Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna...

14
Teksty Drugie 2009, 1-2, s. 277-289 Kolonizator Charles Marlow, czyli „ironiczna konieczność”. Zofia Mitosek http://rcin.org.pl

Transcript of Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna...

Page 1: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

Teksty Drugie 2009, 1-2, s. 277-289

Kolonizator Charles Marlow, czyli „ironiczna konieczność”.

Zofia Mitosek

http://rcin.org.pl

Page 2: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

277

Mitosek Kolonizator Charles Marlow, czyli „ironiczna konieczność”

Zofia MITOSEK

Kolonizator Charles Marlow,czyli „ironiczna konieczność”

Jedną z podstawowych zasad każdej ideologii jest rewizja tego, co dokonało sięwcześniej, w historii wyprzedzającej jej pojawienie się. Na przekór nie oznaczawszelako zerwania. Przemawiając w imię prawdy, ideologia próbuje pokazać ilu-zyjność dawnego i zarazem ocenić wymiar praktyczny owych iluzji. Wybór nazwypostkolonializm jest znamienny: mimo że myślenie to przedstawia się nie jakoideologia, ale jako teoria, badacze reprezentujący ten nurt mają podobne nasta-wienie krytyczne. Nie chodzi o sprzeciw, o antykolonializm. Chodzi o refleksję,o myślowe ujęcie faktów, o „analizę wyobrażeń świata konstruowanych z impe-rialnego (a więc dominującego politycznie i kulturowo) punktu widzenia”1,o sprawdzenie, „jak to de facto było”. Znamienne, że postkolonializm, chociaż jakokierunek badań zrodził się w pracach badaczy często pochodzących z dawnychkolonii, rozwija się głównie na uniwersytetach amerykańskich, w kraju, który odco najmniej 200 lat nie ma sobie nic do zarzucenia, bowiem to, co było do opano-wania – Amerykę Północną – opanował o wiele wcześniej, budując niewinne, peł-ne dobrych zamiarów i norm społeczeństwo purytańskie na ziemiach Indian.

Ofiarą takiej oceny i takiego przyporządkowania padł Józef Conrad. Pisarz ni-geryjski Chinua Achebe w publikowanych w Stanach Zjednoczonych pracach roz-prawia się z kolonializmem europejskim: w jego mniemaniu Conrad, uchodzący zawzór nowoczesnego humanizmu, był w istocie piewcą uciemiężenia ludów dzikich,podboju, który jego sugestywne pisarstwo dodatkowo wspomagało. Przytaczając frag-menty Jądra ciemności (1899), Achebe suponuje jego autorowi przekonanie, że obraz

Stanowiska

1 A. Burzyńska, M.P. Markowski Teorie literatury XX wieku. Podręcznik, Znak, Kraków2006, s. 551.

http://rcin.org.pl

Page 3: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

278

Stanowiska

podbitych ludów w całości potwierdza „kolonialną wizję świata, wedle której czarnimieszkańcy Afryki nie są ludźmi, bo nie należą do zachodniej kultury”2.

Istotna jest motywacja artykułu. Na początku autor przedstawia okoliczności, któreskłoniły go do zajęcia się utworem Conrada. W 1974 roku, już jako uznany pisarz,został zaproszony przez uniwersytet Massachusetts na wykłady z literatury afrykań-skiej. Zadziwił go brak wiedzy o współczesnej Afryce wśród studentów i licealistów;potwierdzenie owej niekompetencji znalazł w pracach profesora Oxfordu, Hugh Tre-vor Roper, który pisze, że Afryka nie posiada historii. Literatura piękna, tworzącakanon lektur na amerykańskich wydziałach anglistyki, utwierdzała tylko dominującew opinii publicznej stereotypy „dzikusa”. Achebe stawia sobie za zadanie obnażeniestereotypów, których przykładów miałoby dostarczać właśnie Jądro ciemności.

Z poglądami Achebe zapoznaliśmy się z podręcznika znakomitego historykamyśli teoretycznoliterackiej XX wieku. Michał Paweł Markowski, referując ideepostkolonializmu, przytacza opinię nigeryjskiego krytyka. Jego interpretacja trak-towana jest jako jeden z przykładów postkolonialnego podejścia do arcydzieł.W trybie relata refero Markowski cytuje za Achebe fragment Jądra ciemności, którystał się obiektem „postkolonialnej rewizji literackiej”. Z tonu referatu trudnowyczuć postawę polskiego krytyka. Narzuca się jednak wrażenie, że jeden z auto-rów Teorii literatury XX wieku czytał nigeryjskiego pisarza, ale nie jest pewne, czyczytał dokładnie Conrada. Jądro ciemności odbierane w świetle rewindykacji miesz-kańca Afryki jest innym utworem aniżeli tekst czytany przez Europejczyka. JacquesDerrida powiedziałby, że nie mamy tu do czynienia z przekłamaniem: dyskursypostkolonialne nie tyle m y l ą s i ę co do Conrada, co inaczej interpretują jegoteksty. Ale przecież jednym z haseł najnowszej myśli teoretycznej jest zrywającaz relatywizmem etyka lektury3. W imię tej etyki mówi się o rzetelności. Docho-dzimy do ciągle aktualnej aporii, nierozwiązywalnej sprzeczności między lekturąempiryczną a danymi, których dostarcza struktura tekstu.

Pisząc o rzetelności odczytania, łatwo narażam się na zarzut tradycjonalizmu.Mimo to sądzę, że utwór potrafi się bronić. Jeżeli temat „zwrot etyczny w literatu-roznawstwie” stał się równie modny, jak nazwa „postkolonializm”, to zbudowanana ironii etyka Conrada przeczy XIX-wiecznym uzurpatorom, którzy opierali oce-ny moralne na wypowiedziach postaci. Ale również uzurpatorom nowoczesnym,takim jak Achebe, którzy wnioski etyczne wyciągają z literackich obrazów. Post-kolonializm, obnażając to, co „zostało ukryte pod powierzchnią pozornie przej-rzystego dyskursu”4, nie bierze pod uwagę tego, że pewne dyskursy powieściowe

2 Ch. Achebe An Image of Africa. Rasism in Conrad’s „Heart of Darkness”, „Researchof African Literatures” Spring 1978 vol. 1(9), Special Issue of Literary Criticism,p. 1-15. Por. także Ch. Achebe Krytyka kolonialistyczna (1975), przeł. K. Majer,„Literatura na Świecie” 2008, nr 1-2.

3 M.P. Markowski Zwrot etyczny w badaniach literackich, „Pamiętnik Literacki” XCL2000, z.1.

4 A. Burzyńska, M.P. Markowski Teorie literatury XX wieku, s. 558.

http://rcin.org.pl

Page 4: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

279

Mitosek Kolonizator Charles Marlow, czyli „ironiczna konieczność”

nie są nawet pozornie przejrzyste, a funkcja ilustracyjna literatury na skutek skom-plikowanych zabiegów narracyjnych zyskuje wieloznaczność daleką od przeka-zów ideologicznych, które chętnie odnajdujemy w dyskursach kolonialnych.

I teraz właśnie czas na wygłoszenie naszej tezy: Jądro ciemności jest narracjąironiczną, a usytuowanie celu krytyki w osobach Murzynów stanowi efekt lekturyw równej mierze ideologicznej, jak teksty chwalców kolonializmu. Wróćmy do tegofragmentu opowieści Marlowa, który Markowski cytuje za Achebem, a który jazacytuję za Markowskim:

Wędrowaliśmy po przedhistorycznej planecie, po ziemi mającej wygląd nieznanej plane-ty. Mogliśmy sobie wyobrazić, że jesteśmy pierwszymi ludźmi biorącymi w posiadaniejakiś przeklęty spadek (an accursed heritance), którym można zawładnąć tylko za cenędojmującej udręki i niezmiernego znoju. I nagle gdyśmy okrążali z trudem jakiś zakręt,[…] wybuchł wrzask, kłębił się wir czarnych członków, klaszczących rąk, tupiących nóg,rozkołysanych ciał, oczu przewracających białkami – pod nawisłym listowiem, ciężkimi nieruchomym. Parowiec sunął powoli, z trudem mijając ponury i niepojęty wybuch szału.Czy przedhistoryczny człowiek nas przeklinał, czy modlił się do nas, czy też nas witał –któż to może wiedzieć? Zrozumienie tego, co nas otaczało, było dla nas niemożliwe; prze-suwaliśmy się jak widma […] niby ludzie normalni wobec jakiegoś entuzjastycznegowybuchu w zakładzie dla obłąkanych. Nie mogliśmy tego pojąć, ponieważ odeszliśmy zadaleko. […]

Ziemia nie była ziemska, a ludzie – nie, ludzie nie byli nieludzcy. Widzicie, otóż tobyło najgorsze ze wszystkiego – podejrzenie, że oni nie są nieludzcy […] Wyli i skakali,kręcili się, i wykrzykiwali straszliwie; ale najbardziej ze wszystkiego przejmowała właś-nie myśl o ich człowieczeństwie – takim samym jak moje – myśl o moim odległym powi-nowactwie z tym dzikim, namiętnym wrzaskiem. Brzydactwo [Ugly].5

Na tym urywa się cytat przytaczany przez Markowskiego. Polski krytyk nie-znacznie sparafrazował przekład Anieli Zagórskiej, a także dokonał skrótu cyta-tu, którym posługuje się Achebe. Oto ciąg dalszy, obecny u Achebe:

Brzydkie. Tak, to było dość brzydkie; ale jeśli człowiek miał w sobie dosyć męstwa, mu-siał przyznać w duchu, że jest w nim jakiś najniklejszy ślad odzewu na przerażającą szcze-rość tego zgiełku, jakieś mgliste podejrzenie, iż ma to pewien sens, który by można zro-zumieć mimo tak wielkiego oddalenia od mroku pierwszych wieków.

Z kolei Achebe urywa tekst Conrada w miejscu, naszym zdaniem, niezwykleistotnym dla interpretacji utworu. Monolog Marlowa trwa. Wbrew temu, co pisząjego „postkolonialistyczni” interpretatorzy, stary marynarz, opowiadając po latachswoją historię, chce zrozumieć to, czego nie rozumiał dawniej. Zastanawia się:

I dlaczego by nie? Umysł ludzki jest zdolny do wszystkiego – ponieważ zawiera w sobiewszystko, zarówno przeszłość, jak przyszłość. Cóż tam było właściwie? Radość, przestrach,smutek, ofiarność, męstwo czy wściekłość – któż to mógł powiedzieć? – a l e b y ł at a m p r a w d a – p r a w d a b e z m a s k i c z a s u (podkr. moje – Z.M.).

5 J. Conrad Jądro ciemności, przeł. A. Zagórska, Warszawa 1953, cyt. za A. Burzyńska,M.P. Markowski Teorie literatury XX wieku, s. 556-557. Fragment ten w DziełachConrada (t. 6), też w przekładzie Zagórskiej, brzmi trochę inaczej.

http://rcin.org.pl

Page 5: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

280

Stanowiska

Głupiec niech się gapi i wzdraga – człowiek rozumie i może patrzeć bez zmrużenia po-wiek. Ale musi być choćby na tyle człowiekiem, co ci na brzegu. Musi przeciwstawić ichprawdzie to, co w nim istotnie prawdziwe – własną, wrodzoną siłę. Zasady? Zasady niewystarczą. To nabytki, stroje, ozdobne łachmany – łachmany, które opadną przy pierw-szym porządnym wstrząsie. Nie, tu potrzebne jest świadome przekonanie. Czy ten pie-kielny zgiełk znajduje we mnie jakiś oddźwięk? Wsłuchuję się; przyznaję, że tak, ale jatakże mam głos i – źle to czy dobrze – moich słów zagłuszyć nie można. Oczywiście, żegłupiec, wystraszony i pełen wzniosłych uczuć, będzie zawsze bezpieczny. Któż to tammruczy? Dziwicie się, że nie wysiadłem na brzeg, aby trochę powyć i potańczyć? Otóż nie– nie wysiadłem. Wzniosłe uczucia, mówicie? Do diabła ze wzniosłymi uczuciami! Niemiałem po prostu czasu.6

6 J. Conrad Jądro ciemności, przeł. A. Zagórska, w: tegoż Dzieła, red. i wstęp Z. Najder,t. 6: Młodość i inne opowiadania, Warszawa 1972 s. 112-113. Zamiast tego fragmentuAchebe cytuje opis murzyńskiego palacza oraz najętych tragarzy. Na wszelkiwypadek podajemy oryginalną wersję całości tego budzącego opór krytykówpostkolonialnych tekstu: „We were wanderers on a prehistoric earth, on an earththat wore the aspect of an unknown planet. We could have fancied ourselves thefirst of men taking possession of an accursed inheritance, to be subdued at the costof profound anguish and of excessive toil. But suddenly, as we struggled rounda bend, there would be a glimpse of rush walls, of peaked grass-roofs, a burst, ofyells, a whirl of black limbs, a mass of hands clapping, of feet stamping, of bodiesswaying, of eyes rolling, under the droop of heavy and motionless foliage. Thesteamer toiled along slowly on the edge of a black and incomprehensible frenzy.The prehistoric man was cursing us, praying to us, welcoming us – who could tell?We were cut off from the comprehension of our surroundings; we glided past likephantoms, wondering and secretly appalled, as sane men would be before anenthusiastic outbreak in a madhouse. We could not understand, because we weretoo far and could not remember, because we were travelling in the night of firstages, of those ages that are gone, leaving hardly a sign – and no memories. […] Theearth seemed unearthly. We are accustomed to look upon the shackled form ofa conquered monster, but there you could look at a thing monstrous and free. It wasunearthly, and the men were – No, they were not inhuman. Well, you know, thatwas the worst of it – this suspicion of their not being inhuman. It would comeslowly to one. They howled, and leaped, and spun, and made horrid faces; but whatthrilled you was just the thought of their humanity – like yours – the thought ofyour remote kinship with this wild and passionate uproar. Ugly. Yes, it was uglyenough; but if you were man enough you would admit to yourself that there was inyou just the faintest trace of a response to the terrible frankness of that noise, a dimsuspicion of there being a meaning in it which you – you so remote from the nightof first ages – could comprehend. And why not? The mind of man is capable ofanything – because everything is in it, all the past as well as all the future. Whatwas there after all? Joy, fear, sorrow, devotion, valor, rage – who can tell? – but truth– truth stripped of its cloak of time. Let the fool gape and shudder – the manknows, and can look on without a wink. But he must at least be as much of a man asthese on the shore. He must meet that truth with his own true stuff – with his owninborn strength. Principles? Principles won’t do. Acquisitions, clothes, pretty rags –rags that would fly off at the first good shake. No; you want a deliberate belief. Anappeal to me in this fiendish row – is there? Very well; I hear; I admit, but I have

http://rcin.org.pl

Page 6: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

281

Mitosek Kolonizator Charles Marlow, czyli „ironiczna konieczność”

Bohaterem fragmentu okazuje się nie przedmiot, ale podmiot obserwacji. Wy-bór między odrzuceniem (głupcy – domena kolonizatorów) a sentymentalnymutożsamieniem (tradycja Rousseau) stawia Marlowa w sytuacji niewygodnej;ucieczka „w pracę” stanowi próbę ominięcia aporii, jaka od XVIII wieku przenikaumysł Europejczyków postawionych wobec fenomenu „dzikiego”. SzlachetnyMarlow próbuje zrozumieć Inego, ale nie jest w stanie wyciszyć własnych odczuć.W tym trudnym porównaniu tubylec jawi mu się jako różnica i jako tożsamość:jako odmienny, budzący odrazę dzikus, który jest jednak – podobnie jak on, an-gielski marynarz – człowiekiem. Marlow nie udaje: nie wstydzi się przyznać doswej odrazy, do tego, z jakim trudem przychodzi mu zaakceptować prawdę o toż-samości z tubylcami. I chyba dlatego Achebe przypisał mu status Conradowskiego„głupca”. Jeżeli wątpliwości narratora uznamy za Conradowską ekspresję kolo-nializmu, to całkowicie zignorujemy technikę pisarza, który w postaci Marlowaukazuje walkę punktów widzenia, sprzeczności obecnych w mentalności podmio-tu nieprzygotowanego do konfrontacji z kimś tak odmiennym. Dramat tej kon-frontacji stanowi „drugie dno” Conradowskiej narracji; przenika go wysiłek rozu-mienia.

Następny zarzut dotyczy określenia autochtonów jako ludów prehistorycznych,jako tych, które trwają w bezruchu. Tu sprawa jest równie poważna. Marlow opo-wiada: „Żegluga w górę rzeki była j a k b y podróżą do najwcześniejszych począt-ków świata, gdy po ziemi hulała roślinność, a królowały wielkie drzewa” (s. 109).I dalej: „Ziemia n i e w y d a w a ł a się ziemska” („The earth seemed unearth-ly” – s. 112–169). Słowo „jakby” dotyczy porównania, a nie twierdzenia: liczy sięporównujący podmiot. Podobnie fraza „wydawała się” nie jest twierdzeniemo świecie, ale wrażeniem doznawanym przez obserwatora7. Doznania Marlowa są

a voice too, and for good or evil mine is the speech that Cannot be silenced. Ofcourse, a fool, what with sheer fright and fine sentiments, is always safe. Who’s thatgrunting? You wonder I didn’t go ashore for a howl and a dance? Well, no – I didn’t.Fine sentiments, you say? Fine sentiments be hanged! I had no time. I had to messabout with white-lead and strips of woolen blanker helping to put bandages onthose leaky steam-pipes – I tell you. I had to watch the steering, and circumventthose snags, and get the tin-pot along by hook or by crook. There was surface-truthenough in these things to save a wiser man. And between whiles I had to look afterthe savage who was-fireman. He was an improved specimen; he could fire upa vertical boiler” (J. Conrad Heart of Darkness, The Congo Diary, ed., introd., notesby R. Hampson, Penquin Books, London 1995, p. 62-63).

7 Tak interpretuje obserwacje Marlowa Ian Watt w książce Conrad w wiekudziewiętnastym (przeł. M. Boduszyńska-Borowikowa, Wydawnictwo Morskie,Gdańsk 1984, rozdział Impresjonizm). Watt pisze o metodzie „opóźnionegorozszyfrowywania” (s. 202-204) – odpowiada to naszej hipotezie o wysiłkurozumienia Obcego, interakcji zmysłów i umysłu, która jest jednym z ważniejszychproblemów Jądra ciemności. Por. W. Bolecki L’impressionisme de Conrad etla littérature polonaise, w: Joseph Conrad. Un Polonais aux confines de l’ Occident,dir. de M. Delaperrière, Institut d’Etudes Slaves, Paris 2009.

http://rcin.org.pl

Page 7: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

282

Stanowiska

niejako opatrzone „współczynnikiem humanistycznym”: nie chodzi o traktowaniedorzecza Konga jako ziemi prehistorycznej, ale o próbę przekazania podmiotowejimpresji o tej ziemi. Dlatego marynarz mówi: „Ale była tam prawda – prawda bezmaski czasu”. Taka jest jego odpowiedź na to, co wydawało mu się niezrozumiałe.Sam Marlow daleki jest od „ahistoryzmu”: w „prehistorycznym” krajobrazie sły-szy nie tylko bębny „dziczy”. Słyszy też jęki czarnych robotników, którzy nosząrazem z kajdanami historię swego zatrudnienia: „legalnych umów okresowych”.Historyk spyta, kto te umowy zawierał. W tym momencie przypomina się HebanRyszarda Kapuścińskiego. Sprawa legalności i gwałtu została kilkadziesiąt latwcześniej zasygnalizowana przez Conrada: w świecie przedstawionym przez Mar-lowa tętni historia, tyle że bez dat i miejscowości.

W skomplikowanych procesach obserwacji, niechęci, empatii i rozumienia„dzikiego” nie ma ani potępienia, ani odrzucenia. Nie ma tu też ironii, aczkolwiekobserwującemu Marlowowi zdarzają się satyryczne uwagi, odpowiadające niejako„kolonialnym” stereotypom. Opowiada o ludożerczych zakusach murzyńskiej za-łogi statku. O sterniku – „durniu”, wykonującym bezmyślnie swoje funkcje, o sze-fie niewolników naśladującym zachowania białych… W miarę rozwoju akcji po-stępuje proces rozumienia: potencjalni kanibale są śmiertelnie głodni, a mimo tonie przekraczają tabu, zabity sternik okazuje się przyjacielem nie do zastąpienia8.Murzyni, podobnie jak dżungla, stanowią „tajemnicę większą niż dziwny, niepo-jęty ton rozpaczliwego żalu dźwięczący w tej dzikiej wrzawie, którą minęliśmy nabrzegu, za ślepą bielą mgły” (s. 122). Gdzie indziej Marlow mówi o „ludziach spo-kojnych i cichych”, którzy żyją w dżungli; jego opowieść przenika głęboki tragizm.Potęguje go fakt, że nie zna języka autochtonów, że jego próby rozumienia ograni-czają się do powierzchownych gestów i obserwowanych z rzadka rytuałów.

Narracja przebiega drogę od dramatu do gorzkiej ironii. Marynarz opowiadaangielskim przyjaciołom swoją afrykańską przygodę. Opowiada o podróży wzdłużrzeki Kongo w poszukiwaniu Kurtza, tajemniczego agenta, który przesyła belgij-skiej kompanii wielkie i słono wyceniane zapasy kości słoniowej. Jak pisałam, ze-tknięcie się z Murzynami stanowi dla Marlowa problem; problem taki nie istniejew odniesieniu do europejskich kolonizatorów w Afryce. W podejściu do nich iro-nia i sarkazm łączy się z otwartą krytyką. „Głupcy” to towarzysze podróży Marlowa

8 Achebe przytacza fragment dotyczący murzyńskiego sternika w trakcie atakuautochtonów: Marlow nazywa go „durniem”, obserwując jego paniczne reakcje(otwiera okno, aby strzelać z karabinu; w rezultacie ginie od strzały wpadającejprzez to okno). Potem jednak pojawia się refleksja: „Sterował na mój rozkaz –musiałem go pilnować, irytowały mnie jego wady i w taki sposób powstały międzynami subtelne więzy, z których zdałem sobie sprawę dopiero po ich zerwaniu.A poufna głębokość wzroku, którym ogarnął mnie w chwili, gdy został raniony,pozostała mi do dziś w pamięci – niby odległego pokrewieństwa, stwierdzonegow ostatniej chwili” (An Image of Africa). Na co Achebe odpowiada, że pisarzniedaleko był od stwierdzenia Alberta Schweitzera: „Afrykańczyk rzeczywiście jestmoim bratem, ale moim młodszym bratem”.

http://rcin.org.pl

Page 8: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

283

Mitosek Kolonizator Charles Marlow, czyli „ironiczna konieczność”

oraz urzędnicy stacji zarządzający eksploatacją kości słoniowej. O tych ludziachnie powiedział on ani jednego dobrego słowa. Wszechogarniająca ironia streszczasię w przydomku, jaki im nadał. Przez cały czas mówi o nich „pielgrzymi”: celemafrykańskiej pielgrzymki była mamona. Ich zachowania skłaniają do użycia okreś-leń bardziej bezpośrednich: Marlow nazywa „plugawymi piratami”, debilami i ge-szefciarzami pełnymi „dzikiej chciwości”. To oni tworzą obraz czarnego, to w ichopiniach funkcjonuje on jako leń”, „bydlę”, „dzikus” „buntownik”, „wróg”, „zbrod-niarz”; oni potwierdzają stereotypy, które zarzuca Conradowi Achebe. Jako obiek-tywny obserwator, niezainteresowany zdobywaniem „mamony” Marlow może so-bie pozwolić na złośliwe komentarze, tym bardziej że szybko zorientował się, iżadministracja i „pielgrzymi” zlecili mu tę wyprawę w celu znalezienia najzdol-niejszego agenta (czy raczej jego zwłok). Jeżeli postkolonialiści chcieliby poszu-kać krytyki imperializmu z przełomu XIX i XX wieku, to właśnie w Conradow-skich w opisach tych „pielgrzymów” znajdą jej najlepsze przykłady. Co zresztąjuż dawno zostało zrobione przez „conradologów”; stąd też moje zdziwienie inter-pretacją Achebe’ego9.

Głównym obiektem ataku wydaje się bohater opowieści, „pan Kurtz”. Czło-wiek, którego kolonizatorzy podziwiają i któremu zazdroszczą (i dlatego liczą najego śmierć). Ten człowiek nie jest „głupcem”, to genialny manipulator, demonbudzący podziw zwykłych ludzi i samego Marlowa również. Jego afrykańska mi-sja jest niejasna: pracuje dla kompanii zajmującej się zdobywaniem kości słonio-wej, ale wysłany został na czarny ląd w celach również badawczych. Jechał tampełen wzniosłych idei. W tym momencie rozumiemy, czemu służy wstępne nawią-

9 Zdziwienie to jest, być może, nieuzasadnione w wypadku M.P. Markowskiego,którego referat konsekwentnie wstrzymuje się od ocen i polemik. Interpretacjanigeryjskiego pisarza wzbudziła ostry sprzeciw Watta w pracy Heart of Darknes andthe critics (w: I. Watt Essais on Conrad, Cambridge University Press, Cambridge1984). Szwedzki pisarz Sven Linquvist opublikował w 1988 r. książkę Exterminateall the Brutes (trans. by J. Tate, New Press, New York 1996), będącą opowieściąo współczesnej wędrówce śladami Jądra ciemności. Linquist w całości potwierdzaantykolonializm Conrada. Na temat humanizmu autora Lorda Jima całkiemniedawno mówił w miesięczniku „Esprit” Paul Thibaut, nazywając Jądro ciemnościdokonaną przez Conrada „radiografią kolonizacji króla Leopolda II” („Esprit”,styczeń 2007), co potwierdzałyby następujące – jedne z wielu – ironiczne fragmenty.Kapitan spotyka pięknie ubranego księgowego. Oto jak wygląda wrażliwość tegoeleganckiego Europejczyka: „Gdy wtaczano łóżko z chorym (jakimś agentem, któryzasłabł w górnych okolicach rzeki), przejawiał lekkie rozdrażnienie. – Jęki chorego– mówił – rozpraszają moją uwagę. A bez tego jest niezmiernie trudno ustrzec siębłędów rachunkowych w tym klimacie” (s. 19). Zwiedzając stację, Marlow wpada nazwłoki czarnoskórego mężczyzny z dziurą po kuli w głowie – w opinii dyrektorastacji jest to przykład „energiczniejszych działań” czy też „trwałego zaprowadzaniaporządku”. O takim zaprowadzaniu porządku przez Kurtza Marlow przekona sięniebawem w jego wiosce. Co dyrektor kompanii skomentuje jako metody, doktórych „czasy jeszcze nie dojrzały”.

http://rcin.org.pl

Page 9: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

284

Stanowiska

zanie do podboju Anglii przez rzymskich wojowników w początkach naszej ery;dokonano go ze zwykłej chciwości. Marlow komentuje:

Podbój ziemi, polegający przeważnie na tym, że się ją odbiera ludziom o odmiennej ce-rze lub trochę bardziej płaskich nosach, nie jest rzeczą piękną, jeśli się w niego wierzyzbyt dokładnie. Odkupia go tylko idea. (s. 65)

Szlachetny idealista Kurtz miał napisać pracę naukową. Pozostawił zamówio-ny przez „Międzynarodowe Towarzystwo Tępienia Dzikich Obyczajów” memo-riał. Rękopis zawiera obserwacje dotyczące sposobu podporządkowywania sobieplemion murzyńskich: „Musimy siłą rzeczy wydawać się im (dzikim) istotaminadnaturalnymi – zbliżamy się do nich z potęgą, jak gdyby bóstwa – i tak dalej,i tak dalej” (s. 135). Ta wiedza była przyczyną charyzmy Kurtza, charyzmy którąMarlow komentuje ironicznie: „Gromami tego opłakanego Jupitera były samo-czynne karabiny”. Co potwierdzałoby napisaną niewyraźnie, na końcu memoriałukonkluzję: „Wytępić te wszystkie bestie” (s. 135).

Transformacja idealisty w tyrana i arywistę, to proces poznania, który dotykatyleż obiekt ironii (Kurtza), co jej podmiot – marzącego o poznaniu Kurtza Mar-lowa. Ten właśnie proces określiłam kiedyś jako zwornik fabuły, wyłaniającej sięz niespójnej, niechronologicznej opowieści. Pisałam, że fabuła Jądra ciemności macharakter „arystotelesowski”, że opiera się na perypetii i rozpoznaniu, a opowieśćMarlowa o doświadczeniach z Kongo pełni dla niego samego funkcję katharsis10.

Obserwujemy, jak w relacji o Kurtzu zmienia się ton. Zaciekawienie Marlowaosobą agenta rośnie w miarę tego, jak nasilają się pogłoski, że „zebrał, wymienił nainne towary, wykupił czy ukradł więcej kości słoniowej niż inni agenci razem?”(s. 130). To, co jest prawdą, początkowo jawi się kapitanowi jako plotka, pochodzą-ca z ust tych, którymi on sam gardzi. Stwierdzenie, że „Kurtz zajął wysokie miejscewśród szatanów tego kraju” (s. 133) ma walor relatywny, zważywszy na przytaczanewcześniej opinie Marlowa o tych „miejscowych demonach” („Mefistofeles z papiermâché”). Zawistne opinie okazują się tylko łagodnym pogłosem „prawdy”, któraobjawia się Marlowowi stopniowo. Spotkany marynarz rosyjski opowiada o choro-bie nerwowej, która sprawiła „że przewodniczył [Kurtz] o północy pewnym tańcom,kończącym się obrzędami, o których mówić nie sposób i które, jak zmuszony byłemwnioskować z tego, co słyszałem – odbywały się na jego cześć – rozumiecie? – nacześć pana Kurtza we własnej osobie” (s. 135). Te zdawkowe informacje zyskująrangę ironicznej litoty w momencie, kiedy dowiadujemy się, że Kurtz Murzynówmordował. Marlow jednak do końca nie był w stanie zrozumieć miłości, jakim ob-darzały agenta plemiona murzyńskie. Jego siła polegała nie tylko na zbrodni. Kurtzprzemawiał do autochtonów w ich języku; posiadał dar nieosiągalny dla angielskie-go kapitana, który sam doświadczył efektów pięknej mowy zbrodniarza.

10 Z. Mitosek Poznanie (w) powieści, Universitas, Kraków 2003, rozdział Jak zrozumiećdzikich oraz tejże La narration comme catharsis, w: Joseph Conrad. Un Polonais auxconfins de l’Occident.

http://rcin.org.pl

Page 10: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

285

Mitosek Kolonizator Charles Marlow, czyli „ironiczna konieczność”

Marlowowi pozostaje tylko opowieść o Kurtzu: wypowiada ją już po tragicz-nym rozpoznaniu. Ma więc ma prawo do ironii, ale ironii tej nie są w stanie zrozu-mieć jego słuchacze, którym serwuje informacje zgodnie z zasadami pełnej zasa-dzek intrygi: to, co jest ironią w intencji Marlowa, zostaje rozpoznane jako takiew dalszych etapach opowieści, w obliczu nowych informacji i nowych wydarzeń.Tu także działa prawo – jakby powiedział Watt – „powolnego rozszyfrowania”.Zanim narrator przeczytał ofiarowany mu przez chorego Kurtza memoriał, uważnespojrzenie (przez lunetę) pozwoliło mu odgadnąć charakter ornamentacji, którazdobiła siedzibę agenta: były to wyschnięte głowy tubylców. Co Marlow komentuje:

Nie mam w tej sprawie własnego zdania, ale chcę, abyście zrozumieli dokładnie: nie byłowłaściwie nic dochodowego w tych głowach, tkwiących na palach. Świadczyły tylko o tym, żepan Kurtz nie posiadał hamulców w nasycaniu różnych żądz, że czegoś w nim brakowało,jakieś drobnej rzeczy, której nie można było odnaleźć pod jego wspaniałą wymową. (s. 148)

Opowieść stopniowo „dedemonizuje” bohatera. Kurtz przed śmiercią powta-rza „Żyć godnie, umrzeć, umrzeć…”, ale Marlow jeszcze rok po jego śmierci przy-pomina sobie jego „zatroskanie”, kiedy beznadziejnie chory pamiętał o tym, żeostatnia partia kości słoniowej należy do niego, obawiał się, że zagarnie ją firmai on nie dostanie żadnych pieniędzy, powtarzał: „Ja chcę tylko sprawiedliwości”(s. 174). Ocena jest jasna: „Widać apetyt na kość słoniową zwyciężył w nim – jakżeto nazwać? – mniej materialne dążenia” (s. 146).

Ironii retorycznej odpowiada w kształtowaniu intrygi ironia losu, a raczej ironiarzeczy. Koegzystancji wzniosłych ideałów z materialnymi interesami towarzyszywspółistnienie walki o zysk z walką o życie. Kurtz przegrywa, bo jest beznadziej-nie chory, nie tyle umysłowo, co fizycznie. A dobre zdrowie stanowi podstawowąstawkę w walce o surowce, które kolonialiści wydzierają afrykańskiej „dziczy”.Rzeczywistość potwierdza siłę dżungli: to wody i bagna, a nie dzicy ludzie są wro-gami. Dlatego bezwzględny zbrodniarz umiera, a przetrwa mały urzędnik, które-go jedyną siłą jest dobre zdrowie. A dyrektor stacji komentuje: „Ludzie, którzytutaj przyjeżdżają, nie powinni mieć wnętrzności” (s. 90). Szlachetne czy zbrodni-cze idee giną w obliczu „ironicznej konieczności”, jaka zgotowała ich podmiotomafrykańska natura.

A jednak Marlow używa tego wyrażenia w innym kontekście: mówi o sobie.Prosta prawda o niszczycielskiej naturze dociera do niego w chwili, kiedy po śmierciKurtza sam walczy o swoje życie. Kłopoty chorego narratora mają wymiar nie tylkofizyczny, ale też duchowy: musi „zaopiekować pamięcią po nim” (s. 136). Właśniewtedy po raz pierwszy pojawia się świadomość ironiczna:

Pozostała jedynie pamięć o nim i jego narzeczona, i to pragnąłem niejako przekazać i to rów-nież przeszłości – wydać wszystko, co po nim pozostało, na pastwę zapomnienia, które jestostatnim słowem n a s z e g o w s p ó l n e g o l o s u. Nie bronię się. Nie miałem jasnegopojęcia, o co mi chodzi. Może powodowała mną nieświadoma lojalność, a może było to wy-pełnienie owej i r o n i c z n e j k o n i e c z n o ś c i, która czai się w zdarzeniach ludzkie-go życia. Nie wiem. Nie potrafię powiedzieć. Ale poszedłem. (s. 173; podkr. moje – Z.M.)

http://rcin.org.pl

Page 11: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

286

Stanowiska

Na czym polega ironiczna konieczność? Znamy opinie narratora o Kurtzu.Obserwowaliśmy reakcje, które pojawiają się w opowieści kapitana w miarę po-znawania „demona”. A jednak, wbrew gorzkiej prawdzie, Marlow działa na rzeczzmarłego agenta. Ironiczna konieczność oznacza postępowanie wbrew sobie. Con-rad przedstawia jego dwa, wykluczające się motywy. Marlow słyszał ostatnie słowaKurtza: „Zgroza! Zgroza!”. Ten „wybitny człowiek” tak właśnie „wydał wyrok naziemskie przygody swej duszy” (s. 168). Można sądzić, że kapitan odpuszcza Kurt-zowi jego grzechy, bo on sam siebie potępił i świadomość tego samopotępieniaratuje agenta w oczach jego słuchacza. Ironia ustępuje odczuciu tragizmu, któryujawnił się w ostatnich słowach „demona”. Stąd też spotkania Marlowa ze znajo-mymi Kurtza w Brukseli, także z jego narzeczoną.

To jedna z możliwych interpretacji. Etycznie poprawna. Druga jest bardziejponura. Angielski kapitan – opowiadacz przygód w środkowej Afryce – jest jed-nym z ich uczestników. Jedzie tam na zlecenie belgijskiej kompanii. Nie pyta o celpodróży, interesuje go atrakcyjność kontynentu, który wyobraził sobie w dzieciń-stwie. Informacje, które do niego docierają na miejscu, wydarzenia, w którychuczestniczy, są przerażające. Reaguje na nie przenikliwym sarkazmem, jednak dalejspełnia obowiązki powierzone przez kompanię. Kieruje nim głównie ciekawość,gotów jest kłamać po to, aby spotkać wymarzonego herosa. Kłamstwem kończy sięjego przygoda. Kiedy przekazuje urzędnikom w Brukseli memoriał O tępieniu dzi-kich obyczajów, urywa z rękopisu konkluzję Kurtza: „Wytępić te wszystkie bestie”.W spotkaniu z narzeczoną zmarłego agenta, zamiast przytoczyć słowo „zgroza”,powiada, że „ostatnim słowem, jakie wymówił, było pani imię” (s. 86).

Rozmowa Marlowa z narzeczoną stanowi popis gry w „podwójne mówienie”:kobieta wymusza na nim oceny krańcowo odmienne od jego własnych opinii o Kurt-zu, pochwały kontrastujące z osobą tego „wybitnego” zbrodniarza. Kapitan kła-mie: co innego mówi, a co innego myśli. Męczy się, zaprzecza sobie, ale nie jestw stanie wypowiedzieć okrutnej prawdy. W ten sposób – wbrew sobie, a zgodniez intencją narzeczonej – utrwala mit szlachetnego odkrywcy.

Nie znaczy to jednak, że czyni tak twórca postaci Marlowa, Józef Conrad. Kłam-stwo polega na podobnym mechanizmie, co ironia. Co innego się mówi, co innegosię myśli. Ale kłamca ukrywa to, co myśli, przed słuchaczem, który – w przeci-wieństwie do odbiorcy wypowiedzi ironicznej – nie ma prawa nic podejrzewać.Kłamiący Marlow zdaje sobie sprawę z własnej obłudy. „Ironiczna konieczność”prowadzi do świadomości nieszczęśliwej. Mówiąc, że musiał się zająć pamięcią poKurtzu, odbiera sobie suwerenny wybór. W duchu jednak dodaje: „Zrobiłem dlaniej tyle, że uzyskałem niezaprzeczone prawo złożenia jej – gdybym miał wolnywybór – na wieczny spoczynek na śmietniku postępu, wśród wszelkich odpadków,i, mówiąc w przenośni, wszelkiej padliny cywilizacji” (s. 136).

W całej opowieści przebija bezradność i niepewność, przewija się pytanie, ktodał Marlowowi prawo do krytyki. Ten przenikliwy ironista najbardziej bezwzględ-ny okazuje się w stosunku do samego siebie. W przeciwieństwie do realistycznychpisarzy z pierwszej połowy XIX wieku, którzy rościli sobie prawo do ocen swoich

http://rcin.org.pl

Page 12: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

287

Mitosek Kolonizator Charles Marlow, czyli „ironiczna konieczność”

bohaterów, Conrad odtwarza przełom epistemologiczny: jego narrator nie jest w sta-nie wyłączyć siebie z ocenianej gromady, nie jest w stanie zdystansować się dopotępianego bohatera, ponieważ sam „jest jednym z nich”. I wszystkie niecierpli-we określenia czarnych mieszkańców Afryki wypowiada jako ten, który uczestni-czy w zbiorowej zbrodni i który jest tego świadomy. Miejsce sarkastycznej ironiizajmuje autoironia.

Aby ironia spełniła zamierzony efekt, wypowiedź musi trafić na rozumiejące-go adresata. Conrad dramatyzuje opowieść marynarza: jest ona relacjonowana przezjednego z uczestników żeglarskiej wycieczki do ujścia Tamizy. W klasycznej po-wieści szkatułkowej między dwoma narratorami istnieje relacja podporządkowa-nia. Taka relacja wydaje się dominować w Jądrze ciemności. Nie jest jednak pewne,czy owo podporządkowanie stanowi kodę utworu. Tragiczna katharsis polega nasamorozpoznaniu. Kapitan powtarza gest agenta, jego gorzką samoocenę. Zamiastokrzyku „Zgroza!”, przyznaje się do kłamstwa.

W ten sposób to, co było dla tak trudne dla Marlowa – zrozumienie Innego,zostaje przekazane odbiorcom jego opowieści, która jest apelem o zrozumienie jejnarratora. Sposób opowiadania, elipsy, paralele, ironiczne gry stanowią dla jego słu-chaczy pułapki, z którymi niełatwo sobie poradzić, tak jak niełatwo wydobyć z tejnarracji jasny sens. Narrator relacjonujący opowieść kapitana komentuje: „Wedługniego sens jakiegoś epizodu nie tkwił w środku jak pestka, lecz otaczał z zewnątrzopowieść, która tylko rzucała nań światło – jak blask oświetla opary – na wzór mgli-stych aureoli widzialnych czasem przy widmowym oświetleniu księżyca” (s. 63).

Czytelnik – ale i słuchacze opowieści nie są w stanie zorientować się, co bar-dziej gnębi Marlowa: czy wyrażana na początku niemożność zrozumienia dzikich,czy obserwacje bestialstwa belgijskich kolonizatorów, czy kompromis opartej nakłamstwie „pamięci o Kurtzu”, czy wreszcie „ironiczna konieczność”, która zniżaszlachetnego kapitana do poziomu krytykowanych ludzi? Bo przecież pamięćo Kurtzu, którą przekazał w Brukseli, wyrażona w adoracji narzeczonej i potwier-dzana w jąkających się potakiwaniach Marlowa, jak również przekazany dzienni-karzom (urwany) dokument kontynuują fikcję dobrego kolonizatora. Marlow ob-nażał kłamstwa zdobywców Afryki, którzy odgrywali rolę nosicieli szlachetnychidei. Józef Conrad deszyfruje kłamstwo poszukiwacza przygód, który obnażał kłam-stwa innych. Pokazuje, że nie ma wyjścia z zaklętego kręgu ideologii kolonialnej.

Kapitan przelewa swoje zagubienie na towarzyszy podróży. Na początku opo-wieści deklarował nienawiść do kłamstwa: „Ma [kłamstwo] na sobie skazę śmierci,wydziela zapaszek śmiertelności – tego właśnie, czego nienawidzę i nie cierpię –o czym chcę zapomnieć. Sprawia, że czuję się fatalnie i robi mi się mdło, zupełniejakbym wziął do ust coś zgniłego” (s. 98). Teraz czuje tę śmiertelną zgniliznę w so-bie. Chce się jej pozbyć, ale prośba o zrozumienie nie jest prośbą o przebaczenie.Przeciwnie, w stosunku do słuchaczy Marlow bywa agresywny. Szyderczo przed-stawia kolonistów belgijskich, ale ze swego kłamstwa spowiada się Anglikom. Prze-mawia w pobliżu Londynu, a jego opowieści towarzyszą z oddali światła „najwięk-szego i najpotężniejszego miasta na ziemi” (s. 5):

http://rcin.org.pl

Page 13: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

288

Stanowiska

Nonsens – zawołał. To najprzykrzejsze, że nie możecie mnie zrozumieć. Oto jesteście tuwszyscy, każdy z was zaopatrzony w dobre adresy, jak hulk stojący na dwóch kotwicach,każdy z was ma rzeźnika za jednym rogiem, policjanta za drugim, doskonały apetyt i nor-malną temperaturę – słyszycie? – normalną przez okrągły rok. I wy mówicie: nonsens. (s. 131)

Rzeźnik i policjant są gwarancjami bytu „nieabsurdalnego”, bytu, który określażycie mieszkańców tego „najpotężniejszego miasta na ziemi”. Z tego miasta i z te-go kraju pochodzi uczestnik belgijskiej kompanii, której bałagan i krwiożerczośćtak ostro opisuje. Tym samym w pole ironii wchodzi imperium brytyjskie, naj-większa potęga kolonialna XIX wieku. A kłamstwa Marlowa, zdawałoby się, żedegradujące tylko kompanie króla Leopolda II, degradują każdy zamiar koloniza-torski, który – bez względu na intencje – kończy się tak, jak kończy się między-narodowy memoriał Kurtza: „wytępić te wszystkie bestie”11.

Wróćmy do zarzutów postkolonialistów, dotyczących eliminacji historii („przed-historyczna planeta”). Jądro ciemności nie jest opowieścią o Murzynach, nie ichhistoria interesuje pisarza. Chodzi o historię tych, którzy ich ziemie i bogactwazawłaszczają, o motywację podboju, o opis tożsamości eksploracji i eksploatacji,o kompromisy wobec bezwzględnej grabieży, o niemożliwość wejścia w sytuacjępodbijanego człowieka. Ta właśnie niemożliwość, przede wszystkim niemożliwośćjego zrozumienia jest tematem opowieści Marlowa. Stanowi sygnał świadomościkrytycznej, tak bliskiej ideom postkolonializmu. Zacytujmy słowa Markowskiegoz artykułu o Zwrocie etycznym:

Jak przedstawić to, co zostało usunięte z dominujących systemów reprezentacji albo ukrytepod powierzchnią pozornie przejrzystego dyskursu. Mowa oczywiście o pracach poświę-conych kolonializmowi. […] etyczny cel owych publikacji […] Gayatri Spivak określiłajako „doświadczenie niemożliwego”, ponieważ etyczne (zatem odpowiedzialne) przed-stawienie świata uciśnionego („subalternity”) możliwe jest tylko wtedy, gdy towarzyszyćmu będzie świadomość nieadekwatności samego przedstawienia (a więc i wzajemnegozrozumienia).12

11 Por. „Dawny, realny Kurtz kształcił się częściowo a Anglii i – jak sam łaskawieoświadczył – sympatie jego leżały po właściwej stronie. Matka jego była na wpółAngielką, ojciec – na wpół Francuzem. Cała Europa złożyła się na Kurtza;i dowiedziałam się z czasem, że Międzynarodowe Towarzystwo Tępienia DzikichObyczajów powierzyło mu opracowanie referatu jako wytycznej dla tegotowarzystwa” (s. 134-135). Znamienna była reakcja Anglików na obyczajebelgijskiej administracji w Kongo: dyplomata Roger Casement od 1890 rokusygnalizował okrucieństwo wysłanników Leopolda II, a w 1903 roku wysłał doswojego rządu oficjalny raport, który spowodował niemało hałasu w świeciemiędzynarodowym. To wszystko oczywiście dokonywało się w ramach powszechnejzgody na – lepszą lub gorszą (dla kogo?) – kolonizację. To chyba byłaby owa„właściwa strona” po której opowiadał się Kurtz. Potwierdzenie tej tezy znajdujemyw książce Lindqvista, który pisze, że w praktyce cała Europa postępowała zgodniez maksymą „Exterminate all the brutes”.

12 M.P. Markowski Zwrot etyczny…, s. 242.

http://rcin.org.pl

Page 14: Kolonizator Charles Marlow, czyli 'ironiczna …rcin.org.pl/Content/49763/WA248_66184_P-I-2524_mitosek...wybuchu w€zak‡adzie dla ob‡„kanych. Nie mogliœmy tego poj„æ, poniewa¿

289

Mitosek Kolonizator Charles Marlow, czyli „ironiczna konieczność”

I o to chyba chodziło Conradowi. Problem teoretyczny przedstawił on jakopraktyczny wybór Marlowa. Jak pisaliśmy, kapitan stawia pytanie o własną możli-wość zrozumienia „dzikich”. Co nie znaczy, że ich rozumie. Idzie dalej: krytyku-jąc bezwzględnych kolonizatorów, stawia pytanie o własne prawo do krytyki. Conie znaczy, że nie wchodzi z nimi w kompromis.

Tej subtelności pisarstwa, tego drugiego poziomu ironii, która zmienia sięw autoironię, nie zrozumiał Achebe. Jak również nie dokopał się do niego polskiteoretyk, pośpiesznie referujący koncepcje postkolonializmu. Jeśli w pracach Mar-kowskiego paradoks kłamcy czy też paradoks samoodniesienia jest nieustanniesygnalizowany jako jedna z męczących aporii dwudziestowiecznej nauki, to nie-dostrzeżenie tego, że praktyka powieściowa przełomu wieków ten paradoks do-strzegła i wyartykułowała, sprawia, że – jak by powiedział Conrad – „czegoś w nichbrakuje, jakiejś drobnej rzeczy”.

AbstractZofia MITOSEKUniversity of Warsaw

Charles Marlow the Coloniser, or, the Ironic NecessityThis article is a polemic with a postcolonial interpretation of Joseph Conrad’s Heart of

Darkness – namely, with the images of black dwellers of Africa as criticised by Nigerianauthor Chinua Achebe. As is made apparent through a careful analysis of the text, while notdenying the sense of strangeness against ‘the savage’, Marlow makes an effort to understandtheir otherness as well as, and primarily so, his own response to how the Other behaves.The theme of a sarcastic story is therefore not aborigines but rather, the white invaders ofCongo territory and their attitude to the local black people. Marlow’s fascination with Kurtz,„the most outstanding amongst the daemons of this country”, has led the captain to concealhis cruelties committed against colonial protectors and his fiancée. Marlow is tormented bythese lies, his story, being told to fellow-travellers in another trip, is a sort of catharsis tohim. Marlow, a noble man, positions himself as a coloniser whilst his irony turns into a self-irony. This obviously does not mean that an idea of colonialism is advocated by JosephConrad, the one who has created Marlow – the piece’s narrator and lead character.

http://rcin.org.pl