Mordercze grono - Heather Graham - ebook

38

description

 

Transcript of Mordercze grono - Heather Graham - ebook

Page 1: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook
Page 2: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.

Page 3: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

Heather Graham

Mordercze grono

PrzełożyłaMałgorzata Tyszowiecka

Morderczegrono

Page 4: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

Tytuł oryginału: Drop Dead Gorgeous

Copyright © Heather Graham Pozzessere, 1998All rights reserved.

Copyright for the Polish Edition © 2012 G + J Gruner + Jahr PolskaSp. z o.o. & Co. Spółka Komandytowa02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15

Dział handlowy: tel. 22 360 38 41–42 faks 22 360 38 49

Sprzedaż wysyłkowa: 22 360 37 77

Redakcja: Zofia TomzaKorekta: Marta SzczęsnaProjekt okładki: www.aorta.com.plZdjęcia na okładce: Felix Mizioznikov/ Shutterstock.comRedaktor prowadząca serię: Agnieszka KoszałkaRedakcja techniczna: Mariusz Teler

ISBN: 978-83-7778-324-5

Skład i łamanie: Katka, Warszawa

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

Page 5: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

3

PrologFacet uśmiechał się tak, że ciarki przechodziły jej po plecach.

Eleanor Metz nie widziała dotąd zbyt wielu mężczyzn takich jak on, a przecież, w wieku bez mała trzydziestu trzech lat, naoglądała się ich już całkiem sporo. Mogłaby śmiało powiedzieć, że jeśli chodzi o mężczyzn, ma prawo uważać się za koneserkę. Za trzech z nich na-wet wyszła za mąż. Przytrafiali się we wszelkich odmianach – jedni byli mili, inni okazywali się palantami. Niestety, odnosiła wrażenie, że ci mili wyglądali na ogół jak Ludziki Michelin albo tyczki grocho-we w slipach. Cóż, trudno. W końcu świat składa się przecież z wielu różnych elementów. Dla tych miłych starała się być po prostu sym-patyczna.

Jednak ci naprawdę przystojni trafiali się rzadko. A ponieważ, ogól-nie rzecz biorąc, faceci są równie godni zaufania i przewidywalni jak trasa tornada, rozsądek nakazywał się cieszyć towarzystwem, ciałem oraz talentami przystojnego faceta, zanim sobie pójdzie – jako że na-wet na Ludziki Michelin czy tyki grochowe nie można było liczyć w potrzebie.

Mignął jej przelotnie.W piątkową noc w klubie tanecznym na South Beach było tłoczno

i głośno. Zobaczyła go poprzez tłum, w którym się zaraz potem roz-płynął. Wokół roiło się od tancerzy; muzykę puszczał młody dysk- dżokej, który rozkręcał towarzystwo. W  tej właśnie chwili angielski zespół Republica przebił się przez głośne śmiechy i zalotne zaczepki i cała sala zdawała się pulsować w rytm muzyki. Zrobiło się takie za-mieszanie, że po prostu nie mogła się zorientować, w którą stronę po-szedł ten facet.

Wyglądał znajomo – jak twarz z odległej przeszłości. A może wca-le nie takiej znów odległej? Okropnie ją to irytowało, że nie mogła go skojarzyć. Kto to był, do diabła?

Page 6: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

4

Zresztą, czy to takie ważne? Nie, do licha! Chciała go tylko znowu zobaczyć.

Oczywiście byłoby miło, gdyby go jednak znała. Gdyby coś ich łączyło w  przeszłości, a jej tajemniczy mężczyzna okazał kimś zna-jomym, z  kim mogłaby się pośmiać z  jakiegoś minionego zdarzenia. Przełamać lody. O ile takie były. Miała po prostu jakieś przeczucia co do tego faceta...

Ale już go więcej nie zobaczyła.Westchnęła, po czym odmówiła drugiej rundy tanecznej brzucha-

temu turyście o silnym cudzoziemskim akcencie, który jej się teraz przyglądał. Udała więc, że siedzi z przyjaciółkami, bo się zmęczyła i nie ma ochoty na następny taniec. Turysta mógł sobie być spaśla-kiem, mówić śmiesznie i  być ostatnim facetem na świecie, z  jakim chciałaby się przespać, nie zamierzała jednak ranić jego uczuć. Zali-czał się do tych miłych gości – ale seksu było w nim tyle, co w ma-kreli.

– Marny wybór tej nocy – stwierdziła Abby Denhoff. Była z nich najstarsza, dobiegała czterdziestki i często wyglądała na zmęczoną ży-ciem. Dwukrotnie zamężna, zgadzała się z ogólnie przyjętym założe-niem, że mężczyźni to straszne prymitywy. Szukała starego faceta – im starszy, tym lepiej – ponieważ obaj jej mężowie zostawili ją dla młod-szej. Dlatego chciała teraz takiego, który lada moment kopnie w kalen-darz, byle tylko miał pieniądze. W ten sposób, gdyby ją zostawił – bo śmierć jest przecież inną formą odejścia – mogłaby przynajmniej żyć na pewnym poziomie.

– Tak, kiepski wybór – potwierdziła Eleanor, która nie miała naj-mniejszej ochoty opowiadać im o podnieceniu, w jakie wprawił ją ten widziany przed chwilą dziwnie znajomy zabójczy przystojniak. Abby poszukiwała starszego faceta, żeby się za niego wydać, ale oczywiście w tym klubie nie znajdzie ich zbyt wielu. Zresztą, nadal lubiła zaba-wiać się z młodszymi.

Eleanor sięgnęła po koktajlówkę, bawiła się przez chwilę słom-ką, po czym niecierpliwie dopiła drinka. Już trzeciego. Zazwyczaj

Page 7: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

5

poprzestawała na dwóch, tego wieczoru była jednak podminowana. Zaliczyła jednego męża więcej niż Abby, ale nie była aż taka zgorzk-niała, bo to ona rzucała, a nie była porzucana. Miała potem wyrzuty sumienia, lecz wyznawała zasadę, że różnorodność nadaje życiu smak, no i zawsze ją ciągnęło do przystojnych facetów.

Chivas and soda, którą właśnie wlała w siebie, była mocna, bo bar-man, kolejny prymityw, próbował ją poderwać, serwując jej zabójcze drinki. Boże, czy niektórym z tych orangutanów wydaje się, że każ-da kobieta, która skończyła dwadzieścia pięć lat, to łatwy łup? Dureń. Na swoje nieszczęście miał wstrętne, żółte zęby. Nie był nawet pry-mitywem, którego można by wykorzystać w  celach czysto rozryw- kowych.

– Widzisz w  ogóle kogoś ciekawego? – zapytała Jenna Diamond, okręcając kosmyk wokół palca. Miała dwadzieścia osiem lat, duże piw-ne oczy i  nie była tak cyniczna jak Abby. Wszystkie trzy pracowały w banku, w centrum Miami, a ponieważ były singielkami i przyjaźniły się, miały zwyczaj wypuszczać się razem do klubów w piątkowe wie-czory, kiedy kończył się roboczy tydzień.

– Nie – skłamała Eleanor – ale pójdę się rozejrzeć. – Mrugnęła znacząco. – Gdybym nie wróciła, nie martwcie się o mnie.

– Chyba niedługo wrócę do domu – stwierdziła Abby, ziewając – i nie będę musiała się martwić o nikogo, oprócz tych facetów w mo-ich snach. A wy dwie zachowujcie się przyzwoicie. Jeszcze nas tak nie przypiliło, żebyśmy się bzykały z jakimiś prymitywami. No, to do po-niedziałku.

– Do poniedziałku – mruknęła Eleanor i ruszyła w tłum, rozglą-dając się za nieuchwytnym znajomym-nieznajomym – Idealnym Męż-czyzną.

Po drodze wpadła na wysokiego, chudego gościa, dosyć niebrzydkie-go, więc z nim zatańczyła, bo wydał jej się nawet obiecujący, ale potem tupecik zaczął mu się zsuwać i stracił cały urok. Uśmiechnęła się więc i odeszła pod jakimś wydumanym pretekstem. Ponieważ nadal nie mo-gła znaleźć tego faceta, zatańczyła z niskim, sympatycznym Latynosem,

Page 8: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

6

który jej przypominał pomniejszoną wersję Desi Arnaza1. A  potem zgrzana, zdyszana i zniechęcona, wyszła na uliczkę na tyłach klubu.

Był tam, stał przy samochodzie. Na jej widok uśmiechnął się, a je-go zabójczy uśmiech wprawił w galop jej serce. Boże, ależ on był sek-sowny! To nie było tak, że gotowa była zniżyć się do jednorazowego numerku z  jakimś prymitywem, nie była też łatwa ani nic w tym ro-dzaju. Po prostu od tak dawna nie widziała takiego faceta, że jeśli teraz odpuści, to chyba...

Umrze.Już czuła go w sobie.Niech tam, tej nocy pojdzie na całość. Poza tym może jednak wcześ-

niej go spotkała. Było w nim coś, co wydawało jej się znajome...– Jedziesz ze mną? – zapytał. Zarozumialec. Cholerny zarozumia-

lec. No cóż, miał pełne prawo. – Może – odparła, ruszając z uśmiechem w stronę jego samocho-

du. Kiedy jednak podeszła bliżej, zobaczyła, że twarz mu się zmienia, i w jej głowie zadźwięczał dzwonek alarmowy. Zamarła, zdezoriento-wana. Myśli zaczęły jej się gorączkowo plątać, a potem...

Bezwiednie spuściła oczy i  zajrzała do wnętrza jego samochodu. I wtedy zobaczyła, co miał na przednim siedzeniu.

O Boże! Matka ją ostrzegała i  przyjaciółki też ją przestrzega-ły. Uważaj na siebie. Prowadzisz zbyt swobodny tryb życia. Imprezo-wanie może być zabawne, ale uważaj, bądź ostrożna. Prymityw to nie jest najgorszy typ mężczyzny, jakiego możesz spotkać. Niektórzy męż-czyźni są niepoczytalni.

A niektórzy to mordercy.Podniosła z wysiłkiem wzrok i znów spojrzała mu w oczy, czując,

jak ogarnia ją instynktowny, paraliżujący lęk. A  on wciąż się uśmie-chał. Chciała krzyczeć, serce waliło jej o żebra.

Ale nie mogła wydać krzyku; jej struny głosowe odmówiły posłu-szeństwa. Miała wrażenie, że przeżywa na jawie jakiś koszmar. Był jej

1 Desi Arnaz (1917-86) – kubańsko-amerykański muzyk i aktor, (przyp. tłum.).

Page 9: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

skądeś znany, niech to diabli, znała go! I nie tylko go znała, ale go do-brze znała. Nagle otworzyły jej się oczy na prawdę, która umykała jej przez całe lata...

Teraz poznała prawdę...I poznała strach.Odwróciła się i zaczęła biec. Właśnie wtedy łyżka do opon walnęła

ją w czaszkę. Więcej niczego nie zobaczyła i nie poczuła.

Page 10: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

8

1

Dźwięk telefonu zabrzmiał jak syrena alarmowa. Wyrwany bezlitośnie z głębokiego i, trzeba przyznać, odrobinę pijackiego snu, Sean Black sięgnął po słuchawkę.

Szukając po omacku telefonu, natknął się na leżące obok ciało. Ko-bieta zamruczała przez sen i pokręciła pupą. Popatrzył na damski kształt u swego boku, zdumiony, że wciąż z nim była, i spróbował przypomnieć sobie coś więcej z minionej nocy. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dużo wypił. Szczerze mówiąc, minęły lata, odkąd był naprawdę pijany.

A wszystkiemu winien powrót do domu.– Halo? – rzucił, spoglądając na okryte prześcieradłem kobiece

krągłości. Jak jej było na imię? Maggie, Molly... w każdym razie coś na M. Kobieta, około trzydziestki, lśniące ciemne włosy, krótko ostrzyżo-ne w finezyjnym stylu, dobre ciało, ładna twarz, wspaniałe usta i język, no i  szczególny talent do posługiwania się nimi. Była dziennikarką, wolnym strzelcem, i pisywała reportaże podróżnicze do kilku czaso-pism, a  także przeprowadzała wywiady dla lokalnego magazynu lite-rackiego. Ta Molly-Maggie, czy jak jej tam, była naprawdę świetną ko-bietą z  rodzaju tych, co to nie prowadzą żadnych gierek, tylko lubią seks, pragną seksu i, jeśli chodzi o seks, są w tym dobre. O tak... trzeba przyznać, że przypadła mu do gustu. Nie przypominał sobie tylko, że-by ją prosił, by z nim została przez całą noc. Ponieważ nie chciała ko-lacji, postarał się, żeby dostali wspaniałą kolację do pokoju i – niech to diabli – ile butelek wina wypili? Przeczesując palcami włosy, powie-dział sobie, że powinien był trzymać się jednego rodzaju whisky albo pozostać przy piwie.

Wino podane w małych kryształowych kieliszkach na długich nóż-kach okazało się zabójcze. Pękała mu głowa.

– Halo? – powtórzył ostrzejszym tonem.

Page 11: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

9

– Cześć, Sean, tu Ricky. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. Sean skrzywił się i wzruszył ramionami. Ricky’ego Garcii nie wi-

dział od jakichś trzynastu lat; spotkali się dopiero przed paroma dnia-mi. Ricky wyraźnie próbował nadrobić stracony czas, na to przynaj-mniej wyglądało. Sean powstrzymał się jednak przed powiedzeniem dawnemu przyjacielowi, że tak, że go, do cholery, obudził. Ricky praco-wał w wydziale zabójstw w hrabstwie Dade. Miał zostać prawnikiem jak jego tata, ale coś mu nie wyszło. Zresztą, może dzięki temu stał się lepszym człowiekiem. Sean lubił go teraz bardziej niż wtedy, kiedy Ricky był po prostu bogatym dzieciakiem. Z drugiej strony, gdy przed tylu laty opuszczał rodzinne miasto, nie można powiedzieć, żeby wte-dy kogoś szczególnie lubił.

– Nie ma sprawy – powiedział.– O rany, jednak cię obudziłem. Jak ci się podobało w klubie?– W porządku.– Wieczór ci się udał?– Jasne.– Poznałeś kogoś?Sean spojrzał na swoją partnerkę.– Nie – skłamał.– To dobrze. Wpadnę po ciebie za dwadzieścia minut.– Co? Ale dlaczego?– Doszło do morderstwa zeszłej nocy.– Macie tu co tydzień z pół tuzina zabójstw. Na to przynajmniej

wygląda, kiedy się czyta wasze gazety – stwierdził sucho Sean.– Strzelaniny, tak, z tym są kłopoty – przyznał Ricky. – I napady

z użyciem noża – dodał niechętnie. – Gangi, narkotyki i tego typu rze-czy w okolicach, gdzie kręci się masa ćpunów. No, dobrze, dorzuć jesz-cze odrobinę przemocy domowej i  zabłąkanych kul. Jednak to nadal cios poniżej pasa, jeśli wziąć pod uwagę, że mówi to facet, który wy-brał życie w Los Angeles. Tym razem to nie były gangsterskie pora-chunki ani facet, któremu odbiło, bo mu żona wyłączyła kanał sporto-wy. To coś innego.

Page 12: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

10

– Tak?– Piękna dziewczyna, która zginęła po upojnej nocy w  tym sa-

mym klubie, do którego cię wysłałem. Świetnie, pomyślał Sean. Pewnie lada moment dadzą mi najwyższy

wyrok. Siedział sztywny, z uczuciem, że krew zamarza mu w żyłach.Nie, może jednak go nie oskarżą. Już nie. Zaliczał się przecież teraz

do tych „bogatych dzieciaków”. Mój Boże, wciąż pamiętał, jak to było – najście gliniarzy, wyciąga-

nie go z domu za włosy, rzucanie nim o samochód, żeby mu zapiąć kaj-danki. Płacz ojca, protesty brata i gliniarze odpychający Michaela, kie-dy go zabierali. Pamiętał, jak powiedział tacie, że jest niewinny, że nic nie zrobił, i tata mu uwierzył. To nie miało tak naprawdę znaczenia, bo jego tata jeszcze tego samego dnia zaczął umierać...

– Nie zamordowano jej w klubie, skąd zniknęła późną nocą z piąt-ku na sobotę. Znaleziono ją dopiero dzisiaj nad ranem – druga dwa-dzieścia trzy, poniedziałek, tak mam zapisane w raporcie – i jak na ra-zie lekarz sądowy ocenia, że kiedy ją znaleźli, musiała już nie żyć od co najmniej dwudziestu czterech godzin. Nie została zamordowana ostat-niej nocy – powiedział Ricky. – Pomyślałem sobie, że skoro żyjesz z pi-sania o takich sprawach... Pytałeś kiedyś, czy mógłbyś się z nami za-brać, gdyby się trafiło coś poważnego. Prowadzę sprawę tej nieszczęsnej kobiety i będę obecny przy sekcji. Od początku coś nie daje mi spokoju, ale nie wiem co. Mam wrażenie, jakbym ją znał czy coś w tym rodzaju. Jest w tym coś znajomego i czuję, że powinienem to rozpoznać.

Odetchnij, powiedział sobie Sean w duchu, wyluzuj się.– Jak ona się nazywała? – zapytał.– Metz. Eleanor Metz.– Nic mi to nie mówi.– Jeszcze się jej dobrze nie przyjrzałem – była nieźle poturbowana,

zakrwawiona i posiniaczona. I wiesz co... zwłoki zaczynają się tu rozkła-dać dosyć szybko. Mając na głowie lekarza sądowego i tych wszystkich uwijających się technicznych ekspertów i  fotografów, nawet nie pró-bowałem wyobrazić sobie sceny zabójstwa. Ona leży teraz w kostnicy.

Page 13: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

11

Tamtejsza lekarka jest moją przyjaciółką, a twoją wielką fanką. A może raczej powinienem powiedzieć – fanką Michaela Shayne’a. A tak w ogó-le, co cię skłoniło do pisania pod pseudonimem? – zapytał Ricky.

Może to, że sam zostałem oskarżony o morderstwo, pomyślał z iro-nią Sean.

– Zacząłem pisać, kiedy wykładałem na uniwersytecie – powie-dział. – To, czym się zajmuję, to proza komercyjna – coś, co się czasa-mi nie podoba tym typkom w kręgach akademickich.

– No tak, jasne. Jednak, gdybym był na twoim miejscu, podawał-bym wszędzie prawdziwe nazwisko. Tak czy inaczej, przynieś mojej przyjaciółce, doktor Kate Gillespie, książkę z  dedykacją, to cię będę mógł wprowadzić na sekcję.

Sean milczał z zaciśniętymi zębami, a czas mijał. Czy to nie ironia losu? Gliniarz miał go teraz zabrać, żeby mógł sobie obejrzeć sekcję. Co za porąbany świat. Przez moment wydawało mu się nawet, że ostat-nie, czego chce, to uczestniczyć w sekcji pięknej młodej kobiety na Flo-rydzie. Cała ta cholerna sprawa była absurdalnie ironiczna.

Już miał odmówić, ale nagle się rozmyślił.Niech to diabli! Nie miał żadnego pomysłu na książkę, a z posady

na uniwersytecie zrezygnował pięć lat temu, kiedy odkrył w sobie za-pał do tworzenia fikcji. Mógłby się pewnie załapać na jakąś ciekawą wyprawę naukową, ale go za bardzo nosiło.

A kiedy zgodził się przyjechać tu na tournée promocyjne, zadzwonił i polecił załatwić wszystko tak, żeby jego przystanek w Coconut Grove był ostatni. Potem kazał zamknąć swój dom w  Malibu Beach, żeby móc spędzić kilka dodatkowych tygodni na Florydzie. A później zde-cydował, że spędzi tutaj przynajmniej miesiąc, pracując. Zamierzał wrócić na jakiś czas – na tyle długi, aby mógł rozliczyć się z przeszło-ścią. I oto przyjechał. Do pracy.

A  skoro miał zamiar pracować, mógł równie dobrze skorzystać z okazji i uczestniczyć w sekcji ofiary morderstwa. Byłby skończonym głupcem – albo kiepskim pismakiem – gdyby tego nie zrobił.

Sęk w tym, że... akurat tutaj. Ze wszystkich możliwych miejsc.

Page 14: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

12

Miami wybaczyło pewnemu chłopakowi. Jak widać, każdemu moż-na wybaczyć. A jednak czuł gorycz. Cholerną gorycz.

– Sean?A może po prostu nadeszła wreszcie ta nierychliwa sprawiedli-

wość? Może zawsze chciał wrócić do domu jako ważniak tylko po to, żeby się odegrać. Sprowadzić kilka rzeczy do właściwych rozmiarów; dać paru osobom do zrozumienia, że każdy kij ma dwa końce, kiedy jest w życiu tyle rzeczy, które można kupić. Miał swoją dumę, dopiął celu i osiągnął sukces. Nigdy jednak nie pogodził się z tym, co go spo-tkało.

Spojrzał na Molly-Maggie. Zaliczył dużo romansów i  dobrze się zabawił, ale czasami odnosił wrażenie, że kopuluje jak jakiś cholerny królik na baterię, i ciągle wychodzi z tego pusty. Tak czy owak, lepsza już pustka niż ból, pomyślał. Nie chciał żadnych przeklętych zobowią-zań. Takie Molly-Maggie tego świata powinny mu w zupełności wy-starczyć do końca życia.

– Sean?Nagle przypomniał sobie o istnieniu Ricky’ego, który wyciągnął do

niego rękę z gałązką oliwną. Oczywiście, wyciągnął ją do autora best-sellerowych powieści „New York Timesa”, z trzema kontraktami filmo-wymi w trakcie realizacji, a nie do biednego chłopaka mieszkającego po niewłaściwej stronie ulicy.

Cyniczna refleksja. Ale był przecież cholernie cyniczny.– Dobra – odpowiedział Ricky’emu. – Dzięki, będę gotowy. Odłożył słuchawkę. Molly-Maggie ściągnęła z  twarzy prześciera-

dło i popatrzyła na niego.– Wychodzisz? Znowu jakiś wywiad?– Tak, coś w tym rodzaju. – Wzruszył z żalem ramionami. – Szko-

da, że nie możemy zjeść razem śniadania. Albo...Molly-Maggie była atrakcyjna. Ładna twarz, dobre ciało. Świetne

usta. Przepraszając, poczuł, że mu staje. – Żałuję, że nie mamy więcej czasu – powiedział schrypniętym

głosem.

Page 15: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

13

Pokręciła głową, potrząsając ładnymi ciemnymi lokami. – Ja nie potrzebuję dużo czasu, kochanie. – Uśmiechnęła się łobu-

zersko i mrucząc jak kotka, dodała: – Na śniadanie najzupełniej wy-starczą mi proteiny!

To powiedziawszy, zarzuciła sobie prześcieradło na głowę i  za-częła się zsuwać w dół dopóty, dopóki nie miała go w swoich rękach i  ustach. Krew popłynęła mu szybciej w  żyłach... Niech to, była na-prawdę dobra! A w kilka minut później znalazła się na nim, ujeżdżając go jak dżokej.

Zostało mu pięć minut na prysznic. Czekał już na dole, kiedy Ricky podjechał nieoznakowanym wozem patrolowym. Wsiadając do samo-chodu, klął w duchu samego siebie.

Nadal zapomniał ją zapytać, czy ma na imię Molly, czy Maggie.

Lori Kelly Corcoran skręciła na podjazd, przyglądając się staremu do-mowi na Alhambra Heights. Miejsce było świetne, a dom był jednym z tych wybudowanych przez założyciela miasta, George’a Merricka, dla jego rodziny. Miał balkony, kominki, kręte schody, dwie kondygnacje i trzy sypialnie – a wszystko wokół patia.

Brakowało porządnej instalacji wodno-kanalizacyjnej i  elektrycz-nej, ale gdyby miał takie proste cuda współczesnej techniki, nie byłoby jej na niego stać. A naprawdę kochała ten dom i mogła tylko mieć na-dzieję, że Brendan z czasem także go pokocha. Na razie przyjazd tutaj mógł się okazać dla czternastoletniego chłopaka ciężką próbą. Nie wi-dział przecież jeszcze tego domu, a ona była w środku tylko raz. Kie-dyś sądziła, że nigdy nie wróci w okolice Miami – a już na pewno nie na stałe. Było to jednak, zanim dziadek zachorował. On nie zamierzał nigdzie wyjeżdżać. Tutaj były jego korzenie; jej matka, ojciec i  brat także tu mieszkali. Prosiła dziadka, żeby przyjechał do Nowego Jorku, ale nie potrafił zostawić tych, których kochał i którzy także go kochali, nawet jeżeli zawsze miał do niej szczególną słabość.

Nie powinno się wracać po raz drugi do domu – czy nie tak ludzie mówili? Ale oto znów tu była wbrew najszczerszym postanowieniom.

Page 16: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

14

I w jakimś sensie było cudownie, bo stęskniła się za starymi kątami. Kochała zieleń, domy w stylu śródziemnomorskim i art dèco, porasta-jące wszystko bugenwille, pnące się po ścianach domów i murach, ca-ły wygląd i atmosferę tego miejsca. Lubiła upał, słońce, łatwy dostęp do wody, a nawet, na tym etapie życia, bliskość rodziców i brata. No i dziadka, rzecz jasna.

Będzie jej oczywiście brakowało Nowego Jorku, chociaż była za-dowolona z nowej pracy; dostała zastępstwo w pierwszej klasie ekspe-rymentalnej szkoły podstawowej, cieszącej się doskonałą opinią. Do-tychczasowa nauczycielka, pani Linitz, miała urodzić za dwa tygodnie, więc już za tydzień, licząc od czwartku, Lori będzie codziennie uczyła dwadzieścioro siedmioro rozkosznych maluchów. Wyjeżdżając, zyska-ła jeszcze jedno źródło dochodów oraz możność dalszego rozwoju. Do tej pory projektowała na pół etatu dla dobrze zapowiadającego się duetu projektantek mody Yolandy Peters i Elizabeth Woodly – „Yoelle Desig- ners”. Kiedy się dowiedziały, że Lori wraca do Miami, poprosiły ją o za-projektowanie kompletnej kolekcji eleganckiej odzieży wakacyjnej dla klimatów tropikalnych i subtropikalnych. Tak więc wszystko się układa-ło jak najlepiej; uwielbiała projektowanie strojów, uwielbiała też uczyć – i oto będzie mogła upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Zosta-ła upoważniona do organizowania pokazów u niektórych spośród czoło-wych detalistów na tym terenie, a łatwy dojazd do Bal Harbour, Coco-nut Grove i Palm Beach oznaczał, że będzie miała mnóstwo okazji, aby to robić. Mogła zatem z radosnym podnieceniem myśleć o przyszłości.

To oczywiste, że była podekscytowana.A także lekko zdenerwowana, trzeba przyznać. I wciąż rozgoryczo-

na. Co było, minęło; życie poszło naprzód, ale pozostał uraz, jak bli-zna, która się nigdy nie zagoiła.

Zapomnij o tym. Ciesz się życiem, beształa się w duchu. Obwiniała całe hrabstwo o coś, co się wydarzyło dawno temu, a to przecież idio-tyzm. Mimo to...

Nie była już dzieckiem, lecz dorosłą kobietą, miała swoje ży-cie i udanego syna. Dziadek, jeden z najwspanialszych ludzi, jakich

Page 17: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

15

znała, potrzebował jej, a  na dodatek, cała rodzina będzie w  siód-mym niebie. Powinna była wrócić już dawno i  mieć w  głębokim poważaniu tych, którzy byliby na tyle chamscy, aby jej dokuczać z  powodu przeszłości. Chociaż to samo w  sobie jest śmieszne, bo wszyscy z pewnością zapomnieli o  tym, co było. To, co się wyda-rzyło w  kamieniołomach tamtego dnia, pozostało jedynie relacją umieszczoną w pożółkłej gazecie zamkniętej w bibliotecznych ar-chiwach.

Dla wszystkich prócz rodziny Mandy Olin, oczywiście.No i Blacków.– Mamo! Zejdź z obłoków na ziemię.Odwróciła się. Brendan spoglądał na nią z cierpliwością i rezygna-

cją dojrzewającego młodego mężczyzny.– Mamo, jesteśmy na miejscu, a  to znaczy na ogół, że pora wy-

siąść z samochodu.Uśmiechnęła się i pokiwała głową.– Tak, oczywiście. No i co ty o  tym sądzisz? – zapytała, spoglą-

dając na syna, który siedział wpatrzony w dom. W jego wzroku malo-wała się powaga. Poczuła, jak budzi się w niej matczyna duma. Bren-dan był bardzo ładnym chłopcem. Odziedziczył jej jasnobrunatne oczy, ale włosy miał ciemne, podczas gdy ona była rudawą blondynką. W wieku lat czternastu był już o pięć centymetrów wyższy od niej, mierzącej metr sześćdziesiąt pięć. Lubił sporty, był wysoki i  gibki, miał skoordynowane ruchy i uczył się też całkiem przyzwoicie. Popa-trzyła na niego z nabożnym zachwytem. Jej podróż do Anglii przed laty zaczęła się od traumy i  rozpaczliwego pragnienia ucieczki. Syn wynagrodził jej wszelkie przeżyte koszmary.

– Brendan – zagadnęła go, pełna niepokoju – co sądzisz o tym do-mu?

Wzruszył ramionami. – Jest... fajny. Wygląda trochę jak zamek. Tyle że nie ma wieży-

czek. Ojej, on ma jednak coś jakby wieżę. Czy to wieża?Pokiwała głową z uśmiechem.

Page 18: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

16

– Tak, to wieża. W środku jest kręta klatka schodowa, prowadząca aż na samą górę, do małego pokoiku na tyłach domu. Nie wiem, cze-mu miał służyć, ale roztacza się z niego wspaniały widok na całą okoli-cę. Miałam nadzieję, że polubisz ten dom. Będzie z nim pewnie trochę problemów, ale...

Ale dzięki Jan, która znalazła dla niej to miejsce, będzie miała dom, na który ją stać, w okolicy, którą lubiła, w pobliżu rodziców – ale nie za blisko – i niedaleko szpitala, w którym leczył się jej dziadek.

– Wnieśmy nasze rzeczy do środka. Popracujemy przez kilka go-dzin, a w każdym razie do czasu, kiedy poczujemy, że za chwilę dosta-niemy kręćka. Wtedy pojeździmy po okolicy, pójdziemy do Coconut Grove na obiad, a potem do kina.

Brendan uśmiechnął się.– Chcesz mi pokazać wszystkie swoje ulubione miejsca z lat, kie-

dy chodziłaś do szkoły? – zapytał.– Może – mruknęła, spuszczając wzrok.Jak te kamieniołomy? – zakpiła z samej siebie. Nie. Zdecydowanie

nie.– No, dobra! – Brendan otworzył drzwi wozu. – Mamo, zobacz, co

trzeba zrobić, żeby wysiąść: otwórz drzwi i wyjdź. Masz minę, jakbyś się bała, że zapadniesz się w ruchome piaski czy coś w tym rodzaju.

– Ej, tu są ruchome piaski, w Evergaldes. Ruchome piaski, aligato-ry, mokasyny błotne, grzechotniki, węże koralowe, skorpiony...

– To wszystko jest w tym domu? – zażartował. – No, no, jest faj-niej, niż myślałem.

– Everglades to jeden z  najbardziej niezwykłych i  najpiękniej-szych przykładów środowiska naturalnego w całym hrabstwie – poin-formowała go wyniośle – Zobaczysz, jak tam ładnie. Wybierzemy się w przyszły weekend.

Brendan pokiwał głową, uciekając wzrokiem w bok, i wtedy przy-pomniała sobie, że dopiero co zostawił wszystkich swoich przyjaciół. Wycieczka może być bardzo przyjemna, bo Brendan uwielbiał jeździć z nią w różne miejsca. Pewnie zrobiło mu się smutno, kiedy zdał sobie

Page 19: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

17

sprawę z tego, że może powiedzieć matce „tak”, bo nie ma żadnych ży-ciowych planów na najbliższe tygodnie.

Spojrzał na nią i uśmiechnął się, ukrywając fakt, że przeprowadzka mogłaby być dla niego traumatycznym przeżyciem.

– W przyszłym tygodniu, mamo. Teraz musimy wysiąść z dżipa.– Ha, ha, ha! – rzuciła beztrosko.Wysiadła jednak z samochodu, a za nią Brendan. Z poczuciem wi-

ny uświadomiła sobie, że zastanawiała się nad tym krokiem i martwiła, czy sama zdoła się przystosować do starych śmieci, tymczasem Bren-dan był wciąż jeszcze dzieckiem. Ona miała tu przyjaciół. On nie. Li-czyła jednak na to, że uda im się szybko rozwiązać ten problem.

Przestraszyła się, kiedy poczuła go obok siebie i  jego ramię obej-mujące ją w talii. Uścisnął ją lekko.

– Będzie dobrze, mamo.– Tak. Dzięki. Byłeś wspaniały – powiedziała łagodnie. – No,

chodź, dziecko, bierzmy się do dzieła.Ale on już odszedł od niej i wziął się za wyciąganie swoich łyżwo-

rolek z tyłu dżipa.– No, chodź, mamo, bierzmy się do dzieła – powtórzył.

Licząca około pięćdziesięciu pięciu lat, Kate Gillespie była szczupła i  siwa. Najnowszy thriller Michaela Shayne’a przyjęła z  wdzięczno-ścią, ale Sean odkrył, że tak naprawdę to jego magisterium z antropo-logii sądowej umożliwiło mu uczestniczenie w sekcji.

Była w  każdym calu profesjonalistką, komentując jego obecność, podobnie jak Ricky’ego, do małego mikrofonu przypiętego do białe-go kitla. Potem obeszła stół ze zmarłą i opisała ofiarę jako młodą ko-bietę pod trzydziestkę lub tuż po trzydziestce, mierzącą 167 centy- metrów i ważącą około 57 kilogramów. Przyczyną zgonu zdawało się być uduszenie. Obrażenia i  urazy szyi rzucały się w  oczy, a  wygląd sińców świadczył o  tym, że musiały powstać przed śmiercią. Dok-tor Gillespie opisała stłuczenia i otarcia na całym ciele, łącznie z ob-rażeniami głowy: uszkodzoną czaszkę i  kości twarzy. Pobrała próbki

Page 20: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

krwi, płynów, włosów łonowych i poskrobała pod paznokciami ofiary. Jej asystent pobrał w tym czasie próbki błota, a potem ostrożnie zmył resztki krwi i brudu.

W połowie delikatnych ablucji twarzy, zanim doktor Gillespie zdą-żyła wbić skalpel w ciało, Ricky jęknął głośno. Sean poczuł się słabo, jakby mu zabrakło tlenu w płucach.

– O co chodzi? – rzuciła ostro doktor Gillespie, patrząc na Ricky’ego.Odchrząknął i spojrzał na Seana.– Znam ją. Znałem ją. My... – Urwał, a potem się otrząsnął i wciąż

patrząc na Seana, powiedział: – Obaj ją znaliśmy.

Page 21: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

19

2

Nie da się ukryć, że rozpakowywanie potrafi być uciążliwe jak wrzód na tyłku. O czwartej po południu Lori i Brendan byli zmęczeni i znie-chęceni. Wobec tego Lori ogłosiła koniec na dzisiaj. Była zdumio-na ogromem bagaży, zwłaszcza że większość rzeczy miała zostać do-starczona przez firmę przeprowadzkową oraz pocztą kurierską. Sama przywiozła znaczną część ubrań, część sprzętu sportowego Brendana oraz swoje portfolia i większość próbek materiałów do kolekcji stro-jów, nad którą aktualnie pracowała.

Dom potrzebował centralnej klimatyzacji – teraz każde piętro mia-ło odrębny system. Na parterze działała zresztą bardzo sprawnie, na szczęście, bo wyglądało na to, że czeka ich upalna wiosna.

Brendan brał prysznic, a Lori właśnie wyszła z wanny, kiedy usły-szała na dole jakieś głosy. Owinięta w ręcznik, podeszła ostrożnie do drzwi. Razem z Brendanem mieli nazajutrz rano zabrać jej rodziców na śniadanie, więc się ich wcześniej nie spodziewała. Kiedy podeszła na palcach do schodów, Jan Hunt, stojąca u ich stóp, spojrzała właśnie w górę.

– Cześć!– Cześć! – odpowiedziała Lori, kryjąc rozczarowanie. Tego wie-

czoru chciała spędzić trochę czasu tylko z synem, żeby się zaaklimaty-zować, ale z drugiej strony, Jan była jej przyjaciółką. Prawdę mówiąc, po maturze przez jakiś czas nie utrzymywały ze sobą kontaktów, po-nieważ Lori niemal natychmiast wyjechała do Londynu, a większość ich paczki wybrała się na studia. Natomiast kiedy Lori porzuciła Lon-dyn dla szkoły w Nowym Jorku, Jan napisała do niej, że uciekła z uko-chanym, aby wziąć ślub. I  to z  kim? Z  Bradem Jacksonem. Prosiła o wybaczenie, a Lori ochoczo jej go udzieliła, bo w tym czasie już pra-wie nie pamiętała Brada.

Page 22: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

20

Małżeństwo przetrwało zaledwie dwa lata, ale Jan i Brad pozosta-li kochankami. Jan stwierdziła filozoficznie, że Brad dał jej Tinę, ich córkę. Lori potrafiła zrozumieć jej argumenty. Zwłaszcza kiedy po-znała Tinę. Dziewczynka skończyła właśnie trzynaście lat i  była za-chwycająca. Miała, podobnie jak jej rodzice, ogromne niebieskie oczy, i włosy w odcieniu platynowy blond, jak jej ojciec. Nabrała już trochę kształtów i miała w sobie coś ujmującego. Po Jan, Lori była tego pew-na. Niewiele zapamiętała, jeśli chodzi o Brada, ale „miły” był akurat tym przymiotnikiem, jakim by go nie określiła.

– Chciałam, żeby dzieciaki się poznały! – zawołała Jan. Uśmiech-nęła się i zaczęła wchodzić po schodach. – Już ich sobie przedstawi-łam. Przyniosłam też gazetę – dodała, machając trzymaną w ręku „Miami Herald”.

– Nawet nie wiedziałam, że dostałam gazetę.– Leżała na twoim trawniku.– Aha, to dobrze. Przepraszam cię na sekundkę, Jan, ale muszę się

ubrać.– Och, daj spokój, przecież w  szkolnych prysznicach nasze szaf-

ki sąsiadowały ze sobą! – Jan zaśmiała się rubasznie i ignorując prośbę przyjaciółki, wdrapała się na górę. Uściskała Lori, po czym wyciągnę-ła się na łóżku – jednym z paru mebli, które kupiła i kazała dostarczyć do domu – i czekała, podparta na łokciu.

– A  niech cię, Lori, jak na trzydzieści dwa lata wyglądasz na-prawdę świetnie! – stwierdziła, kręcąc głową. – No, ale jesteś wyso-ka. A wysocy zawsze wyglądają na chudszych. Z tym że ty i tak jesteś szczupła. Masz dobrą figurę. Ani śladu celulitu, choć poniekąd na to liczyłam.

Lori uniosła brwi i zaczęła buszować po zaaranżowanej pospiesznie garderobie w poszukiwaniu sukienki na ramiączkach.

– Mam celulit jak wszyscy – stwierdziła, kiedy włożyła ją przez głowę i upuściła ręcznik. – Przecież jesteśmy dopiero po trzydziest-ce. Nie można po nas oczekiwać, że się zaczniemy rozpadać. Poza tym, powinnyśmy chyba stawać się z wiekiem coraz doskonalsze, a nie tylko

Page 23: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

21

coraz starsze, prawda? Zauważ, co Jane Fonda zrobiła dla kobiet. I dla procesu starzenia się.

– Ale trzydziestka to już z  górki – stwierdziła Jan z  westchnie-niem, rozkładając leniwie gazetę. – Robią mi się zmarszczki i czasami moja twarz wydaje mi się pomięta i zmaltretowana. Zaczynam siwieć. Porobiły mi się też kurze łapki, które przecinają pryszcze – bo mnie wciąż od czasu do czasu obsypuje.

Lori roześmiała się, a  potem zasępiła, bo Jan sprawiała wrażenie poważnie zmartwionej, a  przecież nigdy dotąd nie przejmowała się przesadnie swoim wyglądem. Była piękną kobietą o  ciemnych wło-sach, rozjaśnionych teraz finezyjnymi pasemkami, błękitnych oczach i dorodnej figurze.

– Sama wiesz, że wiek to rzecz względna. Moja mama nadal uwa-ża Andrew i mnie za dzieci. A ty, Jan, wyglądasz fantastycznie. Lepiej niż kiedykolwiek – zapewniła przyjaciółkę.

– Tak sądzisz? Byłaś zawsze w porządku wobec wszystkich, Lori. Dzieciaki potrafią być bardzo złośliwe, ale ty nigdy nie powiedziałaś o nikim złego słowa. Uroda i przyzwoitość. Wiesz, że nie znosiłam cię, zanim cię polubiłam? Byłaś chodzącą doskonałością, a zarazem miałaś odwagę, żeby być przy tym miłą! Szczerze mówiąc, w tamtych czasach musiałam się z tobą zaprzyjaźnić – inaczej zżarłaby mnie zazdrość.

Lori skrzywiła się.– Jan, byłyśmy dziećmi. Nie rób ze mnie jakiejś Mary Poppins,

bo nią nie jestem i nigdy nie byłam. Ale Bóg mi świadkiem, że jestem szczęśliwsza teraz, kiedy mam trzydzieści kilka lat niż w  wieku lat nastu...

– Teraz możesz tak mówić, bo twój nastolatek to chłopak, ja na-tomiast mam dziewczynkę. Kocham ją ponad życie, ale kiedy czasami na nią patrzę, dociera do mnie, że ona ma przed sobą cały świat, i czu-ję się wtedy zużyta i wykorzystana. To dla mnie nauczka. Jeżeli jesz-cze kiedyś będę miała dziecko, to tylko rodzaju męskiego! – Jan otrzą-snęła się i w jej oczach odmalowała się powaga. – Aha, skoro mówimy o mężczyznach...

Page 24: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

22

Nagle urwała i twarz jej pobladła. Lori zobaczyła, że przyjaciółka wpatruje się w gazetę, którą dopiero co przyniosła ze sobą.

– O co chodzi?– Pamiętasz Eleanor Metz?Lori potrząsnęła głową.– Musisz ją pamiętać! Na pewno ją pamiętasz, wiem, że tak –

upierała się Jan. – Jak ktokolwiek z nas mógłby ją zapomnieć?– Nie przypominam sobie nazwiska Metz...– Zaraz, zaraz, Metz to jej nazwisko po mężu! Jestem pewna, że

pamiętasz Eleanor.– Eleanor... Nie. Poczekaj, masz na myśli Ellie? – zapytała Lorie.– Tak.– A czemu pytasz? Coś się stało?Jan wciąż patrzyła na nią, blada jak kreda.– Jan?– Eleanor nie żyje!

– Lubisz czytać? – zapytała Tina Jackson, owijając sobie wokół pal-ca pasmo długich jasnych włosów i przyglądając się uważnie swojemu nowo poznanemu koledze, Brendanowi Corcoranowi.

To zdumiewające, jak dobrze wszystko zdawało się w końcu układać.Była wkurzona na matkę, kiedy kazała jej przyjść tu i poznać ja-

kiegoś dziwnego chłopaka z Nowego Jorku, kogoś bez pojęcia i przyja-ciół. Rzecz nie w tym, żeby była wredna czy coś w tym rodzaju, tylko naprawdę miała dosyć dużo lekcji do odrobienia, poza tym była czir-liderką, a następnego dnia występowała na meczu. Tymczasem matka zwykła traktować ją jako jednoosobowy damski komitet powitalny dla syna osoby spoza Miami, której sprzedała dom. Musiała przyznać, że dużo myślała o  tym Brendanie Corcoranie. Jej mama przyjaźniła się od wieków z jego mamą, tu mieszkali jego dziadkowie, jego wuj i pra-dziadek, a on nigdy dotąd nie był w hrabstwie Dade. To bardzo dziw-ne. Ponadto urodził się w Londynie. Spodziewała się, że będzie mó-wił jak chłopaki z Oasis albo ta dziewczyna z zespołu Republica czy

Page 25: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

23

dawni Beatlesi. A on nie miał żadnego akcentu, nawet nowojorskiego, chociaż wychował się w Nowym Jorku. Tłumaczył jej potem, że tyl-ko niektóre dzielnice nabyły ten akcent. Nowy Jork jest fantastyczny, powiedział. Tętniący życiem i zatłoczony bardziej, niż mogłaby sobie wyobrazić, pełen ludzi ze wszystkich stron świata. Ona natomiast by-ła zdania, że nigdzie na świecie nie może być lepiej niż na Florydzie. Można tu jeździć na nartach wodnych, żeglować, nurkować, opalać się, pływać i bawić – niemal przez cały rok. Wytłumaczyła to Brendano-wi, ale nie próbowała spierać się z nim o Nowy Jork, bo podobał jej się ten chłopak. Naprawdę jej się podobał. Był inteligentny, dowcipny, uprzejmy i przystojny. Nawet bardzo. Wręcz cudowny. Wysoki, sma-gły. Na jego widok serce jej szybciej zabiło. Miał wspaniały uśmiech, lekko schrypnięty głos i wyluzowany styl bycia. Nie będzie miał żad-nych kłopotów z wpasowaniem się gdziekolwiek. Co to będzie, jak go zobaczą jej koleżanki! Zdecydowanie chciała zaklepać sobie prawo pierwszeństwa.

Był wprawdzie zmęczony, bo przez cały dzień próbował zrobić z domu, do którego się wprowadzili, prawdziwy dom rodzinny, ale i tak był świetny. Chociaż był bez przerwy zajęty – głównie ustawianiem swojego odtwarzacza CD na półce na książki – przez cały czas z nią roz-mawiał.

A teraz, nareszcie, zrobił sobie przerwę. Siedzieli razem na antycz-nej sofie kupionej razem z tym domem, popijając z puszek wodę so-dową. Popatrzył na nią orzechowymi oczami – wielkimi, z drobinkami czystego złota.

– Uwielbiam czytać – przyznał. Zaczęli o  tym rozmawiać, bo przyniosła ze sobą książkę science fiction na wypadek, gdyby nie mieli sobie nic do powiedzenia.

Niepotrzebnie, bo jak na razie, usta im się nie zamykały.– Widzisz te wszystkie pudła z napisem „Sprzęt sportowy”?– Aha?– To książki – przyznał z zakłopotaniem..– Tak naprawdę nie grasz w hokeja?

Page 26: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

24

– Gram – odparł ze śmiechem. – Albo raczej grałem – popra-wił się, wzruszając ramionami. – Trudno powiedzieć, co teraz będę robił.

– Zapisz się do mojej szkoły, to będziesz mógł grać, w co tylko ze-chcesz – zaproponowała. – To prywatna szkoła i nie ma aż tylu mię-śniaków, żeby trenerzy mieli z czego wybierać.

– Będę chodził do szkoły publicznej – powiedział.– No cóż – stwierdziła filozoficznie – jesteś wciąż w dobrej for-

mie. To twój pierwszy rok, więc poważne treningi zaczną się później, w starszych klasach.

Słysząc to, uśmiechnął się, wzruszył ramionami i  odgarnął długi ciemny kosmyk, który opadł mu na jedno oko.

– Kto wie? Zobaczymy. – Ściszył głos, żeby matki nie usłyszały ich na górze. – Jaka szkoda, że nie będę chodził do twojej szkoły.

– Wolałabym być w szkole publicznej – stwierdziła Tina. – Cho-ciaż to nie ma znaczenia, bo mnóstwo moich znajomych do niej cho-dzi. Nadal spotykamy się w weekendy i czasami po szkole. Będziemy się wobec tego widywać i  przedstawię cię masie ludzi. Na przykład w  piątek wieczorem. Wybieramy się całą grupą do kina w  Coconut Grove. Może chcesz pójść?

– Jasne. – Wzruszył ramionami. – Do Grove... Mam nadzieję, że mama mi pozwoli.

Tina uśmiechnęła się.– Moja na początku nie chciała o tym słyszeć. Grove to teraz re-

jon turystyczny, ale za czasów młodości naszych mam było inaczej. Mój tata uważa, że to jedno wielkie siedlisko wypalonych ćpunów i dilerów.

– Naprawdę?Roześmiała się.– Kręci się ich tam trochę, ale tak w  ogóle jest w  porząd-

ku. Mama za każdym razem wybierała się tam ze mną. Tylko pod tym warunkiem mnie puszczała. Teraz pozwala mi iść, jeżeli jeste-śmy w  grupie albo jest nas co najmniej piątka. Tylko do kina i  na

Page 27: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

25

hamburgera, bo tam obowiązuje wieczorem godzina policyjna, wiesz o tym? Będzie bardzo zadowolona, jeżeli pójdę z tobą, bo wśród mo-ich rówieśników jesteś najwyższym chłopakiem, jakiego znam. Ma-mie zawsze się wydaje, że dziewczyny są narażone na niebezpieczeń-stwo – powiedziała, krzywiąc się Tina.

Brendan roześmiał się. – Pozwól, że cię oświecę: mamy martwią się także o synów. Moja

mama zrobiła mi nawet mapę, gdzie wolno mi było bywać w Nowym Jorku, a gdzie nie. Trzeba dać jej kilka dni. Jestem pewny, że tutaj przy-gotuje mi taką samą mapę. – Nagle zaburczało mu w brzuchu.

Patrzył na nią, czerwony jak burak, a potem oboje, jak na komendę, wybuchnęli śmiechem.

– Przepraszam – mruknął. – Co ty na to, żebyśmy wyskoczyli na obiad? Umieram z głodu.

– Lubisz makaron?– Jasne.– To dobrze, bo myślę, że pójdziemy do włoskiej restauracji w Co-

conut Grove. Jak zobaczysz to miejsce, zrozumiesz, co miałam na my-śli. Aha... czytujesz może Michaela Shayne’a?

– Pewnie. To jeden z moich ulubionych autorów.– Wiesz, że on tu był? Podpisywał swoje książki w księgarni, ja-

kieś dwie przecznice od tej restauracji. – Był tutaj? Myślałem, że gość nie spotyka się ze swoimi fanami.– Przypuszczam, że zamierza pokazać się kilka razy w związku ze

swoją nową książką – powiedziała Tina. – Tak czy inaczej, był tu! – Uderzyła go lekko w ramię. – Punkt dla Miami!

Brendan nie podjął zaczepki. Był zmartwiony, gdy sobie uświado-mił, że ominęło go to wydarzenie.

– Był tutaj, ale już wyjechał? – zapytał zawiedziony.– Kto go tam wie, gdzie jest w tej chwili. Ale ja też nie poszłam na

spotkanie. Byłam na obowiązkowym zebraniu czirliderek. Musiałam. Michael Shayne zostawił trochę podpisanych egzemplarzy w księgar-ni, a  ja mam kumpla, który pracuje tam w barku kawowym. Obiecał,

Page 28: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

26

że mi kilka odłoży, aż będę mogła po nie przyjść. Jak ci już mówiłam, Grove jest w porządku, mimo wszystko. Zjemy, pospacerujemy – i bę-dzie fajnie.

– Aha. – Patrzył na nią z uśmiechem, od którego zrobiło jej się go-rąco. – Może będzie fajnie. – Uścisnął jej rękę, wstał i poszedł po ko-lejne pudło.

Spojrzała na swoją dłoń i także się uśmiechnęła. Czuła, że zaczyna się zakochiwać.

– Nie żyje? Jak to się stało? – zapytała Lori.– Została zamordowana – odparła Jan, potrząsając głową, wpatrzo-

na w gazetę. – Była z przyjaciółkami w klubie „The Stork” na South Beach, a potem wyszła. Jej samochód został na parkingu, a ciało zna-leziono na bagnach w  pobliżu Alligator Alley, za Fort Lauderdale. Przypuszczam, że ktoś chciał ją tam pogrzebać, ale wypłynęła na po-wierzchnię. To wszystko, co ujawniła dotąd policja.

– Jakie to smutne, jakie okropne! – powiedziała Lori.Jan w milczeniu potrząsnęła głową. – Widywałaś ją ostatnimi czasy? – zapytała Lori.– Och... może kilka razy przez te piętnaście lat – odparła Jan. –

Wyszła za mąż, rozwiodła się, wyszła za mąż, i  znów się rozwiodła. Z tym ostatnim facetem rozstała się jakiś rok temu. Założę się, że poli-cja będzie go przesłuchiwać; niezły z niego charakterek. O niej można powiedzieć to samo.

– Jak to? Nie pamiętam niczego takiego.– Była trochę w typie Mandy. Potrafiła zachowywać się skandalicz-

nie. Zawsze była miła, ale spisali ją za to, że tańczyła nago w fontannie, a innym razem została aresztowana za prowadzenie po pijanemu. Myślę, że szła w życiu na całość, szukając czegoś, czego nie mogła znaleźć. Ale – dodała Jan z cierpką miną – czy z nami wszystkimi tak nie jest?

– Mimo wszystko to okropne. – Lori westchnęła. – Nie obchodzi mnie, w jakim tempie żyła. Nikt nie zasługuje na to, żeby zostać zamor-dowany. – Nagle z całą wyrazistością powróciło wspomnienie Eleanor.

Page 29: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

27

Przyszła do kamieniołomów z Mandy, tego ostatniego dnia, kiedy jeszcze wszyscy byli razem. Przypomniała sobie, jak Ellie wyglądała w bikini i jak śmiejąc się, biegły z Mandy do wody. A później, z całą resztą...

Kiedy Mandy wyciągnięto na brzeg i  Sean nachylał się nad nią, rozpaczliwie próbując ją reanimować, wszyscy poza gliniarzami byli przekonani, że..

– Masz rację – powiedziała z  przeciągłym westchnieniem Jan. – To smutne i  straszne. Mam nadzieję, że złapią tego gościa. Nie chcę powiedzieć, że Eleanor sobie na to zasłużyła czy coś w tym rodzaju. Rzecz w tym, że żyjąc w taki sposób, można się wpakować w tarapaty. Wygląda na to, że w dzisiejszych czasach każdy może się okazać ma-niakalnym zabójcą. Muszę przyznać, że lubiłam ten klub, ale ręczę ci, że moja noga nie postanie tam przez dłuższy czas.

– Zostaniesz w domu i będziesz grzeczna jak aniołek?– Przynajmniej będę się trzymać z daleka od klubów i zrezygnuję

z nocnych wypraw do miasta. Może zadzwonię do Brada i dowiem się, co ma w planie na kilka następnych weekendów.

Lori uśmiechnęła się mimo woli. – Ach, tak! Zatem wiedza, jakiego rodzaju monstra można tam

spotkać, sprawia, że stary mąż znów wydaje się dobry, tak? – Spojrzała znacząco na Jan.

– Pamiętaj, że to były mąż. Jednak kobieta ma swoje potrzeby, więc może będę dla niego miła przez jakiś czas – wyznała Jan. – Prze-rażająca sprawa.

Z dołu dobiegł ich nagle przeraźliwy krzyk. Obie zastygły, wpatru-jąc się w siebie, a potem Lori popędziła do drzwi i na dół po schodach. Jan deptała jej po piętach. Serce waliło jej jak młotem na myśl o tym, co się mogło stać. U dołu schodów zatrzymała się jak wryta, tak że Jan wpadła na nią z całym impetem.

Brendan przeszukiwał pudło z płytami kompaktowymi, a Tina sie-działa na sofie, niemal wyjąc ze śmiechu. Na widok Lori i matki zdu-miała się, a potem szybko powiedziała:

Page 30: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

28

– Och, przepraszam, ale on mi właśnie opowiadał, że uwielbia The Monkees! Wyobrażacie to sobie?

Lori usiadła ciężko na schodach.Brendan spojrzał na matkę. Wyraźnie jej ulżyło, że był zadowolony

i dobrze się bawił z Tiną. Bo niby czemu nie? Dziewczyna była wyjąt-kowo ładna, a przy tym miła.

– Ona nie ma gustu, mamo. Przepraszam, pani Jackson.– The Monkees? – prychnęła Jan, patrząc na Lori, gotowa bro-

nić córki. – Funkcjonuję pod moim panieńskim nazwiskiem, Hunt – zwróciła się do Brendana – ale możesz mi po prostu mówić „Jan”.

– Tak, proszę pani – odparł uprzejmie Brendan. – Mamo, umie-ram z głodu – dodał. – Czy jest możliwe, żebyśmy w najbliższym cza-sie pojechali coś zjeść?

– Oczywiście – powiedziała Lori, spoglądając na Jan. To absurdalne, uznała, że krzyki śmiejącej się Tiny wpędziły je w pa-

nikę. Popatrzyły po sobie nieco skonfundowane, w niemym porozumie-niu, że przy dzieciach spróbują zapomnieć o  morderstwie ich dawnej koleżanki. Nawet gdyby obie miały się z tym czuć nieswojo.

– Tak, jedziemy na obiad, ja stawiam – powiedziała Jan, przenosząc wzrok z  Lori na Brendana i  znów na Lori. Zmusiła się do uśmiechu i radosnym tonem dodała: – Zarobiłam niezłą prowizję na tym domu.

– Dobrze, możesz nam postawić. Dokąd jedziemy? – zapytała Lori.– Do Coconut Grove. Jest tam taka mała włoska restauracyjka. No-

wa, otworzyli ją, kiedy cię tu nie było. Lori kątem oka zauważyła, że Tina trąciła Brendana łokciem. Naj-

wyraźniej wiedziała, dokąd jadą, i była zadowolona. – Ja stawiam – ciągnęła Jan – ale myślę, że powinniśmy pojechać

w dwa samochody. Ty i Brendan będziecie chcieli pokręcić się tam tro-chę dłużej, a  ja będę musiała podrzucić umowę, jeżeli ten stary pryk dojrzał do tego, żeby ją podpisać. Dużo się tu zmieniło przez piętna-ście lat. Poczekaj, a się przekonasz!

– W porządku. Pójdę tylko na górę po torebkę – powiedziała z roz-targnieniem Lori.

Page 31: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

29

Jan poszła za nią na piętro.– Lori?– Tak?– Dziwnie się zachowujesz. Czy coś ci się nie podoba?Lori wzięła z  łóżka torebkę i  ruszyła z  powrotem ku drzwiom,

marszcząc brwi.– Nie zachowuję się dziwnie.– Byłaś taka blada, kiedy mówiłam o obiedzie.– Och... no cóż, myślę o Eleanor. – Wiem, ale przecież żadna z nas już się z nią nie przyjaźniła. Ty

nie kontaktowałaś się z nią od piętnastu lat, a ja przez ten czas widzia-łam ją może ze trzy albo cztery razy.

– Mimo to...– Lori, nie możemy brać sobie wszystkiego do serca. Zawsze się

martwiłaś o innych, ale powinnaś była się nauczyć, że tak nie można. Życie to nie bajka.

– A potem się i tak umiera, prawda? – rzuciła sucho Lori.– Prawda. Nieszczęścia się zdarzają. Sporo osób, z  którymi cho-

dziłyśmy do szkoły, nie żyje. Petey Fitzhugh umarł w końcu na tę swo-ją hemofilię. A Larry Gonzalez zmarł w wieku lat dwudziestu siedmiu na raka. Tak to już jest.

– Ale Ellie została zamordowana – przypomniała jej Lori.Popatrzyły po sobie i Lori pomyślała, że być może obie miały na

końcu języka: tak samo jak Mandy! Żadna z  nich nie wypowiedziała jednak tych słów, choć zawisły

one pomiędzy nimi jak miazmat. Ale wtedy, dawno temu, im, dziecia-kom nie przyszłoby do głowy, że Mandy została zamordowana; to ra-czej gliniarze w to wierzyli i prokuratura okręgowa wystąpiła z oskar-żeniem.

– Mamo! – ponaglił Brendan. Zabrzmiało to żałośnie. Chłopak umierał z głodu. Jan miała rację.

Jej serce nie powinno krwawić z powodu każdego zła, jakie się wyda-rzyło na świecie.

Page 32: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

30

– On musi być okropnie głodny – nie zrobiliśmy jeszcze zakupów. Mam mleko, kawę, sok pomarańczowy, wodę mineralną, i to wszystko. Zbierajmy się.

– Racja, zbierajmy się – przytaknęła Jan.– Tyle że... – mruknęła Lori.– Że co?– Tyle... czy tam jest bezpiecznie? – spytała półgłosem.Jan westchnęła.– Kochanie, tam, gdzie jedziemy, aż roi się od turystów. Fanta-

stycznie. Nie chcesz chyba tuż po przeprowadzce popaść w paranoję! Ja nawet pozwalam Tinie włóczyć się po Grove w weekendy z przyja-ciółmi, byle tylko trzymali się głównego traktu. Na ulicach jest przez cały czas pełno policji. Ellie została porwana z klubu na South Beach, gdzie pewnie próbowała podrywać facetów.

– Może jestem po prostu przeczulona – przyznała Lori, ale po wyjściu z domu pomyślała, że jej pierwszą inwestycją będzie porządny system alarmowy.

Przeczulona. Tak, to było to. Mieszkała w  Miami, Londynie i  Nowym Jorku – a  wszystko to przecież wielkie miasta. Miejsca, gdzie człowiek uczy się być cwany, i gdzie morderstwa zdarzają się o wiele za często. Zatem morderstwo w Miami nie powinno nikogo dziwić...

Tyle że...Jego ofiarą padła ich dawna koleżanka.Dawna koleżanka, której nie widziała od piętnastu lat. Powinna

więc sobie odpuścić... Pomyślała, że chyba jej się to nie uda, a z drugiej strony, dobrze będzie gdzieś wyjść.

Przejażdżka znajomymi ulicami, które przestały już być takie zna-jome, odciągnęła uwagę Lori od tego, co przydarzyło się Eleanor.

Rzeczywiście, zaszło tu wiele zmian. Coconut Grove stało się miej-scem ruchliwym i tętniło życiem nawet w poniedziałkowy wieczór.

Zawsze była to modna dzielnica i  taka też pozostała, z masą ma-łych sklepików sąsiadujących z eleganckimi magazynami popularnych

Page 33: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

31

sieci handlowych. Nie mogła się nadziwić tym wszystkim nowym bu-dynkom w okolicy i masie samochodów oraz ludzi. Autobusy wyciecz-kowe parkowały na Main Street przed restauracją „Planet Hollywood”. Wokół mówiono tyloma językami, że równie dobrze mogłaby sobie wyobrazić, że jest w Nowym Jorku.

Wybrana przez Jan włoska restauracyjka była najwyraźniej bardzo dobra, bo nie było wolnych miejsc. Z lokalu po przeciwnej stronie uli-cy dochodziła muzyka, trąbiły klaksony, gdy ludzie próbowali przecho-dzić przez zakorkowane ulice, tak że czekając na stolik, musieli podno-sić głos, żeby się usłyszeć. Kiedy ich posadzono, Jan przedstawiła Lori wszystkim pracownikom restauracji, przechodzącym obok ich stolika. Dobrze zrobiła, jak się okazało, bo jej pager zadzwonił prawie natych-miast i  zaraz znikła, aby zatelefonować. Potem wróciła i  przeprosiła, ale zaczęła się zbierać.

– Tina, odwiozę cię do domu – oznajmiła.– Przecież mama może ją odwieźć – zaprotestował Brendan. – O ile nie będzie miała nic przeciwko temu – dorzuciła z miłym

uśmiechem Tina. – Mówiłaś przecież, że masz mnóstwo zadań domowych i milion

rzeczy do zrobienia dziś po kolacji.– Myślę, że nic się nie stanie, jak zostanę trochę dłużej – powie-

działa Tina, rumieniąc się lekko. Lori pochyliła głowę, ukrywając uśmiech. Tina bała się, że Bren-

dan Corcoran może się okazać dziwakiem albo idiotą, ale na wyraźne życzenie matki zgodziła się przyjść i go przywitać, a nawet być miłą. Szybko odkryła, że jest inteligentny i czarujący.

– Z przyjemnością odwiozę ją do domu i na pewno się nie spóźni-my – zwróciła się do Jan. – Pomyśl tylko, ile dla mnie zrobiłaś.

– Sprzedałam ci dom.– Przypilnowałaś, żeby dostarczyli meble i  podłączyli telewizję

kablową, i  tylu innych obrzydliwie przyziemnych rzeczy – przypo-mniała jej Lori.

– Dobrze już, dobrze. Ciao, dzieciaki! – rzuciła Jan i ulotniła się.

Page 34: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

32

Jedzenie było wyśmienite, obsługa na najwyższym poziomie, mimo to, kiedy skończyli, Lori głowa pękała z bólu. Tina opowiadała Bren-danowi o rozmaitych sklepach ulokowanych w dwóch tutejszych cen-trach handlowych i o niektórych miejscach na Main Street i w bocz-nych uliczkach.

– Pewnie chcielibyście się trochę przejść – powiedziała Lori. – Przykro mi, ale jestem kompletnie wykończona.

– Mógłbym tylko wpaść do tej dużej księgarni na Mayfair? – za-pytał Brendan, spoglądając na nią błagalnie orzechowymi oczymi. – Tina mówi, że Michael Shayne tu był i zostawił w księgarni podpisane egzemplarze swojej najnowszej książki.

– Możemy tu wrócić.– Już ich nie będzie – powiedział Brendan.Lori westchnęła. Lubiła czytać, kiedy tylko miała czas, chociaż Mi-

chael Shayne był akurat zbyt przerażający jak na jej gust. Mimo to cie-szyła się, że Brendan tak dużo czyta, i zawsze popierała jego książko-we zainteresowania.

– Dobrze. Idźcie tam i...– W księgarni jest barek kawowy. Może dałaby nam pani dziesięć

minut, a potem byśmy się tam spotkali? – zapytała z nadzieją w głosie Tina.

Lori uśmiechnęła się. Był poniedziałkowy wieczór, jutro roz-pocznie się kolejny dzień szkolny. Chociaż nie dla Brendana. Pew-nie na ulicach nie kręci się zbyt wiele młodzieży. Tina musiała jed-nak wiedzieć, że część jej znajomych będzie w tej okolicy – w kinie, na zakupach albo w barze hamburgerowym na Main Street.

– Piętnaście minut. Co wy na to? Ale Brendan, naprawdę...– Piętnaście minut. Będziemy gotowi – obiecał jej syn.Po ich wyjściu Lori odkryła, że Jan już wcześniej zapłaciła rachu-

nek, więc podziękowała obsłudze i  opuściła lokal. Przedzierając się przez niebywale zatłoczone ulice, zmierzała w  stronę Mayfair i  księ-garni. Duży kompleks handlowy obejmował między innymi hotel oraz mnóstwo sklepów, poszczególne części budynku rozdzielał dziedziniec.

Page 35: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

33

Restauracja znajdowała się bliżej Cocowalk, drugiego centrum handlo-wego w tej okolicy. Wieczór był przyjemny. Idąc tamtędy, Lori uświa-domiła sobie rozmiar tego miejsca. Wielkie Miami, obejmujące wszyst-kie włączone później mniejsze miasta, było rozległe i gęsto zaludnione – liczyło jakieś trzy miliony mieszkańców. Zmieniało się też nieustan-nie i wciąż rozrastało. Nie widziała ani jednej osoby czy rzeczy, któ-rą by rozpoznała. Wróciła do rodzinnego miasta, ale w  tym mieście wszystko się zmieniło. Mogła więc spokojnie odetchnąć.

Kiedy szła pogrążona w myślach, nagle zgasły uliczne i sklepowe światła. Usłyszała krzyki, huk zderzających się samochodów i  wyją-ce alarmy.

Przerwa w dostawie prądu, nie panikuj! – podpowiadał jej zdrowy rozsądek. Usłyszała klnącego policjanta, a potem tu i ówdzie zamruga-ły światła awaryjne.

Nagle ogarnęła ją trwoga. Brendan! Umrze, jeśli przydarzyło mu się coś złego. Puściła się biegiem.

W cieniach rzucanych przez blady księżyc skręciła na dziedziniec centrum handlowego i wbiegła szybko po kilku stopniach, aby się zde-rzyć z inną ludzką istotą, nadchodzącą z naprzeciwka. Siła impetu od-rzuciła ją do tyłu i byłaby upadła, gdyby nie podtrzymały jej mocne ramiona. Nie upadła więc. Nie była też w stanie się ruszyć.

Chmury przysłoniły księżyc. Zrobiło się jeszcze ciemniej niż przed tym.

Nagle przyszło jej do głowy, że Coconut Grove może być niebez-piecznym miejscem. Facet był wysoki i potężnie zbudowany. Z oddali dobiegały ją wprawdzie krzyki, ale w pobliżu nie było żywego ducha.

Byli sami, spowici ciemnością. Ty idiotko! Nie panikuj! – skarciła się w myślach.

– Ej, wszystko w porządku? Dokąd pani tak leci, do cholery? Pali się czy co? – rozległ się głęboki głos.

Mężczyzna był szczerze przejęty, a  zarazem zirytowany. Całkiem zresztą słusznie. Nie zaczepił jej; to ona na niego wpadła. To jej in-stynkt macierzyński sprawił, że pędziła na oślep jak wariatka.

Page 36: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

34

– Och, przepraszam. To moja wina. Strasznie przepraszam. – Mężczyzna wciąż ją trzymał. – Proszę mi wybaczyć, mój syn... Mniej-sza o to, przepraszam, mógłby mnie pan puścić, ja...

Urwała nagle, czując, że oblewa się zimnym potem. Znała go. Pod wpływem szoku zadrżała. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego jej zwolniony refleks tak późno ją ostrzegł, że zna jego głos. Zmienił się wprawdzie, ale tylko trochę. W sumie niewiele.

Oczywiście, krótka przerwa w  dostawie prądu musiała się skoń-czyć akurat w  tym momencie. Światła na Coconut Grove zapłonęły nagle jasnym blaskiem.

Tak, to był on.Chociaż się zmienił.Oczywiście, że się zmienił. Nie widziała go przecież od prawie

piętnastu lat. Rozrósł się w ramionach i twarz mu się wypełniła. Ciemne włosy

były teraz nieco dłuższe, pojawiły się zmarszczki. Był wysoki, gibki, dobrze umięśniony i atrakcyjny, obdarzony surową męską urodą To, co się zapowiadało w chłopcu, spełniło się w mężczyźnie.

Ciemność i  siła zderzenia oślepiły ją na początku. A  jednak z  ja-kichś powodów, nadal nie wierzyła własnym oczom. Przecież on od-szedł piętnaście lat temu. Nie wiedziała, że wrócił. Nikt jej nie ostrzegł.

– Sean? – wykrztusiła z trudem jego imię. Odchrząknęła i powtó-rzyła – Sean?

– Lori...Wydawał się równie zaskoczony jak ona. Patrzył na nią z niedowie-

rzaniem. Nagle zmrużył powieki, a jego męski głos zabrzmiał szorstko.– Co ty tu znowu robisz, do cholery?Zaszokowana wrogim tonem, patrzyła na niego oniemiała. Świado-

ma tego, że rzeczywiście sprawiał wrażenie bardziej zaskoczonego tym spotkaniem niż ona. Jego oczy były w mroku tak ciemne, że wydawały się raczej czarne niż niebieskie. Wciąż trzymał ją kurczowo za ramiona, a palce wpijały się w jej ciało.

– Jeszcze raz pytam, co ty tu znowu robisz, do cholery?

Page 37: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

– Ja...– A niech to diabli! Odwiedzasz rodzinę? Teraz?Dopiero później przyszło jej do głowy, że powinna była posłać go

w diabły, bo jej miejsce pobytu to nie jego sprawa. Rzecz w tym, że je-go widok tak ją rozbroił, a wrogość do tego stopnia zbiła z  tropu, że bez namysłu odpowiedziała:

– Nie przyjechałam z wizytą, tylko wróciłam.– Wróciłaś! – wykrzyknął i  zabrzmiało to prawie jak wrzask. –

Wróciłaś teraz? Dobry Boże, to śmieszne. To... po prostu... cholernie fantastyczne!

Popatrzył na nią i gdy sobie uświadomił, że wciąż ją trzyma, i  to mocno, puścił ją raptownie.

– Przepraszam – powiedział, cofając się. Widać było, że zmaga się sam ze sobą i wygrywa, a kiedy znów na nią spojrzał, twarz miał kom-pletnie bez wyrazu. – Przepraszam – powtórzył.

Obszedł ją, jakby była kimś zupełnie obcym, na kogo wpadł przez przypadek, i pomaszerował w dół ulicy, aby się wtopić w tłum.

Page 38: Mordercze grono - Heather Graham -  ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.