Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec...

38
ISSN 2299-5080 Zdrowie na koncie Nasi chłopcy nasza młodość Pieniądze z hipoteki? 5 zł (w tym 8% VAT) kwartalnik nr 6 lato (1.07-30.09.2013) 9 508000 7 7 2 2 9 9 dla młodych duchem No To Co i Trubadurzy: bigbitowi jubilaci

Transcript of Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec...

Page 1: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

ISSN 2299-5080

Zdrowie na koncie

Nasi chłopcynasza młodość

Pieniądze z hipoteki? 5 zł (w tym 8% VAT)

kwartalnik nr 6 lato(1.07-30.09.2013)

95

08

00

07 7 2 2 9 9

d l a m ł o d y c h d u c h e m

No To Co i Trubadurzy:bigbitowi jubilaci

Page 2: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

nr 6 lato (1.07-30.09.2013)

w numerze

3

58

111416

Kiedy będziemy starzeć się zdrowo?Ruch odmładza kościNadciśnienie nie wygoni Cię do lekarza Magnetyczny superszpiegBól pod napięciemCiągle młody ostropest

Zdrowym być

1823

Twoje zdrowie na koncie Senior udziela pomocy

Program 60+

26

33

36

394144

Nasi chłopcy, nasza młodośćPolański. Dżentelmen czy skandalista?Wreszcie szczęśliwa, wreszcie nigdy głodnaPoranna kawa u mamySpacer doliną IssyJak raz sławny się stałem… Felieton Jana Turnaua

Piękne Życie

kiedysto bylywakacje

Magazyn 60+ | Facebook

Zapraszamy na profil „Magazynu 60+” na Facebooku! www.facebook.pl/magazyn60plus

Wpis MagazynEdythe Kirchmaier, 105-latka z Kalifornii, po raz pierwszysiadła za kierownicą w 1927 roku. Niedawno zdała kolejny test drogowy, przedłużając swoje prawo jazdy. A co najważniejsze – przez 86 lat nie spowodowała żadnego wypadku i nie dostała mandatu! Wielkie brawa dla tej pani – w seniorach siła!

Krzysztof fanWażne, żeby umieć cieszyć się dniem dzisiejszym. Serdecznie pozdrawiam wszystkich z „dalszego ciągu młodości! Wesołe jest życie staruszka” – jak śpiewałW. Michnikowski – co dedykuję nam Wszystkim!

Ewa fankaKto tu mówi o starości? Kochani: biegam, chodzę po górach, jeżdżę na rowerze i kocham taniec – niemam czasu się starzeć!

Krystyna fankaMyślę, że u młodych częściej słyszy się: nudzę sięalbo mam doła! My nie umiemy się nudzić. Nuda jest zaprzeczeniem szczęścia.

Magazyn60+_nr8_Layout 1 22.12.2013 22:26 Page 2

Page 3: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

zdrowym być

3MAGAZYN 60+

kiedy będziemy starzeć się

zdrowo?

zdrowym być

nasZa okładka:

trubadurzy. Od lewej: Marian Lichtman,

Sławomir Kowalewski, Krzysztof Krawczyk

FOT. ARCHIWUM ZESPOŁU

słowemwstępu

Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Markiem M. Kowalskim, dyrektorem Centrum Badań nad Zdrowym Starzeniem, które powstało przy Uniwersytecie Medycznym w Łodzi

Czy można starzeć się zdrowo?Prof. Marek M. Kowalski: Tak. Zdrowe starzenie się jest możliwe, jeżeli osobie starszej udaje się utrzymać aktywność i dobre samopoczucie, czyli optymalny dobrostan fizycz-ny, umysłowy i społeczny.

Jak to osiągnąć?Najważniejsza jest dbałość o aktywność fizycz-ną, która powinna być dostosowana do indy-widualnych możliwości oraz dbałość o zdro-we odżywianie się. Nieocenione znaczenie ma też aktywność społeczna i umysłowa.To wysoko podniesiona poprzeczka. Mało kto tak żyje, a nawet wielu z tych, którzy o siebie dbają, nie starzeje się zdrowo. Zresztą gdyby starzenie się przebiegało bezproblemowo, zapewne nie powstałoby Centrum Zdrowego Starzenia…Ma pan rację. Osoby starsze, a więc mające ponad 65 lat, częściej chorują, jest dużo cho-rób charakterystycznych dla tego wieku, ta-kich jak miażdżyca, nadciśnienie czy choroby ośrodkowego układu nerwowego. Wiele osób

cierpi na kilka schorzeń jednocześnie; często są to choroby przewlekłe. To oczywiście bar-dzo obniża samopoczucie seniorów, ale rów-nież rodzi poważne problemy medyczne. Na przykład znacznie utrudnia leczenie, gdyż leki skuteczne na jedną chorobę mogą potęgować objawy innej. Jeżeli nie będziemy coraz wię-cej na ten temat wiedzieć, nie będzie postę-pu w hamowaniu rozwoju pewnych chorób. Z tego względu konieczne są badania nauko-

Wydawca: ePRUF S.A.ul. Zbąszyńska 3, 91-342 Łódźtel. 42 200 75 68fax 42 200 78 99www.epruf.pl

Redaktor naczelny: Ryszard Bonisławski

Sekretarz redakcji: Marek [email protected] tel. 42 6811066

Reklama: Content [email protected].: 502 499 456Anna Tomczak, tel. 785 864 [email protected]

Projekt, skład: Beata Grabska

Druk magazynu: Drukarnia Prasowa S.A.al. J. Piłsudskiego 82, 92-202 Łódź

Nakład – 150 tys. egz.

BĄDŹ EKOLOGICZNY.Wyrzucając papier, wybierz odpowiedni pojemnik.

5255

58

596163

66

6970

Nie możemy „zardzewieć”!Chcesz do setkisiedzieć w fotelu?Senior. Felieton Jerzego Bralczyka„Sekcja seniora” w Cannes Koszyk kulturalnyNamów wnuczka na wycieczkęKonkurs: Kiedyś to były wakacje! KrzyżówkaSudoku

w wolnej chwili

Szanowni Państwo!

Ależ wyczekiwaliśmy tego lata! Zima straszy- ła nas długo mrozem, wiosna zalewała desz- czem. Miejmy nadzieję, że latem skąpiemy się w słońcu. A „Magazyn 60+”– jestem tego pewny – umili Państwu czas przy kawie na działce, po wędrówce nadmorskim brzegiem czy po spa- cerze deptakiem w uzdrowisku. W tym wydaniu razem z Wami wracamy do niezapomnianych wakacji sprzed lat – publikujemy Państwa wa-kacyjne wspomnienia, w których zabierają nas Państwo do świata swojej młodości, dzie-ciństwa. A jeśli o dawniejszych czasach mowa, poszukaliśmy członków zespołów bigbito-wych, bez których piosenek nie mogła się od-być żadna prywatka. Koniecznie przeczytajcie Państwo artykuł o Koncie Zdrowotnym 60+, które utworzył dla Was Program 60+ – każdy z uczestników programu może tu zobaczyć, jak się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku. Namawiam do zaplanowania sobie tego już teraz. Po co? Dowiedzą się Państwo z materiału „Nie możemy zardzewieć”.

Ryszard Bonisławskiredaktor naczelny

Redakcja zastrzega sobie prawo do skrótów i redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do druku. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych ogłoszeń i reklam.

Pewne pieniądze z hipoteki?

ZnasZ Prawo, masZ Prawo

45

Nie takie konto bankowe straszne

PodPowiedZi

50

Prof. Marek M. Kowalski

Page 4: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

4 MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

Nie daj się zginaczom, pomóż prostownikom Pan Jacek Wosiński przez 35 lat był listono-szem i zawsze cieszył się dobrą kondycją fi-zyczną. Jednak wraz z przejściem na emery-turę zaczęły się problemy. Dokuczają mu bóle kolan, ma kłopoty z lewym barkiem, nawet podniesienie ręki do góry przy sięganiu cze-goś z półki lub wieszaniu kurtki sprawia mu ból. Nie mówiąc o tym, że ruchomość ręki nie jest taka jak dawniej. – Co się ze mną dzieje? – pyta pan Jacek. – Przecież tyle lat byłem sprawny, ciągle w ru-chu. Czy te dolegliwości można leczyć?Jedną z przyczyn bólów stawów jest pojawia-jąca się z wiekiem u wielu osób nierównowa-ga w pracy mięśni, odpowiedzialnych za funk-cjonowanie narządu ruchu. Te mięśnie to prze-de wszystkim zginacze i prostowniki. Pierw-sze służą do zginania kręgosłupa lub stawu w kończynie, drugie – do ich prostowania. – Kiedy stajemy się coraz starsi, zginacze za-

zdrowym byćzdrowym być

we i między innymi dlatego powstało Centrum Badań nad Zdrowym Starzeniem.Przecież uczeni już od dawna zajmują się geriatrią i innymi dziedzinami mającymi na celu prawidłowe diagnozowanie i leczenie osób starszych. Czy Centrum, którym Pan kieruje, nie „startuje” za późno, czy wnie-sie coś nowego?I na naszej uczelni badania naukowe dotyczą-ce osób starszych prowadzone są od lat, ale teraz zostaną zintensyfikowane. Znaleźliśmy grupę uczonych, którzy chcą skupić się na problemach związanych z leczeniem seniorów, utworzyliśmy dziewięć zespołów badawczych, zgłosiliśmy projekt do Komisji Europejskiej. Wygraliśmy ten konkurs mimo dużej konku-rencji – na Centrum Badań nad Zdrowym Sta-rzeniem dostaliśmy 4,5 mln euro. Cieszę się, że doceniono wartość naszego projektu.Na co wyda Pan unijne dotacje?Będziemy mogli sfinansować szkolenia i wy-jazdy młodych pracowników naukowych na staże do najlepszych ośrodków w Europie. Bę-dziemy też mogli zatrudnić najlepszych zagra-nicznych naukowców i lekarzy zajmujących się problemami ochrony zdrowia osób starszych. Znaczną część otrzymanej kwoty przeznaczy-my na nowoczesną aparaturę badawczą. Stwo-rzymy też biobank, czyli miejsce przechowy-wania w jak najlepszych warunkach próbek biologicznych służących do badań dotyczą-cych starzenia się. Chcemy, by Centrum stało się w krótkim czasie znaczącym ośrodkiem ta-kich badań w Polsce i Europie. Ale nie wszyst-kie pieniądze z Unii wydamy na tworzenie Cen-trum. Przez najbliższe trzy lata będziemy z tych środków finansować działanie Wszech-nicy Wieku Starszego. Ma ona propagować wśród seniorów zdrowy styl życia, powiedzieć im, co mają robić, jak żyć, by mogli starzeć się zdrowo. Koordynacja badań naukowych i pro-mocji zdrowego stylu życia wśród osób star-szych to nie wszystko. Chcemy też rozwijać

opiekę zdrowotną nad tymi osobami, aktywi-zować je, przygotować oraz zastosować w praktyce programy kształcenia lekarzy, a także pielęgniarek, farmaceutów, techników i adeptów innych zawodów medycznych, ukie-runkowane na potrzeby osób w podeszłym wieku.To tylko plany, czy są już jakieś konkrety?Nawiązaliśmy współpracę z bardzo zaawan-sowanymi w opiece nad seniorami ośrodkami w Danii, Szwecji i Anglii, a także z Uniwersy-tetem Łódzkim. Na początku ubiegłego roku w Szpitalu Klinicznym im. WAM powstał pierw-szy w Łodzi oddział geriatryczny, który ma dziś już kilkanaście łóżek. Kilkanaście łóżek w ponad 700-tysięcznym mieście? To dramatycznie mało!Tak, powinno ich być tutaj kilka tysięcy, ale tyle dostaliśmy na to pieniędzy z NFZ.To przygnębiające, że wobec już ogromnych i wciąż rosnących potrzeb w zakresie opie-ki zdrowotnej nad osobami starszymi polska służba zdrowia w zasadzie jest bez-radna…My nie zamierzamy przejść nad tym do po-rządku dziennego. Będziemy ponaglać osoby odpowiedzialne za ten stan rzeczy do podej-mowania decyzji służących rozwijaniu opieki nad osobami w podeszłym wieku. Jeśli kogoś nie przekonują względy społeczne czy moral-ne, niech to sobie policzy. Przepraszam senio-rów za to, co powiem, ale dbanie o nich, dba-nie o Was, seniorzy, po prostu się opłaca. Może to kogoś wreszcie przekona! Ciągle narzeka-my na brak pieniędzy na opiekę zdrowotną i jednocześnie wydajemy je źle. Badania prze-prowadzone kilka lat temu w Małopolsce i na Śląsku pokazały, że leczenie osób w pode-szłym wieku w obecnych warunkach, bez spe-cjalistów geriatrów, jest czterokrotnie droż-sze, niż byłoby pod opieką geriatrów. Przecież wnioski są oczywiste – trzeba tylko zacząć działać.

ruch odmładza kości

Seniorzy dość często skarżą się na bóle stawów biodrowych, kolanowych, łokciowych, barków, stóp, a także kręgosłupa.

Są one najczęściej związane ze zmianami zwyrodnieniowymi. Trudno się ich ustrzec, bo układ kostny, jak cały nasz organizm,

podlega procesom starzenia się. Można jednak spowolnić ten proces i dłużej być sprawnym. Jak to zrobić?

LUCYNA KRYSIAK

5

KINEZYTERAPIA leczenie ruchem, gimnastyka lecznicza

Ruch, gimnastyka – to najskuteczniejsze lekarstwo na starzenie się układu kostnego

Page 5: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

6 7MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

zdrowym być

ciążenia powstawaniem osteofitów, czyli zmian zwyrodnieniowych – mówi Jerzy Ko-ciuga. – Tak jest w kolanach, biodrach i innych stawach, które są najbardziej obciążane. Wszystko jest następstwem przewagi zgina-czy nad prostownikami: nierównowaga w pra-cy tych mięśni skutkuje powstawaniem nie-prawidłowych napięć, a w konsekwencji prze-ciążeń i zmian zwyrodnieniowych.

Senior musi się ruszać!Jak nie dać się zginaczom i pomóc prostow-nikom? Zdaniem ortopedów najważniejsza jest profilaktyka, dzięki której będziemy za-pobiegać powstawaniu osteofitów – różnego rodzaju tzw. dziobów kostnych, które są bo-lesne i ograniczają naszą sprawność. – Senior musi być poinstruowany, jak ma żyć, aby nie dopuścić do ograniczenia ruchomości stawów. Musi zrozumieć, że na starzenie się układu kostnego nie ma – poza ruchem – żad-nego cudownego leku! Aktywności fizycznej nic nie jest w stanie zastąpić, nie ma nic skuteczniej-szego – zaznacza doktor Jerzy Kociuga. Nie chodzi jednak o żadne siłownie czy inne formy usprawniania za pomocą wymyślnych i kosztownych urządzeń, lecz o najzwyklejszą gimnastykę. Rzecz w tym, aby była ona odpo-wiednio dawkowana i prowadzona systema-tycznie. Obciążenie ruchem nie może być duże, zbyt intensywne, ponieważ w miejscach, któ-re będziemy chcieli za wszelką cenę rozruszać, będą się tworzyły stany zapalne. Najlepiej, je-śli na początku wykonamy ćwiczenia pod nad-zorem rehabilitanta, który nas wszystkiego nauczy. I rzecz równie ważna – postarajmy się, by porcja codziennej gimnastyki weszła w na-wyk, by wszystko nie skończyło się słomianym zapałem albo odstawieniem ćwiczeń, gdy po-czujemy się lepiej.Do ćwiczeń namawia pani Jolanta, 60-latka cierpiąca na bóle kostno-stawowe. Od kręgo-słupa miała potworne bóle głowy. Stosowała

więc środki przeciwzapalne i przeciwbólowe, używała coraz silniejszych leków, smarowała chore miejsca żelami przeciwbólowymi, ale efekt był krótkotrwały. – Dopiero rehabilitacja, gimnastyka postawi-ły mnie na nogi – mówi pani Jolanta. – Odkąd codziennie wykonuję zalecone przez lekarza ćwiczenia, czuję się znacznie lepiej. Bóle, któ-re kiedyś mi mocno dokuczały, teraz zdarza-ją się sporadycznie. Codziennie chodzę również na wieczorne spacery, które także pomagają utrzymać narząd ruchu w lepszej kondycji.

Nie bój się kinezyterapiiKiedy skarżymy się lekarzowi na bóle stawów, ten często mówi, że trzeba będzie nas wysłać na kinezyterapię. Warto wiedzieć, że to nic in-nego jak… gimnastyka. Pamiętajmy, że wszyst-kie inne metody leczenia dolegliwości stawo-wych wspomagają kinezyterapię. A co w ta-kim razie z tak szeroko reklamowanymi spe-cyfikami, które w mgnieniu oka mają posta-wić pacjenta na nogi? – Są potrzebne, bo przy-noszą ulgę w cierpieniu, kiedy ból staje się nie do zniesienia, ale mają działanie doraźne – za-pewnia doktor Jerzy Kociuga. Dodaje, że dłu-gotrwały efekt daje dopiero kinezyterapia i fizykoterapia – skojarzenie ćwiczeń z różny-mi zabiegami, na przykład z hydroterapią, la-seroterapią lub elektroterapią.

czynają przeważać nad prostownikami i dla-tego nasze kończyny są bardziej podatne na zginanie, gorzej z ich wyprostowaniem. I stąd się biorą zaburzenia biomechaniki ciała. Cza-sem tę nierównowagę w pracy mięśni odpo-wiedzialnych za zginanie i prostowanie narzą-dów ruchu widzimy od razu, kiedy ktoś jest zbyt mocno pochylony do przodu, przygarbio-ny – mówi dr n. med. Jerzy Kociuga, chirurg,

ortopeda. Zaburzenia równowagi w zginaniu i prostowaniu kończyn oraz kręgosłupa są, między innymi, podłożem wielu zmian zwy-rodnieniowo-przeciążeniowych, na które skar-żą się starsze osoby. Zaczyna się od tkanek miękkich: mięśni i więzadeł, które wraz z wie-kiem tracą sprężystość i są podatne na przy-kurcze. To skutek przeciążeń powstałych pod-czas niewłaściwego trybu życia (siedząca lub stojąca praca, dźwiganie ciężarów). Na począt-ku nic nie wskazuje na to, że coś jest nie tak. Ból jest przejściowy albo nie jest odczuwalny. „Ot, pobolała mnie ręka, szyja, bark – widocz-nie źle spałem, siedziałem w przeciągu” – mó-wimy sobie. Tymczasem to może być sygnał, że nie wszystkie mięśnie odpowiadające za pracę stawów narządu ruchu działają jak na-leży. Zachodzą w nich zmiany, które mogą do-prowadzić nawet do utraty ich sprawności. – Jeśli te zmiany u osób starszych pozostają nieleczone, miejsca, gdzie ścięgna tych mięś-ni przyczepione są do kości, reagują na prze-

Bóle kolan, barków, łokci, nadgarst-ków, bioder są najczęściej związane ze zmianami zwyrodnieniowymi. Maści i żele zwalczają najczęściej objawy, a nie przyczynę choroby. Leki przeciwbólowe dla osób w starszym wieku są obciążające, uszkadzają śluzówkę, wątrobę. Efekt jest podobny – po tabletkach ból na chwilę ustępuje, ale problem zostaje.

FIZYKOTERAPIA Leczenie, rehabilitacja różnymi meto-dami, bodźcami fizycznymi, np. przy zastosowaniu wody (hydrote-rapia), prądów (elektroterapia), pola elektro-magnetycznego, ultradźwięków, światła, lasera.

FOTO

. MIC

HA

Ł A

WIN

Dobre efekty przy leczeniu dolegliwości stawowych daje skojarzenie ćwiczeń z różnymi zabiegami, na przykład z hydroterapią, laseroterapią lub elektroterapią

Page 6: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

9MAGAZYN 60+

zdrowym być

8 MAGAZYN 60+

sobie ciśnienie, dzięki czemu nie przeoczono, że coś jest nie tak. Wielu seniorów, u których wartości skurczowego i rozkurczowego ciśnie-nia niezbyt drastycznie przekraczały dopusz-czalne normy (według Światowej Organizacji Zdrowia za prawidłowe skurczowe ciśnienie tętnicze uznaje się 139 mm Hg, a rozkurczo-we 89 mm Hg), nawet nie wiedziało, że cho-ruje na nadciśnienie. Nie leczyli się więc, ryzy-kując zawał serca lub udar mózgu. Izolowane nadciśnienie skurczowe nie poja-wia się od razu. Przeważnie z wiekiem ciśnie-nie tętnicze, zarówno skurczowe, jak i rozkur-czowe, staje się coraz wyższe. Kiedy starzeją się nam naczynia krwionośne, ciśnienie roz-kurczowe przestaje rosnąć, stabilizuje się, ale zwiększa się wciąż ciśnienie skurczowe. Jeśli

przekroczy ono 140 mm Hg, a ciśnienie roz-kurczowe jest niższe od 90 mm Hg, wtedy mamy do czynienia z izolowanym nadciśnie-niem skurczowym.

nadciśnienie nie wygoni cię

do lekarzaNadciśnienie tętnicze to obecnie choroba cywilizacyjna,

a u seniorów występuje nagminnie. Problemy z podwyższonym ciśnieniem krwi ma 60 procent osób powyżej 65. roku życia.

Dominującym typem nadciśnienia w starszym wieku jest izolowane nadciśnienie skurczowe. Co to takiego?

LUCYNA KRYSIAK

choroba – trudny „lokator”, z którym sobie radzę

W „Magazynie 60+” piszemy o chorobach, które najczęściej dotykają seniorów. Radzimy, na co zwrócić uwagę, o czym nie zapominać,

by z tym – niejednokrotnie trudnym i nieproszonym – „lokatorem” sobie radzić.

P

Po 60. roku życia systematycznie kontroluj (mierz) swoje ciśnienie tętnicze

Jeśli choroba jest już zdiagnozowana i leczona, pomiar należy wykonywać dwa razy dziennie przed zażyciem leków

Nadciśnienie rozwija się podstępnie i po cichu. Jeśli masz bóle głowy, nadmierną pobudliwość, kołatania serca, to sygnał, że może rozwijać się choroba nadciśnieniowa. Powiedz o tych dolegliwościach lekarzowi

Niewykryte i nieleczone nadciśnienie tętnicze może doprowadzić do usz-kodzenia nerek, przerostu lewej komory serca i w efekcie niewydol-ności serca, retinopatii, czyli choroby siatkówki oka oraz powikłań ze strony układu nerwowego, w tym udaru mózgu

Czynniki ryzyka sprzyjające nadciśnieniu tętniczemu to: palenie tytoniu, alkohol, otyłość, zła dieta powodująca wysoki poziom tzw. złego cholesterolu

Na wystąpienie podwyższonego ciśnienia tętniczego najbardziej narażeni są mężczyźni powyżej 60. roku życia

ytanie to zadawał sobie pan Stefan Gorlicki, który ma 76 lat, i taką właś-nie diagnozę usłyszał od swojego lekarza. Dotychczas nie miał więk-

szych problemów z ciśnieniem. Owszem, było od pewnego czasu podwyższone, wynosiło 149/85 mm Hg (ciśnienie tętnicze mierzy się na ogół w milimetrach słupa rtęci, stąd skrót: mm Hg). Ale w jego wieku to podobno nor-malne i nie zawracał sobie tym głowy. Pew-nego dnia stwierdził jednak, że jego ciśnienie jest wyższe – 175/80 mm Hg. – U tego pacjenta mamy do czynienia właśnie

z izolowanym nadciśnieniem skurczowym. Tak nazywamy nadciśnienie, gdy skurczowe ciś-nienie krwi przekracza wartość 140 mm słu-pa rtęci, a ciśnienie rozkurczowe jest prawid-łowe, czyli nie wyższe niż 90 mm słupa rtęci – tłumaczy dr n. med. Waldemar Rogowski z Kli-niki Kardiologii Uniwersytetu Medycznego w szpitalu im. W. Biegańskiego w Łodzi.

Mierz ciśnienie, nie daj się zaskoczyćPan Gorlicki miał szczęście, że jest pod stałą opieką lekarza, jest także wyjątkowo zdyscy-plinowanym pacjentem i codziennie mierzy

Page 7: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

zdrowym być

11MAGAZYN 60+

zdrowym być

10 MAGAZYN 60+

Na czym polega starzenie się naczyń krwio-nośnych, typowe dla starzejącego się organi-zmu, a które odpowiada między innymi za izo-lowane nadciśnienie skurczowe? Najczęściej to skutek miażdżycy naczyń, która powoduje zwężenie ich światła i zmniejsza elastyczność. Z wiekiem pojawiają się też zaburzenia w wy-dzielaniu substancji odpowiadających za kur-czenie i rozkurczanie się naczyń. Im jesteśmy starsi, tym łatwiej na-czynia krwionośne się kurczą, a trudniej roz-kurczają.– Zdarza się, że u pa-cjenta w podeszłym wieku leczenie nadciś-nienia rozpoczyna się dopiero wtedy, kiedy pojawi się już izolowa-ne nadciśnienie skur-

czowe, a w tej sytuacji strategia działania jest nie-

co inna niż u osób w średnim wieku – mówi doktor W. Rogowski. – Dotyczy to doboru i dawkowania leków. Za-czyna się od diuretyków (leków odwadniają-cych) poprzez inhibitory konwertazy angio-tensyny, antagonistów receptora angiotensy-ny II, beta-adrenolityki. Trzeba zaczynać leczenie od bardzo małych dawek, powoli je zwiększając aż do ustabili-

zowania ciśnienia, by u pacjenta nie doszło do zapaści lub innych powikłań. Ta ostrożność jest uzasadniona – chodzi o to, by nie spowodo-wać zmniejszenia przepływu krwi przez waż-ne dla życia narządy (zwłaszcza serce, mózg i nerki). Dąży się też, aby leki były podawane raz na dobę, gdyż seniorzy często zapomina-ją je zażyć, a pod żadnym pozorem nie można przerywać leczenia, nawet jeśli w wyniku

prowadzonej terapii ciś-nienie wróciło do warto-ści prawidłowych.

Same leki nie wystarcząNadciśnienie tętnicze sprzyja rozwojowi choro-by wieńcowej, podno- si ryzyko zawału serca i udaru mózgu. Badania wykazują, że systema-tyczne przyjmowanie le-ków obniżających ciśnie-

nie pozwala zmniejszyć to zagrożenie o po-nad 40 procent. Ale leki to nie wszystko. Wpływ na ustabilizowanie ciśnienia ma pro-wadzenie właściwego trybu życia, polegają-cego na unikaniu używek: alkoholu, kawy, a nawet mocnej herbaty, zrezygnowaniu z pa-lenia papierosów i przebywania w pomiesz-czeniach, gdzie się je pali. Trzeba także rygo-rystycznie stosować dietę niskotłuszczową i niskosodową (ograniczyć zwłaszcza spoży-cie soli). Ważne jest dbanie o aktywność fi-zyczną. Dla serca i naczyń bardzo skutecznym lekarstwem jest jazda na rowerze, a jeśli kon-dycja fizyczna i wiek już na to nie pozwalają, zwykły spacer lub tak modne dzisiaj chodze-nie z kijkami (nordic walking), które urucha-mia mięśnie klatki piersiowej, poprawia oddy-chanie, krążenie i uelastycznia naczynia krwio-nośne. Walka z nadciśnieniem to także walka z otyłością.

maszyna prawdę ci powie

yjątkowość rezonansu magne-tycznego podkreśla dodatko-wo to, że jest to jedno z naj-bardziej bezpiecznych badań

diagnostycznych. Nie stosuje się tu żadnego promieniowania ani fal ultradźwiękowych, ba-danie nie wywołuje niepożądanych reakcji, nie wpływa na działanie stosowanych leków. Dla-tego może być wykonywane u osób w każdym wieku. Ale ponieważ jest to jedna z najdroż-szych metod, lekarze stosują ją tylko wtedy,

gdy jest to konieczne. Rezonans magnetycz-ny, choć bardzo dokładny, z powodu długie-go czasu trwania badania nie jest też wyko-rzystywany w diagnostyce w nagłych przypad-kach, gdy o uratowaniu życia lub zdrowia de-cyduje każda minuta.

Wodór w roli głównejAparat do rezonansu magnetycznego wyglą-da podobnie jak tomograf komputerowy, ale – zamiast promieni Roentgena – wytwarza

magnetyczny superszpieg

Badanie rezonansem magnetycznym (skrót: MR) to jedna z najdokładniejszych metod obrazowania, czyli nieinwazyjnego zaglądania do wnętrza narządów i tkanek naszego ciała oraz

tworzenia ich obrazów. Są one w tym przypadku tak precyzyjne, jak rysunki w atlasie anatomicznym.

ADRIANA SIKoRA

Nie zawsze wiemy, na czym polega badanie, na które skierował nas lekarz, jak się do niego przygotować, jak działa urządzenie, które

w nas „zagląda”. W cyklu „Maszyna prawdę Ci powie” omawiamy nowoczesne, najczęściej stosowane w medycynie techniki i aparaturę

diagnostyczną. Pomagają nam w tym lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Mikołaja Kopernika w Łodzi.

Nadciśnienie tętnicze jest chorobą przewlekłą, której nie da się wyleczyć. Można ją jedynie kontrolować, sprowadzając lekami wartości ciśnienia do pra-widłowych norm. Aby było to możliwe, konieczna jest obok farmakoterapii także zmiana stylu życia.

Wynik pomiaru tętniczego krwi to dwie liczby,

np. 135/85. Pierwsza określa

ciśnienie skurczowe, druga

rozkurczowe. W

FOTO

. MIC

HA

Ł A

WIN

Page 8: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

zdrowym być

12 13MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

Nie bójmy się hałasu podczas badaniaRezonans magnetyczny – poza hałasem, jaki towarzyszy badaniu – nie powinien być dla nas kłopotliwy. Zostaniemy poproszeni o położe-nie się na stole, który będzie wprowadzony do wnętrza aparatu. Dla podniesienia komfor-tu wewnątrz urządzenia zainstalowano do-datkowe oświetlenie oraz wentylację. Cały czas – poprzez mikrofon i kamerę – będziemy mieć kontakt z personelem wykonującym ba-danie. Rezonans magnetyczny trwa od kilku-nastu minut do godziny lub nawet kilku go-dzin, jeśli konieczne jest wykonanie skompli-kowanej diagnostyki. W trakcie badania bę-dzie słychać donośny stukot, ale nie należy się tym martwić – to znak, że urządzenie pracuje

prawidłowo. Hałas jest męczący, dlatego pa-cjenci dostają zatyczki do uszu lub specjalne słuchawki. Należy starać się leżeć bez ruchu, ponieważ poruszenie się powoduje zniekształ-cenia obrazu. W trakcie badania może wystą-pić miejscowe lub ogólne uczucie gorąca, co jest naturalnym objawem. Należy zgłosić per-sonelowi każde pogorszenie samopoczucia (np. uczucie lęku przed zamkniętą przestrze-nią, duszność, zawroty głowy). Niektóre ba-dania rezonansem magnetycznym przepro-wadza się z użyciem specjalnego środka kon-trastującego podawanego dożylnie.

stałe pole magnetyczne o wysokiej energii oraz emituje fale radiowe. Oba te zjawiska fi-zyczne są nieszkodliwe dla ludzkiego organi-zmu. Pole magnetyczne „porządkuje” atomy wodoru, które są w każdej naszej tkance. Kie-dy aparat emituje fale radiowe, uporządkowa-ne w polu magnetycznym atomy wodoru od-powiadają na ten sygnał (to jest właśnie rezo-nans magnetyczny). „Odpowiedź wodoru” jest rejestrowana i przetwarzana na obraz tkanek – każda z nich zawiera inną liczbę atomów wo-doru i dlatego możliwe jest odwzorowanie struktur anatomicznych badanego pacjenta. Oczywiście uzyskanie obrazów odbywa się za

pomocą komputera. Można je dowolnie obra-cać w różnych płaszczyznach i pod różnymi ką-tami, oglądać w wersji dwu- lub trójwymiarowej. Rezonans magnetyczny stosuje się praktycz-nie w badaniach całego ciała, wszystkich tka-nek miękkich i kości – głowy oraz kręgosłupa – układu nerwowego, narządów jamy brzusz-nej i miednicy, kończyn i stawów. Badanie po-zwala z bardzo dużą dokładnością wykryć na-wet niewielkie zmiany – stany zapalne, urazy, zmiany nowotworowe, zwyrodnieniowe. Wy-korzystuje się je także do oceny naczyń krwio-nośnych i przepływu krwi w organizmie.

Należy przyjść na czczo lub nie jeść przynajmniej przez 6 godzin (diabe-tycy nie muszą tego przestrzegać)

Ubranie powinno być lekkie i prze-wiewne, bez metalowych elementów

Dobrze jest przyjść na badanie co najmniej 15 minut przed wyznaczoną godziną

Nie trzeba zmieniać dotychczaso-wego leczenia farmakologicznego (należy przyjąć używane leki)

Bezpośrednio przed badaniem należy opróżnić pęcherz moczowy

Na rezonans magnetyczny przycho-dzimy bez makijażu. Makijaż, lakier do włosów zawierają drobiny metali kolorowych, które mogą obniżyć jakość uzyskanych obrazów

Warto zabrać ze sobą własne zatyczki do uszu lub stopery

Jak przygotować się do badania?

1

2

3

4

5

6

7 Rezonans magnetyczny jest jednym z najbardziej dokładnych i bezpiecznych badań diagnostycznych.

FOTO

. MIC

HA

Ł A

WIN

UWAGA!Nie wszyscy mogą skorzystać z badania rezonansem magnetycznym!

Bezwzględnym przeciwwskazaniem jest posiadanie wszczepionych implantów, metalowej protezy stawu, rozrusznika serca, pompy insulinowej, stałego aparatu słuchowego. Do pokoju badań nie wolno wnosić żadnych metalowych przedmiotów! Klucze, okulary, zegarek, biżuterię, monety, karty magnetyczne, agrafki, paski, baterie, spinki do włosów, tele-fony komórkowe, protezy, laski czy kule ortopedyczne trzeba przekazać do przechowania. Pole magnetczne jest tak silne, że potrafi na przykład zerwać z głowy okulary bądź wyrwać metalowy przedmiot z ręki i przyciągnąć go do urządzenia. Informacje zapisane na kartach bankomatowych mogą ulec skasowaniu, a telefony komórkowe trwałemu uszkodzeniu. Wszelkie me- talowe przedmioty znajdujące się w pobliżu badanej okolicy ciała zama-zują obraz uzyskiwany w czasie badania.

Page 9: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

15MAGAZYN 60+

zdrowym być

14 MAGAZYN 60+

Zdarza się, że w przychodni rehabilitacyjnej słyszymy: „Pan Kowalski! Proszę na prądy”. Często ci, którym lekarz

zaordynował elektroterapię, zastanawiają się pewnie, dlaczego sąsiad za parawanem dostał „inne prądy”, dlaczego zabieg trwa dłużej i jest inaczej odczuwany. Jeden pacjent opowiada, jak prąd „kurczył mu,

szarpał mięśnie”, inny mówi, że to było tylko mrowienie. Jak to jest z rehabilitacją prądem?

SYLWESTER ToMASZEWSKIspecjalista rehabilitacji ruchowej

zmienny o małej częstotliwości. Najczęściej stosowany jest zestaw trzech rodzajów prą-dów, następujących jeden po drugim, z któ-rych każdy jest odczuwany inaczej. Mają one działanie przeciwbólowe, polepszają ukrwie-nie tkanek i ich odżywienie. Zwalczają nerwo-bóle, pomagają przy zmianach zwyrodnienio-wych stawów i kręgosłupa, przeciążeniach mięśni i ścięgien. Czas: 3 – 12 minut.

Prądy TENS – przezskórna elektrostymulacja nerwówZabieg łagodzi nerwobóle (rwa kulszowa, bar-kowa), bóle stawów, kręgosłupa, przyspiesza regenerację tkanek po urazach, np. po złama-niach. Powinniśmy czuć wyraźne impulsy: szczypanie, mrowienie, wibracje, czasami drga-nie mięśni – o ich intensywność rehabilitant też zapyta nas na początku zabiegu. Czas: 15 – 30 minut.

Prądy interferencyjne (prądy Nemeca)Do naszych tkanek „wprowadza się” dwa prą-dy średniej, niewiele różniącej się częstotli-wości, które nakładają się na siebie. Dlatego rehabilitant „podłączy” nas do czterech elek-trod, które ułoży tak, by skrzyżowanie prą-dów nastąpiło dokładnie w miejscu bólu. Na-tężenie prądu jest tak dobrane, byśmy odczu-wali silne, ale przyjemne wibracje. Zabieg zmniejsza napięcie układu nerwowego, inten-sywnie łagodzi ból (stawy, kręgosłup, nerwo-bóle, bóle mięśni), zmniejsza napięcie mięśni, pomaga w ich regeneracji Czas: 15 – 20 minut.

Jonoforeza Tutaj prąd stały pomaga we wprowadzeniu przez skórę leku do naszego organizmu (cząst-ki leku zostają „obdarzone” ładunkiem elek-trycznym i w postaci jonów przetransporto-wane do miejsca zmienionego chorobowo). Ilość wprowadzonego leku jest proporcjonal-na do natężenia prądu i czasu jego przepły-wu. Jonoforezę lekarz przepisze nam przy bó-

lach stawowych i mięśniowych, leczeniu blizn, zaburzeniach krążenia obwodowego, stanach zapalnych tkanek miękkich. Podczas zabiegu powinniśmy odczuwać lekkie mrowienie. Czas: 15 – 20 minut.

Prądy Traberta (prądowe impulsy prostokątne)Działają przeciwbólowo, rozluźniająco, popra-wiają ukrwienie tkanek. Jest to swego rodza-ju masaż, a „masażystą” jest tu właśnie prąd. Stosowany przy bólach mięśniowych, stawów, przy chorobach zwyrodnieniowych stawów i kręgosłupa, po urazach. Powinniśmy odczu-wać drżenie mięśni. Czas: 10 – 15 minut.

Galwanizacja (prądy galwaniczne)Tu wykorzystuje się tylko prąd stały. Elektro-da czynna, czyli ta przyłożona w miejscu bólu, może być połączona z dodatnim (anoda) lub ujemnym (katoda) biegunem prądu. Po włączeniu aparatu powinniśmy odczuwać lekkie mrowienie, dlatego rehabili-tant – by ustawić odpowied-nie parametry prądu – zapyta nas o reakcję. Galwanizacja anodowa leczy ból związany

z zapaleniem nerwów, pomaga przy zmianach zwyrodnieniowych stawów kończyn i kręgo-słupa. Galwanizację katodową stosuje się w przypadku porażeń nerwów, przy utrudnio-

nym zroście kości po złamaniach, w zaburze-niach krążenia obwodowego w kończynach. Czas: 15 – 20 minut.

Prądy diadynamiczne (prądy Bernarda)W tym przypadku będziemy poddani działa-niu prądu stałego, na który nakładany jest prąd

ból pod napięciem

To zabiegi rehabilitacyjne z wykorzystaniem prądów różnego rodzaju. Pozwalają na zmniejszenie dawek przeciwbólowych leków farmakologicznych, pomagają w usprawnianiu narządów ruchu, pozwalają na efektywniejsze wykonywanie ćwiczeń ruchowych, co poprawia komfort życia ludzi zmagających się z dolegliwościami bólowymi narządów ruchu.

Wskazania: bóle mięśniowe i sta-wowe w przebiegu choroby zwyrod-nieniowej stawów i kręgosłupa, bóle przeciążeniowe mięśni, stany po urazach, skręceniach, zwichnięciach, złamaniach po zdjęciu opatrunku unieruchamiającego, rwa kulszowa.

Przeciwwskazania: uszkodzenia skóry, otwarte rany, choroby nowotworowe, ciąża, rozrusznik serca, automatyczna pompa insu- linowa, ostre stany infekcyjne, gorączka, obecność metalu w tkan-kach, wyniszczenie organizmu.

ELEKTROTERAPIA

Kiedy umawiamy się na zabiegi prądem, jesteśmy zwykle proszeni o przyniesienie ze sobą dwóch opakowań gazy (zwykłej, niejałowej). To ona pośredniczy – po zwilżeniu – w przewodzeniu prądu pomiędzy naszym ciałem a elektrodami. Rehabili-tant kładzie gazę np. na chorym przedramieniu, barku, na niej umieszcza elektrodę, wszystko mocuje elastycznym bandażem i włącza prąd.

FOTO

. MIC

HA

Ł A

WIN

Page 10: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

17MAGAZYN 60+

zdrowym być

16 MAGAZYN 60+

dzie na emeryturę. Dodaje, że już od dłuższe-go czasu wspomaga się preparatami na bazie ostropestu plamistego. – Poleciła mi je farma-ceutka w aptece i zażywam je regularnie, le-piej po nich trawię i śpię.

Jakie czasy, taka wątrobaŻyjemy w czasach przetworzonej żywności, wiele osób kupuje półprodukty albo wyroby garmażeryjne, by nie tracić czasu na przygo-towywanie posiłków. Będąc na emeryturze, można by zadbać o dietę łaskawą dla wątro-by, ale u seniorów często przeważają jednak stare nawyki żywieniowe. Do tego lubią cia-steczka, serniczki, desery z bitą śmietaną, na-leweczki, jednym słowem łakocie, a nie lubi tego wątroba. I kiedy nie nadąża z trawieniem, bez litości nam o tym przypomina – rozpiera-jącym bólem pod żebrami w prawym boku, wzdęciami, zaparciami, nieprzyjemnym roz-pieraniem w brzuchu. Jak unikać takich sytuacji? – Przede wszystkim stosować lekkostrawną dietę, w której przeważają gotowane warzy-wa i białe mięso lub ryby przygotowane na parze – radzi farmaceutka Danuta Kowara. – Można także wspomagać wątrobę ziołami. Działają wolniej, ale za to są bardziej przyja-zne, lepiej przyswajalne przez organizm i se-niorzy chętnie je stosują czy to w postaci ta-bletek, czy w postaci naparu.

Ziółka jak herbatkaWątroba odgrywa ważną rolę w przemianie materii i pełni wiele funkcji, między innymi tworzy zapasy glikogenu (cukru), zajmuje się produkcją hormonów i detoksykacją. Osłabio-na nie radzi sobie z tym dobrze, co nieprzy-jemnie odczuwamy: pojawiają bóle brzucha, kolki, a nawet krwawe wybroczyny i obrzęki wokół kostek. Jest wiele preparatów popra-wiających pracę wątroby, ale prym wiedzie właśnie ostropest plamisty. Wyciąg z tej rośli-ny jest w wielu lekach dostępnych w aptekach

(Legalon, Sylimarol, Sylimax, Sylicynar, Sylifex, Sylimaryna, Sylivit). Są one produkowane w różnych postaciach (tabletki, zawiesina) i dawkach, ale seniorzy cenią sobie także zmie-lone nasiona ostropestu plamistego, które pa-rzą jak herbatkę. – Zawsze, jeśli mam do wyboru tabletkę i na-par z ziół, wybieram to drugie, bo mam wte-dy poczucie, że jestem bliżej natury, a także spokojniejszą głowę, że nie obciążam wątro-by dodatkowymi tabletkami, nawet jeśli to tabletki ziołowe. Poza tym lubię zapach pa-rzonych ziół, bo jest w nim jakaś magia – mówi pani Janina Wojciechowska, mieszkanka Mod-licy, która właśnie skończyła 70 lat.

ciągle młody ostropest

Kiedy przybywa lat, gdy przekroczymy sześćdziesiątkę, wielu z nas nie folguje sobie przy stole – uważamy na to, co, jak i w jakich ilościach jemy. Często mówimy, że nie chcemy się zbytnio objadać

albo jeść tej czy innej potrawy, bo potem te kulinarne przyjemności nam po prostu dokuczają. Wszystko dlatego, że z wiekiem trawienie

nie jest już tak sprawne, mocno obciążona i nadwyrężona jest też wątroba. Wielu seniorów cierpi na choroby przewlekłe

i muszą brać leki, które są dodatkowym balastem dla tego narządu. Dlatego, by poczuć się lepiej, często sięgamy

po preparaty ziołowe zawierające ostropest plamisty.

LUCYNA KRYSIAK

Pigułka czy ziółka?

Pracę wątroby poprawia sylima-ryna – wyciąg z ostropestu plamistego – która:

Ma właściwości hepatoprotekcyjne, czyli ochronne dla hepatocytów, komórek wątroby

Ogranicza proces stłuszczenia wątroby, którego konsekwencją jest marskość tego narządu

Wspomaga wytwarzanie żółci, dzięki temu usprawnia procesy trawienne i nie dopuszcza do zas-toju żółci w drogach żółciowych

Ma także zdolność obniżania frak-cji LDL, czyli „złego cholesterolu”

Jest zalecana osłonowo po kura-cjach silnymi lekami, np. antywiru-sowymi

„Przetestowany” w starożytnej Grecji i RzymieOstropest plamisty jest ziołem, które było zna-ne i stosowane już w starożytnej Grecji i Rzy-mie. Dobroczynne działanie ostropestu po-twierdziły setki badań – swą skuteczność w chronieniu wątroby zawdzięcza sylimary-nie, którą pozyskuje się z łupin nasiennych tej rośliny. Sylimaryna wzmacnia i oczyszcza wą-trobę, chroniąc nasz organizm przed nadmier-ną utratą glutationu. To związek podobny do aminokwasu – odgrywa on ważną rolę w od-truwaniu organizmu. Leki uzyskane z ostro-pestu plamistego mogą zwiększać stężenie glutationu nawet o 35 procent. Ostropest to

również bardzo silny przeciwutleniacz, moc-niejszy niż witamina C czy E, i dlatego prze-ciwdziała uszkodzeniom komórek przez wol-ne rodniki, chroniąc nas przed rakiem. Nasio-na ostropestu plamistego mają działanie od-truwające i regenerujące miąższ wątroby oraz częściowo miąższ nerek. Zwiększają wydzie-lanie soku żołądkowego i poprawiają apetyt. – Moja wątroba była w fatalnym stanie, stłusz-czona po zażywaniu leków na stwardnienie rozsiane i w wyniku błędów dietetycznych z czasów młodości, kiedy to jadło się nieregu-larnie, zbyt tłusto i zbyt często zakrapiając po-siłki alkoholem – mówi Jacek Tamborowski z Gdyni, który lada dzień skończy 65 lat i przej-

Page 11: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+

zdrowym być

MAGAZYN 60+ 1918

też zestawienie, jakie leki kupiłeś, ile za nie za-płaciłeś, jak je przyjmować.

Zaloguj się na koncie!Żeby skorzystać z Konta Zdrowotnego 60+, powinieneś:• Być uczestnikiem Programu 60+. Konto – niejako automatycznie – ma każda oso- ba, która przystąpiła do Programu 60+.• Mieć komputer z podłączeniem do Inter- netu.Jak wejść na konto? Po pierwsze, w jakiejkol-wiek przeglądarce internetowej (Internet Ex-plorer, Chrome, Mozilla, Safari, Opera) wejdź

na stronę www.program60plus.pl. Następnie kliknij ikonkę „Konto Zdrowotne 60+” z pra-wej strony. Zostaniesz przeniesiony bezpo-średnio na stronę konta. Do jego aktywacji będzie Ci potrzebny numer Twojej legityma-cji 60+. Wpisz go w zaznaczone pole i postę-puj dalej według wskazówek, które pojawią się na ekranie komputera. Zostaniesz popro-szony m.in. o wymyślenie swojego, indywidu-alnego hasła do konta. Dlaczego? Chodzi o to, aby nikt poza Tobą nie mógł poznać Twoich danych. Kiedy skończysz ten proces, będziesz mógł zalogować się na swoje indywidualne Konto Zdrowotne 60+.

Twoje zdrowie na koncie

Nie męcz się, zliczając wydatki na leki. Nie wertuj gazet i ulotek w poszukiwaniu tańszych lekarstw. Jeśli należysz

do Programu 60+, wejdź na swoje indywidualne, internetowe Konto Zdrowotne 60+.

RoBERT KoZUBAL

Program 60+To trzy tysiące tańszych leków dla seniorów. Informacja o tanich zamiennikach lekarstw, zachęcanie do dbania o zdrowie, do zdrowe-go stylu życia, do „śledzenia” swojej terapii le-kowej. A teraz także Twoje osobiste, senior-skie Konto Zdrowotne 60+, na którym w każ-dej chwili możesz sprawdzić, jakie leki kupiłeś, jak je dawkować, ile za nie zapłaciłeś, czy mo-głeś zapłacić mniej.Marzyliśmy o tym od początku, od chwili uru-chomienia Programu 60+. Bo wiemy, że wielu seniorów szuka informacji o stosowanych przez siebie lekach, ich wzajemnym oddziały-waniu, interesuje się ich cenami, chce kontro-lować wydatki na lekarstwa. Wiele osób zbie-ra też wyniki badań, historie leczenia w szpi-talu, pobytu w sanatoriach.Dlatego chcieliśmy, byś wszystkie informacje o leczeniu miał zapisane w jednym miejscu, byś mógł zajrzeć do apteki, nie wychodząc z domu, spokojnie, bez stresu przestudiował listę zamienników leków, które stosujesz. I właśnie po to, by odjąć Ci pracy związanej ze zbieraniem danych o Twoim zdrowiu i lecze-niu oraz po to, by wiedza o tanich zamienni-

kach lekarstw mogła zacząć działać, by się nie „rozpraszała”, uruchomiliśmy dla każdego z Was, uczestników Programu 60+, bezpłatne Konto Zdrowotne 60+.

Apteka w domu?Twoje Konto Zdrowotne 60+ to zupełna no-wość – poza seniorami nikt w Polsce nie ma jeszcze takiej zdrowotnej, indywidualnej, in-ternetowej kartoteki. Konto pokaże Ci, ile wy-dajesz na leki, czy mógłbyś za nie płacić mniej, jaka jest Twoja historia zdrowia. To jest rewo-lucja w myśleniu o terapii, zdrowiu, kontrolo-waniu i obserwowaniu swojego leczenia. Bo wszystkie informacje na ten temat są nie tyl-ko w Twojej karcie w przychodni, ale także za-wsze u Ciebie w domu. Więcej – one są na bie-żąco aktualizowane, Konto Zdrowotne 60+ robi to za Ciebie.Konto pozwala Ci także „zajrzeć” z domu do apteki, możesz to zrobić w każdej chwili. Po-zwala przyjrzeć się spokojnie wszystkim inte-resującym Cię lekom, sprawdzić ich ceny, a konto cierpliwie „opowie” Ci nie o jednym – jak jest to najczęściej w aptece – ale o kilku-nastu tańszych zamiennikach. Zobaczysz tu

1

Jak dostać się na swoje Konto Zdrowotne 60+?

Wybierz stronę: www.program60plus.pl, następnie kliknij ikonkę „Konto Zdrowotne 60+” z prawej strony ekranu. Zobaczysz taki „obrazek”:

Jeśli chcesz aktywować Konto Zdrowotne 60+ tutaj wpisz numer swojej legitymacji Programu 60+. Numer ten zaczyna się od cyfr: 000032. Należy wpisać pierwszych 16 cyfr.

Potem naciśnij ten przycisk.

Page 12: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+ 2120

Mogę to wydrukować i zabrać do lekarza?Tak, informacje o przyjmowanych lekach, o ich zamiennikach można wydrukować i mieć ze sobą w przychodni, w aptece. To jeden z po-wodów, dla których powstało Konto Zdrowot-ne 60+. Dziś nie zawsze lekarz wie, ile leków przyjmujesz, bo lecząc się u kilku specjalistów rzadko zbierasz i zestawiasz te informacje. Konto Zdrowotne to także pomoc dla Twojej rodziny, towarzysząc Ci podczas wizyty u le-

karza, dzieci czy wnuki będą wiedzieć wszyst-ko o Twoim zdrowiu i leczeniu. Konto ostrzeże Cię ponadto przed niewłaści-wymi interakcjami, do jakich może dojść po-między stosowanymi przez Ciebie lekami. Każ-dy z użytkowników konta może też sam wpi-sywać informacje o odbytych czy planowa-nych wizytach lekarskich, notować wyniki badań, zalecenia lekarskie. I – co równie ważne dla seniora – konto Cię „podliczy”, a jeś- li wydajesz za dużo na leki, będzie wciąż

3

4

5

Teraz program zapisze na specjalnej karcie dane dostępu do Twojego konta (nr legitymacji, hasło). Kartę możesz zapisać na komputerze, możesz też ją wydrukować i schować.

Po aktywowaniu konta możesz na nie wejść. Naciśnij przycisk: „Przejdź do Konta Zdrowotnego”. Korzystaj z funkcji Konta Zdrowotnego (np. Historia zdrowia, Informacje o lekach). Zawsze, kiedy wejdziesz na konto, na początku zobaczysz takie informacje:

Jeśli chcesz wyjść z konta, naciśnij przycisk: „Wyloguj się”. Gdy znów będziesz chciał je przejrzeć, postępuj jak w punkcie pierwszym. Kiedy zobaczysz ekran logowania się na konto, wpisz w pola w prawym górnym rogu ekranu numer legitymacji Programu 60+ i swoje hasło. Następnie naciśnij przycisk: „Zaloguj się”.

2Program poprosi Cię o zaakceptowanie regulaminu korzystania z konta, a potem o wypełnienie krótkiego formularza, w który wpiszesz wymyślone przez siebie hasło dostępu do swojego konta.

Po wypełnieniu formularza naciśnij przycisk.

Numer Twojej legitymacji 60+.

Utworzone przez Ciebie hasło.

Page 13: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+

zdrowym być

22 23MAGAZYN 60+

czwartkowe popołudnie w Aka- demii Humanistyczno-Ekono-micznej w Łodzi szukam zajęć z udzielania pierwszej pomo-

cy, które Program 60+ oraz spółka Falck Me-dycyna zaproponowały słuchaczom tutejsze-go Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Z daleka dobiegają mnie wesołe rozmowy. Kieruję się w ich stronę. To bardzo roześmiana, kolorowa grupa studentek 60+, którym energii mogliby pozazdrościć niektórzy mijani przeze mnie młodzi, nieco śnięci żacy. Pytam, czy trafiłam na kurs pierwszej pomocy.– Nie, szkolenie jest w pomieszczeniu obok – mówią z uśmiechem panie, które – jak się okazuje – mają dzisiaj równolegle zajęcia tea-tralne i ćwiczą właśnie swoje role. Chwilę przed rozpoczęciem kursu w sali jest kilkanaście osób. Na stołach notatniki, długo-

pisy. Pierwsze ławki już zajęte. To natychmiast widoczna różnica, jeśli porównalibyśmy zaję-cia z wykładami dla „regularnych” studentów. Przysiadam się do pani Heleny. – Nigdy nie

senior udziela pomocy

Cztery minuty. To czas, w którym trzeba udzielić pierwszej pomocy osobie poszkodowanej. Czy jako przypadkowi świadkowie wypadku mamy odwagę i potrafimy to zrobić? Czy jesteśmy raczej bezradni,

pozwalamy, aby nasza niewiedza, brak umiejętności i strach decydowały o życiu lub zdrowiu innego człowieka?

ANNA KRYSICKA

Program 60+ i Falck medycyna

W

Seniorzy uczyli się reanimacji na specjalnym fantomie do treningu resuscytacji

krążeniowo-oddechowej FOTO

. MIC

HA

Ł A

WIN

przypominać, że możesz za nie płacić mniej.– Konto Zdrowotne 60+ podlicza wydatki na leki, pozwala śledzić leczenie nie tylko doraź-nie, z perspektywy miesiąca, czy dwóch, ale zestawia oszczędności lub „straty” na przy-kład w ciągu roku – mówi Karolina Bartoszek, dyrektor Zespołu ds. Najniższych Cen Progra-mu 60+. – Często uważamy, że jeśli raz w mie-siącu przepłacimy za jakiś lek kilka czy kilka-naście złotych, to nic takiego. Tymczasem w skali roku to kwota kilkunastokrotnie wyż-sza! Dziś mało komu chce się to wszystko sy-stematycznie liczyć, a konto robi to za nas.

Naprawdę nikt nie podejrzy mojego konta?Nikt, poza Tobą, nie ma do niego dostępu. Na koncie gromadzone są przecież „delikatne” dane dotyczące zdrowia konkretnego czło-wieka. Dlatego są one w pełni zabezpieczo-ne. Korzystanie z nich jest możliwe wyłącznie za pośrednictwem bezpiecznego kanału do-stępu, stosowanego m.in. w bankowości elek-tronicznej.– Jest to konto anonimowe. Nigdzie nie poja-wia się informacja, kim jest jego właściciel. Do-stęp możliwy jest wyłącznie po zalogowaniu, czyli podaniu nazwy użytkownika oraz hasła, a te dane użytkownik ustala samodzielnie w trakcie zakładania konta i są one znane wy-łącznie jemu. Informacje gromadzone na kon-cie są chronione poprzez zastosowanie nowo-czesnych metod ochrony danych i sprawdzo-nych technologii informatycznych – mówi Pa-weł Błaszczyk, koordynator projektu Konto Zdrowotne 60+. Dodaje, że bardzo liczy na uwagi seniorów, którzy zdecydują się na korzystanie z konta.– Konto zostało uruchomione w tak zwanej wersji beta, czyli wersji użytkowej, która może być jeszcze modyfikowana. Będziemy je do-stosowywać do oczekiwań seniorów – zapo-wiada Paweł Błaszczyk.

Podstawowe informacje, jakie każdy senior posiadający kartę Programu 60+ znajdzie na swoim Koncie Zdrowotnym 60+:

Jakie leki, kiedy i gdzie kupował w ramach Programu 60+

Ile wydał na leki z podziałem na miesiąc i rok

Ile zaoszczędził w wydatkach na leki dzięki uczestnictwu w Programie 60+

Ile kosztują tanie zamienniki drogich lekarstw

Jak działa każdy z leków (dokładny opis każdego z leków)

Jakich leków nie używać jednocześnie, bo wchodzą ze sobą w interakcję

Gdzie jest najbliższa apteka, która działa w Programie 60+. Większość z tych informacji trafia na konto „automaty-cznie” – wystarczy przy każdym zakupie pokazywać w aptece legitymację Programu 60+.

Jesteśmy ciekawi Państwa opinii na temat konta, jego przydatności, przejrzystości i funkcjonalności. Prosimy: przysyłajcie je drogą elektroniczną na adres [email protected]. Dzięki Waszym uwagom konto może być jeszcze lepsze.

Page 14: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+ 2524

jest za późno, aby poszerzać wiedzę, umiejęt-ności. Prowadzę samochód, a na drodze może być przecież bardzo różnie – wyjaśnia, kiedy pytam, dlaczego zdecydowała się na udział w zajęciach. Pani Renata, która pracowała wcześniej jako nauczycielka, zwierza się, że na kurs pierwszej pomocy przyszła z ciekawości. – Brałam udział w podobnych szkoleniach jesz-cze w pracy. Było to jednak dość dawno, a te-raz chcę przypomnieć sobie tę wiedzę, zwe-ryfikować ją – mówi. Choć rozmawiamy szeptem, o nic więcej już nie pytam, bo ze strony uczestników słyszy-my „ciiii…” – sugestywny znak, że zajęcia już trwają, a my przeszkadzamy.Bezpłatne kursy pod hasłem: „Starszy ratow-nik” są organizowane od kilku miesięcy w ca-łej Polsce. Uczestników szkoleń mogą zgła-szać organizacje i instytucje zrzeszające senio-rów. Biorący w nich udział dowiadują się, jak

ważne są takie zajęcia. Bo pomimo wielu ak-cji upowszechniających zasady udzielania pierwszej pomocy, większość z nas nadal nie umie lub boi się jej udzielić. W rezultacie, gdy jesteśmy świadkami nieszczęśliwego zdarze-nia, stoimy w tłumie gapiów, mając nadzieję, że zareaguje ktoś inny, i tłumaczymy sobie, że i tak przecież nic nie możemy zrobić. Tymcza-sem szkolenia pozwalają poznać podstawowe zasady udzielania pierwszej pomocy, a także oswajają ze stresującą sytuacją, z którą mamy zawsze do czynienia, gdy ktoś obok nas za-słabnie, zakrztusi się lub ulegnie wypadkowi. – Warto wszystkim przypominać, że trzeba nieść pomoc i należy uczyć się jej udzielania. Seniorzy nie mieli wcześniej zbyt wielu okazji i możliwości, by się tego nauczyć – mówi Tomasz Śliwka, Falck Medycyna, instruktor BLS/AED*, który prowadzi szkolenie. Dodaje, że osoby starsze były dawniej raczej ostrzegane, aby nie dotykać osób poszkodo-

wanych, bo „można im niechcący tylko zaszko-dzić”. Jednak po takim kursie przekonują się, że są w stanie udzielić pomocy, że potrafią i mogą zareagować. Nie tracą głowy.Pan Józef przyszedł nauczyć się udzielać pierwszej pomocy właśnie z tego powodu. Nie chce być w sytuacji, kiedy znajdzie się przy osobie potrzebującej ratunku, a nie będzie umiał pomóc.– To nie jest tak, że tylko ja mogę potrzebo-wać pomocy. Przecież może się zdarzyć, że będę najbliżej poszkodowanego, a nie będzie tam wykwalifikowanego sanitariusza czy le-karza, z ambulansem i niezbędnym wyposa-żeniem – tłumaczy. – I wtedy ode mnie będzie zależeć, czy uda się uratować człowieka. Szko-lenie daje mi obraz tego, co może zdarzyć się w rzeczywistości i co mam wtedy robić – mówi pan Józef.Podczas zajęć seniorzy uczą się, jak rozpoznać stan zagrożenia życia, jak powiadomić służby medyczne, co robić, zanim przyjedzie karetka pogotowia, jak korzystać z defibrylatora, jak samemu podtrzymać podstawowe funkcje ży-ciowe poszkodowanego i jak przy tym robić to bezpiecznie zarówno dla siebie, jak i osób, którym pomagamy. Wszyscy ćwiczyli na fan-tomach, symulowali wzywanie służb ratowni-czych i koordynację akcji przed przyjazdem ka-retki pogotowia. Zajęcia pozwalają przełamać opory przed podejściem do osoby, która po-trzebuje pomocy i strach przed podjęciem działań. Pan Józef wyspecjalizował się w telefoni-cznym powiadamianiu pogotowia o zaistnia-łej sytuacji. Mistrzem grupy w resuscytacji krą-żeniowo-oddechowej okazał się pan Jan, który już za pierwszym razem wykonał ją per-fekcyjnie.– Nie znalazłem się do tej pory w sytuacji, któ-ra wymagałaby ode mnie podjęcia czynności ratowania życia innej osobie – mówi z uśmie-chem, gdy pod wrażeniem profesjonalizmu,

z jakim przystąpił do działania na manekinie, pytam, czy już kiedyś uczył się udzielania po-mocy. – Praktyka nie jest aż tak straszna, jak mi się wydawało. Wie pani, przekonuję się, że warto poświęcić czas, aby dowiedzieć się, jak się zachować, gdy życie postawi nas w takiej sytuacji, zaskoczy – mówi pan Jan.Szkolenie na Uniwersytecie Trzeciego Wieku Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Ło-dzi było jednym z pierwszych, które odbywa-ją się w ramach bezpłatnej akcji „Starszy ra-townik”, zorganizowanej przez Program 60+ i Falck Medycyna. Na kursy zapisało się już kil-kanaście uniwersytetów trzeciego wieku i do-mów pomocy społecznej, a także Polskie Sto-warzyszenie Diabetyków. Zajęcia odbędą się m.in. w Łodzi, Radomsku, Sopocie, Poznaniu, Gdańsku, Łasku, Jarosławiu, Warszawie. Organizacje, które chciałyby zapisać seniorów na szkolenia z udzielania pierwszej pomocy, mogą przesyłać zgłoszenia na adres e-mailo-wy: [email protected].

* BLS/AED – podstawowe zabiegi resuscytacyjne i automatyczna defibrylacja zewnętrzna

Zajęcia na UTW, działającym przy Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi prowadził Tomasz Śliwka, Falck Medycyna, instruktor BLS/AED

FOTO

. MIC

HA

Ł A

WIN

Spółka Falck Medycyna jest od niedawna partnerem Pro-

gramu 60+. Firma współdziała z zespołem koordynującym Program 60+, dzięki czemu lekarze zatru-dniani przez Falck będą dysponować poszerzoną wiedzą o zamiennikach leków. Zostaną też uczuleni na to, by zwracać uwagę na zasobność portfela seniora, zainteresować się możliwością wykupienia prze-pisanych leków, pytać o przebieg terapii, o systematyczność leczenia.

Page 15: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ 27MAGAZYN 60+26

piękne życie

rupy łączy bardzo wiele. Obie po-wstały w Łodzi, w ich składach po-jawiali się ci sami muzycy. Obie zdobyły tysiące fanów w kraju

i miały szansę na kariery zagraniczne. Człon-kowie obu zespołów występowali w kostiu-mach i mieli w repertuarze piosenki m.in. o wojsku i piłce nożnej. W latach sześćdziesią-tych oba zespoły zdobyły nagrody na festiwa-lu w Opolu, a w 2013 roku wzięły udział w ple-biscycie zorganizowanym z okazji 50-lecia Kra-jowego Festiwalu Polskiej Piosenki: No To Co z „wojskowym” utworem „Po ten kwiat czer-wony” (muzyka Jerzy Wasowski, słowa Broni-sław Bork), a Trubadurzy z „żołnierskim” „Przy-jedź, mamo, na przysięgę” (muzyka Henryk Klejne, słowa Edward Fiszer).

nasi chłopcy nasza młodość

Debiutowali w latach sześćdziesiątych XX wieku.

Zdobyli ogromną popularność i wylansowali wiele przebojów.

Choć piosenek Trubadurów i No To Co próżno dziś szukać

na falach eteru, to zespoły wciąż występują, mają się dobrze i właśnie obchodzą okrągłe

jubileusze.

MoNIKA PIETRAS

no To co i Trubadurzy:bigbitowi jubilaci

No To Co z Piotrem Janczerskim. Szczyt popularności zespołu przypadł na koniec lat 60.

G

FOTO

. A

RC

HIW

A Z

ESP

OŁU

Page 16: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ 29MAGAZYN 60+28

piękne życie

– Do tego szefowie Estrady wymyślili, że każ-da piosenka musi mieć układ choreograficz-ny. Ubrani w ciężkie peleryny, wysokie buty i kapelusze z piórami musieliśmy przez półto-rej godziny śpiewać, grać, tańczyć i ciągnąć za sobą kable od nagłośnienia. Wymagało to nie lada finezji – podkreśla artysta.Dziś już mało kto pamięta, że z Trubadurami występowały również kobiety. Pierwszą wo-kalistką była Sława Mikołajczyk, później poja-wiła się Halina Żytkowiak, a w latach osiem-dziesiątych w grupie śpiewała Elżbieta Jagieł-ło. W różnych okresach skład zespołu ulegał zmianom. Krzysztof Krawczyk wybrał karierę solową, Jerzy Krzemiński i Bogdan Borkow-ski przeszli do grupy No To Co, za to do Tru-badurów na pewien czas dołączył Ryszard Po-znakowski. Zespół objechał cały świat i zagrał tysiące koncertów. Trubadurzy byli o krok od zagranicznej kariery. Alan Freeman, znany dziennikarz Radia Luxemburg, ocenił, że ze-spół prezentuje światową klasę, tylko braku-je mu zachodniego menedżera.– W 1972 roku, po olimpia-dzie w Monachium, dosta-liśmy propozycję ucieczki do Londynu, ale wszyscy wrócili do kraju – przyzna-je Marian Lichtman.W dyskografii Trubadurów znajduje się blisko 30 tytu-łów, z czego siedem krąż-ków zyskało status Złotej Płyty. Ich największe przeboje to: „Przyjedź, mamo, na przysięgę”, „Znamy się tylko z wi-dzenia”, „Krajobrazy”, „Nie przynoś mi kwia-tów, dziewczyno”, „Będziesz ty” oraz tytuło-wa piosenka z serialu „Wojna domowa”.

Prekursorzy folkuPierwszymi polskimi zespołami, które czerpią z muzyki ludowej, wcale nie są Golec uOrkie-stra, Brathanki ani Zakopower. Wiele lat przed

nimi na ten sam pomysł wpadli Skaldowie oraz grupa No To Co. Zaczynali jako Grupa Skifflo-wa Piotra Janczerskiego (skiffle to połącze-nie folku, jazzu i rock and rolla), dopiero póź-niej w wyniku konkursu została wyłoniona nazwa No To Co. Zespół skończył właśnie 45 lat. Na początku artyści mieli w reper-

tuarze wiązankę piose- nek góralskich, ale wcale nie zamierzali iść w tym kierunku. Wszystko zmie- niło się wraz z występem w programie telewizyjnym Ewy Bonackiej pt. „Przyś- piewki ludowe”, do któ-rego mieli przygotować przeróbki kilku utworów

regionalnych. I tak zostało – piosenki i stroje z folkowymi elementami. W latach sześćdzie-siątych taka była cena za możliwość grania bigbitu. Zaczynali w składzie: Piotr Janczerski, Jerzy Grunwald, Jerzy Krzemiński, Jan Stefanek, Bogdan Borkowski, Jerzy Rybiński i Aleksan-der Kawecki. Apogeum popularności grupy przypadło na lata 1968-1970. Zostali okrzyk-nięci najbardziej znanym w świecie zespołem

Rockandrollowi muszkieterowieZespół Trubadurzy istnieje już 50 lat. Założy-li go Sławomir Kowalewski i Krzysztof Kraw-czyk, którzy byli kolegami z podwórka i ze szkoły oraz razem występowali w łódzkim Mło-dzieżowym Domu Kultury w „Spotkaniach z piosenką”. Grupa miała być podobna do The Beatles. Kowalewski komponował, Krawczyk pisał teksty, ale pozostawała jeszcze kwestia gry na instrumentach. W czasie wakacji nad morzem Kowalewski tak długo ćwiczył z Kraw-czykiem grę na gitarze, aż ten opanował chwy-ty i został gitarzystą. Do składu doszedł tak-że Marian Lichtman, kolega z MDK. Początko-wo Lichtman, który był solowym wokalistą i gitarzystą, nie chciał grać na perkusji i nawet obraził się na kolegów za niestosowną propo-zycję. Ostatecznie jednak zasiadł do instru-

mentu, który kupił mu ojciec i został polskim Ringo Starrem. W pierwszym składzie znaleź-li się jeszcze Jerzy Krzemiński i Bogdan Bor-kowski. Chłopaków wzięła pod skrzydła Estra-da Łódzka. Warunkiem podpisania kontraktu było… zdanie matury. W tamtych czasach w modzie były kolorowe nazwy zespołów, których na rynku było już dużo. Panowie pogrzebali więc w encyklope-dii muzycznej i wybrali sobie dźwięczną na-zwę Trubadurzy. Od średniowiecznych poe-tów do XVII-wiecznych muszkieterów był już tylko krok. Szymon Kobyliński zaprojektował efektowne kostiumy, które do dziś są znakiem firmowym grupy. – Byliśmy pierwszym zespołem na świecie, który miał mikrofony przymocowane do gitar – wspomina początki Sławomir Kowalewski.

Trubadurzy w najsłynniejszym składzie (od lewej): Krzysztof Krawczyk, Ryszard Poznakowski, Sławomir Kowalewski i Marian Lichtman

Obecnie w Trubadurach występują (od lewej): Piotr Kuźniak, Sławomir Kowalewski, Jacek Malanowski i Marian Lichtman

Trubadurzy swój jubileusz zamierzają uczcić trasą koncertową po Polsce oraz występami w Stanach Zjednoczonych. Szykują rocznicowe DVD uzupełnione o nowe nagrania.

FOTO

. A

RC

HIW

A Z

ESP

OŁU

FOTO

. A

RC

HIW

A Z

ESP

OŁU

Page 17: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ 31MAGAZYN 60+30

piękne życie

grupy No To Co był utwór z 1974 roku „My, ki-bice”, znany lepiej jako „Po zielonej trawie pił-ka goni”. Znalazły się w nim barwne powie-dzonka trenera Kazimierza Górskiego (ubra-ne w rymy przez Ludwika Jerzego Kerna) ze słynnym „piłka jest okrągła, a bramki są dwie”.Sławomir Kowalewski z Trubadurów napisał piłkarskie piosenki przed Mundialem ’82 w Hi-szpanii i Euro 2012. Dla Widzewa skompono-wał piosenkę „RTS dziś gra mecz” oraz na 100-lecie klubu „Uwerturę widzewską”. Wszy-scy Trubadurzy nagrali natomiast hymn „ŁKS to drużyna nasza jest”.

Razem i osobnoTrubadurzy kilkakrotnie zawieszali działalność, rozjeżdżali się po świecie i ponownie reanimo-wali zespół w starym i nowszym składzie. Ma-rian Lichtman w 1974 roku wyemigrował do Danii. Występował m.in. z grupą Mosala Dosa i koncertował z Milesem Davisem podczas jed-nej z jego tras po Skandy- nawii. Obecnie dzieli czas między Kopenhagę, Wasza-wę i Łódź. Oprócz wystę-pów z Trubadurami, kompo-nuje i aranżuje muzykę oraz promuje młode talenty. Na-grał piosenki z Iwoną Wę-growską i grupą Chanel. Pi-sze dla zespołu Masters i Kasi Świostek. – To miłe, kiedy zgłaszają się do mnie młodzi ludzie i pro-szą o skomponowanie pio-senki, bo wierzą, że dzięki mojemu doświadczeniu bę-

dzie im łatwiej się przebić – mówi Marian Lichtman. – Każde pokolenie ma swoje gusty. Wpraw-dzie hip-hop to nie moja bajka, ale bity robić potrafię. Ortodoksyjne disco polo to też nie mój klimat; najlepiej czuję się w kompo- zycjach pop-rockowych. Wiem, że jestem kontrowersyjny w tym, co robię, ale chętnie łączę siły z młodymi artystami i w stylu dan-ce mam zamiar jeszcze pokazać swój pazur – zapewnia. Kapitanem, który przez lata pilnował, żeby okręt nie zatonął, był Sławomir Kowalewski. Zespół koncertował w kraju i za granicą, na-grywał w radiu i telewizji, a w 1975 roku zdo-był Srebrny Pierścień na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu za utwór „Żołnierz lubi śpiewać”. Obecnie Trubadurzy występują w składzie: Sławomir Kowalewski, Marian Lichtman, Piotr Kuźniak i Jacek Malanowski. z dawnymi kolegami wciąż się lubią i spotykają

znad Wisły; w samym tylko Związku Radzie-ckim sprzedali dziewięć milionów płyt! Nagry-wali dla CBS i jako jedyni polscy wykonawcy trafili do encyklopedii „Billboardu” (amery-kański magazyn muzyczny). – To nie była normalna grupa, to było zjawi-sko. Na początku nikt nie zdawał sobie spra-wy, że oto rodzi się niesamowity zespół – wspomina Jerzy Rybiński.Po udziale w targach Midem w Cannes pano-wie otrzymali propozycję grania jako support przed Johnnym Hallydayem, ale ich paszpor-ty ważne były tylko pięć dni. Angielski mene-dżer wpadł na pomysł, aby polska ambasada zatrudniła muzyków na etatach… sprzątaczy. Niestety, nasze władze nie wykazały się po-czuciem humoru ani dalekowzrocznością. Największymi przebojami zespołu zostały pio-senki „Po ten kwiat czerwony” i „Te opolskie dziouchy”. Pierwsza z nich powstała w 1968 roku (interwencja wojsk Ukła-du Warszawskiego w Cze-chosłowacji). Ponieważ w tekście pojawiają się słowa: „Żołnierz dziew-czynie nie skłamie, cho-ciaż nie wszystko jej po- wie”, zespołowi zarzuca-no, że nagrał utwór… pro-pagandowy. Tymczasem piosenka została nagrana w maju, Grand Prix na fes- tiwalu w Opolu zdobyła w czerwcu, a inwazja na Czechosłowację wydarzyła się w sierpniu. – Aż takich układów w Układzie Warszawskim nie mieliśmy, żeby trzy miesiące wcześniej do-wiedzieć się o czymś, o czym wtedy nie wie-dział nawet sam Breżniew – zapewnia Alek-sander Kawecki. Drugi wielki przebój, którym No To Co podbi-ło opolską publiczność, na początku wcale nie

traktował o opolankach. Oryginalny utwór lu-dowy pochodzi z Wielkopolski, a zespół pier-wotnie nagrał go w wersji „zakopiańskiej”. Do-

piero przed festiwalem tekst skomercjalizował się i pojawiły się „Te opolskie dziouchy”, które czasami na koncertach ulegają dal-szym terytorialnym mody-fikacjom.Trubadurzy zostali odzna-czeni Złotymi Krzyżami Zasługi oraz Medalami Za-służony Kulturze Gloria Artis. Natomiast muzycy z No To Co mogą pochwa-lić się Medalami za Zasługi dla Pożarnictwa, które na

Zamku Królewskim w Warszawie wręczył im Waldemar Pawlak, ówczesny premier i jedno-cześnie prezes Ochotniczych Straży Pożar-nych. Wszystko za sprawą piosenki „Pożar w Kwaśniewicach”. – Dzięki temu mamy bezpłatny wstęp na każ-dą zabawę w remizie, tylko musimy mieć ze sobą legitymacje – śmieje się Jerzy Rybiński.Jednym z najbardziej popularnych przebojów

FOT.

PA

P/D

PA

No To Co dzisiaj. Od lewej: Aleksander Kawecki, Jerzy Rybiński, Jan Stefanek i Zbigniew Brzeziński (na zdjęciu brakuje Michała Makulskiego)

Gdyby nie żelazna kurtyna, grupa No To Co mogła

zrobić karierę na Zachodzie

No To Co w czerwcu ruszyli w jubileuszową trasę. Na niektórych koncertach muzykom będą towarzyszyć: Halina Kunicka, Andrzej Rybiński i Edward Hulewicz. Zespół przygotowuje płytę podsumowującą minione 45 lat, na której znajdą się sztandarowe piosenki i nowe utwory. W nagraniach weźmie udział Piotr Janczerski.

FOTO

. MIC

HA

Ł A

WIN

FOTO

. A

RC

HIW

A Z

ESP

OŁU

Page 18: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+MAGAZYN 60+ 33

piękne życie

32

piękne życie

towarzysko. Na swojej stronie internetowej muzycy napisali: „Przeżyliśmy disco polo i pam-persów. Kolejne żony i zakręconych krytyków, bo rock and roll konserwuje. Dojrzeliśmy jak wino”.Również w No To Co zdarzały się zawirowa-nia. Na początku lat siedemdziesiątych ode-szli Piotr Janczerski i Jerzy Grunwald, ale ze-spół jeszcze grał do 1980 roku. Ponownie mu-zycy spotkali się w 1993 roku i zaczęli koncer-tować w pierwotnym składzie (ale bez Grun-walda). Obecnie No To Co tworzą: Zbigniew Brzeziński, Aleksander Kawecki, Jerzy Rybiń-ski, Jan Stefanek i Michał Makulski.– Życie artysty jest jak sinusoida: raz jesteś na górze, raz na dole. Wszystko zależy od szczęś-cia, managemantu, promocji – podsumowuje Aleksander Kawecki. – W latach sześćdziesią-tych na pewno było łatwiej zaistnieć. Teraz naprawdę trzeba „być artystą”, żeby wyżyć z grania – dodaje.Po opuszczeniu No To Co Piotr Janczerski za-łożył Bractwo Kurkowe, reżyserował widowi-ska plenerowe i współpracował z grupą Bab-sztyl. Pisał piosenki i scenariusze programów dla dzieci. Na wydanej w 2011 roku płycie Je-rzego Rybińskiego „Piąta strona świata” zna-lazły się trzy jego teksty. Obecnie Janczerski bardzo rzadko pojawia się na scenie, choć cza-sami daje się namówić na wspólne nagrania i występy z No To Co. Panowie z No To Co jeszcze nie dorobili się wnuków, ale Trubadurzy już są dziadkami. Za-równo Sławomir Kowalewski, jak i Marian Lichtman mają po czworo wnucząt. Wnuki Lichtmana zawsze przychodzą dopingować dziadka, kiedy gra jam session w duńskich klu-bach. Kowalewski pisał kiedyś piosenki dla swoich małych córek (m.in. uwielbianą przez dzieci „Fantazję” i „Zielone ufoludki”), a teraz pałeczkę przejmuje wnuczka Kaja, która wy-konuje m.in. skomponowane przez dziadka „Światełko odblaskowe”.

Dopóki Stonesi są na scenie…„Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepo-konanym” – śpiewa Grzegorz Markowski, nie-co młodszy kolega z zespołu Perfect, ale ani Perfect, ani No To Co, ani Trubadurzy na eme-ryturę się nie wybierają. Dopóki na ich kon-certy przychodzi publiczność, nie myślą o za-kończeniu działalności estradowej, bo bycie muzykiem to powołanie, a nie zawód. – Jesteśmy nałogowcami grania. Granie nas nie męczy, to właśnie ono trzyma nas przy ży-ciu – mówi Jerzy Rybiński z No To Co. – Do-póki Stonesi są na scenie, my też będziemy grać – śmieje się Zbigniew Brzeziński i już po-ważnie dodaje: – Nie ma koncertu, żebyśmy nie bisowali po trzy razy. Tu nie ma klakierów. Reakcja publiczności potwierdza, że wciąż je-steśmy potrzebni. – Jesteśmy młodymi ludźmi, tylko w starszym wieku – żartuje Trubadur Sławomir Kowalew-ski. – Wciąż mamy dość siły, żeby zagrać peł-ny koncert na żywo, wciąż mamy nowe pomy-sły i będziemy grać, dopóki ludzie będą chcie-li nas słuchać – dodaje z dumą. Choć tu i ów-dzie strzyka, choć to i owo niedomaga, pano-wie z radością ruszają w trasy koncertowe i wychodzą na scenę. Bo to właśnie dzięki mu-zyce, dzięki bliskiemu kontaktowi z publicz-nością zapominają o bagażu lat i dolegliwoś-ciach, a za sprawą miłości fanów regenerują siły i ładują akumulatory. Na koncerty obu ze-społów przychodzą całe rodziny. Starsi wiel-biciele przyprowadzają swoje dzieci, a czasem i wnuki, żeby pokazać, czego rodzice i dziad-kowie kiedyś słuchali. Jak śmieje się Kowalew-ski, znajomość repertuaru przechodzi w ge-nach z fana na fana, a wiek publiczności waha się od 5 do 105 lat. Trubadurzy chętnie pozby-liby się ciężkich, nieco już dziś kiczowatych ko-stiumów, ale publiczność wciąż żąda, żeby na scenie pojawiali się tak jak za dawnych lat – w przebraniu.

FOt.

ar

CH

IWu

M b

ErLI

Na

LE

iedy przypadkiem zobaczyłam Romana Polańskiego na bulwa-rze Croisette w Cannes, podczas zakończonego w maju festiwalu

filmowego, do głowy mi nie przyszło, że ma prawie 80 lat. Biegł za… taksówką, wymachu-

jąc rękami i krzycząc: „Monsieur, monsieur!”. Robił to tak szybko i energicznie, że kierowca musiał się zatrzymać. Ale co tam zdumiony taksówkarz! Witalność Polańskiego jeszcze mocniej zaznacza się w jego sposobie bycia. Nadal szokuje i wzbudza kontrowersje.

roman Polańskidżentelmen czy skandalista?

K

Choć w tym roku kończy 80 lat ani wyglądem, ani zwłaszcza zachowaniem nie przypomina statecznego emeryta. Szczupły, niewysoki, w sportowej marynarce wciąż tryska energią. Dużo młodsza u jego boku żona, ciągle piękna i zmysłowa francuska

aktorka Emmanuelle Seigner, także odejmuje mu lat.

MARIoLA WIKToR

FOt.

ar

CH

IWu

M M

FF W

Ca

NN

ES

Roman Polański

Page 19: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ 35MAGAZYN 60+34

piękne życie

niego szczególnie mocno jeszcze raz, po po-nad 30 latach. Zwłaszcza że dziś ta 49-letnia kobieta, matka trójki dzieci, przekonuje, że dawno wybaczyła reżyserowi, a on wpłacił na jej konto niemałe odszkodowanie. Jednak kie-dy reżyser przyleciał do Zurychu na festiwal filmowy, by odebrać nagrodę za całokształt twórczości, aresztowano go na lotnisku w Szwajcarii. Wprawdzie Polański nie został deportowany do USA, ale przez 10 miesięcy przebywał w areszcie domowym w swoim domu w Gstaad. W tym czasie pisał mię- dzy innymi scenariusze do kolejnych filmów – „Rzezi” i „Wenus w futrze”.

Zamiast więzienia – wygnanie z Hollywood Choć według amerykańskiego prawa Polań-ski nadal jest zbiegiem, a jego przestępstwo nie uległo przedawnieniu, wiele osób uważa, że zapłacił już za nie wysoką cenę. Banicja z USA, raju światowej kinematografii, to wszak najbardziej dotkliwa kara dla utalentowane-go filmowca. Po oszałamiających sukcesach „Dziecka Rosemary” i „Chinatown” Hollywood stanęło przed Polańskim otworem. Tymcza-sem wszystkie swoje późniejsze filmy, takie jak „Tess”, „Frantic”, „Gorzkie gody”, „Pianista”, „Autor Widmo”, realizował już w Europie. Łatwiej zrozumieć, dlaczego Polański ciągle ucieka przed amerykańskim wymiarem spra-wiedliwości, kiedy prześledzi się jego „kontak-ty” z amerykańskim sądownictwem. Najpierw była sprawa odrażającego morderstwa ban-dy Mansona w 1969 roku dokonanego na cię-żarnej żonie Polańskiego Sharon Tate i jej przy-jaciołach. Choć sprawcy stanęli przed sądem, motywy działań bandy Mansona do dziś nie są do końca znane, a wyrok oraz warunki, w jakich żyje ten przestępca w więzieniu, wy-dając książki i nagrywając płyty, musi budzić wiele kontrowersji. W sprawie Samanthy

Geimer sędzia miał iść na ugodę z Polańskim, z której się jednak wycofał. Może dlatego Po-lański wciąż nie chce ryzykować i zamknąć swojej sprawy przed sądem w USA, choć jego prawnicy uważają, że dopuszczono się tu wie-lu uchybień.

Legenda biograficzna Polańskiego Życie Polańskiego, włączając w nie trauma-tyczne przeżycia dziecka ukrywającego się ze względu na żydowskie pochodzenie w czasie drugiej wojny światowej, to materiał na co naj-mniej kilka scenariuszy filmowych. Wielu wi-dzów doszukuje się nawet w jego twórczości odniesień do osobistych przeżyć, ale on sam chyba nie bardzo chciałby, by jego filmy były traktowane jako autobiografie, by tak były od-czytywane. Długo nie chciał robić filmu o wojnie. Dopie-ro „Pianista” wzbudził jego zainteresowanie.– Szukałem tematu, w którym mógłbym wy-korzystać wspomnienia z dzieciństwa, ale któ-ry nie byłby opowiadaniem o moim życiu – za-znaczył w jednym z wywiadów. W „Tragedię Makbeta” Polański wpisał historię morder-stwa dokonanego przez bandę Mansona na Sharon Tate. W „Lokatorze” pokazał wyobco-wanie, którego doświadczył jako cudzoziemiec w Paryżu. W „Tess” pojawił się wątek gwałtu na nieletniej. „Gorzkie gody” z kolei są aluzją do stosunków łączących Polańskiego z młod-szą o 33 lata żoną, Emmanuelle. Natomiast w ostatnim filmie „Wenus w futrze” (pojawi się w polskich kinach jesienią) nosząca skórza-ną obrożę aktorka to odniesienie do elektro-nicznego paska, który Polański musiał mieć przez wiele miesięcy na nodze, by władze mo-gły go kontrolować, gdy przebywał w aresz-cie domowym w Gstaad.– Granica między fantazją a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana – przyznaje po latach Roman Polański, współ-twórca własnej legendy biograficznej.

– Sądzę, że dążenie do zrównania ze sobą męż-czyzn i kobiet to czysty idiotyzm – tymi sło-wami reżyser wywołał burzę podczas konfe-rencji prasowej w Cannes, poświęconej pro-mocji jego najnowszego, pokazywanego w konkursie filmu „Wenus w futrze”. – Uwa-żam, że to rezultat postępu medycyny. Piguł-ka mocno zmieniła kobiety w naszych czasach, maskulinizując je i odbierając im kobiecość. Doszło do tego, że podarowanie dziś kobiecie bukietu kwiatów może być uznane za nietakt. Myślę, że to odbiera całą romantyczność na-szemu życiu. To jest przykre – dodał Polański.

W obronie kobiet kobiecychDziennik „Le Figaro” zareagował natychmiast na tę wypowiedź. Słowa Polańskiego negują-ce równość płci musiały zostać we Francji bar-dzo źle odebrane, bo zbiegły się z niespoty-kaną od dawna w tym kraju eskalacją żądań francuskich feministek o równouprawnienie. Jednak Polański nie zamierzał chyba wypo-wiadać im wojny i chodzi mu raczej o to, że we współczesnym świecie kobiety coraz częściej zachowują się jak mężczyźni: stają się agre-sywne, wulgarne, dominujące. To mu właśnie „nie pasuje”.

O swoim nowym filmie mówi oczywiście, że to satyra na seksizm. Ale ja mu nie wierzę. Bo Polański – jak zawsze – także i tu jest niejed-noznaczny. „Wenus w futrze” to opowieść o dojrzałej aktorce, która desperacko próbu-je przekonać reżysera, by ją zaangażował do sztuki erotycznej. I jest to z jednej strony wy-raz lęku Polańskiego przed silnymi, dominu-jącymi kobietami, z drugiej – przejaw auten-tycznego nimi zachwytu, ale przede wszyst-kim jadowita kpina, satyra na zmianę ról dam-sko-męskich. Tym również Polański wzburzył dziennikarzy. „Wenus w futrze” to nie tylko znakomity, świetnie wyreżyserowany i zagra-ny przez Emmanuelle Seigner i Mathieu Alma-rica kameralny film o relacji reżyser – aktor-ka. W czasie przesłuchań w teatrze widzimy, jak reżyser mężczyzna zostaje całkowicie zdo-minowany przez kobietę aktorkę. Staje się jej niewolnikiem. Co więcej, maluje sobie usta i wkłada szpilki. Niewieścieje. Psychicznie i fi-zycznie. – Nie jestem mizoginistą, lubię kobiety, ale trzeba przyznać, że one też bywają straszny-mi zdzirami – powiedział Polański przy innej okazji i temu oświadczeniu bardziej wierzę.Oczywiście w Cannes nie mogło się obejść bez zarzucania reżyserowi, aspirującemu do bycia dżentelmenem, hipokryzji i wypominania mu jego niezbyt cnotliwej przeszłości.

Wieczny uciekinierW 1977 roku Polański został zatrzymany w Los Angeles pod zarzutem uprawiania sek-su z 13-letnią wówczas Samanthą Geimer. Gro-ził mu wyrok nawet do 50 lat więzienia. Reży-ser nie stawił się w sądzie i zbiegł z Ameryki do Paryża. Nigdy potem nie przekroczył gra-nic USA. Nawet wtedy, gdy w 2003 roku otrzy-mał Oscara za „Pianistę”, statuetkę odebrał za niego Harrison Ford. Polański zapewne nie przypuszczał, że sprawa S. Geimer wróci do

FOt.

ar

CH

IWu

M M

FF W

Ca

NN

ES

Page 20: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ 37MAGAZYN 60+36

piękne życie

dziny zaczęły wybierać sobie dzieci. Te rosłe i ładne miały większe szanse – ja wychu-dzona, z mysimi warkoczyka-mi nikomu nie przypadłam do gustu.„Niewybrane” dzieci umiesz-czono na promie transpor-towym, który popłynął do portu Odense. Tam miało na-stąpić kolejne „wybieranie”. Dzieci, po które nikt się nie zgłosił, rozwożono do rodzin w wiejskich farmach. Tu rów-nież mi się nie poszczęściło. Dziewczynkę, z którą mnie wieziono, wybrała rodzina z pięknego, wiejskiego go-spodarstwa. Ja dotarłam do małego nadmorskiego mia-steczka – Faaborga na wy-spie Flania.

Rysunkowe rozmowyPod małym parterowym domkiem czekali moi opiekunowie – Ellen i Gerhard Poulsenowie z córką Kirsten. Przygotowano obiad z potra-wami, których nie znałam. Słabo mi też szło posługiwanie się nożem i widelcem. Córka go-spodarzy przyglądała mi się z nieufnością. Ba-riera językowa nie ułatwiła zadania. Potem Po-ulsenowie oprowadzili mnie po wszystkich po-mieszczeniach domu. Nie był okazały: salon, kuchnia, łazienka i dwie sypialnie na poddaszu.Dziecięca sypialnia mnie zachwyciła. Była wy-klejona barwną tapetą, pośrodku stał duży domek dla lalek – a lalki o złotych włosach, w koronkowych sukienkach poruszały oczami i wydawały dźwięki. Były też piłki, wózki i dwa dziecięce rowerki. Zasypiałam szczęśliwa. Za oknami szum morza, powietrze pachniało wo-dorostami, blisko spali ludzie, czułam się bez-piecznie.

Poznałam całą rodzinę Poulsenów. Ojciec Ger-harda miał zakład kamieniarski, ale sam Ger-hard był rzeźbiarzem, wykuwał ozdobne wzo-ry, żłobił napisy. Postanowiłam rozmawiać z nimi za pomocą rysunków. W ten sposób opowiedziałam im swoją historię. Rysowałam miasto, babkę, dom.Po jakimś czasie zaczęłam rozumieć podsta-wowe słowa i Ellen w zaufaniu wysyłała mnie do pobliskiego sklepu po zakupy, a tam sprze-dawca zawsze miał dla mnie jakiś drobny pre-zencik. Jej córka Kirsten też mnie zaakcepto-wała i zabierała na wyprawy po mieście i za-bawy z rówieśnikami. Czasem odczuwałam potrzebę samotności. Szłam nad morze, kład-łam się na ciepłych deskach pomostu i długo wpatrywałam się w przezroczystą toń. Dno było pełne muszelek, kolorowych kamyków i śmigających szybko rybek. Głębia mnie przy-ciągała, nie chciałam wracać do domu, gdzie nikt mnie nie kochał i nikomu nie byłam po-trzebna. Myślałam: jak pięknie byłoby spocząć na tym dnie, gdzie zamieniłabym się w syren-

estem sierotą wojenną. Mamę za-strzelili okupanci, ojciec zginął w obozie Gross-Rosen. Opiekowała się mną babka: analfabetka, osoba surowa, nieokazująca uczuć. Prawie

cała rodzina babci (pięć córek i pięciu synów) zginęła w czasie wojny lub była rozproszona po świecie.W 1947 roku Królestwo Danii zaprosiło na czte-romiesięczne wakacje około setki dzieci z Pol-ski – sierot i półsierot wojennych. Władze ZBoWiD wytypowały mnie do wyjazdu wraz z dziesięcioosobową grupą dzieci z Kielc. Po badaniach przeprowadzonych przez duńskich lekarzy w Warszawie zakwalifikowano dwie dziewczynki. Jedną z nich byłam ja.

Batorym do DaniiMoją walizkę stanowiło drewniane pudło z rączką, do którego babka zapakowała jedną sukienkę, majtki i koszulkę; wszystko wielo-krotnie cerowane. Podróż z Warszawy do Gdy-ni rozklekotanymi wagonami trwała ponad 12 godzin. W gdyńskim porcie czekał na nas sta-tek – „Stefan Batory”. Wydawał się olbrzymi, a wewnątrz szczyt luksusu – własna koja, prysznic i dużo, dużo pysznego jedzenia. Po raz pierwszy jadłam owoce południowe, pi-łam kakao i… prawdziwą herbatę!W kopenhaskim porcie czekały na nas duńskie rodziny, które chciały zapewnić nam szczęśli-we wakacje. Wprawdzie miło było odczuć, że ktoś na nas czeka, lecz przykre było to, że ro-

wreszcie szczęśliwa,

wreszcie nigdy głodna

Kiedyś to były wakacjeTak zatytułowaliśmy nasz konkurs. Prosiliśmy o opisanie

wakacji, które szczególnie utkwiły w Państwa pamięci. Spośród nadesłanych listów wybraliśmy cztery wspomnienia niezwykłych,

niezapomnianych wakacji. Trzy z nich można przeczytać w rubryce konkursowej (str. 66). Ale jedną z najbardziej wzruszających

i niesamowitych historii, jakie otrzymaliśmy, publikujemy obok naszych redakcyjnych tekstów. To opowieść pani Ewy z Kielc,

która zaraz po wojnie pojechała na wakacje za granicę.

J

Page 21: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+MAGAZYN 60+ 39

piękne życie

38

piękne życie

kę z bajki Andersena. Ale duńscy opiekuno-wie nie pozwolili mi się smucić, ani tym bar-dziej nudzić. Na przykład postanowili nauczyć mnie jazdy na rowerze. Dzięki temu wyjeżdża-liśmy na rowerowe wycieczki do lasu, do zna-jomych gospodarzy. Poznawałam tutejszy styl życia i zwyczaje. Nie tęskniłam za domem. By-łam szczęśliwa, wreszcie nigdy nie byłam głod-na. Było mi tak dobrze, że nawet pozwalałam się przytulać. Przed snem śpiewałam polskie piosenki.

Pierwszy, prawdziwy kostium kąpielowyFaaborg był portem rybackim. Poulsenowie zorganizowali zatem wyprawę kutrem na po-łów ryb. Fale miotały łódką, a mną miotała choroba morska. Jednak przez chwilę mogłam stać przy sterze. Pamiętam też, jak wybrali-śmy się na otoczoną piaszczystymi wydmami plażę. Wszyscy się kąpali. Ja nie chciałam się rozebrać. Wszystkie dziewczynki miały kostiu-my, ja tylko majtki. Poulsenowie natychmiast zorientowali się, w czym tkwi problem i w po-bliskim sklepie kupili mi pierwszy prawdziwy kostium w marynarskie pasy.Mniej więcej w połowie mojego pobytu Poul-senowie zorganizowali wyjazd do rodziny w Kopenhadze, gdzie również przyjęto mnie serdecznie i obdarowano prezentami. Dosta-łam płaszczyk, pantofelki z błyszczącymi gu-zikami i stos bielizny. Opiekunowie pokazywa-li mi ciekawe zabytki. Zobaczyłam pałac kró-lewski i przejazd władców Danii karetą przez miasto. Królowa i król żegnali się w ten spo-sób z podwładnymi przed wyjazdem do let-niej rezydencji. Byłam trochę rozczarowana, bo na głowach nie mieli koron, nie byli ubrani w królewskie szaty. Na szczęście kareta była bajkowa. Cały dzień spędziliśmy również w parku rozrywki Tivoli, a w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Odense, rodzinnym mie-

ście Andersena, gdzie zwiedziliśmy muzeum z pamiątkami po pisarzu.

Ellen, Gerhardzie, Kirsten, Eriku! Gdzie jesteście?Nadszedł dzień powrotu do Polski. Żegnali-śmy się ze łzami w oczach. Rodzina Poulse-nów polubiła mnie, doznałam od nich tyle ser-deczności, ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Ściskałam w dłoni małą porcelanową lalecz-kę, którą Kirsten nigdy nie pozwoliła mi się ba-wić. Teraz oddała mi ją na pożegnanie. Wyrzu-cono moje drewniane pudło – walizkę. Wraca-łam z porządnym bagażem pełnym podarun-ków i słodyczy. Wracałam z kraju ludzi dobrych, pogodnych do kraju szarych ulic i smutnych ludzi walczących o przetrwanie. Były to moje najpiękniejsze wakacje, czas, w którym choć trochę odczułam beztroską radość dzieciństwa.Po kilku dniach po powrocie przesłano mi mój ukochany rower, który babka natychmiast sprzedała.Długo korespondowałam z rodziną Poulse-nów, mimo wielokrotnych zaproszeń nie było w tamtych czasach możliwości wyjazdu. Do-wiedziałam się, że wiele duńskich rodzin chcia-ło zaadoptować wojenne sieroty, niestety, rząd polski odmówił, bo choć głodno i chłod-no, to „nie honor” było oddać polskie dzieci „przebrzydłym imperialistom”.Studiując w Gdańsku w latach sześćdziesią-tych, nawiązałam kontakt z Kirsten i jej bra-tem Erikiem. Zaproponowali mi pomoc w prze-dostaniu się do Danii. Nagle korespondencja się skończyła i nigdy, nigdy więcej nie otrzy-małam wiadomości od Poulsenów.Ellen, Gerhardzie, Kirsten, Eriku – gdzie jeste-ście? Jak potoczyły się Wasze losy?

Pamiętająca o Was, Ewa Romianiec-Zawadzka z Kielc

Czytaj też na str. 66

ucja Ogrodowczyk (80 lat) ma aż czternaścioro dzieci: siedmiu synów i siedem córek. Wszystkie żyją i mają się dobrze. A matkę kochają nad życie. I spędzają z nią każdą

wolną chwilę. – Cyganka wywróżyła mi trójkę dzieci, a tu pro-szę – aż czternaścioro – śmieje się pani Lucja

i bez zająknienia wymienia imiona. – Marek, Grzesiek, Wojtek, Antoś, Tomek, Andrzej, Pio-trek, Ania, Jola, Ela, Beata, Iwona, Marysia i Urszula. Wszystkie to fajne dzieciaki – doda-je z dumą.Pani Lucja na swoje 80 lat może i wygląda, ale duchem nadal czuje się młoda. Życie w mło-dości jej nie rozpieszczało, za to teraz rozpiesz-

Poranna kawa u mamy

Punktualnie o godzinie 10. Świątek, piątek czy niedziela spotykają się u mamy na kawce.

I obojętnie ile osób przyjdzie – wokół stołu jest zawsze tłok.

KRYSTYNA BUDA-SoWA

Jedyne zdjęcie „z dawnych” lat, na którym jest prawie cała rodzina pani Lucji Ogrodowczyk

FOtO

. ar

CH

IWu

M r

Od

zIN

NE

L

Page 22: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+MAGAZYN 60+ 41

piękne życie

40

piękne życie

czają ją… dzieci. Najstarsze ma dziś 59 lat, a najmłodsze 38. O matce nie zapominają, choć trzynaścioro z nich już dawno wyszło z domu. – Była naprawdę dzielna, że tyle dzieci wy-chowała – mówi z dumą najstarsza córka Anna Chwałkowska. – Mieszkam tuż obok, więc u mamy jestem codziennie. Jak komuś mówię, ile mam braci i sióstr, to nikt nie chce wierzyć.Pani Lucja ślub wzięła w 1956 roku. W wieku 21 lat urodziła pierwsze dziecko – syna. W wie-ku ponad 40 lat – ostatnie, również syna. Tro-je dzieci urodziła w domu, reszta przyszła na świat w szpitalach. – W niedzielę w kościele zajmowaliśmy dwie ławki – opowiada. – Jak podawałam obiad, ledwie mieściliśmy się przy stole. Nie powiem, ciężko było, ale na szczęś-cie dzieciaki zajmowały się sobą nawzajem, pomagały mi w domu i jakoś to szło. Nie mie-liśmy łazienki, więc kąpaliśmy się w balii. Pra-nie robiłam ręcznie, bo nie miałam pralki. Mąż zarabiał na życie, żeby było co do garnka wło-żyć, ale wszystko inne było na mojej głowie.Gdyby nie 8-hektarowe gospodarstwo wielo-dzietna rodzina przymierałaby głodem. Pani Lucja do dziś hoduje kaczki i perliczki i to właś-ciwie jedyne wspomnienie po dawnym gospo-darstwie. Podzielili ziemię z mężem między dzieci, tak by każde mogło wybudować sobie dom i żyć na swoim. – Jak się żyło z tak licznym rodzeństwem? Wspaniale – wzdycha pan Marek Ogrodow-czyk, dziesiąte dziecko z kolei. – Jak byłem młodszy, to czułem, że mam za sobą siłę, czy-li swoje starsze rodzeństwo. Do tej pory świet-nie się z braćmi dogadujemy. Wspólnie budo-waliśmy sobie domy, wspólnie naprawiamy sa-mochody, rozwiązujemy problemy. Jak mamie coś trzeba wyremontować czy naprawić, na-tychmiast przyjeżdżamy. Ja to właściwie je-stem u niej codziennie. Córki przejęły opiekę nad ogrodem mamy. Pani Lucja sama wszyst-ko sadzi, ale pieleniem i podlewaniem zajmu-ją się one.

– Niełatwo było być najstarszą siostrą – przy-znaje pani Anna. – Mama pracowała zawodo-wo, ojciec po pracy zajmował się gospodar-stwem, a na nas, najstarszych, spadała opie-ka nad rodzeństwem. Byliśmy jednak nieroz-łączni. I nadal tak zostało.Największą traumę przeżyli, kiedy w 1969 roku wybuchł pożar i rodzina straciła dach nad gło-wą. Najstarsi zostali zabrani do domu dziecka, a rodzice zajęli się odbudowywaniem domu, żeby dzieci jak najszybciej wróciły.– Ten dom, jaki był, taki był, ale był nasz – mówi córka Anna. – Przyjeżdżaliśmy z domu dzie- cka na święta i wakacje i ciężko było znowu odjeżdżać.Aż w końcu przyszedł dzień, kiedy byli wszy-scy razem, choć nie na długo. Dzieci powoli dorastały i wychodziły z domu. Pani Lucja we-sela wyprawiła wszystkim swoim pociechom. Został jeszcze tylko najmłodszy syn, który mieszka razem z matką. – Mama o wszystkich nas pamięta, a ma jesz-cze 15 wnuków i 9 prawnuków – mówi Anna. – Pamięta o urodzinach, dopytuje, co słychać u każdego z nas, chce żyć naszym życiem. Dzieci, choć dorosłe, do dziś dzielą się z mat-ką radościami. Smutki starają się zachować dla siebie, ale mama zawsze wyczuje, że coś jest nie tak.– Mama, kiedy się niepokoi, nie śpi, skacze jej ciśnienie i nie najlepiej się czuje – mówi Ma-rek. – Nie chcemy jej martwić, dość już prze-żyła i teraz niech cieszy się rodziną, a nie my-śli o naszych kłopotach.Ostatni raz całą czternastką spotkali się na 75. urodzinach mamy. Razem z mężami, żonami i dziećmi była ich w domu ponad czterdziest-ka. Teraz też chcą jej zrobić niespodziankę na osiemdziesiątkę, która wypada w lipcu.– Tak sobie myślę, że to mama trzyma nas w kupie – mówi pani Anna. – I bardzo jestem jej za to wdzięczna.

T ak Czesław Miłosz opisywał Litwę, wygłaszając odczyt z okazji otrzy-mania Nagrody Nobla. Jedną z pierwszych jego książek, które

mieliśmy okazję poznać, była „Dolina Issy”. Często było to wydanie poza cenzurą, gdzieś cudem zdobyte. Na Litwie Issa nazywa się Niewiaża i płynie między innymi przez maleń-ką litewską wioskę Szetejnie. Tu właśnie urodził się Czesław Miłosz. Poeta, który litewskość traktował jako ubogacenie swojej polskości. Uważał siebie za Litwina w takim sensie, co Adam Mickiewicz. Pocho-dził ze szlachty litewskiej mówiącej po polsku. Całe swe długie życie pisał po polsku. Język polski pozostał jego „ojczyzną”, nigdy się go nie wyrzekł.Jak dziś wyglądają Szetejnie i rzeka Niewiaża (Issa)? Czy tak jak w powieści: „Issa jest czar-na, głęboka, o leniwym prądzie, szczelnie ob-rosła łoziną; jej powierzchnia miejscami jest ledwie widoczna pod liśćmi lilii wodnych”?

Tu, gdzie Czesio łowił rybySzetejnie zwiedziłam wspólnie z profesorem Algirdasem Avizienisem, przyjacielem Czesła-wa Miłosza z czasów emigracji w Stanach Zjed-noczonych. Prof. Avizienis opiekuje się cen-trum konferencyjnym, które utworzono w dawnym majątku Miłoszów. Nie w dworku, bo ten nie ocalał. Decyzją władz komunistycz-nych rozebrano go do ostatniej cegły. Ostał się tylko zrujnowany świron (stodoła) i zapusz-czony park. W 1997 roku władze Litwy prze-kazały majątek prawowitym właścicielom Sze-tejni – braciom Czesławowi i Andrzejowi Mi-łoszom. Poeta i jego brat dali z kolei Szetejnie Fundacji Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza. Jednym z celów jej działalności jest rozwija-nie współpracy między Polakami i Litwinami. Centrum konferencyjne powstało w odrestau-rowanej, małej, skromnej stodole.Niewiaża, która oczywiście dalej płynie przez Szetejnie, jest dzisiaj inna niż przed laty. Zos-tała spiętrzona pod Kiejdanami. Jest szersza

„Dobrze jest urodzić się w małym kraju, gdzie przyroda jest ludzka, na miarę człowieka, gdzie w ciągu stuleci współżyły ze sobą różne języki i różne religie. Mam na myśli Litwę, ziemię mitów i poezji. I choć moja rodzina już od XVI wieku posługiwała się językiem

polskim, (…) wskutek czego jestem polskim, nie litewskim poetą, krajobrazy i być może duchy Litwy nigdy mnie nie opuściły”.

ANNA FABJAńCZYK-WoźNIAK

spacer doliną issy

Page 23: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ 43MAGAZYN 60+42

piękne życie

Miłosza. Spełniła funkcję terapeutyczną. Pi-sarz przeżywał koszmar związany z pozosta-niem na emigracji, cierpiał na niemoc twórczą i miał myśli samobójcze. Bo tak właśnie „ude-rza” w poetę utrata ojczyzny.O Szetejniach pisał, że „rodzą się tu ludzie skłonni do zachowań ekscentrycznych i dale-cy od spokoju”. Sam w rodzinnym dworku na-uczył się wielu rzeczy, między innymi toleran-cji: dziadkowie i rodzice mówili po polsku, wiej-skie dzieci po litewsku. Różnice religijne rów-nież nie były niczym nadzwyczajnym dla mło-dego chłopca – w niedalekich Kiejdanach mieszkali żydzi i chrześcijanie. Miłosz został

wychowany w rodzinie szanującej drugiego człowieka i umiarkowanie religijnej. Profesor Avizienis wiezie mnie do Świętobro-ści. W tutejszym kościele Miłosz został ochrzczony, choć sam poeta pisał, że „wyrzekł się diabła i przyjął chrzest święty” w świątyni w Opitołokach. W Świętobrości spaceruję mię-dzy starymi dębami i z uwagą czytam napisy na nagrobkach przodków Czesława Miłosza. Na cmentarzu spotykam miejscowych, słyszę po polsku uprzejme: „Dobry wieczór”.

Noc w świronkuWieczorem zjadam kolację złożoną z ciemne-go litewskiego chleba z kindziukiem – twar-dą, dojrzewającą litewską wędliną. Pora iść do łóżka, ale nie mogę spać. Niemal całą noc prze-siedziałam w wykuszu na piętrze, patrząc na to samo gwiaździste niebo, które podziwiał młody poeta. Jestem w tym samym świron-ku – spichlerzu, z którego mały Czesio oglą-dał wieże kościoła w Opitołokach. Rano bieg-nę w dół rzeki, by przed odjazdem napawać się zapachem i słodyczą tego miejsca. Siedząc w ciszy i obserwując owady na liściach, słyszę donośny plusk. Odwracam się, ale nikogo nie widzę. Albo mi się wszystko przyśniło, albo to duch Tomka z „Doliny Issy” zanurzył się w rze-ce, by popływać między wężami wodnymi…

Czytaj też str. 61

i głębsza, choć równie tajemnicza. Dziewięć-dziesiąt lat temu mały Czesio łowił w niej dra-pieżne okonki, dziś o poranku również widzi się tu wędkarzy.

Kiedy poeta traci ojczyznę…Profesor Avizienis oprowadza mnie po miej-scu, gdzie Czesław Miłosz mieszkał bardzo krótko. Z dworku dziadków, miejsca swoich urodzin, wyjechał, kiedy miał dwa lata i na dwa lata powrócił tu jako siedmiolatek. Schodzimy

w dół rzeki. Po drodze depczę wszystkie zna-ne mi z powieści „Dolina Issy” rośliny. Napa-wam się widokiem, zapachem, urodą tego miejsca. Teraz już wiem, dlaczego poeta po-wraca tu tak często w swojej twórczości, w zbiorach: „Kroniki”, „Na brzegu rzeki”, „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada”. Wyobrażam sobie małego Tomka z „Doliny Issy” biegnące-go z dworu w dół rzeki (Tomek to nikt inny, jak mały Czesio). „Dolina Issy” powstała w la-tach 1953-1954, w najgorszym okresie życia

Kiejdany. Małe, 30-tysięczne miasto nad Niewiażą. Są tu kościoły, cerkiew, synagogi, ale i unikatowy minaret. Kiejdany są miastem, w którym swoją siedzibę miał książę Radziwiłł z „Potopu”. Miasto wielokulturowe. Jak wspomina poeta, to tu przyjeżdżano po naftę, mydło i śledzie

Kościół Przemienienia Pańskiego w Świętobrości to miejsce, w którym przyszły noblista został ochrzczony w 1911 roku

FOTO

. AN

NA

FA

BJA

ŃC

ZY

K-W

NIA

K

FOTO

. AN

NA

FA

BJA

ŃC

ZY

K-W

NIA

K

Page 24: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

zdrowym być

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

znasz prawomasz prawo

44

piękne życie

Przez długie lata spędzałem wakacje w gó-rach, nie nad wodą. Główny powód był religij-ny: sekretarzowałem trzem biblistom trzech wyznań tłumaczącym Nowy Testament: arcy-biskupowi prawosławnemu Jeremiaszowi, księdzu katolickiemu Michałowi Czajkowskie-mu i pastorowi zielonoświątkowemu Mieczy-sławowi Kwietniowi. Pracowaliśmy w prawo-sławnym domu wypoczynkowym w Cieplicach koło Jeleniej Góry, skądinąd miejscu mojej młodości, więc wspomnień sprzed laty nie bra-kowało. Skończyliśmy jednak już naszą pracę, Nowy Testament w naszym tłumaczeniu zo-stał wydany, więc może tym razem odwiedzę rodzinę w pobliżu Bałtyku? Wspominał tam będę pewien pobyt nadmorski…Było to prawie pół wieku temu. Moje dzieci, dziś pięćdziesięcioletnie, były jeszcze malut-kie, trzeba było jeździć z nimi na wakacje. Po-jechałem do Swarzewa w Zatoce Puckiej, bo tam podobno klimat jest, szczególnie dla dzie-ci, „zdrowotwórczy”. Jeśli polega to na tym, że powoduje senność, to faktycznie. Staran-nie omijając niezliczone gęsie odchody, poszli-śmy oczywiście nad wodę. Były na niej nady-mane materace, dzieci zaczęły bawić się w pia-sku, wynająłem sobie zatem jeden, położyłem się nań – i zasnąłem...

Obudziłem się jedyny raz w życiu w przeraźli-wym strachu: zobaczyłem, że jestem kilkaset metrów od brzegu, a pływać nie umiem, wody boję się potwornie. Na brzegu stała córeczka również przerażona, wołająca tatę... Zobaczy-łem na łódce strażników tego terenu, rozdar-łem się jak stare prześcieradło – i uratowali mi życie! Nie pamiętam, czy wylegitymowali mnie czy nie, w każdym razie na pewno nie aresz-towali za podejrzane zachowanie. Nie jestem pewien, czy głębokość wody była rzeczywi-ście niebezpieczna, ważny był mój piramidal-ny strach.No i jeszcze ważniejsza sława... Jakiś czas po-tem pojechali w tamte strony znajomi, zapy-tano ich, czy znają w tej Warszawie takiego faceta, który chciał na nadymanym materacu uciec za granicę. To jeszcze nic, ale wiele lat później trafił tam również Adam Michnik i też usłyszał podobną opowieść, tyle że dorobił sobie do niej przypuszczenie, iż na owym wod-nym pojeździe zaczytałem się w jakimś śred-niowiecznym mistyku. Byłoby to o wiele wspa-nialsze...Morał z tej opowieści jest oczywiście taki, że zawsze i wszędzie, również nad spokojną wodą, trzeba mieć się na baczności. Chyba że chcemy być bardzo, bardzo sławni.

JAN TURNAU„GAZETA WyBORcZA”

felieton

Jak raz sławny się stałem w Swarzewie

45

P ewnie myśli tak wiele starszych osób w Polsce. I coraz częściej, nie-jako w odpowiedzi na te pytania, mogą dowiedzieć się z gazet czy re-

klam, że za własne mieszkanie mogą „kupić” sobie dostatnią starość: dostać dodatkowo dożywotnią comiesięczną rentę, dysponować w razie potrzeby większymi pieniędzmi. Jak to możliwe? W Polsce działają instytucje finan-sowe, które – w zamian za przekazanie przez seniora prawa własności do mieszkania lub domu – zobowiązują się do wypłacania mu dodatkowej, dożywotniej renty. Oczywiście gwarantują, że osoba, która się na to zdecy-duje, będzie do końca życia korzystać ze swo-jego mieszkania. Potocznie taka transakcja – prawo do nieruchomości w zamian za rentę – nazywana jest odwróconą hipoteką, choć te oferty, które obecnie otrzymują polscy senio-rzy, klasyczną odwróconą hipoteką jeszcze nie są. Proponują je na razie prywatne firmy, tzw. fundusze hipoteczne na podstawie kodeksu cywilnego, bo w Polsce wciąż nie ma ustawy

Emerytura marna, ledwo wystarcza na czynsz, opłaty, żywność i leki. Mieszkanie własne, trzypokojowe. Za duże dla jednej osoby, za drogie w utrzymaniu. Dzieci nie mogą pomóc, wnuki za granicą. Co robić?

Jak spokojnie żyć, jak pozwolić sobie na przyjemności, podróże, o których marzyło się przez całe życie? Jak nie martwić się o jutro,

jak być seniorem bez kłopotów, chociażby tych finansowych?

ZoFIA KRUPA

Pewne pieniądze z hipoteki?

Page 25: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

znasz prawo, masz prawo

4746

wo do dożywocia, a wnuczek w zamian za da-rowiznę zobowiąże się płacić czynsz czy prze-prowadzać remonty. Znam przypadki, że po-dobne umowy są zawierane między osobami niespokrewnionymi.A jeśli ktoś nie chce zamieniać mieszkania na mniejsze? I nie ma rodziny, która mogła-by pomóc? Może poszukać instytucji finansowej, która daje dożywotnią rentę w zamian za mieszka-nie. Ale to rozwiązanie bardzo radykalne, gdyż łączy się z utratą prawa do nieruchomości. Fundusz kupuje od seniora dom czy mieszka-nie. Podpisuje z nim umowę, w której zobo-wiązuje się do comiesięcznego wypłacania określonej kwoty. Jej wysokość to kwestia umowna, zależy od takich czynników, jak war-tość nieruchomości, wiek seniora czy jego płeć. Przy takim rozwiązaniu były właściciel zachowuje prawo do korzystania z lokum, któ-re dopiero po jego śmierci przechodzi we wła-danie funduszu. Staje się jednak już tylko lo-katorem, a to oznacza, że traci kontrolę nad lokalem, traci możliwość wpływania na swój byt. Dzisiaj tylko w ten sposób można „zamie-nić” mieszkanie na wypłacaną dodatkowo do-żywotnią rentę. O czym trzeba pamiętać, zawierając taką umowę?Takiej decyzji nie można podejmować w sytu-acji przymusowej, bo może się zdarzyć, że dru-ga strona narzuci niekorzystne warunki, na przykład zaniżając wycenę mieszkania. Pamię-tajmy, że firmy, które proponują obecnie wy-płacaną dodatkowo rentę za mieszkanie, to instytucje parabankowe. To oznacza, że nie są kontrolowane przez Komisję Nadzoru Finan-sowego. Obecnie przepisy nie zabezpieczają odpowiednio praw emerytów: nie narzucają funduszom sposobu ustalania wysokości świadczeń; nie wiadomo też, czy w przypad-ku upadku takiego funduszu zachowamy pra-wo do dożywotniego korzystania z mieszka-

nia. Trzeba też pamiętać, że renta hipoteczna to bardzo młody produkt, umowy zawierane są od niedawna, dlatego nie wiadomo jeszcze, jak się sprawdzi w naszych realiach. Na razie mamy tylko informacje, że ktoś zawarł umo-wę z funduszem, ale jeszcze nie wiemy, jak to działa w praktyce. Czyli planując oddanie mieszkania za doży-wotnią rentę, trzeba wszystko posprawdzać i gruntownie przemyśleć?Tak, bo mieszkanie to dla większości seniorów jedyny majątek i dorobek całego życia. Czę-sto dostali je lata temu po wielkich staraniach, a potem dzięki ciężkiej pracy wykupili na włas-ność. Dlatego – w obecnych realiach praw-nych, przy zasadach, na jakich działają oferty renty za mieszkanie – pozbywając się prawa własności, trzeba zachować ostrożność i roz-sądek. Nie wolno takiej decyzji podejmować w sytuacji przymusu ekonomicznego czy zdro-wotnego. Nie można pozwolić się oczarować marketingowi i reklamie, ale wszystko spraw-dzać. Trzeba sobie dać czas do namysłu, do ochłonięcia, przejrzeć dostępne na rynku ofer-ty, sprawdzić firmę, skonsultować propozycję ze specjalistami albo chociaż ze znajomymi. Rozwaga jest niezbędna, bo gdyby ktoś trafił na firmę nieuczciwą albo taką, której powinę-

o odwróconej hipotece i rencie dożywotniej. Z czym wiąże się skorzystanie z obecnych ofert zamiany mieszkania na dodatkową rentę? Czy warto to zrobić? Czy jest to bezpieczne? Czy nic nie ryzykujemy?

TAK JEST TERAZ:

CO MIESIĄC DODATKOWE PIENIĄDZE W ZAMIAN ZA MIESZKANIE

Po co mi mieszkanie, kiedy na nic mnie nie stać? Pani Maria ma 71 lat. Mieszka w Poznaniu. Trzy lata temu zmarł jej mąż, dzieci nie mieli, więc została sama w dwupokojowym mieszkaniu. Nie ma wysokiej emerytury – pieniędzy z tru-dem wystarcza jej na życie. Zdrowie na szczęś-cie dopisuje, więc na leki nie wydaje dużo. Emerytka zastanawia się często, co jej po tym mieszkaniu. Nie ma go komu zostawić. Jest co prawda siostrzenica, która kiedyś wspomi-nała, że gdyby pani Maria przepisała mieszka-nie na jej syna, to oni płaciliby czynsz i zajęli się nią na starość. Ale siostrzenicy ani jej syna nie widziała już kilkanaście lat.W telewizji zobaczyła reklamę funduszu hipo-tecznego. Obiecywali, że w zamian za miesz-kanie senior dostanie dodatkowe pieniądze i do końca życia będzie mógł mieszkać u sie-bie. Zainteresowało ją to. Poprosiła syna są-siadki, żeby znalazł jej więcej informacji. Po-szukał w Internecie – okazało się, że obiecują jeszcze bezpłatne badania lekarskie i porady prawne, darmowe potańcówki i projekcje w klubie seniora. Pani Maria długo czytała te informacje, długo wszystko rozważała. W końcu pomyślała, że nie musi być przecież właścicielką mieszkania, najważniejsze, żeby mogła w nim do końca ży-cia mieszkać. I żeby nie martwiła się każdego miesiąca, że jak popsuje jej się lodówka czy odkurzacz, to nie będzie za co kupić nowego

sprzętu. Albo wykupić leków, jeśli pogorszy-łoby się jej zdrowie. A tak, dzięki dodatkowym pieniądzom, poczułaby się bezpiecznie, wresz-cie nie musiałaby liczyć każdej złotówki. I stać by ją było na drobne chociaż przyjemności. Zdecydowała się i poszła do oddziału fundu-szu hipotecznego w Poznaniu.Umowy jeszcze nie podpisała. Ale był już rze-czoznawca, który ma ocenić wartość mieszka-nia. Pani Maria weźmie jeszcze swojego eks-perta. Tak poradził mąż sąsiadki, który jest prawnikiem. Powiedział też, żeby się nie śpie-szyła, wszystko jeszcze raz dobrze przemyśla-ła i sprawdziła.

ZOFIA KRUPA: Historię pani Marii z Pozna-nia pewnie powtórzyłoby wielu seniorów. „Mam majątek, bo przecież mieszkanie to jest jakiś majątek, mam emeryturę, ale na nic mnie nie stać. Żyję z dnia na dzień, w cią-głej niepewności, obawiając się, że jutro może być gorzej. Że przytrafi się choroba, niespodziewany wydatek… Mam dość, chcę wreszcie odpocząć, nie martwić się, pożyć w dostatku”. Jednocześnie nierzadko miesz-kanie czy dom są dla nich za duże, za kosz-towne w utrzymaniu. Jakie jest dzisiaj wyj-ście z tej sytuacji?

TOMASZ BŁESZYŃSKI, doradca rynku nieru-chomości: Najprostsze rozwiązanie to zamia- na dużego, drogiego w utrzymaniu lokum na mniejsze i tańsze. Oso-ba, która ma rodzinę, może spróbować się po-rozumieć z dziećmi czy

wnukami. Może zgodzą się przejąć lokal, a dla dziadka czy babci po-szukają wygodnego, ale mniejszego, bardziej ekonomicznego mieszkania. Senior może też przepisać lokal na wnuczka, zachowując pra-

FOTO

. MIC

HA

Ł A

WIN

Tomasz Błeszyński

FOtO

. ar

CH

IWu

M

Page 26: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

znasz prawo, masz prawo

48 49

nięte zobowiązanie, a wtedy nie stracimy włas-ności. Co ważne, takie rozwiązanie pozwala kontrolować system spłat i jeśli bank nie bę-dzie się wywiązywał ze swojej części umowy, to my możemy się z niej wycofać. Ale bank bę-dzie też miał swoje wymagania, oczekując, że będziemy regularnie płacili czynsz i nie dopuś-cimy do pogorszenia się stanu lokalu. Projekty przewidują, że po śmierci osoby, która zdecydowała się na odwróconą hipo-tekę, spadkobiercy będą mogli wykupić mieszkanie, spłacając kredyt.Tak, ale myślę, że to rozwiązanie nie będzie działać. W Polsce wciąż obowiązuje tradycyj-ny model rodziny, w której prawa do takiego majątku jak mieszkanie są przekazywane bli-skim. Odwrócony kredyt hipoteczny to pro-dukt przede wszystkim dla osób, które nie mają rodziny, są w poważnym konflikcie z bli-skimi albo wszyscy członkowie rodziny są w równie kiepskiej sytuacji finansowej co se-nior. Gdyby więc w takiej sytuacji zdecydowa-li się na odwrócony kredyt hipoteczny, nie spo-sób sobie wyobrazić, aby nagle po jego śmier-ci byli w stanie spłacić kredyt. Niełatwo radzić człowiekowi, który z tru-dem wiąże koniec z końcem, aby poczekał z „zamianą” mieszkania czy domu na dodat-kową rentę. Ale w tym wypadku może war-to czekać? Zdecydowanie radzę poczekać, aż w polskim systemie prawnym będzie już kredyt z odwró-coną hipoteką. Da on gwarancję zachowania prawa do nieruchomości, a udzielające ich in-stytucje mają być kontrolowane przez pań-stwo. Prace nad odpowiednią ustawą trwają i wcześniej czy później zostanie ona wprowa-dzona. Politycy mówią, że może się to stać jeszcze w tym roku. Emerytury nie są wysokie, a koszty utrzy-mania rosną. Można więc przypuszczać, że taki produkt jak odwrócony kredyt hipo-teczny będzie miał popularność?

Odpowiem przewrotnie: chciałbym, aby tak się nie stało, bo to oznaczałoby, że Polakom dobrze się powodzi, a emerytury, jakie dosta-ją, wystarczają na dobre życie. Taki produkt doskonale się sprawdził w zamożnych społe-czeństwach, na przykład w Skandynawii, ale tam seniorzy są w zupełnie innej sytuacji. De-cydują się na taki ruch nie dlatego, że trudno im związać koniec z końcem, ale chcą zyskać dodatkowe pieniądze i nie brać klasycznego kredytu. Niejednokrotnie dysponują też kilko-ma nieruchomościami. Nie chcą żyć z najmu, ponosić ryzyka związanego z najemcami, wolą przekazać mieszkanie funduszowi, który bę-dzie im płacił raty.

łaby się noga, to w najczarniejszym scenariu-szu mógłby – jak już mówiłem – nawet stracić dach nad głową. TAK MA DOPIERO BYĆ:

BĘDZIEMY WYPŁACAĆ CI CO MIESIĄC PIENIĄDZE, ALE USTANOWIMY HIPOTE- KĘ NA TWOIM MIESZKANIU LUB DOMU DODATKOWE PIENIĄDZE W ZAMIAN ZA MIESZKANIE (TAK JAK OBECNIE), ALE WSZYSTKO BĘDZIE KONTROLOWAĆ KOMISJA NADZORU FINANSOWEGO

Tato, poczekaj jeszcze z decyzją!Pan Feliks mieszka samotnie w małym domku w Trójmieście. Z żoną są od dawna po rozwo-dzie, nawet nie utrzymują kontaktu. Żonę spła-cił, wiec dom należy tylko do niego. Jedyny syn kilkanaście lat temu wyjechał do USA i tam się urządził. Nie założył rodziny, ale mówi, że do Polski już nie wróci.Pan Feliks skończył już 68 lat. Coraz trudniej mu zajmować się domem, musi mocno zaci-skać pasa, żeby opłacić rachunki po każdej ostrzejszej zimie. Chciałby żyć wygodnie, wy-jechać od czasu do czasu za granicę, ale wciąż staje przed wyborem: albo dom, albo wczasy. Coraz częściej myśli o tym, że ta mała willa jest dla niego tylko obciążeniem. Czekając w przychodni na wizytę u lekarza, usłyszał, że jeden z jego znajomych już rok temu oddał mieszkanie za wypłacaną dodat-kowo dożywotnią rentę. Pan Feliks zaintere-sował się taką możliwością. Kiedy dzwonił do niego syn z Ameryki, powiedział mu, że myśli o „zamianie” domu na dodatkową rentę.Syn sprawdził, na jakich zasadach można to zrobić teraz w Polsce, powiedział też, jak to działa w USA i że podobnie ma być także u nas. Że przygotowywana jest ustawa o od-wróconym kredycie hipotecznym i rencie do-żywotniej. I doradził panu Feliksowi, żeby – je-

śli już koniecznie chce pod zastaw domu do-stać dodatkowe pieniądze – wstrzymał się z decyzją do momentu wejścia w życie ustawy.Pan Feliks dowiedział się od syna, że jeśli po uchwaleniu nowych przepisów zdecydowałby się na odwrócony kredyt hipoteczny (to jest właśnie odwrócona hipoteka), to udzieli mu go bank. Na czym to polega? Bank będzie wy-płacał co miesiąc (lub jednorazowo) pieniądze. W zamian pan Feliks musiałby się zgodzić na ustanowienie hipoteki na swoim domu. W ustawie może też być zapis, że spadkobier-cy pana Feliksa będą mogli bankowi oddać wypłacone mu pieniądze i zatrzymać dom. Do-piero wtedy, gdy tego nie zrobią, bank będzie mógł sprzedać dom pana Feliksa, ale – jeśli jego wartość będzie wyższa od wypłaconego kredytu – nadwyżkę odda spadkobiercom. Można też będzie – tak jak dotychczas – od razu oddać mieszkanie za dożywotnią, wypła-caną dodatkowo rentę. Ale instytucje, firmy (fundusze hipoteczne), które będą realizować te usługi, obejmie kontrolą Komisja Nadzoru Finansowego. Jeśli fundusz hipoteczny by upadł, senior miałby gwarancję wypłaty ren-ty oraz prawo do dożywotniego korzystania z domu czy mieszkania. ZOFIA KRUPA: Rząd nosi się z zamiarem wprowadzenia przepisów, które sankcjono-wałyby kredyt z odwróconą hipoteką. Co to jest?TOMASZ BŁESZYŃSKI: To znane i sprawdzo-ne na całym świecie rozwiązanie. Różni się dia-metralnie od koncepcji, o której mówiliśmy wcześniej. Zawieramy umowę z bankiem czy instytucją finansową, która zobowiązuje się wypłacać nam comiesięczną ratę, a jako za-bezpieczenie przyjmuje nieruchomość. To bez-pieczniejsze rozwiązanie, bo nie tracimy pra-wa do domu czy mieszkania. Bank przejmuje go na własność dopiero po naszej śmierci. Przy odwróconym kredycie hipotecznym możemy przerwać umowę, spłacić do tej pory zaciąg-

Jeśli zdecydujesz się na zawarcie umowy z funduszem hipotecznym i dożywotnią rentę w zamian za mieszkanie lub dom, pamiętaj:

Nie podejmuj takiej decyzji w pośpiechu i w przymusowej sytuacji, daj sobie czas do namysłu Porównaj wszystkie oferty na rynku, sprawdź firmy, które się tym zajmują

Zasięgnij rady fachowca, prawnika albo chociaż skonsultuj się ze znajomymi

Zadbaj o to, aby w umowie z funduszem znalazły się zapisy zabezpieczające możliwość dożywotniego korzystania z nieruchomości i egzekucji, gdyby fundusz przestał płacić rentę Przy zawieraniu tego typu umów korzystaj z usług doświadczonego notariusza, który wyjaśni wszystkie wątpliwości

Page 27: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+MAGAZYN 60+50 51

podpowiedzi

można płacić w sklepie lub wypłacać pie-niądze z bankomatu. Ta maszyna to wygo-da czy stres?Zdecydowanie wygoda. Gdy potrzebujemy gotówki, nie musimy iść do banku. Wystarczy pójść do najbliższego bankomatu, czyli urzą-dzenia, które – dzięki karcie wydanej przez bank – wypłaci potrzebną nam kwotę. Obsłu-ga bankomatu jest prostsza niż nam się wy-daje: wystarczy włożyć do niego kartę płatni-czą, wpisać numer PIN (czyli hasło w postaci kilku cyfr, które zna tylko właściciel karty, a bez którego nie da się wypłacić pieniędzy) i określić wysokość wypłaty. Pamiętajmy jed-nak, aby nie nosić numeru PIN w portfelu ra-zem z kartą. To podstawowy błąd i duże ryzy-ko, ponieważ w przypadku utraty portfela obca osoba zdobędzie dostęp do naszego kon-ta. W bankomatach, oprócz wypłaty pienię-dzy, możemy również sprawdzać stan konta. Warto także zwrócić uwagę na sieć bezpłat-nych bankomatów udostępnianych przez ban-ki, ponieważ część z możliwych do wykonania w nich transakcji może jednak wiązać się z na-liczeniem prowizji.A jak zgubię kartę? Co wtedy?Trzeba jak najszybciej zablokować kartę – moż-na to zrobić osobiście w najbliższym oddziale banku lub zadzwonić pod specjalny numer bankowej infolinii. Dlatego też warto mieć nu-mer infolinii zawsze przy sobie. Bank zastrze-że wtedy kartę i zablokuje tym samym możli-wość skorzystania z naszych pieniędzy. Gotówkę łatwo było kontrolować. Widać, ile jest pieniędzy, ile wydaliśmy, ile zosta-ło. Ale kiedy mam je w banku, czy nie moż-na się pogubić? Przecież to dodatkowa ro-bota notować, ile miałam, ile wypłaciłam… Te „trudności” z kontrolowaniem i zarządza-niem naszych finansowych oszczędności to je-den ze stereotypów dotyczących konta ban-kowego. Bo historię operacji na rachunku, ak-tualne saldo można sprawdzić w większości

bankomatów lub przez Internet, nie wycho-dząc z domu. Pomoże nam też w tym banko-wy serwis internetowy, operatorzy infolinii. Istnieje także możliwość przesłania nam ta-kich informacji SMS-em.Wspomniała Pani o sprawdzaniu konta w Internecie. Ale do tego trzeba mieć nie tylko konto w banku, musi ono być kontem internetowym. Co to znaczy? To znaczy, że wszystkie operacje, które wyko-nam na swoim koncie, mogę zobaczyć o do-wolnej porze w swoim domu, na swoim kom-puterze. Więcej – mogę, korzystając z inter-netowego konta – robić przelewy, załatwiać płatności i realizować zakupy w Internecie. Wszystko jest w pełni bezpieczne – każdy ma indywidualne, sobie tylko znane hasło, które może sam generować. To może brzmi skom-plikowanie, ale tak naprawdę to tylko kilka czyn-ności, z którymi trzeba się oswoić. W tym wy-padku też warto poprosić młodszych o pomoc. Banki kuszą atrakcyjnymi ofertami, zachę-cają w reklamach do lokowania oszczędno-ści. Czy warto – mając trochę pieniędzy – powierzyć je bankowi? Wciąż słyszymy, że ktoś zainwestował oszczędności całego życia, miał zarobić, a wszystko stracił. Najczęściej te historie dotyczą instytucji pa-rabankowych. Wszystkie banki w Polsce pod-legają kontroli nadrzędnych instytucji pań-stwowych, a środki w nich ulokowane mają gwarancję Bankowego Funduszu Gwarancyj-nego. W przypadku ewentualnych kłopotów jakiegoś banku, pieniądze zdeponowane przez klientów wypłaca im właśnie ten fundusz. Co ważne, gwarancją objęte są depozyty aż do 100 tysięcy euro, czyli ponad 400 tysięcy zło-tych (na jedną osobę będącą właścicielem lub współwłaścicielem rachunku). Dlatego też za-chęcamy do systematycznego i bezpieczne-go oszczędzania z wykorzystaniem rozwiązań przygotowanych przez banki. Rozmawiała Anna Krysicka

onieważ tak taniej i wygodniej. Wielu seniorów jednak przyzwy-czaiło się do odbierania emerytu-ry wyłącznie z rąk listo-nosza, wielu nie ma włas-

nego konta. Tymczasem jego zało-żenie nie jest trudne, a zdecydowa-nie ułatwia życie i pozwala za-oszczędzić sporo czasu. Na co zwró-cić uwagę, gdy zastanawiamy się nad wyborem banku, z czym wiąże się korzystanie z konta, czy jest się czego bać? O to zapytaliśmy Karo-linę Stefanowicz, zastępcę dyrektora De-partamentu Sprzedaży Bankowości Pocz-towej.

Czy trudno założyć konto w banku?Karolina Stefanowicz: Założenie konta jest niezwykle proste. W większości banków moż-na to zrobić, wybierając najwygodniejszy z trzech sposobów: podczas osobistej wizyty

w placówce, przez telefon – dzwoniąc na spe-cjalną infolinię banku – lub poprzez stronę in-ternetową banku. Przed podjęciem decyzji

warto sprawdzić oferty banków kierowane do seniorów. Dobrze jest też porozmawiać z dziećmi czy wnukami, które zwykle mają kon-ta w banku, często obsługują je za pośrednictwem Internetu. Do za-łożenia konta w większości banków wystarczy dowód osobisty lub le-gitymacja emeryta, rencisty.Czy trzeba zadeklarować, że na-

sze wszystkie pieniądze, które dostajemy każdego miesiąca, np. z tytułu emerytury, będą obowiązkowo wpływać na nasze kon-to bankowe? Nie, wystarczy deklaracja, że na nasz rachu-nek co miesiąc będzie wpływać przynajmniej część emerytury lub renty. Jeśli mam konto w banku, to dostanę pro-pozycję przyjęcia karty płatniczej, którą

Długie kolejki w bankach i na poczcie, klienci z plikami rachunków w dłoni, odliczanie konkretnej sumy w gotówce.

To już częściej obrazek z filmów Barei niż rzeczywistość. Coraz więcej osób zakłada konta bankowe (także internetowe),

a rachunki płaci… w domu. Dlaczego?

nie takie konto bankowe

straszne…

Karolina Stefanowicz

Poradnik „Magazynu 60+”

P

Page 28: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+MAGAZYN 60+52

w wolnej chwili

53

– Nierzadko, by można było uczestniczyć w wykładach, które sobie wybieramy, trzeba czekać nawet kilka lat, aż zwolni się miejsce lub ktoś zrezygnuje – mówi Wiesława Gliwna, emerytowana studentka. Pani Wiesława studiowała już na kilku UTW. Wszędzie za prawo bycia studentem trzeba zapłacić niewysokie z reguły czesne – od kil-kudziesięciu do około 200 złotych za semestr. Wykłady i część warsztatów są za darmo, wchodzi się na nie jednak według dokładnie sprawdzanej listy. Za niektóre zajęcia trzeba zapłacić dodatkowo – np. za naukę języka ob-cego czy gimnastykę. Ale i tak kosztuje to o wiele mniej niż podobne lekcje „na mieście”.

Przoduje angielskiWszędzie największą popularnością cieszą się lekcje języka angielskiego, modne są: infor-matyka i wycieczki po mieście. We wszystkich z reguły uczelniach można zapisać się ponad-to na: rękodzieło, muzykoterapię, nordic wal-king, gimnastykę, basen, do sekcji turystycz-nej, fotograficznej. Niektóre uniwersytety or-ganizują także zajęcia na specjalne zamówie-nie seniorów. Do ciekawszych należą działają-

ce na Opolskim Uniwersytecie Trzeciego Wie-ku sekcje: działkowa, brydżowa i sekcja wza-jemnej pomocy. Ten uniwersytet organizuje też dla swoich słuchaczy wyjazdy rehabilita-cyjno-wypoczynkowe połączone z pobytem przy gorących źródłach na Orawie. Gnieźnień-ski UTW przyciąga seniorów salonem politycz-nym i sekcją poetycko-literacką, a warszawski sekcją pamiętnikarską.

Z UTW na studia dziennePani Maria kilka lat temu nieśmiało spytała o naukę języka francuskiego i zapisała się na drugi semestr grupy dla początkujących, ale okazało się, że zna język tak dobrze, że może dołączyć do grupy… studentów z Centrum Kształcenia Międzynarodowego Politech-

S kąd ta chęć do nauki po sześćdzie-siątce? Wielu z nas, wchodząc z ży-cie, niejednokrotnie nie ma szans na szeroką, gruntowną edukację,

wielu ją przerywa, bardzo wielu musi na całe lata odłożyć realizowanie marzeń, zapomnieć o swojej pasji. Przemiany ekonomiczne, go-spodarcze, których doświadczyliśmy szcze-gólnie w ostatnim dwudziestoleciu i postęp techniczny sprawiły, że wśród seniorów jest dzisiaj o wiele więcej niż kiedykolwiek osób, które chcą nadrobić zaległości. Uzupełnić wie-dzę, zacząć korzystać z nowych technologii, zająć się swoim hobby. Zanim stali się senio-rami, w nieustannym biegu do pracy i z pracy, w radzeniu sobie z codziennymi życiowymi problemami, nie mieli na to czasu. Kolejki do uniwersytetów trzeciego wieku są coraz dłuż-sze także dlatego, że osób starszych jest co-raz więcej – żyjemy coraz dłużej, już dziś co piąty Polak ma ponad 60 lat! – W Polsce powstają trzy typy uniwersytetów trzeciego wieku: działające w strukturach bądź pod patronatem wyższych uczelni, powołane przez stowarzyszenia prowadzące działalność popularnonaukową i działające przy domach

kultury, bibliotekach, domach dziennego po-bytu – mówi Wiesława Borczyk z Sądeckiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, prezes Ogól-nopolskiej Federacji Stowarzyszeń UTW.

Kolejka do kolejki?Na UTW przy Uniwersytecie Łódzkim bardzo trudno się dostać. Uczy się tu około 800 se-niorów, a ci, którzy chcieliby do nich dołączyć i zapisują się na uczelnię, nie od razu mogą przyjść na zajęcia.

Jedni chcą poszerzyć horyzonty, pomnożyć wiedzę, poznać nowych ludzi. Inni po prostu wyjść z domu. Co roku we wrześniu z tych powodów tysiące seniorów stoją w kolejkach, by zapisać się na Uniwersytet Trzeciego Wieku czy Akademię Wieku Dojrzałego.

AgNIESZKA BohDANoWICZ

nie możemy „zardzewieć”!

W kilku UTW seniorzy mogą zapisać się na kurs samoobrony – proponują go między innymi uczel-nie w Warszawie, Grodzisku Mazowieckim, Żorach i Łodzi

Pierwszy UTW utworzył w 1973 roku Pierre Vellas, profesor uniwersytetu w Tuluzie. Dwadzieścia lat później istniało we Francji ponad 40 tego typu placówek. Polska była trzecim krajem na świecie (za Francją i Belgią), w którym rozwinął się ruch UTW. Nasz pierwszy UTW zaczął funkcjonować równocześnie z pierwszymi w Szwajcarii, we Włoszech i Kanadzie już w roku 1975. W tym roku powstało też Studium Trzeciego Wieku w War-szawie. Intensywny rozwój UTW przypadł na lata 1975 – 1979 (powstały we Wrocławiu, Opolu, Szczecinie, Poznaniu, Gdańsku, Łodzi). Obecnie w Polsce działa blisko 110 uniwersytetów trzeciego wieku, które łącznie zrzeszają 25 tysięcy słuchaczy. Najliczniejszą grupą słuchaczy może się poszczycić UTW w Krakowie,w którym liczba studentów seniorów wynosi ponad 1800.

Seniorzy chętnie uczą się fotografowania

FOTO

. AR

CH

IUM

ST

RA

ŻY

MIE

JSK

IEJ

W Ł

OD

ZI

FOTO

. AG

NIE

SZK

A B

OH

DA

NO

WIC

Z

Page 29: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ 55

w wolnej chwiliw wolnej chwili

54 MAGAZYN 60+

niki Łódzkiej, którzy uczą się w języku francuskim. I tam została. Kiedy nie mogła dopasować się do zajęć czasowo, młodzież sama zaproponowała, że będzie panią Marię na uczelnię przywozić i od-wozić. – Byle tylko była z nami! Tak pięknie opo-wiada o doświadcze-niach z licznych podróży, ma dużo slajdów z orbi-sowskich wyjazdów na Wschód... – mówią stu-denci politechniki. A prowadząca zajęcia ze studentami śmieje się, że ma w grupie native speakera (nativ speaker: osoba, dla której dany język jest językiem ojczystym).

Duch ochoczy i ciało niemdłeOprócz dokształcania, uczelnie dla seniorów to także forma zapobiegania samotności. Słu-chacze zawierają przyjaźnie, często spotyka-ją się na kawie i to nie tylko po zajęciach, ale także w czasie wolnym, w wakacje. Wielu z nich mówi, że decyzja, by wyjść z domu i zapi-sać się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, to była najlepsza inwestycja w ich życiu.

Seniorzy studenci ochoczo od pię-ciu lat zjeżdżają do Łazów, by sta-nąć na starcie i zmierzyć się w kilku-nastu konkurencjach – od brydża, poprzez lekką atletykę do dyscyplin siłowych. W V Ogólnopolskiej Olim-piadzie UTW uczestniczyło w maju

tego roku 400 seniorów z 36 ośrodków uni-wersyteckich! Najstarszy uczestnik w katego-rii strzelanie z karabinka sportowego urodził się w 1931 roku. Również ponadosiemdziesię-cioletni zawodnik ścigający się na rowerze przełajowym wsiadł na własny bicykl z 1964 roku i – jak twierdzi Ewa Wiekiera, jedna z or-ganizatorek olimpiady – przyjechał na metę w całkiem dobrym czasie. Specjalnym gościem zawodów olimpijskich była pani Janina, 91-let-nia seniorka – góralka z Nowego Targu, która wszystkich raczyła oscypkami i bundzem włas-nej produkcji (bundz: ser z mleka owczego, ro-dzaj twarogu).

Tak malują seniorzy: 1, 2 Bożenna Niewinowska, 3 Barbara Zawadzka

A rtykuł krążył wśród zebranych, bu-dził duże zainteresowanie i wywo-ływał różne komentarze. Niektó-rzy nie kryli ogromnego podziwu

dla sylwetki emerytowanego sportowca, inni dociekali sposobu na zachowanie takiego wy-glądu i energii. W końcu artykuł dotarł także do mnie, czeka-no na moją reakcję. Zerknąłem na zdjęcia i roześmiałem się głoś- no. Spoglądał z nich mój dawny kolega, towarzysz sportowych zmagań, Wie-sław Czerski. Nie widzie-liśmy się od 20 lat, ale roz-poznałem go bez trudu, bo mimo emeryckiego wieku wyglądał niemal tak, jak w okresie swoich największych sukce-sów. Mój śmiech wywołał lekką konsternację, ale szybko ją rozwiałem, opowiadając o Wieś-ku i jego drodze do mistrzostwa. Przypomnia-łem także jeden z naszych seniorskich obo-zów aktywnego wypoczynku w Spale – pro-wadziliśmy tam równolegle zajęcia dla instruk-torów i trenerów kulturystyki. Studenci Uni-

wersytetu Trzeciego Wieku mogli wtedy po-dziwiać Wieśka podczas kulturystycznego po-kazu, który zaaranżował specjalnie dla nich.

Urodził się, żeby być kulturystąPod wpływem tych wspomnień obiecałem so-bie, że odszukam dawnego kolegę i napiszę o nim. Sięgnąłem do internetowej wyszuki-warki i po chwili miałem adres oraz telefon do

osiedlowego klubu fitness i siłowni, której współwłaś-cicielem jest Wiesiek. Szyb-ko umówiliśmy się na spot-kanie.Przywitał mnie uśmiech-nięty starszy pan o niena-gannej sylwetce, włosach lekko przyprószonych siwi-

zną; pod sportową koszulką rysowały się po-tężne muskuły, a energia biła z każdego ge-stu. Usiedliśmy w sąsiedztwie ćwiczących osób; rozmowie towarzyszyły odgłosy spor-towych przyrządów. Odniosłem wrażenie, że czas stanął w miejscu, bo w podobnych okolicznościach widzieliśmy się przed laty. Wiesław Czerski rozpoczął treningi w wieku

Podczas jednego ze spotkań na Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Łodzi któryś z panów przyniósł wycięty z gazety artykuł

o niezwykłym 65-letnim kulturyście, aktualnym mistrzu świata w tej dyscyplinie.

RYSZARD BoNISŁAWSKI

nie musisz być kulturystą, ale…

chcesz do setki siedzieć w fotelu?

Wiesław czerski rozpoczął treningi w wieku 15 lat i podobnie jak wielu jego rówieśników marzył o eu-ropejskiej karierze, chciał dołączyć do najlepszych kul-turystów świata.

1

2

3

Page 30: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

w wolnej chwili

5756

15 lat i podobnie jak wielu jego rówieśników marzył o europejskiej karierze, chciał dołączyć do najlepszych kulturystów świata. Ogromny zapał do ćwiczeń, nieustępliwość w cyzelowa-niu sylwetki, wiadra potu wylewane na trenin-gach szybko dały efekty. Tytuły mistrza Pol-ski w kategorii juniorów i seniorów, wyjazdy na mistrzostwa Europy potwierdzały słusz-ność wybranej drogi sportowego rozwoju. Stu-dia na AWF dostarczyły wiedzy teoretycznej i upoważniły do prowadzenia zajęć, a tym sa-mym do przekazywania doświadczeń młod-szym zawodnikom. Nasze drogi spotkały się w Towarzystwie Krzewienia Kultury Fizycznej – ja organizowałem specjalistyczne zajęcia dla seniorów, on dla najsilniejszych łodzian w sław-nym, kulturystycznym ognisku „Raj”. Wspól-nie prowadziliśmy zajęcia na obozach instruk-torskich i organizowaliśmy pierwsze w Łodzi otwarte zawody kulturystyczne. Wiesiek był

niekwestionowanym autorytetem w tej dzie-dzinie, jego wychowankowie sięgali po naj-wyższe laury, np. Paweł Brzóska i Ewa Kryń-ska, wielokrotni mistrzowie Europy i świata. Dziś w środowisku kulturystycznym W. Czer-ski traktowany jest jak ikona, żywa legenda tego sportu. Trenuje pięć dni w tygodniu, prze-rzuca wtedy nawet do 170 ton ciężarów, bez wysiłku wyciska na ławeczce 150 kg, przysia-da z 240 kg na barkach, podnosi do kolan sztangę o wadze 250 kg. W wieku 62 lat osiąg-nął wymarzony życiowy rekord – wycisnął, le-żąc na ławeczce, 200 kg!Mając takie przygotowanie, postanowił wy-stąpić raz jeszcze przed publicznością. Okazja była wyborna w 2009 roku, kiedy Polska or-ganizowała Mistrzostwa Świata w Kulturysty-ce i Fitness – zgłosił swoje uczestnictwo w ka-tegorii weteranów 60+, zachwycił idealnie „wy-rzeźbioną” muskulaturą i wygrał.

Wieśka nie dogonisz, ale poćwiczyć wartoSwoimi sukcesami i wigorem budzi ogromny respekt, bywalcy jego siłowni kręcą z niedo-wierzaniem głowami i mozolnie nadrabiają dy-stans. Patrzę z zaciekawieniem na ćwiczących, skupione twarze, wysiłek adekwatny do moż-liwości, większość to zwykli mieszkańcy osied-la pracujący nad kondycją, sporo osób z nad-wagą, wielu szronkowatych panów. Wiesiek zna tu wszystkich, potrafi o każdym powiedzieć coś miłego, wszyscy korzystają z jego wskazó-wek i doświadczenia. Podkreśla, że każdy wiek jest dobry, by zabrać się do ćwiczeń.– Trzeba tylko chcieć i nie odkładać wciąż decyzji na jutro. To nic, że przez 30 – 40 lat aktywności zawo-dowej wielu z nas nie mia-ło czasu ani sił na bieganie, basen, siłownię czy space-ry. To w większości przy-padków żadna przeszkoda, a tak zwany złoty czy – jak mówią niektórzy – srebrny wiek może być właśnie po-czątkiem wielu dobrych zmian w życiu – przekonu-je Wiesław Czerski. – Teraz już nie można się tłumaczyć brakiem czasu, a pamiętajmy, że ruch po sześćdziesiąt-ce jest nam potrzebny bardziej niż w jakimkol-wiek innym momencie życia. Trzeba wstać z fotela, choćby nie wiem, jak się nie chciało, nie czekać w nim do setki! Zapewniam: kiedy się decydujesz na aktywność, najgorszy jest ten pierwszy raz – pierwszy spacer, pierwsze wyjście na basen, do siłowni – przekonuje Wie-sław Czerski.Uczula wszystkich w naszym wieku, którzy do tej pory przedkładali wygodny fotel nad ćwi-czenia i spacery, a teraz zechcą spróbować ak-tywności fizycznej, by nie rzucać się od razu

z motyką na słońce. To może być niebezpiecz-ne dla zdrowia. Jeśli długo się nie ruszaliśmy z fotela, a chcemy zacząć ćwiczyć, obowiąz-kowa będzie wizyta u lekarza prowadzącego, który powinien ocenić nasz organizm. Pamię-tajmy, że konsultacja z lekarzem jest koniecz-na, jeśli chorujemy na cukrzycę, reumatyzm, mamy wadę serca czy nadciśnienie.

Spacer, gimnastyka, dobry humorNajlepiej zaczynać od niedużego wysiłku, bo jeśli bez przygotowania wytyczymy sobie zbyt ambitne cele, nasze nienawykłe do ćwiczeń ciała, nieprzyzwyczajone do wysiłku organi-

zmy zrobią nam taką awanturę, że znów trze-ba będzie nas długo namawiać do opuszcze-nia ulubionego fotela. Na początek dobre bę-dą spokojne spacery, lekka gimnastyka w do- mu czy na świeżym po-wietrzu, można się tak-że wybrać na basen. Nie należy zbytnio forso-wać organizmu, stosu-jąc zasadę: lepiej mniej, a częściej. Trzeba pa-

miętać o uspokojeniu tętna i wyrównaniu od-dechu. Do tego Wiesław Czerski zaleca spot-kania towarzyskie z dużą dozą humoru, zbi-lansowanie diety. – Trzymajmy „reżim”: jedzmy pięć lekkich po-siłków dziennie, pamiętając, że owoc to też posiłek! Pijmy soki, wodę mineralną. Pierwsze dwa tygodnie należy poświęcić na obserwowanie organizmu, dobrze jest robić sobie notatki. Można także wejść do poblis-kiego klubu fitness i porozmawiać z instruk-torem, który zaleci proste ćwiczenia do wy-konania w domu – radzi Wiesław Czerski.

Wiesław Czerski (z lewej) i Ryszard Bonisławski wspólnie prowadzili zajęcia na obozach instruktorskich i organizowali pierwsze w Łodzi otwarte zawody kulturystyczne

FOT.

RY

SZA

RD

BO

NIS

ŁA

WSK

I

Jeśli długo się nie ruszaliśmy z fotela, a chcemy zacząć ćwiczyć, obowiązkowa będzie wizyta u lekarza prowadzącego, który powinien ocenić nasz organizm. Pamiętajmy, że konsultacja z lekarzem jest konieczna, jeśli chorujemy na cukrzycę, reumatyzm, mamy wadę serca czy nadciśnienie.

Page 31: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+ 5958

w wolnej chwiliw wolnej chwili

SeniorJERZY BRAlCZYK

Senior to stopień wyższy od senex, czyli ‚sta-ry’ po łacinie. Stopień wyższy nie oznacza wbrew pozorom wysokiego natężenia cechy: ten starszy może być przecież całkiem młody, tyle że zestawiamy go z kimś jeszcze młod-szym. Ale ten stopień wyższy i w łacinie, i w polszczyźnie się usamodzielnił i nie zawsze odnosi się do porównania. Ciekawe, że u nas jest raczej uznawany za eufemistyczne, łagod-niejsze określenie kogoś, kogo nie chcemy wprost starym nazwać i na ogół starsi pano-wie powinni się czuć młodszymi od starych pa-nów. Lepiej jakoby powiedzieć o kimś, że jest w starszym wieku, niż że jest po prostu stary. To dość logiczne, starość w końcu to rzecz względna, „starszość” zaś jest do wykazania – o starszej pani i o starszym panu mówią tak na ogół ludzie od nich młodsi. Tak się jakoś stało, że przypisywanie wprost cechy starości wydaje się mało subtelne. Właściwie to dość dziwne – przecież o starości powinno się mó-wić z podziwem i szacunkiem.Jeżeli mówimy tak nie o kimś konkretnym, tyl-ko o grupie wiekowej, eufemizacja wydaje się jeszcze bardziej potrzebna. Wtedy wprowa-dza się niezbyt jasny trzeci wiek (dlaczego nie drugi lub czwarty?) i zaczyna się mówić po ła-cinie. Łacińska forma senior (seniorka pojawia się rzadziej) może być uznana za bardziej ele-gancką nie tylko dlatego, że łacińska, ale też ze względu na liczne i na ogół pozytywne odnie-sienia, które łączą starość a to ze szczególnym szacunkiem, a to z przywilejami, a to z władzą. Bo, jak mówi łacińska sentencja, seniores prio-res – czyli ‚starsi mają pierwszeństwo’.I tak senior to ktoś najstarszy wiekiem w gru-pie, czy to zawodowej, czy wyznaczonej ro-dem. Starsi w rodzinie są takimi seniorami,

a jeśli imię łączy ojca i syna czy łączy braci, sło-wo senior (lub trochę mniej zręczny skrót sr) jest przy nazwisku, żeby starszość zaznaczyć. Młodszy to oczywiście junior, czyli jr (to roz-różnienie seniorów i juniorów istnieje też w sporcie, przy czym częściej słyszy się o junio-rach – seniorzy to po prostu zawodnicy i tyle). Biskup senior cieszy się przywilejami, marsza-łek senior otwiera parlamentarne posiedze-nia, konwent seniorów decyduje o ważnych sprawach, a w końcu zasiadający w senacie se-natorowie też językowo z łacińskiej starości się wywodzą. W dawnej polszczyźnie senio-rem nazywano jeszcze ludzi piastujących sta-nowiska bardzo odmienne, lecz ważne: urzęd-nika w salinach wielickich, dyrygenta, czyli dy-rektora orkiestry, pomocnika sztygara, a dość powszechne było nazywanie tak starszego studenta lub kleryka, który miał pieczę nad młodszymi kolegami. W dziewiętnastym wie-ku seniora pisano zresztą przez jotę: senjor.Ale w średniowieczu senior miał się najlepiej: to było określenie feudała, który miał wpraw-dzie też opiekę, ale przede wszystkim władzę nad wasalem, a podlegał zazwyczaj bezpo-średnio monarsze. A seniorat, czyli ‚prawo star-szeństwa’, dawał prawa do dziedziczenia tro-nu lub dóbr. I stąd ten łaciński stopień wyższy w wielu ję-zykach dał niezwykle godne słowa. Pełen sza-cunku ‚pan’ to po hiszpańsku senor, w różnych językach używa się włoskiego signor i signore, monsignore to tytuł kościelny, francuskie mon-sieur z seniora się wziął, jego skróceniem był francuski tytuł monarszy Sire, a angielski sir też historycznie jest seniorem.Istotnie, seniores priores.

Ponieważ ten największy na świecie festiwal filmowy odbył się po raz 69. Ale jest jeszcze jeden powód, kto wie, czy nie ważniejszy. I nie chodzi tu wcale o ten aktorski duet, który

pozostawił po sobie świetne kreacje zamiast skandali. W ten sposób organizatorzy święta kina w Cannes podkreślili nostalgię za filmo-wą epoką lat 50., 60. i 70. Za dawnym, złotym Hollywood, za arcydziełami, które powstawa-ły wtedy w Ameryce i Europie. Za pięknym ki-nem, które nie myślało tylko o zyskach.

Elizabeth Taylor i Michael York po cyfrowym liftinguW tym roku 10-lecie świętowała jedna z naj-bardziej obleganych przez dojrzałych, ale tak-że bardzo młodych widzów sekcja „Cannes Classics”. Tu pokazywane są cyfrowo odre-staurowane arcydzieła kina. Starsi widzowie, którzy oglądają je po latach, wracają do wspo-mnień z młodości. A młodzi poznają klasykę kina i przy okazji dowiadują się, kim i czym za-chwycali się ich rodzice i dziadkowie. I jedni, i drudzy spotykają się z legendarnymi aktora-mi, którzy przyjeżdżają do Cannes na projek-cje swoich odświeżonych filmów. Na premierę scyfryzowanego „Zawrotu gło-wy” (reż. Alfred Hitchcock, 1958) zaprosiła wi-

Na plakacie tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes Jeanne Woodward całuje się z Paulem Newmanem.

Ich ciała tworzą liczbę 69. Dlaczego?

MARIoLA WIKToR

„sekcja seniora” w cannes

Plakat tegorocznego, zakończonego w maju 69. MFF w Cannes. Scena pochodzi z filmu z 1963 roku „Nowy rodzaj miłości” i równie dobrze mogłaby się przytrafić J. Woodward i P. Newmanowi w ich życiu prywatnym, bo przez 50 lat byli niestandardowym jak na Hollywood małżeństwem

FOt.

ar

CH

IWu

M M

FF W

Ca

NN

ES

felieton

Page 32: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+MAGAZYN 60+ 61

w wolnej chwiliw wolnej chwili

60

dzów Kim Novak. Dla tej dziś 80-letniej ele-ganckiej damy, która zagrała platynową pięk-ność, śledzoną i pożądaną przez filmowego detektywa, była to rola i film życia. Nigdy po-tem nie udało jej się powtórzyć tego sukcesu i poświęciła się malarstwu. W Cannes pokaza-no też odświeżoną „Fedorę” (grają: Marthe Keller, Mario Adorf, Michael York, 1978). To wciąż poruszająca i nadal uniwersalna opo-wieść o lęku hollywoodzkich gwiazd przed sta-rzeniem się, o nieumiejętności pogodzenia się z przemijaniem. Prawdziwym wydarzeniem była jednak pre-miera cyfrowej „Kleopatry” Josepha Mankie-wicza. Film sprzed 50 lat wielu z nas ogląda-ło kilka razy. To na planie „Kleopatry” zaczął się płomienny romans Elizabeth Tylor i Richar-da Burtona. W Cannes pokazano między inny-mi klejnoty, które aktorka dostała od Burto-na i które po jej śmierci – wraz z inną jej biżu-terią – zostały sprzedane na aukcji (dochód wsparł m.in. założoną przez Elizabeth Taylor fundację do walki z AIDS).

Takiego Redforda jeszcze nie widziałam! Ale „stare” kino i sławni aktorzy seniorzy po-kazali się w Cannes nie tylko na projekcjach filmowej klasyki. Choć festiwal otworzyła nowa wersja „Wielkiego Gatsby’ego” z Leo-nardo DiCaprio i Carrey Mulligan w rolach głównych, wielu nadal – ja także – woli film z 1974 roku z Robertem Redfordem. Wspominam o Redfordzie nieprzypadkowo, bo po latach ten „złoty chłopiec” Hollywood znów zaskakuje. W pokazanym w Cannes fil-mie „All is Lost” gra starego człowieka, samot-nego żeglarza, który za wszelką cenę próbu-je przetrwać morską katastrofę. On po pro-stu jest przed kamerą, i choć nic nie mówi, film ogląda się z niesamowitym napięciem. Stary, brudny, potwornie zmęczony człowiek. Pła-cze, popada w depresję i odrętwienie, ciało

odmawia mu posłuszeństwa. Nic z zabójczo przystojnego amanta. Wspaniała, wielka kre-acja, monodram bez jednego słowa i zasłużo-na owacja po projekcji. Zapytany o nostalgię za latami siedemdziesią-tymi, kiedy powstawały: „Wielki Gatsby” „Żąd-ło”, „Tacy byliśmy”, powiedział, że wtedy kino hollywoodzkie było bardziej różnorodne, że tęskni za czasami, kiedy filmy miały swoją pub-liczność. Ubolewa, że dziś rozmowy o sztuce w Hollywood zastąpiła walka o wpływy z kas.

Senior uczy, także w kinieFilmy mądre i głębokie z dojrzałymi bohate-rami, poruszające problemy osób starszych walczyły także z powodzeniem o festiwalowe nagrody, potwierdzając, że na takie kino ist-nieje coraz większe zapotrzebowanie wśród widzów. Ze statuetką Złotej Palmy za Najlep-szą Rolę Męską wyjechał z Cannes Bruce Dern, który w filmie „Nebraska” zagrał nieco zniedołężniałego staruszka, wierzącego we wszystko, co mówią ludzie. Kiedy wpada mu w ręce ulotka informująca, że można odebrać milion dolarów w jednym z miasteczek Nebra-ski, bez wahania udaje się w podróż. Po dro-dze spotyka dawno niewidzianych przyjaciół z lat młodości, krewnych, znajomych – powra-cają wspomnienia. Siłą tego prostego czarno-białego filmu jest to, że reżyser (Alexander Payn) oczyma star-szych ludzi z prowincjonalnej Ameryki przy-gląda się światu, który już odchodzi. Trudno nie dostrzec nostalgii za wartościami, które znikają: za uczciwością, prawdomównością, bliskością, serdecznością, poczuciem honoru. To także odczarowywanie tabu, jakim jest pra-wo osób starszych do tego, by marzyć, by nie poprzestawać na tym, co „zaoferuje” im los, by próbować w każdym wieku coś w swoim życiu zmienić, choćby ta zmiana nie była wiel-ka. „Nebraska” będzie miała polską premierę prawdopodobnie już jesienią.

koszyk kulturalny

SERGIUSZ CZESŁAW JADWIGA

Maria Nurowska (Wydawnictwo WAB 2013)

„Niniejsza opowieść opiera się na faktach i re-lacjach świadków. Jednak tam, gdzie doku-menty i świadectwa przedstawiają różne wer-sje wydarzeń lub milczą, prawdę historyczną uzupełnia pisarska wyobraźnia”.Sergiusz to nieco zapomniany pisarz, żołnierz AK – Sergiusz Piasecki, Czesław to nikt inny jak Czesław Miłosz, a Jadwiga to wielka mi-łość ich obu. W przedwojennym Wilnie studiu-je przyszły noblista, nie na wydziale poloni-styki, którą nazywa nieco pogardliwie wydzia-łem matrymonialnym, lecz na wydziale pra-wa. Na tym samym wydziale studiuje młoda, piękna i zakochana w Czesławie po uszy Ja-dwiga. Gdy przystojny młody poeta porzuca Jadwigę, młodą kobietą zaopiekuje się prze-stępca i szpieg – Sergiusz Piasecki.Jak potoczyły się ich losy? Czesław Miłosz do-żywa 93 lat. Po latach niedostatków, cierpień, dramatów osobistych (choroba młodszego syna, śmierć pierwszej żony Janiny), ale i licz-

nych zdrad Czesław Miłosz powraca do kraju, do Krakowa z drugą żoną, Amerykanką, któ-rą pieszczotliwie nazywa Karoliną. Doczeka się rozlicznych splendorów literackich, w tym Nagrody Nobla, uznania w świecie i w kraju. Sergiusz Piasecki umiera w nędzy i zapomnie-niu na emigracji. Łączy ich jedno – znajomość z tajemniczą Jadwigą. Po latach ich tajemni-cę odkrywa młoda studentka, późniejsza ba-daczka literatury. To druga książka Marii Nurowskiej, którą czy-tałam. Od lat śledzę twórczość i losy Czesła-wa Miłosza i byłam bardzo ciekawa tej książ-ki. Gorąco polecam. Doskonale napisana, rów-nie dobra jak „Mój przyjaciel zdrajca” o Ryszar-dzie Kuklińskim.

OBECNOŚĆ. WSPOMNIENIA

O CZESŁAWIE MIŁOSZU

Wybór, redakcja i opracowanie – Anna Romaniuk (PWN)

„Budził się o trzeciej nad ranem. Czytał do szó-stej. Jadł śniadanie. Spacerował. Pisał do po-łudnia. To były święte godziny. Potem miał czas na resztę życia”. Reszta życia to między innymi uniwersytet (w okresie kalifornijskim), wizyty w księgarni, bibliotece, drobne spra-wunki i późnym popołudniem kieliszek zim-nej wódeczki. Lecz wcześniej obowiązkowo praca, w myśl zasady: „Codziennie napisać choćby stronę, z czasem się nazbiera”. Książka Anny Romaniuk to już druga książka wspomnieniowa. Pierwsza wydana wkrótce po śmierci poety w 2004 roku przez Wydaw-nictwo Znak nosi tytuł „In memoriam”. W „Obecności…” Miłosza wspomina 70 osób,

Page 33: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+MAGAZYN 60+ 63

w wolnej chwiliw wolnej chwili

62

między innymi Maria Iwaszkiewicz, Wisława Szymborska, Anna Dymna. Ale też brat – An-drzej, starszy syn – Antoni i jedyna wnuczka – Erin Gilbert. Składając książkę, kierowano się chronologią relacji poszczególnych osób z au-torem „Doliny Issy”. Przeważają przedruki z gazet, czasopism i innych wcześniejszych publikacji. Są też wspomnienia oparte na roz-mowach autorki z różnymi osobami. Całość układa się w barwny, ciekawy opis jednego z najciekawszych autorów wszech czasów.

SZYMBORSKA, JAKIEJ NIE ZNACIE

Wisława Szymborska, „Błysk rewolwru”, Wydawca: Agora SA , Fundacja Wisławy Szymborskiej

Gdybym miała wskazać jedną książkę spośród tych niedawno wydanych, wybrałabym „Błysk rewolwru” Wisławy Szymborskiej. Odnalezio-ne w szufladzie zabawy literackie (i nie tylko) to nie lada gratka dla miłośników twórczości noblistki. Mamy wczesne rysunki, laurki dla mamy, ale i młodzieńczy poemacik na temat ciotek, napisany w obawie, czym byłoby dla nich staropanieństwo. Tytułowy „Błysk rewol-wru” (z tym uroczym błędem w tytule) to trój-kąt miłosny z morderstwem w tle. Zaskoczeniem mogą być przezabawne epita-fia, często pisane dla osób żyjących. W książ-ce znalazły się też rajzefiberki i dobrze znane niektórym czytelnikom lepieje (krótkie wier-

szyki, zaczynające się od słowa „lepiej”). Czy-telnikom wybierającym się tego lata w okoli-ce jeziora Smarkle (Pęcherzewo – Pisia Wól-ka) na Mazurach polecam mapkę autorstwa czcigodnej poetki. Wszystkich, którym wyda-je się, że znają twórczość Szymborskiej, nama-wiam do przeczytania tej książki.

HOTEL MARIGOLD. PODRÓŻ W GŁĄB SIEBIE

„Hotel Marigold”, reż. John Madden, produkcja: USA, Wielka Brytania, Zjednoczone Emiraty Arabskie

W historii literatury nie brakuje pisarzy, któ-rzy niewiele podróżowali lub wręcz wcale tego nie robili. Wspomniana noblistka pani Wisła-wa niechętnie ruszała się z miejsca. Wyjątek zrobiła dla Czesława Miłosza i Güntera Gras-sa, z którymi wybrała się do Wilna. Kiedy już opuszczała swoją samotnię, nakładała niepo-zorny kapelusik, w którym miała nadzieję zo-stać nierozpoznaną.O podróżowaniu wspominam nie bez powo-du, bo tym z Państwa, którzy nie planują tego lata długich wyjazdów, chcę zaproponować wędrówkę z filmem. „Hotel Marigold” w reży-serii Johna Maddena to opowieść o podróży do Indii. W filmie występuje plejada najlep-szych brytyjskich aktorów, między innymi zna-na młodszym pokoleniom z serii filmów o Har-rym Potterze, Maggie Smith (profesor Miner-va McGonagall). W filmie smutek miesza się ze śmiechem. Z powodu różnych życiowych zawirowań siedmioro emerytów wyrusza w podróż do Indii. Choć podróż jest prawdzi-wa, hotel „nieco” odbiega od wizji przedsta-wionej w folderze reklamowym, najważniej-sza okazuje się jednak podróż w głąb siebie. Pytanie, czy jest to komedia romantyczna czy dramat? Żadna z tych odpowiedzi nie jest właś-ciwa. To film o postrzeganiu samego siebie i świata, o tym, że nigdy nie jest za późno, by wszystko zacząć od nowa.

Anna Fabjańczyk-Woźniak

Dwunastu prymasów w katedrzePołożony nad rzeką Bzurą Łowicz narodził się w odległych wiekach. Rozbudowany przez pry-masów Polski miał zamek, kilka kościołów i klasztorów, a w jego miejskiej przestrzeni ulokowano dwa rynki, z których jednemu na-dano niezwykły dla rynku kształt trójkąta. Or-ganizowane tu sławne jarmarki przyciągały kupców z najodleglejszych zakątków kraju i Europy. Łowicz był także niepisaną stolicą Polski, bo w okresie bezkrólewia władzę spra-wowali mieszkający w nim prymasi, a ważnym walorem tego grodu była bliskość stolicy. Na ulicach miasta można było usłyszeć różne ję-zyki, a wśród przechodniów dostrzec znanych artystów, architektów i uczonych. Ich dzieła pokazywane są tutaj dziś z nieukrywaną dumą.

Szukając najbardziej atrakcyjnych miejscowości w Polsce, nie można pominąć Łowicza. Miasta zlokalizowanego w sercu kraju,

które obrosło legendą prymasowskiej przeszłości i zachowało kilkanaście wartościowych zabytków. Łatwy dojazd koleją, bliskość autostrady, czytelnie oznakowane szlaki rowerowe i piesze, dobrze

zorganizowany system informacji turystycznej sprawiają, że czujemy się na ziemi łowickiej komfortowo.

RYSZARD BoNISŁAWSKI

Prymasowskie skarby

Bazylika katedralna p.w. Wniebowzięcia NMP w Łowiczu

FOT.

RY

SZA

RD

BO

NIS

ŁA

WSK

I

namów wnuczka na wycieczkę

Page 34: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

w wolnej chwili

6564

kich Maurzycach. Tam też jest pierwszy na świecie spawany, stalowy most drogowy. Kościół pijarów także zachwyca barokowymi kształtami, ma oryginalną falistą fasadę, a wnętrze pokryte barwnymi freskami. Tuż obok otwarto niedawno Dom Turysty oferu-jący tanie noclegi z dostępem do kuchni, duży wybór pamiątek regionalnych, mapy, foldery i przewodniki. Punkt informacji turystycznej pomoże w ułożeniu tras zwiedzania i udostęp-ni za niewielką opłatę rowery (trasy nie wy-magają wielkiej kondycji, są krótkie, płaskie i bardzo atrakcyjne). Tylko tu zobaczycie naj-większą wycinankę na świecie i największego pająka (pająki to przestrzenne, barwne kom-pozycje zawieszane pod sufitem). Tuż przy rzece Bzurze zachowały się ruiny wspaniałego niegdyś zamku, ich obecny właś-ciciel przygotował dla zwiedzających ciekawą ofertę turystyczną. Rzeka jest także dostęp-na dla miłośników kajakarstwa; urokliwe spły-wy na płynącej leniwie Bzurze nie stawiają przed turystą wielkich wyzwań technicznych, a na pewno pozostaną na długo w pamięci.W najbliższym sąsiedztwie Łowicza znajdują się między innymi:Nieborów – cenna rezydencja magnacka z przepięknym parkiem Arkadia – park romantyczno-sentymentalny z parkowymi budowlami Walewice – rezydencja magnacka, owiana le-gendą Marii Walewskiej, oferująca jazdę kon-ną i przejażdżki bryczkami Sobota – małe miasteczko z renesansowym kościołem, w nim renesansowe nagrobki So-bockich dłuta Włocha Santiego Gucciego Sromów – z prywatnym muzeum ludowym rodziny Brzozowskich (ruchome rzeźby, wyci-nanki, sprzęty wiejskie) Maurzyce – na rozległym terenie pokazano wszystkie rodzaje budownictwa księżackiego (tak nazywano ludność tej ziemi), a przy oka-zji można trafić na imprezy folklorystyczne.

UWAGA! KONKURS! Osoby, które odwiedzą Łowicz, mogą wziąć udział w naszym konkursie. Wystarczy potwierdzić obecność w tym mieście, przysyłając swoją fotografię z Łowicza i odpowiedzieć na trzy pytania:

1. Kto był uczniem łowickiej szkoły, a później znakomitym malarzem? 2. Pod jakim wezwaniem jest najstarszaza zachowana gotycka świątynia w Łowiczu?3. Kto jest patronem trójkątnego łowickiego rynku?

Na fotografie i prawidłowe odpowiedzi czekamy do 15 listopada. Prosimy nadsyłać je pocztą tradycyjną na adres redakcji (ePRUF SA, 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3) lub na adres poczty elektronicznej: [email protected].

Wśród osób, które je nadeślą, rozlosujemy trzy atrakcyjne nagrody.

FOT.

RY

SZA

RD

BO

NIS

ŁA

WSK

I

Wystarczy spojrzeć na majestatyczną katedrę, której dwie wieże dominują w panoramie Ło-wicza. Zbudowana przez włoskich mistrzów zawsze zachwycała barokowymi kształtami, a teraz pięknie odnowiona ma jeszcze więcej uroku. Znajdujące się w niej ołtarze, obrazy, epitafia, rzeźby, malowidła ścienne tworzą jednolitą całość. W podziemiach świątyni spo-częło dwunastu prymasów. Poświadczają to cenne, rzeźbione nagrobki i kaplice grobowe. Jest wśród nich dzieło najznakomitszego pol-skiego rzeźbiarza epoki renesansu Jana Mi-chałowicza z Urzędowa, który z wielkim mi-strzostwem ukazał postać prymasa Jakuba Uchańskiego.

Windą do niebaO każdym znajdującym się w katedrze zabyt-ku informuje bezpłatny multimedialny prze-wodnik. Więcej o tej świątyni można się do-wiedzieć, zwiedzając katedralne muzeum. Umieszczone w wyremontowanych wieżach kościelnych (jest winda osobowa!) jest naj-

większą dziś atrakcją Łowicza. Możemy tu zo-baczyć niedostępne do niedawna cenne przed-mioty z prymasowskiego skarbca. Dodatko-wą atrakcją jest możliwość „podniebnego” przejścia między wieżami na wysokości skle-pienia katedry, a także wyjście na taras wido-kowy na szczycie wieży, z którego rozpoście-ra się rozległa panorama miasta i okolic.

Wokół rynkuPrzy Starym Rynku warto zobaczyć jeszcze: klasycystyczny ratusz, zabytkowe domy kano-ników, dawne kolegium księży misjonarzy i ze-spół klasztorny pijarów. Gmach kolegium zbu-dowany przez holenderskiego architekta Tyl-mana z Gameren jest siedzibą Muzeum Łowi-ckiego, a największą jego atrakcją jest dosko-nale zachowana kaplica św. Karola Boromeu-sza z unikatowymi freskami iluzjonistycznymi wyczarowanymi przez Włocha Michała Anio-ła Palloniego. Na zapleczu gmachu umieszczo-no miniaturowy skansen budownictwa ludo-wego – rozleglejszy można znaleźć w niedale-

W Arkadii można obejrzeć ogród romantyczny w stylu angielskim z parkowymi budowlami. Na zdjęciach: akwedukt i świątynia Diany

Pałac w Nieborowie

FOT.

RY

SZA

RD

BO

NIS

ŁA

WSK

I

FOT.

RY

SZA

RD

BO

NIS

ŁA

WSK

I

Page 35: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

w wolnej chwili

6766

wspaniały urlop w rodzinnej wsiPrzed kilku laty zaskoczyła mnie siedemdzie-siątka. Od 1964 roku mieszkam w Suwałkach i jestem mieszczuchem. Ale jakże mile wspomi-nam rodzinną wieś Węgielnię, gdzie urodziłem się, wychowałem i pracowałem od lat szkol-nych. W 1960 roku podjąłem pracę w GRN „Żu-bryń”, toteż w roku następnym dostałem pierw-szy „dorosły” urlop. Jestem jedynakiem, rodzi-ce byli schorowani, dlatego moja pomoc w gos- podarstwie rolnym była wręcz obowiązkiem. Urlopowałem w sierpniu, kiedy na Suwalszczyź-nie przypadały żniwa. W tym czasie ciężkiej pra-cy, ale i słońca, nigdy nie brakowało.Pierwszą urlopową pracą było koszenie żyta. Nie znano jeszcze kombajnów, więc ja kosiłem kosą, a wytrwalszy na osty ojciec, podbierał i wiązał snopki. Byłem silnym i wydajnym ko-siarzem, toteż uczciwie pomagałem ojcu. Wie-czorem zestawialiśmy snopy w „dziesiątki” po 20 snopów. Przez dzień potrafiliśmy zżąć 8 kop żyta (60 x 8 = 480 snopów). To był ogromny wy-siłek. Lubiłem tę pracę, bo mięśnie pęczniały, a ciało brązowiało opalane żarem słońca. Żyto schło, a ja z ojcem, wczesnym rankiem (jeszcze z rosą) kosiliśmy w dwie kosy zboża jare (jęcz-mień, owies, mieszanki). Pracę polową trzeba było pogodzić z obrządkiem zwierząt domo-wych – koni, krów, owiec, świń. Szczególnie rano i wieczorem: pojenie, zadawanie paszy, dojenie. Do dziś czuję smak domowego jedzenia. Śnia-danie: chleb razowy na tataraku, jajecznica ze skwarkami, placki, zabielana kawa. Obiad: ka-pusta kiszona z ozorkami lub kindziukiem, ziem-niaki sypkie polane śmietaną ze szczypiorkiem, a zamiast kompotu świeże, pełne mleko. Kola-cja: chleb z masłem, swojska kiełbasa lub pasz-

tet, wątrobianka, ser podsuszany na słońcu i parzone mleko. Smakowała nawet wędzona słonina z cebulą. W ustach zbiera się ślinka, gdy wspomnę przyrządzane przez mamę potrawy.Zboża wyschły w słońcu i następowała zwózka wozem „żeleźniakiem”. Ja podawałem snopy na wóz, ojciec nakładał i… jazda do stodoły. Następnie ja zrzucałem snopy widłami daleko od zasieka lub na wyżki, a ojciec układał rzęda-mi. Pracę tę wykonywaliśmy we dwóch, pod-czas gdy u sąsiadów przypadało pięcioro lub więcej osób. Zwózka to był mój żywioł. Po przy-wiezieniu każdej fury zboża wypijałem pół litra mleka zamiast wody, która mi szkodziła. Potra-fiłem wypić przez dzień nawet 5 litrów mleka!Ciężką pracę dało się pogodzić z wypoczynkiem. Uwielbiałem pływanie i nurkowanie. W każdy słoneczny dzień biegłem z kolegami do sąsied-niej wsi nad Jezioro Czarne. Po opalonym na brąz ciele rozgrzana woda spływała jak po kacz-ce. Szampon do włosów nie był znany, krem mało używany, ciało samowystarczalnie na-tłuszczone, a włosy nie znały łupieżu.Rozrywką były spotkania towarzyskie, potań-cówki, zabawy składkowe, nabożeństwa pod krzyżem, odpusty w pobliskich parafiach. Robi-łem zdjęcia aparatem „Druh” kupionym w cza-sie służby wojskowej w 1957. Jako drugi we wsi kupiłem radio „Juhas”, które dobrze odbierało Wolną Europę – korzystali z niego nawet sąsie-dzi. Za środek lokomocji służył niemiecki rower „Diament”, potem już motocykl „Junak”. Urlop na wsi się dawno skończył. Pozostały piękne wspomnienia tamtych dni. Józef Wasilewski

Z wielką przyjemnością czytaliśmy wakacyjne wspomnienia, które nadesłali Państwo na konkurs „Magazynu 60+”. otrzymaliśmy wiele

listów, a każdy z nich opisywał Wasze najlepsze wakacje tak, jak byście wrócili z nich wczoraj. A przecież pisaliście o wydarzeniach

sprzed kilkudziesięciu lat! Serdecznie dziękujemy za nadesłane listy. Publikujemy nagrodzone relacje (wspomnienia p. Ewy z Kielc druku-

jemy na str. 36) – ich autorzy otrzymają od nas upominki.

kiedyś to były wakacje!

mieliśmy dobrych aniołów stróżów…Mam 72 lata. Od dwóch lat jestem wdową. Uro-dziłam się na wsi i mieszkałam tam do 26. roku życia. Bardzo kochałam wieś. Do miasta, w któ-rym żyję do dziś przyzwyczaiłam się, ale nigdy go nie pokochałam. Moje wiejskie wakacje to same piękne wspomnienia. Trzeba było poma-gać i w domu, i w polu. Pasłam krówki, bardzo to lubiłam. Lubiłam też śpiewać i śpiewałam ra-zem ze skowronkami, a krówki tak pięknie się pasły. Zboże było pełne kwiatów: maków, ką-koli i chabrów, z których wiłam piękne wianki i zdobiłam nimi mój obraz Matki Boskiej Nie-ustającej Pomocy. Oprócz tego trzeba było pra-cować przy pieleniu, przy żniwach. Jaką frajdą było jeździć na furze pełnej snopów zboża! Był też czas zabawy i dziś wiem, że każde z nas mia-ło bardzo dobrego Anioła Stróża, bo nasze za-bawy były wprost ekstremalne. Chłopcy robili dla nas huśtawki, ale nie takie zwykłe – to były prawdziwe giganty. Gdyby któreś z nas spadło, to zabawa skończyłaby się tragicznie. Pływali-śmy na czym się dało po stawie – a przecież nikt z nas nie potrafił pływać. Paliliśmy ogniska, opiekaliśmy chleb i jabłka. Do dziś pamiętam, jak smaczne były ziemniaki z ogniska! Wieczo-

rami zaś graliśmy w różne gry, bawiliśmy się w chowanego i ciuciubabkę, słowem, psocili-śmy, niczego nie baliśmy się, ale nikt nikomu krzywdy nie zrobił. To był naprawdę piękny czas. Kiedy wyszłam za mąż, zamieszkaliśmy w mie-ście. Mąż zabrał mnie na wczasy do Władysła-wowa. To były moje najpiękniejsze wczasy. Do-staliśmy ładny pokoik. W rogu okna mieszkał pajączek, chciałam go zaraz wyrzucić, ale mąż powiedział: „Zostaw go, niech sobie mieszka z nami” i odtąd każdego ranka obserwowali-śmy, co też nasz pajączek robi. Spotkanie z mo-rzem to było coś cudownego. Kiedy usłyszałam jego szum, a potem zobaczyłam ogrom wody, rozpłakałam się z nadmiaru wrażeń. Pierwsze-go dnia rozłożyliśmy ręczniki, aby się opalać, ale to nie było dla mnie. Wiedziałam, że tak ur-lopu nie spędzę. Chodziliśmy więc na długie spa-cery wzdłuż morza – oczywiście boso. Mąż od-krył dziką plażę (nie wiem, czy są jeszcze takie). Ludzi tam było mało, piękne wydmy wokół. Zbie-raliśmy muszelki, szukaliśmy bursztynów. Wie-czorami chodziliśmy, trzymając się za ręce (to było takie romantyczne – z mężem byliśmy wy-chowani tak, że uczuć nie pokazuje się przy ro-

dzinie czy znajomych), odwiedzaliśmy różne im-prezy, na których śpiewano szanty, oglądaliśmy kutry i statki. Nocą patrzyliśmy na światła latar-ni morskiej. Zwiedziliśmy Trójmiasto. Co piękne,

niestety szybko się kończy, ale wspomnienia są tylko moje i nikt mi ich nie odbierze. Często wspo-minam ten czas i bardzo tęsknię za mężem.

Helena Siwiec, Zabrze

Page 36: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+ MAGAZYN 60+

w wolnej chwili

68

KONKURS „MAGAZYNU 60+”Mój najlepszy nauczyciel

Jedni z nas bardziej lubili szkołę, inni mniej. Ale każdy miał na pewno nauczyciela, którego podziwiał, szanował. Jacy byli Państwa ulubieni nauczyciele?

Za co ich podziwialiście? Może któryś z Waszych wychowawców, profesorów wpłynął na wasze edukacyjne decyzje? Może dzięki nim zdecydowaliście się na studia?

A może pomagali Wam nie tylko w szkole?Prosimy o napisanie na ten temat. Państwa wspomnienia opublikujemy w jesiennym

wydaniu „Magazynu 60+”. Na listy (do 1500 znaków) czekamy do 31 sierpnia 2013 roku. Można je nadesłać pocztą tradycyjną na adres redakcji (ePRUF SA, 91-342 Łódź,

ul. Zbąszyńska 3) lub na adres poczty elektronicznej: [email protected]. Najciekawsze wspomnienia nagrodzimy.

nędzny, ale magiczny makaronJestem już w wieku, kiedy to przeważają wspo-mnienia nad marzeniami. Pamiętam swoje pierwsze wakacje – kolonie letnie w Piaskach koło Mrągowa. To był rok 1950, biednie, sier-miężnie, ale całe życie było przede mną i moi-mi rówieśnikami, a cieszyło wszystko. Mama spakowała do mojej tekturowej walizecz-ki wszystko, co potrzebne i, co dzisiaj wydawa-łoby się dziwne, sztućce: aluminiową łyżkę i wi-delec, bo w ośrodku kolonijnym takiego luksu-su jeszcze nie było. Przed szkołę zajechał otwar-ty samochód ciężarowy wyposażony w deski na tzw. pace, co stanowiło namiastkę ławek. Ja-koś się tam wskrabaliśmy przy pomocy doro-słych i ciasno upchani na ławkach pojechaliśmy w nieznane. Odległość nie była zbyt wielka, więc po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Ośrodek kolonijny dla dzieci niemieckich prze-trwał wojnę w dobrym stanie. Co pamiętam z tamtego okresu? Fajne wieloosobowe sale, ci-

szę poobiednią, której nikt nie lubił, i jedzenie. Do dzisiaj wspominam nasze obiady, z których najbardziej smakowały mi rurki z sosem. Maka-ron był nędzny, pękał, ale nielicznym szczęśliw-com, do których i ja się zaliczałem, udawało się znaleźć całą rurkę i wciągać z głośnym siorba-niem sos z talerza. Takie to są śmieszne wspo-mnienia! Jeszcze worek ulęgałek, już mocno dojrzałych, przyniesiony przez wychowawcę i to wspaniałe uczucie swobody: las, jezioro, ką-piele. Potem jeździłem wielokrotnie na kolonie – nad morze, w góry, ale te pierwsze utkwiły mi w pamięci najbardziej.Dzisiaj zabieramy wnuki nad morze i dajemy im to, czego sami zaznaliśmy przed laty – poczucie swobody i szczęścia. Tak na marginesie – szko-da, że niektóre dzieci znają szum morza tylko z telewizji, a kolonie już nie są „trendy”.

Andrzej Pescht, Piła

69

KRZYŻÓWKA

Page 37: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

MAGAZYN 60+

w wolnej chwili

70

Poziom: TRUDNYPoziom: ŁATWYSUDOKU

???

Zamów roczną prenumeratę „Magazynu 60+”

Aby zamówić roczną prenumeratę kwartalnika „Magazyn 60+”, wystarczy:1. Wypełnić poniższe zamówienie i przesłać z potwierdzeniem wpłaty na adres wydawcy: • faksem na nr 42 200 78 99 • pocztą na adres ePRUF S.A., 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3 • e-mailem na adres [email protected] • lub zadzwonić pod numer Infolinii 60+: 800 301 601 albo 42 200 77 77.2. Przelać/wpłacić 16 złotych (koszt czterech numerów) na konto o numerze: 89 1050 0086 1000 0090 3013 0570. W tytule wpłaty należy wpisać: Roczna prenumerata „Magazynu 60+”.

FORMULARZ ZAMÓWIENIA

Zamawiam, począwszy od numeru 7 (jesień 2013), roczną prenumeratę

kwartalnika „Magazyn 60+” w cenie 16 zł.

Nr mojej karty Programu 60+

Adres do wysyłki:

Imię i nazwisko

Kod pocztowy

Miejscowość

Ulica Nr domu Nr lokalu

Nr telefonu

Wśród osób, które prześlą poprawne rozwiązanie krzyżówki lub poprawne rozwiązanie obu sudoku rozlosujemy nagrody książkowe. Termin nadsyłania rozwiązań: 15 września 2013 roku. Adres redakcji: ePRUF SA, 91-342 Łódź, ul. Zbąszyńska 3.Zwycięzcy konkursu z poprzedniego numeru: Krzyżówka – AGNIESZKA ŁUKJANOW, Gdańsk; ELŻBIETA SERAFIN, Piotrków Trybunalski; WANDA OGRODNIK, Białystok. Sudoku – EWA STANISŁAWSKA, Kętrzyn; ELŻBIETA TOMIAK, Przemyśl; JADWIGA PAŁASIŃSKA, Ostrowy.

Page 38: Nasi chłopcy nasza młodość - Magazyn 60+_nr6_ · się leczy i ile go to kosztuje. Na koniec warto pomyśleć o udziale w jesiennych wykładach uniwersytetów trzeciego wieku.

Zaprenumeruj już dziś szczegóły na str. 70