PARAFIA ŚW. MIKOŁAJA W GRÓJCU Dodatek dla małżeństw...
Transcript of PARAFIA ŚW. MIKOŁAJA W GRÓJCU Dodatek dla małżeństw...
Ryzykant i nudziarz
Aktywność to kolejna z cech temperamentu, której
rozpoznanie pozwoli nam lepiej poznać i zrozumieć nie
tylko swojego współmałżonka, ale również nasze dzieci.
Aktywność często jest definiowana, jako tendencja do
podejmowania zachowań o dużej wartości stymulacyjnej.
Osoby aktywne, aby zapewnić sobie optymalny poziom
stymulacji wykazują zdecydowanie większą skłonność do
podejmowania różnych działań, również tych określanych
mianem niebezpiecznych czy ryzykownych. Osoby
nieaktywne mają niskie zapotrzebowanie na stymulację
i optymalny poziom stymulacji osiągają przy niewielkiej
aktywności. Co sprawia, że człowiek nieaktywny może być
postrzegany jako nudny. Natomiast osoby aktywne mogą
być postrzegane jako ryzykanci, nadmiernie pobudliwi
ruchowo, tacy, co to nigdzie nie zagrzeją miejsca na
dłużej, bo zaraz się znudzą.
Warto przypomnieć, że wszystkie te cechy są cechami
pierwotnymi i tylko w nieznacznym stopniu możemy
wpływać na ich zmianę. Czasem, w granicach rozsądku,
możemy oczekiwać aktywności od osoby nieaktywnej, czy
wyhamowania od aktywnej. Jednak na całkowitą zmianę
liczyć nie możemy. Poznanie cech temperamentu
i akceptacja może być kolejnym krokiem ku lepszemu
zrozumieniu siebie nawzajem. Pozwoli też uniknąć wielu
niesprawiedliwych, a nawet krzywdzących ocen czy
osądów. Znacznie więcej korzyści przyniesie akceptacja
różnic.
Być może łatwiej jest budować więź małżeńską czy relacje
z dziećmi, jeśli wszyscy członkowie rodziny mają ten sam
poziom aktywności, ale dla nas to tylko teoria, więc
pewności nie mamy. Aktywność jest kolejną cechą
temperamentu, która stawia nas niemal na
przeciwległych biegunach. Ta różnica dotyczy również
naszych córek, ale najważniejsze, że siły rozkładają po
równo.
Ania: Klasycznym przykładem różnic w aktywności jest
nasza odmienna reakcja na „korek”. Kiedy stawaliśmy
w korku, to ja od razu denerwowałam się i natychmiast
szukałam innej drogi – żeby tylko jechać. Trudno mi było
usiedzieć w miejscu.
Tomek: Ja podchodzę do tego spokojnie, sprawdzam czy
jest jakaś trasa alternatywna i jaki będzie czas przejazdu.
Jeśli widzę, że objazd nie skróci czasu podróży to
spokojnie stoję i czekam.
Ania: Wcześniej wyjaśnienia Tomka wcale do mnie nie
przemawiały, chociaż były rozsądne. Pospieszałam
Tomka, naciskałam żeby coś zrobił, bo przecież ile można
tak stać. Kilka razy Tomek uległ moim naciskom, bo jest
ugodowy, i wyszliśmy na tym jak Zabłocki na mydle. Na
szczęście dzisiaj mam świadomość, co jest powodem
mojego braku cierpliwości w takich sytuacjach
i nauczyłam się nieco nad tym panować.
Stopień aktywności ma wpływ również na rodzaj
wypoczynku, jaki wybieramy oraz na to jak szybko
regenerujemy się po jakiejś aktywności.
Tomek: Ja lubię pływanie i jazdę na rowerze, ale dla Ani
pływanie jest zbyt monotonne, woli tenis lub
badmintona, bo są bardziej dynamiczne i jeszcze ma
przeciwnika, z którym może wygrać. Na pływanie to raczej
Ani nie namówię, więc wolę pograć w badmintona.
Wcześniej aktywność Ani męczyła mnie a nawet
wprawiała w zakłopotanie, kiedy widziałem, z jaką
łatwością przechodzi od jednych zajęć do innych. Czasem
też denerwowało mnie to, że potrafi zacząć coś od środka
i zupełnie bez przygotowania. Może zacząć malowanie
pokoju, bo przecież farba już jest.
Ania: Ja, mniejszą od mojej, aktywność Tomka często
odbierałam, jako lenistwo. Bo niby dlaczego nie zacząć
malowania do razu. Teraz doceniam to, że Tomek posiada
naturalną zdolność do zatrzymania się, wyciszenia i że
potrafi również mnie do tego zachęcić. Wiem, że jest mi
to potrzebne, ale sama nie potrafię o to zadbać.
Uczymy się doceniać rożny poziom aktywności każdego
z nas. Czasem kogoś zachęcić do aktywności - w granicach
rozsądku, a czasem kogoś wyhamować, jeśli jest to
możliwe.
Ania i Tomek
Dodatek dla małżeństw Październik 2017
P A R A F I A Ś W . M I K O Ł A J A W G R Ó J C U
RAFAŁ NOWICKI
Rok św. Brata Alberta rozpoczął się 25 grudnia 2016 roku, czyli w dniu 100 rocznicy śmierci świętego i potrwa do najbliższych świąt Narodzenia Pańskiego. Z tej okazji podsumujmy zbliżający się koniec Roku Brata Alberta i przybliżmy życiorys wielkiego świętego, który przykładem swojego życia uczy nas, że „Trzeba być dobrym jak chleb”
Dzieciństwo i młodość
Adam (Brat Albert) Chmielowski urodził się 20 sierpnia 1845 r. w Igołomi koło Krakowa w zubożałej rodzinie ziemskiej. Był najstarszym dzieckiem Wojciecha i Józefy. Miał troje rodzeństwa. Kiedy ukończył 8 lat, zmarł jego ojciec, a sześć lat później osierociła go matka. Opiekę nad chłopcem powierzono siostrze jego ojca. W wieku młodzieńczym uczęszczał do szkoły kadetów w Petersburgu, a następnie do gimnazjum w Warszawie. Jako osiemnastoletni student Szkoły Rolniczo-Leśnej w Puławach brał udział w Powstaniu Styczniowym. W przegranej bitwie pod Mełchowem został ranny, w wyniku czego amputowano mu lewą nogę i założono protezę. Wydostawszy się z niewoli rosyjskiej, udał się do Francji, aby uniknąć represji władz carskich. W 1864 r. rozpoczął studia malarskie w Paryżu. Rok później, po ogłoszeniu amnestii, powrócił do ojczyzny. W Warszawie podjął naukę w klasie rysunkowej. Następnie przeniósł się do Belgii i studiował inżynierię w Gandawie, lecz potem powrócił do malarstwa i ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Monachium. W każdym środowisku, w którym przebywał dawał świadectwo wielkiego przywiązania do wiary chrześcijańskiej. W 1874 r. powrócił na stałe do kraju, gdzie zaczął tworzyć dzieła malarskie o tematyce religijnej.
Działalność zakonna
Podczas pracy nad swoim najsłynniejszym obrazem Ecce Homo (oto Człowiek), w życiu Brata Alberta następuje duchowy przełom. W 1880 postanawia wstąpić do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi. Pół roku później opuścił nowicjat z powodu załamania nerwowego i wyjechał na Podole do swojego brata Stanisława. W czasie pobytu na Podolu zafascynowała go postać św. Franciszka z Asyżu. Pokonawszy stan psychicznej depresji rozpoczął działalność misjonarską u boku tercjarzy św. Franciszka. W 1884 r. przeniósł się do Krakowa, gdzie poświęcił się służbie biednym i opuszczonym. Mieszkał w ogrzewalni miejskiej wraz z bezdomnymi, aby dzielić ich los i pomóc im podźwignąć się z nędzy, bo jak sam pisał: Co im dam, jeśli nie siebie? 25 sierpnia 1887 r. przywdział szary habit tercjarski i przyjął imię Brat Albert. Dokładnie rok później złożył śluby zakonne. Tego samego roku założył
Zgromadzenie Braci Albertynów, a w 1891 r. Zgromadzenie Sióstr Albertynek. Brat Albert, pomimo swojego kalectwa, wiele podróżował i tworzył dzieła miłosierdzia: zakładał nowe przytuliska, sierocińce dla dzieci i młodzieży, domy dla starców i nieuleczalnie chorych. Słynne są jego słowa: trzeba każdemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież; bez dachu i kawałka chleba może on już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania życia. Oddając się z biegiem czasu coraz pełniej posłudze ubogim rezygnował stopniowo z malowania obrazów. Służbę na rzecz bezdomnych i nędzarzy uważał za formę kultu Męki Pańskiej. Dostrzegał w tych ludziach cierpiące i znieważone oblicze Chrystusa Ecce Homo, któremu pragnął służyć. Przykładem swego życia Brat Albert uczył współbraci i współsiostry, że trzeba być dobrym jak chleb.
Beatyfikacja i kanonizacja
Brat Albert wyniszczony ciężką chorobą raka żołądka oraz trudami życia umiera 25 grudnia 1916 r. w Krakowie. Św. Jan Paweł II beatyfikował go 22 czerwca 1983 r. na Błoniach krakowskich, a kanonizował 12 listopada 1989 r. w Watykanie. Relikwie Świętego znajdują się w Sanktuarium Św. Brata Alberta Ecce Homo w Krakowie. Brat Albert jest patronem zakonów albertynek i albertynów, a w Polsce także artystów plastyków.
Brat Albert w ikonografii
oraz jego obraz Ecce Homo (Oto Człowiek)