old.chronmyklimat.plold.chronmyklimat.pl/.../Miniraport-biogazownie.docx · Web viewlokalnego...
Transcript of old.chronmyklimat.plold.chronmyklimat.pl/.../Miniraport-biogazownie.docx · Web viewlokalnego...
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
Biogazownie w Polsce
– miał być boom,
jest krach,
będzie…?Miniraport o biogazowniach w Polsce
SPIS TREŚCI
1. WSTĘP2. CZYM SĄ BIOGAZOWNIE?3. POTENCJAŁ BIOGAZOWY POLSKI I KORZYŚCI, KTÓRE
PŁYNĘŁYBY Z JEGO WYKORZYSTANIA4. STAN OBECNY 5. BARIERY W ROZWOJU BIOGAZOWNI W POLSCE6. CZY BIOGAZOWNIE SĄ BEZPIECZNE DLA OTOCZENIA
I ŚRODOWISKA?7. BIOGAZOWNIE ROLNICZE NA ŚWIECIE
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
1. WSTĘP
Jeszcze 2-3 lata temu wydawało się, że biogazownie, szczególnie te rolnicze, mają w Polsce
przed sobą świetlane perspektywy. W 2010 r. polski rząd przyjął dokument, według którego
w naszym kraju do 2020 r. miało powstać ponad 2 tys. rolniczych instalacji biogazowych.
Czyli średnio po 200 rocznie. Dziś te plany leżą w gruzach: mamy aktualnie 39 biogazowni
rolniczych (dane z końca sierpnia). Co gorsza, ich zdecydowana większość jest obecnie na
minusie, przynosi straty zamiast zysków. Niektóre są już na krawędzi bankructwa. Inne
zmniejszają produkcję, by ograniczyć straty. Są też przykłady gotowych, wybudowanych
już – przy udziale państwowych bądź unijnych dotacji - nowych biogazowni rolniczych,
które nie są uruchamiane, bo byłyby deficytowe (jedną z nich jest instalacja w Grochowie
Szlacheckim koło Sokołowa). Ponurość tego obrazu wzmagają dziesiątki inwestycji w tej
branży, które zostały w ostatnich miesiącach wstrzymane. Zamroziły je m.in. firma
Poldanor i giełdowa spółka z Lublina – Wikana. Nie rusza nawet budowa tych biogazowni
rolniczych, na których realizację przyznano sute dotacje unijne (z tzw. Regionalnych
Programów Operacyjnych - RPO). Tak jest np. w Zachodniopomorskiem, gdzie na dziesięć
przyznanych dotacji z RPO do budowy tego typu obiektów tylko dwie zostały
wykorzystane.
Główne przyczyny takiego stanu rzeczy to niedawne załamanie cen zielonych certyfikatów,
wygaszenie z początkiem tego roku systemu żółtych certyfikatów oraz przedłużający się brak
ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). Ta ustawa miała uzdrowić sytuację, w jakiej
znalazła się ostatnio energetyka odnawialna w Polsce i sprawić, że inwestycje w nią (w tym
w biogazownie) znów będą u nas dobrym, pewnym, opłacalnym biznesem. 17 września b.r.
Ministerstwo Gospodarki przedstawiło najnowsze założenia do owej ustawy, pokazujące,
jak ma zmienić się polski system wsparcia OZE. Ma się zmienić radykalnie. Czy
przedstawione przez resort gospodarki rozwiązania pomogą biogazowniom rolniczym,
uczynią je ponownie dochodowymi przedsięwzięciami, doprowadzą do ich wysypu?
Niestety, raczej nie (szczegółową odpowiedź na to pytanie znajdą Państwo poniżej,
w rozdziale IV pt. „Stan obecny”), choć bardzo wiele zależy od tego, jaki ostatecznie kształt
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
przybierze nowy system wsparcia odnawialnych źródłach energii. Da się go bowiem jeszcze
tak zmodyfikować, by doprowadzić w naszym kraju do biogazowego boomu.
Warto byłoby to zrobić. Z wielu powodów, której poniżej pokrótce przedstawię. Po
pierwsze Polska należy do tych państw w UE, które mają największy biogazowy potencjał.
Możemy znaleźć się, obok Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii, w ścisłej unijnej czołówce
producentów biogazu. Według wyliczeń prof. Jana Popczyka z Politechniki Śląskiej,
jednego z najlepszych krajowych ekspertów w dziedzinie energetyki, Polska mogłaby
produkować rocznie ponad 10 mld m3 biogazu rolniczego – z odpadów z rolnictwa
i przemysłu rolno-spożywczego oraz tzw. roślin energetycznych (do tego trzeba doliczyć
potencjał kryjący się w przetwarzaniu na biogaz części odpadów komunalnych i osadów
ściekowych z oczyszczalni ścieków). Dla porównania: nasz kraj zużywa rocznie 14,3 mld m3
gazu ziemnego (dane za 2011 r.), z czego 4,3 mld pochodzi z krajowego wydobycia,
a 10 mld to import tego surowca, w zdecydowanej większości z Rosji.
Głównym składnikiem gazu ziemnego, tak samo, jak biogazu, jest metan, choć ten drugi
zawiera go nieco mniej (do 78 proc., podczas gdy gaz ziemny – ponad 90 proc.). Biogaz – po
oczyszczeniu – można zatłaczać do gazociągów (robi się to już np. w Niemczech) i używać do
tych samych celów, co gaz ziemny: do kuchenek gazowych, ogrzewania domów czy jako
paliwa samochodowego.
W przypadku gazu łupkowego, na który liczą miliony Polaków, wciąż nie wiadomo, ile
faktycznie wynoszą nasze zasoby tego surowca i jaką ich część będzie opłacało się
wydobywać. Inaczej jest w odniesieniu do biogazu: mamy mnóstwo surowca do jego
wytwarzania i możemy już dość dokładnie policzyć, ile Polska jest w stanie go produkować.
Na dodatek biogaz ma szereg takich atutów, których brakuje gazowi
niekonwencjonalnemu (łupkowemu i ściśniętemu – tight gas). Daje on np. możliwość
tańszej, a do tego bardziej proekologicznej niż dotąd utylizacji wielu odpadów.
Wspominam o tym dlatego, że w mojej opinii - biorąc pod uwagę potencjał biogazowy
Polski i wszystkie korzyści płynące z jego wykorzystania - śmiało można zaryzykować tezę,
że biogaz może dać naszemu krajowi tyle, ile gaz łupkowy (nawet jeśli potwierdzą się
bardziej optymistyczne prognozy co do wielkości złóż gazu w naszych łupkach).
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
Według Agencji Rynku Rolnego, w Polsce 20-30 tys. gospodarstw rolnych ma odpowiednie
zaplecze surowcowe, żeby powstały przy nich biogazownie. Do tego dochodzi ponad 100
mleczarni, 160 krajowych ubojni i przetwórni mięsa, 60 gorzelni, 45 zakładów przetwórstwa
owocowo-warzywnego oraz 25 destylarni i tłoczni oleju. Przy większości z nich można by
zbudować biogazownie. Tak samo jak w przypadku znajdujących się w Polsce 4,3 tys.
oczyszczalni ścieków i 800 legalnych składowisk odpadów.
Gdybyśmy wykorzystali ten potencjał, po pierwsze zmniejszylibyśmy znacząco zależność
naszego kraju od importu gazu, a także i ropy, bo ten pierwszy surowiec coraz
powszechniej wykorzystywany jest jako paliwo samochodowe. Surowcem dla biogazowni
może być wszelkiego rodzaju materia organiczna, począwszy od tzw. roślin energetycznych,
kiszonek kukurydzy pastewnej i traw, poprzez zepsutą i przeterminowaną żywność, resztki
jedzenia ze stołówek i lokali gastronomicznych oraz gospodarstw domowych, a skończywszy
na osadach ściekowych z oczyszczalni ścieków, tzw. odpadach zielonych (np. liściach),
odpadach z przemysłu rolno-spożywczego i z rolnictwa (gnojowica, obornik, liście buraków
cukrowych itd.). Utylizacja tych odpadów jest kosztowna i problematyczna (dużą ich część
trzeba gdzieś składować lub palić). Wykorzystanie ich jako surowca dla biogazowni jest
najtańszą i optymalną dla środowiska metodą tej utylizacji.
Na tym nie koniec zalet biogazowni, bo stanowią one dodatkowe źródło dochodów dla
rolników, pomagają w restrukturyzacji i modernizacji rolnictwa, dają nowe miejsca pracy,
zwiększają dochody samorządów lokalnych. W Polsce mogą powstawać tam, gdzie dziś jest
wysokie bezrobocie, niskie pensje, a miejsc pracy nie przybywa – w uboższych regionach,
peryferyjnych gminach rolniczych, mało rozwiniętych gospodarczo, których dużą część
omija obecna sieć gazociągowa (według wyliczeń Instytutu Energii Odnawialnej największy
potencjał w przypadku biogazu rolniczego mają Wielkopolska, Mazowsze oraz kilka
biedniejszych województw: lubelskie, warmińsko-mazurskie, podlaskie i kujawsko-
pomorskie). Zapewniając im nie tylko rozwój gospodarczy, dostęp do gazu, tańszego
lokalnego źródła energii, ale też zwiększając tam bezpieczeństwo jej dostaw (chodzi o to,
że sieć do przesyłu prądu jest dziś w najgorszym stanie właśnie na terenach wiejskich,
przez co często dochodzi tam do awarii i przerw w dostarczaniu energii elektrycznej).
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
Warto przy tym dodać, że biogaz jest tzw. biopaliwem drugiej generacji. Biopaliwa
pierwszej generacji to bioetanol czy biodiesel, które produkuje się z ziaren zbóż, rzepaku
i kukurydzy. Do produkcji biogazu można wykorzystywać całe rośliny, a nie tylko jej ziarna,
dzięki czemu to duża bardziej racjonalna i efektywna od biopaliw pierwszej generacji
metoda wytwarzania paliw ze źródeł odnawialnych. Jest też, m.in. dzięki zastosowaniu
kogeneracji, bardzo efektywną (efektywniejszą niż np. elektrownie węglowe), a zarazem
najbardziej racjonalną – w polskich warunkach – metodą produkcji energii elektrycznej
i cieplnej ze wszystkich rodzajów energetyki odnawialnej, chociażby dlatego,
że biogazownie w przeciwieństwie do elektrowni wiatrowych, wodnych czy słonecznych
mogą produkować energię niemal bez przerwy (ten wątek rozwinę w rozdziale
pt. „Potencjał biogazowy Polski i korzyści, które płynęłyby z jego wykorzystania”).
Rozwój biogazowni w Polsce mógłby przyczynić się do powstania u nas nowej gałęzi
przemysłu, ukierunkowanej na produkcję urządzeń potrzebnych do budowy
i serwisowania instalacji biogazowych. W naszym kraju już istnieją firmy produkujące takie
urządzenia, a co więcej, dorobiliśmy się już pierwszych własnych, polskich technologii w tej
dziedzinie. Niektóre z nich są unikatowe w skali światowej. Innymi słowy, nie musielibyśmy,
w przeciwieństwie do wydobycia gazu łupkowego, elektrowni atomowych czy wiatrowych
importować technologii, sprzętu i urządzeń potrzebnych do budowy tych instalacji,
rozwijając dzięki temu rodzimy przemysł i tworząc kolejne miejsca pracy.
W obliczu licznych w Polsce protestów przeciwko budowie biogazowni trzeba podkreślić,
że dobrze zaprojektowane i eksploatowane instalacje biogazowe nie są bardziej uciążliwe
dla otoczenia niż małe, nowoczesne fabryki czy typowe gospodarstwa rolne, zajmujące się
hodowlą zwierząt. Nie powinny zatruwać okolicy fetorem (choć zdarzają się, niestety,
wyjątki od tej reguły), czego najbardziej obawiają się protestujący przeciwko ich budowie.
To nie znaczy jednak, że ta technologia nie ma żadnych wad i nie niesie ze sobą żadnego
ryzyka ani zagrożeń dla otoczenia. Są one jednak przez jej przeciwników wyolbrzymiane.
2. CZYM SĄ BIOGAZOWNIE?
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
Biogazownie produkują gaz, wykorzystując występujący na Ziemi od milionów lat naturalny proces
biologiczny, nazywany fermentacją metanową (zachodzi ona m.in. na wysypiskach śmieci
i w przewodzie pokarmowym krowy - dlatego biogazownie nazywa się czasem betonowymi
krowami). Ów proces polega na rozkładzie substancji organicznych, zachodzącym w warunkach
beztlenowych i dokonywanym przez bakterie fermentacyjne. W wyniku tego rozkładu powstaje
biologiczny gaz (zwany biogazem) oraz tzw. masa pofermentacyjna. By cały proces zachodził,
potrzebna jest odpowiednio wysoka temperatura. W takich częściach świata jak południowe Chiny,
Indie czy Wietnam, wystarcza do tego tamtejszy, ciepły klimat. W północnej Europie, a więc
i w Polsce, komory, w których przebiega fermentacja trzeba podgrzewać.
Biogaz jest zbliżony swymi właściwościami i składem do gazu ziemnego. Składa się głównie z metanu
(45-78 proc.) oraz z dwutlenku węgla, pary wodnej i śladowych ilości innych substancji. Można go
wytwarzać w zasadzie z każdego rodzaju materii biologicznej, w tym:
1. z odpadów z przemysłu owocowo-warzywnego i spożywczego (mleczarni, piekarni, cukrowni,
browarów, gorzelni, zakładów mięsnych itd.);
2. z odpadów z gospodarstw rolnych: gnojowicy, obornika, odchodów drobiu, części buraków
cukrowych, których nie wykorzystuje się w cukrowni (m.in. liści), łodyg i liści ziemniaków itd.
Takie biogazownie to specjalność Danii;
3. z kiszonek kukurydzy, traw, buraków, tzw. odpadów zielonych (np. liści, gałęzi) i roślin
energetycznych (np. topinamburu) oraz z odpadów drzewnych z tartaków i fabryk mebli;
4. z osadów ściekowych (powstających w oczyszczalniach ścieków). Biogazownia przy
oczyszczalni ścieków to optymalny sposób utylizacji tych osadów, co było przyczyną
wybudowania instalacji biogazowej m.in. przy największej oczyszczalni w Polsce – „Czajka” w
Warszawie, odbierającej większość ścieków ze stolicy;
5. z organicznych odpadów z gospodarstw domowych, stołówek, lokali gastronomicznych itd.,
czyli głównie resztek jedzenia i zepsutej czy przeterminowanej żywności. Wykorzystujące ten
surowiec biogazownie powstają zwykle przy wysypiskach śmieci. W Polsce takich instalacji
biogazowych jest najwięcej. Postawiła na nie również m.in. Szwecja, która połowę zużywanej
w tym kraju energii cieplnej wytwarza z odpadów.
W biogazowniach rolniczych stosuje się mieszaninę kilku surowców (z trzech pierwszych
wymienionych wyżej grup: odpadów z przemysłu rolno-spożywczego i z rolnictwa oraz kiszonek
kukurydzy, traw, buraków i roślin energetycznych), dodając np. do gnojowicy kiszonkę kukurydzy.
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
Dzięki temu bowiem proces fermentacji jest bardziej stabilny i wydajny. Surowce przetwarza się
w szczelnie zamkniętych komorach, dzięki czemu ich zapach nie wydostaje się na zewnątrz. Muszą
one być hermetyczne, żeby produkowany biogaz nie ulatniał się.
Główne elementy typowej biogazowni to: zbiorniki lub magazyny na surowiec, komory
fermentacyjne, zbiorniki na masę pofermentacyjną oraz minielektrownia, wytwarzająca z biogazu
energię elektryczną i cieplną (ta druga, podobnie jak ciepło odzyskiwane podczas chłodzenia silników
minielektrowni, służy m.in. do podgrzewania komór fermentacyjnych). Biogaz spala się bowiem
zazwyczaj na miejscu, wytwarzając z niego w ten sposób jednocześnie prąd i ciepło. Dzięki temu jest
to dużo wydajniejsza produkcja energii niż np. ta, którą stosuje się w klasycznych elektrowniach
węglowych. W tychże elektrowniach powstająca tam energia cieplna, zawarta np. w gorących
spalinach czy w gorącej wodzie, pochodzącej z chłodzenia bloków elektrowni, jest bowiem zwykle
marnowana (ze spalin, uchodzących przez kominy, nie odzyskuje się ciepła, podobnie jak z wody
używanej do chłodzenia bloków, która spuszczana jest do rzek).
Bywa jednak i tak, że biogaz jest na miejscu oczyszczany z domieszek, tak, żeby pozostał z niego sam
metan, który zatłacza się do najbliższego gazociągu lub produkuje z niego paliwo samochodowe.
W Polsce jeszcze się tego nie robi, ale budowa pierwszej biogazowni, w której będzie wytwarzać się
czysty metan zatłaczany do gazociągu, ma ruszyć już w tym roku (w Długoszynie koło Sulęcina,
woj. lubuskie). Jej inwestorem jest niemiecki koncern energetyczny EWE, do którego należy
52 tys. km gazociągów i magazyny na gaz o pojemności 1 mld m3 (dostarcza on gaz 750 tys. klientów,
także w Polsce, budując w naszym kraju własne gazociągi).
3. POTENCJAŁ BIOGAZOWY POLSKI I KORZYŚCI, KTÓRE
PŁYNĘŁYBY Z JEGO WYKORZYSTANIA
Szacunki, dotyczące ilości biogazu, którą Polska może produkować, zależą od tego, czy założymy,
że surowcem do jego produkcji mają być w większości odpady czy też uprawiane specjalnie w tym
celu rośliny: kukurydza, trawa lub jakiś rodzaj roślin energetycznych (np. topinambur). Polska – obok
Francji i Niemiec – ma największą powierzchnię użytków rolnych wśród krajów UE, a do tego duży
udział gruntów rolniczych o bardzo słabych, mało urodzajnych glebach, gdzie uprawianie roślin
przeznaczonych do produkcji żywności jest często na granicy opłacalności. Mimo to – za sprawą
m.in. rosnącej wydajności w polskim rolnictwie - dochodzi u nas już czasem do nadprodukcji zbóż,
czego skutkiem była kilka lat temu patologiczna praktyka, polegająca na spalaniu ziarna – w celu
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
wytwarzania energii - w elektrowniach węglowych (elektrowniom to się opłacało, bo ziarno
kwalifikowały jako biomasę, a ta z kolei zaliczana jest do odnawialnych źródeł energii, za której
produkcję dostaje się finansowe bonusy w postaci tzw. zielonych certyfikatów).
Trzeba też wspomnieć o tym, że obecnie jest w naszym kraju kilka milionów hektarów nieużytków,
ziem leżących odłogiem, niezagospodarowanych. Wykorzystanie ich na rzecz tradycyjnego rolnictwa
jest – w obecnych realiach ekonomicznych - nieopłacalne, ale byłaby dochodowa tam uprawa roślin
energetycznych. Dotyczy to także setek tysięcy hektarów nadrzecznych terenów zalewowych,
zagrożonych powodzią, gdzie typowe uprawy rolnicze są narażone na zniszczenie (nie mówiąc już
o domach). Bardziej wskazane byłoby posadzenie na nich takich roślin energetycznych, jak
np. wierzba, odpornych na podtapianie. Miałoby to także ten walor, że tereny obsadzone wierzbą czy
innymi roślinami energetycznymi w większym stopniu zatrzymują (magazynują) wodę w glebie, co ma
znaczenie nie tylko w odniesieniu do zagrożenia powodzią, ale i suszą. To zaś – w obliczu już
trwających zmian klimatycznych, częstszego występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych,
rozchwiania klimatu – jest bardzo istotnym czynnikiem.
Należy wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt. W Polsce, tak, jak w wielu innych krajach, już dziś
tysiące hektarów ziemi jest zajętych pod uprawy roślin energetycznych. Sęk w tym, że w większości
służą one jako biomasa do spalenia w zwykłych kotłach energetycznych lub jako surowiec
do produkcji biopaliw pierwszej generacji – bioetanolu czy biodiesla. Główną wadą takich biopaliw,
o czym pisałem już wyżej, jest cechująca je bardzo mała efektywność, bo do ich produkcji
wykorzystuje się tylko małą cząstkę roślin – jedynie ich ziarna. Spalanie biomasy też charakteryzuje
się niską efektywnością energetyczną (zwłaszcza jeśli produkuje się z niej tylko prąd). Ma ono jeszcze
jedną wadę – niesie ryzyko wyjałowienia gruntów przeznaczonych pod uprawę biomasy,
przeznaczonej do spalenia w kotłach energetycznych, bo nawet jej część (popiół z niej) nie wraca
z powrotem na pola. W biogazowniach tylko część surowca przeobraża się w biogaz, z reszty
powstaje masa pofermentacyjna, którą wykorzystuje się na ogół jako nawóz.
Innymi słowy, wykorzystywanie roślin energetycznych jako surowca do biogazowni to lepszy sposób
na produkcję energii oraz paliw ze źródeł odnawialnych niż wytwarzanie z tychże roślin biodiesla
i bioetanolu (biopaliw pierwszej generacji) czy spalanie ich jako biomasy w kotłach energetycznych.
Prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej, jeden z najlepszych ekspertów energetycznych w kraju,
twierdzi, że w Polsce możemy, bez uszczerbku dla produkcji żywności i windowania jej cen,
przeznaczyć na uprawę roślin energetycznych na rzecz biogazowni co najmniej milion hektarów
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
gruntów. Obsiewając taki areał, moglibyśmy zdaniem prof. Popczyka produkować nawet ponad
10 mld m3 biogazu rolniczego rocznie. To z kolei pozwoliłoby nam zmniejszyć import gazu z Rosji
o połowę. Ten sam efekt moglibyśmy osiągnąć i bez obsadzania setek tysięcy hektarów gruntów
roślinami energetycznymi: wystarczyłoby, żebyśmy zamiast tego wybudowali instalacje biogazowe,
wykorzystujące jako surowiec odpady organiczne, z oczyszczalni ścieków (osady ściekowe),
składowisk odpadów komunalnych, zakładów przetwórstwa rolno-spożywczego, ferm hodowlanych,
większych gospodarstw rolnych itd.
Inne prognozy są ostrożniejsze. Instytut Energii Odnawialnej (IEO) oszacował w ekspertyzie
przygotowanej dla Ministerstwa Gospodarki, że Polska mogłaby produkować 6,6 mld m3 biogazu
rocznie. IEO założył, wyliczając tę ilość, że surowiec do biogazowni będą stanowić nie tylko odpady
z produkcji rolnej i z przemysłu rolno-spożywczego, ale także rośliny uprawiane specjalnie w tym celu
(m.in. kukurydza).
Ostrożniejsze są też oficjalne szacunki rządowe. W przyjętym przez Radę Ministrów w 2010 roku
dokumencie "Kierunki rozwoju biogazowni rolniczych w Polsce w latach 2010-2020" tzw. potencjał
teoretyczny naszego kraju obliczono na 5 mld m3 biogazu rocznie (osiągalny przy równoczesnym
wykorzystaniu odpadów z rolnictwa i z przemysłu rolno-spożywczego oraz wprowadzeniu celowych
upraw energetycznych na surowiec do biogazowni na powierzchni około 700 tys. ha. Zaś potencjał,
oparty tylko na samych odpadach z rolnictwa i z przemysłu rolno-spożywczego, na 1,7 mld m3
biogazu.
To jednak wciąż bardzo duże ilości, które pozwoliłyby zaoszczędzić Polsce miliardy złotych na
imporcie gazu. Warto je też zestawić z obecnym zużyciem gazu w gospodarstwach domowych na
terenach wiejskich w Polsce, które wynosi około 0,5 mld m3 rocznie. Jedna średniej wielkości
biogazownia (o mocy 1 MW) może zapewnić wystarczającą ilość prądu miejscowości, liczącej 2 tys.
mieszkańców. Tylko z gnojowicy powstającej w fermach świń w naszym kraju można by produkować
rocznie 4,1 mln MWh prądu (a także 4,4 MWh energii cieplnej). To wystarczyłoby do pełnego
zaopatrzenia w energię elektryczną nawet ponad miliona gospodarstw domowych.
Według dotychczasowych planów i dokumentów rządowych do końca obecnej dekady (chodzi
m.in. o dokument pt. „Kierunki rozwoju biogazowni rolniczych w Polsce w latach 2010-2020”,
przyjęty przez rząd w lipcu 2010 r.) w naszym kraju ma powstać 2-2,5 tys. biogazowni rolniczych.
Mowa jest jednak w tym przypadku o biogazowniach stosunkowo dużych, o mocy co najmniej
0,5 MW. Tymczasem równie duży potencjał ukryty jest w instalacjach o mniejszej mocy, zwanych
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
mikrobiogazowniami. Według szacunków Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Polsce
nawet 20-30 tys. gospodarstw rolnych mogłoby wybudować własną mikrobiogazownię o mocy
od 30 do 150 kW (tyle polskich gospodarstw ma wystarczające zaplecze surowcowe do tego, żeby
prowadzić taką instalację).
Rolnicy nie muszą jednak sami budować biogazowni, żeby dzięki niej zarabiać. Wystarczy, że będą do
niej dostarczać surowiec (mogą go sprzedawać lub w zamian za niego otrzymywać nawóz
wytwarzany z masy pofermentacyjnej). Szacuje się, że w Polsce dochód rolnika z jednego hektara
kukurydzy uprawianej na rzecz biogazowni może sięgać kilku tysięcy złotych rocznie.
To nie jedyna korzyść dla lokalnych społeczności. W części polskich miejscowości, gdzie już istnieją
biogazownie rolnicze, ogrzewają one tamtejsze szkoły, świetlice, sale gimnastyczne czy domy
mieszkalne (tak jest m.in. w Nacławiu, Boleszynie, Grzmiącej i Rawie Mazowieckiej). W Grzmiącej
koło Szczecinka o 30 proc. taniej niż kotłownie węglowe, do których wcześniej było podłączonych
kilka publicznych obiektów, dziś korzystających z ciepła z miejscowej biogazowni. Dla samorządów
lokalnych instalacje biogazowe to także spore dodatkowe wpływy z podatków od nieruchomości,
liczone w setkach tysięcy złotych rocznie.
Warto przy tej okazji powiedzieć o jeszcze jednej bardzo istotnej rzeczy. Duża część rolniczych,
peryferyjnie położonych gmin w Polsce jest pozbawiona dostępu do sieci gazowej oraz
ciepłowniczej i zdana na taki opał, jak węgiel, olej opałowy czy drewno (według danych
Ministerstwa Rolnictwa tylko 19 proc. mieszkańców terenów wiejskich w naszym kraju ma dostęp
do gazociągu, a jedynie 3,4 proc. ma ciepło z sieci). Wybudowanie w nich biogazowni może to
zmienić, ale co więcej zapewnić im gaz tańszy od tego, który sprzedają dziś polskim odbiorcom duzi
dostawcy, tacy, jak PGNiG. Sprzedają one bowiem gaz ziemny, w większości sprowadzany z Rosji.
Biogaz jest od niego tańszy, bywa, że nawet 5-krotnie.
Kolejnym problemem, który dotyka polską wieś, to częstsze i dłuższe niż w miastach wyłączenia
prądu. Koncernom energetycznym dużo mniej opłaca się inwestować i modernizować sieć
elektroenergetyczną na terenach wiejskich niż w miastach, bo tam – ze względu na mniejsze
zaludnienie - oznacza to większe wydatki na takie inwestycje w połączeniu z niewielkim zużyciem
energii elektrycznej. Szacuje się, że m.in. z tych powodów 1/3 mieszkańców polskiej wsi jest
narażona na tzw. ubóstwo energetyczne. Tymczasem biogazownie jako lokalne źródło gazu, energii
elektrycznej i cieplnej poprawiają tę sytuację.
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
4. STAN OBECNY
Biogazowy potencjał Polski wciąż jest, niestety, w zdecydowanej większości niewykorzystany.
Mamy na razie tylko 200 biogazowni (Niemcy ponad 7 tys.). Według Biogas Barometer pod
względem ilości energii wytwarzanej z biogazu jesteśmy daleko w tyle nie tylko za Niemcami, ale
i za Wielką Brytanią i Włochami. Więcej biogazu niż my produkują także Francja, Hiszpania oraz
dużo mniejsze od nas kraje UE. Takie, jak Holandia, Austria i Czechy.
To najbardziej rzuca się w oczy w przypadku biogazowni rolniczych, których na razie jest w naszym
kraju tylko 39 (dane z sierpnia 2013 r.). Tymczasem według rządowych dokumentów i planów sprzed
kilku lat, m.in. programu „Kierunki rozwoju biogazowni rolniczych w Polsce w latach 2010-2020”,
do 2020 r. miało ich powstać 2 tysiące. By osiągnąć ten cel, powinno więc powstawać u nas po 200
takich instalacji rocznie. Pod koniec zeszłego roku, jak podała w swym raporcie firma BioAlians,
w budowie było u nas zaledwie 29 tego typu obiektów. Wprawdzie to dużo więcej niż jeszcze kilka lat
temu, a od 2011 r. biogazowni zaczęło u nas stosunkowo szybko przybywać (głównie za sprawą
wysokich wtedy cen zielonych certyfikatów i sporej puli dotacji oraz preferencyjnych pożyczek
przeznaczonych na takie inwestycje, udzielanych m.in. przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska
i Gospodarki Wodnej oraz wojewódzkie fundusze ochrony środowiska). Jednak już w zeszłym roku
ten rodzący się boom zaczął szybko przygasać.
Równie źle jest w innych gałęziach gospodarki, mających spory biogazowy potencjał.
W I kw. 2013r. na 115 mleczarni w Polsce jedynie przy czterech działały biogazownie, na 60 gorzelni
tylko w trzech były biogazowe instalacje, a na 45 zakładów owocowo-warzywnych – zaledwie
w jednym. Na 160 krajowych ubojni i przetwórni mięsa oraz na 25 destylarni i tłoczni oleju nie
przypadała ani jedna biogazownia, nie licząc kilku w budowie. Na 4,3 tys. oczyszczalni ścieków
w Polsce tylko 75 ma instalacje biogazowe (produkując biogaz z osadów ściekowych). Choć
mogłoby je mieć co najmniej ¾ tych oczyszczalni. Podobnie jest w przypadku składowisk odpadów
komunalnych, gdzie biogaz powstaje samoistnie. Tych legalnych jest u nas około 800, ale tylko
90 wykorzystuje powstający w nich biogaz do produkcji energii (na pozostałych składowiskach jest
on marnowany).
Dlaczego tak jest? Aktualne warunki ekonomiczne, inwestycyjne i prawne, w jakich funkcjonują
biogazownie w Polsce, blokują ich rozwój. To dotyczy w szczególności biogazowni rolniczych, których
w obecnych realiach po prostu nie opłaca się budować, a te już istniejące w większości przynoszą
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
straty i ograniczają z tego powodu produkcję. Jakby tego było mało, niektórym już funkcjonującym
instalacjom, wytwarzającym biogaz rolniczy, z uwagi na ten stan rzeczy grozi bankructwo,
a kilkadziesiąt spośród tych, które miały być dopiero budowane, zawieszono. W ostatnich miesiącach
do biogazowni rolniczych nabrały dużego dystansu także banki, które nie chcą już finansować ich
budowy. Nic więc dziwnego, że brakuje chętnych na dotacje i preferencyjne pożyczki NFOŚiGW
na takie instalacje (to finansowanie trzeba uzupełnić sporym wkładem własnym, który większość
inwestorów chciałoby pokryć z kredytu bankowego).
Dzieje się tak przede wszystkim z trzech przyczyn:
1. Wciąż nie ma ostatecznego projektu ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE), nie
wspominając już o uchwaleniu go przez Sejm. Wciąż więc nie wiadomo, na jakie dokładnie
wsparcie (i na jakich zasadach) będą mogły liczyć poszczególne instalacje OZE, w tym biogazownie.
Bez tej wiedzy nie da się skonstruować sensownego biznesplanu dla planowanej biogazowni i nikt
nie zaryzykuje wydania milionów złotych, które pochłania taka inwestycja. Z tego samego powodu
bank nie da na jej budowę kredytu. Poziom wsparcia publicznego dla biogazowni jest czynnikiem
przesądzającym o jej opłacalności. W swej ostatniej, upublicznionej jesienią zeszłego roku wersji
projekt ustawy o OZE przewidywał zbyt małe – zdaniem wielu ekspertów – wsparcie dla biogazowni
rolniczych, zbyt małe, żeby zapewnić im dostateczną opłacalność, żeby mogło ich szybko przybywać.
Resort gospodarki sygnalizował jednak potem, że poziom wsparcia dla instalacji biogazowych może
jeszcze zmienić się w tym projekcie. Zabiegało o to Ministerstwo Środowiska, którego szef – Marcin
Korolec – jest gorącym orędownikiem biogazowni rolniczych.
2. W ostatnich miesiącach gwałtownie spadły w Polsce ceny zielonych certyfikatów (na skutek ich
dużej nadpodaży). Do takiego poziomu, że branżę biogazową dotknął krach. W związku z tym
inwestorzy wstrzymywali budowę kolejnych biogazowni, zamrażali nawet te przedsięwzięcia,
do których przygotowania były już bardzo zaawansowane (tak zrobił np. Poldanor, który zawiesił dwa
projekty, w których przypadku miał już prawomocne pozwolenia na budowę).
3. Z końcem 2012 r. wygasł w Polsce system żółtych certyfikatów, z których korzystały
m.in. biogazownie rolnicze. Miał zostać on przedłużony na kolejne lata, ale rząd spóźnił się
z decyzjami w tej sprawie. Na domiar złego okazało się, że jest na to potrzebna zgoda Komisji
Europejskiej. Zgody tej wciąż nie ma, choć brak systemu żółtych certyfikatów znacząco przyczynił
się do obecnego kryzysu polskiej branży biogazowej i nadal pogarsza jej kondycję.
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
Żółte certyfikaty przyznawano m.in. instalacjom energetycznym, które produkowały energię z gazu,
stosując wysokosprawną kogenerację (czyli jednoczesną produkcję prądu i ciepła). Zaliczano do nich
także biogazownie rolnicze. Było to dla nich bardzo poważne wsparcie, bo ze sprzedaży żółtych
certyfikatów mogły uzyskiwać w zeszłym roku 129 zł za każdą 1 MWh wyprodukowanej energii
elektrycznej. Taka kwota znacząco wpływała na dochodowość biogazowni. Instalacja o mocy 2 MW
mogła zarobić na tym nawet milion złotych rocznie.
W zeszłym roku rząd wprawdzie zapowiedział, że przedłuży system żółtych certyfikatów do 2015 r.,
ale niestety nie przygotował na czas potrzebnych do tego zmian w przepisach (przekazał ich projekt
do Sejmu dopiero w marcu tego roku). Na dokładkę okazało się, że do przedłużenia tego systemu
niezbędna jest zgoda Komisji Europejskiej (tzw. notyfikacja). Polski rząd przedstawił jej zmienione
przepisy do akceptacji w kwietniu bieżącego roku. Jednak aż do początku września zgody KE nie udało
się uzyskać, co oznacza, że nie ma już większych szans, by przywrócić żółte certyfikaty jeszcze w tym
roku. Tym bardziej, że związany z nimi system już wymaga modyfikacji, bo pomimo jego wygaśnięcia,
właściciele instalacji energetycznych w 2013 r. nadal otrzymywali żółte certyfikaty. Gdyby więc
przywrócić ów system bez uwzględnienia tego faktu i unieważnienia przyznawanych w tym roku
certyfikatów, mielibyśmy do czynienia z ich ogromną nadwyżką i co za tym idzie, załamaniem cen.
Trzeba dodać, że istnieje ryzyko, iż Komisja Europejska uzna żółte certyfikaty za niedozwoloną pomoc
publiczną. Gdyby tak się stało, Polskę czekałaby w tej sprawie nie lada przeprawa bez gwarancji
pomyślnego zakończenia.
Póki co branża biogazowa w Polsce jest w stanie zawieszenia i bardzo nerwowego wyczekiwania na
dalszy rozwój zdarzeń. W najbliższych miesiącach powinno rozstrzygnąć się, co będzie dalej
z rozwojem biogazowni rolniczych w Polsce. Czy ten rozwój załamie się czy nie? 17 września b.r.
Ministerstwo Gospodarki przedstawiło najnowsze założenia do ustawy o odnawialnych źródłach
energii, pokazujące, jak ma zmienić się polski system wsparcia OZE. Ma się zmienić radykalnie.
Choć nie obejmie on już istniejących elektrowni produkujących energię z odnawialnych źródeł,
a także najprawdopodobniej tych, które są już w budowie. Takie zakłady mają nadal dostawać
zielone certyfikaty, ale tylko do 2021 r. Jednak dla budowanych właśnie biogazowni to może być
za krótki okres, żeby móc spłacić kredyty zaciągnięte na ich budowę. Grozi to więc przerwanymi,
niedokończonymi inwestycjami.
W nowym systemie zamiast zielonych certyfikatów firmy dostaną na 15 lat stałą i gwarantowaną
przez państwo cenę energii elektrycznej. Dostaną pod warunkiem, że wygrają w rządowych
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
aukcjach na dostawę określonej ilości tej energii. Aukcje mają wygrywać ci, którzy zaproponują
najniższą cenę dostarczanego prądu. W tak skonstruowanym systemie biogazownie, rywalizując
z elektrowniami wiatrowymi czy biomasowymi, będą na przegranej pozycji. Bo po pierwsze są
od nich droższe w budowie i eksploatacji (roczny koszt zakupu surowca do biogazowni sięga nawet
połowy kosztów jej budowy). Po drugie, bardzo dużo kosztują przygotowania do ich budowy,
a mniejsi inwestorzy, którzy wybudowali dotąd zdecydowaną większość biogazowni rolniczych
w Polsce, nie będą mogli pozwolić sobie na poniesienie tych kosztów, nie mając pewności,
że wygrają aukcję (by w niej wystartować, projekt, według obecnych propozycji Ministerstwa
Gospodarki, musi być już bardzo zaawansowany). Po trzecie wreszcie ceny surowców do produkcji
biogazu są, tak, jak ceny płodów rolnych, zmienne. Jeśli już po wygranej aukcji wzrosną, może
okazać się, że biogazownia będzie deficytowa. W branży mówi się, że z tych powodów banki nie
będą chciały finansować ich budowy. Jedynym rozwiązaniem byłoby postawienie na biogazownie
rolnicze, wykorzystujące jako surowiec wyłącznie lub głównie odpady. Ale one mają pewną
słabość: są na ogół mniej wydajne (wytwarzają mniej biogazu) od tych, które bazują na roślinach
energetycznych, bardziej uciążliwe od nich dla otoczenia oraz potrzebują dużo większego areału
pól do wywiezienia pofermentu.
Jest jednak jeszcze inne światełko w tunelu. Resort gospodarki wspomniał, że w aukcjach jednym
z kryteriów wyboru projektów może być tzw. stabilność produkcji energii. Pod tym względem
biogazownie, które mogą ją produkować niemal bez przerwy i to w tej samej ilości, biją na głowę
elektrownie wiatrowe, fotowoltaiczne, a także wodne (te ostatnie zmniejszają produkcję podczas
suszy czy zimą, gdy rzeką spływa kra). Pytanie tylko, czy to kryterium rzeczywiście zostanie
wprowadzone i w jakim stopniu będzie wpływać na wynik aukcji.
Na pocieszenie można powiedzieć, że zdaniem ekspertów nowy aukcyjny system zostanie
wprowadzony nie wcześniej niż za 2-3 lata. Ustawa o odnawialnych źródłach energii ma zacząć
obowiązywać dużo wcześniej, mówi się, że od stycznia 2015 r. Rząd chce w niej zawrzeć przepisy,
które likwidują wsparcie (w postaci zielonych certyfikatów) dla istniejących elektrowni wodnych
o mocy powyżej 1 MW oraz ograniczają je – o połowę – dla współspalania. To powinno
doprowadzić do znaczącego wzrostu cen zielonych certyfikatów. Właściciele już istniejących
i budowanych właśnie biogazowni rolniczych złapią dzięki temu oddech i przestaną nawet być
może dokładać do interesu. Tym bardziej, że jest szansa, iż w przyszłym roku wrócą żółte
certyfikaty.
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
5. BARIERY W ROZWOJU BIOGAZOWNI ROLNICZYCH W POLSCE
Główną barierą w rozwoju biogazownictwa w Polsce jest opisany w poprzednim rozdziale („Stan
obecny”) rozchwiany system wsparcia energetyki odnawialnej, a także niestabilne regulacje prawne
w tej dziedzinie. Chodzi nie tylko o zielone certyfikaty, ale i tzw. żółte, które jeszcze w zeszłym roku
biogazowniom przyznawano i można je było sprzedawać, a obecnie już nie. Choć one też miały
znaczący wpływ na „ekonomikę” tych obiektów. Zaburza ją również to, co dzieje się aktualnie
na polskim rynku energii, a mianowicie obserwowany od zeszłego roku spadek hurtowych cen prądu.
To ma tym większe znaczenie, że biogazownie są, niestety, bardzo drogimi w budowie obiektami.
Kosztują od 12 do nawet 18 mln zł w przeliczeniu na 1 MW zainstalowanej mocy. Bardzo droga jest
także ich eksploatacja, ze względu na to, że tylko część surowca (w postaci odpadów, np. gnojowicy)
jest „darmowa”, a resztę trzeba wyprodukować lub kupić. W przypadku kiszonki kukurydzy to aż
200 zł za tonę, a biogazownia o mocy 2 MW zużywa dziennie ponad 40 ton tego surowca.
Dodatkowe ryzyko wiąże się z zakłóceniami dostaw surowca, które mogą wystąpić, jeśli ściąga się go
od zewnętrznych dostawców. To wszystko sprawia, że „zapięcie” finansowania dla takiej inwestycji
jest zwykle bardzo trudne i niemal niemożliwe bez uzyskania dotacji (np. z funduszy unijnych), która
pokryje część kosztów budowy.
Kolejną, bardzo poważną barierą są w Polsce protesty społeczne przeciwko budowie biogazowni.
Biogazownie na razie kojarzą się u nas raczej z negatywnymi skutkami niż z pozytywnymi. Lokalne
społeczności obawiają się przede wszystkim fetoru z przyszłych biogazowni. Mimo, że dobrze
zaprojektowana i eksploatowana biogazownia nie powinna być uciążliwa dla otoczenia bardziej niż
przeciętna, niewielka fabryka czy gospodarstwo rolne. Jednocześnie tam, gdzie dochodzi do
sprzeciwu, protestujący nie biorą pod uwagę korzyści, jakie powstanie biogazowni niesie ze sobą dla
lokalnej społeczności (np. zwiększonych wpływów do gminnego budżetu, który czymś przecież trzeba
zasilać).
Do protestów przeciwko tym inwestycjom dochodzi w naszym kraju bardzo często. Dotychczas
odnotowano je przypadku aż 160 planowanych instalacji biogazowych. To oznacza, że ze społecznym
oporem zderza się co drugi projekt. Czasem ów opór jest tak silny, że albo inwestor zniechęcony nim
rezygnuje, albo stronę protestujących biorą władze lokalne i wydają inwestorowi negatywne dla
niego decyzje, uniemożliwiające rozpoczęcie budowy. Nie tylko jednak ich niechęć może opóźnić, czy
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
nawet zablokować inwestycję. Bywa bowiem także, że urzędnicy po prostu błędnie interpretują
przepisy.
To jednak nie wszystko, gdyż nawet jeśli lokalne władze są przychylne i kompetentne, nie gwarantuje
to szybkiego załatwienia formalności. Po pierwsze procedury administracyjne są w tym przypadku
bardzo czasochłonne i żmudne. Po drugie nie wszystko da się załatwić na szczeblu lokalnych władz
samorządowych. Chodzi m.in. o tzw. decyzje środowiskowe, które wydają regionalne dyrekcje
ochrony środowiska (RDOŚ). To niejednokrotnie jest „droga przez mękę”. Według Unii Producentów
i Pracodawców Przemysłu Biogazowego (UPEBI) RDOŚ w wielu przypadkach wymagają od
biogazowych inwestorów niekończących się i czasem niedorzecznych uzupełnień oraz wyjaśnień,
a także niezrozumiałych i niekiedy nie związanych z inwestycją poprawek. Według inwestorów
wynika to m.in. z tego, że pracownikom RDOŚ brakuje często podstawowej wiedzy o biogazowniach
i są niechętnie nastawieni do tej technologii.
Formalności wydłużają się jeszcze bardziej, jeśli w danej lokalizacji brakuje planu zagospodarowania
przestrzennego (w wielu polskich gminach wciąż tych planów nie uchwalono). A jeśli nawet plan jest,
to często zdarza się, że nie ma w nim wyznaczonych terenów pod instalacje OZE. Trzeba więc go
zmieniać, by wydać pozwolenie na budowę takiego obiektu. Procedury opóźniają także
podejmowane często przez samorządy uchwały, zamieniające całe powiaty w obszary chronionego
krajobrazu, na których nowa zabudowa (także w postaci biogazowni) podlega dużym ograniczeniom.
Należy też wspomnieć o tym, że w wielu samorządach urzędnicy nie są dobrze przygotowani do
„obsługi” administracyjnej inwestycji biogazowych. Z prozaicznej przyczyny. Biogazowni jest u nas na
razie bardzo mało i w większości gmin lokalne urzędy nie miały jeszcze z nimi do czynienia, nie znają
związanych z nimi procedur. Muszą dopiero się ich uczyć, co wydłuża wydawanie przez nie decyzji.
Kolejna z głównych przeszkód to trudności z podłączaniem biogazowni do sieci elektroenergetycznej.
Dość często bowiem zdarza się, że operator takiej sieci albo bardzo wydłuża wydanie decyzji w tej
sprawie (może to trwać nawet pięć miesięcy) albo wręcz odmawia przyłączenia planowanej
elektrowni biogazowej, tłumacząc, że brakuje do tego „warunków technicznych i ekonomicznych”.
Jeśli nie zmieni zdania w tej kwestii, o budowie biogazowni w danym miejscu nie ma mowy.
Do tego dochodzą jeszcze innego rodzaju trudności, z jakimi zderzają się biogazownie działające przy
oczyszczalniach ścieków i składowiskach odpadów. To jednak osobny temat.
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
6. CZY BIOGAZOWNIA ROLNICZA JEST BEZPIECZNA DLA
OTOCZENIA I ŚRODOWISKA?
Najczęstszy mit związany z biogazowniami i rozpowszechniany przez ich przeciwników mówi,
że one potwornie śmierdzą, że ich fetor rozchodzi się na całą okolicę. Tymczasem w Polsce
było tylko kilka, na 200 biogazowni w całym kraju, takich przypadków (najbardziej znany to
biogazownia w Liszkowie w woj. kujawsko-pomorskim oraz instalacja biogazowa
w Piekoszowie pod Kielcami). Przyczyną ich dużej uciążliwości dla otoczenia były bardzo
poważne błędy projektowe i niewłaściwa eksploatacja, czasem wynikające z chęci
zmniejszenia kosztów. W przypadku paru innych biogazowni (m.in. w Uhninie koło Parczewa)
mieszkańcy uskarżają się na przykry i intensywny zapach wywożonego z nich na pola
pofermentu, co jak wynika z zebranych przez nas informacji, bierze się ze zbyt krótkiego
„retencjonowania” tej substancji w zbiornikach pofermentacyjnych, innych nieprawidłowości
eksploatacyjnych czy np. wywożenia pofermentu na pola latem, podczas dużych upałów,
w ciągu dnia (a nie wieczorem, gdy jest chłodniej i zazwyczaj słabiej wieje wiatr). To jednak
przy odpowiednim nacisku lokalnej społeczności i władz można zmienić lub przynajmniej
ograniczyć wynikającą z tej okoliczności uciążliwość. Np. bronując glebę od razu
po nawiezieniu jej pofermentem.
Jakie jest prawdopodobieństwo, że taki scenariusz, jak w Liszkowie czy Piekoszowie, może
powtórzyć się w innych biogazowniach rolniczych? Niewielkie. Właściciel biogazowni
w Liszkowie poniósł przez swoje błędy duże straty finansowe (podobnie będzie
najprawdopodobniej w przypadku Piekoszowa). A to oznacza, że właściciele innych
biogazowni w Polsce, nauczeni tym przykładem, zrobią wszystko, żeby do takiej sytuacji nie
dopuścić.
Po tym, co się stało w Liszkowie, odpowiednie służby doprowadziły do zamknięcia
tamtejszej biogazowni i nakazały jej właścicielowi tak przerobić obiekt, żeby już nie
zatruwał okolicy fetorem. To jest zaś paradoksalnie argument za budową tego typu
instalacji, bo pokazuje, że jeśli biogazownia zostanie źle zaprojektowana, będzie
niewłaściwie eksploatowana, a przez to uciążliwa dla otoczenia, to mieszkańcy nie są
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
w takiej sytuacji bezradni i bezbronni, ale mogą doprowadzić do zamknięcia czy
poprawienia funkcjonowania takiej instalacji.
Jednak generalnie rzecz biorąc, właściwie zaprojektowana i eksploatowana biogazownia nie
powinna być uciążliwa dla otoczenia bardziej niż zwykłe gospodarstwo rolne (czego
dowodem są nie tylko biogazownie w krajach zachodniej Europy, ale i te zbudowane
w Polsce, np. w Konopnicy). Uciążliwość tej instalacji polega głównie na tym, że w jej
bezpośrednim sąsiedztwie może rzeczywiście czasem nieprzyjemnie pachnieć, ale zazwyczaj
nie bardziej niż w sąsiedztwie zwykłego gospodarstwa rolnego hodującego zwierzęta.
Wynika to choćby z tego, że czasem może dojść do awarii, że trzeba dostarczyć surowiec
(często przynajmniej jego część dowozi się go z innych gospodarstw czy z zakładów rolno-
spożywczych, co oznacza również zwiększony ruch ciężarówek czy ciągników do
gospodarstwa z biogazową instalacją) i przechowywać go tam (w przypadku gnojowicy czy
obornika polskie przepisy nakazują ich przechowywanie w przykrytych zbiornikach). W wielu
biogazowniach ten problem eliminuje się bądź minimalizuje, dostarczając do nich surowiec,
np. gnojowicę, rurociągami łączącymi je bezpośrednio z oborą czy chlewnią. Kluczowe jest
więc, czy biogazownia przy gospodarstwie rolnym korzysta wyłącznie z własnych surowców,
czy też dowozi je także z zewnątrz. I czy te dowożone z zewnątrz emitują odór. Ważne jest
też, jak przechowuje się surowiec (czy w szczelnych zbiornikach i zgodnie z przyjętymi
zasadami). Spory kłopot mogą sprawiać, na co dowodem jest biogazownia w Piekoszowie,
obiekty stosujące jako surowiec odpady poubojowe.
Generalnie rzecz biorąc, z różnych względów (także tych opisanych wyżej) biogazownie
powinny być usytuowane co najmniej 300 metrów od budynków mieszkalnych, a najlepiej
nie bliżej niż 500 m od domów. Na wschód lub na północny wschód od nich (większość
wiatrów wiejących w Polsce to wiatry zachodnie i południowe). Zaleca się też, żeby nie
transportować do nich surowca przez tereny z zabudową mieszkaniową lub przynajmniej
maksymalnie to ograniczać.
Reasumując, sposobów na zapobieżenie czy zminimalizowanie „uciążliwości odorowej”
biogazowni (łącznie z odpowiednim jej usytuowaniem) jest tyle, że jej sąsiedzi mogą prawie
nie odczuwać jej sąsiedztwa. Jest jednak prawdopodobne, że je odczują wtedy, gdy
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
inwestor/właściciel biogazowej instalacji nie skorzysta z owych metod lub zastosuje je
w bardzo ograniczonym zakresie.
Jedyny produkt uboczny przy produkcji biogazu to tzw. poferment (płyn lub masa
w zależności od rodzaju użytego surowca), który powinien być przechowywany
w specjalnych, przykrytych zbiornikach lub lagunach. Jeśli biogazownia jest właściwie
zaprojektowana i eksploatowana, to surowiec zostaje do końca „przefermentowany”,
odgazowany. A wówczas poferment powinien mieć niezbyt intensywny zapach (może to być
zapach ziemi, humusu, ale i gnojowicy, jeśli była ona surowcem użytym do produkcji
biogazu). Wykorzystuje się go jako nawóz. Jest dużo lepszym nawozem niż gnojowica czy
obornik (dzięki temu używając go, można ograniczyć stosowanie nawozów sztucznych).
Po pierwsze dlatego, że ma (jeśli biogazownia jest właściwie eksploatowana) mniej przykry
od nich, mniej intensywny i dużo szybciej ulatniający się na polu zapach. Po drugie daje –
według badań warszawskiej SGGW - plony o 20 proc. większe niż w przypadku stosowania
gnojowicy czy obornika. Ale również z tego powodu, że nie ma w nim nasion chwastów
i aż 75-80 zawartego w pofermencie azotu to tzw. azot amonowy, lepiej przyswajany przez
rośliny niż tzw. azot azotanowy, który jest jednym z głównych składników popularnych
nawozów sztucznych, np. saletrzaku i saletry amonowej. To ma olbrzymie znaczenie,
ponieważ, po pierwsze, brak nasion chwastów, których jest pełno w oborniku czy gnojowicy,
pozwala zmniejszyć zużycie chemicznych środków chwastobójczych – herbicydów,
a po drugie, azot amonowy, którego tak dużo zawiera poferment, ulega tzw. sorpcji
wymiennej w glebie, dzięki czemu nie spływa z pól po deszczu i nie przedostaje się do wód
gruntowych. Tak, jak dzieje się w przypadku tzw. azotu azotanowego. To jest o tyle ważne,
że azot, przedostając się w bardzo dużych ilościach do wód gruntowych, do strumieni i rzek,
zaczyna występować w nich w zbyt dużym stężeniu, co jest szkodliwe. Woda ze zbyt dużą
zawartością azotu nie nadaje się do picia. Poza tym prowadzi to m.in. do „przeżyźnienia”
rzek, jezior i mórz, skutkującym tym, że pojawia się w nich coraz więcej glonów, np. sinic.
Te sprawiają, że jezioro czy rzeka zaczyna „kwitnąć”, zamienia się w nieprzyjemną, zieloną
breję (to w Polsce dość powszechne latem zjawisko). Glony zabierają wodzie tlen, bardzo
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
potrzebny żyjącym w niej rybom i innym zwierzętom, a co gorsza wydzielają trujące
substancje, groźne także dla ludzkiego zdrowia.
W wielu przypadkach biogazownie mogą poprawiać jakość życia na wsi. Dzieje się tak
właśnie wtedy, gdy wykorzystują jako surowiec powstającą w hodowli zwierząt gnojowicę,
obornik i odchody zwierzęce. Te odpady są dużym problemem dla dzisiejszej polskiej wsi.
Rolnicy wywożą je na pola jako nawóz, a ich fetor może unosić się w okolicy przez wiele dni.
Jednak one nie tylko śmierdzą, ale zawierają również wiele mikroorganizmów
chorobotwórczych. W biogazowni, na skutek podgrzewania takiego surowca w komorze
fermentacyjnej, większość tych mikroorganizmów ginie (w niektórych przypadkach
drobnoustroje chorobotwórcze usuwa się już z surowca, poddając go tzw. higienizacji, zanim
trafi on do instalacji biogazowej). Po „obróbce” gnojowicy, obornika czy odchodów
zwierzęcych w biogazowni ich fetor staje się dużo mniej wyczuwalny, a nawet zupełnie znika
(fachowo się nazywa to „redukcją uciążliwości odorowej”, która sięga w tym przypadku
nawet 80 proc.).
Produkowany w instalacjach biogazowych gaz wykorzystuje się do różnych celów. Np. w
Szwecji jego część przerabia się na tzw. biometan, który służy jako paliwo samochodowe. W
Niemczech biogaz zatłacza się także do gazociągów, mieszając go w nich z gazem ziemnym
(dzięki temu służy on tam m.in. do zasilania kuchenek gazowych). Najczęściej jednak biogaz
spala się na miejscu, w biogazowni, produkując w ten sposób z niego energię elektryczną
i cieplną (z tej drugiej mogą korzystać okoliczne budynki, można nią ogrzewać domy
i mieszkania, a także dostarczać do nich ciepłą wodę użytkową, czyli tę płynącą z kranów).
Spaliny z biogazowni prawie nie różnią się od spalin ze zwykłego pieca gazowego,
spalającego gaz ziemny. Są dużo czystsze niż dym z pieców i kotłowni opalanych węglem.
M.in. dlatego, że przed spaleniem biogaz oczyszcza się ze szkodliwych domieszek
(w szczególności z siarkowodoru), bo mogą one powodować korozję i uszkodzenia
niektórych części biogazowej instalacji. Dzięki temu spaliny z biogazowni nie są uciążliwe
dla otoczenia.
7. BIOGAZOWNIE ROLNICZE NA ŚWIECIE
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
Biogazownie to obecnie technologia dwóch kontynentów: Europy i Azji. W pozostałej części
świata dopiero raczkuje. Szczególnie godne uwagi są Chiny, gdzie przy gospodarstwach
rolnych funkcjonuje kilka milionów (sic!) małych, bardzo prostych instalacji biogazowych,
w większości wykonanych chałupniczymi metodami. Są one dość prymitywne (ich komory
fermentacyjne to wykopane w ziemi, nie mające żadnej izolacji doły), ale za to tanie
w budowie i efektywne. Jako surowiec służy w nich obornik i gnojowica oraz resztki
żywności. Produkowany w ten sposób biogaz chińscy rolnicy wykorzystują do gotowania
i oświetlania domów.
Takie biogazownie są popularne także w innych krajach Azji, m.in. w Wietnamie, Tajlandii
i Indiach. Tylko w tym ostatnim kraju jest ich około miliona.
Produkcja biogazu nie jest obca również najbardziej rozwiniętym gospodarczo państwom
azjatyckim: Japonii i Korei Południowej. Z tym, że w nich – w odróżnieniu od Chin i Indii –
powstają nowoczesne, oparte o europejskie technologie, biogazownie. Zarówno rolnicze,
powstające przy gospodarstwach, jak i te, w których surowcem są odpadki organiczne
z gospodarstw domowych, resztki jedzenia z restauracji czy osady ściekowe.
W Europie biogazownie buduje się m.in. w Holandii, Hiszpanii, Belgii i Włoszech, a nawet
w bardzo zasobnej w złoża gazu ziemnego Rosji. Co równie symptomatyczne na naszym
kontynencie najbardziej postawiły na tę technologie bogate kraje, znane z dbałości
o ochronę środowiska: Niemcy, Dania, Szwecja, Austria czy Szwajcaria. Niekwestionowanym
biogazowym liderem w Europie są Niemcy, kraj bardzo czuły na punkcie ochrony środowiska,
w którym ekolodzy mają bardzo dużo do powiedzenia (tamtejsza Partia Zielonych jest jedną
z czterech najsilniejszych niemieckich partii politycznych, od lat zasiada w parlamencie,
współtworzyła jeden z koalicyjnych rządów, wespół z SPD). U naszego zachodniego sąsiada
istnieje już 7 tys. biogazowni. W dużej części rolniczych, bo Niemcy postawiły na produkcję
biogazu z odchodów zwierzęcych, gnojowicy i obornika oraz z tzw. roślin energetycznych
(głównie kukurydzy).
Niemcy są w tej branży światowym fenomenem i technologicznym numerem jeden.
Biogazownie wyrastają w tym kraju jak grzyby po deszczu. W 1992 r. było ich tam tylko 139,
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
dziesięć lat później już 1,6 tys., w 2006 r. – 3,5 tys., a w 2011 r. już ponad 7 tysięcy.
Produkują one aż 18,4 mln MWh energii elektrycznej rocznie, co wystarcza na zaopatrzenie
w prąd 5,3 mln niemieckich gospodarstw domowych i daje roczne przychody rzędu 6,9 mld
euro. Biogazownie w Niemczech już w 2010 r. dawały 39 tys. miejsc pracy (dla porównania:
polskie górnictwo węgla kamiennego, wciąż jedna z największych gałęzi polskiego przemysłu,
zatrudniało w zeszłym roku 88 tys. osób). A przecież ciągle ich przybywa.
Niemcy w tej konkurencji na razie wydają się być nie do pobicia. Przynajmniej w Europie.
Bo pozostałe kraje unijne, które mocno postawiły na biogazownie, mają dziś co najwyżej
po kilkaset biogazowni. To jednak nie znaczy, że nie mają czym się pochwalić. Niemal
ośmiokrotnie mniejsza od Polski Szwajcaria w 2011 r. miała 585 biogazowni. Równie mała
Dania „jedynie" 180, ale za to 20 naprawdę dużych, tzw. centralnych, wybudowanych jeszcze
na przełomie lat 80 i 90. XX wieku. Czterokrotnie mniejsza od naszego kraju Austria
dysponowała w zeszłym roku 550 instalacjami biogazowymi, z czego aż 340 rolniczymi.
Szwecja z 10 milionami mieszkańców - 230. Dla przypomnienia: w 38-milionowej Polsce
mamy ich dziś około 200, w tym tylko 30 rolniczych.
Z czego wziął się ów biogazowy boom w wyżej wymienionych krajach zachodniej Europy?
Przyczyn jest kilka. Po pierwsze są to państwa, które mają stosunkowo niewiele własnych
złóż surowców energetycznych i ich większość muszą importować. W dużej mierze z krajów
autorytarnych, w których opozycję wsadza się do więzień, co Zachodowi bardzo się nie
podoba. Po drugie państwa zachodniej Europy uznały, że dobrym sposobem na większe
uniezależnienie się od importu ropy, gazu, uranu czy węgla, na większą samowystarczalność
energetyczną jest dla nich wykorzystanie odnawialnych źródeł energii: siły wiatru, wody,
słońca, biomasy czy biogazu. Po trzecie wreszcie kraje starej UE postanowiły walczyć
z ociepleniem klimatu, w czym wykorzystanie energetyki odnawialnej bardzo pomaga.
Dlatego zaczęły tworzyć systemy wspierające jej rozwój, dotować ją. Niemiecki boom
biogazowy od początku napędzany był wsparciem państwa dla tego typu inwestycji,
a dokładniej zapewnieniem - przy pomocy przepisów prawnych - biogazowniom stałych,
dużo wyższych niż w elektrowniach węglowych czy atomowych stawek za produkowany
w nich prąd. To sprawiło, że te inwestycje stały się tam bardzo opłacalne.
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
Podobnie było w Szwecji, Danii, Austrii czy Szwajcarii. Biogaz urzekł je m.in. dlatego, że może
być traktowany jako tzw. biopaliwo drugiej generacji. Bo na paliwo przerabia się w jego
przypadku całą roślinę, a nie tylko jej niewielką część, jak w przypadku bioetanolu czy estrów
roślinnych (dodawanych dziś do benzyny i oleju napędowego), wytwarzanych z ziaren zbóż,
rzepaku czy słonecznika.
Szwecja była jeszcze w latach 80-tych najbardziej uzależnionym od importu ropy krajem
Zachodu, co wynikało m.in. z tego, że tysiące domów były tam ogrzewane olejem opałowym.
Dziś większość szwedzkich domów i mieszkań korzysta z ciepła wytwarzanego ze źródeł
odnawialnych: z biogazu, ze spalania odpadów czy pomp ciepła. To jednak nie wszystko,
bo 20 proc. wytwarzanego w Szwecji biogazu przetwarza się na biometan, służący jako
paliwo samochodowe. Robi się to także w innych krajach zachodniej Europy. Biometan
z biogazu jako paliwo do aut postanowiła promować m.in. Finlandia. We Francji ciężarówki
napędzane tym paliwem zaczyna testować wielka sieć handlowa Carrefour, a w Wielkiej
Brytanii – Tesco. Niemcy chciałyby z kolei zatłaczać na dużą skalę oczyszczony biogaz do sieci
gazowniczej. Do 2020 r. – 6 mld m3 rocznie (to niemal połowa obecnego zużycia gazu
ziemnego w Polsce).
Oczywiście, ma to też swoje minusy. W Niemczech biogazowy boom przybrał takie rozmiary,
że wzbudza też coraz więcej krytycznych głosów. Jednym nie podoba się dotowanie całej
energetyki odnawialnej, a więc i biogazowni, bo koszty tej operacji przerzuca się
na odbiorców, podnosząc ceny energii. Drudzy twierdzą, że pod uprawy roślin dla
biogazowni przeznaczono w Niemczech tak dużo ziemi (ponad 800 tys. ha), że poważnie
zmniejszyło to produkcję żywności w tym kraju. Do tego stopnia, że nasz zachodni sąsiad
wytwarza dziś mniej zbóż niż ich konsumuje, więc musi je importować. Na dodatek przez
biogazowy boom wzrosły tam ceny ziemi rolnej, jej dzierżawy, pogarszając kondycję
i utrudniając rozwój tym gospodarstwom rolnym, które nastawione są na produkcję
żywności. Pisał o tym niedawno znany niemiecki tygodnik "Spiegel".
Są jeszcze poważniejsze zarzuty, np. takie, że przez tak dużą liczbę biogazowni w Niemczech
wywozi się tam na pola tyle tzw. pofermentu (jako nawozu), że w glebie w niektórych
miejscach jest więcej azotu niż przewidują normy. To zaś grozi zanieczyszczeniem wód
Instytut na rzecz Ekorozwojuul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawatel. (0-22) 851 04 02, fax (0-22) 851 04 00http://www.ine-isd.org.pl
Dofinansowano ze środków Narodowego Funduszu
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
gruntowych. W Niemczech padają też nie poparte na razie dowodami głosy (pisało na ten
temat m.in. niemieckie czasopismo "Wild und Hund"), że w pofermencie może pojawiać się
bardzo dużo beztlenowych bakterii Clostridium botulinum, wytwarzających bardzo groźną
dla człowieka i zwierząt toksynę – jad kiełbasiany. Można by odnieść się do tego tak,
że każdy nadmierny, przesadny, niekontrolowany rozwój jakiejś dziedziny czy branży niesie
za sobą jakieś ryzyka. W przypadku biogazowni w Niemczech ich rozwój jest rzeczywiście
przesadny. My jednak mamy jeszcze czas, by wyciągnąć z niemieckiej lekcji własne wnioski
i nie tworzyć u nas warunków do zbyt szybkiego, niekontrolowanego rozwoju energetyki
biogazowej.
Autor: Jacek Krzemiński, www.chronmyklimat.pl/biogazownia - serwis funkcjonujący
w ramach projektu edukacyjnego „Biogazownia-przemyślany wybór”
Projekt dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki
Wodnej, realizowany przy współpracy z Instytutem Energii Odnawialnej.