Od redakcji · Od redakcji: Ten pierwszy numer naszej gazetki w tym roku szkolnym redagujemy w...

14

Transcript of Od redakcji · Od redakcji: Ten pierwszy numer naszej gazetki w tym roku szkolnym redagujemy w...

Od redakcji:Ten pierwszy numer

naszej gazetki w tym roku szkolnym redagujemy

w przedświątecznej atmosferze. Lekko

ośnieżone podwórka, niskie temperatury nie

pozwalają zapomnieć, że to kalendarzowa zima,

więc aura może płatać figle. Cóż, taki już jej

urok. Wszyscy zniecierpliwieni oczekujemy

Bożego Narodzenia, jednakże nim ono nastąpi,

nim pochłoną nas do reszty świąteczne

przygotowania, porządki, nim stracimy głowy,

zastanawiając się nad gwiazdkowymi

podarunkami, zatrzymajmy się i zobaczmy, co

też ciekawego znajdziemy w tym numerze.

Prócz naszych stałych rubryk, pragniemy

zachęcić do lektury tej nowej, pt. „A jak…B jak…

C jak…”. Dotyczyć ona będzie przeróżnych

zagadnień z rozmaitych dziedzin. Na pierwszy

rzut, zgodnie z kolejnością alfabetyczną,

zajmiemy się wyrazem na „a” i będzie

to asertywność. Zdefiniujemy to słowo,

objaśnimy je i zilustrujemy

przykładami. Wyraz wydaje się nam

ważny, bo niezbędny w budowaniu

poprawnych relacji międzyludzkich,

a więc także uczniowskich.

Wiele w tym numerze

poświęcimy kolegom i koleżankom,

którzy biorą udział w różnych

konkursach i osiągają dobre wyniki.

Przedstawimy ich sylwetki, a nawet z nimi

porozmawiamy.

Nie zabraknie świątecznej atmosfery, a

więc Mikołaja, refleksji na temat magii świąt i

życzeń.

Na koniec informacja smutno – wesoła

(życie czasem stwarze paradoksalne sytuacje,

jakby nie mogło być tylko „białe” [czytaj:

piękne]):

Smutna – bo w październiku odszedł od nas Hela

(Piotrek Bylica), który pracował w redakcji od

samego początku. Był wśród nas jedynym

facetem, w dodatku odważnym (zwykle jego

wysyłaliśmy do dyrektora) i pełnym

oryginalnych pomysłów. To on był jednym z

pomysłodawców stworzenia naszej gazetki, w

chwilach trudnych mobilizował siebie i nas i nie

dopuszczał do jej zamknięcia. W tym numerze

jest jeden jego artykuł, zachęcam do jego lektury.

Mamy obietnicę Piotra, że będąc w Norwegii, nie

zapomni o swoich Czytelnikach.

Wesoła – do naszego grona dołączyły: Kasia

Papież, Kamila Rywotycka i Izabela Oskwarek.

To uczennice pierwszej klasy, dzięki nim nasze

reporterskie oko znacznie poszerzy pole

widzenia. Życzymy im wielu dziennikarskich

sukcesów. (Ewa)

W dzień Bożego Narodzenia,

Kiedy gwiazda jasno świeci,

Trzej królowie za nią idą

Do stajenki, gdzie Dzieciątko i

Maryja.

Tak i ja Wam, drodzy, życzę

Znaku na niebie,

Abyście nigdy nie zbłądzili,

Lecz osiągnęli to, czego

pragniecie,

To, co wartościowe w życiu dla was.

I aby całe to świąteczne zamieszanie

Nie zmyliło tego, co w życiu ważne:

Miłości, pokoju i chęci

Dzielenia się z ludźmi dobrocią.

Ale żeby było zacniej, powiem jeszcze

Udanego świętowania i

Roku, który niech przyniesie

Najlepsze dla Was rozwiązania. (Kasia O.)

Mikołajki w przedszkolu

Jest taki dzień w roku, na który każdy: mały i duży, biedny i

bogaty czeka. To 6 grudnia. Wspominamy wtedy św. Mikołaja, biskupa z

Miry. Według podań Święty otrzymał po bogatych rodzicach w spadku

znaczny majątek, którym chętnie dzielił się z ubogimi. Był pobożny i

miłosierny. Zasłynął jako cudotwórca, ratując żeglarzy i

miasto od głodu. W podaniach podkreśla się jego odwagę i

sprawiedliwość, którymi wykazał się, np. wybawiając od śmierci

niesłusznie skazanych urzędników. Najbardziej znana jest opowieść o

trzech ubogich pannach wydanych za mąż, dzięki posagom, których

Święty dyskretnie im dostarczył.

Dlaczego tradycja świętego Mikołaja jest wciąż aktualna?

Myślę, że to jest po prostu piękne ,

gdy ktoś poświęca uwagę innym, ofiarując im swoje dobre chęci, serce i pomoc. Ludzie kupują sobie

nawzajem upominki, by sprawić bliskiej osobie radość. BO „ważniejsze jest dawać, aniżeli brać”. Ale

najbardziej z prezentów cieszą się dzieci. Zapytałam maluchy z grupy „Misie Pysie”, co dostały na

mikołaja. Dziewczynki wymieniły: lalki Barbie, torebki oraz różnego rodzaju misie i gry planszowe, zaś

chłopcy – klocki LEGO, samochodziki, sterowane helikoptery oraz gry komputerowe. Do prezentów

wszystkie dzieci otrzymały słodycze, zwłaszcza czekoladki i żelki. Wysłuchałam też bardzo interesującej

opowieści od dzieci, które zamiast batonika czy puzzli otrzymały rózgę. Chętnie o niej opowiadały. To

właśnie dzieci nadają sens mikołajkom, gdyż wierzą, że święty Mikołaj przychodzi do nich naprawdę,

zostawiając prezenty pod poduszką czy obok łóżka. Ale starsza młodzież, choć zna prawdę o tym, że

podarunki kupują rodzice i nie wierzy już w Mikołaja, to czeka na prezenty i cieszy się z tego święta. I

dobrze, że w kalendarzu jest taki dzień jak 6 grudnia, że istnieją tacy ludzie, którzy, jak św. Mikołaj z

Miry mają dobre serce i pragną ofiarować podarunki innym. (Kamila)

Wpadki mikołajkowe

Być Mikołajem to wcale niełatwe zadanie. Przekonał się o tym niejeden tata, wujek czy dziadek. Moi koledzy opowiedzieli mi ciekawe historyjki mikołajkowe.

Historyjka nr1

Były mikołajki, późny wieczór, a ja

wciąż nie dostałem jeszcze prezentu.

Byłem zawiedziony, myślałem , że

Mikołaj już do mnie nie przyjdzie.

Zrezygnowany postanowiłem pograć

na komputerze. Poszedłem więc na górę

do swojego pokoju. Będąc w drzwiach,

zobaczyłem św. Mikołaja, który ściągał

brodę zahaczoną o klamkę w drzwiach

balkonowych. Podniósł głowę,

popatrzył na mnie. Zobaczyłem

własnego tatę. Zrozumiałem, że św.

Mikołaj nie istnieje. Miałem wtedy 8

lat. ( Dominik)

Historyjka nr 2 6 grudnia. Cały dzień byłam lekko podenerwowana, oczekiwałam na prezenty, na jakiś znak, że je otrzymam. Nic takiego się nie działo. Jedliśmy kolację w rodzinnym gronie, kiedy nagle usłyszeliśmy huk, coś spadło na taras. Szybko wyszłam na balkon i zobaczyłam prezenty. Spojrzałam w dół, pod balkonem stał święty Mikołaj , który zdejmował swoją brodę i czapkę. Spostrzegłam, że to mój wujek. Rodzice

wielokrotnie tłumaczyli mi, że święty Mikołaj zachorował i poprosił, aby wujek wręczył nam prezenty, ale ja i tak przestałam wierzyć. ( Klaudia)

Historyjka nr3

Pamiętam, że w ten dzień byłam z mamą na

zakupach. W jednym sklepie zobaczyłam św.

Mikołaja. Był duży, w czerwonym płaszczu,

miał piękną długą brodę i czapkę prawie do

ziemi zakończoną pomponem. Widząc go,

bardzo się cieszyłam, bo sądziłam, że zaraz

do mnie podejdzie i da mi prezent.

Tymczasem w jego kieszeni zadzwonił

telefon. Święty odebrał. Byłam przekonana,

że rozmawia z elfem. Zapytałam mamę, z

kim Mikołaj rozmawia i usłyszałam, że z

żoną. Nie mogłam uwierzyć, że Mikołaj ma

żonę. Patrzyłam na niego, a oczy robiły mi

się coraz większe. Był wyraźnie zły i coś

mruczał do siebie, po czym wybiegł ze sklepu,

zdjął czapkę, wsiadł do samochodu i

odjechał. Nie mogłam uwierzyć. (Laura) (opr.

Iza)

Wystarczy wdowi grosz

Wszyscy powtarzamy „magia świat, magia

świąt”, nie zastanawiając się, co tak naprawdę

słowo „magia” znaczy. W słowniku czytamy, że to

wyjątkowa moc oddziaływania, urok. Jaką zatem

moc mają zbliżające się święta?

Niezwykła siła tych grudniowych świąt

polega na tym, że ludzie chętniej niż kiedy indziej

otwierają swe serca, częściej dostrzegają

potrzebujących i łatwiej znajdują czas dla bliźniego.

Nasza inność i niezwykłość sprawia, że święta są

wyjątkowe, są właśnie magiczne. Nie radio ani

telewizja mają moc przekonywania nas do

czynienia dobra, to zapach świąt sprawia, że

mięknie nam serce, że częściej się uśmiechamy,

jesteśmy życzliwsi, że pomagamy.

Co roku w naszej

szkole organizujemy

akcje, których celem

jest pomoc

potrzebującym. Przez

cały rok zbieramy

zakrętki, za które

fundacja, której zakrętki

oddajemy, kupuje wózki

inwalidzkie dla niepełnosprawnych. Zbieramy

artykuły dla zwierząt w schronisku w

Harbutowicach. Jest wiele opuszczonych

czworonogów, którym mogliśmy pomóc,

przynosząc choćby jeden towar. Właśnie została

zakończona akcja „Góra grosza”. Każdy grosik się

liczył, Twój także. Pomogłeś, jeśli przyłączyłeś się

do akcji. Tak jak w ubiegłych latach organizowana

jest akcja „Podziel się paczką od św. Mikołaja”.

Artykuły spożywcze zbierane są w naszej szkole do

21 grudnia, więc możesz jeszcze pomóc, z czego na

pewno będziesz dumny. W sobotę 15 grudnia

zbieraliśmy artykuły w Top Markecie. Wszystkie

produkty zostaną przed świętami rozdane ubogim

w naszej parafii. Chcemy także odwiedzić dzieci w

jednym z krakowskich domów dziecka.

Mamy nadzieję, że darów wystarczy dla

wszystkich potrzebujących, których jest wielu, ale i

osób wrażliwych, dobro czyniących także nie

brakuje. I Ty możesz być jedną z nich – tak mało

możesz dać, a tak dużo pomóc. (Iza)

Z życia szkoły…

Owocowo-warzywne pyszności

W ostatnich tygodniach w naszej szkole dużo się działo. A to dyskoteki andrzejkowe, a to św. Mikołaj, to znów ślubowanie uczniów klas pierwszych. Wszystkie imprezy cieszyły się dużym zainteresowaniem, ale największą siłę przyciągania miała degustacja owocowo – warzywnych pyszności. Tym razem nie chodzi o coś słodkiego i kalorycznego, lecz o zdrowe i pełne witamin owoce i warzywa. Pomysłodawczyniami i organizatorkami były panie: J. Zajda, A. Szlachetka, J. Staśko a uczennice z klasy 6a, pomogły zadbać o wykończenie i przygotowanie dla nas małej uczty. Chodząc korytarzem po głównym holu, spostrzegliśmy, że do ściany przyczepione jest niebieskie płótno a na nim kolorowe plakaty z hasłami: „W zdrowym ciele, zdrowy duch” i "Aby zdrowym być jak ryba, jedz owoce i warzywa!”. Obrazki były bardzo starannie wykonane, więc pomyśleliśmy, że to może jakiś konkurs plastyczny. Tyle jest ich organizowanych w naszej szkole, że to na pewno jeden z nich i nie wzbudził naszej ciekawości. Ale na następnej przerwie pojawiły się stoły i wszystko było jasne: „Będziemy jeść!". Wieści rozeszły się szybko po całej szkole i gdy zadzwonił dzwonek na długą przerwę, wszyscy zebrali się w holu, oczekując uczty. W pierwszym dniu stoły uginały się od owoców. Były winogrona, banany, mandarynki, brzoskwinie, był ananas i morela oraz nasze rodzime: jabłka, gruszki,

śliwki – a to wszystko na papierowych talerzykach z wykałaczkami pośrodku. Tylko brać i jeść. Lecz nie sposób było się dostać do stolika. Najmłodsi kłócili się i przepychali, aby zgarnąć jak najwięcej dla siebie. I stało się jasne – nasza szkoła pełna jest owocowych głodomorów. Wystarczyło 15 minut i stoły świeciły pustkami, za to z koszów wystawały papierowe talerzyki i gdzieniegdzie wykałaczki. Moją uwagę zwrócił pewien chłopiec, który zwinął cały talerzyk owoców dla siebie i poleciał czym prędzej na 2. piętro, by w ciszy delektować się skradzionymi smakołykami. Tak więc działo się wiele interesującego w tym czasie. Następnego dnia były warzywa. O dziwo, znowu mnóstwo głodomorów zebrało się na holu podczas długiej przerwy, niektórzy byli tak podekscytowani, że nie poszli na obiad. I kto by pomyślał, że dzieci lubią warzywa?!. I znów panował tłok, jak na wyprzedaży ekskluzywnej odzieży. Degustacja była dla wszystkich, ale głównie ci najmłodsi dostawali się do stolików. Mali wszędzie się zmieszczą, przez co próbowali różnych sztuczek. Niektórzy mieli plan, aby przejść pod stołem, ale podczas jego realizacji, czujne na wszystko dziewczyny z 6a interweniowały i żadnych przekrętów nie było. Przyznam, że sama z wielkim trudem dostałam się do kawałka marchewki. Mimo iż zrobiono więcej porcji niż poprzedniego dnia, to jeszcze szybciej zniknęły. Najwyraźniej zdrowe jedzenie nie jest nam obce. W naszych paszczękach z kosmiczną prędkością znikały buraczki, brukselki, papryczki, ogórki ,fasola, marchewka, rzodkiewka i wiele, wiele innych. Ta degustacja miała na celu pokazanie, jak dobrym i zdrowym drugim śniadaniem są owoce i warzywa. Jak było widać, znalazło się wielu zwolenników tego poglądu. Jeżeli nauczyciele takim sposobem chcą nas przekonywać do spożywania bogatych w witaminy produktów, to my jesteśmy za! (Kasia O

KubuS Puchatek wsród najmłodszych

Tegoroczna, 4. edycja akcji „Cała Polska czyta dzieciom”

była niezwykle ciekawa. Bohaterami wieczoru byli Kubuś Puchatek i jego

przyjaciele. Ich fantastyczne przygody i piękna sceneria Stumilowego Lasu stały

się źródłem niesamowitych przeżyć i doznań uczniów z klas 1 – 3, a także dzieci,

które wraz z rodzicami przybyły na to spotkanie. Wybrane przez panią M. Koźlak

teksty obfitowały w najrozmaitsze wydarzenia, czasem nieprzewidywalne i

niebezpieczne, ale pechowcowi z pomocą zawsze przychodzili przyjaciele, bo

przecież wspólnie łatwiej wyjść z opresji.

Lektorami byli, jak zwykle, dorośli: pani A. Kamińska (aktorka teatru

„Bagatela”), pan R. Gancarczyk (aktor Teatru Starego), pani K. Sosin (dyrektor

Świetlicy Środowiskowej w Sułkowicach), pan Z. Polewka (instruktor w szkole

tańca w Krakowie ) i przyjaciel dzieci, nasz ks. kanonik A. Zemła. To oni starali się tak obrazowo przeczytać

teksty, aby poruszyć wyobraźnię najmłodszych słuchaczy.

Uczestniczyłam w tym przedsięwzięciu, bo razem z moimi kolegami: Julką, Radkiem, Maćkiem, Izą i Kasią

przygotowywałam inscenizacje. Muszę przyznać, że super bawiliśmy się nie tylko podczas występu, ale także

na próbach. W scence „ Urodziny Kłapouchego” grałam główną rolę i nie miałam łatwego zadania, bo jak

wiadomo osiołek jest smutny, poważny, wszystko robi z opóźnieniem, więc i ja musiałam zachować spokój i

powagę, a tymczasem dzieci śmiały się do rozpuku i nas rozpraszały. Nie było łatwo. W kolejnej inscenizacji

zatytułowanej „Królik walczy z wronami” pierwsze skrzypce grała Julka. Biegała po scenie, wymachiwała

strachem, miotłą, walczyła z wronami, lecz, niestety, to nie ona zyskała największy aplauz – a wrony, w które

wcielili się chłopcy z kl. III a gimnazjum. Ubrani na czarno, w bardzo ładnych krótkich spódniczkach rozbawili

całą dziecięcą publiczność. A ich taniec wśród grządek kapusty w rytm muzyki Boney`M był najlepszym

występem. Dzieciaki szalały.

Na zakończenie był Kubusiowy konkurs – Puchatek i jego przyjaciele zadawali pytania, a dzieci chętnie

na nie odpowiadały, bo można było zdobyć Kubusiowe nagrody. Spotkanie z książką zamykał, tradycyjnie,

pokaz sztucznych ogni. (Kasia P).

O zmianach w szkole

Wakacje dawno za nami, ale ponieważ to pierwszy numer naszej gazetki, więc co nieco opowiem o zmianach, jakie Szacowne Grono i Dyrekcja nam przygotowali. Jedną ze zmian, będących naturalną koleją rzeczy, jest odejście od nas zeszłorocznych trzecioklasistów. Bez nich korytarze, choć pełne, zdają się jakieś puste. Przykro, że „banda” Kamila Szczurka liczy kilometry w innej już szkole, że nie ma Beaty, Gabrysi, które nieraz potrafiły zaskoczyć

nas swoimi niecodziennymi pomysłami. Wiem, że ich miejsce zajęli inni, że każda klasa „a” czy „b” wnosi coś nowego do naszej szkoły i każda coś z niej zabiera. Przynosimy tu niepewność, zdenerwowanie, a kiedy jest apel na koniec roku, zostawiamy łzy smutku, tony kartkówek, wiedzę, kolegów i wspomnienia. Wiem o tym wszystkim, a jednak łezka kręci się w oku. Ale się rozmarzyłem! Wróćmy jednak do szkoły. Kolejną zmianą jest „przemeblowanie” w gronie nauczycielskim. Mamy nowe panie od

języków (pani B. Machnik – j. angielski, pani J. Gubała – j. niemiecki) pana od religii (D. Czaicki) i od plastyki (pan J. Socha). Będziemy z nimi rozmawiać i Was o tym informować. Bardzo tajemniczą zmianą są schody do „katakumb” naszej szkoły. Krążą plotki (oczywiście wśród uczniów), że jest tam tajna komora gazowa, w której duszone są karaluchy i pchły. Ha, ha, ha! Spróbujemy podpytać pana dyrektora, co kryje się za tymi schodami, sam jestem bardzo ciekaw. Szkoła z roku na rok nam pięknieje. Na korytarzach są już ławki, jest więc gdzie usiąść, na ścianach dyplomy – świadectwo naszej pracy i osiągnięć. Pojawiły się także pierwsze tabla

absolwentów gimnazjum, a za oknami wre robota na placu budowy. Kończę mój artykuł, który mam nadzieję się Wam spodoba. Jestem wzruszony, bo tekst wyszedł nieco refleksyjny, a miał być sprawozdaniem o zmianach w „zielonym budynku na skraju lasu”. Ale cóż, widać „serce nie sługa” i dzieło nie zawsze zgodne jest z zamierzeniami. (Hela) Od redakcji: To ostatni artykuł, który Piotr napisał w październiku, będąc jeszcze uczniem naszej szkoły. I mimo że tekst trochę się zdezaktualizował, chcieliśmy, z uwagi na pamięć o naszym Koledze, umieścić go w gazetce.

Wywiad z dyrektorem

Nowy rok szkolny, nowe marzenia i

oczekiwania. Na te i inne tematy rozmawialiśmy z

dyrektorem naszej szkoły,

panem Mirosławem

Pękalą.

Redakcja: Zacznijmy od

pytania, które wszyscy,

widząc postępujące prace

na budowie gimnazjum,

sobie zadają. Czy są

realne szanse, aby nowy

rok szkolny 2013/14

uczniowie gimnazjum rozpoczęli w nowym budynku?

Dyrektor: Umowa z wykonawcą przewiduje oddanie

gimnazjum przed 1 września 2013 r. Na tę chwilę

zaawansowanie prac świadczy, że termin ten jest jak

najbardziej realny.

R.: Jakie będą klasopracownie? Czy będzie sala

informatyczna, sala językowa?

D.: Projekt zakłada pięć dużych sal lekcyjnych i kilka

mniejszych z przeznaczeniem na pracę w zespołach. Nie

będzie wśród nich pracowni komputerowej takiej, jaką

obecnie mamy w budynku szkoły podstawowej.

Rozważam natomiast zakup laptopów, co umożliwi

każdemu nauczycielowi, na każdej lekcji

przeprowadzenie zajęć na komputerach. Bardzo

możliwe, że powstanie sala językowa, na kształt

laboratorium językowego ale to jeszcze nic pewnego.

R.: Jak będą wyglądać szatnie gimnazjalistów? Czy

możemy liczyć na oddzielne szafki?

D.: Każda klasa będzie miała osobną szatnię, oddzieloną

od innych specjalną siatką. Nie jestem za osobnymi

szafkami, lecz rozważam zakup mniejszych szafek, które

każdy z was będzie mógł przeznaczyć na buty, książki i

inne osobiste rzeczy.

R.: Za nami szkolne etapy konkursów kuratoryjnych, w

wielu konkursach mamy przedstawicieli w etapie

rejonowym. Jak Pan ocenia pracę uczniów

przygotowujących się do tych konkursów?

D.: Jestem bardzo zadowolony z pracy uczniów. Aż 8

gimnazjalistów na 110 wszystkich uczniów

uczęszczających do szkoły przeszło do etapu

rejonowego, to prawie 8%. Wynik napawa dumą.

Szczególnie cieszą uczniowie najmłodsi, którzy jako

jedyni ze swojego rocznika znaleźli się w etapie

rejonowym: Kasia Hudaszek – jedyna drugoklasistka w

konkursie matematycznym, a Radek Cichosz był

jedynym pierwszoklasistą w konkursie biologicznym.

R.: Jak Pan ocenia 5 lat kierowania naszą szkołą?

D.: Uważam, że mam prawo oceniać dobrze te 5 lat,

które minęły. Udało się przeprowadzić szereg remontów

na terenie szkoły. Udział uczniów w wielu konkursach,

systematycznie poprawiające się wyniki egzaminów

zewnętrznych to także powód do dumy.

R.: Jakie są Pana plany na najbliższe lata? A jakie

oczekiwania względem nas, uczniów?

D.: Trwa budowa nowego budynku gimnazjum. Mam w

planach urządzenie placu zabaw, czynienie dalszych

starań o budowę 2. sali gimnastycznej. Bardzo

pozytywnie oceniam młodzież gimnazjalną w naszej

szkole i życzyłbym sobie, aby tak było zawsze. Stawiam

przed wami wysokie wymagania i wierzę, że potraficie

im sprostać. Dotyczy to nie tylko konkursów, ale także

wyników na egzaminach i ogólnie postawy ucznia i

wychowanka. Tylko ten, kto nieustannie podnosi

poprzeczkę, może czuć satysfakcję i zadowolenie. Tego

wam i sobie życzę. (Rozmawiała: Kasia P.)

„Podaj cegłę, podaj cegłę…”

Przyznacie, wielu z was nie sądziło, że

budowa gimnazjum ruszy w tym roku szkolnym

z kopyta i z takim impetem. Jeszcze w uszach

dźwięczy mi śmiech niedowiarków

porównujących budowę naszego gimnazjum do

słynnej autostrady A-1. A jednak! Z okien

budynku naszej zacnej podstawówki widać już

porządną konstrukcję, która niebawem stanie się

piękną szkołą i przyjmie pierwszych rudnickich

gimnazjalistów. Na razie rośnie i rośnie. A my, z

nosami przyklejonymi do szyb oglądamy,

podziwiamy i wytykamy.

Od

września

robotnicy na

budowie i my w

szkole. Ramię w

ramię. Rano, nim

lekcje zaczniemy,

panowie w

kaskach już są.

Niektórzy nawet

zmęczeni i

spoceni.

Machamy do nich, oni do nas. Czuć wzajemne

zrozumienie ciężkiej pracy. Czasem udaje nam

się pożartować. Pod nieuwagę dyżurującego

nauczyciela otwieramy okna i gadu – gadu: o

żółtym dźwigu, który jak olbrzymi smok rozciąga

swe ramię nad budową, o jedynkach i uwagach,

które właśnie wpadły nam do dziennika, o

pogodzie, która nie zawsze sprzyja i o

tradycyjnym „niczym”. Takie tam pogaduszki.

Ale bardzo sympatyczne i zawsze kończą się

śmiechem. Naprawdę „luzaccy panowie”.

Teraz rozmowy ucichły, bo tunel łączący

podstawówkę z gimnazjum ukończony i panowie

pracują nieco dalej, w 2. części skrzydła. Ale my

nadal kontrolujemy każdy winkiel (odsyłam do

słownika) szkoły, liczymy każdą cegłę i

zastanawiamy się nad ogniskiem zapalonym

pośrodku pomieszczenia, które we wrześniu

będzie salą języka polskiego. Mimo grudniowej

aury robota wre. Tak trzymać dalej! (Kasia O.)

Co w szkole piszczy?

Październik i listopad to miesiące, w

których odbywają się szkolne etapy konkursów

kuratoryjnych. Przystępują do nich gimnazjaliści

i uczniowie szkoły podstawowej. Wszyscy ciężko

pracują, wkuwają dziesiątki regułek, definicji,

wzorów, bo tylko najlepsi, tj. laureaci będą

zwolnieni z egzaminów, uzyskując maksymalną

liczbę punktów. Jednym z ośmiu naszych

gimnazjalistów, zakwalifikowanych do etapu

rejonowego, jest Wojtek Koziołek, uczeń klasy

II a. Opowiedział nam o swoich przygotowaniach

do konkursów.

Postanowiłem wziąć udział w czterech

konkursach: z j. polskiego, biologii, fizyki i

geografii, chciałem bowiem sprawdzić, czy

jestem wystarczająco wytrwały i

zdeterminowany, by pogodzić bieżącą naukę z

przygotowaniami do konkursów. Poza tym

uważam, że każdy konkurs wiedzy pozwala

uczniowi sprawdzić poziom wiadomości, uzupełnić

braki i „rozruszać” umysł. To wystarczający cel,

by przygotowania traktować poważnie. W moim

przypadku tak właśnie było – do wszystkich

konkursów, w których postanowiłem wziąć udział,

uczyłem się bardzo sumiennie, choć muszę

przyznać, że najwięcej zależało mi na osiągnięciu

dobrego wyniku z biologii i geografii. Tymi

przedmiotami najbardziej się interesuję. I

powiodło się. Do etapu rejonowego dostałem się z

biologii, którą zdałem na 88% i z geografii, z

której uzyskałem 80% punktów. Rozpoczęły się

solidne przygotowania. Z biologii uczyłem się

rzetelnie, ale powoli , bez pośpiechu, bo miałem

dużo czasu. Materiał

był bardzo obszerny;

zakres wiadomości z

kl. 1,2 i 3 gimnazjum

oraz dodatkowo atlas

anatomiczny i atlas

ziół. Naprawdę

miałem, co robić. Gorzej było z geografią., bo w

niecały miesiąc musiałem opanować materiał

gimnazjum oraz różne artykuły, mapy i

fragmenty encyklopedii. Jednak nie

denerwowałem się. Uważam, że stres nie jest

najlepszym pomocnikiem ani doradcą. Teraz

czekam z niecierpliwością na wyniki. Z biologii

będą 7 stycznia a z geografii 2 stycznia. Mam

nadzieję, że mój wysiłek zaowocuje i choć z

jednego przedmiotu przejdę do następnego

etapu. ( rozmawiała Wiola)

Lekcja wzajemnej komunikacji

Nasi nauczyciele nie mają dla nas litości! Jak nie

kartkówki, sprawdziany, projekty, to KONKURSY. I to nie

byle jakie konkursy! Ten, który odbył się 13 grudnia

wymagał od nas wielu umiejętności, zaangażowania i

współpracy w zespole, a przysłowiowym „batem”,

czuwającym nad realizacją, była kamera, bo to ona

miała utrwalić nasze występy.

W konkursie wzięły udział wszystkie klasy

gimnazjalne. Każda z nich przygotowała dwie scenki

ukazujące relacje międzyludzkie: nauczyciel – uczeń,

uczeń – uczeń, rodzice – dziecko. Jedna ze scenek miała

ukazać złe stosunki, druga – dobre.

Co ma być tematem scenki? Kto napisze

scenariusz? Kto zagra? Pytań i wątpliwości mieliśmy

mnóstwo, przygotowania trwały tygodnie. Nikt nie

chciał się ośmieszyć, każdy wiedział, że kamera utrwali

wszystko.

Wkrótce po wielkich przygotowaniach

nadszedł dzień konkursu. Już przed dzwonkiem po

korytarzu biegało pełno przebierańców; był diabeł i

aniołek, matka i zaspany ojciec, był kujon i nauczycielka.

Konkurs rozpoczęła moja klasa, czyli 3a. W dwóch

scenkach pokazaliśmy, że praca może przynieść

satysfakcję i zadowolenie, gdy obie strony wzajemnie

się szanują i rozumieją. Gdy nie ma wzajemności we

współpracy, łatwo o negatywne emocje. Byłam w tych

scenkach nauczycielką; kobietą oschłą, zimną, dla której

ważne było zadanie, a uczeń był anonimowy

(koledzy na twarzach mieli maski). Maski opadły, gdy

zmieniły się relacje między nauczycielką a uczniami.

Przyznam, że wiele zależało także od

uczniów.(Kasia O.)

Muzyczna pasja Kasi Falc

Redakcja: Kasiu, 8 listopada odbył się konkurs pieśni patriotycznej w Lubniu. Wiemy, że zajęłaś 2. miejsce w kategorii solistów młodzieżowych. To duże osiągnięcie, bo konkurs był rejonowym, brało w nim udział 15 zespołów i 26 solistów. Powiedz kilka słów o konkursie. Kasia Falc: Konkurs był świetnie zorganizowany, cieszył się też ogromnym zainteresowaniem , gdyż łącznie wzięło w nim udział 236 osób. Każdy uczestnik był bardzo ciepło przywitany przez organizatorów . Przyznam, że przed występem miałam ogromną tremę , lecz kiedy wyszłam

na scenę wszystko minęło i właśnie tym sposobem „wyśpiewałam” sobie 2 miejsce . Byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa. R.: A czy mogłabyś nam zdradzić swoje plany na przyszłość ? Przygotowujesz się do jakiegoś konkursu ? K.: Tak , obecnie przygotowuję się do III już konkursu kolęd i pastorałek w Sułkowicach . Mam ogromną nadzieję, że uda mi się zająć jakieś miejsce na podium . Kolędy są mi szczególnie bliskie, bo są radosne, przepojone miłością i nadzieją. Poza tym to jedyne pieśni, które wszyscy znamy i z ochotą śpiewamy. Czy mogłaby być wigilia bez kolęd? A przecież na stół wigilijny czekamy cały rok. R.: Wiem, że podium w Lubniu to nie jedyne twoje zwycięstwo w konkursie muzycznym. Czy jesteś zadowolona ze swoich osiągnięć ? K.: Jak najbardziej. Często udaje mi się stanąć na podium bądź zdobyć wyróżnienie, a to pozwala wierzyć, że mój trud nie idzie na marne. R.: Kto jest dla ciebie autorytetem ? Z kogo bierzesz przykład ? K.: Mam kilku ulubionych wykonawców, ale chyba nie są oni moimi autorytetami. Będę nieskromną – najbardziej wierzę i ufam sama sobie. Śpiewam tak, jak czuję, jak podpowiada mi moje ego. Dotąd się udawało, mam nadzieję, że tak będzie nadal. (Rozmawiała Kasia P.)

Brawo LKS!

Ostatnio pewnie zastanawialiście się, co nowego

słychać w klubie sportowym LKS. Redakcja „Na

oku” rozmawiała z Bartkiem Bargłem, czołowym

zawodnikiem klubu. A oto nasza

rozmowa:

Redakcja: Jak zakończyliście ten sezon?

Bartek: Moja drużyna, tj. juniorzy

zakończyła na 1. miejscu w lidze

myślenickiej, zaś trampkarze sezon

zakończyli na 6. miejscu.

R: Czy macie w drużynie jakieś nowe

twarze, którymi warto się pochwalić?

B: Skład juniorów się nie zmienił, w tym samym

zespole gramy od roku. Nie ma nowych piłkarzy,

ale czterech starszych odchodzi. Myślę, że mimo to

i tak mamy świetną drużynę. Do juniorów w

wakacje przeszło nas trzech z trampkarzy: Radek

Cudak, Kuba Przała i ja. Do podstawowego składu

na razie wszedłem tylko ja na atak, ale od nowego

sezonu Kuba też zajmie pierwszą pozycję między

słupkami. Radek gra prawie w każdym meczu, ale

wchodzi dopiero w drugiej połowie.

R: Jak wyglądały wasze treningi kiedyś a jak

wyglądają teraz?

B: W trampkarzach trenowaliśmy

szczególnie technikę piłkarską, a w

juniorach ćwiczymy taktykę

na konkretne mecze. W trampkarzach

było nas średnio 7-11 osób na

treningach. W starszych średnio jest nas

15-24 osoby na treningu a czasem

trenujemy z seniorami, czyli jest nas

około 35 na treningu. Teraz (zimą

)trenujemy na hali w Sułkowicach, czasem w

gimnazjum, a zdarza się że w zawodówce. Na

zakończenie sezonu mieliśmy uroczystość w Gali w

Sułkowicach . Obiad, kolacja i przekąski.

R: A może teraz parę słów o trenerze?

B: Naszym trenerem jest Marek Szuba. Trenuje nas

od początku wakacji. Jest wymagający, ale zawsze

można z nim porozmawiać o wszystkim. Na

mikołajki zaprosił grupę taneczną dziewczyn

„Retro" i ćwiczyliśmy z nimi różne układy. Ogólnie

była super zabawa. Jest nieprzewidywalny i często

nas zaskakuje, ale stara się, aby każdego traktować

równo.

R: Kiedy rozpoczyna się nowy sezon?

B: Zapewne już w nowym roku,

najprawdopodobniej w kwietniu, terminarzy

meczowych jeszcze nie ma.

R: Dziękuję za rozmowę.

Klubowi LKS życzymy dalszych sukcesów w grze

oraz gratulujemy już osiągniętych wyników.

(rozmawiała Kamila )

A JAK ASERTYWNOŚĆ…

Od redakcji: Otwieramy nową rubrykę, w

której wyjaśniać będziemy trudne, ale

ciekawe (czasem kontrowersyjne) wyrazy na

kolejną literę alfabetu. Dziś na warsztat

bierzemy wyraz „asertywność”, bo to słowo

na „a”, w kolejnym

numerze będzie wyraz na „b” itd. Przed nami

cały alfabet wyrazów. Możecie podpowiadać,

którymi wyrazami warto się zająć.

Propozycje rzucajcie do skrzynki.

Asertywność – to umiejętność pełnego

wyrażania siebie w kontakcie z innymi

osobami. Zachowanie asertywne oznacza

bezpośrednie, uczciwe i stanowcze wyrażanie

wobec innej osoby swoich uczuć, postaw,

opinii lub pragnień, w sposób respektujący

uczucia, postawy, opinie, prawa i pragnienia

drugiej osoby.

Jak widać nie jest to, jak się

powszechnie uważa, tylko umiejętność

mówienia „nie!” , choć jest z negacją

związana. Powszechnie uważa się, że ludzi

asertywnych jest w społeczeństwie niezbyt

dużo. Prowadzone są nawet specjalne

szkolenia kształcące umiejętność

asertywnego funkcjonowania we

współczesnym społeczeństwie. Asertywność

to klucz, przynajmniej jeden z wielu, do

sukcesu.

Co zatem oznacza asertywność? Ogólnie

rzecz biorąc – oznacza bronienie swoich

racji, praw, a więc wyrabianie pewności

siebie. A wiadomo, że z reguły bronimy

swoich praw, kiedy ktoś im zagraża.

Zaatakowani, nie mamy wątpliwości, kto ma

rację, oburzamy się i walczymy. Wtedy

twardo bronimy swoich racji. Kiedy zaś nie

widać zagrożenia, większość zaczyna się

zastanawiać: Myślę tak a tak, ale w zasadzie

dlaczego, może wcale nie mam racji, w czym

mój pogląd ma być lepszy od czyjegoś. A

zresztą to i tak nie ma znaczenia, nikogo to

nie obchodzi, po co się w ogóle zastanawiać.

Nieważne, co ja myślę, prędzej - co inni

myślą o mnie. Więc po co mam być inny? Po

co się sprzeciwiać. Po co wychylać? W tłumie

zawsze bezpieczniej.

A poza tym liczy się robienie dobrego

wrażenia. Kiedyś, w jakimś filmie (zapewne

amerykańskim) widziałam taką scenę:

kobieta w dniu, w którym ma się odbyć jakieś

ważne dla niej wydarzenie, staje przed

lustrem i powtarza głośno, z przyklejonym do

ust uśmiechem, że wszystko się uda, potoczy

zgodnie z jej wolą. Powtarza to tak długo, aż

zaczyna mówić z przekonaniem, a może

nawet naprawdę w to wierzyć. I w końcu się

jej udaje.

Wszystko w tym filmie było głupie,

sztuczne i mało prawdopodobne,

przynajmniej z mojego punktu widzenia. Z

założenia coś, co się gładko i dobrze kończy,

wydaje się nam mało prawdopodobne i

oderwane od rzeczywistości, optymistów

uważamy za marzycieli i mówimy im z

pobłażliwym politowaniem: „Zejdź na ziemię”.

Kto wie, może i nam przydałaby się taka

sesja przed lustrem. Właśnie najtrudniej

przełamać w sobie nastawienie “na nie” –

przestać wchodzić na każdy sprawdzian z

przekonaniem, że się nie zda, prosić o coś

takim głosem, jakby nam w ogóle nie zależało,

bo i tak wszyscy odmówią. Ale patrząc z

drugiej strony, po co z pesymizmem walczyć?

To też jest metoda: zawsze zakładać

najgorsze, przygotowywać się na najbardziej

niekorzystny rozwój wypadków. Wtedy

przynajmniej nie można się już rozczarować.

Ale takiej postawie mówię stanowcze NIE!

Stań przed lustrem, jak bohaterka z filmu, i

mów do siebie z twardym przekonaniem, że

jesteś silny, umiesz odmówić, potrafisz się

sprzeciwić. Weź głęboki oddech i powiedz

grzeczne „nie”, gdy koledzy:

- proszą po raz kolejny o twoją pracę domową,

- namawiają na ucieczkę z lekcji,

- proponują, abyś potwierdził kłamstwo,

- chcą, abyś rozwiązał im zadanie z matematyki, bo tak będzie szybciej i łatwiej,

- sprzeciwiają się, aby w waszej drużynie znalazł się sportowy słabeusz,

- szturchają, popychają twojego kolegę, wyśmiewają się z innych.

Nie ulegaj! Na początku będzie ci

ciężko, nawet bardzo. Najprawdopodobniej

będziesz sam. Staniesz się przedmiotem

kpiny, drwiny, będą z ciebie szydzić i

wyśmiewać cię. Bądź jednak sobą! Tylko

wtedy możesz śmiało spojrzeć sobie w oczy i

powiedzieć: „Jestem grzecznym

twardzielem.” I o to w tym wszystkim

chodzi. Czy to takie trudne? (Ewa)

Z namiotu nomadów do Nowego Jorku

Zachęcam Was do

przeczytania

książki „Kwiat

pustyni”, której

autorkami są Waris Dirie i Cathleen Miller.

Książka jest autobiografią Waris Dirie,

dziewczyny z S omalii, która po wielu latach

upokorzeń, cierpienia i bólu dotarła na szczyt

kariery modelingu i zdecydowała się

opowiedzieć światu swoją historię.

Waris w języku nomadów oznacza

„kwiat pustyni”. Waris wychowana została

w bardzo restrykcyjnej (ograniczającej i

surowej) kulturowo rodzinie. Mając kilka lat,

została obrzezana, a jako sześcioletnia

dziewczynka po raz pierwszy zgwałcona.

Wyobrażacie to sobie? Waris długo po

obrzezaniu źle się czuła, „zabieg” wykonano

nieprawidłowo. Dziewczyna nie godziła się

na takie nieludzkie traktowanie kobiet i i

mając trzynaście lat, uciekła od rodziny i z

kraju, który nie potrafił zapewnić jej

bezpieczeństwa i dawał przyzwolenie na

znęcanie się nad kobietami.

Gdy wyszła z domu nie miała nic i nie

znała nikogo. Los zaprowadził ją do

Londynu, gdzie zaczęła układać sobie życie.

Na początku była zwykłą służącą, z czasem

rozwinęła karierę modelki i stała się znana

na całym świecie. Popularność postanowiła

wykorzystać, stając się specjalnym

ambasadorem ONZ w sprawach kobiet.

W książce „Kwiat pustyni” wyjawiła

długo skrywaną prawdę o przyczynach

ucieczki z Somalii, tym samym zwróciła oczy

całego świata na problem obrzezania

dziewcząt. Ten obrzęd, choć karalny w wielu

krajach na świecie, istnieje nadal.

Co roku ok. 6000 dziewczyn wycina się

narządy wewnętrzne. Duża część

okaleczonych umiera bądź przez całe życie

znosi ogromny ból.

Autobiograficzna powieść Waris

ukazuje niezwykłą siłę, wytrwałość i wiarę

człowieka w ludzi i w życie. Ta właśnie wiara

daje bohaterce siłę do przeciwstawienia się

rodzinie i do walki z okrutnością i

brutalnością świata. Książka porusza nawet

najbardziej niewzruszonych czytelników,

skłania do przemyśleń, zachęca do

sprzeciwu wobec zła tego świata. Warto ją

przeczytać. (Ewa)

Nieoczekiwana wizyta

Byłam mała. Wraz z rodzeństwem i

kuzynami czekałam na upragnionego

siwobrodego grubasa z workiem prezentów.

Mijały minuty. Potem godziny. Wskazówki

zegara wlokły się niemiłosiernie.

Nasze małe pulchne twarze zmieniały powoli

wyraz z radości na rozczarowanie, by wreszcie

stały się obrazem smutku.

- Mamusiu, czy Mikołaj nie przyjdzie? - spytał

mój trzyletni wtedy kuzyn.

- P-przyjdzie... - pocieszała go ciocia.

Zerkaliśmy ciągle na zegarki, aż w końcu

usłyszeliśmy głos mamy:

- Czas spać. Mikołaj w tym roku najwidoczniej

zabłądził...

Rozczarowani poszliśmy prosto do

łóżek. Zza ścian słyszałam, jak popłakują moi

bracia i kuzynka. Minęło osiemnaście dni. To

była wigilia. Usiedliśmy do stołu i zanim

zdążyliśmy odmówić modlitwę, usłyszeliśmy

pukanie do drzwi. Moja starsza siostra poszła

otworzyć. Przed nią stanął wysoki i trochę tęgi

staruszek z długą siwą brodą i gęstymi

wąsiskami. Miał na sobie cienki szary potargany

podkoszulek i najzwyklejsze brudne dżinsy.

- O co chodzi? - spytała siostra.

- Przepraszam... ale nie mam domu, ani

rodziny... - odpowiedział tamten.

Moja siostra zatrzasnęła mu drzwi

przed nosem. „Jak ona mogła tak zrobić?” –

pomyślałam, widząc smutną twarz staruszka.

Podeszłam do drzwi i szeroko je otworzyłam

- Proszę wejść - zaprosiłam go do środka.-

Zaprowadziłam

do stołu i

posadziłam przy

pustym talerzu.

Po wigilii

staruszek

pogładził się po brzuchu i powiedział:

- Dziękuję... i przepraszam.

- Za co pan przeprasza? - spytał mój kuzyn.

- Że nie przyjechałem wcześniej.

Po tych słowach wyszedł. Patrzyliśmy

przez okno. Byliśmy ciekawi, co zrobi i gdzie

pójdzie. A on... wsiadł do drewnianych sań.

Ubrał czerwony płaszcz, czarne ciężkie buty i

czerwoną czapkę z pomponem.

- To Mikołaj...! - wyszeptał mój kuzyn.

Sanie zaprzężone w renifery zaczęły się unosić,

aż wylądowały na naszym dachu. Po chwili w

naszym kominku wylądowały prezenty. Sanie

ponownie uniosły się i poleciały... nie wiadomo

gdzie. Usłyszeliśmy tylko:

- Przepraszam za spóźnienie! Dziękuję za

dobroć! Ho ho ho! Wesołych Świąt! (Sara)

Nasza aleja gwiazd…

Leonid Teliga

Są ludzie, którzy swoją postawą udowadniają, że jeśli się naprawdę czegoś

pragnie, jeśli się do tego dąży, to najniezwyklejsze marzenie można

zamienić w rzeczywistość. Upór i wytrwałość to dwie cechy, które musi

posiadać każdy, kto chce dążyć do zrealizowania postawionego sobie celu.

I właśnie takim człowiekiem był Leonid Teliga – oficer piechoty Wojska

Polskiego i Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii, dziennikarz,

tłumacz, pisarz, ale przede wszystkim żeglarz jachtowy, żeglarz, który

poświęcił ogromną część swojego życia realizacji swej pasji. Był on

pierwszym Polakiem, który samotnie okrążył Ziemię na drewnianym jachcie. I pomyśleć, że wszystko zaczęło

się od tego, że Lolek (bo tak nazywali go koledzy) przeczytał artykuł o samotnych rejsach dookoła Ziemi.

Samotny rejs wokół globu postanowił zrealizować wyłącznie własnymi siłami. Teliga, korzystając ze swoich

oszczędności zbudował jacht, który nazwał ‘’Opty’’, ponieważ na jego pokładzie miał zamiar mieć myśli

wyłącznie optymistyczne. Rejs ‘’Opty’’ rozpoczął się 25 stycznia 1967r., a zakończył 30 kwietnia 1969 r. W

czasie tej wyprawy Teliga musiał zmagać się z wieloma problemami, m.in. naprawami usterek jachtu,

ograniczoną ilością jedzenia i picia oraz z nawrotami choroby nowotworowej. Wszystko to jednak nie

powstrzymało go w dążeniu do upragnionych celu. Po zakończonym rejsie w Warszawie, na płycie lotniska

czekała na Teligę karetka pogotowia. Na późniejszych zdjęciach w gazetach widać twarz człowieka

walczącego z chorobą. Mimo operacji, zmarł 21 maja 1970r., mając 53 lata. (opr. Wiola)

Uśmiechnij się

Policjant zatrzymuje samochód, którym jadą trzy osoby. - Gratuluję - mówi policjant - jest pan tysięcznym kierowcą, który przejechał nową szosą. Oto nagroda pieniężna od firmy budującej d rogi! Obok pojawia się

reporter i pyta: - Na co wyda pan te pieniądze? - No cóż - odpowiada po namyśle kierowca - chyba w końcu zrobię prawo jazdy... Żona kierowcy z przerażeniem: - Nie słuchajcie go panowie... On zawsze lubi żartować, gdy za dużo wypije! W tym momencie z drzemki budzi się, siedzący z tylu dziadek i widząc policjanta zauważa: - A nie mówiłem, że skradzionym samochodem daleko nie zajedziemy!...

Redakcja:

Sara Caminiti,

Katarzyna

Osielczak,

Izabela

Oskwarek,

Katarzyna

Papież, Ewa Pitek, Kamila

Rywotycka, Wioletta Starzec

Opieka pedagogiczna:

Małgorzata Koźlak