Melba Magazine No. 0

84
NENUKKO BLODA TOÏDÉ KOMINEK DROBISZ DZIENIS STODOLSKA

description

Dark Issue

Transcript of Melba Magazine No. 0

Page 1: Melba Magazine No. 0

NENUKKO

BLODA

TOÏDÉ

KOMINEK

DROBISZ

DZIENIS

STODOLSKA

Page 2: Melba Magazine No. 0

Redaktor naczelnaMagdalena [email protected]

Fotoedytor Nina Sawińska [email protected]

Dyrektor artystyczny Piotr Matejkowski [email protected]

Redaktor prowadzący Łukasz Nowosadzki

AutorzyAlicja BernyAnna BlodaMarta DybaMagda KornatowskaAleksandra KrześniakJoanna Kuźmienko

GościnnieLidia Popiel

FotografowieAnna BruślikNina Sawińska

Ilustratorzy Justyna Bertrand

Manager ds. komunikacji Łukasz Nowosadzki [email protected]

Manager ds. eventów Joanna Chwiłkowska [email protected]

WebmasterSebastian Siennicki

Projekt graficznyPiotr MatejkowskiMagdalena Nowosadzka

www.melbamagazine.com

Melba is self-published and composed with OTAMA.EP font by Tim Donaldson &Helvetica Neue LT Pro by Linotype Design Studio and Max Miedinger &Futura Std by Paul Renner

Page 3: Melba Magazine No. 0

PAGE 3 / melba

Drżącymi rękami, ale z niekrywaną radością oddajemy Wam nowy magazyn poświęcony modzie i  fotografii – Melba Magazine. Melba ma być czymś kojącym, słodkim, choć jednocześnie wyrafinowanym i tajem-niczym. Ma pobudzać zmysły i zachęcać do podróży w nieznane.

Tematem przewodnim zerowego numeru, trochę zgodnie z aurą za oknem jest Dark. Ciemność, mrok,

zbyt ponuro i  depresyjnie, będziecie mogli zajrzeć do mieszkania Julii Mirny, zapoznać się ze stylem i muzyką Zoli Jesus, dowiedzieć się, dlaczego Karo-lina Kominek zdecydowała się zostać aktorką i  co o branży odzieżowej myśli Lidia Popiel.

Zerowy numer Melba Magazine to zaproszenie do wejścia w świat łączący różne spojrzenia ma modę, pokazujący, że moda to nie tylko wybieg, ale również

sekret, ukrycie – wszystkie te skojarzenia można odnaleźć w  przygotowanych specjalnie dla Melba Magazine sesjach fotograficznych. Zdjęcia Przemka Dzienisa, Igi Drobisz i  Niny Sawińskiej koncentrują się na mrocznej części natury ludzkiej, odsłaniają drzemiące w człowieku demony i  lęki. Żeby nie było

ludzie, którzy nas mijają, stylizacje w filmie, czy kos-tium, który zakładamy wchodząc na scenę. Świat, który ma integrować nowoczesność z tym, co prze-mija; emocje obrazu z  logiką tekstu; świeżość młodych twórców z doświadczeniem znawców.Mam nadzieję, że się Wam tu spodoba.

Wszystkie teksty oraz obrazy opublikowane na łamach Melba Magazine są wyłączną

własnością poszczególnych autorów (fotografów, ilustratorów i  współpracowników)

i podlegają ochronie praw autorskich. / Żadne zdjęcie i żaden tekst nie może być reprodu-

kowany, edytowany, kopiowany lub dystrybuowany bez pisemnej zgody jego prawnego

właściciela. / Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana w  jakiejkolwiek

formie (cyfrowej lub mechanicznej), drukowana, edytowana lub dystrybuowana bez up-

rzedniej pisemnej zgody wydawców. / Wszystkie prawa zastrzeżone.

MAGDALENA NOWOSADZKAredaktor naczelna

foto

gra

fia:

Ag

nies

zka

Sto

do

lska

mo

del

ka:

Pau

lina

Og

óre

k

Page 4: Melba Magazine No. 0

FOTOGRAFIA

MODA

FASHION IN8 WNĘTRZA Joanna Kuźmienko

14 MUZYKA Magda Kornatowska

16 FILM Aleksandra Krześniak

20 NENUKKO Magdalena Nowosadzka

30 FELIETON Lidia Popiel

32 PROJEKTANT Aleksandra Krześniak

SAWINSKA34 EUPHEMIA

42 WYWIAD Elise Toide

48 FELIETON Anna Bloda

56 FELIETON Łukasz Nowosadzki

58 FOTOGRAF MODY Alicja Berny

Page 5: Melba Magazine No. 0

DZIENIS

FASHION PEOPLE

DROBISZ

INSPIRACJE

STODOLSKA

78

80 WHOSE SIDE AM I?

66 STYL Marta Dyba

70 BLOG Magdalena Majewska

72 STREET FASHION Anna Bruślik

49 BIRDGHURL

60 #5731

Page 6: Melba Magazine No. 0
Page 7: Melba Magazine No. 0

PAGE 7 / melba

In terms of physics, an object is said to be dark when it absorbs photons, causing it to appear dim compared to other objects. For example, a matte black paint does not reflect much visible light and appears dark, whereas white paint reflects much light and appears bright.

Light cannot be absorbed without limit. According to the principle of the conservation of Energy, energy, cannot be created or destroyed; it can only be converted from one type to another. Consequently, most objects that ab-sorb visible light reemit it as heat. So, although an object may appear dark, it is likely bright at a frequency that humans cannot perceive.

darkilustracja: Aleksandra Niepsuj Mikroby

en.wikipedia.org

Page 8: Melba Magazine No. 0

Fashion in

Page 9: Melba Magazine No. 0

PAGE 9 / melba

wnętrzeJULIA MIRNY

Ciemne zakamarki, tajemnicze, wąskie przejścia, mnóstwo drzwi w różnych rozmiarach i szerokościach. Nie wszystkie ściany stoją w stosunku do siebie pod idealnym kątem prostym. Każdy pokój ma inny kształt i  metraż: od malutkiego, ciasnego składziku ukry-tego za łazienką, po przestronny salon z balkonem. To dlatego, że wszystkie lokale w  budynku zostały przebudowane z połączonych niegdyś pomieszczeń dla państwa oraz dla służby. Na mieszkanie o tak nie-

typowym układzie niejeden nie zdecydowałby się ze względu na trudności w urządzaniu wnętrza, czy sprzątaniu. Ale nie Julia Mirny – grafik (po gdańskim i warszawskim ASP), artystka, a od niedawna również art director w agencji reklamowej.

Julia lubi inne, dziwne, piękne w nieoczywisty sposób. Tak też wybrała Pana Janusza vel Dziudka – swojego psa – spośród innych zwierząt w  schronisku. Byłnajbrzydszy. Ale podobno najmądrzejszy – mówi. Nic więc dziwnego, że nad wynajęciem mieszkania na Starej Ochocie nie namyślała się długo. Za to od razu zapytałam, czy tu straszy albo czy ktoś tu umarł – opowiada Julia. Duchów nie ma, ale mieszkańców dręczą czasami przedziwne sny, których nigdy

wcześniej nie mieli. Zdaje się też, że nad miesz-kaniem wisi fatum; fatum remontów. Ekipy robot-ników co chwilę skuwają u sąsiadów tynki lub wiercą wiertarkami. Ostatnia akcja naprawiania grzejników sąsiadki zakończyła się przypadkowym rozkuciem ściany w salonie Julii (dosłownie dzień przed naszą

Page 10: Melba Magazine No. 0
Page 11: Melba Magazine No. 0
Page 12: Melba Magazine No. 0

PAGE 12 / the Dark issue

sesją zdjęciową). I  chociaż wystające rury nadały subtelnie industrialnego uroku, ostatecznie zostaną ponownie zatynkowane.

Wystrój pozornie wydaje się dość minimalistyczny i  surowy – głównie dzięki bieli ścian kontrastującej z  ciemnymi meblami. Tak naprawdę we wnętrzu dzieje się jednak dużo, przede wszystkim za sprawą rozmaitych dodatków i gadżetów, które Julia zebrała wspólnie z  Kubą – konkubentem, sound designe-rem, fajnym typem, z  którym mieszkają i  znają się ponad rok. Niektóre, jak czarna plastikowa łasica, czy złoty delfin, to zdobycze ze sklepów z designem lub targów staroci. Inne, na przykład zdjęcie pra-dziadka z  wielbłądem lub zdjęcie ciotko-babci Se-wery, w przedwojennej ramce, należą do rodzinnych pamiątek. Nad wejściem do kuchni znajduje się także seria ikon, wykonana przez dziadka Julii w  latach 70. Nie są co prawda malowane, są tylko sprytnie zrobione na a’la malowane. W  rzeczywistości jest to wydruk, zagruntowany chyba białkiem jajka, żeby dało to efekt błysku farb olejnych – przyznaje Julia, której bardzo podoba się taka sztuka naiwna, je-

zuski, maryjki, wszyscy święci, narysowani trochę ułomnie i  nieproporcjonalnie. Lubię też szatana. Głównie jako postać ciekawą do pokazania w  for-mach graficznych – opowiada. Dlatego pojawia się on w pracach Julii wiszących w mieszkaniu. Uwagę zwraca jednak najbardziej obraz z napisem I’m preg-nant with twins, can I  abort just one of the babies, będący częścią nieskończonej jeszcze typograficznej serii. Uwielbiam wyłapywać inspiracje w  internecie, oglądając absurdalnie głupie filmiki na youtube, czy znajdować równie abstrakcyjne nagłówki gazet. Mam zamiar zrobić wielką wystawę, opierającą się tylko na tekstach malowanych na płótnie. W większości będą to właśnie cytaty wygrzebane z internetu, zasłyszane na ulicy, bądź stworzone przez mnie – zdradza Julia.

Odkąd przeprowadziła się z Trójmiasta do Warszawy, zmieniała zakwaterowanie parokrotnie. Mieszkała już na Żoliborzu i  Mokotowie. Starą Ochotę też pewnie za jakiś czas wymieni na inną dzielnicę. Nie potrafi bowiem długo wytrzymać w  jednym miejscu. Nie-spokojna natura gna ją wciąż do przodu.

Joanna Kuźmienko

foto

gra

fie:

Nin

a S

awiń

ska

Page 13: Melba Magazine No. 0

PAGE 13 / melba

rozmawiała: Joanna Kuźmienko

Gdzie można cię najczęściej spotkać w  Warsza-wie? W  pracy, czyli na biznesowym Mokotowie (czyt. przemysłowym Służewcu), a  tak to na skwerze Sue Ryder, na Polu Mokotowskim albo w parku Lotników, z psem i konkubentem.

Jakiego trendu w modzie chciałabyś się pozbyć? Szafiarskiego.

Jaka jest najlepsza rada, którą kiedykolwiek dostałaś? Twórz, rysuj, koloruj, zapierdalaj, inaczej przeżyjesz życie nie żyjąc (od jakichś paru miesięcy właśnie nie żyję) – i rzeczywiście jak nie robię nic swojego, mam potworne wyrzuty sumienia, no i  życie zlatuje dużo szybciej, smutniej i  puściej. Opcjonalnie; powie-dzonko mojej babci: Nic na siłę – święta prawda.

Twój ulubiony smak/zapach.Smak: słodki z przebitkami słonego. Zapach to ole-jek drzewa herbacianego (uwaga rym).

Piosenka, która zawsze poprawia ci humor.Psycho killer / This must be the place (na zmianę) Talking Heads.

Chciałabym jeszcze… Dodać, ze kocham pienie (psy), pozdrawiam mo-jego Dziudka. (macha) Generalnie w hierarchii świata zwierzęta stawiam na pierwszym miejscu, przed ludźmi, bo są fajniejsze. Więc, jeśli czyta to jakiś kot, przekładając stronice tej gazety wielką czarną łapą z perłowymi zurkami (pazurkami) albo jakiś jam-nik krótkowłosy, kradnąc wcześniej starej okularsy (źródło tworu: użytkownik youtube’a klocuch 12) ko-rekcyjne, to wielka hejka dla nich. Peace & Love!

Opisz swój styl.Klasyczna czerń, czasem kolorowe elementy, dość elegancko ale nie za bardzo, najczęściej nie poświęcam czasu na ubiór, szczególnie z  rana, zakładam coś randomowo i  czasem niedobrze na tym wychodzę.

Kto jest twoją ikoną stylu? Joan Holloway z Mad Men. (śmiech)

Twoje ulubione miejsce na zakupy. Nie mam, bo nie cierpię zakupów, ale jak już wybierać to ryneczek w  Sopocie i  w  Gdańsku na Przymorzu (bardzo rzadko tam bywam niestety).

Ostatni zakup, z którego jesteś najbardziej dumna.Butelkowa skóra z futrzanym (sztucznym) kołnierzem, zapewne po jakimś kloszardzie z Berlina.

Co najbardziej cenisz w swojej pracy? Luz w kontaktach.

Pięć rzeczy, bez których nie możesz żyć.Internet, telefon (chcę być pochowana z telefonem, który musi mieć długo działającą baterię na wypadek obudzenia się w trumnie. Bardzo się tego obawiam. Kiedyś chowali z  linką/tasiemką, która prowadziła do dzwoneczka przytrumiennego, teraz już niby nie potrzeba dzwonków, bo nie ma takich przy-padków, jak chowanie ludzi ze śmiercią kliniczną. Ale przezorności nigdy za wiele), puder mineralny, słodycze nie byle jakie i woda do picia.

Gdybyś mogła mieszkać gdziekolwiek na świecie, gdzie by to było? Nowy Jork albo Sztokholm.

Jaką rzecz w swoim mieszkaniu lubisz najbardziej? Małą ramkę z  dwudziestolecia międzywojennego ze zdjęciem mojej ciocio-prababci, Sewery. A  od niedawna dwie kolorowane litografie z  końca XIX wieku, przedstawiające rodzinę cara Piotra (bądź Mikołaja), które kupiłam w zeszłym roku.

Kiedy jesteś w domu sama…Boję się zasnąć.

Jakie jest twoje największe osiągnięcie? Współpraca z  Biblioteką Narodową – wsparcie wiz-ualne wydarzenia Imieniny Jana Kochanowskiego. Plakaty wisiały w całej Warszawie.

Page 14: Melba Magazine No. 0

PAGE 14 / the Dark issue

muzykaZOLA JESUS

Kompletność, spójność i  autentyczność kreacji ar-tysty jest bardzo często czynnikiem, który zachęca nas do zatrzymania się nad tym, co prezentuje i  zagłębienia się w  jego twórczość. Czasem zatrzy-mujemy się na dłużej, czasem zafascynowani swoim odkryciem, zaczynamy czerpać inspiracje. Czasem wręcz odwrotnie – decydujemy się stanąć po stronie dokładnie danemu artyście przeciwległej. Jedno jest pewne – nie ma tu miejsca na ignorancję i obojętność.

Co jest więc niezbędne, żeby choć trochę nas zaciekawić? Za artystą musi stać histo-ria.  Nika Roza Danilova (Zola Jesus), mimo swegomłodego wieku (ur. 11.04.1989 r.), jest zdecydowanie postacią z  nietuzinkową historią w  tle. Historią, która zdefiniowała zarówno jej wizerunek sceniczny, styl który prezentuje prywatnie i  przede wszystkim wpłynęła na muzykę.

Wychowana w surowym klimacie lasów Merril w Wis-consin, z dala od bombardującego wpływu telewizji i  internetu, już w  wieku kilku lat, zafascynowała się operą i  kształciła swój głos w  tym kierunku. Jed-nak doświadczając ustawicznego niezadowole-nia z  własnych umiejętności oraz cierpiąc z  po-wodu lęku przed występami publicznymi, jako nastolatka postanowiła porzucić kształcenie op-erowe i  poszukać własnego sposobu na wyraz ar-tystyczny. Jako studentka filozofii, Nika chłonęła przekazy wielkich myślicieli. Jej zainteresowania ukierunkowały się w  stronę konfrontacji z  tym, co wzbudza strach oraz ideologii życia sztuką, indywid-ualizmu i niepowtarzalności. W jej przypadku mogło

to znaleźć swe odzwierciedlenie jedynie w muzyce.Tym razem, niezmiennie towarzyszące jej przyzwy-czajenie do izolacji i  lęk, postanowiła skonfrontować ze skrajnie przeciwną chęcią prezentowania swojej sztuki, tworząc swoje alter ego – Zolę Jesus. Celowe zastosowanie kontrowersji pseudonimu miało już na wstępie ograniczyć grono jej odbiorców do takiego, które poszukuje odmienności. Nawet jeśli łamie ona przy okazji konwenanse, kształtuje tym samym bufor bezpieczeństwa i dodaje sobie pewności. To, ze pro-jekt jest całkowicie autorski, pozwala jej na swobodę tworzenia, dając poczucie kontroli i  możliwość wyznaczania sobie samej standardów.

Zola Jesus zaczynała od nagrywania we własnym domu surowych, gotycko-elektronicznych utworów. Obecnie ma już zdecydowanie lepsze możliwości produkcji swojej muzyki oraz dość ugruntowaną pozycję na scenie muzycznej. Niewątpliwie ewoluowała jako artystka, dochodząc do bardziej melodyjnego brzmienia. Cały czas jednak przebija się tu operowa miłość z  lat dziecięcych, doskonale przewodząca każdemu z  utworów, prezentujących mocny, zdecydowany przekaz i  zachowujących świetnie wyważone proporcje. Ukazuje nam mro-czny, mistyczny świat, w  którym nigdy jednak nie brak pierwiastka nadziei.

Elementy, które tworzą kreację Zoli Jesus, zmaterializowały się również w postaci jej bardzo in-dywidualnego stylu. Jak sama twierdzi to, co nosi ściśle jest związane z tym, kim chce być. Jako oso-ba niepewna siebie oraz niezwykle krytyczna, stara

Page 15: Melba Magazine No. 0

PAGE 15 / melba

Magda Kornatowska

fotografia: Virginie Hugues

WARTO SPRAWDZIC

Albumy studyjne:The Spoils (2009)Stridulum II (2010)Conatus (2011)

EP:Tsar Bomba (2009)Stridulum (2010)Valusia (2010)

się dodać sobie właśnie siły i  zdecydowania. Sty-lizacje bardzo oszczędne w kolorystyce mają zawsze konkretny, wręcz zgeometryzowany krój.  W  dużej mierze minimalistyczny, chłodny i  surowy wygląd dodaje jej pierwiastka niedostępności. Rick Owens, Complex Geometries, Logan Neitzel, Katie Gallagher, Helmut Lang, Fifth Avenue Shoe Repair – tu zdecy-dowanie odnajdziemy rzeczy dla Zoli Jesus bardzo charakterystyczne. 

Będąc tak określoną w każdej z dziedzin, z którymi ma styczność, nic dziwnego, że Zola Jesus sama zaczęła być inspiracją dla młodych projektantów. Jej współpraca z Onyenauchea Nwabuzor zaowocowała powstaniem kilku naprawdę docenionych i  roz-poznawalnych wizerunków, podobnie jak tegoroczna kolaboracja z  węgierską projektantką butów Júlią Káldy. 

Miejmy nadzieję, że to nie koniec ciekawych, nie tylko modowych projektów, w  które Zola się zaangażuje. Od osoby, która wady umie przekuć na zalety, a  z  niepewności uczynić atut, cały czas pozostając kreatywną i  rozwijającą się artystką, możemy spodziewać się naprawdę wiele.

Page 16: Melba Magazine No. 0

PAGE 16 / the Dark issue

ilustracja: Anna Bruślik

Page 17: Melba Magazine No. 0

PAGE 17 / melba

Wstręt to pierwszy film Polańskiego po angielsku. Niektórzy twierdzą, że odpowiedź na Psychozę Hitchcocka, rodzaj polemiki. Ale to nieważne. Ważne są detale, a  film jest wielki detalami. Ciemny to i mroczny Polański.

Film jest pełen kontrastów. Nic w nim do siebie nie pasuje, a już najbardziej niespójna jest główna boha-terka. Carol Ledoux (Catherine Deneuve) to Belgijka mieszkająca w  Londynie, manikiurzystka. Wygląda jak lalka (duże, migdałowe oczy, gęste, blond włosy, wydatne usta) i  jak lalka się ubiera – słodko, trochę dziewczęco, trochę zalotnie. Jej fizyczność i sposób ubierania tylko potęgują rozwarstwienie z  tym, co dzieje się wewnątrz. A wewnątrz jest piekło.

Zaczyna się niby niewinnie, ale niespokojnie. Coś jest nie tak, jeszcze nie niebezpiecznie, ale już dziw-nie. Surowy rytmiczny dźwięk, uderzanie w  coś blaszanego przez dwie minuty. Widać tylko oko, ner-wowo patrzące w różne strony.

Rzeczywistość, w  którą wchodzimy, przeraża coraz bardziej. Umysł schizofreniczki jest ciemny i  przygnębiający. Przestrzeń się zamyka, zawęża. Realistyczna? Fantastyczna? Oniryczna? Gdzieś na pograniczu. Coraz mniej słów (Carol nie mówi wcale albo odpowiada zdawkowo), coraz więcej natręctw: nadmierne słodzenie kawy, nerwowe poprawianie włosów, strzepywanie czegoś z  twarzy, obgryza-nie paznokci (co ze względu na jej profesje staje się kłopotliwe).

Wszystko dzieje się poza czasem. Zamknięta w  mieszkaniu Carol nie zwraca na niego uwagi, bo i nie odgrywa on żadnej roli. Godzina przestaje być miarodajną jednostką, czas płynie od jednej halu-cynacji do kolejnej. A  w  końcu i  to traci znaczenie. Ledoux się nie zmienia, nie zmienia się jej wyraz twarzy bez wyrazu, nie zmienia się jej fryzura, moc-no wytuszowane rzęsy, nie zmienia się jej sukienka

(zabija w  białej, warstwowej koszuli nocnej z  fal-bankami przed kostki – takiej, w  jakiej zwykły spać małe dziewczynki). Zmieniają się za to ziemniaki: miarą upływającego czasu są coraz dłuższe kiełki.

Dźwięk telefonu. To pewnego rodzaju dominanta (obok oczu) w filmie. I, jak cała reszta, jest sprzeczny. Sprzeczne jest jego znaczenie. Z jednej strony wyry-wa Carol z jej ciemnych halucynacji, kończy koszmar. Z  drugiej jest nośnikiem złych informacji (wezwanie do zapłaty, wyzwiska zdradzonej żony).

Polański zadaje wiele pytań i na żadne nie odpowia-da. Pozwala wejść w rzeczywistość tworzoną przez chorą kobietę i tam zostawia. Nic nie jest oczywiste, nic nie wiadomo, nic się nie zgadza, nie pasuje. Można spekulować. A tropów jest wiele. Głowa kró-lika w torebce. Rodzinna fotografia. Zabawki stojące na półce. Uśmiech kochanka siostry. Pocałunek ado-ratora. Klasztor za oknem. Seks za ścianą. Zobacz, dałem ci materiał, przygotowałem środki. Resztę dopowiedź sobie sam, reszta zależy od ciebie.

W  końcu wstręt. Do czego? A  raczej do kogo? Do mężczyzn? Do jednego konkretnego, czy do wszyst-kich w ogóle? Spowodowany traumą z dzieciństwa, molestowaniem, gwałtem? A  może nie tędy droga? Za dużo czasu zajęłaby zabawa konwencjami, sym-bolami, motywami, by o niej pisać.

Pisać należy z  całą pewnością, że to dobre kino, chociaż do sławy Chinatown mu daleko. Niejed-noznaczne, sprzeczne. Ciemne i mroczne.

Aleksandra Krześniak

filmWSTRET

Page 18: Melba Magazine No. 0

PAGE 18 / the Dark issue

Repulsion

buty Aga Prus

sukienka Wearso

Wszystkie rzeczy dostępne na www.shwrm.pl

koszula Friends With Benefits

spódnica Friends With Benefits

Wstręt / materiały prasowe

Page 19: Melba Magazine No. 0

ilustracja: Yina Kim // yinakim.com

Page 20: Melba Magazine No. 0

Moda

Page 21: Melba Magazine No. 0

PAGE 21 / melba

NenukkoDZIENIS

cznemu podziałowi na świat męski i  kobiecy. Moda unisex to moda dla współczesnego człowieka, który szuka w  ubiorze raczej funkcjonalności i  estetycz-nej doskonałości, a  nie elementów podkreślających przynależność do określonej płci. Z  tego względu głównym źródłem inspiracji nie jest tu konkretna os-oba, ale raczej całe obszary ludzkiego życia.

Mimo swojego innowacyjnego podejścia do mody i  wyróżniających się projektów, projektantki, nie dążą do reformacji polskiego rynku odzieżowego. Ich głównym celem jest upowszechnianie dobrego, autorskiego wzornictwa i  tworzenie niszowej alter-natywy wobec masowej produkcji odzieży. Nenukko bardziej podejmuje dialog z tradycyjnym spojrzeniem na modę, niż otwartą polemikę. Ich ubrania, choć w oryginalnych formach, nie mają szokować, ale być pewną pochwałą dla dobrego designu i jakości.

Brak chęci do szokowania widać zwłaszcza w nowej linii ubrań – Nenukko Basic. Jak przyznają same projektantki pomysł na tę linię wziął się z  interakcji z  klientami marki i  licznymi prośbami o  stworzenie linii bazowej, która będzie stanowić uzupełnienie dla sezonowych kolekcji. Nenukko Basic to maksymalnie uproszczone formy, brak detali, stonowane kolory. Pierwsza edycja składa się z zestawu pięciu koszulek w dwóch wariantach kolorystycznych – czerni i bieli, przeznaczonych do codziennej stylizacji i  zestawie-nia z  dowolnymi elementami garderoby. W  kole-jnych etapach zostanie uzupełniona serią dołów oraz nowymi wzorami bluzek i  podkoszulek. Ambasa-dorami linii zostali: Olga Frycz, Lidia Popiel, Magda Popławska, Mikołaj Komar oraz Robert Serek. Wybór

wcześniejszych pomysłów, wynikiem ich naturalnej ewolucji. Ubrania tworzone przez Nenukko zawsze mają swój początek na kartce papieru, są pewnym szkicem tego, co powstanie w  wyniku zmagań z tworzywem.

Przez ten sam proces twórczy przeszła najnowsza kolekcja Nenukko na jesień-zimę 2012 – Divergence appears unbalanced. Zauważalne jest w  niej lekkie przesunięcie zakresu estetycznego, z  minimalizmu w kierunku synkretyzmu. Ubrania łączą w sobie formy zaczerpnięte ze stylu klasycznego z  nonszalancją typową dla kultury miejskiej. Dzięki takiej integracji i  wzbogaceniu asortymentu marki o  nowe elemen-ty, Nenukko z pewnością zyska nową grupę fanów. Głównym elementem garderoby na sezon jesień-zima marka uczyniła koszulę. Jej klasyczna forma i uniwersalność umożliwiają tworzenie nieograniczo-nej liczby stylizacji.

Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że następna kolekcja Nenukko będzie równie zaskakująca i jednocześnie spójna z wizją marki. Patrząc wstecz, myślę, że w  tym przypadku nasze nadzieje się ziszczą.

Gdyby trzeba było określić markę Nenukko jednym słowem, paradoksalnie byłaby nim sama nazwa. Projektantki, które w  2008 roku szukały odpowied-niego określenia opisującego ich projekty i wizję firmy uznały, że najlepiej użyć neologizmu. Dzięki temu za-biegowi podkreśliły, że mają własne, niepowtarzalne spojrzenie na modę i  chcą stworzyć coś zupełnie innego. Oryginalność kolektywu Nenukko wyraża się również w  tym, że przeciwstawia się on klasy-

nie był przypadkowy, ich wizerunki są spójne z  ideą marki, uosabiają indywidualizm, otwartość umysłu, gotowość na eksperyment, ciekawość świata, dys-tans do siebie i duże wyczucie estetyczne.

Choć linia Basic różni się nieco od kolekcji se-zonowych, jest ściśle z nimi powiązana. Każda nowa kolekcja wynika bowiem z  poprzedniej, nie stanowi odrębnego bytu, ale jest raczej przedłużeniem

Magdalena Nowosadzka

fotografie: Przemek Pszemek Dzienisstylizacje: Sara Milczarek

włosy: Marta Gołębiowskamakijaż: Aleksandra Foka Przyłuska

model: Mateusz Farenholc / D’Visionubrania: nenukko

Page 22: Melba Magazine No. 0

PAGE 22 / the Dark issue

Page 23: Melba Magazine No. 0
Page 24: Melba Magazine No. 0
Page 25: Melba Magazine No. 0
Page 26: Melba Magazine No. 0
Page 27: Melba Magazine No. 0
Page 28: Melba Magazine No. 0

PAGE 28 / the Dark issue

Page 29: Melba Magazine No. 0
Page 30: Melba Magazine No. 0

PAGE 30 / the Dark issue

Patrzę sobie na fotografię mocno zaangażowanego emocjonalnie cyklu przedstawionego na egzaminie dyplomowym i  myślę: bardzo zgrabna czapeczka. Na zdjęciu sfrustrowany typ, aby odizolować się od okrutnego świata, owinął głowę  białym papierem to-aletowym. Wiadomo – papier chroni od wszystkiego, a nawet utrzymuje znośną temperaturę  w warunkach bardziej ekstremalnych niż łazienkowe. 

Czy ratowanie, czy naprawianie życia ma na myśli UEG, zaszczycając nas co jakiś czas kolekcją w as-cetycznej bieli, podziurawioną czeluścią czarnych li-ter, jakby stworzoną dla zmęczonych wszechatakiem kolorowych obrazków i skomplikowanych form?

Papierowe (tylko się droczę, bo wiadomo, że najczęściej używa się celulozy lub mieszanki z wiskozą) sukienki miały swoje pięć minut w  latach 60., kiedy to nieokiełznana ekspresja Andy’ego Warhola znalazła ujście w  ich zamalowywaniu. Pomysł szybko chwycił i  równie szybko odpłynął w niepamięć.

Po latach przypłynęły natomiast, na fali eko i  recyk-lingu, kolorowe papierki po cukierkach i  strzępki gazet, poprzeplatane w  rozśmieszające torebki i biżuterię (Piueco).

Najbardziej luksusowa wersja pojawiła się tej jesieni na prezentacji Bottegi Venety. Ekskluzywna firma,

w  poszanowaniu wyborów części swych klientów, wegan i  zwolenników ekologicznego stylu życia, zaoferowała torby z  japońskiego papieru washi. Ręcznie wykonany, stosowany do wydruków, ma-larstwa, zabawek, w  meblarstwie i  kuchni, a  nawet do ubrania Buddy, wzbudził w  wydaniu tej słynącej ze skórzanych toreb z  wysokiej półki firmy, dużo emocji.

A jeśli ktoś odkładał przez lata kurierskie koperty Fe-dEx, to niech wie, że ktoś już uzurpuje sobie pra-wo do ich wykorzystania. Firma Civic Duty  trwały, nieprzemakalny materiał przerobiła na kolekcję butów. Nawet przydeptywanie pięt w tych modelach jest przewidziane i mile widziane.

Na odważniejszych ulicach można obserwować nurt, a  nawet przeciw-nurt, interpretujących zjawis-ka modowe, klasykę, nowe technologie, kulturowe i  środowiskowe naciski. Akceptacja i  rozwijanie tematów to pożywka dla wielu wspaniałych projek-tantów.

A  wracając do fotografii – jakie wrażenie robiła młodziutka Diane Arbus, maszerując Piątą Aleją do bogatego domu handlowego rodziców, z  szarą, papierową torebką, w  której trzymała swoje rzeczy w  ramach nieprzystosowania? Czy była dla kogoś inspiracją?

Papier. Nie do końca zapisanyLIDIA POPIEL

Page 31: Melba Magazine No. 0

fotografia: Jacek Poremba

Page 32: Melba Magazine No. 0

ilustracja: Justyna Bertrand

Page 33: Melba Magazine No. 0

PAGE 33 / melba

projektantYSL WOMEN’S FALL / WINTER 2012-2013

Pisząc o modzie w kontekście tematu numeru Dark, należałoby przedtem sprecyzować, co on właściwie dla mnie oznacza. A może nawet nie tyle co oznacza, co z czym się kojarzy, bo ciąg skojarzeń daje zdecy-dowanie większe możliwości. Więc przede wszyst-kim ciemny, mroczny. Skoro ciemny, to i zimny. Zim-ny, precyzyjny, dystyngowany. Wytworna elegancja z  kolei bezsprzecznie pociąga za sobą minimalizm. Oto więc jest – kolekcja Stefano Pilatiego dla domu mody Yves Saint Laurent Women’s Fall/Winter 2012-2013. Ciemno. Światła pogaszone, a  to wzmaga napięcie oczekujących. Słychać tylko muzykę (dla zaintereso-

wanych: Work Junior Boys w remiksie Marcela Dett-manna) – rewelacyjnie dobrany utwór; dzięki niemu pokaz stał się spójny jako całość. Pierwsza modelka wzbudza sprzeczne uczucia, ale nie zaskakuje. Jest dokładnie tym, na co przygotowało światło i dźwięk. Trochę odpycha surowością zapiętą pod szyję, a  trochę przyciąga niebezpiecznie czarnym kap-turem. Dalej jest podobnie. Surowe, geometryczne formy hipnotyzują; jednakowo ulizane włosy, białe twa-rze i ciężkie usta niepokoją. W wyglądzie i przede wszystkim w  sposobie poruszania się modelek jest coś sztucznego, mechanicznego, brak im lekkości i naturalności. Z  jednej strony kolekcja Pilatiego jest kokieteryjna: podkreślona talia, czerń, błyszcząca skóra, szpilki, z drugiej jeśli już pojawia się złoto, to nie przypomina brokatu, ale lśniącą kolczugę.

Ubrania bronią się same. Minimalistyczna biżuteria, bez dodatków (torebek, kapeluszy) tylko je uwypukla. Brak ozdób stał się ich największą ozdobą.

Kolekcja ta była ostatnią, którą Pilati – jako dyrek-tor kreatywny – zaprojektował dla domu mody YSL (jego następcą został Hedi Slimane, o  którym mówiono, że ponoć sam Yves Saint Laurent widział

go w  przyszłości na tym stanowisku). Trudno więc nie odbierać ostatniego pokazu w  kategorii pew-nego rozliczenia się projektanta z  twórcą marki i  jego koncepcją mody. Popularność Saint Laurent zdobył na przełomie lat 60. i 70., kiedy to jego kole-kcje odnosiły największe sukcesy. Był projektantem epoki, głosem swojego pokolenia, współtworzącego szeroko rozumianą rewolucję obyczajową. A było to między innymi pokolenie kobiet wykonujących męskie zawody. Wbił kij w mrowisko, gdy w 1966 roku ubrał swoje modelki w smoking, dotychczas zarezerwowa-ny wyłącznie dla mężczyzn. Może dlatego przy całej swej uwodzicielskości, ostatnia kolekcja Pilatiego jest równocześnie bardzo męska?

Nic nie jest tu do końca, wszystko jest połowiczne. Trochę surowe, trochę seksowne. Trochę kobiece, trochę męskie.

I sam Pilati jest nie do końca dopasowany. Po wyjściu kilkunastu łudząco podobnych modelek (w  ogóle, wchodząc jedna za drugą na scenę, przypominały batalion idący na bitwę) w  ciemnych, rygorysty-cznych strojach i o kamiennych twarzach, pojawił się on – uśmiechnięty od ucha do ucha, w białym garni-turze i amarantowym szalu wokół szyi.

Trudno jest po obejrzeniu tego pokazu jednoznac-znie powiedzieć, czym inspirował się Pilati. Może to brak tej jednoznaczności owocuje unikatową formą. Może to ciemność, surowość, tajemniczość. Może elegancja i minimalizm. A może po prostu Dark.

Aleksandra Krześniak

Page 34: Melba Magazine No. 0

EuphemiaNINA SAWINSKA

Zip

ped

ho

od

Kis

s T

he F

rog

Page 35: Melba Magazine No. 0

PAGE 35 / melba

żaki

et U

+, t

op

U+,

sp

od

nie

Kaw

alko

Page 36: Melba Magazine No. 0
Page 37: Melba Magazine No. 0

tuni

ka W

iola

Wo

łczy

ńska

Page 38: Melba Magazine No. 0

PAGE 38 / the Dark issue

żakiet U+

Page 39: Melba Magazine No. 0

PAGE 39 / melba

sukienka Kiss the Frog

Page 40: Melba Magazine No. 0

PAGE 40 / the Dark issue

żak

iet

U+,

sp

od

nie

Mag

da

Has

iak,

but

y w

łasn

ość

mo

del

ki

Page 41: Melba Magazine No. 0

fotografie: Nina Sawińskamodelka: Katarzyna Jujeczka / WAVE Modelsstylizacje: Magdalena Nowosadzkawszystkie ubrania dostępne pod www.fullofstyle.pl

Bla

ck S

uiite

Kis

s th

e Fr

og,

to

p i

pas

ek U

+, s

dni

ca K

iss

the

Fro

g

Page 42: Melba Magazine No. 0

Fotografia

Page 43: Melba Magazine No. 0

PAGE 43 / melba

wywiadELISE TOÏDÉ

Jak to jest z tą fotografią analogową? Co sprawia, że ludzie wciąż się nią zajmują?

Fotografia analogowa wszystko spowalnia, wywołuje wrażenie, że jest więcej czasu na obserwację. To wyznacza zupełnie inne tempo tworzenia zdjęcia. Ekscytujące jest również samo oczekiwanie na wywołane filmy i  tajemnica jaką to ze sobą niesie. Analogowy proces tworzenia składa się z wypadków i niedoskonałości. Jest bardziej ludzki, szczery. Taka fotografia jest cenna.

Co Cię najbardziej inspiruje?

Wiele różnych rzeczy mnie inspiruje – aura, sen, krajobraz, okolica, nieobecność, twarz, ekspresja, sposób, w  jaki pada światło. Filmy, dużo filmów, ale również chwila i nastrój w jakim jestem. Lubię bywać w tych samych miejscach lub z  tymi samymi ludźmi i postrzegać rzeczy inaczej, zależnie od tego, jak się czuję. Kto jest Twoim największym mistrzem fotografii? Kogo podziwiasz najbardziej?

Nie mam swojego mistrza, ale jeśli miałabym kogoś wymienić to byłby to Robert Frank za rolę, jaką odegrał w historii fotografii i sposób, w  jaki mnie inspirował, gdy zaczynałam karierę. Jest jednym z  pierwszych twórców posiadających własną, autorską wizję foto-grafii. Ważni są również japońscy fotografowie z  lat sześćdziesiątych. Jednak jeszcze ważniejsi są dla mnie twórcy filmów, tacy jak Jim Jarmusch, Wim Wenders, Jean-Luc Godard, czy David Lynch – oni naprawdę mnie poruszają.

W czym tkwi sekret dobrego zdjęcia?

To jest zagadką i  dokładnie to zawsze najbardziej mnie interesowało. Nie ma żadnego sekretu w  pro-cesie tworzenia, ale za to efekt końcowy, zdjęcie, może wpłynąć na czyjąś wyobraźnię, może samo przez się stworzyć jakąś historię.

Czym jest dla Ciebie fotografia? Czym jest moda?

Moją przygodę z  modą zaczęłam 10 lat temu, gdy pracowałam w biurze prasowym Yojiego Yamamoto. Kocham jego cięcia, materiały, sylwetki, wzory geo-metryczne i jego czerń. Yōji Yamamoto i kilku innych projektantów, wraz z  ich pięknymi ubraniami, to oni są częścią mojego świata, a  nie moda jako całość. Fotografia pozwala mi marzyć i tworzyć moją własną interpretację rzeczywistości. To sposób, by czymś zawładnąć i  przyjrzeć się temu głębiej. Poza tym uwielbiam być świadkiem wydarzeń zza kulis po-kazów mody, kocham tę energię! Teraz chciałabym zająć się połączeniem mody i  fotografii w  reżyserii. To moje nowe wyzwanie.

Jakie są ciemne strony bycia fotografem?

Dla mnie ciemne strony są bardzo blisko tych jas-nych. Kocham ten odludny proces. Samotność jest bardzo ważna w mojej pracy, choć czasem nie jest łatwo.

Czy masz jakieś rady dla początkujących foto-grafów?

Słuchaj głosu serca i  dziel się tym, co jest w  tobie. Daj swoim oczom przemówić i  odkryj, co mają do powiedzenia. Bycie szczerym to dobra droga, by odnaleźć swój własny styl.

rozmawiała: Nina Sawińska

Page 44: Melba Magazine No. 0
Page 45: Melba Magazine No. 0
Page 46: Melba Magazine No. 0
Page 47: Melba Magazine No. 0

PAGE 47 / melba

Elise Toïdé urodziła się w  1978 roku na południu Francji. W wieku 23 lat przeprowadziła się do Paryża i  rozpoczęła pracę w biurze prasowym japońskiego projektanta Yojiego Yamamoto. W tym samym czasie podjęła się wieczornego kursu fotografii czarno- białej.

W 2006 roku przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie studiowała fotografię dokumentalną w  International Center of Photography, pracując jednocześnie w jed-nym z  showroomów na Manhattanie. Po czterech latach powróciła do Paryża, gdzie mieszka do dziś. Jej zdjęcia były prezentowane w galeriach w Nowym Jorku, Paryżu i Wiedniu w publikowane m.in. w: EN-CENS Magazine, METAL Magazine, LINE Magazine, SOME/THINGS, Liberation.fr, czy Village Voice.com. Współpracuje z Yōji Yamamoto, a  także z  zaprojek-towanym przez Davida Lyncha, paryskim klubem Le Silencio.

Page 48: Melba Magazine No. 0

PAGE 48 / the Dark issue

Osobiście zawsze interesował mnie mrok otocze-nia oraz mój własny. Oczywistość ładnego obrazka z  lubością przecinam szramą mroku. Tylko to, co niewiadome jawi się jako atrakcyjne. Fotografując odbijamy na innych swoje własne autoportrety.

Fotografia sama w  sobie jest mroczna, bo dotyczy utrwalania i  zatrzymywania tego, co jest nieuch-wytne i  wymyka się próbom określenia, pędząc machinalnie do przodu. Oburzeni tym pędem, gwałcimy rzeczywistość chwili, utrwalając ją na ma-trycy. Ulegamy złudzeniu, że zatrzymując, możemy

ją kontrolować i pojąć rozumowo. Ale ona znów się wymyka, a  my naszą czarną skrzyneczką, pono-wnie podejmujemy wyzwania. Zadanie to przypo-mina syzyfowy trud, bowiem tajemnica, a co za tym idzie mroczny jej charakter, wpisana jest nierozerwal-nie w egzystencję człowieka.

Kreowanie obrazu pieści mózg medytacyjny-mi wibracjami, które zbliżają nas do uchwyce-nia doskonałego obrazu. A  w  absolucie nie ma już mroku. Fotografowanie, jako w akt twórczy bada re-lacje pomiędzy mrokiem, a rozbłyskiem.

mrok fotografiiANNA BLODA

fotografia: Anna Bloda

Page 49: Melba Magazine No. 0

BirdghurlIGA DROBISZ

Page 50: Melba Magazine No. 0
Page 51: Melba Magazine No. 0

PAGE 51 / melba

fotografie: Iga Drobiszmodelka: Zuzia Brończyk / New Ageasystent: Kasper Kazsperubrania: Asia Wysoczyńska, Aleksandra Kucharczykspecjalne podziękowania dla Grega Adamskiego / Makata

Page 52: Melba Magazine No. 0

PAGE 52 / the Dark issue

Page 53: Melba Magazine No. 0

PAGE 53 / melba

Page 54: Melba Magazine No. 0
Page 55: Melba Magazine No. 0
Page 56: Melba Magazine No. 0

PAGE 56 / the Dark issue

Control / materiały prasowe

felietonPRZEKROCZYC GRANICE

Z mroku powstałeś, w mrok się obrócisz. Jedni skaczą na główkę do basenu, na dnie którego czeka śmierć, drudzy tylko patrzą bezpiecznie przez szybkę. Rafał Wojaczek zażył śmiertelną mieszankę leków w 1971 roku. Ian Curtis powiesił się we własnym mieszkaniu dziewięć lat później. Powstały z  tego dwa świetne, czarno-białe filmy: Wojaczek Lecha Majewskiego i Control Antona Corbijna.

Miłość, narkotyki, śmierć, sztuka krwią pisana – taka mieszanka działa jak magnez. Patrzysz, czujesz, że

jesteś blisko, prawie na wyciągnięcie ręki, a  jednak dalej zachowujesz niegroźny dystans. To wciąga. Corbijn zaczynał jako fotograf muzyków, na długo przed nakręceniem filmu robił zdjęcia chłopakom z  Joy Division. Jego monochromatyczne portre-ty przedstawiają silne osobowości. Jednak w  tej dziedzinie swojej twórczości Corbijn nie penetruje prawdziwych mroków ludzkiej natury. Robią to inni.

Jednym z pierwszych, którego artystyczną misją stała się dokumentacja eksperymentowania z zakazanym

Page 57: Melba Magazine No. 0

PAGE 57 / melba

jest Larry Clark. Ten blisko siedemdziesięcioletni dziś Amerykanin swoją wydaną w 1971 roku książką Tulsa wywołał w środowisku fotograficznym niemałe zamieszanie. Ukazał w niej realia zdeterminowanego przez narkotyki, seks i przemoc życia nastolatków ze swojego rodzinnego miasta w stanie Oklahoma. To, czym wyróżniały się jego prace była bliskość wobec fotografowanych osób, dzięki czemu są one bardzo intensywne w przekazie. Clarkowi łatwiej było wejść w  to środowisko, gdyż sam brał amfetaminę od 16 roku życia i  pracując przez osiem lat nad książką ćpał razem z  nimi. W  kolejnych swoich projektach powracał do utrwalania życia nastolatków z  nizin społecznych, do uwieczniania procesu tracenia niewinności, ale z wiekiem oddalał się od swoich bo-haterów – choć dalej potrafił zyskać zaufanie, nie był już częścią ich świata.

Na swój sposób w świat przedstawiony zanurza się również Nan Goldin, o  dekadę młodsza od Clarka. Również pokazuje ludzi z  marginesu, ale bardziej płciowego niż społecznego. Zaczynała od fotografii mody, ale wkrótce porzuciła ją, wnikając w  świat undergroundu i  dokumentując życie gejowskich klubów, czy sceny post-punk i new wave, życie pełne narkotyków i  wolnego seksu. Obrazy te złożyły się na najbardziej znany jej cykl, czyli Balladę o  seksu-alnej zależności, który powstawał na przełomie lat 80. i 90. Na kolorowych, często nieostrych obrazach pokazała krąg swoich znajomych: homoseksual-istów, transwestytów, narkomanów, artystów. Duża część z nich zmarła na AIDS, przez co walka o własną godność i  miłość u  progu śmierci również stała się jednym z  przestawionych wątków. Częstą formą prezentacji prac Goldin jest pokaz slajdów, dzięki czemu tworzy się historia z  przesłaniem, jej widze-niem miłości, postawionej w kontrze do seksualnego uzależnienia od drugiej osoby. Dla Goldin fotografia stanowi formę autoterapii – fotografując oswajała się z cierpieniem bliskich, przy okazji unieśmiertelniając ich w swych dziełach.

Drogą wyznaczoną przez Clarka i Goldin, od których zresztą miał okazję się uczyć, studiując w  Inter-national Center of Photography w  Nowym Jorku, podążył Antoine D’Agata. I  jak to często bywa, stał

się jeszcze bardziej radykalny niż jego nauczyciele. D’Agata to fotograf, który podobnie jak wymienieni na początku bohaterowie obu filmów, splótł swoje życie ze sztuką. Mówi wprost w jednym z wywiadów, że podziwia ludzi, którzy mają odwagę wyrazić swoje szaleństwo w sztuce. I sam idzie tym tropem, chcąc pokazać kondycję współczesnego społeczeństwa. D’Agata nie obserwuje sytuacji z  boku, tylko zanu-rza się w mrok. To nie są starannie wyreżyserowane projekty, jego prace powstają instynktownie, często pod wpływem narkotyków. I  na tym polega siła ich przekazu – pożądanie, przemoc, ból, halucynacje, lęk, upojenie alkoholem i  seksem – wszystko wi-dzimy, na przeważnie poruszonych dramatycznych fotografiach, przywodzących na myśl obrazy Fran-cisa Bacona, jakbyśmy byli razem w jednym pokoju. D’Agata czynnie uczestnicząc w świecie prostytutek i  narkomanów, testuje swoje granice, mówi nawet o świadomej autodestrukcji.

Jak widać jest wiele punktów wspólnych między fotografami dotykającymi mrocznej części ludzkiej natury. I  łamiąc bariery w  sztuce, musieli najpierw złamać bariery w sobie. Ale czasem nie trzeba nar-kotyków, czy niszczących relacji z  innymi ludźmi. Mrok można znaleźć w  samym sobie. Ten mrok to przeszywająca samotność, poczucie wyobcowania wśród ludzi. Mroczne w  formie, ale lżejsze w  tema-tyce obrazy tworzą Daidō Moriyama, Xavi Comas, czy Jacob Aue Sobol. Co ciekawe każdy z nich ma w  swoim dorobku projekt zrealizowany w  Tokio. Może to symptomatyczne, że miasto, uważane za synonim nowoczesności i rozwoju technologicznego jest jednocześnie wylęgarnią samotności.

Jak doczytaliście do końca, to w  nagrodę możecie otworzyć sobie butelkę ulubionego alkoholu i  posłuchać She’s lost control – piosenkę o  dziew-czynce, co straciła kontrolę. Tylko uważajcie. To wciąga.

Łukasz Nowosadzki

Page 58: Melba Magazine No. 0

PAGE 58 / the Dark issue

Sny światłem malowane

Gdyby można było sfotografować sny, praw-dopodobnie wyglądałyby one jak prace Paolo Ro-versiego. Pełne tajemniczych emocji, często nieostre, wypełnione miękkim, rozproszonym i  odrealnionym światłem. Bardziej przypominają obrazy prerafae-litów niż współczesne zdjęcia. Przedstawione na nich modelki są rozmarzone i  nieco melancholijne. Ich uroda przywodzi na myśl niewinnego anioła, a  jednak pomimo swojej delikatności, ich wzrok jest mocny i  przenikliwy, jakby patrzyły prosto na nas. Portrety Roversiego sprawiają wrażenie bardzo in-tymnych, mówiących nam bardziej o  wnętrzu foto-grafowanej osoby niż o  jej powierzchowności. Ten włoski artysta, zafascynowany potęgą światła i przy-padku, wypracował własny styl obrazowania, dzięki któremu jest niekwestionowaną gwiazdą wśród foto-grafów mody.

Zamiłowanie do fotografii odkrył w sobie w 1964 roku, kiedy jako siedemnastolatek wyjechał na wakacje do Hiszpanii. Wkrótce po powrocie do domu stworzył z  kolegą ciemnię. Przełomem było przypadkowe spotkanie z lokalnym fotografem Nevio Natalim, który stał się jego nauczycielem i  przyjacielem. W  1970 roku rozpoczął współpracę z  Associated Press. Pod koniec 1973 roku wyjechał do Paryża, gdzie kontynuował karierę fotografa, początkowo jako re-porter w Huppert Agency.

Stopniowo jednak, za sprawą przyjaciół, zaczął kierować się w  stronę fotografii mody. Pier-wsze kroki w  tej dziedzinie stawiał jako asystent Lawrence’a  Sackmanna, słynącego z  trudnego charakteru oraz z  tego, że asystenci wytrzymywali przy jego boku zaledwie tydzień. Paolo wytrzymał jednak kilka miesięcy. W  niedługim czasie zaczął otrzymać zlecenia od Elle i  Depeche Mode, aż w końcu doczekał się swojej pierwszej poważnej pub-likacji w Marie Claire. W 1980 roku miał okazję zrobić dużą kampanię dla marki Dior, dzięki czemu stał się bardziej rozpoznawalny. W  latach 80. XX wieku

projektanci tacy jak: Yōji Yamamoto, czy Romeo Gi-gli pozwalali fotografom na niczym nieograniczoną ekspresję i eksperymenty, co umożliwiło Paolowi do-szlifowanie własnego stylu.

Niewątpliwie Paolo Roversi różni się od innych współczesnych fotografów mody, szczególnie pod względem techniki robienia zdjęć. Jego znakiem fir-mowym są filmy Polaroida i format 8x10. Najchętniej fotografuje starym, wielkoformatowym deardorffem, ale używa także rolleiflexa, alpy czy plastikowej holgi. Porównuje zmianę aparatów z sosem do sałatki – nie zawsze ma się ochotę na ten sam.

W  kwestii oświetlenia Roversi jest wielkim zwolen-nikiem naturalnego światła. Przeważnie korzysta tylko z  tego wpadającego przez okno, stosując

długie czasy naświetlania – od kilku do kilkunas-tu sekund, rzadko kiedy używa czasów krótszych niż ćwierć sekundy. Według niego właśnie dłuższe czasy naświetlania sprawiają, że spojrzenie staje się bardziej intensywne, a  obraz głębszy, jakby dusza portretowanej osoby potrzebowała czasu, aby przenieść się na zdjęcie. Jeżeli już musi doświetlić swój plan unika lamp błyskowych, zamiast tego ko-rzysta z lamp światła ciągłego HMI lub latarek. W tym ostatnim przypadku pracuje w całkowitej ciemności używając latarki jak pędzla – oświetla różne frag-menty swoich modeli, a efekt końcowy jest w dużej mierze przypadkowy. Przypadkowe zdarzają się też ustawienia jego lamp – czasami gdy przychodzi rano do swojego studia zapala je w  tej pozycji, w  której zostawili je jego asystenci.

Trudno pomylić prace Paolo z  pracami innych au-torów. Charakterystyczna miękkość i  surowość odróżnia je od standardowych zdjęć fashion. Nie zna-jdziemy tu typowo pięknych scenerii, wyćwiczonych póz, modelek wyglądających jak plastikowe manekiny. Zamiast wyidealizowanych obrazów, ko-

PAOLO ROVERSI

Page 59: Melba Magazine No. 0

PAGE 59 / melba

biet z  nienaturalnie wygładzonym ciałem, widzimy brudną rzeczywistość i pomimo często surrealistycz-nych sytuacji, nie czujemy się oszukani. Udowadnia on tym samym, że zdjęcia tego typu nie muszą mieć komercyjnego charakteru, mogą być czymś więcej niż prezentacją nowej kolekcji. Główną rolę odgrywa człowiek, jego wnętrze – widzimy niemal jego duszę, a ubrania i makijaż są tylko dodatkiem do całości.

Fotografie Roversiego to głównie portrety. Przed-stawione przez niego kobiety są delikatne, niewinne, bardzo subtelne i  tajemnicze. Nawet w  przypadku aktów nie są one nigdy wulgarne, tylko zmysłowe i kuszące. Sam autor uważa, że jego akty to również, a  w  zasadzie przede wszystkim, portrety. Właśnie dzięki takiemu podejściu, nie widzimy samego ero-tyzmu, nie skupiamy się na cielesności, widzimy coś w i ę c e j. Nagość jest tutaj na drugim planie, w pier-wszej chwili zauważamy twarz, spojrzenie, emocje, historię kryjącą się za zdjęciem, a brak ubrań dociera do nas dopiero później. Mistrzowskie posługiwanie się światłem jest kolejnym elementem, po którym od razu możemy rozpoznać dzieła tego wybitnego foto-grafa. Jego zdjęcia są zarazem ciemne i  świetliste,

mroczne ale też przepełnione spokojem, tajemnicze i  ukazujące całą prawdę w  tym samym momencie. Postacie wyłaniają się z cienia, jakby przez cały czas były w  nim ukryte i  tylko dla nas na chwilę ukazały swoje oblicze.

Od momentu rozpoczęcia swojej kariery wydał już dziewięć albumów, współpracował z niemal wszyst-kimi liczącymi się projektantami, wystawiał swoje prace w najważniejszych galeriach na całym świecie oraz publikował m.in. w  takich pismach jak Vogue, Elle, czy i-D. Pomimo bardzo spójnego stylu Roversi nie boi się zmian i  eksperymentów, możemy więc być pewni, że pokaże nam jeszcze niejedną odsłonę swojego magicznego świata.

Alicja Berny

Page 60: Melba Magazine No. 0

#5731PRZEMEK DZIENIS

Page 61: Melba Magazine No. 0
Page 62: Melba Magazine No. 0
Page 63: Melba Magazine No. 0

PAGE 63 / melba

Page 64: Melba Magazine No. 0
Page 65: Melba Magazine No. 0

PAGE 65 / melba

fotografie: Przemek Dzienismodelka: kasia lehmannwłosy i make - up: Paula Dzwigała

Page 66: Melba Magazine No. 0

Fashion people

Page 67: Melba Magazine No. 0

PAGE 67 / melba

stylKAROLINA KOMINEK

AKT INa scenę wkracza niebieskooka blondynka. Ładna dziewczyna, której styl można opisać jednym słowem – minimalizm. Prosty krój, ciemne barwy. Nie rzuca się w  oczy w  sposób nachalny, mimo to przyciąga wzrok.

Na co dzień nie mam potrzeby przykuwać uwagi swoim strojem i  wyglądem. Stawiam po prostu na

wygodę, prawie w  ogóle się nie maluję. Wybieram proste, klasyczne rzeczy, w nich czuję się najlepiej.

Scena to jej żywioł i choć w wielu przypadkach słowa te stanowią nadużycie, w  jej są oddaniem talentu, jakim jest obdarzona. Podziwiać ją można na des-kach kilku polskich teatrów. Gościnnie występuje w  teatrze Słowackiego, krakowskim STU, a  także w warszawskim Studio.

Co tak ciekawego jest we wcielaniu się w inne os-oby?Wielokrotnie zastanawiałam się dlaczego jestem aktorką, dlaczego chcę uprawiać ten, a nie inny za-wód. Na ten moment myślę, że wybrałam idealną dla siebie drogę rozwoju. Pracując nad rolą – analizując motywy postępowania bohaterek które gram, usiłując niejednokrotnie z  trudem, je zrozumieć, filtrując ich przeżycia przez moją wrażliwość, zadaję sobie mnóstwo pytań i  konfrontuję się z  wieloma rzec-zami z  którymi, gdybym nie była aktorką raczej nie miałabym szansy się zmierzyć, dzięki czemu poznaję również samą siebie. Z  kolei grając, mam jedyną w  swoim rodzaju możliwość bezwstydnego pow-iedzenia głośno czegoś bardzo intymnego, ważnego dla mnie osobiście, chowając się jednocześnie za postacią, którą gram.

AKT IIZmiany granych postaci, zmiany rekwizytów, inne

charakteryzacje. Możliwość wyrażenia najskrytszych emocji, epatowania tym, co chowa się pod pozorną prostotą stroju. Role niełatwe, zapadające w pamięć. Zmieniające poglądy na życie?

Debiutowałaś rolą Inki. Osoby kruchej, delikat-nej. Stworzyłaś obraz tak realny, że nie mogę nie zapytać. Ile z prawdziwej Karoliny jest w Ince?W  Ince 1946 zadebiutowałam będąc po pierwszym

roku studiów, niewiele potrafiłam, po raz pier-wszy pracowałam przed kamerą, byłam ogromnie zaangażowana, ale jednocześnie czułam się bardzo onieśmielona i w pewnym sensie zagubiona. Myślę, że to bardzo pomogło mi osiągnąć jakiś rodzaj sku-pienia potrzebny do zagrania tej postaci. Miałam dwadzieścia lat i myślę, że był to jedyny i niepowtar-zalny moment, kiedy mogłam zagrać kogoś takiego. Miałam w sobie niezbędną dawkę idealizmu i wiary, że możliwa jest tak nieugięta postawa.

Rozdarta w sobie Alison z Miłości i gniewu to opo-zycja do osoby granej wcześniej. Przeżywanie cudzego życia ma wpływ na twoje własne? Ile cz-erpiesz z nowych ról? Czy zmieniły one jakoś istot-nie twoje poglądy?Wydaje mi się, że każdy, kto angażuje się mocno i całym sobą w to, co robi, odczuwa wpływ pracy na swoje życie. Budując postać, korzystam przecież ze swoich doświadczeń, wyobraźni. Emocje moich bo-haterek są w pewnym sensie moimi emocjami, dlat-ego nie jestem w stanie myślenia o roli zostawić w mo-mencie, kiedy kończy się spektakl, czy plan filmowy. Praca jest moją największą pasją, dlatego zawsze gdzieś z tyłu głowy mi towarzyszy. Przygotowując się do roli, zadaję sobie mnóstwo pytań, dzięki czemu poznaję lepiej samą siebie, można więc powiedzieć, że jest to obustronna wymiana – postać grana przeze mnie dostaje kawałek mnie, a ja dzięki niej dowiaduję się wiele o sobie.

Page 68: Melba Magazine No. 0

AKT IIIPostać zupełnie inna, daleka czasem, sytuacją, poglądami. Daleka również stylem. Misz-masz kol-orów i wzorów, odejście od prostoty. Możliwość poc-zucia się kimś zupełnie innym, metamorfozy.

Jednak w nie każdej postaci jesteś w stanie odnaleźć siebie, a na pewno nie w całości. Czasem musisz zbudować kogoś zupełnie innego, stworzyć ob-raz człowieka będącego twoim przeciwieństwem. Tworząc postać wyobrażasz ją sobie, starasz się poczuć jak ona, czy może szukasz podobnej osoby w swoim otoczeniu?Pracując nad rolą staram się przede wszystkim zrozumieć moją bohaterkę. Żeby być wiarygodną muszę doskonale wiedzieć, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Czasami nie jest to trudne, kiedy postać jest w  jakimś sensie podobna do mnie, jej przeżycia są bliskie z  moimi  i  łatwo mi uruchomić w sobie potrzebne emocje. Częściej jednak jest tak, że postaci zmagają się z  rzeczami, które mogę ty-lko sobie wyobrazić, wtedy dogłębnie badam temat. Czytam, oglądam filmy i  generalnie przyglądam się ludziom przez pryzmat historii, która mnie aktualnie

zawodowo zajmuje. Oczywiście nie jest to regułą, zdarzało mi się na przykład polegać tylko i wyłącznie na intuicji. Wiele zależy też od reżysera, wzajemne-go porozumienia. Czasem wystarczy   jedno zdanie, słowo klucz, które mnie uruchamia.

Proces wcielania się w postać to nie tylko coś, co dzieje się w  Twojej głowie. Rolę budują również stroje, charakteryzacja. Czy to sprawia, że po wyjściu z  teatru masz ochotę wyeksponować sie-bie? Podkreślić osobowość poprzez makijaż, ubra-nie?Wręcz przeciwnie – dzięki temu, że jestem aktorką, bardzo często mam okazję zmieniać się fizycznie, ubierać rzeczy, których w  życiu nie odważyłabym się założyć. Moja potrzeba bycia zauważoną, by-cia w centrum uwagi, w pełni realizuje się na scenie i  przed kamerą, być może dlatego na co dzień nie odczuwam potrzeby epatowania swoim wyglądem.

Takie zmiany, aktorstwo uzależniają? Masz jakiś inny pomysł na siebie?Właściwie już na początku studiów zaczęłam pracować w  zawodzie, a  będąc na trzecim roku dołączyłam do zespołu teatru im. Juliusza

Page 69: Melba Magazine No. 0

PAGE 69 / melba

Słowackiego w Krakowie, więc przez kilka lat grałam praktycznie bez przerwy, byłam tak bardzo zapra-cowana że nie zadawałam sobie takich pytań. Na początku tego roku zrezygnowałam z  etatu w  teat-rze, przeprowadziłam się do Warszawy, przez kilka miesięcy byłam praktycznie bezrobotna i po raz pier-wszy zaczęłam się zastanawiać, co mogłabym robić w życiu innego. Okazało się, że mogłabym robić wiele innych rzeczy. Mam kilka pomysłów i  oczywiście nie wykluczam tego, że kiedyś zajmę się czymś in-nym. Natomiast w  tym momencie niczego bardziej nie chcę robić niż grać. Nic mnie równie mocno nie wciąga, nie daje takiej radości, a  jednocześnie poc-zucia, że się rozwijam.

AKT IVTa sama aktorka w roli modelki. Wielbicielka minimal-izmu postawiona przed obiektywem po raz kolejny się przeistacza. Różne kolory, wzory, faktury. Wygląd odmienny, od tego, który prezentuje na co dzień.

Jak wyglądałaby twoja szafa marzeń?Pewnie się zdziwisz jeśli powiem, że taka szafa pow-inna być co najmniej dwa razy mniejsza niż ta, którą mam teraz. Myślę, że kupuję zbyt wiele rzeczy. Niek-tóre z nich zakładam raz albo wcale, bo jednak stwi-erdzam że to nie to. Pracuję nad tym żeby w szafie mieć tylko niezbędne rzeczy, co niestety jest w wiec-znym konflikcie z moją miłością do mody i pięknych ubrań.

Tę miłość widać na zdjęciach. Ubrania leżą jak ulał, choć z  pozoru nie powinny do niej pasować. Oka-zuje się, że tworzą idealny duet. Może przez to, że wykorzystując maskę modelki pokazała kolejną część siebie? Tę ciemniejszą i  nieokiełznaną, ale równie fascynującą.

rozmawiała: Marta Dyba

fotografie: Luka Lukasiakstylizacje: Milena Fik

Page 70: Melba Magazine No. 0

blogMAGDALENA MAJEWSKA

Page 71: Melba Magazine No. 0

PAGE 71 / melba

Blog to dla ciebie? Internetowa kraina, gdzie mogę uzewnętrznić się zdjęciowo, stylizacyjnie, a  czasami zafundować moim czytelnikom dawkę nietuzinkowych tekstów.

Rzecz bez której nie wychodzisz z domu? Czerwona szminka.

Najcenniejsza rzecz w Twojej szafie? Buty od Alexandra Wanga.

Twój ulubiony projektant? Alexander Wang, Gareth Pugh, Damir Doma, Rick Owens, David Koma, Iris van Herpen. Jednak ostat-nimi czasy zachwycam się moim najnowszym odkry-ciem, duńską projektantką Barbarą Gongini.

Film ze świetnymi kostiumami? Moja skromna osoba od najmłodzszych lat inspiruje się filmami Tima Burtona, także wspomnieć muszę o  Soku z  Żuka. Kocham równieź Przeminęło z  wia-trem (w  burgundowej sukni, tej, w  której Scarlett przyszła na urodziny Ashley’a  wyszłabym nawet te-raz).

Podaj trzy słowa, które określają Twój styl. Liczmy bez I, więc idąc za Die Antword mój styl można określić słowami I fink you freaky.

Najładniejsze słowo związane z modą? Mogą być dwa? Marcel Castenmiller – mój ulubio-ny model. A poważnie, słowo poszetka (chusteczka wkładana do górnej kieszonki w  marynarce, często mylnie nazywana butonierką) jest cudowne! Mam nadzieję, że mój przyszły mąż będzie z poszetką za pan brat.

Coś czego nigdy byś nie założyła to?Sneakersy na koturnie, nawet sama Isabel Marant nie zdołałaby mnie do tego przekonać.

Ikona mody to dla Ciebie?The style director of ELLE USA – czyli minimalistycz-no-rockowa Kate Lanphear oraz Winona Ryder jako Lydia Deetz w wyżej wspomnianym filmie Beetlejuice.

Ulubiony element garderoby?Torba od Ani Kuczyńskiej.

fotografie: ams-la-la-land.blogspot.com

Page 72: Melba Magazine No. 0

PAGE 72 / the Dark issue

ALEKSANDRA

Street fashion

Page 73: Melba Magazine No. 0

PAGE 73 / melba

JANEK

Page 74: Melba Magazine No. 0

PAGE 74 / the Dark issue

AGATA

Page 75: Melba Magazine No. 0

PAGE 75 / melba

GOSIA

Page 76: Melba Magazine No. 0

PAGE 76 / the Dark issue

AGNIESZKA

Page 77: Melba Magazine No. 0

PAGE 77 / melba

MARIANNA

foto

gra

fie:

Ann

a B

ruśl

ik

Page 78: Melba Magazine No. 0

PAGE 78 / the Dark issue

Inspiracje

foto

gra

fia:

Pau

l Phu

ng,

mo

del

ka:

Reb

ecca

Go

bb

i

foto

gra

fia:

Maf

ald

a S

ilva,

mo

del

ka:

Ho

pe

Page 79: Melba Magazine No. 0

PAGE 79 / melba

foto

gra

fia:

Dan

iel S

chre

iber

foto

gra

fia:

Sab

ina

Tab

ako

vic

Page 80: Melba Magazine No. 0

PAGE 80 / the Dark issue

Whose side am I?STODOLSKA

Page 81: Melba Magazine No. 0

foto

gra

fia:

Ag

nies

zka

Sto

do

lska

mo

del

ka:

Pau

lina

Og

óre

k

Page 82: Melba Magazine No. 0
Page 83: Melba Magazine No. 0

PAGE 83 / melba

Page 84: Melba Magazine No. 0