Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

20
1 Kiedy działa wyrzutnia rakietowa Grad W dzielnicach mieszkalnych – Czy to są libańskie syryjskie gruzińskie dzielnice mieszkalne Czy dzielnice mieszkalne Mariupola Artemiwska Antracyta – Jest w tym coś naturalnego Powiedziałbym nawet codziennego zwyczajnego – Oczywiście jeśli jest coś naturalnego w tym Że działa wyrzutnia rakietowa Grad. Borys Humeniuk Wiersze z wojny Wojna z wierszy NR 2 - GRUDZIEŃ 2014

description

Wiersze z wojny - wojna z wierszy

Transcript of Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

Page 1: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

1

Kiedy działa wyrzutnia rakietowa Grad W dzielnicach mieszkalnych –

Czy to są libańskie syryjskie gruzińskie dzielnice mieszkalne Czy dzielnice mieszkalne Mariupola Artemiwska Antracyta –

Jest w tym coś naturalnego Powiedziałbym nawet codziennego zwyczajnego –

Oczywiście jeśli jest coś naturalnego w tym Że działa wyrzutnia rakietowa Grad.

Borys Humeniuk

Wiersze z wojny Wojna z wierszy

NR 2 - GRUDZIEŃ 2014

Page 2: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

2

WOJNA Z WIERSZY - WIERSZE Z WOJNYTak, miało być szybko, sprawnie i w takt, wyszło inaczej. Pierwszy pilotażowy numer NBA pojawił się

w maju 2014 i wracamy do sprawy w grudniu 2014, a co więcej w większości ten numer nie zawiera tych wszystkich wierszy, które dostaliśmy od Was po pierwszym numerze. To nie znaczy, że te nadesłane wiersze się nie ukażą, oczywiście, że się ukażą. Ale po kolei - zaraz po ukazaniu się pierwszego numeru Nowego BregArtu wpadliśmy w młyn imprezowy - najpierw zlot „Poeci Po Godzinach”, potem wakacje, po waka- cjach trudny powrót do życia i składane i wydawane na akord książki - Maćka Filipka, Ryśka Słonecznego, Krystiana Ławreniuka i Wojtka Borosa oraz płyta Grześka Bukowskiego i Mateusza Dwornika, a potem szeregiem - spotkanie z Olgą Tokarczuk, Najazd Poetów na Zamek Piastów Śląskich w Brzegu, Syfon 2014 i cykl listopadowy „Listopart", a także autorskie rejzy Borosa i Ławreniuka na linii Wrocław-Brzeg-Opole i One Man Riot Rangzen Band na linii Nowa Ruda-Olkusz-Mława.

Więc to nie tak, żeśmy znikli i przepadli, można powiedzieć - wręcz odwrotnie i w tym był problem. A teraz o tym numerze „Nowego BregArtu" - zdecydowaliśmy się poskładać go na bazie od lat dyskuto- wanego numeru zahibernowanego „Red."-a i rozlicznych pomysłów literackich krążących po Polsce od 2009 roku, który roboczo był nazywany „numerem wojennym". Jest spora grupa poetów (bo to jednak chłopaki o tym piszą) dla których zapośredniczone doświadczenie świata po-wojnie jest istotne, dla niektórych być może wręcz kluczowe w światopoglądzie wyłaniającym się z ich poezji. Nie było takich udanych prób zaprezentowania poezji polskiej z tej perspektywy. Wojna była dawno temu, ale ślady jej w powietrzu, odwiertach nicości wokół, dla pewnej grupy ludzi wydają się żywe i dojmujące. Ciągle. Nie ukazała się antologia wierszy wojennych Kuby Przybyłwoskiego i Wojtka Borosa w 2009 roku, nie ukazał się numer wojenny "Red."-a, ale jest kilka stron u nas, w art-zinie. To jest właśnie WOJNA Z WIERSZY.

Niejako równolegle, kiedyśmy zbierali teksty o wojnie z wierszy Aneta Kamińska przysłała którejś nocy jednemu z nas plik WIERSZY Z WOJNY - tej niby odległej, a przecież bliskiej, tam, w Donbasie. Tych wierszy nie napisali tak zwani separatyści, kolesie, którzy w ramach urlopu zestrzeliwują cywilne samoloty z udanym sarkazmem rzucający do siebie w eter „a po co tam lazł". To bractwo Majdanu, zwykli ludzie, tuż obok, którzy często ochotniczo ruszyli nad Don bronić - jak wierzą - swojego kraju i swojej wolności, ludzi, którzy nie chcą być nowoczesną kolonią Rosji, Małorosją, jak uroczo odwołując się do języka XIX wiecznego rosyjskiego imperializmu nazywają Ukrainę nadęte buce z Moskwy. Postanowiliśmy zderzyć te dwie rzeczywistości, te dwa zestawy wierszy uznając, że to niezwykłe spotkanie, niezwykła okazja. A że na łamach art-zina, a nie na łamach wysokonakładowej prasy, czy chociażby pierwszoobiegowego pisma artystycznego - trudno. Takie czasy.

I na koniec - nie zapomnieliśmy o nadsyłanych nam tłumaczeniach, tekstach, wierszach, recenzjach. 20 stron artzina nie mieści wszystkiego. W następnym numerze „BregArtu" albo „Red."-a (tak, tak, złożyliśmy wniosek do Ministra Kultury o galwanizację naszego pisma) - wszystko co jest drukowalne, znajdzie swoje miejsce. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, Nowego Roku życzymy wszystkim dobrego odbioru „Nowego BregArtu", wielu olśnień i jak najmniej zaćmień w 2015 roku. Czytajcie, kopiujcie i podawajcie dalej!

Redakcja

Page 3: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

3

Borys Humeniuk

***

Kiedy działa wyrzutnia rakietowa Grad W dzielnicach mieszkalnych – Czy to są libańskie syryjskie gruzińskie dzielnice mieszkalne Czy dzielnice mieszkalne Mariupola Artemiwska Antracyta – Jest w tym coś naturalnego Powiedziałbym nawet codziennego zwyczajnego – Oczywiście jeśli jest coś naturalnego w tym Że działa wyrzutnia rakietowa Grad. Naturalne jest kiedy kule ogniste Wypuszczone przez wyrzutnię rakietową Grad Trafiają w dziecięce pokoje W których śpią maleńkie dzieci Naturalne jest kiedy wlatują Do przepełnionych ludźmi supermarketów Na dworce kolejowe lotniska Naturalne jest kiedy giną setki i tysiące Cywilnych mieszkańców Bo to jest naturalne kiedy cywilni mieszkańcy Giną na wojnie – Oczywiście jeśli to jest naturalne że trwa wojna Że działa wyrzutnia rakietowa Grad Że giną cywilni mieszkańcy. Naturalne jest kiedy dzieci wybiegają na place zabaw I znajdują zabawki zalane krwią Zabawki zabitych dzieci Które dzień wcześniej prosto z placu zabaw Zawieziono do kostnicy Dzieci jak to dzieci Tulą do siebie zabawki zalane krwią Zabawki martwych dzieci Rodzice usiłują odebrać im zabawki Dzieci płaczą Nie mają takich ładnych zabawek Zabawek zalanych krwią Ich rówieśników I to jest naturalne I to jest naturalne. Naturalne jest kiedy niedołężne babcie Które rodziny zostawiły żeby pilnowały mieszkań A same ewakuowały się od wojny jak najdalej A tutaj wojna Na trzeci dzień siedzenia w piwnicy Bez wody i jedzenia Postanowiły wybrać najzdrowszą najmłodszą spośród siebie I wyprawić z dwoma dziesięciolitrowymi plastikowymi butelkami

Do najbliższej pompy Dzielna babcia już wracała Już przez szparę ją widziały Kiedy wybuchł pocisk i oderwał jej nogę Wtedy inna babcia wyczołgała się z piwnicy Podczołgała się do rannej Zabrała z jej rąk butelki wody Powiedziała wybacz Walu I poczołgała się z powrotem do piwnicy I to jest naturalne I to jest naturalne. Naturalne jest kiedy lekarka akuszerka z dwudziestoletnim stażem Ateistka bez żadnej łezki w oku Dzielnie zoperowała cały Majdan Biegnie do cerkwi postawić świeczki Bogu Pada na kolana lamentuje Boże będzie wojna Drugi miesiąc z rzędu rodzą się sami chłopcy. To jest naturalne kiedy na wojnie giną ludzie – Oczywiście jeśli to naturalne kiedy jest wojna: Wojny nie da się ominąć Wojny nie da się oblecieć na boeingu Na ponaddźwiękowej wysokości Wojny nie da się przesiedzieć przeczekać przebyć. Naturalne jest kiedy pocisk wlatuje na cmentarz I ściera z oblicza ziemi groby naszych rodziców Naturalne jest kiedy żołnierze ryją na cmentarzu okopy Kopią transzeje wznoszą blindaże Bo cmentarz znajduje się w strategicznym miejscu Na dominującej wysokości I już nigdy nie dowiemy się Te okopy – to groby naszych ukochanych Czy groby ukochanych innych ludzi To wojna wszystkich przeciw wszystkim I dotyczy wszystkich Martwych żywych i nienarodzonych Nienaturalne jest na wojnie to że pocisk Wypuszczony z wyrzutni rakietowej Grad Wlatuje na pole To zupełnie nienaturalne Nie da się patrzeć kiedy płonie Dojrzałe nieskoszone żyto Nie da się słuchać jak krzyczą I spalają się w ogniu susły Jak rozbiegają się w różne strony myszy A ogień do pary z wojną

Page 4: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

4

Dogania i pożera je Bo ogień i wojna są nienasycone. Nie da się patrzeć Jak nad swoimi gniazdami Pochłoniętymi przez ogień i wojnę Krążą przepiórki Jak krzyczą o pomoc pisklęta Jak milkną jedne i drugie Jak w końcu wszystkie spalają się niewinnie. Przepiórek naprawdę szkoda Bo ta wojna powinna dotyczyć tylko ludzi Bo ta wojna dotyczy tylko ludzi Bo przepiórki nie są winne tej wojnie Przepiórki niczemu nie są winne.

(tłum. Aneta Kamińska)

***

Te mewy nad polem walki są takie niedorzeczneMogę jeszcze zrozumieć krukiOne od dawna żywią się ciałami poległych żołnierzy.Przy czym krukom jest obojętne –to ciała naszych bohaterów czy naszych wrogówNie wiem czy warto za to obrażać się na krukijak bardzo by to nie było bolesne.

Mogę jeszcze zrozumieć gołębieSą przyzwyczajone do grzebania się w ludzkich śmieciachNawet jeśli będą wyrywać włosyZlepione od krwi z przestrzelonych na wylot główI wyścielać nimi swoje gniazdaZrozumiem je.

Rozumiem wróbleTe po prostu chcą jeśćZ radosnym ćwierkaniemWydziobują z kieszeni i plecaków poległych(Tylko przypadkiem dotykając oczodołów)Resztki chleba ciasta cukru kawyI wszystkiego tego co dostało się wróblom jako trofea wojenneI już nigdy nie będzie potrzebne poległym.

Wróble mogę zrozumiećA mewy – nie.

One krążą nad polem walkiNad polem gdzie leżą martwiW promieniach słońca które wschodzi i zachodzi – różowePrzekonuję siebie że to w promieniach słońcaNie w krwiŻe to tylko flamingi bywają różoweOd ilości spożytych krewetekŻe mewy nie mogą tak szybko poróżowiećOd spożytych ciał poległych z obu stron(Przynajmniej żeby osiągnąć taki ornitologiczny efektwojna powinna byłaby trwać nie jeden rok).One krążą nad polem walkiNad polem które nie wiadomo teraz jak oraćJak budować na nim domJak siać chlebJak rodzić dzieci.

One krążą nad polem walkiSpadająŁapią zdobyczI przez nasze pozycje lecą do morzaWszczynają bójkiI zdarza się że wypuszczają zdobyczKawałki ludzkiego ciała spadają nam pod nogi.(Najbardziej przykre że nie wiemy –to są kawałki ciał naszych przyjaciół czy naszych wrogów).

To takie dziwne kiedy z niebaProsto pod twoje nogiSpada czyjś palecCzyjeś ucho.Czasem wydaje sięŻe jakby zebrać wszystkie kawałki do kupyMożna byłoby złożyć człowieka –Przyjaciela czy nieprzyjaciela –Jakby tylko jeszcze znaleźć kogoś kto by go wskrzesił.

Różowe mewyWolałbym nigdy ich nie widziećNajwiększa okropność tej wojnyI kawałki ludzkiego ciałaKtóre spadają ci pod nogi prosto z niebaZ którymi po prostu nie wiesz co robićPrzecież nie będziesz kopać grobu dla jednegoOderwanego przez wybuch albo mewy palca?Tym bardziej że nie wiesz – czyj on jest.

(tłum. Aneta Kamińska)

Page 5: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

5

Ołeksij Czupa

***

Moim przyszłym dzieciom w udziale przypadnie tylepowstań,buntówi przewrotów,że zapomną jednej elementarnej rzeczy.

Latarnie naprawdę służą do oświetlenia ulic.

To naprawdę nie jest miejsce na stryczek,w którym kołysze się kolejny zdrajca ojczyzny.

To raczej latarnia morska dla spóźnionego przechodnia.To więcej niż koło ratunkowe dla pijaczka,który wraca z hucznej imprezy ii który w ogóle powinien unikać miejskich ciemności,bo zanurzywszy się w nie pewnego razu,można po prostu nie wypłynąć.

Czy nasze dzieci będą wiedzieć, po co,jeśli nie do wykonania przemówienia rewolucyjnego trybunału,istnieją latarnie?

Za to my wiemy.

Po to, żeby zakochani spotykali się pod nimi.Po to, żeby całować się pod nimi do zawrotu głowy.Tak właśnie jak my dzisiaj,kiedy po raz pierwszy wspomnieliśmy o naszych dzieciach.

(tłum. Aneta Kamińska)

DONBAS RESISTANCE ‘14

Wszystko jak zawsze, tylko teraz,kiedy zebrano niewidziany dotąd urodzajśmierci na pograniczu,kiedy broń palna wyrasta spod ziemi,na przemian ze zbożem i kwiatami polnymi,chyląc się źdźbłami za słońcem:ze Wschodu na Zachód –nasze miasta wykrwawiają się.

Wszystko jak zawsze, tylko terazz żalem będę czekać, jak za jakiś tam dziesiątek latwyrosną dzieci z amputowaną wiedzą o tym,kto naprawdę jest wrogiem,ale i z do śmierci nabytą umiejętnościąrozpoznawania po dźwięku,jakie właśnie pociski lecą w ich kierunku:ze strachem będę czekać, żeza jakieś tam cztery dziesiątki latpolityka, ta ukraińska kość niezgody,może wpaść właśnie do ich rąk.

Wszystko jak zawsze, tylko teraz,spacerując po ulicach mojego miastaz muzyką w uszach,nie słysząc ani płaczu, ani śmiechu,potykając się o dziury w rozwalonym asfalcie,zaczepiając spojrzeniem rozbite szkieletyniedobudowanych wieżowców,karmiąc gołębie przed zniszczonym przez fabrycznesobki stadionem,zupełnie nie rozumiem:moje miasto już zbombardowanoczy dotąd wszystko jest jak zawsze?

(tłum. Aneta Kamińska)

Page 6: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

6

Lubow Jakymczuk

MÓJ PIERWSZY WIERSZ O SZEWCZENCE

jak udało się przeżyć tę zimę?kiedy wirusy z tarczami pastwiły sięprosto na ulicach Kijowakiedy 100 lekkich duszkrążyło w powietrzu ze śniegiemjak udało się przeżyć tę zimę?

najpierw zaczęła się grypa:witamina CACC 200i marsz miliona –chód zwiększa odpornośćnawet jeśli to jest odporność twojego kraju

potem zapalenie oskrzeli:biseptol 480ACC 200i duża ilość płynuz armatek wodnychprosto na nasze głowy –oblewanie hartujezwłaszcza nerwy

ale zima nie kończyła sięciągnęła się rdzawojak granica wodociągów

i ciężkojak bruk na Hruszewskiegopowtarzała sięjak hymn Ukrainyznowu i znówbyła labiryntemz książek i słówz barykad i ciałz ulic i grobówjak przewlekłe zapalenie płuckiedy temperatura 39a siły na zerzekiedy nie wieszw jakim kraju się zbudziszi czy w ogóle się zbudzisz

ale nastał poranek temperatura 37azithromycin 100Szewczenko 200i słońce jaskrawesuszy rosę

12 marca 2014, Kijów

(tłum. Aneta Kamińska)

Page 7: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

7

Hałyna Kruk

18 LUTEGO 2014 ROKU

My wszyscy, Europo, jesteśmy tak głęboko zmartwieni, że niektórzy nawet martwi.

Czyść częściej youtuby,żeby tutejsze okrucieństwo nie raziło twoich obywateli.

Niektórzy z naszych nigdy cię nie zobaczą na własne oczy.Ty też masz coś ze wzrokiem, Europo, uparcie nie widziszich wybitych oczu i ran postrzałowych.Niektórzy więcej nie będą mogli, Europo, nie gniewaj się,

nawet ręki ci podać (chyba że protezy!),nawet dotknąć kultury twojej minionych wieków.Strzeż swoich obrzeży, Europo,żeby nie dotknęło cię przypadkiem,wsłuchaj się, na wszelki wypadek, czy jeszcze krzyczymyod uderzeń kolb, wojskowych butów i pałek.Nasze dzieci wyrosną na złe, Europo,

nie dadzą wiaryhisterycznym i łzawym twoim wiadomościom

o bezdomych zwierzętach.Wybacz im, Europo, nie dziw się im, my wszyscy tu jak zwierzyna –odstrzeliwują nas, jak wściekłych, nabojami na wilki.Co ty, Europo, robiłaś w tym czasie – zestawiałaś zaginionych

i zabitych?myłaś ręce? czekałaś na potwierdzenia? chowałaś się jak rzecz

sama w sobie?Dla miru – mir, dla muru – mur, tylko pieniądze nie śmierdzą.

I ofiarynie są warte obrony, jeśli to nie gołębie?

(tłum. Aneta Kamińska)

***powiedzieć sobie szczerze, jak najszczerzej,jakby nie było już nic do stracenia:za długo żyliśmy, polegając na innych –jak książka pisze, co ludzie powiedzą,za bardzo przywykliśmy do tych wyszywanych koszul bezpieczeństwa,do tych wystawnych cerkiewno-gastronomicznych obrzędów,do tych fig w kieszeni, którymi często udajemy sprzeciw.

powiedzieć sobie jasno:nie wystarczy siół ani miasteczek,żeby każda chata była skraja,nie wystarczy wojowników, żeby pojedynczo wychodzić w pole,nie wystarczy pół,nawet kitajek nie wystarczy, nazwożonych z Chin.

powiedzieć sobie bezlitośnie,nie chowając się za plecy innych,nie sięgając za każdym razem po sławę dziadów i pamięć bohaterówjak po chusteczkę na patriotyczne łzy i smarki,nie uciekając w tęskną pieśń

powiedzieć sobie:

ja – ostatnia litera alfabetu, bez którego mnie nie będzie,ja – ostatnie terytorium,ja – to, czego nie mogę się wyrzec,ja – cieśla belki we własnym oku,ja nie muszę ciosać z niej krzyża, jeśli nie chcęja nie mogę oddać tego, co do mnie nie należyja należę do tego narodu, ja – ten naródja nie chcę, żebyśmy wieczniechodzili takimi głuchymi drogamiwięc zaczynam od siebie – ja zaoruję miedze

ja – my, ja-my, jamy

(tłum. Aneta Kamińska)

Page 8: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

8

Hałyna Tkaczuk

46

Hojnościoderwało granatem rękę.

Sprawiedliwośćstraciła oczy od gumowych kul.

Modlitwę pobito pałkami na śmierćprzy górnym wejściu do metra Chreszczatyk.

Radość straciła dwóch synów.

Uśmiechowi odcięto głowę.

Słońce spaliło się żywcemw Domu Związków Zawodowych.

46 milionów świadków.

(tłum. Aneta Kamińska)

Julija Musakowska

***

Mężczyźni noszą w sobie wojnę.Ona wysysa z nich soki, szczęka kośćmi jak bronią,okupuje ich mózg, wdziera się do snu,podczas gdy cień wroga wznosi się nad nimi jak góra.Ciężko tak długo nosić ją w sobie – i nie zrosnąć sięz nią, nie zwierzać się jej, nie słuchać jej ruchów pod sercem.Cień wroga – jak worek – napełnia się trocinami, nabiera objętości, robi się szczelniejszy, pcha się na przełaj. Panie, daj im zimnego rozumu,tylko nie ugaśpłomienia, który bije w piersi jak w przezroczystej butelce.Śnieg ziemią zasypano, wiatr ubiegłoroczną trawę skosił, czarne wielkie ptaki szukają krwi i złota.Wszystko, co najważnie – odbywa się w głębi.Cyt – bo wybuchną te słowa w wodzie na czerwono.Mężczyźni przygotowują się do narodzin i każdemu z nichstrasznie jest stąpać pierwszy raz po nagim,po żywym.

(tłum. Aneta Kamińska)

Page 9: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

9

Ostap Sływynski

***

Coś stale paliło się na przedzie –nie punkt orientacyjny,nie ognisko, nie znak ostrzegawczy,niczyje domostwo, niczyjepolowanie czy wojna, które zatrzymały siętu na zawsze,nie człowiek, nie zwierzę,nie suche drzewo, które wpadło do swojegoczyśćca,nieodstępne jak dusza ciała niebieskiego, nienakaz i nie pomoc,coś solidarne z nami w beznadziei,bezlitosne, kiedy jesteśmy niepocieszeni,spokojne, kiedypogodziliśmy się ze stratą.Jednakowe w czas wojny i w czas pokoju,głuche na prośby, ale zaniepokojone, kiedymilczymy zbyt długo. Jednakowedla królów kwartałui tych zrzucanych ze schodów.Krótkowzroczne i czujnejak matka w głębokiej starości.I nie nadzieja, bobywa tak, że nie ma nadziei,a ono – jest.

(tłum. Aneta Kamińska)

Page 10: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

10

Radosław Wiśniewski

ARMIA „LUBLIN” BRONI ŚRODKOWEJ WISŁY. GENERAŁ PISKOR ODWRACA TWARZ NA POŁUDNIE I PATRZY NA PORTRET MARSZAŁKA RYDZA ŚMIGŁEGO, KTÓRY PRZYPOMINA Z PROFILU KSIĘCIA SIDDARTHĘ

ten cudzysłów jest postawiony w dobrym miejscu mapy,której zabraknie za kilka dni. co to za kraj, co to za rzeka, co to za armia? miał rację widziany na przedmościu rumun,najgorszą ze wszystkich trucizn jest iluzja. prawdziwy jestkurz na drodze za kolumną sztabowych automobilów uchodzących śmigle na południe. inne drogi prowadzą do lublina, pod chmury z napisem: cisza, tu umiera poeta. a ja powiadam – namnoży ci się, zaprawdę, namnoży się tych postaci i staną ogromnym tłumem. na razie cisza na łączach i brak dyspozycji. rzeki wsiąkają w mapy i prosta jest mowa kreślonych linii ostatecznego oporu. widzę na nich toporną mierzwę ciemnych klinów, pociągnięcia sztabowym ołówkiem w poprzek ich osi. a wszystko to ty chłopczyku. garść ołowianych kostek wrzucona w rzędy hełmów na podziemnych leżach, jak skorupy żółwi. odwrót nie zawsze jest ucieczką, czasem boli naprawdę, a wtedy linie na mapie podbiegają jak pręgi, pola porastają gęsto mosiężnymi łuskami. linia środkowej wisły nie jest żadną linią, a jednak nie zaprzestaję kreślenia nowych osi marszu. historia to nie zabawa w harcerzyków. to ty, to my na tym wysypisku.

4-27.09.1939

(MARCYSIA, JEWŁASZE, 1944)

tego dnia nie wiem, co robi łączniczka, której ostatnią specjalnością stała się dywersja. czuję zapach ziemi, a ona szepcze, że są góry, jodłowy las i wiejskie meliny, które nie przyjmą mnie już nigdy więcej. wstaję, prostuję plecy i idę, jakbym szedł na spotkanie z tobą. a inni ruszają za mną, chociaż wcale tego nie chcę. wołają mnie odległe, ciemne punkty, jakby patrzyły na mnie oksydowane oczy. to już zostanie pomiędzy nami – te bruzdy, pole i świst, który rozdziera nasz świat, naszą pustynię na pół, jak nil. ty wiesz, nie jestem święty i nie dziwię się, gdy grudki ołowiu rozsiadają się w ciele i wypraszają mnie z własnego życia. przez tę chwilę widzę góry, jodły. to dlatego

jestem ponury.

1943-1944

JAR. NIKT WYKŁADA KATARZYNIE TEORIĘ TEJ BEZSENNOŚCI.

to jest jak rytualny obrzęd grzebania w przypadkowym rowie.jak dygoczące dłonie starego człowieka w szarym drelichu widzianego zza okna pullmana obecnie pafawag, jego uparte poszukiwanie resztek korzeni, jadalnych dżdżownic, kruszcu..

to jest tak, jakbyś wprost nad twarzą przesiewała piasek, odłamki kości (kruszarka pracowała sumiennie ale nie wszystko śpi aniele popiele stróżu mój); to jak rąbanie przerębla w powietrzu tak twardym, że najtęższym pękały płuca i wypadały złote zęby.

kiedy nocą ziemia pęka jak skóra na dłoniach starca, ujawnia się33771 albo więcej powodów tej bezsenności, która jest jak damski but zgubiony na stromej ścieżce, porzucona lalka

potem tylko jar.

29-30.09.1941

Page 11: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

11

Marcin Cielecki

OLIVIER MESSIAEN, 15 STYCZNIA 1941 (PRAWYKONANIE)

Moja wiara to wielki dramat mego życia. Jestem wierzący, więc śpiewam słowa Boga tym,

którym wiary brak. Daję pieśni ptaków…

Instrumenty nie psują się i nie milkną. Pomiędzy nami kładę wąską ścieżkę. Muzyka, w niej wije się drut.

Struna krwi, pasiak władzy. Ręce łamią się jak drzewa, gdy śpiewa pejcz. Zamknięty w liniach, po których nic, tylko pisać. Łażą po mnie pchle nuty, zapisują nasz głód.Klarnet na moment łapie oddech świata, tak cicho stukałyo poranku jej pantofelki. W inne dni, jak mówi wiolonczela, drobne stopy szeptały trawie tajemnice powierzone pościeli. W tamtych dniach rozumieliśmy język naszych ciał, szepczących liści.

Mowa ptaków, nic innego już tego nie udźwignie.Przez partyturę przebiegł wróbel głodu, żółta pokrzewka strachu. Anioł końca czasu, ten z czerwonym brzuszkiem, przybywa na gody.

15.01.1941

SANDOR MARAI: BUDAPESZT 1945

Miasto wyje. Gorączkowa wyprzedaż życia: buty za marchew, sukienka w cenie jabłek, zaciskający się pierścień unieważnia wartość wróbla za asa. Papier w tych dniach nie ma ceny.Ptaki z ogrodu nauczyły się śpiewu pocisków, teraz ćwicząnową pieśń godową. W jej takt wejdzie nienawiść i pogarda,nowy słownik wyrazów obcych.Dym i maligna. Które domy trwają jeszcze, a w których czekana mnie moja dusza. Ogień jest żarłoczny i rozumiem jego głód: wiele było mi dane wbrew zrozumieniu. Fotografie, listy przewiązane żółtą wstążką, włożony między książki kwiat, rękopisy, nie mnie to oceniać. Dym i maligna.

Miasto wyje. Leżę na podłodze, zasłuchany. Gdy stanę przed Panem, otworzę usta i wyjdzie z nich miasto.Nie powinno być świadków, Panie.

Do mojego domu żelazny ptak znosi jajo.

1945

Page 12: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

12

Wojciech Boros

3.09.1939

Armia „Pomorze” rozbitanikt nie broniłmego Gdańska-Chełmacóż –babka Helena ze strony ojcama nazwisko Mueller- wystarczy mały umlautMoże najeźdźcy pozwolą miZasilić szeregi NSDAPi nadal wykonywaćzawód nauczyciela historiidroższy ciału bo w markach

skórzany płaszcz to już mama w październiku inkorporują nas do Rzeszywięc sikam samotniena podarty plakat DJ Adolfa Hitzapowiadający koncertmuzyki nacjo „Światło i dźwięk”po pięciu Bierachna tyłach kamieniczkiswastycznej sikam- we mgle przypominam Wallenroda.

3.09.1939

CIĘŻKO RANNY KAPITAN RAGINIS PODEJMUJE DECYZJĘ

Ledwie widzę na oczy. Dym przegryza wszystko.Straszny jest ten wrześniowy upał. Trzymam się zawleczki.To metalowe kółeczko pozwala mi zrozumieć kolej rzeczy.

Idźcie już, chłopcy. Wy musicie przetrwać.Ja w tym schronie zaczekam na lepsze czasyIdźcie już – ta cisza nie będzie trwać wiecznie.

10.09.1939

ŻURAW

Tak – jako gauleiter i komendant Miasta w 1945 wieszałbym dezerterów i defetystów na jego haku.W ogóle spichlerze wzdłuż Motławy sprzyjałyby w mojej wizji zwycięzcom.Miałbym gest, wiarę w zwycięstwo i ostatni pas startowy. Powiedzmy na Westerplatte. Taki ponadczasowy witz.

Zachowałbym dla siebie, córki, Anne-Marie i ukochanej sekretarki ostatniego He-111.

Żadnych strzałów w skroń. Kapsułek cyjankali.Argentyński paszport – papierowa wunderwaffe. Z błogosławieństwem biskupa Hudala lot z PortugaliiHacjenda i szacunek. Aż po feralną kąpiel w Orinoko w 1978.

1945

Page 13: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

13

Paweł Podlipniak

AVE LANCASTRIA GRATIA PLENA!

Na wysokościach, gdzie była chwała, wywar piliśmy z popiołu, piołunu, szaleju. My, dzieci Gadareńczyków skryte w ptasich brzuchach. Łapali nas w strugi światła i ściągali na dół, a wtedy sypaliśmy iskry wprost z glinowych żagwi.

Pod nami buzowała ziemia, kiedy tak na oślepwymierzaliśmy wyrok wrogim mrówkom. Termit topił tysiące kopców w zwartą bryłę. W mroku śmierć miała kolor i gładką fakturę bursztynu. Tak, krzycząc, zastygały miasta.

Na ich kamienne głowy zrzucaliśmy z siebiecałą nienawiść, choć przecież ktoś innypowołał nas do życia w szeregu i wtłoczyłw świńskie skóry z naszywkami. Szloch wysysał tlen z masek przed powrotem do życia.

Pod spodem mieliśmy grozę, wewnątrz jedno imię dla wszystkich. W smyczach interkomówhulał głos wskazujący ścieżki do gniazd.Tarliśmy brzuchami o ziemię i czasem dawało się zasnąć bez pacierza mejdej, mejdej.

1942-1945

KARMEL. EAU DE GETSEMANI

Ogniem nas polewali żwawi cukiernicyjak lukrem, wprost ze srebrnych luster reflektorów. Noc pchała się pod śmigła – cięliśmy ją skrzętnie na cienkie paski z metalowej folii, które komary zrzucały przed pyski radarów.

Ślepły, choć ósmeósemki wciąż uparcie pluływzwyż cekinami. Strach nas utrzymywał w ryzach, kiedy benzedryna skwierczała jak skwarki po przedostatniej wieczerzy(menu: sok z pomarańczy, jajka na bekonie).

Skipper śmiał się hej, chłopcy, lećmy trzepać dywan,spłyną miedziane dachy i zapłoną bruki,gdy wiatr je przewróci lubieżnie na plecy, tratując doszczętnie pusty Rynek Pociech.I płoszyliśmy sowy, łamaliśmy mostom

żebra. Na krawędziach skrzydeł osiadał nam szron – były nielotne, pachniały spalenizną, potem z getsemani. Tam nisko, w dali czekał autobus. Niebieski. My na jego końcu. Zmęczeni i spotkani.

1942-45

Page 14: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

14

Marcin Zegadło

IDĄC.

może się jeszcze powtórzyć: duszna kwatera, ból zębów,kiedy przebijaliśmy się przez rozsypaną dzielnicę. gwiazdydawida kołysały się jak izrael – na włosku. myślałem: zaniosłonas w ten kirkut, a oni patrzą na nas przez potłuczone szkło.

wyłamują palce. a niebo w bezładnym natarciu. pójdziemydo piekła, moje serce. będziemy się w piekle smażyć za tęnaszą miłość na złej ziemi, w złym łóżku - mówi piosenkai buja się w topolach, zrywa liście. potrącamy je idąc, spóźnieni

na październik ostry jak technikolor. możemy nie zdążyćzapędzić do domów przeźroczystych dzieci. spójrz, jakie mająnoski. trzeba im te noski poutrącać. na wypadek, gdyby wróciłpo nie ogień i jego pomocnicy, na przykład okularnik adolf

eichmann, w kapciach i niemodnych spodniach. całe dnieprzesiadywał w biurze bawiąc się zapałkami. będziemy się smażyćw piekle, mój kwiatuszku, pójdziemy do pieca za to nasze kochaniepod niedobrą gwiazdą – tyle piosenka. a dzieci ułożone do snu

jakby ktoś przymierzał je do trumny. i śnią im się rozpędzone pociągi.

stukot kół w ciemności. szarpnięcia.

1942

LIKWIDACJA. ZAPIS SNU.

wycie psów w dzieciach. ujadanie. sny jak noże chwytaneza ostrza. karuzele i ogień wysoko, do okien. latawceze skóry, pełne krwi i mięsa. strzępy, skrawki. rzeźnik i przyjaciele rzeźnika w dopiętych kołnierzach i skórzanych

butach. wirowanie bram i krawężników. dym czy mgła?idą ze snem w zanadrzu, tupiąc. ze śpiewem idą i nie maw piosence nic o bielonych domach, drzewach i ich owocach.nie ma w piosence nic o kołysaniu wody, srebrnej łusce.

ujadanie dzieci. psy rozpędzone jak zakażenie. krew.jej pulsująca obecność. dopaść do żył i płynąć z prądem.hycel i przyjaciele hycla w czapkach z trupkiem i w błyszczącychbutach. do budy – niesie piosenka. idą z wiatrem - malowani

chłopcy. ze śpiewem idą, tupiąc. i tylko strzępy,skrawki, okruchy. kotłowanie bram i krawężników. oknawybite jak oczy. dzielnica jest ślepa i bezpieczna. wiem,że jestem dzieckiem śpiącym przy krawężniku. mam wszy.

1943

WSCHÓD.UPAŁ.

papierowe mapy i truskawki. cukier rozsypany i lepki. ośrodekczeka na sezon. ciemny pokój z oknem na las i strumień.jesteśmy dobrze ukryci. mamy koce, plastikową broń i lubimydeszcz. wychodzimy na most liczyć w wodzie kamienie

jak trupy. wielu z nas padnie w trawie tego lata. przejdą po nasbiedronki i czerwone mrówki. będziemy mieć blizny od ukąszeń.a kto będzie miał więcej, innych poprowadzi. i wskaże im spalonykościół, w którym lampka przy tabernakulum wciąż świeci. jakby

ktoś eksmitował zmęczonego boga, a on się wkurwił i ciągnąłprąd na lewo. tutaj miała być ukraina. żółta jak żniwa. wiązali ich za jelita do drzew –mówi dziadek – jeszcze żyli kiedy odcinał ichnasz patrol. dzieci, które wychodzą na most liczyć trupy. duchy

idą przez wieś. idą straszyć po młynach i stodołach. jak diabły.czarne i kudłate. dziadek ma spłowiały mundur i twarz młodegożyda. innych zabili, a dziadka nie. głupio uśmiecha się na fotografii.a każdemu po równo: życia i miłości. świat cały, który się należy.

1943

Page 15: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

15

Artur Nowaczewski

PUŁKOWNIK DĄBEK

Pułkownik zrasta się z miejscemjak z Kamieńcem, a jego śmierćz wrześniem.w rozpiętym płaszczu, bezsennynęci nasilający się ogień

na parę chwil przed końcemopadł ze stopniajak opadła Polskaz sił, liści i konii tylko wierni żołnierzemówią mu „pułkowniku, pułkowniku”

a on w każdym ruchu (do przodu- pion nie cofa się nigdy)cytuje samego siebie z wydawnictwaszkoleniowego „Podchorążówka”przeznaczenie: baon piechoty w Zambrowie:

rozpatrując walkę…z jej morderczością,z jej pełnymi grozy sytuacjami,widzimy, że wymaga ona ogromnejtężyzny ducha, wielkiej zdolnościpokonywania wszelkich przeżyć wewnętrznych…

zdanie trafia w celi daży do kropki niezachwianie.osobisty strzał jest ledwo słyszalnyw trzewiach kanonady. ale jest strzałem

jest strzałem jest strzałem

19.09.1939

Page 16: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

16

Krystian Ławreniuk

***

Nie umiem nawet nazwać miastapowiedzieć jaka była tamtego dnia pogodai czy para która kilka dni później zamknęła się ze światem w łusce uniwersalnego karabinu inżyniera Grunerazdążyła jeszcze spotkać się za rogiemumówionej cukierni

niepokoi mnie jedynie fakt że nikt ich nie uwieczniłmożna byłoby wówczas wyekstrahować postaci z jedwabistego papieruwyodrębnić z szumu postać strzelcaktóry zawisł nad innowacyjnie ryglowanym zamkiemwykonanym przez firmę specjalizującą się w produkcjiblaszanych opakowań metodą głębokiego tłoczenia blachy i zgrzewania

chłopiec na muszce idzie dopiero lub wracaprzez lepkie powietrze pachnące konfituramima ciągle w głowie jej idź już… może kiedyś…i nie dziwi go tak jak Brytyjczyków spod Bir Hakeim że wystrzał niesie ze sobą nieznany dotąd hałas przypominający darcie płótna

***

Nikt nie pamięta że kiedyś płynęła tędy wodalatem młode szansonistki o krągłych piersiachrozbierane były wzrokiem strażaków grających znane melodie między jednym a drugim kuflem piwabo każdy błysk reflektora każda iskra ulatującaz benzynowej zapalniczki przypomina wybuchczuć mdły zapach mięsa i krwi spomiędzy kamienitrupy ludzkie wyrzuciło na dach sąsiednich domównapisze później generał który z okien widział jak jego żołnierze zrastają się w jedno ciało

a przecież byli podejrzliwi – w tym morzuzłapać Lewiatana na zwykłą sieć o drobnych oczkach…i może nawet kapitan ze swoim zastępcą paląc papierosyspierał się o której godzinie ich przyjaciel Wiktorspec od czarnej roboty i mitycznych bestiizacznie badać żelazne wnętrze potwora

radość jednak eksploduje szybkogdy ruszyli spod Placu Zamkowego z okrzykami na ustachw mieście na moment ustało tykanie zegarówtrudno powiedzieć gdzie był wtedy młody syn ślusarzamoże wędrował już myślą w czasiei gdy krzykliwi powstańcy przepływali na grzbiecie monstrualnej ryby przez malutką przystań ulicy Kilińskiegosiedział już znając przyszłość na schodkachkreśląc krzywe linie liter ostatniej groteskiwkrótce on też opuści Warszawęwraz z każdym widmem jego wierszy

***

Tamta która później przyszłabyła zbyt młoda na to by zrozumiećchoć paliła cygaretki cytowała Grochowiakai wiedziała już że być szczęśliwą to nie jest życienigdy jednak nie przebyła drogipieszo na wskroś kamieni Wysokiego Zamkunie wśniła się w Panary… Nowe Miasto… RossęPopławy i Belmont w twardą kreskę Żyda z Drohobyczazaszytego przez gestapo w czwartym roku wojny

po nasypach przetoczyły się tony wiadomości tony piasku przemieliło w klepsydrach podkładówdziwią ją wysuszeni starcy na peronach kreślący bogobojnie ostry krzyż nad głowami rzeźbiony w orła jelec od drewnianej laski

przecież tylko wracają stamtąd dokąd przyszlipowracając do domu odjeżdżają od niego

Page 17: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

17

Dariusz Pado

PLAC FARNY wianek wron krąży nad głową wznosi się galaktyka popiołów nie powiesz już przecież temu miastu i światu że to tylko dziobata korona jaką nakładasz figurce swego syna pod kopułą świtu paliczkami palców w innym kraju okrąg kilku stąd zamiata plac Farny teraz już milczysz bo usłyszałeś krucze włosy roztrzaskujące się o warkocze żalu wzlatujące ponad języki z odrobinami żaru by nad czarami wież uchwycić lekkość piór zapisać czarnym puchem w pierzu szkielet zdechłych ulic ości ryby wyrzucanych szpakom na brzeg rynsztoka gdzieś okrąg kilku stąd strzepuje pyłki ze skraju kapelusza gdyby je poskładali mieliby jeszcze płaszcz pól plan nieba nie mówisz nic gdy pismo wyciekło wściekło i stało się lepkim inkaustem przypływem wracającym do urny rzeki kałamarza nocy ciemnej aureoli ronda zmiatasz okrąg kilku płatki z kraju placów znaki istnienia głów synów rond kapeluszy

DWORZEC GDAŃSKIPani Biecie

więcej wiem o zagładzie niż o powstaniu opowiadam kobiecie idącej z palcu inwalidów po drodze na skróty przez dworzec Gdański do miejsca jej urodzenia gdzie ona ciągle mieszka skrótów od Mickiewicza do Zamenhoffa jest tyle ile języków zasłyszanych na starych drewnianych i nowych podkładach torów na peronach w poczekalni pośród góry tekturowych pudeł i cementowych worków czytasz i gadasz a nic z tego jeszcze nie pojmujesz wyjaśnia mi kobieta wracająca na plac inwalidów popatrz dodaje na strzępy rozkładów moje i swoje dróżki i od nich jak ja naucz się wracać do siebie bez żadnej urazy

MIASTO W MIEŚCIE najłatwiej po tym mieście podróżuje się czasem nie środkami komunikacji które nas zawodzą nowy numer się spóźnia a szczury znają stare kanały bo tylko one zostały w tej samej sieci wyjść mamy przecież tyle ile ocalało zbiegów ulic których imiona dawno się nie pokrywają z foteli i pudeł zbudowano zaułek dla dzikich zwierząt jakie wracają same na stare śmieci emeryci karmią resztę bezdomnych którzy miauczą i śpią w piwnicach zasypanych popiołem bez znaczeń ich plany mogą być przydatne dla tych co wykopują nowa linie metra wstążkę wplątaną w miasto marzeń na ściance w autobusie czytamy i dopisujemy swoje skreślamy linie jakbyśmy mieli razem dożywocie z tym zwierzęciem które po świętach jest martwe w mieście które po śmierci jest święte a świeci i razi jak tramwaj z rudym dachem kość psa i spóźnione zdanie w nim lub pod są wolne domy a tam czeka puste miejsce jak szybka pewna śmierć

Page 18: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

18

DUŚPASTERSTWO I INNE WYDARZENIACzerwiec 2014 - Pewnie czekacie na wieści, co tam się działo z Krystianem Ławreniukiem - bez niespodzianek nie dotarł do Visby.

19-21 czerwca 2014 – współprodukowaliśmy zjazd „Poeci po godzinach", bardzo udane spotkania autor-skie, mocne słowa, dużo grilla, wszystko zgodnie z planem.

lipiec 2014 - Krystian Ławreniuk dojechał na rowerze do Pobierowa, razem 525 km przez polne drogi Dolnego Śląska, Wielkopolski i Zachodniego Pomorza, niestety dalsze oszołamiające postępy zatrzymał Bałtyk, który jak się okazało rozciąga się na północ od Pobierowa i zagradza tym samym drogę do Visby na Gotlandii, znowu się nie udało. Zdjęty swoim nagłym odkryciem w stuporze zamarł Ławreniuk do października (ale wcześniej wsiadł w pociąg i wrócił z Pobierowa)

3 września 2014 - ostatnie spotkanie Olgi Tokarczuk przed wydaniem „Ksiąg Jakubowych", pierwsze w Brzegu od siedmiu lat, czyli od czasu rozpoczęcia prac nad „Księgami Jakubowymi", oczywiście w Biblio-tece, prowadził Adam Boberski, zagajał Radek Wiśniewski, fajnie.

6 września 2014 - na zlocie „Biała Lokomotywa" w Aleksandrowie Kujawskim zagrał One Man Riot Rangzen Band Wiśniewskiego oraz odbyło się spotkanie autorskie z okładką książki Wojciecha Borosa „Pies i Pan". Książka wyszła tydzień po premierze w Aleksandrowie Kujawskim. Wszyscy zgodnie twierdzili, że okładka była bardzo fajna, kolorowa i w ogóle, a książce już więcej kolorowych rzeczy nie było. Zatem znowu sukces.

Wrzesień 2014 - wyszły pierwsze dwie książki w nowej serii wydawniczej Stowarzyszenia Żywych Poetów - „Faktorię prozy" otworzyła „Ziemia Wróżek" Krystiana Ławreniuka, a „Faktorię poezji" książka Wojciecha Borosa „Pies i Pan"

16-18 października 2014 - Syfon 2014 czyli festiwal debiutów w Brzegu, cztery spotkania autorskie, świetny koncert „Jógi", wygrana Marka Kołodziejskiego w konkursie Scherffera na tomik, znakomite performance'y HUBU Rozdzielczość Chleba, kompletnie nietrafiona dyskusja panelowa, ostatni turniej jednego wiersza jak poprowadził w Brzegu Łukasz Gamrot. Sukces goni sukces.

29 października 2014 - spotkanie wokół kolejnej książki wydawnictwa „Nokturn" - tym razem Ranko Rosijevica „Bośniacki Kat", autora znowu nie było, ale była tłumaczka Agnieszka Żuchowska-Arent, więc o co chodzi.

7-9 listopada 2014 - rejza One Man Riot Rangzen Band - Nowa Ruda-Olkusz-Mława, Wiśniewskiemu wysiadł wzmacniacz gitarowy, ale publiczność zgodnie uznała, że to bardzo dobrze, przynajmniej było słychać co czyta. Miażdżący sukces.

14 listopada - 12 grudnia 2014 - „Listopart”: wstrząsający miks spotkań autorskich i koncertów organizo- wany przez Miejską Biblioteką Publiczną i Stowarzyszenie, czytali i gadali m.in.: Przemek Owcza-rek, Szymon Domagała Jakuć, Rafał Gawin, Jerzy Sosnowski, Karol Samsel, Tadej Karabowycz, Juliusz Gabryel, Ryszard Chłopek, Sławek Kuźnicki, grali m.in. „Agnellus” i „Kalimba”, kompletnie nietrafiony pomysł z otwarta brzeską literacką.

10-12 grudnia - autorska rejza Ławreniuka i Borosa na linii Wrocław - Opole - Brzeg, autorzy sprzedali łącznie około 20 książek, przegadali łącznie 6 godzin, poza protokołem Boros wyjaśnił Ławreniukowi, że na Gotlandię płynie się promem do Vastervik, a potem dopiero kolejnym do Visby, chyba dotarło, jest szansa.

Listopad - grudzień 2014 - ukazała się płyta duetu Bukowski/Dwornik sygnowana przez Stowarzysze-nie, a także debiut i zarazem wiersze wybrane 1992-2012 Ryszarda Słonecznego pod postacią książki „Odczyn" w serii „Gniazdowniki". Ponadto debiut Macieja Filipka, triumfatora konkursu o Złoty Syfon Scherffera 2013.

Page 19: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

19

W dobrych księgarniach internetowych

KRYSTIAN ŁAWRENIUK Ziemia Wróżek

Wydawca: Stowarzyszenie Żywych PoetówSeria: Faktoria Prozy

WOJCIECH BOROS Pies i Pan

Wydawca: Stowarzyszenie Żywych PoetówSeria: Faktoria Poezji

RYSZARD SŁONECZNY Odczyn

Wydawca: Stowarzyszenie Żywych PoetówSeria: Gniazdowniki

MACIEJ FILIPEK Rezystory

Wydawca: Stowarzyszenie Żywych PoetówSeria: Faktoria Poezji

Page 20: Nowy BregArt - nr 2/grudzień 2014

20

ODKSERUJ, PODAJ DALEJ

Prenumerata

Papier – prosimy o przesłanie zaadresowanych do siebie i ofrankowanych znaczkami kopert formatu A5PDF – prosimy o przesłanie pustego emaila na adres: [email protected]

Squad Redakcji:Krystian Ławreniuk (skład)Radosław Wiśniewski (dodatki do pizzy)Kamil Osękowski (podpora mostów)Ryszard Słoneczny (ideolo)Adam Boberski (przecinki)

Wydawnictwo:Strony Czarnoziemu

Adres redakcji:Stowarzyszenie Żywych PoetówMiejska Biblioteka Publiczna w Brzegu.ul. Jana Pawła II 549-300 [email protected][email protected]

Nakład: Zamaszysty

Ogłoszenia drobne

W trosce o najwyższy standard świadczonych usług AGORA S.A. ogłasza nabór na członków kapituły nagrody literackiej NIKU w roku 2015. Mile widziane ukończenie szkoły średniej w mieście stołecznym Warszawa. Preferowane będą osoby z wykształceniem wyższym z kierunków; Budownictwo lądo-we dróg i mostów, Ekonomia z elementami Kabały, Psychoterapia uzależnień od francuskich serów. Mile widziany epizod zakonny lub kapłański. Do zgłoszenia prosimy dołączyć oświadczenie o niezalega-niu z pożyczkami u osób ze środowiska literackiego oraz oświadczenie o braku zaistnienia konkubinatu z którymkolwiek z dotychczasowych lub przyszłych członków lub członkiń kapituły nagrody. Zgłosze-nia prosimy nadsyłać na adres: Fundacja Nagrody Literackiej NIKU: ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa, tel. +48 22 555 44 59, [email protected]

OGŁOSZENIA PARAFILNESpotkania w Niszy

Po c z ą w s z y o d 9 s t y c z n i a 2 0 1 5 - k a ż d y czwartek od 17:00 do 19:00 w Niszy w piwnicy Miejskiej Biblioteki Publicznej przy ul. Jana Pawła II 5 w Brzegu - otwarte robocze spotkania w cza-sie których rozmawiamy, czytamy sobie swoje i nieswoje wiersze, wygłupiamy się (to często), pijemy herbatę (jak jest), buszujemy w kiermaszu „książka za 1 zł" i nieustannie przekładamy książki z półek na półki. Po 19:00 - wirujemy niemal zawsze do „Herbaciarni", ul. Jana Pawła II 20, sto metrów w stronę ronda.

Kolejne numery „Nowego BregArtu"

w marcu chcemy wydać „NBA" pod hasłem „Wiersze dla Tybetu” - prosimy wysyłać wiersze do tego numeru do końca lutego 2015w czerwcu chcemy wydać normalny numer „NBA" z nadesłanymi przez Was tekstami w tym nadchodzącym roku - termin nadsyłania tekstów, grafik i tak dalej do 15 maja 2015

adres zawsze ten sam: [email protected]

„Red.", „Faktoria", „Gniazdowniki"

jeszcze nie wiadomo co i jak, ale można pisać do nas jak zawsze: [email protected], [email protected]

Przekaż 1% swojego podatku

na Stowarzyszenie Żywych Poetów

KRS 0000061908