziałów, ich inżynieryjne zabezpieczenie oraz za urządzenie wysuniętego stanowiska dowodzenia wraz z węzłem łączności Kwatery Głównej po wschodniej stronie Kanału Sueskiego71.

Od lipca 1976 r. ważną rolę w ugrupowaniu DSZ na półwyspie Synaj ogrywała Polowa Baza Logistyczna w el Tasa, gdzie mieściło się centrum dyspozycyjne transportu dla pół-nocnego i środkowego obszaru strefy buforowej oraz wydzielony pododdział inżynieryjno-saperski, którego zadaniem było oczyszczanie szlaków komunikacyjnych, budowa nowych dróg, rozminowywanie terenu i usuwanie niewybuchów. Komendantem tej bazy był zazwy-czaj ofi cer polski w stopniu majora.

69 W. Kozaczuk, Misje..., s. 213.70 S. Konieczny, op. cit., s. 37.71 W. Kozaczuk, Misje..., s. 217.

Page 51: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

50

ARTYKUŁY

W latach 1973–1979, w dwunastu zmianach, pełniło służbę 11 649 żołnierzy i pracow-ników cywilnych wojska, w tym 3987 żołnierzy zawodowych, 7080 żołnierzy służby zasad-niczej i 582 pracowników cywilnych72. Kontyngenty polski i kanadyjski należały do naj-większych. Cechą charakterystyczną PWJS, wynikającą z zakresu wykonywanych przez nią zadań, był bardzo wysoki odsetek specjalistów. O różnorodności zrealizowanych przez nich zadań i rezultatach działalności świadczą następujące dane:

– środki transportowe przejechały 33 232 838 km;– przewieziono 419 532 t ładunków;– oczyszczono i uzdatniono 383 271 m3 wody;– wykryto i zniszczono 14 791 sztuk min, bomb, granatów i pocisków;– wykryto i zniszczono 282 645 sztuk amunicji;– sprawdzono i odpiaszczono 14 690 km dróg;– sprawdzono pod względem rozminowania 2 169 494 km2;– hospitalizowano 3535 osób;– leczono w poliklinice 57 614 osób73.Podpisanie egipsko-izraelskiego układu pokojowego w Camp David oznaczało, że man-

dat DSZ ONZ na Synaju, wygasający 24 lipca 1979 r., nie zostanie przez Radę Bezpieczeń-stwa przedłużony.

29 października 1979 r. miało miejsce uroczyste pożegnanie żołnierzy jednostki z jej proporcem i przekazanie go wydzielonej grupie PWJS na wzgórzach Golan. Było to jedno-cześnie symboliczne zakończenie służby PWJS w Egipcie i rozpoczęcie w pełni samodziel-nej misji w siłach obserwacyjnych ONZ w Syrii74.

7 grudnia 1979 r. ostatnia grupa żołnierzy polskich, wraz z dowództwem XII zmia-ny, powróciła do Polski. Nie oznaczało to jednak zakończenia udziału Wojska Polskiego w misji pokojowej na Bliskim Wschodzie, ponieważ nadal pozostawał kontyngent wojsko-wy w Siłach Zbrojnych ONZ w Syrii.

Siły ONZ do Obserwacji Rozdzielenia Wojsk (United Nations Disengagement Observer Force – UNDOF) zostały powołane na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 350 z 31 maja 1974 r. Ich zadaniem było rozdzielenie wojsk izraelskich i syryjskich na wzgórzach Golan w Syrii.

Gdy Rada Bezpieczeństwa ONZ w październiku 1973 r. wezwała strony konfl iktu bli-skowschodniego do zaprzestania działań wojennych, wojska syryjskie zastosowały się do tego apelu, lecz w czasie tworzenia DSZ ONZ Syria nie wyraziła zgody na ich rozmieszcze-nie na swoim terytorium. Na wzgórzach Golan nadal dochodziło do lokalnych syryjsko--izraelskich potyczek, grożących przerodzeniem się w znacznie poważniejszy konfl ikt.

W wyniku poufnych negocjacji międzynarodowych, 31 maja 1974 r. w Genewie zostało zawarte porozumienie syryjsko-izraelskie w sprawie rozdzielenia wojsk. Tego samego dnia Rada Bezpieczeństwa powołała UNDOF. Mandat, opracowany zgodnie z protokołem przy-jętym w Genewie, nakładał na wojska UNDOF obowiązek: a) dołożenia wszelkich starań

72 S. Konieczny, op. cit., s. 39; F. Gągor i K. Paszkowski (Międzynarodowe operacje pokojowe w doktrynie obronnej RP, Warszawa 1999, s. 151) podają, iż łącznie w PWJS służyło i pracowało 1699 osób, w tym 4037 żołnierzy zawo-dowych, 7080 żołnierzy służby zasadniczej i 582 pracowników cywilnych wojska.73 S. Konieczny, op. cit., s. 40.74 Ibidem, s. 42.

Page 52: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

51

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

dla utrzymania rozejmu i nadzorowania jego skrupulatnego przestrzegania, b)nadzorowania wykonania porozumienia i załączonego do niego protokołu w odniesieniu zarówno do strefy rozdzielenia jak i stref ograniczonej obecności wojsk i uzbrojenia75. Głównym koordynatorem sił pokojowych ONZ na Bliskim Wschodzie został przedstawiciel sił zbrojnych Finlandii, gen. E. Siilasvuo, dowódcą wojsk ONZ na półwyspie Synaj (UNEF) – Indonezyjczyk, gen. Rais Abin, natomiast dowódcą UNDOF – Austriak, gen. Hannes Philipp76.

Strefa rozdzielenia wojsk izraelskich i syryjskich obejmowała na północy masyw Her-monu, z najwyższym szczytem wysokości 2814 m, biegła pasem szerokości około 10 km na południe i kończyła się przy granicy z Jordanią77. Rozdzielenie wojsk izraelskich i syryjskich miało zostać zakończone w ciągu 20 dni od wejścia w życie porozumienia.

Porozumienie genewskie przewidywało, że w strefi e buforowej zostanie wprowadzona cywilna administracja syryjska. Poza strefą buforową, na wschód i zachód od niej, zostały utworzone również strefy ograniczonej obecności wojsk i uzbrojenia, których szerokość wy-nosiła około 21 km. Kontrola nad przestrzeganiem postanowień dotyczących strefy ograni-czonej obecności wojsk była realizowana przez Korpus Obserwatorów Wojskowych ONZ (United Nations Truce Supervision Organisation – UNTSO) utworzony w 1948 r., podczas konfl iktu palestyńskiego. W czerwcu 1974 r. 90-osobowa grupa obserwatorów UNTSO zo-stała podporządkowana Kwaterze Głównej UNDOF w Damaszku.

Do porozumienia syryjsko-izraelskiego został dołączony również dokument określający funkcje i skład sił ONZ w Syrii. Zgodnie z przyjętymi ustaleniami miały one liczyć 1250 żoł-nierzy. Sekretarz generalny ONZ zaproponował, aby w skład sił UNDOF weszły kontyngen-ty operacyjne wojsk Austrii i Peru, przerzucone ze stacjonujących w Egipcie wojsk UNEF. Zabezpieczenie logistyczne miało spoczywać na żołnierzach polskich i kanadyjskich, także wydzielonych z sił UNEF.

5 czerwca pierwsza grupa 93 żołnierzy polskich z dowódcą, mjr. dypl. Eugeniuszem No-wakiem, przybyła do obozu Kanaker, 48 km na południe od Damaszku. Trzy dni później saperzy polscy wykonywali już pierwsze właściwe zadania mandatowe, polegające na pro-wadzeniu rozpoznania saperskiego i rozminowywaniu terenu przeznaczonego na rozmiesz-czenie sztabów i wysuniętego stanowiska Kwatery Głównej UNDOF. Kolejne zmiany grupy wydzielonej do realizacji zadań w Syrii do lipca 1979 r. podlegały bezpośrednio dowódz-twu PWJS. Dopiero po zakończeniu misji w Egipcie i rozwiązaniu PWJS polski kontyngent w UNDOF uzyskał samodzielność, funkcjonując odtąd jako Polski Kontyngent Wojskowy, w związku z realizacją zadań o charakterze logistycznym noszący nazwę Pollog78.

Rozdzielanie wojsk izraelskich i syryjskich zostało rozpoczęte 6 czerwca 1974 r. Wyco-fywanie wojsk izraelskich trwało do 25 czerwca. Opuszczany zaś teren przez wojska izra-elskie zajmowały od razu pododdziały kontyngentów operacyjnych (austriacki i peruwiań-ski). Od początku w akcję rozdzielania był zaangażowany pluton polskich saperów, który początkowo otrzymał zadanie oczyszczenia z min i niewybuchów terenu przeznaczonego pod obóz wojsk austriackich i polskich w Kanaker, natomiast już 6 czerwca przystąpił do akcji w strefi e frontowej. Niezwykle ważne i nie mniej trudne do realizacji zadania w tym 75 W. Kozaczuk, Misje..., s. 234.76 L. Grot, T. Konecki, E. Nalepa, Pokojowe dzieje Wojska Polskiego, Warszawa 1988, s. 313.77 S. Konieczny, op. cit, s. 14.78 D. Kozerawski, op. cit., s. 94.

Page 53: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

52

ARTYKUŁY

początkowym okresie realizował plutonem transportowym, odpowiedzialnym za zaopa-trzenie Kwatery Głównej i baz poszczególnych kontyngentów w żywność, wodę i paliwo.

Jesienią 1974 r. rozpoczął się nowy etap działalności UNDOF, polegający na stałym i systematycznym kontrolowaniu przestrzegania przez strony konfl iktu warunków porozu-mienia rozejmowego i kontrolowaniu strefy rozdzielenia wojsk.

Warunki bytowe w obozie polskim w Kanaker miały charakter typowo polowy, a do-datkowym utrudnieniem w realizacji zadań było znaczne jego oddalenie od strefy buforo-wej. W tej sytuacji zdecydowano o przeniesieniu polskiej bazy do Camp Faouar, położonej w sąsiedztwie strefy rozdzielenia, u podnóża masywu górskiego Hermon79.

Pierwsza grupa polskich żołnierzy w UNDOF liczyła 93 osoby. Kolejne były większe i średnio liczyły 130–160 żołnierzy. W ich składzie znajdowały się następujące pododdziały: dowodzenia i obsługi, transportowy, inżynieryjny, remontowy, budowlany oraz laborato-rium sanitarno-epidemiologiczne80. Przedstawiciele Wojska Polskiego zajmowali również odpowiedzialne stanowiska w Kwaterze Głównej UNDOF.

W związku ze zmianami organizacyjnymi w UNDOF (1993 r.) oraz częściową reduk-cją stanu osobowego wojsk ONZ w Syrii, realizację całości zadań logistycznych Pollog przekazał żołnierzom kontyngentu kanadyjskiego81. Jednostka polska została rozwiązana i w październiku 1993 r. powróciła do kraju. W latach 1974–1993 w 38 zmianach na wzgó-rzach Golan służyło 3662 żołnierzy i pracowników cywilnych wojska82.

Przedstawiciele Wojska Polskiego w Misji Dobrych Usług Organizacji Narodów Zjednoczonych w Afganistanie i Pakistanie

27 grudnia 1979 r. wojska armii ZSRR, w odpowiedzi na prośbę rządu afgańskiego, wkroczyły na terytorium Afganistanu. Celem tej interwencji była pomoc rządowi w Kabulu w walce z siłami powstańczymi.

14 stycznia 1980 r. Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych przyjęło rezolu-cję potępiającą zbrojną interwencję radziecką w Afganistanie, żądając natychmiastowego i bezwarunkowego wycofania obcych sił zbrojnych z terytorium tego państwa83. Powstańcy afgańscy zorganizowali liczne bazy i obozy szkoleniowe na terenie Pakistanu, wspierającego ich działalność polityczną i militarną.

11 lutego 1981 r. sekretarz generalny ONZ, Kurt Waldheim, powołał zastępcę ds. poli-tycznych, polityka peruwiańskiego Javiera Péreza de Cuéllara, na swego specjalnego przed-stawiciela w sprawie rozwiązania tej kryzysowej sytuacji. Podczas wizyt w kwietniu i sierpniu 1981 r. w Afganistanie i Pakistanie de Cuéllar przeprowadził rozmowy z przedstawicielami rządów tych państw na temat możliwości rozwiązania konfl iktu. Zarówno strona afgańska, jak i pakistańska zaakceptowały zaproponowany przez niego czteropunktowy plan negocja-cji, które miały być przeprowadzone w Genewie. W rokowaniach genewskich udział bra-li przedstawiciele Afganistanu, Pakistanu, ZSRR i Stanów Zjednoczonych. Zakończyły się one podpisaniem 14 kwietnia 1988 r. porozumienia, na które złożyło się kilka odrębnych

79 S. Konieczny, op. cit., s. 30.80 D. Kozerawski, op. cit., s. 94; J. Markowski, op. cit., s. 48.81 D. Kozerawski, op. cit., s. 95.82 F. Gągor, K. Paszkowski, op. cit., s. 151.83 Zob. http://www.un.org/Depts/dpko/co_mission/ungomap/background.html.

Page 54: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

53

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

dokumentów. Najważniejsze z nich to: dwustronne afgańsko-pakistańskie porozumienie o zasadach stosunków wzajemnych, traktujące przede wszystkim o nieingerencji i nieinter-wencji; deklaracja w sprawie międzynarodowych gwarancji dla zawartego porozumienia, podpisana przez ZSRR i Stany Zjednoczone, oraz dwustronne porozumienie afgańsko-pa-kistańskie o możliwości swobodnego powrotu uchodźców. Tego samego dnia sekretarz ge-neralny ONZ poinformował Radę Bezpieczeństwa o efektach rokowań genewskich i o swej propozycji wysłania 50 obserwatorów wojskowych w region konfl iktu. 25 kwietnia Rada Bezpieczeństwa wydała wstępną zgodę na powołanie grupy specjalnych obserwatorów.

Formalną decyzję o powołaniu Misji Dobrych Usług Organizacji Narodów Zjednoczo-nych w Afganistanie i Pakistanie (United Nations Good Offi ces Mission in Afghanistan and Pakistan – UNGOMAP) podjęła Rada Bezpieczeństwa 31 października 1988 r. w rezolucji nr 622. Natychmiast po tym sekretarz generalny ONZ zainicjował procedurę powołania Misji Dobrych Usług ONZ. Zatrzymał także na dotychczasowym stanowisku, jako swo-jego specjalnego przedstawiciela czuwającego nad wprowadzeniem w życie i przestrzega-niem postanowień genewskich, Diego Cordoveza, na jego zastępcę powołał przedstawicie-la fi ńskich sił zbrojnych, gen. mjr. Rauli Helminena84, natomiast Stałym Przedstawicielem Sekretarza Generalnego w Afganistanie został polityk cypryjski, Benon Sevan. Grupę 50 obserwatorów wojskowych powołano tymczasowo spośród ofi cerów pełniących służbę w UNTSO, UNDOF oraz w UNIFIL85. Do udziału w Misji Dobrych Usług ONZ swych przedstawicieli oddelegowało 10 państw, w tym Polska. Działalność obserwatorów miała się skupiać przede wszystkim na trzech najważniejszych zadaniach:

– monitorowaniu nieingerencji i nieinterwencji obu stron;– monitorowaniu wycofywania wojsk radzieckich z Afganistanu;– monitorowaniu dobrowolnego powrotu uchodźców86.Pierwsze elementy doradcze Misji Dobrych Usług przybyły w rejon zadań 25 kwiet-

nia 1988 r., tj. w dniu podjęcia nieformalnej jeszcze decyzji przez Radę Bezpieczeństwa. Działalność formalną dwie Kwatery Główne, w Kabulu i w Islamabadzie, rozpoczęły 15 maja 1988 r. Polskę reprezentowało 4 ofi cerów87.

Już na początku misji obserwatorzy UNGOMAP otrzymali od przedstawicieli wojsk ra-dzieckich w Afganistanie szczegółowe informacje na temat planu ich wycofania, rozmiesz-czenia oddziałów, wykaz i opis szlaków drogowych, po których będą wycofywane, oraz punkty przekraczania granicy afgańsko-radzieckiej. Członkowie UNGOMAP założyli trzy stałe placówki po stronie afgańskiej: na przejściach granicznych w miejscowościach Hay-raton i Torghundi oraz w bazie lotniczej w Shindand, skąd wycofywano wojska radzieckie drogą powietrzną88. Każda placówka była obsadzona zwykle przez dwóch ofi cerów, których podstawowym zadaniem było monitorowanie przebiegu wycofywania wojsk radzieckich. Działania obserwatorów UNGOMAP obejmowały również kontrole garnizonów afgań-skich w czasie wycofywania lub natychmiast po wycofaniu z nich sił radzieckich.

84 W maju 1989 r. gen. mjr. R. Helminena zastąpił inny ofi cer fi ński, płk Heikko Happonen.85 Zob. http://www.un.org/Depts/dpko/co_mission/ungomap/bacground.html.86 Ibidem.87 J. Markowski, op. cit., s. 52.88 Zob. http://www.un.org/Depts/dpko/co_mission/ungomap/bacground.html.

Page 55: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

54

ARTYKUŁY

15 sierpnia 1988 r. przedstawiciel wojsk radzieckich poinformował obserwatorów UNGOMAP, że żołnierze radzieccy zostali wycofani z 10 głównych garnizonów wojsko-wych, które przekazano wojsku afgańskiemu. 8 kolejnych ważnych garnizonów, w Ka-bulu, na północ od niego i w północno-zachodnim Afganistanie, nadal pozostawało pod kontrolą radziecką. Zgodnie z porozumieniem genewskim 50% wojsk radzieckich opuściło terytorium Afganistanu w ciągu 3 miesięcy od wejścia ich w życie. W tej fazie z Afganistanu wycofano także około połowę sprzętu bojowego89.

25 stycznia 1989 r. strona radziecka poinformowała obserwatorów UNGOMAP o sposobie, w jaki wycofywanie jej wojsk z Afganistanu zostanie doprowadzone do końca. W pierwszej połowie lutego reszta żołnierzy radzieckich miała zostać ewakuowana do ZSRR drogą powietrzną i transportem lądowym. 14 lutego zespół obserwatorów przybył na kontrolę do ostatniego z większych garnizonów radzieckich w Tashqurghan i stwierdził, że ostatni żołnierze radzieccy opuścili go 12 lutego.

Poza kilkoma, notyfi kowanymi wcześniej przez stronę radziecką, przypadkami opóź-nienia w wycofywaniu jej wojsk obserwatorzy UNGOMAP stwierdzili, że operacja opusz-czenia terytorium Afganistanu przez jednostki radzieckie zakończyła się zgodnie z posta-nowieniami przyjętymi w porozumieniu genewskim. Następnie obserwatorzy UNGOMAP zlikwidowali trzy stałe placówki: w Hayratan, Torghundi i w bazie lotniczej w Shindand90.

Od początku działalności Misji Dobrych Usług Obserwatorów NZ władze Afganistanu i Pakistanu kierowały do jej członków liczne zarzuty i skargi na rzekome naruszanie przez drugą stronę postanowień genewskich dotyczących nieingerencji i nieinterwencji. Strona afgańska zarzucała wrogie działania polityczne i propagandowe podejmowane wobec władz afgańskich na terytorium Pakistanu, nielegalne przekraczanie granicy przez rebeliantów i przerzut materiału wojennego, ataki rakietowe na afgańskie miasta, dokonywanie aktów sabotażu, naruszanie afgańskiej przestrzeni powietrznej przez samoloty pakistańskie, utrzy-mywanie na terenie Pakistanu baz szkoleniowych i dostawy broni dla zbrojnych grup opo-zycyjnych. Strona pakistańska stawiała Afganistanowi podobne zarzuty91. Większość tych zgłoszeń była dokładnie badana przez obserwatorów UNGOMAP, niestety nie we wszyst-kich przypadkach członkowie Misji Dobrych Usług byli w stanie przeprowadzić śledztwo. Poważnym utrudnieniem w ich pracy były niezwykle ciężkie warunki terenowe, a ponadto od zgłoszenia naruszeń do podjęcia śledztwa w terenie mijało często zbyt dużo czasu, co praktycznie minimalizowało możliwości weryfi kacji. Niekiedy też ze względu na wysoki stopień niebezpieczeństwa zagrażający obserwatorom, nie mogli oni w ogóle podjąć działań dochodzeniowych w terenie.

Pierwotnie mandat UNGOMAP miał trwać do stycznia 1990 r., lecz na wniosek se-kretarza generalnego ONZ z 9 stycznia 1990 r. Rada Bezpieczeństwa przedłużyła go o 2 miesiące. Misja Dobrych Usług ONZ formalnie zakończyła działalność 15 marca 1990 r., lecz 10 ofi cerów obserwatorów zostało oddelegowanych do utworzonego w czerwcu 1990 r. Biura Sekretarza Generalnego w Afganistanie i Pakistanie (OSGAP), które funkcjonowało do marca 1993 r. Wojsko Polskie oddało do jego dyspozycji 6 ofi cerów92.89 Ibidem.90 Ibidem.91 Ibidem.92 J. Markowski, op. cit., s. 52.

Page 56: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

55

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Przedstawiciele Wojska Polskiego w Grupie Obserwatorów Wojskowych Organizacji Narodów Zjednoczonych w Iranie i Iraku

9 lutego 1979 r. w Iranie wybuchła rewolucja islamska. Jednym z pierwszych posunięć jej przywódców było proklamowanie 1 kwietnia 1979 r. Islamskiej Republiki Iranu. Sąsiadujący z Iranem Irak został uznany za jednego z głównych wrogów nowego państwa, a jego przy-wódców oskarżono o zdradę wartości islamskich. Nowe władze irańskie domagały się wręcz utworzenia Irackiej Republiki Iranu. Iraccy szyici stanowili w tym państwie większość, ale byli dyskryminowani przez mniejszość sunnicką. Różnice wyznaniowe między członka-mi tych dwóch odłamów islamu zamierzał wykorzystać nowy przywódca Iranu, ajatollach Chomeini. Podjęte przez niego działania groziły Irakowi wybuchem szyickiej rewolucji.

16 lipca 1979 r. prezydentem Iraku został Saddam Hussein, którego ambicją było prze-kształcenie państwa w potęgę dominującą w regionie Zatoki Perskiej. Hussein przystąpił do restrykcyjnych działań mających na celu wyeliminowanie aktywnie działającej opozycji, przede wszystkim szyickiej. W obawie przed przeniesieniem rewolucji islamskiej z Iranu na terytorium Iraku, w grudniu 1979 r. ostrzegł Chomeiniego przed udzielaniem pomocy irackiej opozycji, grożąc podjęciem stanowczych kroków, z zerwaniem iracko-irańskiego układu pokojowego.

W kwietniu 1980 r., w ramach działań skierowanych przeciwko antysaddamowskiej opo-zycji, zostali aresztowani przywódcy irackich szyitów, około 35 tys. szyitów irackich, podej-rzewanych o działalność lub tylko sympatyzowanie z szyicką opozycją, zostało wydalonych z kraju. Jednocześnie władze Iraku zintensyfi kowały działalność zmierzającą do wsparcia opozycji w Iranie. Z kolei ajatollach Chomeini wystąpił do żołnierzy irackich z apelem o obalenie Saddama Husseina. Inną przyczyną konfl iktu iracko-irańskiego były również irackie dążenia do zaanektowania irańskiego Chuzestanu z jego bogatymi złożami ropy naf-towej.

W czerwcu 1980 r. stosunki dyplomatyczne pomiędzy skonfl iktowanymi państwami zostały zawieszone. Konsekwencją rosnącego napięcia w stosunkach iracko-irańskich był wybuch wojny 22 września 1980 r.

Pierwsze działania na rzecz przywrócenia pokoju w rejonie Zatoki Perskiej ONZ podjęła już 23 września 1980 r., kiedy to sekretarz generalny Kurt Waldheim zaoferował usługi na rzecz rozwiązania konfl iktu. 28 września Rada Bezpieczeństwa przyjęła rezolucję nr 479, wzywając Irak i Iran do natychmiastowego zaprzestania działań wojennych i przystąpienia do uregulowania spornych kwestii z wykorzystaniem środków pokojowych. Rezolucja ta nie przyniosła oczekiwanego przez społeczność międzynarodową efektu93.

11 września 1980 r. sekretarz generalny ONZ wyznaczył Olofa Palme, byłego premiera Szwecji, na swego specjalnego przedstawiciela, powierzając mu trudną misję doprowadze-nia do zakończenia wojny iracko-irańskiej i przywrócenia pokoju w rejonie Zatoki Perskiej. Jedynym efektem działalności Palmego było doprowadzenie do wymiany jeńców wojen-nych w 1981 i w roku 198294. Eskalacja wojny postępowała z każdym dniem, a wysiłki mię-dzynarodowe nie przynosiły pożądanego efektu.

93 Zob. http://www.un.org/Depts/dpko/dpko/co_mission/unimogbackgr.html.94 Ibidem.

Page 57: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

56

ARTYKUŁY

9 czerwca Javier Pérez de Cuéllar, następca Kurta Waldheima na stanowisku sekreta-rza generalnego ONZ, zaapelował do walczących stron o powstrzymanie się od ataków na ludność cywilną. Po wyrażeniu przez Irak i Iran zgody na zaprzestanie ataków na ośrodki z ludnością cywilną, sekretarz generalny podjął decyzję o wysłaniu dwóch specjalnych grup inspektorów mających sprawować nadzóru nad przestrzeganiem podjętego zobowiązania i ewentualnymi dochodzeniami w razie ich łamania. Pod koniec czerwca 1984 r. dwie grupy obserwatorów spośród wojskowego personelu United Nations Truce Supervision Organi-zation (UNTSO) oraz przedstawiciel Sekretariatu ONZ zostali rozmieszczeni w Bagdadzie i Teheranie. Ich misja trwała 4 lata i w dużym stopniu okazała się przydatna w okresie for-mowania Grupy Obserwatorów Wojskowych ONZ (United Nations Iran–Iraq Military Ob-server Group – UNIIMOG) w roku 198895.

23 stycznia 1987 r. sekretarz generalny ONZ wystąpił z kolejną inicjatywą dyplomatycz-ną zmierzającą do zakończenia wojny iracko-irańskiej. Na spotkaniu z przedstawicielami państw – stałych członków Rady Bezpieczeństwa przedstawił kilkupunktowy plan rozwią-zania konfl iktu w Zatoce Perskiej. Kilkumiesięczne konsultacje międzynarodowe dopro-wadziły do przyjęcia przez Radę Bezpieczeństwa rezolucji nr 598, w której – podobnie jak w rezolucji nr 582 z 1986 r. – wzywała ona do natychmiastowego przerwania ognia, wy-cofania wojsk poza granice uznane przez społeczność międzynarodową oraz całkowitej wymiany jeńców wojennych. Irak zgodził się na przyjęcie tych warunków, wyrażając goto-wość do współpracy z Radą Bezpieczeństwa w celu wprowadzenia tych ustaleń w życie. Iran wprawdzie nie odrzucił rezolucji, lecz krytykował niektóre jej postanowienia. Przez kilka następnych miesięcy sekretarz generalny ONZ prowadził dalsze konsultacje w Bagdadzie, Teheranie i Nowym Jorku. W tym samym czasie działania wojenne trwały nieprzerwanie.

Intensywne międzynarodowe konsultacje prowadzone przez sekretarza generalnego ONZ przyniosły w końcu oczekiwany efekt. 17 czerwca 1988 r. Iran ofi cjalnie powiadomił o zaakceptowaniu ustaleń rezolucji nr 598. Następnego dnia również Irak potwierdził wcze-śniejszą zgodę na przyjęcie jej warunków. 7 września sekretarz generalny przedłożył Radzie Bezpieczeństwa propozycję powołania Grupy Obserwatorów Wojskowych ONZ oraz ich przyszłe zadania. 8 sierpnia Rada Bezpieczeństwa, po uzgodnieniach z Iranem i Irakiem, zdecydowała, że przerwanie ognia nastąpi 20 sierpnia o godz. 3.00, natomiast rozmowy pokojowe rozpoczną się 25 sierpnia w Genewie96.

Sekretarz generalny ONZ w raporcie z 7 września zadania mandatowe obserwatorów defi niował następująco:– ustalenie, w porozumieniu z przedstawicielami stron walczących, przebiegu linii prze-

rwania ognia wzdłuż zajmowanych pozycji w dniu wybuchu wojny, z ewentualnymi od-chyleniami od nich, gdyby uznano, iż są one położone zbyt blisko siebie;

– monitorowanie przestrzegania przez siły zbrojne obu państw przerwania ognia;– przeprowadzanie dochodzeń w wypadkach naruszania zwieszenia ognia;– nadzór nad wycofaniem wszystkich sił poza granice uznane przez społeczność między-

narodową;

95 Ibidem.96 Ibidem.

Page 58: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

57

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

– działalność na rzecz osiągnięcia przez strony konfl iktu porozumienia i rozstrzygnięć zmierzających do zmniejszenia napięcia w stosunkach między nimi i budowy zaufania;

– nadzór nad przestrzeganiem przez strony ustaleń dotyczących dopuszczalnej ilości wojsk, broni i jej rodzajów, rozmieszczonych bezpośrednio przy granicy uznanej przez społecz-ność międzynarodową;

– patrolowanie przez okręty wojenne, działające pod auspicjami ONZ, szlaku wodnego na rzece Szatt al-Arab97.9 sierpnia 1988 r. Rada Bezpieczeństwa przyjęła rezolucję nr 619 aprobującą raport

sekretarza generalnego i powołującą Grupę Obserwatorów Wojskowych ONZ w Iranie i Iraku. Członkowie Rady Bezpieczeństwa zdecydowali, że misja powinna trwać 6 miesięcy, o ile Rada nie zdecyduje inaczej98.

Na szefa Grupy Obserwatorów ONZ został powołany przedstawiciel Jugosławii, gen. mjr Slavko Jovic, który pełnił służbę na tym stanowisku do listopada 1990 r. Jego następcą został reprezentant Bangladeszu, brygadier S. Anam Khan, pełniący obowiązki szefa misji do 28 lutego 1991 r., tj. do jej zakończenia99. Stan liczebny grupy określono na około 400 osób, w tym 350 obserwatorów wojskowych. W skład UNIIMOG weszli przed-stawiciele 26 państw, w tym Polski.

10 sierpnia, dzień po przyjęciu przez Radę Bezpieczeństwa rezolucji nr 619, pierwsze dwie grupy obserwatorów przybyły do Iranu i Iraku. Ich zadaniem było nawiązanie łączno-ści z władzami obydwu państw oraz przeprowadzenie rekonesansu, przede wszystkim co do rozmieszczenia całości misji.

Do terminu przerwania ognia, czyli do 20 sierpnia godz. 3.00, w Iraku i Iranie było obec-nych już 307 obserwatorów wojskowych i główny element kanadyjskiego pododdziału łącz-ności, dzięki czemu już pierwszego dnia 51 patroli mogło rozpocząć działalność mandatową.

Część Kwatery Głównej misji była rozmieszczona w Teheranie, część zaś w Bagdadzie, natomiast obserwatorzy w czterech sektorach po stronie irańskiej i w trzech po stronie irac-kiej. Każdy z sektorów kontrolowało kilka grup obserwatorów. Długość linii przerwania ognia kontrolowana przez poszczególne grupy wynosiła od 70 km na południu do 250 km na północy100. Obserwatorzy UNIIMOG mieli do dyspozycji kilka samolotów, realizujących przede wszystkim zadania komunikacyjne, obserwacyjne i transportowe.

1400-kilometrowa linia rozgraniczenia walczących stron przebiegała przez bardzo zróżnicowane tereny, co oczywiście miało decydujący wpływ na metody jej patrolowania. W skład patrolu wchodziło zwykle 2–3 obserwatorów, którzy – w zależności od terenu – realizowali zadania, korzystając z różnych środków transportu: samochodów, śmigłow-ców, łodzi, a także mułów. Każdego dnia wyruszało średnio 64 patrole. W ciągu pierwszych 9 tygodni od wprowadzenia przerwania ognia obserwatorzy UNIIMOG zanotowali 1072 skargi na nieprzestrzeganie tych ustaleń. Z czasem liczba tego typu zgłoszeń malała, aż do niemal zupełnego zaniechania przypadków wymiany ognia. Każda ze zgłoszonych skarg była weryfi kowana w drodze szczegółowego dochodzenia. Działalność dochodzeniowa

97 Ibidem.98 Zob. Resolution 619 (1988) of 9 August 1988, http://www.un.org/Depts/dpko/dpko/co_mission/uniimogres.html.99 Zob. http://www.operationpaix.net/KHAN-S-Anam.100 Długość całej linii przerwania ognia wynosiła około 1400 km.

Page 59: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

58

ARTYKUŁY

dowiodła, że większość przypadków złamania postanowienia o przerwaniu ognia rzeczywi-ście miała miejsce, w tym kilka zdarzeń tego typu niosło za sobą bardzo poważne skutki.

Poza przypadkami złamania postanowienia o przerwaniu ognia obserwatorzy wojskowi zanotowali liczne przypadki przemieszczania się wojsk obu stron poza przyjęte linie rozgra-niczenia, rozbudowy pozycji obronnych, zaminowywania terenu itp.

Sytuacja w regionie Zatoki Perskiej pogorszyła się po agresji Iraku na Kuwejt i okupacji części tego państwa w sierpniu 1990 r., chociaż w pierwszych miesiącach nie odbiło się to w istotny sposób na sytuacji na granicy iracko-irańskiej i działalności mandatowej obser-watorów UNIIMOG.

W związku ze stałym wzrostem stabilizacji stosunków iracko-irańskich i realizowaniem przyjętych przez strony konfl iktu postanowień, 27 września 1990 r. Rada Bezpieczeństwa przyjęła rezolucję nr 671, która redukowała szeregi UNIIMOG do 230 osób, w tym 184 obserwatorów wojskowych101. Rada Bezpieczeństwa zdecydowała ponadto o przedłużeniu mandatu misji UNIIMOG o 2 miesiące, tj. do końca listopada 1990 r. W tym czasie strony miały wycofać pozostałe oddziały wojskowe.

W październiku i listopadzie Iran i Irak kontynuowały wycofywanie wojsk. Poza kilko-ma mniejszymi nieporozumieniami obserwatorzy UNIIMOG nie zanotowali poważniej-szych naruszeń przyjętych postanowień. W tym czasie sekretarz generalny ONZ prowadził z przedstawicielami obu państw intensywne konsultacje dotyczące przyszłości UNIIMOG i możliwości kolejnego przedłużenia misji. Zaproponował, aby obserwatorzy kontynuowali zadania mandatowe przez następnych 6 miesięcy. O ile władze Iraku wyraziły zgodę, a wręcz nalegały, na przedłużenie misji UNIIMOG o kolejne pół roku, to władze Iranu zdecydowa-nie odrzuciły propozycję przedłużenia mandatu więcej niż o 2 miesiące, domagając się rów-nież zmniejszenia liczby obserwatorów do 50–60 po każdej ze stron102. W tych warunkach sekretarz generalny, nie mając innego wyjścia, zwrócił się do Rady Bezpieczeństwa o prze-dłużenie mandatu misji o 2 miesiące i zmniejszenie jej do 120 obserwatorów wspieranychprzez konieczny personel cywilny. Postanowienia te znalazły odzwierciedlenie w rezolucji Rady nr 676 z 28 listopada 1990 r. W tym czasie obserwatorzy UNIIMOG mieli pomóc w doprowadzeniu do rozwiązania pozostałych spornych kwestii granicznych i do wzajem-nej wymiany informacji na temat pozostawionych pól minowych, mieli również nadzoro-wać przestrzeganie przyjętych przez strony wszelkich innych zobowiązań.

Redukcja personelu do 60 obserwatorów po stronie Iranu i 56 po stronie Iraku spowo-dowała również konieczność zmiany ich rozmieszczenia i struktury sektorów. Po każdej ze stron utworzono po 3 sektory, w których służbę pełniły 15-osobowe grupy obserwatorów.

Możliwość wypełniania zadań mandatowych przez obserwatorów UNIIMOG została znacznie ograniczona na początku 1991 r., 15 stycznia mijał bowiem termin wycofania sił irackich z Kuwejtu. W razie nie wykonania decyzji Rady Bezpieczeństwa, przeciwko Irako-wi miały być użyte siły koalicji międzynarodowej. Obserwatorzy UNIIMOG na taki rozwój wypadków mieli specjalnie przygotowany plan, który do minimum miał ograniczyć grożące im niebezpieczeństwo. Po wybuchu działań wojennych, 17 stycznia 1991 r. obserwatorzy opuścili Irak. Część z nich udała się na Cypr, inni do Iranu103. Pomimo skomplikowanej 101 Zob. http://www.un.org/Depts/dpko/dpko/co_mission/unimogbackgr.html.102 Ibidem.103 Ibidem.

Page 60: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

59

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

sytuacji, sekretarz generalny zwrócił się do Rady Bezpieczeństwa o przedłużenie mandatu misji UNIIMOG o kolejny miesiąc, aby ostatecznie wypełnić jej zadania. 31 stycznia Rada przyjęła rezolucję nr 685 przedłużającą mandat UNIIMOG do 28 lutego 1991 r.

W zaistniałej sytuacji obserwatorzy wojskowi mogli kontynuować swoje zadania jedynie na terytorium Iranu, utrzymując jednakże stały kontakt z przedstawicielami władz Iraku poprzez regularne spotkania na granicy irańsko-irackiej. 20 lutego obserwatorzy stwierdzi-li, że z ostatniego spornego miejsca wojska stron konfl iktu zostały wycofane. Tym samym ich zadania kontrolno-weryfi kujące wycofanie wojsk poza wyznaczone linie zostały w pełni wykonane i 28 lutego 1991 r. misję obserwatorów wojskowych UNIIMOG uznano za za-kończoną.

W misji UNIIMOG w latach 1988–1991 wzięło udział 45 polskich ofi cerów, po 15 w trzech kolejnych zmianach. Pierwszy do Iraku wyjechał szef polskich obserwatorów, płk Roman Ba-ryszczyk. Trzy dni później do Bagdadu poleciało pozostałych 14 ofi cerów. Część z nich miała już za sobą doświadczenie w innych misjach pokojowych ONZ na Bliskim Wschodzie104.

Grupy obserwatorów UNIIMOG miały charakter międzynarodowy, w związku z czym polscy ofi cerowie zostali skierowani do poszczególnych grup, w których mieli działać samo-dzielnie, bez stałego kontaktu z innymi przedstawicielami zespołu polskiego. W Kwaterze Głównej w Bagdadzie służbę pełnili płk R. Baryszczyk i mjr Jagiełło, 7 ofi cerów służyło w Sektorze Południowym, po 3 w Centralnym i Północnym.

Podobnie jak w poprzednich misjach, tak i w ramach UNIIMOG ofi cerowie WP pełnili służbę z największym poświęceniem, nie bacząc na liczne trudy, niedogodności, a nawet poważne niebezpieczeństwo.

Żołnierze Wojska Polskiego w Grupie Przejściowej Pomocy Narodów Zjednoczonych dla Namibii

Od 1802 do 1868 r. terytorium obecnej Namibii było penetrowane przez różnego rodza-ju misje brytyjskie i niemieckie. W latach 1868–1870 wybuchły przeciwko nim pierwsze bunty rdzennej ludności. Od 1884 r. przez dwadzieścia lat trwał planowy wykup tamtejszej ziemi przez osadników niemieckich. W latach 1894–1907 Niemcy objęły protektorat nad Namibią, przekształcony następnie w kolonię105.

Po I wojnie światowej, na mocy postanowień traktatu wersalskiego, terytorium Namibii, pod ówczesną nazwą jako Afryka Południowo-Zachodnia, zostało przekazane pod protek-torat Wielkiej Brytanii, jako terytorium mandatowe Ligii Narodów. Administrację na tym terenie w imieniu Wielkiej Brytanii sprawował członek Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, Związek Południowej Afryki.

Po zakończeniu II wojny światowej Afryka Południowo-Zachodnia stała się terytorium powierniczym ONZ pod administracją Związku Południowej Afryki, który w 1946 r. wystą-pił do ONZ o prawo inkorporowania powierzonego obszaru. Zgromadzenie Ogólne ONZ 14 grudnia 1946 r. odrzuciło to żądanie. Związek Południowej Afryki zlekceważył decyzję Rady Powierniczej oraz rezolucje ONZ i w 1949 r. faktycznie, a w 1959 r. aktem prawnym przyłączył terytorium Afryki Południowo-Zachodniej. Dwa lata później, 31 maja 1961 r. 104 G. Ciechanowski, Żołnierze polscy w misjach i operacjach pokojowych poza granicami kraju w latach 1953–1989, Toruń 2007, s. 245.105 E. J. Osmańczyk, Encyklopedia ONZ i stosunków międzynarodowych, Warszawa 1982, s. 333.

Page 61: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

60

ARTYKUŁY

Związek Południowej Afryki wystąpił z Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, ogłaszając się Republiką106.

12 czerwca 1968 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję nr 2372XXII, w której postanowiło (...) proklamować zgodnie z wolą rdzennej ludności, że Afryka Południowo-Za-chodnia będzie odtąd znana pod nazwą Namibia107, równocześnie potępiło władze RPA za aneksję Namibii i niszczenie jej rdzennej ludności i terytorium.

20 marca 1969 r. Rada Bezpieczeństwa ponowiła żądanie ONZ wycofania się Republiki Po-łudniowej Afryki z Namibii. Dwa lata później problem prawno-polityczny rozstrzygnął Mię-dzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (MTS) w Hadze, który orzekł nielegalność aneksji, zobowiązując jednocześnie RPA do niezwłocznego wycofania swej administracji z Namibii i zakończenia tym samym okupacji jej terytorium108.

RPA nie uznała ani wyroku MTS, ani żądań ONZ wyrażanych w kolejnych rezolucjach. Po wieloletnich bezowocnych negocjacjach do pewnego przełomu doszło w 1978 r., gdy Rada Bezpieczeństwa przyjęła rezolucję nr 431 wyznaczającą fi ńskiego dyplomatę, Martti Ahtisaariego, na Specjalnego Przedstawiciela Sekretarza Generalnego ONZ dla Namibii, zobowiązując go do opracowania warunków i planu wprowadzenia w życie rezolucji nr 385 z 1975 r., przewidującej niepodległość Namibii po wolnych wyborach, przeprowadzonych pod kontrolą ONZ109. Wstępny plan tego procesu został zaakceptowany i przyjęty przez Radę Bezpieczeństwa w rezolucji nr 435 z 29 września 1978 r.

Do pełnego porozumienia w sprawie Namibii doszło dopiero w 1989 r. 16 lutego te-goż roku Rada Bezpieczeństwa przyjęła rezolucję nr 632 powołującą Grupę Przejściowej Pomocy Narodów Zjednoczonych (United Nations Transition Assistance Group in Nami-bia – UNTAG). Najważniejszym jej zadaniem było stworzenie odpowiednich warunków do przeprowadzenia wolnych wyborów nadzorowanych przez ONZ. Międzynarodowe siły UNTAG miały nadzorować porozumienia o przerwaniu walk pomiędzy wojskami połu-dniowoafrykańskimi i siłami partyzanckimi Organizacji Narodu Afryki Południowo-Za-chodniej (South West African People Organization – SWAPO), ześrodkowanie, redukcję i wycofanie wojsk południowoafrykańskich z terenu Namibii, nadzorowanie powrotu do domów uchodźców, jeńców i więźniów politycznych110.

Charakter zadań dla UNTAG wymagał powołania mieszanej, wojskowo-cywilnej mi-sji. W jej składzie znalazło się: 4493 osoby personelu wojskowego, w tym trzy bataliony operacyjne: fi ński, kenijski i malezyjski; 300 obserwatorów wojskowych z 13 państw i jednostki: wsparcia logistycznego, łączności, inżynieryjna; transport powietrzny, kompa-nia administracyjna, jednostka medyczna; 1000 obserwatorów cywilnych z zadaniem mo-nitorowania przygotowywanych wyborów powszechnych; 1500 policjantów wykonujących zadania przejęte po wycofanej policji południowoafrykańskiej; 1000 osób cywilnych zaan-gażowanych w biurach wyborczych (część stanowił personel lokalny)111.106 Ibidem, s. 455.107 Ibidem, s. 334.108 Ibidem, s. 334.109 J. Markowski, op. cit., s. 56.110 Zob. http://en.wikipedia.org/wiki/UNTAG, United Nations Transition Assistance Group, s. 6; F. Gągor, K. Pasz-kowski, op. cit., s. 152.111 J. Markowski, op. cit., s. 57. Zob. też G. Ciechanowski, op. cit., s. 202; http://www.unic.un.org.pl/misje_pokojo-we/mzaf_untag.php, UNTAG, s. 1.

Page 62: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

61

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Na czele sił UNTAG stanął przedstawiciel Indii, gen. por. Dewan Prem Chanda. Kwatera Główna misji mieściła się w Windhoek, późniejszej stolicy państwa. Tworzyli ją przedsta-wiciele 50 państw, w tym Polski112.

Do udziału w misji UNTAG Polska skierowała jednostkę logistyczną (241 żołnierzy za-wodowych i 132 żołnierzy służby zasadniczej) oraz 20-osobową grupę obserwatorów woj-skowych113.

Kontyngent Wojska Polskiego do misji w Namibii był organizowany w trybie przy-spieszonym. Już kilka dni przed podjęciem przez Radę Ministrów uchwały z 22 marca 1989 r. część żołnierzy przebywała w rejonie mandatowym114. Na dowódcę kontyngentu został wyznaczony ppłk Kazimierz Giłej. Przyjęty etat jednostki przewidywał wysłanie do Namibii 74 osób.

Formowanie kontyngentu prowadzono w Kłodzku, spośród żołnierzy jednostek Ślą-skiego Okręgu Wojskowego. Zarówno podczas przygotowań, jak i w trakcie trwania misji dowództwo kontyngentu korzystało z pomocy i wiedzy dyplomatów polskich, znających warunki panujące w rejonie misji115.

Pierwsza grupa polskich ofi cerów została skierowana do Namibii 9 marca 1989 r. 14 marca wyjechała 19-osobowa grupa na czele z kmdr. ppor. Zdzisławem Jamką, której zadaniem był wybór odpowiedniego miejsca na obóz dla naszego kontyngentu. Zasadniczy człon kontyngentu polskiego odleciał do Namibii w 3 grupach w kwietniu 1989 r.116.

Struktura organizacyjna Polskiej Wojskowej Jednostki Logistycznej przedstawiała się następująco:– dowództwo;– sztab;– kompania dowodzenia i obsługi;– kompania transportowa;– kompania zaopatrzenia;– Centralna Składnica UNTAG;– służby tyłowe (sekcja medyczna, sekcja żywnościowa, sekcja techniczna);– wydzielona grupa żandarmerii polowej (Military Police)117.

Kontyngent polski został dyslokowany w koszarach w okolicy miejscowości Grootfonte-in. Do zadań polskiej jednostki logistycznej (POLLOG) należało m.in.:– zapewnienie przewozu osób cywilnych i wojskowych;– zapewnienie zaopatrzenia, nadzorowanie dowozu artykułów i materiałów nadchodzą-

cych z zagranicy przez port morski w Walvis Bay i lotniczy w Eros do Centralnej Skład-nicy Zaopatrzenia UNTAG;

– zarządzanie zasobami Centralnej Składnicy Zaopatrzenia;– dowóz artykułów i materiałów zgromadzonych w Centralnej Składnicy do magazynu

w Grootfontein lub wprost do jednostek wojskowych i elementów cywilnych;112 Zob. http://www.unic.un.org.pl/misje_pokojowe/mzaf_untag.php, UNTAG, s. 1. J. Markowski (op. cit.) i G. Ciechanowski (op. cit.) błędnie podają, że składała się ona z przedstawicieli (...) prawie 100 krajów.113 F. Gągor, K. Paszkowski, op. cit., s. 152. Zob. też J. Markowski, op. cit., s. 57.114 G. Ciechanowski, op. cit., s. 207.115 Ibidem, s. 209.116 Ibidem.117 D. Kozerawski, op. cit., s. 96; G. Ciechanowski, op. cit., s. 319.

Page 63: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

62

ARTYKUŁY

– przewożenie materiałów z magazynów pośrednich, m.in. z Grootfontein, do miejsc sta-cjonowania jednostek wojskowych lub kwater samodzielnych kompanii znajdujących się w innych miejscach niż dowództwo batalionów;

– zapewnienie transportu poszczególnym jednostkom UNTAG stacjonującym w rejonie odpowiedzialności polskiego batalionu;

– prowadzenie remontów sprzętu i pojazdów produkcji polskiej znajdujących się na jego wyposażeniu118.Misja UNTAG nie należała do łatwych. Oprócz mniejszych lub większych potyczek

zbrojnych, żołnierze polscy byli narażeni na wiele trudnych i groźnych dla zdrowia i życia sytuacji. Dotyczyło to w szczególności żołnierzy kompanii transportowej, pokonujących często kilkusetkilometrowe trasy. Podczas 12-miesięcznej misji w Namibii śmierć ponio-sło 19 członków jej personelu119. Śmiertelne wypadki nie ominęły kontyngentu polskiego. 5 września 1990 r. w wypadku samochodowym zginęło trzech polskich żołnierzy: chor. Jan Boleszczuk, chor. Władysław Wojciechowski i chor. Ryszard Zalewski120.

Szczytowym momentem działalności sił UNTAG był okres wyborów powszechnych w Namibii, które zostały przeprowadzone w dniach 7–11 listopada 1989 r. Bezpośrednio przed wyborami członkowie sił UNTAG przeprowadzali rejestrację osób, którym przysłu-giwało prawo wyborcze, przygotowywali lokale wyborcze, a w trakcie wyborów prowadzili ich obserwację. UNTAG zorganizował 70 stałych i 110 ruchomych punktów rejestrujących wyborców, zarejestrował 10 partii politycznych biorących udział w wyborach. Ponad 350 lokali wyborczych na terytorium Namibii było monitorowanych przez policyjne, wojskowe i cywilne międzynarodowe komponenty misji. W zabezpieczeniu wyborów wzięli udział przedstawiciele ponad 25 państw, w tym żołnierze i obserwatorzy z Polski121. W bezpośred-nim zabezpieczeniu wyborów zaangażowanych było 20 polskich żołnierzy, wykonujących zarówno zadania związane z nadzorowaniem wyborów, jak i logistyczne.

Oprócz jednostki logistycznej w Namibii działała również 20-osobowa grupa obserwa-torów wojskowych. Cała międzynarodowa grupa obserwatorów liczyła 300 ofi cerów, repre-zentujących 14 państw. Do ich zadań należało:– monitorowanie przestrzegania warunków zawieszenia broni między walczącymi stronami;– nadzór nad siłami południowoafrykańskimi w bazach wojskowych;– obserwacja wycofania pododdziałów południowoafrykańskich do RPA;– obserwacja procesu demobilizacji oddziałów Obrony Terytorialnej Południowo-Zachod-

niej Afryki (South-West Africa Territory Defence);– nadzór nad zdawaniem broni i amunicji przez demobilizowane oddziały;– nadzorowanie demobilizacji innych cywilnych sił paramilitarnych i jednostek specjalnych;– powstrzymanie przenikania oddziałów Ludowej Armii Wyzwolenia Namibii (People’s

Liberation Army of Namibia – PLAN) z baz w Zambii i Angoli;– obserwacja działalności cywilnego personelu południowoafrykańskiego;– eskortowanie na terenie Namibii konwojów wojsk i sprzętu wojskowego wycofywanego

do RPA122.118 G. Ciechanowski, op. cit., s. 211–212; D. Kozerawski, op. cit., s. 97; J. Markowski, op. cit., s. 57.119 Zob. http://en.wikipedia.org/wiki/UNTAG, s. 6.120 G. Ciechanowski, op. cit., s. 215.121 Zob. http://en.wikipedia.org/wiki/UNTAG, s. 5.122 G. Ciechanowski, op. cit., s. 203.

Page 64: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

63

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Szefem Międzynarodowego Zespołu Inspektorów i Obserwatorów Wojskowych UNTAG po raz pierwszy został przedstawiciel Polski, płk Bolesław Izydorczyk. Kierowany przez nie-go zespół podlegał bezpośrednio dowódcy sił zbrojnych ONZ w Namibii, gen. por. Dewa-nowi Chandzie.

Pierwszy polski obserwator, mjr Grzegorz Wiśniewski, przybył do Namibii 10 marca 1989 r. Pięć dni później dotarł płk Izydorczyk, 25 marca zaś przybyła reszta grupy123.

Kilka pierwszych dni po przybyciu było przeznaczonych na dokładniejsze zapozna-nie się z sytuacją w terenie mandatowym, po czym obserwatorzy zostali rozmieszczeni w konkretnych sektorach. Początki ich pracy były trudne nie tylko ze względu na zupełnie nową rzeczywistość, klimat, warunki codziennej pracy, służby i wypoczynku, ale w dużej mierze także z powodu trudności logistycznych, transportowych, braku wystarczającej liczby samochodów osobowych do przemieszczania się, kłopotów z funkcjonowaniem łącz-ności itd.124.

18 polskich obserwatorów pracowało w sąsiadującym z Angolą sektorze północno-za-chodnim, charakteryzującym się wyjątkowo trudną i skomplikowaną sytuacją polityczno--wojskową, dwaj zaś ofi cerowie pełnili służbę w Kwaterze Głównej.

W dniach listopadowych wyborów powszechnych z międzynarodowej grupy obserwa-torów zostało wydzielonych 200 ofi cerów do pracy w zespołach nadzorujących ich przebieg. W operacji tej wzięło udział 10 polskich ofi cerów125.

Wybory powszechne w Namibii przebiegły sprawnie i bez poważniejszych zakłó-ceń. Należy podkreślić, że było to możliwe dzięki zaangażowaniu sił międzynarodowych. W wyborach wzięło udział około 97% uprawnionych do głosowania, zaledwie około 1% od-dało głos nieważny. Zgromadzenie Konstytucyjne opracowało projekt konstytucji, która zo-stała przyjęta 9 lutego, natomiast 21 marca ogłoszono dniem uzyskania niepodległości126.

Po wyborach większość z obserwatorów wojskowych kończyła działalność, opuszczając Namibię w 2 turach. Pierwsza grupa wyjechała w styczniu 1990 r., kolejna w lutym. Część pozostała jeszcze do maja 1990 r., monitorując sytuację na granicy pomiędzy Namibią a RPA.

Oprócz kilkudziesięcioosobowej grupy obserwatorów i pewnej liczby żołnierzy Ke-nii127, do dnia ogłoszenia niepodległości, czyli do 21 marca 1990 r., wszystkie pozostałe siły UNTAG zostały z Namibii wycofane. Pierwsza grupa 45 polskich żołnierzy wyjechała w grudniu, przed świętami Bożego Narodzenia. Główna grupa Polaków (165 osób) opuści-ła Namibię 3 marca, odlatując z lotniska w Windhoek. Na miejscu pozostała jeszcze przez pewien czas kilkunastoosobowa grupa likwidacyjna, z zadaniem ostatecznego rozliczenia i zamknięcia misji. 17 maja wyjechał ostatni żołnierz sił UNTAG, mjr Roman Jasiński, komendant Centralnej Składnicy Zaopatrzenia128.

123 Ibidem, s. 204–205.124 Ibidem, s. 205.125 Ibidem, s. 206.126 Zob. http://en.wikipedia.org/wiki/UNTAG, s. 5.127 Pozostała w Namibii grupa żołnierzy kenijskich prowadziła szkolenie nowo powstających oddziałów sił zbroj-nych tego kraju. W Namibii pozostała także kilkuosobowa grupa dyplomatów ONZ.128 G. Ciechanowski, op. cit., s. 221. Interesujące jest, że żołnierze polscy wyjeżdżali do Namibii i pełnili tam służbę w przełomowym w historii Polski okresie. Grzegorz Ciechanowski (op. cit., s. 221) napisał, iż opuszczali Polską Rzeczpospolitą Ludową, a wracali już do Rzeczpospolitej Polskiej.

Page 65: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

64

ARTYKUŁY

Zaangażowanie Polski w misjach na terenie byłej Jugosławii

Śmierć Josipa Broz Tito w maju 1980 r. zapoczątkowała degenerację państwowości (kry-zysy o podłożu narodowościowym, politycznym i ekonomicznym, napięcia nacjonalistycz-ne i etniczne), a następnie rozpad Jugosławii, ukoronowany w 1991 r. Socjalistyczna Federa-cyjna Republika Jugosławii składała się z sześciu republik: Bośni i Hercegowiny, Chorwacji, Macedonii, Czarnogóry, Serbii, Słowenii i dwóch prowincji autonomicznych – Kosowa i Wojwodiny.

Duży wpływ na rozpad Jugosławii miał fi nansista Jeff rey Sachs, który przekonał Słowe-nię i Chorwację do ogłoszenia secesji. Zapewniał, że państwa Zachodu uznają ich suweren-ność, a rozwój ekonomiczny będzie popierany przez banki zachodnie.

W 1991 r. trzy z sześciu republik tworzących SFR Jugosławii jednostronnie ogłosiły nie-podległość. Były to: Republika Chorwacji (25 czerwca), Republika Słowenii (25 czerwca) oraz Republika Macedonii (8 września).

5 kwietnia 1992 r. suwerenność ogłosiła Republika Bośni i Hercegowiny. Dwie pozostałe republiki (Serbia i Czarnogóra) 28 kwietnia 1992 r. rozwiązały formalnie Socjalistyczną Fe-deracyjną Republikę Jugosławii, powołując w jej miejsce Federalną Republikę Jugosławii ze stolicą w Belgradzie. 4 lutego 2003 r. w miejsce Jugosławii powstało nowe państwo – Serbia i Czarnogóra, które istniało do 3 czerwca 2006 r., czyli do podziału na dwa państwa: Czar-nogórę i Serbię. 17 lutego 2008 r. od Serbii jednostronnie oddzieliło się Kosowo (decyzji tej nie uznała Serbia).

Republika Serbii potępiła decyzje o suwerenności Chorwacji i Słowenii. Rozpoczęła się jugosłowiańska wojna domowa. Doszło do walk armii jugosłowiańskiej i serbskich ochot-ników z oddziałami słoweńskimi i chorwackimi. Narody byłej Jugosławii toczyły bezpar-donową walkę – na porządku dziennym było rozstrzeliwanie jeńców, ludności cywilnej i dokonywanie czystek etnicznych.

Po proklamowaniu niepodległości Macedonii władze Serbii i Czarnogóry ogłosiły powstanie „trzeciej Jugosławii” (3 stycznia 1992 r.). Niebawem dawne republiki związko-we zaczęły rościć pretensje terytorialne. 5 kwietnia 1992 r. niepodległość ogłosiła Bośnia i Hercegowina, co spowodowało wojnę w Bośni.

W czerwcu 1993 r. rozpoczęła się nowa wojna – mieszkający na terenie Chorwacji Ser-bowie ogłosili bowiem powstanie swego państwa – Serbskiej Krajiny. Jej mieszkańcy (w nie-legalnym referendum) opowiedzieli się za związkiem z Jugosławią. Armia chorwacka latem 1995 r. zlikwidowała Krajinę. Serbowie proklamowali także Serbską Republikę na terenie Bośni i Hercegowiny, do której chcieli włączyć serbskie enklawy, co stało się zarzewiem kolejnego konfl iktu. Na terenie Bośni i Hercegowiny problem był szczególnie skomplikowa-ny, gdyż zamieszkiwały ją trzy narody: Serbowie, Chorwaci i Bośniacy, różniące się religią (prawosławie, katolicyzm, islam), nie zajmowały zwartego obszaru, lecz były między sobą przemieszane etnicznie. Podczas konfl iktu wszystkie strony dopuściły się ludobójstwa, co spowodowało, że po zakończeniu wojny niektórzy zbrodniarze wojenni trafi li przed Mię-dzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze. 12 października 1995 r. weszło w życie zawieszenie broni, nie wszędzie jednak respektowane.

1 listopada 1995 r. rozpoczęto rokowania w Dayton, w których wzięli udział prezydenci Serbii, Chorwacji i Bośni oraz przedstawiciele Grupy Kontaktowej. Dziesięć dni później

Page 66: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

65

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

podpisano traktat pokojowy. Bośnia i Hercegowina uzyskała niepodległość (została po-dzielona na dwie części składowe: Republikę Serbską i Federację Bośni i Hercegowiny). 25 listopada zakończono wojnę w Bośni i Hercegowinie. Nad przestrzeganiem porozumień czuwały wydzielone kontyngenty NATO.

Kolejnym punktem zapalnym stało się zamieszkiwane przez Albańczyków Kosowo. W 1999 r. doszło do walk serbskich sił zbrojnych z albańskim separatystami z UÇK129. W marcu 1999 r. rozpoczęły się naloty sił powietrznych NATO na Serbię, po których do-szło do przejęcia kontroli w Kosowie przez siły pokojowe NATO. Siły serbskie wycofały się z Kosowa, a prowincja stała się międzynarodowym protektoratem.

17 lutego 2008 r. Kosowo ogłosiło niepodległość, której nie uznały m.in.: Rosja, Serbia, Hiszpania, Chiny, Rumunia, Grecja. Nie mogąc się pogodzić ze stratą Kosowa, Serbowie zdemolowali ambasadę Stanów Zjednoczonych. W Belgradzie doszło do zamieszek. Ogło-szono, że Serbia nigdy nie uzna niepodległości Kosowa.

Polska ofi cjalnie uznała niepodległość wszystkich państw, które odłączyły się od Serbii, uznała też niepodległość Kosowa. Zaangażowała się też militarnie (na miarę możliwości) w misję NATO na obszarze byłej Jugosławii – polskie kontyngenty weszły w skład NATO-wskich sił: IFOR (20 grudnia 1995–20 grudnia 1996 r. w Bośni i Hercegowinie), KFOR (12 czerwca 1999 r. w Kosowie) i SFOR (21 grudnia 1996–2 grudnia 2004 r.).

IFOR

IFOR (Implementation Force) była operacją NATO prowadzoną od 20 grudnia 1995 do 20 grudnia 1996 r. w Bośni i Hercegowinie. Jej dowódcą był brytyjski gen. Michael Walker.

Rada Bezpieczeństwa ONZ 15 grudnia 1995 r. upoważniła NATO do wprowadzenia w życie postanowień wojskowych układu pokojowego w sprawie Bośni i Hercegowiny. Usta-nowiono w tym celu wielonarodowe Siły Implementacyjne, które znalazły się pod dowódz-twem wojskowym NATO. W skład tych wojsk, poza siłami NATO, wchodziły jednostki państw uczestniczących w programie Partnerstwo dla Pokoju oraz państw nieeuropejskich (Egipt, Malezja, Pakistan). Wzięły w niej udział również siły Rosji.

Celem operacji była kontrola wprowadzania w życie ustaleń konferencji pokojowej w Dayton, kończącej wojnę w Bośni. Pomimo pokojowego charakteru misji, żołnierze IFOR kilkakrotnie byli zmuszeni do użycia broni, po raz pierwszy 23 sierpnia 1996 r. na pozycje oddziałów serbskich, prowadzących ataki moździerzowe na siły Bośni i Hercegowiny.

Główne zadania sił IFOR:– bezpieczne wykonanie programu pokojowego z Dayton;– zapewnienie stałego przestrzegania zawieszenia broni;– zabezpieczanie przekazywania kontroli na spornych terytoriach;– doprowadzenie do wycofania się do baz sił z uzgodnionych stref rozgraniczających ob-

szary objęte zawieszeniem oraz zapewnienie rozgraniczenia sił;– rozbrojenie z broni ciężkiej, przeprowadzenie zbiórki ciężkiego uzbrojenia do parków

sprzętu i koszar oraz demobilizacja pozostałych sił;– kontrola i zapewnienie bezpieczeństwa granicom i terenom przygranicznym;

129 Armia Wyzwolenia Kosowa (alb. Ushtria Çlirimtare e Kosovës) – albańska zbrojna organizacja terrorystyczna działająca na terenie Kosowa.

Page 67: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

66

ARTYKUŁY

– stworzenie warunków do bezpiecznego, uporządkowanego i szybkiego wycofania sił ONZ, które nie zostały przeniesione do IFOR;

– zabezpieczanie dostaw żywności;– kontrolowanie przestrzeni powietrznej nad Bośnią i Hercegowiną.

Po wyczerpaniu się mandatu misji w 1996 r. Rada Północnoatlantycka podjęła decyzję o rozpoczęciu nowej misji pokojowej o kryptonimie SFOR (Stabilization Force).

Powodzenie misji IFOR pokazało, że NATO dostosowało się do nowych warunków po zimnej wojnie, m.in. poprzez „elastyczność” sił zbrojnych Sojuszu i możliwość wysyłania ich poza granice państw członkowskich.

Polska wystawiła do sił IFOR batalion piechoty, tzw. batalion operacyjny – POLBAT. Jego dowództwo oraz kompanię dowodzenia, kompanię zaopatrzenia, pluton łączności, pluton medyczny i pluton saperów rozmieszczono w Teslić. Pozostałe pododdziały batalio-nu dyslokowano w Žepče (1 kompania szturmowa, kompania wsparcia), Jelah (2 kompania szturmowa, 3 kompania szturmowa, pluton remontowy) i w Pecz (Narodowy Element Za-opatrzenia).

Ponadto polscy ofi cerowie weszli w skład dowództw NATO-wskich: IFOR/SFOR (Sa-rajewo), MNDN130 (Tuzla) i NORDPOLBDE131 (Doboj). Kontyngent ten liczył około 660 żołnierzy z różnych jednostek WP, przede wszystkim z 6 Brygady Desantowo-Szturmowej. Dowódcą kontyngentu został ppłk Marek Żerdecki.

KFOR

Kosovo Force to siły międzynarodowe pod auspicjami NATO, działające na terenie Ko-sowa. Misja KFOR, mająca na celu utrzymanie pokoju w Kosowie, rozpoczęła się 12 czerw-ca 1999 r. na mocy mandatu ONZ.

Decyzja o wysłaniu wojsk NATO do Kosowa została podjęta z powodu kryzysu huma-nitarnego powstałego podczas ciągłych walk pomiędzy Armią Wyzwolenia Kosowa (UÇK) a wojskowymi i policyjnymi oddziałami Serbii i Czarnogóry, w czasie których obie stro-ny dopuszczały się aktów przemocy wobec ludności cywilnej, noszących niejednokrotnie cechy ludobójstwa. Spowodowało to falę emigracji miejscowej ludności. W momencie rozpoczęcia misji w skład wojsk KFOR wchodziło 50 000 żołnierzy z 30 państw zarówno członków NATO, jak i spoza Sojuszu. Najwięcej żołnierzy do Kosowa wysłały m.in. Wiel-ka Brytania (19 000), Stany Zjednoczone (7000), Francja (7000), Niemcy (6000), Włochy (5000), Rosja (ok. 3000), Holandia (2000), Ukraina (1300) i Hiszpania (1200). Kontyn-genty wystawiły również inne państwa członkowskie NATO: Belgia, Bułgaria, Czechy, Da-nia, Estonia, Grecja, Islandia, Kanada, Litwa, Luksemburg, Norwegia, Polska, Portugalia, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Turcja i Węgry. W skład KFOR wchodziły także kontyngenty z Argentyny, Armenii, Austrii, Azerbejdżanu, Finlandii, Gruzji, Irlandii, Maroka, Malezji, Szwecji, Szwajcarii oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Kontyngent KFOR został podzielony na cztery wielonarodowe brygady (Południe, Zachód, Północ i Centrum). Każda z nich odpowiadała za określony rejon prowincji.

130 Multinational Division North – Wielonarodowa Dywizja Północ.131 Nordic-Polish Brigade – Brygada Nordycko-Polska.

Page 68: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

67

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Celami wojsk KFOR było m.in.:– stworzenie i utrzymanie warunków umożliwiających bezpieczne życie mieszkańców Ko-

sowa w miejscu zamieszkania;– zapewnienie bezpieczeństwa i porządku publicznego;– monitorowanie, kontrolowanie oraz, jeżeli sytuacja tego wymaga, wymuszanie realizacji

porozumień, na mocy których doszło do zakończenia konfl iktu;– wspieranie misji United Nations Mision Interim in Kosowo (UNMIK, Tymczasowa

Administracja Kosowa).Polski Kontyngent Wojskowy (PKW) KFOR wszedł w skład Międzynarodowej Grupy

Bojowej Wschód (Multinational Battle Group-East – MNBG-E) pod dowództwem ame-rykańskim. Polscy żołnierze (około 230) stacjonowali w amerykańskiej bazie Camp Bond-steel132. W skład polskiego batalionu wchodziły komponenty: polski, ukraiński i litewski (w składzie kompanii polskiej – „FOX”).

Przyjęto zasadę, że dowódcą jest ofi cer polski, jego zastępcą ofi cer ukraiński (sztab ba-talionu tworzyli ofi cerowie i podofi cerowie z obu państw). Żołnierze polscy pełnili także służbę w Kwaterze Głównej KFOR (w Prisztinie).

Trzon polskiego komponentu stanowili żołnierze 16 batalionu powietrznodesantowego z Krakowa i 18 batalionu desantowo-szturmowego z Bielska Białej. Przygotowując bata-lion do misji, przyjęto niestandardowe rozwiązanie organizacyjno-etatowe: przekształcono etat wojenno-pokojowy batalionu według potrzeb misyjnych – spowodowało to utworze-nie jednostki, która utraciła cechy jednostki bojowej typu desantowo-szturmowego, a stała się jednostką zmotoryzowaną z rozwiniętą stacjonarną logistyką. Było to dostosowanie do rozwiązań anglo-amerykańskich, w których wszystkie oddziały misyjne pozostają w typo-wej strukturze, a dodawane są tylko niezbędne elementy, np. w postaci zespołów łączności satelitarnej.

SFOR

NATO’s Stabilisation Force – Siły Stabilizacyjne NATO – to międzynarodowa grupa bo-jowa stacjonująca w Bośni i Hercegowinie133. Zasadniczym celem SFOR było utrzymanie porozumienia z Dayton. SFOR działało w ramach Operation Joint Guard (21 grudnia 1996–19 czerwca 1998 r.) i Operation Joint Forge (20 czerwca 1998–2 grudnia 2004 r.). Obecnie misję utrzymywania pokoju w tym rejonie pełnią wojska EUFOR w misji „Althea”.

W skład SFOR wchodziły kontyngenty z państw NATO (Belgia, Dania, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Islandia, Kanada, Niemcy, Norwegia, Polska, Portugalia, Stany Zjed-noczone, Turcja, Wielka Brytania, Włochy) i spoza Sojuszu (Australia, Albania, Austria, Argentyna, Bułgaria, Estonia, Finlandia, Irlandia, Litwa, Łotwa, Malezja, Maroko, Rosja, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Szwecja, Węgry i Ukraina). Liczebność wojsk SFOR wahała się od ok. 12 000 (w 2002 r.) do 7000 (w 2004 r.).

132 Camp Bondsteel – baza Wojsk Lądowych Stanów Zjednoczonych w Kosowie, wykorzystywana jako miejsce stacjonowania Międzynarodowych Sił Zadaniowych-Wschód. Poprzednim miejscem stacjonowania polskiego kontyngentu był obóz „White Eagle” w m. Raka (5 km na północ od Kacanika). Podstawą przemieszczenia była decyzja nr 252/MON z 28 VI 2006 r.133 Siły SFOR kontynuowały działania rozpoczęte przez IFOR.

Page 69: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

68

ARTYKUŁY

Polski kontyngent w SFOR liczył około 500 żołnierzy (w latach 1997–2000). Tworzył on batalion operacyjny składający się z dwóch kompanii piechoty, kompanii dowodzenia, kompanii logistycznej, plutonu medycznego i Narodowy Element Zaopatrywania. Dysloka-cja w rejonie operacyjnym była następująca: Tesli (dowództwo i sztab PJW SFOR – batalion operacyjny – POLBAT, kompania dowodzenia, kompania logistyczna i pluton medyczny), Žepče (1 kompania piechoty), Jelah (2 kompania piechoty), Pecz (Narodowy Element Za-opatrzenia).

Ponadto polscy ofi cerowie weszli w skład dowództw NATO: SFOR (Sarajewo), MNDN (Tuzla) i NORDPOLBDE (Doboj).

W kolejnych latach polski kontyngent był stopniowo zmniejszany: w latach 2000–2005 jego liczebność wynosiła około 300 żołnierzy. Struktura batalionu pozostała niemal taka sama (pluton medyczny włączono do kompanii logistycznej), ale kompanie piechoty, na wzór amerykański, otrzymały oznaczenia literowe (A i B), zamiast tradycyjnych polskich – cyfrowych (1 i 2). Zmniejszono też strefę odpowiedzialności batalionu. W całości przeba-zowano go do Doboju.

Kolejnymi zmianami PKW dowodzili:– ppłk Edward Gruszka (1997–1998);– ppłk Tadeusz Sapieżyński (1998–1999);– ppłk Krzysztof Motacki (1999);– ppłk Andrzej Knap (2000);– ppłk Piotr Oleszczuk (2002–2003);– ppłk Jarosław Grygierczyk (2004).Kontyngent został następnie przekształcony w misję EUFOR, co wiązało się ze zmianą

jego liczebności i struktury organizacyjnej.

W misji irackiej

Po zakończeniu tzw. I wojny w Zatoce Perskiej (1991) relacje między Stanami Zjedno-czonymi a Irakiem były przez cały czas napięte. Płonne okazały się nadzieje, że dojdzie do obalenia Saddama Husajna przez samych Irakijczyków. Jednocześnie obawiano się, że iracki dyktator dąży do odbudowy potencjału militarnego, zwłaszcza w zakresie broni masowe-go rażenia, a szczególnie broni chemicznej, której Irak używał wcześniej (wojna z Iranem, tłumienie powstania w Kurdystanie). Nie wykluczano także możliwości prac nad bronią biologiczną, a nawet atomową.

Rada Bezpieczeństwa ONZ (oraz szczególnie rząd Stanów Zjednoczonych) stosowała po tej wojnie wiele sankcji, przede wszystkim ekonomicznych, mających na celu zmuszenie Saddama Husajna do przestrzegania rezolucji ONZ, zakazujących rozwijania programów rozbudowy broni masowego rażenia. Podczas prezydentury Billa Clintona lotnictwo Sta-nów Zjednoczonych patrolowało przestrzeń powietrzną Iraku, aby nadzorować realizację rezolucji ONZ zabraniającej lotów wojskowych w wyznaczonych strefach. Na terenie Ira-ku przebywali inspektorzy nadzorujący przestrzeganie rezolucji ONZ o zakazie posiadania broni masowego rażenia.

Page 70: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

69

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Zaostrzenie polityki prezydenta George’a W. Busha w stosunku do Iraku nastąpiło po ata-ku terrorystycznym 11 września 2001 r. Stworzono wówczas doktrynę „ataku prewencyjnego”, przyznając sobie prawo inwazji na dowolny kraj w dowolnym momencie134 w ramach tzw. woj-ny z terroryzmem. Wśród potencjalnych celów takiego ataku wymieniano także Irak.

Konfl ikt zbrojny rozpoczął się 20 marca 2003 r. Po około 3 tygodniach walk siły koalicji (głównie Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii) przejęły kontrolę nad zdecydowaną większością terytorium Iraku. Obaliły rząd Saddama Husajna i rozpoczęły okupację, która formalnie trwała do 2005 r. Siły koalicji międzynarodowej liczyły około 250 000 żołnierzy amerykańskich, 45 000 – brytyjskich, 2000 – australijskich, 300 – duńskich i 194 – polskich (grupy z jednostki GROM, pododdział likwidacji skażeń z 4 pułku chemicznego w Brodni-cy). Prócz tego z siłami międzynarodowymi współdziałały na północy Iraku zgrupowania partyzantów kurdyjskich liczące łącznie ok. 50 000 (wspierane czynnie przez wydzielone oddziały amerykańskie). Siły międzynarodowej koalicji weszły do Iraku od południa (od granicy z Kuwejtem i od strony Zatoki Perskiej).

Armia iracka licząca ok. 13 dywizji piechoty, 10 dywizji zmechanizowanych lub pancer-nych oraz kilku oddziałów sił specjalnych stawiła opór siłom inwazyjnym. Siły powietrzne i marynarka wojenna Iraku nie odegrały w konfl ikcie istotnej roli.

Z militarnego punktu widzenia, wojna zakończyła się sukcesem. Siły koalicji między-narodowej obaliły rząd Husajna i w ciągu 28 dni opanowały najważniejsze miasta Iraku, jednocześnie odnotowując stosunkowo niskie straty własne i ograniczoną liczbę ofi ar wśród ludności cywilnej. Niewielkie straty poniosły też wojska irackie. Wynik ten uzyskano przy zaangażowaniu prawie 5-krotnie mniejszej liczby żołnierzy niż podczas I wojny w Zatoce Perskiej. Użycie tak niewielkich liczebnie sił było jednak dużym błędem. Bezpośrednio po militarnym zwycięstwie okazało się, że brak jest żołnierzy, którzy mogliby zaprowadzić ład i porządek na zajętych terenach. Skutkiem tego był stosunkowo długi okres panowania bez-prawia i chaosu praktycznie na terenie całego Iraku. Dało to również czas na organizację i zakonspirowanie irackich sił partyzanckich, które nie miały większych problemów z pozy-skiwaniem uzbrojenia oraz organizacją kryjówek.

W powszechnym chaosie i bezprawiu liczni przestępcy niemal doszczętnie ograbili za-soby Narodowego Muzeum Iraku. Wojska amerykańskie skoncentrowały się na ochronie obiektów, które zostały uznane za ważne z wojskowego punktu widzenia, ale nie starczyło oddziałów do obsadzenia tzw. mniej ważnych obiektów. Ich wybór wynikał bardziej z bez-pośredniego interesu Stanów Zjednoczonych niż miejscowej ludności. W pierwszej kolej-ności zabezpieczono pałace rodziny Saddama Husajna, obiekty Ministerstwa Wydobycia Ropy Naft owej i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz kilka wybranych szpitali, elek-trowni oraz ujęć wody. Złodziejami byli w większości przypadków sami Irakijczycy, lecz pewien odsetek rabusiów stanowili także żołnierze US Army.

W takich warunkach doszło do tworzenia Polskiego Kontyngentu Wojskowego w skła-dzie Międzynarodowych Sił Stabilizacyjnych w Republice Iraku (od 2008 r. Polski Kon-tyngent Wojskowy w Misji Szkoleniowej Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego 134 Z oświadczenia G. W. Busha przed Kongresem (20 IX 2001): We will pursue nations that provide aid or safe haven to terrorism. Every nation, in every region, now has a decision to make. Either you are with us, or you are with the terrorists. From this day forward, any nation that continues to harbor or support terrorism will be regarded by the United States as a hostile regime.

Page 71: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

70

ARTYKUŁY

w Republice Iraku). Był to wydzielony komponent Sił Zbrojnych RP, przeznaczony do udziału w działaniach wojennych (2004 r.), stabilizacji (lata 2003–2008) i szkolenia irackich sił bez-pieczeństwa (od 2005 r.). W szczytowym okresie liczył ok. 2500 żołnierzy.

W latach 2003–2008 dowództwo polskiego kontyngentu było jednocześnie dowódz-twem Multi-National Division Central-South (MNDC-S, Wielonarodowej Dywizji Cen-trum-Południe – WDC-P). Początkowo podlegały mu siły z 22 państw. Oprócz Polski były to: Bułgaria, Dania, Dominikana, Filipiny, Gruzja (od grudnia), Hiszpania, Holandia, Honduras, Kazachstan, Korea Południowa, Litwa, Łotwa, Mongolia, Nikaragua, Norwegia, Rumunia, Salwador, Słowacja, Tajlandia, Stany Zjednoczone, Ukraina i Węgry.

Dywizja liczyła ok. 8500 żołnierzy, w tym 2500 z Polski oraz 6000 z państw sojuszni-czych. Był to pierwszy przypadek, gdy Siłom Zbrojnym RP podporządkowano tak dużą liczbę żołnierzy z innych państw. 3 września 2003 r. MNDC-S przejęła odpowiedzialność za ochronę 5 irackich prowincji (Babil, Wasit, An-Najaf, Al-Quadisija i Karbala) zajmujących obszar 64 058 km2 i zamieszkałych przez ok. 3,6 mln Irakijczyków. Dywizja miała nadzoro-wać proces przywracania porządku i bezpieczeństwa oraz odbudowę i zabezpieczenie infra-struktury, ochraniać ważne punkty cywilne i wojskowe, patrolować wyznaczone strefy, po-móc w szkoleniu Irackich Sił Bezpieczeństwa oraz w (ewentualnym) wykryciu i zniszczeniu broni masowego rażenia i arsenałów innego typu, a także podejmować akcje zbrojne – ale tylko w samoobronie. I zmianą dowodził gen. Andrzej Tyszkiewicz. Polski kontyngent li-czył 2500 stanowisk etatowych. Służbę w rejonie misji pododdziały pełniły od 17 maja 2003 do 11 stycznia 2004 r. Zmianę formowano przede wszystkim na bazie jednostek 12 DZ ze Szczecina, ale w jej skład weszły także elementy z 6 BSz i 25 BKPow. Do służby w misji nie były kierowane zwarte pododdziały z istniejących struktur WP. Było to podejście diame-tralnie różne od działań sojuszników. Wojska amerykańskie i brytyjskie kierowały do Iraku zwarte pododdziały istniejące w strukturach ich sił zbrojnych. Brytyjczycy rozwiązali ten problem następująco: podczas pierwszej wojny o Kuwejt grupy bojowe były formowane na bazie batalionów piechoty pancernej, ale w miejsce trzeciej kompanii każdego z nich otrzy-mywały identyczną kompanię z innego batalionu, który pozostawał w kraju135. Wydzielona kompania również pozostawała w kraju. Służyła częściowo do uzupełnienia vacatów w po-zostałych kompaniach wyjeżdżających na misję bojową.

Wystawiona przez Polskę 1 Brygadowa Grupa Bojowa (w Karbali) miała w składzie: 1 Batalionową Grupę Bojową (Al-Hilla – polsko-litewsko-łotewska); 2 Batalionową Grupę Bojową (Babilon – polska); 3 Batalionową Grupę Bojową (Karbala – bułgarska).

W składzie batalionowych grup bojowych znajdowały się co prawda po 4 kompanie (dowodzenia, zmechanizowana, rozpoznawcza i logistyczna), ale pododdziały bojowe to tylko po jednej kompanii rozpoznawczej i jednej kompanii zmechanizowanej – w polskich BGB (w 1 BGB dodatkowo kompania litewska z plutonem łotewskim). Była to co najmniej dziwna organizacja zważywszy, że kompania zmechanizowana (69 żołnierzy i 8 km PK, zamiast standardowo 128 żołnierzy136) i rozpoznawcza (45 żołnierzy

135 C. Schulze, Warrior. British combat vehicle tracked, Hong Kong 2001, s. 31.136 Kompania zmechanizowana według krajowego etatu wojennego: 4 ofi cerów, 2 chorążych, 5 podofi cerów zawo-dowych, 12 podofi cerów służby zasadniczej, 105 szeregowych – razem 128 żołnierzy, 9 kaemów PK, 3 kaemy PKS, 12 rgppanc-7, 13 BWP-1, 1 samochód CT.

Page 72: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

71

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

i 8 BRDM-2, zamiast standardowo 90 żołnierzy137) nie były typowymi pododdziałami, jak w krajowej organizacji wojennej. Wydaje się, że w PKW powinna zostać zastosowana orga-nizacja wojenna, jak w pododdziałach amerykańskich i brytyjskich. Ponadto pododdziały polskie nie miały ciężkiego sprzętu (BWP), tylko kompania rozpoznawcza była wyposażona w transportery BRDM-2 (tylko 8, etatowo powinno być 16). Zwraca także uwagę bardzo słabe uzbrojenie I i II zmiany PKW. Ciężkie uzbrojenie tych pododdziałów ograniczało się do karabinów maszynowych PK, co stwarzało paradoksalną sytuację, że siły partyzantów irackich dysponowały większą siłą ognia138 niż pododdziały WP.

Początkowo strefa polskiej MNDC-S była względnie spokojna, wszelkie zaś sytuacje za-palne udawało się uspokajać bądź to mediacjami, bądź demonstracją siły (np. październiko-we zamieszki w Karbali, zakończone po przybyciu amerykańskiej Brygadowej Grupy Bojo-wej). Pod koniec roku wojska koalicji, w tym Polacy, coraz częściej stawały się celem ataków ugrupowań rebelianckich. Największy przeprowadzono 27 grudnia w Karbali (zginęło 5 żołnierzy, rannych zostało 37, w tym 2 polskich). Wynikiem zamachów było przerwanie działań CIMIC i Gouvernement Support Teams (zespołów wsparcia rządu).

II zmianie (11 stycznia–18 lipca 2004 r., dowódca – gen. Mieczysław Bieniek) przyszło działać w o wiele trudniejszych warunkach. Polskie patrole były intensywniej atakowane przy użyciu tzw. IED-ów (zdalnie odpalane miny-pułapki). Zamach w Madrycie 11 marca 2004 r. i wybory parlamentarne w Hiszpanii spowodowały objęcie władzy przez socjalistów, którzy zdecydowali o zakończeniu misji irackiej przez kontyngent hiszpański do kwietnia 2004 r. Na ten sam krok zdecydowały się rządy pozostałych krajów latynoskich MND – Do-minikany, Hondurasu i Nikaragui. Spowodowało to rozwiązanie 3 Brygadowej Grupy Bo-jowej i przejęcie kontroli nad podległymi jej prowincjami (An-Najaf i Al-Quadisija) przez amerykański 2 pułk kawalerii pancernej139.

Pierwsze dwie zmiany działające w Iraku miały w etacie zbyt mało pododdziałów bojo-wych. Ponadto okazało się, że standardowy przydział amunicji do broni osobistej żołnierzy uczestniczących w działaniach bojowych (120 nabojów) jest zbyt mały140.

W III zmianie (od 18 lipca 2004 do 7 lutego 2005 r., dowódca – gen. Andrzej Ekiert) nie przeprowadzono większych zmian organizacyjnych. Nie zwiększyła się liczba pododdzia-łów bojowych, nadal nadmiernie były rozbudowane dowództwa i sztaby141. Zmiana, według etatu, liczyła 2490 stanowisk, w tym 2439 wojskowych i 51 pracowników wojska, wobec limitu określonego dla kontyngentu na poziomie 2400.

IV zmiana pełniła służbę w Iraku od 7 lutego do 26 lipca 2005 r. Jej dowódcą był gen. Waldemar Skrzypczak. Tworzyli ją żołnierze z 11 DKPanc. Limit przyznany dla tej zmiany137 Kompania rozpoznawcza według krajowego etatu wojennego: 6 ofi cerów, 1 chorąży, 1 podofi cer zawodowy, 12 podofi cerów służby zasadniczej, 70 szeregowych – razem 90 żołnierzy, 12 kaemów PK, 16 rgppanc-7, 12 BRDM-2, 2 BRDM-2RS, 2 WD R-5, 11 motocykl, 1 samochód CT.138 Oddziały partyzanckie dysponowały (prócz broni ręcznej i maszynowej) granatnikami – przeważnie RPG-7, oraz moździerzami (60 mm i 82 mm) oraz inną bronią zespołową piechoty.139 2 pułk kawalerii pancernej w czasie działań w Iraku od 24 VI 2003 do 30 VI 2004 stracił 3 podofi cerów i 11 szeregowych zabitych.140 Standardowo żołnierz amerykański przenosił 210 nabojów w magazynkach jako Basic Load (dodatkowo 150–300 nabojów załódkowanych w bandolierze), żołnierz brytyjski – 180 nabojów w magazynkach (dodatkowo 150–300 załódkowanych w bandolierze).141 Przykładowo: dowództwo, sztab i kompania dowodzenia polskiego batalionu zmechanizowanego w Iraku li-czyły 71 żołnierzy (wg etatu ZS/001/0), podczas gdy w armii Stanów Zjednoczonych tylko 42 (wg etatu TOE 07245F100 Infantry Battalion [Mechanized]).

Page 73: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

72

ARTYKUŁY

to 1500 żołnierzy. Etat ZS/007/0 zawierał 2007 stanowisk wojskowych i 38 cywilnych, z czego 451 wojskowych jako odwód w kraju. Było to dziwne rozwiązanie. Z defi nicji odwód powinien być szybko dostępny w przypadku zaistnienia takiej konieczności, w tym zaś przypadku było to niemożliwe, ponieważ stacjonował on w kraju, a szybki przerzutdrogą lotniczą nie wchodził w rachubę, ponieważ cały sprzęt również znajdował się w Pol-sce (m.in. 9 czołgów, 1 ciągnik pancerny, 24 opancerzone samochody rozpoznawcze). W strukturze tej zmiany nastąpiły pewne zmiany, np. batalion zmechanizowany składał się z dowództwa batalionu, sztabu, pionu ochrony informacji niejawnych, kompanii dowodze-nia i zabezpieczenia, dwóch kompanii zmechanizowanych oraz grupy medycznej. Kom-panie zmechanizowane nadal były tylko „kadłubkami” typowych pododdziałów tego typu w kraju142. Na dodatek ich struktura była różna – prezentowały cztery różne organizacje. Ze względu na wyposażenie ich w transportery BRDM-2 należałoby je raczej kwalifi kować jako pododdziały rozpoznawcze, a nie piechoty.

Od 26 lipca 2005 do 6 lutego 2006 r. pełniła służbę V zmiana (dowódca – gen. Piotr Czerwiński). Formowanie tej zmiany oparto na stanie osobowym 1 DZ. Limit V zmiany to 1500 stanowisk etatowych – podobnie jak IV zmiany. Etat opiewał na 1405 stanowisk woj-skowych oraz 58 cywilnych. W organizacji wystąpiły kolejne zmiany. Zlikwidowano jeden batalion zmechanizowany, a w jego miejsce wprowadzono batalion manewrowy składający się z: dowództwa, sztabu, pionu ochrony informacji niejawnych, sekcji bezpieczeństwa lo-tów, grupy specjalnej, szwadronu kawalerii powietrznej, taktycznego zespołu kontroli ob-szaru powietrznego, pionu inżynieryjno-lotniczego, wojskowego portu lotniczego, eskadry śmigłowców, kompanii dowodzenia i zabezpieczenia oraz grupy medycznej. Batalion ten był pododdziałem mieszanym, łączącym komponent lądowy (kawaleria powietrzna i grupa specjalna). Nie było to jednak wzmocnienie kontyngentu, ponieważ batalion ten powstał w miejsce zlikwidowanej samodzielnej grupy powietrzno-szturmowej.

Od 6 lutego do 18 lipca 2006 r. turę bojową odbywała VI zmiana (dowódca – gen. Edward Gruszka). Limit określono na 900 stanowisk etatowych, a etat opiewał na 915 stanowisk woj-skowych (w tym 67 jako odwód na terenie kraju) i 43 cywilne. Bazą do formowania były pododdziały 12 DZ. W zmianie tej nastąpiło pewne wzmocnienie siły ognia – wyposażono ją w 6 moździerzy 60 mm (poprzednie zmiany nie posiadały żadnej broni stromotorowej). Pod-czas VI zmiany przetestowano organizację lekkiego plutonu rozpoznawczego (na samocho-dach osobowo-terenowych), wzorowaną na strukturze brytyjskich plutonów rozpoznawczych z batalionów lekkiej piechoty. Niektóre bataliony w kraju miały w etacie takie plutony, a do-świadczenia zdobyte w Iraku potwierdziły poprawność przyjętych rozwiązań143. Pewną zmia-ną, raczej kosmetyczną, była zmiana nazwy batalionu manewrowego na grupę manewrową. W VI zmianie nie było już transporterów BRDM-2, ponieważ z meldunków wynikało, że są one mało odporne na amunicję przeciwpancerną broni maszynowej, co potwierdziły próby w kraju. Złe były także możliwości opuszczenia transportera znajdującego się pod ostrza-łem, w rezultacie podjęto decyzję o ich wycofaniu z uzbrojenia kontyngentu.

142 Liczyły: 1/1 bz – 66 żołnierzy (dowódca kz, załoga WD, drrem-obsł, trzy plz – niejednakowe), 2/1 bz – 73 żołnierzy (dowódca kz, załoga WD, drrem-obsł, trzy plz i dwa działony artylerii – każdy z 23 mm armatą plot. ZU-23-2),1/2 bz – 65 żołnierzy (dowódca kz, załoga WD, drrem-obsł, trzy plz), 2/2 bz – 56 żołnierzy (dowódca kz, załoga WD, drrem-obsł, dwa plz i dwa działony artylerii – każdy z 23 mm armatą plot. ZU-23-2).143 Autor testowanej struktury był na rekonesansie w Iraku i pozytywne uwagi o projekcie zebrał na miejscu.

Page 74: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

73

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Od 18 lipca 2006 do 24 stycznia 2007 r. pełniła służbę VII zmiana PKW (dowódca – gen. Bronisław Kwiatkowski). Bazą do formowania była 16 DZ. Limit liczebności określono na 900 stanowisk etatowych, podobnie jak poprzedniej. Etat VII zmiany zawierał 929 stano-wisk wojskowych (w tym 69 jako odwód na terenie kraju) oraz 40 cywilnych. Struktura nie uległa większym zmianom w stosunku do poprzedniej.

VIII zmiana pełniła służbę w Iraku od 24 stycznia do 25 lipca 2007 r. (dowódca – gen. Paweł Lamla). Utworzono ją na bazie 11 DKPanc. Liczebność VIII zmiany określono na 900 stanowisk etatowych (i był to już końcowy limit liczebności PKW Irak). Etat zawierał 1106 stanowisk wojskowych (w tym 228 jako odwód w kraju) oraz 22 cywilne. Zróżni-cowano stopnie gotowości do wylotu poszczególnych części składowych odwodu. Szwa-dron kawalerii powietrznej (69 żołnierzy) i kompania ochrony (85 żołnierzy) nie miały określonego terminu osiągnięcia gotowości do wylotu, natomiast kompanii manewrowej (74 żołnierzy) wyznaczono 30-dniowy termin gotowości do wylotu. Zmiana ta została z jednej strony dozbrojona w dość znaczną ilość broni maszynowej (68 karabinów maszy-nowych, w tym 5 wielkokalibrowych – wobec 47 w poprzedniej zmianie), ale też ze względu na wyczerpywanie się resursów dokonano rotacji śmigłowców, co w efekcie zaowocowało zmniejszeniem ich liczby do 4 transportowych Mi-8T i 4 szturmowych Mi-24.

Przedostatnia, IX zmiana, pełniła służbę od 25 lipca 2007 do 30 stycznia 2008 r. (dowód-ca – gen. Tadeusz Buk), a do obsady stanowisk wykorzystano przede wszystkim żołnierzy 1 DZ. Liczebność IX zmiany określono na 900 stanowisk, a etat zawierał 1089 stanowisk wojskowych (w tym 211 odwód w kraju) i 22 cywilne. W zmianie tej zwiększono liczbę śmi-głowców, dosyłając 4 maszyny W-3 Sokół. Otrzymała też więcej ciężkiej broni maszynowej (razem 109 karabinów maszynowych – wobec 70 w poprzedniej zmianie). Wzrosła liczba granatników ppanc (39 wobec 23 w zmianie poprzedniej), ale zmniejszono liczbę moździe-rzy 60 mm na skutek krytycznych opinii o ich niezawodności. Nową jakość w tej zmianie stanowiły amerykańskie samochody HMMWV, których Amerykanie posiadali pewną nad-wyżkę. Stronie polskiej udostępnili 88 pojazdów tego typu różnych wersji. Równocześnie, w ramach pomocy wojskowej, Polska otrzymała ponad 200 tych wozów, które znalazły się na wyposażeniu 18 bdsz w Bielsku-Białej. Nie zapewniały one znacząco lepszej osłony niż poprzednio używane BRDM-2, ale znacznie większą niż Tarpany.

Ostatnią zmianą Polskiego Kontyngentu Wojskowego w składzie Międzynarodowych Sił Stabilizacyjnych w Republice Iraku (30 stycznia–31 października 2008 r.) dowodził gen. Andrzej Malinowski. Stan osobowy wywodził się w znacznej części z 12 DZ. Stany etatowe były jak zwykle wyższe niż limit (887 wojskowych i 26 cywilne); część z tej liczby stacjo-nowała w kraju (13 stanowisk). Tym razem były to tylko pojedyncze stanowiska, a nie całe pododdziały. Liczba śmigłowców była taka sama, natomiast zmniejszyła się ilość ciężkiej broni piechoty. Wycofano całkowicie moździerze 60 mm i 23 mm armaty plot ZU-23-2. Wprowadzono natomiast moździerze 98 mm (był to ostatni akord w dziejach uzbrojeniaPKW Irak). W tym czasie nie powinno się mówić o międzynarodowej dywizji, ponieważ w ostatnim okresie poszczególne kraje wycofywały swoje kontyngenty. Pomimo zachowa-nia nazwy stanowiska „dowódca dywizji”, kontyngent strukturą w niczym już nie przypo-minał dywizji, a w zestawieniu z dywizjami amerykańskimi nazwa ta mogła brzmieć nawet śmiesznie. W strukturze nie było już batalionów – zamiast nich tylko grupy i zgrupowania.

Page 75: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

74

ARTYKUŁY

Nie przeszkodziło to w utrzymywaniu relatywnie dużej liczby stanowisk o dość wysokich stopniach etatowych (2 generałów, w tym 1 generał dywizji, 1 generał brygady; 148 ofi cerów starszych, w tym 30 pułkowników, 49 podpułkowników, 69 majorów; 118 ofi cerów młod-szych (13% PKW), w tym 85 kapitanów, 33 poruczników i podporuczników. Ofi cerowie stanowili zatem 30% PKW. Podobnie dużo było podofi cerów – 504, czyli 57%, wobec nie-wielkiej liczby szeregowych – 115 (13% stanu etatowego PKW).

Podczas tych wszystkich zmian sztucznie wprowadzono wyższe niż w kraju stopnie eta-towe wielu stanowisk – szczególnie w sztabach batalionów (szef sztabu – major, szefowie sekcji w sztabie – kapitan). W zasadzie dążono do ustalenia ich na poziomie podobnym jak w armii amerykańskiej.

Po 2008 r. (po X zmianie) w Iraku pozostało tylko kilkunastu żołnierzy polskich, two-rzących Military Advisory Liaison Team (MALT, Wojskowy Zespół Doradczo-Łącznikowy) – funkcjonujący według etatu nr ZS/029/0. Liczy on 6 ofi cerów i 14 podofi cerów. Ofi cjalna jego nazwa to Polski Kontyngent Wojskowy w Misji Szkoleniowej Organizacji Traktatu Pół-nocnoatlantyckiego w Republice Iraku. Jak wskazuje jego nazwa, jest zespołem doradczo--łącznikowym i tylko symbolicznie reprezentuje polską obecność wojskową w Iraku.

Straty w zabitych PKW Irak

Lp. Stopień, Imię i Nazwisko Wiek Jednostka macierzysta Data śmierci

1. mjr Hieronim Kupczyk 44 12 DZ 6 XI 20032. kpr. Gerard Wasilewski 20 12 DZ 22 XII 20033. kpt. Sławomir Stróżak 34 6 BDSz 8 V 20044. chor. Marek Krajewski 34 WSzW Lublin 8 V 20045. st. kpr. Tomasz Krygiel 27 12 DZ 8 VI 20046. st. szer. Andrzej Zielke 26 16 DZ 8 VI 20047. kpr. Marcin Rutkowski 24 1 BA 29 VII 20048. st. szer. Sylwester Kutrzyk 23 6 BDSz 19 VIII 20049. kpr. Grzegorz Rusinek 21 6 BDSz 19 VIII 2004

10. st. szer. Krystian Andrzejczak 24 16 DZ 21 VIII 200411. kpr. Grzegorz Nosek 28 6 BDSz 12 IX 200412. por. Daniel Różyński 24 6 BDSz 12 IX 200413. por. Piotr Mazurek 25 15 bsap 12 IX 200414. mł. chor. Szlązak Karol 28 25 BKPow 15 XII 200415. st. chor. Paweł Jelonek 30 25 BKPow 15 XII 200416. kpt. Jacek Kostecki 34 2 SzOP 15 XII 200417. st. szer. Roman Góralczyk 26 25 BKPow 25 II 200518. sierż. Tomasz Murkowski 30 13 pplot 10 XI 200619. kpr. Piotr Nita 24 25 BKPow 7 II 200720. kpr. Tomasz Jura 25 25 BKPow 20 IV 200721. mjr Jarosław Posadzy 39 25 BKPow 17 VII 200722. plut. Bartosz Orzechowski 29 BOR 3 X 200723. plut. Andrzej Filipek 31 3 BZ 2 XI 2007

Page 76: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

75

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Udział żołnierzy WP w misji w Afganistanie

20 sierpnia 1998 r. wojska Stanów Zjednoczonych odpaliły rakiety typu Cruise, skierowa-ne w Khost i bazy terrorystów związanych z Osamą ben Ladenem (niestety, były także ofi ary wśród ludności cywilnej). W latach 2000–2001 talibowie kontynuowali masakrę ludności cy-wilnej, niszczyli pomniki kultury o światowej sławie (muzeum w Kabulu, historyczne miejsca w Ghazni, wysadzili na rozkaz Omara Muhammada gigantyczne posągi Buddy w Bajanie).

W październiku 2001 r., w odpowiedzi na terrorystyczny atak na World Trade Cen-ter w Nowym Jorku i na Waszyngton, Stany Zjednoczone rozpoczęły operację militarną w Afganistanie, skierowaną przeciwko Osamie ben Ladenowi i afgańskim talibom (naloty wspomagające ofensywę oddziałów Sojuszu Północnego wspierającego prezydenta Rabba-niego). Talibowie zostali wyparci z Kabulu, Heratu, Dżalalabadu, Kandaharu i większości terytorium Afganistanu. W grudniu 2001 r. w Petersbergu koło Bonn (Niemcy) opozycja antytalibańska powołała rząd tymczasowy, na którego czele stanął Hamid Karzaj.

W kwietniu 2002 r., po prawie 30 latach spędzonych na emigracji, do Afganistanu po-wrócił król Muhammad Zaher Szah. W czerwcu 2002 r. premier Karzaj został wybrany na prezydenta przez Wielkie Zgromadzenie afgańskiej starszyzny plemiennej (Loja Dżirga). W styczniu 2004 r. przyjęto nową konstytucję, a pod koniec tegoż roku odbyły się wybo-ry prezydenckie, w których zwycięstwo odniósł Karzaj. Jego 15 kontrkandydatów zadekla-rowało wspólnie bojkot głosowania oznajmiając, że organizacja wyborów umożliwia wielo-krotne oddawanie głosów przez te same osoby. W związku z planowanymi na jesień 2005 r. wyborami do parlamentu nasiliły się ataki talibów (zabito m.in. 7 kandydatów do parla-mentu), działających głównie w południowej części kraju, co wywołało krwawe akcje od-wetowe sił amerykańskich. Afganistan nadal nie był kontrolowany przez wojska rządowe, a bardziej przez lokalnych komendantów oraz częściowo przez talibów.

Wybory we wrześniu 2005 r. wyłoniły pierwszy od ponad 30 lat parlament. Frekwencja wyniosła aż 70%. Mimo wielu ataków talibów w okresie przedwyborczym, głosowanie prze-biegło bardzo spokojnie. Wybrany parlament był mozaiką wielu sił i wpływowych kręgów, w ⅔ składał się z ludzi bezpośrednio odpowiedzialnych za wojenne kataklizmy – w parla-mencie zasiedli byli komuniści, mudżahedini, talibowie, a także baronowie narkotykowi i znakomicie wykształceni intelektualiści, którzy lata wojny spędzili na Zachodzie.

W 2006 r. rebelianci związani z talibami nasilili ataki; w ich wyniku zginęło ok. 400 osób. Wzmożona fala przemocy budziła obawy, że miejscowa ludność rozczarowana i udręczona biedą zacznie na nowo udzielać poparcia talibom.

Na podstawie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1386 z 20 grudnia 2001 r. zostały utworzone siły ISAF. Ich głównym zadaniem było wsparcie Rządu Tymczasowego w Afga-nistanie oraz pomoc w zapewnieniu bezpieczeństwa w Kabulu i okolicach, a także tworze-nie i szkolenie afgańskich struktur rządowych oraz nowych sił bezpieczeństwa, jak również pomoc w odbudowie infrastruktury cywilnej. Operacja ISAF od początku prowadzona była jednocześnie z operacją koalicyjną „Enduring Freedom”.

Operacja ISAF początkowo obejmowała jedynie stolicę Afganistanu (Kabul). Mandat ONZ został jednak rozszerzony na podstawie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1510 z 13 października 2003 r. na stopniowe objęcie operacją kolejnych prowincji, aż do przejęcia odpowiedzialności za obszar całego kraju.

Page 77: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

76

ARTYKUŁY

Początkowo siłami ISAF dowodziły, na zasadach państw wiodących, Wielka Brytania (ISAF I), Turcja (ISAF II) i Niemcy wspólnie z Holandią (ISAF III). Po formalnym przeję-ciu dowodzenia przez Sojusz, od IV zmiany (ISAF IV), operacją dowodziły wydzielone siły dowództw regionalnych (JFC Brunssum, LCC Heidelberg, JCC Karup).

Od VI zmiany (ISAF VI, sierpień 2004 r.) operacją dowodziły dowództwa korpusów wysokiej gotowości (EUROCOR, korpus turecki, włoski, brytyjski – do lutego 2007 r.).

Do największych kontrybutorów sił w operacji ISAF należą siły zbrojne Stanów Zjed-noczonych. Polska początkowo była zaliczana do grona państw o najniższej kontrybucji. Według stanu na lipiec 2009 r., ISAF liczył ok. 64 500 żołnierzy z 42 krajów, m.in. Sta-nów Zjednoczonych (ok. 29 950), Wielkiej Brytanii (ok. 9000), Niemiec (ok. 4050), Francji (ok. 3160), Kanady (ok. 2800), Włoch (ok. 2795), Polski (ok. 2630), Holandii (ok. 1770), Australii (ok. 1090), Rumunii (ok. 1025), Hiszpanii (ok. 780), Turcji (ok. 730), Belgii (ok. 510), Nowej Zelandii (ok. 160), Azerbejdżanu (ok. 90) i Singapuru (8).

Intensywność udziału poszczególnych państw bardzo się różni – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Kanada ponosiły największe straty spośród wszystkich członków. Symbo-liczna była obecność wojsk z Austrii, Bośni, Gruzji, Islandii, Irlandii, Jordanii, Luksemburga i Singapuru – nie przekraczała po 10 na poszczególne wymienione kraje. Holandia pod koniec 2007 r. podjęła decyzję o opuszczeniu Afganistanu w 2010 r. Kanada, która straciła już ponad 100 żołnierzy, zdecydowała w 2009 r. na wycofanie się do końca 2011 r. Premier Kanady, Stephen Harper, powiedział, że dekada wojny to za dużo, ale Ottawa nie wyklucza obecności swoich wojsk w Afganistanie w innym charakterze (prace nad odbudową, szko-lenie sił afgańskich).

Obszar odpowiedzialności ISAF obejmuje: Region Północ (przejęty 1 lipca 2004 r.); Re-gion Zachód (przejęty 1 czerwca 2005 r.); Region Południe (przejęty zgodnie z harmono-gramem 31 lipca 2006 r.); Region Wschód (od sierpnia 2006 r.).

Od początku 2007 r. operacja ISAF obejmuje cały obszar Afganistanu, co ma oznaczać zakończenie drugiej fazy operacji nazwanej expansion (rozszerzenie).

W okresie zwiększonego zaangażowania Polski, w pierwszych miesiącach 2007 r., siły ISAF realizują trzecią fazę operacji – stabilizacji (stabilization).

Poszczególne fazy operacji ISAF:– I – rozmieszczenie sił (deployment);– II – rozszerzenie (expansion);– III – stabilizacja (stabilization);– IV – przekazanie odpowiedzialności władzom afgańskim (transition);– V – wycofania sił (redeployment).

Polska włączyła się w operację w Afganistanie w ramach koalicyjnej operacji „Enduring Freedom” w marcu 2002 r. Wówczas kontyngent liczył tylko 105 żołnierzy i pracowników wojska.

11 marca 2005 r. gen. Czesław Piątas poinformował o intencji zwiększenia polskiej obec-ności w Afganistanie, ale nie wcześniej niż w 2007 r. Prezydent RP, Aleksander Kwaśniew-ski, wyraził zgodę na przejęcie dowództwa nad operacją ISAF przez Wielonarodowy Kor-pus Północno-Wschodni, który od 2007 r. miał być dowodzony przez Polaka. Oddziały WP,

Page 78: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

77

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

które brałyby udział w operacji, wykonywałyby zadania z zakresu dowodzenia, wsparcia oraz zabezpieczenia.

PKW w Afganistanie do końca 2006 r. liczył 218 żołnierzy. Na początku 2007 r. rozpo-czął się proces jego powiększania. Docelowo do końca kwietnia 2007 r. miał osiągnąć stan 1187 żołnierzy (limit określony przez Prezydenta RP – 1200). Zasadniczymi elementami polskiego kontyngentu były wtedy:

– dowództwo PKW Afganistan, zgrupowanie nr 1 (aktualny PKW Afganistan), Naro-dowy Element Wsparcia oraz batalion manewrowy, którego siły główne miały być rozmiesz-czone w bazach regionu wschodniego (Bagram, 1–2 bazy w południowej części prowincji Ghazni) oraz Grupa Zadaniowa Sił Specjalnych;

– Zgrupowanie nr 2 Północny Afganistan, w którego skład miały wchodzić m.in.: Ope-racyjny Zespół Doradczo-Łącznikowy (OMLT), Mobilny Zespół Obserwacyjny (MOT) oraz fi lia Narodowego Elementu Wsparcia – zlokalizowane w Mazar-e-Sharif;

– Zgrupowanie nr 3 Kabul, złożone z personelu Dowództwa ISAF, Dowództwa Regio-nalnego „Stolica” i Połączonego Dowództwa Sił Specjalnych.

Ponadto w Kabulu zlokalizowano zespoły wspierające polskich generałów przewidzia-nych na stanowiska wyższego doradcy wojskowego szefa Sztabu Sił Zbrojnych Afganistanu oraz doradcy ds. szkolenia Armii Afganistanu.

Po podjęciu w 2005 r. decyzji o zwiększeniu polskiej obecności militarnej w Afganistanie, Sztab Generalny WP rozkazał stworzyć etat kontyngentu. Głównym wykonawcą jego pro-jektu miało być Dowództwo Wojsk Lądowych – jako Force Provider. Z racji zakresu kompe-tencji, do prac nad projektem przystąpiono w Wydziale Organizacyjno-Etatowym Oddziału Organizacyjnego Zarządu G-1, zostali też zaangażowani ofi cerowie z innych komórek orga-nizacyjnych Dowództwa Wojsk Lądowych. Wziął też w nich czynny udział – planowany na dowódcę I zmiany kontyngentu – gen. bryg. Marek Tomaszycki (z 10 BKPanc).

Zmiana przebywała w Afganistanie od kwietnia do października 2007 r.144. Cechą cha-rakterystyczną, a jednocześnie specyfi czną pierwszego etatu PKW w Afganistanie było kil-ka równorzędnych elementów w ramach jednego etatu. Były to: dwie Grupy Doradców (z Zespołami Zabezpieczenia, w pierwszym 15 żołnierzy, w drugim 13) oraz Dowództwo PKW (liczące 9 stanowisk etatowych), któremu podlegały: Wydział Żandarmerii Wojsko-wej (17 stanowisk), kancelaria tajna (1 stanowisko), ambulatorium (3 stanowiska), sekcja operacyjna (5 stanowisk wojskowych i jedno cywilne), grupa ofi cerów łącznikowych do 4 BCT 82 ABN DIV145 (5 stanowisk), sekcja informacyjno-prasowa (1 stanowisko wojsko-we i 1 cywilne), sekcja personalna (2 stanowiska), zespół zabezpieczenia (17 stanowisk), pluton inżynieryjny (23 stanowiska), Zgrupowanie nr 3 (75 stanowisk), Zgrupowanie nr 2 (Zgrupowanie „Północny Afganistan”, 63 stanowiska), zespół operacji specjalnych (tzw. zespół zadaniowy sił specjalnych, 75 stanowisk), grupa ofi cerów w Dowództwie Sił Połączonych w Afganistanie (2 stanowiska), oddział Służby Kontrwywiadu Wojskowego (8 stanowisk wojskowych i 2 cywilne), oddział Służby Wywiadu Wojskowego (6 stanowisk

144 Rotacja trwa ok. 2–4 tygodni. W tym czasie część zmiany znajdowała się na miejscu, część pozostawała jeszcze w kraju. Jednorazowo w Afganistanie przebywa w tym czasie nieco więcej personelu niż przewiduje to etat. Tempo rotacji zależy od możliwości przewozowych lotnictwa amerykańskiego.145 Operacyjnie PKW miał wejść w podporządkowanie 4 Brygadowego Zespołu Bojowego 82 Dywizji Powietrz-nodesantowej Stanów Zjednoczonych.

Page 79: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

78

ARTYKUŁY

wojskowych i 3 cywilne), batalion manewrowy (726 stanowisk wojskowych i 2 cywilne), Narodowy Element Zaopatrywania (92 stanowiska) i grupa przygotowawcza (miała wyje-chać jako pierwsza, 23 stanowiska wojskowe).

Kilka słów należy poświęcić elementom organizacyjnym tworzącym kontyngent. Zespół Zabezpieczenia Dowództwa PKW liczył 4 ofi cerów, 11 podofi cerów i 2 szeregowych. Two-rzyły go: sekcja wsparcia dowodzenia i łączności, pluton łączności oraz stacja pocztowa. Jego zadaniem było zabezpieczenie przede wszystkim łączności z krajem. Rozmieszczono go w bazie w Bagram.

Pluton inżynieryjny również był dyslokowany w Bagram i kontynuował pracę poprzed-nich zmian, czyli rozminowanie tej bazy146. Stan etatowy plutonu: 1 ofi cer, 7 podofi cerów i 15 szeregowych. Sprzęt plutonu składał się m.in. z: 1 ciągnika samochodowego średniego, 4 samochodów średniej ładowności wysokiej mobilności, 1 samochodu ciężarowo-osobo-wego wysokiej mobilności z 7,62 mm karabinem maszynowym, 2 samochodów-wywrotek średniej ładowności, 2 koparek samochodowych, 2 spycharko-ładowarek, 2 uniwersalnych maszyn inżynieryjnych, 1 trału przeciwminowego lekkiego, 1 żurawia dużego udźwigu na samochodzie oraz 2 fi ltrów do oczyszczania wody 2000 l na przyczepie i 1 elektrowni147.

Zgrupowanie nr 3 tworzyły: zespół nr 3 – Dowództwo Regionalne Stolica (Kabul), ze-spół nr 1 – Wkład Polski do Dowództwa Kompozytowego, zespół nr 2 – w ramach wkładu WKPW do Dowództwa Kompozytowego, oraz obsługa międzynarodowego lotniska w Ka-bulu (KaIA).

Zgrupowanie nr 2 („Północny Afganistan”) dyslokowane w Mazer-e-Sharif składało się z Zespołu Specjalistów, Ruchomego Zespołu Obserwacyjnego MOT/PRT (LN SWE), Ope-racyjnego Zespołu Doradczo-Obserwacyjnego OMLT/RC North oraz Narodowego Elemen-tu Zaopatrywania. Stan etatowy Zgrupowania nr 2 liczył 21 ofi cerów, 32 podofi cerów oraz 10 szeregowych.

Zgrupowanie Sił Specjalnych stacjonowało w bazie Kandahar. Składało się z sekcji: do-wodzenia, łącznikowej, łączności, medycznej i zabezpieczenia oraz 5 grup specjalnych. Naj-ważniejszym elementem PKW był batalion manewrowy. Nie działał on całością sił, lecz był rozdzielony pomiędzy oddziały amerykańskie, a częściowo wzmocniony oddziałami amerykańskimi. Składał się z następujących elementów: sekcji informacyjno-prasowej, sek-cji wychowawczej, sztabu, grupy rozpoznania radiowego, grupy wsparcia psychologiczne-go, kancelarii tajnej, 2 taktycznych zespołów kontroli obszaru powietrznego (służących do naprowadzania uderzeń amerykańskiego lotnictwa taktycznego na cele naziemne), sekcji medycznej, grupy rozpoznawczej (prowadzącej rozpoznanie patrolowe – razem 19 żołnie-rzy), grupy wsparcia CIMIC (Civil-Military Cooperation – współpraca cywilno-wojskowa), trzech zespołów bojowych oznaczonych jako „A”, „B” i „C”, plutonu ochrony (do ochro-ny bazy) oraz plutonu łączności. Skład zespołów bojowych nie był jednolity i wynikał nie

146 Baza w Bagram została utworzona przez armię sowiecką. Wojska Stanów Zjednoczonych wykorzystały część infrastruktury posowieckiej. Obszar bazy amerykańskiej był większy niż dawna baza sowiecka. W efekcie pola minowe chroniące bazę sowiecką znalazły się wewnątrz bazy amerykańskiej.147 Te dwa ostatnie rodzaje sprzętu okazały się nieprzydatne, ponieważ dostawy wody należały do Amerykanów, jak również zasilanie bazy w energię elektryczną. W chwili tworzenia etatu nie było to wiadome, ponieważ takich danych nie dostarczyły zespoły wyjeżdżające do Afganistanu na rekonesanse.

Page 80: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

79

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

tyle z potrzeb taktycznych, ile z możliwości ilościowych (limit liczebności kontyngentu)148. Zespół bojowy „A” składał się z: 2 załóg wozów dowodzenia, plutonu zabezpieczenia, grupy zabezpieczenia technicznego, 2 plutonów piechoty zmotoryzowanej, plutonu szturmowe-go, sekcji strzelców wyborowych oraz patrolu rozminowania, czyli odpowiadał kompanii. Liczył 157 żołnierzy. Podstawowe uzbrojenie i sprzęt zespołu to: 8 ręcznych granatników przeciwpancernych z noktowizorem, 35 granatników lekkich, 8 karabinów maszynowych UKM-2000, 6 moździerzy 60 mm, 1 trał przeciwminowy lekki, 8 kołowych transporterów opancerzonych AMV149, 16 samochodów (różnych), 12 samochodów ciężarowo-osobo-wych wysokiej mobilności HMMWV150. Zgodnie z założeniami zespół miał środki bojowe i materiałowe na 7 dni działania bez dostaw z zewnątrz – stąd taka liczba pojazdów pomoc-niczych. Bardzo szybko okazało się jednak, że pojazdy nieopancerzone (pomocnicze) nie mogą wyjeżdżać poza bazę.

Zespół bojowy „B” miał nieco inny skład. Tworzyły go: 2 załogi wozów dowodzenia, plu-ton zabezpieczenia, grupa zabezpieczenia technicznego, 2 plutony piechoty zmotoryzowa-nej, pluton szturmowy, sekcja strzelców wyborowych, patrol rozminowania, pluton ogniowy i sekcja zabezpieczenia lądowisk. Zespół liczył 201 żołnierzy. Jego podstawowe uzbroje-nie i wyposażenie składało się z: 1 taktycznego radaru pola walki, 8 ręcznych granatników przeciwpancernych, 45 granatników lekkich, 8 karabinów maszynowych, 6 moździerzy 60 mm, 3 moździerzy 98 mm, 1 trału przeciwminowego lekkiego, 8 kołowych transporte-rów opancerzonych AMV, 21 samochodów (różnych), 18 samochodów ciężarowo-osobo-wych wysokiej mobilności HMMWV.

Zespół bojowy „C” składał się z: załogi wozu dowodzenia, drużyny dowodzenia, plu-tonu zabezpieczenia, grupy zabezpieczenia technicznego, 3 plutonów szturmowych, sekcji strzelców wyborowych, patrolu rozminowania, plutonu ogniowego, sekcji zabezpieczenia. Zespół liczył 162 żołnierzy. Podstawowe uzbrojenie i wyposażenie: 1 taktyczny radar pola walki, 6 ręcznych granatników przeciwpancernych, 41 granatników lekkich, 6 karabinów maszynowych, 6 moździerzy 60 mm, 3 moździerze 98 mm, 1 trał przeciwminowy lekki, 21 samochodów (różnych), 38 samochodów ciężarowo-osobowych wysokiej mobilności HMMWV.

Podstawowy sprzęt i uzbrojenie I zmiany PKW to: 60 mm moździerz – 24 (w tym sprzęt zapasowy), 98 mm moździerz – 9 (w tym sprzęt zapasowy), kołowy transporter opance-rzony AMV – 24 (w tym sprzęt zapasowy), transporter opancerzony sanitarny (AMV) – 7 (w tym sprzęt zapasowy), karabiny maszynowe 7,62 mm – 56 (w tym sprzęt zapasowy), karabiny maszynowe 12,7 mm – 5 (w tym sprzęt zapasowy), granatniki przeciwpancerne – 65 (w tym sprzęt zapasowy).

Poszczególne elementy organizacyjne kontyngentu, jak już wcześniej zaznaczono, były rozdzielone i stacjonowały w różnych prowincjach, za które odpowiadali Amerykanie. Stan

148 Najpierw ustalono limit kontyngentu, potem dopiero układano etat! Błąd ten został popełniony na wysokich szczeblach MON – SG WP.149 Późniejsze transportery „Rosomak” – okazały się nadzwyczaj dobrym sprzętem, cieszącym się zaufaniem żoł-nierzy, którzy nazywają je pieszczotliwie „Rośki”.150 Samochody HMMWV okazały się nadzwyczaj słabo odporne na wybuchy min-pułapek. W pewnym momen-cie kilkunastu żołnierzy odmówiło wyjazdów na patrole na tym sprzęcie. Doprowadziło to do kryzysu morale w kontyngencie.

Page 81: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

80

ARTYKUŁY

etatowy I zmiany wynosił: 256 ofi cerów, 435 podofi cerów i 487 szeregowych – razem 1181 żołnierzy i 9 pracowników cywilnych151.

Żołnierze I zmiany PKW pochodzili głównie z 10 BKPanc. ze Świętoszowa, 17 BZ z Międzyrzecza, 18 bdsz z Bielska-Białej, 25 BKPow. z Tomaszowa Mazowieckiego, 1 pspec. z Lublińca, 1 BLog. z Bydgoszczy, Centralnej Grupy Działań Psychologicznych (CGDP) z Bydgoszczy, Centralnej Grupy Współpracy Cywilno-Wojskowej (CGWC-W) z Kielc oraz z ŻW.

II zmiana tylko nieznacznie różniła się od poprzedniej. Sformowano ją według etatu nr ZS/020/0. Służyła od października 2007 do kwiecień 2008 r. Dowodził nią gen. bryg. Jerzy Biniewski. Stan etatowy II zmiany to: 226 ofi cerów, 418 podofi cerów oraz 507 szere-gowych. Żołnierze II zmiany pochodzili głównie z: 17 BZ z Międzyrzecza, 6 Brygada De-santowo-Szturmowa (BDSz) z Krakowa, 25 BKPow. z Tomaszowa Mazowieckiego, 1 pspec. z Lublińca, 9 pułku rozpoznawczego z Lidzbarka Warmińskiego, 1 BLog. z Bydgoszczy, 2 BSap. z Kazunia, 5 pułku inżynieryjnego ze Szczecina, 49 pułku śmigłowców bojowych z Pruszcza Gdańskiego, 56 pułku śmigłowców bojowych z Inowrocławia, CGDP z Bydgosz-czy, CGWC-W z Kielc oraz z ŻW.

III zmiana pod dowództwem gen. bryg. Grzegorza Buszki służyła od kwietnia do paź-dziernika 2008 r. Limit kontyngentu wzrósł do 1500 stanowisk etatowych.

Wprowadzono nowy element uzbrojenia – granatniki Mk.19 – pozyskane z Izraela. Isra-eli Defence Forces (IDF – Izraelskie Siły Obronne) rozpoczęły wprowadzanie na wyposa-żenie nowych granatników, więc starsze, Mk.19, przekazano nieodpłatnie WP. Okazały się bardzo skuteczną bronią w walce z talibami.

Kolejnym nowym elementem organizacji kontyngentu była samodzielna grupa po-wietrzna – element wsparcia powietrznego, jakie dawały śmigłowce. Spowodowało to nowy podział kontyngentu: żołnierze dowództw i sztabów oraz pododdziałów je zabezpieczają-cych stanowili 27% kontyngentu (409 stanowisk), żołnierze „walczący” – 34% (508 stano-wisk), żołnierze wsparcia bojowego – 14% (205 stanowisk), żołnierze wsparcia logistyczne-go – 16% (245 stanowisk), oraz żołnierze lotnictwa wojsk lądowych – 9% (132 stanowiska). Stan etatowy zmiany: 305 ofi cerów, 614 podofi cerów oraz 536 szeregowych.

Zasadnicze zmiany w uzbrojeniu i sprzęcie tej zmiany polegały na wprowadzeniu na wyposażenie śmigłowca transportowego Mi-17 (4 sztuki), śmigłowca szturmowego Mi-24 (4 sztuki). W stosunku do II zmiany PKW zmniejszyła się nieco liczba zasadniczego sprzę-tu, mniej było kołowych transporterów opancerzonych AMV (o 5), mniej karabinów ma-szynowych (o 7), mniej wielkokalibrowych karabinów maszynowych 12,7 mm (o 4), mniej granatników przeciwpancernych (o 4), ale o 3 więcej 23 mm zestawów plot ZU-23-2.

Stan osobowy III zmiany PKW pochodził głównie z: 12 BZ ze Szczecina, 6 BDSz z Kra-kowa, 2 pułku rozpoznawczego z Hrubieszowa, 1 BLog. z Bydgoszczy, 2 BSap z Kazunia, CGDP z Bydgoszczy, CGWC-W z Kielc oraz z ŻW.

Podczas III zmiany zapadły decyzje o przekazaniu Polsce do samodzielnej działalności operacyjnej prowincji Ghazni. Wprowadzono też istotną zmianę w procesie przygotowy-wania etatu – jego projekt miał być tworzony na miejscu, w Afganistanie. Miało to umoż-liwić wyjaśnienie wszelkich wątpliwości, jakie nasuną się podczas prac nad etatem. W tym

151 Pracownicy cywilni to głównie tłumacze języków miejscowych Pasztu, Dari i in. (7 na 9).

Page 82: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

81

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

celu do grupy rekonesansowej włączono ofi cera z Oddziału Organizacyjnego G-1 DWLąd. W sposób znaczący poprawiło to funkcjonalność przyjętych dla tej zmiany rozwiązań orga-nizacyjno-etatowych.

Organizacja IV zmiany PKW Afganistan (dowódca – płk Rajmund Andrzejczak) była inna od wcześniejszych. Przede wszystkim powiększono kontyngent do 1600 żołnierzy i pracowników cywilnych (faktycznie etat nr ZS/026/0 opiewał na 1554 stanowiska wojsko-we i 36 cywilnych). IV zmiana służyła od października 2008 do kwietnia 2009 r.

Kontyngent składał się tylko z jednego elementu nadrzędnego – Dowództwa PKW, któ-remu podlegały wszystkie elementy składowe.

Zgrupowania bojowe miały różny skład wynikający ze stacjonowania w różnych ba-zach – zgrupowanie bojowe „A” w Ghazni wspólnie z innymi elementami organizacyjnymi, zgrupowanie bojowe „B” w bazie „Warrior” – samodzielnie (z niewielkimi przydzielonymi siłami wzmocnienia).

Nowym elementem w IV zmianie były grupy wsparcia w składzie zgrupowań bojowych. Miały one jednolitą strukturę, a każda składała się z: dowództwa grupy wsparcia; sekcji kierowania ogniem artylerii w składzie: załoga wozu dowodzenia, obsługa stacji meteoro-logicznej, drużyna dowodzenia i obsługa stacji radiolokacyjnej; plutonu ogniowego w skła-dzie: załoga wozu dowodzenia i 2 działony artylerii – 152 mm armato-haubice samobież-ne „Dana”; plutonu ogniowego (w składzie: 2 obsługi moździerzy) oraz drużyny ochrony (z 23 mm działem plot ZU-23-2). Pododdział ten był wzorowany na amerykańskim syste-mie obrony baz. U Amerykanów normą było stacjonowanie w wysuniętej bazie operacyjnej półplutonu haubic 155 mm. Zestaw przeciwlotniczy miał stanowić obronę przed atakami samobójczymi z użyciem samochodów załadowanych materiałem wybuchowym.

Stan etatowy tej zmiany: 349 ofi cerów, 644 podofi cerów oraz 558 szeregowych. Żoł-nierze pochodzili głównie z: Dowództwa 2 KZ z Krakowa, 12 DZ ze Szczecina, 16 DZ z Elbląga, 6 BDSz z Krakowa, 25 BKPow z Tomaszowa Mazowieckiego, 1 BSap z Brzegu, 56 pśb z Inowrocławia, CGDP z Bydgoszczy, CGWC-W z Kielc oraz z ŻW.

W podobny sposób sformowano V zmianę (wg etatu nr ZS/032/0). Było to związane z kolejny zwiększeniem liczebności kontyngentu – limit opiewał na 2200 stanowisk eta-towych. Zmiana realizowała zadania w Afganistanie od kwietnia do października 2009 r. Dowódcą zmiany był ponownie płk Rajmund Andrzejczak.

Zasadnicze uzbrojenie i sprzęt V zmiany był podobny do poprzedniej, chociaż znacznie zwiększono liczbę transporterów kołowych AMV – o 10 sztuk.

Struktura V zmiany (wg funkcji pełnionej przez personel) była dość mocno zmienio-na w stosunku do IV. Personel dowództw i sztabów oraz pododdziałów je zabezpiecza-jących to 23% (566 stanowisk), żołnierze „walczący” – 42% (1033 stanowiska), żołnierze wsparcia bojowego – 13% (333 stanowiska), żołnierze wsparcia logistycznego – 15% (376 stanowisk) oraz żołnierze lotnictwa – 7% (174 stanowiska). Według etatu zmiana liczyła: 376 ofi cerów, 859 podofi cerów oraz 707 szeregowych.

Stan osobowy V zmiany pochodził głównie z: 6 BDSz z Krakowa, 25 BKPow z Tomaszo-wa Mazowieckiego, 1 BA z Węgorzewa, 1 BLog z Bydgoszczy, 2 BSap z Kazunia, 5 pinż ze Szczecina, CGDP z Bydgoszczy, CGWC-W z Kielc oraz ŻW.

Page 83: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

82

ARTYKUŁY

VI zmiana pod dowództwem gen. bryg. Janusza Bronowicza służyła w Afganista-nie od października 2009 do kwietnia 2010 r. i była mniejsza od poprzedniej o 550 osób. W etacie znalazły się następujące komórki organizacyjne: Dowództwo Polskiego Kontyn-gentu Wojskowego (4 stanowiska), Zespół Dyrektora ds. Wsparcia, Szkolenia i Wyposażenia Armii Afgańskiej (2 stanowiska), Grupa Zastępcy Dowódcy Regionu Wschodniego ISAF (10 stanowisk), Wkład Narodowy do Dowództwa Kompozytowego ISAF (6 stanowisk), Dowództwo Koalicyjne ds. Bezpieczeństwa i Transformacji (CSTC-A, 13 stanowisk), Naro-dowa Komórka Wywiadu (7 wojskowych i 3 cywilne), Narodowa Komórka Kontrwywiadu (6 wojskowych i 1 cywilne), Zespół Specjalistów PRT (23 wojskowe i 9 cywilnych), Polskie Siły Zadaniowe (1813 wojskowych i 33 cywilne), odwód PKW w kraju (200 stanowisk).

Polskie Siły Zadaniowe to: Dowództwo Polskich Sił Zadaniowych (8 wojskowych i 1 cywilne), sekcja wizyt i protokołu dyplomatycznego (2 stanowiska), zespół ofi cerów łącznikowych do OCC-P (9 stanowisk), sztab (44 stanowiska), dyżurna służba operacyjna (3 stanowiska), centrum operacji taktycznych (10 stanowisk), sekcja wychowawcza (3 woj-skowe i 2 cywilne), sekcja informacyjno-prasowa (2 wojskowe i 1 cywilne), pion ochro-ny informacji niejawnych (6 stanowisk), sekcja medyczna (2 stanowiska), grupa zabez-pieczenia medycznego (27 wojskowych i 2 cywilne), grupa łączności (48 wojskowych i 1 cywilne), grupa wsparcia psychologicznego PSYOPS (14 stanowisk), grupa rozpoznawcza (84 wojskowe i 8 cywilnych), grupa CIMIC (11 wojskowych i 1 cywilne), wydział Żan-darmerii Wojskowej (13 stanowisk), zgrupowanie szkoleniowe ANP152 (36 wojskowych i 4 cywilne), Zgrupowanie Bojowe „A” (491 stanowisk), Zgrupowanie Bojowe „B” (546 woj-skowych i 6 cywilnych), Samodzielna Grupa Powietrzna (190 wojskowych i 1 cywilne), na-rodowy element wsparcia logistycznego (NSE, 190 wojskowych i 2 cywilne), zgrupowanie zespołów doradczo-obserwacyjnych OMLT (66 wojskowych i 3 cywilne), zgrupowanie sił specjalnych (131 wojskowych i 1 cywilne).

O wzroście roli szkoleniowej polskiego kontyngentu świadczy pojawienie się zgrupowa-nia szkoleniowego ANP. Szkolenie policji było i jest niezmiernie ważne dla nowo powsta-jącej administracji rządowej, jest jednak trudne, a skuteczność działania niewielka. Należy podkreślić, że ze względu na niewielkie wynagrodzenie funkcjonariuszy ANP, ich lojalność jest wątpliwa.

Etat VI zmiany PKW opiewał na 382 stanowisk ofi cerskich, 875 podofi cerskich oraz824 szeregowych. Żołnierze VI zmiany pochodzili głównie z: 21 BSP z Rzeszowa, 25 BKPow z Tomaszowa Mazowieckiego, 2 pr z Hrubieszowa, 9 pr z Lidzbarka Warmińskiego, 23 BA z Bolesławca, 2. Sap z Kazunia, 49 pśb z Pruszcza Gdańskiego, 56 pśb z Inowrocławia, CGDP z Bydgoszczy, CGWC-W z Kielc oraz z ŻW.

VII zmiana PKW Afganistan została sformowana według etatu nr ZS/040/0 i służyła od kwietnia do października 2010 r. (dowódca – gen. bryg. Andrzej Przekwas). Nowym elementem w składzie kontyngentu była grupa lotnicza. Jej utworzenie wynikało z potrzeby posiadania na teatrze działań (w bazie Bagram) elementu transportu lotniczego.

Kontyngent nadal ewoluował w kierunku szkolenia – utworzono połączony element szkolący zarówno wojsko, jak i policję afgańską.

152 Afghan National Police – Afgańska Policja Narodowa.

Page 84: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

83

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Uzbrojenie i sprzęt VII zmiany to: 2 samoloty transportowe C-295, 4 śmigłowce trans-portowe Mi-17, 8 śmigłowców szturmowych Mi-24, 42 moździerze 60 mm.

W wystawieniu tej zmiany uczestniczyły następujące jednostki: 1 BPanc z Wesołej, 3 BZ z Lublina, 15 pplot z Gołdapi, 15 BZ z Giżycka, 20 BZ z Bartoszyc, 25 BKPow z Tomaszowa Mazowieckiego, 2 pr z Hrubieszowa, 1 BA z Węgorzewa, 1 BLog z Bydgoszczy, 10 BLog z Opola, 2 BSap z Kazunia, 5 pinż ze Szczecina, 2 pk z Inowrocławia, 3 pdm z Włocławka, 49 pśb z Pruszcza Gdańskiego, 56 pśb z Inowrocławia, CGDP z Bydgoszczy, CGWC-W z Kielc oraz ŻW.

Stan etatowy tej zmiany to: 492 ofi cerów, 1266 podofi cerów oraz 1049 szeregowych.Ostatnia z omawianych – VIII zmiana – została sformowana według etatu nr ZS/042/0:

537 stanowisk ofi cerów, 1281 – podofi cerów, oraz 1117 – szeregowych. Wykonywała zada-nia w Afganistanie od października 2010 do kwietnia 2011 r. (dowódca – gen. bryg. Andrzej Reudowicz). Nastąpił wzrost liczebności kontyngentu. Jednostki wystawiające: 34 BKPanc. z Żagania, 11 bdow. z Żagania, 11 brem. z Żagania, 4 bzaop. z Krosna Odrzańskiego, 4 pplot z Czerwieńska, 69 pplot z Leszna, 5 psap z Krosna Odrzańskiego, 5 pa z Sulechowa, 25 BKPow z Tomaszowa Mazowieckiego, 9 pr z Lidzbarka Warmińskiego, 10 BLog z Opola, 49 pśb z Pruszcza Gdańskiego, 56 pśb z Inowrocławia, CGDP z Bydgoszczy, CGWC-W z Kielc oraz ŻW.

IX zmiana, przebywająca w Afganistanie od kwietnia 2011 r., etatowo liczy: 547 ofi cerów, 1232 podofi cerów oraz 1150 szeregowych (2934 żołnierzy i 66 pracowników cywilnych).

Skład polskiego kontyngentu sukcesywnie rośnie. Obecnie liczy prawie 3000 żołnierzy w bazach: FOB153 Ghazni i FOB Warrior oraz FB154 Four Corners, FB Giro i CP155 Qara-bagh.

Interesujące wydaje się porównanie liczebności wojsk sowieckich w latach osiemdziesią-tych XX w. na obszarze zajmowanym obecnie przez Polaków.

W prowincji Ghazni (oraz sąsiednich: Paktia i Paktika) stacjonowało 3300 żołnierzy so-wieckich, uzbrojonych m.in. w czołgi (31), bojowe wozy piechoty, bojowe wozy desantowe i transportery opancerzone (174), działa i moździerze (48), zestawy przeciwlotnicze ZSU-23-4 (8), granatniki automatyczne AGS-17 (18). Szacunkowy podział tych sił według pełnionych funkcji kształtował się następująco: ok. 9% to personel sztabowy oraz zabez-pieczenia dowództw i sztabów, ok. 50% – żołnierze „walczący”, ok. 30% – żołnierze wspar-cia bojowego, oraz ok. 12% – personel logistyczny. Należy stwierdzić, że 23 mm ZU-23-2 są tylko namiastką potencjału ogniowego i manewrowego zestawu ZSU-23-4. Granatniki automatyczne Mk.19 to porównywalny odpowiednik AGS-17. Odnośnie artylerii – nasze 152 mm armato-haubice wyposażone w nowoczesny zautomatyzowany zestaw kierowa-nia ogniem (ZZKO) należy tu porównywać z dywizjonem 18 haubic D-30, bez podobnego systemu. Celność ognia polskich dział na pewno jest wyższa niż sowieckich, ale Sowieci używali artylerii do wsparcia ogniowego również poza bazami, podczas gdy nasze działa prowadzą ogień tylko z baz. Wsparcie powietrzne zapewniały Sowietom jednostki lotnicze stacjonujące poza prowincją Ghazni, polski kontyngent zaś posiada śmigłowce oraz może liczyć na wsparcie samolotów A-10 lub F-15 lotnictwa amerykańskiego.153 Wysunięta Baza Operacyjna (Forward Operation Base). Załoga: od kilkuset do ponad tysiąca żołnierzy.154 Baza Ogniowa (Fire Base). Załoga: od kilkudziesięciu (zwykle ponad 50) do nieco ponad 100 żołnierzy.155 Posterunek Kontrolny (Control Post). Załoga: do około 50 żołnierzy.

Page 85: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

84

ARTYKUŁY

Wcześniejsze zmiany PKW były zdecydowanie słabsze niż siły sowieckie. Poczynając od VIII zmiany siła naszego kontyngentu liczebnie zbliżyła się do poziomu sowieckiego.

Straty w zabitych PKW Afganistan do czerwca 2011 r.:

Lp. Stopień, imię i nazwisko Wiek Jednostka Data śmierci Uwagi1. ppor. Łukasz Kurowski 28 10 BKPanc 14 VIII 2007 por.– pośmiertnie2. st. kpr. Szymon Słowik 34 16 bpd 26 II 20083. st. szer. Hubert Kowalewski 27 10 BKPanc 26 II 2008 kpr. – pośmiertnie4. st. szer. Grzegorz Politowski 26 5 pinż 8 IV 2008 kpr.– pośmiertnie5. ppor. Robert Marczewski 28 6 bdsz 20 VI 2008 por. – pośmiertnie6. st. kpr. Waldemar Sujdak 28 2 BSap 20 VI 2008 plut. – pośmiertnie7. st. szer. Paweł Brodzikowski 25 2 BSap 20 VIII 2008 kpr. – pośmiertnie8. st. szer. Paweł Szwed 27 2 BSap 20 VIII 2008 kpr. – pośmiertnie9. st. chor. Andrzej Rozmiarek 35 12 BZ 10 II 2009 st. chor. sztab.

– pośmiertnie10. por. Daniel Ambroziński 32 1 bkpow 10 VIII 2009 kpt. – pośmiertnie11. plut. Marcin Poręba 32 5 pinż 4 IX 2009 sierż. – pośmiertnie12. st. szer. Artur Pyc 28 18 bdsz 8 IX 2009 13. st. szer. Piotr Marciniak 30 6_BDSz 10 IX 2009 kpr. – pośmiertnie14. st. szer. Szymon Graczyk 23 5 pinż 9 X 2009 kpr. – pośmiertnie15. st. szer. Radosław Szyszkiewicz 22 5 pinż 9 X 2009 kpr. – pośmiertnie16. st. szer. Michał Kołek 22 PolUkrBat 19 XII 2009 kpr. – pośmiertnie17. kpr. Miłosz Aleksander Górka 25 25 BKPow 12 VI 2010 plut. – pośmiertnie16. st. szer. Grzegorz Bukowski 29 OS ŻW 15 VI 2010 kpr. – pośmiertnie19. kpr. Paweł Stypuła 26 2 BSap 26 VI 2010 plut. – pośmiertnie20. st. szer. Dariusz Tylenda 31 15 pplot 6 VIII 2010 st. kpr. – pośmiertnie21. sierż. Kazimierz Kasprzak 32 15 pplot 27 IX 201022. st. szer. Adam Szada-Borzyszkowski 28 1 bkpow 14 X 201023. st. szer. Marcin Pastusiak 26 OS ŻW 22 I 201124. Marcin Knap 34 Pog. Rat.

w Lublinie22 I 2011

25. mł. chor. Bartosz Spychała 39 1 pspec 3 IV 201126. st. szer. Paweł Staniaszek 29 2 BSap 20 IV 2011 kpr. – pośmiertnie27. st. kpr. Jarosław Maćkowiak 27 17 BZ 2 VI 2011 mł. chor. – pośmiertnie

Misja w Afganistanie trwa nadal.

Polacy w misji wojskowej w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskiej

W 2003 r. w zachodniej prowincji Sudanu, Darfurze, doszło do wyjątkowo krwawych walk na tle etniczno-kulturowym. Kryzys w tym regionie narastał od dłuższego czasu. Dochodziło do coraz ostrzejszych starć pomiędzy osiadłą miejscową rdzenną ludnością a arabskimi nomadami. W lutym 2003 r. napięcie sięgnęło zenitu. Doszło do regularnej wojny.

Page 86: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

85

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

Rdzenna ludność oskarżała rząd Sudanu o tajne porozumienie z plemionami arabskimi i utworzyła własne oddziały zbrojne, tzw. Sudańską Armię Wyzwolenia oraz Ruch na Rzecz Sprawiedliwości i Równości. Rząd sudański przystąpił do zdławienia buntu. Trzyletnie dzia-łania wojenne przyniosły śmierć setek tysięcy ludzi. Podjęte w 2006 r. rokowania pokojowe nie powiodły się. W tej sytuacji Unia Afrykańska podjęła decyzje o skierowaniu do Darfuru specjalnej misji, której głównym zadaniem miała być ochrona ludności cywilnej. Wcześniej, w lipcu 2004 r., do Darfuru zostały skierowane pierwsze oddziały misji (African Mission in Darfur), współfi nansowanej ze środków Unii Europejskiej. Misja ta nie przyniosła jednak spodziewanych rezultatów, przede wszystkim z powodu braku stałych źródeł fi nansowania i braków w wyposażeniu156.

W sierpniu 2006 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ podjęła decyzję o rozszerzeniu realizowa-nego na południu Sudanu mandatu wojsk ONZ (United Nations Mission in Sudan), utwo-rzonych w 2005 r. po zakończeniu drugiej wojny domowej w Sudanie. W wyniku uzgodnień między Unią Afrykańską a ONZ w 2007 r. miało dojść do powołania wspólnej misji tych organizacji. Na skutek protestu Sudanu wobec misji Narodów Zjednoczonych do jej utwo-rzenia jednakże nie doszło. Władze Sudanu przystąpiły do ofensywy wojskowej przeciwko powołanemu przez ugrupowania opozycyjne Narodowemu Frontowi Ocalenia.

31 lipca 2007 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ podjęła decyzję o wysłaniu dodatkowych sił w postaci misji UNAMID (United Nations African Mission In Darfur). Misja ta przejęła zadania od powołanej w 2005 r. UNAMIS. Najważniejsze zadania polegały na zapewnie-niu przestrzegania prawa oraz funkcjonowania policji w obozach i miejscach przebywania uchodźców, poprawieniu bezpieczeństwa w strefi e działań misji, przede wszystkim w rejo-nach obozów uchodźców i ośrodków przesiedleńców, wreszcie stworzeniu warunków do dobrowolnego, bezpiecznego powrotu około 2 mln uchodźców do miejsc zamieszkania.

Pod koniec 2007 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ upoważniła Unię Europejską do powo-łania własnej misji na terenie Czadu. Jej zadanie polegało na wspieraniu sił ONZ i Unii Afrykańskiej w niesieniu pomocy uchodźcom w Darfurze. Misja EUFOR Tchad/RCA, czyli unijna misja w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskiej rozpoczęła działalność w połowie marca 2008 i trwała do 15 marca 2009 r. W gronie państw zaproszonych do udziału w niej znalazła się także Polska.

Misja EUFOR w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskie to piąta operacja wojsko-wa realizowana przez Unię Europejską w ramach Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony. Jej celem było zapewnienie warunków bezpieczeństwa i doprowadzenie do sta-bilizacji w rejonie wschodniego Czadu i północnej części Republiki Środkowoafrykańskiej. Podstawowe jej zadania to: ochrona ludności cywilnej, wsparcie organizacji humanitarnych w niesieniu pomocy, ochrona personelu ONZ oraz umożliwienie powrotu przesiedleńcom i wypędzonym do poprzednich miejsc zamieszkania.

23 listopada 2007 r. minister obrony narodowej RP wydał decyzję nr 538/MON w spra-wie przygotowania Polskiego Kontyngentu Wojskowego do operacji UE w Czadzie i Repu-blice Środkowoafrykańskiej. Na wniosek Rady Ministrów z 22 stycznia 2008 r. Prezydent RP podpisał stosowne postanowienie (30 stycznia 2008 r.) o użyciu PKW w Czadzie i Repu-blice Środkowoafrykańskiej.

156 Zob. www.pkwczad.wp.mil.pl (19 IX 2011).

Page 87: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

86

ARTYKUŁY

W pierwszej kolejności do Czadu została przerzucona 64-osobowa Inżynieryjna Grupa Przygotowawcza (od 17 do 22 kwietnia 2008 r.). Jej zadanie polegało na rozpoczęciu budo-wy bazy i stworzeniu warunków do przyjęcia sił głównych. W bazach przeznaczonych dla wojsk EUFOR nie istniała praktycznie żadna infrastruktura, wszystko należało zbudować od podstaw. Pierwszy okres misji to przede wszystkim olbrzymie wyzwanie logistyczne. Najintensywniejsze prace Grupy Przygotowawczej trwały do września 2008 r.

W pierwszej dekadzie września tegoż roku rozpoczęła się zasadnicza faza udziału kon-tyngentu polskiego. Trzon sił głównych, 136 żołnierzy, został przerzucony 6 i 8 września. 15 września Polski Kontyngent Wojskowy w Czadzie osiągnął pełną gotowość operacyjną. Wspólnie z kontyngentem francuskim (pluton łączności) oraz chorwackim (pluton ma-newrowy) tworzył on Wielonarodowy Batalion Północ.

Polski kontyngent tworzyły: dowództwo batalionu, 1 kompania manewrowa, 2 kompa-nia manewrowa, kompania inżynieryjna, narodowy element wsparcia oraz grupa lotnicza (śmigłowce Mi-17). Do składu polskiego kontyngentu zaliczyć ponadto można grupę ofi ce-rów w dowództwie operacji w Mount Valerien pod Paryżem i w dowództwie sił z siedzibą w Abéché w Czadzie. Dowódcą I zmiany PKW w siłach EUFOR w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskiej został płk Wojciech Kucharski, II – płk Maciej Siudak, III – ppłk Arkadiusz Widłak157.

Główne zadania PKW polegały na patrolowaniu terenu, ochronie konwojów z pomocą humanitarną, zapewnienie bezpieczeństwa personelowi ONZ i organizacji pozarządowych, udzielanie pomocy miejscowej ludności oraz przesiedleńcom, ochrona ważnych obiek-tów, m.in. pasów startowych, interweniowaniu w przypadkach łamania praw człowieka i popełniania przestępstw. Misja EUFOR miała zabezpieczać przez rok funkcjonowanie ONZ-owskiej misji MINURCAT.

Podstawowym sprzętem znajdującym się na wyposażeniu PKW były kołowe transpor-tery opancerzone Rosomak, samochody Land Rover Defender, śmigłowce transportowe Mi-17, samochody STAR 266M z 23 mm armatą plot. ZU-23-2K, 60 mm moździerze LM-60D i 40 mm granatniki MK-19.

14 stycznia 2009 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ (rezolucja nr 1861) zastąpiła misję Unii Europejskiej w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskiej własną misją MINURCAT. W składzie misji docelowo miało wziąć udział ponad 5000 żołnierzy z 25 państw, w tym z Polski. Najważniejszym aktem prawnym umożliwiającym udział żołnierzy WP w tej mi-sji było postanowienie Prezydenta RP z 13 marca 2009 r. o użyciu Polskiego Kontyngentu Wojskowego w misji ONZ w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskiej. W misji miało uczestniczyć do 300 żołnierzy i pracowników wojska.

Celem misji MINURCAT było zapewnienie bezpieczeństwa ludności, ochrony i swo-bodnego przemieszczania się personelu Narodów Zjednoczonych i organizacji humanitar-nych niosących pomoc uchodźcom, stworzenie warunków do ich bezpiecznego powrotu do miejsc zamieszkania. Do najważniejszych zadań realizowanych przez PKW należało:zapewnienie bezpieczeństwa personelu i sprzętu, zapewnienie ochrony personelowi misji MINURCAT i organizacji humanitarnych, zapewnienie kontroli osób, miejsc, obiektów

157 II zmiana sił EFOR była jednocześnie I zmianą sił polskich w ramach misji MINURCAT.

Page 88: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

87

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

oraz rejonów poprzez patrolowanie, rozpoznanie i monitorowanie sytuacji, współpraca z władzami oraz lokalnymi przywódcami158.

I zmiana EUFOR kontyngentu polskiego pełniła służbę od 30 lipca do 29 listopada 2008 r., II zmiana EUFOR i zarazem I zmiana MINURCAT – od 29 listopada 2008 do 18 maja 2009 r., II zmiana MINUTRCAT – od 18 maja do 9 grudnia 2009 r. Trzeci kontyn-gent w przeciwieństwie do dwóch pierwszych nie posiadał w strukturze grupy lotniczej.

Poza działaniami operacyjnymi żołnierze i pracownicy wojska prowadzili szeroką dzia-łalność w ramach CIMIC. Jednym z najważniejszych przedsięwzięć w tym zakresie było usprawnienie kilku studni głębinowych w miejscowościach Guereda, Bahai i Baitir. Polacy brali również udział w odbudowie dróg, przepraw przez rzeki, wyposażali szkoły, udzielali pomocy medycznej.

W związku z podjętą przez Polskę decyzją o wycofaniu się z udziału w misjach poko-jowych prowadzonych pod auspicjami ONZ, w grudniu 2009 r. nastąpiło wycofanie pol-skich żołnierzy z misji MINURCAT. 9 grudnia w bazie Irina odbyła się ofi cjalna uroczystość przekazania obowiązków zastępującemu Polaków batalionowi mongolskiemu (Monbat). Powrót żołnierzy II zmiany w misji MINURCAT do kraju odbył w dwóch turach – 8 grud-nia i 17 grudnia 2009 r.

SUMMARY

Krzysztof Gaj, Janusz Zuziak, Th e Polish Army in the International Peacekeeping Missions (1953–2011)

In 1953–2011 the representatives of the Polish Armed Forces took part in nearly seventy international missions and peacekeeping operations. Depending on the nature and performed tasks, they can be divided into three groups: observation, logistical and operational. Th e aim of the authors of this case study was not to discuss all, but only the largest and longest-lasting missions.

Th e beginning of the Polish involvement in the maintenance of peace dates back 1953 when it was launched the Neutral Nations Supervisory Commission in Korea. One year later, the Polish soldiers began their service in the International Commission for Supervision and Control in Indochina (Cambodia, Laos, Vietnam). Since 1973, in South Vietnam there were carried out the operations with Polish representatives of the International Commission of Control and Supervision.

Another important stage in the participation of representatives of the Polish Armed Forces in international peacekeeping missions is a service under the blue fl ag in the Middle East, the forces of UNEF II, UNDOF and UNIFIL.

In 1988–1990 soldiers of the Polish Army participated in the Best Service of the United Nations Observer Mission in Afghanistan and Pakistan, which were established aft er several years war in Afghanistan. Th e UN Observer Mission in Iran and Iraq in 1988–1990 had a similar character like the mission in Afghanistan.

In 1989–1990 representatives of the Polish Army were involved in logistics and observation missions in the territory of Republic of Namibia. Another important mission in Africa, carried

158 Zob. www.pkwczad.wp.mil.pl (19 IX 2011).

Page 89: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

88

ARTYKUŁY

out with the involvement of Polish soldiers, there was the mission in Chad and the Central African Republic in 2008–2009.

Th e Polish area of intense involvement in international operations is the Balkans. Since the early nineties of last century to today were and continue to take part in them soldiers, policemen and civilian „missionaries”. In 1991 the operation there was launched UNPROFOR (United Nations Protection Force). Pursuant to the resolution of the Council of Ministers of December 5th, 1995, Poland joined to participate in military operations in Bosnia and Herzegovina, sending the troops to the Implementation Force (IFOR). In December 1996, the UN Security Council decided to extend the mandate of the IFOR mission, changing its name to the Stabilisation Force (SFOR). In 1999, we took part in the operation of NATO forces in Albania (AFOR). Consistent with the decision of the Minister of National Defence of June 19th, 1999 the Polish International Military Forces in KFOR (Kosovo Force) was sent to Kosovo.

Th e fi rst decade of the 21st century, is primarily involved in missions in Afghanistan and Iraq, which in contrast to the other in a large extent have the nature of war.

РЕЗЮМЕ

Кшиштоф Гай, Януш Зузяк, Войско Польское в международных миротворческих миссиях в 1953–2011 гг.

В 1953–2011 гг. представители Войска Польского принимали участие в около 70 международных миссиях и миротворческих операциях. В зависимости от характера и выполняемых заданий можно их поделить на три группы: наблюдательные, логистические и операционные. Целью авторов данной статьи не являеться рассмотрение всех этих миссий. Мы хотели бы сосредоточить внимание лишь на самых важных и наиболее продолжительных миссиях.

Началом участия Польши в действиях направленных на поддержание мира можно считать 1953 год, когда начала действовать наблюдательная комиссия нейтральных государств в Корее. Спустя год польские военнослужащие начали службу в Международной комиссии по контролю и наблюдению в Индокитае (Камбоджа, Лаос, Въетнам). С 1973 г.на территории Южного Въетнама с участием польских представителей действовала Международная комиссия по контролю и наблюдению.

Очередным важным этапом участия представителей Войска Польского в международных миротворческих миссиях стала служба под голубым флагом на Близком Востоке в рамках сил UNEF II, UNDOF i UNIFIL.

В 1988–1990 гг. польские солдаты принимали участие в Миссии наблюдателей Объединённых наций в Афганистане и Пакистане, которая была создана после окончания длительной войны в Афганистане. Схожие с этот миссией задачи польские военнослужащие выполняли в 1988–1990 гг. в Ираке и Иране, где находились в составе наблюдательных миссий ООН.

В 1989–1990 гг. представители Войска Польского участовали в логистической и наблюдательной миссиях на территории Намибии. Другими важными африканскими миссиями с участием польских солдат были миссии в Чаде и ЦАР в 2008–2009 гг.

Page 90: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

89

K. GAJ, J. ZUZIAK: WOJSKO POLSKIE W MIĘDZYNARODOWYCH MISJACH POKOJOWYCH...

С начала девяностых лет прошлого века Польша принимает активное участие в международных миссиях на Балканах. В этих миссиях по сей день участвуют военнослужащие, полицейские и гражданские «миссионеры». В 1991 г. началась операция ЮНПРОФОР (United Nations Protection Force). На основании постановления Совета министров РП 5 декабря 1995 г. Польша присоединилась к операции в Боснии и Геpцеговине, куда были высланы военнослужащие, которые вошли в состав сил ИФОР. В декабре 1996 г. Совет безопасности ООН принял решение о продлении разрешения для миссии ИФОР. При этом было изменено название на Силы стабилизации (СФОР). В 1999 г. мы принимали участие в операции сил НАТО в Албании (AФОР). Согласно с решением министра обороны 19 июня 1999 г. в Косово было направлено польское воинское формирование в составе международных сил КФОР (Kosowo Force).

Первое десятилетие XXI века – это прежде всего участие в миссиях в Афганистане и Ираке, которые в отличии от других миссий во многом носят военный характер.

Page 91: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

90

BEATA KUCHARCZYK, ANDRZEJ BOLEWSKI

MIĘDZYNARODOWE OPERACJE POKOJOWE ORGANIZACJI BEZPIECZEŃSTWA I WSPÓŁPRACYW EUROPIE. UDZIAŁ POLSKI W MISJACH TERENOWYCH

Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) w rozumieniu zapisów rozdziału VIII „Karty Narodów Zjednoczonych” jest uznawana za układ regionalny. Ma ona unikalny charakter, który można zdefi niować jako politycznie zinstytucjonalizowaną formę współpracy między państwami, gdyż z pozycji prawa międzynarodowego OBWE nie posiada statusu prawnego, a jej decyzje mają charakter politycznie wiążący1.

Większość decyzji, zobowiązań i środków podejmowanych przez OBWE opiera się na prawie międzynarodowym i jest sformułowanych w języku prawniczym, zgodnie z zasada-mi prawa traktatowego.

OBWE skupia 56 członków, w tym wszystkie państwa europejskie, a także Armenię, Azerbejdżan, Gruzję, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan oraz Kanadę i Stany Zjednoczone Ameryki. Z OBWE współpracuje również kilkanaście innych państw, jako tzw. partners for co-operation. Są to z Azji: Afganistan, Japonia, Korea Połu-dniowa, Mongolia i Tajlandia, a z basenu Morza Śródziemnego: Algieria, Egipt, Izrael, Jor-dania, Maroko i Tunezja2.

Organizacja formalnie powstała 1 stycznia 1995 roku na bazie działającej od lat siedem-dziesiątych XX wieku Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (KBWE). De-cyzja o przekształceniu KBWE w OBWE została powzięta podczas szczytu w Budapeszcie w grudniu 1994 roku3.

OBWE działa w trzech wymiarach: polityczno-wojskowym, ekonomiczny i związaną z nim ochroną środowiska oraz na rzecz przestrzegania praw człowieka, wspierania sys-temów demokratycznych i rządów prawa, podnoszenia standardów norm i zachowań

1 H. Binkowski, Rozwój wielostronnej współpracy na rzecz bezpieczeństwa Europy, w: Podział odpowiedzialności za bezpieczeństwo Europy pomiędzy NATO i Unię Europejską. Materiały z sympozjum, Warszawa 2006, s. 21–22.2 OSCE Handbook 2007, Wiedeń 2007, s. III.3 Ibidem, s. 8.

Page 92: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

91

B. KUCHARCZYK, A. BOLEWSKI: MIĘDZYNARODOWE OPERACJE POKOJOWE...

w stosunkach międzynarodowych (tzw. wymiar ludzki). Działania podejmowane w każdym z tych obszarów są ze sobą ściśle powiązane i nawzajem się uzupełniają.

W działalności w wymiarze polityczno-wojskowym OBWE stosuje wielorakie i różno-rodne narzędzia, w tym także zakłada użycie środków militarnych do rozwiązywania sytu-acji konfl iktowych. Aktywność OBWE jest skierowana głównie w stronę mediacji, usług do-brej woli, monitorowania implementacji postanowień pokojowych oraz wsparcia operacji pokojowych prowadzonych przez inne organizacje: ONZ, NATO i Unię Europejską.

Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku OBWE podjęła aktywne działania w zakre-sie bezpieczeństwa. Od tego czasu w wymiarze regionalnym i światowym stanowi ona ważny międzynarodowy instrument dyplomacji prewencyjnej, wczesnego ostrzegania, zapobiegania i przeciwdziałania konfl iktom, budowy środków zaufania i współpracy w dziedzinie bezpie-czeństwa we wszystkich jego wymiarach4. Prowadząc w niewielkiej skali polityczne misje oso-bistych przedstawicieli urzędującego przewodniczącego, krótkoterminowe misje wyjaśniają-ce i sprawozdawcze, misje ekspertów czy wreszcie misje w terenie (misje terenowe), OBWE w wartościowy i efektywny sposób dopełnia działania innych organizacji.

Istotne uzupełnienie i wsparcie merytoryczne misji OBWE stanowią wypracowane jesz-cze w formule Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie procedury postępowania w sytuacjach kryzysowych, znane pod nazwą mechanizmu berlińskiego i wiedeńskiego5.

Mechanizm wiedeński został zdefi niowany w serii dokumentów wiedeńskich z 1990, 1992, 1994 i 1999 roku. Związany jest z budową środków zaufania, bezpieczeństwem i sta-bilizacją ładu wojskowego w Europie. Określa zasady konsultacji i współpracy w sytuacjach kryzysowych, zwłaszcza w razie użycia sił zbrojnych. Obejmuje m.in. wymianę informacji, wspólne ćwiczenia, szkolenia, seminaria, konsultacje dotyczące polityki obronnej, doktryn, planowania obronnego i budżetów6. Mechanizm wiedeński uzupełnia mechanizm berliński z 1991 roku, rozwijający zdolności KBWE/OBWE do wczesnego reagowania na sytuacje kryzysowe, w tym zagrażające pokojowi i bezpieczeństwu. Ustanawia zasady współpracy w takich przypadkach, przewidując m.in., iż zagrożone państwo może wystąpić z prośbą o spotkanie na forum organizacji przy poparciu swojego wniosku przez 12 państw. Pro-cedura ta jest dodatkowo godna uwagi, ponieważ stanowi odstępstwo od powszechnej w KBWE – OBWE zasady podejmowania decyzji w drodze konsensusu. W 1992 roku roz-szerzono tę procedurę o zasadę „consensus minus 1”, która zakłada, że w celu ochrony praw człowieka, demokracji i praworządności KBWE/OBWE może podjąć odpowiednie działa-nia polityczne poza terytorium zainteresowanego państwa, nawet bez jego zgody, jeśli ma miejsce wyraźne, rażące i utrzymujące się naruszanie przyjętych norm i porozumień mię-dzynarodowych. Mechanizm berliński i zasada „consensus minus 1” zostały po raz pierw-szy zastosowane w reakcji na sytuację na obszarze byłej Jugosławii7.

OBWE posiada szerokie poparcie innych organizacji międzynarodowych i regionalnych, gdyż tworzy kompleksowe ramy współpracy w obszarze praw człowieka, swobód obywatel-skich, pokoju i bezpieczeństwa. Z perspektywy bezpieczeństwa międzynarodowego szczególne

4 R. Zięba, Funkcjonowanie paneuropejskiego mechanizmu bezpieczeństwa KBWE/OBWE, www.ce.uw.edu.pl/pli-ki/pw/3-1998_Zieba.pdf.5 Umiędzynarodowiony konfl ikt wewnętrzny, red. J. Pawłowski, A. Ciupiński, Warszawa 2001, s. 53–55.6 Więcej o mechanizmie wiedeńskim i tzw. reżimie dokumentów wiedeńskich zob. OSCE Handbook..., s. 81–82.7 Ibidem, s. 85.

Page 93: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

92

ARTYKUŁY

znaczenie ma koncepcja uzupełniających się wzajemnie instytucji, zainicjowana na forum OBWE w 1996 roku poprzez przyjęcie na szczycie w Lizbonie deklaracji „O wspólnym i kompleksowym modelu bezpieczeństwa europejskiego w XXI wieku”8, kontynuowana na szczycie państw i rządów OBWE w Stambule w listopadzie 1999 roku w zapisach „Stam-bulskiej karty bezpieczeństwa europejskiego”9. Idea tak rozumianego bezpieczeństwa jest prosta: poszczególne podmioty wspierają swoje wysiłki i nawzajem się uzupełniają.

„Deklaracja lizbońska” i „Stambulska karta bezpieczeństwa europejskiego” wpisują się w pakiet podstawowych dokumentów wypracowanych przez OBWE, na których organiza-cja ta opiera swoją działalność w wymiarze polityczno-wojskowym.

Do pakietu tego należy zaliczyć także: „Paryską kartę nowej Europy” z 19 listopada 1990 roku10, „Dokument helsiński” z 1992 roku, „Wyzwania czasu przemian” z 10 lipca 1992 roku11 oraz „Kodeks postępowania w polityczno-militarnych aspektach bezpieczeństwa” przyjęty 4 grudnia 1994 roku.

„Dokument helsiński” jest podstawą do rozwoju długoterminowych misji OBWE na ob-szarach objętych kryzysem lub konfl iktem. Jest ważny z punktu widzenia określenia zamia-rów OBWE, identyfi kuje bowiem dwa główne obszary działania tej organizacji w dziedzinie wspierania pokoju i bezpieczeństwa: rozwój zdolności w kierunku sprostania wymogom operacji pokojowych oraz podjęcie takich operacji w przypadku konfl iktu wewnątrz lub między państwami-członkami OBWE; rozwój współpracy z innymi organizacjami.

Dzięki „Dokumentowi helsińskiemu” rozbudowano funkcję prewencyjną późniejszej OBWE oraz zasady postępowania w sytuacjach kryzysu, wprowadzając takie instrumenty, jak misje wyjaśniające (fact-fi nding) i sprawozdawcze (rapporteur missions) oraz operacje pokojowe12. Te ostatnie mogły być podjęte w razie zaistnienia konfl iktu wewnątrz lub mię-dzy państwami, w celu utrzymania pokoju i stabilności oraz poparcia bieżących wysiłków na rzecz osiągnięcia politycznego rozwiązania. Jako podstawę prawną ich podejmowania wskazano „Kartę Narodów Zjednoczonych”, zwłaszcza rozdział VIII. Zgodnie z „Doku-mentem helsińskim”, działania pokojowe (…) mogą zostać podjęte między innymi w celu nadzorowania i utrzymywania zawieszenia broni, kontrolowania wycofywania wojsk, pomo-cy w utrzymywaniu porządku i przestrzegania prawa, dostarczania pomocy humanitarnej i medycznej oraz pomocy dla uchodźców13.

„Kodeks postępowania w polityczno-militarnych aspektach bezpieczeństwa” stanowi szczególną pozycję wśród dokumentów OBWE. Podstawowe jego zapisy opierają się na „Karcie Narodów Zjednoczonych” oraz konwencjach genewskich (z 1949 r.). „Kodeks...” ustala wiele norm i zasad postępowania państw w różnych aspektach bezpieczeństwa mię-dzynarodowego, a jego podstawowe przesłanie dotyczy niepodzielności bezpieczeństwa oraz wyrzeczenia się groźby użycia siły i użycia siły14.8 Th e Lisbon Declaration on a Common and Comprehensive Security Model for Europe for the Twenty-First Cen-tury, www.osce.org/mc/39539.9 Charter for European Security, www.osce.org/mc/39659.10 Th e Charter of Paris for a New Europe, www.osce.org/documents/html/pdfohtml/4045_en.pdf_s.html.11 CSCE Helsinki Document 1992: Th e challenges of change, www.osce.org/documents/mc/39530.12 OSCE Handbook..., s. 8.13 CSCE Helsinki Document 1992, part. III: Early warning, confl ict prevention and crisis management (including fact-fi nding and rapporteur missions and CSCE peacekeeping), peaceful settlement of disputes, paragraf 18, s. 14.14 Cz. Marcinkowski, Kodeks postępowania w polityczno-militarnych aspektach bezpieczeństwa. Treść. Znaczenie. Zobowiązania, Warszawa 1996, s. 32–38.

Page 94: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

93

B. KUCHARCZYK, A. BOLEWSKI: MIĘDZYNARODOWE OPERACJE POKOJOWE...

Na szczególną uwagę zasługuje rozdział IV „Kodeksu...” zatytułowany „Wspólne instru-menty”, który traktuje o prawie państw do rozmieszczania na terytorium innego państwa swoich sił zbrojnych stosownie do porozumień osiągniętych między tymi państwami oraz zgodnie z prawem międzynarodowym.

Równie istotne znaczenie mają kolejne rozdziały „Kodeksu...”. Rozdział VI dotyczy sytu-acji konfl iktowych i kryzysowych. W rozdziale VII zdefi niowano rolę i miejsce sił zbrojnych w państwie demokratycznym i określono dopuszczalne przypadki ich użycia. W rozdziale VIII wskazano na wymóg użycia sił zbrojnych w czasie pokoju i w czasie wojny, według wszelkich przyjętych w prawie międzynarodowym zasad humanitarnych.

Rola OBWE w działaniach wsparcia pokoju i bezpieczeństwa była wielokrotnie omawia-na na forum tej organizacji. Dotychczas nie wypracowano jednak jednolitego stanowiska. Poglądy i opinie skupiają się wokół trzech podstawowych opcji możliwego zaangażowania i roli OBWE15.

Pierwsza z nich uznaje, iż OBWE nie powinna angażować się militarnie, pozostawiając ten aspekt wsparcia pokoju innym organizacjom międzynarodowym i regionalnym oraz skoncentrować się na działaniach wspomagających w dziedzinie zapobiegania konfl iktom i pomocy humanitarnej.

Opcja druga zakłada rozwinięcie przez OBWE własnych zdolności i struktur, które umożliwiłyby jej samodzielne podejmowanie, kierowanie i prowadzenie operacji pokojo-wych, a także udział w operacjach prowadzonych przez ONZ.

Opcja trzecia jest kompromisowa i przewiduje: angażowanie organizacji w wielofunkcyj-ne operacje pokojowe; organizowanie operacji pokojowych pod egidą OBWE przy wspar-ciu innych organizacji; prowadzenie przez OBWE operacji wojskowych, gdy organizacja osiągnie zdolności operacyjne.

Ta ostatnia opcja została zaakceptowana w „Stambulskiej karcie bezpieczeństwa euro-pejskiego” przyjętej podczas szczytu OBWE w Stambule w listopadzie 1999 roku16. Zgodnie z nią OBWE, w zależności od uwarunkowań określonej sytuacji kryzysowej, może każdo-razowo decydować w drodze konsensusu, czy odgrywać wiodącą rolę w operacji pokojowej (jeśli państwa członkowskie uznają, iż organizacja ma takie zdolności) czy też realizować mandat operacji przy wsparciu innych podmiotów.

Od strony formalnej istnieje zatem możliwość prowadzenia przez OBWE operacji z uży-ciem komponentów wojskowych. Od strony organizacyjnej OBWE nie ma jednak zdolno-ści do samodzielnego wydzielenia i użycia sił wielonarodowych. Stąd w codziennej prak-tyce OBWE jest realizowana pierwsza z opcji, tj. podejmowanie działań wspomagających zapobieganie konfl iktom i ich skutkom. Wszystkie dotychczasowe misje terenowe KBWE, a następnie OBWE stanowiły operacje różniące się od tradycyjnego rozumienia peaceke-eping. Zgodnie z ogólnym mandatem zawartym w rozdziale III „Dokumentu helsińskiego” z 1992 roku mają one różną formułę, ale dotąd nie wystąpiły w przewidzianej w tym doku-mencie formie dyslokacji wojskowych kontyngentów pokojowych. Niemniej jednak OBWE

15 W. Zellner, Th e Future Development of OSCE Field Missions, w: Th e Politico-Military Dimension of the OSCE: Arms Control and Confl ict Management Issues, Genewa 2005, s. 35–36.16 Istanbul Charter for European Security, www.osce.org/documents/msc/1999/11/4050_en.pdf; Umiędzynaro-dowiony konfl ikt..., s. 56–57.

Page 95: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

94

ARTYKUŁY

posiada zdolności do tworzenia i prowadzenia własnych misji, których mandat, liczebność, struktura i zadania zależą od sytuacji w rejonach objętych konfl iktem.

Misje terenowe OBWE (OSCE fi eld missions) są jednym z najważniejszych i najbar-dziej znanych instrumentów zarządzania kryzysowego. Ponieważ ich powstanie nie zostało oparte na wcześniejszych projektach czy koncepcjach, można stwierdzić, iż OBWE podję-ła tę działalność spontanicznie, w odpowiedzi na sytuację w byłej Jugosławii na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku17. Ogólne zasady prowadzenia misji terenowych przez OBWE określono znacznie później, w 1999 roku w „Stambulskiej karcie bezpieczeństwa europejskiego” (paragrafy 37–41).

Zgodnie z nimi, OBWE podejmuje misje w terenie na prośbę jednego lub kilku państw skierowaną do Rady Ministerialnej OBWE (OSCE Ministerial Council), która stanowi główne forum konsultacji politycznych. Rada wstępnie określa, jakie działania mogą zostać podjęte w danej sytuacji. Decyzja zapada w wyniku porozumienia stron (zasada konsensu-su). Aby została podjęta, muszą być spełnione określone warunki. Najważniejsze z nich to: ustanowienie trwałego rozejmu lub zawieszenia broni między stronami konfl iktu, podpisa-nie porozumień z zainteresowanymi stronami (np. w formie Memorandum of Understan-ding) oraz gwarancje bezpieczeństwa dla personelu misji.

Organem, w którego gestii leżą decyzje o podejmowaniu misji terenowych, jest Stała Rada (Permanent Council). Odpowiada ona za prowadzenie konsultacji politycznych i posiada uprawnienia decyzyjne18. Zgodnie z kartą stambulską (paragraf 37) Stała Rada (…) ustanawia operacje terenowe oraz określa ich mandat, w tym główne cele i zadania, oraz budżet. Ten sam dokument upoważnia Radę oraz przewodniczącego OBWE do określania wytycznych do da-nej operacji. Stała Rada sprawuje nad operacją kierownictwo polityczne i kontrolę.

Paragraf 38 karty stambulskiej określa następujące zadania misji terenowych:– wsparcie i doradztwo w dziedzinach uzgodnionych między OBWE a państwem go-

spodarzem misji;– pomoc w organizacji i monitorowaniu wyborów;– wsparcie instytucji demokratycznych oraz pomoc w utrzymaniu lub odbudowie po-

rządku prawnego;– pomoc w tworzeniu warunków do negocjacji bądź realizacji innych środków w celu

pokojowego rozwiązania konfl iktów;– weryfi kacja i pomoc w implementacji porozumień pokojowych,– wsparcie procesów odbudowy różnych dziedzin życia społecznego.Operacją dowodzi szef misji (head of mission), jeśli operacja ma charakter cywilny, lub

dowódca sił, jeśli w operacji dominuje komponent wojskowy. Wyznacza go przewodni-czący OBWE (chairman-in-Offi ce). Szef misji, w randze ambasadora, odpowiada za jej działalność, którą przedstawia w cyklicznych raportach (tygodniowych, miesięcznych lub dwumiesięcznych). Raporty są dodatkowo uzupełniane analizami sytuacji w rejonie misji (tzw. background reports) oraz meldunkami, w razie nagłych wypadków bądź incydentów. Wszystkie raporty kierowane są do Centrum Zapobiegania Konfl iktom (Confl ict Prevention

17 V-I. Ghebali, Th e OSCE Long-Term Mission Experience, 1992–2004: A Global Assessment, „PSIO Occasional Paper” (Genewa) 2005, nr 2, s. 14–15.18 R. Zięba, Nowa instytucjonalizacja bezpieczeństwa europejskiego, Warszawa 1998, s. 345–351; OSCE Hand-book..., s. 30–39.

Page 96: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

95

B. KUCHARCZYK, A. BOLEWSKI: MIĘDZYNARODOWE OPERACJE POKOJOWE...

Centre, CPC), jednego z organów Sekretariatu OBWE. Centrum przekazuje Stałej Radzie ra-porty, które są także przekazywane do organizacji partnerskich, m.in. ONZ i Rady Europy19.

Od 2000 roku szefowie wszystkich misji terenowych OBWE zbierają się raz w roku w Wiedniu, gdzie zdają Stałej Radzie bezpośrednie sprawozdania z działalności podległych im misji. Podczas spotkania analizowane są problemy wspólne wszystkich misji prowadzo-nych przez OBWE.

Misje terenowe OBWE są administrowane przez Sekretariat tej organizacji z sekreta-rzem generalnym na czele. Sekretariat podlega przewodniczącemu OBWE i wspiera jego działania.

Państwa – członkowie OBWE uczestniczą w misjach na zasadzie dobrowolności, oferu-jąc wkład fi nansowy lub/i kierując do misji swój personel.

Personel misji terenowych stanowią osoby delegowane przez państwa członkowskie oraz ludność lokalna. OBWE zapewnia delegowanemu personelowi zakwaterowanie i zaopatrze-nie, transport do i z rejonu mandatowego, a także wypłaca dzienne diety. W zależności od liczby międzynarodowego personelu, misje OBWE dzielą się na operacje małe (do 10 osób), średnie (do kilkudziesięciu osób) i duże (od 100 do 1,5–2 tys. osób).

Realizując misje terenowe, OBWE działa w poszczególnych krajach w oparciu o Memoran-da of Understanding podpisywane między organizacją a władzami państwa-gospodarza. Doku-menty te regulują przede wszystkim kwestie przywilejów dyplomatycznych i immunitetów20.

W swoich działaniach OBWE może zwrócić się o wsparcie do innych organizacji, np. NATO lub Unii Europejskiej.

Pierwsze misje KBWE miały charakter informacyjny. Od 1991 roku były one wysyłane do państw – nowych uczestników KBWE w celu upewnienia się, że będą one w stanie wy-pełniać zobowiązania członkowskie. Krótkoterminowe misje w celu ustalenia faktów, misje informacyjne i misje ekspertów były także wysyłane do zbadania sytuacji regulowanych po-stanowieniami „ludzkiego wymiaru” KBWE lub porozumieniami o charakterze wojskowym. Urzędujący przewodniczący korzystał również z uprawnienia do wysyłania osobistych przed-stawicieli w rejony zagrożone lub objęte konfl iktem (Mołdawia, Gruzja, Czeczenia) bądź sam udawał się z misjami w teren, m.in. do Sarajewa i Belgradu w czerwcu 1994 roku21.

Kolejną formą zaangażowania OBWE na rzecz zapobiegania konfl iktom, rozwiązywania kryzysów i budowania pokoju są długoterminowe misje w terenie. Pierwsze długotermi-nowe misje terenowe zostały podjęte po szczycie w Helsinkach w 1992 roku. We wrześniu tegoż roku rozmieszczono misję w Kosowie, Sandżaku i Wojwodinie oraz w Skopje, a pod koniec 1992 roku została ustanowiona misja w Gruzji. Kolejne misje utworzono w Estonii, na Łotwie i w Mołdawii.

W XXI wiek OBWE weszła, dysponując rozwiniętą bazą instytucjonalną oraz dokumen-tami programowymi, czego nie miała, podejmując pierwsze misje na początku lat dziewięć-dziesiątych ubiegłego wieku. Dzięki temu może teraz skuteczniej wspierać rządy państw, które zwrócą się o pomoc zarówno w wymiarze polityczno-wojskowym, jak również w wy-miarze ekonomicznym i „ludzkim”.

W XXI wieku bezpieczeństwo w obszarze OBWE i bezpieczeństwo światowe zostało poddane nowym wyzwaniom i zagrożeniom, co znalazło wyraz w „Strategii OBWE na 19 V-I. Ghebali, op. cit., s. 17.20 Ibidem.21 R. Zięba, Funkcjonowanie paneuropejskiego..., s. 14.

Page 97: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

96

ARTYKUŁY

zagrożenia bezpieczeństwa i stabilności w XXI wieku”, przyjętej przez Radę Ministerialną w 2003 roku w Maastricht 22.

„Strategia...” potwierdza, że OBWE, z licznym gronem państw członkowskich i otwar-tym, wszechstronnym, wielowymiarowym podejściem do kwestii bezpieczeństwa, stanowi dobrze wyposażony instrument z powodzeniem mogący stawić czoła współczesnym wy-zwaniom i zagrożeniom.

OBWE stara się niezmiennie wzmacniać swoją rolę w umacnianiu bezpiecznego i stabil-nego środowiska poprzez szeroki dialog i działania w obszarach, w których jako organizacja może być skuteczna: wczesne ostrzeganie, zarządzanie kryzysowe, działania pokonfl iktowe, kontrola zbrojeń, budowa środków zaufania, wielostronna wymiana doświadczeń w za-kresie współczesnych wyzwań i zagrożeń, w tym wyzwań ekonomicznych, praw człowieka i swobód obywatelskich.

Wyrazem dążeń do poszerzania dialogu był szczyt OBWE w Astanie w grudniu 2010 roku. Kirgistan był zatem pierwszym postsowieckim państwem z Azji Centralnej spra-wującym przewodnictwo w OBWE (w 2010 r.). Rezultatem szczytu była deklaracja „W stronę bezpiecznego społeczeństwa”, potwierdzająca wszystkie wcześniejsze zobowią-zania OBWE i wyrażająca dążenie do budowy wolnego, demokratycznego, wspólnego i niepodzielnego euroatlantyckiego i euroazjatyckiego środowiska bezpieczeństwa23.

W ostatnich latach OBWE próbuje wypracowywać nowe, jak również aktualizować wcześniejsze dokumenty programowe. Adaptacji do nowych zadań podlegają także pro-cedury działania organizacji. Nowe „Zasady procedowania OBWE” przyjęto podczas Rady Ministerialnej w Brukseli w 2006 roku24. Dokument określa zasady uczestnictwa w OBWE, proces podejmowania decyzji i główne organy formalne i nieformalne tej organizacji oraz zasady ich działania.

Obecnie OBWE prowadzi 17 misji terenowych o różnym charakterze i zadaniach. Główne rejony zaangażowania to Europa Południowo-Wschodnia (Bałkany – 7 misji: Albania, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Czarnogóra, Kosowo, Macedonia i Serbia), Europa Wschodnia (2 misje: Mołdawia i Ukraina), Zakaukazie (3 misje: Armenia, Azerbejdżan i Górski Karabach) i Azja Centralna (5 misji: Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan).

Misje terenowe w Europie Południowo-Wschodniej

Obecność OBWE w AlbaniiMisja została powołana w 1997 roku w odpowiedzi na zamieszki społeczne wywołane

załamaniem piramidy fi nansowej i utratą przez wielu Albańczyków oszczędności. Celem misji jest wsparcie rozwoju instytucji publicznych, reform systemu prawnego i sądownic-twa, pomoc w budowie zdolności do dobrego administrowania, szkolenie policji, zwłaszcza w działaniach skierowanych przeciwko handlowi ludźmi.

22 OSCE Strategy to Address Th reats to Security and Stability in the Twenty-First Century, www.osce.org/mc/.23 Astana Commemorative Declaration. Towards a Security Community, w: OSCE Annual Report 2010, Wiedeń 2011, s. 16.24 OSCE Rules of Procedure, www.osce.org/mc/22775.

Page 98: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

97

B. KUCHARCZYK, A. BOLEWSKI: MIĘDZYNARODOWE OPERACJE POKOJOWE...

Misja w Bośni i HercegowinieUtworzona w 1995 roku w związku z podpisaniem i implementacją „Ramowego po-

rozumienia pokojowego w sprawie Bośni i Hercegowiny” z 21 listopada 1995 roku z Day-ton (General Framework Agreement for Peace in Bosnia and Herzegovina). Misja wspiera inicjatywy dobrego zarządzania, zwłaszcza na poziomie samorządów. Zaangażowana jest w działania zwalczające przestępczość, usprawniające system prawny i sądowniczy. Pro-muje edukację mniejszości narodowych. Wspiera państwo-gospodarza w rozwoju cywilnej kontroli nad sektorem bezpieczeństwa.

Misja w KosowieJej poprzednikiem była Pierwsza Misja Długoterminowa OBWE w Kosowie, Sandżaku

i Wojwodinie, ustanowiona w sierpniu 1992 i działająca do sierpnia 1993 roku, oraz Misja Weryfi kacyjna w Kosowie (Kosovo Verifi kation Mission), działająca od października 1998 do marca 1999 roku. Odwołując się do „Rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1244” z 10 czerwca 1999 roku, Stała Rada OBWE podjęła decyzję o ustanowieniu kolejnej mi-sji OBWE w Kosowie, która podjęła działalność w czerwcu 1999 roku. Misja monitoruje działania instytucji rządowych w zakresie praw człowieka, swobód obywatelskich i dobrego rządzenia, promuje poszanowanie mniejszości narodowych oraz wspiera budowę demokra-tycznego i wieloetnicznego społeczeństwa.

Misja w CzarnogórzeZostała ustanowiona w czerwcu 2006 roku, krótko po ogłoszeniu przez Czarnogórę nie-

podległości. Jest jedną z najmłodszych misji OBWE. Wspiera proces tworzenia i funkcjo-nowania instytucji rządowych i samorządowych, pomaga w działaniach prawodawczych, w przygotowaniu strategii do walki z korupcją i zorganizowaną przestępczością, wspiera rozwój regionalnej współpracy z innymi krajami bałkańskimi.

Misja w SerbiiMisja została ustanowiona w 2001 roku jako Misja OBWE w Federalnej Republice Ju-

gosławii. W 2003 r. została przemianowana na Misję OBWE w Serbii i Czarnogórze, a po rozdziale obu państw w 2006 roku działa jako Misja OBWE w Serbii. Współpracuje ona z władzami serbskimi na rzecz rozwoju instytucji demokratycznych, budowy zdolności w zakresie ochrony praw człowieka i rządów prawa. Wspiera organizację wyborów i poma-ga w dialogu lokalnych politycznych liderów.

Misja w Skopje w MacedoniiJest najdłużej prowadzoną przez OBWE operacją w terenie. Została utworzona we wrze-

śniu 1992 roku jako Misja Monitorująca Rozprzestrzenianie się Konfl iktu w Skopje (Spillo-ver Monitor Mission to Skopje), aby zapobiegać eskalacji konfl iktu w Macedonii i łagodzić stosunki narodowościowe w tym zróżnicowanym etnicznie kraju. W grudniu 2010 roku Stała Rada zdecydowała o zmianie nazwy tej operacji na Misję OBWE w Skopje. Obecnie monitoruje ona i wspiera implementację „Porozumienia ochrydzkiego” z 2001 roku. Misja ściśle współpracuje z Unią Europejską oraz NATO. Główne jej zadania to reforma systemu sądowniczego, profesjonalizacja policji i wsparcie administracji publicznej, edukacja oraz równość wszystkich obywateli wobec prawa.

Page 99: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

98

ARTYKUŁY

Biuro OBWE w Zagrzebiu w ChorwacjiOBWE podjęła działalność w Chorwacji w 1996 roku w odpowiedzi na dewastację tego

kraju po działaniach wojennych. W 2007 roku misja OBWE została przekształcona w Biuro, którego zadania skupiają się na rozliczeniu zbrodni wojennych i monitorowaniu progra-mów pomocy humanitarnej skierowanej przede wszystkim do ofi ar wojen bałkańskich.

Misje terenowe w Europie Wschodniej

Misja OBWE w MołdawiiMisja została utworzona w lutym 1993 roku. Jej głównym celem jest kompleksowe roz-

wiązanie konfl iktu w regionie Naddniestrza, w tym wsparcie suwerenności i integralności Republiki Mołdawii. Misja doradza i pomaga w budowie zaufania między Kiszyniowem i Ty-raspolem, organizując w tym celu negocjacje w formule „5+2”, czyli spotkania, konsultacje i warsztaty przedstawicieli Republiki Mołdawii i samozwańczej Republiki Naddniestrzańskiej, z udziałem Rosji, Ukrainy, OBWE, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Wspiera wysił-ki władz mołdawskich w zakresie rządów prawa, wolności mediów i zgromadzeń.

Koordynator Projektów OBWE na UkrainieZespół koordynujący projekty OBWE na Ukrainie został utworzony w czerwcu 1999

roku po zakończeniu działalności Misji OBWE na Ukrainie. Współpracuje z władzami ukraińskimi w takich dziedzinach, jak: budowa demokratycznych instytucji, umacnianie praw człowieka, walka z handlem ludźmi, promocja rozwoju ekonomicznego, edukacja w zakresie ochrony środowiska.

Misje terenowe na południowym Kaukazie

Biuro OBWE w Baku w AzerbejdżanieBiuro OBWE w Baku zostało utworzone w listopadzie 1999 roku. OBWE wspiera władze

azerskie w organizacji przedsięwzięć elekcyjnych i przygotowaniu nowego prawa wybor-czego. Pomaga w takich dziedzinach, jak: bezpieczeństwo, reforma systemu sądowniczego, promocja podstawowych wolności obywatelskich, dobre zarządzanie, działania antykorup-cyjne, regionalna współpraca gospodarcza, równouprawnienie płci.

Biuro OBWE w Erewaniu w ArmeniiUtworzone w czerwcu 1999 roku. Wspiera władze armeńskie we wszystkich trzech wy-

miarach działalności OBWE, w szczególności w dziedzinie praktyk dobrego rządzenia, re-formy policji i walki z handlem ludźmi.

Osobisty Przedstawiciel Przewodniczącego OBWE ds. konfl iktu wokół Górskiego Karabachu

Jego zadaniem jest wsparcie wszelkich działań prowadzących do porozumienia między stronami konfl iktu: Azerbejdżanem a Górskim Karabachem i Armenią. Podłożem konfl ik-tu jest dążenie Górskiego Karabachu, nominalnie stanowiącego część Azerbejdżanu, do uzyskania suwerenności, w czym wspiera go Armenia.

Page 100: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

99

B. KUCHARCZYK, A. BOLEWSKI: MIĘDZYNARODOWE OPERACJE POKOJOWE...

MIS

JE T

EREN

OW

E O

BWE

Opr

acow

ano

na p

odst

awie

OSC

E A

nnue

l Rep

ort..

., s.

36–5

8, 6

3–73

.

Page 101: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

100

ARTYKUŁY

Misje terenowe w Azji Centralnej

Centrum OBWE w Aszchabadzie w TurkmenistanieCentrum rozpoczęło działalność w styczniu 1999 roku. Prowadzi działania wspierają-

ce w zakresie reform systemu prawnego, rozwoju wolnych mediów, wzmacniania ochrony granic, promocji praw człowieka, racjonalnego rozwoju kraju, w tym rozwoju transportu i właściwego wykorzystania zasobów wodnych.

Centrum OBWE w Astanie w KazachstanieOBWE podjęło działania w Kazachstanie w styczniu 1999 roku. Centrum współpracuje

z władzami Kazachstanu w zakresie reform politycznych, ochrony granic, ochrony zasobów wodnych, transportu, przeciwdziałania zorganizowanej przestępczości i migracjom ludno-ści, w zakresie promocji wolności obywatelskich i praw człowieka.

Centrum OBWE w Biszkeku w KirgistaniePodobnie jak wszystkie centra OBWE, także Centrum w Baku rozpoczęło działalność

w styczniu 1999 roku. Znaczącym wydarzeniem w jego pracach był przewrót w Kirgistanie w kwietniu 2010 roku i obalenie prezydenta K. Bakijewa. Obecnie, we współpracy z ONZ i UE, próbuje wspomóc kraj w stabilizacji sytuacji wewnętrznej.

Biuro OBWE w TadżykistanieOBWE rozpoczęła działalność w Tadżykistanie w czerwcu 1994 roku, otwierając misję

tym kraju. W październiku 2002 roku misję zastąpiło Centrum OBWE w Duszanbe, w czerw-cu 2008 roku Centrum przemianowano na Biuro OBWE, którego siedzibą jest Duszanbe. Biu-ro skupia się głównie na wymiarze polityczno-wojskowym i działaniach wspierających bez-pieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne kraju. Ponadto podejmuje liczne inicjatywy w dwóch pozostałych wymiarach: ekonomicznym (działania prośrodowiskowe, ochrona zasobów na-turalnych, głównie wody, bezpieczeństwo energetyczne) i w wymiarze ludzkim.

Koordynator Projektów OBWE w UzbekistanieKoordynator Projektów OBWE rozpoczął działalność w 2006 roku. Niemniej jednak

organizacja działa w Uzbekistanie znacznie dłużej, bo od 1995 roku, kiedy to ustanowiono Biuro Łącznikowe OBWE w Azji Centralnej, a w 2000 roku – Centrum OBWE w Taszkien-cie. Koordynator realizuje inicjatywy w zakresie: rozwoju społeczeństwa demokratyczne-go, dobrego zarządzania, reform systemu prawnego, wsparcia rozwoju gospodarczego oraz ochrony środowiska i zasobów naturalnych.

Udział Polski w misjach terenowych

Szeroki zakres zadań inicjowanych i prowadzonych przez misje terenowe OBWE najle-piej odzwierciedla zaangażowanie tej organizacji w każdym z trzech zdefi niowanych przez nią wymiarów i pokazuje jak w praktyce jest realizowana idea kompleksowego podejścia do spraw bezpieczeństwa.

Page 102: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

101

B. KUCHARCZYK, A. BOLEWSKI: MIĘDZYNARODOWE OPERACJE POKOJOWE...

Aktywnym uczestnikiem działań OBWE od lat pozostaje Polska. Omawiając uczestnic-two naszego kraju w OBWE w kontekście misji terenowych należy wskazać, iż zakres pol-skiego zaangażowania zmieniał się na przestrzeni lat.

W początkowym okresie w misjach terenowych uczestniczyli eksperci wojskowi reali-zujący zadania obserwatorów wojskowych. Obecnie do misji OBWE kierowani są głównie eksperci cywilni.

W latach 1991–2007 skierowano do 9 misji terenowych OBWE 47 polskich obserwato-rów wojskowych.

Pierwszą z nich była misja w byłej Jugosławii w latach 1991–1994 (4 obserwatorów). W 1992 roku Polacy włączyli się także w działalność misji OBWE w Gruzji (do 2008 r., 20 obserwatorów) oraz misji w Górnym Karabachu (w 1992 r. – 1 obserwator).

Kolejne misje z udziałem polskich obserwatorów wojskowych to: misja OBWE na Ło-twie (w latach 1996–1999, 3 obserwatorów), w Chorwacji (w latach 1996–2000, 5 obser-watorów), w Bośni i Hercegowinie (w latach 1998–1999, 2 obserwatorów), w Macedonii (w latach 1997–2002, 5 obserwatorów), w Kosowie (w roku 1998, 4 obserwatorów) oraz w Mołdawii (w latach 2003–2007, 3 obserwatorów).

Obecnie w misjach terenowych OBWE pracuje 9 Polaków – ekspertów cywilnych. Uczest-niczą oni w misjach OBWE w Kosowie (5 ekspertów), Czarnogórze (1), Erewaniu (1), Moł-dawii (1) i Biszkeku (1).

Wśród szefów misji OBWE Polska ma dwóch przedstawicieli: ambasadora Andrzeja Kasprzyka, pełniącego funkcję Osobistego Przedstawiciela Przewodniczącego OBWE ds. konfl iktu wokół Górnego Karabachu, oraz Waldemara Figaja, który jest zastępcą szefa misji OBWE w Czarnogórze. Ambasador Andrzej Kasprzyk pełni funkcję od stycznia 1997 roku. Ściśle współpracuje z Grupą Mińską OBWE, której celem jest znalezienie politycznego roz-wiązania konfl iktu w Górnym Karabachu.

W działaniach OBWE w misjach terenowych działali także polscy dyplomaci. W la-tach 1992–1993 Osobistym Przedstawicielem Przewodniczącego KBWE ds. politycznego rozwiązania konfl iktu w Naddniestrzu był późniejszy minister spraw zagranicznych prof. Adam Daniel Rotfeld. Wynikiem jego pracy było przyjęcie końcowego raportu, dającego podstawy do pokojowego rozstrzygnięcia konfl iktu.

Dyrektorem Centrum Zapobiegania Konfl iktom jest obecnie ambasador Adam Kobie-racki, od lat związany z OBWE. W latach 1997–2000 był ambasadorem w Stałym Przedsta-wicielstwie RP w Wiedniu, a w 1998 roku przewodniczył Stałej Radzie OBWE.

W pracach OBWE w zakresie misji terenowych aktywną i znaczącą rolę odgrywali od po-czątku jej działalności i obecnie dyplomaci cywilni i wojskowi Misji Rzeczypospolitej Polskiej przy OBWE w Wiedniu. Misja RP przedstawiała na forum OBWE wiele polskich propozycji i inicjatyw związanych z tworzeniem i prowadzeniem misji terenowych. W skład personelu Misji RP wchodziło dwóch, a obecnie jeden przedstawiciel Ministerstwa Obrony Narodowej.

* * * Konkludując, otwartość i kompleksowe podejście OBWE do kwestii współpracy i bez-

pieczeństwa międzynarodowego sprawia, że organizacja jest znaczącym i docenianym pod-miotem środowiska bezpieczeństwa międzynarodowego.

Page 103: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

102

ARTYKUŁY

Jej niezaprzeczalnym walorem jest liczna grupa współpracujących państw i wieloaspek-towy zakres działania, obejmujący trzy wzajemnie uzupełniające się wymiary: polityczno-wojskowy, ekonomiczny i ludzki. OBWE podejmuje szeroki wachlarz zadań, a jej misje terenowe mają znaczący udział w budowie bezpiecznego i demokratycznego środowiska międzynarodowego.

SUMMARY

Beata Kucharczyk, Andrzej Bolewski, International Peacekeeping Operations of the Organization for Security and Cooperation in Europe (OSCE).

Th e Polish Participation in Field Missions

An article deals with selected aspects of the OSCE activities in promoting international peace and security, i.e. the fi eld missions of this organization.

It discusses in terms of a synthetic nature and scope of the OSCE operations, also in the hi-storical dimension.

Starting from the OSCE procedures in crisis situations, including threats of peace and securi-ty, in the article there was pointed out the documents which form the basis of the organization in the political and military dimension, particularly in the conduct of fi eld missions.

Subsequently, there were presented general principles of conduct by the OSCE fi eld missions and there were characterized the missions that the organization currently operates. In the fi nal part of this article the authors discussed the Polish participation in the OSCE fi eld missions. Th ey presented the involvement of Polish military and civilian experts in areas of confl ict, as well as the activity of the Polish diplomacy, the military, in the work of the OSCE in Vienna.

РЕЗЮМЕ

Беата Кухарчик, Анджей Болевски, Международные миротворческие операции Организации по безопастности и сотрудничеству в Европе.

Участие Польши в территориальных миссиях

В статье идёт речь о избранных аспектах деятельности ОБСЕ в сфере поддержки мира и международной безопасности.

В ней рассказываеться о характере и сфере деятельности ОБСЕ, также с исторической перспективы.

В статье рассматриваются процедуры ОБСЕ по вопросу кризисных ситуаций, в том числе связанных с угрозой для мира и безопасности. Представлены документы, которые являються основанием к предпринятию военно-политических шагов, особенно в сфере проведения территориальных миссий.

В следующей части статьи представлены основные принципы проведения территориальных миссий ОБСЕ и охарактеризованны миссии, которые организация осуществляет в данное время. В завершении авторы обсуждают участие Польши в территориальных миссиях ОБСЕ. Представлено участие польских гражданских и военных экспертов в конфликтных регионах, а также активность польской дипломатии, в том числе военной, в работах ОБСЕ в Вене.

Page 104: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

103

RELACJE I WSPOMNIENIA

STANISŁAW ŁAPETA

ŁADUJ TRZEMA!

Gdy odbywałem zasadniczą służbę wojskową w 40 pułku zmechanizowanym w Bole-sławcu, na stanowisku pisarza w kancelarii personalnej, przysłano pismo z Ministerstwa Obrony Narodowej, w którym polecono wytypować dwóch żołnierzy służby zasadniczej do Jednostki Wojskowej 2000 w Warszawie. W piśmie tym nie podano, gdzie wytypowani żoł-nierze będą pełnić dalszą służbę wojskową. Byłem przekonany, że w Warszawie. Nie znałem stolicy, więc postanowiłem pozostały okres służby tam odbyć.

Wytypowałem siebie i kolegę, który odbywał służbę wojskową w „żywnościówce”. Jak się później okazało obaj, a także nasze rodziny, byliśmy sprawdzani przez odpowiednie organy. Ostatecznie zostałem zakwalifi kowany do JW 2000 w Warszawie, do kolegi były jakieś za-strzeżenia. Musiałem spełnić jeszcze jeden warunek – wstąpić do PZPR.

W drugiej połowie czerwca 1954 roku, gdy przygotowałem się do wyjazdu, ofi cer In-formacji Wojskowej zapytał mnie, czy wiem co mnie czeka. Odpowiedziałem, że dalsza służba w stolicy. Byłem bardzo zaskoczony, gdy usłyszałem, że czeka mnie wyjazd do misji pokojowej w Korei.

W JW 2000, która stacjonowała na Okęciu, niedaleko lotniska, poinformowano mnie, że jestem w grupie przygotowywanej do Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei. Wówczas wszyscy kandydaci do misji pokojowej uczestniczyli w kilkutygodniowym kur-sie przygotowawczym. Były też badania lekarskie oraz szczepienia ochronne. Nasza grupa liczyła 33 osoby, przede wszystkim żołnierzy. Byli też kandydaci z Ministerstwa Spraw We-wnętrznych oraz tłumacze języka angielskiego.

Dwa tygodnie pociągiem

1 października 1954 roku wyjechaliśmy pociągiem z Warszawy do Korei Po 2-dniowej przerwie w Moskwie ruszyliśmy w dalszą podróż pociągiem ekspresowym. Po przejechaniu Uralu zaczęła się syberyjska nuda. Nie było co oglądać. Tylko lasy. Na szczęście mieliśmy karty, więc graliśmy w brydża i inne gry. Ci, którzy nie grali sporo czasu spędzali w wagonie restauracyjnym. Pozwalały im na to spore kwoty diet, które otrzymaliśmy na czas podróży.

Podczas jednego z posiłków w wagonie restauracyjnym zobaczyłem niby znanego mi generała Armii Radzieckiej, nie mogłem sobie jednak przypomnieć skąd go znam.

Page 105: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

104

RELACJE I WSPOMNIENIA

Dopiero w rozmowie z nim dowiedziałem się, że służy w Wojsku Polskim. Udając się na urlop wypoczynkowy do ZSRR, musiał zmienić mundur.

Po kilku kolejnych dniach jazdy pociągiem zatrzymaliśmy się na godzinny postój nad Bajkałem. Z ciekawością oglądaliśmy to ogromne jezioro. Bardzo smakowały nam wędzone i smażone ryby przygotowane przez tamtejszych mieszkańców.

Z ogromnym zainteresowaniem przekraczaliśmy granicę chińsko-koreańską. Wszyscy staliśmy przy oknach i bacznie oglądaliśmy zniszczenia wojenne. Trzeba przyznać, że widok był przerażający. W miastach i na wsiach dużo zniszczonych domów. Na polach, a szczegól-nie przy mostach, drogach i torach kolejowych widniały leje po bombach, leżały zniszczone lokomotywy i wagony.

Ostatnią stacją na naszym szlaku było miasteczko Kaesong. Tutaj od 1951 roku toczyły się rokowania rozejmowe, które następnie zostały przeniesione do Panmundżom. Roko-wania w Kaesong uratowały miasteczko od większego zniszczenia. Na dworcu kolejowym byliśmy serdecznie witani przez kierownictwo polskiej misji, Koreańczyków, a szczególnie tych, których mieliśmy zastąpić.

Z Kaesong do Panmundżom jechaliśmy już polskimi samochodami, które były tam dostarczane do obsługi naszej misji. W czasie przejazdu po raz pierwszy znaleźliśmy się w strefi e zdemilitaryzowanej o szerokości 4 km, która dzieliła dawny kraj na część połu-dniową i północną.

Przebywanie w pobliżu dwóch frontów nie należało do przyjemności, a szczególnie nie-pokojące były pierwsze dni. W miarę upływu czasu czuliśmy się coraz bezpieczniej.

Obozy misji i sekretariat Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych

Obóz polskiej misji, podobnie jak czechosłowackiej, znajdował się w północnej części stre-fy zdemilitaryzowanej, natomiast obozy misji szwajcarskiej i szwedzkiej były rozmieszczone w części południowej. Mieszkaliśmy w kilku barakach wybudowanych przez Chińczyków i Koreańczyków. Ponadto mieliśmy do dyspozycji baraki, w których znajdował się sekreta-riat kierownictwa polskiej misji, klub, stołówka, magazyn żywnościowy i magazyn mundu-rowy.

Sekretariat Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych i sala posiedzeń znajdowały się w połowie drogi między obozami misji pokojowych, na samym środku strefy zdemilitary-zowanej, czyli na linii demarkacyjnej, która przebiegała przez środek wybudowanych po-mieszczeń.

Na terenie biur Komisji, w tzw. strefi e wspólnego bezpieczeństwa, spotykały się dwa światy. Były tam też biura amerykańskich ofi cerów łącznikowych oraz biura ofi cerów strony koreańsko-chińskiej. Spacerowały między nimi patrole armii koreańskiej i amerykańskie.

W czasie posiedzeń Komisji najwięcej czasu poświęcano sprawom przedstawianym przez stronę koreańsko-chińską oraz amerykańską. Dotyczyły one przeważnie ruchu wojsk, przy-wozu i wywozu sprzętu bojowego. Komisja była szczególnie wyczulona na wszelkie sygnały o zagrożeniach lub pogwałceniu rozejmu. Niestety, przypadki takie miały miejsce i trzeba było je natychmiast likwidować. Na szczęście kończyły się dobrze. Jeżeli nie było spraw pilnych, to posiedzenia Komisji odbywały się raz w tygodniu. 20 października 1954 roku o godz. 10.00 czasu koreańskiego odbyło się pierwsze posiedzenie z naszym udziałem.

Page 106: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

105

RELACJE I WSPOMNIENIA

Praca i czas wolny

W naszej misji czas do obiadu był przeznaczony na pracę, ale zdarzało się, że robiliśmy to również w godzinach popołudniowych. Po pracy organizowaliśmy rozgrywki sportowe zarówno wewnętrzne, jak i międzynarodowe. Rozgrywaliśmy mecze w piłkę nożną, w piłkę siatkową, zawody szachowe, graliśmy w brydża. W najważniejszym meczu piłkarskim re-prezentacja misji pokojowych zmierzyła się z żołnierzami armii Korei Północnej. Zakończył się on zwycięstwem tubylców. Grałem wówczas w pomocy i nie miałem większego wpływu na końcowy wynik. O ile dobrze pamiętam, spotkanie to przegraliśmy 0:10.

W czasie wolnym organizowaliśmy także wycieczki po Korei Północnej. Wieczorami oglądaliśmy fi lmy, które przysyłano nam z kraju. Gościliśmy też zespoły estradowe Chin i Korei Północnej. Po występie były zabawy. Uczyliśmy się tańców chińskich i koreańskich. Nie było to łatwe. Artystkom z tych zespołów łatwiej było nauczyć się naszych.

Któregoś dnia wybrałem się do kina w Kaesong. Podczas wyświetlania fi lmu kilka razy na ekranie pokazano Kim Ir Sena. Publiczność każdorazowo wstawała i oklaskami witała ukochanego wodza. Robiłem to samo, żeby nie potraktowano mnie źle. Nigdy już do ich kina nie poszedłem.

Podczas pobytu w Panmundżom uroczyście obchodziliśmy nie tylko święta państwowe. Świętowaliśmy także różne rocznice, m.in. wyzwolenie polskich miast spod okupacji nie-mieckiej, np. Warszawy, Łodzi i Częstochowy. Była wówczas okazja napić się polskiej wódki przysłanej z kraju.

Na początku każdego spotkania szef polskiej misji, gen. bryg. Krzemień, mówił coś cie-kawego o danej uroczystości, a każde przemówienie kończył: „Ładuj trzema”. Nie chodziło o ładowanie broni, lecz o wypicie co najmniej trzech kieliszków wódki.

Zagrożenie Li Syn Mana

Pierwsze miesiące upłynęły nam w Panmundżom dość spokojnie. W czwartym mie-siącu ówczesny prezydent Korei Południowej, Li Syn Man, nakazał nam opuścić Panmun-dżom w ciągu 48 godzin. Zagroził, że jeżeli nie wykonamy jego polecenia, to wyśle samoloty w celu zbombardowania naszego obozu.

Wiadomość przesłaliśmy natychmiast do Warszawy. Odpowiedź otrzymaliśmy również szybko, a w niej zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania.

Wszyscy udawaliśmy bohaterów, ale trudno przewidzieć, co by się działo, gdyby w tym czasie leciały samoloty z południa w naszym kierunku.

Było blisko czterystu jest dwóch

Komisja Nadzorcza Państw Neutralnych w Panmundżom została powołana na mocy porozumienia rozejmowego podpisanego 27 lipca 1953 roku. W pierwszej polskiej zmianie było 391 osób. Nasza zmiana, trzecia, liczyła 99 osób. Gdy w 1956 roku zlikwidowano grupy inspekcyjne w terenie, w naszej misji pozostało już tylko kilka osób.

Działalność Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych obecnie ogranicza się do rozpatry-wania zgłaszanych naruszeń układu rozejmowego. Na posiedzenia te dolatują samolotami z Polski dwie osoby: gen. bryg. Wincenty Cybulski i płk Wojciech Stepek. Po rozpadzie Czechosłowacji w posiedzeniach nie uczestniczą Czesi.

Page 107: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

106

RELACJE I WSPOMNIENIA

Powrót

Pobyt w Panmundżom zakończyłem w maju 1955 roku. Chińczycy, chcąc nas uhono-rować za działalność w misji, zaprosili naszą grupę do zwiedzenia Pekinu. Uczyniliśmy to w drodze powrotnej do kraju.

W stolicy Chin byliśmy trzy dni. Widzieliśmy przepiękne zabytki, w tym pałace cesar-skie. Już wtedy widać było, że Chiny zaczęły budować nowe życie.

Było gorące majowe popołudnie, gdy z pekińskiego dworca ruszyliśmy moskiewskim eks-presem. Wówczas marzeniem każdego z nas było, aby jak najszybciej dojechać do Polski.

Zmiana drogi życiowej

Wyjazd do Panmundżom przyczynił się w dużym stopniu do zmiany mojej drogi ży-ciowej. Po odbyciu zasadniczej służby wojskowej planowałem powrócić w rodzinne strony i podjąć pracę w Częstochowie. Tuż przed wyjazdem do Korei namówiono mnie do wstą-pienia do zawodowej służby wojskowej. Zachętą były m.in. wysokie zarobki. Jako żołnierz zawodowy otrzymywałem w Korei wynagrodzenie w wysokości 1 mln 900 tys. juanów. Dzięki temu wyjazdowi już w latach pięćdziesiątych byłem milionerem. Niestety, po przeli-czeniu na walutę polską nie była to pokaźna kwota.

Zawodową służbę wojskową pełniłem do 1992 roku, czyli 40 lat. Wyjazd do Korei miał również wpływ na to, że Częstochowę zamieniłem na Wrocław, gdzie mieszkam do dziś.

Dzięki wyjazdowi do Panmundżom jestem członkiem Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych Organizacji Narodów Zjednoczonych. W liczącym ponad 150 członków Kole nr 5 we Wrocławiu jestem pierwszym, który pełnił misję pokojową ONZ. To miło.

Page 108: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

107

MARCIN REINBERGER

KOREAŃSKIE WSPOMINKI

Mając za sobą 40-letnią służbę w Wojsku Polskim, pewnego dnia 1989 roku otrzyma-łem propozycję udziału w Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei. Rozważywszy wszystkie okoliczności, wyraziłem zgodę, wiedziałem bowiem, iż taka okazja już się nie powtórzy, tym bardziej że miałem wkrótce pożegnać się z mundurem.

Po dopełnieniu wszelkich formalności służbowych związanych z przekazaniem obo-wiązków szefa Oddziału Rozpoznawczego Sztabu Śląskiego Okręgu Wojskowego oraz po pożegnaniu ze współpracownikami zostałem skierowany do Warszawy, gdzie przez dwa miesiące przygotowywałem się do udziału w misji pokojowej. Samodzielnie studiowałem materiały historyczne oraz opracowania dotyczące ogólnej wiedzy o Korei oraz wojny ko-reańskiej, poznawałem i opanowywałem zasady opracowywania określonej przez układ rozejmowy dokumentacji, a także wykonywania obowiązków na stanowisku ofi cera anali-tycznego w składzie polskiej misji.

Główne zadanie moje przyszłej działalności na tym stanowisku sprowadzało się ogólnie rzecz biorąc do: zbierania i analizowania informacji o liczebności wojsk i sprzętu bojowego, o ruchach wojsk w strefi e zdemilitaryzowanej obu stron – Korei Północnej i Południowej, danych o ewentualnych ubyciach i przybyciach żołnierzy rozdzielonych stron oraz zmia-nach w ilości sprzętu wojskowego. Na podstawie tych informacji miałem opracowywać do-kumentację na posiedzenia Komisji.

Po teoretycznym przygotowaniu, przebrnięciu przez komisję lekarską, przejściu spraw-dzianu na inteligencję i załatwieniu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych formalności związanych z otrzymaniem paszportu, 21 maja 1989 roku odleciałem samolotem Polskich Linii Lotniczych LOT z Warszawy do Moskwy, a stamtąd samolotem koreańskiego prze-woźnika do Phenianu, stolicy Korei Północnej. Dalszą podróż, 200 km wyboistej i krętej drogi, odbyłem już samochodem. W Panmundżom przejąłem od swojego poprzednika obowiązki ofi cera analitycznego Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych – KNPN (Neutral Nations Supervisory Commission – NNSC). Pracę w polskiej misji zakończyłem 16 czerw-ca 1990 roku.

Komisja Nadzorcza Państw Neutralnych w Korei składała się z misji czterech państw: Polski, byłej Czechosłowacji, Szwecji oraz Szwajcarii. Każda z nich miała po siedmiu człon-ków, w tym: szefa misji (Member), zastępcę (Alternate Member), sekretarza – tłumacza (Secretary – Interpreter), ofi cera analitycznego (General Services Offi cer), kwatermistrza (Quatermaster), ofi cera szyfrowego (Chief of Offi cer) i radiotelegrafi stę (Signal Offi cer).

Wszystkie misje stacjonowały w Panmundżom, miejscowości położonej na 38 równo-leżniku, z tym, że Szwedzi i Szwajcarzy rozlokowani byli w południowej części strefy zde-militaryzowanej, a Polacy i Czechosłowacy w części północnej tej strefy. Kwaterowaliśmy w specjalnie wybudowanych dla Komisji budynkach, oczywiście w stylu koreańskim. Szef na-szej misji mieszkał w oddzielnym budynku. Ponieważ był położony nieco wyżej od naszych,

Page 109: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

108

RELACJE I WSPOMNIENIA

dlatego mówiło się, że mieszka w Olimpie. Był nim wówczas gen. bryg. Leopold Razno-wiecki, a w lipcu 1989 roku zamienił go gen. bryg. Kazimierz Stec.

Obsługę socjalno-bytową misji zapewniali Koreańczycy, którzy odpowiadali za dostar-czanie żywności i napojów chłodzących, utrzymanie porządku w rejonie zakwaterowania, zabezpieczanie wszelkiego rodzaju spotkań i posiedzeń oraz przygotowanie posiłków we-dług polskiej receptury – zgodnie z jadłospisem układanym przez naszego kwatermistrza wspólnie z komendantem obiektu. Byłem trochę zaskoczony, że nasz starszy kucharz, Mu Tomu, który pracował od początku powstania polskiej misji, doskonale rozumiał polską mowę, chociaż ofi cjalnie nie przyznawał się do tego. Podobnie postępowali inni Kore-ańczycy z naszej obsługi, np. kierowcy samochodów osobowych przydzieleni do naszej dyspozycji.

Wynagrodzenie otrzymywaliśmy w walucie północnokoreańskiej i w dolarach amery-kańskich. Miesięczne dostawałem 1308 wonów i 63 dolary. Wonów nie można było nig-dzie ofi cjalnie wymienić na dolary, chociaż ich kurs w stosunku do dolara wynosił 7:1. Ponadto każdy członek misji otrzymywał miesięczny deputat – trzydzieści paczek papie-rosów koreańskich (niezmiernie duszące) i cztery półlitrowe butelki północnokoreańskie-go alkoholu o bardzo nieprzyjemnym zapachu i smaku. Diety na czas wyjazdu do Seulu wynosiły 18 dolarów, natomiast udając się do Phenianu otrzymywaliśmy bezpłatny pokój w hotelu i całodzienne wyżywieniem według własnego życzenia.

Ostatni rok ponad 40-letniej służby żołnierskiej spędziłem daleko, około 12 tys. km od kraju. Miałem honor reprezentować Polskę, a konkretnie Wojsko Polskie na forum Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei. Jej działalność sprowadzała się do ru-tynowych posiedzeń, które odbywały się w każdy wtorek tygodnia na linii demarkacyjnej w baraku nr 3. Uczestniczyli w nich szefowie misji, ich zastępcy, tłumacze i ofi cerowie ana-lityczni oraz ofi cerowie kierunkowi Wojskowej Komisji Rozjemczej (WKR, Military Armi-stice Comission – MAC) strony północnej – ofi cer chiński, i strony południowej – ofi cer amerykański. Przewodniczącym posiedzenia był na przemian szef danej misji. Dokumenty na posiedzenia przygotowywał ofi cer analityczny, pełniący miesięczny dyżur. Były trzy typy posiedzeń: A, B i C, a różniły się rozpatrywaną problematyką i opracowywaną dokumenta-cją. Posiedzenie otwierał prowadzący szef misji (Chairman), uderzając młotkiem w pulpit stołu obrad. Bez tego stuknięcia nie można było rozpocząć obrad. Pewnego razu zniknął młotek (podczas porządkowania dokumentacji w archiwum gdzieś się zapodział). Zbliża-ło się rozpoczęcie posiedzenia. Przybyli szefowie misji i ofi cerowie kierunkowi, a wśród pozostałych członków misji panował nastrój niepokoju. Trwało poszukiwanie młotka i w pewnym momencie najbardziej doświadczony ofi cer analityczny misji szwedzkiej (pra-cował na tym stanowisku ponad 20 lat) oznajmił: „We are safe here is a hammer” (Jesteśmy uratowani, oto jest młotek). Wszyscy odetchnęli z ulgą – posiedzenie mogło się rozpocząć punktualnie.

Po zakończeniu każdego posiedzenia szefowie misji i ich zastępcy oraz tłumacze zbie-rali się w oddzielnym pomieszczeniu, w baraku nr 1, na spotkaniu towarzysko-służbowym. Pozostali członkowie misji – ofi cerowie kierunkowi, ofi cerowie dyżurni, a także osoby to-warzyszące, spotykali się w innym pomieszczeniu, w baraku nr 2, na tzw. małych kartosz-kach. Podczas tego spotkania częstowano zwykle narodowymi frykasami i napojami oraz

Page 110: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

109

RELACJE I WSPOMNIENIA

prowadzono dyskusje na różne tematy. Te spotkania pod względem kulinarnym w każdym tygodniu zabezpieczał kwatermistrz innej misji.

Średnio co kwartał odbywały się kilkugodzinne posiedzenia WKR. Rozpatrywano wów-czas zagadnienia militarne szczególnej wagi, np. wprowadzenie na uzbrojenie którejś ze stron nowej techniki bojowej, ćwiczenia i manewry. Uczestniczyli w nich przedstawicie-le armii koreańskich oraz Amerykanie i Chińczycy. W tych obradach członkowie Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych byli tylko biernymi obserwatorami. Przyglądali się im rów-nież liczni dziennikarze akredytowani w obydwu państwach koreańskich.

Służba w strefi e zdemilitaryzowanej w obrębie 38 równoleżnika nie była sielanką. Urzą-dzenia fortyfi kacyjne okalające strefę i ciągnące się wzdłuż linii demarkacyjnej na długości 240 km, a także doraźne wydarzenia i stała obserwacja wszelkich ruchów z posterunków stwarzały odpowiednie wrażenie i wymagały od każdego z nas szczególnej czujności, rozwa-gi i odpowiedzialności. Ot, chociażby podczas manewrów amerykańsko-południowokore-ańskich pod kryptonimem „Team Spirit” musieliśmy wykazać się obiektywizmem, stanow-czością i dużą odpowiedzialnością polityczną. Manewry te spowodowały zwiększenie liczby wojsk amerykańskich ponad przyjęte w układzie rozejmowym limity. Przeciw temu ostro protestowali przedstawiciele KRL-D, co było szczególnie widoczne na jednym z posiedzeń Wojskowej Komisji Rozjemczej. Stan wzmożonego napięcia trwał od stycznia do kwiet-nia 1990 roku. Na terytorium Korei Południowej odbywały się manewry, a w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej wprowadzono stan podwyższonej gotowości bojowej. W tym okresie posiedzenia Komisji Nadzorczej były wydłużone i wymagały szczegółowego przygotowania oraz dokładnego ich prowadzenia. Koreańczycy z północy zgłaszali wiele nowych problemów i żądań nie wchodzących w zakres kompetencji komisji.

Poza wspomnianymi manewrami, które zmuszały nas do zwiększenia czujności, działal-ność naszej misji przebiegała według ustalonego programu, chociaż miał miejsce incydent o charakterze politycznym. Otóż, w lipcu 1989 roku w Phenianie, stolicy KRL-D, odbył się ostatni XIII Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. Władze południowokoreańskie zabroniły uczestniczenia w nim swoim przedstawicielom. Okazało się, że na festiwalu zna-lazła się jednak studentka z Seulu, Rim Su Gyong, w towarzystwie księdza. Przyleciała tam samolotem przez Tokio i Berlin. Po festiwalu, kiedy władze północnokoreańskie w ciągu miesiąca fetowały ją niczym bohatera narodowego, studentka postanowiła 15 sierpnia wró-cić do swojej ojczyzny razem z księdzem Mun Gyu Hyon przez linię demarkacyjną w Pan-mundżom, a więc w rejonie siedzib naszych misji. Przekraczać granicę w tym miejscu mogli jedynie członkowie misji pokojowych. Sytuacja w strefi e zdemilitaryzowanej była bardzo napięta. Przez wiele dni odbywały się kilkugodzinne propagandowe demonstracje, przygo-towujące do przekroczenia linii demarkacyjnej. Byłem naocznym świadkiem tego wydarze-nia. Tuż po przekroczeniu linii demarkacyjnej studentka i towarzyszący jej ksiądz zostali aresztowana przez policję południowokoreańską. Osądzono ich. Ona została skazana na 10 lat więzienia, ksiądz na 8 lat.

XIII Światowemu Festiwalowi Młodzieży i Studentów, imprezie propagandowo-poli-tycznej, warto poświęcić kilka zdań. Otóż, w KRL-D, kraju uchodzącym w opinii światowej za biedny, do tego wydarzenia przywiązywano olbrzymią wagę. Przygotowania prowadzo-no w różnych dziedzinach: propagandowej, widowiskowej, wydawniczej (teorie wielkiego

Page 111: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

110

RELACJE I WSPOMNIENIA

wodza), zaopatrzeniowej, a także sportowej. Uczestnicy festiwalu legitymujący się kartami wstępu, tzw. wizytówkami z fotografi ami, mogli zaopatrywać się w sprzęt fotografi czny (ka-mery, aparaty), elektroniczny (kalkulatory, kasety) – głównie produkcji japońskiej, oraz ma-teriały propagandowe (książki, karty, kasety, albumy, prospekty, serie znaczków pocztowych oraz nagrania melodii festiwalowych) w specjalnie zorganizowanych punktach sprzedaży. „Dobra” te można było nabyć za walutę lokalną tylko w czasie trwania festiwalu po obniżo-nych, do 50%, cenach. Nazajutrz po zakończeniu festiwalu punkty sprzedaży znikły, ceny powróciły do normy, a sprzęt wartościowy można było zakupić jedynie w tzw. sklepach dolarowych.

Ceremonia rozpoczęcia i zakończenia festiwalu, w której miałem możliwość uczestni-czenia, odbyła się na Stadionie im. 1 Maja, który oddano do użytku na część tej imprezy. Jest to potężny obiekt pod względem architektonicznym i funkcjonalnym. Powszechnie mówio-no, że został zbudowany jako konkurent stadionu olimpijskiego w Seulu.

Wszystkie cztery misje Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych uczestniczyły w fe-stiwalu w charakterze zaproszonych gości. Z tej imprezy pozostało mi wiele spostrzeżeń. Przede wszystkim olbrzymie zaangażowanie i wysiłek ludzi starających się bardzo prymi-tywnymi sposobami wykonać postawione zadania. Widziałem jak kobiety naprawiały drogi asfaltowe, rozgrzewając asfalt (smołę) nad ogniskami na arkuszach blach i tą rozżarzoną masą ręcznie łatały dziury w drogach. Rzucało się w oczy solidne przygotowanie do poka-zów sportowych i różnych akrobacji na stadionie. Mogły one swym kunsztem zachwycić każdego obserwatora.

Dominacja propagandy nad widowiskiem i poniesione olbrzymie koszty bez pokrycia na zabezpieczenie i przeprowadzenie tej imprezy stawiały pod znakiem zapytania osiągnię-cie planowanych przez władze KRL-D korzyści.

W trakcie całego okresu pobytu w polskiej misji, jak również w pozostałych misjach panowała bardzo przyjemna atmosfera, polegająca na wzajemnym zrozumieniu realizowa-nych zadań, które musiały być rozpatrywane i spełniane obiektywnie, w interesie każdej ze stron koreańskich. Atmosfera wzajemnej pomocy panowała nie tylko w sprawach służ-bowych, ale również osobistych i w kontaktach towarzyskich. Postawy członków Komisji wobec obydwu państw koreańskich były zawsze neutralne.

Pobyt na Dalekim Wschodzie był dla mnie okazją do zwiedzenia tego rejonu świata. Korzystałem więc z każdej nadarzającej się okazji, aby poznać kraj i jego kulturę. Dzięki życzliwości władz zwiedziłem obydwa państwa koreańskie. Odbywało się to w ramach or-ganizowanych wycieczek i ofi cjalnych przyjęć.

Na zawsze w mojej pamięci pozostaną Phenian, Wonsan, Kymia, Chamhyn, Miehan i Pektusan, oraz diamentowe góry w KRL-D, a także Seul, Kumi, Masan, Chungmu, Sun-chon, Kwangju, Toejon oraz Sunchon w Korei Północnej. Odniosłem wrażenie, że Korea Północna i Korea Południowa to dwa różne światy z tą samą życzliwą i gościnną ludnością. W przeciwieństwie do dość szarej i biednej północy, południe imponowało nowoczesno-ścią, rozmachem, tempem życia i kolorami. W Korei Północnej widać było ogromny kon-trast między Phenianem, nowoczesną stolicą, a resztą kraju. W większości miast KRL-D przeważały puste ulice, na których nie było widać prywatnych samochodów (obywatelom tego kraju wówczas nie wolno było posiadać prywatnych aut). Jednocześnie zdumiewały

Page 112: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

111

RELACJE I WSPOMNIENIA

przejawy kultu jednostki widoczne na każdym kroku – liczne i olbrzymie pomniki, obrazy Kim Ir Sena i jego „złotych myśli”, płaskorzeźby w górach wyryte na stromych ścianach skał itp.

Z kolei w Korei Południowej poza wspomnianą już nowoczesnością zaskakiwała mnie szczerość i otwartość, z jaką prezentowano nam super nowoczesne fabryki i wytwórnie róż-nego sprzętu, w tym elektronicznego.

Będąc wśród społeczeństwa północnokoreańskiego odniosłem wrażenie, że żyje ono i pracuje wyłącznie po to, by czcić wielkiego wodza – prezydenta Kim Ir Sena. Jemu i jego synowi, który już wówczas został wyznaczony na następcę, oddawano cześć przyjmującą zaskakujące wręcz rozmiary. Widziałem budowę w Phenianie nowej dzielnicy mieszkanio-wej dla uczczenia 80. rocznicy urodzin przywódcy partii i państwa. Imponująco wyglądał zgromadzony tam sprzęt budowlany i mrowie ludzi. Domy rosły tam wprost w oczach. Dzielnica ta miała być oddana do użytku w 1992 roku i wierzę, że tak się stało.

Pamiętam przygotowania do zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. O wszystko troszczył się nasz kwatermistrz we współpracy z koreańskim personelem ku-chennym i komendantem naszego obiektu. Problemem były wędliny, które smakiem i wyglądem przypominałyby nasze, polskie. W Korei Północnej o takich wędlinach można było sobie co najwyżej pomarzyć. Pojechał więc kwatermistrz do Phenianu, gdzie w sklepie przeznaczonym dla ambasad zakupił odpowiednie składniki i z naszymi kucharzami zrobił wędliny i tradycyjnie po polsku uwędził. Nie mieliśmy natomiast problemu z drzewkiem choinkowym, ponieważ w Korei rosną piękne jodły. Dostarczono nam dorodne drzewko, które ustawiliśmy w największym pomieszczeniu gościnnym naszej misji. Ozdób choinko-wych też nie brakowało, gdyż zostały po naszych poprzednikach. Personel kuchenny zajął się przygotowywaniem potraw, które ustalił nasz wspaniały kwatermistrz, ppłk Władysław Jurkiewicz. Przed świętami przyjechały żony gen. Steca i naszego tłumacza i przywiozły m.in. suszone grzyby, bez których przyrządzenie niektórych polskich potraw byłoby nie-możliwe. Karpia trzeba było, niestety zastąpić rybą morską.

O godz. 18.00 mogliśmy zasiąść do stołu. Panowie w garniturach, panie w odświętnych kreacjach. Najpierw przemówił gen. Stec, po czym łamiąc się opłatkiem przywiezionym z Polski, składaliśmy sobie życzenia. Był to najbardziej wzruszający moment wieczerzy wi-gilijnej. Wypowiadaliśmy życzenia jakimś innym głosem, coś ściskało człowieka za serce i gardło. Byliśmy w Korei, ale myśli biegły do naszych najbliższych w rodzinnym kraju. Oczyma wyobraźni widziałem swój dom i rodzinę. Koreański personel kuchenny zaczął wnosić potrawy, w kolejności zgodnej z polską tradycją. Był barszcz z uszkami, pierogi i kapusta. Na koniec Koreańczycy zrobili nam niespodziankę, podając swoją narodową po-trawę sinolo. Była przyrządzana z dwudziestu kilku składników, których nazw już nie pa-miętam. Potrawa bardzo smaczne, pikantna, podgrzewana przez każdego konsumującego na kuchence z kostkami spirytusowymi. Chociaż nastrój był rodzinny i panowała bardzo przyjemna atmosfera, przede wszystkim za sprawą pań, to i tak każdy z nas chciałby ten wieczór spędzić w domu rodzinnym. Wiele pytań cisnęło się na usta. Chciałoby się odejść na moment od stołu i zatelefonować do domu, by móc usłyszeć głos żony i córek, zamienić z nimi chociaż parę zdań. Było to jednak niemożliwe.

Page 113: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

112

RELACJE I WSPOMNIENIA

Wspominając mój pobyt w Azji Południowo-Wschodniej, pragnę zwrócić uwagę, że przypadł on na okres przemian ustrojowych w Polsce, a później w Czechosłowacji. W związku z tym przedstawiciele KRL-D sygnalizowali, a niekiedy wręcz demonstrowali swoje obawy, że przestaniemy być obiektywni, że będziemy bardziej trzymać stronę amery-kańską i południowokoreańską. Zwiększyli częstotliwość odwiedzin i spotkań, szczególnie u szefa misji.

Spotkania, podczas których sondowano nasze zachowanie i stosunek do tych proble-mów, odbywały się kilka razy w tygodniu. Wiedzieliśmy, że polscy członkowie Komisji od początku jej istnienia starali się być obiektywni i wypełniali swoje zadania zgodnie z przy-jętymi w układzie rozejmowym ustaleniami, również i my kierowaliśmy się tymi zasadami. O tym, że Koreańczycy z KRL-D zaczęli zmieniać do nas swój stosunek najlepiej świadczyły doniesienia ich prasy codziennej po nawiązaniu przez Polskę stosunków dyplomatycznych z rządem Korei Południowej. W gazecie „Nodon Sinmun” z listopada 1989 roku w arty-kule Negatywny krok napisano: Polska liczy na to, że płaszczenie się przed marionetkami przyniesie jej korzyści (...). Nastąpi taki czas, kiedy polska władza wypije kielich goryczy za te decyzje. Cały artykuł napisany był właśnie w takim nieprzyjaznym nam duchu. Mimo takiego podejścia do nas, z całą mocą jeszcze raz podkreślam, że przemiany ustrojowe w naszym kraju nie wpłynęły w najmniejszym stopniu na sposób realizacji zadań objętych układem rozejmowym.

Na zakończenie pragnę podkreślić, że obecność polskich żołnierzy w Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych zapoczątkowała piękną kartę udziału Wojska Polskiego w pokojowych misjach w różnych zakątkach globu ziemskiego. Misja w Korei miała wyłącznie pokojowy charakter i tylko dzięki funkcjonowaniu Komisji w tym zapalnym regionie od 1953 roku udało się uniknąć otwartego konfl iktu.

Page 114: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

113

BRONISŁAW BORYSIAK

WSPOMNIENIA Z POBYTU W MIĘDZYNARODOWEJ KOMISJI NADZORU I KONTROLI W LAOSIE W LATACH 1961–1962

Moje pierwsze wspomnienia z wyprawy do Laosu napisałem już w 1996 roku jako jeden z elementów kroniki rodzinnej. Pisząc je po trzydziestu czterech latach od wyjazdu z tego kraju opierałem się przede wszystkim na swojej pamięci oraz korzystałem ze zbioru zdjęć wykonanych w czasie misji. Niektóre fakty i wydarzenia oraz ich opis mogą być niekiedy subiektywne.

Pisząc obecną wersję wspomnień sięgnąłem do odnalezionej niedawno i przypadko-wo mojej korespondencji wysyłanej do rodziny w kraju. Jest ona bogata, ponieważ list lub kartkę wysyłałem z reguły raz w tygodniu. W związku z tym obecna wersja wspomnień jest nieco rozszerzona i wzbogacona o inne wydarzenia oraz bardziej uporządkowana.

***

Po ukończeniu studiów w Akademii Sztabu Generalnego Wojska Polskiego pełni-łem służbę w 40 pułku zmechanizowanym w Bolesławcu Śląskim. Pułk wchodził w skład 10 Dywizji Pancernej, której dowództwo stacjonowało w Opolu. Wiosną 1961 roku ów-czesny szef Wydziału Kadr tej dywizji, kpt. Piotr Bogdański, z którym razem kończy-łem Ofi cerską Szkołę Piechoty w Jeleniej Górze, zaproponował mi wyjazd do Wietnamu w charakterze członka Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli. Był to organ między-narodowy złożony z przedstawicieli Indii, Kanady i Polski. Powołany został w 1954 roku w celu czuwania nad wykonaniem postanowień konferencji genewskiej w sprawie Wiet-namu, Kampuczy (dawniej Kambodża) i Laosu. W krajach tych w latach pięćdziesiątych–siedemdziesiątych toczyły się walki partyzanckie pomiędzy ugrupowaniami lewicowymi a siłami prozachodnimi. (...)

Otrzymałem propozycję wyjazdu, ponieważ znałem język francuski (uczyłem się go w gimnazjum w Poznaniu w latach 1947–1948), którym w Indochinach posługiwała się miejscowa ludność, niedawno ukończyłem studia wojskowe w Akademii Sztabu Generalne-go Wojska Polskiego, w służbie osiągałem dobre wyniki i cieszyłem się nienaganną opinią.

Nad złożoną propozycją długo się nie zastanawiałem, lecz ostateczną zgodę na wyjazd uzależniałem od zdania żony, która nie sprzeciwiała się temu, chociaż na pewno żywiła oba-wy jak sobie sama poradzi z dwójką naszych chłopaków (8 i 5 lat) i prowadzeniem domu. Ponadto trwające w Indochinach walki też nie nastrajały jej zbyt optymistycznie. Zawsze mogło zaistnieć niebezpieczeństwo utraty życia lub okaleczenia. Ostatecznie wyraziłem zgodę na wyjazd i w połowie kwietnia 1961 roku, po częściowym rozliczeniu się z jednost-ką, zostałem wezwany do Jednostki Wojskowej 2000 w Warszawie przy ul. Żwirki i Wigury na kurs przygotowawczy. W naszej grupie było kilkunastu ofi cerów, głównie kapitanowie, i cywilów. Ja też byłem kapitanem.

Page 115: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

114

RELACJE I WSPOMNIENIA

Po przeprowadzeniu gruntownych badań lekarskich rozpoczęły się zajęcia szkoleniowe. Uczono nas języków angielskiego i francuskiego, w zależności od stopnia ich znajomości prawa międzynarodowego, a także zapoznawano z sytuacją polityczno-wojskową panującą na Półwyspie Indochińskim, miejscowymi zwyczajami i naszymi zadaniami. Uczono nas też umiejętności sporządzania notatek i meldunków oraz przesyłania ich przy pomocy szyfrów do centrali. W tym czasie przygotowywano nasze organizmy na wszelkie możliwe choroby tropikalne, szczepiąc nas m.in. przeciwko cholerze, tyfusowi i malarii.

Miałem wraz z kolegami udać się do Wietnamu, ale w związku z reaktywowaniem komi-sji w Laosie, niektórzy otrzymali propozycję wyjazd do tego kraju. Kilku ofi cerów ze wzglę-du na toczące się tam walki zrezygnowało z wyjazdu.

W związku z koniecznością szybszego niż zakładano wyjazdu, szkolenie znacznie nam skrócono i pierwsza grupa kilku ofi cerów i cywilów z ambasadorem A. Morskim na czele już pod koniec kwietnia wyleciała do Laosu. Leciałem w drugiej grupie. Byli w niej kapita-nowie: Józef Fijał, Zdzisław Harz, Bruno Kozak, Zenon Olszewski, Antoni Roguski. Na po-czątku maja samolotem Polskich Linii Lotniczych LOT wylecieliśmy z Okęcia do Moskwy. Przed wyjazdem były pewne trudności z zaopatrzeniem nas w odpowiednie mundury szyte na miarę u wojskowych krawców. Niektórzy odbierali je w dniu odlotu. Otrzymaliśmy m.in. mundury galowe barwy kremowej, w których nieźle się prezentowaliśmy.

Około południa odlecieliśmy do Moskwy. Lot nie trwał długo. Pierwszy raz w życiu leciałem samolotem, podobnie i inni koledzy. Mieliśmy więc sporo emocji. Ponieważ odlot z Moskwy planowany był około północy, część z nas pojechała do centrum miasta, aby móc je zobaczyć. Byliśmy na placu Czerwonym przed Kremlem i w Mauzoleum Lenina. Moskwa robiła wrażenie. Miałem ze sobą aparat fotografi czny Zorka-5, ale źle założyłem kliszę fo-tografi czną i żadne zdjęcie nie wyszło. Aparat jak na owe czasy był niezły. Towarzyszył mi przez cały mój pobyt w Indochinach i w drodze powrotnej do kraju. Do dzisiaj jest sprawny, ale już go nie używam.

Dalsza trasa wiodła przez rozległe terytorium ZSRR do stolicy ludowych Chin – Pekinu. Wystartowaliśmy około północy samolotem Tu-104, pierwszym radzieckim odrzutowcem pasażerskim. Zmęczeni, szybko zasnęliśmy. Po kilku godzinach lotu nagle przebudziłem się, a powodem tego był potworny ból ucha. Siedzący obok mnie kpt. Zenon Olszewski doznał tego samego. Przypuszczalnie samolot nie był hermetycznie szczelny, a my w czasie dość szybkiego schodzenia do lądowania w Omsku – już za Uralem, w Azji – nie przełykaliśmy śliny i tym samym nie wyrównywaliśmy ciśnienia w uszach z ciśnieniem zewnętrznym. Już nigdy podczas wielu moich podróży po świecie podobnych sensacji nie doznałem.

Lotnisko w Omsku było bardzo duże. Srebrzyste samoloty w porannym słońcu wyglą-dały jak wielkie stado ptactwa na polu, natomiast zabudowania portu lotniczego były bar-dzo mizerne. Kilka drewnianych baraków, w których czekało na odlot wielu, przeważnie radzieckich, podróżnych z różnymi tobołami i byle jak odzianych. W Omsku lądowaliśmy wraz z nastaniem świtu. Po zatankowaniu i zabraniu nowych pasażerów ponownie wystar-towaliśmy. Tym razem do Irkucka nad jeziorem Bajkał. Była piękna słoneczna pogoda i je-zioro było doskonale widoczne. Z góry jego powierzchnia wydawała się prawie granatowa.

W Irkucku – starym syberyjskim mieście – długo nie zabawiliśmy. Był jednak krótki spacer po ulicach w pobliżu lotniska. Miasto znane polskim zesłańcom z okresu powstań

Page 116: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

115

RELACJE I WSPOMNIENIA

narodowych. Ich potomkowie mieszkają tam do dziś. Duża część ludności zamieszkiwała wówczas (1961 rok) w typowych dla tego regionu drewnianych domach z charakterystycz-nymi zdobieniami i barwnymi malowidłami.

Ponowny start i lot do Pekinu odbył się już bez międzylądowania. Lecieliśmy m.in. nad pustynią Gobi, na wysokości 9–10 tys. m, a mimo to dało się zauważyć biegnącą przez pu-stynię linię kolejową. Powietrze było bardzo przejrzyste, nawet z tej wysokości można było gołym okiem dostrzec na tle żółtego piasku stosunkowo małe przedmioty. Do Pekinu nasza grupa przyleciała przed wieczorem. Po wyjściu z samolotu od razu zrobiło się nam gorąco. Temperatura była w granicach 30˚C, podczas gdy w Moskwie wynosiła około 0˚C, a na lot-niskach syberyjskich utrzymywał się jeszcze srogi mróz. Było też parno.

Na pekińskie lotnisko przybył po nas ofi cer z polskiego ataszatu wojskowego, który pi-lotował nas do hotelu w centrum miasta. Jazda trwała dość długo, gdyż lotnisko leży około 30 km od miasta. W hotelu pierwszy posiłek w europejskim wydaniu i pierwsza kartka wy-słana do rodziny w Polsce z tak egzotycznego kraju, jakim były wówczas Chiny. Pocztówka ta zachowała się do dzisiaj w moich zbiorach.

W Pekinie, wielkiej metropolii ludowych Chin, byliśmy przez kilka dni, oczekując na dalszy lot do Hanoi – stolicy Wietnamu Północnego. W tym czasie zwiedzaliśmy stolicę kraju. Prawie wszyscy mieszkańcy miasta, nie wyłączając kobiet, podobnie zresztą jak i ca-łych Chin, ubrani byli w drelichy typu żołnierskiego. Tylko od czasu do czasu można było spotkać mężczyznę ubranego po europejsku (biała koszula i ciemne spodnie). Podobno tak odziani chodzili tylko wysokiej rangi urzędnicy i dygnitarze partyjni i państwowi. Na uli-cach tłumy ludzi – pieszo i na rowerach. Rozmaite pojazdy ciągnęły osły i muły. Samocho-dów osobowych prawie nie było widać. W sklepach puste półki, prawie wszystkie towary na kartki. W czasie tego kilkudniowego pobytu w Pekinie spotkałem tylko dwie–trzy kobiety w strojach europejskich, najprawdopodobniej były to cudzoziemki.

Jeśli chodzi o zabytki architektury, to najbardziej podobały mi się dawne rezydencje ce-sarskie, pałace: Zimowy i Letni. Położone są one w dawnym Mieście Zakazanym, które leży w granicach starego Miasta Cesarskiego. Wszędzie można spotkać wiele świątyń (pagód) oraz innych zabytkowych budowli o charakterystycznej chińskiej architekturze (pawilony, dekoracyjne bramy drewniane, wieże i altanki).

Byliśmy też na placu Tienanmen, gdzie odbywają się uroczystości państwowe oraz defi -lady wojskowe z udziałem najwyższych władz Chińskiej Republiki Ludowej. Na tym placu w latach dziewięćdziesiątych doszło do masakry ludności w czasie protestu zorganizowane-go przez chińskich dysydentów. Bardzo żałuję, że nie zwiedziliśmy chińskiego muru. Trze-ba było jednak pojechać kilkadziesiąt kilometrów poza miasto, a my nie dysponowaliśmy większą gotówką. Na podróż nie otrzymaliśmy żadnych pieniędzy. Hotele i posiłki zapew-niał nam przewoźnik.

Po kilkudniowym pobycie w Pekinie kontynuowaliśmy lot przez Chiny na południe, do Hanoi w Wietnamie. Trasa wiodła przez Wuhan do Kantonu, a następnie w kierunku zachodnim do Nanning. Podczas 1–2-dniowych przerw w podróży, spowodowanych nie-sprzyjającymi warunkami atmosferycznymi, zwiedzaliśmy miasta. W Wuhan dotarliśmy aż do rzeki Jangcy. Do Nanning, miasta położonego już niedaleko wietnamskiej granicy, przybyliśmy kilka dni później. We wszystkich miastach chińskich opiekowali się nami

Page 117: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

116

RELACJE I WSPOMNIENIA

przedstawiciele Chińskich Linii Lotniczych oraz ofi cerowie miejscowych garnizonów Chiń-skiej Armii Ludowej. Oni to w bajecznie położonym w górach garnizonie nanningskim urządzili nam serdeczne pożegnanie, życząc szczęśliwego powrotu do ojczyzny po wypeł-nieniu misji.

Do Hanoi dotarliśmy 13–14 maja. Ulokowano nas w hotelu „Hao-Binh”, w którym mieszkali członkowie MKNiK w Wietnamie. Czekając na lot do Vientiane, zwiedzaliśmy miasto. Obiektami godnymi obejrzenia są jedynie świątynie buddyjskie i kilka innych star-szych budowli.

Z pobytu w Hanoi wspominam dwie rzeczy. Po pierwsze, tu wypiłem pierwszy i ostatni w życiu kieliszek czystego spirytusu, którym poczęstował nas szef grupy łączności, były par-tyzant, kpt. Stanisław Mazurek. Zostałem wprawdzie poinstruowany przez któregoś z kole-gów, jak należy pić tak wysokoprocentowy trunek, ale i tak potężnie się nim zakrztusiłem i przez dłuższy czas nie mogłem wymówić słowa. Po drugie, przygodę, którą przeżył kolega podczas zwiedzania miast. Otóż, zagubił się i nie znając miejscowych obyczajów zapytał przechodzącą dziewczynę o drogę do hotelu. Nie wiem, w jakim języku pytał, ale momen-talnie zrobiło się wokół niego zbiegowisko. Został posądzony o molestowanie dziewczyny i dopiero interwencja policji uratowała go z opresji. Podobno cudzoziemcom nie wolno było rozmawiać z kobietami wietnamskimi. O zdarzeniu naturalnie został powiadomiony polski przedstawiciel w MKNiK, a my wszyscy pouczeni i ostrzeżeni przed podobnymi za-chowaniami.

Wspomnę, że już w Chinach skosztowałem pierwszych przysmaków chińskiej kuchni. Mięsne potrawy podawano w słodko-kwaśnych sosach. Bardzo mi smakowały.

Do stolicy Laosu, Vientiane, przylecieliśmy około 20 maja. Czekali już na nas koledzy, którzy do Laosu przybyli w pierwszej grupie. Początkowo zakwaterowano nas w hotelu po-łożonym niedaleko miejscowego targowiska, ale już po kilku dniach zostaliśmy przeniesieni do innego, położonego w centrum miasta. Mieścił się w nim także nocny lokal, czynny do godz. 5.00 rano. Całą noc grała orkiestra i nie zawsze można było spokojnie odpoczy-wać, tym bardziej że adaptowaliśmy się do nowych warunków klimatycznych i czasowych. W Laosie klimat charakteryzuje się wysokimi temperaturami i bardzo dużą wilgotno-ścią powietrza. W porze monsunowej występują intensywne opady połączone z burzami, w okresie zimowym – susza.

Przez pierwsze kilka tygodni pobytu w Vientiane w zasadzie nie pracowaliśmy. Nie było jeszcze sprecyzowanych zadań, nasza delegacja nie miała miejsca do pracy i odpoczynku. Jedynie ambasador i jego zastępcy (Marek Th ee i płk Bronisław Jabłoński) mieli odpowied-nie warunki do pracy. Taka sytuacja trwała około miesiąca, a w tym czasie Hindusi, którzy przewodniczyli Komisji, wypożyczyli polskiej delegacji trzy położone obok siebie budynki z pokojami przeznaczonymi na hotel, jeden budynek wykorzystano na biuro. Wyposaże-nie było bardzo dobre, było wszystko z wyjątkiem klimatyzacji, którą zastępowały różnej wielkości wiatraki. Pokoje były 2-osobowe. Mieszkałem z kpt. Józkiem Fijałem, z którym do dziś utrzymujemy koleżeńskie stosunki. Był już w Laosie w latach 1955–1956. Pokój na parterze był bardzo duży, miał około 40 m2. Łóżka były szerokie, bez sprężynowych matera-cy, aby zapewnić ciału możliwie największy dostęp powietrza. Na noc trzeba było opuszczać moskitiery, żeby zabezpieczyć się przed ukąszeniem komarów, które sprytnie chowały się

Page 118: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

117

RELACJE I WSPOMNIENIA

w różnych zakamarkach łóżka. Zdarzało się, że pomimo dokładnego sprawdzenia pościeli przed ułożeniem się do snu, budziliśmy się w nocy pokąsani. Jednej nocy zostałem nawet ukąszony w najbardziej czułe dla mężczyzny miejsce i to w dodatku na samym szczycie.

Posiłki jadaliśmy początkowo w restauracji położonej nad Mekongiem. Po drugiej stro-nie rzeki był już Syjam, czyli obecna Tajlandia. Nieraz na łodziach kanoe pływaliśmy po Me-kongu, docierając czasem na drugi brzeg. Granicy nikt nie pilnował. Robili to także miesz-kańcy jednego i drugiego kraju. Po kilku miesiącach, ze względu na obniżenie poziomu jakości i wielkości posiłków, przenieśliśmy się do restauracji prowadzonej przez Francuza ożenionego z Azjatką, chyba Japonką, kobietą bardzo urodziwą i sympatyczną. W każdą niedzielę na ruchomej (na kołach) kuchni i na naszych oczach przygotowywała nam ja-pońskie potrawy. Najbardziej smakowało nam sukijaki. Obecnie w Warszawie też można w japońskiej restauracji zamówić taką potrawę.

Początkowo otrzymywaliśmy dzienną dietę, o ile się nie mylę w wysokości 12 dolarów amerykańskich. Hindusi, którzy rządzili kasą i zaopatrzeniem, po około 2 miesiącach zo-rientowali się, jakie są koszty utrzymania i nieco zmniejszyli nam diety. Dzienne wyżywie-nie w restauracji kosztowało mniej więcej 4 dolary. Oszczędnie gospodarując można było odłożyć 4–5 dolarów. Wartość miejscowej waluty – kipa, w stosunku do dolara kształtowała się wówczas podobnie jak nasza złotówka. Ile to wynosiło? Dziś już nie pamiętam. W każ-dym razie butelka koniaku „Martel” kosztowała około 4 dolary. Wydaje mi się, że otrzymy-waliśmy jeszcze dodatek na papierosy – 1 dolar dziennie.

Poza dietami wypłacanymi w kipach lub dolarach można było otrzymać także 20% kwo-ty uposażenia dolarowego wypłacanego nam w kraju. Nie były to kwoty wysokie, gdyż upo-sażenie w zależności od zajmowanego stanowiska i stopnia wojskowego wynosiło od 80 do 130 dolarów, nie licząc oczywiście kierownictwa, które otrzymywało znacznie więcej. W kraju nie można było otrzymać tego uposażenia w „żywej” walucie, lecz wyłącznie w złotówkach lub bonach towarowych.

Początkowo nasza delegacja do Komisji, może z wyjątkiem kierownictwa, nie miała dużo pracy. Starcia zbrojne, pomimo podpisania umowy o zawieszeniu broni, trwały. Pod-czas mojego pobytu nie porozumiano się co do zorganizowania grup kontrolno-obserwa-cyjnych w terenie.

W naszej delegacji zostałem zatrudniony w tzw. wydziale operacyjnym, którym kierował mjr Czesław Lech, pochodzący z Francji. Świetnie znał język francuski, a i angielskim też nieźle władał. W latach późniejszych był ambasadorem w jednym z krajów afrykańskich. Moim głównym zadaniem było prowadzenie mapy sytuacyjnej całego Laosu i nanoszenie na nią danych zawartych w skargach i zażaleniach napływających do Komisji o naruszaniu umowy o przerwaniu ognia przez strony konfl iktu. Na tej podstawie przygotowywałem dla kierownictwa wstępne materiały na posiedzenia Komisji.

Jak już zaznaczyłem, początkowo pracy nie było dużo. Koledzy przewidziani do pracy w grupach kontrolnych właściwie nie mieli nic do roboty. Po utworzeniu podkomisji w Xieng Khouang latali tam w charakterze ofi cerów łącznikowych.

Nieco później, wraz ze wzrostem liczby skarg, pracy miałem coraz więcej. Po kilku mie-siącach przygotowałem dla kierownictwa opracowanie analityczne, z którego wynikało, że wojska Północy, czyli Pathet Lao, mają, według zażaleń strony prozachodniej, armię liczącą

Page 119: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

118

RELACJE I WSPOMNIENIA

około 150 tys. żołnierzy. Było to oczywiście niemożliwe, ale napływ tych skarg znacznie zmalał, a pod koniec mojego pobytu ustał prawie zupełnie. W związku z tym wykonywa-łem też zadania ofi cera łącznikowego, latając samolotem komisyjnym do Xieng Khouang. Pilotem samolotu był Francuz. Ponieważ ochotnikom pozwalał go pilotować, więc skorzy-stałem z propozycji. Jeżeli pogoda była dobra, to należało jedynie wykazać się umiejętnością utrzymania odpowiedniego kursu i wysokości.

Z tymi lotami mam jedno niezbyt przyjemne wydarzenie. Był to mój pierwszy lot do podkomisji. Dzień był pochmurny, utrzymywał się niski pułap chmur, a ponieważ lotnisko leżało na płaskowyżu otoczonym wyższymi górami, pilot, aby je zidentyfi kować i wylądo-wać, musiał lecieć wąwozami i wykonywać skręty pod bardzo ostrym kątem. Dla pasaże-rów było to bardzo niepokojące. Chwilami wydawało się, że samolot rozbije się o zbocze góry, kiedy w szybkim locie zbliżał się do niej. Pilot znał jednak dobrze trasę, latał na niej wielokrotnie, więc szczęśliwie dotarliśmy do celu. Lot powrotny odbył się już przy pięknej bezchmurnej pogodzie.

Były i inne sytuacje pełne dramatycznych przeżyć. Wracaliśmy samolotem Komisji z Xieng Khouang. Nad lotniskiem w Vientiane, bardzo zresztą prymitywnym i bez specjal-nych urządzeń nawigacyjnych, zalegały niskie chmury i pilot bez odpowiedniego naprowa-dzania bał się zejść poniżej ich pułapu, aby nie uderzyć w przeszkodę lub nie wylądować w dżungli. Długi czas krążył w pobliżu i nad lotniskiem, usiłując znaleźć „dziurę” w gęstej powłoce chmur, a zapas paliwa powoli się wyczerpywał. Część pasażerów wpadła w panikę. Kiedy paliwo było już na wyczerpaniu, pilot zaryzykował. Nie miał przecież innego wyjścia, zszedł poniżej chmur i szczęśliwie wylądował.

Innym razem chwile grozy przeżyliśmy nie w powietrzu, ale po wylądowaniu na lotni-sku. Nasz samolot z przedstawicielami Komisji na pokładzie został ostrzelany nad dżunglą przez nieznanych sprawców. Z tego co pamiętam, to podobno stwierdzono ten fakt dopiero po wylądowaniu samolotu na lotnisku. Przeprowadzone dochodzenie nie przyniosło żad-nych rezultatów.

W czasie mojego pobytu w Laosie uczestniczyłem w ubezpieczaniu jedynych rozmów, które przeprowadzili w Vientiane przywódcy trzech stron konfl iktu, wymieniani już po-przednio. Ze względu na bezpieczeństwo, każdej delegacji towarzyszyły pododdziały woj-skowe własnego ugrupowania. Miałem być obecny na lotnisku podczas przylotu i odlo-tu tych wojsk oraz przed budynkiem, w którym toczyły się obrady. Obecność członków MKNiK miała zapobiec ewentualnym nieporozumieniom. Nikt jednak nie poinstruował nas jak mamy się zachować, np. w przypadku strzelaniny. Na posterunkach stali przecież obok siebie żołnierze walczących ze sobą ugrupowań.

Jednym z przyjemniejszych obowiązków było uczestniczenie naszej delegacji, przeważ-nie z ambasadorem na czele, w przyjęciach organizowanych przez ambasady i poselstwa krajów mających przedstawicielstwa dyplomatyczne w Laosie. Już po pierwszej imprezie mój zapał, tak zresztą jak i innych kolegów, szybko minął. Były one organizowane prze-ważnie z okazji świąt państwowych i były nudne, jedzenia i picia też dużo nie serwowano, a ponadto panował upał, a my musieliśmy być ubrani w galowe mundury i wylewać hekto-litry potu. Dodam, że nasze mundury były skromne, ale prezentowaliśmy się w nich znacz-nie korzystniej niż obwieszeni złotymi i srebrnymi galonami i sznurami ofi cerowie innych

Page 120: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

119

RELACJE I WSPOMNIENIA

państw. Kiedy jeszcze przy powitaniach i pożegnaniach całowaliśmy panie w rękę, niektórzy – co bardziej przystojni – robili wśród płci pięknej prawdziwą furorę.

Nasza delegacja też zorganizowała takie przyjęcie – 22 lipca z okazji naszego ówczesnego święta państwowego. Przyjęcie było iście w staropolskim stylu. Jadła i napitków było w bród, a że polskie wódki, w odróżnieniu od szampana lub whisky, cieszyły się ogromnym powo-dzeniem, zabawa była przednia i trwała długo. Urządzona została w wypożyczonym na tę okazję pałacu przyjęć, bardzo przestronnym i z całym zapleczem gastronomicznym. Przy-był na nią nawet ambasador Stanów Zjednoczonych Ameryki, Brown (przyjechał ostatni, a wyszedł pierwszy).

Na tym przyjęciu wraz z kolegą asystowałem ambasadorowie i jego małżonce w czasie witania gości. Nigdy przedtem i już nigdy potem nie ściskałem tylu dłoni dyplomatów i ich żon. Zabawa, ale bez tańców, rozpoczęła się dopiero wówczas, kiedy przyjęcie opuścili naj-ważniejsi. Piliśmy różnego gatunku trunki i nie wyszło to nam na zdrowie. Następny dzień trudno było przeżyć. Nie pamiętam już kiedy i w jaki sposób znalazłem się w naszej siedzi-bie. Koszty tego przyjęcia, pomimo protestów, ponieśli wszyscy członkowie naszej delegacji. Kierownictwo twierdziło, iż nie otrzymało na ten cel odpowiednich środków fi nansowych. Wielu z nas poddawało w wątpliwość takie tłumaczenie.

W czasie wolnym od zajęć służbowych uprawialiśmy sporty, zwiedzaliśmy miasto i jego najbliższe okolice oraz organizowaliśmy bliższe i dalsze wycieczki poza miasto. Zbyt da-leko nie można się było jednak oddalać z uwagi na posterunki wojskowe i niebezpieczeń-stwo ostrzelania przez trudne do identyfi kacji wojsko. Poza tym obowiązkowo uczyliśmy się języków. Nauczała sekretarka ambasadora, pani Alina Woźniak, która biegle władała kilkoma językami. Była to miła i sympatyczna kobieta, towarzyszyła nam w wielu spacerach i wycieczkach. W wolnych chwilach czytaliśmy książki, polską prasę, oglądaliśmy polskie fi lmy dostarczane z kraju i grywaliśmy w karty, szczególnie w bardzo popularną kanastę.

Pułkownik Jabłoński zobowiązał mnie do organizowania sportu. Urządziłem boiska do siatkówki i popularnego tutaj badmintona. Grywaliśmy z Hindusami i Kanadyjczykami oraz tubylcami. Większość meczy kończyła się naszym zwycięstwem. Między sobą grywa-liśmy prawie codziennie, przeważnie w godzinach popołudniowych i wieczornych, gdyż boiska były oświetlone. Zdarzało się, że na boisku spędzałem kilka godzin dziennie. Miałem dobrą kondycję, ale straciłem przy tym około 15 kg.

Od czasu do czasu wyskakiwaliśmy też do miasta na kawę lub małego drinka, chociaż nie stanowiło to wielkiej atrakcji, ponieważ trzeba było z naszej siedziby dojechać do cen-trum samochodem. Ceny w restauracjach czy barach nie były na naszą kieszeń, zwłaszcza dla tych, którzy oszczędzali na zakup auta. Ponadto można było u naszego magazyniera p. Szczepaniaka zakupić, a czasem nawet dostać gratis butelkę dobrego alkoholu.

W mieście istniały naturalnie lokale, w których panie uprawiający najstarszy zawód świata świadczyły swe usługi. Wspomniałem już, że przed przeprowadzką do stałej siedziby mieszka-liśmy w hotelu, w którym mieścił się klub nocny. Można było, płacąc oczywiście odpowiednią kwotę, zaprosić panienkę do tańca. One pracowały od godz. 21.00 do 5.00 rano. Jeżeli pan chciał „wypożyczyć” upatrzoną dziewczynę, musiał zapłacić za okres jej nieobecności w loka-lu. Pochodziły z różnych krajów, były różnych ras i narodowości. Co jakiś czas odbywała się rotacja. Widzieliśmy to na własne oczy, bo pojawiały się nowe twarze, a stare znikały.

Page 121: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

120

RELACJE I WSPOMNIENIA

Często wyprawialiśmy się do pobliskich wiosek, bardzo biednych, w których domy, a właściwie szałasy czy też baraki są zbudowane w większości na palach w obawie przed jadowitymi wężami i skorpionami. Do wioski szło się przeważnie prowadzącą przez dżun-glę ścieżką, która była niczym tunel wycięty w masie zieleni. Tubylcy co jakiś czas musieli obcinać szybko odrastające gałęzie drzew i krzewów oraz innych roślin rosnących w tych lasach. Idąc takim tunelem, należało bardzo uważać na jadowite pijawki żyjące na drzewach oraz inne robactwo mogące w każdej chwili spaść człowiekowi za koszulę. Ukąszenie takiej pijawki było bardzo groźne dla zdrowia. Mogło nawet spowodować śmierć.

Ludność w tych wioskach żyła bardzo biednie. Większość mieszkańców chodziła boso lub w gumowych sandałach. Uprawiali ryż, różne warzywa i cytrusy, zwłaszcza banany. Hodowali drobny inwentarz, a bogatsi trzodę i bawoły.

W czasie pobytu w Laosie 2-krotnie spotkałem niebezpieczne skorpiony. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem nieznane mi zwierzę w hotelu, następnego dnia po przybyciu do Vien-tiane. Spaliśmy z Józkiem Fijałem w pokoju na parterze budynku. Obudziłem się rano, od-sunąłem moskitierę i niedaleko naszych łóżek zauważyłem, że jakieś zwierzę wędruje po podłodze. Obudziłem kolegę, który w Laosie był już po raz drugi, i pokazałem mu naszego gościa. Okazało się, że rzeczywiści mieliśmy w pokoju skorpiona, który dostał się do pokoju prawdopodobnie przez dziurę w ścianie lub przez inną szczelinę. Został uśmiercony, a my przenieśliśmy się do pokoju na wyższej kondygnacji.

Innym razem spotkałem skorpiona, maszerując na kolację. Było już ciemno, po wielkiej burzy. Elektrownia wyłączyła oświetlenie ulic i szliśmy w ciemnościach, rozjaśniając sobie co pewien czas drogę ręcznymi latarkami. Ponieważ było parno i gorąco, chodziliśmy do pracy przeważnie w sandałach. W pewnej chwili nadepnąłem na coś miękkiego. Towarzy-szący mi koledzy jednoznacznie i ze znawstwem orzekli, że to skorpion. Innym też się takie przygody zdarzały.

Jeszcze jedna sprawa z serii niebezpiecznych. Była nią ameboza, zwana obecnie czer-wonką pełzakową. Wodę do picia i mycia zębów, a także na kawę czy herbatę należało gotować przez 10–15 minut, aby mieć pewność, że bakterie zostały zniszczone. Wszyst-kie owoce przed ich spożyciem należało umyć w wodzie ze specjalnym środkiem. Na tą dość trudną do wyleczenia chorobę nikt z naszej ekipy nie zachorował, choć wielu z nas dość często cierpiało na różne dolegliwości żołądkowe. Było to niewątpliwie zasługą naszego nieodżałowanej pamięci kolegi, lekarza ekipy, mjr. Tadeusza Miki, późniejszego profesora, wybitnego specjalisty od rehabilitacji, zastępcy komendanta Centralnego Szpita-la Klinicznego Wojskowej Akademii Medycznej w Warszawie. Często udzielał nam facho-wych porad, przeprowadzał stosowne badania i leczył wszystkimi dostępnymi środkami. Żegnałem Go na zawsze w styczniu 2001 roku na Cmentarzu Powązkowskim.

Wspominając kolegów, nie mogę pominąć tych, którzy pomagali nam w pracy, pełniąc funkcję tłumaczy. Nasza znajomość języków zachodnich (przynajmniej przez niektórych z nas) nie pozwalała na swobodne prowadzenie rozmów, tłumaczenie pism i korespon-dencję z partnerami z Komisji. Niezwykle przydatni byli studenci ostatniego roku studiów Instytutu Spraw Międzynarodowych z Moskwy. Biegle władali 2–3 językami zachodni-mi, a kilkuletnie studia dyplomatyczne przygotowały ich do pełnienia w przyszłości wie-lu odpowiedzialnych funkcji w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Byli wśród

Page 122: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

121

RELACJE I WSPOMNIENIA

nich tak znani później i zasłużeni dla polskiej dyplomacji ludzie jak: Edward Baradziej – amabasador w Indonezji i Afganistanie, Stanisław Jarząbek – ambasador na Kubie i w Peru, Jan Bojo – ambasador w jednym z krajów afrykańskich, oraz Władysław Spyła i Mieczy-sław Gorajewski – wysokiej klasy urzędnicy MSZ. Byli świetnymi fachowcami, a ponadto niezwykle koleżeńscy, uczynni i sumienni. Nie stronili od sportu. Jarząbek był najlepszy w badmintonie, a Bojo – najlepszym siatkarzem. Wszyscy cieszyli się ogromną sympatią pozostałych członków delegacji.

Jeszcze kilka zdań o mieszkańcach Laosu i jego stolicy. W tamtych czasach Laos za-mieszkiwało mniej więcej 3 mln ludzi, w tym trzy główne grupy narodowościowe: Lao i plemiona górskich Th ajów; Khmerowie i Monowie; Miao i Man.

Laos był i chyba nadal jest monarchią dziedziczną. Głową państwa był król, którego sie-dziba znajdowała się w Luang Prabang. Władza ustawodawcza (w czasie pokoju) należała do 2-izbowego parlamentu. Dzisiaj nie potrafi ę powiedzieć jak te sprawy wyglądają i kto właściwie sprawuje rządy.

Laotańczycy – przynajmniej ci, z którymi ja się zetknąłem – byli pogodni, przeważnie uśmiechnięci i ogólnie sympatyczni. Wydaje mi się, że nawet zadowoleni z życia. Nie spo-tkaliśmy się z objawami wrogości czy niechęci. Natomiast do pracy, chyba ze względu na klimat, nie wykazywali większych chęci, nie mówiąc już o pracowitości. Jeden przykład. Obsługujący naszą delegację dwaj pracownicy fi zyczni otrzymali zadanie przygotowania boiska do siatkówki. Naturalnie skinęli głowami, że zrozumieli, potwierdzili to słowem i ... na tym się skończyło. Następnego dnia poszedłem sprawdzić jak przebiegają prace, okazało się, że nie wykopali nawet jednego dołka, a mieli tylko wytyczyć granice boiska i wkopać słupki. Powtórzyło się to jeszcze chyba dwa razy. W końcu zrezygnowaliśmy z ich usług i sami w ciągu kilku godzin wykonaliśmy całą pracę. Natomiast nasz kierowca był zawsze gotowy do jazdy i dbał o swój samochód.

Miasto Vientiane w czasie mojego pobytu liczyło około 150 tys. ludności. Znaczna część jego mieszkańców, w związku z toczącymi się walkami, przeniosła się na inne tereny. Leży nad Mekongiem. Stolicą kraju jest od drugiej połowy XVI wieku. Zawsze było ośrodkiem handlu rolniczego. Nieźle rozwinięty był przemysł spożywczy i drzewny. Miasto nie miało kanalizacji i było źle utrzymane, czemu nie ma się co dziwić ze względu na toczącą się od wielu lat wojnę. Było wówczas typowym miastem Dalekiego Wschodu.

Zabytków nie posiadała zbyt wiele, oprócz okazałych świątyń buddyjskich. Najsłynniej-sza jest pagoda Phya Vat, bogato zdobiona rzeźbą dekoracyjną. Innym zabytkiem godnym uwagi jest pawilon biblioteczny Vat Sisket z 1820 roku. Więcej zabytków ma Luang Prabang, ale nie miałem szczęścia tam być.

W samym Vientiane wiele ludzi, zwłaszcza tych biedniejszych, w ciągu dnia żyło na uli-cach. Tam przygotowywali i spożywali posiłki. Restauracje, naturalnie nie wszystkie, były na kołach, a stacjonarne na chodnikach. Jedzenie przygotowywano na oczach konsumen-tów. Odpady wrzucano do rynsztoków. Fryzjerzy i golibrody, a nawet i dentyści urzędo-wali często pod gołym niebem. Na ulicach miast i wsi – stada bardzo leniwych i ospałych psów, które nie ustępowały ludziom z chodników, a samochodom z jezdni. Rolę taksówek spełniały popularne riksze rowerowe na trzech kołach. Były głównym środkiem lokomo-cji na dłuższych odległościach. Kilka razy widzieliśmy ludzi, którzy w nocy, świecąc sobie

Page 123: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

122

RELACJE I WSPOMNIENIA

latarkami, na drzewach i krzewach chwytali owady, prawdopodobnie termity. Następnie wkładali je do butelek lub żywcem zjadali jako wielki przysmak.

Na ulicach widoczne duże kontrasty, z jednej strony luksusowe auta bogaczy, z drugiej, riksze i rowery odzianych w łachmany nędzarzy. Na porządku dziennym był widok pasą-cych się w centrum miasta, między wysokiej klasy pojazdami, bawołów i innych mniejszych zwierzaków.

Chaty w wioskach, budowane na palach, składały się w zdecydowanej większości z jed-nego pomieszczenia przedzielonego zazwyczaj matą ze słomy ryżowej. Spano na takich ma-tach rozłożonych na podłodze. Gdy właściciel chaty miał więcej niż jedną żonę (tamtejsze prawo na to pozwalało), to z aktualną małżonką spał w jednej „izbie”, a pozostałe z dziećmi w drugiej. Podobno słynny w swoim czasie kpt. Kong Le miał trzy żony: jedną na południu kraju, gdzie rządziła prawica, drugą na północy, gdzie dominowało Pathet Lao, a trzecią w Xieng Khouang.

Na ulicach miast i wsi często widzieliśmy na „łyso” ogolonych, idących w rzędach, w pewnych odstępach mnichów buddyjskich, zwanych bonzami. Odziani w jaskrawo po-marańczowe szaty wychodzili ze swych klasztorów, żeby zbierać żywność i pieniądze na swe utrzymanie. Stanowili elitę kulturalno-intelektualną, byli wykształceni, postępowi, to-lerancyjni i przyjaźni wobec nas, cieszyli się wielkim poważaniem. Wśród nich było dużo chłopców ubranych w takie same szaty. Pobierali oni naukę w szkołach przyklasztornych. Przez taką szkołę musiał przejść podobno każdy chłopak. Po kilku latach mógł pozostać w świątyni lub wrócić do rodziny.

W gronie kilku kolegów oglądałem Święto Płodności, być może, że nosiło ono inną na-zwę. Dokładnej nazwy po tylu latach nie pamiętam. Utkwiły mi w pamięci tylko nielicz-ne epizody z tego spektaklu. Pamiętam młodych mężczyzn pływających łodziami po Me-kongu, w niewielkiej odległości od brzegu. Do bioder mieli przyczepione ruchome, około 50-centymetrowe sztuczne penisy. Słychać było dźwięki typowej dalekowschodniej muzy-ki, a pływający mężczyźni wydawali niezrozumiałe dla nas okrzyki. Na brzegu rzeki starsi, młodzi i najmłodsi przyglądali się widowisku, a odziane w barwne ludowe stroje dziew-czyny popisywały się tańcami. Wszyscy się cieszyli, śpiewali, a niektórzy rzucali bukiety kwiatów do rzeki, która niosła je daleko.

I ostatnia już ciekawostka. Wieczorami w naszej siedzibie, na wolnym powietrzu były wyświetlane z wykorzystaniem własnej aparatury fi lmy fabularne i kroniki nadsyłane z kraju. Na seanse te przychodziło wielu mieszkających w pobliżu tubylców w różnym wieku, którzy oglądali je, stojąc za ogrodzeniem. W jednej z kronik pokazywano fragmenty zimy w Polsce: gęsto sypiący śnieg, grube jego warstwy zalegające na ulicach, przysypane domy i samochody oraz mieszkańców pracujących przy odśnieżaniu. Sceny te wywołały wśród przybyłych widzów ogromną wesołość. Śmiechy i oklaski trwały długo. Później uświado-miono nas, że powodem takiego ich zachowania było kompletne zaskoczenie. Ludzie ży-jący w tropiku, zimę w naszym wydaniu zobaczyli po raz pierwszy w życiu. Nigdy z takim zjawiskiem się nie zetknęli, nie mieli pojęcia, że coś takiego istnieje na świecie. I pomyśleć, że wiele lat później młodzi i prężni Laotańczycy z powodzeniem studiują w naszym kraju lub prowadzą interesy – niekiedy nawet na ulicy w mroźnej scenerii.

Page 124: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

123

RELACJE I WSPOMNIENIA

Czas szybko płynął, zbliżało się Boże Narodzenie i Nowy Rok. Święta upłynęły nam spokojnie, już nie pamiętam, czy była choinka, ale raczej nie. Na pewno nie było tradycyjnej kolacji wigilijnej, gdyż stołowaliśmy się w restauracji, w której nie znano przepisów na nasze świąteczne przysmaki, a i wśród nas nie było chętnych do wystąpienia w roli kucharza.

Inaczej było w gorącą, wręcz upalną sylwestrową noc. W odpowiednio udekorowanej sali naszego biura zorganizowaliśmy towarzyskie przyjęcie. Jakże było ono odmienne od na-szych polskich balów sylwestrowych. Z damą swego serca wyruszało się w mroźną i śnieżną noc, aby w gronie bliskich i przyjaciół, przy suto zastawionym stole, bawić się aż do białego rana.

Ja i żona uwielbialiśmy takie imprezy i tylko wyjątkowa sytuacja mogła przeszkodzić nam w uczestniczeniu w sylwestrowej zabawie. Tu w Laosie było inaczej. Byliśmy tysią-ce kilometrów od kraju, od swoich bliskich, choć myślami łączyliśmy się z nimi. W tym spotkaniu nie było, bo być nie mogło, tej sylwestrowej polskiej atmosfery, choć były toasty i życzenia. Dlatego też szybko się zakończyło.

W styczniu 1962 roku rozpoczęliśmy przygotowania do powrotu w rodzinne stro-ny. Minęło 8 miesięcy od wyjazdu z kraju, czyli tyle, ile przewidywano. Pierwsza grupa wyleciała do kraju w połowie stycznia. Ja i trzej koledzy (ppłk Zdrażil, kpt. Kozak i kpt. Harz) wylecieliśmy do Sajgonu w Wietnamie Południowym pod koniec tego miesiąca. Z Polski przylecieli ofi cerowie, którym przekazywaliśmy obowiązki. Załatwialiśmy też swoje prywatne sprawy. Ja i Zdzichu Harz (już nie żyje) kupowaliśmy samochody we francuskiej fi rmie samochodowej Simca (obecnie już nie istnieje), u przedstawiciela w Vientiane. Była to bardzo korzystna transakcja. Otrzymywaliśmy kilkuprocentowy upust za zakup grupowy i taką samą zniżkę za posiadanie paszportu dyplomatycznego.

Każdy z nas kupował ponadto różne tańsze i droższe upominki, w zależności od za-sobności portfela. Kupiłem trochę biżuterii ze złota, które w tym czasie w Laosie było sto-sunkowo tanie. Dla dzieci mechaniczne japońskie zabawki, a dla siebie też złoty sygnet, zegarek (skradziony kilka miesięcy po powrocie do kraju) oraz cywilne ubranie, gdyż do kraju wracaliśmy przez Zachód. Poprzednie grupy wracały tą samą trasą, którą przybywały do Indochin, tj. przez Chiny i ZSRR.

Byliśmy pierwszą delegacją do Komisji, której członkowie mieli prawo wybierać trasę powrotu, który musiał odbyć się w ciągu dwóch tygodni. Otrzymywaliśmy diety w wyso-kości 300 dolarów amerykańskich. Przelot opłacała Komisja, pozostałe przyjemności – za-interesowany. Nasze ciężkie bagaże przewieziono transportem Komisji do portu w Hajfon-gu w Wietnamie, skąd polskim statkiem handlowym dotarły do Polski. Trwało to miesiąc, a może i dłużej.

Po pożegnalnym obiedzie z udziałem wojskowego kierownictwa delegacji, zostaliśmy przez naszego ofi cera transportowego kpt. Romualda Nowackiego odwiezieni na lotnisko w Vientiane. Po załatwieniu ostatnich formalności i pożegnaniu z naszymi kanadyjskimi i hinduskimi partnerami oraz z kolegami, a wśród nich z mjr. Czesławem Lechem i najbliż-szym memu sercu Józkiem Fijałem (pozostał jeszcze kilka miesięcy w Laosie na stanowisku doradcy prawnego, zastąpił Bernarda Trelę, który ze względu zdrowotnych musiał wcześniej powrócić do kraju), odlecieliśmy samolotem MKNiK do Sajgonu, gdzie przebywaliśmy kil-ka dni, zwiedzając miasto i robiąc ostatnie zakupy. Mieszkaliśmy w hotelu usytuowanym

Page 125: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

124

RELACJE I WSPOMNIENIA

w ładnym parku. Jednego dnia ze Zdzisławem Harzem zajechaliśmy aż do chińskiej dzielni-cy miasta – Cholon. Wówczas było to właściwie miasto w mieście, bardzo rozległe, z którego mieliśmy pewne trudności z powrotem do hotelu.

Wówczas w Sajgonie przebywało wielu żołnierzy zarówno amerykańskich, jak i innych narodowości, którzy walczyli pod fl agą Organizacji Narodów Zjednoczonych. W mieście było mnóstwo różnych lokali rozrywkowych. Niestety, nasze portfele nie były na tyle zasob-ne, żeby z nich korzystać. Stać nas było jedynie na spędzenie dwóch wieczorów w kasynie wojskowym.

Do Europy wracaliśmy Francuskimi Liniami Lotniczymi „Air France”, samolotem od-rzutowym „Douglas”. Po starcie samolot miał pewne trudności techniczne i po kilku minu-tach lotu zawrócił na lotnisko w Sajgonie. Pasażerowie opuścili samolot i do pracy przystą-pili technicy i mechanicy.

Część pasażerów zrezygnowała z lotu tym samolotem. Po przerwie trwającej 2–3 go-dziny ponownie wystartowaliśmy i już bez przeszkód odbyliśmy lot do stolicy Kambodży – Phnom Penh. Krótki postój, nowi pasażerowie i znów start, tym razem do Bangkoku w Tajlandii. Lecieliśmy głęboką nocą, widoczność była zerowa. Mieliśmy międzylądowania w Karaczi w Pakistanie i w stolicy Iranu – Teheranie. W tym ostatnim mieście postój był dłuższy, zezwolono podróżnym opuścić lotnisko i wyjść do miasta. Na jednej z ulic skoszto-waliśmy bardzo mocnej kawy. Przyrządza się ją zalewając odpowiednią porcję kawy wrząt-kiem, potem ponownie podgrzewa do temperatury wrzenia i zalewa kolejną porcję kawy. Po trzecim razie podawano ją do spożycia w maleńkich fi liżankach. Miała konsystencję zbliżoną do gotowanej smoły. Nigdy potem podobnego paskudztwa nie piłem. Serce skaka-ło mi jak po wypiciu trzech dużych szklanek normalnej kawy.

Z lotniska w Teheranie, a panowała słoneczna pogoda, doskonale był widoczny pokryty śniegiem najwyższy szczyt Kaukazu – Elbrus, wznoszący się na 5642 m n.p.m.

Następnym etapem naszej podróży był Rzym. Służby sanitarne na lotnisku nie zezwoliły podróżnym na pobyt w stolicy Włoch bez odbycia odpowiedniej kwarantanny. Okazało się, że w Karaczi wykryto ogniska zakaźnej choroby i dlatego wszyscy Pakistańczycy pozostali w Rzymie i prawdopodobnie musieli przejść kwarantannę. My byliśmy w szczęśliwej sytu-acji – mieliśmy świadectwa szczepień, które robiono nam co jakiś czas w Laosie.

Lecąc z Rzymu do Paryża podziwiałem piękne, pokryte białym śniegiem szczyty Alp. Lot był stosunkowo spokojny, chociaż odczuwaliśmy przykre dolegliwości wywołane dłuż-szy czas trwającymi turbulencjami. Pomimo pięknej pogody, samolot „zapadał” się, tra-fi ając na dziury powietrzne. Leciał na wysokości mniej więcej 9 km, ze średnią prędkością 900 km/godz., a nie znajdował jednak dostatecznego oporu pod sobą do spokojnego lotu. Większość pasażerów dostała torsji, stewardesy nie mogły sobie z nimi poradzić. Mnie też było niedobrze, ale jakoś dotrwałem.

W Paryżu byliśmy nieco ponad tydzień. Z przystosowaniem się do warunków europej-skich nie miałem żadnych trudności. Już pierwszego dnia spałem prawie normalnie, nie odczuwałem 8-godzinnej różnicy czasowej pomiędzy Indochinami a Europą Zachodnią.

Ze Zdzisławem Harzem zwiedzaliśmy miasto. Nasi dwaj towarzysze podróży trzymali się oddzielnie. Byliśmy w Luwrze, Pałacu Inwalidów (mauzoleum Napoleona), katedrze Notre Dame, bazylice Sacre Coeur na Montmarte. Spacerowaliśmy pod wieżą Eiffl a, na Champs

Page 126: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

125

RELACJE I WSPOMNIENIA

Elysses, pod Łukiem Triumfalnym i na placu Concorde. Pierwszy raz w życiu jechałem me-trem. Dokonaliśmy ostatnich zakupów w ekskluzywnym i znanym na całym świecie domu towarowym Lafayette.

Odwiedziliśmy też salon samochodowy fi rmy Simca, w którym wybraliśmy interesujące nas auta, opłacone już w Vientiane. Załatwiliśmy także ich transport do Polski. Podjęła się tego zadania fi rma Hartwig. Samochody zobowiązała się dostarczyć w ciągu 2 miesięcy. Wywiązała się z tego w ustalonym terminie. W tym miejscu mała dygresja. Załatwiając w tym salonie ostatnie formalności, zostaliśmy zaskoczeni kulturą i sposobem traktowa-nia klientów. Zaproszono nas bowiem do stolika, poczęstowano napojami i słodyczami i wypełniano ostatnie dokumenty. Jeszcze wcześniej pokazywano nam różne pojazdy, wy-chwalając ich zalety, informując o danych technicznych i proponując próbną jazdę, z której nie skorzystaliśmy. Znając ówczesne polskie realia, nie spodziewaliśmy się tak uprzejmego traktowania klientów.

Poszliśmy również na słynny plac Pigalle. Zaliczyliśmy dwa lokale rozrywkowe. W jed-nym był 3-godzinny striptiz. Bilet wstępu wydawał się nam względnie tani. Przy wejściu na salę trzeba było jednak zakupić program, który kosztował tyle samo, a może nawet więcej niż bilet wstępu. Oglądając występy przy stolikach, wypadało zamówić chociaż jakiś napój. Większość gości miała na stołach kufl e z piwem, więc i my poszliśmy za ich przykładem, licząc na to, że nie zapłacimy zbyt drogo. Okazało się jednak, że było droższe od biletu i pro-gramu razem wziętych. Nie będę dalej drążył tego tematu, powiem tylko, że nie bardzo nam się podobał. Oglądanie bowiem przez kilka godzin rozbierających lub ubierających się pań nie stanowiło dużej atrakcji. Nie było nas stać na bilet do Folies Bergere lub Moulin Rouge.

W pierwszych dniach pobytu w Paryżu zostaliśmy przyjęci w polskim ataszacie wojsko-wym, gdzie poinformowano nas o mieście i jego mieszkańcach oraz miejscach i zabytkach godnych zobaczenia i zwiedzenia.

Paryż, o którym wcześniej dużo słyszałem i czytałem, zrobił na mnie wielkie wrażenie i dał dużo satysfakcji. Marzyłem, aby zobaczyć to miasto, jego słynne budowle, zabytki kul-tury i sztuki, obiekty sakralne, teatry i muzea, a w nich obrazy i rzeźby wielkich mistrzów pędzla i dłuta. Teraz moje dawne marzenia w dużej mierze się spełniły.

Francję i Paryż odwiedziłem ponownie w 1992 roku, czyli po trzydziestu latach od tamtego pierwszego pobytu. W większości byłem w tych samych miejscach i obiektach co poprzednio. W mieście zaszły jednak duże zmiany. Powstały nowe obiekty, np. Centrum Pompidou, czy nawet całe dzielnice, jak nowoczesna La Defense, które mnie jednak nie zachwyciły. Wolę oglądać starsze obiekty.

Ostatnim etapem mojej podróży był lot, tym razem już polskim samolotem, z lotniska Le Bourget do Warszawy, z międzylądowaniem w Berlinie Zachodnim. Postój trwał krótko. Samolot zabrał tylko kilku pasażerów i godzinę później wylądował na Okęcie. Była połowa lutego 1962 roku.

Na lotnisku wśród witających nie dostrzegłem nikogo z mojej rodziny. Zrobiło mi się smutno. Byłem zawiedziony, nie wiedziałem co się stało. Przecież żona znała datę mojego powrotu. W końcu w tłumie witających dostrzegłem żonę mojego przyjaciela kpt. Henryka Mieczyńskiego – Annę, mieszkającą w Warszawie. Od niej dowiedziałem się, że żona nie mo-gła przyjechać, ponieważ nie miała z kim zostawić naszych dzieci i ją wysłała w zastępstwie.

Page 127: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

126

RELACJE I WSPOMNIENIA

Po przyjeździe do Bolesławca okazało się, że jest poważnie chora. Zachorowała tuż po moim wyjeździe, ale nie zostałem o tym poinformowany. Obawiała się, że kiedy tak smutna wia-domość dotrze do mnie, to zrezygnuję z pracy w Komisji i zaraz powrócę do kraju. Nie chciała zrobić mi takiej przykrości. Poradziła sobie ze wszystkim sama. Jestem jej za to wdzięczny do dziś, chociaż wówczas byłem zły. Takie to już są te polskie ofi arne i dzielne ofi cerskie żony.

***

Podczas mojej długiej podróży dużo zwiedziłem, oglądałem wiele krajów i miast, za-bytków, dzieł sztuki, nowoczesne sklepy i towary. Otarłem się o wojnę, przeżyłem wielkie emocje, a może i najadłem się strachu. Nie żałuję jednak podjętej decyzji. Praca w Komisji w Indochinach rozszerzyła moje horyzonty, pozwoliła mi lepiej poznać i zrozumieć świat i ludzi, dała dużo satysfakcji, w tym również materialnej.

Jestem głęboko przekonany, że nasza działalność w Komisji w Laosie, mimo wielu prze-ciwieństw i przeszkód, przyczyniła się do zaprzestania walk, a tym samym ocaliła wiele istnień ludzkich i w konsekwencji doprowadziła do normalizacji życia w tym naprawdę uroczym kraju. Polacy zapisali tam piękną kartę.

Po 40 latach bardzo miło wspominam tę wspaniałą przygodę i myślę, że będę ją pamiętał do końca życia.

Bardzo chciałbym ponownie odwiedzić ten kraj.

Page 128: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

127

STANISŁAW ŚLEDŹ

PO OBU STRONACH RZEKI BEN HAI. WIETNAM – STREFA ZDEMILITARYZOWANA NA 17 RÓWNOLEŻNIKU

Po powrocie z grupy w Vung-Tau do Sajgonu otrzymuję kolejne zadanie – funkcję kie-rownika Grupy nr 76 w Gio Linh, w strefi e zdemilitaryzowanej na 17 równoleżniku szero-kości geografi cznej północnej. Zapoznaje się z dokumentacją dotyczącą tej grupy. Wynika z niej, że wzdłuż równoleżnika płynie rzeka Ben Hai. Dwa 5-kilometrowe pasy na północ i południe od rzeki tworzą strefę i jednocześnie tymczasową linię demarkacyjną dzielącą Wietnam na dwie wrogie części – północną i południową.

Zgodnie z układami zawartymi w Genewie w 1954 roku wszystkie siły zbrojne i sprzęt wojskowy miały być ze strefy wycofane, a przekraczanie linii demarkacyjnej poddane zosta-ło szczegółowym przepisom, m.in. ograniczono liczbę osób uprawnionych do przebywania w strefi e i do posiadania broni. Chodziło tu o stworzenie strefy buforowej zapobiegają-cej incydentom, które mogłyby spowodować rozpoczęcie działań wojennych. W tym celu w małej wiosce Gio Linh położonej mniej więcej 1000 m na południe od strefy rozloko-wano dwie ruchome grupy Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie. W skład każdej wchodzili, oprócz Hindusów i Kanadyjczyków, Polacy. Jedna grupa spraw-dzała południową część strefy, druga zaś dojeżdżała do mostu Hien Loung, przechodziła na drugi brzeg Ben Hai (około 150 m szerokości) i kontrolowała rejon północny.

16 lutego–20 marca 1965. Fragmenty z osobistego dziennika

16 lutegoPobudka o godz. 6.00, następnie śniadanie i o godz. 7.30 wyjazd na lotnisko. Lecę

z Sajgonu do Hue samolotem południowowietnamskich linii lotniczych. Zajmuję miejsce przy oknie. Obok mnie siada żołnierz wietnamski, spadochroniarz, mówiący po angielsku. Rozmowa schodzi na temat pracy Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli i szko-lenia spadochronowego. Pogoda dopisuje. Lecimy na wysokości 1000 m i mimochodem obserwuję krajobraz wietnamski. Pod nami zielone dywany pól ryżowych poprzetykane wzgórzami pokrytymi gęstym buszem i nieprzyjazną dżunglą. Nie widać żywej duszy. Cza-sami wśród monotonnej zieleni przemykają się cichutko mętne rzeki lub wydeptane ścieżki górskie. Jak podpowiada mi mój współpasażer, na tych terenach niepodzielnie panuje Viet-cong, czyli wietnamscy komuniści.

Po 2 godzinach lotu zbliżamy się do Hue. Przed dawną siedzibą cesarzy Wietnamu widzę wśród bezkresu sennych pól ryżowych tysiące kopczyków, są to groby zmarłych przodków. Pod skrzydłami samolotu przemyka tafl a jeziora, pagody i zieleń bijąca w oczy. Lądowanie spokojne. Wysiadam z samolotu, żegnam się z miłym spadochroniarzem, a witam z mjr. Czesławem Macherą, którego zmieniam. Po przekazaniu obowiązków i najświeższych wia-domości z Sajgonu, żegnamy się. Wsiadam do jeepa, który ma mnie zawieść do siedziby

Page 129: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

128

RELACJE I WSPOMNIENIA

grupy w Gio Linh, około 100 km na północ. Przejeżdżamy przez miasto starzejące się już smutno po czasach dawnej świetności, którą opiewają historycy. Piękna kiedyś pagoda bud-dyjska jest częściowo zniszczona. Wygląda jak nasza warszawska Cytadela. Przed wyjazdem z miasta dosiada się żołnierz i dwóch cywili – to moja ochrona.

Napotykane wioski i mosty witają nas posterunkami południowowietnamskiej armii. Wioski otoczone są przeszkodami, stoją tam kozły z drutu kolczastego i metalowe beczki napełnione po brzegi piaskiem. Przed wjazdem samochody są zatrzymywane i kontrolowa-ne. Po sprawdzeniu tożsamości osób z drogi usuwane są kozły, beczki zaś objeżdża się jak w slalomie narciarskim bramki. Ma to uniemożliwić wjechanie samochodu-pułapki party-zantów Vietcong na teren wioski. Nasza droga jest gęsto usiana wioskami. Chaty z trzciny ryżowej wyglądają na biedne. Przed nimi rosną palmy i bananowce. Przy drogach pasą się bawoły, a na ich grzbietach siedzą chłopcy, niekiedy ptaki. Chłopi ubrani w białe spodnie i czarne chałaty (takie nosili w Polsce przed wojną ortodoksyjni Żydzi), trzymają nad sobą czarne parasole. Kobiety pracują w czarnych spodniach i bluzkach, głowy zaś nakrywają kapelusze z szerokimi rondami. Większość pracujących w polu to kobiety. Niektóre rozbi-jają bryły zeschniętej ziemi drewnianymi młotami, niezwykle ciężka praca przy bladym od gorąca słońcu.

Tereny między wioskami kontroluje Vietcong, o czym świadczą uszkodzone linie energetyczne i telefoniczne. Bez przygód dojeżdżamy do stolicy prowincji Quang Tri i po 3 godzinach jestem w Gio Linh, gdzie wita mnie mjr Jerzy Skikiewicz (notabene kolega z pracy w Warszawie) oraz tłumacze. B. Nowak i W. Jarmoliński. Następnie witają mnie przewodniczący grupy, ppłk J. B. Irani (Indie), M. S. Sandhu (Indie) oraz ppłk R. Babineau i mjr L. S. Tucker (obaj Kanadyjczycy).

2 marcaDzisiaj mamy tzw. święto grupy, czyli dzień wolny od pracy. Mam czas na pisanie listów

do kraju, czytanie prasy, grę w brydża, siatkówkę i inne uciechy.Po śniadaniu opuszcza nas ppłk J. B. Irani i tłumacz W. Jarmoliński. Przy pożegna-

niu ppłk Irani objął mnie ramionami i 2-krotnie ucałował. Byłem tym mile zaskoczony. Widocznie mnie polubił. Około godz. 11.00 zaczęliśmy grać w brydża. O godz. 13.00 usły-szeliśmy dwa potężne wybuchy po północnej stronie rzeki Ben Hai, czyli na terytorium Wietnamu Północnego. No, powiedzieliśmy sobie, zaczęło się bombardowanie Północy.

W czasie sjesty około godz. 15.30 usłyszeliśmy warkot samolotów. Wybiegliśmy wszy-scy z pomieszczeń. Nad nami niebo przecinały samoloty odrzutowe „Delta”, zmierzające w kierunku północnym. Leciały na różnej wysokości: 200, 500 i więcej metrów. Na kadłu-bach widać było znaki rozpoznawcze – białe gwiazdy. Przeleciało ich nad nami, jak naliczy-liśmy, 24. Za kilkanaście sekund szyby w oknach i ziemia zadrżały. Usłyszeliśmy potężne wybuchy. Wchodzimy na dach i obserwujemy przez prawie godzinę dalsze bombardowa-nie za rzeką, prowadzone z innych kierunków. Na horyzoncie widać pożary i gęste obłoki dymu. Jesteśmy zatrwożeni zaistniałą sytuacją. Część południowowietnamskich żołnierzy obserwujących bombardowanie mówi, że dobrze tak tym z Północy, inni, zwłaszcza starsi, płaczą. Zdają sobie bowiem sprawę, że zabijają ich rodaków, a może i krewnych. Ziemia bez przerwy drży, samoloty atakują bezkarnie. O Boże, co się znowu na tym świecie dzieje.

Page 130: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

129

RELACJE I WSPOMNIENIA

Jedni zabijają drugich. Szczególnie żal mi biednych ludzi, którzy są karani zbiorowo. Naszy-mi protestami nie zapewnimy bezpieczeństwa. Jestem bardzo poruszony, gdyż sam przeży-łem bombardowanie wiosną 1945 roku i wiem jak się czuje człowiek pod bombami. Moja reakcja na zaistniałą sytuację była taka, że zażądałem od przewodniczącego grupy, kmdr. K. K. Narayana (Indie), i delegata Kanady, mjr. A. D. Sassona, natychmiastowego wysłania do sztabu Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Sajgonie radiogramu o naru-szeniu strefy zdemilitaryzowanej przez 24 samoloty odrzutowe ze znakami rozpoznawczy-mi amerykańskiego lotnictwa. Poinformowanie, że słyszeliśmy bardzo silne wybuchy oraz widzieliśmy ogromne obłoki dymu po drugiej stronie rzeki Ben Hai. Radiotelegram został wysłany o godz. 17.00, tzn. po zakończeniu półtoragodzinnego bombardowania. Już o godz. 17.30 radio w Waszyngtonie podało ofi cjalnie, że lotnictwo Stanów Zjednoczonych Amery-ki bombardowało port morski w Wietnamie Północnym.

O godz. 18.30, zgodnie z planem, jedziemy do Wietnamu Północnego na koktajl. Wita nas ofi cer łącznikowy, mjr Tran-Van-Duc, i tłumacz, Doan-Tue. Są bardzo zmartwieni. Ma-jor oświadcza nam, że pobliski teren został zbombardowany i ostrzelany rakietami przez sa-moloty amerykańskie. Są duże straty, których jeszcze nie oszacowano. Jest bardzo źle. Major twierdzi, że zestrzelono 7 samolotów. Trudno nam w to uwierzyć, gdyż doskonale wiemy, że nie mieli środków do zwalczania tego typu samolotów. Cóż, dyplomacja.

Po wysłuchaniu oświadczenia, przewodniczący grupy wyraził ubolewanie w związku z zaistniałą sytuacją. Rezygnujemy z koktajlu. Wracamy do naszej strefy południowej. Jest już ciemno. Wioski „nowego życia”, jak nazywają je władze południowowietnamskie, przez które przejeżdżamy, są zabarykadowane. Po sprawdzeniu, że jesteśmy z komisji mię-dzynarodowej jedziemy dalej. Przy wygaszonych światłach szczęśliwie wracamy do naszej siedziby.

Przewodniczący organizuje drinka i przy szklaneczce whisky i polskiej „Wyborowej” komentujemy dzisiejsze wydarzenia. O godz. 23.00 wyłączają nam prąd. Przed zaśnięciem myślę co nam przyniesie jutrzejszy dzień.

3 marcaPo śniadaniu jedziemy na kontrolę strefy południowej. Z pokładu motorówki płyną-

cej środkiem rzeki Ben Hai widać ścianę gęstych bananowców i bambusowych zarośli, gdzieniegdzie smukłe pnie pięknych palm, spotykamy kobiety piorące ubrania i chłop-ców łowiących w kosze kraby. Z zieleni drzew wyłaniają się rybackie chaty i krzątający się w obejściach ludzie. Nic podejrzanego nie zobaczyliśmy. Około godz. 13.00 znowu przela-tują nad nami samoloty. Lecą ze wschodu na zachód. Będą bombardować pobliską dżunglę znajdującą się częściowo na terenie Laosu, przez którą biegnie tzw. droga Ho Chi Min-ha. Tędy przerzuca się bojowników i sprzęt wojskowy z północy na południe. Po godzinie samoloty wracają tą samą trasą, oznacza to, że dzisiaj 2-krotnie naruszono strefę zdemi-litaryzowaną. Zgłosiłem protest do przewodniczącego z prośbą o wysłanie go do sztabu w Sajgonie w celu powiadomienia przełożonych o tym fakcie. Prośba moja została spełnio-na, ale nic z tego nie wynikło. Takie są, niestety, meandry dyplomacji. Protesty, oświadcze-nia, składane wyrazy ubolewania itp., ale zwykłym Wietnamczykom tym się nie pomoże. Reszta dnia minęła spokojnie.

Page 131: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

130

RELACJE I WSPOMNIENIA

4 marcaPo śniadaniu jedziemy na kontrolę strefy południowej. Płyniemy naszą motorówką. Do-

pływamy do ujścia rzeki, która wpada do Morza Południowochińskiego i zawracamy. Pły-nąc z powrotem, gramy w brydża. W drodze powrotnej obserwujemy kolejne naruszenie strefy zdemilitaryzowanej przez samoloty amerykańskie. Żądam wysłania radiogramu do sztabu MKNiK w Sajgonie. Po dłuższej dyskusji na ten temat mjr L. S. Tucker (Kanada) za-proponował głosowanie nad wnioskiem delegata polskiego stwierdzając, że nie jest pewien, czy były to samoloty amerykańskie, ponieważ jest krótkowidzem, nie miał przy sobie oku-larów i nie widział znaków rozpoznawczych samolotów. Z opinią Kanadyjczyka zgodził się przewodniczący grupy, K. K. Narayan (Indie). W głosowani przepadł mój wniosek. Takim zachowaniem moich partnerów w grupie zostałem niemile zaskoczony, zwłaszcza postawą przedstawiciela Indii, który zgodnie z układami genewskimi reprezentował państwa neu-tralne i powinien postępować zgodnie z ich duchem. Niestety, mimo oczywistych faktów i dowodów przedstawianych przeze mnie, popierał Kanadyjczyka, a prawie nigdy mnie, Polaka.

Około godz. 23.00 wybuchła obok naszej siedziby gwałtowna strzelanina. Zarządzono alarm dla naszej załogi i ochrony oraz pobliskiej baterii artylerii. Obserwowaliśmy jak szyb-ko zorganizowana okrężną obronę. Ostrzeliwano pobliski busz pociskami oświetlającymi. Oświetlano fl arami drogę biegnącą obok nas i trzymano ją pod ogniem broni maszyno-wej Zachowanie naszego ofi cera łącznikowego mjr. Vu-Trang-Muc i kpt. Le-Lam w czasie walki było godne uznania. Zachowywali się bojowo i dobrze kierowali walką. Po godzinie strzelanina ustała, jedynie bateria artylerii 82 mm, mająca stanowiska ogniowe 300 m od nas, ostrzeliwała przez pół godziny pobliską dżunglę. Strat obu stron nie odnotowaliśmy. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na temat napastnika. Następnego dnia poskarżyłem się pół-nocnowietnamskiemu ofi cerowi łącznikowemu, że partyzanci z Vietcong podchodzą pod nasz obóz i nie dają nam spać. Sugerowałem, aby partyzanci tego więcej nie robili. Trudno powiedzieć, czy był to przypadek czy też akcja zamierzona. Jeżeli się to powtórzy, wówczas zareaguję ostro.

5–10 marcaOd 5 do 11 marca nic szczególnego się nie wydarzyło. Dokonujemy rutynowych kon-

troli po jednej i po drugiej stronie rzeki Ben Hai. Pogoda brzydka. Siąpi deszcz, jest bardzo wysoka wilgotność powietrza. W wolnych chwilach gram w brydża, uczę się angielskiego, korzystając z pomocy mojego tłumacza, Bogdana Nowaka, oraz piszę listy do domu, mamy, siostry i kolegów z pracy.

6 marca przyjechał nowy tłumacz – Tadeusz Rutkowski. Trzy dni później odjechał Bog-dan Nowak, zastąpił go przybyły Zbigniew Twerd.

11 marcaPo powrocie z kontroli około godz. 13.00 usłyszeliśmy silne wybuchy po stronie pół-

nocnej, lecz żadnych pożarów i dymów nie było widać. Nie miałem wobec tego podstaw do interwencji.

Page 132: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

131

RELACJE I WSPOMNIENIA

12 marcaOkoło godz. 14.00 słyszymy silne wybuchy, a chwilę potem przeleciały nad nami samoloty

amerykańskie. Naliczyłem ich 34. Leciały na różnych wysokościach, od 100 do 1000 m. Do-skonale widoczne były białe gwiazdy wymalowane pod skrzydłami tych śmiertelnych ptaków. Zażądałem natychmiastowego wysłania do Sajgonu radiogramu informującego o poważnym naruszeniu strefy zdemilitaryzowanej. Tym razem Hindus i Kanadyjczyk zgadzają się ze mną. Naszą obserwację potwierdziło radio sajgońskie informując, że 160 samolotów amerykańskich bombardowało Wyspę Tygrysią na północ od 17 równoleżnika. Zniszczono stację i urządze-nia radiolokacyjne. Na drugi dzień spotykamy na moście granicznym północnowietnamskie-go ofi cera łącznikowego. Odnosimy wrażenie, że jest przygnębiony i wystraszony. Oświadcza nam, że co parę godzin mają alarmy, że żołnierze i okoliczna ludność przygotowują się do obrony. Opowiada, że ostrzeliwali nadlatujące samoloty „Delta” z broni ręcznej i maszynowej. Zapytany, czy mają działa przeciwlotnicze, odpowiada, że takiego sprzętu nie posiadają, ale mają za to ducha walki, który jest najlepszą bronią przeciwko agresorowi. No, daj Boże. Poży-jemy, zobaczymy jak się ten „duch” spisze.

13 marcaPo południu nad strefą zdemilitaryzowaną znowu przelatują samoloty amerykańskie.

Lecą z południa na północ. Bombardują już głębiej, gdyż wybuchów nie słyszymy ani nie widzimy unoszących się dymów. Już przestaję rozumieć, co się dzieje. Jakie mają znaczenie oświadczenia Związku Radzieckiego i Chińskiej Republiki Ludowej, w których jednoznacz-nie stwierdzały, że jeśli Stany Zjednoczone jeszcze raz zbombardują suwerenne terytorium Demokratycznej Republiki Wietnamu, to one odpowiednio zareagują. Premier Związku Radzieckiego, Aleksy Kosygin, po przybyciu do Hanoi takie oświadczenie złożył, o czym poinformowało radio sajgońskie. I co? I nic! Ciekawe, że następnego dnia po tym oświad-czeniu rząd południowowietnamski zareagował natychmiast. Wydano polecenie władzom miejscowym, aby ludność przygotowała dla siebie schrony i szczeliny przeciwlotnicze. Ame-rykanie podciągnęli pod strefę zdemilitaryzowaną dywizjon rakiet przeciwlotniczych „Hawk”, licząc na odwet Wietnamu Północnego. Byliśmy tego świadkami. Na szczęście strona północ-nowietnamska nie zaatakowała. Jeżeli z powodu Wietnamu Północnego miałaby rozpocząć się III wojna światowa, to chwała Bogu, że odwetu nie ma, a może nigdy nie będzie. Oby moje życzenia się spełniły. Pragnę wrócić do kochanej żony i córeczek cały i zdrowy.

14 marcaPółnocnowietnamski ofi cer łącznikowy powiadamia mnie, że do południowej strefy zde-

militaryzowanej wprowadzono kompanię wojska. Mamy jechać i sprawdzić ten incydent, gdyż jest to działalność sprzeczna z układami genewskimi. Jedziemy dwoma jeepami. Dojeżdżamy do wioski, w której rzekomo jest rozlokowana owa kompania. Niestety, droga jest zaminowa-na. Widać ślady zakopanych min. Żołnierzy nie widzimy. Ze względu na własne bezpieczeń-stwo wracamy do naszej siedziby. Na miejscu sporządzamy odpowiedni raport.

Po południu nastąpiła poprawa pogody i zaraz przeleciało nad nami kilkanaście samolo-tów amerykańskich. Odnotowujemy ten fakt w raporcie i wysyłamy radiogram z protestem do naszego sztabu w Sajgonie.

Page 133: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

132

RELACJE I WSPOMNIENIA

15 marcaDzisiaj jest święto grupy. Mamy wolny dzień, więc uczę się angielskiego i piszę listy oraz

czytam prasę krajową (prasę i listy z kraju otrzymujemy z 2-tygodniowym opóźnieniem!).Po południu opuszcza grupę mjr M. S. Sandhu-Sikh (Sikh – Hindus należący do naj-

wyższej kasty w Indiach), nasz hinduski ekspert do spraw chińskich. Był to mądry, a jedno-cześnie dowcipny ofi cer. Chiny komunistyczne uważał za swojego wroga nr 1. Przy każdej okazji przekonywał nas, abyśmy czym prędzej zjednoczyli się i zaatakowali Chiny póki jest czas, bo za kilkanaście lat będzie to niemożliwe! Każdą dyskusję albo rozpoczynał, albo kończył problematyką chińską. Zaprosił mnie do odwiedzenia Indii na jego koszt, gdyż jego żona była bardzo bogata, była księżniczką! Podziękowałem mu serdecznie za ten gest.

Po południu przelatywały nad nami samoloty amerykańskie, ale w święto grupy formal-nie nie pracowaliśmy, więc zapisu o naruszeniu strefy nie dokonaliśmy.

Wieczorem przewodniczący grupy kmdr K. K. Narayan zorganizował koktajl. Przybyli m.in. ofi cerowie amerykańscy, w tym doradcy z Quan Tri – stolicy prowincji odległej od nas o około 30 km, miejscowi notable, w tym szef policji, oraz inni. Spotkanie upłynęło w miłej atmosferze. W czasie rozmowy z majorem armii amerykańskiej zapytałem go, czy warto było przyjechać do nas, a potem wracać w nocy drogą kontrolowaną przez partyzan-tów Vietcong. „Jestem ofi cerem. Skoro zaproszono mnie na tak ważne przyjęcie, to wprost nie wypada nie przyjść. Byłoby to z mej strony niedyplomatyczne, a z niebezpieczeństwem muszę się liczyć, przecież jestem w strefi e frontowej. Trzeba robić wszystko, by nie dać się zabić. Mam żonę i dzieci” – odpowiedział mi Amerykanin. Żegnając się z nim, podziwiałem go za postawę i umiejętność radzenia sobie w niebezpieczeństwie. Otóż, przed wyjazdem rozkazał przez radio, aby drogę biegnącą przez busz oświetlać fl arami, a sam busz ostrzeliwać z dział artyleryjskich. Żołnierze amerykańscy z ochrony z wymierzonymi w busz karabinami ruszyli z dużą prędkością. Mniej więcej pół godziny później poinformowano nas, że bez prze-szkód dotarli do koszar. Trzeba przyznać, że ofi cerowie i żołnierze amerykańscy przebywający w Wietnamie są dobrze wyszkoleni, a sami ofi cerowie mają wysokie poczucie honoru.

Dzisiaj miałem straszną noc, jedyną w swoim rodzaju. Być może wpływ na to miał wczo-rajszy koktajl i wypite trunki. Śniło mi się bowiem, że na pierś skoczył mi szczur i wąż, których tu było wiele. Zerwałem się ze snu, aby uciec z łóżka, ale ze strachu zapomniałem, że mam moskitierę, która się przy tej okazji na mnie zawaliła. To jeszcze bardziej mnie wy-straszyło. Strach spowodował, że wyrwałem dziurę w moskitierze, żeby się z niej wydostać. Gdy ochłonąłem, zaświeciłem latarkę, którą miałem pod ręką, i zobaczyłem, że w pokoju nie było żadnego szczura ani węża. Uspokoiłem się i uzmysłowiłem sobie, że był to tylko sen. Ot, strach ma wielkie oczy!

17 marcaO godz. 4.30 obudziłem się, gdyż szyby groźnie dźwięczały, a cały domek drżał od wy-

buchów. Wstałem i wyszedłem na zewnątrz. To samo zrobili również inni członkowie Ko-misji. Słyszeliśmy kanonadę artyleryjską. Tym razem to okręty wojenne fl oty amerykańskiej ostrzeliwały Wyspę Tygrysią, położoną na północ od 17 równoleżnika. Znów biedni wie-śniacy i rybacy odczuli na własnej skórze skutki nie wypowiedzianej wojny. Trwało to około 30 minut. Chyba wszystko tam wyleciało w powietrze. Po tym ostrzale między godz. 4.30 a godz. 5.00 fala za falą na znacznej wysokości leciały z południa na północ amerykańskie

Page 134: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

133

RELACJE I WSPOMNIENIA

samoloty. Wybuchów towarzyszących bombardowaniu nie słyszeliśmy. Widocznie polecia-ły daleko za strefę. Jak długo to potrwa? Czy naprawdę nie ma siły, która powstrzymałaby te naloty i ostrzeliwanie przez okręty wojenne zarówno obiektów wojskowych, jak i cywil-nych? Przecież często ginęli ludzie, którzy nikomu nic złego nie zrobili.

Jak to się ma do solidarności państw socjalistycznych, w tym Związku Radzieckiego i ludo-wych Chin, które poza pomocą materialną udzielaną rządowi północnowietnamskiemu nic konkretnego, według mnie, nie uczyniły. Co robi ONZ, Rada Bezpieczeństwa i gwaranci ukła-dów genewskich z 1954 roku? Te wszystkie deklaracje i uchwały na razie nie skutkują. Funk-cjonuje za to prawo dżungli. Niewiele zmieniło się w wielkiej polityce światowej po ostatniej wojnie. Wszystko to są tylko parawany, za którymi ukrywa się zbrodnie wobec małych państw i narodów. Liczą się tylko możni tego świata. Będąc naocznym świadkiem tego co się tu dzieje, przestaję wierzyć w dobrą wolę mężów stanu i polityków, ich oświadczeniom i deklaracjom.

18 marcaPo śniadaniu pożegnaliśmy kpt. G. J. Conroya (Kanada). Był to bardzo sympatyczny

i koleżeński ofi cer. Zaprzyjaźniłem się z nim w grupie w Dong Dang i Vung-Tau.Południowowietnamski ofi cer łącznikowy poprosił nas, abyśmy udali się śmigłowcem

amerykańskim na wybrzeże Morza Południowochińskiego, gdzie zatopiono północno-wietnamską dżonkę z żołnierzami na pokładzie. Chodziło o przesłuchanie ich jako jeńców wojennych. Odmówiłem udziału w tej kontroli argumentując, że udam się nad morze śmi-głowcem, ale ze znakami rozpoznawczymi Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli (na białym tle litery „IC” – Internationale Comission). Chodziło mi o bezpieczeństwo gru-py i moje życie, mieliśmy bowiem lecieć nad terenami, które są opanowane przez Vietcong i mogli nas zestrzelić. Moją argumentację partnerzy przyjęli ze zrozumieniem, ale nie byli z tego zbyt zadowoleni. Do Komisji w Sajgonie wysłaliśmy telegram z prośbą o zorganizo-wanie nam śmigłowca ze znakami IC. Na razie sprawę odłożono na później.

19 marcaPo śniadaniu przyszedł do nas południowowietnamski ofi cer łącznikowy i oświadczył,

że dzisiaj nie możemy jechać na kontrolę, gdyż przed mostem będzie wiec przeciwko ko-munistom wietnamskim, połączony z deportacją znanych intelektualistów-pacyfi stów saj-gońskich na północ. Około godz. 9.00 przejechało drogą nr 1 na północ kilkanaście czołgów i pojazdów opancerzonych z żołnierzami uzbrojonymi w broń maszynową. Obok naszej siedziby zajęła stanowiska bojowe bateria artylerii ciężkiej armii południowowietnamskiej.

Około godz. 10.00 przejechały samochody ciężarowe i autobusy z ludźmi. Nam ograni-czono swobodę poruszania się poza miejscem zakwaterowania. Zaprotestowaliśmy prze-ciwko temu, a także rażącemu pogwałceniu układów genewskich odnośnie strefy zdemili-taryzowanej. Byliśmy tymi faktami zaskoczeni, a także podenerwowani i lekko wystraszeni, widząc lufy armatnie wycelowane na północ. Liczyliśmy się z tym, że może dojść do wy-miany ognia lub większej bitwy, co zagroziłoby naszemu bezpieczeństwu i życiu. Na nasze szczęście wszystko skończyło się dobrze. Około godz. 13.00 przedstawiciele władz wojsko-wych i cywilnych z Sajgonu oraz miejscowa ludność tą samą drogą opuścili strefę. Ofi cer łącznikowy, mjr Vu-Trang-Muc, oświadczył nam, że następnego dnia możemy jechać swo-bodnie na kontrolę.

Page 135: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

134

RELACJE I WSPOMNIENIA

Na jutro przewodniczący grupy zapowiedział lot do miejsca zatopionej dżonki. Niestety, ta okazja mnie ominie, gdyż jutro o godz. 7.15 opuszczam grupę i w ramach rotacji wracam do Sajgonu. Powiedziałem kmdr. K. K. Narayanowi (Indie), że jest mi bardzo przykro, ale nie mogę towarzyszyć mu w tej kontroli, ale godnie zastąpi mnie mój następca, mjr Henryk Kawala. Zgodnie z przyjętymi zwyczajami dyplomatycznymi (każdy miał paszport i status dyplomatyczny) od godz. 18.00 do godz. 23.00 składałem kolegom z Indii i Kanady wizyty pożegnalne. Oczywiście, były przy tej okazji odpowiednie alkohole.

Żegnaj Gio Linh. Nie było tu aż tak źle, jak o tej grupie mówiono nam na szkoleniu w kraju. Słyszeliśmy wcześniej, że jest to najgorsza grupa tak pod względem pracy, jak i warunków bytowych. To prawda, że nie żyło się tu ani łatwo, ani bezpiecznie. Prawie każdy dzień przynosił informacje o incydentach naruszających postanowienia układów genew-skich, prowokowanych głównie przez stronę południowowietnamską, Vietcong, a także północnowietnamską, a od 2 marca bieżącego roku przez Stany Zjednoczone Ameryki, których samoloty i okręty wojenne naruszały strefę zdemilitaryzowaną. Jeśli do tego do-damy prymitywne warunki mieszkaniowe (kilka niskich, krytych falistą blachą baraków w rzadkiej kępie drzew na niewielkim wzniesieniu), limitowany dopływ prądu i wody, mę-czącą pogodę, to powód, że często byliśmy rozdrażnieni i cierpieliśmy na tzw. tropikusa. Z drugiej strony te trudne warunki sprzyjały jednak zacieśnianiu przyjaźni pomiędzy po-szczególnymi członkami Komisji bez względu na przynależność narodową. Mogę dodać, że częste wizyty prywatne u Hindusów i Kanadyjczyków, podczas których prowadziliśmy ożywione dyskusje, umożliwiły mi podciągnięcie się w języku angielskim.

Prowadząc dziennik mojego pobytu w 76 Grupie w Gio Linh, opisywałem na gorąco zdarzenia, które miały miejsce, bez uproszczeń i retuszu, niekiedy może w sposób zbyt ekspresywny, ale zawsze tak, jak to widziałem i odczuwałem. Starałem się zrozumieć ten polityczno-wojskowy oraz ludzki wymiar i obraz wietnamskiej rzeczywistości i nie wypo-wiedzianej państwu i jego narodowi wojny.

20 marcaRano, po śniadaniu wyjeżdżam samochodem z ochroną do Hue. Żegnają mnie serdecz-

nie partnerzy i koledzy. Jadę tą samą drogą, którą przyjechałem, a zarazem opisałem pod datą 16 lutego. Docieram szczęśliwie na lotnisko. Wsiadam do samolotu i jako współpa-sażera mam obok siebie wietnamskiego katolickiego księdza. Dyskutowaliśmy o skutkach rozpoczętej w Wietnamie wojny. Lądujemy szczęśliwie na lotnisku Tan Son Nhut. Czeka tam na mnie kpt. Radomyski i wiezie do siedziby naszej delegacji. Melduję się u doradcy wojskowego, płk. Tadeusza Zielińskiego. Dowiaduję się, że będę pracował do maja w Wy-dziale Operacyjnym, jako asystent szefa. Później mam zmienić ppłk. Henryka Stężyckie-go, jako przewodniczący delegacji polskiej w Komisji Rozbrojeniowej, ponieważ Henryk obejmuje wyższe stanowisko szefa Komisji Wolnościowej. Cieszę się z tego. Wszystko ukła-da mi się dobrze. Wieczorem w słynnym hotelu „Continental”, gdzie mieszkam w pokoju z klimatyzacją i źródlaną wodą, jeszcze raz staje mi przed oczami Grupa Gio Linh i jej sym-patyczni członkowie. Zdaję sobie sprawę z tego, że już nie będę słyszał wieczornej kanonady artyleryjskiej i wybuchów bomb za rzeką Ben Hei. Z tą błogą myślą zasypiam.

Page 136: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

135

JAN ZASADZIŃSKI

WSPOMNIENIA CZŁONKA POLSKIEJ DELEGACJI W MIĘDZYNARODOWEJ KOMISJI NADZORU I KONTROLI W WIETNAMIE W LATACH 1967–1968

Przez około 10 miesięcy byłem członkiem polskiej delegacji do Międzynarodowej Ko-misji Nadzoru i Kontroli (MKNiK) w Wietnamie. Ponieważ wiele widziałem i wiele przeży-łem, chcę – już bez emocji – podzielić się wrażeniami i spostrzeżeniami.

Postanowienia konferencji genewskiej

Pozytywna opinia o działalności Polski w misji pokojowej w Korei miała niewątpliwie wpływ na to, że nasz kraj już rok po zakończeniu działań wojennych w tym kraju został zaproszony przez 5 wielkich mocarstw – ZSRR, Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Chiń-ską Republikę Ludową i Francję – uczestników konferencji genewskiej w sprawie Indochin do udziału w pracach Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie, Laosie i Kambodży.

Układy genewskie położyły kres trwającej od roku 1945 wojny Francji w Indochinach. W wyniku rokowań genewskich doszło do podpisania 20 lipca 1954 roku układu o prze-rwaniu działań wojennych i utworzeniu trzech suwerennych państw: Wietnamu, Laosu i Kambodży. Wietnam został czasowo podzielony wzdłuż 17 równoleżnika na część północ-ną, która miała być przejęta przez siły patriotyczne, i część południową zajmowaną przez ugrupowania prawicowe, proamerykańskie.

Układy genewskie przewidywały jednocześnie przeprowadzenie w roku 1956 ogólno-krajowych demokratycznych wyborów mających doprowadzić do utworzenia centralne-go rządu wietnamskiego, połączenia sztucznie podzielonego narodu i utworzenia jednego państwa.

Kontrola wykonania układów genewskich została powierzona komisjom mieszanym składającym się we wszystkich trzech państwach (Wietnam, Laos, Kambodża) z przedsta-wicieli obydwu stron oraz Międzynarodowym Komisjom Nadzoru i Kontroli (MKNiK), w których skład weszli przedstawiciele Indii, Kanady i Polski. (...)

Rolę ostatecznej, rozstrzygającej instancji przyjęli na siebie uczestnicy konferencji ge-newskiej, którzy zgodzili się przeprowadzać konsultacje i podejmować aktualne decyzje wówczas, gdy jedna ze stron odmówi wykonania zalecenia MKNiK lub ta nie osiągnie jed-nomyślności w ważnych sprawach albo będzie miała trudności z wykonywaniem zadań. (...)

Organizacja Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie

Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli (MKNiK) ukonstytuowała się 18 sierpnia 1954 roku w Hanoi. Przedstawiciele trzech delegacji (Indii, Kanady, Polski), każdy w randze

Page 137: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

136

RELACJE I WSPOMNIENIA

ambasadora, stanowili pion normatywny, tzw. Komitet Ambasadorów, któremu przewodni-czył Hindus. Rozważał on sprawy proponowane przez poszczególne delegacje. Jego decyzje miały charakter ostateczny. Do kierowania pracą Komisji został powołany Sekretariat Ge-neralny, podległy sekretarzowi generalnemu. Godność tę sprawował ambasador Indii.

Sekretariat Generalny tworzyły sekcje: operacyjna, wolnościowa i administracyjna. Ich pracą kierowali zastępcy sekretarza generalnego. I tak:

– sekcją operacyjną – Kanadyjczyk – kierowanie pracą grup operacyjnych;– sekcją wolnościową – Polak – przyjmowanie i rozpatrywanie petycji od poszczegól-

nych osób i organizacji społecznych, rozpatrywanie skarg stron;– sekcją administracyjną – Hindus – sprawy administracyjne, fi nansowe, mieszkanio-

we, zdrowotne, transportowe i bezpieczeństwo komisji.Organami wykonawczymi MKNiK były powołane przez nią grupy inspekcyjne stałe

(działające w określonych punktach) i ruchome (działające na obszarach przyległych do granic i linii demarkacyjnych). W ich skład wchodzili przedstawiciele wszystkich trzech państw neutralnych w równej liczbie. W Wietnamie utworzono 14 stałych grup inspekcyj-nych, w Laosie – 7, w Kambodży – 5.

Jedynie w Wietnamie działalność MKNiK nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Wy-nikało to z sabotowania jej poczynań od początku jej istnienia przez rząd południowowiet-namski.

W latach 1963–1973 działalność MKNiK została poważnie ograniczona. Był to okres otwartej agresji zbrojnej Stanów Zjednoczonych Ameryki na Półwyspie Indochińskim i eskalacji wojny w celu całkowitego podporządkowania sobie państw tego obszaru.

Delegacja Polska przeciwstawiała się wszelkim wypaczeniom jej działalności. Mimo praktycznego zamrożenia tej działalności, nasi przedstawiciele w Komisji trwali na swoich posterunkach z myślą, że będzie ona mogła spełnić pożyteczną, wyznaczoną jej układami genewskimi rolę. (...)

Podróż

Przykre są chwile pożegnania, na pewno zawsze trochę sentymentalne, ale za to ludzkie. Odprowadzający żegnają miłymi gestami ręki, żona z córką podnoszą do oczu chusteczki i trudno było oprzeć się wzruszeniu, które i mnie się udzieliło. Leciałem przecież w niezna-ne z kolegami: płk. dr. n. med. Janem Gliszczyńskim i ppłk. Stanisławem Klimkiem.

Wylecieliśmy z Warszawy do Moskwy samolotem Polskich Linii Lotniczych LOT 17 lip-ca 1967 roku o godz. 17.50. Samolot IŁ-18 powoli kołował na pasie startowym, aż wreszcie oderwał się od ziemi. Pas przestrzeni między nim a ziemią stale się powiększał i wresz-cie rozpłynął się we mgle. Stopniowo pogoda zaczęła się poprawiać i nad Wilnem około godz. 19.00 widoczność była doskonała. Z góry przez moment podziwiałem swoje rodzinne miasto, które przymusowo opuściłem w 1942 roku. Lecieliśmy na wysokości 6000 m i do Moskwy dolecieliśmy o godz. 20.20. Na lotnisku mogliśmy wymienić po 150 złotych, co dawało wówczas około 9 rubli. Dieta podróżna wynosiła 12 rubli. Było to jednak za mało na kupno aparatu fotografi cznego Zorka-4. Mój przyjaciel Stasio miał z sobą bukiet pięk-nych róż, które otrzymał podczas pożegnania na lotnisku w Warszawie. Kwiaty, oczywiście za jego zgodą, wręczyłem kasjerce, podkreślając, że są od nas Polaków specjalnie dla niej.

Page 138: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

137

RELACJE I WSPOMNIENIA

Przyjęła je z niedowierzaniem i pytaniem, czym ona może się odwdzięczyć. Powiedziałem, że chcemy wymienić trochę pieniędzy. Wymieniliśmy sporo. Wystarczyło każdemu z nas na kupno aparatu fotografi cznego i dobrą kolację w restauracji dworca lotniczego przed dalszą podróżą do Irkucka. Zamówiliśmy m.in. „solankę” (zupa na bazie barszczu z buraków), smakowała wybornie.

Noc spędziliśmy w wygodnym hotelu, a w dzień zwiedzaliśmy miasto. Odlot z Moskwy nastąpił 18 lipca o godz. 22.35 samolotem Tu-104. Po trzech godzinach lotu z prędkością 850–900 km/godz. (na wysokości 8–10 km, temperatura zewnętrzna około –50˚C) wylądo-waliśmy w Omsku już 19 lipca o godz. 1.40. Po 50-minutowej przerwie kontynuowaliśmy lot tym samym samolotem do Irkucka, gdzie wylądowaliśmy o godz. 5.10 czasu moskiew-skiego. Skrawek Bajkału widziałem, niestety tylko z góry.

Po umyciu się i spożyciu śniadania wylecieliśmy o godz. 7.50 czasu moskiewskie-go (według czasu pekińskiego była już godz.12.50) w dalszą drogę do Pekinu samolotem chińskiego przewoźnika. Stewardesy (dwie) – ładne dziewczyny, ubrane bardzo skromnie w wypłowiałe drelichy, zabawiały pasażerów grając, tańcząc i śpiewając. Każdy z nas otrzy-mał czerwoną książeczkę z myślami Mao Tse-tunga (w języku angielskim) i jego fotografi ą. Kilkunastu pozostałych pasażerów, prawdopodobnie Chińczycy – odprawiało jakieś miste-ria, recytując, krzycząc i co chwila wstając z miejsc. Tylko oni rozumieli o co chodzi. Żeby nie narazić się na przykrości, udawaliśmy, że nie zwracamy na nich uwagi.

Po wylądowaniu w Pekinie (18 lipca o godz. 16.00) przez kilkanaście minut pozostali-śmy jeszcze w samolocie, wentylacja już nie działała. Poczułem gorące i duszne powietrze. Miałem wrażenie, że owinięto mnie szczelnie ręcznikiem wyjętym z gorącej wody. Tempe-ratura powietrza wynosiła 35˚C w cieniu.

Po wyjściu z samolotu przywitali nas przedstawiciele Ambasady Polskiej w Pekinie, a w poczekalni dworca lotniczego zostaliśmy poczęstowani zieloną herbatą (cudownie gasi pragnienie). W tym czasie wbiegło tam kilkunastu hunwejbinów z czerwoną fl agą (chiń-skich czerwonogwardzistów, uczestników „rewolucji kulturalnej” w Chinach, rozpoczę-tej w 1966 roku). Widząc, że nikt z obecnych nie stał tyłem do ogromnego portretu Mao Tse-tunga, pośpiesznie opuścili pomieszczenie. Znawcy twierdzili, że gdyby ktoś stał tyłem do obrazu, wówczas, nie zwracając uwagi na status osoby, biliby ją i kopali. My akurat sta-liśmy bokiem.

Po około półgodzinnej jeździe samochodem przybyliśmy do naszej ambasady. Po dro-dze mijaliśmy tłumy ludzi i ogromne napisy wzdłuż trasy przejazdu (oczywiście nie na naszą cześć). Warunki w ambasadzie wspaniałe. Była to jedna z najładniejszych ambasad akredytowanych w Pekinie. Otoczona zielenią, z basenem i wygodnymi pomieszczeniami. Każdy otrzymał dietę w wysokości 16 juanów (1 juan = 18 zł).

Uiściliśmy należności za posiłki w ambasadzie i pojechaliśmy do miasta, do specjalnego sklepu dla obcokrajowców, aby wydać resztę otrzymanych pieniędzy. Kupiłem kilka drobia-zgów (pióra, długopisy z chińskim wkładem), które przy nadarzającej się okazji przekazałem – przez grzeczność – żonie i dzieciom. Po powrocie z miasta umyliśmy się, wykąpaliśmy się w basenie i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek w wygodnym łożu.

Vis à vis naszej ambasady mieściła się ambasada brytyjska, którą blokował tłum krzy-czących ludzi. Nikt nie mógł wyjechać ani wjechać z zaopatrzeniem. Wyjątek stanowił

Page 139: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

138

RELACJE I WSPOMNIENIA

samochód ambasadora, który był opluwany przez oblegających (oplucie kogoś lub coś to największa obelga Chińczyków). Podobny dramat przed kilkoma dniami przeżywał per-sonel naszej ambasady, była ona blokowana przez 2 tygodnie. Pracownikom groziła śmierć głodowa, gdyż nie posiadali zapasów żywności, a zaopatrzenie nie docierało.

20 lipca o godz. 7.00 opuściliśmy Pekin, odlatując małym samolotem IŁ-14 do Hanoi. Było niezwykle gorąco i duszno. Chłodziliśmy się wachlarzami w kształcie dużego liścia. Cały dzień spędziliśmy w samolocie, z przerwami na posiłki, które spożywaliśmy na lot-niskach. Podczas ostatniego postoju przed granicą z Wietnamem o godz. 18.15 odbyła się kontrola dokumentów. Dworce lotnicze były schludne. Przed posiłkami podawano wilgot-ne ręczniki, żeby wytrzeć ręce, a następnie zieloną herbatę. Obiad i kolacja – obfi te, kilku-daniowe. Niestety, ze względu na specyfi czny zapach prawie nic nie tknąłem (coś w rodzaju silnych perfum). Spożyłem jedynie kilka plastrów ananasa. Nigdy przedtem go nie jadłem, smakował. O godz. 19.30 wylecieliśmy w dalszą podróż. Nagle zrobiło się ciemno i po go-dzinnym locie byliśmy na miejscu. Do Hanoi przylecieliśmy o godz. 19.30 czasu miejscowe-go (czas Hanoi był przesunięty w stosunku do naszego o 6 godzin, a pekiński – o 7 godzin do przodu).

Na lotnisku Gia Lam powitała nas delegacja MKNiK, jechaliśmy do hotelu. Miasto oświetlone, na ulicach duży ruch rowerowy i pieszy, samochodów niewiele. W hotelu każdy z nas otrzymał apartament – pokój o powierzchni około 50 m2, łazienka, w.c. z umywalką. W pokoju duże łoże (2 x 2 m), kominek, stół, 4 fotele, stolik okolicznościowy, biurko, szafy i kilka jeszcze sprzętów i drobiazgów. Na noc służba hotelowa zabezpieczała łóżko moskitie-rą (zasłona z gęstej siatki chroniąca przed moskitami, komarami i innymi owadami). Spało się jak pod baldachimem. Nad łóżkiem wiatrak, który trochę chłodził.

Po częściowym zagospodarowaniu się zostaliśmy zaproszenie na kolację. Atmosfera miła, wręcz serdeczna. Naturalnie wiele pytań o wrażenia z podróży i o kraj.

Nie mogłem uwierzyć, że przebyłem prawie całą Syberię z zachodu na wschód i Chiny z północy na południe, że jestem tak daleko od kraju. Podróż trwała zaledwie 3 doby, z czego 2 noce spędziłem w łóżku.

Wietnamczycy w Hanoi robili bardzo dobre wrażenie. Byli niezwykle uprzejmi i skrom-ni, ambitni, a zarazem zamknięci w sobie. Młodzież, którą spotykałem w mieście, była uśmiechnięta i pomimo ciężkich warunków bytowania na ich twarzach nie widać było cier-pienia. Za kilka miesięcy, w ramach rotacji w poszczególnych grupach (miejscowościach), miałem tu wrócić i lepiej poznać miasto i jego mieszkańców.

Po 5 dobach wyleciałem do Sajgonu. Po 2,5 godzinie lotu lądowaliśmy w Vientiane, sto-licy Laosu. Przywitali nas koledzy z polskiej delegacji Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Laosie. Noc spędziliśmy w hotelu, aby już rano wyruszyć w dalszą podróż do Phnom Penh, stolicy Kambodży, gdzie lądowaliśmy po 3,5 godzinie lotu. Po półgodzin-nej przerwie odbyliśmy dalszy 50-minutowy lot, lądując w Sajgonie na lotnisku Tan Son Nhut, które odwiedzałem dość często ze względu na wyloty i przyloty w ramach rotacji na poszczególnych grupach kontrolnych. Przywitał nas płk Marian Wieczerzak, który wpro-wadzał mnie przez najbliższych kilka dni w tajniki tutejszego pobytu. Byłem odurzony tym wszystkim, co tam zobaczyłem. Niesamowity ruch, mnóstwo ludzi i ogromne kontrasty

Page 140: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

139

RELACJE I WSPOMNIENIA

oraz towarzyszący temu charakterystyczny słodkawy zapach rozkładających się roślinnych odpadów.

Otrzymałem pokój w hotelu „Cantinat”, w którym mieszkała większość Polaków z MKNiK. Nieliczni mieszkali w hotelu „Oskar”. Oba znajdowały się obok siebie, w centrum miasta. Pokój dość duży z łazienką, klimatyzatorem i wiatrakiem u góry. Wyposażenie: kwadratowe łoże, biurko z biblią w języku angielskim w szufl adzie, stolik okolicznościowy, 4 fotele, krzesło, taboret, telefon, lampka nocna, szafa ścienna i jaszczurka na ścianie, która wyłapywała owady. Trzeba było o nią dbać. Okna miałem szczelnie zasłonięte i zaciemnione ze względu na temperaturę (we wewnątrz około 18–20˚C, na zewnątrz około 28˚C, czyli zbliżona do naszej; najcieplejszy bywa tutaj styczeń–luty).

Na lotnisku otrzymałem trochę pieniędzy w piastrach (miejscowa waluta) na poczet miesięcznej diety, z myślą o zagospodarowaniu się. Musiałem kupić niezbędny sprzęt, który nieodłącznie towarzyszył mi podczas pobytu na południu – maszynkę elektryczną, czajnik, imbryk, rondelek i kilka szklanek. Trzeba było pić dużo płynów i mieć stale przegotowaną wodę do płukania jamy ustnej (groźba ameby).

Po zakupy wybrałem się z moim cicerone Marianem na tzw. barachołę, królestwo ulicz-nych straganów i walizkowych sprzedawców, którzy swój towar rozkładali bezpośrednio na chodniku. Panował tam niesamowity tłok. Pierwsze wrażenie wzrokowe i zapachowe wprost odrażające. Przez cały czas pierwszego tam pobytu i kilku następnych nos zatyka-łem chusteczką, co wzbudzało pobłażliwy uśmiech Mariana. On już był tutaj zadomowiony, przebywał ponad pół roku i zdążył się przyzwyczaić do widoków i zapachów.

Barachoła znajdowała się w samym centrum miasta, w pobliżu hotelu „Cantinat”, na obszarze zamkniętym reprezentacyjnym ulicami: Le Loi, Ngujen Hue, Ham Nghi. Straga-niarze, w porównaniu ze sprzedawcami walizkowymi, stanowili swoistą arystokrację. Towar mieli ułożony, dla wygody klienta. Daszek osłaniał przed palącymi promieniami słońca. Podczas sjesty, zwykle między godz.13.00 a godz. 15.00, właściciele drzemali w hamakach zawieszonym na 2 krańcowych żerdziach straganu. Na straganach można było znaleźć prawie wszystkie produkty potrzebne do bieżącej konsumpcji. Pochodziły one ze szmuglu i amerykańskich magazynów.

Jeszcze bardziej egzotyczny, ze znacznie intensywniejszymi zapachami był bazar żywno-ściowy, na który wybrałem się również z Marianem, aby zapoznać się z folklorem najbliższej okolicy. Był on wystawą tego wszystkiego, co dawała urodzajna ziemia i co znajdowało się w ciepłych wodach tego kraju. Stragany uginały się od owoców i warzyw: bananów królew-skich (dużych) i dzikich (mniejszych), pomarańczy, cytryn (małych i większych), grejp-frutów, ananasów, orzechów kokosowych, mango, papai, najprzeróżniejszych nasion oraz bulw, m.in. ziemniaków (bardzo drogich), i wielu innych, których dotychczas nie widziałem i nie wiem jak się nazywają. Przyznaję z żalem, że ich nawet nie spróbowałem.

Na straganach były ryby (suszone i świeże), skorupiaki – kraby, raki, ostrygi i inne, w klatkach drób, węże, jaszczurki, małpki, koty i psy. Na miejscu można było spożyć pie-czoną kurą i inne specjały przyrządzone w minibarach. Na pionowo umocowanej macie bambusowej wisiały świeżo przygotowane przysmaki, po których łaziło mnóstwo much i innych owadów.

Page 141: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

140

RELACJE I WSPOMNIENIA

Wśród przelewających się przez barachołę ludzi byli tacy, których nie stać było na kup-no najprostszego posiłku. Kaleki bez nóg i rąk, niektórzy wręcz czołgający się w tłumie, okaleczeni chorobami i działaniami wojennymi, z zawieszonymi na piersiach tabliczkami z napisami w języku wietnamskim i angielskim, błagali o litość. Nie wywoływali jednak większego zainteresowania otoczenia. Prawdopodobnie wszyscy przywykli tu już do ludz-kich tragedii.

Mężczyźni najczęściej byli ubrani po europejsku (spodnie, białe koszule, sandały na nogach), natomiast kobiety w tradycyjnych strojach (najczęściej) – wąskie bądź szerokie spodnie i długie suknie rozcinane po bokach od pasa w dół.

Na takich bazarach trzeba było umieć kupować. Gdy chciałem zapłacić za wybrane przedmioty codziennego użytku, kolega cofnął moją rękę z pieniędzmi i zaczął się targować. Zapłaciłem tylko połowę początkowo żądanej kwoty. Pilnie uczyłem się jak robią to inni. W dużych sklepach ceny były raczej stałe. Produkty żywnościowe kupowałem w Sajgonie w sklepach na ulicy Tu Do. Można było nabyć wszystko, czym dysponowały sklepy w każdym no-woczesnym mieście na Zachodzie. Ekspedientki witały wchodzących Polaków po polsku (trzeba było być konkurencyjnym). Znacznie gorzej było w miejscowościach prowincjonalnych.

Po zakupach dzień upłynął na składaniu kurtuazyjnych wizyt. Naturalnie wszyscy spra-gnieni byli wiadomości z kraju, bezpośrednich relacji o rodzinach, z którymi miałem moż-ność widzieć się przed odlotem, i – o ironio – zapachu świeżo zaparzonej kawy, ale przy-wiezionej z kraju.

Praca w Komisji, plan pobytu w Wietnamie

27 lipca 1967 roku rozpocząłem pracę w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontro-li. O godz. 7.40 odjeżdżałem sprzed hotelu 10-osobowym samochodem przeznaczonym do przewozu członków komisji na miejsca pracy, do tzw. campu. Były to dawne koszary francuskie, w których delegacje hinduska, kanadyjska i polska miały wydzielone dla siebie pomieszczenia. Praca trwała od godz. 8.00 do godz. 13.00.

Przede wszystkim zapoznawałem się z nowymi warunkami i przygotowywałem do czynności kierownika grupy kontrolnej (inspekcyjnej) oraz pilnie studiowałem dokumenty postanowień genewskich. Szczególnie „Instrukcję dla grup stałych i elementów ruchomych MKNiK w Wietnamie” wraz z załącznikami, których było prawie tyle, ile liter w alfabecie łacińskim. Każdy z nich składał się z paragrafów, punktów i podpunktów. Zaznajamiałem się z „Kompendium Komitetu Ambasadorów i Komitetu Operacyjnego MKNiK”.

Musiałem – tak sobie postanowiłem – dokładnie znać treść wymienionych dokumen-tów, aby w zaistniałej sytuacji nie mieć kompleksów wobec partnerów. Okazało się później, że ich nie miałem.

Przez kilka dni brałem udział jako obserwator bez prawa głosu w czynnościach man-datowych Grupy Inspekcyjnej w Sajgonie. Przyglądałem się ich pracy. Po kilku wyjazdach na kontrolę stałem się jej samodzielnym, pełnoprawnym członkiem, składając swój podpis pod opisem wyników odbytej wizytacji. Po kontroli, która trwała około 2 godziny, pilnie studiowałem materiały dotyczące czasowego pobytu grupy w Hue.

Praca kierownika grupy w Sajgonie była łatwiejsza niż w innych grupach. W razie wąt-pliwości można je było wyjaśnić od razu na miejscu u przełożonych, natomiast w innych

Page 142: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

141

RELACJE I WSPOMNIENIA

miejscowościach byłem zdany tylko na własną wiedzę i znajomość postanowień genew-skich i innych dokumentów.

Grupy inspekcyjne na podstawie protokołów dziennych wpisywanych do księgi faktów z każdego dnia kontroli opracowywały raporty tygodniowe, podając w nich rezultaty kon-troli i inspekcji w swoich strefach działania. Wpisywano kontrole i zaistniałe podczas nich fakty, dyskusje członków grupy, wizyty oraz sprawy bytowe. Podpisywali wszyscy. W ciągu 24 godzin, do czasu następnego wyjazdu w teren można było złożyć oświadczenie mniej-szościowe.

Raport tygodniowy WTR podpisywali wszyscy członkowie grupy. W razie różnicy zdań, członek mający inny pogląd na poruszane w raporcie sprawy mógł sporządzić oddzielny raport. (...)

Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli posiadała swoją fl agę – biały, trójkątny proporzec z wyhaft owanymi pośrodku złotymi literami „IC” (International Comission).

Samochody używane przez członków komisji były koloru białego, z proporczykami i namalowanymi czarnymi literami „IC” po bokach.

Obowiązywał język angielski. Polacy – kierownicy grup inspekcyjnych korzystali z pomocy tłumaczy, też Polaków. Zarówno ofi cerów – członków grup inspekcyjnych, jak i tłumaczy obowiązywała rotacja. Przewidywany okres przebywania w danej miejscowości wynosić 4–6 tygodni. W moim przypadku był on zawsze dłuższy. Planu rotacji nie podawa-no do ogólnej wiadomości, tzn., że nie wiedziałem wcześniej ani miejsca, ani czasu pobytu, nie znałem nazwiska mojego tłumacza oraz mojego zmiennika.

Były miejscowości lepsze i gorsze. Do Hanoi był przewidziany inny ofi cer, a ja do Cap St. Jaegues (podobno bardzo piękna miejscowość). Niestety, stało się inaczej. Tamten, być może bardziej ustosunkowany, poleciał do Cap St. Jaegues, ja do Hanoi. Miałem tam prze-bywać tylko 3 tygodnie, byłem ponad 6 i już do tej pięknej miejscowości nie poleciałem, ponieważ nie zdążyłem.

Każdy wylot do innej miejscowości – między nimi była tylko komunikacja lotnicza – odbywał się przez Sajgon i wiązał się z kilkudniowym tam pobytem.

Mój plan pobytu w Wietnamie przedstawiał się następująco:– podróż 17–20 lipca 1967– Hanoi 20–24 lipca– Sajgon 25 lipca–22 sierpnia– Hue 22 sierpnia–17 listopada (z przerwą na okresowe badania lekarskie w Sajgonie)– Sajgon 17–22 listopada– Qui Nhone 20 listopada–23 stycznia 1968– Sajgon 23 stycznia–8 lutego– Hanoi 9 lutego–22 marca– Sajgon 23 lutego–19 kwietnia– Kambodża 19–28 kwietnia (urlop – Phnom Penh, Angkor, Sihanoukville)– powrót 28 kwietnia–8 maja.

Podróż powrotna odbywała się kilkoma liniami lotniczymi. Wyleciałem z Phnom Penh samolotem przewoźnika czeskiego. Przez Rangun (postój), Bombaj (postój), Dubaj

Page 143: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

142

RELACJE I WSPOMNIENIA

(postój) dotarliśmy do Bejrutu, gdzie spędziliśmy noc w hotelu. Dalej włoską linią do Rzy-mu (pobyt 6-dniowy), francuską do Paryża (pobyt 3-dniowy) i następnie polską przez Ber-lin (postój) do Warszawy. W Warszawie wylądowałem 8 maja 1968 roku o godz. 14.00.

Bytowanie i bezpieczeństwo

Na terenie campu w Sajgonie można było zjeść śniadanie, np. jajka na bekonie, kawa i owoce, natomiast obiad w prowadzonej przez Wietnamczyka stołówce dla delegacji pol-skiej (najczęściej smażona kura, czasami ryba, z ziemniakami lub ryżem, ogórkiem, pomi-dorem i cebulą). Kolacje, podobnie jak inni, przyrządzałem sam.

Przyjęło się, że w niedzielę obiad najczęściej gotowało się samodzielnie lub spożywało w restauracji. Żeby było weselej, przyrządzaliśmy go razem ze Stasiem Klimkiem i dokto-rem u mnie (miałem duży pokój i chyba najwięcej miejsca). Na pierwsze danie był barszcz moskiewski – smakował, na drugie – konserwa wołowa upitraszona z cebulą i herbata. Ten pierwszy, ugotowany przez nas obiad przeciągnął się do późna, gdyż odwiedziło nas jesz-cze kilku znajomych. Będąc w Pekinie, kupiłem butelkę chińskiej whisky i trzeba było jej spróbować. Normalnie pije się ją z lodem i wodą, ale mnie taka nie smakowała. Zresztą, nie mieliśmy lodu.

Powoli przyzwyczajałem się do nowego otoczenia i obcych warunków. Nie mogłem prze-cież odgrodzić się od świata zewnętrznego. Powoli aklimatyzowałem się. Do tropiku mógł wyjechać tylko zdrowy człowiek. W tym celu przed wyjazdem przechodziłem szczegółowe badania lekarskie, które obejmowały badania internistyczne, laryngologiczne, neurologicz-ne, stomatologiczne oraz szczepienia przeciwko cholerze i ospie. Ci, którzy w jakiś sposób ukryli swoje schorzenie i oszukali badających ich lekarzy – przepłacili to życiem rychło po powrocie do kraju.

Pierwszy okres pobytu w tropiku w zupełnie odmiennych, ciężkich warunkach klima-tycznych i obcym otoczeniu obyczajowym, językowym i pod każdym innym względem, a także obawa przed zakażeniem się różnymi chorobami były powodem częstego złego sa-mopoczucia, chwilowych depresji i rozdrażnienia psychicznego. Starałem się być czynny, pisać listy do rodziny i znajomych, czytać, wreszcie uczyć się trochę, aby nie oddawać się rozmyślaniom, gdyż one były najniebezpieczniejsze.

Starałem się przede wszystkim racjonalnie odżywiać. Był to jeden z podstawowych warunków przetrwania tutaj w dobrym zdrowiu. Drogą pokarmową można było zara-zić się czerwonką, durem brzusznym, cholerą, pasożytami jelitowymi, m.in. pełzakowi-cą (amebozą), różnymi rodzajami przywr, np. motylicą wątrobową, tasiemcem, włośnicą i wieloma groźnymi chorobami.

Niebezpieczny był lód, który wkładało się do napojów chłodzących. Był to wprawdzie lód sztuczny, ale jego kawałki bywały zakażone, ponieważ rąbano go w warunkach mało higienicznych – na podłodze. Kawałki lodu wyślizgiwały się z rąk, więc personel często przytrzymywał je przez brudne ścierki.

Najbezpieczniejsze były owoce, które miały łupinę i można było je samemu obrać: ba-nany, papaje, ananasy, pomarańcze, mango, grejpfruty i inne. Przed obraniem myłem ręce i owoce przegotowaną wodą. Obieranie niektórych z nich, szczególnie ananasów, początko-wo szło dość opornie.

Page 144: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

143

RELACJE I WSPOMNIENIA

Oprócz owoców najbardziej bezpieczne do spożycia, bez obawy zakażenia, były konser-wy, oczywiście amerykańskie. W ciągu tak długiego czasu nie mogłem odżywiać się jedynie konserwami, gdyż nie zawierały witamin, poza tym szybko się przejadły, nawet ich zapach budził odrazę, np. parówki śniadaniowe. Najlepiej było jeść mięso wołowe lub drób, ale na to mogłem pozwolić sobie jedynie w Sajgonie, w restauracji na poziomie europejskim. Sta-rałem się więc jeść dużo owoców, bo zawierały witaminy i sole mineralne.

Zdawałem sobie sprawę, że nie można w niczym przesadzać. Dopatrywanie się we wszystkim źródeł zakażenia może obrzydzić życie. Z drugiej strony, nie lekceważyłem pod-stawowych zasad higieny, przede wszystkim w zakresie żywienia.

W Wietnamie, podobnie jak w całej południowej Azji, bardzo rozpowszechnione było żucie betelu, rodzaju używki, ze świeżych liści pieprzu betelowego, które tubylcy smaro-wali mieszaniną wapna i roztartych orzechów areco catechu. Gryzienie tego specjału dzia-łało, podobno, pobudzająco i pasożytobójczo. Nie próbowałem, więc nie mogę potwier-dzić. Podczas żucia betelu cała jama ustna i ślina zabarwiają się na intensywny czerwony kolor. Patrząc, miało się wrażenie, że cieknie krew. Żucie betelu ujemnie wpływa na zęby, które stają się zupełnie czarne, tzw. karakułowe zęby. Wietnamczycy ubarwili betel piękną legendą.

Po przyjeździe do Sajgonu zostałem zaszczepiony przeciwko dżumie, a kilk dni później przeciwko tyfusowi. Miałem z tymi zastrzykami spokój do końca roku. Po 3 miesiącach pobytu każdy z nas przechodził kwartalne badania laboratoryjne – badanie morfologiczne krwi, moczu i kału na cysty ameby. Mnie to czekało 20 października. Niekiedy terminy kwartalne nie były przestrzegane, opóźnienia dochodziły do 2–3 tygodni.

Mimo znośnych warunków bytowania, też zresztą różnych, warunki klimatyczne w przeważającej części Wietnamu były uznane powszechnie za trudne. Wszędzie czyhały różne choroby tropikalne. Szczególnie niebezpieczne było zarobaczenie pierwotniakiem – amebą. Jej cysty nie wykryte w porę (okres karencji około 4 miesiące) były nie do usunięcia z organizmu, doprowadzały do rozpadu wątroby bądź mózgu, a następstwie do zgonu. Licz-ne bombardowania były przyczyną nerwic i chorób psychicznych.

W czasie mego pobytu w Hanoi zginął od bomby kulkowej hinduski radiotelegrafi sta schodzący do schronu ziemnego. Został dosłownie podziurawiony. Również w Hanoi pod-czas atakowania w 1967 roku mostu Long Bien (długość 1650 m) na Rzece Czerwonej szoku doznał tłumacz delegacji polskiej. Samochód, którym jechał z lotniska, znalazł się akurat w tym czasie na przyczółku mostowym. Podczas kilkunastominutowego, falowego nalotu ukrył się wraz z innymi członkami delegacji w okolicznych wykrotach. Uraz był jednak tak silny i trwały, że nie mógł już wykonywać swoich obowiązków i po kilku tygodniach pod opieką lekarza wrócił do kraju. Znane mi są i inne wypadki z tego okresu.

Pełniąc dyżur w siedzibie delegacji polskiej MKNiK w Sajgonie, 7 lutego 1968 roku o godz. 17.55 otrzymałem następujący telegram z Hue: „Maślarczyk (szef wydziału ope-racyjnego – J.Z.) sytuacja pogarsza się z każdą chwilą, w sensie naszego bezpieczeństwa. Setki zabitych i rannych. Miasto w gruzach, most wysadzony. Liczymy tylko na szczęście. Pozdrowienia Wawrzyniak (kierownik polskiej Grupy Inspekcyjnej w Hue – J.Z.)”.

O godz. 18.10 powiadomiłem o telegramie starszego doradcę wojskowego, Popiołka, i pełniącego obowiązki ambasadora, Stawskiego. Ich odpowiedź brzmiała: „Nic nie możemy

Page 145: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

144

RELACJE I WSPOMNIENIA

pomóc. Decyzja o ewakuacji jest. Misja łącznikowa zwróciła się do rządu. Odpowiedź miała być o godz. 15.30”. Na moje pytanie, czy mam udać się do misji, Popiołek odpowiedział: „Ra-czej nie!”. Wówczas nie zapanowałem nad nerwami. Czy rzeczywiście mogli im pomóc?

W ostatniej chwili Grupa Inspekcyjna w Hue uratowała się z wycofującymi się Amery-kanami, wypływając barką na pełne morze, a stamtąd okrętem wojennym dotarli do Sajgo-nu. Krwawe walki w Hue trwały od 31 stycznia do 25 lutego 1969 roku.

Realizacja zadań w ramach Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie na pewno nie była ani bezpieczna, ani łatwa, a wynagrodzenie niewspółmierne do zadań oraz zagrożenia utraty zdrowia i życia.

Polacy trzymywali dietę żywnościową, która wynosiła około 10 dolarów amerykańskich dziennie, z tym, że połowę wypłacano w tzw. travellers check (specjalny rodzaj akredatywy pieniężnej) do wymiany w banku w dowolnym punkcie i połowę w miejscowej walucie – w piastrach (1 dolar amerykański = 118–120 piastrów). Za te pieniądze trzeba się było utrzymać. W kraju każdy członek misji otrzymywała kwotę dolarów w zależności od grupy zaszeregowania (I–VII). Będąc kierownikiem grupy inspekcyjnej miałem IV grupę i mie-sięczną premię (tak to nazywano) 120 dolarów amerykańskich. Najwyższą, I grupę, miał ambasador. Premią tą mogłem zadysponować dopiero po 3 miesiącach pobytu za granicą. Za pobyt w Wietnamie Północnym, w Hanoi, nie wypłacano diety pieniężnej, ponieważ zapewniano pełne dzienne wyżywienie. Dodatkowo można było także napić się kawy lub herbaty.

Przypuszczam, że partnerzy, zwłaszcza Kanadyjczycy, byli w znacznie lepszej sytuacji. Świadczyły o tym ich wypowiedzi, np. partner z Hue w stopniu majora przy piwie powie-dział: „Już mam dość tych komisji. Po powrocie do kraju wychodzę z wojska, kupuję sobie jacht i będę pływać po Morzu Śródziemnym”. Mnie po 10-miesięcznym pobycie stać było jedynie na kupno niższej klasy samochodu osobowego.

Grupa Inspekcyjna w Hue

22 sierpnia 1967 roku wyleciałem z lotniska Tan Son Nhut do Hue. Lot był przyjemny, pogoda bardzo ładna, widoczność doskonała. Fantastycznie wyglądały wstęgi rzek, rzeczek i kanałów nawadniających pola ryżowe. Zbiory, które odbywały się 3 razy do roku, były w różnym stadium wegetacji – jedne dopiero się zieleniły, drugie już kwitły szarawym kwie-ciem, inne znajdowały się zupełnie pod wodą. Pola były niewielkie, oddzielały je od siebie kilkanaście centymetrów wyższe od poziomu pól miedze, które utrzymywały na nich wodę. Osiedla położone w pobliżu większych rzek wyglądały jak wyspy. Można byłoby sparafra-zować Mickiewicza: „A wszystko przypasane jakby wstęgą, miedzą zieloną. Tylko grusze na niej nie siedzą”.

Osiedla znacznie przyjemniej wyglądają z góry niż przy bezpośrednim kontakcie z nimi. Nie czuć było specyfi cznego zapachu gotowanej strawy, który jest dość przykry. Przy osie-dlach, na terenach nieurodzajnych, z góry widoczne były kręgi. Robiły wrażenie babek ule-pionych z piachu przez dzieci podczas zabawy. Były to grobowce buddyjskie.

Leciałem nad lasami i górami. Zieleń szczytów też różna, od ciemnozielonej i brunatnej na wierzchołkach do soczystej w dolinach. Tam dopiero wyraźne stawały się linie grzbietu i ścieku. Wspaniałe lekcje poglądowe z terenoznawstwa. Między dwoma pasmami grzbietów

Page 146: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

145

RELACJE I WSPOMNIENIA

rozciągały się malownicze doliny poprzeplatane wstęgami rzek i dróg oraz szachownicą osiedli i pól. Pięknie również wyglądał brzeg morski z licznymi półwyspami i wyspami. Na brzegu czasami wąskie pasemka piachu, przeważnie występował jednak brzeg klifowy, stro-mo opadający do wody. Widać było również wyraźnie odcinającą się głębię od mielizn. Nad górami i wodą trochę rzucało, ale jeśli, to trwało tylko chwilę i było nawet przyjemne.

W Hue przebywałem od 22 sierpnia 1967 roku. Hue to stare miasto założone w roku 1635 w odległości około 12 km od Morza Południowochińskiego. W roku 1802 stało się stolicą zjednoczonego Wietnamu. Miasto uniwersyteckie. Rzeka Zapachów lub Rzeka Perfumowana – legenda głosiła, że cesarz skropił ją perfumami i stąd jej nazwa, przedzieliła stare miasto skupione wokół byłej cesarskiej twierdzy od dzielnicy mieszkaniowej i administracyjnej.

Twierdza została zbudowana na planie wielkiego kwadratu i otoczona wałami obron-nymi i fosą. Jej budowę rozpoczęto w roku 1804, za panowania cesarza Gia-Long, i konty-nuowano za panowania następnych. Wewnątrz znajdowały się zespoły pałacowe i pagody zdobne w purpurę i złoto, rzeźbione sarkofagi i mauzolea. Udało mi się zwiedzić to mu-zeum. Mniej więcej 5 km na północ od miasta, w Dolinie Grobowców znajdowały się zabyt-kowe wielopiętrowe pagody i groby cesarskie, które stanowiły oddzielne zespoły pałacowe. Najokazalszy z nich należy do cesarza Minh Mang, położony wśród pagórków i ogrodów najpiękniejszych wiosną, gdy kwitną lotosy. Niestety, warunki bezpieczeństwa nie pozwoliły na ich zwiedzanie.

Na lotnisku przywitali mnie kpt. Bogusław Stawski i tłumacz Marian Pytkowski. Zaraz po przybyciu spotkałem Kanadyjczyków – członków grupy. Jeden z nich przywitał mnie okrzykiem: „O, nowy Poldel”. Przedstawiliśmy się. Zaprosiłem ich na odrobinę wiśniówki. Skorzystali. Nowo poznani Kanadyjczycy okazali się bardzo mili. Dalsza współpraca ukła-dała się dobrze. Spotykałem się z nimi również w innych miejscowościach i w różnych oko-licznościach. Grupa inspekcyjna została przeniesiona do Hue z Gio Klinh, z rejonu strefy zdemilitaryzowanej po jej zajęciu przez wojsko. Była to grupa podwójna, tzn. każda delega-cja składała się z 2 ofi cerów, którzy na przemian uczestniczyli w jej posiedzeniach. Grupa zbierała się codziennie o godz. 10.00 i wyrażała wobec ofi cera łącznikowego misji swoją chęć podjęcia mandatowych kontroli w strefi e zdemilitaryzowanej. Zadawano wówczas na-stępujące pytania:

1. Kiedy grupa może ponownie podjąć mandatowe kontrole w strefi e zdemilitaryzo-wanej?

Odpowiedź ofi cera łącznikowego: „Grupa może ponownie rozpocząć kontrolę w strefi e, kiedy moje propozycje zostaną zaakceptowane, tj. po przeniesieniu grupy do Quang Tri, na południe od Gio Linh.

2. Kiedy grupa może powrócić do swego poprzedniego stałego miejsca pobytu w Gio Linh?

Odpowiedź: „Grupa może powrócić do swego poprzedniego stałego miejsca w Gio Linh, kiedy otrzymam instrukcję Misji Południowowietnamskiej.

Uznano, że nie ma potrzeby poszukiwania innego miejsca poza stałym miejscem w Gio Linh. Ponadto sprawa została skierowana do Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli (IC), która miała w tej sprawie głos decydujący.

Page 147: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

146

RELACJE I WSPOMNIENIA

Pomimo systematycznego powtarzania na każdym posiedzeniu jednobrzmiących py-tań, zadawanych przez przewodniczącego grupy (był nim zawsze Hindus) i otrzymywaniu zawsze takich samych odpowiedzi, posiedzenia odbywały się zawsze z zachowaniem peł-nej powagi. Po wpisaniu pytań i odpowiedzi do księgi i podpisaniu przez poszczególnych członków grupy posiedzenie zamykano.

Czasu dla siebie miałem sporo, ale znaczną jego część musiałem przeznaczać na przygoto-wanie posiłków. Niestety, ze względu na brak stołówki trzeba było przygotować je samodzielnie. Przypominałem sobie potrawy przyrządzane w domu, przez żonę, ale o takich mogłem tylko pomarzyć. Obiad był nieskomplikowany, jednodaniowy, ale pożywny. Ponadto owoce, kawa, herbata, soki. Resztę czasu wolnego wykorzystywałem na spacery, zwiedzanie miasta, zakupy, czytanie, załatwianie korespondencji, a nawet zacząłem uczyć się języka francuskiego.

Siedziba grupy znajdowała się w hotelu Huong-Giang. Był to nowo wzniesiony budynek nad rzeką z tarasem długości około 60 m i widokiem na okolicę. Początkowo pełnił rolę hotelu i klubu rozrywkowego dla Amerykanów, ale po ataku bombowym ci przestali tu bywać. Budynek po częściowym remoncie przeznaczono dla grupy inspekcyjnej przenie-sionej z Gio Linh, która zajmowała górne piętro, natomiast na parterze – wbrew przepisom – zamieszkali pracownicy ochrony i obsługi wraz z rodzinami.

Po przybyciu do Hue otrzymałem zawiadomienie przełożonych, aby bez specjalnej po-trzeby nie wychodzić do miasta, a jeżeli już po zakupy żywności, to w towarzystwie. Oba-wiano się prowokacji politycznej. W związku z mającymi się odbyć wyborami – mieszkańcy Hue byli szczególnie krytycznie ustosunkowani do reżimu. Trwało to około miesiąca.

Trafi łem na upały, chociaż oczekiwano już tutaj nadejścia pory deszczowej, a więc i znacznego ochłodzenia. Na razie pociłem się jak nigdy dotąd. Pot spływał strużkami po całym ciele. Bałem się udaru z przegrzania i co gorsza, nigdzie nie można było znaleźć choć na chwilę ochłody. Wchodziłem pod prysznic, ale woda była więcej niż ciepła. W pokoju miałem co prawda wiatrak, ale był on jednak zdradliwy, bo mogłem się łatwo przeziębić. Częściowy brak szyb w oknach powodował dostęp komarów i innych owadów.

Ze względu na ograniczenie wyjść, wykorzystywałem taras do intensywnych spacerów. Rano i wieczorem przemierzałem go po 50 i więcej razy, co w sumie dawało około 6 km. Widok z tarasu miałem urozmaicony. Na rzece szerokości około 300 m pływało sporo dżo-nek. Były to łodzie z budami, które służyły za mieszkanie dla całej rodziny oraz inwentarza. Z niektórych z nich zarzucono sieci, ale połów był mizerny. Na horyzoncie z 3 stron góry – niewysokie, ale ładnie odcinały się od reszty terenu, początkowo zielone, z czasem zrobi-ły się czarne, bo zostały spalone napalmem. Można było również zobaczyć typowe naloty i bombardowanie celów z lotu nurkowego, prawdopodobnie odkrytej w górach bazy par-tyzanckiej lub ostrzał z helikopterów. Wokół bujna roślinność, palmy, bananowce, akacje i inne, których jeszcze wówczas nie zdołałem poznać.

Wieczorem – na tej szerokości geografi cznej zmierzch trwał krótko i po 15 minutach była już noc – dzięki uprzejmości Kanadyjczyków, którzy mieli sprzęt fi lmowy i fi lmy, od czasu do czasu mogłem obejrzeć jakiś fi lm, najczęściej propagandowy, ale był to jakiś prze-rywnik w tej monotonii. W smudze światła emitowanego przez projektor można było zoba-czyć różne owady – od małych muszek do dużych motyli nocnych.

Page 148: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

147

RELACJE I WSPOMNIENIA

Zabezpieczenie się przed komarami – tam gdzie nie ma klimatyzacji – to rutynowa czynność przed spaniem. Najpierw trzeba było opuścić moskitierę zawieszoną na stojakach nad łóżkiem, zgasić światło i po wejściu do łoża szczelnie podwinąć siatkę pod materac. Po kilku minutach przy świetle latarki przeszukać zakamarki i załamania, czy jakiś komar tam się nie ukrył. Życie mnie nauczyło, że rytuału tego nie należy lekceważyć.

Tylko raz nie opuściłem na noc moskitiery. Rano całe ciało pokryte było czerwony-mi śladami po ukłuciach. Po kilku godzinach plamy się połączyły. Cały byłem czerwony i opuchnięty. Miałem temperaturę. Po południu Kanadyjczyk zawiózł mnie do miejskiego szpitala. Tam zbadał mnie amerykański lekarza i zaordynował lek w pastylkach. Po dobie jego zażywania opuchlizna i znaki po komarach znikły. Szczęście, że nie były to widliszki. Odrazę budziły też wszechobecne szczury.

Miałem przydzielony samochód z kierowcą. Ponieważ wszystkie kontrole zostały za-wieszone, wykorzystywałem go do przywożenia członków delegacji polskiej z lotniska i na lotnisko oraz zakupionych produktów żywnościowych. Owoce kupowałem na miejskim targowisku, natomiast chleb, ser, cukier, sól, ryż, wodę mineralną, kawę, herbatę, piwo itp. w sklepie prowadzonym przez Chinkę. Będąc tam z Marianem Pytkowskim – tłumaczem (znał język angielski, francuski, niemiecki), powstańcem warszawskim, poznałem Niemkę, żonę prof. Krainicka, kierownika katedry medycyny miejscowego uniwersytetu. Ona nato-miast była nauczycielką języka angielskiego w jednej ze szkół.

Poznaliśmy się w sposób dość oryginalny. Wchodząc do sklepu, pozdrowiła nas po nie-miecku i zapytała, czy jesteśmy Niemcami. Odpowiedziałem, że jesteśmy Polakami.

Kilkanaście dni później zostaliśmy zaproszeni do domu państwa Krainickich. Był wspa-niały, kilkudaniowy obiad. Przygotowano nawet placki ziemniaczane, specjalnie dla nas – był to więc ukłon w naszą stronę. Tak dawno nie jadłem prawdziwego, domowego obia-du. Usługiwała nam konkubina byłego cesarza wietnamskiego Bao-Daja. W trakcie obiadu prowadziliśmy miłą pogawędkę. Profesor przyznał się do dalekiego polskiego pochodze-nia. Dowiedziałem się, że byli w Wietnamie już od 6 lat i podpisali kontrakt jeszcze na rok. Tęsknili bardzo za Bawarią, gdzie był ich dom rodzinny, i za wnukami. Obiad upłynął w miłej atmosferze. Po nim poproszono nas do salonu, który nagle zapełnił się wieloma osobami. Byli to przyjaciele gospodarzy, lekarze różnych specjalności, zatrudnieni na uczel-ni i w szpitalu, wśród nich psychiatra, dr Erich Wulff , a także belgijski ksiądz katolicki, były więzień oświęcimski. Podano różne alkohole, wśród nich i polską „Wyborową”. Rozmowa toczyła się na różne tematy. Ksiądz, który opiekował się prewentorium, mówił o kradzieży przez miejskich notabli pieniędzy pochodzących z darowizn od obywateli różnych państw europejskich. Dr Wulff opowiadał o swoich tragicznych obserwacjach i dramatycznych dia-gnozach. Po powrocie z Wietnamu składał w tej sprawie zeznania przed Komisją Russella („Trybuna Ludu” 1967, nr z 22 grudnia). To było bardzo miłe i pouczające dla mnie spotka-nie. Serdecznie za nie podziękowałem miłym i gościnnym gospodarzom.

Dr Erich Wulff , psychiatra (znał język wietnamski), opowiadał podczas następnego spo-tkania o wizycie na wyspie Kondor, gdzie znajdowało się najcięższe więzienie odziedziczone po Francuzach. Więźniów trzymano tam w celach wykutych w skale i przykutych łańcuchami. Został poproszony o zbadanie młodego partyzanta z Frontu Wyzwolenia Narodowego, któ-rego podejrzewano o chorobę umysłową. W rozmowie z lekarzem więzień stwierdził, że jest

Page 149: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

148

RELACJE I WSPOMNIENIA

zdrowy i prosi go o wydanie takiego rozpoznania władzom więziennym. Jeżeli doktor uzna go za umysłowo chorego, to będzie konał tutaj przez kilka miesięcy w okropnych mękach, a tak odejdzie z tego świata za kilka dni. Skoro czeka go tylko śmierć, więc niech nastąpi to jak najrychlej. Widząc warunki, w jakich przebywał ów więzień, doktor wydał opinię, że więzień jest zdrowy. Wydaje się, że zrozumiałem jego dramatyczną decyzję.

Ponieważ mój pobyt w Hue zbliżał się ku końcowi, napisałem również krótki list do państwa Krainickich z podziękowaniem za miłą znajomość. Zostawiłem go swemu zmien-nikowi z prośbą o jego doręczenie. Zrobił to i częściej ich odwiedzał. Po powrocie do kra-ju dowiedziałem się, że Krainickowie zginęli w nie wyjaśnionych okolicznościach podczas walk w Hue toczonych przez siły Frontu Wyzwolenia Narodowego z wojskami reżimowymi i amerykańskimi. Ich ciała odnaleziono w zbiorowej mogile.

Walki o Hue i w Hue były niezwykle zacięte i krwawe, tak bowiem donosili korespon-denci wojenni. 31 stycznia 1968 roku oddziały Frontu Wyzwolenia Narodowego wkroczy-ły do miasta. Wykorzystując zaskoczenie przeciwnika, już pierwszego dnia zajęły znaczną jego część. Wówczas prezydent Wietnamu Południowego, gen. Th ieu, rozkaz: „Odbić Hue i to szybko”. Opór wojsk wyzwoleńczych był jednak silny i zorganizowany, gdyż Hue pa-dło dopiero 25 lutego, po prawie 4 tygodniach morderczych zmagań. Zginęło ponad 4 tys. mieszkańców, a ponad 100 tys. potrzebowało pomocy. 140-tysięczne miasto, które było naj-bardziej dostojnym symbolem pełnej chwały historii Wietnamu, legło w gruzach. Wówczas prawdopodobnie zginęli nasi znajomi.

Lotnisko było oddalone od centrum Hue o około 15 km na północ i podobnie jak mia-sto było położone przy głównej arterii komunikacyjnej kraju północ–południe (droga nr 1). Podczas mojego tam pobytu (sierpień–listopad) newralgiczne punkty na tej drodze, tj. mostki i przepusty, często uprzednio wysadzane przez partyzantów, były pilnie strzeżone przez żołnierzy amerykańskich uzbrojonych w broń maszynową. Objazd, szczególnie przez ciężkie wozy wojskowe, ze względu na grząski teren był raczej niemożliwy. Przejeżdżając, widziałem wymizerowane, zmęczone twarze żołnierzy. Ich wygląd świadczył, że nie bardzo byli skorzy do wojaczki, ale trwali. Wartownik za każdym razem prezentował bronią (byłem zawsze w ubiorze wojskowym) – brał mnie prawdopodobnie za amerykańskiego generała ze względu na gwiazdki.

Lotnisko było wykorzystywane przede wszystkim przez samoloty pasażerskie w komu-nikacji krajowej. Szczególnie często lądowały samoloty transportowo-sanitarne i helikopte-ry, z których wynoszono rannych eskortowanych przez zabłoconych żołnierzy z psami. Nie-którzy ranni byli mocno zakrwawieni, z zainstalowaną kroplówką, innych, zszokowanych i wyrywających się, przytrzymywali sanitariusze. Były to sceny tylko dla ludzi o silnych ner-wach. Rannych przenoszono do usytuowanego tuż przy lotnisku szpitala polowego. Obok niego były ułożone gumowe worki i długie metalowe skrzynie – trumny przeznaczone dla zmarłych żołnierzy amerykańskich.

Na taki widok trafi ł przybyły z Sajgonu tłumacz Ryszard K., zmiennik Mariana P. Zoba-czywszy to, chwycił się za głowę, doznał szoku i zaczął lamentować. Dopiero kilka męskich twardych słów przywróciło go do rzeczywistości.

Co miesiąc odbywało się tzw. święto grupy, które polegało na tym, że przewodniczący w imieniu jej członków zapraszał przedstawicieli miejscowych władz lokalnych na przyjęcie.

Page 150: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

149

RELACJE I WSPOMNIENIA

Było piwo, woda, whisky, coca-cola, orzeszki ziemne oraz ser pokrojony w drobną kostkę. Ponieważ nikt z zaproszonych nie przybył, pozostaliśmy sami – członkowie grupy. Przyjęcie było udane, przebiegało w miłej atmosferze, pokazywaliśmy nawet zdjęcia rodzinne. Roz-mawialiśmy jak starzy przyjaciele, popijając trunki, których było sporo.

Po odwołaniu ograniczeń w wychodzeniu do miasta zacząłem coraz częściej opuszczać hotel i zwiedzać zarówno miasto, jak i jego okolice. W kilkuosobowym gronie wybrałem się na jego peryferie. Idąc i rozglądając się, jak to przy zwiedzaniu, zbliżyliśmy się na odległość kilkudziesięciu metrów do grupy chłopców. Wówczas ci sięgnęli po kamienie, a nawet kilku z nich zaczęło je rzucać w naszą stronę. Tu, w odróżnieniu od Hanoi, słowo „Ba-Lan” (Po-lak) nic im nie mówiło. Musieliśmy zawrócić. Dopiero później dowiedziałem się, że młodzi Wietnamczycy każdego spotkanego białego człowieka uważają za Amerykanina i odrucho-wo sięgają po kamienie. Starsi w takiej sytuacji spluwają z niesmakiem.

Mój pobyt w Hue dobiegał końca. Kilka dni wcześniej wysłałem do ofi cera rotacyjnego list z prośbą o przydzielenie na czas pobytu w Sajgonie pokoju w hotelu od szóstego piętra wzwyż, gdyż na taką wysokość szczury już podobno nie docierały. Pragnąłem chociaż kilka dni odpocząć od ich widoku.

Na ostatnim posiedzeniu grupy w Hue z moim udziałem i moim następcą (zmienni-kiem) podziękowałem partnerom za miłą współpracę i stworzenie serdecznej atmosfery. Wyraziłem nadzieję, że będą one podobne podczas pobytu mego następcy, ppłk. Stanisława Klimka. Wszystkim życzyłem wszystkiego najlepszego. Powyższe słowa wypowiedziałem po angielsku. 17 listopada 1967 roku wyleciałem do Sajgonu.

Przypuszczam, że nasi partnerzy sporządzili nasze, Polakach, charakterystyki, a wyjeż-dżający na grupę, w przeciwieństwie do nas, wiedzieli z kim będą mieli do czynienia. My natomiast nic nie wiedzieliśmy o naszych ewentualnych partnerach, chyba że już wcześniej poznaliśmy ich osobiście. O niektórych z nas mieli oni wręcz złe zdanie (na szczęście były to przypadki sporadyczne).

Grupa Inspekcyjna w Qui Nhon

Po 3 dobach spędzonych w Sajgonie, 20 listopada wyleciałem do Qui Nhon. To miasto portowe położone na niewielkim skrawku równiny otoczonej z pozostałych stron wzniesie-niami. Oddalone o około 500 km na północ od Sajgonu. Lot trwał około 2 godziny. Widoki z góry wspaniałe. Wciskające się w głąb lądu morze przy klifowych brzegach tworzyło coś w rodzaju fi ordów.

Na lotnisku przywitał mnie ppłk Marian Wieczerzak, którego zmieniałem, w towarzy-stwie mjr. Rawata – Hindusa. Poznałem go w Hue. To rzadki wypadek, aby przewodniczący grupy witał członka grupy innej delegacji.

Grupa była zakwaterowana w jednopiętrowej willi, położonej około 300 m od zatoki morskiej. Każdy członek grupy posiadał oddzielny pokój, natomiast łazienkę i lodówkę dzieliłem z tłumaczem.

Do picia można było używać tylko wody fi ltrowanej i następnie gotowanej nie krócej niż 15 minut. Znaczny odsetek miejscowej ludności chorował na zarobaczenie przewodu po-karmowego. Życie uprzykrzała skomplikowana sytuacja z prądem elektrycznym. Nigdy nie

Page 151: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

150

RELACJE I WSPOMNIENIA

było wiadomo kiedy i na jak długo będą wyłączenia, a one powtarzały się często, w różnych porach dniach i w najbardziej nieodpowiednich momentach.

Klimat charakteryzował się dużą liczbą dni słonecznych, średnia temperatura dnia w tym czasie wynosiła około 38˚C. Nasycenie powietrza dużą ilością pary wodnej sprawiało, że upały były bardzo męczące. Jedynie wiatr wiejący od strony morza przynosił ochłodzenie nocą.

Pokój bez klimatyzacji był wyposażony w przenośny wentylator. Przez nieumiejętne jego wykorzystywanie, chłodzenie z bliskiej odległości, łatwo się było przeziębić – doświadczy-łem tego. Na miejscu była biblioteka licząca 35 tomów.

Praca Grupy Inspekcyjnej w Qui Nhon ograniczała się do codziennej kontroli portu i lotniska, natomiast przewidziane dla grupy ruchome kontrole mandatowe nie odbywały się z powodu braku bezpieczeństwa, tak zawsze twierdził ofi cer łącznikowy. W czasie po-bytu w Qui Nhon starałem się, aby kontrole portu i lotniska odbywały się w różnych godzi-nach, co z trudem czasami się udawało.

W porcie i na lotnisku obowiązywały ustalone od wielu lat przez Misję Łącznikową Wietnamu Południowego punkty obserwacyjne. Uniemożliwiały one swobodne porusza-nie się grupy inspekcyjnej. Tych postanowień nie akceptowała Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli, gdyż ograniczała jej prawa i obowiązki. Taki stan zastałem i mimo prób ich przełamania trwał dalej. Każda prośba o przesunięcie miejsca kontroli, chociażby o kil-kanaście kroków, spotykała się z kategoryczną odmową.

Kontrola lotniska ograniczała się więc do liczenia nielicznych samolotów bojowych i śmigłowców będących w zasięgu widoczności. Pas startowy i miejsca postoju samolotów znajdowały się w całości poza zasięgiem naszego wzroku, zasłaniały je zabudowania lot-niskowe. W konkretnym działaniu można było poznać stosunek partnerów do zaistnia-łej sytuacji w Wietnamie i ich interpretację obowiązujących przepisów i dokumentów. Oto przykłady.

Podczas jednej z kontroli lotniska stwierdziłem, że znajdują się na nim 2 śmigłowce amerykańskie. Zwróciłem się do przewodniczącego grupy, aby zechciał zapytać ofi cera łącz-nikowego, czy grupa może skontrolować te śmigłowce. Zapytanie należało kierować tylko do przewodniczącego grupy, który uzgadniał pytania z następnym partnerem i dopiero za-dawał je ofi cerowi łącznikowemu. Zadał takie pytanie, ale odpowiedź była odmowna.

Powołałem się wówczas na załącznik „P” pkt 10 (b) instrukcji dla grup stałych i ich ele-mentów ruchomych: „(...) w wypadku, gdy tereny wojskowe na lotnisku nie są grupom do-stępne, strony powinny wyznaczyć miejsca parkingu, gdzie wszystkie obce samoloty (śmi-głowce) wojskowe będą po wylądowaniu podprowadzane dla dokonania fi zycznej kontroli przez Grupę Inspekcyjną zanim zostaną odprowadzone na tereny wojskowe”.

Początkowo Kanadyjczyk (mjr Crew) przekonywał, że skoro jest punkt obserwacyjny, to jest to jednoznaczne. Hindus (mjr Randhir Sing) robił wrażenie, że tych przepisów nie zna. Jałowa dyskusja toczyła się raczej między mną a Kanadyjczykiem, który po zapoznaniu się z przytoczonym tekstem w instrukcji przyznał mi rację. Dalsza dyskusja została jednak odłożona do następnego dnia, aby dokładniej przestudiować instrukcję, zapoznać się z ty-godniowymi raportami grupy i innymi dokumentami.

Następnego dnia po kontroli, w porcie zastaliśmy 504 bomby lotnicze, powróciliśmy do przerwanej poprzednio dyskusji. Kanadyjczyk starał się udowodnić, że podobne zapisy już

Page 152: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

151

RELACJE I WSPOMNIENIA

były, natomiast ja pokazałem mu „Kompendium decyzji Komitetu Ambasadorów i Komite-tu Operacyjnego za lata 1956–1965”, w którego punkcie 12.02 czytamy: „(...) nie należy nad-syłać monitów aż do czasu upłynięcia czterech tygodni od czasu ich przekazania”. Podobny zapis był z 16 kwietnia 1967 roku, czyli pół roku temu.

Ponadto starał się udowodnić, że nie ma „obcych” samolotów. Poprosiłem, aby pokazał w obowiązujących nas dokumentach adnotacje, że amerykański samolot lub też okręt nie są obce. Zaproponowałem, że skoro różnie rozumiemy pojęcie „obcy”, powinniśmy zapisać to w raporcie tygodniowym w punkcie 10. Komisja w Sajgonie ma obowiązek natychmiast zebrać się i udzielić nam wyjaśnień. Kanadyjczyk z uporem powtarzał, że się nie zgadza, Hindus był po jego stronie. Dążyli do kompromisu (sądzę, że nie chcieli się publicznie kom-promitować, wiedząc dokładnie, że amerykański okręt lub samolot w Wietnamie jest obcy). Zaproponowali, że każdy z nich napisze do swojej delegacji o wyjaśnienie pojęcia „obcy”. Zgodziłem się pod warunkiem, że pozostanie ślad naszej dyskusji. Poprosili o propozycję zapisu.

Proponowałem: „Członkowie grupy po dyskusji uzgodnili, że każdy z członków wyśle do swojej delegacji pismo z prośbą o wyjaśnienie załącznika «P» do «Instrukcji dla grup sta-łych...», a szczególnie jak należy rozumieć «obcy samolot», «obcy statek», gdyż interpretacja powyższego załącznika przez członków grupy jest różna”.

Po tej propozycji obaj zaczęli się wycofywać, że to jest ich prywatna sprawa i o tym nie musi być żadnej wzmianki. Po trwającej nadal dyskusji (w sumie ponad 3 godziny) zadano ofi cerowi łącznikowemu kilka pytań odnośnie załączników „E” i „P” do „Instrukcji dla grup stałych....”. Dotyczyły one dostarczania grupie na każde żądanie dokumentów stwierdzają-cych przynależność statku (okrętu) lub samolotu, ich szczegółowego ładunku, miejsca i daty wylotu (wypłynięcia) i miejsca przeznaczenia.

W odpowiedzi ofi cera łącznikowego stwierdzono, że w interesie bezpieczeństwa władze portowe nie będą dostarczały żadnych szczegółów, o które grupa prosi. On może dostarczać tylko wykaz statków w porcie, który też był zawsze nieaktualny. Żałował, że nie może za-pewnić innego miejsca parkingowego, poza wyznaczonymi punktami obserwacyjnymi, dla samolotów celem dokonania kontroli fi zycznej (załącznik „P” punkt 10 b).

Zarówno w porcie, jak i na lotnisku grupa mogła przeprowadzać kontrolę tylko z wyzna-czonego miejsca. Podczas kilku kontroli stwierdziła wielką liczbę – od 392 do 576 – bomb lotniczych znajdujących się na wagonach (platformach) kolejowych strzeżonych przez żoł-nierzy amerykańskich. Na pytanie grupy, skąd one pochodzą i dokąd będą transportowane, ofi cer łącznikowy przeciągał sprawę, by wreszcie odpowiedzieć: „Władze portowe oświad-czają, że wagony z amunicją były w ruchu wewnętrznym i żadne dalsze szczegóły ze wzglę-dów bezpieczeństwa nie mogą być dostarczane”.

Po takim oświadczeniu zapytałem moich współpracowników, czy są zadowoleni z od-powiedzi. Kanadyjczyk: „Oświadczenie ofi cera łącznikowego jest dla mnie wystarczające i wierzę, że transport był w ruchu wewnętrznym”.

Ja: „Oświadczenie ofi cera łącznikowego jest dla mnie niewystarczające i mam prawo mu nie wierzyć, skoro nie przedstawia żadnych dokumentów potwierdzających, że jest to ruch wewnętrzny (załącznik «E» do »Instrukcji dla grup inspekcyjnych...»).

Kanadyjczyk: „Może pan pisać oświadczenie mniejszościowe”.

Page 153: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

152

RELACJE I WSPOMNIENIA

Ja: „Chodzi o jednomyślność grupy, a nie o moją opinie. Skoro stwierdzamy, że bomby są materiałem wojennym i są strzeżone przez żołnierzy amerykańskich, a nie przedstawiają nam dokumentów potwierdzających, że jest to ruch wewnętrzny, więc jest to pogwałcenie artykułu 17 uchwał genewskich «Zakaz wprowadzania uzbrojenia». Powinniśmy w jakiś sposób zawiadamiać o tym Komisję. Należy wyciągnąć wnioski z oświadczeń ofi cera łączni-kowego i przedstawić Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli nasze propozycje”.

Hindus (przewodniczący): „Czynimy to codziennie, zapisując stwierdzane fakty”.Kanadyjczyk: „Jestem żołnierzem, a nie politykiem. Od wyciągania wniosków są polity-

cy w Sajgonie”.Ja: „Też jestem tylko żołnierzem i mam prawo przypuszczać, że rzemiosło wojskowe

nie jest nam obce. Tutaj przecież widzimy systematyczne naruszanie uchwał genewskich, np. transporty bomb. Podczas mojego tutaj pobytu, w ciągu miesiąca zanotowaliśmy 5 transportów strzeżonych przez żołnierzy amerykańskich. Powinniśmy krytycznie podejść do oświadczeń ofi cera łącznikowego”.

Hindus: „Jaki zapis Pan proponuje?”.Ja: „W Qui Nhon systematycznie gwałcone są uchwały genewskie, a zwłaszcza artykuł 17

(wwożenie bomb, LST). Praca grupy jest bardzo ograniczona i nie jest ona w stanie wyko-nywać swoich zadań mandatowych. Statki są rozładowywane bezpośrednio na samochody bądź na platformy kolejowe. Linia kolejowa biegnie wzdłuż nadbrzeża i następnie rozgałę-zia się w kierunku lotniska. Grupa nie ma do nich dostępu, gdyż prowadzi obserwację tylko z jednego miejsca wyznaczonego przez ofi cera łącznikowego”.

Następnego dnia podczas przejazdu grupy na kontrolę portu, z bramy wiodącej do części portu, do której nie mamy wstępu, wyjechała ciężarówka załadowana amunicją artyleryj-ską (były to naboje do armat 155 mm). Nasz samochód zatrzymał się 50–60 m od pojazdu z amunicją, który też się zatrzymał. Zwróciłem się do przewodniczącego z prośbą o cofnię-cie naszego samochodu, aby partnerzy mogli lepiej zobaczyć ładunek. Hindus i Kanadyj-czyk oświadczyli, że widzą ją dobrze z miejsca, w którym się znajdujemy.

W wigilię Bożego Narodzenia podczas kontroli portu ponownie zastaliśmy 576 bomb w wagonach kolejowych. Ofi cer łącznikowy zapytany skąd przybył transport i jakie jest jego przeznaczenie (miejsce docelowe), odpowiedział, że jest to transport wewnętrzny i na to nie ma żadnych dokumentów. Grupa po dyskusji wyraziła swoje niezadowolenie wobec ofi cera łącznikowego za utrudnianie jej pracy, nie przedstawianie w zasadzie żadnych do-kumentów. Postanowiła powiadomić o tym Komisję, wpisując do tygodniowego raportu w punkcie 10 „Akcja pożądana ze strony Komisji” (podaję w dosłownym brzmieniu): „Prosi się o przedsięwzięcie akcji wobec raportu grupy odnośnie kontroli z 24 grudnia 1967 roku, ponieważ wówczas grupa nie otrzymała zadowalającej odpowiedzi ze strony ofi cera łączni-kowego, gdy został on poproszony przez grupę o przedstawienie dokumentów w związku z ruchem bomb zaobserwowanym w porcie”.

Podczas kolejnej kontroli na pewnym obszarze portu grupa zauważyła załadowaną cięż-ką amunicją ciężarówkę, która wyjeżdżała z bramy strzeżonej przez amerykańską Security Guard i kierowała się w stronę miasta. Na pytanie, czy grupa mogłaby udać się do tamtej części portu, ofi cer łącznikowy odmówił, motywując brakiem bezpieczeństwa.

Page 154: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

153

RELACJE I WSPOMNIENIA

Kanadyjczyk uważał, że nie powinniśmy zadawać takich pytań. Odpowiedziałem, że po-winniśmy zadawać takie pytania, gdyż jesteśmy tu nie po to, żeby biernie rejestrować fakty, ale aktywnie uczestniczyć w każdej kontroli. Nasze obowiązki określają stosowne dokumenty.

Z przytoczonych faktów wyłania się postawa partnerów. Kanadyjczycy byli proamery-kańscy i trudno się im dziwić. Uważali walkę Amerykanów z komunizmem za słuszną. Wprawdzie nie wypowiadali się publicznie na ten temat, ale potwierdzało to ich postępo-wanie. Nie chcieli – lub może nie mogli – widzieć bestialstw tej wojny i wyniszczających obydwie strony działań.

Z jednej strony masy uchodźców z terenów intensywnych walk i bombardowań do Saj-gonu i Qui Nhon (nie mówię o innych miejscowościach, gdyż tam nie byłem) i bardzo trud-ne warunki bytowe, a z drugiej – gumowe worki i aluminiowe trumny przeznaczone dla martwych Amerykanów. Kanadyjczycy mieli z Amerykanami wspólny język, stołowali się w ich kasynach, zawiązywali nowe przyjaźnie i odwiedzali się na wydawanych przyjęciach.

Hindusi natomiast wykazali dużą chwiejność, w błahych sprawach popierali Polaków, ale w zasadniczych byli raczej po stronie Kanadyjczyków. Miałem okazję przekonać się wówczas, z jakim uporem bronili straconych pozycji.

W takich warunkach trzeba było wykazać opanowanie, refl eks, trzeźwość umysłu, zna-jomość obowiązujących przepisów, a nieraz i poczucie humoru. Czy można było inaczej niż humorystycznie zareagować na stwierdzenie Kanadyjczyka (podpułkownik): „Na platformie kolejowej znajdują się nie bomby lotnicze, tylko coś w kształcie beczki”. Odpowiedziałem wówczas, że dziwne są te beczki, zbyt pękate, a zamiast dna mają ostry czubek i muszą być bardzo cenne, skoro pilnują je żołnierze amerykańscy. Nawet ofi cer łącznikowy uśmiechnął się kącikami ust. Już nigdy więcej nie porównywał bomby do beczki. Musiałem znaleźć wspólny język z partnerami, aby nie stać się obiektem niepochlebnych komentarzy.

W połowie grudnia 1967 roku odbyło się tzw. Team Party (święto grupy). Zaproszono z zewnątrz 15 osób, przyszło 3 Hindusów i 2 Francuzki, m.in. kierowniczka prewentorium dla sierot zupełnych. Przebywało w nim około 30 dzieci od niemowląt do 7–8-latków. Były okaleczone, oślepione bądź trwale zszokowane. Była to kropla w morzu potrzeb. Utrzy-mywane było z pomocy charytatywnej organizowanej przez obywateli państw zachodnich: Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii, Niemieckiej Republiki Federalnej i Stanów Zjednoczo-nych Ameryki.

Sądziłem, że Nowy Rok spędzę w większym gronie w Sajgonie, ale obiektywne okolicz-ności sprawiły, że pozostałem w Qui Nhon. Miasto przed Bożym Narodzeniem przybra-ło odświętny wygląd. W niektórych oknach wystawowych pojawiły się nawet przybrane drzewka iglaste. Przy kościele katolickim zbudowano specjalne rusztowanie pokryte bre-zentem, który udrapowano w formie skały z grotą wyobrażającą stajenkę z fi gurami we-wnątrz. Było to bardzo oryginalne.

Miasto było gęsto zaludnione. Gęstość powiększała jeszcze duża liczba uciekinierów z miejsc, gdzie toczyły się bezpośrednie działania wojenne. Uciekinierzy gnieździli się na peryferiach miasta. Z rozbitych skrzynek, pordzewiałej blachy i z nadpróchniałych desek klecili naprędce budy, przykrywając je strzępami papy, folii i liśćmi. Ściany tych nędznych budowli często były odrutowane, aby się trzymały. Niektóre z nich wyglądały jak klatki dla

Page 155: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

154

RELACJE I WSPOMNIENIA

królików, były tylko nieco większe. Mieszkały w nich całe rodziny, a w niektórych znajdował się nawet sklepik. Podobnie w Hue wyglądały dżonki, tyle, że tamte były bardziej okazałe.

W okolicach Qui Nhon było wiele zabytków historycznych, których, niestety nie można było zwiedzać z powodu braku bezpieczeństwa. W samym mieście na uwagę zasługiwał z daleka widoczny obelisk-grobowiec królów syjamskich z XI wieku. Podobno jako spoiwa do łączenia bloków kamiennych użyto zaprawy z miodu i wody morskiej.

Gdy pojawialiśmy się w mieście (spacerowaliśmy najczęściej razem), ruszali do ataku stręczyciele. Brat oferował siostrę, ojciec córkę (one girl, very fi ne, number one – jedna dziewczyna, bardzo dobra, numer jeden). „Number one” oznaczało coś najlepszego.

W mieście spotykałem wielu żołnierzy i podofi cerów amerykańskich. Niektórzy byli wy-jątkowo niechlujni. Prawdopodobnie wyrwali się prosto z pola walki. Zarośnięci, nieogoleni i brudni, często w porwanych spodniach i butach oblepionych błotem, w hełmach, fura-żerkach, kapeluszach bądź bez nakrycia głowy. Podchmieleni wędrowali z butelką whisky w ręku bądź w kieszeniach od baru do baru. Od godz.19.00 obowiązywała ich godzina po-licyjna. Nie jeden z nich przeżył piekło w tej wojnie. Wielu stawiało sobie zapewne pytanie: „Może to ostatnia przepustka w moim życiu, może ostatni raz wyrwałem się do miasta. Każdy chciał żyć chwilą, używać świata na ile starczy sił i pieniędzy.

Na ulicy barów znajdował się posterunek Military Police, obsadzony przez żołnierzy południowokoreańskich. Trzeba przyznać, że wkraczali do akcji szybko, energicznie i sku-tecznie wszędzie tam, gdzie podchmieleni żołnierze (boys) wyraźnie przekraczali granice porządku publicznego.

Ofi cerów amerykańskich w mieście nie widziałem, podobno mieli zakaz wychodzenia do miasta. Spotkałem kilku z nich na lotnisku, gdy oczekiwałem na przylot lekarza. Jeden z nich, por. Brown, nawiązał ze mną rozmowę. Był w towarzystwie dwóch poruczników. Od szeregowców i podofi cerów odróżniały ich oznaki posiadanych stopni wojskowych. W ręku mieli worki podróżne. Por. Brown zapytał mnie, czy jestem Kanadyjczykiem, od-powiedziałem, że jestem Polakiem. Podobał mu się mój pas (byłem w mundurze). Wspo-mniał, że jego dziadek Słonimski też był Polakiem, ale on, Brown, już po polsku nie umie. Poczęstował mnie cygarem. Po kilkuminutowej rozmowie Amerykanie odeszli, czekali na samolot do Dana Nang. Byli smutni.

Zbliżał się termin szczepienia przeciw cholerze, a ja musiałem pozostać w Qui Nhon. Przyleciał więc mój zacny przyjaciel, płk dr Jan Gliszczyński, i zrobił zastrzyk. Niestety, po kilku godzinach odleciał do Sajgonu.

Rok 1968 rozpocząłem w Qui Nhon i byłem tam do 23 stycznia. W tym czasie Andrzeja Do-brzyńskiego zmienił Kazimierz Kołakowski, a kontrole odbywały się jak poprzednio. 22 stycznia 1968 roku zmienił mnie ppłk Michasiewicz, a następnego dnia odleciałem do Sajgonu.

Święto Roku Księżycowego

W Sajgonie czekała na mnie paczka od żony, a w niej m.in. sucha kiełbasa i butelka wódki od szwagra z napisem na etykiecie „Jasiu na zdrowie”. Zaprosiłem kilku kolegów na skromne przyjęcie, aby otrzymanym alkoholem wznieść toast. Przyjemnie było spotkać się po kilku miesiącach z kolegami i pogawędzić o różnych sprawach, tym bardziej że niektórzy z nich przygotowywali się do odlotu do kraju.

Page 156: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

155

RELACJE I WSPOMNIENIA

W Sajgonie trafi łem na przygotowania do Nowego Roku Księżycowego (Tet), który był obchodzony tutaj bardzo uroczyście. Jest świętem sytości i trwa kilka dni. Każdy mieszka-niec tego kraju, nawet najbiedniejszy, oszczędza cały rok, żeby móc pozwolić sobie na coś lepszego właśnie w te dni. Rodziny spędzają czas na ucztowaniu i spotkaniach. Należało też przygotować większe zapasy żywności, ponieważ wszystkie sklepy i instytucje miały być zamknięte od 29 stycznia do 1 lutego włącznie. Okazało się, że trwało to dłużej.

Ogromny plac przed hotelem usłany był kwiatami i różnymi krzewami w doniczkach. Były brzoskwinie, mandarynki, kaktusy i specjalnie strzyżone drzewka w kształcie zwierząt. Między tym morzem kwiatów i zieleni kręciło się mnóstwo ludzi, pozując na ich tle do zdjęć. Wietnamczycy lubią kwiaty. W okresie Święta Tet dekorują nimi domy, a szczęście mają przynieść 6-płatkowe kwiaty brzoskwini.

Od wczesnego popołudnia do późnej nocy na ulicach, na każdym balkonie, podwórku, przed wejściem do domów, dosłownie wszędzie wybuchały petardy różnej wielkości i o róż-nym natężeniu dźwięku. Dowcipnisie wrzucali je nawet do korytarzy w hotelu, co było już nie do zniesienia. Byli i tacy, którzy z najwyżej położonych balkonów kilkupiętrowych do-mów opuszczali taśmę z setkami petard połączonych wspólnym lontem. Wybuchały one co kilka sekund, dając odgłos jednostajnie przerywanego dźwięku. Tej świątecznej kanonadzie towarzyszyła też inna, wojenna. W blasku sztucznych ogni i huku petard nastąpiło uderze-nie partyzantów. Z komunikatu radiowego dowiedziałem się, że leśni ludzie wkroczyli do około 40 miast, w tym do Sajgonu. W mieście toczyły się walki, a ich odgłosy brałem – nie tylko ja – za huk świątecznych petard. Z oddali słychać było terkot wystrzałów i odgłos wybuchających bomb.

Udało mi się dostać na dach 11-piętrowego hotelu „Oskar”, by stamtąd zobaczyć, co się działo. Ulicą przejeżdżały amerykańskie patrole w jeepach i samochodach pancernych z karabinami gotowymi do strzału, oczywiście w hełmach i kamizelkach kuloodpornych. Na dachu, z którego doskonale było widać najbliższe otoczenie, za każdą nadbudówką znaj-dowali się strzelcy wyborowi gotowi do oddania strzału.

Akcja partyzantów była skierowana przede wszystkim na ambasadę Stanów Zjednoczo-nych, pałac prezydencki oraz inne ważne obiekty, w tym radiostację i hotele przeznaczone dla dostojników i ofi cerów amerykańskich. O tym też dowiedziałem się z radia. Żołnierze Frontu Wyzwolenia Narodowego działali wszędzie w warunkach pełnego zaskoczenia. Czę-sto nadjeżdżali w amerykańskich jeepach, ubrani w mundury armii południowowietnam-skiej. Spowodowali poważne zniszczenia w zaatakowanych obiektach. Opanowali częściowo budynek radia, który oddziały reżimowe odbiły dopiero po krwawych walkach. Najbar-dziej spektakularnym wyczynem było wkroczenie partyzantów na teren ambasady Stanów Zjednoczonych Ameryki i przebywanie tam ponad 6 godzin. Niestety, wszyscy członkowie tego wyczynu, było ich około 20, zginęli. Podobnie było z pałacem prezydenckim, który odbito dopiero po 36 godzinach zaciętych walk. Sajgon naznaczony był „krwią i śmier-cią”. Między godz. 14.00 a 8.00 rano obowiązywała godzina policyjna. Wystąpiły trudności z zakupem żywności. Sklepy i restauracje były zamknięte, barochoła nieczynna. Miałem trochę zapasów, więc głodu nie odczułem. Gorzej było z wodą, której zabrakło od parteru wzwyż, a ja mieszkałem na 6 piętrze. Uszkodzona została elektrownia, więc włączono miej-scowe agregaty, które zapewniały jedynie oświetlenie i klimatyzację w pokojach. Windy były

Page 157: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

156

RELACJE I WSPOMNIENIA

nieczynne. Szczególnie dotkliwy był brak wody. Miałem zaledwie cztery butelki o pojem-ności ¼ l każda. Aby je napełnić, musiałem zejść i ponownie wejść na 6 piętro. Trzeba było obrócić kilka razy, aby mieć wodę na herbatę i do mycia. Przy temperaturze 30˚C pot spły-wał ciurkiem. Zacząłem cuchnąć, a o kąpieli można było jedynie pomarzyć. Dopiero teraz doceniłem dobrodziejstwo wody.

Wyjście na ulicę było ryzykowne. Dla partyzantów każdy biały człowiek był Ameryka-ninem, natomiast policja południowowietnamska w każdym przechodniu widziała utajnio-nego partyzanta.

Lotnisko cywilne było zamknięte. Sajgon został odcięty od świata i mój wyjazd do Hanoi nastąpił dopiero 9 lutego.

Hanoi

Wieczorem 9 lutego samolotem należącym do Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli przyleciałem do Hanoi, na lotnisko Gia Lam. Podróż była przyjemna, z przerwa-mi w Phnom Penh i Vientiane. Podczas lotu niewiele widziałem, ponieważ pułap chmur był niski i lecieliśmy przeważnie w nich lub nad nimi. Miasto było oświetlone, a wokół panowa-ła cisza i wzorowy porządek. Kontrola paszportów odbyła się bardzo sprawnie. Temperatura powietrza była tutaj znacznie niższa niż w Sajgonie, różnica wynosiła około 20˚C. Nie przy-puszczałem, że będąc w tropiku, można trząść się z chłodu. Dobrze, że zabrałem sweterek i podpinkę pod płaszcz ortalionowy, okazały się niezwykle przydatne.

Przywitano mnie wylewnie, jak człowieka z innego świata. Zamieszkałem w hotelu, w którym już byłem poprzednio. Pokój był duży, łazienka z ciepłą wodą (nie było tego w Sajgonie).

Okolice Hanoi, które widziałem podczas przejazdu z lotniska do hotelu, były przeważnie zniszczone, ale na drogach panował wzorowy porządek. Nie widziałem stosów śmieci, jak w Sajgonie i w miastach na południu, w których miałem możność przebywać. Hanoi to piękne miasto. Mimo pożogi wojennej i wielu zniszczeń w wyniku bombardowań przez lot-nictwo Stanów Zjednoczonych Ameryki, zachowało swą atrakcyjność i znaczenie. To naj-większy ośrodek przemysłowy i kulturalno-oświatowy kraju. Rozwinięty był przemysł me-talowy, chemiczny, włókienniczy, drzewny, ceramiczny, skórzany i spożywczy. To również ważny węzeł kolejowy (zniszczony i w tym czasie nieczynny), drogowy i lotniczy (lotnisko Gia Lam). Mieściły się tu szkoły wyższe, instytuty naukowo-badawcze, muzea, teatry i kina oraz ogród botaniczny. Hanoi jest miastem ogromnej liczby zabytków kultury materialnej narodu wietnamskiego. Znajdowało się tu około 400 pagód i innych świątyń. Jednym z naj-ważniejszych i najpiękniejszych zabytków jest pagoda „Na jednej kolumnie” z XI wieku, zrekonstruowana w wieku XX która swoim wyglądem przypomina kwiat lotosu.

Historia Hanoi i Wietnamu przepełniona jest baśniowymi opowieściami, umiejętnie i ciekawie przekazywanymi przez oprowadzających przewodników. Miasto zostało założo-ne w VI wieku, od 767 roku było twierdzą systematycznie rozbudowywaną. W roku 1010 zostało stolicą kraju. W XV wieku – zniszczone przez najazd chiński. W roku 1804 cesarz wietnamski Gia Long przeniósł stolicę zjednoczonego państwa do Hue.

Page 158: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

157

RELACJE I WSPOMNIENIA

Obecna nazwa obowiązuje od 1831 roku. W roku 1882 zostało ono opanowane przez Francuzów i stało się stolicą protektoratu Tonkin, a w latach 1887–1945 było siedzibą admi-nistracji francuskiej w Indochinach Francuskich.

Dzień w Hanoi zaczynał się znacznie wcześniej niż u nas, a także znacznie wcześniej niż w czasie pokoju. Już od najwcześniejszych godzin miasto żyło. Sznury rowerów ciągnęły ulicami, dużo też pieszych. Ulice były 3–4-pasmowe – zewnętrzne dla ruchu rowerzystów, wewnętrzne dla samochodów. Pierwszeństwo na skrzyżowaniach ulic (zwyczajowo przyję-to) miał pieszy i rowerzysta. Ludzie spieszyli się do pracy. Fabryki zostały przeniesione z do-tychczasowych miejsc do dżungli. Panował spokój, brak było jakichkolwiek oznak strachu, histerii czy paniki, choć każdego dnia i nocy powtarzały się alarmy przeciwlotnicze i bom-bardowania. Rowy i schrony przeciwlotnicze stały się nieodzownym elementem miejskiego krajobrazu. Wiadomości oraz żołnierskie i bojowe pieśni płynęły z głośników ulicznych i były przeplatane wskazówkami jak zachować się podczas nalotów. Dawny czerwony kolor tramwajów zastąpiła ochronna barwa zielonkawa. Przejeżdżające samochody były okryte maskującą zielenią. Autobusy były barwy żółto-zielonej.

Wieczorem i w nocy miasto było oświetlone. Czynne też były kina, teatry i wystawy. Dużo ludzi uśmiechniętych. Na pierwszy rzut oka nie było widać, że kraj jest w stanie wojny. Przypominała o tym duża liczba schronów przeciwlotniczych. W dzielnicy śródmiejskiej były one mało widoczne, gdyż urządzono je w piwnicach większych budynków bądź na podwórkach i placach. Były to murowane pomieszczenia mieszczące od kilkunastu do 200 osób. Do połowy swej wysokości były budowane w ziemi, strop natomiast był przysypany grubą warstwą ziemi. Po obu stronach chodników wzdłuż jezdni znajdowały się schrony indywidualne, 1–2-osobowe. Były to okrągłe doły o średnicy około 1 m i głębokości do 1,5 m. Rozmieszczono je w odstępach 2 do 10 m, w zależności od gęstości zaludnienia w danym rejonie. W wielu wypadkach były one ocembrowane betonowymi kręgami – jak do budowy studni, lub plecionką bambusową i przykrywane betonowymi pokrywami.

W instytucjach, zakładach pracy i hotelach były zorganizowane pododdziały samoobro-ny. Miały one za zadanie w czasie nalotów strzec porządku i dyscypliny w przydzielonych im rejonach miasta. Część z nich, uzbrojona w karabiny, zajmowała stanowiska na dachach budynków bądź obsługiwała ustawione tam karabiny maszynowe z zadaniem prowadze-nia ognia do nisko lecących samolotów nieprzyjaciela. W skład pododdziałów samoobrony wchodzili zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Podziwiałem personel hotelowy przede wszyst-kim za sprawność w działaniu.

Alarmy lotnicze dzienne i nocne dla mieszkańców Hanoi prawie spowszedniały. Musieli oni przecież w tych warunkach żyć i pracować (sam tego doświadczyłem). Bezchmurne nie-bo i dobra widoczność to dla nich zła pogoda. Częstotliwość nalotów stawała się wówczas znacznie większa. Lotnictwo starało się niszczyć wszystko, co w jakikolwiek sposób poma-gało w prowadzeniu wojny. Gdy samoloty znajdowały się w odległości około 70 km, ostrze-gano przez uliczne głośniki: „Mai Bai My”, gdy zbliżyły się na odległość 30 km – ogłaszano alarm, natomiast w przypadku braku zagrożenia zapowiadano: „Daa Bai Saa” (przeszedł), i był to sygnał powrotu do przerwanej pracy.

Podczas złej pogody (niski pułap chmur) i w nocy stosowano ataki nękające. Wtedy ogła-szano alarmy kilka razy w ciągu nocy. Najczęściej w tych samych godzinach: 19.00–22.00,

Page 159: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

158

RELACJE I WSPOMNIENIA

23.00–1.00, 3.00–4.00 i 6.00–7.00. Zdarzało się, że ogłaszano alarm równocześnie z otwar-ciem ognia przez rakiety, następnie artylerię przeciwlotniczą kalibrów: 100, 85, 57 i 37 mm. Armaty różnią się natężeniem wystrzałów i można było określić ich kaliber. Wieczorem i w nocy wraz z ogłoszeniem alarmu automatycznie wyłączano oświetlenie w całym mieście. Nie wszyscy mogli przyzwyczaić się do takich warunków. Na przykład ambasada polska akre-dytowana przy rządzie Demokratycznej Republiki Wietnamu usytuowana była niedaleko (około 1,5 km) od mostu na Rzece Czerwonej, który był nieustannym celem ataku lotnictwa, i bomby spadały niejednokrotnie blisko naszej placówki dyplomatycznej. Z polecenia amba-sadora, po ogłoszeniu alarmu, wszyscy pracownicy musieli zejść do schronu, nawet 3 razy w ciągu nocy. Podobnie było w hotelu, w którym mieszkałem. Nie wszyscy to znosili i niektó-rzy byli u kresu wytrzymałości fi zycznej i psychicznej. W roku 1968 agresja stała się bardziej brutalna i krwawa, naloty na Wietnam Północny miały coraz bardziej charakter terrorystycz-ny. Bomby burzące – na miasta i wsie, bomby kulkowe, bomby z opóźnionym zapłonem obli-czone były na jak największą liczbę ofi ar, aby złamać ducha oporu Wietnamczyków.

Obrona przeciwlotnicza Hanoi dzielnie przeciwstawiała się niszczącym nalotom prze-ciwnika, zadając mu również dotkliwe straty. Wietnamczycy dysponowali doskonale wy-szkolonymi obsługami, w znacznym stopniu były to kobiety, odpornymi psychicznie, które zdolne były na czas wykryć i otworzyć ogień do atakujących samolotów i trwać na swoich stanowiskach, mimo silnego ostrzału i bombardowania. Często stosowali również manewr sprzętem – zmiana stanowiska ogniowego po oddaniu serii wystrzałów, wykorzystywanie pozornych stanowisk ogniowych z makietami sprzętu – oraz doskonałe maskowanie (by-łem na takim). Stwarzali takie pozory rzeczywistości, że działanie przeciwnika przeciwko wyrzutniom i artylerii przeciwlotniczej były mało efektywne.

Skutki napadów lotniczych usuwały sprawnie i szybko specjalne pododdziały, które na-prawiały uszkodzone drogi i mosty, zasypywały leje po bombach. Zbombardowany obiekt był natychmiast izolowany od osób postronnych. Nigdy nie podawano wysokości strat, ani ich lokalizacji, mówiono tylko, że był bombardowany rejon, nigdy obiekt. W ten sposób chcieli pokazać, że cały ciężar wojny naród wietnamski dźwiga mężnie, z poczuciem wła-snej wartości, godnie i dzielnie znosi przeciwności losu. Wśród ludności prowadzono sys-tematyczną pracę polityczno-wychowawczą mającą na celu wyrobienie jednolitej postawy i zdecydowanych doprowadzić wojnę do zwycięskiego końca.

Heroizm walki o samostanowienie i życie w pokoju wzbudzał najwyższy podziw i uzna-nie nie tylko moje. Przypominał naszą walkę z okupantem podczas minionej wojny. Szef misji łącznikowej Demokratycznej Republiki Wietnamu, późniejszy przedstawiciel tego kraju na konferencję paryską, nadpułkownik Ha Van Lau, w rozmowie ze mną w Hanoi po-wiedziałem m.in.: „Narody nasze mają wiele wspólnego. My, Wietnamczycy, wyciągnęliśmy wnioski z waszej historii, gdyż jest ona nasycona jak i nasza walką o wolność i niepodle-głość”. W przyszłości Wietnamczycy widzieli swój kraj pełen obfi tości, ale na razie musie-li zrezygnować z najbardziej elementarnych potrzeb. Żyli biednie, nawet ubogo. Żywność była reglamentowana, przydziały więcej niż skromne, zarobki niskie, wszystko bowiem podporządkowane było potrzebom frontu. Na fali rzekomego entuzjazmu zmniejszono i tak głodowe racje żywnościowe. Pokątnie wyrażano swoje niezadowolenie. Entuzjazm wy-gasł, a zaczął, tak się wydaje, przemawiać zdrowy rozsądek. Świadczyły o tym wypowiedzi

Page 160: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

159

RELACJE I WSPOMNIENIA

m.in. ofi cerów z Misji Łącznikowej Demokratycznej Republiki Wietnamu. Zdawano sobie sprawę, że wróg jest jeszcze silny oraz dysponuje potężną techniką i potrzeba dużo czasu zanim ostatecznie zostanie pokonany.

Czy entuzjazm walki był rzeczywisty czy też wymuszony? Sądzę, że jedno i drugie. Chcieli żyć normalnie, a oni żyli w ciągłym napięciu, nękani alarmami i bombardowaniami, zatroska-ni o swoich bliskich – dzieci były szczególnie hołubione, zwłaszcza chłopcy. Nie wiedzieli co dzieje się z ich synami i mężami, których powołano do wojska i gdzieś tam walczyli. Ze wzglę-du na zachowanie tajemnicy nie podawali miejsca swego pobytu, tak przynajmniej mówiły w wielkim sekrecie bardzo nieliczne młode mężatki, rozglądając się, czy nikt inny tego nie słyszy. Widać było zmęczenie, ale nie rezygnację z walki. Z wypowiedzi wynikało, że bom-bardowania i niszczenie ich mienia nie tylko nie obniża ich morale, lecz odwrotnie, wywołuje coraz większą nienawiść i pragnienie zemsty. W przeciwieństwie do mieszkańców Wietnamu Południowego, gdzie wszystko było na sprzedaż (patrz wrażenia z Qui Nhon), tutaj spoty-kałem się na każdym kroku z godnością. Nikt nie wyciągał ręki po datek, dziecko nie wzięło cukierka, jeśli starsza osoba nie powiedziała, że to przyjaciel Ba-Lan (Polak).

Posiłki, które nam podawano, były zbyt obfi te, więc zabierałem z obiadu, często i po śniadaniu, dwie kromki chleba z porcją mięsa (były zwykle dwa dania mięsne) i kładłem taką kanapkę na półce obok kominka. Kanapka błyskawiczna i bezszelestnie znikała. Gdy-bym chciał podarować ją konkretnej osobie, spotkałbym się z odmową.

Wszystkie domy publiczne znikły (patrz Qui Nhon). Władze Demokratycznej Republiki Wietnamu stały na straży moralności swoich obywateli. Gdyby doszło jednak do zbliżenia Wietnamki i Europejczyka, wówczas ona natychmiast zostałaby wysłana do kopalni węgla kamiennego, a on, jako osoba niepożądana, musiałby w trybie pilnym opuścić kraj (opowia-dał mi o tym pracownik ambasady węgierskiej).

Warunki życia przeciętnego Wietnamczyka, w porównaniu z naszymi, były niewspół-miernie niskie. Byłem w domu rzemieślnika, który wyrabiał makatki i serwetki z listewek bambusa (modne swego czasu). Pomieszczenie 3 x 4 m, z czego prawie połowę powierzchni zajmowało łóżko rodzinne, które w dzień służyło za warsztat pracy (było to obramowanie łóżka, a na nim mata bambusowa). Jego żona akurat przyrządzała obiad – tylko ryż. Usta-wioną na zewnątrz kuchnię tworzyły trzy cegły ułożone w trójkąt. W palenisku żarzył się węgiel drzewny (palmowy). Garnek z ryżem po kilkunastu minutach zdjęto z paleniska i owinięto szmatami. Po następnych kilkunastu minutach ryż był gotowy do spożycia. Trzy małe miseczki ryżu dziennie zaspokajały potrzeby żywnościowe. U ludzi odżywiających się tylko ryżem brakuje witaminy B1 i zapadają na chorobę beri-beri, która objawia się obrzę-kiem, porażeniem mięśni i zaburzeniami neurologicznymi.

Wietnamczycy, mimo uprzejmych gestów i uśmiechu, byli mało wylewni i bardzo oszczęd-ni w słowach. Raczej słuchali i pytali, niż sami mówili. Trudno było od nich cokolwiek wy-dobyć. Odpowiadali najczęściej, że albo tego nie wiedzą, albo się tym nie interesują. Gadatli-wych natychmiast odsuwali od członków Komisji. Podczas bombardowania zginął 15-letni syn majora, ofi cera łącznikowego Demokratycznej Republiki Wietnamu. Powiedział nam o tym kierowca Warszawy przydzielonej polskiej delegacji. Gdy następnego dnia członek podkomisji złożył majorowi kondolencje, ten zachował kamienną twarz, jak gdyby to nie jego dotyczyło. Nazajutrz był już inny kierowca.

Page 161: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

160

RELACJE I WSPOMNIENIA

Podkomisja w Hanoi nie mogła wykonywać swoich zadań wynikających z uchwał genew-skich, ponieważ jej praca została czasowo zawieszona z powodu trwających bombardowań. Grupa inspekcyjna w ogóle się nie zbierała, chociaż byli tam przedstawiciele wszystkich delega-cji: hinduskiej, kanadyjskiej i polskiej. Po prostu trwaliśmy. Codziennie wychodziłem z hotelu do pracy, do siedziby delegacji polskiej, gdzie kierownikiem kancelarii był przemiły Wietnam-czyk Kim. Pracowałem od godz. 8.00 do godz. 13.00. Studiowałem w tym czasie dokumenty Komisji, historię Wietnamu, robiłem krótkie notatki oraz trochę pisałem na maszynie (uczy-łem się). Tam poznałem kilku miłych i kulturalnych ludzi, szczególnie Floriana Kaszubę, dyplo-mowanego tłumacza z języka angielskiego i francuskiego, z którym się zaprzyjaźniłem i przez cały czas pobytu trzymaliśmy się razem. Lubiłem i lubię poznawać ludzi, od których mogę się czegoś nauczyć. Po południu odbywałem spacery po mieście i odwiedzałem parki.

Bywałem w naszej ambasadzie akredytowanej przy rządzie Demokratycznej Republiki Wietnamu. Panowała tam przyjemna atmosfera. Miło było pogawędzić przy kominku, w któ-rym płonęły szczapy drewna. W tym czasie temperatura powietrza nie przekraczała 10˚C. Przed południe odwiedzałem nasz ataszat wojskowy, zapoznając się z interesującymi materia-łami. Tam właśnie zobaczyłem przez okno ambasadora chińskiego (ambasady polska i chiń-ska graniczyły ze sobą), który zamiatał podwórze, robił to podobno raz w tygodniu.

Z Florianem byliśmy wszędzie tam, gdzie nas zaproszono, m.in. na przyjęciu wyda-nym przez przewodniczącego podkomisji hinduskiej i obiedzie wydanym przez przewod-niczącego podkomisji kanadyjskiej. Dziękując gospodarzowi za doskonały obiad i miły nastrój, Kanadyjczyk zwrócił uwagę na moje półbuty (byłem po cywilnemu). Gdy dowie-dział się, że zostały kupione w Polsce, był bardzo zdziwiony i zaskoczony. Nie sądził, że w naszym kraju produkują takie ładne rzeczy? Z innym członkiem delegacji kanadyjskiej, z którym spotkałem się w Hue, zapalonym miłośnikiem hokeja, wypiliśmy sporo ginu. Rewanżowałem się dopiero w Sajgonie „Żubrówką”.

Kanadyjczycy prowadzili w Hanoi ożywioną działalność kulturalną. Raz w tygodniu wyświetlali fi lmy oraz organizowali gry i spotkania towarzyskie, na których obecni byli przedstawiciele wielu placówek dyplomatycznych. Podczas przerw w trakcie projekcji fi lmu czynny był bufet z napojami.

Ponieważ wszędzie było chłodno, wyskakiwałem od czasu do czasu do baru w hotelu „Metropol” na szklaneczkę grogu à la Kurniewicz, który rozgrzewał doskonale.

W Hanoi miałem być do 5 marca, ale z przyczyn ode mnie niezależnych odleciałem dopiero 22 marca. Wyjeżdżałem na lotnisko 6 razy, aby za każdym razem dowiedzieć się, że samolot nie wyleciał z Sajgonu z powodu złej pogody. Brak było łączności między ho-telem a lotniskiem. Każdy wyjazd na lotnisko i powrót z niego to pakowanie i ponowne rozpakowywanie. Samolot doleciał dopiero 19 marca, ale władze lotniska zatrzymały go dłużej, rzekomo z powodu spóźnienia się pasażera, który był na liście. Gdy minął wyzna-czony czas odlotu, kapitan nie zgodził się na start (wyznaczony był korytarz lotu, wysokość i ścisły czas przelotu). W 1965 roku nad Laosem doszło do strącenia samolotu komisyjnego, który przekroczył wyznaczone parametry.

Tymczasem został zniszczony most na Rzece Czerwonej. Samoloty nadleciały doliną tej rzeki, leciały bardzo nisko, poza zasięgiem wykrywania stacji radiolokacyjnych (poniżej 50 m). Komunikacja między miastem a lotniskiem odbywała się przez most pontonowy.

Page 162: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

161

RELACJE I WSPOMNIENIA

Na środku tego mostu zastał nas alarm przeciwlotniczy. Ruch w czasie trwania alarmu był zabroniony. Siedziałem więc w naszej warszawie, czekając na jego odwołanie, chociaż od-wożący mnie koniecznie chciał iść na brzeg. Uległ jednak mojej perswazji, że w samocho-dzie jest ciepło i sucho, a na brzegu chłodno i mokro. Jeżeli mamy zginąć, to wolę w ciepłym i suchym miejscu.

Innym razem, gdy samolot już doleciał i długo czekaliśmy na jego start, który nie na-stąpił jednak – z przyczyn już omówionych – wracaliśmy do hotelu drogą okrężną przez następną przeprawę pontonową odległą od pierwszej o około 20 km. Ten pierwszy most pontonowy był przerwany, aby przepuścić transport wodny z zaopatrzeniem. Wówczas do-piero zobaczyłem ogrom zniszczeń. Same ruiny i zgliszcza. Dopiero 22 marca udało się szczęśliwie wystartować i dolecieć do Sajgonu, w którym znalazłem się następnego dnia.

W tym czasie praca w Komisji była rutynowa: od czasu do czasu wyjeżdżałem na kon-trolę portu, a po południu rozglądałem się po mieście, które zmieniło się po walkach toczo-nych w okresie Święta Tet. Różne ważne instytucje zostały okolone zasiekami i siatką z dru-tu kolczastego, na których zawieszono na różnych wysokościach puszki po piwie i coca-coli (puszki te przy dotknięciu drutów wydawało metaliczny dźwięk, ostrzegając wartowników), a także zabezpieczone workami z piaskiem.

Urlop

Od 16 kwietnia przebywałem na urlopie w Kambodży razem ze Stanisławem i jeszcze dwoma kolegami: Andrzej Dobrzyńskim i Ryszardem Zieją. Zatrzymaliśmy się w Phnom Penh, w dobrym hotelu, każdy z nas mieszkał w oddzielnym pokoju. Trafi łem na niesamo-wity upał, temperatura dochodziła do 45˚C w cieniu, bez najmniejszego przewiewu. Zefi rek był bardzo pożądany i oczekiwany. W pokoju było zupełnie przyjemnie, ponieważ była do-bra klimatyzacja.

Wszędzie panowała cisza i spokój. Różnica między niedawno opuszczonym Sajgonem była ogromna – bez drutów kolczastych i Amerykanów. Wówczas Kambodża cieszyła się niedawno uzyskaną niepodległością. Nieszczęście i tragizm miały dopiero nastąpić. Na każ-dym kroku spotykałem wspaniałe miejsca do zdjęć, których robiłem sporo. Dopiero potem okazało się, że źle założyłem fi lm do aparatu i wiele pięknych ujęć straciłem bezpowrotnie.

Wybraliśmy się do Angkor Wat. Była to wspaniała, niestety jednodniowa wycieczka. Tam dopiero zobaczyłem prawdziwy folklor. Trzeba było pokonać około 200 km w jedną stronę. Wynajęliśmy taksówkę za 2200 rieli (około 40 dolarów) w obie strony. Angkor to historyczne miasto Kambodży położone na północnym brzegu jeziora Tonle Sap. W latach 802–1431 stolica państwa Khmerów, zburzona w 1177, odbudowana przez Dżajawarmana VII pod nazwą Angkor Th om. Znajdują się tam ruiny rezydencji władców i kilkudziesięciu wielkich świątyń. Tajemnicze świątynie skryte w tropikalnej dżungli, posągi bezimiennych bóstw obrośnięte porostami i pnączami odkrył w roku 1861 francuski botanik Henri Mouhot. Wśród nich słynną świątynię Angkor Wat z XII wirku. Najwspanialsze w świątyni są reliefy, 2-metrowe płaskorzeźby ciągnące się wzdłuż kilkusetmetrowej galerii. Przedstawiają one sceny mitologiczne, religijne, batalistyczne oraz z życia codziennego starożytnej Kambodży. Nie brakuje też półnagich tancerek w pełnych wdzięku pozach. Jest to kapitalne źródło wie-dzy dla współczesnych, gdyż nie zachowały się prawie żadne źródła pisane. Na dziedzińcach

Page 163: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

162

RELACJE I WSPOMNIENIA

mnisi w pomarańczowych pelerynach (togach) kontemplują z puszkami na ofi arę (jadło), gdyż tylko takie było ich źródło utrzymania.

Wróciliśmy zmęczeni, ale usatysfakcjonowani, pełni niezapomnianych wrażeń. Naza-jutrz umówiliśmy się z kierowcą (był doskonały) na kilkudniową wyprawę do Sihanoukville za 1200 rieli (około 20 dolarów).

Pierwsze kroki skierowaliśmy do restauracji, lokalu odpowiadającego naszemu kategorii „s” lub przynajmniej kategorii I. Zamówiliśmy dania fi rmowe, bo i tak nie było wiadomo co to będzie (karta z opisem po francusku). Spotkaliśmy kilkunastu gości, Francuzów, wśród których znalazł się Polak, ale byli też i Niemcy. Kelnerzy uwijali się bardzo sprawnie (aż trzech). Do obiadu piliśmy oryginalną wodę Vichy (dobra, ale droga, butelka kosztowała ponad dolara), a do kolacji piwo (butelka 1/3 l też kosztowała dolara). Ponieważ u nich obo-wiązywała prohibicja, dlatego wszelkie trunki były znacznie droższe niż w innych krajach. Pierwszy dzień kosztował nas po około 10 dolarów (trochę dużo), potem byliśmy już mniej rozrzutni.

Kąpiel w morzu bajeczna, woda ciepła, czysta, przezroczysta – widać dno – i słona (bar-dziej niż w Bałtyku), fale półmetrowej wielkości, niebo błękitne. Po wyjściu z wody pokryty byłem białym nalotem, od soli. Dokuczały również czarne muszki, które po wyjściu z wody cięły boleśnie, pozostawiając po sobie czerwone plamki, jak po ukłuciu komara. Wieczorem kolacja, spacer, kąpiel pod prysznicem i spanie. Po dniu pełnym wrażeń robiłem jeszcze notatki. Sen przychodził z trudnością.

W błogim nastroju minęły 4 dni. To był wspaniały wypoczynek, spokój cudownie od-prężał.

Powrót do kraju

Już od wczesnych godzin rannych 28 kwietnia 1968 roku nie spaliśmy, byliśmy podeks-cytowani czekającą nas podróżą. Godzinę przed odlotem opuściliśmy hotel. Byłem z niego zadowolony. Było cicho, czysto i dobrze się w nim mieszkało.

Na lotnisku ważenie bagażu. Po wyjęciu przedmiotów podręcznych, które miałem przy sobie w samolocie, akurat 20 kg. Odprowadzili nas Andrzej Dobrzyński i Ryszard Zieja, z którymi miło spędzałem urlop. Oni wracali jeszcze do Sajgonu.

8 maja o godz. 14.00 lądowaliśmy na Okęciu. Po wylądowaniu w Warszawie i wyjściu z samolotu miałem szczere chęci uklęknąć i ucałować polską ziemię, w ten sposób podzię-kować za szczęśliwy powrót do kraju. Nie uczyniłem tego, obawiając się sensacji.

Po prawie 10 miesiącach pobytu w tropiku wróciłem do kraju bardziej doświadczony życiowo, cały i zdrowy, co wykazały badania przeprowadzone w Instytucie Medycyny Tro-pikalnej w Gdyni. Bywało różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy źle. Na urlopie w Kam-bodży było cudownie. Nigdy nie chciałbym jednak tam pozostać. Tęskniłem za rodziną i krajem. Wracałem do niego z prawdziwym utęsknieniem. Tutaj bowiem czekali na mnie najbliżsi, których mi tak brakowało.

Page 164: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

163

WITOLD BUGAJNY

W MIĘDZYNARODOWEJ KOMISJI NADZORU I KONTROLI W WIETNAMIE

27 stycznia 1973 roku miało nastąpić podpisanie porozumień paryskich kończących wieloletnią wojnę w Wietnamie Południowym, tym razem pod egidą Organizacji Naro-dów Zjednoczonych. Ustalony termin został dotrzymany i podpisanie porozumień stało się faktem. Na ich podstawie doszło do zawieszenia broni i podpisania rozejmu pomiędzy walczącymi stronami: oddziałami Republiki Wietnamu, zwanej wówczas pogardliwie ad-ministracją lub reżimem sajgońskim, i sprzymierzonymi z nimi wojskami Stanów Zjed-noczonych Ameryki a oddziałami powstańczymi Republiki Wietnamu Południowego, re-prezentowanej przez Tymczasowy Rząd Rewolucyjny, działający na terenach wyzwolonych. Nadzór nad realizacją porozumień powierzono nowej Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli, która miała zastąpić działającą dotychczas komisję.

Zanim do tego doszło, w ciągu trzech dni zmobilizowano pierwszą grupę kontyngentu ofi cerów Wojska Polskiego i cywilów, która z ramienia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej miała wejść w skład Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli. Należałem do pierwszej grupy i miałem pełnić funkcję pomocnika doradcy politycznego (doradcą był wówczas Sta-nisław Stawiarski). Chodziło o to, aby przynajmniej pierwsza grupa przedstawicieli Polski w komisji zjawiła się w Wietnamie w momencie podpisania porozumień.

Samolot czarterowy Polskich Linii Lotniczych wyleciał z Warszawy w ustalonym termi-nie i nic nie wskazywało na to, że wystąpią przeszkody uniemożliwiające terminowe przyby-cia do celu. Pierwsze kłopoty wystąpiły już w Moskwie. Okazało się, że samolot dalej nie po-leci, ponieważ wykryto poważny defekt maszyny, i kilka godzin musieliśmy jednak spędzić w poczekalni dworca lotniczego. W tym czasie odwiedzali nas jacyś przedstawiciele ówcze-snych władz radzieckich. Zjawili się też pracownicy Ambasady Demokratycznej Republiki Wietnamu (Wietnamu Północnego) w Moskwie, którzy przynieśli nam puszki z konserwo-wanym ananasem. Częstowali. Przynieśli to, co mieli. Wiadomo przecież, że biedny kraj ma niewiele do podarowania. Częstując nas tak serdecznie, pozyskali naszą sympatię.

Na pokładzie nowo przybyłego samolotu udaliśmy się w dalszą drogę. Na kilka godzin zatrzymaliśmy się w Taszkiencie, stolicy Uzbekistanu. W mieście widać było jeszcze ślady niedawnego kataklizmu – trzęsienia ziemi. Nadal trwało usuwanie zniszczeń. W centrum wzniesiono już kilkanaście monumentalnych budynków, m.in. dla rządu i parlamentu. W jednym z nich mieściło się muzeum kultury materialnej, które z zainteresowaniem zwie-dzaliśmy. Byliśmy zdumieni widokiem parterowych chat zbudowanych z gliny i chrustu, które stały wzdłuż szerokich ulic na obrzeżach miasta, nietknięte trzęsieniem. Były one ze sobą ściśle połączone, jakby do siebie przylepione. Być może oparły się kataklizmowi dzięki swojej lekkości i zwartej zabudowie.

Następnego dnia, wczesnym rankiem, nasz samolot wylądował na rozległym lotni-sku jednego z miast pakistańskich. Jego nazwy już nie pomnę. Wylądowaliśmy na krótko.

Page 165: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

164

RELACJE I WSPOMNIENIA

Wysiedliśmy z samolotu, żeby rozprostować kości i rozruszać mięśnie. I wówczas zaskoczył nas niecodzienny widok. W odległości około 50 m pakistański żołnierz, zapewne przydzielony do ochrony lotniska, spał, siedząc oparty o słup lampy oświetleniowej. Owszem, był uzbrojony, lecz karabin miał przywiązany... sznurkiem do nogi. Zbudził go dopiero hałas, jaki powstał wo-kół naszego samolotu. Chociaż widział znaczną grupę ludzi ubranych w nieznane mu z pewno-ścią mundury, nie reagował. Nikt z nas również nie dawał mu jakiegokolwiek pretekstu.

W Hanoi podejmowali nas uroczystym poczęstunkiem przedstawiciele Demokratycznej Republiki Wietnamu. Byliśmy więc w Wietnamie, ale jeszcze nie w jego południowej części. Dopiero wieczorem, jeszcze tego samego dnia, samolot wylądował w Sajgonie. Gdy samolot wytracił szybkość i zatrzymał się, otoczył go kordon policji sajgońskiej. Schodziliśmy z po-kładu oślepieni światłem refl ektorów. Zrozumieliśmy, że nie jesteśmy tu pożądanymi i ocze-kiwanymi gośćmi. I trudno się dziwić, skoro ówcześnie nasze władze nie darzyły sympatią elit rządzących Wietnamem Południowym i nie utrzymywały z tym państwem żadnych stosun-ków dyplomatycznych. Stały temu na przeszkodzie zasadnicze różnice ideologiczne i politycz-ne. Podstawionymi autobusami zostaliśmy przewiezieni do miejsc zakwaterowania – jedni w hotelach, inni w lotniczej bazie amerykańskiej Tan Son Nhut na obrzeżach Sajgonu.

Pierwsze dni pobytu przeznaczone były na aklimatyzację. Szczególnie dotkliwe były upały. W dzień dokuczało pragnienie, w nocy moskity. Amerykanie mieli opuścić Wietnam w ciągu trzech miesięcy od podpisania porozumień paryskich. Z niecierpliwością oczeki-wali powrotu do swego kraju. Żołnierze i ofi cerowie popadali w euforię, opanowała ich niezwykła radość. Mieli już dość wojny, moskitów, malarii i spiekoty. Radości dawali upust w piciu, chóralnym śpiewie i uciechach. Żałowali jedynie uroczych dziewcząt wietnam-skich, z którymi byli związani niekłamanym uczuciem. W stosunku do nas byli wylewni, życzliwi i gościnni. Gdy opuścili bazę Tan Son Nhut, zajęliśmy po nich kwatery – wygodne i klimatyzowane. Od tego czasu warunki nasze poprawiły się całkowicie.

Będąc pomocnikiem doradcy politycznego, pracowałem w sztabie mieszczącym się w centrum miasta. Jako prawnik z zawodu należałem do zespołu osób stanowiących komórkę prawną. Naszym zadaniem było tłumaczenie, analiza i opracowywanie wniosków na podsta-wie codziennych raportów, które napływały od grup regionalnych, a dotyczyły incydentów zbrojnych. Były one przygotowane dla kierownictwa naszego przedstawicielstwa celem przed-stawienia polskiego punktu widzenia na posiedzeniach komisji, które odbywały się dwa razy w tygodniu z udziałem przewodniczących wszystkich delegacji narodowych. Praca wymagała pośpiechu. Na każde posiedzenie komisji należało przygotować stosowny materiał. Przed każ-dym posiedzeniem udzielał się nam nastrój napięcia i zdenerwowania. Podgrzewał go Michał Herman, kierownik komórki prawnej. Jego poczucie odpowiedzialności udzielało się pozosta-łym. Trudy dnia powszedniego rekompensowaliśmy sobie w niedziele i święta. Wsiadaliśmy wtedy do autokaru komisji i jechaliśmy do Wung Tau – nadmorskiej miejscowości letniskowej i rekreacyjnej, gdzie wypoczywaliśmy, zażywając kąpieli morskich i słonecznych.

Pracę komisji warunkowała sytuacja panująca w terenie. Zawarcie rozejmu nie rozwią-zywało problemu. W kraju codziennie dochodziło od kilkunastu do kilkudziesięciu krwa-wych incydentów. Strony nie zaniechały całkowicie walk. Nadal lała się krew, tu i ówdzie toczyły się regularne bitwy z udziałem artylerii i lotnictwa. Zmagały się całe kompanie i bataliony. Niekiedy dochodziło do aktów zbrodniczych, bo jak inaczej nazwać wrzucenie

Page 166: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

165

RELACJE I WSPOMNIENIA

granatu do klasy szkolnej i zabicie kilkanaściorga dzieci lub wymordowanie pod osłoną nocy całej licznej rodziny wójta i podpalenie jego zabudowań.

Pod ogień artylerii dostawały się również niektóre grupy kontrolne komisji, często świa-domie lokowane w pobliżu ważnych obiektów strategicznych. Pamiętam, że płk Wieczorek (obecnie generał w stanie spoczynku), szef jednej z grup regionalnych, meldował sztabowi: „Od tygodnia jesteśmy ostrzeliwani ogniem artylerii. Nawet na chwilę nie możemy opuścić schronu, a kończą się nam zapasy żywności”. Trzeba było interweniować na szczeblu kie-rownictwa komisji. Nie było to najtragiczniejsze zdarzenie, to miało dopiero nastąpić.

Realizując swój program działania, komisja postanowiła zainstalować lokalną grupę kon-trolną na terenie wyzwolonym przez oddziały wyzwoleńcze Tymczasowego Rządu Rewolucyj-nego Republiki Wietnamu Południowego. W tym celu dokonano niezbędnych przygotowań. Członkowie grupy, w tym dwóch Polaków (ppłk Piątek i kpt. Sobieraj), mieli lecieć dwoma śmigłowcami pilotowanymi przez doświadczonych amerykańskich pilotów wojskowych. Wy-znaczeni zostali ofi cerowie łącznikowi obydwu stron oraz tłumacze. Śmigłowce miały lecieć nad wyznaczoną drogą szlakiem o szerokości 6 km. W punkcie rozwidlenia dróg miały skrę-cić i lecieć dalej nad jedną z nich. Maszyny wystartowały i leciały zgodnie z planem, aż do owego rozwidlenia. Tu wybrały jednak niewłaściwą drogę. Przeleciały jeszcze około 20 km i nagle pierwszy z lecących śmigłowców trafi ony został rakietą. Spadł na ziemię i roztrzaskał się. Pilot drugiego śmigłowca, widząc co się stało, sprowadził maszynę do lądowania i unik-nął losu pierwszego. Z trafi onej maszyny nikt nie ocalał. Wśród członków komisji zapanował nastrój przygnębienia. Wszystko wskazywało na to, że wśród zabitych znajduje się przynajm-niej jeden Polak. Wynikało to z planowanego rozmieszczenia ofi cerów w poszczególnych śmigłowcach. Później okazało się, że przed wylotem, w wyniku koleżeńskiego porozumienia, obydwaj Węgrzy postanowili lecieć razem pierwszym śmigłowcem, obydwaj zaś Polacy – dru-gi. Niefortunna dla Węgrów zamiana zakończyła się śmiercią obydwu. Polacy mogli mówić o ogromnym szczęściu – obydwaj przeżyli. Następnego dnia specjalnym samolotem zwłoki poległych, po identyfi kacji, zostały przywiezione do Sajgonu.

Grupa regionalna w Hue, dawnej stolicy cesarskiej Wietnamu, rozpoczęła prace nad ustaleniem przyczyn i okoliczności zdarzenia. Przedstawicieli polskich reprezentowali nie-żyjący już dziś płk Barcikowski i jego zastępca ppłk Rojek. Asystował im polski tłumacz. Doradca polityczny polecił mi wziąć udział w tych czynnościach. Szef przedstawicielstwa polskiego, min. Wasilewski, uznał, że jako prawnik powinienem służyć naszym przedsta-wicielom uwagami dotyczącymi śledztwa. Tak też się stało. Poleciałem. Z przesiadkami do-tarłem do celu jeszcze tego samego dnia. Trwały przesłuchania i rozmowy. Grupa nie była jednomyślna co do przyczyn katastrofy i raport z rozbieżnościami przekazała do sztabu w Sajgonie. Polska i węgierska delegacja obstawały przy twierdzeniu, że przyczyną tragedii było zderzenie się helikoptera ze zboczem góry, podczas gdy delegacje pozostałych państw uważały, że maszyna została zestrzelona rakietą ziemia–powietrze przez wojska Frontu Wy-zwolenia Narodowego. Tak w istocie było, ale delegacje państw socjalistycznych musiały wówczas kierować się wytycznymi Moskwy.

Nic nie stało na przeszkodzie, żeby przyznać, że śmigłowiec został zestrzelony. Wszak nie-podważalny był fakt, że helikoptery zboczyły z ustalonej trasy. A skoro tak, to żołnierz, który odpalił rakietę, nie mógł wiedzieć, że ma do czynienia z misją o charakterze rozjemczym. Brak

Page 167: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

166

RELACJE I WSPOMNIENIA

bieżącej łączności i ewidentny błąd pilotów amerykańskich stały się faktyczną przyczyną tra-gedii. W tym przypadku sprawę można było zakończyć, przekazując wyrazy ubolewania.

Hue od granicznego wówczas miasta Quang Tri dzieli około 100 km. Będąc w stolicy cesarskiego Wietnamu, miałem okazję widzieć ruiny tego miasta. Amerykańskie bombar-dowania zamieniły miasto w zwały gruzów, pozostały jedynie scalone konstrukcje budyn-ków, zwoje jakiejś blachy, stosy stłuczonej dachówki. Nie było ani jednego całego domu, ani jednego całego fragmentu budynku. Na gruzach tych nie było widać śladów jakiegokolwiek życia. Kto widział bezpośrednio po wojnie gruzy warszawskiego getta, ten łatwiej może wy-obrazić sobie obraz tamtego miasta. Hue leżało nad rzeką Th ach Han. Po jej drugiej stronie obozowały wojska Wietnamu Północnego.

Droga z Hue do Quang Tri to krajobraz po bitwie, dosłownie i w przenośni. Po obydwu jej stronach rozlokowane były jednostki wojskowe. Co kilka kilometrów drogę patrolowały stacjonarne posterunki kontrolne. Na jezdni ustawione były beczki wypełnione piachem, a na poboczach zwoje drutu kolczastego. W tych miejscach pojazdy zmuszone były zwal-niać biegu, poruszając się slalomem. W ten sposób posterunki realizowały kontrolę ruchu drogowego. Po obydwu stronach drogi zalegały stosy łusek od pocisków artyleryjskich i wraki pojazdów mechanicznych. To ślady walk stoczonych przez wojska sajgońskie i amerykańskie z oddziałami Frontu Wyzwolenia Narodowego i wojskami pancernymi Wietnamu Północnego nacierającymi na miasto Hue. Należy przypomnieć, że do miasta dotarły niewielkie grupy nacierających, które zdołały obsadzić mury cytadeli, lecz po kilku-dniowych walkach zostały zlikwidowane.

Nasze polityczne zaangażowanie, podobnie jak delegacji węgierskiej, po stronie Frontu Wyzwolenia Narodowego Republiki Wietnamu Południowego musiało spowodować nie-przychylny do Polaków i Węgrów stosunek rządu sajgońskiego. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Pewnego dnia przed siedzibą sztabu komisji pojawiła się grupa demonstran-tów. Jej wystąpienia miały charakter antypolski i antywęgierski. Wznoszono wrogie okrzyki, wymachiwano transparentami. Trwało to około pół godziny. Pokrzyczano, pomachano, po czym zgromadzeni rozpłynęli się w zaułkach pobliskich ulic. Szkód nie wyrządzono. Nadal sprzyjaliśmy Frontowi Wyzwolenia Narodowego. Przebieg demonstracji nie wskazywał na jej spontaniczność, jej reżyseria zaś nie była najwyższego lotu.

Sajgon – stolica ówczesnego Wietnamu Południowego, siedziba sztabu komisji. Mia-sto przypominało wówczas obóz warowny. Na rzece o takiej samej nazwie, przepływają-cej leniwie przez miasto, usytuowany był port wojenny. Przy nabrzeżach cumowały okrę-ty wojenne. Ważniejsze obiekty strzeżone były przez posterunki wojskowe. Otaczały je mury, zwoje drutu kolczastego, worki wypełnione piaskiem, a na nich usytuowane były karabiny maszynowe. Na obrzeżach stolicy, w bazie Tan Son Nhut, stacjonowały pancerne i lotnicze wojska amerykańskie i sajgońskie. Baza stanowiła samodzielny i samowystarczal-ny kompleks. W jej obrębie znajdowała się elektrownia, koszary dla żołnierzy i klimaty-zowane pomieszczenia mieszkalne dla kadry ofi cerskiej, dwa kościoły, kasyno dla ofi ce-rów i oddzielne dla podofi cerów, wreszcie... osiem domów publicznych. Nie wspominam o rzędach samolotów transportowych i helikopterów (każdy w betonowym boksie). Podob-ny charakter miały także inne miasta i bazy wojskowe.

Page 168: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

167

RELACJE I WSPOMNIENIA

Sajgon w czasie stacjonowania Amerykanów przeżywał okres rozkwitu. Ameryka utrzy-mywała z Wietnamem Południowym nieprzerwany most powietrzny, dostarczając codzien-nie samolotami zapasy świeżej żywności, napojów, środków higieny osobistej, środków czy-stości itp. Dostawy były wprawdzie przeznaczone dla armii amerykańskiej i sajgońskiej, ale sporo z tego przenikało na rynek wewnętrzny, m.in. dzięki bliskim kontaktom żołnierzy amerykańskich z wietnamskimi dziewczętami. Stan ten trwał do czasu ewakuacji wojsk amerykańskich. Wkrótce potem na rynku wystąpiły trudności, ceny z dnia na dzień rosły, pustoszały stragany uliczne w bazie Tan Son Nhut, domy publiczne przestały przyjmować klientów i całkowicie opustoszały.

Wcześniej, podczas pobytu w podobnej komisji w Królestwie Laosu zaprzyjaźniłem się z płk. Marianem Szumowskim. Po latach los zetknął nas w Wietnamie. Razem spędzaliśmy wolne chwile. Zwiedzaliśmy miasto, robiliśmy zakupy, odwiedzaliśmy znajomych mieszkają-cych w hotelach, odbywaliśmy spacery. Miasto liczyło wówczas... około 3 mln mieszkańców.

Ślady długoletniej wyniszczającej wojny widoczne były wszędzie. Wspomniałem o ruinach miasta Quang Tri. Przy tym ze śmigłowca czy samolotu widać było linie lejów w rzadszych partiach dżungli i na otwartej przestrzeni po bombardowaniach dywanowych. Na ulicach inwalidzi wojenni, bez środków do życia, żeby przeżyć, musieli żebrać.

Pewien obrazek utrwalił się mocno w mojej pamięci. Oto na jednej z ulic Sajgonu, przy budynku mieszczącym pewną instytucję amerykańską, pojawiał się codziennie młody inwalida w mundurze żołnierza sajgońskiego. Nie miał obydwu dłoni. Zarabiał na życie w ten sposób, że ułatwiał samochodom amerykańskim wyjazd z posesji na ulicę. Najbardziej makabryczne były widoki w czasie wymiany jeńców między walczącymi do niedawna stro-nami: bez rąk, bez nóg, ślepe i oszpecone ludzkie kadłuby. To żołnierze Frontu Wyzwolenia Narodowego przy pomocy innych osób opuszczali sajgońskie obozy jenieckie z nienawiścią w oczach i pogardą dla tych, którzy im ten los zgotowali, dla lotników amerykańskich.

Napór wojsk Frontu Wyzwolenia Narodowego sprawił, że wojsko sajgońskie strzegło nieprzerwanie nawet najmniejszych obiektów o znaczeniu strategicznym. Chroniony był każdy, nawet najmniejszy most. Patrole wojskowe Republiki Wietnamu codziennie kontro-lowały swoje terytorium. Przeczesywano zarośla, plantacje bananowców i kauczukowców. W trakcie tego dochodziło do potyczek i krwawych starć. Tereny były minowane, przeważ-nie nocą. Na nich wylatywały w powietrze pojazdy wojskowe i cywilne, ginęli żołnierze i cy-wile. Chłop, wychodząc do pracy w polu, nie miał pewności, czy powróci do domu. Każde jego stąpnięcie mogło być ostatnie.

Różnice w poziomie życia Wietnamczyków widoczne były na każdym kroku, na przy-kład motoryzacja. W Wietnamie Północnym dominowała wówczas komunikacja rowero-wa, natomiast do Wietnamu Południowego wielkim krokiem wkraczała motoryzacja. Przo-dowała pod tym względem stolica. Nadchodziło nowe. Owo nowe zderzało się ze starym, wypierając je w sposób bezwzględny. Na ulicach Sajgonu coraz rzadziej widziało się rykszę, a jeszcze rzadziej napędzaną siłą ludzkich mięśni. Tempo życia w mieście było niezwykle szybkie. Od samego rana do godziny policyjnej ulicami sunęły sznury różnych pojazdów, nowych i zdezelowanych – samochodów, motocykli, motorowerów, przeważnie produkcji japońskiej. Tłoczno było od pojazdów i przechodniów. Na jezdniach tworzyły się olbrzy-mie korki, a nad nimi unosiły się chmury duszących spalin, które drażniły gardło i oczy.

Page 169: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

168

RELACJE I WSPOMNIENIA

Przepisy miejscowe nie ograniczały liczby przewożonych osób. Nic zatem dziwnego, że do pojazdu wchodziło tyle osób, ile mógł pomieścić. Któregoś dnia wprawił mnie w zdumienie samochód osobowy przewożący jedenaście osób (jedenastą w bagażniku).

W centrum Sajgonu, podobnie jak w innych miastach wietnamskich, zderzały się bo-gactwo z ubóstwem, przepych z nędzą. Ekskluzywne sklepy, przeważnie miejscowych mi-lionerów, były ulokowane przy głównych ulicach miasta – Le Loi, Tu Do, Nguyen Hue. Ich wystawy świeciły blaskiem wyrobów ze złota, misternie wykonanych, o wysokich walorach artystycznych. Inne sklepy oferowały wyroby ze srebra, jeszcze inne – zegary i zegarki, wy-roby elektrotechniczne i radiotechniczne. Tu fi rmy z całego świata toczyły walkę o wpływy. Znakomicie prezentowały się sklepy fonografi czne i pamiątkarskie, zwłaszcza wyroby z laki i ceramiki. Piękne tkaniny sprowadzane były niemal z całego świata. Wszystko tak piękne, że można było kupować „w ciemno”. Trzeba było mieć jednak za co. Ceny były wysokie, a zarobki niskie. Taniej można było kupować na bazarach i ulicznych straganach, ale z tym wiązało się ryzyko. Można było kupić towar gorszego gatunku, a na dodatek przepłacić. W zasadzie nie było stałych cen. Niemal wszędzie należało się targować. Sprzedawca poda-wał zazwyczaj klientowi wstępną cenę dwukrotnie lub nawet trzykrotnie wyższą. Oferowa-no towar w sposób natrętny, czasem wręcz agresywny. Przy tym najbardziej natrętne były dzieci sprzedające gazety i różne gadżety. To one najczęściej brały klienta „na zmęczenie”. Odnosiło się to zwłaszcza do cudzoziemców. Za takim klientem mały sprzedawca chodził krok w krok – jak cień – i wpychał mu oferowany towar. Wobec natręta nie skutkowały ani groźby, ani prośby. Wreszcie wyczerpany klient kupował daną rzecz, choć nie była mu ona potrzebna, byle tylko uwolnić od swego „prześladowcy”.

Na ulicach spotykało się wielu żebraków. O wsparcie prosili tak dorośli, jak i dzieci. Przyczyną zjawiska było ubóstwo i niedostatek. Na wojnie jedni się wzbogacili, a inni stra-cili dorobek całego życia i stali się nędzarzami. Wśród żebraków mnóstwo sierot i półsierot, którym wojna zabrała obydwoje lub jedno z rodziców. Na chodnikach kalekie dzieci, naj-częściej po doznanych urazach. Żebracy oblegali miejsca najbardziej uczęszczane – pocz-tę, hotele, bogatsze sklepy itp. Byli bardzo natarczywi, szczególnie wobec cudzoziemców. Chwytali ich za kieszenie, rękawy i torby, nie dawali spokoju. Najtrudniej było dokonać zakupów. W takiej sytuacji zwykle zjawiał się jeden żebrak, potem drugi, trzeci... dziesią-ty. Wkrótce cały tłum otaczał kupującego, utrudniając mu dokonanie transakcji. W takich warunkach najłatwiej było coś wyżebrać lub ukraść, bo tamtejszy żebrak imał się każdego sposobu. Wśród ogromnej rzeszy nędzarzy zdarzali się cwaniacy, którym zależało na wyłu-dzeniu kilku piastrów, bynajmniej nie na żywność. Na groteskę zakrawało zachowanie jed-nego z chłopców, dobrze ubranego, dobrze odżywionego, który rozkładał rozkrojoną bułkę, dając do zrozumienia, że brakuje mu pieniędzy na masło. Ale były i tragiczne przypadki. Dwaj chłopcy, bracia, brudni i obdarci, upośledzeni fi zycznie i umysłowo, dzień w dzień leżeli na chodniku jednej z ulic sajgońskich w słonecznej spiekocie. Oni nawet nie prosili o pomoc. Może nie potrafi li, choć mieli przy sobie metalowe pojemniki przeznaczone na datki pieniężne. Niestety, niewielu przechodniów interesowało się ich losem.

Jeszcze inny obrazek. Przed jedną ze świątyń buddyjskich (pagód) szpaler siedzących osób obojga płci i w różnym wieku. Okazało się, że to żebracy proszący o pieniądze. Się-gnąłem do kieszeni. Wysupłałem z niej trochę monet. Widząc to, mało ruchliwe przedtem

Page 170: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

169

RELACJE I WSPOMNIENIA

postacie ożywiły się i poderwały w jednej chwili. Zostałem osaczony. Powstało zamieszanie. Obdzieliłem tylko część proszących. W miarę jak rozdzielałem pieniądze, pojawiało się co-raz więcej żebraków. Wyrastali jak spod ziemi i stawali się coraz natrętniejsi. Trzeba było znikać. Nie bez trudu udało mi się wydostać z okrążenia. Oddalałem się ku wyraźnemu niezadowoleniu i rozczarowaniu tych, którym szczęście nie dopisało.

Poza żebrakami plagą stolicy byli złodzieje rekrutujący się m.in. ze zdemoralizowanych żołnierzy sajgońskich. Kradzieże, rabunki i rozboje były na porządku dziennym. Można było być okradzionym w biały dzień, w sposób przebiegły, podstępny i zuchwały. Ofi ara-mi zazwyczaj padali cudzoziemcy. Do nagminnych należało działanie przestępcze wyspe-cjalizowanych dwójek motocyklowych. Polegało to na tym, że motocyklista podjeżdżał na swym motorze pod nic nie przeczuwającego przechodnia, czy też pasażera innego pojazdu, jego wspólnik zaś nagłym szarpnięciem zrywał z ręki ofi ary zegarek, wyrywał aparat fo-tografi czny, torbę z zawartością, po czym motocykl oddalał się w nieznanym, przeważnie odwrotnym kierunku. Niektórzy tracili swoje aparaty w czasie fotografowania. Każda inter-wencja w tych warunkach pozostawała spóźniona, tym bardziej że policja sajgońska w tych sprawach wykazywała wyjątkową obojętność.

Dziewczęta lekkich obyczajów upodobały sobie hotelowe kawiarnie i restauracje. Wie-loletni pobyt w Wietnamie Amerykanów i trwająca wojna przyczyniły się do rozwoju pro-stytucji. Dolar podbijał serca i torował drogę do kobiecych wdzięków, łamał charaktery i poczucie godności kobiecej. Żołnierz płacił i wymagał od kobiety uległości, posłuszeń-stwa i oddania. Dziewczęta prezentowały się powabnie i kusząco. Na widok cudzoziemca reagowały jednoznacznie. Zachęcały do kontaktu uśmiechem, gestem, łamaną angielszczy-zną zapraszały do domu lub do hotelu. W ogóle były delikatne w sposobie bycia. Wszystko obliczone było na pozyskanie klienta.

Sajgon, podobnie jak wiele miast azjatyckich, był brudny i zaniedbany. W mieście nie pro-wadzono żadnych inwestycji, nie modernizowano i nie remontowano istniejących obiektów, nie doskonalono urządzeń komunalnych, nie rozwijano budownictwa mieszkaniowego. Kraj był zajęty wojną, a po zawarciu rozejmu zastanawiano się nad usuwaniem jej skutków. O ile w centrum stolicy panował względny porządek, o tyle przedmieścia tonęły w śmieciach. Skła-dano je na pobocza ulic lub od razu spalano. Chmury dymu spowijały znaczne przestrzenie atmosfery. Mdły odór z gnijących odpadów unosił się nad osiedlami mieszkalnymi. Składo-wiska śmieci stanowiły pożywkę dla much i innych owadów – nosicieli chorób zakaźnych. Zgłodniałe psy miały również w tym swój udział, wywlekając ze śmieci resztki pożywienia.

Sajgon pozostał w mojej pamięci miastem kontrastów. Na jego przedmieściach w skle-conych z byle czego domostwach koncentrowała się bieda. Obdarci i niedożywieni ludzie snuli się poboczami wąskich ulic. Zaniedbane dzieci na miejsce zabaw upodobały sobie chodniki, czasem pobliskie skwery. Przy zabudowaniach mieszkalnych rozlokowały się drobne warsztaty, stragany z owocami i warzywami. Tu i ówdzie prosperował sklepik z ar-tykułami spożywczymi. Obraz ten uzupełniały drobne jadłodajnie. W centrum miasta, nad rzeką Sajgon, jakby z wody wyrastały chaty na palach, tonące w zieleni palm. W zatokach morskich i stałych rozlewiskach rzek ludzie zamieszkiwali dżonki lub inne zadaszone łodzie zacumowane przy brzegach. Tak mieszkała biedota. Tymczasem zamożni obywatele miasta mieli murowane wielopiętrowe domy, natomiast milionerzy – luksusowe wille.

Page 171: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

170

RELACJE I WSPOMNIENIA

Sajgon przecina nie tylko rzeka, ale także czynna linia kolejowa. Pociągi toczą się wąski-mi ulicami, obustronnie zabudowanymi. Pomiędzy jednym a drugim przejazdem pociągu na torach tętniło życie. Dorośli wykonywali różnego rodzaju czynności, dzieci bawiły się, odrabiały lekcje, spożywały posiłki. Między szynami biegały zwierzęta domowe. Przeciągły gwizd lokomotywy obwieszczał nadejście pociągu. Na ten czas wszystko co żyło opuszcza-ło tory, dróżnicy zamykali zapory, ostrzegając o niebezpieczeństwie. Pociąg przetaczał się z łoskotem, po czym życie ponownie wracało na tory. I tak codziennie.

Cholon – to jedna z dzielnic Sajgonu, zamieszkała przeważnie przez Chińczyków. Z tego powodu nazywano ją potocznie dzielnicą chińską. Była to najbogatsza część miasta, zupeł-nie inny świat. Tu kontrasty były największe. Bogactwo przytłaczało ubóstwo, sprawiając wrażenie, że wszyscy żyją na najwyższym poziomie. Tu i domy ładniejsze, i ulice schludniej-sze, i sklepy bogatsze. W sklepach pełno wyrobów ze złota, platyny, srebra. Na wystawach żółciło się od biżuterii. Mogłoby się wydawać, że całe zapasy kosztowności wyłożono na widok publiczny. Oferta istotnie frapująca.

W Wietnamie religią dominującą jest buddyzm. W każdej pagodzie spotyka się posąg uśmiechniętego Buddy – twórcy owej religii i proroka. Do każdej z nich wiodą schody ob-ramowane rzeźbami pozłacanych smoków. Obrzędy religijne są skromne. Następne miejsce zajmuje religia katolicka, o czym świadczą rozsiane po kraju kościoły. Wiele z nich znajduje się w Sajgonie. To spuścizna kolonializmu francuskiego. W kraju tym przez dziesiątki lat Francuzi krzewili swoją kulturę i obyczaje.

Do kraju wracaliśmy również samolotem czarterowym Polskich Linii Lotniczych, tą samą trasą. Kończył się 9-miesięczny pobyt w Wietnamie Południowym. Była jesień – paź-dziernik 1973 roku. Przebyłem tam i z powrotem łącznie około 24 tys. km. Tak jak w Wiet-namie trzeba było aklimatyzować się w kraju ojczystym.

Długo pozostawałem pod wrażeniem Wietnamu – jego ludzi, klimatu i przyrody. Pozo-stało w mojej pamięci piękne nadmorskie wybrzeże. Urzekały zwłaszcza stożkowate wyspy podobne do kretowisk, zabudowane u podnóża chatami tonącymi w tropikalnej roślinno-ści, np. w rejonie nadmorskiego kurortu Nha Trang lub portu Da Nang. Pełna uroku jest delta Mekongu w rejonie miast Can Th o i My Th o, szczególnie potężny jej nurt i brzegi zabudowane chatami na palach i porosłe bujną roślinnością. Zdumiewają w tamtej strefi e geografi cznej sosny, jakże podobne do naszych, w rejonie wysokogórskiego miasteczka Da-lat, gdzie klimat w niczym nie przypomina tropikalnego. Uroki tego kraju można mnożyć.

Rozejm w Wietnamie trwał jeszcze niewiele ponad rok. Po ewakuacji wojsk amerykań-skich władze sajgońskie straciły swoje militarne zaplecze i stały się niezdolne do utrzymania swojego terytorium. Na podstawie informacji docierających stamtąd do Polski, czuło się bliski koniec podziału Wietnamu. Tak też się stało. Z północy wyszło potężne uderzenie wojsk Frontu Wyzwolenia Narodowego i ówczesnej Demokratycznej Republiki Wietnamu (Wietnamu Północnego), które w krótkim czasie opanowały całe terytorium Wietnamu Po-łudniowego. Rozpoczął się proces integracji obydwu części tego kraju. Nastąpił prawdziwy koniec wojny wietnamskiej.

Page 172: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

171

RUDOLF DZIPANOW

OPOWIADANIA WIETNAMSKIE

„Muzo, męża wyśpiewaj co święty gród Troizburzywszy, długo błądził i w tułaczceswojej, siła różnych miast widział,poznał tylu ludów zwyczaje, a co przygóddoświadczył i trudów...”

Homer, Odyseja

KaśkaZginęła nasza Kaśka. Kaśka i Kuba to para uroczych małpek. Żyją one sobie na naszej

Air Base wśród ludzi i ryku silników. Są szalenie miłe, inteligentne i bardzo do nas przy-wiązane. Wprawdzie mają one swój domek zrobiony z wielkiej, niepotrzebnej skrzyni, ale najczęściej buszują po całym terenie, zupełnie wolne i szczęśliwe.

Wszyscy je bardzo lubimy, a one, pełnie zaufania do nas wchodzą na nasze ramiona, głowy i, obejmując za szyję, mizdżą się do nas i uśmiechają jak prawdziwe małpiszony, w szerokim tego słowa znaczeniu. Szelmy dobrze wiedzą, że zawsze coś dobrego dostaną do zjedzenia.

Kilka dni temu nasz ogrodnik pięknie uporządkował rabaty z cudownymi kwiatami, spotykanymi tylko tu, w tropiku. Tymczasem Kaśka i Kuba uzupełniły te porządki według własnego gustu. Tej samej nocy zginęła nasza urocza Kaśka... Wszyscy są przekonani, że wietnamski ogrodnik, mszcząc się okrutnie, zabił Kaśkę i zjadł ją, bo trzeba wiedzieć, że małpy zaliczane są tu do wyjątkowo smacznych pieczystych.

Siedzi więc teraz w swoim domku smutny Kuba, a i my czujemy brak kogoś bliskiego...Mijały tygodnie, a Kuba był coraz bardziej smutny, stracił apetyt i nie chciał wychodzić

ze swego domku. Musieliśmy więc odesłać go samolotem daleko na północ, do Hue, gdzie znów zamieszkał z inną małpką.

Podobno jest zadowolony, ale czasem wpada w jakąś dziwną zadumę...

Kroczące drzewoNie jest ich tu zbyt wiele i chyba należą do osobliwości tego kraju. Są one wielkie i wspa-

niałe, są – jeśli tak można określić – uosobieniem życia wszystkich drzew świata. Osobli-wość ich polega na tym, że nie są, jak wszystkie inne drzewa, wrośnięte w ziemię na stałe, począwszy od wiotkiej młodej łodyżki, aż po spróchniałą starość i śmierć drewnianych ol-brzymów. Odwrotnie, idą one wolniutko, szukając lepszych warunków wegetacji.

Na taki właśnie tryb życia koczujących drzew pozwala im specyfi czna budowa. Otóż, wielką i wspaniałą koronę mają podobną do wiekopomnych dębów. Pień również mają potężny, mocny i wysoki na kilkadziesiąt metrów. Nie wrasta on jednak w ziemię, lecz kończy się mniej więcej 5–7 m nad jej powierzchnią. Dalej zaczyna się gęstwina cięż-kich korzeni, które rozkładają się potężnym wachlarzem wokół osi pnia i wsysają w ziemię,

Page 173: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

172

RELACJE I WSPOMNIENIA

szukając życiodajnych pokarmów. W gąszczu tych korzeni stare obumierają, a wciąż rodzą się nowe.

Rosną one, przedzierając się przez gęstwinę innych korzeni, aby wessać się daleko w nowy i jeszcze nie wyeksploatowany grunt. Jest ich coraz więcej i więcej. Szybko wzmac-niają się i grubieją, przenosząc tym samym podstawę wielkiego drzewa do nowego, soko-dajnego miejsca. I tak, zmieniając żerowisko – jeśli można użyć tego określenia – drzewo kroczy i porusza się, aby przez swój długi żywot przejść kilkanaście metrów.

Wspaniale i mądrze jest urządzony ten świat. Prawda?

Wigilijny wieczórJest wigilijny wieczór... Sączę gin, a moje myśli są w dalekiej drodze do Was – najdrożsi.

Gna ona przez bezkres Azji, dzikie pustynie, niebotyczne góry, dżungle i rzeki – wszystko to – co nas okrutnie dziś dzieli, w ten cichy, pełen słodyczy wigilijny wieczór.

Siedzę tu samotnie, generał, Polak, daleko, daleko od swoich. Siedzę w wygodnym fotelu w mojej luksusowej willi, o dziwo, do niedawna zajmowanej przez Westmorelanda, generała Stanów Zjednoczonych.

Czy sam ten fakt nie jest już dziwny...? A dziwów jest tu znacznie, znacznie więcej...Ciągle dziwi mnie to, że w otaczającej egzotyce nie mogę jakoś umieścić tak dobrze zna-

nego mi obrazu i nastroju świąt. Czterdziestokilkustopniowy upał roztapia w tym obrazie czapy białego puchu, którym tam, w Ojczyźnie, noc wigilijna okryła nasze wspaniałe świer-ki i jodły. A tu palmy i bambusy – zupełnie mi nie pasują do zimowego krajobrazu, który tak usilnie przywołuję dziś w mojej pamięci... A zagadkowa tajemniczość Buddy, który ciągle spogląda na mnie swoim kamiennym wzrokiem, jakże daleka jest ona od twarzy Bogarodzi-ców – pełnych radosnego spokoju i anielskiej dobroci...

Za oknami ryczące głosy lotniczych silników są mi dziś szczególnie obce, inne od rzew-nych kolęd, pięknych i pełnych matczynej słodyczy.

Te ryki silników są jakimś złowieszczym sygnałem krążącej tu stale śmierci, są całkowi-tym przeciwieństwem pięknego hejnału narodzin człowieczego życia...

Jak się więc tu nie dziwić, szukając odpowiedzi na proste pytanie: Jakie losy i jakie drogi przywiodły nas tu, na kraniec tego olbrzymiego świata...? Któż na to odpowie w tę noc wigi-lijną? Może ty, zielona jaszczurko, co siedzisz tak cicho na skraju światła mojej lampy...

PrzyjęciaBardzo często, może aż nazbyt często, jestem proszony na liczne dinnery, lunche czy

też zwykłe cocktail-party. Myślę, że wynika to z tego, iż tu, w południowym Wietnamie, nie mamy naszej ofi cjalnej placówki dyplomatycznej. Będąc przedstawicielami Polski do Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru (International Commission of Control and Supervison – ICCS) w Wietnamie, jesteśmy jedynymi reprezentantami naszego kraju i dla-tego też proszą nas ciągle na spotkania i różnorodne przyjęcia.

Prawdę mówiąc, chyba co drugi wieczór mam zajęty. Imprezy te przebiegają tro-chę inaczej od znanych nam z Europy. Głównie i przede wszystkim jest to podyktowane warunkami geografi cznymi i klimatycznymi, chociaż tradycje azjatyckie i nawyki zwy-czajowe również w poważnym stopniu naruszają przyjęte w europejskiej dyplomacji

Page 174: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

173

RELACJE I WSPOMNIENIA

protokoły. Na wszystkim swoje najgłębsze piętno wyciska jednak tropik i egzotyka Dalekiego Wschodu.

Przede wszystkim sprawa ubrań. Zazwyczaj tylko na bardzo uroczystych lunchach czy dinnerach występuje się w lekkich marynarkach i krawatach. We wszystkich innych wypad-kach dominują kolorowe koszule i lekkie, jasne spodnie, a tylko czarny pasek u spodni oraz czarne obuwie podkreślają wieczorowy charakter przyjęcia. W mozaice strojów dominują stroje egzotyczne, szalenie barwne i o bardzo zróżnicowanym kroju.

Co do ludzi, to galeria typów. Trochę Europejczyków, gros zaś to Azjaci i mieszkań-cy egzotycznych lądów i archipelagów. Wszystkie kolory skóry i przedstawiciele wszyst-kich ras. Wśród białych dominują oczywiście Amerykanie, hałaśliwi, potężnie zbudowani, ale źle wychowani, a nawet w wielu wypadkach prostaccy i chamscy. Ozdobą przyjęć są „bukiety” naprawdę pięknych kobiet. Najpiękniejsze są Tajlandki, Laotanki i Kambodżanki – chociaż i wśród Wietnamek pełno jest wybitnych piękności. Wspólną cechą wszystkich tu kobiet jest ich naturalna, pełna wdzięku kobiecość. Wspaniała gracja w sposobie poruszania się, jedwabistość ruchów i gestów oraz naturalny i wcale nie uwłaczający godności kobiety – szacunek dla mężczyzn. Myślę, że parę z tych cech warto byłoby wszczepić naszym sfru-strowanym pięknisiom.

Na wszystkich twarzach uczestników przyjęć uśmiech, ale tylko w nielicznych wypad-kach naturalny, serdeczny i szczery. Są to przecież przyjęcia i spotkania dyplomatów, inaczej mówiąc, profesjonalnych i dobrze wyszkolonych fałszerzy, kłamców i obłudników.

Rozmowy pozornie beztroskie, wesołe i mało znaczące, w istocie zaś głęboko fi nezyjne, podchwytliwe i pełne napięcia. W tym towarzystwie i w tej atmosferze wojskowi delegaci do ICCS błąkają się jak zjawy z innej planety. Są jednak wewnętrznie szczęśliwi, że chociaż pełnią służbę ciężką i twardą, to na szczęście pozbawioną fałszu i obłudy. Cieszę się więc z tego, że dzięki Bogu nie jestem dyplomatą, a więc mogę być sobą.

Co się jada i pije?Różności. Zależy to od organizatora przyjęcia. Oczywiście, najbardziej egzotyczne, a na-

wet szokujące potrawy są podawane na przyjęciach wydawanych przez Azjatów. Jadłem już pieczonego psa, jakieś bliżej nieznane gady, pieczone ptaki podawane razem z dziobami i szponami, ślimaki, doskonałe kraby, krewetki, ostrygi i langusty. Wspaniałe owoce i jeszcze doskonalsze napoje i soki. Wszystkie potrawy są mocno zaprawiane ostrymi przyprawami, co podobno skutecznie dezynfekuje jamę ustną i żołądek. Alkoholi pije się sporo, ale bardzo lekkich, przede wszystkim gin oraz whisky. Wódek w tradycyjnej, polskiej postaci – mało – i tylko po zachodzie słońca. Dużo natomiast win francuskich, włoskich i hiszpańskich.

Obsługa przyjęć wyjątkowo liczna i bardzo dobrze wyszkolona. Czujna, stale gotowa do usług, uśmiechnięta i miła. Na bardziej uroczystych lunchach czy dinnerach każdy z gości jest obsługiwany przez odrębnego kelnera. Często występują oni w czerwonych, żółtych, białych czy też zielonych smokingach, oczywiście z odpowiednią muszką itp. I nie są to zmanierowani, opaśli kelnerzy z naszych restauracji, lecz młodzi, zgrabni i ładni chłopcy.

Przyjęcia odbywają się w wielkich restauracjach, głównie hotelowych lub też we wspa-niałych rezydencjach i willach budowanych jeszcze przez mających dobry gust francuskich kolonizatorów. Wille te są zazwyczaj otoczone wspaniałymi parkami, w których znajdują się

Page 175: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

174

RELACJE I WSPOMNIENIA

baseny, korty tenisowe, pola golfowe itp. W czasie przyjęć wille i rezydencje lśnią w blasku powodzi świateł, a tłumy gapiów obserwują podjazd każdej wspaniałej limuzyny.

Wszystko to ma wspaniałą oprawę i jest kolorowe jak wschodnia bajka, ale powtarzane zbyt często – męczy i denerwuje, zwłaszcza, gdy się pomyśli, że zaledwie kilka kilometrów dalej krąży śmierć i w dzikim buszu zbiera okrutne żniwo, a jeszcze bliżej, na przedmie-ściach Sajgonu, w brudnych i nędznych slumsach giną z głodu setki, tysiące ludzi, najczę-ściej nieświadomych przyczyn okrutnego losu...

TygrysBardzo sobie cenię Indonezyjczyka, gen. Harsoyo. Wyczuwam w nim dobrego żołnie-

rza. W latach pięćdziesiątych był on z grupą ofi cerów indonezyjskich w Polsce i w Związku Radzieckim, stąd też zna trochę język polski i rosyjski. Raczej niski, drobny, ciemnowło-sy, o rysach twarzy i sposobie bycia typowym dla ludzi z tamtego regionu. Moją sympatię w stosunku do gen. Harsoyo kształtuje również i to, że jest on zapalonym myśliwym i do-skonałym wędkarzem. Ma on na swoim koncie wspaniałe okazy.

Znając nasze wędkarskie hobby, umówiliśmy się na spinningowanie. Wylecieliśmy w niedzielę 9 grudnia 1973 roku i po dwóch godzinach lotu wylądowaliśmy w Pleiku, a stąd już śmigłowcem polecieliśmy do Kontum, w teren górzysty, pocięty licznymi, gór-skimi rzekami, w których buszuje rodzaj tubylczego pstrąga. Rzeki mają bardzo silny nurt i płyną w głębokich i malowniczych kanionach. Okolica zupełnie dzika, nie zamieszkała i przepiękna w swojej egzotycznej dziewiczości.

Na nogach miałem grube buty amerykańskie chroniące przed ukąszeniami gadów, do-bry sprzęt spinningowy i plecak z żywnością oraz napojami. Podobnie ubrany był gen. Har-soyo i pilot śmigłowca – Amerykanin. Gen. Harsoyo nie tyle na polowanie, ile raczej do obrony zabrał ze sobą śliczny, japoński sztucer.

Miejsce połowu wybraliśmy z powietrza, lecąc śmigłowcem niziutko, niziutko nad stru-mieniem, wzdłuż wspaniałych ścian krętego kanionu. Trzeba być nie lada mistrzem, aby prowadzić śmigłowiec wzdłuż krętego korytarza, przeciskać się przez skaliste bramy i pod-skakiwać na licznych progach, złoconych kaskadą spadającej wody.

Wylądowaliśmy na uroczym, skalnym stole zawieszonym na zboczu pionowej ściany kanionu, może około 100 m powyżej lustra wody. Jak wszyscy wędkarze na całym świecie, w ogromnym pośpiechu i podnieceniu zmontowaliśmy spinningi, i dalejże do wody. Nig-dy w życiu nie łowiłem w takich okolicznościach, dlatego byłem mocno podekscytowany, a w mojej wędkarskiej wyobraźni widziałem już kilkukilogramowe tajemnicze pstrągi.

Tym czasem słońce wyskoczyło już na połowę swojej codziennej drogi i raziło tropikal-nym ogniem. Schodząc ostrożnie niżej, ku rzece, byłem zupełnie mokry i czułem, że na dnie kanionu zamarłe w bezruchu powietrze rozgrzane jest piekielnie. Spinning niosłem nisko i równolegle do ziemi, aby nie zaczepiać o liczne i gęste krzewy, osypane tysiącem odurza-jących w swoim zapachu kwiatów.

Gen. Harsoyo poszedł bardziej w lewo, to jest w górę rzeki, Amerykanin zaś pozostał jeszcze przy śmigłowcu. Byłem już bardzo blisko wspaniale szumiącej rzeki i pilnie roz-glądałem się, gdzie najlepiej jest wykonać pierwszy rzut. Wokół sterczały ku górze dzikie skały kanionu. Postanowiłem skręcić trochę w dół rzeki, gdzie jeden z fi larów skalnej ściany

Page 176: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

175

RELACJE I WSPOMNIENIA

dawał nieco zbawczego cienia. W tym momencie zamarłem w bezruchu. Zareagowałem całkowicie automatycznie, podświadomie i chyba samozachowawczo. Tuż na skraju cienia, nad samą wodą, na jednym z wystających z białej piany głazów skalnych stał tygrys. Wi-docznie od dawna słyszał moje gramolenie się po stoku kanionu i z ciekawością czekał, aby przekonać się, co to za stworzenie zakłóca spokój jego królestwa.

Stał wspaniały, groźny i zdumiony. Patrzył na mnie, świdrując zniewalającym wzrokiem. Czułem jak pot leje się wzdłuż ciała i spływa do ciężkich butów, które w tym momencie nabrały ciężaru ołowiu. Byłem zupełnie drętwy. W arsenale moich odruchów samozacho-wawczych brak było przygotowanej i wykształconej reakcji na takie niesamowite spotka-nie. Nie wiem czy dobrze, czy też źle, ale zacząłem tyłem, jak rak, cofać się wzdłuż skalnej ścieżki, która przywiodła mnie na brzeg fatalnego strumienia. Tymczasem tygrys stał na swoim głazie i chyba ironicznie, a może i z żalem patrzył na umykający mu 90-kilogramowy kawał mięsa. Parłem do góry, drapiąc się po ścianie kanionu jak najzgrabniejsza tancerka i rutynowany taternik. Łapałem ustami rozpalone powietrze, które kłuło moje płuca jak 100 indyjskich sztyletów. W połowie drogi obejrzałem się i kątem oka zobaczyłem, że skała, na której poprzednio stał tygrys, była pusta. To zdopingowało mój wysiłek i chyba po kilkuna-stu sekundach byłem już na skalnym stole, przy śmigłowcu.

Po Harsoyo i Amerykaninie ani śladu. Roztrzęsionymi rękami wydarłem z pokrowca sztucer, załadowałem i zlany potem oparłem się o kadłub śmigłowca. Patrzyłem na kra-wędź skalną, w oczekiwaniu na tygrysa. Mijały minuty, a lufa sztucera zataczała ogrom-ne koła i ani rusz nie chciała umiejscowić się na punkcie krawędzi skalnego stołu, skąd mógł przyjść mój prześladowca. Jak długo to trwało, nie mogę sobie dziś tego uświadomić. Czułem, że muszę łyknąć trochę płynu, bo zmęczenie zwali mnie z nóg. Trzymając sztucer w pogotowiu, sięgnąłem ręką po puszkę coca-coli i w tym momencie usłyszałem krzyk gen. Harsoyo. Zrozumiałem, że natknął się on na idącego wzdłuż rzeki tygrysa. Podbiegłem do krawędzi skalnego stołu i zobaczyłem wszystko jak na dłoni. Harsoyo drapał się na czwo-rakach wzdłuż skalnej ściany, a za nim, w odległości 20–30 m szedł wolno i majestatycznie tygrys. Podrzuciłem kolbę sztucera do ramienia i nie mogąc opanować oddechu, oddałem trzy szybkie strzały. Górami poleciało echo i jazgot odbitych od skał rykoszetów. Oczywi-ście, spudłowałem. Tymczasem tygrys, widocznie zdumiony sytuacją, leniwie usunął się w gąszcz trawy i występy głazów i tylko jeszcze przez chwilę widziałem jego wspaniały grzbiet. Rąbnąłem dwa kolejne strzały, oczywiście bez skutku. Tylko echo odbitych poci-sków zachichotało mi ironicznie...

Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Znalazł się Amerykanin, dobiegł zlany po-tem gen. Harsoyo i wszyscy wdrapaliśmy się do śmigłowca. Wystartowaliśmy jak z katapul-ty. Nawet nie wiem kiedy byliśmy w powietrzu. Zmęczony pilot kiwał śmigłowcem okrop-nie i dopiero po upływie dobrych kilkunastu minut wszedł na właściwy kurs. Lecieliśmy do Pleiku, spijając cały zapas płynów i wycierając nasze spocone czoła.

Rezultatem „tygrysiego” wędkowania padł spinning gen. Harsoyo, mój plecak oraz oku-lary amerykańskiego pilota. Śmialiśmy się, że tygrys zdobył wszystko to, co potrzebne jest do połowu dobrego pożywienia, jako rekompensatę za stracone, wątpliwej jakości i przepo-cone mięso niefortunnych wędkarzy.

Page 177: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

176

RELACJE I WSPOMNIENIA

Nowy Rok Księżycowy – Święto TetWśród krajów Dalekiego Wschodu, które przestrzegają kalendarza księżycowego, Wiet-

nam obchodzi Nowy Rok Księżycowy szczególnie uroczyście. W 1974 roku Święto Tet przy-padało 23 stycznia.

Tet jest dla Wietnamu nie tylko powszechnie uznawanym i uroczyście obchodzonym świętem. Rolniczy i rybacki charakter kraju powoduje, że znajomość cykli księżycowych i związanych z tym przypływów i odpływów morza, opadów oraz zmian klimatu ma tu szczególne znaczenie. Stąd też Nowy Rok Księżycowy, stanowiący początek podstawowego cyklu, nie tylko w sensie klimatycznym, lecz również metafi zycznym, jest świętem wyjąt-kowo ważnym. Powszechnie wierzy się tu, że wszystko, co wydarzy się w Nowy Rok ma znaczenie prorocze. Przyjmuje się również, że Tet jest dniem, w którym żywi łączą się ze swymi zmarłymi przodkami. Ich dusze, zgodnie z wierzeniami, przybywają do żyjących w celu wspólnego odbycia rytualnych obrzędów.

Tet uważa się również za porę roku, podczas której można wzywać wszystkie siły do walki z demonami. W tym celu organizuje się specjalne tańce oraz przedstawienia, a także przygotowuje się określone rysunki.

Do Święta Tet Wietnamczycy przygotowują się bardzo starannie. Dwudziestego trze-ciego dnia ostatniego miesiąca danego roku księżycowego (w roku księżycowym może być trzynaście miesięcy) obchodzi się ceremonię pożegnania Ong Tao – boga kuchni. W tym celu gospodynie przygotowują specjalny posiłek. W tym też czasie spala się papierową rybę w przekonaniu, że skorzysta z niej Ong Tao, jako ze środka boskiego transportu. Dwa dni po odejściu Ong Tao, a więc 25 stycznia, przypada pożegnanie Buddy. Uważa się bowiem, że i bogowie muszą odejść na zasłużony urlop. Po odejściu tych dwóch istot boskich, dokład-nie oczyszcza się w pagodach wszystkie ołtarze, a nowe wiązki kadzideł i nowe świece zaj-mują miejsce starych. Stawia się również na ołtarzach specjalne potrawy oraz owoce, wśród których arbuz zajmuje honorowe miejsce. Ofi ary te są jednocześnie dowodem oczekiwania na powrót boga Ong Tao, Buddy oraz duchów przodków. Powrót boga kuchni ma miej-sce wieczorem, później wraca Budda, a następnie przybywają duchy przodków. Z tej okazji znów przygotowuje się specjalne potrawy i odwiedza się pagody. Tam spala się kadzidła i wyraża się różne życzenia, wierząc, że razem z dymem kadzideł trafi ą one do bogów i będą spełnione. Popioły spalonego kadzidła przynosi się do domu i przechowuje starannie jako gwarancję nieba co do przyszłego powodzenia.

Tet jest również świętem rodzinnym. W tych dniach, jak powszechnie się mniema, nie tylko spotykają się żywi członkowie rodzin, ale również przybywają duchy zmarłych. W tym dniu odnawia się również stosunki towarzyskie, przyjaźnie i znajomości. Daje to okazję do zademonstrowania wspaniałych strojów, uczesania, ozdób itp.

Pierwsze wyjście z domu w dzień Nowego Roku Księżycowego musi być starannie prze-myślane, aby wybrać właściwy kierunek, a ponadto należy wyjść z domu o odpowiedniej porze, zgodnie z astrologicznym poradnikiem obowiązującym w danym roku. Niezależnie od tego, czy jest to wizyta towarzyska, czy też rodzinna, pierwszy gość w Święto Tet przynosi szczęście lub niepowodzenie w całym nadchodzącym roku. Jeżeli ktoś nie jest pewien, czy będzie mile widziany w odwiedzanym domu, wówczas najlepiej przełożyć wizytę na inny, korzystniejszy czas.

Page 178: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

177

RELACJE I WSPOMNIENIA

Stosownie do znanych powszechnie zwyczajów uważa się, że zakazane są w tym dniu wszelkie kłótnie. Za zły prognostyk przyjmuje się zbicie naczyń, kłótnie i oszukaństwa. Uni-ka się również takich prac jak szycie i sprzątanie, bowiem oznacza to ciężką pracę w całym nadchodzącym roku, jak też możliwość wymiecenia w ten sposób z domu dobrych bogów i przybyłych na święto rodzinne duchów.

W Święto Tet wystrzeliwuje się liczne rakiety i zapala sztuczne ognie wierząc, że w ten spo-sób przegania się wszelkie złe duchy. Pomiędzy strzałami można usłyszeć dźwięki uderzeń w bębny, co oznacza taniec lwa.

W świątecznym dniu w każdym domu musi być bardzo dużo kwiatów, które się kupuje na specjalnym rynku. Ze względu na to, że Święto Tet trwa trzy dni, gospodynie domowe muszą się odpowiednio przygotować i przyrządzić stosowne potrawy. Tradycyjną potrawą jest duszona ryba oraz sałata sporządzona z młodych pędów grochu i buraków. Robi się też duszoną wieprzowinę z sałatką z kapusty. Głównym daniem jest jednak banh tet – kleisty pudding ryżowy zawinięty w zielone liście banana. Przyrządza się też mot – słodkie mięso – w zestawieniu z ananasem, kwiatem lotosu oraz imbirem, wiśniami, morelami, suszonymi śliwkami, papają oraz cukrem.

Przez trzy dni Święta Tet ludzie są pogodni, weseli, życzliwi i tolerancyjni.

Migawka z sajgońskiej ulicyNastrój sajgońskiej ulicy jest raczej pesymistyczny. Wraz z odejściem żołnierzy amery-

kańskich pogłębiło się bezrobocie. W pobliżu dawnej amerykańskiej bazy, gdzie obecnie mieszkamy, Tan Son Nhut, zamknięto wiele barów, restauracji, pralni, „salonów masaży” – słowem tych wszystkich zakładów, które prosperowały dzięki wojskom amerykańskim. Zdobycie dziś jakiegokolwiek zajęcia jest więc nie lada sztuką. Co wobec tego ci ludzie ro-bią? Tysiące z nich pozakładało drobne kramiki na ulicach, handlując czym się da, włącznie z częściami ekwipunku i umundurowania amerykańskiego. Setki sajgończyków wystają ze swymi hondami na skrzyżowaniach ulic w charakterze jednośladowych taksówek, inni szu-kają jakiejkolwiek możliwości zarobienia kilkudziesięciu piastrów, jeszcze inni zaciągają się do armii lub policji, byle tylko wyżywić rodziny, które zazwyczaj są tu bardzo liczne.

Złodziejstwo, bandytyzm, prostytucja, stręczycielstwo i żebractwo nasiliły się tak poważ-nie, że urosły do rangi wielkiego problemu społecznego. Sajgon – niegdyś „Perła Orientu” – dziś jest miastem koszmarnym. Żyje tu ponad 4 mln ludzi. Dzielnice najpotworniejszych slumsów zamieszkują ci, którzy ściągnęli do Sajgonu zwabieni szansą zarobku lub wypędze-ni przez trwające walki. Dziś wiodą koszmarne życie nędzarzy, grzebiących w śmietnikach, których jest tu mnóstwo. Śmieci rozkładają się w słońcu i napełniają ulice przerażającym fetorem.

Opieka lekarska, nie tylko zresztą nad mieszkańcami slumsów, jest prawie żadna. We-dług statystyki około 50% liczby zgonów w 1970 roku stanowiły zgony dzieci do lat pięciu. Tak więc po upływie roku od podpisania w Paryżu porozumień pokojowych, ludność kraju, który przyzwyczaił się żyć na cudzy koszt, ma przed sobą ponurą perspektywę.

„Migawka” jest oparta na materiale zebranym przez redaktora Leszka Wyrwicza, z któ-rym wymieniłem spostrzeżenia, uwagi i oceny wykorzystane później przez niego w cyklu artykułów publicystycznych w „Życiu Warszawy”.

Page 179: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

178

RELACJE I WSPOMNIENIA

Rok tygrysa – 1974Obchodzony przez Wietnamczyków i przez wszystkich wyznawców buddyzmu nowy rok

(Giap-Dan) zgodnie z kalendarzem księżycowym jest rokiem Tygrysa. To potężne, wspa-niałe, mięsożerne zwierzę wzbudza u Wietnamczyków, szczególnie u górali, bojaźń połą-czoną z niebywałym szacunkiem, do tego stopnia, że wiele ludzi po prostu nie ośmiela się nazwać tygrysa po imieniu, gdyż uważa go za istotę wyższego rzędu. Dla tych, przesadnie zabobonnych osób, król dżungli jest „Panem Tygrysem”. Więcej, w znacznej liczbie domostw na honorowym miejscu jest ustawiony ołtarzyk, z którego upostaciowiony przez ludowego artystę „Pan Tygrys” czuwa nad bezpieczeństwem i dobrobytem ufnych i pełnych szacun-ku swoich gospodarzy. Jego dobroduszny wygląd, bardzo daleki od reputacji „ludojada”, wydaje się wskazywać, że woli on legowisko i ciepło domowe, niż ryzyko tropienia zwierzy-ny w dżungli i zdobywanie pożywienia.

W Wietnamie Południowym tygrysy żyją obecnie na dużej części obszarów środkowych, szczególnie w łańcuchach górskich Truong Son i na Płaskowyżu Centralnym, tam właśnie, gdzie miałem honor osobiście spotkać króla dżungli. Kilka wspaniałych okazów żyło do niedawna w rejonie Th an Son.

Na obszarze środkowym duża liczba tygrysów trapi prowincję Khanh Hoa. Miejscowe tygrysy znane są tu ze swojej drapieżności do tego stopnia, że tubylcza ludność określa je jako najstraszniejsze i stawia je zaraz po upiorach z Binh Th uan. W innej prowincji, Quang Ngai, w pobliżu górskiej przełęczy Dong Ngo i Da Hai grasują groźne tygrysy ludojady. Nie gardzą one również bawołami. Każde ich pojawienie się sieje spustoszenie, a przeraże-ni tubylcy – górale – twierdzą, że „burzy się dżungla”. Drwale, udając się do dżungli, nig-dy nie zapominają zabrać ze sobą mocno zbitej bryłki ryżu. Na skraju dżungli wyjmują ją z liści bananowych, w które ryż jest opakowany, i uważnie obserwują. Jeżeli bryłka jest nie-naruszona, zjadają ją spokojnie i zagłębiają się w dżunglę, natomiast jeżeli ryż się rozsypał, oznacza to złą wróżbę i niechybne spotkanie z tygrysem. Wówczas za żadne skarby świata drwale nie wejdą do dżungli, bojąc się spotkania z „Panem Tygrysem”.

W nielicznych osiedlach prowincji Quang Ngai ludzie skrupulatnie wystrzegają się usta-wiania jedzenia na stole przy drzwiach lub oknie, aby nie wabić tym tygrysa. Często też unikają słowa „tygrys”, używając ogólników i aluzji. W prowincji tej kilka lat temu tygrysy zabiły 108 osób. Później, na skutek działań wojennych, tygrysy stały się bardziej ostrożne i chronią się w najbardziej dzikich ostępach, nie rezygnując jednak z odważnych wypa-dów lub mądrze zorganizowanych zasadzek. Opowiadali mi partyzanci, że podczas marszu przez dżunglę stale towarzyszą im tygrysy, krążąc niewidocznie wokół oddziału. Wystarczy, aby ktoś nieostrożnie oddalił się w pojedynkę lub pozostał nieco z tyłu, atak tygrysa jest wówczas nieunikniony. Najgroźniejsze są oczywiście głodne tygrysy. Atakują one wówczas niespodziewanie i z wielką determinacją.

Jeńcy z Loc MinhPolecieliśmy tam rano trzema ogromnymi śmigłowcami ICCS. Od dawna trwały starania

o to, aby obydwie strony południowowietnamskie zgodziły się wymienić swoich więźniów i jeńców. Były to piekielnie trudne zabiegi, przede wszystkim ze względu na to, że wzajemna nienawiść rozpalona obecnie do „białości”, pozbawiła Wietnamczyków poczucia tego, co

Page 180: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

179

RELACJE I WSPOMNIENIA

w całym cywilizowanym świecie nazywa się humanitaryzmem. Przez lata okrutnych wojen i mordów życie ludzkie stało się tu mniej warte niż garść ryżu. Któż więc ze skłóconych poli-tycznie stron, nadal szczutych w imię interesu innych, zrozumie cierpienia maltretowanych jeńców oraz więźniów i wzruszony ich losem upomni się o ludzką sprawiedliwość? Myślę, że tylko zbieg okoliczności sprawił, że dwie bratnie, lecz tak straszliwie wrogie sobie strony Wietnamu Południowego przypominały sobie o jeńcach i więźniach, jako o dobrej aktual-nie karcie w tej śmiertelnej grze.

Widząc to, zrozumieliśmy, że nawet te okoliczności i wynikające z wyrachowania po-budki dają szansę, aby podjąć grę o ratowanie życia więzionych ludzi.

Loc Minh to zagubione w dżungli miasteczko, zniszczone wojną, pełne ran i blizn. Wy-lądowaliśmy na równinie pełnej czerwonego pyłu, który pobudzony wirem śmigieł utwo-rzył nad lądowiskiem gęstą, czerwoną chmurę. Spowiła ona nas całkowicie. Po chwili nasze ubrania, ręce, włosy i twarze miały kolor cegły.

Powitali nas przedstawiciele Dwustronnej Komisji Wojskowej oraz lokalne władze, na których czele dzielnie kroczyła staruszka o dobrych, poczciwych oczach i miłym uśmiechu. Cały obszar, na którym odbywać się miało przekazanie przez strony sajgońskich więźniów, był podzielony na trzy sektory. Pierwszy obejmował lądowisko i był niejako sektorem kon-trolowanym przez RW, drugi – neutralny, gdzie miały dokonywać się formalności wymiany, i wreszcie trzeci – kontrolowany przez stronę przejmującą więźniów: TRR – był przeznaczo-ny do spotkania więźniów z miejscową ludnością, a być może i z rodzinami.

Po tym 3-sektorowym obszarze swobodnie krążyli przedstawiciele wojskowi ICCS, ma-jący nadzorować prawidłowy przebieg wymiany. My, generałowie, reprezentujący każdy swoją delegację – członka ICCS – poruszaliśmy się po całym terenie swobodnie i według własnej woli.

Około godz. 11.00 nadleciał pierwszy rzut śmigłowców z więźniami. Wysiadających więźniów natychmiast otoczył kordon żandarmów i żołnierzy RW z bronią gotową do strzału. Scena ta przeniosła mnie do czasów, gdy nad zbitą gromadą pojmanych w łapance Polaków tłoczyli się hitlerowscy żandarmi, stale gotowi do śmiercionośnej salwy. Podobnie działo się i tu. Więźniom kazano siadać w rozgrzanym, czerwonym pyle i czekać na spełnie-nie formalności pozwalających przejść do kolejnego sektora.

Obserwowałem tych więźniów. Wśród nich były kobiety, ludzie młodzi oraz starcy. Wy-cieńczeni do absolutnej skrajności, cienie ludzkie, o zgniłym kolorze cery i wychudzonym ciele, ubrani w strzępy odzieży. Strach, okrutny strach bitych zwierząt czaił się w ich głęboko zapadniętych oczach i tylko my, Polacy umieliśmy dostrzec, gdzieś tam w głębi tych oczu nikły płomyk radosnej wolności. Właśnie tylko my, Polacy, bowiem tylko my z obecnych tam nacji umieliśmy odróżnić i dostrzec ten tlący się płomyk nadziei, płomyk wolności, za którą tak niedawno zapłaciliśmy okrutną cenę – cenę 6 mln istnień ludzkich.

W piekielnym słońcu i czerwonym pyle trwały formalności, które dla każdego z tych słaniających się ludzi były nowo narodzeniem i powrotem do swoich, do powietrza, słońca i egzotycznej przyrody, tak znamiennej dla otoczenia odbywającej się wymiany. Aż dziw brał, że wśród cudownych drzew, kwiatów i błękitnego, pełnego złotego słońca nieba, w samo południe mogła obnażać się okrutna krzywda ludzka i los, który przecież zgotowali ludzie ludziom, bracia braciom, synowie jednej wietnamskiej ziemi.

Page 181: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

180

RELACJE I WSPOMNIENIA

Wracając z Loc Minh byłem głęboko wstrząśnięty, a jednocześnie odczuwałem satysfakcję z tego (jako członek ICCS), że wreszcie mogliśmy praktycznie spełnić czyn, który jest uznawany wśród cywilizowanego świata i dla którego przede wszystkim powołano nową organizację.

Jaka wielka szkoda, że nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Myślę, że właśnie dlatego każdego dnia giną w okropnych więzieniach i obozach dziesiątki ludzi, których większość nawet nie domyślała się, że byli narzędziem w rękach tych, którzy kochają polityczny biznes ponad życie innych.

MontagardziPewnego ranka ruszyliśmy z Kontumu do odległej o 10 mil egzotycznej wioski góral-

skiej, dla której czas zatrzymał się w połowie XVII wieku. Nawet podczas okrutnych wojen biały przybysz zaglądał tu rzadko. Jechaliśmy rozklekotanym scoutem prowadzonym przez Wietnamczyka. Drugiego takiego kierowcy pewno już w życiu nie spotkam. Ki, bo tak miał na imię, jeździł już od kilku lat, ale kilometra jeszcze nie przejechał po utwardzonej na-wierzchni, nie mówiąc już o asfalcie. Jego żywiołem był górski trakt, zwany szumnie drogą. Zaczęliśmy więc „tatrzański” rajd na skraju Płaskowyżu Centralnego. Najpierw należało wjechać około 1500 stóp pod górę, potem zjechać w dolinę i znowu podjechać „marne” 3000 stóp. Teraz piszę o tym łatwo, ale wówczas jaka była jazda – niech Bóg broni.

Górska „autostrada” była po prostu wyciętą w stoku ścieżyną, mniej więcej na szerokość scouta. Stale jechaliśmy tuż nad przepaścią. Początkowo robiło to niejakie wrażenie, po go-dzinie przyzwyczailiśmy się jednak, a nawet wygodnie było patrzeć, bo nic nie zasłaniało widoku. Tak to już chyba jest, jeśli nie można czegoś zmienić, najlepiej szybko to polubić.

Nasz samochód z napędem na cztery koła chybotał się niepokojąco już od pierwszego metra i gdybyśmy się nie trzymali mocno, wylądowalibyśmy w przepaści najdalej na dru-gim kilometrze. Jazda żywo przypominała rozkosze podróży nowicjusza na słoniu. Ki był jednak wirtuozem kierownicy. Na maleńkich odcinkach względnie „dobrej drogi” szalał, rozwijając szybkość ponad 15 km/godz., na gorszych zaś dusił z silnika wszystkie moce. Najzabawniejsza była jego technika brania niektórych zakrętów. Były one tak ciasne, że za jednym zamachem nie dały się pokonać. Ki więc cofał wóz raz, dwa lub więcej, trzymając tylne koła o włos od przepaści, aby zmieścić się wreszcie na wąskiej drodze.

Były po drodze także i mosty. W takich miejscach z góry waliła zwykle siklawa, a kilka luźno ułożonych bali udawało dzieło sztuki inżynierskiej. Kiedy jechaliśmy po tych balach, klekotały one niczym klawisze w starym fortepianie.

Otaczająca nas dżungla była wspaniała. Ogromne drzewa oraz całe masy lian, skłębio-nej zieleni, w której tylko botanik mógłby się rozeznać, budziły wspomnienia z dziecięcej lektury... Wszystko to rozłożone było w niepowtarzalnej panoramie, przetykane kwiatami, dyszące wilgocią i obłędnie cętkowane barwnymi kwiatami. Specyfi czny zapach zgnilizny wymieszany był z wonią wspaniałych kwiatów. Majestat gór i milczenie dżungli były tak przejmujące, że ryk silnika naszego wozu wydawał się świętokradztwem.

Porywająca panorama gór stanowiła niezwykłe tło dla rozsianych po zboczu palmo-wych strzech. Dojeżdżaliśmy do wioski. Pierwszy miejscowy juhas, który nam się objawił, przyprawił mnie o mały szok. Był ubrany nader skromnie. Nie licząc muszli zawieszonej na szyi, miał na sobie przepaskę z roślinnym woreczkiem zakrywającym genitalia. Wkrótce

Page 182: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

181

RELACJE I WSPOMNIENIA

zatrzymaliśmy się na placyku wioski. Naszym oczom ukazał się widok jak ze słynnego fi lmu „Mondo cane”. Na skraju gliniastego placyku migały stalowe i bambusowe noże ubroczone krwią. Brązowe ręce ćwiartowały świńskie tusze. Obok tliło się wielkie ognisko i dymiły roz-grzane kamienie. Kobiety o urodzie starych wiedźm uwijały się wokoło, raz po raz znikając w kłębach dymu zmieszanego z mgłą. Układały na kamieniach kawałki rąbanki owinięte w liście bananowca. Wychudzone psy pospołu z umorusanymi dziećmi o wydętych brzu-chach rozwłóczyły resztki wnętrzności. To pokarm składający się głównie z zieleniny i owoców powodował owe wzdęcia brzuchów u małych nagusów. Dwie czy trzy młodsze kobiety nie brały udziału w ćwiartowaniu świni, stały z boku potwornie zniekształcone zaawansowaną ciążą. Perkalowe przepaski – jedyny ich strój – niknęły gdzieś nisko, niczego nie osłaniając. Wielu mężczyzn odzianych było w resztki spodni i koszul. W wiosce szyko-wano niewątpliwie jakieś święto Montagardów.

Zaprowadzono nas do wodza – sołtysa wioski. Wstaje on, pilnie przyglądając się nam, a następnie mięknie, traci godną minę i wylewnie ściska nam ręce. Wokół nas gęstnieje tłum mieszkańców. Puszczam w ruch specjalnie przywiezione papierosy. Niektóre z nich wędrują w otwory prześwitujące w małżowinach usznych. Na później. To dobrze. I tak mam wyrzuty sumienia w imieniu wszystkich Europejczyków, którzy przyzwyczaili do tytoniu zbyt wiele prymitywnych ludów. Cywilizację białego człowieka zawsze poprzedza wódka, tytoń i pa-skudne choroby.

Zaglądamy do kilku chat, mają klepisko zamiast podłogi i żadnych prawie sprzętów. Chaty nie mają nawet dziur w dachu. Tlące się gdzieniegdzie pośrodku ogniska zapełniają wnętrze dymem. Potwornie duszno, ale ciepło. Pewnie o to właśnie chodzi, bo w górach klimat jest surowy.

Nie spróbowaliśmy pieczonych na kamieniach świń. Spieszyło się nam, a przyjęcie w wiosce miało rozpocząć się wieczorem.

I znowu trzęsiemy się na szlaku, opuszczając zagubioną wśród gór wioskę Montagardów, dla których czas zatrzymał się w połowie XVII wieku. Któż to wie, czy oni nam, czy też my im mamy zazdrościć.

PołowyPodczas wymiany jeńców zabrnęliśmy przypadkowo prawie na skraj cypla Wietnamu,

do typowej osady rybackiej Rach Gia. Olśniony kolorytem targu, zapragnąłem odwiedzić kilka zagród rybackich. Zaprowadzono nas do ogromnej szopy zbudowanej tuż na skra-ju plaży, ale poza zasięgiem fal i przypływów morza. W jej wnętrzu zobaczyliśmy wielkie kosze. Były imponujące. Wysokość niektórych znacznie przekraczała 2 m. Uplecione mi-sternie, niczym wydłużone belki, zawierały wewnątrz coś na kształt ażurowego, zwężonego w środku słupa.

Wieki doświadczeń rybackich musiały złożyć się na sposób wyplatania tej przemyślnej pułapki. Było oczywiste, że ryba, która raz weszła w czeluść tego małego arcydzieła sztu-ki wikliniarskiej, nie miała najmniejszych szans oswobodzenia i musiała trafi ć na targ lub ognisko w rybackiej chacie.

Nie kosze były jednak najbardziej zadziwiające w tej osadzie. Znacznie ciekawsza była operacja, jaką przeprowadzili rybacy przed zademonstrowaniem nam niecodziennych

Page 183: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

182

RELACJE I WSPOMNIENIA

narzędzi. Otóż, rybacy, zanim otworzyli prymitywne wrota szopy, usunęli na drugi kra-niec osady wszystkie kobiety, dziewczęta i chłopców. W czasie kiedy wywlekli z szopy jeden z koszy na zewnątrz, inni rybacy pilnie uważali, aby nie zjawiła się w pobliżu kobieta. Zdzi-wiła mnie ta czynność, toteż zapytałem o jej cel. W odpowiedzi usłyszałem, że jeżeli kobieta spojrzy na kosz, wówczas diabli biorą połów. Odpowiedź wyjaśniła wiele, ale nie wszystko. Dopiero nieco później poznałem więcej szczegółów.

Uświęcony tradycją obyczaj mówi, że kobiety, dziewczęta i chłopcy – zanim ci ostatni staną się mężczyznami – nie mogą nawet spojrzeć na kosz, a tym bardziej dotknąć go, i to zarówno w czasie pracy nad nim, jak też i po zakończeniu dzieła. Rybacy wierzą bowiem mocno, że jeżeli kobieta dotknie kosza, nawet wzrokiem, rekin zniszczy go i głód zajrzy do rybackich chat. Rygory te są posunięte bardzo daleko. I tak rybak, który zużywa na wyplecenie kosza więcej niż jedną odmianę księżyca, nie może sypiać w domu skalanym obecnością kobiety, nie mówiąc już o współżyciu z własną żoną. Te poświęcenia nie idą na marne, kosz bowiem na tamtejsze stosunki kosztuje bardzo drogo. W jego wartość wlicza się trwające prawie pół roku suszenie i cykl magicznych zabiegów gwarantujących powodzenie w połowach.

Rybackie kosze nie dawały nam spokoju. Zmuszeni do nocowania w tym rejonie, jesz-cze tego samego dnia zaprosiliśmy się na połów. Nie była to sprawa tak prosta, jak mogło-by się zdawać. Jedynym środkiem transportu było oczywiście małe czółno z przeciwwagą, obliczone najwyżej na dwóch ludzi. Mój wioślarz nie miał trudności z wejściem do łodzi, natomiast ja gramoliłem się niezgrabnie w wydłubane koryto. Popłynęliśmy w towarzystwie całej fl otylli, w miejsce wiadome tylko rybakom.

Na powierzchni wody widać było długą bambusową tratwę. Jak się okazało, tratwa speł-niała rolę boi, do której przyczepiony był kosz. Zwisał on w toni w pozycji pionowej na głę-bokości około 3 m. Od spodu był obciążony kamieniami w worku z palmowego łyka. Przez warstwę kryształowej wody widać było, że kosz jest kompletnie pusty.

Popłynęliśmy dalej. Następna pułapka już z daleka mieniła się tęczowo. Z niemałym trudem rybacy wyciągnęli ją na kilka ustawionych obok siebie czółen. Kiedy kosz-pułapka legł wreszcie na łodziach, jeden z rybaków pogrążył się w nim do połowy i zaczął wyciągać pojedyncze skarby, które ofi arowało rybakom morze.

Przyglądałem się z zainteresowaniem okazom, które zadziwiłyby naszych wędkarzy i niewątpliwie każdego ichtiologa wprawiłyby w podniecenie. Niemal każda ryba była inna: ryby – słońca, najeżdżki, ryby płaskie, rogate, pękate itp. Wszystkie ryby były przebogato ubarwione, i to wcale nie na stałe. Wyjęte z wody złociste ryby potrafi ły przybrać barwę zieloną, potem błękitną, aby ostatecznie zostać przy pomarańczowej. Taki kolorowy foto-plastikon tropikalnych mórz.

Z samego dna kosza rybak wygarnął może metrowej wielkości rekina. Jeżeli wierzyć ry-backim przesądom, jego obecność spowodowana była zapewne ukradkowym zerknięciem na kosz którejś z ciekawskich dziewcząt.

Obładowane zdobyczą łódki wracały do brzegu. Szybko zapadła tropikalna noc. Woda zaczęła fosforyzować, każdy ruch wiosła wywoływał zielonkawe, wodne błyski. W głębi ak-samitno-czarnej już wody jawiły się od czasu do czasu świetliste cienie, czasem przedziw-nych kształtów. Cicho pluskała woda, jakby akompaniując rzucającym się w czółnie ry-bom. W oddali, na brzegu zwiastującym osiedle, zapalały się pochodnie. Nie były to jednak

Page 184: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

183

RELACJE I WSPOMNIENIA

światła przeznaczone dla powracających z połowu. To po prostu żony rybaków korzystające z odpływu, szukały na plaży, którą morze chwilowo odkryło, ukrytych w zagłębieniach pia-sku krabów i mniejszych ryb.

Moja myśl uniosła mnie do niezapomnianych powrotów z wędkarskich wypraw, wpraw-dzie nie z egzotycznych mórz, lecz z nie mniej wspaniałych i pięknych mazurskich jezior...

Żony na sprzedażTo, że w Wietnamie mężowie oferują swoje żony, jest faktem powszechnie wiadomym.

Są to jednak przypadki pojedyncze. Natomiast z targiem na mężatki jako zjawiskiem maso-wym spotkałem się płynąc wzdłuż jednej z tysiąca odnóg delty Mekongu.

Płynęliśmy motorówką ICCS wśród wielkich rozlewisk pokrytych na przestrzeni ki-lometrów wspaniałymi liśćmi lilii wodnych. Zielone misy o podgiętych w górę brzegach z łatwością utrzymywały po kilka rojących się nad wodą ptaków. Są to strony, gdzie ludność cierpi wyjątkową nędzę i głód.

Brak sytości ukształtował też zapewne obyczajność wsi Cu Ling, do której dotarliśmy około południa. Tworzy ona coś w rodzaju prymitywnej Wenecji, ze swymi bambusowymi domami tkwiącymi na palach. Osiedle to – nie ma co owijać w bawełnę – jest lupanarem wielkiej rzeki Mekong. W Cu Ling bowiem od wieków rybacy i żeglarze kupują względy zamężnych kobiet.

Podłoże tego procederu jest proste. Teren wokół wsi nie nadaje się pod uprawę, mało jest palm sogo, mało kokosów. Dominują bagna. Nie wystarcza więc żywności dla wioski liczącej ponad tysiąc głów, a zatem... mężczyźni oferują wędrowcom swoje żony, aby żyć.

Nie do pomyślenia jest przy tym, aby mężatka sprzedawała się sama. Wszystkie transak-cje odbywają się za pośrednictwem męża. Istotne jest również to, że dziewczyna z Cu Ling przed zamążpójściem musi być absolutnie cnotliwa.

Płynęliśmy wolno główną ulicą. Ze zrozumiałą ciekawością przyglądałem się tej wiosce. Z łodzi widać było normalnie pracujących rybaków oraz kobiety zajęte połowem krabów. Po powrocie do bazy zapytałem wietnamskiego komendanta o przyczynę tolerowania tego procederu w Cu Ling. W odpowiedzi wzruszył ramionami i odrzekł: „Nie można zaniechać jedynej działalności, która przynosi nam pieniądze”.

Milczący MnichMajestatycznie płyną wody wielkiej rzeki Mekong. Tajemnicza, a jednocześnie piękna

rzeka była świadkiem ogromnych, często okrutnych wydarzeń, o których krążą legendy i opowiadania przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Na jednym z licznych ramion Mekongu leży wyspa Nam Quoc Phat. Mnóstwo spotkać tu można wysp, od całkowicie dzikich do zabudowanych i zamieszkałych przez licznych tu-bylców żyjących głównie z połowu ryb, uprawy ryżu i owoców. Wyspa Nam Quoc Phat jest jednak szczególną wyspą i wśród miejscowej ludności zajmuje również szczególne miejsce.

Pewnego kwietniowego dnia ruszyliśmy łodzią z My Th o, aby zwiedzić tajemniczą wy-spę i jeśli szczęście dopisze, poznać Milczącego Mnicha – pana i władcę Nam Quoc Phat. Wkrótce dobiliśmy do oryginalnego mola, którego podstawę stanowi przeżarty rdzą kadłub wojennego okrętu. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że wyspa podzielona jest

Page 185: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

184

RELACJE I WSPOMNIENIA

na dwie części – mieszkalną i świątynną, nad którą dominuje piękna pagoda. To ona jest przedmiotem tajemniczych legend i celem częstych pielgrzymek.

Świątynię okala szereg wspaniałych kapliczek o cudownej ornamentacji, pełnej barw, cieniów i kontrastów. W centralnej części świątyni – clou pagody – jak gdyby wielka sala konferencyjna, po której środku dominuje stół w kształcie mapy Wietnamu. Wokół stołu liczne i puste fotele, surowe w swoim kształcie wydają się czekać na tajemniczych rajców...Wszystko tu tchnie atmosferą oczekiwania...

Również i ja uległem temu nastrojowi i nawet zwróciłem wzrok ku wielkim drzwiom, czekając na pojawienie się ludzi mających zasiąść przy tajemniczym stole i radzić w sprawie, którą sugestywnie określał kształt tego stołu.

Salę tę, jak zresztą całą pagodę, zbudował Milczący Mnich, określając jej szczególne prze-znaczenie i historyczną rolę. Otóż, czeka ona na wielki dzień, w którym najmądrzejsi za-siądą przy stole, aby zdecydować o pokoju i zjednoczeniu Wietnamu. Wszyscy w to wierzą, mocno wierzą, że dzień ten nadejść musi. Ta głęboka wiara i ujęte w modlitwy oczekiwania na wielki dzień bez mordów, rozlewu krwi i okrutnej nędzy jest podstawową treścią religii, którą stworzył Milczący Mnich. Kto zna cierpienia Wietnamczyków, kto widział przeraża-jące żniwo śmierci, nędzę i skutki głodu, ten zrozumie jak przeogromna jest chęć pokoju, sytości i bezpieczeństwa, ten zrozumie jak przyciągające są zasady religii stworzonej przez Milczącego Mnicha.

Kim więc jest patriarcha z tajemniczej wyspy? Niestety, nie miałem szczęścia go poznać, a nawet zobaczyć z daleka. Kryje się on w cieniu licznych i tajemnych komnat świątyni i tylko w określonym czasie odwiedzić go mogą wybrani kapłani pagody. Nosi on zakonne imię Th i Hoa Binh – Nguyen Th anh Nam, co w dowolnym tłumaczeniu na język polski oznacza Czciciel Pokoju. Władca wyspy liczy sobie 82 lata i jest absolwentem kilku fakulte-tów uniwersytetu w Paryżu. Zerwał jednak ze światem zewnętrznym, osiedlił się na wyspie, stworzył religię, zbudował pagodę i zyskał bardzo liczny zastęp kapłanów i wiernych. Od 10 lat, to jest od 1964 roku pozostaje w całkowitym milczeniu i przemówić ma w tym właśnie wielkim dniu pojednania i pokoju. Symbolem jego władzy jest znak buddyjski – swasty-ka o odwróconych ramionach, krzyż katolicki i oko opatrzności, a więc symbioza symboli głównych religii Wschodu. W służbie religii stworzonej przez Milczącego Mnicha pozostaje liczny zastęp mnichów. Pędzą oni wybitnie ascetyczny tryb życia, pełen prostoty i niezrozu-miałych dla Europejczyka wyrzeczeń. Wszyscy są wegetarianami.

Pełen zadumy opuszczałem salę posiedzeń. W środku zalanego słońcem podwórza pomarszczony starością i spalony żarem tropiku mnich, w regularnych odstępach czasu, uderzał drewnianym kijem w wyszczerbiony i ośniedziały dzwon. Echa tych uderzeń od-mierzały rytm życia całej wyspy. Toczyło się ono ospale, wolno i chyba bez przesady uznać je można za absolutnie przeciwny biegun naszej cywilizowanej gonitwy i zwariowanego tempa.

Przeszedłem do drugiej części wyspy, gdzie mieszkali najwierniejsi z wiernych, tkwiąc w oczekiwaniu na Wielki Dzień. Obserwując ich skrajną nędzę, zrozumiałem jak pełne na-pięcia jest ich oczekiwanie na ów dzień i jak głęboka jest ich wiara w to, że musi on być początkiem lepszego.

Page 186: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

185

RELACJE I WSPOMNIENIA

Wracając motorówką, wpatrywałem się w ofi arowany mi znak swastyki, który skojarzy-łem z inną tragedią i męką innego narodu... Wolno, wolniutko opuściłem złamany krzyż w żółte fale wielkiego Mekongu, rzeki która pamięta wiele, wiele wydarzeń...

Wielkanocna niedzielaZnowu święta, samotna Wielkanoc. I znów moja myśl pędzi przez daleki świat tam, do

Was, do naszego rodzinnego domu, do Ojczyzny jedynej...Jest godz. 17.00, a więc w Warszawie dochodzi godz.10.00. Czuję, telepatycznie czuję,

że siadacie, Moi drodzy, do jak zwykle pięknie nakrytego świątecznego stołu. Jedno nakry-cie jest dodatkowe, to dla mnie, jest puste, smutnie puste...Wasze oczy kierują się na biały obrus, tam gdzie chcielibyście widzieć moje ręce, moją twarz... Jestem, jestem wśród Was najdrożsi, widzę Was i tak bardzo, bardzo chcę Wam powiedzieć, że bardzo Was kocham i bardzo tęsknię...

Żabi koncertWizytując samotne posterunków ICCS, zapędziliśmy się w dzikie połacie dżungli. Dziko

tu i ponuro. Postanowiliśmy nocować w Cu-Chi. Gospodarz, polski dowódca grupy, po ko-lacji wspomniał coś o żabich koncertach, które utrudniają podobno sen. Któżby się martwił sielskim rechotaniem żab. Bardziej liczyłem się z ogniem artylerii, która tu od czasu do czasu urządzała koncerty lepsze od żabiego kumkania. Wkrótce udaliśmy się do dusznych pokoików, gdzie zamiast szyb widniały solidne moskitiery. Nie przeszkadzało to oczywi-ście co bardziej przedsiębiorczym komarom w nawiązywaniu bliższego kontaktu z nami, co z kolei zmusiło nas do szukania schronienia pod muślinem okrywającym łóżka. Nagi, cięż-ko dysząc, zastanawiałem się jak zmusić się do snu, kiedy przerażający odgłos kazał mi zerwać się na równe nogi. Tygrys? Co u licha? Były to... żabki, o których wspominał gospo-darz. Bestie musiały mieć gardziele o rezonansie dwóch fortepianów Bechsteina. Słyszałem jednocześnie coś pośredniego między rykiem morsa, chrząkaniem rozdrażnionego dzika i gulgotaniem indyka. Co gorsza, te „rozkoszne” dźwięki dochodziły wyraźnie też spod mo-jego domu. Sytuacja stawała się złożona. O przykryciu głowy poduszką nie mogło być mowy, bo groziło to uduszeniem. Można było jedynie leżeć na wznak, otrząsać z siebie spływający pot i modlić się o zapalenie gardła dla „artystów”. Koncert co pewien czas cichł, a kiedy już miałem nadzieję, że się nie powtórzy, kakofonia dźwięków wybuchała z nową siłą.

Przez długie godziny obserwowałem na sufi cie harce sympatycznych jaszczurek geko polujących na wdzierające się do pokoju komary, aż wreszcie zapadłem w rodzaj drzemki nieudolnie imitującej sen...

Tropikalna nocNoc przychodzi tu w sposób nagły i zaskakujący. Nawet mowy nie ma o tak wspania-

łych w naszym kraju romantycznych zmierzchach, perłami lśniącej rosie, czy też słodkim chłodzie, który tak jak cudowny balsam przywraca rześkość po spiekocie lipcowego dnia. Ledwie rozżarzone słońce schowa się za widnokrąg, a już czerń nocy spowija wszystko w swój duszny, czarny welon. Żadnej ulgi ani odrobiny chłodu, wszystko dyszy męczącym ogniem tropiku, a każdy, nawet najmniejszy ruch wywołuje kolejną strugę potu. Leje się on

Page 187: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

186

RELACJE I WSPOMNIENIA

i ciecze jak woda z zepsutego kranu i aż dziw bierze, gdzie u licha kryją się w ludzkim ciele te potodajne źródła? Wprawdzie bez przerwy żłopie się przeróżne doskonałe płyny, ale część z nich musi zostać jednak w naszym nędznym ciele, aby można było zachować biologiczną równowagę.

Gdy zapada ciemność, kopuła nieba rozbłyskuje tysiącem gwiazd, a księżyc – szelma – wprawia nas w niebywałe zdumienie. Proszę sobie wyobrazić, ten odwieczny kompan zakochanych i złodziei wypiął łuk swego rogala zupełnie w odwrotnym kierunku. Przypa-trując się uważnie jego opromienionym martwym blaskiem kształtom, można dostrzec jak uśmiecha się do nas szelmowsko i mruży swoje księżycowe oko. Na dłuższe medytacje nad księżycem i wspaniałą gamą gwiezdnych świateł nie pozwalają potężne eskadry atakują-cych wściekle komarów, przeróżnych owadów, chrząszczy i innych latających kamikadze, których szczególnie wiele pojawia się w okresie nadchodzącej pory deszczu. Trzeba się więc szybko kryć w naszych trajlerach i willach, które nie tylko chronią przed atakami latających natrętów, ale przede wszystkim dzięki erkondyszonerom dają wymarzony chłód. Cieniut-kie ściany nie mogą zagłuszyć jednak potężnego koncertu nocnych ptaków, płazów, gadów, przeróżnych owadów i licho samo wie, jakich jeszcze nocnych śpiewaków. Rywalizują oni zawzięcie ze sobą, tworząc potężny chór egzotycznej nocy. Nie jestem w stanie opisać tej wspaniałej kakofonii głosów znanej nam tylko z kolorowych, egzotycznych fi lmów i wspa-niałych opisów kreślonych ręką nie tylko mistrzów pióra, lecz przede wszystkim subtelnych znawców muzycznych dźwięków i najbardziej oryginalnych melodii, tak wspaniałych, jakie tylko może skomponować przyroda.

Słucham tej pieśni, czuję ją, czuję w jakiś dziwny, nietypowy sposób... Poddaję się jej... Jak wspaniale oszałamia, oszałamia jak haszysz, zniewala... Usypia... Co za wspaniała melo-dia tropikalnej nocy...

Kamikadze – Boski WiatrZawsze intrygowali mnie ludzi, którzy świadomie, ba, nawet z zapałem, bez zmrużenia

oka szli na śmierć za cesarza, którego ogromna większość nigdy nawet nie oglądała.Kamikadze to krzyk rozpaczy. Kamikadze to „Boski Wiatr”. Kamikadze to samobójcze

jednostki lotnicze Japonii. Kamikadze to groza i śmierć, to podziw, bohaterstwo, to fana-tyzm, a może szaleństwo? Każda ocena będzie fałszywa i błędna jeżeli ktoś chce dokonać jej bez znajomości japońskich poglądów na życie i śmierć oraz okoliczności, w których zrodzi-ły się jednostki złożone z ludzi zdecydowanych na wszystko, ludzi, których czoła nie okalał laur, lecz biała opaska z czerwonym słońcem – znak oddania najwyższej sprawie, oddania śmierci...

Tak się złożyło, że podczas pobytu na Dalekim Wschodzie miałem okazję poznać jed-nego z tej „legii straceńców” – autentycznego kamikadze, który, oczekując na swój ostatni lot i śmierć za cesarza, szczęśliwym zbiegiem okoliczności ocalał, jedynie dzięki temu, że w sposób nagły Japonia musiała skapitulować i zaprzestać działań wojennych. Dziś ten czło-wiek jest pułkownikiem armii japońskiej, nazywa się Kuroda i pełni służbę dyplomatyczną w Sajgonie.

Chociaż od tamtych dni minęło już prawie 30 lat, płk Kuroda ciągle tkwi swoją men-talnością w owych okrutnych czasach i sprawia wrażenie, że ciągle przeżywa gorycz tego,

Page 188: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

187

RELACJE I WSPOMNIENIA

że nie mógł się spełnić los, o którym nieodwołalnie i w strasznym napięciu zdecydował już wówczas, gdy płonęła jego ojczyzna, gdy powołaniem każdego samuraja była śmierć za cesarza...

Kilka razy rozmawiałem z płk. Kurodą. Słyszał on o bohaterstwie polskiego żołnierza i być może dlatego uznał, że jako Polak, jako żołnierz, potrafi ę zrozumieć istotę tego, co było promotorem szaleńczych i zarazem pięknych w swojej intencji czynów, bohaterstwa i niepowtarzalnego oddania sprawie ojczyzny. Słuchając jego zwierzeń, wydawało mi się, że rozumiem ten wielki ogień, który do dziś nie wygasł w jego krwi i sercu... Później pytałem sam siebie, czy podziwiać setki młodych, stojących u progu życia kamikadze, podobnie jak podziwialiśmy mężów poległych w Termopilach, czy też wzruszyć ramionami i uchylić się od oceny tego, co tak dalece i zdecydowanie silniejsze od młodego życia... Przyznam, że ciągle byłem i jestem bliższy uczuciu podziwu... wielkiego podziwu...

Z opowiadań płk. Kurody dowiedziałem się, że japoński pogląd na życie i śmierć różni się zasadniczo od europejskiego i kształtował się on w specyfi czny sposób na przestrzeni kilku wieków. Pierwotne wierzenia religijne polegające na czczeniu zjawisk natury i du-chów osób zmarłych przerodziły się z czasem w tak zwany sintoizm. Cieszył się on specjalną opieką państwa japońskiego aż do końca ostatniej wojny, a może nawet i do dziś, jak mi się wydaje, co wyczułem ze słów mojego rozmówcy.

Sintoizm, wierzenie nader charakterystyczne dla Japończyków, polega na otaczaniu czcią boską zarówno zmarłych przodków i bohaterów narodowych, jak też cesarza. Japoń-ski kodeks – jak wyjaśnił pułkownik – kodeks Busido, prawdziwa ewangelia samurajów – wyraźnie mówił, iż tylko ten żołnierz, który da dowód bezgranicznego męstwa i poświę-cenia, który odda życie w ofi erze, zająć może właściwe miejsce w panteonie narodowej czci, w najdostojniejszym gronie poległych bohaterów. Tę głęboką wiarę, wpajaną od najmłod-szych lat wszystkim młodym Japończykom, wykorzystali dowódcy.

Japończycy, gdy ich ojczyźnie groziła klęska, a szala gigantycznych zmagań w II wojnie światowej wyraźnie przechyliła się na korzyść koalicji antyhitlerowskiej, a więc przeciw-ko również beznadziejnie walczącej Japonii, tracili z miesiąca na miesiąc stan posiadania na Pacyfi ku, aż wreszcie nadszedł rok 1944. W październiku potężny desant amerykański gen. MacArthura rozpoczął walkę o archipelag fi lipiński. Było to więc uderzenie w tzw. wewnętrzny pierścień obrony Japonii. Toteż dowódca fl oty Nipponu, adm. Tojodo, zdecy-dował się na generalny atak na siły morskie przeciwnika. Zakończył on się kompletną klęską Japończyków, ale właśnie wtedy, w tej historycznej bitwie, po raz pierwszy do akcji weszli kamikadze, którzy mieli przechylić szalę zwycięstwa na stronę Tokio. Mimo iż w samobój-czych atakach zginęło ponad 5 tys. pilotów, kamikadze nie zdołali odwrócić przesądzonych już losów wojny.

W początkach kwietnia 1945 roku – o czym mówił mi, będąc w dziwnej ekstazie, płk Kuroda – rozpoczął się szturm na Okinawę w archipelagu Riukiu. Wyspa Okinawa leży u progu macierzystych wysp Japonii, na południe od Kiusu. Jej posiadanie ostatecznie de-cydowało o klęsce lub kontynuowaniu beznadziejnych już wówczas zmagań. Posiadanie na Okinawie przez Amerykanów baz lotniczych oznaczało bezustanne bombardowanie Japo-nii oraz całkowite odcięcie jej od Azji.

Page 189: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

188

RELACJE I WSPOMNIENIA

W ciągu 82 dni zmagań o Okinawę przeprowadzono 896 uderzeń kamikadze. Mimo niezwykłych wysiłków japońskich, o czym mówił z gorączką w oczach płk Kuroda, Okina-wa padła, a droga do licznych wysp macierzystych i do cesarskiego pałacu w Tokio stanęła otworem. Rozpoczęło to moralną śmierć czekających na śmierć fi zyczną kamikadze, dla których zaczynało już brakować samolotów.

Nazwa kamikadze wywodzi się ze starej legendy. Przed prawie 700 laty kraina Wscho-dzącego Słońca stanęła wobec groźby zagłady ze strony potężnej armii Kublaj-chana, wiel-kiego wodza Mongołów i wnuka osławionego Dżyngis-chana. W roku 1274 od brzegów koreańskich odbiło ponad tysiąc okrętów ze 150 tys. wojowników mongolskich, którzy za-atakowali wyspy Nipponu. Japończycy bronili bardzo dzielnie ojczyzny i zmusili napastni-ków do powrotu na ich okręty. Następnego dnia zerwała się potężna burza, w której wynikuzatonęło wiele z mongolskich okrętów. Kublaj-chan nie zrezygnował jednak z podboju i jego fl ota zagroziła Japonii z dwóch stron: od zachodniego Kiusiu i od zatoki Hakata. Rozpaczliwa obrona Japończyków trwała pięćdziesiąt dni i zakończyłaby się niechybną klę-ską, gdyby na pomoc wyspiarzom nie przyszła znowu przyroda. Potężny tajfun zagnał fl otę najeźdźców do cieśniny naszpikowanej niebezpiecznymi rafami. Kublaj-chan stracił poło-wę fl oty i musiał się wycofać. Japończycy z wdzięczności nazwali ten tajfun „Kamikadze – Boski Wiatr”.

Niespełna 700 lat później, gdy kraj cesarza Hirohito znalazł się ponownie w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, Rada Imperium odwołała się do Boskiego Wiatru, a tysią-ce Japończyków zgłosiło wolę śmierci w obronie ojczyzny.

Z jednym z nich zetknął mnie los. Długo z nim rozmawiałem i starałem się zrozumieć jego nie gasnącą gorycz i płomień niespełnionej śmierci, który do dziś goreje w jego czar-nych oczach – oczach kamikadze.

Page 190: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

189

MARIAN ORŁOWSKI

Z PAMIĘTNIKA PEACEKEEPERA; ZIELONA DROGA

Kiedy kolumna załadowanych po brzegi ciężarówek ruszyła, w przycupniętych przy drodze zagrodach budziło się życie. Kobiety rozniecały paleniska, mężczyźni dokonywali porannej toalety, myjąc twarze w maleńkich miseczkach, a gromadki skurczonych, wygło-dzonych dzieci wpatrywały się niecierpliwymi oczami w paleniska, czekając na poranną porcję ryżu. W każdej zagrodzie obrazek był podobny, każda pełna była źle ubranych, umo-rusanych dzieci.

Kambodżańczycy ogromnej biedzie przeciwstawiają płodną witalność, nie troszcząc się zbytnio o wychowanie potomstwa. Dzieci wychowują tu dzieci. Częstym widokiem są małe dziewczynki dźwigające młodsze rodzeństwo. Szum samochodów i kurz przez nie wznie-cany zwabił je bliżej drogi. Białe samochody z napisem „UN” cieszą się wśród dzieci dużym zainteresowaniem. Wcześniej rozwożono nimi ryż i ubrania rozdawane przez katolicką or-ganizację „CARE”. Dzieci to zapamiętały i każde pojawienie się samochodu wojskowego witane jest przez gromady dzieci okrzykami: „Mister!”.

Dzisiaj podobnie machały wychudłymi rączkami wykrzykując jedyne znane im, nieco zniekształcone, angielskie słowo licząc, że któryś z żołnierzy rzuci im paczkę sucharów. Że-gnani przez gromadkę dzieci opuszczamy nasz dotychczasowy garnizon w Pursat.

Konwój porusza się szybko, mijając małe wioski rozlokowane po obu stronach drogi. Po dwóch, może trzech godzinach przemierzamy idealnie gładką równinę pokrytą jedynie trawą bambusową i krzakami zdziczałej papai. Kolor trawy zmienia się tu w zależności od pory roku, od jasnozielonej w porze deszczowej, po kolor słomy w porze suchej. Widok ten sprawia, że słowa zawarte w „Genezis”: „(...) i rzekł Bóg: rozmnażajcie się i napełniajcie ziemię, czyńcie ją sobie poddaną”, nabierają szczególnie karykaturalnej wymowy. Ziemia ta niegdyś płodna, dzięki działalności człowieka stała się jałowym stepem, a to za sprawą uprawy ryżu metodą ray. Stosowanie tego systemu przez stulecia spowodowało erozję na ⅓ obszaru kraju. Obecnie prowadzone są prace w ramach World Food Program nad spo-sobem zapobieżenia dalszej degradacji tej ziemi. Praca specjalistów z tej organizacji, mimo ich dużego zaangażowania, nie należy do najłatwiejszych – zaniedbany system irygacyjny praktycznie nie istnieje. Całe połacie kraju są zaminowane, ich rozminowanie może po-trwać kilka lat – pola minowe ustawiane były bez dokumentacji. Dziś nikt nie jest w stanie określić ani systemu, ani gdzie i ile min ustawiono.

Słońce jest już wysoko, konwój porusza się w tumanach kurzu. Czerwony pył laterytu, którym naprawiana była droga, dostaje się do kabiny, pokrywa sobą wszystko, wciska się do oczu, płuc, zakleja twarz. Wymieszany z potem powoduje, że przypominamy mówiące bryły czerwonego błota. Na szczęście na horyzoncie widoczne są kontury gór, co oznacza, że znajdzie się trochę cienia. Droga prowadzi teraz wąwozem pomiędzy dwoma pasemkami niewysokich gór pokrytych zielenią. Na szczycie prawego zbocza króluje bunkier wyposa-żony w karabiny maszynowe. Bunkier jest tak usytuowany, że umożliwia niewielkiej załodze

Page 191: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

190

RELACJE I WSPOMNIENIA

kontrolę całego wąwozu. Niestety, pasemko gór było niewielkie i droga znów biegnie pła-skim, żółtym stepem poszatkowanym małymi rzeczkami. Większość z nich o tej porze roku pokazuje spękane, czasem błotniste dno, inne pokryte są niewielką ilością wody koloru kawy z mlekiem. Tam, gdzie woda jeszcze jest, można zaobserwować brodzące muły, które po porannym wypasie wypoczywają w błotnistej cieczy.

Wreszcie docieramy do Kampong Chnang – stolicy prowincji znanej z tego, że znajduje się tu lotnisko o światowych standardach, zbudowane przez Chińczyków na zamówienie króla Narodoma Sihanouka. W czasie „czerwonej” rewolucji zostało kompletnie zdewasto-wane, a zatrudnieni do jego dewastacji Khmerzy zostali zamordowani. Dziś, pozbawione infrastruktury, jest wykorzystywane jako lotnisko dla helikopterów.

Po krótkiej przerwie ruszamy w drogę, w kierunku przeprawy na Tonle Sap. Jest to duża rzeka wypływająca z wielkiego jeziora o tej samej nazwie. Rzece tej natura powierzyła ważną misję. Jest ona łącznikiem pomiędzy największą rzeką Kambodży, Mekongiem, a jeziorem Tonle Sap. Nadmiar wody wlewa się do jeziora, chroniąc całe obszary przed powodzią. Je-zioro odgrywa rolę naturalnego zbiornika retencyjnego, łagodzącego skutki powodzi. Kam-bodżanie zdają sobie sprawę ze znaczenia tego irygacyjnego systemu wodnego dla ich kraju, funkcjonującego tu od niepamiętnych czasów. Dla uczczenia dnia, w którym wody Tonle Sap wracają do swego normalnego biegu, obchodzą Święto Wód.

Przeprawę przez Tonle Sap kończymy około godz. 18.00. Po opłaceniu przejazdu ładuje-my się na dwa zdezelowane, samobieżne promy i w czterech rzutach osiągamy lewy brzeg. Po ustawieniu i sprawdzeniu kolumny ruszamy dalej.

Asfaltowa, nieźle utrzymana jak na tutejsze warunki droga, wybudowana jeszcze przez Francuzów, prowadzi wąskim nasypem. Po obu stronach rozciąga się depresja, teraz po-rośnięta małymi krzewami. W okresie pory deszczowej wypełnia się nadmiarem wody. Droga ta wśród członków misji nie cieszy się najlepszą sławą, a to z powodu Czerwonych Khmerów, którzy ją kontrolują. Złą sławą okryła się w dniu, kiedy żołnierze z czerwonymi kokardkami na karabinach zatrzymali samochód z polskimi żołnierzami, kazali im wysiąść i przyglądać się egzekucjom na tubylczej ludności cywilnej.

Drogi w Kambodży na kontrolowanych przez obie strony terenach są mocno obsadzo-ne posterunkami. W dzień załogi posterunków, aby ustrzec się wtargnięcia przeciwnika, kontrolują wszystkie pojazdy, o zmierzchu zakładają pułapki minowe, które demontują o świcie.

Z duszą na ramieniu, skoncentrowani na wąskiej płaszczyźnie asfaltu, wypatrując min i żołnierzy Pol Pota, pokonujemy dziś ostatni etap podróży. Docieramy do Kampong Cham – miejsca postoju 3 kompanii logistycznej. Korzystając z gościnności żołnierzy tej kompa-nii, możemy wykąpać się i odpocząć w przyzwoitych warunkach.

Kambodża, 29 kwietnia 1993Budzi się dzień. Czerwona kula słoneczna unosi się bez pośpiechu, rzucając wkoło pierw-

sze promienie światła. Przystanęła właśnie nad nastroszonym pióropuszem stojącej pośrod-ku placu palmy, kiedy dałem sygnał do wymarszu. Przyznam, że w tym momencie musiałem sięgnąć do głębszych pokładów swojej odwagi. Na wschód od Mekongu teren jest dziewiczy i mało rozpoznany. Do dyspozycji mam jedynie niewielką mapkę turystyczną kupioną na

Page 192: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

191

RELACJE I WSPOMNIENIA

bazarze w Kielcach. Mapa jest wiernym odwzorowaniem map francuskich z czasów ko-lonialnych. Naniesione na nią w latach trzydziestych znaki dróg są często nieaktualne, a o część z nich upomniała się przyroda, te zaś istniejące mocno nadgryzł ząb czasu i nie zawsze są przejezdne. Droga, którą mamy podążać, prowadzi przez tropikalny las, a prze-jezdna jest tylko w porze suchej. Zdecydowani stawić czoła nowemu wyzwaniu, krętymi uliczkami Kampong Cham zdążamy do przeprawy na Mekongu.

Mekong – największa rzeka Kambodży, której brunatne wody dzielą kraj na dwie pra-wie równe części, odegrał ogromną rolę w czasach tworzenia się Półwyspu Indochińskiego. Obszar stanowiący dzisiejszą Kambodżę wypełniały wody zatoki Morza Południowochiń-skiego. Rzeka, wpadając do tej zatoki, wypełniała ją mułem tak, że powstały bagna, które z czasem przeistoczyły się w stały ląd. Mekong, który stworzył tę nizinę, wywiera i dziś ogromny wpływ na jej charakter. Obfi te deszcze w porze monsunowej tworzą podwójne koryto rzeki. Gwałtowny przybór wód jest tak wielki, że koryto nie może pomieścić wciąż napływającej wody i występuje z brzegów. W porze suchej wody ustępują, pozostawiając ży-zny muł. Rzeka jest też miejscem spotkań tubylców. Ludzie przychodzą tu, aby zrobić pranie lub umyć popularny w tym kraju motorower. Jest też ważnym szlakiem komunikacyjnym, a w porze deszczowej, gdy drogi są nieprzejezdne, jedyną trasą łączącą ze sobą miasteczka i wioski. Małymi, płaskodennymi barkami transportuje się do stolicy z rejonów zielonych płody rolne i owoce, a w drodze powrotnej artykuły techniczne. Teraz Mekong jest w swo-im pierwotnym korycie, żeby dotrzeć do samej przeprawy musimy pokonać wysoki brzeg i około 50 m plaży wtórnego koryta rzeki.

Ładujemy się sprawnie na dwa promy i po czterech zjazdach cała kolumna jest na dru-gim brzegu. Tuż za przeprawą skręcamy na wschód i po godzinie jazdy docieramy do daw-nej granicy pomiędzy Kambodżą a Kochinchiną. Ślady przynależności tego niewielkiego skrawka ziemi do francuskiej kolonii przypomina uprawa kauczukowca. Uprawa pocięta jest wąskimi dróżkami na kwartały, z których każdy oznaczony jest tabliczką informującą o dacie posadzenia drzew oraz o dacie rozpoczęcia zbiorów. Najstarsze kwartały pochodzą z 1930 roku, a najmłodsze z 1940.

Droga ciągnie się po nagrzanych słońcem zielonych zboczach, niekiedy opada w nie-wielkie doliny, aby znów piąć się w górę. Powoli drzewa kauczukowca stają się coraz rzadsze. Przed nami plama tropikalnej dżungli. Droga pnie się ciągle w górę, staje się coraz węższa, aż wreszcie jej szerokość ogranicza tropikalny las. Po obu stronach ciągną się ściany zieleni. Nie jest to ściana jednolitej zieleni, lecz coś w rodzaju nieregularnej mozaiki złożonej z róż-nych skupisk drzew i krzewów. Zawsze wyobrażałem sobie, że tropikalny las tętni kakofonią dźwięków, niestety przywitała nas głucha cisza, którą zakłócał jedynie warkot poruszającej się kolumny.

Podczas pory deszczowej droga jest nieprzejezdna. Można pokonać ją jedynie teraz, choć nie jest to sprawa łatwa. Poziome wyżłobienia i wyboje są tak duże, że czasami chowa się w nich cały samochód. W ciągu prawie trzech godzinach jazdy pokonujemy zaledwie 30 km, a ja czuję każdy mięsień swojego ciała. Wydaje mi się, że droga nigdy się nie skoń-czy. Po ośmiu godzinach tej piekielnej jazdy docieramy do małej osady, której mieszkańcy zajmują się wyrobem węgla drzewnego. Osada składa się z kilku chałup osadzonych na pa-lach. Wszystkie ustawione są półkolem wokół niewielkiego placu, na którym pasą się świnie

Page 193: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

192

RELACJE I WSPOMNIENIA

i baraszkują półnagie dzieci. Widząc nas, przerywają dotychczasowe zajęcia i wybałuszo-nymi oczyma wpatrują się w jadącą kolumnę. To pierwsze istoty żywe, które spotykamy od momentu, gdy pożegnaliśmy przeprawę na Mekongu. Mijamy szybko wioskę i po piętnastu minutach docieramy do przygranicznej miejscowości Snoul.

Po krótkim postoju ruszamy w dalszą drogę. Po 10 km naszą kolumnę kierujemy na północ. Na horyzoncie widoczna jest ciemna plama lasu oblanego czerwienią zachodzącego słońca. Po obu stronach naszej trasy ciągną się kępy krzaków, które stają się coraz gęściejsze w miarę ubywania drogi, aby zmienić się w gęstwinę tropikalnej dżungli. W momencie kie-dy wbijamy się w wąską drogę, robi się ciemno. W świetle refl ektorów widać jedynie wąski, wyboisty pas szlaku.

Teren jest mocno pocięty rzeczkami i kanałami, które są teraz suche. Duża liczba bardzo prymitywnych mostów, składających się niejednokrotnie z przerzuconych na drugi brzeg grubych bali, mocno opóźnia marsz. Droga wciąż prowadzi w ciemnym tunelu lasu. Oczy pieką od ciągłego śledzenia trasy oświetlonej jedynie smugą refl ektorów i mdłym księżycem. Kierowca nacisnął raptownie na pedał hamulca i zapytał: „ Czy pan widzi to samo, co ja?”. Aż musiałem uszczypnąć się w ucho. Trzyprzęsłowy most, którym właśnie mamy się prze-prawić, jest złamany w trzech miejscach. Wyglądem przypomina znak „Rodła”. Przystępuje-my do sprawdzenia mostu. W trakcie oględzin okazało się, że różnica poziomów pomiędzy drugim a trzecim przęsłem wynosi... 20 cm. Most prawdopodobnie chciano wysadzić, ale źle dobrano ładunki wybuchowe. Ich wybuch spowodował jedynie wykrzywienie mostu i nadpalenie niektórych belek przęsłowych. Pozostawione dzieło złej saperskiej roboty, mimo nietypowego kształtu, wydawało się być solidne. Gdy dokonywałem sprawdzenia mostu, jadący na końcu kolumny kpt. Włodek Słowuta wyruszył z innymi kierowcami na poszukiwanie objazdu. Poszukiwania okazały się bezowocne. W tej sytuacji musimy podjąć ryzyko przeprawy przez most. Powoli, aby nie wywołać rezonansu, przy wtórze łoskotu i trzasków przeprowadzamy kolejno każdy samochód na drugi brzeg. Około godz. 2.00 ostatni samochód dotknął drugiego brzegu. Ruszyliśmy ufni, że los zaoszczędzi nam dal-szych emocji. Po godzinie drogi od niefortunnej przeprawy kolumna mknęła przez niewiel-ką wieś, a w widmowej poświacie księżyca majaczyły ślepe, kambodżańskie chaty.

Warkot silników zbudził śpiących w hamakach żołnierzy Pol Pota. Wynurzyli głowy z płóciennych hamaków zawieszonych na przydrożnych drzewach, patrzyli na nas zasko-czeni i przerażeni, nie rozumiejąc skąd w nocy w samym środku dżungli wzięła się pędząca kolumna białych samochodów z długonosymi barbarzyńcami. Zaskoczenie ubezwłasno-wolniło ich tak, że byli zdolni jedynie do patrzenia. Kierowcy instynktownie przyspieszyli tak, że bardzo szybko wcisnęliśmy się w szczelinę tropikalnego lasu. Zaskoczenie i instynkt, czynniki nie zawsze chodzące w parze, pozwoliły nam uniknąć większych kłopotów. Droga biegła coraz rzadszym lasem, który przekształcił się w step. To widoczny znak, że zbliżamy się do większych skupisk ludzkich. Mijaliśmy pojedyncze zagrody i małe wioski rozłożone po obu stronach szlaku. Gdy światło jutrzenki oddzielało niebo od ziemi i rzucało złoto-czerwone promienie na kawowo-mleczną wstęgę Mekongu, dotarliśmy do rogatek Kratie – celu naszej podróży.

Page 194: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

193

CZESŁAW MITKOWSKI

W PIERWSZEJ ZMIANIE POLSKIEJ WOJSKOWEJ JEDNOSTKI SPECJALNEJ W DORAŹNYCH SIŁACH ZBROJNYCH ONZ

Jesień 1973 roku. W jednostce powietrzno-desantowej w Krakowie przy ulicy Głowac-kiego zorganizowano bazę do przygotowania Specjalnej Jednostki Wojska Polskiego w Do-raźnych Siłach Zbrojnych ONZ na Bliskim Wschodzie. Przyjmujemy żołnierzy specjalistów z innych jednostek, przeważnie saperów. Cały skład osobowy zostaje wyposażony w nowy sprzęt i umundurowanie. Na prawym rękawie munduru naszywamy godło narodowe – Orła Białego. Liczne przeglądy kadry zawodowej i żołnierzy służby zasadniczej przez specjalistów – od Sztabu 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej do Głównego Kwatermistrzostwa Wojska Polskiego. Osobiście 3-krotnie podchodziłem do wyjazdu, który stale odkładano z przyczyn niezależnych od Polski. Trzykrotnie zrywałem się o świcie, żegnałem z rodziną i około południa wracałem z lotniska.

Wreszcie 13 listopada 1973 roku około godz. 15.00 dostaliśmy zezwolenie na start. Jeste-śmy czołówką, która ma przyjmować dalsze transporty lotnicze. Jest nas dziesięciu ofi cerów różnych specjalności i trzech szeregowców-kierowców.

Ja pełnię funkcję kwatermistrza, czyli w wojskowej nomenklaturze zachodniej jestem szefem logistyki, pierwszym w Wojsku Polskim. Załadowaliśmy się do samolotu An-12, w tym trzy samochody GAZ-64, pomalowane na biało z dużymi literami UN, worki z wy-posażeniem osobistym, zapasem suchego prowiantu, nieco medykamentów i kilka worków gumowych z wodą.

Lecimy bez lądowania – Budapeszt, Belgrad, Skopje, Saloniki, Kreta. Przeciętna wyso-kość przelotu – 7600 m, szybkość – 560 km/godz. Lądujemy na lotnisku w Kairze, bardzo dużym i nowoczesnym, wybudowanym przez Anglików. U nas listopad, przed wylotem dmuchało śniegiem, a tu ciepło, jak u nas w lipcu.

Zakwaterowano nas na terenie hipodromu na przedmieściu Kairu – Heliopolis. Miesz-kam w pokoju – dawnej kasie hipodromu, gdzie u sufi tu przyczepione jaszczurki, prawie przeźroczyste, nic sobie nie robią z naszej obecności. Pierwsze dni były trudne, żywimy się kawą gotowaną na kuchenkach opalanych spirytusem w kostkach, chlebem z konserwą, na obiad podgrzewane popularne „Pudliszki”. Tak przez kilka dni.

Odbieramy transporty z An-12, po kilkudziesięciu żołnierzy z kadrą ofi cerską i podofi cer-ską, kuchnie polowe, nawet dwa samochody ciężarowe Star 660. Stopniowo przybywa żołnie-rzy, namiotów i sprzętu. Podstawowy sprzęt ciężki przypływa na statkach do Aleksandrii.

Polski kontyngent przejmuje transport samochodowy, prace inżynieryjno-saperskie i lecznictwo. Jest nas 830 żołnierzy. Kanadyjczycy przyjęli zaopatrzenie i łączność. Jest ich 1098. Są też żołnierze z Finlandii – 637, Szwecji – 620, Austrii – 607, Indonezji – 551, Gha-ny – 499, Peru – 457, Panamy – 399 i Nepalu – 300. Te wszystkie kontyngenty żołnierzy poszczególnych narodów rozwinęły obozy i punkty obserwacyjne w pasie neutralnym, rozgraniczającym walczące strony – wojska Izraela i Arabskiej Republiki Egiptu. Jest to inny

Page 195: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

194

RELACJE I WSPOMNIENIA

świat, pełen skrajności – od luksusu do skrajnej nędzy. Islam, wyznawany tu powszechnie, pełni funkcje religijne, moralne, obyczajowe i prawne. Muzułmanie wierzą w jednego boga – Allaha, i proroka Mahometa, w anioły i diabły, niebo i piekło. Czczą proroków żydowskich, w tym Chrystusa. Koran – święta księga, uważany jest za objawienie Allaha. Zasady wiary są wyjątkowo proste: (...) wyznanie wiary, modły odprawiane pięć razy w ciągu dnia, post w okresie Ramadanu, jałmużna, datki na biednych, pielgrzymki do Mekki, co najmniej raz w życiu.

24 listopada 1973 roku zobaczyłem po raz pierwszy w życiu piramidy i sfi nksa – dostoj-ne, ogromne i wspaniałe! (...).

Z Nowego Jorku, siedziby Organizacji Narodów Zjednoczonych wraca płk dypl. Jerzy Jarosz, który obejmuje dowodzenie jednostką, szefem sztabu zostaje płk Kazimierz Spa-dło, zastępcą dowódcy – płk mgr Zdzisław Pałka, zastępcą dowódcy do spraw technicznych – płk mgr inż. Majorowski, szefem służb logistycznych – autor tych wspomnień.

Stopniowo wykonujemy swoje zadania logistyczne. Wozimy żywność, wodę pitną, która przeszła przez nasze fi ltry polowe, benzynę i oleje w rejon strefy zdemilitaryzowanej. Wyso-ka temperatura daje się we znaki, na przykład w styczniu w godzinach południowych mamy 44˚C, a czasem i więcej. Posiłki przyrządzamy z prowiantu, który otrzymują żołnierze na czas wyjazdów. Z konserwy mięsnej robi się rosół, a z chleba piernik. Mundury na siedze-niach i plecach mokre, że może wykręcać i dlatego dzienna norma napojów wynosi 8 l na dobę, aby nie odwodnić organizmu. Saperzy rozminowują teren, gdzie stawia się obozy, oraz drogi dojazdowe. Jest tu cała gama min, jakimi dysponują państwa świata. Użyto ich razem więcej niż w czasie II wojny światowej.

Do 1 stycznia 1974 roku jesteśmy na własnym zaopatrzeniu dostarczanym samolota-mi z kraju. Podstawą każdego dania jest kiełbasa krakowska, której mamy znaczny zapas. Rano chleb, kiełbasa na ciepło, herbata, w południe na obiad ziemniaki z kiełbasą smażoną w cebulce, kolacja – kanapki z kiełbasą. Zaczęły się narzekania na jednostajność wyżywie-nia. Niestety, takie mieliśmy dostawy, a więc i takie możliwości. Poczekajcie – odpowiadam na to, będziecie jeszcze mile wspominać krakowską kiełbasę.

Od stycznia 1974 roku zaopatrują nas w żywność Kanadyjczycy, ze swych centralnych magazynów. Mają jednak duże trudności z rynkiem egipskim, gdzie kupują podstawowe produkty żywnościowe. Na przykład, zgodnie z normą dzienną żołnierz otrzymywał dwa jajka, ale były one nie większe niż gołębie. Mięso przede wszystkim z indyków, ale te były sprzedawane według zasad przyjętych w Egipcie – z nogami, głowami, żołądkami i gardłami zapchanymi kamykami. Duża waga, ale mało mięsa. Dżemy – przez trzy tygodnie brzoskwi-niowe, lub dla odmiany wiśniowe. Smalec, zakupiony w 10-kilogramowych puszkach, po otwarciu okazał się cuchnącą szarą masą, którą trzeba było natychmiast zakopać.

Szczególnie dbamy o higienę – owoce cytrusowe przed podaniem są 3-krotnie myte (w wodzie zwykłej, następnie w przegotowanej i kolejny raz w wodzie zaprawionej środka-mi dezynfekcyjnymi). Nie jadamy surowych warzyw i dlatego nie zanotowano ani jednego przypadku ameby.

Pewnego dnia rano przeżyłem kilkusekundowe trzęsienie ziemi. Właśnie myłem się w naszej prymitywnej umywalce, pochylony nad kranem z wodą, gdy wyczułem, że zako-łysała się podłoga pod moimi nogami. Wybiegłem na salę ogólną, gdzie mieszkało kilku

Page 196: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

195

RELACJE I WSPOMNIENIA

ofi cerów i widzę, że ich polowe łóżka, tzw. kanadyjki, wysunęły się na środek sali i popękał sufi t. Niemiłe wrażenie.

Od maja 1974 roku przygotowujemy pomieszczenia na szpital polowy i miejsca dla jed-nostki, która ma być przeniesiona z Kairu do Ismailii. Mamy być zakwaterowani w starych, zdewastowanych, parterowych budynkach byłych koszar egipskich.

7 czerwca 1974 roku, właśnie w Ismailii, wizytuje naszą jednostkę sekretarz generalny ONZ, Kurt Waldheim. W czasie swojego wystąpienia powiedział m.in.: „Z satysfakcją ob-serwowałem, jak żołnierze różnych narodowości reprezentujące kraje Wschodu i Zachodu, Północy i Południa, działają wspólnie w duchu przyjaźni, koleżeństwa i współpracy wyko-nując powierzone im działania. To wielki i ważny wkład w sprawę pokoju. Pokój, niestety, nie przychodzi sam. Musimy o niego walczyć. Kraje tego rejonu świata wycierpiały wiele zanim osiągnęły porozumienie o zaprzestaniu ognia. Szanse na trwały pokój na Bliskim Wschodzie są obecnie większe niż kiedykolwiek. Nigdy jednak nie byłem przesadnym opty-mistą. Jako sekretarz generalny ONZ muszę być realistą. Wy, żołnierze, również jesteście realistami i zdajecie sobie sprawę, że ze strony ONZ trzeba jeszcze wiele wysiłku, by zapo-czątkowane dzieło utrwalania pokoju na tym terytorium zostało doprowadzone do zwycię-skiego końca. Bez trwałego pokoju w tym rejonie świata nie może być pokoju światowego”.

Sekretarz generalny ONZ mówił wolno, dobitnie, dobierając słowa. Nie szczędził słów uznania i podziękowania dla naszego wysiłku.

Po siedmiu miesiącach pracy jednostki na Bliskim Wschodzie jej sztab dokonał podsu-mowania naszych osiągnięć. Wyniki były imponujące.

Ogółem przejechano po pustynnych drogach 2 300 800 km, przewieziono 33 tys. osób, 5 tys. t żywności, 8200 t wody, 4 tys. t paliwa, oraz 4 tys. t różnego rodzaju sprzętu. Agre-gaty prądotwórcze przepracowały 16 tys. motogodzin. Kompania inżynieryjna pod wzglę-dem rozminowania sprawdziła 72 km dróg, 18 ha terenu, 60 budynków. Wybudowano 6 km dróg. Przeprowadzono wiele innych prac, m.in. wyremontowano instalację elektryczną i wodnokanalizacyjną. Ogrodzono rejon polskiego szpitala w Ismailii – 300 m.

Służba zdrowia udzieliła 2220 porad lekarskich. Ambulatorium wykonało 290 badań i analiz. Wiele odpowiedzialnych zadań wykonał pluton Ministerstwa Spraw Wewnętrz-nych, który wchodził w skład Military Police. Ile za tym suchym zestawieniem liczb i faktów się kryje pracy, wysiłku, niebezpieczeństwa, silnej woli i samozaparcia.

Dowódca kontyngentu, gen. por. Ensio Siilasvuo, Fin, był z żołnierzy polskich bardzo zadowolony. Często odwiedzał nasz obóz, a komisje kontrolne z ONZ kierował właśnie do nas. Generał odznaczył naszych ofi cerów i żołnierzy medalem „W Służbie Pokoju”.

Pojechaliśmy na Bliski Wschód chętnie, by godnie reprezentować naszą Ojczyznę w tej pokojowej misji. Żołnierz polski okazał się świetnie wyszkolony, zdyscyplinowany, koleżeń-ski, taktowny i gościnny.

Pełniąc służbę z dala od rodzin i kraju – mimo odległości wynoszącej ponad 3 tys. km – nie czuliśmy się samotni. Mieliśmy życzliwość i sympatię całego naszego społeczeństwa.

W październiku 1988 roku Międzynarodowe Siły Pokojowe Organizacji Narodów Zjed-noczonych zostały wyróżnione Pokojową Nagrodą Nobla.

Page 197: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

196

ADOLF KUBALA

WSPOMNIENIA ZE SŁUŻBY W POLSKIEJ WOJSKOWEJ JEDNOSTCE SPECJALNEJ NA BLISKIM WSCHODZIE

W Polskiej Wojskowej Jednostce Specjalnej w Doraźnych Siłach Zbrojnych Organizacji Narodów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie służyłem od grudnia 1973 do lipca 1974 roku.

Byłem dowódcą drużyny dowozu wody, sekretarzem oddziałowej organizacji partyjnej, następnie zastępcą dowódcy do spraw politycznych Zgrupowania „Suez”. „Na stanie” mia-łem również samochód GAZ-69, którym przejechałem po drogach egipskich miast i po pustyniach 24 tys. km.

22 grudnia 1973 rok, lotnisko Kraków. Wieje silny wiatr oraz pada deszcz ze śniegiem. O godz. 18.00 samolot podchodzi do startu. Nastrój na pokładzie dobry, chociaż wszyscy w skupieniu wychodzimy w powietrze. Nawrót nad Kraków i pilot kieruje samolot na Bliski Wschód. Przelot nad Czechosłowacją, Węgrami i Jugosławią, Bułgarią, Grecją, lecimy nad Atenami – cudowne miasto z lotu ptaka, wyspa Kreta. Lecimy na wysokości 8600 m. Jeste-śmy nad Morzem Śródziemnym, widoczność bardzo dobra, niebo bezchmurne. Zauważa-my dużą liczbę statków. Kończy się morze i zaczyna się ląd, ale ląd tak bardzo odmienny od naszego. To tereny pustynne w kolorze żółtopopielatym, z dużą liczbą wzniesień, bez roślinności i drzew. Gdzieniegdzie plama jakiejś suchej trawy. To Afryka, to pustynia, która na nas czeka, w której mamy wykonywać zadania. To pustynia, jak się później okazało, bar-dzo ciężka. I wreszcie jesteśmy nad Kairem. Ogromne miasto. Lądujemy. Czekają już na nas samochody i koledzy, którzy przylecieli tu wcześniej.

Jesteśmy na ziemi egipskiej. Ciepło, 28˚C. Po serdecznym powitaniu udajemy się do obo-zu, a właściwie do naszego miasteczka namiotowego w Heliopolis, dzielnicy Kairu. Jesteśmy nieco zmęczeni 5-godzinnym lotem. Udajemy się na posiłek i spotkanie z dowódcą jednostki, płk. Jaroszem. Następne dni upłynęły pod znakiem przygotowań do świąt Bożego Narodze-nia. Wigilia – kolacja jak każda inna, chociaż daje się zauważyć u wszystkich pewne skupienie. Każdy był myślami przy rodzinach i najbliższych, którzy pozostali daleko w kraju.

25 grudnia udajemy się do Aleksandrii po samochody, które nasze statki przetranspor-towały z kraju. Aleksandria to piękne miasto nad Morzem Śródziemnym.

Po rozładowaniu samochodów, krótki przegląd wozów i pierwsza jazda w ruchu bardzo odmiennym od obowiązującego w naszym kraju. W Egipcie nie istnieją przepisy drogowe, nie używa się świateł kierunkowych, zmianę kierunku sygnalizuje się rękoma. Kierowcy egipscy jeżdżą bardzo szybko, aczkolwiek ostrożnie. Mimo to spotyka się bardzo dużo po-jazdów pogniecionych w wyniku stłuczek. Bardzo rzadko spotyka się pojazdy z całymi lam-pami tylnymi lub przednimi.

Proszę sobie wyobrazić, że wieczorem pojazdy poruszają się bez oświetlenia. Samocho-dy jeżdżą w obu kierunkach po ulicach jednokierunkowych, a w samochodach osobowych

Page 198: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

197

RELACJE I WSPOMNIENIA

jeździ tyle osób, ile może się zmieścić. Zdarza się, że z otwartego bagażnika zwisają tuż nad jezdnią nogi pasażera.

W autobusach tyle osób, ile może się pomieścić. Wykorzystuje się również zderzaki i dachy. Osoby, które jadą na zewnątrz autobusu, tramwaju czy pociągu nie mają obowiązku uiszczania opłaty za przejazd.

Pierwsza jazda z Aleksandrii do Kairu była bardzo ciężka. Kolumna liczyła trzydzieści cztery pojazdy, a odległość jest bardzo duża – 240 km. Mimo wszystko przebiegła dość sprawnie.

Akcji przeprowadzania samochodów z Aleksandrii do Kairu było kilkanaście. Nowy Rok przypadło nam spędzić w porcie w Aleksandrii. Pluton dowozu wody wypełniał bardzo ważne zadanie – dostarczał wodę wszystkim kontyngentom Doraźnych Sił Zbrojnych Orga-nizacji Narodów Zjednoczonych. Na przygotowanie się do tego zadania mieliśmy mało cza-su, bo już 8 stycznia rozpoczął się dowóz wody na 101 kilometr szosy Kair–Suez. Kolumna składała się z kilku cystern pod dowództwem st. chor. Ryszarda Grzegorzowskiego. Ja byłem jego pomocnikiem i zarazem kierowcą. Po wyjeździe z Kairu, którego ulice są zatłoczone samochodami, pieszymi oraz stadami osłów, kóz, a nawet wielbłądów, skierowaliśmy się na szosę łączącą Kair z Suezem. Tuż za miastem rozciąga się pustynia. Wokoło morze pia-sku, gdzieniegdzie tylko kępki trawy pustynnej, tereny z dużą liczbą pagórków i wzniesień. W tym czasie na szosie nie ma prawie ruchu, poruszają się po niej jedynie pojazdy wojsk egipskich. Żołnierze egipscy pozdrawiają nas gorąco. Dojeżdżamy do 101 kilometra. Na poboczach drogi, podobnie jak i w głębi pustyni, dużo pól minowych, ogromna liczba roz-bitych samochodów, czołgów, pozrywane linie wysokiego napięcia, powalone stalowe słupy, na szosie i na poboczu leje po bombach lotniczych.

Szosa zamknięta zaporą z drutu kolczastego. Najpierw posterunek fi ński, a 50 m dalej posterunek izraelski, obok którego dwa uzbrojone transportery opancerzone z załogą. Stoją po dwa namioty izraelskie, fi ńskie i obserwatorów. Rozmawiamy tam z obserwatorem ra-dzieckim i francuskim.

Żołnierze i ofi cerowie izraelscy zbliżają się do naszej grupy i robią zdjęcia. Wodę prze-pompowujemy do zbiorników i cystern fi ńskich. W tym czasie wchodzimy do schronów uprzednio wykonanych przez naszych saperów.

W czasie dowozu wody na 101 kilometr kilkakrotnie obserwowaliśmy próbę przedosta-nia się kolumn egipskich z żywnością do 3 Armii, która była okrążona przez siły izraelskie i potrzebowała wody i żywności. Kolumna składała się z kilkudziesięciu wozów, ale poste-runek izraelski przepuszczał po dwa–trzy samochody dziennie. Mieliśmy możliwość obser-wować luzowanie tej armii. Powracający żołnierze bardzo się cieszyli, że są wolni, śpiewali, a nawet tańczyli na samochodach. Byli bardzo szczęśliwi, ale zarazem bardzo wyczerpani i wygłodzeni.

18 stycznia na 101 kilometrze podpisano porozumienia o rozdzieleniu walczących wojsk i utworzeniu strefy buforowej. Byliśmy tam wówczas. Nasza grupa cieszyła się wielkim zain-teresowaniem obecnych tam wówczas kilkudziesięciu fotoreporterów z całego świata.

Na 101 kilometrze byłem świadkiem jeszcze jednego wydarzenia. Kilka dni po podpisa-niu porozumienia nasza kompania otrzymała zadanie przetransportowania kontyngentów senegalskich z Kairu do Suezu. W związku z tym siły zbrojne Izraela miały wycofać się

Page 199: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

198

RELACJE I WSPOMNIENIA

w tym dniu z rejonów zajętych, aż po 101 kilometr do godz. 12.00. Nasza kolumna z żoł-nierzami kontyngentów senegalskich znalazła się na 101 kilometrze nieco wcześniej. Za-trzymano nas, ponieważ jednostki Izraela opuszczały rejon. Nie byłoby w tym nic nadzwy-czajnego, gdyby nie to, że Izrael, wycofując się, niszczył i palił wszystko co było możliwe. Zapasy min i różnej amunicji wysadzali oraz palili składy materiałów pędnych. Rozlegały się wybuchy o niesamowitej sile i niezliczone pożary, czarny dym rozciągał się nad pustynią. Widok nieprzyjemny.

Ruszyliśmy. Za 101 kilometrem wzdłuż drogi aż do samego Suezu ciągnęło się złomo-wisko rozbitych samochodów, niektóre jeszcze płonęły, oraz rozbitych czołgów egipskich i izraelskich.

Szosa bardzo zniszczona. Obok niej pociski, miny, porzucone produkty żywnościowe, umundurowanie. Wśród tego wszystkiego nadpalone zwłoki żołnierzy. Dojeżdżamy do Su-ezu, widać już pierwsze zabudowania. Domy zniszczone doszczętnie lub nadające się jedy-nie do rozbiórki.

Objeżdżamy miasto. Po drodze widzimy padnięte bydło. Oddychamy przez chusteczki, bo inaczej nie można.

Po utworzeniu strefy buforowej zadania plutonu dowozu wody zwiększyły się, ponieważ wodę trzeba dowieść na posterunki w niej rozstawione. Strefa buforowa obejmowała tere-ny od Port Saidu do Zatoki Sueskiej, gdzie w głębi pustyni utworzono posterunki kontyn-gentów senegalskiego, ghańskiego, austriackiego, fi ńskiego, szwedzkiego, indonezyjskiego, irlandzkiego, do których nasz pluton rozpoczął dostarczanie wody. Było to zadanie, jak się okazało, bardzo ciężkie. Trzeba się było przedzierać drogami zasypanymi piaskiem, poko-nywać wielkie wydmy, istniało niebezpieczeństwo najechania na minę. Trzeba było bardzo uważać i kontrolować drogę. Obok drogi i na całej pustyni znajdował się porzucony rozbity sprzęt, czołgi i samochody, działa, wyrzutnie rakietowe, samoloty oraz różna amunicja.

Ogromne pola minowe, szczątki ofi ar, dużo zwłok, szczególnie na polach minowych. Gdy znaleźliśmy się tu pierwszy raz, byliśmy przygnębieni. Mieliśmy wrażenie, że walki toczyły się tu parę dni temu. Później przyzwyczailiśmy się do tego widoku.

Z Kairu wyjeżdżaliśmy już o godz. 6.30, aby do strefy buforowej dotrzeć w godzi-nach południowych. Uderzał nas żar i gorące powietrze, często temperatura sięgała 48˚C, a w kabinie samochodu było o wiele więcej.

Zabieraliśmy jedną cysternę dla siebie, aby w drodze powrotnej nieco się ochłodzić.Kierowcy rozbierali się do pasa i wchodzili pod wodę spływającą z zaworów. Niewiele to

pomagało, gdyż cysterna była tak nagrzana, że nie można było dotknąć blachy, stąd i woda w niej była ciepła. Często spotykał nas chamsin, tj. burza piaskowa. Wiatr z ogromną siłą sy-pie piaskiem, przy tym jest bardzo gorąco, dosłownie tak, jakby ktoś otworzył piec hutniczy. Widoczność jest ograniczona do 10 m, a nawet mniej. Temperatura dochodzi do 50˚C. Pot spływał po ciele, jak deszcz podczas ulewy. W oczach, w uszach, w ustach jest pełno piachu. Po burzy piaskowej nie mogliśmy się poznać, bo całe ciało pokrywał żółty pył piaskowy. Po-dróż powrotna była jeszcze trudniejsza, bo wracaliśmy w godzinach największego upału.

Do obozów docieraliśmy między godz. 17.00 a 18.00. Po powrocie należało przejrzeć wozy, aby następnego dnia wcześnie rano wyruszyć na trasę. Nie mieliśmy wolnej chwili, nie było

Page 200: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

199

RELACJE I WSPOMNIENIA

sjesty, nie było święta ani niedzieli. Bez względu na wszystko trzeba było dowieźć odpowied-nią ilość wody i w odpowiednim czasie. Kiedy inni odpoczywali, my musieliśmy pracować.

Na drodze naszego przejazdu było miasto Suez. Niegdyś liczyło ono 300 tys. mieszkań-ców, a dziś jest wymarłe. Można spotkać tu jedynie żołnierzy egipskich. Zniszczenia sięgały 90%. Na ulicach, wśród zwałów gruzu, pełno zniszczonego lub uszkodzonego sprzętu woj-skowego.

Dwa razy dziennie pokonywaliśmy Kanał Sueski, przeprawiając się przez most pon-tonowy zbudowany przez żołnierzy egipskich. Nad kanałem Izrael wybudował ogromne umocnienia, bunkry i zasieki nafaszerowane minami. Żołnierze egipscy musieli wykazać wielkiego ducha walki i przelali wiele krwi, by zdobyć te umocnienia.

Wodę dostarczaliśmy do Fanary, nad Wielkie Jezioro Gorzkie, gdzie od siedmiu lat stoją nasze statki oraz kilka z innych państw. Spotkaliśmy się z załogami tych statków, było to bardzo wzruszające, bo przez tyle lat nie widzieli się z rodakami. Przekazali nam wrażenia z wojny. Walki powietrzne toczyły się nad ich głowami, pociski spadały tuż obok statków. W jeziorze leżą zatopione samoloty i helikoptery.

Bywaliśmy również w Homtarii, gdzie byliśmy świadkami przekazywania przez Izrael zwłok egipskich żołnierzy.

Po czterech miesiącach, 1 maja, zarówno pluton, jak i drużyna dostarczania wody zosta-ły przerzucone na stałe do Suezu, aby zmniejszyć „ramię dowozu wody”.

6 marca nasz pluton obchodził mały jubileusz, dowożąc wodę, przejechaliśmy bowiem 100 tys. km. Było to również moje święto, ponieważ jako pierwszy przejechałem 10 tys. km za kierownicą samochodu GAZ-69. 22 kwietnia pluton dowozu wody miał na koncie już przejechanych 300 tys. km. Był to ogromny wysiłek, ale były powody do radości. Kierowcy byli bardzo młodzi i niedoświadczeni, pracowali w trudnych warunkach terenowych, kli-matycznych i w odmiennym ruchu, a mimo to wszyscy stanęli na wysokości zadania. Nie było awarii ani wypadku. Samochody spisywały się wspaniale. Zakłady w Starachowicach mogły być dumne ze swej produkcji.

Jak już wspomniałem, pluton dowozu wody znalazł się w Suezie. Warunki pracy znacz-nie się poprawiły: krótkie „ramię dowozu”, warunki bytowe dobre, mieszkanie w starych budynkach o niezłym stanie, mamy więcej czasu na odpoczynek. Suez zaczyna się powoli zaludniać i rozpoczyna się usuwanie zniszczeń.

Nie jestem w stanie omówić wszystkich problemów i sukcesów plutonu dowozu wody. Po-zostanie to na zawsze w pamięci wszystkich z tego plutonu. Wzorowe wykonywanie zadań leżało na sercu każdego. Był to zespół zgrany, pracowity i ambitny. Żołnierze służby zasadniczej oraz kadra zawodowa robili wszystko, aby być wzorem dla żołnierzy wszystkich kontyngen-tów.

Działalność naszego plutonu to ¼ zadań, które otrzymała jednostka. Pozostałe plutony również wykonywały bardzo ważne zadania.

Nasza jednostka była wzorem dla pozostałych kontyngentów pod każdym względem. Dowódcy wszystkich kontyngentów i żołnierze podziwiali panujący w naszym obozie po-rządek, park samochodowy, stołówkę, klub, kawiarnię i nasze wyposażenie kulturalno-oświatowe oraz medyczne. Furorę robiły nasze namioty. W związku z tym ONZ zakupił

Page 201: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

200

RELACJE I WSPOMNIENIA

w naszym kraju kilkaset namiotów, aby poprawić warunki bytowe żołnierzy wszystkich kontyngentów.

Bardzo często naszą jednostkę wizytowały delegacje i dowództwa wszystkich kontyn-gentów. Bywali dziennikarze i korespondenci z różnych państw. Odwiedził nas dowódca Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ, gen. por. Siilasvuo, a także sekretarz generalny ONZ, Kurt Waldheim. Wystawili naszej jednostce bardzo wysokie oceny. Na ręce dowódcy, płk. Jarosza, wpływały listy pochwalne, uznaniowe, podziękowania za sprawne i wzorowe wykonywanie zadań na wszystkich kierunkach. Żołnierze wszystkich kontyngentów odnosili się do nas z szacunkiem. Największą sympatią darzyli nas Austriacy, żołnierze Senegalu i Danii.

Rozmawiałem, wraz ze st. chor. Grzegorzewskim, z sierżantem kanadyjskim pochodze-nia polskiego. Dobrze mówił po polsku. Powiedział, że byli bardzo ciekawi z czym Polacy przyjadą do Egiptu i jak będą pracować. Byli bardzo zaskoczeni, ponieważ mieli inne wy-obrażenie o naszym wojsku.

Ze zdrowiem nie było większych problemów. Po wyczerpaniu się zapasów żywności, korzystaliśmy z produktów dostarczanych przez UNEF. Pochodziły one głównie ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, Kanady, Niemieckiej Republiki Federalnej oraz Danii i różniły się od naszych. Wśród żołnierzy zaczęły występować dolegliwości żołądkowe, ale nasze służ-by medycznej szybko opanowały sytuację. Dawały się, niestety, we znaki komary, muchy, mrówki i wszelkie robactwo. Kilka razy spotkaliśmy skorpiony i żmije.

Były też kłopoty z korespondencją. Wielokrotnie listy i widokówki nie dochodziły do adresata, ginęły. Zarówno my, jak i nasze rodziny w kraju czekaliśmy z utęsknieniem na każdą wiadomość. Najważniejszy był dzień, w którym przychodziła poczta. Był wtorek. Tydzień liczył się od wtorku do wtorku. Był to prawdziwie świąteczny i najważniejszy dzień. Zdarzało się, że samolot lądował bardzo późno, o godz. 23.00 albo i później. Nikt nie kładł się jednak spać, wszyscy czekali na pocztę.

30 czerwca 1974 roku żegnamy kolegów odlatujących do kraju. Serdecznie pożegnali-śmy ludzi, z którymi spędziliśmy ponad pół roku, realizując trudne i odpowiedzialne zada-nia. Są szczęśliwi, roześmiani, zadowoleni, że wracają do kraju, do rodzin, do najbliższych. Ja i ppor. Stybalski pozostajemy, aby wprowadzić tych, którzy mają nas zastąpić. Do kraju odlatujemy z ostatnią grupą 4 lipca 1974 roku. Czekamy na ten moment, licząc godziny i minuty.

Bardzo stęsknimy za krajem, za rodzinami i najbliższymi. Jesteśmy dumni z tego, że powierzone zadania wykonaliśmy dobrze. Pracowaliśmy w bardzo ciężkim klimacie i trud-nych oraz niebezpiecznych warunkach, ale dzięki naszej rozwadze i doświadczeniu nikomu nic się nie stało. Zadowoleni staniemy przed naszymi przełożonymi i dowódcami, by zamel-dować powrót z dobrze wykonanej misji w sprawie pokoju.

1 lipca 1974 roku żegnamy się z kolegami, którzy pozostają w Egipcie, aby kontynu-ować misję w Doraźnych Siłach Zbrojnych Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jest godz. 21.25. Siedzimy przy stole zastawionym różnymi alkoholami. Pijemy kawę i palimy papie-rosy. Wspominamy razem przeżyte chwile.

Page 202: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

201

MICHAŁ PALUSZYŃSKI

„PAWŁA MALUCHA” BLISKOWSCHODNIE PRZYPADKI

Pracując jako tłumacz, przez całą zmianę miałem pełne ręce roboty. Dzięki temu czas upływał niepostrzeżenie i na nudę nie miałem prawa się uskarżać. Lubiłem swoje zajęcia, często dość ryzykowne, ale nie wyobrażałem sobie, abym mógł przez pół roku przesiedzieć w obozie. Podróże po strefi e buforowej na trasach zaopatrzenia, a także przez tereny oku-powane, Izrael i wzgórza Golan, mimo iż męczące, były atrakcyjne pod względem poznaw-czym.

Pewnego popołudnia, w stroju raczej niedbałym, siedziałem w mesie z kolegami przy piwku. Przez radiowęzeł zostałem imiennie wezwany do dowódcy kontyngentu, tak jak sto-ję. Otrzymałem od niego polecenie, aby natychmiast udać się do Kwatery Głównej, do szefa transportu. Wódz wspaniałomyślnie udostępnił mi swego fi ata z kierowcą.

Po kwadransie meldowałem się u szwedzkiego podpułkownika, siedzącego w towa-rzystwie dwóch angielskich ofi cerów Królewskiej Marynarki Wojennej. Postawny Szwed przedstawił mi ofi cerów z brytyjskiej fl otylli okrętów rozminowujących wspólnie z Ame-rykanami, Rosjanami i Francuzami Kanał Sueski. Zwrócili się oni do dowództwa UNEF z prośbą o pomoc w zabezpieczeniu transportu mięsa, zakupionego przez fl otyllę w Kairze, do miejsca jej dyslokacji w Port Saidzie. Tylko my dysponowaliśmy samochodami-chłod-niami, ale bez zezwolenia Force Commandera (dowódcy sił) nie mieliśmy prawa wykonać takiej usługi dla jednostki nie wchodzącej w skład Sił Doraźnych ONZ. Ponieważ Anglicy zgodę taką od gen. Siilasvuo otrzymali, ściągnięto mnie do kwatery w celu domówienia szczegółów. Bez większych problemów dogadaliśmy się, że z Ismailii wyjedziemy dwoma chłodniami następnego dnia o godz. 6.00. Ostrzegłem jednak angielskich kolegów, że mogą być problemy z przejazdem przez odcinek zajęty przez wojska izraelskie, gdyż Żydzi na swo-im terenie nie akceptują obecności Polaków. Ci uspokoili mnie, że wszystkie formalności ze stronami konfl iktu są już załatwione, a w razie potrzeby na granicy strefy buforowej czekać na nas będą ofi cerowie łącznikowi, egipski i izraelski. W ciągu kilkunastu minut wszystkie szczegóły mieliśmy dograne, a więc, zgodnie z umową, następnego dnia rano miałem się z Anglikami spotkać w naszym obozie.

Spokojnie wróciłem do obozu i zrelacjonowałem dowódcy ustalenia poczynione z sze-fem transportu UNEF i Anglikami. Ten je w pełni zaakceptował, polecił jedynie, aby samo-chody były odpowiednio przygotowane i żebym na wszelki wypadek zabrał ze sobą dobrego mechanika samochodowego oraz speca od lodówek. Byłby bowiem nie lada wstyd, gdyby na skutek niesprawności pojazdu angielskie żarcie się popsuło. Szybko wróciłem do kole-gów, którzy wciąż siedzieli przy piwku. Nie dane mi było zbyt długo tam posiedzieć, bo do akcji włączyło się WSW.

Do kolumny złożonej z dwóch polskich chłodni i jednego angielskiego landrovera bez-warunkowo chciało dołączyć co najmniej dwóch wysokiej klasy specjalistów naszego kontr-wywiadu. Oczywiście, nie mówili po angielsku, ale podobno byli niezbędni po drugiej

Page 203: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

202

RELACJE I WSPOMNIENIA

stronie frontu. Mimo najszczerszych chęci, fi zyczną niemożliwością było zabranie ich, chy-ba że zamiast mechaników, co absolutnie nie leżało w moim interesie. Ponieważ „uszatko-wie” obstawali przy swoim, nie obyło się bez interwencji dowódcy, który choć raz pogonił ich gdzie pieprz rośnie. Rano zresztą okazało się, że Anglicy musieli drogą radiową podać zarówno Egipcjanom, jak i Żydom numery rejestracyjne pojazdów, nazwiska oraz nume-ry kart identyfi kacyjnych Polaków, tak więc zabranie jakiejkolwiek osoby dodatkowej było niemożliwe, tym bardziej że Izraelczycy i tak robili trudności z wpuszczeniem aż pięciu polskich żołnierzy z dwoma samochodami. Nieustępliwi panowie z WSW byli jednak przy naszym odjeździe i prawdopodobnie tylko dla dodania sobie prestiżu myśląc, iż jestem tak głupi jak oni mądrzy, polecili mi przywiezienie z tej podróży planu izraelskiego okopu. Nie zdzierżyłem i obrzuciłem ich epitetami, spośród których „idioci” można by uznać za naj-bardziej parlamentarny. Faktycznie trzeba być nie lada kretynem i ignorantem w sprawach wojskowych, aby doszukiwać się jakichkolwiek różnic w tej materii bez względu na szero-kość geografi czną. Jestem święcie przekonany, że nabór do WSW ludzi typu BMW (bierni, mierni, ale wierni), o poziomie inteligencji „ćwierć milicjanta”, w szczególności do orga-nów nie wiadomo dlaczego nazywanych kontrwywiadowczymi, przysparzał pracownikom prawdziwego i utajnionego KW, niezbędnego przecież w każdym państwie, o wiele więcej szkód niż pożytku.

W Kairze bardzo sprawnie załadowaliśmy wołowe półtusze do chłodni i ruszyliśmy w długą drogę przez pustynię. W potwornym upale, ale bez żadnych kłopotów, dotarli-śmy do strefy buforowej. Tam przy jednym z posterunków czekał na nas egipski porucznik w nieprawdopodobnie połatanym mundurze, w tenisówkach zamiast butów, pełniący rolę ofi cera łącznikowego. Przez strefę okupowaną przez wojska izraelskie przejechaliśmy bez najmniejszych problemów i najkrótszego nawet postoju, ale eskortowani przez dwa trans-portery opancerzone M-113 z żołnierzami uzbrojonymi po zęby, wśród których było także dwóch emigrantów z Polski, z 1968 roku.

Port Said powoli powracał do normalnego życia, ewakuowani w czasie wojny mieszkań-cy wracali do rodzinnych stron, a port pracował już bez większych zakłóceń. W pierwszej kolejności podjechaliśmy na keję, gdzie przycumowany stał brytyjski okręt baza. Maryna-rze wraz z naszymi kierowcami natychmiast przystąpili do rozładunku zmrożonego mięsa, a ja z Egipcjaninem i Anglikami pojechaliśmy landroverem do miasta na proszony lunch. Szczerze mówiąc, nie widziałem nigdy człowieka jedzącego równie łapczywie jak egipski po-rucznik. Facet chyba nie miał nic w ustach od co najmniej kilku dni. Zanim my zdążyliśmy zabrać się do jedzenia, jego talerz był całkowicie pusty, ale na polecenie jednego z Anglików natychmiast został ponownie napełniony. Po lunchu wypiliśmy po małej whisky. Ciekawe, że Arab, jak sądzę wyznający islam, też nie stronił od trunku. Odwieźliśmy porucznika do jego misji wojskowej, a sami wróciliśmy do portu na okręt. Załadunek był już dawno skoń-czony, a moi kierowcy i mechanicy, zaproszeni przez angielskich marynarzy, urzędowali w mesie dla podofi cerów. Nas zaproszono do mesy ofi cerskiej, gdzie czekał dowódca fl otylli, aby podziękować za pomoc i poczęstować nas kufelkiem oryginalnego ale.

W trakcie rozmowy komandor zaproponował, żebyśmy przenocowali na okręcie, bo możemy nie zdążyć do godz. 20.00 przeprawić się przez Kanał Sueski. Dokładnie o godz. 8.00 wieczorem egipscy saperzy powinni na noc demontować mosty pontonowe na kanale,

Page 204: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

203

RELACJE I WSPOMNIENIA

ale doskonale wiedziałem, że z powodu wrodzonego lenistwa robią to bardzo rzadko, aby nie przemęczać się rano przy ponownym montażu. Faktem jest, że po godz. 20.00 wyjazd ze strefy buforowej mógł okazać się niemożliwy. Szczerze mówiąc, propozycja była nęcąca, ale nie bez podstaw obawiałem się, że chłodnie mogą być potrzebne w obozie, więc serdecznie podziękowałem za zaproszenie i ruszyliśmy w drogę powrotną licząc, że do przeprawy pon-tonowej dotrzemy na czas.

Kanał przekroczyliśmy kilka minut przed częściowym rozmontowaniem mostów. Naj-większe problemy były jednak przed nami, powszechną bowiem tajemnicą było, iż egipskie posterunki po zapadnięciu zmroku nie przepuszczały żadnych pojazdów jadących z kie-runku frontu w głąb kraju – ani własnych, ani ONZ. Mimo iż zakaz ten był dość restryk-cyjnie egzekwowany, postanowiłem przebijać się, byle jak najbliżej Ismailii. Licząc na to, że egipskie posterunki im dalej od linii frontu, tym mniej są czujne, pozwolą nam dotrzeć do domu.

Pierwsze posterunki przejechaliśmy bez najmniejszego problemu, ale zmrok na Bliskim Wschodzie zapada bardzo szybko. Dojeżdżając do kolejnego punktu kontrolnego, z daleka w świetle refl ektorów zauważyłem, że szosa zablokowana jest biało-czerwonymi beczkami z piaskiem oraz zasiekami z drutu kolczastego. Teoretycznie była szansa objechać posteru-nek z jednej lub drugiej strony, ale istniało ryzyko, że wpakujemy się na pole minowe lub zostaniemy ostrzelani, zgodnie zresztą z prawem wojennym.

Zatrzymaliśmy się przed samą zaporą. Wyszedł do nas na dobre rozespany egipski star-szy sierżant, ubezpieczany z przydrożnych stanowisk ogniowych rozmieszczonych po obu stronach szosy przez kilku kolegów trzymających nas na muszkach swej broni. Szczęśliwie dla nas podofi cer po angielsku znał tylko kilka słów i właściwie porozumiewaliśmy się na migi. Z tego co pokazywał doskonale rozumiałem, że nie może nas puścić i przyjdzie nam do świtu przeczekać w samochodach. Ja z kolei usiłowałem go przekonać, że jadę z Port Saidu i mam zgodę na przejazd wydaną przez ofi cera łącznikowego. Handryczyliśmy się kilkanaście minut, w końcu zrezygnowany sierżant kazał mi wejść do bunkra, gdzie był telefon polowy i połączył mnie najprawdopodobniej ze swoim przełożonym. Angielski pod-porucznika był niewiele lepszy niż sierżanta. W każdym razie po moim długim monologu, z którego najprawdopodobniej niewiele zrozumiał, nakazał swemu podwładnemu, aby nas przepuścił.

Przez kilka następnych posterunków mieliśmy spokój, bo puszczano nas nawet bez za-trzymywania samochodów. Zapaliła się w nas iskierka nadziei, że może tak będzie do koń-ca. Niestety, widocznie skończył się sektor odpowiedzialności porucznika, z którym roz-mawiałem, bo po kilkunastu kilometrach sytuacja się powtórzyła. Tu wypada wspomnieć, że wielu Arabów mówi lepiej lub gorzej po angielsku, ale czytają i piszą tylko nieliczni. Dowódcy posterunku, na którym nas znów zatrzymano, starszemu wiekiem kapitanowi, najprawdopodobniej powołanemu z rezerwy, wciskałem ten sam, co poprzednio kit. Facet wszystko rozumiał, ale z uporem maniaka żądał jakiegoś dokumentu z pieczęcią. Wpadłem zatem na genialny pomysł i stawiając wszystko na jedną kartę, wręczyłem mu opieczętowa-ny rozkaz wyjazdu kierowcy oraz swój list do żony. Moi kierowcy mało nie posikali się ze śmiechu, kiedy zobaczyli jak kapitan, przyświecając sobie latarką, patrzy jak sroka w gnat w list od mojej małżonki, przewracając go na wszystkie strony. W końcu, wziąwszy oba

Page 205: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

204

RELACJE I WSPOMNIENIA

papiery, poszedł do telefonu. Coś długo tłumaczył, ale najważniejsze, że z pozytywnym dla nas skutkiem. Dalej jechaliśmy już przez nikogo nie niepokojeni, aby około godz. 2.00 w nocy, ku pełnemu zaskoczeniu kanadyjskich służb dyżurnych, wrócić do obozu w Ismailii.

Kilka następnych dni po obozie, również w jego cudzoziemskich elementach, ku uciesze żołnierzy wszystkich nacji krążyły anegdoty jak to „Maluch” w nocy przejechał bufor na list od żony. Jak to zazwyczaj bywa, przekazywana z ust do ust historia z każdym dniem wzbogacała się o nowe szczegóły, które w rzeczywistości nigdy nie miały miejsca. Ostatecz-na wersja znacząco odbiegała od faktycznej. Według niej, list małżonki zrobił tak wielkie wrażenie na Arabach, że w środku nocy specjalnie dla mnie usprawniali zdemontowany most pontonowy na Kanale Sueskim. Chodziłem zatem przez czas jakiś w aureoli sławy i postanowiliśmy ze Zbyszkiem Fasolką oraz polskimi Kanadyjczykami – Prociukiem i Wą-saczem, opić ten, bądź co bądź, bezprecedensowy wyczyn, którego echo podobno dotarło nawet do Force Commandera. Wypada również wspomnieć, że w naszej bazie na odrestau-rowanym przez polskich saperów lotnisku pod fl agą ONZ stacjonowały dwa kanadyjskie lekkie samoloty transportowe typu „Buff alo” oraz nie wchodząca w skład UNEF eskadra transportowych śmigłowców CH-47 „Chinook” z US Navy, rozminowująca Kanał Sueski, a jej dowódcą był też Polak z Detroit, kpt. Jack Pacek. Tego wieczoru przyjacielskie spotka-nie skończyło się grubo po północy. Mogłem sobie na taki luksus pozwolić, bo następne-go dnia miałem wolne, w przeciwieństwie do Zbycha, który rano o godz. 8.30 miał lecieć z Kanadyjczykami do Damaszku, a stamtąd na wzgórza Golan, jako wsparcie dla Kazia Trzmielewskiego.

Dziwnym trafem kolega przespał ranny samolot do Damaszku i Kanadyjczycy odlecieli bez niego. Rzecz jasna musiało się to stać powodem kolejnej afery w polskim kontyngencie. Zbychu został wezwany na dywanik, a chwilę później również i ja, bo ktoś życzliwy raczył donieść dowódcy, że wspólnie z kolegą i Kanadyjczykami brałem udział w wieczornej bie-siadzie. W czasie kiedy pułkownik rugał nas niemiłosiernie, a właściwie Fasolkę, na jego biurku zaterkotał telefon z Kwatery Głównej. Po minie dowódcy widać było, że coś się stało, ale ponieważ słuchał nic nie mówiąc, nie mogliśmy zorientować się o co chodzi. Po zakoń-czeniu rozmowy, Stary odłożył słuchawkę, podszedł do lodówki, wydobył z niej butelkę „Jaśka Wędrowniczka”, nalał sobie i nam oraz tajemniczo zaczął: „No, masz chłopie więcej szczęścia niż rozumu! Miałem zamiar cię karać dyscyplinarnie, ale dzisiaj zezwalam ci się uchlać do nieprzytomności, bo urodziłeś się po raz drugi! «Buff alo«, którym miałeś lecieć na Golan, został zestrzelony przez Syryjczyków i wszyscy na pokładzie zginęli! Ty byłbyś jeszcze jedną ofi arą, tak więc dziękuj Bogu, bo wóda uratowała ci życie!”.

Oenzetowski samolot zboczył z kursu i dlatego w jego kierunku odpalono rakietę prze-ciwlotniczą, która trafi ając w cel, spowodowała śmierć szesnastu osób znajdujących się na jego pokładzie. Wśród ofi ar był mój dobry kolega kanadyjski, chor. Earnie, który wracał po zakończonej misji do kraju. Niestety, nie udało mu się znaleźć na łonie rodziny. Kilka dni później do obozu przywieziono szczątki zestrzelonego samolotu, które zmieściły się w jed-nym zaledwie plastikowym worku. Najbardziej podłamany tym wypadkiem był dowódca amerykańskiej eskadry śmigłowców, kpt. Pacek, pilot kanadyjskiego „Buff alo” był bowiem jego serdecznym kolegą ze studiów w Akademii Sił Powietrznych w Colorado Springs.

Page 206: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

205

RELACJE I WSPOMNIENIA

Trudno powiedzieć dlaczego, ale od czasu katastrofy kanadyjskiego „Buff alo” jego kontakty z nami zacieśniły się. Prawie cały wolny czas wytracał w polskiej mesie, w kinie polowym lub u nas na kwaterze, spędzając tym samym sen z powiek wyspecjalizowanym komórkom organizacyjnym Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej. Pacek opowiadał o mile spędzanych w Izraelu weekendach, dla nas rzecz jasna całkowicie niedostępnych, nie tylko ze względu na zakazy polskich i izraelskich władz, ale przede wszystkim z pro-zaicznych przyczyn fi nansowych. Zawsze, kiedy u nas w baraku pojawiał się amerykański lub kanadyjski gość, natychmiast pod byle jakim pretekstem dołączał do nas kompanijny politruk, por. Józef B. (skrót nazwiska pochodzi od redakcji – red.). Był to typowy ofi cer z awansu społecznego. Sądząc po wieku, długo musiał być podofi cerem zawodowym, a jego poziom ogólnej inteligencji absolutnie nie wskazywał na to, aby ukończył jakiekolwiek stu-dia, z wyjątkiem „tajnych kompletów maturalnych” w macierzystej jednostce. Można więc bez żadnej przesady stwierdzić, iż był tak bezdennie głupi, że aż sympatyczny.

Podczas jednej z wieczornych wizyt, Pacek, lekko już na rauszu, zaproponował, że na następny weekend zaprasza nas do Hajfy. Prociuk i Wąsacz, którzy już taką eskapadę za-liczyli nie raz, usilnie namawiali nas do wzięcia w niej udziału. Pacek gwarantował nieod-płatny transport powietrzny w obie strony jednym ze swoich śmigłowców. Brak środków fi nansowych oraz niehonorowanie przez Żydów polskiego paszportu – te kwestie zostały rozwiązane niemal na poczekaniu. Problemy fi nansowe dobrowolnie zdecydowali się wziąć na siebie nasi trzej rodacy zza oceanu, a żaden dokument osobisty, oprócz oenzetowskiej karty identyfi kacyjnej, zdaniem wszystkich, nie będzie potrzebny, ponieważ razem z kilko-ma Amerykanami wylądujemy w cywilnych ciuchach na izraelskim lotnisku wojskowym, gdzie nikt sojuszników nie sprawdza.

Szczerze mówiąc, baliśmy się podjąć takiego ryzyka, ale kiedy ku naszemu zaskoczeniu B. pierwszy zdecydował się wziąć udział w atrakcyjnej eskapadzie, nie mogliśmy już oprzeć się pokusie. Szczegóły dogadaliśmy w ten sposób, że cywilne ciuchy załatwi nam Jack, a nasza trójka ofi cjalnie wypisze się na wyjazd do Kairu. Aby nie być całkowicie bez grosza, w kanadyjskiej mesie wymieniliśmy trochę egipskich funtów na dolary, ale i tak byliśmy ubogimi krewnymi w stosunku do naszych zagranicznych kumpli.

W sobotni ranek sprzed bramy głównej obozu odjechaliśmy taksówką, rzekomo do Ka-iru. Wypiliśmy piwo w ismailskiej „Oazie”, skąd Leszek Wąsacz furgonetką przywiózł nas na lotnisko. Tam szybko przebraliśmy się w jeansy i koszulki polo, przygotowane przez Packa, i załadowaliśmy się do „Chinooka”, w którym znajdowało się jeszcze kilkunastu Ameryka-nów, także w cywilnych ciuchach. Śmigłowiec pilotował sam Jack, a nam, mimo potworne-go huku panującego w latającym kolosie, głowy pękały z obaw o mające nastąpić lądowanie na izraelskim lotnisku w Hajfi e. Obawy okazały się jednak całkowicie bezpodstawne, bo wylądowaliśmy na podmiejskim polowym lądowisku eksploatowanym przez izraelską Ma-rynarkę Wojenną i US Navy, a captain Pacek był tam dobrze znany, nikt więc nas nawet nie zapytał o jakikolwiek dokument tożsamości.

Z lądowiska pojechaliśmy wojskową furgonetką do centrum miasta. Na mnie zro-biło ono oszałamiające wrażenie. Olbrzymi ruch pojazdów i pieszych, mnóstwo super-eleganckich i bogato zaopatrzonych sklepów, kiosków i kramików, ale wszędzie idealnie czyściutko, znalezienie na ulicy papierka czy niedopałka graniczyło z cudem. Mówię

Page 207: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

206

RELACJE I WSPOMNIENIA

oczywiście o centrum, bo na przedmieściach, zamieszkałych przez Arabów i emigrantów z innych krajów afrykańskich, panował typowo arabski bałagan, z nieodłącznym przypra-wiającym o mdłości fetorem rozkładających się śmieci. Powłóczyliśmy się trochę po mie-ście, po drodze wstępując do kilku restauracji na piwko. Zwiedziliśmy Muzeum Kolejnictwa, gdyż usytuowane ono było na trasie do polskiej restauracji, dobrze znanej Jackowi, gdzie podobno można było zjeść tanio i dobrze, jak w domu. Faktycznie, niewielka restauracyjka „Wilnianka”, położona na skraju dzielnicy portowej do superekskluzywnych zaliczać się nie mogła, ale za to kusiła polskimi, chociaż może bardziej litewskimi, potrawami. Na szybie w oknie wystawowym po polsku reklamowano bigos, barszcz z uszkami, kołduny, zalewajkę, pierogi, zrazy, a nawet kaczkę z pyzami. Takiej przyjemności odmówić sobie nie mogliśmy.

Gdy tylko zasiedliśmy przy dużym, wspólnym stole, podszedł do nas właściciel – polski Żyd, który wraz z rodzicami wyemigrował z Wilna w 1936 roku, by po 1947 roku osiąść na stałe w Izraelu. Twierdził, że czasami trafi ają mu się klienci z Polski, głównie marynarze, ale nigdy tylu na raz. Przyznał zresztą, że najczęściej restaurację odwiedzają staruszkowie ze starej, polskiej emigracji, którym z lat dzieciństwa pozostał apetyt na specjały naszej, w tym regionie prawie nieznanej sztuki kulinarnej. Faktycznie najedliśmy się do syta, i to po bardzo przystępnych cenach. W dowód uznania za wilczy apetyt, wykazany podczas obia-du, cała nasza szóstka została potraktowana na koszt fi rmy kieliszkiem „Wyborowej”.

Po lunchu pojechaliśmy na górę Karmel, skąd roztaczał się przepiękny widok na morze i całe miasto. Zwiedziliśmy także zlokalizowany na szczycie jeden z nielicznych, jak mi się wtedy wydawało, katolickich klasztorów na terytorium Izraela. Wieczorem, dla przeciw-wagi, Jack zabrał nas na kolację do lokalu, który okazał się typowym night clubem. Była to elegancka, 2-kondygnacyjna restauracja, w pobliżu przystani promowej. Kanadyjscy kum-ple, jak sądzę, już tam z Jackiem bywali. Zorientowani ile trzeba zapłacić za wstęp, ustalili, chyba jeszcze w Ismailii, kto za kogo płaci. Tak więc, zanim dowiedzieliśmy się od portiera ile kosztuje wstęp, koledzy już zapłacili wcale niebagatelną sumę 100 dolarów od łebka. O żadnym zwrocie pieniędzy nie mogło być mowy, gdyż dla nich byliśmy gośćmi. Wstyd się przyznać, ale wyłożona przez nich kwota znacznie przewyższała nasz stan posiadania.

Klimatyzowany lokal, luksusowo wyposażony, wprawił nas w stan zakłopotania, bo przecież ceny musiały być tu obłędne. Tymczasem Jack poinformował nas, że możemy dla siebie zamawiać co się nam żywnie podoba. Wszystko jest wliczone w koszt biletu wstępu, możemy więc jeść i pić do woli, dodatkowo trzeba jednak płacić za drinki dla dziewczyn. Na sali faktycznie było ich sporo, co najmniej piętnaście mocno roznegliżowanych, o róż-nym odcieniu skóry, od białego przez żółty, aż do całkowicie czarnego. Panienki absolutnie nie narzucały się, siedziały po dwie–trzy przy stoliku, czekając na jakiś zachęcający gest z naszej strony. Niektóre tańczyły ze sobą w takt muzyki płynącej z magnetofonu lub gra-jącej szafy. Oprócz nas w lokalu było jeszcze trzech mężczyzn, prawdopodobnie Włochów. Do naszego stolika podeszła skąpo odziana kelnerka i grzecznie zapytała, co podać i czy nie życzymy sobie towarzystwa dziewczyn. Z panienek zrezygnowaliśmy, ale za to popro-siliśmy o butelkę whisky, lód i wodę mineralną. Dziewczyna dostała „kwadratowych oczu”, trzykrotnie pytała, czy naprawdę chcemy całą butelkę. Swoim zamówieniem wzbudziliśmy sporą sensację, bo po chwili podszedł do nas właściciel, aby upewnić się, czy kelnerka właści-wie przyjęła zamówienie. Nie miał widać w swym lokalu do czynienia z sześcioma Polakami

Page 208: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

207

RELACJE I WSPOMNIENIA

na raz. Wargi mu opadły, kiedy po jakimś czasie znów powtórzyliśmy zamówienie, a skut-ków zdematerializowania pierwszej butelki po klientach absolutnie nie było widać. W trak-cie opróżniania drugiego whiskacza Jack i Lechu ruszyli w tany, a tuż po nich towarzysz B. Panienki były oczarowane, kiedy panowie z szacunkiem całowali je w dłonie, ale z drugiej strony ich obawy z pewnością budziło to, że nie padały pod ich adresem żadne konkretniej-sze propozycje. Padłyby one z pewnością, gdyby nie stan naszych portfeli, za usługi bowiem, czynione przez panienki w apartamentach na górze, trzeba było dodatkowo płacić żywą gotówką, a taką przecież nie dysponowaliśmy. Grubo po północy, przy „rozpracowywaniu” trzeciej buteleczki, Pacek i Prociuk, od pewnego czasu obtańcowujący dwie panienki, udali się z nimi na górę, do pokoi uciech cielesnych, skąd zadowoleni z usług wycenionych na 100 dolarów od łba, powrócili do towarzystwa. Proponowali nam, abyśmy bez ceregieli poszli w ich ślady, oczywiście na ich koszt, ale z przykrością propozycję musieliśmy odrzucić. To dopiero byłaby kompromitacja, gdyby sprawa ujrzała światło dzienne, że ofi cer socjalistycz-nego państwa, członka Układu Warszawskiego, „obraca” panienkę z uciśnionego Trzeciego Świata za dolary „zgniłego kapitalisty” z NATO. Ten numer nie mógł przejść i całe dla nas szczęście, że nie przeszedł.

Po powrocie z weekendowego wyskoku do Hajfy, święcie przekonani o swojej bezkar-ności, zostaliśmy zaskoczeni, gdy w poniedziałek po lunchu całą naszą konspiracyjną trójcę wezwano przed oblicze pierwszego po Bogu. Okazało się, że z najdrobniejszymi detalami weekendowego wypadu doniósł na nas zidiociały politruk. Myślał pewnie, iż donosząc na nas, w tym także na siebie, uratuje tyłek i usprawiedliwi swoją z nami nielegalną obecność w Izraelu. Tymczasem wszystko skupiło się na nim jako na „aparatczyku”, że nie interwenio-wał w porę i skutecznie. Wysłuchaliśmy długiej i ostrej reprymendy. Podejrzewam, że gdyby procedura dyscyplinarnego odesłania nas do kraju nie musiała przechodzić przez Kwaterę Główną i być przesyłana do Nowego Jorku, jak amen w pacierzu w trybie przyspieszonym znaleźlibyśmy się w kraju. Tak więc, dzięki Bogu, afera rozeszła się po kościach, ale przy-puszczam, że ślad po niej na pewno został w naszych utajnionych teczkach personalnych.

Wraz ze Zbychem byliśmy zbulwersowani donosem B. i intensywnie obmyślaliśmy re-wanż.

Wariant spoliczkowania go odpadł, gdyż wiązał się ze zbyt poważnymi konsekwencjami. Z bratnią pomocą przyszedł nam Bogdan Winniczek, który we wszystko wtajemniczony, kategorycznie odradzał jakąkolwiek przemoc, optując za publicznym ośmieszeniem dono-siciela, a tym samym całego aparatu, zwłaszcza tej jego części wywodzącej się jak B. z awan-su społecznego. Łatwo powiedzieć, ale jak do tego doprowadzić? Rozwiązanie problemu przypadkowo podsunęło nam życie.

Towarzysz B. lubił sobie od czasu do czasu ostro popić, a z powodu całkowitego bojko-tu, nie mógł sobie znaleźć kompanów nawet do tak atrakcyjnego zajęcia pozasłużbowego. Musiało go to bardzo męczyć, bo kilkakrotnie podejmował bezskuteczne próby ponownego zbliżenia się do nas.

Pod koniec sierpnia świętował swoje imieniny kolega Winniczek, który de facto na imię miał Bohdan. Impreza miała mieć charakter bardzo kameralny, odbywała się bowiem w jego pokoju sąsiadującym z naszym, a oprócz solenizanta uczestniczyliśmy w niej tylko Zbyszek i ja. Pod wieczór zupełnie niespodziewanie w pokoju kolegi pojawił się politruk

Page 209: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

208

RELACJE I WSPOMNIENIA

z fl aszką i imieninowymi życzeniami. Zgodnie ze staropolskim obyczajem, na imieniny ni-kogo się nie zaprasza, a każdy przybywający z życzeniami powinien być ugoszczony, więc Bogdanowi nie wypadało nic innego jak zaprosić B. do suto zastawionego stołu. Pan Józef, jak sądzę, zanim zdecydował się do nas dołączyć, musiał chlapnąć kilka głębszych, bo z za-sady mrukliwy, teraz rozgadał się jak bazarowa przekupka, a na dodatek po kilku toastach był już kompletnie „ugotowany”. Jeszcze dwa szybkie i nasz Ziutek nieprzytomny legł na łożu boleści.

Przy jego wydatnej pomocy zapas imieninowego alkoholu skończył się i Boguś z własnej i nieprzymuszonej woli udał się do kantyny, aby uzupełnić zapas. Gdy wrócił po kilku mi-nutach, podzielił się z nami genialnym pomysłem na ośmieszenie B.

Otóż, licznie zgromadzone w kinie polowym wojsko właśnie oglądało fi lm, a przed za-pleczem kanadyjskiej mesy stał wózek zaprzężony w osiołka, którym arabski chłopak wywo-ził śmieci i odpadki z lokalu. Plan Winniczka był naprawdę perfi dny. Za dolara wypożyczył od Araba osiołka wraz z uprzężą, na godzinę. Kadry w baraku nie było, gdyż albo siedziała w mesie na wieczornym drinku, albo oglądała fi lm w kinie.

Z pokoju B. wystawiliśmy na korytarz jego metalowe łóżko polowe i w sztok pijanego politruka ułożyliśmy na nim, nie zapominając o uprzednim ściągnięciu mu portek. Nawet się nie poruszył i nie zmienił tonacji ani częstotliwości chrapania. Do wyrka zaprzęgliśmy osiołka, wabiąc go suchym chlebem, i wyprowadziliśmy dziwny zaprzęg na zewnątrz ba-raku. Bogdan co kawałek na asfaltowej drodze rozkładał ośli przysmak i łakome, z reguły wygłodzone zwierzę, ciągnąc nietypowy ładunek, krok po kroku, robiąc dłuższe lub krótsze przerwy degustacyjne, systematycznie zbliżało się do polowego kina. My tymczasem szybko powróciliśmy do biesiadnego stołu, udając, że o niczym nie wiemy.

W pewnym momencie poderwał nas wrzask rozbawienia dochodzący do baraku z wi-downi kina. Zaciekawieni wybiegliśmy z budynku i naszym oczom ukazał się widok rozwe-selonych żołnierzy i kadry, oblegających ośli zaprzęg i kompletnie pijaniusieńkiego, niewie-le rozumiejącego z całej sytuacji, dopiero co rozbudzonego B. Ktoś z kadry szybko ocenił, że jest to przecież kompromitacja ofi cera wobec podwładnych, i spowodował błyskawiczne usunięcie z pola widzenia obiektu wesołości naszych, i nie tylko naszych żołnierzy.

Zemsta, do której oczywiście pod żadnym pozorem, mimo nie pozbawionych sensu podejrzeń, nie przyznaliśmy się, sprawiła nam wprost nieopisaną przyjemność. Do końca zmiany politruk nawet nie wytknął nosa ze swej kapciory i potwornie przez nas doświad-czony, w samotności i odosobnieniu dotrwał do końca misji.

Dowództwo wprawdzie podejrzewało nas o zorganizowanie tej hecy, ale nie mogło nam tego udowodnić. Sprawa umarła śmiercią naturalną.

Ciągłe kursowanie na trasie Ismailia–Kair–Ismailia trochę mnie znudziło. Łapałem więc każdą okazję, aby uzyskać zgodę na wyjazd w każdym innym kierunku. Na początku września, gdy zaczęła się rotacja batalionu z Ghany, przewoziłem kompanię czarnoskórych peacekeeperów z lotniska Heliopolis do Fanary nad Jezioro Gorzkie, a stamtąd kompanię wracającą do kraju zabierałem do Ismailii, gdzie w bazie jeszcze przez miesiąc pełniła służ-bę wartowniczą, wolny czas wykorzystując na wycieczki i ostatnie przed odlotem zakupy. Stosunki między Ghańczykami i Polakami były wzorowe, nie dotyczyły ich jakiekolwiek ograniczenia ze strony władz, tak z jednej, jak i z drugiej strony. W bazie Fanara, położonej

Page 210: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

209

RELACJE I WSPOMNIENIA

w przepięknej oazie na samym brzegu Dużego Jeziora Gorzkiego, dobrze mi znanej, ponie-waż co najmniej kilka razy woziłem naszych żołnierzy do położonego nieopodal na pustyni polskiego cmentarza wojskowego z czasów II wojny światowej, przyjmowany byłem bardzo serdecznie. Ten pozytywny stosunek Ghańczyków do nas wypływał głównie z tego powodu, że byliśmy jedyną białą nacją bratającą się z „Czarna Kolega”. Nie chcę przez to powiedzieć, że inne kontyngenty traktowały czarnoskórych towarzyszy broni w sposób niewłaściwy, ale po prostu nie bratały się z nimi na gruncie towarzyskim, no bo kto się brata z ubogim, nie-zbyt wyedukowanym i podobno komunizującym afrykańskim krewnym.

Struktury organizacyjne, musztra i system szkolenia armii ghańskiej oparte były na ko-lonialnych wzorach, głównie brytyjskich, nawet komendy i rozkazy wydawane były w języ-ku angielskim. Ofi cer, z nieodłączną szpicrutą pod pachą był dla swych żołnierzy wszech-władnym Bogiem.

W Fanarze na własne oczy widziałem jak szef sztabu batalionu karał chłostą niezdy-scyplinowanego szeregowca. Dyscyplina wojskowa oraz autorytet dowódcy u Ghańczyków dla nas Polaków początkowo wydawał się być niedościgłym wzorem, o którym nam pozo-stawało tylko pomarzyć. Identycznie, tak samo jak do swoich, ghańscy żołnierze odnosi-li się do ofi cerów wszystkich innych kontyngentów, choć w sposób szczególny wyróżniali Polaków. Być może wynikało to z prostego faktu, że Polacy w przeciwieństwie do innych armii, zwyczajowo witają się przez podanie ręki, również z niższymi od siebie stopniem. Tak więc ghański szeregowiec mógł czuć się zaszczycony, kiedy witał się z nim biały ofi cer w stopniu kapitana czy majora. W swoim kraju z pewnością by tego nie doświadczył.

Pewnego ranka razem z Fasolką rozwoziliśmy nową zmianę na posterunki w strefi e bu-forowej. Weteranów zabieraliśmy do Fanary, a stamtąd po obiedzie do Ismailii. W dowód uznania za dobrze i sprawnie wykonaną robotę, dowódca rotowanej kompanii zaprosił nas na przyjęcie organizowane wieczorem w Ismailii, w ich mesie. Oczywiście zameldowali-śmy przełożonym o zaproszeniu i bez najmniejszych problemów uzyskaliśmy aprobatę na uczestnictwo w imprezie. Żeby do „Czarna Kolega” nie pójść z gołymi rękoma, kupiliśmy w kantynie po butelce „Wyborowej” i tak uzbrojeni o wyznaczonej porze udaliśmy się do ghańskiego miasteczka namiotowego.

Mesę odnaleźliśmy bez najmniejszych kłopotów, był to bowiem największy namiot w całym obozie. Z przyjęcia, które naszym zdaniem miało być tylko zwykłym spotkaniem ofi cerów dwóch nacji przy kielichu, Ghańczycy zrobili wielką pompę międzynarodową im-prezę, z własną prasą i kroniką fi lmową. Przed wejściem do namiotu powitał nas zapraszają-cy na bankiet kapitan, a następnie przedstawił dowódcy batalionu i jego sztabowi. Wszystko to było fi lmowane przez operatora, mimowolnie więc staliśmy się głównymi bohaterami ghańskiego fi lmu dokumentalnego. Po krótkim, okolicznościowym toaście dowódcy, który za naszym pośrednictwem podziękował wszystkim Polakom za terminowe, bezkonfl ikto-we i efektywne zabezpieczenie logistyczne operacyjnej działalności jego jednostki, nale-żało, choć wcale nie byliśmy do tego nieprzygotowani, zrewanżować się. Chcąc nie chcąc, musiałem zabrać głos i po angielsku wygłosić toast mniej więcej tej treści: „Panie pułkowniku, panie, panowie jest mi przyjemnie słyszeć tak pozytywną ocenę naszej pracy ze strony ghań-skich przyjaciół. Nie jest to jednak tylko i wyłącznie nasza zasługa, bo przecież gdyby nie Wasza pomoc, koordynacja i terminowe uzgodnienia, osiągnięcie tak wysokiego stopnia

Page 211: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

210

RELACJE I WSPOMNIENIA

efektywności nie byłoby możliwe! Dlatego, w oczekiwaniu na dalszy postęp i zacieśnienie naszej współpracy oraz autentycznej sympatii, chciałbym na ręce dowódcy i szefa sztabu batalionu, a za ich pośrednictwem dla wszystkich ofi cerów Ghanbatt przekazać choćby po kropelce jedynego dostępnego tu polskiego produktu, mam nadzieję, że dobrego!

Dzięki dwóm fl aszkom „Wyborowej”, wręczonym dowódcy i jego zastępcy, co rzecz jasna zostało utrwalone na taśmie fi lmowej, wyszliśmy z opresji z twarzą, jak sądzę, ku zadowo-leniu przemiłych gospodarzy. W przyjęciu brało udział, razem z nami, dwudziestu kilku ofi cerów. Po upływie pół godziny, po tym jak kamerzysta i redaktorzy opuścili mesę, przyję-cie nabrało bardziej kameralnego i rzeczywiście przyjacielskiego charakteru. Jedno co mnie u ghańskich przyjaciół nieco raziło, to sztucznie podtrzymywany dystans między ofi cerami starszymi a młodszymi. U nas w trakcie towarzyskiego przyjęcia nie było wymogu, aby pod-władny, rozmawiając z przełożonym przy stole, musiał robić to w pozycji „na baczność”.

W trakcie bankietu mieliśmy niepowtarzalną okazję spróbować typowo ghańskich po-traw – smacznych, ale tak piekielnie ostrych, że aż zapierających dech w piersiach, oraz podziwiać ludowe tańce wykonywane przez kilka czarnoskórych dziewcząt w pięknych narodowych strojach, na co dzień pełnowartościowych żołnierzy, służących w batalionie na różnych stanowiskach, najczęściej medycznych i biurowych. Po północy na placu boju pozostaliśmy jedynie my, ksiądz kapelan, dowódca i jego adiutant absolutny abstynent, ale wszystko nadzorujący. Większość „Czarna Kolega”, nie przyzwyczajona do tak wielkiej licz-by toastów, dawno padła „na polu chwały”. Widząc to, chcieliśmy w dyplomatyczny sposób podziękować za przemiły wieczór i wycofać się na z góry upatrzone pozycje. Niestety, nie było nam to dane tak długo, jak długo dowódca trwał na posterunku. W końcu nadmiar alkoholu zmógł i jego, mogliśmy więc pożegnać się i udać na niewątpliwie zasłużony odpo-czynek.

Krokiem chwiejnym, aczkolwiek pewnym, w egipskich ciemnościach ruszyliśmy w kierunku naszego baraku, co chwila zawadzając o linki naciągowe ghańskich namiotów. W pewnym momencie jeden z nas, chcąc załatwić nagłą potrzebę fi zjologiczną, obsikał w ciemności namiot ghańskich kucharzy. Staliśmy się tego świadomi dopiero wtedy, gdy niespodziewanie zostaliśmy oświetleni i jednocześnie oślepieni ostrym światłem ręcznego refl ektora. Czarny żołnierz w białym kitlu gadał coś do nas po swojemu, a sądząc po minie, niezbyt przyjaźnie. Gdy na pagonach zobaczył gwiazdki, wyprężył się, zasalutował i od razu zmienił ton. Z reguły niespotykanie spokojny sprawca zamieszania nagle nabrał dowódczych zapędów i po angielsku zaczął ustawiać żołnierza, dlaczego oddaje honory do „pustej” gło-wy. Biedny Murzynek próbował mu to wyjaśnić, ale percepcja pijanego jest zupełnie inna i kolega nie przyjmował do wiadomości żadnych tłumaczeń. Sytuacja zaczynała być groźna, bo z namiotów zaczęli wychodzić inni wybici ze snu żołnierze. Chcąc Ghańczykowi zade-monstrować, jak u nas, oddaje się honory, Zbyszek próbował zasalutować, ale zachwiał się i – zapewne niechcący – otwartą dłonią pacnął w twarz Murzyna.

Szybko oddaliliśmy się z miejsca incydentu. Zanim dotarliśmy do naszego baraku, ghań-scy żołnierze byli tam przed nami i zrelacjonowali, na szczęście kolegom, a nie przełożonym, że „Polish offi cer bach bach Ghanian soldier”. Ci, szybko wciągnęli nas do baraku, nie bez podstaw przewidując surowe konsekwencje za taki wyskok. Docierało to i do mojej świa-domości, bo przecież jak to możliwe, aby socjalistyczny ofi cer mógł pobić czarnoskórego

Page 212: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

211

RELACJE I WSPOMNIENIA

szeregowca. Nagle oczyma wyobraźni widziałem się na raporcie karnym u towarzysza Gier-ka w KC PZPR, od którego mogłem spodziewać się tylko wilczego biletu i dyscyplinarnego wylania na zbity pysk. Za żadne skarby nie mogłem zasnąć. Najbardziej wkurzało mnie to, że sprawca całego zamieszania, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, spał jak nowo na-rodzone dziecię, od czasu do czasu pochrapując. Do rana nie zmrużyłem oka, intensywnie myśląc, w jaki sposób załagodzić groźny, jak mi się wydawało, konfl ikt. Jeszcze przed godz. 6.00 „na siłę” zwlokłem z wyrka kolegę, zaciągnąłem pod prysznic aby szybciej wytrzeźwiał i zdecydowałem, żeby pójść do naszego wczorajszego gospodarza i prosić go, aby sprawie nie nadawał biegu. Zbychu dość łatwo dał się przekonać do takiego załatwienia sprawy, tym bardziej że niektóre szczegóły nocnego zajścia wraz z alkoholem wywietrzały mu z głowy, a teraz docierały do jego świadomości ewentualne konsekwencje.

Z duszą na ramieniu udaliśmy się do dowódcy Ghanbatu, licząc w duchu, że uda się sprawie ukręcić łeb. Kadra ofi cerska po wczorajszej libacji ciągle jeszcze spała, ale ofi cer dy-żurny szybko spowodował, że przed nami zjawił się adiutant dowódcy. Przedstawiliśmy mu sprawę, ale młody i sympatyczny porucznik powiedział, że nie mamy się czym przejmować, sprawa jest załatwiona, a dowódcy dla takiej dupereli nie będzie budził. My nalegaliśmy jed-nak, aby pułkownik przyjął nas, nawet w łóżku, bo dla własnego samouspokojenia zależało nam na jego ofi cjalnej decyzji. W końcu udało nam się uprosić adiutanta i ten wprowadził nas do namiotu wodza.

Dowódca po wczorajszej libacji nie wyglądał zbyt kwitnąco. Normalnie hebanowoczar-na twarz teraz miała kolor ziemistoszary, a worek z lodem na głowie potwierdzał naszą wstępną diagnozę. Dość zawile tłumaczyłem mu wczorajszy incydent. Sprawca incydentu co chwila przepraszał i zapewniał, iż jego postępowanie było absolutnie nie zamierzone, ale widać było, że ghański wódz nie bardzo wie o co chodzi i czego od niego oczekujemy. Wreszcie, trochę zniecierpliwiony, kazał adiutantowi zawołać kucharzy. Po chwili w namio-cie stało czterech Murzynów w białych kitlach. Dowódca poprosił nas, abyśmy rozpoznali, z którym mieliśmy wczoraj niezbyt przyjemny kontakt. I tu wyłonił się problem, bo rozpo-znanie jednej z czterech niemal identycznych postaci, jednakowo ubranych, o takim samym wzroście i podobnej sylwetce przerastało nasze możliwości. W końcu jeden z nich sam się przyznał do nocnego spotkania z nami. Po tym wyznaniu dowódca wyskoczył z łóżka jak porażony prądem, dopadł do żołnierza, pięścią uderzył go w twarz, kopnął w tyłek i brutal-nie wypchnął z namiotu, po czym z przemiłym uśmiechem na twarzy zapytał, czy jesteśmy zadowoleni z załatwienia sprawy. Przy pożegnaniu się dodał, że naprawdę jest zaskoczony, że z taką sprawą przychodziliśmy do niego zamiast skopać tyłek żołnierzowi, który ośmielił się zwrócić uwagę ofi cerowi.

Do siebie wróciliśmy zszokowani i gdy całe zajście zrelacjonowaliśmy kolegom, nie chcieli uwierzyć, że wszystko skończyło się dobrze. W dodatku kilka dni później ghański kucharz spotkał przypadkowo sprawcę zamieszania i to on go przepraszał, czyniąc delikatne wymówki, że zupełnie niepotrzebnie poszliśmy ze sprawą do dowódcy batalionu. No, ale kto mógł o tym wiedzieć, w końcu co kraj to obyczaj.

Kilka tygodni później z Ghańczykami miałem jeszcze jedną zabawną historię. Będąc w Fanarze znów miałem okazję spotkać się z ppłk. Jamesem i kapelanem, który w cza-sie lunchu nieśmiało zapytał: „Czy ewentualnie byłaby możliwość, aby w któryś weekend

Page 213: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

212

RELACJE I WSPOMNIENIA

Polacy w drodze wyjątku zabezpieczyli transport dla ghańskiej kompanii na całodniową wycieczkę do Gizy pod piramidy?!”.

Zaskoczony pokornym tonem pytania, odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie ma najmniejszego problemu, z tym tylko, że po prostu zamówienie na samochody muszą złożyć nie do mnie, ale do naszego dowódcy, a transport dostaną na sto procent. Mimo to księżulo, zwracając się do mnie, nadal bardzo krygując się, zapytał: „A czy ty, Pawle, po starej zna-jomości, nie zechciałbyś wziąć udziału w naszej wycieczce w przyszłą niedzielę, oczywiście o ile nie będziesz miał nic innego do roboty? Doskonale wiem, że roboty wam nie brakuje przez cały tydzień, więc nie miałbym odwagi psuć komukolwiek weekendowego odpoczyn-ku! Nawet zwracając się do ciebie, mam wyrzuty sumienia, ale mam nadzieję, że zrozumiesz to, iż oprócz weekendu nie da się zorganizować tego typu imprezy i dlatego spodziewam się, że kto jak kto, ale ty chyba nam nie odmówisz!”. Cóż mi więc pozostało? Musiałem się zgodzić i robić dobrą minę do złej gry.

W niedzielę o godz. 6.30 wraz z kierowcami i sześcioma samochodami Star-66 zameldo-wałem się w Fanarze. Ghańczycy byli już po śniadaniu i gotowi do załadunku. Jeszcze tylko szybka kawa z dowódcą i mieliśmy ruszać, kiedy nagle wybuchła awantura, która mogła przesądzić nawet o odwołaniu wycieczki do Gizy. Okazało się, iż zgodnie z zamówieniem Ghańczyków przyjechałem sześcioma ciężarówkami bez „gazików” dla ofi cerów, którzy zgodnie ze swymi narodowymi regulaminami odmówili jazdy w kabinach ciężarówek lub na skrzyni ładunkowej razem z żołnierzami. Sprawa jednak została szybko rozwiązana, bo kierownik wycieczki, szef sztabu batalionu, na poczekaniu zorganizował dwa jeepy dla swych ofi cerów i z zaledwie kilkuminutowym opóźnieniem ruszyliśmy w długą drogę. Wraz z kapelanem i dowódcą kompanii zaproszony zostałem do prowadzącego kolumnę jeepa szefa sztabu.

Ledwo wyjechaliśmy z Fanary, gdy ten ostatni zapytał mnie, czy znam drogę pod pi-ramidy. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem mu, że owszem, ale spod Heliopolis, ale nie wiem, jak wjeżdżając do miasta od tej strony, dostać się w rejon hipodromu. Z opresji wy-bawił mnie ghański kierowca, który autorytatywnie stwierdził, że był w Gizie już kilka razy i trafi tam bez problemu.

Wszystko było w porządku do chwili, gdy dotarliśmy do przedmieść Kairu. Tam dziel-ny wojak Bambo pogubił się całkowicie, ale nie chciał tego okazać przełożonym licząc, że w końcu trafi na właściwy kierunek. Przez jakiś czas kręciliśmy się w kółko, aby w koń-cu na wąskich, zastawionych straganami uliczkach czoło naszej kolumny spotkało się z własnym ogonem. Powstał trudny do opisania galimatias, bo nie dało się ruszyć ani do przodu, ani wycofać ciężarówek. W tej sytuacji najbiedniejszy był kierowca naszego je-epa, uprzednio deklarujący znajomość trasy, teraz okładany bezlitośnie przez wszystkich, z moim wyjątkiem, pasażerów swego pojazdy. Najśmieszniejsze, że najbardziej aktywny w tym przedsięwzięciu był ksiądz kapelan, który swym ciężkim, oprawnym w skórę bre-wiarzem walił żołnierza po głowie. Kolor skóry porządnie obitego nieszczęśnika zmienił się na popielaty, ubarwiony strużkami krwi powoli spływającej z rozbitego nosa i rozciętej wargi. Przekupiony paczką kentów, jeden z arabskich sklepikarzy zwinął swój narożnikowy stragan owocowo-warzywny, dając nam w ten sposób niewielką przestrzeń do manewru ciężarówkami. Po dwóch godzinach naprawdę ciężkiej harówy i, co należy podkreślić, przy

Page 214: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

213

RELACJE I WSPOMNIENIA

wydatnej pomocy Arabów udało nam się wyplątać z matni. Jeden z taksówkarzy gratis wy-prowadził nas na trasę do lotniska, a stamtąd już bez kłopotów doprowadziłem kolumnę pod piramidy w Gizie.

Byłem tak zmęczony, że nie przyjąłem zaproszenia do zwiedzania piramidy Cheopsa, w której zresztą byłem już dużo wcześniej, przedkładając nad to kilkunastominutową drzemkę na skrzyni samochodu. Ten, kto miał okazję być wewnątrz piramidy doskonale wie, że wspinanie się w pozycji mocno pochylonej, niskim i wąskim, dusznym kamiennym korytarzem do komory grobowej do przyjemności zaliczyć się nie da. Podczas pierwszego mojego tam pobytu doświadczyłem tego w sposób szczególny. Tuż przede mną do komo-ry grobowej z wielkim wysiłkiem zmierzał, niemal w kucki, ciężko sapiąc, okropnie opa-sły, starszy wiekiem Niemiec. Jego ogromna tusza powodowała, że co chwila klinował się w korytarzyku, choć na moment próbując się częściowo wyprostować. Koszula na plecach ociekała potem, ale nie to było najgorsze. Sapiąc z wysiłku jak parowóz ciągnący skład pod górę, puszczał gazy z niespotykaną wprost częstotliwością. Wydzielał tak smrodliwy fetor, że skunks przy nim to perfumy Coco Chanel. Dlatego po raz drugi nie odważyłbym się wejść do piramidy w liczniejszym towarzystwie. Z uwagi na to, że Ghańczycy, podobnie jak my, groszem nie śmierdzieli, uniknęliśmy na szczęście gorączki zakupów pamiątek spod piramid, czy przejażdżek na wielbłądach i od razu mogliśmy ruszyć do nieodległej Sakkary, gdzie zlokalizowana jest bardzo atrakcyjna architektonicznie świątynia byków. Po powro-cie z czarnymi turystami do Fanary byłem tak skonany, że po wypiciu w mesie ofi cerskiej dwóch puszek piwa, całą powrotną drogę do Ismailii przespałem.

Czas mojej pierwszej pokojowej misji powoli dobiegał końca. Niektórzy koledzy, zwłasz-cza młodsi wiekiem i nie obciążeni obowiązkami rodzinnymi, pisali prośby o pozostawienie ich na kolejną zmianę. Rzecz jasna chodziło głównie, o ile nie jedynie, o pieniądze. Pomimo że ludowa ojczyzna „robiła nas w konia”, to i tak te 275 dolarów, po odliczeniu kosztów własnych, równało się dwóm–trzem miesięcznym pensjom w kraju. Szczerze przyznam, iż mimo zdecydowanego sprzeciwu małżonki, też rozważałem taką ewentualność, ale mój raport został załatwiony odmownie, jak sądzę z powodu łatwości i skłonności do nawiązy-wania bliższych kontaktów z cudzoziemcami, w tym także, a być może przede wszystkim, z obywatelami państw członkowskich NATO. Tak więc ostatnie tygodnie, oczywiście w miarę ograniczonych możliwości fi nansowych, upływały mi na gorączkowych zakupach, głównie złotych wyrobów jubilerskich, orientalnych pamiątek typu metalowe talerze zdo-bione srebrem oraz arabskiej białej broni.

Page 215: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

214

ADAM KUNERT

POLSKI SZPITAL POLOWY POD BŁĘKITNĄ FLAGĄ

Upłynęło sporo lat od zakończenia misji ONZ w Egipcie i działalności Polskiego Szpitala Polowego (Polish Field Hospital) pod błękitną fl agą w ramach Doraźnych Siły Zbrojnych Organizacji Narodów Zjednoczonych (United Nations Emergency Forces –UNEF). W cią-gu prawie sześciu lat przewinęło się przez ten szpital kilkuset lekarzy, w większości absol-wentów Wojskowej Akademii Medycznej.

Polska i Kanada wykonywały funkcje logistyczne stąd Pollog i Canlog w odróżnieniu od np. Finbatt czy Ghanbatt (batalionów fi ńskich, ghańskich i pozostałych), które obsadzały posterunki. Uczestniczyłem w trzeciej zmianie kontyngentu polskiego (Pollog), a w drugiej zmianie szpitala od 8 grudnia 1974 do 8 czerwca 1975 roku.

W moim życiu była to najwspanialsza przygoda, ale także wyzwanie lekarskie, przed którym stanąłem, aby się sprawdzić. Byłem bowiem, jak wszyscy moi koledzy, przygotowa-ny do pracy w warunkach stacjonarnych, w umiarkowanej strefi e klimatycznej.

Do pracy w strefi e subtropikalnej przygotowano nas teoretycznie. Ponadto mieliśmy praco-wać w kraju zniszczonym wojnami, biednym, postkolonialnym, o niskiej kulturze sanitarnej.

Pollog wykonywał zadania medyczne na rzecz międzynarodowych sił zbrojnych nie tylko z Europy, ale i z Afryki i Azji. Co prawda każdy kontyngent miał własną służbę zdrowia: leka-rzy, podofi cerów sanitarnych, sanitariuszy, rozwijał własną przychodnię z małą izbą chorych, ale specjalistyczną opiekę medyczną sprawowali Polacy, którzy w Ismailii rozwinęli Polski Szpital Polowy. Otwarto go uroczyście w lipcu 1974 roku, w drugiej zmianie Pollogu.

W lipcu 1974 roku zostałem wezwany na rozmowę do Szefostwa Służby Zdrowia do Warszawy. Zapytano mnie, czy zgadzam się objąć stanowisko szefa Laboratorium Sanitar-no-Epidemiologicznego Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ w Egipcie. Zdecydowałem się natychmiast.

Przedstawiono mi zatem sytuację epidemiologiczną naszej jednostki w Egipcie w trakcie pierwszej i drugiej zmiany, która wtedy pełniła służbę. Pierwszą zmianę, bazującą na hipo-dromie, nękały biegunki. Zanotowano kilkadziesiąt przypadków. To samo dotyczyło bazu-jących tam Kanadyjczyków. Sądzono, że to była czerwonka bakteryjna albo amebowa, gdyż biegunki charakteryzowały się wzmożonym parciem na stolec. Były nawet takie przypadki, że żołnierz przesiadywał kilkanaście godzin na chemicznym w.c. i nie dawał się z niego ru-szyć. Lekarz podłączał mu równocześnie kroplówkę nawadniającą z elektrolitami.

Zdarzały się też przypadki drastyczne. Żołnierz nie zdążył dojść do ambulatorium, gdyż po drodze następowała defekacja. Dla takiego żołnierza był to dramat. Miał pełnić misję po-kojową, a tu zanieczyszczał się jak dziecko. Przyczyną tych biegunek, jak się potem okazało, była woda pobierana z hydrantów.

Szefem laboratorium sanitarno-epidemiologicznego pierwszej zmiany był ppłk doc. dr med. Wiesław Gal – wirusolog. Był tam również bakteriolog i inżynier higienista, ale nie mieli autolaboratorium. Samochód bowiem do Egiptu był transportowany drogą morską,

Page 216: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

215

RELACJE I WSPOMNIENIA

w którejś tam kolejności. Laboratorium zostało rozwinięte pod koniec pierwszej zmiany. Zba-dano wodę, która nie nadawał się nawet do mycia. W tym czasie uruchomiono stację uzdat-niania wody. Rozpoznano bakteriologicznie kilka przypadków czerwonki bakteryjnej.

W czerwcu 1974 roku do Egiptu przyleciał kpt. lek. Jan Miniszewski z Bydgoszczy, który objął funkcję szefa laboratorium. On z kolei musiał zwijać autolaboratorium na hipodromie i rozwijać je w obozie Al Gallah w Ismailii, co też nie sprzyjało pracy laboratoryjnej. Powie-dziano mi, że mam przenieść laboratorium sanitarno-epidemiologiczne do szpitala polowego, gdzie zarezerwowano już pomieszczenia i gdzie jest część aparatury, którą zamówił ppłk Gal.

Z taką wiedzą udałem się z początkiem września na zgrupowanie do Opola, gdzie szkoliła się i przygotowywała trzecia zmiana. Tu spotkałem kilku kolegów ze studiów i poznałem no-wych, przede wszystkim moich wspaniałych współpracowników: mjr. lek. Edwarda Kalę i kpt. dr. wet. Andrzeja Skoczka, z którymi potem, przez pół roku, zgodnie współpracowałem.

Na zgrupowaniu głównie szlifowałem język angielski. Zapoznano nas z prawem mię-dzynarodowym, statusem prawnym wojsk ONZ w Egipcie i wynikającymi stąd prawami i obowiązkami. Zapoznano nas z sytuacją polityczną i ekonomiczną państwa egipskiego.

W listopadzie 1974 roku otrzymałem dwutygodniowe zwolnienie ze zgrupowania w celu odbycia przeszkolenia w Instytucie Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni z za-kresu medycyny tropikalnej. W drugiej zmianie Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ sądzono, że gnębiące żołnierzy biegunki wywołuje ameba. W instytucie szczegółowo zapoznałem się z diagnostyką Entamoeba histolytica i różnico-waniem jej z saprofi tyczną Entamoeba coli oraz innymi pierwotniakami chorobotwórczymi (Trypanosoma), zarodnikowcami i pasożytami (Schistosoma).

Przed wylotem do Egiptu dostałem od dr. med. Przemysława Myjaka hodowlę Enta-moeba istolityca, którą zabrałem ze sobą do Egiptu, żeby mieć możliwość wykonywania preparatów porównawczych.

Od 15 listopada 1974 roku rozpoczęła się rotacja zmian, która trwała do końca grudnia. Tak się złożyło, że „niebieskie berety” przylatywały do Gdańska i tutaj odbywały kwaran-tannę, w ramach której wykonywano 3-krotne badania bakteriologiczne i parazytologiczne kału. Badania wykonywała Pracownia Bakteriologiczna Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej Marynarki Wojennej, której byłem etatowym kierownikiem. Badania wykonywała bakte-riolog, mgr Hanna Rzepecka, mój zastępca. U niektórych żołnierzy stwierdziła ona nosiciel-stwo pałeczek Salmonella, takich gatunków, które w Polsce nie występowały. Diagnozę bak-teriologiczną opierano na cechach biochemicznych wykrytego szczepu, który aglutynował z surowicą grupową. Nie można było określić gatunku, gdyż nie aglutynował z posiadanymi surowicami monowalentnymi.

Jak się potem okazało, od kilkudziesięciu żołnierzy wyhodowano szczep Salmonella coleypark, który w Polsce nie występował.

Wszystkie wykryte szczepy Salmonella wysyłano do potwierdzenia do Krajowego Ośrod-ka Salmonella, który mieścił się w Zakładzie Bakteriologii Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Kierowała nim doc. dr med. Janina Lalko, która potwierdziła dia-gnozę naszej pracowni. Ale i ona nie mogła zidentyfi kować kilkunastu szczepów Salmo-nella. Wysłała je do identyfi kacji do Instytutu Pasteura w Lille, gdyż nie miała odpowied-nich surowic. Okazało się, że szczepy te należą do grupy serologicznej K i stanowią gatunek

Page 217: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

216

RELACJE I WSPOMNIENIA

S. cerro, który w Europie w ogóle nie występuje. Na naszym kontynencie występują gatunki, które należą do pięciu grup serologicznych: A, B, C, D i E.

Wyniki tych badań zostały opublikowane w pracy pt. „Serotypy Salmonella stwierdzone u żołnierzy Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej po powrocie z Egiptu do kraju” („Bul-letin of the Institute of Maritime and Tropical Medicine in Gdynia” 1974, t. 27, nr 3, 4). Stwierdzono je u 97 osób i należały do dwunastu serotypów, z których cztery nie wystę-powały w Polsce. Miałem zatem, już przed wylotem, wytyczony kierunek pracy w Egipcie, chociaż rzeczywistość okazała się znacznie ciekawsza i przekroczyła moje oczekiwania. Były też rafy na tej drodze i trzeba było mieć dużo szczęścia, żeby je ominąć.

Grupa około siedemdziesięciu ofi cerów, podofi cerów i żołnierzy 8 grudnia 1974 roku wylatywała do Egiptu z międzynarodowego lotniska we Wrocławiu samolotem IŁ-68, nale-żącym do Polskich Linii Lotniczych LOT. Wylatywaliśmy w mundurach polowych, z bronią osobistą. Rzeczy osobiste mieliśmy w walizkach i workach. Lot trwał około sześć godzin. Około godz. 14.00 wylądowaliśmy na lotnisku w Kairze, gdzie na odlot do kraju czekała grupa drugiej zmiany, która zakończyła służbę.

Egipt zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Obserwując z samolotu kontynent afrykań-ski, gdy nadlatywaliśmy znad Morza Śródziemnego, zobaczyłem po raz pierwszy w życiu brunatną pustynię Saharę. Potem wyłoniła się z niej oaza zieloności po obu brzegach nie-bieskiej linii Nilu.

Po załatwieniu formalności załadowaliśmy się na ciężarówki i ruszyliśmy do Ismailii. Jechałem w karetce, gdyż w Egipcie każdej prawie kolumnie samochodów towarzyszyła ka-retka z lekarzem lub sam lekarz z zestawem do udzielenia pierwszej pomocy medycznej.

Do dzisiaj pamiętam to pierwsze wrażenie ze 120-kilometrowej jazdy przez pustynię. Było ono niesamowite. Po przejechaniu około 20 km po lewej stronie asfaltowej szosy uj-rzeliśmy kamienisto-piaskowe wzgórza. U ich podstaw rozmieszczono kilka strzelnic dla różnych rodzajów broni; tu ćwiczyły strzelanie czołgi, artyleria i piechota.

Po przejechaniu dalszych 20–30 km po obu stronach szosy daleko, jak wzrok sięgał, było widać zlokalizowane w głębi pustyni okopy, ziemianki, okopane czołgi, działa. Roz-budowane były umocnienia obronne z całym zapleczem logistycznym. Podobno bazowały tutaj dwie armie egipskie, które nie zostały całkiem zniszczone na Synaju. Wycofano je, uzupełniono i dozbrojono.

Zbliżając się do Ismailii zauważyłem, że wojska egipskie były coraz mniej liczne. Jak się później dowiedziałem, była tam strefa rozrzedzonych wojsk i znajdowały się one po obu stronach strefy buforowej. Obie strony konfl iktu w tych strefach (szerokość około 50 km), mogły mieć określone umową ilości sprzętu bojowego, na przykład czołgów, armat oraz żołnierzy. Pilnowali tego ofi cerowie amerykańscy i radzieccy, którzy nie wchodzili w skład UNEF, a tworzyli grupę obserwatorów UNSO.

Wreszcie znaleźliśmy się w Ismailii, która robiła przygnębiające wrażenie opustoszałej i zniszczonej wojnami. Jest ona położona po obu stronach słodkowodnego Kanału Ismailijskie-go, który biegnie równolegle do Kanału Sueskiego i jest odnogą delty Nilu. Leży ona również na zachodnim brzegu jeziora Timsah, które łączy się z kanałem słodkowodnym i Kanałem Su-eskim. W jeziorze tym była wygrodzona miejska pływalnia, gdzie się kąpaliśmy. Wszędzie było dużo zieleni, która kończyła się pustynią, w miarę oddalania się od kanału słodkowodnego.

Page 218: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

217

RELACJE I WSPOMNIENIA

Wjechaliśmy do obozu Al Gallah. Był to duży, poangielski obiekt koszarowy otoczony murem. Wewnątrz była sieć uliczek głównych i bocznych, przy których stały drewniane, parterowe baraczki koszarowe. Było tu również nieduże lotnisko.

Jakież było moje zdziwienie, gdy przejeżdżając przez bramę, zobaczyłem żołnierzy egip-skich pełniących wartę. Potem, jadąc uliczkami obozu, widziałem baraki koszarowe wypeł-nione żołnierzami egipskimi. Dopiero po przejechaniu kilkuset metrów droga rozdzielała się i stały tu dwa szlabany obsadzone wartownikami Ghanbattu. Na szlabanach były tablicz-ki informujące: Canlog i Pollog. Byliśmy więc otoczeni przez wojska egipskie.

Polska część obozu Al Gallah była już dość dobrze zagospodarowana i rozplanowana. Zro-biła to druga zmiana. Każda kompania naszego kontyngentu miała swój rejon zakwatero-wania. Duży obszar zajmował parking samochodów z polowymi warsztatami naprawczymi, zlokalizowany w pobliżu kompanii transportowej. Dalej kwaterowały: kompania inżynieryjna i kompania obsługi. Była tu kuchnia polowa ze stołówką zadaszoną plandekami. W pobliżu znajdowała się piekarnia polowa i kantyna wojskowa. Piętrowy budynek dowództwa i sztabu Pollog mieścił się przy dużym placu apelowym. Wreszcie baraki służby zdrowia. Były tu ga-binety lekarskie – chirurga, internisty, stomatologa i lekarza dyżurnego, pomieszczenia izby chorych, magazyn leków i pomieszczenia dezyfekatora. Całością kierował ppłk lek. Henryk Gola. Były tu także pokoje mieszkalne dla personelu. Baraki służby zdrowia tworzyły czworo-bok, ograniczając mały dziedziniec wewnętrzny przeznaczony do rekreacji.

Przed głównym wejściem do baraku był plac, na którym parkowały sanitarki. Na małym placyku wśród palm stało rozwinięte autolaboratorium, przy którym był rozbity namiot wyposażony w zestawy do badania wody i żywności. W samochodzie autolaboratorium mieściła się pracownia bakteriologiczna.

W Laboratorium Sanitarno-Epidemiologicznym Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ rozpo-cząłem wraz z mjr. lek. Edwardem Kałą pracę w Egipcie. Podlegał mi jeszcze żołnierz – kie-rowca, który pełnił funkcję pomocy laboratoryjnej.

Polski Szpital Polowy w Ismailii znajdował się na drugim końcu miasta, w odległości około 5 km od obozu Al Gallah. Zajmował cztery 4-piętrowe budynki mieszkalne w kom-pleksie należącym do Zarządu Kanału Sueskiego. Kiedyś mieściły się w nich biura zarządu i mieszkania pilotów, kapitanów żeglugi wielkiej, którzy pilotowali statki przepływające ka-nałem. Przed nacjonalizacją kanału, przeprowadzoną przez Nasera, byli to Anglicy, a po nacjonalizacji głównie Polacy. Obecnie część budynków zajęła Kwatera Główna DSZ ONZ na Bliskim Wschodzie.

Cały ten obiekt, szpital i kwatera główna, zostały ogrodzone zasiekami z drutu kolcza-stego. Prowadziła do niego brama wjazdowa, przy której stał wartownik. Służbę tę pełnili Ghańczycy, bardzo mili ludzie. W Egipcie była zima. W nocy temperatura spadała do 8˚C. W dzień wahała się od 16 do 18˚C. Było im tutaj zimno. Na mundury zakładali zimowe płaszcze, a na głowach nosili kominiarki. Przy spotkaniu sprężyście oddawali honory woj-skowe, dodając: „Cześć! Pozdrawia cię czarna kolega”.

Cztery budynki szpitala tworzyły czworobok i były ogrodzone. Między nimi był dziedzi-niec, na który wjeżdżało się przez bramę. Dwa budynki szpitalne przylegały do asfaltowej ulicy z chodnikiem. Do nich wchodziło się bezpośrednio z ulicy na klatkę schodową. Na każdym poziomie były dwa mieszkania 4-pokojowe z kuchnią, łazienką, ubikacją i holem.

Page 219: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

218

RELACJE I WSPOMNIENIA

W pierwszym budynku od ulicy, na parterze i na pierwszym piętrze mieściła się polikli-nika z gabinetami różnych specjalistów oraz gabinetem stomatologicznym i protezownią. Był tu też gabinet rentgenowski. Na drugim piętrze jedno całe mieszkanie zajmowało laborato-rium kliniczne, w którym na początku pracowałem. Drugie, vis à vis, stało puste i czekało na przeprowadzkę Laboratorium Sanitarno-Epidemiologicznego DSZ ONZ. Na trzecim piętrze znajdował się oddział obserwacyjno-zakaźny kierowany przez ppłk. lek. Romana Sworenia, z którym bardzo miło i owocnie współpracowałem. W drugim od ulicy budynku na parterze mieściła się apteka i magazyn sprzętu medycznego. Na pozostałych piętrach w poszczegól-nych budynkach były pokoje przeznaczono na mieszkania dla ofi cerów i podofi cerów.

Dwa budynki w głębi, miały następujące przeznaczenie: w pierwszym na parterze mie-ściła się izba przyjęć szpitala, gabinet opatrunkowy i sala do udzielania pomocy w nagłych wypadkach. Na pierwszym piętrze była sala operacyjna. Wszystko to, łącznie z drugim pię-trem zajmował oddział chirurgiczny. Na trzecim i czwartym piętrze znajdował się oddział internistyczny.

W drugim budynku na parterze urządzono kuchnię szpitalną i stołówkę dla personelu szpitalnego. Na pierwszym piętrze mieściła się kantyna, świetlica i sala odpraw, na drugim magazyny. Ostatnie dwa piętra przeznaczono na internat żeński. Po drugiej stronie ulicy, vis à vis apteki, był niezabudowany plac, na którym ustawiono namioty dla żołnierzy służby zasadniczej: sanitariuszy, kierowców, wartowników.

Po czterech tygodniach zamieszkiwania i pracy w obozie Al Gallah przeniosłem się na stałe do szpitala, tam bowiem przebazowano moje laboratorium. Tak rozpoczął się dru-gi rozdział mojej przygody w Egipcie. Zabraliśmy się ochoczo do pracy. Okazało się, że w szpitalu było dużo desek, kantówek, płyt laminowanych, skrzyń po sprzęcie oraz po-trzebnych narzędzi. Z tych materiałów pozbijaliśmy odpowiednie stoły, stoliki, półki, regały i postumenty pod aparaturę. W aptece szpitalnej było już trochę aparatury laboratoryjnej zamówionej jeszcze przez pierwszą zmianę. Otrzymaliśmy dużą cieplarkę z bardzo dokład-ną termoregulacją, elektryczną suszarkę do szkła laboratoryjnego, elektryczny wyjaławiacz do płytek Petriego i probówek, 2-okularowy mikroskop Leiza, łaźnię wodną, wagę apteczną, dwie chłodziarki i aparat do destylacji wody o dużej wydajności.

Laboratorium rozplanowaliśmy następująco: w obszernym holu postawiliśmy stolik i krzesełko. Na stoliku spoczywała książka do rejestracji materiałów przywożonych do badań. Rejestracji dokonywał ten, który w tym czasie był najmniej zajęty. We wnęce holu ustawiliśmy kozetkę, którą zastawiono parawanem. Tu można było zbadać pacjenta i pobrać materiał do badań. W największym pokoju, w głębi, urządzona została pracownia bakteriologiczna. Pod oknami ustawiliśmy długi stół zbity z desek pokrytych laminatem dającym się dezynfekować. Pod nim stała butla gazowa, z której gumowymi drenami rozprowadzaliśmy gaz do palni-ków Bunsena. Na stole stały statywy z probówkami. W kącie zaś stolik, a na nim mikroskop. Pod ścianami na statywach – cieplarka i elektryczny wyjaławiacz do szkła laboratoryjnego, a obok chłodziarka z podłożami. Na stole ustawiliśmy lampy stanowiskowe. Na ścianie za-montowaliśmy lampę bakteriobójczą do wyjaławiania powietrza w pracowni. W następnych dwóch pokojach urządziliśmy pracownię badania wody i żywności. Kuchnię zamieniono na pożywkarnię, łazienkę na zmywalnię szkła laboratoryjnego. Tutaj zainstalowany został aparat do destylacji wody. Dość duże pomieszczenie przy samym wejściu przeznaczyliśmy

Page 220: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

219

RELACJE I WSPOMNIENIA

na pokój gościnny i wypoczynkowy. Udekorowany został różnymi polskimi emblematami. Tu również przyjmowaliśmy lekarzy z innych kontyngentów, którzy przywozili do szpitala pacjentów na specjalistyczne konsultacje, a do nas materiały do badań. Tu byli goszczeni i częstowani kawą, herbatą, herbatnikami.

Wspomnę jeszcze o współpracy z oddziałem obserwacyjno-zakaźnym i laboratorium klinicznym. Ordynatorem tego oddziału był – jak już wspomniałem – ppłk lek. Roman Sworeń, jego asystentem mjr lek. Czesław Łęszczak, a szefem laboratorium mjr lek. Jerzy Wróbleski. Często z Jurkiem, Edkiem i Andrzejem szliśmy „na górę”, bo tam mieli ciekawy przypadek, albo oni przychodzili „na dół” oglądać bakterie pod mikroskopem, pasożyty lub charakterystyczne hodowle na podłożach.

Pamiętam, że na oddziale na górze leczono Senegalczyka z podejrzeniem zapalenia pęcherza moczowego. Posiany mocz był jałowy, więc postanowiliśmy zbadać osad moczu pod mikroskopem. W osadzie znaleźliśmy dwa duże jaja z kolcem na godz. 11.00 należące do pasożyta przywry Schistosoma haematobium, wywołujące chorobę zwaną bilharcjozą. W pierwszej kolejności preparat oglądali nasi najbliżsi przyjaciele, a potem do laboratorium przychodziły całe procesje kolegów.

Szpital sprzątali młodzi Arabowie. Nasze laboratorium sprzątał młody chłopak, Hamed. Gdy ten usłyszał słowo „bilharcjoza”, podszedł do mnie i powiedział: „Panie doktor, ja też bilharcjoza”. Wziął zlewkę i oddał mocz, który odwirowaliśmy. Jakie było nasze zdziwienie, gdy oglądaliśmy preparat. Było w nim tak dużo jaj, że preparat był mało przejrzysty. Były one w różnych stadiach rozwoju. Niektóre zawierały prawie dojrzałe miracidum (dziwadeł-ko). Mieliśmy wygodę z biednym Arabem, bo gdy laboratorium wizytowali lekarze różnych kontyngentów, z moczu Hameda robiliśmy preparaty bez wirowania. Hamed również był przez nas leczony po cichu, gdyż w placówkach ONZ nie wolno było leczyć tubylców.

Inne zaskakujące zdarzenie miało miejsce w namiocie, w których mieszkali żołnierze z obsługi szpitala. Żołnierz w czasie sjesty spał sobie w namiocie i został zaatakowany przez szczura. Szczur ugryzł go w nos. Prawdopodobnie żołnierzowi w czasie snu i oddychania poruszały się skrzydełka nosa. Szczura nie złapano, ale podejrzewano u niego wściekliznę. Trzeba było żołnierza profi laktycznie zaszczepić i zrobić to szybko, gdyż rana była blisko mózgu. Nie posiadaliśmy szczepionki, a egipskiej nie chcieliśmy kupować. Kwatera Główna poinformowała nas, że w Kairze w ramach WHO (World Health Organization – Światowa Organizacja Zdrowia) działa Instytut Medycyny Tropikalnej Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych Ameryki, który na pewno posiada dobrą szczepionkę.

Komendant szpitala polecił mi udać się do tego instytutu po podarowaną szczepionkę. Po-znałem komendanta instytutu oraz dr. med. Davida C. Edmana, szefa oddziału bakteriologii.

A teraz o ognisku epidemicznym czerwonki bakteryjnej u marynarzy Francuskiej Floty Wojennej, ale wpierw muszę powiedzieć skąd oni się tu wzięli.

W czasie wojen o Kanał Sueski został on na całej długości zaminowany. Równocześnie z naszą misją pokojową – Stany Zjednoczone, Anglia i Francja podjęły się zadania rozmi-nowania kanału. Państwa te przysłały do Egiptu swoje trałowce. Okręty te nie wykonywały zadań sensu stricto trałowania dna kanału, a tylko saperzy-płetwonurkowie rozbrajali miny pod wodą i rozbrojone wydobywali z wód kanału. Od strony Port-Saidu akcję prowadzili Amerykanie, od strony Suezu Anglicy, w środkowym odcinku Francuzi.

Page 221: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

220

RELACJE I WSPOMNIENIA

Powtórne otwarcie kanału zaplanowano na czerwiec 1975 roku. Rząd egipski zwrócił się z prośbą do rządu Francji o przysłanie jeszcze jednego okrętu (pracowały dwa okręty fran-cuskie), ponieważ na ich odcinku wystąpiły pewne opóźnienia w wykonywaniu przydzielo-nych zadań. Francja mogła jednak przysłać tylko grupę kilkunastu saperów, którą należało zaokrętować na odpowiednim okręcie Egipskiej Marynarki Wojennej. Tak też się stało.

Pewnego dnia wpadł do naszego laboratorium francuski aspirant, który sprawował opie-kę medyczną na francuskich okrętach, z prośbą o pomoc. Okazało się, że wśród nowo za-okrętowanych saperów powstało ognisko epidemiczne czerwonki bakteryjnej.

Wykonaliśmy badania bakteriologiczne, które potwierdziły wstępne rozpoznanie. Wy-hodowaliśmy Shigella dysenteriae 2. Trzech najciężej chorych zostało umieszczonych na od-dziale obserwacyjno-zakaźnym, reszta była izolowana na miejscu. Doradziliśmy aspiranto-wi, aby cała grupa zrezygnowała z żywienia w egipskiej kuchni okrętowej, a jedzenie należy dowozić w termosach z okrętu francuskiego.

Wszystko miało dobry fi nał, a Francuzi byli nam bardzo wdzięczni. Dowódca grupy okrętów francuskich (operujących w Kanale Sueskim) zorganizował dla komendanta szpi-tala przyjęcie na okręcie „Cantho”. Wraz z dwoma ofi cerami, biegle znającymi francuski, towarzyszyłem komendantowi w przyjęciu. Francuzi znali angielski, więc nie było kłopotów z porozumiewaniem się.

Z przystani na brzegu jeziora Timsah przewiozła nas na okręt motorówka. Na pokładzie ustawiono stoliki i foteliki z ratanu, nad którymi rozpięto chroniący przed słońcem daszek z żaglowego płótna. Po zwiedzeniu okrętu komendanta zaproszono do stolika głównego. Towarzyszył mu dowódca grupy. Mnie towarzyszył aspirant i dwóch młodszych ofi cerów. Przyjęcie było wytworne, kameralne i upłynęło w bardzo miłej atmosferze.

Dla mnie miało ono jeszcze inne, symboliczne znaczenie. Po ukończeniu studiów otrzy-małem przydział do Marynarki Wojennej i pełniłem służbę na okrętach awaryjno-ratowni-czych. W ciągu dwóch lat wiele dni spędzałem w morzu, zabezpieczając nurków wykonują-cych prace podwodne. Będąc na tym francuskim okręcie nie miałem prawa powiedzieć, że jestem ofi cerem Marynarki Wojennej. Przed wizytą ofi cer WSW odpowiednio mnie poin-struował, a po wizycie odpytał. Takie to były czasy.

Podobnych spotkań było dość sporo. Często odwiedzaliśmy Ghanbatt, który miał stałą bazę w Fanarze, położonej nad Wielkim Jeziorem Gorzkim. Udawaliśmy się tam przeważ-nie z komendantem, który zabierał chętnych do jednego lub dwóch mikrobusów. Spotykali-śmy się z Ghańczykami w świetlicy przy kufl ach piwa. Komendant z dowódcą Ghanbatt wy-mieniali drobne upominki. Śpiewaliśmy na zmianę żołnierskie piosenki. Głównym jednak celem odwiedzin była wspólna kąpiel w Wielkim Jeziorze Gorzkim. Była to dla nas wielka frajda. Woda w nim jest gorzka, czyli nazwa słuszna.

Z Wielkim Jeziorem Gorzkim łączyła się jeszcze inna sprawa. W 1967 roku w czasie woj-ny 6-dniowej na tym jeziorze zostało uwięzionych kilkanaście statków handlowych różnych bander, w tym polskie: m/s „Dżakarta” i m/s „Bierut”. Tu zaskoczyła je wojna, gdy płynęły w konwoju z Suezu do Port Saidu i mijały się z grupą statków płynących w odwrotnym kierunku. Na Wielkim Jeziorze Gorzkim była „mijanka”. Był tu nawet jeden statek bandery amerykańskiej. Załogi w zredukowanej obsadzie wymieniały się co pół roku. Od samego początku przymusowego postoju ściśle ze sobą współpracowały. Mówiło się także o swoistej

Page 222: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

221

RELACJE I WSPOMNIENIA

wymianie handlowej, która odbywała się pomiędzy załogami statków. Słyszało się, że jeden ze statków wiózł do Europy z Japonii kontenery pełne kamer i aparatów fotografi cznych. Może były to tylko takie „gadki” marynarskie.

Po roku postoju, bodajże Towarzystwo Lloyd wypłaciło fi rmom armatorskim odszko-dowanie stanowiące równowartość statków i ładunków, które równocześnie stały się jego własnością i jego kłopotem. Lloyd bardzo tanio odsprzedał Polskim Liniom Oceanicznym nasze statki. Nasz armator wziął w czarter do pilnowania jeszcze dwa angielskie statki. Złą-czono je burtami i obsadzono kilkunastoosobową polską załogą. Chętnych do pełnienia tu służby było wielu – marynarzy i ofi cerów. Załoga, ze względu na strefę wojenną, otrzy-mywała podwójny dodatek dewizowy, chociaż miała niewiele do roboty. Do tego jeden ze statków angielskich miał ładownie pełne beczek napełnionych wspaniałym winem – mala-gą. Zaopatrywały się w nie wszystkie statki na Wielkim Jeziorze Gorzkim. Załogi bowiem mogły po jeziorze pływać szalupami. Nie wolno im było schodzić na ląd. Za każdym razem musiały uzyskiwać od władz egipskich specjalne przepustki. Marynarze różnych bander spotykali się ze sobą w celach towarzyskich. Urządzali międzynarodowe turnieje szachowe, brydżowe, ale i zawody piłki nożnej rozgrywane na pokładach statków.

Faktem jest, że Amerykanie po uzyskaniu od Lloyda odszkodowania, natychmiast opuścili swój statek, który obsadzili egipscy żołnierze. W czasie wojny październikowej w 1973 roku Egipcjanie na tym statku założyli punkt kierowania ogniem artyleryjskim, który mieścił się na najwyższym pokładzie, tzw. radarowym. Z tego powodu statek ten został storpedowany przez samolot izraelski i osiadł na dnie Wielkiego Jeziora Gorzkiego. Za mojej tam bytności z wody jeziora wystawał nieszczęsny pokład radarowy z masztem sygnałowym statku.

Już poprzednia zmiana polskiego kontyngentu nawiązała kontakt i współpracowała z polskimi marynarzami, którzy korzystali z naszej łączności pocztowej. Dostarczaliśmy im pieczywo z naszej piekarni polowej, czasami leki i środki opatrunkowe. Oni rewanżowali się winem. Odbywało się to w Fanarze, gdzie wolno było załodze dobijać szalupą do kei. Stał tu egipski wartownik, który za dwa bochenki chleba przymykał oczy na naszą wymianę. Ma-laga była dostarczana w plastykowych kanistrach. Marynarze odbierali przysłaną do nich korespondencję i pieczywo, my od nich wino i listy do wysłania.

Muszę tu wyjaśnić, że wino było przeznaczone głównie dla odwiedzających szpital gości, a czasami do celebrowania różnych uroczystości. Najczęściej w naszym laboratorium gości-liśmy lekarzy fi ńskich. Przywozili oni z Suezu swoich żołnierzy do specjalistów w szpitalu, a do laboratorium przychodzili z materiałami do badań i tu już zostawali. Starszym leka-rzem w Finbatt był ppłk lek. Ero Palomaki, a jego zastępcą mjr lek. Timo Raatikainen, prze-mili ludzie. Po powrocie z Egiptu przez kilka lat utrzymywałem z nimi kontakt listowy, a Ero odwiedził mnie w Gdyni, udając się na południe Europy.

Po przeniesieniu Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ z hipodromu do Ismailii, w trakcie dru-giej zmiany, szef Służby Zdrowia Kwatery Głównej Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ, ppłk dr med. Z. Wilczyński, powołał do życia Bliskowschodnie Towarzystwo Lekarskie (Middle East Medical Society) UNEF, UNDOF (skrót angielskiej nazwy DSZ ONZ w Syrii na wzgó-rzach Golan, które podlegały naszej Kwaterze Głównej w Ismaili). Zrzeszało ono lekarzy wszystkich kontyngentów. Posiedzenia odbywały się co dwa miesiące. Miały one na celu za-poznawać lekarzy z problemami medycznymi na Bliskim Wschodzie. Pierwsze posiedzenie

Page 223: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

222

RELACJE I WSPOMNIENIA

odbyło się we wrześniu 1974 roku. Uczestniczyłem w drugim, trzecim i czwartym posiedze-niu. Drugie posiedzenie 12 grudnia 1974 roku zwołał i prowadził dr Wilczyński. Od 15 li-stopada 1974 roku we wszystkich kontyngentach trwała rotacja i w posiedzeniu brali udział lekarze drugiej i trzeciej zmiany. Referaty przygotowywali przeważnie lekarze ze szpitala. Na spotkanie zapraszani byli również goście z miejscowych uczelni i instytutów.

Trzecie spotkanie odbyło się 6 lutego 1975 roku. Prowadził je szef Służby Zdrowia Kwa-tery Głównej DSZ ONZ mjr dr med. Andrzej Przerwa-Tetmajer. W posiedzeniu uczestni-czył prof. Mohamed Abd El Rajak z instytutu w Aleksandrii. Wygłosił referat na temat bil-harcjozy (schistosomiazy). My uzupełniliśmy ten temat, omawiając przypadki tej choroby leczone w szpitalu. Przedstawiliśmy ponadto referat na temat uzdatniania wody i rygorów przeciwepidemiologicznych przy jej dostarczaniu.

Czwarte spotkanie odbyło się 10 kwietnia 1975 roku. Pracownicy laboratorium sani-tarno-epidemiologicznego i oddziału obserwacyjno-zakaźnego szpitala przygotowali dwa referaty na temat amebozy i badań bakteriologicznych kurzych jaj z ferm egipskich. Jaja te były przeznaczone do konsumpcji w DSZ ONZ.

W posiedzeniu brało udział i wygłaszało referaty czterech lekarzy z Medycznej Jednostki Badawczej Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych Ameryki (US Naval Medical Research Unit) w Kairze. Jednym z nich był por. dr med. David C. Edman, którego poznałem wcześniej.

Laboratorium odwiedzało wiele osobistości, gdyż nasza praca budziła zainteresowanie. Gościliśmy zastępcę sekretarza generalnego ONZ, B. Lewandowskiego, członka Biura Po-litycznego KC PZPR, S. Kanię, ministra obrony narodowej Ghany, gen. F. W. K. Akuff o, późniejszego prezydenta Ghany, indonezyjskiego gen. Amina. Muszę dodać, że wizyty te, choć miłe, dezorganizowały naszą pracę.

Na wzgórzach Golan w Syrii funkcje logistyczne pełniła wydzielona z Pollogu kompania, którą pod względem medycznym zabezpieczał przemiły kolega mjr lek. Stefan Wołoszczuk. Bodajże na przełomie stycznia i lutego 1975 roku, wskutek opadów atmosferycznych i zalania wodą opadową ujęć wodnych, powstało zagrożenie epidemiologiczne w austriackim batalio-nie i polskiej kompanii, które bazowały w obozie w pobliżu Al-Kunajtiry pod masywem He-bronu. Jestem przekonany, że Stefan bez żadnej pomocy dałby sobie z tym problemem radę, ale chcąc mi zafundować wycieczkę do Syrii, zażądał mojego przyjazdu na wzgórza Golan.

W tym czasie wylatywał do Syri szef sztabu Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej, płk Czechowski, z dwoma ofi cerami, więc dołączyłem do nich. Wylatywaliśmy kanadyjskim sa-molotem transportowym „Buff alo” z lotniska w obozie Al Gallah i lądowaliśmy na lotnisku międzynarodowym w Bejrucie. Samolotem tym leciało jeszcze kilkunastu kanadyjskich ofi -cerów i podofi cerów udających się na urlop do Bejrutu. Wszystkim ofi cerom i podofi cerom zawodowym DSZ ONZ przysługiował 10-dniowy urlop wypoczynkowy. Nasze dowództwo nie udzielało nam urlopów, ale płaciło ekwiwalent pieniężny.

Przed gmachem lotniska czekały na nas dwa „gaziki” i polski ofi cer, który z Syrii przy-jechał po nas do Bejrutu. W pierwszej kolejności zgłosiliśmy się do polskiej ambasady, gdzie nas ugoszczono. Potem zwiedziliśmy Bejrut, objeżdżając go samochodem. Następ-nie ruszyliśmy na wschód, do Syrii, jadąc drogą prowadzącą przez góry Liban ze szczytem Kurnat as-Sauda (3083 m n.p.m.) i niższe Antyliban z Dżabal asz-Szajch (2814 m n.p.m.) położone równolegle, przedzielone doliną Bekaa. W górach zaskoczyła nas śnieżyca.

Page 224: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

223

RELACJE I WSPOMNIENIA

Staliśmy dłuższy czas w korku samochodowym. Taka pogoda była dla nas szokiem, było nam bardzo zimno, gdyż w tym czasie przyzwyczailiśmy się do egipskiego subtropiku. Śnieg, zaspy, temperatura około 0˚C. Tutaj zrozumiałem dlaczego Palestyńczycy noszą na głowach chusty. Kierowcy samochodów ciężarowych byli nimi opatuleni.

Dotarliśmy do Damaszku i znów złożyliśmy wizytę w naszej ambasadzie, gdzie przyjęto nas spóźnionym obiadem. Następnie wyruszyliśmy do obozu pod wzgórzami Golan. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce, było już ciemno. Zakwaterowano mnie w baraku w izbie cho-rych. We wszystkich barakach brak było kanalizacji. Toaletę codzienną wykonywało się na dworze pod kranem. Były wspólne szalety i łaźnia. Pomieszczenia były ogrzewane piecami kanadyjskimi na naft ę. Ze zbiorniczka na rozpaloną do czerwoności blachę ściekała kropla-mi naft a i spalała się błyskawicznie, bezzapachowo, dając dość wysoką temperaturę, która dobrze ogrzewała pomieszczenie.

Nazajutrz w towarzystwie Stefana złożyłem wizytę starszemu lekarzowi kontyngentu au-striackiego. Zabezpieczał on medycznie batalion austriacki, pełniący służbę w strefi e buforo-wej na wzgórzach Golan. Byłem bardzo zdziwiony, kiedy lekarz austriacki, ofi cer w stopniu majora, powiedział mi, że o naszej wizycie dowiedział się wczoraj wieczorem od ofi cerów izraelskich, których stale odwiedzał na ich terytorium. Nam nie wolno było tego robić, bo w tym czasie Polska nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Okazało się, że strona izraelska ma na szczycie Hebronu posterunek obserwacyjny. Mają tam tak dosko-nałe noktowizory, że w nocy odczytują numery rejestracyjne samochodów, które wjeżdżają do naszego obozu i śledzą każdy ruch naszych pojazdów.

Wizyta przebiegała w bardzo przyjaznej i miłej atmosferze. Gdy wychodziłem z ambula-torium, zaczepił mnie austriacki podofi cer sanitarny w stopniu sierżanta i zapytał o stopień ofi cerski i wysokość moich poborów w Egipcie. Byłem zupełnie zaskoczony, gdyż nie wolno nam było odpowiadać na takie pytania. ONZ płacił za ofi cera i podofi cera zawodowego od 1000 do 1200 dolarów miesięcznie, a my otrzymywaliśmy tylko po 300 dolarów. Szybko się namyśliłem i odpowiedziałem, że u nas jest zupełnie inaczej. Moja żona w kraju pobiera całą moją pensję, a tutaj otrzymuję kieszonkowe (Taschengeld) w wysokości 300 dolarów. Feldwebel szybko obliczył, że jego lekarz z gaży ONZ musi w kraju utrzymywać swoją żonę, więc powiedział: „sehr gut, besser, wie bei uns”.

Po powrocie do szpitala odbyłem rutynową rozmowę z naszym „gumowym uchem”. Powiedziałem mu o odwiedzinach u austriackiego lekarza i o „przepytaniu” przez sierżan-ta o zarobki. Natychmiast padło pytanie: „Co mu odpowiedziałeś?”. Odpowiedziałem, że prawdę, ale odpowiednio zamaskowaną. On obliczał moją gażę w kraju w szylingach, a nie w złotówkach i wychodziło mu, że zarabiam dużo więcej od jego majora.

Z kontaktów zostałem rozgrzeszony, a moją przygodę z austriackim feldfeblem opowia-dano jako anegdotę.

Na zakończenie jeszcze parę słów o spędzaniu czasu wolnego od zajęć służbowych. Pracowaliśmy od godz. 8.00 do godz. 12.00. Potem był obiad i 3-godzinna sjesta poobied-nia. Znów praca i kolacja o godz. 18:30. Po kolacji odbywały się spotkania koleżeńskie, a to z okazji imienin, a to z okazji urodzin, rocznic itp. Graliśmy w karty, w szachy lub czytaliśmy książki. Sjestę zaś spędzało się na dachu. Nad internatem żeńskim był dach dla pań. My mieliśmy do dyspozycji dach nad naszym internatem i nad polikliniką. Na dachu

Page 225: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

224

RELACJE I WSPOMNIENIA

leżeliśmy, opalaliśmy się i czasami spaliśmy. Toczyły się tutaj przeróżne dyskusje, przekazy-wano różne nowinki, rozpowszechniano wiadomości z kraju, które przekazywała rodzina w korespondencji. Niektórzy koledzy byli tak opaleni, że upodobnili się do Ghańczyków. Na dach była doprowadzona woda, którą można było się polewać i chłodzić. Od kwietnia było coraz więcej much, które zaliczyłbym do jednej z plag egipskich. Były ich takie masy, że w jednej chwili potrafi ły obsiąść człowieka. Były bardzo dokuczliwe. Praktycznie więc już z dachu nie korzystałem. Podobnie moi współpracownicy. Czasami w czasie sjesty chodzi-liśmy się kąpać w jeziorze Timsah.

W soboty i niedziele organizowano wycieczki turystyczno-krajoznawcze, najczęściej do Kairu i okolic, ale również do Memfi s, Sakkary, Fajun i Port Saidu. W szpitalu ofi cerem kulturalno-oświatowym był kpt. Edward Żabieniecki, który zmobilizował do współpracy chirurga, kpt. dr med. Janusza Domanieckiego, i mnie. Przywieźliśmy bowiem ze sobą prze-wodniki i literaturę dotyczącą historii starożytnego Egiptu. Kapitan urządzał spotkania, na których wygłaszaliśmy pogadanki na temat historii tego kraju.

Pół roku minęło bardzo szybko i trzeba było powoli przygotowywać się do powrotu do kraju. W końcu maja 1975 roku przyleciał do Egiptu mój zmiennik, kpt. dr wet. Michał Bartoszcze. Mój wylot zaplanowano na 8 czerwca 1975 roku. W Egipcie, a przede wszyst-kim w Ismailii, trwały przygotowania do ponownego otwarcia Kanału Sueskiego, co zostało zaplanowane na 6 czerwca 1975 roku. Był to ważny krok na drodze pojednania egipsko-izraelskiego. W uroczystości brał udział szachinszach Reza Pahlawi w otoczeniu rządu egip-skiego i generalicji z prezydentem Egiptu Anwarem Sadatem na czele. Uroczystość zakoń-czyło przepłynięcie kanałem konwoju kilkunastu statków uwięzionych na Wielkim Jeziorze Gorzkim. Statki płynęły do Port Saidu. Wśród nich dwa polskie, które już wtedy zostały sprzedane armatorowi greckiemu i płynęły do Grecji. Prowadziły je polskie załogi. Tak roz-poczęło się powolne oddawanie Egiptowi półwyspu Synaj, okupowanego przez Izrael.

W dniu mojego wylotu komendant szpitala, ppłk lek. Henryk Mikucki, zrobił mi wielką niespodziankę. Na dziedzińcu szpitala, zaraz po śniadaniu, zebrał całą załogę i ustawił ją luź-no w wydłużonym kręgu, który miał przypominać kształtem okręt. Wraz z komendantem znalazłem się w środku. Komendant, dziękując mi za pracę, wygłosił krótkie przemówienie, które zakończył słowami: „Teraz przestaję przezywać Cię podpułkownikiem i powiem – żegnaj komandorze, życzę ci pomyślnych lotów, pozdrów od nas Wrocław i Polskę”.

Pożegnałem się ze wszystkimi kolegami i koleżankami. Tak zakończyła się nadzwyczaj przyjemna uroczystość, którą dla mnie przygotował Henryk.

8 czerwca 1975 roku przyleciałem do Wrocławia. Witało nas morze zieleni. Pokryte młodym listowiem drzewa, niektóre ukwiecone, okazały się takie swojskie i bliskie sercu, mieliśmy wrażenie, że wróciliśmy z innego świata. Byłem dowódcą wracającej grupy, więc w Opolu miałem jeszcze sporo spraw do załatwienia, aby po badaniach i kwarantannie po-zwalniać ofi cerów, podofi cerów i żołnierzy. Po tygodniu wróciłem do Gdyni. Tak zakoń-czyła się moja wspaniała przygoda związana z pracą w misji pokojowej. Przez Kanał Sueski przepływałem jeszcze pięć razy. To w jedną, to w drugą stronę i zawsze przed oczami mia-łem tamten Egipt, tamte wspomnienia, które tu tak może niedoskonale opisałem.

Page 226: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

225

WŁADYSŁAW WOJTASZEWSKI

ŻOŁNIERSKA PRZYGODA. WSPOMNIENIA Z MISJI POKOJOWEJ ONZ NA BLISKIM WSCHODZIE

Zaczęło się od wojny Egiptu i Syrii z Izraelem w październiku 1973 roku i żmudnych rozmów pokojowych prowadzonych pod egidą Organizacji Narodów Zjednoczonych. (...).

Liczący około 1300 ludzi i 800 pojazdów kontyngent polski, czyli Polska Wojskowa Jed-nostka Specjalna (Pollog) prowadziła szpital wojskowy oraz wykonywała zadania logistycz-ne. Świadczyła usługi transportowe, a także wykonywała prace inżynieryjne w szerokim zakresie: rozpoznanie terenu strefy buforowej, wykrywanie i niszczenie min i niewypałów, oczyszczanie i uzdatnianie wody, odpiaszczanie, remont i budowa dróg, budynków oraz instalacji wodno-kanalizacyjnych i elektrycznych.

Bardzo chciałem polecieć do Afryki i na Bliski Wschód. Miałem 41 lat, byłem podpuł-kownikiem w sztabie 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie. Trapił mnie głód poznania świata. Propozycję wyjazdu przyjąłem z radością. Pół roku przygotowań, badania lekarskie, kurs języka angielskiego, seria profi laktycznych zastrzyków. Wreszcie w listopadzie 1975 roku samolot Ił-18 wystartował z lotniska w Goleniowie i w ciągu niespełna pięciu godzin pokonał 3 tys. km. Znalazłem się na płycie lotniska w Kairze. Niebo bez jednej chmurki, temperatura 28˚C – nasz lipiec. Wokół ziemia o barwie rudawobrązowej.

Autokary przewiozły nas 120 km pustynną drogą do Ismailii. Tu, w dawnej angielskiej bazie wojskowej Al Ghala, wspólnie z Kanadyjczykami mieliśmy spędzić najbliższe pół roku.

W Al Ghala mieściło się dowództwo, sztab i główna baza logistyczna polskiego kon-tyngentu. Dowódcy Pollogu podlegały: Polski Szpital Polowy w Ismailii, grupa wydzielona w Syrii na wzgórzach Golan, kompania logistyczna w Suezie oraz wysunięta baza logistycz-na na Synaju.

Rotacja odbywała się co sześć–siedem miesięcy. Przed nami były już na Bliskim Wscho-dzie cztery zmiany. Byliśmy zmianą piątą, więc przybyliśmy niejako na gotowe, przygotowane przez poprzedników miejsce. Ludzie ogólnie byli wspaniali, odpowiednio w kraju wyselek-cjonowani, ochotnicy. Była to w 50% uzawodowiona elita polskiej armii. Dowódcą jednost-ki był płk dypl. Marian Wieczerzak, ofi cer światły, doświadczony (zaliczył już misje w Korei i w Wietnamie), wymagający, niekonfl iktowy, powszechnie szanowany. Szefem sztabu był ppłk dypl. Jerzy Majewski, doskonały organizator, obowiązkowy, uczciwy, pracocholik.

Obóz Al Ghala przypominał małe miasteczko garnizonowe w kraju: uliczki oznaczone tabliczkami z polskimi nazwami, z głośników płynęła polska muzyka, na maszcie obok fl agi ONZ łopotała polska biało-czerwona, hotel ofi cerski „Piramida”, klub „Sfi nks”, kawiarnia „Gryf ”, rozgłośnia radiowa „Słońce” oraz piekarnia polowa, kuchnia, stołówka, różne maga-zyny, łaźnia, pralnia wodna i chemiczna, poczta, stacje uzdatniania wody, punkty: fryzjer-ski, krawiecki i fotografi czny, prasowalnia, biblioteka, amfi teatr, kino letnie, boiska sporto-we itp. Właściwie wszystko to, co być powinno.

Page 227: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

226

RELACJE I WSPOMNIENIA

Zaraz po przybyciu do Al Ghala oprowadził mnie po tym „gospodarstwie” kmdr Pius Kasprzak z Gdyni, od którego przejmowałem obowiązki. Przekazał mi też samochód bez kierowcy, wielofunkcyjną nysę, za której kółkiem, w warunkach powszechnego nierespek-towania zasad ruchu drogowego, przejechałem w Egipcie ponad 15 tys. km bez wypadku. Funkcja moja w nomenklaturze ONZ nazywała się Welfare Offi cer, co w wolnym tłuma-czeniu oznaczało ofi cer socjalny. Wypełniałem jak mogłem najlepiej czas wolny żołnierzy polskiego kontyngentu. Nawet mi się to udawało.

Po przekazaniu obowiązków kmdr Kasprzak przygotował kolację pożegnalną w gru-pie ofi cerów. Był duży indyk gotowany w rosole z przyprawami i niezwykle smaczny chleb z polowej piekarni. My, świeżo przybyli z kraju, wnieśliśmy polską „Żytnią”. Dyskusja trwała do rana.

Największym skarbem polskiego kontyngentu byli ludzie. Znakomici żołnierze, prak-tycznie realizowali hasło „Polak potrafi ”. Pracy było dwa, trzy razy tle co w kraju. Dlaczego? Bo mniejsza liczba żołnierzy musiała wykonać więcej zadań. Musieliśmy systematycznie dostarczać do rozlokowanych na pustyni kilkudziesięciu posterunków obserwacyjnych wodę, paliwo i różne niezbędne materiały.

Była to praca ważna, praca, której nie można było nie wykonać, której nie mogliśmy odłożyć do jutra, w której musieliśmy wykazać hart ducha i ciała oraz wysokie kwalifi kacje i sprawność organizacyjną. Terminy były zawsze te same i jednakowo brzmiące: „na wczo-raj”, „natychmiast albo jeszcze szybciej”. Nikt nie patrzył na zegarek, na porę dnia, ani dzień tygodnia. Było ciężko fi zycznie i trudno psychicznie.

Dla transportowców męczarnią był Kanał Sueski. W pięciu miejscach, wzdłuż kanału, urządzone były przeprawy pontonowe. Aby nie utrudniać żeglugi, przeprawy otwierano na dwie–trzy godziny, przeważnie nocą. Egipcjanie zbytnio nie przejmowali się ustalanymi codziennie przez siebie terminami. Regularnie przed przeprawą trzeba było swoje godziny wyczekać na brzegu i powtórzyć tę „przyjemność” w drodze powrotnej.

Saperzy nasi stale działali w sytuacjach stresowych. Nie tylko przy rozminowywaniu terenów wokół posterunków obserwacyjnych, ale także ścieżek dla patroli i dróg dojazdo-wych. Inny wymiar miało porzekadło, że: „saper myli się tylko raz”. W okresie wiosennym nieustannie odpiaszczali pustynne drogi z zasp tworzonych przez burze piaskowe. Bywało, że po wielogodzinnej pracy spychaczy i innych maszyn drogowych meldowano, iż droga jest znów przejezdna, a nocą przyszedł chamsin i zaczynano od nowa. Zdarzało się, że wi-cher pustynny razem z piaskiem przesuwał miny przeciwpiechotne na teren uprzednio już rozminowany i uważany za bezpieczny.

Ze zdwojoną energią pracowali w obozie żołnierze kompanii remontowej – „złote rącz-ki”, dla których nie było rzeczy niemożliwych. Samochody wracały z pustyni w opłakanym stanie, a nazajutrz musiały znowu wyruszyć w drogę, z wodą do strefy buforowej. Jeżeli brakowało części zamiennych, to spawano, lutowano, kuto, wytaczano, szlifowano i następ-nego dnia samochód był gotowy do drogi. Dokonywano istnych cudów. Nerwy puszczały, gdy wiadomo było, że nowe części zamienne ze Starachowic są na miejscu, nieopodal, na polskim statku, który je przywiózł z kraju, ale już kilka tygodni stoi na redzie i oczekuje na pozwolenie wejścia do portu.

Page 228: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

227

RELACJE I WSPOMNIENIA

Sytuacji stresowych było wiele. Dochodziły napięcia psychiczne powodowane rozłąką z rodziną i bliskimi, zmianą klimatu, pożywienia, warunków bytowania, koniecznością ada-ptacji do nowego życia. W zasadzie wszystko było inne niż w kraju.

Egipt terytorialnie jest trzy razy większy od Polski, a 95% powierzchni stanowi pustynia. Słońce też jest inne niż w Polsce. Świeci prostopadle, nie daje cienia, pali żarem, ale opa-lenizny na skórze nie pozostawia, wschodzi i zachodzi bardzo szybko. Nastają prawdziwe egipskie ciemności, wobec których polska noc jest tylko szara. Przez większą część roku temperatura na pustyni waha się od 40 do 55˚C w dzień, a w nocy spada nawet do 0˚C. Od stycznia do maja występuje chamsin, czyli burza piaskowa. Wiatr pustynny unosi w górę tysiące ton piasku, przesłania słońce, robi się ciemno. Przed lotnym piaskiem uciec nie spo-sób. Wdziera się wszędzie: w usta, uszy, zęby i nos. Po kilku godzinach wiatr nagle cichnie. Wokół ciągną się łańcuchem wysokie na kilka metrów, nawianego z drobnego piasku zaspy, wyglądem przypominają nasze zaspy śnieżne nawiane przez wiatr. Przejechać przez nie jest niezwykle trudno. Trzeba czekać na saperów ze spychaczami.

Inną plagą są komary. Są mniejsze od polskich, ale za to bardziej operatywne i dokucz-liwe. Tną niemiłosiernie. Mają doskonałe żerowiska w tysiącach kanałów nawadniających. Spać można tylko pod moskitierą. Do tego dochodzą mrówki – małe, koloru rdzawego, wszędobylskie, uciążliwe, niemożliwe do wytępienia. W hotelu ratowaliśmy się przed nimi w ten sposób, że żywność stawialiśmy na stole, którego nogi wkładaliśmy do puszek po konserwach wypełnionych płynem.

W okresie aklimatyzacji część żołnierzy cierpiała na biegunkę spowodowaną zmianą diety lub stresem. Po intensywnym podkarmieniu przez lekarza specjalnym węglem, po kilku dniach mijała. Inna sprawa, na pozór błaha. Otóż piątek jest dniem świątecznym w krajach islamu, w Izraelu sobota, a u nas niedziela. Trzeba się było w tym „połapać” i zapamiętać.

W tak stresogennych warunkach nie przewidziano psychologa. Stąd ciężar kształtowa-nia wysokiego morale żołnierzy i należytej kondycji psychofi zycznej spoczywał na dowód-cach pododdziałów: kpt. Józefi e Słowakiewiczu, dowódcy kompanii transportowej, kpt. Stanisławie Rogali, dowódcy kompanii inżynieryjnej, oraz kpt. Wiktorze Krawcu, dowódcy kompanii remontowej.

Nasz sprzęt wojskowy: samochody ciężarowe Star-660, pojazdy specjalne, cysterny, wy-wrotki, koparki i spychacze w warunkach pustynnych spisywały się znakomicie. Podobnie nasze urządzenia kwatermistrzowskie, namioty, siatki maskujące zdawały tam doskonale egzamin.

W latach siedemdziesiątych w zakresie wyposażenia wojskowego nie mieliśmy kom-pleksów. Nie byliśmy „opóźnieni”, jak chcieli niektórzy, w stosunku do Kanadyjczyków, Szwedów, Austriaków czy Finów. Liczne wizyty VIP-ów z ONZ oraz delegacje wojskowe i cywilne goszczące w polskim kontyngencie nie szczędziły słów uznania i zachwytu dla naszego sprzętu, urządzeń socjalnych, organizacji życia obozowego oraz wzorowej realizacji zadań logistycznych.

Na Bliskim Wschodzie nie było większych problemów ze sprzętem. Był przede wszystkim problem ludzi, utrzymania odpowiedniej kondycji psychofi zycznej. Człowiek musi spać, jeść, umyć się, mieć chwilę odpoczynku. Męczy go temperatura, wiatr pustynny, brak listu

Page 229: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

228

RELACJE I WSPOMNIENIA

z domu, niemożność wykonania zadania, złości nieuczynny kolega, drażni taka czy inna decyzja przełożonego. Dlatego staraliśmy się stworzyć w bazie głównej Al Ghala jak najlep-sze warunki do wypoczynku. Od rana działała rozgłośnia radiowa „Słońce”. Szefem zespołu redakcyjnego był entuzjasta – radiowiec ppor. Janusz Zieliński. Blok programowy przygo-towywano nocą. Z nasłuchu Polskiego Radia czerpano informacje z kraju i zagranicy, do-dawano audycje własne i aktualne przeboje muzyczne. Spikerkami były urocze pielęgniarki o zniewalająco miłych głosach: Teresa Głąbecka. Barbara Skórnicka i Elżbieta Figlus. Praco-wały w rozgłośni społecznie, w przerwach między dyżurami w szpitalu.

W kinie letnim codziennie wyświetlano fi lmy. W klubie była biblioteka oraz telewizor, w którym odtwarzano programy z taśm wideo przysyłanych z kraju. Organizowano zajęcia i różne zawody sportowe w tym „międzynarodowe”, z zawodnikami z innych kontyngentów. Polacy zawsze wygrywali, jedynie w tenisie lepsi byli Kanadyjczycy. We wszystkie weekendy odbywały się wycieczki turystyczne do najciekawszych miejsc w Egipcie i Syrii, które do-tychczas mogliśmy oglądać w książkach, na zdjęciach lub fi lmach.

Kilka słów o sprawach męsko-damskich, czyli o potrzebach seksualnych, które nieste-ty, nie mogły być w tamtych warunkach zaspokojone. Szczególnie mocno odczuwały ten „post” osoby młode. Miejscowe kobiety, Arabki, są dla obcokrajowców absolutnie niedo-stępne. W żadnym lokalu publicznym, kawiarni, restauracji nie zobaczy się kobiety, nawet w charakterze kelnerki czy sprzątaczki. W dużych miastach zamożne kobiety ubierają się po europejsku, ale same nie wychodzą na ulice. Na wsi nadal obowiązują długie, powłóczyste, czarne galabije.

Z myślą o turystach w dużych miastach, na przykład w Kairze czy Aleksandrii, działają lokale nocne. Od naszych klubów nocnych różnią się tym, że zamiast striptizu jest tu taniec brzucha, a parkiet zastępuje podium na środku sali. Przy stolikach, osłoniętych od siebie, miejscowa elita, bogate mieszczaństwo oraz cudzoziemcy, głównie mężczyźni. Obsługa licz-na i bardzo miła, na przykład w toalecie trzech–czterech mężczyzn – jeden podaje mydłoi odkręca kran, drugi czeka z ręcznikiem, inny trzyma rolkę z papierem toaletowym, jeszcze inny otwiera drzwi kabiny. Pełny komfort, ale każdemu trzeba dać napiwek.

Około północy orkiestra gra rytmy orientalne, gasną światła, zapalają się kolorowe re-fl ektory na estradzie, wbiega tancerka i rozpoczyna taniec brzucha. Tancerki są pulchne, ubrane w kolorowe szarawary, zdobione cekinami bluzki i zwiewne szale. Tańczą dynamicz-nie w rytm muzyki, ale za dużo gołego ciała nie pokazują. Po występach zmiana orkiestry, nowoczesne przeboje europejskie. Na estradzie tańczą tylko nieliczne pary. Z boku sali, przy dwóch stolikach siedzą fordanserki. Młode, śliczne, czarnookie dziewczyny ubrane w bluzki i długie kolorowe spódnice. Do tańca zaprasza się je skinieniem ręki. Za każdy taniec czujny kelner dopisuje jeden funt egipski do rachunku. Wyprowadzić fordanserki na zewnątrz, niestety, nie wolno.

Kontyngent polski stacjonował w obozie Al Ghala na przedmieściu Ismailii. Po drugiej stronie miasta mieścił się kompleks obiektów Polskiego Szpitala Polowego UNEF obsługu-jącego wojska ONZ. W szpitalu pracowało ponad pięćdziesiąt młodych, przecudnej uro-dy polskich kobiet. Dostępu do pań strzegło dwóch niezłomnych strażników moralności: komendant szpitala, ppłk dr Henryk Woźniak, i dowódca kontyngentu, płk dypl. Marian Wieczerzak, którzy w kwaterach na terenie obiektów szpitalnych zamieszkiwali. Do hotelu

Page 230: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

229

RELACJE I WSPOMNIENIA

pielęgniarek mężczyzn obowiązywał surowy zakaz wstępu. Do miasta, do jednostki lub na wycieczki dziewczyny mogły wyjeżdżać tylko zbiorowo, pod ochroną mężczyzn i po wcze-śniejszym wpisaniu się do księgi na dyżurce.

Raz w tygodniu w obozie Al Ghala w kawiarni „Palmowa” organizowaliśmy wieczorki taneczne, ale na jedną panią przypadało dwudziestu pięciu panów! Ponadto dowódca, płk Wieczerzak, zwalczał przypadki – jak to nazywał – parowania się, czyli trwalszego łączenia się w pary.

Początkowo w naszych potańcówkach uczestniczyło też kilkanaście zaproszonych pań z kontyngentu kanadyjskiego. Po pewnym czasie dowództwo Canlog zabroniło im, mo-tywując to regulaminem, który zakazywał szeregowcom i podofi cerom wstępu do kasyn ofi cerskich.

Od czasu do czasu można było przy odrobinie szczęścia „popieścić oko” widokiem pięk-nej dziewczyny w mundurze żołnierza izraelskiego. Tam jest równouprawnienie, wszystkie niezamężne i bezdzietne dziewczyny służą w wojsku na równi z mężczyznami. Są naprawdę bezczelnie piękne. Dobrze dopasowane, lekko obcisłe mundury wojskowe urodę tę jeszcze uwydatniają.

Stacjonujący obok nas w Al Ghala Kanadyjczycy mieli problem męsko-damski częścio-wo rozwiązany. W weekendy jeździli po prostu do Izraela, gdzie korzystali z usług kobiet pracujących w odpowiednich lokalach. My, niestety, nie mogliśmy sobie na takie uciechy pozwolić. Nas nie wpuszczano, gdyż nie utrzymywaliśmy w tym czasie z Izraelem stosun-ków dyplomatycznych. A szkoda.

Polska od przeszło 50 lat bierze udział w misjach pokojowych ONZ. Uczestniczyło w nich do 2002 r. ponad 40 tys. osób. W działaniach w ramach misji ponad pięćdziesiąt osób poniosło śmierć, a liczba rannych i kontuzjowanych jest kilkakrotnie większa. Ilu zmarło już po powrocie do kraju na skutek chorób tropikalnych i innych pozostających w związku ze służbą w misji nie wiem, gdyż przypadków takich nie ewidencjonowano.

Liczby te przedstawiłem po to, by uzmysłowić osobom nie znającym tych faktów, że realizacja zadań w ramach misji pokojowych ONZ to nie sielanka, lecz służba trudna i nie-bezpieczna. Wynagrodzenie, jakie w okresie PRL otrzymywali polscy uczestnicy misji, było niewspółmierne do realizowanych zadań oraz realnych zagrożeń utraty zdrowia i życia.

Mimo to ochotników na wyjazdy nigdy nie brakowało. Służba pod fl agą ONZ jest za-szczytna, trudna i odpowiedzialna. Jest też niezwykłą męską przygodę żołnierską, której się nie zapomina przez całe życie. (...)

Page 231: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

230

TADEUSZ DYTKO

W KURZU I KAMIENIACH

Ten kto przeżył na posterunku rok, może być z siebie dumny. Spełnił się jego sen o przy-godzie. Oprócz zarobionych „zielonych” zabiera do kraju wiedzę i doświadczenia, których nie znajdzie w żadnym podręczniku.

Zza porannej mgły wynurza się pasmo wzgórz Golan. Jest jeszcze chłodno i wieje silny wiatr. Wszędzie pełno kurzu. Z dowództwa 2 kompanii operacyjnej „Skorpion” do najdal-szego posterunku nr 85 jest zaledwie 15 km. Dla terenowej toyoty to żadna odległość, ale za to ogromna przepaść cywilizacyjna. Kamienne lepianki z kamiennymi opłotkami, martwe pola naszpikowane tysiącami różnej wielkości i kształtu kamieni. Pasterze w charaktery-stycznie związanych chustach „arafatkach” na głowie przeganiają stado owiec. Ze strzeli-stego minaretu płynie z głośników melodyjny głos muezina nawołujący do porannej mo-dlitwy. Od kilku tygodni na obrzeżach wioski stoi nieruchomo wynędzniały koń, któremu mina urwała kawałek jednej nogi. Że też nikt z tubylców nie reaguje i nie ulży w cierpieniu zwierzęciu. Na tej drodze należy zachować szczególną ostrożność, bo nigdy nie wiadomo, czy nagle na środek jezdni nie wybiegnie jakiś zwierzak, najczęściej bezpański osioł, lub dzieciak proszący o słodycze lub coś do jedzenia.

Stop! Opuszczony drąg na koziołkach, rodzaj szlabanu, i zdezelowana budka. Oto przede mną syryjski posterunek żandarmerii wojskowej. Żołnierz o twarzy dziecka w za dużym hełmie uśmiecha się. Bez słowa podnosi drewnianą zaporę, a następnie posyła mi pojed-nawczy gest prawej ręki. Droga wolna. Dobrze, że dzisiaj nie zapraszał do swojej warowni po herbatkę, bo znowu przeżyłbym szok. Ten syberyjski posterunek to prawdziwe siedlisko brudu, bałaganu i smrodu... Już na samą myśl o lepkim, bardzo słodkim napoju w brudnym kubku, zbiera mnie na mdłości. Jak można pełnić służbę w takich warunkach sanitarno-higienicznych?

Przede mną jedna z ostatnich ludzkich osad w tym rejonie. Dopiero od niedawna podłą-czono tu elektryczność. Jezdnia jest coraz węższa. W porze deszczowej trudno tędy przeje-chać. Samochód grzęźnie w błocie. W zeszłym roku Polacy nawieźli kilka wywrotek białego kamienia żwirowego. Na jakiś czas będzie spokój, ale tylko do wielkiej ulewy. Jak okiem sięgnąć księżycowy krajobraz, do którego po kilku miesiącach można się przyzwyczaić. Ale nie polubić... Oj nie, za żadne skarby świata.

Z monotonii wyraźnie odcina się strzelająca ku niebu biała oenzetowska wieża obserwa-cyjna posterunku nr 85. Białe budowle z blaszanym dachem, na który czarną farbą nanie-siono litery „UN”.

Pieski żywotDwa psy, mieszańce, na służbie ONZ witają mnie przyjaźnie. Matka jest czarna i wabi

się „Linda”, syna – czarno-białego potomka skandynawskiego owczarka, nasi żołnierze ochrzcili „Wariatem”. „To najlepsi wartownicy – mówi dowódca posterunku, chor. Albert

Page 232: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

231

RELACJE I WSPOMNIENIA

Rędziniak – Żołnierza ONZ poznają na odległość, są gościnne, ale niech no tylko pojawi się jakiś obcy, najczęściej Arab, wówczas przeistaczają się w groźne bestie”.

Dowódca zaprasza na śniadanie. Prawie domowa kuchnia, choć to tylko zaopatrzenie z magazynów UNDOF. Szeregowy Krzysztof Markiewicz ma dzisiaj po służbie wolne i dla-tego pomaga kucharzowi w przyrządzaniu posiłku. Jajecznica na boczku z cebulą, pomido-ry, ogórki, bułki i do wyboru herbata lub kawa. Może być kakao albo sok pomarańczowy. Przykuchenny magazynek pęka w szwach. Wczoraj była dostawa towaru: mrożone mięso wołowe, blok żółtego sera, szynka w puszce, ziemniaki, pomarańcze i banany. Żołnierze chwalą sobie wyżywienie. Sami ustalają jadłospis i sami gotują. Każdy może się tutaj spraw-dzić jako kucharz. Chorąży Rędziniak uważnie przygląda się kulinarnym wyczynom swoich podwładnych. Przed miesiącem się ożenił. Po ślubie był tylko tydzień z żoną w kraju i sam nie wie, czy po powrocie z misji oblubienica nie zapędzi go do kuchni. Jak na razie to jedyny ślub podczas misji w naszej kompanii.

Pokochać kamienieWarkot agregatu prądotwórczego dostarczającego na posterunek energię elektryczną

wyprowadza z równowagi już po kilkunastu godzinach, ale po miesiącu można się przy-zwyczaić, podobnie jak do kamieni. Nożycowa luneta umożliwia dokładną obserwację całej okolicy. Tam jest pilot techniczny, a tam już terytorium Izraela, z lewej strony pas ziemi niczyjej naszpikowanej pozostałościami wojny. Nie tak dawno wybuch miny sparaliżował życie posterunku. Najpierw wyleciała w powietrze jedna, potem druga, trzecia i czwarta mina. Działo się to w samo południe w odległości zaledwie około 50–60 m od posterunku. Rędziniak i jego załoga najedli się sporo strachu. Nie poniosły ich jednak emocje. Zachowali spokój i postępowali zgodnie z przepisami UNDOF. Chłopcy zdają sobie sprawę z tego, że to nie wczasy w WDW Golan. To naprawdę niebezpieczna misja, w bardzo niebezpiecznym rejonie świata.

Na wieży obserwacyjnej służba trwa 24 godziny na dobę. Posterunek utrzymuje stałą łączność radiową z dowództwem kompanii oraz z patrolami. Właśnie z nocnego dyżuru schodzi szer. Roman Stopka. Według etatu posterunku jest patrolowym, ale bywa i tak, że musi sobie radzić na innych stanowiskach, zastępując nieobecnych kolegów. Wśród załogi posterunku jest najstarszy służbą w misji. Nie ukrywa, iż życie na posterunku wyczerpu-je człowieka, zwłaszcza psychicznie, najbardziej doskwiera monotonność i ten dziewiczy, księżycowy krajobraz. Jedyną rozrywką są fi lmy wideo. Największą popularnością cieszą się oczywiście komedie. Zna wszystkie na pamięć. Niektóre obejrzał kilkanaście razy. O nowo-ści fi lmowe niezwykle trudno. Przywieziony podczas rotacji kontyngentu zapas wideoteki już dawno się wyczerpał. Może któryś z kolegów przywiezie z urlopu w kraju jakąś kasetę. Wszyscy z utęsknieniem oczekują na zakup anten satelitarnych. W nagrodę za zwycięstwo we współzawodnictwie między posterunkami zestaw satelitarny otrzyma posterunek nr 81, gdzie dowódcą jest chor. Jarosław Grochola. Cóż, pozostali będą z zazdrością spoglądać na tę wybraną załogę i na ten srebrny talerz na dachu posterunku.

W porze letniej posterunek narażony jest w sposób szczególny na działanie słońca (znajduje się w odsłoniętym terenie). Wtedy z ziemi wyłazi różne robactwo i też szuka cie-nia... Jadowite żmije palestynki, skorpiony, skolopendry i włochate pająki to zwykli goście

Page 233: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

232

RELACJE I WSPOMNIENIA

posterunku nr 85, choć nieproszeni. Odpoczynek wielkiej żmii pod tapczanem w pokoju tele-wizyjnym nikogo już nie dziwi. Skorpion w żołnierskim bucie to także normalne zjawisko.

Wraz z nadejściem jesieni pojawiają się deszcze. Niekiedy ściana wody zalewa poste-runek. Najgorsze są jednak burze i pioruny walące niemiłosiernie w wieżę obserwacyjną. Wtedy aż strach wdrapać się na szczyt do pomieszczenia obserwacyjnego. Gdy wieją silne wiatry, cała wież się trzęsie, odchylając o kilku centymetrów od pionu. Przewidział to jed-nak konstruktor. Nie oznacza to, że jest zupełnie bezpiecznie. Lepiej na czas wyładowań atmosferycznych zejść na ziemię. Pod wieżą znajduje się schron, w którym oprócz wyposa-żenia alarmowego znajdują się sale żołnierskie i sanitariaty. „Moi ludzie mieszkają w pokojach 2-osobowych – mówi chor. Rędziniak – «Sheraton» to nie jest, ale jak na warunki wojskowe... całkiem znośne pomieszczenie”.

W towarzystwie dowódcy i dwóch sympatycznych psów, którym zrobiłem zdjęcie i da-łem po cukierku, przez co natychmiast zaskarbiłem sobie ich przyjaźń, zwiedzam posteru-nek. To dziwne, bo jak na obcego – co prawda w błękitnym berecie – potraktowały mnie nadzwyczaj łagodnie. To zwiedzanie to także wielki pic... Po trzech miesiącach kwatero-wania w podobnych warunkach w dowództwie kompanii „Skorpion”, czyli na posterunku nr 80, nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć ani zdziwić. Pamiętać muszę jednak o tym, iż posterunek nr 85 to największa „egzotyka” w polskim batalionie. To najbardziej odludne miejsce służby naszych żołnierzy wielokrotnie odwiedzają różne zagraniczne delegacje. Nie tylko odwiedzają, ale urządzają tu sobie party i inne okolicznościowe spotkania. Któż z ludzi związanych z wielką światową polityką nie chciałby sobie zrobić fotki w błękitnym hełmie, z białą budowlą oznakowaną czarnymi literami „UN” i drogowskazem „Warsaw 4300 km” w tle. Aż tak daleko od domu? Lepiej o tym teraz nie myśleć, bo tęsknota ściska serce.

A propos wizyt. Dokładnie wczoraj zapowiedział się naczelny dowódca UNDOF, holen-derski gen. Johannes Kosters – informuję dowódcę posterunku.

Ta wiadomość nie ucieszyła go. „Cholera, upodobał sobie nasz batalion – komentuje szer. Andrzej Nieradka – człowiek niezwykle bystry i nigdy nie przebierający w słowach. Na posterunku ma opinię intelektualisty – nie mógł polubić, na przykład Austriaków?”.

„To chyba sympatia jeszcze z okresu wojny, to przecież pod Arnhem nasza brygada spa-dochronowa walczyła...” – mędrkuje szer. Piotr Wróblewski.

Krótkie spojrzenie Rędziniaka na podwładnych ucina dyskusję. Prawdą jest, że chłopcy nie lubią tego rodzaju wizyt, bo czują się jak małpy w ogrodzie zoologicznym. Nikt, nawet kadra zawodowa nie toleruje VIP-ów w rejonie misji. Bo co to oznacza? „Panika”, harówka, nerwy i poważne zaburzenia w wykonywaniu zadań mandatowych. A to także najkrótsza droga do „podpadki”.

Jeszcze kilka dni temu w salach żołnierskich wisiały na ścianach wycięte z kolorowych pism zdjęcia rozebranych panienek. Teraz ich nie ma. Sprawiła to wizyta kapelana. Oj na-słuchali się żołnierze, nasłuchali od wielebnego. Ta reprymenda dała im wiele do myśle-nia, lecz od razu wpadli na szatański pomysł sprytnego kamufl ażu panienek. Otóż, plakat z Jerozolimy lub innego świętego miejsca w Izraelu okleili z drugiej strony gołymi panien-kami. W ten sposób dzieło jest dwustronne. Przekładają je w zależności od potrzeb. Kiedy dowódca kontyngentu lub kapelan opuszcza posterunek, natychmiast plakat zostaje odwró-cony. I znowu na żołnierza spoglądają wielkie ... błękitne oczy długonogiej blondynki.

Page 234: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

233

RELACJE I WSPOMNIENIA

„To walka z wiatrakami – śmieje się chor. Rędziniak – W żaden sposób tego nie wykorze-nimy. A zresztą...”. Gdyby wszyscy dowódcy mieli takie problemy w wojsku, byłoby o wiele sympatyczniej. „Dla mnie ważna jest dyscyplina, realizacja zadań, lojalność i odpowiedzial-ność podwładnych. Niech sobie wykleją ściany, żeby tylko nie zaglądali do kieliszka”.

To święta prawda. Niech no komuś siądzie psychika... Tu na posterunku jest ostra amuni-cja. Żołnierz nad łóżkiem ma tantala, a na przyłóżkowej szafce magazynki z amunicją. Dlatego na dowódcy spoczywa wyjątkowa odpowiedzialność. Na służbie trzeba być wymagającym, ale później po służbie, w wolnym czasie, można się nawet zaprzyjaźnić ze swoją załogą. Dowódca jest przecież z nimi przez całą dobę. Na dobre i na złe. Prawie przez 360 dni, bo tyle niemal trwa misja jednej zmiany polskiego batalionu operacyjnego na wzgórzach Golan.

Żołnierze jeżdżą oczywiście na wycieczki po Syrii i Izraelu i na krótkie urlopy..., ale to przecież nie jest najważniejsze. Na co dzień liczy się przede wszystkim dobra atmosfera na posterunku i wzajemne relacje.

Patrolowanie aż do znudzenia...Życie posterunku toczy się pod dyktando zadań mandatowych. Rejon odpowiedzial-

ności posterunku nr 85 to pas długości 10 km i szerokości 2 km. Codziennie dowódca obsadza dzienną wieżę 85 Alfa. Codziennie też o określonych godzinach (zgodnie z har-monogramem służby operacyjnej Polbattu) wychodzą w teren dwa patrole – 85 Alfa i 85 Alfa Bird. Dwa razy w tygodniu odbywa się patrol 85 Oskar oraz w tygodniu 85 Brawo i 85 Brawo Nord. Całą dobę w gotowości do natychmiastowego użycia znajduje się patrol szybkiego reagowania. Każdy żołnierz jest wykorzystywany w 100%. W tryby służby patro-lowej i wartowniczej wprzęgnięto bez wyjątku wszystkich: kadrę i żołnierzy służby zasadni-czej. Jest ich dwunastu. Cała załoga. Większość przed wyjazdem na wzgórza Golan służyła w „Czerwonych Beretach”. Wyuczone wcześniej specjalności tutaj bardzo się przydają, ale specyfi ka służby na posterunku wymaga od nich pewnej uniwersalności, radzenia sobie na różnych stanowiskach, często w bardzo trudnych sytuacjach. W kraju nie ma takiej szkoły czy kursu, które w sposób konkretny, kompetentny i pełny przygotowują do takiej służby. Żadna kaseta wideo lub najlepszy podręcznik nie pokażą wprost jak tam należy żyć, jak się zachowywać, by godnie pełnić służbę, by umiejętnie funkcjonować w zespole przypadkowo dobranych do załogi ludzi i by nie „zbzikować” wśród tych kamieni, na zupełnym odludziu, z dala od cywilizacji i bliskich sobie osób.

Stanowisko „patrolowy ONZ” to coś zupełnie nowego. Ponadto żołnierze w błękitnych hełmach muszą mieć na uwadze to, że działają na innym od europejskiego gruncie, po-między Syrią a Izraelem. Znajomość angielskiego bardzo się przydaje, zwłaszcza podczas składania meldunków.

Czy to dzień powszedni, niedziela czy święto, bez względu na pogodę wyruszają na ścieżkę patrolową. Pokonują setki kilometrów. Mają za sobą długie godziny obserwacji i tysiące meldunków. Bardzo często są one krótkie, lakoniczne: „Wszystko w porządku, bez zmian...”. Niekiedy nasi żołnierze stwierdzają jednak naruszenie strefy, wtedy bywa gorą-co. Meldunek goni meldunek. Alarmy i wzmożona obserwacja danego odcinka. Niekiedy wykroczenie popełnia arabski pasterz, innym razem w niedozwolonej strefi e pojawia się syryjski żołnierz. Żadnego sygnału nie wolno lekceważyć.

Page 235: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

234

RELACJE I WSPOMNIENIA

Uszczelnianie granicyOd kilku lat myślano o uszczelnieniu pogranicza syryjsko-izraelskiego na odcinku strefy

buforowej, gdzie zbiegają się granice Syrii, Izraela i Jordanii, a skąd bierze swój początek słynny rów tektoniczny Wadi. Z punktu widzenia stratega miejsce to jest bardzo ważne. Do tej pory ponad 10-kilometrowy odcinek trudnej górskiej trasy był kontrolowany przez patrole kompanii „Skorpion”. Codziennie, wczesnym rankiem, żołnierze patrolowali Wadi, nie dłużej jednak niż trzy godziny. Praktyka wykazała, iż czas ten był stanowczo za krótki, gdyż liczne naruszenia pasterskie oraz sporadycznie wojskowe w tym rejonie spędzały sen z powiek Force Commandera, gen. Johannesa Kostersa. Częste meldunki z posterunku nr 58 (punkt obserwacyjny UNTSO) oraz interwencje polskich patroli szybkiego reagowania utwierdziły w przekonaniu dowództwo UNDOF, że na Wadi potrzebny jest stały posteru-nek obserwacyjny. Budowę nowego posterunku uzgodniono z władzami wojskowymi Syrii, a wykonawstwo powierzono wspomnianej już wcześniej kompanii „Skorpion”. Teren pod przyszły posterunek dokładnie spenetrowali saperzy chor. sztab. Bogdana Zwolińskiego. Budowa obiektu trwała prawie dwa miesiące. Żołnierze 3 plutonu dowodzonego przez por. Marka Kołtona pracowali w bardzo ciężkich warunkach, w temperaturze dochodzącej do 50˚C. Przeszkadzał im nie tylko klimat, ale też częste odwiedziny syryjskich ofi cerów obu-rzonych budową nowego posterunku. Owi nieproszeni goście próbowali nawet zastraszać naszych „budowniczych”, grożąc różnymi konsekwencjami, byle tylko odstąpili od budowy. Na szczęście por. Kołton do strachliwych nie należy i za każdym razem natarczywych Sy-ryjczyków odsyłał do Kwatery Głównej UNDOF, a konkretnie do gen. Johannesa Kostersa. Widać od razu ile są warte w tym rejonie porozumienia i układy. Wygląda na to, że każdy syryjski dowódca postępuje wedle własnego, sobie tylko znanego scenariusza.

Połowa sierpnia. Upały sięgają zenitu. Finisz budowy nowego posterunku 80 Alfa. Oj napracowali się tam nasi żołnierze, napracowali. Ile hektolitrów potu wsiąkło w ten wą-wóz, tego nikt nie wie. Uroczystego otwarcia dokonuje szef sztabu UNDOF, płk Jan Kem-para, w asyście dowódcy Polbatu, ppłk Edwarda Gruszki, oraz innych polskich ofi cerów z Kwatery Głównej UNDOF. Roli gospodarza imprezy podjął się dowódca „Skorpionów”, mjr Adam Szczepanek. Grupę obserwatorów z OGG reprezentuje pani kpt. Gundersen z Norwegii. Po zapoznaniu z zadaniami nowego posterunku oraz jego zwiedzeniu cała gru-pa udaje się na pierwszy inauguracyjny patrol po nowej trasie. 300 m w dół po wąskiej i bar-dzo stromej ścieżce. Po kwadransie goście mają dosyć. Uff f... co za upał. Brakuje powietrza. A z nieba leje się straszliwy żar. Nigdzie ani centymetra cienia. Po chwili niebieskie kamizelki są już zupełnie mokre od potu. Goście są zaskoczeni warunkami. Tym większy podziw dla polskiej kompanii operacyjnej. Podziękowania zbiera ekipa budowlańców. To oni po służ-bie, po męczących patrolach, popołudniami przyjeżdżali na to odludzie i ciężko pracowali. Najpierw wznieśli płot z drutu kolczastego, następnie domki z zapleczem logistycznym.

Posterunek 80 Alfa jest posterunkiem dziennym, najdalej wysuniętą polską placówką na Golanie. Posiada własny agregat prądotwórczy, zbiornik na wodę pitną, toaletę, klima-tyzację, lodówkę i radiostację dalekiego zasięgu. Codziennie wczesnym rankiem wyrusza z 2 kompanii samochód z dwoma patrolami żołnierzy. Zabierają oni ze sobą niezbędny zapas żywności i wody, by starczyło na cały dzień. Kiedy jeden patrol znajduje się na ścieżce patrolowej, drugi czuwa w makrotalu na terenie posterunku. Później patrole się zmieniają.

Page 236: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

235

RELACJE I WSPOMNIENIA

W ten sposób rejon Wadi jest kontrolowany przez cały dzień. O zmroku patrole powracają do bazy, by przyjechać tu znowu nazajutrz.

W królestwie małp, czyli dzień VIP-ówI stało się najgorsze. Wybrano 2 kompanię „Skorpionów” na miejsce spotkania zagra-

nicznych dyplomatów akredytowanych w Syrii. Będzie to tzw. VIP Day. Major Szczepanek przyjął tę decyzję ze stoickim spokojem. Na pewno ta informacja nie ucieszyła go ani tro-chę, podobnie jak jego podwładnych. Dawniej tego typu spotkania odbywały się w luksu-sowych hotelach w Damaszku, dzisiaj ONZ też ma poważne kłopoty fi nansowe, więc taniej urządzić taką imprezę w terenie...

Koszmar przygotowań trwał blisko dwa tygodnie. Inspekcję prowadzili na zmianę do-wódca UNDOF i dowódca Polbatu. Przyjeżdżali też pomniejsi dowódcy i ofi cerowie odpo-wiedzialni za różne przedsięwzięcia związane z wizytą zagranicznych gości. Opracowany w Kwaterze Głównej UNDOF scenariusz żołnierze przetrenowali kilkanaście razy.

Od rana na posterunek nr 80 przyjeżdżają ambasadorzy, pracownicy ambasad, kon-sulowie, attaché wojskowi i radcy handlowi. Towarzyszą im żony. To ponad 100 gości z kilkunastu krajów. Dla nich obecność w strefi e na pograniczu syryjsko-izraelskim, wśród żołnierzy ONZ, stanowi wielkie przeżycie – może jedyne tego typu w ich wielkomiejskim życiu. Każdy z żołnierzy 2 kompanii zna swoją rolę i miejsce w tym dniu. Specjalnie przy-gotowana grupa komandosów z 6 Brygady Desantowo-Szturmowej daje pokaz walki wręcz. Ciosy karate, głową, rozbijanie dachówek, groźne okrzyki i jeszcze groźniejsze twarze mar-kujących walkę żołnierzy. Gościom to się podoba. Gromkie brawa. Organizatorzy zadbali o to, by dyplomatom i ich małżonkom pokazać codzienne życie na posterunku oraz zapo-znać ich z zadaniami mandatowymi 2 kompanii piechoty. Poszczególne służby: sekcja me-dyczna, uzbrojenie i saperzy, demonstrują swój sprzęt wraz z możliwościami wykorzystania go w działaniu.

Zgromadzone przez kpt. lek. Artura Lipczyńskiego „zwierzaki” budzą największe zain-teresowanie, szczególnie pań. Można podziwiać takie okazy, jak: żmija palestynka, czarny wąż pustynny, jadowity skorpion, olbrzymi pająk, skolopendra oraz wiele innych.

Chętni do rywalizacji dyplomaci mogą spróbować swych sił na strzelnicy. W kolejce ustawiły się też panie ambasadorowe. Strzelają całkiem dobrze. Może lepiej od swych mę-żów. Amatorzy przejażdżki transporterem opancerzonym zobaczą fragment strefy patro-lowanej na co dzień przez Polaków. Na pierwszy ogień idą żona i córka gen. Kostersa. Ze względu na swoją masę, na pewno ponad 90 kg, obie mają poważne problemy z wdrapa-niem się do transportera SISU. To wzbudza śmiech, nawet samych zainteresowanych. Inni nie mają już takich problemów.

Tego dnia nie tylko Polacy błyszczą przed VIP-ami. Ekipa z Cankonu prezentuje swoje ogromne możliwości w ratownictwie drogowym. Austriacy przywieźli ze sobą owczarka alzackiego – specjalistę w poszukiwaniu narkotyków. Pies z łatwością odnajduje ukry-tą torebkę z heroiną. Goście chętnie fotografują się z nami, pożyczają od nas kamizel-ki kuloodporne i błękitne hełmy. Przebierają się i pozują... To dla nich świetna zabawa. Większość dyplomatów z krajów dla nas egzotycznych o polskich żołnierzach nigdy

Page 237: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

236

RELACJE I WSPOMNIENIA

nie słyszała. Współczują nam tej trudnej golańskiej służby i warunków klimatycznych. Dobrze, że nie pytają, ile zarabiamy. Bo wtedy mogliby przeżyć prawdziwy szok.

Na wysokości zadania stanęli logistycy. Oto na stołach mamy polską kuchnię i wie-le naszych narodowych przysmaków. W trakcie lunchu gra zespół muzyczny z Polbattu. W repertuarze znane i chętnie śpiewane polskie szlagiery. Nie ma co, to dzień najlepiej przeprowadzonej promocji Polski. To tania promocja, bo za pieniądze ONZ. Dyplomaci, mimo zmęczenia potwornym upałem, mimo napiętego programu dnia, z zadowoleniem wieczorem opuszczają polski posterunek.

Niedługo potem na ręce ppłk. Edwarda Gruszki napłynął list gratulacyjny od gen. Jo-hannesa Kostersa z podziękowaniem za dobrze przeprowadzoną imprezę: „VIP Day”. Przez najbliższe tygodnie w Damaszku będzie się mówiło o Polsce i Polakach. Publiczne odczy-tanie tego listu wcale nas nie uradowało, bo po prostu wciąż mieliśmy w pamięci cenę, jaką zapłaciliśmy za przygotowanie tego dnia. To była harówka, wiele wyrzeczeń i jeszcze więcej zszarpanych nerwów, po to tylko, żeby udowodnić nadętym dyplomatom, że żołnierz polski też potrafi .

Z mieszanymi uczuciami wróciłem nazajutrz do swoich obowiązków. Czułem się, jak-bym wrócił z dalekiej podróży, jakbym opuścił najbardziej egzotyczny na świecie ogród zoologiczny. Oczywiście, jako jego mieszkaniec....

Page 238: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

237

NOTY O AUTORACH

CZESŁAW MARCINKOWSKI – ofi cer WP, doktor, pracownik naukowo-dydaktyczny Akademii Obrony Narodowej

KRZYSZTOF GAJ – ofi cer WP, doktor, pracownik naukowo-dydaktyczny Akademii Obrony Narodowej

JANUSZ ZUZIAK – ofi cer WP, doktor habilitowany, pracownik naukowo-dydaktyczny Akademii Obrony Narodowej

BEATA KUCHARCZYK – doktor, pracownik Departamentu Wojskowych Spraw Zagranicznych MON

ANDRZEJ BOLEWSKI – ofi cer WP, doktor inżynier, w latach 1990–1992 i 1996–2003 przedstawiciel Ministerstwa Obrony Narodowej w Misji RP przy OBWE w Wiedniu

STANISŁAW ŁAPETA – od października 1954 do maja 1955 jako żołnierz zasadniczej służby wojskowej uczestniczył w Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei

MARCIN REINBERGER – ofi cer WP, od maja 1989 do czerwca 1990 roku ofi cer analityczny w Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei

BRONISŁAW BORYSIAK – ofi cer WP, w latach 1961–1962 członek polskiej delegacji w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Laosie

STANISŁAW ŚLEDŹ – ofi cer WP, w 1965 roku uczestnik Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie

JAN ZASADZIŃSKI – ofi cer WP, w latach 1967–1968 kierownik grupy kontrolnej w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie

WITOLD BUGAJNY – w 1973 roku pomocnik polskiego doradcy politycznego w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie

RUDOLF DZIPANOW – generał brygady WP, w latach 1973–1974 szef polskiej delegacji w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Wietnamie

MARIAN ORŁOWSKI – ofi cer WP, uczestnik misji UNTAC w Kambodży w latach 1992–1994CZESŁAW MITKOWSKI – ofi cer WP, w latach 1973–1974 szef służb logistycznych I zmiany

Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej w Doraźnych Siłach Zbrojnych ONZ na Bliskim Wschodzie

ADOLF KUBALA – podofi cer WP, w latach 1973–1974 służył w Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej w Doraźnych Siłach Zbrojnych ONZ na Bliskim Wschodzie

MICHAŁ PALUSZYŃSKI – tłumacz w Polskiej Wojskowej Jednostce Specjalnej w Doraźnych Siłach Zbrojnych ONZ na Bliskim Wschodzie

ADAM KUNERT – ofi cer WP, lekarz-epidemiolog od grudnia 1974 do czerwca 1975 roku kierownik Laboratorium Sanitarno-Epidemiologicznego w Polskim Szpitalu Polowym w Ismailii (Pollog) Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ na Bliskim Wschodzie

WŁADYSŁAW WOJTASZEWSKI – ofi cer WP, w latach 1975–1976 ofi cer socjalny w Polskiej Wojskowej Jednostce Specjalnej (Pollog) w Doraźnych Siłach Zbrojnych ONZ na Bliskim Wschodzie

TADEUSZ DYTKO – ofi cer WP, w 1994 roku służył w Polskiej Wojskowej Jednostce Specjalnej (Polbatt) w Doraźnych Siłach Zbrojnych ONZ w Syrii

Page 239: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

238

STOWARZYSZENIE KOMBATANTÓW MISJI POKOJOWYCH ONZ

Powracający do swych krajów z misji i operacji pokojowych żołnierze, pragnąc kultywo-wać tradycje związane ze służbą na rzecz pokoju i bezpieczeństwa międzynarodowego oraz popularyzować idee i wykonywane zadania pokojowe wśród swoich społeczeństw, jak rów-nież działać na rzecz podtrzymywania nawiązanych w trudnych i niebezpiecznych warun-kach służby osobistych więzi i przyjaźni, przystąpili do organizowania stowarzyszeń „Błę-kitnych Beretów”. Chodziło tutaj również o integrację tego środowiska w poszczególnych krajach oraz o powołanie do życia organizacji społecznej, która reprezentowałaby interesy tej grupy kombatantów wobec władz państwowych.

Obecnie w ponad 60 państwach Europy, Ameryki, Azji i Australii byli uczestnicy misji pokojowych powołali do życia tego rodzaju stowarzyszenia. Najwcześniej stowarzyszenie kombatantów misji pokojowych ONZ w Europie powstało w Norwegii w 1960 roku.

W Polsce Stowarzyszenie Kombatantów Misji Pokojowych ONZ zostało zarejestrowane w maju 1999 roku, a w październiku odbył się I Krajowy Zjazd Stowarzyszenia, na którym wybrano władze naczelne: Zarząd Główny i Główną Komisję Rewizyjną. 15 października 2011 roku odbył się III Krajowy Zjazd Delegatów Stowarzyszenia.

Zgodnie z obowiązującym statutem, członkami Stowarzyszenia mogą być obywatele polscy, którzy uczestniczyli w misjach pokojowych, stabilizacyjnych i humanitarnych ONZ i innych organizacji międzynarodowych, prowadzonych pod auspicjami lub na podstawie rezolucji Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych. Do Stowarzyszenia mogą wstępować żołnierze w służbie czynnej, rezerwy i w stanie spoczynku, jak również osoby cywilne. Członkami Stowarzyszenia mogą zostać także cudzoziemcy, którzy nie mają stałego miejsca zamieszkania na terytorium Polski.

Od czasu powstania trwa proces rozbudowy struktur organizacyjnych Stowarzyszenia. W październiku 2011 roku w Stowarzyszeniu funkcjonowało 48 kół w większych garnizonach na terenie całego kraju, zrzeszających ponad 3000 członków, w tym kilkadziesiąt kobiet.

Cele programowe Stowarzyszenia można ująć w pięciu zasadniczych grupach zadań, a mianowicie:

1. integracja środowiska, stymulowanie jego aktywności społecznej oraz stałe poszerza-nie bazy członkowskiej;

Page 240: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

239

2. reprezentowanie i obrona interesów weteranów misji wobec władz państwowych, woj-skowych i samorządowych, oraz ochrona ich czci, honoru i godności;

3. działanie na rzecz poprawy warunków socjalno-bytowych członków Stowarzyszenia i ich rodzin;

4. rozpoznawanie sytuacji socjalno-bytowej weteranów poszkodowanych oraz rodzin po poległych i zmarłych kolegach i udzielanie – w miarę posiadanych możliwości – po-mocy materialnej;

5. popularyzowanie celów i zadań misji pokojowych oraz wyjaśnianie znaczenia i roli ONZ i innych organizacji międzynarodowych w zapewnieniu pokoju i bezpieczeń-stwa, oraz wygaszaniu konfl iktów w świecie.

Zarząd Główny Stowarzyszenia utrzymuje bliskie kontakty z członkami Parlamentu, z Urzędem Prezydenta, kierownictwem Ministerstwa Obrony Narodowej, szefem Sztabu Generalnego, dowódcą operacyjnym SZ, dowódcą wojsk lądowych, Ministerstwem Spraw Zagranicznych, Urzędem ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz prezesami naj-większych organizacji kombatanckich i żołnierskich działających w Polsce.

W lipcu 2000 roku Stowarzyszenie podpisało porozumienie o współpracy z Minister-stwem Obrony Narodowej, zgodnie z którym obie strony zobowiązały się do współpracy w określonych dziedzinach i do wzajemnych świadczeń. Po dokonaniu niezbędnych zmian w Statucie, Stowarzyszenie ubiega się o przyznanie statusu organizacji pożytku publicznego.

Doceniając znaczenie współpracy z organizacjami ofi cerów rezerwy państw NATO, Sto-warzyszenie wstąpiło do Federacji Stowarzyszeń Rezerwistów i Weteranów Sił Zbrojnych RP, która jest członkiem Międzysojuszniczej Konfederacji Ofi cerów Rezerwy państw NATO (CIOR).

Stowarzyszenie współpracuje również ze Światową Federacją Kombatantów oraz duńskim, czeskim, słowackim, ukraińskim i francuskim Stowarzyszeniami Żołnierzy Niebieskich Bere-tów. Delegacje Stowarzyszenia biorą udział w obchodach Międzynarodowego Dnia Uczestni-ków Misji Pokojowych ONZ organizowanych w Pałacu Narodów w Genewie, a Stowarzyszenie organizuje uroczystości związane z tym świętem w Polsce.

Page 241: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

240

Page 242: PRZEGL¥D HISTORYCZNO- -WOJSKOWY - skmponz.plskmponz.pl/wp-content/uploads/2013/02/Przegląd-Historyczno... · 3 SPIS TREŚCI ARTYKUŁY CZESŁAW MARCINKOWSKI, Istota i ewolucja misji

Adres: Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiejul. Banacha 2; 00-909 Warszawa

tel. (22) 682-45-05; CA MON 824-505; fax: (22) 682-45-59www.wceo.wp.mil.pl