idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza...

20
O statnio miałem przyjem- ność wysłuchać wykładu pewnego filozofa, który błyskotliwie połączył myśl prof. Dą- browskiego o rozwoju osobowości z myślą prof. Konecznego o teorii cywili- zacji. Nie sposób w tym kontekście nie dokonać kilku ciekawych obserwacji biblijnych. Prof. Dąbrowski wyodrębnił pięć poziomów rozwoju osobowości, biorąc za kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy rozwoju okupują ludzie kierujący się wyłącznie emocjami skupionymi na doraźnych osobistych korzyściach. Punktem koncentracji tych osób jest: „co ja z tego będę miał?”. Ta zasada oceny świata i samego siebie nie zaleŜy od Ŝadnej moralności, etyki czy prawa. Dobrą ilustracją ze świata zwierząt tego „światopoglądu” jest kłębowisko świń przy świeŜo napełnionym korycie. Choć trzeba zauwaŜyć, Ŝe dziś osobnicy na tym poziomie rozwoju mogą jednocześnie posiadać wyszukane maniery, szczycić się stopniami naukowymi czy wysoką pozycją spo- łeczną. Pozory często mylą. Trzeci poziom to ludzie umiejący posługiwać się inte- lektem w swoich decyzjach i pohamowywać przymus emocji, ale sami nie są w stanie skonstruować kodu moralnego, którym mieliby się kierować. Ktoś z zewnątrz musi ich „zaprogramować” jakimś kodeksem. Dopiero na czwartym i piątym poziomie rozwoju oso- bowości (rzadko niestety spotykanym w dzisiejszym społe- czeństwie) ludzie potrafią sami zbudować sobie wewnętrzny kodeks moralny (oraz krytycznie go weryfikować) i dąŜyć do jego wprowadzania w Ŝycie. Do tych podgrup moŜna przyporządkować najlepiej odpowiadające im typy cywilizacji według klasyfikacji prof. Konecznego. Cywilizacja turańska (wodzowska), w której wódz jest istotą najwyŜszą pod kaŜdym względem, takŜe moralno- prawnym, najlepiej współgra z ludźmi na pierwszych dwu poziomach rozwoju osobowości. Cywilizacja bizantyjska jest odpowiednia dla ludzi na trzecim poziomie rozwoju, którzy potrzebują narzuconych z zewnątrz norm i przyjmują je bezrefleksyjnie. Ta cywilizacja apoteozuje prawo i państwo, a moralność ma być im podpo- rządkowana. Najdoskonalsza według Konecznego cywilizacja łaciń- ska akcentuje wolność i odpowiedzialność jednostki oraz prymat moralności nad prawem. Potrzebuje więc osób umie- jących samodzielnie i krytycznie oceniać swoje decyzje, analizować przyjęte wartości oraz stawać w ich obronie nawet w konflikcie z władzą państwową. Analizując kierunek zmian osobowości u ludzi global- nej wioski naszych czasów, nie sposób nie dostrzec maso- wego trendu odchodzenia od wartości, zasad, wzorców na rzecz kierowania się chwilowymi emocjami i popędami. Kul- tura szybkiej satysfakcji zmysłów cechuje naszą cywilizację (jeśli jeszcze moŜna tu uŜyć tego słowa). Paweł Chojecki KONIEC CYWILIZACJI? CO U K R Y W A WATYKAN str. 15 cd. na str. 7 W numerze: Rozwój osobowości, teoria cywilizacji, Biblia ISSN 1734-2708, INDEKS 332143, NAKLAD 1700 EGZ. prąd TYLKO Z D R O W E RYBY P Ł Y N Ą P O D P R Ą D ROK 7, NR 3 (56) MARZEC 2009, CENA 2,50 zł ( VAT 0%) idź pod Magdalena Abakanowicz „Tłum” Koniec cywilizacji? P. Chojecki………………. 1 10-ta rocznica euro N. Farage………………... 2 Wyobraź sobie R. Paul……………………. 2 Konsumować czy oszczędzać - B. Podolski 4 Homosocjal M. Sędzikowski………….. 5 Arka cywilizacji wg Ko- necznego - P. Chojecki….. 6 Raport rtm. Pileckiego... 6 Polskie sukcesy… A. Lesiakowski………….. 8 Wandalizm w Orchard Lake - J.Hilgier, E.Dusza 9 Przegląd prasy ... M. Cuberbiller…………... 10 Za co sądzić generała? P. Setkowicz…………… 12 Inkwizycja - P. Setkowicz 14 Co ukrywa Watykan? P. Chojecki……………… 15 U21– J. Tomczak, J. Ptasznik……………….. 16 Barttp……………………... 17 JKM komentuje…..……. 18 Okiem……………………. 18 Miłość, seks, kopulacja P. Chojecki………………. 20 Złe wieści … - Ł.. Foltyn 17

Transcript of idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza...

Page 1: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

O statnio miałem przyjem-ność wysłuchać wykładu pewnego filozofa, który

błyskotliwie połączył myśl prof. Dą-browskiego o rozwoju osobowości z myślą prof. Konecznego o teorii cywili-zacji. Nie sposób w tym kontekście nie dokonać kilku ciekawych obserwacji biblijnych.

Prof. Dąbrowski wyodrębnił pięć poziomów rozwoju osobowości, biorąc za kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą.

Dwa najniŜsze poziomy rozwoju okupują ludzie kierujący się wyłącznie emocjami skupionymi na doraźnych osobistych korzyściach. Punktem koncentracji tych osób jest: „co ja z tego będę miał?”. Ta zasada oceny świata i samego siebie nie zaleŜy od Ŝadnej moralności, etyki czy prawa. Dobrą ilustracją ze świata zwierząt tego „światopoglądu” jest kłębowisko świń przy świeŜo napełnionym korycie. Choć trzeba zauwaŜyć, Ŝe dziś osobnicy na tym poziomie rozwoju mogą jednocześnie posiadać wyszukane maniery, szczycić się stopniami naukowymi czy wysoką pozycją spo-łeczną. Pozory często mylą.

Trzeci poziom to ludzie umiejący posługiwać się inte-lektem w swoich decyzjach i pohamowywać przymus emocji, ale sami nie są w stanie skonstruować kodu moralnego, którym mieliby się kierować. Ktoś z zewnątrz musi ich „zaprogramować” jakimś kodeksem.

Dopiero na czwartym i piątym poziomie rozwoju oso-bowości (rzadko niestety spotykanym w dzisiejszym społe-czeństwie) ludzie potrafią sami zbudować sobie wewnętrzny kodeks moralny (oraz krytycznie go weryfikować) i dąŜyć do jego wprowadzania w Ŝycie.

Do tych podgrup moŜna przyporządkować najlepiej odpowiadające im typy cywilizacji według klasyfikacji prof. Konecznego.

Cywilizacja turańska (wodzowska), w której wódz jest istotą najwyŜszą pod kaŜdym względem, takŜe moralno-

prawnym, najlepiej współgra z ludźmi na pierwszych dwu poziomach rozwoju osobowości.

Cywilizacja bizantyjska jest odpowiednia dla ludzi na trzecim poziomie rozwoju, którzy potrzebują narzuconych z zewnątrz norm i przyjmują je bezrefleksyjnie. Ta cywilizacja apoteozuje prawo i państwo, a moralność ma być im podpo-rządkowana.

Najdoskonalsza według Konecznego cywilizacja łaciń-ska akcentuje wolność i odpowiedzialność jednostki oraz prymat moralności nad prawem. Potrzebuje więc osób umie-jących samodzielnie i krytycznie oceniać swoje decyzje, analizować przyjęte wartości oraz stawać w ich obronie nawet w konflikcie z władzą państwową.

Analizując kierunek zmian osobowości u ludzi global-nej wioski naszych czasów, nie sposób nie dostrzec maso-wego trendu odchodzenia od wartości, zasad, wzorców na rzecz kierowania się chwilowymi emocjami i popędami. Kul-tura szybkiej satysfakcji zmysłów cechuje naszą cywilizację (jeśli jeszcze moŜna tu uŜyć tego słowa).

Paweł Chojecki KONIEC CYWILIZACJI?

CO U K R Y W A WATYKAN str. 15

cd. na str. 7

W numerze:::: Rozwój osobowości, teoria cywilizacji, Biblia

ISSN 1734-2708, INDEKS 332143, NAKŁAD 1700 EGZ.

prąd TYLKO Z D R O W E RYBY

P Ł Y N Ą P O D P R Ą D

ROK 7, NR 3 (56) MARZEC 2009, CENA 2,50 zł ( VAT 0%)

idź

pod

Magdalena Abakanowicz „Tłum”

Koniec cywilizacji? P. Chojecki……………….

1

10-ta rocznica euro N. Farage………………...

2

Wyobraź sobie R. Paul…………………….

2

Konsumować czy oszczędzać - B. Podolski

4

Homosocjal M. Sędzikowski…………..

5

Arka cywilizacji wg Ko-necznego - P. Chojecki…..

6

Raport rtm. Pileckiego... 6

Polskie sukcesy… A. Lesiakowski…………..

8

Wandalizm w Orchard Lake - J.Hilgier, E.Dusza

9

Przegląd prasy ... M. Cuberbiller…………...

10

Za co sądzić generała? P. Setkowicz……………

12

Inkwizycja - P. Setkowicz 14

Co ukrywa Watykan? P. Chojecki………………

15

U21– J. Tomczak, J. Ptasznik………………..

16

Barttp……………………... 17

JKM komentuje…..……. 18

Okiem……………………. 18

Miłość, seks, kopulacja P. Chojecki……………….

20

Złe wieści … - Ł.. Foltyn 17

Page 2: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

2 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

P rzemówienie Nigela Far-age'a, prze-

wodniczącego Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa oraz członka Parlamentu Europejskiego. W Parlamencie Europejskim naleŜy do grupy Niepodległość i De-mokracja.

Panie i panowie, cieszcie się dziesiątą rocz-nicą euro, poniewaŜ bardzo wątpię, Ŝe będziecie świętować dwudziestą. To, co widzieliśmy dziś rano, przypominało stare czasy komunizmu. Pa-miętacie, jak ogłaszano wykonanie 5-letnich pla-nów często przed ich wdroŜeniem, jak wiele mó-wiono o rekordowych zbiorach i wspaniałych licz-bach produkcji traktorów? Podobnie jak w tamtych czasach, dzisiaj rano uraczono nas szeregiem niepochodzących z wyborów, starzejących się biurokratów, mówiących nam, jak wielki sukces osiągnięto. To wszystko urojenia. Pogląd, Ŝe EBC wykonał dobrą robotę, jest zadziwiający. Ubiegłego czerwca EBC podniósł stopy procentowe właśnie w momencie, gdy rynki zmierzały do załamania i stopy procentowe były cięte na całym świecie.

Oczywiście nic mnie w tym nie zaskoczyło, ponie-waŜ euro jest wolą klasy politycznej, narzuconą ludziom w Europie. Pamiętajcie, Ŝe tylko dwa kraje miały referendum w sprawie euro - Dania i Szwecja - i oba powiedziały "nie" - takie małe słowo, którego staracie się unikać, jak tylko moŜecie.

Strefa euro nigdy nie została przetestowana, ale będzie. Hiszpania ma problemy ekonomiczne. Włoscy i niemieccy ekonomiści mówią teraz, Ŝe nie powinni nigdy wprowadzać euro. Lecz sytuacja w Grecji powinna skupić naszą uwagę. Tysiące mło-dych ludzi demonstruje na ulicach, domagając się, by ich rząd coś zrobił. śądają od rządu cięcia stóp, Ŝądają od rządu dewaluacji. Ale grecki rząd utkwił w środku euro-kaftana. Nie mogą nic zrobić. Przy-szłe wybory w Grecji teŜ niczego nie zmienią. Gdy odbiera się ludziom moŜliwość decydowania o ich własnej przyszłości poprzez kartę do głosowania, wtedy obawiam się, Ŝe przemoc jest jedyną lo-giczną alternatywą. Co zrobiliście z euro? Uwięzili-ście ludzi w ekonomicznym więzieniu. Uwięziliście ludzi w Völkerkerker (więzienie), z którego wyjście wymaga olbrzymiej odwagi, wymaga cech przy-wódczych lub konieczności niechybnego załamania

ekonomicznego. MoŜecie sobie buczeć, moŜecie sobie drwić,

ale pamiętajcie, Ŝe Brytania, która nie ma euro, jest zdolna do dewaluacji, do cięcia stóp. Byliśmy w stanie zrobić to, co trzeba było zrobić. Drwijcie sobie, jak wam się to podoba, ale musicie mieć na uwadze, Ŝe dzisiaj rano na rynkach obligacji grec-kie obligacje były sprzedawane o 233 punkty bazo-we wyŜej niŜ niemieckie. Wiem, Ŝe większość w tym miejscu nie wie nawet, co to oznacza, a ci, którzy wiedzą, zrobią wszystko, aby to zignorować. Jeśli chcecie, moŜecie dalej tak chować głowy w piasek. MoŜecie ignorować rynki, jeśli chcecie. Ale w odpowiednim czasie rynki nie zignorują was. Dziękuję bardzo.

Przed debatą wręczano europosłom karty z czekoladową monetą euro wraz z ulotką, na której widniał napis: “UWAGA! Podatne na topnie-nie.” (W języku angielskim słowo “meltdown” poza topnieniem np. czekolady oznacza takŜe krach finansowy.)

Parlament Europejski, Strasburg, 13.01.2009r.

źródło: youtube.com/odDymarkow

10. rocznica euro Nigel Farage

Zapraszamy na spotkanie z Grzegorzem Braunem połączone z projekcją Jego filmu „Defilada Zwycięz-ców 1939”. Po filmie ReŜyser omówi dzisiejsze szan-se Polski wobec kolejnego sojuszu Berlin-Moskwa.

W yobraź sobie przez chwilę, iŜ gdzieś w środkowej części Teksasu znaj-dowałaby się obca baza militarna,

powiedzmy chińska lub rosyjska. Wyobraź sobie te tysiące uzbrojonych Ŝołnierzy, którzy stale patrolo-waliby amerykańskie ulice w pojazdach wojsko-wych. Wyobraź sobie, jak słyszysz, iŜ sprawują oni pieczę nad „naszą ochroną”, „promowaniem demo-kracji”, „ochroną ich strategicznych interesów”.

Wyobraź sobie, iŜ działają poza prawem Stanów Zjednoczonych i Ŝe Konstytucja nie jest dla nich wiąŜąca. Wyobraź sobie, Ŝe co jakiś czas popełniają błędy lub działają na podstawie złych informacji i w rezultacie zabijają lub terroryzują niewinnych Amerykanów, łącznie z kobietami i dziećmi, nie podlegając w tym czasie Ŝadnym re-perkusjom i nie ponosząc konsekwencji swoich czynów. Wyobraź sobie, Ŝe utworzyli oni punkty kontrolne na naszej ziemi i rutynowo przeszukują i plądrują całe okolice. Wyobraź sobie, Ŝe Ameryka-nie baliby się tych obcych wojsk oraz w ogromnej większości uwaŜano by, Ŝe bez nich w Ameryce Ŝyłoby się lepiej.

Wyobraź sobie, iŜ niektórzy Amerykanie byliby tak źli z powodu ich obecności w Teksasie, Ŝe postanowiliby połączyć siły i walczyć z nimi w obronie naszej ziemi i suwerenności, poniewaŜ przywódcy w rządzie odmawialiby lub nie byliby w stanie sami tego uczynić. Wyobraź sobie, Ŝe ci Amerykanie, którym za ich akcje obronne przyklejo-no etykietkę terrorystów lub rebeliantów, są rutyno-

wo zabijani lub chwytani i torturowani przez obce siły na naszej ziemi. Wyobraź sobie, Ŝe okupanci wyszli z załoŜenia, iŜ im więcej zabi-ją Amerykanów, tym szyb-ciej powstrzymany zostanie

opór, ale zamiast tego za kaŜdego zabitego Amerykanina dziesięciu więcej gotowych będzie chwycić za broń przeciwko nim, skutkiem czego będzie niemający końca rozlew krwi. Wyobraź sobie, iŜ mieszkańcy ziem, z których pochodzą obcy, takŜe chcą, by ich wojska wróciły do domu. Wyobraź sobie, Ŝe wybierają przywódcę, który obiecał sprowadzić ich do domu i połoŜyć kres temu horrorowi.

Wyobraź sobie, iŜ ten przywódca zmienia zdanie, gdy tylko zostaje wybrany.

Rzeczywistość jest taka, Ŝe nasza militarna obecność w wielu miejscach jest tak uwłaczająca dla Ŝyjących tam ludzi, jak uwłaczającą byłaby obecność sił chińskich w Teksasie. Nie pozwoliliby-śmy na to, ale sami mamy globalnie rozciągające się imperium oraz bardzo nachalną, prowadzoną od dekad politykę zagraniczną, wzbudzającą duŜo nienawiści i urazy względem nas.

Zgodnie z naszym CIA wtrącanie się w spra-wy Bliskiego Wschodu było główną motywacją do przeraŜających ataków z 9/11. Ale nie doczekali-śmy się zmiany naszej polityki zagranicznej. Po prostu jeszcze bardziej uległa ona eskalacji. Z

pewnością mieliśmy prawo ścigać odpowiedzial-nych za 9/11, ale dlaczego tylu Amerykanów uwa-Ŝa, Ŝe mamy prawo do militarnej obecności w 160 krajach, skoro sami nie zgodzilibyśmy się na choć-by jedną obcą bazę na naszej ziemi z jakiegokol-wiek powodu? Proszę zauwaŜyć, Ŝe nie są to am-basady, ale instalacje wojskowe. Nowa administra-cja niczego w tej kwestii nie zmienia. Rozmieszcza-jąc wszędzie wojska i bawiąc się semantyką, nie realizuje priorytetów obywateli amerykańskich, którzy zwyczajnie chcą powrotu naszych męŜczyzn i kobiet do domu. 50 tysięcy stacjonujących Ŝołnie-rzy w Iraku nie przysparza pokoju bardziej, niŜ gdyby 50 tysięcy rosyjskich Ŝołnierzy stacjonowało w Stanach Zjednoczonych.

Zamknięcie baz militarnych i zaprzestanie stosowania gróźb i przemocy wobec innych krajów nie jest izolacjonizmem. Wręcz przeciwnie. Otwar-cie się na przyjaźń, uczciwy handel i dyplomację jest polityką zagraniczną spod znaku pokoju i do-brobytu. Jest to jedyna polityka zagraniczna, która nie doprowadzi do bankructwa w krótkim czasie, gdyŜ nasze obecne działania z pewnością do tego doprowadzą. Podzielam rozczarowanie Ameryka-nów retoryką polityki zagranicznej naszego rządu. Smutne jest to, Ŝe nasza polityka zagraniczna ZMIENI SIĘ, tak jak polityka Imperium Rzymskiego, kiedy wszystkie finansujące ją budŜetowe i mone-tarne sztuczki zostaną wyczerpane.

9 marca 2009 źrodło: rewolucjajestteraz.blogspot.com

Ron Paul

Wyobraź sobie Ron Paul

Boni nasze dzieci goni „(...) Sześciolatki muszą iść do szkół. Bo chodzi równieŜ o to, Ŝeby wcześniej kończyły edukację. To element polityki rynku pracy, bez tego nie będzie miał kto zarabiać na nasze emerytu-ry". TW „Znak” vel Michał Boni, minister w rządzie PO, GW

Najlepsze podsumowanie III RP „Mówi się, Ŝe „Solidarność” w 1988 roku była mocna, a władza była słaba. Chciałem przy-toczyć taki przykład: „Solidarność” potrzebowała dwudziestu lat, by nam odebrać emerytu-ry…” gen. Czesław Kiszczak, ostatnie wydanie zdjętej z anteny „Misji specjalnej” z 03.03.2009

LUBLIN — 1.04.09 (środa) godz.17.30 Klub „Graffiti” ul. Piłsudskiego 13 (wejście przez budy-nek StraŜy Miejskiej) (o 15.00 ReŜyser spotka się ze studentami UMCS na Wydziale Politologii) KROSNO — 2.04.09 (czwartek) 17.00 Spółdzielczy Dom Kultury Krośnieńskiej SM, ul. Wojska Polskiego 41

Page 3: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

M ichnik przekazał swoim pupilom dobre socjalistyczne wzorce. Najle-piej by było, gdyby była jedna gaze-

ta, jedno radio, jedna telewizja. Byłby porządek i lud Ŝyłby w spokoju, jego reprezentanci mogliby pokosztować spokojnie szampana i kawioru w jego imieniu. A tak jest bałagan, kaŜdy mówi, co chce (cóŜ za odraŜająca zbrodnia!) i oficerowie od pro-pagandowego frontu mają ręce pełne roboty, by to jakoś poukładać i wyciszyć głosy nieprawomyślne. A nie lepiej było się dogadać z Rywinem???

Gazeta.pl: „TVP Info poświęciła aŜ dwadzie-ścia minut konferencji ugrupowania, którego nie uwzględniają Ŝadne sondaŜe poparcia partii poli-

tycznych.” „TVP Info nie przestaje promować Declana

Ganleya, człowieka, który doprowadził do klęski traktatowego referendum w Irlandii, a teraz w Pol-sce znalazł poparcie niszowych prawicowych ugru-powań".

„Stacje konkurencyjne TVN24 i Polsat News nie zdecydowały się na poświęcenie temu wyda-rzeniu ani chwili swojego czasu antenowego.”

„Gdy pozostałe stacje relacjonowały szczyt UE, na którym Polska dostała 330 milionów euro, w TVP usłyszeliśmy o zagroŜonej przez Brukselę polskiej demokracji.”

Rzeczywiście, woła to o pomstę do nieba!

Wszystkie stacje powinny zamilczeć Ganleya („ani chwili czasu antenowego!”). Zanim Gazeta po-chwali pokazywanie Ganleya, musi on zdobyć popularność w sondaŜach; co innego, gdyby to byli demokraci.pl, Polska XXI czy jakaś inna szemrana lewizna. Niszowe ugrupowania prawicowe nie są godne, by je pokazywać – Szczuki, Biedronie, Niemce czy Obirki... a, to co innego…

A tak przy okazji, to cała afera z TVP Info pokazuje, jak nierzetelny obraz rzeczywistości dostaje przeciętny widz. Kto politycznie kieruje mediami, steruje tym, co myśli „Pan, Pani, społe-czeństwo”. Mówienie o misji i obiektywizmie me-diów to farsa. Jedyny ratunek w ich wielości i au-tentycznej konkurencji.

Paweł Chojecki

„Skwapliwość, z jaką niektórzy przedstawiciele hierar-chii kościelnej dołączają do rozmaitych Ŝydowskich kampanii propagandowych wymierzonych w Kościół katolicki, skłania do zastanowienia nad jej przyczyna-mi. MoŜe ona wynikać albo z przynaleŜności do taj-nych stowarzyszeń, których celem jest walka z Ko-ściołem i chrześcijaństwem, albo z uwikłania w jakieś kompromitujące zaleŜności, albo wreszcie – z uzaleŜ-nienia od Ŝydowskiej finansjery. Jeśli rzeczywiście Stolica Apostolska popadła w takie uzaleŜnienie, to wydaje się, iŜ Ojciec Święty powinien otwarcie poinfor-mować o tym wszystkich katolików, a jestem pewien, Ŝe zrobiliby wszystko, by swój Kościół z tej upokarza-jącej zaleŜności uwolnić. Natomiast w stosunku do tajniaków – czy to masońskich, czy komunistycznych, czy wszelkich innych - naleŜałoby rozwaŜyć zastoso-wanie bojkotu finansowego. michalkiewicz.pl

3 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

W wyniku rozgrywek pomiędzy PO a PSL dawny „opozycjonista” z Wro-cławia, a późniejszy budowniczy

partii „grubej kreski” ostro zjechał polskie chłop-stwo. Ale w polemicznym uniesieniu powiedział coś, co moŜe nie spodobać się jego „partnerom”:

„To była największa grupa społeczna, która protestowała przed wejściem do UE, ale to jedyna grupa, która wymiernie skorzystała na wejściu do Unii.” onet.pl

Ugrupowania uniosceptyczne od początku przestrzegały, Ŝe ogólny bilans wejścia do UE

będzie dla Polski niekorzystny. Ale Ŝeby „hardcorowy” Europejczyk zdobył się na takie pu-bliczne wyznanie?! Jak moŜna narodowi powie-dzieć: „WSZYSTKIE POLSKIE GRUPY SPOŁECZ-NE (ZA WYJĄTKIEM CHŁOPÓW) NIE SKORZY-STAŁY WYMIERNIE NA UNIOWSTĄPIENIU”. Gdzie dyscyplina partyjna, gdzie instynkt samoza-chowawczy??? Jeszcze ktoś to usłyszy i zrozu-mie… Paweł Chojecki

Z ewsząd słychać narzekanie na miał-kość naszych elit. śe to Niemcy, Ŝe to Rosjanie… Prawda, wymordowali

miliony, ale następują nowe pokolenia. Dlaczego z nich nie wyrastają nowe elity??? Pod zaborami teŜ nie było lekko; powstania równieŜ co ok. 30 lat zbierały krwawe Ŝniwo; I wojna światowa spowodo-wała zniszczenia na niespotykaną w historii skalę.

Ale w latach 1918–1920 za Polskę poszło walczyć milion Ŝołnierzy!!! Dlaczego dziś Polska nie „produkuje tylu patriotów”?

Stawiam tezę, Ŝe jedną z najwaŜniejszych przyczyn jest zmiana modelu rodziny. Tradycyjnie dzieci od urodzenia miały częsty kontakt z Rodzi-cami. Najpierw większy z Matką, potem dopiero z Ojcem. Taki model panował zresztą od tysiącleci:

Gdy jeszcze byłem synem u mojego ojca, jako miły jedynak pod opieką mojej matki, Przyp. 4:3

Nad rozwojem psychiki niemowlęcia i małego dziecka czuwała jego Matka. Psychologowie i pedagodzy zgodni są dziś, Ŝe Ŝycie wewnętrzne człowieka kształtuje się w pierwszych 6-7 latach

jego Ŝycia. W pierwszej części tego okresu buduje się głównie sfera emocji (stąd potrzeba ciepła Matki), a w drugiej światopogląd i toŜsamość (tu rola Ojca).

Ojców często w naszej historii brakowało, ale Polki potrafiły to dość dobrze rekompensować, przyjmując na siebie ojcowskie obowiązki przeka-zania wartości i postaw heroicznych oraz kultywu-jąc pamięć Ojca, który walczy/cierpi/zginął za Pol-skę. To właśnie w tym tragicznym dla nas XIX wieku ukuto termin „Matka-Polka”.

Kto zabrał nam te Matki??? Nie wojny, nie prześladowania, nie sąsiedzi. Młodym Polakom najpierw Ojców, potem Matki zabrał… socjalizm! To ten ustrój zagonił do niewolniczej pracy Głowy Rodzin, a gdy to nie wystarczyło na zaspokojenie ich potrzeb bytowych, otworzył swą paszczę na Matki. Dziś w przeciętnej Polskiej Rodzinie oboje Rodzice pracują, a pielęgnacja i wychowanie dzieci jest wypadkową oddziaływania dziadków, Ŝłobków/przedszkoli/opiekunek i Rodziców. Sam brak czasu i zmęczenie pracą ponad miarę (75% jej efektów przejada biurokratyczna machina socjalnego pań-stwa) nie jest jedyną przyczyną problemu. Mimo to

oddani swej misji Rodzice przekazaliby swym potomkom przynajmniej zręb przyszłych wartości. System uderzył nas znacznie głębiej. Przepraco-wanym Rodzicom ustawicznie sączy myśl, Ŝe to nie oni są odpowiedzialni za swoje dzieci i kompe-tentni w ich wychowaniu. System podsuwa zastępy swoich „specjalistów”, którzy wiedzą lepiej, jak zająć się naszymi pociechami i mają na to czas. Pedagog, psycholog, nauczyciel, wychowawca, pracownik socjalny to dopiero właściwa i wykwalifi-kowana siła do prowadzenia młodego człowieka. Rodzice „kupili” to kłamstwo. Trzeba przyznać, Ŝe po części było im ono na rękę. Wychowanie to powaŜna i budząca obawy młodych Rodziców sprawa. CzyŜ pomoc fachowca się nie przyda? Czy nie pewniej zaufać ich mądrości? Czy w końcu nie łatwiej scedować na nich odpowiedzialność???

Co jeszcze „dobrego” daje praca kobiet? Większość czasu przebywa ona wśród obcych ludzi. Od innych kobiet uczy się, jak dbać o siebie, jak być niezaleŜną od męŜa, jakie nowe seriale warto oglądać itd. Z męŜczyznami w pracy spędza więcej czasu niŜ ze swoim MęŜem…

Mamy więc dziś zamiast etosu Matki-Polki kobietę wyzwoloną, która wie, gdzie ma punkt „G”, ale nie wie, gdzie – dosłownie i w przenośni – są jej własne dzieci. Paweł Chojecki

Do Matki Polki!

Lament „Wybiórczej”

Frasyniuk puścił farbę

Rzecz niesłychana! Red. Michalkiewicz po raz pierwszy od „niepamiętnych czasów” sforsował mury KUL! Czy narcybiskup „Filozof” traci kontrolę, czy to tylko zwykłe przeoczenie? Za miesiąc zamieścimy fragmenty ciekawej debaty o traktacie lizbońskim, a niecierpli-wych odsyłamy do nagrania video UPR TV Lublin: http://tiny.pl/bk42, http://tiny.pl/bk4s

„Episkopat Kościoła Rzymsko-katolickiego w Polsce uznał sprawę agentury SB w szeregach księŜy, a zwłaszcza biskupów, za "zamknietą". Oświadczył teŜ, Ŝe dobrowolnej współpracy biskupów z bezpieką nie było.” Obecnie oczeku-ję, Ŝe Polski Związek Piłki NoŜnej orzeknie, Ŝe sprawę korup-cji w futbolu uwaŜa za zamkniętą, i Ŝadnych przypadków dobrowolnego drukowania meczów nie było.

A pisząc serio: problem, który z biskupów współpraco-wał z SB, nie jest juŜ dziś szczególnie waŜny. Pytanie brzmi: który z biskupów współpracuje z ABW i innymi słuŜbami?

Czy np. biskup, który znienacka ogłasza, Ŝe jazda nieubezpieczonym samochodem jest "grzechem" - nie moŜe być o coś podejrzany? Być moŜe tylko o przyjęcie ofiary na Jego diecezję - złoŜonej przez konsorcjum towarzystw ubez-pieczeniowych?

A być moŜe nie tylko… korwin-mikke.pl

Nowa strona JKM ruszyła!

Page 4: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

„ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009 4 4

Ś ledząc serwisy informacyjne, łatwo moŜ-na dojść do przekonania, Ŝe wszystkie problemy trapiące gospodarkę światową

spowodowane są malejącą konsumpcją. JuŜ na pierwszy rzut oka widać, Ŝe jest to pogląd błęd-ny. Stan gospodarki światowej wynika z maleją-cych oszczędności i malejącej produkcji. Twier-dzenie przeciwne to obracanie kota ogonem. KaŜdy wie, Ŝe z wydawaniem i konsumowaniem nie mamy najmniejszego problemu. Praca i oszczędzanie przychodzą nieco trudniej. Tym-czasem argumentacja większości ekonomistów jest odmienna, wręcz naiwna. Opiera się na załoŜeniu, Ŝe to konsumpcja, a nie produkcja jest przyczyną bogactwa. Twierdzą oni, Ŝe ludzie wydają coraz więcej pieniędzy, wskutek tego

rośnie sprzedaŜ, rosną przychody firm i płace, a to „nakręca gospodarkę”.

Warto wytknąć błędy tego rozumowania. Zanim się coś sprzeda i skonsumuje, trzeba to coś wy-

produkować. Produkcja wymaga pracy i oszczędno-ści. Ściślej mówiąc, dóbr kapitałowych, które istnieją dzięki oszczędnościom. Dobrobyt obecny w naszym świecie zawdzięczamy pracy i oszczędnościom po-przednich pokoleń. Gdyby nasi przodkowie nie rozpo-częli procesu akumulacji kapitału - nie konsumowali mniej niŜ wynosiła ówczesna produkcja - nigdy nie osiągnęlibyśmy poziomu Ŝycia znanego obecnie. Świat, w którym konsumpcja stale przewyŜsza pro-dukcję, jest światem ciągłego niedostatku, w którym człowiek nie jest w stanie osiągnąć niczego, co wy-kraczałoby poza bieŜącą chwilę. Świat odwrotny, w którym produkcja stale przewyŜsza konsumpcję, w którym dzięki oszczędnościom następuje stały proces akumulacji kapitału, to świat rozwijający się. To świat, w którym ludzie planują na wiele lat do przodu i w którym systematycznie pozbywają się niedostat-ku. Nie byłoby potrzeby przytaczać tych oczywistych twierdzeń, gdyby nie fakt, Ŝe co dzień bombardowani jesteśmy twierdzeniami przeciwnymi. Twierdzenia-mi, które trudno nazwać inaczej niŜ propagandą. Nie ma tutaj znaczenia, czy ta propaganda to rozmyślne działanie osób, którym akurat wysoka konsumpcja jest na rękę, czy bezmyślne powtarzanie zasłyszanych twierdzeń. Musimy uświa-domić sobie, Ŝe kult konsumpcjonizmu ma oparcie w wątpliwej teorii ekonomicz-nej, która zawładnęła uniwersytetami na całym świe-cie. Zawładnęła tylko dlatego, Ŝe jest idealnym uspra-wiedliwieniem działań rządów. Rządy państw rozwi-niętych wydają góry pieniędzy, przyznają sobie coraz szersze kompetencje i wkraczają coraz mocniej w osobistą wolność i Ŝycie jednostek, powołując się na twierdzenia ekonomistów, których sami opłacają. Obecnie proces ten jest tak zaawansowany, Ŝe wyda-je się być naturalnym stanem rzeczy, juŜ nieuświada-mianym przez Ŝadną ze stron. Rządy się zmieniają, przybywa magistrów ekonomii, a kolejni eksperci tłumaczą, Ŝe wydając dzisiaj całe swoje pieniądze na zupełnie niepotrzebne gadŜety, spełniamy obywatel-ski obowiązek ratowania gospodarki przed recesją. Wszyscy gładko wdraŜają się w system, który powstał parędziesiąt lat temu. Nawet taki wstrząs, jak obecny kryzys gospodarczy nie jest w stanie wyrwać ich z transu uwielbienia dla interwencjonizmu państwowe-go i powolnego zniewalania jednostki przez instytu-cje.

Większość ludzi nie jest ekonomistami. Nie

zastanawia się teŜ nad tym, jak działa gospodarka i wolny rynek, przyjmując na ogół zasłyszane twierdze-nia za prawdziwe. Zainteresują się tymi sprawami dopiero wtedy, gdy stracą pracę albo inflacja dotknie ich tak mocno, Ŝe za 100 złotych nie będą w stanie kupić bochenka chleba. Wtedy gniew tłumu obróci się zapewne ku wolnemu rynkowi i kapitalizmowi jako głównym sprawcom nieszczęść. Przyspieszy to jesz-cze bardziej proces wprowadzania socjalizmu i przy-czyni się do rozpadu społeczeństwa.

Oczywiście tak nie musi być. Istnieje szansa, Ŝe dostatecznie duŜo osób dostrzeŜe fakt, Ŝe w „naszym” systemie coś nie gra. Kiedy po okresie prosperity przychodzi załamanie gospodarcze, a zwłaszcza kryzys tak potęŜny jak obecny, niektórzy zaczynają zastanawiać się, czy tak istotnie musi być. Czy naprawdę wzloty i upadki gospodarki to „stan naturalny”, element boskiego planu, który skazuje miliony ludzi na pogorszenie warunków Ŝycia, utratę pracy, oszczędności, zmusza właścicieli do zamyka-nia firm, sprawia, Ŝe konieczne jest „dokapitalizowanie” banków, a rząd stawia w pozycji sędziego decydującego, kto ma zginąć, a komu po-zwoli się przetrwać? Kiedy jednostka zacznie szukać odpowiedzi na to pytanie, szybko dotrze do Austriac-kiej Szkoły Ekonomii - jedynego nurtu ekonomii, który dogłębnie i logicznie tłumaczy naturę boomów i recesji, jakich doświadczamy. Szkoła opisuje stwo-rzony przez rządy system pustego papierowego pieniądza, w którym obecnie Ŝyjemy, oraz pokazuje, Ŝe system ten prowadzi do sztucznego wzrostu go-

spodarczego - fali optymizmu, po którym przychodzi rozczarowanie i nieunikniona recesja. Ekonomiści austriaccy przypominają, Ŝe istniał kiedyś, wcale nie tak dawno temu, system pieniądza towarowego, którego wartość nie była zaleŜna od woli rządzących. Standard złota był przez dziesięciolecia zgodnie psuty przez rządy tego świa-ta, a związek pomiędzy „prawnymi środkami płatni-czymi” a dobrowolnie akceptowanym pieniądzem, czyli złotem, nikł coraz bardziej. Zastanówmy się przez chwilę. Jeśli te kawałki papieru, które nazywa-my pieniędzmi, mają jakąś wartość, to czy musi być na nich napisane „prawny środek płatniczy”? Dlacze-go muszą mieć tak głębokie osadzenie w systemie prawnym, Ŝe są jedynym dozwolonym środkiem regulowania zobowiązań w danym państwie? Dlacze-go rządy nie pozwalają ludziom rozliczać się między sobą, w czym zechcą, choćby muszelkami, kamyka-mi, wielbłądami czy srebrnymi i złotymi monetami? Wszystkie te przedmioty słuŜyły kiedyś jako pieniądz. Jak to się stało, Ŝe ludzie zamienili twardy kawał

złota, który zawsze będzie miał realną wartość, na zwykły papier? Bajki o tym, Ŝe papier jest poręczniej-szy, monety cięŜkie itd., są właśnie tym: bajkami. W czasach standardu złota system bankowy doskonale poradził sobie z tym problemem, oferując usługę przechowywania złota w zamian za niewielką opłatę i zaopatrując swych klientów w substytuty pieniądza, czyli banknoty. Jednocześnie nikt nie mógł ich bez-karnie duplikować, nie zwiększając rezerw prawdzi-wego pieniądza. Nazwy banknotów pochodziły od wagi złota, którą reprezentowały. ZauwaŜmy, Ŝe nazwy wszystkich walut to w istocie nazwy wag okre-ślonych ilości złota. Funt brytyjski - oznaczał funt złota. Dolar - był kiedyś srebrną monetą wymienialną (dobrowolnie) na złoto! A złotówka?! śaden rząd, bank centralny nie mógł podstępnie pozbawiać ludzi bogactwa i przeznaczać go na ratowanie wybranych banków czy innych przedsięwzięć, stosując metodę „pompowania” pieniędzy w system bankowy. Do czego to doszło? W USA rząd głośno zastanawia się, którego z bankierów wykupić (bo ostatnio trochę przeholowali z kredytami). Społeczeństwo siedzi cicho, czytając na łamach „New York Times” zapew-nienia tegorocznego noblisty Krugmana, Ŝe wszystko idzie we właściwym kierunku. Niestety, nie jest to kierunek poŜądany z punktu widzenia społeczeństwa. Tajemnicą poliszynela jest, Ŝe główni finansiści w USA nagle zaczęli czytać ksiąŜki historyczne traktują-ce o Republice Weimarskiej. Ciekawe dlaczego te-raz? Kto widział pochodzące z tamtego okresu zdję-cie kobiety palącej w piecu markami, bez trudu odpo-

wie na to pytanie. Losy marki weimar-skiej i dolara Zimbabwe pokazują do-kładnie, w jakim kierunku podąŜa dolar amerykański. Kiedy TO juŜ się wyda-rzy, rządzący powiedzą oczywiście, Ŝe nie mają z tym nic wspólnego. Powie-dzą teŜ, Ŝe aby ten bałagan posprzą-tać, naleŜy powołać jakiś nadzwyczajny zjazd, pojeść, popić i wprowadzić walu-tę światową. Oczywiście papierową. To dopiero będzie cios dla wolnych ludzi i miejsce na nieograniczoną (brak kon-kurencji!) inflację. Proces juŜ trwa w najlepsze, na Słowacji przyjęto niedaw-no nową walutę. Wspólną, papierową. Kiedy juŜ wszystkie kraje Unii będą taką miały, wtedy wystarczy małe porozumienie - euro łączy się z dola-rem. W tym czasie dolar będzie juŜ zapewne walutą wspólną USA, Meksy-

ku i Kanady. To, co teraz się dzieje, przy standardzie złota nigdy nie miałoby miejsca! Złoto było i zapewne kiedyś będzie znowu walutą świato-wą. Gdy ktoś jechał do Francji, to jego złoto nazywa-no frankiem. Jeśli wybrał się potem do Anglii, nazy-wano je funtem, a w USA przyjmowało nazwę dolara. I tyle.

Od 1973 roku kraje zaakceptowały system Fiat Money, system pustego papierowego pieniądza, który ostatecznie zatriumfował dzięki prezydentowi Nixono-wi w 1973 roku. USA ogłosiły, Ŝe są bankrutem – nie są w stanie wykupić złotem swoich papierowych zobowiązań, do czego wcześniej się zobowiązały. Z reguły nie uświadamiamy sobie znaczenia tego faktu oraz jego wpływu na nasze Ŝycie. Od tej pory rządy traktują pieniądz jako swój znak towarowy, mogą go „nalepiać” na kawałki papieru w dowolnej ilości i o dowolnych nominałach. Nazywa się to zwiększaniem podaŜy pieniądza i jest niczym innym jak inflacją. Tak, słowo inflacja pochodzi od angielskiego to inflate – nadmuchiwać, pompować. Pierwotnie

konsumować oszczędzać czy B

art

łom

iej P

od

ols

ki

rys. Arkadiusz Gacparski

Page 5: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

słowo to oznaczało po prostu wzrost podaŜy pieniądza. Dziś inflacją nazywamy wzrost cen,

co jest jedynie nieuniknionym skutkiem wzrostu poda-Ŝy pieniądza. W mediach słyszymy, Ŝe ten czy inny bank centralny „wpompował” tyle a tyle miliardów w system bankowy czy w gospodarkę. Reakcja społecz-na jest z reguły pozytywna - widać, Ŝe ktoś dba o to, aby gospodarka się kręciła. Zupełnie inaczej zareago-walibyśmy, gdyby tę informację podano w takiej formie: dzisiaj, aby ratować gospodarkę, bank cen-tralny wykreował taką a taką inflację, czyli dodrukował tyle a tyle miliardów, których nigdy nie było na rynku, w skutek czego wszystkie pieniądze w naszych port-felach są teraz mniej warte.

Pomijając juŜ aspekt moralny całego tego systemu, w którym niewielka grupa ludzi moŜe po-zbawić wielką grupę ludzi dowolnej ilości bogactwa, naleŜy sobie uświadomić, Ŝe ekspansja kredytowa, nieograniczona juŜ w Ŝaden sposób fizycznym, towa-rowym pieniądzem, który sam w sobie ma wartość (a

nie dlatego, Ŝe coś jest na nim napisane), jest powo-dem powstawania boomów i recesji. Jest warunkiem sine qua non kryzysu gospodarczego, który mamy obecnie. Jeden z wybitnych Austriaków – Murray Rothbard - napisał we wstępie swojej ksiąŜki, Ŝe świat uniknąłby wielu nieprzyjemnych rzeczy, w tym wojen, gdybyśmy tylko zrozumieli, jakich spustoszeń w gospodarce dokonuje inflacja i jak wielką władzę otrzymali dzięki inflacji rządzący. Tymczasem system pustego papierowego pieniądza został powołany wyłącznie po to, by umoŜliwić nieograniczoną inflację i natychmiastowy wzrost konsumpcji. Musimy zrozu-mieć, Ŝe system ten jest zły, gdyŜ hamuje rozwój. UniezaleŜnia cenę kredytu od chęci ludzi do oszczę-dzania. Cenę kredytu (stopa procentowa) pozostawia w rękach centralnych planistów, co sprawia, Ŝe paku-jemy się w poŜyczki, których nie jesteśmy w stanie spłacić, konsumujemy więcej, niŜ produkujemy i źle inwestujemy, to jest rozwijamy te branŜe, które są uzaleŜnione od kredytu i które kurczą się, gdy tylko

wychodzi na jaw, Ŝe są problemy z jego spłatą. Przy-kładem jest branŜa budowlana - rozwijała się tylko dzięki kredytom hipotecznym, udzielanym w przeko-naniu, Ŝe ceny mieszkań będą stale rosły. PrzecieŜ gdyby to było załoŜenie trafne - wkrótce wszyscy bylibyśmy budowlańcami. Nasz świat pełen jest po-dobnych absurdów, które sumarycznie doprowadziły do wybuchu kryzysu, który mamy obecnie.

Jeśli zechcą państwo dowiedzieć się, co tak naprawdę jest przyczyną kryzysu, poznać mechani-zmy, które sprawiają, Ŝe nawet kilka słów wypowie-dzianych przez tego lub tamtego polityka moŜe do-prowadzić giełdy do paniki, zrozumieć, jak to wszyst-ko działa, to jest jak na kaŜdym kroku jesteśmy oszu-kiwani, okradani i omamiani przez socjalistyczne rządy, które najpewniej same nie wiedzą, co robią – zapraszam do lektury mojej ksiąŜki „KRYZYS”, która ukaŜe się juŜ niebawem.

5 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

O n ma taką małą plasti-kową rzecz,

za którą moŜe ku-pić róŜne rzeczy – wyjaśnił mój nowo

poznany kolega z placu budowy innemu robotni-kowi. Wszyscy byliśmy z agencji i był to nasz pierwszy dzień w pracy. Dla Paula był to pierwszy i ostatni dzień od dwóch lat, a właściwie pierwsze sześć godzin, po których haniebnie dał nogę. Wcześniej za moją małą plastikową rzecz kupił sobie lunch, a ja jak ten osioł posłusznie wbiłem pin, Ŝeby pokazać, jaką jesteśmy bezinteresow-ną, przyjaźnie nastawioną rasą.

Kiedy zaś mu wyjaśniłem tajemnicę darmo-wych minut, zapytał, czy wobec tego moŜe z mojego telefonu wykonać darmową rozmowę do mamy. Po dwudziestu minutach, kiedy ciągle wisiał na moim telefonie, zacząłem na serio rozwaŜać, czy się na niego nie rzucić i nie odebrać mu siłą aparatu. Prze-stałem mu tłumaczyć, gdzie leŜy Polska, kiedy z pewnym oszołomieniem przyjął fakt, Ŝe nie ma drogi lądowej Southampton – Tokio.

Paul nie jest upośledzony, nie jest narkoma-nem ani alkoholikiem, nie jest teŜ francuskim arysto-kratą, który przy pomocy maszyny czasu umknął w przyszłość przed gilotyną. Jest on klasycznym wy-tworem brytyjskiej administracji benefitowej i polityki socjalnej. Istotą poniekąd rozumną, która Ŝyje w przeświadczeniu, Ŝe otaczające go dwunogi chętnie dadzą mu róŜne przedmioty, a jeśli nie dadzą, to naleŜy zadzwonić do czarodziejskiego miejsca, zwanego Job Center, w którym pracują ząbkowe wróŜki.

- Where is my Money? – pyta z oburzeniem typowy Paul moją dziewczynę.

- Nie wiem, w twojej kieszeni? Albo: trzech chłopów na kiju niosło. Albo: your money rąbnęła wielka ryba piła i poniosła je aŜ do Tokio. – Takie odpowiedzi cisną się Marcie, urzędniczce Job Cen-ter, na usta, ale zgodnie z regulaminem musi podjąć Ŝmudne śledztwo mające na celu wyjaśnić, gdzie są pieniądze naleŜące do tajemniczego głosu po drugiej stronie linii telefonicznej.

Dochodzenie posuwa się niezwykle błyskotli-wie, bo juŜ po pierwszych dziesięciu minutach udaje się ustalić imię i nazwisko rozmówcy oraz jego nu-mer ubezpieczenia. Zagadką przez chwilę pozostaje jego adres. Marta zdolności prorocze utraciła w

momencie, kiedy rzuciła fuchę ząbkowej wróŜki i zaczęła pracę w Job Center, a gość po drugiej stro-nie upiera się, Ŝe nie posiada adresu, bo mieszka wszędzie, gdzie chce. Zaś stały adres zamieszkania to wymysł wraŜego systemu, z którym on osobiście walczy, słuchając rapu. System ma na szczęście sobie za nic to, co Paul na jego temat myśli, i usłuŜ-nie wyświetla na ekranie komputera wszystkie infor-macje na temat beneficjenta, które są Marcie po-trzebne. System zna się z Paulem juŜ od dziewięciu lat, czyli od czasu, gdy ten skończył siedemnaście lat i po raz pierwszy wystąpił o zasiłek, tłumacząc, Ŝe mama wyrzuciła go z domu. Mama, która zna się z Systemem jeszcze lepiej, przyniosła osobiście za-

świadczenie, Ŝe wyrzuciła syna z domu, z uśmie-chem tłumacząc, Ŝe jest wyrodną matką. System ma wraŜenie, Ŝe ktoś robi z niego idiotę, ale co ma w końcu do gadania.

Marta doszukuje się w końcu informacji, Ŝe zasiłek dla Paula został wstrzymany, bo ten dopiero co został zatrudniony przez agencję.

- Czy pan pracuje, Sir? – upewnia się Marta, która juŜ dawno przestała się czemukolwiek dziwić.

- Pracowałem wczoraj. - A dla kogo Sir pracował? - Dla takiego grubego gościa Toma, na budo-

wie. Sześć godzin. I ciągle nie zobaczyłem moich pieniędzy – dodał z wyraźną pretensją.

- Aha – odpowiada Marta, a w jej głowie ciąg dotychczas powiązanych ze sobą procesów deduk-cyjnych rozpada się w drobny mak, z niewiadomych powodów pozostawiając po sobie wielką rybę z zakrwawioną piłą sterczącą z pyska.

Po kolejnych piętnastu minutach, w trakcie których rozeźlony Paul upiera się, Ŝe chce rozma-wiać z jakimś Anglikiem, Marcie udaje się wytłuma-czyć „klientowi”, Ŝe w sprawie tych sześciu godzin powinien skontaktować się z grubym Tomem. Jeśli zaś chce wystąpić o odnowienie zasiłku, to musi złoŜyć ponownie wniosek. Paul oczywiście chce wystąpić o odnowienie zasiłku i tu zaczyna się kolej-na potyczka Paula z Systemem, który, jak to mają w zwyczaju Systemy, domaga się dołączenia do wnio-sku jakiegoś dowodu toŜsamości.

Paul przysyła więc paszport na inne nazwisko – być moŜe swojego kolegi. Manager radzi Marcie, Ŝeby zrobiła to, co robią zwykle urzędnicy Job Center w takich sytuacjach, to znaczy, by uznała, Ŝe Paul zmienił imię i nazwisko. Marta wyjaśnia, Ŝe nie moŜe tego zrobić, bo facet złoŜył pisemne oświadczenie, Ŝe wszystkie, ale to wszystkie dokumenty potwier-dzające jego aktualną toŜsamość poŜarł pies, po czym spłonął w poŜarze. Urzędnicy dokładają wszel-kich starań i dzwonią do Paula, by przy pomocy serii podchwytliwych pytań ustalić jego zagubioną toŜsa-mość.

Tymczasem zachodzą dodatkowe komplikacje, bo Paul gubi swój telefon i Ŝąda, by kontaktować się z nim przez budkę telefoniczną. Urzędnicy kolektyw-nie wydzwaniają do budki, ale odbierają tylko jacyś menele, którzy mają juŜ zasiłek, więc pozwalają sobie wyrazić wrogość wobec reprezentantów Syste-mu w postaci spazmatycznych bluzgów. W końcu Paul sam dzwoni z pretensjami, Ŝe go nie złapano w budce i daje do telefonu pracownika socjalnego, któremu zdąŜył się poskarŜyć, Ŝe w Job Center lecą sobie z nim w kulki. Wspólnie uzgadniają, Ŝe Paul przyśle jakieś rachunki na swoje nazwisko w zastęp-stwie dowodu toŜsamości. Paul jednak poza 26-letnim długiem wdzięczności wobec ludzkości nie posiada rachunków, ale nie słucha wykłócających się w jego sprawie urzędników, bo obczaił właśnie wy-pas melodyjkę w nowej komórce. Na koniec do Job Center przychodzi jeszcze raz wypełniony przez pracownika socjalnego wniosek oraz dołączona kartka z Ŝyczeniami świątecznymi od babci dla ko-chanego wnuczusia.

Zgadnijcie. Czy dzięki wytęŜonej pracy urzęd-ników udało się dać Paulowi zasiłek? Nie takie rze-czy juŜ się w Job Center robiło!

Tekst powstał na podstawie opowieści Marty, urzędniczki Job Center

HOMO SOCJAL Michał Sędzikowski felietonista polonijnego tygodnika "Nowy Czas", tekst

pierwotnie ukazał się tamŜe, przedruk za zgodą Autora

Page 6: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

F u n d a c j a P a r a d i s J u d a e o r u m (michaltyrpa.blogspot.com) dała początek inicjatywie "Przypomnijmy o Rotmistrzu". Główne jej załoŜenia to: 1) upowszechnienie "Raportu Witolda" z 1945 r. 2) lobbing na rzecz powstania superprodukcji filmowej pod (roboczym) tytułem "Ochotnik do Au-schwitz" ("Volunteer for Auschwitz") 3) akcja na rzecz ustanowienia 25 maja (rocznicy śmier-ci Witolda Pileckiego) nowego święta w Unii Europej-skiej - Dnia Bohaterów Zmagań z Totalitaryzmem. Zachęcamy do odwiedzenia strony Fundacji i poparcia jej wysiłków. My deklarujemy opublikowanie w obszer-nych fragmentach raportu Niezłomnego Rotmistrza. red.

W łaśnie minęła 60. rocznica śmierci naszego wielkiego historiozofa Feliksa Konecznego, którego doro-

bek rozwinął zmarły niedawno propagator koncep-cji zderzenia cywilizacji Samuel Huntington.

Powszechnie przypisuje się Konecznego do obozu katolicko-narodowego. Niewielu jednak wie, gdzie zagroŜona wymarciem najlepsza z cywilizacji – cywilizacja łacińska - przetrwała burzliwy przełom XVIII i XIX w. Kiedy cała kontynentalna Europa pogrąŜyła się w odmętach cywilizacji bizantyjskiej głoszącej wyŜszość władzy państwowej nad pra-wem, cywilizacja wolności jednostki i moralnych korzeni prawa wydawała się bezpowrotnie zniknąć. Na Wyspach mieszkali jednak protestanccy Anglo-sasi…

„Zaraz teŜ po wybuchu powstania wyprawił do Petersburga (Bismarck po Powstaniu Stycznio-wym – red.) kapitana Alvenslebena, z konwencją podpisaną tam dnia 8 lutego 1863 roku. Prusy zobowiązały się dopomóc Rosji całą siłą zbrojną, gdyby inne państwa dopomagały powstaniu pol-skiemu, a za to zapewniały sobie neutralność Rosji podczas kaŜdej wojny, jaką by w przyszłości wypa-

dło prowadzić królowi pru-skiemu. JuŜ wtedy miał na myśli nie tylko wojnę z Au-strią, ale teŜ z Francją. Wielka polityka przygnębi-ła do reszty cywilizację łacińską w całej Europie.(…) ToteŜ głównymi piastu-nami cywilizacji łacińskiej stały się społeczeństwa anglosaskie. (…) Miał nieba-wem nastać czas taki, iŜ

gnębiona z zewsząd cywilizacja łacińska jedynie u Anglosasów znajdowała schronienie, istne azylum.” „Cywilizacja Bizantyjska” F. Koneczny, Wyd. Antyk, 1973 r, str.364-365.

Gdyby Koneczny poŜył trochę dłuŜej (zmarł w Krakowie 10 lutego 1949) i miał swobodę badań i podróŜowania, to zapewne w drugiej połowie XX wieku napisałby, Ŝe arką cywilizacji łacińskiej stały się Stany Zjednoczone. TakŜe i dziś, pomimo po-wolnego zamieniania ich w barak, Stany przejawia-ją najŜywotniejsze tendencje w dziedzinie osobistej religijności i poczucia wolności obywatelskich. W

porównaniu z anglikańską Wielką Brytanią USA poszły dalej w zwrocie ku źródłom chrześcijaństwa. Zrezygnowały z religii państwowej (jak jeszcze to miało miejsce w protestanckiej części Europy) i wprowadziły wolność religijną. Postawienie na wolną konkurencję takŜe i w tej dziedzinie dało wspaniałe rezultaty krzewienia głębokiego, osobi-stego chrześcijaństwa, z którym do dziś nie mogą sobie skutecznie poradzić piewcy „postępu”. Euro-pa w tym porównaniu plasuje się daleko za Afryką i Azją…

Warto o tym pamiętać w środowisku narodo-wym – szczególnie, gdy pojawiają się głosy, Ŝe „wolność religijna” jest wrogiem cywilizacji łaciń-skiej. Ona jest jej fundamentem!

A przy tym Pan Bóg dał człowiekowi taki rozkaz: Z wszelkiego drzewa tego ogrodu moŜesz spoŜywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wol-no ci jeść, bo gdy z niego spoŜyjesz, nie-chybnie umrzesz. Rdz 2:16-17

6

K ończył się rok 1940. Zanim jednak przejdę do roku 1941 w Oświęcimiu, chciałbym dodać kilka obrazków lagro-

wych, które do czterdziestego roku jeszcze naleŜą. Bestialstwo oprawców niemieckich, które

zwyrodnialczo podkreślało instynkty wyrostków, zbrodniarzy, niegdyś - kilkuletnich więźniów "kacetów" niemieckich, dziś - stanowiących naszą władzę w Oświęcimiu, przejawiało się tu i tam w najrozmaitszych odmianach. W SK oprawcy zaba-wiali się, rozbijając jądra - przewaŜnie śydom - drewnianym młotkiem na pieńku. Na "Industriehof II" esesman, "Perełką" przezwany, ćwiczył swego psa wilka w rzucaniu się na ludzi, uŜywając do tego materiału ludzkiego, który nikogo nic tu nie obcho-dził. Wilk rzucał się na przebiegających podczas pracy więźniów, powalał osłabione ofiary, wgryzał się w ciała, rwał zębami, szarpał narządy płciowe, dusił za gardło.

Pierwszy więzień, który zwiał z Oświęcimia przez pojedynczy wówczas płot z drutów nie nała-dowanych jeszcze wtedy prądem elektrycznym, nazywał się - jakby na złość władcom lagru - wła-śnie Tadeusz Wiejowski. Władze się wściekły. Po ustaleniu na apelu braku jednego więźnia za karę

cały obóz przez 15 godzin trzymano na placu w postawie zasadniczej. Ma się rozumieć, nikt nie dał rady stać na baczność. Pod koniec stójki stan ludzi bez jedzenia, bez moŜliwości wyjścia do ubikacji był opłakany. Szeregi przebiegali esesmani i kapo-wie, bijąc kijami tych, co nie mogli stać. Niektórzy mdleli wprost ze zmęczenia. Na interwencję nie-mieckiego lekarza komendant lagru odpowiedział: "Niech zdychają. Jak połowa będzie zdychać - wtedy zwolnię!" Lekarz ten zaczął przechodzić szeregi i namawiał, Ŝeby się kładli. Gdy ogromna masa ludzi leŜała na ziemi, a kapowie nawet do bicia nie mieli ochoty, ogłoszono wreszcie koniec "stójki".

W następnych miesiącach pracowano nad ogrodzeniem. Postawiono drugi jeszcze płot z drutów wokół pierwszego, w odległości kilku me-trów. Z dwóch stron za płotami z drutów zbudowa-no wysokie płoty z cementu, zabezpieczające obóz przed wglądem weń z zewnątrz. Znacznie później naładowano druciane płoty prądem wysokiego napięcia. Dookoła obozu pomiędzy płotem cemen-towym a płotem z drutów stały drewniane wieŜycz-ki, panujące nad całym obozem połoŜeniem i bro-nią maszynową, przy której esesmani pełnili

baczną straŜ. Próbowano więc uciekać nie z obo-zu, a z pracy, do której wychodzono poza druty. Stopniowo represje za ucieczki złagodniały o tyle, Ŝe staliśmy na apelach tak długo, by później, jeśli to był apel wieczorny, zjeść jednak zimną strawę przed samym gongiem do snu. Reguły jednak w tym względzie nie było i czasami przepadała nam kolacja lub obiad.

Nie złagodniały tylko kary za próby ucieczek. Więzień taki zawsze przypłacał to Ŝyciem, zabijany od razu po złapaniu czy wsadzony do bunkra bądź teŜ wieszany publicznie. Złapanego na nieudanej ucieczce więźnia ubierano jak na pośmiewisko w czapkę o oślich uszach i przyczepiano mu inne fatałaszki. Zawieszano mu na szyi tablicę z napi-sem "to jest osioł... czynił wysiłek ucieczki..." itp. Przywiązywano mu teŜ bęben w pasie i tak po komediancku ubrany niedoszły uciekinier, bijąc w bębenek, odbywał swój ostatni marsz na ziemi wśród kolegów stojących w szeregach na apelu - ku uciesze naigrawających się "piesków" lagru. Bloki, wyrównane na apelu, przyjmowały tę maka-bryczną komedię głuchym milczeniem.

Paweł Chojecki

Feliks Koneczny

„ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

Arka cywilizacji wg F. Konecznego

„Premier Winston Churchill twierdził, Ŝe pełną skalę niemiec-kich zbrodni poznał dopiero po wojnie. W ten sposób odpierał zarzuty, Ŝe Brytyjczycy nie zrobili nic, Ŝeby ratować więźniów obozów koncentracyjnych. Nie zbombardowali linii kolejo-wych, którymi transportowano skazanych na Zagładę, ani komór gazowych. Nie wywierali równieŜ w tej sprawie dyplo-matycznej presji. Tymczasem brytyjski dziennik „The Times” przypomina, Ŝe było inaczej. W artykule poświęconym postaci rotmistrza Pileckiego – zain-spirowanym prawdopodobnie seminarium na jego temat, jakie odbyło się niedawno w Parlamencie Europejskim – pisze, Ŝe do Londynu docierały jego raporty pisane z Auschwitz.” Rzp. WIELKIE BRAWA DLA WSPÓŁINICJATORA AKCJI p. TYRPY!

Raport rotmistrza Pileckiego cz.11

Page 7: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

Świat wolnych, odpowiedzialnych ludzi, którzy potrzebują tylko państwa minimum w relacjach wzajemnych, naleŜy juŜ do przeszłości. Biurokratyczne Bizancjum znajduje się u szczytu potęgi. O wszystkim decydują przepisy, kodeksy i wszechwładny urzędnik. Niewydolny system dostaje jednak zadysz-ki. Zbyt duŜo naprodukował Ŝyciowych sierot, które są bezradne i po wszystko wyciągają rękę do państwa. Ludzi cięŜko i uczciwie pracujących, by utrzymać cały ten system, jest coraz mniej. Mamy kryzys. Wyjściem mogłoby być oczy-wiście odejście od bizantyjskiej biurokracji i dominacji władzy państwowej ku „nieprzyjemnej” wolności. W dobie demokracji i dominacji środków masowego przekazu bardziej prawdopodobny jest jednak kierunek, który w dwudziestole-ciu międzywojennym przyjęły weimarskie Niemcy. Zamiast wrócić do cięŜkiej pracy, samoograniczenia się i oszczędności, bardzo łatwo pójść na skróty i uwierzyć, Ŝe KTOŚ potrafi rozwiązać te problemy inaczej, Ŝe WÓDZ nas wybawi i zapewni „wieczną szczęśliwość w tysiącletniej Rzeszy” – dziś mówi się: „pokój i bezpieczeństwo”.

Zadziwiające jest, Ŝe Biblia juŜ dwa tysiące lat wcześniej opisuje zmiany społeczne, do których dziś prowadzą rozwaŜania psychologów czy historiozo-fów.

A to wiedz, Ŝe w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy: Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, bluźnierczy,

rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezboŜni, bez serca, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, nie miłujący tego, co dobre, zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący więcej rozkosze niŜ Boga, którzy przybierają pozór poboŜności, podczas gdy Ŝycie ich jest zaprzeczeniem jej mocy; 2Tym. 3:1-5

Albowiem gniew BoŜy ujawnia się z nieba na wszelką bezboŜność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu moŜna poznać, jawne jest wśród nich, gdyŜ Bóg im to ujawnił.

Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak Ŝe nie mogą się wymówić od winy. PoniewaŜ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonoŜnych zwierząt i płazów. Dlatego wydał ich Bóg poprzez poŜądania ich serc na łup nieczystości, tak iŜ dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę BoŜą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i słuŜyli jemu, zamiast słuŜyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowi-cie kobiety ich przemieniły poŜycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie teŜ i męŜczyźni, porzuciwszy normalne współŜycie z kobietą, zapa-łali nawzajem Ŝądzą ku sobie, męŜczyźni z męŜczyznami uprawiając bez-wstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę naleŜną za zboczenie. A poniewaŜ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak Ŝe czynili to, co się nie godzi. Pełni są teŜ wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe - pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo Ŝe dobrze znają wyrok BoŜy, iŜ ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią. Rz 1:18-32 (BT)

I wówczas wielu się zgorszy i nawzajem wydawać się będą, i nawzajem

nienawidzić. I powstanie wielu fałszywych proro-ków, i zwiodą wielu, a poniewaŜ bezprawie się rozmnoŜy, przeto miłość wielu oziębnie. Mat. 24:10-12 Ostatni rozdział historii ludzkości to według Biblii wszechświatowy kult jednostki, turańskiego wodza, wykonawcy dzieła wszechświatowej, bizan-tyjskiej kontroli, która nie udała się ani Stalinowi ani Hitlerowi. Gestapo i NKWD nie zdołało ogarnąć kontrolą wszystkich poddanych ani skłonić ich do szczerego uwielbienia Führera – Temu się to uda: I widziałem wychodzące z morza zwierzę (…) I cała ziemia szła w podziwie za tym zwierzęciem. I oddali pokłon smokowi za to, Ŝe dał zwierzęciu moc, a takŜe zwierzęciu oddali pokłon, mówiąc: KtóŜ jest podobny do zwierzęcia i któŜ moŜe z nim walczyć? (…) dano mu teŜ władzę nad wszystkimi plemionami i ludami, i językami, i narodami. I odda-dzą mu pokłon wszyscy mieszkańcy ziemi, kaŜdy, którego imię nie jest od załoŜenia świata zapisane w księdze Ŝywota Baranka, który został zabity. (…) I czyni wielkie cuda, tak Ŝe i ogień z nieba spusz-cza na ziemię na oczach ludzi. I zwodzi mieszkań-ców ziemi przez cuda, jakie dano mu czynić na oczach zwierzęcia, namawiając mieszkańców ziemi, by postawili posąg zwierzęciu (…) i sprawił, Ŝe wszyscy, którzy nie oddali pokłonu posągowi zwierzęcia, zostaną zabici. On teŜ sprawia, Ŝe wszyscy, mali i wielcy, bogaci i ubodzy, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na swojej prawej ręce albo na swoim czole, i Ŝe nikt nie moŜe kupować ani sprzedawać, jeŜeli nie ma znamienia, Obj. 13:1-17 Dla garstki rozsądnych i samodzielnie myślą-cych ciągle jeszcze w mocy pozostaje starodawne wezwanie od KOGOŚ, Kto „Führera” „zabije tchnie-niem ust swoich i zniweczy blaskiem przyjścia swego” 2 Tes. 2:8: Ratujcie się spośród tego pokolenia przewrot-nego. Dz.Ap. 2:40 (BW) Swoją teorię cywilizacji Feliks Koneczny opracowywał, koncentrując się głównie na geograficznym obszarze Europy i Azji oraz w przywiązaniu do swojego rzymskokatolickiego wyznania. Powoduje to pewne zniekształcenie postrzegania rzeczywistości. UtoŜsamia chrze-ścijaństwo z katolicyzmem. Trafnie opisuje bizantyjskie cechy prawosławia, ale nie dostrze-ga ich juŜ w kościele zachodnim. Protestantyzm klasyfikuje jako religię podległą władzy pań-stwowej i stąd bizantyjską w swym cywilizacyj-nym charakterze, a jednocześnie dostrzega, Ŝe elementy cywilizacji łacińskiej przetrwały w XIX w. tylko w protestanckiej Anglii.

7 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

cd. ze str. 1 KONIEC CYWILIZACJI?

Red. Terlikowski zjechał równo francuskich biskupów, a nawet samego prze-wodniczącego Papieskiej Akademii śycia abpa Rino Fisichella za ich głos w sprawie ekskomuniki wszystkich uczestników zabicia nienarodzonych bliźnia-ków brazylijskiej 9-latki. Jednak w puencie swego wywodu przekroczył chyba granice tabu, nazywając – na razie tylko w domyśle – ludzi uznawanych w swoim kościele za następców Apostołów „poŜytecznymi idiotami” „Na koniec trudno nie zadać pytania o to, jaką rolę odegrali tak francuscy bisku-pi, jak i arcybiskup Fischella w dramacie zabójstwa dwojga niewinnych dzieci rozpisanym przez liberalne media? Lenin miał na takich ludzi bardzo konkretne określenie. Ale z szacunku dla sukienki duchownej pozostawię je domyślności czytelników.” Jak abp Fischella stracił okazję, by milczeć, salon24.pl http://terlikowski.salon24.pl/392697.html Jezus tak to kiedyś komentował: Mat. 12:25 i Mat. 15:14

Biskupi „poŜytecznymi idiotami” ? Ale w tej Polsce się porobiło! JuŜ w „mainstreamie” piszą tak, jak my od paru lat: „Dlaczego wysoki hierarcha Kościoła miesza się do tego (walki pomiędzy „GW” a „Dziennikiem” – red.), schodząc ze swą godnością do poziomu harcownika w gazetowej bijatyce? I to jeszcze w homilii na Środę Popielcową?! Jedyne wyjaśnie-nie, jakie potrafię znaleźć, brzmi: bo oszalał. Marynarka Brytyjska miała stosowny przepis na okoliczność, gdy zdarzy się oszaleć "pierwszemu po Bogu". Czy Kościół katolicki Ŝadnej procedury na taką okoliczność nie ma? Czy teŜ mamy się juŜ przygotowywać, Ŝe na Wielki Piątek narcybiskup pal-nie nam z ambony kazanie, Ŝe Chrystusa ukrzyŜowali tacy ludzie, jak Ziobro i wspierający go "pisowscy" publicyści z "Rzeczpospolitej", a w Wielką Niedzielę oświeci wiernych, Ŝe kto opóźnia wejście Polski do strefy euro, jest łajdakiem, bo wspólna waluta to coś takiego jak zmartwychwstanie Pana? Rafał A. Ziemkiewicz, interia.pl, felietony

Narcybiskup śyciński oszalał!!!

Page 8: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

…wydawaliśmy się sobie w porównaniu z nimi jak szarańcza, i takimi teŜ byliśmy w ich oczach.

WIELKIE DZIEŁA I PORAśKI W tym czasie Zamoyski rozpoczął budowę

Zamościa: "Fundacja Zamościa [1580 - AL] wywołała

niejaką sensację w Europie chrześcijańskiej, a nawet Turcji. (...) Zbudowany na miejscu jego ro-dzinnej wsi Skokówki Zamość od razu stał się nie tylko pięknym i ludnym emporium, lecz takŜe twier-dzą, w pełni odpowiadającą ówczesnym wymaga-niom techniki wojennej. W kilkadziesiąt lat później oparł się armii kozackiej, a podczas inwazji szwedz-kiej naleŜał do tych nielicznych grodów Rzeczypo-spolitej, które nie zaznały okupacji" (P. Jasienica, Rzeczpospolita Obojga Narodów. Srebrny wiek, s. 133). Zamość zwany "Perłą Renesansu", "Miastem Arkad" i "Padwą Północy" pomyślał Zamoyski rów-nieŜ jako miejsce przynoszące dochody, usytuowa-ne na szlakach handlowych, bogate w kupców i rzemieślników (pozwalał się osiedlać i pracować przedstawicielom wielu nacji).

W nowo załoŜonym mieście powstała takŜe w 1594 (jako czwarta w Rzeczypospolitej i pierwsza całkowicie prywatna) Akademia (przetrwała do roku 1784). Była to odpowiedź Zamoyskiego na po-wszechny wśród szlachty trend kształcenia synów tylko na uczelniach zagranicznych, wynikły ponie-kąd z niereformowalnej zasklepiałości Uniwersytetu Krakowskiego wobec nowych trendów umysłowych (widzieli to obaj z Batorym). Znów obok ambicji osobistej przyświecał mu duch obywatelski. W akcie fundacyjnym uczelni z 1600 r. zawarte zostały powszechnie znane słowa Kanclerza: „Takie są rzeczypospolite, jakie ich młodzieŜy chowanie”.

Miała to być "szkoła obywatelska", jak pisał Zamoyski do Szymona Symonidesa, "scholam civilem, z której wychodziliby tacy, Ŝeby ku pomno-Ŝeniu chwały BoŜej Ŝyli i Jego Król. Mości i Rzeczy-pospolitej i przyjacielom mogli słuŜyć". (Podobny trud podejmie ponad dwa wieki później Tadeusz Czacki, tworząc tylko dzięki ofiarności obywateli "Ateny Wołyńskie", czyli akademickie Liceum Krze-mienieckie.) Program obejmował m.in.: język polski, grecki, łaciński, gramatykę, retorykę, matematykę, logikę z metafizyką, wymowę, etykę z polityką, prawo rzymskie i polskie, medycynę. Hetman tak Ŝywo interesował się swoją szkołą, Ŝe nawet na wyprawach wojennych czytał wypracowania uczniów. Przy szkole działały m.in. drukarnia i bo-gata biblioteka.

Zamoyski przywiązywał duŜą wagę do eduka-cji młodzieŜy, zróŜnicowanej w zaleŜności od tego, czy uczeń ma zostać Ŝołnierzem, dyplomatą, urzęd-nikiem czy ziemianinem. Wykształcenie uniwersy-teckie uwaŜał za stosowne dla dwóch ostatnich grup. Zamoyski był równieŜ mecenasem naukow-ców i artystów, wystarczy tu wspomnieć historię powstania "Odprawy posłów greckich" Jana Kocha-nowskiego.

WaŜnym wydarzeniem, które przerwało wzrost popularności Zamoyskiego wśród społecz-ności szlacheckiej i zniweczyło jego domniemane nadzieje na tron, było wykonanie wyroku śmierci na Samuelu Zborowskim. Samuel Zborowski został

prawomocnie skazany w czasach Henryka Waleze-go. Uciekł z kraju, a powrót do Polski umoŜliwiła mu protekcja Stefana Batorego, do którego elekcji magnacka rodzina Zborowskich przyczyniła się w znacznym stopniu. Faworytem króla - i automatycz-nie wrogiem Zborowskich - okazał się jednak Za-moyski. Odsunięty od najwyŜszych godności ród zaczął spiskować przeciwko majestatowi. W 1584 roku wielki kanclerz odkrył listy dowodzące, Ŝe Zborowscy spiskują z Habsburgami. Nie opubliko-wał ich jednak, nie rozpoczął procesu, zamiast tego po porozumieniu z królem wykonał ciąŜący na Zborowskim dawny wyrok. Przez opinię szlachecką zostało to odebrane jako mord sądowy. Zborowscy przedstawiali się jako ofiary polityki kanclerza, podkreślali nagłość aresztowania Samuela i szyb-kość, z jaką wyrok wykonano, oraz "niezrozumiałe" odwrócenie łaski królewskiej. Trudno ocenić, w jakim stopniu na decyzję Zamoyskiego wpłynęły pobudki osobiste, a w jakim troska o losy państwa, niemniej jednak w wydarzeniu tym moŜna zaobser-wować dwa charakterystyczne dla jego postępowa-nia rysy: pierwszy to spryt (który w tym przypadku niekoniecznie obrócił się na jego korzyść), drugi to konsekwentne działanie przeciw Habsburgom.

ZNOWU PRZECIW HABSBURGOM

Głównymi kandydatami do tronu polskiego po śmierci Stefana Batorego w 1586 roku byli wnuk Zygmunta Starego Zygmunt III Waza oraz arcyksią-Ŝę Maksymilian Habsburg. Szlachta opowiedziała się za "Jagiellonem", z wyborem tym nie pogodził się cieszący się poparciem magnaterii Habsburg, w wyniku czego o losach elekcji zdecydowało pole bitwy. Zamoyski, któremu tym razem nikt nie za-zdrościł komendy, a wielu Ŝyczyło po cichu śmierci lub przynajmniej zwichnięcia politycznej kariery, odniósł sławione w pieśniach zwycięstwo pod By-czyną i uczynił arcyksięcia jeńcem w swoich dob-rach. Niestety, nowy król polski okazał się prekurso-rem tradycji serwilistycznych w Polsce. Gdy doszło do spotkania z Maksymilianem, zachowanie Zyg-munta wobec przedstawiciela rodu arcykatolickiego i cesarskiego było tak uniŜone, Ŝe towarzyszący mu magnaci musieli powstrzymywać go od obrazy swoją postawą majestatu Rzeczypospolitej. Nie

zabrakło tu jeszcze obrońców godno-ści własnego państwa - tego dobra wspólnego. (Chyba z czasem słusznie straciło ono na wartości, Ŝe ostatnimi wieki łatwiej o naśladowców ”wzorcowo europejskiej” postawy światłego króla Wazy niŜ „zaściankowych” poczynań ciemnych polskich panów.)

Kolejnym posunięciem Zamoyskiego, które miało wydźwięk antyhabsburski, był projekt zrefor-mowania elekcji. Wielki kanclerz proponował, aby kandydatami do tronu byli, tak jak za czasów Jagiel-lonów, synowie panującego, a jeśli król byłby bez-potomny - "Słowianie", czyli moŜni polscy lub z krajów sąsiadujących. Projekt ten nie zyskał popar-cia. Trzeba tu zauwaŜyć, Ŝe pomysł ten Zamoyski przedstawił na początku panowania Zygmunta III. Być moŜe sam byłby mu przeciwny kilka lat później, gdy wyszły na jaw konszachty Wazy, mające na celu przekazanie korony polskiej Habsburgom w zamian za odzyskanie szwedzkiej (od tego momen-tu Zamoyski przeszedł do jawnej opozycji), z drugiej jednak strony moŜna snuć przypuszczenia, Ŝe zapewnienie dziedziczenia tronu w obrębie dynastii związałoby króla z Rzeczpospolitą i zapobiegło tak haniebnemu zachowaniu.

Przeciwko Habsburgom skierowana była takŜe polityka Kanclerza wobec południowo-wschodnich sąsiadów Rzeczypospolitej. Zamoyski chciał uchronić państwo przed powtarzającymi się najazdami tureckimi i tatarskimi, a jednocześnie nie dopuścić do opanowania krajów sąsiednich przez dom austriacki. Środkiem do tego celu miało być instalowanie w nich związanych z Rzeczpospolitą władców (sposób stary jak świat i do dziś skutecz-ny). W 1595 roku podjęto udaną wyprawę do Moł-dawii, na tronie której zasiadł Jeremi Mohiła. Inter-wencja ta wywołała niezadowolenie w Rzymie i w Wiedniu, przy czym pomawiano Polaków o wspo-maganie mahometan, nie po raz pierwszy i nie ostatni próbując nas zawstydzać wobec "postępowej" Europy.

Podsumowując działania Zamoyskiego prze-ciw Habsburgom, trzeba zaznaczyć, Ŝe nie działał on z powodu osobistych urazów czy niechęci wo-bec tej dynastii. Niewola u Zamoyskiego upłynęła Maksymilianowi przyjemnie - Zamoyski chciał, aby Polacy cieszyli się na świecie dobrą sławą. Jednak interesy Habsburgów były sprzeczne z interesami Polski i Litwy. Rzeczpospolita miała być w ich poli-tyce prowincją wypychaną na pierwszą linię frontu wojen z Turcją. Habsburgowie nie byli takŜe wład-cami tolerancyjnymi (wystarczy wspomnieć ich rządy w Hiszpanii i Niderlandach), a Zamoyski, choć sam przeszedł na katolicyzm podczas pobytu w Padwie, mawiał:

"Kiedy by to mogło być, abyście wszyscy byli papieŜnikami, dałbym za to połowę zdrowia mojego, ale jeśli kto wam gwałt będzie czynił, dam wszystko zdrowie przy was, abym na tę niewolę nie patrzył."

O intencjach domu austriackiego wobec państwa polsko-litewskiego świadczy równieŜ fakt, Ŝe prowokowali oni bunty kozackie na Ukrainie.

8

i ich nieprzypadkowi autorzy POLSKIE SUKCESY Adrian Lesiakowski

POLITYKA POLSKA I JAN SARIUSZ ZAMOYSKI (1542-1605)

cz.2

„ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

4 Moj. 13:33

Page 9: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

9 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

GODNY KONIEC śYCIOWEJ DROGI

W 1600 roku wybuchła kolejna wojna o Inflan-ty. Tym razem ze Szwecją. Polskie sukcesy w pierwszych jej latach były wielką zasługą Zamoy-skiego. W bardzo trudnej sytuacji - warunki pogodo-we, brak floty, zaległe z poprzednich kampanii Ŝołdy - Zamoyski, aby pobudzić ducha Ŝołnierzy, osobi-ście brał udział w zdobywaniu miast, ocierając się o śmierć i nadwyręŜając zdrowie. Król z posiłkami spóźniał się, a gdy wreszcie przybył, okazał się obciąŜeniem, a nie pomocą (niska wartość bojowa Ŝołnierzy, obciąŜenie taborem i sługami, których trzeba wyŜywić, epidemie). Jego oddziały zawróciły wkrótce do Warszawy. Tradycyjny brak pieniędzy Zamoyski pokrywał, zastawiając swoje srebra. Kampania w Inflantach nadwyręŜyła zdrowie nie-młodego juŜ hetmana. Wkrótce zdał komendę Ja-nowi Karolowi Chodkiewiczowi, nie dokonał tego jednak, póki nie wypłacił Ŝołnierzom zaległego Ŝołdu. Gdy wreszcie przyszły pieniądze, do 50 tys. złotych ze skarbca dodał 19 tys. własnych. Do-wództwo w Inflantach to ostatni etap publicznej działalności Jana Zamoyskiego.

Zmarł 3 czerwca 1605 roku.

DZIEJOWA CIĄGŁOŚĆ W przeciwieństwie do wielu polskich bohate-

rów doczekał się Zamoyski dowodów pamięci po-tomnych. Poniekąd dzięki swojemu własnemu dziełu - miastu idealnemu, które przetrwało dziejo-we zawirowania, a jako twierdza nigdy nie uległo wrogom. Dziś Zamość jest autentyczną dumą mieszkańców miasta i regionu, zabytkiem wpisa-nym na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury, jednym z najcenniejszych polskich zabytków - Po-mników Historii.

Twórca i prawodawca Ordynacji (czyli jedne-go z wielkich dziedziczonych w całości majątków rodowych, powoływanych decyzją Sejmu) Zamoy-skiej, która istniała aŜ 335 lat i została zlikwidowana dopiero przez "reformę rolną" w 1944. Pozostało-ścią ordynacji, obejmującej duŜą część Lubelszcy-zny, jest pałac (obecnie muzeum) w Kozłówce. Na bramie wjazdowej znajdziemy tam herb z dewizą: "To mniey boli".

Wiele szkół przyjęło za patrona wybitnego naukowca i organizatora uczelni. Po kilku dziesię-cioleciach wysiłków społecznych, głównie dzięki ofiarności kilku tysięcy darczyńców i uporowi regio-nalisty Franciszka Smotera, udało się postawić w 2005 roku piękny monument Wielkiego Hetmana w samym Zamościu.

Bogactwo dokonań Jana Sariusza Zamoy-skiego nastręcza trudności w skrótowym opisie jego Ŝycia i słuŜby, a juŜ zwłaszcza w dokładnej ocenie wielości przedsięwzięć.

Był to prawdziwy człowiek renesansu - mów-ca, polityk, naukowiec, prawoznawca i prawodaw-ca, mecenas i organizator edukacji, sztuk, Ŝycia publicznego, dowódca wojskowy i Ŝołnierz, wizjoner twardo stąpający po ziemi. Był człowiekiem auten-tycznie tolerancyjnym, bo wychowanym po chrze-ścijańsku i kierującym się rozsądkiem, a nie utopia-mi. W trudnych warunkach bronił polskiej racji stanu i dawał innym przykład wierności. Choć stracił na-dzieję na tron, nie zmienił słuŜby Pospolitej Rzeczy na obce protekcje i moŜliwe przecieŜ dla kogoś tak zdolnego i ambitnego najwyŜsze godności i majęt-ności w innych konfiguracjach geopolitycznych. Mocarstwowa pozycja swojego kraju i niepoślednie własne w nim miejsce to były wyznaczniki jego Ŝyciowego kursu. Zamoyscy związali się z Polską na dobre i złe, choć nie zawsze następcy Jana

dorównywali mu w zdolnościach i sprawnościach. Sprawa Zborowskiego, zmiana - wraz ze

zmianą statusu społecznego - poglądów na dostęp do grona elektorów czy wreszcie dawane synowi w testamencie zachowawcze rady (gdyby sam ich przestrzegał, to zostałby pewnie przy odziedziczo-nych "trzech i pół wioskach") pozwalają nam doszu-kać się w tym wybitnym męŜu jakichś ułomności.

MoŜna by stwierdzić potocznym dziś języ-kiem, Ŝe Jan Sariusz Zamoyski był wielkim cwania-kiem. Ale nawet - jeśli go tak nazwać - to niegarną-cym pod siebie, dla siebie, ale dla dobra świado-mych swej odrębności państwowej i związania swych interesów osobistych z Rzeczpospolitą współobywateli. Wiele posiadł i po wielokroć z siebie wydał, umacniając i hartując świadomość polską, obywatelską myśl polityczną, nauki, kulturę oraz etos pracy pro publico bono.

W l is topadzie u b i e g ł e g o roku odwie-

dziliśmy Orchard Lake w stanie Michigan w związku z alarmującymi wieściami napływającymi do redakcji zarówno od starszej generacji księŜy, jak i osób bez-pośrednio z Zakładami Naukowymi niezwiązanych. Jak donosiliśmy wcześniej, od Archiwum Polonii został nagle odsunięty ks. prałat Roman Nir. Zarząd nowo powstałej Misji Polskiej powierzono Marcinowi Chumięckiemu, wcześniej działaczom kultury polonij-nej zupełnie nieznanemu, zaś pieczę nad Archiwum przekazano pani Karen Majewski, nie znającej dosta-tecznie języka polskiego, której przydatność zawodo-wa na tej pozycji wynika z sześciotygodniowego kursu archiwistyki dla studentów zagranicznych, jaki ukoń-czyła w Polsce. Przez niespełna dziesięć ostatnich lat sprawowała ona w Zakładach Naukowych funkcję bibliotekarki, a od pewnego czasu, równolegle, pełni teŜ urząd burmistrza miasteczka Hamtramck. Gazeta nasza zamieściła wywiady z Marcinem Chumięckim, jak równieŜ z Karen Majewski. Oczywiście, redakcja nie ingerowała w wypowiedzi nowych zarządców placówki.

JuŜ będąc w Orchard Lake, mieliśmy bardzo powaŜne wątpliwości, czy to, co nam powiedziano, oraz to, co pozwolono nam zobaczyć, rzeczywiście obrazowało pełną prawdę o kryzysie, który ma tam miejsce.

Gwiazda Polarna od prawie trzydziestu lat pozostawała w ścisłej współpracy z byłym dyrektorem Archiwum ks. dr. Romanem Nirem, który przez długi czas pełnił teŜ funkcję jej redaktora-korespondenta. Jego osobistej pieczy redakcja powierzyła swoje archiwum z zaleceniem przekazania go kiedyś do

wolnej Polski. Podobnie było z depozytem i archiwum Edwarda Duszy. Trudno nam było uwierzyć, Ŝe – jak nas poinformowano w listopadzie – ks. Nir te rzeczy zagubił i rozproszył, tym bardziej Ŝe jeszcze w roku 2002 mieliśmy moŜność sprawdzenia na miejscu, iŜ depozyty te były zabezpieczone. W roku 1998 ks. Nir na prośbę redakcji Relaxu i redaktora Andrzeja Jar-makowskiego wykonał fotokopie z egzemplarzy Gwiazdy Polarnej, w których zamieszczano komunika-ty POMOSTU, a takŜe drukowano w odcinkach sław-ną powieść emigracyjną Andre R. Poraya pt. „Skoki”.

W 2004 r., na prośbę Mirosławy Kruszewskiej, ks. Nir wykonał fotokopie wszelkich artykułów Wacła-wa Iwaniuka i Józefa Mackiewicza drukowanych w Gwieździe Polarnej, a takŜe podał wykaz ksiąŜek z dedykacjami, znajdujących się w zbiorze Edwarda Duszy, zdeponowanym w Archiwum.

W czasie naszej listopadowej wizyty okazało się, Ŝe nowy zarząd nie jest w stanie wskazać po-

mieszczenia, w którym ten zbiór się znajduje. Na propozycję pomocy wysuniętą przez ks.

Nira odpowiedziano odmownie, twierdząc, Ŝe zgodnie z zarządzeniem kanclerza Zakładów ks. Timothy Whalena i rektora Charlesa Kosanke ks. Nir nie ma prawa wstępu do Archiwum (sic!).

Pokazano nam fotografie przedstawiające potworny bałagan panujący w pomieszczeniach Archi-wum. Nie wspomniano jednak przy tym o likwidacji wielu z nich, o przemieszczaniu zbiorów ani o remon-tach.

Jak się niedawno dowiedzieliśmy, idąc za radą archiwisty z Polski Pawła Pietrzyka z Łodzi, nowa archiwistka centralizuje zbiory, często wbrew woli ofiarodawców (!), usuwa – wyprzedając i wywoŜąc z terenu Zakładów – niepotrzebne z jej punktu widzenia druki i ksiąŜki, i w końcu ponoć wypełnia zniszczony-mi egzemplarzami pudła i plastikowe worki, które ostatecznie lądują na śmietniku. Po nagłośnieniu tej sprawy przez Towarzystwo Krzewienia Nadziei oraz apelach do kanclerza Zakladow Naukowych w Or-chard Lake przyspieszono wywóz przeznaczonych na makulaturę ksiąŜek z III piętra budynku, zwanego Arką. Udało nam się jednak dzięki pomocy studentów z Zakładów Naukowych zdobyć dowody wandalizmu: posiadamy cały szereg zdjęć z ostatnich tygodni lutego i połowy marca, z których część tu publikujemy, jak równieŜ przesłane nam pocztą dowody rzeczowe. Są to bezpowrotne zniszczenia, podobne barbarzyń-stwu hitlerowskiemu w Polsce w czasie II wojny świa-towej. Wśród przesłanych nam zniszczonych ksiąŜek znajduje się egzemplarz ze zbioru Edwarda Duszy, łatwy do rozpoznania dzięki charakterystycznej opra-wie i ekslibrisowi właściciela. Inne

Edward Dusza

Wandalizm w Orchard Lake Jacek Hilgier

cd. na str. 13

Źródła: T. Duralska - Macheta (red.), O edukacji dawnych Polaków. Materiały z XVI - XVII wieku, Warszawa 1982. S. Grzybowski, Król i kanclerz, Kraków 1988, P. Jasienica, Rzeczpospolita Obojga narodów. Srebrny Wiek, Warszawa 2007, S. Kot, Historia wychowania, t. I, Warszawa 1996, M. Kuryłowicz, Prawo rzymskie w studiach i kon-cepcjach akademickich Jana Zamoyskiego, (w:) H. Gmiterek (red.), W kręgu akademickiego Zamo-ścia, Lublin 1996, J. Łojek, Kalendarz historyczny. Polemiczna histo-ria Polski, Warszawa 1994, W. Urban, Epizod reformacyjny, Kraków 1988, www.szlachta.internetdsl.pl/zamoyski.htm http://pl.wikipedia.org www.zamosc.wonder.pl/zamoyski_calosc

Page 10: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

J eśli umysł ludzki jest tworem ewolucji, to czy moŜna wierzyć, Ŝe poprawnie ujmuje on rzeczywistość?

Kto moŜe być bardziej pewny prawdziwości teorii niŜ jej twórca? A jednak Darwin, ojciec współczesnego ewolucjonizmu, Ŝywił spore wątpliwości co do prawdziwości swojego wyja-śnienia, skąd się wzięło olbrzymie bogactwo Ŝycia na Ziemi. Jego teoria bowiem ma pewną niewygodną filozoficzną implikację i Darwin ją spostrzegł. Oto, jak wyraził swoje zastrzeŜenia wobec czysto naturalistycznego procesu ewo-lucji:

"Jeśli chodzi o mnie, to zawsze pojawiają się straszne wątpliwości, czy moŜna zaufać prze-konaniom ludzkiego umysłu, który przecieŜ rozwinął się z umysłu niŜszych zwierząt. Czy przekonania te mają jakąkolwiek wartość? Jeśli w umyśle małpy występują jakieś przeko-nania, to czy ktokolwiek moŜe im zaufać?" [1]

Wielu myślicieli wzmacniało i rozszerzało tego typu wątpliwości, wskazując, Ŝe światopo-gląd naturalistyczny (według którego przyroda to jedyna rzeczywistość) jest epistemologicznie niespójny, sam się obala. [2] W dodatku coraz więcej teistów przestaje wierzyć w naturalizm, zwłaszcza w ewolucyjny naturalizm, poniewaŜ

nie gwarantuje on, Ŝe ludzie dochodzą do wiary-godnych, prawdziwych przekonań na temat rzeczy-wistości. [3] Przeciwko temu, Ŝe ewolucyjny natura-lizm moŜe wyjaśnić umysłowe zdolności człowieka do odkrywania prawdy, wytoczyć moŜna dwa pod-stawowe zarzuty.

1. Ewolucja promuje przetrwanie gatunku, a nie prawdziwe przekonania.

Mówi się, Ŝe ewolucja poprzez dobór natural-ny w ciągu miliardów lat wyprodukowała intelektu-alne i zmysłowe zdolności poznawcze człowieka. Ale procesy ewolucyjne uwzględniają jedynie prze-trwanie i reprodukcję. Innymi słowy, ewolucja jedy-nie zwiększa przystosowanie konkretnego organi-zmu do środowiska - popierając tym samym dalsze istnienie gatunku. Dla tego procesu nieistotne są przekonania osobników gatunku na temat środowi-ska.

Niektórzy wprawdzie sądzą, Ŝe posiadanie prawdziwych przekonań zwiększa szansę na prze-Ŝycie, ale wątpliwe jest, by była to bezwyjątkowa reguła. W niektórych przypadkach wiarygodne prawdziwe przekonania mogą przyczyniać się do przetrwania, ale w innych prawdziwość przekonań moŜe być bez znaczenia. ZauwaŜył to znakomity uczony Francis Crick, gdy przyszło mu wyjaśniać pochodzenie wierzeń religijnych, które uwaŜa za fałszywe. Crick jest zdania, Ŝe nasze mózgi rozwi-jały się głównie w okresie, gdy ludzie trudnili się polowaniem i zbieractwem. Aby przeŜyć, ludzie musieli współpracować w małych grupach i odnosić się z wrogością do sąsiednich, konkurencyjnych plemion. I tak konkluduje: "W takich warunkach wspólne wierzenia wzmacniają więź między człon-kami jednego plemienia. Jest więcej niŜ prawdopo-dobne, Ŝe w wyniku ewolucji nasze mózgi mają wbudowaną potrzebę takich wierzeń. Nie ewolu-

owały wszak pod presją konieczności dokonywania odkryć naukowych, chodziło tylko o to, aby być dostatecznie sprytnym, Ŝeby przeŜyć i pozostawić po sobie potomstwo". [4]

MoŜemy nie zgadzać się z poglądem, Ŝe wierzenia religijne nie odzwierciedlają prawdziwie rzeczywistości i Ŝe jedynie słuŜą do pogłębienia więzi międzyludzkich, ale trudno nie zgodzić się z ogólną opinią, Ŝe dla przeŜycia i pozostawienia potomstwa waŜnych jest wiele czynników, nieko-

niecznie prawdziwość przekonań. Nawet fałszywe przekonania, jeśli tylko zwiększają wartość przeŜy-cia lub szansę wydania potomstwa, mają walor w ewolucji.

Naturalizm ewolucyjny nieuchronnie podwa-Ŝa zaufanie, jakim obdarzamy nasze własne, trak-towane jako prawdziwe, przekonania. Oto, jak tę sprawę przedstawia chrześcijański filozof Alvin Plantinga: "Ewolucjonizm i naturalizm są nie tylko niedobraną parą, ale zawzięcie ze sobą walczą. Nie moŜna racjonalnie akceptować jednocześnie ewolucjonizmu i naturalizmu [...]. Naturalizm czy ewolucyjny naturalizm wydaje się prowadzić do głębokiego i powszechnego sceptycyzmu. Prowa-dzi do wniosku, Ŝe nasze zdolności poznawcze tworzące przekonania - pamięć, postrzeganie zmysłowe, logiczne rozumowania itd. - nie są wia-rygodne i nie moŜna ufać, Ŝe produkują więcej prawdziwych niŜ fałszywych przekonań." [5]

2. Fałszywe przekonania ilustrują epistemo-logiczną niewiarygodność ewolucyjnego naturali-zmu.

Cytowaliśmy wyŜej poglądy Cricka na temat roli wierzeń religijnych. Wielu innych naturalistycz-nych uczonych oraz filozofów kontynuowało wątpli-wości Darwina w podobny do Cricka sposób. Ich zdaniem bodziec religijny powstał w rezultacie procesów ewolucyjnych. Innymi słowy, wiara w Boga, w obiektywną moralność i Ŝycie pozagrobo-we to utworzone przez ewolucję przekonania, które w odległej przeszłości pomagały ludziom przeŜyć. Świetny uczony i popularyzator nauki Lawrence Krauss tak o tym pisze: "Nie da się obalić religijne-go przekonania, Ŝe Wszechświat jest dziełem wszechmocnej istoty. Ten rodzaj opierania się na wierze sam musi mieć podstawę ewolucyjną. Mó-wiło się i mówi o "genie boga": idei, która niegdyś dostarczała przewagi w walce o przeŜycie tym, którzy wierzyli w ukrytą ojcowską kontrolę, nadają-cą porządek, cel i znaczenie Wszechświatowi, z jakim mamy do czynienia". [6]

Głośny ateista Richard Dawkins poszedł jeszcze dalej, argumentując, Ŝe wiara w Boga jest urojeniem umysłowym, wywołanym przez wadliwie funkcjonujący proces ewolucji ludzkiego mózgu. Odrzuca on wszelkie przekonania religijne jako rezultat szkodliwego "wirusa umysłu".

Ale przypisywanie fałszywych (z perspektywy naturalistycznej) przekonań religijnych człowieka procesowi ewolucyjnemu tylko powiększa podej-rzenia, jakie Ŝywił juŜ Darwin. Jeśli ewolucja jest odpowiedzialna za powszechnie przez rodzaj ludz-ki Ŝywione przekonania religijne, które z naturali-stycznego punktu widzenia są jawnie fałszywe (a nawet według Dawkinsa szkodliwe), to moŜna z tego wyciągnąć wniosek, Ŝe fałszywe przekonania na temat rzeczywistości mogą równie dobrze wspierać przeŜycie człowieka, jak przekonania prawdziwe. Tylko Ŝe jak wtedy ewolucjoniści mogą ufać, Ŝe ich własne przekonania są wiarygodne i prawdziwe? Skoro ewolucja nie gwarantuje praw-dziwości przekonań ludzkiego umysłu, to skąd wiadomo, Ŝe sam ewolucyjny naturalizm jest praw-dziwy? Chrześcijańska teistyczna alternatywa

Chrześcijański teistyczny światopogląd głosi, Ŝe doskonale racjonalna istota, Bóg, jest podstawą i źródłem rozumu. A tym samym logika, matematy-ka, wiedza i prawda wypływają z nadrzędnego inteligentnego boskiego umysłu i charakteryzują stworzony przezeń Wszechświat. A poniewaŜ Bóg uczynił ludzkie istoty na swój obraz, z racjonalnymi zdolnościami i organami zmysłowymi, które gene-ralnie poprawnie funkcjonują, to ludzie są zdolni odkrywać rozumny i empiryczny porządek świata. Obiektywne istnienie Boga jest fundamentem au-tentycznej wiedzy człowieka na temat świata.

Marta Cuberbiller

[1] Charles Darwin do W. Grahama, 3 lipca 1881, w:

Francis Darwin (ed.), "The Life and Letters of Charles Darwin" 1897 (przedruk: Elibron, Boston 2005), vol. 1, s. 285.

[2] Clive Staples Lewis, "Cudy. Wprowadzenie ogólne", Instytut Wydawniczy "PAX", Warszawa 1958, rozdział 3; Richard Taylor, "Metaphysics", 4th ed. Prentice-Hall, Englewood Cliffs, NJ 1992, s. 110-112; Victor Reppert, "C.S. Lewis's Dangerous Idea: A Philosophical Defense of Lewis's Argument from Reason", InterVarsity, Downers Grove, IL 2003.

[3] Patrz Alvin Plantinga, "Warrant and Proper Func-tion", Oxford University Press, New York 1993, rozdziały 11-12.

[4] Francis Crick, "Zdumiewająca hipoteza, czyli nauka w poszukiwaniu duszy", Na ŚcieŜkach Nauki, Pró-szyński i S-ka, Warszawa 1997, s. 346.

[5] Alvin Plantinga, "Evolution vs. Naturalism: Why They are Like Oil and Water", Books & Culture July/August 2 0 0 8 , h t t p : / / w w w . c h r i s t i a n i t y t o d a y . c o m /bc/2008/004/11.37.html.

[6] Lawrence M. Krauss, "Science and Religion Share Fascination in Things Unseen", New York Times 2005, November 8, ht tp: / /genesis1.asu.edu/~krauss/08essay.html. (Kenneth Richard Samples, "Darwin's Doubt: Can Naturalistically Evolved Human Minds Be Trusted to Yield True Beliefs About Reality?", New Reasons To Believe 2009, vol. 1, no. 1, s. 3-5.)

10

Ma

rta

Cu

be

rbil

ler

PRZEGLĄD PRASY KREACJONISTYCZNEJ

„ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

JEŚLI UMYSŁ LUDZKI JEST TWOREM EWOLUCJI, TO CZY

MOśNA WIERZYĆ, śE POPRAWNIE UJMUJE ON RZECZYWISTOŚĆ?

Page 11: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

11 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

F ronda donosi, a źródła potwierdzają, Ŝe niemieckie stowarzyszenie wolno-myślicieli - Fundacja Giordano Bruno

zbiera podpisy pod petycją, by zastąpić Święto Wniebowstąpienia Pańskiego Dniem Ewolucji. Dwusetna rocznica urodzin Darwina i sto pięć-dziesiąta publikacji ksiąŜki „O pochodzeniu gatunków”, argumentują humaniści, to najwyŜ-szy czas, by zastąpić martwe święto świętem Ŝywym. Świętem, które upamiętnia dzień, od którego ludzkość wie, kim jest i skąd pochodzi. Na stronie jest trochę cicho na temat tego, dokąd ludzkość zmierza, ale to akurat nie dziwi.

Dziwi natomiast uzasadnienie akurat takie-go patrona dnia. Według pomysłodawców więk-szość Niemców świętuje Wniebowstąpienie wycieczką na łono natury, a jak natura – to ewo-lucja. Problem polega na tym, Ŝe ewolucja, oprócz tego, Ŝe ślepa i bezmyślna, to przede wszystkim jest okrutna. IleŜ to gatunków uległo jej bezlitosnej przemocy? Trylobity, plezjozaury, pterodaktyle, brontozaury, tygrysy szablozębne, mamuty, australopiteki i – czy to nie nasza odpo-wiedzialność przypadkiem? - neandertalczycy. Jeśli juŜ wprowadzać nowe święto, to w duchu

humanizmu powinien to być Dzień Pamięci o Nean-

dertalczykach. Z drugiej jednak strony nie daje mi spokoju

wspomniane milczenie o celu ludzkości. Ten brak sensu po prostu nie przejdzie. Jak to tak? Święto-wać, choćby i w Ŝałobie, pamięć o tych, co odeszli, a jednocześnie nie zastanowić się nad naszym losem? Stawiać świeczki na symbolicznych grobach prymity-wów z przeszłości i nie zadrŜeć na myśl, co z nami samymi? PrzecieŜ człowiek to brzmi dumnie! Moim zdaniem Fundacja Giordano Bruno powinna bardziej przejąć się swoim patronem i trochę bardziej się wysilić. Zwłaszcza Ŝe istnieją tradycje, do których ateizm moŜe się odwołać.

Na początek trzeba się zastanowić, co zrobić z tym bolesnym brakiem sensu. Skoro nie nadaje go nam Bóg i nie odkrywa go przed nami natura, sens trzeba wykuć samemu, wyciosać go własnymi ręko-ma. Sens ludzkości leŜy przecieŜ – i tu odwołamy się do tradycji – w samej ludzkości. To człowiek sam decyduje o sobie, staje się tym, kim chce się stać. Ewolucja rozumiana jako genealogia zawodzi na całej linii. Potrzeba innego na nią spojrzenia, które, przyznajmy to uczciwie, w historii człowieka było się juŜ pojawiło wcześniej. Jeśli prawa ewolucji mówią nam, Ŝe zwycięŜa ten, kto lepiej dostosuje się do okoliczności, to przecieŜ człowiek wyszedł juŜ z tego

etapu i otworzył nowy. Człowiek własne okoliczności tworzy! Człowiek potrafi zorganizować sobie nie tylko własne poŜywienie czy schronienie, ale teŜ siebie samego – zarówno jednostkowo, jak i wspólnotowo. Człowiek jest nową siłą, która wyemancypowała się z bezmyślnej przyrody i nadała światu sens. Siłą bez porównania potęŜniejszą od wszystkich wcześniej-szych. I to właśnie tę siłę musimy uczcić, gdyŜ ona czyni nas tymi, którymi jesteśmy i którymi będziemy.

Skoro tak, to nowe święto nie moŜe cofać się do przeszłości li tylko po to, by w niej tkwić. Prze-szłość moŜe nam słuŜyć wyłącznie jako blok starto-wy, punkt odbicia, który jest przecieŜ niezbędny do ruchu naprzód. I tu znowu tradycja podaje nam pomocną dłoń, gdyŜ – jak pisałem – w przeszłości moŜemy odnaleźć przykłady wielkich zrywów ludzko-ści, w których porywała się na niemoŜliwe i w których zdawała sobie sprawę, Ŝe ewolucja to za mało. śe spokojne czekanie na to, co przyniesie los, nie jest godne człowieka - prawdziwego Stwórcy, prawdziwe-go twórcy Sensu i prawdziwego prawodawcy kosmo-su. Dlatego proponuję – świętujmy wydarzenia prze-szłości w ich perspektywie przyszłościowej, świętuj-my naturę przetworzoną, zhumanizowaną. Świętuj-my Dzień Ewolucji Październikowej. W listopadzie, naturalnie.

Lynx Rufus źródło:salon24.pl, przedruk za zgodą Autora

Evolutio non sufficit S

alo

n2

4.p

l

W ostatnich miesiącach w mediach lubelskich pojawiło się sporo donie-sień o działaniach nowego rektora

UMCS, a nawet o zainteresowaniu się przez prokuraturę niegospodarnością, której być moŜe dopuszczali się jego poprzednicy. Niektó-re z osób, związanych z poprzednimi władzami uczelni lub pełniących w ciągu kilkunastu ostat-nich lat funkcje kierownicze, formułują zarzuty pod adresem nowego rektora UMCS Andrzeja Dąbrowskiego: wymiana ekipy w rektoracie, niedostateczne informowanie pracowników i szerszej publiczności o szczegółach swoich planów (Czy to sama obawa o brak planów, czy raczej strach przed tym, Ŝe dla niektórych nie będzie w nich miejsca? Mądrzy ludzie mawiają, Ŝe niezdradzanie swych planów przed czasem

nie świadczy o ich braku.), wreszcie zbyt restryk-cyjne cięcia w budŜecie uczelni. Zwłaszcza ten ostatni zarzut zdaje się nieco dziwny w obliczu coraz głośniejszego kryzysu. Osoby, które przez kilkanaście lat zadłuŜyły uniwersytet na ponad 60 mln zł, są dziś zatroskane zapowiedzią zwol-nienia lub wysłania na emeryturę części pracow-ników rozdętego pionu administracyjnego oraz ograniczenia zewnętrznego kredytowania dla kolejnych inwestycji. Co ciekawe, rektor zdaje się mieć poparcie Senatu uczelni, związków zawodowych i, sądząc po komentarzach w Inter-

necie, wielu pracowników naukowych. Chyba jednak najczulszym punktem było

podwaŜenie przez rektora Dąbrowskiego kompeten-cji dyrektora wydawnictwa UMCS Andrzeja Peciaka, co wyraziło się cofnięciem mu pełnomocnictw, a następnie wnioskiem o pozbawienie go funkcji, zatwierdzonym zresztą przez Senat uczelni. Niektó-re media na czele z "Gazetą Wyborczą" w Lublinie oraz spore grono "zatroskanych" podnieśli larum. Na czele tego chóru stanął sam zainteresowany, mó-wiąc z goryczą o swoich licznych osiągnięciach i subtelnie utyskując na brak znajomości "procesu wydawniczego" przez nowego rektora - chemika.

(Po zainteresowaniu się niegospodarnością na uczelni przez prokuraturę naleŜy chyba Ŝyczyć niektórym z jej dotychczasowych decydentów, aby nie poznali bliŜej i innych procesów...) Pan Dyrektor, skądinąd słusznie, stwierdza: "Z ludźmi trzeba roz-mawiać!". A oto próbki zachęty do dialogu z jego strony zamieszczone w lubelskiej "Gazecie Wybor-czej": "rektor, który nie ma pojęcia o procesie wy-dawniczym, mówi na temat wydawnictwa głupoty", "to jest Monty Python", "nową ekipę rektorską cha-rakteryzuje arogancja i brak kompetencji", "rektor urządza seanse nienawiści", "to jak z Orwella", "kojarzy mi się to z epoką późnego Gomułki". (Przypomnijmy, Ŝe mówi to - wprawdzie będąc na nagłym zwolnieniu lekarskim - ale jeszcze jako pracownik UMCS.)

Rektor odpowiada w innym tonie - podaje liczby: "Wydawnictwo przynosi straty na skutek złego zarządzania - tłumaczy w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim” - JeŜeli w 2005 r. wypro-dukowało "na magazyn” ksiąŜki wartości 3 mln 880 tys. zł, w 2006 r. - 4 mln 763 tys. zł, w 2007 r. - 5 mln 227 tys. zł, to jak to inaczej nazwać?"

Zaiste, najwyraźniej jest dyrektor Peciak fa-chowcem od problematyki wydawniczej. Z naci-skiem na "problematykę".

Cała ta sytuacja zwraca nam uwagę na dwa problemy. Jeden ogólnopolski i jeden lokalny. Sytu-acja finansowa UMCS odzwierciedla ogólny trend władz uczelni państwowych (wzorowany zapewne na postawie polityków), tzn. zadłuŜaj się, ile wlezie, dług i tak będzie spłacał juŜ kto inny. Co ciekawe, prywatne uczelnie inwestują coraz więcej w infra-strukturę, budując nowe obiekty i zatrudniając coraz lepszą kadrę przy wcale nie większych moŜliwo-ściach finansowych, natomiast państwowe molochy zawsze są "niedoinwestowane" i niezadowolone. Zamiast czerpać wzorce z polskich (najbardziej chyba znany przykład uczelni nowosądeckiej, ale takŜe w regionie znajdą się takie) czy zagranicznych szkół prywatnych, które nie tylko bilansują swoje wpływy i wydatki, a jeszcze dobrze zarabiają na

swojej działalności, takŜe wydawniczej, znów słyszy-my mędrków, którzy jak mantrę powtarzają: "specyfika uczelni", "misja", "działalność niedocho-dowa" i dobrze z tego Ŝyją. Oczywiście dotyczy to zarówno rozwiązań systemowych promujących niegospodarność publicznego grosza zamiast ryzy-ka prywatnych przedsięwzięć, jak i zwykłego braku umiejętności czy chęci ludzi pełniących konkretne funkcje.

Miejmy nadzieję, Ŝe po latach ignorowania praw wolnego rynku nadchodzą czasy, gdy rynek zweryfikuje ignorancję niektórych.

Drugą istotną sprawą w naszej lubelskiej rzeczywistości jest chyba to, Ŝe rektor Dąbrowski - świadomie lub nie - narobił sobie wrogów, uderzając w lokalne i nie tylko - koterie, juŜ to w rektoracie, juŜ to naruszając nieformalny "pakt trzech" delikatnie i mniej delikatnie modelujący od dziewiętnastu lat lubelskie Ŝycie kulturalne i społeczne. Salon moŜe stracić waŜny przyczółek, zwaŜywszy, Ŝe jak szczyci się dyrektor Peciak, "w wydawnictwie UMCS mieli-śmy moŜliwość i przyjemność publikować ksiąŜki J. Mieroszewskiego, J. Karpińskiego, D. Beauvois, K. Pomiana, L. Ungera, B. Osadczuka, A. Bobkowskie-go, G. Herlinga-Grudzińskiego, J. Karskiego, W. Odojewskiego. Wydawaliśmy albumy Edwarda Hartwiga, poezję W. Szymborskiej, J. Hartwig, E. Lipskiej czy B. Zadury. Nakładem naszego Wydaw-nictwa ukazywały się publikacje dotyczące stosun-ków polsko-ukraińskich [np. wręcz szkalujące Pola-ków prace ukrainofila Daniela Beauvois - AL], wspól-nie z Muzeum Lubelskim wydaliśmy album Freski Kaplicy Zamkowej i katalogi towarzyszące wysta-wom Schulza, Chagalla czy Goi. Publikowaliśmy eseje A. Halla, abpa J. śycińskiego, J. Pomianow-skiego, M. Łukasiewicza, Cz. Bieleckiego, T. Dostat-niego." No cóŜ, pozostaje chyba tylko czekać na kolejny "list pasterski" zaniepokojonego "obniŜeniem standardów" Arcybiskupa.

Trudno zazdrościć profesorowi Dąbrowskie-mu, ale sprawia on wraŜenie człowieka zdetermino-wanego do zreformowania uczelni na tyle, na ile mieści się to w jego kompetencjach jako rektora. W takiej postawie, niezaleŜnie juŜ od szczegółowych rozwiązań, warto go wspierać. Trzymamy kciuki!

Kolejny "niesalonowy"?

Ad

ria

n L

es

iak

ow

sk

i

Page 12: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

12 12 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

NIE CHCIAŁ, ALE MUSIAŁ? W lecie 1980 przez Polskę przetoczyła się fala

strajków i innych, jak to wtedy nazywano, protestów społecznych. W grudniu 1981 władze PRL siłą przywo-łały naród do porządku, wprowadzając stan wojenny. Zanim jednak czołgi wyjechały na ulice, a niepokorni trafili za kraty, działy się u nas rzeczy niezwykłe. Do tego czasu w PRL wszystko działo się tak, jak posta-nowiła Przewodnia Siła Narodu. Obywatele zdawali sobie sprawę, Ŝe ich zdanie się właściwie nie liczy. Na ogół byli teŜ przekonani, Ŝe PZPR wykonuje jedynie rozkazy przychodzące z Kremla. Nagle władza ugięła się pod ich naciskiem. Zezwoliła na powstanie Nieza-leŜnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Na Kremlu mówiono o kontrrewolucji w Polsce. Wokół naszych granic, a takŜe na terytorium Polski bratnie armie urządzały sobie manewry, ale jakoś nie podejmowały walki z elementami antysocjali-stycznymi . Pomimo dezaprobaty Moskwy „Solidarność” istniała sobie w najlepsze i obrastała innymi, niezaleŜnymi od partii, organizacjami. Było to dowodem, Ŝe sami decy-dujemy o sobie. Pamię-tam, Ŝe czułem z tego powodu radość i dumę, wiedziałem, Ŝe podobnie czujących są miliony. Nie trzeba wiele, by wzbudzić pragnienie suwerenności narodu, do którego się naleŜy. Oczywiście radości towarzyszy ła obawa. Wiadomo było, co stało się na Węgrzech i w Czecho-słowacji, gdy kraje te spróbowały rządzić się po swojemu. Mieliśmy jednak nadzieję, Ŝe poniewaŜ sami się ograniczamy, sowiecka interwencja nie nastąpi. Nie kwestionowa-no przewodniej roli partii ani członkostwa Polski w Układzie Warszawskim i nie było Ŝadnych powaŜnych rozruchów na tle politycznym. Fakt, Ŝe kres temu solidarnościowemu karnawałowi połoŜyli rodacy, za-skoczył niemal wszystkich. O to zresztą tym „rodakom” chodziło.

Cudem nazywamy zdarzenie, które przeczy prawom natury. Istnienie w PRL przez ponad rok organizacji niezaleŜnej od partii komunistycznej zda-wało się przeczyć naturze totalitarnego państwa. Nie bardzo potrafiłem sobie wtedy wyjaśnić, czemu właści-wie zawdzięczamy ten „cud” i chyba nie byłem w tym odosobniony. Nasz rozbudowany aparat bezpieczeń-stwa powinien zdusić wszelki bunt w zarodku. Czemu zawiódł? WciąŜ jesteśmy skazani w tej sprawie na domysły.

Mogło być tak. Rzetelne spełnianie swoich obowiązków nie jest mocną stroną Polaków. Zwłasz-cza Polaków sprawujących władzę i ochraniających ją. Poza tym Edward Gierek rządził juŜ 10 lat. To bardzo długo. Zdaniem wielu ludzi w Komitecie Centralnym PZPR - zbyt długo. Dla zewnętrznego obserwatora kierownictwo partyjne sprawiało wraŜenie monolitu. Wszystkie uchwały podejmowano jednogłośnie. Za-chwyty nad mądrością i dalekowzrocznością Pierwsze-go Sekretarza były wręcz obowiązkową częścią kaŜde-go przemówienia na transmitowanych przez radio i telewizję posiedzeniach plenarnych KC. Ludzkiej natury nie sposób jednak zmienić. Ci, którzy zaszli wysoko, chcą wejść jeszcze wyŜej. W lutym 1980 usunęli premiera Piotra Jaroszewicza – prawą rękę I Sekretarza. Niewielkie niepokoje społeczne byłyby dla

nich okazją do przeprowadzenia zmiany na samym szczycie. Nie spodziewali się jednak, Ŝe wybuch nieza-dowolenia będzie tak silny. Gdy strajki rozlały się juŜ po kraju, moŜna było próbować utopić je we krwi, ale było to z wielu przyczyn niewskazane.

MoŜna było wydać siłom bezpieczeństwa rozkaz zdobywania zakładów, ale ofiar mogło być tysiące. Robotnicy, nauczeni smutnym doświadczeniem, nie wychodzili na ulicę. Masakra, której nie moŜna byłoby przedstawić jako tłumienia ulicznych zamieszek, nie opłacałaby się propagandowo. Wielu naiwnych zwo-lenników komunizmu w krajach zachodnich mogłoby przejrzeć na oczy. Zamieszki spowodowałyby takŜe problemy wewnętrzne. Komuniści przez wiele lat i na wszelkie moŜliwe sposoby starali się sprawić, by Pola-cy nie uwaŜali ich za obcych, za agentów Moskwy. W budowie takiego wizerunku PZPR osiągnęli pewne sukcesy. Wielki rozlew krwi rozbiłby go zupełnie. Znów między nimi a narodem powstałaby przepaść, jak w pierwszych latach PRL. Rządzenie oparte wyłącznie na przemocy jest bardzo niebezpieczne i z reguły

szybko się kończy. Czy moŜna ufać siłom bezpie-czeństwa? Czy Ŝołnierze i milicjanci będą w stanie zabić tylu buntowników, ilu będzie trzeba? Czy nie przejdą na ich stronę? Gdyby ktoś mógł ich przy-pilnować… Ale dla towa-rzyszy radzieckich inter-wencja zbrojna to ostatecz-ność. Zwłaszcza, odkąd wprowadzili wojska do Afganistanu. Oczywiście kierownictwo partii rozwaŜało uŜycie siły. JuŜ pod koniec sierpnia 1980 na posiedzeniu Biura Politycznego Władysław Kruczek zaproponował, by wprowadzić stan wyjątko-wy. Generał Jaruzelski

pouczył go, Ŝe konstytucja czegoś takiego nie przewi-duje. Jest tylko stan wojenny, ale teŜ wprowadzić go nie moŜna, bo jak wyegzekwować rygory, kiedy stanie cały kraj? Minister obrony wie, co mówi. RozwaŜa ten wariant juŜ od dawna. Z jego polecenia prace plani-styczne nad nim rozpoczęły się juŜ w lipcu. Dokumen-ty, które o tym świadczą, są dziś dostępne dla history-ków. Wtedy wiedział o tym tylko ten, kto musiał. Pracy było mnóstwo. W konstytucji był paragraf mówiący o stanie wojennym, ale brakowało wykonawczych aktów prawnych. Podczas wojny sowieccy doradcy mówili, co trzeba robić. Podczas walk z rodzimą reakcją – rów-nieŜ. Teraz ich juŜ nie ma. Oczywiście naleŜało przewi-dzieć taką sytuację, przygotować odpowiednie ustawy i projekty dekretów, ale komu się chciało… Teraz wszy-scy są zaskoczeni. Przygotowują się, gdy jest juŜ za późno. Jak to w Polsce.

Stan wojenny to ogromna operacja. Nie tylko MON i MSW muszą się do niej przygotować. Współ-działać będą wszystkie organy państwa: prokuratura i sądy, środki masowego przekazu i cenzura, łączność i gospodarka morska… Tu nie moŜna improwizować. Trzeba przewidzieć róŜne warianty rozwoju sytuacji i przećwiczyć je. Generał jest człowiekiem bardzo ostroŜnym. Stara się nie pozostawić miejsca dla przy-padków. Chyba dzięki temu przeŜył wojnę. Jest teŜ bardzo skryty. Kruczkowi mówi to, co w tym momencie jest najwaŜniejsze. Cały kraj strajkuje. Jest za późno na uŜycie siły. Trzeba wykonać taktyczny odwrót, podpisać porozumienia. O tym, Ŝe przygotowuje się do uderzenia, gdy przeciwnik osłabnie, Biuro Polityczne

nie musi wiedzieć. Element zaskoczenia jest bardzo waŜny. Do ludzi przeniknie tylko wiadomość, Ŝe Jaru-zelski nie chciał uŜyć wojska przeciwko narodowi.

Generał Jaruzelski konsekwentnie utrzymuje, Ŝe 13 grudnia 1981 to skutek działań „Solidarności”. On był gotów do porozumienia. Przygotowywał stan wo-jenny, ale wprowadzać go nie chciał. Do końca miał nadzieję, Ŝe druga strona się opamięta. Gdyby związ-kowcy byli rozsądni, mogliby doczekać do pierestrojki, ale oni oszaleli. „Jak długo wyciągnięta dłoń ma się spotykać z zaciśniętą pięścią?”. Nie chciał, ale musiał.

Jest pewien problem z udowodnieniem tej tezy. Członkowie ówczesnego kierownictwa partyjno – państwowego nie kryli swych rzeczywistych intencji. Stefan Olszowski był jednym z najwaŜniejszych. Pod-czas spotkania z Erichem Honeckerem 20 listopada 1980 roku wyłoŜył mu jasno plany polskich komuni-stów: „Wcześniej czy później musi dojść do konfronta-cji, jest ona nieuchronna. Chcemy, abyśmy to my ustalili jej czas. Będziemy musieli uŜyć środków admi-nistracyjnych i politycznych. Przez środki administra-cyjne rozumiem aresztowania. Do walki na ulicy zosta-ło wyćwiczonych 30 tysięcy ludzi”. W roku 1985 gene-rał pozbył się Olszowskiego z kierownictwa. Był zbyt zdolny, czyli niebezpieczny. W kwestii strategii wobec przeciwnika musieli jednak być zgodni. W przeciwnym wypadku któryś z nich wypadłby z KC wcześniej.

Podobne zapewnienia składają nasi rządcy towarzyszom radzieckim. Kania obiecywał BreŜniewo-wi: Złapiemy kontrrewolucję za gardło. Później chciał tego uniknąć. Upijał się częściej niŜ zwykle. Strach, czy wyrzuty sumienia? W kaŜdym razie słabość. Jaru-zelski nie miał takich wahań. Mówił, Ŝe będzie walczył o zdrowe siły narodu, które zbłądziły i wstąpiły do „Solidarności”, będziemy je przeciągać na naszą stro-nę, jednocześnie jednak będziemy atakować przeciw-nika, i to naturalnie tak atakować, Ŝeby to przyniosło rezultaty. Potem działał zgodnie z tymi słowami.

Zapisy tych rozmów stały się dostępne dopiero po upadku „demoludów”. Teksty jawnych wystąpień Jaruzelskiego i towarzyszy nie przeczą jednak deklara-cjom składanym przywódcom bratnich partii w sekre-cie.

Znacznie wymowniejsze od słów są czyny. Niedługo po zawarciu porozumień sierpniowych Proku-rator Generalny PRL wydał tajną instrukcję dotyczącą ścigania przestępstw przeciwko państwu. Jednym z nich było noszenie znaczka Konfederacji Polski Nie-podległej bez zezwolenia (!). Solidarność zdobyła ją i opublikowała. Została oskarŜona o dąŜenie do kon-frontacji.

Wybucha konflikt o niezaleŜną organizację rolników – Solidarność RI. Na posiedzenie Wojewódz-kiej Rady Narodowej w Bydgoszczy przybywa szef zarządu regionu Jan Rulewski. Zostaje pobity przez milicję. Helikopter rozrzuca nad miastem ulotki, Ŝe pobił się sam. Drukowano je w wojskowych zakładach graficznych. Władza ogłasza, Ŝe Solidarność urządziła prowokację. Związek chce przedstawić swój punkt widzenia. Domaga się dostępu do środków masowego przekazu. Nie otrzymuje go. Nie ma głupich!

W gruncie rzeczy sprawa jest bardzo prosta. Nie moŜe być na niebie dwóch słońc i nie moŜe być w państwie socjalistycznym dwóch przewodnich sił. W Polsce rządzi partia, która ma w nazwie przymiotnik „robotnicza”. Nie moŜe być zatem organizacji, której robotnicy wierzą bardziej od niej. Partia, podobnie jak Solidarność, głosi slogan Socjalizm – tak, wypaczenia – nie. Gdy dwóch mówi to samo, to nie znaczy to samo. Bonzowie PZPR w większości juŜ rozumieją, Ŝe socjalizm to głupi pomysł. Jeśli w Polsce ma być do-brze, to nie ma sensu go reformować. Trzeba go znieść. Oczywiście nie mogą tego otwarcie powie-dzieć. Przez tyle lat powtarzali, Ŝe ten ustrój

ZA CO GO SĄDZIĆ?… cz.2 Piotr Setkowicz

rys. Arkadiusz Gacparski

Page 13: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

13 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

Piąty tom Biblioteki Filozoficznych Aspektów Gene-zy poświęcony jest analizie Michaela Behe’ego koncepcji nieredukowalnej złoŜoności, którą Behe opisał w pracy Czarna skrzynka Darwina. Biochemiczne wyzwanie dla ewolucjonizmu (opublikowanej w polskim przekładzie jako czwarty tom Biblioteki Filozoficznych Aspektów Ge-nezy). Według twórcy tej koncepcji na molekularnym poziomie Ŝycia istnieją układy charakteryzujące się niere-dukowalną złoŜonością. Zdaniem Behe’ego cecha ta zarówno stanowi powaŜną przeszkodę dla wyjaśnienia powstania posiadających ją układów biochemicznych w ramach ewolucjonizmu darwinowskiego, jak i silnie prze-mawia na rzecz tezy, Ŝe układy tego typu zostały zapro-jektowane przez istotę inteligentną.

KsiąŜka obejmuje tło historyczne teorii inteligentne-go projektu, w której skład wchodzi koncepcja niereduko-walnej złoŜoności oraz zarys głównych tez Behe’ego. Ponadto analizowane są zarzuty skierowane pod adresem koncepcji Behe’ego oraz propozycje ewolucjonistycznych wyjaśnień problemu nieredukowalnej złoŜoności. Do ksiąŜki dołączono równieŜ wybór dziesięciu przetłumaczo-nych na język polski artykułów autorów zabierających głos w sporze o nieredukowalną złoŜoność – w tym siedmiu tekstów będących poprawionymi wersjami tłumaczeń, które ukazały się wcześniej w druku, i trzech dotąd nie-opublikowanych. Dariusz Sagan

Wydawnictwo MEGAS, ul. Nagodziców 8/11, 03-188 Warszawa, e-mail: [email protected]

SPÓR O NIEREDUKOWALNĄ ZŁOśONOŚĆ UKŁADÓW BIOCHEMICZNYCH

RE

KL

AM

A

druki, które potraktowano łagodniej, kaŜdy moŜe zabrać sobie z regału w bibliotece – za darmo. A ktoś kiedyś je Archiwum podarował.

Do niedawna zbiory Archiwum Polonii w Or-chard Lake liczyły około 50 tys. ksiąŜek. Jeszcze w roku 2003 pokazywano nam pierwsze wydanie „Pana Tadeusza”, niezwykle waŜne druki polskiego wy-chodźstwa XIX i XX w., eksponaty, które wprowadziły-by archiwistów krajowych w zdumienie. Gdzie są dzisiaj te ksiąŜki? Czy jest dostęp do jakichkolwiek sygnatur, wykazów inwentaryzacyjnych? Dlaczego tak lekkomyślnie powierzono zbiory pani Majewskiej, osobie być moŜe o najlepszych chęciach, ale nie posiadającej doświadczenia w archiwistyce etnicznej i słabo znającej język polski oraz dzieje wychodźstwa? Dlaczego autorytetem dla nowej dyrekcji Archiwum jest młody, nie znający i nie „czujący” wychodźstwa pracownik łódzkiego archiwum pan Pietrzyk, zalecają-cy usunięcie wszelkich dubletów, pozbawienie Archi-wum personalnych, indywidualnych zbiorów na rzecz biblioteki centralnej? Dlaczego nie rozpisano konkursu na pozycję archiwisty w Orchard Lake, tym bardziej Ŝe wśród Polaków w Ameryce jest wiele osób o wykształ-ceniu humanistycznym i ze znajomością kilku języ-ków? Pamiętajmy, Ŝe mamy prawo tego się domagać, poniewaŜ Archiwa utrzymywane są przez polonijne wychodźstwo, a dwie wiodące organizacje Polonii – Związek Narodowy Polski i Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie – wspierają Orchard Lake stałymi, dorocznymi donacjami.

Trudno tutaj nie nadmienić, Ŝe z Zakładów Naukowych znikają sami Polacy. Wśród tamtejszych pracowników trudno znaleźć osoby mówiące po pol-sku, i to na wszystkich szczeblach – poczynając od kanclerza i rektora, na pracownikach biurowych i personelu porządkowym kończąc. Czołowe stanowi-ska w tym polonijnym ośrodku zajmują Amerykanie niepolskiego pochodzenia, od których trudno spodzie-wać się oddania dla polskiego dziedzictwa narodowe-go. Kanclerz T. Whalen nie odpowiada na listy i telefo-ny. Nowy zarząd Misji Polskiej, której samo powstanie

wypacza testament ideowy załoŜyciela Zakładów, ks. Józefa Dąbrowskiego, zwiększa niebezpieczny udział laikatu w funkcjonowaniu Archiwum, czego dowodem jest likwidowanie ksiąŜek o charakterze religijnym czy rozproszenie unikalnego zbioru XIX i XX-wiecznych egzemplarzy Pisma Świętego. Brak orientacji i wiedzy o polonicach urzędników Misji Polskiej jest jednakŜe największym niebezpieczeństwem dla zbiorów.

Częsty gość w Archiwum ks. Romana Nira, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, znany nauko-wiec i znawca zagadnień Polonii, dr Emil Orzechow-ski, w pięknym artykule o Zakładach Polonijnych napisał:

„Kontakt ze starą ksiąŜką, której nawet nie potrafimy czy nie mamy czasu przeczytać, jest kontak-tem z historią, z osobami, które dziesiątki i setki lat temu ksiąŜkę tę miały w ręce. Kontakt taki jest czynni-kiem jednoczącym pokolenia, dającym poczucie więzi pokoleń, trwania historii narodu przez wieki. W warun-kach polskich wartość taka jest szczególnie waŜna, stąd niezwykły w Polsce pietyzm dla kaŜdego starego druku jeszcze raz ocalonego z palonych, niszczonych, grabionych bibliotek i domów. (…) KsiąŜki polskie zgromadzone w Orchard Lake zbierane były w ciągu (ponad) stuletniej historii istnienia polskiego Semina-rium SS Cyryla i Metodego. KsiąŜki te przesyłane z Polski, kupowane po świecie przez kolekcjonerów, a potem ofiarowane tutaj, ksiąŜki przejęte po likwidowa-nych polskich bibliotekach, ksiąŜki – pamiątki rodzin-ne, ksiąŜki – relikwie polskości.

(…) O ile jednak kontakt z historią poprzez ksiąŜkę polską w bibliotece krajowej jest czymś więcej niŜ naturalnym, to więź taka poprzez ksiąŜkę polską w zbiorach pozakrajowych dostarcza emocji nieporów-nywalnie większych. Raz poprzez wyjątkowość takie-go wtajemniczenia (…) dwa ze względu na to, Ŝe pokłady historii polskiej zawarte w archiwach i bibliote-kach polskich poza Krajem są szczególnie wielkie. Są szczególnie intensywne, szczególnie tragiczne i spe-cjalnie barwne – trzeba tylko chcieć je dostrzec”.

Szkoda, Ŝe dotąd nie pojęli tego: pan Paweł Pietrzyk z Łodzi i Jacek Miler, dyrektor Departamentu Dziedzictwa Kulturowego w warszawskim Minister-stwie Kultury, jak równieŜ dyrektor Sławomir Radoń z Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych w War-szawie, który wydał Pietrzykowi specjalną instrukcję przekazania pod kontrolę wszelkich księgozbiorów historycznych Karen Majewskiej. Dlaczego?

Praca ks. dr. Romana Nira jest nam wszystkim znana. Nie wierzymy, aby dzisiejszy stan rzeczy w Archiwum był wynikiem jego działania. Za czasów jego zarządu dostęp do zbiorów miało wielu wybitnych specjalistów (zaznaczmy: dostęp nieograniczony) i Ŝaden z nich nie sygnalizował niebezpieczeństwa czy jakiegokolwiek zagroŜenia. Nie potrafimy inaczej wytłumaczyć stanu faktycznego Archiwum, jak tylko dając wiarę informacjom o najeździe na Archiwum dyletantów. Najwyraźniej wielu naukowców podziela nasze zdziwienie w tej sprawie. Dyrektor Archiwum Emigracji przy Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu dr Mirosław Supruniuk pisze w liście opubliko-wanym w Internecie:

„To niemoŜliwe, to jakaś bzdura i prowokacja… Przez wszystkie lata Archiwum Polonii w Orchard Lake stawiane było jako wzór działalności archiwalnej na emigracji. Brałem udział w kilku spotkaniach Stałej Konferencji Archiwów, Bibliotek i Muzeów Polskich na Zachodzie i słuchałem ze zdumieniem o osiągnięciach i dokonaniach ks. Romana Nira. I zazdrościłem mu moŜliwości finansowych… Trafiały tam skarby ogrom-nej wartości materialnej, historycznej i muzealnej z całej »polskiej Ameryki«. Cała pamięć Polonii Amery-kańskiej… a na zdjęciach widać jakieś kartony śmie-ci… A gdzie prawdziwe fotografie, które ksiądz Nir zamieszczał w broszurach?

Nie chce się wierzyć, to, niestety, jakieś niepo-rozumienie…”

Jaka szkoda, Ŝe nie jest to nieporozumienie, ale stan faktyczny. Musimy to zmienić, a stać nas na to. „Wystarczy – jak pisze Orzechowski w cytowanym wcześniej artykule – „trochę zrozumienia, by nie dopu-ścić do tego, Ŝe zostanie po nas złom Ŝelazny i głu-chy, drwiący śmiech pokoleń”.

Wandalizm w Orchard Lake cd. ze str. 9

spowodował dynamiczny rozwój Polski, a robot-ników chroni przed wyzyskiem, nędzą i bezrobo-

ciem. Koniec socjalizmu to koniec ich władzy. Jak z tego wybrnąć? Wtedy nie mieli pomysłu.

Solidarnościowcy naprawdę wierzą w socjalizm. Wierzą, Ŝe jeśli władza rozkaŜe, to będzie dobrze. Domagają się wprowadzenia kartek na mięso. Ich Ŝyczeniu staje się zadość, ale mięsa od tego nie przy-bywa. Chcą urządzać przedszkola w willach prominen-tów. WywoŜą na taczkach dyrektorów, którzy najczę-ściej na to zasługują. Ale widzą, Ŝe takimi metodami nie wyprowadzi się Polski z kryzysu.

Domagają się reformy. Widzą, Ŝe władza stara się wszystko zmienić tak, Ŝeby nic się nie zmieniło.

Skoro tak, próbują coś wymyślić sami. W końcu ludzie oczekują od nich, Ŝe coś będą robili. Zaczynają mówić o Samorządnej Rzeczypospolitej. śądają wolnych wyborów do rad narodowych i reformy sądownictwa. Nie wierzę, Ŝe program Solidarności przyniósłby po-prawę. Mielibyśmy nadal socjalizm i na dobitkę demo-krację. Nie wierzę teŜ, Ŝe Solidarność dąŜyła do prze-wrotu.

Ale PZPR ma powody, by czuć się zagroŜoną. Ten związek zawodowy zaczyna decydować o obsa-dzie stanowisk kierowniczych. Polityka kadrowa to podstawa władzy partii. Aparat związkowy zaczyna przypominać partyjny – dziesiątki tysięcy działaczy. Wielu z nich władza uderza do głowy. Jaruzelski ma

rację, nie są to anioły. Jednak los Solidarności nie byłby inny, gdyby nimi byli. W gruncie rzeczy wyrok na nią zapadł, zanim powstała. Ta struktura łamie partyjny monopol władzy samym swym istnieniem, więc musi zginąć. Inaczej być nie moŜe.

Trudno mi uwierzyć, Ŝe Jaruzelski wahał się do 12 grudnia 1981. 15 października przesunął wyjście do cywila poboru z jesieni roku 1979 o dwa miesiące. Tych „nieskaŜonych” solidarnościową propagandą Ŝołnierzy mógł uŜyć do wprowadzenia stanu wojenne-go w ciągu tych dwóch miesięcy. Jeśli nie był na to zdecydowany, co chciał osiągnąć?

cdn.

Page 14: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

cz.40

Szlachcic – husyta był zagroŜe-niem dla katolicyzmu nie tylko dlatego, Ŝe w jego posiadłości praktykowano herezję w sposób jawny. Najczęściej była ona takŜe ośrodkiem misyjnym. W roku 1439 ujęto w Lwówku dwóch kaznodziejów husyckich, którzy przy-byli ze Zbąszynia. Nauczali chłopów w karczmach.11 Jeden prawie natych-miast po zatrzymaniu załamał się i zaczął współpracować z poznańskim inkwizytorem. Drugi wyparł się swojej wiary po długim i zapewne cięŜkim śledztwie.12 MoŜna jednak przypusz-czać, Ŝe wielu takich wypraw nie udało się udaremnić. Lwówek nie jest zbyt odległy od Zbąszynia. Jednak husyccy misjonarze mogli docierać znacznie dalej. Poza tym takie „punkty oparcia” dla nich powstawały takŜe w innych dzielnicach Polski. W Wielkopolsce było ich najwięcej – Zbąszyń, Kębłowo, posiadłości rodu Szafrańców. W okoli-cach Opoczna był nim Białaczów – rodowa siedziba Jana Strasza. W Małopolsce Melsztyn. Zaraza się roz-szerzała. WciąŜ jeszcze stosunkowo liczba heretyków w Polsce była nie-wielka, ale to się mogło zmienić. Kato-licyzm był, co prawda, dla Polaków „wiarą ojców i dziadów”, nie był jednak zbyt lubiany. Główną przyczyną była dziesięcina. Duchowieństwo pobierało ją od wszystkich i wszyscy starali się od niej wykręcić. Między księŜmi a szlachtą, mieszczanami i chłopami ciągle dochodziło na tym tle do spo-rów, czasami nawet krwawych. Jed-nym z fundamentów husytyzmu była nauka, Ŝe duchowni powinni być ubo-dzy i nie mają prawa wymuszania Ŝadnych danin od wiernych. Na pewno wielu Polakom się to podobało. Oczy-wiście nie jest łatwo zdecydować się na zmianę wyznawanej religii. Zwłasz-cza, gdy jest to karalne. Ale gdyby inni tak robili i nikt ich nie ukarał… W pew-nym momencie mogła ruszyć lawina „nawróceń”. Aby zapobiec temu nie-bezpieczeństwu, trzeba było koniecz-nie zrobić porządek z kapłanami wy-znającymi skrycie bądź otwarcie husy-tyzm. Nie byłoby to trudne, gdyby nie postawa części szlachty. Teoretycznie szlachcic teŜ mógł być pozwany przed sąd biskupa. Tylko, Ŝe mógł się zacho-wać tak, jak Abraham ze Zbąszynia. Trzeba było doprowadzić do większe-go zaangaŜowania władzy świeckiej w obronę katolicyzmu. Z pewnością szlachcic mniej chętnie zmieniałby wiarę, gdyby groźba kary była realna. Taki był cel edyktu wieluńskiego. To z myślą o tych protektorach husytyzmu napisano w nim: „…ktokolwiek by w Królestwie naszym Polskim i w zie-miach nam poddanych okazał się

ĘDZIOWIE MYŚLI ĘDZIOWIE MYŚLI ĘDZIOWIE MYŚLI ĘDZIOWIE MYŚLI ---- Z DZIEJÓW INKWIZYCJI Z DZIEJÓW INKWIZYCJI Z DZIEJÓW INKWIZYCJI Z DZIEJÓW INKWIZYCJI Większość dóbr Abrahama

leŜała na terenie diecezji poznańskiej. Biskup poznański Stanisław Ciołek postawił przed swoim sądem zarówno samego pana na Zbąszyniu, jak i utrzymywanych przez niego księŜy. Rozprawa nie przebiegła po myśli biskupa. Abraham przyprowadził na nią wielu swoich przyjaciół, a ich towarzystwo dodawało mu odwagi. Obrzucił zgromadzonych kanoników i prałatów pogróŜkami i obelgami. Niektórych obiecał zabić. Groził teŜ samemu Ciołkowi, który uciekł przed nim do Krakowa i od tego czasu w swojej diecezji pojawiał się rzadko.6 O zduszeniu zbąszyńskiego ogniska herezji siłą trudno było marzyć. Sę-dzia Abraham utrzymywał silne pry-watne oddziały wojskowe. Na inter-wencję wojsk królewskich biskup liczyć nie mógł. Abraham ze Zbąszy-nia był w dobrych stosunkach z Wła-dysławem Jagiełłą. PoŜyczali sobie pieniądze. Król wysyłał go wielokrot-nie z poselstwami do czeskich husy-tów, uwaŜając widocznie, Ŝe jako wyznający tę samą wiarę więcej z nimi załatwi.7 Biskup Ciołek ekskomu-nikował oczywiście Abrahama ze Zbąszynia. Nie miało to jednak Ŝad-nych skutków praktycznych. Wyklęty magnat nadal sprawował urząd po-znańskiego sędziego ziemskiego.8 ObłoŜenie dóbr heretyka interdyktem, czyli zakazem sprawowania obrzędów katolickich, miało skutek Ŝałosny. Katolicki proboszcz z Rakoniewic, który ośmielił się ochrzcić dziecko, stanął przed sądem biskupim.9

Postawa Abrahama ze Zbąszy-nia wobec czeskiej herezji nie była wśród polskiej szlachty czymś wyjąt-kowym. W podobny sposób wprowa-dził utrakwizm w swoich włościach Abraham z Kębłowa – bratanek Abra-hama ze Zbąszynia. Innymi bardziej znanymi stronnikami husytyzmu byli Jan Strasz z Białaczowa i Spytek z Melsztyna. Mniej znanych było za-pewne kilkuset. KaŜdy z nich bez trudu narzucał swoje wyznanie podda-nym. Najprawdopodobniej chłopi nie wyobraŜali sobie nawet, Ŝe mogą wierzyć inaczej niŜ ich pan. Bywali teŜ księŜa, którzy rozdawali komunię pod dwiema postaciami, nie chcąc konflik-tu z nim. Takimi „wyznawcami husyty-zmu” moŜna się było oczywiście nie przejmować. Wiadomo było, Ŝe znów staną się katolikami, gdy zawieje inny wiatr. Jednak u sympatyzujących z husytyzmem dziedziców gromadzili się ludzie, którzy wybrali swoją wiarę świadomie i byli dla niej gotowi do pewnych poświęceń. Przybywali nieraz z daleka. Wiadomo, Ŝe jednego z kaznodziei ochranianych przez Abrahama ze Zbąszynia nazywano Janem z Rusi.10

SĘDZIOWIE MYŚLI – Z DZIEJÓW INKWIZYCJI My nie niszczymy naszych wrogów; my ich zmieniamy. George Orwell – „Rok 1984” DWA GŁÓWNE PROBLEMY

Dla religii panującej w jakimś państwie nie jest groźne, Ŝe część ludności nie jest jej oddana. Nie ma większego znaczenia, Ŝe niektórzy ludzie negują jej nauki, krytykują obrzędy czy wyśmiewają się z kapła-nów. Zwłaszcza, jeŜeli boją się oni uzewnętrznić swoją postawę albo nie są w stanie pociągnąć za sobą in-nych. JeŜeli jednak herezja zaczyna zdobywać zwolenników wśród ludzi w jakiś sposób wybitnych i wpływowych, zagroŜenie jest juŜ powaŜne i trzeba działać.

Do początków XV wieku katoli-cyzm na ziemiach polskich nie był powaŜnie zagroŜony. MoŜna się było nie przejmować tym, Ŝe znaczna część chłopów trwała skrycie w po-gaństwie. Grupy biczowników, begi-nek, begardów i waldensów były niewielkie i łatwo je likwidowano. Wystarczały do tego sądy biskupie, które zawsze mogły liczyć na wspar-cie władzy świeckiej. Dopiero w roku 1318 papieŜ Jan XXII uznał, Ŝe do walki z herezją trzeba powołać inkwi-zytorów w diecezji wrocławskiej i krakowskiej. Szczególnie inkwizytor we Wrocławiu miał sporo pracy. Wal-densi na Dolnym Śląsku stanowili juŜ pewien problem. Jeszcze przed powo-łaniem inkwizytora dominikanie rozpo-częli bezlitosną walkę z nimi. W roku 1315 mieli spowodować spalenie około 50 osób tylko w Świdnicy, gdzie mieli swój klasztor. W tym samym roku egzekucje odbywały się takŜe we Wrocławiu.1 Waldensami byli jednak niemal wyłącznie Niemcy. Wiadomo teŜ, Ŝe w roku 1404 w Krakowie stra-cono jakąś grupę heretyków, prawdo-podobnie równieŜ waldensów. Do egzekucji doprowadził ksiądz Mikołaj Kula z parafii świętego Floriana. Z pewnością był wśród nich jeden polski chłop. Jego pan wytoczył później proces księdzu Kuli o szkodę mate-rialną wynikającą ze spalenia podda-nego.2 Jednak dopiero herezja, która powstała w Czechach, zdobyła wśród Polaków większą liczbę zwolenników. Co istotne, przeniknęła do kierowni-czych warstw narodu – duchowień-

My nie niszczymy naszych wrogów; my ich zmieniamy.

George Orwell – „Rok 1984”

stwa i szlachty. JuŜ w kwietniu 1415 roku przed sądem biskupa gnieźnień-skiego stanął ksiądz Jakub z Trląga. Nauczał on publicznie, Ŝe nikt oprócz Boga nie moŜe wyklinać z Kościoła. Miał więc w tej sprawie poglądy bar-dzo zbliŜone do czeskiego heretyka. Na rozprawie nazwał papieŜa ziem-skim bogiem i synem diabła. Powie-dział teŜ: „Oby dusza moja spoczęła tam, gdzie będzie dusza Husa”.3

Proces Jakuba z Trląga toczył się niemal równolegle z procesem Jana Husa w Konstancji. Nie wiemy, jak się zakończył. Oczywiście, jeŜeli podsąd-ny nie odwołał swych słów i nie poka-jał się za nie, wyrok mógł być tylko jeden. Później jeszcze wielu polskich księŜy miało przyjąć husytyzm. Z zachowanych dokumentów wynika, Ŝe tylko w Wielkopolsce i na Kujawach, gdzie wpływy husyckie były najsilniej-sze, wykryto przynajmniej 54 kapła-nów bądź kleryków szerzących husy-tyzm.4 Część z nich stanęła przed sądami, inni zbiegli do Czech. Oczy-wiście mogli być i tacy, których nie udało się zdemaskować. Jest teŜ mało prawdopodobne, by zachowały się akta wszystkich takich spraw rozpoznawanych przez sądy biskupie. Papier nie jest zbyt trwały. TakŜe w innych regionach Polski moŜna było spotkać wśród księŜy zwolenników Husa, a nawet Wiklifa. Problem był powaŜny. Walka z nim trwała przy-najmniej do końca XV wieku. Jeszcze w wydanych w roku 1502 statutach biskupa włocławskiego znajdują się przestrogi dla kapłanów, którzy trzy-mają się heretyckiej nauki Wiklifa i Husa.5

RównieŜ postawa polskiej szlachty była powodem do niepokoju. Nie chodziło tylko o rycerzy polskich walczących w wojskach husyckich. Znacznie większe zagroŜenie stano-wili ci, którzy chronili w swoich mająt-kach wyznawców herezji przed sąda-mi biskupimi i inkwizytorami. Zwłasz-cza, gdy byli to księŜa. Najbardziej znanym protektorem husytyzmu był poznański sędzia ziemski Abraham ze Zbąszynia. Pochodził on ze starego rycerskiego rodu Nałęczów i był czło-wiekiem bardzo bogatym. NaleŜało do niego miasto Zbąszyń, kilka wsi w jego okolicy oraz majątki rozrzucone w róŜnych regionach Polski. W jego dobrach księŜa – utrakwiści jawnie odprawiali msze według swojego obrządku, a ludność masowo w nich uczestniczyła. NaleŜy wątpić, by poddani sędziego Abrahama wybrali utrakwizm w wyniku samodzielnych poszukiwań duchowych. Raczej ludzie obawiali się gniewu swego pana. Mieli ku temu powody. Postępki Abrahama ze Zbąszynia świadczą o tym, Ŝe nie naleŜało go denerwować.

Piotr Setkowicz, [email protected]

14 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

Page 15: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

heretykiem albo zaraŜonym czy podejrzanym o herezję lub wreszcie jej sprzyjał, czy teŜ nią kiero-wał, winien być chwytanym przez naszych staro-stów, rajców miast i innych urzędników oraz wszyst-kich poddanych naszych czy to piastujących urzędy, czy teŜ nie, jako obraŜający nasz Majestat królew-ski, i winien być karany stosownie do rozmiarów swego występku”. Gdyby udało się wprowadzić w Ŝycie ten akt prawny, z pewnością dwa główne

problemy polskiego katolicyzmu zostałyby szybko rozwiązane.

cdn.

15

1Ewa Maleczyńska, “Ruch husycki w Czechach i w Polsce”, “KsiąŜka i Wiedza”, Warszawa 1959, str.249 – 251. 2Ewa Maleczyńska, op. cit., str.258. 3Józef Macek, „Husyci na Pomorzu i w Wielkopolsce”, KsiąŜka i Wiedza”, Warszawa 1955, str.112 – 113.

Przypisy:

„ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec2009

4Józef Macek, op. cit., str.188. 5Józef Macek, op. cit., str.176. 6Józef Macek, op. cit., str.125. 7Józef Macek, op. cit., str.121. 8Stanisław Bylina, „Hussitica Studia”, Instytut Historii PAN, War-szawa, str.167. 9Józef Macek, op. cit., str.125. 10Józef Macek, op. cit., str.131. 11Józef Macek, op. cit., str.110. 12Józef Macek, op. cit., str.126 – 129.

„N ie ma Ŝadnych podstaw do oskarŜenia członków Episko-patu Polski o zawinioną i

dobrowolną współpracę ze SłuŜbami Bezpieczeństwa PRL. W związku z tym biskupi sprawę lustracji uznają za za-mkniętą” list Watykanu do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski arcybisku-pa Józefa Michalika, Dziennik "Roma locuta, causa finita - Rzym powie-dział, dyskusji nie będzie. Biskupi chcą się teraz zająć pracą duszpasterską, a nie patrzeniem w papiery, które się zachowały po SłuŜbie Bezpieczeństwa systemu słusznie minionego" rzecznik Konferencji Episkopatu ks. Józef Kloch, Dziennik Tak skończyła się oficjalna droga ujawnie-nia współpracy hierarchów kościoła, który miał się nie bać prawdy. Katolicyzm płaci za to duŜy koszt utraty zaufa-nia swoich wiernych – liczba

„powołań” spadła w zeszłym roku o 10%, a w styczniu tego roku spadek uczestnic-twa we mszach jest niespotykany w historii Polski:

"Polskie kościoły pustoszeją w zastraszającym tempie. Obowiązku regularnego uczestniczenia w niedzielnej mszy przestrzega zaledwie 38 proc. katolików, czyli aŜ o 6 proc. mniej niŜ rok temu.” Polska

Czy tak ogromne koszty moŜna tłumaczyć ochroną poszczególnych biskupów-kapusi? Mogłaby na to wska-zywać wypowiedź abp. Michalika:

„Dość juŜ szumu w tej sprawie, to temat zastępczy - powiedział. A po chwili zastanowienia dodał, Ŝe ustalenia Komi-sji nie ujrzą światła dziennego, bo nie chcą tego sami zainteresowani hierar-chowie. - Nie mamy nic do ukrycia, ale to konkretny człowiek, konkretny biskup ma prawo decydować, a nie kaŜdy tego chce - powiedział. - Nie wolno naciskać, mal-tretować, namawiać do popełnienia takiego harakiri.” Polska

Gdyby to był powód ukrywania prawdy, to znaczy, Ŝe zdecydowana większość polskich biskupów to kapusie.

Gdyby była to mniejszość, to zgodnie z rozumowa-niem Jarosława Gowina powinno się akta ujawnić:

„Kościół nie powinien obawiać się lustracji, bo ona moŜe przynieść wiele przykładów bohaterskiej postawy duchownych i stosunkowo nieliczne dowody zdrady” J. Gowin, Polska

Watykan jednak zataja prawdę o lustracji, co prowadzi do wniosku, Ŝe jednak większość

tzw. następców apostołów i „pasterzy” owiec to wilki w owczej skórze. MoŜna zrozumieć takie postępowa-nie papiestwa (choć nie usprawiedliwić) – po co publiczny obciach i wstyd. Wtedy jednak powinno się cicho i szybko wymienić fałszywe sługi kościoła. A tu przeróŜni „Filozofowie” czy „Cappinosi” pozostają na urzędach lub awansują. NaleŜy więc szukać lepszej teorii wyjaśniającej tak kosztowną obronę ujawnienia prawdy.

W szachach często poświęca się pionka, a nawet figurę, by ratować figurę waŜniejszą bądź całe królestwo. MoŜna postawić tezę, Ŝe Watykan ponosi koszty utraty zaufania społecznego, by zataić praw-dę jeszcze gorszą, wręcz przekreślającą jego autory-tet.

Na taką moŜliwość wskazywał juŜ prawie pół wieku temu Józef Mackiewicz w ksiąŜkach „W cieniu krzyŜa” i „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy”. Szczegółowo opisał przedziwną zbieŜność w postę-powaniu Watykanu i „zapotrzebowania” Moskwy. Polacy otumanieni historyczną nominacją rodaka na

papieŜa jakby o tym zapomnieli. W swym psychologicznie uzasadnio-nym „chciejstwie” wierzyliśmy, Ŝe JP2 walczy z komuną i z BoŜą po-mocą ją pokonuje. Dopiero dziś powoli przebija się dość oczywista

prawda, Ŝe „upadek” komunizmu był operacją zaplanowaną i dokładnie kon-trolowaną, stanowiącą tylko zmianę dekoracji na drodze do większego, wszechświatowego totalitaryzmu. Czy ujawnienie, Ŝe kościół katolicki świado-mie i z premedytacją uczestniczy w tej grze, Ŝe czerpie z niej profity i zwodzi setki milionów ludzi, nie jest warte tej odrobiny wstydu z powodu zaniechania lustracji w Europie Wschodniej? Niech nawet część myślących katolików się tym zgorszy, to cóŜ z tego? Co zrobią, dokąd pójdą? Zapewne większość z nich wróci, jak sprawa przycichnie… Prawie dwie piąte Polaków (39 proc.) krytycznie ocenia decyzję Watykanu, który uznał lustrację polskich bisku-pów za sprawę zamkniętą - wynika z sondaŜu TNS OBOP dla "Panoramy" w TVP2.

Co by się stało, gdyby ujawniono teczkę JP2? – oto ciekawa odpowiedź internauty na naszym blogu na salon24.pl:

„Jak znam moich rodaków, odrzuciliby oni wtedy idee lustracji, zamknęliby IPN, archiwa spalili. Istnieje jakiś dziwny mechanizm w sprawach religii - najbardziej przenikliwi krytycy komunizmu, gdy tylko dochodzi do spraw Kościoła, nagle dostają małpiego rozumu i niczego nie pojmują. Myślę, Ŝe musi nastąpić to samo, co z śyda-mi, którzy wyszli z Egiptu - muszą wymrzeć. A realistycznie na rolę Kościo-ła będą mogły spojrzeć dopiero nowe pokolenia.”

oraz „Bo przecieŜ teczka JPII musi istnieć. To zbyt waŜna osoba, by SB jej

nie śledziło. Poza tym swobodnie jeździł za granicę, nawet w czasach stalinowskich. Muszą o nim istnieć setki esbeckich dokumentów. Dlaczego o tym wszystkim się milczy?

Być moŜe był porządny, być moŜe oparł się próbom werbowania. Ale jeśli tak, skąd to głuche milczenie? Jeśli był porządny, to czego się bać?

Próbowałem chyba dwa razy na Salonie24 wrzucić ten temat. Na-tychmiast dostałem "opieprz" od czołowych antykomunistów Salonu. Oni są niezdolni nawet zacząć myśleć, dlaczego nic się nie mówi o teczce JP2. Nawet zacząć myśleć, a co dopiero skończyć...

A dla mnie sprawa ta śmierdzi jak cholera. I jeszcze w dodatku ten Dziwisz, obsesyjnie nienawidzący lustracji, kapciowy JP2. I prymas Glemp wyzywający ks. Zaleskiego od "nadubowców". I komisje historyczne, które udają pracę, a robią wszystko, Ŝeby sprawy pozamiatać pod dywan. Ja rozumiem, Ŝe w episkopacie trudno splunąć, Ŝeby nie trafić na jakiegoś ubeka. Ale moŜe jakiś tam nie dał się kupić? Dlaczego wszyscy mil-czą?

I dlaczego wszyscy udają, Ŝe JP2 nie mógł mieć teczki?”

WATYKAN?

CO

UK

RY

WA

Paweł Chojecki

„Ale nikt Borucowi nie moŜe zakazać obnoszenia się ze swoim katolicy-zmem, bo nawet publicznie i ostentacyjnie łamiąc to i owo przykazanie, nie prze-stał być katolikiem.” ks. A. Stopka, salon24.plo do wolności wyrazu p. Boruca pełna zgoda, czy czasem Ksiądz nie przesadził z tym rzyzwoleniem na „publiczne i ostentacyjne” amanie przykazań?! Rozumiemy, Ŝe taka jest powszechna prakty-ka katolicka, ale Ŝeby to publicznie afirmować… red.

Jk 2:10-11, Mat. 18:15-17, 1 Kor. 5:11-13

Ksiądz o Borucu

rys. Arkadiusz Gacparski

Page 16: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

F razesy streszczają-ce się w zdaniu: "Ach, ta dzisiejsza

młodzieŜ..." wypowiadano zapewne zawsze i zaw-sze część ludzi starszych, dojrzalszych narzekała na młodszych i mniej dojrza-

łych. O ile jednak kiedyś taka formułka wydawała się pewnym rytuałem, nie kryła się za nią głębsza treść, stanowiła coś w rodzaju narzekania, Ŝe w zimie jest zimno, to o tyle teraz zdaje się bardziej uzasadniona.

Dywagując o upadku obyczajów dzisiejszej młodzieŜy, trzeba – oczywista oczywistość – widzieć tło, szerszy kontekst.

Moim zdaniem upadek bierze się paradoksal-nie z nachalnego kultu młodości. Widzimy go w mass mediach i ekspozyturach popkultury, w których ma-my do czynienia z ludźmi znanymi głównie z tego, Ŝe są znani. Naciągnięte do absurdu hasło "chwytaj dzień" prowadzi do odcięcia się od przeszłości, wyjałowienia z jakichkolwiek wyŜszych wartości.

Promowanie namiętności zamiast zdrowego rozsąd-ku, zaspokajania popędów zamiast uduchowienia jest swoistym apelem do zwierzęcych instynktów człowieka.

Siłą rzeczy młody, rozwijający się człowiek stanowi pustą kartę, którą ktoś musi zapisać. Istnieje duŜo większa szansa, Ŝe kimś takim będzie Kuba Wojewódzki niŜ ktoś uznający inny, złoŜony z wyŜ-szych wartości kodeks zasad. Po prostu treści płyt-kich programów, artykuły z gazet typu "Bravo" pełne opowieści "zwariowanych nastolatek" o swoim pierw-szym razie łatwiej się przyswaja. A to, Ŝe treści takie, przez moŜliwość ich błyskawicznego rozprzestrze-niania się w dobie telewizji i Internetu, szczególnie oddziałują na młodzieŜ, jest banałem.

NaleŜałoby jeszcze wspomnieć o prostym mechanizmie promowania w mediach określonych postaw. Parkinson napisał kiedyś, radząc, jak zabły-snąć w towarzystwie, Ŝe w opowiadaniu o grze na automatach nie naleŜy kłaść nacisku na to, czy się przegrało, czy wygrało, waŜne jest natomiast, czy wspomina się o sumach małych, czy duŜych. Trochę tak jest z nachalnym pokazywaniem filmików z uczniami nakładającymi nauczycielowi kosz na gło-wę w roli głównej. Oczywiście, towarzyszy temu

medialne oburzenie, jednak tak się dziwnie składa, Ŝe mimo tego powszechnego potępienia przez dy-Ŝurne autorytety liczba takich wypadków nie spada.

Kult młodości zakłada Ŝycie szybkie, nieko-niecznie brane na serio, wyznacznikiem oryginalno-ści dla jego propagatorów jest bezmyślne gonienie za stadem, dopasowanie do schematu. Sprawia, Ŝe ludzie nie potrafią dorosnąć, są zdziecinniali, toteŜ nie wyrabiają w sobie odpowiedzialności.

Kult młodości jest kompatybilny z tendencją odwrotną, tzn. gdy dorośli nie chcą dorosnąć, mło-dzieŜ chce dorosnąć coraz szybciej. Stąd bardzo wczesne sięganie po uŜywki i korzystanie z dobro-dziejstw Ŝycia typowo dorosłego. Tu teŜ dopatrywał-bym się owego upadku obyczajów.

Upadek obyczajów części młodzieŜy działa trochę na zasadzie zamkniętego koła. Istnieje zjawi-sko polegające na tworzeniu się wielkich stad mło-dzieŜy o zbliŜonym i niskim poziomie intelektualnym. W takich środowiskach nie ma nikogo, kto mógłby dać impuls, by podchodzić do rzeczywistości w powaŜniejszy sposób, nie poddawać się upadkowi. Co więcej, środowiska takie wewnętrznie utwierdzają się, Ŝe dla przyjętego przez nie modelu 'cool trendy i na czasie' nie ma alternatywy…

16 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

UNDER 21 Rubrykę udostępniamy młodym adeptom pióra. Czekamy na Wasze teksty. UNDER 21

O upadku obyczajów wśród młodzieŜy Jacek Tomczak

www.jacyna89.blog.onet.pl

J akub W. podczas jednego ze swych „szołów” zatknął polską flagę w psich odchodach. Ciekawe, co by się stało,

gdyby zatknął na ten przykład unijną?? A co by było – tu juŜ mózg paraliŜuje mi obronny odruch strachu

przed zbrodniomyślą – gdyby izraelską??? MłodzieŜ lubi swoich idoli. MoŜe wyraŜenie

„swoich” jest tu nieprecyzyjne – tych idoli starannie się dla niej selekcjonuje, ale niech tam. W Puławach przyszłość narodu postanowiła przebić mistrza

Jakuba i powędrowała z polską flagą do ubikacji, gdzie dokonała „uroczystego otwarcia szkolnych pisuarów” – oczywiście stosowny filmik skwapliwie umieszczono w sieci. Jakub W. powinien być dumny – a moŜe zaprosi puławskich licealistów do swojego „szoł”?

Paweł Chojecki

Wojewódzki ma naśladowców

OCZYMA WRAśLIWYMI NA DETAL...

B arbarzyńca w ogro-dzie¹ jest pierwszym zbiorem szkiców

Zbigniewa Herberta. Niniej-sze - jak sam autor pisze - sprawozdanie z podróŜy jest swego rodzaju spuścizną pozostawioną przez autora

po pierwszym wyjeździe na Zachód. Między 23 maja 1958 roku a końcem kwietnia 1960 roku poeta zwie-dzał Anglię, Francję i Włochy i przelał na papier wszystko to, co warte było wspomnienia, w formie jedynie sobie odpowiedniej... Wszystkie szkice, przed pierwszą publikacją ksiąŜkową w roku 1962, ukazały się uprzednio, na przestrzeni dwóch lat od powrotu Herberta, w prasie literackiej, głównie w „Twórczości” (skądinąd najstarszym polskim piśmie literackim, od którego powstania minęły przeszło sześćdziesiąt trzy lata).

Prawdziwa podróŜ odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu - pisał Marcel Proust. Zbigniew Herbert, tworząc kaŜ-dy ze szkiców, które zebrane zostały pod wspomnia-nym z początku tytułem, stosował się do powyŜ-szych słów francuskiego pisarza. Powróciwszy do lektury Barbarzyńcy w ogrodzie po kilku latach od pierwszego zetknięcia się z omawianym tomem (będącym pierwszą częścią składową trylogii ese-istycznej pióra Herberta), utwierdziłem się w przeko-naniu, Ŝe najbardziej wykwintne pióro prozatorskie nie moŜe się równać z poetyckim na płaszczyźnie

wyraŜania obserwacji, uczuć, wraŜeń w formie szki-cu czy eseju. Jest to ryzykowna teza, niemniej pe-wien jestem, Ŝe poeta zawsze będzie bardziej wraŜli-wy na z pozoru niedostrzegalne piękno, które potrafi oddać w przejmujący sposób. Dziesięć szkiców Zbigniewa Herberta zebranych w jeden tom stanowi nierozerwalną całość mówiącą tak wiele, Ŝe analiza, która miałaby uchwycić to wszystko, musiałaby zawierać minimum kilkadziesiąt stronic. Odrzuciwszy moŜliwość takiego rozwiązania, winien jestem jed-nak przytoczyć kilka fragmentów, które moŜe nie oddadzą istoty subtelnego sprawozdania, ale jako część z całości są niewątpliwie swego rodzaju prze-wodnikiem, który ma na celu zachęcić do podróŜy rozumianej na wiele zaiste sposobów.

Zbiór otwiera szkic zatytułowany Lascaux. Autor opisuje w nim swoją przygodę w miejscu, które nie widnieje na Ŝadnej oficjalnej mapie. Samo to określenie budzić moŜe choćby najbardziej uśpioną wyobraźnię. Autor skupia się na jaskini krasowej z wykonanymi na ścianach rysunkami z okresu pale-olitu, którą odkryto przypadkowo niespełna dwadzie-ścia lat przed przybyciem tam poety. Zresztą owa przypadkowość, w formie interesującej historii, zo-staje przez Herberta przypomniana. W kolejnym ze szkiców, opatrzonym tytułem U Dorów, autor przeka-zuje czytelnikowi obserwacje na temat obejrzanych świątyń w Paestum, budowanych od VII wieku p.n.e. w mieście załoŜonym przez Greków, którzy nazwali je Posejdonia. Z samego tytułu moŜna traf-nie wywnioskować, iŜ Herbert, przemierzywszy miasto zapomniane po najazdach barbarzyńców, pisać będzie o sztuce doryckiej. Niniejszy szkic

poety określić moŜna bez obawy jako rozwinięcie przytaczanego przez niego na początku cytatu z Arystotelesa (Jedyną harmonią, która daje duszy spokój doskonały, jest harmonia dorycka) na przy-kładzie staroŜytnych budowli z Paestum. Następnie Zbigniew Herbert zaprasza nas na spacer po malow-niczym mieście leŜącym w Prowansji, którego wysu-blimowaną nazwą zatytułował trzeci z kolei szkic. Arles. I tu pozwolę sobie oddać głos poecie, przyta-czając lapidarny fragment z omawianego szkicu, który odda wiele więcej niŜ mój ewentualny komen-tarz: Tysiące kolorowych lampek, wiszących nad ulicami, nakłada na głowy snujących się ludzi bła-zeńskie kolory. Otwarte drzwi i okna pełne są muzy-ki. Placyki wirują jak karuzele. Jakbyś wskoczył w środek wielkiego festynu. Takim wydało mi się Arles w pierwszy wieczór po przyjeździe. Czy moŜna nie zechcieć opisu kolejnych wieczorów? Czwarty ze szkiców zabiera nas do katedry w Orvieto, gdzie - jak juŜ na początku się dowiadujemy -jest wielki plac, na placu trawa i katedra. W katedrze >>Sąd osta-teczny<<. Jak się okazuje, jest to przystanek przed Sieną, taki bowiem tytuł nosi kolejny ze szkiców, który - co mnie zaciekawiło - Zbigniew Herbert zade-dykował Konstantemu A. Jeleńskiemu. Ciekawość została zaspokojona, gdy poeta wspomniał temat akademizmu, o którym tak wiele pisał Kot, głównie w paryskiej „Kulturze”. O historii i zabytkach Sieny, miasta połoŜonego w malowniczej Toskanii, poeta pisze bardzo Ŝyczliwie, oddając się w pełni uniesie-niom towarzyszącym podróŜy po Włoszech. Kamień z katedry, kolejny ze szkiców, najlepiej zdaje się potwierdzać tytułowe słowa o wraŜliwości na

Jakub Ptasznik

Page 17: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

W arto śledzić sytuację gospo-darczą na Słowacji, u na-szego sąsiada, który przyjął

euro, co według polskich elit rządzących i medialnych ma zapewniać ochronę przed kryzysem, a przynajmniej minimalizację skutków światowego tąpnięcia gospo-darczego.

Tymczasem fakty są następujące: w styczniu br. sprzedaŜ detaliczna na Słowa-cji spadła o 3.3% r/r (rok do roku), a pro-dukcja aŜ o 27%! Dla porównania: w Polsce sprzedaŜ detaliczna nie spadła, ale wzrosła o 1.1%, a produkcja teŜ spadła, ale znacz-nie mniej niŜ na Słowacji, bo o 16%. Nie ma się co dziwić - w końcu takŜe i Polska obec-

Złe wieści ze

17 „ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

Dlaczego taka rubryka? Dlaczego w chrześcijańskim piśmie oddajemy głos ludziom niewierzącym czy nawet czynnie zwalczającym religię? Odpowiedź związana jest z misją naszego miesięcznika - chcemy pokazywać niewierzącym prawdziwe oblicze chrześci-jaństwa. Zawsze gotowego do racjonalnego tłumaczenia swych przekonań, do otwartej polemiki i słuchania argumentów strony przeciwnej.

nie „przechwytuje” część popytu Słowaków, bo dzięki osłabieniu naszej waluty polskie produkty stają się tańsze i przez to bardziej konkurencyjne dla konsumen-tów z krajów strefy euro, a ich rodzima produkcja - mniej konkurencyjna.

Spadek produkcji przełoŜy się na spadek zatrudnienia (cięcie kosztów, dosto-sowanie zatrudnienia do wielkości produkcji) i to nie tylko w branŜy produkcyjnej - ale takŜe usługowej i handlowej (bo spadnie popyt, gdyŜ będzie mniej pracujących i do tego z pewnością nastąpi obcięcie płac/zmniejszenie godzin pracy i premii).

Mamy więc twarde, statystyczne dowody na to, Ŝe euro nie chroni przed skut-kami kryzysu, a nawet moŜe te skutki pogłębić (albo inaczej - posiadanie własnej waluty pozwala te skutki złagodzić, tworząc niejako „bufor” w stosunku do globalnej koniunktury).

„Zmartwienie” mają tylko ci, którzy wzięli kredyt w obcej walucie. Nie była to jednak, jak się okazuje, decyzja rozsądna - czy społeczeństwo ma więc ponosić jej konsekwencje, na siłę wchodząc do strefy euro, okupując to spadkiem produk-cji, zatrudnienia i płac?

Ŝródło:lukaszfoltyn.salon24.pl, przedruk za zgodą Autora

słowackiego „euro-raju”

Łukasz Foltyn

W brew pozorom, dzieła, artykuły i felietony prawicowych polityków oraz publicystów czytam relatywnie rzad-

ko - moŜe z wyjątkiem Stanisława Michalkiewicza i Janusza Korwin-Mikkego. Nie tyle chodzi mi o formę (aczkolwiek wielu autorów pisze stylem tak monoton-nym, jak gdyby najedli się najsampierw solidnej porcji smalcu), lecz dlatego, Ŝe jestem ciekawy infor-macji, których wcześniej nie znałem. Czytanie o czymś, co jest dla mnie "oczywistą oczywistością", po prostu mnie nudzi.

Tak tedy prawdziwym szokiem było dla mnie zapoznanie się z wpisem na blogu JKM-a, w którym ujawnił on szerszej publice, iŜ Traktat Reformujący, zwany nie wiedzieć czemu Lizbońskim, dopuszcza, o dziwo, karę śmierci! Myliłby się jednak ten, komu po takiej informacji stają przed oczami seryjni mordercy siedzący na krześle elektrycznym - kara śmierci będzie stosowana w razie wojny oraz podczas za-mieszek.

I wszystko jasne. Seryjny morderca to, jak powszechnie wiadomo, element socjalnie bliski, czyli, powiedzmy, bliski krewniak socjalisty; coś jak człowiek i szympans (kolejność absolutnie nieprzy-padkowa!), więc karanie go śmiercią odpada z powo-dów pryncypialnych - wszak brukselczykowie nie będą kręcić bata na własne plecy.

Karanie śmiercią np. dezerterów - wszystko w porządku, wszystko jasne... Ale nie bardzo. No bo jeśli powstanie euroarmia i będą tam słuŜyć (pewnie z poboru) Polacy - to czy nie poczują chęci zwiania w przeddzień bratniej pomocy dla Polski? Zapewne poczują - no i pewnie o to "anonimowym autorom TR" chodziło. (Swoją drogą - czemu są anonimowi?

CzyŜby w Brukseli bali się ujawnić autora, bo np. zna-

leźli rękopis w Wilczym Szańcu?) Jakiś bat nad eurowojakami być musi (o czym poucza nas film popularnonaukowy pt. "CK Dezerterzy") - i jakiś powód jego zastosowania: przecieŜ na pewno nie chodzi o bohaterstwo w walce, bo po ostatniej wojnie w byłej Jugosławii Ŝołnierze pewnego europejskiego państwa ze strachu pozwolili partyzantom na masa-krę niewinnej ludności cywilnej - i jeszcze dostali za to medale. Ale to nie tyczy wyłącznie Ŝołnierzy - przecieŜ prawa wojenne obejmują takŜe ludność cywilną (a czerwoni gremialnie leją na wszelkie konwencje - gdy jest im tak wygodnie...). WyŜej wymienieni partyzanci masakrujący cywilów są dzi-siaj ścigani przez Trybunał w Hadze - bo nie działali lege artis. Tu wszystko będzie zgodne z literą prawa, więc alles ist ganz gut, meine Dammen und Herren. Lekcja z Norymbergi została zapamiętana.

No, a karanie śmiercią za zamieszki to juŜ sprawa oczywista, mająca swoją długą tradycję, od ZSRR, przez III Rzeszę, po KambodŜę i PRL - wia-domo, Ŝe kto podnosi rękę na władzę ludową, ten

moŜe być pewny, iŜ mu tę rękę władza ludowa odrą-bie. To juŜ mamy obcykane, Ŝe się tak wyraŜę. Oczy-wiście: od kary śmierci będzie moŜna się wymigać, np. podpisując lojalkę, w której będzie się zobowią-zywało do tego i owego, a nawet "nieobalania siłą ustroju UE".

Powiedzmy sobie szczerze - absolutnie jestem

za tym, by policja, po wezwaniu do rozejścia się demonstrantów, w razie niezastosowania się do rozkazu, wystrzelała ich wszystkich co do jednego. Chcącemu nie dzieje się krzywda. Jednak kiedy metody operacyjno-prewencyjne zastępuje się pra-womocnymi wyrokami - wówczas coś zaczyna śmier-dzieć nieznośnie. Jak to moŜliwe, Ŝe UE tak stanow-czo domaga się od wszystkich zniesienia kary śmier-ci - a sama na boku dopuszcza sądowe mordy prze-ciwników politycznych (bo przecieŜ rozumie się samo przez się, Ŝe rozrabiających na przedmieściach ParyŜa imigrantów, Ŝądających więcej socjalizmu, karać się stryczkiem nie będzie)? Trafnie skomento-wał to JKM, pisząc u siebie na blogu (mniej-więcej): "ONI doskonale wiedzą, Ŝe wprowadzają ustrój faszystowski - i Ŝe wybuchną zamieszki mające na celu obalenie tego ustroju". Nic dodać, nic ująć. Jeden z moich kolegów na wieść o tym, rzekł: "Wiedziałem, Ŝe przyjdzie umrzeć mi na szańcu". Na co mu odpowiedziałem: „Albo na stryczku, jeśli dasz się wziąć Ŝywcem.”

barttp.blog.onet.pl

Specjalnie dla „ idź Pod Prąd”

detal i wprowadza czytelnika w klimat, którym w całości przesiąknięty jest kolejny ze szkiców

o wymownym tytule O albigensach, inkwizytorach i trubadurach, a który obok dwóch następnych - Obro-na Templariuszy oraz Piero della Francesaca - od-biega poniekąd od koncepcji dotychczasowych. Pragnę przytoczyć fragment z jednego z nich, który powinien być brany pod uwagę w procesie interpre-tacji tez i prawd głoszonych przez Zbigniewa Herber-ta (sądzę, w skromnej opozycji do poety, Ŝe słowa te odnosić się mogą do całości): Autor tego szkicu nie jest zawodowym historykiem, tylko opowiadaczem.

To go zwalnia od naukowego obiektywizmu, dopusz-cza sympatie i pasje. W ostatnim z zawartych w Barbarzyńcy w ogrodzie szkicu Zbigniew Herbert, pisząc o czterech róŜnych miejscowościach, kolejno - Chantilly, Senlis, Chaalis oraz Ermenonnille, równo-cześnie Ŝegna się z czytelnikiem, juŜ u samego końca sugerując, iŜ podróŜ ta była pewnym przystan-kiem, gdzie czas płynął zupełnie innym korytem niŜ podróŜujący: Znów jestem w ruchu. Śpieszę do śmierci. Przed oczami ParyŜ – hałas świateł.

Czym jest więc Barbarzyńca w ogrodzie, tak po prostu? Czy pióro Zbigniewa Herberta moŜna ex

concesso mierzyć miarą, oceniać oceną – „tak po prostu”? Dla mnie jest to świadectwo niebywałej erudycji, czasu spędzonego w bibliotece, nieprawdo-podobnej wraŜliwości na detal, umiejętności bystre-go dostrzegania walorów oraz wad sztuki, a takŜe Ŝycia. Zaiste, jest to piękne i budzić moŜe zachwyt, zachwyt w pełni usprawiedliwiony.

¹ Zbigniew Herbert, Barbarzyńca w ogrodzie, Funda-cja Zeszytów Literackich, Warszawa 2004, s.224

Z D

RU

GIE

J S

TRO

NY

BA

RYK

AD

Y

o sobie: racjonalista, humanista, socjalista

Page 18: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

O rwell w „Folwarku zwierzę-c y m ” u Ŝ y ł z d a n i a : „wszystkie zwierzęta są

równe, ale niektóre równiejsze”. Ten wybitny pisarz i wizjoner jak mało kto przewidział losy świata, w tym i Polski. Ale do rzeczy, ostrzegam jednak, Ŝe w tym tekście padną słowa tak bulwersujące, Ŝe wraŜliwych proszę, by tym razem odpuścili sobie moją rubrykę.

Na uniwersytecie w Poznaniu zorganizowano spotkanie z gen. Jaruzelskim. Nie mam nic prze-ciwko temu, by publiczność mogła konfrontować się z samym diabłem, ale równocześnie odmawia się wstępu na uczelnie ks. Isakowiczowi–Zaleskiemu, Wyszkowskiemu i Robertowi Nowako-wi, uzasadniając, Ŝe byłyby to spotkania polityczne. Jaruzelski z polityką oczywiście nie ma nic wspól-nego. Nowaka nie wpuszczono na ustalone spotka-nie, uzasadniając zdaniem: „z takimi ludźmi się nie dyskutuje”. „Gazeta Wyborcza”, dowiedziawszy się, Ŝe na wręczaniu nominacji Czumie gościł w pałacu prezydenckim Korwin–Mikke, rozdzierała chałaty i wydzierała się wniebogłosy. Widać od razu, Ŝe demokracja i równość w Polsce ma się doskonale. W czasach komuny przynajmniej było wszystko jasne, my rządzimy i komu nie pasuje, ma w ryj. Demokraci z rodowodem komunistycznym wpraw-dzie w ryj dać nie mogą, ale eliminują adwersarzy na kaŜdym kroku. Ciekawe jest to, Ŝe definiując faszyzm, mówi się, Ŝe polega on na wykluczaniu ze

względu m.in. na poglądy. A więc Jaruzelski jest promowany przez kryptofaszystów? Nie róbcie tego staremu człowiekowi, który dla walki z tą ideą zdradził wszystkie ideały wyniesione z domu! Poli-tyka polityką, ostatecznie polega na dopchaniu się do Ŝłobu, a tam miejsca nie za wiele, to i wykluczać trzeba.

Szczególnie martwi mnie to, Ŝe wykluczanie wdarło się do kultury i sztuki, takŜe popularnej. Pewien obywatel postanowił zorganizować koncert zespołów tzw. ojowych. Muzykanci opiewają w swych utworach picie piwa, chodzenie na mecze, problemy Ŝycia codziennego oraz wyraŜają swe przywiązanie do ojczyzny, tzn. Polski. „Polska moim domem”, „Gdańsk na zawsze polski”, „moja ojczyzna ukochana” - oto słowa piosenek ubrane w ostrą rockową nutę, podawane przez kapele. Oka-zuje się jednak, Ŝe koncerty takie uwaŜa się za faszystowskie i odbywać się nie mogą. Właściciel klubu, w którym koncert miał się odbyć, był zastra-szany i szantaŜowany. Niczyjego niepokoju nie budzą inne rodzaje muzyki. Rastamani gloryfikują jaranie trawki i jakoś nikt ich nie ściga za namawia-nie do procederu, za który grozi wyrok. Sataniści wyśpiewują przy kilkusetosobowej publiczności: „Chrystus ch..” , „Matka Boska...” sorry, nie mogę jednak zacytować, bo się zrzygacie. Anarchiści natomiast wyśpiewują: „kaŜdy policjant to j....y morderca”. Hiphopowcy lubują się zawołaniem: „j...ć psy” i nie chodzi tu o propagowanie zoofilii. To tylko niektóre wierszyki i poglądy, jakie wygłasza

się ze scen i nikomu nie zawraca głowy prokurator. Wskazuje to na dziwną chorobę tego kraju, którego nie nazywam juŜ Polską, by nie uwłaczać pomięci chociaŜby obrońców Westerplatte.

Od kilku lat jestem klientem pewnej kablówki. Ze zdumieniem stwierdziłem, Ŝe pewnego dnia zdjęto mi TV Trwam. Nikt mnie nie uprzedził i nie pytał. Nie mogli stuknąć Rydzyka koncesją, to zdjęli z kabla. Ja? Co tam ja, beceluję pięć dych za kablówkę, a inni decydują, co mi wyświetlają. W tym miejscu pragnę wyrazić nadzieję, Ŝe wydawca tej gazety nie popełni wtopy takiej jak w numerze poprzednim, gdzie zamieszczono tekst pana Pasz-ka. Pan Paszek ubolewa, Ŝe senatorowie PiSu „groŜą” właścicielowi wspomnianej kablówki, Ŝąda-jąc przywrócenia TV Trwam. Sądzę, Ŝe właściciela naciskano z drugiej strony. Panie Paszek, nie rŜnij pan głupa! Pamiętacie scenę z „Rozmów kontro-lowanych”, kontynuacji „Misia”? Partyjniaki siedzą przy wigilijnym stole i jako Ŝe nie znają kolęd, wy-śpiewują coś po rusku. Widzowie tej sceny boki sobie zrywają ze śmiechu, ale ilu z nich wie, Ŝe w domu Tuska śpiewa się kolędy po niemiecku? Śmiechu jakoś nie słyszę.

Pisząc ten tekst, zerkam na ekran telewizora. Borowski z SdPl i jakiś pajac z PO komentują zjazd Związku Polaków na Białorusi. Grzmią, Ŝe wszyscy mają prawo do czegoś tam. Polacy z Białorusi, całujcie Łukaszenkę w rękę, przynajmniej Ŝyjecie w kraju, gdzie wszystko jest jasne i nikt nie chrzani o prawach człowieka i równości.

chyba sprawniejszy od b***elu panującego w Bruk-seli, Strasburgu i Luksemburgu!

Jeśli jednak robimy analogie między ew. utworzeniem Unii 27 Narodów a utworzeniem I RzON – to musimy patrzeć z perspektywy Litwinów – czyli perspektywy SŁABSZEGO partnera! To Litwa była de facto przyłączana do „Korony” - po-dobnie jak Polska jest teraz przyłączana do „Wspólnoty”.

MoŜe więc zapytajmy teraz Litwinów, dlacze-go „Unia Lubelska” jest przez nich uwaŜana za zwykłą okupację przez Polskę? Zapytajmy – a wtedy dowiemy się, dlaczego szlachta litewska (po kilku latach entuzjazmu – bo to tylko litewska ma-gnateria była przeciwko Anschlußowi jej państwa do I RzON) przeszła na pozycje anty-unijne.

Gdyby udało się utworzyć państwo p/n „Unia Europejska” - to „polska” kompradorska „klasa polityczna” w kilka lat po Anschlußie zaczęłaby Ŝałować tego kroku.

A w jaki sposób przekonano posłów litew-skich do podpisania tej nieszczęsnej Unii?

O, w bardzo perfidny. Gdy Litwini wyjechali z Lublina, król ściągnął jakichś drapichrustów, którzy udając „posłów podlaskich”, uchwalili 5 marca odłączenie Podlasia od Księstwa i przyłączenie do Korony, 26 maja - Wołynia, 6 czerwca - Kijowsz-czyzny...

Więc bojąc się, Ŝe za chwilę wcielą Ŝywcem całe Księstwo - uchwalili juŜ tę Unię...

Ciekawe, czy gdyby Polacy nie chcieli osta-tecznie Anschlußu do UE, to Parlament Europejski zacznie uchwalać przyłączenie do WE Pomorza Szczecińskiego, potem Ziemi Lubuskiej...?

Marian Kowalski

18

komentujekomentujekomentuje

OOOKIEMKIEMKIEM NARODOWCANARODOWCANARODOWCA

JKM

RÓWNOŚĆ

SPYTAJMY LSPYTAJMY LSPYTAJMY LSPYTAJMY LITWINÓW!ITWINÓW!ITWINÓW!ITWINÓW!

Północnej z Wielkim Księstwem Luksemburskim (i 25. innych państw) w jedno państwo, na czele stanąłby jegomość nazywający się nie „królem”, lecz Prezydentem UE.

Władza „króla” I Rzeczpospolitej była nie-mal dokładnie taka sama, jak władza nie prezy-denta III RP, pod której okupacją obecnie Ŝyjemy – lecz jak władza I Sekretarza Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Panował praktycznie doŜywotnio – chyba Ŝe go, jak Stanisława Lesz-czyńskiego czy Aniceta Chruszczowa, obalono. Nawet procent szlachty w I RP był niemal taki sam, jak procent członków KPZS w ZSRS!

Ta zmiana miała kolosalne znaczenie: sprawna monarchia, jaką było Królestwo Polskie połączone z WX Litewskim, zamieniła się w republikę, a nawet w d***krację. Co prawda w szlachecką – ale jednak w d***krację. Co wzbu-dziło gremialny śmiech w Europie. I gdy mecha-nizmy d***kratyczne zaczęły działać, Rzeczpo-spolita Obojga Narodów zaczęła się rozpadać – i w końcu rozsypała się niemal jak ZSRS...

To samo dzieje się dzisiaj. Dziś teŜ mówi się o utracie przez Polskę

niepodległości – poprzez przyłączenie do innego organizmu. Równie, a nawet bardziej niespraw-nego. System panujący w biurach i urzędach RzON w Krakowie, Warszawie i Wilnie był jednak

G dy dziś mówi się o tym, Ŝe po ewentual-nej ratyfikacji Trakta-

tu Reformującego Polska utraciłaby niepodległość, nie zapominajmy, Ŝe 440 lat temu podczas obrad Sejmu zwołanego na zamku w

Lublinie Królestwo Polskie teŜ ją utraciło. Obrady Sejmu trwały od 10 stycznia do 1 lipca

– i głównym problemem było przekonanie do Unii posłów litewskich. Polacy bowiem uwaŜali, Ŝe nieja-ko wcielają Wielkie Księstwo Litewskie do Korony, więc się utratą niepodległości nie przejmowali.

Zupełnie odwrotnie niŜ Litwini... Formalnie jednak z chwilą utworzenia wspól-

nego państwa niepodległość utraciły zarówno Króle-stwo, jak i WXLitewskie. Przestały przy tym być monarchiami: powstało nowe państwo o nazwie „Rzeczpospolita Obojga Narodów”, czyli „Abiejų tautų respublika”. Formalnie na jej czele stał „król” - ale w rzeczywistości nie był to juŜ Ŝaden król, czyli Monarcha z BoŜej Łaski – tylko cwaniak, który zdo-łał „załatwić sobie” poparcie na Sejmie (rozdzieranym przez zwolenników obcych mo-carstw...).

Zupełnie jak dzisiaj. Tyle Ŝe po połączeniu Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii

„ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec2009

[email protected]

Page 19: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

C hoćbyśmy nawet bardzo chcieli, nie jesteśmy w sta-nie uciec od public relations

w polityce. Ubolewanie nad tym, Ŝe socjotechnika wypiera realpolitik - jeśli nawet ma uzasadnienie ideowe i merytoryczne - to strata czasu. Bez mar-ketingu politycznego, pijaru i socjotechnicznych świecidełek nie da się ani wygrywać wyborów, ani rządzić.

Medialny sukces premiera Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej to w największej mierze zasługa spin doktorów i bardzo dobrych osobistych relacji ludzi z otoczenia premiera z dziennikarzami. Tusk ma to, na co nie mógł liczyć Jarosław Kaczyń-ski - czysto prywatną sympatię ludzi mediów. Z jednej strony jest ona wynikiem powaŜnych interesów, któ-rych realizację zabezpiecza obóz Tuska, a które realizować chcą medialne koncerny. Z drugiej jednak efekt pijarowski, jaki Tusk osiągnął, byłby niemoŜliwy, gdyby nie był on zwyczajnie lubiany.

Premier nie mówi nam o powaŜnych ideach, nie nakreśla szerokie-

go programu zmian. W ogóle jak ognia unika mówienia powaŜnie o

powaŜnych kwestiach. Pozostali członkowie rządu idą za przykładem wodza, ograniczając swą mery-toryczną aktywność do minimum, a gdy juŜ z musu coś trzeba powiedzieć, skupiają się na ro-bieniu dobrego wraŜenia. Przychodzi to tym łatwiej, Ŝe usłuŜni dziennikarze niespecjalnie grzeszą wobec nich dociekliwością, której wszakŜe nie skąpili ani przez moment poprzedniemu premierowi i osobom z jego otoczenia. JednakowoŜ sporo się zmieniło.

Medialna strategia Tuska i PO jest bardzo konsekwentna i przemyślana. Nic nie jest dziełem przypadku, a ewentualne wraŜenie spontaniczności to tylko kolejny socjotechniczny zabieg. Kiedy do me-diów wyciekły - oczywiście przypadkowo - nagra-nia ze spotkania komisji trójstronnej, na których premier wyznawał, Ŝe rządzenie to wielki cięŜar i Ŝadna przyjemność, mieliśmy okazję obcować z przywódcą zatroskanym o losy kraju, który nosi na swych barkach jakŜe dokuczliwe brzemię wła-dzy. Swój chłop z tego Tuska - mieliśmy odczytać między wierszami. Widocznie odczytaliśmy, bo słupki popularności znów skoczyły w górę.

Robienie dobrego wraŜenia tak absorbuje pre-miera i jego otoczenie, Ŝe aŜ dziw bierze, iŜ dotąd nie urządzono ani jednego pokazowego posiedzenia rządu, które z dziką rozkoszą zaprezentowałaby nam niezawodna TVN24. Wtedy moglibyśmy niczym w politycznym big brother zobaczyć polityków partii rządzących, pochylonych z zatroskanymi minami nad dobrem narodu, a raczej społeczeństwa, bo przecieŜ słowo "naród" jest zbyt PIS-owskie.

Skoro o PiS mowa, to aŜ prosi się o podkreśle-nie analogii pomiędzy tym, co robi obecnie Donald Tusk, a tym, co robił Kazimierz Marcinkiewicz. Me-dialny sukces tego ostatniego jest chyba nawet bar-dziej doniosły aniŜeli Tuska, bo przecieŜ swoją me-dialną pozycję budował on jako premier z PiS, a więc z tej "złej" partii. Osoba Marcinkiewicza znakomicie amortyzowała rakiety odpalane z redakcji Wyborczej i

zagranicznych odpowiedników tejŜe, wybuchające w kształt ostrzeŜeń przed kwitnącym nad Wisłą faszy-zmem i dyktaturą. Marcinkiewicz lepiący bałwana, tańczący na studniówkach i delektujący się Chopi-nem w Łazienkach nie pasował do obrazu zamor-dyzmu, który niektórzy tak bardzo chcieli w rzą-dach PiS dostrzec, do tego stopnia, Ŝe wpędzał malarzy tegoŜ obrazu w wielki gniew.

Zestawiając postać Marcinkiewicza i Tuska, warto zapytać, czy jest w takim uprawianiu polityki coś dziwnego. OtóŜ nic. Chcemy tego czy nie, Ŝyjemy w czasach demokracji telewizyjnej, w której pijar i socjo-technika decydują prawie o wszystkim. Ta medialna otoczka moŜe jednakŜe spełniać dwie róŜne funkcje - i tu jest sedno sprawy. Pijar moŜe być istotą rzeczy i jedyną aktywnością, którą zajmą się politycy. Wów-czas kraj pogrąŜa się w marazmie, ale w marazmie wielce spokojnym, kiedy społeczeństwo będzie przez rządzących tulone do snu socjotechnicznymi kołysan-kami. Taka polityka naturalnie nic nie zmienia, za to pozwala trwać w poparciu - aŜ się naturalnie nie zuŜyje.

Istnieje jednak inny sposób wykorzystania pijaru - ten powinien nas pociągać duŜo bardziej. Pijar, po pierwsze, jako sposób zdobycia władzy - nie łudź-my się, Ŝe bez tych oszukańczych przecieŜ chwy-tów da się wygrać cokolwiek. Po drugie, pijar jako parasol ochronny nad systemowymi reformami, zwłaszcza reformami liberalnymi. Dysponując dobrym, medialnym szwadronem, moŜna dokonać bardzo wiele, trzeba sobie tylko taki szwadron zna-leźć, wytresować i przekonać go, Ŝe warto na nas postawić. Pachnie układem? MoŜe nawet śmierdzi, ale porzućmy na moment idealizm na rzecz makiawe-lizmu i zapytajmy siebie - czy dla dobra kraju nie warto tego zrobić? Unia Polityki Realnej, unikając jak ognia marketingu politycznego i rojąc, Ŝe naleŜy ludziom mówić prawdę, aŜ będą świadomie wybierać najlep-szy program, jest tam, gdzie jest. Poczucie moralnej wyŜszości nad innymi, którzy poszli drogą pijaru moŜe i jest wartością, ale czy wmawianie sobie tego na kanapach daje Polsce cokolwiek?

19

OOOKIEM WOLNORYNKOWCAKIEM WOLNORYNKOWCAKIEM WOLNORYNKOWCA

„ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” nr 3/56/marzec 2009

Tomasz Migdałek antyvir.blogspot.com

student nauk politycznych i dziennikarstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickie-wicza w Poznaniu, niezaleŜny publicysta, redaktor w serwisie Korespondent.pl

SKAZANI NA PIJAR

OOOKIEM WOLNORYNKOWCAKIEM WOLNORYNKOWCAKIEM WOLNORYNKOWCA

P o `89 roku coraz trudniej znaleźć przykła-dy niezakamuflowanej i otwartej rosyj-skiej propagandy mającej zmanipulować

społeczeństwa Zachodu. Jednak na początek nowego miesiąca prezydent Federacji Rosyjskiej sprezentował światu koncept będący kolejną próbą złamania soli-darności świata zachodniego. OtóŜ Dmitrij Miedwie-diew oznajmił, iŜ Rosji marzy się ,,Europa od Atlanty-ku do Uralu''.

Pomysł jest tyle śmieszny, co przeraŜający, bo podobny miał juŜ niejaki Włodzimierz Iljicz Lenin. Jednak, pomimo oczywistej próby włączenia państw europejskich w kremlowską strefę wpływów oraz jednoczesnego odsunięcia ich jak najdalej od Stanów Zjednoczonych, czym w rzeczywistości jest wysunię-cie tego pomysłu, nie słychać Ŝadnego głosu krytyki ze strony Zachodu. CzyŜby Merkel i Sarkozy byli juŜ zajęci omawianiem planów przyszłego podziału wła-dzy między Berlinem, ParyŜem a Moskwą? CzyŜby prezydent największej potęgi świata Barack Obama na dobre dał sobie spokój z koncepcją ,,globalnego

szeryfa'' i skierował USA na powolny dryf ku nowemu izolacjonizmowi? Nie zapytam o Donalda Tuska, bo wyliczenie tych polityków w jednym zestawieniu jest co najmniej komiczne.

Kraje Europy środkowo-wschodniej juŜ dziś powinny zacząć modlić się i realnie działać, by wizja wielkiego euroazjatyckiego molocha nie została nigdy wprowadzona w Ŝycie. Iluzja nieaktualności Paktu Północnoatlantyckiego moŜe skłonić moŜnych Europy do głębszego przemyślenia pomysłu podsuniętego przez prezydenta Rosji, co nieuchronnie doprowadzi do upadku NATO, a co za tym idzie do rozluźnienia więzi transatlantyckich. Czego, na co wszystko wska-zuje, izolacjonista-Obama, marzący o potędze swych państw Merkel i Sarkozy oraz imperialista Miedwie-diew szczerze pragną.

Dla Polski i innych krajów byłej radzieckiej strefy wpływów oznaczałoby to utratę ostatniej gwa-rancji nietykalności ze strony rosyjskiego imperiali-zmu, co z kolei doprowadziłoby do powrotu czasów bilateralnej polityki Rosji i Niemiec w sprawach doty-

czących Europy środkowo-wschodniej, prowadzonej ponad głowami państw tego regionu. NiewaŜne, czy Polska dostałaby się w całości czy w części w strefę wpływów rosyjskich bądź niemieckich - w kaŜdej z moŜliwych opcji Rzeczpospolita na nowo utraciłaby pozycję, na którą pracowały pokolenia walczące o niezawisłość naszego kraju. Zamiana NATO na egzo-tyczną współpracę Europy z Rosją równa się utracie suwerenności m.in. przez Polskę, o losie Gruzji czy Ukrainy nie wspominając.

Jedyne, co pozostaje krajom naszego regionu, to lobbować za wzmocnieniem sojuszu transatlantyc-kiego i utrzymaniem Paktu Północnoatlantyckiego w jego pierwotnej formie, w której USA pełniło jedną z głównych ról. JeŜeli podpiszemy cyrograf z Moskwą, nasze państwa, a w dalszej perspektywie równieŜ Europę Zachodnią, czeka marginalizacja i podporząd-kowanie partykularnych interesów interesowi Wielkie-go Niedźwiedzia, który chyba nigdy nie przestał śnić o światowej rewolucji.

Źródło: niepoprawni.pl

Europa od Atlantyku do Uralu? Wojciech Jakóbik

Włodzimierz Cimoszewicz, były premier i minister spraw zagranicznych, obecnie senator niezaleŜny, jest kandydatem Polski na sekretarza generalnego Rady Europy - poinformował w TVN24 szef gabi-netu premiera Sławomir Nowak. (…) - To jest dowód na to, Ŝe koalicja rządząca potrafi

się wznieść ponad polityczne podziały. Polska powinna dawać Europie to, co ma najlepszego, szeroką reprezentację biało-czerwonych - dodał szef gabinetu politycznego premiera. onet.pl śe Czerwonych to widać, ale gdzie Biali??? red.

rys. Arkadiusz Gacparski

Page 20: idź prąd TYLKO Z D R O W E RYBY pod P Ł Y N Ą P O D P R Ą Didzpodprad.ru/gazeta/pp56.pdfza kryterium selekcji relacje pomiędzy emocjami, intelektem i wolą. Dwa najniŜsze poziomy

1. we Wszechmogącego Boga objawionego ludzkości w Trzech Oso-bach: Ojca, Syna i Ducha Świętego;

2. w objawienie Jego woli w Piśmie Świętym - przyjmowanym bez ksiąg dołączonych do Biblii przez rzymski katolicyzm w poł. XVI w.;

3. w niezmienność, bezbłędność i ciągłą aktualność przesłania Biblii, którego nie moŜna zmieniać;

4. w zbawienie (uratowanie) od kary za wszystkie grzechy, oferowane za darmo kaŜdemu człowiekowi bezpośrednio przez samego Jezu-sa, tak jak łotrowi na krzyŜu;

5. w fałszywość wszystkich ruchów i poczynań ekumenicznych, mają-cych na celu zewnętrzne zbliŜanie kościołów i religii z pominięciem prawdy.

KONTRO WERSJE

„ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” ---- pismo biblijnych chrześcijan

KONTAKT TEL.: LUBELSKIE - 0502 211 360, MAZOWIECKIE - 0515 107 399, PODKARPACKIE - 0603 934 396, KUJAWSKO-POMORSKIE - 0792 902 047, ŚLĄSKIE - 0604 700 146

W Y D A W C A:

www.podprad.org

KOŚCIÓŁ NOWEGO PRZYMIERZA W LUBLINIE

REDAKTOR NACZELNY: Paweł Chojecki

ZESPÓŁ REDAKCYJNY:

Piotr Bugno, Marzena i Kornelia Chojeckie, Anna i Michał Fałkowie, Wiesława Gazda, Urszula i Andrzej Hamerowie, Renata Kłosowicz, Anna Kopeć, Paweł Machała, Piotr Setkowicz

ADRES DO KORESPONDENCJI: 20-807 Lublin, ul. Czeremchowa 12/19

TELEFON: 0502 211 360 NR KONTA: PKO BP O/1 Krosno 81 1020 2964 0000 6502 0045 8331

e-mail: [email protected]

STRONA INTERNETOWA:

PRENUMERATA: cena: roczna — 30 zł (w tym koszty przesyłki) Wysyłamy równieŜ numery archiwalne.

NIE WSZYSCY AUTORZY SĄ CZŁONKAMI KOŚCIOŁA

MoŜesz kupić lub zamówić w kaŜdym kiosku „Ruch”

„ „ „ „ i d ź P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” P O D P R Ą D ” ---- pismo biblijnych chrześcijan

w c o W I E R Z Y M Y

Paweł Chojecki

Miłość, seks, kopulacja

K ilka tysiącleci historii ludzkości to dochodzenie do praktycznego zastosowania BoŜego planu dla męŜczyzny i kobiety. Szczytową formą rozwoju ludzkości w tym względzie było usankcjonowanie

monogamii i trwałości małŜeństwa, czyli powiązania w jedną harmonijną ca-łość miłości, seksu i prokreacji. Oczywiście przez wieki zdarzały się na tej drodze aberracje – a to komuś się przywidziało, Ŝe poligamia jest „be”, ale akurat cztery Ŝony jest OK, a to ktoś zalecał współŜycie we włosiennicy z małym tylko otworkiem na genitalia, by nie dopuścić do „grzesznej” przyjem-ności podczas prokreacji, czy wreszcie próbowano kobiecie nadać status niewiele wyŜszy od kolejnej krowy w gospodarstwie przydatnej tylko do pracy i rodzenia dzieci. W wyniku jednak drogi pełnej błędów i wypaczeń pod koniec drugiego tysiąclecia upowszechnił się wzór małŜeństwa bliski biblijnemu. Kobieta była traktowana jako równorzędna partnerka męŜczyzny wypełniająca jednak inną niŜ on rolę w małŜeństwie, miłość rozumiano jako właściwą kom-binację poŜądania fizycznego (eros), zgodności psychicznej (fileo) i ofiarnego szukania dobra współmałŜonka (agape), a seks miał nie tylko dawać nowe Ŝycie, ale i przyjemność kobiecie i męŜczyźnie.

Początek naszego tysiąclecia przyniósł nam jednak tzw. rewolucję seksualną. Pod hasłem wyzwolonej z gorsetu staroświeckich norm miłości – rozumianej juŜ tyko jako chwilowe zauroczenie czy zakochanie – propagowa-no nieskrępowane uprawianie seksu poza więzią małŜeńską. Stan emocji zwany „miłością” stał się wystarczającym powodem do nawiązywania więzi fizycznej. Odpowiedzialność, wierność, przywiązanie, poświęcenie okazały się przeŜytkiem – na placu boju pozostały tylko uczucia i akty. MałŜeństwa jeszcze są siłą rozpędu zawierane, ale bardzo szybko rozwiązywane. NajdłuŜ-sze nowoczesne związki trwają 5 lat – na tyle psychologia szacuje czas wpły-wu na człowieka silnych emocji. Kończy się „uczucie”, kończy się małŜeństwo. Nowe uczucie, nowy partner, nowe małŜeństwo i tak dalej.

„Rewolucja” nieubłaganie zmierza jednak ku nowemu etapowi – czystej kopulacji!

„Joanna ma 30 lat, pochodzi z niewielkiego miasteczka na wschodzie Polski. Do Warszawy przyjechała na studia. Po ekonomii nie wróciła juŜ do „tego grajdołka”, jak mówi o rodzinnej miejscowości. Pracuje na kierowniczym stanowisku w jednym z duŜych warszawskich banków. W pracy spędza cza-sami po 10 godzin, ale weekendy ma dla siebie. Wtedy idzie do klubu i czuje, jak schodzi z niej stres z całego tygodnia. Na razie nie spotkała swojej wielkiej miłości, ale teŜ jej nie szuka. Na studiach była z chłopakiem trzy lata, nawet mówili o ślubie, rozstali się, bo „coś się wypaliło”. Potem juŜ były tylko krótkie związki, często znajomość kończyła się po jednej wspólnie spędzonej nocy.

- Gdyby moja mama wiedziała, jak Ŝyję, powiedziałaby, Ŝe jestem „dziwką”. Tak mówi o dziewczynach, które idą z chłopakiem do łóŜka na jedną noc. Często powtarzała, Ŝe największą ozdobą kobiety jest skromność. Ale ona jest z innej epoki. Na tym etapie Ŝycia nie potrzebuję męŜa, który będzie łaził po mieszkaniu w rozczłapanych kapciach i czekał na obiad. Jak mam

ochotę na seks, to go mam. Jeśli chcę iść z kimś na kolację - idę. I jest na-prawdę miło.” Kobiety chcą podrywać!, onet.pl

Nie muszę dodawać, Ŝe tak pojmowane podejście do swojej płciowości

prowadzi w sposób nieunikniony do kolejnych, coraz bardziej podniecających eksperymentów. Dotychczasowe bodźce stymulacyjne przestają wystarczać. Okazyjny seks, czy lepiej kopulacja, po czasie musi zostać zastąpiony moc-niejszymi wraŜeniami – stąd szybko postępująca moda na inne wykorzystanie końcowego odcinka przewodu pokarmowego, stąd zafascynowanie kolejnymi zboczeniami…

Bóg nakazał: MałŜeństwo niech będzie we czci u wszystkich, a łoŜe (gr.coitus) nie-

skalane; rozpustników bowiem i cudzołoŜników sądzić będzie Bóg. Hebr. 13:4 Jednocześnie ostrzega: Nie błądźcie, Bóg się nie da z siebie naśmiewać; albowiem co człowiek

sieje, to i Ŝąć będzie. Gal. 6:7 Odrzucenie Jego woli skutkuje między innymi seksualnym upadkiem

cywilizacji: PoniewaŜ to, co o Bogu wiedzieć moŜna, jest dla nich jawne, gdyŜ Bóg

im to objawił. Bo niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem, tak iŜ nic nie mają na swoją obronę, dlatego Ŝe poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i nie złoŜyli mu dziękczynienia, lecz znikczemnieli w myślach swo-ich, a ich nierozumne serce pogrąŜyło się w ciemności. Mienili się mądrymi, a stali się głupi. (…) Dlatego wydał ich Bóg na łup sromotnych namiętności; kobiety ich bowiem zamieniły przyrodzone obcowanie na obcowanie przeciw-ne naturze.

Podobnie teŜ męŜczyźni zaniechali przyrodzonego obcowania z kobie-tą, zapałali jedni ku drugim Ŝądzą, męŜczyźni z męŜczyznami popełniając sromotę i ponosząc na sobie samych naleŜną za ich zboczenie karę. A po-niewaŜ nie uwaŜali za wskazane uznać Boga, przeto wydał ich Bóg na pastwę niecnych zmysłów, aby czynili to, co nie przystoi; są oni pełni wszelkiej nieprawości, złości, chciwości, nikczemności, pełni są równieŜ za-zdrości, morderstwa, zwady, podstępu, podłości; potwarcy, oszczercy, niena-widzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, wynalazcy złego, rodzicom niepo-słuszni; nierozumni, niestali, bez serca, bez litości; oni, którzy znają orzecze-nie BoŜe, Ŝe ci, którzy to czynią, winni są śmierci, nie tylko to czynią, ale jesz-cze pochwalają tych, którzy to czynią. Rzym. 1:19-32

A potem nadejdzie koniec…