Petersburg miasto naszych - ir.uw.edu.pl · W Kaliningradzie na każdym kroku widoczne były ślady...
Transcript of Petersburg miasto naszych - ir.uw.edu.pl · W Kaliningradzie na każdym kroku widoczne były ślady...
K o l e g i u m M I S H
W y d z i a ł „ A r t e s L i b e r a l e s ”
U n i w e r s y t e t W a r s z a w s k i
P a ź d z i e r n i k 2 0 1 2
Wybór i redakcja:
Agnieszka Korycka
[Szkice o Petersburgu] Praca zawiera autorskie refleksje i przemyślenia o mieście
jak również wyselekcjonowany materiał zdjęciowy i
obserwacje spisane przez studentów oraz doktorantów w
czasie wizyty w Petersburgu.
Fragmenty esejów autorstwa:
Soni Auguścik
Wojciecha Giemzy
Anny Głąb
Tomasza Golińskiego
Anny Klimczak
Agnieszki Koryckiej
Zdjęcia:
Sonia Auguścik
Wojciech Giemza
Tomasz Goliński
Anna Klimczak
Agnieszka Korycka
Ina Skorniakowa
Petersburg miasto naszych marzeń i snów
2
Poniższy tekst można potraktować jako załącznik do listu Astolphe de Custine’a. Poszczególne części
zawierają scenki rodzajowe – obrazy, jakie ukazały się grupie Polaków w czasie wędrówek po
Petersburgu w październiku 2012 roku. Zaprezentuję miasto jako bohatera pierwszoplanowego oraz jego
mieszkańców – odgrywających drugoplanowe role. W tłumie aktorów umieszczam także nas –
„przyjezdnych z dalekiego kraju”, licząc na to, że odnajdziemy swoje miejsce i określimy własną pozycję
na scenie tego miejskiego teatru.
Wrażenie, jakie Petersburg wywołał na autorce tekstu głównego różnią się diametralnie od tych, które
miała w pamięci po pierwszej wizycie w 2010 roku. W oczach grupy miasto
również jawiło się bardzo różnorodnie, stąd pomysł, aby rozdzielić narrację wiodącą od wrażeń autorów
tekstów wykorzystanych w materiale. Taka nieujednolicona forma nie wymusza kompromisu. Jej
zadaniem nie jest wypracowanie jednolitej wizji miasta, a raczej wywołanie, jak na obrazach francuskich
neoimpresjonistów posługujących się techniką puentylizmu, określonego wrażenia, na które składają się
poszczególne części fotoreportażu. Wniosek, jaki autorka wyciągnęła po obu wyjazdach do „Wenecji
Północy” brzmi następująco: „Miasto można poznać tylko, gdy osobiście poda mu się rękę i pozwoli mu
się za nią prowadzić”.
Na takie spacery (ze względu na organizację dnia) uczestnicy wyjazdu dawali się zabierać głównie nocą,
co pozwoliło na pewną poufałość i wpłynęło na zażyłość stosunków między Petersburgiem a
zwiedzającymi. Te nocne „lekcje czytania” na pół śpiącego miasta pozwoliły lepiej zrozumieć jego
dzienne oblicze – uchwycane często w biegu, instynktownie, automatycznie.
„Natura musiała obdarzyć głęboko poetycką wrażliwością dusze Rosjan, ludzi kpiarzy i
melancholików, skoro znaleźli sposób nadania oryginalnego i malowniczego wyglądu
miastom zbudowanym przez architektów całkowicie pozbawionych wyobraźni, i to w kraju
najsmutniejszym, najbardziej monotonnym i najbardziej nagim na ziemi. Wieczne równiny,
mroczne i płaskie postacie – oto Rosja. A jednak gdybym mógł Ci pokazać Petersburg z
jego ulicami i mieszkańcami, każda linijka mego listu byłaby obrazem rodzajowym, tak
potężnie zareagował duch słowiańskiego narodu na jałową manię swojego ustroju”.
Astolphe de Custine, Listy z Rosji
3
Obraz miasta
Здесь будет город, сказал он, чудо света. Сюда призову все художества, все искусства, гражданские установления победят саму природу. Сказал – и Петербург возник из дикого болота.
Pierwsze wyjście na miasto – zatłoczony ciągnący się w nieskończoność Newski Prospekt. Po obu
stronach rząd jednolicie pięknych budynków. Widzimy w oddali wystawny Ermitaż, kolumnę
Aleksandra, która przywołuje w pamięci słynną frazę Puszkina o „pomniku nie siłą ludzkich rąk
wzniesionym”1. Wszystko wydaje się nierealnie ładne. Jakby miasto tworzył nie Pan Bóg, ale
Diabeł i to „Diabeł mieszczanin". Skręcamy w jakąś boczną uliczkę – malownicze malutki mosty,
spokojne ulice, po których w końcu docieramy do brzegu Newy. Na mostach mijamy sporo
malarzy, artystów, którzy starają się sprostać zadaniu, by to co piękne uczynić jeszcze
piękniejszym. Nie mamy wątpliwości – to miasto jest dziełem sztuki.
1 A. Puszkin: Exegi monumentum
4
Nie mieści nam się w głowach, że Mickiewicz nie dostrzegał tego oszałamiającego piękna. Zamiast tego
nasz rodak przypomniał smutne i niechlubne sceny z powstawania Petersburga:
W głąb ciekłych piasków i błotnych zatopów
Rozkazał wpędzić sto tysięcy palów
I wdeptać ciała stu tysięcy chłopów.
Potem na palach i ciałach Moskalów
Grunt założywszy, inne pokolenia
Zaprzągł do taczek, do wozów, okrętów (...)
Magia miasta
Dziwi nas ignorancja
Mickiewicza (jak się
później okazało pozorna).
Jednak, nie zważając na
„ostrzeżenie” zawarte w
„Ustępie” III cz.
„Dziadów”, ulegamy
urokowi miasta,
fotografując bez pamięci
wszystko, co napotkamy
na swej drodze. Każdy
jesienny liść jest
ładniejszy od tego z „polskiego podwórka” i gołębie
zdają się być jakieś dostojniejsze (w końcu niektóre
z nich rezydują w Carskim Siole). Poddajemy się
sugestiom Sumarokowa, Dierżawina, księcia
Wiazemskiego, wierząc w wieczny blask „Palmiry
Północy”. Nie dostrzegamy brudu, błota, walki
miasta z przyrodą. Wręcz przeciwnie – widzimy
doskonała harmonię natury i sztuki, które
„sprzeczają się” ze sobą o stworzenie
doskonalszego pejzażu miasta.
Wydaje nam się naturalne, że w budynkach,
wystroju wnętrz, posągach powinna odbijać się moc
potężnego Imperium. Jesienne, złote liście
doskonale harmonizują z pozłacanymi kopułami i wystawnymi gmachami wzniesionymi siłą ludzkich
5
rąk i potęgą ludzkiego umysłu, tworząc nierozłączną, spójną całość.
Wielogodzinne przechadzki po Petersburgu przyczyniają się
do tego, że doświadczamy innego uczucia. To co przy pierwszym
spotkaniu z miastem wywoływało zachwyt i zauroczenie, teraz
wydaje nam się sztuczne, nie przestając być jednak piękne, ale jest
to jakieś piękno „diabelskie”. Przepych i bogactwo
architektoniczne budowli, które porażają mnóstwem płaskorzeźb,
posążków oraz milionem wyrzeźbionych szczegółów na fasadach
i kolumnach sprawiają, że u oglądającego rodzi się poczucie „bycia
elementem scenografii", jednak przy tym nie opuszcza
przeświadczenie, że jest się jednak częścią nie pasującą do całości.
Obcość jest odczuciem, które odtąd towarzyszyć będzie każdemu
spacerowi po zakamarkach miejskiej przestrzeni.
Należy podkreślić specyfikę tego nieprzyjemnego stanu. Bardzo
ważne jest, że obcość nie bije od mieszkańców. Wręcz przeciwnie
– petersburżanie są wyjątkowo otwarci, pozytywnie nastawieni,
chętni do pomocy i rozmowy. Uczucie to dotyka u samych podstaw
obecności człowieka w Petersburgu. Nie można oprzeć się
wrażeniu, że miasto jest makietą, a ludzie – pionkami, które jakaś
niewidzialna siła ściągnęła i umieściła na określony czas w swojej
twierdzy. Przestrzeń miejska jawi się nam jako coś, co trzeba
oglądać. Nie można przejść obojętnie obok byle budynku mieszkalnego, bo
emanuje on takim samym pięknem jak Ermitaż czy Teatr Aleksandryjski.
6
Ten przymus na dłuższą metę staje się czymś nie do zniesienia.
Najbardziej drażniący jest fakt, że to miasto „trzyma nas w ryzach”.
Zamyka zwiedzających jak w muzeum i każe siebie oglądać.
Petersburg nie jest dla ludzi i
nic w tym dziwnego. Każde
dziecko w Europie Środkowo-
Wschodniej wie, że im dalej na
wschód, tym wszystko mniej
jest dla ludzi, a bardziej dla
systemu. Jeśli ktoś nie wierzy,
powinien zobaczyć Paryż,
Berlin, Warszawę, Moskwę i
Pekin, najlepiej właśnie w tej
kolejności.
W Petersburgu ulice są
szerokie na 6 pasów i albo
puste, albo zakorkowane. Przy
przejściach dla pieszych zegary
odmierzające czas do zmiany
świateł wysyłają jasny
komunikat: jeśli zostaniesz na
środku jezdni, kiedy zapali się
czerwone, to już twój problem.
Przechodzić przez ulicę
najlepiej truchtem. Uwaga:
przed krawężnikiem zwolnić
lub podskoczyć, bo granitowy i
wysoki jak góra. Osoby
starsze, inwalidzi, rodzice z
wózkami czy rowerzyści niech
od razu wyprowadzą się lub
nie wychodzą z domu.
Warszawa – o zgrozo - w
porównaniu z Petersburgiem
byłaby dla nich rajem.
[Anna Klimczak ]
7
Mieszkańcy
Car upodobał, i stawić rozkazał
Nie miasto ludziom, lecz sobie stolicę (Adam Mickiewicz)
Część polskich studentów, która przebywała w ciągu tych
kilku październikowych dni w Petersburgu, może podzielić
się również doświadczeniem z wrześniowego pobytu w
Kaliningradzie. Ciekawą obserwacją, aczkolwiek bardzo
subiektywną, jest uchwycenie stosunku mieszkańców miasta
do przestrzeni, w której żyją. Podczas gdy w dawnym
Królewcu w czasie przechadzania się po uliczkach czy
oglądania muzeów Polaków nie opuszczało udzielające się
uczucie „żałoby” po utraconym pięknie, to w Petersburgu
spotykaliśmy się raczej z melancholią.
W Kaliningradzie na każdym kroku widoczne były ślady
przeszłości, pamiątkowe czarno-białe widokówki, filmy z
okresu świetności miasta. W Petersburgu nie ma sensu
niczego przypominać, wszystko świeci takim samym
blaskiem jak za czasów Piotra. Petersburżanie zachowują się
jak ludzie, którzy zaakceptowali fakt, że żyją w tym
pozbawionym naturalnych korzeni tworze miejskim. Ów
twór jest przy tym przeraźliwie piękny i cały świat zdaje
sobie z tego sprawę. Mieszkańcy Petersburga zaakceptowali
również fakt, że są częścią tego tworu. Jednak świadomość
ta zupełnie pozbawia ich emocji, które towarzyszą nam-
turystom. Nie powoduje podekscytowania, które odczuwają
goście w teatrze tuż przed rozpoczęciem spektaklu.
Petersburżanie zachowują się tak jakby od zawsze w tym
teatrze mieszkali. Trzymając się lacanowskiej terminologii.
„objet petit a” stracił u nich moc oddziaływania.
Z twarzy napotykanych mieszkańców bił smutek. Wydawać by się mogło, że
panująca szarzyzna i ponurość będzie
taka sama jak w opowieściach o realiach
komunistycznych w Polsce. U nas również
dzisiaj na ulicy trudno znaleźć osobę o
pogodnym wyrazie twarzy. Petersburżanie
nie byli ubrani ubogo, lecz raczej nie
przystawali stylowo do mieszkańców
Europy Zachodniej. Wielkie, luksusowe
samochody mijały rozlatujące się łady,
bardzo drogie sklepy porozdzielane były
małymi lokalami z szybkim jedzeniem. To
przemieszanie skromnej biedoty i
ostentacyjnego, wręcz obscenicznego w
swoim kiczu bogactwa, biło po oczach
zwłaszcza w centrum miasta.
[Wojciech Giemza]
Z drugiej strony, wielokrotnie spotykaliśmy ludzi, którzy nie mieszczą
się w żadnej kategorii mieszkańców. Ich
ubioru nie można ocenić jako modny/
nowoczesny/ ubogi itd. Wyrazu twarzy,
„nieobecnych oczu”, zamyślonego
spojrzenia nie da się jednoznacznie
zinterpretować. Były to osoby, które
wykorzystywały fakt, że są „na scenie”,
że zawsze mogą zostać sfotografowane.
„Ludzie sztuki”: profesjonalni artyści
malarze, muzycy, graficiarze a także
zwykli laicy, zakochani… „Chodnik” był
dla nich doskonałym „polem do popisu”
„Kocham cię mój mały”
8
9
Freud twierdził, że melancholia ma miejsce wtedy, gdy upragniony
obiekt wreszcie zostaje zdobyty, ale podmiot jest nim rozczarowany.
Owo rozczarowanie dało się wyczytać na twarzach mieszkańców, w
sposobie ich zachowania, w peryferyjnej mentalności.
Na chodnikach pełno kopiejek. Ludzie się tu po nie
nie schylają. No bo cóż to za
majątek takie 10 kopiejek? A
ja starym zwyczajem schylam
się, podnoszę, chucham na
szczęście i nie wydaję. Po
sześciu dniach spacerowania
po mieście zebrały się z tych
kopiejek 4 ruble. Jak widać,
pieniądze mogą leżeć na
ulicy nawet w biednym kraju,
o ile tylko obywatele uważają
schylanie się po każdy grosz
za niegodne (starsi) czy
obciachowe (młodsi).
Inteligencja nie przerodziła
się tu w klasę średnią –
zauważył prof. Waśkiewicz,
diagnozując brak ludzi
ubranych w korporacyjne
uniformy. W Warszawie
łudząco podobne do siebie
garnitury, garsonki, pantofle,
obcasy, żakiety i teczki
tabunami spieszą rano do
pracy, a po pracy do klubu,
żeby się odstresować. W
Petersburgu zjawisko to nie
występuje. [ Anna Klimczak]
Inteligencja petersburska zadowala się filiżanką kawy w ogromnej kawiarni przy Newskim Prospekcie. Nie ma w tym żadnego nabożeństwa, to miejsce codzienne, „do wielokrotnego użytku”. Jednak ten masowy charakter nie zwalnia inteligencji z zachowania stylu i docenienia starym dobrym zwyczajem kawiarnianej tradycji.
10
11
Czy istnieje dzisiaj ktoś taki jak „moskwianin / moskwiczanin”?
Większość mieszkańców to przyjezdni. Tam, skąd pochodzą, nie
mają przyszłości. Przyjeżdżają, bo, jak mówi rosyjskie
przysłowie, „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana” („Кто не
рискует, тот не пьет шампанское”). Do Moskwy jeździ się
zarabiać pieniądze i robić karierę. A współczesny
petersburżanin, to kto? Mam wrażenie, że w tej „stolicy kultury”
nie wytworzyła się klasa społeczna na miarę wyobrażenia (!) o
tym mieście. Chciałoby się powiedzieć słów kilka o
„leningradczykach”. W końcu ktoś tworzył, potem śpiewał setki
piosenek o mieście-bohaterze, pięknym Leningradzie. Mam
wrażenie, że we współczesnym Piterze więcej leningradczyków
niż petersburżan. (…)
W Rosji wciąż panuje utrwalony podział na Moskwę i Petersburg
oraz „na resztę”. Cała reszta to peryferie. Ci z peryferii
przyjeżdżali do „wymyślonego miasta”, szukając… No właśnie,
czego? To o nich później pisali najwięksi realiści rosyjskiej prozy: „Nic więc dziwnego, że ci wszyscy
dymisjonowani oficerowie, ubogie wdowy, ograbieni urzędnicy państwowi, głodni dziennikarze, poniżeni
kanceliści, suchotniczy studenci i tak dalej, oglądani na tle nienagannie klasycznych, nierzeczywistych
portyków, natrętnie prześladowali wyobraźnię pisarzy i zapełniali pierwsze rozdziały rosyjskiej prozy”2.
Mówi się, że od Petersburga zaczęła się literatura rosyjska. Uzupełniłabym to: od zderzenia zwykłego
szarego człowieka z wymyślonym pięknem, zaczęła się literatura rosyjska. Przecież najwięksi prozaicy
stendhalskie lustro nosili nie po Pałacu Zimowym, a po obdartych kamienicach, nędznych podwórzach i
nocnych barach. [Sonia Auguścik]
2 Brodski J., Dyptyk petersburski, czyli przewodnik po przemianowanym mieście, Warszaw 2003, s. 14-15.
12
Nie ma też hipsterów, więc progenitury lub młodszego
rodzeństwa tych z korporacji. Jeśli ulicą idzie ktoś w ciuchach
jak z lumpeksu, brodaty, w za dużych okularach, to próżno
szukać przy nim najnowszego iPhona, słuchawek od iPoda w
uszach czy iPada pod pachą. Nie wstąpi do najbliższej
kawiarni i nie odpali Maca, żeby zalogować się na
Odnoklassników. To zwykły, skromny, rosyjski człowiek, a nie
ponowoczesny egocentryk. Nie znaczy to wcale, że w mieście
brakuje ludzi, których zdjęcia mogłyby w Wikipedii zilustrować
hasło „nonszalancja”. Tyle że nie są to hipsterzy, a po prostu
nowi ruscy. Różnica estetyczna znacząca, a i istota zjawiska
odmienna.
[Anna Klimczak]
A gdzie tu mieszkają ludzie? W
tych pałacach? W tych z
zewnątrz odnowionych
wielkich domach arystokracji
podzielonych kotarami na
mniejsze przestrzenie? Też. Ale
miasto jest duże, a nam udaje
się zobaczyć tylko pewien
wycinek. W końcu i w
Petersburgu są przecież
blokowiska, są i nowe osiedla
w stylu – niestety - J.W.
Construction. Widać, słabość
do złoceń i tandetnych
kolumienek w narodzie nie
gaśnie, bo nawet te
nowoczesne mieszkalne
wieżowce są przyozdobione
„na bogato”. (…)
Dzisiejszy Petersburg nie
rezygnuje ani na jotę z
wielkomocarstwowych ambicji
swojego założyciela. Miasto
jest paradne – nic dodać, nic
ująć. Cóż z tego, że duży
odsetek mieszkańców żyje w
komunałach bez własnej
łazienki? Ale jakie te
komunałki są dostojne! Nawet
miejskie szalety mają postać
małych, malowniczych
domków.
[Anna Klimczak]
13
14
Duch przeszłości
Z Piotrogrodu do Leningradu, a z Leningradu do
Petersburga
Setki przewodników, map, informacji dla
turystów. W nich „czołówka” petersburskich
„best of the best”, czyli jeżeli nie widziałeś
cerkwi Spas-na-Krowi / soboru św. Izaaka /
pomnika Piotra I / Carskiego Sioła / Ermitażu, to
znaczy, że nie byłeś w Petersburgu. Dla tych,
których bardziej interesowały dzieje
„przemianowania” miasta, jeżeli już, to
poświęcano zaledwie parę stronniczek (przyznać
trzeba, jest wyjątek, o krążowniku Aurora pisało
się dużo). Co bardziej nierozgarnięty turysta,
zwiedzając same perełki, mógłby nawet nie
uświadomić sobie, że kiedyś po tym samym
mieście maszerowali bolszewicy.
Odniosłam wrażenie, że historia jakby ominęła
Sankt Petersburg (chociaż nie ludzi, bo oni bez
względu na miasto, byli ofiarami reżimu).
Mieszkając na Newskim Prospekcie i chadzając
tylko po centrum, można by pomyśleć, że tutaj,
tak jakby… nie było Związku Radzieckiego. Że w
1917 roku z pewnego pociągu na Dworcu
Finlandzkim w Petersburgu wcale nie wyszedł
łysawy obywatel, który zapisał się na kartach
historii. A jednak wyszedł.
Z dorobkiem pruskim bolszewicy rozprawili się
w Obwodzie Kaliningradzkim bez mrugnięcia
okiem (czego najlepszym przykładem rozebranie
zamku krzyżackiego i postawienie na jego
miejscu Domu Sowietów). W końcu należało
potwierdzić obecność i potęgę Związku
Radzieckiego. W Petersburgu piękno odstraszało
„czerwonych”, a wszelkie, co bardziej
oszałamiające pomysły, typu „zastąpić kolumnę
Aleksandryjską wizerunkiem Lenin”, nie były
realizowane.
Z pierwszym reliktem epoki mogliśmy się spotkać
już na lotnisku, którego kod to IATA „LED”, co pochodzi od wcześniejszego nazwania miasta.
Swoją drogą sama „oblast”, której stolicą jest
Petersburg, również nie została przemianowana
(oblast leningradzka). W drodze z lotniska do
centrum przejeżdżaliśmy obok Domu Sowietów z
pomnikiem wodza Lenina (na obrzeżach miasta).
Już bliżej centrum znajduje się obelisk „Miasta
Bohatera” Leningradu (co ciekawe,
„Leningrad” sąsiaduje tu z „Bankiem Sankt
Petersburg”). To przykłady najbardziej typowe.
O wiele bardziej interesujące było odnajdywanie
tych „sowieckich drobiazgów” w tym
najpiękniejszym mieście Rosji.
[Sonia Auguścik]
Szyld kawiarnio-stołówki „ZSRR”
15
Budynek „Kuznetskogo rynka”: na zegarze pięcioramienna gwiazdka,
pomiędzy kolumnami sierp i młot
Mozaika na petersburskiej stacji metra
16
Neony
Na wysokie „c”
W Kaliningradzie często widywałam cyrylicę wzorowaną na
gotyckiej czcionce. Czy to szukanie własnej tożsamości w oparciu o
pruskie dziedzictwo? W Petersburgu (i w Moskwie) z kolei wraca do łask „twardy znak” (do reformy w
1917-1918 roku „twardy znak” kończył każdy wyraz zakończony spółgłoską). Powrót do imperialnej
tradycji? A może, po prostu, chwyt marketingowy.
Wydawało mi się, że nawiązanie do przedrewolucyjnej pisowni podwyższa prestiż miejsca, a zarazem
czyni go miejscem „z tradycjami”. Byłam przekonana, że chwyt to nieczęsto stosowny i raczej elitarny. Te
„twarde znaki”, które udało mi się wyłapać na mieście, raczej nie należały do zbyt wyszukanych.
[Sonia Auguścik]
Obok sowieckiego, są w
Petersburgu jeszcze dwa rodzaje
kiczu: arystokratyczny i
kapitalistyczny. Ten pierwszy,
starego typu, konstytuuje miasto
właściwie od jego zarania: to
złocenia, przerośnięte rezydencje,
świątynie bezrefleksyjnie kopiujące
europejskie pierwowzory. Ten
drugi pojawia się głównie pod
postacią kolorowych neonów, które
obsiadają wszystkie bez wyjątku
fasady. Jaskrawe wykrzykniki
niezgody na megalomanię
zabraniającą prostym ludziom
pragnąć czegoś innego, niż pragnął
dla nich car. W Warszawie tym
drugim rodzajem kiczu są – też
zresztą podświetlone - bilbordy i
płachty reklamowe.
[Anna Klimczak]
17
W środkach komunikacji miejskiej, na ulicznych plakatach spotykamy się z pouczeniami, by „mówić jak
petersburżanie”, wszak „dialekt petersburski” nie znosi „akających” moskwiczan. Dowiadujemy się
również, iż „nieważne jest, skąd przyjechaliśmy, ważne, że jesteśmy za Petersburgiem; w Petersburgu
sami swoi”. Z pokorą chłoniemy wszelkie rady, mając nadzieję, że pomogą nam zrozumieć mieszkańców
i odnaleźć własną tożsamość w mieście Piotra I.
18
Podziemne więzienie
Metra warszawiacy mogą petersburżanom pozazdrościć. Jest aż 5 linii, kopanych głęboko, tak że schody
ciągną się w dół jak w otchłań. A co czeka na dole? Mała szklana budka między jednym a drugim pasem
schodów ruchomych. Mieści się w niej tylko krzesło, a na krześle strażnik. Wpatruje się w rzesze ludzi
jadących bezustannie w górę i w dół. Pilnuje porządku na schodach. Ludzi w Rosji wciąż dostatek (choć
przeczą temu dane demograficzne), jeśli więc można jakąś
upokarzającą pracę powierzyć człowiekowi, a nie
maszynie, z pewnością zostanie to zrobione. Niech lud wie,
że władza dba o zatrudnienie.
A nadzór nad obywatelami być musi, pod ziemią czy na
powierzchni. Nawet w eterze. Koleżanka chce kupić starter
do telefonu na kartę. Zajmie to trzy minuty – myślimy.
Czekamy i czekamy przed sklepem. Zgubiła się? Stoi w
kolejce? Nie, musiała się wylegitymować paszportem,
podać adres zamieszkania i chyba jeszcze nazwiska
przodków do trzeciego pokolenia. „Niech się Pani nie
dziwi” – tłumaczy jej młoda sprzedawczyni – „To Rosja”.
(…) W kramikach z
suwenirami hitem są
hologramowe magnesy z
podobizną raz to Putina, raz
to Miedwiediewa. Pomysł na
gadżet z Rosji, trzeba
przyznać, tyleż logiczny, co
wymowny. W Carskim Siole
miedwieputina można kupić
o połowę taniej niż na
Newskim Prospekcie.
Na Newskim Prospekcie
drożyzna, ale życie tętni.
Odbijamy w bok: pałace nie
mniej piękne, ale świateł w
oknach mało. Ulice nie
mniej od Newskiego
szerokie, ale po zachodzie
słońca jakby wymarłe. Wyjątkami są małe spożywczo-monopolowe otwarte całą dobę lub do późna, gęsto
rozsiane po centrum miasta. Fasady paradne, jakby świeżo malowane, a w podwórkach można kręcić film
z czasów oblężenia Leningradu.
[Anna Klimczak]
Petersburg „liberalny”
Mówiąc o najbardziej europejskim mieście Rosji nie sposób wspomnieć o poczuciu niezależności,
klimacie wolności, który ma być odczuwany w północnej stolicy. Mieszkańcy tego miasta jako pierwsi, na
drodze referendum, pozbyli się radzieckiej nazwy miasta, wracając do tej, nadanej przez założyciela.
19
Do tego, rzeczywiste poparcie dla rządzących nie jest tutaj znaczące, mimo że większa część obecnej elity
politycznej wywodzi się właśnie z Petersburga. Miasto, liczące sobie oficjalnie ponad 5 milionów
mieszkańców, obok Moskwy jest jednym z głównych ośrodków działań opozycji. Nie licząc stolicy, tutaj
odbywają się najliczniejsze demonstracje.
Gdyby któryś z rządzących wybrał się na spacer po Newskim Prospekcie – głównej ulicy miasta, mógłby
zobaczyć, że dosłownie 500 metrów od Pałacu Zimowego, w witrynie księgarni wśród nowości
wydawniczych prezentowana jest ostatnia książka Michaiła Chodorkowskiego „Więzienie i wolność”.
Odważna reklama jak na dzieło byłego oligarchy i niegdysiejszego „wroga numer jeden”.
Fot. Witryna księgarni przy Newskim Prospekcie.
Gdy ostatnio miasto wizytował premier Miedwiediew, przejazdowi jego kolumny towarzyszyły jedynie
nieprzyjemne klaksony i niecenzuralne gesty przechodniów. Podobne przywitanie zostało zgotowane
Putinowi w styczniu 2012 r. Swojego oburzenia „poziomem kultury” nie krył gubernator Petersburga
Giennadij Połtawczenko, wskazując, że nie jest to reakcja na działania władz a jedynie brak
odpowiedniego wychowania. Wydaje się to jednak trochę naciąganym tłumaczeniem.(…)
Czy „Europa” jest tu bliżej niż gdziekolwiek tak jak to jest utrzymywane w potocznej opinii? Jeśli
cała Rosja nie może się zdecydować w którym kręgu kulturowym czuje się najlepiej czy może powinna
tworzyć „swój własny świat”, wydaje się, że w Petersburgu zostało to przesądzone już w momencie
założenia.
[Anna Głąb]
Rosyjskość i europejskość - obydwa te pojęcia, z natury rzeczy niedefiniowalne, przeplatają się w mieście
Piotra nieustannie. Turysta, który obrał sobie za początek spaceru najbardziej reprezentacyjną ulicę
miasta, może odnieść wrażenie, że pęka ono od luksusu, elegancji i piękna. Przecież na Newskim to
wszystko występuje naraz. Terenowe BMW, mercedesy i jeepy. A w nich przystojni młodzieńcy w
najdroższych garniturach lub ambitne i atrakcyjne menedżerki (nowi ruscy3). Z drugiej strony problemu,
lecz po tej samej stronie jezdni - brudny hummer z ikoną Matki Boskiej i pędząca nocą stara łada z
grającą na najwyższych obrotach muzyką.
Pięknie składają się te kontrasty - ach, ta dusza rosyjska, niezbadana i paradoksów pełna. Swojej
odrębności pewna i dumna, z wypiętą piersią z wyzwaniami się zmagająca. Umiejąca wznieść się na
wyżyny człowieczeństwa, zadając przeklęte pytania i uprawiając również trudny kunszt baletu.
[Tomasz Goliński]
3 Przypis redaktora.
20
Nikołaj Gogol w noweli „Newski prospekt” pisał, że na tytułowej ulicy wszystko jest oszustwem,
wszystko jest marzeniem, nic nie jest tym, czym się wydaje. W przytoczonym tekście jeden z bohaterów
ginie, drugi wraca do stanu „zwyczajnego dobrobytu”. Kontrast jest czymś typowym. Jednak my,
przyzwyczajeni do harmonii, stajemy w milczeniu pośród biegnącego tłumu i obserwujemy jak na
naszych oczach, na środku ruchliwej jezdni umiera człowiek potrącony przez „ruską maszynę”. Pytamy,
czy czas się zatrzymał? Czy tylko zapomniano zmienić scenerię?
Sny miasta, sny o mieście
Podczas nocnych eskapad czujemy się w mieście wyjątkowo
bezpiecznie, czego nie mogliśmy powiedzieć o spacerach po
zmierzchu w Kaliningradzie. Tam, każdy nadjeżdżający i
zwalniający samochód wzbudzał dreszcz i powodował, że
automatycznie przyspieszaliśmy kroku.
W Petersburgu jest
inaczej. Jakoś nie
mieści nam się w
głowach, że to sztuczne
miasto może być
przestrzenią niosącą
autentyczne zagrożenie.
Dodatkowo na komfort
nocnych wędrówek
pozytywnie wpływają
otwarte całodobowo sklepy spożywcze,
kawiarnie z czeburekami, blinami, kwiaciarnie, apteki, księgarnie...
Miasto zdaje się spać snem bardzo spokojnym. Pojedynczy
mieszkańcy, którzy jakby nie zauważają, że białe noce stały się już
czarne, spokojnie palą papierosy i grają w karty przy wejściu do
przydrożnego marketu. Inni, co niezwykle ciekawe, ćwiczą ukryci
za stertą gazet lub instrumentem przed dziennym ulicznym
występem. Jeszcze inni wybierają kwiaty u staruszki - kwiaciarki,
umawiają się przy świetle księżyca na romantyczną kolację do
21
uzbeckiej restauracji, kupują gazety, krążą wokół cerkwi… Wszystko odbywa się w „zwolnionym
tempie”, między 1 a 4 rano.
W Petersburgu pracującym w trybie nocnym zmieniają się środki
transportu - część ludzi przesiada się na konie. W ciszy zaułka, w części miasta oddalonej znacznie od
Newskiego Prospektu, słyszymy miarowy stukot kopyt, a po chwili, po środku pustej ulicy widzimy dwa
konie: na jednym pani w butach na obcasie, na drugim - dziewczyna z napojem. Okazuje się, że tego
typu przejażdżki nocą są formą atrakcji uprawianej przez mieszkańców i dostępnej także dla turystów.
Co się zaś tyczy koni, jeżdżą na nich po
ulicach nie strażnicy miejscy czy
policjanci, a po prostu mieszkańcy. Nie
wszyscy, oczywiście, tylko spadkobiercy
tradycji, w której ujeżdżanie konia było
jednym z wyznaczników pozycji
społecznej. I choć koń był zwierzęciem
ważnym nie tylko dla rosyjskiej
arystokracji, lecz dla arystokracji czy
szlachty w ogólności, to jednak właśnie
w Petersburgu zobaczyłam po raz
pierwszy budowane w samym centrum
miasta maneże przypominające gmachy
świątyń antycznych.
[Anna Klimczak]
22
Maneż
Ciekawym wrażeniem, które dało nam wiele do myślenia, było coś, co odczuliśmy podczas spaceru
wzdłuż Kanału Gribojedowa. Spacerowaliśmy z książką „Petersburg” Jarosława Iwaszkiewicza w ręku,
ozdabiając literackimi impresjami autora nasze własne spostrzeżenia. W pewnym momencie
stwierdziliśmy, że to miasto strasznie nas denerwuje. Mieliśmy dość harmonii, symetrii odbijających się
w rzece budynków. Pomyśleliśmy nawet, że nie dziwi nas, iż Dostojewski „kazał” Raskolnikowi zabić w
powieści tę niewinną staruszkę – lichwiarkę. Nie da się przecież żyć w syntezie z miastem, które jest
idealne, które nie ma na sobie żadnej skazy, które przykrywa pięknem fasad prochy ludzi –
budowniczych, a ich kości wlepia w strukturę budynków, czyniąc gmachy zabójczo pięknymi. Jak
wielkie było nasze zrozumienie, gdy okazało się, że mniej więcej w tym samym miejscu bohater
„Zbrodni i kary” obmyślał plan zabicia kobiety, kierując się w stronę jej domu.
23
Ciemna strona natury człowieka, Tanatos, popęd
śmierci musi znaleźć swoje miejsce w przestrzeni, by
harmonia była możliwa. Dlatego z ulgą zawieszamy
wzrok na tym co brzydkie, na tym, na co patrzymy z
własnej woli, bo sama istota obiektu nie wymusza na
nas obowiązku oglądania. Petersburg jawi się nam
jako miasto, które oszukuje swoich mieszkańców i
przyjezdnych, prezentując tylko powierzchowne
piękno, ukrywając ból i śmierć, które doprowadziły
do jego wyeksponowania. Przytłacza człowieka, nie
pozwalając mu zrozumieć i pojąć własnej ciemnej
natury, a gdy nagle, w akcie desperacji, nie
wytrzymując nadmiaru piękna, Tanatos wyrwa się z
okowów wyobraźni jak Newa w czasie powodzi,
skutki są tragiczne, ale jakże pożądane.
24
Dostojewski pisywał o Petersburgu: „To nieszczęście
mieszkać w Petersburgu,
najbardziej abstrakcyjnym i
najbardziej wymyślonym
mieście świata”. Samo
powstanie miasta to
poskromienie żywiołu natury:
istny triumf demiurga Piotra I
nad przyrodą. Jego
kontynuatorką była Katarzyna
II. Udało im się stworzyć stolicę
jak najbardziej… nierosyjską.
W perspektywie mikro
ciekawym przykładem owego
„wymyślania miasta” wydaje
się być ulica Zodchego Rossi,
znajdująca się za Teatrem
Aleksandryjskim. Po obu
stronach ulicy ciągną się dwa
identyczne budynki, o wysokości
20 metrów i długości 220 m. W
zamyśle architekta miała być
ulicą „idealną”, czyli
symetryczną i harmonijną.
W milczeniu słuchałam głosów
zachwytów nad każdym
wyrzeźbionym lwem w
kamieniu. W pięknie tego
miasta jest coś… bardzo
irytującego. Ale nie umiałam
określić „co”. Odpowiednich
słów, by to opisać, podsunął
Brodski. Słowa klucze, to:
„egoista” i „kamienny
narcyzm”. Brodski pisze: „Nic
dziwnego, że niekiedy miasto
sprawia wrażenie skrajnego
egoisty, zajętego wyłącznie
swoją powierzchownością”,
zaraz potem dopisuje:
„niewyczerpane,
przyprawiające o zawrót głowy
mnóstwo odbić tych pilastrów,
kolumnad i portyków wskazuje
naturę tego kamiennego
narcyzmu (…)” .
[Sonia Auguścik]
25
Powrót do rzeczywistości Nawet z najpiękniejszego snu kiedyś trzeba się obudzić. Sen, który śniliśmy wraz z miastem, nie należał
do wymarzonych. Następnego ranka wstajemy więc z radością i nadzieją, że uda nam się zrozumieć nasze
własne marzenia i porównać je z obrazem rzeczywistym.
Odwiedzamy muzeum - mieszkanie Błoka. Na wejściu rzuca nam się w oczy napis: „Dokąd pędzisz,
Rosjo?” – fragment z „Notatek z podziemia” Fiodora Dostojewskiego. Stoimy przed nim jak Edyp stał
przed Sfinksem, próbując rozwiązać jego zagadkę i wraz z pisarzem szukamy odpowiedzi.
Zamiast niej obserwujemy „miasto niepojęte”, żelazno- szare, które widział Błok, patrząc z okna w
swoim pokoju.
Błok pokazał nam Petersburg spowity mgłą. Dzięki niemu ujrzeliśmy prawdziwy „zmrok Petersburga”, o
którym pisał Turgieniew.
И город мой железно-серый,
Где ветер, дождь, и зыбь, и мгла,
С какой-то непонятной верой
Она , как царство , приняла .
Ей стали нравиться громады,
Уснувшие в ночной глуши,
И в окнах тихие лампады
Слились с мечтой ее души.
Она узнала зыбь и дымы,
Огни, и мраки, и дома -
Весь город мой непостижимый
-
Непостижимая сама.
(A. Błok „Снежная дева”)
26
Z nieco większą ulgą, wyrwani poniekąd ze stanu
„chronicznego zachwytu nad miastem”, przechodzimy
obok pomnika Jeźdźca Miedzianego. Bożyszcze
Puszkina, serce Petersburga. Na nas nie robi już
takiego wrażenia jak na bohaterze słynnego poematu.
Niektórzy odwiedzili również mieszkanie Puszkina,
widzieli miejsce, w którym umierał po feralnym
pojedynku z Dantesem. Ze śmiercią twórcy „Jeźdźca
miedzianego” umiera także bajkowy mit Petersburga.
Dlaczego konieczne było wyrwanie się z tej bajki o
pięknym mieście? Może dlatego, że nadszedł czas
odpowiedzi na trudne pytania stawiane przez pisarzy.
Należy zacząć rozwiązywać „przeklęte problemy”.
Gogol w „Martwych duszach” również stawia znajomo brzmiące pytanie
„Rosjo, dokąd pędzisz?” („Русь, куда же несешься ты?”). Twórca opowiadania „Nos” nie poświęca
wiele uwagi pomnikowi jeźdźca. Zamiast tego szuka w Petersburgu żywiołu „wiecznej kobiecości”, który
27
istnieje w świecie marzeń, ale przejawia się realnie w różnych sferach życia. Uosobiona „Vecznaya
Deva” ukazuje się artyście – malarzowi w wichrze nocnego życia Newskiego Prospektu oraz prostemu
Cziczikowowi – bohaterowi „Martwych dusz”. Jest ona, według Gogola, prawdziwym bytem Rosji.
Pisarz szuka jej, ale nie znajduje w tym mieście „zwidów i fantasmagorii”.
Gabinet Puszkina z sofą, na której poeta spędził ostatnie godziny życia
Pouczeni przez wielkich pisarzy staramy się zamknąć oczy na piękno zabytków po to, by przekonać się,
czy w ogóle zostanie coś, co może nas jeszcze szczerze zachwycić.
Sołogub w jednym ze swoich wierszy pisał, że żywe są tylko dzieci4. W ich niewinnych zabawach
(nawet, gdy mają miejsce pod bacznym okiem Marksa i Engelsa) znajdujemy nadzieję. Nie oglądamy
bowiem na scenie „nowych ruskich”, inteligencji, bezdomnych, klasy średniej, ale po prostu dzieci – na
naszych oczach toczy się prawdziwe życie miasta.
4 F. Sołogub: Żywe dzieci tylko dzieci
28
29
Pod koniec naszego pobytu w „Wenecji Północy” zaczynamy rozumieć, że Petersburg ma wiele twarzy.
Ta oglądana w jesienne chłodne i deszczowe wieczory mogła być bardzo podobna do oblicza miasta,
które ujrzał Adam Mickiewicz zaraz po przyjeździe do stolicy Piotra w listopadowy dzień. Jednak nasz
rodak miał niejako ułatwione zadanie – widział „miasto rozgniewane”. Oglądał je bowiem zaraz po
powodzi, która nawiedziła Petersburg w 1824 roku. My włożyliśmy sporo wysiłków, aby zrozumieć, na
czym polega żądza zniszczenia, chęć uwolnienia Tanatosa, żywiołu śmierci w harmonijnym sztucznym
„tworze miejskim”.
Być może zatem powinniśmy mówić nie o spotkaniu z miastem jako bohaterem pierwszoplanowym, bo
słowo bohater stawia przestrzeń miejską w pozycji partnera-przewodnika chwalącego się swoimi
zabytkami, a raczej o Petersburgu jako o nieludzkim bycie władającym niezwykłą siłą sugestii.
„Palmira Północy” mogłaby być miastem naszych marzeń i snów, gdyby koszmary nie istniały. Szkoda
tylko, że w onirycznej mgle czasem zdarza się śnić bardzo realnie.
30
Posłowie
Poszukując tożsamości mieszkańców Petersburga i próbując odnaleźć swoje miejsce w mieście,
musieliśmy zachować postawę tajemniczego obserwatora, ale także uczestnika wydarzeń. Dołożyliśmy
wszelkich starań, aby odnotować fakty, które czasem przysłaniała petersburska mgła. Wzorując się na
naszych Profesorach, „braliśmy miasto w swoje ręce”, a czasem, zanim udało nam się zrozumieć, na
czym polega jego podstęp, sami dawaliśmy się miastu prowadzić.
Na zdjęciu od lewej: Marcin Barański, Maciej Pisz, p. Magdalena Gorlińska, dr Hieronim Grala
Anna Klimczak, Anna Głąb, Piotr Szenajch
31
Sonia Auguścik, Agnieszka Korycka
Czasem kamuflaż był niezbędny…
Tomasz Goliński
32
Małgorzata Adamczyk Rafał Smoleń
Wojciech Giemza
33
Maria Kosakowska Sonia Auguścik
Agnieszka Korycka
34
Daniel Kontowski, Małgorzata Adamczyk, Tomasz Goliński, Sonia Auguścik, Maria Kosakowska, Wojciech Giemza, Rafał Smoleń