Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

8
Jurko Prochaśko sens i sensacja fot. youry bilak

Transcript of Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

Page 1: Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

Jurko Prochaśko

sens i sensacja

fot.

you

ry b

ilak autoportret 3 [32] 2010 | 73

Page 2: Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

Z faktu swego istnienia zdołali uczynić sensację. To bardzo rzadki wyczyn. Zmusili do nazwania miejsca swoim imieniem i w ten sposób stworzyli osob-ne miejsce, którego wcześniej nie było. To drugie

udaje się i dzieje się co najmniej tak rzadko, jak to pierwsze, a z reguły rzadziej. Innymi słowy − udało się im dokonać dwu bodaj najniezwyklejszych rzeczy na tym świecie: zaistnieć tak, aby nie można było ich ominąć, i stworzyć przestrzeń swego imienia, nawet pomimo tego, że nikt dokładnie nie wie, co to imię oznacza i skąd się wzięło. Ta całkowita i ogólna zgoda na niewyjaśnione imię jest najlepszym przykładem magii nazw − im bardziej tajemnicze imię, tym bardziej czarujące, tym więcej możliwości w sobie skrywa.

Huculski cud sięga jednak o wiele dalej. Ci, którzy otaczają Hu-cułów, nie mają do nich po prostu jakiegoś stosunku (a swoją drogą jakikolwiek stosunek jest przecież konieczny). Zjawi-skiem charakterystycznym dla tych, którzy pozostają w jakim-kolwiek związku z Hucułami, jest pragnienie udziału. Pragnie-nie, by należeć do kogoś, kim się tak naprawdę nie jest.

Rzadko wśród tych, którzy są na zewnątrz, chęć, aby należeć do kogoś, kto jest w środku (albo wydaje się być w środku), jest wyrażana tak mocno, jak w wypadku chęci należenia do Hucułów. O ile miara przynależności jest istotnie ograniczona uwarunkowaniami rzeczywistości, o tyle poczucie tej ostatniej wymaga zastąpienia chęci należenia kompromisem udziału. Mało kto dobrowolnie zrezygnowałby z udziału w huculskości.

Ta inscenizacja udziału rozgrywa się na wszystkich możli-wych poziomach: biograficznym, zdarzeniowym, językowym, geograficznym, relacyjnym, erotycznym. Bo eros huculszczyzny tak czy owak przekracza jakąkolwiek konwencję i w tym sensie jest spokrewniony z fantazmatami erosa cygańskiego. Huculi są osiadłymi Cyganami, ale bez cygańskiego stygmatu, natomiast z własną niepowtarzalną charyzmą. Tak samo namiętni, miłu-jący wolność i muzykalni. Na uczestnika pada odblask ich aury.

Biografię się fałszuje, pochodzenie albo wymyśla, albo też mocno koloryzuje, wydarzenia dostosowuje, język imituje, geografię układa, relacje narzuca, folklor kultywuje, sztukę kolekcjonuje. Erosa się szuka, ale zwykle się o nim tylko fan-tazjuje. I wszystko po to, aby udział urósł jeśli nie do przyna-leżności, to przynajmniej do bliskości.

*** Przynależność do Hucułów – faktyczna lub niedowiedzio-na – stwarza wyjątkowe możliwości. Należąc do Hucułów, człowiek nie bierze na siebie zobowiązań wobec żadnej wspólnoty – nawet wobec wspólnoty Hucułów, o ile faktycznie z niej nie pochodzi, a więc nie ma wobec niej żadnych innych zobowiązań, z wyjątkiem tych przez siebie wydumanych. Te wydumane zobowiązania ujawniają się nie tylko jako niepo-trzebne prawdziwej wspólnocie, ale także jako głęboko dla niej niezrozumiałe: w najlepszym razie obojętne, w gorszym – obce, w najgorszym – szkodliwe. Urojona przynależność do Hucułów narzuca zobowiązania wyłącznie przed samym sobą. A jeśli nie wiemy, kim jesteśmy, przyjmujemy zobowią-zania wobec idealnego, idealizowanego siebie, Ja-ideału. To wydumana przynależność dla wynalezionego siebie i dlatego zobowiązania z niej wynikające nie są tak niewinne.

*** Przebywanie z nimi znacząco różni się od przebywania z in-nymi. Nie wiem, jak Huculi czują się z sobą. Zapewne mniej więcej tak, jak reszta ludzi. Przebywanie w pobliżu Hucułów wywołuje zachwyt, zazdrość zmieszaną z poczuciem własnego niedowartościowania i zwyrodnienia, chęć naśladowania, nieodmiennie skazanego na komizm. I przede wszystkim chęć udziału. Rzadko kto tak upada przed obcym, jak nie-Huculi przed Hucułami. W tym wypadku wszelkie środki są dobre: ktoś wydobywa z leksykalnego gąszczu jakieś słówka (często niedorzeczne), ktoś stara się nadać swojej intonacji huculskie tony, ktoś inny − swojej wymowie huculski koloryt. Wszystko to ma świadczyć o przynależności, być przesłanką uznania.

autoportret 3 [32] 2010 | 73

Page 3: Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

Żaden inny folklor nie jest tak rozpowszechniony i tak spopula-ryzowany jak huculski. Jego kult osiągnął rozmach, który jaw-nie świadczy o czymś więcej niż chęć pielęgnowania lokalności. Żaden inny rytm nie stanowi takiej gwarancji autentyczności. Posiadanie huculskich pamiątek obnaża samą istotę pragnienia posiadania i kolekcjonowania: magiczną wiarę w przeniesienie, przywłaszczenie oznak przez metonimiczne mechanizmy stycz-ności, wiarę w nauczenie się i przyswojenie właściwości. Hucul-skie pamiątki to nie zwyczajne pamiątki wrażeń. To eksponaty udziału, świadectwa wtajemniczenia, fetysze reinkarnacji.

Mało której społeczności ludzie tak próbują się przypodobać i zdobyć jej uznanie. Nigdy tak często nie wymyślają sobie fałszywych genealogii, nie przekręcają faktów z biografii, wykreślając kluczowe elementy z najmniej zbieżnych okolicz-ności. W żadnym innym wypadku nie są gotowi w tak wielkim stopniu poświęcić części swojej tożsamości dla zdobycia części huculskiej. Huculska prababcia staje się tak samo pożądanym obiektem prestiżu, jak czeska babcia dla prawdziwych wiedeń-czyków.

Za wszystkim tym stoi fantazmat polepszenia krwi. A za nim – fantazmat uszlachetnienia ducha.

*** Sensacją jest już sam fakt, że Huculi w ogóle jeszcze są. Wszystko istnieje, choć wokół wszystko się zmienia. A swe-go czasu zdołali jeszcze uczynić jedną nadzwyczajną rzecz: wywołać wrażenie pradawności. Każdy czuje się przy nich jak ktoś, kto przybył późno i niekoniecznie w porę. Natomiast wszystko, co huculskie, aż promieniuje autentycznością i ładem, i od razu nasuwa przekonanie, że właśnie tak ma być. Jaskrawa egzotyka Hucułów nie wywołuje ani cienia wrażenia nadmiaru. Odwrotnie: właśnie egzotyka sprzyja owemu poczu-ciu archaiczności. Nie daje uczucia sztuczności, a wywołuje pragnienie naśladowania, utrwalenia i kolekcjonowania. I, co najważniejsze, narzuca wrażenie pierwotności.

W jakiej mierze do tej sensacji przyczynili się sami Huculi? Ich własny wkład jest niewielki. Żyli swoim życiem, ani tro-chę nie dbając o sprawianie wrażenia. Jeśli zawinili w swo-jej legendzie, to wina ta jest całkowicie wtórna. Ich wkład w legendę autentyczności to ich prawdziwa autentyczność. To znaczy taka, której się nie domyślają i nad którą się nie zastanawiają. Nad którą nie pracują i której nie osiągają. Nie pragną. Taka autentyczność to efekt uboczny życia, jego organizacji i związanych z nim czynności. To, czym Huculi żyli i jacy byli, stało się podwaliną ich uniezależnienia się. Ich sobość stała się oznaką i przesłanką ich niesamowitości. Wszystko to pracowało na huculski mit: i zagadkowe pocho-dzenie, i niegdyś koczowniczy sposób życia, i wybór miejsc dla późniejszego osiedlenia, i rozproszone osadnictwo, które sugerowało przyrodzony indywidualizm, i hodowla bydła na połoninach, i tradycja zemsty rodowej, i późniejsze opryszko-stwo1, postać Ołeksy Dowbusza2 – wszystko to nanizywało się niczym paciorki fantazyjnej krywulki3.

Co do tajemniczego rodowodu, tutaj sprawa wygląda zupełnie jak w tak zwanych mitach pochodzenia: najbardziej święte po-stacie zawsze pojawiają się nie wiadomo skąd, a mimo to – czy właśnie dzięki temu – stają się najpełniejszym ucieleśnieniem tutejszości. Hucułów przyniosło nie wiadomo skąd, jak koszyk z maleńkim Mojżeszem. Paradoks tej sugestii archaiczności polega na tym, że najpóźniejszych osadników zaczęto uważać

1 Opryszkostwo – huculskie zbójnictwo − rozwinęło się na szeroką skalę w Kar-patach Wschodnich w XVI wieku. Zbójnicy, określani regionalnie mianem opryszków, stawali się bohaterami wielu legend i opowieści, a dla artystów stanowili inspirację. Organizowano przeciwko nim wyprawy wojskowe, pro-cesy sądowe oraz publicznie wykonywano wyroki śmierci [wszystkie przypisy w art. P. T.]2 Ołeksa Dowbusz, zwany też Doboszem, to huculski odpowiednik Janosika – najdzielniejszy i najsłynniejszy opryszek na Huculszczyźnie, działający w XVIII wieku. Burzliwe losy huculskiego watażki Dowbusza opisał między innymi Józef Korzeniowski w dramacie Karpaccy górale (1840), a Benedykt Chmielowski w swoich Nowych Atenach pod datą 1746 roku odnotował jego śmierć.3 Kolorowy naszyjnik z drobnych koralików, przypominający kołnierz, noszo-ny przez huculskie kobiety.

autoportret 3 [32] 2010 | 74 autoportret 3 [32] 2010 | 75

Page 4: Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

za najdawniejszych. Kto był ostatni, stał się tu prawdziwie pierwszym. Zaczęło się od uznania przez najbliższych sąsia-dów. Podejrzewam, że stało się to w nie do końca pokojowy sposób.

Wkład Hucułów w ich późniejszą legendę polega na tym, że oni − późne koczownicze plemię niewiadomego, najprawdo-podobniej mieszanego pochodzenia – w którymś momencie osiedli na niezamieszkanych, trudno dostępnych, ale otoczo-nych sąsiadami, wysokogórskich terenach. Koczownictwo w tamtym czasie było już tak rzadkie, że promieniowało blaskiem archaiczności na niemal wszystko: pomysłowe, a w rzeczywistości w dużej mierze późne rzemiosła, na sztukę, strój i wierzenia.

*** Nic dziwnego zatem, że właśnie temu plemieniu, które postanowiono uważać za najbardziej archaiczne i najbardziej egzotyczne, zaczęto przypisywać swoiste cechy, których utrata była ceną za osiadłość, rolnictwo, postęp czy jeszcze coś inne-go, a których nadal pożądano: bezwarunkową dumę, nieugięte pojęcie honoru, szlachetność, ponadracjonalne umiłowanie wolności, kunszt, dar wyobraźni. Tam, gdzie jest obecny cały zestaw romantycznych ideałów, nie zabraknie i głównego, wokół którego kręci się cały ten wszechświat: erosa.

Huculski eros nabył doprawdy osobliwego, kultowego statusu. Wśród Hucułów szukano (i znajdowano) nie tylko ideału szla-chetnej i dumnej orlej urody i namiętności, nie tylko przypi-sywano im nie byle jaki erotyczny temperament – skłonność i upodobanie zarówno mężczyzn, jak i kobiet do utrzymywa-nia związków z kilkoma (kilkunastoma!) kochankami jedno-cześnie, ale także wyczuwano gotowość bezwarunkowej odpo-wiedzi na wezwanie namiętności i niestawianie sobie żadnych ograniczeń. Miłość jako bezwarunkowy imperatyw i priorytet istnienia. Tylko na pierwszy rzut oka wydaje się dziwne, że biegun rozwiązłości jest w micie huculskim wykorzystywany

równolegle ze swoją antytezą: ideałem wierności małżeńskiej, czystości i niewinności, kary za cudzołóstwo, idei zapłaty życiem na miłosną zdradę.

Naprawdę wszystkie znaczące przekazy, które karmią się silnymi doświadczeniami, mają dwa oblicza, a nierzadko i są dwulicowe. Jakakolwiek treść wymaga obecności swego bliźniaka-zdrajcy, jakikolwiek przekaz – bliźniaka-przeciwień-stwa. Każdy mit jest ambiwalentny, a huculski – to już sama kwintesencja ambiwalencji. Hucułom przypisuje się to, za czym samemu się tęskni, ale do czego brak albo odwagi, albo siły. Udział w huculskości odkrywa kompromisowy kanał do czerpania tych energii – za pomocą metonimii zamaskowanej metaforą.

*** W końcu i sami Huculi spostrzegli wszystkie uroki takich idealistycznych projekcji. Poczuli, że inni się nimi zachwyca-ją i zapragnęli się dowiedzieć, dlaczego. Powiedziano im: bo jesteście dumni i swawolni; a oni odpowiedzieli: tak, oczywi-ście, jesteśmy dumni, a swawola to nasz żywioł. Zachwycano się nimi jako szlachetnymi i niezależnymi, a oni zaczęli twierdzić: szlachetność i niezależność to nasze pradawne ce-chy. Projektowana identyfikacja szczęśliwie połączyła się tu ze zwinnym oportunizmem i instynktem szansy. Ale identyfika-cje, nawet projektowane, są przecież materiałem tożsamości. Huculi odczuli siłę, która bierze się z czyichś oczekiwań, i wła-dzę, którą daje ich spełnienie. Należało na nie odpowiedzieć. Tym bardziej należało zapomnieć, że pochodzą one z zewnątrz i uwierzyć w ich autentyczność. Huculi stali się zakładnikami czyichś projekcji, ale ich nosicieli uczynili swoimi niewolni-kami, dobrowolnymi niewolnikami huculskiej legendy.

Bo działo się tak, że Hucułom nie tylko przypisywano pozor-nie utracone własne rysy, ale, co więcej, znowu z pomocą Hucułów, starano się przyswoić sobie te właściwości poprzez przyswojenie sobie samych Hucułów. Zaczęto nie tylko prze-

autoportret 3 [32] 2010 | 74 autoportret 3 [32] 2010 | 75

Page 5: Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

padać za Hucułami, lecz także upadać przed nimi. Podobnie jak walczy się o udział w huculskości, tak i rywalizuje się o udział Hucułów w sobie. Poszukiwanie uznania z ich strony. Zapobieganie i gorliwość. Bo uznanie ze strony Hucułów jest gwarancją tego, że jesteś w pełni człowiekiem. Że jesteś im równy. Że niczego ci nie brakuje: ani cieleśnie, ani umysłowo, ani duchowo. Uznanie za swojego ze strony Hucułów zwalnia cię z męki i przekleństwa niskiej samooceny. Właśnie dlatego tak uważnie wsłuchujemy się w każde wypowiedziane przez Hucułów słowo, tak długo pamiętamy nawet najbardziej przy-padkowe gadanie huculskich gazdów, tak pilnie strzeżemy ich i wykorzystujemy w mniej lub bardziej odpowiednim momen-cie, bo widzimy w nich pokłady utraconej przez nas pierwot-nej, autentycznej mądrości, prawdy starowieku.

*** Z dokładnym określeniem tego, co zwie się huculszczyzną, jest właśnie najwięcej kłopotu. Bo z zewnątrz ciągle dąży się, aby przestrzeń tę rozszerzyć na to, czym ona nie jest, a ze środka – zawęzić do tego, kim są ci, którzy zawężają. Zazdrosna dbałość tej przestrzeni o własne granice jest zdumiewająca i stanowi proste przeciwieństwo, dajmy na to, Wołynia, który – jak się wydaje – w ogóle nie ma granic. Z granicami Galicji sprawa jest prosta: strzegą ich dawne kordony polityczne. Granice Huculszczyzny przypominają natomiast geograficzne obry-sy Europy: nie ma co do nich wspólnej myśli, sprzecznych kryteriów ich poprowadzenia jest bez liku, i też trzeba co do nich wciąż od nowa się umawiać. Huculszczyzna jako obiekt pożądania i idealizacji w ogóle w pewnym sensie wyraźnie przypomina Unię Europejską; tutaj także wchodzą w grę złożone czynniki: wewnętrzne i zewnętrzne. Tutaj tak samo chcieliby nazywać się Hucułami ci, których uznani Huculi za Hucułów nie uznają. A wewnętrzni Huculi tak samo gorliwie dbają o Kernhuzulenland. I huculszczyzna, i Europa dla ludzi z zewnątrz są autentyczne, ponieważ wskazują na dostęp do pewnych wartości i stanowią gwarancję pewnych jakości. Tak rozumiana huculszczyzna jest naszą wewnętrzną Europą.

To pragnienie udziału w huculskości jest fenomenalne. Tym bardziej że w wypadku przynależności do huculszczyzny, w odróżnieniu od Unii, nie chodzi o sprawy pragmatyczne. Zysk ma tutaj czysto idealistyczną naturę. Styczność z ide-ałem stwarza iluzję wzięcia go w posiadanie i inkorporacji, rodzi fantazmat przeistoczenia. Udział w huculskości jest na wskroś romantyczny, huculski żywioł jest w ogóle romantycz-ny z każdego punktu widzenia: stylistycznego, strategicznego, sentymentalnego.

*** Jest romantyczny także przez swoje pochodzenie. Czasy, kiedy nie-Huculi zaczęli konstruować huculszczyznę, zbiegły się z czasami narodzin romantyzmu. Możliwe, że naprawdę było odwrotnie: duch pierwszego romantyzmu sam zachęcał, by rozpocząć konstruowanie potrzebnej huculszczyzny − w gło-wach intelektualistów, w literaturze, w rozprawach akade-mickich, z czasem i w programach politycznych. Nawet gdyby huculszczyzny nie było, udałoby się ją wymyślić właśnie wte-dy. Tę huculszczyznę, którą znamy, w dużym stopniu właśnie wtedy wymyślono. Huculszczyzna to jeszcze jedno potwier-dzenie trwałości romantycznych misji. I nieprzemijalności potrzeby romantyczności.

Środkowoeuropejski romantyzm pierwszej fali, jak się wydaje, tylko czekał na fenomen, który można byłoby tak bardzo idealizować. Wszystkie niezbędne komponenty już były: zagadkowe pochodzenie, szlachetna archaiczność, nietknięty organiczny związek z naturą, malowniczość. Do estetycznych składników od razu dołączono także polityczne, które miały wówczas i estetyczny wymiar: etos wolności i patos niezależ-ności, duch sprzeciwu i niepokory, zdolność do buntu w imię honoru. I w tym wymiarze huculszczyzna mieściła już w sobie wszystkie przesłanki dla tego, aby odkryła ją romantyczność: sposób życia, wymyślną broń, opryszkostwo, Ołeksę Dowbusza. Bez centralnej romantycznej komponenty mitu o szlachetnym dzikim nigdy nie byłoby współczesnej huculszczyzny.

autoportret 3 [32] 2010 | 76 autoportret 3 [32] 2010 | 77

Page 6: Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

Dla środkowoeuropejskiego pokolenia 1848 roku huculszczy-zna stała się ważnym rezerwuarem secesjonistycznych wizji politycznych. Idea istnienia społeczności gotowej na wszystko w imię wolności stała się podłożem wszystkich późniejszych ideologicznych idealizacji Hucułów. Legenda o Ołeksie Dowbu-szu odegrała tu kluczową rolę, a sam Dowbusz do dziś pozosta-je kluczową postacią huculskiego panteonu, która w idealny sposób związała w sobie wszystkie istotne mityczne cechy – od erosu do etosu, od szału do uroku, od ekscesu do ekstazy.

*** A potem działo się tak: wraz z początkiem industrializacji pojawiła się świadomość kruchości przyrody. Miasta jako zepsuty ośrodek industrializacji zaczęto przeciwstawiać rezerwuarom dziewiczej natury. Wtórność planu i zamiaru − pierwotności istnienia i przeznaczenia. Skandal wygody – sensacji powodzenia. Zwyrodniałej naturze nowoczesnego człowieka – dziewiczą naturę człowieka, który nie zgodził się po raz drugi popaść w niełaskę i nie zmarnował tego, co zostało mu dane. Nietknięta przyroda zawsze jest ideałem dla tkniętej. Nietknięte jest najbardziej niedostępne. Naj-bardziej niedostępna przyroda jest w najmniej dostępnych miejscach. Dla całej Europy Środkowej takim miejscem są karpackie wyżyny.

Wśród plemion karpackich status najbardziej archaicznego ustalono już dla Hucułów. To ważna kwestia: bo Huculi stali się ekranem neoromantycznych miejskich projekcji nie tylko dla Ukraińców czy Polaków, ale także między innymi dla Czechów, Austriaków, Węgrów. Tak rozpoczęło się neoroman-tyczne ponowne odkrywanie Hucułów. Zbiegło się to w czasie i, co ważniejsze, w tendencji z początkiem masowej miejskiej turystyki i mody na górski wypoczynek. Regiony Jaremcza, Worochty, Kosowa i Krzyworówni stały się „naturalnymi” terenami przydomowych ekspedycji do utopii: krajobrazowych, artystycznych, folklorystycznych, dialektologicznych, ideolo-gicznych, narodowych, politycznych. Uwielbienie dla sztuki

i sposobu życia Hucułów zrodziło kulturę plenerów malarskich i muzealny patos. Kosmacz zamienił się w estetyczny topos i kod. Pisanka stała się symbolem tajemnicy biologicznego ist-nienia, wyszywanka – drogi przeznaczenia, a grażda4 – porząd-ku kosmosu. Architektura miast, nawet tak, wydawałoby się, międzynarodowa, jak secesja, zaczęła się wypełniać huculskimi i góralskimi motywami. Później architekturę tę w postaci willi i letnisk reeksportowano na Huculszczyznę, uznając za pier-wotną i odbierając ją jako bardziej istotną niż realnie wystę-pująca. Bardziej prawdziwą niż prawdziwa. To była architekto-niczna analogia ideologicznego reeksportu: skonstruowanego, wzmocnionego, wydestylowanego do esencji.

*** Znaczący jest tu budynek ukraińskiego towarzystwa kredyto-wego „Dnister” we Lwowie. Budowę ukończono w 1905 roku. W czasach, kiedy pod kołdrą habsburskiego uniwersalizmu już z całych sił toczyła się walka pierwszych parostków nacjo-nalizmu, architekt Iwan Lewyns’kyj (Jan Lewiński) – sam będąc nosicielem przynajmniej podwójnej (w równym stopniu ukraińskiej co i polskiej) tożsamości – obrał huculskie motywy jako instrument artykulacji i deklaracji narodowej przynależ-ności tego budynku: ukraińskiej.

Ten estetyczny wybór stał się przejawem tendencji, która po-jawiła się już trochę wcześniej. Rozpoczęła się zdumiewająca konkurencja o Hucułów. W którymś momencie każda wspól-nota narodowa zapragnęła zawłaszczyć ich dla siebie właśnie w sensie narodowym, ogłaszając najlepszą (bo najbardziej szla-chetną, odważną, najbardziej miłującą wolność i – najbardziej archaiczną!) częścią własnego narodu, czy to ukraińskiego, czy to polskiego, rumuńskiego, słowackiego.

4 Specyficzna dla Huculszczyzny czworobocznie zamknięta zagroda, co pier-wotnie wiązało się z jej funkcją obronną, potrzebną w rozproszonym typie osadnictwa w tym regionie.

autoportret 3 [32] 2010 | 76 autoportret 3 [32] 2010 | 77

Page 7: Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

Szczególnej ironii nabiera to przywłaszczenie, kiedy weźmie się pod uwagę, że jednocześnie wykorzystywano mit huculski i jako prototyp, wcielenie, i ideał pozanarodowego: czy to przed-narodowego, czy to ponadnarodowego, czy postnarodowego. Czy w ogóle obojętnego politycznie, niepolitycznego, ba, nawet an-typolitycznego. Taki patos jest wyraźnie wyczuwalny, powiedz-my, u Vincenza. Ale czy powinna nas dziwić taka ambiwalen-cja? Eros polityczny jest tak samo złożony jak eros seksualny.

Motyw huculski był włączony do zdumiewająco subtelnej dynamiki ambiwalencji. Tak różne akcentowanie może odby-wać się niepozornie i w mgnieniu oka. Huculskość może być ideowa, idealna, koniecznie jest idealizowana, ale w razie potrzeby szybko może się stać ideologiczna. Mobilizację i de-mobilizację politycznego konotowania w huculskim żywiole można zrealizować szybko, jak przejście z miłości w niena-wiść. Dlatego część uroku huculskości to możliwość luksusu czegoś pozapolitycznego. Czysto światopoglądowego, można by powiedzieć, bez najmniejszej domieszki czegoś ideologicznego. Tym też można wyjaśnić niesamowitą chęć udziału.

Dla samych Hucułów ta podwójna perspektywa: z jednej stro-ny przypisywanie im niepowtarzalnej i egzotycznej tożsamo-ści, z drugiej – walka o włączenie ich do swoich projektów narodowych – stała się nieocenionym rezerwuarem poli-tycznych opcji tożsamościowych i przesłanką nadzwyczaj-nej elastyczności w reakcjach politycznych. Bo odkrywała przed nimi możliwość, by w dowolnym momencie stanąć na optymalnych względem chwilowej koniunktury pozycjach. W ten sposób Hucułów rzadko postrzega się jako osiągają-cych sukcesy – w istocie wyjątkowe sukcesy – oportunistów, konformistów i kolaborantów. W odpowiedniej chwili można ogłosić siebie częścią jakiegoś narodu politycznego, ale zawsze pozostaje opcja, by identyfikować się tylko z samym sobą: do nikogo niepodobnym, do nikogo nienależącym, niebiorącym udziału w niczyjej tożsamości, wobec nikogo do niczego niezobowiązanym Hucułem.

Najnowsza historia polityczna aż obfituje w przykłady korzy-stania z takich przecinających się opcji: różne grupy Hucułów w różnych momentach to były pozanarodowymi archaicznymi przedstawicielami swoich rodów, to zakładały – jak Kłympusz − Ukraińską Republikę Huculską w Jasynji, to wstępowały do UPA czy do Dywizji „Hałyczyna”, jakaś część bardzo dobrze odnalazła się w systemie Rad, część nienawidziła i zwalczała władzę sowiecką, część została rosyjskimi oligarchami i mini-strami, inni – najemnymi pracownikami, inni – tradycyjnymi miejscowymi gazdami, jeszcze inni – złotymi rączkami. Część uznaje i gloryfikuje niezależną Ukrainę, część – narzeka na nią. Huculi są nadzwyczaj plastyczni: łatwo przyswajają obce języki, intonacje, przyswajają akcenty i zwyczaje. Tak samo łatwo zaczepiają się do pracy w Moskwie, jak koncertują w Amsterdamie, kradną w Mukaczewie czy na Zachodnim w Warszawie z takim samym powodzeniem jak wykładają w Wiedniu, albo handlują bryndzą na bazarze w Stanisławo-wie czy akcjami na giełdzie w Nowym Jorku. Hucuł to oznaka plemienna i parabola przynależności do rodu ludzkiego.

*** Liczebność Hucułów jest podstawową przesłanką ich niepo-wtarzalności. Wieloaspektowość – gwarancją unikalności. Zdolność do zmiany – określoności. W czasach bezprecedenso-wej erozji dawnych układów, mit Hucułów pozostaje najpew-niejszym czynnikiem zachowania ich tożsamości. W cza-sach, kiedy folklor daleko bardziej się wyobcowuje, życiowy porządek rozpada się, w czasach emigracji i ucieczki do miast, w czasach, kiedy na Wielkanoc przed delatyńską cerkwią mło-dzi mężczyźni, którzy właśnie wysiedli w chińskich wyszy-wankach z samochodów na czeskich, rosyjskich czy włoskich tablicach, witają się nie słowami „Chrystos Woskres”5, a „Pri-wiet”6, w czasach, kiedy w pozostałe dni przestali się witać nie

5 Ckr. „Chrystus zmartwychwstał”.6 Ros. „cześć”.

autoportret 3 [32] 2010 | 78 autoportret 3 [32] 2010 | 79

Page 8: Jurko Prochaśko, Sens i sensacja

tylko „Sława Isusu”7, ale i w ogóle przestali się witać, wła-śnie huculska legenda pozostaje ostatnim bastionem hucul-skiej tożsamości. Bo nawet jeszcze wówczas można będzie powiedzieć: tak, nas już co prawda nie ma, ale naprawdę jesteśmy: dumni, miłujący wolność, szlachetni, artystycz-ni, egzotyczni i erotyczni. Bo jesteśmy Hucułami.

W czasach utraty sensu, zacierania konturów uczuć i za-mierania namiętności jako takiej mit huculski sugeruje możliwość scalenia współczesnej duszy. Wiara, twórczość i namiętność to te cnoty, których spodziewamy się, ba, których wymagamy od Hucułów. W naszych marzeniach powinni pozostać tą substancją, która owe możliwości gwarantuje, dostępną w każdym momencie, by móc się oczyścić, z jej pomocą uzdrowić. I dlatego wymagamy od Hucułów bycia substancją, pozostania substancją.

*** Duch i eros to dwa centralne komponenty naszego pożąda-nia huculszczyzny. A skoro eros jest najbardziej uogólnio-nym symbolem nie tylko namiętności, ale i witalności, to chodzi tu o pożądanie idealnego człowieka, doskonałego ciałem, duszą, pochodzeniem, sposobem życia i środo-wiskiem, w którym to życie się toczy. Za fantazmatem huculszczyzny kryją się dwa zasadnicze, przeciwstawne, ale komplementarne modusy utopii: nostalgiczna konser-watywna wizja ruiny pradawnego organicznego układu i romantyczna tęsknota za odnowieniem, przemianą ludzkiej natury. Utopia nowego człowieka jako przesłanki i gwarancji pokonania życiowego rozbicia i braku sensu.

Współczesnym Hucułom takie projekcje są być może potrzebne jako warunek trwania ich tożsamości. Nam, nie-Hucułom, nawet to jest niepotrzebne: bo nasza wiara

7 Ukr. „niech będzie pochwalony”.

zupełnie nie wymaga ich obecności. I to, znów, upodabnia ich w naszych oczach do Żydów. Kiedy znikną, sami sobie zorganizujemy Hucułów. A kiedy już całkiem ich zabrak-nie, ogłosimy nimi siebie: dumnymi, miłującymi wolność, szlachetnymi, artystycznymi, egzotycznymi, erotycznymi. I tak będziemy obstawać przy ostatniej iluzji, jaka nam jeszcze pozostała – iluzji autentyczności.

lipiec 2010

tłumaczenie z ukraińskiego: patrycja trzeszczyńska

autoportret 3 [32] 2010 | 78 autoportret 3 [32] 2010 | 79