"Ogród" - Podaj Dalej nr 59

20

description

 

Transcript of "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

Page 1: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

okazjonalnik akademicki DA StudniaISSN 1 732-9000

nr 59, Ogródmaj 201 4

Page 2: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59
Page 3: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

W  numerzeKwitnący ogród życia

Dzieje małego kwiatka

Kwiaty w  ogrodzie Pana Boga

Nie bez powodu zakazane

„…Niewiasto, czemu płaczesz?”

„Mężczyzną i   niewiastą stworzyłich” – kilka słów o  gender

Świt w  ogrodzie przebaczenia

Warsztat

Sukces zależy od przekonań

„Bez korzeni nie ma skrzydeł”

Ups…to chyba pomyliłam ogrody. Alenic to. Życie człowieka, życie każdegoz  nas można przedstawiać za pomocąwielu metafor. Wśród nich znajdzie sięz  pewnością ogród. A  w  ogrodzie, jakwiadomo, różne kwiatki bywają. Ogródten może być zwykły, niczym się niewyróżniający, ale może stać się zupełnienieporównywalnym z  innymi. Żeby taksię stało, potrzeba wiele wysiłku, uwagi,czasu, cierpliwości, pokory… Bo taknaprawdę każdy z  nas może zarosnąć.Relacje z  ludźmi mogą być poplątanejak konary drzew albo jak gałęzie tychrosnących zbyt blisko siebie, ścieżki po-wydeptywane w  zupełnie zadziwiają-cych miejscach, a  specjalnie wytyczoneszlaki pozostają zupełnie nieuczęszcza-ne… W  ogrodzie potrzebny jest więcogrodnik czuwający nad wszelkimi pra-cami, bo to nie ma być jakiś tam dzikorosnący zbiór przypadkowych drzew,krzewów i  wszystkiego tego, co w  ogro-dzie pojawić się może.Warto nie zarosnąć i  do tego postaramysię Was przekonać.

Paul ina Małkowska

4–5

6

7

8

9

1 0–1 1

1 2-1 3

1 4–1 5

1 6-1 7

1 8

Podaj DalejOkazjonalnik Akademicki

ISSN 1 732-9000

nr  59 OGRÓD, maj 201 4

Duszpasterstwo Akademickie oo.  Jezuitów

ul. Piekary 24, 87-1 00 Toruń, tel. (56) 655 48 62 wew. 25

www.da.umk.pl

www.podaj-dalej.info

[email protected]

Paulina Małkowska

o.  Krzysztof Dorosz SJ

Jolanta Ronowska

Paulina Buczek, Angelika Jasiulewicz,

Jolanta Ronowska, Maria Wieczorek

Małgorzata Fronckiewicz, Patryk Pojawa

Agnieszka Kijak

Emilia Kuchta, Oskar Saja

Maria Wieczorek

Ewa Balczerowska, Magdalena Jóźwiak, Agnieszka Kijak,

Krystian Koszołko, Katarzyna Kowalewska, Emilia Kuchta,

Paweł Lubrański, Karolina Matuszewska, Justyna Nymka,

Marcin Ogiński, Milena Strehlau, Malwina Wojdała

www.podaj-dalej.info/reklama | [email protected]

Jeśli nie zaznaczono inaczej, publikowane materiały objęte są licencją

Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 3.0

http://creativecommons.org/licenses/by-nc/3.0

[wydawca]

[www]

[e-mail]

[red.  nacz.]

[opiekun]

[sekretarz]

[korekta]

[DTP]

[foto]

[fotorelacja]

[okładka]

[stała współpraca]

[reklama]

[l icencja]

W  moim ogrodziegdzie czas leniwy…

Page 4: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

Paweł Lubrański

Niedawno przeżywana kanoni-zacja błogosławionych papieży:Jana XXIII i  Jana Pawła II przy-pomniała nam na czym polegatajemnica świętości, w  jaki sposóbrealizować ewangeliczną radość.

Uroczystość ogłoszenia papieży świętymito mocne pogłębienie tajemnic paschal-nych, dawanie świadectwa o  BożymMiłosierdziu, o  spotkaniu ze Zmartwych-wstałym, gdyż Radość Ewangelii napełniaserce i  całe życie tych, którzy spotykająsię z  Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żebyich zbawił, zostają wyzwoleni od grze-chu, od smutku, od wewnętrznej pustki,od izolacji. Z  Jezusem Chrystusem radośćzawsze rodzi się i  odradza („EvangeliiGaudium”, 1 ).

Tajemnica świętości„Kościół, który jest święty, nie odrzucagrzeszników, nie odrzuca nas wszystkich,co wzywa wszystkich, przyjmuje ich, jestotwarty również na najbardziej oddalo-nych, wzywa wszystkich, by dali sięotoczyć miłosierdziem, czułością i  prze-baczeniem Ojca, który daje każdemumożliwość spotkania z  Nim, podążaniado świętości. […] Kościół daje wszystkimmożliwość kroczenia drogą świętości,która jest drogą chrześcijanina […] czypozwalamy się uświęcić? Czy jesteśmyKościołem, który wzywa i  wita z  otwar-tymi ramionami grzeszników, który do-daje odwagi, nadziei, czy też jesteśmyKościołem zamkniętym w  sobie? Czy je-steśmy Kościołem, w  którym żyje się mi-łością Boga, w  którym zwraca się uwagęna innych, w  którym modlimy się jedniza drugich?” – papież Franciszek. Takiwidzę Kościół kiedy myślami i  spojrze-niem biegnę ku osobom świętych papie-ży. Wtedy też rozbrzmiewa popularnapiosenka Arki Noego „Święty uśmiech-nięty”. Narasta we mnie ogromne pra-gnienie świętości, aby budować Kościółodważny, w  którym żyje się miłością,w  którym roznosi się woń modlitwy zadrugiego! Nucąc – „Taki gruby, taki chu-

dy, może świętym być…” – przypominająsię słowa św. Jana XXIII: „Można byćświętym z  pastorałem w  ręku, ale tak sa-mo dobrze można nim zostać, mającw  ręku miotłę”. To jest fundamentalnamyśl – świętość w  codzienności! Świę-tość jest powołaniem każdego chrześci-janina. To nie pusty slogan, ale wolaprzebaczającego Ojca. Jak mówił papieżJan: „wszystko, cokolwiek robicie, wszyst-ko czyńcie w  świetle Bożej łaski. W  tensposób z  ufnością będziecie mogli spo-glądać w  przyszłość, a  wasze dzieła będąpodobać się Panu”.

Wiara w  ChrystusaGdy ludzie z  tłumu, nakarmieni do syto-ści, pytali Chrystusa: „Cóż mamy czynić,abyśmy wykonywali dzieła Boże?”. Jezusodpowiadając, rzekł do nich: „Na tym po-lega dzieło zamierzone przez Boga, aby-ście uwierzyli w  Tego, którego On posłał”.Kluczem pełnienia dzieł Bożych jest wiaraw  Jezusa Chrystusa! Wezwanie do święto-ści to zaproszenie do zjednoczenia z  mi-sterium Chrystusa i  radości z objawieniaJego chwały. Świętość to głoszenie DobrejNowiny: „Bóg jest światłością, a  nie maw  Nim żadnej ciemności”. Pan wzywa:„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utru-dzeni i  obciążeni jesteście, a  Ja was pokrze-pię. Weźcie moje jarzmo na siebie i  uczciesię ode Mnie, bo jestem cichy i  pokornysercem, a  znajdziecie ukojenie dla duszwaszych. Albowiem jarzmo moje jest słod-kie, a  moje brzemię lekkie”. Ilekroć się-gniemy do biografii świętych Kościołaniewątpliwie dostrzeżemy taki rys świę-tości: w  utrudzeniu i  obciążeniu chwalići  wielbić Boga, brać Jego słodkie jarzmo,odkrywać, że w  mojej słabości jest moc –„Wystarczy ci mojej łaski, moc bowiemw  słabości się doskonali”. Choć może sięwydawać, że opis życia świętych jest czę-stokroć upiększony, polukrowany to jednakszybko dotrze do nas obraz ludzi upoko-rzonych, wypróbowanych, którzy „drogąnie-doskonałości” dotarli do miłosnej jed-ności z  Bogiem… Czy to nie jest Dobra No-wina dla nas? Świętość na wyciągnięcieręki! Dać skruszyć zatwardziałe serce,dać przemienić życie oraz płonąć miło-ścią ku Temu, który do końca nas umiło-wał. W  mocy Ducha Świętego głosić DobrąNowinę, otwierać na dar pojednania i  po-koju, czerpać siłę i  nadzieję od Ukrzyżo-wanego i  Zmartwychwstałego Pana, byćprawdziwym świadkiem Ewangelii: „Jeżeli

4

Kwitnący ogród życia

Page 5: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

ziarno pszenicy wpadłszy w  ziemię, nieobumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeliobumrze, przynosi plon obfity”. Świadec-two życia przynosi owoce nawrócenia!Wtedy pozwalasz się odnaleźć i  wyznajeszwiarę: „Pan mój i  Bóg mój!”. Wezwanyjesteś do tego, by być w  drodze, by służyćodczytując znaki czasu i  wypełniając wolęBożą – sercem cichym i  pokornym.

Jan UśmiechniętyŚpiewajmy dalej: „Kto się nawróci, ten sięnie smuci: Każdy święty chodzi uśmiech-nięty”. Papież Jan XXIII za życia nazywanybył „Janem Dobrym”, „Janem Uśmiechnię-tym”, a  także „Janem Pokornym”. Przeszedłdo historii jako papież radości. To jestistotny rys świętości tego „biednego pa-pieża”. Podczas jednej z  audiencji mówił:„Mądry człowiek, mądry chrześcijanin musiczynić wszystko, by uwolnić się od smut-nych myśli i  w  każdym czasie znajdowaćucieczkę w  myślach niosących pociechę,które przemieniają cierpienie w  okazję domiłości, zasługi, obecnej i  wiecznej rado-ści”. Wgląd w  jego unikatową duchowośćdają nam rozpowszechnione anegdotyz  jego życia; historie pełne poczucia hu-moru, dystansu do siebie. Jego otwartośćna każdego człowieka odsłania prawdziweoblicze ewangelicznej dobroci, zaprasza doobdarowywania pokojem i  rozsiewania at-mosfery radości. Św. Franciszek Salezy ma-wiał, że: „prawdziwy chrześcijanin jestnajweselszym człowiekiem ze wszystkich”.Jan XXIII zwierzył się kiedyś: „Powiedzianomi, że jestem pokorny, ponieważ nie chcia-łem korzystać z  sedia gestastoria (przeno-śnego tronu papieskiego). Ja nie jestempokorny. Jestem gruby i  boję się, że po pro-stu spadnę…”. Zapewne bardzo bliska byłapapieżowi modlitwa św. Tomasza Morusao  zmysł humoru: „O  Panie, udziel mi zmy-słu humoru. Daj mi łaskę, ażebym rozu-miał się na żartach, a  dzięki temu trochęszczęścia zaznał w  życiu ziemskim i  z  in-nymi mógł się nim podzielić”. Pan udzieliłtej łaski Janowi Uśmiechniętemu naderobficie. Jan XXIII bardzo lubił spacerowaćpo Ogrodach Watykańskich, gdzie miałomiejsce wiele zabawnych sytuacji. Papie-ża denerwowało to, że gdy on spacerowałpo Ogrodach, pracownicy musieli przery-wać pracę i  się ukrywać. Nikt nie mógłzakłócać papieskiego spokoju – mówiłystare przepisy. Słynący z  łamania konwen-cji papież postanowił to zmienić. Odtądnikt, widząc go, nie musiał spuszczać

wzroku, ukrywać się, a  on sam chętnie roz-mawiał z  pracownikami. „W  końcu widzę,że ktoś tu jednak pracuje” – mówił żarto-bliwie papież. Nieobce mu było płataniekomuś figla. Wielu jego gości, spacerują-cych z  nim po Ogrodach, doświadczyłotego na własnej skórze. Papież postarałsię o  takie zmiany w  systemie nawadnia-jącym, by jego goście mogli raz po razzakosztować niespodzianego prysznica!Z  tych historii płynie nauka, aby nabraćdystansu do siebie, pożartować z  siebie.Wybrzmiewa zaproszenie do szukaniaodpowiedzi na pytanie: kim jestem przedBogiem? Czy potrafię się radować z  życia,które otrzymałem?

„Już teraz we mnie kwitnąTwe Ogrody…”

Świętość nie polega na tym, by nie popeł-niać błędów, lecz by w słabościach odkrywaćwezwanie Pana, zaproszenie do przyjaźniz Nim. Doświadczając własnej kruchości,ograniczoności mogę dostrzec obecnośćBoga. Obdarzony Jego łaską jestem uwal-niany z  niewoli niemocy, staję się rado-snym zwycięzcą, hojnym dawcą dobroci,„albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg”.Jan XXIII powiedział w  jednym z  przemó-wień skierowanym do młodzieży: „Miej-my odwagę! Każdy z  nas ma swoje słabościi  musi je oczyścić, a  Pan roztoczy nad na-mi swą opiekę i  sprawi, że nasze słabościnie będą już źródłem złości i  niepokoju,lecz staną się źródłem ufności przedewszystkim w  dniach próby. W  ten sposóbstaniemy się zwycięzcami. Będziemy sil-niejsi i  bardziej cierpliwi”. Prawdziwa twarzchrześcijanina to rozpromienione i  roze-śmiane oblicze, a  jego serce ciche i  pokor-ne, pełne uwielbienia dla Stwórcy. Radośćpaschalna ma być świadectwem Bożej mi-łości, niegasnącej nadziei i  wiary, co góryprzenosi. Papież Jan Dobry przekonywał,że „nie jesteśmy na ziemi po to, by być ku-stoszami muzeum, ale by uprawiać kwit-nący ogród życia”. Trzeba Nam iść doOgrodu Zmartwychwstania, spotkać Zmar-twychwstałego Oblubieńca – dotknąć Jego„chwalebnych ran”. Niech wybrzmiewazwycięski okrzyk Alleluja! Ku czci PanaŻycia, który złamał moc wroga i  pokonałśmierć, który objawił wielkość Miłości.Podzielić się z  innymi paschalną rado-ścią: „Widziałam Pana!” (J 20, 18). W  tensposób będzie rozkwitał Ogród Życia,a w nas będzie Jego Królestwo!

5

Page 6: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

Dzieje małegokwiatkaMarta Kocoń

Jeśli czasem trochę Ci żal, że niejesteś jak ktoś inny… Jak Twójnajlepszy przyjaciel, którego po-dziwiasz za otwartość, jak znajo-my, który wybiera się na misje,jeśli zdarza się, że nachodzi Cięmyśl: „gdybym tylko ja miał takiepowołanie jak on” albo: „gdybympotrafiła modlić się tak jak ona,na pewno ma świetny kontaktz  Panem Bogiem”; jeśli czasemtakie myśli u  Ciebie goszczą, tooznacza, że tak naprawdę trochęCi żal, że nie jesteś różą, tylko,powiedzmy, bratkiem.

Sama często spoglądam na róże, na ichpiękne herbaciane płatki i  porównujędość niechętnie z  własnymi, nieforem-nymi i  trochę śmiesznymi żółto-fioleto-wymi (takimi, jak to u  bratka). Jeśli teżtak Ci się zdarza, kolego/koleżankoz  grządki, to posłuchaj…„[…] zrozumiałam, że wszystkie kwiatyprzez Niego stworzone są piękne, żeprzepych róży i  biel Lilii nie ujmuje wonimałemu fiołkowi ani zachwycającej pro-stoty stokrotce… Zrozumiałam, że gdybywszystkie kwiatki chciały być różami, na-tura straciłaby swą wiosenną krasę […].Podobnie dzieje się w  świecie dusz, w  tymogrodzie Jezusa. Spodobało Mu się stwo-rzyć wielkich świętych, których możnaporównać do Lilii i  róż; lecz stworzył takżetych najmniejszych, którzy winni się za-dowolić, że są stokrotkami, fiołkami […].Doskonałość polega na tym, by czynićJego wolę, by być tym, czym On nas chcemieć” (Dzieje duszy, Kraków 2009,  s.  37).Święta Teresa od Dzieciątka Jezus, bo to jejsłowa, nazywa siebie „małym kwiatkiem”.Mały kwiatek uważał siebie za dalekiego odtej „przepysznej” świętości, do jakiej zdolnajest róża, ale nie martwił się wcale tym, cow  nim nie dorastało do Ideału. Inaczej:

wiedział, że jego zadaniem jest „sprawiaćradość dobremu Bogu”, dlatego koncentro-wał się na Nim, a  nie na swoich błędach,niedostatkach, nie na różnicach międzysobą a  „heroicznymi” różami. Odkrył, że manieco inną, własną „małą drogę” do świę-tości − drogę zaufania Ukochanemu i  cał-kowitego polegania na Nim.„Gdyby kwiatek potrafił mówić, powie-działby po prostu, co dobry Bóg uczyniłdla niego, nie próbując ukryć tych dobro-dziejstw” (s.  39). Recepta na smutki zwią-zane z  tym, co nas w  nas samych boli, conam utrudnia życie: zostawić kontem-plację braku i  zacząć kontemplować do-bro. Prosić o  dostrzeżenie go (w  sobiei  wokoło) i  o  uświadamianie sobie tego,że naprawdę wszystko co mamy, dosta-jemy z  Góry, od Kogoś, komu bardzo nanas zależy. A  skoro to On zdecydował, żeda nam płatki wachlarzowate, podobnedo uszu słonia, to znaczy, że i  takie Musię podobają.Przypomina mi się kazanie, które kiedyśsłyszałam: na rekolekcjach podczas modli-twy powszechnej mała dziewczynka usilniepowtarzała jedną prośbę: „Proszę, uczyńmnie chłopcem”. W  końcu ksiądz, trochęzaniepokojony, zapytał, dlaczego właśnieo  to się modli. „Proszę, żeby być chłopcem,bo chcę zostać księdzem”. „A  czy myślisz, żegdyby Bóg chciał, żebyś była księdzem,stworzyłby Cię jako dziewczynkę?”.Cudza droga często wydaje się łatwiejsza,atrakcyjniejsza, a  może właśnie trudniejszai  dlatego bardziej wartościowa… A tym-czasem, jeszcze raz: „Doskonałość polegana tym […], by być tym, czym On naschce mieć”.Pogodzenie się z  tym, że nie jest się różą,nie oznacza smutnej rezygnacji, ale zgodęna tę drogę do szczęścia, której pragnie dlanas Ktoś, kto lepiej od nas wie, co dla nasdobre. Wie, czego potrzebujemy, żebykwitnąć. Nawet, jeśli czasem nie potrafimyw  to uwierzyć, to przecież „Cóż by się stało,gdyby niezręczny ogrodnik […] nie umiejącodróżnić poszczególnych gatunków, chciałzaszczepić różę na brzoskwini?… Drzewobędzie musiało uschnąć, a  przecież byłodobre i  zdolne do rodzenia owoców.W  podobny sposób trzeba rozpoznać […],czego Bóg żąda od duszy i  współpracowaćz  działaniem łaski, nigdy nie uprzedzającjej, ani nie wstrzymując” (s.  143).Pewne jest, że On chce mieć w  swoimogrodzie nie tylko róże. I   także to, że za-sadnicze powołanie i  róży, i  bratka, jestjednakowe. Tereska ujęła to tak: „moimpowołaniem jest Miłość!. . .” (s.  236).

6

Page 7: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

Ewa Balczerowska

Przeczytałam ostatnio wypowiedźSzymona Hołowni: „Dziś niko-go nie nawrócimy piękną gadką,ludzie będą przychodzili dochrześcijaństwa tylko wtedy, gdypozazdroszczą chrześcijanom te-go, jak ci żyją.”

Sekret, którego nie pojmieszKiedy człowiek niewierzący poznajechrześcijanina z  bliska, zaczyna uważnieobserwować jego życie. I   co zauważa?Człowieka takiego jak on sam, właściwienie różniącego się niczym istotnym. Ot,krzyżyk na szyi, regularna Msza święta.Może jest tym zaskoczony, może spo-dziewał się czegoś więcej. Dzisiejszyświat przyzwyczaił nas, że wszystko coważne, musi być też spektakularne,zwracające uwagę i  okraszone fajerwer-kami. Człowiek niewierzący pozostajewięc sceptyczny i  bada owo mało spek-takularne życie chrześcijanina dalej. Ażzaczyna odczuwać coraz wyraźniej, żecoś mu umyka. Coś, czego nie umie na-zwać. Coś, czego nie widać. Wyczuwa cośtrudnego do uchwycenia, co wymyka sięjego obserwacji, nie mieści się w  jegopojmowaniu. W  tym zwykłym życiuchrześcijanina, które od jego własnegoniczym szczególnym się nie różni, tkwipewien nieokreślony sekret. Widać toszczególnie, gdy przypatrzymy się po-staciom niektórych świętych. Sprawiająoni wrażenie, jakby nieśli w  sobie ta-jemnicę. Można u  nich dostrzec tencharakterystyczny „duchowy uśmiechMony Lizy”.

Ogród Pana BogaW  przypowieściach Pana Jezusa wielo-krotnie Bóg Ojciec przedstawiany jestjako ogrodnik lub ktoś pełniący podobnąrolę. Porównywany jest do właścicielawinnicy, w  innym fragmencie do tego,który uprawia ziemię. Gdzieś międzywierszami Jezus ukazuje nam obraz cier-

pliwego Boga, który dogląda, pielęgnujei  jednocześnie uważnie obserwuje. Jestmądry i  przewidujący, pozwala rosnąćtakże chwastom. Jako dziecko wyobraża-łam sobie Jego uważny, spokojny wzrok,którym przesuwa po każdym owocui  każdej roślince. Wyobrażałam sobie Je-go skupienie i  to, że zna dokładnie każdąstonkę. Bóg, który wyciąga duże, po-brużdżone od pracy i  kochające ręce, że-by delikatnie urwać zeschnięte listki.Bóg, który troszczy się i  niekiedy marsz-czy czoło. W  mojej kilkuletniej wyobraź-ni Pan Bóg zawsze miał na sobieogrodniczki, a  cały obraz był zalany cie-płem słońca i  zapachem wzruszonejmotyką ziemi.

Żyć w  ogrodzie Pana BogaZ  lubością myślę czasem, że my chrze-ścijanie jesteśmy kwiatami w  ogrodziePana Boga. Cieszy mnie ta myśl i  uspo-kaja. Bo gdzie mielibyśmy lepiej? Wiosnąkażdy promień słońca może przypomi-nać nam o  ogromie Bożej miłości. O  tejJego trosce, która przejawia się w  nie-ustannym doglądaniu wszystkich naszychżyciowych działań oraz subtelnym kory-gowaniu skutków naszych nieroztrop-nych decyzji. Bo Pan Bóg to ogrodnikdobry, łagodny i  pełen miłosierdzia. Po-zwala nam wzrastać i  stwarza dla nasdogodne warunki, abyśmy mogli wydaćdobry owoc. Stoi przy nas w  naszym co-dziennym trudzie i  jest z  nami w  naszymodpoczynku. My, chrześcijanie, czujemyte dobre, kochające dłonie, które Bóg donas nieustannie wyciąga. Mamy poczu-cie, że jesteśmy bezpieczni. I   możemybyć radośni i  beztroscy jak małe dzieci.Możemy zasypiać spokojnie i  cieszyć siężyciem po przebudzeniu. Dusza chrze-ścijanina stale się uśmiecha. To jest tensekret, którego nie widać i  który nie maswojej nazwy.

7

Kwiaty w  ogrodziePana Boga

Page 8: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

Magda Jóźwiak

Nie bez powodu drzewo pozna-nia dobra i  zła było zakazane.Bóg przewidział, że człowiek niezniósłby nadmiaru wiedzy. Stądw  swojej miłości i  dobrociuchronił go od pełnej wiedzy.Nawet po tym jak ten popełniłgrzech pierworodny.

Świadomość konsekwencji wszelkich po-czynań czy ich braku u  niego i  bracisprawiłaby, że człowiek miałby sen nie-spokojny lub w  ogóle nie byłby w  staniespać. Zdobyłby brzemię niekończącej sięwyobraźni i  wnikliwości.Mając dar perfekcyjnego i  całościowegooglądu rzeczywistości potrafiłby przewi-dywać z  dużą szansą trafności skutki te-go, co w  każdej sekundzie może przynieśćczyjeś działanie lub jego brak. Dostrze-gając równoczesne sploty i  powiązaniawydarzeń oraz niewidoczne gołym okiemciągi przyczynowo-skutkowe, odkryłbyciężar gatunkowy nie tylko czynów, aleteż słów, a  nawet myśli.Musiałby, chcąc czy nie chcąc, przyjąćwspółodpowiedzialność. Człowiek dokońca uświadomiony – wraz ze wszyst-kimi konsekwencjami takiej wiedzy –miałby udział w  tysiącach innych światów,punktów spojrzenia i  układów współ-rzędnych. Odczuwałby ciężar procesupodejmowania decyzji zwielokrotnionyo  ponad 7 miliardów istnień.Przerastałyby go możliwości własnegorozumu. Odczułby piekło współodpowie-dzialności wynikającej z  wiedzy. W  swojejprzenikliwości, przy równoczesnej kru-chości systemu nerwowego, stałby sięmaniakalnym sadystą lub zrozpaczonymokrutnikiem, który nie przyjmowałby dosiebie, że cokolwiek robi nie tak jak na-leży. A  może stałby się przygnębionymmelancholikiem, któremu już wszystkojedno.Nie miałby chwili wytchnienia. Musiałbyuciekać w  kolejne zagłuszające, przytła-czającą świadomość dźwięki, odgłosy,obrazy. Szukałby ratunku w  ruchu; tłu-

maczeniu, że tak musi być lub żałowałby,że w  ogóle coś wie. Zacząłby zazdrościćroślinom, praniu suszącemu się na wie-trze, jaskółce i  małym dzieciom, którejeszcze za wiele nie wiedzą. Czułby cię-żar win. Nie tylko swoich.Będąc w  stanie wejść w  świat cudzychmyśli, zanim by je wypowiedziano,wszedłby w  niebezpieczną rzeczywistośćmilionów światów. Przejąłby ich proble-my, troski, dramaty. Zacząłby odczuwaćkażdy lęk i  poczucie winy. Byłby w  stanieodnaleźć w  sobie każde cierpienie.Dźwigałby wiedzę i  uczucia nie do udźwi-gnięcia, niepojęte dla swego mózgui  serca, które to serce i  mózg równocze-śnie obdarzone wszak zostały iskrą po-tencjału na obraz Stwórcy.Zgodnie z  podszeptem węża byłbyw  pewnym sensie jak Bóg. I  bez Boga byoszalał.Nie bez powodu drzewo poznania do-brego i  złego było zakazane. A  w  swojejmiłości i  dobroci Bóg przewidział, żenawet cząstkową wiedzę ciężko będzieczłowiekowi unieść. Dlatego zostawił mukrzyż. Drzewo złożenia swej wiedzy do-brego i  złego.

8

Nie bez powoduzakazane

i l . Maria Wieczorek

Page 9: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

9

Maria Wieczorek

Wstała przed świtem. I  tak niespała, nie pozwalał jej na to bólrozstania, płynący gorącymi stru-mieniami łez po jej policzkach.Zerwała się więc i  pobiegła tam,gdzie spoczęło to, co po Nim zo-stało. Tam mogła wypłakać się dowoli, pogrążyć we wspomnieniach,w  żalu i  tęsknocie. Wkrótce dotarłana miejsce, jednak tam jej rozpaczpogłębiła się. Grób był pusty.

W  tym momencie właściwie mogłabyotrzeć łzy i  zastanowić się, co to oznacza.Czy nie ma to przypadkiem związku zesłowami, które powtarzał niejednokrotnie,kiedy był jeszcze z  nimi? Mogłaby – ale niebyła w  stanie. Stała przed grobem, płacząc.Ten płacz ją zniewalał, ograniczał jej zdol-ność jasnego myślenia. Nawet kiedy, na-chyliwszy się do grobu, zobaczyła aniołów,nie dostrzegła w  nich nic nadzwyczajnegoi  mogła tylko podzielić się z  nimi swoimzmartwieniem. „Zabrano Pana mego i  niewiem, gdzie Go położono”. Jednak gdy wy-powiedziała te słowa na głos, odwróciła się,jakby lekko zmieniając sposób patrzenia –i  zobaczyła Go. Ale i  to nie wystarczyło.Oczy zapuchnięte łzami, serce skurczoneżalem, głowa pełna niespełnionych ocze-kiwań… Wszystko to sprawiło, że nie roz-poznała Tego, którego szukała. Potrzebnabyła Jego interwencja. Ta zaś ograniczyłasię do jednego słowa. Jej imienia.„Mario” – to krótkie wezwanie roztopiło jejżal, skruszyło mur zwątpienia. Było to moż-liwe także dzięki jej ogromnemu pragnieniuspotkania z  Nim, tak silnemu, że przeszkodyzewnętrzne dla niej nie istniały, chciała sa-ma nosić Jego martwe Ciało. Obróciła sięznowu i  nareszcie spojrzała na Niego praw-dziwie. „Rabbuni” – zawołała. W  tym okrzy-ku musiało być wszystko – ulga, miłość,czułość, nadzieja, szczęście rozpierające jąbez miary. Pragnęławtulić się w  Jego ra-miona i  zostać w  nich już na zawsze, żebynigdy więcej nie doświadczyć podobnejrozłąki. On jednak miał lepszy pomysł.

„Nie zatrzymuj mnie”Te słowa Jezusa długo czytałam jako nietylko odtrącenie Marii, pozbawienie jej bli-skości Tego, którego tak umiłowała, alewręcz jako wyrzut, danie jej do zrozumienia,że jej zachowanie jest bardzo nieodpowied-nie – prawie jakby powiedział: nie możeszmnie zatrzymywać, co ci do głowy strzeliło,opanuj się dziewczyno. A  tymczasem jestdokładnie na odwrót. Nie tylko Jezus odpo-wiada jej objawieniem wielkiej Prawdy, żewłaśnie nie trzeba już Go mieć przy sobiefizycznie, nie trzeba Go dotykać, żeby byćz  Nim w  całej pełni, w  każdym momencie;że od teraz już może On być z  każdym za-wsze, bez ograniczeń. Tylko wstąpi do Ojca,a  już ich bliskość będzie mogła stać się do-skonała. I  w  dodatku wychodzi na to, żegdyby nie próbowała Go zatrzymać, to by siętego nie dowiedziała, czyli właściwie dobrze,że się tak zachowała. Z  tego też wynikałoby,że nie poczuła się wtedy wcale odrzucona,ale doznała wielkiego pocieszenia, co zga-dza się z  resztą historii – została posłanai  pobiegła z  największą radością oznajmićwszystko uczniom.

„A  myśmy się spodziewali…”Co łączy Marię Magdalenę z  uczniamiw  drodze do Emaus? Przeżywanie własnegobólu zamykające na przyjęcie prawdy. Za-ślepieni przez swoje emocje, rozgoryczenie,tak skupiali się na własnej wizji tego, co jesti  co powinno być, że bardziej byli skłonniuwierzyć w  jakieś niedorzeczności w  rodzajutej, że Jezus jest jedyną osobą, która nie wieco się stało na Golgocie, albo wzięcie Go zajakiegoś ogrodnika, niż w  fakty, o  którychOn mówił przecież wcześniej nie raz, i  naktóre teoretycznie powinni być przygoto-wani. I  dopiero przyjęcie Go, jeszcze przedcałkowitym uwierzeniem, wyzwala Jezusowąaktywność, objawienie im Prawdy o  Nim.Chodzi mi o  ten moment, w  którym MariaMagdalena nawiązuje dialog z  Jezusemi  otwiera się przed Nim, a  uczniowie zapra-szają Go, żeby z  nimi pozostał, zamiast iśćdalej. Ich zaproszenie coś odblokowuje.Przez nie może do ich serc dotrzeć głos Je-zusa, który przywraca im życie – nowe życie,wraz z  duchowym przebudzeniem.Obyśmy nigdy nie zamykali się we własnymżalu, nie tracili czasu na bezowocne roz-trząsanie niespełnionych oczekiwań, alepotrafili dostrzec Pana, który przychodzi doogrodów naszych serc, wołając nas po imie-niu czule i  z  mocą zwyciężania śmierci.

„…Niewiasto,czemu płaczesz?”

Page 10: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

1 0

Marcin Ogiński

Gdyby wykonać ranking słów,które najczęściej pojawiają sięostatnio w  mediach, na pewnojedno z  pierwszych miejsc zaję-łoby magiczne słowo: „gender”.O  co w  tym wszystkim chodzi?Poniższy tekst jest jedynie próbąpodania pigułki informacji naten temat, gdyż, aby podjąć gow  sposób co najmniej wystar-czający, artykuł musiałby miećobjętość taką, jak cały numernaszego okazjonalnika.

O  co chodzi?Mimo pewnego kryzysu, jeśli chodzi za-równo o  pojęcie męskości czy kobiecościw  dzisiejszych czasach, to na pewno po-trafimy – bez trudu – nazwać swoją płeć.To, że o  niektórych mężczyznach może-my powiedzieć, że są zniewieściali,a  o  kobietach, że są zmaskulinizowanenie znaczy, że źle definiujemy ich płeć.Co najwyżej – z  pewnych względów –niektóre cechy określające ową płeć sąw  nieco gorszy sposób wykorzystywanew  życiu. W  gender natomiast napotyka-my na teorię queer, która zakłada, żeczłowiek nie rodzi się ani kobietą, animężczyzną w  sensie kulturowym, alepoprzez codzienne i  powtarzalne odgry-wanie pewnych zachowań staje sięprzedstawicielem jednej z  płci. Wedługtej teorii to dana kultura definiuje rolemężczyzny i  kobiety. Rodzimy się najczę-ściej mając określoną płeć biologiczną,a  płci kulturowej „uczymy się” poprzezsocjalizację. Stąd nie wiemy co w  na-szym życiu jest „wrodzone”, a  co na-rzucone przez kulturę. Według tej teoriikobiecość jest konstruowana na podsta-

wie tego, co jest opozycją do męskości,a  nie zawiera się w  zbiorze cech przyna-leżnych do „innego” (jednostka, którejseksualność nie pokrywa się z  płcią).Wprowadzenie pojęcia „inny” ma tłu-maczyć istnienie osób bi-, homo-i  transseksualnych, a  dalej sankcjonowaćich prawo do zakładania rodzin i  posia-dania dzieci. Wracając do rozumieniapojęć „płeć biologiczna” i  „płeć kulturo-wa” – może na pozór wydawać się, że niema w  tym nic złego. Wszak faktycznie,kobiety w  kulturze i  społeczeństwie peł-nią inne role niż mężczyźni, co jest wa-runkowane przez historię czy kulturę.Najpierw jednak trzeba prawidłowo zro-zumieć płeć biologiczną. W  akcie płcio-wym kobieta i  mężczyzna są wobec siebiekomplementarni, a  więc uzupełniają się,czyli są różni od siebie, jednak stopieńich godności jest równy. Nie można za topowiedzieć, że kobieta i  mężczyzna sąrówni biologicznie względem potom-stwa, gdyż tylko kobieta jest uwarunko-wana do tego, by je rodzić. Musimy więcuznać nierówność płci za fakt. Przynaj-mniej od strony biologicznej. I   o  ile płećkulturowa czy społeczna miewa różnezadania czy cechy, to jednak funkcji bio-logicznych zmienić nie jesteśmy w  sta-nie. Dlatego „macierzyństwo” mężczyznyjest tylko substytutem biologicznegomacierzyństwa kobiety. Oczywiście, jestpotrzeba uznania równych praw kobieti  mężczyzn w  tych sferach, w  którychnaruszana jest ich godność, ale w  genderforsowanie istoty płci kulturowej masłużyć zanegowaniu biologicznej różnicymężczyzny i  kobiety, co staje się ścieżkądla feministek i  homoseksualistów dotworzenia korzystnego dla nich prawo-dawstwa, a  co zagrozić ma tradycyjnemumodelowi rodziny.

Dlaczego w  Polsce mówi się o  tymcoraz częściej?

Nie, nie dlatego, że Kościół chce zepchnąćna bok temat pedofilii. Swego czasu tui  ówdzie zaczęły krążyć wytyczne odno-śnie edukacji seksualnej w  Europie au-

„Mężczyzną i   niewiastąstworzył ich” –kilka słów o  gender

Page 11: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

1 1

torstwa Światowej Organizacji Zdrowia.Ten dokument proponuje normalizacjęzasad edukacji seksualnej w  szkołach.Najmocniej reagowali rodzice. Szczegól-ne kontrowersje budzi dołączona doniego matryca. Według niej grupa wie-kowa dzieci w  wieku od 0 do 4 lat mauczyć się wyrażać się własne potrzeby,życzenia i  granice w  kontekście „zabawyw  lekarza”, oczywiście w  sferze seksual-ności. To jeszcze nic. Grupa wiekowa  pd4 do 6 lat ma umieć wypowiadać się natemat radości i  przyjemności z  dotykaniawłasnego ciała oraz dotychczasowychdoświadczeń z  masturbacją (tak, dzieciw  wieku 6 lat mają umieć mówić o  do-świadczeniach w  tym zakresie). Dzieciw  wieku 9–12 lat mają rozmawiać o  an-tykoncepcji, konsekwencjach ciąży bezzabezpieczeń oraz, uwaga!, o  różnicachmiędzy tożsamością płciową i  płciąbiologiczną. Poza tym ta kategoria wie-kowa ma zostać nauczona skutecznegostosowania prezerwatyw i  środków an-tykoncepcyjnych. Dzieci między 12 a  15rokiem życia dowiadują się już o  ciąży,także w  związkach między osobami tejsamej płci, a  także o  „coming oucie”z  homoseksualizmem. Kiedy czytam tęmatrycę najbardziej rażą mnie właśnie temomenty. W  swojej karierze na studiachnie miałem zbyt wielkich doświadczeńz  pedagogiką, jednak pewne wyczuciei  empatia każe zastanowić mi się czy napewno dzieci w  tym wieku są gotowe napodejmowanie takich tematów. Wiemjednak, że Sąd Najwyższy w  Chorwacjizakazał wprowadzania tego programu doszkół, a  wersję przedszkolną potępilieksperci Nauk Pedagogicznych PolskiejAkademii Nauk.

Ideologia czy nauka?Kościół również głośno mówi o  zagroże-niach związanych z  gender. Obawyskierowywane są głównie na gendermainstreaming, czyli strategię politycznąprzyjętą w  UE, mająca na celu podejmo-wanie działań na rzecz równouprawnie-nia kobiet i  mężczyzn, a  więc włączaniepłci do działań z  zakresu ekonomii, poli-tyki itd. Strategia ta polega na włączaniutematyki płci i  równouprawnienia do jaknajszerszego wachlarza unijnych polityk.Jakie są przyczyny tych obaw? Gendermainstreaming, którą biskupi utożsamiająz  ideologią gender ma „prowadzić do te-go, by społeczeństwo zaakceptowało pra-wo do zakładania nowego typu rodzin,

na przykład zbudowanych na związkacho  charakterze homoseksualnym” – wyja-śniają biskupi w  Liście Pasterskim. Wyżejprzytoczone (tylko niektóre) fragmentywytycznych WHO mogą o  tym zaświad-czać. Kościół nie jest przeciwnikiemgender studies, niepokoi się za to absolu-tyzowaniem wyników tych badań i  twier-dzeniem, że płeć biologiczna nie mażadnego istotnego znaczenia dla życiaspołecznego. W  Liście Pasterskim naNiedzielę Świętej Rodziny biskupi polscynapisali: „Próba zrównania różnego typuzwiązków jest de facto poważnym osła-bieniem małżeństwa jako wspólnotymężczyzny i  kobiety oraz rodziny, namałżeństwie zbudowanej”. I   tu jest całeclue – gender dotyczy przede wszystkimwizji rodziny. Nie można zatem powie-dzieć, że problem wziął się nagle, ale jestjednym z  kolejnych składników dyskusjina tematy takie jak kwestie bioetyczne,związki partnerskie, przemoc w  rodziniei  edukacja seksualna.Dla mnie sprawa jest jasna – w  świeciegłębokiego rozmycia ideałów, wartości,norm i  autorytetów, my, ludzie, nie po-trafimy obiektywnie i  miarodajnie ustalićkryteriów w  wielu sprawach, zawszemusimy iść na jakieś ustępstwa, by po-godzić zdanie wielu stron. Jak więc mo-żemy chcieć ustalić, kto jaką płećreprezentuje? Myślę, że sprawa przyna-leżności płciowej powinna być uprosz-czona do granic i  mieć tylko jednokryterium – natury. Przytoczę jeszcze razfragment z  listu biskupów: „Bóg stworzyłczłowieka jako mężczyznę i  kobietę, za-tem odmienność płci nie jest przypadko-wa, ani nieistotna, lecz stanowi elementpierwotnego zamysłu Stwórcy. […] Ele-mentarnym wyrazem wdzięczności Boguza to, że stworzył nas kobietami i  męż-czyznami, jest unikanie wszystkiego, cozaciera różnice płci.” Z  kolei J. Ratzingero  gender pisał: „Tworzy się nowa dykta-tura relatywizmu, który niczego nie uznajeza ostateczne, a  jako jedyną miarę rze-czy dopuszcza tylko własne zachcianki.”Czy więc gender jest zagrożeniem? Tojuż chyba udowodniłem wyżej w  wystar-czający sposób. A  czy jest szansą? Oczy-wiście, że tak. Wszyscy Ojcowie Kościołazdają są zgodni – najlepszym środowi-skiem do wzrostu jest kryzys. Być możedzięki dyskusji na temat gender uda sięnam spojrzeć na nowo na rolę płci, mał-żeństwa i  rodziny. Módlmy się o  to doBoga przez wstawiennictwo nowego pa-trona rodziny – św. Jana Pawła II.

Page 12: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

Świt w  ogrodzieprzebaczeniaKarol ina Matuszewska

„Jakie to ma znaczenie, czy Bógmówi do nas z  krzaków cierni-stych, czy z  pachnących kwia-tów!” – Św. Franciszek Salezy

Z  jednej strony był piękny: tajemniczyi  wciąż nieodkryty, pełen egzotycznychkwiatów o  oszałamiających zapachach,pełen zieleni bujnych traw poprzecinanychwąskimi ścieżkami, które bezbronnie to-nęły w  bluszczu irlandzkim, z  jezioremporośniętym lilią wodną, drewnianą al-tanką, do której nieśmiało przytulały siędzikie paprocie… Z  drugiej strony prze-rażał gąszczem nieokiełznanej natury,zapomnianych zakamarków, nocnymipohukiwaniami sowy… I  tym przeklętymkrzewem białej róży… Mimo tego Mate-usz co noc otwierał starą furtkę i  wstę-pował do cudownego ogrodu. Tak byłoi  tym razem.

„Kwiat przekwita, cierń zostaje.”Noc otuliła już swoim czarnym płaszczemziemię. O  tej porze powietrze było wyjąt-kowo czyste i  pachnące. Ptaki, które nie-dawno swymi pieśniami pożegnały słońce,zasnęły w  gałęziach wysokich drzew. Ma-teusz otworzył mosiężną furtkę i  wszedłdo tonącego w  księżycowej poświacieogrodu. Stąpał po miękkich kobiercachkwiatów, upajając się ich wonią. Nad jegogłową splatały się grube pędy morwy,przez które przeświecało mdłe światłoksiężyca. Mężczyzna poddał się urokowichwili i  kontemplując otoczenie popadłw  melancholię. Minął altankę oplecionąwinoroślą, uśpione jezioro aż jego oczomukazał się krzew białej róży. Niegdyś byłwspaniały – z  grubych łodyg wyrastałyostre kolce i  ciemnozielone liście, przy-pominające pióra egzotycznego ptaka.Obsypany białym kwieciem, którego słodkawoń zwabiała motyle i  pszczoły, był chlubąogrodu. Delikatne płatki zawsze pieszczo-ne promieniami słońca. Młode pączki ob-sypane kroplami porannej rosy, dumneze swej dziewiczej bieli. Nie mogło byćinaczej, w  końcu był posadzony jej ręką.Teraz jednak wyglądał żałośnie – wycią-

gał ogołocone łodygi do nieba, jakby szu-kał pomocy lub błagał o  pomstę. Pozostałyjuż tylko ciernie…

„[…] Dlatego Pan Bóg wygnałczłowieka z  ogrodu Eden. […] Wy-gnawszy zaś go, Bóg postawił przedogrodem Eden cherubów i  poły-skujące ostrze miecza, aby strzecdrogi do drzewa życia…”Mateusz pielęgnował starannie każdykrzew, każde drzewo, każdy kwiat, nawetkażde źdźbło trawy swojego ogrodu –poza tym krzewem. Przestał go podle-wać, chciał, żeby usechł, tak jak on usy-chał z  tęsknoty. Kiedyś był dla niegosymbolem szczęścia: to pod nim wyznalisobie z  Zuzanną miłość, to tam się jejoświadczył i  został przyjęty. Teraz jednakstał się uosobieniem cierpienia… Mężczy-zna dobrze pamiętał tamte chwile: nocbyła tak samo cicha i  pachnąca, księżycświecił w  pełni, i  ona… Ona, która tak poprostu pod tym krzewem białej róży od-dała mu pierścionek i  wyznała, że poko-chała kogoś innego. Mateusz nigdy jej tegonie wybaczył. Co noc przeklinał ją i  tenkrzew. Pielęgnował w  swoim sercu uczu-cie osamotnienia, bólu oraz żalu. Ostat-nio zagościła w  nim także chęć zemsty…

„Nie spiesz się, nie przejmuj się.Wpadłeś tu tylko z  krótką wizytą,przystawaj więc i  wąchaj kwiaty”Mateusz, poddając się smutnym myślom,dopiero po dłuższym czasie ze zdziwieniemzauważył, że nie jest sam. Obok krzewubiałej róży stała dziesięcioletnia dziew-czynka o  przezroczystej niemalże skórze,długich blond włosach, sinych ustachi  wielkich, lecz podkrążonych niebieskichoczach – wyglądała na chorą. Jej szczupłeciało okryte było różową, tiulową sukien-ką. Mężczyzna odniósł wrażenie, że to ja-kaś senna nimfa stoi przed nim. Ale skąd?Dlaczego? Może to tylko halucynacja?Nagle dziecko odezwało się:— Jesteś bardzo nieszczęśliwy, prawda?Mateusz omal nie upadł z  zaskoczenia,lecz opanował się i  zapytał:— Czy przypadkiem nie zabłądziłaś, dziew-czynko? Może zaprowadzić cię do domu?— Wiem, że nie jesteś złym człowiekiem,dlatego tutaj przyszłam – ze spokojemodparło dziecko.— Rodzice na pewno niepokoją się o  cie-

1 2

Page 13: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

bie – spróbował jeszcze raz mężczyzna.— Dlaczego ten krzew już nie kwitnie?Pamiętam, że kiedy byłam małym dziec-kiem zakradałam się do tego ogrodu.Wstyd się przyznać, ale kradłam te białeróże. Nie mogłam się powstrzymać: icharomat był cudowny. Nie gniewasz się namnie?— Nie. Oczywiście, że nie – Mateusz byłkompletnie rozbrojony jej pytaniem.— Uff… No to mi ulżyło.Mężczyzna stał jak osłupiały. Naglewszystko wydało mu się dziwnym snem:ten ogród i  ta tajemnicza dziewczynka,która zdawała się być pół-aniołem, pół-nimfą. Chciał wybrnąć z  tej niekomfor-towej sytuacji, ale nie wiedział jak. Tym-czasem dziecko ponownie się odezwało:— Chciałabym jeszcze raz poczuć tenzapach…— To niemożliwe – odparł zdecydowanieMateusz.— Jeszcze raz poczuć go przed śmiercią.Jestem nieuleczalnie chora – wyznała zesmutkiem dziesięciolatka.

„Aby uwierzyć w  drugiego czło-wieka, należy najpierw uwierzyćw  siebie. Żyć w  harmonii ze świa-tem widzialnym i  niewidzialnym.Odnaleźć prawdziwe oblicze Bo-ga… Ale czy miłość jest w  stanieuchronić przed samotnością? Niezapominajmy, że Bóg ukrył piekłow  samym sercu raju.”

— To niemożliwe – powtórzył mężczyzna,lecz tym razem z  nutą wahania w  głosie.— Istnieje Ktoś, dla Kogo nie ma rzeczyniemożliwych. Chodź, pokażę ci – to mó-wiąc, dziewczynka ujęła go za rękę i  popro-wadziła po krętych ścieżkach do jeziorka.Mateusz poczuł się nieswojo, lecz zara-zem spokojnie i  lekko. Przez chwilę wyda-wało mu się, że kroczy z  Zuzanną. Odżyływ  nim dawne wspomnienia minionegoszczęścia. Powoli jego serce napełniałosię dawno zapomnianym już uczuciemsłodyczy. Wreszcie zatrzymali się na brze-gu uśpionego jeziora. W  jego gładkiej tafliodbijał się jedynie księżyc. Było cicho. Tylkowśród trzcin sennie igrał wiatr.— Spójrz tam. Co widzisz? – spytała dzie-sięciolatka wskazując na jeziorko. Począt-kowo Mateusz widział tylko ciemną tońwody – niewzruszoną i  groźną. Wpatry-wał się w  nią uparcie, aż wreszcie dojrzał

rysy tej drogiej mu twarzy, której niemógł i  nie chciał (choć się do tego nieprzyznawał) zapomnieć. Znów ujrzał tepiękne, duże oczy w  oprawie czarnychrzęs, miękki owal twarzy, wąskie usta…Przejęty tym widokiem zdał sobie sprawęz  własnych uczuć. Nie nienawidził Zu-zanny – wręcz przeciwnie – nadal ją ko-chał i  pragnął jej szczęścia.— Ona czeka na twoje przebaczenie –rzekła ponownie dziewczynka.— Kocham ją, ale ona tak bardzo mniezraniła.— Czas leczy rany – odparła poważnie.— Ale tylko te zdezynfekowane – dodałmężczyzna.— Więc pozwól sobie na to. Przebacz jeji  sobie, oczyść swoje serce. Przebaczeniedziała na nie jak środek odkażający na ranę.— Skąd ty wiesz takie rzeczy, dziewczynko?Przecież masz dopiero jakieś dziesięć lat.— Mam dopiero dziesięć lat i  umieram.Spoglądając w  oczy śmierci widzi się głę-biej i  dalej.

„Tylko kwiaty dzielą się swoim za-pachem ze wszystkim… i  z  dobry-mi, i  ze złymi; ludzie nie… moglibysię rozchorować.”Mateusz czuł, że to dziecko ma rację.Wiedział już, co zrobić. Chwycił stojącąnieopodal konewkę, zaczerpnął wody z  je-ziora i  biorąc dziewczynkę za rękę, podą-żył w  stronę krzewu białej róży. Opuściłgo zamiar zemsty, powróciła za to pogo-da ducha. Poplątane myśli wreszcie stałysię jasne. Trwał w  euforii, właściwej pięk-nym snom. Przebaczył. „Muszę odnaleźćZuzannę, przeprosić ją… I  na pewno po-ślę jej kosz białych róż, gdy już zakwitną”– pomyślał mężczyzna. Gdy zbliżył się dokrzewu, odczuł niemalże fizyczny bólz  powodu jego nędzy. Bolały go zeschłeliście i  ogołocone łodygi. Sam jednak dotego doprowadził. Teraz chciał to zmie-nić, więc czym prędzej podlał krzew, a  tenna nowo obsypał się kwieciem białej róży.Był jeszcze wspanialszy niż przedtem,a  aromat jego kwiatów jeszcze cudow-niejszy, bo stał się zapachem przebacze-nia. Szczęśliwy, zerwał najpiękniejszą różęi  podarował ją dziewczynce, która z  uśmie-chem rzekła:— Jakże słodka jest jej woń.Zaczynało świtać…

1 3

Page 14: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

1 4

*** dedykuję młodej sośniewśród torów na trasie SzczecinGłówny i Szczecin Dąbie

ma 30 centymetrówtrzy ramionażycie na przekór absurdowipojęciom użyteczności i przydatnościjej przyszłość zdaje się przesądzonawśród mknących obok składówpospiesznychosobowychtowarowychi dróżników mijających jąw pomarańczowych kamizelkachco tam robibez ciszy swego lasubez sióstr soseni brata mchuskąd siłagdzie pytania o sens istnieniai dylematy samotnościw niekorzystnym środowiskuparę kilometrów dalej krewniacyzwartym boremkąpią się w oranżu słońcawyrośnięcipodobnisilni siłą grupymoże przeczuwa, że nie doczekatwardego pniamocnych korzenikonarów sięgających niebanie zagnieżdżą się na niej ptakinie będzie z niej drewnanie da cienia czy aromatu żywicyspragnionym ciszy leśnejusuną jąnim mocniej się ukorzenitymczasemcieszy ją wieczorna pieszczota słońcanadzieja dążących do celuza dniazielonym spojrzeniemhojnie odwzajemnia ich przelotną

obecnośćo krok od torui płyt wąskiego chodnikaziarno sosnypadło na kamienną glebęmłoda sosnapodnosi ociężałe wiedzą serca

Magda Jóźwiak

poeci

mamy dostęp do tych samych literkolorów długopisubanku słówpauz i  znaków przestankowychw  krainie gdzie stacje Sukces i  Porażkamoże dzielić jedna literaczasem długo się wahamyby nie wpaść w  wir słowotokupotykając się o  kamyk słowabalansując między mową i  milczeniemw  srebrnym nurcieposzukujemy złota

Magda Jóźwiak

nie na zawołanie

poezja nie jest na zawołaniechyba że kłamiekokietką metaforąłasym poklaskułechczącym próżnośćwystudiowanym zlepkiem słówniekontrolowanalubi ocierać się o  afektkarmić nadwrażliwościąwpadać w  samozachwytprawdziwa przetrwazda egzamin serca

Magda Jóźwiak

Page 15: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

1 5

Ogród

różny i  podobnyjedyny wśród wieluco przedtem i  potemmój ogródw  wielkim ogrodziekolorów i  wonibez chwastówczysty

o.  Krzysztof Dorosz SJ

W Ogrodach Wiosny

Tobie

dziś możemy rozpocząćrozmowę –twarzą w twarzblask Prawdyw uśmiechniętychoczachbez wyrzutówNadzieja i Wiaraw przygodę Miłości

dziś rozpocząć możemyrozmowę –mówić o pisaniu na pisakuo schodzeniu z drzewao liczeniu nie tylko na siebieusłyszeć: Dziś ze Mną będziesz w rajuDziś i tylko dziś

w ogrodzie, który skandalemdaje Nowe ŻycieKtoś mówi: kogo szukasz?czy pozwolisz odejść?Nie dotykaj mnie!i pozwól odejśćpobiec i otworzyć ustawykrzyczeć Radość:Widziałam Pana!

Paweł Lubrański

Smak nieba

ten smak różni się od innychtysiąca czystych mieszanin odcienikto raz spróbował – zapamiętakto zgubił – będzie szukał„potęga smaku” – jedna z  władzktóra pomaga skosztować nieba

o.  Krzysztof Dorosz SJ

Trochę jak z  ludźmi

Ciekawe, że tak wiele drzew daje radę żyćw  pojedynkę. Niektóre zakorzeniają sięgrupami. To znów całym lasem. Jakie sąplusy i  minusy tego, że drzewo rośniesamo?

Z  jednej strony, gdy wzrasta samotnie napolu, bardziej rozbudowują się korzeniei  gałęzie. Nie ma z  kim konkurowaćowodę i  minerały. Drzewo wyrasta namocne i  reprezentatywne. Z  daleka widaćjego majestat.

Z  drugiej strony, wśród podkreślającejsamotność przestrzeni, większa groźbamrożącego sok w  żyłach pioruna, któryobraca w  czarne próchno za swymdotknięciem. Wiatr może też do wolitargać za ramiona. Z  każdej strony jestsię wtedy w  pierwszym szeregu.

Nie jak w  lesie, gdzie przy smagnięciuwichury przetrwa się w  cieniu braci,jedynie z  poczochraną wiatrem koronąlub ewentualnie legnie się pokosem.Z  drzewami trochę jak z  ludźmi.

Magda Jóźwiak

Page 16: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

Sukces zależyod przekonańo. Marek Kruszyński SJ

„Życie jest jak roślina, która za-wiera nie tylko to, co widocznejest dla oka, ale kryje jeszczew  sobie ponadto swój stan przy-szły w  utajonych głębiach. Kiedymamy przed sobą roślinę, którama dopiero liście, wiemy do-brze, że po pewnym czasie nagałęzi pojawią się również kwia-ty i  owoce. W  utajonym staniejuż teraz roślina zawiera zalążkitych kwiatów i  owoców. Ale jak-że moglibyśmy przewidywać for-mę tych przyszłych organów,gdybyśmy opierali się na obser-wacji tego, co jest obecniebez-pośrednio dostępne dla naszegowzroku? Przewidywać może tyl-ko ten, kto poznał istotę rośliny.”

Autorem powyższej refleksji jest RudolfSteiner, austriacki filozof i  pedagog, stądnie trudno zgadnąć jaki rozwój miał namyśli. Na progu XX w. proponuje on no-wą pedagogikę, której celem jest odkry-cie życiowych zasad na drodze bardziejsamoobserwacji niż przy pomocy speku-lacji. Według niego pedagog nie tyleprzekazuje wiedzę co przede wszystkimwychowuje. Podobnie jak roślina podlegaprocesowi wzrostu, dojrzewania, co niejest zwykłym przyrostem informacji, takwychowanie nie jest tożsame wyłączniez  samym wzrostem wiedzy. Nauczanienie w  każdym przypadku jest wychowy-waniem. Promotor nowej pedagogikiwprowadza rozróżnienie między wiedząilościową a  jakościową, twierdząc, żeważniejsze jest, by uczeń dobrze wiedziałniż żeby dużo wiedział.Rudolf Steiner posługuje się obrazem zeświata flory, a  więc czymś, co jest dlakażdego obserwowalne, a  zarazem trud-

ne do zanegowania, aby przekazać praw-dę o  stałej dyspozycji rozwojowej czło-wieka, w  co niekiedy trudniej jest uwierzyć.Zasada wzrostu i  dojrzewania, jakiemupoddana jest flora, jest również praw-dziwa dla procesu nauczania i  wycho-wywania w  szkole.Następująca prawda staje się dla Steine-ra jedną z  myśli przewodnich nowej pe-dagogiki: liście na gałęziach zapowiadająkwiat a  następnie owoc. Cóż to za praw-da? Każdy to wie. Ale załóżmy, że istniejektoś, kto nie ma pojęcia o  procesie roz-woju świata roślinnego. Taka osoba, pa-trząc na gałęzie pokryte liśćmi mogłabyuznać, że roślina jest taką właśnie, jakąsię prezentuje w  danej chwili – zawszebyła taką i  taką pozostanie. Jest rzecząoczywistą, że osąd ten będzie błędny.Nieporozumieniem jest przekonanieo  roślinie, która miałaby właściwościprzyrody nieożywionej. Roślina rozwijasię, kwitnie, wydaje owoc. Dlatego Steinerposługuje się przykładem z  ogrodui  przekonuje, abyśmy nie przypisywalisobie cech przyrody nieożywionej. Nie-dorzecznością jest, by rozwijający się pędpostrzegać w  ten sam sposób jak po-strzega się kamień. Taką samą niedo-rzecznością jest odbieranie sobie i  innymprawa do rozwoju. O  ile roślinie nie prze-szkadza to, że ktoś ma błędne wyobra-żenie w  kwestii jej rozwoju, bo własnąsiłą życia wypuści kwiaty, z  których będąowoce, o  tyle nasze przekonania mająznaczny wpływ na nasz rozwój.

Wpływ przekonania nauczycielana wyniki ucznia

W  latach 60. XX w. Robert Rosenthali  Lenore Jacobson przeprowadzili ekspe-ryment, który potwierdził tezę wpływuoczekiwań nauczyciela na wyniki ucznia.Faktem stała się współzależność pozy-tywnych oczekiwań nauczyciela do przy-rostu inteligencji ucznia. Psycholodzyw  sposób losowy wybrali grupę uczniów,których listę podano ich nauczycielom.Nauczycielom powiedziano, że wytypo-wani uczniowie osiągnęli wysokie wynikiw  teście, który miał wyłonić „rokującychszybkie postępy”. Po pewnym czasiesprawdzono wyniki uczniów. Okazało się,że uczniowie z  grupy testowanej rozkwi-tli, że ich wyniki są wyższe niż pozosta-łych uczniów. Nauczyciele, którymzasugerowano wyższe zdolności wybra-nych uczniów, zaczęli zauważać w  nichto, czego oni sami nie dostrzegali. Tym

1 6

Page 17: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

samym wiara nauczycieli w  zdolnościuczniów wydobyła z  nich potencjał,który potwierdziły wyższe wyniki. Eks-perymentatorzy nazwali to zjawisko sa-mospełniającym się proroctwem.Przeprowadzone badania przez Rosen-thal’a  i   Jacobson uświadamiają nam wagęwpływu przekonań nauczycieli o  zdol-nościach uczniów na ich rozwój. Jeżelinauczyciel jest przekonany o  drzemią-cym potencjale w  uczniu, wówczas jegonastawienie ma pozytywny wpływ nawyniki ucznia. Natomiast negatywne prze-konanie nauczyciela o  zdolnościach in-telektualnych ucznia przynosi gorszyskutek w  procesie kształcenia.

Wpływ własnych przekonańna rozwój osobisty

Tak jak przekonania nauczycieli mająwpływ na rozwój uczniów, tak samo mojewłasne przekonania o  moich zdolnościachpomagają mi rozwijać się albo skutecznieprzeszkadzają w  rozwoju. Wyżej przyto-czony eksperyment jest tego dowodemi  w  dużej mierze potwierdza to, że naszrozwój przede wszystkim zależy od prze-konań, którym pozwalamy kształtowaćnasz świat. Dobre przekonania pozwalająosiągnąć sukcesy, natomiast złe prze-konania stają się największą przeszkodąw  ich osiągnięciu.Carol Dweck, badając siłę wpływu prze-konań na postępowanie, zauważyła pewnąprawidłowość. Otóż badania osób odno-szących sukcesy i  osób, które sukcesównie były w  stanie osiągnąć pokazały psy-cholożce pewną prawidłowość. Każdegoz  nas można zaliczyć do jednej z  dwóchgrup ludzi: jedna charakteryzuje się na-stawieniem na rozwój, druga – nasta-wieniem na trwałość. Są to dwie różnepostawy kształtowane przez dwa różneprzekonania. Ludzie z  nastawieniem natrwałość uważają, że albo człowiek rodzisię inteligentny, albo głupi, albo mawrodzone zdolności, albo ich nie ma i  nicna to nie poradzi. Porażki tylko są po-twierdzeniem jego trwałej nieporadno-ści, z  kolei sukcesy są potwierdzeniemzdolności i  inteligencji. Drugą grupę lu-dzi charakteryzuje odmienne przekona-nie. Są to ludzie z  nastawieniem narozwój. Uważają, że wszystkie cechy, jakrównież i  inteligencję, można rozwijaćpoprzez intensywną pracę. Wynik testuna inteligencję w  danym momencie niejest absolutnym wyznacznikiem zdolno-ści danej osoby. Dweck zauważa, że „po-

jedyncza ocena przeprowadzona w  okre-ślonym momencie niewiele nam powieo  umiejętnościach jednostki, nie mówiącjuż o  potencjale, który może zapewnić jejsukces w  przyszłości”. Napotykane trud-ności dla ludzi z  nastawieniem na zmia-nę jawią się jako szansa na rozwój. Czyżto psychologiczne badanie nie potwier-dza spostrzeżenia Rudolfa Steinera sprzedstu lat?

Sukces zależy od mojego wyboruCzy jestem tym, który poznał istotę ro-śliny, który widząc liście jest przekonany,że roślina ta może wydać kwiat i  owoc,czy może bliżej mi do osoby postrzega-jącej fragmentarycznie i  wydającej osądo  sobie samej i  o  innych na podstawietego, co w  danym momencie widzi? Możebyć tak, że wszyscy i  wszystko, co mnieotacza w  tym momencie może wskazy-wać na to, że jestem osobą nie tak bardzozdolną jak inni, ale kiedy spojrzę uczci-wie na moją historię, wówczas muszęprzyznać, że dzisiaj jestem bardziej roz-winięty niż byłem rok temu, a  w  zeszłymroku byłem bardziej rozwinięty niż pięćlat temu. A  jednak jest we mnie jakaśwewnętrzna siła, która pozwala mi sta-wać się mądrzejszym i  lepszym.Czy za rok będziesz mądrzejszy(a) i  bar-dziej doświadczony(a) zależy tylko odjednej rzeczy – od twojego wyboru. Doktórej grupy ludzi zaliczysz siebie: do tychz  nastawieniem na trwałość czy do tychz  nastawieniem na rozwój? Pamiętaj , żejest to tylko kwestia twoich przekonań,a  nie wrodzonych i  zabetonowanych pre-dyspozycji osobistych.W  ogrodzie rozwój to życie, a  więc żyji  rozkwitaj. Jeżeli jesteś już kwiatem, topracuj dalej a  zobaczysz owoce. Jeżelijesteś zielony jak liść, to pracuj daleja  rozkwitniesz. Rozwój to nie cud, cośnieoczekiwanego, łut szczęścia. Rozwójto proces. Nie ma jakiejś pigułki na suk-ces, ale jest metoda na jego osiągnięcie,której fundamentem jest nastawienie narozwój – czyli przekonanie o  tym, żeważniejsze od wrodzonych uzdolnień sądobra strategia i  wytrwałość w  działaniu.

Dweck Carol, Nowa psychologia sukcesu,Warszawa 201 3.Misiak Dawid, Szczególna pedagogikaRudolfa Steinera, „Psychologia w  Szkole",201 4 nr 1 , s.  1 1 6–1 21 .Zimbardo Phil ip G. (red.), Psychologia.Kluczowe koncepcje, t.  3, Warszawa 201 2.

1 7

Trochę jak z  ludźmi

Ciekawe, że tak wiele drzew daje radę żyćw  pojedynkę. Niektóre zakorzeniają sięgrupami. To znów całym lasem. Jakie sąplusy i  minusy tego, że drzewo rośniesamo?

Z  jednej strony, gdy wzrasta samotnie napolu, bardziej rozbudowują się korzeniei  gałęzie. Nie ma z  kim konkurowaćowodę i  minerały. Drzewo wyrasta namocne i  reprezentatywne. Z  daleka widaćjego majestat.

Z  drugiej strony, wśród podkreślającejsamotność przestrzeni, większa groźbamrożącego sok w  żyłach pioruna, któryobraca w  czarne próchno za swymdotknięciem. Wiatr może też do wolitargać za ramiona. Z  każdej strony jestsię wtedy w  pierwszym szeregu.

Nie jak w  lesie, gdzie przy smagnięciuwichury przetrwa się w  cieniu braci,jedynie z  poczochraną wiatrem koronąlub ewentualnie legnie się pokosem.Z  drzewami trochę jak z  ludźmi.

Magda Jóźwiak

Page 18: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

Nie przesadza się starych drzew

Jeśli chcesz pozbyć się chwastu, musisz gowyrwać z  korzeniami, ale jeśli zostawiszchoć niewielki ich kawałek, chwast i  takodrośnie. Podobnie może być z  człowie-kiem. Zaatakuj jego wspomnienia, ale za-brać ich na szczęście nie zdołasz. Podetnijmu jego korzenie. Zacznie mieć wątpli-wości, kim jest. Straci część siebie.Lubię wieś, lubię zapach kwiatów w  przy-domowym ogródku i  drzew, lubię patrzećna soczystą zieleń za oknem, lubię, kiedywczesnym rankiem zza tego okna dobie-ga śpiew ptaków, lubię szum dojrzałychkłosów zboża poruszanych lekkim po-wiewem wiatru, lubię tę wieczorną ciszę,niezmąconą żadnymi odgłosami, lubięzapach ziemi, deszczu…Dlaczego? Dlatego, że tam właśnie sąmoje korzenie. Stamtąd pochodzi mojarodzina. Tam były początki mojego życia.Tam stawiałam pierwsze kroki… Więcchyba nic dziwnego, że jest to dla mnieważne, że nie mogę ot tak o  tym zapo-mnieć, wymazać tego z  pamięci. Co wię-cej z   serca też nie potrafię wyrzucić.Lubię moje Kujawy. Nie ma tam gór, je-zior, morza… jak to ktoś kiedyś określił:wszędzie płasko. A  tak – płasko, ale jai  tak je lubię. Po prostu. We mnie jest ichcząstka i  w  nich jest cząstka mnie.

* * *Dla mnie ma znaczenie, że pochodzę zewsi. Jest to bardziej powód do dumy niżwstydu, jakby niektórzy chcieli. To, skądpochodzę, zaowocowało szacunkiem doinnych ludzi, do ich pracy, często wyma-gającej nadludzkiego wysiłku, szacunkudo czasu, który na nią poświęcają, miło-ścią do ziemi, do chleba Nauczyło mnieodpowiedzialności za swoje postępowa-nie, nierzucania słów na wiatr, tego, żewspółpraca jest ważna…Bo to, że mogę chodzić po ziemi, za którąmoi przodkowie przelewali krew, zraszali jąswymi łzami i  potem, wiele dla mnie znaczy.Świadomość mojego pochodzenia pozwalami odpowiedzieć na pytanie: kim jestemi  tym samym umacnia moje korzenie. Po-zwala im wrosnąć głębiej. Mocne korzenieto dobra podstawa do rozwinięcia skrzydeł.Świadomość tego kim jestem, jak podcho-dzę do życia, jak traktuję innych ludzi, doczego dążę, to wszystko wypływa z  moichkorzeni i  pomaga mi odkryć pragnienia.Moje korzenie są tu, w  polskiej ziemi. Głę-boko ukryte i, zdaje się, dość mocno osa-dzone. Mimo wszystko.A gdzie są Twoje korzenie?

1 8

Paul ina Małkowska

I  człowiek, i  roślina, żeby przeżyći  rozwijać się, potrzebują: wody,odpowiedniej pielęgnacji, tempe-ratury, słońca… Co jeszcze mająwspólnego? Chociażby tlen, zie-leń… i  korzenie.

Dwa istotne pytania, które każdy zadaćsobie powinien, to: skąd pochodzę i  dokądzmierzam? Mogą być wyrażane w  innysposób, ale sens nadal pozostaje ten sam.Co dalej? Nie, to nie syndrom piątego roku.To po prostu rzeczywistość. Skąd pocho-dzę? Tak na marginesie pytanie: „Skąd je-steś?”, które dane mi było już wielokrotnieusłyszeć, wywołuje uśmiech na mojej twa-rzy. Bynajmniej nie jest on szyderczy, choćpołączony z  oryginalną reakcją. Przeko-nali się o  tym ci, którzy mi je zadali. I   niechodzi mi tylko o  to, o  co pytającym. Skądpochodzę, czyli gdzie zaczynają się mojekorzenie, kim byli moi przodkowie…

Depczemy po historiiWszystko ma swoją historię. Ludzie, miej-sca, przedmioty… Z  historią wiążą sięwspomnienia. Każdy ma swoje.Wracając do korzeni – czy jest obojętne,zwłaszcza młodym ludziom, kim są ichrodzice, dziadkowie? Nie, nie jest. Dla-czego w  tych, którzy ich nie znają, drzemiepewna ciekawość tego? Bo to świadczyponiekąd o  naszej tożsamości, przynależ-ności, to nas konstytuuje. Dlaczego oto-czenie, w  jakim przebywamy, nie jest bezznaczenia? Bo to, gdzie wrosną naszekorzenie, wpływa na nasze życie, czy te-go chcemy, czy nie, czy jesteśmy tegoświadomi, czy nie. A  co z  kulturą, trady-cją, zwyczajami? One też tworzą nasząhistorię. Nic innego, jak środowisko,w  którym wzrastaliśmy, wpłynęło nanas tak, a  nie inaczej…Może czasem chcielibyśmy zmienić na-szą przeszłość. Jednak czasu się nie cof-nie a  przeszłości nie zmieni. Lepiej sięz  nią zaprzyjaźnić i  pokochać taką, jakąjest. Można sobie rozmyślać, co by byłogdyby… tylko po co?

„Bez korzeninie ma skrzydeł”

Page 19: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59
Page 20: "Ogród" - Podaj Dalej nr 59

o. Lesła

w Ptak SJ

julek15

.62@gma

il.com