Lutowe harce 2015

17
A w tym numerze ŚH między innymi: Rola opiekuna w procesie zdobywania stopni „Najpiękniejsza kolęda” według Łukasza Poznańskiego Zimowisko dwóch drużyn wędrowniczych Wywiady z kursantami, „pół roku po” Referat Wędrowników zaprasza na Wielką Wyrypę Wiosenną i… coś jeszcze! luty 2015 numer 1/2015 redaktor naczelny pwd. Marcin Pluta HO Wydaje mi się, że w jakimś stopniu to pismo zaczyna spełniać swoje zamierzone cele. Może liczba artykułów nie powala, ale mamy dla Was i konkretny metodyczny artykuł i wywiady z kursantami kursów Chorągwi Harcerzy i zaproszenia na imprezy instruktorsko-wędrownicze i relację z zimowiska. Mamy też artykuł Łukasza o którym wspominam na końcu, bo aż prosi się o polemikę. Właśnie ta polemika, obok odnalezienia harcerek chętnych do pracy przy tym czasopiśmie, to wciąż rzecz której mi brakuje. Skoro (przynajmniej wg danych z ISSUU) każdy numer jest otwierany przez ponad 100 osób i czytany średnio przez 7 minut to widać, że popyt na taką gazetę jest. A jeśli będzie jeszcze lepsza, to i on wzrośnie. Dlatego jeszcze raz zachęcam, by czytać ale i samemu pisać. Na złe to nikomu, na tym naszym Dolnym Śląsku nie wyjdzie.

description

 

Transcript of Lutowe harce 2015

Page 1: Lutowe harce 2015

A w tym numerze ŚH między innymi:

Rola opiekuna w procesie zdobywania stopni

„Najpiękniejsza kolęda” według Łukasza Poznańskiego

Zimowisko dwóch drużyn wędrowniczych

Wywiady z kursantami, „pół roku po”

Referat Wędrowników zaprasza na Wielką Wyrypę Wiosenną i…

coś jeszcze!

luty 2015 numer 1/2015

redaktor naczelny

pwd. Marcin Pluta HO

Wydaje mi się, że w jakimś stopniu to pismo zaczyna spełniać swoje zamierzone cele. Może liczba

artykułów nie powala, ale mamy dla Was i konkretny metodyczny artykuł i wywiady z kursantami

kursów Chorągwi Harcerzy i zaproszenia na imprezy instruktorsko-wędrownicze i relację z zimowiska.

Mamy też artykuł Łukasza o którym wspominam na końcu, bo aż prosi się o polemikę.

Właśnie ta polemika, obok odnalezienia harcerek chętnych do pracy przy tym czasopiśmie,

to wciąż rzecz której mi brakuje. Skoro (przynajmniej wg danych z ISSUU) każdy numer jest otwierany

przez ponad 100 osób i czytany średnio przez 7 minut to widać, że popyt na taką gazetę jest. A jeśli

będzie jeszcze lepsza, to i on wzrośnie. Dlatego jeszcze raz zachęcam, by czytać ale i samemu pisać.

Na złe to nikomu, na tym naszym Dolnym Śląsku nie wyjdzie.

Page 2: Lutowe harce 2015

W dobie coraz większej powszechności takich pojęć jak coaching, tutoring czy mentoring warto raz

jeszcze przyjrzeć się postaci opiekuna stopnia. W ciągu 11 lat w ZHRze zdążyłem poznać temat od dwóch

stron – podopiecznego i opiekuna. W mojej ocenie najbliższy współczesnym definicjom „trenera osobistego”

jest opiekun stopni starszoharcerskich (HO i HR) i instruktorskich. Zdobywanie stopnia dzieli się na kilka

etapów. W trakcie każdego z nich opiekun ma ważną rolę do odegrania.

Wybór

Dla harcerzy, którym zależy na własnym rozwoju kwestia wyboru

opiekuna jest bardzo ważna. Szukają osób doświadczonych – takich,

od których mogą się nauczyć czegoś z zakresu prowadzenia jednostki,

ale też pracy nad sobą. Zwłaszcza wśród młodszych harcerzy panuje

przekonanie, że najlepszym opiekunem będzie praktyk – osoba

skuteczna w działaniu, potrafiąca teorię przełożyć na życie osobiste,

funkcjonowanie jednostki. Wiadomo – nie można wymagać od 30, 40-

letnich instruktorów, by prowadzili drużyny, dlatego ważne jest, j

ak działają w danym momencie – tu i teraz. Jeden ma za sobą piękną

przeszłość (dobra drużyna/gromada/hufiec itp.) i na tej podstawie

zyskuje miano „mistrza”. Drugi z kolei mógł zrozumieć istotę metody

harcerskiej dopiero po oddaniu drużyny, pełniąc już inną funkcję. W takiej

sytuacji najważniejsza będzie owa wcześniej wspomniana skuteczność

w działaniu. Młodzi z natury większym zaufaniem obdarzą praktyka,

skuteczną w działaniu osobę, niż teoretyka – wykładowcę. Bardzo dużą

rolę odgrywa życie osobiste i zawodowe potencjalnego opiekuna. Nie

jest tajemnicą, że w harcerstwie nabywamy umiejętności i mierzymy się

z wyzwaniami, które atrakcyjnie wyglądają w oczach potencjalnego

pracodawcy. Kierowanie grupą ludzi, umiejętność pracy nad sobą,

zarządzanie projektami to zdolności pożądane w świecie. Dlatego

instruktor spełniony zawodowo jest równie dużą inspiracją dla harcerzy,

jak dobry hufcowy. Dochodzimy do sedna. Opiekun powinien inspirować

i wzbudzać zaufanie. To zapewni efektywną współpracę.

ROLA OPIEKUNA W PROCESIE ZDOBYWANIA STOPNI HARCERSKICH I INSTRUKTORSKICH

phm. Jan Garnecki

Kurs instruktorski Dolnośląskiej Chorągwi Harcerzy,

Jaworki, sierpień 2014. Wielu z tych chłopaków rozpoczęło

próby instruktorskie, a dwaj pierwsi już je ukończyli.

Page 3: Lutowe harce 2015

Ułożenie próby

Moim zdaniem to, najważniejszy etap ZDOBYWANIA STOPNIA. W tym momencie kluczową rolę

odgrywa właśnie opiekun. Próba powinna być dopasowana do kandydata. Paradoksalnie opiekun nie musi

wcześniej znać harcerza na wylot. Jako doświadczony instruktor jest w stanie zadać takie pytania, które

pomogą mu dowiedzieć się jak najwięcej. Dlatego tak ważną rolę odgrywa zaufanie. Gwarantuje ono szczerość

ze strony kandydata. Oczywiście nie jest tak, że opiekun sam układa próbę. Na etapie stopni

starszoharcerskich i instruktorskich harcerz sam potrafi określić sfery, które wymagają pracy i postawić sobie

wymagania. To opiekun jednak czuwa, by zadania były spójne i na odpowiednim poziomie. Gdy kandydat nie

ma pomysłu, służy radą. Każdy opiekun ma swój styl układania stopni, związany z jego życiem zawodowym,

doświadczeniem harcerskim i życiowym. Dlatego inspiracja odgrywa szczególną rolę w wyborze, bowiem

pokazuje, w jaką stronę kandydat chce iść, kogo obiera za wzór.

Page 4: Lutowe harce 2015

Realizacja

Spotkałem się z różnymi formami prowadzenia prób przez opiekunów. Jeden wysyłał co miesiąc

motywujące listy/maile do swojego podopiecznego. Drugi spotykał się co parę tygodni, by podsumować to, co

dotychczas udało się zrobić. Jeszcze inny zostawiał go samego w myśl zasady: jesteś kowalem własnego losu,

więc kuj teraz. Na tym etapie bardzo ważnym jest, by pamiętać, że kluczowa w próbie jest umiejętność podjęcia

pracy nad sobą przez kandydata. Opiekun nie może go prowadzić za rękę, wciąż przypominać o kolejnych

zadaniach. Niby oczywiste, ale praktyka pokazuje, że na tym etapie dochodzi do wielu nieporozumień.

O ile etap ułożenie próby jest najważniejszy, o tyle realizacja jest etapem najtrudniejszym. Wymaga dużego

wyczucia ze strony opiekuna. Dla swojego podopiecznego powinien on być wsparciem psychicznym

(motywacja), zawsze służyć radą i praktyczną pomocą przy pokonywaniu przeszkód pojawiających się na etapie

realizacji. Jak widać to bardzo szeroki zakres obowiązków. By uniknąć nieporozumień najlepiej w momencie

układania próby po prostu porozmawiać o oczekiwaniach obu stron, ustalić zasady działania. To kolejny dowód

na to, jak ważny jest ten etap. Oczywiście później wiele wydarzeń może zweryfikować wcześniejsze ustalenia,

jednak wtedy i tak wiadomo, czego od siebie oczekują opiekun i podopieczny.

Zamknięcie

Warto po okresie realizacji podsumować wspólną pracę. Wspólną, bo próba to wyzwanie zarówno dla

opiekuna, jak i dla kandydata. Wnioski będą korzyścią dla obu stron. Dla opiekuna w kontekście kolejnych

podopiecznych, dla podopiecznego w kontekście kolejnych prób lub potencjalnych podopiecznych. Ten etap

wymaga szczerości i uczciwości. Opiekun, któremu zależy na podopiecznym nie będzie za wszelką cenę dążył

do zamknięcie pozytywnie próby niezrealizowanej. Rola opiekuna w tym momencie jest o tyle ważna, że często

jest on najbliższym obiektywnym świadkiem poczynań kandydata. Dlatego jego opinia powinna mieć duże

znaczenia dla konkretnej kapituły lub komisji.

Co dalej?

Po pozytywnie zamkniętej próbie drogi opiekuna i podopiecznego nie rozchodzą się. Być może

to początek przyjaźni, być może jej kontynuacja. Jeśli cały proces przebiegł bez zarzutów, praca nadal powinna

trwać. Opiekun wciąż może inspirować swoim przykładem do przekraczania kolejnych granic, zdobywania

kolejnych stopni, itd. Wciąż ciesząc się zaufaniem podopiecznego może służyć radą i pomocą. Też dla takiej

relacji warto się podjąć wyzwanie bycia opiekunem.

fot. Bartek Ziętal

Page 5: Lutowe harce 2015

Wracałem z pasterki harcerskiej. W radiu odezwał się głos Niemena: - Dziwny jest te-en...

świa-at... od tylu lat człowiekie-em gardzi czło-o-o-wiek... lecz ludzi dobrej woli jest więcej...

Święta to wyjątkowy czas. Wiem, ciężko Wam będzie teraz wracać myślami do Świąt, bo to już za

nami, teraz nowe wyzwania, spróbujcie jednak wspomnieć tę atmosferę. Staramy się, by nikt w tych dniach

nie był samotny ani smutny. Wielu zapatrzonym w siebie przydarza się ten raz w roku zwrócić w stronę

bliźniego, zwaśnieni wyciągają ręce na zgodę. Jesteśmy z rodziną, z bliskimi, z przyjaciółmi. Dobro unosi

się w powietrzu, materializuje się.

Całe szczęście, że na świecie są skauci i ich wielkie posłannictwo! Dzięki nim może ten nastrój trwać

cały rok. Nieschodzący z twarzy uśmiech to ich broń w szerzeniu braterstwa całej ludzkości. Nigdy nie wolno

nam odwrócić się od drugiego. Nie ma takiego powodu, który mógłby zgasić w naszych oczach miłość

do bliźniego, czy godności, w imię której wzbranialibyśmy się przed przebaczeniem. Prawdziwie tworzymy

więź siedmiomiliardowej rodziny ludzkiej.

Był nawet taki harcerz, o którym usłyszał cały świat. Nazywał się Karol Wojtyła. Spotkał się,

rozmawiał, patrzył w oczy i wybaczył Mehmetowi, który do niego strzelał. Nasz następny krok to przykład -

jedyny sposób wpływania na drugiego przy jednoczesnym poszanowaniu jego wolności. Nic tak nie pociąga

jak przykład i to, co mówisz, nigdy nie będzie miało takiej wartości, jak to, co czynisz. Po lekturze “Kamieni na

szaniec” serce rozrywa piersi, a przecież opisane tam wydarzenia miały miejsce przed ponad

siedemdziesięciu laty. Jak oni żyli!

pwd. Łukasz Poznański

NAJPIĘKNIEJSZA KOLĘDA

fot. Bartek Ziętal

Page 6: Lutowe harce 2015

Każdemu instruktorowi harcerskiemu polecam twórczość Orszy. Dla mnie to najprawdziwszy

harcerz, który wszystko co robił, starał się robić jak najlepiej. Dzięki temu, gdy sięgamy po zapis jego

gawęd, które przygotowywał i wygłaszał przy różnych okazjach, zyskujemy wspaniałą inspirację i

zachętę do służby Prawdzie! Czy uczciwie mógłbyś wstawić w Prawie Harcerskim w miejsce Zawiszy

swoje własne imię? Myślę, że on by mógł.

Są tacy, którzy nie lubią Szarych Szeregów, ale bohaterów jest wielu i mamy do nich różny

stosunek. Kwestia relacji. Twój przykład będzie działał na tych, z którymi ją nawiążesz. Otwórz się. Ustąp

w sporze. Nie przegrasz, a pokażesz, że naprawdę ci zależy i dasz… przykład. Uwierz w drugiego i jego

dobre intencje, niezależnie od jego przeszłości. Być może nie od razu się dogadacie, może będziesz

musiał nagiąć się jeszcze pięćdziesiąt razy, ale wtedy tamten pęknie, dołączy do twojej drużyny i razem

wyruszycie zmieniać świat. A może nigdy się nie przekona, jednak Ty będziesz rósł i przybliżał się do

Ideału, a inni, Twoja rodzina, przyjaciele, będą obserwować Cię i wzrastać z tobą.

Harcerze również jako organizacja wielokrotnie w historii byli wzorem dla narodu. Wszyscy nasi

poprzednicy świetnie się w tym względzie wykazali. Jakie zadanie przypada nam? Pokazanie, że można

być jedno mimo różnic, szukać porozumienia i razem osiągać wspólne cele. Polska jest dziś podzielona, a

tylko scalona może wydobyć swój ogromny potencjał. Marzy mi się dzień, w którym w prasie i telewizji

pojawia się informacja o powstaniu unii harcerskiej, zrzeszeniu organizacji harcerskich w Polsce dla

skutecznego wychowywania młodzieży. Jak w dzisiejszych warunkach wypełniamy czwarty punkt

Prawa? Wierzę, że ZHP tak samo przyciąga aktywnych młodych ludzi, którzy chcą pozostawić świat

trochę lepszym, niż go zastali. Może trochę zapomnieli o metodzie? A ilu naszych instruktorów o niej

zapomniało? Podobnie z postawą. To co nas dzisiaj dzieli?

Być może prawie się zadławiłeś podczas czytania poprzedniego akapitu. Harcerstwo jest z

założenia organizacją młodzieżową. Młody człowiek, zanim przestaje rosnąć jest w stanie pewne rzeczy

przerosnąć. Stary się kurczy, jeśli się przed tym nie broni. Zwróć uwagę, że na rysunku B-P to młody

skaut oddziela kopnięciem prefiks “im” w słowie “impossible”. ZHP i ZHR stoją w miejscu. Rozwija się za

to najmłodsza organizacja - Skauci Europy. U nich nie ma jeszcze kombatantów.

W 2015 r. życzę Ci, żebyś zaprzyjaźnił się z gejem, a Zarządowi Okręgu życzę

skończenia remontu Pomorskiej.

Łukasz Poznański 3 stycznia 2015 r.

Niewiele jest rzeczy prostszych od wędrownictwa. W połowie października ubiegłego roku „Chewra” podjęła

decyzję o tym, by zdobyć na rowerach Narvik, tak jak ten niewielki, położony za kołem podbiegunowym norweski port

zdobywali polscy żołnierze 75 lat temu. Czas między rzuceniem pomysłu a akceptacją trwał niewiele dłużej niż chwila. Nie

mogło być inaczej. Każdy z nas nosił tę wyprawę w sobie na długo przed pierwszym spotkaniem „Chewry” w jurajskich

skałach. Każdy z nas był gotową na przyjęcie iskry beczką prochu. Iskrą był Narvik.

Ta jedna decyzja stworzyła plan pracy naszej drużyny na cały rok. Potrzebujemy pieniędzy, sprzętu, pieniędzy,

umiejętności przetrwania w podbiegunowym klimacie, pieniędzy, znajomości języków, akcji propagandowej głoszącej

zasługi polskich żołnierzy w kampanii norweskiej i takich drobiazgów, jak płuca Rafała Majki i kopyto Michała

Kwiatkowskiego, bo suma przewyższeń na ponad 1500km trasie może przekroczyć 20km, a sakwy z wyposażeniem na

miesiąc jazdy trochę ważą. Z takiego postawienia sprawy jasno wynika, że akcja zimowa powinna być w całości

podporządkowana wyprawie.

Zdecydowanie największym wyzwaniem

jest przygotowanie kondycyjne. Każdy

z wędrowników z poziomu niedzielnego

rowerzysty musi wskoczyć na poziom

wyczynowca, zdolnego do wielogodzinnego

wysiłku dzień po dniu. Potrzebne są do tego

przede wszystkim mięśnie i odpowiednio wysoka

wydolność krążeniowo-oddechowa, żeby je

napędzić.

Kształtowanie wydolności zimą nie zawsze

jest proste. Zawodowcy i zdeterminowani

amatorzy jeżdżą w tym czasie w cieplejsze rejony

Europy. Poza tym zostają tradycyjne sposoby jej

podnoszenia, jak bieganie i jazda na rowerze, które

często są utrudnione, a rzadko kiedy przyjemne.

Pływanie i wioślarstwo (ergowiosła) niosą za sobą

dodatkowe koszty, poza tym ciężko w tych

sportach o trening dłuższy niż godzina.

Ratunkiem, jest ulubiony po kolarstwie

sport wielu zawodowców, czyli biegi narciarskie. O

biegach samych w sobie nie będę się zbytnio

rozpisywał, pojawi się jeszcze artykuł tylko na ten

temat.

Page 7: Lutowe harce 2015

Bartek Ziętal

Niewiele jest rzeczy prostszych od wędrownictwa. W połowie października ubiegłego roku „Chewra” podjęła

decyzję o tym, by zdobyć na rowerach Narvik, tak jak ten niewielki, położony za kołem podbiegunowym norweski port

zdobywali polscy żołnierze 75 lat temu. Czas między rzuceniem pomysłu a akceptacją trwał niewiele dłużej niż chwila. Nie

mogło być inaczej. Każdy z nas nosił tę wyprawę w sobie na długo przed pierwszym spotkaniem „Chewry” w jurajskich

skałach. Każdy z nas był gotową na przyjęcie iskry beczką prochu. Iskrą był Narvik.

Ta jedna decyzja stworzyła plan pracy naszej drużyny na cały rok. Potrzebujemy pieniędzy, sprzętu, pieniędzy,

umiejętności przetrwania w podbiegunowym klimacie, pieniędzy, znajomości języków, akcji propagandowej głoszącej

zasługi polskich żołnierzy w kampanii norweskiej i takich drobiazgów, jak płuca Rafała Majki i kopyto Michała

Kwiatkowskiego, bo suma przewyższeń na ponad 1500km trasie może przekroczyć 20km, a sakwy z wyposażeniem na

miesiąc jazdy trochę ważą. Z takiego postawienia sprawy jasno wynika, że akcja zimowa powinna być w całości

podporządkowana wyprawie.

Zdecydowanie największym wyzwaniem

jest przygotowanie kondycyjne. Każdy

z wędrowników z poziomu niedzielnego

rowerzysty musi wskoczyć na poziom

wyczynowca, zdolnego do wielogodzinnego

wysiłku dzień po dniu. Potrzebne są do tego

przede wszystkim mięśnie i odpowiednio wysoka

wydolność krążeniowo-oddechowa, żeby je

napędzić.

Kształtowanie wydolności zimą nie zawsze

jest proste. Zawodowcy i zdeterminowani

amatorzy jeżdżą w tym czasie w cieplejsze rejony

Europy. Poza tym zostają tradycyjne sposoby jej

podnoszenia, jak bieganie i jazda na rowerze, które

często są utrudnione, a rzadko kiedy przyjemne.

Pływanie i wioślarstwo (ergowiosła) niosą za sobą

dodatkowe koszty, poza tym ciężko w tych

sportach o trening dłuższy niż godzina.

Ratunkiem, jest ulubiony po kolarstwie

sport wielu zawodowców, czyli biegi narciarskie. O

biegach samych w sobie nie będę się zbytnio

rozpisywał, pojawi się jeszcze artykuł tylko na ten

temat.

AKCJA ZIMOWA WĘDROWNIKÓW

Page 8: Lutowe harce 2015

Nie ma w Polsce lepszego miejsca do uprawiania narciarstwa biegowego niż okolice Jakuszyc.

Dziesiątki kilometrów codziennie poprawianych tras o różnym poziomie trudności i korzystny mikroklimat

sprawiły, że nie mieliśmy wątpliwości gdzie się udać. Do tego udało nam się zaklepać pokój w „Chacie

Górzystów”. Wyjazd zapowiadał się znakomicie.

Plan dnia obejmował 4h treningu wytrzymałościowego w postaci konkretnej trasy biegowej,

poobiedni trening ogólnorozwojowy, sesję angloplanszówek i wieczorną kuźnicę. Realia zweryfikowały go

dość szybko; okazało się, że po ponad 20km biegu pokonywanego z konieczną do progresu intensywnością

powyżej 70% maksymalnego tętna najlepszym treningiem ogólnorozwojowym będzie dodatkowa porcja

snu, zakończona przyspieszającym regenerację mięśni stretchingiem.

Fragment Gór Izerskich od Świeradowa do Jakuszyc poczęstował nas pełnym wachlarzem

możliwych zimą warunków pogodowych. Wszystko zaczęło się cudownym nocnym marszem z Polany

Jakuszyckiej do „Chaty Górzystów”. Blask tysięcy niewidocznych na miejskim niebie gwiazd przyćmiewał

ogromny, chełpiący się swą pełnią księżyc. Miękka, spowijająca wszystko wokół pierzyna śniegu odbijała

jego światło po dwakroć, śmiejąc się z praw fizyki. Wyrwani z szarości miejskiej zimy płynęliśmy przez

nartostrady pijani pięknem i doskonałością chwili, odurzeni ciszą i majestatem tej białej nocy. Jeszcze bez

nart, na pamiętających sylwestra nogach weszliśmy do innego świata, który witał nas najpiękniej jak tylko

potrafił.

Drugiego dnia biwaku, nie bacząc na przestrogi opiekuna Chaty, że swój pierwszy zjazd do

Świeradowa na biegówkach do dziś czasem odczuwa w okolicach końca pleców, ruszyliśmy do tej

uzdrowiskowej mieściny po zapasy żywności. Kto miał kiedyś narty zjazdowe na nogach radził sobie na

biegówkach całkiem nieźle. Kto nie miał, musiał zapłacić frycowe. Pierwsze szlify zdobyliśmy na śniegu, już

po kilkuset metrach czuć było, że poruszamy się wyraźnie szybciej niż przeciętny piechur, a przecież nie

mieliśmy jeszcze za grosz techniki. Problemy zaczęły się na zjeździe. Kto wcześniej na zjazdówkach nie

opanował jazdy pługiem miał duży problem, bo wiotka narta biegowa nie wybacza zbyt wiele. Pomimo

szczerych chęci część osób zjeżdżała „od gleby do gleby”, a odległości pomiędzy dynamicznymi spotkaniami

z matką ziemią nie były zbyt imponujące. Smaczku dodał siąpiący deszcz i nawierzchnia szlaku wraz ze

spadkiem wysokości zmieniająca się z ubitego śniegu w lodową skorupę. Narciarstwo biegowe to jeden z

nielicznych sportów, w którym przyjemniej jest pod górkę niż w dół.

Powrót zasadniczo potwierdził tą tezę, chociaż dzięki plecakom pełnym mięsa i bananów na

stromym podejściu poczuliśmy w sposób dotkliwy mięśnie, o których istnieniu nie mieliśmy wcześniej

pojęcia. Kolejna zaleta CG- tutaj nawet wyjście po zakupy jest niezłym treningiem.

Następnego dnia ruszyliśmy w kierunku Polany, lekki mróz bez opadów śniegu czynił warunki

doskonałymi. Jedynie część trasy od schroniska „Orle” do Polany była fatalna, w całości skuta lodem, z

resztkami śladu biegowego pomimo płaskiego charakteru sprawiła nam najwięcej trudności. Powrót do

chaty przez Rozdroże pod Cichą Równiną był już czystą przyjemnością, dość dobrze przygotowany podbieg

a później bardzo długi zjazd do „Orle”. Po ruszeniu spod Orlego nikt już nie oglądał się za siebie tylko sunął

w kierunku CG na ile mu siły pozwalały. Najlepszy tego dnia Jędrek pokonał ponad 5km w większości

nieprzygotowanej trasy w niecałe 30 minut, co daje pojęcie o przewadze biegacza nad piechurem. W sumie

pokonaliśmy ponad 20km w 3,5h.

Page 9: Lutowe harce 2015

Następny dzień był dniem świętym, więc znów znów czekał nas zjazd do Świeradowa. Tym razem wróciła

zima i od wczesnego ranka mocno sypało, więc wiedzieliśmy, że tylko na mapie będzie to ta sama trasa. Warstwa

puchu ukazała kolejną zaletę biegówek, zapadają się one w śniegu nieco tylko więcej niż grubość narty i poza

nieco większymi oporami ruchu w niczym to nie przeszkadza. Pamiętny zjazd był tym razem zupełnie niegroźny,

luźny śnieg sam redukowała prędkość jazdy do rozsądnych wartości. Niestety wyjątkowo sprawni drogowcy

zdążyli zasypać piachem ostatni fragment zjazdu, przez co nie udało nam się wjechać na biegówkach do kościoła.

O powrocie nie sposób napisać czegoś ciekawego, poza tym, że skoro było pod górę, to musiało być

dobrze. Zdecydowanie najciekawszy i najbardziej pamiętny był ostatni dzień spędzony na nartach. Śnieg sypał już

poprzedniego dnia, zadyma nie ustawała przez całą noc, a zamontowany na dachu CG wiatraczek, któremu chata

zawdzięczała skąpe oświetlenie, osiągał prędkości obrotowe godne wierteł dentystycznych. Rano stary,

zmrożony śnieg pokrywała gruba warstwa świeżego puchu, w którym piechur zapadał się po kolana. Ruszyliśmy

w zadymce znów w stronę Jakuszyc, tym razem bez gadania, żartów i ogólnego luzu. Śnieg walił po oczach, wiatr

co chwila zmieniał swój kierunek, a bieg w kopnym śniegu wymagał sporo uwagi i siły. Przecierający trasę

nadawał tempo, a reszta w cichym pociągu sunęła tuż za nim, głęboko w kapturach skupiona na jeździe.

Jedną grupą dotarliśmy do Orlego, skąd pokonaliśmy mocnym tempem długi (3,7km) podbieg pod

wspomniane wcześniej Rozdroże, na którym peleton się porwał. Mocnym tempem wyprzedzaliśmy zdecydowaną

większość narciarzy, sporadycznie wyprzedzali nas jedynie zawodnicy sunący łyżwą, których techniki nie byliśmy

w stanie powtórzyć. Po zjeździe z Rozdroża na Polanę i ogrzaniu się w kawiarence ruszyliśmy z powrotem, wciąż

w zadymce, tym razem stromym podbiegiem na trudniejszej trasie Polana-Orle. Napędzani endorfiną pokonaliśmy

go w okamgnieniu, wiedząc że im wyższy wysiłek, tym mniej będzie nam cieplej i mniej przeszkadzać będą trudne

warunki.

Page 10: Lutowe harce 2015

Ostatni odcinek z Orlego do CG był podobnie jak poprzednio indywidualnym biegiem, gdzie każdy badał

granice własnych możliwości. Przy wysiłku powyżej 85% HRmax już nic poza złapaniem oddechu nie było

problemem. Zasypani śniegiem, w zaparowanych okularach nie zwracaliśmy już uwagi na nic poza równą pracą,

oddychaniem i wyprzedzaniem kolejnych turystów. Końcowy odcinek był już wściekłym sprintem, gdzie

wydawało nam się, że wyprzedani stoją w miejscu. Pracujący na skrajnych obrotach organizm zapominał

o technice i jazda stała się nieco chaotyczną kompilacją ślizgów i odepchnięć, a tętno osiągało niezbadane

dotąd granice. Na dwadzieścia metrów przed chatą niespodziewanie wyprzedził mnie Adam, po czym zaliczył

glebę. Rzuciłem się za nim resztkami sił i również przytuliłem ziemię, w sumie przegrałem z Adamem o pół

narty. Chwilę później leżeliśmy w śniegu ledwo przytomni ze zmęczenia.

Powrót do Jakuszyc ostatniego dnia biwaku pod względem przeżyć estetyczno-metafizycznych przebił

wszystko, co działo się do tej pory. Wyszliśmy z CG na kilkadziesiąt minut przed świtem. Inny świat żegnał nas

tą samą ciszą, którą witał. Nadgryziony po kilku dniach od pełni księżyc czekał na nadejście słońca wisząc nad

polaną i oświetlając nam drogę. Nikt nie ważył się burzyć tej ciszy, czasem zaskrzypiał tylko śnieg pod czyimś

butem. Zapadające się w śniegu, pozbawione nart nogi przypominały nam o rychłym powrocie

do rzeczywistości, a Izery posępnym milczeniem roztoczyły nad nim swą żałobę. Chwilę później, jeszcze przed

nadejściem słońca, niebo wybuchło grą świateł i cieni, tysiącem barw z której żadnej nie umielibyśmy nazwać,

a co dopiero opisać.

Zmiana warty na niebie odbyła się z pełnymi honorami i z udziałem orkiestry kolorów. Takich

pokazówek nie urządza się bez powodu i z pewnością nie był to przypadek, a czułe pożegnanie. Doskonała

pogoda przez resztę drogi budziła żal, że to ostatni dzień i zdaje się, że składała obietnicę, że następnym razem

będzie lepiej, jeśli damy tym górom jeszcze szansę. W efekcie w każdym z nas zostało wrażenie nienasycenia,

potrzeba powrotu jeszcze przed odjazdem. Jestem pewien, że ten biwak to dopiero początek przygód

„Chewry” z Izerami zimą i narciarstwem biegowym.

Biwak dorzucił wiele do koszyka naszych przygotowań. W sumie pokonaliśmy ponad 100km na nartach

i pieszo, zdecydowaną większość dystansu z wysoką (rozwojową) intensywnością wysiłku. Wykonaliśmy ponad

20h treningu wytrzymałościowego. Ta praca nie pójdzie na marne i da o sobie znać w Norwegii.

Czy na biwaku działo się coś jeszcze? Godnym opisu punktem programu były Angloplanszówy

(zaproszenie na ich wrocławskie wydanie w dalszej części tego numeru ŚH). W ramach przygotowań

lingwistycznych część każdego wieczora spędzaliśmy z grami planszowymi, z zastrzeżeniem, że każde słowo

po polsku kosztuje gracza 50gr na konto drużyny.

Efekt przeszedł nasze oczekiwania, po krótkim rozruchu nawet ci uważający się za ostatnich

językowych loser'ów nawijali po angielsku całkiem płynnie, choć nie zawsze z krystalicznie oksfordzkim

akcentem i bezbłędną gramatyką. Obecność znajomych i charakter gier zwalnia wiele blokad i powoduje,

że mówić się CHCE, a nie MUSI, co czyni naukę języka jak rzadko kiedy przyjemną. To były zdecydowanie

najzabawniejsze lekcje angielskiego w jakich brałem udział i myślę, że jedne z bardziej skutecznych. Poza tym

dużo jedliśmy, rozmawialiśmy na poważne tematy i śmialiśmy się z cytatów Paelo Elo, ale nie znam nikogo,

kto chciałby o tym czytać.

W biwaku brały udział 40 WDW „Chewra” i 27 DDW „Vigilantia”.

Page 11: Lutowe harce 2015
Page 12: Lutowe harce 2015

Kiedy to piszę, mija równo sześć miesięcy od przyznania patentów Kursów Orlich 2014. Chyba wszyscy,

którzy je otrzymali, byli z tego powodu bardzo dumni. No cóż, ja byłem na pewno. Jednak wakacje wakacjami,

ale od września należało zdobyta wiedzę jak najlepiej wykorzystać w praktyce. Teraz, po pół roku, każdy

funkcyjny może jasno określić co kurs mu dał, czego zabrakło, a co jest do poprawy. Część z nich swoimi

przemyśleniami na ten temat postanowiła się z nami podzielić, z czego wyniknął poniższy artykuł. Zapraszam

do lektury.

Adam Garnecki, drużynowy 14 WDH "Bukowina"

Piotr Lizak - Zostałeś drużynowym zaraz po tegorocznym TDP, na swoje barki biorąc prowadzenie drużyny

puszczańskiej. Która z umiejętności zdobytych na kursie jest Ci najbardziej pomocna?

Adam Garnecki - Myślę, że najbardziej pomocna jest wiedza o grach, harcach, którą nabyłem nie tylko na

zajęciach, ale przede wszystkim w rozmowach z innymi kursantami i kadrą o ich doświadczeniach. To jest najcenniejsze.

PL - Rozumiem. Czy czujesz, że przez te dziesięć dni, które spędziliśmy w Pieninach zmieniło się Twoje spojrzenie

na harcerstwo? A może, idąc dalej, coś zmieniło się w Tobie?

AG - Na pewno zacząłem na to patrzeć inaczej, bo poznałem ludzi, którzy mają taką samą rozkminę, jak

prowadzić te drużyny. Poza tym było naprawdę super poczuć się po prostu jako członek zastępu, a nie ktoś

odpowiedzialny za wielu!

PL - Domyślam się, że już przed kursem wiedziałeś o zbliżającej się nieubłaganie odpowiedzialności. Czy po

otrzymaniu patentu czułeś się pewniej, patrząc w przyszłość?

AG - No tak, wiedziałem co mnie czeka. Samo otrzymanie patentu jakoś bardzo mnie nie poruszyło, ale sam kurs...

na pewno nie żałuję, że pojechałem.

PL - Na koniec, czym byś zachęcił, a przed czym ostrzegł innych harcerzy do wzięcie udziału w następnej edycji

kursów?

AG - Cóż, na pewno ostrzegłbym przed bezkrytycznym przyjmowaniu wszystkiego, co tam słyszą od innych

kursantów. Żeby pozostali sobą i szukali własnego "sposobu", "złotego środka" właściwego dla swoich chłopaków,

oczywiście przy skorzystaniu z uwag i wskazówek z kursu.

Michał Pyzik, przyboczny 39 WDH "Bór"

PL - Przez ok. rok pełniłeś funkcję przybocznego bez teoretycznego przygotowania. Jak ocenisz swoją służbę

przed i po kursie? Czy zmieniło się Twoje podejście, sposób pracy? A może także obowiązki?

MP - Patrząc z perspektywy czasu dostrzegam, że brakowało mi wiedzy jak być dobrym przybocznym. Kurs

zwiększył moje umiejętności oraz otworzył szerzej oczy, teraz dostrzegam więcej niż przed kursem. Ilość obowiązków

zwiększyła się też z powodu odejścia drugiego przybocznego, Adama. Kurs podniósł moje morale oraz zapał do pracy,

ponieważ pomimo ciężkich warunków, które tam panowały wszyscy daliśmy radę.

PL - Tak, dobrze wiemy o panujących tam warunkach. Co, Twoim zdaniem było najważniejszym elementem kursu,

co pomogło Ci najbardziej?

ECHO KURSÓW

ćw. Piotr Lizak

Page 13: Lutowe harce 2015

MP - Myślę, że każdy element był ważny, ale najwięcej według mnie dały mi nasze wędrówki, a dokładnie nasze

wspólne rozmowy z kadrą, Kacprem i Adamem.

PL - Mógłbyś uściślić? Rozmowy na jaki temat tak na Ciebie wpłynęły?

MP - Głównie moja prywatna rozmowa z Kacprem odnośnie mojej osoby, dało mi to ogromną motywację do działania.

PL - Czy przez te dziesięć dni, które spędziliśmy w Pieninach zmieniło się Twoje spojrzenie na harcerstwo?

MP - Częściowo tak, ponieważ dalej harcerstwo dla mnie jest przygodą jaką było jak dołączałem do drużyny. Z drugiej

strony dostrzegam, że ta przygoda kształci i motywuje do bycia lepszym człowiekiem.

PL - Przed czym byś ostrzegł, a czym zachęcił przyszłych kursantów?

MP - Radzę im się przygotować na ciężkie warunki, ale tą przygodę przeżyją z osobami, które wesprą ich w ciężkich

chwilach i zmotywują do dalszego działa. Uważam, że głównymi zaletami tego kursu jest dobra kadra oraz uczestnicy, którzy

tworzą jedną wielką rodzinę.

Jakub Dominik, drużynowy 3 DH im. gen. Władysława Andersa w Ostrzeszowie

PL - Jakiś czas temu w waszym środowisku doszło do kilku przetasowań, w wyniku których zostałeś drużynowym Trójki.

Jak w prowadzeniu jej przydaje Ci się wiedza zdobyta na Kursach Orlich?

JD - Zdobyłem wiedzę teoretyczną, którą wykorzystuję podczas organizowania zajęć w drużynie, wydaje mi się, że

potrafię dobrać zajęcia pod względem tego jak mają rozwinąć się moi harcerze.

PL - Które zajęcia były wg. Ciebie najważniejsze i są szczególnie przydatne w obecnej pracy?

JD - Myślę, że te z planowania pracy. To jest chyba jedna z najważniejszych rzeczy przy prowadzeniu drużyny. Jeśli

potrafisz rozplanować wszystkie zajęcia tak, żeby każdy miał coś do roboty i czuł się potrzebny, musi wyjść dobrze.

PL - Chyba każdy, kto choć trochę zajmuje się prowadzeniem drużyny, przyzna Ci rację. A teraz z innej beczki - czy kurs

wpłynął jakoś bezpośrednio na Ciebie? Zmienił sposób patrzenia na harcerstwo, na jego rolę wychowawczą?

JD - Jak już mówiłem wcześniej dał mi teoretyczną wiedzę na jego temat. Chodzi mi o to, że przed kursem patrzyłem na

gry i zajęcia jako tylko na zabawę. Natomiast po kursie zacząłem dostrzegać w tym jakieś wyższe cele. Sposób na wychowanie i

kierowanie rozwojem młodych harcerzy.

PL - Czyli pod tym względem kurs spełnił swoje zadanie. Powiedz mi jeszcze na koniec, przed czym ostrzegłbyś, a czym

zachęcił ewentualnych kursantów do wzięcia udziału w przyszłej edycji kursów?

JD - Jadąc na kurs trzeba być przygotowani na nieprzespane noce, dużo pisania i multum pracy. Ale nie ma się czego

bać. To sprawi, że w przyszłości będzie się dużo lepszym człowiekiem, harcerzem i wychowawcą.

Page 14: Lutowe harce 2015

Joachim Sobczuk, drużynowy 99 WDH im. Organizacji Małego Sabotażu "Wawer"

PL - Drużynę prowadziłeś przed i po kursie. Czy widzisz widoczną różnicę miedzy tymi okresami?

Jeśli tak, to na czym polega?

JS - Jedyną różnicę widzę w poprawieniu warsztatu z zakresu pracy sprawnościami.

PL - Tylko? Sugerujesz przez to, że w Twoim wypadku kursy nie sprawdziły się, czy po prostu całą wiedzę

zdobyłeś już wcześniej?

JS - Więcej dała mi współpraca z opiekunem drużyny.

PL - Czyli Twoja wiedza poszerzyła się nieznacznie. A może kursy miały na Ciebie jakiś inny wpływ, niezwiązany

zupełnie z pracą wychowawczą?

JS - Tak, miały, był to bardzo ciekawy obóz harcerski, na którym przeżyłem dużo przygód, i z nich może jeszcze

zaczerpnąłem inspirację do pracy z chłopakami.

PL - W takim razie, kończąc naszą krótką rozmowę - zachęć, albo jeśli uważasz, że tak będzie lepiej, odradź

ewentualnym kursantom udział w następnej edycji.

JS - W tej kwestii pozostanę bez zdania. Kurs pozostawiał wiele do życzenia, lecz mimo tego wiele też można było

z niego wyciągnąć.

Chciałbym na koniec wszystkim i każdemu z osobna podziękować za poświęcony czas. Wasze opinie z pewnością

przydadzą się zarówno przyszłym kursantom, którzy na ich podstawie zdecydują się lub nie na tą, niezapomnianą moim

zdaniem przygodę, jak i kadrze, której uświadomicie, co było w porządku, a co wymaga jeszcze poprawy. A jeśli nawet

żaden młodzik tego artykułu nie przeczyta, jeśli komendant i jego zastępcy nie zwrócą uwagi na wasze spostrzeżenia, to

wasza wiedza i wspomnienia zostaną.

Page 15: Lutowe harce 2015

Dolnośląska Chorągiew Harcerzy im. Orląt Lwowskich

Referat Wędrowniczy

zaprasza na najcięższą imprezę w harcerskim sezonie, ekstremalny rajd wędrowników czyli:

II Wiosenną Wyrypę Wędrowniczą

Organizator zapewnia:

krew, pot i łzy (w dawce większej niż w zeszłym roku)

zimno

ciemność

To, że nikt was nie przytuli

ból

nagrody dla najlepszych

Wymagania:

min. otwarty stopień ćwika

zgłoszenie w patrolu (2 osoby), '96 lub młodsi

Cohones

Start Wyrypy: 27 II, 19:30:00, Polana Jakuszycka

Koniec Wyrypy: 28 II, 23:59:59, Chata Górzystów

Koszt: Przy zgłoszeniu do 15 II i wpłacie do 18 II 70zł/patrol. Późniejsze zgłoszenia 100zł/patrol.

Zgłoszenia: Od 8 lutego na [email protected]

FAQ:

Gdzie będziemy spali? Re: Jakikolwiek, ewentualny nocleg we własnym zakresie

Umierałem na ostatniej Wyrypie. Jak będzie tym razem? Re: Będziesz żałował, że przeżyłeś poprzednią.

Internety: Obserwujcie fanpage WYRYPY - https://www.facebook.com/wwwdchy

Komendant II WWW

Bartosz Ziętal

Meta WWW - Chatka Górzystów na Hali Izerskiej.

styczeń 2012, fot. Marcin Pluta

Page 16: Lutowe harce 2015

Nieformalna siedziba Referatu Wędrowniczego DCHH-y otwiera swe wrota

i zaprasza na cotygodniowe sesje Angloplanszów.

Jak to działa? Na zimowisku 27DWW i 40WDW(o którym jest pokaźny artykuł w tym numerze ŚH) dokonaliśmy

testu potencjalnie ultra skutecznej metody szlifowania angielskiego.

Polega na harataniu w planszówy z zastrzeżeniem, że słowo po polsku kosztuje 50gr.

Działa znakomicie, co potwierdziło pierwsze spotkanie.

Inwestorzy stoją już przed drzwiami lokalu z walizkami dolarów i błagają nas o współpracę. My jednak jesteśmy

wspaniałomyślni i dzielimy się odkryciem z Tobą. Doceń to i wpadnij na Angloplanszówy!

--------------------------------------------------------

Miejsce: Wrocław, Ołbin

Termin: Każda Sobota

Czas: 18:00-20:00

Więcej info: Facebook: (Angloplanszówy, grupa otwarta)

---------------------------FAQ----------------------------------

Czy mogę przyprowadzić kolegę?

Re: Lepiej koleżankę :)

Czy mogę przyprowadzić kogoś, kto nie gada po polsku?

Re: Pewnie, a jak to będzie Native Speaker, to zrobimy pizzę z wrażenia :)

Czy mogę przynieść własne gry?

Re: Koniecznie.

Nie mam gier. Co przynieść?

Re: Szamę i napoje.

Olaboga, lokale konspiracyjne są takie małe, czy my się tam pomieścimy?

Re: Tak. Granice pojemności lokalu nie są jeszcze znane.

Olaboga, mój angielski jest fatalny.

Re: Nasz też, dlatego to robimy.

Kiedy przestajemy mówić po polsku?

Re: Próg lokalu jest jak kanał La Manche. Po jego przekroczeniu słowo po polsku kosztuje 50gr wpłacane na fundusz

planszówkowo-żywieniowy.

W co będziemy grać?

Re: W to, co przyniesiecie. W rezerwie jest Bang, generalnie najlepiej sprawdzają się gry karciane.

Naprawdę serdecznie zapraszają:

Komendant lokalu konspiracyjnego Lokomotywa imprezy

Bartosz Ziętal Michał Gadowicz

Page 17: Lutowe harce 2015

Ślężańskie Harce są pismem Instruktorek i Instruktorów Okręgu

Dolnośląskiego Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej.

Redakcja:

pwd. Marcin Pluta HO - redaktor naczelny

st. trop. Marysia Jonik

pwd. Łukasz Poznański HO

ćw. Piotr Lizak

pwd. Michał Gadowicz HO

Jeśli jesteś Druhno lub Druhu zainteresowana opublikowanie swojego tekstu

lub tez nawiązaniem współpracy z naszym pismem, pisz śmiało na naszego

maila: [email protected] lub też bezpośrednio do członków redakcji.

Warto pisać, warto się dzielić!