Krasicki wiersze bajki
-
Upload
tadeusz13tadek -
Category
Documents
-
view
35 -
download
3
Transcript of Krasicki wiersze bajki
Kulawy i ślepyAnaliza i interpretacja wiersza Ignacego Krasickiego „Kulawy i ślepy”.
t e k s t i n t e r p r e t a c j a
Niósł ślepy kulawego, dobrze im się działo;Ale że to ślepemu nieznośne się zdało,Iż musiał zawżdy słuchać, co kulawy prawi,Wziął kij w rękę: „Ten – rzecze – z szwanku nos wybawi”.Idą; a wtem kulawy krzyknie: „Umknij w lewo!”Ślepy wprost i, choć z kijem, uderzył łbem w drzewo.Idą dalej; kulawy przestrzega od wody -Ślepy w bród: sakwy zmaczał, nie wyszli bez szkodyNa koniec, przestrzeżony, gdy nie mijał dołu,I ślepy, i kulawy zginęli pospołu.I ten winien, co kijem bezpieczeństwo mierzył,I ten, co bezpieczeństwa głupiemu powierzył.
Widzimy dwóch kalekich ludzi: ślepca, człowieka niewidomego i kulawego, który nie mógł iść, zatem niósł go ślepiec. „dobrze im się działo” – czyli jakoś sobie razem radzili. Ślepy jednak znudził się wskazówkami kulawego. Prawdopodobnie nie mógł znieść faktu, że kulawy widzi, wiec wie więcej niż on. Mógł też stracić do niego zaufanie lub był zazdrosny. Postanowił więc posłużyć się kijem i w ten sposób wytyczać ich drogę. Przestał słuchać rad kulawego, stale niosąc go. Kulawy ostrzegał ślepca przed zderzeniem z drzewem. Ślepiec był uparty i nie posłuchał go. Zapłacił za to rozbitym nosem. Następnie nie posłuchał kulawego wówczas, gdy ten ostrzegał przed wodą. Niestety, obaj wpadli do niej i zamoczyli torby. Na koniec ślepiec nie posłuchał kulawego, gdy tamten ostrzegał przed przepaścią (dołem). Obaj zginęli. Zdaniem poety zarówno ślepiec jak i kulawy byli winni swojej śmierci, ponieważ pierwszy zaufał kijowi, a drugi dał się prowadzić głupcowi. Dlaczego poeta nazywa ślepca głupcem? Wolał zaufać „kijowi”, swoim mimo wszystko nieco otępiałym zmysłom niż kulawemu. Drugi bohater bajki, kulawy, też nie błysnął inteligencją, gdyż oddał swoje życie w nieodpowiednie ręce.
Budowa wiersza
Bajka została napisana 13-zgłoskowcem wierszem ciągłym i składa się z 12 wersów. Występują tu rymy żeńskie sąsiednie.
Mysz i kot
Mysz, dlatego że niegdyś całą książkę zjadła,
Rozumiała, iż wszystkie rozumy posiadła.
Rzekła więc towarzyszkom: "Nędzę waszą skrócę,
Spuśćcie się tylko na mnie, ja kota nawrócę!"
Posłano więc po kota. Kot zawżdy gotowy,
Nie uchybił minuty, stanął do rozmowy.
Zaczęła mysz egzortę; kot jej pilnie słuchał,
Wzdychał, płakał... Ta widząc, iż się udobruchał,
Jeszcze bardziej wpadała w kaznodziejski zapal,
Wysunęła się z dziury - a wtem ją kot złapał.
DEWOTKA
Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła
Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła.
Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,
Mówiąc właśnie te słowa: "... i odpuść nam winy,
Jako my odpuszczamy" - biła bez litości.
Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności.
KAŁAMARZ I PIÓRO
" Powadził się kałamarz na stoliku z piórem, Kto świeżo napisanej księgi był
autorem. Nadszedł ten, co ją pisał, rozśmiał się z bajarzów. Wieleż takich na
świecie piór i kałamarzów ! "
Szczur i kott e k s t i n t e r p r e t a c j a
„Mnie to kadzą” – rzekł hardzie do swego rodzeństwaSiedząc szczur na ołtarzu podczas nabożeństwa.Wtem, gdy się dymem kadzidł zbytecznych zakrztusił,Wpadł kot z boku na niego, porwał i udusił.
Szczur chełpił się (mieć się za kogoś lepszego od innych), przechwalał przed rodzeństwem, że jemu kadzą podczas nabożeństwa (liturgia religijna) na ołtarzu (centrum kościoła, miejsce składania ofiar). Być hardym oznacza przesadną dumę lub zuchwałość. „Rzekł” – rzec – to dzisiaj „mówić”, „powiedzieć”. Kadzenie – pojęcie to ma lub może mieć dwa znaczenia. Dosłowne i metaforyczne. Dosłownie kadzidło jest substancją żywiczną służącą do celów kultu w wielu religiach. Używa się go w ważnych celach podczas nabożeństw do okadzania ołtarza lub przedmiotów religijnych. Tak więc z pewnością nie kadzono podczas nabożeństwa szczurowi, on tylko tam był. Metaforycznie pojęcie „kadzenia” oznacza wyróżnienie i „podlizywanie się”, przesadne komplementowanie kogoś, zwykle próbę wkupienia się w czyjeś łaski, uznając go za lepszego niż inni lub wyższego rangą, funkcją społeczną.
W bajce kadzenie kończy się dla szczura tragicznie. Zaciągnął się dymem – co może mieć znaczenie symboliczne: popadł w samouwielbienie, od owego kadziła „przewróciło mu się w głowie” – i stracił czujność, wykorzystał to kot.
Budowa wiersza
Jest to bajka czterowersowa napisana 13-zgłoskowcem z rymami żeńskimi sąsiednimi.
WILCZKI
Pstry jeden, czarny drugi, a bury najmniejszy,
Trzy wilczki wadziły się, który z nich piękniejszy.
Mówił pierwszy: "Ja rzadki!"
Mówił drugi: "Ja gładki!"
Mówił trzeci: "Ja taki jak i pani matka!"
Trwała zwadka.
Wtem wilczyca nadbiegła,
Gdy w niezgodzie postrzegła:
"Cóż to - rzecze - same w lesie
Wadzicie się!"
Więc one w powieść, jak się rzecz działa.
Gdy wysłuchała:
"Idzie tu wam o skórę - rzekła - miłe dzieci,
Która zdobi, która szpeci.
Nasłuchałam się tego już to razy kilka,
Nie przystoi to na wilka
Wcale.
Ale
Jak będziecie tak w kupie
Dysputować się, głupie,
Wiecie, kto nie zbłądzi?
Oto strzelec was pozwie, a kusznierz osądzi".
Żon
a m
odn
a„A
pon
iew
aż d
osta
łeś,
coś
tak
drog
o ce
nił,
Win
szuj
ę, p
anie
Pie
trze
, żeś
się
już
ożen
ił”.
- „B
óg z
apła
ć”. –
„C
óż to
zna
czy?
Ozi
ęble
dzi
ękuj
esz,
Alb
oż to
szc
zęśc
ia s
weg
o je
szcz
e ni
e po
jmuj
esz?
Czy
liż
się
już
sprz
ykrz
yły
mał
żeńs
kie
ogni
wa?
”-
„Nie
ze
wsz
ystk
im; l
uboć
to z
azw
ycza
j tak
byw
a,P
ierw
sze
czas
y cu
krow
e”. –
„To
ś pe
wni
e w
gor
yczy
?”-
„Jes
zcze
ć!”
– „B
raci
e, tr
zym
aj w
ięc,
coś
dos
tał w
zdo
bycz
y!T
rzym
aj s
krom
nie,
cie
rpli
wie
, a m
ilcz
tak
jak
drud
zy,
Co
to s
woi
ch m
ałżo
nek
uniż
eni s
łudz
y,Z
tytu
łu ic
hmoś
ciow
ie, d
la o
ka d
obra
ni,
A je
jmoś
ć ty
lko
w d
omu
rząd
czyn
a i p
ani,
Pew
nie
moż
e i t
woj
a?”
– „M
a ta
lent
a śl
iczn
e:W
ziął
em p
o ni
ej w
pos
agu
czte
ry w
sie
dzie
dzic
zne,
Pię
kna,
grz
eczn
a, r
ozum
na”.
– „
Tym
lepi
ej”.
– „
Tym
gor
zej.
Wsz
ystk
o to
na
złe
wys
zło
i zgu
bi m
nie
spor
zej;
Pię
knoś
ć, ta
lent
wie
lkie
są
zasz
czyt
y ni
ewie
ście
,C
óż p
o ty
m, k
iedy
był
a w
ycho
wan
a w
mie
ście
”.-
„Alb
oż to
mia
sto
psuj
e?”
– „A
któ
ż w
ątpi
ć m
oże?
Bog
daj t
o żo
nka
ze w
si!”
– „
A z
mia
sta?
” –
„Bro
ń B
oże!
Źle
m tu
szył
, sko
rom
moj
ą pi
erw
szy
raz
obac
zył,
Ale
, żem
to, c
o po
strz
egł,
na d
obre
tłum
aczy
ł,W
daw
szy
się
już,
a n
ie c
hcąc
dla
dam
y oh
ydy,
Wie
jski
Tyr
sys,
wzd
ycha
łem
do
moj
ej F
ilid
y.D
ziw
ne b
yły
jej g
esta
i m
iste
rne
wdz
ięki
,A
nim
prz
yszł
o do
szl
ubu
i dan
ia m
i ręk
i,S
zliś
my
drog
ą ro
man
sów
, a c
zym
się
uśm
iech
ał,
Czy
m s
ię s
karż
ył, c
zy m
ilcz
ał, c
zy m
ówił
, czy
wzd
ycha
ł,W
iedz
iałe
m, ż
em n
iedo
brze
uda
wał
akt
ora,
Mod
na F
ilis
gar
dził
a se
rcem
dom
ator
a.I
ja b
yłby
m n
ią w
zgar
dził
; ale
pun
kt h
onor
u,A
cze
go m
i naj
bard
ziej
żal
, pon
ęta
zbio
ru,
Ow
e w
iosk
i, co
z m
ymi g
rani
czą,
dzi
edzi
czne
,Te
mni
e zw
iodł
y, w
praw
iły
w te
oko
wy
ślic
zne.
Prz
yszł
o do
inte
rcyz
y. P
unkt
pie
rwsz
y: ż
e w
mie
ście
Jejm
ość
przy
dos
kona
łej f
ranc
uski
ej n
iew
ieśc
ie,
Co
lepi
ej (
bo F
ranc
uzka
) po
traf
i rat
ować
,B
ędzi
e m
iesz
kać,
ilek
roć
traf
i się
cho
row
ać.
Pun
kt d
rugi
: cho
ciaż
zdr
owa,
cza
s na
wsi
prz
esie
dzi,
Co
zim
a je
dnak
mia
sto
stoł
eczn
e od
wie
dzi.
Pun
kt tr
zeci
: będ
zie
mia
ła s
wój
ekw
ipaż
wła
sny.
Pun
kt c
zwar
ty: d
om s
ię n
ajm
ie w
ygod
ny, n
ieci
asny
,To
jest
apa
rtam
enta
par
adne
dla
goś
ci,
Jede
n z
tyłu
dla
męż
a, z
prz
odu
dla
jejm
ości
.P
unkt
pią
ty: a
bro
ń B
oże!
– Z
ląkł
em s
ię. A
cze
go?
„Tra
fia
się
– rz
ekli
kre
wni
– ż
e z
zdan
ia w
spól
nego
Alb
o si
ę w
ęzeł
prz
erw
ie, a
lbo
się
rozł
ączy
!”„J
aki w
ęzeł
?” „
Mał
żeńs
ki”.
Rze
kłem
: „Te
n śm
ierć
koń
czy”
.R
ozśm
ieli
się
z w
ieśn
iack
iej p
rzyt
omni
pro
stot
y.A
tak
płac
ąc w
olno
ścią
nie
wcz
esne
zal
oty,
Po
zwyc
zajn
ych
obrz
ądka
ch r
zecz
pop
rzed
zają
cych
Jest
em w
pisa
ny w
bra
ctw
o br
aci ż
ałuj
ącyc
h.W
yjeż
dżam
y do
dom
u. J
ejm
ość
w z
łych
hum
orac
h:C
zym
poj
edzi
em?”
„K
aret
ą”. „
A n
ie n
a re
sora
ch ?
”D
aliż
ja p
o re
sory
. Szc
zęśc
iem
kas
ztel
anie
,
Co
kare
tę a
ngie
lską
spr
owad
ził z
zag
rani
c,Z
grał
się
co
do s
zelą
ga. K
upił
em. C
zas
siad
ać.
Jejm
ość
słab
a. W
ięc
podr
óż m
usie
my
odkł
adać
.Z
drow
sza
jejm
ość,
zaj
eżdż
a an
giel
ska
kare
ta.
Sia
da je
jmoś
ć, a
prz
y ni
ej s
uczk
a fa
wor
yta.
Kła
dą s
krzy
nki,
skrz
ynec
zki,
wor
eczk
i i p
aczk
i,Te
od
wód
ek p
achn
ącyc
h, ta
mte
od
taba
czki
,N
iosą
pud
ło k
orne
tów
, jak
iś k
osz
na f
anty
;W
jedn
ej k
latc
e ka
nare
k, c
o śp
iew
a ku
rant
y,W
dru
giej
sro
ka, d
la p
takó
w je
dzen
ie w
gar
nusz
ku,
Dal
ej k
otka
z k
ocię
ty i
mys
z na
łańc
uszk
u.C
hcę
siad
ać, n
ie m
asz
mie
jsca
; żeb
y ni
e zw
lec
drog
i,W
ziął
em k
latk
ę po
d pa
chę,
a s
uczk
ę na
nog
i.W
yjeż
dżam
y sz
częś
liw
ie, j
ejm
ość
sied
zi s
mut
na,
Ja m
ilcz
ę, s
roka
tylk
o w
rzes
zczy
rez
olut
na.
Prz
erw
ała
jejm
ość
myś
li: „
Mas
z w
aćpa
n ku
char
za ?
”„M
am, m
oje
serc
e”. „
A p
fe, k
once
pt z
kal
enda
rza,
Moj
e se
rce!
Pro
szę
się
tych
pro
stac
tw o
ducz
yć!”
Zam
ilkł
em. T
rudn
o m
ówić
, a d
opie
roż
mru
czyć
.W
ięc
mil
czę.
Jej
moś
ć zn
owu
o ku
char
za p
yta.
„Mam
, moś
cia
dobr
odzi
ejko
”. „
Mas
z w
aćpa
n st
angr
yta?
”„W
szak
nas
wie
zie”
. „To
fur
man
. Trz
eba
od p
arad
yM
ieć
insz
ego.
Kuc
harz
a dl
a ja
kiej
sąs
iady
Moż
esz
wać
pan
ustą
pić”
. „D
obry
”. „
Ską
d?”
„Pod
dany
”.„T
o m
usi b
yć z
apew
ne n
ieos
zaco
wan
y -
Mus
i dob
rze
przy
piek
ać r
eczu
szki
, łaz
anki
,D
o gu
stu
pani
woj
skie
j, pa
nny
pods
tola
nki.
Ust
ąp g
o w
aćpa
n. P
rzyj
mą
pana
Mat
yjas
za,
Moż
e go
i ks
iądz
ple
ban
użyć
do
kier
mas
za.
A p
aszt
etni
k?”
„Um
iał c
i i p
aszt
ety
robi
ć”.
„Wie
rz m
i wać
pan,
jeże
li m
amy
się
spos
obić
Do
uczc
iweg
o ży
cia,
weź
że lu
dzi z
godn
ych,
Kuc
harz
y cu
dzoz
iem
ców
, pas
ztet
nikó
w m
odny
ch,
Trz
eba
i cuk
iern
ika.
Ser
wis
zw
ierś
ciad
lany
Mas
z w
aćpa
n i f
igur
ki p
iękn
e z
porc
elan
y ?”
„Nie
mam
”. „
Jak
to b
yć m
oże?
Ale
już
rozu
mie
mI
lubo
jesz
cze
tryb
u w
iejs
kieg
o ni
e um
iem
,D
omyś
lam
się
. Na
wet
y za
staw
iają
pół
ki,
Tam
w p
iękn
ych
pira
mid
ach
kraj
anki
, gom
ółki
,Ta
tars
kie
ziel
e w
cuk
rze,
imbi
er c
hińs
ki w
mio
dzie
,Z
aś k
u w
ięks
zej p
ocie
sze
raze
m i
wyg
odzi
eW
ładu
nkac
h bi
buło
wyc
h km
in k
andy
zow
any,
A n
a w
ierz
chu
toru
ński
pie
rnik
poz
łaca
ny.
Szk
oda
mów
ić, t
o pi
ękni
e, w
ybor
nie
i grz
eczn
ie,
Ale
wyb
acz
mi w
aćpa
n, ż
e si
ę st
awię
spr
zecz
nie.
Jam
nie
godn
a ty
ch p
arad
, tak
iej w
span
iało
ści”
.Z
mil
czał
em, w
olno
był
o ża
rtow
ać je
jmoś
ci.
Wje
żdża
my
już
we
wro
ta, s
pojź
rzał
a z
kare
ty:
„A p
fe, m
ospa
nie,
par
kan,
cze
mu
nie
szta
kiet
y?”
Wys
iadł
a, a
z n
ią s
uczk
a i k
otka
, i m
yszk
a;O
depc
hnęł
a st
areg
o sz
afar
za F
ranc
iszk
a,Ł
zy m
u w
ocz
ach
stan
ęły,
jam
wes
tchn
ął. W
drz
wi w
chod
zi.
„To
nasz
ksi
ądz
pleb
an!”
„K
łani
am”.
Zm
arsz
czył
się
dob
rodz
iej.
„Gdz
ie s
ala?
” „T
u ja
dam
y”. „
Kto
wid
ział
tak
jada
ć!M
ała
izba
, czt
erdz
iest
u ni
e m
oże
tu s
iada
ć”.
Aż
się
wez
drgn
ął F
ranc
isze
k, s
koro
to w
yrze
kła,
A k
lucz
nica
nat
ychm
iast
ze
stra
chu
ucie
kła.
Jam
zos
tał.
Idzi
em d
alej
. „To
pok
ój s
ypia
lny”
.„A
pok
ój d
o ba
wie
nia?
” „T
am, g
dzie
i ja
daln
y”.
„To
być
nigd
y ni
e m
oże!
A g
abin
et ?
” „D
alej
.Te
n bę
dzie
dla
wać
pani
, a tu
będ
ziem
spa
li”.
„Spa
li?
Pro
szę,
mos
pani
e, d
o sw
oich
pok
ojów
.Ja
mus
zę m
ieć
osob
ne o
d sp
ania
, od
stro
jów
,O
d ks
iąże
k, o
d m
uzyk
i, od
zab
aw p
ryw
atny
ch,
Dla
pan
ien
poko
jow
ych,
dla
słu
żebn
ic p
łatn
ych.
A o
gród
?” „
Są
kwat
ery
z bu
kszp
anu,
ligu
stru
”.„W
yrzu
cić!
Nie
pot
rzeb
a pr
zyda
tnie
go lu
stru
,To
nie
mcz
yzna
. Nie
ch b
ędą
z cy
prys
ów g
aiki
,M
rucz
ące
po k
amyc
zkac
h gd
zien
iegd
zie
stru
myk
i,T
u ki
osk,
a tu
mec
zeci
k, h
olen
ders
kie
wan
ny,
Tu
dom
ek p
uste
lnik
a, ta
m k
ości
ół D
yjan
ny.
Wsz
ystk
o ja
k od
nie
chce
nia,
jakb
y od
igra
szki
,B
elw
eder
ek m
aleń
ki, k
late
czki
na
ptas
zki,
A tu
sło
wik
mił
ośni
e sz
czeb
iocz
e do
uch
a,S
ynog
arli
ca ję
czy,
a g
ołąb
ek g
ruch
a,A
ja s
obie
roz
myś
lam
pom
iędz
y cy
prys
yN
ad n
iesz
częś
ciem
Pam
eli a
lbo
Hel
oisy
…”
Uci
ekłe
m, j
ak s
ię je
jmoś
ć ro
zpoc
zęła
zży
mać
,Ju
ż te
ż w
ięce
j nie
mog
łem
tych
baj
ek w
ytrz
ymać
,U
ciek
łem
. Jej
moś
ć w
rzą
dy. P
ełno
w d
omu
wrz
awy,
Trz
y sz
tafe
ty w
tygo
dniu
pos
zło
do W
arsz
awy,
W d
wa
tygo
dnie
już
dom
u i p
ozna
ć ni
e m
ożna
,Je
jmoś
ć w
pla
ny o
bfit
a, a
w d
zieł
ach
prze
moż
na,
Z s
toło
wej
izby
bal
ki w
yrzu
ciw
szy
star
e,D
ała
sufi
t, a
na n
im W
ener
y of
iarę
.Ju
ż al
kow
a zł
ocon
a w
syp
ialn
ym p
okoj
u,G
ipse
m w
ymar
mur
zony
gab
inet
od
stro
ju.
Pos
zły
słoj
ki z
apt
eczk
i, po
szły
kon
fitu
ry,
A n
owym
dzi
ełem
kun
sztu
i ar
chit
ektu
ryZ
pół
ek s
zafy
mah
oni,
w n
ich
ksią
żek
bez
liku
,A
wsz
ystk
o po
fra
ncus
ku: g
lobu
s na
sto
liku
,B
udua
r sz
klni
się
zło
tem
, peł
no p
orce
lany
,S
toli
ki m
arm
urow
e, z
wie
rści
adla
ne ś
cian
y.Z
goła
prz
esze
dł m
ój d
omek
war
szaw
skie
pał
ace,
A ja
w k
ącie
nie
bora
k, ja
k pł
acę,
tak
płac
ę.To
mni
ejsz
a, le
cz g
dy h
urm
em z
jech
ali s
ię g
ości
e,W
ykw
intn
e ka
wal
ery
i mod
ne im
ości
e,B
al, m
aszk
i, tr
ąby,
kot
ły, g
rom
adna
muz
yka,
Pan
sza
mbe
lan
za z
drow
ie je
jmoś
ci w
ykrz
yka,
Pan
adi
utan
t wyp
ija
moj
e st
are
win
o,A
jejm
ość
w k
ącie
sze
pczą
c z
pani
ą st
aroś
ciną
,K
iedy
ja s
ię u
wij
am ja
ko ja
ki s
ługa
,C
oraz
na
mni
e po
gląd
a, ś
mie
je s
ię i
mru
ga.
Po
wie
czer
zy f
ejer
wer
k. G
ości
e pa
trzą
z s
ali;
Wpa
dł s
zmer
mel
mię
dzy
gum
na, s
todo
ła s
ię p
ali.
Ja w
ybie
gam
, ja
gasz
ę, r
atuj
ę i p
łacz
ę,A
tu b
rzm
ią c
oraz
gło
śnie
j na
wiw
at tr
ębac
ze.
Pow
raca
m z
mor
dow
any
od p
ogor
zeli
ska,
Now
e ża
rty,
prz
ymów
ki, n
owe
pośm
iew
iska
.S
iedz
ą go
ście
, a c
oraz
wię
cej i
ch p
rzyb
ywa,
Prz
ekła
dam
zby
tni e
kspe
ns, j
ejm
ość
zapa
lczy
wa
Z s
woi
mi c
zter
ma
wsi
ami o
dzyw
a si
ę dw
orni
e.„I
osi
em n
ie w
ysta
rczy
” –
prze
kład
am p
okor
nie.
„To
się
wró
ćmy
do m
iast
a”. Z
ezw
olił
em, j
edzi
em;
Już
tu o
d ki
lku
nied
ziel
zby
tkuj
em i
sied
ziem
.Ju
ż… a
le d
obrz
e m
i tak
, cho
ć fr
asun
ek b
odzi
e,C
óż m
am c
zyni
ć? P
różn
y ża
l, ja
k m
ówią
, po
szko
dzie
”.
STRESZCZENIE /BUDOWA
Satyra ta została napisana wierszem i ma formę dialogu. Przysłuchujemy się rozmowie dwóch kolegów, Piotra i przyjaciela Piotra. Ten drugi gratuluje mu ożenku. Piotr nie jest za bardzo szczęśliwy. Pomimo wielu zalet swojej żony, a także majątku, który otrzymał z jej posagu – 4 wsie – narzeka na jej miejskie wychowanie i maniery. Prześledźmy wszystko szczegółowo.
Piotr przed ślubem jeździł do swojej wybranki serca, aby z nią romansować i zdobywać jej serce. Już wówczas nie podobały mu się jej maniery, ale postawił sobie zdobycie jej za punkt honoru. Przeważyły jednak owe wioski, jakie miała wnieść w wianie, bowiem ziemie te graniczą z jego ziemiami.
Przed ślubem też spisano intercyzę, czyli umowę prawną. W niej młoda pani zagwarantowała sobie, że będzie miała francuską damę do towarzystwa i ilekroć będzie chora, zamieszka w mieście. Ponadto zimę będzie spędzała w mieście, będzie miała swój powóz i wynajmą w mieście skromny dom, gdzie mąż będzie miał pokój osobny. Rodzina śmiała się z niego i z tej umowy.
Pierwszego dnia po ślubiezaczęła się jego męka. Wraz z żoną miał jechać na wieś. Żona zażyczyła sobie karety na resorach w miejsce zwykłego powozu. Dlatego on musiał kupić karetę angielską. Wówczas pani zachorowała i musiał odłożyć podróż. Z kolei gdy wyzdrowiała, wsiadła do karety, ale zabrała ze sobą tyle niepotrzebnych rzeczy i wszystkie swoje zwierzęta, że zabrakło miejsca siedzącego dla męża. W końcu wziął na kolana psa a pod pachę klatkę z kanarkiem i tak ruszyli w drogę.
Podczas drogi żona zaczęła wypytywać go o wszystko. Gdy on udzielił pierwszej odpowiedzi, zakończył określeniem „Moje serce” wypowiedzianym pod adresem żony. Ofuknęła go za to bardzo i prosiła, aby więcej takich prostackich zwrotów nie używał. Następnie spytała o stangreta, poprosiła, aby zatrudnił nowego od parady, a także kazała mu zwolnić kucharza i przyjąć niejakiego, potem spytała o pasztetnika. Piotr stwierdził, że kucharz potrafi robić pasztety, ale żona poprosiła, aby wziął ludzi modnych zza granicy. Powinien także zatrudnić cukiernika, zdaniem żony. Zapytała o zastawy stołowe z porcelany i bardzo się zdziwiła, gdy mąż odpowiedział, że takowych nie posiada. Wyśmiała zwyczaj podawania deserów na półkach, na których poustawiane są różnego rodzaju przysmaki. Ona na to nie wyraża zgody.
Wjeżdżali już w bramę jego dworu, gdy zauważyła parkan, płot drewniany i ofuknęła go za to. Następnie wysiadając, nie podała dłoni Franciszkowi, służącemu, który pomagał gościom wysiąść z powozów, nie uszanowała też księdza, nawet na niego nie patrząc. Weszła od razu do jadalni i zaczęła ją krytykować. To była za mała jadalnia, aby pomieścić co najmniej 40 osób. Służba przestraszyła się jej i zaczęła uciekać.
Weszli do sypialni i tutaj też nie podobało się żonie, bo domagała się osobnej niż mąż sypialni, a ponadto pokojów do muzyki, bawialni, dla pokojówek, dla potrzeb garderoby. Następnie przeszli do ogrodu. Nakazała przerobić go na modę francuską. Zasadzić inne krzewy, dodać wanny, strumyki, gaje cyprysów, klateczki dla ptaków i mały salonik dla niej. Tam miała zamiar czytać o losach Pameli i Heloizy… Piotr miał dosyć tego gadania żony i uciekł z ogrodu.
Gdy żona zaczęła w domu swoje rządy, zaczął się hałas i rozkazy. W tygodniu do Warszawy jeździli kurierzy trzykrotnie, robiąc tam zakupy. Wkrótce dom szlachecki zamieniła niemal w pałac, wszędzie i wszystko przerabiając na modę francuską. Sypialnia i inne pokoje tonęły w ozdobach, w gabinecie pojawiły się barokowe gipsowe wykończenia i malowidła na suficie. Piotr zamienił się w sponsora wszelkich wymagań żony i siedział cicho, aby nie narażać się żonie.
Ich dwór zaczął tętnić życiem. Na zaproszenie żony pojawiło się mnóstwo gości. Odbywały się bale i przyjęcia. Któregoś dnia ktoś podpalił stodołę fajerwerkami. Mąż rzucił się gasić pożar, a pozostali dowcipkowali i śmiali się z niego. Żona zrobiła z niego po prostu służącego. Któregoś dnia w końcu powiedział żonie, odważył się, że w takim tempie ich majątek szybko zniknie i nie wystarczy nawet osiem wiosek. Wówczas żona namówiła go, aby wyjechali do miasta. Tak też zrobili. Właśnie Piotr opowiada, jak to siedzą w mieście od czterech dni i wydają pieniądze, a on nie ma nic do powiedzenia, bo żona z jego zdaniem się nie liczy. Wszytko to jednak jego wina i ma, czego chciał. Również w jego przypadku sprwadziło się powiedzenie, że mądry Polak po szkodzie.
Budowa wiersza
Satyra została napisana w formie dialogu. Poeta zastosował wiersz ciągły. Składa się on ze 172 wersów i w każdym występuje 13 zgłosek. Są tu rymy żeńskie sąsiednie, np.: cenił – ożenił, dziękujesz – pojmujesz.Środki stylistyczne- epitety: małżeńskie ogniwa, czasy cukrowe, talenta śliczne, dziwne gesta, misterne wdzięki i in.- metafory: „Modna Filis gardziła sercem domatora”, „tak płacąc wolnością niewczesne zaloty”, „Jejmość w plany obfita, a w dziełach przemożna” i in.