PODZĘKOWANIAPODZĘKOWANIA Zimą 2010 roku Maciej Nowak, dyrektor Instytutu Teatralnego w Warszawie,...
Transcript of PODZĘKOWANIAPODZĘKOWANIA Zimą 2010 roku Maciej Nowak, dyrektor Instytutu Teatralnego w Warszawie,...
PODZĘKOWANIA
Zimą 2010 roku Maciej Nowak, dyrektor Instytutu Teatralnego w Warszawie, zaprosił mnie
do wygłoszenia serii wykładów na dowolny temat, byle związany z teatrem. Bardzo jestem
wdzięczny za to zaproszenie, bo zainspirowało mnie do podjęcia prac nad projektem „źródła
teatru”. Instytut Teatralny zapewnił znakomite warunki moim wykładom. Bardzo dziękuję
Doktor Agacie Adamieckiej-Sitek za wsparcie merytoryczne, ale nade wszystko za rozmowy,
które pomogły mi uściślić i pogłębić wiele interpretacji. Instytut Teatralny uruchomił też
multimedialny portal projektu w Internecie: www.zrodlateatru.pl.
Bardzo dziękuję za wszystkie krytyczne uwagi słuchaczom moich wykładów o
źródłach teatru, nie tylko w Instytucie Teatralnym, ale też w Instytucie im. Jerzego
Grotowskiego (po angielsku), w Uniwersytecie Adama Mickiewicza (po polsku) i w
Uniwersytecie Wrocławskim (po angielsku i po polsku). Za zaproszenie do poprowadzenia
tych wykładów dziękuję Profesorom Dariuszowi Kosińskiemu, Annie Grzegorczyk i
Stefanowi Bednarkowi.
Olbrzymim problemem w redakcji książki było zdobycie praw autorskich do licznych
ilustracji. Serdecznie dziękuję Pani Katarzynie Berbas z Wydawnictwa Uniwersytetu
Wrocławskiego za wielką pomoc w uzyskaniu tych praw. Profesor Jean Clottes udostępnił
nam za darmo własne zdjęcia z jaskini Chauveta. Doktor Michel Lorblanchet podzielił się z
nami fotografiami ze swego głośnego performansu w Pech Merle. Profesor Marco Antônio
Gonçalves pozwolił nam użyć zdjęcia ze swoich studiów nad ludami rdzennymi w Amazonii.
Sy Bayfield ofiarował nam fotografię egipskich tancerzy muu. Bardzo gorąco dziękuję.
Osobne podziękowania kieruję do anonimowych Recenzentów za wnikliwe uwagi i za
rekomendowanie rękopisu do publikacji w Złotej Serii Uniwersytetu Wrocławskiego. To dla
mnie ogromny zaszczyt. Dziękuję.
PRZEDMOWA
Latem 1931 roku – prawdopodobnie na początku sierpnia – Antonin Artaud zobaczył na
Wystawie Kolonialnej w Paryżu występy tancerzy i muzyków z Bali. Doznał olśnienia. W
tańcu Balijczyków dostrzegł źródła teatru, sztukę czystą i autonomiczną, nie zawłaszczoną
przez literaturę czy psychologię. Już 1 października Artaud opublikował entuzjastyczną
recenzję z pokazów na łamach „Nouvelle revue française” (Artaud 1931). Recenzja ta,
poszerzona i wiele razy poprawiana, była najwcześniejszym tekstem włączonym przez
Artauda do książki Teatr i jego sobowtór (Artaud 1938). Być może to właśnie artyści z Bali
zainspirowali powstanie jednego z najważniejszych manifestów teatralnych w dziejach
kultury Zachodu, nawołującego do przewrotu performatywnego i przywrócenia teatru
performerom.
Niemal wiek później, na przełomie lipca i sierpnia 2009 roku, doświadczyłem równie
silnego wstrząsu oglądając balijskie performanse na samej wyspie. Po ośmiu dekadach sztuka
ta była wciąż żywa i świeża, a jej oddziaływanie w naturalnym kontekście tropikalnej
przyrody wydało mi się zadziwiająco silne. Moje doświadczenie, podobnie jak w przypadku
Artauda, miało wymiar źródłowy – byłem zachwycony, choć niewiele rozumiałem. Zachwyt
wzbudzała czysta performatywność czy teatralność występów. Byłem oszołomiony
bogactwem performatywnych praktyk kultywowanych i wciąż na nowo wynajdowanych
przez Balijczyków. Antropolodzy często, w ślad za Cliffordem Geertzem, określają wyspę
„państwem-teatrem”, choć nie ma tam ani jednego budynku, który można by nazwać teatrem.
Artaud, pisząc o balijskich artystach, zauważył, że w ich sztuce akt mowy poprzedzał
słowa (la Parole d’avant les mots). Francuski wizjoner uznał gest za źródło każdego języka,
także języka teatralnego. Tancerzy w bogatych kostiumach nazwał ruchomymi
„hieroglifami”. Wychwalał ich dyscyplinę i pokorę. Zamiast indywidualnych popisów i
epatowania własnym ego Balijczycy – zdaniem Artauda – proponowali trans i egzorcyzm.
Podczas występów na Wystawie Kolonialnej artyści wykonali m.in. Calonarang, sztukę
poświęconą „czarnej magii” (Savarese 1997; Savarese, Fowler 2001). Intuicje „świętego
Artauda” (Kolankiewicz 2001) dotykały wielu fundamentalnych tematów, które dziś
wyznaczają główne kierunku badań nad źródłami teatru czy ogólniej sztuki performera.
Miesięczny pobyt na Bali zainspirował mnie do podjęcia, wbrew opinii wielu
wybitnych sceptyków, studiów nad źródłami teatru. Balijskie performanse realizowane są
wciąż technikami performatywnymi, które na Zachodzie zostały już w dużym stopniu
zapomniane. Na Bali techniki te są jednak wciąż żywe i skuteczne. Balijskie „państwo-teatr”
uzmysławia również, jak bardzo sztuka związana być może z życiem codziennym.
Zrozumienie teatru na Bali trzeba rozpocząć od próby zrozumienia Balijczyka. To bardzo
cenne „ćwiczenie” znakomicie przygotowuje do poważniejszych studiów nad źródłami teatru,
stymuluje bowiem inne spojrzenie na świat i wymusza rezygnację z koncepcji i kategorii
wypracowanych na Zachodzie. Termin „źródła”, w kontekście praktyk balijskich, nabiera
niespodziewanych i zaskakujących znaczeń.
Projekt „Źródła teatru” nie jest klasycznym przedsięwzięciem genealogicznym. Nie
pytam o genezę teatru, ale o emergencję, pojawianie się kategorii performatywnych w
różnych czasach i różnych kulturach. Mam nadzieję, że właśnie performatyka, nauka
skupiona nie na znaczeniach, lecz na działaniach, umożliwi skonstruowanie odpowiedniego
modelu naukowego „źródeł”.
Na Bali musiałem zrezygnować z prób oswajania tego, czego byłem świadkiem w
świątyniach i na placach, bo nie potrafiłem rozszyfrować głównych kontekstów kulturowych.
Zadziwiała mnie równocześnie skuteczność performansów, do których mnie dopuszczono.
Nierozumienie słów rzadko było przeszkodą w żywym odbiorze widowiska – zresztą
przeciętni Balijczycy również nie znają wszystkich języków używanych zwykle w ramach
jednego przedstawienia. Kiedy zacząłem formułować pierwsze odpowiedzi na intrygujące
pytanie o skuteczność balijskich performansów, okryłem iż takie terminy jak transformacja,
dyscyplina, rytm, puls, trans czy skupienie określają równocześnie najbardziej archaiczne
elementy tych widowisk. Pobyt na Bali zainspirował mnie do podjęcia próby odsłonięcia
śladów źródeł teatru w działaniach współczesnych performerów. Postanowiłem też skorzystać
z najnowszej wiedzy naukowej o człowieku jako istocie działającej. Szczególnie stymulujące
w tym względzie okazały się rewolucyjne wręcz badania mózgu.
Wiele hipotez sformułowanych na Bali musiałem weryfikować, czytając raporty
archeologów i antropologów na temat aktualnej wiedzy o początkach człowieka. Ślady naszej
przeszłości obecne są bowiem nie tylko w starych szkieletach i skamienielinach czy na
skałach, lecz także w ciałach żyjących ludzi. Ontogeneza potwierdza nasz unikalny związek z
przeszłością nie tylko na poziomie rodziny czy lokalnej wspólnoty, lecz wręcz gatunku, a
nawet życia na ziemi. Współczesność to znakomity filtr i test przeszłości. Jeśli jakieś praktyki
archaiczne przetrwały i wciąż są skuteczne, warto im się przyjrzeć uważniej. Przykładem
niektóre techniki wzbudzania odmiennych stanów świadomości. Do wielu aspektów
przeszłości nie mamy dziś oczywiście dostępu, ale sądzę, że to kwestia technologii i narzędzi
naukowych. W przyszłości z pewnością zdołamy wynaleźć instrumenty pozwalające lepiej
niż dziś rekonstruować dawne performanse kulturowe ze śladów „zakodowanych” nie tylko w
zabytkach, lecz także w ludzkich organizmach.
Nasi praprzodkowie dokonali kilku przełomowych zmian w sposobie życia, bez
których nie mógłby się narodzić człowiek-performer. W zasadzie wszystko to można
sprowadzić do rewolucji technologicznych. Najpierw się wyprostowali. Potem zaczęli biegać
na długich dystansach, jak dziś czynią to wciąż Indianie Tarahumara w Meksyku. Nowe
sposoby poruszania wymusiły radykalne zmiany w budowie ciała, doprowadzając do
wykształcenia się ciała tancerza, a także głośni śpiewaka. Chodzenie i bieganie na dwóch
nogach wymagało skomplikowanej koordynacji, stymulowało więc rozwój mózgu. Niektórzy
uczeni sądzą, że język, a w konsekwencji kultura i sztuka, to produkty uboczne ewolucji.
Wiedza o „źródłach”, pogłębiając wiedzę o człowieku, może nam też pomóc lepiej
projektować przyszłość. Uczeni zapowiadają wszak rychłą przemianę homo sapiens w homo
evolutis, człowieka kontrolującego własną ewolucję.
Osobny problem stanowi konflikt pomiędzy dwoma sposobami interpretowania
przeszłości: determinizmem biologicznym i kulturowym. Jasnych odpowiedzi domagają się
fundamentalne pytania: Czy biologia ogranicza swobodę performera? Czy kultura
determinuje formę performansu? Czy człowiek może być wolny? Co jest źródłem
kreatywności? Dlaczego bywamy twórczy? Jaki związek z kreatywnością mają odmienne
stany świadomości? Czy takie doświadczenia mogły być źródłem malowideł na skałach
jaskini Chauveta czy w Lascaux? Na Bali wciąż wielką wagę nadaje się technikom
transowym. Teatr funkcjonuje tam jako najskuteczniejszy egzorcyzm, a artysta może swój
performans przypłacić życiem. Studiując pojawianie się „teatru”, odkryłem możliwość
wykroczenia poza deterministyczny konflikt. Nasi przodkowie z zadziwiającą elastycznością i
pomysłowością potrafili przemieniać uwarunkowania biologiczne w źródła kreatywności, a
ich wyraziste tożsamości kulturowe zainspirowały powstanie wielu dzieł o wciąż aktualnym
przesłaniu. Biologiczne i kulturowe konteksty sztuki performera zasługują na rzetelne
rozważenie.
Musiałem też sumiennie przemyśleć teorie ewolucjonistyczne. Czy zawsze można
mówić o rozwoju sztuk performatywnych od form prostych do bardziej złożonych? Taki
pogląd zdają się kwestionować „arcydzieła” w jaskini Chauveta sprzed 32 000 lat. Czy
wczesne praktyki performatywne – przedateńskie – trzeba uznać za „prymitywne”? Dzieje
greckiej literatury i dramatu również rozpoczynają się od „Homera” i Ajschylosa, gigantów
wykraczających potęgą swych wizji i znakomitością dzieł ponad wszystko, co zostało
stworzone później.
Fascynującym zagadnieniem jest emergencja przestrzeni performatywnych i
związanych z tym budowli. Nasi przodkowie na długo przed wynalezieniem teatru używali
swych świątyń i domów do wykonywania intrygujących performansów, ignorując granicę
pomiędzy życiem i śmiercią. Ogromne megality na wzgórzu Göbekli Tepe zdają się same
tańczyć, w Çatalhöyük żywi mieszkali razem z umarłymi, w Egipskich komorach grobowych
hieroglify przemieniały zmarłych w „wiecznie żywych”, Etruskowie budowali całe „miasta” z
podziemnymi „domami dla umarłych”. Twórcy greckiego teatru również próbowali
przywrócić do życia zmarłych dawno herosów, a nawet sprowadzali na orchestrę bogów. W
budowli teatralnej spotykali się żywi i martwi, bogowie i ludzie. Balijczycy postrzegają
kosmos jako równowagę dwóch światów: widzialnego (sekala) i niewidzialnego (neskala).
Jeszcze inny problem stanowi pojawienie się w Grecji dramatu. Czy taniec mógł być
źródłem poezji? Wiele na to wskazuje. Z czasów archaicznych zachowały się na wazach setki
obrazów tancerzy. Najwcześniejsze świadectwa greckiego pisma fonetycznego mają
regularną formę metryczną. To heksametry. Taka miara rytmiczna stanowiła nie tylko
podstawę eposów Homera, lecz także jednego z najstarszych greckich tańców,
wykonywanych do dziś. A jaki był związek teatru z rytuałem? Pierwsze oficjalne
przedstawienia teatralne w Atenach odbyły się podczas święta boga Dionizosa. Czy jednak
praktyki performatywne wywodzą się wyłącznie z obrzędu? Tyran Pizystrat ustanowił
festiwal Dionizosa, żeby ugruntować swoją władzę w polis. Była to decyzja polityczna. Jaką
rolę w narodzinach teatru odegrał wynalazek pisma? Pismo egipskie czy mezopotamskie,
trudne do nauczenia, utwierdzało panowanie nielicznych nad większością – choć nowe
badania dowodzą, iż znajomość elementów pisma klinowego nie była ograniczona do
zawodowych skrybów. Kto jednak miał pełny dostęp do pisma, ten miał władzę. Alfabet
fonetyczny był diametralnie odmienny. Każdy mógł się nauczyć kilkunastu znaków
niezbędnych do zapisania nieskończonej ilości wyrazów. Alfabet propagował demokrację.
Dlaczego jednak w ogóle pismo wynaleziono? Amazoński lud Pirahã do dziś znakomicie
sobie radzi bez zapisywania wyrazów i bez teatru.
Żeby odpowiedzieć na te pytania prześledzę pojawianie się „teatru” w pradziejach ludzkości i
zrekonstruuję klika najważniejszych – moim zdaniem – performansów przedteatralnych.
Proponuję jednak rozpocząć studia nad „źródłami teatru” od krótkiej wycieczki na wyspę
Bali, także w celach higienicznych – żeby oczyścić umysł.
Wstęp
PRAKTYKI KULTUROWE NA BALI
Wyspa Bali jest dziś unikalnym laboratorium kulturowym, praktyki tradycyjne trwają tam
wciąż w znakomitej symbiozie ze współczesną cywilizacją globalną. W roku 2010 populacja
Bali zbliżyła się do czterech milionów, a każdego miesiąca nawiedziło wyspę około dwustu
tysięcy turystów z całego świata – najwięcej z Australii, Japonii i Chin – co w skali rocznej
dało grubo ponad dwa miliony. Najazd tłumu obcokrajowców w niczym jednak nie zakłócił
Balijczykom tradycyjnego rytmu życia. Mieszkańcy wyspy nie zaniedbują regularnego
składania ofiar przed tysiącami ołtarzy nawet w miejscowościach wchłoniętych przez
globalny przemysł turystyczny, takich jak Kuta, Legian czy sztuczna i luksusowa Nusa Dua.
Bogów czczą wspaniałymi dziełami sztuki, ofiary dla demonów rzucają na ziemię.
Na Bali więcej jest świątyń niż domów mieszkalnych. Każda wieś posiada co najmniej
trzy świątynie publiczne, zwykle więcej, a każdy kompleks rodzinny, otoczony murem, ma co
najmniej jedną świątynię rodzinną. Budowle te nadają przestrzeni charakter sakralny.
Wznoszone są zawsze w kierunku środka wyspy, ku górom pochodzenia wulkanicznego.
Geografia Bali jest zaskakująco spójna z kosmologią hinduistyczno-buddyjską, wedle której
w centrum wszechświata znajduje się góra będąca domem bogów. Przestrzeń wyspy odtwarza
strukturę świętego kosmosu.
Czas sakralny odmierzany jest z kolei na Bali skomplikowanym systemem kalendarzy.
W rezultacie oprócz świąt obchodzonych przez wszystkich, jak księżycowy Nowy Rok –
czyli Dzień Ciszy (Nyepi), kiedy nie wolno wychodzić z domu – każda wspólnota celebruje
własne uroczystości, często z zaskakującym rozmachem. Większość ceremonii rozpoczyna
się od spektakularnych procesji. Rodziny równie hucznie świętują wydarzenia prywatne, takie
jak narodziny, inicjacja, ślub czy pogrzeb. Większość tych uroczystości, jeśli tylko pozwalają
na to zebrane fundusze, stanowi okazję do popisów tancerzy, muzyków, śpiewaków, lalkarzy
i aktorów.
O widowiskowości balijskich obrzędów decyduje w dużym stopniu religia. Większość
mieszkańców wyspy wyznaje hinduizm, a ten system religijny szczególnie docenia teatr.
Sanskrycki traktat o teatrze Natjaśastra uchodzi za piątą Wedę. Użycie słowa „teatr” w tym
kontekście jest oczywiście problematyczne. Znaczenie terminu natja jest znacznie szersze,
traktat kodyfikuje rodzaje gestu i układy ciała, miary metryczne i sposoby używania języka,
rodzaje sztuk i techniki ukazywania emocji, grę na instrumentach i śpiew. Hinduistyczny
„teatr” był nieodłączną częścią kultu. Na Bali jest wciąż podobnie.
Sakralne konteksty nadają baljskim widowiskom unikalny charakter. Oglądając
spektakle na placach ustrojonych świątyń miałem nieodparte wrażenie, że tak mógł wyglądać
„teatr” przed narodzeniem „teatru”. Przedstawienia dla turystów traktowane są z najwyższą
powagą. Zresztą niektóre tradycyjne praktyki zawdzięczają swe przetrwanie dochodom z
globalnej turystyki. Opłaty za wstęp nie są przekazywane wykonawcom, ale pozostają
własnością wspólnoty. Używa się ich na pokrycie kosztów produkcji bogatych kostiumów i
rekwizytów, renowacji świątyni czy wynajęcia nauczyciela. Balijskie świątynie ożywają
zwykle tylko podczas ceremonii. Są to zawsze bardzo zmysłowe doświadczenia: roznosi się
wówczas niezwykle mocny zapach kadzideł i kwiatów, słychać intensywną muzykę
przynajmniej jednego gamelanu, uczestnicy skrapiani są świętą wodą.
Praktyki rytualne sprowadzają także istoty boskie do licznych posągów na wyspie.
Rzeźby nie są bowiem bóstwami, lecz tylko naczyniami na bóstwa. Bogowie zamieszkują w
swoich wizerunkach wyłącznie podczas obrzędów. Nie wszystkie kamienne posągi
zaludniające świątynie stają się jednak „siedzibami” bytów subtelnych. Większość z nich
zdobi tylko świątynie i przemienia zabudowania w miejsca przychylne dla bogów. Bóstwa
najczęściej objawiają się w mniejszych figurkach, przechowywanych wewnątrz świątyń lub w
wizerunkach wykonanych z nietrwałych materiałów.
O żywotności praktyk kulturowych na Bali decyduje nie tylko wierność tradycji, lecz
również otwartość na zmiany. „Małpi taniec” kecak, główny punkt programu każdego turysty,
wynaleziony został w XX wieku z inspiracji niemieckiego malarza. Równie młody jest pełen
energii taniec kebyar czy ludowa opera arja. W jeszcze nowszych czasach młodzi Balijczycy
eksperymentują z użyciem komputerów i laserów podczas zapierających dech pokazów
lalkowego teatru cienia, wayang kulit. W latach 1973-4 Indonezyjskie Konserwatorium Sztuk
Performatywnych (Konservatori Karawitan Indonesia: KOKAR), ufundowane dziesięć lat
wcześniej, zamienione zostało na Indonezyjską Szkołę Wyższą Sztuk Widowiskowych
(Sekolah Menegah Karawitan Indonesia: SMKI) i do programu nauczania po raz pierwszy
wprowadzono pedalangan, wiedzę o balijskich sztukach widowiskowych. Dziś tradycyjną
choreografię można też studiować w Indonezyjskim Instytucie Sztuk (Institut Seni Indonesia:
ISI). Festiwal sztuki, organizowany przez oba instytuty w Denpasar co roku w lipcu, trwa cały
miesiąc.
Szkoły zainspirowały wiele młodych kobiet do nauki technik jeszcze do niedawna
zarezerwowanych głównie dla mężczyzn. W roku 1979 kobieta po raz pierwszy wystąpiła
jako dalang, najbardziej poważany na wyspie artysta, zwykle o statusie kapłana. Od połowy
lat osiemdziesiątych działają żeńskie zespoły gamelanu.
Sztuki widowiskowe na Bali wciąż kwitną i nie tracą kontaktu ze współczesnym
widzem. Dlatego tak żywo reagują na te widowiska zagraniczni turyści. Stanowić to też może
znakomity punkt wyjścia do studiów nad źródłami teatru. Nie ma takiego drugiego miejsca na
Ziemi, w którym dawne formy rytualno-widowiskowe byłyby z tak wielką skutecznością
wciąż praktykowane i kreatywnie modyfikowane, wzmacniając tym samym i konserwując
ślady przeszłości. Badanie praktyk kulturowych na Bali stwarza też świetną okazję do
refleksji nad metodą odkrywania źródeł teatru.
WYSPA JAKO ŚWIĄTYNIA
W studiach nad dawnymi kulturami zapomina się często o zasadniczej odmienności
społeczeństw, do których mamy dziś zwykle bardzo ograniczony dostęp, szczególnie jeśli
dotyczy to cywilizacji przedpiśmiennych. Próba zrozumienia kosmosu przeciętnego
Balijczyka to najlepszy test dla każdego, kto sądzi, że wszyscy ludzie byli i są tacy sami.
Przestrzeń, czas i tożsamość mają na Bali charakter silnie performatywny i w sposób
naturalny inspirowały i wciąż stymulują rozwój różnorodnych technik performerskich. W
kontekście tej unikalnej kultury studia nad źródłami teatru nabierają, nowych, zaskakujących
treści.
Życie codzienne na Bali wypełniają liczne performanse (Rubin, Sedana 2007; Dibia,
Ballinger 2004; Spies, de Zoete 1973). Wszyscy Balijczycy od rana do nocy uczestniczą w
serii wydarzeń religijnych. Wiąże się to z ich swoistym, bo performatywno-liturgicznym
postrzeganiem przestrzeni i czasu. Na wyspie, jak w świątyni, każdy, czy tego chce czy nie
chce, uczestniczy w sakralnych performansach.
Przestrzeń performatywna
Na co dzień Balijczycy ignorują kierunki geograficzne, jak północ czy wschód (Lansing
1995). W ich orientacji przestrzennej kluczową rolę odgrywa bowiem lokalizacja gór i morza.
Góry wulkaniczne – a nade wszystko wulkan najwyższy i najświętszy, Gunung Agung –
rozciągają się w centrum wyspy. To siedziby bogów. Na zboczach wulkanu Gunung Agung
Balijczycy wznieśli swoje główne sanktuarium, Świątynię Matkę, Basekih (Stuart-Fox 2002).
Tam odbywają się najważniejsze na wyspie ceremonie religijne. Natomiast morze, czyli
głęboka woda, to domena złych sił i demonów. Balijskie rodziny nie osiedlają się w pobliżu
morskiego brzegu. Nadmorskie miasto Sanur wciąż słynie jako centrum czarnej magii. W
dawnych czasach na plażach zakopywano zwłoki zmarłych w oczekiwaniu na kremacje. Dziś
stawia się tam hotele dla turystów.
Kierunek ku świętej górze, po balijsku kaja, definiuje również całą architekturę
wyspy. Balijczycy to społeczność wiejska. Mieszkają całymi rodzinami w gospodarstwach,
składających się z kilku oddzielnych budowli. Głowa rodu zajmuje własny dom (bale daja).
Jest też osobny pawilon dla gości (bale dush) i zadaszenie na ceremonie (bale dangin). W
każdym balijskim gospodarstwie najważniejsze miejsce zajmuje świątynia przodków
(sanggah), wznoszona od strony góry. Z kolei kuchnia (paon) i spichlerz (lumbung),
pomieszczenia nieczyste, umieszczane są od strony morza. Kierunki kaja-kelod są względne,
bo na północy wyspy wulkany lokalizowane być muszą po stronie południowej, a na południu
– północnej etc. Ustalenie położenia osi kaja-kelod za każdym razem jest zatem swoistym
performansem.
Kompleks mieszkalny, stanowiąc część przestrzeni sakralnej, wpisuje w święty
kosmos także ludzkie ciało. Przed rozpoczęciem projektowania domu balijski architekt
(undagi) dokładnie mierzy członki głównej osoby w rodzinie: długość palca wskazującego,
szerokość palca małego, szerokość trzech palców środkowych i szerokość drugiego stawu
palca wskazującego. Miary te wyznaczą wielkość podpór i określą rozmiary całego
gospodarstwa. Oznacza się je nacięciami na trzech kijach bambusowych (gagulak). Główne
wymiary pojedynczego domu są z kolei wielokrotnościami długości i szerokości stopy
właściciela. Układ murów zewnętrznych uzależnia się natomiast od rozpiętości ramion
nestora rodu oraz odległości pomiędzy jego łokciem i kciukiem.
Po zakończeniu budowy architekt sam ożywia kompleks, jeśli zna odpowiednie modły
i procedury liturgiczne, albo prosi o to kapłana. Właściwe rytuały przywracają życie drzewom
użytym na podpory, trawie przyciętej na strzechę i wszystkim innym naturalnym materiałom,
przemieniając cały kompleks budowlany w żywy organizm. Ciało ludzkie, odtworzone w
architekturze budowli, zostaje pośrednio także sakralizowane.
Architektura wyspy realizuje zatem swoisty performans przestrzenny, a orientacja w
świecie jest aktem performatywnym człowieka stojącego w środku osi kaja-kelod. Oba
kierunku nie wykluczają się, ale dopełniają i zawierają centrum jako element trzeci.
Przestrzeń to zatem produkt człowieka, usytuowanego zawsze w środku osi, pomiędzy
dwoma przeciwieństwami. Tak pojmowana przestrzeń może być zarówno geograficzna (kaja-
ja-kelod), jak i kulturowa (dobro-ja-zło), a sam człowiek – głowa, ciało, stopy – staje się
modelem kosmosu (Eiseman 1990: 2-10; Bandem, DeBoer 1981).
Tradycyjni mieszkańcy wyspy to rolnicy. W centrum balijskiego kosmosu znajduje się
wieś. Jej układ urbanistyczny również wyznaczany jest przez kierunki kaja-kelod. Po stronie
kaja, ku górze, wznoszona jest Świątynia Pępka (Pura Paseh), dedykowana bogu Wisznie i
wiązana z kultem wody, źródłem życia. Po stronie przeciwnej, kelod, sytuowana jest
Świątynia Śmierci (Pura Dalem), siedziba Durgi, żony Siwy i bogini śmierci. W centrum
stawiane jest natomiast najważniejsze sanktuarium wsi, Pura Desa, świątynia Brahmy, boga
stwórcy. Wedle balijskiej wizji kosmosu trwanie świata możliwe jest dzięki równowadze sił
życia i sił śmierci, dobra i zła – co sami Balijczycy określają jako balans pomiędzy mocami
strony prawej i lewej.
Każda pojedyncza świątynia również wznoszona jest na osi kaja-kelod. Ku górom
zwraca się najświętszy, wewnętrzny dziedziniec sanktuarium (jeroan). Przechowywane są
tam wyobrażenia bogów i święte maski, tam też Balijczycy należący do świątyni przynoszą
dary ofiarne do pobłogosławienia. Owo najświętsze miejsce usytuowane też bywa zawsze
wyżej niż dziedziniec zewnętrzny (jaba). Kierunki kaja-kelod używane są bowiem także w
sensie wyżej-niżej, co dotyczy zarówno architektury budowli, jak i ludzkiego ciała. Głowa
człowieka, święta i niedotykalna, powinna się znajdować zawsze po stronie kaja, u góry, nogi
zaś – po stronie kelod, na dole. Spać należy z głową zwróconą ku górom, żeby nie brukać
własnej głowy.
Balijska świątynia to swoisty „teatr”. Bogowie tam nie mieszkają. Większość roku
sanktuaria stoją opuszczone – niekiedy tylko ktoś z pobliskich mieszkańców dba o składanie
ofiar w odpowiednich porach dnia. Olbrzymie kamienne rzeźby w świątyniach nie odgrywają
zwykle ważnych ról podczas uroczystości. To strażnicy. Bogowie wcielają się wyłącznie w
mniejsze rzeźby, przechowywane wewnątrz świątyni. I czynią to tylko na wyraźne
zaproszenie wspólnoty, na przykład w trakcie obchodów „urodzin” przybytku. Wystawia się
wówczas święte rzeźby na widok publiczny.
Bali stanowi zatem unikalny splot liturgicznych performansów przestrzennych, z
pomocą których ludzie czczą świętych patronów i przemieniają wyspę w świątynię. Każdy
obcy, nawet turysta, lądując na Bali wkracza w ten magiczny świat ceremonii i może wziąć
udział praktycznie w każdym performansie. Preferencje turystów często modyfikują estetykę
obrzędów. Dla osób niezainteresowanych kulturą balijską wielkie międzynarodowe koncerny
hotelowe wzniosły betonowe getta na plażach po zachodniej stronie wyspy.
Czas performatywny
Balijczycy, respektując globalny kalendarz, na co dzień żyją jednak w rytmie czasu
sakralnego. Balijski rok ma dwieście dziesięć dni i wypełnia go dziesięć różnych rodzajów
tygodni, składających się z od jednego do dziesięciu dni. Każdy z tych tygodni ma inną nazwę
i pełni inne funkcje w życiu mieszkańców wyspy. Na przykład tydzień trzydniowy używany
jest do wyznaczania dni targowych o nazwach paseh, beteng i kajeng. Taki system pozwala
połączyć się trzem wsiom i organizować targi na zmianę. Z kolei tydzień ośmiodniowy służy
do identyfikowania inkarnacji nowonarodzonego dziecka – jeśli przyszło na świat w dniu sri,
to jest ono wcieleniem kobiety od strony matki. Narodziny dnia siódmego, zwanego kala,
wskazują z kolei na reinkarnację wcześnie zmarłego dziecka. Kiedy ostatnie dni cyklów
pięciodniowego i siedmiodniowego pokrywają się, składane są ofiary w intencji
specyficznych obiektów, jak samochód czy maska (Lansing 1995: 28-30).
Każdy dzień musi być postrzegany i interpretowany zależnie od aktualnego miejsca w
skomplikowanym systemie dziesięciu różnych tygodni. Specjalnie wyszkoleni kapłani, na
podstawie żmudnych wyliczeń, określają dla poszczególnych dni czynności pomyślne i
niepomyślne. Na przykład trzynasty lipca 2009 roku był najlepszym dniem na rozpoczęcie
nowego biznesu, kastrowanie zwierząt i kopanie studni. Szczegółowe wykazy publikowane są
co miesiąc i większość Balijczyków stosuje się do zawartych tam zaleceń.
Wszystkie święta rodzinne i publiczne organizowane są na Bali wedle
dwustudziesięciodniowego roku sakralnego. Przez sto pięć dni po urodzeniu dziecko nie
może dotknąć ziemi i musi być przez cały ten czas noszone, bo wciąż przebywają w nim
bogowie. Co dwieście dziesięć dni swoje „urodziny” (odalan) obchodzą tysiące świątyń na
wyspie, a najważniejsze sanktuaria czczone są spektakularnymi uroczystościami co dziesięć
lub co sto balijskich lat.
Oprócz roku balijskiego na wyspie przestrzegany jest również rok księżycowy,
dwunastomiesięczny. Kalendarz księżycowy służy głównie do wyznaczania terminu Nowego
Roku – w dzień po nowiu podczas wiosennego zrównania dnia z nocą. Ceremonie
noworoczne są szczególnie spektakularne. Trzy dni przed Nowym Rokiem organizowane jest
wielkie religijne oczyszczenie (melis): tego dnia wszystkie wizerunki bogów na wyspie
kąpane są w rzece. W przeddzień Nowego Roku (tawur kesanga), na głównym skrzyżowaniu
– postrzeganym jako miejsce szczególnie narażone na działanie sił nieczystych, bo spotykają
się tam demony – przeprowadzane są egzorcyzmy: Ogoh-Ogoh, olbrzymie kukły złych
duchów, wykonane pieczołowicie z bambusa i papieru, paradują w hałaśliwej procesji i na
koniec są bezwzględnie niszczone i spalane. Nowy Rok, zwany Nyepi, to z kolei dzień
absolutnej ciszy. Na drogach i ulicach obowiązuje bezwzględny zakaz ruchu. Nie wolno
używać prądu. I nie wolno odbywać stosunków miłosnych. Także turyści są zobowiązani do
nieopuszczania swoich gett. W dniu ciszy dokonuje się oczyszczenie całej wyspy i wszystkich
przebywających na niej osób. W roku 2012 Nowy Rok przypadł 23 marca.
Tożsamość jako performans
Tożsamość na Bali jest niestabilna (Geertz 2005: 405-459). Każdy człowiek staje się sobą w
wyniku wielu odrębnych narracji i negocjacji. Sto pięć dni po narodzinach dziecku nadawane
jest indywidualne imię. Składa się z serii bezsensownych sylab. Kapłan przygotowuje zestaw
kartek z sylabami pomyślnymi tego dnia, a niemowlak, raczkując, wybiera kilka z nich
(inspirowany oczywiście przez bogów). Imię osobowe jest tajne i święte. Tylko właściciel
powinien je znać w chwili śmierci, w oczekiwaniu na przeistoczenie się w bóstwo. Imię to,
choć święte, można jednak zmienić. Jeśli człowiekowi źle się w życiu dzieje może poprosić
kapłana o powtórzenie uroczystości i nadanie nowego imienia.
Drugie imię zależy od kolejności urodzin. Na Bali obowiązują jednak tylko cztery
imiona: pierwszy potomek to Wayan, drugi – Nyoman, trzeci – Made, a czwarty – Ketut.
Piąte dziecko otrzymuje ponownie imię Wayan i cykle rozpoczyna się od nowa. Kolejne
imiona nadawane są także dzieciom poronionym i martwym podczas urodzin. Taki system
bardzo ułatwia życie na wyspie turystom.
Osobne terminy określają relacje pokrewieństwa. Każde pokolenie jest klasyfikowane
do odrębnej kategorii. Podczas uroczystości pogrzebowych wszyscy członkowie rodziny,
młodsi o pokolenie od zmarłej osoby, muszą jej oddać specjalny hołd, kilkukrotnie
przykładając dłonie do czoła. Terminologia pokrewieństwa jest płytka, bo Balijczycy wierzą,
że inkarnacja zmarłej osoby dokonuje się szybko, w pierwszym lub drugim pokoleniu po
dopełnieniu pośmiertnych obrzędów (wieńczonych kremacją i rozsypaniem prochów). Osoby
z tej samej rodziny odległe o cztery pokolenia nazywane są rówieśnikami, kumpi, i nie
obowiązuje je składanie sobie nawzajem wyrazów pośmiertnej czci. System ten modyfikuje i
„nagina” (Geertz) naturalne pokrewieństwo.
Ważniejsze są teknonimy nadawane po narodzinach pierwszego dziecka. Z
perspektywy trwałości wspólnoty jest to wydarzenie ważniejsze od zawarcia ślubu.
Małżonkowie uzyskują społeczny szacunek, bo przyczynili się do przetrwania wspólnoty.
Nowe imię pochodzi od imienia dziecka: dotychczasowy Wayan czy Ketut przemienia się w
„Ojca/matkę [imię dziecka]”. Kolejne imiona otrzymuje się po narodzinach pierwszego
wnuka i prawnuka.
Jeszcze inne tytuły określają jednostki w systemie kastowym, zapożyczonym z Indii.
Tytuły te pochodzą od bogów i wyznaczają status społeczny. Wiąże się z tym właściwy ubiór,
zwyczaje, data pośmiertnej kremacji, a nawet sposób mówienia. Język balijski to w zasadzie
trzy odrębne systemy komunikacji. Innym językiem należy się zwracać do osób o wyższym
statusie, innym do sobie równych i jeszcze innym do osób o statusie niższym. Kolejny tytuł
otrzymują funkcjonariusze publiczni.
Sześć zmiennych imion nie wyczerpuje jednak tożsamości balijskiej. Każda osoba na
wyspie rodzi się z czwórką duchowego rodzeństwa (kanda empat). Te cztery duchy
towarzyszą człowiekowi przez całe życie i trzeba im składać ofiary, żeby sobie zapewnić ich
wsparcie. Zignorowanie obowiązków obrzędowych może doprowadzić do ciężkiej choroby
lub nawet śmierci. Duchowe rodzeństwo zawiaduje ludzkimi skłonnościami i namiętnościami.
Może zatem stymulować człowieka do bardzo różnych zachowań, także kryminalnych.
Na Bali performanse tożsamościowe to w istocie transformanse, performanse
przemiany. Najbardziej chyba radykalnym przykładem takiego transformansu jest
„wyświęcanie” młodych kapłanów. Kiedy uczeń jest gotów, po długich latach studiów i
debat, jego nauczyciel, zwykle w randze bramina, organizuje uroczystości pogrzebowe,
podczas których przyszły kapłan doświadcza symbolicznie własnej śmierci. Obrzęd ma go
odciąć od związków z życiem codziennym, by mógł się skupić na rozwoju swego umysłu
(Lansing 2006: 2).
Każda osoba na Bali stanowi kłącze linii narracji, wpływów i zależności, często
postrzeganych jako sakralne. W języku balijskim nie ma osobnego terminu określającego
„religię” w oddzieleniu od tradycji czy kultury. Do połowy XX wieku praktyki, które można
by nazwać „religijnymi”, utożsamiano z wiejskimi zwyczajami. Z kolei zapożyczony z
sanskrytu wyraz agama bywał na Bali używany w bardzo określonych i różnych kontekstach:
Agama Tirta, Agama Hindu Bali, Agama Hindu. Pierwszy zwrot, Agama Tirtu, odnosi się do
kultu świętej wody, bezcennego źródła życia na wyspie. Święta woda używana jest podczas
każdej uroczystości, co znakomicie odzwierciedla kluczową rolę irygacji w życiu
Balijczyków. Tylko wysocy kapłani z kasty braminów (pedanda), najbardziej poważani i
znający starożytne formuły modlitewne, potrafią przygotować świętą wodę niezbędną do
obrzędów oczyszczających (Reichle 2010; Picard 1999).
Konceptualizacja pojęcia „religii” na Bali dokonała się za sprawą decyzji urzędowych.
W roku 1958 władze Indonezji oficjalnie uznały istnienie fenomenu określonego zwrotem
Agama Hindu Bali, a w roku 1965 rząd w Dżakarcie zaadoptował termin Agama Hindu,
rozpoznając związek kultury balijskiej z Indiami (Geertz 2004: 37-40).
ŚWIĘTE PERFORMANSE
Na Bali negocjacje z bogami dokonywane są głównie podczas widowiskowych
performansów. Procesje do świątyni czy codzienne składania ofiar stanowią niepowtarzalne
spektakle. Dary ofiarne (banten) to zwykle unikalne dzieła sztuki, wytwarzane z betelu,
kwiatów i owoców przez rodzimych artystów w specjalistycznych warsztatach (Kam 2010).
Centralny punkt w programie większości ceremonii rodzinnych i publicznych stanowi zwykle
widowisko muzyczne, taneczne lub teatralne. Odkąd na wyspę masowo zjechali turyści,
wspólnoty zaczęły pobierać opłaty za wstęp, co w żaden sposób nie wpłynęło na obniżenie
artystycznego czy religijnego wymiaru performansów. Cały dochód z biletów przekazywany
jest do kasy wspólnoty. Dzięki tym pieniądzom przetrwało wiele unikalnych tradycji
performatywnych, jak choćby gambuh. Żywe zainteresowanie turystów stymulowało również
powstanie i rozwój nowych rodzajów widowisk, jak kebyar czy kecak.
Performanse liturgiczne, nawet przybierając formę widowiska, nie tracą swej religijnej
skuteczności. 17 marca 1963 roku w świątyni Besakih, na zboczach wulkanu Gunung Agung,
zainaugurowany został najważniejszy na wyspie obrzęd oczyszczenia (Eka Dasa Rudra),
organizowany co sto balijskich lat. Już w lutym jednak wulkan ożył. Radża i jego doradcy nie
odwołali jednak uroczystości. W dzień inauguracji rozpętało się piekło. Wierzchołek
olbrzymiej góry eksplodował popiołem i lawą, grzebiąc żywcem i dusząc półtora tysiąca
ludzi. Na widok zbliżającej się lawy mieszkańcy wielu górskich wsi organizowali
performanse gamelanu angklung, towarzyszącego zwykle kremacji, i składali własne życia w
rytuale ofiarnym zwanym nyupat. Szczególnie skuteczny okazał się występ zespołu małych,
metalowych gongów (bebonang) we wsi Iseh – wedle relacji mieszkańców, muzyka
zatrzymała lawę przed pierwszymi domami (Emigh 2008).
Skuteczność performansu nie zależy jednak od zachowania tradycyjnej partytury.
Balijskie obrzędy, w odróżnieniu od rytuałów zachodnich, nie są odgrywane zgodnie ze
sztywnym scenariuszem liturgicznym. Istotną część każdej ceremonii stanowią improwizacje.
Przebieg wielu uroczystości bywa również modyfikowany przez globalizację. Performanse
wynalezione z myślą o turystach wprowadzane są do programu najważniejszych świąt.
Przykładem taniec powitalny młodych dziewcząt, rozpoczynający większość uroczystości
religijnych. Puryści, oburzeni profanowaniem świętego tańca podczas występów w hotelach,
zmusili tancerzy do opracowania nowej, świeckiej choreografii. Artyści stworzyli atrakcyjny
performans, który spodobał się nie tylko turystom, lecz również Balijczykom i z czasem
zastąpił taniec dawny, sakralny, także we wszystkich tradycyjnych świętach. Po zamachach
bombowych 12 października 2002 roku Balijczycy egzorcyzmowali wyspę z pomocą
sławnego tańca małp (kecak), wynalezionego w pierwszej połowie XX wieku na potrzeby
filmu dokumentalnego, a dziś stanowiącego jedną z największych atrakcji turystycznych Bali.
EMERGENCJA WIZUALNOŚCI
Do odprawiania egzorcyzmów na Bali używany bywa teatru lalki i cienia wayang kulit. Jest to
nie tylko jedna z najbardziej niezwykłych tradycji performatywnych w świecie, ale też
praktyka wciąż kultywowana i wciąż religijnie skuteczna. Wayang kulit to także
spektakularne widowisko zakładające obecność publiczności, całkiem słusznie nazywane
więc bywa „teatrem”, wyraz ten pochodzi wszak od greckiego słowa théātron („miejsce do
patrzenia”). Ale przede wszystkim wayang kulit jest obrzędem, na wyspie Bali uznawanym za
wyjątkowo święty. Dalang, główny wykonawca, bywa często konsekrowanym kapłanem
(Hobart 1987: 27-34), a najważniejsi widzowie to bogowie. Rozrywka i obrzęd stanowią dwa
wymiary tego samego zjawiska, a przeciwieństwa – zgodnie z balijską wizją wszechświata –
nie znoszą się, ale dopełniają i równoważą. Po prawej ręce dalanga znajdują się zawsze lalki
postaci „dobrych”, po lewej – „złych”. Przedstawienie biletowane, a więc pozornie dla
turystów, może wywołać głęboką przemianę w lokalnej społeczności. Wielu współczesnych
badaczy podkreśla „teatralność” balijskiej kultury (Geertz 1980; MacRae 2005; MacRae,
Darma Putra 2007), każdego dnia organizowane są na wyspie różnorodne przedstawienia i
barwne procesje. Balijczycy nigdy nie pojmowali swoich performansów wyłącznie w
kategoriach artystycznych. W języku balijskim nie istnieje słowo „sztuka”, a używany dziś
często w tym znaczeniu termin sani jest wyrazem indonezyjskim. W roku 1967 utworzono w
Denpasar uczelnię artystyczną o nazwie Indonezyjska Akademia Sztuk Performatywnych
(Akademia Seni Tari Indonesia: ASTI), zmienioną w roku 1988 na Indonezyjski Instytut
Sztuki (Institut Seni Indonesia: ISI).
Dalang, także w swej funkcji egzorcysty czy terapeuty, traktowany jest jako sprawny
rzemieślnik: tukang („umiejętnik”) albo pragina („upiększacz”). Wysoki poziom tego
rzemiosła uzyskał niedawno oficjalne potwierdzenie. 7 listopada 2003 roku wayang kulit
został wpisany na listę Arcydzieł Oralnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości
UNESCO.
Wayang kulit
W starojawajskim języku kawi słowo wayang znaczy „cień”, a kulit – „skóra”. Wayang kulit
jest bowiem teatrem cieni produkowanych na białym, bawełnianym ekranie (kelir) przez
płaskie, kolorowe lalki wycięte z krowiej skóry. Na Bali sztuka ta praktykowana jest co
najmniej od tysiąca lat. Dotarła tam być może z Indii za pośrednictwem Jawy wraz z religią
hinduską (Chen 2003). Do dziś większość przedstawień czerpie inspiracje z Mahabharaty i
Ramajany. Główne postaci mówią też wciąż po starojawajsku, zachowując język arystokracji
hinduskiej, która w XVI wieku uciekła przed islamem z Jawy na Bali i ostatecznie
zdominowała wyspę, wzmacniając hinduistyczne fundamenty jej współczesnej kultury. Bali
zachowuje wciąż status hinduistycznej enklawy w Indonezji, najliczniejszym państwie
muzułmańskim w świecie, a praktykowany na wyspie wayang kulit nie utracił silnego
związku z oficjalnym kultem.
Dalang
Przedstawienie wykonywane jest zwykle przez siedmiu artystów, trzech lalkarzy i czterech
muzyków. Najważniejszy jest dalang, główny lalkarz – nie tylko animuje on wszystkie lalki,
ale też użycza każdej swojego głosu. Pełni również funkcję narratora. Dwaj towarzyszący mu
asystenci siedzą po jego prawej i lewej stronie. Podają lalki i służą wszelką pomocą
techniczną – w spektaklach tradycyjnych pilnują, żeby nie zgasł płomień lampy olejowej
(damar). To zwykle uczniowie dalanga. Tradycyjna edukacja lalkarza dokonuje się bowiem
poprzez wieloletnie czeladnictwo u wybranego mistrza. Jeszcze do niedawna uczniowie
wywodzili się głównie spośród członków lalkarskich rodów (Sedana, Foley 1993: 82). Do
dziś na Bali praktykuje się tradycyjne nauczanie w takich wsiach jak Mas, Sukawati, Buduk,
Tunjuk i Pacung. W latach 70. uruchomiono jednak w Denpasarze, stolicy Bali, instytucję
kształcącą artystów na zasadach przypominających europejskie szkoły teatralne:
Indonezyjskie Konserwatorium Sztuk Performatywnych (Konservatori Karawitan Indonesia:
KOKAR), zamienione na Indonezyjską Szkołę Wyższą Sztuk Performatywnych (Sekolah
Menegah Karawitan Indonesia: SMKI). Większą uwagę zaczęto wówczas przywiązywać do
teorii. Lalkarz, oprócz opanowania skomplikowanych technik, musiał zgłębić obszerną
tematykę religijno-filozoficzną, konieczną do prawidłowego odprawienia wszystkich
niezbędnych obrzędów. Na Jawie, w miastach Surakarta i Yogyakarta, szkoły lalkarzy istniały
już w latach 1920 (van Groenendael 1985: 30).
Sztuki performatywne postrzegane są na Bali od dawna jako rodzaj głębokiej i
obszernej wiedzy (pedalangan), zapisanej w licznych rękopisach na liściach palmowych
(lontar). Lalkarza obowiązuje gruntowana znajomość Zasad lalkarstwa (Dharma
pawayangan). W roku 1973 holenderski uczony Christiaan Hooykaas w dziele Kāma and
Kāla opublikował, wraz z przekładem na angielski, rekonstrukcje głównych wariantów
traktatu Dewa pewayangan w oparciu o dziesięć różniących się niekiedy zasadniczo
rękopisów. Traktat zachował skrupulatne instrukcje dotyczące właściwego zachowania, w
tym zalecenia związane z dietą, poza tym inkantacje i formuły modlitewne chroniące dalanga
i jego lalki przed złymi siłami, receptury odtrutek przeciw truciznom, a przede wszystkim
szczegóły licznych uroczystości, celebrowanych przez lalkarza w funkcji kapłana (mangku).
Dalang powinien też studiować traktaty o dobrym zachowaniu, jak Niti sastra (Posłuszeństwo
literaturze) czy Sarasamuscaya (Wiedza Boska), a także Kakawin, hinduski epos w języku
starojawajskim.
Dalang musi też być biegłym poliglotą. Wszystkie pieśni wykonywane w spektaklu
pochodzą z eposów starojawajskich. Językiem kawi posługują się także główni bohaterowie
sztuki. Mało kto na Bali rozumie dziś tę starożytną mowę. Ważną rolę w przedstawieniu
odgrywają więc postaci drugoplanowe, zwykle komiczne, które przekładają starożytne zdania
na współczesną mowę balijską. A w zasadzie na dwie mowy. Cytując bohatera, błaźni
używają bowiem języka wysokobalijskiego, którym należy się zwracać do osób wyższych w
hierarchii. Między sobą rozmawiają natomiast po średniobalijsku, a jest to zupełnie inny
język, przeznaczony do porozumiewania się osób o równym statusie. Dalang w każdym
przedstawieniu musi zatem sprawnie operować co najmniej trzema różnymi językami.
Ostatnio doszedł język kolejny, angielski, bo wiele lokalnych tradycji performatywnych
przetrwało w zubożałych wsiach wyłącznie dzięki zainteresowaniu i wsparciu turystów.
Celem długiej edukacji lalkarza nie jest jednak wykształcenie doskonałego odtwórcy
gotowych skryptów i scenariuszy, na podobieństwo europejskiego adepta szkoły teatralnej.
Dalang to samodzielny twórca, dojrzały i niezależny. Jak aojda w antycznej Grecji powinien
umieć improwizować na żywo poezję najwyższych lotów, wplatając stare mity w konteksty i
wydarzenia lokalne. Dalang jest nade wszystko poetą, a na Bali każdy poeta ma prawo
dodawać własne wersy do klasycznych utworów. Prawne pojęcie autorstwa czy praw
autorskich nie ma tam zastosowania. W przypadku wielu poematów nie sposób dziś wręcz
ustalić autora. Najbardziej kompetentni dalangowie potrafią improwizować poezję i pieśni w
języku starojawajskim na tematy współczesne zgodnie z zasadami skomplikowanej
starożytnej metryki. Każde przedstawienie wayang kulit jest zatem unikalne i niepowtarzalne.
Szczególnie wysokie wymagania etyczne stawiają przed dalangiem egzorcyzmy.
Wioski zamawiają takie przedstawienia najczęściej wtedy, kiedy chcą ujawnić u siebie
nierozpoznanego praktyka czarnej magii, działającego na szkodę wspólnoty. Przedstawienie
teatru lalki i cienia staje się wówczas areną konfrontacji dalanga z lejakiem, jak nazywany jest
zły czarownik, wynajmujący się ludziom za pieniądze. Taki pojedynek dalang może
przypłacić życiem, jeśli jego sumienie jest nieczyste. Lejak to mistrz transformacji. Krzywdzi
ludzi przemieniając się w dowolny obiekt. Podczas egzorcyzmów wystawiana jest sztuka o
półlegendarnej wiedźmie Calon Arang (najstarsza znana wersja tej legendy wraz z
holenderskim tłumaczeniem w: Poebatjaraka 1926).
Calon Arang to imię wdowy, utożsamianej z jedenastowieczną jawajską księżniczką
Mahendradattą. Ludzie tak bardzo obawiali się jej czarów, że nikt nie miał odwagi pojąć za
żonę jej pięknej córki. Wściekła wdowa zdobyła moce niszczycielskie od Durgi, bogini
śmierci – tańcząc razem ze swymi sześcioma uczennicami na cmentarzu – i zaczęła nękać
ludzi zarazami. Kiedy umierali, czarownica wysysała z nich krew, a ich wnętrzności owijała
sobie wokół szyi. Wszystko to ustało dopiero wówczas, gdy mędrzec Baradah pokonał Calon
Arang w pojedynku na magiczne moce. Egzorcystyczne przedstawienie wayang kulit,
odtwarzające główne zręby legendy, wystawiane bywa zwykle na zewnętrznym dziedzińcu
świątyni śmierci. W trakcie pokazu dalang, jak wcześniej mędrzec Baradah, wyzywa na
pojedynek mocy wszystkich lejaków z okolic. Cienie na ekranie stają się wehikułami ich
transformacji (Hobart 2003: 112-120). Lalkarz, niewidoczny dla widzów, skazany jest na
przebywanie po drugiej stronie ekranu, w świecie niewidzialnym (niskala), zdominowanym
przez duchy. Zdarza się, że następnego ranka po przedstawieniu ktoś we wsi umiera. Ale
zdarza się też, że umiera lalkarz. Spośród trzystu dalangów praktykujących dziś wayang kulit
na Bali tylko nieliczni odważają się odprawiać egzorcyzmy (Brandon 1993: 140).
Muzycy
Instrumentaliści uczestniczący w przedstawianiu muszą być również gruntownie
wykształceni. Są to zawsze znakomici wirtuozi. Ich muzyka uchodzi za najbardziej
skomplikowaną i najtrudniejszą technicznie do opanowania, a oni sami traktowani są na Bali
z wyjątkowym szacunkiem. Swoją obecnością uświetniają najważniejsze ceremonie i
wydarzenia w życiu lokalnych wspólnot, jak piłowanie zębów podczas inicjacji, śluby czy
spektakularne kremacje. W wayang kulit tradycyjnie bierze udział czterech muzyków. Siedzą
za plecami dalanga, niewidoczni dla publiczności, i grają na czterech metalofonach typu
gendér, skoordynowanych parami. Każdy taki metalofon ma dziesięć poziomych płytek z
brązu, ułożonych na pionowych rezonatorach z wydrążonych bambusów. Dwa większe
metalofony, zwane dużymi (pemade), nastrojone są w rejestrze średnim, dwa małe (kantilan)
– oktawę wyżej. Gra się na każdym za pomocą dwóch młotków, trzymanych w obu dłoniach,
co jest niezwykle skomplikowane technicznie, bo każde uderzenie trzeba tłumić dwoma
palcami tej samej ręki, w której trzymany jest młotek. Większość tradycyjnych zespołów
gamelanu używa metalofonów uderzanych tylko jednym młotkiem, wolna dłoń może więc
swobodnie modyfikować wibracje płytek. Podczas widowisk rozbudowanych – zwykle
opartych na fragmencie Ramajany lub legendzie o wiedźmie Calon Arang – zapraszane
bywają większe zespoły muzyczne z bębnami kendang, małymi gongami kajar, kempur,
klenang i kemong oraz cymbałami cengceng (Tenzer 1998: 84-86).
Muzyka podczas przedstawienia wayang kulit jest niezwykle bogata rytmicznie i
melodycznie. Wirtuozi, zwróceni do siebie twarzami, prawymi rękami wykonują kotekan,
„splot”. Są to linie melodyczne, w których dźwięki grane są naprzemian przez jednego i
drugiego muzyka. Takie granie wymaga dużego poczucia rytmu, najwyższej koncentracji i
znakomitego zgrania. Podczas gdy prawe ręce artystów w swoistym dialogu snują kotekan,
ich lewe ręce wzbogacają melodie ornamentami. Niektóre kompozycje wymagają grania
dwóch odrębnych linii kotekan równocześnie!
Koordynacja muzyki z obrazem i słowem bywa podczas przedstawienia równie
doskonała (Seebass 1993 ). Sfera dźwiękowa, jak całe przedstawienie, jest oczywiście
kontrolowana przez dalanga. Zmiany w muzyce sygnalizuje on specjalnymi mantrami oraz
stukaniem. W prawej stopie, pomiędzy pierwszym i drugim placem, a także w lewej dłoni
lalkarz trzyma drewniane młoteczki o kształcie szachowego pionka (cepala). Uderza nimi o
skrzynię z lalkami (keropak). Punktuje w ten sposób akcję lub inicjuje rozpoczęcie bitwy, ale
przede wszystkim ustalonym kodem stuknięć informuje muzyków o zmianie tempa albo daje
im znak do zagrania konkretnej kompozycji. Muzycy zwykle bezbłędnie odczytują wszelkie
wskazówki dalanga i wzbogacają jego sugestie własnymi improwizacjami.
Lalki
Każdy dalang ma w swej skrzyni zwykle ponad sto różnych lalek, często sto pięćdziesiąt. Są
wykonane najczęściej ze skóry krowy – skóra bawoła się nie nadaje, bo jest zbyt łamliwa. To
zwykle wysokiej klasy dzieła sztuki. Delikatne i bogate perforacje, przepuszczając światło
migocącego płomienia, tworzą na ekranie zachwycające wzory i ornamenty. Dzięki tej
technice czarno-białe cienie postaci uzyskują liczne detale, zdają się pulsować własnym
życiem. Każda lalka umocowana jest do długiego rogu lub drewnianego pręta. Większość ma
ruchome ręce, z dwoma przegubami w ramionach i łokciach. Lalkarz porusza nimi za pomocą
dwóch patyków dołączonych do ich dłoni. Lalki postaci komicznych zaopatrzone bywają
dodatkowo w linki, umożliwiające poruszanie dolną szczęką na sprężynce. Niektóre demony i
błazny mają także ruchome nogi. Główny pręt, do którego umocowana jest lalka, podczas
przedstawienia wbijany bywa w miękką belkę bambusową (gedebong), stanowiącą podstawę
ekranu. Dzięki temu dalang może operować kilkoma lalkami naraz.
Lalki mają status sakralny. Co dwieście dziesięć dni – każdego roku balijskiego –
obchodzone jest święto lalki (tumpek wayang). Specjalne ofiary składane są wówczas
patronowi lalkarzy, bogu Iśwarze. Lalki są tego dnia uroczyście wyjmowane ze skrzyni i
ustawiane jak do przedstawienia. Dalang inkantuje odpowiednie modły i składa dary ofiarne
wokół wszystkich przedmiotów biorących udział w przedstawieniu. Laki są też wtedy
skrapiane świętą wodą podczas ceremonii oczyszczenia (sudamala). Dzień oddawania lalkom
czci obchodzony jest zawsze w sobotę. W roku 2009 wypadł 11 lipca, a w roku 2010 – 6
lutego.
Najważniejszą lalką jest kayonan, „drzewo życia” (Rubin, Sedana 2007: 30; Hobart
1983). Ma kształt liścia. Jest to symbol kosmiczny, reprezentuje pięć żywiołów (panca maha
bhuta): ogień, ziemię, powietrze, wodę i eter. Taniec tej lalki rozpoczyna każde
przedstawienie. Migocąc w świetle jak wielka ćma kayonan tańczy do ekstatycznej muzyki
gamelanu krótką przypowieść o narodzinach i śmierci. Pojawia się także później, w sztuce
właściwiej, jako drzewo, ogień, morze, chmura, a nawet wiatr, sygnalizuje też zmianę aktu.
Taniec drzewa życia wieńczy również cały występ. Kayonan pomaga dalangowi skupić
umysł. Przed rozpoczęciem widowiska lalkarz przykłada kayonan do czoła. Nazwę lalki
Balijczycy wywodzą od słowa kayun, „myśl” – ze starojawajskiego hyun, „uczucie”,
„intencja”(Kam 1993: 168).
Głównymi postaciami w widowisku są bohaterowie hinduskich eposów lub balijskich
legend. Widzowie rozpoznają ich zwykle po profilu i wystroju głowy. Bohaterowie dzielą się
na pozytywnych i negatywnych. Herosom towarzyszą cztery postaci komiczne, które nie
tylko tłumaczą starożytny język na współczesny, ale nade wszystko bawią publiczność,
naśmiewając się z siebie nawzajem. Błaźni są łatwo rozpoznawalni. Należą do ikon balijskiej
kultury ludowej.
Tualen i jego syn Merdah to postaci pozytywne, a bracia Delem i Sangut negatywne.
Dwaj pierwsi wywodzą się od bogów. Wedle popularnej legendy Tualen został uformowany z
brudu na ciele Boga Najwyższego (Sanghyang Tunggal), jest krynicą mądrości, ma trzecie
oko. Natomiast bystry Merdah, z ogromnym, cebulowatym nosem, ciągle gapi się w górę, co
ma oznaczać inteligencję.
Delem to z kolei zdemoralizowany, arogancki i pompatyczny tchórz. Wygląda jak
półgłupek. Ma duże oczy i wole, znak nieczystości. Zaś Sangut, młodszy brat Delema, to
krętacz i manipulator. Ma wielki brzuch i równie wielkie jabłko Adama, a niekiedy też zeza.
Obu lalkom z głów sterczą kępki krowich włosów. Funkcja błaznów w przedstawieniu jest
często kluczowa, nazywani bywają postaciami „podstawowymi” (panasar). Towarzyszą
bohaterom nieustannie, a ich komiczne skecze i dialogi wypełniają więcej niż połowę całego
przedstawienia (DeBoer 1987).
Wszystkie lalki są malowane, niekiedy w bardzo jaskrawe kolory. Barwy nie są
przypadkowe, ułatwiają lalkarzowi szybką orientację w scenach grupowych, a szczególnie
podczas bitew i pościgów. Generalnie lalki dzielone są na „zgrzebne” (keras) i
„dopracowane” (alus). „Zgrzebne” mają zwykle kolor czerwony lub brązowy.
„Dopracowane” pomalowane są w barwy symboliczne. Kolor biały, kojarzony z
bogiem Iśwarą, sygnalizuje rytualną czystość i opanowanie. Żółty, kolor boga Mahadewy,
uzupełnia biały o współczucie. Niebieski lub czarny to kolory boga Wisznu. Czerń, kojarzona
z wodą, symbolizuje płodność, a także odwagę i inteligencję, wiązana jest również z nocą i
magią, a przez to z oszukiwaniem. Niebieski wzmacnia wszystkie pozytywne aspekty czerni.
Czerwony, kolor boga stwórcy, Brahmany, sprowadza konflikt, symbolizuje odwagę i brak
kontroli, a także moce nadprzyrodzone.
Na Bali wykonywane są dziś tylko trzy barwniki: czarny (z sadzy), biały (z kości) i
ochra (z minerału). Pigment niebieski sprowadza się z Chin, a barwnik czerwony i złote liście
importowane są z Singapuru i Hong Kongu (Hobart 1987, s. 72, 104-110). W kwestii
symboliki kolorów Balijczycy nie są zgodni (inna symbolika barw np. w: Dibia, Ballinger
2004, s. 46-47).
Wszystkie te kolory są jednak przed publicznością zakryte ekranem. Dlaczego
wytwórcy lalek trudzą się malowaniem przedmiotów, których główna rola wyczerpuje się w
rzucaniu czarnobiałego cienia? Na Jawie od dawna dalang pozwala publiczności zajmować
miejsce przy sobie, obok świecącej lampy. Na Bali jednak, szczególnie podczas pokazu
tradycyjnego, publiczność nie jest dopuszczana poza ekran. Choć nie każda…Wyjaśnię to
szerzej w dalszej części tekstu, zatytułowanej Sekala i niskala. Wcześniej chcę się skupić na
głównych strategiach produkowania przedstawienia.
Performanse artystów
Właścicielem wszystkich lalek jest dalang. Często też to on sam je wykonuje, choć na Bali
działają także wyspecjalizowani rzemieślnicy. Z kolei instrumenty – jeśli również nie należą
do dalanga – są własnością muzyków. Metalofony używane w wayang kulit są stosunkowo
proste i tanie w porównaniu z bogatymi instrumentami większości z czterdziestu rodzajów
balijskiego gamelanu. Dzień przedstawienia dalang i muzycy rozpoczynają od specjalnych
modłów we własnych domach. Tajemnicą skutecznego performansu jest obecność taksu.
Termin ten pierwotnie oznaczał ducha przodka. Artysta łączy się w modłach ze zmarłymi
antenatami, szczególnie jeśli praktykowali uprawianą przez niego sztukę, i prosi o wsparcie.
W przypadku pomyślnych modłów taksu wstępuje w modlącego, użyczając mu energii i
inspiracji podczas występu. Słowo to używane też bywa do opisu wchodzenia w trans. Taksu
odpowiada naszej koncepcji charyzmy, inspiracji lub artystycznej skuteczności. Balijczyk,
spoglądając na ekran z cieniami czy słuchając muzyki gamelanu, bezbłędnie potrafi
rozpoznać, czy artysta „ma” taksu. Jeśli nie ma, występ uchodzi za marny.
Przed opuszczeniem domu dalang staje przed progiem, zbliża do nozdrzy otwartą dłoń
i dmucha. Jeśli silniejszy jest strumień w lewej dziurce, przekracza próg nogą lewą. Jeśli w
prawej, prawą. A jeżeli jest taki sam w obu dziurkach, skacze. Procedurę tę zapoczątkowali
podobno żołnierze idący na wojnę (deBoer, Rajeg 1987: 80). Dmuchaną próbę dalang
powtarza raz jeszcze, przed wejściem na miejsce występu. Test ten pełni istotne funkcje
dywinacyjne. Mocniejszy strumień powietrza z lewej dziurki oznacza, że przedstawienie się
uda, jeśli będzie wartkie i dynamiczne, z rozbudowanymi scenami bitew. Silniejsze powietrze
z dziurki prawej sugeruje z kolei, że spektakl powinien być bardziej filozoficzny i pełen
intryg. Przy równowadze obu strumieni należy grać sztukę w sposób zbalansowany. Jeśli
rezultaty obu prób są sprzeczne, dalang powinien skupić uwagę na sponsorze przedstawienia,
żeby odkryć jego oczekiwania. Musi też bacznie obserwować lokalnych mieszkańców,
przyszłych widzów. A ma ku temu znakomitą okazję podczas tradycyjnego posiłku, który
gospodarz wydaje na jego cześć przed występem.
Po biesiadzie dalang odbywa samotną sjestę, medytując nad najbardziej odpowiednią
strukturą spektaklu, a jego asystenci rozstawiają bambusy i naciągają ekran. Kiedy wszystko
jest gotowe, muzycy zapraszają publiczność na widownię grając „utwór do siadania”
(potegak). Spektakl rozpoczyna się najwcześniej o godzinie dziewiątej wieczorem. Widzowie
zwykle zbierają się długo. Atmosfera jest swobodna. Ludzie rozmawiają, częstują się
przekąskami. O rozpoczęciu przedstawienia decydują muzycy. Jeśli uznają, że zebrała się
odpowiednia ilość widzów, informują o tym dalanga umówionym utworem. Dalang przerywa
medytacje i wkracza za ekran. Zaczyna od składania ofiar przygotowanych przez sponsora.
Pali kadzidła. Żuje rytualny betel. Asystenci składają dary ofiarne przy każdym instrumencie.
Po modłach i inwokacjach do bogów dalang uderza trzykrotnie otwartą dłonią w wieko
skrzyni, delikatnie budząc lalki. Dopiero wtedy skrzynia może zostać otwarta, a święte lalki
mogą być bezpiecznie wyjęte. Jest to też znak dla muzyków, by rozpoczęli uwerturę (gending
pemungkah), zwykle jest to najbardziej rozbudowany utwór muzyczny całego wieczoru.
Każdy region Bali wykształcił własne warianty takiej uwertury (McPhee 1966: 204-225).
Dalang najpierw wyjmuje ze skrzyni olbrzymie lalki Strażników, Pamurtian.
Reprezentują wściekłe i dzikie manifestacje bogów (Hooykaas 1971). Lalkarz umieszcza je
po skrajnych stronach ekranu. Strażnicy pozostaną tam do końca widowiska, niewidoczni dla
publiczności. Będą chronić przestrzeń performatywną przed szkodliwymi ingerencjami i
zakłóceniami. Wszystkie te wstępne performanse, kluczowe dla właściwego przygotowania
widowiska, nie są przez widzów oglądane. Rozgrywają się w kolorowym świecie bogów i
duchów. Tam, gdzie przebywają artyści.
Wreszcie dalang wyjmuje ze skrzyni kayonan, drzewo życia. To pierwsza lalka, której
cień zobaczą widzowie. Najpierw jednak dalang przykłada kayonan do czoła i pochyla się w
kierunku zapalonej lampy, aż lalka dotknie jej zdobionej obudowy. Po chwili medytacji
zaczyna się taniec. Muzycy przechodzą do kolejnej części uwertury, a dalang punktuje
choreografię nieregularnymi uderzeniami młoteczka cepala w skrzynię. Drzewo życia
migocze i fruwa po całym ekranie. Taniec ma reprezentować stworzenie świata z nicości. Po
dwóch minutach dalang umieszcza kayonan na środku ekranu, wbijając pręt lalki w dolny
bambus. Następuje porządkowanie postaci występujących w spektaklu. Dalang, z pomocą
asystentów, wyjmuje ze skrzyni kolejne lalki i wbija je w bambus po obu stronach drzewa
życia w kolejności pojawiania się w sztuce, postaci dobre po stronie prawej, złe po lewej.
Lalki nie są jednak zwykle widoczne dla publiczności, bo dalang mocuje je prostopadle do
ekranu. Rzucają co najwyżej delikatny cień. Pierwszy akt stwarzania świata, najbardziej
sekretny, nie powinien być widoczny dla osób niewtajemniczonych. Lalki nieużywane w
przedstawieniu umieszczane są z boku ekranu. Po opróżnieniu skrzyni, wszystkie lalki grające
w sztuce przekazywane są asystentom. Oni będą odtąd odpowiedzialni za ich sprawne
pojawianie na ekranie, podając je dalangowi we właściwych momentach. Cały ten wstęp trwa
niekiedy dwadzieścia minut. Wieńczy go drugi taniec drzewa życia. Kayonan jest teraz
bardziej ruchliwy i częściej wiruje niż za pierwszym razem. Dla zdynamizowania efektu
dalang huśta lampę. Taniec drzewa życia ma ukazywać zmagania człowieka w świecie
materialnym (sekala).
Muzyka przyspiesza. Dalang uderza skrzynię młoteczkami w stopie i lewej dłoni, a
nawet piętą. Rozpoczyna się jeden z najbardziej złożonych rytmicznie utworów, Alas harum
(Pachnący las). Na ekranie ukazują się pierwsze cienie dostojnych osób dramatu. Dalang
intonuje tymczasem poetycki prolog. Słowa miewają luźny związek z fabułą. Śpiew dalanga
przedłuża się niekiedy w rozbudowane inwokacje. Właściwa akcja sztuki rozpoczyna się wraz
wejściem pierwszych postaci komicznych, powolnego Tualena i jego bystrego syna Merdaha.
Błaźni tłumaczą na balijski każdą wypowiedź w języku starojawajskim i często dodają
rozbudowane komentarze. Dalang z kolei wzbogaca ich dialogi krótkimi wstawkami
narratora. Niczym antyczny chór pomaga widzom umieścić bohaterów w konkretnym czasie i
miejscu, zastępując nieistniejącą scenografię poetyckimi dwuwierszami. Przybliża też
konteksty zdarzeń, wyjaśnia wewnętrzne motywy zachowań i skryte intencje protagonistów.
Jego słowa współtworzą intrygującą dialektykę widzialnego i niewidzialnego. Dalang
instruuje widzów, co powinni widzieć, kiedy patrzą na cienie.
Przedstawienie trwa zwykle kilka godzin bez przerwy. Dalang przez cały ten czas
siedzi ze skrzyżowanymi nogami i ożywia kolejne postaci w sztuce. Asystenci nie mają prawa
ani animować lalek, ani użyczać im głosu. Szybkie dialogi wymagają od dalanga niezwykłej
sprawności manualnej i ekwilibrystyki wokalnej. W finale widowiska powraca kayonan.
Muzycy grają „utwór zamykający” (tabuh gari). Widownia szybko pustoszeje. Dalang, z
pomocą asystentów, wkłada lalki do skrzyni. Jeden z asystentów podaje mu ofiary niezbędne
do wyprodukowania świętej wody. Dalang wypija łyk, żuje betel, składa modlitwy. Głównym
problemem są teraz lalki tych postaci, które zginęły w przedstawieniu. Zanim będzie je można
włożyć z powrotem do skrzyni, muszą być ożywione specjalnym rytuałem. Z pomocą lalki
Tualena dalang poświęca wodę. Trzonkiem lalki pisze na wodzie świętą sylabę. Potem miesza
wodę trzonkami lalek boga Siwy i drzewa życia. Tak konsekrowaną wodą skrapia lalki
wymagające „ożywienia”. Resztę wody przekazuje gospodarzowi. Dalang jako kapłan nie
powinien pobierać opłaty za swoje performanse, wolno mu jednak przyjmować „dary” w
postaci pieniędzy. To jego główne źródło utrzymania. Po przyjęciu „daru” muzyka milknie.
Artyści pakują swoje rzeczy na niewielką ciężarówkę.
Performanse widzów
Przestrzeń produkowana podczas spektaklu wayang kulit ma charakter performatywny,
tworzą ją różne dopełniające się performanse. Publiczność nie tylko żywo reaguje na akcję
sztuki. W wielu przypadkach celem przedstawienia jest transformacja widzów, jeśli nie
wszystkich, to przynajmniej wybranych, jak podczas spektakli towarzyszących inicjacjom czy
ślubom. Egzorcyzmy reaktywują lejaków, złych czarowników. Prowokują ich do podjęcia z
dalangiem pojedynku na moce. Ceremonie świątynne odnawiają związek z bogami i
umacniają w ludziach wiarę, niekiedy poprzez wprowadzenie w głęboki trans. W
przypadkach kryzysowych wystawiany bywa wayang sapuh leger. Przedstawienie
funkcjonuje wówczas jako obrzęd terapeutyczny i ochronny. Protekcji wymaga na przykład
osoba, która zasnęła na materacu bez pościeli. A także rodzina, w której urodzą się bliźniaki
lub czworo dzieci tej samej płci pod rząd. W największym niebezpieczeństwie jest jednak
dziecko urodzone w dzień czczenia lalek (tumpek wayang). Takie dziecko może być pożarte
przez demoniczne bóstwo Kala i tylko dalang potrafi zneutralizować złą energię odgrywając
przed dzieckiem sztukę o narodzinach żarłocznego bóstwa. Następnego dnia po
przedstawieniu dalang przeprowadza dodatkowo ceremonię oczyszczenia (sudamala). Z
pomocą kilku lalek produkuje świętą wodę (toya penglukatan) i oblewa nią dziecko z góry do
dołu.
Tysiące świątyń na Bali funkcjonuje wedle własnych rytmów świątecznych. Wiele
uroczystości uświetniane jest przedstawieniami wayang kulit. Do najbardziej hucznych i
najdroższych obrzędów wioski przygotowują się wiele lat. W takich przypadkach spektakle
teatru cieni rozgrywane są przed bogato wystrojonymi świątyniami, a każdy, kto chce
zobaczyć przedstawienie wayang kulit musi nałożyć rytualny strój. Dotyczy to także turystów.
Wayang kulit wystawiany w obszarze świątyni wymaga od publiczności nałożenia kostiumu!
Performanse turystów rzadko stanowią odrębną kategorię. Większość spektakli na
Bali, nawet wewnątrz świątyń, można fotografować. Balijczycy dyskretnie pouczają o
specjalnych wymaganiach dotyczących zachowania, jeśli wymaga tego miejsce występu lub
kontekst. Strój obrzędowy można zwykle dostać za darmo. Nie wolno zajmować miejsc
wyżej od artystów lub innych widzów, czyli po stronie kaja, bo takie zachowanie
sytuowałoby pozostałych poniżej, czyli po stronie kelod, a to jest nietaktowne w świetle
tradycyjnej etykiety – poza tym dalang może mieć status kapłana, podobnie jak niektórzy
widzowie, a wówczas wywyższenie turysty mogłoby zostać uznane za bluźnierstwo i
poważne wykroczenie religijne.
Sekala i niskala
W Indonezji cień postrzegany jest jako mediator pomiędzy światem widzialnym (sekala),
królestwem materii, i światem niewidzialnym (niskala), domeną duchów. Nadepnięcie na
czyjś cień uchodzi za niegrzeczność. Wychodzenie na słońce w południe, kiedy cień znajduje
się bezpośrednio pod stopami, może sprowadzić nieszczęście. Lalki, występujące w
przedstawieniach religijnych lub egzorcyzmach, mają status obiektów sakralnych. Na co
dzień przechowywane są w specjalnej skrzyni. Jako przedmioty święte, napełnione boskimi
energiami, mogą być niebezpieczne. Dalang wyjmuje lalki ze skrzyni wyłącznie podczas
przedstawienia, po dokonaniu serii rytualnych oczyszczeń i odmówieniu ochronnych
modlitw. Zwykły człowiek mógłby nie znieść widoku świętej lalki, dlatego pokazywane mu
są wyłącznie cienie.
Wedle legendy to bogowie wynaleźli wayang kulit, bogowie są też najważniejszymi
widzami przedstawienia. To dla nich lalki są malowane, bo bogowie mogą spoglądać na
rzeczywistość bezpośrednio, bez mediacji iluzji. Tylko dla bogów przeznaczone są specjalne
performanse wykonywane w przestrzeniach sakralnych, na wewnętrznych placach świątyń.
Takie przedstawienie nazywane jest wayang lemah, „teatr cienia za dnia”, odgrywane jest
bowiem w świetle dziennym, bez użycia ekranu i lampy, przed niewidzialną widownią.
Wykonywana jest wówczas najczęściej sztuka o boskiej genezie teatru lalki i cienia. Trzej
bogowie – Brahma, Wisznu i Iśwara – wynajdują teatr próbując uśmierzyć rozgniewanego
Siwę i uratować świat przed zagładą. Rolę lalkarza obiera Iśwara. Dziś dalang bywa
utożsamiany z Iśwarą, bo niczym Bóg Najwyższy dyryguje ludzkimi sprawami spoza ekranu,
a dwaj asystenci dalanga nazywani bywają Brahma i Wisznu.
Przedstawienie adresowane do ludzi, odbywane zawsze po zmierzchu, nazywane jest
wayang peteng, „nocny teatr cienia”. Bogowie również mogą takie spektakle oglądać,
szczególnie jeśli są wystawiane na zewnętrznym dziedzińcu świątyni. Często jednak dalang
proszony bywa o interwencję poza przestrzenią sakralną. Wówczas głównymi widzami są
ludzie, a także lejaki i demony w przypadku egzorcyzmów. Taka widownia powinna oglądać
wyłącznie cienie. Dalang wznosi więc na placu czy na ulicy prowizoryczną budę z ekranem,
osłoniętą płótnami także po bokach i w tyle. Reguły te przestrzegane są szczególnie w
przypadku interwencji religijnej. Dalang może być poproszony o odegranie sztuki podczas
uroczystych obchodów urodzin albo ślubu i wówczas od jakości przedstawienia może zależeć
czyjaś pomyślność w przyszłości.
Dopiero po zmierzchu ujawnia się też w pełni bogata symbolika wayang kulit. Ekran z
białej bawełny, rozciągnięty pomiędzy bambusowymi palikami, to model wszechświata.
Dolna podstawa ekranu – czyli bambusowa belka, w którą dalang wtyka lalki – reprezentuje
Matkę Ziemię, Pertiwi. Sznur naciągający ekran do dolnej belki symbolizuje ludzkie mięśnie i
nerwy. Lampa olejowa to oczywiście słońce, źródło światła i życia. Knot jest zapalany trzema
wiązkami nitek, reprezentującymi trzech głównych bogów: Brahmę, Wisznu i Siwę.
Symbolika wzmacnia moce dalanga. Podczas przedstawienia lalkarz przebywa po stronie
świata przedstawianego, razem z bogami, demonami i duchami przodków. Musi oswoić tę
kolorową rzeczywistość demoniczną, niewidzialną dla zwykłych ludzi, jeśli chce nadać jej
formę widzialnych cieni. Przedstawienie jest zawsze wielką improwizacją, wszystko może się
wydarzyć. Dalang, utożsamiając się w swym umyśle z demonem lub bóstwem, może zostać
zdominowany przez energie potężniejsze od niego, jeśli nie zachowa czujności i
wewnętrznego skupienia.
Świat niewidzialny i świat widzialny – sekala i niskala – są na Bali nierozerwalnie
złączone. Jeden umożliwia i legitymizuje drugi. Kosmos balijski trwa dzięki równowadze sił
przeciwnych. Wedle Balijczyków, zło niezbędne jest do istnienia dobra i manifestuje się w
świecie jako „duchy chaosu” (bal. bhuta kala). Lejak, praktyk czarnej magii, nadaje sens
dalangowi, kapłanowi białej magii. Współistnienie sekala i niskala manifestuje się również w
intrygujących dziejach balijskiej cywilizacji. Wiek XX rozpoczął się na „rajskiej wyspie” od
wstrząsających aktów zbiorowego samobójstwa, puputan. W roku 1906 Holendrzy
postanowili ostatecznie spacyfikować krnąbrne Bali. Wojskowej ekspedycji towarzyszyli
liczni korespondenci gazet. Jeden z nich, H.M. van Weede, napisał potem książkę, żeby się
uporać z koszmarnymi przeżyciami. W ramach terapii van Weede szczegółowo opisał
zdarzenia, których był świadkiem na południu wyspy.
Radża Badungu, na wieść o nadejściu przeważających sił Holendrów, zamiast
kapitulacji zarządził puputan. Władca, książęta i główni dworzanie przywdziali najbardziej
uroczyste szaty, czerwone lub czarne. Obwieszeni klejnotami i odświętnie uczesani, z
krisami, świętymi sztyletami, ruszyli naprzeciw armii. Towarzyszące im kobiety nałożyły
najlepsze suknie w kolorze białym i najbogatszą biżuterię, większość rozpuściła włosy.
Każdy, nawet małe dzieci, niósł jakąś broń, jeśli nie kris to przynajmniej dzidę. Procesja w
milczeniu zbliżała się do pierwszej linii holenderskiej piechoty. Siedemdziesiąt kroków przed
żołnierzami radża wzniósł święty kris i zaczął nagle biec w kierunku zaskoczonych
Holendrów. Za nim, z orężem w dłoni, ruszyli wszyscy pozostali. Zdezorientowani żołnierze
otworzyli ogień. Pierwszy padł radża. Po nim inni. Rozpętało się pandemonium. Lżej ranni
dobijali ciężko rannych. Kobiety rzucały biżuterią w żołnierzy. Spektakl śmierci szybko
przemieniał się w przerażający stos pięknych zwłok. W tle buchał płomieniami pałac radży
(van Weede 1908: 462-477). Dwa lata później dramatyczny rytuał został powtórzony w
Klungkung.
W drugiej połowie stulecia doszło do jeszcze większej masakry. Najpierw, podczas
wielkiego święta Eka Dasa Rudra, odbywanego co sto balijskich lat w sławnej świątyni
Besakih na zboczu świętego wulkanu Gunung Agung, ze szczytu góry trysnęła lawa zabijając
półtora tysiąca osób. Dwa lata później, w grudniu 1965 roku władze Indonezji postanowiły
ostatecznie rozprawić się z komunistami, którzy znaleźli azyl i wsparcie na Bali. Rozpoczęła
się wielka masakra. W ciągu niespełna czterech miesięcy zabito sto tysięcy ludzi (Robinson
1995; Roosa 2006; Emigh 2008). W październiku 2002 w Kucie, mekce zachodnich turystów,
islamscy terroryści dokonali zamachu bombowego zabijając dwieście osób, głównie
Australijczyków. Piękna, tropikalna wyspa kryje przed zakochanymi w Bali turystami wiele
mrocznych sekretów.
Wayang kulit ujawnia zaskakujący paradoks balijskiego rozumienia wizualności: w
tym, co jest widzialne obecne jest nie to, co widać. Obiekty świata doczesnego nie są jednak
traktowane jak marne kopie świata idealnego. Cień nie tylko mediuje pomiędzy dwoma
światami, sekala i niskala, ale przede wszystkim stymuluje wyobraźnię. Pobudza wolną i
kreatywną grę. Sprawny dalang bez trudu przemienia migocącą, czarnobiałą sylwetkę w żywą
i barwną postać. Przedstawienie teatru cienia rozgrywa się bowiem w sferze liminalnej,
określonej przez Fryderyka Schillera w trzynastym liście o wychowaniu estetycznym
człowieka strefą „bycia niczym”, Null sein. Tam właśnie, między światami widzialnym i
niewidzialnym, możliwa jest swobodna i niczym nie krępowana gra wyobraźni. Widz nie
musi być odpowiedzialny ani za własne życie, ani za działania lalek produkujących cienie.
Jest wolny. Może się bawić.
Wayang kulit to jednak równocześnie obrzęd. Cienie są realne. Mogą posłużyć za
wehikuły performansów przemiany. Dalang umożliwia złemu bóstwu wcielenie się w lalkę, a
następnie podejmuje próbę oswojenia demona za pomocą odegrania świętej opowieści. W
cień może się też przemienić lejak. Wtedy rośnie zagrożenie dla dalanga. Nawet turysta
miewa dostęp do areny duchowych zmagań praktyków białej i czarnej magii. Zdarza się
bowiem, że osoby na widowni wpadają w trans. Widowisko przestaje być zabawą.
Wizualność w wayang kulit jest zbiorem wielu performansów, widzialnych i
niewidzialnych. Widzowie nie widzą ani lalkarzy ani muzyków, a tylko czarnobiałe cienie.
Artyści nie widzą z kolei publiczności, ale przebywają w świecie kolorowych lalek i duchów.
Wizualność z perspektywy widowni jest zbiorem zupełnie innych performansów niż
wizualność z perspektywy artystów. Obie grupy widzą zupełnie odrębne światy i przebywają
w odrębnych rzeczywistościach. Żaden z tych światów nie mógłby jednak istnieć
samodzielnie, bez drugiego. W tym kontekście należy, moim zdaniem, interpretować związek
widzialnego z niewidzialnym, sekala z niskala. Wayang kulit sugeruje więc możliwość innego
pojmowania wizualności, nieredukowalnej tylko do tego, co jest widzialne.
Wszystkie te uwagi dotyczą oczywiście wyłącznie tradycyjnego wayang kulit. Dziś
coraz częściej płomień lampy zastępowany jest światłem elektrycznym i komputerowymi
projekcjami, przedstawienia przemieniają się w wielkie masowe widowiska, wyświetlane na
olbrzymim ekranie, nowe lalki ukazują nowoczesne samochody i samoloty, gamelan składa
się z kilkudziesięciu muzyków, dźwięk jest wzmacniany i elektronicznie modyfikowany, a
dalang, jak gwiazdor muzyki młodzieżowej, popisuje się efektami łącząc animację
olbrzymich cieni z projekcjami filmowymi. Widzowie mogą też zajmować miejsca po obu
stronach ekranu, jak na Jawie.
Emergencja wizualności
Performatyka pozwala ująć wizualność w kategoriach wydarzenia, unikalnego i
nieredukowalnego do prostego skryptu czy scenariusza. Teatr wayang kulit, pomimo istnienia
traktatów i scenariuszy, do dzisiaj funkcjonuje jako część kultury oralnej. Dalang nie korzysta
ze skryptu podczas przedstawienia, wszystkie potrzebne teksty zna na pamięć, a resztę potrafi
wyimprowizować na żywo. Przedstawienie za każdym razem jest więc wyjątkowym i
jednorazowym spotkaniem artystów z publicznością, czy to nadprzyrodzoną, czy to ludzką.
Wizualność produkowana podczas widowiska ma również charakter jednorazowego
zdarzenia. Dalang przemienia kolorowe lalki w czarno-białe cienie, ale tak sprawnie je
animuje, że widzowie dostrzegają w nich żywe istoty.
Szczególnie intrygująca jest w wayang kulit relacja widzialnego z niewidzialnym.
Konwencjonalny teatr aktorski ma wymiar cielesny. Spektakl cieni rozgrywa się natomiast w
sferze liminalnej, na ekranie. Dalang pozbawia materialności kolorowe lalki, przemieniając je
w efekty świetlne, wibrujące i nie zawsze dobrze widzialne. Publiczność, stymulowana sztuką
animacji dalanga, wyobraża sobie w tych cieniach żywe istoty i użycza im cielesności, lecz
nie jest to cielesność lalki. Jeszcze inne strategie stosuje lejak, który chce się wedrzeć do
świata cienia, żeby tam swoją czarną magią pokonać białą magię dalanga. W wayang kulit
wizualność pozbawiona jest cielesności, właściwej dla teatru żywego aktora. Performans
wayang kulit nie materializuje bohaterów sztuki w takim stopniu jak czyni to występ aktorski.
Cień na ekranie pozbawiony jest ciała, a głos każdej postaci należy do jednego człowieka,
dalanga.
Błazen Tualen, choć to realna i kolorowa lalka, widoczny jest tylko jako cień, ślad
lalki, równie realny co nieuchwytny. Cień istnieje dopóki trwa przedstawienie, potem znika.
Lecz jeśli cień porusza się i mówi przekonująco, widownia pęka ze śmiechu, bo zamiast
cienia ludzie widzą zabawnego Tualena. Wizualność za każdym razem pojawia się jako
nowe, wyjątkowe wydarzenie, którego nie da się ani zachować, ani powtórzyć. Wizualność
nie istnieje, a tylko się wyłania, wydarza.
Podsumowując.
1. Performatyka odsłania egzorcyzm jako emergencję wizualności.
2. Wizualność produkowana jest przez różne, często równoczesne performanse.
3. Każdy uczestnik wydarzenia wizualnego współtworzy je jako performer.
4. Wizualność jest wydarzeniem wyjątkowym i jednorazowym.
5. Wizualność nie istnieje poza wydarzeniem: wyłania się w trakcie wydarzenia i tylko
na czas wydarzenia.
6. Emergencja wizualności wydarza się w sferze liminalnej.
7. Wizualność wyłania się jako mediator pomiędzy światem materialnym i duchowym.
8. Emergencja wizualności umożliwia przekraczanie w obie strony granicy pomiędzy
światem materialnym i duchowym.
9. Wizualność nie może być redukowana to widzialności.
EMERGENCJA INNEGO
Zespół uczonych z Wydziału Neurobiologii Instytutu Weizmanna w Izraelu, kierowany przez
Rafaela Malacha, prowadzi od kilku lat intrygujące studia nad funkcjonowaniem mózgu.
Pierwsze publikacje z próbami interpretacji wyników wywołały sensację. Okazało się
bowiem, że procesy związane z samoświadomością nie muszą uczestniczyć w postrzeganiu
zmysłowym, a w przypadku wykonywania trudnych zadań percepcyjnych bywają nawet
blokowane – na przykład podczas oglądania zajmującego filmu nie jesteśmy świadomi
samych siebie. Postrzeganie dokonuje się bez postrzegającego. Popadamy zatem w rodzaj
transu.
W pierwszej serii badań z użyciem neuroobrazowania izraelscy uczeni prosili
uczestników eksperymentu o wspólne oglądanie bardzo angażującego filmu. Zaobserwowano,
że najbardziej uaktywniały się tylne części mózgu, wykazując przy tym zadziwiające
„zsynchronizowanie” u wszystkich osób oglądających ten sam film (Hasson et al. 2004;
Mukamel et al. 2005). Naturalistyczne bodźce zmysłowe uaktywniały więc zmysłowe
obszary kory mózgowej, wywołując u patrzących wspólnotowe doświadczenie. Zwrócono też
uwagę na zaskakująco małą aktywność obszarów czołowych kory. W serii kolejnych
doświadczeń Malach i jego koledzy poprosili dziewięcioro uczestników o wykonywanie na
zmianę zadań introspekcyjnych i kategoryzacyjnych. W zadaniach introspekcyjnych osoby
miały określić stopień emocjonalnego pobudzenia podczas oglądania obrazka lub słuchania
muzyki. Podczas zadań kategoryzacyjnych uczestnicy musieli zaliczać oglądane obrazki do
kategorii zwierzęta/nie-zwierzęta, a słyszane dźwięki do kategorii trąbka/nie-trąbka. Podczas
wykonywania pierwszego zadania mózgi uczestników wykazywały wzmożoną aktywność
głównie w płatach przedczołowych, a podczas drugiego te właśnie obszary były niemal
całkowicie zablokowane i nieaktywne (Goldberg et al. 2006). Autorzy artykułu jako motto
przytoczyli zdanie z książki Wprowadzenie do buddyzmu zen Daisetza Teitaro Suzukiego
(1979: 81-82): „Życie jest sztuką i powinno być wielkoduszne jak arcydzieło”.
„Czysta percepcja” doświadczana podczas medytacji zen prowadzi również do
wyciszenia emocji i procesów związanych ze świadomością własnego ja. Celem tej praktyki
jest doświadczenie pełnej obecności w „samym patrzeniu” i „samym słyszeniu”, bez refleksji
czy konceptualizacji związanych z wydawaniem sądów (Izutsu 1982). Malach, w rozmowie z
Zoranem Josipovicem (Malach 2006), proponuje przyjąć hipotezę o istnieniu w mózgu dwóch
odrębnych sieci neuronowych – systemu wewnętrznego, introspekcyjnego, i systemu
zewnętrznego, percepcyjnego. Mózg, wedle Malacha, nie jest jedną siecią globalną, ale
systemem dwusieciowym, z jedną siecią zajmującą się światem zewnętrznym i drugą
nakierowaną na procesy wewnętrzne. Oba systemy uczestniczą w różnym stopniu w naszym
życiu codziennym, blokując się niekiedy wzajemnie.
Radykalnym przykładem działania wyłącznie systemu percepcyjnego mogłyby być
medytacje zen, nakierowane na zewnątrz, na innych ludzi, i dążące do wymazania
świadomości siebie (Austin 1998; Loori 2002). Systemem introspekcyjnym jest z kolei
medytacja hinduska, odcinająca się od świata zewnętrznego i skupiona na własnym ja
(Aranya 1983; Gambhirananda 1990). Natomiast praktyki buddyzmu tybetańskiego, a
szczególnie – zdaniem Malacha – medytacje Dzogchana i Mahamudry (Chagme 1998;
Namgyal 2001), są przykładem zachowania równowagi pomiędzy oboma systemami.
W języku balijskim termin engsap znaczy zarówno „być nieświadomym” jaki i
„zapomnieć”. Powrót do świadomości oddaje się z kolei wyrazem inget, „pamiętać” (Eiseman
1997: F-17; Coldiron 2004: 236). Tożsamość osoby w transie nie zostaje zatem ani wyparta
ani zastąpiona, lecz jest po prostu zablokowana, nie brana pod uwagę. Język balijski w
intrygujący sposób zdaje się potwierdzać odkrycia izraelskich neurobiologów.
Trans jako spotkanie z Innym – koncentracja na wizji
Badania zespołu Malacha pozwalają też lepiej zrozumieć odmienne stany świadomości,
praktykowane na Bali. Trans jest na wyspie tradycyjnym sposobem kontaktu z bogami.
Balijczycy wykształcili różnorodne techniki błyskawicznego blokowania percepcyjnego lub
introspekcyjnego systemu neuronowego, co może prowadzić do doświadczenia „opętania”.
Tradycyjna technika kontaktowania się z bóstwem lub energiami wyższymi sprowadza
się do zablokowania percepcji zewnętrznej poprzez skupienie się na własnym wnętrzu z
pomocą magicznych formuł, głośnej muzyki gamelanu, dymu lub tańca. Mózg medium,
pozbawiony bodźców zewnętrznych, produkuje wizualne i słuchowe wizje. Dochodzi do
spotkania z Innym, który – jeśli ma wystarczającą moc – może zablokować samoświadomość
medium, przejmując pełną kontrolę nad ciałem i głosem.
Duchowe medium nazywane bywa w języku balijskim balian tetakson, „uzdrowiciel
inspirowany” – taksu, pośród wielu innych znaczeń, określa moce niezbędne do
kontaktowania się z inną rzeczywistością. Mediami mogą być zarówno mężczyźni, jak i
kobiety, choć w przypadku tych ostatnich są to zwykle osoby niezamężne, bezdzietne lub
stare wdowy. Mało kto decyduje się z własnej woli zostać medium. Zajęcie to może być
źródłem lokalnego prestiżu, lecz rzadko przynosi większe pieniądze. Media najczęściej żyją z
datków. Powołanie inicjowane bywa zwykle przez boską interwencję i wiąże się z serią
bardzo przykrych doświadczeń, ocierających się często o śmierć. Dopiero po takiej inicjacji
medium może służyć społeczności. W języku balijskim trans określany bywa terminem nadi,
wywodzonym od czasownika dadi, „stawać się”, „istnieć” (Hobart 2003: 88-89) – co sugeruje
wyższy stopień świadomości i znakomicie oddaje intensywność doświadczania wizji.
Trans trwa od piętnastu sekund do dwudziestu minut. Według Hobart głównym
powodem „proszenia bogów, by przemówili” (bal. nunas baos batara) są dolegliwości
psychofizyczne. Choć wiele osób prosi o wyjaśnienie powodów kradzieży, konfliktów
domowych, śmierci trzody, wypadku, samobójstwa, złych snów, pożaru, nieurodzaju etc.
Kilkoro mediów specjalizuje się w wybranych problemach, klienci zwracają się jednak
najczęściej do osób o największej renomie i skuteczności. Balijczycy przemierzają pieszo
wiele kilometrów na konsultacje. Rzadko znają medium osobiście.
Jero Mangku Alit, jedna z najsławniejszych uzdrowicielek na Bali, doświadczyła
pierwszych boskich interwencji już we wczesnym dzieciństwie. Jako jedyna przeżyła
wypadek samochodowy, wyszła cało z rzecznej topieli i bez szwanku spadła z drzewa mango.
Potem dwa razy dziennie doznawała dematerializacji, a wreszcie zapadła na trzy dni w komę.
Kiedy się przebudziła doznała objawienia i mając osiemnaście lat zaczęła pomagać ludziom.
Alit wprowadza się w trans z pomocą rozżarzonych skorupek kokosów. Zanurza twarz w
gorącym dymie, który odczuwa jako chłodny, i zaprasza boga Siwę do swej głowy.
Intensywnie wdycha dym nosem i ustami, aż różni bogowie zaczynają w jej głowie
przemawiać, zależnie od problemu klienta. Niekiedy zjawia się nawet sam Budda, by
przemówić jej głosem. Sesje są krótkie, do dziesięciu minut, ale częste, niekiedy Alit zanurza
twarz w dymie dziesięć razy w ciągu dnia. Jej prestiż jest tak wielki, że nawet balijski rząd
konsultuje z nią terminy większych narad (Keeney, Nickerson 2004: 63-67).
Jero Sekar Manik ciężko zachorowała i została wyrzucona z pracy. Wkrótce potem
doznała we śnie wizji i zaczęła pomagać ludziom. Każdą sesję rozpoczyna od modłów i
złożenia ofiar. Bogowie zstępują do niej poprzez czubek jej głowy, ona w tym czasie skupia
uwagę na jednym punkcie. Potem słyszy głos. To wiadomość od bogów, przekazuje ją jak
najwierniej klientowi. Podczas modłów w świątyni zdarza jej się też widzieć i słyszeć
zdarzenia w odległych miejscach. Na co dzień powstrzymuje się od jedzenia wołowiny i
wieprzowiny (Keeney, Nickerson 2004: 69-71).
Mangku I Made Pogog w wieku dwudziestu pięciu lat nauczył się sztuki uzdrawiania
od boga zwanego Kadocclinda, ducha pijawki. Uzdrawiał językiem. Lizał ludzi. Na podstawie
starych tekstów medycznych opracował miksturę z olejków i czerwonej śliny od żucia betelu.
Podczas transu ciało Pogoga wykonywało wszelkie ruchy automatycznie, bez udziału
świadomości. Dolegliwości chorego odczuwał we własnym ciele. Z czasem stał się jednym z
najbardziej skutecznych uzdrowicieli na Bali. Leczył nawet dolegliwości seksualne i
wzmacniał potencję liżąc genitalia pacjenta. Uzdrawiające moce opuściły go jednak po udarze
mózgu, wywołanym, jak podejrzewa Pogog, przez zawiść innych uzdrowicieli. Wizje ustały
(Keeney, Nickerson 2004: 79-83).
Jero Mangku Srikandi została uzdrowicielką, gdy miała siedem lat. Bóg polecił jej
umrzeć trzy razy. Kiedy po raz pierwszy doświadczyła śmierci, wzniosła się do nieba na
spotkanie z bogiem. Na wieść o tym zdarzeniu ludzie z jej wsi zorganizowali dla niej
uroczystą kremację. Ułożyli ją, owiniętą całunem, w specjalnej świątyni, jak martwą.
Wkrótce potem bogowie zaczęli ją odwiedzać, żeby tańczyć jej ciałem i śpiewać jej głosem.
Chińska bogini o imieniu Dewikwanin nauczyła ją tańczyć i poruszać rękami w magiczny
sposób. Podczas transu Srikandi zwykle tańczy, jej ciało reaguje na każdy impuls od bogów.
Czuje się połączona z wszystkimi religiami świat, od islamu po chrześcijaństwo (Keeney,
Nickerson 2004: 74-77).
Na Bali w transie tańczą nie tylko uzdrowiciele. Na dziedzińcach świątyń praktykuje
się wciąż „taniec ducha”, tari sanghyang (od hyang, „duch” przodka lub bóstwa). Różne
duchy mogą animować ciało performera, nadając performansowi sanghyang różne nazwy
(Belo 1960: 202): lelipi (wąż), celeng (świnia), kuluk (szczeniak), bojog (małpa), sampat
(miotła), jaran gading (żółty koń), jaran putih (biały koń), dongkang (ropucha), penyu (żółw),
sembe (lampa) etc. Wiele z tych tańców powoli wymiera. Najsławniejszym i ciągle
praktykowanym transem jest taniec „ducha niebiańskich dziewic”, sanghyang dedari.
Święty sanghyang dedari bywa urządzany w przypadku groźnej choroby lub dla
przywrócenia światu równowagi. Leon Rubin i I Nyoman Sedana (2007: 65-72) byli
świadkami takiego obrzędu w maju 1994 na północy Bali, w górskiej wiosce Kayu Kapas.
Nad całym zdarzeniem czuwał kapłan, konsultujący się z ducha w trakcie swych wizji. Kilka
tygodni przed ceremonią dwie dziewczynki ze wsi, wybrane przez kapłana, musiały
zamieszkać w świątyni i uczestniczyć we wszystkich pracach związanych z funkcjonowaniem
sanktuarium. Jedna miała dziewięć lat, druga jedenaście. Mieszkańcy wsi musieli w tym
czasie składać ofiary i uczyć się pieśni, wykorzystywanych w rytuale. Kilka dni zajęło im
uprzątnięcie placu wokół świątyni. Dzień uroczystości został skoordynowany z trzema
tygodniami w kalendarzu balijskim: trzydniowym, pięciodniowym i siedmiodniowym.
Wieczorem, po złożeniu kolejnych ofiar, obie dziewczynki ubrano w bogate kostiumy. Ich
usta pomalowano czerwoną szminką. Po zapadnięciu zmroku w uroczystej procesji
dziewczynki poprowadzono do niewielkiej świątyni na obrzeżach wioski, gdzie miały się
odbyć główne uroczystości.
Tam, pośród dalszych modłów i ofiar, odbyła się ceremonia wstępna z udziałem
głośnej muzyki gamelanu. Na lince rozciągniętej pomiędzy dwoma bambusami duchy
wykonywały swój pierwszy taniec, nawiedzając dwie lalki zwane deling – o tułowiach z liści
palmowych i drewnianych głowach. Mężczyźni ze wsi wspomagali duchy w animowaniu
lalek potrząsając bambusami. Kapłan tymczasem okadzał dziewczynki dymem z tlących się
skorup kokosów i drzewa sandałowego, wprowadzając je delikatnie w trans, aż obie były
gotowe przejąć od mężczyzn animowanie lalek i same zaczęły poruszać bambusami z
zamkniętymi oczami. Kiedy duchy przeszły z lalek do dziewczynek ich ciała nagle
zwiotczały. To był znak rozpoczęcia właściwego rytuału.
Dziewczynki weszły w głęboki trans. Asystenci, podtrzymując ich wiotkie ciała,
nałożyli im na głowy wspaniałe, złocone nakrycia. Wciąż z zamkniętymi oczami dziewczynki
zaczęły powoli tańczyć. Po kwadransie wdrapały się, z pomocą asystentów, na ramionach
dwóch silnie zbudowanych i wysokich mężczyzn. Ci stali spokojnie z założonymi rękami,
tymczasem obie tancerki, bez podpierania się i bez otwierania oczu, kontynuowały na ich
ramionach zadziwiająco skoordynowane akrobacje. Ich ruchy i gesty były identyczne. A
przede wszystkim ani na chwilę nie utraciły równowagi. Taniec trwał kolejny kwadrans, po
czym dziewczynki zeszły na dół i ostatnią fazę rytuału wykonały przy ognisku, stąpając boso
po żarzących się skorupach kokosów. Na koniec zmęczone opadły na ziemię. Oczy otworzyły
jednak dopiero wtedy, gdy zostały skropione przez kapłana świętą wodą. Po wyjściu z transu
niczego nie pamiętały.
W Kayu Kapas transowy taniec może być wykonany tylko raz w ciągu
dwustudziesięciodniowego roku balijskiego. Inne wsie praktykują własne odmiany sanghyan
dedari. W Camenggaon obrzęd powtarzany jest przez kilka miesięcy niemal każdej nocy. Co
piętnaście dni dziewczynki odgrywać muszą sztukę o czarnej magii, Calon Arang. Rozdają
potem świętą wodę jako środek przeciw chorobom, a mieszkańcy oprowadzają je w procesji
po wsi, by mogły skropić domy praktyków czarnej magii. W latach 70. dwudziestego wieku
ożywiona została zanikająca tradycja balijskich lajkoników, sanghyang jaran, taniec „ducha
konia”. Czworo tancerzy – dwie kobiety i dwaj mężczyźni – wprowadzanych jest w trans za
pomocą dymu i sylaby cak, skandowanej rytmicznie przez chór. Ujeżdżają drewniane koniki
tańcząc po rozżarzonych skorupach kokosów. Niektórzy biorą płonące kokosy do ręki w
gryzą je w ustach.
Podczas tańca w transie balijscy performerzy mają zablokowaną samoświadomość.
Niczego potem nie pamiętają. Nie tyle tańczą, co raczej są tańczeni. Od świata zewnętrznego
izoluje ich gęsty dym, zamknięte oczy, głośna muzyka gamelanu czy rytmicznie skandowana
sylaba. Mogą się całkowicie skoncentrować na swych wewnętrznych wizjach. Święte
performanse, odgrywane zawsze w obecności całej wspólnoty, potwierdzają związek lokalnej
społeczności z duchami. Problemy finansowe zmuszają niektóre wspólnoty do
demonstrowania transu turystom. Komercyjne pokazy łatwo jednak mogą się przerodzić w
autentyczny rytuał. Byłem świadkiem takiego zdarzenia pod koniec lipca 2009 w Ubud,
podczas biletowanego performansu sanghyang jara. Lajkonik nie tylko skakał radośnie po
rozpalonych węglach, ale też chwytał je gołą dłonią i wkładał do ust. Gdy zaczął kopać żar w
stronę widowni, zrobiło się naprawdę groźnie. Suknia japońskiej turystki zapłonęła jak
pochodnia. Asystenci z wielkim trudem zdołali pochwycić szalejącego tancerza. Uspokoił się
dopiero wówczas, gdy kapłan skropił go święconą wodą. Wydawał się zaszokowany. Wodził
wkoło błędnym wzrokiem i nie rozumiał dlaczego jego ramiona są tak silnie ściskane przez
dwóch rosłych mężczyzn.
Doświadczenia odmiennych stanów świadomości poświadczone są we wszystkich
kulturach. Erika Bourguignon (1973) przestudiowała 488 społeczności rdzennych na całym
świecie i aż w 437 (90%) zidentyfikowała bardziej lub mniej zinstytucjonalizowane praktyki
transowe. W przypadku pozostałych 10% świadectwa były albo nieadekwatne, albo
niedostępne. Równie rozpowszechnione są kulty opętania, praktykowane przez 74%
badanych społeczności (Bourguignon 1976).
Maska jako narzędzie opętania – koncentracja na świecie zewnętrznym
Najskuteczniejszą techniką popadania w trans, a zarazem elementarną techniką aktorskiej
sztuki przemiany, jest nałożenie na twarz maski. Maska – z małymi otworami na oczy –
radykalnie ogranicza postrzeganie świata zewnętrznego, zmuszając system percepcyjny do
wytężonej pracy. Nieuwaga podczas dynamicznych akrobacji z rekwizytem może
doprowadzić do groźnego wypadku. System introspekcyjny, mało użyteczny w tej sytuacji,
może zostać zablokowany. Postrzeganie i działanie tancerza w masce dokonuje się wówczas
niejako bez obecności samego tancerza, jego świadomość własnego ciała również zostaje
zablokowana. Jeśli maska ma wystarczająco potężną moc magiczną może opętać artystę i
przejąć nad nim pełną kontrolę, zastępując jego własną tożsamość tożsamością maski.
Balijskie maski to narzędzia o niezwykłej mocy transformującej. Wykonuje się je ze
specjalnego gatunku drzewa, przy zaangażowaniu całej lokalnej społeczności i z
zachowaniem surowych wymogów rytualnych. Maski o największej sile rzeźbione są z drzew
rosnących w miejscach obdarzonych dużą mocą, jak cmentarze, skrzyżowania czy
wewnętrzne dziedzińce świątyń. Najwyżej cenione drewno pochodzi z drzewa zwanego na
Bali kayu pulé (Alstonia scholaris). Nie występuje ono w Europie. Jego przysłowiowa gorzka
kora jest wykorzystywana w medycynie (Eiseman 1997: P-27). Drzewo to, wywodzone z
nasienia Siwy, wydziela mleczny sok zwany po sanskrycku rasa. W starożytnych Indiach
słowem rasa oddawano esencję wszelkiego pożywienia. Wedle medycyny ajurwedyjskiej był
to jeden z siedmiu elementów utrzymujących integralność organizmu (Khare 1992: 180).
Starożytny Ariowie z pomocą rasa wprowadzali się w odmienne stany świadomości (Rebling
1981: 36). W traktacie Natjaśastra termin rasa uznany został za kwintesencję odbioru dzieła
teatralnego, porównywanego do „smakowania” dobrze przyrządzonego dania (Schwartz
2004).
Pień drzewa, z którego może być wykonana maska, musi być „brzemienny” (bal.
beling), gotowy do porodu. Co oczywiście poznaje się po wybrzuszeniu kory. Balijczycy
wierzą, że w ten sposób drzewo wyraża zgodę na postać, dla której przeznaczona będzie
maska. Święte maski produkowane są wyłącznie na wyraźne zamówienie członków lokalnej
wspólnoty (krama desa). Proces decyzyjny bywa skomplikowany. Jeśli bowiem wspólnota
decyduje się na stworzenie maski nowej postaci, lokalny kapłan musi doznać wizji (bal.
pawasik), żeby potwierdzić słuszność decyzji (Hobart 2003: 132). Wszystkie rodziny
uczestniczą w produkcji maski. Oprócz przymusowego wkładu finansowego – święte maski
wymagają wybitnych rzeźbiarzy i wysokiej jakości produktów – każdy angażuje się wedle
możliwości. Nad całym procesem czuwa przedstawiciel najwyższej kasty. Kapłani odbywają
rytuały, mężczyźni sprzątają i wytwarzają farby, kobiety dekorują świątynię, przygotowują
posiłki i ofiary.
Po wybraniu drzewa należy ustalić dzień sprzyjający cięciu. Następnie kapłani
składają specjalne ofiary bogu miejsca, w którym rośnie drzewo oraz duchowi drzewa – co
może być mało bezpieczne w przypadku drzewa wypełnionego większą dawką „energii
boskiej”, zwanej na Bali tenget. Z powodu tenget zrezygnowano na przykład z używania do
produkcji masek drzewa rosnącego na granicy wsi Singapadu. Dwaj kapłani, którzy wykonali
wstępne obrzędy przed wycięciem kawałka tego drzewa, zmarli w tajemniczych
okolicznościach (Slattum, Schraub 2003: 14, 24).
Dary ofiarne bywają różne, zależnie od przeznaczenia wycinanego kawałka drzewa.
Zwykła maska dla sztuk z gatunku topang wymaga ofiary z jajka, młodego kokosa, garści
gotowanego ryżu oraz niewielkiej kompozycji z owoców i roślin, zwanej canang. W
przypadku maski świętej, takich postaci jak Rangda czy Barong, ofiary mogą się składać
nawet z czterech jajek, czterech kokosów, czterech kilogramów ryżu i kurczaka (Coldiron
2004: 80).
W pomyślny dzień drwal delikatnie wycina z żywego drzewa wybrzuszoną część pnia,
a kapłan uroczyście przenosi drewno do lokalnej świątyni. Tam wycięty kawałek moczony
jest w wodzie, żeby wyginęły robaki, a potem jest suszony, niekiedy nawet przez kilka
miesięcy. Niektórzy Balijczycy wierzą, że świeże drewno mogłoby zagrozić zdrowiu
wykonawcy świętej maski. W przypadku masek zwykłych takie wymogi nie obowiązują.
Drewno na świeckie obiekty bywa niekiedy kupowane od balijskich górali.
Wytwórca masek, zwany na Bali undagi tapel, dziedziczy zwykle powołanie po ojcu i
mieszka w jednaj z dwóch wsi, Mas lub Singapadu. Musi on przejść specjalne ceremonie
oczyszczające, co sprawia, że dziś niewielu rzemieślników na Bali ma prawo wykonywać
święte maski przeznaczone do sakralnych performansów. Twórcy takich masek powinni
stosować posty, kąpiele i medytacje. Przed przystąpieniem do pracy, oczywiście tylko w
dzień pomyślny, rzeźbiarz, odziany w czystą szatę, modli się i składa ofiary dla Boga Słońca
(Bhatara Surya), świadka tworzenia, i dla przodka, którego prosi o inspirację (taksu).
Następnie drewno i narzędzia skrapia świętą wodą i rozpoczyna właściwe rzeźbienie maski
(Coldiron 2004: 82; Slattum, Schraub 2003: 24).
Prace nad świętą maską muszą być przeprowadzone wewnątrz kompleksu
świątynnego, w otwartym pawilonie o podwyższonej podłodze – bo wysoki jest status maski.
Rzeźbiarz siedzi po turecku na macie z liści palmowych, położonej bezpośrednio na
podłodze. Nogami podtrzymuje drewno. Maska topeng może powstać w ciągu jednego dnia,
do wyrzeźbienia Baronga potrzeba co najmniej miesiąca. Undagi topel obrabia drewno
dłutami i kiedy maska jest gotowa, przekazuje ją mieszkańcom wsi do polerowania papierem
ściernym. Malowanie wymaga najwyższej klasy specjalisty. Farby tradycyjnie produkowane
są z materiałów naturalnych: biała ze zwapnionej czaszki świni, czarna z sadzy, żółta ze
specjalnych kamieni występujących na południu wyspy. Czerwony barwnik i złote listki
bywają importowane z Singapuru lub Hong Kongu. Pigmenty są mielone i mieszane z
chińskim rybim klejem. Dla zwiększenia połysku dodaje się niekiedy wapnia lub
sproszkowanych liści betelu. Głębie koloru uzyskuje się pokrywając główne partie maski
ponad setką warstw tej samej farby.
Ruchoma i wyrazista maska Baronga, najtrudniejsza do wykonania, wymaga wielu
elementów dodatkowych. Krzaczaste brwi robione są z włosów drapieżnej cywety. Do brody,
obdarzonej potężną mocą, używa się wyłącznie czarnych włosów ofiarowanych dobrowolnie
przez dziewice. Zęby, a szczególnie wielkie kły, pochodzą najczęściej od dzikich zwierząt. Po
wewnętrznej stronie maski zapisywane są zaklęcia ochronne. Na koniec maska musi być
oczyszczona, bo rzeźbiarz dotykał jej stopami, uchodzącymi za nieczyste.
Gotowa maska musi być rytualnie ożywiona, by mogły ją wypełnić boskie energie. W
przypadku masek takich postaci jak Barong, Rangda czy Sidha Kaya aktywacja
przeprowadzana musi być w bezksiężycową noc na cmentarzu podczas ceremonii zwanej
pasupati. To obrzęd niebezpieczny. Bierze w nim udział niewielka grupa najważniejszych
osób we wsi: bramin, kapłani, a także lokalni praktycy czarnej i białej magii. Mieszkańcy
oglądają rytuał w milczeniu z bezpiecznej odległości. Bramin zaprasza ducha do nawiedzenia
maski inkantując odpowiednie mantry po sanskrycku. Może to trwać wiele godzin. Balijczycy
wierzą, że nabieranie mocy przez maskę jest wydarzeniem o zasięgu kosmicznym, bo niebo
rozświetla się purpurowo (Hobart 2003: 143-149).
Duch nawiedza maskę nagle, jak „kula ognia, która nie rzuca ani światła ani cienia”
(Slattum, Schraub 2004: 27). Kapłan natychmiast nakłada maskę i popada w głęboki trans.
Tańczy jak oszalały i biega po cmentarzu. Magiczna ochrona sprawia, że nic złego mu się nie
może zdarzyć. Po pochwyceniu tańczącego kapłana i otrzeźwieniu go świętą wodą, maska,
owinięta w białe płótno, zostaje uroczyście ukryta wewnątrz świątyni. Jako naczynie pełne
ducha będzie odtąd uchodzić za obiekt nieczysty i groźny. Nikt postronny nie powinien jej
oglądać czy dotykać ze względu na własne bezpieczeństwo. Jej moc, odnawiana podczas
świętych performansów, będzie chronić całą wspólnotę.
Największą mocą obdarzone są maski Baronga i Rangdy. Postaci te uchodzą na Bali
za bóstwa. Nigdy nie mogą dotknąć ziemi, po występach muszą być odnoszone w koszach na
głowie, nieużywane powinny być owinięte w białe płótno z rysunkiem świętych symboli,
zwanym rarajahan. Każda wieś ma przynajmniej jedną taką maskę z pełnym kostiumem.
Barong bywa utożsamiany z łożyskiem każdego mieszkańca wsi, ma więc związek z czwórką
duchowego rodzeństwa (kanda empat), które towarzyszy Balijczykom od urodzin. Ta
czwórka to anggapati, („wody”), prajapati („krew”), banaspati („pępowina”) i banaspati raja
(„łożysko”). Duch łożyska manifestuje się najmocniej w Barongu Ket, jest to też
najpopularniejszy typ Baronga na Bali. Jako Król Lasu reprezentuje aspekt boga Siwy i jest
obdarzony wyjątkowymi mocami (Dibia, Ballinger 2004: 72; Coldiron 2004: 204-205;
Slattum, Schraub 2003: 103; Lansing 1995: 46; Eiseman 1990, t. 1: 100-107,1997: K-6).
Performanse Baronga i Rangdy wyrażają najgłębszą istotę balijskiej wizji kosmosu:
równowagę sił przeciwnych. Barong reprezentuje białą magię i ochronę, Rangda – czarną
magię i zniszczenie. Performans zawsze inauguruje Barong. Postać tę animuje dwóch ludzi.
Jeden trzyma maskę i porusza dolną żuchwą, drugi manipuluje tułowiem i ogonem.
Spektakularny kostium Baronga, pokryty złotymi listkami i lusterkami, może ważyć
czterdzieści kilogramów. Tancerze animujący Baronga muszą przejść specjalny trening i
oczyszczenia. Godziny żmudnych ćwiczeń sprawiają, że zawsze wpadają w trans
równocześnie – choć w przypadku Baronga trans nie jest stanem pożądanym, doświadczają
go częściej wykonawcy Rangdy.
Na Bali funkcjonują różne typy Baronga. Najpopularniejszy Barong Ket przypomina
chińskiego lwa, Barong macan ma z kolei łeb tygrysa, naga – węża, asu – psa, bankgal –
dzika, bangkung – lochy, gajah – słonia, a lembu – krowy. Wstępne solo Baronga, zwykle
komiczne, trwa do pół godziny. To seria improwizacji bez słów. Postać ta jest na Bali
uwielbiana nie tylko przez dzieci, więc jej występy budzą zazwyczaj na widowni radosny
entuzjazm. I wtedy do akcji wkracza królowa czarownic, Rangda (Fossey 2008).
Maska Rangdy wraz z okryciem głowy waży do dwunastu kilogramów. Jest
przerażająca. Z pyska zwisa jej długi jęzor z płomieniami, ma olbrzymie kły i wytrzeszcza
oczy. Jako królowej czarownic przypisuje się jej związek z plagami nękającymi wyspę
(Lovric 1987). Imię Randga pochodzi od jawajskiego terminu rondo, „wdowa” i przywołuje
negatywne skojarzenia z niechlubnym rytuałem suttee, praktykowanym na Bali od początku
XV wieku aż do roku 1895, kiedy to holenderscy kolonizatorzy zakazali podobnych praktyk.
Po śmierci męża każda żona była zobowiązana do popełnienia obrzędowego samobójstwa.
Jeszcze dziś Balijczycy wierzą, że kobieta trzykrotnie rozwiedziona napełnia się tak bardzo
złymi energiami, iż może z łatwością uprawiać czarną magię (Slattum, Schraub 2003: 84-85).
Jako wdowa Rangda utożsamiana jest z XI-wieczną jawajską księżniczką o imieniu
Mahendradatta, która poślubiła balijskiego księcia. Ich synem była sławny król Airlangga
(991-1049). Za uprawianie czarnej magii Mahendradatta została wygnana z dworu przez
męża. Jako wdowa budziła u ludzi przerażenie i nikt nie chciał poślubić jej pięknej córki.
Wściekła Mahendradatta wywołała plagę. Król Ailangga poprosił o pomoc świętego mędrca
Mpu Bharadah. Pokonał on wiedźmę w pojedynku na moce. Opowieść ta stała się kanwą
sztuki Calon Arang, używanej do egzorcyzmów. Rangda gra w niej zwykle główną rolę
(Fossey 2008; Hobart 2003: 112-120; Spies, de Zoete 1973: 116-133; Belo 1949: 18-39).
Wcielanie się w Rangdę, uosobienie zła, bywa mało bezpieczne. Podejmują się tego
najczęściej tzw. anak sakti („ludzie z mocą”), kapłani albo potomkowie rodów zaprawionych
w kontaktach z mocami duchowymi. Wedle Balijczyków bóg nie opętuje performera, ale
objawia się w masce. Siła boskiej energii skutecznie blokuje samoświadomość i pamięć
tancerza, przemieniając go w posłusznego wykonawcę boskich impulsów. Performer w
transie staje się wehikułem maski. I Made Djimat, jeden z najbardziej znanych na Bali
tancerzy i nauczycieli, wyznał Margaret Cordilon (2004: 238), że nigdy nie zdarzyło mu się
wpaść w trans podczas grania w sztuce z gatunku gambuh, tradycyjnego teatru bez masek.
Djimat sądzi, że źródłem transu musi być maska. Cordilon opisuje zaskakującą transformację
miłego i delikatnego Djimata po nałożeniu maski Rangdy. Wpadł w furię, zaczął przemawiać
językami, wydawał odgłosy prosiaków i kurczaków, na koniec chwycił bambusowy drąg i tak
długo nim wymachiwał, wydając przy tym przerażające piski, aż został pochwycony przez
sześciu pomocników, którzy wynieśli wrzeszczącego wciąż tancerza do wnętrza świątyni,
gdzie mu przywrócono zmysły świętą wodą. Rangda, choć uosabia czarną magię, ostatecznie
pełni równie ochronne funkcje, co Barong. Obie postaci są niezbędne dla utrzymania
kosmicznej równowagi. Performerzy nigdy nie biorą opłat za swoje występy w masce
Baronga czy Rangdy.
Z powodu ich wielkich mocy obie maski są przechowywane w różnych miejscach. Nie
powinny też być ze sobą konfrontowane podczas świętych performansów, choć widziałem na
Bali wiele widowisk religijnych z udziałem obu tych postaci. Konflikt pomiędzy Barongiem i
Rangdą rozwiązywany jest bowiem pośrednio, poprzez udział ludzi. W kulminacyjnym
punkcie tancerze bez masek, a także mężczyźni i kobiety na widowni, wpadają w trans i
rzucają się na Rangdę. Każdy otrzymuje rytualny sztylet kris. Kiedy jednak podbiegają do
Rangdy, żeby ją śmiertelnie ugodzić, ostrza ich sztyletów, za sprawą magii, odwracają się ku
nim samym i każdy wbija kris we własne ciało w rytuale zwanym ngurek. Niektórzy wpadają
w konwulsje, nikt jednak nie krwawi. Potężne ciosy niezostawianą na ich ciałach śladu.
Zwycięstwo nad ludźmi napełnia niekiedy Randgę taką mocą, że wybiega w szale
poza świątynię i pomocnicy rzucają się w pościg, żeby ją schwytać, zanim wyrządzi komuś
krzywdę (Spies, de Zoete 1973: 121). Po ocuceniu performer nigdy nie pamięta, co robił w
masce. Jego samoświadomość jest całkowicie zablokowana przez maskę podczas całego
trasu. Konflikt Rangdy z Barongiem nigdy nie bywa wieńczony jednoznacznym zwycięstwem
jednego z protagonistów (Belo 1949). Mroczne siły są niezbędne do funkcjonowania świata.
Ten niezwykły egzorcyzm potwierdza jednak zarazem i moc i ostateczną bezsiłę zła. Zło
nigdy nie unicestwi dobra.
Podsumowując:
1. Trans na Bali blokuje samoświadomość.
2. Podczas transu performer jest animowany.
3. Transformacja nie polega na zastąpieniu osoby performera postacią Innego, ale na
wyłączeniu dostępu do własnego ja.
4. Inny nigdy nie objawia się performerowi jako on sam, ale zawsze jako aspekt Obcego:
wizja, impuls lub maska.
5. Na Bali wiele technik może wprowadzić w trans: muzyka, dym, modlitwa, nałożenie
maski.
6. Trans jest naturalnym elementem życia codziennego.
7. Performerami są amatorzy.
KREMACJA JAKO WYZWOLENIE
Kremacja to na Bali jedno z najweselszych wydarzeń (Covarrubias 1937: 359). Wielu
obserwatorów, nierzadko z nutą zdziwienia, podkreśla brak nastroju żałobnego w trakcie
ceremonii funeralnych (np. Friedrich 1959: 97; Bateson, Mead 1942: 46, 243). Podczas
samego pogrzebu rzeczywiście nikt nie płacze, bo są powody do radości. Obrzęd uwalnia
zmarłego od nieczystego ciała i umożliwia jego duchowi ponowne wcielenie w cyklu
reinkarnacji. Krewni zdołali zebrać pieniądze na pogrzeb. Sąsiedzi zajadają się smakołykami.
Artyści i rzemieślnicy mogą się pochwalić wspaniałymi obiektami, zbudowanymi specjalnie
na okazję ceremonii. Muzycy gamelanu demonstrują swoje najpiękniejsze instrumenty.
Turyści mają wyjątkową okazję do zrobienia fascynujących zdjęć i nakręcenia unikalnych
filmów. Kremacje, choć należą do głównych obowiązków religijnych pozostałych przy życiu
krewnych, pochłaniają fortunę, szczególnie jeśli zmarły wywodził się z wyższej kasty.
Prosta kremacja kosztuje dziś równowartość kilku tysięcy złotych, średnia – nawet stu
tysięcy, a na kremację królewską trzeba wydać co najmniej równowartość półtora miliona
złotych (Santikarma 2005). Rodzina niekiedy sama musi pokryć wszystkie koszta (Lansing
1995: 33), choć zwyczaje w tym względnie bywają różne i niektóre wspólnoty wspierają
krewnych finansowo (Korn 1932; Warren 1993). Co nie jest łatwe przy średnim dochodzie
rocznym na Bali w roku 2010 wynoszącym nieco ponad sześć tysięcy złotych (wg „Bali
News and Views” z 4 maja 2010). Ubożsi Balijczycy grzebią więc swoich zmarłych w
tymczasowych grobach, by potem wspólnie urządzić kremację masową, tańszą i dopuszczaną
przez prawo.
Nie wszystkie wspólnoty na Bali spopielają swoich zmarłych. Przed najazdem na
wyspę hinduskich elit z Jawy zwłoki bywały po prostu porzucane. Zwyczaj ten przetrwał do
dziś we wsi Trunyan. Zmarłych układa się tam w kilku otwartych dołach pod gołym niebem.
Dziesiątki odciętych głów zdobi kamienny stół ofiarny. Balijczycy wyznania hinduskiego, a
tych jest większość, grubo ponad 90% populacji, spopielają jednak swych zmarłych. W
przypadku kapłanów i osób ze święceniami wskazana jest nawet szybka kremacja, bez
czasowego grzebania zwłok, bo kontakt z ziemią takiego ciała mógłby sprowadzić zmazę na
całą wspólnotę.
Śmierć we wsi ogłasza się bębnieniem w pusty pień wiszący zwykle przy sali zebrań.
Na ten dźwięk każda rodzina należąca do sąsiedzkiej wspólnoty, zwanej banjar, ma
obowiązek wysłać do domu zmarłego swojego przedstawiciela do pomocy przy myciu zwłok.
To jedno z ważniejszych wydarzeń w życiu lokalnej społeczności. Często bywa to też okazja
do szczerego opłakiwania zmarłego (Connor 1995). Kapłan, wynajęty za ok. 2000 złotych
(Connor 1995: 542), nadzoruje skomplikowane procedury rytualne, z pomocą kilku
asystentów. Po obmyciu świętą wodą zwłoki zawijane są w biały całun. Jeśli data kremacji
jest ustalona i bliska, zwłoki przechowywane bywają w rodzinnym domu zmarłego,
najczęściej w okładzinach z lodu lub formaliny.
Przed samą kremacją należy zwłoki poddać raz jeszcze kultowemu obmyciu.
Przejmującą relację z obrzędu we wsi Banjar Bingin na południowym wschodzie wyspy
opublikowała Linda H. Connor (1995: 541-545; por. Mershon 1971: 192-193). Było to
wydarzenie publiczne, celebrowane przez kapłana (pemangku) z pobliskiej Pura Dalem,
Świątyni Śmierci. Zwłoki zostały umieszczone na bambusowym katafalku wzniesionym
przez mężczyzn z banjar. Rodzina i sąsiedzi zebrali się wokół, większość pogrążona w
smutku. Mycie i nacieranie ciała pastą z drzewa sandałowego trwało kwadrans. Pastą zakrywa
się wszystkie rany i uzupełnia braki ciała, żeby je symbolicznie „uzdrowić” dla następnego
życia (Lansing 1995: 33).
Zapach był nie do zniesienia. Zwłoki spoczywały w domu dwa tygodnie i zdążyły się
w wielu miejscach zdekomponować, szczególnie twarz, stopy i dłonie. Po obmyciu korpus
ciała został owinięty w nowy, biały całun. Żałobnicy przystąpili do wykonywania na piersiach
zmarłego, w okolicach mostku, jego wyidealizowanej podobizny, by go wspomóc w
następnej inkarnacji. Oczy zrobili z lusterek, zęby z gwoździ, a nozdrza z pachnących
płatków. Najczęściej jednak na ciało kładziony jest kajang, dodatkowy całun ze świętymi
symbolami, wspomagającymi duszę w uwolnieniu się od związków ze światem materialnym.
Spośród siedmiu świętych sylab, zwanych ongkara, dwie – ANG i AH – związane są z
życiem i śmiercią. AH przywołuje mistycznie figurę Ojca i oczyszczającą wodę, a za życia
człowieka mieści się w ciemiączku. ANG jest w pępku, przywołuje Matkę i ogień. Gdy zbliża
się śmierć, sylaby zamieniają się miejscami i dzięki temu dusza może opuścić ciało przez
ciemiączko, „wrota Siwy”. Jeśli na całunie rysowana jest także wyidealizowana figura
zmarłego, sylaby umieszcza się w miejsce czakramów (Stuart-Fox 2010: 47-51). Do kajang
dołączany jest bardzo długi pas białego materiału, zwany lancingan. Będą go trzymać
członkowie rodziny w procesji odprowadzającej zmarłego na miejsce kremacji.
Po dwudziestu minutach podobizna zmarłego była gotowa i kapłan skropił zwłoki
wodą z trzech różnych pojemników. Następnie owinięto ciało ostatnim, również białym
całunem. Wcześniej jednak najstarsza córka położyła garść monet na pępku zmarłego, inni
wciskali monety pomiędzy fałdy białego materiału. Na koniec zwłoki usztywniono
bambusowymi matami i ściśnięto je niebieskim nylonem. Kremacja odbyła się dwa dni
później.
Oczyszczanie świętą wodą zmarłego ze zmaz, pomimo publicznego charakteru, bywa
jednak traktowane jako rytuał intymny. Rodzina często zakazuje fotografowania. Co innego
podczas precesji i kremacji. W tym przypadku robienie zdjęć jest wręcz zalecane. Zwłoki
umieszczane są we wspaniałej wieży, zwanej wadah lub bade. Ilość jej pięter, zawsze
nieparzysta, zależy od rangi zmarłej osoby. Wieża kremacyjna, bajecznie kolorowa, stanowi
zwykle powód do dumy i rodziny i wspólnoty. Wznoszona jest na kratownicy z bambusów.
Po bokach miewa ławeczki dla muzyków gamelanu. Kratownicę z wieżą, marami, muzykami
i pomocnikiem kapłana dźwigają w procesji młodzi mężczyźni z wioski. Rodzina
symbolicznie „ciągnie” wieżę za długi lancingan. Na przedzie procesji dźwigany jest, także
na bambusowej kratownicy, olbrzymi sarkofag w kształcie zwierzęcia – w przypadku
mężczyzn jest to zwykle byk, w przypadku kobiet – krowa. Na sarkofagu zasiada syn
zmarłego lub inny bliski krewny.
Procesja rozpoczyna się od umieszczenia w wieży kremacyjnej zwłok, obwiniętych
kilkoma warstwami całunu. Pod koniec lipca 2009 byłem świadkiem ceremonii pogrzebowej
we wsi Batubulan na południu Bali. Pierwsza część uroczystości odbywała się w domu
zmarłego. Zebrali się tam liczni sąsiedzi. Głośna muzyka gamelanu roznosiła się po okolicy.
Muzycy, w odświętnych strojach, grali na złoconych instrumentach. Kiedy stypa dobiegła
końca mężczyźni wynieśli zwłoki z domu, a muzycy zmienili instrumenty na przenośne.
Głośna muzyka pełni w obrzędzie rolę kluczową. Odstrasza złe moce, wzmacnia duszę
zmarłego, reguluje rytm procesji, chroni też wspólnotę od zgubnych konsekwencji kontaktu z
mocami pozaziemskimi (Bakan 2008).
Przed rozpoczęciem procesji należało umieścić ciało zmarłego w wieży, pełniącej
funkcję swoistego karawanu. To jednak okazało się problemem, bo bambusowe maty i
całuny, którymi owinięto zwłoki, nie mieściły się w przygotowanym otworze. Pomocnicy
kapłana przez kwadrans siłowali się z białymi marami, nie wykazując przy tym zbytniego
szacunku ciału zmarłego. Wreszcie udało się wepchać nieboszczyka do wieży. Po jej bokach
zasiedli muzycy gamelanu. Rodzina chwyciła lancingan, a syn zmarłego bramina dosiadł
byka-sarkofagu. Procesja mogła ruszyć na miejsce kremacji. Gamelan zaczął głośno grać.
Nagle rozpętał się chaos.
Dostojny nastrój uroczystości prysł w jednej chwili. Młodzi mężczyźni wznieśli do
góry obie kratownice – z kremacyjną wieżą i sarkofagiem – i zaczęli biegać z nimi w różne
strony, przechylając kratownice to w prawo, to w lewo. Wspaniale się przy tym bawili.
Wszystko to odbywało się na jednej z głównych dróg przelotowych Bali, łączącej południe
wyspy z Ubud, stolicą kulturową. Na czas ceremonii ruch drogowy został zatrzymany.
Przypadkowi świadkowie skakali do rowów, żeby uniknąć stratowania. Tymczasem
mężczyźni z wieżą i bykiem szaleli po jezdni.
Pytani o przyczyny tych – zdawałoby się nieco „obłąkanych” – zachowań, Balijczycy
podawali różne wyjaśnienia. Najbardziej intrygujące wydało mi się nawiązanie do realnej
obecności na wyspie zła i demonów. Wedle większości moich informatorów, kręcenie i
wywijanie wieżą ze zwłokami ma uchronić duszę zmarłego, unoszącą się wciąż nad jego
ciałem, od ataku złośliwych demonów i praktyków czarnej magii. Balijczycy wierzą, że złe
energie i złe bóstwa mogą się poruszać tylko po liniach prostych. Nagła zmiana kierunku
uniemożliwia wiązce złych energii czy demonowi „przyklejenie się” do duszy, co mogłoby
utrudnić lub nawet uniemożliwić przyszłą reinkarnację.
Inni z kolei twierdzili, że chaotyczna procesja ma przede wszystkim skonfundować
ducha zmarłego na tyle, żeby nie mógł on sam trafić do domu i ingerować w życie rodziny
nieproszony. Trwanie duszy, jak świata, opiera się na wiecznym konflikcie dobra ze złem, a
po śmierci – jak często w życiu – równowaga tych sił może nie być zachowana. Krewni chcą
więc przejąć kontrolę nad wizytami swego przodka i ograniczać je do tradycyjnych świąt.
Balijczycy godzą koncepcje ponownej reinkarnacji duszy z wiecznym trwaniem ducha
przodka. Wierzą, że wcielenie dokonuje się w ramach rodziny. Każdy żywy człowiek jest
inkarnacją jakiegoś antenata.
Tradycyjnie kremacji dokonuje się przed świątynią Durgi, bogini śmierci. Przy
wejściu na obszar należący do sanktuarium w Batubulan roześmianych żałobników witała
Rangda, przerażająca manifestacja bogini śmierci wykuta w kamieniu.
Po dotarciu na zewnętrzny dziedziniec świątyni w centrum umieszczono sarkofag,
czyli czarnego byka. Pomocnicy kapłana ostrożne odcięli górną część tułowia. Białe mary,
wyjęte z wieży i pozbawione warstw ochronnych, umieszczone zostały we wnętrza byka.
Tam też tłoczący się w długiej kolejce żałobnicy wrzucili dary na drogę w zaświaty. Ofiary
płynne były wylewane z glinianych naczyń, które następnie roztrzaskiwano u stóp byka. W
trakcie tego obrzędu kapłan przez głośnik inkantował modły. Na koniec tułów byka został
zamknięty. Do pracy przystąpili umorusani specjaliści od kremacji. Obłożyli byka drągami.
Ze zniszczonego traka znieśli butle z gazem. Włączyli palnik i zapaloną końcówkę podali
kapłanowi. Byk natychmiast zajął się ogniem. Wyglądało to nieco upiornie, bo zwierzę miało
radosną mordę.
Gdy tylko buchnęły płomienie, Balijczycy stracili jakiekolwiek zainteresowanie
bykiem. Kapłan przestał recytować modły i wszyscy natychmiast się rozeszli. Sarkofag ze
zwłokami płonął przed świątynią śmierci samotnie i w upiornej ciszy. Wokół uwijali się tylko
specjaliści od kremacji. Starali się ograniczyć zasięg płomieni i nie dopuścić do rozsypania
się prochów zmarłego na zewnątrz katafalku.
Mieszkańcy wsi zajęli się tymczasem niszczeniem wspaniałej wieży kremacyjnej.
Gęste zalesienie uniemożliwiało spalenie budowli. Została więc po prostu wrzucona do
pobliskiego potoku. Wszyscy uczestnicy kremacji, także turyści, zostali zaproszeni do
Batubulan za dwa tygodnie. Prochy zmarłego bramina miały być wówczas przeniesione w
uroczystej procesji nad brzeg morza i rozsypane do wody. Ten rytuał kończył ceremonię
pogrzebową i ostatecznie uwalniał duszę zmarłego od związków ze światem materialnym.
Mówiąc o kremacji Balijczycy nie akcentują redukcji ciała do prochów, ale używają
takich terminów ngentas, „przekroczenie [śmierci]” i lepas, „wyzwolenie [z ziemskich
związków]”. Ciało nie jest wcale najważniejsze w tym obrzędzie, może je z powodzeniem
zastąpić kukła (Connor 1995: 539). Rytuały mają przede wszystkim uwolnić duszę od
związków z ostatnią inkarnacją i umożliwić ponowną reinkarnację.
Podsumowując:
1. Śmierć na Bali postrzegana jest jako performans przemiany.
2. Ceremonia pogrzebowa jest inscenizowanym widowiskiem umacniającym tożsamość
lokalnej wspólnoty.
3. Kremacja potwierdza kastową hierarchię społeczną.
4. Ciało jest człowiekowi zbędne do życia wiecznego.
5. Reinkarnacja to proces duchowy, związki ze światem materialnym mogą ten proces
zakłócić lub nawet uniemożliwić.