Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma...

16
Jsfe 25. I C T JC R i H T C K AflH M T A JJ b H J5 4 Warszawy,,"' Sńja' Tom xvrn. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PKENUMBRATA „WSZECHŚWIATA", W. Warszawie: rocznie rub. 8, kwartalnie rub. Z. Z przesyłk pocztowi): rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5. Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszyst Icicll ksi garniach w kraju i zagranic . Komitet llednkcyjny WazecliHwipta stanowi Panowie: Deike K., Diukstein B., Eismond J., Flaum M, Hoyer H., Jurkiewicz K„ Kowalski M., Kramsztyk S., KwietniewsM Wt., Lewirfski J., Morozewicz J., Natanson J., Okolski S., Strumpf E., , Sztol ;man J., Weyberg Z., Wróblewski W. i Zielitiski Z. Adres Eedakoyi: ICra^so wsłcie ^raed.rm.ieście, ŁT r 3 6 . 0 t. zw. merceryzowaniu bawełny. •(Odczyt, wygłoszony rui "oslećlzanlu łódzkiej sekcyi technicz nej W marcu r. b.). Z pośród różnych materyałów włóknis tych, bawełna niew tpliwie posiada najwi cej danych do najszerszego rozpowszechnie nia. Ponieważ tkanina bawełniana cz sto kroć zast puje droższe wyroby z wełay, lnu, jedwabiu, wi c też oddawna widzimy usiło wania, zmierzaj ce ku t. zw. uszlachetnieniu bawełny, maj cemu na celu nadanie jej po dobieństwa do innych materyałów włóknis tych. Służy temu bielenie, barwienie, oraz •cały szereg sposobów i czynności, zwanych apretur , czyli wykończaniem. Jakkolwiek w wielu przypadkach wykończenie tkaniny bawełnianej czyni j , łudz co podobn do lnu, lub wełny; jednak pozór nadany w ten •spoBÓb istnieje tylko przez czas, jaki jest potrzebny do sprzedaży—w r kach konsu menta znikaj , wszystkie złudne zalety po •pierwszem praniu. Sposoby, używane do tychczas przez apretur , nie maj na celu zmiany samego włókna bawełny, polegaj zaś tylko na pokrywaniu go rozmaiteini sub stancyami, przedewszystkiem krochmalami, które maj wypełnić przestrzenie pomi dzy włóknami, nadać tkaninie mi sistość, gru •bość, wreszcie zapomoc prasowania—ż da ny połysk. Ani pod wzgl dem chemicznym,, ani anatomicznym samo włókno nie ulega zmianie, przylegaj ce zaś mechanicznie sub stancye, oraz uwarunkowany przez ich obec ność połysk, znikaj po wypraniu, a nawet po zmoczeniu wod . Dopiero w ostatnich czasach szereg środ ków, ku uszlachetnieniu bawełny zmierzaj cych, powi kszył si o jeden sposób, który w krótkim czasie wywołał wielkie zaintere sowanie si nim i którego przyszłość wydaje si zapewnion . Mamy tutaj na myśli t. zw. merceryzowanie bawełny. Obecnie ta nazwa wchodzi w użycie dla procesu, nadaj cego nitce czy tkaninie ba wełnianej wygl d jedwabiu, połysk jedwab ny. Rezultat ten jednak osi gn ło mercery zowanie dopiero w ostatnich latach; istot merceryzowania stanowi inne zjawiBka. Około r. 1850 chemik angielski, John Mercer, rozpocz ł badania nad zjawiskiem, które zwróciło jego uwag , gdy pewnego ra zu filtrował mocny i zimny roztwór wodanu sodu przez tkanin bawełnian . Zauważył on mianowicie, że tkanina podlega silnemu skurczeniu, oraz grubieje. Zmierzywszy g stość ługu przed i po przes czeniu, prze konał si , źe ta ostatnia zmniejszyła sig, czyli że cz ść wodanu sodu weszła w zwi zek z bawełn . Zwi zek ten pod działaniem wody rozszczepia si w taki sposób, że cała

Transcript of Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma...

Page 1: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

Jsfe 25.

I C T JC R i H T C K A fl H M T A JJ b H J5

4 Warszawy,,"' Sńja' Tom xvrn.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PKENUMBRATA „WSZECHŚWIATA",

W. Warszawie: rocznie rub. 8, kwartalnie rub. Z.Z przesyłką pocztowi): rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszyst-Icicll księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet llednkcyjny WazecliHwipta stanowią Panowie:Deike K., Diukstein B., Eismond J., Flaum M, Hoyer H.,Jurkiewicz K„ Kowalski M., Kramsztyk S., KwietniewsM Wt.,Lewirfski J., Morozewicz J., Natanson J., Okolski S., Strumpf E., ,

Sztol ;man J., Weyberg Z., Wróblewski W. i Zielitiski Z.

A d r e s E e d a k o y i : ICra so-wsłcie - ^raed.rm.ieście, ŁT-r 36.

0 t. zw. merceryzowaniu bawełny.•(Odczyt, wygłoszony rui "oslećlzanlu łódzkiej sekcyi technicz-

nej W marcu r. b.).

Z pośród różnych materyałów włóknis-tych, bawełna niewątpliwie posiada najwię-cej danych do najszerszego rozpowszechnie-nia. Ponieważ tkanina bawełniana często-kroć zastępuje droższe wyroby z wełay, lnu,jedwabiu, więc też oddawna widzimy usiło-wania, zmierzające ku t. zw. uszlachetnieniubawełny, mającemu na celu nadanie jej po-dobieństwa do innych materyałów włóknis-tych. Służy temu bielenie, barwienie, oraz•cały szereg sposobów i czynności, zwanychapreturą, czyli wykończaniem. Jakkolwiekw wielu przypadkach wykończenie tkaninybawełnianej czyni ją, łudząco podobną dolnu, lub wełny; jednak pozór nadany w ten•spoBÓb istnieje tylko przez czas, jaki jestpotrzebny do sprzedaży—w rękach konsu-menta znikają, wszystkie złudne zalety po•pierwszem praniu. Sposoby, używane do-tychczas przez apreturę, nie mają na celuzmiany samego włókna bawełny, polegajązaś tylko na pokrywaniu go rozmaiteini sub-stancyami, przedewszystkiem krochmalami,które mają wypełnić przestrzenie pomiędzywłóknami, nadać tkaninie mięsistość, gru-•bość, wreszcie zapomocą prasowania—żąda-

ny połysk. Ani pod względem chemicznym,,ani anatomicznym samo włókno nie ulegazmianie, przylegające zaś mechanicznie sub-stancye, oraz uwarunkowany przez ich obec-ność połysk, znikają po wypraniu, a nawetpo zmoczeniu wodą.

Dopiero w ostatnich czasach szereg środ-ków, ku uszlachetnieniu bawełny zmierzają-cych, powiększył się o jeden sposób, któryw krótkim czasie wywołał wielkie zaintere-sowanie się nim i którego przyszłość wydajesię zapewnioną. Mamy tutaj na myśli t. zw.merceryzowanie bawełny.

Obecnie ta nazwa wchodzi w użycie dlaprocesu, nadającego nitce czy tkaninie ba-wełnianej wygląd jedwabiu, połysk jedwab-ny. Rezultat ten jednak osięgnęło mercery-zowanie dopiero w ostatnich latach; istotęmerceryzowania stanowią inne zjawiBka.

Około r. 1850 chemik angielski, JohnMercer, rozpoczął badania nad zjawiskiem,które zwróciło jego uwagę, gdy pewnego ra-zu filtrował mocny i zimny roztwór wodanusodu przez tkaninę bawełnianą. Zauważyłon mianowicie, że tkanina podlega silnemuskurczeniu, oraz grubieje. Zmierzywszygęstość ługu przed i po przesączeniu, prze-konał się, źe ta ostatnia zmniejszyła sig,czyli że część wodanu sodu weszła w zwią-zek z bawełną. Związek ten pod działaniemwody rozszczepia się w taki sposób, że cała

Page 2: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

886 WSZECHŚWIAT l\'i 25

ilość związanego wodanu sodu odpada, nato-miast nie otrzymujemy już celulozy, lecz po-łączenie jej z wodą, t. z w. hydrocelulozę.

Celuloza po traktowaniu ługiem :

Po rozkładzie przy pomocy wody, hydro-celuloza:

Bawełnę w ten sposób zmienioną nazywanobawełną merceryzowaną. Dla merceryzowa-nia zatem należało bawełnę zmoczyć mocnymroztworem wodanu sodu, a potem wyprać•w wodzie. Własności bawełny merceryzo-wanej są następujące: przedewszystkiem,wbrew oczekiwaniu, wytrzymałość nietylkosię nie zmuiejszyła, lecz znacznie wzrosła,mianowicie w stosunku = 13 : 21. Farbujesię ona łatwiej, oraz wyfarbowania wypada-ją znacznie ciemniej, do tego stopnia, żeoszczędność barwnika wynosi 30—40% , za-leżnie od rodzaju barwnika. Kolory wycho-dzą pełniejsze i żywsze.—Ze względu na po-wyższe zalety, oraz na pewne zgrubienietkanin merceryzowanych, można było przy-pnszczaó, że wynalazek Mercera będzie miałogromne znaczenie w przemyśle. Tymcza-sem zastosowanie napotkało trudności: ototkanina bardzo się kurczyła, a ponieważ•wartość tkaniny ocenia się w stosunku dodługości i szerokości, wyżej wyszczególnionekorzyści nie wynagradzały przeto strat, ja-kie wynikały z tego pozornego zmniejszeniasię materyału. To też odkrycie Merceraposzło w zapomnienie i przez długi czasnikt nie myślał o merceryzowaniu.

Dopiero przed 15-tu laty jedna z drukarńalzackich zaczęła wyrabiać nowy rodzaj tka-niny (t. zw. krepony) i przy wyrobie tegoartykułu zużytkowała odkrycie Mercera.Rodzaj ów zasadza się na częściowem mer-ceryzowaniu, obejmującem tylko niektóremiejsca tkaniny. Przy pomocy odpowiedniorytowanego walca wciskano zgęszczony ługw pewne miejsca tkaniny. Ponieważ w miej-scach tych nitki uległy skurczeniu, więcw części tkaniny, otaczającej owe miejsca,musiały powstać zmarszczki. Metody tegoczęściowego merceryzowania szybko zostałyudoskonalone. Ponieważ drukowanie ługuokazało się rzeczą niedogodną i w wielu ra-

zach nie prowadziło do celu '), wkrótce za-częto postępować inaczej. Najpierw druko-wano t. zw. ochrony, a następnie napawanotkaninę w ługu; ochrony (przedewszystkiemguma arabska) nie dopuszczały ługu. Spo-sób, opatentowany przez fabrykę w Heiden-heira, polega na klocowaniu ługiem i na na-tychmiastowem zobojętnianiu ługu w pew-nych miejscach zapomocą kwasów (solny,szczawiowy). Ponieważ zarówno do ługu,jak do owych ciał kwaśnych można dodaćodpowiednich barwników, więo w ten sposób-możliwem się stało osięganie mnóstwa*efek-tów kolorystycznych, niemożliwych, a przy*najmniej nader trudnych do urzeczywistnie-nia w tkalni.

W r. 1889 i 1890 w Anglii przez Lovegov

zaś w Niemczech w r. 1896 przez Thomwsai Prewosta z Orefeld były uzyskane patenty,wprowadzające zasadniczą zmianę w dotych-czasowym sposobie merceryzowania. Włók-no bawełny podczas merceryzowanja, poddziałaniem ługu staje się krótszem; jedno-cześnie elastyczność włókna znacznie wzras-ta. Otóż jeżeli bawełnę, kurczącą się pod-czas działania silnego ługu, rozciągniemyjednocześnie lub po. wyjęciu z ługu do pier-wotnej lub większej, niż pierwotna, długości,wówczas nabiera ona^ pięknego jedwabnego-połysku. Naprężenie bawełny trwać musidopóty, dopóki nie zniknie osięgnięta przez,nią elastyczność, co nastąpi po wymyciu wo-dą, mówiąc zaś językiem chemicznym, po-rozkładzie związku bawełny z wodanem so-du, dokonanym przez wodę, którego rezulta-tem jest t. zw. hydroceluloza. Tkanina lubprzędza, merceryzowana zapomocą tego spo-sobu, posiada wszystkie zalety bawełny mer-ceryzowanej, o których już wspominaliśmy;,nadto zyskuje połysk jednolity nadzwyczajtrwały, który nie niknie nawet podczas bie-lenia, farbowania i t. p. operacyj.

Zmiany, jakim ulega bawełna merceryzo-wana, są tak głębokie, że dla dokładniejsze-go ich zrozumienia musimy zobaczyć, co siędzieje z włóknem bawełny podczas tego pro-

') Wymagana gęstość „fnrby" do druku prze-szkadzała przenikaniu dokładnemu ługu i wyma-gała dłuższego oddziaływania; przez ten cza&nie można było suszyć tkaniny, gdyż Jug niedziała w wyższej temperaturze w żądany sposób.-

Page 3: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

Nr 25 WSZECHŚWIAT 387

cesu. Zmiany te są dwojakie; chemicznei fizyczne. Ze mamy do czynienia w tymprzypadku ze związkiem chemicznym, świad-czy o tem stały stosunek ilolci związanego

owego związku, gdyż traktowanie bawełnyroztworem alkoholowym wodanu sodu niemerceryzowało tej ostatniej. Związek tenrozkłada się zapomocą wody : cała ilość wo?

Zwyczajna bawełna pod mikroskopem.

Bawełna merceryzowana bez rozciągani"

Bawełna merceryzowana i rozciągana.

wodanu sodu do ilości celulozy, oraz wydzie-lające się podczas tego procesu ciepło. Wewzorze, jaki wyżej podaliśmy, jest i woda;otóż jest ona nieodzowną częścią składową

danu sodu usuwa się i otrzymujemy ostatecz-ny produkt merceryzowania—hydrocelulozę.Ta ostatnia jest związkiem, posiadającymsilniejsze powinowactwo chemiczne, niż czyś-

Page 4: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

388 WSZECHŚWIAT Nr 25

ta celuluza; w ten sposób staje się zrozu-miałą większa łatwość barwienia. Zmianychemiczne wywołują zarazem zmiany w bu-dowie anatomicznej włókna; te ostatniezwiększają się jeszcze pod wpływem czyn-ników mechanicznych — przedewszystkiemrozciągania. Wiadomą jest rzeczą, że mającdaną powierzchnię maximum objętości osię-ga się wówczas, gdy powierzchnia ta przyj-mie postać kuli.

Podczas merceryzowania, wskutek two-rzenia się nowego związku, następuje po-większenie objętości włókna. Zdaje mi się,że w ten sposób staje się zrozumiałem skró-cenie się włókna, oraz jego zgrubienie. Ba-dania mikroskopowe, przeprowadzone przezd-ra Langego, wykazały następujące rezul-taty. Włókno, mające formę rurki spłasz-czonej, spiralnie pozginanej, posiadającejw przecięciu formę ucha z wydłużonym ry-sem, po merceryzowaniu pęcznieje, prostujesię, w przecięciu zbliża się do koła; jedno-cześnie powierzchnia staje się gładszą, samowłókno bardziej przezroczystem. Gdy teraznitkę rozciągniemy, wówczas włókno wy-prostuje się, przecięcie jest prawidłowookrągłe, z otworem okrągłym; włókna ma-j % wygląd równych pręcików błyszczą-cych. Połysk tkaniny, inerceryzowanejz zastanowieniem rozciągania, zależy właś-nie od gładkości włókienek i od ich ukła-du równoległego; w ten sposób powiększo-ną została zdolność odbijania światła. Zejednak merceryzowana celluloza staje, sięnadto bardziej przezroczystą,, więc lepiejpochłania promienie świetlne, skutkiemczego po zabarwieniu wygląda ciemniej,sama barwa] zaś jest żywszą. D r Prankelusiłuje wyjaśnić te zmiany fizyczne włóknaprzeis fakt zniszczenia podczas procesu raer-ceryzowania zewnętrznej powłoki włókienka,t. zw. cuticuli. O istnieniu cuticuli prze-konać się możemy z łatwością, rozpuszczającbawełnę w amoniakalnym roztworze miedzi.Jedni, jak O. N. Wilt, twierdzą, źe składasię ona z oxycelulozy; inni, jak Kiigler,Gilsen, wydzielili z niej kwasy felenowyi flojonowy; w każdym razie stanowi onachemicznie i anatomicznie różną część włók-na, rozpuszczającą się częściowo w mocnymługu, a w każdym razie ulegającą pod jegodziałaniem zmianie i oddzieleniu od włókna.

W samej rzeczy, na włóknie merceryzowa-nein (bez rozciągania) widzimy, że cuticulajest mocno nadwyręźouą i że częściowobrak jej; po rozciąganiu brak ten jest pra-wie zupełny. Otóż Frankel twierdzi, żewłaśnie nieobecność tej cuticuli warunkujeprzezroczystość, oraz połysk merceryzowanejbawełny. Zaprzeczono temu zapomocą na-stępującego doświadczenia: błyszczącą mer-ceryzowana bawełnę poddano jeszcze razdziałania silnego ługu : bawełna uległa wów-czas skurczeniu, i połysk zniknął prawie zu-pełnie. Doświadczenie to niezupełnie zbijaFrankla: dla połysku, oprócz nieobecnościcuticuli, konieczną jest pewne równoległeułożenia się włókienek. Zdaje się, źe twier-dzenie Frankla ma dużo słuszności za sobą.- . . , - , (Dok. nast.).

K. BacgJcowsM.

S Z K O D N I K I E O S L I Nw stosunku do własnych pasorzytów i wrogów.

(Wediug prof. K. Saju).

Handel międzynarodowy dostarcza namnietylko przedmiotów codziennej potrzebyi zbytku, pochodzących z odległych krain,lecz obdarza także od czasu do czasu różne-mi szkodnikami, które następnie pustosząpola lub ogrody w sposób tak przerażający,źe wobec nich bledną niekiedy nawet szkody,zrządzane przez wojnę. Z tego powodu na-leży być bardzo ostrożnym w sprowadzaniuz innych części świata roślin żywych lubświeżych owoców, na nich bowiem najłatwiejprzemycają się owe szkodniki.

Niebezpieczeństwo to uznane dziś jestprzez wszystkich, ale nie tak dawno jeszczenawet między uczonym można było spotkaćludzi przeciwnego zdania. W r, 1805 zwo-łano do Brukseli zjazd entomologów dlanaradzenia^się nad środkami, które należałoprzedsięwziąć, żeby się zabezpieczyć przedmożliwem zawleczenieniem do Europy złotkikolorado (Doryphora decemlineata), która•wówczas grasowała w straszliwy sposóbw Stanach Zjednoczonych Ameryki północ-nej. Na zjedzie tym d-r Candeze, znany

Page 5: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

Nr 25 WSZECHŚWIAT 389

entomolog, wypowiedział pogląd, że obawyzawleczenia złotki są, najzupełniej płonne,żaden bowiem chrząszcz amerykański niemoże osiedlić się w Europie na stałe, zupeł-nie tak samo jak europejskie gatunki nieaklimatyzują się w Ameryce. Wyraził sięon nawet, źe musi istnieć jakieś niezbadanedotychczas prawo, które nie pozwala chrząsz-czom: osiedlać się na odległych lądach,a zatem przenosić się z Europy do Amerykii odwrotnie. Pogląd to niczem nieuzasad-niony, dziś zarzucony całkowicie, a naweti wówczas zupełnie niezrozumiały w ustachuczonego przyrodnika. Przesiedlanie sięszkodników odbywa się wciąż z mniejszemlub większem natężeniem od czasu, jakistnieje handel wymienny między odległemilądami, i potrzeba było jedynie specyalnegouprzedzenia, żeby trwać w zdaniu prze-ciwnem.

A co dziwniejsze, że jeszcze pierwiej, nimd-r Gandeze wystąpił ze swoim poglądem,J. Lichtenstein wykazał był, źe Amerykaposiadała już na stałe 24 gatunki owadówStarego świata, należących do 5-ciu rozmai-tych rzędówka w tem 3 gatunki chrząszczów.Nie wdając się w wyliczanie wszystkichpoprzestaniemy na wzmiance, że w ich licz-bie znajdowały się tak niebezpieczne szkod-niki, jak mącznik (Tenebrio molitor), prysz-czarka przeniczna (Diplosis tritici), zwój-ka jabłkowa (Garpocapsa pomonella), mólsiercik (Tinea topezella) i inne. Amerykaniezatem na własnej skórze sprawdzili jużuciążliwość szkodnikowi' europejskich, alei Europa otrzymała wzamian do tegoczasu parę szkodników amerykańskich : filo-kserę (Phylloxera vastatrix), korówkę (Scbi-zoneura lanigera) i niektóre inne, mniejzasługujące na uwagę.

Zatem już w czasie zjazdu brukselskiegoistniało dość dowodów, wykazujących możli-wość aklimatyzowania się szkodników nalądach, odległych od ich ojczyzmy. Od tegoczasu ilość dowodów takich jeszcze się po-większyła, a złotka kolarado po dwakroćpróbowała się przedostać do Europy (w r.1877 i 1887).

Na szczęście owad ten jest dość dużyi łatwo rzucający się w oczy, a źe przytemżycie spędza nie w ukryciu, lecz odsłoniętyna liściach ziemniaka, łatwo więc było spo-

strzedz go zawczasu, przedsięwziąć należyteśrodki i obronić Europę przed tym strasz-nym niszcycielein ziemniaków.

Gdyby obecność wszystkich szkodnikówbyła równie łatwą do zauważenia, jak toma miejsce ze złotka kolorado, obawa zawle-czenia ich wraz z produktami roślinneminie byłaby znowuź tak straszną. Ale jakwyśledzić przekradanie się różnych drobnychowadów, np. mszyc, których ^ wymiary niedosięgają częstokroć 1 mm i które przytemspędzają część życia w ukryciu na korzeniach,w szczelinach kory i t. p. Nic więc dziwne-go, że w swoim czasie Europa nie potrafiłaprzeszkodzić osiedleniu się filoksery, a tylkowielkiej baczności należy zawdzięczać, źedotychczas nie pozyskaliśmy na stałe nowegoszkodnika drzew owocowych—tarczyka SanJose (Aspidiotus perniciosus).

Dziś wiemy już z wszelką pewnością, źeniema żadnego prawa natury, jak chciałd-r Candeze, któreby nie pozwalało szkodni-kom z jednego lądu osiedlać się na innym.00 więcej przekonano się, że najczęściejszkodniki tem obficiej się rozmnażają i temwiększe zrządzają szkody, im dalej się jeprzeniesie od ich ojczyzny.

Pogląd taki może w pierwszej chwili wy-dawać się niezrozumiałym, a nawę sprzecz-nym z rzeczywistością, wobec faktu, źeprzeniesienie i zaaklimatyzowanie roślinlub zwierząt z jednej części świata do dru-giej kosztuje nieraz wiele wysiłków i że bar-dzo często utrzymują się one tam jedynieskutkiem pieczołowitości ludzkiej. Griębszejednak zastanowienie się wykazuje, że oba tezjawiska nie pozostają bynajmniej w sprzecz-ności ze sobą.

Wiadomo jak wielkie znaczenie w naturzema pasorzytnictwo, jak na każdym krokunapotyka się mnóstwo gatunków roślinnych1 zwierzęcych żyjących kosztem innych. Nie-ma bodaj ani jednego organizmu, którybybył wolny od pasorzytów, niejeden gatunekpod wpływem ich szkodliwej działalnościstał się mniej licznym, niejeden zupełnienawet zniknął z powierzchni ziemi.

Pasorzytnictwo, nie zjawiło się odrazuna ziemi w postaci gotowej, jak Minerwaz głowy Jowisza. Potrzeba było tysięcy lat,albo ściślej setek tysięcy, aby mogły powstaći utrwalić się takie stosunki, jakie znajduje-

Page 6: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

390 WSZECHŚWIAT Nr 25

my obecnie między różnymi pasorzytamia ich gospodarzami. To też im jaki gatunekdawniej zamieszkuje pewien obszar, temwięcej mogło osiedlić się, na nim pasorzytówi wogóle tem więcej zdążył on sobie zyskaćwrogów.

Na naszych dębach i drzewach iglastych,osiedlonych oddawna w Europie, zamiesz-kuje z jednej tylko gromady owadów tyleszkodników, że samo suche wyliczenie ichnazw zajęłoby całe strony. Grochodrzewbiały czyli tak zwana pospolicie akacya (Ro-binia pseudacaoia), sprowadzona z Amerykizaledwie przed parą wieków, posiada bardzoniewiele wrogów i to jest, zapewne, jednymz powodów, dlaczego to drzewo tak dobrzeu nas się udaje. "W Ojczyźnie swojej, Sta-nach Zjednoczonych Ameryki północnej,akaoya żywi swemi sokami wiele owadów,z których, na szczęście, do Europy dostałsię tylko jeden.

Ale owady, szkodzące roślinom mają tak-że swoich wrogów i pasorzytów, którzy niepozwalają mi rozmnażać się nadmierniei ratują w ten sposób od zupełnej zagładypowłokę roślinną naszej planety. Eóżneowady drapieżne,* jak szczypawki, gąsienicz-niki, biedronki i wiele innych, ptaki owado-ierne, grzyby osiedlające się na owadach,spełniają, niejako rolę „policyi" w przyro-dzie, występującej w obronie roślin i spra-wiającej, źe z potomstwa każdego owaduzaledwie setna a czasami tysiączna częśćmoże dojść do zupełnego rozwoju i dojrza-łości płciowej.

Owady przeważnie nie mogą bronić sięczynnie przed temi wrogami. To też wy-ginęłyby one z czasem, gdyby w ciągu wie-ków nie wyrobiła się w nich pewna zdolnośćratunkowa, zabezpieczająca istnienie ga-tunku. Jest nią niezmierna płodność i owa-dy, składające po kilkadziesiąt jajek należądo mało płodnych, wobec tego, że w bardzowielu gatunkach, np. u niektórych mszyc,samica znosi je tysiącami. Dzięki jednaksprawności .„policyi", tropiącej nieustannie .szkodniki, skutki tej niezmiernej płodnościograniczają się jedynie zabezpieczaniem ist-nienia gatunku. Im jaki gatunek posiadawięcej wrogów w swej ojczyźnie, im bardziejjest narażony na prześladowanie, tem więcejmusi składać jaj, żeby nie zaginąć. Zja-

wisko to jest tak dalece powszechnem, żemożna z zupełną słusznością z płodnościowadów wnioskować o ilości ich wrogów;im jaki gatunek jest bardziej płodny, temwięcej musi posiadać wrogów w swej ojczyź-nie. Jeżeli jednak w zwykłych warunkachniezmierna płodność owadów szkodliwychnie ujawnia się niczem szczególnem, wobecdziałalności ich pasorzytów, to zupełnieinny obrót przybiera cała sprawa, gdy z ja-kiegokolwiek' powodu sprawność tej „policyinatury" osłabnie. Wówczas zupełnie nie-spodziewanie i w czasie stosunkowo krótkimzjawiają się całe roje szkodników w iloś-ciach, nieraz tak przerażających, że zwykłyśmiertelnik bywa przekonany, że przyleciałyone gdzieś zdaleka na własnych skrzydłachczy też z wiatrem lub burzą. W rzeczy-wistości jednak bywają to zwykle nasi współ-obywatele, osiedleni obok nas z dziada pra-dziada ale w normalnych warunkach niewiele ściągający na siebie uwagi z powoduswej małej liczebności.

W ten sposób ukazują się u nas od czasudo czasu niezliczone ilości bielinków (Pieris).Nie z obcych stron przybyły również brud-nica mniszka i nieparka, które w roku ubieg-łym szerzyły tak straszne spustoszeniaw naszych lasach.

Zwrócenie uwagi na stosunek szkodnikówroślinnych do własnych pasorzytów prowadzinas do zrozumienia przyczyny, dlaczego nie-które szkodniki zrządzają znacznie więcejspustoszeń, [będąc przeniesione do innejczęści świata, niż w swojej ojczyzmie. Wów-czas bowiem nie mają one do czynienia zeswemi naturalnemi wrogami i rozmnażająsię w sposób niesłychany, który w ojczyźnieich nigdy by nie był moźebny. Naturalnienastępuje to jedynie wtedy, gdy na obczyź-nie znajdą odpowiednie warunki klima-tyczne.

Jestto właśnie jedna z przyczyn, dla któ-rej spustoszenia, zrządzane przez fiilokgerę,przybrały tak przerażające rozmiary w Eu-ropie, gdzie nikt prawie nie tępił jej, aż

•dopóki nadmierne rozmnożenie się tegoszkodnika nie zwróciło na siebie uwagi czło-wieka. Człowiek atoli bez pomocy natu-ralnych swoich sprzymierzeńców może sku-tecznie walczyć ze szkodnikami tylko wtedy,gdy zawczasu spostrzeże ich obecność i sta-

Page 7: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

Nr 25 WSZECHŚWIAT 391

nie do walki, jeszcze pierwiej, niż daneowady staną się prawdziwie groźnenń.

Jeszcze jedna okoliczność czyni szkodnikiniebezpieczniejszemi na obczyźnie. Owady,•w walce ze swemi pasorzytami i inuemi wro-gami, wyrobiły w sobie nadmierną płodność,jako środek ratunkowy. Podobnież i rośliny,napastowane przez szkodniki, zyskują z bie-giem czasu pewną odporność, o ile danyich gatunek nie ulegnie w długotrwałej walcei nie zniknie zupełnie, Objaw ten jest zu-pełnie zrozumiały," wszystkie bowiem słabszeosobniki giną zmożone przez pasorzyty, po-zostają zaś tylko silniejsze, a tem samemi cały gatunek nabiera z czasem wielkiejodporności.

Ale i szkodnik wzmacnia się na siłach,będąc zmuszony do walczenia % rośliną od-porniejszą. W ten sposób wytwarza sięrodzaj wyścigu trzymanego w pewnej mierzetak, że ostatecznie i roślina istnieje i szkod-nik znajduje możność życia jej kosztem.

Wyobraźmy sobie teraz, że szkodnik zo-stanie przeniesiony od innej części światao odpowiednich dlań warunkach klimatycz-nych oraz, że tam znajdują się gatunkiroślin, pokrewne jego dotychczasowemu gos-podarzowi, które jednak nigdy jeszcze niemiały do czynienia z takim pasorzytem,a tem samem są zupełnie bezbronne wobecniego. Wówczas szkodnik rzuci się na nieze zdwojoną siłą, a nie napotykając oporu,będzie szerzył wśród nich tem większe spu-stoszenia.

Ta okoliczność miała naczelne znaczeniew zniszczeniu, spowodowanem przez filokge-i§. Europejska winorośl, nie napastowananigdy przez tego szkodnika, ulegała muniejako bez walki, podczas gdy gatunkiamerykańskie (Vitis rotundifolia, riparia,

' rupestris i in.), oddawna mając z nią doczynienia, wyrobiły już w sobie pewną od-porność; filoksera więc nie była dla nich.równie groźną

Istnieją zatem dwie przyczyny, dla których•szkodniki roślinne stają się szczególnie nie-bezpiecznymi na obczyźnie: brak natural-nych wrogów z jednej strony i brak odpor-ności w miejscowych roślinach z drugiej.Skutkiem tego owady, zaledwie znane w swejojczyźnie., stają się gdzieindziej w krótkim

prawdziwą plagą, z. którą walka czę-

stokroć bywa zupełnie bezowocną. Przy-słowie „wszędzie dobrze a w domu najle-,piej"—do nich zdaje się wcale niestosować,Odpowiedniejszem bodaj byłoby inne, że

• „nikt nie jest prorokiem we własnym kraju",przyozem wyraz „prorok" właściwiej bybyło zastąpić wyrazem „bicz boży".

Zresztą nietylko owady, ale i wiele innychgatunków roślinnych lub zwierzęcych roz-mnaża się obficiej na obczyźnie z powodubraku wrogów naturalnych. Czyż nie tejokoliczności Australia zawdzęcza plagę kró-lików? W Ameryce znowuż stała się nad-zwyczaj uciążliwą solanka kolczysta (Saltolakali), roślina pochodząca z Azyi. Przytrafiasię ona i u nas, ale nie ma żadnego wybitnu-go znaczenia; w Nowym Świecie zaś roz-pleniła się tak dalece, że stała się istutuąplagą kraju i trzeba było wydawać specyal-ne przepisy dla jej tępienia.

Wszystko to wskazuje, jak niebezpiecznymmoże stać się szkodnik, wkradający się nie-postrzeżenie do kraju. Wpuszczenie jegomoże częstokroć przynieść szkody niepowertowane, niekiedy gorsze nawet od tych, jakiepociąga za sobą wojna, bo wszystkie wojnyludzkie mają swój koniec, a najścia niektó'rych szkodników zdają się posiadać przy-wilej nieskończoności. Filoksera, korówkai wiele innych szkodliwych stworzeń, odby-wają pochody, które mają wprawdzie począ-tek, końca ich jednak nie można się do-czekać. Wojna trzydziestoletnia wyglądaprzy nich na krótkotrwały fajerwerk.

Wobec tego jest rzeczą pierwszorzędnejwagi nie dopuścić do rozpoczęcia się tegopochodu. Jedynym zaś środkiem do osięg-nięcia tego celu jest ścisła kontrola wszel-kich roślin obcokrajowych, które się spro-wadza w celu aklimatyzowania, Prof. Sajóradzi urządzać na odosobnionych wyspachrodzaj kwarantan, w których doświadczenispecyaliści badać bgdą odnośne rośliny,czy nie znajdują się na nich jakie obceowady lub grzybki chorobotwórcze. Dobrzebyłoby hodować je tam nawet przez jakirok i dopiero następnie stwierdziwszy zu-pełny brak wszelkich niebezpiecznych pa-sorzytów, wprowadzać do kraju bez obawy.

Wykonanie tego planu w całej jego roz-ciągłości byłoby, zapewne, połączone z wielutrudnościami natury czysto praktycznej. Nie

Page 8: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

392 WSZECHŚWIAT Nr 25

należy go jednak uważać za zupełnie nie-możliwyij wobec tego, że różne mocarstwastosują go częściowo, krępując handel mię-dzynarodowy co do pewnych podejrzanychroślin lub zwierząt, co prawda znacznieczęściej ze względu na dążności protekcyjne,niż na rzeczywistą obawę przed zawlecze-niem jakiegoś szkodnika. Obok środków,mających na celu zabezpieczenie się przedwtargnięciem nowych szkodników, równieżważne są sposoby, pozwalające nam skutecz-nie prowadzić walkę z temi, które się jużdostały do nas. Pomiędzy niemi zasługujena baczniejszą uwagę metoda, stosowana•względem importowanych szkodników przezentomologów amerykańskich.

Występując do walki z nowym owadem,niebezpiecznym dla rolnictwa lub ogrodo-wnictwa, zadają oni sobie przedewszystkiempytanie: „jakich naturalnych wrogów po-siada ten szkodnik w swojej pierwotnejojczyźnie?" Jeżeli uda się ich wykryć wów-czas starają się wprowadzić ich do kraju,ieby w ten sposób zyskać niezawodnych po-mocników w walce ze szkodnikiem. W waż-niejszych przypadkach urządzają nawetumyślne wyprawy fachowców do ojczyznyszkodnika, żeby na miejscu poszukiwać jegowrogów.

Niedawno próbowano tego środka prze-ciwko wspomnianemu wyżej tarczykowi SanJogę (Aspidiotus peraiciosus), który w ostat-nich latach zrządził tak znaczne szkodyw ogrodach amerykańskich i o mało co na-wet nie przedostał się do Europy.

Nie będziemy tutaj wdawali się w bliższyopis tego szkodnika, <ko którym Wszech-świat podawał już wiadomość dwa razy(n-r 7 z r. b. i 14 z r. 1898), poprzestaniemyjedynie na wzmiance, że jest on nadzwyczajtrudny do wytępienia, ponieważ w brakudrzew owocowych napastuje różne inne drze-wa i krzowy liściaste, oraz że odznacza sięszaloną płodnością: potomstwo jednej sa-micy może w ciągu jednego roku dosięgnąćpotwornej liczby 3 000 milionów osobników.

Ten ostatni szczegół jest niezmiernie waż-nym, dowodzi bowiem, że tarczyk San Josemusi posiadać w ojczyźnie swojej wielkąliczbę nieprzyjaciół, z którymi walczy w tensposób. Niestety, do dziś niewiadomo, gdziesię właściwie znajduje jego ojczyzna, i jest

rzeczą wielce możebną, źe napastowanyprzez licznych wrogów, odegrywa on tam.rolę bardzo skromną, zaledwie dostrzegalną,należy, prawdopodobnie, do rzadkich ga-tunków. Przyrodnicy ze Stanów Zjednoczo-nych Ameryki północnej robili poszukiwaniana lądach i wyspach, otaczających oceanSpokojny, badali pod tym względem Ame-rykę południową, Australią, Indye wschod-niej Ceylon, Japonią, ale nigdzie dotychczasnie wykryli pierwotnej kolebki tego szkod-nika.

Z Australii sprowadzono nawet do Kali-fornii 16 gatunków owadów, prowadzącychwalkę z tarczykami, przeważnie z rodzinybiedronek (Coccinellidae). Okazało się jed-nak, że wraz z niemi dostały się i ich paso-rzyty, a w ich liczbie straszny wróg biedro-nek z rodzaju Homalotylus. Wskutek tego-biedronki wyginęły, nie spełniwszy pokła-danych w nich nadziei.

W takich przypadkach należy także byćnadzwyczaj ostrożnym i wprowadzać wy-łącznie owady, zupełnie wolne od paso-rzytów, w przeciwnym bowiem razie poży-teczny gatunek ginie i cała praca idzie namarne.

Ostrożniejszym czy może tylko szczęśliw-szym był prof. Riley, zmarły niedawno nestoramerykańskich entomologów, który przed7 laty zaczął robić próby wsprowadzeniaz Anglii do Stanów Zjednoczonych takiegopożytecznego pasorzyta Entodon epigonuss. Semiotellus nigripes. Jestto owad błon-koskrzydły z rodziny bleskotkowatych(Ohalcididae), którego larwa pasorzytujew ciele osławionej muchy heskiej (Oecidono-myia destructor). Oile sądzić można z dotych-czasowych sprawozdań, próby prof. Rileyazostały uwieńczone pomyślnym skutkiem.

Na Węgrzech przed kilkanastu laty uka-zał się poraź pierwszy pewien gatunekczerwca akacyowego (Lecanima robiniarum)r

obsiadając w nieprzeliczonych ilościach miej-scowe akcye tak, że wszystkie młode gałązkibyły doszczętnie oblepione temi szkodnika-mi. Ponieważ akacya europejska pochodziz Ameryki północnej, więc samo przez sięnasuwało się przypusczenie, że tam należyszukać kolebki wzmiankowanego czerwca.

Zaczęto od przeglądania literatury i z wiel-kim podziwem -znaleziono w niej jedynąt

Page 9: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

Nr 25 WSZECHŚWIAT 393

wzmianką dopiero pod datą r. 1881: czer-wiec akacyowy był jakby nieznanym w Ame-ryce. Zaledwie przed kilku laty entomo-logowie amerykańscy odkryli go w NowymMeksyku, gdzie atoli skutkiem energicznejdziałalności pasorzytów, wlecze on bardzonędzny żywot i występuje w nieznacznejilości, pomimo że samice tego gatunku skła-dają jajka tysiącami

I w danym przypadku sprawdza się wyżejwypowiedzony pogląd: czerwiec akacyowyzaledwie mogący podtrzymać istnienie ga-tunku w ojczyźnie i niczem nieujawniającytam swej szkodliwej działalności, w Europie,uwolniony od naturalnych wrogów, stajesię postrachem wszystkich, posiadającychakacye w ogrodach.

Wzajemne stosunki różnych roślin i zwie-rząt są nieraz wielce skomplikowe i pra-widłowe ich ocenienie wymaga starannegozgłębienia przyrody. Można wówczas dojśćnieraz do wręcz przeciwnego zdania, niżsię miało w początku : w danym przypadkunp. przy rozpatrywania warunków istnieniaszkodników roślinnych musiał upaść nasu-wający się w pierwszej chwili pogląd, żeszkodniki nie mogą rozpleniać się obficiena obczyźnie. Jednocześnie dokładniejszepoznanie warunków ich życia dało namw ręce now% broń przeciwko nim, a miano-wicie wprowadzanie do kraju ich wrogów.

Dla pozyskania skutecznych środków dowalki ze szkodnikami konieczne są studyafachowe z jednej strony, z drugiej zaś więk-sza znajomość przyrody wśród szerszegoogółu, inaczej bowiem wyniki poszukiwań,dokonanych przez uczonych nie mogą znaleźćnależytego poparcia wśród publiczności,która pod względem wykształcenia przy-rodniczego znajduje się bodaj że w staniezupełnej ślepoty.

„Stosuje się to—kończy prof.Sajó—zarów-no do warstw rządzących, jak i do rządzo-nych. To też zapoznawanie z takiemi prak-tycznemi wynikami studyów przyrodniczychpowinno wejść koniecznie w skład naukiszkolnej, naturalnie kosztem mniej ważnychprzedmiotów, obciążających bez potrzebypamięć. Każdy, kto się zajmował dłużejtym przedmiotem, musiał przyjść do wnios-ku, że posiada on także w wysokim stopniusiłę kształcącą, chociaż (co się właśnie

w pewnych kołach uważa za złą rekomen-dacyą) pozostaje., w ścisłym wewnętrznymzwiązku z najważniejszemi codziennemi wy-maganiami życia naszego".

B. Dyakowski.

O nadnerczu.

Pomimo olbrzymich postępów, jakie po-czyniła fizyologia w ostatnich czasach, spo-tykamy w niej pokaźne luki. Pomijającjuż czynności układu nerwowego, Achilleso-wą piętę tej nauki — są badania nad czynno-ścią i znaczeniem gruczołów dla ustrojuzwierzęcego. Dotychczas jeszcze nie mamydokładnego pojęcia o tem, jakie miejscew ekonomii ustroju zajmują takie gruczołyjak wątroba, śledziona, nie wspominając już0 tem, że o czynnościach np. gruczołu tar-czykowego, grasicy (thymus) i t. p. prawieżadnego nie mamy wyobrażenia. Ze pozna-nie czynności tych zagadkowych narządównie jest rzeczą tak błahą, jakby się to napierwszy rzut oka wydawać mogło, dowodząostatnie odkrycia w zakresie czynności jed-nego z takich organów, mianowicie nadner-cza. Odkrycia te są dla nas tembardziejzajmujące, że niepoślednie zasługi przyuchyleniu tajemniczej zasłony, otaczającejten narząd, położyli i nasi uczeni, mianowi-cie profesorowie Oybulski i Szymonowicz.

JNa górnym brzegu nerki u każdego zwie-rzęcia możemy odnaleść niewielki narząd,brunatno żółtego koloru, półksiężycowategomniej więcej kształtu. Będzie to nadnercze,które wbrew swemu położeniu, któremu za-wdzięcza swe nazwisko, nie ma nic wspólne-go z nerką. Na przekroju możemy się prze-konać, że składa się ono z warstwy obwodo-wej, takiego właśnie brudno-żółtego koloru1 nieco twardszej, aniżeli część środkowa,bardziej szaro lub brunatno zabarwiona.

Pierwszy na ten narząd zwrócił uwagęBustachiusz (1564) i opisał w swojem dzielenDe renum structura". Ponieważ narządten obfituje w połączenia z nerwami, zwra-cał więc zawsze na siebie szczególniejsząuwagę badaczów, to też spotykamy się zeznaczną ilością poglądów na jego znaczenie.

Page 10: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

394 WSZECHŚWIAT Nr 25

J a k ta kwesty a zajmowała umysły możemysię przekonać z tego, że akademia w Bor-deaux w 1716 r. ogłosiła konkurs na temat:Jakie znaczenie dla ustroju posiadają nad-nercza. Należy dodać, że nagrody nie przy-znano nikomu.

Jedni przypuszczali na podstawie stosun-ków anatomicznych, że gruczoły te znajdują,się w związku z organami moczopłciowemi,inni byli zdania, że wydzielają one soki, któ-re przechodząc do krwi lub limfy udzielająjej szczególnych własności; niektórzy znówtwierdzili, źe sąto narządy szczątkowe, któremiały ważne znaczenie podczas życia płodo-wego, gdyż wtedy sięgają one stosunkowoznacznych rozmiarów.

Niektórzy wreszcie zauważyli łączność po-między układem nerwowym ośrodkowyma nadnerczami. Np- Zander zebrał 42 przy-padki połowicznego niedokształcenia półkulmózgowych, w których zawBze dawały sięzauważyć wady rozwojowe w nadnerczachi na tej podstawie wygłosił pogląd ścisłej za-leżności pomiędzy narządami ośrodkowerninerwowemi a czynnością tych gruczołów.

Dopiero w drugiej połowie X I X w. przy-stąpiono do rozstrzygnięcia tej kwestyiw drodze doświadczalnej. Jako pierwszezasadnicze pytanie postawili sobie uczoniprzekonać się, czy narządy te są dożyciaustroju koniecznie potrzebne, czy też nie.W r, 1856 Brown Sequard wykonał szereg300 doświadczeń i doszedł do przekonania,że są one dla życia niezbędne. Usuwał zwie-rzętom nadnercze i przekonywał się, żezwierzęta takie wkrótce ginęły. Następniezastrzykiwał krew zwierząt operowanychzwierzętom zdrowym i przekonał się, źe krewtaka jest trującą—i odwrotnie, przez za-strzyknięcie krwi prawidłowej udawało musię przedłużyć życie zwierzętom z wycięteminadnerczami. Wyciągnął więc wniosek, żeśmierć zachodzi tutaj wskutek nagromadze-nia się we krwi materyj trujących z prze-miany materyi, które przedtem nadnerczeusuwało w sposób bliżej nieokreślony.

Jednocześnie ukazały się badania Phili-peąux, który na podstawie tego, że udało musię utrzymać przy życiu pewną ilość zwierzątz wyciętemi obustronnie nadnerczami, twier-dził, źe nadnercza nie są bezwzględnie dożycia potrzebne,

Od tego czasu zawrzał pomiędzy uczonymispór. Jedni, jak Nothnagel, Gratiolet, Schiff,którym udało się utrzymać przy życiu ope-rowane zwierzęta, utrzymywali, źe nadnercza:nie są dla życia konieczne, a przypadki koń-czące się śmiercią objaśniali w ten sposób,że sama operacya wycięcia nadnercza jestciężką i powoduje często urazy bardzo waż-nych narządów i to jest bezpośrednią przy-czyną śmierci. Drudzy, jak Tizzoni, po-twierdzali zdanie Brown-Sequarda, gdyż wy-cięcie jednego lub obu nadnerczy zawszewywoływało śmierć.

Widzimy więc, że pomimo tak licznychdoświadczeń pytanie samo pozostało nieroz-wiązane. Dopiero w r. 1891 Abelous i Lan-glois przedsięwzięli nowe doświadczeniaw tym kierunku. Doświadczenia te rzuciływiele światła na czynność nadnercza, i dla-tego zasługują na to, żeby je wspomniećobszerniej.

Autorowie ci robili swoje doświadczeniana żabach, którym wypalali częściowo lubcałkowicie nadnercza rozpałonym do czerwo-ności drutem. Po wypaleniu jednego i więk-szej części drugiego nadnercza u żab letnichnastępowała śmierć po upływie 40—48 go-dzin, a u zimowych po kilku do kilkunastudniach. Można było jednak opóźnić śmierć,zastrzykując żabom operowanym wyciągz nadnercza do krwi, Dowodziło to więc,że powstające zaburzenia i śmierć powodo-wane były nie przez trudność operacyi, leczprzez brak nadnercza.

W dalszym ciągu robione doświadczeniana świnkach morskich wykazały, że zmniej-szenie jednego nadnercza nie pociągało zasobą znaczniejszych zaburzeń, gdyż na 40padło zaledwie 2 świnki. Częściowe znisz-czenie nadnerczy tylko wtedy pociągało zasobą. śmierć po kilku dniach, jeżeli sięgałoznaczniejszych rozmiarów. Zato usunięcieobu gruczołów pociągało za sobą bezwarun-kowo śmierć i to po upływie 5 mniej więcejgodzin po operacyi.

Do ciekawszych doświadczeń Abelousanależy jego doświadczenie z przeszczepia-niem nadnercza. Udało mu się mianowicieprzeszczepić żabie kawałek nerki wraz z nad-nerczem, wzięty z drugiej żaby. Po upływiemiesiąca od czasu zagojenia się rany wyciąłon owej żabie oba jej własne nadnercza i ża-

Page 11: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

Nr 25 WSZECHŚWIAT 395

ba pozostała przy życiu, podczas gdy innebez zaszczepionego nadnercza zginęły mniejwięcej po upływie 30 godzin. Po 15 dniach,w czasie których nie udało się zauważyću zaszczepionej żaby żadnych zboczeń, Abe-lous zniszczył zaszczepione nadnercze i żabazginęła po upływie kilku godzin.

Dalsze doświadczenia Langloisa i Szymo-nowicza na psach, Albanesea na żabach,Schafera na małpach potwierdziły w zupeł-ności spostrzeżenia Abelousa, mianowicie, żewycięcie jednego nadnercza nie sprowadzawybitniejszych zaburzeń, podczas gdy usu-nięcie obu tych gruczołów pociąga za sobąbezwarunkowo śmierć zwierzęcia. W tensposób wreszcie zostało rozstrzygnięte, żenadnercza dla życia organizmu są bezwzględ-nie potrzebne.

Należy teraz objaśnić dlaczego niektórymautorom udawało się utrzymywać przez dłu-gi czas przy życiu operowane obustronniezwierzęta,

Przedewszystkiem nasuwa się poważnawątpliwość, czy ci badacze, którzy otrzymy-wali podobna wyniki, usuwali nadnerczew zupełności. Gruczoł ten leży w otoczeniutak licznych i ważnych narządów i dostęp doniego jest rzeczywiście tak utrudniony, żezupełne jego usunięcie nie należy do rzeczyzbyt łatwych. Do tego np. Nothnagel nisz-czył nadnercza w taki sposób, że przy pomo-cy szczypczyków,miażdżył te gruczoły dopó-ty, dopóki z torebki nie zaczynał wypływaćbiaławy sok i w ten sposób uszkodzony or-gan pozostawiał w jamie brzusznej. Samnawet przyznaje, że w wielu razach przysekcyi, pomimo starannie wykonanej opera-racyi znajdował resztki zupełnie prawidło-wej tkanki. Z badań Stillinga wynika, żeszczególniej u zwierząt młodych nadnerczemoże się odradzać z resztek zdrowej tkankii dochodzić do wielkości prawidłowej. Jeżeliprócz tego weźmiemy pod uwagę, że bardzoczęsto dają się spotykać t. zw. dodatkowenadnercza, gołem okiem niewidzialne, które,jak wykazał Stilling, mogą ulegać przerosto-wi po wycięciu nadnercza i w zupełności za-Btępować organ utracony, będziemy mielizupełne wyjaśnienie sprzecznych wyników,jakie otrzymywali różni badacze.

Pozostała teraz do wyjaśnienia drugastrona kwestyi: jakie ma znaczenie nadner-cze w ustroju. Nasuwały się dwie drogi ba-dania, przedewszystkiem spostrzeżenia nadzwierzętami, pozbawionemi tych gruczołów,a następnie badania nad działaniem istot,które wytwarzają te narządy, a które uda-wało się otrzymywać w postaci wyciągów.

Spostrzeżeń nad zwierzętami, którym wy-cięto nadnercza, istnieje spory zasób. Wspom-nieliśmy już o spostrzeżeniu Abelousa, że ża-by letnie, u których przemiana materyi odby-wa się żywiej, żyją daleko krócej niż zimowe,u których tempo tej wymiany jest wolniej-sze. Pierwsze po wycięciu nadnerczy ginąpo upływie zwykle 48 godzin, gdy tymczasemdrugie mogą przeżyć 5—6 dni. Wogólezwierzęta takie chudną, temperatura ich cia-ła się obniża, okazują pewne zboczenia ukła-du nerwowego w postaci drgawek, tężca,podrażnienia postępującego, które rozpoczy-na się zwykle na kończynach tylnych, a koń-czy się na mięśniach oddechowych. Jednemsłowem objawy, pośród których zwierzę gi-nie, są podobne de zatrucia kurnią, posiada-jącą własność porażania zakończeń nerwówruchowych w mięśniach. Wyciągnięto więcwniosek, że zadaniem tych gruczołów jestniszczenie lub zobojętnianie jadów, które na-gromadzają się we krwi wskutek przemiany

•materyi. Do-wiadczenia Albanese zdawałysię potwierdzać to przypuszczenie. Uczonyten badał wpływ zmęczenia na zwierzętachprawidłowych i pozbawionych nadnerczyi przekonał się, że np. mięśnie żaby prawid-łowej po pewnym czasie wracały do stanunormalnego, gdy tymczasem żaba bez nad-nerczy ginęła wskutek zmęczenia po kilkugodzinach, a żaba, pozbawiona tych narzą-dów, a pozostawiona w spokoju, żyła jeszcze5 - 6 dni.

Na podstawie długiego szeregu swych do-świadczeń Szymonowicz i Oybulski w Krako-wie doszli do zupełnie innych wniosków.

Doświadczenia ich miały na celu wyka-zanie zmian, jakie na poszczególnych funk-cyach ustroju zwierzęcego wywołuje usunię-cie nadnerczy i jak zachowywać się będzieten ustrój pod wpływem zastrzykiwań wy-ciągu z tych gruczołów. Okazało się, że za-burzenia, spowodowane przez wycięcie nad-nerczy przejawiają się głównie w zakresie

Page 12: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

396 "WSZECHŚWIAT Nr 25

dwu czynności—krążenia i oddychania. Od10 godz. po usunięciu tych gruczołów prze-dewszystkiera rzucało się w oczy, że ciśnieniekrwi, które na godzinę przed operacyą wy-nosiło 117 mm słupa rtęci, spadało do 8 mm.Następnie puls okazywał się zlekka zwolnio-nym, a samo oddychanie odbywało się niecowolniej i było bardziej powierzchowne. Nacałym szeregu doświadczeń Szymonowiczprzekonał się. że zjawisko to stale występu-je. Następnie takim zwierzętom zastrzyki-wano wyciąg wodny nadnercza do żył i po5—20 sekundach następowało nagłe wznie-sienie się ciśnienia krwi, gdyż dochodziło do300 mm słupa rtęci. To nagłe podnoszeniesię ciśnienia mogło powstać tylko przez to,źe naczynia się zwęziły. Wiadomo jednak,źe zwężanie się naczyń może powstać z dwo-jakich powodów. W ściankach naczynio-wych znajdujemy zakończenia nerwowe, a na-wet komórki—podrażnienie więc tych ostat-nich przez istoty, znajdujące się w danejchwili we krwi, może spowodować skurczmięśni naczyniowych, a przez to zwężenie sięsamego naczynia krwionośnego. Prócz tegow rdzeniu przedłużnym znajduje się miejsce,którego podrażnienie wywołuje ogólne zwę-żenie naczyń w całym ustroju : hędzie toośrodek naozynioruchowy. Należało więcwyjaśnić, z którą, z tych przyczyn mamy doczynienia. Przecinając lub niszcząc u zwie-rząt rdzeń szyjowy, Szymonowicz przekonałsię, źe zwężenie naczyń następowało tutajgłównie pod wpływem podrażnienia ośrodkanaczynioruchowego. Przekonano się więc,że wyciągi z nadnercza posiadają działanieogólne i że działanie to przejawia się w po-staci drażnienia ośrodków nerwowych. Dzia-łanie wyciągu z nadnercza na serce dało sięwyjaśnić w ten sam sposób. Pod wpływemtych wyciągów ruchy serca ulegały zwolnie-niu, ale zato pojedyncze skurcze stawały sięcoraz silniejsze. Otóż wiadomo, że taki samskutek wywołuje drażnienie ośrodków ner-wu błędnego, znajdujących się także w rdze-niu przedłużnym—samo więc hamowanie ru-chów serca wyjaśniło się wprost przez dzia-łanie wyciągu na ośrodki tego nerwu.

To było jasnym promykiem światła, którypozwolił na wybudowanie hypotezy, tłuma-czącej w daleko dokładniejszy sposób zja-wiska, spostrzegane na zwierzętach bez nad-

nerczy i wyciągnąć nieoczekiwane wnioski,dotyczące czynności nietylko tego narządu,ale nawet ogólnych stosunków w ustrojuzwierzęcym.

Opierając się na tych doświadczeniachSzymonowicz z Cybulskim wygłosili teoryą,źe nadnercze jest gruczołem, wytwarzającympewną wydzielinę, która przedostaje się dokrwi i w pewien szczególniejszy sposób dzia-ła na układ nerwowy ośrodkowy. Że wy-dzielina ta przedostaje się do krwi, dowiodłotego spostrzeżenie Oybulskiego, który zauwa-żył, że krew, wzięta bezpośrednio z żyły nad-nercza, działa zupełnie tak samo, jak i wy-ciągi, choć nieco słabiej. Wydzielina taznajdując się we krwi działa głównie naośrodki nerwu błędnego, ośrodek naczynioru-chowy, także i na ośrodek oddychania, pod-trzymuje przeto drażnienie ośrodki owew stanie czynnym i w tea sposób utrzymujezwierzę samo przy życiu. Gdy wycinamyzwierzęciu nadnercza, zachowuje ono wekrwi pewną ilość wydzieliny tego gruczołu,która w dalszym ciągu podtrzymuje w sta-nie czynnym te niezbędne dla życia ośrodki,a dopiero gdy znajdujący się we krwi zapaszostanie zużyty, zwierzę ginie. Im wolniejodbywa się w ustroju przemiana materyi,tem na dłużej tego zapasu starczy—dlategoteż żaby zimowe, u których przebieg wymia-ny materyi jest wolniejszy, giną później niżletnie. Odwrotnie, im prędzej wymiana sięodbywa, tem szybciej wyczerpuje się ów za-pas i zwierzę ginąć musi, jak owe żaby i kró-liki, które po wycięciu nadnerczy zmuszanodo zmęczenia zapomocą prądu elektrycznego.

Na jedne okoliczność jeszcze chcielibyśmyzwrócić uwagę. Wyświetlenie czynności nad-nercza daje nam klucz do wyjaśnienia całegoszeregu zjawisk w ustroju, które dotychczaspozostawały dla nas zagadkowemi. Do nichnależą tego rodzaju pytania, jak np. : dla-czego mięsień sercowy ciągle się kurczy?dlaczego nasze oddychanie odbywa się takautomatycznie? Wygłaszano najrozmaitszemniej lub więcej zawikłane teorye, żadnaz nich jednak nie sięgała poza sprowadzenietych czynności do czynności układu nerwo-wego. Dlaczego jednak dajmy na to ośrod-ki nerwowe ruchowe serca wywołują ciągłejego skurcze, nie próbowano nawet objaśnić.Tymczasem żadne bodźce zewnętrzne nie są

Page 13: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

Nr 25 WSZECHŚWIAT 397

w możności utrzymać czynności tych takważnych dla życia ośrodków w stanie ciąg-łego podrażnienia. Wyświetlenie czynnościnadnercza daje nam na to wystarczającąodpowiedź.

„Przywykliśmy — mówi prof. Oybulski —uważać dotychczas układ nerwowy, jakonajważniejszy czynnik , w ustroju. Tymcza-sem spotykamy tutaj całkiem nowy czynnik,bez którego sama czynność układu nerwo-wego staje się, niemożliwą. Widzimy więctutaj tak dobitnie, jak nigdzie ścisłą zależ-ność od siebie różnych czynności ustrojui wzajemny wpływ na siebie różnych narzą-dów. Usuwamy tutaj na drugi plan znacze-nie układu nerwowego, ale czyż przez to niezbliżamy sję do poznania rzeczywistych sto-sunków w organizmie?"

D.J.

SPRAWOZDANIE.

— D-r Rudolf Zuber: Geologia pokładów naf-towych w Karpatach galicyjskich. I. Część ogól-na. (Zeszyt I: Stratygrafia formacyj karpackich).Lwów, 1899.

Literatura geologiczna Karpat, do roku 1877bardzo szczupła, od czasu przedsięwzięcia przezwiedeński Zakład geologiczny, a nasfępnie przezkrakowską Akademią Umiejętności systematycz-nych badań geologicznych w tyra niezwykle trud-nym terenie wzrosła olbrzymio. Tomy cale za-pisano zaciekłą polemiką o czysto osobiste nierazpoglądy, żadnemi faktami niepoparte. Sprzecz-ności w zapatrywaniach pojedynczych geologówna wiek poszczególnych utworów karpackiegoflyschu, w których zaledwie gdzieniegdzie znaj •dowano ślady skamieniałości, niezawsze dosta-tecznie charakterystycznych, były wręcz krańco-we. W chaosie prawdziwym, jaki stąd powstał,rozpoznanie się dokładne nietylko dla mniejprzygotowanych, ale nawet dla fachowych geolo-gów, osobiście z geologią Karpat obeznanych,stawało się wprost niemożliwem. Niezliczonebowiem spi^zeczności poszczególnych autorów,często natury zasadniczej, należało rozstrzygaćprzez osobiste badania na miejscu. Wystarczywspomnieć, że liczba rozpraw specyalnych, doty-czących geologii Karpat, wynosi już przeszło200, a poglądy na znaczenie poszczególnych for-naacyj tak dalece są różne, że to, co dla prof.Szajnoohy np. jest formacyą kredową, dla d-raUliliga jest oligocenem i odwrotnie. Za punktywytyczne bywają uważane tak nieznaczne szcze-

góły, jak znajdowanie się pokruszonych kawał-ków skorup Inoceramów lub obecność nieozna-czonych nawet rodzajowo numulitów, które,jak wiadomo, nie są wyłączną właściwością eoce-nu . . . Z prawdziwą przeto wdzięcznością po-witać należy ukazanie się pierwszego zeszytuwyżej wymienionej pracy zasłużonego badaczaKarpat, który pracując od lat dwudziestu jakoekspert przy kopalniach naftowycli miał sposob-ność dokładnie poznać osobiście cały obszar Kar-pat Galicyjskich. . .. .

Pierwszy zeszyt wyżej wspomnianego dziełazawiera rzecz dla geologa najważniejszą, boszczegółową charakterystykę geologiczną po-szczególnych warstw flyschu karpackiego, stresz-czającą krytycznie wszystko, co w tym wzglę-dzie w dwustu kilkudziesięciu publikacyach do-tąd ogłoszono i zaprowadzając ład ścisły wśródchaosu nazw miejscowych, jakierai szafowano dozbytku w literaturze Karpat.

Jak wiadomo, flysch karpacki obejmuje for-macyą kredową i trzeciorzędową, aż po niiocengórny włącznie.

I. S y s t e m k r e d o w y ,

a) W Karpatach zachodnich :

1) Najgłębszy utwór całego kompleksu flyschutworzą warstwy cieszyńskie, złożone z trzech po-ziomów :

a) łupki marglowe, zawierające między innemi:Aptychus applanatus, Beleinnites conicus,Olcostephanus bidichotomus;

(3) wapień jasny, zbity, naprzemianległy z bia-ławemi łupkami, okazującemi ślady fucoi-dów zielonawej barwy—zrzadka aptycliyi Belemnites pistilliformis;

Y) czarne łupki bitumiczne i ciemne piaskowcewapienne, z żyłami białego kalcytu (strzał-ka) [z; licznemi t. zw. „hieroglifami" orazcharakterystycznym Aptychus Didayi, nadtoBelemnites la'us, dilatatus, OlcostephanusAstierianu8.

Wszystkie skamieniałości powyżej wymienionecechują różne oddziały piętra neokomskiego.

2) Warstwy wernsdorfskie (sięgające na wschódaż po okolice Przemyśla), czyli czarne, połysku-jące łupki bitumiczne ze sferosyderytami, podob-ne do „strzałki", lecz zawierającemi obfitą faunęgłowonogów, cechujących najwyższe ogniwo neo-komu czyli piętro „Barremien" (Belemnites Gro •si, Phylloceras infuudibulum, Thetys, Lytocerasphestui crebriBuleatum, recticostatum, Macro-scaphites Yvana, Hamulina Astieri. Silesites vul-pes, Holendiscus Oaillandi, Gasfcaldi, Acanthoce-ras Albrechti-Austriae, Crioceras Emerici i t. d.).

Rośliny lądowe, znalezione w warstwaoh werns'dorfskich (Baiera, Podozamites, Zainites, Segu-oia, Frenelopsis i t p.) są spokrewnione z kredo-wą florą Grenlandyi.

3) Warstwy godulskie—piaskowiec, tworzącynajwyższe grzbiety Karpat Szląskich—oprócz„hieroglifów" zawierają : Belemnites minimum,

Page 14: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

398 WSZECHŚWIAT Nr 25

Ammonitea Dupinianus, mannllatus odpowiadapiętru gault.

4) Piaskowiec istebmeński, grubolawicowyi brylaaty, z wtrąceniami czarnych łupków i sfe-rosyderytów; fauna jego (A.canthoceras Man-telli, Rhotomagense i t. p ) cechuje piętro ceno-mańśkie.

5) Od granicy morawskiej występują jeszczemłodsze miękkie margle piaszczyste irydeckiez Baculites Fanjasi, Belemnitea lanceolatus, Ino-ceramua latus—czyli piętro turońskie.

6) Drobnoziarniste wapienne piaskowce z Basz-ki, prawdopodobnie senońskie.

b) W Karpatach wschodnich :

1) Warstwy ropianieckio, podobne do szląs-kiej „strzałki".

2) Warstwy płytowe z licznemi szczątkamiinoceramoid, zwłaszcza w podrzędnych im zle-pieńcach.

3) Piaskowiec jamneński z wielkiemi inocera-mami oraz jedynym dotąd znanym z tego kom-pleksu warstw głowonogiem Amaltheus requie-nianus. . . • . •

D r Uhlig uważa wszystkie trzy poziomy zanależące do górnej kredy, d-r Zuber atoli mnie-ma, że tylko piaskowiec jamneński tutaj należy,zaś warstwy ropianieckie należą, do neokomu.Na poparcie wszakże tego zdania autor nie przy-tacza przekonywających dowodów.

II. S y s t e m t r z e c i o r z ę d o w y ,

A) Paleogen.

We flyszu karpackim występują wszystkieogniwa paleogenu od najgłębszego eocenu donajwyższego oligocenu—granic ścisłych jednakdo rozdzielenia tych formacyj niepodobna prze-prowadzić dla braku faktów paleontologicznych,podziały przeto używane s% czysto konwen-cyonaJnem pojęciem dla pewnych kompleksówwarstw.

1) Eocen : zielone i czerwone iły i łupki, bar-wy krwistej lub wiśniowej najczęściej, którymtowarzyszą juko wtrącenia warstwy nummulito-we, zawierające oprócz nummulitów, Orbiłoidesstallata, odłamki skorup, zęby ryb i t. d.

Fauna warstw mimmulitowych dotychczas niezostała dostatecznie opracowana.

Obok warstw nummuiilowych w eocenie kar-packim występują zielonawe lub szare, krzetnie-niate, bardzo popękane piaskowce, do kwareytówpodobne, z żytami kalcytu i z „hieroglifami" napowierzchni (górne warstwy hieroglifowe).

W różnych poziomach eocenu powtarzają sięnadto grube pokłady grubo ziarnistego piaskow-ca zielonawego, żółtawego lub brunatnawego, lubteż bardzo twardych, zielonych łupków krzemie-nislych.

Często również w eocenie zdarzają się otoczo-ne bryły skał starszych (jurskich, kredowych,łupków chlory to wy cli, kwarcytów i t. p.).

Podział eocenu na górny i dolny jest niemoż-liwym, gdyż skały powyżej wymienione powta-rzają się w najrozmaitszem następstwie naprze-mian; jedynie zauważyć można, że wogóle w gór-nej części przeważają iły i łupki, w dolnej zaśpiaskowce, zlepieńce, wapienie i t. p. Grubośćcałego kompleksu pokładów eoceńskich wynosi3 0 0 - 5 0 0 m.

2) Oligocen.W całych Karpatach rozpada się na dwa po-

ziomy :a) Dolny, czyli łupki menilitowe, wykształco-

ne w poatnci kilku równorzędnych i zastępują-cych się wzajemnie facies, z których najgłów-niejsze wymieniamy poniżej :

a) Łupki menilitowe wlaściwo-bitumiczne, do-skonale warstwowane, ciemne lub czarne łupkiroarglowa^e z wtrąceniami menilitu.

a') lłolupki, rozpadające się na cieniutkie jakpapier blaszki brunatne lub czarne, po zwietrze-niu powlekające się żółtjm pyłem ałunowym,lecz bez wtrąceń menilitu są, znacznie pospolit-szą odmianą tej skały.

Łupki menilitowe zawierają, obfitą faunę ryb,a mianowicie : Lepidopus leptospondylua, brevi-spondylus, dubius, carpaticus, Megalolepis basch-kenais, latus, Hemirbynchus Zitteli, Gobius lep-tosomus, macroactus, Amphisyle Heinrichi, Me-letta longimnna, crenata, sardinitis, Lenciscuspolysarcus.

P) Łupkom menilitowyra towarzyszą zawszewtrącenia rozmaitych piaskowców, najczęściejcienkoplytowych, żółtych, popękanych, żółtawych,szarycli lub zielonawjch, z licznemi ziarnamiglaukonitu.

Piaskowce te w niektórych okolicach zastępu-ją, całkowicie łupki menilitowe i tworzą kom-pleks, zwany piaskowcom Ciężkowickim lub Kliw-skim, petrograficznie podobny w zupełności dogórnokredowych. piaskowców, różni się od nichwtrąceniami łupków menilitowych ze szczątka-mi ryb.

f) W kilku miejscowościach występują, w tym-żn dolno-ligoceńskim poziomie wapienie piasz-czyste, zawierające liczne szczątki organiczne,jak : Lithotharaium nummnlilicum, Orbitoideapapyracea, nummulitica, stellata, NummulitesBoucheri, N. Semicostata, Tschishatscheyi, mszy-wioły, drobne ramionopławy (Argiope decollata,nummulitica, Thocidinm mediterraneum), odłam-ki jeżowca i małżoraczków, zęby rekinów i t. p.

8) Ciemno popielate lub brunafnawe raarglo-watę iły łupkowe, w głębszych łańcuchach Kar-packich prawie całkowicie zastępujące łupki me-nilitowe. W łupkach tyoh Uhlig znalazł; Ce-rithiuia margaritaceum, calcaratum, moniliforme,plicatum, Turritella asparulata, incisa, Chenopusperpelicani, Cytherea incrassata, soror, Cyrenasemistriata, Oardium fallax, Oardita Laurae,Cyprina brevis, rotundata, Ostrea cyathula.

Fauna to zgodna z dalszym oligocenem Sied-miogrodu.

Page 15: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

Ni 25 WSZECHŚWIAT 399

s) Tym ostatnim łupkom marglowym towarzy-szą często wtrącenia żółtych wapieni hydraulicz-nych oraz warstwy szarych piaskowców hierógli-fowych, z żyłami białego kalcjtu, z pozoru zu-pełnie podobne do t. zw. „strzałki", lecz zawie-rające wtrącenia zielonych zlepieńców z litho-tomniami i nieopracowaną dotychczas faunę oli-goceńską.

Y]) W pogranicznych z Węgrami pasmachKarpat wysypują jeszcze inne warstwy współ-rzędne z iuenilitami—sąto piaskowce hieroglifowez bardzo obfitym łyszczykiem, zwane warstwamibelowezkiemi.

I>) Oligoeen górny przedstawia się w postacidwu facies współrzędnych, a mianowicie :

a) Piaskowiec magórski, zwięzły, szary lubjasny piaskowiec kwarcowy z licznemi i częstowielkiemi blaszkami białej miki. Skała ta two-rzy pasmo Czarnej Hory, oraz wysokie pasmaKarpat zachodnich od granicy węgierskiej.

Wśród piaskowców majorakich Vaćek znalazłw Węgrzech wtrącenie wapienne z fauną kopalnągórnego oligocenu (Eburna Garonis, Melaniastriatissima, Natica crassatina, Cardium fallax,Cytherea incrassata, Soror, Cyrena setnistriata,Panopaes augusta.

P) Na zewnętrznym brzegu Karpat w pozio-mie tym występuje charakterystyczny zlepienieczielony, znany pod nazwą zlepieńca ze SłobodyRungurskiej, przechodzący ku górze w piaskow-ce dobrotowskie, które Zuber zalicza stanowczodo oligocenu górnego.

B) Neogen,

Podkarpackie iły solne formacyi mioceńskiej,oraz współrzędne z niemi brunatno-czerwone iło-lupki, które częściowo mają jeszcze udział w bu-dowie Karpat i wchodzą, w nie głęboko w postacikilku luźnych zatok (np. kotlina Nowotarska).

J. Siemiradgki.

SEKCYA CHEMICZNA.Posiedzenie d. 10 czerwca (9-te w r. b ) .Protokuł z posiedzenia poprzedniego został

odczytany i przyjęty.Zapowiedziany referat p. Majewskiego „0 bu-

dowie chemicznej kamfory" nie doszedł do skat-ku z powoda niemożności przyjazdu prelegenta.

Przewodniozący Sekcyi odczytuje proponowa-ną przez siebie i wiceprezesa Oddziału delegacyądo ustalenia języka naukowego chemicznego. Doskładu delegacyi mają być zaproszeni chemicy,przyrodnicy innych działów, lekarze, farmaceuci,językoznawcy i redaktorzy pism technicznychi naukowych. Po pewnych uzupełnieniach ze-,branie zatwierdza proponowaną listę.

Przez czas wakacyj kilku członków delegacyiuporządkuje materyały dotychczasowe i ustalipunkty różnicy terminologii warsznwskiej od ga-licyjskiej.

P. Leppert wobec podjętej sprawy nomenkla-tury przypomina o równie ważnej sprawie ze-brania materyałów biograficznych ludzi zasłużo-nych na polu chemii w kraju. Odwłoka w tym-względzie utrudni w następstwie pracę przyszłe-mu historykowi chemii w Polsce. Przewodni-czący, p. Znatowicz, gorąco popierając wywodymówcy, zapowiada wprowadzenie na rok przy-szły notatek historycznych jako stałego numeru.programu zebrań Sekcyi.

Następnie p. Wi. Leppert referuje o badaniachnad składem chemicznym żywic wogóle, a szcze-gólniej kalafonii. Według badań braci Dietrichbyło wiadomem dotychczas, że liczba t. zw. ete-rowa kalafonii byia stale większa od liczby ozna-czającej kwasowość. OB^atnie badania RobertaHanlika doprowadziły go do uzasadnionego i bar-dzo prawdopodobnego przypuszczenia, że po-wodem tego jest obecność w kalafonii pewnegokwasu bezwodnego z budową laktonową..

Następnie p. Leppert zwrócił uwagę na przy--gotowujący Się przewrót w fabrykacyi kwasusiarczanngo. Obecnie fabryka badeńska z wiel-kiern powodzeniem wyrabia kwas siarczany,utleniając dwutlenek siarki w bateryach, napeł-nionych gąbką platynową. Jak wiadomo, do-tychczas kwas siarczany angielski wyrabiano tyl-ko systemem komorowym.

Na tem posiedzeniu zakończonem zostało.

ROZMAITOŚCI.

— Największy otwór świdrowy na świecieznajduje się pod ParuBzowieami koło Rybnikana Szlązkuj dosięga on głębokości 2 003,34 m.Przyrost temperatury wynosi 1° na każde34,14 m. Drugie miejsce zajmuje otwórw Schladebach w okolicach Halli (1743,4 wi),dalej idą Lieth koło Altony (1 338 m), Unseburgpod Stassfurtem (1 293,4 m) i wreszcie słynnySperenberg pod Berlinem na 1 273 OT głęboki.Z pomiędzy szybów obecnie eksploatowanychnajgłębszy jest Red Jaket w kopalni Galumeti Hecla w Stanach Zjednoczonych; liczy on 4 900stóp angielskich czyli prawie 1 5 0 0 m głębo-kości. Najgłębszą w Europie jest kopalniawęgla Sainte Henriette około Tilenu w Belgii.Temperatura skał na dnie tego szybu docho-dzi do 47°, a ponieważ temperatura średniaroczna nn, powierzchni wynosi 12°, przeto sto-pień geotermiczny równa się prawie 33°. Drugiemiejsce zajmuje znany powszechnie szyb ew.Wojciecha w kopalniach srebra w Przybrnmiu,.liczący do 1 070 m głębokości. X

Page 16: Jsfe 25. 4 Warszawy,,' Sńja' Tom xvrn.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2211/25wszech99_nr25.pdf · guma arabska) nie dopuszczał ługu Spo.y - sób, opatentowany fabryk przez wę Heiden-heira,

400 WSZECHŚWIAT JSfr 25

— Glin W Indy ach. Obecnie Indye zużywająrocznie do 30 000 ton miedzi do wyrobu naj-rozmaitszych naczyń i sprzętów. W ostatnichczasach uczyniono próbę zastąpienia miedzi gli-nem. A. Ghatterio!!,- profesor inżynieryi nauniwersytecie w Madras, przywiózł z Europyniewielką ilość glirni i kazał zeń sporządzićużywane przez krajowców naczynia. Te ostatniemiały niebywale powodzenie, tak że założono nie-wielką fabrykę glinu: produkującą, około jednejtonny miesięcznie. Wobec . zaciętego konser-watyzmu indusów rezultat podobny był zgołanieoczekiwany; w każdym i'az.ie sporządzonez glinu naczynia muszą posiadać uświęcone tra-dycyą, kształty, różne w różnych prowincyacb,nie mogą więc być produktami wielkiego prze-mysłu. X

— Kolosalny projekt. Australia azybkiemikrokami podąża za, Ameryką na polu rozwojuprzemyłu, pozostawiając w tyle starą Europę.Tak np. aby zaopatrzyć w wodę, suche polazłotonośne Australii zachodniej przystąpiono dobudowy olbrzymiego, 525 km długiego wo-

dociągu z Frecmantle do Coolgardie. Wodociągten mu dostarczać 22 miliony litrów wodydziennie, koszty zaś. .wynieść mają około25 000 000 rubli Olbrzymi ten nakład możesię jednak opłacić, gdyż powiększy się jeszczewydajność kopalni złota, kfóra i tak w 1898 r.doszła do bajecznej sumy 68 milionów marek.

X

— PołÓW fok i Wielorybów, Numer marcowyczasopisma „Zoologist" podaje następujące dane,dotyczące połowu wielorybów i fok w r. 1898 :

18 statków, które odpłynęły w marcu 1898 r.z Nowej Ziemi na połów fok, wyłowiło 241 708sztuk tych zwierząt. Wartość tego połowu wy-nosi około 2 milionów franków. Oprócz tegookoło 30000 fok padło ofiarą rybaków nad-brzeżnych. Na Grenlandyi polowanie na fokijest coraz to bardziej zaniedbywane. Połówwielorybów również chyli się ku upadkowi :flotyla statków z Duudee upolowała w r. 1898zaledwie 990 sztuk tych zwierząt,

Jan T.

B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n y

za tydzień od d. 7 do 13 czerwca 1899 r.

(Ze spostrzeżeń na staoyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, w Warszawie),

7S.8C.9P

IO S.u N.12P.I1) W.

Barometr700 mm + Temperatura w st. C.

7 r. | 1 p. | 9 w T j ~ 7 ~ l p. | 9 w. |Najw.|Najn7

47,751,1f'2,947,3f.2,948,434,1

59,452,o5o,949,358/

8 U

6V53,949,451,452,741,-)3 (,8

12,710,914,89,«6,0

15,712,3

14,515,8I7,o11,812,017,315,2

Średnie 47,H

9,510,6IV11,010,4.12,7

Kierunek wiatruSzybkość' TT metrach

n& sekundyI

Sumaopadu

16,016,220,4.13,312,920,016,4

6,97,19,35,58,46,6

5 9

49477059b983

i' NWa2,NW3,NWs

NWI 3,NW1 !,WS

W7,WS,S«

N5.N4,OSW3,Wr,SW3

W3,SW9,W10

U w a g i

12,0 6.1

7,8—0,02,5

2,"\8,7

21,3

znocyzd 6na"7; og.4pp.cały dzieńdrobny kilkakrotniez nocy i przed południem

popołudniucala noc i prawie cały

[dzień z mai. przerwami

T R E 8 C. O t . zw. raerceryzowaniu bawełny, przez K. Raczkowskiego. — Szkodniki roślin w sto-sunku do własnych pasorzytów i wrogów, przez B. Qyakowskiego. — 0 nadnerczu, przez D. J. —

Sprawozdanie. — Sekcya ohemiczna. — Rozmaitości. — Buletyn meteorologiczny.

Wydawca W. Wróblewski. Redaktor Br. Znatowicz.

IJoaaypoio. Baputana, 3 HOHH 1899 r. ' Warszawa. Druk Emila Skiwskiegó