luty 2002 r. - batory.org.pl · wywieziono go do dziadko´w. Chłopiec nie rozumiał co sie˛ z nim...

56
ARKA Nr 39 . luty 2002 r. DRODZY CZYTELNICY Z powodu trudnos ´ci gospodarczych, dziury budz ˙etowej, niekompetentnego rza˛dzenia i okropnej pazernos ´ci tych, co dorwali sie ˛ do stanowisk i wladzy, pienie ˛dzy na zdrowie i os ´wiate ˛ zdrowotna˛ jest i be ˛dzie w Polsce coraz mniej – przynajmniej w przewidywalnej przyszlos ´ci. Zanosi sie ˛ na to, z ˙e pan ´stwowe poradnie i os ´rodki terapii alkoholiko ´w be ˛da˛ dalej powoli likwidowane albo ich per- sonel be ˛dzie stopniowo redukowany do takiej liczby oso ´ b, z ˙e oz ˙adnym „wielodyscyplinarnym” programie terapii w ogo ´le nie be ˛dzie moglo byc ´ mowy. Juz ˙ zreszta˛rzeczywista praktyka odbiega znacznie od podre ˛cznikowej teorii, poniewaz ˙ na wiele form pracy terapeutycznej najcze ˛s ´ciej nie ma s ´rodko ´w ani warunko ´w. Za to mnoz ˙a˛ sie ˛ prywatne lecznice odwykowe, w kto ´ rych leczyc ´ sie ˛ moga˛wyla˛cznie bardzo zamoz ˙ni klienci. Na tle tego ponurego obrazu jedyna˛ jasna˛ perspektywa˛ wydaje sie ˛ moz ˙liwos ´c ´ uzyskania pomocy w grupach AA. Jak to dobrze, z ˙e Wspo ´ lnota Anonimowych Alkoholiko ´w tak z ˙ywiolowo rozkwitala w calej Polsce przez ostatnie dwadzies ´cia lat. Dzis ´ mamy okolo 1800 grup – najwie ˛cej w duz ˙ych miastach, ale takz ˙e w mniejszych i nawet z rzadka w wioskach. Dobrze by bylo, aby informacja o spotkaniach grup zaro ´wno AA, jak i Al-Anon, byla zamieszczana w lokalnych i dzielnicowych gazetach. Otwarte mityngi moga˛ jak wiadomo spelniac ´ nieoceniona˛role ˛ edukacyjna˛, chociaz ˙by przez pokaza- nie, z ˙e problem uzalez ˙nienia moz ˙liwy jest do rozwia˛zania, z ˙e nie jest wina˛ rodziny i z ˙e wyzdrowiec ´ moz ˙e kaz ˙dy, kto nauczy sie ˛ korzystac ´ z ma˛dros ´ci Programu 12 Kroko ´ w oraz wsparcia innych ludzi, kto ´rzy juz ˙ nauczyli sie ˛ ze swoim problemem skutecznie radzic ´. Czyli chociaz ˙ nie jest najlepiej, jest calkiem dobrze. Moz ˙e tylko troszeczke ˛ trudniej. Wlas ´nie dlatego apeluje ˛ do wszystkich P.T. Czytelniko ´w „Arki”, by spotykaja˛c potrzebuja˛cych – pomocy lub wiedzy – zache ˛cali ich do po ´js ´cia na otwarty mityng AA lub Al-Anon. (W tym celu dobrze jest miec ´ zawsze przy sobie spis miejscowych adreso ´w i termino ´ w takich mityngo ´w). Ewa Woydyllo 1

Transcript of luty 2002 r. - batory.org.pl · wywieziono go do dziadko´w. Chłopiec nie rozumiał co sie˛ z nim...

ARKANr 39 . luty 2002 r.

DRODZY CZYTELNICY

Z powodu trudnos´ci gospodarczych, dziury budz˙etowej,niekompetentnego rzadzenia i okropnej pazernos´ci tych, codorwali siedo stanowisk i władzy, pienie˛dzy na zdrowiei oswiate zdrowotnajest i bedzie w Polsce coraz mniej– przynajmniej w przewidywalnej przyszłos´ci.

Zanosi siena to, ze panstwowe poradnie i os´rodki terapiialkoholikow beda dalej powoli likwidowane albo ich per-sonel bedzie stopniowo redukowany do takiej liczby oso´b, zeo zadnym „wielodyscyplinarnym” programie terapii w ogo´le

nie bedzie mogło byc´ mowy. Juzzresztarzeczywista praktyka odbiega znacznie odpodrecznikowej teorii, poniewaz˙ na wiele form pracy terapeutycznej najcze˛sciejnie ma s´rodkow ani warunko´w. Za to mnoz˙a sie prywatne lecznice odwykowe,w ktorych leczycsiemogawyłacznie bardzo zamoz˙ni klienci.

Na tle tego ponurego obrazu jedyna˛ jasna perspektywawydaje siemozliwosc uzyskania pomocy w grupach AA. Jak to dobrze, z˙e WspolnotaAnonimowych Alkoholikow tak zywiołowo rozkwitała w całej Polsce przezostatnie dwadzies´cia lat. Dzismamy około 1800 grup – najwie˛cej w duzychmiastach, ale takz˙e w mniejszych i nawet z rzadka w wioskach. Dobrze by było,aby informacja o spotkaniach grup zaro´wno AA, jak i Al-Anon, byłazamieszczana w lokalnych i dzielnicowych gazetach. Otwarte mityngi moga˛jak wiadomo spełniac´ nieocenionarole edukacyjna, chociazby przez pokaza-nie, ze problem uzalez˙nienia mozliwy jest do rozwiazania, ze nie jest winarodziny i ze wyzdrowiec´ moze kazdy, kto nauczy sie˛ korzystac´ z madrosciProgramu 12 Kroko´w oraz wsparcia innych ludzi, kto´rzy juz nauczyli siezeswoim problemem skutecznie radzic´.

Czyli chociaznie jest najlepiej, jest całkiem dobrze. Moz˙e tylko troszeczke˛trudniej. Własnie dlatego apeluje˛ do wszystkich P.T. Czytelniko´w „Arki”, byspotykajac potrzebujacych – pomocy lub wiedzy – zache˛cali ich do pojscia naotwarty mityng AA lub Al-Anon. (W tym celu dobrze jest miec´ zawsze przysobie spis miejscowych adreso´w i terminow takich mityngow). ❏

Ewa Woydyłło

1

NASZE WIERSZE

Z cyklu „Nadzieja”

* * *

Upusciłam płacz.Tłuka sie szklane paciorki:Zal, strach, wstyd, złos´c...Ale jeszcze nie dos´c.Jeszcze za mało waz˙y solzbierana w kacikach ustna usmiech.

* * *

Trzeba odwagiaby zanurzyc´ siew swojaciemnos´c.Przebicprzez jej warstwyaz do dna głebinyi wypłynacta samaprzestrzenia˛zostawiajac obszaryfantastycznych form, koloro´w, dzwiekow.W dłoni zmiesciła sie tylko muszelkazaledwie okruch zachwyceniaczłowiekiem stamtad– z głebi.

H. Brzuskiewicz-Hnato´w

2

Z głebokim zalem zawiadamiamy, ze 13 lutego 2002 r. zmarł

MAREK ADAMIKTworca wydawnictwa i ksiegarni wysyłkowej „Akuracik”

Propagator literatury pomagajacejw rozwoju osobistym i trzezwym zyciu

Wieloletni wspołpracownik Komisji

Oddany Kolega i Przyjaciel

Człowiek wielkiego ducha i umiłowania zycia

Marku, bedzie nam Ciebie bardzo brak

Redakcja „Arki”Komisja Edukacji w Dziedzinie Uzaleznien

3

BAJKA?Chłopiec urodził sie˛ w jednej z polskich wsi. Wies´ nie była ani duz˙a ani

mała, taka w sam raz, z˙eby sietam urodzic´. Chłopiec nie tylko jadł i spał alechciał czuc´ siebezpiecznie, chciał kochac´ i byc kochanym, chciał miec´ swojemiejsce w sercach bliskich mu oso´b i swoje miejsce na ziemi. Matka zaje˛tapracaw gospodarstwie nie miała czasu – moz˙e nie potrafiła – na okazywaniemu uczuc´, ojciec był chory i nie mo´gł siezblizacdo dziecka, ale chłopiec miałsucho i dostawał regularnie jes´c. Kiedy chłopiec miał 7 miesie˛cy ojcieczmarł.

Po niedługim czasie matka z chłopcem przeniosła sie˛ do swoich rodzico´w– dziadkow chłopca. Po ponownym małz˙enstwie matki chłopiec znowuzmienił miejsce zamieszkania. W wieku dwu lat chłopiec podczas zabawyz kotem uległ poparzeniu wrzatkiem i od tego czasu be˛dzie reagował s´miechemna fizyczny bo´ l (kilka lat pozniej bedzie dusił innego kota, z˙eby zobaczyc´strach w jego oczach).

Chłopiec był bardzo grzeczny, chciał zasłuz˙yc na miłosc, ale jego potrzebamiłosci trafiała w proznie, matka i ojczym zaje˛ci byli „dorabianiem sie˛”. Byłbardzo chudy, mimo z˙e miał co jes´c i nie bywał głodny. Matka wspominajacten okres powie, z˙e wszyscy mys´leli iz umrze.

Przed urodzeniem brata chłopiec ponownie zmienił miejsce zamieszkania,wywieziono go do dziadko´w. Chłopiec nie rozumiał co sie˛ z nim dzieje,traktowano go jak przedmiot, przewoz˙ono z miejsca na miejsce nie okazujaczadnych uczuc´ – był niczym. Z tego czasu zachowało sie˛ zdjecie, stoi na nimsamotne, zrezygnowane dziecko. Do tego zdje˛cia chłopiec nie chciał pozowac´,bardzo płakał, kiedy kazano mu stac´ samemu, na ogromnym dla niego placu.Ten płacz, o kto´rym wspominali członkowie rodziny, był niezrozumiały, jegoprzyczyny chłopiec odkrył wiele lat po´ zniej, kiedy wracajac do przeszłos´cizobaczył w swojej pamie˛ci wczesniejszy obrazek. Na tym samym placu jestzupełnie sam, czuje sie˛ całkowicie zagubiony, bezradny, odrzucony, samotny,bezwartos´ciowy i czuje niewysłowiony bo´ l. Pozniejszy płacz spowodowanybył lekiem przed tym bo´ lem.

Chłopiec jeszcze kilkakrotnie zmienia miejsce zamieszkania, jest samo-tnikiem, bawi sienajczesciej sam, a kiedy nauczy sie˛ czytacucieka w s´wiatksiazkowych bohatero´w.

Nie ma kłopoto´w z nauka, uczy siedobrze, ale nigdy nie jest prymusem,gdyzw jego przekonaniu na to nie zasługuje – boi sie˛ pierwszego miejsca. Niepotrafi rowniez przyjmowacpochwał, ktore jego nie moga˛ dotyczyc.

4

W sredniej szkole, w okresie wakacji, sie˛ga po alkohol, z˙eby bycw grupiei nie bacsie odrzucenia, z˙eby moc tanczyc i smiac sie z kolegami. Nie maprzyjacioł, boi sie bliskosci.

W okresie studio´w picie alkoholu staje sie˛ głowna forma spedzaniawolnego czasu. Po ukon´czeniu politechniki praca, małz˙enstwo, ktore miałowypełnic wewnetrznapustke. Chłopiec był zonaty, miał syna, ale nie czułsie ani mezem, ani ojcem, nie czuł sie˛ takze mezczyznaodpowiedzialnymza swoje z˙ycie. Pił coraz wie˛cej, osiagnał swoje alkoholowe dno, kiedytak jak zył nie chciał dalej z˙yc, a inaczej z˙yc nie potrafił, w koncu zaczałsie leczyc (mityngi AA, terapie, klub abstynenta). W ksiazce „Prawdyi zasady Anonimowych Alkoholiko´w pomagajace w trzez´wieniu” trafił nacechy osoby dojrzałej emocjonalnie i doszedł do wniosku, z˙e pijac alkoholzatrzymał swo´ j rozwoj emocjonalny na poziomie 15-16 roku z˙ycia. Pozniejze zdziwieniem odkrył, z˙e pomimo izw domach gdzie spe˛dzał dziecin´stwonie wystepował problem alkoholowy cechy DDA (Dorosłe DzieciAlkoholikow) bardzo do niego „pasuja”. Na 24 cechy DDA opracowaneprzez instytut z USA, 21 było jego cechami. Zapoznanie sie˛ z nimi pozwo-liło mu zmienic czesc swoich dotychczasowych zachowan´ oraz zrozumiec´zachowania syna, kto´ry rowniez wychowywał sie bez ojca „zaje˛tego”alkoholem. Swoje dziecin´stwo nadal jednak uwaz˙ał za szcze˛sliwe, a w kaz-dym razie lepsze od ro´wiesnikow z pełnych rodzin. Dopiero kiedy dzie˛kiterapii odkrył zabrany mu w dziecin´stwie swiat uczuc, chłopiec poczułsie mezczyzna, uczy sie bycia ojcem, odkrył swoje JA. Jego rozwo´ jwszedł w zupełnie inny wymiar, z˙ycie stało sie˛ pełniejsze i nabrałokolorow. ❏

Adam

PS. Wychowalis´my sie w rodzinach, kto´re w roznym stopniu wypełniałyswoje funkcje, obdarzajac nas zaro´wno przekazami zdrowymi, pozytywnymijak i przekazami, kto´re nam przeszkadzaja˛ do dzis, nad ktorymi trzeba sie˛zastanowic´. Moglismy otrzymac´ 90% przekazo´w pozytywnych i tylko 10%ujemnych, ale mogło byc´ odwrotnie. W kaz˙dym razie wszyscy pochodzimyz rodzin, ktorym czegos´ brakowało. Nie ma idealnych rodzin, gdyz˙ nie maidealnych ludzi. Cze˛sto przyczyny naszych dzisiejszych zachowan´ (dla nasniezrozumiałych) tkwiaw bolesnym dziecin´stwie. DDD (Dzieci Dysfunkcyj-nych Domow) łaczapodobne cechy, warto sie˛ z nimi zapoznac´. Mozna doznac´ulgi dowiadujac sie, ze to co mnie tak me˛czy w zyciu, jest efektemniezawinionego długotrwałego stresu, a nie „mojej winy”. Sa˛to sprawy bardzoindywidualne, wynikajace z osobistych dos´wiadczen´, chcac jednak odzyskac´

5

kontrole nad swoim z˙yciem wydaje sie˛ niezbedne siegniecie do bolesnychczaso´w dziecinstwa, pamie˛tajac, ze w zdecydowanej wie˛kszosci przypadko´w,rodzice wychowali nas najlepiej jak umieli.❏

Adam

6

ELEMENTARZWSPOŁUZALEZ NIENIA

Alkoholizm jest choroba całej rodziny, nie tylko osoby uzalez˙nionej.RODZINA to grupa ludziwzajemnie zalez˙nych od siebiew zaspokajaniuswoich potrzeb uczuciowych, społecznych i duchowych. Rodzina zapewniajacsobie wzajemne stałe oparcie i wsparcie, oparta o wie˛zi uczuciowe, miłos´c,akceptacje˛ oraz pomoc wzajemna˛ daje poczucie bezpieczen´stwa i zapewniamozliwosc stałego rozwoju fizycznego i psychicznego.

Rodzina z problemem alkoholowym = rodzina dysfunkcyjna (nie speł-niajaca swych funkcji)to ludzie zyjacy we wspo´ lnocie, w ktorej wazna„figura” dramatu jest alkohol. Jez˙eli tylko jeden członek wspo´ lnoty pije,niszczac swoje zdrowie i sens swego z˙ycia, nie moz˙e to bycobojetne dlapozostałych. Zwłaszcza, z˙e dzieje sie˛ to kosztem innych; ich spokoju, opieki,partnerstwa, zdrowego snu, czy tez˙ dosłownie kosztem buto´w, wakacji, obiadu,wspolnie spedzonego wartos´ciowego czasu. Dla charakterystyki nieuzalez˙-nionych członko´w rodzin z problemem alkoholowym uz˙ywamy okres´leniawspołuzaleznienie = koalkoholizm.Terminu wspołuzaleznienie uzywamyna okreslenie wszystkich skutkow psychologicznych wynikajacych z zyciaw jednej rodzinie z alkoholikiem, a powstałych w bezpos´rednim zwiazkuz jego alkoholizmem. Wspo´łuzaleznienie to rozpoznawalny wzo´r sztyw-nych cech osobowos´ci bedacych rezultatem zaniedban´, ktore dotyczakazdej osoby w systemie dysfunkcyjnym.Udziałem bliskich alkoholikowiosob sa: wstyd, bezradnos´c, niepewnos´c, niemozliwosc planowania, leki strach, poczucie winy, gniew, złos´c, agresja. Te stany emocjonalne, chociaz˙spowodowane innymi przyczynami, sa˛bardzo podobne do stano´w emocjonal-nych „czynnego”alkoholika. Podobnie jak wytworzone mechanizmy obronne:racjonalizacja, system dumy i kontroli, system iluzji i zaprzeczen´ , mysleniezyczeniowe, zakłamanie. Objawy uzalez˙nienia oraz wspo´ łuzaleznienia sabardzo podobne, jest tolustrzane odbicie.

Osoby dorosłe w rodzinie dysfunkcyjnej, jaka˛ jest rodzina z problememalkoholowym, majamozliwosc wyboru, podjecia decyzji, działania, zmiany.Tych wszystkich moz˙liwosci, pozbawione jestDZIECKO . Dziecko, ktorez jednej strony wzoruje sie˛ na osobowos´ci rodzica – alkoholika a z drugiejdostosowuje do z˙ycia w chorej rodzinie.To bolesne, a zarazem przymusoweuzaleznienie sieod akceptacji innych (lub inne przymusowe zachowania)jako podstawy poczucia bezpieczen´stwa, poczucia własnej wartos´ci i toz-

7

samosci to takze wspołuzaleznienie. DZIECKO MA PRAWO DO BEZ-WARUNKOWEJ MIŁOS´CI, ma prawo do bezpiecznego Z˙YCIA, ale niema mozliwosci wyboru srodowiska, w jakim przychodzi mu z˙yc. Małe dzieckouczy sieSIEBIE . Nie wie ile jest „warte”, gdzie ma swoje miejsce na s´wiecie,sprawdza swoja˛ wartosc za pomocauczuc okazywanych przez rodzico´w(najblizsze otoczenie). Ile miłosci i akceptacji dostanie – w formie gesto´w,słow, ogolnego klimatu – tyle zbuduje wiary w siebie (poczucia własnejwartosci). DZIECI z rodzin dysfunkcyjnych w posaguotrzymujam.in.:

POCZUCIE ODRZUCENIA (brak akceptacji, nie zasługuje˛ na miłosc).POCZUCIE BEZRADNOSCI (nie mam wpływu na to co sie˛ ze mna

dzieje).POCZUCIE BEZSILNOS CI (płaczei nikt sietym nie interesuje, nie wolno

mi płakac).POCZUCIE ZAGUBIENIA (brak swego miejsca).POCZUCIE SAMOTNOSCI (nikt mnie nie kocha, brak wie˛zi uczuciowych).POCZUCIE NISKIEJ WARTOS´CI (to co robiezawsze jest nie tak, nikt

mnie nie akceptuje, inni sa lepsi).W konsekwencjiw takim domu rodzinnymwyrastaja Dorosłe Dzieci

z Rodzin Dysfunkcyjnych (DDD) DZIECI DYSFUNKCYJNYCH DOMOW,dzieci wspołuzaleznione. DDD maja słaby kontakt z rzeczywistos´cia od-bieranaprzez pryzmat bolesnej przeszłos´ci.

Najczestszymobjawem – przyczynadysfunkcji rodziny jestalkoholizmjednego lub obydwojga rodzico´w, ale takie uzalez˙nienie od innych substancjizmieniajacych nastro´ j (narkotyki, leki psychotropowe itp.)DDD to takze osobywychowane w rodzinach, gdzie funkcje rodzicielskie spełniane były w sposo´bchory lub wcale, dzieci z rodzin:zimnych (brak uczuc´), okrutnych (złosc,agresja), nadmiernie dbajacych o pozory (układnosc na zewnatrz),gonia-cych za dobrami materialnymi, niepełnych (brak jednego – obydwojgarodzicow), w ktorych brak wzajemnego zrozumienia (dziecko to zbe˛dny kłopot,dodatek). Reakcje emocjonalne i schematy zachowan´, ktorymi DZIECKObroni sieprzed wyrzadzanamu krzywda, przenoszone sa˛w dorosłe zycie. Satoskutki i cechy wspołuzaleznienia.

Konsekwencje doznanych w dziecin´stwie krzywd w dorosłym zyciu tom.in.:

„ZAMROZ˙ENIE UCZUC ” – doswiadczenie, z˙e okazywanie uczuc´ groziodepchnie˛ciem lub agresja˛ ze strony najbliz˙szych, powoduje cierpienie, le˛k,pogarde dla siebie. Powoduje wytworzenie sie˛ mechanizmu obronnegozwanego „zamroz˙eniem uczuc´”, polegajacego na tym, z˙e tłumi siewłasneuczucia, zaro´wno przyjemne jak i nieprzyjemne, nie rozpoznaje sie˛ ich i nie

8

okazuje. Pozwala to zmniejszyc´ cierpienie, jednak uniemoz˙liwia takzeprzezywanie stano´w przyjemnych. W z˙yciu dorosłym przejawia sie˛ to czestonieumiejetnoscia wzruszania sie˛, sztywnos´cia, zamknieciem w sobie. Cze˛stoo człowieku, ktory sie tak zachowuje, mo´wi sie, ze jest on twardy, w z˙adnejsytuacji nie pokazuje co sie˛ z nim naprawde˛ dzieje.

POCZUCIE OSAMOTNIENIA – to nieufnos´c i potrzeba dystansu,izolacja. Postawa „ludzie mnie nie lubia” lub wchodzenie w przypadkowezwiazki bez wiezi emocjonalnych („nikt inny mnie nie zechce”). To samotnos´cwsrod ludzi. Czesto na lek przed innymi ludz´mi lekarstwem bywa alkohol,ktory pozwala odnalez´c sie w grupie.

POCZUCIE NISKIEJ WARTOS´CI – odrzucone przez rodzico´w dzieckorosnie w upokarzajacym przekonaniu, z˙e skoro rodzice mnie nie chca, to niezasługujena lepsze traktowanie, na szacunek. W konsekwencji taki człowiekcałe zycie wstydzi siesamego siebie, jest wiecznie niezadowolony z siebie,z tego co zrobił czy powiedział. Stawia sobie bardzo duz˙e wymagania, byudowodnicswawartosc, jednoczes´nie nie potrafi cieszyc´ siez osiagniec, liczysie tylko opinia innych ludzi (tyle jestemwart ile mnie pochwala). Sposobemradzenia sobie z poczuciem niskiej wartos´ci sa zachowania unikowe, czyliwycofywanie siez gory ze wszystkich trudnych zadan´ (nie bedeprobował, boi tak do niczego sie˛ nie nadaje). Zachowaniem unikowym jest ro´wniezwybieranie sobie nieatrakcyjnych partnero´w (tylko ktostaki moze chciecbyczemna; on/ona jest dla mnie za przystojny, za madry, za dobryitp.).

LEK PRZED ODRZUCENIEM – to swiadome unikanie zbliz˙eniauczuciowego (jezeli sienie zaangaz˙uje, to nie bedzie bolec´ odrzucenie, kto´rei tak musi nastapic´). To wyłapywanie wszelkich sygnało´w od partnerasugerujacychchec odejscia (zebym nie został odrzucony, sam zrobie˛ topierwszy).

WYPARCIE WŁASNYCH POTRZEB – niezaspokojone potrzeby dzie-cinstwa takie jak: potrzeba bycia kochanym, bycia waz˙nym dla kogos´, byciapodziwianym i akceptowanym (nie mam czasu na zajmowanie sie˛ soba, zresztai tak niczego mi nie potrzeba, nie chce˛ by ktokolwiek był ze mna; nie wiem cosprawia mi przyjemnos´c, nie wiem co lubie˛).

POTRZEBA STAŁEGO KONTROLOWANIA SIEBIE I INNYCH– zycie w chaosie, ustawiczne i rozpaczliwe, a jednoczes´nie nieskuteczne,proby opanowania sytuacji wytwarzaja˛ potrzebestałego kontrolowania siebiei innych, nadopiekun´czosci, manipulacji, nadodpowiedzialnos´ci.

LEK PRZED ZMIANA ˛ – kazda zmiana grozi niebezpieczen´stwem, kaz˙danowa sytuacja jest zagraz˙ajaca (moze mnie spotkac´ cosgorszego), skutek totrwanie w niekorzystnym dla siebie zwiazku czy warunkach.

9

MYSLENIE MAGICZNE – wydarzenia w rodzinie w z˙aden logicznysposo´b nie dajasie uporzadkowac; zeby choc´ troche opanowac´ sytuacje,dzieci zaczynaja˛ wierzyc, ze przez wyobraz˙enia, symboliczne czynnos´ci czysłowa mozna oddziaływac´ na realne z˙ycie. To noszenie talizmano´w i wiara,ze czarny kot spowodował nieszcze˛scie oraz to, z˙e jezeli nie bedesiez gorycieszyc´ na jakiesprzyjemne wydarzenia czy sukces, jez˙eli bede sie zamart-wiac i wczesniej odpokutujeprzyjemnos´c, to mam wieksza szanse˛, ze spotkamnie cos´ dobrego.

POCZUCIE STAŁEGO ZAGROZ ENIA – nawet gdy nic złego sie˛ niedzieje to w kaz˙dej chwili moze sie stac, jesli zbyt długo jest dobrze, toz pewnos´cia wkrotce bedzie zle. Takie wewne˛trzne przekonanie wyzwala stała˛mobilizacje i gotowosc do walki lub wycofywania sie˛ i unikanie sytuacjizagrazajacych.

LEKI – reakcje lekowe w sytuacjach przypominajacych te, w ktorychw dziecinstwie dziecko doznawało przemocy (awantura u sasiado´w, samw mieszkaniu, płacz dziecka, wulgarne słowa, szczekanie psaitp.).

POCZUCIE KRZYWDY – nadmierna podatnos´c na skrzywdzenie i boles-ne przez˙ywanie widoku krzywdy innych, zwłaszcza dzieci, reagowanieagresja. Dla osob, ktore w dziecinstwie były maltretowane lub tylko widziałyprzemoc bycie ofiara˛ jest niezwykle upokarzajace, lepiej czuc´ siewinnym nizpokrzywdzonym.

BRAK JEDNOZNACZNEGO SYSTEMU WARTOS´CI – nieufnos´c doludzi starszych, przełoz˙onych, ksiezy czy nauczycieli z jednoczesnym prag-nieniem znalezienia kogos´, komu mozna zaufac´ i pozwolicpokierowac´ swoimzyciem (stawiane bardzo wysokie wymagania). W rodzinie dysfunkcyjnejdzieci nie majaszans na przyswojenie sobie jednoznacznego systemu wartos´ci,poniewaz rodzice łamianormy i zasady. Dzieci z˙yja w poczuciu brakuporzadku moralnego (juznie wiem co jest dobre, a co złe, co poz˙adane, a czegonalezy unikac).

Reakcjana tenbałagan w systemie wartos´ci jest:– silna potrzeba poszukiwania zasad etycznych stanowiacych wyznaczniki

zycia,– przyjecie sztywnych norm z zewnatrz i rygorystyczne ich przestrzeganie,– tworzenie systemo´w wartosci, ktore nie sa zgodne z wewne˛trznymi

potrzebami (powinno sie, tak trzeba),– kurczowe trzymanie sie˛ przyjetych zasad (czesto przynoszacych szkody),

poniewazlepsze to niz˙ chaos,– stała potrzeba oceniania innych i siebie według kran´cowych czarno-białych

kategorii,

10

– kategoryczna postawa wobec innych ludzi, uniemoz˙liwiajaca niekiedywybaczanie,

– niepewnos´cco do własnej roli w rodzinie, cze˛ste poste˛powanie przeciwne dotego, co było w domu.

Sa ludzie, ktorzy nie moga rozstac´ sie z dziecinstwem. Na twarzach majawypisana decyzje˛, by nigdy nie dorosnac´. Wprawdzie nigdy tez˙ nie bylidziecmi. Mezczyzni, ktorzy usmiechaja sietylko wtedy, kiedy postanowia.Kobiety, ktore nigdy nie płacza. Ci ludzie nieche˛tnie dotykaja reki innych,w pomieszczeniach staraja sie˛ nie stactyłem do otwartych drzwi, nie mogazasnac´ w nie znanym sobie pokoju. Rzadko sie˛ skarza, ale kiedy juz˙ naprawdenie moga wytrzymac´ z rozpaczy, zjawiaja sie˛ w gabinetach psychiatro´wi prosza o lek, kto´ry szybko pomo´głby na bol głowy. Nie maja zaufania.Wszedzie czuja sie˛ obcy. I stale watpia czy majaprawo do z˙ycia na tymnajlepszym ze s´wiatow. ❏

(Powyzszy cytat bardzo mi sie˛ podoba, ale nie moge˛ ustalic skad goodpisałem).

Adam alkoholik i DDD

11

DDDDzieci Dysfunkcyjnych Domow– Dorosłe Dzieci Alkoholikow

Dorosłe Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych(funkcje rodzicielskiespełniane w sposo´b chory lub wcale)łacza podobne cechy. Oto listaniektorych z tych cech opracowana przez amerykan´skich specjalisto´wz Couerstone Institut.

1. DDD nie wie, co jest normalne, musi zgadywac´. W jego domu nic niedziało siezwyczajnie, s´wiat nieustannie chwiał sie˛ w posadach.

2. Trudno mu przeprowadzic´ swe zamiary od poczatku do konca. Zapala sie˛do pomysłu, ale nie wie, jak dojs´c do celu.

3. Kłamie, choc´ mogłby mowic prawde. W dziecinstwie nie wiedział, za cobedzie ukarany lub nagrodzony, kłamie wie˛c „na wszelki wypadek”.

4. Ocenia siebie bezlitos´nie, ma poczucie małej wartos´ci lub kompletnejbezwartos´ciowosci. Nie wierzy, ze mozna go cenic´ za jego własne cechy,sam ich nie rozpoznaje i nie potrafi sie˛ na nich oprzec´.

5. Trudno mu bawic´ sie i przezywac radosc, przeszkadza mu w tym stałenapiecie. Rownoczes´nie moze ciagle sieusmiechac´ i powtarzac´: „wszyst-ko w porzadku”.

6. Traktuje siebie strasznie powaz˙nie. Wiekszosc problemow uwaza za takwielkie, ze przerastaja˛ miare człowieka.

7. Trudno mu nawiazacintymne stosunki. Litos´cmyli z miłoscia, przewaz˙niekocha tych, kto´rzy potrzebujapomocy. Ktos´, kto sobie dobrze radzi,a okazuje miłos´c DDD, jest posadzony o nieczysty interes.

8. Boi sie odrzucenia, ale sam odrzuca. Woli „uprzedzic´” odrzucenie,wiedzac, ze i tak to nastapi, bo nie wierzy, z˙e moze byckochany.

9. Przesadnie reaguje na zmiany, nad kto´rymi nie ma kontroli. Wszystko conowe jest niebezpieczne: ludzie, sytuacje, zachowania. Kolejny raz usuwamu siegrunt spod no´g.

10. Czuje sie˛ inny. Ma poczucie, z˙e nikt nie przez˙ywa takich problemo´wjak on.

11. Stale potrzebuje uznania i afirmacji. Robi mno´stwo, zeby je otrzymac´, alei tak w nie nie wierzy. Stara sie˛ zapracowac´ na naste˛pne, ktore znowpodwaza.

12

12. Albo jest nadmiernie odpowiedzialny albo nadmiernie nieodpowiedzialny.Bardzo mu trudno wymierzyc´ granice tego, co zalez˙y od niego, a co juz˙ nie.

13. Jest lojalny do ostatecznos´ci nawet w obliczu dowodo´w na nielojalnos´cinnych oso´b. Nie wie, kiedy jest wykorzystywany, a kiedy nie.

14. Domaga sie˛ natychmiastowego zaspokojenia zachcianek. Boi sie˛, ze jeslinie dostanie czegos´ od razu, to moz˙e juz nigdy nie dostac´.

15. Automatycznie poddaje sie˛ sytuacji zamiast rozwaz˙yc inne mozliwosci.16. Szuka napie˛c i kryzysow, a potem skarz˙y sie na nie. Stan napie˛cia jest

znany, znany jest tez˙ brak satysfakcji.17. Unika konfliktow badz je zaostrza. Rzadko rozwiazuje.18. Boi sie niepowodzen´, ale sabotuje własne sukcesy. Stawia sobie tak

wysokie wymagania, z˙e nie moze im sprostac´. Swoj sukces mierzywartoscia cudzych pochwał, sam nie umie sie˛ cieszyc.

19. Boi siekrytyki, kazda odbiera jako osobisty atak i zagroz˙enie, ale samkrytykuje i osadza.

20. Zyje w izolacji od ludzi, nawet gdy pozornie jest ws´rod nich. Czuje strachprzed ludz´mi, samotnos´c, brak poczucia przynalez˙nosci. Boi siezwłaszczawładzy i zwierzchniko´w.

21. Czuje sie˛ winny, ilekroc staje lub chciałby stanac w obronie własnychpraw. Łatwiej mu troszczyc´ sieo innych nizo siebie. Pozwala mu to niedostrzegac´ własnych realnych wad i unikac´ odpowiedzialnos´ci wobecsiebie.

22. W chwilach, gdy wszystko układa sie˛ dobrze, ogarnia go dezorientacjai „nuda”, czeka az˙ cossie stanie. Porzadni, spokojni, czuli partnerzy sa˛nieciekawi i porzucani.

23. Reaguje gło´wnie na to, co robia˛ inni, zatracajac własne ja.24. Uzalez˙nia sieod alkoholu albo od uzalez˙nionych partnero´w albo jedno

i drugie. W ten sposo´b kontynuuje ten sam rodzaj wzajemnej zalez˙nosci,jaki łaczył go z rodzicami lub kims´ innym w rodzinie.

DDD nie odpowiada za to co go spotkało, jednak jest odpowiedzialne za swo´jpowrot do zdrowia. Jedynym sposobem na uzyskanie kontroli nad własnymzyciem jest przyje˛cie za nie odpowiedzialnos´ci. ❏

13

NASZE KSIA ZKI

Ponizszy tekst pochodzi z zakon´czenia ksiaz˙ki Wiktora Osiatyn´skiego„Zrozumiecprzemoc”, przygotowywanej do druku przez poznan´skie wydaw-nictwo Media Rodzina.

TWARDA MIŁOS´CJednym z najwie˛kszych proble-

mow jest dzisprzestepczosc i strachprzed nia. Zwłaszcza strach w ostat-nich latach narasta w Polsce niemallawinowo. Ludzie coraz bardziej boja˛sie o swoje bezpieczen´stwo, o swojezycie, o swoj majatek. Przywrocenieprawa i porzadku stało sie˛ waznymtematem debat publicznych.

Podczas kampanii wyborczej doparlamentu w 2001 roku politycyprzescigali siew obietnicach wydaniabezwzglednej walki przeste˛pczosci.Sady zaczeły ferowac surowsze wy-roki i czesciej stosowac´ areszt jakosrodek zapobiegawczy. Wie˛zieniaszybko sieprzepełniły, ale z powodubraku miejsc wielu skazanych miesia-cami czeka na wolnos´ci na odbyciekary. Juz wczesniej, w atmosferzezagrozenia zdelegalizowano posiada-nie narkotyko´w, a w niektorych miej-scowos´ciach ograniczono swobode˛poruszania sie˛ obywateli. Pod koniecpoprzedniej kadencji Sejm przyjał po-prawki do kodeksu karnego, zwie˛k-szajace jego represyjnos´c. Wiekszasurowos´c przepiso´w, dłuzsze karywiezienia, zwiekszenie dolegliwos´cikar poprzez m.in. pogorszenie warun-

kow w wiezieniach – to gło´wne srodkiproponowane w celu przeciwdziała-nia przeste˛pczosci oraz wzrostowiprzemocy.

W tej atmosferze tylko nieliczniuczestnicy publicznej debaty pytaja˛o ekonomiczne, społeczne i moralnekoszty wiekszej represywnos´ci. Czystacnas na wydatki zwiazane z dłuz˙-szym przebywaniem oso´b skazanychw wiezieniach oraz na budowe˛ no-wych wiezien? Czy pieniedzy tychnie mozna wydac´ sensowniej, na innecele nizwiezienne, zwie˛kszajac jed-noczes´nie poczucie bezpieczen´stwai zmniejszajac strach obywateli przedprzestepczoscia? Czy po wydłuz˙eniuprzecietnego okresu pozbawienia wol-nosci, bedziemy odpowiednio przy-gotowani na zalew ludzi wychodza-cych z wiezien za kilka lat? Z jednejstrony bedaoni przepełnieni urazami,złoscia i agresja, a z drugiej nie be˛dazapewne zdolni do radzenia sobiez wyzwaniami rynku oraz odrzuce-niem poza margines społeczny.

Przeste˛pczosci i leku przed nianiemozna bagatelizowac´. Trzeba szybkoi skutecznie reagowac´ na wszelkiegorodzaju zagroz˙enia bezpieczen´stwa.

14

Przeste˛pstw i wykroczen´ nie nalez˙ytolerowac ani puszczac´ płazem. Ichsprawcy musza˛ponosickonsekwencje,moze nawet surowsze niz˙ obecnie. Lu-dzie stanowiacy zagrozenie dla innychpowinni bycizolowani. Trzeba tez˙ za-chowywacostroznoscprzy wypuszcza-niu przeste˛pcow z wiezienna przepus-tki, a takze przy rozpatrywaniu wnios-kow o ich ułaskawienie lub przedter-minowe zwolnienie z wie˛zienia.

Ale stanowczos´c w zwalczaniuprzestepczosci oraz karaniu spraw-cow nie jest wcale ro´wnoznacznaz represyjnos´cia. Sama surowos´c sy-stemu karnego moz˙e wrecz zmniej-szyc, zamiast zwie˛kszyc, poczuciebezpieczen´stwa. Trudno bowiemmyslec o radzeniu sobie z przeste˛p-czoscia nie biorac pod uwage˛ tego,ze przeste˛pstwo i kara sa˛ najczesciejetapem dos´c długiej drogi, pewnegostylu zycia, a jeszcze cze˛sciej prob-lemow skumulowanych w sprawcyod dziecinstwa. Problemy te powi-nien umiec´ zrozumiec´ prokurator,sedzia, wychowawca wie˛zienny i ku-rator. Trzeba je zrozumiec´ nie po to,by przeste˛pstwa usprawiedliwiac´i wybaczac´, ale po to, by pomo´csprawcy zmienic´ swoje czyny, od-ruchy, przyzwyczajenia, a takz˙eprzekonania. I oddac´ go społeczen´st-wu lepszym niz˙ był w chwili osadze-nia w wiezieniu. Najcze˛sciej jednakukarani wychodza˛ na wolnos´c pełnizłosci, bardziej okrutni i zdetermino-

wani, nienawidzacy społeczen´stwatak samo jak społeczen´stwo ich. Tomozna zmienic´, pomagajac ludziomskazanym za przeste˛pstwa zmienic´samych siebie.

Taka zmiana nie jest łatwa i niepodejmuje jej ktos´, kto nie musi.Poniesienie odpowiedzialnos´ci zawłasne czyny i odbywanie kary cze˛stojest konieczne po to, by ktos´ zechciałpodjac trud takich zmian. Ale jakpokazujaliczne dos´wiadczenia samoponiesienie kary nie wystarcza dozmiany. Trudno bowiem wstapic nadrogezmiany bez uzyskania pomocyod innych ludzi. Pomocy takiej moz˙ei powinien dostarczac´ madry systemwymiaru sprawiedliwos´ci, pracowni-cy wiezien, a takze inni ludzie, ktorzysami juzte drogeprzebyli.

Słowem, wypada zgodzic´ siez tym,ze przeste˛pcy powinni byctraktowanisurowo. Gwałtowni przeste˛pcy po-winni byc izolowani, a ci, kto´rzypozostajana wolnos´ci, powinni wie-dziec, ze jesli zagroza innym zostana˛ujeci i osadzeni. Jez˙eli chcemy czuc´sie bezpieczniej, musimy jednak ła-czycsurowos´c z gotowos´cia i umieje-tnoscianiesienia osadzonym juzprze-stepcom pomocy tak, by mogli onizmienic swe postawy i sposo´b po-stepowania. Twardym moz˙na byctyl-ko wtedy, gdy umie sie˛ okazywac´twardamiłosc. ❏

Wiktor Osiatynski

15

O PRZEMOCY ZA KRATAMIW dniach od 24 do 26 paz´dziernika

ubiegłego roku działy sie˛ w Kielcachbardzo waz˙ne wydarzenia. Gło´wnymi„sprawcami” zdarzen´ byli: KomisjaEdukacji w dziedzinie Uzalez˙nienFundacji im. Stefana Batorego w War-szawie, Areszt S´ledczy w Kielcachoraz Stowarzyszenie Pomocy Psy-chologicznej i Profilaktyki Uzalez˙-nien „Partner” rowniez z Kielc.

Odwiedził nasze miasto w tychdniach pan Marek Prejzner z PolishAmerican Association w Chicagoi przeprowadził seminarium dla oso´bchcacych pracowac´ lub pracujacychze sprawcami przemocy domowej.Miejsce realizacji przedsie˛wzieciaw swietlicy aresztu s´ledczego zostałowybrane nieprzypadkowo. W semina-rium wzieło udział kilkanas´cie osob:pracownicy słuz˙b penitencjarnycharesztu, pracownicy Miejskiego Os´-rodka Pomocy Rodzinie, pedagodzyszkolni, psychologowie i terapeucizajmujacy sie terapia uzaleznien.W seminarium wzie˛li tez udziałprzedstawiciele z Olsztyna, NowegoWisnicza i Suwałk.

Seminarium realizowane w siedzi-bie aresztu spotkało sie˛ z zaintereso-waniem miejscowych medio´w. Infor-macje i materiały dotyczace tej prob-lematyki zajmowały duz˙o miejscaprasie, radiu i miejscowej tv.

Miałem okazjebyc uczestnikiemtego szkolenia.

– Czego siedowiedziałem? Jakaodniosłem korzysc osobistai zawo-dowa?

Uswiadomiłem sobie, z˙e przemocjest narze˛dziem do sprawowania wła-dzy i kontroli nad drugim człowie-kiem. Dostrzegłem jak wiele jest ob-szarow zycia, w ktorych ludzie uzy-waja przemocy. Przemoc fizycznajest jednaz najbardziej drastycznychi widocznych form posługiwania sie˛tym narzedziem, ale na pewno niejedynym. Ja oraz pozostali uczestnicyseminarium us´wiadomilismy sobie,jak czesto zupełnie nies´wiadomie, al-bo prawie nies´wiadomie sami posłu-gujemy sieprzemoca.

– Co to znaczy nies´wiadomie al-bo prawie nieswiadomie?

Sprawca działa w sposo´b wyuczo-ny, niemal mechaniczny. W swoimprzekonaniu poste˛puje słusznie; uwa-za, ze jesli nie jest facetem dominuja-cym, to jest nikim. Nie chcac bycnikim staje siedyktatorem, tyranem.Motywacja jego działania jest utrzy-manie władzy i kontrolowanie oso´bbliskich. Tego sposobu funkcjonowa-nia wyuczył sienajczesciej w swoimsrodowisku rodzinnym. Otrzymał tenprzekaz od swojego ojca i najpraw-dopodobniej przekaz˙e go swojemusynowi.

Otrzymał przekaz, z˙e tylko poprzezkontrolowanie innych moz˙e kontak-towac sie ze swoimi bliskimi, ze ma

16

niezaprzeczalne prawo z˙adac, aby bli-scy spełniali jego „pros´by” (rozkazy)i zaspokajali jego potrzeby. Od tego sa˛i na tym polega bycie „głowa˛rodziny”.

Ofiara czesto mysli podobnie: „Tonormalne, z˙e mezczyzna rzadzi w do-mu”. „Mezczyzna moz˙e krzyczec´,przeklinac, a ja powinnam go uspo-koic i nie prowokowac´”. Te i podobnestereotypy (cze˛sto nieus´wiadamiane)wzmacniajakoło przemocy i podpo-rzadkowania.

Sztafeta bo´ lu, ponizenia i nieustan-nego cierpienia trwa dalej.

Nie musi jednak tak byc´. To moznaprzerwac´.

Sprawca działa w sposo´b wyuczo-ny, działa w sposo´b mechaniczny niedomyslajac sienawet, ze mozna ina-czej. Obwinia ofiare˛, ze sama jestsobie winna, z˙e go prowokowała.W swoim przekonaniu ma racje˛. Jed-nak skoro sie˛ tego wyuczył, moze sietego oduczyc´.

– Co zrobic, zeby to zmienic?W pierwszej kolejnos´ci uswiado-

mic sprawcy, z˙e dopus´cił sie przemo-cy, ze złamał prawo. On ma sie˛ dotego przyznac´. Przyjac odpowiedzial-nosc za swoje zachowanie, bo pomie˛-dzy nim i ofiara zaistniała nie tylkoroznica przekonan´, ale zaistniało dzia-łanie naruszajace normy społeczne.To działanie to przemoc emocjonalna,fizyczna, seksualna, finansowa.

W nastepnej kolejnos´ci trzeba poka-zacmu, ze intencjajego zachowan´ jestsprawowanie władzy. W sytuacji gdysprawca odczuwa zagroz˙enie swojej

pozycji, kazdy najdrobniejszy nawetprzejaw sprzeciwu moz˙e wywołacwy-buch gniewu i agresji. Sprawca musisiewiec nauczyc´ sposobo´w majacychna celu zapanowanie nad zachowania-mi, oraz znalez´c sposo´b na inne roz-wiazanie trudnej dla niego sytuacji.

Biorac pod uwage˛, jak wiele jestobszaro´w zycia, w ktorych ludzieuzywaja przemocy, przykłado´w doanalizowania sprawca ma duz˙o. Ma tomu pomoc powstrzymac´ sie od tegotypu zachowan´ w przyszłos´ci.

W ten sposo´b mozna przerwac´ błe-dne koło. Potrzeba jednak konsek-wencji w działaniu i skoordynowaniaoddziaływan´ wielu słuzb publicz-nych: sadu i prokuratury, policji, os´-rodkow pomocy rodzinie, os´rodkow,ktore bedarealizowac´ programy edu-kacyjne i terapeutyczne dla ofiari sprawcow. Stworzycsystem, dzie˛kiktoremu bedziemy mogli pomo´c,tym, ktorzy cierpia, bo sakrzywdzenioraz ludziom, kto´rzy krzywdza.

Przy okazji pare˛ informacji na te-mat tego co sie˛ dzieje na terenieAresztu Sledczego w Kielcach, mamtu na mys´li oddział VI i VII oddział S.Oddziałem kieruje pani mjr mgrBozena Nuckowska – psycholog.W oddziale prowadzone sa˛ zajeciaterapii zajeciowej. Od dwunastu latistnieje tu grupa AA Serce. Odokoło dziesieciu lat realizowany jestz powodzeniem program terapeutycz-ny dla oso´b osadzonych w oddziale,u ktorych rozpoznano problem alko-holowy. Grupa, liczaca od os´miu do

17

dwunastu oso´b realizuje programskładajacy sie z trzydziestu spotkan´.Grupa ma charakter rotacyjny. Uczes-tnicy terapii opracowuja˛ indywidual-nie prace wg. specjalnych kwestiona-riuszy, a naste˛pnie odczytujaprace naspotkaniu grupowym. Po odczytaniudzielasie swoimi uczuciami, uwaga-mi na temat odczytanej pracy. Zaje˛ciaodbywajasieraz w tygodniu w godzi-nach 14.00-18.00 z kro´ tka przerwa.Zajecia prowadzi terapeuta, trzez´wie-jacy alkoholik zatrudniony na umo-ce-zlecenie. Cały personel penitenc-jarny oddziału bierze systematycznieudział w roznego rodzaju szkoleniachmajacych na celu podniesienie pozio-mu oddziaływan´.

Od kilkunastu lat w oddziale or-ganizowane sa˛ spotkania opłatkowe,ktore wielokrotnie zaszczycał swoja˛obecnos´cia, zmarły w tym roku, bis-kup Mieczysław Jaworski. Na spot-kaniach opłatkowych odbywa sie˛ tra-dycyjna wieczerza wigilijna.

Dobrym duchem oddziału jestksiadz prof. Jan S´ledzianowski, kto´ryswoja ogromna wiedza i doswiad-czeniem wspiera prace˛ osob zatrud-nionych w oddziale.

Ogromnym wsparciem dla wszel-kich oddziaływan´ na rzecz oso´b osa-dzonych jest postawa tro´ jki dyrek-torow Aresztu Sledczego w Kielcach,ktorzy sa bardzo otwarci na wszel-kiego rodzaju inicjatywy.❏

Czesław Ulrich

18

Jacek Charmast

„GRA W PRZEMOC”Przed laty Charles Dederich, two´r-

ca Synanonu, wprowadził do terapiinarkomano´w tzw. gre, specyficznametodekomunikacji miedzy pacjen-tami. „Gre” prowadzono według mo-dyfikowanych co jakis´ czas reguł,podczas spotkan´ wspolnoty. Przybie-rała ona cze˛sto bardzo ostre, a niekie-dy nawet agresywne formy. Przyzwa-lano na wyzwiska, wulgarnos´c, prze-sade, a wyrazanie emocji ograniczonebyło jedynie zakazem agresji fizycz-nej. Metoda została przyje˛ta przezinne wzorujace sie na Synanoniewspolnoty i poszła w s´wiat.

Agresja i przemoc psychologicznazostały po raz pierwszy wpisane w te-chniketerapii i przez lata przybierałycoraz bardziej wysublimowane formy.

Zazwyczaj celem terapeutycznymgry, przykładowo akcji grupy skiero-wanej ku jednemu z jej członko´w,było nakłonienie zaatakowanej osobydo zmiany zachowan´ uznanych przezte grupeza naganne.

W grupach terapeutycznych gdziepraktykowana jest opisywana tu me-toda, cze˛sto osoby unikajace zwykleprzemocy, rozumiejace zło jakie onaniesie, mimo oporu „wchodza” w sta-dne akty agresji. Uczestnicza˛ w agre-sywnej akcji w efekcie presji grupy,a takze zadziałania mechanizmu roz-proszenia odpowiedzialnos´ci za sku-

tek ataku, rozproszenia na pozosta-łych jego uczestniko´w.

Oczywiste jest, z˙e przemoc psy-chologiczna kierowana jest najcze˛s-ciej do oso´b odstajacych z roznychpowodow od grupy. Przybiera onapostac´ upokarzania, os´mieszania, „ła-pania za sło´wka”, systematycznegowysmiewania kaz˙dej wypowiedzi. Ja-sne, ze efektem takiego działania be˛-dzie konformizm, okolicznos´cioweprzystosowanie odbierane jako pozy-tywna zmiana, pozorny terapeutycz-ny sukces. Jest tez˙ jeszcze inny waz˙nyaspekt w opisie przemocy w terapiigrupowej. Pokusa˛dla osob prowadza-cych grupewedług Dawida Boadellojest czerpanie przyjemnos´ci z domi-nacji i władzy, z przedmiotowegotraktowania pacjento´w, a takze z ma-nipulacji. Zmieniam człowieka,kształtujego, formuje, jestem wyjat-kowy – i juz tylko niewielki krok dotego, by terapeuta proklamował swoja˛boskos´c albo „kult jednostki”.

Tacy terapeuci to juz˙ wymierajacygatunek, ale jest wielu takich, kto´rzyprzeceniajaswoja role, przeceniaja˛role stosowanych przez siebie metod,nie doceniajac zarazem autonomiii wyborow dokonywanych przez ichpodopiecznych.

Przed pojawieniem sie˛ w Polscedemokracji, nikogo nie interesowała

19

autonomia osobista członko´w wspol-not terapeutycznych. Przemoc psy-chologiczna miała szerokie społeczneprzyzwolenie. Obecnie, racje tychktorzy optujaza stylem represyjnymwynikaja najczesciej z dogmatyzmu,ignorancji, cze˛sto cynizmu. „Surviva-lowa” praca w starym stylu zorien-towana na zmiane˛ zachowan´, naumiejetnosc radzenia sobie z boles-nymi emocjami sprowadza sie˛ czestodo tresury, c´wiczenia wytrzymałos´cipacjenta na stres.

Otwarcie na s´wiat mocno ugodziłow metoderepresyjno-resocjalizacyj-na. Zgodna z duchem czasu ofertarehabilitacyjna dla oso´b uzaleznio-nych powinna zatem uwzgle˛dniacpo-trzebesatysfakcji pacjenta i szanowac´jego prawa.

Niemniej oferta ta i dzisiaj niezawsze bywa konsekwentna.

Gdy grupa funkcjonuje niezgodniez oczekiwaniami personelu terapeuty-cznego, gdy pacjent nie akceptuje„dobrowolnie” i „demokratycznie”przyjetych zasad bywa, z˙e naste˛pujeautomatyczny powro´ t do srodkowprzymusu w starym stylu bez szuka-nia innych rozwiazan.

Niespojne i nielogiczne, a na doda-tek arbitralne komunikaty jakie otrzy-muje pacjent od swoich opiekuno´woddalajamoment pojawienia sie˛ wia-ry w sens terapii lub powoduja˛kryzystej wiary.

Aby zredukowac´ liczbe tych nie-konsekwencji, a zarazem zredukowac´rozrosniety i przeceniany „survival”,

nalezy połozyc akcent na działaniaktore spowoduja, by sytuacji streso-wych po opuszczeniu os´rodka byłojak najmniej. Działania takie, kto´reobejmujanajczesciej jedynie ostatnietap terapii, sa˛ grubo niewystarczaja-ce. „Jestem przygotowany na wypa-dek wyrzucenia z pracy, nie załamie˛sie i nie siegne po alkohol czy nar-kotyki, ale nie jestem przygotowanyintelektualnie, by sytuacji wyrzuceniaz pracy uniknac, czy tezzredukowac´prawdopodobien´stwo jej zaistnienia.Nie mam potrzebnej wiedzy ani umie-jetnosci, nie mam zawodu ani pasji,nie umiem posługiwac´ siewedka, alenie znam tez˙ smaku ryby. Skoro nieznam jej smaku, to nie ma ona dlamnie wartos´ci i nie bede sie o niastarał”.

Byłoby idealnie, aby pacjent byłpartnerem, sam wspo´ łtworzył metodeterapii, ktora uwzgledniałaby jego ce-le i preferencje.

Niestety najcze˛sciej specyfika cho-roby, nieumieje˛tnosc komunikacji,braki intelektualne, nałoz˙one na w du-zej mierze jeszcze represyjny systemterapii, nie pozwalaja˛ mu upomniec´sie o swoje prawa.

„Tego co my ci proponujemy nieakceptujesz; sam nie masz nic dozaproponowania – wie˛c dostosuj sie˛albo spadaj”. Jest to dialog tyłkaz kijem – jakby to okres´lił sp. Tisch-ner. Oczywis´cie, czesto osrodki nie saw stanie stworzyc´ przestrzeni mate-rialnej dla inicjatywy i kreatywnos´cipacjento´w, dla nauki bardziej złoz˙o-

20

nych umiejetnosci niz posługiwaniesie kielnia i łopata – ze wzgledu nabrak srodkow finansowych i odpo-wiednich warunko´w w osrodkach te-rapeutycznych.

Ale bywa tez, ze proby ustepstw narzecz przyjaznej ludziom metody dzia-łan terapeutycznych ponosza˛ fiaskozgodnie z zasada˛ „samosprawdzajace-go sieproroctwa”. Zmiana musi byc´kompleksowa, by przyniosła efekt.Nie moze bycteztak, ze jedna połowapersonelu placo´wki chce zmian, reali-zuje projekt, a druga go sabotuje,a pacjent ma wyczarowac´ cosz nicze-go, bedac na dodatek pod presja.

To, ze pacjent ma cze˛sto poczuciestraty czasu w os´rodku zrzucamy nakarb jego lenistwa, niesumiennos´ci,narkoman´skiej, idacej na łatwizne˛osobowos´ci, „niewchodzenia w tera-pie”, a nie tego, z˙e model terapii jestarchaiczny, mało atrakcyjny i sier-miezny, nie przystajacy do modeluspołeczen´stwa otwartego.

Bywa, ze skrotowosc komunika-tow terapeuto´w a zarazem ich apody-ktycznosc jest zasłona˛ dla ignorancji,nieumiejetnosci okazania pomocy.

Zamiast wiec terminu „terapia” czy„rehabilitacja” mozna zaproponowac´słowo „nauka”, a zamiast os´rodekrehabilitacji słowo „szkoła”. Zapro-ponowany model rehabilitacyjny jestjeszcze bardziej zrozumiały, gdy wie-my jak powinna wygladac szkołaprzyjazna uczniom, nie represyjna,gdzie stosowane elementy przymusuzredukowane sa˛ do minimum.

● Jezeli ktokolwiek widział podobna˛nagonke, skierowana ku jednejosobie akcji grupy, miał moz˙liwosczaobserwowac´, ze deklarowanaprzez „napastniko´w” czystosc in-tencji niesienia pomocy moz˙e bu-dzic watpliwosci. Mozna było za-obserwowac´, ze ci spos´rod uczest-nikow akcji, u ktorych przemocwpisana była niegdys´ w styl zycia,mieli mozliwosc ponownie – oczy-wiscie dla dobra grupy i osobyzaatakowanej – zmienic´ siew dra-piezniki. Mozna tezzauwazyc, jakinni uczestnicy gry wywołuja˛w so-bie złosc, sztucznie „podkre˛caja”emocje, oczywis´cie po to, by niezostac´ posadzonymi o oboje˛tnoscwobec problemo´w innych. (Szer-szy opis zjawiska w ksiazce brytyj-skiego psychoterapeuty, DawidaBoadelli „Toksyczni terapeuci,przemoc religijna, sekty”).

● Według amerykan´skiego psychiat-ry Jamesa Gilligana, kaz˙da osobastosujaca przemoc jest przekonana,ze obiekt wobec, kto´rego ja za-stosowała zasłuz˙ył na nia. Zasadata rozciaga sierowniezna przeste˛p-cow. W pracy z narkomanami mod-na jest ostatnio formułka: „To sa˛przeciezmłodzi bandyci”. Zawsze– zdaniem Gilligana – gdy dokonu-jemy podziału ludzi na gorszychi lepszych jestes´my bliscy stosowa-nia przemocy.

Słynny eksperyment innegoamerykan´skiego uczonego, PhilipaZimbardo, pokazuje jak łatwo lu-

21

dzie wchodzaw role przes´ladow-cow, jak łatwo przychodzi im sto-sowanie gwałtu i jaka˛sprawia im tosatysfakcje˛.

● EKSPERYMENT ZIMBARDO– losowo wybrani studenci zostalipodzieleni na straz˙nikow i wiez-niow oraz dostali do dyspozycjiwiezienie z celami i karcerami. Juz˙na drugi dzien´ realizacji przedsie˛-wziecia okazało sie˛, ze „straznicy”całkowicie utozsamili sieze swojarola, stali sie brutalni, niekiedysadystyczni. Wie˛zniowie rowniez

do tego stopnia weszli w swojerole, ze całkowicie biernie zacze˛lipoddawac´ sie dominacji swoichoprawcow. Zarowno jedni, jaki drudzy stracili zupełnie perspek-tywe rzeczywistos´ci i poczucie, z˙ebioraudział w eksperymencie. By-ła to epoka „dzieci kwiato´w” z pos-tulowanym przez młodziez˙ pacyfi-zmem (w szczego´ lnosci na amery-kanskich uniwersytetach). Kon-tekst historyczny wzmocnił w spo-sob trudny do przecenienia wymo-we eksperymentu.❏

22

KAGANIEC NA US MIECH

Pytanie nie brzmi: Czy zwierzeta rozumieja? Lub:Czy potrafia mo´wic? Lecz czy cierpia?

Jeremy Bentham, filozof angielski, 1784-1832

W nowojorskim Parku Centralnym jest miejsce,niedaleko wejs´cia przy 79 Ulicy i Piatej Alei, do ktoregoco rano przychodza˛ tłumy nowojorczyko´w ze swoimipsami, a nierzadko tez˙ z kotami. Do dziewiatej psy mogabiegacpo parku bez smyczy. Wszystkie modne i juz˙niemodne gatunki, jak na przykład dalmatyn´czyki, ktorepojawiły siew duzych ilosciach po popularnym filmie;psy wielkie, srednie i małe, kundle i po´ łkundle szaleja,

goniasie, szczekaja. Od czasu do czasu dołaczajanowe psy, nigdy jednak niewidziałam, zeby w tej szalejacej zgrai doszło do konfliktu.

Na wzgorzu w nowojorskim parku psy sie˛ nie gryza. Jest to rzecz niebywała,zwazywszy na hałas panujacy w tym miescie, ktory teoretycznie nie powinienwpływackojaco ani na ludzi, ani na zwierze˛ta. Ale nowojorczycy, na przeko´rwarunkom, w jakich z˙yja, starajasiebycspokojni. Usmiechajasiedo siebie naulicy, w metrze, windzie czy autobusie i z˙yczasobie miłego dnia, stwarzajacwokoł atmosferewpływajacapogodnie ro´wniez i na zwierzeta.

Udowodnione zostało takz˙e, ze psow nie wolno bic, psy bicia nie rozumieja˛i bite sana darmo, tylko po to, z˙eby własciciel mogł wyładowacwsciekłosc,ktora w wielu wypadkach w ogo´ le z psem nic wspo´ lnego nie ma. Zamiast tegopopularne jest groz˙enie palcem i przemawianie podniesionym głosem. Amery-ka oczywiscie psim rajem nie jest, ale zwyczaje pso´w poddano tym regułomi wiekszosc ludzi ich przestrzega.

Zwierzeta same po sobie sprzatacnie potrafia, wiec ich własciciele zbierajapo nich odchody tak, z˙e po dziewiatej inni uzytkownicy parku moga˛juz smiałopołozyc siena trawie. A nie ma przykrzejszego widoku niz˙ elegancko ubranakobieta, ktora klnac, ze wsciekłoscia niesprawiedliwie skierowana˛ w stronepsow, szura butami o krawe˛znik, suwa nimi po trawniku, w desperacji szukakałuzy.

Polak jest za dumny na to, z˙eby sprzatacpo psie. Polak za dumny jest na to,zeby sprzatac po sobie, Polak za dumny jest na to, z˙eby usmiechac´ siew windzie, tramwaju czy urze˛dzie, co oczywis´cie ma wpływ na psa i dlatego

23

psom zakłada sie˛ kagance, bo od nieus´miechania sie˛ jest tylko jeden krok dogryzienia.

Polak lubi teztrzymacpsa na łan´cuchu, nie dawac´ mu wody i z rzadka gokarmici w ogole znecacsienad nim za to, z˙e sieprzywiazuje i jest wierny. Niekazdy Polak, oczywis´cie, ale zbyt wielu na polskich wsiach.

Przysłuchiwałam sie˛ niedawno rozmowie, kto´rej tematem były koty, psyi ludzie. Wychwalano koty kosztem pso´w, a takze podkres´lano wyzszoscczłowieka nad zwierze˛tami w ogole. Grupa broniaca kotow była zdania, z˙epotrafiaone zyc w niezaleznosci i wolnosci.

W rownym stopniu szanuje˛ koty co psy. Nie mam kota, poniewaz˙ one zleznoszapodroze, a ja spe˛dzam duz˙o czasu w samolotach. Wielbiciele koto´wtwierdzili, ze pies preferuje system represyjny. Pies nie umie skakac´ poszafach, łazic´ po drzewach. Pies nie umie czmychac´. Umiejetnosc czmychaniajest bezcenna˛ sprawnos´cia w zyciu kazdego gatunku. Przyznaje˛, ze koty naogoł nie dajasiewysługiwacludziom; oczywis´cie nie ma koto´w policyjnych.Sanatomiast psy, kto´re ratujaludziom zycie.

Przyjaciele człowieka przypomnieli, z˙e zwierzeta nie dokonały z˙adnegowynalazku.

Ryc. Andrzej Dudzin´ski

24

Bezdomny kot jest ro´wnie przykrym widokiem jak bezdomny pies, ale kotatrzeba najpierw złapac´, zeby moc sienim zaopiekowac´, a pies ufnie tej pomocyoczekuje. Jest w psie element poddan´stwa, ale takz˙e zyciowej madrosci – pieswie, ze musi siepoddac´.

Adoratorzy człowieka twierdzili, z˙e psom chodzi wyłacznie o jedzenie.Oczywiscie, ze głownie chodzi im o jedzenie, ale ten, komu nie chodzio jedzenie, nie zna rados´ci zycia i nie ma szans na przetrwanie. Psydostarczaja˛ nam emocji, kto´ rych nie zaznajemy od przyjacio´ ł – nieskacza-cych ani nie piszczacych z rados´ci na nasz widok nawet, kiedy wracamy popieciu minutach do domu. „Psy nie maja˛poczucia czasu” – mo´wiawielbicieleczłowieka.

Tresowane psy ufaja˛ człowiekowi do tego stopnia, z˙e nie kwestionuja˛ jegorozkazow, koty głuche sa˛ na polecenia, ale kochaja˛ nas tak samo, jak kochaja˛nas psy.

Kiedy umarł moj ojciec, nagle, na zawał, jego koty z zapamie˛taniem lizałymu rece, usiłujac przywrocic go do zycia.

A jakie to ma włas´ciwie znaczenie, w jaki sposo´b zwierzeta okazujanamuczucie? Waz˙ne, zebysmy na nie zasługiwali, bo to jest zaprzysie˛zeniedozgonne. Nawet w przypadku we˛za.

Wielbiciele człowieka zamilkli, bo jez˙eli chodzi o wiernos´c, to człowiekblednie przy tym poro´wnaniu.

Ale tak ogolnie to ze smutkiem stwierdzam, z˙e atmosfera uczuciowa nanaszej planecie, mimo globalnego ocieplenia, jest w opłakanym stanie.❏

Magda Dygat(Magazyn Rzeczpospolitej 4 stycznia 2002)

25

KONCERT MOJEGO Z YCIAWłaczam na chwile˛ jakiskanał w TV, a tam w zwolnionym tempie pokazuja,

jak przebiega wypadek samochodowy. Z´ le to znosze˛, ale chwilewytrzymuje,zeby od razu nie uciekac´. (Czemu z´le to znosze˛? Bo ktos, kogo kocham,niekiedy ma zwyczaj prowadzic´ po [niewielkiej ilosci] alkoholu. Wiecwyobraznia podsuwa niechciane obrazy, kto´re w obu wersjach sa˛przerazajace:bo ciezko mi i z mysla, ze mogłabym go na zawsze stracic´, i z mysla, zecierpiałby wewne˛trznie, gdyby to o n wyrzadził komuskrzywdei ze moglibygo zamknac do wiezienia; ja po prostu nie chce˛, zeby na skutek takidiotycznego zaniedbania k o mu k o l w i e k stało siecoszłego. Nawet jes´libedzie, co ma byc´, to trzeba p o m a g a c´ l o s o w i, a n i e k u s i c´ g o. Jestdosc rzeczy na tym s´wiecie, wobec kto´rych jestes´my bezsilni; totez˙ jesli juz nacosm o ze m y wpływac, to wpływajmy p o z y t y w n i e).

Rano właczam radio, a tam mo´wia, ze Małysz miał włas´nie wypadek– wprawdzie niegroz´ny, ale zawsze. Rozsuwam zasłony w oknie i widze˛piekne, prawie wiosenne słon´ce; po chwili ono gas´nie i znow jest zima.Wystarczy ułamek sekundy, i wszystko moz˙e siezmienic. Rowniezna gorsze.

Jakies´ trzy lata temu zmarł mo´ j przyjaciel; okazało sie˛, ze miał bardzozaawansowanego raka. Poniewaz˙ był Człowiekiem, Ktory Nie Moze Zyc BezSmiechu, po prostu sie˛ powiesił. Na dzien´ czy dwa przed tym, jak miałam mudactelefony do terapeuto´w pracujacych z umierajacymi. N i e z d az y ł a m.Okropnie siebojenie zdazyc z roznymi rzeczami. I z ro´ znymi ludzmi. Bo „takszybko odchodza”.

Takze parelat temu usłyszałam zdanie, kto´rego g r o z a dosłownie zwaliłamnie z nog. Zdanie jasne, czytelne, niezbyt złoz˙one gramatycznie, prawie nierozniace sie od miliardow innych zdan´, jakie słyszymy lub jakie samiukładamy. Brzmi ono tak: „W k a z˙ d e j c h w i l i w s z y s t k o m o z˙ ep r z y d a r z y c´ s i e k a zd e m u b e z n a j m n i e j s z e g o p o w o -d u ”. Czyznie oznacza ono: „Porzuc´cie wszelkanadzieje”. Czyli to jest p i e k ł o.Czujena sobie lodowate macki tego zdania, chciałabym o nim zapomniec´ raz nazawsze, ale juz˙ nie umiem.Wiec poniewaz˙ nie mogego wyrzucicz pamieci,muszesiez nim zmierzyc´. Na poczatek – tylko zmierzyc´. Potem moz˙e czyms´ je zastapic.

„W kazdej chwili” = zadna chwila nie jest bezpieczna.„Wszystko” = nic nie jest bezpieczne. „Moz˙e sie przytrafic kazdemu”

= zaden porzadek rzeczy nie jest bezpieczny i z˙aden człowiek nie jestbezpieczny. „Bez najmniejszego powodu” = nie istnieja˛ zadne gwarantujacebezpieczen´stwo prawidłowos´ci przyczynowo-skutkowe.

26

Ładnie wyladowalismy, co...?To zdanie padło z ust Christophera Reeve’a, gwiazdora amerykan´skiego,

ktory kiedys grał role Supermana, a potem uległ strasznemu w skutkachwypadkowi. Było odpowiedzia˛ na zadane mu przez Larry’ego Kinga pytanieo to, czy nie było mu cie˛zko „pogodzicsie z takim wyrokiem losu”. Reeveodparł, izwychowano go zgodnie z maksyma, ze: „W kazdej chwili wszystko...”etc. Wiec jakosto zniosł. W czym bardzo mu pomogła miłos´c zony i dzieci,i zyczliwosc wielbicieli. Na szcze˛scie ten człowiek nie załamał sie˛ i, o ile miwiadomo, zajał sie nawet rez˙yserowaniem filmo´w – skoro nie moz˙e juzw nichwystepowac. Ogromnie go podziwiam za hart ducha, determinacje˛ i pogode. Naco przy paraliz˙u wszystkiego opro´cz gałek ocznych naprawde˛ trudno siezdobyc.Zyczemu z całego serca, z˙eby reszta z˙ycia – mimo kalectwa – upłyne˛ła mu narobieniu i doznawaniu rzeczy pie˛knych, dobrych i two´rczych.

Ale to zdanie wciaz siedzi we mnie jak c i e r n´ . I jest we mnie złos´c, zeo d e b r a n o m i n i e w i n n o s´ c i n a i w n o sc i dzieciecaufnosc, ze niemoze mnie spotkac´ nic złego na tym s´licznym swiecie. Oczywis´cie złoscpłynaca z r o z p a c z y. Poniewaz˙ r o z p a c z l i w i e pragne˛ i potrzebujeb e z p i e c z e n´ s t w a , ł a d u , s p r a w i e d l i w o s´ c i i s e n s u . A tozdanie brutalnie mi je odbiera.

Wiec z e b y n i e o s z a l e c´, ułozyłam sobie swoje własne zdanie. Niegwarantuje ono nieba i sielanki, ale pozwala zachowac´ nadzieje. I – jesli ktoschce – otworzyc´ siena WielkaTajemnice. Wyskowytało sie˛ ze mnie, kiedy jakmantrepowtarzałam sobie słowa: „To niemoz˙liwe. B o g n i e g r a w k o -sc i !” Naturalnie Bog jeden raczy wiedziec´, kim jest Bog. Ale moznasprobowaczyc tak, jakby siedopuszczało mys´l, ze ON moze (ewentualnie– czemu nie?) istniec´. Moje zdanie brzmi tak: „Jestem tylko maciupen´kaNutkana Ruchomej Pie˛ciolinii nieprzebranych wariacji Klucza”.

Tłumaczyłam kiedys´ takarefleksjeaowska, w ktorej cały Byt przedstawionybył jako jeden wielkik o n c e r t.Odgrywany przez o r k i e s t r e˛ s y m -f o n i c z n a. Pod batuta˛ W i e l k i e g o D y r y g e n t. Wtedy – a było toładnych pare˛ lat temu – ten obraz zachwycił mnie najbardziej na poziomieestetycznym i metaforycznym, gło´wnie z jezykowego punktu widzenia.Dopiero teraz, po tych wszystkich wierszach, filmach i s´mierciach, czuje˛, jakbardzo potrzebuje˛ jego kojacej wymowy. No bo co ten obraz mo´wi? Mowi, zewszystko jest w porzadku; ze w s z y s t k o g r a, z˙e wszystko i wszyscy maja˛swoje miejsce i partie˛ do odegrania; z˙e Kompozytor – kto´ry jest moze tasamaosoba, co Dyrygent, albo Jego sprzymierzen´cem – dokładnie przemys´lał kazdydzwiek i ustalił, kierujac siejakimisniebłahymi racjami, kiedy maja˛gracjakieinstrumenty, i kiedy maja˛ grac same, a kiedy wespo´ ł z innymi; ze nad

27

wykonaniem całos´ci dzieła czuwa madry Dyrygent. Czyli ze n i e m a s i e˛c z e g o b a c´. Bo wszystko jest przewidziane i odpowiednio przygotowanei zaplanowane. I nawet jes´li jakis muzyk kichnie, to nie zburzy to przeciez˙całosci. I nawet jes´li jakis inny muzyk zapomni swojej roli, to w razie czego tosiezatuszuje. A poza tym – od czego´ z sztuka wielkiej i m p r o w i z a c j i ? Boprzeciez kazda, nawet najstaranniej obmys´lona muzyka, poddaje sie˛ im-prowizacji – jes´li cos układa sieniezgodnie z planem; albo jes´li chcemy poprostu s i ez a b a w i c, p o za r t o w a c. Naprawde˛ wielki i niepozbawio-ny dobrotliwego poczucia humoru Dyrygent tez˙ jest w tym swietny.

Jestem Nutka, maciupen´ka drobinka, zaledwie – i az˙ – czasteczkawiekszejcałosci. Mieszkam na Ruchomej Pie˛ciolinii, bo choc w ogolnym zarysiemuzyka rozbrzmiewa zgodnie z partytura, to wciaz pojawiaja sie jakieswariacje na temat. I tylko Dyrygent ma do nich Klucz.

W tym tezjest mnostwo k r u c h o s´ c i i p y t a n b e z o d p o w i e d z i,ale juznie jest tak mroczno. Juz˙ mi sie nie chce tak wyc´ i płakac. Mimo zejestem członkiniazespołu, mam przeciez˙ swoje osobiste prawa i wolnos´cwyboru. Tak sobie mys´le, ze nawet jes´li wszystko juzjest od dawna zapisanew gwiazdach, to ten podstawowy scenariusz rozpisuje sie˛ na miliardymozliwosci. Ktore zaleza od tego, kto´ra nogawstanez łozka; albo czy sie˛ dokogosusmiechneczy nie; albo od tego, czy skre˛cew lewo czy w prawo, idac doOgrodu Botanicznego; albo od tego, jaka˛ksiazkeprzeczytam; albo czy wpadne˛w alkoholizm czy nie; albo czy ktos´ podzieli sieze mnaswoim zyciem.

No i od tego, czy dopuszcze˛ do siebie te˛ zupełnie niepoje˛ta, nie dajaca sieujac w słowa T a j e m n i c e˛ . Ktora ksiadz Tischner nazwał „z a p r o s z e -n i e m d o t a n´ c a ”. Tyle tylko, ze to jest taniec m i s t y c z n y, bo to Bo´gmnie do niego zaprasza. I ja osobis´cie nie tylko chce˛, ale wrecz musze˛ z tegozaproszenia skorzystac´ – jak juz powiedziałam, z˙eby nie oszalec´.

Jak kiedys´ zyłam bardziej na poziomie głowy niz˙ serca, to mys´lałam sobietak: „Phi, co to za miłos´c do Boga, skoro Go potrzebuje˛! Powinnam umiec´ Gokochac, ale nie powinnam Go potrzebowac´, bo miłosc oparta na potrzebiei leku jest nie dos´c czysta, nie dos´c wzniosła”. Teraz z˙ycie juz mi tak dałow kosc, ze spokorniałam. N i e u m i e m Go kochac´ i d e a l n i e – p r a -w i e idealnie umiem kochac´ jedynie człowieka, a i to tylko jednego na s´wieciecałym. Boga – opro´cz tego, z˙e uczesieGo kochac´ – rowniezp o t r z e b u j e˛:do spraw małych i wielkich; na co dzien´ i od swieta; czasem bardziej, czasemmniej. Bardzo chce˛ w i e r z y c. W Cos.

A poza tym, taniec niczym mi nie grozi. Taniec to nie zapasy ani nie bo´ jka.W tancu przyjmuje sie˛ rozne pozycje, moz˙e wiec bycniezwykle urozmaicony.Mozna sie w nim oddalac´ i zblizac. Panuje w nim p a r t n e r s t w o

28

i p r z y j a c i e l s k a a t m o s f e r a. W kaz˙dej chwili mozna go przerwac´.Albo zaczac tanczycpod innamelodie. Jedyna „przewaga” Boga lez˙y w tym,ze On p r o w a d z i lepiej niz˙ ja. Wiec jesli mi to nie odpowiada, to moge˛ siewycofac– podziekowaci wrocic do stolika. Ale juzparerazy z Nim tan´czyłami muszepowiedziec´, ze nie wyszłam na tym z´le. On sporo wie i rozumie,i w i d z i d u zo d a l e j n i z j a . A poniewaz˙ do niczego mnie nieprzymusza, to dobrowolnie Mu sie˛ poddaje. Nawet wtedy, gdy nie wiem,czemu chce, z˙ebym postawiła jakis´ krok lub wykonała jakis´ szalony obro´ t.Z czasem przewaz˙nie siedowiaduje, po co to wszystko było. I poniewaz˙ Jegomuzyka nie draz˙ni moich uszu, to Mu ufam i duz˙o Mu o sobie mo´wie. O wieleGo tez prosze, ale juz nie na zasadzie s´wietego Mikołaja – znalazłamupodobanie w innych niz˙ kiedys„zabawkach”.

Wierze, ze On jest wszechobecny i wszechwiedzacy, i ze jest miłos´cia.I własnie dlatego, z˙e wierze w t e rzeczy, to n i e w i e r z e˛, zeby byłwszechmocny. Bo jakby był, to by tego tak nie zostawił. Cos´ by zrobił, jakosbypomogł. Ale widocznie w pewnych sprawach nawet On nie moz˙e nic zrobic.Nie mowiac juzo tym, ze c z y n n i epomoc moze tylko tym, ktorzy chcaGoznalezc, słuchac´ Go i zgodnie z Nim tan´czyc (a czasem nawet wspo´ lniekomponowac´ jakies małe etiudki). A On sie˛ ostatnio zrobił okropnien i e m o d n y. Wiec wielu ludzi ma Go w nosie i sie˛ od Niego odwraca albomowi, ze On umarł i ze teraz wszystko juz˙ wolno. A mnie siewydaje, ze popierwsze nigdy, nawet jes´li Go nie ma, to nie wolno w s z y s t k i e g o ; a podrugie w moim odczuciu t o w ł a s´ n i e z N i m p r a w i e w s z y s t k ow o l n o.

Z drugiej strony, jest tez˙ tak, ze w cierpieniu i bo´ lu moze kryc sie jakiesdobro i jakis sens, i jakas´ mozliwosc rozwoju. Łatwizna, przyjemnos´ci powierzchownos´c to sasprawy typowo z i e m s k i e; trudnos´c, bol, cier-pienie i jakisgłebszy oglad to sasprawy d u c h o w e, choc´by to było zaledwiedziesiec centymetro´w nad ziemia. Kazde latanie – czy lewitacja – jest sprawa˛b o s k a. Ogromnie mi przypadł do gustu taki pomysł, z˙e Boga nie j u z˙ niema, tylko ze nie ma Go j e s z c z e. Tak powiedział Krystian Lupa, rez˙yser, zemy Go musimy dopiero „stworzyc´ swoim parciem w wielkim dazeniu odMaterii ku Duchowi”. Ze „cały tragizm istnienia i wszystkie te bezmiernecierpienia” do tego włas´nie słuza – sajednym wielkim p o r o d e m.

Ale poniewaz˙ m n i e Bog jest bardzo potrzebny i poniewaz˙ jako Bog Onpotrafi rzeczy niezwykłe, to ja – z rozbrajajaca niekonsekwencja˛ i zupełnymbrakiem logiki – przyjmuje˛, ze On j e d n o c z e s´ n i e j e s t i G o n i e m a(dla Niego to pestka). Albo z˙e chociaz˙ Go nie ma, to i tak jest (jak wyz˙ej).

29

I czasem widze˛ Go jako Pana naChmurce, fikajacego nogami jakKrzysz „Kubusia Puchatka”; kie-dy indziej znow – i wtedy mi Gostrasznie z˙al – jako młodego me˛z-czyzne, ktorego nie wiedziec´ cze-mu ukrzyzowali, chocnie zrobiłnic złego. (Moze to własnie d l a -t e g o Go ukrzyz˙owali...?) I wte-dy modlesie, zeby ta Jego strasz-na, długa i niesprawiedliwasmierc rzeczywiscie była zbaw-cza, bo dos´c juz „ludzi na krzy-zach, ktorzy nie zbawiaja” [T.Rozewicz]; jeszcze kiedy indziejsiedze Mu na dłoni jak ledwieopierzone piskle˛, a On pouczamnie, jak latac´ i w odpowiedniejchwili wypuszcza na wolnos´c,w powietrze.

I poniewazmoje nadszarpnie˛teprzez zab czasu ciało – choc´ waz-ne, owszem – jest jedynie „po-

włoczka” czy „domkiem”, to wierze, ze jakas´ duchowa kwintesencja mnie,jakasmoja duchowa energia przetrwa po mojej fizycznej s´mierci; i bedzie sie„reinkarnowac´” w płatkach polnych kwiato´w, w motylach, w biedronkach,i tak azdo jakiegos´ innego człowieka, co be˛dzie zył z jakas sliczna drobinamnie w sercu, a nawet nie be˛dzie o tym wiedział, bo i po co? Dlatego d b a mo t o , c z y m p r o m i e n i u j e˛, co z siebie oferuje˛ swiatu; i dajesobiebiliony lat swietlnych na proces ciagłego oczyszczania sie˛ i uszlachetniania.I godzesie na to, ze nie wiem, co be˛dzie potem, n a k o n´ c u .

Miałam kiedysdokładny obraz tego, jak ma wygladacmoje zycie: co mipasuje, czego chce˛, czego to nie zrobie˛. Prawie wszystko wyszło inaczej,rozegrało sie˛ podług całkiem innych reguł. Za sprawa˛ Siły Wyzszej MYCARMA RAN OVER MY DOGMA (to, co mi przeznaczone, przekres´liłomoje własne zamiary).❏

Marta, AA Warszawa

30

MUZYKA W TERAPIIMuzyka oddziałuje na wszystkich ludzi. Kaz˙dy z nas słuchajac utworow

muzycznych odczuł na sobie jej wpływ. Jest ona ro´wniezponadczasowa. Dodzis podziwiamy piekno utworow muzycznych skomponowanych przedwieloma laty. Wywołujaone w nas silne doznania emocjonalne. Interesujacejest zatem na czym polega istota muzyki, dlaczego jest ona tak uniwersalnymsrodkiem, ktory mozna kierowac´ do odbiorcy w ro´ znym wieku i pochodzacegoz odmiennych kre˛gow kulturowych.

Muzyka powstała juz˙ w okresie zycia pierwotnego ludzkos´ci i byławynikiem istnienia u człowieka silnej, zupełnie innej niz˙ biologiczna potrzeby.Tworczosc artystyczna zawsze zawierała jakis´ przekaz, pozwalała ludziomwyrazacpewne tres´ci. Muzyka stanowi forme˛ komunikacji niewerbalnej, kto´raprzebiega od kompozytora i wykonawcy do słuchacza. Specyfika tegoprzekazu polega na tym, iz˙ nadawca kieruje go przewaz˙nie do nieznanego,istniejacego jedynie potencjalnie słuchacza. Natomiast odbiorca cze˛sto niewie, kto był nadawca˛ tego komunikatu. Proces komunikacji w muzyce opierasiena wyrazeniu pewnego ładunku emocjonalnego. Utwo´r muzyczny stanowiekspresje˛ przezyc kompozytora. Przekazuje on wie˛c pewne tres´ci słuchaczowi,ktore przejawiajasie w nastroju danego dzieła.

Muzyka niekiedy oddziałuje na istote˛ ludzka intensywnie. Wzbudzau odbiorcy emocje. Wywołuje przez˙ycia intelektualne, skojarzenia i refleksje.Słuchanie uruchamia ponadto procesy two´rcze człowieka i rozwija jegowyobraznie. To wszystko sprawiło, z˙e muzyka dawno juz˙ stała sieprzed-miotem zainteresowania psychologo´w i psychoterapeuto´w.

Muzyka jest ta forma sztuki, z ktora stykamy sie w swoim zyciunajwczes´niej. Juzdziecko w łonie matki słyszy rytmiczne bicie jej serca. Sa˛topierwsze bodz´ce akustyczne, kto´ re do niego dobiegaja. Matki czesto spiewajaniemowletom kołysanki o spokojnym, melodyjnym charakterze. Pojawia sie˛wowczas u dziecka stan bezpieczen´stwa, komfortu i zadowolenia. Takiepierwsze pozytywne skojarzenia z muzyka˛ utrzymujasiepozniej przez całezycie. Najbardziej spontanicznie reaguja˛ na muzykewłasnie dzieci. Za-czynajasieone poruszac´ w rytm słuchanego utworu. Ta naturalna wraz˙liwoscpowinna byc´ pielegnowana, gdyz˙ w przeciwnym razie ulec moz˙e znacznemuosłabieniu.

Z przeprowadzonych w Polsce badan´ wynika, iz wiekszosc ludzi nie-swiadomie i spontanicznie korzysta z muzyki. Słuz˙y ona dwom celom:uzyskaniu stanu uspokojenia i relaksacji, badz przeciwnie – aktywacji

31

organizmu. Aby sie˛ odprezyc słuchamy muzyki melodyjnej, powolnej, silnieoddziałujacej na wyobraz´nie. Zas w celu pobudzenia dobieramy utworyszybkie i dynamiczne. S´wiadczy to wiec o tym, iz sami nies´wiadomiewykorzystujemy nastrojotwo´rcze włas´ciwosci muzyki. To zjawisko wskazujena ogromny potencjał tkwiacy w muzyce, a takz˙e duza uniwersalnos´c jejoddziaływan´. Muzykoterapia stanowic´ ma zatem proces s´wiadomego wyko-rzystywania przez terapeute˛ własciwosci utworow muzycznych.

Zastanawiajac sie nad fenomenem muzyki, nie moz˙na rowniez pominactak istotnej cechy, jaka˛ jest jej wieloznacznos´c. Niedookres´lonosc utworumuzycznego polega na tym, iz˙ wyraza on jedynie pewien ogo´ lny nastroj,ktory odbiorca musi dopiero zinterpretowac´. Nigdy jednak nie istnieje tylkojeden, okres´lony sposo´b i wzor odbioru muzyki, gdyz˙ zawiera ona w sobiebardzo liczne moz˙liwosci interpretacyjne. Kaz˙dy moze ja przezywac w in-dywidualny dla siebie sposo´b. Muzykoterapia bardzo efektywnie wykorzys-tuje te mozliwosc wieloznacznos´ci odbioru i pozwala na dotarcie dowewnetrznych przez˙yc jednostki, umoz˙liwiajac nazwanie i interpretacje˛ukrytych emocji i uczuc´.

Oddziaływanie muzykoterapii

Ogromny potencjał tkwiacy w muzyce ma bogate zastosowanie w specyfi-cznym rodzaju terapii jakim jest muzykoterapia. Jest ona definiowana jakoforma oddziaływan´ terapeutycznych, kto´ ra w swoim procesie wykorzystujemuzyke. Materiał dzwiekowy ma tu pozytywnie wpływac´ na psychike˛pacjenta. Muzyka pomaga nie tylko w leczeniu zaburzen´ psychofizycznych,ale rowniezchroni przed ich powstawaniem. Podczas zaje˛c muzykoterapeu-tycznych majawiec miejsce zaro´wno oddziaływania terapeutyczne, jaki profilaktyczne.

Zasadnicze znaczenie dla efektywnos´ci muzykoterapii ma włas´ciwy dobormuzyki przez terapeute˛. Niektorzy muzykoterapeuci za najbardziej odpowied-nia uznajamuzykepowazna, gdyzcharakteryzuje sie˛ ona ogromnym bogact-wem form i duzaekspresyjnos´cia. Twierdzaoni, izmuzyka powaz˙na dostarczasłuchaczowi silnych wzruszen´ i dzieki temu moze bycefektywnie wykorzys-tywana w pracy terapeutycznej, a poza tym pełni ona ro´wniez role wartos-ciowej rozrywki.

W zaleznosci od upodoban´ pacjento´w stosuje sie˛ ponadto inne, pozaklasyczna, rodzaje muzyki – filmowa, czy ludowa. Dobor utworow zalezy odwieku uczestniko´w zajec, rodzaju ich zaburzen´ a takze ich osobistychupodoban´ i preferencji. Nie jestes´my jednak w stanie w pełni przewidziec´

32

reakcji pacjenta na prezentowany materiał muzyczny. Na osobisty odbio´rmuzyki ma wpływ wiele czynniko´w (na przykład indywidualna wraz˙liwosc namuzyke). Jednak pomimo istniejacych roznic, ludzie wykazujapewnazgod-nosc w odbiorze muzyki. Zadaniem muzykoterapeuty jest s´wiadome wpływa-nie na reakcje pacjenta, w zalez˙nosci od potrzeb terapii.

Muzykoterapia oddziałuje wieloplaszczyznowo. Umoz˙liwia przede wszyst-kim terapeucie nawiazanie za pos´rednictwem muzyki bliskiego kontaktuz pacjentem. Pozwala na dotarcie do jego uczuc´. Dzieki zastosowaniu muzykimogabyc one ujawnione i przepracowane w procesie terapeutycznym.

Zastosowanie omawianej formy sztuki jako s´rodka terapeutycznego zwie˛k-sza takz˙e wrazliwosc estetyczna˛ człowieka. Słuchajac prezentowanych utwo-row muzycznych ma on okazje˛ do reagowania na nie emocjonalne i przez˙ywa-nia ich piekna. Stanowi to zache˛te do poszukiwania kontaktu z ta˛ dziedzinasztuki. Wielu ludzi zatraciło swoja˛ pierwotna wrazliwosc na tworczoscartystyczna, w tym takze na muzyke˛. Dlatego dla tych oso´b udział w tego typuzajeciach jest szczego´ lnie korzystny. ❏

Monika Efinowicz

33

SZUKANIE BOGA

Przegladajac zgromadzone czasopisma natrafiłam na wiersz TadeuszaRozewicza, ktory wzruszył mnie do głe˛bi i zainspirował do refleksji. Jest towiersz pod tytułem „widziałem Go”. Nie jestem polonistka, ani krytykiemliterackim, jednakz˙e chciałabym podzielic´ siez wami moimi przemys´leniamiwywołanymi lekturatego wiersza i osobista˛ jego interpretacja.

Wiadomo, ze kazdy z nas moz˙e inaczej rozumiec´ ten sam tekst, i to jeszczew zaleznosci od wielu czynniko´w, roznie w roznych momentach z˙ycia,a szkolne pytanie z lekcji je˛zyka polskiego typu „co poeta chciał wyrazic´ w tymwierszu?” pozostaje pytaniem retorycznym. O to musiałabym zapytac´ samegopoete. Ja moge˛ podzielicsiewyłacznie tym, co dla mnie wyraz˙a ten wiersz i tozaledwie w jednej ze swych warstw. Oto i wiersz:

widziałem Gospał na ławce

z głowazłozonana plastykowej torbie

płaszcz na Nim był purpurowypodobny do starej wycieraczki

(...)

ubrany w trzy swetryczarny biały i zielony

(a wszystkie straciły kolor)spał spokojnie jak dziecko

poczułem w sercu swoim(nie pomys´lałem ale poczułem)

ze to jest NamiestnikJezusa na ziemi

a moze sam Syn Człowieczy

chciałem Go dotknac i zapytacczy ty jestes´ Piotr?

34

ale ogarne˛ło mniewielkie oniesmielenie

i oniemiałem

twarz miał zanurzona˛w kłaki rudej brody

chciałem go obudzic´i spytacraz jeszczeco to jest prawda

pochyliłem sienad nimi poczułem zepsuty oddech

z jamyustnej

a jednak cos´ mi mowiłoze to jest Syn Człowieczy

otworzył oczyi spojrzał na mnie

zrozumiałem z˙e wie wszystkoodchodziłem pomieszany

oddalałem sie˛

w domu myłemdługo i starannie re˛ce

(Tadeusz Ro´zewicz „Odra” 4/1998)

Nie jest to rzadki obrazek – widziec´ ludzi bezdomnych, s´piacych na ławkachczy to w poczekalniach dworcowych, czy w parkach, czy choc´by naprzystankach autobusowych. Mys´le, ze kazdy z nas widział takiego człowieka,moze zna, a moz˙e nawet sam nim był?

„Płaszcz na nim był purpurowypodobny do starej wycieraczki” – purpurowy płaszcz jest oznaka˛ monarszej

lub kardynalskiej godnos´ci. Purpura to kolor władco´w, najpierwszych z pierw-szych. I on włas´nie takim był. Wybitnie zdolny, błyskotliwy, wraz˙liwy.W grupie miernych kolego´w z uczelni postrzegany jednak jako dziwak, wariat,błazen. Organizujac imprezy, zapraszali go che˛tnie, zeby siez niego pos´miac,bo był tak prostolinijny, z˙e wszystko postrzegał jako prawde˛, a wszystkich jako

35

dobrych. Kumple „polewali mu ro´wno”, bo po pijanemu to „robił takie numery,ze boki mozna było zrywac´”. Stał siekrolem imprez.

„Purpurowy płaszcz” nosił jeszcze długo po skon´czeniu uczelni. Koledzyzapraszali go che˛tnie. Był „dusza towarzystwa” do czasu az˙ upijał sie donieprzytomnos´ci i trzeba było usuwac´ go, niczym niepotrzebna, zepsutazabawke.

On wracał jednak, juz˙ nie proszony i wymuszał przero´ znymi sposobami (abył krolem w wymyslaniu sposobo´w) od kolegow alkohol, albo jakies´ drobnepieniadze. Pił teraz takz˙e po krolewsku – w samotnos´ci. Nikt juz nie chciałmiecdo czynienia z brudnym pijaczyna. Koledzy z uczelni popijali sobie nadali kiwali tylko z politowaniem głowami, z˙e „on tak siestoczył”, uradowaniw sercu swoim, z˙e saod niego o niebo lepsi! Teraz, gdy kto´rysz nich chciał sie˛oczyscic, to po prostu wycierał sobie Nim ge˛be. I tak oto Jego purpurowypłaszcz stał sie˛ podobny do starej wycieraczki.

ubrany w trzy swetryczarny biały i zielony(a wszystkie straciły kolor)spał spokojnie jak dziecko

Biel – kolor charakteryzujacy, miedzy innymi bezgrzesznos´c, niepokalanie.Czern– czesto uzywany do okres´len osoby o złych skłonnos´ciach, wyste˛pnej(„czarny charakter”). Zielen´ – mowi sie, „jest zupełnie zielony” o kims´ kto nieorientuje siew niczym, nic nie wie, ale takz˙e na okres´lenie bezrobotnegostosuje sie˛ powiedzenie „wysłany na zielona˛ trawke”. Swetry, ktore on miał nasobie straciły kolor. Moz˙na by pomys´lec, ze człowiek ten był nijaki, z˙ewłasciwie juznie był ani zły, ani dobry, ani nie miał na nic nadziei. Lecz poetazaraz potem informuje nas, z˙e spał spokojnie jak dziecko, a sen – odpoczynekregenerujacy siły – ja rozumiem jako symbol synowskiego zaufania. I chociaz˙sen jest takz˙e symbolem s´mierci, to jako chrzes´cijanka wierze, ze jest to stan,z ktorego zostaniemy wyprowadzeni w momencie zmartwychwstania. Spac´spokojnie jak dziecko moz˙e człowiek, ktoremu zadna niegodziwos´c niezakłoca snu.

Patrzac na tego s´piacego na ławce oberwan´ca, poeta dostrzega w nimsamego Syna Człowieczego!

I poczułem w sercu swoim(nie pomys´lałem ale poczułem)ze to jest NamiestnikJezusa na ziemia moze nawetsam Syn Człowieczy

36

Ten fragment wiersza jest dla mnie najbardziej wzruszajacy. Poruszajacy dogłebi. Z powyzszych sło´w przebija ogromny ładunek miłos´ci do ludzi. Serce– w znaczeniu przenos´nym jest pojeciem bardzo zbliz˙onym do ducha, wiary,pojmowania czegos´, jest miejscem sumienia moralnego, niepisanego prawai...spotkania z Bogiem. Ro´ zewicz sercem czuje w tym bezdomnym Boga!

Nazwa Syn Człowieczy powtarza sie˛ 246 razy w Biblii. Niekiedy maznaczenie „człowiek w ogo´ lnosci”, czyli wyraza przynalez˙nosc do grupyludzkiej, ale cze˛sciej oznacza Mesjasza ze strony Jego natury ludzkiej. Tak torozumie tradycja z˙ydowska i chrzes´cijanska. W Nowym Testamencie wyraz˙e-nie „Syn Człowieczy” cze˛sto siepowtarza w ewangeliach. Ma je na ustachZbawiciel i stosuje zawsze je do siebie samego. Raz tylko wypowiada je s´w.Szczepan, a dwa razy Apokalipsa. Pan Jezus uz˙ywa tego tytułu zawsze wtedy,gdy pragnie uwydatnic´ uczestnictwo swego człowieczen´stwa w tajemnicyodkupienia i sadu swiata. Czyzby zatem poeta sugerował nam, z˙e tenbezdomny oberwaniec s´piacy na ławce z głowa˛ złozona na foliowej torbie,miałby bycnaszym odkupicielem i naszym se˛dzia?

„Spał jak dziecko” – Jezus uwaz˙ał dziecko za ideał prawdziwego ucznia.„Jesli nie staniecie sie˛ jak dzieci, nie wejdziecie do Kro´ lestwa Bozego”. „Ktosie unizy jak dziecko, ten jest najwie˛kszy”. Jezus miał na uwadze przedewszystkim chyba ubo´stwo owego dziecka, jego całkowita˛ zaleznosc i to, zedziecko wszystko, co otrzymuje traktuje jako dar, a nie rzecz nalez˙na. Termin„dziecko” w znaczeniu metaforycznym sugeruje takz˙e ideepewnego uczuciałaczacego dwie istoty.

I kolejne wersety wiersza:

chciałem go dotknaci zapytacczy ty jestes´ Piotr?

ale ogarne˛ło mniewielkie oniesmieleniei oniemiałem – Onies´mielenie jest uczuciem, kto´re powstaje

raczej w kontakcie z autorytetami. Ale takz˙e wobec rzeszy bezdomnych,alkoholikow, narkomano´w ogarnia mnie wielkie onies´mielenie, bo zdaje˛ sobiesprawez faktu, ze saoni fundamentem, skała, opoka, na ktorej powstajanajwieksze fortuny tego s´wiata – przemysł alkoholowy, narkotykowy, nikoty-nowy...! To ci ludzie staja˛sieofiarami. Najcze˛sciej bezsilni wobec dookolnegozła, nie umiejacy „isc po trupach do zwycie˛stwa”, uciekajaz tego s´wiata, ktorynie jest ich s´wiatem. Mowi sieo nich „niedostosowani społecznie”, „margines

37

społeczny” itp., a ja zastanawiam sie˛ czy to przypadkiem nie ci, kto´rzy sietako nich wyrazaja powinni stanowic´ społeczny margines?

twarz miał zanurzona˛w kłaki rudej brody

chciałem go obudzic´i spytacraz jeszczeco to jest prawda

„pochyliłem sienad nim”... pochylenie sie˛ oznacza najcze˛sciej metaforycz-nie gotowos´c udzielenia pomocy

...ipoczułem zepsuty oddechz jamyustnej... Zatrzymam sie˛ w tym miejscu, bo wydaje sie˛, ze sato

bardzo waz˙ne słowa wiersza (jak zreszta˛ wszystkie). Oddech – jest symbolemzycia. Jama – symbolem ukrycia, skrycia, a usta? One ukazuja˛ skryte zamiaryserca.

Spiacy na ławce miał zepsuty oddech – czyli zepsute z˙ycie, ale to wcale nieprzekres´liło w oczach poety jego Synostwa Człowieczego –

a jednak cos´ mi mowiłoze to jest Syn Człowieczy – podkres´la Rozewicz

...otworzył oczyi spojrzał na mniezrozumiałem z˙e wie wszystko...

Oko utozsamia sie˛ z sercem, kto´re potrafi cos´ uchwycic. Oko zdradzaczłowieka wewne˛trznego, jest „lampa˛ duszy”. Spojrzec´, to znaczy zwro´cicszczego´ lna uwage, nawiazacdialog (choc´by taki, bez sło´w)

...odchodziłem pomieszanyoddalałem sie˛

w domu myłemdługo i starannie re˛ce

Pomieszanie moz˙e, miedzy innymi, znaczyc´ przenikniecie siewzajemne,splecenie sie˛, moze takze znaczyc´ nieład w głowie, zame˛t, jakieszakłoceniedotychczasowego porzadku.

38

W dwoch, ostatnich juz˙, linijkach wiersza poeta czyni jasne odniesienie dogestu uczynionego przez Piłata po wydaniu wyroku s´mierci na Jezusa, na SynaCzłowieczego. Chociaz˙ przecieznie znalazł w Nim z˙adnej winy, ale dla„swietego spokoju”, dla zachowania stanowiska, z le˛ku przez tłumem niepotrafił „pojsc pod prad”. Skazał niewinnego. (Jakz˙e czesto i ja odchodze˛,oddalam sie˛ od ludzi potrzebujacych miłosci najbardziej. Tłumacze˛ sobiedługo i starannie, z˙e przeciez˙ nic nie mogedla nich zrobic´!).

Tadeusz Ro´zewicz, wierszem pod tytułem „widziałem Go” czyni jak sie˛zdaje, swoisty rozrachunek moralny wskazujac jednoczes´nie kazdemu, szuka-jacemu Boga, z˙e staje sie˛ On widoczny w rzeczach i ludziach. Inaczej sie˛ doNiego „nie dotrze”. Mys´le, ze kazdy kto chce Go znalez´c musi podjac probespotkania Boga w innych ludziach. Choc´, muszeprzyznac´ jest to niebywaletrudne. Zawsze było, a szczego´ lnie teraz, gdy wie˛kszosc zdeklarowanychchrzes´cijan chetniej wyznaje jednak starotestamentowa˛ zasade˛ „oko za oko,zab za zab”, nizli nowotestamentowa˛ „miłuj bliz niego swego, jak siebiesamego”. ❏

Lusia

39

PROSTO Z MITYNGU (USA)

Jak w kazdym numerze prezentujemy przykłady doswiadczeni przezycuczestnikow spotkan AA. Z adnych wyrazonych tu opinii nie nalezyprzypisywac Wspolnocie AA jako całosci.

KULOODPORNOSC?Przymierzałam sie˛ własnie do swojej pierwszej samodzielnej wyprawy poza

bezpieczny krag Wspolnoty i mojej rodzimej grupy AA. Byłam przekonana, z˙enic mi nie moze zagrozic´. Własnie mineły pierwsze cztery miesiace w trzez´wo-sci i czułam siebezpiecznie jak w kuloodpornej kamizelce.

Było lato 1975 roku i postanowiłam zabrac´ swoje dzieci na wakacje podnamiot. Całkiem sama. Kiedy powiedziałam o tym na mityngu, koledzy nieszczedzili mi swoich „sugestii” wyraz˙ajac obawy, ze moze jeszcze za wczes´niena takaeskapade˛ z dala od grupy, od kolego´w z AA i od domu. Wzruszała mnieich troskliwosc, ale gdy człowiek czuje sie˛ kuloodporny, to musi to miec´ jakiswpływ takze na słuch, nie mo´wiac o rozsadku. Gdy koledzy zobaczyli, z˙e mojepostanowienie jest nieodwołalne, poradzili mi tylko abym na miejscu skontak-towała sieod razu z miejscowa˛grupaAA. „Nie ma sprawy!” skwitowałam ichrady, uwaz˙ajac ze przesadzaja˛z taostroznoscia. Przeciez˙ ja zabierałam ze soba˛swojaSiłe Wyzszai uwazałam, ze to mi powinno w zupełnos´ci wystarczyc´.

A teraz sobie wyobraz´cie: Dolina Simi w Kalifornii, 6.30 rano, upalny letnidzien i szostka dzieci ładujaca siedo wielkiego kampingowego samochodu.Z przodu mamy przyczepiona˛motorynke, z tyłu parerowerow, a za kierownica˛ja, zaledwie cztery miesiace trzez´wa. Hej, swiecie, miej siena bacznos´ci,jedziemy do ciebie!

Po kilkuset milach dotarlis´my szczesliwie nad jezioro Lopez. Kiedy jakotako urzadzilismy sie na kampingu, przypomniałam sobie o radach moichkolegow i postanowiłam skontaktowac´ siez miejscowa grupa˛AA. Na wszelkiwypadek. Z informacji dostałam numer, zadzwoniłam, ale nikt nie podnosiłsłuchawki. Poczułam sie˛ trochenieswojo, zwłaszcza z˙e tam, gdzie mieszkam,mamy telefon AA czynny 24 godziny na dobe˛ i zawsze moz˙na z kimsporozmawiac´. Uznałam, z˙e trafiłam na jakas przerwe i postanowiłam za-dzwonicza jakisczas.

Chodziłam do automatu co godzine˛, ale nikt nie odpowiadał. Tak było przezcały dzien. Wieczorem wzie˛łam do poduszki Wielka˛ Ksiege, ktora zabrałam„na wszelki wypadek”, gdyby Pan Bo´g nie miał akurat czasu o mnie sie˛

40

zatroszczyc´. Zasypiałam z mocnym postanowieniem zatelefonowania do AAznowu nazajutrz z samego rana.

Muszecoswyjasnic. W ogole nie chciało mi sie˛ pic. Nie, chciałam tylkoz kims porozmawiac´, poniewaz˙ nie chciało mi sie˛ pic i potrzebowałam poprostu komus´ o tym powiedziec´.

Jarzacy blask słon´ca obudził mnie wczes´nie i od razu przypomniałam sobie,ze mam zadzwonic´. Poszłam do automatu i znowu wro´ciłam z niczym. Ale nacałym kampingu unosił sie˛ zapach smaz˙onej jajecznicy, co przypomniało mio moich szes´ciu głodomorach czekajacych na s´niadanie.

Potem przez cały dzien´ biegałam do automatu, co godzine˛ probujacdodzwonicsie pod numer kontaktowy AA. Bez skutku. Spacerowałam pokampingu wypatrujac samochodo´w z nalepkami na zderzakach, jakie czasemprzylepiajaaowcy: „Najwazniejsze najpierw”, „Zyj dniem dzisiejszym” itp.Nic z tego. Łzy napłyne˛ły mi do oczu, mo´ j niepokoj powoli zmieniał siew panike. Moze znacie to uczucie, kiedy serce zaczyna mocno bic´, a umysłprzestaje racjonalnie pracowac´? W takich chwilach nawet nie mys´le o modlit-wie, ale słowa „Boz˙e, pomoz mi” same i tak pojawiaja˛ sie w mojej głowie.Wtedy nagle ols´niło mnie przeczucie: „Moz˙e zle zapisałam numer?” Zno´wwrzuciłam monete˛ i wykreciłam numer informacji.

Meski głos zapytał: „W czym moge˛ pomoc?” Na dzwiek ludzkiego głosurozbeczałam sie˛ i powiedziałam: „Jestem alkoholiczka˛ i nie mogeskontaktowac´siez AA, nie chcewcale pic, ale chce˛ z kimsporozmawiac´, proszemi pomoc!”

Usłyszałam spokojny, opanowany glos: „Dobrze sie˛ składa. Na imie˛ mamBill i jestem alkoholikiem. Gdzie jestes´? Nie martw sie˛, czekaj spokojnie,przyjedziemy i zabierzemy cie˛ na mityng”. Moja panika znikne˛ła jak rekaodjał. Przyjechali (Bill z kolezanka) i zabrali mnie na mityng, a potem odwiez´lina kamping. Taka˛ samawdziecznosc czułam na mityngu jeszcze tylko jedenraz: kiedy byłam na swoim pierwszym w z˙yciu mityngu w moim mies´cie. Tegodnia na kampingu dowiedziałam sie˛ bardzo waz˙nej rzeczy: Bo´g działa poprzezludzi - takich samych ludzi jak ja albo wy.

Dzisiaj, ponad dwadzies´cia lat pozniej, Bog nadal działa przez ludzi takichjak ja i wy. Przekonałam sie˛ tez, ze warto korzystac´ z „sugestii” innychaowcow. Wiem tez, ze „kuloodpornos´c” to złudzenie nowicjusza zachwycone-go pierwszym dreszczykiem trzez´wego zycia. Najwazniejszym pancerzemochronnym przed alkoholem jest program Dwunastu Kroko´w i WspolnotaAnonimowych Alkoholikow. ❏

Tally S., Moorpark, KaliforniaMaj 2000 r.

(Copyright „The AA Grapevine, Inc.” - reprinted with permission)

41

PROSTO Z MITYNGU

NA POCZATKU BYŁ CHAOS ...Był wszedzie.W domowym bałaganie, w kto´rym ciagle gineły akurat te najbardziej

potrzebne papiery, brudne ciuchy malowniczo kłe˛biły sie razem z czystymi,a pod poduszka, za ksiazkami na regale i we wszelkich innych katach czaiły sie˛puste i w roznym stopniu napełnione butelki. Stopniowo coraz cze˛sciej puste.

W pomieszaniu dnia z noca, w panicznych przebudzeniach bez s´wiadomos´ciczasu i miejsca, w goraczkowym szukaniu zerwanego watku dnia wczoraj-szego i punktu zaczepienia w dzisiejszym, w podchodzacym do gardłastrachu przed jutrem.

W relacjach z najbliz˙szymi, w karuzeli uczuc´ i emocji, w poplataniu miłoscii nienawisci, bezsilnej złos´ci i poczucia winy. W histerycznych zrywachczułosci do dziecka i ro´wnie histerycznych wrzaskach – z byle powodu,a w gruncie rzeczy ciagle z tego samego powodu – z rozpaczy. Z˙e nie tak, z˙e nieumiem, ze nie moge˛.

Był we mnie i wokoł mnie. W najblizszym otoczeniu, i w całym wielkimswiecie, ktory coraz cze˛sciej był nie do ogarnie˛cia, nie do poje˛cia, w ktorymbyle papierek w byle urze˛dzie urastał do problemu straszliwego i groz´nego.W pracy, w ktorej jedna kompromitacja goniła naste˛pna, w ktorej tylkobezgraniczna dobroc´ i wiara niektorych ludzi umozliwiła potem zniesieniewstydu i strachu przed spojrzeniem w oczy.

Całe moje pijane z˙ycie było chaosem, a ja bezwolna˛ drobinamiotajaca siew nim bez celu i sensu, a jednoczes´nie z rozpaczliwaswiadomos´cia potrzebytego sensu i celu, co czyniło jeszcze bardziej beznadziejnym ich brak.

I całe moje trzez´wienie, blisko juzsiedmioletnie, od lat pełne szcze˛scia,i radosnej satysfakcji, jest włas´ciwie od samego poczatku poszukiwaniemi budowaniem ładu, instynktownym dazeniem do harmonii jako przeciwwagidla tamtego chaosu, kto´ry – wiem to i czuje! – nie odszedł na zawsze w niebyt,pozostaje gdzies´ bardzo blisko i czeka na mnie... Niech sobie czeka. Niedoczeka sie˛, jesli sama go nie wybiore˛. Wybieram ład. Bo teraz juz˙ mamwybor, teraz MOGEWYBIERAC.

W pamieci tkwi ten okropny i bardzo bolesny, ale piele˛gnowany starannie (wcharakterze dobitnego memento) obrazek ostatnich chwil ostatniego, wielo-tygodniowego picia: zdemolowanego mieszkania, walajacych siewszedzie popodłodze pustych butelek i zabawek mojej czteroletniej co´rki, smieci, resztek

42

dziecinnego jedzenia, peto´w i stosow zdjec z mojego dziecin´stwa (czegow nich tak goraczkowo szukałam??). I nagłej, przeraz˙ajaco jasnej s´wiadomos´citego wszystkiego, nagłego, jakby w jaskrawym s´wietle reflektora, dostrzez˙eniaw tym całym obrzydliwym syfie woko´ ł – obrazu własnego z˙ycia, odzwiercied-lenia tego, co zrobiłam z tym z˙yciem i ze soba˛sama. I wstretu nie do zniesienia,i beznadziei przes´wiadczenia, z˙e juzza pozno, ze juznic siez tym nie da zrobic´,ze poza tym chaosem nie istnieje nic.

Potem – kilka tygodni po usiłowaniu samobo´jstwa i pobycie w szpitalupsychiatrycznym – pierwszy mityng. Z opowies´ci spikera nie pamie˛tam nic, takstarannie odcinałam sie˛ od wszystkiego, odpłyne˛łam gdzies´, ledwo słyszałamszmer głoso´w. I nagle z tego szmeru wypłyne˛ły słowa, ktore na chwilezatrzymały s´wiat w miejscu – znowu jak w błysku flesza, w iluminacji Sensu:„Krocz spokojnie ws´rod zgiełku i pos´piechu...” Jakie to proste. Poryczałam sie˛.I zakochałam w tych słowach, uczepiłam sie˛ ich jak tonacy. Do dzisna kazdymmityngu wywołujaskurcz wzruszenia w gardle, chociaz˙ od lat znamDesideratena pamiec, jest magicznym zakle˛ciem na trudne chwile, psalmem ładu i spokoju,modlitwa tak samo waz˙na jak ta o pogode˛ ducha.

To był przełom. Zobaczyłam drogowskaz, w nagłym ols´nieniu zrozumiałam, z˙eJEST droga. Kolejnymi słupkami wytyczajacymi tedrogeku harmonii stały sie˛powiedzonka Anonimowych Alkoholiko´w – proste, lakoniczne, czasem wre˛czoczywiste na pozo´r, a tak madre prawdy, włas´nie poprzez swa˛ lakonicznos´c,poprzez trafny skro´t myslowy „porzadkujace swiat”, moje pomieszane i skom-plikowane z nim relacje, moje fałszywe o nim mys´lenie. A takze – fałszyweprzeswiadczenia o sobie i innych. Czyli porzadkujace w istocie mo´j pogubionyw chaosie umysł, wprowadzajace wenjasne kryteria. Ład.

Przez cały czas było – i jest nadal – absolutnie oczywiste dla mnie, z˙e skoromoje pijane z˙ycie było chaosem, to nowe – trzez´we musi byc´ budowane jakojego przeciwien´stwo, to znaczy jako s´wiadomie konstruowany Ład (tak jestzresztaze wszystkim, o czym wie na pewno kaz˙dy trzezwiejacy: kłamstwozastepujemy uczciwos´cia, zadufanie pokora, przedmiotowe traktowanie ludzi– troska, akceptacja, miłoscia... itd). A kazdy ład, kazda harmonia oznaczapewien rytm, poddane sie˛ mu – tj. pewne rygory, ramy. To było trudne dopojecia dla mojej anarchistycznej alkoholowej s´wiadomos´ci. Rygory? Czyli– ograniczenia? Brak wolnos´ci? Kiedyswydawało mi sie, ze wolnoscpolega nabraku ograniczen´. Demonstrowałam to w alkoholowym zadufaniu, łamiacwszelkie normy. Moralne, prawne, obyczajowe, wreszcie elementarne normyzdrowego rozsadku. Teraz juz˙ wiem, ze to nie tak. Bolesna lekcja chaosuwykazała mi to bardzo dobitnie. Jestem wolna, bardziej niz˙ kiedykolwiek,własnie dlatego, z˙e juzpotrafiezaakceptowac´ ograniczenia porzadkujace moje

43

zycie, i nadajace mu rytm, kto´ry – jako znany i „mo´ j” – daje tezpoczuciebezpieczen´stwa i spokoju. W kon´cu ograniczenia wpisane sa˛ juz w ludzkabiologie, ograniczeniem jest choc´by potrzeba snu czy jedzenia – czy mamybuntowac´ sieprzeciwko nim (nie musze˛ pewnie dodawac´, ze i to probowałamczynicniegdys!) w imie jakiejswyimaginowanej „wolnos´ci”? Ograniczenie tej„wolnosci” stanowi kazdy obowiazek – ale to włas´nie moznosc swiadomegopodejmowania odpowiedzialnos´ci (tzn. rowniez obowiazkow) czyni mniewolna, bo jest w gruncie rzeczy ro´wnoznaczna z moz˙noscia dokonywaniawyborow. Swiadomie i z wyboru przyje˛te zasady poste˛powania przestaja˛ bycograniczeniami – sa˛ taktem odmierzajacym rytm zycia duchowego, tak jakbicie serca jest podstawowym taktem naszego rytmu biologicznego.

Podczas budowania swojego trzez´wego zycia na fundamencie ładu odkryłam– po pewnym dopiero czasie i z pewnym zdziwieniem – z˙e zwykły mityng AAjest doskonałym modelem takiej bezpiecznej, harmonijnej struktury. Jegozawsze ten sam, nienaruszony i rytualny rytm daje poczucie pewnos´ci poruszaniasie w znanej „oswojonej” przestrzeni, a jednoczes´nie przywodzi na mys´lnienaruszalnos´c harmonii ponadludzkiej, kto´rej czastkawszak jestes´my (znowuDesiderata!). Dla mnie podstawowe elementy symbolicznej struktury mitynguprzewartos´ciowały w nowej perspektywie ładu wiele momento´w „poprzed-niego” zycia. Na przykład s´wieca. W „tamtym z˙yciu” była stałym elementemscenografii nocnego picia, rekwizytem tworzacym wszelkie „klimaty”, ktorepiciu słuzyły. Tu stała sie˛ czesciarytuału, pogłebiajacajego sens o cała˛ogromnasymbolikepłomienia – s´wiatła, ciepła, oczyszczenia, wiary, wspo´lnoty, drogo-wskazu. Wszelkie zasady, normy i przepisy były kiedys´ wyznacznikiem„zniewolenia”, ograniczenia mojego ja. Dobrze pamie˛tam, jak irytowały mnie napoczatku trzezwienia zasady obowiazujace na mityngu, jak uwierała mys´l, ze„ktos chce mi cos´ narzucic”, jak drobiazgowo analizowałam kaz˙daz tych zasadw podswiadomym pragnieniu podwaz˙enia jej celowos´ci. Ale nie udało sie˛, a teproby sahistorycznym s´wiadectwem mojej o´wczesnej niedojrzałos´ci, powierz-chownego pojmowania fenomenu Wspo´lnoty i sensu funkcjonowania w niejkazdego z nas, istoty wzajemnych relacji w AA. W momencie gdy dotarł do mniesens kaz˙dej z tych zasad, gdy uznajac ich niepodwaz˙alnacelowosc i madrosczaakceptowałam je jako WŁASNE – przestały byc´ irytujacym ograniczeniem,a stały siewyznaniem własnych przekonan´. Nie mysle: „n i e w o l n o mipolemizowac´, krytykowac, zadawac´ pytan, oceniac´, wysmiewac, przerywac´...”itd.; nie mysle: „m u s z epodnosic´ reke i czekacna swojakolej, zeby cos´powiedziec´”. Mysle: „JA nie polemizuje, nie krytykuje, nie oceniam, nieprzerywam...” To MOJ wybor, moje zasady, kto´re MNIE daja poczuciebezpieczen´stwa – abym SAMA nie była krytykowana, oceniana, abym miała

44

prawo do własnej wypowiedzi bez przerywania, aby czuc´ siebezpiecznie. Takto działa.

A chaos czeka. Wiem, z˙e jest blisko, na odległos´c jednego mojego wyboru.I nieskonczenie daleko – bo codziennie od nowa wybieram Ład.❏

Ania AA

DESIDERATA

Krocz spokojnie ws´rod zgiełku i pos´piechu – pamie˛taj jaki pokoj mozebyc w ciszy. Tak dalece jak to moz˙liwe, nie wyrzekajac sie siebie, badzw dobrych stosunkach z innymi ludz´mi. Prawdeswagłosspokojnie i jasno,słuchaj tez˙ tego co mo´wia inni, nawet głupcy i ignoranci, oni tez˙ majaswaopowiesc. Unikaj ludzi hałas´liwych i agresywnych, gdyz˙ tacy saudrekadladucha. Jes´li porownujesz sie˛ z innymi mozesz stac´ sie prozny lubzgorzkniały, albowiem zawsze be˛da lepsi i gorsi od ciebie. Ciesz sie˛zarowno swymi osiagnieciami jak i planami. Wykonuj z sercem swa˛prace,jakkolwiek by była skromna. Jest ona trwała˛ wartoscia w zmiennychkolejach losu. Zachowaj ostroz˙nosc w swych przedsie˛wzieciach – s´wiatbowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwejcnoty, wielu ludzi dazy do wzniosłych ideało´w i wszedzie zycie pełne jestheroizmu. Badz soba, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuc´; nie badz cynicznywobec miłos´ci, albowiem w obliczu wszelkiej oschłos´ci i rozczarowan´ jestona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to co lata niosa, bez goryczywyrzekajac sie przymiotow młodosci. Rozwijaj siłeducha, by w nagłymnieszcze˛sciu mogła byc´ tarcza dla ciebie. Lecz nie dre˛cz sie tworamiwyobrazni. Wiele obaw rodzi sie˛ ze znuzenia i samotnos´ci. Obok zdrowejdyscypliny badz łagodny dla siebie. Jestes´ dzieckiem wszechs´wiata, niemniej nizgwiazdy i drzewa masz prawo byc´ tutaj i czy to jest dla ciebie jasneczy nie, nie watp, ze wszechs´wiat jest taki jaki byc´ powinien. Tak wiec badzw pokoju z Bogiem cokolwiek mys´lisz o Jego istnieniu i czymkolwiek sie˛zajmujesz i jakiekolwiek sa˛ twe pragnienia. W zgiełku ulicznym, zame˛ciezycia zachowaj poko´ j ze swadusza. Z całym swym zakłamaniem, znojemi rozwianymi marzeniami ciagle jeszcze ten s´wiat jest piekny.

Badz uwazny, staraj sie˛ byc szczesliwy.

45

PROSTO Z MITYNGU (BUŁGARIA)

PRZED PROGIEMPIERWSZEGO KROKU

„Mam na imieK. i jestem alkoholi-czka” – tak zaczynamy swoje wypo-wiedzi na mityngach AA. Mogłam towymowic dopiero gdy przyznałamsama przez soba: ty zwyciezyłes.

„Nie ma na tym s´wiecie nic, cobyłoby tak złe, z˙e alkohol nie mo´głbygo uczynic jeszcze gorszym” – po-wiada Lorence Block. Dla człowieka,ktory nie ma za soba˛ prawdziwegospotkania z alkoholem, brzmi to litylko jak błyskotliwa gra sło´w. Jak-kolwiek bedziemy wspo´ łczuc komusz powodu „czyjegos´” problemu, mo-zemy go zrozumiec´ tylko w jakimsstopniu. Zal, złosc, pogarda, oboje˛t-nosc – czego´ z jeszcze nie wywołujewidok zataczajacego sie, bełkoczace-go cosdo siebie i swoich własnychdemono´w człowieka z butelka˛w rece,jakiez zrozumienie moz˙e on wzbu-dzicw tym, kto wypija kieliszek winado kolacji i na propozycje˛ nastepnegoodpowiada „dzie˛kuje, wystarczy”.

Potrafiesobie poradzic´!

Wariant I:Jestem alkoholiczka. Miałam spot-

kanie z demonem alkoholu. Zapro-szenie na to spotkanie jest osobiste.I samo spotkanie jest osobiste. Jestes´-my tylko we dwoje, on i ja. Jestes´my

sami, zawsze jestes´my sami. To nic,ze jestem w towarzystwie, to nic, z˙einni tezpija. On jest bardzo przekony-wajacy i bardzo logiczny. Namawiamnie. Tysiace juz razy demaskowa-łam jego podste˛pna logike i tysiacerazy mnie przekonywał. „Przeciez˙potrafisz wypicjeden kieliszek i prze-stac, prawda? „Moge˛, oczywiscie, zemoge, przeciez˙ nie jestem uzalez˙nio-na!” „No, wiec skoro jestes´ wolnymczłowiekiem, skoro masz wole˛, costoi na przeszkodzie?” „No włas´-nie...” Scenariusz ciagu dalszego jestmi znany do bo´ lu. Jego ostatnie epizo-dy przebiegaja˛ w bezpamie˛ci. Potra-fie sobie poradzic´!

Wariant II:Podejmujedecyzje, ze nie pojde.

Odmawiam spotkania z nim. Utrzy-muje swoja swiadomos´c w stanieczujnosci. Obserwuje˛ sama siebie.Napinam nerwy i mie˛snie. Dam sobierade. Ide ulica. Posiadam jeden jedy-ny umysł, moj ludzki umysł, z ktorymmuszesobie poradzic´. Pewnie krocze˛w stronedomu. Moje nogi same skre˛-caja w kierunku spotkania – w tyluroznych miejscach moz˙e sieono od-byc. Stopniowo mo´ j umysł siepod-daje, moj własny, jedyny ludzki

46

umysł, z ktorym muszesobie pora-dzic otula siemgła, traci wiarew sie-bie. Słysze˛ w uszach „diabelska” logi-ke. Nie wierzejej, juz jej nie wierze.Ale ostrze mojego umysłu jest ste˛pio-ne, nie jest w stanie przeciwstawic´ jejjakichkolwiek argumento´w. Bo jakizmogłabym wymys´lic argument, kto´-rego by nie znał? „Od alkoholu sie˛

umiera, opus´cili mnie przyja-ciele, straciłam prace˛, odszedłukochany człowiek...” Słyszałto wszystko, ilez˙ to razy sły-szał. Ale przeciez˙ on nie chce,zebyssieupiła, chce tylko cie˛pocieszyc´ jednym kielisz-kiem, tylko jednym, „bo prze-ciezpotrafisz sobie poradzic´”.Tylko jeden kieliszek. Mo´ jumysł tego nie obejmuje. Mo´ jjedyny ludzki umysł...

Nie potrafiesobie sama po-radzic. Potrzebuje˛ pomocy.

Ostatnio w grupie pracuje-my nad Pierwszym Krokiem.

Ze zdumieniem stwier-dzam, jak trudno, jak fascynu-jaco i rados´nie jest nauczyc´ sieod nowa chodzic´. Zrobic je-den krok, ten pierwszy. Niema w tym zadnego cudu – po

prostu chciałam. I zaufałam. Jak dzie-cko, ktore niepewnie staje na no´ zki,ale potykajac sie wie, ze jest reka,gotowa je podtrzymac´. ❏

K. Petrowa

(przekład z bułgarskiegoAnna Szwed)

47

...I za to JAjestem ODPOWIEDZIALNA

Kiedy miałam po´ łroczny staz˙ abs-tynencki wydarzyło sie˛ cos bardzowaznego dla mojego trzez´wienia.

To był czwartek, dzien´ mitynguAA. Spotykalismy sie wowczas razw tygodniu. Czułam sie˛ wspanialeprzez te szes´c miesiecy, w moimzyciu panował spoko´ j i rownowaga.Tamtego czwartku lez˙ałam na kana-pie w domu mojego przyjaciela. Byłomi przytulnie i dobrze, czułam sie˛rozluzniona i rozleniwiona. Powin-nam była sie˛ juz zbieracdo wyjscia namityng. Nie chciało mi sie˛.

Moj przyjaciel zapytał co by sie˛stało, gdybym dzis´ nie poszła, czy tojest obowiazkowe? Powiedziałam, z˙enie ma obowiazku, ze przed nikim niemuszesierozliczac. Jesli zechce, mo-ge isc, jesli zechce – moge zostac´,mozemy nadal sobie gawe˛dzic, obej-rzecjakis film... Ciagle dokadsgonie,ciagle mam jakies´ sprawy na głowie.Poza tym, z˙e jestem alkoholiczka,jestem tez˙ pracoholiczka. Chociazjuzco nieco w tym wzgle˛dzie osiagne-łam. Zacze˛łam sie uczyc odpoczy-wac, dawac´ sobie do tego prawo i nieczucsiewiecznie poganiana obowia-zkami, ktore sama sobie wyznaczam.Ten moment był włas´nie taki. Od-poczywałam rozluz´niona i moje mys´lipłyneły spokojnie i beztrosko. Wyob-raziłam sobie K. jak przychodzi i ot-

wiera pomieszczenie, w kto´rym od-bywalismy mityngi. I w naste˛pnejchwili wyobraziłam go sobie na szpi-talnym łozku, z zawałem czy czyms´takim. Obraz sie˛ zmienił i zobaczy-łam, jak nadchodzi Z˙. i otwiera naszepomieszczenie, a za mgnienie okaujrzałam ja potracona przez samo-chod, połamana, lezaca w karetce,w drodze na pogotowie. Potem wyob-raziłam sobie E. otwierajacapomiesz-czenie i znowu obraz sie˛ zmieniłi zobaczyłam, jak wyjez˙dza z miastaw waznych sprawach i nie moz˙e bycna mityngu. I tu włas´nie zdarzyło sie˛to, co diametralnie zmieniło mojemyslenie o AA i jego miejscu w moimzyciu. Zobaczyłam sama˛ siebie, jakbiegnezdyszana na miejsce mityngu,aby otworzyc´ drzwi. Cos zakłułomnie w piersi. Poczułam, z˙e to JAjestem AA, ze jestem istotna˛ czesciajego organizmu i z˙e jesli mnie niebedzie, nie be˛dzie ono mogło funk-cjonowacw pełni.

To przezycie było dla mnie naj-wiekszym podarunkiem od Siły Wyz˙-szej, ktora w sposo´b znaczacy wspo-maga moje trzez´wienie. Do tamtejchwili miałam wrazenie, ze przycho-dzew miejsce, gdzie ktos´ mnie wita,ktos dba o to, aby zawsze tam byc´i jest odpowiedzialny za to, co sie˛ tamdzieje. To tak, jakby byc´ gosciem,

48

ktorego ktos´ inny ma obowiazek tamprzyjac i zatroszczyc´ sieo jego dobresamopoczucie w tym miejscu.

Mysle, ze ta chwila stała sie˛ dlamnie krokiem ku dojrzałos´ci – kutemu, by czuc´ własnaodpowiedzial-nosc za uczestnictwo we Wspo´ lnocie,by czucsiepełnoprawnaczesciacało-sci, by czuc, ze ode mnie takz˙e zalezapostepy wszystkich, duchowy wzrostwszystkich, całej grupy.

Do tamtej chwili miałam wraz˙enie,ze biore, ze dostaje˛ i ze to mi sienalezy. Od tego momentu czuje˛, zedaje i w ten sposo´b zamknełam kragbrania i dawania, jako proces kumula-cji i rozwoju.

Juz od osmiu lat staram sie˛ nieopuszczac´ zadnego mityngu i czuje˛,ze moja obecnos´c wspomaga innych;zawsze tez˙ znajduje sie˛ cos, co mogezabrac´ ze soba, w sobie.

To jest bogactwo, kto´rym krzepiecała swoja istote, aby dawac´ sobierade w trudnych sytuacjach i mo´czawsze ocalec´. To błogosławien´stwo,za ktore jestem wdzie˛czna Sile Wyz˙-szej i ktorego zycze z całego sercakazdemu. ❏

S.B.

(przekład z bułgarskiegoAnna Szwed)

49

PROSTO Z MITYNGU

„DOŁEK” PO 11 WRZES´NIAMam na imieMarian i jestem alkoholikiem uzalez˙nionym dodatkowo od

psychotropo´w i nikotyny. Jestem w takiej korzystnej dla mnie sytuacji, z˙e odponad jedenastu lat nie uz˙ywam alkoholu i psychotropo´w, a nikotyny od bliskodziesieciu lat. W tym okresie pracowałem konsekwentnie (i skutecznie) nadpoznaniem moich emocji i nad sposobami, aby te emocje zbytnio nie utrudniałymi zycia. Wiele zeszyto´w zapisanych jako „Dziennik uczuc´” pozwoliło minazwac´ te emocje. Wyste˛pujace w pozniejszych latach emocje nazywałemdokładniej i rozdzielałem na jeszcze dokładniejsze zgodnie z zasada, ze „diabełtkwi w szczego´ łach”. Poznanie uczuc´ i emocji pozwoliło mi zobaczyc´, zezyłem w zwykłym realnym s´wiecie, a nie w ekstremalnych warunkach, kto´remogły mnie jedynie unicestwic´. Moje reagowanie było nadmierne na zaistniałeprzyczyny tych reakcji. Przyczynami były trudnos´ci oraz zagroz˙enia wynikaja-ce ze zwykle wyolbrzymionych emocji nieprzyjemnych okres´lajacych strach,złosc, smutek, rozpacz a takz˙e emocji przyjemnych okres´lajacych rados´c,nadzieje, pragnienie czy miłos´c. Rozpoznanie moich emocji juz˙ zmniejszyłostan zagroz˙enia poniewaz˙ – doswiadczyłem tego na własnej sko´rze – najgorszejest to co mnie dotyczy i jest „nieznane”.

Poznałem i zaakceptowałem program „Dwunastu Kroko´w”. Zakorzeniłemsiewe Wspolnocie AA, a pozniej we Wspo´ lnocie AN. Korzystałem z pomocyprofesjonalisto´w w Poznaniu, Gniez´nie. Byłem takz˙e w Strzyzynie. Nabiera-łem doswiadczenia w budowaniu trzez´wosci. Proces zdrowienia ujawnił minowe, jasne strony z˙ycia i dodał blasku wartos´ciom, ktore zblakły i poczerniaływ czasie dwudziestoletniego okresu nałogowych zachowan´. Nawroty wpadekemocjonalnych coraz rzadziej wyste˛powały. Było coraz lepiej.

Niespodziewanie wydarzył sie˛ atak terrorystyczny na USA w dniu 11wrzesnia br. W naszej literaturze jest odniesienie, z˙e po ataku Japon´czykow naamerykan´ska bazew Pearl Harbor w dniu 7 grudnia 1941 r. AnonimowiAlkoholicy nie zaczynali „ciagow picia z rozpaczy”, bo przez˙yli juz swoje„Pearl Harbor” wczes´niej w deliriach, rynsztokach itd.

Ja przez˙yłem obecne emocje i uczucia bardzo intensywnie. Mam nowedoswiadczenie. Nie zapiłem, bo to teraz nie mies´ci siew moim działaniu, alerozdraznienie uczuc´ dało naste˛pstwa. Oto´ z, odezwały sie˛ moje pierwotneemocje i instynkty. Poczucie nieszcze˛scia, zal, przygnebienie, zagubienie,odraza, pogarda zmieszana z ws´ciekłoscia i oburzeniem.

50

W sytuacji smierci ludzi w wyniku ataku terrorystycznego, w sytuacjiczekania na wojenna˛ odpowiedz´ USA oraz na dalsze naste˛pstwa tych zdarzen´– wystapił u mnie dosłownie „kocioł przykrych emocji”.

W efekcie wystapiło ciagłe rozdraz˙nienie, nadmierna potrzeba seksu,jedzenie po przebudzeniu w nocy lub bezsennos´c, poczucie zagubienia.Podobnie było w pijackim ciagu. To jest kolejnym dowodem dla mnie, z˙e mojeinstynktowne działanie (mo´ j charakter) jest odruchem alkoholika. Ale obecnienie pije i nauczyłem sie˛ zachowywac´ tak jak zachowuja˛ sie zwykli ludzie.Doraznym sposobem dla mnie jest wychodzenie na mityngi mimo nieche˛ci,rozdraznienia, apatii i zmniejszonej koncentracji. Atmosfera mityngo´w i zbio-rowa „Modlitwa o pogode˛ ducha” satym, co najlepsze. Moz˙liwe, ze jestniedobrze, z˙e sam nie umiem prosic´ Boga o te tak istotne dla mnie doznania,pogodeducha, odwage˛ i madrosc w sytuacjach kryzysowych. No co´ z, juzwczesniej przede mna˛ ktoswymyslił powiedzenie „Nie ma ludzi idealnych”.A te moje „odruchy alkoholika” przetrwam, bo wiem, z˙e one sie˛ niedługozakoncza i z tego „dołka” najprawdopodobniej wyjde˛ tak samo jak wy-chodziłem z poprzednich „dołko´w”. ❏

Marian K. (AA)

51

NASZE WIERSZE

Z cyklu „Nadzieja”

UciekłamTam,gdzie byłamnic nie ma– ziejaca proznia.Nie wierzyłamze stamtad mozna ucieca jednak...Jestem tutajgdzie nawet bezgwiezdna nocdo okien zaglada niebem.

H. Brzuskiewicz-Hnato´w

52

LUDZIE LISTY PISZA ˛

ZYC TYLKO DZISIAJMija 5 miesiecy od mojego wyjazdu z Polski, powrotu do domu w Kalifor-

nii... Ktory to juz raz? Wspomnienia spotkan´, rozmow, a takze problemo´wi radosci zwiazanych z budowa˛ domu-centrum odnowy duchowej w Łomnicywciaz zywe, swieze, wazne. Juz˙ nie zadaje˛ sobie pytania: „gdzie byc´”, aleraczej: „co dalej?”

Wracałam pełna energii, pomysło´w na to, co robic´ w Polsce, ale takz˙ei tesknoty za ludz´mi tutaj w Stanach. Spotykam sie˛ z przyjaciołmi, od-powiadam na pytania, opowiadam co robiłam w Polsce przez trzy miesiace,pokazujezdjecia, snujetakze plany na przyszłos´c. No i jak zwykle po powrociez Polski – szukam pracy na naste˛pne kilka miesie˛cy, do naste˛pnego wyjazdu...Do Santa Barbara Rescue Mission, gdzie pracowałam z alkoholikami, wracamtylko na jeden dzien´ w tygodniu. Nie majapieniedzy dla counseloro´w. Pracuje

53

jako wolontariusz. Przyjaciele obiecuja˛pomoc, nie trace˛ nadziei na znalezieniepłatnej pracy. W kon´cu zawsze moge˛ opiekowac´ sieludzmi starymi i chorymi.A pozniej, niespodziewanie przychodzi ten tragiczny dzien´ : September 11,czyli 11 Wrzes´nia 2001 roku. Czas zatrzymał sie˛ w miejscu, cos´ sie zapadło,zawaliło, mineło bezpowrotnie. Ameryka cierpi, krwawi, jest otwarta nazranienia... Zmiany w ludziach, gospodarce, polityce, zmiany na całymswiecie. Wkrada sie˛ lek, nienawisc, rosnie uczucie bezsilnos´ci i gniewu.Ludzie zaczynaja˛ szukac´ oparcia w Bogu, w wartos´ciach pozamaterialnych,w duchowym podejs´ciu do zycia i spraw codziennych.

Potrzeba pomocy w poszukiwaniu nowych dro´g, w ugruntowaniu z˙ycia „naopoce” czyli na wartos´ciach nieprzemijajacych, duchowych. Czegos´, copozwoli uwierzyc, ze niezalez˙nie od tego, co sie˛ wydarzyło wciaz mamywpływ na to, w jakim s´wiecie zyjemy. Bo od nas zalez˙y jacy jestes´my, jacystajemy sie˛ kazdego dnia. Chyba jeszcze nigdy program 12 Kroko´w nie był takbardzo na czasie nie tylko dla uzalez˙nionych, ale dla kaz˙dego, kto czuje w sobiegłod i pragnienie poznawania siebie, swojego miejsca w z˙yciu i swojej Prawdy!I tego własnie zyczesobie, swoim bliskim oraz przyjaciołom na obu po´ łkulach:– POGODY DUCHA – abys´my umieli godzicsie z tym, czego nie moz˙emy

zmienic;– ODWAGI – abys´my mogli zmieniac´ to, co zmienic´ jestes´my w stanie;– MADROSCI – abysmy umieli odroznic jedno od drugiego.

I niech siedzieje Wola Twoja, nie moja.Zyc dzienza dniem tylko dzisiaj.Szczesliwego Nowego Roku 2002!❏

Maria, Kalifornia

54

ODKRYWANIE WARTOS´CIMam na imieIwajło i jestem uzalez˙niony od narkotyko´w. Od dwoch lat nie

bioreheroiny dzieki programowi Dwunastu Kroko´w. Dzieki przyjaciołom zeWspolnoty Anonimowych Alkoholikow w Sofii zdołałem odstawic´ narkotykii znalezc nowadrogew zyciu. Droge, ktora przyniosła mi zdrowie i rozwo´ jw roznych aspektach: odkrywanie trwałych wartos´ci zyciowych, wiarew SiłeWyzsza, nowych przyjacio´ ł, mozliwosc pomagania innym uzalez˙nionym.

Grupa Anonimowych Narkomano´w istnieje w Sofii od paz´dziernika 2000roku. Wierze, ze rozros´nie sieona i bedzie pomagac´ wiekszej liczbie ludzi,ktorzy poszukujarozwiazania swojego problemu.❏

Z wdziecznoscia,Iwajło (21 lat)

S.O.S.!

Pierwsza i jedyna kilkuosobowa grupa Anonimowych Narkomano´w w Sofii,o ktorej jeszcze 3 miesiace temu z taka˛ nadziejapisał Iwajło, przez˙ywadramatyczny kryzys i jest na granicy rozpadu. Dla jej uczestniko´w to bardzogrozna sytuacja, jako z˙e nie ma jeszcze w Bułgarii z˙adnego systemu lecznictwaodwykowego. Nasz przyjaciel błaga o wsparcie bardziej dos´wiadczonych AN– jak ratowac´ grupe, jak samemu sie˛ ratowac.? Czeka na kaz˙de słowo wsparcia(po rosyjsku) pod adresem: [email protected]

55

SPIS TRESCI

. Drodzy Czytelnicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1. NASZE WIERSZE (z cyklu „Nadzieja” –H. Brzuskiewicz-Hnato´w) 2

Bajka? .................................................................................................... 4

Elementarz wspo´ łuzaleznienia .............................................................. 7

DDD – Dzieci Dysfunkcyjnych Domo´w – Adam AA......................... 12. NASZE KSIAZKI – Twarda miłosc – W. Osiatyn´ski ......................... 14O przemocy za kratami –Cz. Ulrich ................................................... 16„Gra w przemoc” –J. Charmast......................................................... 19Kaganiec na us´miech –M. Dygat ........................................................ 23Koncert mojego z˙ycia – Marta AA ...................................................... 26Muzyka w terapii –M. Efinowicz........................................................ 31Szukanie Boga –Lusia ......................................................................... 34. PROSTO Z MITYNGUKuloodpornos´c (USA) .......................................................................... 40Na poczatku był chaos (Polska) ........................................................... 42Przed progiem Pierwszego Kroku (Bułgaria) ...................................... 46I za to ja jestem odpowiedzialna (Bułgaria) ........................................ 48„Dołek” po 11 wrzes´nia (Polska) ......................................................... 50. NASZE WIERSZE (z cyklu „Nadzieja” –H. Brzuskiewicz-Hnato´w) 52. LUDZIE LISTY PISZAZyc tylko dzisiaj –Maria, Kalifornia .................................................. 53Odkrywanie wartos´ci – Iwajło, Bułgaria ............................................. 55S.O.S.! ................................................................................................... 55

Rys. Iza Marczak, Ryszard Kiwerski

56