P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy,...

16
VOL. 17, NO 7 (189) JULY/LIPIEC 2009 Danica Patric na trasie zeszłorocznego wyścigu Indy w Edmonton, Fot. Jacek Dastych Rexall Edmonton Indy (24 - 26 lipca br.) Już tylko kilka tygodni dzieli nas od jednej z najciekawszych imprez sportowych roku, która odbędzie się w naszym mieście - Rexall Edmonton Indy. Jest to olbrzymia gratka dla miłośników szybkich samochodów, podobnych do tych najszybszych z Formuły1. Na torze wyścigowym na miejskim lotnisku będziemy mogli zobaczyć wielu doskonałych kierowców uprawiających ten niebezpieczny a jednocześnie pasjonujący sport. Pikanterii dodaje fakt iż wśród kierowców będzie Danica Patric, ktćra ma szansę w następnym sezonie ścigać się w gronie najlepszych kierowców Formuły 1. Bilety na tę pasjonującą imprezę można nabywać za pośrednictwem Ticket Master oraz w sklepach Save- On Foods. Do zobaczenia w dniach 24 - 26 lipca na terenie toru wyścigowego na lotnisku w śródmieściu Edmonton. Jacek Dastych

Transcript of P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy,...

Page 1: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

a n o r a m aPOLISH

a n o r a m aa n o r a m aa n o r a m aa n o r a m aPPPPP POLSKA

Independent Cultural Magazine

Niezalezny magazyn kulturalny

VO L . 1 7 , N O 7 ( 1 8 9 ) J U LY / L I PI E C 2 0 0 9

Danica Patric na trasie zeszłorocznego wyścigu Indy w Edmonton, Fot. Jacek Dastych

Rexall Edmonton Indy (24 - 26 lipca br.)

Już tylko kilka tygodni dzieli nas od jednej z najciekawszych imprez sportowych roku, która odbędzie się w naszym mieście - Rexall Edmonton Indy. Jest to olbrzymia gratka dla miłośników szybkich samochodów, podobnych do tych najszybszych z Formuły1.Na torze wyścigowym na miejskim lotnisku będziemy

mogli zobaczyć wielu doskonałych kierowców uprawiających ten niebezpieczny a jednocześnie pasjonujący sport. Pikanterii dodaje fakt iż wśród kierowców będzie Danica Patric, ktćra ma szansę w następnym sezonie ścigać się w gronie najlepszych kierowców Formuły 1.

Bilety na tę pasjonującą imprezę można nabywać za pośrednictwem Ticket Master oraz w sklepach Save-On Foods. Do zobaczenia w dniach 24 - 26 lipca na terenie toru wyścigowego na lotnisku w śródmieściu Edmonton.

Jacek Dastych

Page 2: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009P a n o r a m a P o l s k a

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

2

MIS & MIS LLPBARRISTERS & SOLICITORS

• corporate commercial• income tax• real estate • wills & estate planning

Suite 2107, 10088 - 102 AvenueEdmonton, Alberta

T5J 2Z1

Tel: (780) 424-2600 Fax: (780) 425-6451email: [email protected]

SREBRNY JUBILEUSZ ZESPOŁU

TANECZNEGO „KUJAWIAK”

W dniu 15 maja 2009 r odbyła się w Hotelu Chateau Louis w Edmonton wspaniała uroczystość jubileuszu 25-lecia powstania zespołu tanecznego” Kujawiak” Zespoł ten jest rówieśnikiem edmontońskiej szkoły - Angielsko- Polskiego Programu Jana Pawła II, który w tym roku (w pażdzierniku) będzie obchodził również swój srebrny jubileusz istnienia.W okolicznościowym bankiecie uczestniczyli rodzice, członkowie organizacji, ale także dzieci z zespołu Kujawiak, jak i cudowni tancerze z zespołu „Polonez”. Niespodzianką i specjalnym jubileuszowym darem dla Kujawiaka był występ „Poloneza”, w którym tańczyli wszyscy bez wyjątku, byli członkowie „Kujawiaka”; ci najstarsi sprzed ponad 20 lat, jak Ania Michalik czy Mikołaj Moss, jak i najmłodsi, jak Courtney Flisiak czy Kevin Bergman. Mistrzem ceremonii Bankietu była urocza prezes Kujawiaka, pani Izabella Bereżnicka- Common, którą tak niedawno uczyłam w szkole (była wzorową uczennicą) i która tak niedawno sama tańczyła w zespole, a teraz doskonale, z właściwym sobie wdziękiem prowadziła całą uroczystość. Bal i bankiet zaszczycili swoja obecnością, jako goście honorowi: Terry Cavanagh przedstawiciel Urzędu Miasta Edmonton, Teresa Szlamp-Fryga, prezes KPK, okręg Alberta, Adam Świerczyński, prezes TPK, Jan Kucy, przedstawiciel TWP, William Chodkiewicz, prezes Akcji Humanitarnej, Ewa Miles–Dixon, prezes Federacji Polek, Bogumiła Szulc, prezes KUL, Anna Koziak, prezes Poloneza, Janina Muszyńska reprezentowała Fundację Magdy Tomczak, Zofia Zalucka -Towarzystwo Kultury Polskiej. Również premier Alberty, Ed.Stelmach przesłał list gratulacyjny dla zespołu.A teraz wracam do historii sprzed 25 laty. Wtedy to została zarejestrowana Organizacja: Kujawiak Polish Children Dance Society, której głównym celem było i jest propagowanie wśród dzieci- szczególnie tych najmłodszych- polskiej tradycji i zwyczajów poprzez taniec. Była to w tamtym czasie pierwsza polonijna organizacja „non profit”, ukierunkowana tylko na taneczne szkolenie dzieci już od trzeciego roku życia..Jedną z inspiratorek powstania Kujawiaka była – jak wspomina dr Michalik, dyrektor artystyczny zespołu – śp. Maria Sawa, która w roku 1983 będąc członkiem dorosłego Kujawiaka zaproponowała sugestię nie do odrzucenia:”... Polonez, Polonezem, ale moje trzy córki i pana córka, też muszą tańczyć...” I tak powstał w 1984 r. Zespół Kujawiak, który niejako automatycznie stał się zespołem także mojej szkoly - Programu Jana Pawła II. W naszej szkole miał i ma próby, a pewnie około 90% tańczących dzieci, to nasi uczniowie.Zespół działa nieprzerwanie przez cały okres 25 lat i ciągle się rozrasta. W chwili obecnej istnieją w nim 4

Człowiek człowiekowi wilkiem(refleksja o współczesnej Polsce)

Żyjemy. W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i nienawidzimy. Mamy przyjaciół i wrogów. Coś w nas sprawia, że nie lubimy niektórych ludzi. Stajemy się dla nich nieprzyjaźni. Unikamy ich. Uciekamy przed nimi. Staramy się o nich nie myśleć. A jeśli już myślimy to tylko źle. Często bardzo źle. Dlaczego tak się dzieje? Co sprawia, że są w naszym życiu osoby, które przyprawiają nas o dreszcze. Te negatywne dreszcze? Ktoś kiedyś powiedział człowiek człowiekowi wilkiem. Ktoś inny to powtórzył. I tak przez lata stwierdzenie to idzie z każdym pokoleniem. Jest jakimś piętnem. A może wyrzutem sumienia. Cóż, wilk to całkiem przyzwoite stworzenie. Może być nawet sympatyczne. Jednak nie zawsze. Zabija, by przeżyć. Człowiek inaczej. Jesteśmy współczesnymi wilkami. Na ulicach naszych miast nie uśmiechamy się do siebie. Prędzej krzyczymy, rzucamy wulgaryzmy, obrażamy się nawzajem. Jesteśmy niecierpliwi. Śpieszymy się kosztem innych. Przepychamy się stosując zasadę kto silniejszy ten lepszy. Proszę, przepraszam, dziękuję słowa, o których niewielu pamięta. A kto wie o tym, że to mężczyzna powinien przepuszczać przodem kobietę? Nasze ulice są nadal szare i to nie tylko dlatego, że kamienice nie są restaurowane. Nasze ulice są szare bo my jesteśmy smutni. Brakuje nam sympatii do innych. Traktujemy ich jak wrogów. Człowiek może być wilkiem przez swoją obojętność. Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa przejedzie auto. Ale bezdomnego omija szerokim łukiem. Bo śmierdzi. W głębi duszy niektórzy czują satysfakcję. O, stoczył się. Wylądował na ulicy. Nie to co ja. Porządny gość. Taka radość z czyjegoś nieszczęścia. Smutne, ale prawdziwe.

Zawiść. Coś co kochamy. Upajamy się nią. Zazdrość sama w sobie jest głupia. Nic nie daje. Poza tym, że sami się męczymy. Nic nie zyskujemy zazdroszcząc. Kompletnie nic. A mimo to zazdrościmy. Ot tak po prostu. Zazdrościmy różnych rzeczy i spraw. Zazdrościmy, że ktoś jest lepiej wykształcony od nas. Zazdrościmy komuś ładnej żony, a komuś innemu fajnego męża. I tak się kręci. Potrafimy wyrzucać z siebie tysiące bez sensownych słów tylko dlatego, że zazdrościmy. Potrafimy dołożyć komuś bo ma lepiej od nas. Brak życzliwości. Takiej codziennej. Zwykłej. Nie heroicznej. Życzliwości polegającej na pomocy innym i na zainteresowaniu się tym czym żyją. Kiedy jej brakuje możemy powiedzieć, że jesteśmy dla innych wilkami. Wilkami, które dbają tylko o siebie. O swoje szczęście. Często osiągane kosztem innych. Na zasadzie deptania. I zdeptania. Czyli szczęście zdobyte po trupach. Bycie dla kogoś wilkiem nie musi być spektakularne, wielkie, wzbudzające powszechną odrazę. Może być małe, spełniane w zaciszu naszych domów czy knajp. Naszych środowisk. Takie świństewka, które podsyłamy innym. To takie nasze małe prezenty. Być albo nie być. Pytanie Hamleta cały czas jest aktualne. Możemy zapytać jak być? Kim być? Pytanie postawione wiele, wiele lat temu bardzo pasuje do naszych czasów. Może bardziej niż do czasów, w których padło po raz pierwszy. Świat, w którym żyjemy ma coś z podłości. Czasami ta podłość nas przeraża, a najgorsze jest to, że nie możemy się przed nią schować. Nie ma gdzie uciec. Dopadnie nas wszędzie. No prawie wszędzie. Są na szczęście jeszcze miejsca, a właściwie oazy wolne od podłości, nienawiści, zdrady. Ale czy można nie być wilkiem żeby przeżyć we współczesnym świecie? Czy można żyć przyzwoicie w świecie, który dawno przestał cenić przyzwoitość? Czy można być dla innych człowiekiem wiedząc, że mogą to wykorzystać i być dla nas wilkami? Trudna sprawa. Ale to nasz wybór. Łatwiej się przebijać łokciami. Łatwiej i szybciej. Ale jest jeden problem. Stosując tę zasadę stajemy się podobni do wilka, który żyje tylko po to, by przetrwać. A nasze życie może mieć wiele kolorów. Może być różnobarwne. Bez odcieni nienawiści i braku szacunku. Tym samym może być prostsze. O wiele prostsze. Ale wybór należy do nas. I tylko do nas.

Tomasz Kornecki

Page 3: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

3P a n o r a m a P o l s k a

grupy ćwiczeniowe, z których dwie najstarsze jadą po raz kolejny na Międzynarodowy Dziecięcy Festiwal Zespołów Polonijnych do Iwonicza Zdrój w Polsce, w lipcu 2009.Kujawiak od 25 lat tańczy na naszych polskich uroczystościach z okazji 3 Maja i 11 Listopada, tańczy też w Parku Hawrelaka na Heritage Days, z okazji Canada Day, Dnia Języka Ojczystego, oraz w szkołach, szpitalach i domach opieki. Zespół wielokrotnie wyjeżdżał z występami do Druhaller, do Kimberly i jak mi wiadomo, wszędzie przyjmowany jest bardzo gorąco...nie ma się co dziwić – zaslużył. Zespół Kujawiak odniósł niedawno, bo w 2005 roku swój największy sukces, jaki nie odniósł żaden inny zespół polonijny, mianowicie, wygrał konkurs na „Santa Claus Parade”- jako THE BEST DANCE GROUP.Warto podkreślić, że zespół Kujawiak reprezentuje też naszą szkołę –Program Jana Pawła II - na różnych uroczystościach, ostatnio podczas wystawy osiągnięć szkół dwujęzycznych w Edmonton w West Edmonton Mall.

Kujawiak to także przyszłość naszego Poloneza (który juz po raz drugi w 2007 r. reprezentował Kanadę na Światowym Festiwalu w Drummondville, Quibec), który już obecnie składa sie z wychowanków Kujawiaka.Podczs bankietu nie obylo się bez szczególnych podziękowań. A więc p. Walenty Michalik, dyrektor artystyczny zespołu wraz z p. Izabella Bereżnicką-Common, prezesem zespołu, wręczyli p. Janinie Muszyńskiej Dyplom Członka Honorowego Organizacji KUJAWIAK za 25 lat bezinteresownej pomocy. Pan Terry Cavanach, w imieniu Majora Miasta, wręczył dyplomy honorowe za wieloletnią pracę dla zespołu p. Janinie Muszynskiej, p. Annie Koziak, p. Elżbiecie Linczewskiej i p. Marii Michalik. Zaskoczeniem dla mnie podczas tej uroczystości było zachowanie dzieci, które potrafiły dostosować się do pięknej scenerii bankietu. Wszystkie ślicznie ubrane, zachowywały sie nienagannie, z ogromnym zainteresowaniem oglądały występ Poloneza, pewnie myśląc o swoim miejscu tam w przyszłości.Byłam bardzo szczęśliwa uczestnicząc w tej uroczystości.

Wzruszył mnie występ Poloneza, gdy przypominałam sobie tych artystów siedzących w małych ławkach w mojej czwartej klasie, a potem w nieco starszych klasach. Uczyłam prawie wszystkich- tych z Poloneza, jak i z tych z Kujawiaka. I muszę dodać, że byli to ci najlepsi w nauce- a więc „do tańca, różańca i do nauki”. A potem zaczął się bal....wszyscy tańczyli. BYŁO WSPANIALE..Ogromne gratulacje należą się panu dr. Michalikowi, niezastąpionemu twórcy i dyrektorowi zespołu, jak i uroczej pani Bereżnickiej–Common, a też wszystkim członkom zespołów, jak ich bardzo oddanym RODZICOM, bez pomocy których nie byłoby tych efektów.Kończę te moje skromne refleksje słowami Wielkiego Rodaka, Ojca Świętego, Jana Pawła II:„Życzę Wam, abyście pozostali sobą nade wszystko przez to, że potraficie odkryć i wyrazić swą polskość- to dziedzictwo przynależności do narodu”.

Z wyrazami uznania Bogumiła Szulc

Page 4: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009P a n o r a m a P o l s k a

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

4

Strona Internetowa Polonii Kanadyjskiej w Edmontonie

www.domyedmonton.com

We speak English, Polish, and Russian

Dr.Margaret PokroyDr.Mila Lutsky

FAMILY DENTISTSPleasantview Professional Bldg.Suite 300, 11044 - 51 AvenueEdmonton,Alberta T6H 5B4Fax: (780) 432 - 1427

(780) 430 - 9053

Nasza wycieczkaFajnie jest należeć do kółka dramatycznego naszej sobotniej szkoły im.Henryka Sienkiewicza w Edmonton. Jest to bardzo ciekawe zajęcie. Nasza pani Violetta Stryjski daje nam teksty które musimy się nauczyć na pamięć, a potem dodajemy ruchy, zmieniamy głos, dostosowywujemy akcent i wcielamy się w rolę bohaterów bajek i baśni napisanych przez polskich pisarzy. Powtarzamy wszystkie sceny jeszcze kilka razy żeby nabrać wprawy. Gdy wszystko jest już gotowe z niecierpliwością czekamy na dzień naszego występu teatralnego. W nagrodę za naszą cieżką pracę i wysiłek pani Viola z panią dyrektor Krystyną Dembowską organizują nam różne wycieczki, wspólne spotkania i zabawy. Teraz wam opiszę jedną z naszych wypraw, która odbyła się w sobotę 16 maja 2009 roku.W czasie długiego weekendu w sobotę pojechaliśmy nad jezioro Świętej Anny 70 kilometrów poza Edmonton, spędziliśmy tam miło czas grając w gry, zabawy, pijąc i jedząc różne smakołyki, podczas gdy nasi tatusiowie budowali schowek dla naszych rekwizytów teatralnych.

W moim domu od rana wszyscy się przygotowywaliśmy do wycieczki. Pogoda była wspaniała więc wiedzieliśmy że nasz wyjazd będzie udany. Za jakiś czas wszystko było gotowe i ruszyliśmy w drogę. Wszyscy mieliśmy się spotkac w umówionym miejscu w mieście. Ja z moją rodziną zajechaliśmy pierwsi a za kilka sekund mój kolega oraz inni uczestnicy wycieczki. Gdy pani Viola z rodziną zajechali na miejsce spotkania od razu wszyscy ruszyliśmy w dalszą droge. Nad jezioro zajechalismy za 45 minut, bo zrobiliśmy 3 dodatkowe kółka po okolicy ponieważ trochę zabłądziliśmy. Dobrze że pani dyrektor na nas czekała to było nam łatwiej trafić, no ale tak czy tak zajechaliśmy na miejsce i mieliśmy przy tej okazji sporo śmiechu. W lesie było fajnie, było cicho, spokojnie i słonecznie ale najważniejsze było to, że mieliśmy dużo miejsca do gry w piłke nożną, badmintona,a mój tata nawet zaproponował nam gre w dwa ognie. Bardzo nam się ta gra podobała, bo brały w niej udział wszystkie dzieci i też rodzice. Byliśmy już bardzo zmęczeni ale wszyscy postanowiliśmy zagrać jeszcze w piłkę nożną. Zrobiliśmy bramki i zaczeliśmy grać. Ale była zabawa że ho ho, aż w końcu wszyscy poczuli że są głodni i poszliśmy coś zjeść. Przy ognisku wszyscy zaczeliśmy piec kiełbaski a potem zrobiliśmy hotdogi i zjedliśmy je z apetytem. Po jedzeniu byliśmy tak zmęczeni, że nie mogliśmy się ruszać za bardzo, więc postanowiliśmy odpocząć i zagrać w karty. Graliśmy w bardzo ciekawe gry. Podobało mi się że nasi rodzice pograli również z nami w badmintona. I tak płynął nam czas na tej wspaniałej wycieczce. Gdy w końcu mój tata powiedział, że musimy się zbierać i jedziemy do domu, było już trochę póżno.

Wycieczka, którą opisałem była możliwa dzięki uprzejmości przyjaciół pani dyrektor, którzy zgodzili się na nasz pobyt na ich dużej, pięknej działce oraz serdecznie nas przyjeli.I tak właśnie wyglądał nasz dzień spędzony z kolegami i koleżankami z kółka teatralnego, naszymi rodzicami i nauczycielami z sobotniej szkoły. Bardzo dziękujemy.

Konrad Mieszkowicz (klasa 5)

Page 5: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

5P a n o r a m a P o l s k a

Marek Kondrat jest aktorem, restauratorem, koneserem win i biznesmenem. �Ma 58 lat. Jako aktor debiutował w wieku 11 lat w filmie „Historia żółtej ciżemki”, grał też w serialu „Wojna domowa”. Skończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie, w której teraz wykłada. Występował w teatrach, zagrał między innymi w filmach: „Człowiek z żelaza” (1981), „C.K. Dezerterzy (1985), „Psy” (1992), „Pan Tadeusz” (1999), „Prawo ojca” (1999 – debiut reżyserski), „Dzień świra” (2002). Od ponad 30 lat ma tę samą żonę, jest ojcem dwóch synów. Jest współwłaścicielem restauracji Prohibicja, wraz z synem prowadzi sklep winny Winarium. ** To Dyżurny Aktor Kraju – jak słusznie zauważył Stefan Friedmann, też aktor. Ostatnio aktor Kondrat z wielkim powodzeniem wcielał się w twardzieli („Psy”, „Ekstradycja”, „Operacja Samum”) – przykuwając widza kajdankami do ekranu. Podobno miał pojechać do USA, by uczyć Amerykanów jak robić filmy gangsterskie (sic!...). Poprzednio grywał wrażliwych mężczyzn szukających swojego miejsca na tym najpiękniejszym ze światów („Zaklęte rewiry”, „Smuga cienia”). Nie obca mu jest też swoista vis comica – czemu dał wyraz w komediach „C. K. Dezerterzy”, „Pułkownik Kwiatkowski czy genialny „Dzień Świra”. Jak widać aktor Kondrat jest uniwersalny, za każdym razem inny, zaskakujący, „wstrzelony w dziesiątkę”. Marek Kondrat jest ulubieńcem nie tylko publiczności oglądającej, ale też drogiej (coraz droższej) telewizji publicznej. Stosunkowo niedawno jednego tylko dnia mogliśmy go oglądać o tej samej porze w jej trzech programach(!), nie licząc bardzo wielu dowcipnych reklam znanego banku… Ten perfekcyjny profesjonalista zajął się także reżyserią („Prawo ojca”) – czym kopiuje drogę zawodową naszej gwiazdy w eksporcie wewnętrznym – czyli Krystyny Jandy. Jednak w jednym z wywiadów stwierdził stanowczo, że śpiewać nie będzie, zasmucając rzesze wielbicielek. A przecież pan Marek mówił także, że ma satyryczny dystans do swego zawodu… Ale to chyba z innej epoki, a może reklamówki?...* Pan Marek wciąż powtarza i udowadnia, że jest aktorem dyspozycyjnym. Powiedział mi: „Nie mam żadnych przerostów ambicjonalnych, ani jakichś takich wyobrażeń na temat swojej osoby; nie obce mi są różne gatunki (nie o wina chodzi… – przyp. red.). Może być film, teatr, estrada, kabaret, mogą być różne rzeczy i żadna nie powinna wzajemnie sobie szkodzić, tylko dopełniać warsztatowe umiejętności. Kiedy spytałem Marka Kondrata, czy nie ma żadnych lęków, obaw, niepokojów – odpowiedział mi: „Prawdziwe wyzwania aktorskie wiążą się dla mnie na przykład z repertuarem romantycznym, natomiast żadna z ról filmowych czymś takim nie była. Jedyne obawy – jeżeli można to tak nazwać – dotyczą kontaktów z młodymi reżyserami, którzy mają własny „młody” światopogląd,

inne poczucie smaku, estetyk czy humoru; operują pewnym odmiennym skrótem myślowym, posługują się nieco odmiennym językiem. To są sprawy, z którymi ja muszę się zmagać. Przyglądam się im, podglądam i próbuję mieścić się w tej całości z pewną obawą: czy ja nie jestem z innej epoki?... Gdy pytałem o cenę sztucznego wywoływania i przeżywania emocji, co Marek Kondrat robi dla higieny psychicznej – usłyszałem, że – „taka higiena jest nieodzowna w tym zawodzie, który absolutnie może nas wyrzucić na manowce człowieczeństwa. Dla mnie taką higieną jest samo życie i ucieczka do tego życia w jego najbardziej podstawowych, prostych, zwykłych wymiarach – w każdej chwili, kiedy nie uprawiam tego zawodu. Swoistym paradoksem jest, że treścią, bazą, czy powodem, dla którego uprawiamy ten zawód – jest takie samo życie. Ono jest w jakiś naturalny sposób przez nas przetwarzane, czy też jest ono, jak gdyby, naturalnym dostawcą naszych środków przekazu, wyrazu, a czasem i samych treści. Trzeba być tylko wyczulonym na jego przejawy i bystrym obserwatorem. Natomiast rzeczą nieodzowną jest zachowanie człowieczeństwa! Stanisław Witkiewicz – ojciec, pisał kiedyś o tym do syna: „Żeby być artystą, trzeba się przede wszystkim zachowywać po ludzku”. Jestem blisko tej wersji, że trzeba być przede wszystkim człowiekiem, żeby móc być artystą!” „Zaklęte rewiry”, „Pokój z widokiem na morze”, „Smuga cienia”, „Danton”, „Dziecinne pytania”, „Dom wariatów”, „C. K. Dezerterzy”, „Pułkownik Kwiatkowski”, „Dzień Świra” czy kabaret Olgi Lipińskiej sprawiły, że dostrzegłem w tym, co robi Marek Kondrat, sporo ironii wobec samego siebie, kreowanych postaci, świata. Aktor przyznał mi rację. Wyznał, że wynika to po części z krytycyzmu czy też dążenia do perfekcjonizmu – co czasami jest paraliżujące. Ideałem by było – kontynuował Marek Kondrat – utrzymywanie się na takiej bardzo cienkiej, czerwonej linii czegoś, co nazywamy taktem, a takim przewaleniem w stronę kreacji, ale co jednak unosi rzeczywistość troszkę ponad. To jest ten model idealnej kreacji, który oczywiście w swym zamyśle nie powinien popaść w jakieś bałwochwalstwo, w kabotynizm – krótko mówiąc. Ale tego wszystkiego można się uczyć, byleby to była nauka w dobrym towarzystwie, które zawsze gwarantuje jakiś poziom. Wiedziałem, że Marek Kondrat ma swojego Mistrza, który wpłynął na jego wykształcenie i na światopogląd związany z zawodem. Poprosiłem więc, by aktor w wielkim skrócie zdradził mi filozofię tego zawodu, którą przekazał mu Gustaw Holoubek. Usłyszałem: definicję dobrego aktorstwa wyznacza talent, osobowość, interpretacyjna wrażliwość, umiejętności warsztatowe, ale to nie gwarantuje sukcesu. Życie i sztuka – są to sprawy jak gdyby współistniejące i wpływające nawzajem na siebie; natomiast absolutnie rozdzielne, jeśli chodzi o egzystencję człowieka, jakim jest aktor. Z tego wynikają wszystkie inne konsekwencje: bycie sobą w tej sztuce; interpretacja świata wedle własnej wiary i tolerancja dla innych postaw; poszukiwanie poezji dookoła siebie, jako podstawowego środka treści wyrazu i zhierarchizowanie tego w sposób niezwykle świadomy, taki, w którym znajdujemy swoje miejsce. Jeśli mówię o poezji – to myślę o sposobie nazywania świata, czy

patrzenia na świat. To się nie zawiera tylko w tomiku wierszy. Poezję odczuwam – z tego przekazu Mistrza – jako próbę dociekania, próbę nazwania pewnych sytuacji wedle własnej wrażliwości, ale także wrażliwości innych ludzi; bycie otwartym na innych ludzi. I wyniesienie tego, co się robi – ponad codzienność, publicystykę, to co odróżnia sztukę od regularnej powszedniości nieodświętnego dnia. Na koniec naszej rozmowy oczekiwałem od Marka Kondrata pewnej konfrontacji rad jego Mistrza z przekazem jego ojca, też aktora, który zapewne również zdradzał panu Markowi tajniki zawodu. - Z ojcem mało prowadziliśmy rozmów na temat własnej osoby w tym zawodzie – usłyszałem z ust pana Marka. – Ojciec nigdy nie udzielał mi specjalnych rad, a także mało szczodrze opiniował się moje dociekania i osiągnięcia. Natomiast dla mnie – wyznał Marek Kondrat – jest niewątpliwie łatwiejsza egzystencja w tym zawodzie z racji tego, że mam poczucie jakiegoś okresu minionego – teatru, który był innym teatrem niż ten dzisiejszy, ale nie do końca. I to jest zawarte w tym moim wyznaniu wiary w ciągłość, tradycję, w coś, co ewolucyjnie przechodzi i daje mi poczucie bezpieczeństwa na przyszłość. Usłyszałem: Teatr w swojej dziedzinie jest niezmienny i to jest jego walor podstawowy. Nie polega także na repertuarze, bo ten – jest powielany od z górą dwóch tysięcy lat i zawsze będzie aktualny, ponieważ magia tych dzieł najwyższej próby polega na tym, że cały czas zadaje pytania współczesnemu człowiekowi, na które nie ma jak dotąd zdecydowanych i jasnych odpowiedzi; od być albo nie być? – począwszy. I to jest właśnie genialne, że cały czas jest widz, który te pytania stawia sobie przy pomocy teatru. Klasycy są bogaci przez wszelkiego rodzaju interpretacje, na jakie pozwalają. A środkiem jest wypowiedź żywego człowieka wobec innych ludzi – przy pomocy tekstu – do żywego człowieka. Ten świat teatru mnie uwodzi. Ta umowa jest czymś fantastycznym, bo dotyczy przede wszystkim wyobraźni ludzkiej, czyli czegoś, co może budować najwspanialszy dramat. Zawsze zdobywanie szklanej góry przez rycerza – jest o wiele bardziej dramatyczne, niż potrącenie człowieka na pasach. Dla sztuki, oczywiście….

Marek Różycki [email protected]

MAREK KONDRAT. Dyżurny Aktor Kraju…

Page 6: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009P a n o r a m a P o l s k a

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

6

MASZ PROBLEMZ KOMPUTEREM?

ZADZWON DO NAS

Jan(780) 478-9540

MASTER COMPUTER SERVICES

Zanim wyruszymy na wakacyjne szlaki

Współczesny Świat jest pełen niebezpieczeństw. Z rozwojem cywilizacji ilość ogarniającego nas ryzyka również wzrasta. Jest to związane między innymi z postępem technologicznym i wzrostem zamożności w s p ó ł c z e s n y c h społeczeństw. Z drugiej strony uczymy się nie tylko unikać i

kontrolować różne rodzaje ryzyka ale równieez dzielić się nim. Tak, właśnie dzielić się ryzykiem. Bo ubezpieczenia nie są niczym innym jak dzieleniem się ryzykiem z firmą ubezpieczeniową. Jeżeli dla przykładu za kilkadziesąt dolarów miesięcznie firma ubezpieczeniowa jest gotowa wypłacić nam miliony dolarów w wypadku nieszczęścia, to jest to niczym innym jak dzieleniem się ryzykiem.Im bardziej rozwinięte są rynki finansowe danego kraju tym większe są możliwości obywateli na udział w dzieleniu sie ryzykiem z firmami ubezpieczeniowymi. Niektóre ubezpieczenia są obowiązkowe (np.samochodowe), ale pozostałe są dobrowolne. Kontrola ryzyka to ważna część planu biznesowego każdego przesiębiorstwa oraz prywatnych osób, które poważnie podchodzą do ochrony swojego dorobku, czy dziedzictwa potomków. Temat ubezpieczeń jest ogromny zatem omówmy ubezpieczenia na czas podróży (Travel Insurance). Jest to rodzaj ubezpieczeń, które wielu z nas będzie potrzebować w najbliższych tygodniach, czy to dla nas samych czy dla gości z Polski. Trudno uwierzyć, ale są ludzie, którzy twierdzą że ich nie potrzebują. Ten brak odpowiedzialności można tłumaczyć w różny sposób, ale nie jest to nic innego jak zwykła nieroztropność.Większość podróżnych nie zna szczegółów o dostępnych nam rodzajach ubezpieczeń. Co warto wiedzieć o ubezpieczeniach na czas podróży? Firmy ubezpieczeniowe nie mogą oferować polisy na rodzaj ryzyka, które jest już pokryte przez ubezpieczenie prowincjonalne, zasada ta dotyczy również ubezpieczeń na czas podróży. Nie ma zatem obawy że kupimy ubezpieczenie na coś co jest pokryte przez Alberta Health Care Insurance Plan. Warto też wiedzieć że prowincjonalne ubezpieczenia mogą pokryć wydatki medyczne spowodowane nagłą potrzebą ale tylko do określonej sumy zależnej od prowincji zamieszkania, związane jest to też z rożnymi ograniczeniami. W rzeczywistości jeśli mielibyśmy dla przykładu potrzebę operacji wyrostka robaczkowego w Winnipeg lub w Portland w stanie Oregon, to osobiście nie chciałbym być w Portland bez własnego ubezpieczenia.No dobrze, ale co można ubezpieczyć na czas podróży a co trzeba mieć koniecznie ubezpieczone? Jak łatwo się

domyślić jest wiele firm ubezpieczeniowych oferujących tego rodzaju ubezpieczenia. Ich oferty i ceny są zbliżone, zrozumienie różnic pomiędzy pakietami nawet tej samej firmy, niestety wymaga poświęcenia więcej niż pięciu minut.W ramach ubezpieczeń na czas podróży mamy dwie grupy: medyczne i niemedyczne.Wśród medycznych mamy ubezpieczenia wielowyjazdowe i jednowyjazdowe, dostępne są one dla mieszkańców Kanady. W grupie ubezpieczeń medycznych mamy też ubezpieczenia dla gości odwiedzających Kanadę. Ponieważ ubezpieczenia medyczne to absolutne minimum i bez nich nie powinniśmy opuszczać domu, przyjrzyjmy się co takie standartowe ubezpieczenie zawiera. Polisa pokrywa wydatki w razie wypadku lub choroby wymagającej natychmiastowej opieki lekarskiej lub pobytu w szpitalu poza miejscem zamieszkania, najcześciej do sumy pięciu milionów dolarów. Oprócz wymaganej opieki polisa pokrywa koszty karetki, opiekę dentystyczną, lekarstwa, koszt transportu medycznego, transport rodziny poszkodowanego do szpitala w którym on się znajduje, pokrycie zakwaterowania i kosztów posiłkow chorego i jego rodziny. Jeśli poszkodowany podrożował z dziećmi to ich powrot do domu oraz opieka w czasie podróży też będzie pokryta. Jeśli poszkodowany podróżował samochodem to przyprowadzanie samochodu do domu też jest pokryte przez tę samą polisę.Jeśli natomiast ubezpieczony zmarł w czasie podróży to oczywiście sprowadzenie zwłok będzie pokryte. Mimo iż ubezpieczenia te pokrywają szeroką gamę ryzyka to ich cena pozostaje bardzo przystępna.Wśrod ubezpieczeń niemedycznych mamy ubezpieczenia na wypadek odwołania podróży lub jej przerwania już po rozpoczęciu, na wypadek nagłej śmierci, ubezpieczenia bagażu i ubezpieczenie wynajętego samochodu. Szczegóły każdego ubezpieczenia może wyjaśnić wasz przyjazny doradca finansowy. Bardzo popularne są pakiety które zawierają pełne pokrycie medyczne i niemedyczne. Moja własna rodzina nigdy nie podróżuje bez takiego właśnie pakietu.Podróże zawodowe a zwłaszcza wakacje to nie czas aby ryzykować utrudnienia spowodowane drobnymi nawet problemami zdrowotnymi czy zaginioną walizką.Ponieważ mieszkamy w systemie kapitalistycznym to również jeśli chodzi o ubezpieczenia na czas podróży posiadacze biznesów mogą nie tylko dostać lepsze ceny ale skorzystać z ulg podatkowych. Ubezpieczenia które opisałem zaliczają się do najtańszych ale ich brak może zaliczać się do naszych najkosztowniejszych błędów. Nie pozwólmy na zrujnownie naszego lata.

Wasz Przyjazny Doradca FinansowyMieczysław Piórkowski

Tel. (780) 456 2218

Page 7: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

7P a n o r a m a P o l s k a

Dr ANITA DORCZAKADWOKAT / NOTARIUSZ

ODSZKODOWANIAPOWYPADKOWE

Services also available in Spanish

EDMONTONTel. 780-424-1212

CALGARYTel. 403-264-4477 lub 1-866-424-1212 �����������

Zlot Polonii RPA w Górach Smoczych

(30 kwietnia - 3 maja 2009 r.)Jak co roku na przełomie kwietnia i maja Polacy z Republiki Południowej Afryki spotykają się na zlocie turystycznym. XIV z kolei odbył się w przepięknym Cathedral Peak w centralnej części Gór Smoczych, dzięki Andrzejowi Żyłuk-Żylińskiemu, który te zloty oraganizuje. W czasie tych imprez wszyscy zobowiązani są mówić po polsku. Dla młodszych uczestników to świetna okazja do podszlifowania mowy ojczystej. Pogoda dopisała. W ciągu dnia słońce wręcz paliło, ale wieczorami gdy temperatura spadała zaledwie do kilku stopni powyżej zera, wszyscy gromadzili się wokół ogniska by wspólnie pośpiewać przy gitarze. Stwierdziliśmy zgodnie, że na przyszły zlot jednak musimy przygotować teksty polskich piosenek turystycznych, gdyż nie wszystkie teksty pamiętamy.Wsród uczestników zlotu można było zauważyć dwie grupy: obserwatorów i aktywnych. Obserwatorzy oglądali góry z pola kempingowego, siedzieli większość czasu przed namiotami i łącząc się w większe grupy komentowali poczynania reszty uczestników. Aktywni natomiast pod wodzą Andrzeja lub indywidualnie pokonywali górskie szlaki. Odwiedzili między innymi: Rainbow Gorge, Rainfall Forest i Cathedral Peak trail. Dzięki posiadaczom pojazdów terenowych 4x4 sporej grupie uczestników udało się dotrzeć do Mike’s Pass aby tam podziwiać zachód słońca. Na zlot przybyło około 40 osób, głównie z Johannesburga, Durbanu i Witbanku. Dziękujemy Andrzejowi za zorganizowanie tej wspaniałej imprezy.Mariola PawełczykAutorka redaguje od 2006 roku w Durbanie wraz ze swą córką Kasią pismo „To i Owo”

Autorka nad potokiemFot: Sławek Dacewicz

WspinaczkaFot. Mariola Pawełczyk

Page 8: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009P a n o r a m a P o l s k a

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

8

�����������������������������������������

����������������

��������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������

� � �������������� � ������������������� � ����������� � ��������� � ���������������� � ������������ � ����������� � ����������� � ������������������ � ���������������

��������������������������������������

Przybyłeś do Edmonton?��������������������

Citizen and New Arrival InformationCentre w ratuszu miejskim to pierwszy

krok by uzyskać informacje o:

� Usługach miejskich� Usługach społecznych� Programach w parkach� Mieszkaniach�� Szkolnictwie �� Wypoczynku�

� Osadnictwie � Komunikacji� Usługach dla seniorów�

Po informacje możesz również dzwonić pod numer 311

�����������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������

������������������������������������������������������������

�������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������

��������������������������������������

������������������������������������������������������������������������������

3035404550556060

$101

$109

$129

$154

$205

$295

$428$428

$300

$320

$440

$665

$965

$1585

$2573$2573

$115

$124

$149

$199

$256

$385

$584$584

$148

$175

$220

$275

$393

$603

$958$958

$193

$205

$273

$375

$532

$785

$1353$1353

$200

$245

$320

$445

$670

$1085

$1795$1795

$100,000 $250,000 $500,000wiek K K KM M M

�������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������

������������������������������������������������������������������������������������������

������������������������������������������������

Portret lekarza za 82 miliony dolarówKilka tygodni temu wróciłam z Francji. Odwiedziłam tam między innymi Auvers-sur- Oise, oddalone od Paryża o trzydzieści pięć kilometrów, położonym w dolinie rzeki Oise. To miejsce upodobali sobie między innymi francuscy malarze na przełomie XIX i XX wieku szukający ucieczki od zgiełku Paryża a nade wszystko pięknych plenerów. Jednym z nich był Vincent van Gogh, który szukał tam też pomocy lekarskiej.W Auvers spędził on ostatnie siedemdziesiąt dni swego życia i namalował siedemdziesiąt osiem obrazów. Pojechał tam za poradą Paula Pissarra, który dobrze znał zarówno miejsce jak i psychiatrę, doktora Gachet, który miał się zająć leczeniem Vincenta. Artysta, który uczynił Auvers miastem nieśmiertelnym spoczął na tamtejszym cmentarzu. Wokół jego grobu doktor Gachet, przyjaciel i lekarz, zasiał sloneczniki. Dzisiaj nie ma już na grobie nie ma słoneczników. Nie ma doktora Gachet. Zostały obrazy Vincentego i dzieła malarstwa z kolekcji doktora. **Po raz pierwszy byłam w Auvers w 1988, dwa lata przed 100-letnią rocznicą śmierci Van Gogha. Kiedy chodziłam wąskimi uliczkami miasteczka wydało mi się, że je znam. „Znałam” je od czasu kiedy poznawałam obrazy Van Gogha i Daubigny, którzy tam malowali. Najpierw oglądałam fotografie obrazów. Reprodukcje w książkach o sztuce były kiepskie, kolory nieprawdziwe, pozbawione blasku, ale mimo to cieszyły oko. Potem przyszedł szczęśliwy czas, kiedy mogłam oglądać oryginały. Obrazy francuskich impresjonistów były ozdobą muzeów Europy i Ameryki.I wreszcie, zrządzeniem emigranckich losów moich najblizszych i moim, znalazłam się w Auvers. Z dolnej części miasta schodami wspinałam się w górę, by stanąć przed kościołem, do którego kiedyś szła jakaś

wieśniaczka, którą artysta uczynił nieśmiertelną, malując kościół i ją. Potem doszłam do miejsca, z którego rozlega się szeroki widok na pola. W tym samym miejscu musiał stać Van Gogh w lipcu 1890 roku, kiedy malował złociste pole pszeniczne a nad nim niebo, na którym gromadziły się niespokojne chmury. Nad polem przelatywały wielkie czarne wrony. Zwiastowały nieszczęście? Przyszło ono nieodwołalnie 27 lipca 1890, kiedy w parku otaczajacym pałac Lery Vincent obezwładniony strachem przed dalszym zmaganiem się z chorobą i życiem, strzelił do siebie. Strzał okazał się śmiertelny.Odwiedziłam grób Vincenta i jego brata Theo. Spoczywają nierozłączni, tak jak byli za życia. Theo przeżył brata zaledwie o kilka miesięcy. Wracając z cmentarza poszłam na ulicę Dr Gachet, zajrzałam do ogrodu otaczajacego dawny dom lekarza, w którym tak często bywali Van Gogh, Cesanne, Pissarro i inni malarze. Gospodarza obdarowywali swymi pracami często w ten sposób płacąc za medyczne usługi. Doktór Paul Gachet, a potem jego dzieci, przez lata zazdrośnie strzegli swej kolekcji. Nie pozwalali fotografować swej bogatej kolekcji, która obejmowala między innymi prawdopodobnie 44 obrazy Van Gogha i 42 obrazy Cezanne`a. Ale tego nikt nie był w stanie potwierdzić. Potem część kolekcji podarowano rządowi. Reszta trafiła do innych prywatnych kolekcjonerów.Przy głównej ulicy Auvers, stoi budynek merostwa, taki sam jak w czasach, kiedy malował go Van Gogh. Na przeciw jest restauracja Ravoux. Artysta mieszkał u restauratora w malenkim pokoiku na poddaszu, za który płacił niewiele; trzy i pół franka za dzień z utrzymaniem. W ubożuchnym maleńkim pokoiku w mansardzie stoi niczym nie nakryte żelazne łóżko, jest umywalka z miską i dzbankiem na wodę. Jedno krzesło. Kiedy stałam sama w tym pomieszczeniu myślałam o przykrych zrządzeniach losów. Umarł na tym łóżku w biedzie i rozpaczy. Nikt nie kupował jego obrazów. A dziś? Ceny obrazów Van Gogha sięgają wielu dziesiątków milionów dolarów.**

Kiedy w 1999 roku w Paryżu w Grand Palais otwarto wystawę „Doktór Gachet, przyjaciel Cezanne`a i Van Gogha” ożyła na nowo dyskusja nad autetycznością dzieła wielkich artystów. Zrodziło się też pytanie czy wszystkie obrazy, które uważano iż wyszly spod pędzla Van Gogha, rzeczywiście są jego dziełem. Przedmiotem kontrowersji stał się znany powszechnie „Portret dr. Gachet”, będący własnością Musee d`Orsay w Paryżu. Obraz przedstawia rudego mężczyznę w białym kaszkiecie. Ma na sobie ciemno niebieski surdut. W ręku trzyma dwie gałązki naparstnicy (zioło lecznicze). Obraz ten jest portretem doktora Gachet. Urodzony w Lille w 1828 przeniósł się do Paryża i tam studiował medycynę ale pasjonowało go malarstwo.Jego przyjaciel, Armand Gautier, wprowadził go w środowisko paryskiej malarskiej bohemy. Kiedy po studiach, przeniósł się do Auvers, nie zaprzestał

Page 9: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

9P a n o r a m a P o l s k a

Kontakt w języku polskim

Zofia 780.638.7183 Kathy 780.638.7175

Z dumą wspieramy edmontońską Polonię

servuscu.ca

interesować się sztuką. Sam też malował. Swoje obrazy podpisywał Paul Van Ryssel. O związkach Van Gogha z doktorem Gachet wiemy m.inn. dzięki listom, które Vincent pisywał do brata Theo, swoich krewnych i przyjaciół. W owych listach pisanych od przyjazdu do Auvers od 20 maja do 27 lipca, zawarł obraz ostatnich tygodni swego życia. 20 maja 1890, a więc natychmiast po przyjeżdzie, Vincent pisze do brata i jego żony: „Drogi Theo, droga Jo Auvers jest bardzo piękne (…), jest tu wiele domów krytych strzechami, co jest coraz rzadsze. Tak więc mam nadzieję osiąść tu i malować. To stworzy szanse na pokrycie kosztów mego tu utrzymania- tu jest prawdziwie pięknie, to rzeczywista wieś, bardzo charakterystyczna i malownicza.” Pojawia się też wzmianka o doktorze Gachet, psychiatrze. Spotkali się w momencie przyjazdu. „Widuję doktora Gachet, który robi wrażenie ekscentryka (...), jak mi się wydaje, cierpi co najmniej tak samo jak ja.” Odwiedzał doktora często i w liście do brata z 3 czerwca pisze „Gachet i ja jesteśmy już wielkimi przyjaciółmi. Pracuję nad jego portretem.Pan Gachet jest kompletnie „zbzikowany” na tle tego

portretu i chce bym zrobił też jeden dla niego.” List do Theo zawiera opis portretu, i jego szkic. I ten szczegółowy opis wywołał zamieszanie wokół tego dzieła. Obraz opisany przez Vincenta znajduje się w prywatnej kolekcji. Portret z d`Orsay różni się kilkoma szczegółami. Ale ani intensywna praca, ani przyjaźń z dr Gachet nie zaćmiły niepokoju o przyszłość. Kilka dni spędził w Paryżu u brata. Niepokoił się o niego i jego rodzinę. Wizyta u brata w Paryżu żle podziałała na Vincenta. Theo był bliski utraty pracy, dziecko było chore, widoki na przyszłość niepewne. Vincent to wszystko odczuł. Przypuszczał, że brat nie będzie mógł mu dalej pomagać finansowo. Wrócił więc do Auvers przygnębiony. W liście (nigdy nie wysłanym) do Theo z 7 lipca, wspomina o swej depresji, o swym przygnębieniu wywołanym ostatnią wizytą.Trzy dni potem w kolejnym liście do Theo i Jo wspomina znów o swym złym samopoczuciu„ ... jestem smutny i nieustannie czuję burzę, która wisi nad wami i której ciężar zawisł i nade mną. Pragnienie czegokolwiek opuściło mnie ale psychiczne cierpienie pozostaje” wyznaje. Tego samego dnia pisze kolejny list. Ponownie dziękuje za przysłanie 50

franków, pisze coś o sztuce handlu obrazami. A potem stwierdza „istnieje różnica pomiędzy handlem obrazami martwych a żywych artystów”. Ten list znaleziono przy Vincencie po tym jak strzelił do siebie. Dowlókł się jeszcze do domu. Do końca byli przy nim najbardziej mu bliscy, doktor Gachet i wezwany przez niego, Theo. Ten obiecał umierającemu bratu iż otworzy galerię, w której znajdą się tylko obrazy Vincenta. „Moje dzieło, dla niego narażałem życie, dla niego omal nie postradałem umysłu...”To były ostatnie słowa Van Gogha.

Portret „Doktor Gache” namalowany przez Van Gogha podczas aukcji sztuki w 2000 roku osiągnął cenę osiemdziesięciu milionów dolarów. Vincent Van Gogh, którego brat wspierał 50 frankami, ów „boski szaleniec”, którego obrazy u współczesnych mu budziły śmiech lub wzruszenie ramion, ów artysta bez grosza przy duszy nie wyobrażał sobie nawet, że kiedyś jego obrazy osiągną tak zawrotną cenę. Oczywisty to dowód iż miłośnicy sztuki wyżej cenią dzieła martwych artystów.

Ryszarda L. Pelc

Miłość niedościgniona

Najczęściej nasze przekonania o naszej motywacji bycia z kimś podlegają sprawdzianowi przy najbliższych konfliktach Dopiero kryzysowa sytuacja zmusza nas do głębszej analizy swoich oczekiwań i uczuć. Przychodzą refleksje i poszukiwania popełnionych błędów. Giną dawne namiętności i gasną uczucia pozostaje jeszcze seks, ale i to przekształca się powoli w rutynę i stwarza pozory więzi.Miłość to tajemnicze słowo i nie zawsze oddaje ono obiektywnie stan uczucia – często wchodzimy w związki by czerpać z niego korzyści dla siebie. Korzystamy z okazji jaką jest fascynacja partnera i wiążemy swoje i jego życie w związku, w którym interesy są zazwyczaj idące w różnych kierunkach. U podłoża takich fascynacji leży podstępna prawidłowość: kobiety poszukują miłości a mężczyźni seksu i często te oczekiwania nie zawsze idą w parze.Skutek tego jest taki, że wtedy zazwyczaj myśli błądzą w poszukiwaniu niespodzianki, której fascynacji ulegniemy - bo będzie ona naszym adoratorem, tęskniącym kochankiem, choćby był daleko.Tak, jak w zwierzeniach w pewnym blogu 36 letniej mężatki i dużo starszego od siebie – też czyjejś żony – męża:- „wiemy o sobie praktycznie wszystko. Nie mamy żadnych tajemnic. Nie wiek jednak jest najgorszą przeszkodą. Ja mam męża i dwoje dzieci - on wiedział o tym od pierwszego dnia. Druga przeszkoda to odległość jaka nas dzieli - prawie kilkaset km, ale największa to tląca się jeszcze lojalność wobec własnego związku.Zostaje nam tylko telefon i internet. Rozmawiamy

godzinami, razem się śmiejemy i płaczemy, śpiewamy i słuchamy muzyki .ON mnie pociesza i doradza gdy mam problem, rozwesela gdy jestem smutna. Rozmawiamy ze sobą tak jakbyśmy byli obok siebie. Razem wspólnie jemy, oglądamy telewizję, sprzątamy, idziemy do łazienki... no i do łóżka. Praktycznie większość dnia spędzamy razem a jednak osobno.” Potem przychodzi wieczór, pora na dobranoc i niestety - tylko komputer przyjaźnie żegna:Kochana - dobrej nocy Ci życzę. Cały dzień czekałem - jak na swoją żoneczkę, stęskniony, kwiatki z łąki na stole, garnki umyte, piżamka wyprasowana leży złożona na krawędzi łóżeczka a ja siedzę w fotelu z bukietem nadziei. Wreszcie drzwi się otwierają. Wchodzisz i usta otwierasz zaskoczona - to ty kochany? Chyba mi się śni - mówisz. Tak, to sen - odpowiadam. Wejdź proszę cichutko na paluszkach bo zbudzisz nas. Usiądź koło mnie i spójrz w stronę wyobraźni bo to ona daje nam teraz tak rozkoszny sen.Jesteś i widzę Cię ale przenikam przez twoje ciało, jestem w Tobie i póki jestem ty śnisz, póki jesteś we mnie - ja śnię. Śpijmy zatem i śnijmy, bo to nasz jedyny świat.

Miłość niedościgniona - mógłbym powiedzieć. Nigdy się nie spełni i kiedyś zgaśnie, przyniesie ból, często obu stronom, albo co najwyżej - uśmiech przez łzy, by potem stwierdzić: - nie mogliśmy się zatrzymać dla siebie, wyrwaliśmy się z własnych objęć i łzami ścieliliśmy ślady.Pozostało nam jeszcze echo naszych głosów – często zawieszonych w oczekiwaniu.. i pełnych wyrażeń niewypowiedzianych....Teraz pozostanie nam tylko ślad i aż – ślad!

Tak jest w życiu, że to co piękne jest zwykle niedoścignione - gdy je zaledwie dotykamy – powszednieje. Związek małżeński to związek oczekiwań, kiedy one są niezborne – to zawsze tę lukę wypełnić może jakaś miłość „niedościgniona” by potem mówić co dnia:dzień dobry tęsknototy budzisz rankiem i usypiasz nocąchoć nieproszona i dajesz złudzenie - witam cię!

Dariusz [email protected]

Page 10: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009P a n o r a m a P o l s k a

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

10

Petroleum Plaza9929 - 108 StreetEdmonton, AB

T5K 1G8

[email protected]

����������������������

��������������������������������������������������

����������������������������������������������������������������������������������������

������������������������������������������������������������������������������������������

Tel. 429-0555���������������������

����������

Na współczesnym ołtarzu

Media. Telewizja, Internet, radio. Czasem prasa. Są wszechobecne. I dlatego wygrywają. Prawie w każdym domu mamy dostęp do Internetu. Telewizor jest w większości naszych pokoi. Codziennie jesteśmy bombardowani setkami informacji. Dobrych i złych. Częściej złych. To one pokazują nam świat i go modelują. Projektują rzeczywistość. Projektują nasze zachowania. Projektują nas samych.

Przyjmujemy wzorce zachowań z mediów. Bogami stają się bohaterowie seriali. Niektórzy nie rozróżniają aktora od osoby, którą gra. Zaburzenie rzeczywistości. Potrafimy poświęcać wiele czasu, by śledzić losy naszych ulubionych bohaterów. Jesteśmy dziećmi mediów. Pokoleniem Internetu i telewizji. Planujemy domowe zajęcia tak, by nie urazić naszej domowej świątyni jaką jest telewizja. Często nie potrafimy już ze sobą rozmawiać. Rozmowę zastępuje program lub film. A potem pojawia się pustka.

Poznałem kiedyś parę. Ona nieprawdopodobnie ładna. On zakochany w niej po uszy. Poszli na spacer. Trwało to pół godziny. Musiała wracać, bo w telewizji był jej ulubiony serial. Trochę smutnawa miłość. Ale jakoś przetrwała. Dziś są małżeństwem. Może razem oglądają ten sam tasiemiec, który dalej emitowany jest na jednym z kanałów telewizyjnych.

Media stały się dla współczesnego człowieka ołtarzem, na którym składa daninę ze swojego wolnego czasu. Między 19:00 a 21:00 oddajemy cześć serwisom informacyjnym. Potem są filmy. Mniej lub bardziej wartościowe. Często mniej.

Badania pokazują, że Polak spędza, statycznie, przed telewizorem od 130 minut dziennie nawet do 4 godzin. Danina czasu ogromna, zakładając, że 8 godzin pracujemy, często więcej, ze 2 godziny poświęcamy łącznie na dojazd i powrót z pracy. To już 10 godzin. A trzeba jeszcze zjeść, pospać, i na przykład posprzątać. Kiedy? Nie wiem.

Media. Wszechobecna siła. Współczesny bóg dający satysfakcję. Jednak satysfakcja ta jest krótkotrwała podobnie jak tematy poruszane w mediach. Zmieniają się co chwila, atakują nas i odchodzą. A my zostajemy. Często bezradni wobec informacji jakie do nas docierają.

Mimo tej smutnej wizji środków przekazu zachęcam Państwa do odwiedzania naszej strony internetowej: http://www.panoramapolska.ca/ Kolejnym razem napiszę coś bardziej optymistycznego na temat mediów.

Tomasz Kornecki

Niewidzialne niewolnictwo

Kiedyś usłyszałem takie pytanie, wypowiedziane chyba przez Boba Marleya (niekoronowanego króla muzyki reggae) : „jeżeli nie mam łańcuchów na rękach, to czy na pewno jestem WOLNY”. No właśnie, czy na pewno? W 2004 roku mniejsza część społeczeństwa polskiego (większość uprawnionych w ogóle nie poszła na to głosowanie), zagłosowała za „wstąpieniem” do Unii Europejskiej. Do „wspólnej” kasy unijnej Polska oddała, jak podaje Ministerstwo Finansów, przez prawie pięć lat - 16, 2 mld euro. I co ciekawe: „poważna brytyjska fundacja i ośrodek badawczy „Open Europe”, zajmujący się ekonomicznymi i prawnymi aspektami tzw. integracji europejskiej we wszystkich krajach UE, poinformował natomiast niedawno o gospodarczych kosztach integracji – w tym o kosztach Polski. Okazuje się, że w latach 1998-2008 zastosowanie dyrektyw i tysięcy przepisów UE, ustanawianych przez unijną Brukselę i władze państw, kosztowały gospodarki krajów Europy łącznie aż 928,5 mld euro. Wedle obliczeń brytyjskiego instytutu, koszty Polski wyniosły aż 27,826 miliardów euro, czyli aż około 125 miliardów złotych”1. I dalej w tym samym artykule czytamy: „ (…) faktyczny bilans Polska-UE jest dla naszego kraju bardzo ujemny. Minus wynosi aż 13, 8 miliarda euro, a więc znacznie ponad 60 miliardów złotych”2. Euroboloszewizm trzymający media polskie w garści odtrąbił wielki sukces, o bilansie ujemnym nikt nawet nie pisnął ani słówka. Indoktrynacja młodzieży uczestnicząca w tzw. „paradach Schumana” zaczyna dawać efekty. Pranie mózgów najmłodszym i młodzieży spacza prawdziwy obraz „sukcesu unijnego”.

Głośno zadaję sobie pytanie, jeżeli aż 70 % dyrektyw i przepisów dotyczących mojego kraju zapada poza granicami Polski, to o jakiej „wolnej ojczyźnie” paplają „nasze” media? Jak dobrze wiem, żeby państwo było suwerenne muszą harmonizować ze sobą trzy czynniki, a są to: „dwa fizyczne: ziemia i ludzie, oraz czynnik polityczny: władza – składają się razem na pojęcie państwa. Gdzie brak połączenia się tych trzech czynników w sposób trwały, nie ma państwa. Obszar ziemi, stanowiący państwo musi być ściśle określony i oznaczony, to znaczy zamknięty pewnymi, określonymi granicami. Na ziemi tej musi mieszkać stale znaczniejsza ilość ludzi, stanowiący pewien uporządkowany związek.

Ludzie ci mianowicie muszą podlegać wspólnej najwyższej władzy, która to władza: 1) ma możliwość kierowania zbiorowością ludzi 2) nie jest zależna od żadnej innej władzy wyższej 3) rozporządza środkami przymusu dla zapewnienia posłuszeństwa. Dlaczego? Otóż taka władza posiada cech suwerenności i tylko taka władza jest znamieniem państwa. Z tego wynika, że państwo jest to trwałe, zorganizowane połączenie większej ilości ludzi, osiadłych stale na ściśle oznaczonym obszarze ziemi, pod wspólną władzą z zastrzeżeniem, że jest to władza suwerenna”3.

Nie jest więc państwem kraj, zamieszkały trwale przez pewną liczbę ludzi, mający i własny rząd i nawet osobny parlament, jeśli władza tego kraju podlega innej władzy, lub jego zakres władzy kraju określają postanowienia zewnętrznej władzy (tak jak to się dzieje z Polską dzisiaj i innym państwami należącymi do Unii Europejskiej). Ukryte niewolnictwo, bez łańcuchów na rękach z żandarmem trzymającym pejcz „dyrektyw unijnych” zniewoliło mój kraj. Czy aby nie przesadzam, a proszę się przyjrzeć wojnie o Rospudę. Ekonaziści (nazywałem tak ich, bo ci „ekolodzy” angażują się w walkę o „dobro” roślinek tudzież zwierzątek, w większości popierają eutanazję i aborcję, hipokryzja, no i oczywiście większość z nich to wegetarianie, którzy chodzą w skórzanych butach lub grają na bębnach, które naciągnięte są zwierzęcą skórą) wspierani przez unijnych dygnitarzy doprowadzili do zaniechania budowy obwodnicy (oczywiście wyznaczono inną trasę, ale nie rozwiązało problemu augustowian, którzy dalej użerają się z tirami, no bo kogo obchodzi w Brukseli kilku zabitych na tej drodze Polaków, gdyby to byli dewianci to co innego). A polskie stocznie? Lichwiarstwo, które doprowadziło do obecnego kryzysu na świecie „ratowane” jest z portfeli podatnika, stocznie, które są polskie już niekoniecznie można uratować, bo Bruksela się nie zgadza. I to ma być kraj suwerenny, wolny, niepodległy, demokratyczny? Nowe oblicze niewolnictwa, „socjalizm z ludzką twarzą” tylko, że to twarz Marksa, Lenina, Trockiego, tyle że po plastycznej operacji.

Marek Kopaczyk(Endnotes)1T. Masłek, Eurobilanse, euroslogany, Nasza Polska 12 maja 2009, s. 12.2 Tamże.3 A.Wereszczyński, Wiadomości o Polsce współczesnej, Lwów 1936, s. 40.

Page 11: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

11P a n o r a m a P o l s k a

����������������������������������������������������������

XV Światowy Zjazd Kresowian

Na początku drugiej wojny światowej stracili Ojczyznę i lata pięknego dzieciństwa. W nieludzkich warunkach byli deportowani do sowieckich łagrów, gdzie byli zmuszeni do morderczej pracy niewolniczej. Na Ukrainie bandy UPA wymordowały w bestialski sposób 200 tysięcy Kresowian, dlatego że byli Polakami. Na wielu frontach drugiej wojny światowej walczyli o odzyskanie wolnej i niepodległej Polski, ale po zakończeniu wojny zostali skazani na tułaczkę po całym świecie, z niegasnącą nadzieją powrotu do własnej ojczyzny. Od 15 lat co roku przyjeżdżają do Częstochowy Kresowianie reprezentujący kilkadziesiąt organizacji z całego świata. W pierwszą niedzielę lipca spotykają się na Jasnej Górze, aby u stop Cudownego Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej podziękować Bogu za otrzymane laski i prosić o dalsze.

Z apelem o patronat nad tegorocznymi uroczystościami w liście do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego Kresowianie napisali między innymi: Szanowny Panie Prezydencie! - Do Pana, jako do najwyższego Majestatu Rzeczypospolitej; człowieka, któremu na sercu leży dobro wszystkich Polaków – zwracamy się z prośbą o wsparcie nas w działaniach na rzecz załatwienia spraw dotyczących Kresów wschodnich i zachodnich; kwestii, które stanowią nie tylko problem dla Kresowian, mieszkańców tych ziem, ale są sprawami istotnymi dla wszystkich Polaków. Hasło tegorocznej pielgrzymki brzmi: Kresowianie nie tracą nadziei! XV Światowy Zjazd Kresowian na Jasnej Górze rozpoczął się 5 lipca br. Była to nie tylko modlitewna uroczystość poświęcona pamięci Polaków, którzy 65 lat temu na Kresach Wschodnich II RP ponieśli męczeńską śmierć z rąk OUN UPA - lecz także okazja do społecznej debaty na temat ciągle nie załatwionych spraw, związanych z wypędzeniem Polaków z ich ziem ojczystych oraz problemów Rodaków, którzy na tych ziemiach pozostali.Światowy Zjazd zainaugurowała Msza Święta w kaplicy Cudownego Obrazu, podczas której homilię wygłosił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, historyk, autor książki „Przemilczane ludobójstwo na Kresach”, która powstała na podstawie opowieści rodziców i przyjaciół autora, wywodzących się z Kresów Wschodnich. W homilii ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski między innymi przytoczył zapisane w pamiętniku słowa swojego zmarłego ojca, świadka zagłady rodzinnej wsi - słowa, które dobitnie określają, jak wielkim ciosem jest dla Kresowian fakt przemilczenia ich losów: „Kresowian zabito dwukrotnie raz przez ciosy siekierą, drugi raz przez przemilczenie, a to drugie morderstwo było gorsze od pierwszego”. I dlatego też Kresowianie, którzy tutaj przybywają na Jasną Górę, chcą przed Matką Bożą powiedzieć wszystkie swoje krzywdy – zaznaczył ks. Isakowicz-Zaleski – Nie o zemstę, ale o pamięć wołają ofiary. I dlatego tutaj przychodzimy, do tego miejsca świętego, zawsze wolnego (…) aby Matce powiedzieć, że my pamiętamy, i że właśnie na tej pamięci chcemy zbudować pojednanie między narodem polskim a ukraińskim”. W czasie mszy św. został poświęcony kamień węgielny pod pomnik ofiar ludobójstwa dokonanego przez OUN UPA na Kresach. Po Mszy Św. w sali Jana Pawła II rozpoczęło się Otwarte Forum Kresowe. Podczas Forum omawiano wiele problemów, w tym również niezwykle trudne sprawy, z jakimi borykają się Polacy za wschodnią granicą Polski Dyskryminacja polskiego szkolnictwa; sprawa własności polskiej na Litwie oraz języka, w tym pisowni nazw polskich; dyskryminacja Polaków na Białorusi i Ukrainie Zachodniej, gdzie niszczy się nasz dorobek kulturalny, dowody naszej 700-letniej obecności na tych terenach oraz zakłamuje historię, szczególnie dotyczącą drugiej wojny światowej. Poruszono także nie załatwione do tej pory sprawy upamiętnienia miejsc kaźni naszych Rodaków na Kresach i należytego miejsca dla tych tematów w programach szkolnych oraz polskich madiach.

Nowym problemem, na który zwrócili uwagę Kresowianie, jest postępująca

ukrainizacja kościoła rzymsko–katolickiego, będącego do tej pory ostoją polskości na tych terenach. Uroczystości zakończył Koncert Jasnogórski z recitalem aktorskim artysty scen krakowskich Wojciecha Habeli – zdobywcy pierwszej nagrody na II Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Lwowskiej i Lwowskiego Bałaku – Kraków 2008. Wystąpił także chór Gloria Dei z Wrocławia i zespół Canzona z Gorzowa Wlkp.

Zygmunt Cynar

Page 12: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009P a n o r a m a P o l s k a

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

12

Na placu Stanisława

Czy ten plac jest kwadratowy czy prostokątny? Moje wahania rozwiewa mądry przewodnik do Nancy. Siedzę w kawiarni „Foy” na skraju tego przepięknego placu w historycznej stolicy Lotaryngii, na wschodzie Francji. Tak, wymiary są 124x106 m. Zatem przed moimi oczami i moją filiżanką kawy rozpościera się „Place Stanislas”, co akurat w miejscowym języku rymuje się (plas stanisLAS). Nie dlatego, iż zadedykowany jest byłemu polskiemu królowi, zasługuje ten plac na uwagę. On jest symbolem typowej francuskiej ustabilizowanej barokowej elegancji.Ale to Stanisław Leszczyński był inicjatorem tego placu, podkreślającego urok jego nowej rezydencji. Nazywał się Leszczyński, jako że pochodził z wielkopolskiego Leszna i apogeum architektoniczno-estetyczne swych rządów osiągnął właśnie tu. Budowano ten plac przez wiele znojnych lat na byłych bagnach w środku jakże prowincjonalnego wówczas Nancy. Budowano pałace dookoła. W największym zamieszkał on – dziś to bardzo okazały ratusz, który rozpościera się godnie, barokowo rozparty. Na nim powiewają trzy flagi: Lotaryngii, Francji oraz Europy. Najpierw powstały pałace, potem bramy, stanowiące atrakcję tego konceptu. Kute metalowe bramy łączą symbolicznie wszystkie rogi placu: spod nich wychodzą ulice na wszystkie strony miasta. Plac zainaugurowano w 1755 roku. To była olbrzymia pompa, fajerwerki, uroczystości na miarę królewskiej kiesy. Wino lało się z fontann a potrawy spadały z uginających się stołów. Ten przepych był potrzebny Stanisławowi Leszczyńskiemu. Był wszak jedynie teściem możnego króla Francji, Ludwika XV. To był prawowity władca Francuzów, a Stanisław?

Biografia jak gotowy scenariusz: urodził się we Lwowie w 1677 roku, wybrano go królem Polski (po raz pierwszy) w 1704 przy oficjalnym poparciu Szwedów. Musi się ukrywać przed swym saskim rywalem. Przebrany za francuskiego arystokratę ucieka do Mołdawii, gdzie chwytają go Turcy. Jakoś dociera do Francji, udzielającej mu prawo azylu. Monarcha francuski, Ludwik XV, odkrywa piękno jego córki, Marii Leszczyńskiej. Polskie rześkie czerwone jak maliny policzki panienki urzekają króla z Paryża. Wybrał ją spośród kilkudziesięciu kandydatek... Ślub odbywa się w Fontainebleau. Akcje Stanisława rosną gwałtownie na skutek protekcji zięcia na tronie. Ojciec Marii zaznał na własnej skórze moc łacińskiego przysłowia per aspera ad astra, czyli „jedynie przez kłopoty i trudy twardego życia możemy sięgnąć do gwiazd”. Problemy hartują. Po raz drugi, na trzy lata, zostaje (ukłon wobec zięcia...) królem Polski. Ale przed Rosjanami musi uciekać z Gdańska. Zięć daje mu we władanie tę żyzną krainę – Lotaryngię. Otrząsnąwszy się z tytanicznych trosk, wydaje wspaniałe bankiety, bajeczne uroczystości, zaprasza na dwór sławnych filozofów tamtej epoki, dyskutując z nimi o Bogu, świecie i polityce oraz przeciwnościach życia doczesnego.

Daje środki finansowe wezwanemu architektowi (Emmanuel Héré), który realizuje ambiitny projekt: przepiękny plac, emanujący elegancją, światłem, przestrzenią, spokojem i harmonią. Już dawno wyrzucono stąd ruch samochodowy. Przechodnie są królami tu dziś. Nie tylko oczy pijących kawę w symetrycznie ułożonych kawiarniach koncentrują się na pomniku, stojącym na środku placu. Siedząc pod markizą na zewnątrz lokalu kontempluję Stanisława Leszczyńskiego, gdyż to on oczywiście stoi na wyniosłym cokole okazałego pomnika. Na głowie ma perukę, podpiera się laską, w sumie wygląda jak poważny senator rzymski o sporej tuszy. Całość robi wrażenie statyczne, hieratyczne wręcz.

Ta poza stojącego mężczyzny o wyprostowanej sylwetce ma mu dodawać monarszej powagi. Pod nogami na cokole tablica: „A Stanislas le bienfaisant la Lorraine reconnaissante 1831”, czyli « Stanisławowi dobroczyńcy wdzięczna Lotaryngia 1831”. Po jego śmierci stał tu na cokole jego zięć. Ten padł ofiarą szalejącej rewolucji po 1789 roku. Ale od 1831 stoi tu on, podwójny król Polski, książę Lotaryngii.

Pomnik jest jedynym akcentem, jedyną bryłą pośrodku palcu – jest on poza tym idealnie pusty. Żadnych wzniesień, żadnych nawet małych budowli. Jest jeszcze jeden kontrast: pomnik jest czarny a płyty pokrywające

Pomnik króla Stanisława Leszczyńskiego

Page 13: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

13P a n o r a m a P o l s k a

cały plac są jasne, niemal białe. Sprowadzono je celowo z Chorwacji w roku 2005, kiedy to święcono jubileusz 1755-2005. Nawet fugi między płytami są białe. Całość jest radosna, optymistyczna i odświętna. Pierzeje placu to fasady czterech pałaców: wspomniany najobszerniejszy ratusz, opera, muzeum sztuki nowoczesnej oraz regionalna izba handlowa. W niej mieści się hotel (oczywiście nazywa się „Hôtel Stanislas”) i konkurencyjny lokal „Café du Commerce”. Cały plac nie byłby wart aż tak drobiazgowego opisu, gdyby nie jedyna w Europie atrakcja: kunsztownie rzeźbione w metalu ażurowe kraty jako bramy, prowadzące na plac. Kraty są łącznikami między wspomnianymi czterema budynkami. Tworzą dla oka pełną junkcję symetrycznego artyzmu. Utrzymane są barwnie w tonacji „czerń ze złotem”. Czyste rokoko - linie krat są powabnie powykręcane, tworząc różne formy: koron, latarni, amfor, wazonów, łuków, zwieńczeń, kolumn, monogramów, herbów i kwiatów. Powstały w rzemieślniczych kuźniach. W hefajstowskim pocie czoła oraz z francuskim wdziękiem („le charme français”) wykonał je Jean Lamour (czyli „Jan Miłość”). I – nomen omen – czuć w nich jego miłość... Te ozdobne bramy-kraty, przed wejściem do miejskiego parku, mają pośrodku, jak jakieś rogi obfitości, kamienne fontanny z wykutymi również w kamieniu muszlami, barkami,

wannami, nagimi nimfami i Neptunem. Ozdoby pławią się w wodzie tryskającej z muszelek, rybich pyszczków. Woda szumi swym sztucznym potokiem przypominając, iż metropolie bez takich czułych staroci jak te niegdysiejsze ozdoby są jak monotonne litanie klepane bez religijnego ognia. A ten niezwykły zespół urbanistyczny zawdzięcza uniwersyteckie miasto Nancy, dzięki tzw. zawirowaniom historii, polskiemu królowi-emigrantowi. Dlatego też już od 1983 UNESCO umieściła „Place Stanislas” na liście dóbr kulturalnych, chronionych szczególnie. Dla przyszłych pokoleń. Oby spokojnie mogły pić kawę lub francuskie wina na tarasach kilku kawiarni tego placu. Pożegnawszy się z Café „Foy”, idę grzecznie w kierunku, pokazywanym przez króla Stanisława. Na pomniku jego palec wskazuje konkretny kierunek. Idę małą uliczką, kończącą się po 100 m wielkim łukiem triumfalnym (znowu aluzja do Rzymian po senatorskiej posturze...). Łuk zbudowany dla wiecznie tu też obecnego jego zięcia – Ludwika XV. Na zwieńczeniu łuku medaliony a pod nimi napisy po łacinie głoszące jego chwałę: jest postrachem dla wrogów Francji, kocha swój lud, respektuje podpisane przez siebie układy. Jednym słowem ideał monarchy. Wzór do naśladowania przez współczesnych polityków, nie tylko populistów. Palec króla na pomniku popycha mnie na następny,

mniejszy plac: Place de la Carrière”, czyli „Plac Kamieniołomów” (sic! – nie „kariery”!). Widocznie kiedyś były tu kamieniołomy. Jest schowany za łukiem triumfalnym. Jest tu spokój, podwójny szpaler równo przyciętych drzew. Inaczej niż na Place Stanislas.W tym spokoju generowanym przez zieleń myślę o testamencie Marii Leszczyńskiej. Pragnęła, aby jej serce spoczęło obok jej rodziców. Wykazali wobec niej wszak tyle pomocy! Zaraz pójdę do tutejszego akurat świeżo wyremontowanego kościoła „Notre-Dame-de-Bonsecours”, czyli „Matki Boskiej Dobrej Pomocy”. Tam pokłonię się urnie z sercem pięknej i pobożnej Marii oraz wspaniałym rokokowym grobowcom króla Stanisława Leszczyńskiego oraz jego małżonki Katarzyny Opalińskiej. W Nancy wszystko kręci się wokół tej emigranckiej arystokratycznej rodziny z dalekiej Polski. Wkrótce po ich zgonie wszystko się zmieniło: Polska przestała istnieć, we Francji rozgorzały płomienie Wielkiej Rewolucji.Ale w Nancy pozostał nietknięty, elegancki, rozsłoneczniony nie tylko dla turystów niemal kwadratowy plac: La Place Stanislas.

Wiesław PIECHOCKINANCY, Francja, kwiecień 2009

Place Stanislas, jedna z bram z fontanną

Page 14: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009P a n o r a m a P o l s k a

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

14

Meat Products & Delicatessen

ACADIA SHOPPNG CENTRE347 Heritage Drive S.E.

Calgary, Alberta, CanadaT2H 1H8

Tel: (403) 258-0228

Dr Agnieszka Palczaki dr Renata Wachowska

przyjmują pacjentów w gabinecie dentystycznym

11305-100 Ave. EdmontonTel. 488-6538

Z konsulem Rumunii Władysławem Zenonem Mirotą rozmawia Stanisława Warmbrand

Świetnie pan włada językiem polskim!

I trudno się dziwić – jestem Polakiem, obywatelem Rzeczypospolitej. Ani ja, ani moi najbliżsi, nie mamy żadnych rumuńskich korzeni.

Zapytam – jak Polak zostaje konsulem Rumunii?!

Moje życie tak się potoczyło. Rumunię poznałem nie za sprawą polityki czy wielkiego biznesu, ale dzięki miłości do gór i dzięki Karpatom. Powiem po góralsku: wicie panicko, jakie tam są cesty? Jak się idzie do wierzcha, to je coś piknego… Całe moje dorosłe życie spędziłem, oprócz wystudiowanej profesji, w górach – zajmowałem się ratownictwem górskim. W GOPR przeszedłem wszystkie szczeble – od kandydata na ratownika do szefa całego ratownictwa górskiego. W 1994 roku zostałem szefem ZG GOPR. I właśnie dzięki górom poznałem Rumunię – miałem przyjaciół w Salvamoncie (salva – mont, czyli ratować w górach). Dzięki górom znalazłem się w rumuńskiej ambasadzie i poznałem ówczesnego ambasadora – pana Iona Grigorescu. Moje wizyty w ambasadzie stały się częstsze, i widać przypadłem im do gustu; skromny człowiek, jak Władysław Mirota, który zna Rumunię nie z pozycji władzy, Bukaresztu, a życia przeciętnego człowieka, tak od kuchni, i język całkiem nieźle… dodam, czasem wiedziałem o Rumunii więcej od pracowników ambasady!, słowem krok po kroku aż nadszedł moment, kiedy pan ambasador powiedział: panie Władysławie, a pan nie zechciałby być naszym konsulem? A ja nie miałem pojęcia, czym się to je!

Wsparli wiedzą?

Rozpytałem znajomych. Usłyszałem – człowieku, taż ty jesteś gość! No cóż, napisałem odpowiednie dokumenty, zostałem rzecz jasna prześwietlony dokładnie, no i po całej procedurze badawczej, po sprawdzeniu mnie i po stronie rumuńskiej i po stronie polskiej, po wydaniu przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych RP, prof. Geremka Exeqatora, czyli przyzwolenia, 19 stycznia 1999 roku, Rumunia wydała patent konsularny. Od tego momentu zostałem konsulem honorowym Rumunii w Polsce. Tę funkcję pełniłem autentycznie honorowo, reprezentując godnie i skromnie Rumunię. Zaś Rumunia zauważyła, że jednostka taka jak moja, może dać coś więcej, zatem ujęto mnie w dość krótkim spisie

konsuli rumuńskich w skali światowej i od 15 grudnia 2003 roku powierzono mi obowiązki kierownika urzędu konsularnego w Katowicach. Konsuli honorowych – Polaków i nie-Polaków w Rzeczypospolitej chyba z 70., z tego kilkunastu ma taki status jak ja. A to oznacza, że występuję w pełni praw i obowiązków Rumunii: potwierdzam autentyczność dokumentów rumuńskich, występuję wobec organów polskich w przypadku takiej potrzeby obywateli Rumunii; są to sprawy czasem przykre (rozmowy z prokuratorami, odwiedzanie więzień itp), a czasem bardzo sympatyczne, kontakty z młodzieżą, pomoc dla małżeństw mieszanych). Słowem, obowiązuje mnie dbałość o obywateli Rumunii na terenie Polski.

To trochę o profesji…

Skończyłem Politechnikę Śląską w Gliwicach a później organizację i zarządzanie w Warszawie. Jestem inżynierem w branży budownictwa wodnego (inżynieria ochrony środowiska) i energetyki.

Jaki teren Polski „podlega” pańskiemu konsulatowi?

Dość spory. Zgodnie z zapisem w dokumentach są to: województwo śląskie, świętokrzyskie, małopolskie, trochę prawem kaduka podkarpackie i z powodu likwidacji konsulatu we Wrocławiu - i te sprawy muszę załatwiać.

Czyli włada pan terenem bliskim terytorium Rumunii?

No, Rumunia to jest około 76% Polski, może mniej. To byłoby zbyt wiele – mógłbym się poczuć udzielnym księciem, czyli po rumuńsku – hospodarem! W Rumunii było hospodarów dużo, natomiast jest jeszcze tytuł niezrozumiały przez Polaków. Często spotyka się w Rumunii w nazwach wyraz “Voda”, czyli wojewoda – taki mniejszy książę.

Współpraca polsko – rumuńska…

Trwa na wielu płaszczyznach, o czym za chwilę, ale najważniejsze, że są kontakty międzyludzkie; współpraca klubów sportowych, bibliotek, zespołów muzycznych, ośrodków naukowych, miast i miasteczek, ale również przy pomocy środków unijnych. Muszę się pochwalić, że w zeszłym roku, na dorocznym szkoleniu konsuli w Rumunii, konsulat w Katowicach został publicznie wymieniony jako wzorcowy, najlepiej kojarzący współpracę miast i regionów Polski i Rumunii. Przykładowo współpracują ze sobą wzorowo miasta: Sosnowec z Suceava, ale i województwa śląskiego z województwem Suceava, miasto i gmina Koziegłowy

z miastem Vatra Dornei, Bielsko-Biała z Baia Mare, Koszęcin - Góra Humorului, Siemianowice Śl. - Canpia Turzi, współracują również Kraków, Tarnów, Wolbrom, jest tego dosyć dużo.

To zapytam o Śląsk i współpracę naszego regionu z Rumunią…

Strona rumuńska jest niebywale zainteresowana – jest współpraca uczelni śląskich: są rumuńscy studenci na Akademii Ekonomicznej, Uniwersytecie Śląskim, a studia ukończyli Rumuni na Akademii Muzycznej. A biznes – to współpraca w zakresie automatyki; niedawno KOPEKS zakończył wielką inwestycję w Rumunii: modernizację jednej z kopalń, jest wymiana doświadczeń pomiędzy Śląską Izbą Gospodarczą a Izbami podobnymi w Rumunii, co jest wielką zasługą prezesa Donocika, jest – rzecz niby banalna – dostawa z Rumunii na Śląsk zielonych ogórków, a z rejonu Sandomierza i Radzionkowa eksportuje do Rumunii polskie jabłka! A musztarda…?! polscy producenci, również ci ze Śląska, kupują rumuńską gorczycę, jest to produkt podstawowy każdej musztardy. W wielu kociołkach spalających tzw. groszek węglowy, produkowanych na Śląsku dla domków jednorodzinnych, jest przekładnia rumuńskiej produkcji, z Baia Mare, rumuńska firma kupuje urządzenia elektromagnetyczne w rejonie Wodzisławia Śl., jest mała firma w Chorzowie, która produkuje dla Rumunii klatki dla papużek czy kanarków i klatki dla chomików czy myszoskoczków! Współpraca gospodarcza z Rumunią jest bardzo różnorodna – a „po sąsiedzku”, jedna z firm podkrakowskich prowadzi liczącą się W Rumunii, firmę w zakresie elektroniki telemetrycznej.

Dla nas, przeciętnych zjadaczy chleba Rumunia kojarzy się przede wszystkim z wypoczynkiem w pięknych uzdrowiskach. Jak z drogami?

Mówię to z całą odpowiedzialnością – w Rumunii standard dróg jest lepszy niż w Polsce! W początku lat 90. znakomita większość dróg krajowych dostała nową nawierzchnię, są oznaczone i opisane przepusty… od wielu, jeszcze „przedunijnych” lat buduje się bardzo wiele dróg, innym niż w Polsce, systemem. Przykładem autostrada zachód – wschód: najpierw robione są wszelkie obiekty inżynierskie (tunele, wiadukty, przepusty itp.) na końcu robi się ciągi drogowe. Początkowo drogi budowały konsorcja włosko – rumuńskie. Chcę jednak zastrzec, że drogi lokalne są gorsze od polskich. Uciążliwością na drogach rumuńskich jest inny problem: nieoświetlone furmanki i… kałuże, które są pułapką – często kryją głęboką dziurę!

Rumuni na Śląsku…?

O Rumunii i nie tylko

Page 15: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

July/Lipiec 2009

w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a

15

PA N O R A M A P O L S K AT H E P O L I S H PA N O R A M A

Editorial Board – Zespół Readakcyjny:Executive Editor- Redaktor Naczelny

Marek StepczyńskiMariusz DastychEdward Możejko

Piotr Węcław

Conrtibutors – Współpraca:Zygmunt Cynar

Marek KopaczykTomasz Kornecki

Wiesław PiechockiMarek Różycki Jr.

Internet Edition – Wydanie Internetowe:Marcin Janiszewski

Desktop Publishing – Skład komputerowy:Asia Zawaduk

Advertizing – Dział Reklam:e-mail: [email protected]

Tel. 780-434-2665 Reklamy i ogłoszenia oraz życzenia można

zamawiać nadsyłając ich treść wraz z odpowiednią opłatą na adres redakcji:

Suite 1240, 5328 Calgary Trail S. Edmonton, Alberta T6H 4J8, Canada

Czeki lub przekazy pienieżne należy wystawiać na Panoramę Polską. Redakcja nie odpowiada

za treść, ani za formę zamieszczonych ogłoszeń, jak również za poglądy autorów publikowanych

tekstów, z którymi często się nie zgadzamy.

Advertizing Deadlines: advertizing space must be reserved no later than on the 15th of the

month preceding publication date (e.g. January 15 for February edition).

Advertizing discounts: 6 inserts – 10% off, 12 inserts – 20% off.

Make your cheque or money order payable to Panorama Polska.

Please send letters to the editor to:

[email protected]. Include address and telephone number. We reserve the right to

edit all letters.

Przyjmujemy do druku tylko teksty nadesłane pocztą elektroniczną (MS Word z polskimi

znakami). Zastrzegamy sobie prawo skracania i adjustacji tekstów oraz zmiany tytułów.

Redakcja nie zwraca nadesłanych materiałów.

P a n o r a m a P o l s k a

Są mieszane małżeństwa, często wiąże się to ze zmianą obywatelstwa. Ale to grupa niewielka – około 100 osób. Bywają fale rumuńskich Romów; przyjeżdżają najczęściej pohandlować na targowiskach. W Rumunii nie są akceptowani; żyją w autonomicznych enklawach… to jest inny świat. Ci ludzie też są różni. Jedni handlują, inni żebrzą czy kradną, najczęściej mają paszporty „podrabiane pod mostem”. Trudno wyczuć czy są z Rumunii, czy z Mołdawii, czy z ukraińskiego Zakarpacia. Ale nie wszyscy oni są kłopotem – są i znakomici biznesmeni, handlowcy: przykładem handel gorczycą. A trzeba przypomnieć, że właśnie rumuńscy Cyganie dali światu znakomitych artystów. Wymienię artystów Marian Petre -rzeźbiarz, Eugen Raportoru - malarz, Jahnny Raducanu –pianista jazzowy i wielu innych. W Rumunii obchodzone jest 6 kwietnia “Sărbătorea etniei romilor din Romania” (Święto etnicznych Romów w Rumunii). Obchodzone jest ono uroczyście i publiczne w wielu miastach i gminach. Zwykle jest to przegląd kultury i historii romskiej.

Rumun – Polak dwa bratanki?

W Rumunii każdy uczeń wie, kto to Chopin, Sienkiewicz, Mickiewicz, który jest w programie szkół średnich, nie mówiąc o Lemie… W wielu miejscach w

9 lipca br. w Konsulacie RP w Edmonton Konsul Generalny z Vancouver Krzysztof Czapla wręczył Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi RP Irenie Domeckiej. Wieczorna uroczystość w konsulacie odbyła się w wyjątkowo miłej atmosferze stworzonej przez Konsula Honorowego RP Johna Szumlasa. Odznaczenie nadane zostało osobie, której praca społeczna, przynosiła i nadal przynosi korzyści Polonii i Polakom.W pracy pani Domeckiej myślą przewodnią była integracja społeczności polonijnej w społeczeństwo kanadyjskie oraz spopularyzowanie bogatej polskiej kultury wśród Kanadyjczyków. W latach 60. bolejąc nad brakiem przedmiotów z języka i literatury polskiej na Uniwersytecie Alberty, i zdając sobie sprawę z ich wagi dla podtrzymania polskości, zwróciła się do znajomych profesorów wykładających na Uniwersytecie Albertańskim z prośbą o wskazówki, jak wprowadzić język polski do programu studiów na uczelni. Spotkała się ze zrozumieniem i uzyskała poparcie prof. Rudnickiego, który wówczas wykładał przedmioty ukraińskie ale również znał język polski i był Polakim bardzo przychylny. Sama objęła funkcję opiekunka kursu języka polskiego oraz przyczyniła się do tego, że wymagana ilość studentów zapisała się na kursy polskiego. Dzięki temu na Uniwersytecie Albertańskim zaczęły się wykłady z języka polskiego. Pierwsi studenci to młodzież polskiego pochodzenia urodzona w Kanadzie. Zaangażowanie Ireny Domeckiej na rzecz promocji języka polskiego na Uniwersytecie Alberty zaowocowało setkami absolwentów studiów polonistycznych, którzy stali się promotorami polskiej kultury. Pani Domecka, niestrudzenie do dnia dzisiejszego udziela polskiemu programowi zarówno moralnego jak i finansowego

Rumunii, szczególnie w Transylwanii, stoją pomniki i są ulice Józefa Bema. A w Polsce? Chyba już nikt, prócz tarnowian, o generale Bemie nie pamięta… Proszę zapytać na katowickim rynku kogokolwiek, czy zna jakiegoś rumuńskiego kompozytora, pisarza, poetę np. Enescu, Eminescu czy Porumbescu o korzeniach polskich?

Ile osób w Katowicach, poza Bogucicami, wie, kto to był ksiądz Jerzy Pawlik?

W Rumunii wszyscy, włącznie z mniejszościami nie tylko polską, wiedzą kto to był preot Georg Pawlik. W Rumunii, a szczególnie na Bukowinie obowiązuje hasło Pawlik Tata Bukowiny!, no, pisze się oficjalnie Ojciec, ale mówi się kordialnie – Tata Bukowiny. I przy okazji – trzeba nam, na Śląsku, przypomnieć o Polakach na Bukowinie. Przecież przybyli do Rumuni, jeszcze w czasach Austro-Węgier, między innymi z Żywiecczyzny. Oni tam, ciężką pracą, wyrzeźbili swoje życie – także w kopalniach soli w Cacica (Kaczyce). Ich pamięci, przywróceniu ich nam - polskiej świadomości o rodakach rozproszonych po świecie, ksiądz prałat Pawlik poświęcił życie…

Dziękuję za rozmowę.

poparcia. Pare lat temu pani Irena postanowiła utworzyć stypendia „Domecki Family Scholarship Fund” dla Kanadyjczyków polskiego pochodzenia.Dzięki swym kontaktom w środowisku kanadyjskim wstąpiła do Local Council of Women, a cztery lata później została wice-przewodniczacą Citizenship Council - Rady Obywatelskiej powołanej przez rząd prowincjalny do walki z dyskryminacją grup etnicznych. Pracę w Polonii zaczęła od wywalczenia sobie prawa do zapisania się do Towarzystwa Polsko-Kanadyjskiego, do którego zwyczajowo należeli tylko mężczyźni. Kilkanaście lat później Irena Domecka założyła Klub Akademicki, który po połączeniu z Klubem Profesjonalistów stał się ważnym ośrodkiem życia polskiej inteligencji w Albercie. Kiedy jej przyjaciółka Wanda Buska, powojenna imigrantka polska, wspomniała o organizującej się w Toronto Federacji Polek w Kanadzie, Irena Domecka dostrzegła okazję by dzięki proponowanej organizacji rozwinąć działalność społeczną wśród kobiet - przede wszystkim powojennych imigrantek. Rok po założeniu Ogniwa (nr.1 w Toronto) powstało Ogniwo nr 3 w Edmonton. Pierwszą pracą jego członkiń była wysyłka paczek do Polski oraz organizowanie „Heritage Days.”Za liczne zasługi pani Domeckiej dla Polonii władze Polski przyznały pani Irenie Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi RP.Na uroczystość wręczenia tego odznaczenia przybyli działacze społeczni, przyjaciele i najbliższa rodzina. Na zakończenie uroczystości zaśpiewano pani Irenie tradycyjne STO LAT

Zygmunt Cynar

Odznaczenie Ireny Domeckiej

Page 16: P norama · W rodzinie, w grupie przyjaciół. Mamy swoje problemy i radości. Kochamy, tęsknimy, ale i ... Wzrusza się gdy widzi jak gdzieś w Iraku giną dzieci. Płacze gdy psa

����������������������������������������������

���������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������

�����������������������������������������������������

10133 -Princess Elizabeth Ave.(Otwarci 7 dni w tygodniu)AGENTWestern Union

POLISH FOOD CENTERTel: (780) 477-8687

- SPECIALIZING IN TRADITIONALPOLiSH CUISINES

- CATERING FAMILY OCCASIONS AND BUSINESSPARTIES FOR UP TO 150 PERSONS

- HOSTING VARIOUS CULTURALANDENTERTAINMENT EVENTS

10960 - 104 Street2nd Floor of Polish HallFax: 475-9913

Tel: 944-8086

Thursady 5:00 - 10:00Friday 5:00 - 1:00Saturday 5:00 - 2:00Sunday 1:00 - 10:00

SYRENA POLISH CLUB

Dr. Elizabeth M. Opara, D.D.S.12712 - 137 Ave., N.W.

Edmonton, ABT5L 4Y8

Phone: 454-7355 Fax: 454-0611

Celem fundacji jest niesienie pomocy medycznej ihumanitarnej zwiazanej ze zdrowiem dzieci.

c/o 11485 – 106 Street, AB T5G 2P8Tel/Fax 780 487-3187e-mail: [email protected]

Fundacja Pomocy Dzieciomim. Magdy Tomczak

The Magda TomczakChildren’s Aid Foundation

Towarzystwo Kultury Polskiej w Edmonton6433 111A Street

Edmonton, ABT6H 3H7

telefon: (780) 637 3350fax: (780) 637 3350

email: [email protected]: [email protected]://www.tkpedmonton.org/

SPOTKANIA, KONCERTY,WYSTAWY