Mezczyzna z Tatuazem Fragment

32
ME ´ Z ˙ CZYZNA Z TATUAZ ˙ EM

Transcript of Mezczyzna z Tatuazem Fragment

Page 1: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

ME´ZCZYZNA

Z TATUAZEM

Page 2: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

Reformacja_krotka_historia_145-205_2.indd 2 2013-07-05 13:26:41

www.varsovia.biz

Page 3: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

ME´ZCZYZNA

Z TATUAZEM

Jack Sharp

Reformacja_krotka_historia_145-205_2.indd 2 2013-07-05 13:26:41

Page 4: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

Redakcja:Elżbieta Mamczarz

Korekta:Ewa Micyk

Redakcja techniczna:Anna Szeląg

Projekt okładki:Amadeusz Targoński

Ilustracje na okładce: © daboost – Fotolia.com; © NaDi – Fotolia.com; © dinostock – Fotolia.com;

© Burlingham – Fotolia.com; © Freesurf – Fotolia.com; © Vladimir Wrangel – Fotolia.com; © misterelements – Fotolia.com; © Giuseppe Porzani – Fotolia.com;

© Burlingham – Fotolia.com; © spaxiax – Fotolia.com

Copyright © 2014 by Wydawnictwo VARSOVIA

Wszelkie prawa zastrzeżone.Książka, ani żadna jej część, nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek

inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach

publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. W sprawie zezwoleń należy zwracać się do:

Wydawnictwo VARSOVIAe-mail: [email protected]

www.varsovia.biz

ISBN 978-83-61463-11-5

Page 5: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

5

Wstęp

Ocean groźnie atakował strome klifowe nabrzeże Cabo da Roca1. Wysokie fale z dziką furią uderzały w pas skał, jakby miały nadzieję je sforsować i wedrzeć się w głąb lądu. Te jednak nie ustępowały, wytrwale dając odpór Atlantykowi. Silny wiatr szalał po nabrzeżu, nie oszczędzając rosnących tu nielicznych, boleśnie powyginanych drzew. Szarpał nimi we wszystkie strony. Niektóre trzeszczały, ale nie poddawały się sile żywiołu.

Nawet tak paskudna pogoda nie zniechęcała turystów. Licz-nymi gromadkami wysypywali się jak kolorowe groszki z autoka-rów i  przy akompaniamencie pstrykających migawek aparatów fotograficznych tłumnie zmierzali w  kierunku wysmukłej latarni morskiej, najdalej na zachód wysuniętej budowli lądowej Europy.

1 Cabo da Roca – przylądek położony na Półwyspie Iberyjskim na terenie Portugalii, stanowiący najdalej na zachód wysunięty punkt lądu stałego Europy (przyp. red.).

Page 6: Mezczyzna z Tatuazem Fragment
Page 7: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

7

Rozdział 1

Kiedy turyści w pamięci fotograficznych aparatów zapisywali swoje wizerunki na tle latarni lub pamiątkowej tablicy, od jednej z grup oddzielił się mężczyzna ubrany w szary pikowany skafander. Wal-cząc z wiatrem, z trudem podszedł do urwiska. Stanął na jego kra-wędzi i  co rusz poprawiając ręką spadający mu z  głowy kaptur, wydawał się obserwować horyzont.

— Cholera, ale zimno! — zaklął jeden z turystów, wysiadając z autokaru.

Był to młody mężczyzna o południowej urodzie, z gęstymi, krę-conymi, czarnymi włosami, ciemnymi oczami, delikatnie uwydat-nionymi kośćmi policzkowymi, z niedużym, ale wyrazistym nosem. Tuż za nim podążała młoda, filigranowa kobieta. Miała ładną, szczupłą twarz, wąskie ramiona i  rozłożyste biodra. Obydwoje ubrani byli w różnokolorowe pikowane skafandry.

— Chodź, Jacqueline! — krzyknął kobiecie do ucha. — Tu podobno jest wspaniałe klifowe nabrzeże. Jeśli to prawda, będą świetne fotki.

Oddzielili się od grupy i  objuczeni sprzętem fotograficznym podążyli w stronę stromo opadającego brzegu. Zatrzymali się nie-opodal samotnego mężczyzny wpatrzonego w horyzont. Na chwilę przerwał obserwację i spojrzał w  ich kierunku. Chyba się do nich uśmiechnął. Francuzi ustawili statywy, co przy tej pogodzie wcale nie było proste. Sięgnęli do toreb po aparaty i obiektywy.

Gdy młodzi pasjonaci fotografii walczyli z wichurą, na parking zajechał potężny, błyszczący chromem motocykl. Silnik umilkł. Motocyklista powoli zsiadł z  maszyny, zdjął kask, położył go na siodełku. To był wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w  śred-nim wieku. Ubrany w  kurtkę przypominającą krojem wojskowe

Page 8: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

8

mundury polowe, w skórzane obcisłe spodnie i wysokie skórzane buty, wyglądał jak skrzyżowanie harleyowca z komandosem. Prze-czesał dłonią długie ciemne włosy spływające mu na ramiona i sprę-żystym krokiem ruszył ku latarni. Uważny obserwator dostrzegłby, że przybysz czujnie przygląda się ludziom. Wyglądało na to, że wypatruje kogoś w tłumie. Jego spojrzenie lustrowało ich powoli, aż w pewnym momencie zatrzymało się na stojącym nad urwiskiem mężczyźnie. Na tym samym, który wcześniej przyjaźnie spoglądał na Francuzów. Motocyklista natychmiast zmienił kierunek marszu i skierował się w jego stronę. Wszedł między turystów. Roztrącał ich brutalnie, wywołując gniewne spojrzenia. Ale on na to nie zważał. Całą swoją posturą i groźnym wyglądem przyznawał sobie prawo do takiego, a nie innego sposobu zachowania. Nawet na moment nie spuszczał spojrzenia z mężczyzny, ku któremu zmierzał, i jak czołg przedzierał się w  jego stronę. Ludzie zatrzymywali się i obserwo-wali go ze zdziwieniem pomieszanym ze strachem. Budził niepokój.

Jacqueline i Paul przerwali rozkładanie fotograficznego sprzętu i  tak jak pozostali z  lękiem w  oczach patrzyli na motocyklistę. Zatrzymał się raptownie tuż przed samotnym mężczyzną i chwycił go za klapy kurtki. Musiał być bardzo silny, bo uniósł swoją ofiarę do góry jak piórko. Krzyczał, ale wycie wiatru i huk rozbijających się o skały fal Atlantyku skutecznie go zagłuszyły. Obydwaj gwał-townie gestykulowali. Nagle na oczach kilkudziesięciu osłupiałych świadków mężczyzna w wojskowym ubraniu zepchnął samotnego turystę ze skały. Spojrzał w  dół urwiska, jakby się upewniał, czy zrobił to należycie, czy na pewno go zabił. Odwrócił się i  ruszył w stronę parkingu.

Paul, omijając go wielkim łukiem, podbiegł do krawędzi zbocza, choć przeczuwał, że strącony z  tak wysokiego klifu człowiek nie miał żadnych szans. Groźnie huczące morze i poszarpane skały też nie napawały nadzieją.

Zabójca z  obojętną twarzą zmierzał w  stronę wystraszonych grupek. W milczeniu rozstępowały się przed nim pośpiesznie. Nikt nie próbował go zatrzymać, nikt nie chciał kłopotów.

Nie niepokojony wsiadł na motocykl, uruchomił go, założył kask i z rykiem silnika odjechał.

Page 9: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

9

Na nabrzeżu zawrzało. Gwar zagłuszył nawet pomruki oceanu. Turyści zapomnieli o latarni, o przylądku, o tym, po co tu przyje-chali. Przeżywali to, czego byli przed chwilą świadkami. Jedni łapali za telefony, inni zbili się w gromadkę przy latarni i zszokowani roz-prawiali bezładnie.

Paul pociągnął Jacqueline za rękę w kierunku urwiska.— Zobacz! — krzyknął jej do ucha. — Tam pod skałą coś leży.

Chyba torba!Podeszli bliżej. Faktycznie. Może metr od miejsca, w  którym

wcześniej stała ofiara motocyklisty, leżał brązowy plecak. Rozej-rzeli się. Wokół było pusto. Nikt na nich nie patrzył. Paul schylił się, podniósł znalezisko i szybkim krokiem ruszył ścieżką, zmierzając do pobliskich krzewów. Kobieta podbiegła do niego. Przytrzymała go za ramię.

— Co ty robisz?! — Chcę do niego zajrzeć.— Zwariowałeś? To sprawa policji!— Jestem dziennikarzem, więc to i moja sprawa.— Paul! Jesteśmy na urlopie. Zapomniałeś?— Tylko zajrzę. — Spojrzał na nią błagalnie.Zawahała się.— Dobra. Ale zaraz odniesiesz plecak na miejsce.— Jasne — zgodził się ochoczo. — Pilnuj, czy nikt się nie zbliża.Przykucnął za najbliższym krzaczkiem, plecak położył na ziemi.

Sprawnie rozpiął klamry i sięgnął ręką do środka. Chwilę pogrzebał. Wyczuwał pod ręką jedynie ubrania, ale w pewnym momencie dłoń trafiła na coś kanciastego. Tak, to wyglądało na portfel. Wyciągnął go. W ręku trzymał czarny skórzany portfel. Odpiął zatrzask, roz-chylił przegródki. Zauważył w nich paszport i kilka innych doku-mentów. Znalezisko natychmiast zniknęło pod jego kurtką. Nie umknęło to czujnemu wzrokowi Jacqueline.

— Co ty robisz? — Była wzburzona. Uśmiechnął się i położył palec na ustach. Cisnął plecak w krzaki

i pociągnął ją za rękę w kierunku latarni. — Dlaczego zabrałeś portfel? — krzyknęła, próbując się wyrwać. Przybliżył usta do jej ucha. — To może być ciekawy temat.

Page 10: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

10

— Paul, jesteśmy na urlopie. Daj spokój, oddaj ten portfel — nie ustępowała.

— Sprawdzę tylko, co jest w  środku. Potem tu wrócimy i  go podrzucimy — obiecał.

Jacqueline nie wyglądała na przekonaną. Zbyt dobrze go znała, żeby w to uwierzyć.

— Nie szukaj kłopotów — prosiła. — To było morderstwo. Nie pracujesz w dziale kryminalnym…

— Ale zawsze marzyłem, żeby tam właśnie pracować.Patrzyła na niego kpiąco. — Chcesz sławy? Nie wystarcza ci

spokojna praca? — Nic nie rozumiesz! — podniósł głos. Ona nawet nie próbuje go

zrozumieć. — Zaczynam już gnić od środka w tej gazecie. Zżera mnie nuda. Jeszcze kilka lat i skończę jak Leonardo. On też się tam dusił.

— Leonardo miał raka i  dlatego się zabił — powiedziała spokojnie.

Nie przyjął tego do wiadomości. — Nie tylko dlatego… Ale to zupełnie inna sprawa — kon-

tynuował. — Mam swoją szansę i chcę ją wykorzystać. Może już nigdy nie będę miał okazji wyrwać się z tego podrzędnego piśmi-dła. Jeśli trafiłem na coś sensacyjnego, poprawi się nam obojgu. I to bardzo.

Przytuliła się do niego impulsywnie. — Boję się, Paul. Boję się o ciebie, o nas. Odpuść. Odnieś ten

przeklęty portfel i spadajmy stąd!Mężczyzna zwrócił się do niej twarzą. Chwycił ją mocno za

ramiona. Jego twarz wyrażała niemą prośbę. — Jacqueline, błagam. Widocznie tak musiało być. To przezna-

czenie. Wygraliśmy tę wycieczkę. W to miejsce — przekonywał. — Przecież do tej pory nigdy niczego nie wygraliśmy. Nawet książki na loterii fantowej.

— Przeklęty konkurs! — krzyknęła. Wyrwała się z  jego objęć i  energicznym krokiem ruszyła

w stronę autokaru. Paul wrócił po plecaki i sprzęt fotograficzny. Po kilku minutach,

sapiąc z wysiłku, dotarł na parking. Zobaczył, że policja rozpoczęła

Page 11: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

11

już wstępne czynności. Dwóch funkcjonariuszy rozglądało się po autokarach i coś spisywało, inni właśnie szli na skraj urwiska. Kiedy mijali Paula, przyglądali mu się wnikliwie. Zmieszał się. To było nie-mądre. Przecież nikt poza Jacqueline nie wiedział, że przywłaszczył sobie portfel ofiary.

Żona stała w grupie uczestników wycieczki. Od razu ją zauwa-żył. Nikt nie miał tak jaskrawej kurtki jak ona. Podszedł do niej.

— Chodź. — Ścisnął ją za ramię. — Wracajmy do autokaru. Zwróciła twarz w  jego stronę. W  oczach miała łzy. Odcią-

gnęła go na bok, trochę dalej od grupy, tak aby nikt nie słyszał ich rozmowy.

— Paul, zostaw tę sprawę — poprosiła. — Wyrzuć ten portfel. Czuję, że będą kłopoty. Ja to wiem… Jak do tej pory, intuicja nigdy mnie jeszcze nie zawiodła.

Mężczyzna wiedział swoje. Już podjął decyzję i przeczucia jego żony nie zdołają skłonić go do jej zmiany. Nie zrezygnuje. Niejeden dziennikarz całe życie czeka na ten jeden jedyny temat. Do dziś bał się, że i on dołączy do tych nieudaczników, beznadziejnie marzą-cych o czymś nadzwyczajnym. Szczęście się do niego uśmiechnęło i po raz drugi może się nie uśmiechnąć.

— Nie mogę. To dla mnie wielka szansa — starał się jej wytłumaczyć.

— Szansa? Szansa na co? Na utratę życia? — zawołała, zerka-jąc na samochody i na kręcących się przy nich policjantów. — To tylko jakieś mafijne rozgrywki. Błagam cię!

Paul się nie odezwał. Objął ją i poprowadził do autokaru. Pora była najwyższa, bo wszyscy pozostali uczestnicy wycieczki zajęli już swoje miejsca. Wsiedli jako ostatni.

Zasyczał pneumatyczny siłownik, drzwi się zamknęły. Pojazd ruszył, wyjechał z  parkingu i  wąską, krętą drogą skierował się w stronę Lizbony.

— Drodzy państwo — usłyszeli z  głośników głos pilota. — Wieczorem policja będzie chciała państwa przesłuchać. Spotkają się z państwem w hotelu. Jeśli ktoś z państwa zauważył coś, co mogło mieć związek z  tym wypadkiem, proszę o tym opowiedzieć funk-cjonariuszom. Organy ścigania będą wdzięczne za wszelką pomoc.

Page 12: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

12

Wypadek? Jaki wypadek? Paul roześmiał się w duchu. Był pod-ekscytowany. Rzucił żonie wymowne spojrzenie.

ò

Sebastian Babel? Co to za nazwisko? Paul trzymał w  ręku znale-ziony w portfelu francuski paszport i uważnie go przeglądał. Nie było w nim dużo wpisów. Dane właściciela, kilka niewyraźnych pie-czątek i co najważniejsze, zdjęcie. Z fotografii zerkał na niego szpa-kowaty czterdziestolatek. Tak, to ten sam, który został zepchnięty z klifu. Tak mu się w każdym razie zdawało, bo z powodu kaptura od skafandra nie widział dobrze jego twarzy. W paszporcie nie było adresu, jedynie miejsce wydania dokumentu. Paryż.

— Rodak — mruknął pod nosem. Odłożył dokument i zajrzał do innych przegródek portfela. Z tru-

dem wyciągnął szarą plastykowaną kartę ze zdjęciem. To było prawo jazdy. Z adresem. Rue Chopin 345, mieszkania 12, Paryż. W innej prze-gródce znalazł jeszcze zwitek banknotów, trzysta pięćdziesiąt euro, i wizytówkę. Przyjrzał się jej uważnie. Zaraz, zaraz… Znał to centrum. Żydowskie Centrum Dokumentacji Historycznej Okresu Holocaustu w Wiedniu. Skojarzył je z nazwiskiem Szymon Wiesenthal2. Dziwne. Tylko ta wizytówka i nic więcej. Może ten mężczyzna tam pracował? Kilka lat temu pisał artykuł o tej instytucji. Pamiętał, że zatrudniają tam tylko żydów. Ale człowiek na zdjęciu nie wyglądał na wyznawcę religii Mojżeszowej, a i zbrodniarzem hitlerowskim też nie mógł być. Był za młody. Dlaczego zginął? Może też był dziennikarzem?

— No i co? Znalazłeś coś ciekawego? — Jacqueline bojaźliwie zerknęła mu przez ramię.

Ciekawość najwyraźniej brała w niej górę nad obawami.— Nic. Na razie nic — mruknął. Starał się zebrać myśli. Znaleźć jakieś rozsądne wytłumaczenie,

zbudować hipotezę. Uważnie oglądał portfel. Szukał innych śladów,

2 Szymon Wiesenthal (1908–2005) – żydowski pisarz i działacz, z zawodu architekt; w czasie drugiej wojny światowej więziony w obozach niemieckich (1941–1945). Po wojnie utworzył – i kierował nim – Żydowskie Centrum Dokumentacji Historycznej Okresu Holocaustu (obecnie mieszczące się w Wiedniu). Przyczynił się do postawienia przed sądem wielu zbrodniarzy hitlerowskich (przyp. red.).

Page 13: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

czegoś, co mogłoby mu już dziś pomóc w ustaleniu, kim był Seba-stian Babel.

Żona zauważyła jego bezradną minę. — I  co teraz, Sherlocku? — W  jej głosie można było wyczuć

kpinę. Spojrzał na nią z pretensją. Nie powinna tak reagować. To nie

w porządku. — Jak to, co? — zdziwił się. — Jadę do Paryża lub… — zawa-

hał się, zerkając na wizytówkę — do Wiednia. — A nasza wycieczka? Chyba nie zamierzasz jej przerwać? —

zaniepokoiła się.Spojrzał na Jacqueline. Jej twarz wyrażała tyle złych emocji,

że wolał zmienić przed chwilą podjętą decyzję. To wygasi ogniki gniewu w jej oczach. Tak było bezpieczniej.

— Mogę poczekać kilka dni.— Dobre i to — skwitowała. Spojrzała na zegarek. — Pora na

obiad. Chodźmy do restauracji.Paul włożył dokumenty z powrotem do portfela i podszedł do

łóżka. Schował portfel pod poduszkę, poprawił ją i przyklepał. — Idziemy!

Page 14: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

14

Rozdział 2

Minęły cztery dni. Był późny wieczór, kiedy pod kamienicę przy rue Bouillon, usytuowaną w  samym centrum Tours3, podjechała tak-sówka. Drzwi jasnego peugeota otworzyły się z  impetem i wysie-dli z niego Jacqueline i Paul. Klapa bagażnika uniosła się do góry. Sięgnęli do środka i w chwilę potem przy akompaniamencie turko-czących na granitowej kostce kółek walizy skierowali się do klatki schodowej. Nie było łatwo, bo małe kółka z  trudem pokonywały przeszkody. Minęli imponującą witrynę piekarni i  zatrzymali się przed drzwiami. Kobieta szarpała się z  zamkiem, szukając wła-ściwego klucza, a  jej towarzysz w  tym czasie opróżniał z  listów skrzynkę pocztową. Weszli do budynku. Trzasnęły zamykane drzwi.

— Ciszej! — szepnęła Jacqueline. — Pobudzisz sąsiadów.— Łatwo ci mówić — jęknął Paul, taszcząc po schodach pokaź-

nych rozmiarów walizę, która uparcie odmawiała współpracy przy pokonywaniu kolejnych stopni. — Nie trzeba było kupować tylu butelek porto4. To przeklęte szkło jest cholernie ciężkie.

Mężczyzna ciężko sapał, wspinając się na pierwsze piętro. Zatrzymywał się co chwila i przecierał dłonią spocone czoło. Pierw-szy raz, odkąd tu mieszkają, był wdzięczny żonie, że uparła się na to piętro. On chciał kupić mieszkanie na trzecim.

— Co to za hałasy? Mam wezwać policję?! — usłyszeli skrze-kliwy kobiecy głos dochodzący z mieszkania na parterze.

3 Tours – miasto nad Loarą, w środkowozachodniej Francji, znane między innymi z zabytkowych kościołów: Saint-Julien (XIII w.) i Notre Dame-la-Riche (XV–XVI w.) oraz katedry (XIV–XVI w.); jeden z  pierwszych ośrodków chrześcijaństwa w  Galii (przyp. red.). 4 Porto (portwein, portwajn) – typ wina deserowego z dorzecza Duero w Portugalii (przyp. red.).

Page 15: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

15

— Hetera się obudziła — jęknęła Jacqueline. — Będzie mi co najmniej przez miesiąc gderać za każdym razem, kiedy się na nią natknę. Przeklęty babsztyl!

Paul przemilczał tę uwagę. Wzruszył ramionami i  dalej cią-gnął walizę. Wreszcie zatrzymali się przed drzwiami mieszkania. Kobieta otworzyła je i chwilę potem zniknęli w środku.

Paul cisnął walizy w  przedpokoju, usiadł na krześle i  z  ulgą zdjął buty. W samych skarpetkach poszedł do salonu i rzucił się na kanapę. Wsunął pod głowę poduszkę.

— Wreszcie w domu — westchnął. Jacqueline zdążyła już zająć łazienkę. Usłyszał odgłos lejącej się

do wanny wody. Żona znów go uprzedziła, musiał poczekać. Usiadł i sięgnął po notebooka leżącego na ławie. Wcisnął włącznik jedną ręką, a drugą wziął plik listów, tych, które przed chwilą przyniósł. Bezmyślnie przerzucał koperty, rachunki, druki reklamowe. Mnó-stwo kolorowego papieru. Zmarnowanego, bo ulotek z reguły nikt nie czyta. Po cholerę to przysyłają?

Nagle jego ręka zawisła w  powietrzu. Trzymał w  dłoni ręcz-nie zaadresowaną jasnobrązową kopertę. Dziwne. Komu teraz chce się używać długopisu? W  dobie komputerów? To był dobry papier. Widział to na pierwszy rzut oka. Znał się na tym. Jego matka zawsze przywiązywała dużą wagę do jakości papeterii. Do samej śmierci co roku przysyłała mu życzenia urodzinowe staran-nie wykaligrafowane na pięknym czerpanym papierze5 i  umiesz-czone w eleganckiej kopercie. List był zaadresowany do niego: „Paul Lemaitre, rue Bouillon”. Wszystko się zgadzało. Odwrócił kopertę, ale nie znalazł na niej nadawcy. Spojrzał na znaczek. Rozpoznał od razu. Miał jeszcze świeżo w pamięci obrazy z Portugalii. To przecież Lizbona. Dziwne. Nie znał w Lizbonie nikogo, nie zawarli tam żad-nych znajomości. Poczuł niepokój. Wciąż miał przy sobie portfel tego nieszczęśnika. Nie szukał noża czy nożyczek, nerwowo roze-rwał kopertę. W środku zauważył jasnoniebieską kartkę. Wyjął ją.

5 Papier czerpany – luksusowy papier wytwarzany w arkuszach przez ręczne czerpa-nie masy papierniczej za pomocą sita, przeznaczony na cenne pisma, druki, dyplomy, karty wizytowe, papeterie (przyp. red.).

Page 16: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

Na samym środku widniały drobne litery komputerowego wydruku. Tak małe, że aby je odczytać, musiał podejść do stojącej obok kanapy lampy. „Madryt S.B.” – przeczytał zdumiony. Co oznacza ten tekst? Nie rozumiał. Madryt? Przecież list przyszedł z Lizbony.

Odłożył kartkę i  ponownie sięgnął po kopertę. Obejrzał ją uważnie. Data stempla pocztowego pokrywała się z datą ich przy-jazdu do Portugali. Tego dnia, o ile dobrze pamiętał, nikogo tam nie poznali. Przyjechali do hotelu wieczorem, zjedli kolację w restaura-cji na dole i wrócili do pokoju. Wcześnie poszli spać, żeby mieć siły na następny dzień.

S.B. Co to znaczy? Może Sebastian Babel? Nie, nonsens, wyśmiał swoje domysły. Czysta abstrakcja. A  może żart kogoś z  redakcji? Niektórzy zazdrościli mu wygranej. Pierwszy raz w życiu coś wygrał i to od razu wycieczkę do Portugalii.

Page 17: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

17

Rozdział 3

— Jak było na wycieczce? Paul spojrzał w kierunku dochodzącego go głosu. Claude Maza-

rin uśmiechał się do niego z  boksu umiejscowionego w  samym kącie redakcji, blisko drzwi do toalety. Nie cierpiał tego dupka, ale musiał go znosić. Kiepski był z niego dziennikarz, jednak szefowa go lubiła, a wręcz hołubiła. Plotkowano nieustannie na temat cha-rakteru tej znajomości.

— Udana — odburknął. Podszedł do swojego biurka i osłupiał. Nie tak ono wyglądało,

kiedy wyjeżdżał na urlop. Bo teraz panował na nim wzorowy ład. Ktoś tu ładnie posprzątał podczas jego nieobecności. Kto śmiał dotykać jego rzeczy? Kto śmiał zaglądać do jego notatek? Powoli zalewała go fala wściekłości. Nie znosił porządku. Zawsze powtarzał, że tylko mali ludzie przywiązują wagę do drobiazgów, do starannie ułożonych długopisów, do dokumentów wpiętych w  skoroszyty, do czystego, pozbawionego okruchów pieczywa blatu biurka. Ze zgrozą w  oczach patrzył na równo zatempero-wane ołówki. Zawsze robił to nożem. One nigdy wcześniej tak nie wyglądały!

— Kto tu grzebał? ! — krzyknął, jednocześnie szukając oczami sprawcy tej profanacji. — Kto mi zrobił ten burdel na biurku?! — powtórzył.

Wbijał wściekły wzrok w  każdego po kolei. Nie było odważ-nego, żeby mu odpowiedzieć. Współpracownicy gorliwie studiowali swoje papierzyska lub kryli się za monitorami komputerów. Nawet Claude schował się gdzieś w kącie.

Paul usiadł na swoim miejscu. Z obawą zajrzał do szuflad, ale tam panował zwykły chaos. Odetchnął z  ulgą. Chociaż tego mu

Page 18: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

18

oszczędzili. Z kieszeni wyjął portfel, a z niego wąski karteluszek — wizytówkę znalezioną w rzeczach Babla. Sięgnął po telefon i wstu-kał widniejący na wizytówce numer. Czekał chwilę.

— Halo? — usłyszał po drugiej stronie kobiecy głos.— Dzień dobry, chciałbym rozmawiać z Sebastianem Bablem

— rzekł po niemiecku, uważnie kontrolując akcent. — Z kim?— Z Sebastianem Bablem — powtórzył. — Nikt taki u nas nie pracuje. — W głosie kobiety dało się sły-

szeć wahanie. — A o co chodzi? Paul poczuł dreszczyk emocji. Po co pyta, o  co chodzi, skoro

Babla nie zna? To nazwisko najwyraźniej jednak zrobiło wrażenie na rozmówczyni.

— Znalazłem portfel i chciałbym go oddać właścicielowi. Była w nim wizytówka Centrum i dlatego dzwonię. Może mi pani pomóc?

Po drugiej stronie zaległa cisza. Ekscytacja Paula rosła. — Przykro mi, ale nie znam tego pana — usłyszał ponownie. Połączenie zostało przerwane. Ta krótka rozmowa wystarczyła, żeby wyczuł coś dziwnego

w  głosie rozmówczyni. Strach? Nie był pewien. Reakcja kobiety zaintrygowała go.

— Margot, o której jest najbliższy pociąg do Paryża? — zawo-łał do koleżanki dojeżdżającej do pracy z Paryża.

— O  trzynastej! — krzyknęła ze swojego boksu, nawet się z niego nie wychylając.

— Dziękuję. — Zerknął na zegarek. A więc za godzinę. — Zwi-jam się!

Włożył marynarkę i ruszył do drzwi. W  progu wyrosła przed nim jak spod ziemi potężnej postury

kobieta z długimi szpakowatymi włosami i zagrodziła mu wyjście. Paul nieraz zastanawiał się, dlaczego tak wcześnie osiwiała i  dla-czego nigdy nie ukryła siwizny pod farbą. Wystarczył drobny zabieg i wyglądałaby dużo korzystniej.

Gabrielle Pelugi od wielu lat trzęsła całą redakcją. Była szefową i współwłaścicielką gazety. Nie miała życia prywatnego. Żyła tylko gazetą. Tu spędzała całe dni i długie wieczory. Z drugiej strony, co

Page 19: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

19

można robić w pustym domu? Nie miała ani męża, ani dzieci, ani nawet psa.

— Gdzieś się wybierasz? — zagrzmiała, mierząc go surowym spojrzeniem.

— Tak. Do Paryża. Skrzywiła się. Ten pomysł wyraźnie nie przypadł jej do gustu. — Jeszcze na dobre nie wróciłeś, a już uciekasz? Miała rację. Musiał ją jakoś przekonać. Szefowa za nim nie prze-

padała. Na każdym kroku okazywała mu niechęć, czasem bardzo ostentacyjnie, i jedynie swoim spektakularnym sukcesom w tropie-niu przestępstw gospodarczych zawdzięczał to, że go jeszcze nie wywaliła z roboty.

— Mam coś ciekawego… To może być materiał na pierwszą stronę.

— Taak? — zainteresowała się. — A co to takiego? Opowiedz.Wskazała ręką drzwi do swojego gabinetu. Jej mina mówiła

wyraźnie: „Nie dam się zbyć byle bajeczką”. Paul rzucił okiem na godzinę. Spojrzał błagalnie na szefową. — Mogę jutro? Spieszę się na pociąg. Nie zdążę, jeśli nie wyjdę

natychmiast.— Niech będzie — zgodziła się łaskawie. — Jutro rano i niech

to będzie coś naprawdę dobrego — rzuciła groźnie i niechętnie usu-nęła się z przejścia.

Tylko na to czekał. Wyślizgnął się bokiem z redakcji. Nie czekał na windę. Zbiegł po schodach.

ò

Z  trzypiętrowej kamienicy w  samym centrum Wiednia wyszła młoda kobieta. Skierowała się do stojącej na rogu ulicy budki tele-fonicznej. Weszła do środka. Starannie zamknęła za sobą drzwi, sięgnęła po słuchawkę, wrzuciła żeton i wykręciła numer. Znała go na pamiętać.

— Ktoś pytał o Babla — szepnęła przejęta do mikrofonu. — Sprawdziłam numer. Chyba jakiś dziennikarz. Dzwonił z  redakcji „Le Tours”. To gazeta wydawana we Francji w mieścinie o tej samej nazwie.

Page 20: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

— Nie ma Babla, nie ma tematu — usłyszała w słuchawce. Ulżyło jej. — Zdenerwowałam się. Szef to zauważył i mocno dopytywał,

co takiego się stało. Zależy mi na tej pracy… — Spokojnie. Wszystko jest pod kontrolą — uspokoił ją głos. — To dobrze. Odłożyła słuchawkę. Opuściła budkę telefoniczną i  niespo-

kojnie rozejrzała się wokoło. Szybkim krokiem ruszyła w  stronę widocznego w oddali zejścia do metra.

Page 21: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

21

Rozdział 4

Taksówka zatrzymała się przy wysokiej kamienicy.— Chopina trzysta czterdzieści pięć — zakomunikował

kierowca.Paul popatrzył na taksometr. Czterdzieści pięć euro. Sporo.

Wyjął banknot pięćdziesięcioeurowy, podał kierowcy i  nie czeka-jąc na resztę, opuścił pojazd. Stanął na krawężniku i zadarł głowę do góry, z ciekawością przyglądając się kamienicy. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest mocno nadgryziona zębem czasu, jed-nak nadal jeszcze wyglądała na luksusową. Ukwiecone balkony i ele-ganckie firanki zdradzały wysoki status materialny jej lokatorów.

Paul podszedł do wejścia, szarpnął klamką. Masywne, poma-lowane na szaro drzwi nawet nie drgnęły. Mężczyzna rozejrzał się czujnie wokoło. Na ulicy było pusto. Sięgnął do wewnętrznej kie-szeni marynarki i  wyjął z  portfela kartę bankomatową. Wsunął ją w  szparę drzwi na wysokości zamka. Dobrze wiedział, co robi. Nie po raz pierwszy korzystał z karty w tak nietypowy sposób. Był dziennikarzem i  umiał sobie radzić, żeby zdobyć dobry materiał. Tej sztuczki nauczył go policjant, mąż Colette, kuzynki z Marsylii. Chwilę manipulował przy zamku, aż usłyszał charakterystyczne kliknięcie. Ponownie się rozejrzał. Upewniwszy się, że nikt go nie obserwuje, wślizgnął się na klatkę schodową.

W środku panował półmrok. Musiał odczekać chwilę, żeby zaada-ptować wzrok. Tablica informacyjna z nazwiskami lokatorów umiesz-czona była po lewej stronie, tuż obok niedużego okna. To ono dawało tę odrobinę światła. Podszedł bliżej i  od razu zobaczył znajome nazwisko: Sebastian Babel. Lokal numer dwanaście. Ruszył w głąb korytarza. Spojrzał na windę, ale natychmiast odrzucił pokusę. To byłoby wygodne, ale nieroztropne. Winda jest pułapką bez wyjścia.

Page 22: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

22

A do tego pułapką bardzo głośną. Poszedł schodami. One też, mimo upływu czasu, przypominały o czasach świetności kamienicy. Rząd wytartych marmurowych stopni prowadził ku górze. Panującą na klatce ciszę zakłócał miarowy stukot jego obcasów.

Zatrzymał się na trzecim piętrze. Stał przed białymi drzwiami z  małym złotym numerkiem umieszczonym na wysokości oczu, tuż nad srebrną kołatką w  kształcie głowy lwa. Nacisnął klamkę. Zamknięte. Przykucnął i  przyjrzał się uważnie zamkowi. Miał do czynienia z prostym mechanizmem, podobnym do tego przy wej-ściu. Bez problemu poddał się naciskowi karty bankomatowej. Mieszkanie stało otworem.

Wszedł do środka. Zamknął drzwi i chwilę nasłuchiwał. Pano-wała w nim niczym niezmącona cisza. Odetchnął z ulgą. Bądź co bądź, to było włamanie. Za znacznie mniejsze przestępstwa lądo-wało się za kratkami.

W mieszkaniu było niemal ciemno. Opuszczone rolety skutecz-nie chroniły je przed słonecznym blaskiem. Paul zapalił światło. Zmrużył oczy, ale w chwilę potem rozwarł je szeroko, zaskoczony do granic możliwości. Salon wyglądał jak po przejściu tajfunu. Meble były powywracane, wiszące na ścianach obrazy przywo-dziły na myśl okręty na wzburzonym oceanie. Podłogę zaścielały skorupy rozbitych naczyń i  luźne, powyrywane z książek kartki, tak jakby ktoś pastwił się nad tekstem z wielką furią. Intruz nie darował żadnemu przedmiotowi. Znęcał się nawet nad poduchami tapicerowanej kanapy – z pociętej tkaniny sypało się pierze, ster-czały sprężyny. Ostrożnie podszedł do okna i pociągnął za sznure-czek mechanizmu. Żaluzja powoli uniosła się w górę, snop jasnego światła zalał pokój. Zgasił światło i  zajrzał do drugiego pokoju. To mogła być niegdyś sypialnia, bo stojący na środku zdewasto-wany mebel nieco przypominał łoże. Przypominał – to za dużo powiedziane. Materac pocięty był na małe kawałki, a rama rozbita na drzazgi. Leżący na podłodze rozwalony komputer pozbawiono twardego dysku, podobnie jak pokiereszowany laptop, który tkwił w kuchennym koszu na śmieci.

Dziwne, pomyślał, trzymając fragment łóżka w  ręku. Przecież ktoś musiał to słyszeć… Dlaczego nikt nie zadzwonił na policję? Zajrzał

Page 23: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

23

do łazienki. Nawet muszla sedesowa nie oparła się niszczycielowi. Jedyne przedmioty, które zostały oszczędzone, to krany, ale chyba tylko dlatego, że płynąca z  uszkodzonych woda zalałaby wkrótce leżące poniżej apartamenty i zaalarmowała sąsiadów.

Czego szukano? Paul podszedł do okna i  dyskretnie uchylił firankę. Wyjrzał na zewnątrz. Ruch był nieduży. Kamienica naprze-ciwko stała za daleko, by ktokolwiek mógł z niej coś zauważyć.

Nagle usłyszał jakiś szmer. Zastygł w bezruchu. Tak, był pewien. Ktoś stał za drzwiami. To nie mógł być Babel. On przecież zginął na klifie.

Paul podjął decyzję. Podszedł do drzwi na palcach i szybko je otworzył. Klatka schodowa była pusta. Trzasnęły drzwi od windy, ktoś zjeżdżał na dół. Cofnął się do mieszkania i podbiegł do okna. Chwilę mocował się z  klamką i  wreszcie wyjrzał na ulicę. Stąd mógł dobrze widzieć wejście do kamienicy. Czekał w  napięciu, ale nikt się nie pojawił. Po kilku minutach zrezygnował. Widocz-nie się spóźnił. Jednego był pewien – sprawa Babla interesowała kogoś jeszcze.

Wrócił do salonu. Rozejrzał się wokoło bezradnie. Nie miał tu nic do roboty. Nie natrafiłby na żadne dokumenty czy zdjęcia, nawet gdyby gdzieś się poniewierały. To mieszkanie było jednym wielkim pobojowiskiem. A mimo to nie potrafił się oprzeć wraże-niu, że wszystko tu sprawiało wrażenie tymczasowości. Brakowało intymności, klimatu, który każdy stara się stworzyć w swoim domu z  większym lub mniejszym powodzeniem. Wszystko wskazywało na to, że apartament stanowił jedynie tymczasowe lokum.

Wyjął z kieszeni telefon i sfotografował zrujnowany salon. Co rusz potykając się o różne leżące na podłodze przedmioty, skiero-wał się do drzwi. Nagle coś go tknęło. Zatrzymał się. Jego spojrzenie padło na duży obraz wiszący krzywo w salonie tuż nad przewróco-nym telewizorem. Podszedł bliżej. To było jedyne oryginalne płótno w  tym mieszkaniu. I  chyba niezłe. Obraz przedstawiał panoramę jakiegoś dużego miasta leżącego gdzieś w ciepłych krajach. Między domami widniały pióropusze majestatycznych palm. Paul podszedł bliżej i delikatnie dotknął dłonią dzieła. Tak, to był oryginał. Czuł pod opuszkami palców nierówne warstwy farby. W prawym dolnym

Page 24: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

24

rogu zauważył podpis. Niestety, nie był w stanie go rozszyfrować. Wyjął z kieszeni aparat i zrobił dwa zdjęcia.

Podświadomie czuł, że ten obraz może być jego jedynym śla-dem, że mógł coś powiedzieć o jego właścicielu. Paul zbliżył się do drzwi, uchylił je ostrożnie i  zlustrował korytarz. Pusto. Opuścił mieszkanie, powoli zszedł po schodach i  dyskretnie wymknął się na dwór. Wreszcie był na ulicy. Odetchnął z ulgą. Stanął na krawę-dzi chodnika i zatrzymał przejeżdżającą taksówkę. Odjechał w kie-runku dworca.

ò

W  Bastylii, małej kafejce usytuowanej kilka przecznic od rue Chopin, siedział krępy mężczyzna w  średnim wieku z  długimi szpakowatymi włosami spływającymi mu na ramiona. Ubrany w wytarte dżinsy i rozciągnięty, gruby, wełniany sweter nie odsta-wał wyglądem od innych stałych bywalców – odrzuconych przez media i  krytyków niespełnionych artystów. Zajmował miejsce przy małym stoliku w kącie lokalu. Nad jego głową wisiał wielki obraz przedstawiający ścięcie Marii Antoniny. Właściciel lokalu chętnie rozpowiadał, że jakiś czas temu ów obraz stanowił zapłatę za słony rachunek. Jeśli tak faktycznie było, to nabywca zrobił raczej kiepski interes.

Mężczyzna czytał w skupieniu książkę. Przed nim stała na sto-liku pusta filiżanka. Z głośników umieszczonych przy suficie pły-nęła piosenka niezapomnianej Edith Piaf6.

Podeszła kelnerka.— Może podać jeszcze jedną kawę? — spytała, zerkając

wymownie na pustą filiżankę.Mężczyzna uniósł nieobecny wzrok znad książki. Wyglądał jak

wyrwany ze snu. — Tak, poproszę — odparł. Uśmiechnął się zakłopotany.

6 Edith Piaf (1915–1963), francuska pieśniarka i aktorka, obdarzona silnym, pełnym ekspresji, dramatycznym głosem. Występowała na estradach Europy i USA. Piosenki, takie jak „Milord”, „Padam, padam”, „Je ne regrette rien”, zapewniły jej trwałe miejsce w panteonie gwiazd światowej piosenki (przyp. red.).

Page 25: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

25

Zabrała pustą filiżankę i wróciła ze świeżą porcją kawy. Miłośnik książek sięgnął po portfel, wyjął dziesięć euro i podał

kelnerce. Widząc, że kobieta szuka drobnych, wyciągnął rękę w geście protestu. Natychmiast zrozumiała.

— Dziękuję — odwzajemniła uśmiech. — Ma pan piękny tatuaż na ręce — dodała. W jej głosie dawał się odczuć niekłamany zachwyt.

— Kiedy zdołała go pani dostrzec? — zdziwił się.— Gdy podawał mi pan banknot. Uwielbiam tatuaże. Mój chłopak

ma ich sporo. Ja też mam kilka. Nie wszystkie na widoku. — Zarumie-niła się. — Ten pański jest wyjątkowy. Nigdy takiego nie widziałam.

Mężczyzna pokiwał głową. — Stare dzieje. Pamiątka po Legii7.— Był pan w Legii? — szepnęła podekscytowana. Jej spojrze-

nie wyrażało bezgraniczny podziw. — Brat mojego chłopaka zacią-gnął się wiosną. Największy twardziel na naszej ulicy, a teraz płacze w każdym liście.

— Przyzwyczai się. Początki są trudne — powiedział wyrozumiale.— Długo pan tam był?— Kilka lat. — Jak opowiem mojemu chłopakowi, mi nie uwierzy. Zazdro-

ściłby panu…— Czego tu zazdrościć? — Mężczyzna zaśmiał się głośno, śmie-

chem pozbawionym radości. Bez trudu dawało się w  nim wyczuć gorzką nutę. — Legia to jest azyl dla tych, którzy czują, że poziom ich agresji przewyższa akceptowalną normę, a  nie chcą zgnić w  więzie-niu. Legia pozwala im się wyładować i albo ich wyciszy, albo popchnie w  najmroczniejsze zakamarki duszy. Wtedy, jak mawiają miłośnicy „Gwiezdnych wojen”, już na zawsze pozostaną po ciemnej stronie mocy.

— A pan?

7 Legia Cudzoziemska (La Légion étrangère) – francuska elitarna zawodowa jednostka bojowa utworzona w 1831 roku, powołana do walk zwłaszcza w koloniach. Składa się głównie z najemnych żołnierzy obcych narodowości. Słynie z twardych metod szkole-niowych i brutalnej dyscypliny. Po drugiej wojnie światowej walczyła między innymi w Indochinach i Algierii (przyp. red.).

Page 26: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

26

— Co ja?Patrzył na nią coraz bardziej zaskoczony kierunkiem, w jakim

zmierzała ta rozmowa.— Pan się wyciszył czy trzeba się pana bać?Mężczyzna pokręcił głową, wyraźnie rozbawiony. — Ja jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę. Trafiłem do

Legii z innego powodu. Ale to długa i zagmatwana historia. — To mnie cieszy — odparła dziewczyna.— Cieszy panią? Przepraszam, nie nadążam. — Że nie jest pan łobuzem — rzuciła przez ramię i odeszła do

nowych klientów.— Łobuzem… — szepnął, jakby mogła go jeszcze słyszeć. —

Chyba nie jestem. Zdumiewająca dziewczyna. Zdumiewająca rozmowa. Zamyślił

się. Do dziś pamiętał swój pobyt w Legii. W każdym szczególe. Nie przypuszczał, że będzie aż tak ciężko. Pierwsze cztery miesiące były straszne, a później było… jeszcze gorzej.

Zanim się zaciągnął, miał o  Legii kompletnie mylne pojęcie. Wyrobił sobie jej fałszywy obraz na podstawie filmów, w  których świetnie zbudowani aktorzy kreowali się na prawdziwych zabija-ków. W  rzeczywistości służba wyglądała zupełnie inaczej. Liczyła się nie tylko sprawność fizyczna. Trzeba było jeszcze mieć głowę na karku. Na początek poddawano kandydata wielogodzinnym przesłu-chaniom, gdzie bezustannie powtarzało się jedno pytanie: dlaczego chcesz wstąpić do Legii? Mogło doprowadzić do obłędu. Kłamał i  stale musiał pamiętać, co nakłamał, żeby się w  tym nie pogubić. Stale musiał był czujny. To był dopiero początek. Już na wstępie zamiast karabinu dostał miotłę. Posłano go na wojnę z brudem na placu apelowym. Potem wręczono mu szmatę i skierowano do mycia garów. Kiedy przebrnął przez sprzątanie, trafił do kopaczy. Od rana do wieczora kopał głębokie doły. Ci, którzy nie dali rady, wylatywali za burtę. Wracali do cywila. On dał radę. I  wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa zabawa w wojsko. Nazwać ją piekłem, to stanowczo za mało. Wytrzymał, choć wielu – na pozór silniejszych – wymiękło. Adepci szkolenia, którzy znaleźli się w pierwszej dziesiątce najlep-szych, mieli ceniony przywilej: sami mogli sobie wybrać jednostkę,

Page 27: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

27

w której chcieli służyć. Walczył o tę możliwość, chciał wyjechać jak najdalej od Europy. Jego decyzją kierował wyłącznie instynkt prze-trwania. Nic ponadto. Wiele mu pomógł pewien Polak, sierżant. Bar-dzo odważny, twardy jak skała, a  i za kołnierz nie wylewał. Polacy umieli pić jak mało kto, i nie stronili od tego.

Sygnał jadącej bulwarem karetki oderwał mężczyznę od wspo-mnień i  raptownie przywołał go do rzeczywistości. Rozejrzał się uważnie po lokalu. Nic się nie działo. Nieliczni goście popijali drinki, czytali prasę, chrapliwy głos Garou8 rozbrzmiewał w głośni-kach. Mężczyzna dopił kawę, wstał od stolika, na pożegnanie przy-jaźnie pomachał ręką kelnerce i opuścił kawiarnię.

ò

Paul Lemaitre wracał pociągiem do Tours. Wciąż miał w  oczach przewrócone do góry nogami mieszkanie Babla. I obraz. Intrygo-wał go. Wyciągnął z kieszeni aparat i wyświetlił zdjęcie płótna. Ten pejzaż nie był mu obcy. Musiał już kiedyś widzieć coś podobnego. Postanowił zajrzeć do Emmanuela Bezoda. On znał się na malar-stwie. Handlował płótnami, sam malował, zdobył nawet jakieś nagrody. Mógł mu pomóc.

Ekspres z Paryża wjechał na dworzec w Tours i  jeszcze zanim się zatrzymał na dobre, Paul wyskoczył na peron. Przechodzący kolejarz zmierzył go surowym spojrzeniem. Udał, że tego nie widzi i szybkim krokiem zbiegł do tunelu.

Po chwili przemierzał główny miejski deptak. Mijał kolorowe witryny sklepowe, knajpy, lodziarnie, przeciskał się między prze-chodniami, potrącił mima przebranego za Pinokia, stojącego przy skrzyżowaniu z allée Charles de Gaulle. Biedak ledwo utrzymał się na nogach. Na chwilę zapomniał, że jest mimem i głośno złorzeczył dziennikarzowi. Paul zmierzał ku samemu końcowi ulicy, do ostat-niej kamienicy, w której mieszkał Emmanuel.

Już z daleka zobaczył pomarańczową witrynę galerii Emma-nuela Bezoda. Dlaczego wybrał akurat ten kolor? Zapewne chciał

8 Garou, właśc. Pierre Garand (ur. 1972) – kanadyjski piosenkarz i aktor, multiinstrumen-talista; w Polsce znany przede wszystkim jako wykonawca przeboju „Gitan” (przyp. red.).

Page 28: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

28

być oryginalny, i  to mu się udało. Wszyscy w Tours znali poma-rańczową galerię Bezoda. Wszedł do środka. Mały dzwoneczek umieszczony nad drzwiami zadźwięczał donośnie i  z  zaplecza wychyliła się głowa Emmanuela. Zobaczywszy kolegę, pomachał mu przyjaźnie ręką i ponownie zniknął.

Paul rozejrzał się ciekawie po galerii. Dawno do niej nie zaglądał, ale nie zauważył, żeby coś się tu zmieniło od jego ostatniej wizyty. Wszędzie na ścianach wisiały straszące swoim widokiem bohomazy. Nigdzie nie było nawet odrobiny wolnego miejsca. Sztuka dwudziestego pierwszego wieku w  niczym nie przypominała znanej mu z Luwru czy z Muzeów Watykańskich. Raziła w oczy ostrymi kolorami, a  jej przekaz raczej nie docie-rał do przeciętnego odbiorcy. Trzeba było być albo snobem, albo kimś tak pokręconym jak ci malarze, żeby sobie powiesić w domu podobne malowidła. Na regałach stały rzeźby. Co przed-stawiały? Kto wie…

— No i jak ci się podoba? — usłyszał z tyłu sztucznie modulo-wany głos marszanda.

Odwrócił się. Tuż przed nim stał Emmanuel, ubiorem nie odróż-niający się kolorystycznie od płócien rozwieszonych na ścianach. W barwnych fatałaszkach, z fantazyjnie zawiązaną apaszką na szyi szczerzył do niego zęby w przyjacielskim uśmiechu.

— Nie zmieniłem zdania. Straszne. Ale mają jedną zaletę.— No, no! Wreszcie dostrzegłeś w nich coś pozytywnego! —

zaśmiał się marszand.— Można je powiesić do góry nogami, w poprzek lub na ukos

i nic nie stracą na wyrazie. — Jesteś totalnym ignorantem! — jęknął Emmanuel, nie kry-

jąc oburzenia. — Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy znają się na prawdziwej sztuce.

— Na szczęście dla ciebie i twojej kieszeni — odciął się Paul. — Co cię sprowadza, profanie?— Interes. Mam fotkę pewnego obrazu i  chcę, żebyś mi coś

powiedział na jego temat.Emmanuel był szczerze zdumiony. Patrzył na gościa wręcz

z niesmakiem.

Page 29: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

29

— I  co? Mam ci może zrobić ekspertyzę? Byle jakie zdjęcie z byle jakiego aparatu ma do tego wystarczyć? Chyba że to jest jakiś straszny współczesny obraz — rzucił z przekąsem.

Paul nic nie odpowiedział. Wyjął aparat i podał go marszandowi.Emmanuel przez dłuższą chwilę przyglądał się zdjęciu. Dziennikarz poczuł dreszczyk emocji. — No i co?— Nie znam tego obrazu — zaczął z wahaniem marszand —

ale nawet na tym byle czym wygląda całkiem interesująco. — Mam drugie zdjęcie. Ze zbliżeniem podpisu malarza. Paul wyjął mu komórkę z rąk, odszukał zdjęcie i ponownie podał

telefon koledze.— To jest Sánchez!9 — zawołał właściciel galerii. W jego głosie

zabrzmiało zdziwienie pomieszane z ekscytacją. — No tak! Teraz poznaję jego styl. Obrazu jednak nie znam. On dużo malował.

— Sánchez? To Hiszpan?— Przecież nie Chińczyk! Malował głównie Madryt.Nagle Paula olśniło. — No tak. To przecież Madryt! — przyznał równie podekscyto-

wany. — Gdzieś już widziałem podobny pejzaż, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie. To przecież kamieniczki na starym mieście!

— Sfotografowałeś reprodukcję czy oryginał? — dopytywał się Emmanuel.

W jego oczach Paul coraz wyraźniej dostrzegał nieudolnie skry-wane podniecenie. Marszand byle czym się nie ekscytuje. To musiał być cenny obraz.

— Chyba oryginał, ale nie jestem pewny — zawahał się. — Nie znam się na malarstwie. Jednego jestem pewien, to nie była repro-dukcja. Pod palcami czułem farbę.

— Może właściciel nie zna wartości obrazu? — Emmanuel znacząco uśmiechnął się do dziennikarza. — Możemy nieźle na tym zarobić.

9 Alonso Sánchez Coello (1531 lub 1532–1588) – hiszpański malarz okresu rene-sansu pochodzenia portugalskiego, głównie portrecista (przyp. red.).

Page 30: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

30

— Zarobić? — Paul spojrzał na niego z niepokojem. — O czym ty mówisz?

Marszand sięgnął do najbliżej wiszącego obrazu i  leciutko go przesunął.

— No wiesz… Obrazy Sáncheza znacznie podrożały. Nie każdy o tym wie.

Paul pojął, w czym rzecz. — Wykluczone! — wycedził. — Nie wkręcaj mnie w swoje lewe

interesy. — Okej! — Emmanuel podniósł obie ręce w geście poddania.

— Nie było rozmowy. Ale gdybyś kiedyś… — Nie będzie żadnego kiedyś! — wszedł mu w słowo Paul. —

Dziękuję za pomoc. Trzymaj się.Zerknął na zegarek. Zrobiło się późno. Zaklął pod nosem. Zła-

pał za klamkę, otworzył drzwi i wybiegł na ulicę. Ponownie przeszedł obok mima, ale tym razem go nie potrą-

cił. Tamten natychmiast go zauważył. Paul widział jego wściekłą minę, jednak uliczny artysta powstrzymał niezdrowe emocje i nie porzucił swojej roli. Dziennikarz puścił do niego oko i  skręcił w  allée Charles de Gaulle. Jego wzrok spoczął na małej dziew-czynce, którą matka podsadzała do skrzynki pocztowej. Zatrzy-mał się. Że też wcześniej o  tym nie pomyślał! Stał na środku chodnika, wpatrzony w  skrzynkę pocztową, co i  rusz potrącany przez przechodniów. Wreszcie się ocknął. List! Dziwny list. Mia-sto i inicjały…

Szybkim krokiem ruszył w stronę domu. Wszedł do mieszkania, przesunął jak zawadzający mebel cze-

kającą na pocałunek Jacqueline. Podszedł do ławy i wygarnął z dol-nego blatu wszystkie papiery.

— Co się stało? — spytała żona, zaniepokojona jego dziwnym zachowaniem.

Nic nie odpowiedział, tylko przerzucał szpargały. W  pewnym momencie jego ręka znieruchomiała.

— Jest! — zawołał triumfalnie. Trzymał w ręku list z Portugalii. Dobrze, że go Jacqueline nie

wyrzuciła. Usiadł na kanapie, wpatrując się w kartkę.

Page 31: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

31

Jacqueline w  milczeniu usiadła obok niego i  spoglądała mu przez ramię.

— Co za dziwny tekst — skomentowała.— Madryt jest stolicą Hiszpanii — rzucił w roztargnieniu. — Wiem. Ale tu nie ma nic poza nazwą miasta i skrótem S.B.— Sebastian Babel — szepnął. — Intuicja mnie nie zawiodła.

Taka była moja pierwsza myśl. Sebastian Babel…— Kto? — zdziwiła się. — Ty chyba masz już obsesję na jego

punkcie. On nie żyje. Ani ty go nie znałeś, ani on ciebie. Paul, weź zimny prysznic, dobrze ci zrobi. Uwierz mi.

— Mówię ci, że to on — upierał się. — Raczej jego duch. Chyba nie sądzisz, że dostałeś list od

ducha? — roześmiała się głośno Jacqueline. Podał jej kopertę.— Zobacz, list został nadany dzień przed jego śmiercią.Zerknęła na stempel pocztowy— Faktycznie — przyznała. — Ale to było zupełnie przypad-

kowe spotkanie. Tego dnia mogliśmy być zupełnie gdzie indziej. Jesteś dziennikarzem i  powinieneś zachować trzeźwe spojrzenie, a ty najzwyczajniej w świecie naginasz fakty do swojej zwariowanej hipotezy.

Jacqueline oddała mu kopertę i podniosła się z kanapy. — Idę zrobić sobie kawę. Ty też chcesz?— Tak. Poproszę.Wciąż patrzył jak zahipnotyzowany na list. Żona go nie prze-

konała. Wiedział swoje. Ten mężczyzna ich przywitał, pomachał do nich ręką. To nie mogło być przypadkowe spotkanie.

— Nawet, jeśli to list od niego — usłyszał głos Jacqueline dobiegający z kuchni — to jaki miałby cel, pisząc? Był Francuzem. Dlaczego nie podszedł do ciebie tam, na urwisku? Jeśli miał do cie-bie jakąś sprawę, to powinien był ci o tym wspomnieć. Wtedy, a nie teraz, w dodatku wysyłając pustą kartkę papieru. Nie, to się kupy nie trzyma.

— Może chciał, ale nie zdążył. – Paul bronił swoich racji. – Prze-cież nie wiedział, że zjawi się morderca, że pokrzyżuje mu plany.

Jacqueline stanęła w progu, trzymając tacę z filiżankami.

Page 32: Mezczyzna z Tatuazem Fragment

32

— Mógł cię znaleźć tu, w  Tours. Mógł zadzwonić. Zamiast najzwyczajniej w świecie umówić się na spotkanie, on zabawia się w zagadki rodem z powieści o Sherlocku Holmesie. Wybacz, Paul, ale to jest śmieszne. Radzę ci, wyrzuć ten list i zapomnij o sprawie.

— Nie spytałaś mnie o mój wyjazd do Paryża — odparł z nutką pretensji w głosie.

— Bo nie spodziewam się niczego nadzwyczajnego. To pewnie była zwykła strata czasu. Mam rację?

Podeszła do ławy i  postawiła kawę przed mężem. Usiadła na kanapie i sięgnęła po kolorowy magazyn.

— Ktoś splądrował jego mieszkanie — powiedział, zerkając na nią.

Zawiódł się, zero reakcji. Przerzucała nadal żurnal. Jakieś bez-nadziejne ciuchy są dla niej ważniejsze, oburzył się w duchu. Wydął pogardliwie wargi.

— Słyszałaś, co powiedziałem?— Ktoś splądrował jego mieszkanie — wyrecytowała, nie uno-

sząc wzroku znad błyszczących fotografii. — To cię nie zastanawia? — Nie. Rzuć okiem na ten pulower. Ładny? — Wyciągnęła do

niego rękę z magazynem. Paul spojrzał na nią z wyrzutem. — Brzydki — skłamał, wcale nie patrząc na zdjęcie. Dźwignął się z kanapy. — Idę spać — zakomunikował. — Ja też.Jacqueline rzuciła żurnal na ławę. — Zajrzyj rano do Oliviera. Niech go sprawdzi — rzuciła od

niechcenia.— Do Oliviera? Twojego byłego?Przytaknęła ruchem głowy.— No coś ty! — oburzył się.— Jak chcesz — wzruszyła ramionami.Zebrała z ławy puste filiżanki i zaniosła je do kuchni.