Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

44

description

To nie jest tak, że chcę wygrywać. Ja Muszę wygrywać! Miał siedem lat, kiedy z rodzinnej wsi musiał przenieść się do wielkiego Montevideo. Choć był już chłopcem bez pamięci zakochanym w futbolu, nie przejmował się treningami, co o mało nie doprowadziło do wyrzucenia go z drużyny Nacionalu… Gdyby nie Sofi, którą poznał jako nastolatek, zapewne nie ukończyłby nawet szkoły. A już na pewno nie zostałby sławnym piłkarzem. To właśnie za przyszłą żoną wyjechał do Europy, to dzięki niej stał się gwiazdą Ajaksu, Liverpoolu i FC Barcelony.

Transcript of Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

Page 1: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia
Page 2: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia
Page 3: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

Luis Suárez

Przekraczając granice

Page 4: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia
Page 5: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

Luis Suárezautobiografia

Peter Jenson I Sid Lowe

Kraków 2015

tłumaczenieMichał Pol

Przekraczając granice

Page 6: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

Crossing the Line

My story

Copyright © Luis Suarez 2014

The right of Luis Suárez to be identified as the Author ofthe Work has been asserted by him in accordance with the

Copyright, Designs and Patents Act 1988.

First published in Great Britain in 2014by HEADLINE PUBLISHING GROUP

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2015Copyright © for the Polish translation Michał Pol 2015

Redakcja i korekta – Joanna Mika, Tomasz Wolfke, Grzegorz Krzymianowski Opracowanie typograficzne i skład – Joanna Pelc

Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.plFotografia na I stronie okładki – Manu Fernandez / Associated Press Fotografia na IV stronie okładki – Matthias Hangst / Getty Images

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek

inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach

publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Wydanie I, Kraków 2015ISBN: 978-83-7924-386-0

NASZA KSIĘGARNIA www.labotiga.pl

www.wydawnictwosqn.pl

DYSKUTUJ O KSIĄŻCE /WydawnictwoSQN

/WydawnictwoSQN

/SQNPublishing/

/

/

N

Szukaj naszych książek również w formie

elektronicznej

k eej

Wspieramy środowisko! Książka została wydrukowana na papierze wyprodukowanym zgodnie z zasadami zrównoważonej gospodarki leśnej.

Page 7: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

Dla Sofi, Delfi i Benja.Kocham Was

Page 8: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia
Page 9: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

9NA KRAWĘDZI

WPROWADZENIE: NA KRAWĘDZI

Gdy tylko to się stało, wiedziałem, co się święci.Kiedy Godín trafił do siatki, krzyknąłem: „Gol!”, ale wewnątrz jak-by wszystko we mnie umarło. Byłem szczęśliwy, że zdobyliśmy tę bramkę, cieszyłem się, że daje nam awans, ale jednocześnie pragną-łem wyłączyć myślenie. Chciałem wymazać ze świadomości to, co zrobiłem przed chwilą, i rychłe tego konsekwencje.

Już wtedy zdawałem sobie sprawę, że zawiodłem mnóstwo ludzi. Mój trener, Óscar Tabárez, „El Maestro”, wszedł do szatni w ponu-rym nastroju, bo wiedział, co mnie czeka już za moment. Ja tym-czasem nie byłem w stanie spojrzeć w oczy ani jemu, ani kolegom z drużyny. Nie miałem pojęcia, jakich użyć słów, żeby ich przepro-sić. „Maestro” napomknął, że po meczu dziennikarze już go dopy-tywali o „incydent”, ale zbył ich, mówiąc, że niczego nie widział.

Kumple z drużyny zaczęli mnie pocieszać: może sytuacja wcale nie wygląda tak źle, może wszystko rozejdzie się po kościach? Ale nie byłem w stanie ich słuchać. Irytowało mnie każde słowo. Wy-leciałem z Brazylii dopiero dwa dni później, lecz tak naprawdę już wtedy stałem się nieobecny, czułem, że nie ma tu dla mnie miejsca. Opuściłem mistrzostwa świata dokładnie w  tamtym momencie, stojąc w szatni.

Następnego dnia podczas treningu nadal byłem w  fazie za-przeczania rzeczywistości, a  co gorsza, nie potrafiłem sprostać

Page 10: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

10LUIS SUÁREZ

konieczności przeproszenia za to wszystko i zaakceptowania faktu, że potrzebuję pomocy. Gdy zajęcia dobiegły końca, „Maestro” za-wołał mnie do siebie. Miał dla mnie newsa. „To najgorsza wiado-mość, jaką kiedykolwiek musiałem przekazać piłkarzowi”, stwier-dził, z trudem wypowiadając każde słowo. Pomyślałem, że zostałem zawieszony na 15, może nawet 20 spotkań, ale on w końcu wyrzu-cił z siebie: „Dziewięć meczów…”. Nie zabrzmiało aż tak źle, jak się obawiałem. Niestety, to był dopiero początek złych wieści: „I nie możesz postawić nogi na żadnym stadionie. Musisz natychmiast opuścić ośrodek reprezentacji. Nie wolno ci przebywać w pobliżu”.

Chciałem zostać z drużyną i wspierać kolegów. Nawet nie grając, chciałem przydać się na treningach czy we wszystkich drobnych sprawach, w których mógłbym być pomocny. Niestety, w hotelu już czekali przedstawiciele FIFA i  menedżer naszej reprezentacji, Eduardo Belza, który poinformował mnie, że muszę opuścić ośro-dek tak szybko, jak to możliwe.

Poczułem się potraktowany gorzej niż kryminalista. Można ukarać zawodnika, można go zawiesić, można zabronić mu grać, ale zakazać mu przebywania z kolegami z drużyny?! Zawieszenie na dziewięć spotkań było do zaakceptowania. Lecz odesłanie do domu i zakazanie wejścia na jakikolwiek stadion?! Nie rozpłakałem się tylko dlatego, że kiedy otrzymałem tę wiadomość, stałem obok trenera.

W hotelu drużyna zasiadła do lunchu. Chciałem przemówić do chłopaków, ale nie byłem w stanie. Chciałem im życzyć powodze-nia: bądźcie silni, trzymajcie się, walczcie do końca. Jednak nie da-łem rady wykrztusić słowa…

Gdyby kara skończyła się na zakazie gry w dziewięciu meczach w reprezentacji Urugwaju – co oznaczało, że ominą mnie aż dwa turnieje i przez aż dwa lata nie będę mógł grać w narodowych bar-wach – trudno byłoby mi to przełknąć, ale bym to zrozumiał. Ale

Page 11: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

11NA KRAWĘDZI

zakazywać mi gry w  Liverpoolu, zwłaszcza że moje wcześniejsze zawieszenia w Anglii nigdy nie przeszkadzały mi występować w re-prezentacji? Zabraniać mi oglądać z trybun nawet moich dziewię-cioletnich bratanków? Zabraniać wejścia na wszystkie stadiony świata? Zakazywać choćby przebieżki wokół murawy Anfield? Aż do dziś wydaje mi się niewiarygodne, że – nim Trybunał Arbitra-żowy nie uchylił tych sankcji – FIFA mogła się zdecydować na aż takie szykany.

Nigdy wcześniej światowa federacja nie ukarała w tak drastycz-ny sposób żadnego piłkarza. Nawet takich, którzy łamali rywalom nogi lub nosy, jak Mauro Tassotti, który walnął łokciem w twarz Luisa Enrique na mundialu w 1994 roku. Rozmiar mojej kary uza-sadniono tym, że „incydent wydarzył się na oczach całego świata”. Zinédine Zidane uderzył z  główki Marco Materazziego w  finale mistrzostw świata w 2006 roku i dostał za to zawieszenie tylko na trzy spotkania.

Niestety, byłem łatwym celem. I, co ważniejsze, sam dałem po-wody do takiego potraktowania. Popełniłem błąd. Wina leżała po mojej stronie. Ugryzłem rywala podczas meczu już po raz trzeci w karierze. Zrozumiałem, że muszę popracować nad sobą z właści-wymi ludźmi. Zrozumiałem, że potrzebuję profesjonalnej pomocy.

* * *

Po zawieszeniu na dziesięć spotkań w 2013 roku za ugryzienie Bra-nislava Ivanovicia miałem wątpliwości co do podwójnych standar-dów. Nie wzięto pod uwagę, że przecież właściwie nikt specjalnie nie ucierpiał z mojego powodu. Szkoda, którą wyrządziłem obrońcy Chelsea, była nieporównywalna do tej, jaką może ponieść zawod-nik po brutalnym faulu. Angielski futbol często szczyci się tym, że w Premier League rozdaje się najmniej żółtych kartek w Europie.

Page 12: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

12LUIS SUÁREZ

Ale co z  tego, skoro sędzia często nie karał kartką piłkarza, który prawie urwał rywalowi nogę?! Dopiero wtedy, kiedy Anglicy będą w stanie powiedzieć, że w ich lidze dochodzi do najmniejszej liczby fauli kończących karierę zawodnika, będzie to jakiś powód do dumy.

Jestem pewien, że nigdy w  życiu nie przyczyniłem się do po-ważnej kontuzji innego piłkarza. Zdaję sobie sprawę, że gryzienie napawa ludzi przerażeniem i odrazą, ale w gruncie rzeczy jest sto-sunkowo nieszkodliwe. A przynajmniej te incydenty z moim udzia-łem takie były. Kiedy na Anfield Ivanović podwinął rękaw, żeby pokazać sędziemu ślad po moich zębach, praktycznie niczego tam nie było. Nigdy niczego nikomu nie odgryzłem, jak Mike Tyson, który wyszarpał kawałek ucha Evanderowi Holyfieldowi.

Nic takiego nigdy nie miało miejsca.Kiedy w 2010 roku wróciłem do domu po meczu z PSV Eind-

hoven i zobaczyłem w telewizji powtórki incydentu z ugryzieniem pomocnika rywali, Otmana Bakkala, rozpłakałem się. Dopiero co zostałem ojcem, na świat przyszła moja córeczka Delfina. Myśl, że gdy dorośnie, zobaczy, co wyprawiał jej ojciec, bardzo mnie sfru-strowała. Moja żona, Sofi, która podczas meczu siedziała na trybu-nach, nie zauważyła incydentu. Dopiero kiedy obejrzała powtórki, zapytała mnie: „Coś ty, do cholery, sobie myślał?”.

Postanowiłem sam sobie odpowiedzieć na to pytanie.W  moim przypadku poziom adrenaliny podczas meczu bywa

bardzo wysoki, puls mi szaleje i czasami mózg nie jest w stanie wy-trzymać napięcia. Ciśnienie przekracza skalę i nie znajduje ujścia. Byłem wtedy sfrustrowany, bo remisowaliśmy bardzo ważne spo-tkanie, a mieliśmy za sobą passę kiepskich meczów, która groziła zwolnieniem trenera Martina Jola.

Byłem zły na siebie i na sytuację, w której się znaleźliśmy. Tego dnia pragnąłem wyjątkowo dobrego występu, tymczasem miałem wrażenie, że wszystko, co robię, wychodzi źle. Narastająca frustracja

Page 13: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

13NA KRAWĘDZI

i poczucie, że to z mojej winy nie idzie nam tak, jak powinno, do-prowadziły do tego, że przestałem się kontrolować.

Dokładnie to samo zdarzyło się z  Ivanoviciem w  2013  roku. Musieliśmy pokonać Chelsea, żeby zachować szanse na grę w Li-dze Mistrzów. Do zapewnienia sobie awansu było jeszcze daleko, ale porażka oznaczała, że tracimy wszelkie nadzieje. Miałem fatalny dzień. Przez moje zagranie ręką rywale dostali rzut karny i miałem wrażenie, że wszystko wymyka się nam z rąk. Czułem, że narasta we mnie wściekłość na siebie samego, nieustannie bowiem powta-rzałem sobie w duchu: „Jak mogłem być tak niezdarny?” albo „Jak mogłem tego nie trafić?”.

W Brazylii, chwilę przed tym, jak ugryzłem Chielliniego, mia-łem fantastyczną okazję, żeby strzelić gola na 1:0. Gdybym trafił do siatki, gdyby Buffon nie wybił piłki, wówczas nie doszłoby do tej katastrofy. Do niczego by nie doszło.

Niczego.Ale nie wykorzystałem okazji.Ciśnienie gwałtownie wzrasta, cały się gotuję, wrą we mnie

strach i gniew: „Odpadniemy, odpadniemy przeze mnie!”. Parali-żujące uczucie. Nie zdajesz sobie wówczas sprawy z wymiaru tego, co robisz albo co możesz zrobić.

Wcale nie usprawiedliwiam tego, co zrobiłem – po prostu sta-ram się wyjaśnić, co się stało. Nadal próbuję sam sobie to wytłuma-czyć, by lepiej zrozumieć, co się stało i dlaczego.

Gdy serce uspokaja się po meczu, wtedy łatwo jest spojrzeć wstecz i powiedzieć: „Jak mogłem być tak głupi? Przecież do końca meczu zostało jeszcze 20 minut!”. Ale na boisku, gdy adrenalina buzuje ci w żyłach, a presja wzrasta z każdą minutą, nawet nie jesteś świadomy, ile właściwie zostało do końca. Nic wtedy nie wiesz. Ja myślałem tylko o jednym: „Nie strzeliłem gola, odpadniemy z mi-strzostw świata”.

Page 14: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

14LUIS SUÁREZ

Są piłkarze, którzy na moim miejscu powiedzieliby sobie: „No dobra, odpadniemy z turnieju, ale przecież strzeliłem dwa wspania-łe gole przeciwko Anglii, więc i tak jestem gwiazdą”. Inny poprosił-by o zdjęcie z boiska: „Kolano znów piekielnie mnie boli, strzeliłem dwa gole w poprzednim meczu, więc dałem z siebie wszystko”.

Ale ja tak nie umiem. Zawsze chcę więcej. Bardzo trudno mi to wytłumaczyć. Ile bym osiągnął, nigdy nie mam dosyć. Ciągle pragnę więcej i nie mogę znieść myśli o niepowodzeniu. To nie tak, że chcę wygrywać; ja po prostu muszę wygrywać. Strach przed po-rażką okrywa wszystko wokół mnie mgłą – nawet rażąco oczywisty fakt, że zawsze są na mnie skierowane tysiące par oczu. Tymczasem zaczynam zachowywać się tak, jakby nikt mnie nie widział. W mo-jej głowie nagle coś się zamyka. I  logiczne myślenie nie może się przedostać do „centrum dowodzenia”.

A  ugryzienie to najbardziej nielogiczne posunięcie, na jakie mogę się zdobyć. W meczu przeciwko Chile w 2013 roku rywal chwycił mnie za krocze, na co zareagowałem gwałtownie i przywa-liłem mu z piąchy. I nie zostałem ukarany. Zupełnie! Nie zawiesili mnie nawet na jeden mecz. Mój uczynek został odebrany jako zu-pełnie normalny. I nie szły za tym żadne naciski ze strony mediów czy opinii publicznej.

Kiedy po incydencie z Ivanoviciem w 2013 roku zadzwoniłem do niego, powiedział mi, że policja zwróciła się do niego z pyta-niem, czy chce założyć sprawę karną. Odparł, że nie ma takiego za-miaru. Byłem mu za to wdzięczny, bo w przeciwnym razie cały ten cyrk trwałby o wiele dłużej. Walnij kogoś z piąchy i natychmiast ci to zapomną. Dlaczego więc za każdym razem wybieram najbardziej autodestrukcyjne rozwiązanie?

Problem z wyłączaniem się mojego umysłu podczas meczu po-lega na tym, że tak samo dzieje się wówczas wówczas, gdy robię na boisku coś fantastycznego, gdy idzie mi świetnie, więc  – co

Page 15: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

15NA KRAWĘDZI

oczywiste – nie chcę tego stracić. Zdarzało mi się wielokrotnie zdo-bywać bramki, a potem, po meczu, nie wiedzieć, w jakich okolicz-nościach padły. W moim stylu gry jest coś takiego, że na boisku zawsze jestem trochę nieprzytomny. Ma to swoje dobre i złe stro-ny. Chciałbym lepiej się kontrolować i pozbyć się tego ryzyka, że w  każdej chwili mogę zrobić coś szalonego, ale jednocześnie nie chcę zatracić spontaniczności gry i pozbawić mojego stylu inten-sywności.

Po historii z  Ivanoviciem Liverpool wysłał psychologa sporto-wego do Barcelony, gdzie przebywałem. Spędziliśmy dwie godziny, próbując dojść do tego, co czułem i co siedziało w mojej głowie w  momencie, gdy doszło do incydentu. Zaproponował mi stałą współpracę, zachęcał, żebym odwiedzał go tak często, jak uznam za stosowne, ale odmówiłem. Przede wszystkim obawiałem się, że terapia sprawi, iż stanę się zbyt spokojny i za mało spontaniczny na boisku. Co będzie, jeśli następnym razem, gdy piłka przeleci obok mnie, po prostu odpuszczę, zamiast pognać za nią jak pies? Jestem typem piłkarza, który dałby się zabić, byle tylko nie pozwolić wyjść piłce na aut dla rywali w 90. minucie. Takie mam podejście. I za nic nie chcę go stracić!

Do pewnego stopnia powinno to być zrozumiałe i naturalne, że napastnik przez cały mecz jest rozdrażniony i balansuje na krawę-dzi. Przez te 90 minut na boisku jego zachowanie bywa niezwykle irytujące. Zdaję sobie sprawę, że słowo „irytujący” może się wy-dać dziwne, ale moim zdaniem pasuje. Popadam w irytację, kiedy obrońca popycha mnie od tyłu. To zupełnie normalne zachowanie, ponieważ często gram tyłem do bramki, a jednak coś takiego mnie irytuje. Podobnie jak irytuje mnie, gdy marnuję okazję do strzele-nia gola. Wszystko potrafi wytrącić mnie z  równowagi. Czasami, jeśli moje pierwsze zagrania są udane, wiem, że dobrze to wróży, ale jeśli są złe, wówczas pytam sam siebie: „Co dziś z tobą nie tak?”.

Page 16: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

16LUIS SUÁREZ

I już wtedy wiem, że przy pierwszym starciu z rywalem mogę być nieobliczalny.

Niestety, obrońcy też o  tym wiedzą. Gdy w  Premier League grałem przeciwko Johnny’emu Heitindze, byłemu obrońcy Ajaksu, a  na Wyspach  – Evertonu, czy przeciwko Philippe Senderosowi z Fulham, które prowadził Martin Jol, zawsze powtarzał się ten sam scenariusz. Nie minęło pięć minut meczu, a Senderos kopał mnie po kostkach, choć piłka już dawno była gdzie indziej. „Aj, sorki”, mówił. A ja wiedziałem swoje: „Jasne, Martin Jol powiedział ci, jaki ze mnie nerwus, i kazał ci mnie prowokować”.

Częste wybuchy irytacji jest do pewnego stopnia wpisane w ten zawód, powinienem więc być do tego przyzwyczajony. Kiedy jed-nak rozdrażnienie narasta we mnie z powodu kiepskiego występu w szczególnie ważnym meczu, wówczas mogę mieć z nim problem. W spotkaniu z Chelsea grałem paskudnie. Równie kiepsko szło mi w meczu z PSV, kiedy zdarzył się ten incydent z Bakkalem, a w spo-tkaniu z Włochami zmarnowałem kilka okazji, co mogło poskutko-wać wyeliminowaniem drużyny z mistrzostw świata. Za każdym ra-zem poziom mojej irytacji przekroczył wszystkie skale, presja była zbyt wielka i doprowadziła do niekontrolowanej reakcji.

Komuś, kto nie gra w piłkę (albo nigdy nie grał), łatwo po-wiedzieć: „Hej, kolego, nie powinieneś był wówczas stracić ner-wów!”. Jednak pod wielką presją jesteś czasem w stanie robić rze-czy, o które nigdy byś się nie podejrzewał: jesz mniej, jesz więcej, zachowujesz się inaczej. Zdarzały mi się mecze, po których mó-wiłem sobie: „Dlaczego czuję aż tak wielką presję, skoro nigdy w życiu nie pragnąłem niczego innego, niż grać w piłkę i cieszyć się tym?”. Niestety, presja po prostu jest tu stale obecna. A  ja nie umiem przesadnie nie dramatyzować przed meczami o wiel-ką stawkę. Chciałbym móc dawać z  siebie wszystko, grać najle-piej, jak potrafię, przesądzać o losach spotkania bez konieczności

Page 17: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

17NA KRAWĘDZI

całkowitego spalania się przed meczem i przeżywania go na dłu-gie godziny przed pierwszym gwizdkiem.

Pewnie wyda się wam dziwne to, co powiem po trzecim incy-dencie, ale i tak się poprawiłem. Uspokoiłem się, dojrzałem. Gdy byłem dzieciakiem, raz zawieszono mnie za uderzenie sędziego głową. Przebiegłem 50 metrów, żeby wykłócać się z nim o  jakąś decyzję, ukarał mnie za to czerwoną kartką, a ja przywaliłem mu z główki. Naprawdę nie jestem z tego dumny…

Bardzo pomógł mi w życiu związek z Sofi. Zawsze powtarzam, że najlepszego psychologa, z  jakim kiedykolwiek rozmawiałem, mam w domu. Ale żona już od dłuższego czasu przekonywała mnie, że ten układ to za mało i powinienem zwrócić się do prawdziwych specjalistów.

Po powrocie do Montevideo, po długich dniach unikania ja-kichkolwiek rozmów na temat ugryzienia Chielliniego, po dniach życia za zamkniętymi okiennicami, w depresji, po permanentnym odmawianiu zanalizowania tego, co naprawdę było przyczyną in-cydentu – wybraliśmy się z Sofi na wieś i wreszcie o wszystkim po-gadaliśmy. Tam ostatecznie zrozumiałem, co się stało i co powinie-nem zrobić.

Sofi miała do siebie pretensje, że dotąd nie była wobec mnie wystarczająco stanowcza. Powiedziała: „Czy teraz wreszcie mnie posłuchasz?”. Uznałem, że nie mam alternatywy, i  przejąłem ini-cjatywę.

Zrobiłem rozeznanie i  znalazłem właściwych ludzi. Gdybym przebywał wówczas w Liverpoolu, być może zgłosiłbym się do osób, z którymi już rozmawiałem na ten temat. Albo gdyby mój transfer do Barcelony był już dopięty i  znalazłbym się na miejscu, może poszukałbym – z pomocą nowego klubu – specjalisty w Hiszpanii. Ale ponieważ właśnie zmieniałem ligę, sam zatroszczyłem się o zna-lezienie specjalistów. Uważam, że znalazłem właściwych. Terapia

Page 18: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

18LUIS SUÁREZ

to moja bardzo prywatna sprawa, ale mogę powiedzieć, że to, co wspólnie wypracowujemy, pomaga mi zrozumieć, że nie muszę brać na siebie całego ciężaru odpowiedzialności za wynik i za to, co dzieje się na boisku.

Czuję, że cały ten proces bardzo mi pomaga. Choć oczywiście jest za wcześnie, żeby zakrzyknąć: „Ej, patrzcie, już zachowuję się na boisku poprawnie!”. Bo jeśli znów coś się zdarzy, to co wte-dy? Zdaję sobie sprawę, że terapia jest procesem. Dzięki niemu za-czynam lepiej rozumieć samego siebie. Uczę się, co powoduje, że w  niektórych sytuacjach jestem zdolny do pewnych rzeczy, oraz staram się nie tracić nad sobą kontroli.

Podjęcie terapii z  psychologami było słuszną decyzją. Niepo-trzebnie się przed nią wzbraniałem. Zrozumiałem, że skoro idę do ortopedy specjalizującego się w  urazach kolan, gdy mam kłopot z kolanem, to dlaczego nie miałbym się zgłosić do odpowiedniego specjalisty, który pomoże mi z problemem natury psychicznej.

Dziś najbardziej jestem zadowolony z tego, że wreszcie potrafię być szczery z samym sobą. Jedna rzecz, to ogłosić opinii publicznej, że „już nigdy czegoś takiego nie zrobię” – co musiałem powiedzieć w tamtym momencie. A inna być świadomym, co się obiecuje i do czego zobowiązuje wypowiedzenie tych słów, i w pełni zaakcepto-wać zaistniałą sytuację. Tak właśnie jest w moim przypadku. Wresz-cie to sobie uświadomiłem: „Luis, pogódź się z tym, że potrzebujesz kogoś, kto poprzez rozmowę nauczy cię, jak radzić sobie w stresują-cych sytuacjach i z nich wychodzić”.

Właśnie jestem w trakcie uczenia się, jak radzić sobie z nagroma-dzonym ciśnieniem. Dotąd wolałem samemu walczyć z napięciem, zatrzymywać go dla siebie, niż dzielić się wątpliwościami z  kim-kolwiek – nawet z własną żoną, która jest moją bratnią duszą i nie ma przede mną sekretów. Dziś już wiem, że jeśli zwierzę się komuś z  tego, że jestem zdenerwowany, schodzi ze mnie część napięcia,

Page 19: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

19NA KRAWĘDZI

umysł staje się jaśniejszy i lepiej się czuję. Nie ma sensu zatrzymy-wać całego ciśnienia w sobie jak w zakorkowanej butelce. Nie ma sensu radzić sobie z nim na własną rękę.

Kiedy wreszcie zaczęliśmy o  tym rozmawiać, wróciło pytanie: dlaczego? „Luis, dlaczego to zrobiłeś, dlaczego ugryzłeś?”. Nadal tego nie wiem. Ale jestem na dobrej drodze, żeby lepiej siebie rozu-mieć i bardziej się kontrolować.

* * *

Wraz z  upływem czasu absurdalne rozmiary kary nałożonej na mnie przez FIFA stawały się coraz bardziej widoczne. Musieliśmy planować dokładnie każdy mój ruch z  powodu paparazzich, czy nawet zwykłych kibiców, którzy mogliby mi pstryknąć niewinne zdjęcie podczas jakiejś czynności związanej z futbolem. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy coś się nie stanie, jeśli wypłyną moje zdjęcia z siłowni, gdzie pracuję nad utrzymaniem formy.

Nie mniej trudne było podpisanie kontraktu z  FC Barceloną w taki sposób, żeby nie stało się to sprawą publiczną. Klub miał zgodę na dopięcie transferu, nie wolno mu było jednak zrobić tego publicznie. Pozyskanie mnie musiało pozostać sprawą prywatną. Misternie zaplanowano więc całe przedsięwzięcie tak, żeby nikt nas nie zobaczył podczas podpisywania kontraktu, a tym bardziej nie sfotografował. Przygotowano dla mnie trzy różne samochody, usta-wione w trzech miejscach na Camp Nou. Każdym z nich mogłem pojechać w innym kierunku, byle tylko zmylić media, gdyby ktoś je zaalarmował…

Po prawdzie, już zdążyłem się przyzwyczaić do takich tajnych operacji. Pewnego dnia opuściłem dom mojego teścia ukryty w  jego samochodzie, tak by urwać się paparazzim. Oprócz wie-lu rzeczy, których zabroniła mi FIFA, musiałem też zrezygnować

Page 20: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

20LUIS SUÁREZ

z mnóstwa innych – z powodu całego tego gigantycznego zamiesza-nia wokół mojej osoby i poczucia, że media śledzą każdy mój krok.

Transfer do Barcelony był inny niż ten niedoszły do Arsenalu rok wcześniej. Władze Liverpoolu były o wiele bardziej otwarte na ten pomysł, ponieważ wiedziały, że Barça zapłaci za mnie tyle, ile zechcą. No i oczywiście jest różnica między przejściem z The Reds do Arsenalu a transferem do Barcelony.

Nigdy w  życiu nie będę żałował decyzji, że zostałem w  Liver- poolu rok dłużej. Zrobiłbym gigantyczny błąd, gdybym odszedł sezon wcześniej – gdybym nie posłuchał wtedy Stevena Gerrarda. Ostatni raz rozmawialiśmy w  ośrodku Liverpoolu, w  Melwood, kiedy po mundialu w Brazylii pojechałem tam po swoje rzeczy. Po-wiedział mi wówczas: „Dobrze zrobiłeś, że zostałeś z nami i zacze-kałeś na właściwy moment”. Wtedy przypomniało mi się, co mi powiedział dokładnie rok wcześniej, kiedy przepychanki związane z moim transferem do Arsenalu trwały w najlepsze: „Zaczekaj. Za-graj z nami jeszcze jeden sezon, daj Liverpoolowi jeszcze rok, a zo-baczysz, że zgłosi się po ciebie Bayern, Real albo Barcelona. A ty będziesz mógł sobie wybrać, który z tych klubów chcesz, ponieważ masz wystarczające umiejętności, żeby grać w każdym z nich”.

Kocham angielski futbol i zawsze będę za nim tęsknił, ale gdy spełnienie wielkiego marzenia miałem już na wyciągnięcie ręki, po prostu musiałem je pochwycić. Choć nie zaprzeczę, że w dniu, w którym mieliśmy opuścić nasz dom w Liverpoolu, uroniliśmy kilka łez. Nagle przed oczami stanęło nam tyle wspaniałych wspo-mnień. Moja żona się rozpłakała, a nasza córeczka wołała: „Już tę-sknię za moim domem w Liverpoolu, pamiętam, jak obchodziłam tu urodziny, pamiętam wszystkie zabawki w moim pokoju!”. Dla nas wszystkich była to pełna emocji chwila.

Ale, jak było do przewidzenia, znaleźli się ludzie, których ucie-szyło moje odejście. Dotarły do mnie komentarze Richarda Scuda-

Page 21: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

21NA KRAWĘDZI

more’a, że szkodziłem wizerunkowi Premier League. Nie rozumia-łem, o  co mu chodzi, zwłaszcza że mój ostatni sezon w Premier League był przecież ekscytujący – Liverpool mnóstwo osiągnął i był o krok od zdobycia mistrzostwa Anglii. Może Scudamore wściekł się na to, że czołowy piłkarz odchodzi do innej ligi?

Kochałem wszystkie kluby, w  których grałem, ale nie jestem z tych zawodników, co całują każde godło na koszulce i przekonu-ją, że każda drużyna, do jakiej właśnie przechodzą, to spełnienie ich marzeń. Wielu piłkarzy mówi o swoim nowym klubie tuż po finalizacji transferu: „Zawsze marzyłem o tej chwili”. Wierzcie mi jednak, że w przypadku Barcelony mówiłem to szczerze i nie ściem-niałem. Naprawdę zawsze chciałem tam grać. Mam na to dowód w postaci wywiadu dla urugwajskiej telewizji, udzielonego w cza-sach dzieciństwa. Mówię w nim dokładnie tak: „Któregoś dnia chcę grać w Barcelonie”. Ostatnio urugwajski dziennikarz przypomniał mi, że w wieku 18 lat przychodziłem na treningi Nacionalu z sza-rym plecaczkiem z logo Barçy.

Kiedy odwiedzaliśmy wraz z Sofi jej rodzinę mieszkającą w Bar-celonie, wielokrotnie chodziliśmy wspólnie na Camp Nou. Wi-działem zwycięstwo Barçy nad Realem Madryt 5:0  i  pamiętną pięciopalczastą cieszynkę Gerarda Piqué. Widziałem, jak Andrés Iniesta strzela gola na 1:0 w derbach przeciwko Espanyolowi. Wi-działem inny mecz Barçy z Realem, w którym Fabio Cannavaro za wszelką cenę starał się wślizgiem wybić piłkę z bramki po strzale Messiego, ale wyrżnął w słupek. Wreszcie widziałem spotkanie Bar-celona – Arsenal, zakończone wynikiem 4:1, w którym Leo zdobył wszystkie cztery bramki.

Chodząc na te mecze, nawet nie wyobrażałem sobie, że zagram w  tej drużynie, z  tymi piłkarzami. I  nawet kiedy po transferze wreszcie pozwolono mi na pierwszy wspólny trening z nowymi ko-legami, jeszcze do mnie nie docierało, że moje marzenie się spełniło.

Page 22: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

22LUIS SUÁREZ

Kiedy zaprezentowano mnie podczas przedsezonowego spotkania o Puchar Gampera, czułem się jak gość, którego zaproszono na ten jeden mecz. Jakbym był kibicem, który wygrał to w jakimś konkur-sie. Sofi dopytywała się później: „No i jak było? Jak się tam z nimi czułeś?”. Odparłem: „Jakbym został zaproszony do rozegrania tego jedynego meczu”.

Moja prezentacja przed drużyną też nie należała do normalnych. W dniu, w którym wreszcie wolno mi było oficjalnie ćwiczyć, tre-ner Barcelony, Luis Enrique, zebrał piłkarzy w szatni i powiedział im: „No, wyrwaliśmy go z  Guantánamo i może dziś z  nami tre-nować…”. Reszta zawodników powitała oklaskami „zwolnionego więźnia”, a ja musiałem wyjść z siebie, żeby nie wyglądać na zawsty-dzonego, że znów znalazłem się w centrum uwagi.

Trener powiedział, że pozyskując mnie, klub chciał natchnąć drużynę moim nastawieniem: ową wolą zwycięstwa za wszelką cenę. To dla mnie niezwykle ważne, że dostrzegł we mnie tę cechę i zaufał mi, że zarażę nią zespół.

Ludzie często mówią o  mnie, że jestem zawodnikiem spra-wiającym problemy, ale spytajcie o  to moich kolegów z drużyny i  spróbujcie znaleźć choć jednego, który uważa podobnie. Oczy-wiście czasem spieram się z innymi zawodnikami, często mi się to zdarzało w  przeszłości, ale tylko w  kwestiach piłkarskich. Nigdy nie byłem typem macho, który czasami spotyka się w szatniach – jednym z  tych, co to próbują sobie wszystkich podporządkować. Władze Barcelony doskonale wiedziały, że pod tym względem nie będą miały ze mną kłopotów. Przyszedłem tu wykonywać polece-nia trenera, spełniać nadzieje kibiców i współpracować z partnera-mi, którzy chcą odnieść sukces tak samo jak ja.

Przed moim przyjściem do Barçy ludzie zastanawiali się, czy będę pasował do niej pod względem taktycznym. Ale trener dosko-nale wiedział, że poradzę sobie na każdej pozycji, na której mnie

Page 23: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

23NA KRAWĘDZI

postawi – dokładnie tak jak u Brendana Rodgersa w Liverpoolu. Zawsze wiem, gdzie powinienem być na boisku, żeby najlepiej wy-korzystać swój potencjał. Skoro mamy w drużynie Leo Messiego, wchodzącego z  głębi boiska, rozgrywającego piłkę z  pomocnika-mi, oraz tak mobilnego zawodnika jak Neymar, który lubi zbiegać w pole karne ze skrzydła albo dostawać piłkę w środku i ruszać z nią do boku, to ja najlepiej przydaję się drużynie, czając się w polu karnym. Może nie jak typowa „dziewiątka”, ale z powodu stylu gry Leo i Neymara często właśnie tak kończę.

Niektórzy eksperci przewidywali, że w trójkę staniemy się linią ataku porównywalną do tej, jaką w czasach Pepa Guardioli tworzyli Messi, Thierry Henry i Samuel Eto’o. W takim układzie Neymar przejąłby obowiązki Henry’ego, a ja – Eto’o.

Mnie nasz obecny styl gry wydaje się podobny do tego, z  ja-kim miałem do czynienia w Ajaksie, a potem u Brendana w Liver- poolu – błyskawiczne przejście z obrony do ataku, granie piłką po ziemi, dużo szybkich ruchów, jeden, dwa kontakty z piłką i poda-nie. To typowy model gry Ajaksu, który przyswoił sobie w moim ostatnim sezonie także Liverpool. Tak naprawdę styl Barçy jest mieszanką obu – kontakt i podanie ze szkoły holenderskiej Ajaksu i szybkość ataku Liverpoolu.

Pierwszego dnia w nowej drużynie czułem się mniej więcej tak samo jak w pierwszych dniach w Liverpoolu, Ajaksie czy Gronin-gen – co rusz wpadałem w zakłopotanie. Nigdy nie wiesz, co po-winieneś akurat zrobić, z kim i jak się przywitać, kogo rozpoznać. Zawsze w pierwszych dniach byłem onieśmielony, ale po prawdzie i tak wyobrażałem sobie, że będzie dużo trudniej – tymczasem ko-ledzy okazali się fantastyczni.

Nie miałem pojęcia, czego oczekiwać. Czy po wejściu do szatni oślepi mnie glamour supergwiazd? Nic takiego nie miało miejsca. Spotkałem grupę absolutnych profesjonalistów, którzy

Page 24: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

24LUIS SUÁREZ

koncentrowali się tylko na futbolu, zdobywaniu trofeów i ciężkiej pracy dla bardzo dobrego trenera. Odkryłem, że istnieje prawdzi-wie silny związek między szkoleniowcem a resztą drużyny – Luis Enrique to młody trener, który wprowadził w szatni odpowiednią równowagę między śmiechem i  żartami a  poważną robotą, jaką wszyscy tu mamy do wykonania.

Pierwszego dnia Andrés Iniesta – ponieważ jego znałem najle-piej ze wszystkich piłkarzy – wziął mnie za rękę i powoli wyjaśnił, co i jak. Spostrzegłem, że Leo Messi i Javier Mascherano popijają yerba mate, ziołowy napój niezwykle popularny w Urugwaju i całej Ameryce Południowej, który i ja bardzo lubię, więc ośmielony od drugiego dnia zacząłem przynosić własny kubek do picia mate – z  bombillą, czyli specjalną metalową rurką, zakończoną łyżeczką z sitkiem. Pierwszego dnia bałem się, że jak wejdę z nim do szatni, to zostanę uznany za zarozumiałego aroganta, ale już drugiego dnia czułem się komfortowo.

Dani Alves podszedł i powiedział, że bardzo się cieszy z powodu mojego przybycia, bo teraz wreszcie przestanie być jedynym „złym chłopcem” w zespole, co mnie bardzo rozśmieszyło. Od razu po-czułem się częścią drużyny.

Co prawda, miało minąć jeszcze sporo czasu, zanim wybiegnę na mecz w  pierwszej drużynie u  boku Messiego i  Neymara, ale przynajmniej mogłem wreszcie trenować z  nimi oraz z  Xavim, Andrésem, Sergio Busquetsem czy Ivanem Rakiticiem. To niesa-mowite, co ci faceci mogą z tobą zrobić podczas gry na małej po-wierzchni! Słynna barcelońska gierka „w dziada”, zwana tu rondo, jest dla nowicjuszy niezwykle trudna. Albo szybko przywykasz do niewiarygodnej prędkości, z jaką zawodnicy do siebie podają, albo przestaniesz widzieć piłkę. Wiedziałem, że oprócz jak najszybszej adaptacji do stylu gry Barçy muszę też pielęgnować te cechy, dla których zostałem tam sprowadzony.

Page 25: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

25NA KRAWĘDZI

Dyrektor sportowy Andoni Zubizarreta został zapytany, czy Barcelona nadal wyznaje swoją dewizę „więcej niż klub”, skoro po-zyskała kogoś takiego jak ja. Odpowiedź, jakiej udzielił, wiele dla mnie znaczy: „Akceptujemy każdego człowieka takim, jakim jest, ze wszystkimi jego niedoskonałościami. Ludziom zdarza się robić rzeczy dobrze lub źle, ale wszyscy mamy zdolność, żeby uczyć się na błędach… Jestem przekonany, że Luis już wkrótce okaże się dużym wzmocnieniem tego zespołu”.

Zdaję sobie sprawę, że władze Barcelony musiały się liczyć z kry-tyką, więc tym bardziej jestem im wdzięczny za doprowadzenie transferu do końca.

Towarzyszyło mu sporo przekłamań i pojawiło się przy tej okazji wiele bzdur. Na przykład przeczytałem gdzieś, że „Barcelona zawar-ła w kontrakcie z Suárezem klauzulę antyugryzieniową”. Czy można było wymyślić coś śmieszniejszego? Podpisując kontrakt z klubem, każdy zawodnik sygnuje również klubowy kodeks postępowania. Zwykle nie zawiera on nic na temat gryzienia rywali. Gdyby taki zapis znalazł się w moim kontrakcie, oczywiście bym go podpisał, na szczęście Barça nie okazała mi takiego braku zaufania.

Kiedy już szczęśliwie przeszedłem testy medyczne i  złożyłem podpis na umowie, opowiedziałem prezesowi klubu o mojej pierw-szej, wakacyjnej wizycie w Barcelonie, gdy z Sofi byliśmy jeszcze nastolatkami. Włóczyliśmy się po prostu wokół Camp Nou, bo nie było nas stać na bilet do klubowego muzeum ani na zakup czego-kolwiek w klubowym sklepie. Ale zauważyliśmy, że ktoś zostawił otwarte olbrzymie wrota wiodące bezpośrednio na stadion i dalej na murawę. Krzyknąłem do Sofi: „Popatrz, zostawili dla nas otwar-te drzwi!”. Ona się bała, że ktoś nas złapie przy wejściu i wyrzuci na kopach na zewnątrz, ale powiedziałem: „Nie bój się, chodź, szybko”. I weszliśmy na stadion na jakieś dwie minuty. Zdążyłem zrobić so-bie zdjęcie na tle trybun i szybko się zmyliśmy. Gdy żona przybyła

Page 26: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

na moją oficjalną prezentację, jeden z dyrektorów zwrócił się do niej: „Dobrze, że pani przyszła, Sofi, ponieważ musi pani uregulo-wać rachunek za nielegalne zwiedzanie stadionu w 2004 roku…”.

Sofi była przy mnie przez te wszystkie chude lata, jak podczas tamtej wycieczki, gdy byłem młodym zawodnikiem Nacionalu Montevideo, marzącym o grze w Europie i niemającym pewności, czy kiedykolwiek mu się to uda. Była przy mnie, kiedy ostatecz-nie dojrzałem do tego, żeby przegadać wszystko to, co zdarzyło się na mundialu w Brazylii. Była przy mnie także wówczas, gdy pod-pisywałem kontrakt z Barceloną – dokładnie dziesięć lat po tym, jak pierwszy raz wyjechałem z Montevideo, żeby dołączyć do niej w stolicy Katalonii. Skoro już opowiadam wam moją historię, mu-szę zacząć od Sofi. Od tego, jak się poznaliśmy i  jak przemożna chęć bycia z nią sprowadziła mnie do tego miasta dziesięć lat temu.

Page 27: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

27HISTORIA MIŁOSNA

1. HISTORIA MIŁOSNA

Lało niemiłosiernie i Sofi była przemoczona do suchej nitki. Tym-czasem ja, suchutki i zadowolony, grałem na flipperach w centrum handlowym. Skąd miałem wiedzieć, że na naszą pierwszą randkę czeka na mnie na zewnątrz?

Rodzice Sofi wyjechali z  miasta na mecz jej brata, więc zasu-gerowałem, że musimy wykorzystać ich nieobecność. Czekała na mnie na przystanku autobusowym przed centrum, w pełnym słońcu, gdy nagle nadciągnęły czarne chmury i  rozpętała się bu-rza. Najbliższa budka telefoniczna była po drugiej stronie ruchliwej dwupasmówki z przejściem dla pieszych. Całą wieczność czekała na zielone światło i kiedy już znalazła się pod drugiej stronie i wy-kręcała numer do mnie do domu, była kompletnie przemoczona. Odebrała moja siostra, która powiedziała: „Luisa nie ma w domu. Zdaje się, że umówił się ze swoją dziewczyną”.

Biedna Sofi pomyślała, że właśnie została wystawiona. Mało tego  – pomyślała, że została wystawiona przez jakiegoś łachudrę, który już ma dziewczynę.

Oczywiście to ona była tą dziewczyną. To była miłość od pierw-szego wejrzenia. Poznał nas wspólny znajomy, który tak jak ja grał w młodzieżowej drużynie Nacionalu – największego klubu w Mon-tevideo. Zacząłem mówić „dzień dobry” jej ojcu, żeby zrobić na

27HISTORIA MIŁOSNA

Page 28: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

28LUIS SUÁREZ

nim dobrze wrażenie. Tymczasem ona głowiła się: „Co to za dziw-ny chłopak, który codziennie mówi „dzień dobry” mojemu ojcu?”.

Po raz pierwszy zagadałem do niej na dyskotece, ale spotka-nie przed centrum handlowym miało być naszą pierwszą randką. W końcu weszła do środka, żeby się choć trochę osuszyć, i wtedy wpadliśmy na siebie. Zapytałem niewinnie, gdzie była i dlaczego jest cała mokra…

Burza była tak intensywna, że mecz jej brata został odwołany. Kiedy jakiś czas później zadzwoniła do siostry, ta powiedziała jej:

„Natychmiast wracaj do domu, rodzice zaraz tu będą!”. Miała wów-czas zaledwie 13 lat, a ja 15.

Dekadę później została moją żoną. W  tamtym czasie byłem o wiele bardziej bezpośredni niż dziś. Wprawiałem ją w zakłopo-tanie tym, że ledwo przekraczałem próg jej domu, od razu lecia-łem do lodówki i brałem sobie coś do jedzenia. Albo kiedy wracała z mamą z zakupów, zaglądałem do siatek, pytając: „A kupiłyście coś dla mnie?”. Uważała, że jestem bezczelny. Na szczęście dla mnie jej mama uważała mnie za czarującego…

Sofi zna mnie z czasów, kiedy nie tylko byłem bardziej bezpo-średni, ale gdy nie miałem nic. Mieszkała w  Solymar, na przed-mieściach Montevideo. Żebyśmy mogli się spotkać, naciągałem na 40 pesos (około pięciu złotych) jednego z dyrektorów Nacionalu, Wilsona Píreza, żeby mieć na autobus i nie musieć drałować 40 kilo- metrów na piechotę. Jeśli Wilsona nie było nigdzie w pobliżu, szu-kałem innego dyrektora, José Luisa Espósito, wymuszając pożyczkę na sfinansowanie zalotów.

Próbowałem ich też naciągać na nieoficjalne premie: „Czy jeśli zdobędę gola w najbliższym meczu, dacie mi 20 pesos?”. Zwykle się śmiali i bez wahania przystawali na taki układ, a ja miałem kasę na dojazd do Solymar. Musiałem jakoś kombinować, żeby zdobyć pieniądze. Nie mogłem po prostu poprosić o nie mamy ani tym

Page 29: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

29HISTORIA MIŁOSNA

bardziej rodzeństwa, choć czasami starsza siostra dawała mi parę groszy na podróż.

Wilson i José Luis byli dla mnie niezwykle uprzejmi. Nadal je-steśmy w kontakcie, a to, co najbardziej cenię w naszej przyjaźni, to fakt, że żaden z nich nigdy o nic mnie nie poprosił w zamian za swą dawną życzliwość.

Jak jeszcze zdobywałem pieniądze? Po okolicy kręcił się facet, który kolekcjonował stare karty telefoniczne i kupował je ode mnie i moich kumpli. Idąc ulicą, zawsze zaglądałem więc do budek tele- fonicznych i aparatów w poszukiwaniu zużytych kart, a jak już na-zbierałem większą partię, sprzedawałem mu je. Czasami pomagała mi je zbierać mama.

Nie zdziwiłbym się, gdyby rodzice Sofi odrzucili takiego małe-go łobuza, jakim wówczas byłem. Jeśli moja córka w wieku 13 lat przyprowadzi do domu 15-latka wyglądającego tak, jakby pocho-dził z podejrzanej okolicy, mogę mieć problem, żeby być dla niego miłym i uprzejmym. Tymczasem jej rodzice nie tylko mnie zaak-ceptowali, ale i sprawiali wrażenie, że naprawdę mnie lubią. Gdy ojciec Sofi wychodził do pracy, pomagałem jej mamie w różnych pracach domowych, na przykład rozgrzaniu bojlera. Kiedy zdarzało nam się z Sofi pokłócić, jej mama zawsze mnie broniła i brała moją stronę. Podejrzewam, że doceniali wysiłek, jaki wkładam w to, żeby móc się z nią widywać. Oto dzieciak z Montevideo, którego nie było stać na autobus do Solymar, ale zawsze znajdował jakiś sposób, żeby dotrzeć do ich córki. Zdawali sobie sprawę, że przyszedłbym na piechotę, gdyby zaszła taka potrzeba. Bywały dni, że mogłem sobie pozwolić na podróż tylko w jedną stronę, więc z powrotem jechałem autostopem. Musiałem wrócić na noc do domu, bo na-stępnego dnia czekał mnie przecież trening w Nacionalu.

Sofi uchroniła mnie przede mną samym. Zanim ją poznałem, miałem w zwyczaju włóczyć się do późnej nocy po mieście i nie

Page 30: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

30LUIS SUÁREZ

przejmować treningami. Zdarzało mi się, że pojawiałem się na sta-dionie zmęczony i niewyspany. Zawsze tego żałowałem, zwłaszcza że koledzy, którzy nie zarwali nocy, byli wyraźnie lepsi i szybciej niż ja trafiali do pierwszej drużyny. Niestety, nawyk był silniejszy i po każdym takim niepowodzeniu wszystko się powtarzało.

W sezonie, gdy miałem 13 i 14 lat, zdobyłem tylko osiem bra-mek w 37 meczach i dyrektorzy Nacionalu oświadczyli mi, że chcą ze mnie zrezygnować, ponieważ wiedzą o moich nocnych eskapa-dach oraz o tym, że nie prowadzę zdrowego trybu życia. Na szczę-ście Wilson przekonał ich, żeby dali mi jeszcze jedną szansę, a mnie zapowiedział surowo, że jeśli ją zmarnuję, to zaprzepaszczę wszyst-ko. Sofi pokazała mi, że można się zachowywać inaczej. Bez Wilso-na i bez Sofi moja kariera mogła się skończyć, zanim się na dobre zaczęła…

Moi kumple zbierali się wieczorem na ulicy i szli na dyskotekę, a  ja chciałem się bawić z  nimi. Wiedziałem, że to niszczące dla kariery, ale kiedy jesteś nastolatkiem, dzieciakiem, nie zdajesz sobie sprawy, że stoisz na rozdrożu. To, że wybrałem właściwą ścieżkę, zawdzięczam przede wszystkim Sofi. Gdybym nie spotkał jej na swojej drodze, nie wiem, co by się ze mną stało.

Gdy skończyłem 16 lat, byłem już całkowicie skoncentrowany na futbolu. Zwykle grałem mecz w sobotę i wieczór spędzałem po-tem w domu Sofi, gdzie zostawałem na całą niedzielę. Gdyby nie ona, pewnie szukałbym guza po nocy gdzieś na mieście, z ludźmi, od których zdecydowanie powinienem był się trzymać z  daleka. Zapewne byłbym dziś kimś zupełnie innym…

Świat Sofi bardzo różnił się od mojego. Ja w wieku siedmiu lat zostałem zmuszony do opuszczenia małego, pełnego otwartych przestrzeni miasteczka Salto i  przeniesienia się do pełnej zgiełku stolicy. Mając dziewięć lat, przeżyłem rozwód rodziców. Mnó-stwo czasu spędzałem na ulicy. Pomiędzy naszym mieszkaniem

Page 31: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

31HISTORIA MIŁOSNA

w Montevideo a domem Sofi leżało kilka najbardziej niebezpiecz-nych dzielnic w Urugwaju.

Kiedy byliśmy już trochę starsi i  wspólnie zaczęliśmy jeździć autobusem z jednego domu do drugiego, Sofi nie mogła się nadzi-wić, że tak dobrze znam te wszystkie niesławne zakamarki miasta. Dopytywała: „Kiedy zdążyłeś tak dobrze je poznać?”. Po prostu: gdy byłem młodszy, chodziliśmy z  bratem przez te dzielnice na treningi.

Nasza mama Sandra odprowadzała nas, kiedy mogła, ale prze-ważnie praca pochłaniała większość jej czasu – była sprzątaczką na miejscowym dworcu autobusowym w Tres Cruces. Mój tata Rodol-fo przychodził na niektóre moje mecze, ale już odprowadzić mnie na trening nie miał czasu, bo przez większość dnia również ciężko pracował. Był eksżołnierzem, który po odejściu z wojska chwytał się każdego zajęcia, jakie wpadło mu w ręce. Pracował w lokalnej fabryce ciastek, a  późnej jako konsjerż w  blokach mieszkalnych, gdzie sypiał na miejscu, w portierni, bo nie stać go było na wyna-jem mieszkania, a nie miał się gdzie zatrzymać.

Zdaję sobie sprawę, że moi rodzice mieli bardzo pod górkę, więc tym bardziej doceniam to, co zrobili dla mnie oraz moich braci i  sióstr. Ale w porównaniu ze stabilnym i ułożonym życiem Sofi moje wychowanie było wręcz anarchiczne.

Nigdy tak naprawdę porządnie się nie uczyłem. Chodziłem do szkoły, ale kompletnie nie przykładałem się do nauki. Szedłem po linii najmniejszego oporu i byłem okropnym uczniem. Nie uważa-łem na lekcjach, nie chciałem się niczego nauczyć, było mi wszyst-ko jedno. Non stop psociłem, w głowie miałem tylko zgrywy.

Sofi pytała: „Jak to możliwe, że wciąż jesteś w  drugiej klasie gimnazjum?”. Pierwszą powtarzałem… dwa razy, więc byłem dwa lata starszy od kolegów z klasy. W końcu musiałem podjąć naukę w  szkole wieczorowej, żeby nadrobić zaległości. Trenowałem do

Page 32: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

32LUIS SUÁREZ

samego wieczora, a potem szedłem do szkoły. Ale tam przynajmniej wreszcie byłem najmłodszym uczniem w klasie, a nie najstarszym…

Sofi nie mogła tego zrozumieć. Pochodziła ze świata, w którym trzeba się było uczyć. Zaczęła pomagać mi w odrabianiu prac do-mowych i powtarzała: „Wcale nie jesteś głupi, jesteś po prostu leni-wy! Pewnie, że możesz to zrobić!”.

Po raz pierwszy w życiu ktoś mnie do czegoś zachęcał. Mama chciała dla mnie jak najlepiej, ale musiała zajmować się domem pełnym dzieciaków i  nie miała głowy, by pomagać mi w  nauce. Gdy wracałem ze szkoły, pytała tylko: „No jak, uczyłeś się?”. „Pew-nie”, mówiłem. No i co miała na to odpowiedzieć? Nie miała czasu na nic więcej.

Sofi chciała mi pomóc. Pragnęła mi pokazać, że świat jest pe-łen możliwości. I że życie to nie tylko futbol – że jest w nim też miejsce na naukę. W dodatku nie tylko doradzała mi, żebym się uczył, ale wręcz zmuszała mnie do tego. Musiałem jej pokazywać każdą odrobioną pracę domową. Była bystra, więc z łatwością mnie poprawiała.

Trochę mnie zawstydzało, że tak bardzo opuściłem się w nauce i właśnie moja dziewczyna pomaga mi się dźwignąć z dołka. Dzięki niej odkrywałem jednak nowy świat – świat, w którym nie trzeba poszukiwać zużytych kart telefonicznych, żeby na ich sprzedaży za-robić na bilet. Pod jej opieką zacząłem się więcej uczyć. Uznałem, że dzięki temu lepiej zarobię, będę więc mógł przychodzić na randki w lepszych ciuchach i wreszcie będzie mnie stać, żeby kupować Sofi jakieś prezenty. Nie chodziło tylko o pieniądze na podróż – strasz-nie zależało mi na tym, żeby od czasu do czasu móc ją czymś ob-darować. Co do ubrań, to czasem nie miałem co włożyć na grzbiet, więc co dopiero mówić o modnych markowych ciuchach.

W Nacionalu było tak, że zawodnicy zbierali się na stadionie, skąd autokar zabierał ich do ośrodka treningowego, gdzie jechało

Page 33: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

33HISTORIA MIŁOSNA

się 45 minut. Jeśli któryś z piłkarzy mieszkał daleko od stadionu, klub opłacał mu dojazd autobusem. Próbowałem wcisnąć w klubie kit, że się przeprowadziłem i teraz mieszkam na tyle daleko, że nale-ży mi się opłata za dojazd. W ten sposób miałbym kasę na podróże do Sofi. Pomyślałem, że byłoby idealnie, gdyby to klub finansował dojazdy do niej, bo mnie zostawałoby w ten sposób parę groszy na jakieś podarki. Niestety, oszustwo się wydało…

Tymczasem okazało się, że będzie nam się jeszcze trudniej widy-wać. Rodzice Sofi planowali przenieść się całą rodziną do Europy, żeby zacząć tam nowe życie.

Byłem załamany.Czułem, że cały mój świat rozpada się na kawałki, i to nie po

raz pierwszy. Znów wszystko mi odbierano. Tak jak wówczas, gdy musiałem porzucić przyjaciół z dzieciństwa w Salto i przenieść się ze wsi do wielkiego miasta, w którym nikogo nie znałem, a inne dzieciaki bezlitośnie wyśmiewały mój wiejski akcent. Albo gdy w  1996  roku rozpadła się nasza rodzina, co znosiłem z  wielkim trudem. Miałem poczucie, że wszystko dokoła wali się i  rozpada. A teraz jeszcze to!

Moja rodzina wiedziała, jak bardzo ważna stała się dla mnie Sofi, a mama bardzo doceniała to, ile jej rodzina zrobiła dla mnie, żebym się nie wykoleił i wrócił na właściwe tory. Wiedzieli, jak bardzo będę cierpiał, gdy wyjedzie niemal na drugi koniec świata.

Jej ojciec pracował w banku w Urugwaju, który został zamknię-ty po kryzysie w 2002 roku, a ponieważ miał brata w Hiszpanii, powiedział: „Dobra, pojedźmy tam spróbować lepszego życia”. Przeprowadzili się do Barcelony w październiku 2003 roku. Sofi była dla mnie wszystkim, więc poczułem, że wszystko mi odebrano. W chwili pożegnania miałem 16 lat i byłem przekonany, że widzę ją po raz ostatni. Dzień przed wylotem do Europy cały jej dom był pełen żegnających przyjaciół i dalszej rodziny, wybraliśmy się

Page 34: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

34LUIS SUÁREZ

więc na spacer, żeby uciec od tego zgiełku. Pamiętam, że staliśmy na przystanku autobusowym, a  ja mówiłem do niej: „Nie mogę uwierzyć, że już nigdy cię nie zobaczę”. Nie było przecież takiej możliwości, żeby została i żyła ze mną.

Mama powiedziała jej: „Możesz przecież pójść do szkoły i  je-śli zdobędziesz tam odpowiednie kwalifikacje, być może będziesz mogła wrócić do Urugwaju, by być z Luisem”. Sofi zaczęła więc rozpytywać tu i tam, w jakiej dziedzinie najszybciej będzie w stanie się wyspecjalizować. Ktoś jej poradził, że we fryzjerstwie – postano-wiła więc, że zostanie fryzjerką. Co prawda, nigdy wcześniej tego nie planowała i nie był to jej wymarzony zawód, ale uznała, że to najszybsza ścieżka, która zaprowadzi ją z powrotem do Urugwaju, byśmy mogli znów być razem.

Przepłakałem cały dzień jej wyjazdu…Zostawiła mi zeszyt, w którym zapisała teksty ważnych dla nas

piosenek. Przeglądałem go i  szlochałem. Byłem pewien, że to ko-niec naszego związku i zarazem koniec mojego świata. Niby w jaki sposób miałbym dostać się z Urugwaju do Barcelony, skoro ledwo mnie stać na podróż z Montevideo do Solymar?! Wiedziałem, że teraz nie będę już ciułać każdego grosza, sprzedając karty telefo-niczne, żeby odłożyć na podróż do domu Sofi, ale po to, żeby za-dzwonić do niej choć na chwilkę.

Ona zatelefonowała do mnie miesiąc po wyjeździe i opowiadała, jak bardzo jest smutna i samotna. W końcu powiedziała: „Jeśli nie znajdziesz sposobu, żeby przyjechać do mnie do końca roku, to już nigdy się nie zobaczymy”. Powiedziała, że muszę spróbować wszyst-kiego, żeby przyjechać do Barcelony, więc… zacząłem próbować wszystkiego.

Pomógł mi ją odwiedzić mój ówczesny agent, Daniel Fonseca. Mimo że byłem najmniej ważny ze wszystkich jego ówczesnych zawodników, zgodził się opłacić podróż do Europy, a mój starszy

Page 35: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

35HISTORIA MIŁOSNA

brat dał mi na drogę 60 dolarów. Nie miałem pojęcia, jak to nie-wiele… Miałem 16 lat i była to moja pierwsza tak daleka wypra-wa. Poleciałem w grudniu 2003 roku z tymi kilkoma banknotami, które  – miałem wrażenie  – wypalą mi dziurę w  kieszeni, czując się najbogatszym facetem na świecie. Na miejscu byłem króciutko, ale przynajmniej spędziliśmy wspólnie sylwestra, w trakcie którego powziąłem decyzję, co chcę zrobić ze swoją karierą i swoim życiem. Postanowiłem, że chcę grać w Europie, żeby być bliżej Sofi.

* * *

Jest w Urugwaju drużyna, która nazywa się Liverpool FC. Wywodzi się z Montevideo. Klub został założony w 1919 roku w seminarium duchownym, którego uczniowie nazwali tak zespół piłki nożnej na cześć angielskiego miasta, ponieważ najwięcej statków z  węglem cumujących w  ich porcie przypływało właśnie stamtąd. Przed se-zonem 2005/06 zmienili nawet wyjazdowe stroje na całe czerwone

– był to dodatkowy hołd dla oryginalnego klubu. W 2006 kilku przedstawicieli holenderskiego klubu Groningen przyszło na mecz urugwajskiego Liverpoolu poobserwować, jak spisuje się napastnik Elías Figueroa, którym byli zainteresowani. Zostali jednak dzień dłużej, żeby przyjrzeć się jeszcze innemu napastnikowi, 19-letnie-mu Luisowi Suárezowi.

Suáreza wcale nie było kilka pozycji niżej na liście skautów Gro-ningen – jego nazwiska w ogóle tam nie było! Skaut Grads Fühler i  dyrektor sportowy holenderskiego klubu Hans Nijland rozma-wiali z ludźmi w Montevideo i każdy mówił im, jak dobry jest ten Suárez. Skoro już byli na miejscu, uznali, że nie mają nic do strace-nia. Akurat są w Urugwaju, zawodnik, o którym mowa, gra mecz, a samolot mają dopiero następnego dnia, no to czemu nie dać mu szansy? Dali, a ja jej nie zmarnowałem…

Page 36: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

36LUIS SUÁREZ

„Nie chcemy go, weźmiemy innego”, powiedziała delegacja Gro-ningen, gdy gospodarze zapytali przybyszów, co sądzą o Figueroi. Widzieli mnie tylko w tym jednym meczu i teoretycznie to było za mało, żeby ryzykować inwestycję, ale uznali, że zobaczyli wystar-czająco dużo.

Tym jedynym meczem, w którym mnie obejrzeli, było spotka-nie Nacionalu z  Defensorem Sportingiem. Walczyliśmy o  tytuł, a mnie udało się rozegrać najlepsze spotkanie w sezonie. Strzeliłem wówczas gola. Nie miałem pojęcia, że oglądają mnie jacyś skauci, nigdy wcześniej nie słyszałem też nazwy Groningen, ale wiedziałem, że skoro leży w Europie, to musi być bliżej Barcelony niż Monte-video… Świetny występ i gol na oczach skautów, którzy wcześniej nawet nie planowali mnie oglądać, były właśnie tym łutem szczę-ścia, którego potrzebowałem.

Przeszedłem długą, wyboistą drogę przez wszystkie szczeble mło-dzieżowe w Nacionalu. Zaliczyłem potknięcie, kiedy już chciano się mnie pozbyć za to, że za mało koncentrowałem się na piłce, a za bardzo na życiu poza nią. Na szczęście interweniował wówczas Wil-son Pírez. Niemniej wątpię, żebym bez wsparcia Sofi wykorzystał tę drugą szansę. Ale dzięki temu, że oboje we mnie wierzyli, moja for-ma zwyżkowała na tyle, że w wieku zaledwie 16 lat powołano mnie na obóz przedsezonowy z  pierwszą drużyną. Powołanie przyszło w trakcie tego krótkiego wypadu do Hiszpanii na spotkanie z Sofi.

Wilson znał mnie od dawna, i jako zawodnika, i chłopaka, który desperacko organizował pieniądze, żeby móc się spotykać ze swoją dziewczyną. Sam był ojcem chłopca trenującego w juniorach Na-cionalu, a  że dostrzegł we mnie to „coś”, postanowił nakierować mnie na właściwe tory. To właśnie od niego dowiedziałem się, że Santiago „El Vasco” Ostolaza, który był wówczas trenerem pierw-szej drużyny, chce mnie zabrać na obóz przedsezonowy.

Page 37: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

37HISTORIA MIŁOSNA

Sofi nie mogła uwierzyć, że przemierzyłem tyle kilometrów, żeby zaraz się pakować i wracać, byle tylko nie spóźnić się na obóz! Powiedziałem jej: „Muszę wracać. Przecież grając w pierwszej dru-żynie Nacionalu, będę zarabiał więcej pieniędzy i dzięki temu będę mógł częściej cię odwiedzać”.

Po przylocie okazało się, że na tym całym zgrupowaniu spędzi-łem zaledwie trzy dni i  znów trafiłem do drużyny młodzieżowej. Ale nie miałem zamiaru nikomu się na to skarżyć  – to była dla mnie ważna lekcja: dowiedziałem się, jak trudno przebić się do pierwszego zespołu na dłużej. W tym samym roku jeszcze raz zo-stałem zaproszony na trening z seniorami i tym razem już zostałem tam na stałe. W maju 2005 roku, mając 17  lat, zadebiutowałem w rozgrywkach o Copa Libertadores, spędzając na boisku 15 mi-nut. Kiedy w  sierpniu ruszył sezon ligowy, strzeliłem pierwszego gola po zaledwie pięciu minutach gry. Sofi obejrzała tę bramkę z trybun, ponieważ rodzice akurat wtedy zafundowali jej przyjazd do Montevideo jako prezent urodzinowy.

W  tym pierwszym sezonie często występowałem w  pierwszej drużynie Nacionalu, ale eksplozja formy, która zwróciła uwagę europejskich drużyn, miała dopiero nadejść. Na początku marno-wałem bramkowe okazje. Mnóstwo, jedną za drugą! Tak wiele, że w końcu nasi kibice zaczęli na mnie gwizdać i obrażać z  trybun. Przezywali mnie „pata pala”, czyli „platfus”. Jeszcze inni ochrzcili mnie mianem „burro”, czyli osioł. Trener Martín Lasarte bronił mnie, przekonując, że na boisku wykonuję kawał świetnej roboty i nie ma znaczenia, że nie strzelam goli. Poprosił kibiców, żeby oka-zali cierpliwość i raczej zachęcali mnie, niż dołowali.

Pamiętam, że w meczu z River Plate stworzyliśmy 13 okazji do zdobycia bramki, z których zmarnowałem aż dziewięć! Spotkanie skończyło się bezbramkowym remisem, a  ja oczywiście zostałem

Page 38: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

38LUIS SUÁREZ

kozłem ofiarnym – mówiono o mnie jako o dzieciaku, który dużo biega, ale nie umie trafić do siatki.

Pocieszałem się, że w tych wszystkich zmarnowanych okazjach dobre jest przynajmniej to, iż jestem w stanie tak wiele ich sobie stworzyć. Że mam mentalność łowcy, który wszędzie stara się do-strzec szansę. Który nie przepuści żadnej okazji, żeby pognać za piłką, bo coś się z tego może urodzić. Im bardziej mnie wyszydzano i  dołowano, tym wyżej podnosiłem głowę i  większej nabierałem chęci do walki.

Ludziom w owym czasie wydawało się chyba, że będę kolejnym przeciętnym piłkarzem. Do dziś spotykam kibiców, którzy mi wy-znają: „Zdarzało mi się obrażać cię z trybun, wrzeszczałem na cie-bie podczas meczów, byłem jednym z tych, którzy uważali, że nigdy nie strzelisz żadnego gola”.

Na szczęście akurat w spotkaniu przeciwko Defensorowi Spor-tingowi udało mi się zdobyć piękną bramkę na oczach skautów Groningen i dzięki temu mogłem zacząć nowy, europejski etap mo-jej kariery. Oczywiście było to nieco bardziej skomplikowane niż tylko złożenie podpisu na kontrakcie w wykropkowanym miejscu…

Najpierw poleciałem z Montevideo do Madrytu z moim agen-tem Danielem Fonsecą i  innym jego zawodnikiem, Juanem Albí-nem, który przenosił się do hiszpańskiego klubu Getafe. Musieli-śmy się tam zatrzymać na kilka dni, dopóki Juan nie sfinalizował umowy. Leciałem bez żadnych gwarancji, że moja umowa zostanie dopięta, więc lot dłużył mi się w nieskończoność. Zwykle natych-miast zasypiam w samolocie, ale podczas tej podróży nie mogłem zmrużyć oka.

Oczekiwanie było okropne. Sofi właśnie dostała pracę w McDo-naldzie w Barcelonie i omal od razu jej nie straciła, starając się za wszelką cenę odwiedzić mnie w Madrycie. Nie widzieliśmy się już od sześciu miesięcy, a teraz znaleźliśmy się tak blisko siebie! Robiła,

Page 39: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

39HISTORIA MIŁOSNA

co mogła, żeby dostać odrobinę wolnego, ale nie chcieli jej na to pozwolić. W końcu mieli dość jej namolności i machnęli ręką. Ale okazało się, że nie ma wolnych miejsc na lot do Madrytu. Ja tym-czasem wariowałem w tym zawieszeniu w pokoju hotelowym, łażąc od łóżka do okna. Wreszcie polecieliśmy z Madrytu do Amsterda-mu, co oznaczało, że transfer do Groningen jest coraz bliżej.

W takich sytuacjach jesteś absolutnie zależny od innych. W Uru-gwaju powiedzieli mi: „Leć, podpiszesz kontrakt”. Ale poleciałem zupełnie w  ciemno! Gdyby chodziło tylko o  Groningen, byłoby w porządku – ale wyniknęły jakieś problemy. Im bliżej było pod-pisania umowy, tym więcej pojawiało się agentów zaangażowanych w sprawę, a co za tym idzie – coraz więcej przeszkód. Usłyszałem od swoich przedstawicieli, że podpisanie kontraktu opóźnia się, bo klub nie chce dokonać jakichś płatności. Gdy jest się młodym za-wodnikiem, trudno ogarnąć, jaką kto odgrywa rolę w transferze. Są agenci i jeszcze ten facet, i tamten koleś… Wyglądało na to, że to właśnie ci dodatkowi goście sprawiają jakieś problemy, a nie Gro-ningen. Moi przedstawiciele byli coraz bliżsi ogłoszenia, że z umo-wy nici.

– Luis, trzeba będzie stąd wyjechać.– Jak to wyjechać?! Dokąd niby?Powiedzieli mi, żebym się nie przejmował, ponieważ pojawiła

się szansa, że trafię do Getafe zamiast Albína, bo trener hiszpańskiej drużyny Bernd Schuster chciał innego napastnika. To brzmiało do-brze – co prawda Getafe to nie Barcelona, ale przynajmniej leży w tym samym kraju, więc miałbym bliżej do Sofi. A jeśli jeszcze raz wyjedziemy do Madrytu, to może uda mi się z nią spotkać.

Ale ledwo oswoiłem się z myślą o grze w lidze hiszpańskiej, spra-wy znów przybrały gwałtowny obrót i  transfer do Getafe upadł. Ostatecznie trafiłem do Groningen. Potrzeba było do tego sze-ściu dni w pokojach hotelowych, najpierw w Madrycie, a później

Page 40: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

40LUIS SUÁREZ

w Amsterdamie, kiedy nie miałem nic lepszego do roboty poza ga-pieniem się w telewizor i słuchaniem, jak przeskakują wskazówki zegara. Tkwiłem jak w pułapce, zdenerwowany i bez możliwości porozumienia się w żadnym języku. Z hotelu w Amsterdamie wy-słałem do Sofi esemesa z prośbą, żeby napisała mi po angielsku, jak poprosić obsługę o wypranie ciuchów i coś do jedzenia. Odesłała mi dwie wiadomości: z  tekstem po angielsku i  zapisem fonetycz-nym, żebym mógł go wymówić. Czytałem: „Yes, please” i starałem się powiedzieć: „Jes, plis”. Okazało się, że moja wymowa jest na tyle kiepska, że w hotelu mnie nie zrozumieli. W końcu wręczyłem boyowi telefon, żeby sobie odczytał, co chcę mu przekazać. Czułem się beznadziejnie, kompletnie zależny od innych. Starałem się nie myśleć o najgorszym scenariuszu: że transfer nie wypali, a ja wra-cam do domu, za Atlantyk, i znów będę tak daleko od Sofi.

Wtedy myślałem, że jeśli ostatecznie nie trafię do Groningen, to cały ten wyjazd do Europy zakończy się klapą i wrócę do Urugwa-ju. Dziś podejrzewam, że Nacional sprzedał mnie agentowi, który w ten sposób stał się moim nowym właścicielem. Gdybym więc nie podpisał kontraktu z Groningen, wcale nie jest pewne, że mógłbym wrócić do Nacionalu – prawdopodobnie agent zrobiłby wszystko, żeby upchnąć mnie w jakimś innym klubie. Ja sam byłbym gotów pójść gdziekolwiek, byle tylko zostać w Europie. Nie mam pojęcia, jak bym się zachował, gdyby transfer nie wypalił z powodu głupich 60  tysięcy euro. W  tamtych chwilach czułem się bezradny, całe moje życie spoczywało w cudzych rękach. Aż w końcu, w drodze z Amsterdamu do Groningen, pojąłem, że już nic nie powstrzyma transferu, i poczułem wielką ulgę.

Był czerwiec 2006 roku, a ja zrobiłem mały kroczek w karierze i wielki krok, by znaleźć się bliżej Sofi. Choć jeszcze nie tak blisko, jak bym sobie tego życzył: jedno z nas było w Hiszpanii, drugie w Holandii. Musieliśmy jakoś zasypać tę przepaść. Po podpisaniu

Page 41: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

41HISTORIA MIŁOSNA

kontraktu poleciałem na dziesięć dni do Barcelony, żeby obgadać z Sofi, jak możemy wybrnąć z tej sytuacji. Jej matka i siostry akurat odwiedzały rodzinę w Urugwaju. Zadzwoniłem do nich i oświad-czyłem: „Zabieram Sofi ze sobą z Barcelony do Holandii”.

Jej mama odparła: „Jeśli tak, to dobrze o nią zadbaj”.Nie jestem pewien, czy zdawała sobie sprawę, że mówiłem po-

ważnie. Nie jestem pewien, czy sam zdawałem sobie sprawę, jak bardzo poważna była to deklaracja. Ale kiedy po tych dziesięciu dniach żegnaliśmy się na lotnisku, byłem pewien, że „teraz albo nigdy”. Skoro przemierzyłem tyle kilometrów, nie chciałem jej stra-cić. Ani na moment.

„Leć ze mną – powiedziałem. – Teraz”. „Jesteś szalony! Jak mam tak po prostu z tobą polecieć? Mam 16 lat. Nie mam biletu. No i co z moim ojcem?” „Bilet to najmniejszy problem. Chodź, zaraz ci go kupię”.

Zadzwoniła do taty z lotniska i powiedziała mu: „Tatusiu, lecę do Groningen z »Saltą«” (nazywali mnie „El Salta” od mojego rodzin-nego miasteczka, Salto). Jej ojciec odparł: „Okej, a kiedy wracasz?”.

Nie planowała wracać. Tak naprawdę wróciła do Barcelony już po tygodniu, ale tylko na chwilę. A wtedy, ot tak, wsiadła ze mną do samolotu. Bez ani jednej torby, żadnych ciuchów, niczego! Ku-piliśmy bilet i  poleciała w  tym, co miała na sobie  – dopiero po jakimś czasie sprowadziła swoje rzeczy.

Wreszcie byliśmy razem. Było to ryzykowne, ale uważaliśmy, że postępujemy słusznie. Po prostu podczas pożegnania na lotnisku, kolejnego z licznych pożegnań, oboje poczuliśmy to samo: „Dosyć, czekaliśmy już wystarczająco długo, musimy wreszcie zacząć żyć razem, i to natychmiast, od teraz”.

Page 42: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia
Page 43: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

Poniżej: Mój pierwszy klub w Europie to holenderskie FC Groningen. Tamtejsi kibice najpierw cieszyli się z moich bramek, ale potem palili moje koszulki

Powyżej i po lewej: W barwach Nacionalu, klubu, któremu kibicowałem od dziecka. Podpisałem z nimi swój pierwszy profesjonalny kontrakt

Page 44: Luis Suarez. Przekraczając granice. Autobiografia

Koniec fragmentu

Zapraszamy do księgarń i na www.labotiga.pl