Kostka Śmierci - Kenneth B. Andersen

download Kostka Śmierci - Kenneth B. Andersen

of 7

description

Filip Engell, niedoszły władca piekieł, wrócił do śmiertelnego życia. Nauka nie poszła jednak w las – nowy Filip nie jest już tak grzeczny, dobry i układny, jak wskazywałoby na to jego nazwisko. Co więcej – zdarza mu się tęsknić za otchłanią. I za Satiną. A właściwie to bardziej za Satiną niż za otchłanią, ale na jedno wychodzi.Nieoczekiwanie Filip otrzymuje możliwość powrotu do piekła... I nie jest to oferta wakacyjna. Śmierć ma dla niego bardzo poważne zadanie.W Królestwie Ciemności dzieje się naprawdę źle – w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął arcyważny przedmiot. Jakiś bezczelny złodziej ukradł stuścienną kostkę Śmierci – prastary artefakt od początku czasu służący do obliczania długości ludzkich żywotów. Śmierć jest w kropce i ma nielichy problem - świat dotyka epidemia nieśmiertelności. Jeśli kostka szybko się nie znajdzie, na ziemi dojdzie do prawdziwej katastrofy!

Transcript of Kostka Śmierci - Kenneth B. Andersen

Kenneth B. Andersen, Kostka mierci Nie wiedzia, czego si spodziewa po drugiej stronie drzwi, ale z pewnoci nie tego, co zobaczy. Znaleli si nagle w lesie. cile mwic w czym, co kiedy byo lasem. Teraz wszystko byo tu martwe i zwide. Skarowaciae drzewa pozbawione lici cigny si po obu stronach przejcia, Filip i Satina kroczyli jakby pomidzy szpalerem klczcych postaci, ktre wycigay ku niebu tysice rk. Ponad drzewami cikie chmury przesuway si wolno po granatowym niebie. By zmierzch i cienie staway si coraz dusze. Chodny wiatr przerzuca z szelestem sterty suchych lici. Poza tym panowaa absolutna cisza. adnych ptakw ani zwierzt, zupenie nic. Brak kolorw, brak ycia, brak czegokolwiek. Wszystko byo ciemne i pozbawione blasku. Tak smutne, e Filip poczu, e jego rwnie momentalnie ogarnia apatia. Nic, tylko usi i zapaka. Dno lasu pokrywaa gruba warstwa zeschych lici, pord ktrych cigna si wska, wirowa cieka. Zaczynaa si u wejcia i biega midzy uschnitymi nagimi drzewami pochylonymi na wietrze. Filip spojrza za siebie. Za otwartymi drzwiami, wci falowa mrok. Po tej stronie martwy las cign si jak okiem sign. Korony drzew splatay si ze sob jak gigantyczna pajczyna, rozpostarta pod niebem zacignitym chmurami. - Straszne miejsce rzeka Satina lekko drcym gosem. Cakiem wymare i i jakby - jesienne doda chopiec i potar ramiona, na ktrych pojawia si gsia skrka. Mia na sobie tylko koszulk z krtkimi rkawami, ktra nie chronia przed zimnymi podmuchami wiatru. Trzs si przemarznity do szpiku koci. - Masz powiedziaa dziewczyna, podchodzc blisko i zarzucajc mu na ramiona swoj peleryn. Wystarczy dla dwojga. - D-d-dzikuj wyjka, szczkajc zbami i skuli si pod peleryn. Troch pomogo. Mruc oczy, spojrza w niebo. Wygldao, jakby lada chwila mia lun deszcz. Soce ju zaszo, lepiej go znajdmy, zanim zrobi si cakiem ciemno. Poszli dalej ciek. wir gono chrupa pod nogami. Wkrtce drzewa si przerzedziy, a droga doprowadzia ich do niewielkiej doliny otoczonej wzgrzami. Ich tawy kolor bra si ze zwidej trawy, ktra je porastaa. Pmrok ogarn ca dolin. Dolina mierci, pomyla, kierujc wzrok ku niewielkiej chacie z pruskiego muru stojcej na samym dnie doliny. W jednym z okien palio si wiato, a z komina wydobywaa si cienka smuka dymu porywana na kawaki przez wiatr. Ale ja si nie boj. cieka prowadzia prosto do ogrodowej furtki, z ktrej uszczya si farba i w gb ogrodu, rwnie zniszczonego, jak wszystko inne wokoo. W pobliu domu, u stp jednego z pagrkw, pas si ko na trzech nogach. Filip stan, by przyjrze si nieforemnemu stworzeniu. Ko podnis jednoczenie eb i spojrza na chopca swoimi krwawymi lepiami. Potem odrzuci gow i parskn, co zabrzmiao prawie jak powitanie, po czym znw skierowa ca uwag na zwid traw. - Ten ko szepn Filip i uj Satin za rami. Ja go ju widziaem. Kiwna gow na potwierdzenie, jakby to nie zdziwio jej ani troch.

To ko Mortimera. Nazywaj go Koniem mierci. Zapowiada rych mier, gdy si go zobaczy. Wydaje si to nieprawdopodobne, ale syszaam, e potrafi mkn szybko jak wiatr. - Wydaje si nieprawdopodobne, e on w ogle jest w stanie si porusza doda Filip. Wyglda jak trup. - Nazywaj go te Koniem Widmo. Szybko przemknli obok wychudzonej, tawej karykatury konia i poszli dalej przez ogrd w kierunku drzwi. Dom take nie wyglda imonujco. W wielu miejscach farba odpadaa patami, w murze brakowao cegie, a strzecha cuchna zgnilizn. To by dom widmo. Filip zapuka. Z pocztku rezultat by taki sam, jak kiedy pukali do drzwi do lasu: zero reakcji. Spojrza na Satin, ktra tylko wzruszya ramionami. Ponowi pukanie. Bez odpowiedzi. - No to zrobilimy, co do nas naleao powiedziaa z wyran ulg dziewczyna i zacza si wycofa. Pora si std zbiera... - Id! zabrzmia ochrypy gos z gbi domu i po chwili usyszeli brzczenie kluczy. Ktry to klucz? Ten jest do Asgardu, ten do japoskiej krainy Yomi, tyle pamitam. Moe tamten? Nie, te nie, a ten Chwileczk! Wyprbowa chyba wszystkie klucze, a wreszcie rozleg si szczk odryglowywanego zamka. Drzwi stany otworem i pojawi si w nich Mortimer. By mniejszy, ni chopiec go zapamita. Jeszcze drobniejszy i bardziej kruchy. W jaki sposb take starszy. Nie starszy, pomyla Filip, ale bardziej zmczony. Wyglda na zmczonego. Rzadkie wosy Mortimera byy w nieadzie, a okulary z powkami szkie siedziay troch krzywo na krogulczym nosie. Pomarszczona twarz bya nieogolona i miaa kolor popiou. Mia na sobie koszul zapit pod szyj i spodnie podtrzymywane przez sfatygowane szelki. Mortimer umiechn si na ich widok, ale by to umiech, ktry nie siga nawet poblia kamiennych, szarych oczu. Oczu, ktre widziay tyle mierci, e same stay si martwe. - Przepraszam, e musielicie czeka powiedzia i stumi ziewanie. To mi si jeszcze nigdy nie zdarzyo, musiaem chyba przysn, no i te przeklte klucze Nie przywykem do zamykania drzwi i nigdy nie pamitam, ktry klucz jest do czego. No, ale do rzeczy zamilk na chwil, a Filip skurczy si pod jego przenikliwym spojrzeniem. Potem szare oczy zagodniay i pojawio si w nich co na ksztat prawdziwego umiechu. - Nareszcie jeste, chopcze westchn. - Nie stjmy tak w drzwiach, bo zimno leci. Wejdcie do rodka zachci Mortimer, usuwajc si na bok, eby mogli przej dalej. W niewielkiej sieni miecio si owalne lustro, komoda i wieszak, poza tym nic. Na wieszaku wisiaa marynarka w kolorze kurzu, pasujca do spodni, ktre gospodarz mia na sobie, i czarna jak noc peleryna. Filip pochucha w donie i zacz je zaciera. W domu nie byo wiele cieplej ni na dworze, ale przynajmniej nie wia wiatr, a to ju co. - Mog wam zaproponowa co do picia, kaw albo herbat? Oboje przebylicie przecie dalek drog. Mortimer zamkn drzwi i przekrci klucz w zamku. Odwiesi pk, ktry zawiera co najmniej setk, jeli nie wicej, kluczy rnych ksztatw i rozmiarw, na hak midzy ubraniami. Byy tam klucze wielkie jak noe kuchenne i malekie jak zapaki, klucze pokryte rdz oraz lnice jak nowe. Niektre bardzo proste, jak do rowerowego zamka, inne wymylnie wygite i piknie wystylizowane, tak e a si prosio, by wzi je do rki. Byy to pewnie

klucze do wszelkich moliwych wiatw podziemnych, pomyla Filip i a mu si zakrcio w gowie, kiedy zda sobie spraw, ile ich jest. Gocie poprosili o herbat, na co Mortimer zaprosi ich do pokoju, a sam znikn w kuchni. W pokoju by kominek, w ktrym gorliwie trzaskay pomienie, ale jakie dziwne, bo wcale nie daway ciepa. W pomieszczeniu panowaa nadal taka temperatura, jak w normalnej piwnicy zimow por. - Jestemy w domu mierci szepna Satina. Ciekawe jak bd mieli min, jak o tym opowiem w szkole! - Gdybym ja opowiedzia to swoim kolegom od razu trafibym na oddzia zamknity mrukn Filip i rozejrza si wok z podziwem. Prawie ca cian zajmowa rega z ciemnego drewna. Na jednej pce staa podprka na fajki i staromodny telefon z tarcz do wykrcania numerw. Reszt wypeniay zakurzone ksigi. Obok regau, pod oknem, sta mocno zniszczony fotel. Przez szyby wida byo zarysy wzgrz i szczyty martwych drzew. Trjnogiego stwora nigdzie nie byo, co chopiec przyj z du ulg. Wiatr wia nadal z niezmienion si, a ciany trzeszczay. Robio to wraenie, jakby cay dom bolenie stka. Nad nadart przez mole kanap wisia stary zegar, ktry nie chodzi, a o kominek wsparta bya duga, gronie wygldajca kosa. W jej byszczcej klindze odbijay si pomienie kominka. Najbardziej godna uwagi rzecz w caym pomieszczeniu miecia si na stoliku obok fotela. Byy to szachy, ale nie takie zwyczajne szachy. Figury nie byy normalne, lecz wyrzebione na ksztat jakich dziwnych stworze, w nieznanym chopcu materiale. Czarne figury miay ksztat rozmaitych potworw, jedne bardziej odraajce od drugich. By tam smok z siedmioma gowami, w z ogromnymi zbami, jakie monstrum z twarz szalonego czowieka, korpusem lwa i ogonem skorpiona i wiele, wiele innych. Na ich widok, chopiec poczu si troch nieswojo. Biae figury byy zdecydowanie przyjemniejsze. Jednoroce, sfinksy, rycerz w penej zbroi, olbrzym, karze, je i wreszcie Zdumiony Filip uj ostatni figur w palce. Ta wygldaa najmniej dziwacznie ze wszystkich, a jednak wyrniaa si ju na pierwszy rzut oka. Przedstawiaa modego chopca takiego jak on. Chopiec spoglda surowo, jakby chcia da do zrozumienia, e nie yczy sobie, by kto go podnosi. - Uwaaj, nie upu! powiedzia Mortimer, ktry wanie wszed z tac, zastawion trzema szklankami. To bardzo wana figura, by moe najwaniejsza ze wszystkich. Filip ostronie odstawi posta chopca na miejsce. Pikne szachy rzek chocia troch niesamowite. Kto wykona te figury? - Lucyfer i Jehowa odpar Mortimer i postawi tac na stoliku obok szachownicy. - Jehowa? Filip popatrzy pytajco na dziewczyn. - Bg podpowiedziaa szeptem. - Grali nimi tylko raz, ale co to bya za gra! Cigna si przez wiele dni. Pamitam, e Lucyfer zacz narzeka na zimno, wiec poyczyem mu peleryn. Trudno si dziwi przywyk do nieco wyszych temperatur. Skoro o tym mowa Mortimer oddali si na chwil i wrci z przedpokoju z czarn peleryn, ktr poda Filipowi. Troch za dua na ciebie, ale na pewno cieplejsza od tej koszuliny, ktr masz na sobie. Co prawda mier z wyzibienia ci nie grozi, ale lepiej za. Ja jej ju nie nosz. Ludzie za bardzo si jej bali, a ja mam ich tylko zabiera, a nie straszy. Filip przyj peleryn z pewnym oporem i owin si ni wok ramion. Grube sukno szybko przywrcio ciau waciw temperatur. Pachniao kurzem i staroci, a take troszeczk siark, co o dziwo podziaao na niego uspokajajco.

Anio mierci, pomyla i umiechn si do tej myli. Podzikowa gospodarzowi za okrycie i usiad wygodnie. - Kto wygra parti? dopytywaa si Satina. Bg czy Diabe? Mortimer zmarszczy czoo i zaduma si. Po chwili potrzsn gow. - Szczerze mwic, nie pamitam, byem wtedy bardzo zajty. Wprawdzie nie braem udziau w rozgrywce, ale odgrywaem w tym wszystkim pewn rol, jeli mona tak powiedzie. Na jego wargach wykwit szczeglny umiech, ktry nabra dodatkowej tajemniczoci w migoccej powiacie z kominka. Zaraz jednak Mortimer zamruga i wrci do rzeczywistoci. - Prosz, herbata dwa razy i kawa dla mnie. Mam nadziej, e nie uywacie cukru ani mietanki, bo niestety nie mam. Filip pija herbat z cukrem i mlekiem, ale uzna, e nie ma o czym mwi, i przyj podan mu szklank. Upi yk i o mao go nie wyplu. Herbata bya lodowata. Zmusi si jednak, eby j przekn, widzc wpatrzonego w siebie Mortimera. - Nieatwo ci byo tu cign odezwa si stary. Zabrzmiao to niemal jak wyrzut. Prbowaem od samego rana. Bya rozlana woda na kafelkach w azience i ks przy niadaniu, ktrym miae si udawi, ale ty nie polizgne sie w azience, a zamiast si udawi, po prostu odkaszlne. I tak przez cay dzie. Mona byo zwariowa. - Bardzo przepraszam odpowiedzia Filip ironicznie, poirytowany tym, e Mortimer siedzi tu i gada o jego mierci jak o wczorajszej pogodzie. Nastpnym razem dam si zamordowa przy pierwszej prbie. Mortimer nie zwrci uwagi na ironi i cign dalej: - W kocu musiaem przyzna, e sam sobie z tym nie poradz i zwrciem si do Lucyfera z prob o pomoc. Jak moe pamitasz, by mi winien przysug. - Przysug? A to niby za co? obruszy si chopak. Zabie nie tego co trzeba! - Lucyfer chcia mie nastpc i dostarczyem mu go. Ty nie bye moe tym wybranym, ale okazao si, e si nadajesz. Widz te, e nie wszystko, czego ci uczy stary diabe, doszcztnie zapomniae. Skierowa wzrok na dwie wypukoci na czole Filipa. Sam po ciebie nie wyszedem. Baem si, e nie zechcesz pj ze mn i e wybierzesz schody do Raju. Dlatego wanie poprosiem Satin, by ci powitaa. Sdziem, e ona z atwoci sprowadzi ci na waciw drog i okazao si, e miaem racj. - Wcale go nie sprowadzaam sprzeciwia si Satina. Przyszed tu z wasnej woli. - Naprawd? zdziwi si stary i unis brwi. Wycznie z wasnej woli? Lucyfer si ucieszy, gdy mu o tym powiem! - Mwie o przysudze wtrci chopiec, prbujc si nie zaczerwieni. W jaki sposb Lucyfer odwdziczy ci si za przysug? - Poleci jednemu ze swoich podwadnych, Wargowi, wywoanie potnej burzy brzmiaa odpowied. Z pomoc grzmotw i piorunw udao si wreszcie osign to, czego nie zdoaem uzyska wasnymi siami. Chocia nie obyo si bez trudnoci. Musiaem uy swojej wysuonej kosy, eby podci drzewo z jednej strony, tak eby pie upad we waciwym kierunku. O may wos, a sam przypacibym yciem! zamia si z wasnego dowcipu, przy czym chopcu od tego miechu wosy stany dba. To by schrypnity, suchy i przeraliwie lodowaty miech, rodem ze wiata z doliny za oknem. Martwy. - Ale dlaczego? spyta. Po co mnie tu cigne? I dlaczego to byo dla ciebie takie trudne? miertelny miech urwa si jak noem uci. - Dwa pytania, na ktre jest tylko jedna odpowied oznajmi Mortimer i odstawi swoj kaw na st. Wida byo, e jego rka lekko przy tym zadraa. Tak si bowiem skada, e udawao ci si unika mierci tak dugo z tego samego powodu, dla ktrego ci tutaj cignem. Po tych sowach gboko westchn i zamkn oczy. Trwao to dug chwil i

chopiec zacz nawet podejrzewa, e stary przysn. Jednak powieki uniosy si i szare oczy spojrzay na Filipa ze smutkiem. Moja kostka zostaa skradziona! - Twoja kostka? powtrzy Filip zaskoczony i powid bezwiednie wzrokiem w kierunku piersi Mortimera, gdzie kostka o stu cianach powinna bya wisie na srebrnym acuszku. Jedna z dwch najwaniejszych kostek w wiecie. Kostka mierci. Wielocian, ktry decydowa o dugoci ludzkiego ycia. acuszka nie byo, kostki te nie. - Kiedy to si stao? - Jakie dwa tygodnie temu. Najpierw mylaem, e si zgubia, e gdzie j odoyem. Przeszukaem cay dom, zanim odkryem, co si naprawd stao. - Co takiego? spytaa Satina. - Odkryem, e drzwi wejciowe s niedomknite. Kto by w tym domu. Kto zakrad si tu i zabra Kostk, kiedy ja spaem. - Czy podejrzewasz, kto to mg zrobi? Mortimer potrzsn gow. Nie mam pojcia. Musi to jednak by kto, kto mnie dobrze zna. Zna moje zwyczaje. Sypiam tylko raz do roku. Tylko trzydziestego pierwszego kwietnia, kiedy wiosna na wiecie panowa zaczyna, Vita uwija si wtedy jak w ukropie i wszystko zaczyna rosn. Wtedy ja kad si spa i pi gboko. Pamitasz Vit, prawda, Filipie? Chopiec kiwn gow, pamita Vit doskonale. Siostra bliniaczka Mortimera. Spotka ja tylko raz, kiedy by na dole. To ona przywrcia go do ycia. To ona bya yciem. Nagle uwiadomi sobie, co go uderzyo w sowach Mortimera, i policzy miesice na kostkach doni. Stycze, luty, marzec, kwiecie. W kwietniu wcale nie ma trzydziestu jeden dni. To z kolei doprowadzio go do zadania kolejnego pytania. - Powiedziae, e kostk ukradziono dwa tygodnie temu zauway ale kwiecie by prawie p roku temu. - Tak, dla ciebie odpar Mortimer ale moe pamitasz, e tutaj czas liczy si inaczej. - Rzeczywicie zgodzi si Filip, troch zawstydzony, e sam do tego nie doszed. Przecie przed chwil wanie wyliczy, e trzydziesty pierwszy dzie kwietnia nie istnieje. To jasne, e czas tutaj liczy si inaczej. Tutaj wszystko liczy si inaczej. - To, co si stao, to prawdziwa katastrofa! gos Mortimera zabrzmia teraz wrcz aonie. Wsta i zacz kry po pokoju, potrzsajc przy tym gow. Dopki nie mam mojej kostki, kady noworodek przychodzi na wiat niemiertelny. Konsekwencje tego mog by potworne! Nie tylko dla Vity i dla mnie, ale przede wszystkim dla tych nieszczsnych ludzi, ktrzy nie bd mogli umrze. - mier to chyba nie jest co, co im jest najbardziej potrzebne? wtrci niemiao chopiec. Mortimer zatrzyma si w miejscu i popatrzy na niego karcco. I tu si gboko mylisz! oznajmi ostrym tonem. - Po prostu nie zdaj sobie z tego sprawy. - Nie rozumiem. - A Lucyfer mwi, e mdry z ciebie chopiec! No c, z drugiej strony jest przecie ojcem wszelkiego kamstwa. Stan przed oknem, patrzc na szybko zapadajcy mrok nad szarym krajobrazem. Wielu ludzi powiedziaoby to samo co ty, Filipie. Powiedzieliby, e mier to co strasznego, zo konieczne, bez ktrego mona si doskonale obej. - A nie jest tak? - Nie! krzykn Mortimer tak gono, e Filip i Satina a si przestraszyli. Jego oczy sypay teraz iskry. Chopiec nie widzia go jeszcze w takim stanie. Jestem najwikszym postrachem ludzkoci, bo nie ma gorszego strachu ni strach przed mierci, ale tak by nie

powinno! Ludzie nie zdaj sobie sprawy, ile mi naprawd zawdziczaj. mier nie jest nieszczliwym zakoczeniem ycia. Wprost przeciwnie. To mier sprawia, e jest ono cokolwiek warte. Ceni mona tylko to, co mona straci. Czy nie rozumiesz tego? Gdyby nie byo mierci, ycie byoby pozbawione sensu i nie warte zachodu! Filip nie cakiem pojmowa to, co Mortimer mwi. Chocia z drugiej strony moe i rozumia. To byo podobne do tego, czego uczy go Lucyfer. Jeli nie byoby za nie byoby rwnie dobra. Te rzeczy s od siebie zalene. Czyby to samo dotyczyo ycia i mierci? Mortimer rozoy rce. Jeli nie ma mierci, nie ma te radoci ycia, ycie przestaje by cokolwiek warte. A to wcale nie jest w tym wszystkim najgorsze. Zastanw si, jak wiat by wyglda za jakie pidziesit lat? Pomyl o tych wszystkich nieszczsnych, ktrzy padli ofiar okropnych wypadkw i ktrych serce nadal bije. Ofiary wypadkw drogowych, trzsie ziemi, poarw, powodzi. To byoby straszne! Ziemia byaby zapeniona przez ywe trupy, ktre pragnyby ju tylko spokoju mierci, tyle, e ten spokj staby si nieosigalny. Czy potraficie to sobie wyobrazi? Satina nie odpowiedziaa, a Filip tylko przekn lin. Owszem, teraz rozumia. Mg sobie wyobrazi te sceny, ktre opisywa Mortimer. Mdo mu si robio na sam myl. Mortimer mwi dalej, ale Filip sucha ju tylko jednym uchem, zerka natomiast na Satin, ktra wpatrywaa si w podog. Pewnie czua si teraz nieswojo i chopiec doskonale to rozumia. Diaby s przecie niemiertelne, a wedug Mortimera oznaczao to, e ich ywot jest bez sensu. To z pewnoci nie byo dla niej przyjemne odkrycie. Chciaby jej co powiedzie na pocieszenie, ale nie bardzo wiedzia co. Przykro mi, e nie umrzesz zabrzmiaoby troch niezrcznie. - Kiedy bye tutaj ostatnim razem, poradzie sobie doskonale z odkryciem tajemnicy mierci Lucyfera rzek Mortimer. Dlatego sprowadziem ci ponownie. Chciabym, eby mi pomg odnale moj Kostk. Znalezienie jej jest konieczne, co by nie miao kosztowa. Musiaem uy wszystkich swoich si, by sprowadzi ci tutaj przed czasem. Nie mogem po prostu jeszcze raz rzuci kostk, eby ci przydzieli inne lata ycia, musiaem podj trud, ktry kosztowa mnie bardzo wiele. Nie jestem w stanie tego zrobi dla kadego czowieka, ktry si urodzi jako niemiertelny. - Co dokadnie si dzieje? spyta Filip. kiedy rzucasz swoj Kostk? - To bardzo trudne pytanie odpar Mortimer, patrzc mu surowo w oczy. Nie wiem, czy zrozumiesz odpowied? - Sprbuj! - Gdy kostka zostaje rzucona, zaczyna si sypa piasek. Filip spojrza na Satin, ale ona pokrcia gow na znak, e te nie rozumie. Co chcesz przez to powiedzie? Mortimer podszed powoli bliej. Cienie wypeniay zmarszczki na jego twarzy, a oczy stay si prawie niewidoczne. - Czy ty si boisz? zapyta, a jego gos zabrzmia ostro jak trzaskanie pomieni w kominku. Boisz si mierci? W pierwszej chwili chcia kiwn gow. Ba si tego odwiecznego starca, ktry istnia, odkd powstao pierwsze ycie, by wiadkiem powstania i upadku cywilizacji, widzia tyle straszliwych zdarze, e jego oczy zgasy. Dlatego sam si zdziwi, e potrzsa gow, mwic: - Nie, nie boj si. Przecie ju umarem. Mortimer zastanowi si nad jego odpowiedzi. Po namyle wykrzywi usta w grymasie umiechu.

- Zatem chod ze mn rzek. Poka ci rzeczy, ktrych aden czowiek jeszcze nie oglda.