pomocnicze materiały wykładowców kształcenia obywatelskiego
Transcript of pomocnicze materiały wykładowców kształcenia obywatelskiego
1
RRoommaann MMiissiiaakk
RRoommaann MMiissiiaakk
1 POMORSKA BRYGADA LOGISTYCZNA im. Króla Kazimierza Wielkiego
Roman Misiak
PPOOMMOOCCNNIICCZZEE MMAATTEERRIIAAŁŁYY ddllaa
WWYYKKŁŁAADDOOWWCCÓÓWW KKSSZZTTAAŁŁCCEENNIIAA
OOBBYYWWAATTEELLSSKKIIEEGGOO
WWaarrsszzaawwaa--SSeejjnnyy--WWiillnnoo--RRyyggaa--
DDyynneebbuurrgg--SSmmoolleeńńsskk--KKaattyyńń
33
BByyddggoosszzcczz 22001144
2
PPOOMMOOCCNNIICCZZEE MMAATTEERRIIAAŁŁYY
ddllaa
WWYYKKŁŁAADDOOWWCCÓÓWW KKSSZZTTAAŁŁCCEENNIIAA
OOBBYYWWAATTEELLSSKKIIEEGGOO
33
OOpprraaccoowwaannee nnaa ppooddssttaawwiiee zzaassoobbóóww zzeebbrraannyycchh
ww rraammaacchh ppooddrróóżżyy hhiissttoorryycczznnoo--wwoojjsskkoowwyycchh,,
ddllaa kkuussttoosszzyy ssaall ttrraaddyyccjjii oorraazz kkrroonniikkaarrzzyy jjeeddnnoosstteekk
ii iinnssttyyttuuccjjii wwoojjsskkoowwyycchh,, oorrggaanniizzoowwaannyycchh
pprrzzeezz WWoojjsskkoowwee CCeennttrruumm EEdduukkaaccjjii OObbyywwaatteellsskkiieejj
ww llaattaacchh 22001122--22001133
Bydgoszcz 2014
3
„„ZZ hhiissttoorriiii nnaarrooddóóww mmoożżeemmyy ssiięę
nnaauucczzyyćć,, żżee nnaarrooddyy nniicczzeeggoo nniiee
nnaauucczzyyłłyy ssiięę zz hhiissttoorriiii..””
GGeeoorrgg WWiillhheellmm HHeeggeell
4
Szanowni Czytelnicy! Z satysfakcją należy odnotować, że I i II części
„Pomocniczych materiałów dla wykładowców kształcenia obywatelskiego”
zyskały sobie Państwa pozytywne opinie. Podobnie, życzliwe oceny ze strony
wykładowców oraz osób, które miały sposobność zapoznania się z tymi
opracowaniami, zachęciły autorów do kontynuowania pracy. W tej samej
konwencji opracowana została III część „Pomocniczych materiałów…”
stanowiąca źródło wzbogacania wiedzy historycznej wykładowców
kształcenia obywatelskiego z zasobów historycznych pozyskanych podczas
podróży organizowanych przez Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej
dla kustoszy sal tradycji oraz kronikarzy jednostek i instytucji wojskowych.
Część III.cią „Pomocniczych materiałów …” rozpoczyna interesujący
tekst dotyczący mniej znanych wydarzeń z okresu wojny polsko-bolszewickiej
w 1920 roku. Już wtedy doszły do głosu barbarzyńskie metody prowadzenia
wojny, w której mocno ucierpiała także ludność cywilna.
W tej części, materiał stanowi bardzo przystępnie napisane
przypomnienie, bądź usystematyzowanie wiedzy, która nie powinna być
obca, zarówno wykładowcom kształcenia obywatelskiego, ale również
ogółowi żołnierzy.
Kontynuowanie wysiłków na polu edukacji obywatelskiej przez
Dowództwo 1. Pomorskiej Brygady Logistycznej ma na celu systematyczne
poprawianie kondycji szkoleniowej żołnierzy, nie tylko w zakresie wiedzy
specjalistycznej, ale także w dziedzinie historyczno-społecznej. Ten zakres
wiedzy jest ważnym czynnikiem rozwoju intelektualnego i pogłębiania
przekonań oraz umacniania postaw patriotycznych. Ma to bardzo duże
znaczenie w przypadku prowadzenia współczesnych operacji wojskowych
i występowania innych zagrożeń wymagających żołnierskiego ryzyka
i poświęcenia. Ten sposób poznawania i analizowania wydarzeń
historycznych i miejsc, które się z nimi łączą, pozwala na poszerzenie
horyzontów ogólnoludzkiego myślenia, użytecznego także w kontaktach
z żołnierzami i obywatelami wspólnoty państw europejskich.
Podobnie, jak w dwóch poprzednich częściach „Pomocniczych materiałów
5
…”, również w ich trzeciej części znajdują się dość obszerne przypisy, które
zawierają wiele intersujących informacji, na co warto zwracać uwagę.
Wszystkim czytelnikom życzę miłej lektury.
Dariusz Pluta
pułkownik
6
Autor: Roman Misiak
Korektor tekstu Jarosław Klunder
Projekt okładki Roman Misiak
Opracowanie komputerowe Przemysław Misiak /pjm/
Opracowanie techniczne Stanisław Biesek
Zdjęcia Roman Misiak /rjm/
Eugeniusz Orzechowski /oki/
Wydawca: Dowództwo 1. Pomorskiej Brygady Logistycznej im. Króla Kazimierza Wielkiego;
Adres - ul. Powstańców Warszawy 2, 85-915 Bydgoszcz 15 /CA MON 261 411 628; fax CA MON 261 411 234; tel. cyw. 52 261 411 628; fax
cyw. 52 261 411 234. Przedruk, kopiowanie /obejmuje także, kopiowanie za pomocą nośników elektronicznych/i wszelka produkcja
publiczna, wyłącznie za zgodą Wydawcy.
Druk: Centralna Grupa Działań Psychologicznych
ul. Powstańców Warszawy 2, 85-915 Bydgoszcz 15; CA MON 261 419 111
Wydrukowano w 150 egz.
7
W 2011 roku Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej
zorganizowało, aż trzy, bardzo interesujące podróże historyczno-wojskowe.
Podobnie, jak rok wcześniej podróże odbywały się w ramach kolejnych, IV już
warsztatów dla kronikarzy i kustoszy sal tradycji jednostek/instytucji
wojskowych. Wyruszyłem w drogę z przekonaniem, że jest to jeszcze jedna,
doskonała okazja, by niejako z bliska, od wewnątrz, poznać historyczne
wydarzenia, które łączyły się z poszczególnymi miejscowościami. Ponieważ,
w 1. Brygadzie Logistycznej w Bydgoszczy udało się nam zaprezentować,
w formie materiałów dla wykładowców kształcenia obywatelskiego, przebieg
poprzednio odbytych podróży, a właściwie wątki historyczne związane z trasą
tych podróży, miałem nadzieję przygotować następny, trzeci z kolei „raport
z historii”.
Nie odkrywam niczego niezwykłego, ale warto jest przypomnieć,
że wiedza historyczna, zarówno kiedyś jak i dzisiaj, stanowi jeden z kanonów
ogólnej wiedzy z zakresu wojskowości. Dobrze wyedukowany oficer, znając
realia bitew, czy to, na przykład, z epoki napoleońskiej, czy to z okresu
I wojny, bądź z czasów II wojny światowej, powinien, w razie potrzeby, umieć
wykorzystywać tą wiedzę, a więc umieć wyciągnąć wnioski wynikające
z charakteru i efektów prowadzonych działań bojowych /tzn. stopnia realizacji
założeń operacyjno-taktycznych, sprawności dowodzenia, wykorzystania
uzbrojenia, walorów terenowych itp. Trzeba nam wiedzieć, że na przykład
Niemcy, bazując na własnych doświadczeniach wojennych, jako pierwsi
powołali akademie wojskowe, w których oficerowie intensywnie uczyli się
historii wojskowości. Jak się okazało, miało to ogromne, pozytywne
znaczenie w przyszłych działaniach wojennych. Szkoda, że nasza Akademia
Obrony Narodowej, powoli zamienia się w uczelnię cywilno-wojskową,
zapominając, że na potrzeby armii należy kształcić przede wszystkim
oficerów sztabowych i liniowych, a dopiero w dalszej kolejności
wykorzystywać potencjał uczelni na potrzeby gospodarki itd.
8
6 czerwca, po krótkim spotkaniu organizacyjnym w gmachu WCEO
i wykładach Pana płk. dr. Jerzego Tomczyka na temat zasad
funkcjonowania sal tradycji oraz Pana dr. Grzegorza Jasińskiego, który
omówił metodologię współpracy jednostek wojskowych z Wojskowym Biurem
Badań Historycznych, byliśmy gotowi do drogi. Wcześniej jeszcze,
wysłuchaliśmy krótkiego wystąpienia reżysera Pana Krzysztofa Langda,
który przedstawił najważniejsze czynności związane z konstruowaniem
scenariusza prezentacji na temat sal tradycji.
Jak zawsze, głównym organizatorem i koordynatorem podróży była
Pani Jolanta Wojtaś-Zapora - kierownik wydziału organizacji pracy K-O
WCEO, której - starym zwyczajem - towarzyszyła Pani Danuta Wolna -
starszy instruktor wydziału, a pod względem merytorycznym wspierał
niezawodny propagator wiedzy historycznej Pan Roman Matuszewski -
kurator zbiorów głównych Muzeum Wojska Polskiego.
Zanim wyruszymy w naszą podróż, postanowiłem zaprezentować tekst
referatu, który przypadło mi przygotować i wygłosić w trakcie nietypowego
seminarium „w drodze” poświęconego Bitwie Warszawskiej 1920 roku.
9
Mapka obrazująca sytuację wojskową podczas wojny polsko-rosyjskiej 1920 roku, Internet.
WALKI z III KORPUSEM KONNYM GAJA BŻYSZKIANA w 1920 roku
W 1918 roku, Polska,
odzyskując niepodległość
i suwerenność, stała się
wrogiem Rosji Sowieckiej numer
jeden. Rosja, pod władzą
Bolszewików, wykorzystując
wzburzenie rewolucyjne w armii,
zamierzała uderzyć na
Zachód, aby doprowadzić do
utworzenia europejskiej federacji
komunistycznej, jednak nie bez udziału Niemiec, które nigdy nie pogodziły się
z twardymi warunkami traktatu wersalskiego. Najkrótsza droga do Niemiec,
ogarniętych rewolucyjną gorączką, prowadziła przez Polskę.
W tej sytuacji, wojna z Polską stawała się nieunikniona. Rosja
wykorzystała tzw. wyprawę kijowską Piłsudskiego, w maju 1920 roku, do
kontrakcji na Ukrainie. W połowie czerwca 1920 roku, 1 Armia Konna
/Konarmia/ Siemiona Michajłowicza Budionnego /1883-1973/1 wyparła
1 Siemion M. Budionny /1883-1973/ - pochodził z chłopstwa; w 1903 roku został powołany do armii
carskiej; w latach 1904-1905 był uczestnikiem wojny rosyjsko-japońskiej; szczycił się mianem najlepszego jeźdźca w pułku i w dowód uznania został skierowany na roczny kurs dla oficerów kawalerii niższych rangą w Petersburgu; aż do wybuchu wojny światowej służył w pułku dragonów; w czasie wojny światowej był starszym podoficerem walcząc na frontach: niemieckim, austriackim i na Kaukazie; w 1917 roku, jeszcze przed rewolucją październikową, opowiedział się po stronie bolszewików; w 1919 roku został dowódcą 1. Armii Konnej, która przeszła do historii, jako niezwykle bojowy i zwycięski związek strategiczny; skutecznie i bez „pardon” rozprawił się z wojskami białych generałów - Piotra Wrangla, Antona Denikina oraz Kozaków Konstantina Mamontowa i Andrieja Szkury. Polowali także na Żydów, których z okrucieństwem tępili. Zapamiętali ją dobrze, także Polacy. 17 sierpnia 1920 roku, w bitwie, a właściwie podczas prawdziwej rzezi pod Zadwórzem /ok. 30 km na płn.-wsch. od Lwowa/ kawalerzyści Budionnego, mając wielokrotną przewagę liczebną, wycięli w pień niemal cały, polski batalion. Zaledwie kilkudziesięciu polskich żołnierzy uszło z życiem, ale dostali się do sowieckiej niewoli. Przypomnijmy to wydarzenie. Batalion z grupy bojowej Detachement majora Romana Abrahama /późniejszy generał brygady 1891-1976/, dowodzony przez kpt. Bolesława Zajączkowskiego /1891-1920/, liczący nie więcej, niż 350 żołnierzy-ochotników - przeważnie studentów i gimnazjalistów, maszerując w kierunku Lwowa, wzdłuż linii kolejowej, wpadł w zasadzkę ogniową przygotowaną przez oddziały 6. Dywizji Kawalerii /6 DKaw/ S.M. Budionnego. W obliczu całkowitej porażki, zdeterminowani Polacy uderzyli całą siłą i opanowali stację kolejową
Zadwórze i pobliskie wzgórze, dzięki czemu mieli lepszy wgląd w sytuację na polu bitwy i możliwość skuteczniejszej obrony okrężnej. Po kilkunastu godzinach walki zaczęło brakować
10
polskie wojska z Ukrainy Zachodniej /13 czerwca 1920 roku polskie wojska
opuściły Kijów/, z zamiarem marszu w kierunku Zamościa.
Jednocześnie, dowództwo Armii Czerwonej przystąpiło do koncentracji
wojsk na Froncie Zachodnim, z zamiarem wykonania uderzenia w kierunku
białoruskim i stolicy Polski - Warszawy. Na czele Frontu Zachodniego stanął,
już wtedy słynny, zaledwie 27.letni dowódca Michaił Nikołajewicz
Tuchaczewski /1893-1937/2.
amunicji. Obrońcy odpierali atak za atakiem. Wielu zginęło i było rannych od kul i walcząc na bagnety. Wobec ogromnej przewagi ogniowej żołnierzy S. Budionnego i możliwości całkowitego rozbicia obrony, kpt. B. Zajączkowski rozkazuje przebijać się małymi grupami w kierunku pobliskiego lasu. Jest już jednak za późno. Dowództwo 6 DKaw, nie chcąc tracić swoich żołnierzy w bezpośredniej walce wezwało na pomoc samoloty, które niemal doszczętnie rozbijają ogniem kemów polską obronę. Reszty dopełnili sami kawalerzyści siekąc pozostałych przy życiu polskich obrońców, także rannych. Mszcząc się za długotrwałą obronę i poniesione straty, bojcy Budionnego dokonali prawdziwej rzezi, odcinając nawet zabitym, polskim młodzianom głowy, ręce i nogi. Widząc, co się dzieje, niektórzy broniący się żołnierze pozostawiają ostatni nabój dla siebie. Trzy dni później, 20 sierpnia, na stacyjkę do Zadwórza dotarł polski pociąg pancerny „Huragan”. Widok pogromu, a zarazem bestialstwa czerwonoarmistów zatrwożyły nawet najbardziej odpornych. Zginął dowódca batalionu kpt. B. Zajączkowski. Na polu bitwy znaleziono ciała 318 żołnierzy poległych w walce lub bestialsko zamordowanych. Trudno zidentyfikować wiele ciał. Zorganizowano pochówek siłami miejscowej ludności. Siedmiu, zidentyfikowanych, pochowano z honorami na Cmentarzu Polskich Orląt we Lwowie. Niezwykłe bohaterstwo żołnierzy z Zadwórza pomogło przyhamować pochód armii Budionnego w kierunku zachodnim, która niebawem dostała solidne lanie pod Komorowem i Zamościem i zmuszona została, podobnie jak cała Armia Czerwona, do odwrotu. Kilka lat później, w Zadwórzu powstała nekropolia obrońców Lwowa z 20.metrowym kurhanem w tle. Była to jedna z najbardziej krwawych i desperackich bitew polskich żołnierzy, którzy nie ugięli się w obliczu śmierci i bohatersko stanęli do walki ze śmiertelnym wrogiem /Andrzej Marciniak, Zadwórze - Polskie
Termopile, Głos Weterana i Rezerwisty, wrzesień 2012, s. 16-17/. Budionny dożył 90 lat. Po drodze, zrobił ogromną karierę wojskową, ukończył akademię
Frunzego. W 1935 roku został marszałkiem ZSRS, szczęśliwie wywinął się, z łap Stalina, w czasie pogromu kadry oficerskiej w 1937. Zasłużył się też podczas tzw. wojny ojczyźnianej, zwłaszcza w obronie Moskwy i jako dowódca frontu. Jeszcze w 1941 roku, pod wpływem Budionnego, Rosjanie utworzyli ok. 80 dywizji kawalerii. Zaszczytów nie brakowało mu również po II. wojnie światowej. Był bowiem inspektorem Ministerstwa Obrony ZSRS oraz deputowanym do Rady Najwyższej ZSRS i członkiem Prezydium Rady Najwyższej. 2 Michaił N. Tuchaczewski /1893-1937/ - to swoiste objawienie Armii Czerwonej, chociaż zaczął robić
karierę, jako oficer armii carskiej /pochodził z rodziny ziemiańskiej. Z wyróżnieniem ukończył aleksan-drowską szkołę wojskową tuż przed wybuchem I wojny światowej/. Podczas działań na Froncie Zachodnim, w 1915 roku dostał się do niewoli niemieckiej, z której – po dwóch latach - uciekł i przedo-stał się do Rosji. W 1918 roku nie zawahał się wstąpić do partii bolszewików /pisał: „moje prawdziwe życie zaczęło się wraz z rewolucją i wstąpieniem do proletariackiej armii”/, a później bezwzględnie bronić jej pryncypiów. Organizował armię Lenina i, podczas wojny domowej, prowadził bardzo sku-teczne działania przeciwko oddziałom i generałom białogwardyjskim. Jednakże, tak naprawdę, zasły-nął w kampanii przeciwko Polsce w 1920 roku. I gdy wydawało się, że tu również zwycięży, jego Front Zachodni dostał „cios w lewy bok”, wymierzony przez Piłsudskiego i zamiast zdobyć Warszawę, Berlin i Paryż, uciekał w popłochu za Niemen /tu też we wrześniu 1920 roku dostał przysłowiowe baty/. Jak twierdził /i to później napisał w liście do Moskwy/, winnym porażki był Stalin /a Stalin mu tego nie zapomniał!/, który - bez istotnego powodu - zatrzymał, na kierunku kijowskim, armię konną Budion-nego, co umożliwiło Polakom gładkie uderzenie znad Wieprza i Bugu. Nie była to cała prawda, ponie-waż Tuchaczewski, łatwo zdobywając teren, zbyt daleko na zachód wysunął swoje jednostki, bez właściwego zabezpieczenia skrzydeł, a ponadto, oderwał się od zaplecza logistycznego i odwodów, wystawiając się na braki w zaopatrzeniu nacierających wojsk i … nie docenił bitności i strategii Pola-ków. Poza tym, Piłsudski wiedział już wtedy – z meldunków polskiego radiowywiadu - że armia Budionnego nie podporządkuje się rozkazowi Lwa Trockiego /Lejba Dawidowicz Bronstein, 1879-
11
W skład frontu wchodziły cztery armie, jeden samodzielny korpus
kawalerii /III Korpus Kawalerii Gaja Dymitriewicza Bżyszkiana, 1887-1937/3
i jedna grupa operacyjna. Na północy, nad samą Dźwiną, urzutowany został
III Korpus Kawalerii w składzie dwóch dywizji. Jedna z nich składała się
z robotników uralskich, druga z Kozaków. Wkrótce, rozpoczęła się
bolszewicka ofensywa z rejonu rzek Auta i Berezyna. Początkowo, wojska
polskie były w ciągłym odwrocie.
19 lipca 1920 roku oddziały Armii Czerwonej zajęły Grodno, 27 lipca -
twierdzę Osowiec, 28 lipca już Białystok, a 31 lipca - Brześć nad Bugiem.
Rosjanie, nacierając wzdłuż granicy z Prusami, bardzo szybko znaleźli się na
terenach Podlasia i Mazowsza. Polski front Północno-Wschodni załamywał
1940/ i idzie na Lwów i, tym samym, nie przyjdzie na pomoc Tuchaczewskiemu. Po 1920 roku, dokończył rozpoczętego dzieła w walce z kontrrewolucją, rozbijając bunt marynarzy w Kronsztadzie /1921/ i brutalnie tłumiąc rozruchy antybolszewickie chłopów na Powołżu /Tambowszczyzna/. Później, szybko awansował, najpierw jako zastępca Frunzego, a potem został szefem Sztabu Generalnego Armii Czerwonej /1925-1928/, dowódcą leningradzkiego okręgu wojskowego /1928-1931/ oraz marszałkiem ZSRS /1935/. Otrzymał zaszczyt piastowania funkcji wiceprzewodniczącego Rewolucyj-nej Rady Wojennej i pełnienia obowiązków zastępcy Komisarza Obrony oraz dowodził także nadwoł-żańskim okręgiem wojskowym /1937/. Rozwijał koncepcję użycia, w przyszłej wojnie, broni pancernej i lotnictwa na masową skalę. Należał jednak do wybitnych strategów radzieckich. Pozostawił po sobie ponad sto różnorodnych prac z dziedziny wojskowości, m.in.: „Manewr a artyleria”, ”Nowe zagadnienia wojny”, „Operacje w strefie granicznej” oraz liczne artykuły, m.in.: „Kunszt walki. O rozwoju form dowodzenia”, „Zagadnienia dowodzenia na wyższym szczeblu” itd. W przeciwieństwie do Budionne-go, nie uniknął zemsty Stalina i w 1937 roku został aresztowany, torturowany na Łubiance /przyznał się do winy/ i stracony za zdradę i szpiegostwo na rzecz hitlerowskich Niemiec. Zrehabilitowany w 1957 roku i uznany przez władze sowieckie za wybitnego dowódcę. W 1966 roku wydano w Polsce „Pisma wybrane” Tuchaczewskiego /2 tomy/. 3 Gaj bądź Gaja Dymitriewicz Bżiszkian/Bżyszkian vel Gajk Bżyszkjan vel Gaj-Chan /1887-1937/ -
pochodził z rodziny inteligenckiej i żył zaledwie 50 lat; zanim został kawalerzystą, pracował w charakterze dziennikarza, skazany na 5 lat więzienia za działalność rewolucyjną; w 1914 roku powołany do służby w armii carskiej; odznaczał się odwagą i śmiałością podejmowanych akcji; był najlepszym jeźdźcem pułku kawalerii i szybko awansował do stopnia starszego wachmistrza; za frontowe wyczyny w wojnie z Turcją dwukrotnie odznaczony - orderem św. Jerzego IV kl. i orderem św. Anny IV kl.; podczas ucieczki z niewoli tureckiej został ranny; skierowany na kurs młodszych oficerów; po wybuchu rewolucji 1918 roku przystał do bolszewików i został dowódcą oddziału kawalerii, a następnie dowódcą 24 Dywizji Strzelców, zwanej Dywizją Żelazną, która zasłynęła zdobyciem Uljanowska; później, dowódca 1. Armii Frontu Wschodniego, a następnie 42. Dywizji Strzelców i 1. Kaukaskiej Dzikiej Dywizji Kawalerii; podczas wojny polsko-rosyjskiej - dowódca słynnego III Korpusu Kawalerii, nazywanego także 3. Kawkorem /Front Zachodni M. Tuchaczewskiego/; III Korpus Kawalerii dokonywał śmiałych rajdów w głąb obrony armii polskiej, docierając aż pod Toruń; 3. Kawkor, sposobem działania, może być przyrównany do pancernych zagonów Guderiana podczas uderzenia na Polskę w 1939 roku, ale sposobem postępowania z jeńcami do niechlubnych wzorców nazistowskich; po klęsce warszawskiej w sierpniu 1920 roku osłaniał odwrót wojsk Tuchaczewskiego; trzykrotnie wychodził z polskiego okrążenia; w końcu zmuszony został do przekroczenia granicy Prus Wschodnich, gdzie żołnierzy Korpusu internowano, a Gaja Bżyszkiana osadzono w obozie jenieckim w Salzwedel, niedaleko Berlina; po nieudanej kampanii polskiej skierowany został do walki z wojskami generała P. Wrangla na Dalekim Wschodzie; po przejściu do rezerwy został pracownikiem naukowym i profesorem Wojskowej Akademii Lotniczej; autor książek opisujących działania III Korpusu Kawalerii na Froncie Zachodnim i w okresie wojny domowej w Rosji Sowieckiej; w 1937 roku rozstrzelany za „działalność antyradziecką”.
12
się, ale nadal się bronił, opóźniając pochód nacierających wojsk
bolszewickich. Tuchaczewski, widząc że łatwo rozbija przeciwnika i szybko
porusza się naprzód, zamierzał pobić polskie wojska w rejonie Warszawy
i zająć stolicę Polski z marszu. Chciał w ten sposób powtórzyć sposób
działania feldmarszałka Iwana Paskiewicza /1782-1856/ z 1831 roku.4
Natarcie frontalne na Warszawę uznał za mało efektywne i postanowił
przeprawiać się, nie pod Warszawą, ale między Wyszogrodem
a Włocławkiem, następnie okrążyć polskie wojska wycofujące się na lewy
brzeg Wisły, opanować linię kolejową Warszawa - Gdańsk i odciąć
zaopatrzenie polskich oddziałów z zagranicy.
W tych działaniach ważną rolę przydzielono III Korpusowi Konnemu
/III Korpusowi Kawalerii/ określanemu czasem, jako Kawkor, a nawet „Złota
Orda Chana” od nazwiska Gaja Dymitriewicza Bżyszkiana, Ormianina,
ludowego komisarza armii i marynarki armeńskiej, dowódcy korpusu. Korpus
miał za zadanie wyjść na lewym skrzydle polskiej obrony, sforsować Wisłę
i dotrzeć do Niemiec. Składał się z następujących jednostek:
- 10 Dywizji Kawalerii /około 3150 kawalerzystów, 27 kaemów /d-ca
N. D. Tomin/ - 1 BKaw. Fondejewa /55 i 56 pułki kawalerii/; 2 BKaw.
Wasiljewa /57, 58 i 60 pułki kawalerii/; 59 pułk kawalerii oraz złożony
z 3 baterii /12 dział/ dyon artylerii;
- 15 Dywizja Kawalerii /ok. 1000 szabel oraz 19 kaemów/ składająca
się z 3 brygad - 1. BKaw. Selickiego /85 i 86 pułki kawalerii/ i 2 BKaw. oraz
3. BKaw. Ujedinowa /88, 89 i 90 pułki kawalerii oraz 2 baterie artylerii
/8 armat/; ponadto, samodzielna grupa wchodząca w skład „Czerwonych
4 Nie darmo mówi się, że Józef Piłsudski w tzw. myśleniu „do przodu” wyprzedzał całą swoją epokę,
bowiem słusznie sądził, że Tuchaczewski /wykształcony wojskowy/ skorzysta z doświadczeń historii i spróbuje uderzyć na Warszawę, tak jak to uczynił w 1831 roku gen. Iwan Dybicz, kierując główne siły bezpośrednio na Pragę, bądź - jak to zrobił feldmarszałek Iwan Paskiewicz - obejdzie Warszawę od północy, odetnie zaopatrzenie z zagranicy, idące przez port gdański, i uderzy z kierunku zachodniego. Tuchaczewski zachował się jeszcze inaczej. Uderzył, i na Pragę, i okrążał Warszawę od zachodu. Ale, tym samym, zbyt rozciągnął swoje siły wzdłuż granicy z Prusami Wsch. i dalej na północ i na zachód, odsłaniając swoje lewe skrzydło, co wykorzystał Piłsudski, przygotowując kontrofensywę, w takim miejscu i w takim czasie, by rozpędzony Tuchaczewski nie zdążył już cokolwiek zmienić w swoim zamiarze i przegrupować wojska, by zabezpieczyć sobie, za bardzo, odsłonięte lewe skrzydło.
13
Józef Piłsudski odznacza Krzyżem Walecznych małego obrońcę Płocka Tadeusza Zygmunta Jeziorowskiego.
Płock, 10.04.1921 r. Fot. Internet.
Kozaków” Gaja Bżyszkiana - 164 Brygada Strzelców /490, 491 i 492 pułki
strzelców oraz 2 baterie artylerii/ - łącznie 700 „bagnetów” i 32 kaemy.
4 lipca 1920 roku, w chwili gdy
ruszyła nawałnica sowiecka, konnica Gaja
Bżyszkiana miała za zadanie przerwać
polskie linie obronne w rejonie jeziora
Jelnia na granicy polsko-sowieckiej,
w północno-zachodniej Białorusi /woj.
wileńskie/ i dalej miał działać na tyłach
wojsk polskich, kierując się na Płock,
Włocławek i Brodnicę.
Jeszcze, tego samego dnia rano
4 lipca, w rejonie Dryhuczy, po raz
pierwszy Kozacy Gaja Bżyszkiana starli
się z żołnierzami polskimi ppłk. Jerzego
Sawy Sawickiego /1886-1922/ ze
zgrupowania „Dźwina”. Po około 10.godzinnej walce polskie oddziały zostały
zmuszone do wycofania się, by uniknąć okrążenia. Następnie, Korpus
Bżyszkiana podjął nieudaną próbę pokonania napotkanej 10 DP gen. ppor.
Lucjana Żeligowskiego /1886-1947/ z 1. Armii Polskiej /gen. por.
Franciszek Ksawery Latinik, 1864-1949/, po czym wykonał zwrot na północ
w kierunku Wilna; maszerując w kierunku północnym, po drodze umiejętnie
ominął oddziały 8 DP / płk. Michała Żymierskiego, 1890-1989/.
9 lipca III Korpus zdobył miejscowość Święciany i znalazł się
w odległości około 70 km od Wilna. Ponieważ, miasta broniła nieliczna załoga
/około 2 tysięcy ludzi/, 14 lipca kawalerzyści Bżyszkiana zaatakowali
i zdobyli Wilno w jeden dzień. Ponadto, oddziały litewskie spod Wilna, które
przeszły na stronę bolszewików zaatakowały i częściowo rozbiły 2. Dywizję
Litewsko-Białoruską, której resztki dotarły do Grodna, gdzie pośpiesznie
organizowano obronę miasta.
19 lipca, 15 DKaw. Martuzenki w składzie trzech brygad, wchodząca
w skład III Korpusu Kawalerii, samodzielnie zaatakowała Grodno. Miasto było
14
bronione przez wojsko w liczbie 5700 ludzi, dysponujących 14 działami,
43 czołgami i pociągiem pancernym „Lis-Kula” z grupy gen. Stefana
Mokrzeckiego /1862-1932/. Pierwszy atak został odparty. Jednakże, Kozacy
Gaja Bżyszkiana zaatakowali ponownie, opanowali jeden z fortów i wkrótce
zdobyli Grodno. Oddziały polskie próbowały nawet odbić miasto, ale bez
powodzenia. Pod osłoną nocy, resztki polskiej załogi Grodna, osłaniane przez
13. Wileński Pułk Ułanów, wycofały się na drugi brzeg Niemna. Nie pomogła
próba przyjścia z pomocą Grodnu przez oddziały piechoty podlaskiej
i suwalskiej, wspartej czołgami i pociągiem pancernym „Mściciel”. W składzie
tych oddziałów był batalion marynarzy z Pucka odznaczający się szczególną
bitnością. Ale udało się dopaść tylko tyły wojsk Bżyszkiana.
Jednakże, już 24 lipca Polacy musieli się wycofać z zajmowanych
pozycji, na rzekach Niemen i Szczara. Polskie oddziały, naciskane przez
bolszewików, w ciężkich walkach odwrotowych, wycofały się w kierunku
Białegostoku. Niestety, w tych krwawych starciach rozbite i zniszczone
zostały dwa stołeczne pułki - Dzieci Warszawy i Legii Akademickiej.
Po zdobyciu Wilna i Grodna oddziały III. Korpusu, ruszyły dalej na płd.-
zach., zdecydowanie nacierając na stale ustępujące oddziały polskie, które
dla uniknięcia okrążenia musiały wycofać się w kierunku południowo-
zachodnim.
Tymczasem, pozostała część ugrupowania III Korpusu Konnego parła
na płd.-zach. i na zach., zmuszając polskie oddziały do odwrotu, bez
możliwości oderwania się od nacierających Kozaków, którzy szybko zmieniali
swoje położenie i coraz bardziej przesuwali się na tyły naszych wojsk.
27 lipca Kozacy zajęli twierdzę Osowiec, zmuszając wojska 1. Armii
gen. Jana Romera /1869-1934/ do opuszczenia w nocy z 27/28 lipca
Białegostoku. Za Polakami ruszył III Korpus Kawaleryjski i doszło do starcia
pod Łomżą z grupą bojową gen. Stefana Suszyńskiego /1872-1941/,
ubezpieczającą prawe skrzydło 1. Armii gen. Gustawa Zegadłowicza
/1869-1923/. 29 lipca padła Łomża, broniona dzielnie przez oddziały
ppłk. Andrzeja Kopy /1897-1956/, które opuściły miasto i przedarły się przez
okrążenie w kierunku Zambrowa.
15
Marszałek Józef Piłsudski ps. „Ziuk” /1867-1935/
W tej sytuacji, polskie wojska zmuszone zostały do opuszczenia
umocnień na prawym brzegu Narwi. Sytuacja na lewy skrzydle frontu
polskiego układała się niepomyślnie. III Korpus parł nieustannie do przodu
i 1. sierpnia doszło do zwarcia z oddziałami polskimi w Białej Podlaskiej,
pomimo to Kozacy Gaja Bżyszkiana ciągle szli naprzód i 6 sierpnia zdobyta
została przez nich Ostrołęka, potem Przasnysz i Sierpc. 10 sierpnia, konnica
Gaja Bżyszkiana przeszła przez Wisłę w rejonie Nieszawy. Tego dnia,
10 sierpnia, rosyjska 12. Dywizja Strzelców i III Korpus Kawalerii stanęły pod
Działdowem. Działdowski Urząd Starościński przeniesiono do Tucholi.
W nocy z 11/12 sierpnia patrole kozackie były w Narzymiu i Kraszewie,
a 12 sierpnia pojawiły się pod Wierzbowem. Przez cały następy dzień trwały
walki o Działdowo. 13 sierpnia około 21.00 do miasta wkroczył niecały
szwadron konnicy, a pół godziny później dotarły jeszcze dwie kompanie
piechoty.
W okresie od 13 do 17 sierpnia
stacjonowały w Działdowie oddziały
sowieckie. Bolszewicy, od razu, utworzyli
w mieście tzw. rewkom czyli Komitet
Wojskowo-Rewolucyjny, którego
przewodniczącym został Ernest Matzner,
a członkami Hermann Schledzewski
i Paul Müller. Bolszewickie hasła nie
trafiały do mentalności mieszkańców
Działdowa, za wyjątkiem mniejszości
niemieckiej, niezadowolonej z polskich
rządów w tym mieście. 17 sierpnia
/4 kompanie piechoty, 2 szwadrony
konnicy, 8 lekkich i 3 ciężkie działa/ opuściły miasto i wyruszyły w kierunku
Brodnicy. Korpus Gaja Bżyszkiana miał za zadanie posuwać się na lewym
skrzydle polskiej obrony, zamknąć od północy polskie siły, a po upadku
Warszawy przeć na zachód, w kierunku Berlina.
16
Z dnia na dzień, zamykała się, od północy i zachodu, pętla na szyi,
bardzo już, poranionej Polski.
Wkrótce, G. Bżyszkian zajął Bobrowniki i było już blisko, ok. 40 km od
Torunia. Na spotkanie „Czerwonych Kozaków” z toruńskiego Garnizonu
wyszedł batalion piechoty i bateria artylerii. Doszło do walki pod Odolanami
k. Ciechocinka. Część oddziałów rosyjskich została wyparta za Wisłę, na
wschodni brzeg. Tymczasem, 16 sierpnia bolszewicy zajęli m. Lubicz
i zdecydowanie ruszyli na Toruń. Jednocześnie, zagony Bżyszkiana dotarły
17 sierpnia, aż pod Włocławek i Brodnicę. Pod wpływem wiadomości, które
napływały z rejonu Warszawy oraz Włocławka i Brodnicy, naczelny wódz
Wojska Polskiego zdecydował się rozpocząć manewr zaczepny, znad
dolnego Wieprza, z jednodniowym wyprzedzeniem w stosunku do
pierwotnego planu.
18 sierpnia, III korpus zaatakował Płock. Trzy dni wcześniej starosta
Płocka Franciszek Morawski ogłosił stan oblężenia. Wielu mieszkańców,
w panice opuściło miasto. Reszta, zdesperowana, postanowiła pozostać
i bronić się przed czerwonoarmistami. W końcu, władze opuściły miasto,
/ale biskup Płocka Antoni Julian Nowowiejski, 1858-1941 nie opuścił
miasta i mieszkańców, nawet więcej, energicznie nawoływał płocczan do
udziału w obronie miasta: „nie opuszczajcie miasta w obliczu zagrożenia,
brońcie go”/, a na czele ad hoc powołanej straży obywatelskiej stanął
Ksawery Cygański. Rozpoczęła się walka o miasto, które było dzielnie
bronione przez wojsko i ludność cywilną, do nadejścia odsieczy. Wielką rolę
w budowaniu fortyfikacji obronnych miały płockie kobiety. Do obrony Płocka
utworzono Grupę „Dolna Wisła” pod dowództwem gen. ppor. Mikołaja
Osikowskiego5. Natarcie na miasto nastąpiło z dwóch stron - od rogatek
Dobrzyńskich i od Bielskich. Po wdarciu się nieprzyjaciela do miasta, obrońcy
starali się utrzymać ważniejsze obiekty, przejścia i barykady.
W północnej części miasta walczono o seminarium, szpital, PCK oraz
o domy prywatne. Gdy do Płocka wtargnęła sowiecka kawaleria, było to
5 W skład grupy wchodziły – batalion 6. pułku piechoty legionów, bataliony 37. i 10. pułków piechoty
oraz szwadron jazdy tatarskiej.
17
dużym zaskoczeniem także dla dowództwa polskich oddziałów, które
opuściło miasto i przemieściło się do m. Radziwie.
W mieście zapanował popłoch, a wręcz panika, chociaż w tej
krańcowej determinacji i wielkim strachu trudno było o zorganizowany opór.
Niemniej, gdy niemal całe miasto znalazło się w rękach Kozaków Bżyszkiana
broniły się luźne grupy żołnierzy, żandarmi i policjanci. Czerwonoarmiści
zaczęli rabować, nie biorąc jeńców. Kto się próbował przeciwstawić ginął na
miejscu, cięty szablą lub pchnięty kozackim bagnetem.
W szpitalu wojskowym wymordowano ponad stu rannych, gwałcono
pielęgniarki, które nie zdołały się ukryć, a potem często je także okaleczano.
18
Cmentarz Wojskowy na Powązkach. Mogiły żołnierzy Bitwy Warszawskiej - 1920 roku. Fot. rjm, 2012 r.
W tej dramatycznej
sytuacji, ludność cywilna,
porwana działaniami dowódcy
przyczółku mostowego na Wiśle
majora Janusza Mościckiego,
jakby za podmuchem dzikiego
wichru, obudziła w sobie
ducha waleczności. Przybywało
ochotników. Na szańcach
i barykadach walczyło 318.tu
ochotników, mężczyzn, kobiet i dzieci, w tym drużyny harcerskie6 oraz 80.ciu
żandarmów. Kobiety zajmowały się głównie opatrywaniem rannych, a dzieci,
nie zważając na swoje życie, donosiły amunicję dla walczących. Ogień
z karabinów maszynowych i innej broni ręcznej prowadzono także ze statków
floty Wiślanej - „Minister”, „Wawel” i „Stefan Batory”, dowodzonej przez por.
Stanisława Nahorskiego. Niespodziewanie, w nocy, o 3.00 nadeszła
odsiecz - przybył batalion 102. pułku strzelców podhalańskich. O świcie,
19 sierpnia, Polacy rozpoczęli przeciwnatarcie, wypychając przeciwnika
z miasta. Wycofanie się sowietów z miasta spowodowane było również
rozkazami, jakie dotarły do Bżyszkiana ze sztabu 4. Armii, ponieważ
sytuacja Sowietów, nad Wisłą, stawała się coraz bardziej krytyczna.
19 sierpnia o godz. 13.00, III Korpus Konny wyruszył do Płońska. W rejonie
wsi Góra, „bojcy” Bżyszkiana trafiają na przegrupowujący się 4. Pułk Ułanów
Zaniemeńskich. 20 sierpnia, walki, w rejonie dolnej Wisły, zostały
6 W obronie Płocka odznaczyło się, m.in. trzech bohaterskich harcerzy: Antolek Gradowski
/1905-1920/ - harcerz-gimnazjalista z Gimnazjum Państwowego im. Króla Władysława Jagiełły /na dachu Gimnazjum umieszczone było stanowisko obserwacyjne 4 dywizjonu artylerii konnej/; ochotnik, zginął 18 sierpnia 1920 w obronie miasta; pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych /w obronie Płocka zginął, rozsiekany szablami przez Kozaków, jeszcze jeden harcerz - Stefan Zawidzki; Józef Kaczmarski /1905-1920/; harcerz - gimnazjalista, ochotnik, ciężko ranny w walce polskiego batalionu zapasowego pod Trzepowem, niemal cudem przeżył, gdy Kozacy dobijali rannych bagnetami leżących na polu bitwy w 1921 roku odznaczony Krzyżem Walecznych, zginął w 1939 roku, jako kapitan WP; najmłodszy kawaler Krzyża Walecznych, ochotnik - Tadeusz Zygmunt Jeziorowski /1908-1939/, harcerz-gimnazjalista, odznaczony za odwagę Krzyżem Walecznych, donosił amunicję na barykadę, odznaczony Krzyżem Walecznych przez Józefa Piłsudskiego podczas wizyty Marszałka w Płocku 10 kwietnia 1921 roku; z wojny 1920 roku wyszedł cało, ale zginął podczas walk we wrześniu 1939 roku.
19
zakończone. Męstwo mieszkańców Płocka i żołnierzy pozwoliło uratować
miasto7.
Kozacy Bżyszkiana zostali wyparci z Płocka i znaleźli się
w okrążeniu polskich wojsk. Ponieważ polskie oddziały 5. armii
/gen. Władysława Sikorskiego/ były zbyt słabo wyszkolone i przygotowane
do walki, niedostatecznie zablokowały III Korpus Konny, któremu udało się
przebić w rejonie miejscowości Żuromin. Od bezpośredniej walki z konnicą
Bżyszkiana uchyliła się też 9. Dywizja Jazdy płk. Gustawa Orlicz-Dreszera
tłumacząc się „zapadającymi ciemnościami i gęstą mgłą”.
Jednakże, co się nie stało od razu, stało się później. W końcu, Kozacy
Bżyszkiana wpadli ponownie w kocioł, otoczeni przez cztery, polskie dywizje.
Ale, nie obyło się jednak bez ciężkich strat w polskich szeregach. 170.ciu
naszych żołnierzy poległo w walce, a 70.ciu Kozacy wzięli do niewoli,
a następnie zamordowali w okolicach Płocka.
22 sierpnia, otoczeni „bojcy” podjęli desperacką próbę wyrwania się
z okrążenia. Otwarli silny ogień na stację kolejową Konopniki, a następnie ich
konnica ruszyła do walki rozrywając polski pierścień okrążenia. III Korpus
Gaja Bżyszkiana, choć z dużymi stratami, wyrwał się z okrążenia.
Tego samego dnia do Działdowa, gdzie znajdowali się jeszcze
wycofujący się Sowieci, wkroczyły wojska polskie pod dowództwem
gen. Witolda Aleksandrowicza. W okrążeniu znalazło się około 4000
„sołdatów”, których rozbrojono i internowano /w Działdowie/.
Ponieważ, ogólna sytuacja wojsk bolszewickich stawała się coraz
bardziej dramatyczna /trwał paniczny odwrót, przy dużych stratach/, również
doborowe oddziały Gaja Bżyszkiana, ratując się przed rozbiciem i chcąc się
wycofać, musiały ciągle kluczyć i podejmować walkę o przetrwanie.
23 sierpnia, stoczyli walkę z Dywizją Ochotniczą pod Mławą, następnie
z Brygadą Syberyjską w Chorzelach.
7 Miasto okupiło swoją wolność dużymi stratami; około 200 obrońców zginęło, 400 zostało rannych,
a 330 dostało się w ręce wroga; wiele budynków, urzędów i urządzeń zostało zniszczonych lub spalonych; na wniosek gen. Józefa Hallera, 10 kwietnia 1921 roku J. Piłsudski nadał miastu Płock Krzyż Walecznych „… za zachowanie męstwa i siły woli w ciężkich i nadzwyczajnych okolicznościach, w jakich znalazło się miasto, za męstwo i waleczność mianuję miasto Płock Kawalerem Krzyża Walecznych”.
20
24 sierpnia, oddziały Bżyszkiana połączyły się w rejonie Myszyńca
i Kolna ze zgrupowaniem bolszewickiej 53. Dywizji Piechoty, której odwrót
odcięły dwie polskie dywizje piechoty - 8. i 17. Konnica Bżyszkiana wsparła
piechotę, podejmując dwudniową walkę. Właśnie, pod Myszyńcem Kozacy,
starając się, jak najszybciej dostać na teren Prus Wschodnich, trafili na, znany
z bezkompromisowości, dywizjon „Huzarów Śmierci” /z 1. Armii/ por. Józefa
Siły-Nowickiego, który „bez pardonu” wysiekł szablami trzy kozackie
szwadrony Bżyszkiana.
26 sierpnia, III Korpus Kawalerii, zgoniony i wykrwawiony, przekroczył
granicę Prus Wschodnich w rejonie Kolna, gdzie został rozbrojony
i internowany w obozie Altdamm /Dąbie koło Szczecina/. Bżyszkian
przyprowadził ze sobą jeszcze około 2000 polskich żołnierzy wziętych do
niewoli oraz 11 zdobycznych dział.
Podczas wojny polsko-bolszewickiej, Kozacy Bżyszkiana masowo
dopuszczali się gwałtów, rabunków i bezlitosnych mordów. Mieli na sumieniu,
co najmniej 1000 polskich jeńców /żołnierzy i partyzantów oraz cywilów/,
których wymordowali, m.in. w miejscowości Leman - zamordowali
47 żołnierzy i miejscowych partyzantów; podobnie w Chorzelach, gdzie
polskich jeńców z Brygady Syberyjskiej wcześniej torturowano; również
wymordowano polskich jeńców w Cichoszach i pod Mławą; po zajęciu
Ostrołęki wybito kawalerzystów pułkownika Bolesława Roi; w Płocku
wymordowali około 100 pacjentów szpitala wojskowego, w tym pielęgniarki
/te, które wcześniej nie zdążyły się ukryć, gwałcono i kaleczono/;
po wycofaniu się z Płocka, Kozacy rozstrzelali również większość
z 300 polskich jeńców. Zapewne, nie są to wszystkie „krwawe” wyczyny
Kozaków Bżyszkiana. Po wojnie, Polacy uznali Kozaków Gaja Bżyszkiana
za winnych zbrodni wojennych i dlatego wydano wiele wyroków śmierci8.
8 Polacy nie puścili tych kozackich zbrodni i gwałtów w niepamięć. 300 bojców Bżyszkiana
wyciągnięto z obozów jenieckich, zawieziono na stację w Konopnikach i, na podstawie wyroków sądu wojennego, rozstrzelano, z wyjątkiem jednego, któremu darowano życie i ułaskawiono, za ocalenie życia polskiemu oficerowi.
21
Działania pościgowe wojsk polskich po Bitwie Warszawskiej zakończyły
się 25 sierpnia 1920 roku pod Kolnem, w momencie gdy ostatnie oddziały
bolszewickie przekroczyły granicę niemiecką i zostały internowane.
Większość sił Armii Czerwonej, bardzo osłabionych, ale nie zniszczonych,
wycofała się na wschód i uczestniczyła w końcowej fazie wojny.
Należy oddać, że dynamiczne i odważne dowodzenie III Korpusem
Konnym przez Gaja Bżyszkiana pozwoliło wygrywać wiele akcji zaczepnych.
Dzięki tej brawurze i wytworzeniu klimatu okrucieństwa, jaki towarzyszył
działaniom III Korpusu Bżyszkiana, znaczna część „bojców” uratowała swoją
skórę. Sam Gaj Dimitriewicz Gaja /komkor/ posiadał spore doświadczenie
wojskowe, bo już w 1914 roku był żołnierzem armii imperialnej Rosji,
dowodził batalionem na froncie tureckim. Odznaczony za odwagę orderem
św. Jerzego IV kl. i orderem św. Anny IV kl. W czasie rewolucji
październikowej przystąpił do bolszewików i został dowódcą oddziału
kawalerii, a później dowódcą 24. Dywizji Strzelców, która zdobyła Uljanowsk.
Za sukcesy odnoszone w okresie rewolucji i wojny polsko-bolszewickiej,
odznaczony został dwukrotnie Orderem Czerwonego Sztandaru /w 1918 r.
i w 1920 r./ Od połowy 1918 roku dowodził kolejno 42. Dywizją Strzelców
i 1. Kaukaską Dziką Dywizją Kawalerii na Froncie Południowym.
W ostatniej fazie wojny polsko-bolszewickiej, w obliczu ogólnego
niepowodzenia czerwonoarmistów, potrafił jednak wygrywać starcia między
innymi, jak już było powiedziane, trzykrotnie przebijał się przez pierścień
polskiego okrążenia, później skutecznie osłaniał odwrót 4. Armii /Frontu
Zachodniego/ Dmitrija Sawieliewicza Szuwajewa /1854-1937/ do Prus
Wschodnich.
Po zakończeniu działań wojennych, został Ludowym Komisarzem Armii
i Marynarki Wojennej Armeńskiej SRR, potem profesorem
i kierownikiem katedry historii sztuki wojennej w Wojskowej Akademii
Lotniczej i mianowany do stopnia komkora. Jednak, ostatecznie źle skończył.
W 1935 roku został aresztowany, pod zarzutem udziału w antyradzieckiej
22
Znak /logo/ Sił Powietrznych zdobi główną ścianę Sali Tradycji.
Obelisk, ustawiony w Dowództwie Sił Powietrznych, poświęcony
gen. broni pil. Andrzejowi Błasikowi. Fot. rjm, 2012 r.
organizacji terrorystycznej, i stracony 11 grudnia 1937 roku. W 1956 roku -
pośmiertnie rehabilitowany.
SALA TRADYCJI SIŁ POWIETRZNYCH
Naszą podróż, której kolejne etapy wiodły przez: Inowrocław -
Mirosławiec - Świnoujście do Kołobrzegu,
rozpoczęliśmy od krótkiej wizyty w Sali
Tradycji Dowództwa Sił Powietrznych /SP/
w Warszawie. Dla mnie, żołnierza Sił
Powietrznych, była to już kolejna okazja do
przypomnienia sobie początków polskiego
lotnictwa wojskowego i historii Polskich Sił
Powietrznych w okresie II wojny światowej.9
Szczególne zainteresowanie oglądających
budziły sylwetki i czyny polskich lotników,
tych sprzed wielu, wielu lat i tych, którzy
współtworzyli współczesne nam lotnictwo
wojskowe w Polsce. Niemal, po
przekroczeniu bramy Dowództwa SP,
napotykamy niewielki obelisk poświęcony
gen. broni pil. Andrzejowi Błasikowi
/1962-2010/ i katastrofie smoleńskiej. Sala
Tradycji SP powitała nas, tuż za „progiem”,
także niewielką sekwencją nawiązującą do
katastrofy smoleńskiej. Właściwie, był to
mundur Generała, prawdopodobnie
z ostatniego okresu służby, już
9 W tym miejscu odwołujemy się do treści zaprezentowanych w cz. 2 „Pomocniczych materiałów …”.
Na stronach 53-58 omówiliśmy historię powstania polskiego lotnictwa wojskowego, od zarania do lat dwudziestych ubiegłego wieku. „Pomocnicze materiały …” są dostępne w bibliotekach jednostek wojskowych Garnizonu Bydgoszcz oraz w WCEO w Warszawie.
23
Fragment Sali Tradycji SP. Na pierwszym planie kombinezon wysokościowy oraz fotel pilota i niektóre
rodzaje uzbrojenia rakietowego i klasycznego samolotu Mig-29. Fot. rjm, 2012 r.
w Dowództwie SP. Minęło już trzy lata od tego tragicznego wydarzenia i nadal
wszystko, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, było i jest
ciągle jeszcze przedmiotem wyjaśniania i … polityki. Zajmując się historią
lotnictwa, należałoby jednak unikać jakichkolwiek komentarzy, które
nawiązywałyby wprost do przyczyn smoleńskiej katastrofy Jest to trudne,
ponieważ one ciągle funkcjonują w „obiegu” sporów politycznych
i dziennikarskich. Podobnie jest nadal z zagadkową przyczyną katastrofy
gibraltarskiej.
Zanim rozpoczęliśmy zwiedzanie Sali Tradycji SP zaprezentowany
został kilkunastominutowy film o historii lotnictwa wojskowego, ukazujący
lotnictwo wojskowe od lat najwcześniejszych do czasów dzisiejszych. Jako
historykowi i byłemu technikowi lotnictwa wojskowego było mi przyjemnie
popatrzeć na zdjęcia
samolotów, których już dawno,
dawno nie było w tzw. linii, bądź
które nieodwołanie zbliżają się
do końca swojej egzystencji.
W filmie zaprezentowane
zostały bardzo króciutkie
migawki o pierwszych
samolotach radzieckich, które
trafiły do polskiego lotnictwa
wojskowego w końcu lat
czterdziestych i na początku lat
pięćdziesiątych ubiegłego wieku, m.in. myśliwskie Jak-9P i szturmowe Ił-10,
także bombowce Tu-2. Jakby przez mgłę, przypominałem sobie łącznikowe
Po-2, produkowane już w Polsce, na licencji radzieckiej. Będąc jeszcze
kilkuletnim chłopcem przebywałem, z ojcem, na przedwojennym lotnisku
wojskowym w Hurku10, niedaleko Przemyśla, gdzie po raz pierwszy
10
W czasie I wojny światowej na błoniach Hurka funkcjonowało lotnisko należące do Twierdzy Przemyśl. Lotnisko powstało w 1914 roku, gdy Przemyśl był całkowicie otoczony przez wojska rosyjskie /tzw. I oblężenie - 17 IX do 10 X 1914/ i funkcjonowało do zakończenia II wś.
24
zobaczyłem, na własne oczy, prawdziwy samolot. Zresztą był to tylko
najzwyklejszy „papaj”, albo inaczej popularny „kukuruźnik” o drewnianej
konstrukcji, pokrytej dermą.
Ze swoich, osobistych doświadczeń lotniczych, już tak na serio,
pamiętam tylko polskie, transportowe An-2 /produkowane w Mielcu, na
licencji radzieckiej/. Były to /i jeszcze dzisiaj są w służbie, chociaż już bardzo
rzadko/ niezawodne, bardzo bezpieczne i ekonomiczne samoloty do zadań
transportowych, sanitarnych itp. To z tych samolotów wykonywałem skoki
spadochronowe. Niewiele tych skoków było, zaledwie 65. Miało być dużo
więcej, ale zabrakło mi chyba fantazji. Krótką przygodę ze spadochronem
rozpocząłem zupełnie przypadkowo, w 1966 roku, jeszcze w szkole
oficerskiej, gdy pewnego dnia zaczęto werbować podchorążych i „Nalazków”
do drużyny spadochronowej, która miała wziąć udział w zawodach na
szczeblu WP. Wtedy, latem 1970 roku, byłem na początku żołnierskiej drogi
i jako młody podporucznik, absolwent Technicznej Oficerskiej Szkoły Wojsk
Lotniczych w Oleśnicy Śląskiej /TOSWL z 1968 roku/, próbowałem mierzyć
się ze służbą wojskową na różne sposoby.
W tym czasie, zaproponowano mi stanowisko szefa służby
spadochronowej 26. pułku lotnictwa myśliwskiego w Zegrzu Pomorskim
k. Koszalina. Był to stosunkowo wysoki etat - majora, a więc dość ponętna
propozycja, ale ja już wówczas poważnie myślałem o studiowaniu historii,
która stawała mi coraz bardziej się bliska.11 Pierwsze kroki w pułku lotniczym
nie były dla mnie czymś zaskakującym, ponieważ byliśmy już po
miesięcznych praktykach podchorążych w Radomiu /w pułku szkolnym
11
Służbę w lotnictwie rozpocząłem w 1968 roku, po ukończeniu TOSWL. Przypominam sobie, że po kilku miesiącach pobytu w szkole oficerskiej zobaczyłem, w budynku cyklu eksploatacji samolotów, najprawdziwszego Mig-a 21. Było to jednak trochę dziwne spotkanie z tym, naówczas bardzo nowoczesnym samolotem, ponieważ maszyny pilnowała warta wojskowa. Był to po prostu egzemplarz polskiego Mig-a, który trafił do oleśnickiej szkoły lotniczej, prawdopodobnie po jakiejś awarii. Na mój rozum, nie mógł być w pełni sprawny, bo kto by się zdecydował przekazywać, na potrzeby edukacyjne, samolot zdolny do latania. Zrozumiałem to już będąc w pułku bojowym, gdy cały czas trwała walka o sprawność samolotów, których ciągle brakowało, by pułk mógł wylatać tzw. limity i szkolić młodych pilotów. To były inne czasy. W tym czasie, w Polsce było łącznie około 120 lotnisk /cywilnych i wojskowych/ i około ….. samolotów wojskowych.
25
dęblińskiej Szkoły Orląt w 34. pułku lotnictwa myśliwskiego w Babich Dołach
k. Gdyni/. Znaliśmy /mówię znaliśmy, ponieważ w 1968 roku do pułku
w Zegrzu Pomorskim trafiło nas łącznie 10.ciu oficerów - absolwentów
TOSWL poszczególnych specjalności lotniczych /eksploatacji silnika
i płatowca, urządzeń radiowych i osprzętu pokładowego; nie było tylko wśród
nas specjalistów uzbrojenia/. Wszyscy moi koledzy trafili do dwóch eskadr
pułku samolotów tzw. szybkich - Mig-21 SPS. Mnie przydzielono na
stanowisko technika klucza w 3.eskadrze samolotów Mig-17. Chociaż nie
byłem kontent z tego przydziału, bo przyszło mi obsługiwać mocno
przestarzałe „siedemnastki”. Co prawda, w trakcie nauki, w szkole oficerskiej,
poznaliśmy, obok Mig-21, także TS-11 Iskra, ale również Mig-15 i Mig-17pf.
I oto, faktycznie okazało się, że w naszych pułkach lotnictwa myśliwskiego,
nadal latały wysłużone Mig-15 i Mig-17. W rzeczywistości, nie było tak źle.
Szybko przywykłem do „niższego” standardu techniki lotniczej, natomiast
pozostałe wymagania nie odbiegały od lotniczych procedur. Moimi oficerami
wprowadzającymi, w skomplikowane arkany lotniczej techniki, byli:
por. Czesław Królak i ppor. Mieczysław Gołaś, późniejsi bardzo serdeczni
koledzy. Naziemny personel techniczny obowiązywała żelazna zasada
„pełnego zaufania do partnera”. Naszym podstawowym zadaniem było
przygotowanie sprzętu do lotów i obsługa po zakończeniu lotów. W dni tzw.
nielotne, zwykle w poniedziałki, odbywało się szkolenie teoretyczne i inne
zajęcia uboczne. Podczas trwania lotów pracowaliśmy nad odtwarzaniem
gotowości samolotów do kolejnych wylotów. Z pilotami byliśmy w dobrych
relacjach. Na ogół nie sprawdzali stanu technicznego samolotów przed
wylotem. W tak pobieżnym przyjęciu gotowości samolotu przed wylotem,
mogli - co najwyżej - sprawdzić, czy maszyna ma skrzydła i usterzenie
ogonowe. Cała reszta leżała w rękach i sumienności techników i mechaników
lotniczych. Piloci 3. eskadry, podobnie, jak ich koledzy z obu eskadr
„szybkich” szkolili się do prowadzenia walk powietrznych, bombardowania
w różnych wariantach, eskortowania, patrolowania i do innych zadań
wykonywanych przez lotnictwo myśliwskie podporządkowane, w tym czasie,
doktrynie wschodniej.
26
Pamiątki po gen. dyw. pil. Romanie
Paszkowskim znajdujące się
w Sali Tradycji SP. Fot. rjm, 2012 r.
„Piętnastki” i „siedemnastki” były wykorzystywane do tzw. oblotu
pogody przed rozpoczęciem lotów. Wykonywali je zwykle doświadczeni piloci
pułku, najczęściej szef szkolenia lotniczego. Za moich, zegrzyńskich czasów
oblot pogody wykonywał bardzo często †mjr pil. Henryk Sygnowski /później
mianowany do stopnia pułkownika, oficer dowództwa 2. Korpusu OPK/.
Zresztą, po latach spotykaliśmy się dość często, gdy obaj mieszkaliśmy już
w Bydgoszczy. Pomimo, że dzieliła nas
spora różnica wieku, bardzo się
polubiliśmy, a Heniu przypominał mi
czasem, żartując że czyhałem na jego
życie, gdy wypuściłem go na oblot pogody
Mig-17 z pokrowcem na rurce piteaux. Nie
mając wskazań wysokości i prędkości,
Heniu zrobił dwa kręgi nad lotniskiem i za
moment wylądował. Nawet nie był mocno
rozzłoszczony, mówiąc: „Romek, a Ty co,
chciałeś mnie sprawdzić?”
W obsłudze „siedemnastek” wprawiłem się
na tyle dobrze, że po roku skierowano
mnie do pracy w DOTS /Dział Obsługi
Technicznej Samolotów/, na stanowisko kierownika obsługi technicznej
Mig-17. Po 100 i 200 godz. nalotu, wszystkie użytkowane w pułku samoloty
przechodziły gruntowne przeglądy i próby naziemne oraz tzw. oblot
po pracach. Trzeba było wykazać się doskonałą znajomością budowy
i eksploatacji samolotów, we wszystkich jego wymiarach, aby sprawnie
i bezkolizyjnie wykonywać ustalone okresowe czynności remontowe
nakazane specjalnymi harmonogramami. Dobrze trafiłem, bo przy obsłudze
„siedemnastek” pracowało dwóch wybitnych podoficerów-specjalistów:
st. sierż. sztab. Franciszek Neuman i st. sierż. Roman Sadura.
Początkowo, niewiele wiedziałem o tajnikach wykonywanych prac, dlatego
raczej pilnie podpatrywałem, co i jak się wykonuje. Łatwo można było
27
popełnić błąd, a to mogłoby drogo kosztować pilotów, którym przyszłoby latać
na niedokładnie, albo źle obsłużonym samolocie. Najważniejsza był montaż
poszczególnych części i zespołów po wykonaniu konserwacji /naprawie/ oraz
precyzyjne i staranne złożenie silnika i połączenie instalacji i połączenie obu
części kadłuba - przedniej i tylnej. Pamiętam, że był przypadek, ze nie
opłacało się robić tzw. rozstykówki Mig-17 i wymyśliliśmy, że najlepiej, jak
ja „wcisnę się” przez lewy, bądź prawy wlot do silnika, i wykonam tam proste
czynności konserwacyjne, bez potrzeby kilkugodzinnych prac związanych
z demontażem kadłuba samolotu. Oczywiście, liczono na moją „mikrą”
sylwetkę. No, i udało się. Na wszelki wypadek przywiązano mi do obu nóg
linki do wyciągnięcia mnie, gdyby nie wystarczyła mi moja inteligencja lub
gdyby zabrakło mi sił fizycznych. Na szczęście, nie zabrakło ani jednego, ani
drugiego. Akcja się udała, chociaż nie było niełatwo. Poza tym, należało
zrobić to bez rozgłosu, bo nikt by na to oficjalnie nie zezwolił. Nie była to
jedyna, nietypowa akcja w DOTS /Dział Obsługi Technicznej Samolotów/.
W niektórych przypadkach, zajmowałem się także obsługą remontową
Mig-21, chociaż profesjonalnie nadzorował tę pracę, świeżo upieczony
absolwent WAT, por. inż. Krzysztof Zawadzki. Końcowy etap remontu
każdego samolotu w DOTS polegał na przeprowadzeniu „gorącej” próby na
specjalnym stanowisku, przez inżyniera lub technika lotniczego, który
sprawdzał poszczególne parametry silnika i poprawność wykonania prac
„na płatowcu i silniku”. Trzeba mieć świadomość, że po włączeniu funkcji
dopalacza silnika, samolot wprost wyrywał się z lin mocujących go do ziemi.
Było to bardzo dynamiczne uczucie, graniczące z prawdziwym lotem. Ryk
silnika był tak duży, że jakakolwiek wymiana zadań pomiędzy ludźmi
obsługującymi próbę była niemożliwa. A jednak. Pozostawała mimika twarzy
i wyuczone gesty, które znakomicie zastępowały słowa. Na te, rzeczywiście
niesamowite, wrażenia „zdobyłem” swoją przyszłą żonę, Annę. Wtedy, latem
1969 roku, grupa młodych maturzystek z białogardzkiego liceum, przed
rozpoczęciem studiów, odbywała praktykę w pobliskim nadleśnictwie, nad
jeziorem Hajka niedaleko Koszalina. Jako młodzi oficerowie i podoficerowie
odwiedzaliśmy dziewczyny po zakończeniu dziennych lub nocnych lotów.
28
Pewnie wzbudzaliśmy dość duże zainteresowanie tych młodych dziewcząt,
jako „lotnicy”, bo w końcu namówiły nas aby pokazać im samoloty
i ćwiczenia. Udałem się do dowództwa pułku i uzyskałem zgodę na wejście
grupy przyszłych studentów na zegrzeńskie lotnisko i obserwowanie tzw.
nocnych lotów. Jak później zwierzały się nam te przyszłe studentki, było co
oglądać!. Najpierw, każda z tych 18.latek mogła zajrzeć do, pełnej
kolorowych światełek i niezliczonych wskaźników, kabiny pilota Mig-21.
Potem, były czynności „zapuszczania” silnika i start maszyny, tak że dreszcz
przenikał całe ciało, a ogień wydobywający się z dysz silników startujących
samolotów budził podziw dla ludzi, którzy kierowali tymi, naówczas,
nowoczesnymi maszynami lotnictwa wojskowego. Ja zaś, obsługując
te maszyny, chociaż tylko na ziemi, zapewne „dużo zyskałem na swojej
pozycji” w sercach tych młodych, uroczych dziewcząt. Miałem wtedy poczucie
uzasadnionej dumy, że jako lotnik - absolwent Technicznej Oficerskiej Szkoły
Lotniczej, który nie tylko coś tam opowiada dziewczętom o wojskowych
samolotach, ale je rzeczywiście poznał, sam bierze udział w ich
przygotowywaniu, by piloci mogli bezpiecznie wykonywać loty ćwiczebne
i odstraszające w obronie naszych granic powietrznych.
Powróćmy jednak do ekspozycji prezentowanej w Sali Tradycji Sił
Powietrznych. Można tam było obejrzeć poszczególne plansze tematyczne
przypominające historię samolotów silnikowych i odrzutowych, które służyły
kiedyś lub nadal służą w polskim, wojskowym lotnictwie - transportowe: Po-2,
C-47 Dakota, An-26, An-24, An-28, Jak-40, An-2; M-28, Casa C-295M,
C-130 Hercules; myśliwskie i szturmowe: Ił-2, Ił-10, Ił-14, Ił-18, Jak-12,
Jak-15, Jak-17, Jak-23, Lim-1, Lim-2, Lim-5, Lim-6; Mig-15, Mig-15 bis,
Mig-17, Ił-28, Mig-19, Mig-21, Mig-23, Su-7; szkolno-treningowe: UT Mig-15,
I-22 Iryda, PZL-130 Orlik, TS-11 Iskra i wreszcie bardziej nowoczesnych -
samoloty myśliwsko-bombowe: Su-22, samoloty myśliwskie: Mig-29
i samoloty wielozadaniowe F-16 „Jastrząb"; a do tego śmigłowce - te,
najmniejsze: SM-1, Mi-1; szkolne Mi-2 i duże śmigłowce transportowe: Mi-8,
W-3 Sokół, Mi-24; szkolno-treningowe: SW-4 „Puszczyk”, także śmigłowce
wielozadaniowe: Mi-17 i w wersji ratowniczej: SAR Mi-2RL, W-3RL, Mi-8RL
29
oraz ludzi, tych wielkich ludzi lotnictwa, i tych, zwykłych, którzy przez kilka,
ładnych dziesiątek lat poświęcali swe umiejętności i pracę dla lotniczej służby.
Film przypomniał także o pierwszym i - jak dotąd - jedynym, polskim
kosmonaucie gen. bryg. pil. Mirosławie Hermaszewskim /ur.1941/.12 W tym
momencie, przychodzi na myśl pamiętne wydarzenie z 5 czerwca 1981 roku,
gdy podczas lotu ćwiczebnego zawiódł silnik Mig-21, który był pilotowany
przez dwóch doskonałych pilotów z 34. plm /pułku lotnictwa myśliwskiego/
w Gdyni - dowódcę pułku ppłk pil. Bolesława Sobanię /1940-1981/ i szefa
szkolenia tego pułku - ppłk pil. Andrzeja Leśnika. Jednego z nich, Bolka
Osobiście, miałem zaszczyt otrzymać od Pana Generała M. Hermaszewskiego pamiątkowy album z dedykacją. Dzisiaj, nie doceniamy tego wydarzenia i zarazem wielkiego, polskiego osiągnięcia, jakim był lot w tzw. bliski kosmos pierwszego Polaka, ale w tamtym czasie było to coś niezwykłego. Właśnie niedawno minęło 30 lat od tamtej chwili /lot polskiego kosmonauty z kosmonautą radzieckim Piotrem Klimukiem, odbył się w dniach 27.06-05.07.1978 roku, na statku kosmicznym Sojuz 30/. W latach 80-tych XX wieku Generał M. Hermaszewski miał ogromny autorytet w ówczesnych władzach wojskowych. Pamiętam, że podczas wizyty Generała Jaruzelskiego w jednej z jednostek wojskowych na Wybrzeżu /Gdańskim/, zachował „zimną krew” i załagodził niefortunne działanie któregoś z „przybocznych” Generała. Podczas zwiedzania, w obiekcie specjalny, urządzeń radiolokacyjnych, nagle naprzeciw Jaruzelskiego i jego świty pojawił się kapral, który zamierzał zameldować się do Generała w celu wykonania wspólnego zdjęcia, o czym pomysłodawcy tego zabiegu propagandowego nie poinformowali, ani Jaruzelskiego, ani jego ochrony. Miało to być coś z rodzaju „obrazka na żywo”. Ponieważ, kapral był przekonany, że wszystko jest „ustawione”, śmiało podchodził do grupy z Jaruzelskim na czele, która podążała nasypem w kierunku stanowiska dowodzenia. Wtedy nerwowo zareagowało otoczenie „Wodza”, a jeden z oficerów towarzyszących Generałowi /nie wymienię jego nazwiska, zresztą już dawno nie żyje/, zaczął ściągać zdezorientowanego i wystraszonego kaprala z nasypu, który tylko zdążył wyjąkać „ja do zdjęcia z ministrem, ja do zdjęcia z ministrem”. W tym momencie, refleksem wykazał się właśnie M. Hermaszewski, który zorientował się w sytuacji i uratował biednego kaprala z opresji. Zdjęcie, które miało być „hitem” /wtedy modne były zdjęcia wodzów w otoczeniu plebsu, zresztą teraz też są „na czasie”/, nie ujrzało jakoś światła dziennego. Pewnie się nie udało. Dzisiaj, należy wiedzieć, że na taki, swobodny, bardzo naturalny gest /przy Jaruzelskim i jego gwardii/ mógł sobie pozwolić tylko ktoś, kto miał w tym czasie szczególne względy „pierwszego żołnierza tamtej Rzeczypospolitej” i brak obaw, że spotka go z tego powodu jakaś przykra konsekwencja. Taką estymą cieszył się wówczas Generał M. Hermaszewski. Po tym, nieudanym zabiegu propagandowym ci, którzy „zaaranżowali” wykonanie pamiątkowego zdjęcia przodującego żołnierza z Jaruzelskim, próbowali wycofać się na z góry upatrzone pozycje, a całą sprawę zrzucić na miejscowego majora, który realizował tylko „zamysł”, który zrodził się w ich głowach. Gdyby zdjęcie się „udało”, byliby, po części jego współautorami, a tak … klapa i winny musiałby się znaleźć. Na szczęście, „kosmiczna” pozycja M. Hermaszewskiego u samej „góry” zapobiegła dalszym poszukiwaniom winnych i miejscowy Major uratował swoją skórę. W ogóle, generał Mirosław Hermaszewski jest nietuzinkową postacią. Dowiadujemy się o tym z dossier Generała. On i jego rodzina wiele przeżyli z powodu represji władz sowieckich i Ukraińców. Z rąk Ukraińców z UPA zginął ojciec Mirosława. W trakcie rzezi wołyńskich zginęło także kilkanaście innych osób z rodziny. Tak zwane „Czerwone noce” na Kresach to osobny, ciągle nie wyjaśniony rozdział trudnych relacji z Ukraińcami, i ciągle polityka bierze górę nad prawdą o tamtych, dramatycznych i tragicznych czasach. Warto wspomnieć, że mały Mirosław ledwo uszedł z życiem, dzięki cudownemu zbiegowi okoliczności, gdy podczas napadu banderowców z UPA na rodzinne Lipniki, matka Mirosława, uciekając przed śmiertelnym niebezpieczeństwem zgubiła półtorarocznego chłopca, który „wypadł jej z rąk” i przeleżał w śniegu przez noc. Na szczęście, był ciepło odziany i dobrze owinięty. Rano odnalazł dziecko jego ojciec, ratując to bezcenne życie, które po latach dokonało tak znaczącego wyczynu. W dniach 27 czerwca - 5 lipca 1978 roku odbył lot kosmiczny, wspólnie z kosmonauta radzieckim Piotrem Klimukiem, na statku należącym do Związku Radzieckiego - „Sojuz 30”. Jak do tej pory, Mirosław Hermaszewski jest jedynym, polskim kosmonautą.
30
Sobanię znałem już od kilku lat, jeszcze z okresu służby w Zegrzu
Pomorskim. Należał do wspaniałych pilotów. Szybko zyskał opinię
doskonałego dowódcy i mimo znaczącej pozycji, jaką posiadał w strukturach
pułku i w środowisku kadry lotnej potrafił rozmawiać „ludzkim językiem”
z techniczną bracią. W 1973 roku, w zawodach o tytuł mistrza walki
powietrznej zdobył najwyższą lokatę i tytuł najlepszego polskiego pilota
myśliwskiego. Później dowodził eskadrą Mig-21, a następnie pułkiem
w Babich Dołach. Był letni, upalny dzień, gdy wystartowali szparką13 na oblot
pogody. Gdy znaleźli się na miastem, nagle silnik przestał pracować. Próby
uruchomienia go nie dały rezultatu. Brakowało im wysokości na jakiekolwiek
manewry i na … ratowanie życia. Pod nimi była Gdynia, domy, port i ludzie.
Przez radio przekazali, że dociągną nad zatokę lub do lotniska. Dociągnęli
niemal do samego lotniska. Maszyna uderzyła w ziemię i rozsypała się
w drobny mak. Obaj piloci zginęli. Pośmiertnie zostali mianowani do stopnia
pułkownika. Ich pogrzeb zgromadził setki przyjaciół, kolegów i bardzo liczne
delegacje z zaprzyjaźnionych jednostek wojskowych. To tylko jeden
z epizodów, których w lotnictwie polskim, tamtych minionych lat, nie
brakowało.
Bardzo barwną postacią lotnictwa i nietuzinkowym żołnierzem był
dowódca Wojsk Obrony Powietrznej Kraju /WOPK/ gen. dyw. pil. Roman
Paszkowski /1914-1998/. Zwiedzając Salę Tradycji SP, napotykamy o nim
jest ciekawy fragment ekspozycji. Osobiście, miałem okazję, jako młody
oficer, kilkakrotnie obserwować niekonwencjonalne zachowania generała
Paszkowskiego, wtedy gdy obowiązkowym obyczajem wyższych dowódców
była „sztywnota” i „ponuranctwo”, które miały zastępować naturalną
osobowość i autorytet. Generał Paszkowski szedł pod prąd tym obyczajom
i nigdy nie widziałem go, by stwarzał wokół siebie jakąś barierę. Na jego
twarzy widać było przyjazne nastawienie do ludzi, nawet tych z „drugiego” czy
„trzeciego szeregu”. Nawet, lotniczym, luźnym, lekko nonszalanckim ubiorem
13
Szparka - obiegowa nazwa dwuosobowych samolotów szkolno-bojowych.
31
wyróżniał się ze swojego otoczenia. Takich dowódców nie można było nie
darzyć sympatią.
Te krótkie reminiscencje z mojej, lotniczej przeszłości wymagają
jakiegoś podsumowania. A więc, powiem tak: Sala Tradycji Sił Powietrznych
jest silnym impulsem intelektualnym i emocjonalnym dla tych, którzy są
zawodowo związani z lotnictwem wojskowym i mundurem lotnika. Ale warto,
by poznali je także ci, którzy lotnictwo znają tylko z literatury i filmu. Dzień po
dniu, historia tamtego lotnictwa i jego czasy odchodzą w przeszłość, i wydaje
się, że to na zawsze.
Dzisiaj, polskie lotnictwo wojskowe ma wiele problemów, zwłaszcza
z wyposażeniem w wartościowy sprzęt latający, ze szkoleniem personelu itd.
Trudno powiedzieć, w jakim kierunku pójdą dalsze działania organizacyjno-
strukturalne i jak kształtować się będzie wyposażanie jednostek lotniczych
w nowy sprzęt lotniczy, tak by można było zachowywać ich wartość bojową,
ale nie w tylko w przypadku jakieś konieczności demonstracji siły
/w demonstracyjnych lotach nad Litwą/14, ale przede wszystkim w przypadku
potencjalnego zagrożenia naszych granic powietrznych/. Dużą nadzieję
pokładać należałoby w tym, że samoloty F-16 „Jastrząb” mają
charakterystykę wielozadaniową i mogą skutecznie wypełniać rolę samolotów
podstawowych rodzajów lotnictwa. Podobnie, jak całe polskie Siły Zbrojne,
także polskie lotnictwo przeszło radykalne zmiany organizacyjno-strukturalne
i sprzętowe. Nadal jednak, najważniejszym zadaniem polskiego lotnictwa
pozostaje obrona powietrznych granic państwowych.
14
Litwa korzysta z pomocy NATO w ochronie swoich granic powietrznych. Polski Kontyngent Wojskowy ORLIK wykonywał misje nad obszarem Litwy, Łotwy i Estonii w latach 2006, 2008 i 2010. Ostatnia misja Orlika miała miejsce od 27 kwietnia od 31 sierpnia 2012 roku. Obok Polski, misje wykonywały siły powietrzne - Belgii, Danii, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Holandii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Turcji, Hiszpanii, Francji, Rumunii, Portugalii i Czech.
32
CMENTARZ WOJSKOWY NA POWĄZKACH
Jeszcze tego samego dnia, 6 czerwca 2011 roku odwiedziliśmy
Wojskowy Cmentarz na Powązkach. Oprowadza nas przewodnik warszawski,
i mój kolega ze wspólnych podróży historycznych ppłk rez. Włodzimierz
Dembiński. Jadąc w kierunku Żoliborza przewodnik rzuca kilka informacji,
które uzupełniają naszą wiedzę o Warszawie i jej historii. To wiemy,
że Warszawa to niezwykłe miasto, niepokorne i ciężko doświadczane. Po
upadku powstania listopadowego Rosjanie rozpoczęli budowę Cytadeli, za
którą zapłaciło miasto - 64 mln dzisiejszych Euro. Przez następne
dziesięciolecia Warszawa była w kleszczach caratu. Dopiero w 1915 Rosjanie
opuścili Warszawę, do której wkroczyły wojska pruskie, ale na krótko.
W 1918 roku odzyskaliśmy niepodległość. Warszawa liczyła wtedy 1 300 000
mieszkańców. Od tego czasu, za wyjątkiem okupacji hitlerowskiej, tylko się
rozrastała. Dzisiaj Warszawa liczy około 1 715 000 i zajmuje około 512 km².
To prawda, że więcej niż 500 000 ludzi mieszka w Warszawie tzw. kątem
/obecnie, nazywają tych ludzi trochę złośliwie - „słoikami”, ponieważ przywożą
z domów, spoza Warszawy, gdzie rzeczywiście mieszkają, produkty
żywnościowe w przysłowiowych słoikach, które potem spożywają w ciągu
tygodnia pracy/, to znaczy, że te osoby nie płacą podatków do kasy miasta,
w którym pracują i - de facto - żyją.
Warszawski cmentarz wojskowy /na Powązkach/, często jest mylony ze
starym cmentarzem na Powązkach. Znana jest wspaniała, i z powodzeniem
realizowana akcja, zainicjowana przez nieżyjącego już bardzo znanego
krytyka literackiego i publicysty Jerzego Waldorfa /1910-1999/ pn.: „Ratujmy
stare Powązki”. J. Waldorf często przypominał o ważnej zasadzie
ogólnoludzkiej, że: „o kulturze narodu świadczy przechowywanie pamięci
o swoich zmarłych”.
33
Warto wspomnieć, że cmentarz wojskowy na Powązkach należy do
wyjątkowych nekropoli spośród 41, jakie znajdują się w Warszawie.15
Wcześniej był cmentarzem komunalnym przy ul. Powązkowskiej 43/45.
Od 1921 roku nosi nazwę cmentarza wojskowego lub bardziej popularnie -
„Powązek Wojskowych”. Odziedziczony został w 1912 roku, po garnizonie
carskim i zajmuje powierzchnię około 24 ha. W okresie zaborów i I. wojny
światowej chowano na nim głównie żołnierzy armii carskiej Rosji, ale nie tylko,
także żołnierzy niemieckich, węgierskich, czeskich, chorwackich, słowackich
i polskich.
Po odzyskaniu niepodległości, cmentarz znalazł się pod administracją
polską i przyjął nazwę Cmentarza Wojskowego na Powązkach. Od tego
momentu, zaczęto chować na nim żołnierzy polskich i zasłużonych obywateli.
Przede wszystkim, znaleźli tu swoje miejsce wiecznego spoczynku uczestnicy
powstań narodowych - listopadowego, styczniowego, wielkopolskiego, także
powstańcy śląscy, legioniści i żołnierze polegli w wonie z bolszewicką Rosją,
wreszcie żołnierze z wojny obronnej 1939 roku i powstańcy warszawscy oraz
żołnierze 1. Armii Wojska Polskiego polegli w walkach o Pragę. Około 100 000
grobów nie ma nazwisk i dat, jedynie litery „NN” /nazwisko nieznane/,
natomiast posiada numer z ewidencji PCK.
Warto wiedzieć, że znajdują się tutaj mogiły bohaterskich żołnierzy AK,
znanych z filmu „Zamach” i z książki dla młodzieży Aleksandra Kamińskiego
„Kamienie na szaniec” - ppor. Tadeusza Zawadzkiego ps. „Zośka”, Jana
Bytnara ps. „Rudy”, Zdzisława Bytnarowa ps. „Sławska”, „Sława”, „Sławka”
/1901-1994/ - podporucznik AK, matka „Rudego” zwana „Matulą Polskich Harcerzy”,
i Macieja Dawidowskiego ps. „Alek”.
Na tzw. Łączce /Kwatera Ł/ cywilnego Cmentarza na Powązkach,
graniczącej z dawnym Cmentarzem Wojskowym oraz na Służewcu,
odkrywane są obecnie mogiły pomordowanych w okresie terroru
stalinowskiego w Polsce. Od 1946 roku do 1956 roku chowano tam
15
Wśród tych 41 cmentarzy jest również malutki cmentarz karaimski, na którym znajduje się tylko kilka grobów. Stary cmentarz Powązkowski, inaczej Stare Powązki przy ul. Okopowej, istniejący od 1770 roku o powierzchni około 44 ha. Według szacunków pochowano tam około 1 mln osób.
34
potajemnie pomordowanych przez funkcjonariuszy UB i MBP żołnierzy AK
i WiN oraz działaczy patriotów polskiego podziemia i tych, którzy się
przeciwstawiali nowej, prosowieckiej władzy, których dzisiaj nazywa się
bardzo obrazowo - żołnierzami wyklętymi.16 Ta zbrodnia jest bardzo podobna
do zbrodni katyńskiej. Może jeszcze bardziej boli, ponieważ dokonywali jej,
„jakby” Polacy!
Za czasów Polski Ludowej, na powązkowskim cmentarzu, który w 1964
roku połączył się z tzw. cmentarzem miejskim, chowano także ludzi
zasłużonych dla ówczesnej władzy państwowej, między innymi działaczy
politycznych, osoby zasłużone dla kultury narodowej itp. Na cmentarnych
płytach znajdujemy wiele znanych nam nazwisk poetów, pisarzy, artystów,
polityków itd., itd.
Są również mogiły symboliczne, na przykład - gen. bryg. Augusta
Emila Fieldorfa ps. „Nil” /1895-1953/ - szefa Kedywu KG AK; gen. bryg.
Leopolda Okulickiego /1898-1946/ - Komendanta Głównego AK; gen. dyw.
Wacława Stachiewicza /1894-1973/ - szefa Sztabu Generalnego WP,
a także oficerów pomordowanych w Katyniu i w innych miejscach sowieckich
kaźni. Pośród znanych ludzi, których groby znajdują się na w tym miejscu
znaleźć można nazwiska - gen. bryg. Tadeusza Klimeckiego /1895-1943/
i płk. Andrzeja Mareckiego /1898-1943/, którzy zginęli 4 lipca 1943 roku
w, niewyjaśnionej do dziś, katastrofie gibraltarskiej.
Jednym z najbardziej wzruszających widoków są bardzo liczne groby
żołnierzy powstania warszawskiego o NN. Wielu powstańców i mieszkańców
Warszawy zginęło lub zostało okrutnie zamordowanych, szczególnie dotknęło
to mieszkańców dzielnicy Wola. Bardzo oszczędne szacunki liczby ofiar tych
16
Kwatera Łączka usytuowana pod murem cmentarnym o powierzchni 18x18 m kryła przez długie latach tajemnicę Łączką, była kwadratem ziemi 18 na 18 metrów położonym pod cmentarnym murem, na którym rosły wysokie chwasty. W latach pięćdziesiątych urządzono tu śmietnik, a dekadę później teren ten włączono do cmentarza komunalnego i wydzielono kwatery. Pojawiły się nowe groby. Niektórzy wspominali o tajnych pochówkach żołnierzy podziemia, ale najczęściej bano się mówić na ten temat. Poszukiwania grobów i ekshumacje w tych miejscach pozwoliły odkryć groby osób pomordowanych przez organa bezpieczeństwa publicznego w latach 1946-1956. W latach 2012-2013 odkryto i wydobyto dotąd szczątki ponad 200 osób, wśród nich majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” i majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory”.
35
mordów, opracowane przez historyków polskich i obcych /także niemieckich/,
dowodzą że około 50 000 mieszkańców Warszawy zamordowanych zostało
przez oddziały niemieckie skierowane do zwalczania powstania, m.in. pod
dowództwem SS-Oberführera Oskara Dirlewangera i dowódcy SS i policji
SS-Oberführera Paula Otto Geibla. Otrzymały te zbrodnicze rozkazy, od
samego Reichsführera SS Heinricha Himmlera, aby w sposób bezwzględny
rozprawić się z wszystkimi mieszkańcami Warszawy, zabijać wszystkich bez
wyjątku, zwłaszcza mężczyzn. Po wojnie zostało ujawnione, że Dirlewanger,
według tych, okrutnych rozkazów, mógł: „zabijać kogo zechce, według swego
upodobania.” Tak się też działo. Wola poniosła najdotkliwsze straty, już
w pierwszych dniach powstania. 01 sierpnia, Niemcy wymordowali tam
wziętych do niewoli żołnierzy AK, również rannych. Bez pardonu mordowano
także osoby cywilne. W kamienicy, przy ul. Wolskiej 51, znaleziono ciało
przepołowionego człowieka!
Powązkowski cmentarz wojskowy, to także groby i pomniki ofiar
pamiętnych katastrof lotniczych - samolotów pasażerskich: „Mikołaj Kopernik”
z 1980 roku i „Tadeusz Kościuszko” z 1987 roku oraz tej ostatniej, największej
i najbardziej bolesnej - pod Smoleńskiem z 2010 roku, na czele ze
Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych RP prezydentem RP Lechem Kaczyńskim
generałami: dowódcą Sił Powietrznych gen. broni Andrzejem Błasikiem
/1962-2010/ i szefem Sztabu Generalnego WP gen. broni Franciszkiem
Gągorem /1951-2010/.
Wśród najbardziej znanych generałów Wojska Polskiego, którzy
spoczęli na wojskowym cmentarzu na Powązkach należałoby wymienić:
gen. broni Zygmunta Berlinga /1896-1980/, gen. broni Józefa Kuropieskę
/1904-1998/; gen. broni Karola Świerczewskiego /1897-1947/17; gen. broni
Lucjana Żeligowskiego /1865-1947/ - bezpośredniego wykonawcę akcji,
która przeszła do historii pod nazwą tzw. buntu Żeligowskiego18”,
17
Więcej informacji o generale K. Świerczewskim znajduje się w cz. 1 „Pomocniczych materiałów … „ na s. 71-77. Autorzy podają liczne fakty z życia generała K. Świerczewskiego, które dowodzą, że bohaterem narodu polskiego, z pewnością nie był! 18
8 i 9 października 1920 roku, pozorując bunt wobec woli J. Piłsudskiego, oddziały polskie pod dowództwem gen. Lucjana Żeligowskiego /41 Suwalski Pułk Piechoty i 4 Brygada Kawalerii -
36
późniejszego ministra Spraw Wojskowych; gen. dyw. Sylwestera Kaliskiego
/1925-1978/ wybitnego fizyka, twórcy polskiego lasera; gen. dyw. Tadeusza
Kutrzebę /1886-1947/ dowódcę Armii „Poznań”; gen. dyw. Edwina
Rozłubirskiego /1926-1999/ - uczestnika powstania warszawskiego19;
gen. bryg. Jerzego Kirchmayera /1895-1959/, który starał się, na rok przed
swoją śmiercią, w miarę obiektywnie, ocenić powstanie warszawskie, w swojej
książce: „1939-1944 - kilka zagadnień polskich”20 /kto interesuje się
w składzie: 211 i 212 pułki ułanów, Dywizja Ochotnicza i 1 Dywizja Litewsko-Białoruska/ pokonując wcześniej niewielki opór wojsk litewskich, wyparły Litwinów z rejonu Suwalszczyzny, a następnie zajęły Wilno. Wszystko to stało się zgodnie z planem i za pełną aprobatą J. Piłsudskiego, który nie znajdując innego sposobu na odzyskanie ukochanego Wilna, sam użył wybiegu, a dodatkowo sprytu swojego zaufanego żołnierza gen. L. Żeligowskiego. Odbyło się to także wbrew ustaleniom Ententy, której przedstawiciele, znajdujący się przy wojskach litewskich i w Wilnie zdecydowanie protestowali. Żeligowski, pomimo własnych wątpliwości, co do prawnej strony prowadzonej akcji i niepełnego po-parcia oficerów własnego sztabu, zrobił co do niego należało. Wilno, w którym zamieszkiwało 128 000 obywateli ludności polskiej, białoruskiej i żydowskiej, a tylko 2000 Litwinów powróciło do Polski /20 lutego 1922 roku odbyło się głosowanie w Sejmie Wileńskim, który formalnie przegłosował przyłą-czenie miasta do Polski/. Bardzo podobne proporcje ludnościowe były w Grodnie. Z danych demogra-ficznych wynika, że tzw. Litwę Środkową /ok. 38 000 km²/ zamieszkiwało w tym czasie 1.240 000 osób, w tym - pochodzenia polskiego ok. 810 000, 120 000 Białorusinów i 115 000 Litwinów oraz 190 000 Żydów i osób innych narodowości. Już te liczby stanowią o naturalnym dążeniu Polaków do stanowienia o tych ziemiach. 19
Generała Edwina Rozłubirskiego poznałem w 1966 roku na lotnisku w Oleśnicy Śląskiej, gdy przygotowywałem się, wraz ze swoimi kolegami z drużyny Wojsk Lotniczych, do zawodów spadochro-nowych. Pamiętam, że pewnego dnia, latem tego roku, leżeliśmy na trawie /i razem z nami Generał/, który opowiadał o swoich przeżyciach podczas powstania warszawskiego i później. Niewiele z tego rozumieliśmy, ponieważ mówił o sprawach dla nas wówczas trudnych do zrozumienia. Zwracał się do nas „per pan”, chociaż byliśmy zaledwie podchorążymi. Ja, zresztą dopiero zaczynałem przygodę z armią. W samolocie, tuż przed skokiem ze spadochronem, zwrócił się do mnie, trochę po ojcowsku: „ Synu, dociągnij mi uprząż, bo zaraz będziemy skakać i … za chwilę wyskoczył z An-a.” 20
Jerzy Kirchmayer, 1939-1944 - kilka zagadnień polskich, Książka i Wiedza, Warszawa 1958, s. 109; patrząc na rok wydania książki - podpisana do druku 20 XI 1957 roku - co pozwala sądzić, że autor świadomie trafiał na okres krótkotrwałej odwilży po wydarzeniach poznańskich i mógł napisać coś, co później nie mogłoby ujrzeć światła dziennego. Oto krótka analiza Kirchmayera o przededniu powstania warszawskiego: ”… Głównym zadaniem Armii Krajowej w planie „Burzy” było nękanie tylnych straży niemieckich, ustępujących pod naporem Armii Czerwonej. Działanie to miało być wyko-nywane wzdłuż szlaków komunikacyjnych z maksymalnym wykorzystaniem momentu zaskoczenia, tak niezbędnego w walce słabszych liczebnie i źle uzbrojonych oddziałów powstańczych z nieprzyja-cielem dysponującym nowoczesną techniką wojskową. Rozkazy dowództwa AK zakazywały prowa-dzenia walki w miastach, a szczególnie w miastach dużych. Obawiano się odwetu za strony cofają-cych się oddziałów niemieckich. Uzbrojone oddziały miejskie miały opuszczają swe garnizony, pozo-stawiając na miejscu jedynie siły potrzebne do obrony ludności cywilnej i zapewnienia bezpieczeń-stwa publicznego. Oddziału miejskie miały wychodzić w teren, zasadniczo ma zachód od swych miast macierzystych, i tam prowadzić akcję zaczepną przeciwko tylnym strażom niemieckim. W tak pomy-ślanej operacji Warszawa otrzymała zadanie dostosowane do ogólnego planu. Oddziały posiadające dostateczne uzbrojenie miały w chwili wkraczania frontu do Warszawy opuścić miasto, przejść na teren podokręgu „Zachód” obszaru warszawskiego i wziąć udział w walkach wzdłuż główniejszych linii komunikacyjnych, prowadzących na zachód. W mieście pozostać miały oddziały przeznaczone do ochrony ludności przed atakami gwałtu ze strony Niemców: do zadań ich należało również opanowa-nie tych rejonów miasta, przez które nie przebiegały ważne dla Niemców arterie komunikacyjne. Główne trasy miały pozostać wolne, aby ruch niemiecki mógł się na nich odbywać swobodnie, i bez przeszkód. Przegrodzenie arterii niezbędnych dla odpływowego ruchu wojsk niemieckich mogłoby doprowadzić do gwałtownej reakcji ze strony Niemców zagrażając ludności i miastu wielki stratami, Tak więc, plan
37
powstaniem warszawskim i historią w ogóle, a nie czytał tej książki, bardzo ją
polecam, będzie bogatszy o inne, interesujące spojrzenie na nasze,
najnowsze dzieje, przedstawione przez osobę oryginalną i nie ulegającą
wpływom mody, której często ulegają całe rzesze współczesnych historyków;
w tym miejscu, pozwalam sobie przytoczyć obszerne fragmenty niektórych
rozdziałów, by dać przyczynek do zainteresowania się tą książką: „… Sprawa
ta ma zasadnicze znaczenie, bo niepowodzenie pierwszego natarcia
powstańców w dniu 1 sierpnia o godzinie 17.00 (godzina „W”) przekreśliło
wszystkie możliwości wojskowe powstania warszawskiego z wyjątkiem jednej
- bronić się do ostateczności, co dla żołnierzy oznaczało - toczyć nierówny bój
bez najmniejszych widoków na zwycięstwo, a dla ludności cywilnej - czekać
na śmierć lub kalectwo. Fakt niepowodzenia nie może ulegać żadnych
wątpliwościom. Powstańcy nie zdobyli w pierwszym uderzeniu ani jednego
poważniej bronionego punktu oporu, a tym samym nie zdobyli ani jednego
obiektu, który miał konkretne znaczenie dla dalszej walki. Zdobyli natomiast
tylko to, co albo nie było w ogóle bronione, albo też było bronione słabo.
Jako bezpośredni skutek niepowodzenia wytworzyła się w nocy z 1/2 sierpnia
psychoza szukania przez oddziały powstańcze schronienia w lasach
podwarszawskich. Wiemy, że jeszcze tej nocy opuściły Warszawę: prawie
całość sił obwodu II i IV (Żoliborz i Ochota), znaczna część obwodu
V (Mokotów) i części obwodów III i VIII (Wola i Okęcie). Nie wiadomo też, czy
tylko temu, czy też jeszcze innym przyczynom należy przypisać mało komu
znaną decyzję Bora, powziętą w bardzo wczesnych godzinach rannych
2 sierpnia i po kilku godzinach odwołaną, w której postanawiał rozpuścić nie
uzbrojonych powstańców, a posiadających broń przyłączyć do oddziałów
partyzanckich, przy czym sam Bór ze swoim ścisłym sztabem miał przyłączyć
się również do jednego z tych oddziałów (najprawdopodobniej Kedywu,
z którym miał bezpośredni kontakt…”21 W każdym razie należy wiązać tę
decyzję, zmieniającą całkowicie charakter walki w Warszawie i likwidującą
„Burza” nie przewidywał początkowo walki w Warszawie. Dopiero w drugiej połowie lipca naczelne władze Polski Podziemnej powzięły inną decyzję. Postanowiono odebrać stolicę Niemcom wysiłkiem żołnierza polskiego przed wkroczeniem do miasta Armii Czerwonej”. 21
Tamże, s. 107.
38
w znacznej mierze powstanie, przede wszystkim z niepowodzeniem natarcia
powstańców o godzinie „W”.). „… W ciągu całej okupacji we wszystkich
organizacjach ruchu oporu panował kryzys w uzbrojeniu. Armia Krajowa miała
także z tym do czynienia. … W końcu 1943 roku upadła, w związku ze zmianą
sytuacji wojennej w Europie, koncepcja powstania powszechnego i doszła do
głosu … nowa koncepcja „Burza”, Warszawa miała w niej określone miejsce.
… Jest oczywiste, że w związku z tą bierną pozycją Warszawy w „Burzy” nie
można było kierować broni zrzutowej do stolicy. Przeciwnie trzeba było broń
z niej wywozić tam, gdzie miano walczyć. I zgodnie z tym postępowano tak
w praktyce. Jeszcze w połowie lipca 1944 r. Bór rozkazał wysłać z Warszawy
do oddziałów partyzanckich w okręgach wschodnich 900 pistoletów
maszynowych z amunicją. … Nie można było tego zmienić w warunkach
konspiracyjnych w ciągu krótkiego czasu. … tzn. na kilka dni przed wybuchem
powstania22, /przyp. aut. gdy/ postanowiono dla Warszawy przekreślić „Burzę”
i zrobić powstanie. … W drugiej połowie lipca doszło w stolicy do wielkiej
„wsypy” magazynów amunicji (przepadło ogółem 78 000 granatów ręcznych
i około 170 miotaczy ognia) i w związku z tym faktycznego zlikwidowania
także pewnej ilości magazynów broni, ponieważ magazynierzy w obawie, że
„wsypa” może ich objąć, ukryli się i w dniu wybuchu powstania byli
nieosiągalni, a przechowywana przez nich broń nie dostała się do oddziałów
powstańczych. … Do Warszawy napłynęły w ostatnich dniach lipca różne
frontowe oddziały niemieckie i niektóre zakwaterowały się przypadkiem
właśnie w tych miejscach, gdzie przechowywano broń. … Najważniejszy był
niewątpliwie referat dowódcy okręgu stołecznego, który miał przeprowadzić
całą walkę o zdobycie miasta. Kiedy przedstawił on zgodnie z prawdą mizerny
stan uzbrojenia oddziałów - wrażenie było deprymujące. Stanem tym byłem
zaskoczony. Pułkownik Chruściel oceniał jednak, że posiadanymi środkami
potrafi działać zaczepnie 3-4 dni, po czym liczy na zdobycz i zaopatrzenie
z powietrza (zrzuty), względnie na rozwikłanie sytuacji przez wkroczenie Armii
Czerwonej. Uważał, że wytrwać w obronie potrafi do 14 dni. Skarżył się,
że niedawna >wsypa< magazynu na ul. Opoczyńskiej pozbawiła go 28 000
22
Tamże, s. 109.
39
granatów ręcznych, a niespodziewane przesunięcia w ugrupowaniu Niemców
pozbawiły go dostępu do niektórych poważnych magazynów broni, jak
np. w Ogrodach Ulricha na Woli, gdzie ostatnio zakwaterowała się na
magazynie kompania wojska niemieckiego”.23 … Ponieważ ewidencyjny stan
żołnierzy Armii Krajowej wynosił około 50 000, a po odliczeniu Wojskowej
Służby Ochrony Powstania (W.S.O.P.) i Wojskowej Służby Kobiet (W.S.K.)
wynosił 35 000 żołnierzy, to wypadało ze stanu uzbrojenia, że mniej więcej na
100 żołnierzy 10 będzie mogło wystąpić do walki z należytym uzbrojeniem
(karabin, pistolet maszynowy) żołnierza piechoty. Jednak prawie zupełnie
brak najcięższej broni piechoty (granatniki, moździerze, działka piechoty,
działka przeciwpancerne)24 oraz brak wszelkich rodzajów artylerii sprawiał,
że posiadane uzbrojenie nie nadawało się zupełnie do działań zaczepnych
przeciwko nieprzyjacielowi ukrytemu w schronach i murowanych budynkach
miejskich, natomiast nadawało się tylko do działań obronnych. Już samo to
tłumaczy najzupełniej załamanie się uderzenia powstańców o godzinie „W”.
… Z zestawienia broni, sporządzonego w sztabie okręgu warszawskiego
w końcu września 1944 roku wynika, że powstańcy uderzyli o godzinie
„W” mając tylko: 1000 karabinów, zamiast 2623; 300 pistoletów
maszynowych, zamiast 657; 60 ręcznych karabinów maszynowych, zamiast
145; 7 karabinów ciężkich, zamiast 47; 35 karabinów przeciwpancernych
i Piatów, zamiast 29; 1700 pistoletów zwykłych, zamiast 3 846; 25 000
granatów ręcznych, zamiast 43 971, czyli zaledwie około 40% broni
posiadanej w tym dniu przez okręg. Ostatecznie, na 100 powstańców
wyruszyło z bronią 4, a nie 10, jak zezwalały zapasy okręgu.25 … Z relacji
następcy Kutschery, Geibla, tzn. „SS Politzeifϋhrer im Distrikt Warschau”,
wynika bez najmniejszych wątpliwości, że … wygląd warszawskich ulic nie 23
Tamże, s. 110. 24
Tamże, s. 111. 25
Norman Davies, Powstanie ’44 /przekład Elżbieta Tabakowska/, Wydawnictwo Znak, Kraków 2004, s. 445-446. … Komendant „Monter” w przeddzień wybuchu Powstania dysponował w mieście Warszawie i w powiecie , w Okręgu około 45 000 żołnierzy, być może było ich nieco więcej, do 50 000. Z tego uzbrojonych wprowadził do walki na lewym brzegu Wisły 600 plutonów, łącznie więc około 41 000 ludzi, w tym zapewne tylko 100 plutonów w pełni uzbrojonych. … Jako liczby orientacyj-ne poddaję, że Komendant Monter posiadał wówczas około 7 ciężkich karabinów maszynowych, 60 ręcznych karabinów maszynowych, 20 karabinów przeciwpancernych, 1000 karabinów, 300 pisto-letów maszynowych, /w tym 30% własnego wyrobu - błyskawica i sten/, około 25 000 granatów /w tym 95% własnej produkcji/, w przybliżeniu około 1750 pistoletów.
40
uszedł uwagi wroga. Toteż, o godzinie 11.00 Geibel udał się do szefa
dystryktu Fischera (w Pałacu Brühla), ażeby go ostrzec przed możliwością
wybuchu powstania26 … Nieco później doszło do znanych powszechnie
wypadków na Żoliborzu. Eskortowany przez powstańców transport broni
z Żoliborza dla Kedywu na Woli zetknął się z patrolem niemieckim. Doszło do
strzelaniny. Zaalarmowany tym Geibel wysłał na Żoliborz oddziały policji
w celu dokonania obławy. Policja natknęła się z kolei na Batalion im.
Jarosława Dąbrowskiego, pobierający broń w kotłowni na ulicy Suzina. Walka
przeniosła się na ulice, a w wyniku jej powstańcy ponieśli ciężkie straty,
mobilizacja oddziałów żoliborskich została częściowo zdezorganizowana,
wielu dowódców i żołnierzy, spieszących z Żoliborza do różnych oddziałów
powstańczych w innych dzielnicach miasta, zostało odciętych i w ręce
Niemców wpadło kilka transportów broni wyjeżdżających z Żoliborza na
Bielany i na Wolę. Geibel ocenił to jako działanie pozorne, wykonane w celu
odciągnięcia uwagi i sił niemieckich od głównego przedmiotu natarcia
powstańców. Zarządził w związku z tym stan zaostrzonego pogotowia dla
oddziałów policji i SS. Komendant miasta gen. Stahel uczynił to samo dla
oddziałów Wehrmachtu. Innymi słowy - gorączkowe przygotowania
powstańców, wykonane za dnia, zaalarmowały niemiecki garnizon Warszawy
/policja, SS i wojsko/. We wczesnych godzinach popołudniowych dowództwa
niemieckie były już psychicznie nastawione na wybuch powstania
w Warszawie jeszcze w tym dniu.27 … To nastawienie psychiczne, wywołane
zresztą nie tylko wypadkami na Żoliborzu, ale ogólnym niepokojem w mieście
i potyczkami w różnych dzielnicach (Wola, Kolonia Staszyca, Śródmieście),
do których dochodziło w wyniku zetknięcia się niemieckich patroli
z powstańcami spieszącymi na punkty zbiórek, z eskortowanymi transportami
broni itp., sprawiło, że kiedy Geibel otrzymał około godziny 16.00
niesprawdzoną i podejrzaną wiadomość o wyznaczonym wybuchu powstania
na godzinę 17.00, dał natychmiast temu wiarę, zaalarmował wszystkich
dowódców i w wyniku jeszcze przed godziną „W” Niemcy zdążyli zająć
26
Tamże, s. 119. 27
Tamże, s. 120.
41
stanowiska bojowe w gotowości do odparcia szturmu. Nic dziwnego, że
w tych warunkach pogarda śmierci, zapał, bohaterstwo prawie nie
uzbrojonych powstańców nie mogły doprowadzić do opanowania punktów
bronionych przez nieprzyjaciela. Jeżeli przepadł czynnik zaskoczenia, to
według norm niemieckich trzeba było na zdobycie przeciętnego,
kilkupiętrowego domu miejskiego około 48 godzin walki, przy czym
szturmujący musiał rozporządzać dostatecznie wielką ilością broni ciężkiej,
materiału wybuchowego i miotaczy ognia. Oczywiście, nie odpowiadało to
możliwościom powstańców warszawskich i dlatego nie zdobyli oni
w pierwszym szturmie, ani jednego poważniejszego obiektu.28 …/. I tyle
wystarczy o książce J. Kirchmayera.
Powracamy na Cmentarz Wojskowy na Powązkach. Idąc wzdłuż
cmentarnych alejek dostrzegamy kolejne groby: gen. dyw. Wiktor Thommée
/1881-1962/ - dowódca Obrony Modlina w 1939 r.; gen. bryg. pil. Stanisław
Skalski /1915-2004/ - znany pilot myśliwski z okresu II wś.; gen. bryg.
Stanisław Tatar /1896-1980/ - Zastępca Komendanta Głównego ZWZ/AK;
gen. bryg. Antoni Chruściel ps. „Monter” /1895-1960/ - dowódca Powstania
Warszawskiego; gen. bryg. Stanisław Sosabowski /1892-1967/ - dowódca
Samodzielnej Brygady Spadochronowej i inni generałowie. Pośród
zasłużonych i znanych postaci, które zostały pochowane na wojskowych
Powązkach wymienić należy także innych żołnierzy oraz ludzi polityki, kultury
i nauki m.in.: płk. Józefa Becka /1894-1944/ - ministra spraw zagranicznych
II RP; mjr. art. Aleksandra Krzyżanowskiego /1895-1951/ - wybitnego
dowódcę i żołnierza ZWZ/AK ps. „Wilk”29; płk. Ryszarda Kuklińskiego
28
Tamże, s. 121. 29
W 1994 roku Aleksander Krzyżanowski został awansowany bezpośrednio do stopnia generała brygady. Jako mieszkaniec Bydgoszczy i członek Związku Oficerów Rezerwy RP im. Marszałka Józefa Piłsudskiego /ZOR RP/ nie mogę nie wspomnieć o wysiłkach kpt. w st. spocz. Eugeniusza Siemaszko - żołnierza wileńskiej AK, który działając z uporem i wspólnie z pracownikami Urzędu Miasta Bydgoszczy doprowadził do odsłonięcia /w 2009 roku/ obelisku generała A. Krzyżanowskiego na Wyżynach w Bydgoszczy. Warto pamiętać, że A. Krzyżanowski był dowódcą 6 baterii 15 pułku artylerii lekkiej w Bydgoszczy. /Aleksander Krzyżanowski ps. „Wilk” (1885-1951) służbę wojskową rozpoczął w 1917 r. w I Polskim Korpusie gen. Dowbór-Muśnickiego; podczas wojny polsko-sowieckiej, za wykazane męstwo w akcji bojowej pod Lidą (3 pułk artylerii ciężkiej), odznaczony Krzyżem Walecznych; we wrześniu 1939 r. uczestniczył w bitwie nad Bzurą, a następnie w obronie Warszawy; uniknął niewoli; w 1941 r. otrzymał nominację na komendanta Samodzielnego Wileńskiego Okręgu ZWZ, później AK; dowodził połączonymi siłami AK w bitwie o Wilno; aresztowany 17 lipca
42
/1930-2004/ oficera /ludowego/ WP i US Army ps. „Jack Strong”, /którego
grób znajduje się w pobliżu grobów Kuronia i Gieremka i trudno jest
powiedzieć, czy jest w tym jakaś myśl, czy tylko dzieło przypadku/; por. rez.
Mariana Rejewskiego /1905-1980/ - słynnego kryptologa, twórcę polskiej
Enigmy30; Mariana Falskiego /1881-1974/ - autora znanego elementarza
pierwszoklasisty; Tadeusza Kotarbińskiego /1886-1981/ - wybitnego filozofa;
Zbigniewa Religę /1938-2009/ - znanego kardiochirurga-transplantologa;
Krzysztofa Kamila Baczyńskiego /1921-1944/ - poety, żołnierza AK oraz
wielu, wielu innych ludzi pióra, teatru, sportowców-olimpijczyków itd., itd.
- poety i prozaika Tadeusza Borowskiego /1922-1951/; poety Władysława
Broniewskiego /1897-1962/; Tadeusza Gajcego /1922-1944/ ps. „Karol
Topornicki” - poety i dramaturga, żołnierza AK; Jana Brzechwy /Jan Wiktor
Lesman, 1898-1966/ - Ryszarda Kapuścińskiego /1932-2007/, Leona
Kruczkowskiego /1900-1962/, Zofii Nałkowskiej /1884-1954/, Janusza
Przymanowskiego /1922-1998/ scenarzysty „nieśmiertelnego” serialu
„Czterej pancerni i pies”, pułkownik WP; Jerzego Putramenta /1910-1986/
autora znanej powieści „Popiół i diament”, poety /szczególnie autora wierszy
dla dzieci - „Akademia Pana Kleksa”, „Kaczka dziwaczka”, „Tańcowała igła
z nitką” itd.; Juliana Tuwima /1894-1953/; pisarza Wojciech Żukrowskiego
/1916-2000/; aktora i reżysera Karola Adwentowicza /1871-1958/;
Adolfa Dymszy /1900-1975/; Ryszardy Hanin /1919-1994/; Adama
Hanuszkiewicza /1924-2011/; Tadeusza Łomnickiego /1927-1992/; por. pil.
/RAF/ Mieczysława Pawlikowskiego /1920-1978/, aktora, popularnego
1944 r. przebywał w więzieniach sowieckich; po ucieczce, w sierpniu 1946 r., z obozu w Griazowcu, ponownie aresztowany w Wilnie 4 listopada 1944 r. i przekazany polskim władzom bezpieczeństwa w Białej Podlaskiej; aresztowany 3 lipca 1948 r. w Poznaniu, przebywał w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie, gdzie zmarł w 1951 r.; odznaczony Krzyżem Orderu Virtuti Militari V kl. i trzykrotnie Krzyżem Walecznych. Pochowany na cmentarzu Powązkowskim; ekshumacja zwłok i pogrzeb na Wojskowym Cmentarzu na Powązkach 27 kwietnia 1957 r. 30
Garść informacji o Marianie Rejewskim z tytułu miejsca urodzenia /urodził się w Bydgoszczy/ zostało podanych w „Pomocniczych materiałach dla wykładowców kształcenia obywatelskiego” cz. 2, s. 86-87.
43
Zbiorowa mogiła ofiar katastrofy samolotu pasażerskiego Ił-62 18.03.1980 r. w Lesie Kabackim. Fot. rjm, 2012 r.
Zagłoby z „Pana Wołodyjowskiego”; Grażyny Bacewicz /1909-1983/ znanej
skrzypaczki i kompozytora; Xawerego Dunikowskieogo /1875-1964/ -
sławnego rzeźbiarza; Jana Cybisa /1897-1972/ - malarza; Andrzeja Munka
/1920-1961/ - reżysera /„Eroica”/; Tadeusza Sygietyńskiego /1896-1955/ -
twórcy „Mazowsza”, Leona Schillera /1887-1954/ - reżysera teatralnego;
reżysera filmowego Janusza Morgensterna /1922-2011/; Konrada
Swinarskiego /1929-1975/ - reżysera teatralnego; Władysława Szpilmana
/1911-2000/ - pianista i kompozytor, Aleksander Zelwerowicz /1877-1955/ -
aktora i reżysera; Kazimierza Górskiego /1921-2006/ - wielkiego lwowiaka,
najsłynniejszego trenera polskiej reprezentacji piłki nożnej; Zdzisława
Krzyszkowiaka /1929-2003/ - mistrza olimpijskiego w biegu na 10 km;
Feliksa Stamma /1901-1976/ -
legendarnego trenera
bokserskiego i wielu, wielu
innych.
Na pewno, wiele nam
mówią również nagrobki
powszechnie znanych działaczy
politycznych z czasów PRL.u,
którzy zostali pochowani, w tzw.
Alei Tujowej, i to głównie
w związku ze swoją pozycją, jaką
zajmowali w hierarchii społecznej i politycznej, a nie z tytułu ich zasług:
Bolesława Bieruta /1892-1956/, Władysława Gomułki /1905-1982/, Józefa
Cyrankiewicza /1911-1989/, Piotra Jaroszewicza /gen. dyw., 1909-1992/,
który - jak pamiętamy, wraz ze swoją żoną - został zamordowany, w - do dziś
- niewyjaśnionych okolicznościach.
Niektóre z tej długiej listy osób zostały wymienione nie dla ich zasług
dla państwa polskiego, lecz dlatego, że zostały zapisane na kartach
podręczników szkolnych do historii. Z drugiej strony, bardzo liczne osoby,
44
Pomnik ofiar katastrofy samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem 10.04.2010 r. Fot. rjm, 2012 r.
Grób gen. broni Andrzeja Błasika dowódcy Sił Powietrznych, który zginął w katastrofie
smoleńskiej 10.04.2010 roku. Fot. rjm, 2012 r.
których groby znajdują się na wojskowych Powązkach, nie zostały
wymienione, chociaż być może powinny się tutaj znaleźć.
Nasza grupa, przechodząc
kolejno cmentarnymi alejkami,
zatrzymała się przy
charakterystycznym pomniku
pamięci ofiar katastrofy pod
Smoleńskiem, prezydenckiego
samolotu Tu-154M. Stając
w żołnierskim szyku, składamy
kwiaty i oddajemy honory.
W pobliżu pomnika i grobów
smoleńskich, znajdują się także
groby kilkudziesięciu pasażerów wielkiej katastrofy, jaka miała miejsce
tragicznego dnia - 14.03.1980 roku, gdy samolot PLL „Lot” Ił-62M Tadeusz
Kościuszko ze 183 pasażerami na pokładzie runął na Las Kabacki. Jak
wiemy, nikt z pasażerów nie przeżył tej tragedii.
Należałoby jeszcze przypomnieć, że
Polska to wyjątkowe miejsce na świecie,
gdzie pamięć o zmarłych jest tak
pieczołowicie pielęgnowana. Wystarczy
odwiedzić polskie cmentarze, by się o tym
przekonać. Niezwykle dostojnie wyglądają,
ustawione w równiutkich rzędach, groby
powstańców styczniowych na warszawskim
cmentarzu wojskowym na Powązkach.
Trzeba pamiętać, że za czasów
Piłsudskiego właśnie powstańcy styczniowi
darzeni byli najwyższymi honorami
/wszyscy żołnierze mieli regulaminowy
obowiązek oddawania im honorów/.
45
Grób Władysława Szpilmana - bohatera filmu „Pianista” Andrzeja Wajdy.
Fot. rjm, 2012 r.
W Warszawie utworzono dla nich Dom Weterana, który utrzymywany był na
koszt państwa, a opiekę nad lokatorami tego domu sprawowały siostry
zakonne.
Opuszczamy wojskowy cmentarz na Powązkach. Ponieważ dzień
pierwszy podróży miał się już ku zachodowi, trochę zmęczeni /większość
z nas przyjechała do Warszawy z odległych miejscowości/ udajemy się do
hotelu, by jutro kontynuować spotkania z historią. Po drodze, nasz przewodnik
Włodek Dembiński opowiadał nam, co widać za oknami autokaru. Co
prawda, pomimo że już robi się późno - Warszawa była nadal zakorkowana.
My korzystamy z tzw. buspasów i jedziemy Wisłostradą Pn.-Płd. bez
większych przestojów. Nasz przewodnik
wspomina, że /major/ Stefan Starzyński
/1893-1943/ prezydent Warszawy w latach
1934-1939 planował wykonanie bulwarów
nadwiślańskich dla spacerowiczów, takich
z letnimi kawiarenkami, z grającymi
kapelami, lodziarniami itp. Wojna
pokrzyżowała jego plany i Warszawa - jak
do tej pory - nie doczekała się ich
realizacji.31 Najpierw trzeba by było
postawić solidne wały przeciwpowodziowe.
Jeszcze jeden rzut oka na Cytadelę
Warszawską. Mijamy właśnie jedną
z pięciu bram prowadzących do Cytadeli - Bramę Mikołajewską: Wiele by
mogły te bramy powiedzieć, gdyby potrafiły mówić. Iluż przez nie przeszło
31
Szczególne wrażenie robią słynne przemówienia radiowe Stefana Starzyńskiego kierowane do Warszawiaków we wrześniu i październiku 1939 roku, jak to z 25 września, w którym mówił, m.in.: „… Chciałem, żeby Warszawa była wielka, byłem przekonany, że nią będzie. Moi współpracownicy i ja szkicowaliśmy plany wielkiej Warszawy i Warszawa jest wielka! Została nią prędzej, niż myśleliśmy. Nie za 50 lat, nie 100, ale dziś, kiedy do was mówię. Widzę ją przez okno w całej jej wielkości i chwale, otoczona chmurami dymów, czerwona od ognia pożarów, wspaniała, nie do opisania - Warszawa walcząca!” Dwa dni później został aresztowany. Więziony na Pawiaku, w Berlinie, a następnie osadzon0o go w obozie koncentracyjnym w Dachau, gdzie prawdopodobnie zmarł lub został zamęczony w 1943 lub 1944 roku.
46
żołnierzy rosyjskich. W Cytadeli stale przebywało około 5 tys., a mogło
stacjonować nawet 25 tys. żołnierzy. A iluż polskich więźniów przeszło przez
kazamaty Cytadeli, a jak wielką liczbę polskich patriotów powieszono na jej
stokach? Ciągle jeszcze bardzo trudno jest mówić na ten temat, nawet tak
bardzo ogólnie. Wystarczy obejrzeć cele i uświadomić sobie, że były
świadkiem tragizmu losu polskich patriotów przez dziesiątki lat carskiej
niewoli.
Tymczasem, od czasów rozbiorów, Rosjanie i inne narody, zamieszkują-
ce na wschód od Polski ciężko zawinili wobec naszego narodu i zgodnie chcą
byśmy o tym nie pamiętali. Nie dążą do tego, by powiedzieć całą prawdę,
oczyścić swoje sumienie i przywrócić do normalności relacje z nami.
Najbardziej pożądana jest niepamięć! Represje po powstaniach 1830 roku
i 1863 roku miały dotkliwy charakter. Rozpoczęła się okrutna dla Polaków
„Noc feldmarszałka Iwana Paskiewicza” mianowanego namiestnikiem
Królestwa Polskiego, trwająca aż 25 lat. Skazano na katorgę kilkuset
powstańców /m.in. por. Piotra Wysockiego/. W głąb Rosji wywieziono około
50 tys. Polaków, za udział w powstaniu skonfiskowano 3 tys. szlacheckich
majątków i wcielono do armii carskiej żołnierzy armii Królestwa Polskiego,
wysyłając ich na Sybir lub na Kaukaz /20 000 powstańców i sprzymierzeńców
wyemigrowało, głównie do Francji/. Jak już wspomniałem wcześniej, rozpoczę-
to budowę Cytadeli z więzieniem w X Pawilonie. Wprowadzono w życie rosyj-
ski kodeks karny i wiele innych obostrzeń pogarszających poszczególne dzie-
dziny życia Polaków. A jak było po drugim, największym powstaniu narodo-
wym, styczniowym. Rosjanie postępowali z jeszcze większym okrucieństwem.
Zginęło w walce kilkadziesiąt tysięcy powstańców i obywateli, którzy
je czynnie popierali /blisko 30 tys./. Na Cytadeli powieszono 5.ciu członków
rządu narodowego z Romualdem Trauguttem na czele i stracono około
tysiąc innych żołnierzy powstania, a kibitki wywiozły na Sybir 38 tys. osób.
Zaborca mordował ludność i palił miejscowości, które udzieliły powstańcom
jakiejkolwiek pomocy. Miastom odbierał prawa miejskie. Mocno ucierpiało Wil-
no. 10 tysięcy polskiej szlachty zginęło na Litwie. Drugie tyle opuściło kraj
i udało się na emigrację. Skonfiskowano około 1600 majątków ziemskich.
47
Dostało się również Kościołowi i klasztorom. Wreszcie, zniesiono autonomię
Królestwa Polskiego /1867/. Zapanowała powszechna żałoba narodowa.
W 1941 roku Sowieci sprawili nam Katyń. Dołożyli nam Ukraińcy z UPA
i nie tylko, urządzając Polakom na Kresach „czerwone noce”. Zginęło wtedy
około 100 tys. zupełnie niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Potem przyszły
lata 1945-1947 i znowu sowieckie władze, na czele z NKWD (Narodnyj
Komissariat Wnutriennych Dieł - Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych)
mordowały polskich patriotów, bezkarnie, na różne sposoby. W końcu również
Litwini „pomogli” Niemcom dokonując mordów w Ponarach.32 Chyba nikt nie
jest w stanie zliczyć ludzkich istnień, które zginęły w niewyjaśnionych
okolicznościach, w drodze na zsyłkę, w więzieniach i łagrach, bez świadków.
Także w tzw. obławie augustowskiej. A powstanie warszawskie. Do rubieży
Wisły Rosjanie mogli niszczyć, nie tylko całe dywizje, ale i całe armie Hitlera,
a wtedy, w latem 1944 roku nie mogli pokonać kilku niemieckich formacji
wysłanych do unicestwienia Warszawy. No cóż, była okazja dołożyć Polskom
jeszcze raz. I dołożono. Zginęło kolejne pokolenie młodych warszawiaków -
18 tys. powstańców /25 tys. rannych/ i 10 razy więcej cywilów /H. Reinefarth
polecił zrównać Warszawę z ziemią, a jej mieszkańców wybić; gdy zaczęło
brakować amunicji kazał mieszkańców palić żywcem!/ często bestialsko
zamordowanych przez Niemców i ukraińskich nacjonalistów.33 Oddziały nie-
mieckie występujące przeciwko powstańcom warszawskim, a szczególnie pułk
SS Oskara Dirlewangera i pułk brygady Bronisława Kamińskiego, a także
kompanie 111. pułku azerbejdżańskiego bestialsko postępowały wobec
32
W latach 1941-1944 w Ponarach, niedaleko Wilna, w dołach w lesie, Niemcy i ochotnicy litewscy dokonywali masowych mordów, głównie Żydów oraz Polaków /szacuje się na około 12 tysięcy żołnierzy AK i polską inteligencję/, także Romów, Rosjan i innych. 33
4 i 5 sierpnia 1944 roku przybyły do Warszawy oddziały wysłane z inicjatywy H. Himmlera w celu rozprawienia się z powstaniem. Były to jednostki bez jednolitego dowództwa i nie najwyższej wartości bojowej: SS-Regiment Dirlewanger /składający się z kryminalistów/; SS - Strurmbrigade RONA /Brigade Kamiński, Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armia, nadająca się do rabunków i gwałtów, dowodzona przez Bronisława Kamińskiego/; 608 Sicherugns Regiment /pułk wartowni-czy/;16.cie kompanii policji poznańskiej /nadawały się tylko do działań oczyszczających zdobyte obiek-ty/; wszystkie wymienione oddziały podlegały pod dowództwo gen. por. policji Heinza Reinefartha. Zadaniem tych oddziałów było, jak najszybsze fizyczne wyniszczenie wszystkiego, co żyje i w ten sposób otwarcie arterii przelotowych przez Warszawę dla jednostek pancernych zdążających w kierunku Warki. Dopiero pomiędzy 5 a 7 sierpnia 1944 r. przybył do Warszawy Erich von dem Bach, który zorganizował jednolite dowodzenie i przyjął strategię metodycznego zdobywania dzielnicy po dzielnicy i całkowitego stłumienia powstania.
48
powstańców i ludności cywilnej. Nie oszczędzały nikogo. Zabijały
w egzekucjach, dokonywały zwykłych mordów, paliły żywcem, gwałciły niemi-
łosiernie polskie kobiety i potem … także je zabijały.
W pierwszym tygodniu walk na warszawskiej Woli żołnierze pułku
Dirlewangera wymordowali około 40 000 mieszkańców! Nie lepiej było na
Starym Mieście. 1 września powstańcy ewakuowali się kanałami, a Niemcy
wymordowali około 5 000 rannych, a pozostałe około 35 000 ludzi trafiło do
obozu przejściowego w Pruszkowie. Oddziały O. Dirlewangera zrobiły to
samo na Powiślu i Czerniakowie. Na uwagę zasługuje fakt, że w skład pułku
SS Dirlewanger wchodził m.in. batalion złożony z przestępców niemieckich
oraz tzw. batalion rosyjski, w którym rzeczywiście służyli Rosjanie, ściślej byli
Rosjanie oraz „muzułmański” pułk SS żołnierzy /Turkmeńcy i Azerowie/.
Nadal nie wiemy, czym był niemiecki obóz koncentracyjny w Warszawie
/Konznetrationslager Warschau/ wpisany w plan zniszczenia 95% powierzchni
Warszawy. Ilu ludzi tam zginęło? 1000, 20 000, 50 000 czy 100 000 ludzi.
A może 200 000, jak twierdzą niektórzy. Niemcy, w miejsce stolicy II Rzeczy-
pospolitej, planowali utworzenie tzw. „Nowego niemieckiego miasta Warsza-
wy” przeznaczonego do zamieszkania przez notabli niemieckich. We wschod-
niej części miasta mieli zamieszkać Polacy i pozostali jeszcze przy życiu
Żydzi, jako siła robocza na usługach Niemców.
Dodać trzeba do tych liczb ponad 3700 żołnierzy - ochotników z dwóch
dywizji piechoty, które szły od Wschodu, też zginęło, wielu w nurtach Wisły,
podczas desantu na lewy brzeg. Warszawę musieli opuścić pozostali przy
życiu mieszkańcy, a Niemcy obrócili miasto w perzynę, planowo, paląc
i burząc, kwartał po kwartale, do końca.
Dzisiaj, mamy nowe czasy w historii Europy i nowe relacje pomiędzy
państwami. Także inne, niestety nie zawsze korzystne dla Polski, stosunki
ze wschodnim sąsiadem. Zawsze jednak potrzebna jest mądrość kierowania
nawą państwową i układania korzystnych stosunków ze wszystkimi sąsiadami
i partnerami gospodarczymi oraz utrzymywania silnych i perspektywicznych
związków wojskowych.
49
Jeden z portretów eksponowanych w Sali Tradycji AON - gen. Tadeusz Kutrzeba.
Fot. rjm, 2012 r.
SALA TRADYCJI AKADEMII OBRONY NARODOWEJ
Drugi dzień podróży rozpoczęliśmy od wizyty w Sali Tradycji Akademii
Obrony Narodowej, uczelni kultywującej tradycje Szkoły Rycerskiej
i Wojskowej Szkoły Aplikacyjnej Artylerii i Inżynierów /1809-1812/, którą ukoń-
czyli, m.in. Józef Bem i Józef Sowiński, następnie Szkoły Aplikacyjnej
z okresu Królestwa Polskiego /1820-1830, komendant Józef Sowiński/, której
absolwentem był m.in. Ignacy Prądzyński,
Kursu Wojennego Oficerów Sztabu Gene-
ralnego w Warszawie /1917/, Wojennej
Szkoły Sztabu Generalnego w Warszawie
/1919–1921/, Szkoły Sztabu Generalnego
w Warszawie /1921–1922/, Wyższej Szkoły
Wojennej /W.Sz.Woj.,1923-1939/ i Akade-
mii Sztabu Generalnego /1947-1990/. Kon-
cepcja urządzenia i wyposażenia Sali Tra-
dycji AON nawiązuje do klasyki tego rodza-
ju rozwiązań, z lat 1919-1939 - pierwszego
komendanta gen. por. Stanisława Pu-
chalskiego /1867-1931/ do czasów
gen. dyw. Tadeusza Kutrzeby /1886-1947/. Warto powiedzieć, że wykłady
w WSzWoj. odbywały się także z tłumaczem j. francuskiego. Jednym z wykła-
dowców był późniejszy prezydent Francji gen. Charles de Gaulle /1890-
1970/. Do wybuchu wojny Wyższą Szkołę Wojenną ukończyło 296 absolwen-
tów. WSzWoj. kontynuowała swoją działalność w Szkocji do 1946 roku. Ostat-
nim komendantem był płk dypl. Roman Szymański /1913-1990/.
Od 1947 do 1990 roku funkcjonowała w Warszawie Akademia Sztabu Gene-
ralnego WP.
50
Mundur gen. broni Józefa Kuropieski w Sali Tradycji AON. Fot. rjm, 2012 r.
Pierwszym komendantem ASG był gen. dyw. Bolesław Zarako-
Zarakowski /1894-1963/34. Po nim obowiązki komendanta ale ogólny koszt jej
wykonania przyprawić może o zawrót głowy
- 6 mln złotych! Rzeczywiście, jest zreali-
zowana z najwyższą starannością
i historycznym kunsztem. W oczy rzuca się
duża kolekcja portretów bardziej znanych
i zasłużonych komendantów, począwszy od
Szkoły Rycerskiej /1765-1795/ ks. Adama
Kazimierza Czartoryskiego /1734-1831/
i wybitnych dowódców, m.in. gen. Józefa
Sowińskiego /1777-1831/, gen. Józefa
Bema /1794-1850/35, gen. Tadeusza Ko-
ściuszki /1746-1817/, gen. Karola Knia-
ziewicza /1762-1842/, gen. Jakuba Jasiń-
skiego /1761-1794/, poprzez komendantów Wyższej Szkoły Wojennej przyjął
gen. dyw. Zygmunt Berling /1896-1980/. W latach 1964-1968 Akademią kie-
rował generał Józef Kuropieska /1904-1998/36. W 1990 roku utworzona zo-
stała dzisiejsza Akademia Obrony Narodowej, a na pierwszego komendanta
powołany został gen. broni Tadeusz Jemioło /1940/.
W końcu lat siedemdziesiątych miałem sposobność osobiście poznać
generała T. Jemiołę /wówczas był jeszcze pułkownikiem/. W tym czasie do-
34
Tej postaci, nie należy mylić ze Stanisławem Zarako-Zarakowskim - naczelnym prokuratorem okresu stalinowskiego, wydającym wyroki skazujące na żołnierzy polskiego podziemia! 35
Notka biograficzna o gen J. Bemie znajduje się w Pomocniczych materiałach dla wykładowców do kształcenia obywatelskiego cz. II, s. 35 /przypisy/ 36
Do dzisiaj krąży w0śród pracowników Akademii anegdotka, jak to Kuropieska /zachował się w swo-im stylu/ i chodził po wódkę szeregowemu żołnierzowi. Któregoś dnia, swoim zwyczajem Kuropieska zamierzał wejść do Akademii boczną bramą i znajdujący się tam żołnierz służby zasadniczej zwrócił się do Generała, mniej więcej tymi słowami: „Dziadku moglibyście kupić mi pół litra” /w tym miejscu trzeba dopowiedzieć, że w tamtych czasach obowiązywało zarządzenie, że sklepy położone w obrę-bie 100 m od jednostek wojskowych nie mogły sprzedawać alkoholu żołnierzom służby zasadniczej, ci zaś omijali ten przepis, korzystając z „usług” cywilów/. Kuropieska pół litra kupił i żołnierzowi przyniósł, czym musiał rozbawić później otoczenie. Żołnierzowi powiedział tylko: „Synu, następnym razem nie wysyłaj generała po wódkę, znajdź sobie kogoś innego”. Dużo gorzej wyszedł na spotkaniu z Generałem wartownik, który usiłował wylegitymować Kuropieskę chodzącego, po cywilnemu, do Akademii. Generał mocno się zdenerwował, że nie został rozpoznany przez wartownika, który powinien go znać, jako wysokiego przełożonego i naokładał biedaka laską.
51
Akt nadania Zbigniewowi Brzezińskiemu tytułu Honoris Causa AON. Fot. rjm, 2012 r.
wodził, oczywiście nie istniejącą już od lat, 4. Brygadą Rakietową w Gdyni. Kil-
ka razy w roku przyjeżdżał na Połączone Stanowisko Dowodzenia /PłSD/ we
Władysławowie /znajdujące się w obiekcie byłego 21. batalionu radiotechnicz-
nego/, by uczestniczyć w ćwiczeniach. Ówczesna sytuacja polityczna wyniosła
go bardzo szybko w górę /jako posła na Sejm!/. Postrzegałem Generała Je-
miołę, jako osobę skromną i miłą w obejściu, równie inteligentną, co niezwykle
ambitną.
Na uwagę zwiedzających Salę Tra-
dycji AON zasługuje jedyny certyfikat tytułu
doktora „Honoris Causa”, jaki został dotąd
przyznany przez Akademię, właśnie prof.
Zbigniewowi Kazimierzowi Brzezińskie-
mu, w 2002 roku. Brzeziński był doradcą
prezydenta USA ds. bezpieczeństwa naro-
dowego /1977-1981, Jimmy’ego Cartera/.
Tytuł doktora „Honoris Causa” przyznały mu
również inne uczelnie - Katolicki Uniwersy-
tet w Dublinie, Uniwersytet Wileński, Uni-
wersytet Jagielloński, Uniwersytet War-
szawski oraz Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Ponieważ jest to postać bardzo znana /zwolennik tzw. „Nowego Porządku”/,
muszę dodać, że z prof. Zb. Brzezińskim /1928/ łączy nas fakt, że mieszkał,
jako chłopiec, przez krótki czas, w Przemyślu /podobnie jak ja i moja rodzina/,
gdzie chodził nawet do szkoły powszechnej. On sam odwiedził kiedyś to mia-
sto. Na domu, gdzie mieszkał, ze swoją babcią, znajduje się dzisiaj tablica
pamiątkowa.
Absolwentem AON jest Stanisław Koziej /1943/, dzisiejszy szef Biura
Bezpieczeństwa Narodowego, również wykładowca rembertowskiej, wojsko-
wej Alma Mater. Wspomniałem o gen. St. Kozieju, ponieważ sprzyjał Związ-
kowi Oficerów Rezerwy RP im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Podczas spo-
tkania w Warszawie, którego byłem uczestnikiem /w 2010 roku/ jako wicepre-
52
Tadeusz Kościuszko - obywatel Polski i Stanów Zjednoczonych Ameryki. Portret
w Sali Tradycji AON. Fot. rjm, 2012 r.
zes Zarządu Głównego, szef BBN deklarował wsparcie dla działalności ZOR
RP i trzeba powiedzieć, że dotrzymywał słowa.
W salach wystawowych można obej-
rzeć bardzo liczne pamiątki przekazane
swojej uczelni przez jej byłych słuchaczy,
m.in. spotkałem odznakę 2 Korpusu Obrony
Powietrznej przekazaną przez ówczesnego
zastępcę dowódcy 2. Korpusu Obrony Po-
wietrznej, gen. bryg. Zbigniewa Janosia
/1949/, z którym miałem przyjemność służyć
we wspomnianym już wcześniej 21. batalio-
nie radiotechnicznym we Władysławowie37.
Odwiedziliśmy także Klub Wojsk Lądowych,
w którym naszą uwagę zwrócił stylowy gabi-
net rektora AON i biblioteka /dawne Centrum
Wyszkolenia Piechoty z lat 1934/35/.
Na uwagę zasługuje pewna drobnostka, która ma jednak kapitalne
znaczenie dla akademickich tradycji. Dawniej, absolwenci akademii wojsko-
wych, chyba wzorem uczelni sowieckich, otrzymywali po promocji odznaki ich
ukończenia, w kształcie porcelanowych rombików, ze skrótem nazwy uczelni,
potocznie zwanych „spławikami”. Dzisiaj, odznaki-absolwentki nawiązują do
przedwojennych wzorców. Oficerowie, którzy kończą akademie z wyróżnie-
niem otrzymują odznaki ze złoconymi zdobieniami /Orła II RP/, pozostali
37
Byliśmy wtedy bardzo młodzi i żołnierka była dla nas prawdziwą przygodą, którą trudno już teraz opisać, bo były to inne czasy i inna armia. Generał Zb. Janoś był wtedy porucznikiem, a potem kapi-tanem, a ja musiałem udawać kogoś kim w rzeczywistości nie byłem. Zbyszek był doskonałym oficerem, już wtedy stworzonym do wyższych celów i wyższych stanowisk i wspaniały, kolegą i towarzyszem żołnierskich ścieżyn. Nigdy nie brakowało mu poczucia humoru i pasjami rozczytywał się w literaturze pięknej. Czytał kiedy tylko pozawalał mu na to czas i sytuacja. Rozpierał się w fotelu i czytał. I to mi się bardzo podobało, bo potrafił doskonale łączyć „przyjemne z pożytecznym”. Czasem wspólnie pobiesiadowaliśmy, ale to nie przeszkadzało nam dobrze dowodzić radiotechnicznym batalionem położonym tuż przy linii brzegowej naszego Bałtyku. Radary widziały za nas, co powinny, a my strzegliśmy, by w jednostce wszystko było w należytym porządku, a nasi lotnicy czuli się w powietrzu bezpieczni. Ponieważ Zbyszek był wysokim, bardzo przystojnym mężczyzną, niezwykle szarmanckim wobec dam, a ja raczej poniżej średniej /mowa wyłącznie o wzroście/, staraliśmy się nie ustawiać, na zbiórkach i apelach, tuż obok siebie. Poza tym, stanowiliśmy bardzo zgrany zespół dowódczy i, w tamtych czasach, władysławowski batalion nie miał sobie równych w 2. Brygadzie Radiotechnicznej.
53
Współczesne Logo AON. Fot. rjm, 2012 r.
Gabinet rektora AON. Fot. rjm,2012 r.
w kolorze odznaki. Przed opuszczeniem gmachów akademii zajrzeliśmy do
gabinetu rektora, gdzie w miłej scenerii kilku z nas zrobiło sobie pamiątkowe
zdjęcia. Ja również. W auli, która spełnia również rolę sali kinowej, mieści się
425 osób i każda z nich może wysłuchiwać wykładów, przy pomocy słucha-
wek, w tłumaczeniu na trzy języki.
Pierścień Golgoty Wschodu za wybitne za-sługi dla Sybiraków przyznany AON
w 2003 roku. Fot. rjm, 2012 r.
Publikacja płk. dypl. Stefana Mossora wybit-nego stratega okresu międzywojennego.
Fot. rjm, 2012 r.
54
AON - to także skarbnica wiedzy i zasobów bibliofilskich historii wojskowości. Fot. rjm, 2012 r.
55
Przypadkowe spotkanie w Muzeum WP stało się okazją do pamiątkowego zdjęcia z ministrem Obrony Narodowej Tomaszem Siemoniakiem. Pierwsza z prawej - Jolanta Wojtaś-Zapora - kierownik wydziału
organizacji pracy K-O WCEO.
MUZEUM WOJSKA POLSKIEGO
Już po raz kolejny odwiedziłem z grupą uczestników szkolenia Depar-
tamentu Wychowania i Promocji Obronności naszą skarbnicę historii wojsko-
wości. Tym razem, był to bardzo krótki rzut oka na stałą wystawę, w której na
uwagę zasługiwały eksponaty poświęcone powstaniom narodowym - stycz-
niowemu i listopadowemu i specjalnej ekspozycji tragicznych pamiątek po pra-
cownikach Biura Ochrony Rządu, którzy zginęli w tzw. katastrofie smoleń-
skiej.38
38
Używam już hasłowego określenia /podobnie, jak hasłowo używa się określenia zbrodnia katyńska/ dla określenia katastrofy samolotu prezydenckiego z delegacją państwową udającą się na uroczysto-ści w Katyniu 10 kwietnia 2010 roku, w której zginęło 96 osób z prezydentem Lechem Kaczyński na czele. Osobiście, dla mnie, podobnie jak dla wielu rodaków był to dzień, który lepiej żeby się nie zdarzył, ponadto charakterystyczny i nietrudny do zapamiętania, ponieważ rankiem /a była to sobota/ udawaliśmy się samochodem do Warszawy, ściślej do Belwederu, gdzie spotkaliśmy się na posie-dzeniu Zarządu Głównego Związku Oficerów Rezerwy RP im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, które
56
Z przykrością było patrzeć na zniszczone dokumenty, zegarki, hełm, telefony
komórkowe itd. Oglądając tą ekspozycję, można się tylko domyśleć, co tam
się działo w tej dramatycznej chwili, gdy samolot z 96.cioma pasażerami walił
w ziemię.
Wizyta w Muzeum Wojska Polskiego, dość przypadkowo, zbiegła się
z otwarciem niewielkiej wystawy okolicznościowej poświęconej gen. Stani-
sławowi Maczkowi i jego pancernej Brygadzie, którą zaszczycił i otworzył dla
zwiedzających minister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak.
miło być poświęcone omówieniu współpracy Związku ze szkołami i innymi placówkami resortu oświaty. Co prawda, wyjechaliśmy już o szóstej rano, ale dzień był bardzo pogodny iw dobrych nastro-jach dojechaliśmy do Warszawy. Jednakże, zaraz przy wjeździe do Belwederu, a było tuż po 10.00, zauważyliśmy, że zachowanie funkcjonariuszy ochrony było jakieś dziwnie, ponieważ sprawdzając nasze dokumenty i dane osobowe nie wykazywali zwykłej dociekliwości i właściwej dla nich rutynowo-ści. Sprawa się niebawem wyjaśniła, gdy przekroczyliśmy próg pałacu, gdzie już wrzało od różnych sprzecznych informacji na temat katastrofy samolotu, który prawdopodobnie rozbił się w rejonie Smoleńska. Co chwilę pojawiały się nowe szczegóły, mniej lub bardziej oficjalne. Oglądaliśmy również doniesienia telewizyjne. Początkowo, w obliczu coraz bardziej sprawdzających się wieści, trudno było coś sensownego powiedzieć.
Co jakiś czas było słychać nowe liczby zabitych pasażerów. Najpierw usłyszeliśmy liczbę 132 (taka liczbę podały agencje rosyjskie). Zaraz potem, liczbę zabitych ktoś sprostował twierdząc, że zginęło 86 osób. Wtedy jednak, wszystko to było przerażające i porażające. Nie było wiadomo, co robić, kontynuować spotkanie, czy przerwać i powrócić do domu. W końcu, posiedzenie się rozpo-częło. Na wstępie, nieznany mi z nazwiska kapelan wojskowy, odmówił, wraz z nami, Modlitwę Pańską, Zdrowaś Maryjo i Wieczne Odpoczywanie … w intencji Prezydenta i wszystkich, którzy kilka-dziesiąt minut wcześniej zginęli w katastrofie lotniczej.
10 kwietnia 2010 roku, w momencie katastrofy samolotu wojskowego Tu-154 M z prezyden-tem RP Lechem Kaczyńskim /1949-2010/ na pokładzie i pozostałymi 95 osobami, nastąpił niejako dalszy ciąg dramatycznych, polskich dziejów na Wschodzie. Ostatni, tragiczny lot prezydenckiego Tupolewa, którym udawała się do Katynia polska delegacja na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, zakończył się kilkaset metrów od lotniska w Smoleńsku. Samolot, podczas zbliżania się do lotniska, z bliżej niewyjaśnionych przyczyn, uległ rozbiciu i wszyscy pasażerowie zginęli. Do dzisiaj trwają dyskusje i spory, co się właściwie tam stało. Niektórzy twierdzą, że był to zamach/!/.
Od tamtej chwili, przez cały ten czas, trwają - prowadzone przez polskie czynniki państwowe i specjalistów - badania przyczyn tej, najtragiczniejszej dla Polski katastrofy lotniczej. Rosjanie, a ściślej tzw. MAK opublikował raport o przyczynach katastrofy, uznając że główną winę za doprowa-dzenie do katastrofy ponoszą polscy piloci i czynniki polskie, odpowiedzialne za przygotowanie i prze-bieg lotu prezydenta RP na lotnisko „Siewiernyj” w Smoleńsku. Raport MAK wywołał w Polsce mieszane uczucia. Wielu Polaków poczuło się urażonych zbyt surową, a raczej niesprawiedliwą oceną wydarzeń. Przedstawione w raporcie oceny i wnioski były mało przekonywujące i obarczały winą za katastrofę niemal wyłącznie polską stronę. Były w nim liczne niedopowiedzenia, pominięcia oczywistych faktów /tzn. błędy proceduralne i techniczne/ i w końcu - zwykłe kłamstwa, trudne do obalenia, bo spreparowane. Zbyt łatwo również wykluczona została opcja zamachu. Wielka szkoda, że rząd polski zawierzył stronie rosyjskiej i nie skorzystał z prawa samo-dzielnego prowadzenia śledztwa, lecz oparł się na dochodzeniu prokuratorskim prowadzonym przez Rosjan. Do tej pory, a minęło już cztery lata od dnia katastrofy, Rosjanie, z powodu niezakończonego przez nich śledztwa /!/ nie zwrócili nam wraku samolotu i tzw. czarnych skrzynek. Wszystko to, co się działo w związku z katastrofą samolotu polskiego prezydenta, zmusza do trwania w niepotrzebnych wątpliwościach, zwłaszcza, że Rosjanie mówią i piszą, co im odpowiada.
Nawet jeszcze w 2011 roku, w rosyjskiej prasie, ukazywały się artykuły próbujące dowieść, że zbrodni w Katyniu dokonali Niemcy. I jeszcze dzisiaj, wielu Rosjan nie słyszało, w ogóle, o katyńskiej zbrodni! To mówi samo za siebie.
57
Zapewne wielu z PT czy-
telników oglądało stałą wystawę
muzealną, może nawet niejed-
nokrotnie, dlatego naszą uwagę
zwrócimy tylko na niektóre eks-
ponaty, m.in. na sztandar 6. Puł-
ku Ułanów Kaniewskich ze Sta-
nisławowa39 odnaleziony pod-
czas remontu w grobowcu Jana
Suzina na Powązkach, gdzie
schowany w zalutowanej łusce
przeleżał spokojnie 70 lat czekając na szczęśliwe odkrycie. Oczy zwiedzają-
cych przykuwa także oryginalny mundur ppor. Stanisława Jaxy Bykowskie-
go z Gwardii Narodowej w Soka-
lu, również czapka lwowskiej
Gwardii Narodowej i krakowska
sukmana oddziałów chłopskich
Tadeusza Kościuszki.
Wielce interesujący i nie-
zwykle pouczający fragment wy-
stawy to tzw. czarna biżuteria,
nazywana również biżuterią pa-
triotyczną, czasem także żałobną
lub emblematyczną, noszona
przez polskie kobiety, szczególnie w okresie popowstańczym, po 1863 roku,
ale także w innych trudnych, dla Polaków, okresach naszych dziejów. Przy-
pomnijmy, że pierwsze oznaki pojawienia się „patriotycznej mody” łączą się
39
Pułk powstał w 1917 roku w Rosji, w ramach II Korpusu, ale już w 1918 roku został rozbity w starciu z jednostkami niemieckimi pod Kaniowem. Odtworzenie pułku nastąpiło w 1918 roku z połączenia 6. Pułku Ułanów Jazdy Lwowskiej i 6.Pułku Ułanów z Odessy. Pułk walczył w 1920 roku pod Michnowem, Zasławcem, Nowo Konstantynowem, Kumanowicami i Łysą Górą.
Mig-29 - jedna z maszyn, która zakończyła swój aktywny żywot, teraz można się jej przyjrzeć z bliska,
co to jest za cudo. Fot. rjm, 2012 r.
Główne wejście do Muzeum WP nie zmienia się od lat i to jest właśnie dobre, bo ma ono już swoją historię.
Fot. rjm, 2012 r.
58
Tragiczne pamiątki po funkcjonariuszach Biura Ochrony Rządu - ofiarach katastrofy
smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku. Fot. rjm, 2012 r.
Funkcjonariusze BOR stanowią „gwardią przyboczną” najważniejszych osób w państwie. Przykładem jest
postawa śp. ppor. Bartosza Orzechowskiego, który własnym ciałem bronił osobę ochranianą.
Zmarł w wyniku odniesionych ran 3.10.2007 r. For. rjm, 2012 r.
z wydarzeniami okresu konfederacji barskiej oraz nieco później z ogłoszeniem
Konstytucji 3.Maja.
W sposób demonstracyjny
zaczęto nosić „patriotyczne”
ozdoby, a ściślej obrączki
/pierścienie/ w okresie powstania
kościuszkowskiego, gdy sam
Naczelnik powstania - Tadeusz
Kościuszko /1746-1817/ usta-
nowił nowy rodzaj odznaczenia
za zasługi na polu bitwy, w formie
złotej obrączki z wygrawerowanym
napisem: Ojczyzna Obrońcy Swe-
mu, zastępującego Order Virtuti Militari.40
Obrączkę, tożsamą odznaczeniu bojowemu,
przyznawano osobie, której zasługi zostały
uznane komisyjnie przez trzech oficerów,
którzy potwierdzali fakt dokonania bohater-
skiego czynu przez kandydata do odzna-
czenia.
W czasach napoleońskich, gdy bardzo
odżyły nadzieje na niepodległą Polskę, po-
jawiły się złote pierścienie z szafirowym
oczkiem i wygrawerowanymi słowami: Żyje
Polska - 28 czerwca 1812. Klęska Napoleo-
na stała się dla Polski prawdziwą żałobą na
długie lata. Wtedy to, zaczęto nosić żelazne pierścienie z Orłem i Pogonią
40
Naczelnik Powstania Tadeusz Kościuszko nie zaakceptował orderów Virtutti Militari ufundowanych podczas Insurekcji przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego /21 orderów ze złota i 109 ze srebra/. Ze złotych orderów wykonano obrączki, a srebrne zostały przekazane do mennicy.
59
Szabla Piłsudskiego. Fot. rjm, 2012 r.
Portret Józefa Piłsudskiego autorstwa Konrada Krzyżanowskiego /1872-1922/
z 1921 roku. Fot. rjm, 2012 r.
oraz wymownym napisem: Boże Wspieray Wiernych Oyczyźnie, Boże Zbaw
Polskę.
W następnych okresach „smutnych
czasów” tzn. w epoce rozbiorowej, patrio-
tyczna moda na stroje i biżuterię zataczała
coraz szersze kręgi w polskim społeczeń-
stwie. Wydarzenia z okresu powstania li-
stopadowego i powstania styczniowego
jeszcze bardziej pogłębiły uczucia nostalgii
za wolną Polską, która przybrała rozmiary
powszechnej żałoby narodowej. Tym ra-
zem, ma-
sowo no-
szona była
czarna bi-
żuteria, zwłaszcza stało się tak po dramacie
powstania styczniowego41. Gwałtownie
wzrosła popularność czarnej biżuterii, która
przybrała najrozmaitsze formy i wzory m.in.
brosz, spinek, dewizek, breloczków, szpilek
do włosów, medalionów itd. i była noszona
manifestacyjnie przez kobiety i mężczyzn.
Obszar kultywowania wydarzeń histo-
rycznych w postaci patriotycznej biżuterii
i wytwarzanych pamiątek poszerza się wraz z upływem czasu i czczenia kolej-
41
Upadek powstania styczniowego, największego polskiego powstania narodowego, kosztował konfiskatę 4254 majątków szlachty polskiej i grabież ziemi wysiedlonych na Sybir 7000 rodzin szla-checkich. Stworzyło to okazję do wykupu polskiej ziemi, a ogólne straty polskie powstania wynosiły ok. 250 tysięcy osób. Był to olbrzymi cios wymierzony w polską substancję etniczną - kilkadziesiąt tysięcy zginęło w około 1200 bitwach i potyczkach, około1000 powstańców zostało straconych, ok. 40 tys. skazanych na katorgę lub wywózkę w głąb Rosji, ponadto, 10 tys. Polaków wyemigrowało, by uniknąć najgorszego losu. Potwornych strat doznała polska szlachta na Litwie - 10 tys. zabitych na 40 tys. tam żyjących! W następnej kolejności zniesiona została autonomia Królestwa Polskiego. ..
60
Polska Czarna Biżuteria – symbol klęski i żałoby po powstaniu styczniowym. Fot. rjm, 2012 r.
Pugilares, pamiątka powstańcza z 1863 roku. Fot. rjm, 2012 r.
nych rocznic wielkich wydarzeń historycznych, przywódców powstań narodo-
wych i bohaterów pól bitewnych.
Należy zaznaczyć, że
czarna biżuteria popowstaniowa
wykonywana była na ogół z ta-
nich materiałów żelaznych i że-
lazopodobnych, jako symbolika
protestu wobec prześladowań
powstańców przez władze car-
skie i przeciwko tragicznemu po-
łożeniu narodu polskiego. Ta sym-
bolika zawierała się również w tym,
że prawdziwą biżuterię wiele znakomitych
rodów, a w tym kobiet przekazało na cele
powstańczych oddziałów i na potrzeby rządu
powstańczego /1863/. Wobec tego zjawiska,
jakim było przekazywanie biżuterii i precjo-
zów na cele patriotyczne, a które jest jednak
bardzo specyficzne dla sytuacji w Polsce,
należałoby powiedzieć na ten temat nieco
więcej. Po kolejnych rozbiorach społeczeń-
stwo polskie coraz bardziej traciło nadzieję
na łaskawszą przyszłość. Pod ciężarem za-
borczych praw i coraz większego ucisku
chleb miał gorzki smak. Czarna biżuteria stała
się bardzo prostą, ale także bardzo emocjo-
nalną formą wyrażania sprzeciwu wobec postepowania zaborców, ale również
w obliczu zawłaszczania przez nich naszej tożsamości, naszej ziemi i niszcze-
nia patriotycznej części narodu oraz naszej kultury i gospodarki. Była rodzajem
biernego oporu i manifestacją przywiązania do tradycji i historii narodowej.
Noszące ją kobiety rozpoznawały się wzajemnie i wysyłały sygnał, że
61
przynależą do tej samej, patriotycznie nastawionej, społeczności. Należy do-
powiedzieć, że mało jest narodów, które w ten wydawałoby się prozaiczny
sposób potrafią czcić pamięć swoich bohaterów i swoje najbardziej tragiczne
zdarzenia z przeszłości.
Miejscem, które szczególnie odznaczało się używaniem czarnej biżuterii
na masową skalę była, oczywiście, Warszawa, ale także inne miasta - Kraków,
Lwów, Zamość, Częstochowa, Poznań.
W czasach nam bardziej współczesnych, w okresie II wojny światowej
i po wojnie, także w okresie stanu wojennego sztuka zdobnicza /zwłaszcza
wyroby rzemiosła artystycznego/ nawiązywała jedynie do wzorów, które były
charakterystyczne dla okresu czarnej, popowstańczej biżuterii. Niewiele pa-
miątek zachowało się z tamtych czasów. Ale i te, które można obejrzeć w Mu-
zeum Wojska Polskiego robią duże wrażenie i zasługują na chwilę uwagi. Sta-
nowią doskonałe uzupełnienie patriotycznej literatury, szczególnie poezji, ma-
larstwa i rzeźby.
Jeszcze kilkuminutowa wizyta w sali warszawskiego muzeum wojsko-
wego, w której zaprezentowane zostały dokumenty i pamiątki Polskiego Pań-
stwa Podziemnego. Naszą uwagę zwróciły te, dotyczące polskiego harcerstwa
przedwojennego. Harcerstwo było szkołą patriotyzmu oraz wychowania w ro-
dzinie i dla rodziny. Rodzina stanowiła bardzo ważny czynnik wychowania dla
kraju. Trzeba przypomnieć, że dowódca Armii Krajowej Tadeusz Bór-
Komorowski /1895-1966/, a wcześniej także Michał Karaszkiewicz-
Tokarzewski /1893-1964/, uznali harcerzy, bez względu na wiek każdego
z nich, za żołnierzy Armii Krajowej. Oznaczało to, że harcerze podlegali zasa-
dom regulaminów obowiązujących żołnierzy, odbywali przeszkolenie z musztry
i szkolenie sanitarne, zapoznawali się z podstawową bronią i zasadami pro-
wadzenia walki zbrojnej, zapoznawali się także z geografią Warszawy,
zwłaszcza poznawali przejścia przez bramy i piwnice, mało znane połączenia
62
między ulicami itd. Credo „Prawa Harcerskiego”, czyli roty, oznaczało służbę
dla kraju w pełnym tego słowa znaczeniu. Te wszystkie umiejętności harcerzy
i ich hart ducha zaowocowały w trakcie powstania warszawskiego.
Pas haftowany w orły Edmunda Kowalskiego z oddziału Bończy. Fot. rjm, 2012 r.
Czapki ochotników polskich organizacji niepodległościowych w zaborze austriackim
z lat 1913-1914. Fot. rjm, 2012 r.
Kartaczownica systemy Reffye zwana we Francji mitralie-zą. Fot. rjm, 2012 r.
Ryngraf Józefa Piłsudskiego. Fot. rjm, 2012 r.
63
PARK KULTUROWY W WIETRZYCHOWICACH
Wietrzychowice to malutka miejscowość położona w województwie ku-
jawsko-pomorskim, w powiecie włocławskim i w gminie Izbica Kujawska, zna-
na z istniejącego tam od 2006 roku Parku Kulturowego, w którym najważniej-
sze znaczenie odgrywają pragrobowce z okresu sprzed około 4400-3500 lat
p.n.e., nazywane czasem polskimi piramidami lub piramidami kujawskimi.
Grobowce megalityczne /gr. mega/s - wielki, lithos - kamień/ oznacza wielki
kamień/ odkryte zostały w XIII wieku /1234/ i miejscowa ludność nazywa je po
prostu Żalkami lub Lisionkami.
Dzisiejszy park powstał z inicjatywy władz lokalnych w 2006 roku, jako
szczególny zabytek kulturowy, interesujący ze względu na bardzo nietypowe
wytwory kultury cmentarnej, zresztą jedyne tego rodzaju w Europie. Ludność
zamieszkująca wówczas te tereny napłynęła najprawdopodobniej z terenów
basenu węgierskiego, basenu paryskiego /wybrzeża Oceanu Atlantyckiego/
i Schleswig-Holsztynu i nazywana została, przez historię - kulturą pucharów
lejkowatych /IV i III wiek p.n.e./. Jak należy sądzić, plemiona pucharów lejko-
watych zajmowały się pasterstwem i rolnictwem, co było naturalne dla tego
okresu rozwoju społecznego, także na terenach Europy.
Z faktu, że tak pieczołowicie i z taką duchowością chowano zmarłych,
można wywnioskować, że istniały silne więzy wewnątrzplemienne i wierzono
w życie pozagrobowe.
Wchodzimy do lasu i po kilkuset metrach naszym oczom ukazują się
spore, przysypane ziemią i pokryte trawą, kamienne budowle z dużych gła-
zów, które wyglądają raczej jak niewysokie, trzy nawet pięciometrowe „kurha-
ny”, /o różnej długości, ale zwykle 50-70 m i więcej, nawet do 100-150 m/, niż
na grobowce. A jednak, po przyjrzeniu się i zajrzeniu do wnętrza, okazuje się,
że są to rzeczywiście grobowce, coś zupełnie innego, niż może to podpowie-
dzieć nam wyobraźnia. Usytuowane są zwykle systemowo tzn. pośrodku gro-
bowiec centralny i dookoła inne, mniejsze grobowce.
64
W trakcie prac archeologicznych grobowce były porządkowane i rekon-
struowano ich wnętrza oraz restaurowano szkielety, a same grobowce ekspo-
nowano na tle leśnego otoczenia. Trzeba dodać, że ta leśna nekropolia sprzed
tysięcy lat, na pierwszy rzut oka, nie sprawiają wrażenia czegoś szczególnego
i osoba nie zapoznana z tym wyjątkowym zjawiskiem może przejść obok gro-
bów, nie podejrzewając z czym ma naprawdę do czynienia, na przykład - gro-
bowiec odkryty i zbadany pod względem archeologicznym w 1976 roku o dłu-
gości 76 m jest starszy o słynnych egipskich piramid o około 1000 lat!
Każdy grobowiec, kształtem przypomina wydłużony i zwężający się tra-
pez. Każdy też, umocniony został, u podstawy, głazami i kamieniami różnej
wielkości, co pozwoliło przetrwać budowlom przez tysiące lat. Właśnie te głazy
stanowią, że grobowce zalicza się do kultury megalitycznej.
Transportowanie tych wielkich głazów mogło się odbywać przy pomocy
wołów zaprzęgowych, bądź zimą - przy pomocy sań. Wewnątrz duża prze-
strzeń do pochówku, a napotykane przedmioty typowe dla innych znalezisk
sprzed naszej ery - naczynia gliniane i ceramiczne, proste narzędzia krze-
mienne lub kamienne, ale również wiertło, chociaż trzeba zaznaczyć, że w tym
okresie nie znano jeszcze koła. W tych grobowcach chowano zwykle tylko
mężczyzn, kobiety bardzo rzadko. Należy to zaznaczyć, chowano według hie-
rarchii plemiennej - osoby znaczące, przywódców plemion, może wojowników,
kapłanów i zapewne postaci ze starszyzny plemiennej itd. Zwykle w grobowcu,
w kamiennej komorze, chowano jedną osobę, chociaż zdarzało się, że i wię-
cej, ale nie więcej niż trzy osoby. Na przykład, w grobowcu o dł. 93 m i szer.
10-11 m pochowany został jeden mężczyzna ok. 50 lat i ułożony na piasku.
W grobowcu odkrytym przez prof. Konrada Jażdżewskiego w okresie mię-
dzywojennym o dł. 115 m pochowano dwie osoby. W grobowcu odkrytym
przez prof. Stanisława Madejskiego znaleziono nóż skrobacz - dar dla zmar-
łego. W 1968 roku badano kolejne grobowce. W grobowcu nr 4 znaleziono
szczątki mężczyzny, który umarł na zapalenie ucha środkowego. W grobowcu
nr 5 znaleziono dwóch mężczyzn - w wieku 35 i 50 lat, z których jeden prze-
chodził za życia trepanację czaszki /jako środka znieczulającego używano
wtedy konopi/. Wykonanie grobowca wymagało nie lada wysiłku fizycznego
65
i organizacyjnego oraz zgodnej pracy wielu ludzi. Zmarłego układano na
wznak w pozycji wyprostowanej, głową ku szczytowi grobowca. W przestrze-
niach grobowców znajdowały się komory, w których odprawiane były obrzędy
pogrzebowe. Wejścia do tych komór znajdowały się w przednich częściach
grobowców.
Grobowców było dość dużo, ale zostały zniszczone przez niewyobrażal-
nie długi czas i działanie klimatyczne przyrody, a szczególnie przez działal-
ność człowieka, który zagospodarowywał ten teren dla własnych potrzeb, polu-
jąc na leśną zwierzynę, budując trakty i drogi oraz budowle mieszkalne itp.
Pięć ogromnych grobowców w Wietrzychowicach /8 km na wschód od
Izbicy/, a także grobowce w Sarnowie /gm. Lubraniec - Rezerwat Archeolo-
giczno-Przyrodniczy, gdzie znajduje się dziewięć grobów megalitycznych kul-
tury pucharów lejkowatych z II okresu neolitu polskiego 3500-2500 p.n.e.,
zwanych przez miejscową ludność - Żalkami/ i w Gaju /Rezerwat Archeolo-
giczny/ - jeden z dwóch grobowców, które istniały w tym miejscu, zbudowany
z ogromnych głazów, zbadany w 1950 roku przez zespół prof. Waldemara
Chmielewskiego, bodaj najdłuższy - 150 m długości, w którym pochowano
dwie osoby; w grobowcu znaleziono resztki ceramiki i narzędzia krzemienne,
w części wykonane z materiału pochodzącego z Wołynia/. Grobowce z Wie-
trzychowic, Sarnowa, Gaja i okolic, zwane polskimi piramidami, to bardzo inte-
resujące obiekty kulturowe, które przypominają o bardzo odległej historii tych
ziem. Ubogacają zasoby kulturowe Rzeczypospolitej i czynią nasz kraj atrak-
cyjnym terenem archeologicznym.
Niestety, z powodu „usterek technicznych” mojego telefonu komórkowe-
go nie mogłem wykonać zdjęć. I to jest duży minus tego fragmentu opracowa-
nia, Ale cała reszta „Parku w Wietrzychowicach” jest OK!42
Od naszego przewodnika usłyszeliśmy, że w folwarku Długie oddalonym
4 kilometry od Izbicy Kujawskiej /podobno, znajduje się tam również pragro-
bowiec/ urodziła się matka naszego wielkiego kompozytora Fryderyka
42
Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś z grupy, która była ze mną w Wietrzychowicach, i uzupełni swo-imi fotografiami elektroniczną wersję niniejszego opracowania.
66
Chopina - Tekla Justyna z Krzyżanowskich Chopin, a w Lubrańcu - znana
aktorka Hollywood Pola Negri /Apolonia Chałupiec/.
67
ROSJA. Las Katyński przez wiele, wiele lat krył tajemnicę zbrodni. Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Katyńskie muzeum. Fot. rjm, 2012 r.
KATYŃ - MUSIMY PAMIĘTAĆ!
21-27 czerwca 2013
roku /piątek-czwartek/ - wraz
z grupą 23 innych osób
wojskowych i cywilów /w tym
dwóch doskonałych kierowców
autokaru/43 uczestniczyłem
w szczególnej podróży
historycznej, zorganizowanej, jak
zawsze, przez Departament
Wychowania i Promocji
Obronności, tym razem za wschodnią granicę, do Katynia. Nie muszę
dodawać, czym była dla mnie
i dla pozostałych osób, ta nie-
zwykła podróż. Nawet powiem
więcej, bardzo jej pragnąłem,
chociaż miejsce docelowe,
najbardziej znane i najbardziej
tragiczne miejsce kaźni polskich
oficerów - Katyń pod
Smoleńskiem, zawsze będzie
budziło w sercach Polaków /może
obok tragedii powstania
warszawskiego/ tak wiele przykrych emocji i smutnych refleksji.
43
Imienny wykaz uczestników podróży: Witold Rawski /WBBH WCEO/, płk Ewa Krzywańska /MON/, płk Robert Gętek /SG WP/, płk Wojciech Matuszewski /SG WP/, ppłk Dariusz Bykowski /D-two Garnizonu W-wa/, ppłk Andrzej Kłos /D-two Garnizonu W-wa/, ppłk Tadeusz Mariańczyk /DWLąd./, ppłk Krzysztof Paliwoda /SG WP/, kmdr por. Marek Bartkowski /MW/, mjr Tomasz Klóskowski /1 BPanc./, mjr Arkadiusz Rzepkowski /3 BR OP/, kmdr ppor. Jacek Wajchert /MW/, ppor. Radosław Kieliszkiewicz /ŻW/, chor. Paweł Ciura /Wojska Spec./, chor. Rafał Łepkowski /3 BRt SP/, Krzysztof Grzywacz /Wojska Spec./, Edyta Kasprowicz /MON/, Jolanta Macenowicz /WCEO/, Roman Misiak /1 BLog/, Albert Nowak /WCEO/, Agnieszka Schϋtterly /WCEO/, Sylwia Wąsowska /WCEO/, Jacek Marszał /kierowca/, Stanisław Szymanowski /kierowca/.
68
ROSJA. Katyń. Krzyż katyński, jeden z pierwszych symboli upamiętniających wielką zbrodnię na polskich oficerach
dokonaną przez Sowietów. Fot. rjm, 2012 r.
Przypomnijmy, że jeszcze w 1939 roku Rosjanie, na mocy porozumie-
nia, przekazali Niemcom ponad 42 tys. obywateli polskich pochodzących z te-
renów zajętych przez Rzeszę w trakcie wojny z Polską. Na początku 1940 ro-
ku w sowieckich obozach pozostawało więcej niż 40 tys. polskich jeńców44,
w tym około 15 tys. oficerów Wojska Polskiego, Policjantów, Żandarmów itd.
W listopadzie 1939 roku Litwini przekazali Sowietom obywateli polskich
mieszkających we wschodnich województwach Rzeczypospolitej.
Z Litwy, Łotwy i Estonii internowano 1706 żołnierzy, którzy dali się
omamić Sowietom, że zostaną zwolnieni do domów. Z tej liczby 21 oficerów
i 54 policjantów trafiło do specjalnych obozów NKWD. Pozostali zostali
umieszczeni w innych łagrach w głębi Rosji.
Co zrobiono z rodzinami osób pomordowa-
nych? W tym samym czasie, około 25.000
polskich rodzin wywieziono do Kazachstanu,
gdzie osiedlono je w trudnych do opisania
warunkach. Jeszcze w październiku 1939
roku, oficerowie Wojska Polskiego zostali
oddzieleni od szeregowców i umieszczeni
w obozie w Starobielsku. Ponieważ obóz
starobielski okazał się za mały, aby pomie-
ścić wszystkich oficerów, przekształcono
obóz w Kozielsku w obóz specjalny NKWD,
a więc przeznaczony dla polskich oficerów.
Natomiast, w Ostaszkowie znaleźli się funk-
cjonariusze wywiadu, kontrwywiadu, żandarmerii wojskowej, policji i więzien-
nictwa.
44
Na mocy tajnego rozkazu Ł. Berii Nr 4441/b „puszczono wolno do domów” jeńców - Ukraińców, Białorusinów i innych narodowości, łącznie ponad 42 tys. osób. Z sytuacji skorzystało wielu polskich żołnierzy - jeńców, którzy podszyli się pod w/w narodowości i uzyskało wolność, chociaż już niedługo ponownie trafili do sowieckich łagrów.
69
ROSJA. Katyń. Jeden z wagonów, jakimi przewożono polskich oficerów do stacji Gniezdowo, ostatniego etapu podróży
przed rozstrzelaniem w Lesie Katyńskim. Fot. rjm, 2012 r.
Przez wiele dziesiątek lat powojenne władze polskie, pod wpływem
różnych czynników zewnętrznych, międzynarodowych, i sytuacji wewnętrznej
związanej z prowadzoną polityką /partyjną/ wobec własnego narodu, ukrywały
prawdę o wielkości i rzeczywistych sprawcach zbrodni na polskich oficerach
i innych obywatelach, więzionych w obozach jenieckich w Kozielsku, Staro-
bielsku i Ostaszkowie, zamordowanych w Katyniu koło Smoleńska i w samym
Smoleńsku /groby
w Katyniu, 4486
osób/45, w Kalininie
obecnie Twer
/groby w Miednoje,
6072 osób/,
w Charkowie
/groby w Piatichat-
kach/, także w Ki-
jowie i w Chersoniu
/groby w Bykowni
i w innych niezna-
nych jeszcze miej-
scach, 3435 osób/, wreszcie w Mińsku /groby w Kuropatach, 3908 osób/46.
Tyle na razie wiemy! A co jeszcze się okaże? Przecież, to również inne
miejsca zbrodni, także kazamaty więzień i zsyłki, czystki etniczne itd., itd.
Wielką zbrodnią była zdradziecka napaść sowiecka - 17 września 1939
roku, na Polskę /złamanie traktatu ryskiego z 1921 roku i paktu o nieagresji
z 1932 roku47, kolejną - eksterminacja polskich oficerów. Która była większa,
45
Liczby osób pomordowanych, w poszczególnych, zresztą, bardzo licznych opracowaniach, z oczy-wistych powodów nie są identyczne, ale wszystkie oddają istotę ogromu zbrodni i nie różnią się od siebie w sposób znaczący, na przykład: podaje się ogólną liczbę zamordowanych oficerów na 14 552 oraz 7305 osób zamordowanych w Zachodniej Ukrainie i /3435/ Zachodniej Białorusi /3870/.
46 Patrz - przypis 33.
4717 września 1939 roku sowiecka Armia Czerwona wkroczyła na terytorium Polski, rzekomo w celu obrony ludności ukraińskiej i białoruskiej, jak zamieszkiwała jej wschodnią część, oświadczając że państwo polskie upadło w wyniku niemieckiego ataku i nie jest już w stanie zapewnić bezpieczeństwa
70
trudno to ocenić. Przez pół wieku funkcjonowało sowieckie kłamstwo, obciąża-
jące winą drugiego agresora: „Niemieckie zbiry faszystowskie nie cofają się
w tej swojej nowej, potwornej bredni przed najbardziej łajdackim i podłym
własnym obywatelom. Wojsko Polskie nie stawiało oporu zbrojnego. Po aneksji terenów wschodniej Polski, w listopadzie 1939 roku ZSRS oświadczył, że 13,5 miliona żyjących tam obywateli polskich uznaje odtąd za obywateli Związku Sowieckiego. W ślad za postępującą Armią Czerwoną około 240.000 polskich żołnierzy, funkcjonariuszy policji, straży granicznej i służby więziennej oraz innych formacji mundurowych zostało zatrzymanych. Po rozbrojeniu około połowę z nich uwolniono, pozostali zostali wysłani do specjalnych obozów jenieckich utworzonych przez NKWD /Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych ZSRS, poprzednik KGB/ w Ostaszkowie, Juchnowie, Putywlu, Kozielszczyźnie, Starobielsku, Juży, Orankach i Kozielsku. Dodatkowo, w późniejszym czasie utworzone zostały jesz-cze obozy w Griazowcu i w Wołogdzie. Należy dodać, że po zajęciu terenów 17 września 1939 roku Sowieci natychmiast rozpoczęli aresztowania Polaków zajmujących się jakąkolwiek działalnością poli-tyczną, wojskową, społeczną lub uznawanych za osoby niebezpieczne dla ZSRS. Niektóre dane po-dają liczbę zaaresztowanych nawet na 130 tysięcy. Pod presją żądano przyjęcia obywatelstwa radzieckiego, w przeciwnym razie aresztowani trafiali do obozów, albo pozostawali w aresztach. Przy-jęcie obywatelstwa ZSRS oznaczało jednak pobór do sowieckiego wojska. W sumie, około 40 tysięcy trafiło do obozów w Workucie, na Czukotce, Kołymie i na Półwyspie Kolskim. Ściśle tajny rozkaz Ł. P. Berii Nr 4441/b z 3 października 1939 roku oficerów od szeregowych. W dniu 9 października zdecydowano o umieszczeniu polskich oficerów w obozach w Kozielsku i w Starobielsku, a pozosta-łych funkcjonariuszy, w tym funkcjonariuszy policji i straży więziennej w Ostaszkowie. Na szefa Zarzą-du ds. Jeńców Wojennych i Internowanych NKWD ZSRS powołany został major bezpieczeństwa państwowego /absolwent pięciu klas szkoły wieczorowej/ Piotr Soprunienko. Na początku marca 1940 roku Ławrientij Pawłowicz Beria, szef NKWD, skierował do Józefa Stalina Sekretarza Gene-ralnego Komunistycznej Partii ZSRS, notatkę zawierającą wniosek o zatwierdzenie rozstrzelania pol-skich jeńców wojennych, jako „zdeklarowanych i nierokujących nadziei poprawy wrogów władzy so-wieckiej”. Według notatki w obozach jenieckich przebywało 14.736 byłych polskich oficerów, urzędni-ków państwowych, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i strażników więziennych, a w więzieniach Zachodniej Ukrainy i Białorusi kolejnych 18.632 obywateli polskich. W dniu 5 marca 1940 roku Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Związku Sowieckiego /Politbiuro/, najwyższy organ ZSRS, podjęło decyzję o rozpatrzeniu „w trybie specjalnym” z zastosowaniem „naj-wyższego wymiaru kary - rozstrzelania” sprawy 14.700 byłych polskich oficerów przetrzymywanych w obozach jenieckich oraz 11.000 członków różnych kontrrewolucyjnych organizacji szpiegowskich i dywersyjnych, byłych obszarników, fabrykantów, urzędników i zbiegów, przetrzymywanych w więzie-niach Zachodniej Ukrainy i Białorusi. Rozpatrzenie spraw miało być przeprowadzone bez wzywania zatrzymanych i bez przedstawienia zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia. Wy-konanie decyzji zostało zlecone trzyosobowym zespołom /trójka/, złożonym z oficerów NKWD, którzy działać mieli w oparciu o listy wywozowe sporządzone przez obwodowe zarządy NKWD. Decyzja o egzekucji polskich więźniów została podpisana przez wszystkich członków Politbiura, w tym - Józefa Stalina, Klimenta Woroszyłowa, Anastasa Mikojana, Wiaczesława Mołotowa, Michaiła Kalinina i Łazara Kaganowicza.
Egzekucje rozpoczęły się 15 marca 1940 roku. W tym dniu zginęło pierwszych trzynastu jeń-ców. 3 kwietnia 1940 roku zaczęły wypełniać się zwłokami pierwsze mogiły w Lesie Katyńskim. Naj-większe nasilenie zbrodniczych akcji miało miejsce w kwietniu i maju 1940 roku. Więźniowie z obozu w Kozielsku zostali zabici w pobliżu Smoleńska, w miejscu znanym jako Las Katyński, natomiast więźniowie z obozu w Starobielsku rozstrzelani zostali w wewnętrznym więzieniu NKWD w Charkowie, a ich ciała pogrzebano w pobliżu miejscowości Piatichatki. Policjantów z Ostaszkowa zamordowano w Kalininie /obecnie Twer/ w więzieniu wewnętrznym NKWD i pochowano w miejscowości Miednoje. Okoliczności egzekucji więźniów z więzień w Zachodniej Ukrainie i Białorusi pozostają nieznane do tej pory. Dokładna liczba zamordowanych została podana w notatce Aleksandra Szelepina przewodni-czącego KGB /Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego, sporządzonej w dniu 3 marca 1959 roku dla Nikity Chruszczowa Sekretarza Generalnego Komunistycznej Partii ZSRS: „Podsumowując, na pod-stawie decyzji specjalnej trójki NKWD w sumie rozstrzelanych zostało 21.857 osób, z czego 4421 w Lesie Katyńskim /obwód smoleński/, 3820 w obozie w Starobielsku niedaleko Charkowa, 6311 w obozie w Ostaszkowie /obwód kaliniński/ oraz 7305 w obozach i więzieniach w Zachodniej Ukrainie i Białorusi - Baranowiczach, Brześciu, Drohobyczu, Lwowie, Łucku, Pińsku, Równem, Stanisławowie, Tarnopolu, Wilejce i kilku innych. /Wyrok w sprawie Janowiec i inni przeciwko Rosji /Strasburg 16 kwietnia 2012, Piąta Sekcja, skargi 55508/07 i 29520/09/.
71
ROSJA. Katyń. Jedna z wielu zbiorowych mogił katyńskich polskich oficerów. Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Katyń. Groby generałów - Bronisława Bohatere-wicza i Mieczysława Smorawińskiego. Fot. rjm, 2012 r.
kłamstwem, za pomocą którego usiłują ukryć niesłychane zbrodnie, popełnio-
ne, jak to widać teraz jasno, przez nich samych”.48
Dzisiaj, silniej, niż kiedykolwiek, Rosjanie, odwracając uwagę od sprawy
katyńskiej, akcentują swoje żale
w sprawie obozów jenieckich /po
wojnie 1919-1920/ w Strzałkowie
/nazywając go „polskim Katy-
niem”/, także w Kaliszu-
Szczypiornie, Baranowiczach,
w Tucholi i w Puławach. Politykę
„antykatynia” wobec Polski rozpo-
czął Michaił Gorbaczow nakazu-
jąc instytutowi słowiańszczyzny
Wojskowej Akademii Rosyjskiej szukać przeciwwagi dla Katynia.
Najpierw, przez długie la-
ta, zbrodnię katyńską kryli Ro-
sjanie w kremlowskich sejfach49,
później, pod wpływem presji ze
strony opinii w Polsce, gdy nie
można było już utrzymać jej pod
kluczem, nazwali ją „przekro-
czeniem uprawnień państwo-
wych”.
O ile można było zrozumieć nieprawość, jakiej dopuścili się obcy nie
mówiąc prawdy o zbrodni katyńskiej lub ją całkowicie przemilczając, o tyle nie
znajduje usprawiedliwienia postawa polskich władz do 1989 roku, które albo
48
Komunikat Sowieckiego Biura Informacyjnego /Radio Moskwa, 15 kwietnia 1943 roku/. 49
W 1990 roku władze rosyjskie,, wydając komunikat prasowy, przyznały, że była to „jedna z ciężkich
zbrodni stalinizmu”. W 1992 roku, na polecenie prezydenta Borysa Jelcyna, przekazano prezydento-
wi Lechowi Wałęsie uwierzytelnione kopie dokumentów katyńskich zawartych w teczce specjalnej nr 1, m.in. kopię tajnej uchwały Biura Politycznego KC WKP(b) z 5 marca 1940 roku /tzw. decyzji katyńskiej/.
72
całkowicie pomijały milczeniem tzw. sprawę katyńską, albo dopuszczały się
jeszcze gorszego przestępstwa przekazując, zwłaszcza młodym ludziom,
kłamliwą wersję wydarzeń o sprawcach zbrodni i o jej ogromnych rozmiarach.
Dzisiaj, w nowych już czasach, po zmianach ustrojowych i po okresie napra-
wiania polskiej historii najnowszej oraz permanentnego wymazywania tzw. bia-
łych plam, o zbrodni katyńskiej wiemy prawie wszystko. Mówię - prawie
wszystko, bo nie możemy się jeszcze dokładnie doliczyć się wszystkich ofiar
tej potwornej zbrodni /jak wiadomo, blisko 22 tysiące pomordowanych, czy
może jeszcze więcej/; łącznie 14289 osób /w tym 8383 oficerów piechoty, arty-
lerii, kawalerii itd., także kadry Korpusu Ochrony Pogranicza, 19 oficerów Ma-
rynarki Wojennej, 5809 oficerów i podoficerów Policji, Żandarmerii Wojskowej
i Straży Granicznej oraz 78 oficerów kontrwywiadu i funkcjonariuszy służby
więziennej; razem 97% obywateli polskich, pozostała cząstka tj. te 3%, to Ży-
dzi /160/, Niemcy /16/, Białorusini /51/, Ukraińcy/33/, może Węgrzy, może Buł-
garzy i bardzo prawdopodobnie, że także oficerowie kontraktowi - Gruzini50
oraz precyzyjnie ustalić niektórych miejsc ich pochówku.
W tej, ogólnej liczbie ofiar znajduje się około 7 tysięcy polskich obywateli
zatrzymanych przez władze sowieckie na terenach zagarniętych po 17 wrze-
śnia 1939 roku i więzionych bez statusu jeńca wojennego.51
Z jakiegoś powodu, do dzisiaj w pełni nie udokumentowanego, od 395
do 432 osobom, znajdującym się w obozach specjalnych, darowano życie. Zo-
50
Oficjalnie, liczbę ofiar tzw. zbrodni katyńskiej ustalono na 21 857 osób /do dzisiaj nie udało się do-kładnie ustalić miejsca pochówku 7305 osób/; na listach zamordowanych znajdują się generałowie: /zamordowani w Katyniu/ kontradm. Xawery Czernicki, gen. bryg. Bronisław Bohaterewicz, gen. dyw. Henryk Odrowąż Minkiewicz, gen. bryg. Mieczysław Smorawiński; /zamordowani w Char-kowie/ gen. bryg. Leon Billewicz, gen. dyw. Stanisław Haller, gen. bryg. Aleksander Kowalewski, gen. bryg. Kazimierz Orlik-Łukoski, gen. bryg. Konstanty Plisowski, gen. bryg. Franciszek Si-korski, gen. dyw. Leonard Skierski i gen. bryg. Piotr Skuratowicz; /Kijów-Lwów/ gen. dyw. Kazi-mierz Dzierżanowski /aresztowany we Lwowie w 1939, w czerwcu 1940 wywieziony do Kijowa, gdzie zmarł/, gen. dyw. Władysław Jędrzejewski /zmarł w więzieniu lwowskim w 1940/, gen. dyw. Mie-czysław Linde /prawdopodobnie zmarł we Lwowie lub w Kijowie/, gen. dyw. Franciszek Paulik /aresztowany we Lwowie w 1939, dalsze losy nieznane/ i gen. dyw. Rudolf Prich /brak bliższych danych o dacie i miejscu śmierci/; nie byli również oszczędzeni: naczelny kapelan wyznania prawo-sławnego WP ppłk Szymon Fedorońko, naczelny rabin WP mjr Baruch Steinberg, a także jedyna kobieta jeniec Kozielska - ppor. pilot Janina Lewandowska /córka gen. broni Józefa Dowbora-Muśnickiego/. 51
Należy uzupełnić, że szczęśliwie około 4000 osób więzionych w Zachodniej Ukrainie i Zachodniej Białorusi udało się uniknąć „losu katyńskiego”, ponieważ szef NKWD, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia polecił skierować ich w głąb Sowieckiej Rosji.
73
ROSJA. Katyń. Katyńskie mogiły. Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Katyń jest miejscem nieustannych pielgrzymek Polaków. Fot. rjm, 2012 r.
stali oni skierowani do obozu Pawliszczew Bor /tzw. obóz juchnowski/. Według
ówczesnych ustaleń, byli wśród tych osób jeńcy, o których uratowanie życia
zabiegała dyplomacja niemiecka i litewska. Można się domyśleć, że oszczę-
dzeni jeńcy mogli być potencjalnymi współpracownikami Sowietów
Jeńców wojennych - głównie kadrę Wojska Polskiego, żołnierzy rezerwy
/praktycznie, polską inteligencję, w dużej części profesorów wyższych uczelni,
lekarzy, nauczycieli, prawników, inżynierów, urzędników państwowych itd./
także policjantów, kadrę Straży Granicznej, Służby Więziennej, armia sowiec-
ka bez mrugnięcia okiem prze-
kazała szefowi NKWD
/Ludowego Komisariatu Spraw
Wewnętrznych/ na zatracenie!
Wszyscy jeńcy i więźniowie so-
wieckich obozów i więzień byli
mordowani w okrutny sposób.
Wszystkim wiązano ręce sznu-
rem na plecach lub skuwano,
młodszym i silnym zarzucano
płaszcze na głowę, by nie mogli się zbytnio szarpać. Strzały oddawane były
z bezpośredniej bliskości, z broni krótkiej /Walther 7,65 mm, Nagan 7,62 mm/,
zwykle w kark. Czasem dobijano
bagnetami. Zawodowi kaci. Bez
sądu, bez wyroku i bez winy. Za
wzorowe wykonanie specjalnych
zadań byli nawet nagradzani/!/
przez swoje wyższe instancje.
Stalin i inni przywódcy sowieckiej
Rosji kłamali na wszystkie spo-
soby, aby zataić los polskich ofi-
cerów, raz to, że mieli się gdzieś
74
ROSJA. Katyń. Tabliczki, tabliczki z nazwiskami pomordowanych. 4486, a może więcej. Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Katyńskie mogiły. Fot. oki, 2010 r.
się „rozproszyć” po ZSRS, raz to „zaginąć" w wojennym chaosie,
a nawet według słów samego Stalina, „uciec do Mandżurii".
Bezskutecznie, przez dłuższy
czas trwały poszukiwania pol-
skich oficerów prowadzone
przez ludzi generała Władysła-
wa Andersa, ale nie udawało się
odnaleźć żadnego śladu.
W lipcu 1942 r. polscy ro-
botnicy przymusowi z Organiza-
cji Todta natknęli się na katyń-
skie groby i oznaczyli je brzozo-
wymi krzyżami.
29 marca 1943 r. Niemcy rozpoczęli w Lesie Katyńskim ekshumację ciał
polskich oficerów. Tak zaczął się dramat poznawania prawdy o Katyniu.
Wiemy także, że sprawcy zbrodni katyńskiej - polityczni decydenci i eg-
zekutorzy decyzji Stalina i kaci z sowieckiej NKWD uszli sprawiedliwości.
Ta zbrodnia, odróżnia się
od innych tego rodzaju tragicz-
nych zdarzeń, ponieważ była
dokonana z pełnym uświado-
mieniem, że niszczy się najbar-
dziej wartościową część narodu
polskiego, zamieszkującego
wschodnie tereny Rzeczypospo-
litej, by „zrobić miejsce” dla swo-
ich /ludzi radzieckich/. ZSRS za-
mierzał skorzystać z okazji i do-
prowadzić, wspólnie z Niemcami Hitlera, do całkowitego wyniszczenia pol-
skiego narodu, a tym samym do zniszczenia państwa polskiego.
75
ROSJA. Muzeum Katyńskie. Wpisy członków naszej grupy do księgi pamięci. Fot. rjm, 2012 r.
Z powodu upływającego czasu, niezwykłego oporu i matactwa ze strony
władz sowieckich, potem rosyjskich, biologia sama rozwiązała kwestię wyroku.
Na sprawiedliwy osąd samej zbrodni i tzw. kłamstwa katyńskiego Polska musi
poczekać. Trwają usilne starania o dowiedzenie prawdy i uznanie zbrodni ka-
tyńskiej za ludobójstwo.52
Jak wiadomo, zbrodnia katyń-
ska, za sprawą „… Janowiec i inni
przeciwko Rosji”53 trafiła do Wielkiej
Izby Europejskiego Trybunału Praw
Człowieka w Strasburgu. W swojej
istocie podpada pod ustawy norym-
berskie i, jako taka, powinna być roz-
patrywana w oparciu o konwencję
norymberską z 1948 roku o zapobie-
ganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa.
Proces nie oznacza konieczności
wymiennego zadośćuczynienia za
zbrodnię katyńską, jako formy jej za-
pomnienia. Niestety, Rosja ciągle pokrętnie odnosi się do zbrodni katyńskiej,
nazywając, wymordowanie polskich oficerów z obozów jenieckich w Kozielsku,
Starobielsku i Ostaszkowie „wydarzeniami katyńskimi”. W odpowiedzi na pol-
skie memorandum skierowane do Wielkiej Izby Europejskiego Trybunału Praw
Człowieka zastosowano przebiegłą ekwilibrystykę słowną, pisząc: „na ile dzie-
ci ofiar katyńskich, które nie znały ojców ucierpiały z tego powodu, /że utraciły
52
W prawie międzynarodowym pojęcie „ludobójstwo” jest zarezerwowane dla najcięższych zbrodni, polegających na eksterminacji w celu wyniszczenia, „w całości lub części grup narodowych, etnicz-
nych, rasowych lub religijnych”. Jest to tzw. definicja Rafała Lemkina. R. Lemkin /Raphael Lemkin
1900-1959/, prawnik-karnista autor pojęcia „genociudium-ludobójstwo”, które rozumiał jako „zorgani-zowane działania mające na celu zniszczenie narodu lub grupy etnicznej poprzez dezintegrację instytucji kultury, języka, świadomości narodowej i religijnej” oraz projektu Konwencji w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa z 1948 roku/. 53
Wyrok w sprawie Janowiec i inni przeciwko Rosji /Strasburg 16 kwietnia 2012, Piąta Sekcja, skargi 55508/07 i 29520/09/. Podane liczby nie mają charakteru absolutnego. W bardzo bogatej literaturze zajmującej się zbrodnia katyńską można spotkać także inne dane. Nie odbiegają jednak od siebie w stopniu radykalnym, chociaż każda liczba większa, bądź mniejsza oznacza konkretnego człowieka i konkretnych ludzi.
76
ROSJA. Katyński cmentarz. Fot. rjm, 2012 r.
ojców - przyp. aut./; … dzieci, które pamiętały ojców bardziej ucierpiały; dzieci,
które nie znały ojców mniej cierpiały, czy też nie cierpiały…”54
Podróż rozpoczęliśmy ra-
no 21 czerwca 2013 roku, jak
zwykle spotkaniem z organizato-
rami w warszawskim WCEO. Dla
mnie była to już kolejna wyprawa
na spotkanie z historią, tym ra-
zem jednak mieliśmy przekro-
czyć, aż trzy granice państwowe
– litewską, łotewską i rosyjską.
Po początkowych perypetiach związanych załatwianiem dla mnie /także dla
nas wszystkich/ wizy rosyjskiej, co wziął na siebie główny organizator podróży
i nasz niestrudzony kierownik grupy, a zarazem konsultant historyczny, znany
autor licznych publikacji o tematyce historycznej i obronnej kierownik WD-
WBBH WCEO Witold Rawski, wszystko ruszyło - jak to mówią - gładko
i sprawnie. O godz. 8.00 nasz autokar Mercedes Tourismo prowadzony przez
dwóch doświadczonych kierowców ruszył w daleką drogę, kierując się na
przejście graniczne z Litwą, w Ogrodnikach. Przed nami było około 4000 km
i wielka, niecodzienna podróż przez historię, trudną historię.
Pogoda była, jak na zmówienie. Czerwcowe słońce już od rana zagląda-
ło do każdego zakamarka autokaru. Czas do granicy z Litwą wykorzystaliśmy
54
Potwierdziły się przypuszczenia, że Europejski Trybunał Praw Człowieka nie podoła wyzwaniu i ugnie się pod presją Rosji i sił na Zachodzie Europy, którym zależy na dobrych stosunkach z Wielką Rosją, ponieważ kurek do ropy naftowej – jak wszyscy wiedzą - znajduje się w Moskwie. Trzeba przy-znać, że od wieków nic się nie zmieniło w tym względzie, a na pewno nic się nie zmieniło od zakoń-czenia II wojny światowej. Zachód stale nie podnosi się z kolan wobec gospodarczej, politycznej i militarnej dominacji rosyjskiej na Starym Kontynencie. 21 października 2013 roku ETPCz uznał, że nie może oceniać poprawności procesu prowadzonego przez Generalną Prokuraturę Rosyjską, po-nieważ Rosja przystąpiła do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka dopiero w 1998 roku, a więc po terminie rozpoczęcia procesu wnioskowanego przez polskich obywateli - poszkodowanych przez fakt mordu katyńskiego i dotkniętych dolegliwościami spowodowanymi śmiercią bliskich im osób. Trybunał /tchórzliwie/ orzekł, że rosyjski wymiar sprawiedliwości nie naruszył godności i nie naraził skarżących na traumę i straty moralne. Trybunał stwierdził, że postępowanie procesowe prowadzone przez proku-raturę rosyjską nie było sprzeczne z prawem międzynarodowym. Co więcej, prokuratura i sąd Rosji nie tylko nadal nie uznały, że Katyń był zbrodnią, ponieważ nie zrehabilitował dotąd polskich oficerów, uznając ich nadal, według stalinowskiej decyzji z 5 marca 1940 roku, za przestępców - osoby działają-ce na szkodę państwa rosyjskiego, szpiegów i zdeklarowanych wrogów Rosji! Nic dodać, nic ująć. Po prostu, stalinizm w czystej postaci! I to w XXI wieku, w Europie!
77
ROSJA. Muzeum katyńskie. Fot. oki, 2012 r.
ROSJA. Muzeum Katyńskie. Fot. oki. 2010 r.
na sprawy organizacyjne i wzajemne poznanie się. Jak wspomniałem, rzeczy-
wistym szefem podróżującej grupy był Witold Rawski, a jego prawą ręką
Jolanta Macenowicz - kierownik OOiDP WCEO. Na szefa „honorowego” po-
wołany został płk. Wojciech Matuszewski - szef sekretariatu Szefa SGWP,
który zapowiedział, że będzie zabierał głos tylko sytuacjach naprawdę ko-
niecznych i … dotrzymał słowa.
Niedługo po „stracie” za-
częła się praca, bo podróż histo-
ryczno-wojskowa, to nie wy-
cieczka i relaks. To także praca
intelektualna wszystkich jej
uczestników. Każdy z nas miał
do wygłoszenia po dwa referaty
o tematyce ściśle korespondują-
cej z odwiedzanymi miejscami.
Dla mnie to również notowanie i wykonywanie zdjęć fotograficznych, najbar-
dziej związanych z tematyką podróży. Co do zdjęć, od lat wykonuję je swoją
bardzo pakowną i szybką „ko-
mórką” NOKIA 95 i jeszcze się
nie zawiodłem. Kiedyś kosztowa-
ła przysłowiowe krocie, ale warto
było dać te pieniądze. Ruszając
z Warszawy miałem w komórce
ponad 1100 zdjęć i nic. Dorobi-
łem dalsze 450. Wytrzymała
próbę!
Wygłaszanie referatów
rozpoczął kmdr por. Marek Bartkowski z Komendy Portu Świnoujście, opisu-
jąc w swoim wystąpieniu najważniejsze etapy Bitwy Warszawskiej 1920 roku.
78
Płk Eugeniusz Orzechowski w Muzeum Katyńskim. 2010 r.
Tematyka tzw. „Cudu nad Wisłą” jest na ogół dość dobrze znana55, więc za-
ciekawić słuchaczy, zwłaszcza wyselekcjonowaną grupę osób interesujących
się historią wojskowości, nie było łatwo.
Niemal wszyscy zwrócili uwagę na ten fragment referatu, który dotyczył
rozszyfrowania sowieckich de-
pesz przez por. Jana Kowalew-
skiego i jego zespół w trakcie
wojny 1919-1920 z Rosją so-
wiecką. W sierpniu 1919 roku
złamane zostały pierwsze szyfry,
z których wynikało że rozpoczęte
zostały przygotowania do wojny
z Polską, gdy tymczasem so-
wieckie władze oficjalnie dekla-
rowały chęć zawarcia pokoju. Dzięki deszyfrowaniu depesz, które krążyły mię-
dzy Moskwą a dowództwami frontów, Naczelne Dowództwo WP posiadało wy-
starczającą wiedzę na temat zamiarów przeciwnika i mogło podejmować de-
cyzje odpowiednio do zmieniającej sytuacji wojskowej56. Z drugiej strony, aby
55
Trzeba wspomnieć o roli gen. Tadeusza Rozwadowskiego, w kontekście nieustannie trwającej dyskusji, kto właściwie był autorem planu Bitwy Warszawskiej. Także i tym razem, to pytanie nas nie ominęło. Ale - jak należało przypuszczać - pozostało bez jednoznacznej odpowiedzi. W każdym razie, dyskusja zakończyła się tym, co powszechnie wiadomo - że na oryginale rozkazu operacyjnego wy-danego przed Bitwą Warszawską, znajdującym się w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Warto podkreślić, że w zbiorach Instytutu przechowywany jest oryginał rozkazu operacyjnego do Bitwy Warszawskiej z sierpnia 1920 roku z podpisami Marszałka Jozefa Piłsudskiego, gen. Maxime Weyganda, gen. Edwarda Rydza-Śmigłego, gen. Kazimierza Sosnkowskiego i innych! 56 Bezcenną zdobyczą polskiego radiowywiadu była depesza z rozkazem operacyjnym Dowództwa XVI Armii z dnia 13 sierpnia 1920 roku do podległych jednostek następującej treści: „ … Armie za-chodniego frontu po walkach zajęły Mławę - Ciechanów - Pułtusk - Wyszków. 21 dywizji rozkazano dnia 13 VIII uderzyć na nieprzyjaciela działającego naprzeciw prawego skrzydła naszej armii z linii Zegrze - Załubice, w kierunku na Pragę. Rozkazuję dywizjom kontynuować ofensywę i wieczorem dnia 14 VIII 1920 r. zawładnąć następującymi rejonami: 27 dywizja - Łajsk - Stacja Jabłonna - Niepo-ręt; 2 dywizja - Radzymin - Stanisławów - Pustelnik - ( wyłącznie) - Helenów; 17 dywizja - Pustelnik - Marki - Turów - Wołomin; 10 dywizja - Mokrołok - Wawer - Jarosław - Okuniew; 8 dywizja - Karczew - Osieck - Kołbiel. Zwiady dywizyjne do tego czasu powinny dotrzeć aż do linii rzeki Wisły, w granicach dywizyjnych odcinków wyznaczonych w punkcie pierwszym mojej dyrektywy nr 505. Dowódca 27 dy-wizji ma współdziałać z 21 dywizją przy jej uderzeniu skierowanym na Pragę. Dowódca 10 dywizji ma mieć na widoku, że zależnie od okoliczności jego dywizja może mieć główny kierunek na Pragę w celu sforsowania rzeki Wisły w granicach Warszawy, co wymaga skoncentrowania jednej brygady w rejonie Okuniewa. O otrzymaniu niniejszego natychmiast zameldować”. /Lucjan Żeligowski, Wojna w roku 1920. Wspomnienia i rozważania, s. 82-83, Warszawa 1990/.
79
operacja warszawska mogła się udać, polskie dowództwo musiało utrzymać
swoje plany, dotyczące wielkiej kontrofensywy, w ścisłej tajemnicy. Stało się
jednak tak, że Sowieci mając już całą sprawę podaną, jak na przysłowiowym
„talerzu”, w momencie gdy znaleźli mapnik z rozkazem bojowym i mapą, przy
zabitym dowódcy Pułku Ochotniczego im. Stefana Batorego - majorze Wa-
cławie Drohojowskim, nie przyjęli tych dokumentów za prawdziwe, uznając
że Polacy chcą ich wprowadzić w błąd i zmusić do wydzielenia sił do osłony
lewego skrzydła wojsk idących na Warszawę.
Podobnie, bardzo wyjątkowym i niezwykle interesującym fragmentem
wojny 1920 roku było zajęcie w Ciechanowie, 15 sierpnia, przez kaliski 203.
Pułk Ułanów sztabu, kancelarii i zaplecza magazynowego sowieckiej 4. Armii
Szuwajewa Wraz z armijnym sztabem do niewoli dostała się jedna z dwóch
sowieckich radiostacji służących do utrzymywania łączności z dowództwem
w Mińsku. Polacy, sprytnie podłączyli się do sowieckiej sieci „na odbiór” i roz-
szyfrowali rozkaz dowódcy Frontu Zachodniego Michaiła Tuchaczewskiego,
który nakazywał 4 Armii zwrot na południowy-wschód i uderzenie na armię
gen. Władysława Sikorskiego związaną walką pod Nasielskiem. Jednocze-
śnie, nadajnik znajdujący się w warszawskiej Cytadeli został przestrojony na
częstotliwość rosyjską i w eter popłynęły wersety z Pisma Świętego, czytane
przez polskich radiotelegrafistów, co skutecznie uniemożliwiało odbiór, przez
drugą z sowieckich radiostacji, rozkazu dla 4 Armii przekazywanego przez
dowództwo Frontu Zachodniego. 4 Armia, zamiast zatrzymać swój marsz
i rozbić wojska Sikorskiego, co znacznie stępiłoby żądło polskiego uderzenia
znad Wieprza i Bugu, armia generała Szuwajewa wykonywała poprzedni roz-
kaz i posuwała się w głąb polskiego terytorium w kierunku na Toruń i, w ten
sposób, jedno z najsilniejszych sowieckich zgrupowań uderzeniowych nie
wzięło udziału w walkach o Warszawę.
Drugim, równie ważnym czynnikiem, który miał ogromny wpływ na
przebieg wojny /zwłaszcza w fazie walk o Warszawę i w momencie prowadze-
nia operacji z nad Bugu i Wieprza/ miały działania polskiego lotnictwa. Rzadko
się o tym pisze, tymczasem lotnictwo było wówczas typowym języczkiem
80
u wagi wywiadu powietrznego, ponieważ armie Frontu Zachodniego dowodzo-
ne przez Michaiła Tuchaczewskiego, praktycznie w ogóle, nie posiadały sa-
molotów i w konsekwencji nie posiadały szybkiej informacji o położeniu pol-
skich wojsk. W przeciwieństwie do wojsk polskich, które dysponowały samolo-
tami myśliwskimi, wywiadowczymi i eskadrą samolotów niszczycielskich
/mówiąc dzisiejszym językiem - samolotów bombowych/. Razem było to nieco
ponad 200 maszyn.
Najważniejszą rolą lotników był zwiad powietrzny i szybkie dostarczanie
Naczelnemu Dowództwu Wojska Polskiego i poszczególnym armiom informa-
cji o przemieszczaniu się przeciwnika.
Przed bitwą o Warszawę, Naczelne Dowództwo ześrodkowało wszystkie
samoloty w samej Warszawie, na polach mokotowskich. Przede wszystkim,
prowadzono obserwację z powietrza ruchów wojsk sowieckich. W systemie
rozpoznania powietrznego znajdowali się także obserwatorzy, których rozlo-
kowano /przeważnie na stacjach kolejowych/ na kierunkach dolotu do War-
szawy. Po zauważeniu wrogich samolotów mieli obowiązek powiadamiania
przez telefon Portu Lotniczego w Mokotowie. Tak zorganizowane rozpoznanie,
chociaż nie dawało pełnego obrazu ruchów sowieckich wojsk, pozwoliło na
odczytanie ogólnego zamiaru przeciwnika i na skoncentrowanie wysiłku
obronnego na najważniejszym kierunku - warszawskim.
W okresie kontrofensywy, eskadry lotnicze /liczące zaledwie po kilka
samolotów/ zostały przydzielone do frontów /Północnego i Środkowego/ oraz
poszczególnych armii lądowych. Była to jednak ciągle mała liczba maszyn.
Jeszcze w sierpniu dostarczone zostały samoloty z Anglii, które znacznie po-
prawiły sytuację polskiego lotnictwa. W tym konkretnym przypadku, dotyczą-
cym lotnictwa wojskowego, polska armia miała całkowitą przewagę nad prze-
ciwnikiem. Pomimo, że nie było jeszcze wystarczających zdolności do wyko-
rzystania tej przewagi w decydującym stopniu, to sam fakt pojawiania się na
głowami Sowietów Polskich samolotów, był dla nich bardzo deprymujący. Nie
udało się doprowadzić do regularnego współdziałania lotnictwa i oddziałów
wojsk lądowych, co skutkowało niedostatecznym wsparciem lotniczym w mo-
mencie rozpoczęcia kontrofensywy. Na przykład, w działaniach obronnych pod
81
Radzyminem, na tzw. przedmościu Warszawy, w miejscu najbardziej zacie-
kłego polskiego oporu, polskie lotnictwo było aktywne i dawało się we znaki
bolszewickim oddziałom, ale za wyjątkiem dwóch batalionów, cała 10 Dywizja
Piechoty pozostawała dopiero w fazie przygotowania do natarcia.
Jednakże, dobrym przykładem w tym względzie było działanie lotników
12. eskadry, którzy prowadzili rozpoznanie powietrzne na rzecz 5. armii
gen. Władysława Sikorskiego. Dowództwo 5. armii na porę otrzymało infor-
mację o odwrocie Sowietów i wydało rozkaz o przystąpieniu do pościgu w kie-
runku Narwi.
Najbardziej wypróbowaną formą wykorzystania samolotów przez polskie
Dowództwo Naczelne było ciągłe nękanie z powietrza wycofujących się so-
wieckich kolumn. Samoloty atakowały najpierw czoło kolumny, powodując jej
zatrzymanie, a następnie metodycznie ostrzeliwano i obrzucano bombami całą
kolumnę. Tak było, na przykład 9 sierpnia, gdy samolot zwiadowczy, najpierw
obrzucił bombami sowiecki pododdział w rejonie Małkini, a następnie ostrzelał
Sowietów na moście na Bugu. W tej samotnej akcji maszyna została mocno
postrzelana i wyglądała, jak sito, ale ranny pilot bezpiecznie wylądował na lot-
nisku polowym w m. Tłuszcz. Podobnie, 12 sierpnia, polski samolot ostrzelał
maszerujące, sowieckie kolumny. W desperackim ataku zginął strzelec pokła-
dowy. Samolot mocno ostrzelany, dociągnął jednak do lotniska w Tłuszczu.
Należy jednak dodać, że te działania nie wyrządzały Sowietom zbyt
wielkiej krzywdy. Rzeczywiste straty w ludziach i w uzbrojeniu były stosunko-
wo niewielkie. Natomiast, nisko lecące płatowce siały popłoch wśród koni i pa-
nikę wśród bojców. Co prawda, Rosjanie w trakcie panicznego odwrotu, spod
Warszawy, nie byli w stanie organizować systemowej obrony przeciwlotniczej,
ale prowadzili jednak sporadyczny ostrzał samolotów z broni ręcznej. W kilku
przypadkach nawet skuteczny, strącając ogółem dwa samoloty /dwa inne
uszkodzili/.
Trzecim, równie interesującym fragmentem wykładu dotyczącym Bitwy
Warszawskiej był kilkuzdaniowy opis niektórych zbrodniczych działań III kor-
82
pusu Konnego Gaja Bżyszkiana.57 Dzisiaj, pomimo że znane są dramatyczne
wydarzenia i okrucieństwa wojenne z okresu II wojny światowej, to opisy nie-
których zbrodniczych akcji popełnionych przez Kozaków Bżyszkiana mogą
przyprawić o prawdziwe dreszcze, ot choćby tylko kilka przykładów z sierpnia
1920 roku:
w Szydłowie /woj. mazowieckie/ - Kozacy Gaja Bżyszkiana pozabijali
saperkami i szablami 7 polskich oficerów i 92 szeregowych;
po zajęciu Ostrołęki, wymordowali polskich kawalerzystów z grupy
płk. Bolesława Roji wziętych do niewoli;
w Płocku zabili rannych żołnierzy i personel szpitala wojskowego około
100 osób; następnie, na wieść o możliwości okrążenia, po wycofaniu
się z miasta, zamordowali około 300 polskich żołnierzy wziętych do
niewoli.58
w okolicach Grodna, perfidnie potopili w Niemnie polskich jeńców
z 13. Pułku Ułanów Wileńskich, którzy dostali się do niewoli;
w miejscowości Chorzele zamęczyli i ograbili z mundurów i butów
74. polskich jeńców z 1. Syberyjskiego Pułku Piechoty Brygady
Syberyjskiej itd., itd.
Inne, odnotowane już powyżej przykłady, potwierdzają bardzo brutalne postę-
powanie „zastępów” Bżyszkiana, wobec powstańców i ludności cywilnej.
Oddziały III Korpusu Kawalerii Gaja Bżyszkiana bezlitośnie zamordo-
wały w wojnie 1920 roku łącznie więcej niż 1000 polskich jeńców. Zwykle,
mord zaczynał się grabienia mundurów i butów, potem następowało meto-
dyczne zabijanie, zwykle bez użycia broni palnej z powodu oszczędzania
amunicji.
57
Opis wybranych fragmentów działań, także brutalnych akcji III Korpusu Gaja Bżyszkiana znajduje się na stronach 9-22 niniejszych materiałów. 58
Wojna polsko-sowiecka, w temacie zbrodni popełnionych przez bolszewików na polskich żołnier-zach wziętych do niewoli, jest jeszcze ciągle mało znana. Często polscy żołnierze byli mordowani jeszcze na polu bitwy. Według przybliżonych danych w rękach Sowietów znalazło się 45 tysięcy pol-skich żołnierzy. Po podpisaniu traktatu pokojowego w 1921 roku do Polski powróciło około 26 tysięcy, reszta zginęła zaraz po dostaniu się do niewoli lub trafiła do łagrów, gdzie warunki były niesłychanie dramatyczne i nie dawały szans na przeżycie.
83
Pani płk Ewa Krzywańska /z sekretariatu Sekretarza Stanu w MON/
przedstawiła wybrane problemy tzw. obławy augustowskiej, zwanej też „Małym
Katyniem”. Jak wynika z dokumentów z tamtych lat /lipiec-sierpień 1945 roku/,
„leśni ludzie” z Armii Krajowej nie dawali spokoju strukturom organizującej się
nowej władzy, budowanej pod auspicjami komunistycznych agend sowieckich,
atakując posterunki milicji, placówki bankowe, wykonując wyroki na aktywi-
stach nękających żołnierzy podziemia itp. Ważną rolę w kierowaniu działania-
mi lokalnej 5.cio tysięcznej AK spełniała Tymczasowa Rada Ziemi Suwalskiej
i Polski Związek Powstańczy. AK Wiosną 1945 roku suwalsko-augustowskie
AK rozbiło aż 17 z 18.tu posterunków Milicji Obywatelskiej i wykonało 23 wy-
roki śmierci. Trzeba powiedzieć prawdę, że z rąk żołnierzy AK ginęli również
żołnierze jednostek NKWD. No cóż, działali na rzecz ZSRS i byli okupantami.
Na pewno nie byli bez winy. Dowództwo AK zdawało sobie sprawę, że trwa
bezpardonowa walka o przyszłą Polskę i o życie żołnierzy z lasu. Sowiecka
akcja rozpoczęła się 18 lipca 1945 roku w nocy lub o świcie. Przeprowadził ją
385. Pułk Strzelców Wojsk Wewnętrznych NKWD oraz polskie pododdziały
1. Praskiego Pułku Piechoty. Całą, zbrodniczą operacją przeciwko polskiemu
podziemiu niepodległościowemu kierował specjalny oddział Smiersz z 3. Fron-
tu Białoruskiego59
Aresztowano kilka tysięcy ludzi. Najpierw 2000 tysiące. Później, w nocy
z 24/25 lipca, powtórzono aresztowania, właściwie prawdziwą właściwie bran-
kę. W innych opracowaniach podaje się jeszcze większą liczbę aresztowa-
nych. Wszyscy zatrzymani byli „przebadani”, a ściślej mówiąc „przefiltrowani”,
ponieważ utworzono tzw. obozy filtracyjne, w których przetrzymywano aresz-
towanych, w bardzo ciężkich warunkach, w dołach wypełnionych wodą, pod
gołym niebem i skrępowanych drutem kolczastym. Wypróbowana, sowiecka
59
Smiersz, skrót od słów „Śmierć Szpiegom” - Zarząd Główny Kontrwywiadu Rosyjskiego przy Ludo-wym Komisariacie Obrony ZSRR, utworzony w 1943 roku był w swojej istocie działania bardzo podob-ny do formacji SS. Miał za zadanie wyłapywać szpiegów, zdrajców i kolaborantów w Armii Czerwonej i w innych strukturach i gremiach wojskowych oraz politycznych. Wiele tysięcy ludzi wpadło w łapy Śmierszu i żadna z tych osób nie mogła mieć dużej nadziei na dalsze życie. Zwykle kończyło się - jak często czytamy o tamtych latach - przysłowiowy „metr pod ziemią”. Według znawców problematyki Sowieci, w tamtych czasach, mieli najlepszą służbę bezpieczeństwa. Przykładem takiej jednostki był Smiersz. który tropił Rosjan, którzy w jakimkolwiek stopniu sprzeniewierzyli się stalinowskiej ideologii. Podobnie niszczył polskich patriotów, zwłaszcza z Armii Krajowej.
84
metoda postępowania z jeńcami, zwłaszcza z Polakami. Rodzaj posiłków
można już sobie wyobrazić. Po „przefiltrowaniu” pozostawiono blisko 600
osób60, których wyselekcjonowano po twardych przesłuchaniach i torturowaniu
w kilkudziesięciu różnych miejscach. Wkrótce okazało się, że wszelki ślad po
tych osobach zaginął. Do dzisiaj brak jest konkretnych informacji co się stało
z tymi ludźmi. Wiadomo, że zostali zamordowani. Gdzie znajdują się ich mogi-
ły? Tego nie udało się ustalić. Tym razem, „zbrodniarz nie zostawił śladów”.
Wszystko wskazuje na to, że ofiary wywieziono w nieznanym kierunku i gdzieś
tam się z nimi rozprawiono. W głębokich sowieckich archiwach Smierszu tkwi
tajemnica dramatu. Jeszcze jedna zbrodnia skrywana przez ludzi, którym bar-
dzo zależy, by nie ujawniono jej sprawców. Obecnie, znajdują się już niektóre
dokumenty świadczące o tym, że taka akcja została przeprowadzona. Padają
nazwiska oprawców. Gen. Wiktor Abakumow - dowódca wojsk kontrwywiadu
Smiersz nadzorował akcji „oczyszczania” lasów augustowskich i suwalskich
z polskich „bandytów”. Gen. Iwan Gorgonow przybył z Moskwy by dopilno-
wać osobiście likwidacji polskiego podziemia na Suwalszczyźnie i w powiecie
augustowskim. Przetrwała pamięć i uparcie trwają poszukiwania grobów. Od
kilku lat istnieją organizacje pozarządowe, które postawiły sobie za cel ich od-
szukanie. Przede wszystkim, działania poszukiwawcze prowadzi /od 2001 ro-
ku/ Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu In-
stytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku. Dzisiejszy brak powodzenia nie
oznacza, że nie zostaną odnalezione.61 Wiemy, że przez długie, długie lata nie
60
W piśmie Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej, sprzed kilkunastu lat, potwierdzono, że w 1945 roku nastąpiło aresztowanie przez organa Smiersz 3. Frontu Białoruskiego grupy 592 osób, które wspierały „antyradziecko nastawioną Armię Krajową”, ale stronie rosyjskiej dalszy los areszto-wanych nie jest znany. Władze rosyjskie, za pośrednictwem stowarzyszenia Memoriał przekazały kopie dwóch szyfrogramów generała Wiktora Abakumowa potwierdzające, iż za śmierć aresztowa-nych wówczas osób odpowiedzialne są oddziały Smierszu i NKWD. Obecnie, Rosjanie stwierdzają, że nie dysponują żadnymi materiałami pozwalającymi na określenie miejsca, bądź miejsc pochowku. 61
Ostatnie doniesienia prasowe /m.in. Nasz Dziennik Nr 244 z 18 października 2013 roku/ wskazują, że odnalezienie grobów pomordowanych w ramach tzw. obławy augustowskiej może być bliskie. Insty-tut Pamięci Narodowej sprawdzał, w ramach śledztwa w sprawie obławy augustowskiej, dwa miejsca wskazane przez świadka. Penetrowana była, pod względem archeologicznym metodą wierceń /do głębokości 2,5 m/, aczkolwiek bez powodzenia, m.in. stara żwirownia we wsi Sobole w woj. warmiń-sko-mazurskim, ok. 40 km od Augustowa. Teren żwirowni został wskazany, jako potencjalne miejsce, gdzie Sowieci mogli rozstrzelać dużą grupę Polaków. Nie znaleziono tam jednak, ani szczątków ludz-kich, ani innych przyczynków świadczących o możliwości pochówku osób pomordowanych w ramach obławy augustowskiej. Sprawdzane są inne miejsca. Zakłada się, że najbardziej prawdopodobnym miejscem pochówku są okolice Grodna /Białoruś/ lub Olecka /woj. warmińsko-mazurskie/.
85
Matka Boska Sejneńska. Fot. rjm, 2912 r.
XVII. wieczna Bazylika i klasztor w Sejnach. Fot. rjm, 2012 r.
udawało się odnaleźć licznych grobów jeńców polskich z obozów sowieckich
pomordowanych w latach 1939-1940. Jeszcze nie wszystkie miejsca kaźni
i pochówku udało się ustalić z czasów straszliwych mordów polskiej ludności,
dokonanych przez UPA /OUN/ w Zachodniej Ukrainie, szczególnie w latach
1942-1945.
Około południa byliśmy w niewielkiej,
uroczej miejscowości przygranicznej - Sejny.
Przed przekroczeniem granicy z Litwą usta-
lono dwugodzinną przerwę i mieliśmy okazję
pospacerować po, tym niewielkim, ale uro-
czym miasteczku. Upał dawał się we znaki
i kto mógł szukał cienia. Można było zaob-
serwować, że miasteczko żyje swoim, wła-
snym rytmem, ale bez pośpiechu, jakby to
wszystko, co się wydarzy, było już oczywi-
ste. Podobno, nazwa miasteczka pochodzi
od niewielkiej rzeczki przepływającej przez
miejscowość, która dzisiaj nie nazywa się
Seina /jak wówczas, gdy powstawało/, lecz dość prostacko - Marycha,
i jest lewobrzeżnym dopływem
Czarnej Hańczy. Inne wyjaśnie-
nie łączy nazwę miasteczka
z wyrazem „seina”, co w języku
jaćwieskim /Jaćwingowie za-
mieszkiwali te obszary Suwalsz-
czyzny do XIII wieku, kiedy zo-
stali wytępieni przez Krzyżaków/
oznaczało wysoką trawę pora-
stającą brzegi rzeki. W miastecz-
ku krzyżowały się różne kultury,
gdyż było zamieszkiwane, nie tylko przez Polaków, ale także przez Żydów
86
/którzy rozwijali handel i przemysł/, Litwinów, Białorusinów i Niemców. Dzisiaj,
Sejny znane są raczej z Bazyliki Nawiedzenia Najświętszej Maryji Panny
/dzisiejsza bazylika, jeden z najpiękniejszych kościołów w Polsce został zbu-
dowany w latach 1610-1619/ i podominikańskiego klasztoru z XVII wieku oraz
… wydarzenia historycznego, jakim było tzw. powstanie sejneńskie w 1919
roku62.
Klasztor i kościół są tak okazałe, że robią wrażenie na wszystkich, któ-
rzy zawitają do Sejn. Wewnątrz kościoła zwracają uwagę malowidła ścienne
i wspaniałe organy oraz wieloma cudami słynąca figura Matki Bożej Sejneń-
skiej /sprowadzona tu w 1602 roku/. Naprzeciw Bazyliki, na Placu św. Agaty
od 1798 roku stoi kaplica św. Agaty z lipową figurą świętej /która miała chronić
miasto od pożarów, których tu nie brakowało, m.in. za czasów szwedzkich
i wojny północnej/, ustawioną na dachu kaplicy w 1898 roku.
Jako, że była to podróż historyczna, zatrzymamy się na krótkim opisaniu
zwycięskiego powstania sejneńskiego. Przed wybuchem I wojny światowej
powiat sejneński W okresie I wojny światowej /ściślej od lata 1915 roku/ powiat
sejneński znajdował się pod okupacją niemiecką. Co prawda, Niemcy uznawa-
li polski samorząd, ale faworyzowali władze litewskie, które stale rozszerzały
swoje posiadanie na terenie powiatów Augustowskiego, Sejneńskiego i Su-
walskiego. Ponieważ, Litwinów na terenie tych powiatów było, jak na lekar-
stwo, ściągano ich z Kowieńszczyzny. Litwini zajmowali najważniejsze urzędy
oraz obsadzali Policję i sądownictwo. W maju 1919 roku do Sejn i Suwałk
wkroczyły oddziały litewskiego wojska. Od tego czasu Litwini, wspierani przez
Niemców, byli górą i wobec Polaków narastały, z ich strony, naciski i coraz
częstsze akty przemocy. Miało to ścisły związek z ogólną sytuacją, jaka istnia-
62
Informacje pochodzą z wykładu Andrzeja Nowaka, wygłoszonego podczas opisywanej podróży 21.06.2013 roku. Sejny położone są na tzw. Pojezierzu Wschodniosuwalskim i powstały w latach -1602. Założycielem miejscowości, którą pierwotnie nazwano Juriewo był starosta przełomski i płotelski Jerzy Grodziński. Ta nazwa się jednak nie przyjęła. W 1602 roku Sejny zostały podarowane zakonowi dominikanów. Losy Sejn mają ścisły związek z położeniem na pograniczu interesów Polski, Litwy, Rosji i Białorusi. Stąd mieszkali tu, obok Polaków, także Żydzi, Litwini, Rosjanie, Niemcy i Białorusini. 19.07.1919 roku Sejny zostały zajęte przez Litwinów ze wsparciem oddziałów bolszewickich. Do 1939 roku stacjonował w Sejnach batalion KOP „Sejny”. Po wojnie Sejny znalazły się w granicach RP. W mieście mieszkają /w mniejszości/ także Litwini i znajduje się konsulat Republiki Litewskiej.
87
ła na tle stosunków polsko-litewskich, a zwłaszcza próby zawładnięcia całą
Suwalszczyzną i ustanowienia granicy na rzece Biebrza. Zresztą, nie był to
koniec litewskich planów zmian terytorialnych, kosztem Polski. Liczyli na za-
władnięcie Białegostoku, Podlasia, także północnego Polesia oraz ziem - gro-
dzieńskiej i nowogródzkiej.
Polakom, na tych obszarach, pozostawały apelacje do władz międzyna-
rodowych oraz interwencje w polskim Sejmie, wreszcie zbrojna samoobrona.
W tamtym czasie, w 1918 i w 1919 roku rolę czynnika obronnego spełniała
Polska Organizacja Wojskowa /POW/, licząca około 1500 ludzi. Latem 1919
roku, Niemcy wycofujący się z większości terenów powiatu augustowskiego,
przekazali władzę Polakom. Inaczej było w powiecie sejneńskim, gdzie Niem-
cy oddali władzę Litwinom, co oznaczało, że znaczna część powiatów suwal-
skiego i augustowskiego oraz cały powiat sejneński znajdą się rękach Litwi-
nów. W tej sytuacji, około 100 tysięcy polskiej ludności znalazłoby się w grani-
cach państwa litewskiego, i to w bardzo trudnym położeniu, bez ochrony pod-
stawowych praw mniejszości.
12 sierpnia 1919 roku odbył się zjazd delegatów ludności polskiej pół-
nocnej Suwalszczyzny, który uchwalił rezolucję włączającą te tereny do Rze-
czypospolitej. 16 sierpnia Komenda Okręgu Suwalskiego POW zdecydowała
o wybuchu powstania. Nie było to na rękę Józefowi Piłsudskiemu, który lan-
sował pogląd o utworzeniu federacji państw bałtyckich, Białorusi i Ukrainy, ja-
ko przeciwwagi Sowietom. W tym czasie, złe stosunki z Litwą i zbrojny konflikt
doprowadziły do wydania decyzji Marszałka Focha, reprezentującego Radę
Najwyższą Ententy, ustalającą linię rozgraniczenia wojsk polskich i litewskich.
Północna Suwalszczyzna powracała do Polski, ale reszta ziem z przewagą
ludności polskiej czekała na oswobodzenie. Walki rozpoczęły się w nocy 22/23
sierpnia częściowym opanowaniem Sejn. Polacy opanowali komendę wojsko-
wą miasta i ratusz, w którym stacjonowała żandarmeria litewska. Ciągle sytua-
cja nie była opanowana. Tymczasem, 23 sierpnia, 41 Suwalski Pułk Piechoty
zajął Suwałki opuszczone przez Niemców. 25 sierpnia atak na Sejny przypu-
ściły dwa bataliony litewskie wsparte oddziałem ochotników niemieckich. Po-
nieważ, polskim żołnierzom kończyła się amunicja, 800.osobowy oddział po
88
WILNO. Rossa. Wiekowe mogiły toną w dzikiej zieleni. Fot. oki, 2010 r.
WILNO. Grób rzeźbiarza Antoniego Wiwul-skiego. Fot. rjm, 2012 r.
dwugodzinnej walce zmuszony był do wycofywania się z miasta. W tym cza-
sie, do walki wkroczył pluton polskiej kawalerii, uderzając na tyły oddziałów
litewsko-niemieckich. Jeszcze tego samego dnia Sejny znalazły się w polskich
rękach. W kolejnych dniach, 26 i 27 sierpnia oddziały POW współdziałając
z batalionami 41. Suwalskiego
Pułku Piechoty zajęły większą
część powiatu sejneńskiego.
8 grudnia 1919 roku linia Focha,
jako międzynarodowa sankcja
graniczna, podzieliła ostatecznie
Suwalszczyznę na część polską
i litewską wg następującej linii:
m. Wisztyniec przy granicy
z Prusami Wsch. po stronie
litewskiej - dalej po stronie polskiej płd.
wsch. od Berżnik - Suwałki - Krasnopol -
Sejny - rz. Niemen - płn. wsch. do m. Oran -
płn. wsch. Dubinki - Torki - Landwarów -
Wilno - Nowa Wilejka.
Pisząc o Litwie, trzeba - nie bez tęsk-
noty - podkreślać że w przeszłości byliśmy
złączeni unią personalną i państwową. Za-
grożenie ze strony państwa krzyżackiego
zbliżyło oba narody i oba państwa, potem
kolejne wydarzenia w historii doprowadziły
do utworzenia Rzeczpospolitej Obojga Na-
rodów.
Dzisiaj mieszka na Litwie około 200 ty-
sięcy Polaków, a może i więcej. Liczy się, że jest to blisko 7 % ogółu ludności.
Nie jest to dużo, ale Polacy i tak stanowią, po Rosjanach, najliczniejszą mniej-
szość narodową na Litwie. Najwięcej Polaków mieszka w Wilnie i w okręgu
89
WILNO. Cmentarz na Rossie. Fragment polski. Fot. oki, 2010 r.
WILNO. Rossa. Grób pierwszej żony Józefa Piłsudskiego
Marii Juszkiewicz z domu Koplewskich. Fot, rjm, 2012 r.
wileńskim /ok. 23 % populacji/, w tym, m.in. w Solecznikach i Święcianach
i Trokach. Także w okręgach kowieńskim, uściańskim i olickim. Nam bliskie są
również nazwy takich miejscowości, które przewinęły się na kartach historii
Polski, jak Druskienniki, Kłajpeda Kowno, Kiejdany, Mariampol, Podbrodzie,
Poniewież i inne. Oczywiście, wie-
lu Polaków, którzy są złączeni z
dawną Litwą więzami rodowymi,
czy też tam posiadają rodzinne
korzenie, uczuciowo lgnie do tego
kraju. Właściwie wszyscy jeste-
śmy zakochani w Wilnie. Kto raz
zobaczy to miasto, jest w nim
zakochany po uszy. Sam tego
doświadczam, chociaż moja, na-
dal wielka, rodzina w połowie pochodzi spod Stanisławowa, a więc
z województwa lwowskiego, to zakochanie w Wilnie pozostaje.
O 14.45 przekroczyliśmy granicę z Litwą w Ogrodnikach. Być może, że
nie zauważylibyśmy, że jesteśmy
już na Litwie, gdyby nie całkowita
zmiana widoków za oknem na-
szego Mercedesa. Po lewej i po
prawej stronie nic tylko życie cof-
nęło się o jakieś 50 lat. Komplet-
ny brak upraw, domostwa kryte
eternitem /przypominjące lata
sześćdziesiąte/, konne wozy, wi-
dły, malutkie, obskurne stacje
benzynowe i fatalna droga nie robiło to dobrego wrażenia. Niestety, Republika
Litewska na terenach, które kiedyś należały do Polski, sama nic nie robi i nie
daje możliwości, by zrobili tam coś dobrego polscy obywatele. W tym wzglę-
dzie nie bez znaczenia są działania Litewskiego Ruchu Niepodległościowego
90
SAJUDIS. Duże wrażenie robią, przynajmniej na mnie, polskie przy-
drożne kapliczki, które nadal są świadkami polskości na tych ziemiach. Na-
szym rodakom, którzy zostali na Litwie nie żyje się tak, jakby tego chcieli.
Znane są bardzo poważne ograniczenia w zakresie nauki języka polskiego,
literatury i rodzimej historii. Nieprzyjazne decyzje litewskich władz w sprawie
pisowni polskich nazwisk są przedmiotem ciągłych sporów. Szkoda, że Litwini
przestali się liczyć ze zdaniem Polaków tam mieszkających. Wyraźnie można
dostrzec wrogość, jaka cechuje Litwinów wobec polskiego narodu. Trzeba cią-
gle przypominać, że to działa na szkodę obu stron. Doszło do tego, że „litew-
scy” Polacy wchodzą w sojusze wyborcze z … Rosjanami. Nie wierzę, że Li-
twini nie wiedzą, że 80% obrotów z turystyki pochodzi od polskich turystów
/chociaż coraz więcej polskich turystów wybiera Petersburg/. Szkoda, że
w tym kontekście bywają takie przypadki, jak wyrzucenie †prof. Józefa Sza-
niawskiego z katedry wileńskiej, tylko dlatego, że rozmawiał z osobą towarzy-
szącą w języku polskim.
WILNO. Grób matki Józefa Piłsudskiego i złożone w nim serce Marszałka. Fot. rjm, 2012 r.
91
WILNO. Prezes Zarządu Okręgu Związku Oficerów Rezerwy RP im. Marszałka Józefa Piłsudskiego
Roman Misiak składa symboliczną wiązankę na grobie Marszałka. Fot. rjm, 2012 r.
O godz. 15.42 przejeżdżamy przez most na rzece Niemen. Rzeka nie
przypomina tej z filmu „Nad Niemnem”, ale bicie serca, jakby przyspieszyło.
Nadal jest upał - 31°C. Za oknami autokaru zaczynają pojawiać się bardziej
współczesne zabudowania i nawet zobaczyliśmy trzy małe elektrownie wiatra-
kowe, skoszone siano w belach i - od dłuższego czasu - wysoki las /sosnowy/.
Do Wilna zostało 75 km. Świat oglądany z autokaru staje się coraz cie-
kawszy i sympatyczniejszy. Po-
jawiły się zabudowania z białej
cegły i uprawy jakiegoś rzepaku,
marnego żyta, kukurydzy i owsa.
Jakieś malutkie lotnisko i Wilno.
Jest 16.50.
Rozlokowujemy się w ho-
telu Europa City Vilnus i po kola-
cji udajemy się w małych grup-
kach na wieczorny spacer po
mieście. Zwiedzamy wileńskie
Stare Miasto i Ostrą Bramę. Jest to dla mnie druga wizyta w kaplicy Ostrej
Bramy. Krótka modlitwa i kilka zdjęć. Zdjęć wykonuję bardzo dużo. Na każdym
kroku jest co fotografować. Piękne ulice, zabytki sakralne
i miejsca uświęcone dla Polaków.
Mamy 22 czerwca 2013 roku. Dzielnica Wilna - Rossa. Niezwykły cmen-
tarz, na wskroś polski, istniejący od 1769 roku. Już nieczynny, od 1967 roku.
Zatrzymujemy się przy mauzoleum Matki /Marii Billewiczówny/
i Serca Marszałka. Składamy kwiaty przy grobie. W części wojskowej cmenta-
rza, w równych szeregach krzyże na mogiłach polskich żołnierzy z wojny 1920
roku. Niektóre mogiły są dziwnie uszkodzone, jakby jakaś ręka specjalnie to
zrobiła. Nasz przewodnik mówi, że co roku widoczne są coraz to nowe uszko-
dzenia!
92
WILNO. Bliski sercom kresowiaków stary cmentarz na wileńskiej Rossie. Fot. rjm, 2012 r.
WILNO. Czarny anioł na Rossie. Fot. rjm, 2012 r.
Dalej ruszamy cmentarnymi ścieżkami pośród polskich grobów z pol-
skimi nazwiskami: Joachim Lelewel /1786-1861, profesor literatury i działacz
polityczny z okresu powstania listopadowego, znał aż 12 języków/; Władysław
Syrokomla /1823-1862,
znany poeta okresu ro-
mantyzmu, właściwe na-
zwisko Ludwik Włady-
sław Franciszek Kon-
dratowicz, herbu
>Syrokomla<; Ludwika
Piłsudska Majewska
/1880-1924, siostra J.
Piłsudskiego/, Maria
Piłsudska z domu Ko-
plewska, /po pierwszym
mężu - Juszkiewiczowa/ pierwsza żona J. Piłsudskiego /była przedmiotem
miłosnej rywalizacji Piłsudskiego
z Romanem Dmowskim, którą przesądził
na swoją stronę Piłsudski, co być może
miało wpływ na nienajlepsze stosunki po-
między oboma politykami/; Adam Piłsudski
/1869-1935, brat J. Piłsudskiego/; Euze-
biusz Słowacki /1773-1814, ojciec Juliu-
sza Słowackiego/; Antoni Wiwulski
/1877-1919, rzeźbiarz, twórca słynnego
Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie,
ufundowanego przez Ignacego Paderew-
skiego i Pomnika Trzech Krzyży w Wilnie/;
August Ludwik Bécu /1771-1824, profesor
medycyny chirurg, ojczym Juliusza Sło-
wackiego; Adam Mickiewicz w III części Dziadów przedstawił Augusta Bécu
jako zausznika Nikołaja Nowosilcowa, co spowodowało oburzenie Słowac-
93
WILNO. Rossa. Historia, piękno i polski duch. Fot. rjm, 2012 r.
kiego do tego stopnia, że chciał wyzwać Mickiewicza na pojedynek; co praw-
da, do pojedynku nie doszło, ale wzajemna niechęć wielkich obu poetów po-
została do końca; Jędrzej Śniadecki /1768-1838, chemik lekarz, filozof, autor
pierwszego polskiego podręcznika chemii/ i jeszcze wielu, wielu innych za-
cnych postaci.
Uroda cmentarza pobudza do refleksji nad historią naszego narodu.
Bogata architektura nagrobków, w dużej części zniszczonych przez czas,
przypomina o przemijaniu. Piękne, charakterystyczne kształty Czarnego Anio-
ła zmuszają do zatrzymania się i podziwiania kunsztu dłuta artysty. Wielkie
znaczenie odgrywa cmentarna przyroda, stare drzewa, zieleń i bardzo uroz-
maicone ukształtowanie terenu ogromnego cmentarza, czynią go naprawdę
niepowtarzalnym.
Po zwiedzeniu Cmentarza
na Rossie, ruszamy na Łotwę.
O godzinie 17.15 przekraczamy
granicę i po 50 kilometrach
wjeżdżamy do stolicy Łotwy -
Rygi, 700.tysięcznego miasta
nad Zatoką Ryską. Już po kilku
chwilach, mogłem stwierdzić, że
jestem w jednym z najpiękniej-
szych miast Europy. Dźwina - ogromna i piękna rzeka dodaje miastu niezwy-
kłego uroku. Pełnomorskie statki przy nabrzeżu przypominają, że Ryga jest
miastem morskim z własnym portem.
94
WILNO. Ostra Brama. Matka Boska Wileńska. Fot. rjm, 2012 r.
WILNO. Wszystkie drogi prowadzą do Ostrej Bramy. Fot. oki, 2010 r.
Na każdym kroku widać
bardzo wielką dbałość o szcze-
góły przepięknej architektury ry-
skich ulic i miejskich zaułków.
Ryga jest wpisana na listę świa-
towego dziedzictwa kulturowego
UNESCO. Stanowi jedno z naj-
większych w Europie skupisk
architektury secesyjnej. Miasto
bajecznie kolorowe, przesiąknięte
kulturą zachodnią. Wszędzie panuje nieskazitelna czystość i iście niemiecki
porządek. Fasady domów urzekają wykwintnymi portalami, ornamentyką
i zdobieniami. Wszędzie mnóstwo restau-
racji, pubów i piwiarni, gwarno i wesoło do
późnej nocy.
Kwaterujemy w dużym hotelu „Mari-
tim Park”, jemy obfitą obiadokolację
i ruszamy „w miasto”. Do hotelu łatwo tra-
fić, bo widać go z drugiego brzegu rzeki.
Przejść przez prawie kilometrowy most i już
się jest tuż, tuż hotelu. Spacerujemy po
mieście i podziwiamy jego niebanalne, je-
dyne w swoim rodzaju, ryskie piękno. Nie
można oderwać oczu od ślicznych, sece-
syjnych kamienic i wielkich, wspaniałych
gmachów.
95
WILNO. Adam Mickiewicz. Fot. rjm, 2012 r.
Pierwszym na liście zabytków
Rygi jest Zamek Kawalerów Mieczo-
wych z XIV wieku /najważniejsza sie-
dziba zakonu/. Zburzony pod koniec
XV wieku. Odbudowany w 1515 roku,
dodano wówczas dwie okrągłe baszty.
W okresie Rzeczpospolitej Obojga
Narodów Zamek był siedzibą na-
miestników króla polskiego - hetmana
Jana K. Chodkiewicza i księcia Je-
rzego Radziwiłla z polską załogą,
m.in. na zamku rezydował król Stefan
Batory, który przychodził na msze św.
do Kościoła św. Jakuba. Od 1938 roku
zamek jest siedzibą łotewskiego par-
lamentu.
Nad miastem góruje jedna z najstarszych budowli Rygi - katedra prote-
stancka z wysoką, 90 metrową wieżą usytuowana tuż nad Dźwiną.
Wielkim obiektem kultury sakralnej jest także Kościół św. Piotra z wieżą
o wysokości 123,25 metrów. Pierwotnie, wieża była nawet wyższa, ale kilka-
krotnie płonęła. Podczas wojny, w 1941 roku, zniszczyli ją Niemcy. Bardzo
ucierpiała także sama bryła kościoła, dzisiaj - po odbudowie - jest ozdobą Ry-
gi.
Dla Polaków ważnym obiektem historycznym jest dawny Dwór Artusa,
dzisiaj nazwany Domem Czarnogłowych, budowla z XIV wieku usytuowana na
Starym Mieście, w której podpisany został tzw. traktat ryski po wojnie polsko-
sowieckiej. Fasada budowli może zachwycić każdego.
96
RYGA. W głębi Zamek Kawalerów Mieczowych - siedziba parlamentu ryskiego. Fot. rjm, 2012 r.
RYGA. Dwór Artusa czyli Dom Czarnogłowych. Fot. rjm, 2012 r.
Ryski Bulwar Wolności.
Nie można być w Rydze i nie
zobaczyć pomnika Wolności,
który został tu ustawiony w miej-
sce pomnika Piotra Wielkiego na
koniu. Budowa pomnika została
ukończona w 1935 roku. Przed-
stawia wysoki 19.metrowy cokół,
na którym tryumfuje kobieta sym-
bolizująca Łotwę. W 1945 roku
los pomnika był zagrożony ze strony ZSRR, ale udało się i w 1991 roku zlikwi-
dowany został pomnik Włodzimierza Lenina, który stał po przeciwległej stronie
ryskiego Bulwaru. W dniu pobytu naszej
grupy w Rydze, pod pomnikiem trwały przy-
gotowania do święta Kupały i łotewscy żoł-
nierze ćwiczyli zajmowanie postawy warty
honorowej. Ryga zapadła mi głęboko w
serce. Pewnie nie tylko mnie. Nie zmącił
tego zapatrzenia w uroki Rygi, nawet fakt,
że wchodząc do jakiegoś pubu na małe ja-
sne, słyszeliśmy niemieckie marsze z cza-
sów Hitlera, które natychmiast ucichły, gdy
przekroczyliśmy próg pubu. Trzeba nam
wiedzieć, że wszyscy w Rydze wiedzieli,
że do miasta przybyli polscy żołnierze(!)
Rano, 23 czerwca 2013 roku - ruszamy do Dyneburga w Łatga-
lii/łot.Latgale południowo-wschodniej części Łotwy /dawnych, polskich Inflant;
w języku łotewskim - Daugavpils, łotewska nazwa miasta pochodzi od rzeki
Daugava czyli Dźwina oraz słowa pils - zamek; w j. polskim to Dźwińsk lub
Dźwinów/.
97
Obelisk poświęcony bitwie pod Kircholmem.
Fot. rjm, 2012 r.
Witold Rawski „pod Kircholmem”. Fot. rjm. 2012 r.
Po drodze zatrzymujmy się przy obelisku przypominającym bitwę pod
Kircholmem /łotewska nazwa miejscowości
- Salaspils, około 25 km na południowy
wschód od Rygi/. Ponieważ jest to podróż
historyczna nie może się obyć bez krótkie-
go opisu bitwy i kilku pamiątkowych zdjęć.
Podobnie, przy okazji innych referatów,
również i tym razem zasadniczy głos
w sprawie /czyt. podłoża historycznego
i przebiegu samej bitwy/ miał rzeczywisty
„szef” naszej grupy - Witold Rawski.
Sprowadzając jego kilkunastominutowe
wystąpienie do notki historycznej „w piguł-
ce” można stwierdzić: „27 września 1605
roku, w trakcie tzw. II wojny szwedzkiej /a było ich cztery/ wojska Korony
i Wielkiego Księstwa Litewskie-
go wsparte siłami Księstwa Kur-
landii pokonały wojska szwedz-
kie króla Karola IX /wcześniej
księcia Karola Sudermańskiego/
pod Kircholmem”. Rzecz szła nie
tylko o panowanie na Inflantach,
ale także o tron szwedzki.63
Chcąc powiedzieć nieco więcej,
trzeba wyjaśnić, że długotrwała
63
Król polski /od 17587 r./ Zygmunt III Waza był synem króla szwedzkiego i czuł się uprawniony do przejęciu korony szwedzkiej po śmierci ojca, ale pretendentem do tronu szwedzkiego był także stryj Zygmunta III Wazy - Karol Sudermański. Pierwsze starcie o sukcesję zakończyło sie porażką Zyg-munta III Wazy /klęska pod Linköping/. Sejm szwedzki ostatecznie odrzucił kandydaturę Zygmunta III Wazy, który jednak nie zrezygnował i wyszedł z wojskiem naprzeciw Szwedom w Inflantach.
98
RYGA. Nabrzeże pasażerskie ryskiego portu. Szwedzki
wycieczkowiec „Vision”. Fot. rjm, 2012 r.
ŁOTWA. Ryga. Miasto słynące z uroku, pełne ciepła i kolorowych uliczek. Fot. rjm, 2012 r.
wojna o Inflanty64 roz-
poczęła się w 1600 roku i
trwała do 1611 roku. W od-
powiedzi na zajęcie Estonii
przez wojska litewsko-
polskie, Szwedzi mocno
zainteresowani Inflantami /w
tym czasie Inflanty były len-
nem Korony/, podjęli wielo-
kierunkowy atak, ale litewski
Hetman Wielki Krzysztof
Radziwiłł „Piorun” rozbił ich
wojska pod Kiesią. Z 7000 żołnierzy uratowało się zaledwie 300/!/. Podobnie,
sromotne baty Szwedzi dostali pod Kokenhausem. Tym razem, z 6000 zginę-
ła połowa. Na co, Karol IX Sudermański wystawił armię w sile siedemnastu
tysięcy, która ruszyła
w sukurs ocalałym nie-
dobitkom. Wobec znacz-
nej przewagi sił szwedz-
kich, Radziwiłł wycofał
się, ze swoim, dużo
mniej licznym /około
4000/ i już mocno potur-
bowanym wojskiem, pod
Rygę. Na pomoc Litwi-
nom, obleganym w Rydze,
ruszył król Zygmunt III
64
Inflanty /Livland/ - obszar nad rzeką Dźwiną i Zatoką Ryską, nazwany tak w średniowieczu, powią-zany z zakonem kawalerów mieczowych, zamieszkały wówczas przez plemiona bałtyckie dzisiejszych Estończyków i Łotyszy/.
99
ŁOTWA. Ryga. Każdy detal tego miasta jest bardzo starannie odrestaurowany.
Fot. rjm, 2012 r.
ŁOTWA. Ryga. Na każdym kroku spotyka się urzekające piękno i niezwykłą harmonię architektury europejskiej
Wschodu. Fot. rjm, 2012 r.
Waza mając ze sobą 14000 jazdy i 6000 piechurów. Szwedzi w obawie przed
starciem, które mogłoby skończyć się dla
nich jeszcze większą klęską, opuścili Inflan-
ty, zostawiając swoje załogi w Białym Ka-
mieniu, w Parnawie i w Dorpacie. Zygmunt
III Waza powrócił do kraju, oddając do-
wództwo nad wojskiem hetmanowi Janowi
Zamojskiemu. Jednakże, sytuacja wojsk
polsko-litewskich pogorszyła się wraz z na-
staniem srogiej zimy i trudnościami aprowi-
zacyjnymi. Znaczna część żołnierzy, znie-
chęcona brakiem żołdu, opuściła szeregi
polsko-litewskiej armii. W 1603 roku het-
man polny litewski Jan Karol Chodkiewicz
/który objął dowództwo nad wojskiem po
śmierci Radziwiłła/ z 4000 żołnierzy zdobył Biały Kamień i Dorpat. W 1604 ro-
ku Szwedzi ruszyli się znowu do Inflant. Na
czele wojennego pochodu stanął sam Karol
IX. Jego wojska, w sile 14000 żołnierzy, lą-
dowały pod Rygą, Rewlem i Parnawą. Het-
man Chodkiewicz, próbował nie dopuścić
do połączenia się wszystkich szwedzkich
sił, które jednak zdążyły skoncentrować się
wokół Rygi, stanął obozem pod Kircholmem
i postanowił sprokurować bitwę. Szwedzi,
mając świadomość dużej przewagi w sile
wojskowej /11000 piechoty i 300 jazdy,
m.in. zaciężni holenderscy, szkoccy i nie-
100
mieccy/, zrezygnowali ze zdobywania Rygi i postanowili najpierw rozprawić się
z Chodkiewiczem, który miał zaledwie 2700 jazdy i 1040 piechoty; także od-
działy kozackie, tatarskie i kurlandzkie/. Wyruszyli spod Rygi w strugach ulew-
nego deszczu pod oddalony o 13 km Kircholm. Tymczasem, Chodkiewicz nie
miał dużo wojska, ale miał głowę na karku, tzn. pomysł na dynamiczne i nie-
schematyczne prowadzenie bitwy. Najpierw, „jego ludzie” rozsiewali wieści, że
jego wojsko jest całkowicie zdemoralizowane i słabe, niezdolne do większego
wysiłku, ale zdecydowane stoczyć bitwę. Następnie, ukrył swoje wojska za
wzgórkami, na prawym brzegu Dźwiny i podstępnie, przez kilka godzin, wysy-
łał harcowników, pozorując nadejście posiłków. W końcu rzucił na szwedzką
piechotę nieduży, 300.osobowy oddział ciężkozbrojnych husarzy i nie wiado-
mo jakby się to skończyło, gdyby nie pojawienie się 300 rajtarów kurlandzkich
/dowodzonych przez księcia Kurlandii Fryderyka Kettlera, którzy pomogli
rozproszyć i rozbić szeregi szwedzkiej piechoty. Pomimo, że szwedzka pie-
chota i strzelcy nie próżnowali, ruszyło kolejne, dużo silniejsze polskie natarcie
/500 husarzy i 710 jazdy/, które rozbiło lewe skrzydło szwedzkiego ugrupowa-
nia. Pod naporem polskiej husarii padło również prawe skrzydło złożone wy-
łącznie z piechoty. Bitwa była wygrana,
chociaż szwedzkie odwody jeszcze przez
dłuższą chwilę próbowały odwrócić jej losy,
ale było już za późno, ponieważ Chodkie-
wicz też dysponował odwodem, który zała-
twił całą sprawę. Szwedzi rzucili się do
ucieczki. Było po bitwie. Nie pomogła
przewaga wojsk szwedzkich, tzn. doskona-
le wyszkolona piechota, ponieważ Chod-
kiewicz odważnie stosował manewr i miał
… siłę niezwyciężoną, przełamującą nie-
przyjacielskie szyki - husarię. Wydaje się,
że wojska Chodkiewicza nie zajmowały wy-
godnych pozycji do stoczenia bitwy
z przeważającymi siłami Karola IX, ale potrafił skoncentrować wysiłek na naj-
ŁOTWA. RYGA. Jedna z wielu uroczych uliczek Starego Miasta. Fot. rjm, 2012 r.
101
Niewielka cerkiew znajdująca się nieopodal hotelu, w którym zamieszkaliśmy, jest fascynującym dla oka
obiektem sakralnym. Fot. rjm, 2012 r.
ważniejszych kierunkach uderzenia, aby zdobyć przewagę i … zwyciężyć trzy-
krotnie większą armię szwedzką. Karol IX, stawiał opór na czele resztek swo-
ich rajtarów, ale w końcu musiał ustąpić i uciekł z pola walki. Natychmiast
wsiadł na okręt i skierował się z powrotem do Szwecji. Na polu bitwy zostawił
więcej niż 6000/!/ swoich żołnierzy /część żołnierzy potopiła się w nurtach
Dźwiny, a wielu wpadło w ręce chłopów i też nie przeżyło/. Zginęli także naj-
ważniejsi dowódcy, m.in. Fryderyk książę Lüneburga /1578-1605/ i gen. An-
dersen Lennartsson. Chodkiewicz zdobył szwedzkie działa i 60 chorągwi. Litewsko-polskie straty wyniosły około 100 zabitych i 200 rannych /m.in. To-
masz Dąbrowa, Teodor Lacki i Wincenty Wojna/ i wiele koni. Jeszcze tym
razem husaria była górą. Jeszcze tym razem Rzeczypospolita była górą. Kir-
cholm to wielkie zwycię-
stwo I Rzeczypospolitej
i równać je można
z Kłuszynem, Choci-
miem czy nawet Wied-
niem. Ale Rzeczypospo-
lita, podobnie jak to już
bywało już w przeszło-
ści, również i tym razem
nic nie skorzystała.
Szwedzi szybko się
otrząsnęli z porażki
i ruszyli ponownie po
Inflanty /celem był klucz
do panowania nad Bał-
tykiem - Ryga/. W 1620
roku wojska polsko-
litewskie zostały po-
konane pod Cecorą.
W konsekwencji rok
102
ŁOTWA. Ryga. Wielki Most na Dźwinie. Fot. rjm, 2012 r.
ŁOTWA. Dyneburg. W oczy przybysza rzuca się ogromne więzienie, co sprawia nieco ponure wrażenie.
Fot. rjm, 2012 r.
później utraciła Rygę na zawsze, a Szwedzi opanowali Inflanty.
Trzeba dodać, że w okresie międzywojennym Łotwa, obok Rumunii
i Węgier była najbardziej przyjaźnie nastawionym krajem wobec II RP. Dyne-
burg położony na prawym brzegu Dźwiny jest 100.tysięcznym miastem, dru-
gim, co do wielkości
w Republice Łotewskiej.
Około 15% mieszkańców
miasta stanowią Polacy.
Nieznacznie więcej
mieszkańców to Łotysze,
reszta - ponad 50% to
Rosjanie. Przed ostatnią
wojną światową domino-
wali tu Żydzi. W XVII wie-
ku Jezuici wybudowali
pierwsze w Inflantach kole-
gium oraz 100 lat później Klasztor i Kościół, które dominowały nad miastem.
Wszystko to zostało wysadzone przez Sowietów w 1945 roku. Jednakże Naj-
ważniejszym obiektem historycznym Dyneburga jest porosyjska twierdza
z I.szej połowy XIX wieku, która dzisiaj przybiera kształt wspaniałej atrakcji tu-
rystycznej. Rosjanie zbudowali twierdzę z materiałów ze zburzonego Starego
Miasta, które w ten sposób przestało istnieć. W twierdzy został rozstrzelany
organizator powstania styczniowego w Inflantach hrabia Leon Broel-Plater.
Tutaj także więzieni byli polscy działacze niepodległościowi. Aż do 1993 roku
była tu akademia radzieckiego lotnictwa wojskowego.
Na uwagę zasługuje także prawosławna katedra św. św. Borysa i Gleba
z 1905 roku z licznymi wieżyczkami i niektóre secesyjne budynki. Większość
zabudowy ma jednak charakter socrealistyczny.
Najnowsze dzieje Dyneburga łączą się z działaniami polsko-sowieckimi
1919-1920. Zimą, na początku 1920 roku, miasto Dyneburg i twierdza zostały
zdobyte przez wojska gen. Edwarda Rydza-Śmigłego z pomocą wojsk ło-
103
Na ratunek nieszczęśnikom ruszył ppor. Ryszard Kieliszkiewicz. Fot. rjm, 2012 r.
tewskich. Zaraz potem miasto zostało przekazane Łotyszom. W ciężkich, wy-
czerpujących walkach zginęło blisko 500 polskich żołnierzy, z których 237 zo-
stało pochowanych
na cmentarzu
w Słobódce w Dyne-
burgu. W 1928 roku
Łotysze postawili
pomnik, który został
zniszczony przez
Rosjan, a cmentarz
zlikwidowany. Ziemię
z cmentarza, wraz z
prochami polskich
żołnierzy, wykorzysty-
wano na budowę oko-
licznych dróg. Na miejscu cmentarza zlokalizowano wysypisko śmieci. Dopiero
w 1992 roku Łotysze postawili tu wysoki, żelbetonowy krzyż, a polskie władze
dołożyły tablice z nazwiskami poległych. Było już późno po południu, gdy za-
kwaterowaliśmy się w największym hotelu w Dyneburgu Park Hotel „Latgola”.
Po obiadokolacji wyszliśmy grupkami na spacer po mieście. Niektórzy z nas
udali się nad Dźwinę na święto Kupały. Ja postanowiłem pospacerować
w najbliższej okolicy hotelu. Niedaleko od hotelu natknęliśmy się na niewielką,
ale bardzo uroczą cerkiew. Niestety, była już zamknięta. Według naszej
skromnej wiedzy na temat historii miasta była to /oczywiście, prawosławna/
kaplica Aleksandra Newskiego wybudowana stosunkowo niedawno, by przy-
pominała zburzoną w 1962 roku, przez sowieckie władze komunistyczne, ka-
104
ROSJA. Barszcz Sosnowskiego sięgał 2 m wysokości! Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Typowe zabudowanie wiejskie. Fot. rjm, 2012 r.
tedrę św. Aleksandra. Na pamiątkę zrobiłem fotografię kaplicy, gdy się już tro-
chę ściemniło. Nie odważyliśmy się szukać
polskiego Gimnazjum im. Józefa Piłsud-
skiego, o którym wiedzieliśmy, że jest w
Dyneburgu. Natomiast, w oczy rzuciły się
groźnie i ogromne budynki miejscowego
więzienia. Odwiedziliśmy miejsce, gdzie
kiedyś był cmentarz polskich żołnierzy z
1920 roku. Wszyscy stanęliśmy w ciszy i
oddaliśmy hołd poległym. Nie mieliśmy ze
sobą wiązanki, ale Ktoś z „Naszych” zerwał
trochę polnych kwiatów i położył pod
cmentarnym krzyżem. Rano, 24 czerwca
opuszczamy Dyneburg i jedziemy w kierunku
granicy z Rosją. Cel - Smoleńsk. Za Dyneburgiem teren coraz bardziej wylud-
niony, ale to cały czas jeszcze
Łotwa. Co pewien czas mijamy
jakieś wioski i kolonie, Droga as-
faltowa, stosunkowo wąska, ale
prosta. Gdzieniegdzie przystanki
autobusowe, bez wiat. Po obu
stronach drogi, na ogół lasy so-
snowe, rzadziej liściaste. Od
czasu do czasu można było zo-
baczyć gospodarstwa rolne
z drewna lub z białej cegły i pa-
sące się krowy, czy owce. Co pewien czas mijają nas jakieś auta i autobusy.
Mijamy wreszcie jakąś miejscowość - Malta. Do większego miasteczka Re-
zekne - 20 km. Trzeba stwierdzić, że porządek za oknem autokaru podoba mi
się bardziej, niż na Litwie. Wreszcie Rezekne. Stary, jeszcze carski dworzec
kolejowy z 5.cioma bądź 6.torami, pewnie niedawno odnowiony, w typowych
105
ROSJA. Rosyjska rzeczywistość. Fot. oki, 2010 r.
kolorach dla wschodniej architektury kolejowej XIX wieku - zielonym i białym,
wyglądał wyjątkowo ładnie i wszyscy zwróciliśmy na niego uwagę. W ogóle,
Rezekne zrobiło na nas, jak najlepsze wrażenie. Nowe drogi, liczne sklepy
/domy handlowe MAXIMA/, kościół katolicki i pomnik upamiętniający bohater-
stwo żołnierzy łotewskich, chyba w ostatniej wojnie? Jakiś elegancki klub i no-
we 4.ro piętrowe budynki mieszkalne. Sporo otwartych inwestycji w stylu za-
chodnim. Przejeżdżamy przez most na rzece - też Rezekne i wyjeżdżamy
z miasta. Tablica drogowa informuje nas, że do Moskwy 700 km(!), chociaż
tam się nie wybieramy. Do Zilupe, ostatniej większej miejscowości na Łotwie -
59 km. Ten ostatni odcinek łotewskiej szosy do granicy z Rosją jest naprawdę
na dobrym, europejskim poziomie. Asfalt równiutki, jak stół i pod kontrolą dro-
gówki!
O godz. 13.35 dojeżdżamy do granicy Łotwy z Rosją w Buraczkach. To
także granica Unii Europejskiej z Rosją. Tutaj czeka nas odprawa celna. Nasi
przełożeni proszą nas o zacho-
wanie spokoju i odpowiedniej
powagi, by czasem nie dać po-
wodu rosyjskiej służbie celnej do
niepotrzebnego zdenerwowania i
jakiejś szczególnie drobiazgowej
kontroli, która mogłaby trwać po-
nad założony czas.
Wszystko przebiega pla-
nowo. Wysiadamy do kontroli
w komorze celnej. Na szczęście nie ma żadnych niemiłych niespodzianek. Po
półtorej godziny, ruszamy dalej, ale już po rosyjskich przestrzeniach.
Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów, dobrą choć wąską, asfalto-
wą drogą z niewielkim piaszczystym poboczem, nagle dostrzegamy po prawej
stronie drogi duży samochód osobowy, obrócony prostopadle do osi jezdni,
z którego wydobywa się gęsty dym. Widać, że dzieje się tam cos niedobrego.
Nasi kierowcy natychmiast reagują. Zatrzymujemy się po kilkudziesięciu me-
106
ROSJA. Niewielki kompleks hotelowy „Dvoryanskoe Gnezdo”, prywatny, w którym zamieszkaliśmy po przybyciu
do Smoleńska. Fot. rjm, 2012 r.
trach i kilka osób z kierowcą podbiega do miejsca, gdzie stoi palący się samo-
chód. Teraz widać, że jakaś osoba klęczy obok płonącego pojazdu i jest jakby
półprzytomna. Nasz oficer ppor. Radosław Kieliszkiewicz przystąpił do
udzielania pomocy medycznej innemu pasażerowi pechowego pojazdu. W tym
momencie nadjeżdża ambulans rosyjskich służb ratowniczych, który przejmuje
akcję ratunkową. Obserwuje-
my, że z dużym trudem przy-
chodzi Rosjanom opanować
pożar palącego się samocho-
du. Dowiadujemy się, że w wy-
padku zginęły na miejscu dwie
osoby, inne są ranne, bądź
znajdują się w szoku. Jakaś
kobieta bardzo szlocha. Nic nie
mamy już tam do robienia. Ru-
szamy dalej. Tylko jakoś szkoda
tych ludzi.
Za kilkanaście kilometrów zjeżdżamy w prawo na Smoleńsk i jedziemy
wzdłuż granicy z Białorusią. Jest nadal gorąco. Zatrzymujemy się na krótki po-
stój. Obok drogi rosną jakieś wysokie, z wyglądu „słonecznikowate”, szarozie-
lone rośliny. Tak, to przecież barszcz Sosnowskiego. Ktoś ostrzega, by jej nie
dotykać, bo roślina jest toksyczna i parzy, a kontakt z nią może spowodować
bardzo nieprzyjemne skutki, chociaż nie od razu to się objawia. W Polsce też
spotka się ten nieprzyjazny śmiertelnikowi „chwast”. Podobno, może urosnąć
nawet do 4 metrów wysokości. Łodyga rośliny gruba, jak ludzka ręka. Liście
ogromne. Pewnie i korzenie musi mieć potężne. W latach 50.tych ubiegłego
wieku barszcz Sosnowskiego sprowadzono do Polski, jako produkt na paszę.
Teoria się nie sprawdziła, paszy nie było, a chwast pozostał.
107
ROSJA. Smoleńsk. Na drugim planie słynny sobór NMP Smoleńskiej. Fot. rjm, 2012 r.
Typowo „rosyjską” drogą
dojeżdżamy do niewielkiej miej-
scowości Newel w obwodzie
pskowskim. 19 sierpnia 1562
roku rozegrała się tu bitwa wojsk
polskich pod wodzą Stanisława
Leśniowolskiego w sile około
1300 jazdy i 200 piechoty
z przeważającymi siłami mo-
skiewskimi, około 25 000 wojów.
Na krótko miejscowość znalazła się w rękach polskich, potem padła pod napo-
rem przeważających sił moskiewskich. Powróciła pod panowanie Rzeczypo-
spolitej w 1580 roku za Stefana Batorego po trzech kolejnych, zwycięskich
kampaniach w wojnie z Moskwą /carem Iwanem IV Groźnym/, która targnęła
się na polskie Inflanty i została rozbita. Zdobyte zostały wtedy Wielkie Łuki,
Wieliż i Uświat, ale głównie atak poszedł na Psków. Początkowo jednak górę
wzięli moskwianie /1577/, którzy nie wykazywali litości wobec pokonanych,
m.in. w straszliwy sposób zabijano mężczyzn, wbijano na pal, rozrywano koń-
mi, bądź ćwiartowano, a kobiety gwałcono /Schwanenburg/. Później, w historii
naszych stosunków to się powtarzało. Wreszcie, w 1579 roku ruszył do walki
Stefan Batory ze swoim wojskiem zaciężnym. Zdobywano wszystkie większe
miasta jedno po drugim - Sokół /po zdobyciu tego miasta dokonano całkowite-
go wyniszczenia 5.cio tysięcznej załogi/, Turowla, Susza, Nieszczerdy, Ozie-
ryszcze, Zawołocz, wreszcie oblężenie Pskowa doprowadziło do podpisania
rozejmu w Jamie Zapolskim /1582/ i odzyskanie Inflant.
Wiele kilometrów jedziemy, stosunkowo wąską drogą, nie mijając żad-
nej, większej miejscowości. Po obu stronach lasy, lasy i lasy. Od czasu do
czasu widać przystanki autobusowe, ale nie widzimy autobusów. Wreszcie,
pojawiają się zabudowania. Parterowe domki, zwykle z drewna, stojące bo-
kiem do drogi, pomalowane na kolor żółty lub niebieski, czasem kremowy,
czasem zielony lub brązowy. Niektóre zabudowania są z białej cegły. Do Smo-
108
ROSJA. Podczas II wś. Smoleńsk został niemal doszczętnie zniszczony. Dzisiaj nie widać już śladów tamtych lat.
Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Smoleńsk. Krótkie spotkanie organizacyjne w letniej jadalni hotelowej z attaché RP
płk. Januszem Nawrotkiem. Fot. rjm, 2012 r.
leńska 125 kilometrów. Zbliżamy się do miejscowości Wieliż. Wygląda typowo
w stylu rosyjskim. Ma swój urok. Mijamy pomnik bohaterów wojny ojczyźnia-
nej, który zdobi, znana wszystkim, polskim żołnierzom, armata p/panc 37 mm.
Jedziemy już 10 godzin. Do Smoleńska zostało 2 godziny jazdy. Coraz
więcej zabudowań. Sporo pasących się stad krów, innej maści, niż nasze, brą-
zowe i beżowe. Na oko, po 100 sztuk w stadzie. Wyglądało to imponująco,
zwłaszcza, że w Polsce obecnie rzadko można zobaczyć pasące się na łąkach
krowy.
W kwestii referatów przy-
szła na mnie kolej, ponieważ la-
da moment mieliśmy zobaczyć
panoramę miasta.
109
ROSJA. Ale ten domek jest bardzo ładny. Fot. oki, 2010 r.
ROSJA. Tego rodzaju pomniki przypominające czas ostatniej wojny światowej. Fot. oki, 2010 r.
ZARYS HISTORII SMOLEŃSKA
Smoleńsk to blisko 330 tys. miasto położone na terenie Rosji, na szlaku
komunikacyjnym /kolejowym i drogowym/ z Warszawy do Moskwy. Miasto bo-
gate w tradycje, które mocno za-
znaczyło się w historii dawnej
i współczesnej Rosji, także daw-
nej i dzisiejszej Polski.
Nam, współczesnym Po-
lakom, od 2010 roku szczególnie
źle się kojarzy i na dźwięk tej
nazwy wielu z nas odczuwa nie-
pokój.
Smoleńsk, obok Wiaźmy
/56 tys./, Rosława /55 tys./, Diesno-
gorska /32 tys./, Jarcewa /51 tys./ i Safonowa /47 tys./, jest najważniejszym
miastem obwodu smoleńskiego, także stolicą hierarchii Kościoła Prawosław-
nego. Region smoleński zamieszkuje nieco ponad milion mieszkańców, w tym
zdecydowana większość Rosjan - 980 tys. Pozostali to Ukraińcy - ok.17 tys.,
Białorusini - 16 tys. Reszta to niewielkie ilości Ormian, Cyganów, Tatarów,
Azerów, Żydów i Niemców.
O Polakach nie ma informacji.
Pewnie jest ich tam niewielu i nie
mają już swoich korzeni.
Pierwsze wzmianki o Smo-
leńsku pochodzą z 863 roku, gdy
był ośrodkiem plemiennym Kry-
wiczów i ważnym punktem na
szlaku od plemienia Waregów do
Greków. W 882 roku Smoleńsk
110
ROSJA. Widok wcale nierzadki. Wozy konne w służbie
rosyjskiego transportu. Fot. oki, 2010 r.
znalazł się w obszarze Rusi Kijowskiej. Dopiero w XII wieku pojawia się nawa
Smoleńska, jako stolicy Księstwa Smoleńskiego.
W 1395 roku Wielki Książę Witold zdobył Smoleńsk i wcielił do Wielkie-
go Księstwa Litewskiego. W 1502 roku w wyniku kolejnej wojny litewsko-
moskiewskiej /1500-1503/ miasto obroniło się przed armią moskiewską dowo-
dzoną przez Dymitra Iwanowicza Żyłkę /syna Iwana III Srogiego/. W 1506
roku królem Polski i Litwy został Zygmunt I Stary, który od razu rozpoczął
przygotowania do wojny, ponieważ Wielkie Księstwo Moskiewskie już od
trzech lat wyrywało Litwie coraz znaczniejsze obszary ziemi, osłabiając tym
samym Rzeczpospolitą. W końcu, łupem Moskwy padło całe księstwo siewier-
sko-czernichowskie, a 30 lipca 1513 roku wojska moskiewskie zdobyły Smo-
leńsk. W drugiej połowie sierpnia 1513 roku polsko-litewska wyprawa w sile -
16 000 pospolitego ruszenia z Litwy i 7000 polskiej jazdy wyruszyła spod Wil-
na na Smoleńsk. Na czele wojsk
litewskich stanął hetman wielki
litewski Konstanty Ostrogski.
Polską jazdą dowodził hetman
nadworny Wojciech Sampoliń-
ski w asyście kasztelana trem-
bowalskiego Janusza Świer-
czowskiego.
Tymczasem, po opanowa-
niu Smoleńska wojska moskiew-
skie ruszyły w kierunku zachodnim
nad Dniepr, aby zablokować możliwość przeprawy przez rzekę połączonym
wojskom polsko-litewskim. Armia moskiewska liczyła około 40 000 ludzi /część
z tej liczby stanowiła załogę Smoleńska, a część załogi okolicznych zamków/.
Pozostałe siły zostały przez Wielkiego Księcia Moskiewskiego podzielone na
trzy części i skierowane na Orszę, Borysów i Druck. Na czele całości sił rosyj-
skich stanął kniaź Iwan Andriejewicz Czeladnin /zm. 1514/. Rosjanie, którzy
dotąd nie dostali porządnie w skórę, zwietrzyli okazję na zwycięstwo, licząc na
111
ROSJA. Wielka „Katiusza” na pomniku. Fot. oki, 2012 r.
swoją przewagę liczebną. Ustawili się frontem, o szerokości około 5 kilome-
trów, w tradycyjnym szyku, pomiędzy Orszą a Dubrownem. Łącznie, pięć puł-
ków jazdy: pułk wielki I. Czeladnina - w środku ugrupowania; przed nim pułk
przedni, z prawej strony pułk
„prawej ręki”, z lewej strony - pułk
„lewej ręki” i w odwodzie - pułk
straży tylnej.
W noc poprzedzającą bi-
twę z 7/8 sierpnia 1513 roku woj-
ska polsko-litewskie, w sposób
skryty, przeprawiły się na połu-
dniowy brzeg Dniepru. Jazda
przeszła brodem na wysokości
wsi Paszyno, znanym hetmanowi Ostrogskiemu z poprzednich zmagań
z wojskami moskiewskimi, odległym o 5 kilometrów od dwóch, stałych mostów
pilnowanych przez Rosjan. Najpierw przeprawiła się lekka jazda, za nią jazda
ciężka. Natomiast przeprawa piechoty i artylerii odbyła się po dwóch mostach,
które dzisiaj nazwalibyśmy „pontonowymi”, wykonanych przez rotę szancmi-
strzów, /ówczesnych saperów/ dowodzoną przez Jana Basztę z Żywca, i zro-
bioną, między innymi, z łódek, pustych beczek oraz z drewnianych bali.
Następnego dnia, 8 sierpnia rano, wojska Ostrogskiego stanęły
w ugrupowaniu bojowym, które przeszło do historii wojennej pod nazwą - „sta-
re urządzenie polskie” - dwa hufy czelne jazdy litewskiej i polskiej; pośrodku
zaciężna piechota; dalej, z tyłu za nimi, dwa hufy walne jazdy litewskiej i pol-
skiej; wreszcie, na skrzydłach, po trzy hufy posiłkowe lekkiej jazdy polskiej
i litewskiej. Dodatkowo, Ostrogski postanowił wykorzystać pobliski wąwóz,
w którym ulokował kilka rot piechoty i całą swoją artylerię, licząc, że uda się
wciągnąć wojska moskiewskie w pułapkę ognia flankowego.
Obie strony początkowo zwlekały z uderzeniem. Czeladnin wiedząc, że
góruje nad przeciwnikiem pod względem ilości wojska, /chociaż nie dyspono-
wał ani artylerią, ani piechotą/ zamierzał jednak przechytrzyć Ostrogskiego
i pod osłoną zalesionych wzgórz i wąwozów przesuwał swoje wojsko w kie-
112
runku rzeki, by otoczyć wroga, a potem dążyć do wepchnięcia go w wody
Dniepru.
Zaczęli Rosjanie, uderzając pułkiem „prawej ręki” w skrzydło litewskich
chorągwi posiłkowych z zamiarem okrążenia Litwinów. Na pomoc ruszył polski
huf czelny, a za nim litewski huf czelny. Pod ogniem polskich rusznic i napo-
rem wojsk polsko-litewskich, prawe skrzydło wojsk moskiewskich, najpierw się
zachwiało, a następnie masowo ruszyło do odwrotu.
Na prawym skrzydle, polskie hufce posiłkowe wykonały manewr pozo-
rowanej ucieczki, wciągając w pościg „wielki pułk” moskiewski „lewej ręki”, któ-
ry dostał się - jak zaplanował hetman Ostrogski - pod ogień polskich dział
i rusznic polskiej piechoty ukrytej w lasku. Ogień z flanki wywołał duże zamie-
szanie w szeregach rozpędzonych oddziałów moskiewskich. W tym momen-
cie, polskie hufce pozorujące ucieczkę, zawróciły i uderzyły na Rosjan zasko-
czonych zaistniałą sytuacją. Jednocześnie, huf czelny zaatakował „wielki pułk”
moskiewski, który nie wytrzymywał naporu. Ponieważ, lewe skrzydło i centrum
ugrupowania kniazia Czeladnina zostały przytłoczone gwałtownym ogniem
piechoty litewskiej i zgniecione, całość sił moskiewskich zmuszona została do
odwrotu w kierunku Smoleńska. Nie pomogły odwody, które I. Czeladnin uru-
chomił w ostatniej fazie bitwy. Naprzeciwko nich wyszedł litewski hufiec walny,
który dotąd nie brał udziału w walce. Szala zwycięstwa ostatecznie przechyliła
się na stronę wojsk sprzymierzonych. Wojska moskiewskie w popłochu ucie-
kały do Smoleńska, zostawiając obóz i tabory na pastwę losu, które w całości
dostały się w ręce zwycięskich wojsk litewsko-polskich. Resztki wojsk mo-
skiewskich, z trudem pokonując bagnisty teren przy brzegu Dniepru i malutkiej
rzeczki Kropiwnej, przedostały się do Smoleńska. Do niewoli dostało się około
5000 żołnierzy moskiewskich wraz ze swoim wodzem Iwanem Czeladninem,
co przypieczętowało klęskę wojsk moskiewskich.
Historia wojskowości polskiej zalicza bitwę pod Orszą za klasyczny
przykład zwycięstwa z zastosowaniem ugrupowania „stare urządzenie pol-
skie”. Główną rolę w bitwie, po obu stronach odegrała jazda /jak wspomniałem
Czeladnin nie miał, ani piechoty ani artylerii/, gdy tymczasem w szykach li-
tewsko-polskich właśnie piechota i artyleria, jak to się mówi, „zrobiły swoje”.
113
Podkreślić należy dobrą myśl taktyczną Ostrogskiego, który musząc zmierzyć
się z przeważającymi siłami przeciwnika /stosunek sił 3:2 na korzyść sił mo-
skiewskich/, wykorzystał piechotę i artylerię ustawiając je tak, by ich atak za-
skoczył rozpędzoną jazdę przeciwnika. Wódz wojsk litewsko-polskich nie wal-
czył schematycznie, szybko dostosowywał taktykę do zmieniającej się sytuacji
na polu bitwy. Ważnym elementem taktyki Ostrogskiego był manewr po-
szczególnymi hufcami jazdy, bez stawiania na jedno, jedyne czołowe uderze-
nie jazdy.
W 1513 roku Smoleńsk przeżywał oblężenie wojsk moskiewskich.
Po półtorarocznym obleganiu, miasto, wyczerpane i pozbawione pomocy,
poddało się przeważającym siłom Wielkiego Księcia Moskiewskiego Wasyla
III. Drewniano-ziemne fortyfikacje obronne nie mogły wytrzymać naporu wojsk
moskiewskich.
W końcu XVI wieku, za panowania moskiewskiego, fortyfikacje miejskie
zostały wzmocnione. Car Fiodor I powierzył to zadanie Borysowi Godunowi,
przyszłemu carowi. Rozbudową umocnień kierował najlepszy ówczesny spe-
cjalista Fiodor Sawilejew, zwany Koniem.
W 1602 roku roboty przy murach obronnych zostały ukończone. Jak po-
dają kroniki, przy budowie murów obronnych, o długości 6,5 km, wysokich na
15 m i grubych na około 5 m z 33 basztami, miało podobno pracować nawet
kilkaset tysięcy robotników.
Na początku XVII wieku, nastąpił „polski” epizod Smoleńska. W trakcie
wojny polsko-rosyjskiej, zwanej też wojną moskiewską, która rozpoczęła się
w 1609 roku, nastąpiło kolejne oblężenie miasta. Ale zdobycie miasta okazało
się zbyt trudne. Oblegającym smoleńską twierdzę wojskom polsko-litewskim,
dowodzonym przez wielkiego hetmana litewskiego Lwa Sapiechę, które nie
dawały sobie rady z silnie ufortyfikowanym miastem, ruszył z pomocą sam król
Zygmunt III Waza.
W tym miejscu, potrzebne jest chwilowe zatrzymanie się pod murami
silnie bronionego Smoleńska, by przypomnieć, że polskie wojska - pod do-
wództwem hetmana Stefana Żółkiewskiego - pobiły 04 lipca 1610 roku pod
114
Kłuszynem wojska moskiewskie i najemników szwedzkich. Polska jazda
w liczbie 7000 i 200 piechurów rozbiła carską armię dowodzoną przez brata
cara - Dymitra II /liczącą ogółem, aż 35 tysięcy ludzi/.
Miesiąc później Żółkiewski, bez porozumienia z królem Zygmuntem III
Wazą, podpisał ugodę z bojarami, na mocy której bojarzy zgodzili się na od-
danie tronu moskiewskiego - Władysławowi Zygmuntowiczowi, synowi
Zygmunta III Wazy /późniejszemu królowi Polski, tytularnemu królowi Szwecji
i tytularnemu carowi Rosji - do 1634 roku. Dotychczasowego cara Wasyla IV
Szujskiego, jego brata Dymitra II i patriarchę Moskwy Filareta bojarzy osa-
dzili w areszcie i 9 października 1610 roku polskie chorągwie wkroczyły do
Moskwy, zajmując stolicę carskiej Rosji.
Niestety, w 1611 roku, w Niżnym Grodzie, wybuchło dość żywiołowo
powstanie przeciwko Polakom. Po objęciu zwierzchnictwa nad powstaniem
przez Dymitra Pożarskiego, rozpoczęła się systematyczna blokada Moskwy.
Pomimo, że hetman Jan Karol Chodkiewicz dwukrotnie próbował przyjść za-
łodze z odsieczą, 7 listopada 1612 roku nastąpiła kapitulacja polskich oddzia-
łów, które zmuszone były opuścić stolicę państwa rosyjskiego. W 1613 roku
Zbór Ziemski w Moskwie wybrał nowego cara, którym, został Michał Roma-
now. Dał on początek długiej dynastii Romanowów. Polska skorzystała na
tym tyle, że na mocy rozejmu w Dywilinie w 1618 roku otrzymała Ziemię Czer-
nikowską, Ziemię Siewierską, i Ziemię Smoleńską.
Nadal jednak opór stawiał Smoleńsk. Dopiero 13 czerwca 1611 roku,
dotąd bardzo skutecznie bronione, miasto nie wytrzymało naporu wojsk pol-
sko-litewskich i zostało opanowane. Pokonanie murów twierdzy i jej zdobycie
było możliwe dzięki podkładaniu min przez polskich minerów, w zachodniej
części miasta, gdzie umożliwiła to mniej wytrzymała konstrukcja murów
obronnych. Nawiasem mówiąc, w następnych dziesięcioleciach ta część forty-
fikacji zastała wyburzona i w jej miejsce, za czasów polskiego panowania, wy-
budowano tzw. fortalicję zygmuntowską na wzór pięcioramiennej murowano-
ziemnej konstrukcji holenderskiej. Pracami budowlanymi zarządzał wojewoda
smoleński i wybitny dowódca Aleksander Gosiewski.
115
Dobrze, że te prace zostały wykonane, ponieważ miasto zostało zaata-
kowane w 1632 roku przez wojska moskiewskie na czele z Michaiłem Szeiną.
Bezskuteczne oblężenie trwało więcej niż rok. Wreszcie, na odsiecz przybyły
wojska polskie pod wodzą króla Władysława IV Wazy i 1 marca 1634 roku
Rosjanie skapitulowali.
W czasach wojen o dominację Szwecji nad Bałtykiem, na początku XVII
wieku, /tak, na dobre zaczęło się to w 1626 roku/, za przyczyną wojowniczego
Gustawa Adolfa, który opanował większość Inflant /z Rygą/, Polska i Rosja
stanęły Szwedom na drodze zdobycia pełnego panowania nad bałtyckim mo-
rzem. Rosja samodzielnie rozpoczęła walkę o odzyskanie utraconych terenów
/1632 rok/. Ponieważ walki toczyły się wokół obleganego Smoleńska, nazywa-
na została, przez historię, wojną smoleńską. W końcu, w wyniku bitwy wygra-
nej przez Szwedów Smoleńsk przeszedł w ich ręce.
Rosja podpisała z Polską pokój w Polanowie /1634/. Niestety, król Wła-
dysław IV zrzekł się pretensji do tronu moskiewskiego i tytułu cara Rosji.
W tym czasie Polska miała na głowie problem turecki, tatarski i szwedzki.
Ta polskość Smoleńska, trwająca przez 53 lata, została przerwana
w okresie powstania Bohdana Chmielnickiego. W 1654 roku trzy armie ro-
syjskie, w sile około 200 tysięcy ruszyły na Rzeczpospolitą. 7 lipca 1654 roku
car Aleksy I Romanow podszedł pod Smoleńsk i po trzech miesiącach walk,
3 października 1654 roku miasto poddało się. Na mocy rozejmu podpisanego
w Andrychowie między Moskwą a I Rzeczpospolitą Smoleńsk przeszedł pod
panowanie rosyjskie.
W XVII wieku Smoleńsk, w naszym dzisiejszym wyobrażeniu, nie był
wielką metropolią. Ludność miasta nie przekraczała 6000 ludzi mieszkających
w około 1000 domach. Natomiast, według spisu z 1780 roku miasto liczyło
około 3000 domów i 11000 ludzi.
Za czasów napoleońskich, w czasie kampanii rosyjskiej, doszło do jed-
nej z dużej, trzydniowej bitwy między 15 a 18 listopada 1812 roku, właśnie pod
Smoleńskiem, w miejscowości Krasne.
116
Trudne były dzieje Smoleńska w XX wieku. W związku z rewolucją bol-
szewicką 1918 roku, początkowo Smoleńsk został stolicą Białoruskiej Republi-
ki Ludowej, ale od 5 stycznia 1919 roku - po zajęciu Smoleńska przez Armię
Czerwoną – przestała istnieć Białoruska Republika Ludowa. Stolicę przenie-
siono ze Smoleńska do Mińska, a miasto weszło w skład Białoruskiej Socjali-
stycznej Republiki Radzieckiej.
W okresie II wojny światowej, Niemcy po opanowaniu Smoleńska, sto-
sując strategię spalonej ziemi, prawie całkowicie zniszczyli miasto.
W 1943 roku /13 marca/ lotnisko w Smoleńsku było świadkiem podłoże-
nia bomby w samolocie /w bagażowni/, którym Hitler wracał do swojej kwatery
w Wilczym Szańcu w Kętrzynie, po zakończonej inspekcji wojsk. Bomba
w kształcie butelki koniaku, dostarczona z Anglii przez Canarisa jednak nie
wybuchła /prawdopodobnie z powodu dużego mrozu nie zadziałał zapalnik
bomby/, a zamachowcy - oficerowie Wehrmachtu ze Sztabu Grupy Armii Śro-
dek - gen mjr Henning von Tresckow i jego adiutant, a zarazem kuzyn Fa-
bian von Schlabrendorff - pozostali niezauważeni. Trzeba jednak dodać, że
generał Tresckow od początku stał w opozycji do Hitlera i wciągnął w tą grę
swojego kuzyna Schlabrendorffa. 20 lipca 1944 roku, po kolejnym, niesku-
tecznym zamachu na Hitlera, Tresckow nie chcąc być aresztowanym i zginąć
haniebną śmiercią, następnego dnia 21 lipca 1944 roku popełnił samobójstwo
koło Białegostoku. Schlabrendorff uratował swoją skórę, chociaż był aresz-
towany i czekał go proces z wiadomym wyrokiem. Jednakże, podczas bom-
bardowania Berlina przez aliantów, bomba trafiła w krwawego sędziego …..
i zniszczyła akta Schlabrendorffa, które niecny sędzia trzymał był właśnie
w swoich rękach. Pomogło to nieszczęśnikowi Schlabrendorffowi, który unik-
nął szybkiej śmierci, w przeciwieństwie do innych zamieszanych w zamach,
i dożył do 1985 roku.
Nam, Polakom, jak powiedziałem na wstępie, Smoleńsk kojarzy się
z pobliskim Katyniem i katastrofą samolotu prezydenckiego. I pewnie tak już
pozostanie. Dla Rosjan jest to miasto - bohater, bo taki tytuł nadano Smoleń-
skowi w 1985 roku. na tym skończyłem swój wykład.
117
ROSJA. Smoleńsk. „Słynna” smoleńska brzoza. Fot. oki, 2010 r.
Do Smoleńska 40 kilometrów. Nagle wjeżdżamy na 4.ro pasmową au-
tostradę. Widać, że to nowa inwestycja. Wykonanie nie na tak staranne, jak
nasze, polskie. Przypominało lata 70.te, bądź 80.te. Na bigboardach ani śladu
„sexu”, przeciwnie niż u nas. Coraz lepiej wyglądały stacje benzynowe i nowe
domy z cegły. Po lewej stronie lotnisko, smoleńskie, „Siewiernyj”. Pomnik
z czołgiem pomalowanym na zielono, jakiś niewielki hotel, hale fabryczne i po
prawej stronie miejsce katastrofy prezydenckiego Tu-150M!.
Smoleńsk. Widać bloki mieszkalne, 4.ro piętrowe z białej cegły z drew-
nianymi balkonami. Blisko lotniska ogromny postument z pasażerskim samolo-
tem. Wjeżdżamy do centrum Smoleńska. W oddali, na wzgórzach smoleń-
skich, jedna z najsłynniejszych XII.wiecznych cerkwi Rosji pod wezwaniem
Zaśnięcia Najświętszej Maryji Panny. Rzeczywiście, jest piękna i dostojna.
Biało-niebieskie kolory cerkiewnych murów zdecydowanie odcinają się od tro-
chę szarego, miejskiego tła. W oczy rzuca się też duży, kolorowy zielono-biały
smoleński dworzec kolejowy.
Przez dłuższą chwilę szu-
kamy naszego hotelu „Dvoryan-
skoe Gnezdo”. W końcu, wjeż-
dżamy w boczą „uliczkę” i za-
trzymujemy się przy ładnie poło-
żonym, nad dużym stawem, kil-
kusegmentowym hotelem. Na-
wet były tam jakieś gwiazdki.
Sam hotel z restauracją i letnią
jadłodajnią był całkiem sympa-
tyczny i można było wygodnie wypocząć. Kolację mieliśmy właśnie, w tej, let-
niej jadalni. Obecny był attaché ambasady polskiej w Moskwie - płk Janusz
Nawrotek, który powitał nas w imieniu ambasadora RP, ponieważ oficjalnie
uchodziliśmy za delegację Wojska Polskiego. Kilka istotnych informacji, które
przekazał, pozwoliło się nam przygotować organizacyjnie, jako grupie, i pod
118
ROSJA. Smoleńsk. Światła sygnalizacyjne lotniska Siewiernyj. Fot. oki, 2010 r.
ROSJA. Smoleńsk. Pole upadku samolotu prezydenckiego. Fot. oki, 2010 r.
względem odbioru tego, co nas czekało następnego dnia. Niektórzy z nas,
bardziej ekspresyjni, zagościli nawet w hotelowej restauracji, gdzie bawiono
się do pierwszej w nocy, co było, niestety, słychać w pokojach, ale zmęczony
szybko zasnąłem.
Rankiem, 25 czerwca 2013 roku o godzinie 9.15 wyruszyliśmy autoka-
rem do Katynia. Pogoda była nadal bardzo piękna, temperatura 22°C. Tym
razem, na stan drogi nie mogliśmy narzekać. Wokoło było zielono i nadzwy-
czaj spokojnie. Zresztą, poza Witkiem Rawskim, wszyscy jechaliśmy tam po
raz pierwszy i nasze myśli biegły już do tamtych czasów i do miejsca tego
wielkiego, polskiego dramatu. Po drodze jednak czekało nas zderzenie z fak-
tami wokół katastrofy lotniczej
prezydenckiego samolotu.
Po kilkunastu kilometrach
skręcamy w kierunku miejsco-
wości Żukowo. Mijamy dwie
bramy, przez nikogo nie chro-
nione, i w chwile potem jesteśmy
już na miejscu katastrofy, która
wydarzyła się tu pamiętnego,
10 kwietnia 2013 roku. Widok na
pole upadku Tu-150M mocno
nas zaskoczył. To, co zobaczy-
liśmy w rzeczywistości i to co
dziesiątki razy pokazywano
w telewizji było czymś diame-
tralnie różnym. Pewnie zdziwie-
ni byliby także ci, którzy widzieli
to miejsce jeszcze rok temu.
Ogrodzone, 1,5 metrową siatką
z drutu, porośnięte wysoką, na
119
ROSJA. Smoleńsk. Pole upadku samolotu prezydenckiego w 2012 r. Fot. rjm, 2012 r.
metr, trawą nie przypomina niczego, co trzy lata temu było miejscem wielkiej
katastrofy lotniczej. Dzisiaj, nie ma tam nawet najmniejszego śladu po uderze-
niu samolotu w ziemię. Jest zielono i jakby „posprzątane”. Gdyby nie wysoka,
„rosyjska” brzoza, która tylko symbolizuje tę „od katastrofy” nikt by nawet nie
przypuszczał, że w tym miejscu zginęło tyle osób, w tak tragicznych okoliczno-
ściach.
Przy „rosyjskiej” brzozie dobudowano drewniany pomost, który ułatwia
podejście do drzewa i składanie wieńców i kwiatów. Pod pniem brzozy ludzie
układają pojedyncze zdjęcia tych, co zginęli w katastrofie i inne drobne symbo-
le pamięci. Na pomoście, ułożono z jednakowych zniczy rodzaj krzyża. Ktoś
powiesił na ogrodzeniu biało-czerwoną flagę z godłem. W dolnej partii pnia
brzozy tkwi, głęboko wbity, jakiś odłamek korpusu samolotu. To jedyny w tym
miejscu, wydaje się, że autentyczny, ślad po katastrofie. Gdy się bliżej przypa-
trzyć, można zauważyć, że próbowano wyjąć z pnia ten malutki fragmencik
samolotu. Tkwił jednak zbyt głęboko i dzięki temu pozostał na miejscu.
Nasza grupa, podobnie, jak wszystkie oficjalne delegacje, złożyła rów-
nież wiązankę kwiatów pod „rosyjską” brzozą. Niedaleko brzozy postawiony
jest Krzyż i ustawiony został pamiątkowy głaz z tablicą, na której znajduje się
napis: „Pamięć 96 Polaków na czele z Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej
Lechem Kaczyńskim, którzy zginęli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem
10 kwietnia 2010 roku”. Dojazd
do „oficjalnej” brzozy i przypusz-
czalnie jakiś, niemały fragment
miejsca upadku samolotu wyło-
żone zostały betonowymi płyta-
mi. Jak dowiedzieliśmy się ze
skromnych wypowiedzi, pod pły-
tami może znajdować się jesz-
cze wiele ludzkich szczątków
i może także fragmentów samolo-
tu. I tak już pozostanie.
120
ROSJA. Smoleńsk. Symboliczna brzoza usytuowana bezpośrednio przy polu
upadku samolotu, gdzie oddają honory oficjalne delegacje. Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Flaga polska przypomina, że to miejsce ma związek z „polskim” wydarzeniem w Smoleńsku.
Fot. rjm, 2012 r.
Wykonaliśmy w tym, tra-
gicznym dla Polski, miejscu kilka
fotografii i całą grupą i podjecha-
liśmy do miejsca, gdzie stoi
„właściwa” brzoza, z którą - jak
mówi oficjalny raport ekspertów -
miał kontakt samolot prezydenta.
„Właściwa” brzoza znajduje się
około 400-500 metrów od lotni-
ska, „prawie” w linii świateł lotni-
skowych. Ścięta kilka metrów od wierzchołka, podobno 5, /na podstawie decy-
zji rosyjskiej prokuratury/ nie wygląda najle-
piej. W tym dniu, stało pod nią parę zniczy
i nic. Patrząc na to okaleczone drzewo, nie
mogłem pojąć, jak ogromny samolot mógł je
ściąć i zrobić półbeczkę i wtedy dopiero ru-
nąć na ziemię. Oceniam, że od tej fatalnej
brzozy do miejsca uderzenia samolotu
w ziemię i rozerwania się na „drobne kawał-
ki” było około 800 m. Patrząc, to na brzozę,
to w stronę lotniska, nie zgadzała mi się
„fizyka” tej katastrofy. Nie było jednak czasu
na dłuższe zastanawianie się nad całą tą
sprawą. Szybciutko zrobiłem kilka zdjęć, aby
„polska” brzoza została uwieczniona i autokar
ruszył dalej w kierunku Katynia. Była godzina
10.30 czasu moskiewskiego. Kończą się parterowe zabudowania i wyjeżdża-
my ze Smoleńska. 8 kilometrów do Olszy. Jedziemy dwupasmową drogą tro-
chę siermiężnie oznakowaną. Słowa utworu muzycznego odtwarzanego z pły-
ty CD wprowadzają nas w trudny klimat katyńskiego dramatu polskich ofice-
rów: „ … Ostatnie pytanie i jedna kula, to wszystko. Czy niebo płakało w te
121
ROSJA. Smoleńsk. Nasza delegacja, wyraźnie poruszona wspomnieniem o katastrofie z czcią złożyła kwiaty
pod „rosyjską” brzozą. Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Smoleńsk. Niewielki fragment samolotu wbił się w pień „rosyjskiej” brzozy. Ktoś próbował go już stąd wyjąć.
Fot. rjm, 2012 r.
wiosenne dni? Jeden za drugim podają swe nazwisko. Ostatnie to słowa w ich
życiu, ostatnie pytanie. …”
Głos ma ppor. Radosław
Kieliszkiewicz, który wygłasza
bardzo interesujący referat na
temat zbrodni katyńskiej.
Z 81 tomów na temat sprawy
Katynia, znajdujących się w pro-
kuraturze rosyjskiej, 20 zostało
przetłumaczonych na język
polski. Ujrzały światło dzienne po
57 latach. Jednakże, Rosja ciągle
nie chce uznać śmierci tysięcy polskich jeńców za zbrodnię przeciwko ludzko-
ści. Zrozumiały dreszcz i lęk wywołuje sposób w jaki mordowano oficerów
Wojska Polskiego. Początkowo, w Katyniu mordowano w wilii NKWD, w tzw.
„czerwonej świetlicy”65. Trzyoso-
bowy „sąd” - sędzia, prokurator
i obrońca - wydawał wyrok
w jedną chwilę. Po odczytaniu
postanowienia, natychmiast
wprowadzano jeńca do pomiesz-
czenia, gdzie wykonawca wyroku
strzelał z tyłu w potylicę
z bezpośredniej bliskości. Kaci
działali bezwzględnie, szybko
i nadzwyczaj skutecznie. To nie
byli przypadkowi ludzie, oni mieli wprawę w zabijaniu i brak … wyrzutów su-
mienia. Strzał w kark powodował rozerwanie rdzenia kręgowego. Śmierć na-
65
Willa była wygłuszona, by nie było słychać strzałów. Zniknęła po wojnie, gdy na ten teren wkroczyli ponownie Sowieci. Obecnie wybudowano tam obiekt bussinesowy. Podobnie dzieje się teraz w Smo-leńsku w pobliżu miejsca katastrofy /zakłady lotnicze, firmy bussinesowe itp./ .
122
ROSJA. Smoleńsk. Kilkuminutowe wystąpienie attaché ambasady RP w Moskwie płk. Janusza Nawrotka w miejscu katastrofy miało przypominać o tym tragicznym wydarzeniu
z 10 kwietnia 2010 roku.
ROSJA. Smoleńsk. Obelisk znajdujący się w pobliżu pola upadku samolotu z tablicą oraz tekstami - polskim i rosyj-
skim. Fot. rjm, 2012 r.
stępowała od razu. Nie było dużo krwi. W ustach niektórych ofiar znajdowano
trociny, co miało ułatwić sprzątanie pomieszczenia.
Ponieważ trzeba było wy-
wozić ciała zabitych z wilii do do-
łów śmierci, od pewnego mo-
mentu postanowiono zabijać,
w ten sam sposób, ale już bez-
pośrednio przy dołach. Było ła-
twiej, taniej i szybciej. Nauczyli
się tego od Niemców, którzy już
dużo wcześniej spraktykowali
rozstrzeliwanie Żydów przy do-
łach śmierci. Masowo. Setkami
i tysiącami. Sowieci nie robili
„pamiątkowych” zdjęć. Odwrot-
nie, zrobili to wszystko bez
świadków. Strzał i dół. W trakcie
mordowania jeńców /nie egze-
kucji/ przy dołach pracowały sil-
niki samochodowe. Dlatego tak
trudno było i jest dociekać całej
prawdy. Pozostali jednak świad-
kowie, niewielu, ale jednak. Po-
zostały pamiętniki po straconych.
I dowody zbrodni. Zwłoki i ślady,
ślady polskości niewinnych ofiar. Zostały listy obozowe, listy transportowe, ale
brak lokalizacji grobów. Trzeba było szukać. Pierwszy krzyż w Katyniu ustawili
żołnierze jednostek gen. Z. Berlinga. Ci żołnierze wiedzieli, co się tam stało
i kto to zrobił.
Przed 12.00 jesteśmy na miejscu. Po lewej ręce, już z daleka widać no-
wiutki kompleks cerkiewny. Dlaczego został wybudowany w tym miejscu? To
123
ROSJA. Smoleńsk. Część pola upadku samolotu założono płytami betonowymi. Nasza grupa na miejscu katastrofy.
Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Smoleńsk. Brzoza, o którą - według oficjalnych ustaleń komisji rządowej
badającej katastrofę - uderzyło skrzydło samolotu TU-154M. Fot. rjm, 2012 r.
jakieś wrota refleksji nad katyńskim piekłem. Obok niewielkie Mauzoleum Ka-
tyńskie /tzw. Memoriał/.
Wysiadamy z autokaru
i po 200 metrach stajemy przed
wagonem, takim samym, jak
wieziono jeńców z obozów do
Katynia. Idziemy w kierunku
znanego katyńskiego pomnika
z nazwiskami pomordowanych.
Przy polowym ołtarzu odprawia-
na jest Msza św. Czekamy na jej
zakończenie, by złożyć kwiaty.
Wszystkich ogarnia ogromne wzruszenie.
Poruszone dzwony przypominają, gdzie je-
steśmy. Dookoła kwatery mogił. Obok ołta-
rza polowego groby generałów - Bronisła-
wa Bohaterewicza i Mieczysława Smora-
wińskiego. Tu i ówdzie robię pamiątkowe
zdjęcia.
Na cmentarzu przebywamy około
2 godzin. To wszystko za mało na refleksję
i modlitwę. Chodzimy wzdłuż mauzoleum
z nazwiskami zamordowanych. Niektórzy
z nas szukają nazwisk swoich z rodziny lub
znajomych. Wiem, że w Katyniu, lub gdzie
indziej, zginął stryj mojego ojca. Czas, by
dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej.
Opuszczamy katyński cmentarz i wchodzimy do niewielkiego Mauzo-
leum Katyńskiego. Jedno duże pomieszczenie z odrobiną pamiątek i zdjęć,
które tutaj zgromadzono. W jednej części dotyczą polskich ofiar Katynia,
w drugiej części rosyjskich ofiar katyńskiej zbrodni. Polskie pamiątki są znane
124
ROSJA. Katyń. Przy dźwiękach dzwonu składamy kwiaty pod katyńskim pomnikiem. Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Smoleńsk. Katyński dzwon ciągle będzie przywoływał na pamięć tragedię polskich oficerów
i wszystkich Polaków, którzy zginęli w tych dramatycznych okolicznościach. Fot. rjm, 2012 r.
ROSJA. Smoleńsk. Pamiątkowa fotografia ze Smoleńska, Fot. rjm, 2012 r.
z licznych zdjęć, które znajdują
się w książkach, artykułach i fil-
mach o Katyniu, m.in. słynny ob-
raz „Matka Boska Katyńska”.
Kustosz muzeum przypomina
nam o sprawie najważniejszej,
że oto odwiedziliśmy miejsce
największej zbrodni dokonanej
na Polakach podczas II wś.
Wpisujemy się do Księgi Pa-
miątkowej Muzeum. Podpisuję,
jako wiceprezes Zarządu Głównego Związku Oficerów Rezerwy RP.
125
Ruszamy w drogę powrotną do Polski.
Po krótkim odpoczynku wznawiamy wykłady. Płk Robert Gętek przed-
stawił kilka refleksji na temat powstania styczniowego 1893-1864 na terenach
północno-wschodniej Rzeczypospolitej. Rosja, po przegranej wojnie krymskiej
1853-1856, była wyraźnie osłabiona. Od czasów klęski powstania listopado-
wego, ogromnych represji oraz dramatu wielkiej emigracji minęło trzydzieści
lat i Polacy powoli odzyskiwali wiarę w możliwość podjęcia walki o niepodle-
głość. Tymczasem, znowu nasilał się ucisk carski i rozpoczęła się branka.
Szansa na powodzenie powstania malała z dnia na dzień. Wreszcie, 22 stycz-
nia 1863 roku wszystko się zaczęło. 6000 powstańców stanęło do walki prze-
ciwko 100.tysięcznej armii carskiej. Stoczono około 1200 bitew i potyczek.
Jednak, już na początku sytuacja mocno się skomplikowała. W lutym 1863 ro-
ku Prusy namówiły Rosję i podpisano w Sankt Petersburgu Konwencję
Alvenslebena o współpracy w tłumieniu powstania. Inicjatorem porozumienia
był Otto von Bismarck /1815-1898/. W tym celu, wojska pruskie i wojska car-
skie mogły przekraczać granice państwowe, by ułatwiać sobie ściganie od-
działów powstańczych. Układ zezwalał obu armiom na przekraczanie granicy
w celu ścigania polskich oddziałów powstańczych.
Powstanie przeciwko Rosji przybrało charakter wojny partyzancko-
szarpanej. Niestety, chłopi, zadowoleni ze zniesienia pańszczyzny i uwłasz-
czenia /marzec 1864/, generalnie stanęli przeciwko powstańcom. Zawiodły
rachuby na powszechne poparcie powstania przez wszystkie warstwy spo-
łeczne i szybkie pokonanie carskiej armii. W tej sytuacji powstanie nie mogło
się udać. Zginęło w walce około 20 tysięcy. Rozszalał się terror carski w całym
Królestwie, szczególnie na Litwie, gdzie rządził generał gubernator Michaił
Murawiew - „Wieszatiel” /1976-1866/. W Sokołowie Podlaskim, w obecności
10 tys. osób, powieszono ostatniego Komendanta Powstania na Podlasiu
ks. Stanisława Brzózkę /1832-1865/66. 5 sierpnia 1864 roku w Cytadeli stra-
cony został Romuald Traugutt /1826-1864/. W ostatniej, publicznej egzekucji,
66
W 1983 roku został odznaczony „Gwiazdą Wytrwałości”, a w 2008 roku Orderem Orła Białego.
126
na stokach Cytadeli Warszawskiej stracony został Aleksander Waszkowski
/1841-1865/ ostatni dyktator powstania i naczelnik Warszawy.
Łącznie około 400 osób skazano na karę śmierci. Wiele tysięcy wcielono
do carskiej armii. Kilkaset tysięcy wywieziono w na Sybir. Znowu, jak po Po-
wstaniu Listopadowym nastąpiła duża emigracja na Zachód. Wielu tysiącom
skonfiskowano majątki. Odebrano prawa miejskie miastom, które poparły po-
wstanie i pomagały powstańcom. Zakazano nauki języka polskiego. Nastąpiła
likwidacja Królestwa Polskiego i powstało dziwne z nazwy państwo „Proislam-
skie Kraj”. Całkowita klęska i dosłownie - czarna rozpacz. Powstańcy zostali
pohańbieni.
Dopiero, pół wieku później Marszałek Józef Piłsudski przywrócił im na-
leżną godność. W 1919 roku mianowano weteranów powstania listopadowego
i styczniowego na stopień oficerski - podporucznika Wojska Polskiego.
W 1922 roku przyznane im zostało prawo noszenia munduru „w dni uro-
czyste” i wszystkie przywileje żołnierzy /za wyjątkiem uposażenia stałego żoł-
nierzy, ponieważ przysługiwała im - przyznana, także w 1919 roku, dożywotnia
pensja/. Ponadto, weteranom powstania przyznano ustanowiony Krzyż Nie-
podległości, który uprawniał m.in. do przejazdu ulgowego kolejami PKP, a sze-
regowi, oficerowie i urzędnicy wojskowi zobowiązani zostali do oddawania ho-
norów weteranom wyższego i równego stopnia. Sam Piłsudski odznaczył
szczególnie zasłużonych weteranów powstania styczniowego Krzyżem Virtuti
Militari. Zakładano Domy Weterana, wdowy po powstańcach otrzymywały sta-
łą, dożywotnią pensję i tzw. dodatek drożyźniany oraz mogli korzystać z opieki
lekarskiej w ambulatoriach i szpitalach. Wreszcie byli u siebie, we własnym
domu.
Zanim dojechaliśmy do granicy z Rosją, Agnieszka Schütterly
/specjalista wydziału PiMO WCEO/ przedstawiła problematykę Litwy Środko-
wej. „Bunt” oddziałów generała Lucjana Żeligowskiego67 tzw. „żeligiada”/ -
67
Sam L. Żeligowski, chociaż pochodził z Wilna, miał wątpliwości, czy to po dżentelmeńsku tak na-jechać Wilno i przywrócić Polsce, siła i podstępem. Przynaglony przez Piłsudskiego, który „zagroził, że wyśle w jego miejsce Sikorskiego”, spiesznie zrobił swoje. Marszałek zdecydował więc, iż operacja wileńska odbędzie się pod postacią rzekomego buntu i samodzielnego działania oddziałów Wojska
127
1 Dywizji Litewsko-Białoruskiej - stał się kluczem do zajęcia Wilna68
i ogłoszenia powstania państwa o nazwie Litwa Środkowa, które zostało przy-
łączone do Polski. Rzecz jasna, inicjatorem buntu był sam Marszałek Józef
Piłsudski, który wybrał sobie generała Żeligowskiego i po raz pierwszy
przedstawił mu swój plan zajęcia Wilna już 29 września 1920 roku. Szczegóły
opracowywano jeszcze kilka, następnych dni. W istotę „buntu” nie wtajemni-
czano oficerów niższych rangą, tym bardziej szeregowych żołnierzy, którzy
mieli wziąć udział w akcji zdobycia Wilna. Podejrzliwe i bardzo niechętne reak-
cje aliantów oraz bojaźliwa postawa wielu oficerów były powodem trudnych
momentów i wątpliwości dla samego Żeligowskiego. Dopiero rozmowa
z J. Piłsudskim przyspieszyła decyzję i „zbuntowane” wojsko ruszyło na Wil-
no. Faktycznie, stało się to rano 8 października 1920 roku. Automatycznie ze-
rwana została umowa z 7 października 1920 roku o wytyczeniu granicy pol-
sko-litewskiej. 8 października 1920 roku wojsko Żeligowskiego ruszyło na
Wilno. Automatycznie zerwana została umowa z 7 października 1920 roku
o wytyczeniu granicy polsko-litewskiej. Liga Narodów oczekiwała, że uda się
doprowadzić do plebiscytu, który rozstrzygnie przynależność Wileńszczyzny.
Ale nic z tego nie wyszło, ponieważ nie po to Polacy odzyskali swoją Wileńsz-
czyznę, by ją oddawać z jakiejkolwiek powodu. Marsz wojsk polskich próbowa-
li powstrzymać Litwini, ale mieli żadnych szans. Co prawda, dochodziło do po-
tyczek, ale zdecydowana przewaga była po polskiej stronie. Żeligowski polecił
łagodnie obchodzić się z Litwinami wziętymi do niewoli, by nie zamknąć Pił-
sudskiemu drzwi w sprawie koncepcji federacyjnej, którą Marszałek nadal
forsował. Co więcej, zwalniano żołnierzy litewskich nie odbierając im broni
i wysyłano ich do Wilna. Wobec sytuacji, jaka mogła powstać, władze litewskie
Polskiego, wywodzących się z ziem litewsko-białoruskich (tj. oddziałów Żeligowskiego). Powodzenie całej akcji zależało tylko i wyłącznie od generała. Nie zawahał się postawić na jedną kartę dobrego imienia, sławy, honoru, życia i wziąć na siebie odpowiedzialność za życie kilku tysięcy ludzi. 68
Wilno zostało zajęte 10 października 1920 roku przez Wileński Pułk Strzelców. Pułk wchodził w skład 1 Dywizji Litewsko-Białoruskiej. W 1919-20 brał udział w wojnie z Rosją Sowiecką. W okresie Bitwy Warszawskiej zdobył miasto Radzymin. W Bitwie nad Niemnem /w Krwawym Lesie/ zatrzymał wielokrotnie przeważające siły nieprzyjaciela 3. Armii Sowieckiej. W 1922 roku sztandar Pułku udeko-rowany został Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari. Pułk otrzymał nazwę wyróżniającą - 85 Pułk Strzel-ców Wileńskich. Do 1939 roku Pułk stacjonował w Nowej Wilejce pod Wilnem.
128
ROSJA. Charakterystyczne zabudowania rosyjskich wsi i miasteczek. Fot. oki, 2010 r.
zrządziły ewakuację się wojska i swoich urzędów z Wilna. Przed opuszcze-
niem miasta Litwini sprytnie przekazali miasto w ręce przedstawiciela Ententy
szefa misji francuskiej płk. Constantina Reboula. Żeligowski czując za swo-
imi plecami wsparcie Piłsudskiego był już bardzo zdecydowany i nie bacząc
na wyjaśnienia Reboula, który próbował go powstrzymać przed wkroczeniem
do Wilna, robił swoje. Na pomoc Żeligowskiemu przyszły także polskie od-
działy powstańcze, które samodzielnie opanowały dużą część miasta, zanim
do miasta wkroczyły pierwsze jednostki Wojska Polskiego. Polska ludność
Wilna, która była w zdecydowanej przewadze, gorąco powitała polskie wojsko,
wierząc że (oto) miasto wraca na zawsze do Macierzy.
Władzę wykonawczą w nowo utworzonym państwie - Litwa Środkowa
przejęła Tymczasowa Komisja Rządząca. Władzę nad wojskiem sprawował
L. Żeligowski. Z góry można było przewidzieć, że będzie dochodziło do kon-
fliktów z Litwinami na tle przynależności państwowej Wilna. Rozmowa Żeli-
gowskiego z reprezentantami litewskiej Taryby /parlamentu/ spełzła na ni-
czym.
Liga Narodów oczekiwała, że uda się doprowadzić do plebiscytu, który
rozstrzygnąłby przynależność Wileńszczyzny. Ale nic z tych zamiarów nie wy-
szło, ponieważ nie po to Polacy odzyskali swoje Wilno, by je oddawać komu-
kolwiek, z jakiejkolwiek powodu.
Dalszy plan Żeligowskiego
i Piłsudskiego przewidywał
przyłączenie Litwy Środkowej do
Rzeczypospolitej, co miało się
dokonać na podstawie decyzji
Sejmu Litwy Środkowej.
Litwini, mając poparcie
rządu brytyjskiego próbowali od-
zyskać Wilno za pomocą działań
dyplomatycznych. To się jednak nie mogło powieść, w związku z tym przygo-
towali akcję odbicia Wilna zbrojnie. Na co wojska generała Żeligowskiego
odpowiedziały ofensywą wyprzedzającą spychając wojska litewskie w kierunku
129
Szyrwint-Giedrojć i dalej w kierunku Kowna, zatrzymując się nad przeszkodą
wodną - rzeką Niewiaża, blisko Kiejdan. Akcję przejmowania Wileńszczyzny
próbowano rozszerzyć na Kowno, gdzie znajdował się rząd litewski, lecz bez-
skutecznie. W tym momencie nastąpił rozejm, ponieważ położenie wojsk pol-
skich, pod względem operacyjnym, było niekorzystne, a dodatkowo na Polskę
naciskała Ententa!. Doszło do negocjacji, które odbyły się pod nadzorem Ligi
Narodów i zakończone zostały rozejmem 29 listopada 1920 roku.
8 stycznia 1922 roku, odbyły się wybory do Sejmu Litwy Środkowej, któ-
ry ukonstytuował się w Wilnie 1 lutego tego roku /96 Polaków i 6 Litwinów/.
20 lutego 1922 roku Sejm Litwy Środkowej w głosowaniu podjął uchwałę, że
Wileńszczyzna wraz z Wilnem stanowi integralną część Rzeczypospolitej Pol-
skiej. Dla zobrazowania przewagi żywiołu polskiego w Wilnie należy przyto-
czyć dane na temat struktury ludności: Polacy 76,6%, Litwini 12,6%, Żydzi
4,4%, pozostałe nacje 6,5%. 06 kwietnia 2013 roku przyjęta została ustawa
o wcieleniu Litwy Środkowej do Rzeczypospolitej. Nastąpiło zerwanie stosun-
ków dyplomatycznych i wszelkich innych aż do 1938 roku. Porażkę poniosła
koncepcja Piłsudskiego o utworzeniu federacji państw Polski, Ukrainy, Litwy,
Białorusi, Łotwy, Białorusi i Ukrainy. Na marginesie wydarzeń związanych
z utworzeniem Litwy Środkowej warto dodać, że to polskie „season country”
miało nawet swoje znaczki pocztowe!
25 czerwca, godz. 16.10, dojeżdżamy do granicy z Łotwą. Wbrew
przypuszczeniom, odprawa celna nie trwała długo. Gładko przeszliśmy komo-
rę celną. Nad tym, by nie przeniknęły żadne trefne towary przez granicę z Ło-
twą, obok kilku dobrze zbudowanych celników, czuwał pies trudnej do okre-
ślenia rasy, o ładnej czarnej, błyszczącej sierści. Po wypełnieniu nieskompli-
kowanej deklaracji ruszyliśmy dalej.
Republika Łotewska. Kontynuujemy wystąpienia historyczne. Major
Tomasz Klóskowski z 1. Brygady Pancernej omówił „Operację Ostra Brama -
1944”. Polskie powstanie ’44, czyli „Akcja Burza” /przejmowania miast, rozpo-
częło się także na prawobrzeżnych obszarach Wisły. Zamiarem powstańców
było, przede wszystkim, całkowite wyzwolenie Wilna spod okupacji niemiec-
130
kiej, /przed nadejściem Rosjan!/. Opracowany, przez sztab połączonych Okrę-
gów Wileńskiego i Nowogródzkiego, plan zdobycia miasta zakładał szybkie
stosunkowo łatwe wyrzucenie Niemców z miasta. Tymczasem, Hitler nakazał
umocnić obronę Wilna, obsadzić silną załogą i zdecydowanie bronić miasta.
Dowódca Zgrupowania Armii Krajowej północno-wschodniej Polski podpuł-
kownik Aleksander Krzyżanowski „Wilk” postanowił uderzyć na miasto pię-
cioma zgrupowaniami oraz od wewnątrz żołnierzami z Garnizonu Wilno.
Rozkaz o rozpoczęciu Burzy dotarł z Londynu 3 lipca 1944 roku. Na przygoto-
wanie uderzenia na Wilno nie było dużo czasu, ponieważ bardzo szybko zbli-
żały się oddziały Armii Czerwonej. 4 lipca ogłoszony został alarm dla oddzia-
łów AK, a 7 lipca Krzyżanowski zdecydował się na atak. Niestety, bardzo sil-
na i dobrze zorganizowana obrona miasta powodowała, że natarcie powstań-
ców w różnych częściach miasta posuwało się bardzo powoli. Zawiodło rozpo-
znanie pozycji i sił nieprzyjaciela i rosły straty po stronie powstańców. Niemcy
operowali ogniem moździerzy i artylerii. Używali lotnictwa i ostro kontratako-
wali odrzucając powstańców z zajętych już przez nich pozycji. Natarcie od-
działów AK załamywało się. Jeszcze, 7 lipca walczący powstańcy weszli
w bezpośredni kontakt z oddziałami Armii Czerwonej, uzgadniając zasady
współdziałania podczas atakowania poszczególnych obiektów. W natarciu na
miasto wzięło udział około 100 tys. żołnierzy radzieckich wspartych czołgami
i lotnictwem. Między 10 a 13 lipca trwały zacięte walki o poszczególne dzielni-
ce. Trwały zacięte walki uliczne. Grzmiała artyleria i nacierały czołgi, a lotnic-
two sowieckie atakowało raz po raz falami. Polacy zdobyli wiele ulic i ważnych
gmachów, m.in. Górę Zamkową, gdzie zatknięta została biało-czerwona flaga.
13 lipca miasto zostało zdobyte. Część sił niemieckich zdołała się jednak wy-
rwać z pierścienia. Po zdobyciu miasta oddziały polskie zostały zmuszone
przez Rosjan od opuszczenia miasta. Krzyżanowski wycofał oddziały z mia-
sta w rejon Puszczy Rudnickiej. Natychmiast zaczęły się represje wobec
Akowców. Najpierw, prymitywnie wabieni na rzekome rozmowy dotyczące do-
zbrojenia oddziałów partyzanckich /co było ważne dla dowódców AK/ wpadali
w zdradzieckie sieci. Tak było z Aleksandrem Krzyżanowskim i szefem
sztabu majorem Teodorem Cetysem, którzy nie wrócili z „rozmów” z Dowódz-
131
Widok Dyneburga z 10.go piętra Hotelu „Latgola”. Fot. rjm, 2012 r.
twa 3. Frontu Białoruskiego. Podobnych przypadków było więcej. Nowi do-
wódcy okręgów, wileńskiego - ppłk Izydor Zygmunt Blumski i nowogródz-
kiego - ppłk Janusz Prawdzic-Szalski starali się natychmiast ukryć oddziały
w głębokich lasach, nakazując rozproszenie lub - według uznania dowódców -
powrót do domów. Atakowani z powietrza przez sowieckie samoloty, ścigani
przez oddziały NKWD, polscy partyzanci trafiali do niewoli i do obozów. Łącz-
nie, z około 15 tys. żołnierzy AK w sowieckich łapach znalazło się blisko 5 tys.,
którzy trafili do obozu Miedniki, a oficerowie do obozu w Riazaniu. Dużej czę-
ści udało się zbiec, wielu zapisało się do armii Berlinga, większość jednak
przesiedziała w obozie dla internowanych w Kałudze, długo aż do 1946 i 1947
roku. Nie był to rok 1940 i już nie mógł powtórzyć się Katyń.
Przed wyjazdem z Łotwy usłyszeliśmy jeszcze krótki wykład ppłk. Ta-
deusza Mariańczyka na temat
obrony Wilna w 1939 roku. Tuż
przed wojną Wilno było jednym
z najsilniejszym garnizonów
II Rzeczypospolitej. Po wybuchu
wojny wszystkie jednostki opera-
cyjne i zmobilizowana rezerwo-
wa 35. Dywizja Piechoty opuściły
miasto i przeszły na wyznaczone
kierunki działań bojowych. W tej
sytuacji, utworzony Obszar Warowny Wilno /OW/ został uzupełniony trzema
batalionami Korpusu Obrony Pogranicza i batalionem Obrony Narodowej /Pułk
KOP „Wilno” i batalion ON „Podstawy”/ oraz oddziałami tworzonymi sformo-
wanymi z ochotników Przysposobienia Wojskowego, studentów, uczniów, har-
cerzy itd. Z około 14 tys. obrońców - żołnierzy i ochotników - zaledwie połowa
miała broń. 18 września 1939 roku Dowództwo obrony Wilna zdecydowało
o ewakuacji z miasta jednostek nieuzbrojonych. Wobec zbliżającej się sowiec-
kiej nawałnicy wystąpiła różnica zdań w Dowództwie OW. Dowódca obrony
Wilna pułkownik Jarosław Okulicz-Kozaryn zdecydował o opuszczeniu
132
ŁOTWA. Dyneburg. Na pierwszym planie dyneburski Teatr Miejski. Widok z Hotelu „Latgola”. Fot. rjm, 2012 r.
miasta i wycofaniu się wojska w kierunku granicy litewskiej, podważając tym
samym wcześniej wydane rozkazy. Jak postanowił, tak też i zrobił. Kolejny
dowódca obrony Wilna, a wcześniej faktyczny zastępca płk. Okulicza-
Kozaryna - pułkownik Tadeusz Podwysocki, znając decyzje o rezygnacji
z obrony Wilna, też nie miał ochoty do walki. Tymczasem, 18 września po ro-
syjskie oddziały pancerne i zmechanizowane dotarły do skrajów miasta. Walkę
podjęły pojedyncze oddziały regularnej armii i grupy ochotników - młodzieży,
studentów i harcerzy. W kilku
częściach miasta rozgorzała
walka, chociaż obrońcy byli roz-
proszeni i praktycznie brak było
scentralizowanego dowodzenia.
Rosjanie nie musieli działać w
nadzwyczajnym zagrożeniu i
rozbijali oddział po oddziale,
używając czołgów i dział.
Wobec ogromnej przewagi i
wizji szybkiego opanowania mia-
sta opuścił je także ppłk T. Podwysocki. Późnym wieczorem, 19 września,
Wilno zostało całkowicie opano-
wane przez jednostki radzieckie.
Jak na sporą ilość obrońców
/około 7 tys./ i posiadane uzbro-
jenie /jakieś 20 armat i dział
przeciwpancernych i przeciwlot-
niczych, kilkadziesiąt karabinów
maszynowych, pociąg przysto-
sowany do prowadzenia walki
obronnej/, obrona miasta była
niemrawa, prowadzona bez
przekonania, że uda się zachować jej jakąkolwiek skuteczność i raczej impro-
wizowana, niż zaplanowana. Nie trwała długo, a obrońcy nie wyrządzili Sowie-
ŁOTWA. Hotel „Latgola”, w którym mieszkaliśmy - „tam i z powrotem”. Fot. rjm, 2012 rok.
133
tom żadnych znaczących strat. Wkrótce, jednostki NKWD - jak zawsze - „zaję-
ły się” polskimi jeńcami.
Późnym popołudniem, 25 czerwca dojechaliśmy do Daugavpils i zosta-
liśmy zakwaterowani w tym samym Park Hotelu „Latgola”. Czekała już na nas
nienajgorsza obiadokolacja, chociaż daleko im jeszcze do poziomu, w tym
względzie, w naszych rodzimych hotelach. Z kolegą, z pokoju, ruszyliśmy „na
miasto”, które już troszeczkę poznaliśmy w drodze w tamtą stronę, do Katynia.
Właściwie, to pospacerowaliśmy po jednej z głównych ulic, prawdopodobnie
/Rῑgas/, coś w rodzaju deptaku, zabudowanej po obu stronach charaktery-
stycznymi kamienicami z lat pięćdziesiątych XX wieku, z licznymi zdobieniami
elewacji i europejską ornamentyką okien i portali. Można tam było spotkać
młodych ludzi spokojnie spacerujących i zachowujących się raczej przyjaźnie.
Nieliczne kawiarnie i restauracje były otwarte, ale z zewnątrz nie wyglądały tak
atrakcyjnie, jak w Polsce. Jedna z kamienic przyciągała uwagę szczególnie
bogatym wystrojem elewacji. Próbowaliśmy zagadnąć napotkaną starszą pa-
nią o jakiś przybytek kultury i rozrywki, ale nasz „rosyjski” był jakoś mało prze-
konujący, bo nieznajoma tylko pokiwała głową i zakończyła „dialog”. W końcu,
kupiliśmy w niewielkim markecie łotewskie piwo /w litrowej butelce/ i powrócili-
śmy grzecznie na hotelowe pielesze.
26 czerwca rano, po śniadaniu opuściliśmy gościnny hotel /z 10. piętra
robiłem zdjęcia Dyenburga, w kierunku na, położony niedaleko, teatr miejski/
i ruszyliśmy na zwiedzanie, słynnej na całą Europę, starej, rosyjskiej Twierdzy
Dyneburg.
Zaczątkiem dyneburskiej twierdzy był zamek z 1275 roku wybudowany
przez zakon Kawalerów Mieczowych. Przez następne wieki był w rękach Li-
twinów, a później Krzyżaków, którzy go rozbudowali, wreszcie od XVI wieku
zamek, na krótko, znajdował się w granicach Rzeczypospolitej i stał się stolicą
polskich Inflant. Miasto i zamek zdobył Iwan Groźny i dobudował do zamku,
wzdłuż Dźwiny kilkunastokilometrowy szaniec. Wreszcie, umocnił twierdzę król
Polski Stefan Batory, nadając miastu nowe prawo magdeburskie /1582/.
134
ŁOTWA. Dyneburg. Centrum Kultury Polskiej na Łotwie. Fot. rjm, 2012 r.
ŁOTWA. Dyneburg. Ekspozycja w Centrum Kultury Polskiej.
Fot. rjm, 2012 r.
Sprowadzeni tu jezuici wybudo-
wali pierwsze kolegium i kościół
/1625/. Za czasów Jana Kazimie-
rza powstał plan rozbudowy
twierdzy, który został zrealizowa-
ny dopiero w XVII wieku. Dyne-
burg stał się silnym garnizonem
i stolicą województwa inflanckie-
go. Rozbiory nie zahamowały roz-
budowy miasta. W 1810 roku Ro-
sjanie rozpoczęli budowę nowej, potężnej twierdzy /w obliczu zbliżającej się
wojny z Napoleonem/, którą kierował inżynier Georg Heinrich Heckel. Przy
budowie zatrudniono 10 000 ludzi, którzy
pracowali na dwie zmiany. Obwałowania
twierdzy sięgały nawet 11 m, a rowy z wodą
otaczające twierdzę głębokość do 9 m. Po
1812 roku władze carskie, aż do końca XIX
wieku rozbudowywali twierdzę w Dynebur-
gu, rozwinęli przemysł oraz połączenia ko-
lejowe. W latach 1820-1821 wybudowane
zostały cztery monumentalne bramy wjaz-
dowe - Aleksandrowska, Mikołajewska,
Konstantynowska i Michajłowska, które były
ozdobą twierdzy. Twierdza była rozbudo-
wywana do 1833 roku. Dyneburg powrócił
do Polski w 1920 roku. W 1923 w twierdzy umieszczono tablicę pamiątkową
ku czci Leona Broel-Platera, który został rozstrzelany w twierdzy po powsta-
niu styczniowym. Późniejsze losy miasta są podobne do wielu innych miast na
135
ŁOTWA. Tablica pamiątkowa ku czci Leona Broel-Platera w twierdzy Dyneburg.
Fot. rjm, 2012 r.
wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Dzisiaj, w Dyneburgu mieszka ponad
50% Rosjan, 17 % Łotyszy, niemal tyleż samo Polaków, 9% Białorusinów, a
reszta to inne narodowości.
Sama twierdza zajmuje obszar 150 ha
i należy do klasycznych budowli obronnych
z I połowy XIX wieku, świetnie zachowanych.
Fortyfikacje obronne składają się z wału
ochronnego umocnionego ośmioma pięciokąt-
nymi bastionami, sześcioma trzykątnymi rawe-
linami usytuowanymi pomiędzy bastionami
i sześcioma kontragardami. Podczas zwiedza-
nia twierdzy odnosi się wrażenie, że cała bu-
dowla jest niezwykle solidna, doskonale roz-
planowana, obszerna i naprawdę piękna. Duże
miasteczko
koszarowe z
ulicami, cen-
tralnym pla-
cem musztry i parad, arsenałem, niezbęd-
nym w tym przypadku aresztem, budynkami
mieszkalnymi i administracyjnymi oraz nie-
dużym parkiem. Kiedyś była tam również
cerkiew.
W ostatnim okresie, po II wojnie świa-
towej, koszary zajmowała akademia lotnic-
twa ZSRR. Obecnie, od kilkunastu lat trwa-
ją w twierdzy roboty remontowe. Odnawia-
ne są elewacje budynków, drogi i fortyfika-
cje. Wszystko wymaga jeszcze sporo lat pracy i dużych nakładów, ale widać
jak wiele zostało już zrobione. W odrestaurowanym arsenale znajduje się mu-
zeum, które zwiedziliśmy, a w głównej sali wystawowej, siedząc przy dużym
ŁOTWA. Dyneburg. Prezes Związku Polaków na Łotwie Ryszard
Stankiewicz /na pierwszym planie/. Fot. rjm, 2012 r.
136
ŁOTWA. Carska twierdza w Dyneburgu. Fot. rjm, 2012 r.
stole, wysłuchaliśmy krótkiej prelekcji o historii twierdzy. Zwiedziliśmy także
zgromadzonych w twierdzy egzemplarzy uzbrojenia artyleryjskiego itp.
Aktualnie, władze Dyneburga - według relacji naszego przewodnika -
przygotowują twierdzę, by wykorzystać jej wspaniałe walory, jako obiekt tury-
styczny i użytkowy dla niektórych instytucji publicznych, m.in. w budynku daw-
nego aresztu zainstalowała się już miejscowa Policja.
Po zwiedzeniu dyneburskiej twierdzy wzięliśmy kurs na Wilno, gdzie
zaplanowany został nasz ostatni postój z noclegiem w tzw. Domu Polskim.
O godzinie 11.25 w miejscowości Zarasai przekroczyliśmy granicę z Li-
twą. W Wilnie byliśmy o 17.00 i po zakwaterowaniu w hotelu dla Polaków ze-
szliśmy na skromną kolację do restauracji o wymownej nazwie „Pan Tadeusz”.
Po kolacji tradycyjnie,
w trójkę Jola Macenowicz, Wi-
tek Rawski i … dołączyłem do
Nich - ja, poszliśmy na spacer po
starym Wilnie, a właściwie szu-
kaliśmy jakiegoś miłego miejsca,
by wypić małe piwko. Najpierw
się to udało w maleńkim pubie
z mnóstwem kolorowych dzban-
ków, dzbanuszków, kufli, nawet
samowarów. Jak powiedział nam właściciel pubu było ich tam podobno 2 tys.
Zresztą widać to na moich fotografiach. Wypiliśmy po małym piwie w atrakcyj-
nych kufelkach i poszliśmy dalej właściwie w kierunku starego miasta. Wilno
wieczorem, było co oglądać w świetle kolorowych wystaw sklepowych, reklam
i neonów. Najbardziej podobała mi się jednak, wspaniale oświetlona wileńska
opera. W drodze do hotelu zajrzeliśmy jeszcze do pubu, w którym byliśmy już
wcześniej, w drodze do Smoleńska. Było już późno, ale właściciel o nazwisku
… Mickiewicz, ale nie Adam tylko Krzysztof namawiał nas na chwilkę przy
piwie. Oczywiście, skorzystaliśmy, ale nie była to miła „chwilka”, ponieważ
dwóch młodych Litwinów siedzących przy stoliku, potwierdziło generalnie nie-
137
ŁOTWA. Centralna część twierdzy dyneburskiej. Fot. rjm, 2012 r.
chętny stosunek, pewnej części społeczności litewskiej, do Polaków. „Przyje-
chało polskie wojsko na rowerach”, „K…wy polskie przyjechały” itd., itd. To by-
ły te najlżejsze, prowokacyjne obelgi rzucane w naszą stronę. Trudno powie-
dzieć, skąd ci panowie wiedzieli, że jesteśmy żołnierzami? Nie reagował na to
wszystko właściciel lokalu. Nie reagowały także inne osoby przebywające na
malutkim tarasie, obserwujący to całe zajście. Nas, ostrej reakcji, powstrzy-
mywał, /a należała się tym facetom męska „odpowiedź”/, sam nasz szef Wi-
told R., któremu nie należało zrobić nic brzydkiego. Zwłaszcza, nie mogło to
się przytrafić z mojej strony, gdyż Witek podał mi wspaniałomyślnie rękę, gdy
„zawalałem” terminy składania wyjazdowych papierów, a przy tym okazał się
niezwykle sympatyczną osobą, doskonałym historykiem i bardzo dobrym or-
ganizatorem podróży. Na nasze szczęście sam Mickiewicz, zorientował się,
że powinno się ratować honor, zarówno Litwinów, jak i Polaków i zaprosił nas
na „interesujące” drinki, na konto firmy. Zresztą, tym momencie, dwaj nie-
przyjaciele wynieśli się do diaska. W miłym towarzystwie zabawiliśmy do póź-
na w nocy. W każdym razie zdjęć z tego nie było.
Rano, następ-
nego dnia, 27 czerwca,
rozpoczęliśmy od in-
dywidualnego zwie-
dzania Wilna. Było to
dla mnie kolejne, spo-
tkanie z tym pięknym,
miastem, które nosi
w sobie, więcej cech
polskości, niż nam Po-
lakom się wydaje. Ale,
oczywiście najważniej-
sza jest Ostra Brama, pomimo że to tylko jedna z bram miasta, jest nam naj-
droższa. Bardzo podobnie, Cmentarz na Rossie jest wielkim świadectwem
miejsca Polaków w historii tego miasta. Tutaj „bije” serce Marszałka. Szkoda,
138
ŁOTWA. Muzeum twierdzy dyneburskiej,
Fot. rjm. 2012 r.
ŁOTWA. Plac parad twierdzy Dyneburg.
Fot. rjm, 2012 r.
że wiele polskich nagrobków na Rossie ulega ciągłemu niszczeniu, zresztą nie
tylko przez nieubłagany czas.
Każdy, kto zawita do Wilna zwykle udaje się najpierw na Starówkę, jed-
ną z największych i naj-
piękniejszych w Europie.
Najważniejszym traktem
wileńskiej Starówki jest
oczywiście ulica Zamko-
wa. Mieszają się style
architektury - gotyk, ba-
rok, klasycyzm
i … socrealizm. Bardzo
charakterystyczny widok
oddający atmosferę Wil-
na można dostrzec z wy-
sokości kaplicy Cudownego Obrazu. Wewnątrz kaplicy byłem dłuższy czas.
Był czas na modlitwę i zadumę. Będąc tam, można sobie odpowiedzieć na py-
tanie, dlaczego Piłsudski był tak bardzo zauroczony tym miastem. Rzeczywi-
ście, będąc w Kaplicy, człowiek chciałby
pozostawać w ciszy i tylko tam być.
Wreszcie, przypatrzyłem się lepiej
kamienicy przy ul. Świętojańskiej, gdzie na
frontonie znajduje się tablicy informująca,
że w tym miejscu była drukarnia Józefa
Zawadzkiego, w której wydrukowano
pierwsze egzemplarze „Ballad i romansów”
Adama Mickiewicza. Sam wieszcz miesz-
kał w niewielkiej kamieniczce przy Zaułku
Bernardyńskim, co także zostało zazna-
czone pamiątkową tablicą umieszczoną
nad wejściem. Wilno uczciło pamięć o pecie
139
ŁOTWA. Twierdza Dyneburg. Fot. rjm, 2012 r.
ŁOTWA. Twierdza Dyneburg. Fot. rjm, 2012 r.
sympatycznym pomnikiem. W Wilnie mieszkał krótko także Juliusz Słowacki.
Chociaż nie bardzo się lubili, obaj przeszli do panteonu dziejów polskiej litera-
tury i obaj mają swoje pamiątki w Wilnie. W Wilnie mieszkał także przez dwa
lata Józef Ignacy Kraszewski. Swój pomnik-popiersie ma w Wilnie także
Stanisław Moniuszko.
Tym razem, odwiedziłem także Katedrę wileńską św. Stanisława i wolno
stojącą dzwonnicę /patrona Polski/, obecnie
najważniejszą świątynię Litwy, której
/pierwotną/ budowę zainicjował Władysław
Jagiełło. Dzisiejsza świątynia, XIX wieczna,
zbudowana została w stylu klasycystycz-
nym. Wewnątrz uwagę musi zwrócić Kaplica
Królewska ufundowana przez króla Kazi-
mierza Jagiellończyka. Bezpośrednio
w pobliżu Katedry znajduje się okazały,
a nawet ogromny pomnik Giedymina - zało-
życiela Litwy. Odwiedziłem także największą
i najpiękniejszą cerkiew Wilna - pw. św. Du-
cha. Naprawdę piękna. Obszedłem również
wzgórze Giedymina z wieżą -
pozostałością po dawnym Zam-
ku Górnym z XV wieku /w historii
wieży można się doczytać, że
było tam więzienie i ludwisarnia/.
140
ŁOTWA. Twierdza Dyneburg. Fot. rjm, 2012 r.
Być w Wilnie, a nie od-
wiedzić Antokolu /północno-
wschodniej dzielnicy Wilna
/ściślej mówiąc - Kościoła św.
Piotra i Pawła, to się nie godzi.69
Ten piękny Kościół /i część
klasztorna/ z przebogatym wnę-
trzem ufundował wielki hetman
litewski, zarazem wojewoda wi-
leński i jeden z najbogatszych
magnatów Litwy Michał Kazimierz Pac /1624-1682, podobno jako votum
przebłagalne /za popełnione przez siebie winy w okresie krwawych wojen i za
powrót Wilna do Rzeczypospolitej/. Pieniądze na budowę kościoła pochodziły
z wypraw na Tuków, Tatarów, Moskali itd., itd. Pac był człowiekiem bardzo
religijnym i zarazem bardzo hojnym dla Ko-
ścioła i biednych.
Jak głosi legenda, Michał K. Pac -
w trakcie jednej z podróży znalazł krzyż na
Antokolu, co miało stanowić znak, gdzie po-
winien stanąć kościół - jak wspomniałem -
niepowtarzalne, w swym pięknie i artystycz-
nym przepychu, votum.
69
O Kościele św. Piotra i Pawła na Antokolu kilkuzdaniowa notka znajduje się w „Pomocnicze materia-ły dla wykładowców kształcenia obywatelskiego” cz. I, s. 94-95.
141
ŁOTWA. Krzyż - pomnik na miejscu cmenta-rza polskich żołnierzy, którzy polegli
na ziemi łotewskiej, zniszczony przez władze sowieckie. Fot. rjm, 2012 r.
Kościół pw. św. Piotra i Pawła na Antokolu - jedna z najpiękniejszych pereł architektury sakralnej
w Wilnie. 2010 r.
Za czasów pogańskich na wzgórzu dzisiejszego Antokolu oddawano
cześć bogini Mildzie. Dopiero za panowania króla Władysława Jagiełły po-
budowany został tu drewniany kościółek
/1387/, który niestety spłonął w 1594 roku.
W to miejsce wybudowano nowy drewnia-
ny kościół /1609-1616/, który przetrwał do
najazdu na ziemie litewskie wojsk mo-
skiewskich /1655-1661/, kiedy to kościół
został rozgrabiony i zniszczony. Hetman
Michał K. Pac, na czele wojsk litewskich,
wyrzucił Moskali i odbił Wilno, ale naraził
się swoim żołnierzom, którzy nie otrzy-
mawszy należnego żołdu, mordują dowód-
cę obrony zamków wileńskich Kazimierza
Chwalibóg-Żeromskiego. Zagrożony jest
również hetman Pac, który chroni się w
resztkach Kościoła św. Piotra i Pawła. Ocalony, ślubuje Bogu pobudować tu, w
miejsce zniszczonego przez na-
jeźdźców, nowy kościół.
W 1668 roku przystępuje
do realizacji bogobojnego po-
stanowienia. Kamień węgielny
na budowę kościoła, przywie-
ziony został z Krakowa przez
biskupa Aleksandra Kazimie-
rza Sapiehę. Historia podaje, że
architektami i pierwszymi budow-
niczymi kościoła byli Jan Zaora
z Krakowa i Jerzy Ertil z Wilna. Już pod koniec prac budowlanych /1672/ po-
jawia się nazwisko ich następcy - Włocha Giovanni Battista Fredianiego.
142
Figura Matki Bożej z wileńskiego kościoła hetmana Kazimierza Paca. Fot, rjm, 2012 r.
LITWA. Wilno. Antokol. Piękny kryształo-wy żyrandol w Kościele pw. św. Piotra
i Pawła. Fot. rjm, 2012 r. Fot. rjm, 2012 r.
Trójnawowy kościół z transeptem /nawą prostopadłą do osi kościoła/ i kopułą,
zbudowany został według tradycyjnej reguły na planie łacińskiego krzyża.
W 1674 roku stanęły mury kościoła.
We jego wnętrzu powstało pięć kaplic, w
tym, Kaplica Świętych Żołnierzy. Rok później
ustawiona została kopuła i odprawiona zo-
stała pierwsza Msza św. Od tego momentu,
pełną parą ruszyły prace wykończeniowe i
dekoratorskie, które zakończyły się w 1684
roku, dwa lata po śmierci fundatora hetmana
Paca. Dzisiaj można zachwycać się tym, co
zostało wówczas, z wielkim pietyzmem, wy-
konane. Całe piękno sztuki zdobniczej jest
autorstwa Włochów - Pietro Perettiego,
Giovanniego Gallego /gipsatury i freski/ oraz
Marcina de Alto Monte z Rzymu /freski i obrazy/. Do tego „przyłożył” swoją
rękę i wykonał malowidła, także Włoch - Michelangelo Palloni. Wymienić na-
leży także kilku innych artystów - Nowotnego, Ansasa, wilnianina Helmana,
kamieniarza Rudolfa. Podobno, w budowie Kościoła uczestniczyło również
300.tu warszawskich fachowców. Wnętrze Kościoła, w którym dominuje szla-
chetna biel, przebogate sztukaterie, stiukowe rzeźby, malowidła portretowe,
płaskorzeźby i niespotykany gdzie indziej, wielki kryształowy żyrandol przypo-
minający piotrową łódź, wydaje się być zachwycającą galerią sztuki klasycz-
nej. Piękno żyrandola wykonanego ze złoconych kształtowników i misternie
„utkanego” szkła kryształowego wzbudza zachwyt wszystkich oczu i jest jed-
nym z najpiękniejszych elementów wystroju Kościoła. W kruchcie, z lewej
strony od wejścia, ustawiony został także niecodzienny eksponat - wielkich
rozmiarów litewski bęben wojenny /litaur/, pamiątka bitwy pod Chocimiem
z 1673 roku, zdobyta przez hetmana Kazimierza Paca.
Śmierć Hetmana w 1682 roku dramatycznie zmieniła sytuację finansową
budowy. Z tego powodu, w miejscu prezbiterium, zamiast ołtarza głównego,
znajduje się teraz obraz „Pożegnanie świętych apostołów - Piotra i Pawła” au-
143
LITWA. Antokol. Bęben wojenny /litaur/ w Kościele św. Piotra i Pawła. Fot. rjm, 2012 r.
To tutaj litewskie piwo miało dla nas gorzki smak.
Fot. rjm, 2012 r.
torstwa Franciszka Smuglewicza oraz okazałe rzeźby proroków - Daniela,
Jeremiasza, Izajasza i Eliasza wykonane przez Kazimierza Jelskiego. Na
fasadzie Kościoła umieszczone zostały słowa: "Regina pacis funda nos in pa-
ce" - „Królowo Pokoju, umacniaj nas w pokoju” to wyraz tęsknoty człowieka do
zachowania pokoju, tego pokoju rozumianego, jako czas bez wojen i tego po-
koju wewnętrznego, pokoju w nas, którego potrzebujemy, jako ludzie Boga.
Niektórzy historycy wskazują, że te słowa modlitwy, wyrażają wdzięczność
żołnierza - hetmana Kazimierza Paca za konkretny czas długiej, wyczerpują-
cej, ale zwycięskiej wojny z Moskwą /1654-1667/ i powrót Wilna do Rzeczypo-
spolitej.
Zgodnie z niespotykanym
pragnieniem, po śmierci hetman
Pac został pochowany pod ka-
mienną podłogą przedsionka wi-
leńskiego Kościoła. Na płycie
nagrobnej wyryty został niezwy-
kły napis: „Hic iace peccator" -
Tu leży grzesznik”. Gdy około
stu lat później piorun uderzył
w posadzkę w miejsce, gdzie
znajdował się grób Hetmana i płyta nagrobna pękła, uznano to za znak, że
nadszedł czas i wola zmarłego
się dopełniła, doczesne szczątki
Paca przeniesiono do podziemi
Kościoła. Płytę wstawiono po
prawej stronie wejścia do świą-
tyni.
Na początku XIX wieku,
dwaj Włosi - Jana Baretto i Mi-
kołaj Piano z Mediolanu przy-
stąpili do restauracji sztukaterii
144
LITWA. Antokol Prezbiterium bez ołtarza głównego, którego nieudało się wykonać
w XIX w. i tak już zostało. Fot. rjm, 2012 r.
Kamienica, w której umownie mieści się tzw. Cela Konrada, czyli miejsce, gdzie mógł
być przetrzymywany Adam Mickiewicz wraz z towarzyszami niedoli na przełomie
lat 1823-1824. Fot. rjm, 2012 r.
i rzeźb. Wykonali dwa ołtarze boczne i ambonę. Ołtarza głównego nie udało
się im zrobić, a samą ławę ołtarza głównego wykonali miejscowi fachowcy.
Wizyta w Wilnie była krótka, za krót-
ka jak na Europejską Stolicę Kultury. Na-
stępnym razem trzeba będzie zajrzeć do
Republiki /artystów i wolnomyślicieli XXI
wieku/ Zarzecze, gdzie podobno „człowiek
ma prawo nic nie robić”.
Kończył się czas na zwiedzanie mia-
sta. Wszyscy mieliśmy się spotkać na mo-
ście z kłódkami nowożeńców w pobliżu
Wzgórza Giedymina. Okazało się jednak,
że w Wilnie jest 16.cie mostków przez Wi-
lejkę i wszystkie są teraz z kłódkami. Na
szczęście, nie zabrakło nam inteligencji
i dość szybko trafiliśmy na właściwe miej-
sce. Autokar już tam czekał. Przed nami był
już ostatni etap podróży, z wizytą w Zułowie
i w Trokach. Potem już tylko droga do War-
szawy.
O godzinie 12.15 dojechaliśmy do
Zułowa, rodzinnej miejscowości Józefa Pił-
sudskiego. Już wcześniej, płk Wojciech
Matuszewski, o którym już wspomniałem,
rozpoczął swoje, naprawdę żywe, obfitujące
w wiele szczegółów, opowiadanie o życiu
i działalności naszego, wielkiego Marszałka.
Trzeba podkreślić, że wysłuchałem wystą-
pienia z bardzo dużym zainteresowaniem,
pomimo że, jako prezes Zarządu Okręgu Kujawsko-Pomorskiego Związku Ofi-
cerów Rezerwy, który dumnie nosi imię Marszałka, mogłem wiele powiedzieć.
145
Relacjonując, oczywiście w skrócie, to co wtedy usłyszeliśmy o Mar-
szałku, posłużę się także opracowaniem, nieżyjącego już od dwóch lat prof.
Stanisława Krasuckiego, autora licznych książek z dziejów II Rzeczypospoli-
tej, który szczególnie rozkochany był w biografii Piłsudskiego i wiele na ten
temat napisał, m.in. książkę „Józef Piłsudski 1867-1935 - dzieło jednego ży-
cia”.70 Niezbyt obszerna książka, napisana z myślą o młodszych pokoleniach,
językiem bardzo przystępnym, „pogadankowym”, którą czyta się „szybko
i przyjemnie”. Polecam osobom, które w książkach historycznych nie lubią zbyt
wielu dat, trudnych do zapamiętania pojęć itd.
70
Stanisław Krasucki, „Józef Piłsudski 1867-1935 - dzieło jednego życia”
146
LITWA. Dąb Piłsudskiego w Zułowie. Fot. rjm, 2012 r.
Józef Piłsudski urodził się 5 grudnia
1867 roku w Zułowie na Litwie,
w bardzo licznej rodzinie ziemiańskiej, jako
czwarte dziecko Państwa Piłsudskich.71
Matka Józefa - Maria Billewiczówna
/1842-1884/ herbu „Mogiła”, była osobą
bardzo zamożną i wychodząc za mąż
/1863/ za Józefa Wincentego Piotra Pił-
sudskiego /1833-1902/ wniosła do rodziny
pokaźny posag /cztery majątki, m.in. mają-
tek Zułów dokąd Piłsudscy przybyli w 1864
roku, gdzie przyszedł na świat Józef72, oraz
niebagatelną kwotę - kilkaset tysięcy rubli/.
Niestety, większość dóbr została utracona /wskutek braku zdolności Józefa
Wincentego do zarządzania włościami - 12000 ha/ i Państwo Piłsudscy, za-
miast w którymś z majątków, zamieszkali w Wilnie /1874/. Można się tylko
domyślić, skąd tak wielkie przywiązanie Józefa Piłsudskiego do tego miasta.
Józef Wincenty był powstańcem styczniowym, /a nawet komisarzem Rządu
Narodowego na powiat kowieński/ stąd atmosfera domu rodzinnego, wytwo-
rzona powszechną żałobą po klęsce powstania, silnie wpłynęła na jego cha-
rakter w duchu konieczności podjęcia walki niepodległościowej, aż do osta-
tecznego wyzwolenia Polski. Ten postulat będzie treścią życia Piłsudskiego
w latach młodości, poprzez jego działalność w Polskiej Partii Socjalistycznej,
Związku Walki Czynnej, aż do wybuchu I. wojny światowej i wymarszu na pole
bitwy I Kompanii Kadrowej, jako kadry przyszłego odrodzonego Wojska Pol-
skiego. W Wojsku Polskim, narodowej Sile Zbrojnej, widział Piłsudski pod-
stawowy czynnik umożliwiający tworzenie zrębów własnego państwa pol-
skiego. W 1884 rok zmarła matka Piłsudskiego Maria Piłsudska. W 1885 roku
Józef Piłsudski zdał maturę i wspólnie z bratem Bolesławem rozpoczął stu-
71
Stanisław Krasucki, Krótki rys życia Józefa Piłsudskiego /artykuł znajdujący się w posiadaniu autora niniejszego opracowania/ 72
Józef był trzecim z kolei dzieckiem Marii i Józefa Wincentego Piłsudskich.
147
dia medyczne na uniwersytecie w Charkowie. Dla Piłsudskiego „akademicka
nauka” nie była „osią jego życia”. W 1887 roku został aresztowany przez wła-
dze carskie za udział w spisku na życie cara i chwilowo osadzony w Irkucku.
Taki zarzut byłby bardziej odpowiedni w stosunku do jego brata Bolesława,
który rzeczywiście był zaangażowany w spisek. W więzieniu wybuchł bunt,
/w którym de facto Piłsudski nie brał udziału, ale został pobity /jak to z więź-
niami tego rodzaju bywało/, stracił dwa zęby i dostał jeszcze dodatkowe
6 miesięcy więzienia. Przewieziony został do Kiereńska, właściwego miejsca
odbywania kary 5.ciu lat zesłania w głąb Rosji, gdzie spotkał swoją pierwszą
miłość - Leonardę Lewandowską73. W 1890 roku przewieziony został do
miejscowości Tunka. W 1892 roku wrócił z zesłania do Wilna i zaangażował
się w działalność Polskiej Partii Socjalistycznej /PPS/. Zgodnie z wyniesionymi
przekonaniami /z okresu rewolucji 1905 roku/ był zdecydowanym zwolenni-
kiem powstańczej walki o niepodległość, połączonej z rewolucyjnymi dąże-
niami polskich robotników. W tym celu stworzył Organizację Bojową PPS i zo-
stał naczelnym redaktorem pisma socjalistów „Robotnik”. W 1899 roku ożenił
się z, dwa lata starszą od siebie, znaną wówczas działaczką PPS, Marią Ka-
zimierą Juszkiewiczową, /1873-1921/74 luteranką i rozwódką. Aby zawrzeć
związek małżeński, Piłsudski musiał zmienić wyznanie na ewangelicko-
augsburskie, ponieważ w kościele katolickim nie jest możliwy ślub z rozwód-
ką75. Mieszkając w wynajętym mieszkaniu w Łodzi, po nazwiskiem Dąbrowski
/Piłsudski był od 6 lat poszukiwany przez Policję/ nadal prowadził działalność
73
Z tą pierwszą miłością było trochę różnie. Leonarda była o 6 lat starsza od Piłsudskiego i spełniała wszystkie obowiązki żony. Trwało to tylko rok, bo Leonarda zakończyła swoją karę i opuściła Kie-reńsk. Jednak, Piłsudski z nią korespondował, opisując w listach swoje „damskie podboje”, co mogło mieć wpływ na to, że Leonarda popadła w depresję i … w końcu popełniła samobójstwo. Czy miało to związek z Piłsudskim? Tego nie możemy być pewni.
74 Maria Juszkiewiczowa z domu Koplewska, zwana „Piękną Panią”, była już wtedy rozwódką i mia-
ła córkę Wandę /zm. w 1908 r. w wieku 19 lat na zapalenie woreczka żółciowego/ z pierwszego mał-żeństwa z inżynierem Marianem Juszkiewiczem. 75
Ślub odbył się w miejscowości Paproć Duża /łomżyńskie/. Powrócił do wyznania rzymskokatolickie-go w 1916 roku, w parafii w Karasinie. Stosowny dokument przygotowany został przez kapelana 1. pułku ks. Henryka Ciepichałłę, utrzymywany był w ścisłej tajemnicy. Świadkami tego wydarzenia byli: Kazimierz Sosnkowski i Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Niestety, w 1924 roku, gdy Pił-sudski był już poza aktywną polityką, mieszkając w Sulejówku, poznał ośrodku wypoczynkowym dr Eugenię Lewicką, która go zauroczyła. Efektem tej znajomości była decyzja Piłsudskiego o wy-budowaniu Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego, dzisiejszej Akademii Wychowania Fizycz-nego w Warszawie! Bliska znajomość z E. Lewicką była przedmiotem różnych plotek i presji otocze-nia. W konsekwencji sprawa zakończyła się bardzo przykro, ponieważ Lewicka bardzo to przeżywała i jej, dość tajemnicza, śmierć wskazywała na samobójstwo, a może było to otrucie?
148
konspiracyjną, m.in. prowadził, wraz żoną, nielegalną drukarnię, za co w 1990
roku trafił do celi nr 39, X Pawilonu Cytadeli w Warszawie /żona też została
aresztowana i przez kilka miesięcy przebywała w warszawskiej Cytadeli/. Pił-
sudski, symulując chorobę psychiczną, znalazł się w szpitalu Jana Bożego,
a potem w szpitalu psychiatrycznym w Petersburgu, skąd udało mu się zbiec.
Po spotkaniu z Marią ukrywali się, najpierw we Lwowie, potem w Krakowie,
dwa miesiące w Zakopanem, a wreszcie wyjechali do Londynu.
Przez kilka miesięcy przebywał w Japonii, gdzie PPS-owcy próbowali
nawet zorganizować polski legion do walki o niepodległość. Sprzyjała temu
wojna rosyjsko-japońska. Wszystko spełzło na niczym, ponieważ nie było zgo-
dy wewnątrz działaczy PPS, m.in. Piłsudski spotkał się tam wtedy ze swoim
przeciwnikiem politycznym - Romanem Dmowskim.
Po powrocie do kraju, poglądy polityczne Piłsudskiego uległy mocnej
radykalizacji. Po rozłamie w PPS w 1906 roku - stanął na czele radykalnego
odłamu tej partii PPS-Frakcja Rewolucyjna. Skierował swoją uwagę na two-
rzenie bojówek PPS /Organizacji Bojowej PSS/ i akcje zamachowe oraz zwy-
kłe napady na banki, pociągi itd. dla poprawienia kondycji finansowej Partii,
także w celu udzielenia pomocy osobom więzionym. Ten okres działalności
Piłsudskiego spotkał się z krytyką Narodowej Demokracji i niechęcią szarych
zjadaczy chleba. Na problemy partyjne nałożył się kryzys małżeński. W 1908
roku Piłsudski poznał dużo młodszą od Marii, Aleksandrę Szczerbińską
……. -1963/, która szybko została jego kochanką. Z tego związku narodziły się
później dwie córki - Wanda /imię nadano na pamiątkę zmarłej córki Aleksan-
dry z pierwszego małżeństwa, 1918/ i Jadwiga /1920/. W 1921 roku zmarła
żona Piłsudskiego - Maria, co zmieniło jego sytuację osobistą, i po wielu la-
tach nieformalnego związku, w 1921 roku, krótko po pogrzebie Marii, Piłsud-
ski ożenił się z Aleksandrą Szczerbińską76.
76
Aleksandra Szczerbińska w 1915 roku na polecenie Piłsudskiego prowadziła agitację na rzecz blokowania werbunku do Legionów i, w ten sposób, powiększania sił POW /organizacji, której celem była działalność dywersyjno-sabotażowa na terenie Królestwa Polskiego/, za co została aresztowana przez Austriaków i więziona w Szczypiornie i w Lubaniu Śl. /1915-1916/; przeżyła Piłsudskiego o 28 lat. Zmarła w 1963 roku w Londynie, w wieku 81 lat.
149
Józef Piłsudski wg Janusza Kossaka. Obraz - olej na płótnie o wym. 58x44 cm,
autor - Maciej Misiak; własność - Roman Misiak.
W działalności patriotycznej i niepodle-
głościowej Piłsudskiego rok 1908 był jednak
momentem przełomowym, ponieważ wreszcie
popatrzył dalej i szerzej, niż tylko w obrębie
jednej partii - PPS. We Lwowie tworzą się
pierwsze oddziały założonego, z jego inicja-
tywy, konspiracyjnego Związku Waki Czynnej
/ZWC/. W ZWC pojawiają się takie nazwiska
jak - Władysław Sikorski, Kazimierz Sosn-
kowski, Marian Januszajtis-Żegota. Nastę-
puje zbliżenie z organizacjami działającymi
jawnie - „Związek Strzelecki”, „Polskie Drużyny
Strzeleckie” /Lwów/, „Towarzystwo Strzeleckie”
/Kraków/. W 1912 roku zostaje komendantem
Głównym „Związku Strzeleckiego”. Angażował się coraz bardziej w działalność
wojskowo-niepodległościową na terenie Galicji. W 1912 roku był już bardzo
znanym przywódcą niepodległościowym. W powietrzu czuło się wojnę pomię-
dzy zaborcami. W tym czasie, został mianowany Naczelnym Komendantem Sił
Wojskowych Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych.
Wszystko zmienił wybuch wojny. W porozumieniu z władzami austriac-
kimi Piłsudski scalił krakowskie oddziały strzeleckie, tworząc niezwykły feno-
men 144.osobową I. Kompanię Kadrową, dowodzoną przez Tadeusza Ka-
sprzyckiego. 6 sierpnia 1914 roku Kadrowa ruszyła z Krakowskich Błoni
w kierunku granicy zaboru rosyjskiego rozpoczynając działania wojenne prze-
ciwko najsilniejszemu zaborcy - Rosji. W najbliższej miejscowości Michałowice
Kompania obaliła rosyjskie słupy graniczne. 12 sierpnia 1914 roku Kompania
wkroczyła do Królestwa Kongresowego. Sprawa nie była jednak taka prosta.
Władze austriackie nie były zadowolone z bezpośredniej akcji Piłsudskiego.
Podobnie ludność miejscowości, przez które maszerowała Kompania również
była bardzo zaniepokojona, uznając działania Piłsudskiego za zwykłe awan-
turnictwo. Doszło do rozmów z utworzonym w Krakowie Naczelnym Komite-
150
tem Narodowym, w wyniku których Piłsudski pozostał nadal dowódcą drużyn
strzeleckich. Jeszcze w tym samym roku, Piłsudski tworzy kolejną organiza-
cję niepodległościową o charakterze podziemnym - Polską Organizację Woj-
skową, działającą we wszystkich zaborach. Jednocześnie, prowadzi działania
przeciwko wojskom rosyjskim. Udało mu się sprowokować Rosjan do akcji
zbrojnej przeciwko oddziałom Piłsudskiego i mimo przewagi przeciwnika, wy-
rwać z okrążenia pod Uliną Małą. W dowód uznania dla odwagi i wojskowego
zmysłu władze wojskowe C.K. Armii mianowały Piłsudskiego brygadierem
i odznaczyły Orderem Żelaznej Korony.
W utworzonych wkrótce Legionach Polskich objął dowództwo legendar-
nej I. Brygadą Legionów. Stał się, w ten sposób, niekwestionowanym przy-
wódcą obozu niepodległościowego. Współtworząc Legiony Polskie u boku Au-
stro-Węgier /ściślej, państw centralnych/, miał na względzie powody taktyczne.
W 1916 roku Piłsudski zrezygnował ze stanowiska ze względu na nieu-
znawanie przez państwa centralne Legionów za polską siłę zbrojną walczącą
o niepodległe państwo polskie. W 1917 roku Józef Piłsudski zerwał ostatecz-
nie z orientacją na państwa centralne. Latem tego roku doprowadził do tzw.
kryzysu przysięgowego /tj. do odmowy złożenia przysięgi na wierność cesar-
stwu niemieckiemu/, w wyniku którego polskich żołnierzy spotkały represje.
Część żołnierzy Legionów internowano w więzieniach i obozach, a część wcie-
lono do armii austro-węgierskiej i wysłano do Włoch. Sam Piłsudski trafił do
twierdzy w Magdeburgu. Podobnie, Kazimierz Sosnkowski. Jednakże, jesie-
nią 1918 roku sytuacja na froncie rosyjskim uległa pogorszeniu. W listopadzie
1918 roku zaistniała realna możliwość połączenia się ruchów rewolucyjnych
w Rosji i w Niemczech. Niepodległe państwo polskie mogło stać się buforem
rozdzielającym obie rewolucje, które można by było wówczas łatwiej stłumić.
W innym przypadku zagrożenie rozlania się rewolucji na całą Europę było bar-
dzo możliwe.
151
Józef Piłsudski. Portrecik na kartoniku o wym. 17x14 cm; autor - Małgorzata
Biernat-Świtoniak; własność - Roman Misiak
10 listopada 1918 roku zostaje zwolniony z więzienia i powraca do War-
szawy. W tym czasie, było o nim głośno we
wszystkich trzech zaborach i cieszył się dużym
autorytetem patrioty i żołnierza z desperacją
walczącego o odzyskanie państwa polskiego.
Na ziemiach polskich istniały cztery prestiżowe
ośrodki przyszłej władzy państwowej: lubelski
rząd ludowy Ignacego Daszyńskiego, Polska
Komisja Likwidacyjna w Krakowie z Wincen-
tym Witosem na czele, Rada Narodowa na
Śląsku Cieszyńskim i poznańska Naczelna
Rada Ludowa z Wojciechem Korfantym.
Jednakże, 11 listopada Rada Regencyjna Pił-
sudskiemu powierzyła władzę nad siłą zbrojną,
ustanawiając go Naczelnym Wodzem. Jak jed-
ną z pierwszych ważnych decyzji Piłsudski zwolnił niemieckich żołnierzy
i mogli powrócić do Niemiec. Tym samym, ustąpiło zagrożenie ze strony armii
niemieckiej. 14 listopada Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu władzę
zwierzchnią, przyznając mu tytuł głowy państwa polskiego. Korzystając z tego
uprawnienia Piłsudski przesłał państwom zachodnim i Stanom Zjednoczonym
depeszę, w której powiadamiał o powstaniu niepodległego państwa polskiego.
Cztery dni później ukonstytuował się rząd niepodległego państwa polskiego,
który powierzył Piłsudskiemu najwyższą władzę - stanowisko Tymczasowego
Naczelnika Państwa, aż do chwili powołania Sejmu Ustawodawczego. 19 lute-
go 1919 roku Sejm Ustawodawczy powierzył Piłsudskiemu na dalszy okres
urząd Naczelnika Państwa.
19 marca 1920 roku, wśród powszechnego entuzjazmu, w dniu swoich
imienin Piłsudski został mianowany Pierwszym Marszałkiem Polski.
Cały czas otwarta była sprawa granic odradzającego się państwa pol-
skiego. Na zachodzie sytuacja zależała od wielkich mocarstw, na wschodzie
trzeba było te granice wyrąbać zbrojnie. Sam Piłsudski, wiedział i mówił to
152
wielokrotnie, że w starciu z Niemcami znajdziemy sojuszników, z Rosją - nie,
bylibyśmy sami. Ciągle myślał i działał dla utworzenia federacji państw bałtyc-
kich, Białorusi i Ukrainy, które utworzyłyby bastion zagradzający Sowietom
drogę do Polski i umożliwiający powstanie niepodległej Rzeczypospolitej. Jak
wiemy, nic z tego nie wyszło. W tym czasie, Polska nie była w stanie podołać
tym zamysłom. Nie było siły politycznej, ale także wojskowej. Nadal nie było
w kraju Błękitnej Armii J. Hallera. Wobec pojawiającego się zagrożenia ze
strony Rosji Bolszewickiej77, Piłsudski nakazuje uderzające wyprzedające,
tzw. wyprawę kijowską.
Plan wyprawy, z udziałem Piłsudskiego, opracowali najbardziej zaufani
generałowie - Julian Stachiewicz /1890-1934/78, Bolesław Wieniawa-
Długoszowski /1881-1942/ i adiutant Piłsudskiego - Stanisław W. Radziwiłł
/1880-1920/79. Piłsudski zagwarantował sobie poparcie polityczne i wojskowe
Ukraińców. Szybko odniesione szybko sukcesy, m.in. wkroczenie wojsk pol-
skich do Kijowa, doprowadziły do kontrofensywy wojsk sowieckich na południu
/armii Siemiona Budionnego/ i na północy /armii Michaiła Tuchaczewskie-
go/. Ofensywa 1. Armii Konnej Budionnego spowodowała przerwanie frontu
i w konsekwencji załamanie polskich wysiłków zbrojnych na tym kierunku
/10 czerwca polskie oddziały opuściły Kijów/. Podobnie na kierunku północnym
i środkowym, wojska Tuchaczewskiego przełamały obronę i spychały żołnie-
rzy polskich w kierunku Warszawy. Wszystko wyglądało bardzo źle. Rosjanie
mieli już Warszawę na wyciągnięcie ręki. W tym czasie, Polacy przygotowali
uderzenie znad Wieprza i Bugu w lewe skrzydło wojsk Tuchaczewskiego.
12 sierpnia Piłsudski złożył dymisję na ręce premiera Wincentego Wi-
tosa,80 by umożliwić, by państwa Ententy zechciały udzielić Polsce pomocy81.
77
Już latem 1919 roku odczytywano informacje z nasłuchu wywiadowczego, z których wynikało, że bolszewicka Rosja szykuje się do ataku, by nieść swoją rewolucję na Zachód. Oznaczało to zgubę dla odrodzonej Polski. 78
/Starszy/ brat gen. dyw. Wacława Stachiewicza /lwowiak/ i kuzyn gen. bryg. Jerzego Kirchmaye-ra. 79
Przygotowywanie planu wyprawy kijowskiej zachowane był w ścisłej tajemnicy. Nie był o tym poin-formowany żaden z dowódców armii. 80
Witos dymisji nie przyjął, ponieważ sytuacja pod Warszawą z godziny na godzinę była coraz gorsza. Groziło przerwanie obrony i opanowanie stolicy przez Sowietów. Można sobie wyobrazić co by się działo z ludnością cywilną. Ponadto, wszystko wskazuje na to, że zbliżająca się sowiecka nawałnica spowodowała silny stres i nasilenie się mocznicy, na którą cierpiał Piłsudski. Ale to są tylko domysły.
153
Jednocześnie, przygotowywany był plan zatrzymania i skontrowania Sowietów
uderzeniem w ich miękkie podbrzusze, kontruderzeniem znad Wieprza i Bugu.
I to się powiodło, niezależnie od tego, kto ten plan przygotował, czy Piłsudski,
czy Rozwadowski, czy Weygand, czy też wszyscy trzej razem82. To polski
żołnierz dokonał tego heroicznego wyczynu, pokonując Rosjan, czego - z kie-
runku zachodniego - nie dokonał nikt wcześniej, chyba, że byli to Polacy, któ-
rzy przetrwali w Moskwie dwa lata /1610-1612/ i za czasów Napoleona w 1812
roku.
Polska kontrofensywa całkowicie zdezorganizowała sowieckie dowo-
dzenie. Rozkazy Tuchaczewskiego nie dochodziły do walczących wojsk,
a jeśli docierały to z opóźnieniem i powstawał coraz większy chaos. Nakazany
odwrót przerodził się w paniczną ucieczkę. Trochę czasu upłynęło zanim So-
wieci zaczęli stawiać opór na Niemnem. Było już za późno, bo polskie wojska
nabrały rozpędu i zdobyły przewagę operacyjną. Zwycięstwo wojskowe po-
zwoliło doprowadzić do zakończenia działań bojowych. 18 marca 1921 roku
podpisany został w Rydze traktat pokojowy.
W 1921 roku zmarła Maria Juszkiewiczowa83 - żona Piłsudskiego. Te-
raz Piłsudski mógł, bez przeszkód, ożenić się z Aleksandrą Szczerbińską,
z którą, w tym czasie, miał już dwie córki.
W grudniu 1922 roku odmówił kandydowania na stanowisko prezydenta
Rzeczypospolitej, choć mógł być pewien wyboru. W 1923 roku, po objęciu
władzy przez centroprawicową koalicję zrezygnował z wszelkich stanowisk
w państwie i w armii, wycofując się z życia publicznego, zamieszkał w Sule-
jówku. Trwało to prawie trzy lata, ale sytuacja gospodarcza i polityczna w kra-
81
Dlaczego państwa Ententy zażądały odejścia Piłsudskiego, można się domyśleć. Gdy byliśmy przy przysłowiowej „ścianie”, Zachód /jak zwykle/ wykorzystał sytuację, by użalić się nad wrogami silnego państwa polskiego. Tak było wcześniej i to będzie się powtarzać później. 82
W wyniku opracowanego rozkazu operacyjnego Nr 8358/III plan kontrofensywy nakazywał uderze-nie znad Wieprza w lewe skrzydło wojsk Tuchaczewskiego, których niektóre związki i oddziały znala-zły się aż pod Toruniem, a główne siły utknęły pod Warszawą. Polskie Dowództwo skorygowało poło-żenie swoich sił, jeszcze przed wykonaniem kontruderzenia , wydając kolejny rozkaz Nr 10 000 z 10 sierpnia 1920 r. przesuwający kilka jednostek na zagrożone odcinki frontu pod Warszawą i dla wspar-cia 5 Armii gen. Władysława Sikorskiego. Ogromne znaczenie miało w tym przypadku rozpoznanie lotnicze i wywiad radiowy. 83
Piłsudski nie poszedł na pogrzeb Marii osobiście, tylko wysłał brata Jana, co było źle odebrane przez otoczenie.
154
ju, a zwłaszcza nieefektywny i „chory” /w efekcie zgubny/ parlamentaryzm,
spowodowały, że w maju 1926 roku Piłsudski powrócił do aktywnej polityki
dokonując zbrojnego zamachu stanu. W ten sposób w Polsce zapanował
okres polityczny, który przeszedł do historii pod nazwą „sanacji”84.
Wybrany prezydentem państwa nie przyjął tej godności, zadowalając się
stanowiskiem ministra spaw wojskowych i generalnego inspektora Sił Zbroj-
nych. Sprawował te stanowiska do śmierci. W latach 1926-1928 oraz w roku
1930 był również premierem.
Od 1931 roku z rozmysłem i z pełną świadomością zmniejszał zakres
swego bezpośredniego wpływu na sprawy państwowe. Stany zmęczenia, wy-
czerpania przychodziły coraz częściej. Ale nie tylko to, było istotnym powodem
ograniczania swoich wpływów. Z żelazną konsekwencją, - jak się wyrażał -
„skracał swój cień”, który od niego padał na Polskę, by wtedy, gdy go nie sta-
nie, Jej - Polski - sieroctwo nie będzie tak wielkie. Nigdy jednak nie rezygnował
z zainteresowania sprawami armii. Przez cały czas mocą swego autorytetu
dawał dyrektywy polityce zagranicznej. Pozostawiał sobie decydujący wpływ
w sprawach, które uważał za najważniejsze. W innych sprawach, udzielał rad
kolejnym premierom. Nowa Konstytucja, która weszła w życie 23 kwietnia
1933 roku, a więc wtedy, kiedy śmiertelna choroba ogarnęła już Marszałka,
była owocem jego myśli i dążeń. Tą myślą przewodnią, która zawsze nurtowa-
ła Piłsudskiego było znalezienie złotego środka w polskim życiu publicznym
między dwiema zasadami: wolnością obywatela i autorytetem władzy. 28 mar-
ca 1935 roku polecił Waleremu Sławkowi /1879-1939/ stanąć na czele rządu.
Nawet, w ostatniej fazie śmiertelnej choroby tkwił myślą w toku państwowych
spraw.
Na początku kwietnia 1935 roku odbył długą rozmowę z brytyjskim mini-
strem spraw zagranicznych Anthony Edenem /1897-1977/. Francuskiego
premiera Pierre Lavala /1883-1945/ przyjąć już nie mógł, ale Józefa Becka
/1894-1944/ wezwał do siebie 10 maja wieczorem, na dwa dni przed śmiercią.
Prezydentowi Ignacemu Mościckiemu /1867-1946/, W. Sławkowi i Alek-
84
Łac. sanatio - uzdrawiać. Obóz polityczny, który sprawował władzę od Przewrotu Majowego w 1926 roku od wybuchu wojny w 1939 roku, na którego czele stał Józef Piłsudski.
155
sandrowi Prystorowi /1874-1941/ w ostatnich rozmowach dawał wytyczne
w sprawach szczególnie ważnych w najbliższej przyszłości.
Marszałek Józef Piłsudski zmarł 12 maja 1935 roku w Belwederze.
Odchodził w wieczność, wydaje się, że z ciężarem wielkiej troski o losy naro-
dów i państwa, o polskie dziś i jutro. Śmierć Piłsudskiego była dużym zasko-
czeniem dla społeczeństwa, ponieważ chorobę nowotworową /wątroby/
skrzętnie ukrywano. Czynił to sam Marszałek, nie chcąc spowodować osłabie-
nia swoich wpływów na życie polityczne w kraju i stan stosunków z sąsiadami
Polski.
Pogrzeb Piłsudskiego był wielką manifestacją społeczeństwa w War-
szawie i na trasie kolei i w Krakowie. Spoczął w krypcie św. Leonarda w kra-
kowskiej Katedrze na Wawelu. Serce Marszałka, zgodnie z jego wolą,
w srebrnej urnie, zostało umieszczone w grobie Matki Marszałka - Marii Pił-
sudskiej, na Cmentarzu w Wilnie na Rossie. Jest teraz odwiedzane przez
tłumy wielbicieli Marszałka, głównie naszych rodaków, ale i zwykłych prze-
chodniów, zaglądających na wileńską Rossę.
Testamentu politycznego na piśmie nie pozostawił. Pozostawało nato-
miast powszechne poczucie osamotnienia, niemal bliskie trwogi. Kiedy od-
szedł, okazało się, kim był dla Polski. Zrozumieli to wszyscy, nawet ci, którzy
za życia byli mu niechętni i pozostawali w opozycji.
Spróbuję jeszcze zacytować krótki fragment jednego z bardzo licznych
artykułów odnoszących się do postaci Józefa Piłsudskiego. Ten dość trafnie
rysuje charakter i myśl polityczną Piłsudskiego: „ … Aby zrozumieć sposób
przejęcia władzy przez Piłsudskiego władzy, trzeba uświadomić sobie złożo-
ność postaci. Była to osobowość charyzmatyczna - przystojny mężczyzna, im-
pulsywny i uczciwy konspirator, wymagający moralista, bojownik i , oczywiście,
romantyk. W przeciwieństwie do polityków zachodniej Europy o charakterze
pozytywistyczno-biurokratycznym, był ukształtowany przez >realia rosyjskiego
podziemia< Był to polityk uparty, zuchwały, nieokrzesany, mściwy, dziecinny,
małomówny i nieprzewidywalny. Zważywszy na sytuację Polski w owym cza-
sie, silna osobowość Piłsudskiego była właśnie tym, czego nasz kraj potrze-
156
Zwykła, polna drożyna do Zułowa, taka jak całe życie
Józefa Piłsudskiego. Fot. rjm, 2012 r.
LITWA. Zułów. „Stary Dom”, w którym nie tak dawno mieszkało jedenaście rodzin, dziś jest zamknięty na cztery
spusty. Fot. rjm, 2012 r.
bował, by wyzwolić się z kajdan rozbiorów. Siła jego osobowości, odwaga
i upór były tak potężne, że potrafił narzucić swoja wolę ludziom mniej lub bar-
dziej rozważnym od siebie. … Odegrał taką rolę w historii, której nikt nie może
zakwestionować…. Dzięki Piłsudskiemu, mimo nieopisanych trudności, które
piętrzyły się przed młodym pań-
stwem, Polska nie tylko zmar-
twychwstała, lecz zrobiła także
ogromny krok we wszystkich
dziedzinach; społecznej, ekono-
micznej, kulturalnej, naukowej
technicznej i artystycznej. Był to
prawdziwy renesans naszego
kraju. Mądrość polityczna, przeni-
kliwość i niezwykła siła moralna
oraz duchowa Piłsudskiego, który umiał prowadzić Polskę linią środka, unika-
jąc skrajności, przygotowały Po-
laków do stawienia czoła najgor-
szym ”85
W Krakowie, u wrót Wa-
welskiej Katedry prezydent
Ignacy Mościcki żegnał odcho-
dzącego w wieczności słowami:
„Cieniom królewskim przybył to-
warzysz wiecznego snu ... Skroni
jego nie okala korona, a dłoń nie
dzierży berła ... A królem był serc i władcą woli naszej ... Śmiałością myśli,
odwagą zamierzeń, potęgą czynów zniewolonych rąk kajdany, bezbronnym
miecz wykuł, granice nim wyrąbał, a sztandary naszych pułków sławą zwień-
czył ... Skażonych niewolą nauczył honor bronić, wiarę we własne siły wskrze-
85
Ryszard Dąbrowski, Wielki i zwycięski wódz narodu - Pierwszy Marszałek Polski Józef Piłsudski /w/ Głos Weterana i Rezerwisty Nr 12 Grudzień 2013, s. 20-21.
157
szać ... Dał Polsce wolność, granice, moc i szacunek świata. ...”. W tych sło-
wach Prezydenta nie było cienia przesady. Były to najbardziej prawdziwe, au-
tentyczne dokonania Piłsudskiego, wszystko to, co za swego życia zrobił dla
Polski.
W budowie państwa ze zgliszcz i popiołów brał na swe barki J. Piłsud-
ski zadania olbrzymie: wyprowadzenia kraju z burz i wstrząsów tego przeło-
mowego okresu. Spadały na niego sploty coraz to nowych trudności, kiedy
trzeba było opanowywać chaos w sytuacji wewnętrznej, decydować o ustroju
i tworzyć jego fundamenty, przeprowadzać społeczne reformy, utrwalać i roz-
szerzać, w drodze zabiegów dyplomatycznych i w walce zbrojnej, terytorialny
stan posiadania państwa, dokonywać społecznej i politycznej konsolidacji po-
szczególnych dzielnic po długiej, rozbiorowej rozłące, tworzyć niejako wspólny
dach powstającej, odradzającej się Rzeczypospolitej, a siłą utrudniającą były
przecież skutki długotrwałej niewoli. Sięgały one głęboko, tworzyły w każdej
dzielnicy, jakby odrębny typ Polaka, w mentalności, poglądach i w psychice.
Musiał Piłsudski to wszystko pokonywać, scalać, jednoczyć. Mocą swego
charakteru, autorytetu i twórczego geniuszu trudności te potrafił przezwycię-
żyć. Dla Polaków był i jest wielką postacią. Współcześnie, w konkurencji - po-
pularność - być może mógłby rywalizować z Janem Pawłem II.
W Zułowie nie byliśmy długo, ale wystarczająco, by obejrzeć miejsce,
gdzie kiedyś stał dwór i gdzie mieszkał mały Józio Piłsudski. Majątek Piłsud-
skich - Zułów był posagiem żony Wincentego Piłsudskiego /1833-1902/ -
Marii Billewiczówny /1842-1884/, matki przyszłego Pierwszego Marszałka
Polski Józefa Piłsudskiego, która wniosła w posagu jeszcze kilka innych ma-
jątków /m.in. Suginty, Tenenie, Adamów/, razem ponad 12 tys. hektarów zie-
mi.
158
LITWA. Zułów. Jeden z licznych okoliczno-ściowych obelisków w „Alei Pamięci Naro-
dowej”. Fot. rjm, 2012 r.
Tu, 5 grudnia 1867 roku, w niewielkim drewnianym, parterowym dworku
urodził się Józef Klemens Piłsudski /1867-
1935, chrzest miał miejsce w parafii w Po-
wiewiórkach/ i tutaj mieszkał przez 7 kolej-
nych lat. Obok budynku mieszkalnego, w
skład majątku wchodziły także stajnie, wo-
zownie i warsztat stolarski. Wokoło rosły
krzewy i drzewka modrzewiowe, a wszystko
upiększał trawnik. W najbliższej odległości
od dworku rosły również stare lipy i dęby. W
pobliżu płynęła malutka rzeczka Mera, teraz
już jednak inna, topornie uregulowana i ina-
czej poprowadzona. Obok rodziny Piłsud-
skich, mieszkało tam zawsze kilkoro innych
osób, m.in. nauczycielki od niemieckiego i
francuskiego.
Niestety, w 1874 roku wybuchł pożar i Zułów niemal doszczętnie spło-
nął. Trudno jest winić kogokolwiek za powstały pożar, w każdym razie, drewno
zastosowane do budowy dworku - modrzew, ma tą właściwość, że bardzo ła-
two ulega zapaleniu i pali się wyjątkowo szybko i gwałtownie. Pożar wybuchł
w momencie, gdy trwała akcja transportowania przez rzeczkę Merę nowego
kotła parowego i wszyscy mężczyźni byli w to zaangażowani, tak że właściwie
nie miał kto gasić pożaru. Spłonęła biblioteka, stajnie, obory i cała infrastruktu-
ra gospodarczo-wytwórcza86.
Piłsudski odwiedził Zułów dwukrotnie - w 1919 i w 1927 roku. Nie było
powodu, dla którego Wódz Naczelny Wojska Polskiego miałby wrócić do
zgliszcz w Zułowie: ”Nic tutaj nie ma ciekawego, ale w rodzonej stronie to
i wiatr pachnie”.
86
Józef Wincenty Piłsudski, z wykształcenia agronom, założył w Zułowie kilka zakładów rolniczo-przemysłowych /młyn, cegielnię, gorzelnię, wędzarnię, produkcję terpentyny, drożdży/ z nadzieją, że będą dobrze funkcjonowały, ale nie wystarczyło fachowości i … szczęścia, ponieważ głównym budul-cem było łatwopalne drewno modrzewiowe i … skończyło się wielkim pożarem.
159
LITWA. Zułów. Pamiątkowe zdjęcie z gromadką dzieci -
mieszkańców „starego domu”. 2010 r.
Widok zamku z dużej odległości też ma swój urok. Niestety, był pochmurny dzień. Fot. rjm, 2012 r.
W 1919 roku, odwiedził grób swego dziadka Joachima Michałowskie-
go, który został zbezczeszczony przez Niemców w okresie I wojny światowej
/trumna została wyjęta z grobowca i otwarta, w poszukiwaniu złota itp., a kości
dziadka Piłsudskiego rozrzucone/. Grób został uporządkowany w 1919 roku
przez żołnierzy 5. Kompanii 5. Pułku Legionów. Cóż z tego, skoro dewastacja
grobu powtórzyła się podczas II wojny światowej.
Pomimo prób odbudowania posiadłości Marszałka w Zułowie - raz, jako
formy podziękowania dla Mar-
szałka i dwa - jako reliktu pol-
skości na tych ziemiach, jak do-
tąd to się nie udało. Śmierć Pił-
sudskiego spowodowała, że
podupadła myśl odbudowy Zu-
łowa. Zbrakło wcześniejszego
entuzjazmu. Wszystko pozostało
w sferze projektu, który przed-
stawiono Marszałkowi w 1934 ro-
ku. Po jego śmierci, rodzina nie
wyraziła zainteresowania ponownym przejęciem i zamieszkaniem w Zułowie.
W okresie międzywojnia wyku-
piony został, przez Związek Re-
zerwistów Rzeczypospolitej, ka-
wałek ziemi /ok.63 ha/, gdzie był
posadowiony dworek. Wtedy to
również, wyłożono kamiennymi
płytami obrys dawnego dworku
i otoczono cały teren kamiennym
podwyższeniem. Posadzone zo-
stały drzewa i krzewy, nadając
temu, historycznemu miejscu cha-
rakter parku. Prace w Zułowie ukończono w 1937 roku. Podczas uroczystości
otwarcia zułowskiego parku prezydent RP Ignacy Mościcki /w obecności
160
Na brzegu jeziora Galve, po przeciwnej stronie Trok, położona jest posiadłość Tyszkiewiczów.
Na zdjęciu ledwie widoczna. Potrzebna by była luneta. Można ją jednak zwiedzać. Mnie się tym razem nie udało.
Fot. rjm, 2012 r.
Aleksandry Piłsudskiej/ zasadził, znany dzisiaj, „dąb Piłsudskiego”, sadzon-
kę sprowadzoną wtedy z Nowej Wilejki/. Rośnie w miejscu, gdzie prawdopo-
dobnie stała kołyska małego Józia, przyszłego wodza Polaków. W tym czasie,
miejsce urodzin Piłsudskiego stało się na tyle atrakcyjne, że przyjeżdżały tu
wycieczki i zatrzymywali się podróżujący. Ciężkie czasy nastały dla Zułowa,
gdy znalazł się pod administracją ZSRS. Władze sowieckie usunęły ułożone
kamienne oznakowanie dworku i postawiły w obrębie posiadłości Piłsudskich
różne zabudowania kołchozowe, z premedytacją dewastując teren i rujnując
całą, dawną kompozycję urbanistyczną. Oczywiście, ziemia „niczyja” przeszła
na własność państwa radzieckiego.
Dzisiejszy widok dawnej posiadłości Piłsudskich również nie jest budu-
jący. Nie ma żadnych śladów, które by przypominały o przynależności tej ziemi
do rodziny Piłsudskich. Jedynym, niemym świadkiem, że ta ziemia jest miej-
scem, gdzie urodził się i mieszkał wielki Polak Józef Piłsudski i jego rodzina
jest właśnie ten, okazały dzisiaj dąb z 1937 roku.
Współcześnie, „małym Zułowem” zajął się Związek Polaków na Litwie,
który wykupił ok. 4 ha ziemi,
gdzie kiedyś stał dworek. Krok
po kroku, usuwane są pozosta-
łości sowieckich resztek „koł-
chozowego budownictwa” i od-
twarzany jest parkowo-
historyczny charakter Zułowa.
To wielki sukces ruchu patrio-
tycznego, jakim jest Związek
Polaków na Litwie, który przy ist-
niejących niedostatkach finanso-
wych i różnych problemach natury
historyczno-politycznej potrafi wznieść się na ponadprzeciętny wysiłek organi-
zacyjny, fizyczny i odwagę. W 2013 roku, w czerwcu, opodal miejsca urodzin
Marszałka nadal stał stary, drewniany dom, piętrowy, wyglądający wybitnie
161
Trocki zamek wygląda na solidną budowlę. I tak jest w rzeczywistości. Fot. rjm, 2012 r.
niesympatycznie, zaniedbany pod każdym, możliwym względem, z oknami
zabitymi deskami. Widać było, że to już koniec tej nieszczęsnej budowli.
Wcześniej, jeszcze w 2010 roku, gdy odwiedziliśmy Zułów z grupą żołnierzy
i pracowników wojska 1 Brygady Logistycznej, mieszkało tu jeszcze kilka ro-
dzin, w tym także dzieci. Właśnie one, dość nieśmiało podchodziły do polskich
wycieczek po zabawki, książki, czy słodycze. Dzisiaj, nie ma tam już nikogo.
Nowa formą upamiętnienia miejsca narodzin Marszalka stał się obelisk
z okolicznościową tablicą i tworząca się, od kilku lat, alejką młodych, nowo po-
sadzonych drzewek dębu oraz budowane, kolejne, pamiątkowe, granitowe co-
koliki z wygrawerowanymi nazwiskami postaci, które weszły do panteonu dzie-
jów państwa polskiego. Razem tworzą interesującą, wizualną oprawę histo-
rycznego Zułowa, nazwaną „Aleją Pamięci Narodowej”. Zapewne młodych sa-
dzonek dębów będzie przybywało, podobnie i cokolików, bo taka jest historia
naszego narodu.
Od 1930 roku, do rodziny Piłsudskich należał również dworek w Pikie
liszkach, położony nad niewielkim jeziorkiem Želosa, około 20 km na północ
od Wilna, gdzie Marszałek spędzał urlopy, zwykle 6 tygodni. Marszałek, jako
kawaler orderu wojennego Virtuti Militari miał prawo otrzymać, bezpłatnie, ka-
wałek ziemi, podobnie żona
Aleksandra również odznaczo-
na orderem Virtuti Militari. Pań-
stwo Piłsudscy nabyli Pikielisz-
ki, zamieniając go za podwileń-
skie Świątniki.
Tutaj, Piłsudski przyjmo-
wał swoich najbliższych współ-
pracowników i przyjaciół /m.in.
przyjaciela bp Władysława Ban-
durskiego/ i stąd jeździł do swojego ukochanego Wilna i do Matki Bożej
162
Ostrobramskiej. W dworku, w Pikieliszkach Piłsudski zatrudniał także legioni-
stów, zwłaszcza z „Kadrowej”. Wykupił pozwolenie na polowania i wędkowanie
oraz stworzył rezerwat kaczek.
Opuściliśmy historyczny Zułów i obraliśmy kierunek na piękne i trochę
tajemnicze Troki /lit. Trakai/, niewielką miejscowość /ok. 5,5 tys. mieszkańców/
zwaną czasem Krainą Jezior, położoną około 30 km na południowy wschód od
Wilna, na półwyspie, pomiędzy czterema jeziorami: Galve /od północy/, Tata-
ryszki /od zachodu/, Łuka /od wschodu/ i Giełusz /od południa/.87 W historii
stosunków polsko-litewskim Troki należały do Rzeczypospolitej i Wielkiego
Księstwa Litewskiego. W okresie międzywojennym, Troki znajdowały się
w województwie wileńskim, w powiecie wileńsko-trockim. Troki, ale nie mia-
steczko88, a dzisiejsza wieś - Stare Torki89, znajdująca się niedaleko od Trok,
była kiedyś … stolicą starego Księstwa Litewskiego. W okresie międzywojen-
nym w Trokach stacjonował batalion KOP „Troki”.90 Dzisiaj mieszka tutaj tylko
nieco ponad tysiąca Polaków, pozostali to Litwini około 3 tys. i inne narodowo-
ści. Jednakże, najważniejszym bogactwem ludnościowym Trok są Karaimowie
sprowadzeni tutaj z Krymu w końcu XIV wieku przez Wielkiego Księcia Wi-
tolda /stanowili wierną straż przyboczną Księcia/ - miejscowa, bardzo nielicz-
na i bardzo rzadko spotykana już na świecie, ciągle malejąca grupa etniczna
i religijna, w Trokach i na Pojezierzu Trockim liczy około 300 osób91. Za cza-
87
Patrz, Roman Misiak, Eugeniusz Orzechowski, Piotr Rogalski, Pomocnicze materiały dla wykładow-ców kształcenia obywatelskiego Nr 1/2010, s, 92-93; wokół Trok znajduje się 32 jeziora . 88
Troki otrzymały prawa miejskie rytu magdeburskiego w I poł. XV wieku. 89
Stare Troki /lit. Senieji Trakai/ - w okresie II RP wieś w województwie wileńskim, w powiecie wileń-sko-trockim, w gminie Podbrzezie. Stare Troki leżą na Pojezierzu Wileńskim, na południowy wschód od Troków. Za czasów księcia Giedymina, Stare Troki były stolicą Litwy, dokąd przeniósł ją z Kierno-wa sam Giedymin. Tu urodził się, w 1350 roku, wnuk Giedymina - późniejszy Wielki Książę Litewski - Witold. Wybudowany, przez Giedymina zamek obronny i wieś zostały zniszczone przez Krzyżaków w 1391 roku i już nie zostały odbudowane. Władcy Litwy przenieśli się do Troków, gdzie powstał silny zamek na wyspie, na jeziorze Galve. 90
W 1939 roku, Batalion Korpusu Obrony Pogranicza „Troki” z chwilą wybuchu wojny, w 1939 r., zgodnie z planem mobilizacyjnym, został przeformowany w 3 batalion 133 pp rezerwowej 33 DP, która znalazła się w strukturach SGO „Narew”. Na bazie pozostałości Batalionu KOP „Troki” sformowany został nowy batalion KOP „Nowe Troki”, który wszedł w skład Pułku KOP „Wilno”. We wrześniu 1939 roku, po agresji Sowietów na Polskę, żołnierze batalionu uczestniczyli w obronie wschodniej granicy państwowej II RP. Trzeba nam wiedzieć, że dowódcą batalionu KOP „Troki” od 1935 roku był ppłk August Emil Fieldorf. 91
Do X wieku historia odnotowuje istnienie tej grupy etnicznej na obszarze dzisiejszego Iraku, Iranu i Izraela. Około X wieku pojawili się w Kairze i na Krymie, skąd sprowadził ich do Trok - Wielki Książę Litewski Witold. W XIII wieku odnotowuje się ich obecność na północ od półwyspu krymskiego.
163
sów Witolda i później, ci oryginalni przybysze z Krymu otrzymali przywilej sto-
sowania się do rodzimej jurysdykcji. W dobie króla Kazimierza Jagiellończy-
ka zajmowali się rzemiosłem, rolnictwem i handlem, m.in. pośredniczyli w wy-
mianie handlowej z Turcją. Wiele informacji o tej, intrygującej mniejszości
można zaczerpnąć, oglądając wnętrza Muzeum Karaimskiego, które utworzo-
ne zostało za czasów II Rzeczypospolitej /1938/ oraz niektóre komnaty w troc-
kim zamku /Trockie Muzeum Historyczne/.
Oczywiście, największą atrakcją jest okazały i dumnie stojący na malut-
kiej wyspie, na jeziorze Galve, zamek obronny w Trokach92, wybudowany na
przełomie XIV i XV wieku, przez Wielkiego Księcia Litewskiego Kiejstuta
/Kiejstut wybrał miejsce na Zamek, na jednej z trzech wysp, na jeziorze Ga-
lve/ i jego syna Witolda. Najważniejszą częścią zamku był czworoboczny pa-
łac książęcy z witrażami, otoczony drewnianymi krużgankami. W kolejnych
latach rozbudowy powstały trzy narożne wieże obronne, a mury Zamku zostały
pogrubione do 2,5 m. Na górnych kondygnacjach wież znajdowały się składy
amunicji i pomieszczenia dla obsług dział zamkowych. W jednej z wież zrobio-
ne zostało więzienie. Wewnątrz zamku pobudowano stajnie i budynki gospo-
darcze, m.in. kuchnie.
Zamek był solą w oku Krzyżaków, którzy kilkakrotnie najeżdżali Torki.
W 1337 roku, w wyniku krzyżackiego najazdu zamek mocno ucierpiał. Po skry-
tym zamordowaniu Kiejstuta rozgorzała walka o trocki zamek pomiędzy Księ-
ciem Witoldem a jego stryjecznym bratem - Władysławem Jagiełłą. Raz, po
raz, ścierały się siły obu stron. Król Jagiełło kilkakrotnie gościł w trockim zam-
ku. Książę Witold zmarł, właśnie w trockim zamku w 1430 roku.
W XV wieku trocki zamek zaczął tracić na znaczeniu, jako budowla
obronna i zmieniał swój charakter stając się z czasem rezydencją Wielkiego
Księcia Litewskiego, a następnie - po przebudowie - renesansową, letnią re-
zydencją królów polskich - Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta.
Obecnie, oblicza się, że na świecie żyje około 4-5 tys. Karaimów, w tym w Rosji, na Ukrainie, w Izrae-lu, w Turcji i w Polsce /doliczyć się można, że w Polsce mieszka około 400 Karaimów/. 92
Najważniejsze informacje o Zamku w Trokach można znaleźć w Pomocniczych materiałach cz. 1 na str. 91-92.
164
Zamek w Trokach z bliska. Fot. rjm, 2012 r.
W kolejnych wiekach, Zamek popadał w ruinę /w latach poprzedzają-
cych II wojnę światową polscy historycy, z prof. Stanisławem Lorentzem na
czele, zabezpieczyli ruiny przed kompletną degradacją/. W całkowitą ruinę
Zamek popadł w okresie wojen z Moskwą i długie wieki pozostawał w tym sta-
nie.
Dopiero, w latach 1946, 1951-1952
i w 1961 roku, zamek został zrekonstruo-
wany w stylu gotyckim i otrzymał dzisiejszy,
okazały wygląd, doskonale wpisujący się
w scenerię, jaką tworzy tutaj wspaniała
przyroda.
W zamku znajduje się obecnie mu-
zeum nawiązujące do jego historii i dziejów
Litwy /także znajdują się sale poświęcone
Karaimom/. Pięknie prezentujący się, odbu-
dowany z ruin, zamek z czerwonej cegły
glazurowanej i kamiennych ciosów jest dzi-
siaj wielką atrakcją turystyczną.
Tuż przy zamku znajduje się niewielka przystań dla jachtów i żaglówek.
Zapewne płynąc jachtem po niezwykle malowniczym jeziorze Galve można
poznawać kolejne uroki tego miejsca.
165
Klasyczny karaimski dom, których jest w Trokach wiele. Fot. rjm, 2012 r.
Karaimski świat w Trokach. Fot. rjm, 2012 r.
My nie płyniemy po jeziorze, ale patrząc, od strony miasteczka, na po-
tężny trocki zamek z czerwonej
cegły i kamienia, w panoramie
Galve, daleko na drugim planie,
po lewej stronie widać fragment,
kryjącej się pośród ciemnej zie-
leni, odbijającej bielą, okazałej
rezydencji. Ktoś ze stojących
obok mnie podpowiada, że to
jeden z dziewiętnastu dawnych
pałaców /m.in. w Wilnie/, należą-
cych do jednego z najzamożniejszych rodów polskich w Koronie i na Litwie -
rodu Tyszkiewiczów w Zatroczu, w otoczeniu parku pałacowego. Niestety,
choć widok bardzo przyciągający wzrok, my tam nie jedziemy. Nie jest nam po
drodze. Może następnym razem.
Ale, Troki to nie tylko zamek na wodzie i jego urokliwe otoczenie, ale
także sama miejscowość, kolorowa, choć nieco tajemnicza z powodu karaim-
skich, bardzo charakterystycz-
nych, domów oraz kultury i tra-
dycji religijnej tej ludności. Kara-
imowie to grupa etniczna używa-
jąca jednego z wielu dialektów
języka tureckiego /kipczackiego/.
Mężczyźni noszą tzw. krymki
i żydowskim zwyczajem - duże
brody. Posługują się własnym
kalendarzem opartym na fazach
księżyca, oczywiście z sobotą, jako centralnym, dniem każdego tygodnia.
Słowo >Karaim< wywodzi się od starotestamentowej karaimskiej sekty religij-
nej /i oznacza - bodajże, czytający/, wyrastającej z judaizmu /około poł. VIII
w.n.e. odłączyli się wraz ze swoim mistrzem Ananem Ben Dawidem z Basry
166
od tradycyjnego judaizmu, stanowiąc judaistyczną schizmę o zabarwieniu is-
lamskim. Do Trok przybyli w latach 1397-1398. Tutaj znajduje się stara kiene-
sa - karaimska praświątynia. W 1894 roku wybudowano tu nową kienesę /jest
ciągle obiektem, mało znanego, kultu religijnego/. Pod względem religijnym są
zorganizowani w Karaimskim Związku Religijnym. Trzeba stwierdzić, że w co-
dziennych obyczajach, zwłaszcza religijnych, niewiele różnią się od Żydów,
a jednak tworzą zupełnie odrębną, bardzo hermetyczną społeczność, do której
wejście jest praktycznie niemożliwe. Karaimskie domy zajmują zwartą część
Trok /nazywano ten fragment „Małym Miastem”/ i łatwo je rozpoznać
ze względu na ich zewnętrzny wygląd, inny od pozostałych zabudowań. Ścia-
ny parterowych domów, w pastelowych kolorach, ustawione są szczytami do
drogi, z trzema oknami /wg tradycji karaimskiej - po jednym - dla Boga, dla
Księcia Witolda i jedno dla Karaima - właściciela domu/.
Kończąc krótki spacer po Trokach, nie można ominąć XIV.wiecznego ko-
ścioła wybudowanego, jak głoszą kroniki, przez księcia Witolda /1409/, z cu-
downym obrazem, bizantyjskiego pochodzenia, Matki Boskiej Trockiej Pocie-
szenia z Dzieciątkiem Jezus - obiektem wielowiekowego kultu chrześcijan
z pojezierza wileńskiego93. Charakterystycznym elementem cudownego wize-
runku jest malutka gałązeczka z trzema, białymi kwiatuszkami, trzymana przez
Maryję w lewej ręce. 4 września 1718 roku miała miejsce uroczystość korona-
cji obrazu przez biskupa wileńskiego Kazimierza Konstantego Brzostow-
skiego. Obraz był przedmiotem niezwykłego kultu i niezliczonych pielgrzymek
z Wilna, z całej Litwy i Korony, między innymi historia podaje, że byli tu - Ste-
fan Czarniecki, król Jan Kazimierz, Jan III Sobieski, hetman Stanisław
Jabłonowski, królowa Konstancja Habsburżanka /1588-1631/ - druga żona
króla Zygmunta III Wazy/, także Piotr Skarga i inni wielcy i możni z Polski
i Europy, jak również zwykli ludzie. Matka Boża Trocka Pocieszenia, była dla
Litwy tym, czym Matka Boża Częstochowska dla Polski.
93
Prawdopodobnie, obraz został obcięty od dołu, co można zauważyć „mierząc” go nawet gołym okiem”.
167
Trzeba również wiedzieć, że wspólnota karaimska w Trokach posiada
swój samorząd i swoje zasady działania. Karaimowie serwują gościom także
swój lokalny przysmak - kibini lub kybyny /rodzaj dużego pieroga/ i … karaim-
ski likier czyli 40% krupnik.
Po kilku godzinach pobytu w Trokach ruszamy do Warszawy. 26 czerw-
ca o 17.30 zobaczyliśmy warszawskie rogatki.
Katyńska podróż, pod kierunkiem Witolda Rawskiego z Wojskowego
Biura Badań Historycznych miała miejsce w 2013 roku, gdy Dyrektorem De-
partamentu Wychowania i Promocji Obronności był płk Jerzy Gutowski, Dy-
rektorem Wojskowego Centrum Edukacji Obywatelskiej Radomir Korsak, kie-
rownikiem wydziału organizacji pracy K-O Jolanta Wojtaś-Zapora, dowódcą
1. Brygady Logistycznej płk Dariusz Pluta, a szefem sekcji wychowawczej
mjr Paweł Wąsowicz.
Na zakończenie, refleksja i hołd katyńskim ofiarom - polskim oficerom,
którzy we wrześniu 1939 roku wyszli bronić Polski i na zawsze zostali na obcej
ziemi.
Katyński las.
Katyński las zakrył smutną prawdę,
Tysiące ciał przykrył czarną ziemią,
Wbił w polskie serca krwawą zadrę,
Tak długo historia zdawała się niemą.
Choć ból rwał i toczył gorzkie łzy,
W szkole ciągle milczeli jak zaklęci,
Wiedział ten, poznał ów i znałeś ty,
Że przecież byli do niewoli wzięci.
Nasze mundury, zielone sny i marzenia
Brutalny cios, głuchy strzał z nagana
Nieludzki czyn i wielka zmowa milczenia
Ślepa nienawiść, życia nić przerwana.
168
Gdzie byłaś prawdo, pokolenia czekały,
Tak wielki i ciemny wyrósł katyński las,
Nie chciałeś ujawnić męczeństwa i chwały,
Czy mogłeś wiedzieć, że tyle siły jest w nas.
Przyszedł ten czas, że można pochylić głowy,
Białe plamy zniknęły z ludzkiej pamięci,
I nawet ten las, niewdzięczny i tak surowy,
Z pokorą przyznał, że leżą w nim Święci.
A krzyż katyński stoi pokornie i patrzy,
Jakby pilnował dusz ludzkich cienie,
Jego obecność tak wiele tu znaczy,
Cierniowa korona, to zwycięstwa wieniec.
169
BIBLIOGRAFIA:
1. Gołębiewska Beata, Obrona Płocka 1920 /Internet/. 2. Sandomierski Benedykt, Dzieje harcerstwa płockiego od 1912 roku /Internet/. 3. Polak Andrzej, Michaił Nikołajewicz Tuchaczewski (1893-1937) /w/
Przegląd Wojsk Lądowych maj 2008 Nr 5, s. 64-64. 4. Zimińska Joanna, Dzieje Szkoły Rycerskiej, Państwowe Zakłady
Wydawnictw Szkolnych, Warszawa 1972. 5. Jeleń Ewa, Czarna biżuteria w dobie powstań narodowych /Internet/ 6. Sprawa Katynia /Wydawnictwo Ministerstw Obrony Narodowej pod
redakcją naukową Krzysztofa Komorowskiego/, Warszawa 2010 r. 7. Żak Czesław, Drogi łamania Enigmy /w/ Przegląd Historyczno-
Wojskowy, Nr 5 specjalny, Warszawa 2005, s. 5-24. 8. Sieradzki Sławomir, Maszyna, która zmieniła wojnę /w/ wSIECI Nr
35/2013, s. 62-64. 9. Osobiste notatki R. Misiaka z podróży historycznych organizowanych
przez Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej w latach 2011-2013. 10. Wyrok w sprawie Janowiec i inni przeciwko Rosji /Strasburg 16 kwietnia
2012, Piąta Sekcja, skargi 55508/07 i 29520/09/. 11. Stawecki Piotr, Słownik biograficzny Generałów Wojska Polskiego
1918-1939, Wojskowy instytut Historyczny. 12. Beck Józef, Pamiętniki /wybór/, tłumaczył Aleksander Ewert, Czytelnik,
Spółdzielnia Wydawnicza, 1955. 13. Wyszczelski Lech, O czym nie wiedzieli Beck i Rydz-Śmigły, MON
Warszawa 1989. 14. Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów z przedmową Władysława
Andersa, wydanie dziesiąte, „Gryf”, Londyn 1982. 15. Katyń - lista ofiar i zaginionych jeńców obozów Kozielsk, Ostaszków,
Starobielsk. Wstęp i opracowanie Andrzej Leszek Szcześniak, Warszawa ALFA - Warszawa 1989.
16. Colbern William H., Polska. Styczeń-Sierpień 1939. Analizy i Prognozy. Komentarze do wydarzeń attaché wojskowego ambasady USA w Warszawie, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1986.
17. Davies Norman, Powstanie ’44, przekład Elżbieta Tabakowska, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2004.
18. Kirchmayer Jerzy, 1939 i 1944. Kilka zagadnień polskich. Książka i Wiedza 1958.
19. Zbrodnie okupanta hitlerowskiego na ludności cywilnej w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku /wybór i opracowanie Szymon Datner, Kazimierz Leszczyński/, Wydawnictwo MON, Warszawa 1962.
170
ZWIĄZEK OFICERÓW REZERWY RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ im. Marszałka Józefa Piłsudskiego
Zarząd Okręgu Kujawsko-Pomorskiego
ul. Powstańców Warszawy 2 85-915 Bydgoszcz
tel. CA MON 411-628 lub tel. kom. 694 713 959
J
171
Uwagi
Uwagi
172
Uwagi