Kto kogo zjada recenzja

3
Gdańsk, 20.05.2011r. Kto kogo zjada – recenzja książki Autorami książki dla dzieci pt.: Kto kogo zjada wydawnictwa Znak, są Aleksandra i Daniel Mizielińscy. Oboje są absolwentami wydziału grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Poza prezentowaną książką wydali również dla dzieci: Dawno temu w momoko, Miasteczko momoko i D.O.M.E.K. Tyle informacji można znaleźć w Internecie o samych autorach. Natomiast już o ich książkach, notatek oraz opinii jest wiele. Zajmę się jednak krótkim opisem oraz własną opinią na temat książki nominowanej do najlepszej książki dziecięcej – Kto kogo zjada. Jednym z zadań dobrej okładki książki jest zwrócenie uwagi potencjalnego czytelnika, przedstawiana przeze mnie pozycja została w takową wyposażona. Duży format książki oraz kolorystyka okładki przykuwa uwagę wśród wielu pozycji na pólkach księgarni. Widnieje na niej wąż Uroboros z ogonem w pysku. To staroegipski i grecki znak – zwinięty w krąg Uroboros oznacza nieskończoność, następujący po sobie cykl zdarzeń, zamknięty w nieprzerwanym łańcuchu narodzin i śmierci. 1 Idealnie dopasowany do tematyki książki – którą jest łańcuch pokarmowy. Właśnie historia przedstawiana w książce jest niezwykle wartościowa a zarazem oryginalna. Nie opowiada bowiem ani o rodzinie, ani o czarownicach, ani o księżniczkach ani też nie przekazuje wartości moralnych – przynajmniej nie dosłownie i banalnie. Zaczyna się od ogromnego (bo zajmującego dwie strony A4), czarno-białego rysunku kwiatu i podpisu „wyrósł kwiat”. Zaciekawieni odwracamy kartkę i w morzu narysowanych małych robaczków bez trudu odnajdujemy napis „mszyce zjadły kwiat”. Tu osoba przeglądająca z dzieckiem książkę ma pole do popisu. Jakże łatwo i ciekawie można wyjaśnić, pokazać w ogrodzie bądź na działce jak mszyce zjadają kwiaty – to takie naturalne. Kolejnym bohaterem opowieści jest wielka biedronka zjadająca mszyce. Kto zjada biedronkę? Pliszka! Kto natomiast zjada pliszkę? Lis! A lisa pożera wilk. Tu następuje pierwsze zaskoczenie – wilk zdycha – i 1 http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/466773.html data dostępu: 17.05.2011r.

Transcript of Kto kogo zjada recenzja

Page 1: Kto kogo zjada   recenzja

Gdańsk, 20.05.2011r.

Kto kogo zjada – recenzja książki

Autorami książki dla dzieci pt.: Kto kogo zjada wydawnictwa Znak, są Aleksandra i Daniel Mizielińscy. Oboje są absolwentami wydziału grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Poza prezentowaną książką wydali również dla dzieci: Dawno temu w momoko, Miasteczko momoko i D.O.M.E.K. Tyle informacji można znaleźć w Internecie o samych autorach. Natomiast już o ich książkach, notatek oraz opinii jest wiele. Zajmę się jednak krótkim opisem oraz własną opinią na temat książki nominowanej do najlepszej książki dziecięcej – Kto kogo zjada.

Jednym z zadań dobrej okładki książki jest zwrócenie uwagi potencjalnego czytelnika, przedstawiana przeze mnie pozycja została w takową wyposażona. Duży format książki oraz kolorystyka okładki przykuwa uwagę wśród wielu pozycji na pólkach księgarni. Widnieje na niej wąż Uroboros z ogonem w pysku. To staroegipski i grecki znak – zwinięty w krąg Uroboros oznacza nieskończoność, następujący po sobie cykl zdarzeń, zamknięty w nieprzerwanym łańcuchu narodzin i śmierci.1 Idealnie dopasowany do tematyki książki – którą jest łańcuch pokarmowy.

Właśnie historia przedstawiana w książce jest niezwykle wartościowa a zarazem oryginalna. Nie opowiada bowiem ani o rodzinie, ani o czarownicach, ani o księżniczkach ani też nie przekazuje wartości moralnych – przynajmniej nie dosłownie i banalnie. Zaczyna się od ogromnego (bo zajmującego dwie strony A4), czarno-białego rysunku kwiatu i podpisu „wyrósł kwiat”. Zaciekawieni odwracamy kartkę i w morzu narysowanych małych robaczków bez trudu odnajdujemy napis „mszyce zjadły kwiat”. Tu osoba przeglądająca z dzieckiem książkę ma pole do popisu. Jakże łatwo i ciekawie można wyjaśnić, pokazać w ogrodzie bądź na działce jak mszyce zjadają kwiaty – to takie naturalne. Kolejnym bohaterem opowieści jest wielka biedronka zjadająca mszyce. Kto zjada biedronkę? Pliszka! Kto natomiast zjada pliszkę? Lis! A lisa pożera wilk. Tu następuje pierwsze zaskoczenie – wilk zdycha – i to nie dlatego, że zabija go leśniczy, jak to w bajkach bywa – ale po prostu był bardzo stary. Fantastyczny moment na ukazanie przemijania – i to w jak normalny, naturalny i niezbyt smutny sposób. Tak się po prostu dzieje. „W zdechłym wilku zalęgły się muchy” – kolejne stwierdzenie które nieco zaskakuje. Zwierzę zdechło – ale przecież nie zniknęło. Dodatkowe wyjaśnienie o tym, że muchy składają jaja w psującym się mięsie także może być zapalnikiem do rozmowy z dzieckiem - na temat higieny przygotowywania i spożywania posiłków. Przedstawione muchy zjada żaba – i tu znów miłe zaskoczenie – żaby nie zjada bocian! Żaba składa skrzek, którego następnie skosztowała ryba. Następne ogniwa łańcucha pokarmowego też nie są takie oczywiste, dowiadujemy się np. że puchacz jest w stanie zjeść jeża i że zimorodek składa jajka w ziemi – co może nieco zaskoczyć laików w dziedzinie przyrody. Poza wilkiem zdycha jeszcze parę zwierząt, ale też w sposób jak najbardziej naturalny. Naturalnie także żyje ukazany na jednym z obrazków zając. Jakim zaskoczeniem było dla mnie przeczytanie krótkiego zdania w książce dla dzieci „i zrobił kupę” – ku mojemu jednak zdziwieniu, gdy przeczytałam to trzyletniej dziewczynce takiego zaskoczenia w jej oczach nie widziałam. Bo czemu tu się dziwić całkowicie powszechne wydalanie toksyn z organizmu. Jak często mówi się do dzieci „chcesz zrobić kupkę?” – nikt nie nazywa tego przecież defekacją. Przedstawiona historia zatacza koło i ostatnim obrazkiem jest znowu kwiat, który wyrósł na szczątkach zdechłego żbika.

1 http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/466773.html data dostępu: 17.05.2011r.

Page 2: Kto kogo zjada   recenzja

Poza bardzo wartościową i ciekawą, nie tylko dla dzieci, treścią – głównym atutem książki są obrazki autorstwa Aleksandry i Daniela Mizielińskich. Rysowane jakby dziecięcą ręką, jednakże pełne detali oraz systematyki aż zachęcają do obejrzenia całej książki w księgarni. Użyty tylko czarny kolor nie zniechęca – wręcz przeciwnie, pobudza wyobraźnię. Pierwsze co usłyszałam od dziecka, któremu czytałam tę książkę było „a dasz mi kredki?”. Nie tylko ja miałam wrażenie jakby rysunki namawiały do pokolorowania – a przecież to nie banalna kolorowanka.

Zaskakująca prostota tekstu – niekiedy dwóch, trzech słów na stronę daje duże możliwości. Z jednej strony z takim tekstem poradzi sobie dziecko zaczynające kształcenie umiejętności czytania, z drugiej strony osoba dorosła ma możliwość dopowiedzenia młodemu czytelnikowi szczegółów danego zagadnienia. Jeżeli dziecko, patrzące na ogromnego zająca, usłyszy lub przeczyta „zając zjadł trawę” to czy nie jest to dobry moment aby porozmawiać o tym, co jeszcze jedzą zające? Czy nie jest to dobry czas na informację, że zając jest roślinożercą? Moim zdaniem dzięki tak małej ilości tekstu dorosły ma możliwość doboru informacji które poda dziecku ponad to, co samo przeczytało bądź usłyszało. Natomiast jeżeli autorzy umieściliby dłuższe teksty – niejedno dziecko mogliby wystraszyć. Dobrą stroną małej ilości tekstu jest fakt, że książka Kto kogo zjada może „dorastać” razem z dzieckiem. Część informacji (bądź ich całkowity brak) można przekazać trzylatkowi, a inne czytającemu tę książkę siedmiolatkowi. Pozostawienie tak dużej dowolności do interpretacji jest niewątpliwie plusem tej książki.

Wymieniłam praktycznie same zalety przedstawianej pozycji, jednakże jedna sprawa utrudnia udzielenie tej książce stuprocentowego poparcia. Mam na myśli jej techniczną budowę. Owszem, jest duża i wykonana z przyjemnego w dotyku papieru. Jednakże większość obrazków jest dwustronicowych, a sklejenie książki unieruchomiło jej część środkową, przez co nie widzimy centralnej części rysunku, która niejednokrotnie jest bardzo ciekawa, np. umieszczone w brzuchu jednego ze zwierząt inne zwierzę, w którego brzuchu także znajduje się zwierzątko. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie kartek książki na spirali. Dzięki temu, bylibyśmy w stanie zobaczyć całe obrazki, a dodatkowo można by było uzyskać efekt ciągłości zdarzeń i połączenia ostatniej strony książki z pierwszą (co uwydatniłoby proces obiegu materii w przyrodzie).

Nie zwracając jednak uwagi na ten jeden minus, jestem pod wrażeniem książki Kto kogo zjada. Dzięki niej łatwo nawiązać lub wzbogacić kontakt z dzieckiem i zyskać jego szacunek (chociażby przez informacje, które można podać w czasie przeglądania kolejnych stron). Ponadto dzięki tej książce możemy mieć pewność, że dziecko zrozumie, a przynajmniej usłyszy o obiegu materii w przyrodzie, o łańcuchu pokarmowym, wcześniej niż dopiero w wyższych klasach szkoły podstawowej. Nie ma znaczenia czy będzie znało czy nie podstawowe pojęcia z ekologii, ważne że będzie wiedziało co dzieje się ze zwierzętami gdy zdechną, co to jest skrzek, gdzie składa jajka zimorodek, co to jest puchacz i przede wszystkim kto kogo zjada.