Lutowe harce 2015
-
Upload
slezanskie-harce -
Category
Documents
-
view
215 -
download
0
description
Transcript of Lutowe harce 2015
A w tym numerze ŚH między innymi:
Rola opiekuna w procesie zdobywania stopni
„Najpiękniejsza kolęda” według Łukasza Poznańskiego
Zimowisko dwóch drużyn wędrowniczych
Wywiady z kursantami, „pół roku po”
Referat Wędrowników zaprasza na Wielką Wyrypę Wiosenną i…
coś jeszcze!
luty 2015 numer 1/2015
redaktor naczelny
pwd. Marcin Pluta HO
Wydaje mi się, że w jakimś stopniu to pismo zaczyna spełniać swoje zamierzone cele. Może liczba
artykułów nie powala, ale mamy dla Was i konkretny metodyczny artykuł i wywiady z kursantami
kursów Chorągwi Harcerzy i zaproszenia na imprezy instruktorsko-wędrownicze i relację z zimowiska.
Mamy też artykuł Łukasza o którym wspominam na końcu, bo aż prosi się o polemikę.
Właśnie ta polemika, obok odnalezienia harcerek chętnych do pracy przy tym czasopiśmie,
to wciąż rzecz której mi brakuje. Skoro (przynajmniej wg danych z ISSUU) każdy numer jest otwierany
przez ponad 100 osób i czytany średnio przez 7 minut to widać, że popyt na taką gazetę jest. A jeśli
będzie jeszcze lepsza, to i on wzrośnie. Dlatego jeszcze raz zachęcam, by czytać ale i samemu pisać.
Na złe to nikomu, na tym naszym Dolnym Śląsku nie wyjdzie.
W dobie coraz większej powszechności takich pojęć jak coaching, tutoring czy mentoring warto raz
jeszcze przyjrzeć się postaci opiekuna stopnia. W ciągu 11 lat w ZHRze zdążyłem poznać temat od dwóch
stron – podopiecznego i opiekuna. W mojej ocenie najbliższy współczesnym definicjom „trenera osobistego”
jest opiekun stopni starszoharcerskich (HO i HR) i instruktorskich. Zdobywanie stopnia dzieli się na kilka
etapów. W trakcie każdego z nich opiekun ma ważną rolę do odegrania.
Wybór
Dla harcerzy, którym zależy na własnym rozwoju kwestia wyboru
opiekuna jest bardzo ważna. Szukają osób doświadczonych – takich,
od których mogą się nauczyć czegoś z zakresu prowadzenia jednostki,
ale też pracy nad sobą. Zwłaszcza wśród młodszych harcerzy panuje
przekonanie, że najlepszym opiekunem będzie praktyk – osoba
skuteczna w działaniu, potrafiąca teorię przełożyć na życie osobiste,
funkcjonowanie jednostki. Wiadomo – nie można wymagać od 30, 40-
letnich instruktorów, by prowadzili drużyny, dlatego ważne jest, j
ak działają w danym momencie – tu i teraz. Jeden ma za sobą piękną
przeszłość (dobra drużyna/gromada/hufiec itp.) i na tej podstawie
zyskuje miano „mistrza”. Drugi z kolei mógł zrozumieć istotę metody
harcerskiej dopiero po oddaniu drużyny, pełniąc już inną funkcję. W takiej
sytuacji najważniejsza będzie owa wcześniej wspomniana skuteczność
w działaniu. Młodzi z natury większym zaufaniem obdarzą praktyka,
skuteczną w działaniu osobę, niż teoretyka – wykładowcę. Bardzo dużą
rolę odgrywa życie osobiste i zawodowe potencjalnego opiekuna. Nie
jest tajemnicą, że w harcerstwie nabywamy umiejętności i mierzymy się
z wyzwaniami, które atrakcyjnie wyglądają w oczach potencjalnego
pracodawcy. Kierowanie grupą ludzi, umiejętność pracy nad sobą,
zarządzanie projektami to zdolności pożądane w świecie. Dlatego
instruktor spełniony zawodowo jest równie dużą inspiracją dla harcerzy,
jak dobry hufcowy. Dochodzimy do sedna. Opiekun powinien inspirować
i wzbudzać zaufanie. To zapewni efektywną współpracę.
ROLA OPIEKUNA W PROCESIE ZDOBYWANIA STOPNI HARCERSKICH I INSTRUKTORSKICH
phm. Jan Garnecki
Kurs instruktorski Dolnośląskiej Chorągwi Harcerzy,
Jaworki, sierpień 2014. Wielu z tych chłopaków rozpoczęło
próby instruktorskie, a dwaj pierwsi już je ukończyli.
Ułożenie próby
Moim zdaniem to, najważniejszy etap ZDOBYWANIA STOPNIA. W tym momencie kluczową rolę
odgrywa właśnie opiekun. Próba powinna być dopasowana do kandydata. Paradoksalnie opiekun nie musi
wcześniej znać harcerza na wylot. Jako doświadczony instruktor jest w stanie zadać takie pytania, które
pomogą mu dowiedzieć się jak najwięcej. Dlatego tak ważną rolę odgrywa zaufanie. Gwarantuje ono szczerość
ze strony kandydata. Oczywiście nie jest tak, że opiekun sam układa próbę. Na etapie stopni
starszoharcerskich i instruktorskich harcerz sam potrafi określić sfery, które wymagają pracy i postawić sobie
wymagania. To opiekun jednak czuwa, by zadania były spójne i na odpowiednim poziomie. Gdy kandydat nie
ma pomysłu, służy radą. Każdy opiekun ma swój styl układania stopni, związany z jego życiem zawodowym,
doświadczeniem harcerskim i życiowym. Dlatego inspiracja odgrywa szczególną rolę w wyborze, bowiem
pokazuje, w jaką stronę kandydat chce iść, kogo obiera za wzór.
Realizacja
Spotkałem się z różnymi formami prowadzenia prób przez opiekunów. Jeden wysyłał co miesiąc
motywujące listy/maile do swojego podopiecznego. Drugi spotykał się co parę tygodni, by podsumować to, co
dotychczas udało się zrobić. Jeszcze inny zostawiał go samego w myśl zasady: jesteś kowalem własnego losu,
więc kuj teraz. Na tym etapie bardzo ważnym jest, by pamiętać, że kluczowa w próbie jest umiejętność podjęcia
pracy nad sobą przez kandydata. Opiekun nie może go prowadzić za rękę, wciąż przypominać o kolejnych
zadaniach. Niby oczywiste, ale praktyka pokazuje, że na tym etapie dochodzi do wielu nieporozumień.
O ile etap ułożenie próby jest najważniejszy, o tyle realizacja jest etapem najtrudniejszym. Wymaga dużego
wyczucia ze strony opiekuna. Dla swojego podopiecznego powinien on być wsparciem psychicznym
(motywacja), zawsze służyć radą i praktyczną pomocą przy pokonywaniu przeszkód pojawiających się na etapie
realizacji. Jak widać to bardzo szeroki zakres obowiązków. By uniknąć nieporozumień najlepiej w momencie
układania próby po prostu porozmawiać o oczekiwaniach obu stron, ustalić zasady działania. To kolejny dowód
na to, jak ważny jest ten etap. Oczywiście później wiele wydarzeń może zweryfikować wcześniejsze ustalenia,
jednak wtedy i tak wiadomo, czego od siebie oczekują opiekun i podopieczny.
Zamknięcie
Warto po okresie realizacji podsumować wspólną pracę. Wspólną, bo próba to wyzwanie zarówno dla
opiekuna, jak i dla kandydata. Wnioski będą korzyścią dla obu stron. Dla opiekuna w kontekście kolejnych
podopiecznych, dla podopiecznego w kontekście kolejnych prób lub potencjalnych podopiecznych. Ten etap
wymaga szczerości i uczciwości. Opiekun, któremu zależy na podopiecznym nie będzie za wszelką cenę dążył
do zamknięcie pozytywnie próby niezrealizowanej. Rola opiekuna w tym momencie jest o tyle ważna, że często
jest on najbliższym obiektywnym świadkiem poczynań kandydata. Dlatego jego opinia powinna mieć duże
znaczenia dla konkretnej kapituły lub komisji.
Co dalej?
Po pozytywnie zamkniętej próbie drogi opiekuna i podopiecznego nie rozchodzą się. Być może
to początek przyjaźni, być może jej kontynuacja. Jeśli cały proces przebiegł bez zarzutów, praca nadal powinna
trwać. Opiekun wciąż może inspirować swoim przykładem do przekraczania kolejnych granic, zdobywania
kolejnych stopni, itd. Wciąż ciesząc się zaufaniem podopiecznego może służyć radą i pomocą. Też dla takiej
relacji warto się podjąć wyzwanie bycia opiekunem.
fot. Bartek Ziętal
Wracałem z pasterki harcerskiej. W radiu odezwał się głos Niemena: - Dziwny jest te-en...
świa-at... od tylu lat człowiekie-em gardzi czło-o-o-wiek... lecz ludzi dobrej woli jest więcej...
Święta to wyjątkowy czas. Wiem, ciężko Wam będzie teraz wracać myślami do Świąt, bo to już za
nami, teraz nowe wyzwania, spróbujcie jednak wspomnieć tę atmosferę. Staramy się, by nikt w tych dniach
nie był samotny ani smutny. Wielu zapatrzonym w siebie przydarza się ten raz w roku zwrócić w stronę
bliźniego, zwaśnieni wyciągają ręce na zgodę. Jesteśmy z rodziną, z bliskimi, z przyjaciółmi. Dobro unosi
się w powietrzu, materializuje się.
Całe szczęście, że na świecie są skauci i ich wielkie posłannictwo! Dzięki nim może ten nastrój trwać
cały rok. Nieschodzący z twarzy uśmiech to ich broń w szerzeniu braterstwa całej ludzkości. Nigdy nie wolno
nam odwrócić się od drugiego. Nie ma takiego powodu, który mógłby zgasić w naszych oczach miłość
do bliźniego, czy godności, w imię której wzbranialibyśmy się przed przebaczeniem. Prawdziwie tworzymy
więź siedmiomiliardowej rodziny ludzkiej.
Był nawet taki harcerz, o którym usłyszał cały świat. Nazywał się Karol Wojtyła. Spotkał się,
rozmawiał, patrzył w oczy i wybaczył Mehmetowi, który do niego strzelał. Nasz następny krok to przykład -
jedyny sposób wpływania na drugiego przy jednoczesnym poszanowaniu jego wolności. Nic tak nie pociąga
jak przykład i to, co mówisz, nigdy nie będzie miało takiej wartości, jak to, co czynisz. Po lekturze “Kamieni na
szaniec” serce rozrywa piersi, a przecież opisane tam wydarzenia miały miejsce przed ponad
siedemdziesięciu laty. Jak oni żyli!
pwd. Łukasz Poznański
NAJPIĘKNIEJSZA KOLĘDA
fot. Bartek Ziętal
Każdemu instruktorowi harcerskiemu polecam twórczość Orszy. Dla mnie to najprawdziwszy
harcerz, który wszystko co robił, starał się robić jak najlepiej. Dzięki temu, gdy sięgamy po zapis jego
gawęd, które przygotowywał i wygłaszał przy różnych okazjach, zyskujemy wspaniałą inspirację i
zachętę do służby Prawdzie! Czy uczciwie mógłbyś wstawić w Prawie Harcerskim w miejsce Zawiszy
swoje własne imię? Myślę, że on by mógł.
Są tacy, którzy nie lubią Szarych Szeregów, ale bohaterów jest wielu i mamy do nich różny
stosunek. Kwestia relacji. Twój przykład będzie działał na tych, z którymi ją nawiążesz. Otwórz się. Ustąp
w sporze. Nie przegrasz, a pokażesz, że naprawdę ci zależy i dasz… przykład. Uwierz w drugiego i jego
dobre intencje, niezależnie od jego przeszłości. Być może nie od razu się dogadacie, może będziesz
musiał nagiąć się jeszcze pięćdziesiąt razy, ale wtedy tamten pęknie, dołączy do twojej drużyny i razem
wyruszycie zmieniać świat. A może nigdy się nie przekona, jednak Ty będziesz rósł i przybliżał się do
Ideału, a inni, Twoja rodzina, przyjaciele, będą obserwować Cię i wzrastać z tobą.
Harcerze również jako organizacja wielokrotnie w historii byli wzorem dla narodu. Wszyscy nasi
poprzednicy świetnie się w tym względzie wykazali. Jakie zadanie przypada nam? Pokazanie, że można
być jedno mimo różnic, szukać porozumienia i razem osiągać wspólne cele. Polska jest dziś podzielona, a
tylko scalona może wydobyć swój ogromny potencjał. Marzy mi się dzień, w którym w prasie i telewizji
pojawia się informacja o powstaniu unii harcerskiej, zrzeszeniu organizacji harcerskich w Polsce dla
skutecznego wychowywania młodzieży. Jak w dzisiejszych warunkach wypełniamy czwarty punkt
Prawa? Wierzę, że ZHP tak samo przyciąga aktywnych młodych ludzi, którzy chcą pozostawić świat
trochę lepszym, niż go zastali. Może trochę zapomnieli o metodzie? A ilu naszych instruktorów o niej
zapomniało? Podobnie z postawą. To co nas dzisiaj dzieli?
Być może prawie się zadławiłeś podczas czytania poprzedniego akapitu. Harcerstwo jest z
założenia organizacją młodzieżową. Młody człowiek, zanim przestaje rosnąć jest w stanie pewne rzeczy
przerosnąć. Stary się kurczy, jeśli się przed tym nie broni. Zwróć uwagę, że na rysunku B-P to młody
skaut oddziela kopnięciem prefiks “im” w słowie “impossible”. ZHP i ZHR stoją w miejscu. Rozwija się za
to najmłodsza organizacja - Skauci Europy. U nich nie ma jeszcze kombatantów.
W 2015 r. życzę Ci, żebyś zaprzyjaźnił się z gejem, a Zarządowi Okręgu życzę
skończenia remontu Pomorskiej.
Łukasz Poznański 3 stycznia 2015 r.
Niewiele jest rzeczy prostszych od wędrownictwa. W połowie października ubiegłego roku „Chewra” podjęła
decyzję o tym, by zdobyć na rowerach Narvik, tak jak ten niewielki, położony za kołem podbiegunowym norweski port
zdobywali polscy żołnierze 75 lat temu. Czas między rzuceniem pomysłu a akceptacją trwał niewiele dłużej niż chwila. Nie
mogło być inaczej. Każdy z nas nosił tę wyprawę w sobie na długo przed pierwszym spotkaniem „Chewry” w jurajskich
skałach. Każdy z nas był gotową na przyjęcie iskry beczką prochu. Iskrą był Narvik.
Ta jedna decyzja stworzyła plan pracy naszej drużyny na cały rok. Potrzebujemy pieniędzy, sprzętu, pieniędzy,
umiejętności przetrwania w podbiegunowym klimacie, pieniędzy, znajomości języków, akcji propagandowej głoszącej
zasługi polskich żołnierzy w kampanii norweskiej i takich drobiazgów, jak płuca Rafała Majki i kopyto Michała
Kwiatkowskiego, bo suma przewyższeń na ponad 1500km trasie może przekroczyć 20km, a sakwy z wyposażeniem na
miesiąc jazdy trochę ważą. Z takiego postawienia sprawy jasno wynika, że akcja zimowa powinna być w całości
podporządkowana wyprawie.
Zdecydowanie największym wyzwaniem
jest przygotowanie kondycyjne. Każdy
z wędrowników z poziomu niedzielnego
rowerzysty musi wskoczyć na poziom
wyczynowca, zdolnego do wielogodzinnego
wysiłku dzień po dniu. Potrzebne są do tego
przede wszystkim mięśnie i odpowiednio wysoka
wydolność krążeniowo-oddechowa, żeby je
napędzić.
Kształtowanie wydolności zimą nie zawsze
jest proste. Zawodowcy i zdeterminowani
amatorzy jeżdżą w tym czasie w cieplejsze rejony
Europy. Poza tym zostają tradycyjne sposoby jej
podnoszenia, jak bieganie i jazda na rowerze, które
często są utrudnione, a rzadko kiedy przyjemne.
Pływanie i wioślarstwo (ergowiosła) niosą za sobą
dodatkowe koszty, poza tym ciężko w tych
sportach o trening dłuższy niż godzina.
Ratunkiem, jest ulubiony po kolarstwie
sport wielu zawodowców, czyli biegi narciarskie. O
biegach samych w sobie nie będę się zbytnio
rozpisywał, pojawi się jeszcze artykuł tylko na ten
temat.
Bartek Ziętal
Niewiele jest rzeczy prostszych od wędrownictwa. W połowie października ubiegłego roku „Chewra” podjęła
decyzję o tym, by zdobyć na rowerach Narvik, tak jak ten niewielki, położony za kołem podbiegunowym norweski port
zdobywali polscy żołnierze 75 lat temu. Czas między rzuceniem pomysłu a akceptacją trwał niewiele dłużej niż chwila. Nie
mogło być inaczej. Każdy z nas nosił tę wyprawę w sobie na długo przed pierwszym spotkaniem „Chewry” w jurajskich
skałach. Każdy z nas był gotową na przyjęcie iskry beczką prochu. Iskrą był Narvik.
Ta jedna decyzja stworzyła plan pracy naszej drużyny na cały rok. Potrzebujemy pieniędzy, sprzętu, pieniędzy,
umiejętności przetrwania w podbiegunowym klimacie, pieniędzy, znajomości języków, akcji propagandowej głoszącej
zasługi polskich żołnierzy w kampanii norweskiej i takich drobiazgów, jak płuca Rafała Majki i kopyto Michała
Kwiatkowskiego, bo suma przewyższeń na ponad 1500km trasie może przekroczyć 20km, a sakwy z wyposażeniem na
miesiąc jazdy trochę ważą. Z takiego postawienia sprawy jasno wynika, że akcja zimowa powinna być w całości
podporządkowana wyprawie.
Zdecydowanie największym wyzwaniem
jest przygotowanie kondycyjne. Każdy
z wędrowników z poziomu niedzielnego
rowerzysty musi wskoczyć na poziom
wyczynowca, zdolnego do wielogodzinnego
wysiłku dzień po dniu. Potrzebne są do tego
przede wszystkim mięśnie i odpowiednio wysoka
wydolność krążeniowo-oddechowa, żeby je
napędzić.
Kształtowanie wydolności zimą nie zawsze
jest proste. Zawodowcy i zdeterminowani
amatorzy jeżdżą w tym czasie w cieplejsze rejony
Europy. Poza tym zostają tradycyjne sposoby jej
podnoszenia, jak bieganie i jazda na rowerze, które
często są utrudnione, a rzadko kiedy przyjemne.
Pływanie i wioślarstwo (ergowiosła) niosą za sobą
dodatkowe koszty, poza tym ciężko w tych
sportach o trening dłuższy niż godzina.
Ratunkiem, jest ulubiony po kolarstwie
sport wielu zawodowców, czyli biegi narciarskie. O
biegach samych w sobie nie będę się zbytnio
rozpisywał, pojawi się jeszcze artykuł tylko na ten
temat.
AKCJA ZIMOWA WĘDROWNIKÓW
Nie ma w Polsce lepszego miejsca do uprawiania narciarstwa biegowego niż okolice Jakuszyc.
Dziesiątki kilometrów codziennie poprawianych tras o różnym poziomie trudności i korzystny mikroklimat
sprawiły, że nie mieliśmy wątpliwości gdzie się udać. Do tego udało nam się zaklepać pokój w „Chacie
Górzystów”. Wyjazd zapowiadał się znakomicie.
Plan dnia obejmował 4h treningu wytrzymałościowego w postaci konkretnej trasy biegowej,
poobiedni trening ogólnorozwojowy, sesję angloplanszówek i wieczorną kuźnicę. Realia zweryfikowały go
dość szybko; okazało się, że po ponad 20km biegu pokonywanego z konieczną do progresu intensywnością
powyżej 70% maksymalnego tętna najlepszym treningiem ogólnorozwojowym będzie dodatkowa porcja
snu, zakończona przyspieszającym regenerację mięśni stretchingiem.
Fragment Gór Izerskich od Świeradowa do Jakuszyc poczęstował nas pełnym wachlarzem
możliwych zimą warunków pogodowych. Wszystko zaczęło się cudownym nocnym marszem z Polany
Jakuszyckiej do „Chaty Górzystów”. Blask tysięcy niewidocznych na miejskim niebie gwiazd przyćmiewał
ogromny, chełpiący się swą pełnią księżyc. Miękka, spowijająca wszystko wokół pierzyna śniegu odbijała
jego światło po dwakroć, śmiejąc się z praw fizyki. Wyrwani z szarości miejskiej zimy płynęliśmy przez
nartostrady pijani pięknem i doskonałością chwili, odurzeni ciszą i majestatem tej białej nocy. Jeszcze bez
nart, na pamiętających sylwestra nogach weszliśmy do innego świata, który witał nas najpiękniej jak tylko
potrafił.
Drugiego dnia biwaku, nie bacząc na przestrogi opiekuna Chaty, że swój pierwszy zjazd do
Świeradowa na biegówkach do dziś czasem odczuwa w okolicach końca pleców, ruszyliśmy do tej
uzdrowiskowej mieściny po zapasy żywności. Kto miał kiedyś narty zjazdowe na nogach radził sobie na
biegówkach całkiem nieźle. Kto nie miał, musiał zapłacić frycowe. Pierwsze szlify zdobyliśmy na śniegu, już
po kilkuset metrach czuć było, że poruszamy się wyraźnie szybciej niż przeciętny piechur, a przecież nie
mieliśmy jeszcze za grosz techniki. Problemy zaczęły się na zjeździe. Kto wcześniej na zjazdówkach nie
opanował jazdy pługiem miał duży problem, bo wiotka narta biegowa nie wybacza zbyt wiele. Pomimo
szczerych chęci część osób zjeżdżała „od gleby do gleby”, a odległości pomiędzy dynamicznymi spotkaniami
z matką ziemią nie były zbyt imponujące. Smaczku dodał siąpiący deszcz i nawierzchnia szlaku wraz ze
spadkiem wysokości zmieniająca się z ubitego śniegu w lodową skorupę. Narciarstwo biegowe to jeden z
nielicznych sportów, w którym przyjemniej jest pod górkę niż w dół.
Powrót zasadniczo potwierdził tą tezę, chociaż dzięki plecakom pełnym mięsa i bananów na
stromym podejściu poczuliśmy w sposób dotkliwy mięśnie, o których istnieniu nie mieliśmy wcześniej
pojęcia. Kolejna zaleta CG- tutaj nawet wyjście po zakupy jest niezłym treningiem.
Następnego dnia ruszyliśmy w kierunku Polany, lekki mróz bez opadów śniegu czynił warunki
doskonałymi. Jedynie część trasy od schroniska „Orle” do Polany była fatalna, w całości skuta lodem, z
resztkami śladu biegowego pomimo płaskiego charakteru sprawiła nam najwięcej trudności. Powrót do
chaty przez Rozdroże pod Cichą Równiną był już czystą przyjemnością, dość dobrze przygotowany podbieg
a później bardzo długi zjazd do „Orle”. Po ruszeniu spod Orlego nikt już nie oglądał się za siebie tylko sunął
w kierunku CG na ile mu siły pozwalały. Najlepszy tego dnia Jędrek pokonał ponad 5km w większości
nieprzygotowanej trasy w niecałe 30 minut, co daje pojęcie o przewadze biegacza nad piechurem. W sumie
pokonaliśmy ponad 20km w 3,5h.
Następny dzień był dniem świętym, więc znów znów czekał nas zjazd do Świeradowa. Tym razem wróciła
zima i od wczesnego ranka mocno sypało, więc wiedzieliśmy, że tylko na mapie będzie to ta sama trasa. Warstwa
puchu ukazała kolejną zaletę biegówek, zapadają się one w śniegu nieco tylko więcej niż grubość narty i poza
nieco większymi oporami ruchu w niczym to nie przeszkadza. Pamiętny zjazd był tym razem zupełnie niegroźny,
luźny śnieg sam redukowała prędkość jazdy do rozsądnych wartości. Niestety wyjątkowo sprawni drogowcy
zdążyli zasypać piachem ostatni fragment zjazdu, przez co nie udało nam się wjechać na biegówkach do kościoła.
O powrocie nie sposób napisać czegoś ciekawego, poza tym, że skoro było pod górę, to musiało być
dobrze. Zdecydowanie najciekawszy i najbardziej pamiętny był ostatni dzień spędzony na nartach. Śnieg sypał już
poprzedniego dnia, zadyma nie ustawała przez całą noc, a zamontowany na dachu CG wiatraczek, któremu chata
zawdzięczała skąpe oświetlenie, osiągał prędkości obrotowe godne wierteł dentystycznych. Rano stary,
zmrożony śnieg pokrywała gruba warstwa świeżego puchu, w którym piechur zapadał się po kolana. Ruszyliśmy
w zadymce znów w stronę Jakuszyc, tym razem bez gadania, żartów i ogólnego luzu. Śnieg walił po oczach, wiatr
co chwila zmieniał swój kierunek, a bieg w kopnym śniegu wymagał sporo uwagi i siły. Przecierający trasę
nadawał tempo, a reszta w cichym pociągu sunęła tuż za nim, głęboko w kapturach skupiona na jeździe.
Jedną grupą dotarliśmy do Orlego, skąd pokonaliśmy mocnym tempem długi (3,7km) podbieg pod
wspomniane wcześniej Rozdroże, na którym peleton się porwał. Mocnym tempem wyprzedzaliśmy zdecydowaną
większość narciarzy, sporadycznie wyprzedzali nas jedynie zawodnicy sunący łyżwą, których techniki nie byliśmy
w stanie powtórzyć. Po zjeździe z Rozdroża na Polanę i ogrzaniu się w kawiarence ruszyliśmy z powrotem, wciąż
w zadymce, tym razem stromym podbiegiem na trudniejszej trasie Polana-Orle. Napędzani endorfiną pokonaliśmy
go w okamgnieniu, wiedząc że im wyższy wysiłek, tym mniej będzie nam cieplej i mniej przeszkadzać będą trudne
warunki.
Ostatni odcinek z Orlego do CG był podobnie jak poprzednio indywidualnym biegiem, gdzie każdy badał
granice własnych możliwości. Przy wysiłku powyżej 85% HRmax już nic poza złapaniem oddechu nie było
problemem. Zasypani śniegiem, w zaparowanych okularach nie zwracaliśmy już uwagi na nic poza równą pracą,
oddychaniem i wyprzedzaniem kolejnych turystów. Końcowy odcinek był już wściekłym sprintem, gdzie
wydawało nam się, że wyprzedani stoją w miejscu. Pracujący na skrajnych obrotach organizm zapominał
o technice i jazda stała się nieco chaotyczną kompilacją ślizgów i odepchnięć, a tętno osiągało niezbadane
dotąd granice. Na dwadzieścia metrów przed chatą niespodziewanie wyprzedził mnie Adam, po czym zaliczył
glebę. Rzuciłem się za nim resztkami sił i również przytuliłem ziemię, w sumie przegrałem z Adamem o pół
narty. Chwilę później leżeliśmy w śniegu ledwo przytomni ze zmęczenia.
Powrót do Jakuszyc ostatniego dnia biwaku pod względem przeżyć estetyczno-metafizycznych przebił
wszystko, co działo się do tej pory. Wyszliśmy z CG na kilkadziesiąt minut przed świtem. Inny świat żegnał nas
tą samą ciszą, którą witał. Nadgryziony po kilku dniach od pełni księżyc czekał na nadejście słońca wisząc nad
polaną i oświetlając nam drogę. Nikt nie ważył się burzyć tej ciszy, czasem zaskrzypiał tylko śnieg pod czyimś
butem. Zapadające się w śniegu, pozbawione nart nogi przypominały nam o rychłym powrocie
do rzeczywistości, a Izery posępnym milczeniem roztoczyły nad nim swą żałobę. Chwilę później, jeszcze przed
nadejściem słońca, niebo wybuchło grą świateł i cieni, tysiącem barw z której żadnej nie umielibyśmy nazwać,
a co dopiero opisać.
Zmiana warty na niebie odbyła się z pełnymi honorami i z udziałem orkiestry kolorów. Takich
pokazówek nie urządza się bez powodu i z pewnością nie był to przypadek, a czułe pożegnanie. Doskonała
pogoda przez resztę drogi budziła żal, że to ostatni dzień i zdaje się, że składała obietnicę, że następnym razem
będzie lepiej, jeśli damy tym górom jeszcze szansę. W efekcie w każdym z nas zostało wrażenie nienasycenia,
potrzeba powrotu jeszcze przed odjazdem. Jestem pewien, że ten biwak to dopiero początek przygód
„Chewry” z Izerami zimą i narciarstwem biegowym.
Biwak dorzucił wiele do koszyka naszych przygotowań. W sumie pokonaliśmy ponad 100km na nartach
i pieszo, zdecydowaną większość dystansu z wysoką (rozwojową) intensywnością wysiłku. Wykonaliśmy ponad
20h treningu wytrzymałościowego. Ta praca nie pójdzie na marne i da o sobie znać w Norwegii.
Czy na biwaku działo się coś jeszcze? Godnym opisu punktem programu były Angloplanszówy
(zaproszenie na ich wrocławskie wydanie w dalszej części tego numeru ŚH). W ramach przygotowań
lingwistycznych część każdego wieczora spędzaliśmy z grami planszowymi, z zastrzeżeniem, że każde słowo
po polsku kosztuje gracza 50gr na konto drużyny.
Efekt przeszedł nasze oczekiwania, po krótkim rozruchu nawet ci uważający się za ostatnich
językowych loser'ów nawijali po angielsku całkiem płynnie, choć nie zawsze z krystalicznie oksfordzkim
akcentem i bezbłędną gramatyką. Obecność znajomych i charakter gier zwalnia wiele blokad i powoduje,
że mówić się CHCE, a nie MUSI, co czyni naukę języka jak rzadko kiedy przyjemną. To były zdecydowanie
najzabawniejsze lekcje angielskiego w jakich brałem udział i myślę, że jedne z bardziej skutecznych. Poza tym
dużo jedliśmy, rozmawialiśmy na poważne tematy i śmialiśmy się z cytatów Paelo Elo, ale nie znam nikogo,
kto chciałby o tym czytać.
W biwaku brały udział 40 WDW „Chewra” i 27 DDW „Vigilantia”.
Kiedy to piszę, mija równo sześć miesięcy od przyznania patentów Kursów Orlich 2014. Chyba wszyscy,
którzy je otrzymali, byli z tego powodu bardzo dumni. No cóż, ja byłem na pewno. Jednak wakacje wakacjami,
ale od września należało zdobyta wiedzę jak najlepiej wykorzystać w praktyce. Teraz, po pół roku, każdy
funkcyjny może jasno określić co kurs mu dał, czego zabrakło, a co jest do poprawy. Część z nich swoimi
przemyśleniami na ten temat postanowiła się z nami podzielić, z czego wyniknął poniższy artykuł. Zapraszam
do lektury.
Adam Garnecki, drużynowy 14 WDH "Bukowina"
Piotr Lizak - Zostałeś drużynowym zaraz po tegorocznym TDP, na swoje barki biorąc prowadzenie drużyny
puszczańskiej. Która z umiejętności zdobytych na kursie jest Ci najbardziej pomocna?
Adam Garnecki - Myślę, że najbardziej pomocna jest wiedza o grach, harcach, którą nabyłem nie tylko na
zajęciach, ale przede wszystkim w rozmowach z innymi kursantami i kadrą o ich doświadczeniach. To jest najcenniejsze.
PL - Rozumiem. Czy czujesz, że przez te dziesięć dni, które spędziliśmy w Pieninach zmieniło się Twoje spojrzenie
na harcerstwo? A może, idąc dalej, coś zmieniło się w Tobie?
AG - Na pewno zacząłem na to patrzeć inaczej, bo poznałem ludzi, którzy mają taką samą rozkminę, jak
prowadzić te drużyny. Poza tym było naprawdę super poczuć się po prostu jako członek zastępu, a nie ktoś
odpowiedzialny za wielu!
PL - Domyślam się, że już przed kursem wiedziałeś o zbliżającej się nieubłaganie odpowiedzialności. Czy po
otrzymaniu patentu czułeś się pewniej, patrząc w przyszłość?
AG - No tak, wiedziałem co mnie czeka. Samo otrzymanie patentu jakoś bardzo mnie nie poruszyło, ale sam kurs...
na pewno nie żałuję, że pojechałem.
PL - Na koniec, czym byś zachęcił, a przed czym ostrzegł innych harcerzy do wzięcie udziału w następnej edycji
kursów?
AG - Cóż, na pewno ostrzegłbym przed bezkrytycznym przyjmowaniu wszystkiego, co tam słyszą od innych
kursantów. Żeby pozostali sobą i szukali własnego "sposobu", "złotego środka" właściwego dla swoich chłopaków,
oczywiście przy skorzystaniu z uwag i wskazówek z kursu.
Michał Pyzik, przyboczny 39 WDH "Bór"
PL - Przez ok. rok pełniłeś funkcję przybocznego bez teoretycznego przygotowania. Jak ocenisz swoją służbę
przed i po kursie? Czy zmieniło się Twoje podejście, sposób pracy? A może także obowiązki?
MP - Patrząc z perspektywy czasu dostrzegam, że brakowało mi wiedzy jak być dobrym przybocznym. Kurs
zwiększył moje umiejętności oraz otworzył szerzej oczy, teraz dostrzegam więcej niż przed kursem. Ilość obowiązków
zwiększyła się też z powodu odejścia drugiego przybocznego, Adama. Kurs podniósł moje morale oraz zapał do pracy,
ponieważ pomimo ciężkich warunków, które tam panowały wszyscy daliśmy radę.
PL - Tak, dobrze wiemy o panujących tam warunkach. Co, Twoim zdaniem było najważniejszym elementem kursu,
co pomogło Ci najbardziej?
ECHO KURSÓW
ćw. Piotr Lizak
MP - Myślę, że każdy element był ważny, ale najwięcej według mnie dały mi nasze wędrówki, a dokładnie nasze
wspólne rozmowy z kadrą, Kacprem i Adamem.
PL - Mógłbyś uściślić? Rozmowy na jaki temat tak na Ciebie wpłynęły?
MP - Głównie moja prywatna rozmowa z Kacprem odnośnie mojej osoby, dało mi to ogromną motywację do działania.
PL - Czy przez te dziesięć dni, które spędziliśmy w Pieninach zmieniło się Twoje spojrzenie na harcerstwo?
MP - Częściowo tak, ponieważ dalej harcerstwo dla mnie jest przygodą jaką było jak dołączałem do drużyny. Z drugiej
strony dostrzegam, że ta przygoda kształci i motywuje do bycia lepszym człowiekiem.
PL - Przed czym byś ostrzegł, a czym zachęcił przyszłych kursantów?
MP - Radzę im się przygotować na ciężkie warunki, ale tą przygodę przeżyją z osobami, które wesprą ich w ciężkich
chwilach i zmotywują do dalszego działa. Uważam, że głównymi zaletami tego kursu jest dobra kadra oraz uczestnicy, którzy
tworzą jedną wielką rodzinę.
Jakub Dominik, drużynowy 3 DH im. gen. Władysława Andersa w Ostrzeszowie
PL - Jakiś czas temu w waszym środowisku doszło do kilku przetasowań, w wyniku których zostałeś drużynowym Trójki.
Jak w prowadzeniu jej przydaje Ci się wiedza zdobyta na Kursach Orlich?
JD - Zdobyłem wiedzę teoretyczną, którą wykorzystuję podczas organizowania zajęć w drużynie, wydaje mi się, że
potrafię dobrać zajęcia pod względem tego jak mają rozwinąć się moi harcerze.
PL - Które zajęcia były wg. Ciebie najważniejsze i są szczególnie przydatne w obecnej pracy?
JD - Myślę, że te z planowania pracy. To jest chyba jedna z najważniejszych rzeczy przy prowadzeniu drużyny. Jeśli
potrafisz rozplanować wszystkie zajęcia tak, żeby każdy miał coś do roboty i czuł się potrzebny, musi wyjść dobrze.
PL - Chyba każdy, kto choć trochę zajmuje się prowadzeniem drużyny, przyzna Ci rację. A teraz z innej beczki - czy kurs
wpłynął jakoś bezpośrednio na Ciebie? Zmienił sposób patrzenia na harcerstwo, na jego rolę wychowawczą?
JD - Jak już mówiłem wcześniej dał mi teoretyczną wiedzę na jego temat. Chodzi mi o to, że przed kursem patrzyłem na
gry i zajęcia jako tylko na zabawę. Natomiast po kursie zacząłem dostrzegać w tym jakieś wyższe cele. Sposób na wychowanie i
kierowanie rozwojem młodych harcerzy.
PL - Czyli pod tym względem kurs spełnił swoje zadanie. Powiedz mi jeszcze na koniec, przed czym ostrzegłbyś, a czym
zachęcił ewentualnych kursantów do wzięcia udziału w przyszłej edycji kursów?
JD - Jadąc na kurs trzeba być przygotowani na nieprzespane noce, dużo pisania i multum pracy. Ale nie ma się czego
bać. To sprawi, że w przyszłości będzie się dużo lepszym człowiekiem, harcerzem i wychowawcą.
Joachim Sobczuk, drużynowy 99 WDH im. Organizacji Małego Sabotażu "Wawer"
PL - Drużynę prowadziłeś przed i po kursie. Czy widzisz widoczną różnicę miedzy tymi okresami?
Jeśli tak, to na czym polega?
JS - Jedyną różnicę widzę w poprawieniu warsztatu z zakresu pracy sprawnościami.
PL - Tylko? Sugerujesz przez to, że w Twoim wypadku kursy nie sprawdziły się, czy po prostu całą wiedzę
zdobyłeś już wcześniej?
JS - Więcej dała mi współpraca z opiekunem drużyny.
PL - Czyli Twoja wiedza poszerzyła się nieznacznie. A może kursy miały na Ciebie jakiś inny wpływ, niezwiązany
zupełnie z pracą wychowawczą?
JS - Tak, miały, był to bardzo ciekawy obóz harcerski, na którym przeżyłem dużo przygód, i z nich może jeszcze
zaczerpnąłem inspirację do pracy z chłopakami.
PL - W takim razie, kończąc naszą krótką rozmowę - zachęć, albo jeśli uważasz, że tak będzie lepiej, odradź
ewentualnym kursantom udział w następnej edycji.
JS - W tej kwestii pozostanę bez zdania. Kurs pozostawiał wiele do życzenia, lecz mimo tego wiele też można było
z niego wyciągnąć.
Chciałbym na koniec wszystkim i każdemu z osobna podziękować za poświęcony czas. Wasze opinie z pewnością
przydadzą się zarówno przyszłym kursantom, którzy na ich podstawie zdecydują się lub nie na tą, niezapomnianą moim
zdaniem przygodę, jak i kadrze, której uświadomicie, co było w porządku, a co wymaga jeszcze poprawy. A jeśli nawet
żaden młodzik tego artykułu nie przeczyta, jeśli komendant i jego zastępcy nie zwrócą uwagi na wasze spostrzeżenia, to
wasza wiedza i wspomnienia zostaną.
Dolnośląska Chorągiew Harcerzy im. Orląt Lwowskich
Referat Wędrowniczy
zaprasza na najcięższą imprezę w harcerskim sezonie, ekstremalny rajd wędrowników czyli:
II Wiosenną Wyrypę Wędrowniczą
Organizator zapewnia:
krew, pot i łzy (w dawce większej niż w zeszłym roku)
zimno
ciemność
To, że nikt was nie przytuli
ból
nagrody dla najlepszych
Wymagania:
min. otwarty stopień ćwika
zgłoszenie w patrolu (2 osoby), '96 lub młodsi
Cohones
Start Wyrypy: 27 II, 19:30:00, Polana Jakuszycka
Koniec Wyrypy: 28 II, 23:59:59, Chata Górzystów
Koszt: Przy zgłoszeniu do 15 II i wpłacie do 18 II 70zł/patrol. Późniejsze zgłoszenia 100zł/patrol.
Zgłoszenia: Od 8 lutego na [email protected]
FAQ:
Gdzie będziemy spali? Re: Jakikolwiek, ewentualny nocleg we własnym zakresie
Umierałem na ostatniej Wyrypie. Jak będzie tym razem? Re: Będziesz żałował, że przeżyłeś poprzednią.
Internety: Obserwujcie fanpage WYRYPY - https://www.facebook.com/wwwdchy
Komendant II WWW
Bartosz Ziętal
Meta WWW - Chatka Górzystów na Hali Izerskiej.
styczeń 2012, fot. Marcin Pluta
Nieformalna siedziba Referatu Wędrowniczego DCHH-y otwiera swe wrota
i zaprasza na cotygodniowe sesje Angloplanszów.
Jak to działa? Na zimowisku 27DWW i 40WDW(o którym jest pokaźny artykuł w tym numerze ŚH) dokonaliśmy
testu potencjalnie ultra skutecznej metody szlifowania angielskiego.
Polega na harataniu w planszówy z zastrzeżeniem, że słowo po polsku kosztuje 50gr.
Działa znakomicie, co potwierdziło pierwsze spotkanie.
Inwestorzy stoją już przed drzwiami lokalu z walizkami dolarów i błagają nas o współpracę. My jednak jesteśmy
wspaniałomyślni i dzielimy się odkryciem z Tobą. Doceń to i wpadnij na Angloplanszówy!
--------------------------------------------------------
Miejsce: Wrocław, Ołbin
Termin: Każda Sobota
Czas: 18:00-20:00
Więcej info: Facebook: (Angloplanszówy, grupa otwarta)
---------------------------FAQ----------------------------------
Czy mogę przyprowadzić kolegę?
Re: Lepiej koleżankę :)
Czy mogę przyprowadzić kogoś, kto nie gada po polsku?
Re: Pewnie, a jak to będzie Native Speaker, to zrobimy pizzę z wrażenia :)
Czy mogę przynieść własne gry?
Re: Koniecznie.
Nie mam gier. Co przynieść?
Re: Szamę i napoje.
Olaboga, lokale konspiracyjne są takie małe, czy my się tam pomieścimy?
Re: Tak. Granice pojemności lokalu nie są jeszcze znane.
Olaboga, mój angielski jest fatalny.
Re: Nasz też, dlatego to robimy.
Kiedy przestajemy mówić po polsku?
Re: Próg lokalu jest jak kanał La Manche. Po jego przekroczeniu słowo po polsku kosztuje 50gr wpłacane na fundusz
planszówkowo-żywieniowy.
W co będziemy grać?
Re: W to, co przyniesiecie. W rezerwie jest Bang, generalnie najlepiej sprawdzają się gry karciane.
Naprawdę serdecznie zapraszają:
Komendant lokalu konspiracyjnego Lokomotywa imprezy
Bartosz Ziętal Michał Gadowicz
Ślężańskie Harce są pismem Instruktorek i Instruktorów Okręgu
Dolnośląskiego Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej.
Redakcja:
pwd. Marcin Pluta HO - redaktor naczelny
st. trop. Marysia Jonik
pwd. Łukasz Poznański HO
ćw. Piotr Lizak
pwd. Michał Gadowicz HO
Jeśli jesteś Druhno lub Druhu zainteresowana opublikowanie swojego tekstu
lub tez nawiązaniem współpracy z naszym pismem, pisz śmiało na naszego
maila: [email protected] lub też bezpośrednio do członków redakcji.
Warto pisać, warto się dzielić!