PDFmagazynarchiwum.pdf.edu.pl/PDF/1400520327.pdfreklama Kocie wyspy nie są niczym szczegól-nym w...

7
www.pdf.edu.pl marzec 2014 / nr 44 ISSN 1898–3480 nakład 30 000 egz. egzemplarz bezpłatny magazyn studencki Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego EXTRA /PDFmagazyn

Transcript of PDFmagazynarchiwum.pdf.edu.pl/PDF/1400520327.pdfreklama Kocie wyspy nie są niczym szczegól-nym w...

ww

w.p

df.e

du.p

lmarzec 2014 / nr 44

ISSN 1898–3480nakład 30 000 egz.

egzemplarz bezpłatnymagazyn studencki

Instytutu DziennikarstwaUniwersytetu Warszawskiego

EXTRA

/PDFmagazyn

Na wejściuPDF marzec 2014 pdf.edu.pl /PDFmagazyn PDF marzec 2014

32

Fotoreportaż: Sylwester Dąbrowski

reklama

Kocie wyspy nie są niczym szczegól-nym w Japonii. Mieszkańcy tego kraju uwielbiają wszystko, co jest rozkoszne, słodkie i puszyste. Dlatego też na dobre zadomowił się tam catvertising, czyli koci advertaising. Żaden Japończyk, nie oprze się wizerunkowi kotka. To dosko-nały sposób na sprzedanie im wszyst-kiego, a szczególnie rzeczy absolutnie niepotrzebnych. Wystarczy, aby taki przedmiot miał kształt kotka. Można też umieścić jego wizerunek na opakowa-niu lub w logo firmy, czy wreszcie – wykorzystać go w spocie reklamowym.

Koty zamiast reklamZjawisko catvertisingu nie jest obce w marketingu europejskim. Wie o tym kanadyjska agencja reklamowa John St., znana ze spotu promującego hor-ror pt. „Devil’s Due”. Akcja promocyj-na polegała na tym, że niczego nie spo-dziewających się przechodniów atakował dziecięcy wózek, a w nim pie-kielnie brzydki potomek szatana. Fil-mik nosi tytuł „Devil baby attack” i w ciągu dwóch dni osiągnął oglądal-ność ponad 20 mln odsłon.

Agencja wie, jak przyciągnąć uwagę nawet najbardziej wybrednych i znużo-nych konsumentów. Po wpisaniu w prze-

Koci biznesJest takie miejsce na ziemi, gdzie populacja kotów przekracza ludzką aż pięciokrotnie. To Aoshima – japońska wyspa zwana „kocim rajem”. Przyby-wają tu promy turystów, aby dokarmiać zwierzęta i robić zdjęcia, które tra-fiają później do Internetu. Mogłoby się zdawać, że współczesny świat jest rządny sensacji czy plotek. Jednak właściciel Facebooka – Mark Zuckenberg twierdzi inaczej. Już trzy lata temu wskazywał, że w ciągu następnego roku, 75 proc. treści w Internecie będzie zawierało właśnie koty.

Kilkaset osób wzięło udział w wiecu poparcia dla Ukrainy, który odbył się 23 lutego 2014 roku. Manifestacja została zorganizowana w związku z wydarzeniami na kijowskim Majdanie. Uczestnicy zgromadzili się na placu Zamkowym w Warszawie, a następnie ruszyli w stronę ambasady Ukrainy.

glądarkę hasła „catversiting” pierw-szym wyświetlonym wynikiem jest filmik, w którym John St. przedstawia-ją, Catvertising Agency, czyli dział zaj-mujący się kreacją oraz produkcją fil-mów reklamowych z kotami w roli głównej. Viral ten obejrzało do tej pory w serwisie Youtube ponad dwa milio-ny użytkowników. Pomysłodawcy mówią jednym głosem: Do następnego roku aż 90 proc. Internetu będą reprezentowa-ły filmiki z kotami. Czemu? Bo ludzie nie chcą oglądać już reklam. Chcą oglądać koty. Internetową popularność puszy-stych czworonogów nie słabnie. Najwyż-szy czas to wykorzystać. Agencje, które tego nie wiedzą, zostają w tyle – stwier-dzają przedstawiciele John St.

Catverting Agency jest jednak tylko parodią tych tendencji. Wyolbrzymia-jąc tę kuriozalną ideę, chcą wykpić wszystkie te agencje, które z wielkim pietyzmem podchodzą do bardzo pry-mitywnych pomysłów. – Od dłuższego czasu na obszarze reklamy, rzeczywiście możemy obserwować wzrost treści z udziałem kotów. Catvertising to wdzięczna nazwa, ale nie warto wyod-rębniać tego zjawiska z grona podob-nych. Tym bardziej, że trend ten ma już tendencję schyłkową. Twórcy reklam chcą

przede wszystkim wywoływać w ludziach emocje, idealnie nadają się do tego np. słodkie kotki – wyjaśnia Magda Cieresz-ko PR Manager w agencji relamowej „180heartbeats + JUNG v. MATT”.

AdBlock to CatBlockTa historia także się wydarzyła. Z oka-zji zeszłorocznego prima aprilis Micha-el Gundlach, twórca wtyczki AdBlock słynnego dodatku do przeglądarek blo-kującego złośliwe reklamy, zastąpił reklamy śmiesznymi zdjęciami z koci-mi mądrościami: np. „AdBlock haz stu-pid logo. I maek it betr”. Opcja ta tak spodobała się użytkownikom pluginu, że chcieli zostawić ją włączoną na kil-ka dni. Na tyle zakochali się oni w kotach, że na wieść o wyłączeniu CatBlocka odzew użytkowników był tak ogromny. Gundlach postanowił zarobić na sukce-sie swojego żartu i zaapelował, że jeśli wystarczająco dużo osób wesprze pro-jekt swoimi pieniędzmi CatBlock zosta-nie na dobre. W ciągu zaledwie kilku dni emisji Catblock zdobył tak dużą popularność, że szybko zostały zebra-ne fundusze na ulepszenie programu, przemieniające dowcip w realny pro-dukt, gotowy do udostępnienia na sze-roką skalę.

Kiedy klienci pójdą do domówKoty przejmują sklep Ikei. Agencja reklamowa „Mother” z siedzibą w Lon-dynie wymyśliła kampanię, pt. Hap-py Inside. Wypuściła film reklamowy oraz making of pokazujący, co się sta-nie, kiedy po opuszczeniu sklepu przez klientów, dostanie się do niego setka kotów. Trochę futra na kanapach i pościeli, podrapane meble? Nic bar-dziej mylnego. Koty, jak nikt inny, potrafią odnaleźć swój własny kom-fort i wygodę. Leo Benedictus z The Guardian podsumował akcję w swo-jej recenzji: What they say: “Happy inside” What it means: “Advert, what advert? ... Oh look! Cats!” (Co mówią: „Happy inside”. Co to oznacza: „Rekla-ma, jaka reklama?...Spójrz! Kotki!”).

Lans i bans, czyli kot w świecie modyParyska marka Lanvin nie tylko stawia na sesje zdjęciowe z kotami. Wypu-ściła także serię ubrań z ich wizerun-kami. Fashonistki spierają się na swo-ich blogach czy kocia pidżama to hit czy kit, a koty zadamawiają się w świe-cie mody występując na koszulkach, kołnierzykach i innych. – Catvertising to tylko jeden z możliwych sposobów.

W kampaniach wciąż są obecne także inne zwierzęta: Velvet od lat jest wier-ny wizerunkowi szczeniaczka, Merce-des Benz sięgnął po kurę, a operator telefonii komórkowej Three – tańczą-cego kucyka. Co prawda, niedawno pojawiła się nowa odsłona kampanii Three – z udziałem małej dziewczynki i kotka, ale jak głosi przesłanie spotu: wszyscy potrzebujemy głupich treści. Kot, kura, kucyk, czy też dziewczynka – to nie ma znaczenia, ważne, by zaan-gażować odbiorcę w przekaz i dostar-czyć mu emocjonującej rozrywki – doda-je Magda Ciereszko.

W społeczeństwie widoczna jest tendencja do przeżywania uczuć pozy-tywnych. Dlatego wiele reklam odwo-łuje się do takich emocji jak radość i szczęście. Kreują one kolorowy świat, który jest przeciwieństwem świata rzeczywistego – normalnego, nudne-go, przeciętnego. Puszyste futrzaki są szablonowym przykładem bazowania na pozytywnych emocjach klientów. Nic tak dobrze nie sprzedaje produk-tu, jak kochana, niewinna i słodka puszysta istota.

Kamila Jamrożek

Kijów-Warszawa. Wspólna sprawa

PDF marzec 2014 pdf.edu.pl /PDFmagazyn PDF marzec 2014

54

PrintMedia24.pl Drukarnia i Agencja Reklamowa – ul. Nowowiejska 10 (Przy Metro Politechnika, skrzyżowanie z Waryńskiego, e-mail: [email protected]; tel.: (22) 118 59 57; (22) 115 12 85

Sieć punktów Xero – XeroDruk 6 gr. Studenci Otworzyli Xero • CENTRUM Przy Metro Politechnika – ul. Nowowiejska 5,

w podwórzu domofon 88 (pomiędzy bankiem ING a apteką), e-mail: politechnika @drukarnia24h.net., tel.: (22) 403 30 30, CZYNNE CAŁĄ DOBĘ, 7 DNI W TYGODNIU

• ŚRÓDMIEŚCIE ul. Królewska 2, róg Krakowskiego Przedmieścia – Arkady, e-mail: [email protected], tel.: (22) 498 01 53

• PRZY SGH Przy Metro Pole Mokotowskie – Al. Niepodległości 177, budynek Pubu Zielona Gęś; e-mail: [email protected], tel.: (22) 658 05 03

• SŁUŻEW ul. Puławska 246 Pasaż Smyczkowa, e-mail.: [email protected], tel.: (22) 498 01 54

• AON Al. Gen. Chruściela Montera 103; e-mail.: [email protected]

Drukarnia Sprintdruk.pl ul. Rogalskiego 4; e-mail: [email protected], tel.: 518 518 482

Fotografia

Videograph nowy wymiar fotografii czy sezonowa technika? Videograph to młoda technika polegająca na przedstawieniu obrazu w niecodzienny sposób. Poruszenie jednego elementu nadaje zdjęciu nową perspektywę. Dzięki temu można zobaczyć coś ponad uchwycenie momentu, coś co wykracza to poza pojęcie fotografii.

Ta przyciągająca uwagę metoda jest moż-liwa dzięki zapisaniu zdjęcia w formacie GIF, który w ostatnim czasie podbija strony internetowe, w postaci animacji wyrażają-cej jedynie krótki fragment z całego filmu. Fotografia wykorzystała ten format, by przedstawić nieco więcej na zdjęciu, poprzez delikatne poruszenie jednego obiektu. Waż-ne jest by estetyka, przejrzystość zdjęcia oraz jego jakość nie została zaburzona. Ta technika zmusza widza do dłuższej reflek-sji nad daną fotografią.

Obserwator zaczyna badać poruszający się obiekt, wpatrując się w zmiany zacho-dzące na zdjęciu, później obserwuje resztę otoczenia zdjęcia, by już na samym końcu swoich wniosków, zadać sobie pytanie, dla-czego akurat ten obiekt został poruszony. Jednak odpowiedź zależy od fotografa, któ-ry mógł mieć na celu wykonanie efektow-nego zdjęcia, czy może planował przekazać układ swojej wizji i unikając tekstu pisane-go powiedzieć nieco więcej o fotografii.

Kolejnym aspektem godnym rozważenia jest różnica między standardowym zdjęciem, a cinemagraphem. W przypadku tego pierw-szego jest to ułamek sekundy, uwieczniona chwila, zatrzymanie czasu na fotografii. Cine-magraph zatrzymuje kilka sekund przywra-cając obraz do życia. Technika ta sprawia, że odbiorca odczuwa rozdźwięk pomiędzy zdję-ciem a filmem, rozważając czy jest to jesz-cze zdjęcie czy ujęcie z filmu.

Pionierami videographu jest dwoje foto-grafów – Kevin Burg i Jamie Beck, którzy opublikowali tę metodę na początku 2011 roku. Odkryli nowy sposób przedstawienia zdjęcia, pozwalający na szerszy wachlarz manipulacji rzeczywistością. Mimo spekta-

kularnych możliwości sztuka ta nie osiągnę-ła ogromnego rozgłosu. Wśród polskich stron dotyczącej tej tematyki znajdują się wyłącznie nikłe posty na forach tłumaczą-ce jak wykonać takie zdjęcie. Problemem dotyczącym braku popularności na szero-ką skalę może być fakt, że wykonanie takiej fotografii nie należy do najprostszych i jest dość pracochłonne. Mimo trudności wiele osób zachwyconych tą ponadczasową meto-dą próbuje swoich sił.

Coraz szersze grono zafascynowane jest cinemagraphem. Czy to wystarczy, by rywa-lizować ze standardową fotografią lub zdję-ciem drukowanym? Wszak telewizja była

przełomem na światową skalę, jednak nigdy nie przewyższyła wartości tradycyjnej książki.

Filip Cieplechowicz

Dla pragnących poeksperymentować z tą techniką prosty tutorial: http://blog.spoongraphics.co.uk/tuto-rials/how-to-make-a-cool-cinemagraph-image-in-photoshop

Więcej cinemagraphów: http://cinemagraphs.com

reklama

reklama

Reklama

Nadchodzę! To ja, twoja praca dyplomowaStudenci – niczym herosi – walczą z prze-ciwnościami losu. Wielogodzinne wykła-dy, nauka po nocach, dieta kebab--instant-kebab, kryzys finansowy, troski egzystencjalne czy zmęczenie weeken-dami. Niestety, kiedy uda nam się już te trudności pokonać, nadchodzi prawdzi-we apogeum. Uwaga! To ja! Nadchodzę! To ja, twoja praca dyplomowa.

Jeśli będziemy pamiętać o kilku zasa-dach, napisanie, druk z oprawą i odda-nie pracy dyplomowej stanie się dla nas miłym wspomnieniem na przyszłość. Przede wszystkim skoncentrujmy się na szczegółach technicznych pisanej pracy.

Zacznijmy od samego procesu tworze-nia. Zasada numer jeden – nie zwlekać. Im wcześniej rozpoczniemy pracę nad treścią, tym szybciej poradzimy sobie z sugestiami promotorów. Warto też dowiedzieć się, jak ma wyglądać produkt finalny – układ stron czy marginesy, po to, aby zaoszczędzić sobie długich godzin spędzonych nad edycją. Nasi opiekuno-wie zwykle nie mają dla nas za dużo cza-su, więc nie odwlekajcie terminów spo-tkań i oddawania kolejnych rozdziałów. Tekst i projekty zapisujcie jak najczęściej,

po to, aby nie dopuścić, by głupi spadek napięcia, powodujący zepsucie dysków twardych zniszczył owoce Waszej cięż-kiej pracy. Koniecznie zadbajcie o kopię zapasową i trzymajcie ją skrzętnie na nośniku przeznaczonym tylko do tego, nie zaszkodzi przygotować kilku kopii.

Trudy nawet dobrze napisanej pracy zniweczy brak przypisów np. do cytatów. Co gorsza, możemy zostać posądzeni o plagiat. Zadbajmy, żeby nasz tekst był udokumentowany przypisami, a meto-da kopiuj-wklej zastosowana wyłącznie w cytatach (także udokumentowanych). Odrębną sprawą są użyte fotografie, wszystkie podpisujemy źródłem, nawet wykresy wykonane przez nas samych.

Gdy nasze dzieło zostanie zaakceptowa-ne przychodzi czas na druk i oprawę. Wymogi poszczególnych uczelni mogą być bardzo różne. Upewnijcie się, czego oczekuje Wasza – kolega z Uniwerku wcale nie musi mieć takiego samego for-matu. Najczęściej różnice pojawiają się w sposobie oprawiania. „Zwykle druku-jemy egzemplarz w oprawie sztywnej i kilka kopii w miękkiej, do tego wersja nagrana na płycie” – mówi Mariusz, pra-cownik popularnego wśród studentów

punktu PrintMedia24.pl przy Metro Politechnika. Wybierając punkt poligra-ficzny warto zwrócić uwagę na to czy wykonują wiele rodzajów opraw.

Jeżeli w naszej pracy znajdują się wydruki wielkoformatowe – wybierzmy firmę, która na swoim wyposażeniu posiada ploter, a najlepiej i automatycz-ną składarkę do dokumentów. Możemy mieć wówczas pewność, że personel będzie wiedział, jak połączyć ze sobą kar-ty, tak aby nie wypadły przy pierwszym czytaniu.

Pamiętajcie, że idąc na obronę, praca dyplomowa to nasza wizytówka, a póź-niej pamiątka na całe życie. Warto zain-

westować w lepszy papier, czy wydruki zdjęć i obrazków w technologii druku cyfrowego. Dzięki temu, zrobicie dobre wrażenie na komisji i z dumą będziecie mogli pochwalić się swoją pracą przed rodziną i znajomymi.

Nie uciekajcie przed kolejkami. Jeże-li w danej firmie jest dużo innych stu-dentów a czas oczekiwania trochę dłuż-szy niż w Xero Staszka pod akademikiem oznacza to, że drukują tam dobrze i mają doświadczenie w tego typu zleceniach.

Drukując wszystko w jednym punk-cie, zwykle możemy liczyć na niższą cenę. Warto, też skorzystać z kuponów rabatowych, albo sprawdzić, czy któraś

firma w okolicy nie prowadzi programu lojalnościowego. Dobrym przykładem jest Drukarnia i Agencja Reklamowa PrintMedia24.pl i ich legitymacja raba-towa dla studentów, z którą możemy zapłacić nawet 25 proc. mniej.

Specjalnie dla Was, zbadaliśmy rynek usług poligraficznych, poniżej przedsta-wiamy kilka firm, w których swoją pra-cę dyplomową wydrukujecie dobrze, tanio i bez stresu. Polecamy!

Artykuł sponsorowany

Coco Rocha, fot. Jamie Beck i Kevin Burg

PDF marzec 2014 pdf.edu.pl /PDFmagazyn PDF marzec 2014

76

Wokół Rosji

Apostoł PutinNa pierwszy rzut oka to normalna prawosławna świątynia. Są w niej ikony świętych, kadzidła i świeczki. Nie brakuje również niedużej dzwonnicy. Jedyną rzeczą, która wyróżnia to miejsce od setek takich w Rosji jest to, że jego właścicielka wierzy w… Władimira Putina.

Jeden z apostołówMatuszka Marija ma 65 lat. To pulchna, niska kobieta o twarzy, jakby wiecznie uśmiechnię-tej. Kiedyś była znaną i szanowaną bizneswo-man, kierownikiem zaopatrzenia na kolei i sze-fową magazynów kolejowych. Jej kariera gwałtownie się skończyła, kiedy na dwa lata trafiła do więzienia za malwersacje finanso-we. Pewnego dnia, już po wyjściu na wolność objawił jej się jednak sam Bóg, który przeka-zał jej, że prezydent Federacji Rosyjskiej Wła-dimir Putin jest kolejnym wcieleniem… św. Pawła. Od tej pory jej życie radykalnie się zmie-niło. W 2005 roku stanęła na czele sekty, któ-ra tę prawdę próbuje przekazać reszcie świa-ta. Jaka sama mówi podobieństwa między Putinem, a jednym z apostołów są widoczne na pierwszy rzut oka. Paweł przed nawróce-niem polował na chrześcijan, a Putin był ofi-cerem KGB. Potem Paweł doznał nawrócenia, a Putin został prezydentem i zstąpił na niego Duch Święty. Matuszka Marija poza objawie-niem posiadła również umiejętność rozmowy w myślach z prezydentem. Zresztą jak sama mówi to nie ich pierwszy kontakt.

Wszystkie wcielenia PutinaWe Władimira Putina miało zstępować więcej duchów. Kiedyś był podobno ostatnim carem Rosji Mikołajem II, a kiedy indziej księciem Władimirem. Wówczas matuszka Marija miała być księżną Olgą, czyli jego babką. Najbliższy kontakt mieli, kiedy w Putina wcielił się biblij-ny król Salomon. Wtedy Marija była jego żoną Sabą. Kobieta próbowała skontaktować się z prezydentem również bardziej ziemskimi metodami, ale ten nie odpisywał na jej listy, a jego rzecznik twierdził, że prezydent nigdy nie słyszał o swoim kulcie. Wtedy uznała, że musi rozmawiać z jego duchem poprzez swo-je myśli. Jak sama twierdzi, mają ze sobą bar-dzo dobry kontakt.

NabożeństwoŚwiątynia matuszki Mariji budzi się do życia o piątej rano. Razem z nią w „klasztorze” miesz-kają jeszcze dwie inne kobiety – jej mniszki. Sama „świątynia” to po prostu duży dom jed-norodzinny z dobudowaną wieżą zakończoną charakterystyczną dla cerkwi kopułą z krzy-

żem prawosławnym. Normalny dz ień mieszkanek „klasz-toru” zaczyna się od porannej toalety, posiłku i modlitwy. Kobiety żyją skrom-nie, bo matuszka uczy, że dobra mate-rialne są nieważne. O 10.00 w oddalonej o 400 kilometrów od Moskwy wsi Bolsza-ja Jelnia, gdzie mie-ści się klasztor, sły-chać dzwony. To kobiety nawołują na msze.

Z reguły w nabo-żeństwie uczestni-c z y k i l ka os ób, wszystkie z okolicz-

nych wsi i miast. Z Bolszajej Jelnii nie przycho-dzi nikt. Zresztą kobieta się tym nie przejmu-je. Jej zdaniem ważne ile dusz, a nie ciał uczestniczy we mszy. A jej msze odwiedzają nawet dusze z kosmosu. Cały obrządek usta-liła Marija. W jej klasztorze zamiast zwyczajo-wo śpiewanych psalmów wierni śpiewają zna-ną piosenkę z czasów Związku Radzieckiego – „Zawsze niech będzie słońce”. Sama liturgia to mieszanina obrzędów katolickich, prawo-sławnych, buddyjskich i okultyzmu. Msza i zbio-rowa spowiedź trwają zazwyczaj dwie – trzy godziny, podczas których wierni raz klęczą dotykając głowami ziemi, a kiedy indziej wznosząc ręce do nie-ba płacząc. Przez ten czas mówi głównie matuszka Marija, która prosi wyznaw-ców o jednoczenie swojej mocy, poprzez modlitwę, aby oddać ją Władimirowi Puti-nowi i Rosji. Kobieta uczy również, że najważniejsza jest dusza nie ciało, a wierni nie powinni krzywdzić nawet muchy. Kiedyś wśród wiszą-cych na ścianach ikon znaj-dowała się taka przedstawia-jąca prezydenta Putina, ale kobieta musiała ją zdjąć po tym, jak informacja ta trafi-ła do mediów.

Cerkiew się odcinaCerkiew Prawosławna jedno-znacznie odcina się od nauk Mariji twierdząc, że nie repre-zentuje ona kościoła. Część duchownych sugeruje, że kobieta wykorzystuje popu-larność, jaką cieszy się pre-zydent Putin, żeby zyskać wyznawców i zarobić pienią-dze z datków od wiernych. Władze również nie reagują, ponieważ Marija urządziła klasztor w swoim prywatnym domu, a ludzie przychodzą tam z własnej woli. Niechęć

do „kościoła” matuszki można zaobserwować także w Internecie. Na forach można przeczy-tać na przykład: „To kolejna spec-operacja przedwyborcza” albo „Czekistka Marija robi swoje”. Sceptyczni są również mieszkańcy Bol-szajej Jelenii. Wielu z nich wie tylko, że za mura-mi klasztoru jest jakiś kościół, ale nie interesu-ją się nauką Matuszki i nie chodzą na jej msze. Wiernymi Mariji są mieszkańcy innych wsi, któ-rzy pierwszy raz trafiają do niej głównie na zabiegi uzdrawiania, a potem przekonują się do głoszonej przez nią nauki. Nie tylko PutinWładimir Putin nie jest pierwszym wyniesio-nym na ołtarze w Rosji. Historia tego kraju zna już podobne przykłady. Za świętego oficjalnie został uznany ostatni car Rosji, zamordowany przez bolszewików, Mikołaj II Romanow. Przez ugrupowania nacjonalistyczne świętym został uznany pierwszy car Rosji, znany ze swych okrucieństw Iwan Groźny. Po 1996 roku w wie-lu cerkwiach pojawiła się ikona przedstawia-jąca zmarłego w I wojnie w Czeczeni szerego-wego Jewgienija Rodionowa. Mając na uwadze, że Władimir Putin występował już jako łowca tygrysów, atleta i mistrz sztuk walki jedna mała aureola na pewno mu nie zaszkodzi.

Pisząc artykuł korzystałem m. in. z dokumentu TVP z serii Szerokie tory, pt. „Sekta wyznawców Putina”

Marcin Łuniewski

reklama

rekl

ama

Reklama

Tablety multimedialne na stałe wpisa-ły się w krajobraz polskich uczelni. Dzię-ki niesamowitym możliwościom oraz funkcjom, jakie oferują te urządzenia, coraz chętniej wykorzystywane są przez studentów zarówno w charakterze pomocy naukowej, jak i podręcznego oraz łatwego w transporcie centrum roz-rywki.

Na rynku dostępnych jest wiele roz-maitych urządzeń, ale tylko nieliczne z nich oferują wysoką jakość, czy co równie istotne, dostępne są w cenach akceptowalnych przez studencką kie-szeń. Tablety, które spełniają kryteria nawet najbardziej wymagającego stu-denta, można znaleźć w ofercie reno-mowanego producenta urządzeń mul-timedialnych, firmy MODECOM.

Oferowane modele MODECOM Fre-eTAB zbudowały sobie wysoką renomę wśród polskich żaków m.in. za sprawą doskonałego stosunku jakości do ceny, designu oraz szeregu dodatkowych funk-cji wspomagających naukę. Dzięki tysiąc-om aplikacji, dostępnych na wykorzy-stanych w produktach firmy MODECOM systemy operacyjne Android oraz Win-dows, studenci mogą m.in. odrabiać lek-cje, czytać lektury szkolne, tworzyć wykresy i prezentacje lub rozwiązywać skomplikowane zadania matematyczne czy po prostu być online ze światem.

W wolnym czasie, zagrają w ulubioną grę, obejrzą film, zrobią nimi zdjęcia lub porozmawiają z przyjaciółmi za pośred-

nictwem komunikatorów czy serwisów społecznościowych. Najbardziej popu-larne ostatnio modele wśród studentów to urządzenia 7’85’’, jak np. najcieńszy na rynku model MODECOM FreeTab 1001 oraz MODECOM FreeTab 9000 ICG opar-ty na technologii Intela tablet 8’9’’, z wbu-dowanym GPS i ekranem o rozdzielczo-ści Full HD. Warto wspomnieć o ostatniej nowości – pierwszego tabletu z systemem Windows w cenie poniżej 1000 zł – mode-lu MODECOM FreeTab 1010 IPS IC, któ-ry dodatkowo posiada w tej cenie pełny pakiet MS Office.

Nie zapominajmy również o smartfo-nach MODECOM, które w rewelacyjnej

REDAKCJAredaktor naczelny:Paweł H. Olek

z-ca redaktora naczelnego:Mirek Kaźmierczak

zespół redakcyjny:Marta Banaś, Filip Cieplechowicz, Szymon Cydzik, Sylwester Dąbrowski, Krzysztof Durmaj, Maciek Główka, Piotr Hummel, Magdalena Janiszewska, Kamila Jamrożek, Marcin Łuniewski, Maciej Motylski, Adam Nowiński, Katarzyna Pawlica, Arkadiusz Pawłowski, Agnieszka Prochowicz, Alicja Skorupko, Magdalena Sołodyna, Witek Sysiak, Kinga Szewczyk, Filip Walczyna, Kamil Wąsik, Wioletta Witkowska, Marta Woźniak, Katarzyna Zając

grafika i skład DTP: Karol Grzywaczewski / grafikadtp.com

korekta: Maciek Główka, Paweł H. Olek

druk: Polskapresse Sp .z o.o., nakład 30 tys.oddano do druku 23 marca 2014 roku

WYDAWCA:Instytut DziennikarstwaUniwersytetu Warszawskiegokoordynator wydawcy: Grażyna Oblas

adres redakcji:PDF – redakcja studenckaInstytutu Dziennikarstwa UWul. Nowy Świat 69, pok. 51, IV piętro, 00–046 Warszawa, tel. 022 5520293, [email protected]

Zdjęcie na okładce: Arkadiusz Pawłowski Więcej tekstów na: www.pdf.edu.pl /PDFmagazyn

Wydanie ukazało się dzięki wsparciu Fundacji na rzecz Rozwoju Szkolnictwa Dziennikarskiego.ul. Nowy Świat 69 p. 307 00-046 Warszawa

współpraca z serwisem foto:

partner wydania:

Dział Reklamy tel. 733 466 003 [email protected]

reklama

reklama

Studiuj łatwiej z tabletem

jakości i funkcjonalności można kupić już poniżej 350 zł (np. model MODE-COM XINO Z25). W ofercie firmy MODECOM można znaleźć również całą gamę akcesoriów do tabletów czy lapto-pów wśród których warto wymienić m.in. pokrowce, klawiatury, podstawki, czy wreszcie bezprzewodowe głośniki. Wszystkie te dodatkowe produkty pozwa-lają rozszerzyć możliwości tych urzą-dzeń, czyniąc z nich pełnowartościowe komputery przenośne ułatwiające codzienną naukę studentom.

Artykuł sponsorowany

fot. kremlin.ru

PDF marzec 2014 pdf.edu.pl /PDFmagazyn PDF marzec 2014

98

Wokół RosjiWokół Rosji

Rossija w książkach – czyli co czytać, aby zrozumieć Rosję

Zmierzch olimpijskich ideiWiele z pozycji stojących na monumentalnej półce „Rosja” albo jeszcze większej opisanej hasłem „Wschód” wielką literą pisane, dotyka kwestii rosyjsko-wschodniej z perspektywy ciepłego fotela, stojącego w polskim mieszkaniu pseudorosjoznawcy. Co czytać, aby nie zagubić się gąszczu ksią-żek autorów, których okre-ślić można by mianem rosjo-znawców-samozwańców?

Igrzyska olimpijskie postrzegane są przez opi-nię społeczną, jako świę-to sportu, promocja rów-ności wszystkich ludzi, poszanowania ich god-ności oraz pokoju. Olim-pijskie wartości wyglą-dają dostojnie w świetle reflektorów, jednak gdy tylko oko kamery odwraca się, ich realizacja pozosta-wia wiele do życzenia. Rosja to nie taka wschodnia wersja dzikie-

go zachodu, jak próbuje się udowadniać w wielu książkach. To też nie mistyczna kraina, w której może odrodzić się ducho-wość, i gdzie dusza jest najszersza w świe-cie. I Rosja to też nie stan umysłu, i nie jest prawdą, że Rosji rozumem nie ogarniesz. Jeśli odrzucić wszystkie wymyślone bądź przesadzone poglądy, można dopiero zacząć analizować i rozumieć ten kraj.

Istnieje kilka takich książek, bez których podróż, nawet ta mentalno-poznawcza, nie może się rozpocząć. Poniższy spis lektur to bardzo, ale to skrajnie bardzo, subiektyw-ny wybór. Jest to jednak spis różnorodny, óżnoperspektywistyczny i różnonarodowy. Jedna cecha łączy wybrane pozycje – ich autorów trzeba znać! „Imperium” Ryszard KapuścińskiSwoista biblia kraju, który się rozpadł i kra-jów, które dziś funkcjonują. Kapuściński z typowym sobie ukochaniem szczegółu oddał charakter tej części świata, której losy są nam niezwykle bliskie. Opis Związ-ku Radzieckiego od wschodu do zachodu, i od północy do południa, nie stracił na aktualności. Charakter ludzi, pogoda, tra-dycje i podejście do życia aż tak się nie zmieniły, a Kapuściński potrafił słowami oddać to, co ponadczasowe. Wielkiej poli-tyki tu nie ma, jest natomiast skupienie się na życiu i radzeniu sobie z przeciwnościa-mi, nie tylko losu, ale i systemu. Kapuściń-ski nie wskazując na nikogo palcem ani nikogo nie oskarżając odkrywa wady i ubyt-ki w systemie. Pokazuje, że imperium wca-le nie jest tak wspaniałe i niezniszczalne. „Encyklopedia duszy rosyjskiej” Wiktor JerofiejewW spisie lektur nie mogło zabraknąć Rosja-nina. Kto lepiej odpowie na pytanie, czym jest ta cała „szeroka dusza rosyjska” oraz jakie są jej przejawy w życiu codziennym i politycznym. Jerofiejew odpowiada na pytania o rosyjskość bardzo szorstko, cynicznie, ale i z ogromnym dystansem do swojej tożsamości. Ściąga narodową dumę i mocarstwowe zapędy z rosyjskiej duszy i przedstawia ją jak najbardziej golusień-ką. Jerofiejew pokazuje Rosję z komplek-sami i niedostatkami, goniącą Zachód i jed-nocześnie niemogącą go ścierpieć. Ten współczesny rosyjski pisarz nie kryje się z tym, że ojczyzna go drażni, ale jednocze-śnie nie wyobraża sobie życia bez niej. To miłość okupiona cierpieniem i złością. W „Encyklopedii…” Rosja jest zlepkiem przeciwności i zaprzeczeń, dziwnym two-rem, który fascynuje, uwodzi, zniechęca i uzależnia.

„W rajskiej dolinie wśród ziel-ska”, „Biała gorączka”, „Dzienniki kołymskie” Jacek Hugo BaderPasjonatem Rosji jest Jacek Hugo-Bader, dziennikarz, który pierwszy raz na wschód pojechał trochę z przypadku. Dziś nie ukry-wa, że nie wyobraża sobie swojego życia ani pracy bez kraju, w którym wszystko jest możliwe. Przemierzył nie tylko Rosję, skutecznie omijając jej główne miasta, a skupiając się na szczególe głubinek, czy-li zapomnianych wiosek, ale i kraje byłe-go Związku Radzieckiego. W pierwszej książce „W krainie pośród zielska” tworzy obraz post-sowieckich krajów. To nie jest „imperium 20 lat później”. Kapuściński opisywał, dostrzegał, analizował i tłuma-czył. Hugo-Bader bardziej się dziwi i wyszukuje „dziwactwa” czy niecodzien-ne widoki, niż je tłumaczy. „Biała gorącz-ka” to podróż przez ogrom Syberii, jej ludzi, zwyczaje, tradycje, języki, kulturę i, co ważne, jeśli nie najważniejsze, nierosyj-skość. „Dzienniki kołymskie” to reporter-sko-podróżnicza trzecia książka o Rosji. Hugo-Bader stopem przemierza Syberię, od Kołymy po Ałtaj, aby zobaczyć, jak dziś mieszkają ludzie na terenach, które są wielkim cmentarzyskiem, miejscem, gdzie istniały łagry. Rosja Hugo-Badera jest kra-iną czarów, miejscem, gdzie wszystko jest możliwe, gdzie niecodzienność jest codziennością. „Głową o mur Kremla” Krystyna Kurczab-RedlichTak bardzo krytycznych głosów wobec polityki Rosji często się nie spotyka. Kur-czab-Redlich nie tylko nie zgadza się na grę rosyjskich przywódców w demokra-cję i zabawę z prawem, ale i wyciąga na jaw afery, zatuszowane sprawy, przestęp-stwa i zbrodnie. Dziennikarka prześwie-tla polityków, przedstawia ich barwne i szo-kujące przeszłości, rzadko kiedy mające coś wspólnego z prawem. Z gorliwością,

podobną do tej, którą charakteryzowała się Anna Politkowska, dokonuje imponu-jącej, dokładnej analizy wojen czeczeń-skich. Książki, tak szczegółowej, dokład-nej, pełnej nazwisk, dat, miejsc, i niestety liczb ofiar systemu, wiele nie jest w sze-regu literatury o Rosji. „Dzieci Groznego” Asne SeierstadRosji podobno zrozumieć nie można, choć Słowianom przychodzi to pewnie znacz-nie łatwiej niż innym narodom. Norweska pisarka i dziennikarka – Asne udowodni-ła, że nie tylko bratnie narody rozumieją się najlepiej. Przebrana na Czeczenkę, co musiało być nie lada wyzwaniem ze wzglę-du na skandynawską urodę Asne, niele-galnie docierała do Czeczenii, i z podro-bionymi dokumentami przekraczała granicę. Mieszkając u zwykłych ludzi, opi-sała koszmar i okrucieństwo wojny w Cze-czenii, postawy rosyjskich wojsk, żołnie-rzy, czeczeńskich bojowników oraz zwykłych Rosjan i Czeczenów. „Dzieci Gro-znego” to piękny reportaż, mimo opisy-wanego koszmaru wojny, jest niezwykle spokojny. Pomimo wielu emocji i prywat-nych przemyśleń autorki, jest klarowny, przejrzysty, autentyczny i kompetentny. „Dzieci Groznego” to bardzo smutna opo-wieść o równie smutnym okresie współ-czesnej Rosji. Ten spis lektur mógłby powstawać w nie-skończoność. Przedstawione w tym zesta-wie perspektywy są pewnego rodzaju kalejdoskopem czy też mozaiką, z której wyłania się, może dość kanciasty, ale mimo wszystko prawdziwy obraz Rosji, ze swo-ją wielkością, wspaniałością, tragiczno-ścią i koszmarnością. Bo Rosja jest kontra-stem, jest dobra i zła, piękna i szpetna, wspaniała i dotykająca dna w tym samym czasie.

Alicja Skorupko

reklama

fot. JR/www.jr-art.net

Roman Kuznetsov pracował przy budo-wie obiektów olimpijskich w Soczi. 17 listopada 2013 zaszył sobie usta. Budowlaniec protestował przeciwko pracodawcy, który od dwóch miesięcy nie wypłacił mu wynagrodzenia. Był to najgłośniejszy i najbardziej drastycz-ny przejaw niezgody przeciwko sposo-bowi, w jaki traktowano migrantów wznoszących olimpijskie areny. W grud-niu tego samego roku inspekcja prze-prowadzona w firmach budujących obiekty w Soczi wykazała ogromną ska-lę nadużyć. Thomas Bach, prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpij-skiego ujawnił, że wykryto i wydano decyzje o wypłaceniu zaległych pen-sji na kwotę 8,34 mln dolarów.

Idee a OlimpiadaOrganizacja Human Rights Watch przy-znała, że inspekcje zorganizowane tuż przed zakończeniem prac budowla-nych, pozwoliły odzyskać pensje robotnikom. Zastanawiające jest doniesienie HRW, że informowała MKOl o nadużyciach od 2009 roku. Tak późna reakcja przedstawicieli ruchu olimpijskiego jawnie przyczyniła się do pogwałcenia praw człowieka, co jest sprzeczne z misją, jaką stawia przed sobą MKOl.

Zasady, w zgodzie z którymi powi-nien funkcjonować MKOl zostały spi-sane w „karcie olimpijskiej”. Już pierwszy punkt dokumentu głosi, że ruch olimpijski „…dąży do stworze-nia sposobu życia opartego na (…) wychowawczych wartościach dobre-go przykładu, odpowiedzialności spo-łecznej i poszanowaniu uniwersal-nych podstawowych zasad etycznych.” Jak się okazuje przestrzeganie tej maksymy jest niemożliwe w sytuacji, kiedy organizatorem igrzysk olimpij-skich zostają państwa o autorytar-nych rządach, którym brakuje chęci poszanowania praw człowieka. Wypa-czenie idei pokazały zarówno igrzy-ska zorganizowane w 2008 roku przez Chiny, a także tegoroczna impreza w Soczi.

Wojna a OlimpiadaWątpliwości, co do decyzji o wyborze Pekinu na miejsce olimpiady pojawi-ły się, kiedy oskarżono Chiny o dostar-czanie broni do objętego embargiem

ONZ Sudanu. Oburzenie wzbudziło również krwawe stłumienie protestów w Tybecie tuż przed rozpoczęciem igrzysk. Tybetański rząd na uchodźc-twie donosił o śmierci 99 osób oraz torturowaniu zatrzymanych.

Jacques Rogge, ówczesny prezydent MKOl, oświadczył, że w sprawie Tybe-tu prowadzona jest z władzami Chin, jak to nazwał, „cicha dyplomacja”. Potępił brutalność obu stron, ale jed-nocześnie zaznaczył, że trudno jest wyrokować w sprawie odpowiedzial-ności. Podkreślał, że MKOl nie jest organizacją polityczną i zaapelował, aby respektować chińską suweren-ność. Brak stanowczej reakcji na wyda-rzenia w Tybecie oraz Sudanie rzuci-ło cień na ruch olimpijski, który z założenia ma służyć „harmonijnemu rozwojowi człowieka, z wizją propa-gowania miłującego pokój społeczeń-stwa…”

Podobne wątpliwości wzbudził w 2007 roku wybór Soczi na gospo-darza Igrzysk Olimpijskich. W dniu wyborów kilkadziesiąt kilometrów od miasta rozciągała się strefa, w której trwała druga wojna czeczeńska. Ofi-cjalnie zakończono ją dopiero w kwiet-niu 2009 roku, co nie oznaczało, że wojska rosyjskie zaprzestały prowa-dzenia działań operacyjnych przeciw-ko czeczeńskim separatystom.

Polityka a OlimpiadaPodtekst polityczny towarzyszy olim-piadzie niemalże od jej początku w XIX wieku. Igrzyska są okazją do pokaza-

fot. Alicja Skorupko

fot.

olym

pic

.org

nia sprawności organizacyjnej władz państwowych, czy gospodarczej i tury-stycznej promocji regionu. Nie są to jednak działania stojące w sprzeczno-ści z zapisem „karty olimpijskiej” mówiącym, że MKOl ma przeciwsta-wiać się działaniom politycznym lub komercyjnym nadużywającym wyko-rzystywanie sportowców. Niestety w przeszłości zdarzały się Olimpiady, na których sport był wykorzystywa-ny instrumentalnie. Jako narzędzie propagandy wykorzystano go w Ber-linie (1936), Moskwie (1980) i Los Angeles (1984).

Obawy upolitycznienia igrzysk wró-ciły po wyborze na organizatorów Pekinu i Soczi. Członkowie MKOl gło-sowali za kandydaturami, pomimo że w obu krajach obieg informacji był ści-śle kontrolowany, nie przestrzegano praw człowieka, a na scenie politycz-nej istniała tylko jedna partia. Jeżeli dodać do tego, że koszt chińskiej olim-piady wyniósł 40 mld dolarów (2,5 razy więcej od zakończonej finanso-wym fiaskiem igrzysk w Atenach z 2004 roku), a rosyjskiej 60 mld, to można mieć wątpliwość, czy celem organizatorów jest sukces finansowy.

Lista naruszeń karty olimpijskiej przez organizatorów Olimpiady w Peki-nie i Soczi jest dłuższa. Można do niej zaliczyć pogwałcenie wolności słowa, czy nierespektowanie praw mniejszo-ści politycznych i seksualnych. Mno-żenie przykładów, a także brak sprze-ciwu ze strony władz MKOl pokazuje, że zasady spisane w karcie olimpij-skiej są wartościami bez pokrycia, wykorzystywanymi jedynie przy pro-mocji igrzysk.

Witold Sysiak

PDF marzec 2014 pdf.edu.pl /PDFmagazyn PDF marzec 2014

1110

Wokół RosjiWokół Rosjireklama

reklama

Lekcje spędzone na czytaniu, recyto-waniu, analizowaniu i interpretowa-niu Sonetów Krymskich nie mogą ulec zapomnieniu. Niejeden uczeń pod wpływem poezji wieszcza albo wykła-du nauczycielki wyobraził sobie pięk-ne nieodkryte tereny, wspaniałe orien-talne budowle, niesamowitych przewodników o dziwnych imionach czy widoki, których nie sposób nie pokochać. Krym opisany przez Mickie-wicza wydawał się orientalnym rajem, z tajemniczymi kobietami i przystoj-nymi mężczyznami. Z budowlami i świątyniami zarośniętymi winem czy egzotycznymi roślinami. Powietrze lepkie było od słodkiego zapachu kwiatów i dojrzałych owoców. Nic dziwnego, że Mickiewicz dobrze zniósł zesłanie.

Ile z tego wszystkiego jest tylko marzeniem, a ile tylko ukoloryzowa-nym wyobrażeniem świata, który od dwóch wieków nie istnieje? Czy może Krym to jednak nie suchego przestwór oceanu, tylko kolejne naznaczone komunistyczną przeszłością miejsce na mapie byłego Związku Radzieckiego?

Krym – pocztówka z betonuSą miejsca na świecie piękne. Są też takie, które piękne były, dopóki nie zaczął

upiększać ich człowiek. Mickiewicz nie napisałby Sonetów Krymskich, gdyby na stepy akermańskie czy wybrzeże czarnomorskie wybrał się dzisiaj.

Widok, który nie mieści się w głowieGranatowa toń morza, ciemnozielone wysokie brzegi, górujące nad plażami, sięgające chmur skaliste szczyty. Wido-ki zapierają dech w piersiach. Bezchmur-ne niebo, palące słońce i mieszający się z powietrzem pył wysuszonej gorą-cym latem ziemi. Obraz jak z widoków-ki. Oprócz wspaniałego pierwszego pla-nu, jest też drugi, trochę mniej „pocztówkowy”, bardziej ludzki i cywi-lizowany. Przez lata komunizmu i galo-pującą industrializację, naturalne kra-jobrazy musiały ustąpić miejsca wielkim blokowiskom, zakładom pracy, bazom wojennym, czy może nieco współcze-śniej – monstrualnym hotelom, które poobrastały wysokie brzegi Krymu.

Nie ma co liczyć na małe zaciszne miasteczka, z białymi domkami, tara-sami obrośniętymi winem, pięknym widokiem na morze i pustą plażą. To, co zostało na Południu Krymu, to sieć uzdrowisk, kurortów, sanatoriów gruź-liczych i dużych szarych miast. Beton zajął miejsce przykrytych południową roślinnością klifów. Kilkunastopiętro-

we hoteliska rozsiadły się po wybrze-żu. Trzeba się nieźle nagimnastyko-wać, żeby na zdjęciu było widać tylko wspaniałą skalistą górę, a nie sieć kabli, rurociąg gazowy oraz opuszczony magazyn.

Kurort z betonuMimo rozczarowania brakiem natural-nego piękna, Krym ma jednak swój urok. Komunistyczne ruiny nadają złowro-giego charakteru pocztówkowym wido-kom. Na Krymie, jak nigdzie indziej, historia miejsca obecna jest na każdym kroku. Zrozumienie tragicznej prze-szłości jest tu, naturalnym odruchem. Jałta, choć odrażająca w swoim cha-osie, „betonowości” i „pstrokatości”, hipnotyzuje. Jałta położona jest na wybrzeżu. Nad miastem wznoszą się wysokie góry, gdzie mieszkają Tatarzy. Pomiędzy morzem, a szczytami urosła wielka góra betonu, z którego powsta-ły wielopiętrowe bloki mieszkalne, ogromne hotele, zakłady i budynki wła-dzy. Szara zasłona sowieckiego budow-nictwa oddzieliła wybetonowane pla-że od zielonych gór. Jałta jest przez to zamknięta i odizolowana od natury. Powietrze to typowa miejska mieszan-ka pyłów, dymów i spalin.

W Jałcie nie pasuje sielska atmos-fera nadmorskiego miasta. Jest domi-nacja człowieka nad przyrodą, jest też dominacja industrializacji i socreali-zmu nad naturą ludzką. Stanowczość i bezkompromisowość wypisane są na fasadach budynków. Jeśli Wielka Trójka podejmowała decyzje przytło-czona sowiecką architekturą i zakm-nięta w betonowej klatce, nic dziw-nego, że Europa podzielona została tak łatwo.

Poklejone miastoSewastopol jest z kolei „miastem-sklej-ką”. Obok eleganckich białych budyn-ków stojących na nabrzeżach i wzdłuż których wiją się deptaki pełne boga-tych turystów, niszczeją portowe zabu-dowania i rdzewieją stare statki. Z okien drogich restauracji widać nie tylko bezkres morza z pływającymi po nim wycieczkowcami, ale również opuszczone magazyny i budynki por-towe. Miasto szczyci się pięknym poło-żeniem na wzgórzach, które poprze-cinane są malowniczymi siedmioma zatokami. Tyle, że do tych urokliwych zatoczek wchodzą zardzewiałe rury, które od lat są nikomu niepotrzebne. Na wysokich brzegach, które miały być wizytówką i chlubą miasta, obok błysz-czących i białych nowozbudowanych willi, stoją szare opuszczone zakłady przemysłowe.

Sewastopol, oprócz „sklejkowatych” dzielnic reprezentacyjno-portowych, to też prawdziwie wschodnie miasto tętniące życiem, z oswojonym przez mieszkańców chaosem i niewyjaśnio-nym pośpiechem. Na węźle komunika-cyjnym „Piąty Kilometr” zbiega się

większość linii trolejbusowych, auto-busowych i marszrutkowych, zarówno miejskich, jak i podmiejskich. Ludzie z wielkimi torbami, plecakami, walizka-mi, dobytkiem nabytym i tym do sprze-dania wypełniają cały plac, tworząc z niego wielki kocioł ludzi, rozmów, pojaz-dów, krzyków i zapachów. Biegają mię-dzy autobusami, dopychają się do mar-szutek, dyskutują i negocjują. Nie widać, gdzie kończy się ulica, a gdzie zaczyna „Piąty Kilometr”, gdzie jest przystanek, gdzie zajezdnia, gdzie pętla, a gdzie przypadkowy postój prywatnego auto-busu. Pomiędzy autobusami stoją małe budki, z których pachnie pierogami i kwasem chlebowym, gdzie można kupić stare gazety albo wódkę. „Piąty Kilo-metr” to chaos, na który patrzy się z zachwytem i niedowierzaniem, na któ-ry nie da się patrzeć biernie, bo po chwi-li samemu wpada się w ten wir.

Nauka asertywności i gościnnościLudzie to potęga Krymu. Od babuszek sprzedających figi ze swojego ogód-ka, przez kierowców minibusów, po gospodarzy maleńkich pensjonatów. Sprzedawcy wyczuwają klienta na kilo-metr. Chwyty reklamy i marketingu posiedli wcześniej, niż zaczęto tego uczyć na studiach. Na każdym węźle komunikacyjnym na turystów polują kierowcy maleńkich busów. Podbie-gają oni do każdego oferując „pod-wózkę”, konkurencyjną cenę albo

dodatkowe atrakcje, zwiedzanie, noc-leg i „cuda wianki na kiju”. Potrafią godzinami tłumaczyć, dlaczego nie powinno się im odmówić, jaka to wspa-niała okazja, i jak oni na tym praktycz-nie nic nie zarobią. Krym uczy aser-tywności. Powiedzieć „nie”, tak aby oferujący zrezygnował z dalszego przekonywania, to wielka sztuka. Na Krymie jedno „nie” nie wystarczy, żeby odmówić.

W przypadku, gdy nagle okazuje się, że planowany nocleg „nie wypali”, a do nocy zostaje bardzo mało czasu, nie warto się martwić. Wiele osób jest skłonnych przyjąć takiego zbłąkane-go turystę do swojego domu, byleby tylko nie spędził nocy bez dachu nad głową. Gospodarz odstąpi swoje łóż-ko, sam pójdzie spać do kuchni na pod-łogę, żeby jego gość nie tułał się nocą po mieście. Wynajmująca kwaterę gospodyni przygotuje swoim lokato-rom michę pierogów, za rękę popro-wadzi najkrótszą, znaną tylko miesz-kańcom, ścieżką na plażę, pobiegnie do pracy na 14 godzin, po czym po powrocie upierze, uprasuje i zaniesie jeszcze gorącą od żelazka pościel swo-im gościom. Gospodarz wybierze naj-lepsze winogrona z ogrodu i poleci najlepszą i najszybszą drogę na dotar-cie do obranego celu.

Kilometr za groszKomunikacja na Krymie jest jedną z większych przygód. Wrażeń dostar-

czają podmiejskie pociągi z drewnia-nymi siedzeniami, zatłoczone po sufit autobusy oraz szaleni kierowcy pro-wadzący swoje busiki górskimi droga-mi. Podróż kosztuje grosze. Dosłow-nie. Przejazd marszrutką, czyli małym żółtym autobusem, z Sewastopolu do Bałakławy (15 km) – uroczego nadmor-skiego miasteczka, w którego sercu mieści się wykuta w skale na polece-nie Stalina baza dla łodzi podwodnych – kosztuje jedną hrywnę, czyli około 40 groszy. Bilety na publiczne auto-busy i trolejbusy w miastach kupuje się maksymalnie za 2 hrywny, czyli 80 groszy. Jadący dobę pociąg ze Lwowa na Krym kosztuje 70 zł. Cena obejmu-je kuszetkę, czystą pościel i wrzątek, a za złotówkę konduktor podaje her-batę w tradycyjnych szklankach z meta-lowym koszyczkiem.

Jest na szczęście na Krymie coś takiego, co przypomina o południo-wych morzach. Błękitna tafla wody usłana jest mnóstwem malutkich sta-teczków, które dostarczają turystów na plaże, na które dostać się można tylko drogą morską. Małe motorówki, z lichymi daszkami chroniącymi od słońca posiada prawie każda rodzina. Od rana do zachodu słońca za kilka zło-tych można się wybrać na półdziką plażę płynąc właśnie taką łódkę.

Warto pospacerować się wzdłuż przystani wieczorem, kiedy słońce zbiera się do zachodu, bo wtedy kapi-tan takiego stateczku zabiera ze sobą

rodzinę i płynie na mniej popularne plaże. Mając odrobinę szczęścia moż-na się z nim zabrać i z bliska przypa-trzeć się zwyczajom mieszkańców.

Na studencką kieszeńPołudnie Krymu nazywane jest Krym-ską Riwierą. To tu zjeżdżają się na wakacje dość bogaci Rosjanie, których nie stać na Lazurowe Wybrzeże, a któ-rzy też chcieliby powylegiwać się na plaży. Skoro urlopy spędzają tu biz-nesmeni i inni zamożni rosyjscy oby-watele, ceny są dostosowane do klien-teli. Nie należy jednak za bardzo martwić się o swój portfel. Ceny wyso-kie jak na Krym, nie są wcale tak wyso-kie jak na polskie warunki. Ceny w skle-pach są porównywalne z tymi w rodzinnych stronach, niektóre pro-dukty można nabyć taniej. Wejście do muzeum to maksymalnie 10 zł. Dwu-daniowy obiad z winem wyniesie 20 zł. Nie brakuje też lokalnych stołówek, gdzie najeść się można nawet za 10 zł.

Ceny noclegów wahają się od kilku-nastu złotych do kwot, o których roz-mawiają tylko rosyjscy biznesmeni. Pensjonaty i hotele oferują noclegi dość drogie, dlatego lepiej pokręcić się przy dworcu lub na głównym dep-taku i dać się pozaczepiać babuszkom, które proponują prywatne kwatery. Nocleg za 25 złotych można wtedy znaleźć bez większego trudu. Chcąc wynaleźć jeszcze tańszą ofertę wystar-czy przejść się po straganach z pamiąt-

kami lub okolicznych sklepikach i popy-tać sprzedawców, czy nie wiedzą, gdzie można się przespać. Prawie zawsze ktoś gdzieś zadzwoni i dwupokojowe mieszkanie z łazienką i kuchnią moż-na dostać za 60 złotych.

Najtańsze jest jednak samo podró-żowanie. Po paru dniach jeżdżenia lokalnymi środkami transportu zaczy-na się gardzić przejazdami, które kosz-tują więcej niż 20 zł. Dwutygodniowy wyjazd, komunikacją pociągowo-auto-busową, można zamknąć w 1000 zł.

Południowy Krym męczy. Jest bar-dzo wymagający, krzykliwy, naprasza-jący się. Nie zapewnia wakacji, na któ-rych można się wyciszyć, zachłysnąć niebiańską przyrodą czy podpatrzyć egzotyczną kulturę. Świat Krymskiej Riwiery to mieszanka lokalnej gościn-ności, rosyjskiej buty oraz sowieckich symboli i komunistycznych reliktów tkwiących w mentalności mieszkań-ców. Na szczęście w pewnym momen-cie szaleństwo chińskich pamiątek, kolorowych hoteli i wszechobecnych nagabywaczy znika, a dostrzegalna staje się słowiańska wolność, prze-piękne krajobrazy i cudowne nasta-wienie ludzi.

Alicja Skorupko

Artykuł został opublikowany 29 grud-nia 2013 roku, w serwisie pdf.edu.pl

Hotelowa ściana – Utios. fot. Alicja Skorupko

Sewastopol

Bazar na szczycie Aj-Petri

Wąskie przejście na plażę między hotelami – Utios