(Historyczne Bitwy 67) 1660 Cudnów - Wydawniczy Bellona (1996)
(Historyczne Bitwy 179) Warszawa 1939 - Wydawn. Bellona (2009)
-
date post
06-Dec-2015 -
Category
Documents
-
view
130 -
download
18
Transcript of (Historyczne Bitwy 179) Warszawa 1939 - Wydawn. Bellona (2009)
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoich książek z rabatem.www.ksiegarnia.bellona.pl
Nasz adres:Bellona SA ul. Grzybowska 77 00-844 WarszawaDział Wysyłki tel.: (22) 45 70 306, 652 27 01 fax (22) 620 42 71 Internet: www.bellona.pl e-mail: biuro @ bellona.pl
Ilustracja na okładce: Łukasz Mieszkowski Redaktor merytoryczny: Czesław Szafran Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska Redaktor techniczny: Andrzej Wójcik Korektor: Sylwia Piecewicz
© Copyright by Lech Wyszczelski, Warszawa 2009 © Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2009
ISBN 978-83-11-11591-0
H I S T O R Y C Z N E B I T W Y
LECH WYSZCZELSKI
WARSZAWA 1939
BELLONAWarszawa
WSTĘP
Agresywna polityka kanclerza Niemiec Adolfa Hitlera sprawiała, że w drugiej połowie lat trzydziestych XX w. zagrożenie wybuchem wojny w Europie stawało się coraz bardziej realne. Bezpieczeństwo Polski było zagrożone. Kierownictwo polityczne i wojskowe państwa, licząc na możliwość uniknięcia wojny, starało się łagodzić nastroje społeczne. Jednocześnie czynione były przygotowania wojenne mające nadrobić ogromne zaniedbania w wielu dziedzinach funkcjonowania państwa i jego sił zbrojnych, odziedziczone po okresie rządów marsz. Józefa Piłsudskiego. Poszukiwano sojuszników, przyjęto model koalicyjnego prowadzenia wojny, starano się nieco poprawić stan technicznego wyposażenia wojska, a przede wszystkim starano się nadrobić ogromne zaniedbania w planowaniu wojennym. Nowa ekipa sprawująca władzę (prezydent Ignacy Mościcki, kandydat na Naczelnego Wodza Edward Śmigły-Rydz) popełniała przy tym wiele błędów w polityce zagranicznej i wewnętrznej. W pierwszej z tych dziedzin starano się wyegzekwować groźbą użycia siły przyłączenie do Polski Zaolzia, w czasie dokonywania rozbioru Czechosłowacji przez Adolfa Hitlera, czy wymuszenie na Litwie nawiązania stosunków
dyplomatycznych. W polityce wewnętrznej największe błędy to: utrzymywanie, z tendencją do utrwalania, autorytarnego modelu sprawowania władzy bez udziału partii opozycyjnych; brak rozwiązania kwestii mniejszości narodowych, jak i przekonywanie społeczeństwa o rzekomej własnej sile militarnej i związanej z tym możliwości stawienia czoła ewentualnej agresji. Zupełnie nie przygotowano psychicznie narodu na możliwość poniesienia klęski w wojnie, a już zupełnie nie rozpatrywano wariantu klęski totalnej.
Przygotowując plany prowadzenia działań militarnych przeciwko potencjalnym agresorom, w pierwszej kolejności opracowano plan wojny „Wschód”, który już w chwili jego zatwierdzenia w lutym 1939 r. przestał być aktualny wobec wyraźnych symptomów zbliżającej się wojny z Niemcami. Rozpoczęto więc prace nad planem wojny „Zachód” („Z”), którego do wybuchu wojny nie ukończono poza częścią dotyczącą pierwszej fazy działań wojennych. Miało to wielki wpływ na konieczność improwizacji z chwilą rozpoczęcia 1 września wojny z Niemcami.
Warszawa w planie „Z” nie miała wyznaczonej roli militarnej; przewidziano jedynie zapewnienie jej pewnej osłony powietrznej przez brygadę pościgową oraz artylerię przeciwlotniczą, a to z uwagi na skupione w mieście urzędy centralne i Naczelne Dowództwo WP. Do tego plan „Z” zbudowany był na nierealistycznym wariancie przewidywanego starcia zbrojnego z Niemcami, zupełnie nieod- powiadającego jego rzeczywistemu charakterowi — wojny błyskawicznej i totalnej. Spowodowało to szybkie przerwanie przez Wehrmacht głównej polskiej linii obronyi wdarcie się jego wojsk szybkich na głębokie tyły polskiego ugrupowania. Marszałek Edward Śmigły-Rydz — już2 września dostrzegł groźbę, jaką stanowiło to dla zupełnie bezbronnej stolicy Polski i dlatego już następnego dnia zdecydował o przystąpieniu do organizowania jej obrony
naziemnej. Miano tego dokonać w warunkach pełnej improwizacji i w oparciu o formacje nieliniowe.
Rola Warszawy w systemie obrony przed Niemcami we wrześniu 1939 r. zmieniała się w zależności od położenia na frontach. Pierwszym zadaniem było niedopuszczenie do zajęcia miasta z marszu przez kolumny pancerne wroga. Z myślą o tym czyniono od 3 do 7 września przygotowania do jego obrony, a następnie, w dniach 8-10 września, odparto natarcie prowadzone przez 4. DPanc., zadając przeciwnikowi znaczne straty, w tym także w sprzęcie pancernym. Ten czasowo zrezygnował z prób montowania kolejnych natarć na miasto, ograniczając swą aktywność bojową głównie do jego bombardowania, skupił natomiast uwagę na rozbiciu ważnego polskiego ugrupowania operacyjnego w bitwie nad Bzurą. Wówczas obrońcy stolicy nie odczuwali już takiego nacisku wojsk lądowych wroga, lecz za to skutki bombardowań lotniczych były coraz dotkliwsze. Od 16 września następowało jednak odcięcie prawobrzeżnej części miasta — Pragi— przez coraz silniejszy napór 3. Armii niemieckiej, której zadaniem jednak nie było prowadzenie bezpośredniego szturmu na miasto — obrońcy stolicy o tym nie wiedzieli— a tylko markowanie takowego zamiaru i tym samym zaabsorbowanie na tym kierunku znacznych sił przeciwnika.
Kolejny etap epopei obrony miasta został wyznaczony przez Niemców — bo to oni decydowali o charakterze prowadzonych walk — na drugą połowę trzeciej dekady września. Co prawda, do tego czasu załoga broniąca Warszawę zwielokrotniła swą liczebność, dochodząc do stanu około 100 tys. żołnierzy, ale nie były to w całości wojska liniowe, do tego z reguły wcześniej pobite w polu,o różnym stanie ducha bojowego. Niemcy do decydującej rozprawy z Warszawą skierowali 8. Armię, z którą od wschodu współdziałała 3. Armia. Z polecenia Adolfa Hitlera wydzielone wojska przygotowywały się do tego zadania metodycznie i zgodnie z przyjętym harmonogramem. Zanim
doszło do szturmu wojsk lądowych wódz III Rzeszy zamierzał potraktować Warszawę jako poligon doświadczalny dla swych wojsk szykujących się już do kolejnych kampanii w ramach wytyczonego programu podboju świata. W tym należy upatrywać genezy przeprowadzonego 25 września zmasowanego bombardowania stolicy; stratedzy niemieccy sprawdzali w ten sposób realność teorii włoskiego generała Giulio Douheta, zakładającej możliwość pokonania przeciwnika (osiągnięcia strategicznego celu wojny) przez totalne bombardowania lotnicze jego ośrodków administra- cyjnych i przemysłowych. Z tych to względów Luftwaffe skierowała w tym dniu do bombardowania stolicy Polski ponad 400 samolotów, w tym najwięcej samolotów bombowych i szturmowych. Bombardowano z całą świadomością nie pozycje wojskowe, lecz najgęściej zabudowane dzielnice miasta. Tym razem była też sprawdzana teoria wojny totalnej autorstwa gen. Ericha von Ludendorffa. Poza bombardowaniem lotniczym bardzo silny ostrzał miasta z obu brzegów Wisły prowadziła artyleria niemiecka. Celem miało być doprowadzenie do kapitulacji miasta bez uciekania się do akcji wojsk lądowych. Zamiar ten osiągnięto częściowo. Zniszczenia miasta były tak ogromne, brak wody niemal powszechny, a ofiary wśród ludności cywilnej trudne nawet do oszacowania, że musiało to wywrzeć wielkie wrażenie także na dowódcach wojskowych, czyniąc ich bardziej skłonnymi do rozpoczęcia rozmów o kapitulacji miasta. Ale zanim to nastąpiło, Niemcy jednak uderzyli 26 września swymi siłami lądowymi. Szturm był skoncentrowany na pozycjach obronnych lewobrzeżnej Warszawy. Zacięte walki trwały i w dniu następnym, ale nie doprowadziły do sforsowania głównych polskich linii obronnych.
27 września strona polska podjęła rozmowy o kapitulacji. Prowadził je zastępca dowódcy Armii „Warszawa” gen. Tadeusz Kutrzeba. Niemcy nie wyrażali zgody na
przerwanie działań wojennych do czasu podpisania aktu kapitulacji, i to kapitulacji bezwzględnej. Została ona ostatecznie podpisana przez gen. Kutrzebę i dowódcę 8. Armii gen. Johannesa Blaskowitza po południu 28 września, po czym zostały wstrzymane działania militarne. Załoga wojskowa przygotowywała się do opuszczenia miasta. Dotyczyło to blisko 100 tys. żołnierzy. Do niewoli skierowano oficerów, większość zaś szeregowych, po zaewidencjonowaniu i czasowym przetrzymywaniu w odosobnieniu, była zwalniana do domów. 1 października do Warszawy wkroczył niemiecki garnizon wojskowy, zapoczątkowując okupację miasta.
W obronę miasta było zaangażowane nie tylko wojsko; aktywnie uczestniczyła w niej też ludność cywilna. Czyniła to bądź bezpośrednio, wstępując do oddziałów ochotniczych zajmujących pozycje bojowe, do batalionów roboczych pracujących przy fortyfikowaniu miasta, bądź też uczestnicząc spontanicznie w różnego rodzaju pracach na wezwanie władz wojskowych i cywilnych. Synonimem bohaterstwa cywilnych mieszkańców stolicy stało się nazwisko prezydenta miasta Stefana Starzyńskiego; w czasie walk był komisarzem cywilnym przy Dowództwie Obrony Warszawy, a później także i przy dowództwie Armii „Warszawa”. Było też wielu bezimiennych bohaterów tych wydarzeń.
Pisząc o bohaterskiej postawie cywilnej ludności, trzeba wspomnieć także o sprawie, która odegrała wielką rolę w czasie tej obrony, a mianowicie o aprowizacji. O ile pozytywnie należy ocenić rolę władz stolicy w zgromadzeniu znacznych zapasów żywności, paliwa i opału oraz w przekonaniu ludności co do potrzeby zgromadzenia trwałych produktów żywnościowych dla zaspokojenia po- nadtrzytygodniowych potrzeb, o tyle za ogromne zaniedbanie trzeba uznać oparcie dostaw wody niemal wyłącznie na sieci wodociągów miejskich. Jak pisze dowódca batalionów pracy Mieczysław Dębski: „W okresie międzywojennym
zapobiegliwy o swe finanse magistrat skasował wszystkie prywatne, jeszcze funkcjonujące na poszczególnych posesjach, studnie”1.
Mikroskopijne zapotrzebowanie na wodę mogły zaspokoić niezależne od wodociągów miejskich pompy głębinowe. Tymczasem brak wody, po całkowitym zniszczeniu 24 września wodociągów, był jednym z głównych czynników przesądzających o kapitulacji miasta.
Obrona Warszawy we wrześniu 1939 r. nie doczekała się wielu opracowań naukowych, a także popularnonaukowych, czego nie można odnieść do innych wydarzeń z militarnych dziejów tego miasta. Istnieje co prawda wielokrotnie wznawiana książka Ludwika Głowackiego2, który starał się przedstawić m.in. militarne dzieje obrony stolicy, ale w istocie tematyce tej poświęcił tylko część jej zawartości. Słabą stroną książki jest też jej dość uboga podstawa źródłowa, zaletą zaś — drobiazgowa próba rekonstrukcji wydarzeń, chociaż pozbawiona analiz i formułowania wniosków. Za to niewątpliwie jej ważną stroną jest przygotowanie bardzo szczegółowych wykazów. Wartość tego opracowania podnosi również rekonstrukcja obsady personalnej załogi broniącej miasta, zestawienie miejsc pochówku poległych, a także obszerny indeks osób, co w sumie zajmuje czwartą część objętości książki. Z okazji 65. rocznicy tych wydarzeń ukazało się dość obszerne opracowanie zbiorowe (przygotowane przez 15 autorów), ale jest ono dość nierówne, jeśli chodzi o wartość poznawczą poszczególnych tekstów3. Interesującej nas tematyki dotyczy bardzo tendencyjna
1 M. D ę b s k i, Fragment pamiętnika dotyczący działalności Batalionów Pracy w obronie Warszawy, w: Cywilna obrona Warszawy we wrześniu 1939. Dokumenty, materiały prasowe, wspomnienia i relacje, Warszawa 1964, s. 164.
2 L. G ł o w a c k i , Obrona Warszawy i Modlina na tle kampanii wrześniowej 1939, wyd. V, Warszawa 1985.
3 Warszawa we wrześniu 1939 roku. Obrona i życie cywilne, pod red. nauk. Czesława Grzelaka, Warszawa 2004.
w wymowie książka Mariana Malinowskiego4. O cywilnej obronie Warszawy traktuje nieco już niestety zdezaktualizowane opracowanie Mariana M. Drozdowskiego5. Na tym tle korzystnie prezentują się stosunkowo liczne wydawnictwa źródłowe zawierające dokumenty dotyczące zarówno wojskowych aspektów obrony miasta6, jak i jego obrony cywilnej7. Pewne dokumenty dotyczące tej problematyki można odnaleźć także i w innych wydawnictwach źródłowych (są one wyszczególnione w bibliografii), odnoszących się do całej kampanii wrześniowej. Bardzo cenne są też wydane drukiem wspomnienia i pamiętniki najwyższych dowódców obrony miasta: gen. Juliusza Rómmla, dowódcy Armii „Warszawa”8
— publikacja o silnym zabarwieniu subiektywnym i dość powszechnie krytykowana nawet przez współtowarzyszy walki; gen. Tadeusza Kutrzeby, relacja opublikowana w zbiorze wspomnień wydanym w 1984 r.9, jak i przede wszystkim wspomnienia pułkowników Mariana Porwita10 i Tadeusza Tomaszewskiego11, a poniekąd także płk. Aleksandra Prag- łowskiego12. W pracy nad książką pomocne okazały się też
4 M. M a l i n o w s k i , W obronie stolicy, Warszawa 1960.5 M.M. D r o z d o w s k i , Alarm dla Warszawy. Ludność cywilna
w obronie stolicy we wrześniu 1939 r., Warszawa 1975.6 Obrona Warszawy w 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, zebrał
i opracował M. Cieplewicz, Warszawa 1968.7 Cywilna obrona Warszawy we wrześniu 1939. Dokumenty, materiały
prasowe, wspomnienia i relacje, Warszawa 1964.8 J. R ó m m e l , Za honor i ojczyznę. Wspomnienia dowódcy armii
„Łódź” i „Warszawa", Warszawa 1958.9 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach: Tadeusz Tomaszewski,
Julian Janowski, Marian Porwit, Aleksander Pragłowski, Stanisław Rola-Arciszewski, Tadeusz Kutrzeba, wybór i opracowanie M. Cieplewicz, E. Kozłowski, Warszawa 1984.
10 M. P o r w i t , Obrona Warszawy wrzesień 1939 r. Wspomnienia i fakty, Warszawa 1979.
11 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy w r. 1939, Londyn 1961.
12 A. P r a g ł o w s k i , Od Wiednia do Londynu. Wspomnieniu. Londyn 1968.
wspomnienia i diariusze w niewielkich tylko fragmentach odnoszące się do obrony stolicy. Ich autorami są głównie dyplomaci, ale też dowódcy różnych jednostek i oficerowie Sztabu Naczelnego Wodza.
W niniejszym opracowaniu, z uwagi na jego popularnonaukowy charakter, a także przez wzgląd na dużą liczbę dostępnych wydawnictw źródłowych, tylko w niewielu przypadkach istniała konieczność bezpośredniego odwołania się do źródeł archiwalnych.
Omawiając historiografię wykorzystaną w niniejszej pracy, należy także wspomnieć o dotyczących interesującej nas tematyki fragmentach opracowań o charakterze ogólnym (tak krajowych, jak i emigracyjnych), a więc takich, które w sposób mniej lub bardziej syntetyczny ujmują całokształt problematyki wojny Polski z III Rzeszą w 1939 roku. Na tym, dość bogatym tle literatury polskojęzycznej razi niedostatek wydawnictw obcojęzycznych. Właściwie poza incydentalnymi wspomnieniami gen. Georga Hansa Re- inhardta, dowódcy 4. DPanc., która próbowała zająć Warszawę pod koniec pierwszej dekady września 1939 r., istnieje na tym polu pustka.
Niniejsza książka ma charakter odpowiadający konwencji serii „Historyczne bitwy”. Została jednak przygotowana z poszanowaniem wszelkich rygorów naukowości zarówno jeśli chodzi o zakres wykorzystanej literatury przedmiotu i źródeł, jak i zastosowanie tzw. aparatu naukowego (przypisy źródłowe i informacyjne). Autor nie stronił od wyciągania wniosków i formułowania ocen, nie znaczy to jednak, że zawsze starał się jednoznacznie rozstrzygać wątpliwości wynikające z istnienia różnych wersji omawianych wydarzeń, ograniczając się niekiedy do ich możliwie obiektywnego przedstawienia.
Opracowanie ma układ rzeczowo-chronologiczny; poszczególne rozdziały poświęcone są wydzielonym problemom, a ich treść jest przedstawiona w porządku chrono
logicznym. Cały tekst został podzielony na jedenaście części poświęconych głównym zagadnieniom obrony stolicy we wrześniu 1939 r. Choć z przyczyn oczywistych dominuje w pracy opis działań militarnych, zamiarem autora było też pokazanie postaw ludności cywilnej i jej wkładu w obronę miasta. Ukazano m.in. negatywny wpływ, jaki na nastroje warszawiaków wywarła gwałtowna ewakuacja ze stolicy władz państwowych i wojskowych. Przedstawiono też wielce pozytywną rolę, jaką w obronie miasta odgrywało Dowództwo Obrony Warszawy, tworzone w istocie przez oficerów, którzy z reguły nie mieli przydziałów mobilizacyjnych do wojsk operacyjnych. Wykazali oni swą wielką przydatność przy organizowaniu i prowadzeniu improwizowanej obrony miasta i zarazem udowodnili, że mają fachowe i moralne kwalifikacje odpowiadające powierzonym im funkcjom.
Niniejsza książka, napisana w związku z 70. rocznicą wybuchu wojny polsko-niemieckiej, adresowana jest głównie do wiernych czytelników serii „Historyczne bitwy”, ale i do wszystkich tych (przede wszystkim młodych Polaków), których interesują dramatyczne dzieje naszej stolicy w ostatniej wojnie. Zamiarem autora nie było głoszenie przewag oręża polskiego, bo też w warunkach września 1939 roku przewag tych nie było zbyt wiele. Tym bardziej warto przypomnieć te nieliczne. We wrześniowej obronie Warszawy jawiły się one w dobrym, aczkolwiek improwizowanym, przygotowaniu i prowadzeniu walk obronnych z mającym ogromną przewagę, dysponującym najnowocześniejszymi środkami walki przeciwnikiem. Dzielność i bitność polskiego żołnierza broniącego stolicy żywiła się, jeśli tak można powiedzieć, dzielnością i wytrwałością, a nawet bohaterstwem jej cywilnych mieszkańców. Wypada mieć nadzieję, że pamięć o heroizmie wojskowych i cywilnych mieszkańców Warszawy we wrześniu 1939 roku, którego przypomnieniu poświęcona jest i ta książka, będzie zawsze
istotnym składnikiem polskiej świadomości narodowej. Będzie też nieustannie inspirować kolejne pokolenia Polaków do patriotycznych zachowań. Przede wszystkim zaś będzie nieść tym pokoleniom przesłanie o takim prowadzeniu spraw Ojczyzny, by nigdy nie znalazła się ona w podobnej sytuacji jak II Rzeczypospolita we wrześniu 1939 roku— osamotniona i w istocie bezbronna wobec dwóch sąsiadujących z nią wrogich potęg.
NARASTANIE ZAGROŻENIA WOJENNEGO; KONSOLIDACJA SPOŁECZEŃSTWA POLSKIEGO
Śmierć marsz. Józefa Piłsudskiego przypadła na okres pogarszającej się dla Polski koniunktury politycznej związanej z coraz jawniejszymi przygotowaniami wojennymi Niemiec oraz łamaniem przez nie postanowień traktatu wersalskiego. Adolf Hitler z jednej strony kokietował Warszawę sygnałami o chęci dobrosąsiedzkiego ułożenia wzajemnych stosunków na podstawie deklaracji z 26 stycznia 1934 r., z drugiej zaś dokonywał gwałtu na traktacie wersalskim. Minister spraw zagranicznych Józef Beck także wysyłał do Berlina sygnały świadczące o woli ułożenia wzajemnych stosunków, decydując się nawet na oficjalną wizytę w Niemczech, odbytą w dniach 3-4 lipca 1935 r. Dał się on w pewnym sensie zwieść sugestii Hitlera co do możliwości wypracowania przez Polskę i Niemcy wspólnego antyradzieckiego stanowiska.
Czyny Hitlera przeczyły jednak wykonywanym przez niego gestom; 16 marca 1935 r. w Niemczech została uchwalona tzw. ustawa wojskowa zwiększająca trzykrotnie liczebność Wehrmachtu (do 36 dywizji piechoty) oraz wprowadzająca obowiązkową służbę wojskową poborowych1.
1 W . K o z a c z u k , Wehrmacht 1933-1939, Warszawa 1978, s. 153.
Oznaczało to jawne złamanie traktatu wersalskiego i, co ważne, nie spotkało się ono ze zdecydowaną reakcją mocarstw. Ustawodawstwo wojskowe Niemiec przyjęło też 21 maja 1935 r. tajną Ustawę o obronie Rzeszy. W tym samym dniu rząd niemiecki mianował ministra gospodarki Hjalmara Schachta generalnym pełnomocnikiem do spraw gospodarki wojennej, powierzając mu kierownictwo ekonomicznymi i finansowymi przygotowaniami do wojny2. Nastąpiły też zmiany w kierownictwie Wehrmachtu pod kątem jego przewidywanych zadań wojennych. Niepokojącym sygnałem był też tzw. pakt morski zawarty w czerwcu 1935 r. między Niemcami i Wielką Brytanią, umożliwiający jawną rozbudowę Kriegsmarine. Z kolei Warszawę winno zaniepokoić umocnienie wpływów faszystowskich w Wolnym Mieście Gdańsku po wyborach z kwietnia 1935 r. do miejscowego parlamentu. Szczególnie niebezpiecznym sygnałem napływającym z Berlina była jednak decyzja Hitlera z 7 marca 1936 r. o remilitaryzacji Nadrenii. Dla Polski była to sprawa niezwykle ważna, gdyż ewentualna akcja zbrojna Francji w obronie traktatu wersalskiego mogła przynieść w konsekwencji wykonanie zobowiązań podjętych przez Warszawę, w polsko-francuskim układzie politycznym i konwencji wojskowej. Polsko-francuski sojusz poli- tyczno-wojskowy zobowiązywał bowiem obie strony do wzajemnego działania, w tym militarnego, celem udaremnienia agresywnych poczynań Berlina. Rząd polski wykorzystał tę sytuację do zadeklarowania gotowości wywiązania się z podjętych w 1921 r. zobowiązań sojuszniczych3. Był to sygnał znamionujący chęć ożywienia współdziałania obu państw w dążeniu do zastopowania agresywnych dążeń Hitlera. Zaproponowana przez Polskę siłowa reakcja na poczynania Niemiec nie została przez
2 Ibidem, s. 156.3 L. N o e l , Agresja niemiecka na Polskę, Warszawa 1966, s. 108.
Paryż przyjęta, państwo to bowiem realizowało już politykę appeasementu.
Praktyczne kroki Niemiec wyraźnie kolidowały z zapewnieniami ich kierownictwa i dyplomacji o chęci poprawy stosunków z sąsiadami. Były one zapowiedzią rozkręcania spirali zbrojeń i intensywnych przygotowań do wojny. Winny przeto być szczególnie niepokojącym sygnałem dla nowej ekipy kierowniczej Polski, na której czele stał prezydent Mościcki i generalny inspektor sił zbrojnych późniejszy marszałek Edward Śmigły-Rydz. Ekipa ta jednak sygnału tego jeszcze nie dostrzegała i nie starała się temu przeciwdziałać. Wrócimy do tej kwestii w dalszej części naszych rozważań.
Niepokoić Warszawę powinno, mimo oficjalnego polepszenia stosunków, także zachowanie Moskwy. To właśnie w połowie 1935 r. bolszewicy podczas obrad VII Kongresu Międzynarodówki Komunistycznej zadecydowali o podjęciu kolejnej próby ekspansji ideologicznej przez eksport rewolucji na zachód Europy. Służyć temu miało hasło tworzenia „frontów ludowych”, czyli szerokich koalicji skupiających partie lewicowe, ruchy anarchistyczne i inne, pomyślanych jako przeciwstawienie rozlewającej się fali ideologii faszystowskiej oraz przygotowań do wojny światowej.
Nowy generalny inspektor sił zbrojnych Edward Śmigły- -Rydz zdawał się, bardziej od ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, dostrzegać groźbę wybuchu wojny, w której Polska znalazłaby się w bardzo niekorzystnym położeniu polityczno-militarnym. Zlecił więc Sztabowi Głównemu opracowanie studium porównawczego polskiego, niemieckiego i rosyjskiego potencjału wojennego. Wykazało ono ogromną dysproporcję sił i potencjału na niekorzyść Polski. Wobec tego Śmigły-Rydz uznał, że kraj nie jest przygotowany do samodzielnego przeciwstawienia się agresji — na-
wet ze strony jednego z potencjalnych przeciwników.
Przekonał więc kierownictwo polityczne państwa, zwłaszcza prezydenta Mościckiego, mimo pewnej niechęci Becka, do konieczności powrotu do koncepcji oparcia bezpieczeństwa państwa na współdziałaniu koalicyjnym, głównie ze strony Francji. Jednocześnie Śmigły-Rydz polecił Sztabowi Głównemu czynienie przygotowań do opracowania planu wojny, w pierwszej kolejności z ZSRR, następnie Niemcami. Miał on przyjąć następującą zasadę: „[...] robimy «Wschód», a później spróbujemy rozwinąć «Zachód» w ramach planu «Wschód»”4.
Z Paryża nadeszła do Warszawy latem 1936 r. oferta złożenia przez Śmigłego-Rydza wizyty we Francji. Nastąpiła ona na przełomie sierpnia i września 1936 r. Za cel stawiał on ożywienie polsko-francuskiej współpracy wojskowej oraz uzyskanie kredytu (tzw. pożyczka z Rambouil- let) na dofinansowanie modernizacji armii polskiej w wysokości co najmniej 2 mld franków. Zamiar ten zrealizował częściowo. Strona francuska podchodziła z dużą rezerwą do nadania sojuszowi wojskowemu nowych znaczących impulsów, w szczególności konkretyzacji wzajemnych zobowiązań.
Po 1936 r. nastąpiła pewna poprawa stosunków polsko- francuskich, zwłaszcza wojskowych, ale nie powróciły one już do stanu sprzed 1926 r. Za sprawę szczególnie groźną dla Warszawy należy uznać zasadniczą zmianę, jaką Francuzi dokonali jesienią 1937 r. w swojej doktrynie wojennej. Przyjęto wariant doktryny „wyczekiwania”, czyli militarnego nieangażowania się w wojnę z Niemcami na wypadek zaatakowania przez nich Polski lub Czechosłowacji. 4 kwietnia 1938 r. przedstawiciele sztabów generalnych Francji i Wielkiej Brytanii zgodnie zadecydowali zaś o defensywnym prowadzeniu wojny z Niemcami w pierwszej jej fazie, co de facto przesądziło o przebiegu
4 Wojna obronna Polski 1939. Wybór źródeł, red. E. Kozłowski, Warszawa 1968, s. 30.
wydarzeń we wrześniu 1939 r. Powyższe ustalenia były utrzymane w tajemnicy, natomiast kanałami oficjalnymi przekazywano do Warszawy zachęcające deklaracje.
W przygotowaniach do kolejnej wojny światowej Hitler dążył do konsolidacji państw faszystowskich: Niemiec i Włoch oraz pozyskania do współpracy Japonii dla utworzenia koalicji polityczno-militarnej nastawionej na agresję. Po utworzeniu osi Berlin-Rzym została ona w 1939 r. zastąpiona „paktem stalowym”, uzupełnionymo „pakt antykomintemowski” (Niemcy, Włochy, Hiszpania), do którego przyłączyła się czasowo, od 7 kwietnia do 25 sierpnia 1939 r., Japonia. Propozycję, i to wielokrotną, przystąpienia do paktu antykomintemowskiego otrzymywała z Berlina też Polska, ale ją zdecydowanie odrzucała w obawie o zwasalizowanie przez Niemcy.
Rok 1938 przyniósł szczególnie groźne dla bezpieczeństwa Polski posunięcia polityczne i militarne w Europie. Agresywna polityka prowadzona przez państwa faszystowskie Niemiec i Włoch, zespolone od 25 listopada 1936 r. „paktem osi”, zapowiadała szybki wybuch nowej wojny. Z kolei mocarstwa zachodnie nadal konsekwentnie realizowały politykę appeasementu, nie reagując, poza werbalnymi notami protestacyjnymi, na rozpoczętą przez Hitlera politykę podbojów w imię zdobycia „przestrzeni życiowej”. Dyplomacja polska także swoiście sprzyjała tej polityce, nie protestując wobec przeprowadzonego przez Niemcy 12 marca 1938 r. anszlusu Austrii, co więcej, stosując dyktat, zmusiła Litwę w marcu tego roku do nawiązania z Warszawą stosunków dyplomatycznych. Wówczas to w stosunkach między tymi państwami nastąpił stan odprężenia, a Litwa, w opinii Warszawy, nie była już rozpatrywana jako potencjalny przeciwnik w wojnie.
W polskiej polityce zachowania bezpieczeństwa po1935 r. kluczową rolę odgrywała strategia utrzymywania równowagi w stosunkach między Berlinem i Moskwą.
Warszawa tymczasem przestała się liczyć w polityce europejskiej, schodząc z roli jednego z jej podmiotów do roli przedmiotu, o którego losach decydować miały stolice sąsiednich mocarstw: Berlin i Moskwa.
Sprawą istotną dla bezpieczeństwa Polski wydawała się być poprawa stosunków z Czechosłowacją, coraz bardziej zagrożoną ekspansjonistyczną polityką Hitlera. Po stronie polskiej nie było jednak woli ich radykalnej poprawy. Warszawa rościła pretensje do rozwiązania spraw mniejszościowych na Zaolziu, wspierając pośrednio Berlin w jego zabiegach o podniesienie kwestii swej mniejszości w okręgu sudeckim. Nie sprzyjał poprawie wzajemnych stosunków także czechosłowacki minister spraw zagranicznych Edward Benesz.
Hitler tymczasem, zachęcony ustępliwością mocarstw zachodnich, zwiększał żądania. Jesienią 1938 r. nastąpił tzw. kryzys monachijski, związany z żądaniem Hitlera przyłączenia do Niemiec czeskich Sudetów. Udział w nim miała też Polska, która starała się wykorzystać go do zagarnięcia Zaolzia, do którego od zarania niepodległości zgłaszała pretensje, powołując się na istniejące tam stosunki narodowościowe.
Reakcją mocarstw na żądania Hitlera wysuwane wobec Czechosłowacji było zwołanie zjazdu monachijskiego (Hitler, Mussolini, Chamberlain, Daladier), na którym zadecydowano o rozbiorze Czechosłowacji. Wówczas rząd polski, wykorzystując ten fakt, wystosował do Pragi ultimatum żądające pod groźbą użycia siły natychmiastowego zwrotu Zaolzia. W wyniku tej akcji Polska zajęła sporną zaolziań- ską część Śląska Cieszyńskiego, a ponadto doprowadziła do przyłączenia spornych terenów Spiszu i Orawy. Nastroje wojenne związane z akcją zaolziańską podgrzewała prasa polska, w tym także oficjalny organ rządowy „Monitor Polski”, zamieszczając liczne sprawozdania zarówno z wizyt składanych przez najwyższych dostojników państwa na
zajętych obszarach Śląska Cieszyńskiego (prezydent, generalny inspektor sił zbrojnych, premier, minister spraw zagranicznych), jak też publikując nie mniej liczne depesze od organizacji społecznych i stowarzyszeń wyrażających poparcie dla tej decyzji.
Stanowisko zajęte przez Warszawę wobec Pragi zostało uznane przez wiele państw europejskich za jawne współdziałanie z Niemcami zmierzające do unicestwienia Czechosłowacji. Na tym tle doszło do stanu największego napięcia w stosunkach polsko-francuskich. Krytyka była dwustronna. We francuskich kołach politycznych i wojskowych pojawił się wówczas zamysł modyfikacji układów z Polską w celu wyeliminowania z nich automatyzmu w udzielaniu sobie wzajemnej pomocy na wypadek agresji niemieckiej.
Można uznać, że po Monachium w Europie nastąpiła zasadnicza zmiana sił. Mocarstwa zachodnie, podtrzymując politykę appeasementu, wykazały kruchość rachub na zadziałanie w razie wojny umów politycznych i woj- skowych, jakie zawarły one z państwami Europy Środkowo-Wschodniej, do tego godziły się na zmiany terytorialne na korzyść Niemiec gwarantowane traktatami międzynarodowymi. Niemcy i Wielka Brytania zadeklarowały 30 września 1938 r. swe współdziałanie, co potraktowano jako wyraz brytyjskiego desinteressement wobec polityki niemieckiej w Europie Środkowej. Z kolei Francja podpisała z Niemcami 9 grudnia 1938 r. wspomnianą już deklarację o utrzymaniu stosunków dobrosąsiedzkich, z zastrzeżeniem utrzymywania dotychczasowych stosunków z państwami trzecimi. Prestiż Ligi Narodów jako gwaranta pokoju został podważony. Hitler umocnił się w przeświadczeniu o możliwości prowadzenia ekspansji terytorialnej na wschodzie na drodze pokojowej, metodą szantażu i nacisków dyplomatycznych. Kolejną ofiarą miała być Polska, która została opuszczona przez
zachodnich aliantów, przyczyniając się poniekąd do tego sama wskutek nieudolnej polityki.
Hitler natychmiast po sukcesie monachijskim wysunął roszczenia terytorialne wobec Polski. Pierwszy raz uczynił to minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop w rozmowie z ambasadorem polskim w Berlinie, Józefem Lipskim, przeprowadzonej 24 października 1938 r., wysuwając ośmiopunktowy „program globalnego uregulowania wszystkich spraw spornych i stworzenia ram przyszłej współpracy”5. Warszawa nie przyjęła tej oferty. 15 grudnia1938 r. Ribbentrop w kolejnej rozmowie z Lipskim ponowił te żądania i to w sposób bardziej natarczywy. Beck starał się utrzymywać je jeszcze w tajemnicy. Po raz kolejny żądania terytorialne wobec Polski wysunął sam Hitler w rozmowie z Beckiem przeprowadzonej 4 stycznia 1939 r. Mimo niepodnoszenia alarmu żądania Berlina na tyle zaniepokoiły polskiego ministra, że po raz pierwszy uznał stosunki polsko-niemieckie za „ewoluujące w kierunku konfrontacji zbrojnej”. Podczas narady Mościckiego, Śmigłego-Rydza i Becka, odbytej tuż po powrocie tego ostatniego z wizyty w Niemczech, zadecydowano o stanowczości w stosunkach z zachodnim sąsiadem i nieuleganiu jego presji, lecz także o nieprowokowaniu potencjalnego agresora6. Ribbentrop gościł w Warszawie w trzeciej dekadzie stycznia 1939 r. i, jak wspominał Beck, „[...] coraz natarczywiej wracał do swych postulatów gdańskich i komunikacyjnych, mimo mego ostrzeżenia, żeby zapomniał o słowie eksterytorialność, mówiąc o autostradzie”7. Sprawy bezpieczeństwa państwa w obliczu eskalacji żądań Berlina były omawiane 16 marca 1939 r. na naradzie u prezydenta
5 Historia dyplomacji polskiej (1918-1939), t. IV, Warszawa 1995, s. 577.
6 W. P o b ó g - M a l i n o w s k i , Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945, t. III, Londyn 1960, s. 4.
7 J. B e c k , Ostatni raport, Warszawa 1987, s. 163.
RP z udziałem marsz. Śmigłego-Rydza, premiera gen. Felicjana Sławoja-Składkowskiego, wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego i ministra Becka. Zadecydowanoo nieuleganiu presji Niemiec. Kolejny raz Berlin, w rozmowie Ribbentropa z Lipskim, wysunął 21 marca 1939 r., tym razem w formie ultymatywnej, żądania „[...] globalnego uregulowania stosunków z Polską” oraz przystąpienia jej do paktu antykomintemowskiego w zamian za udzielenie jej gwarancji granic. I tym razem zostały one odrzucone przez Warszawę, Beck zaś na naradzie z kierownictwem MSZ stwierdził, że Polska w obronie swego terytorium „[...] będzie się bić”8. Publicznie dał temu wyraz 5 maja 1939 r. w powszechnie znanym wystąpieniu sejmowym. Oznaczało to niemal pewną konfrontację militarną z Niemcami. Pozostawało tylko kwestią czasu, kiedy ona nastąpi.
Polityka appeasementu poniosła fiasko 15 marca 1939 r., kiedy Hitler, nic sobie nie robiąc z wcześniejszych zobowiązań, i to nawet pisemnych, nakazał Wehrmachtowi wkroczenie do Pragi, co oznaczało całkowitą likwidację państwowości czechosłowackiej. Zakończyła się era Monachium. Hitler nie zamierzał poddać kontroli Londynui Paryża swojej polityki aneksji terytorialnej, czyli zdobywania tzw. przestrzeni życiowej. Sam decydować miało kolejnych kierunkach agresji. Mocarstwa zachodnie zmuszone zostały do gwałtownej zmiany polityki. Usilnie poszukiwały nowych rozwiązań. Jednym z nich było tworzenie nowych bloków mogących powstrzymać Hitlera od rozpętania wielkiej wojny. Wówczas to w centrum ich zainteresowania znalazła się Polska. Konsekwencją tego było wkroczenie stosunków polsko-francuskich w nowy etap. Gotowość współpracy deklarował też Londyn. Z jego inicjatywy pod koniec marca 1939 r. rozpoczęto montowanie antyniemieckiego bloku państw z udziałem Polski.
8 Diariusz i teki Jana Szembeka (1935-1945), t. IV, Londyn 1972, s. 529.
Wielka Brytania udzieliła Polsce podczas kwietniowej wizyty Becka w Londynie gwarancji na wypadek niemieckiej agresji, a polski minister uzupełnił je o gwarancje dwustronne. Warszawa traktowała je jako zobowiązywanie się Londynu do obrony polskiego stanowiska w sprawie statusu Gdańska, rząd brytyjski jednak interpretował je inaczej, czemu dał wyraz na najbliższych posiedzeniach swego gabinetu9. Londyn zgodził się na podjęcie rozmów w sprawie przyznania Polsce pożyczki na zakup uzbrojenia. Ustalono także przystąpienie do prowadzenia rozmów sztabowych brytyjsko-polskich. Z kolei w Paryżu w maju 1939 r. prowadzone były rozmowy sztabowe. Polskiemu ministrowi spraw wojskowych gen. Tadeuszowi Kasprzyckiemu zależało na doprecyzowaniu niektórych stwierdzeń konwencji wojskowej na wypadek niemieckiej agresji. Ostatecznie generałowie Kasprzycki i Maurice Gamelin podpisali 19 maja 1939 r. ściśle tajny protokół, w którym znalazły się zapisy o charakterze na tyle ogólnym, że później umożliwiło to Francuzom własną ich interpretację, w tym także semantyczną.
Hitler tymczasem potraktował zbliżenie polsko-brytyjskie i udzielone wzajemne gwarancje jako pretekst do zerwania polsko-niemieckiej deklaracji z 1934 r., co uczynił 28 kwietnia 1939 r.
Zabiegając o własne bezpieczeństwo, mocarstwa zachodnie traktowały Polskę koniunkturalnie i nie zamierzały angażować się militarnie na wypadek jej zaatakowania przez Niemcy, a co więcej, dążyły do skierowania tej agresji na wschód, by tym samym jak najdłużej nie zagrażała ona Francji. O prawdziwych intencjach tych państw świadczyły ustalenia podjęte podczas prowadzonych wczesną wiosną 1939 r. tajnych rozmów sztabowych fran
9 J. S t e f a n o w i c z , Gwarancje brytyjskie dla Polski w 1939 r. w świetle narady gabinetu londyńskiego, „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1991, nr 1, s. 231-233.
cusko-brytyjskich. Uzgodniono m.in., że sojusz z Polską przedstawia niewielką wartość strategiczną z uwagi na jej mały potencjał wojenny. Postanowiono nie udzielać Polsce efektywnej pomocy militarnej w razie niemieckiego ataku na nią. Zachowano je w tajemnicy przed Warszawą, którą nadal zapewniano o poparciu i pomocy.
Brytyjczycy tymczasem dość długo nie kwapili się do podjęcia rozmów sztabowych z Polską. W końcu w dniach 23-30 maja delegacja sztabowców brytyjskich odbyła rozmowy w Warszawie. Delegację brytyjską tworzyli wojskowi nie najwyższej rangi, podczas gdy Wojsko Polskie wydelegowało do rozmów z nią czołowych przedstawicieli sztabów. O ile Londyn dążył do prowadzenia jedynie rozmów sondażowych (delegacja brytyjska unikała rozmów na temat konkretnych zobowiązań militarnych na rzecz Polski), o tyle Polacy chcieli dokonania wiążących ustaleń. Stronie polskiej szczególnie zależało na brytyjskiej pomocy lotniczej. Brytyjczycy godzili się jedynie na ograniczone użycie ich lotnictwa stacjonującego w Wielkiej Brytanii i Francji, co zresztą wynikało z przyjętej przez te państwa doktryny, zakładającej stosowanie tego lotnictwa wyłącznie do celów strategicznych. Obiecywali tylko ogólną pomoc lotniczą. Plonem tych rozmów była deklaracja obu stron, iż udzielą sobie aktywnej pomocy wojskowej w ciągu dwóch dni po wybuchu wojny, ale miało to być skonkretyzowane w konsultacjach polsko-brytyjsko-francuskich. O rzeczywistych intencjach strony brytyjskiej świadczą losy rokowań w sprawie pożyczki na dozbrojenie Wojska Polskiego; Londyn zdecydowanie odwlekał ich finalizację, wysuwając różne przeszkody formalne i techniczne.
Położenie polityczne i militarne Polski od marca 1939 r. uległo istotnemu pogorszeniu. Wpływ na to miało m.in. utworzenie „niepodległej”, a w rzeczywistości zwasalizowanej przez Niemcy, Słowacji, i związana z tym możliwość natarcia Wehrmachtu z terytorium tego
państwa na zupełnie odsłoniętą flankę polskiego ugrupowania obronnego, co do tej pory nie było w Polsce zupełnie brane pod uwagę. Od marca 1939 r. stopniowo narastała w tym państwie obecność wojsk niemieckich; można było oczekiwać udziału w agresji także armii słowackiej10. Sytuację w niewielkim stopniu poprawiła wspólna granica z Węgrami traktowanymi jako państwo przyjazne. Nie rekompensował tego układ polityczny polsko-brytyjski, podpisany 25 sierpnia 1939 r., ze względu na jego, jak się okazało, koniunkturalny charakter.
Francja była niepewnym partnerem w ewentualnej wojnie polsko-niemieckiej. Ociągała się nawet z udzieleniem efektywnej pomocy materialnej dla dozbrojenia Wojska Polskiego. Nie godziła się na rokowania w sprawie kolejnej pożyczki dla Polski, co więcej, nawet opóźniała przekazanie ostatniej transzy tzw. pożyczki z Rambouillet przyznanej latem 1936 r. Zmiana jej stanowiska w sprawach materiałowego doposażenia Wojska Polskiego nastąpiła dopiero 18 sierpnia 1939 r., kiedy to rząd francuski przyznał kredyt w wysokości 430 min franków na zakup sprzętu wojennego, ale zabrakło czasu na realizację podjętych zobowiązań, poza dostarczeniem 50 czołgów.
Latem 1939 r. groźba wojny Polski z Niemcami stawała się coraz realniejsza. Świadczyły o tym cytowane już zarządzenia wojenne wydane przez Hitlera i Wehrmacht. Wojska niemieckie zajmowały pozycje wyjściowe do ataku. W tym czasie Paryż i Londyn nie były jeszcze pewne, czy atak niemiecki będzie rzeczywiście skierowany na Polskę. Towarzyszyły temu obawy, że ta może ugiąć się pod naciskiem i przyjąć dyktat, a tym samym stać się satelitą Niemiec. Używano wszelkich sposobów, by tak się nie stało. Wśród mocarstw zachodnich inicjatywę przejawiał zwłaszcza Londyn. Jednym z celów dyplomacji brytyjskiej
10 I. B a k a , Slovenska Republika a nacisticka agresia proti Pol’sku, Bratislava 2006, s. 71-132.
było utwierdzenie Warszawy w woli przeciwstawienia się, nawet siłą, żądaniom Hitlera. Czyniono to kanałami dyplomatycznymi oraz bliżej nieprecyzowaną zapowiedzią współdziałania militarnego. Z misją do Polski przybył na początku drugiej połowy lipca 1939 r. szef brytyjskiego Sztabu Imperialnego gen. Edmund William Ironside. Złożył on wiele obietnic pomocy, tyle tylko, że bardzo ogólnikowych, a nawet abstrakcyjnych. Wydaje się, iż celem wizyty gen. Ironside’a w Warszawie było przede wszystkim umocnienie wiary polskiego kierownictwa politycznego i wojskowego w konieczność twardego przeciwstawiania się żądaniom Niemiec, a jednocześnie stwarzanie nadziei na efektywną pomoc militarną ze strony mocarstw zachodnich. Wizyta gen. Ironside’a spełniła zakładany przez Londyn cel. W Warszawie poważnie myślano o brytyjskiej pomocy wojskowej. Tymczasem politycy tego państwa nie zamierzali spełniać składanych obietnic. Oficjalne stanowisko Londynu, oczywiście utajnione, w sprawie pomocy militarnej dla Polski wyraził Brytyjski Komitet Szefów Sztabów, obradujący po powrocie z Warszawy gen. Iron- side’a, decydując o nieudzielaniu Polsce nie tylko pomocy lądowej i morskiej, ale i uznając za nierealną także pomoc lotniczą. Stanowisko to zatwierdził Brytyjski Komitet Obrony Imperialnej.
Do grona sojuszników w montowanym froncie anty- niemieckim mocarstwa zachodnie starały się za wszelką cenę włączyć ZSRR. Dlatego też 12 sierpnia 1939 r. rozpoczęły się w Moskwie trójstronne brytyjsko-francus- ko-radzieckie rokowania sztabowe. Moskwa zażądała zgody Polski na przemarsz jej wojsk (tzw. korytarze: wileński i wołyński), co oznaczać mogło aneksję polskich kresów wschodnich, na co Warszawa nie wyrażała zgody. Wówczas premier Francji Edward Daladier używał wobec Polski bezprecedensowych nacisków, a do tego 21 sierpnia, mimo braku zgody Warszawy, w rozmowie telefonicznej z gen.
André Doumenciem upoważnił go do podpisania konwencji wojskowej ze Związkiem Radzieckim. Uznać to można za wypadek bezprecedensowy — podpisywanie zobowiązań bez zgody, a nawet wobec kategorycznego sprzeciwu zainteresowanego państwa. Francji nie zależało wcale na uratowaniu Polski przed agresją niemiecką; dążyła ona do realizacji własnego celu strategicznego: pozyskania ZSRR jako sojusznika w przewidywanej wojnie z III Rzeszą. W podobnym duchu działał też Londyn.
Moskwa i Berlin tymczasem prowadziły własną tajną grę mającą doprowadzić do wzajemnego zbliżenia’1. Początki jej sięgają późnej jesieni 1938 r., kiedy ambasador niemiecki w Moskwie Fredrich Werner von der Schulenburg i radziecki komisarz ludowy spraw zagranicznych Maksim Litwinow zawarli coś w rodzaju gentelman’s agreement w sprawie zaprzestania przez prasę wzajemnych ataków na przywódców tych państw. W marcu 1939 r. Józef Wissarionowicz Stalin w przemówieniu na XVIII Zjeździe WKP(b) oświadczył, że nie ma zamiaru wyciągać kasztanów z ognia dla Wielkiej Brytanii i Francji. W tej atmosferze trwały w Berlinie rokowania na tematy ekonomiczne i handlowe prowadzone przez Karla Schnurre’a i Georgija Astachowa. Finałem tego zbliżenia było podpisanie 23 sierpnia 1939 r. układu Ribbentrop-Mołotow, co zapoczątkowało sojusz obu totalitarnych państw i podział stref wpływów (tajny protokół do tego układu) w Europie Środkowej i Wschodniej. Los Polski został przesądzony. Co prawda dyplomacja światowa usiłowała jeszcze ratować pokój, ale miało to odbywać się wyłącznie kosztem ustępstw Polski na rzecz Niemiec. W tym duchu wystąpił także papież Pius XII, proponując oddanie Hitlerowi Gdańska i Pomorza. Apelował do Warszawy o ustępstwa także
11 H. von H e r w a r t h , Między Hitlerem a Stalinem, Warszawa 1992, s. 222-261.
prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt. Wszystkie te inicjatywy spaliły na panewce.
Fiasko rozmów sztabowych w Moskwie oraz zawarcie paktu niemiecko-radzieckiego skłoniło Londyn do podpisania z Polską 25 sierpnia 1939 r. układu politycznego zobowiązującego sygnatariuszy, w wypadku agresji na jednego z nich, do udzielenia stronie drugiej „[...] wszelkiej dla niej możliwej pomocy i poparcia[...]” oraz dołączonego do niego tajnego protokołu precyzującego ogólne sformułowania tego pierwszego, zwłaszcza określającego, iż pod pojęciem agresora uznaje się Niemcy, a gwarancje dotyczą także próby zagarnięcia przez Niemcy Wolnego Miasta Gdańska. Był to kolejny wybieg taktyczny mocarstw zachodnich mający skłonić Polskę do nieulegania dyktatowi Berlina. Układ ten przyczynił się jedynie do niewielkiej korekty terminu niemieckiej agresji na Polskę z 26 sierpnia na 1 września 1939 r. Do tego mocarstwa zachodnie ukryły przed Warszawą faktyczny zakres niemieckich żądań terytorialnych przekazanych przez Berlin ambasadorowi brytyjskiemu Neville’owi Hendersonowi, i to w formie ultimatum, zaproponowały zaś podjęcie dwustronnych rozmów z Niemcami. Z kolei mocarstwa te naciskały skutecznie na Warszawę, by ta odstąpiła od zarządzenia mobilizacji powszechnej, co w efekcie znacznie pogorszyło polskie możliwości obronne.
Lipski na własną prośbę złożył wizytę Ribbentropowi po południu 31 sierpnia 1939 r., ale rozmowa była bardzo krótka. Zapytany bowiem przez Ribbentropa, czy przybywa w charakterze specjalnego pełnomocnika upoważnionego do przyjęcia ultimatum niemieckiego, odpowiedział negatywnie, co zostało uznane za powód do zakończenia rozmowy. Tym samym zamilkła dyplomacja; do głosu miały dojść działa.
Położenie polityczne i militarne Polski w ostatnich dniach sierpnia 1939 r. było niezwykle trudne. Jeśli chodzi
o pierwszy z tych aspektów, to Polska miała co prawda podpisane, i formalnie obowiązujące, trzy układy polityczne z Francją i Rumunią zawarte jeszcze w 1921 r. i następnie odnawiane oraz modyfikowane, a także układ z Wielką Brytanią z 25 sierpnia 1939 r. Rzeczywista wartość tych zobowiązań była jednak wątpliwa, co zostało później potwierdzone. Polskę oczekiwała nieuchronnie, wobec odrzucenia niemieckiego dyktatu, konfrontacja militarna z Niemcami, a od 23 sierpnia 1939 r. także z ZSRR. Nie mogła do tego już liczyć, wobec paraliżu tej organizacji, na pomoc Ligi Narodów. W obliczu rysującego się zagrożenia, nie przedstawiał też dla niej żadnego realnego znaczenia również formalnie istniejący układ polityczny i wojskowy z Rumunią.
Od lata 1939 r. stale pogarszało się też położenie militarne Polski. Szybko narastała groźba starcia z Wehrmachtem, którego siła uderzeniowa znacznie przewyższała możliwości bojowe Wojska Polskiego, o czym na bieżąco donosił polski wywiad wojskowy. W dodatku od 23 sierpnia 1939 r. zawisła nad Polską groźba walki na dwóch frontach, także przeciwko Armii Czerwonej. Na taki wariant wojny strona polska zupełnie nie była przygotowana, i nie był on po 1935 r. rozpatrywany nawet teoretycznie. Rachuby na działania sojusznicze, zwłaszcza na militarną pomoc Francji, były iluzoryczne, podczas gdy właśnie na takim założeniu opierał się polski plan wojny obronnej z Niemcami. Konfrontacja militarna z ZSRR od marca 1939 r. zupełnie nie była rozpatrywana, nie czyniono też do niej żadnych przygotowań. Tym bardziej szokująca dla kierownictwa politycznego i wojskowego Polski była wiadomość o podpisaniu 23 sierpnia 1939 r. układu Ribbentrop-Mołotow, aczkolwiek nic jeszcze nie wiedziano o ustaleniach dołączonego do niego tajnego protokołu. Zaskoczone kierownictwo Wojska Polskiego jednak nie przypuszczało, by tajny protokół zapowiadał czynne militarne wystąpienie
Armii Czerwonej przeciwko Polsce. Sugerujące to meldunki polskiego wywiadu nie były traktowane jako wiarygodne.
Współpraca polityczna i wojskowa Niemiec i ZSRR, usankcjonowana paktem Ribbentrop-Mołotow, zapowiadała konieczność prowadzenia przez Polskę wojny na dwa fronty, w dodatku w całkowitym osamotnieniu, gdyż, jak wykazaliśmy, na efektywną pomoc militarną aliantów nie można było liczyć. W tej sytuacji zbliżające się starcie zbrojne nie mogło się zakończyć inaczej niż tylko totalną klęską, czego jednak nie dopuszczało kierownictwo polityczne i wojskowe Polski.
Polska stawała do konfrontacji z dwoma agresorami, z których każdy był od niej znacznie silniejszy, w niezwykle trudnym położeniu politycznym i militarnym, w tym także w sensie operacyjnym. W tej sytuacji zdecydowała o skupieniu wszystkich rozporządzalnych sił do odparcia ataku Wehrmachtu. W konsekwencji granica wschodnia została niemal doszczętnie ogołocona z wojsk operacyjnych; jej ochronę stanowiły tylko poważnie uszczuplone formacje KOP oraz ośrodki zapasowe i formacje tyłowe. Natomiast granica, spoza której nastąpiło uderzenie niemieckie, była w znacznej części odsłonięta, pozbawiona naturalnych przeszkód terenowych oraz fortyfikacji, tym samym nie miała właściwości obronnych, jej twórcy bowiem nie bardzo liczyli się z możliwością takiej agresji ze strony państwa rzekomo rozbrojonego przez traktat wersalski, a w dodatku znajdującego się pod kontrolą Ligi Narodów i mocarstw zachodnich. Niepewna była postawa Rumunii, podobnie jak i najważniejszego sojusznika — Francji. Węgry chociaż były oficjalnym sojusznikiem Niemiec, wobec ich wojny z Polską zachowały dla tej drugiej życzliwą neutralność. Podobnie zachowały się dwa państwa bałtyckie: Litwa i Łotwa.
Fatalne położenie międzynarodowe Polski w przededniu spodziewanego konfliktu współgrało z jej nie najlepszą sytuacją wewnętrzną.
/
Śmierć Piłsudskiego spowodowała przetasowania na scenie politycznej. Stopniowo zaczynała się umacniać nowa ekipa, tzw. grupa zamkowa, skupiona wokół prezydenta Mościckiego, a przede wszystkim gen. Śmigłego-Rydza. W końcu1935 r. obaj liderzy zawarli tzw. kompromis grudniowy, ustalający zasady wzajemnej współpracy i podział ról w kierowaniu państwem12. Coraz wyraźniejsze były symptomy dekompozycji obozu sanacyjnego sterowanego przez „grupę pułkowników”. Doszło, z inspiracji Walerego Sławka, do rozwiązania Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR), kierowanej przezeń partii rządzącej. Z kolei ekipa skupiona wokół Śmigłego-Rydza w 1937 r. przystąpiła do tworzenia Obozu Zjednoczenia Narodowego (OZN) — nowej prorządowej struktury politycznej o pewnych cechach partii totalitarnej, pomyślanej jako zaplecze polityczne generalnego inspektora sił zbrojnych. Trwała też swoista rywalizacja między Śmigłym-Rydzem a Beckiem o odgrywanie głównej roli w kształtowaniu polityki zagranicznej. Wczesną jesienią1936 r. doszło między nimi do zasadniczej konfrontacji w tej sprawie. Zwycięsko wyszedł z niej Beck, który zarzucił rywalowi odstępstwo od linii politycznej Piłsudskiego13. Ostatecznie Śmigły-Rydz uznał aspiracje Becka do kierowania polską polityką zagraniczną. Kluczowe decyzje dotyczące bezpieczeństwa państwa zapadały na zamkniętych naradach na Zamku z udziałem Mościckiego, Śmigłego-Rydza i, najczęściej, Becka.
Zabiegając o rolę przywódczą w państwie, a nie tylko w wojsku, Śmigły-Rydz uruchomił m.in. rządową i wojskową machinę propagandową do lansowania hasła „Naród pod bronią”, które miało być spoiwem integrującym społeczeństwo wokół idei obrony zagrożonej państwowości i niepodległości. Formalnym wyrazem wprowadzenia
12 W. P o b ó g - M a l i n o w s k i , Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945, t. II, Londyn 1956, s. 783.
13 Historia dyplomacji, t. IV, s. 529.
/
w wojsku kultu marsz. Śmigłego-Rydza był rozkaz ministra spraw wojskowych z 20 lutego 1937 r. w sprawie zasad zawieszania jego portretów w obiektach wojskowych14. Minister nakazywał w nim obowiązkowe oficjalne zawieszanie tego portretu i wyznaczał jego miejsce wśród innych wizerunków najwyższych przedstawicieli państwa.
Generalny inspektor sił zbrojnych podejmował różne inicjatywy zmierzające do konsolidacji całego społeczeństwa. Formą intensywnej edukacji obywatelskiej w ramach przysposobienia obronnego młodzieży były zainicjowane przez niego we wrześniu 1936 r., a powołane 16 września 1936 roku, Junackie Hufce Pracy (JHP)15. Hufce służyć miały szkoleniu paramilitarnemu młodzieży w wieku 18-20 lat, głównie bezrobotnej. Faktycznie JHP służyły kształtowaniu postaw patriotycznych i obronnych młodej generacji Polaków, ale też głównie indoktrynacji politycznej tej młodzieży. W programach bowiem ważne miejsce zajmowało wychowanie obywatelskie, mające na celu zrozumienie bieżącej polityki rządu i wynikających stąd potrzeb kraju. Szczególnie intensywnie lansowany był w nich kult nowego kandydata na Naczelnego Wodza.
Zagrożenie wojenne z jednej strony sprzyjało integracji społeczeństwa, z drugiej zaś było wykorzystywane przez nową ekipę rządzącą państwem, w szczególności przez Śmigłego-Rydza i jego zwolenników, do tworzenia jego kultu na miarę zbliżoną do tego, jakim otaczano Piłsudskiego. W tych działaniach było szeroko wykorzystywane wojsko, które oddziaływało propagandowo nie tylko na własne szeregi, ale i na społeczeństwo. Powołano
14 Zawieszanie portretów Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, „Dziennik Rozkazów MSWojsk.”, nr 2 z 20 lutego 1937 r., poz. 18.
15 L. W y s z c z e l s k i , Społeczeństwo a obronność w Polsce (1918-1939), Toruń 2007, s. 320-322.
pełnomocnika rządu do koordynacji planowania i koordynacji propagandy. Pełnomocnik ściśle współpracował z MSWojsk., co było uzasadniane „[...] koniecznością podporządkowania wszelkich planów działalności nakazowi obrony państwa”. Na czele Ścisłego Komitetu Koordynacji Propagandy stał minister spraw wojskowych gen. Kasprzycki, a jego zastępcą był szef jego gabinetu płk Władysław Kiliński.
Podjęto zakrojoną na dużą skalę batalię o zneutralizowanie oddziaływania na siły zbrojne wrogiej propagandy oraz kolejną — na rzecz przyspieszenia asymilacji zamieszkujących Polskę mniejszości narodowych.
Inspirowana przez kierownictwo państwa i wojska działalność na rzecz konsolidacji społeczeństwa wobec zagrożenia wojennego miała charakter długofalowy i wielokierunkowy. Jednym z jej obszarów miała być polityka oświatowa.
3 lipca 1936 r. odbyła się konferencja poświęcona współpracy resortów wojska i oświaty, podczas której I wiceminister spraw wojskowych gen. Janusz Głuchowski stwierdził m.in.: „[...] wojsku przede wszystkim idzie o to, by szkoła wychowywała człowieka mocnego”. Władze oświatowe wyraziły zgodę na żądane przez wojsko zmiany personalne wśród nauczycieli na Kresach Wschodnich, prowadzenie wspólnych akcji oświatowo-wychowawczych oraz uzgadnianie poczynań przy urabianiu świadomości społeczeństwa. W konsekwencji przy obsadzie stanowisk nauczycielskich na Kresach Wschodnich miano preferować oficerów rezerwy. Wojciech Świętosławski zapowiadał też w kolejnym roku szkolnym sugerowane przez wojsko zmiany w programach nauczania. Ten kurs spotkał się ze sprzeciwem środowiska nauczycielskiego, w tym Związku Nauczycielstwa Polskiego, a także niektórych kuratorów oświaty. Armia ingerowała też w treść podręczników szkolnych i innych książek, jak również w repertuar niektórych teatrów oraz programy radiowe.
Wojsko, przejmując na siebie zadanie konsolidacji społeczeństwa wobec narastającego zagrożenia wojennego, dążyło do jego militaryzacji. Celowi temu miało służyć głoszenie, szczególnie intensywnie od początku 1939 r., haseł: przytoczonego już — „Naród pod bronią” oraz „Żołnierz-Obywatel”, a także lansowanie wizji Polski mocarstwowej. Wiedzieć jednak należy i to, że przejawy militaryzacji życia społecznego w Polsce tout proportion gardée nie były tak wszechogarniające jak w sąsiednich mocarstwach totalitarnych — w III Rzeszy Niemieckiej i w Związku Radzieckim.
Potęgujące się zagrożenie wojenne intensyfikowało działalność na rzecz kształtowania postaw patriotycznych i obronnych społeczeństwa. Koordynację tej działalności powierzono wojsku. Stąd też 13 maja 1936 r. minister spraw wojskowych gen. Kasprzycki zwołał naradę aktywnych na tym polu organizacji i stowarzyszeń społecznych. W jej trakcie utworzono Centralny Komitet Koordynacyjny (CKK) przy Wojskowym Instytucie Naukowo-Oświatowym (WINO), co de facto oznaczało przejęcie przez wojsko bezpośredniej odpowiedzialności za ten obszar działalności państwowej. Na czele CKK stał szef WINO, a jego decyzje miały charakter powszechnie obowiązujący.
CKK zamierzał zrealizować następujące zadania: opracować ramowy program prac kulturalno-oświato- wych i organizować imprezy propagandowe; współdziałać przy organizowaniu wystąpień zewnętrznych; rozpowszechniać prasę i wydawnictwa wojskowe; realizować zagadnienia powierzone przez władze wojskowe; zapewnić potrzebne środki finansowe; pozyskać zrzeszenia inteligencji w instytucjach państwowych i zawodach wolnych16.
16 „Regulamin Komitetu Koordynacyjnego przy DOK I”, Centralne Archiwum Wojskowe, Wojskowy Instytut Naukowo-Oświatowy, I. 300. 68. 25.
Centralny Komitet Koordynacyjny przy WINO skupiał ostatecznie organizacje paramilitarne i kombatanckie oraz zajmujące się wychowaniem proobronnym. W jego skład wchodziły: Federacja Polskich Związków Obrońców Ojczyzny, Związek Strzelecki, Związek Oficerów Rezerwy RP, Związek Rezerwistów RP, Związek Podoficerów Rezerwy RP, Związek Harcerstwa Polskiego, Związek Straży Pożarnych RP, Związek Młodzieży Ludowej, Kolejowe Przysposobienie Wojskowe, Pocztowe Przysposobienie Wojskowe, Przysposobienie Wojskowe Leśników, Przysposobienie Wojskowe Kobiet, Związek Spółdzielni Rolniczych i Zarobkowo Gospodarczych, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Przeważająca większość z nich zaliczana była do organizacji prorządowych.
Komitety Koordynacyjne były tworzone przy Dowództwach Okręgu Korpusu (DOK), podkomitety zaś w powiatach i większych garnizonach. Ich celem miało być kształtowanie sylwetki żołnierza-obywatela. Inicjatywa ta była dość kontrowersyjna; krytykowana była nawet przez Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego (PUWFiPW) jako pokrywająca się z jego zadaniami. Nie był to jedyny powód krytyki, zamysł ten bowiem, uznający w programie przygotowania obronnego społeczeństwa priorytet wychowania obywatelskiego w stosunku do fachowego przygotowania wojskowego, i do tego oddający kierownictwo tą działalnością wojsku, oznaczać mógł osłabienie monopolu, jaki do tej pory miał na tym polu PUWFiPW.
Centralny Komitet Koordynacyjny przy WINO rozpoczął działalność od utworzenia specjalistycznych sekcji. 30 listopada 1936 r. powołano Sekcję Wychowania Obywatelskiego, która na początku 1937 r. wydała „Wytyczne wychowania obywatelskiego”17. Zakładano prowadzenie
17 Pismo kpt. Tadeusza Kruk-Strzeleckiego, sekretarza CKK, doI wiceministra spraw wojskowych, CAW, WINO, I. 300. 68. 20.
edukacji w trzech kierunkach: wychowania obywatelskiego, wychowania fizycznego oraz wyszkolenia wojskowego.
Ułomnością rządowej inicjatywy koordynowania wysiłków nad kształtowaniem postaw patriotycznych i obronnych społeczeństwa było zaproszenie do współdziałania przede wszystkim organizacji prorządowych. Poza wcześniej wymienionymi w pracy tego organu uczestniczyły takie organizacje, jak: Związek Szlachty Zagrodowej, Związek Osadników Rządowych, Polska Macierz Szkolna, Towarzystwo Rozwoju Ziem Wschodnich, Związek Młodej Wsi czy Związek Młodzieży Ludowej. Małe zainteresowanie wykazywały organizacje o nastawieniu opozycyjnym wobec ówczesnego rządu oraz będące pod wpływami kościoła katolickiego. Tymczasem wojsku zależało na włączeniu do tej akcji także opozycji, czego pewne pozytywne doświadczenia uzyskano w DOK VIII w Toruniu. Okazało się jednak, że stowarzyszenia i organizacje będące pod wpływami opozycji politycznej inicjatywę w postaci tworzenia Komitetów Koordynacyjnych uznały za próbę przejęcia pełnej kontroli nad społeczeństwem przez rząd, tym razem kamuflowaną hasłem powszechnego przygotowania do obrony kraju. Mimo tych utrudnień CKK przy WINO i jego struktury terenowe skupiały pod koniec 1937 r. organizacje liczące ponad 1,5 min członków. Zasługą CKK i lokalnych struktur było prowadzenie kursów dla instruktorów wychowania obywatelskiego organizacji w nim skupionych. Podejmowano także próby ujednolicenia treści przekazywanych w ramach realizowanego wychowania obronnego.
Już na początku 1938 r. okazało się jednak, że trudno jest ujednolicić zasady i cele wychowania obywatelskiego, a także obronnego, wśród wszystkich organizacji wchodzących w skład CKK przy WINO. Ujawniać się zaczęły rozbieżności ideologiczne, które wiosną 1938 r. doprowadziły do obumierania tej inicjatywy. Przyczyn tego
niepowodzenia należy upatrywać w nazbyt silnym mecenacie państwa, a także wojska, co zniechęcało, zwłaszcza opozycję, do uczestnictwa w niej. Mimo to należy dostrzegać znaczący wpływ tej działalności na integrację społeczeństwa, kształtowanie jego postaw patriotycznych i obronnych.
Kolejną odsłonę przygotowań obronnych społeczeństwa, nadzorowaną przez kierownictwo wojska, a realizowaną przez pion PUWFiPW, stanowiła akcja objęcia edukacją obronną dużych grup społecznych, w tym także kobiet. Do jej prowadzenia wykorzystywano organizacje paramilitarne i proobronne. Na szeroką skalę organizowano specjalistyczne przysposobienie wojskowe.
W ramach oddziaływania propagandowego ukierunkowanego na społeczeństwo dużą wagę przywiązywano do popularyzowania akcji wykupu obligacji pożyczek na dozbrojenie armii. Popularyzowano zwłaszcza Fundusz Obrony Narodowej (FON) i Pożyczkę Obrony Przeciwlotniczej. Poza zbieraniem pieniędzy na dozbrajanie armii akcję tę starano się także wykorzystać do celów propagandowych służących zjednoczeniu społeczeństwa i uzyskaniu jego poparcia oraz wyrobieniu w nim przeświadczeniao niepodważalnej potrzebie obrony zagrożonego bytu narodowego. Do oddziaływania propagandowego armii na społeczeństwo czynnie włączyła się prasa wojskowai cywilna.
Największą popularnością społeczną cieszył się utworzony w kwietniu 1936 r. FON. Gromadzono na nim nie tylko znaczne środki finansowe służące pokrywaniu części wydatków na dofinansowanie armii, ale starano się przez zainteresowanie społeczne tą formą wspierania wojska wpływać na podnoszenie poziomu edukacji obronnej społeczeństwa oraz kształtowanie jego postaw patriotycznych. Z tej okazji gościły u marsz. Śmigłego-Rydza liczne delegacje deklarujące wpłacane kwoty. Akcja ta przyniosła
także wymierne efekty materialne; na FON zgromadzono równowartość ponad 50 min zł. W kwietniu 1939 r. rozpisana została Pożyczka Obrony Przeciwlotniczej dla dofinansowania rozbudowy lotnictwa i artylerii przeciwlotniczej. Uzyskała ona ogromny oddźwięk społeczny, o czym świadczył zadeklarowany wykup subskrypcji o wartości 400 min zł. Dużą popularnością cieszył się Fundusz Obrony Morskiej, gromadzący pieniądze na dozbrojenie polskiej floty wojennej. Społeczeństwo ponadto samorzutnie deklarowało różnego rodzaju lokalne zbiórki pieniężne na zakup konkretnego uzbrojenia dla wybranej jednostki wojskowej.
W propagandzie umacniającej kult kandydata na Naczelnego Wodza wykorzystano też na początku 1938 r. sprawę wymuszenia nawiązania stosunków polsko-litewskich, a je- sienią tego roku kryzys zaolziański. Integracji społeczeństwa wokół sprawy narodowej służyć też miało ustanowienie 8 stycznia 1938 r. przez prezydenta RP medalu „Za długoletnią służbę”. Medal przyznawany był za pracę po11 listopada 1918 r. w służbie państwa lub instytucjach publiczno-prawnych.
Jesienią 1938 r. Śmigły-Rydz osiągnął apogeum sławy. Jego nazwisko stało się najpopularniejsze w Polsce. Spadał na niego grad zaszczytów i wyróżnień. Wiele miast przelicytowywało się w nadawaniu mu honorowego obywatelstwa.
Rozpatrując położenie wewnętrzne Polski w kontekście bezpieczeństwa zewnętrznego, dostrzegać należy wpływ na nie składu narodowościowego państwa. Mniejszości narodowe stanowiły w nim 1/3 całej populacji i były skupione najbardziej na obszarach szczególnie narażonych na zagrożenie wojenne: ziemie byłego zaboru pruskiego zamieszkiwała podatna na wpływy nazistów znaczna mniejszość niemiecka, na Kresach Wschodnich przeważała ludność niepolska, zwłaszcza narodowości ukraińskiej i białoruskiej,
która częściowo ulegała wpływom propagandy bolszewickiej. Analizując powyższe kwestie, należy mieć na uwadze i to, że w Wojsku Polskim służyło w latach 1935-1939 około 30% żołnierzy niepolskiej narodowości, głównie dotyczyło to poborowych.
Przykładowo w 1935 r. stan bezpieczeństwa wewnętrznego województwa nowogrodzkiego, zamieszkiwanego przez liczną mniejszość białoruską, oceniany był jako niezadowalający wskutek nasilenia przestępczości antypaństwowej oraz intensywnej działalności środowisk komunistycznych18. Sytuacja na tym terenie poprawiła się nieco po 1937 r., ale głównie wskutek zastosowanych przez władze rozwiązań siłowych i intensywnej akcji polonizacyjnej. Zagrożenie dla porządku i bezpieczeństwa wewnętrznego istniało i w Małopolsce Wschodniej, gdzie liczebnie przeważała ludność ukraińska i gdzie do wiosny 1939 r. silne były wpływy niemieckie. Ludność ta po części pozostawała pod politycznym wpływem nielegalnej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, kierującej nie tylko pokojowymi demonstracjami, ale i prowadzącej akcje sabotażowe oraz terrorystyczne. Przejściowa (od wiosny do jesieni 1939 r.) zmiana postawy tej ludności, a także poparcie udzielone rządowi polskiemu przez mające największe wpływy polityczne w tym regionie Ukraińskie Narodowo-Demokratycz- ne Zjednoczenie, to zjawiska, które korzystnie wpłynęły na końcowy etap polskich przygotowań obronnych.
Od jesieni 1938 r. nastąpiło radykalne pogorszenie bezpieczeństwa wewnętrznego na pograniczu polsko-niemieckim inspirowane przez III Rzeszę, wykorzystującą do tego celu ludność narodowości niemieckiej zamieszkującą Polskę. Nasiliło się także szpiegostwo na rzecz Niemiec. Tylko od marca do lipca 1939 r., i to wyłącznie na Górnym
18 W. W l o d a r k i e w i c z , Mieszkańcy Kresów Wschodnich wobec zagrożenia wojennego w przededniu II wojny światowej, „Przegląd Historyczno-Wojskowy” 2005, nr 1, s. 17.
Śląsku, aresztowano 55 szpiegów niemieckich19. Zdarzyły się też pojedyncze wypadki zdrady tajemnicy wojskowej przez żołnierzy Wojska Polskiego; były one karane nawet śmiercią. W Małopolsce Wschodniej zdarzały się przypadki dezercji, za co karano więzieniem. Wobec nasilającego się zjawiska dezercji poborowych narodowości niemieckiej do III Rzeszy, 23 czerwca 1939 r. została wydana ustawa O szczególnej odpowiedzialności karnej w przypadku zbiegostwa do nieprzyjaciela lub poza granice Państwa, która poza karami więzienia wprowadzała kary dodatkowe: utrata mienia, utrata zdolności do dziedziczenia i darowizn.
Jedną z form umocnienia obronności było tworzenie formacji Obrony Narodowej. Z jednej strony starano się w ten sposób wzmocnić obronność państwa, z drugiej zaś odpowiadano na narastające zainteresowanie społeczeństwa zwiększeniem udziału w obronności państwa. Faktycznie dynamiczny rozwój tej cywilno-wojskowej formacji przypadł na lata 1938-1939. Formy i metody prowadzonej w jej szeregach pracy wychowawczej oraz edukacji obronnej nie odbiegały od tych, które obowiązywały w siłach zbrojnych. Wykorzystywano ponadto osiągnięcia lokalnych organizacji społecznych i stowarzyszeń proobronnych. Wielką wagę przywiązywano do wychowania obywatelskiego oraz kształtowania właściwego morale. Formacja ta zwiększała możliwości obronne Polski, ale przede wszystkim służyła integrowaniu społeczeństwa wokół głoszonej przez kierownictwo państwa i wojska idei jego, tzn. społeczeństwa, powszechnego udziału w przygotowaniach do obrony kraju. Warto dodać, że formacje Obrony Narodowej były silnie powiązane z lokalną społecznością, co stanowiło ich podstawową
19 H. Ć w i ę k , Przeciw Abwehrze, Warszawa 2001, s. 120.
wartość. Przed wybuchem wojny we wrześniu 1939 r. w szeregach formacji Obrony Narodowej znajdowało się 1600 oficerów (głównie rezerwy) i 500 tys. podoficerów i szeregowców; niestety, potencjał ten w tej wojnie nie został w pełni wykorzystany20.
Formacje Obrony Narodowej były wojskiem terytorialnym, choć nie jedynym, jakie wspierało wojska operacyjne. Szczególnie interesujące wydaje się rozwiązanie zastosowane na Górnym Śląsku. Z inicjatywy dowódcy 23. Dywizji Piechoty (DP) gen. Jana Jagmin-Sadowskiego podjętej natychmiast przez Związek Powstańców Śląskich (kierował nim senator Rudolf Komke) 10 sierpnia 1939 r. (na wniosek szefa sztabu Komendy Głównej Związku Powstańców Śląskich ppłk. Rudolfa Niemczyka, poparty przez komendanta głównego kpt. Edmunda Tommka) na Górnym Śląsku przystąpiono do formowania batalionów Ochotniczej Powstańczej Samoobrony. Początkowo planowano wystawienie 22 batalionów, każdego o liczebności około 600 ludzi21. Rekrutowali się oni głównie z Oddziałów Młodzieży Powstańczej Związku Powstańców Śląskich oraz byłych powstańców w wieku do 45 lat niemających przydziałów mobilizacyjnych. Powstała Komenda Główna Samoobrony Powstańczej, która mogła wystawić 28 takich batalionów. Barierą w tworzeniu dalszych był brak broni22. Formacje te miały być używane głównie do likwidacji dywersji niemieckiej na tyłach wojsk polskich. Zamierzano przystąpić do tworzenia także i innych podobnych pododdziałów samoobrony rekrutujących się z byłych członków Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska, Związku Harcerstwa Polskiego i innych organizacji.
20 K. P i n d e 1, Przygotowania obronne w II Rzeczypospolitej, w: Przygotowanie obronne społeczeństwa, Warszawa 2001, s. 29.
21 W. S t e b l i k , Armia „Kraków” 1939, Warszawa 1975, s. 81.22 K. P i n d e l , Śląsk w systemie obronnym II Rzeczypospolitej, War
szawa 1998, s. 216.
Narastające zagrożenie wojenne mobilizowało służby odpowiedzialne za obronę i ochronę ludności. 22 marca 1939 r. zostało ogłoszone w Warszawie pogotowie biernej Obrony Przeciwlotniczej (OPL), kierowanej przez wiceprezydenta miasta Juliana Kulskiego. W stan gotowości postawiono PCK, pogotowie techniczne i samoobronę domów oraz wzmocnione formacje Straży Pożarnej. Ćwiczono alarmy dźwiękowe. Pozorowany był nalot lotniczy. W lipcu i sierpniu 1939 r. prezydent Warszawy Stefan Starzyński wydał zarządzenia w sprawie obrony przeciwlotniczej miasta. Wyznaczono zastępców komendanta w osobach płk. Mariana Czemiewskiego i płk. Rudolfa Underki. Utworzono trzy komendy dzielnicowe: „Północ”, „Południe” i „Praga” oraz niższe struktury.
W ramach przygotowań wojennych miasta w czerwcu 1939 r. utworzono Miejskie Zakłady Aprowizacyjne odpowiedzialne za tworzenie zapasów opału, mięsa i tłuszczów. Na przełomie lipca i sierpnia 1939 r. utworzono Szefostwo Służby Technicznej Wodociągów i Kanalizacji. Zgromadzono zapasy paliwa dla Elektrowni Miejskiej i Gazowni. 24 sierpnia prezydent Starzyński w specjalnej odezwie do ludności zaapelował o spokój oraz masowy udział w pracach inżynieryjnych związanych z obroną przeciwlotniczą. Do pracy zgłaszało się po kilka tysięcy ochotników. Zapewniono kadry dla miejskich służb komunikacyjnych, służby zdrowia i straży ogniowej.
Władze państwowe i wojskowe wierzyły, iż uda się uniknąć wojny, a jeżeli już wybuchnie, to przy pomocy mocarstw zachodnich Polska ostatecznie wyjdzie z niej zwycięsko. Kandydat na Naczelnego Wodza Śmigły-Rydz nie widział potrzeby poszerzenia bazy politycznej rządu przez włączenie doń przedstawicieli opozycji, mimo że zgłaszali oni taką gotowość.
W trzeciej dekadzie sierpnia 1939 r. wybuch wojny był czymś oczywistym; władze państwowe i wojskowe
gorączkowo usiłowały nadrabiać opóźnienia w bezpośrednich przygotowaniach obronnych. Uczestniczyli w tych działaniach także warszawiacy, którzy entuzjastycznie odpowiadali na apele o wzięcie udziału w pracach fortyfikacyjnych (okopy, schrony przeciwlotnicze). 24 sierpnia prezydent Warszawy Stefan Starzyński wydał odezwę Do mieszkańców Warszawy, zachęcającą do dobrowolnego zgłaszania się do prac fortyfikacyjnych. Akcję koordynowały komitety obrony przeciwlotniczej. Na apel już następnego dnia zgłosiło się wiele tysięcy ochotników. 27 sierpnia w pracach tych uczestniczyło 20 tys. osób, a dwa dni później — aż 40 tys.23.
W obliczu groźby wojny, a także na skutek działań władz państwowych, nastąpiła konsolidacja wojska i społeczeństwa wokół idei obrony kraju i kultu marszałka Śmigłego-Rydza. Naród był moralnie zwarty i gotów na przyjęcie wroga. Towarzyszyła mu przy tym pewność, że zwycięstwo w tej słusznej i sprawiedliwej walce będzie po polskiej stronie. Nie dopuszczano więc myśli o przegranej, a tym bardziej o klęsce totalnej. Zatem, gdy stała się ona faktem, trudno ją było zrozumieć, tym bardziej, że w uszach boleśnie rozczarowanych, gwałtownie odartych ze złudzeń Polaków dźwięczały jeszcze zapewnienia władz o sile i niezwyciężoności naszego wojska i państwa. Katastrofa zrodziła naturalną potrzebę szukania przyczyn i winnych. W powszechnym odczuciu społecznym — nie zawsze przecież sprawiedliwym — winne były władze państwowe, które tym samym utraciły moralne i polityczne kwalifikacje do przewodzenia narodowi. Problem odpowiedzialności władz za przygotowanie Polski do wojny z Niemcami był wielokrotnie podnoszony przez historiografię i publicystykę polską w kraju i na emigracji. Nie czas więc na jego rozważanie w tym miejscu. Trzeba jednak odnieść się do
23 M. M a l i n o w s k i , W obronie stolicy, s . 1 8 .
zarzutów o nieprzygotowanie psychiki społeczeństwa na możliwość przegranej, co więcej, na wariant klęski totalnej. Otóż wydaje się, że zarzut ten jest nie do końca sprawiedliwy. Jakież bowiem państwo w obliczu nieuchronnej agresji z zewnątrz, której, dodajmy, zamierza się przeciwstawić w zbrojny sposób, byłoby zdolne do głośnego rozpatrywania możliwości ewentualnej klęski? Byłoby to przecież działanie w istocie samobójcze, podważałoby bowiem wiarę w zwycięstwo, a więc tym samym negowałoby sens walki i potrzebę mobilizowania do niej całego społeczeństwa.
NIEMIECKI I POLSKI PLAN WOJNY
Przyszłe strony konfliktu: Niemcy i Polska, przygotowując się do niego, opracowywały stosowne plany wojny; czyniły to w sposób zróżnicowany.
Niemieckie planowanie wojenne było prowadzone nieprzerwanie od zakończenia I wojny światowej, lecz w okresie Republiki Weimarskiej siły zbrojne tego państwa— Reichswehry — ograniczone traktatem wersalskim do poziomu 100-tysięcznej armii zawodowej, do tego pozbawionej broni ciężkiej i lotnictwa — nie były zdolne planów tych realizować. Po objęciu władzy przez Hitlera w styczniu 1933 r. planowanie operacyjne było prowadzone na podstawie specjalnych dyrektyw naczelnego dowództwa sił zbrojnych. Pierwsza z nich została wydana już w styczniu 1933 r. Zakładała ona możliwość zaatakowania Niemiec przez koalicję państw w składzie: Francja, Polska, Czechosłowacja i Belgia. Następna ukazała się w maju 1935 r. Począwszy od kolejnego roku, dyrektywy ukazywały się corocznie. Uwzględniały one możliwość, choć jeszcze w dość odległej perspektywie, prowadzenia przez Wehrmacht wojen zaczepnych. Rozpatrywane były różne warianty wojny Niemiec z sąsiadami, przede wszystkim z Francją, ale także Czechosłowacją, Litwą i Polską. Na podstawie
dyrektywy ministra wojny gen. Wernera von Blomberga sztaby generalne trzech rodzajów sił zbrojnych przeprowadzały drobiazgowe studia strategiczno-operacyjne (Wehrmachtstudie). Założono prowadzenie wojny na wschodzie z Czechosłowacją, Litwą i ZSRR, z możliwością wystąpienia po stronie przeciwników Niemiec, także Polski. Jakkolwiek nie były to jeszcze sztabowo dopracowane plany wojny sensu stricto, to jednak stanowiły ważny etap procesu planowania. Charakterystyczne, że do 1937 r. rozważano możliwość wojny na dwa fronty, a już od kolejnego roku zakładano także prowadzenie kampanii izolowanych. W obu wariantach miały to być wyłącznie działania zaczepne.
Decyzje polityczne podjęte przez Hitlera jesienią1937 r. co do kierunku i kolejności niemieckiej ekspansji terytorialnej zostały uszczegółowione w sferze prac planistycznych w „Dyrektywie w sprawie jednolitych przygotowań wojennych sił zbrojnych na rok 1937/1938”. Za najbardziej prawdopodobny przyjęto wariant wojny na dwa fronty z punktem ciężkości na zachodzie. W planie tym, któremu nadano kryptonim „Fali Rot” (Plan Czerwony) przewidywano skupienie głównego wysiłku na wojnie z Francją. Założono też i inny wariant („Fali Grün” — Plan Zielony): nadal wojna na dwa fronty, ale z punktem ciężkości na południowym wschodzie. Tym razem główne uderzenie miało być skierowane na Czechosłowację. Zmodyfikowaną wersję tego planu sztabowcy Wehrmachtu opracowali pod koniec września 1938 r., w okresie poprzedzającym konferencję w Monachium, na której dokonano pokojowego rozbioru Czechosłowacji. Najprawdopodobniej wówczas przygotowano też wstępne, hipotetyczne założenia wariantu „Fali Weiss” (Plan Biały) — planu zaatakowania Polski.
W lutym 1938 r. Hitler przejął bezpośrednie zwierzchnictwo nad niemieckimi siłami zbrojnymi. Rozwiązane
zostało Ministerstwo Wojny, powołano zaś Oberkommando der Wehrmacht (OKW) na czele z gen. Wilhelmem Keitlem, pomyślane jako organ planistyczny Wehrmachtu. Na tej komórce oraz na Sztabie Generalnym Wojsk Lądowych spoczywała odpowiedzialność za przygotowanie niemieckich planów militarnych wojny.
Decyzja polityczna Hitlera ukierunkowująca planowanie wojenne zapadła prawdopodobnie jesienią 1938 r.1. Führer postanowił rozpocząć planowanie od wariantu wojny z Francją i państwami Europy Północno-Zachodniej. Jego decyzja stanowiła podstawę do rozpoczęcia całościowych prac nad militarnymi planami przyszłych wojen. Podstawowy kanon, jaki przyjęto wtedy w niemieckim planowaniu wojennym stanowiło założenie, że realizacja któregokolwiek z planów agresji nie pociągnie za sobą wybuchu wojny na dwa fronty. Dopiero wojna z Polską wykazała utopijność tego założenia.
Na podstawie wspomnianej decyzji Hitlera OKW i Sztab Generalny Wojsk Lądowych przystąpiły do planowania strategiczno-operacyjnego. Przygotowano trzy warianty planu wojny: „Fali West” (Plan Zachód) wraz z „Verteidigung West” (Obrona Zachód), „Fall Ost” (Plan Wschód) i „Fall Südost” (Plan Południowy Wschód). Wówczas to, 21 grudnia 1938 r., Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych (OKH) przekazało podległym wojskom wytyczne do strategicznego rozwinięcia sił2. Powyższe plany nie dotyczyły jeszcze konkretnych przeciwników, lecz określały kierunki niemieckiej agresji. Planowanie szczegółowe miało nastąpić z uwzględnieniem aktualnej sytuacji politycznej, ta zaś zmieniała się na przełomie 1938/1939 i w 1939 r. niezwykle dynamicznie.
Przyjmuje się, że niemieckie plany wojny z Polską zaczęły przybierać konkretną postać w końcu marca 1939 r.
1 Polski czyn zbrojny w II wojnie światowej. Wojna obronna Polski 1939, Warszawa 1979, s. 230-231.
2 T . J u r g a , Obrona Polski 1939, Warszawa 1990, s. 138.
Wówczas to Hitler nakazał naczelnym dowódcom trzech rodzajów sił zbrojnych: wojsk lądowych, lotnictwa i marynarki wojennej (w formie ustnych wytycznych) przystąpić do opracowania militarnego planu wojny z Polską. Oficjalne wytyczne zawierał rozkaz wykonawczy szefa OKW gen. Waltera Keitla, wydany 3 kwietnia 1939 r., pt. „Dyrektywy do przygotowań wojennych Wehrmachtu”3. Określone zostały one jako „Wytyczne dla sił zbrojnych na okres 1939-1940”. Rozkaz składał się z trzech części. W pierwszej — „Obrona granic” — nakreślono zadania odnoszące się do zabezpieczenia granic oraz osłony Niemiec przed ewentualnymi atakami z powietrza; w drugiej — wytyczne do przygotowania planu operacyjnego „Fali Weiss”; w trzeciej zaś — „Gdańsk” — wytyczne do przeprowadzenia akcji zbrojnej w celu wcześniejszego opanowania Gdańska4. Gen. Keitel zapowiadał, że szczegółowe plany operacyjne ataku na Polskę będą opracowane przez sztaby generalne wszystkich trzech rodzajów sił zbrojnych, OKW zaś będzie musiało je skoordynować, sporządzić szczegółową instrukcję realizowanych przedsięwzięć i harmonogram realizacji zatwierdzonych działań. Jednocześnie dowódcy trzech rodzajów sił zbrojnych otrzymali polecenie opracowania do 1 maja 1939 r. następujących dokumentów:
— szczegółowe plany operacji;— harmonogramu przedsięwzięć wykonawczych;— plan współdziałania rodzajów sił zbrojnych.W wytycznych OKW nakazywano, by gotowość do
wojny osiągnąć nie później niż 1 września 1939 r. Za warunek podstawowy uznano uzyskanie najdogodniejszych podstaw wyjściowych do szybkiego pokonania osamotnionej Polski. Dyplomacji niemieckiej postawiono zadanie doprowadzenia do jesieni 1939 r. do politycznej i wojskowej izolacji Polski, co miało umożliwić skoncentrowanie do
3 Wojna obronna Polski 1939. Wybór źródeł, s. 219.4 B. C z a r n e c k i , Fali Weiss, Warszawa 1961, s. 117-156.
wojny z nią większości posiadanych sił5. Założono błyskawiczne zniszczenie Wojska Polskiego i całkowite rozbicie państwa polskiego. Zamierzano to osiągnąć przez pełne zaskoczenie przeciwnika, tak polityczne, jak i militarne.
Z uwagi na dominującą w przewidywanych działaniach rolę wojsk lądowych, główne prace planistyczne były prowadzone w Sztabie Generalnym OKH, skąd dane umożliwiające prace nad opracowaniem planu całościowego miały w terminie do 25 kwietnia 1939 r. trafić do sztabów innych rodzajów sił zbrojnych.
W maju 1939 r. Hitler odbył odprawę z dowódcami rodzajów sił zbrojnych, na której przedstawili oni referaty dotyczące oceny możliwości operacyjnych przeciwnikai przewidywanego zamiaru rozwinięcia strategicznego jego wojsk. Na ich podstawie podjął on wstępną decyzję określającą termin rozpoczęcia działań wojennych na przełom 1939/1940 r. Nakazał też skoncentrowanie wysiłków planistycznych nad przygotowaniem planu wojny z Polską.
W zadaniach militarnych założono zniszczenie Wojska Polskiego w wojnie błyskawicznej i doprowadzenie przez to do całkowitego rozbicia państwa. Cele te miały być osiągnięte przez zaskoczenie oraz uzyskanie miażdżącej przewagi siłi środków nad przeciwnikiem, a także zastosowanie niekonwencjonalnych metod prowadzenia operacji. Zamierzano ponadto wykorzystać wyjątkowo dogodne położenie strategiczne Niemiec: Prusy Wschodnie i, po aneksji Czech i Moraw oraz zwasalizowaniu Słowacji, odsłonięcie południowej flanki terytorium Polski. To stwarzało możliwość zaplanowania dwustronnego okrążenia sił polskich (od północy i południa), czyli zastosowania tak hołubionego przez niemieckich sztabowców wariantu „Kanny”.
5 Polski czyn zbrojny w II wojnie światowej. Wojna obronna, s. 231.
Sztabowcy niemieccy dopracowali się następujących zasad przygotowywania planu militarnego, zamiennie określanego jak plan kampanii lub plan operacji. Zawierał on następujące działy:
— ogólny zamiar prowadzenia wojny, wynikający z założonych celów polityczno-militarnych;
— ocena potencjału (potencjałów) militarnego przeciwnika (przeciwników);
— ocena operacyjno-topograficzna planowanych teatrów działań wojennych;
— przewidywany zamiar przeciwnika (przeciwników) oraz prawdopodobny wariant strategicznego rozwinięcia jego sił zbrojnych z myślą o prowadzeniu pierwszych operacji;
— zamiar strategicznego ugrupowania i rozwinięcia własnych sił zbrojnych;
— zadania dla własnych ugrupowań strategiczno-o- peracyjnych;
— harmonogram realizacji założonych przedsięwzięć wojennych6.
Kierownictwo III Rzeszy na czele z Hitlerem zakładało prowadzenie wojny z Polską odizolowaną, pozbawioną wsparcia mocarstw zachodnich. Nie przewidywało też zaangażowania po stronie Polski Armii Czerwonej, co więcej, szybko następujące zbliżenie niemiecko-radzieckie stwarzało nawet możliwość wspólnego wystąpienia obu armii w wojnie przeciwko Polsce. Nie oznaczało to wszakże, że zupełnie nie liczono się z ewentualną reakcją na tę agresję Wielkiej Brytanii i Francji. Świadczy o tym specjalna dyrektywa Hitlera z 10 maja 1939 r. określająca sposób reakcji na wypadek wojny gospodarczej rozpoczętej przez mocarstwa zachodnie7.
W niemieckich sztabach wiosną 1939 r. trwały intensywne prace nad opracowaniem militarnego planu wojny
6 W. K o z a c z u k , Wehrmacht 1933-1939, s. 419.7 T. J u r g a, Obrona Polski 1939, s. 141-146.
z Polską. Wykorzystywano wiele dokumentów sztabowych przygotowanych w poprzednich latach, w tym różnego rodzaju studia terenowe i operacyjne. Całość wojsk lądowych przeznaczonych do wojny z Polską podzielono na dwa zgrupowania operacyjne: Grupa Armii „Północ” (dowódca gen. Fedor von Bock) i Grupa Armii „Południe” (dowódca gen. Gerd von Rundstedt). Sztab Generalny Wojsk Lądowych najprawdopodobniej 26 lub 27 kwietnia1939 r. przedstawił Hitlerowi ogólną koncepcję planu operacyjnego wojny z Polską; Führer ją zaakceptował.
15 czerwca 1939 r. gotowa była część operacyjna „Fali Weiss”. Stała się ona podstawą do kolejnych prac planistycznych na różnych poziomach dowodzenia. Do ataku na Polskę wydzielono pięć armii; dwie w ramach Grupy Armii „Północ” i trzy w Grupie Armii „Południe”. Termin zakończenia prac został określony na 20 lipca 1939 r., a więc na więcej niż miesiąc przed wyznaczoną przez Hitlera datą uderzenia na Polskę, tj. 26 sierpnia 1939 r.
Do ataku na Polskę OKH przeznaczyło blisko 70% wojsk lądowych oraz niemal całe lotnictwo bombowe, co gwarantowało niezbędną przewagę nad przeciwnikiem. Siły te miały zaatakować Polskę z zaskoczenia zarówno co do terminu rozpoczęcia wojny, ugrupowania wyjściowego sił własnych, jak i zastosowanej koncepcji działań. Główne uderzenia miały wyjść jednocześnie ze Śląska, Prus Wschodnich i Pomorza w kierunku na Warszawę. Celem działań było rozbicie głównego ugrupowania sił przeciwnika skupionych na zachód od linii Wisły i Narwi. Założono dwa warianty wojny z Polską:
— uderzenie nastąpi w czasie, kiedy sytuacja polityczna nie będzie jeszcze wykazywać oznak pełnego napięcia, a Wojsko Polskie nie zostanie jeszcze zmobilizowane. W tym wariancie zaskakujące uderzenie miało być przeprowadzone przez skrycie zmobilizowane wojska szybkie (formacje zmotoryzowane i pancerne);
— rozpoczęcie wojny nastąpi w szczytowym okresie napięcia międzynarodowego i przy przeprowadzeniu mobilizacji przez polskie siły zbrojne. W tej wersji zasadnicze natarcie miało się dokonać po pełnej mobilizacji i koncentracji Wehrmachtu8.
Oddzielnym torem, ale podporządkowanym planowi użycia wojsk lądowych, planowanie wojenne prowadziły sztaby Luftwaffe oraz Kriegsmarine. Siły powietrzne przewidywały wydzielenie do wojny z Polską dwóch flot powietrznych: 1. Rota Powietrzna (dowódca gen. Albert Kesselring) miała współdziałać z Grupą Armii „Północ”. W jej skład wchodziła 1. Dywizja Lotnicza (3 pułki — dwa lotnictwa bombowegoi jeden bombowców nurkujących), Szkolna Dywizja Lotnicza (2 pułki lotnictwa bombowego i 3. pułk lotnictwa bombowego) oraz 4. Flota Powietrzna (gen. Alexander Löhr) mająca działać na korzyść Grupy Armii „Południe”. Tworzyły ją: 2. Dywizja Lotnicza (3 pułki lotnictwa bombowego)i grupa lotnictwa do zadań specjalnych (2 pułki bombowców nurkujących). W odwodzie znajdowała się 7. Dywizja Spadochronowa oraz pułk lotnictwa bombowego.
Naczelny dowódca Kriegsmarine adm. Erich von Raeder wydał 16 maja 1939 r. dyrektywę, w której określił zadania dla sił morskich w ramach uderzenia na Polskę. Uwzględniając zdecydowaną przewagę nad polską Marynarką Wojenną, nakazywał zaplanowanie krótkotrwałych i szybkich operacji morskich. Utworzone zostało specjalne dowództwo morskie „Wschód” (dowódca adm. Conrad Albrecht). Celem niemieckiej floty wojennej miało być zablokowanie Zatoki Gdańskiej dla przerwania handlu morskiego, minowanie polskich wód terytorialnych i wyjść z baz na Helu i w Gdyni, zniszczenie polskich sił morskich oraz artyleryjskie wsparcie od morza niemieckich sił lądowych atakujących polskie wybrzeże.
8 Polski czyn zbrojny w II wojnie światowej. Wojna obronna, s. 235.
W niemieckim planie agresji na Polskę wyznaczono też zadanie dla działalności dywersyjnej (tzw. piąta kolumna). Nadzór nad jej działalnością sprawował III Oddział Zarządu Wywiadowczego OKW.
Równocześnie z działalnością planistyczną trwały utajnione czynności mobilizacyjne oraz przerzuty wojsk do przewidywanych rejonów koncentracji. Zakładano, że lądowe wojska operacyjne osiągną liczebność 2 758 061 żołnierzy, rezerwy i uzupełnienia — 996 tys. żołnierzy9. W wyniku prowadzonej w sierpniu 1939 r. skrytej mobilizacji Wehrmacht osiągnął liczebność 4556 tys. żołnierzy, a w formacjach zmilitaryzowanych znajdowało się jeszcze około 320 tys. ludzi. Lądowe wojska operacyjne wystawiły dwa dowództwa grup armii, pięć armii, szesnaście korpusów, dwa zgrupowania szczebla korpusu. Siły te były zorganizowane w 44 dywizje piechoty (wystawiane w czterech falach mobilizacyjnych), 6 dywizji pancernych wraz z improwizowaną DPanc. „Kempf’, 4 dywizje zmotoryzowane, 4 dywizje lekkie, 3 dywizje górskie i jedną brygadę kawalerii. Niemieckie wojska lądowe przewidziane do ataku na Polskę liczyły 1,6 min żołnierzy, sześć tysięcy dział i moździerzy, cztery i pół tysiąca dział przeciwpancernych. Korzystały one ze wsparcia wojsk słowackich zorganizowanych w Armię Polową „Bemolak” (trzy dywizje piechoty i jednostki wsparcia), dowodzoną przez gen. Ferdinanda Catlosa10. Wystawione przez Luftwaffe dwie floty powietrzne liczyły dwa tysiące samolotów bojowych, głównie bombowych i szturmowych. Kriegsmarine miała wydzielić część floty operującej na Bałtyku.
Do osłony granicy zachodniej przed ewentualnym przeciwdziałaniem mocarstw zachodnich Wehrmacht wystawił tylko Grupę Armii „C” utworzoną z trzech armii, grupują
9 M . Z g ó r n i a k , Możliwości wojenne Niemiec w 1939 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” („WPH”) 1989, nr 3, s. 96-97.
10 I. B a k a , Slovenska Republika, s . 8 7 .
cych sześć korpusów i trzy grupy forteezne (łącznie 43 dywizje piechoty, bez broni pancernej). Luftwaffe wystawiało dwie floty lotnicze (przeważało lotnictwo myśliwskie), a Kriegsmarine — większość posiadanych sił.
Wydzielona do ataku na Polskę Grupa Armii „Północ” składała się z 3. Armii (gen. Georg Küchler) rozwiniętej w Prusach Wschodnich i 4. Armii (dowódca gen. Günther von Kluge) ześrodkowanej na Pomorzu Zachodnim. Oba związki operacyjne po jak najszybszym połączeniu Prus Wschodnich z Pomorzem Zachodnim miały uderzać jednocześnie z Prus Wschodnich i Pomorza Zachodniego wzdłuż Wisły na Warszawę. Za cel postawiono zniszczenie tej części wojsk polskich, które były ześrodkowane w polskiej części Pomorza i na Mazowszu. Wojska tej grupy armii miały zamknąć pierścień okrążenia wzdłuż środkowej Wisłyi wraz z wojskami gen. Rundstedta zniszczyć znajdujące się na zachód od tej rzeki zasadnicze ugrupowanie polskie.
Główne uderzenie niemieckich wojsk lądowych powierzono Grupie Armii „Południe”. Tworzyły ją następujące związki operacyjne: 8. Armia (gen. Johannes von Blas- kowitz), 10. Armia (gen. Walther von Reichenau) i 14. Armia (gen. Wilhelm List). Siły te miały przełamać front polski i przez szybkie rajdy broni pancernej opanować Warszawę oraz wyjść na linię Wisły na północ i południe od tego miasta. Główne zadanie przypadało 10. Armii, która w pierwszym rzucie operacyjnym rozwijała 2 dywizje pancerne i 6 dywizji piechoty, w drugim — 2 dywizje zmotoryzowane i 2 dywizje lekkie. Po przełamaniu polskich linii obronnych na odcinku od Kielc do Pabianic, związki taktyczne tej armii miały jak najszybciej dotrzeć do Wisły między ujściem do niej Wieprza i Bzury. 14. Armia miała opanować polską część Górnego Śląska, następnie rejon Krakowa i uchwycić przeprawy na Dunajcu, po czym zabezpieczać działania prawego skrzydła 10. Armii. Osłonę jej lewego skrzydła powierzono z kolei 8. Armii, która
odgrywała tę rolę w ramach zadania bliższego, po którego wykonaniu miała dopiero otrzymać kolejne zadania.
Jak pamiętamy, termin niemieckiej inwazji na Polskę został wyznaczony na 26 sierpnia 1939 r. Jego zmiana nastąpiła 25 sierpnia w wyniku chwilowej reakcji Hitlera na podpisany w tym dniu układ polsko-brytyjski. W trybie alarmowym odwoływano wysłane już do wojsk rozkazy. Dokonano tego sprawnie, o czym świadczy tylko jeden zarejestrowany incydent, do którego doszło 26 sierpnia na granicy z byłą Czechosłowacją; do rozlokowanej tam jednostki Wehrmachtu rozkaz odwołania ataku nie dotarł na czas. Już jednak nazajutrz, 26 sierpnia, ustalono nowy, tym razem ostateczny termin agresji: wczesne godziny ranne 1 września 1939 r.
Niemieccy sztabowcy do ataku na Polskę przyjęli, co było już sygnalizowane, wariant okrążenia dwuskrzydłowego typu „Kanny”. Założono zamknięcie pierścienia okrążenia głównego zgrupowania sił polskich przed linią rzek: Narwi, Wisłyi Sanu i całkowite ich zniszczenie. W tym celu w pełni wykorzystano niekorzystny dla strony polskiej układ granicy państwowej oraz możliwość wyprowadzenia działań także z obszaru Słowacji. Zgodnie z ustaleniami układu Ribbent- rop-Mołotow, zwłaszcza ujętymi w tajnym protokole, miało nastąpić współdziałanie militarne Wehrmachtu i wydzielonych sił Armii Czerwonej dla całkowitego unicestwienia Wojska Polskiego i Polski jako niepodległego państwa. Wymagało to pewnego, aczkolwiek niewielkiego tylko uszczegółowienia wcześniej przygotowanych planów.
W przeciwieństwie do Wehrmachtu Wojsko Polskie do śmierci marsz. Piłsudskiego nie miało zarówno ogólnego, jak i militarnego planu wojny z żadnym z potencjalnych przeciwników. Takowej potrzeby nie widział przede wszystkim sam Piłsudski, a gdy nawet ją dostrzegł, to myślało planie wojny (też nie zdążono go opracować) ze Związkiem Radzieckim. Jak wiemy, Niemcy takie plany mieli,
aczkolwiek po objęciu władzy przez Hitlera w styczniu 1933 r. musieli je dostosować do warunków wojny totalnej.
Planowanie wojenne do 1935 r. było jedną z najbardziej zaniedbanych dziedzin funkcjonowania Wojska Polskiego. Nie tylko brakowało ogólnego planu wojny, w którym zostałyby uwzględnione wszystkie elementy tworzące potencjał wojenny państwa. Brakowało też dokumentów dotyczących działań militarnych, w tym planów operacyjnych, a nawet aktualnego planu mobilizacyjnego.
Ogromne zaniedbania w planowaniu wojennym, w tym brak ogólnych założeń prowadzenia wojny, skłoniły kierownictwo państwa po śmierci Piłsudskiego do podjęcia prac wycinkowych nad jego przygotowywaniem. Zalecono więc ministerstwom cywilnym przystąpienie do prac nad własnymi elaboratami mobilizacyjnymi, które miały zapewnić funkcjonowanie resortów na czas wojny. Nadzór merytoryczny nad tymi pracami sprawował Sztab Główny, zwłaszcza Oddział IV, przede wszystkim Sekretariat Komitetu Obrony Rzeczypospolitej (SeKOR), a z ramienia MSWojsk. — Biuro Przemysłu Wojennego oraz poszczególne departamenty. Od 1937 r. resorty cywilne zostały zobowiązane do uzgadniania własnej dokumentacji mobilizacyjnej z przygotowywanym przez wojsko planem mobilizacyjnym „W”.
Jesienią 1937 r. i na początku 1938 r. SeKOR opracował zasady mobilizacji cywilnej oraz rozwoju i mobilizacji przemysłu wojennego. Z kolei w marcu 1939 r. zostały przyjęte zasady mobilizacji cywilnej.
Mimo dużego wysiłku SeKOR-u i osobiście jego szefa, gen. Tadeusza Malinowskiego, jak też i szefa Sztabu Głównego gen. Wacława Stachiewicza, nie doszło do opracowania całościowego ogólnego planu wojny, choć wykonano sporo podstawowych prac cząstkowych. Były one głównie realizowane przez biura wojskowe resortów, spraw wewnętrznych, przemysłu i handlu, komunikacji, rolnictwa i reform rolnych oraz poczt i telegrafów.
Gorączkowe prace nad wycinkowymi dokumentami mającymi wchodzić do ogólnego planu wojny trwały od wiosny 1939 r. Nowym bodźcem była wydana 27 marca 1939 r. przez premiera gen. Sławoja-Składkowskiego specjalna instrukcja o funkcjonowaniu resortów w pierwszym okresie wojny11. Wycinkowe osiągnięcia nie mogły jednak zrekompensować braku ogólnego planu wojny, który scalałby przedsięwzięcia resortowe i prezentował jednolitą wizję prowadzenia działań wojennych.
Brak ogólnego planu wojny oraz doprecyzowanej doktryny wojennej miał ujemny wpływ na planowanie militarne, w tym planowanie operacyjne. Wojsko Polskie wkroczyło więc w drugą połowę lat trzydziestych z ogromnymi zaniedbaniami w dziedzinie planowania operacyjnego i mobilizacyjnego. Nie tylko brakowało stosownych opracowań, ale także wyspecjalizowanych komórek oraz fachowo przygotowanych kadr do ich przygotowania.
Śmigły-Rydz przyjął koncepcję stopniowego niwelowania powstałych zaległości, ale miał w tym względzie ograniczone możliwości. Uznał on, że sztabowcy nie są zdolni do równoczesnego prowadzenia prac nad dokumentacją dwóch przewidywanych wariantów wojny, z ZSRR i Niemcami, wobec czego Sztab Główny na początku 1936 r. otrzymał dyrektywę rozpoczęcia przygotowań do opracowania planu wojny z ZSRR, tzw. planu „W” (Wschód). Śmigły-Rydz kierował się przeświadczeniem, że wojna z tym państwem jest możliwa nawet w najbliższym czasie, toteż uznał ten kierunek planowania za priorytetowy12.
11 M. J a b ł o n o w s k i , Wobec zagrożenia wojną. Wojsko a gospodarka Drugiej Rzeczypospolitej w latach 1935-1939, Warszawa 2001, s. 38^-0.
12 Notatka gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego dla GISZ o możliwościach użycia i działań sil sowieckich na Polesiu Środkowym, CAW, GISZ, I. 302. 4. 904.
Substytutem planu wojny z Niemcami były początkowo studia prowadzone przez pracujących na kierunku zachodnim inspektorów armii i generałów do prac w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych (GISZ), jak też opracowana przez oficerów tegoż GISZ-u prowizoryczna wizja wojny, przygotowana przed przyjazdem do Polski w sierpniu 1936 r. gen. Gamelina. Przewidywała ona dwa kierunki niemieckich uderzeń na Polskę: z Pomorza Zachodniego w ogólnym kierunku na Łódź-Skiemiewice jako działania główne, wsparte przez operację wychodzącą z Prus Wschodnich na Toruń-Włocławek, lub głębiej — na Warszawę. Pomocnicze działania miały być wyprowadzone z Dolnego Śląska, z zadaniem opanowania polskiej części Górnego Śląska13. Do działań przeciwko Niemcom strona polska miała wystawić cztery armie i armię odwodową. Dokument ten przewidywał nie tylko powstrzymanie uderzenia przeciwnika, ale, po jego wykrwawieniu, wykonanie przeciw- uderzenia na Prusy Wschodnie.
Bardziej dopracowanym dokumentem, chociaż jeszcze nie konkretnym planem wojny (nie odzwierciedlał wiążących decyzji ani realnych danych dotyczących własnego zamiaru) było pochodzące z przełomu 1937/1938 r. „Studium planu strategicznego Polski przeciw Niemcom” podpisane przez gen. bryg. Tadeusza Kutrzebę (faktycznym autorem był ppłk Stefan Mossor)14. Studium zostało opracowane na zlecenie Sztabu Głównego i zawierało propozycje teoretyczne do operacyjnego planu wojny z tym
sprzeciwnikiem. Zostało ono wręczone Smigłemu-Rydzowi 26 stycznia 1938 r.
13 W. G i e r o w s k i , Plan zachodni — geneza, ewolucja i realizacja, Zbiory Specjalne Biblioteki Naukowej Wojskowego Biura Badań Historycznych w Warszawie (ZSBN WBBH), 1/3/40.
14 Studium planu strategicznego Polski przeciw Niemcom Kutrzebyi Mossora, wstęp P. Stawecki, oprać. M. Jabłonowski, P. Stawecki, Warszawa 1987.
Autor „Studium” wyszedł z przeświadczenia, że Polska jest w stanie prowadzić z Niemcami w zasadzie tylko wojnę obronną, traktowaną jako obrona strategiczna, do czasu wystąpienia aliantów zachodnich. W związku z tym wywodził, że Polska musi być przygotowana na to, że przeciwnik pierwszy rozpocznie agresję i będzie miał inicjatywę strategiczną wynikającą z czasu jej rozpoczęcia i sposobu prowadzenia działań wojennych. Stąd zadaniem Polski miało być prowadzenie obrony strategicznej dla zmobilizowania swych sił i zyskania czasu potrzebnego do wystąpienia zachodnich aliantów. Przewidywał następujące kierunki niemieckiego natarcia: z Prus Wschodnich na Warszawę i ze Śląska, wychodzące po linii: Wrocław-Łódź, Opole-Częstochowa i Koźle-Katowice. Uznawał, że „[...] nasz punkt ciężkości strategicznego potencjału wojennego leży nieruchomo między Wartą-Notecią-Wisłą i pograniczem śląskim”. Miała to być podstawa prowadzenia wszelkich operacji.
O ile Sztab Główny został zobligowany do opracowaniaplanu wojny „W”, o tyle, według relacji gen. W. Stachiewi-cza, zadania tej komórki przy konstruowaniu jego wersji „Z”do marca 1939 r. ograniczały się do czynności techniczno-wywiadowczych, dostarczania zapotrzebowanych materiałówi opracowań oraz zlecanych prac wykonawczych. Prace nad
* 1 ^ tym dokumentem zastrzegł Smigły-Rydz dla GISZ .Tenże Śmigły-Rydz wydając, najprawdopodobniej w lis
topadzie 1935 r. wytyczne dla Sztabu Głównego do rozpoczęcia prac nad planem „W”, sprecyzował swój zamiar prowadzenia walki, zapoznał z ugrupowaniem wstępnym wojsk przeznaczonych do tych działań, przydzielił poszczególnym armiom odcinki terenowe oraz ustalił ich przybliżony stan i zadania.
15 A. W o ź n y, Niemieckie przygotowania do wojny z Polską w ocenach polskich naczelnych władz wojskowych w latach 1933-1939, Warszawa 2000, s. 35.
Cechą charakterystyczną planu „W”, nad którym zakończono prace 4 lutego 1939 r., a który został zatwierdzony przez marsz. Śmigłego-Rydza 26 lutego 1939 r., była duża pewność jego autorów co do własnej przewagi organizacyjnej, tempa osiągania gotowości bojowej oraz sprawniejszego dowodzenia. Planu tego jednak nie będziemy tutaj szerzej omawiać, gdyż nie miał żadnego wpływu na walki o stolicę Polski.
Likwidacja Czechosłowacji późną jesienią 1938 r., stwarzająca możliwości okrążenia Polski także od południa, uświadomiła władzom wojskowym, że posiłkowanie się prowizorycznymi zamiarami prowadzenia ewentualnej wojny z Niemcami, wobec braku dopracowanego sztabowo dokumentu, jest nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Zmiana położenia strategicznego wymagała nowej wizji wojny z Niemcami, a narastające lawinowo zagrożenie ze strony tego państwa wręcz wymuszało niezwłoczne opracowanie konkretnego planu wojny.
W połowie lutego 1939 r. Śmigły-Rydz wydał szefowi Sztabu Głównego gen. Wacławowi Stachiewiczowi wytyczne do rozpoczęcia w trybie pilnym prac nad planem wojny z Niemcami — kryptonim „Z”16. Plan miał się opierać na dwóch podstawowych założeniach:
— umożliwienie sprzymierzonym siłom . brytyjskim i francuskim przeprowadzenia mobilizacji i koncentracji;
— jak największe zużycie sił niemieckich przy zachowaniu sił własnych w jak najlepszej formie, do czasu decydującej dla całej kampanii bitwy wspólnej z państwami sprzymierzonymi17.
16 Przyczynki do genezy polskiego planu operacyjnego do kampanii 1939 r., „Bellona” (Londyn) 1952, nr 1, s. 11.
17 A. G r z y w a c z , Wojna obronna Polski 1939 roku w relacji polskiego sztabowca, „Zeszyty Historyczne” („ZH”) (Paryż) 1997, z. 121, s. 4-5.
Warto przytoczyć opinię marsz. Śmigłego-Rydza uzasadniającą przyjęty przez niego zamiar stoczenia bitwy obronnej, co pokrywało się z koncepcją planu „Z”:
„[...] Na hipotezie rzucenia pierwszego ataku gros sił niemieckich na Polskę opiera się mój plan operacyjny. Jest to plan defensywny. Celem jego jest: zadając Niemcom jak największe straty, bronić pewnych koniecznych dla prowadzenia wojny obszarów, wykorzystując nadarzające się sposobności do przeciwuderzeń odwodami — nie dać się rozbić przed rozpoczęciem działań sprzymierzonych na zachodzie. Muszę się liczyć z nieuniknioną na początku wojny stratą pewnych części terytorium polskiego, które później odbije się. Po zaangażowaniu się sprzymierzonych w sposób zdecydowany i poważny, gdy nacisk niemiecki na froncie polskim osłabnie, będę działał zależnie od położenia”18.
Na podstawie tych założeń zaplanowane rozwinięcie sił polskich zawierało następujące zasadnicze elementy:
— zabezpieczenie kierunku wyprowadzającego na Warszawę i Radom przez rejon Łódź-Piotrków Trybunalski;
— zabezpieczenie stolicy od strony Prus Wschodnich;— utrzymanie rejonu Górny Sląsk-Kraków jako pod
stawowego punktu oparcia dla południowego skrzydła całego ugrupowania;
— utrudnienie Niemcom połączenia sił działających z Prus Zachodnich z siłami Prus Wschodnich.
Prace nad planem „Z” Sztab Główny rozpoczął 4 marca 1939 r., kiedy to na specjalnej odprawie gen. W. Stachie- wicz ustalił zasady pracy i podział kompetencji wykonawczych. Utworzone zostały trzy grupy: dla opracowania planów cywilnych — zespół kierowany przez gen. Malinowskiego; sprawy operacyjne — zespół płk. Józefa Jaklicza;
18 Cyt. za: Polskie Sity Zbrojne w drugiej wojnie światowej, t. I, cz. 1, Londyn 1962, s. 271-272.
plan kwatermistrzowski — zespół płk. Józefa Wiatra19. Po analizie położenia politycznego i militarnego określono w przygotowywanym dokumencie, że niemieckie uderzenie na Polskę będzie miało następujące cele polityczno- militarne:
— dążenie na całym froncie do natychmiastowego zniszczenia Polski;
— możliwość przeprowadzenia lokalnej akcji zaczepnej w Gdańsku lub w Korytarzu Pomorskim;
— możliwość przeprowadzenia ograniczonych działań dotyczących przyłączenia do Niemiec ziem przyznanych Polsce na mocy traktatu wersalskiego, a wcześniej zaanektowanych przez Prusy w trakcie rozbiorów.
W założeniach przyjętych do planu „Z” przewidywano, że siły niemieckie użyte przeciwko Polsce mogą liczyć łącznie około 70-80 dywizji ze 100-120 zmobilizowanych. Na froncie polskim miało być użytych pięć dywizji pancernych i po cztery zmotoryzowane i lekkie. Siły Luftwaffe były oceniane na 3500 samolotów (1500 bombowych i szturmowych, 1300 myśliwskich i około 670 rozpoznawczych); lotnictwo bombowe i szturmowe miało być w całości użyte przeciwko Polsce20.
Uwzględniając ogromne dysproporcje w liczebności obu armii i ich wyposażeniu, wytyczne do planu „Z” zakładały prowadzenie przez Wojsko Polskie działań defensywnych, określonych jako obrona obszarów niezbędnych do prowadzenia wojny z jednoczesnym zadaniem przeciwnikowi jak największych strat; wykonywanie przeciwuderzeń odwodami w celu przedłużenia czasu walki i uniknięcia rozbicia przed rozpoczęciem działań aliantów zachodnich; podejmowanie decyzji zależnie od
19 Protokół z odprawy nr 94 u szefa Sztabu Głównego, w: Wojna obronna Polski 1939. Wybór źródeł, s. 202-205.
20 Sztab Generalny (Główny) Wojska Polskiego 1918-2003, Warszawa 2003, s. 115-116.
zaistniałego położenia po rozpoczęciu aktywnych działań zbrojnych na froncie zachodnim, a tym samym odciążenia frontu polskiego.
Z przyjętych założeń wynikało, że zamierzano zyskiwać czas za cenę kontrolowanej utraty terenu. Zamierzano dążyć do jak najdłuższego osłaniania najcenniejszych obszarów położonych na zachód od Wisły, do czasu przeprowadzenia pełnej mobilizacji sił osobowych oraz zasobów materiałowych.
Wytyczne do planu „Z” zakładały stoczenie bitwy obronnej przez siły główne na zachodnich obszarach Polski, czyli na zachód od Wisły. Główna linia obrony miała przebiegać od Puszczy Augustowskiej wzdłuż Biebrzy, Narwi do ujścia Brdy do Wisły; sektor zachodni miała wyznaczać linia biegnąca od Chojnic przez Bydgoszcz,
« x
Znin, wzdłuż górnej Noteci, górnej Warty, przez Śląsk do Bielska i Żywca, a południowy — linia Karpat.
Do działań wojennych zamierzano wydzielić wszystkie posiadane wojska operacyjne. Miały one składać się początkowo z pięciu armii i jednej samodzielnej grupy operacyjnej, odwodu głównego Naczelnego Wodza i odwodów operacyjnych. Ostatecznie do wojny z Niemcami miały być wystawione następujące siły: Armia „Modlin” (dowódca gen. bryg. Emil Krukowicz-Przedrzymirski) i Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew” (gen. bryg. Czesław Młot-Fijakowski) osłaniające kierunek uderzenia z Prus Wschodnich, za którymi miała być rozmieszczona Grupa Operacyjna „Wyszków” (gen. bryg. Stanisław Skwar- czyński). Osłonę Kujaw, w tym i Korytarza Pomorskiego, powierzono Armii „Pomorze” (gen. dyw. Władysław Bort- nowski), Wielkopolski — Armii „Poznań” (gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba), za nimi kierunek natarcia z Pomorza Zachodniego na Kutno-Warszawę miała osłaniać Grupa Operacyjna „Kutno” (gen. bryg. Edmund Knolł-Kownacki), która faktycznie nie powstała. Spodziewany kierunek
uderzenia przeciwnika wyprowadzony z Dolnego Śląska miała osłaniać Armia „Łódź” (gen. dyw. Julian Rómmel) i Armia „Kraków” (gen. bryg. Antoni Szylling). Za tą drugą armią miała być rozmieszczona Grupa Operacyjna „Tarnów”. Zadanie osłony południowego skrzydła ugrupowania powierzono Armii „Karpaty” (gen. dyw. Kazimierz Fabrycy). Odwodowa Armia „Prusy” (gen. dyw. Stefan Dąb-Biemacki), początkowo miała być rozwinięta w rejonie Kutno-Warszawa, następnie Kielce-Radom-Tomaszów Mazowiecki, i miała stanowić odwód strategiczny Naczelnego Wodza.
Marsz. Śmigły-Rydz, wydając gen. W. Stachiewiczowi wytyczne do planu „Z”, nakreślił zadania tylko na pierwszą fazę wojny (bitwa na pozycji głównej), co zresztą znalazło odniesienie w tym planie, nie precyzował zaś nawet ogólnego zamiaru prowadzenia kolejnych etapów wojny. Przesądzało to o wycinkowości prowadzonych prac planistycznych. Prawdopodobnie w zamyśle Śmigłego były jeszcze dwie fazy rozwoju wydarzeń: odwrót w kierunku południowo-wschodnim przy jednoczesnej obronie umocnień śląskich, oraz ewentualny odwrót na linię wielkich rzek (Narew, Wisła, Dunajec) i ich obrona. Nie znalazło to jednak odzwierciedlenia w analizowanym dokumencie.
Plan „Z” powstawał w wielkim pośpiechu, przy zmieniających się decyzjach marsz. Śmigłego-Rydza powodujących ciągle zmiany i korekty. Był dokumentem sztabowo niedopracowanym; obejmował jedynie fazę rozwinięcia wojsk i stoczenia przez nie działań osłonowych, a następnie fazę bitwy obronnej na pozycji głównej. Fragmentaryczność planu „Z” polegała także na tym, że nie zawierał on zadań dla marynarki wojennej i lotnictwa. Stanowił w istocie jedynie zarys działań operacyjnych, nie uwzględniał zaś zabezpieczenia przewidywanych działań. Związane z tym dokumenty były do niego włączane stopniowo w trakcie
ich powstawania i nie wszystkie z nich były gotowe w dniu rozpoczęcia wojny.
Deficyt czasu wobec lawinowo narastającego zagrożenia wojennego, a także wymogi ogólne prowadzenia wojny, wymuszały przede wszystkim opracowanie planów: transportu, koncentracji wojsk, łączności, fortyfikacji, zaopatrzenia, użycia lotnictwa czy obrony przeciwlotniczej kraju. Część tych dokumentów powstawać mogła we współpracy wojska z resortami cywilnymi, czyli w zespole kierowanym przez gen. T. Malinowskiego. Natłok spraw bieżących w kontekście narastającego zagrożenia powodował powstanie znacznych opóźnień w rozpoczęciu tych prac planistycznych. Były i wyjątki; przykładowo prace nad planem transportowym, zamiast, jak zakładano, rozpocząć się we wrześniu 1939 r., rozpoczęły się już w maju, co zresztą wymusiła sytuacja. Częściowa mobilizacja z marca 1939 r. oraz planowana mobilizacja alarmowa wymagały bowiem zaplanowania transportów wojsk jeszcze przed ogłoszeniem mobilizacji powszechnej. Wytyczne do prac nad planami zabezpieczającymi działania wojenne szef Sztabu Głównego wydał na początku marca 1939 r., ale poszczególne zespoły działalność planistyczną podejmowały w różnym czasie.
Jak wspomniano, plan „Z” nie zawierał zadań dla marynarki wojennej, co poniekąd było konsekwencją traktowania jej jako rodzaju sił zbrojnych działającego samodzielnie, dysponującego własnym sztabem funkcjonującym we względnej izolacji od Sztabu Głównego (marynarka wojenna nie miała nawet oficera łącznikowego w Sztabie Głównym). Do tego zakładano, iż szanse utrzymania się Polski nad Bałtykiem są żadne. Przewidywano, że Lądowa i Morska Obrona Wybrzeża będzie prowadziła działania w odosobnieniu od reszty kraju. W tej sytuacji Dowództwo Obrony Wybrzeża, kierowane przez kontradm. Józefa Unruga, 24 marca 1939 r. wydało własne wytyczne w spra
wie koncepcji obrony Wybrzeża21. Idea obrony lądowej zakładała przede wszystkim obronę Gdyni i Kępy Oksywskiej oraz Półwyspu Helskiego, czyli baz morskich polskiej floty wojennej. Zabrakło zaś planu bojowego użycia floty wojennej.
Zadania wojenne dla lotnictwa zostały określone dopiero 28 lipca 1939 r. w formie wytycznych użycia lotnictwa. Nie był to plan w formie dokumentu sztabowego, lecz tylko ogólne wytyczne określające podział i zadania tych wojsk. Lotnictwo zostało podzielone na dwie części. Pierwsza z nich obejmowała siły przeznaczone do dyspozycji związków operacyjnych (samoloty myśliwskie, rozpoznawcze, obserwacyjne, łącznikowe oraz kompanie balonów obserwacyjnych), druga zaś — lotnictwo dyspozycyjne Naczelnego Wodza złożone z Brygady Pościgowej i Brygady Bombowej, a także lotnictwa łącznikowego i kompanii balonów obserwacyjnych.
Zdaniem ppłk. Andrzeja Mareckiego, jednego ze współtwórców planu wojny „Z”, „[...] Prace wchodzące w zakres Oddziału III i szefostwa Komunikacji zostały we wszystkich zasadniczych dziedzinach zakończone przed wybuchem wojny, aczkolwiek plan jako taki w całości nie został napisany. Plan obejmował zasadniczo okres do pierwszej bitwy, tzn. zaangażowania grupy odwodu. Dalsze przewidywania obejmowały zagadnienia ewentualnego wycofania się na linię Wisły, obrony Warszawy itp., były rozważane gdzieś w czerwcu czy lipcu drogą studium kierunków ewentualnego odejścia armii granicznych, warunków obrony stolicy itp.”22.
Potwierdza to, że plan „Z” w wersji pisemnej obejmował jedynie pierwszą fazę działań, druga występowała zaś
21 W. T y m, Przygotowania do obrony a lądowa obrona wybrzeża morskiego 1-9 września 1939 r., „WPH” 1957, nr 2, s. 211.
22 A. G r z y w a c z , Relacja pik. dypl. A. Marzeckiego dla Komisji Badania ds. przyczyn klęski wrześniowej, „ZH” (Paryż), 1998, z. 123, s. 208-209.
w formie luźnych koncepcji i była zaledwie ideą, a nie skonkretyzowanym sztabowo dokumentem.
Polskie przygotowania do wojny z Niemcami praktycznie zostały uruchomione dopiero 23 marca 1939 r., kiedy to wprowadzono wojenną organizację wojsk (rozłożoną w czasie) i przeprowadzono pierwszą skrytą częściową mobilizację wojsk. Marsz. Smigły-Rydz, wręczając tego dnia dowódcom przyszłych związków operacyjnych I rzutu (nie dotyczyło to tylko Armii „Prusy” oraz grup operacyjnych) wycinkowe, odnoszące się wyłącznie do ich zadań, założenia planu wojny „Z” — nakazał im jednocześnie opracować dla dowodzonych wojsk „[...] wstępne plany działania, określić rejony wyładowania z transportów kolejowych i rejony koncentracji związków taktycznych, a także sporządzić plany zniszczeń i robót fortyfikacyjnych”23.Wo- bec braku całościowego planu „Z” Sztab Główny do wycinkowych zarządzeń wydanych dowódcom wymienionych związków operacyjnych mógł dołączyć jedynie szkice określające granice pasów ich działań, wstępny skład bojowy i zarys ich wojennego ugrupowania24. Zasadniczą skrytą mobilizację prowadzoną systemem kartkowym przeprowadzono 23 i 27 sierpnia, a mobilizację powszechną ogłoszono 31 sierpnia 1939 r.
Marsz. Smigły-Rydz zdawał sobie sprawę z niedoskonałości i wycinkowości planu „Z”, lecz pod wpływem nagłego zaostrzenia się sytuacji zewnętrznej i realnej groźby niemieckiej agresji zdecydował się na improwizację oraz przygotowanie tylko jego zarysu. Przewidywał dopracowanie kolejnych etapów w późniejszym terminie. Błędem, który obciąża kandydata na Naczelnego Wodza
23 Relacja gen. bryg. Emila Krukowicza-Przedrzymirskiego o przygotowaniu Armii Modlin do wojny, „Przegląd Historyczno-Wojskowy” („PH-W”) 2005, nr 2 (Wstęp), s. 169-170.
24 M. P o r w i t , Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 roku, t. 1, Plany i bitwy graniczne, Warszawa 1983, s. 86.
było nadmierne utajnienie treści tego opracowania, przez co tylko bardzo wąskie grono osób (w tym sam Smigły- -Rydz i bezpośredni twórcy planu) znało całościową koncepcję prowadzenia działań. Nie znali jej przede wszystkim dowódcy związków operacyjnych, co utrudniało im współdziałanie, jak też samodzielne podejmowanie decyzji przy powstałych trudnościach w łączności z Naczelnym Wodzem.
W lipcu 1939 r., w wyniku rozpoznania zmian zaszłych w koncentracji wojsk przeciwnika, wprowadzono dość istotne korekty do planu „Z”. Ustalono ponad wszelką wątpliwość, że większość sił niemieckich nie będzie się koncentrowała na Pomorzu — jak dotychczas sądzono— lecz na obszarze Protektoratu Czech i Moraw, Dolnego Śląska, a nawet Słowacji. Dokonano więc kolejnego przesunięcia odwodu Naczelnego Wodza bardziej na południe. Postanowiono także przedłużyć południowe skrzydło polskiego ugrupowania aż do granicy z Rumunią. Wymagało to wystawienia nowych jednostek, a nawet dodatkowej armii. Postanowiono wzmocnić Armię „Kraków” oraz utworzyć Armię „Karpaty”.
Marsz. Śmigły-Rydz dopiero w lipcu 1939 r. zdecydował się na przedłużenie linii polskiej obrony na kierunku południowym, wzdłuż granicy ze Słowacją. Postanowiono rozwinąć nową Armię „Karpaty” (dowódca gen. dyw. Kazimierz Fabrycy), w której skład weszły jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza i formacji Obrony Narodowej.
Większość sił wojsk operacyjnych, zgrupowanych w siedem związków operacyjnych, miała być wysunięta na pozycję główną i rozwinięta linearnie wzdłuż całej granicy polsko-niemieckiej. Za nimi miały być zgrupowane trzy odwody operacyjne przeznaczone do wspierania wojsk broniących: Mazowsza, Wielkopolski i Pomorza oraz południowych rubieży kraju. Główny odwód Naczelnego
Wodza miała stanowić Armia „Prusy” (gen. dyw. Stefan Dąb-Biemaeki), ześrodkowywana w rejonie Radom-Kiel- ce-Tomaszów Mazowiecki.
Prace nad planem „Z”, prowadzone pod presją czasu i w zmieniającej się sytuacji polityczno-militarnej, trwały do sierpnia 1939 r. i nie zostały pod względem sztabowym ukończone. Uznać można, że powstał zaledwie zarys koncepcji stoczenia walki na pozycji głównej, bez uwzględnienia dalszych etapów rozwoju wydarzeń.
Co więcej, autorzy planu nie otrzymali od Marszałka nawet zaleceń do przestudiowania kolejnych etapów wojny.
„Koncepcja dalszych działań wojennych — pisał ówczesny szef Oddziału III Operacyjnego Sztabu Głównego płk Stanisław Kopański — poza okresem wstępnym, ujętym w wytycznych dla dowództw armii, jeżeli istniała w umyśle przyszłego Naczelnego Wodza i znana była jego najbliższym współpracownikom (szefowi sztabu i jego zastępcy), to na pewno nie była ujawniona oddziałowi operacyjnemu. Nie była więc przepracowana przez sztab ani też przygotowana w terenie”25.
Uznać więc można, że z góry zakładano improwizację— jak się okaże — zgubną dla przebiegu działań obronnych. Stąd zgodzić się wypada, choćby tylko częściowo, z opinią płk. Aleksandra Pragłowskiego, który pisał: „Dokument, na który powołuje się „Kampania wrześniowa”, wydanie londyńskie [Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie w drugiej wojnie światowej, t. I, cz. I — T.J.], nie jest ani planem, ani w ogóle dokumentem typu wojskowego: nie zawiera on żadnej idei operacji, a jest jedynie uszeregowaniem kilku naiwnie określonych życzeń, nie mających oparcia na warunkach rzeczywistości. Jeśli to wszystko, z czym nasz
25 S. K o p a ń s k i , Wspomnienia wojenne 1939-1945, Londyn 1961, s. 16.
Naczelny Wódz wyruszył na wojnę, to należy uznać, że wybrał się z pustymi rękami”26.
Uogólniając, można powiedzieć, że prace nad planem wojny „Z” prowadzone były w sposób wielce improwizowany, a za najważniejsze wady powstałego w ich efekcie dokumentu można uznać:
— jednowariantowość działań (wariant działań koalicyjnych, wojna tylko z jednym przeciwnikiem);
— ograniczenie prac planistycznych tylko do pierwszego etapu działań;
— brak określenia nawet kierunków cofania się związków operacyjnych z pozycji głównej;
— błędne ugrupowanie wojsk — system kordonowy;— nadmierne utajnienie zadań stawianych dowódcom
związków operacyjnych — nic nie wiedzieli oni o zadaniach sąsiadów;
— fatalny system dowodzenia.Czy wobec tego Wojsko Polskie było zupełnie po
zbawione wizji prowadzenia kolejnych etapów polsko- -niemieckich zmagań, poza bitwą na pozycji głównej? W literaturze przedmiotu znaleźć można sugestie, że pewnym substytutem całościowego planu był dokument opracowany w lipcu 1939 r. przez płk. Kopańskiego „[...] w formie wniosków strategiczno-politycznych niezbędnych do podjęcia przez Naczelnego Wodza decyzji w sprawie dalszego prowadzenia wojny”27. Płk Jaklicz twierdzi zaś, że to on, przy współpracy płk. Kopańskiego i gen. Malinowskiego, przygotował studium dalszych działań w wojnie polsko-niemieckiej, w wypadku przegrania bitwy na pozycji głównej, jak i niepomyślnej obrony linii
26 A. P r a g ł o w s k i , Kampania wrześniowa, w: Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, wybór i oprać. M. Cieplewicz, E. Kozłowski, Warszawa 1989, s. 431.
27 Cz. G r z e l a k , H . S t a ń c z y k , Kampania polska 1939 roku. Początek II wojny światowej, Warszawa 2005, s. 131.
Wisły28. Miało ono zawierać trzy warianty kierunków ewentualnego odwrotu sił polskich, a mianowicie:
— południowy wschód, z oparciem komunikacji na Rumunii;
— wschód, w oparciu o ZSRR;— północny wschód, w oparciu o państwa bałtyckie.Gen. Stachiewicz, jak sugeruje płk Jaklicz, po konsultac
jach z marsz. Śmigłym, za realną uznał tylko pierwszą z tych możliwości. Nie ma jednak potwierdzenia, w dostępnych źródłach, iż opracowanie przypisywane płk. Kopańskiemu, czy, jak twierdzi płk Jaklicz, będące jego autorstwa, „[...] legło u podstaw rozkazów marsz. Śmigłego- Rydza, kierujących wojska na obszar południowo-wschodniej części kraju”29. Można się jeszcze spotkać z poglądem, że decyzję o zaniechaniu równoczesnych prac nad kolejnymi fazami wojny podjął marsz. Śmigły-Rydz świadomie, chcąc przez to zachować swobodę działania30.
Podsumowując ten wątek naszych rozważań, należy stwierdzić, że Polska przystępowała do wojny we wrześniu 1939 r. bez ogólnej wizji jej prowadzenia, z jednym dopracowanym sztabowo operacyjnym planem wojennym (wariant „W”), ale jednocześnie z decyzją, że nie będzie on realizowany, oraz z zaledwie zarysem planu „Z”, na wypadek niemieckiej agresji. Skutki tego zostały boleśnie odczute we wrześniu 1939 r. Tym bardziej, że jeszcze latem tego roku w ogóle nie liczono się z możliwością jednoczesnego prowadzenia wojny z dwoma przeciwnikami: Niemcami i Związkiem Radzieckim, jak i z tym, że
28 W sztabie Naczelnego Wodza i w ambasadzie RP w Moskwie, 1962 r., wrzesień; 1963 r., grudzień. Paryż. Relacja uzupełniająca pułkownika dyplomowanego Józefa Jaklicza, w: Wrzesień 1939 w relacjach, wyb. i opr. Cz. Grzelak, Warszawa 1999, s. 23.
29 Ibidem.30 I. M o d e 1 s k i, Wojskowe przyczyny klęski wrześniowej, „ZH”
(Paryż) 1990, z. 95, s. 137.
mocarstwa zachodnie uchylą się od udzielenia Polsce efektywnej pomocy militarnej.
W drugiej połowie lat trzydziestych Sztab Główny starał się nadrobić ogromne zaległości w planowaniu wojennym, ale czyniono to w sposób niezdecydowany i nie do końca efektywny. Dlatego w 1939 r. Polska nie miała ogólnego planu wojny z żadnym z przewidywanych przeciwników, nie miała też dopracowanych planów operacyjnych; pod względem sztabowym zdołano przygotować tylko operacyjny plan wojny z ZSRR. Plan „Z” nie zasługuje zaś na miano fachowo opracowanego operacyjnego planu wojny z Niemcami. Zaniedbania w sferze planowania wojennego obniżały i tak przecież niewielkie możliwości obronne kraju, tym bardziej, że zarysowane koncepcje były oparte na nierealnych rachubach na efektywną pomoc militarną mocarstw zachodnich. Za wielki błąd należy uznać niepoin- formowanie dowódców związków operacyjnych tak o zamiarze Naczelnego Wodza, jak i o zadaniach armii sąsiednich, co można tłumaczyć panującą w kierownictwie polskich sił zbrojnych, zwłaszcza podzielaną przez marsz. Śmigłego, „szpiegofobią”, co z kolei przeradzało się we „[...] wręcz paniczny strach przed zdekonspirowaniem polskich planów”31.
Liczący 1300-1400 km front przeciwniemiecki był ostatecznie obsadzony kordonowo w pierwszej linii przez siedem polskich związków operacyjnych. Tworzące je dywizje piechoty miały przydzielone do obrony odcinki 50-70 km, których nie mogły obsadzić, a tym bardziej obronić. Z konieczności więc niektóre z tych odcinków były tylko dozorowane, a więc tym samym łatwe do przekroczenia, zwłaszcza przez formacje pancerne i zmechanizowane przeciwnika. Błędem było rozmieszczenie wzdłuż granicy zachodniej blisko 3/4 wojsk operacyjnych,
31 J. L i t y ń s k i , Czy Polska musiała przegrać w 1939 roku?, „WPH” 1996, nr 4, s. 249.
co ułatwiało przeciwnikowi przeprowadzenie manewru ich dwustronnego oskrzydlenia. Do tego dochodziły ogromne braki w wykonaniu nawet planowanych fortyfikacji stałych i polowych. Na domiar złego nie zdołano też do chwili wybuchu wojny skoncentrować nawet najniezbędniejszych elementów Armii „Prusy”.
Do wojny z Wehrmachtem Wojsko Polskie wystawiło 39 dywizji piechoty (w tym dziewięć rezerwowych), 11 brygad kawalerii, trzy brygady górskie i dwie brygady pancer- no-motorowe oraz formacje Obrony Narodowej. Planowano zmobilizowanie 1 350 000 żołnierzy. W wyniku opóźnień w mobilizacji (wskutek nacisków mocarstw zachodnich), a zwłaszcza w transportowaniu wojsk na front, w dniu 1 września 1939 r. gotowość bojową na linii rozwinięcia osiągnęły następujące siły: 22 dywizje piechoty, osiem brygad kawalerii, trzy brygady górskie i brygada kawalerii zmotoryzowanej. Siły te liczyły niespełna milion żołnierzy, co stanowiło ok. 70% sił przewidzianych do walki. Dysponowali oni 4300 działami i zaledwie 475 czołgami, głównie lekkimi, 463 samolotami, dywizjonem okrętów podwodnych (5 okrętów), dywizjonem minowców (12 okrętów) i niszczycielem32.
Po 1 września 1939 r. na linii frontu, co nie oznacza, że na pozycji wyjściowej w dniu rozpoczęcia wojny, znalazło się około 1 min żołnierzy, 4,5 tys. dział, 700 czołgów i 400 samolotów. Był to ogromny wysiłek mobilizacyjny sił zbrojnych i państwa. Pamiętać jednak należy, że zasoby mobilizacyjne kraju jeśli chodzi o potencjał ludzki były znacznie większe (ogólny stan wyszkolonych rezerw był szacowany na 2 min żołnierzy, w tym około 50 tys. oficerów), brakowało jednak dla nich uzbrojenia i wyposażenia.
Niemcy do rozprawy z Polską wystawili 1,8 min żołnierzy, 11 tys. dział, 2800 czołgów i około 2 tys. samolotów,
32 T. J u r g a , U kresu Drugiej Rzeczypospolitej, Warszawa 1985, s. 143-144.
co dawało im przewagę: w piechocie — 1,8:1, artylerii polowej 3:1, artylerii ppanc. — 5:1, czołgach — 4:1 i samolotach — 5:133. Od 17 września 1939 r., kiedy to do wojny przystąpiła też Armia Czerwona, stosunek sił, nie mówiąc już o położeniu operacyjnym, był dla Polaków tak niekorzystny, iż wynik konfrontacji mógł być jeden — druzgocąca klęska. Na tym tle dywagacje o jakoby istniejącej szansie wygrania tej batalii wydają się na tyle niepoważnei irracjonalne, że nawet nie zasługują na polemikę.
33 T. J u r g a , Bitwa o zachodnie regiony Polski 1-9.9.1939, „WPH” 1989, nr 3, s. 108-109.
KONCEPCJE OBRONY STOLICY
Polski plan wojny z Niemcami — plan „Z” nie był, o czym pisaliśmy, w pełni dopracowanym sztabowo planem działań militarnych, zawierał bowiem tylko koncepcję bitwy wojsk polskich na pozycji głównej, nic nie mówił zaś o ewentualnych kolejnych fazach wojny. W planie tym militarna rola stolicy kraju Warszawy w ogóle została pominięta. Miała ona praktycznie spełniać dwie funkcje:
— siedziby centralnych władz państwowych i Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego;
— najważniejszego wojskowego węzła komunikacyjnego i jednocześnie największej przeprawy na Wiśle (2 mosty kolejowe i 3 mosty drogowe)1.
W konsekwencji nie planowano naziemnej obrony miasta, dlatego też przed wybuchem wojny nie wyznaczano do tego zadania żadnych sił lądowych. Ponadto stolica była zupełnie nieprzygotowana do roli miasta frontowego, które miałoby odpierać szturmy nieprzyjacielskich wojsk lądowych. Nie było na jej przedpolach żadnych fortyfikacji, poza pochodzącymi z odległych czasów fortami, których, zresztą także nie obsadzono wojskiem2. Przewidywano jedynie obronę powietrzną stolicy. W rejonie miasta została
1 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s . 1 4 .2 Warszawa we wrześniu 1939 roku, s . 9 5 .
rozmieszczona jednak tylko Brygada Pościgowa oraz nieliczne formacje artylerii przeciwlotniczej. Funkcjonowała także, i to dobrze jak na warunki polskie zorganizowana, bierna obrona przeciwlotnicza.
Niepowodzenia, jakich doznały siły polskie i to już drugiego dnia wojny w czasie bitwy granicznej i na pozycji głównej, zwłaszcza na styku Armii „Łódź” i Armii „Kraków”, wymusiły na marsz. Śmigłym decyzję o włączeniu stolicy do zadań operacyjnych na lądzie. Dostrzeżono bowiem groźbę zajęcia bezbronnego miasta przez niemiecki zagon pancerny. W dalszej części opracowania zostaną przedstawione pewne rozwiązania doraźne nakazane przez Naczelnego Wodza2 i 3 września, w tym dotyczące utworzenia nowego dowództwa operacyjnego do zorganizowania i prowadzenia obrony naziemnej Warszawy i określenia dla niego pierwszych zadań. Tworzone na zasadach improwizacji dowództwo miało podlegać ministrowi spraw wojskowych, jako odpowiedzialnemu podczas wojny za tyłowy obszar kraju.
Zanim jeszcze zostały wydane rozkazy organizacyjne włączające Warszawę w polski system obrony naziemnej, gen. Kasprzycki 3 września o godz. 11.00, prawdopodobnie bez konsultacji z dowódcą Okręgu Korpusu (OK) I gen. Mieczysławem Trojanowskim, któremu administracyjnie podlegała stolica, zadecydował o wyznaczeniu gen. bryg. Waleriana Czumy na dowódcę Obrony Warszawy. Z kolei szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Wacław Stachiewicz mianował płk. Tadeusza Tomaszewskiego szefem Sztabu Dowództwa Obrony Warszawy. O takim przebiegu wydarzeń świadczą wspomnienia najbliższych współpracowników gen. Czumy: zastępcy płk. Juliana Janowskiego i szefa sztabu płk. Tomaszewskiego3. Wspominają oni
3 Szerzej: Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach: Tadeusz Tomaszewski, Julian Janowski, Marian Porwit, Aleksander Pragłowski, Stanisław Rola-Arciszewski, Tadeusz Kutrzeba, wybór i opracowanie M. Cieplewicz, E. Kozłowski, Warszawa 1984.
wezwanie, jakie gen. Czuma i oni otrzymali od gen. Kasprzyckiego 3 września, chociaż ich relacje różnią się co do towarzyszących temu wydarzeniu szczegółowych okoliczności (pierwszy z nich pisze, że to on towarzyszył gen. Czumie4, drugi zaś rolę bezpośredniego świadka tego wydarzenia przypisuje sobie5). Wracając do głównego nurtu naszych rozważań, przedstawmy tok kolejnych wypadków. Otóż po ogłoszeniu tych nominacji minister określił w zarysie zadania stojące przed dowódcą zgrupowania w związku z formowaniem jego składu. Dopiero po tym gen. Czuma i płk Tomaszewski przybyli do siedziby DOK I w Pałacu Mostowskich i tam zapoznali gen. Trojanowskiego i jego szefa sztabu płk. Kazimierza Alexandrowicza z otrzymanymi zadaniami6.
Warto dodać, że w wydanych po wojnie wspomnieniach gen. Kazimierz Sosnkowski sugeruje, że on sam po raz pierwszy 4 września, a następnie jeszcze kilkakrotnie, złożył naczelnemu wodzowi propozycję powierzenia mu dowództwa obrony Warszawy, ale ten stale odmawiał, mając wobec niego inne plany7.
Zastanawiająca jest obsada dowódcza nowo formowanego zgrupowania. Najważniejsze stanowiska objęli oficerowie niepełniący tuż przed wybuchem wojny stanowisk liniowych, a niekiedy niebędący nawet oficerami służby czynnej. Gen. Czuma co prawda do 1936 r. był dowódcą dywizji, ale po chorobie, notabene będącej skutkiem kontuzji z I wojny światowej, odszedł z czynnej służby wojskowej i od 7 lutego 1939 r. pełnił funkcję komendanta głównego Straży Granicznej. Jego zastępca, płk Julian Janowski, od maja 1938 r. zajmował stanowisko I zastępcy komendanta głównego Straży Granicznej. Z kolei szef sztabu płk Tadeusz Tomaszewski był
4 Ibidem, s. 143.5 Ibidem, s. 22.6 Ibidem, s. 27-28.7 K. S o s n k o w s k i , Cieniom września, Warszawa 1988, s. 58.
komendantem naczelnym Legii Akademickiej i jednocześnie pełnił funkcję delegata ministra spraw wojskowych przy Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Podobnie można ocenić nieco późniejszą nominację na dowódcę obrony lewobrzeżnej Warszawy płk. Mariana Po- rwita, wykładowcy Wyższej Szkoły Wojennej (WSWoj.), bez konkretnego przydziału mobilizacyjnego. Czyżby tak bardzo brakowało dowódców z przygotowaniem liniowym?
Gen. Czuma z energią przystąpił do tworzenia załogi obrony Warszawy. Stanowisko dowodzenia urządził w Komendzie Głównej Straży Granicznej, a następnie przeniósł je do siedziby Legii Akademickiej w Alejach Ujazdowskich 26. Pierwszą obsadę dowództwa stanowili oficerowie pracujący w Komendzie Głównej Straży Granicznej, oni też pełnili funkcje oficerów łącznikowych z armiami: „Łódź”, „Poznań” i „Modlin”. Inni wysyłani byli do dywizji, a specjalna grupa miała przeprowadzić rekonesans na kierunku zbliżania się niemieckich kolumn pancernych. W dniach 3-5 września formowany był sztab Dowództwa Obrony Warszawy, początkowo skromny liczebnie, ale w końcowej fazie walk liczący już kilkunastu oficerów. Z oczywistych względów (możliwość wykorzystania kadr tej formacji liczących w sumie 445 oficerów) pierwotny sztab Dowództwa Obrony Warszawy bazował na kadrze Komendy Głównej Straży Granicznej. Według ustaleń Stanisława Edwarda Rosta, pierwotny (funkcjonujący do10 września) skład organizacyjny i osobowy tej komórki wyglądał następująco: Oddział Organizacyjny — płk Antoni Rogowski; Oddział Informacyjny — mjr Jan Michalski, jednocześnie szef Sekcji Defensywy (na czele Sekcji Ofensywy stał mjr Aleksander Kuźmiński); Oddział Operacyjny — ppłk Jakub Kozioł oraz Oddział Wyszkolenia i Mobilizacji — mjr Alojzy Nowak8. Szczególnie
8 S.E. R o s t , Pierwotny sztab Obrony Warszawy w 1939 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” („WPH”) 1988, nr 4, s. 169.
dużą trudność przedstawiało zorganizowanie pionu kwater- mistrzowskiego, odpowiedzialnego za materiałowe zaopatrzenie formowanych oddziałów. Dopiero 6 września na stanowisko kwatermistrza Dowództwa Obrony Warszawy został wyznaczony mjr Edward Ombach, oficer niemający doświadczenia w tej dziedzinie. Od 16 września zastąpił go wywodzący się również ze Straży Granicznej mjr Wacław Sacewicz. Jednym z najważniejszych zadań tego pionu było gromadzenie zapasów amunicji, której tylko część znajdowała się w Głównej Składnicy Uzbrojenia nr1 w Warszawie. Pozostałość musiała być dowieziona ze składnic w Palmirach (Puszcza Kampinoska), Pomiechówku i Stawach pod Dęblinem. Ewakuację amunicji z Palmir i Pomiechówka rozpoczęto dopiero 4 września. Warszawa miała dość duże zapasy żywności, ale, wskutek pożaru połowy składów intendenckich, po 25 września sytuacja aprowizacyjna radykalnie się pogorszyła. Ważnym wydarzeniem było wyznaczenie 8 września na komisarza cywilnego Warszawy mjr. rez. Stefana Starzyńskiego, wcześniej komisarycznego prezydenta miasta. W kolejnych dniach oblężenia stolicy odegrał on szczególnie istotną rolę w zespoleniu cywilnych mieszkańców z wojskową załogą. O jego roli w mobilizacji społeczności stołecznej do obrony miasta oraz o konkretnych działaniach administracyjnych piszemy dalej.
Coraz dramatyczniej sza sytuacja militarna na podejściach do stolicy zmuszała gen. Czumę do szybkich działań. 4 września zarządził on odprawę podległego personelu w celu postawienia doraźnych zadań i wypracowania koncepcji obrony miasta9. Za najbardziej newralgiczny uznano odcinek obrony usytuowany na Woli i tam też miała nastąpić koncentracja sił i środków. Cała artyleria została przeznaczona do walki z niemiecką bronią pancerną.
9 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 29.
Brakowało amunicji. Płk Janowski sugeruje, że to on był pomysłodawcą pierwszego planu obrony stolicy ustanawiającego cztery odcinki obronne, nad którymi on sam objął dowodzenie10. Były to odcinki: „Mokotów” (od Siekierek do toru wyścigowego) i do Filtrów — obsadzony przez batalion 21. pułku piechoty (pp) mjr. Mieczysława Ducha; „Ochota” (od Filtrów do stacji kolejowej Czyste) — batalion 41. pp mjr. Romana Kaniowskiego-Zagłoby; „Wola” (od Czyste po Powązki) — batalion stołeczny Józefa Spychalskiego i „Żoliborz” (od Powązek do Wisły) — batalion 30. pp mjr. Bohdana Rożnowskiego. Wsparcia udzielać miała artyleria z 41. dywizjonu artylerii lekkiej (dal) i 1. dywizjonu artylerii konnej (dak).
Obronę stolicy w tych dniach utrudniały ogromne rzesze uchodźców, głównie z zachodnich obszarów kraju. Docierały też do miasta grupki dezerterów, którzy byli kierowani do Cytadeli i do koszar 36. pp na Pradze. Sytuacja stała się szczególnie trudna od 7 września, tj. po opuszczeniu miasta przez naczelne władze administracyjne i wojskowe oraz część służb, a ich śladem rzeszę mieszkańców, z których część czyniła to na apel ppłk. Romana Umiastowskiego.
Gen. Trojanowski swoje dowodzenie wyznaczonym odcinkiem obrony Wisły, w tym zgrupowaniem gen. Czumy, ograniczył do przesyłania jednego rozkazu operacyjnego, w którym nakazywał: „[...] Bronić Warszawy przez uchwycenie nieprzyjaciela jak najdalej na przedpolu ogniem artylerii oraz przez organizacje obrony stałej na ogólnej linii: Sielce-Mokotów-Ochota-Czyste-Wola-Ko- ło-Powązki-Izabelin-Marymont”11. Rozkaz nie uwzględniał decyzji podjętych już przez gen. Czumę ani też realnych możliwości wojsk zgrupowania. Mimo to zadania w nim zawarte zostały przez dowódcę zgrupowania powtórzone
10 Ibidem, s. 147.11 Rozkaz operacyjny nr 1 dowódcy odcinka „Warszawa" z 4 września
1939, w: Obrona Warszawy w 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 15.
w jego rozkazie operacyjnym nr 1, co nie świadczyło najlepiej o jego poczuciu rzeczywistości. Tymczasem 4 września, wobec załamania się całego frontu i odwrotu polskich armii, marsz. Smigły-Rydz zdecydował o utworzeniu Armii „Lublin” (dowódca gen. dyw. Tadeusz Ludwik Piskor) z zadaniem obrony linii Wisły. Gen. Piskorowi zostało także podporządkowane zgrupowanie „Warszawa” gen. Czumy, który notabene dowiedział się o tym nie od swoich przełożonych (gen. Trojanowskiego czy ministra Kasprzyckiego), lecz właśnie od gen. Piskora. Przybył on w nocy 4 września na stanowisko dowodzenia gen. Czumy i, jak podaje płk Tomaszewski, „[...] powiadomił nas, że z rozkazu Naczelnego Wodza obejmuje front Wisły z miejscem postoju w Lublinie i że przedmoście Warszawy wchodzi w skład jego frontu”'2. Nowy przełożony zmieniał przy tym wcześniejszy rozkaz gen. Trojanowskiego i nakazał, jako zadanie główne, obronę przedmościa warszawskiego. Gen. Czuma w kolejnym rozkazie, wydanym w godzinach rannych 5 września, uznał, że przede wszystkim należy: „[...] Nie podpuścić do wkroczenia broni pancernej nieprzyjaciela do Warszawy”. Obrona miasta podzielona została na cztery wymienione już odcinki wraz z przyporządkowanymi im załogami. Postawiono też zadanie przed załogą ubezpieczającą mosty na Wiśle w rejonie miasta. Faktyczny odcinek odpowiedzialności tego zgrupowania sięgał od Modlina po Powsin. Newralgicznymi punktami obrony były mosty i brody na Wiśle; ich utrzymanie wymagało nie tylko silnej i dobrze uzbrojonej obsady, ale i stosownej rozbudowy inżynieryjnej. Tymczasem zgrupowanie gen. Czumy dysponowało niewieloma saperami. Generał zdecydował więc o ogłoszeniu mobilizacji wszystkich oficerów saperów. Do działań włączył się prezydent Starzyński, przydzielając cywilnych mieszkańców
12 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 35.
do wykonywania robót fortyfikacyjnych, którymi kierował szef saperów zgrupowania płk Kazimierz Hertel. Cywilna ludność stolicy deklarowała wolę udziału w obronie miasta, czemu poświęcimy oddzielny fragment tekstu.
Szybko, bo już 5 września, okazało się, że podporządkowanie zgrupowania gen. Czumy Armii „Lublin” jest krótkotrwałe, gdyż gen. Piskor uzyskał od Naczelnego Wodza zgodę na zawężenie strefy odpowiedzialności tego związku operacyjnego do obrony Wisły na odcinku od Garwolina do Sandomierza. Sprawa podległości zgrupowania „Warszawa” nie została jednak zdecydowana. Formalnie było podporządkowane dowódcy OK I gen. Trojanowskiemu, ale interesowało się nim także Naczelne Dowództwo WP. 6 września wieczorem dowództwo zgrupowania in- spekcjonował, z polecenia marsz. Śmigłego-Rydza, gen. Kazimierz Sosnkowski w towarzystwie płk. Antoniego Lukasa i podpułkowników: Romana Umiastowskiego, Franciszka Demela i Kazimierza Wiśniowskiego. A oto jak wydarzenie to zapamiętał gen. Sosnkowski:
„[...] Zastaliśmy tam [w kwaterze Dowództwa Obrony Warszawy — L.W.] generała i jego szefa sztabu, pułkownika dyplomowanego Tomaszewskiego. Gdy zapytałem, co zarządzono lub zrobiono w zakresie obronnego przygotowania stolicy, która rankiem następnego dnia może być zagrożona przez niemieckie elementy pancerne, generał Czuma odparł, że objął dowództwo zaledwie przed kilkoma godzinami i sztab swój właśnie montuje. O krytycznej sytuacji na froncie dowiaduje się dopiero ode mnie i żadnych zarządzeń nie wydał”13.
Zawarta w relacji krytyka poczynań gen. Czumy wydaje się mało wiarygodna, chociażby w świetle przedstawionych tu wcześniej dokonań Dowództwa Obrony Warszawy. Prawdziwa wydaje się zaś informacja o braku znajomości
13 K. S o s n k o w s k i , Cieniom września, s . 6 5 .
sytuacji na frontach walk, ale to obciąża nie tyle gen. Czumę, co raczej jego przełożonych, zwłaszcza gen. Trojanowskiego. Nie znajduje potwierdzenia w innych źródłach także dalszy fragment relacji gen. Sosnkow- skiego:
„[...] Kazałem wezwać natychmiast na odprawę prezydenta Starzyńskiego oraz dowódcę Okręgu Korpusu I, generała Trojanowskiego, sam zaś zacząłem niezwłocznie wydawać dyrektywy wstępne, dotyczące planu obrony, podziału Warszawy na odcinki, zadysponowania na nie obsady, ustalenia punktów rozdziału sprzętu saperskiego, wyznaczenia oficerów kierujących robotami. Wobec wynikłych nieporozumień co do obrony, posłałem podpułkownika Wiśniowskiego do Naczelnego Wodza celem wyjaśnienia i usunięcia sprzeczności”.
Jak pamiętamy, w rozkazie z 4 września gen. Czuma ustalał pierwszą wersję obrony miasta i przydzielał podległe mu wojska do poszczególnych odcinków obronnych, co przeczy twierdzeniom gen. Sosnkowskiego, jakoby ten nie uczynił nic dla organizowania obrony miasta. Ponadto gen. Sosnkowski miał zlecić rozbudowę obrony w głąb, zakazał wysuwania linii obronnych w otwartą przestrzeń oraz miał dać wskazówki co do sposobu fortyfikowania miasta. Miał także zarządzić tworzenie magazynów amunicyjnych w mieście oraz zwożenie zapasów ze składnicy w Palmirach. Da się zaś potwierdzić, że nakazał przyspieszenie prac fortyfikacyjnych, zwłaszcza na południowych rubieżach miasta, a także wystawianie zapór przeciwpancernych. Zachęcał ponadto do nieustępliwości w walce. Wiadomo też, że z jego inicjatywy — choć on sam o tym nie pisze— w Warszawie miała się wy wagonować część transportów 5. Dywizji Piechoty (DP) gen. Juliusza Zulaufa; miały one wcześniej wejść w skład Grupy Operacyjnej „Kutno”, z której powstania ostatecznie zrezygnowano. Pozostałe główne elementy tej dywizji miały utworzyć dowodzoną
przez tego generała grupę operacyjną, która miała osłaniać Bugo-Narew.
Wraz z wyjazdem z Warszawy władz politycznych państwa, miasto opuściło też Naczelne Dowództwo WP na czele z marsz. Smigłym-Rydzem, pozostawiając tylko ekspozyturę z szefem Sztabu Naczelnego Wodza gen. W. Stachiewiczem. Ten jednak opuścił stolicę 9 września, a wówczas na miejscu pozostała tylko śladowa ekspozytura Kwatery Głównej Naczelnego Wodza14. Uregulowana została zaś podległość zgrupowania gen. Czumy, które zostało przemianowane na Dowództwo Obrony Warszawy i przeszło pod rozkazy Naczelnego Dowództwa WP, chociaż formalnie nie odwołano poprzedniego podporządkowania gen. Trojanowskiemu. Za to w dniu 6 września gen. Trojanowski przestał pełnić funkcję kwatermistrzowskiego delegata Naczelnego Wodza na bazę Warszawa, a obowiązki te przejąć miał dowódca OK IX gen. Franciszek Kleeberg, z tym że zostały one rozszerzone na wszystkie wojska operujące na zachodzie i północy kraju. Gen. Trojanowski miał jeszcze przez kilka dni zapewniać zaopatrzenie wojsk broniących stolicy. Zadania tego jednak nie wykonywał, gdyż wieczorem 6 września wydał rozkaz ewakuacji DOK I do Lwowa15, sam zaś opuścił miasto w dwa dni później, nie powiadamiając o tym nawet gen. Czumy. Na Saskiej Kępie krótko funkcjonowała tylko ekspozytura tego dowództwa. Rozgardiasz powstały w zaopatrzeniu wojsk utrudniał przygotowanie i funkcjonowanie obrony Warszawy. Ewakuacja władz centralnych wpływała zaś demoralizująco zwłaszcza na mieszkańców, nie pozostawała też bez wpływu na załogę wojskową miasta. Podobne reakcje wywoływały fale uchodźców przesuwające
14 Byli to: ppłk Leopold Okulicki (sprawy operacyjne), ppłk Wacław Grudniewicz (zaopatrzenie i ewakuacja), płk Józef Łukomski i mjr Tadeusz Hoffmann (łączność).
1 5 L . G ł o w a c k i , Obrona Warszawy i Modlina, s . 4 5 .
się głównie z zachodu na wschód. Utrudniały one organizowanie obrony miasta i przegrupowywanie wojsk.
6 września gen. W. Stachiewicz przekazał gen. Czumie przez płk. Tomaszewskiego bardzo ważne zadanie: „[...] Trzymać mosty warszawskie aż do przybycia generałów Kutrzeby i Bortnowskiego”16. Oznaczało to wyznaczenie obronie Warszawy roli bazy operacyjnej zabezpieczającej możliwość odwrotu na wschód armii dowodzonych przez tych generałów. W tej sytuacji najważniejszym zadaniem stało się przygotowanie do walki z piechotą 8. Armii niemieckiej, na drugi plan schodziło zaś wcześniej postawione zadanie zatrzymania rajdu na północ niemieckiej broni pancernej z 10. Armii.
Następnego dnia w godzinach wieczornych Naczelny Wódz po rozmowie telegraficznej z gen. W. Stachiewiczem nieco zmodyfikował zadania postawione gen. Czumie. „[...] Najważniejszą teraz rzeczą jest utrzymanie rejonu Warszawy do chwili rozstrzygnięcia bitwy na zachodnim przedpolu Warszawy. [...] Warszawę fortyfikować i od wschodu. Wydać broń wszelkiego rodzaju ochotnikom z ludności warszawskiej”17.
Naczelny Wódz, mimo że zapewne brał pod uwagę osłonę Warszawy przez prawe skrzydło Armii „Modlin”, to jednocześnie zdawał sobie sprawę, że stolica musi się stać swoistą twierdzą, i to przygotowaną do samotnej walki.
Powyższe decyzje miały wpływ na koncepcję obrony stolicy wypracowaną przez gen. Czumę i jego sztab. W pierwszej kolejności należało jednak przygotować miasto do powstrzymania niemieckiego zagonu pancernego zbliżającego się do stolicy od południa.
16 Polskie Sity Zbrojne w drugiej wojnie światowej, t. I, cz. 2, Londyn 1962, s. 597.
17 S. K o p a ń s k i , W Sztabie Naczelnego Wodza podczas kampanii wrześniowej, w: Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, Warszawa 1989, s. 175.
Znaczący przyrost sił podległych Dowództwu Obrony Warszawy okazał się daleko niewystarczający w stosunku do przyszłych zadań. Dysproporcję starano się zniwelować, przystępując do organizowania trzech rezerwowych pułków piechoty oraz 11 ochotniczych baterii artylerii.
7 września gen. Czuma dokonał istotnej reorganizacji systemu obrony miasta pod kątem oczekiwanego starcia z Niemcami, o czym będzie mowa dalej. Nadal była to jeszcze tylko obrona lewobrzeżnej Warszawy z punktem ciężkości na południowych rubieżach miasta, z próbą osłony mostów na Wiśle w Otwocku i Świdrach Małych siłami wzmocnionego batalionu 26. pp dowodzonego przez mjr. Karola Wicka. Starał się ponadto, mając bardzo skąpe informacje o położeniu wojsk przeciwnika, uzyskiwane głównie z własnej sieci rozpoznawczej, prowadzić rozpoznanie na dalekich podejściach do Warszawy na kierunku południowym i zachodnim, wykorzystując do tego czołgi rozpoznawcze. Prawobrzeżna część stolicy — Praga — nie była jeszcze broniona; na jej przedpolach prowadzono rozpoznanie siłami szwadronu marszowego 1. pułku szwoleżerów i plutonu czołgów 7 TP.
W nocy z 7 na 8 września na wieść o sforsowaniu przez Niemców Bugu pod Wyszkowem gen. Czuma zadecydowało objęciu obroną także prawobrzeżnej części stolicy. Wyznaczony na dowódcę obrony Pragi płk Janowski sobie przypisuje autorstwo koncepcji obrony tej części miasta. Koncepcja ta miała zakładać ściągnięcie oddziałów wysuniętych na dalekie przedpola tej dzielnicy i oparcie obronyo Golędzinów, wał kolejowy i Targówek. Wewnątrz tej pozycji miała zaś powstać swoista reduta dla obrony bezpośredniego dostępu do mostów na Wiśle18.
W okresie od 8 do 17 września siedzibą Dowództwa Obrony Warszawy był usytuowany przy Nowym Święcie
18 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 158.
gmach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Obiekt ten wybrano ze względu na dobrze tam funkcjonujący system łączności wewnętrznej.
Oceniając ogólnie właściwości obronne miasta, można w zgodzie z opinią płk. Porwita powiedzieć, że jego lewobrzeżna część miała lepsze warunki do obrony przeciwpancernej i przeciwlotniczej, lecz na ogół za mało odkryte przedpole, z kolei prawobrzeżna miała bardzo dobre przedpole, za to za mało ochron przeciwlotniczych19.
Przygotowując się do bezpośredniego odparcia ataku Niemców, gen. Czuma miał podjąć następującą koncepcję prowadzenia walki:
„1) bronić się bez myśli o wycofaniu;2) oprzeć przedni skraj pozycji obronnej o krawędzie
zwartej zabudowy Warszawy;3) całej rozporządzalnej artylerii 75 mm użyć działonami
jako broni przeciwpancernej;4) fortyfikować wyloty dróg z miasta i tworzyć zapory
przeciwczołgowe;5) gromadzić zapasy amunicji”20.Dzień 8 września przyniósł wydarzenia ważne dla
organizacji obrony miasta. Przede wszystkim nastąpiła wówczas zmiana podległości Dowództwa Obrony Warszawy. W tym dniu do stolicy dotarł dowódca Armii „Łódź” gen. Juliusz Rómmel. Okoliczności opuszczenia przez niego dowodzonych wojsk i zgłoszenia się u gen. W. Stachiewicza są dość dobrze przedstawione w literaturze przedmiotu. W tym miejscu wypada tylko zasygnalizować, że była to decyzja kontrowersyjna, krytycznie oceniana przez większość wrześniowych dowódców i historyków. Gen. Stachiewicz zaproponował gen. Rómmlowi objęcie dowództwa nad Grupą Armii odpowiedzialną za obronę linii Wisły od Modlina włącznie, z Warszawą, do ujścia
19 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 37.20 Ibidem, s. 42.
Pilicy do Wisły. W jej skład wejść miała Armia „Modlin”, resztki Armii „Łódź” oraz Dowództwo Obrony Warszawy, jak też załogi bezpieczeństwa na Wiśle. Jego zadaniem miało być wsparcie od strony Warszawy w miarę możności akcji prowadzonej przez gen. Kutrzebę, a następnie przykrycie przejścia jego wojsk na prawy brzeg Wisły21. Marsz. Śmigły-Rydz tylko częściowo zaaprobował ten pomysł: zgodził się mianowicie na utworzenie Armii „Warszawa” pod dowództwem gen. Rómmla, ograniczył jednak jego kompetencje do dowodzenia obroną stolicy, godząc się na podporządkowanie mu załogi twierdzy Modlin, ale nie Armii „Modlin”. Naczelny Wódz w związku z tym pisał: „Panie Generale, Pan obejmie dowództwo Warszawy, w której trzeba się bronić, jak długo starczy amunicji i żywności, aby jak najwięcej sił nieprzyjaciela ściągnąć pod Warszawę”22. Zanim list ten dotarł do adresata przystąpił on do działalności jako dowódca Grupy Armii „Warszawa”. Nie trwało to jednak długo, chociaż gen. Rómmel i jego szef sztabu płk Aleksander Pragłowski nie przestali uważać, że dowodzą grupą armii. Siedziba dowództwa Armii „Warszawa” została umiejscowiona w nowo wybudowanych pomieszczeniach Sztabu Głównego przy ul. Rakowieckiej, gdzie znajdowało się stanowisko dowodzenia Naczelnego Dowództwa WP do czasu opuszczenia przez niego Warszawy. Mimo że Naczelny Wódz znacznie ograniczył aspiracje dowódcze gen. Rómmla, ten jednak nadal nie wyzbył się ciągot do odgrywania dużej roli wojskowej i politycznej w trwającej wojnie. Oficjalnym dowódcą Armii „Łódź” (nieoficjalnie sprawował to stanowisko wcześniej) miał zostać gen. Wiktor Thommee.
21 W. S t a c h i e w i c z, Z relacji szefa sztabu Naczelnego Wodza. Zasadnicze decyzje Naczelnego Wodza w ciągu kampanii wrześniowej, w: Wrzesień w relacjach i wspomnieniach, s. 66.
22 List Naczelnego Wodza do gen. J. Rómmla z 8 września 1939 r., Obrona Warszawy w 1939. Wybór dokumentów wojskowych, s. 35.
8 września gen. Sosnkowski, przedstawiając marsz. Śmigłemu własną wizję dalszego prowadzenia wojny uznał, że pierwszym warunkiem jest „[...] nieustępliwa i pełna determinacji obrona Warszawy”23. Kolejny raz miał zaproponować przekazanie mu dowództwa obrony stolicy, lecz otrzymał inne zadanie.
9 września nastąpiła, o czym wspominaliśmy, istotna zmiana koncepcji obrony miasta; postanowiono bronić nie tylko jego części lewobrzeżnej, ale i Pragi. Nastąpił podział wojsk na dwa zgrupowania: Warszawa „Zachód”, dowodzonego przez płk. Mariana Porwita, i Warszawa „Wschód” na czele z płk. Janowskim. Ten drugi podzielił pas obrony Pragi na dwa odcinki: „Południowo-wschodni” (Saska Kępa-Aleja Waszyngtona-Instytut Weterynarii-ul. Podskarbińska-stacja towarowa Warszawa Wschodnia), dowodzony przez ppłk. Stefana Kotowskiego, mającego do dyspozycji dwa bataliony 336. pp i „Północno-wschodni” (wschodnie skraje Utraty i Zacisze, Cmentarz Bródnowski, przez Pelcowiznę do koszar na Golędzinowie), dowodzony przez ppłk. Stanisława Milana, z dwoma batalionami pułku „Obrony Pragi”.
Od 11 września, w związku z napływem do Warszawy dużej liczby oficerów, także mających doświadczenie w pracy sztabowej, nastąpiła reorganizacja sztabu Dowództwa Obrony Warszawy; znaczna część oficerów wywodzących się ze Straży Granicznej została zastąpiona przez przybyszów, którzy legitymowali się większym doświadczeniem w pracy o tym charakterze. Nie miało to dotyczyć tylko Oddziału Informacyjnego, którego skład w całości, poza przybyłym 11 września ppłk. Mieczysławem Starzyńskim (brat prezydenta Stefana Starzyńskiego), nadal tworzyli oficerowie Straży Granicznej24.
Dużą troską Naczelnego Wodza, w opinii gen. W. Sta- chiewicza, było: „zadanie utrzymania rejonu Warszawy do
23 K. S o s n k o w s k i , Cieniom września, s. 70.24 S.E. R o s t , Pierwotny sztab, s. 171.
czasu wycofania się armii „Poznań” i „Pomorze” z zachodniego przedpola Warszawy”25. Dlatego nakazywał utrzymywanie linii Bugu. Jednak już wieczorem 8 września nakazał wycofanie całego północnego skrzydła polskiego, co de facto oznaczało rezygnację z osłony Warszawy od strony Bugo-Narwi. Jak twierdzi płk Jaklicz, tego właśnie dnia marszałek, z myślą o stoczeniu bitwy w Małopolsce Wschodniej, zadecydował o zmianie kierunku cofania się Armii „Poznań” i „Pomorze” z warszawskiego na radomski.
„[...] Bitwa na przedpolu Wisły i obrona Warszawy— stwierdził wówczas — to niezmiernej wagi, lecz pod względem ściśle operacyjnym [podkr. — L.W.] już drugorzędny, pomocniczy wysiłek. Jego zadanie polega na uwięzieniu poważnych sił niemieckich, które ułatwi koncentrację i opóźni ostateczny opór w Małopolsce Wschodniej”26.
Decyzja ta znacznie redukowała znaczenie obrony Warszawy, czego gen. Rómmel nie był jednak świadom.
Rankiem 11 września marsz. Śmigły przekazał gen. Rómmlowi nowe zadania, częściowo rozszerzając te wydane wcześniej. Jego armia miała teraz bronić linii Wisły i Bugo-Narwi od Pilicy po Zegrze, a jej skład obejmował następujące elementy: Dowództwo Obrony Warszawy (gen. Czuma), załoga Modlina (gen. Stanisław Małachowski) i oddziały osłonowe na Wiśle (gen. Zulauf). W wytycznych znalazł się zapis, że po wyczerpaniu wszystkich możliwości obrony linii Narwi załoga tego odcinka, którą stanowiła Grupa gen. Zulaufa, miała być ściągnięta do stolicy. W konsekwencji miały powstać dwa zamknięte,
25 W. S t a c h i e w i c z , Z relacji szefa Sztabu Naczelnego Wodza. Zasadnicze decyzje Naczelnego Wodza w ciągu kampanii wrześniowej, w : Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, s . 6 0 .
26 W sztabie Naczelnego Wodza i ambasadzie RP w Moskwie. 1962 r., wrzesień; 1963 r., grudzień. Paryż. Relacja uzupełniająca pułkownika dyplomowanego Józefa Jaklicza, w: Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, s. 24.
niepołączone wspólnym dowództwem, rejony obrony: Warszawa i Modlin27.
Zmiana podległości Dowództwa Obrony Warszawy nie wpłynęła początkowo na tok przygotowań obronnych. Prace na tym polu były prowadzone w wielkim pośpiechu stymulowanym meldunkami o zbliżaniu się pancernych kolumn wroga do stolicy. Obrońcy szykowali się do twardej walki. Gen. Rómmel do 10 września w zasadzie nie mieszał się do dowodzenia załogą obrony Warszawy. Podwójne zwierzchnictwo nad obroną stolicy, sprawowane przez gen. Rómmla i gen. Czumę, nie sprzyjało jednak, co ujawniło się niebawem, wypracowaniu jednolitej koncepcji tej obrony. Wydłużało za to tok podejmowania decyzji i wprowadzało pewne niejasności kompetencyjne.
11 września dowódca Armii „Warszawa” zadecydował, że dla zabezpieczenia stolicy od strony Góry Kalwarii należy w rejonie Wiązownej utworzyć grupę operacyjną kawalerii (miał nią dowodzić gen. Władysław Anders) w celu obrony linii Wisły od Warszawy do ujścia rzeki Promnik. Nie było to zgodne z intencją Naczelnego Wodza, który zamierzał wysłać kawalerię gen. Andersa na pomoc gen. Kutrzebie. Obroną Modlina początkowo kierował podporządkowany gen. Zulaufowi płk Wacław Młodzianowski, a od 9 września — gen. Stanisław Małachowski. Chociaż w zamyśle marsz. Śmigłego Warszawa miała być przede wszystkim bazą dla walczących na zachód od niej armii generałów Kutrzeby i Bortnowskiego, a poniekąd i cofających się resztek Armii „Łódź”, (m.in. utrzymywanie mostów na Wiśle w tym sektorze), to gen. Rómmel zamierzał odegrać rolę bardziej ambitną, prowadził własną politykę i przygotowywał zwrot zaczepny dla wspomożenia wojsk znajdujących się na wschód od miasta. Swoje racje
27 Wojna Obronna Polski. Wybór źródeł, s. 631-632.
starał się wy łuszczyć w memoriale przesłanym do Naczelnego Wodza. Pisał tam m.in. „Chciałbym, Panie Marszałku, zreorganizować grupę gen. Thommee na przedpolu Warszawy i wyprowadzić jego dywizje poza Wisłę znów na zachód. Dążyć do tego, aby odtworzyć na wschód od Warszawy zgrupowanie siły, przy pomocy której wsparłbym w ostateczności armię gen. Przedrzy- mirskiego. W okresie, kiedy armia gen. Kutrzeby prowadzi rozstrzygającą bitwę, musimy i my tutaj wiązać Niemców w uporczywych bojach, aby nie dawać im całkowitej swobody manewru”28.
Już 11 września, w trakcie bitwy nad Bzurą, gen. Kutrzeba zwrócił się do gen. Rómmla o wsparcie tych działań przez wiązanie dużych sił nieprzyjaciela. Można to było zrealizować tylko przez natarcie na wycofujące się spod Warszawy siły XVI Korpusu Pancernego. Gen. Rómmel już następnego dnia wysłał do gen. Kutrzeby trzy depesze, zapowiadając w nich natarcie odciążające na 13 września. Wydał nawet stosowne dyspozycje, ale, jak się okaże, nie zamierzał ich realizować. Z kolei w cytowanym już meldunku do Naczelnego Wodza z 11 września sugeruje nierealistyczną koncepcję zreorganizowania grupy Wiktora Thommeego „na przedpolu Warszawy i poprowadzić jego dywizje znów na zachód, celem wzięcia udziału w tej rozstrzygającej bitwie”. Tymczasem zdziesiątkowane dywizje tej armii przebijały się początkowo w kierunku Warszawy, ale ostatecznie znalazły się w Modlinie. Oto co pisze o tym sam gen. Thommee: „Z chwilą mianowania na dowódcę armii «Łódź» już formalnie, a po samorzutnym objęciu dowództwa tej armii faktycznie, zostałem podporządkowany Naczelnemu Wodzowi. Skierowałem armię spod Warszawy na Modlin nie na podstawie rozkazu gen.
2 8 J . R ó m m e l , Za honor i ojczyznę. Wspomnienia, s. 221-222.
Rómmla, lecz po dokładnym zbadaniu i przemyśleniu sytuacji obrony Warszawy”29.
Co było powodem niechęci dowódcy Armii „Warszawa” do realizacji nakazanego przez Naczelnego Wodza wsparcia działań gen. Kutrzeby? Czyżby osobisty uraz do niego, za to, że nie udzielił Armii „Łódź” pomocy w czasie jej walki na pozycji głównej? To może tłumaczyć nagły zwrot, jakiego dokonał 13 września w decyzji dotyczącej działań zaczepnych wychodzących z Warszawy. Mianowicie najpierw nakazał przygotowania do przegrupowania oddziałów gen. Zulaufa do zachodniej części miasta i użycie ich wraz z formacjami podległymi płk. Porwitowi dla wsparcia wojsk uczestniczących w bitwie nad Bzurą, a już po południu odwołał tę decyzję, nakazując grupom generałów Zulaufa i Andersa wyprowadzenie uderzeń po osi Radzymin-Tłuszcz oraz na Kałuszyn. Działania te, prowadzone z myślą o wsparciu wojsk gen. Emila Krukowicza-Przedrzymirskiego, nie miały jednak powodzenia; ograniczone natarcie rozpoczęła tylko kawaleria gen. Andersa. Wobec tego, stosownie do rozkazu Naczelnego Wodza z 11 września, gen. Rómmel zarządził wycofanie zgrupowania gen. Zulaufa do Warszawy, co nastąpiło nocą z 13 na 14 września. Można uznać, że od tej daty zwierzchnictwo gen. Rómmla nad załogą Modlina ustawało, choć ten nie przyjmował tego do wiadomości. Sprawę jeszcze skomplikowało objęcie dowództwa nad załogą twierdzy Modlin przez gen. Wiktora Thommeego. Generał ten, obciążając Rómmla winą za porzucenie wojsk Armii „Łódź”, którymi dowodził, nie uznawał jego autorytetu i nie zamierzał wykonywać jego rozkazów, czego przykłady będą przytoczone później.
Postawa dowódcy Armii „Warszawa” sprawiła, że w okresie od 10 do 13 września wojska zgrupowane na przedmościu zachodnim Warszawy były bojowo bierne.
29 W. T h o m m e e , Ze wspomnień dowódcy obrony Modlina 13-28 września 1939 roku, w: Wrzesień w relacjach i wspomnieniach, s. 451.
Idaniem płk. Porwita: „Zabrakło impulsu do działania. Na Wyczekiwaniu i mylnej ocenie wydajności kierunków operacyjnych zyskał przeciwnik”30.
Gen. Rómmel, uczyniony przez marsz. Śmigłego pdpowiedziałnym za obronę Warszawy, wykonywał to ladanie, wydając stosowne rozkazy gen. Czumie. Przy lym nadmiernie ingerował w sprawy taktyczne związane X koncepcją obrony stolicy. Mógł to czynić, gdyż gen. Czuma w drugiej dekadzie września przechodził związany ze stanem zdrowia kryzys psychiczny, i nie miał energii potrzebnej do przeciwstawiania się różnym pomysłom dowódcy Armii „Warszawa”. Ten zaś 14 września wydał wytyczne w sprawie uporządkowania obrony Stolicy, co zostało dokonane już wcześniej31. W wytycznych czynił gen. Czumę odpowiedzialnym za całość obrony miasta (!) i nakazywał stworzenie dwóch dowództw: po jednym dla lewobrzeżnej i prawobrzeżnej części miasta, odbudować 20. DP i skierować ją do Puszczy Kampinoskiej, a następnie odesłać do Modlina, podobnie jak wszystkie inne nadwyżki sił, które miały wzmocnić wojska gen. Thommeego. Wydał też i inne szczegółowe decyzje, po części bardzo kontrowersyjne. Jedną z nich był nakaz wycofania z regularnych oddziałów wojskowych ochotników cywilnych, jak i zakaz dożywiania żołnierzy przez cywilów. Nadmierna troska gen. Rómmla o dysponowanie tylko wojskiem regularnym nie odpowiadała sytuacji, w jakiej znajdowała się Warszawa, jak i też ogólnemu położeniu w większości rozbitych już głównych zgrupowań regularnych polskich sił zbrojnych. Dowódca Armii „Warszawa” ingerował
30 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 122.31 Notatka sporządzona przez szefa sztabu Dowództwa Obrony War
szawy zawierająca wytyczne gen. Rómmla dla gen. Czumy w sprawie uporządkowania organizacji obrony Warszawy z 14 września 1939 r., Ibidem, s. 94—95.
także w sprawy tak detaliczne, jak fortyfikowanie miasta. Przejawiał niepohamowaną skłonność do drobiazgowych uregulowań, co komplikowało i wydłużało cykl rzeczywistych przygotowań obronnych.
Dowódca Armii „Warszawa” starał się wprowadzać w dowodzonych oddziałach regularną strukturę organizacyjną, klarowność dowodzenia, normalny system ich zaopatrywania i wiele innych rozwiązań właściwych wojskom regularnym. Nie dostrzegał przy tym improwizowanego, doraźnego charakteru organizowanej obrony stolicy, jak też specyfiki położenia miasta odciętego od innych polskich wojsk i skazanego na samotną walkę w niemieckim okrążeniu. Wychowany w duchu nadmiernej troski o porządek wojskowy, skłonny do przedkładania sztywnych reguł pracy sztabowej nad realną ocenę położenia i specyfiki tej wojny oraz sytuacji, w jakiej się znajdował, na ogół nie przejawiał należytej troski o wykorzystanie w obronie stolicy potencjału cywilnej ludności miasta. Pozytywem było zaś unormowanie (od 14 września) systemu materiałowego zaopatrywania załogi miasta; wprowadzono wówczas stałe racje żywnościowe oraz limity zużycia paliwa.
Dowództwo Armii „Warszawa”, jak i Dowództwo Obrony Warszawy były praktycznie odcięte od łączności z Naczelnym Wodzem, a jeżeli już otrzymali jakiekolwiek dyspozycje, jak przykładowo 14 września, to zupełnie nie odpowiadały one istniejącej sytuacji operacyjnej. Przywoływany rozkaz, w wersji cytowanej przez gen. Rómmla, podpisany w imieniu marsz. Śmigłego-Rydza przez gen. W. Stachiewicza, miał brzmieć: „Kutrzeba i Thommee po dojściu do Warszawy stanąć obronnie dużym przyczółkiem po jednej i po drugiej stronie Wisły. Gros na wschodzie. Kutrzeba jak najwięcej pociągów z żywnością i amunicją ściągnąć. Poza tym cofając się brać żywność dla ludności. Wytrwać jak najdłużej.
Później w razie możności marsz prawym brzegiem Wisły w ogólnym kierunku na Lwów. Samo Wytrwanie jak najdłuższe i wiązanie sił ma olbrzymie znaczenie [...]”32.
Jak wynika z tego cytatu, Naczelnemu Wodzowi chodziłoo kierowanie na wschód wszystkich wojsk zbędnych do obrony stolicy, zwłaszcza kawalerii.
16 września gen. Rómmel zwrócił się do wojska broniącego Warszawy z odezwą, w której, realizując rozkaz Naczelnego Wodza, nakazywał trwać w walceo miasto, „[...] którego oddać Wam nie wolno”. W podobnym duchu był jego apel do mieszkańców stolicy, zakończony przesłaniem: „Walkę tę należy prowadzić na wszystkich odcinkach bez wytchnienia i z wiarą w końcowe zwycięstwo”! Wówczas, jak określił to płk Porwit, dowódca Armii „Warszawa” zadecydował, że celem obrony stolicy „będzie obrona honoru oręża”. Idea ta do dziś wywołuje liczne kontrowersje i spory o to, czy nie rozsądniej byłoby nastawić się na działania aktywnie wspierające krwawiące armie Kutrzeby i Bortnowskiego, niż biernie oczekiwać aż Niemcy przystąpią do szturmu na stolicę?
W drugiej dekadzie i pierwszej połowie trzeciej dekady września uwaga Dowództwa Obrony Warszawy była skupiona na fortyfikowaniu zajmowanych pozycji. Odpowiadał za to — jak wiemy — od początku szef saperów płk Kazimierz Hertel. Tymczasem gen. Rómmel to samo zadanie stawiał szefowi saperów Armii „Warszawa” płk. Stefanowi Langnerowi, który nie dysponował siłami mogącymi je wykonać. Równie nierealistyczne zadania dowódca armii stawiał na przykład w sprawie organizacji służby zdrowia czy szczegółowego uregulowania należności pieniężnych żołnierzy, w tym dodatków mieszkaniowych. Stwarzało to wrażenie, jakby dowódca obracał
J2 J. R ó m m e l , Za honor i ojczyznę. 'Wspomnienia, s. 270.
się w fikcyjnym świecie, nie dostrzegając, że jego liczne i nierzadko groteskowo drobiazgowe decyzje nie mogą być wykonane z braku po temu fizycznych możliwości.
Rozwój wydarzeń na froncie (sytuacja operacyjna w rejonie Warszawy zostanie przedstawiona szerzej w dalszej części tekstu), sprawił, że do połowy drugiej dekady września stolica była najbardziej zagrożona od zachodu i południa; Praga wówczas nie była jeszcze zagrożona. Jednak już samo naturalne położenie miasta (po obu stronach Wisły) obligowało do podziału całości sił obronnych na dwa od siebie niezależne zgrupowania: odcinek „Warszawa-Zachód” i „Warszawa-Wschód”. Dowódcą odcinka „Warszawa-Zachód” był płk Marian Porwit, a szefem jego sztabu ppłk Leopold Okulicki. Dowódcy odcinka podlegały pododcinki: „Południowy” (dowódca ppłk Kazimierz Galiński); „Zachód” (ppłk Józef Kalandyk) i „Północ” (ppłk Walerian Tewzadze). Pragę od połowy września miała bronić Grupa gen. Juliusza Zulaufa, złożona z części 5. i 20. DP. Tworzyły ją dwa odcinki: północy (płk Wilhelm Liszka-Lawicz) i południowy (płk Ludwik de Laveaux) oraz dotychczasowa załoga dowodzona przez płk. Janowskiego.
Narastające zagrożenie Pragi ze strony wojsk nieprzyjaciela stwarzało konieczność wzmocnienia sił broniących prawobrzeżnej Warszawy. Odcinek północny został podzielony na trzy pododcinki: „Zacisze” (płk Stanisław Fedorczyk) obsadzany przez trzy słabe bataliony 80. pp; „Bródno” (ppłk Konstanty Zaborowski) także w składzie trzech słabych batalionów 79. pp i Golędzinów (ppłk Kazimierz Dudziński) obsadzony przez trzy bataliony 78. pp. Odcinek południowy, dowodzony do 16 września przez płk. de Laveauxa, następnie płk. Eugeniusza Zongoł- łowicza, dzielił się na trzy odcinki: „Saska Kępa” (ppłk Stefan Kotowski) — 1. batalion 336. pp i następnie także 1. batalion 145. pp; „Grochów” (płk Stanisław Sosabowski)
— na pierwszej linii trzy bataliony, w odwodzie dwa bataliony i „Utrata” (ppłk Franciszek Węgrzyn) — dwa bataliony 26. pp.
Rozpoczęcie przez gen. Kutrzebę 9 września bitwy nad Bzurą z jednej strony uwolniło Warszawę od nacisku wojsk niemieckich, z drugiej zaś uczyniło z niej bazę operacyjnąi oparcie dla walczących tam wojsk. Powstał nawet zamysł, co sygnalizowaliśmy, wysłania ze stolicy ugrupowania wojsk na pomoc walczącym pod Kutnem i Łowiczem wojsk generałów Kutrzeby i Bortnowskiego.
16 września gen. Czuma wydał rozkaz operacyjny wprowadzający nową organizację obrony Warszawy33. Od tego czasu miasto miało być bronione po obu stronach Wisły: od zachodu przez zgrupowanie płk. Porwita (odcinek „Warszawa-Zachód”) i od wschodu przez siły gen. Zulaufa (odcinek „Warszawa-Wschód”) do Modlina, z wyłączeniem tej miejscowości.
Zgrupowanie płk. Porwita składało się z batalionów 21., 26., 30. i 41. pp, dwóch batalionów 40. pp, trzech batalionów 360. pp, batalionu 321. pp oraz batalionu „Stołecznego”, batalionu „Rembertów” i zawiązku batalionu specjalnego mjr. Stanisława Piękosia. Dowódca odcinka zachodniego ponadto dysponował przydzieloną mu artylerią towarzyszącą (49 dział) i bezpośredniego wsparcia. Jego zadaniem była obrona lewobrzeżnej Warszawy i utrzymywanie styczności na skrzydłach ze zgrupowaniem broniącym Pragi.
Zgrupowanie gen. Zulaufa miały tworzyć dotychczasowe siły płk. Janowskiego (7 batalionów piechoty), oddziały 20. DP oraz oddziały płk. Eugeniusza Żongołłowicza, jak też artyleria bezpośredniego wsparcia (21 dział). Jego zadaniem miała być obrona prawobrzeżnej części miasta
33 Rozkaz operacyjny nr 3 dowódcy obrony Warszawy z 16 września 1939 r., w: Obrona Warszawy w 1939. Wybór dokumentów wojskowych, s. 163-167.
oraz dozorowanie Wisły (zgrupowanie kawalerii mjr. Józefa Juniewicza) na odcinku Warszawa-Modlin. Oddział kpt. Antoniego Krzyżanowskiego miał wystawić ubezpieczenie mostów warszawskich. W odwodzie znajdowała się załoga Cytadeli (batalion piechoty), 144. pp ppłk. Władysława Dzióbka i zgrupowanie pancerne kpt. Stanisława Grąb- czewskiego.
Dowódca Obrony Warszawy polecał dążyć do rozszerzenia przedmościa, niepokoić przeciwnika nocnymi wypadami i działaniami dywersyjnymi.
System dowodzenia wojskami broniącymi Pragi był mało przejrzysty, gdyż dowódcą Odcinka „Wschód” do 19 września był płk Janowski, faktyczne zaś dowodzenie wojskami tam skupionymi sprawował gen. Zulauf. Konieczne więc były zmiany organizacyjne i personalne.17 września Dowództwo Obrony Warszawy, z uwagi na nasilające się bombardowania centrum miasta, przeniosło się do gmachu PKO usytuowanego na skrzyżowaniu ul. Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Gmach ten posiadał bowiem pomieszczenia podziemne (w nich to właśnie ulokowało się dowództwo) chroniące przed skutkami bombardowań, a ponadto wyposażone w sprawny system wewnętrznej łączności telefonicznej.
19 września nastąpiła istotna reorganizacja obrony Pragi. Bezpośrednie dowództwo nad nią objął gen. Zulauf, a płk Janowski, który przez jeden dzień pełnił funkcję jego zastępcy, został skierowany do dyspozycji gen. Czumy. Linia obrony została podzielona na dwa odcinki: pierwszy — obsadzony przez zgrupowania płk. Liszki-Lawicza (niepełna 20. DP — 8 batalionów, 1. pułk „Obrony Pragi” — 3 bataliony, kolejne 2 batalionyi artyleria) i drugi — broniony przez siły płk. Żongoł- łowicza podzielone na trzy grupy: ppłk. Franciszka Węgrzyna (niepełne 4 bataliony piechoty i inne pododdziały); płk. Stanisława Sosabowskiego (4 bataliony
piechoty z artylerią) i ppłk. Stefana Kotowskiego (różne pododdziały). Tym samym rozwiązaniu uległo dotychczasowe ugrupowanie płk. Janowskiego.
Naczelny Wódz przed opuszczeniem kraju 17 września wydał następującą ogólną dyrektywę operacyjną do wojny z Niemcami: „Wojna z Niemcami trwa. Armie gen. Kutrzeby i Bortnowskiego kontynuują przebijanie się na Warszawę, która otrzymała rozkaz obrony do końca”34. Ostatecznie 17 września pod wpływem niesprawdzonych informacji, że marsz. Śmigły przed opuszczeniem kraju nakazał Armii „Warszawa” nie tylko bronić miasta, alei wesprzeć cofające się znad Bzury pobite wojska Armii „Poznań” i „Pomorze”, gen. Rómmel postanowił uruchomić taką akcję, o czym piszemy dalej.
Przygnębiająco na Dowództwo Obrony Warszawy wpłynęły informacje o opuszczeniu kraju 17 września przez prezydenta, rząd i Naczelnego Wodza, a następnie ich internowaniu, jak też i ta, że Armia Czerwona w tym dniu rozpoczęła agresję na Polskę. Gen. Rómmel stanął przed koniecznością podejmowania samodzielnych decyzji, w tym także decyzji politycznych. 18 września odbyła się u komisarza cywilnego Dowództwa Obrony Warszawy Starzyńskiego ważna narada, której głównym celem było zdefiniowanie sytuacji walczącej Warszawy w związku z opuszczeniem kraju przez władze państwowe. Ustalono, że prezydent Starzyński, jako komisarz cywilny, reprezentuje tym samym rząd, a gen. Rómmel zastępuje Wodza Naczelnego. Nie ma więc luki z punktu widzenia prawno-państwowego35. Powyższa interpretacja nie miała jednak silnego umocowania prawnego, gdyż zarówno rząd, jak i Naczelny Wódz nie złożyli jeszcze dymisji.
34 W sztabie Naczelnego Wodza i ambasadzie RP w Moskwie, s. 13.35 J. R e g u 1 s k i, Relacja o organizacji i działalności Straży Obywatel
skiej w Warszawie we wrześniu 1939 r., w: Cywilna obrona Warszawy, s. 353.
Wobec tego rozważano i inne rozwiązania. Jednym z nich był plan powołania prowizorycznego rządu, zanim mogliby to uczynić Niemcy. W tej sprawie 19 września gen. Rómmel konferował ze Starzyńskim, przewidując go na ministra spraw wewnętrznych w tym gabinecie. Od zamiaru tego jednak odstąpiono, lecz Starzyński został mianowany komisarzem cywilnym przy dowództwie Armii „Warszawa”, zachowując poprzednią funkcję komisarza przy Dowództwie Obrony Warszawy36. Jednocześnie zapadła decyzja o powołaniu Komitetu Obywatelskiego jako społecznego ciała doradczego przy dowództwie Armii „Warszawa”.
Zakończenie 17 września bitwy nad Bzurą zintensyfikowało przebijanie się w kierunku Warszawy części pobitych wojsk generałów Kutrzeby i Bortnowskiego. W tej sytuacji gen. Rómmel, który do tej pory praktycznie nie dowodził oddziałami bojowymi, a czynił to tylko przez przekazywanie rozkazów gen. Czumie, wystąpił z nową koncepcją walki. Myślał mianowicie o połączeniu obrony Warszawy i Modlina przez stworzenie trzeciego ośrodka oporu w Palmirach. Przedmoście to oparte o Wisłę miało być bronione przez wojska armii pobitych nad Bzurą. Było to sprzeczne z wyrażonym 13 września zamysłem Naczelnego Wodza, by cofające się Armie „Poznań” i „Pomorze”, razem ze zbędnymi częściami Armii „Warszawa”, manewrowały wzdłuż Wisły ku Lwowowi. Nie odpowiadało też jego wizji końcowych walk; miały się one toczyć w odizolowanych punktach obrony, a nie na zwartych frontach. W sytuacji operacyjnej końca drugiej dekady września pierwsza koncepcja działań była fikcją. Podobnie ocenić można i zamysł dowódcy Armii „Warszawa”. Mimo to gen. Rómmel miał — za pośrednictwem gen. Thommeego, — przekazywać wojskom
36 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 321.
cofającym się po klęsce nad Bzurą polecenie grupowania się w Palmirach. Tyle tylko, że dowódca twierdzy Modlin ignorował wszelkie inicjatywy rozkazodawcze gen. Rómmla. Napisał o tym później: „Nie pamiętam, ile rozkazów nafabrykował płk Pragłowski, zresztą ich nie czytałem— były one zupełnie nieprzydatne”37. Irracjonalność pomysłu gen. Rómmla stała się oczywista z chwilą, gdy zdziesiątkowane, rozproszone, niekiedy zdemoralizowane luźne grupy wojsk, ignorując rozkaz zajmowania pozycji obronnych w Palmirach, szukały schronienia w Warszawie lub Modlinie.
„Bliskość Warszawy — jak pisze płk Rola-Arciszewski— stanowiła magnes zbyt silny. Dowódcy bez wojsk, które formalnie rozpuszczali — rozwiązując oddziały; wojska bez dowódców — luzem i zwartymi kupami — chyłkiemi z energią rozpaczy, w dzień, a szczególnie nocą, przebijały się nie tylko przez próbujących zagrodzić drogę Niemców, ale i przez linie obronne Warszawy”38.
Tymczasem Dowództwo Obrony Warszawy dostrzegało w tym ogromne zagrożenie dla jej trwałości, obawiając się, że „[...] Niemcy użyją zwyczajnego podstępu i razem ze zbiegami wtargną do miasta”. Ostatecznie do tego nie doszło, ale w mieście znalazły się nie tylko jednostki liniowe; było tam też wielu zbędnych dla obrony miasta generałów i oficerów sztabowych. Tylko część z nich otrzymała przydziały liniowe:
„W Warszawie poczyna się grupować — zapisał — płk Pragłowski — wielkie zbiegowisko żołnierskie. Oddziały kawalerii oraz część formacji piechoty stanowi jeszcze cenny element walki, choć oczywiście w zredukowanej liczbie. Nadto przedzierają się do stolicy niedobitki przeróżnych formacji”39.
37 W. T h o m m e e , 2« wspomnień dowódcy, s. 452.38 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 315.39 Ibidem, s. 285.
Tak więc rozwój wydarzeń zdezaktualizował plan gen. Rómmla utworzenia pod jego dowództwem zwartego odcinka obrony Wisły od Modlina do Warszawy z przed- mościem w Palmirach. W tej koncepcji można się też dopatrywać dążenia tego generała do odegrania rzeczywistej roli dowódcy dużego zgrupowania wojsk, co mu obiecywał gen. W. Stachiewicz, a czego nie zaaprobował marsz. Smigły-Rydz.
Po 20 września rozpoczął się ostatni etap obrony stolicy. W tym okresie nastąpił przyrost jej sił obronnych, chociaż odczuwano braki w uzbrojeniu, amunicji, jak też aprowizacji. Niemcy wówczas zamknęli szczelny pierścień okrążenia miasta i szykowali się do decydujących rozstrzygnięć. Od 20 września miasto było nękane bardziej intensywnymi bombardowaniami lotniczymi, ale i ogniem artylerii naziemnej. Zmuszało to dowództwo obrony miasta do wypracowania koncepcji jego ostatecznej obrony. Najprawdopodobniej wówczas gen. Rómmel zadecydowało utworzeniu z wojsk broniących stolicy podporządkowanej Dowództwu Obrony Warszawy i dowodzonej przez gen. Czumę Grupy Operacyjnej „Obrony Warszawy”. Nie rozwiązał jednak wcześniejszego dowództwa, co skutkowało występowaniem w dokumentach bojowych zamiennie obu tych nazw. Jednocześnie, tłumacząc to kłopotami z łącznością, (znajdująca się tam sieć telefoniczna nie obejmowała wewnętrznej sieci warszawskiej), zmienił swoje stanowisko dowodzenia, opuszczając gmach kompleksu zabudowań Sztabu Głównego przy ul. Rakowieckiej (pozostał tam jego sztab kierowany przez płk. Rolę-Arciszewskiego) i przenosząc się wraz z szefem sztabu płk. Pragłowskim i oficerem ordynansowym na stanowisko dowodzenia gen. Czumy w schronach budynku PKO na skrzyżowaniu ulic Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Tym samym rozkazodawstwo gen. Czumy zostało dodatkowo uszczuplone. W zaistniałych warunkach trudno mówić o jednolitej koncepcji obrony
stolicy; faktycznie decydowali o niej dowódcy odcinków. Jak wspominał płk Porwit, jego zamiar walki nie zakładał dążenia do odbijania dużych utraconych ośrodków oporu, lecz odbijanie punktów na pozycji głównej lub przenoszenie walki na drugą linię obrony40. Wobec tego wiele uprawnień dotyczących sposobu prowadzenia walki przekazano niższym szczeblom dowodzenia.
Początkowo większy nacisk Niemców odczuwała Praga, zwłaszcza po nawiązaniu z nimi od 17 września styczności bojowej. Odpowiedzialny za obronę tej dzielnicy gen. Zulauf 20 września dokonał reorganizacji podległych wojsk, zachowując jednak ich podział na dwa odcinki obrony:
— „Północ” — płk Liszka-Lawicz, dysponujący zreorganizowaną 20. DP oraz oddziałami przydzielonymi i dodatkową artylerią; ugrupował swe siły w 3 pododcinki i odwód.
— „Południe” — płk Żongołłowicz, który dysponował obsadzającymi 3 pododcinki siłami 9 batalionów piechotyi artylerią.
Odwód tego zgrupowania tworzyły 2 bataliony piechoty, saperzy oraz 11 baterii artylerii. Zgrupowanie gen. Zulaufa liczyło w sumie ponad 35 tys. żołnierzy, ale jego stan bojowy był mniejszy.
Wydaje się, że wojska broniące Warszawy, nienaciskane przez nieprzyjaciela, miały w drugiej dekadzie września znacznie większe, niż stało się to w rzeczywistości, możliwości przyjścia z pomocą tym resztkom wojsk pobitych nad Bzurą, które usiłowały przebijać się do Warszawy. Na skutek tego ich położenie stało się dramatyczne; do stolicy udało się przebić 21-22 września tylko nielicznym grupom wojsk z Armii „Poznań” na czele z gen. Kutrzebą oraz dowództwem Grupy Operacyjnej gen. Edmunda Knolla-Kownackiego. Ten pierwszy podporządkował się gen. Rómmlowi, przyjmując
40 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 199.
zaoferowane mu stanowisko zastępcy dowódcy Armii „Warszawa”. Do Warszawy wycofały się resztki 15. i 25. DP, wzmacniając siły broniące miasta. Mimo prób chociaż częściowego uzupełnienia bardzo uszczuplonych składów liczebnych tych związków taktycznych (do 25. DP miano wcielać pochodzących z Wielkopolski żołnierzy bez przydziału, a do 15. DP — pozostałych), nie stały się one dywizjami pełnowartościowymi. Nie występowały one zresztą jako zwarte związki taktyczne, a ich poszczególne pułki zostały przydzielone do funkcjonujących już zgrupowań.
W nowej sytuacji gen. Rómmel dokonał 22 września reorganizacji Armii „Warszawa”41. Oficjalnie poinformował o wyznaczeniu na swojego zastępcę gen. Kutrzebę oraz o podziale wojsk skupionych w stolicy na stanowiące jej obronę i odwody. Dowodzenie tymi pierwszymi zachował gen. Czuma, ale jego kompetencje zostały ograniczone przez konieczność uzyskiwania zgody dowódcy armii na użycie odwodów, jak i na rozkazy przesyłane gen. Zulaufowi. Dowódcą odwodów tej armii został gen. Knoll-Kownacki. W ich skład miała wejść zbiorcza dywizja manewrowa (z numeracją 25. DP), sformowana z pozostałości 15. i 25. DP. Jej dowódcą został gen. Franciszek Alter. Całość znajdującej się w mieście kawalerii miała być skupiona w brygadzie kawalerii pod dowództwem gen. Romana Abrahama, którego zastępcą został płk. Leon Strzelecki. Gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski miał przystąpić do organizacji Legii Oficerskiej oraz oddziałów szturmowych dla dywizji. Przedstawiające stosunkowo największą wartość bojową 29. i 56. pp z 25. DP przeszły na reorganizacjęi odpoczynek do centrum miasta.
Do Warszawy z Palmir przebijało się także dowodzone przez gen. Mikołaja Bołtucia zgrupowanie kawalerii z re-
41 Rozkaz organizacyjny dowódcy Armii „Warszawa” z 22 września 1939 r„ ibidem, s. 351-352.
sztami piechoty Armii „Pomorze”, lecz w rejonie Łomianek zostało ono zniszczone przez siły niemieckie, a sam gen. Bołtuć poległ. Tylko nielicznym grupkom udało się wejść do miasta. Utworzenie silnego odwodu pod dowództwem gen. Knolla-Kownackiego, jak też praktyczne podporządkowanie sobie zgrupowania gen. Zulaufa, można tłumaczyć dążeniem gen. Rómmla do uzyskania pewnego wpływu na przebieg walki w obronie stolicy, czego dotychczas praktycznie był pozbawiony, gdyż dowodzenie tą obroną leżało w kompetencjach gen. Czumy. Była i kolejna próba odbicia utraconych pozycji w rejonie Młocin, ale i przede wszystkim utworzenia kolejnego silnego punktu obronnego w rejonie Wawrzyszewa.
Zanim rozpoczęła się decydująca bitwa o Warszawę, z polecenia gen. Rómmla, powołującego się na rozkaz Naczelnego Wodza, zamierzano ewakuować ze stolicy znajdujących się tam lotników, którzy byli pozbawieni samolotów bojowych. Dowódca lotnictwa i OPL Armii „Warszawa” ppłk Mateusz Iżycki 23 września wydał rozkaz ewakuacji z Warszawy drogą powietrzną — na odremontowanym, niebojowym sprzęcie lotniczym — grupy 24 lotników pod dowództwem mjr. Eugeniusza Wyrwic- kiego. Lotnicy ci mieli być przerzucani do Francji i Wielkiej Brytanii.
25 września, w czasie największego natężenia walk w lewobrzeżnej części stolicy, gen. Rómmel, praktycznie niemający większego wpływu na przebieg bitwy, zdecydował się na uelastycznienie zasad użycia bezpośrednio mu podlegających odwodów gen. Knolla-Kownackiego. Upoważnił mianowicie dowódców niższego szczebla do samodzielnego wsparcia płk. Porwita, w razie gdyby tego żądał. Szczegółowsze decyzje w tej sprawie wydał gen. Czuma.
Naczelny Wódz WP, opuszczając 17 września terytorium Polski, nosił się z zamiarem uruchomienia w okupowanym kraju tajnej organizacji zbrojnej wzorowanej
na funkcjonującej w latach 1914-1918 r. Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). Inicjatywa ta była mocno spóźniona, a w dodatku nieprzygotowana wcześniej, w czasie pokoju. Specjalne instrukcje w tej sprawie miał osobiś-
scie wręczyć mjr. Edmundowi Galinatowi marsz. Smigły- Rydz w godzinach południowych 17 września 1939 r. (płk Tadeusz Klimecki rozmowę tę datuje na 16 września, płk Jaklicz sugeruje zaś, że doszło do dwóch rozmów Marszałka z mjr. Galinatem, a mianowicie 16 i prawdopodobnie 17 września). Według samego mjr. Galinata, otrzymał on nie tylko ustną nominację na szefa tworzonej konspiracji, alei dwie nominacje pisemne, wystawione — jedna na jego właściwe nazwisko, druga zaś na nazwisko Jana Konara, które też miało być jego ewentualnym pseudonimem42. Mjr Galinat ostatecznie wylądował w Warszawie po południu26 września 1939 r. Jeszcze przed jego przybyciem do Warszawy gen. Rómmel miał otrzymać pełnomocnictwa od Naczelnego Wodza, działającego w porozumieniu z rządem, „[...] do dowodzenia w wojnie z najazdem na całym obszarze Państwa”. Wobec kapitulacji Warszawy i perspektywy pójścia do niewoli, gen. Rómmel pełnomocnictwa te przekazał gen. Michałowi Karaszewiczowi-Tokarze- wskiemu „[...] z zadaniem prowadzenia dalszej walki o utrzymanie niepodległości i całości granic”43. Oddał też do jego dyspozycji mjr. Galinata. Nawiasem mówiąc, mało prawdopodobna wydaje się supozycja płk. Pragłowskiego, jakoby przylot samolotu z Rumunii mógł mieć i inny powód. „[...] Sadzę, że — czytamy w jego wspomnieniach— marszałek chciał dać Rómmlowi szansę ucieczki po wykonaniu zadania w Warszawie. Nie skorzystaliśmy”44.
42 E. G a l i n a t , Do Warszawy, „Wiadomości Polskie” (Londyn) 1942, nr 5, s. 3.
43 M. T o k a r z e w s k i - K a r a s z e w i c z , U podstaw tworzenia Armii Krajowej, „ZH” (Paryż), 1964, z. 6, s. 20.
44 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 290.
Internowany maszałek Śmigły-Rydz, nie zważając na zasady wojennego prawa międzynarodowego, usiłował początkowo pełnić funkcję Naczelnego Wodza WP. W nocy z 26 na 27 września 1939 r. do Craiowej, gdzie przebywał, przybył polski attache wojskowy w Rumunii ppłk Tadeusz Zakrzewski w towarzystwie innego oficera Sztabu Naczelnego Wodza ppłk. Jana Kowalewskiego i, po uzyskaniu formalnej zgody prefekta, obaj oficerowie złożyli wizytę marszałkowi. Celem tej wizyty, o czym zresztą nie powiadomiono władz rumuńskich, było wydanie przez Marszałka rozkazu dla dowódcy obrony Warszawy gen. Rómmla45, który o to prosił przez specjalnego wysłannika. W rozkazie tym, datowanym na 26 września 1939 r., znalazł się następujący passus: „[...] Dziękuję Panu Generałowi oraz wszystkim podległym mu oficerom i żołnierz om za bohaterską obronę Warszawy. Warszawa winna się bronić tak długo, jak starczy żywności i amunicji”46. Rozkaz ten miał być przekazany do Warszawy via Paryż. Jest kwestią sporną, czy rzeczywiście dotarł do Warszawy; sam gen. Rómmel tego nie potwierdza. Jego szef sztabu, płk Tomaszewski, twierdzi zaś, że rozkaz dotarł do adresata47.
4 5 J . K o w a l e w s k i , Cykl rumuński, „ZH” (Paryż), 1964, z. 6, s. 131.46 R. K r ó l i k o w s k i , Ostatni rozkaz Śmigłego, „Kultura” (Paryż)
1951, nr 5/43, s. 132.47 R. M i r o n o w i c z , Edward Rydz-Smigty. Działalność wojskowa
i polityczna, Warszawa 1988, s. 222.
EWAKUACJA WŁADZ CYWILNYCH I WOJSKOWYCH
Funkcjonowanie centralnej administracji państwowej i wojskowej w warunkach wojny było uregulowane specjalną instrukcją premiera gen. Felicjana Sławoja-Składkowskiego z 27 marca 1939 r.1. Umożliwiała ona poszczególnym resortom opracowanie szczegółowych planów przedsięwzięć— skoordynowanych w skali państwa — które miały być wykonane w pierwszym okresie wojny. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Sztabie Głównym przygotowywano plany ewakuacji mienia i ludności. Resort spraw wewnętrznych pracował głównie nad ewakuacją ludności i zapasów. To właśnie z jego inicjatywy (głównie Biura Wojskowego MSW) opracowano, jako jeden z załączników do planu „Z”, elaborat dotyczący wycofania ludności z najbardziej zagrożonych obszarów Polski. Wcześniej podobny dokument przygotowano w odniesieniu do planu wojny „W”.
W lipcu 1939 r. gotowy był ściśle tajny dokument określający zasady ewakuacji rządu z Warszawy, zaaprobowany przez premiera i uzgodniony ze Sztabem Głównym. Premier Sławoj-Składkowski twierdził, że to on sam wybrał
1 M . J a b ł o n o w s k i , Wobec zagrożenia wojną, s . 38^0.
rejon województwa lubelskiego jako miejsce ewakuacji rządu i, jak to określił, „[...] objechał cały w towarzystwie wojewody lubelskiego Tramencoufa i dyrektora Ołpińs- kiego”2. Niezachowanie się tych dokumentów utrudnia przedstawienie zasad prowadzenia takiej ewakuacji. Poszczególne resorty miały plany ewakuacyjne, które przewidywały podział personelu na dwa rzuty: pierwszy obejmował ministra, wiceministrów i nieliczny sztab najbliższych współpracowników ministra; drugi — pozostały personel. Przewidziano także ewakuację wybranych akt. Rzeczywisty jej przebieg wskazuje jednak na znaczące uchybienia, prawdopodobnie także na etapie planowania. Potwierdził to sam minister Beck, pisząc:
„[...] Ewentualność ta [ewakuacji rządu z Warszawy— L.W.] była przewidziana i przepracowana szereg tygodni przed wybuchem wojny, jednak prace te były powierzone delegatom ministerstw w niższych szczeblach służbowych pod przewodnictwem wyższego urzędnika Prezydium Rady Ministrów, tak że przygotowania te poza wyznaczeniem rejonów dla poszczególnych ministerstw i przygotowaniem z grubsza organizacji poszczególnych resortów oraz podziału ich na eszelon ciężki i sztab ścisły, niezbyt wiele było zrobione”3.
Zgodnie z planem ewakuacji przewidywano, że po zbliżeniu się frontu do stolicy centralne władze państwowe zostaną przemieszczone do województwa lubelskiego. W Lublinie planowano rozmieszczenie Prezydium Rady Ministrów, Sejmu, Senatu, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ministerstwa Skarbu. Do wybuchu wojny nie przygotowano jednak dla tych urzędów niezbędnej infrastruktury, zwłaszcza niezawodnej łączności. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wraz z korpusem dyplomatycznym
2 F. S ł a w o j - S k ł a d k o w s k i , Nie ostatnie słowo oskarżonego. Wspomnienia i artykuły, Warszawa 2003, s. 260.
3 J. B e c k , Ostatni raport, Warszawa 1987, s. 186.
miało być ewakuowane do Nałęczowa i Kazimierza nad Wisłą, a pozostałe ministerstwa — w okolice Lublina. Inne instytucje centralne — w tym i archiwa — głównie do Tomaszowa Lubelskiego i Zamościa. Także i tu nie przygotowano nowych pomieszczeń, które umożliwiałyby w miarę normalne ich funkcjonowanie. W planie tym przewidywano wycofanie z Warszawy nie tylko urzędów centralnych, ale i części instytucji miejskich. Wiązało się to z przewidywaniem intensywnych bombardowań miasta przez Luftwaffe.
Przygotowywany był także plan rozśrodkowania i ewakuacji ludności tak w skali kraju, jak i stolicy. Przewidywano, że ze stolicy dobrowolnie wyjedzie 150-200 tys. mieszkańców, z reguły do miejscowości odległych o ok. 20 km od miasta.
30 sierpnia 1939 r. premier Składkowski wydał rozporządzenie o rozśrodkowywaniu ludności miast. Wyjaśniano w prasie, radiu, a także w formie obwieszczeń motywy tej decyzji. Miała ona dotyczyć także stolicy, ale trudno ustalić, w jakim stopniu została ona zrealizowana.
Szybkość, z jaką wlewała się w głąb kraju pancemo- motorowa lawina niemieckich wojsk lądowych oraz niemal całkowite opanowanie nieba przez Luftwaffe, to okoliczności, które zmuszały centralne władze cywilne — jak się okaże także i wojskowe — do pospiesznego przygotowania ewakuacji. Czyniono to w tajemnicy, by nie wywoływać paniki wśród ludności stolicy.
1 września lotnictwo niemieckie bombardowało Zamek Królewski — siedzibę Prezydenta RP. Wobec tego, że budynek nie miał schronów przeciwlotniczych, zapadła decyzja o przeniesieniu w nocy z 1 na 2 września siedziby głowy państwa do majątku we wsi Błota pod Falenicą. Trudno ustalić, czy była to siedziba wcześniej przewidziana na funkcjonowanie urzędu Prezydenta RP, czy też wybrana doraźnie.
Postępy wojsk niemieckich były tak szybkie, że już 3 września marsz. Smigły-Rydz poinformował premiera Składkowskiego o potrzebie czynienia przygotowań do ewakuacji Rady Ministrów i poszczególnych resortów na prawy brzeg Wisły; miał on być broniony przez wojsko. Już pod wieczór tego dnia urzędy Prezydium Rady Ministrów i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych rozpoczęły— wspominał premier Składkowski — „[...] palenie wszystkich, niezbędnych w czasie pokoju, a obecnie zbytecznych papierów z lat ubiegłych. Dym i płaty spalonego papieru wydobywały się odtąd, przez kilka dni, ze wszystkich kominów ministerstwa, wskazując ludności Warszawy, że coś jest nie w porządku z urzędami, gdy palą tyle papieru. Był to pierwszy objaw ewakuacji urzędów, a więc złej sytuacji bojowej”4.
4 września zapadła decyzja o częściowej ewakuacji rządu do Lublina i jego okolic, jak też wywiezieniu ze stolicy zapasów złota Banku Polskiego i kosztowności złożonych na FON. W specjalnie przygotowanych esze- lonach kolejowych i samochodowych ewakuowały się jeszcze tego dnia ministerstwa (eszelony ciężkie), a także części Sekretariatu Komitetu Obrony Rzeczypospolitej, lecz — nie jak planowano — do Lublina, który był intensywnie bombardowany, a do Pińska oraz Abramowie5. Szczególny pośpiech wykazywało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, a więc ten resort, który powinien był kierować życiem wewnętrznym kraju. Ewakuacją kierowali wiceministrowie: Władysław Korsak — MSW i Jerzy Brzozowski — Prezydium Rady Ministrów. Szefowie resortów wraz ze ścisłymi sztabami przez jakiś czas pozostawali na miejscu. Wojewoda warszawski, Jerzy
4 F. S ł a w o j - S k ł a d k o w s k i , Nie ostatnie słowo oskarżonego, s. 258.
5 T. M a l i n o w s k i , Kampania wrześniowa i nasze przygotowania do wojny, w: Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, s. 109.
Paciorkowski, odpowiadał za ewakuację północnego Ma zowsza. Misje wojskowe: francuska i brytyjska kierowane były na Łuków lub Międzyrzec Podlaski. Z rządem ewakuowały się niektóre przedstawicielstwa dyplomatyczne, przede wszystkim Francji i Wielkiej Brytanii. Minister Beck sobie przypisywał inicjatywę uruchomienia ewakuacji korpusu dyplomatycznego. Ponadto miał sugerować Naczelnemu Wodzowi przeniesienie stolicy nie do Lublina, lecz Lwowa, ale ten nie wyraził na to zgody6. Ewakuacja Ministerstwa Skarbu przebiegała w sposób chaotyczny, z nagłymi zmianami wcześniej ustalonych terminów. „[...] Wprowadziło to niebywały chaos — wspominał jeden z jej uczestników — rozbiło potworzone grupy, kto był w Ministerstwie jechał na dworzec, inni dowiadywali się, że przybyli za późno”7. Brakowało koordynacji. Brak było też decyzji co do ewakuacji (lub nie) banków prywatnych. Z ramienia rządu koordynacją całej akcji zajmował się wojewoda poznański Ludwik Bociański, mianowany generalnym kwatermistrzem rządu. Rozpoczął jednak swą działalność dopiero 6 września, a więc już po opuszczeniu stolicy przez większość głównych eszelonów ewakuacyjnych.
Już 4 września po południu lotem błyskawicy rozeszła się wieść o zarządzeniu ewakuacji centralnych władz i urzędów państwowych. Sytuacja stawała się jeszcze bardziej napięta po informacjach o przełamaniu przez wojska nieprzyjaciela obrony Armii „Modlin” pod Mławą i kolejna — o przedarciu się kolumn pancernych przeciwnika na styku Armii „Łódź” i „Kraków”. W pośpiechu przygotowywano całkowitą ewakuację instytucji państwowych, ale i wojskowych. Wieść o tym zaskoczyła Dowództwo Obrony Warszawy, które zupełnie nie było infor-
6 J. B e c k , Ostatni raport, s. 187.7 S. K i r k o r , Ewakuacja Ministerstwa Skarbu w 1939 roku, „ZH”
(Paryż) 1971, z. 20, s. 112.
mowane o czynionych przygotowaniach. Wspomina o tym jego szef sztabu płk Tomaszewski: „[...] Najczarniejsza zmora nocna nie przeraziłaby mnie bardziej niż ta wieść! Jakto!? Rząd, którego minister wojny mianował mego dowódcę i mnie jego szefem sztabu, opuszcza Warszawę nie powiadamiając nas o tym”8? Podobnie zaskoczony miał być gen. Czuma. Dopiero 8 września zapada decyzja o wyznaczeniu prezydenta miasta Stefana Starzyńskiego (miał on przydział mobilizacyjny) na komisarza cywilnego Warszawy.
Już rankiem 4 września premier Składkowski omawiał z marszałkiem sejmu Wacławem Makowskim i senatu— Bogusławem Miedzińskim techniczne kwestie ewakuacji parlamentu. Decyzja o ewakuacji władz państwowych z Warszawy zapadła ostatecznie około południa 4 września. Okazało się, że nie wszystkie resorty i instytucje centralne miały plany funkcjonowania na czas wojny, a zwłaszcza w warunkach ewakuacji. Przykładem może być wspomniane już Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Dopiero bowiem wieczorem 4 września wicedyrektor gabinetu ministra, Seweryn Sokołowski, przedstawił plan organizacji resortu na czas wojny, dokonując podziału personelu na sztab ścisły i rzut drugi9. Polecenie przygotowania się do ewakuacji kierownictwo tego resortu otrzymało tuż po północy5 września. Jeszcze gorzej ponoć sytuacja wyglądała w Najwyższej Izbie Kontroli (NIK), gdzie nastroje panikar- skie szerzył sam jej szef gen. Jakub Krzemieński, który o podjęciu przygotowań do ewakuacji został powiadomiony przez premiera 4 września ok. godz. 11.00. Pracownik NIK Mieczysław Dębski później wspominał: „[...] Na pożegnanie powiedziałem prezesowi Krzemieńskiemu, że Najwyższa
8 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s. 15-16.
9 J. S z e m b e k , Diariusz wrzesień-grudzień 1939, Warszawa 1989, s. 26.
Izba Kontroli za nieprzygotowanie się Polski do wojny ponosi swoją część odpowiedzialności, gdyż w stosunku do spraw wojskowych kontrola, moim zdaniem, zachowywała się zbyt biernie”10. Decyzje ewakuacyjne zostały zakomunikowane prezesom: Najwyższego Trybunału Administracyjnego — Bronisławowi Hełczyńskiemu i Sądu Najwyższego — Leonowi Supińskiemu. Za ogromny błąd należy uznać wydanie przez Ministerstwo Poczt i Telegrafów rozkazu ewakuacyjnego dyrekcji Polskiej Agencji Spółki Telefonicznej, a co gorsza, znacznej części personelu technicznego. Wywołało to chaos w warszawskim węźle łączności; podobny rozgardiasz miał zresztą panować także wśród ewakuowanego personelu, nad którym kierownictwo objął Władysław Gąsecki. „Zapanował kompletny chaos— wspomina Zygmunt Sosnowski11 — kto właściwie ma być ewakuowany, czy tylko inżynierowie, technicy, czy również obsługa central telefonicznych, które przecież działały w coraz cięższych warunkach i trzeba było usuwać uszkodzenia, aby nie doprowadzić do unieruchomienia central”. Ostatecznie wśród ewakuowanych znaleźli się inżynierowie, technicy i w dużej liczbie monterzy, razem ok. 120 osób. Część po stwierdzeniu bezsensu tej eskapady powróciła do Warszawy.
Najgorzej było z ewakuacją akt. Oto opis wydarzeń z Ministerstwa Skarbu: „[...] Urzędnik kierujący ewakuacją miał bezwzględne polecenie wywiezienia wszystkich akt, a ponieważ nie miał do tego odpowiednich środków lokomocji ściągał z ulic różne dorożki i furki chłopskie, ładował na nie skrzynie z aktami, sadzał na nich po jednym lub dwóch urzędników i wysyłał za Wisłę. Te akta rozsiały
10 M. D ę b s k i , Fragment pamiętnika dotyczący działalności Batalionów Pracy w obronie Warszawy, w: Cywilna obrona Warszawy, s. 159.
11 Z. S o s n o w s k i , Wspomnienia o działalności Telegrafów Warszawskich w obronie Warszawy we wrześniu 1939 r.. Ibidem, s. 382.
się potem gdzieś na wschód od Warszawy. Biura Minister- stwa Skarbu nie miały się już nigdy zebrać. Ministerstwo przestało istnieć”12.
Pospiesznie przygotowywano się do ewakuacji zapasów złota z Banku Polskiego, za co miał odpowiadać były wiceminister płk Adam Koc. On oraz były minister skarbu płk Ignacy Matuszewski i były minister handlu i przemysłu Henryk Floyar-Rajchman zostali upoważnieni przez wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego do wywiezienia ze stolicy zapasu złota Banku Polskiego. Przy pomocy rządu i władz miasta pozyskano niezbędne środki transportu, dzięki czemu złoto mogło zostać wywiezione z miasta w nocy z 4 na 5 września.
Ewakuacja rządu, ministerstw i innych centralnych instytucji państwa rozpoczęła się już nocą z 4 na 5 września. Stolicę opuszczały kolumny poszczególnych ministerstw i innych centralnych instytucji. Pierwsze pociągi ewakuacyjne wskutek zatorów komunikacyjnych wyjechały z Warszawy dopiero 5 września między godz. 5.00 a 6.00 rano, i były narażone na bombardowania lotnicze. Pozostali na miejscu — o czym była mowa — kierownicy tych instytucji (z niewielkimi sztabami operacyjnymi) sami nie wiedzieli, kiedy zostanie zarządzona także i ich ewakuacja. Jednym z najwcześniej ewakuowanych resortów było Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które wyjeżdżało z miasta wraz z częścią korpusu dyplomatycznego; kierowało się do Nałęczowa — pierwszy rzut i Kazimierza nad Wisłą — drugi rzut. O stanie przygotowań tego resortu do ewakuacji niech świadczy następujący opis wiceministra Jana Szembeka: „[...] W Ministerstwie panował nieopisany nieporządek. Całe podwórze zawalone pakami i aktami, autami ciężarowymi, pełne urzędników, woźnych, kobiet i dzieci”13. Minister Beck, który, podobnie jak i część
12 S. Kirkor, Ewakuacja Ministerstwa Skarbu, s. 113.13 J. S z e m b e k, Diariusz, s. 28.
innych ministrów ze ścisłymi sztabami, pozostał na razie w Warszawie, już w nocy z 6 na 7 września otrzymał od premiera Składkowskiego polecenie natychmiastowego opuszczenia miasta; postanowił towarzyszyć Naczelnemu Wodzowi. W panującym harmidrze wydawano niedorzeczne zarządzenia, jak np. o pozostawieniu w Warszawie szyfrów do rozkodowywania zagranicznych depesz. Ewakuacja objęła także najważniejszy personel dyplomatyczny, zwłaszcza ambasadorów Francji i Wielkiej Brytanii. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie zadało sobie nawet trudu, by zapewnić środki transportu i wydać dyspozycje w sprawie ewakuowania całości personelu dyplomatycznego. W placówkach dyplomatycznych z reguły pozostawał personel niższego szczebla wraz z rodzinami i obsługą techniczną. Do tego już 6 września zapadła decyzja o dalszej ewakuacji MSZ, tym razem na Wołyń, w rejon Krzemieńca i Wiśniowca. Wcześniej, jak wiemy, ewakuowało się Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, które podobnie jak i pozostałe resorty przemieszczało się częściowo transportem samochodowym, częściowo zaś specjalnym pociągiem ewakuacyjnym.
Zastanawiająco szybko ewakuowało się Ministerstwo Spraw Wojskowych, przemieszczając się do miejscowości Piaski Luterskie na wschód od Lublina. Czyżby gen. Kasprzyckiemu nie zależało na osobistym kierowaniu wykonaniem zadań postawionych mu przez marsz. Śmigłego, a dotyczących umacniania przepraw przez Wisłę? Czynić to mógł skutecznie tylko w Warszawie, gdzie miał do dyspozycji funkcjonującą jeszcze łączność. Wraz z kierownictwem MSWojsk. ewakuowały się jego agendy, w tym i Kuria Polowa z ks. bp. Józefem Gawliną. W Warszawie pozostał nominowany (nieformalnie) na wikariusza generalnego ks. mjr Stefan Kowalczyk, sprawujący opiekę nad prokatedrą wojskową. Ewakuacja objęła wiele instytucji wojska, w tym szpitale wojskowe: centralny i okręgowy, co
poważnie utrudniło leczenie licznie napływających do Itolicy rannych żołnierzy, zwłaszcza z rozbitych Armii „Modlin” i „Łódź”. Ewakuowało się i Archiwum Wojskowe, pozostawiając niezabezpieczone, zdeponowane w forcie Legionów — siedzibie Archiwum Wojskowego przy ul. Zakroczymskiej — wiele akt, a wśród nich dokumenty Oddziału II Sztabu Głównego. Te ostatnie posłużyły Niemcom do rozpracowania i likwidacji polskiej sieci agenturalnej w Rzeszy, a po wojnie, przejęte przez Armię Czerwoną w Gdańsku Oliwie, były wykorzystywane przez radzieckie organa bezpieczeństwa. Według relacji szefa tego archiwum mjr. Bolesława Waligóry decyzję o natychmiastowej ewakuacji kierowanej przez niego instytucji otrzymał 5 września wieczorem od szefa Wojskowego Biura Historycznego płk. Bronisława Rakowskiego z poleceniem „[...] zabrania ze sobą akt GISZ niedawno oddanych Arch. Wojskowemu oraz oficerów Arch. Wojskowego i urzędników mających karty mob. z niebieskim paskiem”14. Faktycznie nie poczyniono niezbędnych przygotowań służących właściwemu zabezpieczeniu pozostawionych akt, co więcej, wcześniej nie opracowano planów takich działań.
Propozycja ewakuacji Sztabu Głównego, co oznaczałoby wyjazd ze stolicy także Kwatery Głównej Naczelnego Wodza, była rozpatrywana już 5 września. W tym dniu wiążących decyzji jednak nie podjęto.
Bardzo negatywnie przyjęli warszawiacy wieść o ewakuacji komisarza rządu na m.st. Warszawę, Władysława Jaroszewicza. Jego przykład okazał się zaraźliwy dla aparatu administracyjnego miasta i części stołecznej Policji Państwowej, a nawet dla niektórych jednostek Straży Ogniowej. Co więcej, z upoważnienia premiera miał
14 Sprawozdanie mjr. Bolesława Waligóry pt. Archiwum Wojskowe od 31 sierpnia 1939 r. do 17 listopada 1939 r., w; „Rocznik Archiwalno- Historyczny Centralnego Archiwum Wojskowego” 2008, nr 1/30 (fotokopia).
on żądać ewakuacji Zarządu Miasta Warszawy z prezydentem Starzyńskim, ale ten kategorycznie odmówił, uzasadniając to słowami:
„[...] Wbrew decyzjom rządu zdecydowałem się pozostać w mieście. Nie jestem prezydentem miasta z wyboru ludności, ale mam obowiązek działać w jej interesie i pozostać na jej służbie. Nie mogę pozostawić ludności bez organizacji i organu kierowniczego. Sprzeciwiłem się woli ministra”15.
Opuszczenie stolicy przez komisarza rządu godziło w system funkcjonowania miasta, zabrakło bowiem organu nadzorującego i integrującego działalność służb miejskich i organów administracji państwowej. Sytuacja wymagała nowych uregulowań, które zresztą niebawem zostały wprowadzone w życie.
Spektakularny charakter miała przebiegająca pod egidą premiera Składkowskiego ewakuacja Prezydium Rady Ministrów, chociaż on sam przez jakiś czas pozostawał jeszcze w stolicy. W godzinach rannych 5 września, w trakcie oczekiwania na kolumnę samochodów ewakuacyjnych, personel tej instytucji brał udział w uroczystym nabożeństwie odprawionym przez prymasa kardynała Augusta Hlonda za pomyślność armii polskiej. Po nabożeństwie premier przekazał prasie odezwę do narodu z apelemo zachowanie spokoju(!). Ewakuacja objęła także i te urzędy i instytucje, które nie miały istotnego znaczenia dla funkcjonowania państwa w warunkach wojny, jak na przykład urzędy — centralny i okręgowy — Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Notabene kierujący tą organizacją znany generał Leon Berbecki podobno opuszczał stolicę w przeświadczeniu, że nie będzie ona broniona. Zapadła także decyzja o przeniesieniu Dyrekcji Naczelnej „Polskiego Radia” do Lublina; w Warszawie pozostała
15 J. Kul s k i , Stefan Starzyński w mojej pamięci, Warszawa 1990, s. 95-96.
tylko garstka radiowców kierowanych przez Edmunda Rudnickiego, kierownika redakcji muzycznej. Do tego dyrektor Konrad Libicki nakazał wysadzenie radiostacji w Raszynie emitującej program pierwszy „Polskiego Radia”, co znacznie ograniczyło zasięg jego oddziaływania w czasie obrony miasta. Funkcjonowała tylko umieszczona w Forcie Mokotowskim radiostacja „Warszawa II”.
Decyzją rządu wszystkim ewakuowanym urzędnikom wypłacano 3-miesięczne pobory. Nastrój podniecenia w Warszawie wzmógł się po konferencji prasowej zwołanej 5 września przez ministra propagandy, byłego wojewodę śląskiego, Michała Grażyńskiego, który zapowiedział natychmiastową ewakuację centralnych urzędów wraz z wspomagającym je aparatem propagandy. Miał on oświadczyć: „wywiezione ma być wszystko, wyjadą urzędy i urzędnicy; wyjedzie rząd i zabrać chce ze sobą «sztaby partyjne» i prasę, jako ważną amunicję duchową, maszyny rotacyjne mają być zdemontowane i załadowane do drogi, i to natychmiast, bez zwłoki, jeszcze tej nocy”16. Za zapowiedziami poszły czyny. Zarządzono także ewakuację redakcji prasy centralnej, w efekcie czego w stolicy pozostały tylko dwa zespoły redakcyjne, w tym kierowana przez znanego działacza socjalistycznego Mieczysława Niedziałkowskiego redakcja „Robotnika”. Takie nieodpowiedzialne, wręcz panikarskie wypowiedzi i oświadczenia, jak i towarzyszący im chaos ewakuacyjny, sprzyjały budzeniu się nastrojów panikar- skich w mieście, co z kolei poważnie dezorganizowało przygotowania obronne. Powszechnie uważano, że nie będzie ono bronione. Ewakuacja urzędów centralnych miała też wpływ na osłabienie obrony przeciwlotniczej miasta spowodowane — o czym będzie jeszcze mowa
16 Cyt. za: M.M. Drozdowsk i , Alarm dla Warszawy, s. 103.
— przebazowaniem na wschód Brygady Pościgowej oraz uszczupleniem rozmieszczonej w nim artylerii przeciwlotniczej.
W nocy z 5 na 6 września ewakuował się prezydent RP Ignacy Mościcki z personelem swego urzędu do miejscowości nomen omen Samoklęski pod Lubartowem, a następnie daleko na wschód do Ołdyki pod Łuckiem, gdzie rozgościł się w zamku księcia Radziwiłła. Ludność Warszawy była wzburzona i rozgoryczona ucieczką przywódców państwa.
„W opinii publicznej stolicy — że zacytujemy autorów wydanego na emigracji dzieła — ewakuację władz i instytucji państwowych utożsamiano z decyzją oddania Warszawy Niemcom bez walki. Walnie przyczyniły się do tego cechy zewnętrzne ewakuacji: nagłość, tajemniczość, masowe palenie akt, nerwowy nastrój, chaotyczność, dzięki czemu cała akcja robiła na postronnych raczej wrażenie ucieczki”17.
Wieczorem 6 września ze stolicy wyjechali premier i Naczelny Wódz. Towarzyszyły im ścisłe kierownictwa ministerstw, co de facto oznaczało całkowite opuszczenie miasta przez kierownictwo polityczne i wojskowe kraju.
Ulica warszawska reagowała dwojako: część podatna na panikę ulegała psychozie nadciągającej katastrofy i samorzutnie rzuciła się do ucieczki, znaczna większość, która zdecydowała się pozostać w mieście, wyrażała dezaprobatę dla poczynań kierownictwa państwa i wojska. Tym bardziej, że jeszcze tego samego dnia miasto zaczęli opuszczać kolejni dygnitarze i to zarówno szczebla centralnego, jak i lokalnego. Ewakuował się komendant główny Policji Państwowej gen. Józef Kordian-Zamorski (ze swym ścisłym sztabem), a jego śladem podążył dywizjon konny Policji Państwowej, który przemieścił się do Radzynia. Zmotory
17 Polskie Siły Zbrojne, t. I, cz. 2, s. 348.
zowany batalion policji, tzw. golędzinowski, przeniósł się do Łucka. Na miejscu za to pozostały struktury lokalne policji: komenda stołeczna i komisariaty dzielnicowe.
Trwająca przez cały dzień i noc 6 września ewakuacja urzędów i instytucji powodowała liczne zatory komunikacyjne na głównych arteriach miejskich. Stolica została też pozbawiona części taboru miejskiego. Tymczasem jeszcze w tym dniu marsz. Smigły-Rydz wobec sytuacji na froncie nakazał zmianę kierunku ewakuacji urzędów cywilnych; miały one zmierzać nie jak dotychczas — w okolice Lublina, lecz do rejonu Łuck-Dubno-Równe. Stąd większość eszelonów rządowych nie zatrzymała się w rejonie Lublina, lecz podążała dalej na wschód — do Łucka i Dubna na Wołyniu. Ministerstwo Spraw Zagranicznych i dyplomaci zagraniczni byli kierowani do Krzemieńca. Sytuacja oznaczała praktycznie atrofię centralnego systemu kierowania państwem. Jednocześnie zapadła decyzja o ewakuacji Kwatery Głównej Naczelnego Wodza do Brześcia nad Bugiem. W stolicy pozostać miała tylko ekspozytura tego dowództwa.
Prezydent miasta Starzyński w oficjalnych enuncjacjach nazywał ten exodus dość oględnie „tragiczną pomyłką ewakuacyjną”. Natomiast w rozmowach prywatnych decyzje o ewakuacji potępiał bardzo ostro18.
Prawdziwy szok wywołała jednak ewakuacja w nocy z 6 na 7 września do Brześcia nad Bugiem Kwatery Głównej Naczelnego Wodza i samego marsz. Smigłego- -Rydza. Pierwszym eszelonem ewakuacyjnym, liczącym kilkadziesiąt samochodów, wyjechał Sztab Naczelnego Wodza oraz dowództwa wojsk ze swoimi sztabami. W następnym rzucie — kolejowym — kompania batalionu sztabowego, kompania łączności i oddział ochronny żandarmerii. W kolejnym rzucie samochodowym zostało
18 M. Po rwi t , Obrona Warszawy, s . 38 .
ewakuowanych 126 oficerów i 522 szeregowych. Gen. Tadeusz Malinowski, I zastępca szefa Sztabu Głównego, tak zapamiętał okoliczności towarzyszące temu wydarzeniu:
„[...] Około 22 kolumna kilkudziesięciu samochodów wyjeżdża w zupełnych ciemnościach. Ja jadę w 2 samochody — przepchać się trudno, miasto zupełnie ciemne. [...] Jedziemy wolno po ciemku. Mokotowską, Nowym Światem, Alejami Jerozolimskimi do mostu. [...] Na Pradze zator, korek zupełny, wymijanie w ciemności, setki samochodów ciężkich stoją pomieszanych z osobo-
• »110wymi .W dyspozycji Dowództwa Obrony Warszawy pozo
stawiono jedynie dwie kompanie asystencyjne oraz cztery plutony cekaemów. Bardzo niekorzystny wpływ na system dowodzenia obroną miasta miała rozpoczęta i to już6 września ewakuacja DOK I (część komórek tego dowództwa jeszcze przez kilka dni przebywała na Pradze); podążało ono w kierunku Lwowa. Ewakuacja DOK nie tylko komplikowała zaopatrywanie formacji podległych Dowództwu Obrony Warszawy, ale też, a może przede wszystkim, pozbawiała obrońców dwóch największych, ewakuowanych jednocześnie warszawskich szpitali wojskowych Okręgowego i Ujazdowskiego.
Wieczorem 6 września zaistniało wydarzenie o ogromnych konsekwencjach dla ludności Warszawy. Otóż w wygłoszonym wówczas przemówieniu radiowym szef propagandy Naczelnego Wodza ppłk Roman Umiastowski oświa- dczył: „[...] Obywatele! Spieszcie do budowy barykad i zapór. Stawcie się natychmiast w wyznaczonych punktach”. Po czym poinformował, że wszyscy mężczyźni zdolni do noszenia broni, a do tej pory niezmobilizowani, mają niezwłocznie opuścić stolicę i udawać się na wschód, gdzie będą wcielani do wojska. Przemówienie spowodowało
19 T. M a 1 i n o w s k i, Kampania wrześniowa, s. 110.
wybuch paniki w mieście. Spodziewano się szybkiego wkroczenia Niemców do Warszawy i decyzji władz o poddaniu miasta. Oliwy do ognia dolało krótkie oświadczenie premiera: „Rząd opuszcza Warszawę. Do widzenia po zwycięskiej wojnie”20.
Na wystąpienie ppłk. Umiastowskiego natychmiast zareagowało Dowództwo Obrony Warszawy, interweniując u reprezentującego Naczelnego Wodza jego szefa sztabu gen. W. Stachiewicza. W efekcie 7 wrześniao godz. 3.00 radio ogłosiło rozkaz Naczelnego Wodza wstrzymujący ewakuację mężczyzn z Warszawy. Również gen. Czuma zwrócił się do mieszkańców stolicy z wyjaśnieniem: „[...] Władze cywilne zmuszone były do ewakuacji. W ślad za nią rozpoczęła się zbędna ewakuacja ludności miejskiej, która może być potrzebna tu na miejscu”. Paniki jednak zupełnie nie udało się całkowicie powstrzymać; 7 września obserwowano grupki mężczyzn wychodzące z miasta i kierujące się na wschód. To pociągnęło innych mieszkańców stolicy, którzy wprost tarasowali ulice i mosty, ciągnąc w kolumnach na wschód. Warszawa zobaczyła praktycznie, na czym polega masowy exodus ludności, który ogarnął kraj i te dzielnice, które opuszczało wojsko. Sytuację w pewnym stopniu opanowało płomienne przemówienie Starzyńskiego oraz jego apel, ogłoszony w prasie i na afiszach, o udział społeczeństwa w obronie stolicy. Prezydent miasta, mimo wezwania premiera, by sam wyjechał z rządem, nie tylko nie uległ panice ewakuacyjnej, ale ostro skrytykował tę decyzję. Władzę w mieście praktycznie przejęło Dowództwo Obrony Warszawy. Wydatnie wspomagane przez prezydenta Starzyńskiego, który z ogromnym zaangażowaniem przystąpił do pełnienia obowiązków komisarza cywilnego przy tym dowództwie.
2 0 L . G ł o w a c k i , Obrona Warszawy i Modlina, s . 44 .
Psychoza ewakuacyjna dosięgła nie tylko personel ewakuowanych instytucji. Po cytowanym już niefortunnym apelu ppłk. Umiastowskiego ogarnęła ona i ludność miasta, w tym także dzielnice robotnicze. Miała negatywny wpływ na funkcjonowanie wielu miejskich instytucji użyteczności publicznej. Dezorganizowała tworzony dopiero system obrony miasta, blokowała — o czym była mowa — najważniejsze arterie i ciągi komunikacyjne. Obniżała morale obrońców i tej ludności, która pozostała w mieście. Została jednak dość szybko opanowana przez Dowództwo Obrony Warszawy, którego wysiłki były wspomagane głównie przez Starzyńskiego, a także takich działaczy jak lider socjalistów Mieczysław Niedziałkowski.
W związku ze wspomnianą już nieoczekiwaną ewakuacją DOK I zaszła konieczność powołania przez gen. Czumę specjalnej komórki (na czele z ppłk. Władysławem Winiarskim i mjr. Juliuszem Ulatowskim) z zadaniem rozpoznawania i zagospodarowywania opuszczonych składnic i magazynów wojskowych. Inna komórka (kierował nią mjr Władysław Płóciennik) zajmowała się przeglądem zawartości zatrzymanych w okolicach stolicy transportów ewakuacyjnych pod kątem ich przydatności do obrony miasta. Nieoceniona okazała się pomoc kwatermistrza DOK I, płk. Jana Hyca, który, pozostawszy z własnej woli w Warszawie, uczynił wiele dla materiałowego przygotowania obrony miasta.
SYTUACJA MILITARNA NA PODEJŚCIACH DO WARSZAWY
Wczesnym rankiem 1 września Niemcy hitlerowskie zaatakowały Polskę. Pierwsze bomby Luftwaffe spadły na bezbronne miasto Wieluń. Kriegsmarine zaatakowała Westerplatte. Niemieckie lotnictwo w tym dniu bombardowało już stolicę, ale nie wyrządziło to jej poważniejszych szkód. Do natarcia przystąpiły też wojska lądowe Wehrmachtu. Główne zadanie, zgodnie z planem „Weiss”, realizowała Grupa Armii „Południe”. Wojskom tej armii, poza okrążeniem i rozbiciem głównych sił polskich rozwiniętych na zachód od Wisły, wyznaczono także zadanie zajęcia stolicy Polski — Warszawy. Zadanie przełamania polskiego frontu na styku armii „Łódź” i „Kraków” przypadło przede wszystkim 10. Armii, mającej w swym składzie duże zgrupowania wojsk szybkich (dywizje pancerne, lekkie i zmotoryzowane). W pasie obrony Armii „Łódź” nacierała też 8. Armia, a lewe skrzydło Armii „Kraków” i pas obrony Armii „Karpaty” były atakowane przez 14. Armię. Grupa Armii „Północ” miała za zadanie doprowadzić do połączenia Pomorza z Prusami Wschodnimi (4. Armia) i przełamać polską obronę w pasie działania Armii „Modlin” (3. Armia), a następnie, w razie zaistnienia konieczności zaciągnięcia kleszczy okrążenia na zachód od Bugu, móc tego dokonać
wojskami szybkimi 4. Armii. Obie armie miały wzdłuż Wisły kierować swoje wojska na Warszawę.
Już w pierwszym dniu wojny Niemcy, mając całkowite panowanie w powietrzu, zmusili polskie wojska lądowe do cofania się na główną pozycję obrony, a nawet gdzieniegdzie ją przełamali. 2 września wojska lądowe przeciwnika osiągnęły kolejne sukcesy terenowe. 10. Korpus Armijny gen. Wilhelma von Ulexa z 8. Armii zdobył przyczółek na Prośnie, a nacierający na Sieradz XIII Korpus Armijny gen. Maximiliana von Weischa sforsował Wartę. Zmusiło to dowódcę Armii „Łódź” gen. Juliusza Rómmla, zresztą za zgodą marsz. Śmigłego-Rydza, do wycofania związków taktycznych nad Wartę i Widawkę, co oznaczało opuszczenie wysuniętych pozycji głównej linii obrony. Niemcy utrudniali ten manewr przez przeskrzydlanie cofających się polskich związków taktycznych. Ciężkie walki prowadzono 4 września nad Wartą i Widawką. Ostatecznie przeciwnikowi w dniach 5 i 6 września udało się przełamać opór sił polskich na linii tych rzek i zmusić je do odwrotu na Głowno i Skierniewice.
W bardzo trudnej sytuacji, i to już 1 września, znalazła się Armia „Kraków”, atakowana zarówno przez główne siły 10. Armii, jak i część formacji 14. Armii. Kryzys zaistniał w sektorze obrony rozmieszczonej na prawym skrzydle tej armii, w rejonie Częstochowy 7. DP (dowódca gen. Janusz Gąsiorowski) i sąsiadującej z nią Krakowskiej Brygady Kawalerii (BK). Nacierające tam dywizje pancerne z XVI Korpusu Pancernego gen. Ericha Hoepnera i dywizje piechoty z IV Korpusu Armijnego gen. Victora von Schwedlera przełamały główną pozycję obrony, zagrażając obejściem od północy fortyfikacji Górnego Śląska. Od południa dokonywał tego VIII Korpus Armijny gen. Ernsta Buscha, co groziło okrążeniem wojsk Grupy Operacyjnej „Śląsk” gen. Jana Jagmina-Sadowskiego, jak też otwarciem sobie przez dywizje pancerne drogi
do działań wyprowadzających na tyły polskiego ugrupowania obronnego, a nawet zajęcia niebronionej Warszawy. Silny nacisk przeciwnika był także odczuwany w pasie obrony Grupy Operacyjnej „Bielsko” gen. Mieczysława Boruty-Spiechowicza. Dowódca Armii „Kraków” gen. Antoni Szylling usiłował ratować sytuację przez skierowanie do walki swego odwodu, w tym 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej płk. Stanisława Maczka, ale nie doprowadziło to do stabilizacji linii frontu.
Już 1 września formacje pancerne XVI KPanc. wchodziły w lukę powstałą w pasie obrony między 7. DP a Krakowską BK. Dla ratowania położenia Naczelny Wódz podporządkował gen. Szyllingowi 22. DP płk. Leopolda Endel-Ragisa. Tymczasem rozszerzała się luka w polskim ugrupowaniu obronnym na styku Armii „Kraków” i „Łódź”. Lewe skrzydło tej ostatniej zajmowała Wołyńska BK. Przyjąć można, że już 1 września niemiecki XVI KPanc. przełamał główną linię polskiej obrony i uzyskał możliwość wyjścia na tyły wojsk polskich, kierując 1. DPanc. nad Wartę, a 4. DPanc. na Radomsko-Piotrków Trybunalski. Możliwe to było ostatecznie po całkowitym rozbiciu 7. DP.
Duże sukcesy w tym dniu, jak i w dniach kolejnych odnotowała także 4. Armia niemiecka. Skierowała ona do pierwszego rzutu trzy korpusy, uderzając w pasie od Chojnic po Piłę na pozycje bronione przez 9. DP płk. Józefa Werobeja i część Grupy Operacyjnej „Czersk” gen. Stanisława Grzmota-Skotnickiego. XIX Korpus Pancerny gen. Heinza von Guderiana w pierwszym dniu wojny uderzał przez Sępólno, Pruszcz i Swiecie, by wyjść na linię Wisły między Swieciem a Grudziądzem. Celem było przepołowienie korytarza i odcięcie znajdujących się na północ od tej linii wojsk Armii „Pomorze”. Już 1 września 3. DPanc. przedarła się przez Sępólno na wschodni skraj Borów Tucholskich, czyli na głębokie tyły prawego skrzydła Armii „Pomorze” gen. Bortnowskiego. Chcąc temu zapobiec,
dowódca armii zamierzał wykonać przeciwuderzenie siłami9. DP i 27. DP gen. Juliusza Drapelli. Okazało się to jednak niemożliwe wobec nowych zadań, jakie otrzymała dywizja gen. Drapelli. Powrócono do tej idei nazajutrz, 2 września, ale do współdziałania obu tych dywizji nie doszło, a ich osamotnione natarcia zakończyły się niepowodzeniem1. Największą troską dowódcy Armii „Pomorze” było wycofanie tej części wojsk, które znalazły się na północ od niemieckiego włamania, a którym groziło odcięcie i zniszczenie. Do 4 września zostały okrążone, a następnie rozbite, znajdujące się tam dywizje: 9. i 27. DP, Pomorska BK i bataliony Obrony Narodowej. Armia „Pomorze” bezpowrotnie utraciła 1/3 swoich sił. Do tego przeciwnik osiągnął to przy niskich stratach własnych; gen. Guderian straty te szacuje na 150 zabitych i 700 rannych2. 4. Armii udało się
sjuż 3 września dotrzeć nad Wisłę pod Swieciem, a nazajutrz przeprawić część wojsk przez tę rzekę i następnie, wzdłuż jej prawego brzegu, kierować się na Płock-Modlin. Mogło to zagrozić Warszawie. Niemcy uzyskali połączenie lądowe z Prusami Wschodnimi, Polska zaś została odcięta od morza. Kolejny korpus tej armii ruszył przez Bydgoszcz na Włocławek, czyli także znajdował się na kierunku wyprowadzającym na stolicę Polski, a pancemiacy Guderiana zostali przeprawieni do Prus Wschodnich z zadaniami do kolejnych operacji. Wobec bardzo trudnego położenia Armii „Pomorze” Naczelne Dowództwo WP już rankiem 2 września było skłonne nakazać jej odskok w głąb kraju, lecz kierowała się ona na Kutno, zbliżając się do pozycji Armii „Poznań”, która dotychczas nie była atakowana.
W tym czasie 3. Armia z podstaw wyjściowych w Prusach Wschodnich nacierała w pasie od Grudziądza po Myszyniec, a jej główne uderzenie było skierowane na Mławę: 1. Korpus Armijny gen. Waltera Petzela atakował
1 Polski czyn zbrojny w II wojnie światowej. Wojna obronna, s. 347-349.2 H. G u d e r i a n , Wspomnienia żołnierza, Warszawa 1991, s. 62.
pozycje bronione przez 20. DP płk. Wilhelma Liszki- -Lawicza i Przasnysz; Korpus „Wodrig” gen. A. Wodriga nacierał na linie obronne Mazowieckiej BK płk. Jana Karcza, a XXI Korpus Armijny gen. A. von Falkenhorsta— na pozycje nad rzeką Osą i jeziorem Mełno, zajmowane przez Grupę Operacyjną gen. Mikołaja Bołtucia z Armii „Pomorze”. Na pozycjach obronnych pod Mławą, dość dobrze rozbudowanych od strony inżynieryjnej, Niemcy napotkali zdecydowany opór. O wiele większe powodzenie przeciwnik uzyskał zaś na drugim kierunku natarcia, gdzie udało mu się przełamać pozycje obronne 20. DP i w ten sposób zagrozić jej tyłom. Polacy zostali zmuszeni na tym kierunku do wycofania się i zajęcia nowej linii obronnej. Pozycja mławska broniła się do 4 września. Nacisku przeciwnika nie odczuwała zaś Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew” gen. Czesława Młota-Fijałkowskiego; nie przejawiała jednak inicjatywy udzielenia pomocy Armii „Modlin”, czy też wyprowadzania własnych natarć. Z kolei XXI Korpus Armijny toczył zacięte walki z Grupą Operacyjną gen. Mikołaja Bołtucia (4. i 16. DP). W walkach tych Polacy ponieśli duże straty, ale nie dali się rozbić.
Załamanie obrony Armii „Modlin” nastąpiło 4 września. Najpierw kryzys zaistniał w 8. DP (dowódca płk Teodor Furgalski), którą dowódca armii z odwodu kierował ku pozycjom zajmowanym przez 20. DP. Przemarsz odbywający się w dzień spowodował bardzo silne bombardowanie przez Luftwaffe polskich kolumn, w czego wyniku dywizja uległa częściowemu rozprzężeniu i nie przedstawiała już większej wartości bojowej. Z kolei 20. DP za późno wycofana z pozycji pod Mławą, a w dodatku za dnia, została także mocno poturbowana przez lotnictwo niemieckie i utraciła wartość bojową. Tak oto dwa podstawowe związki taktyczne tej armii zostały rozbite, a ich resztki kierowały się ku mostom na Wiśle w Płocku i Modlinie; pozostała gen. Krukowiczowi-Przedrzymirskiemu już tylko
kawaleria. Droga marszu 3. Armii na Warszawę była pozbawiona większych przeszkód, poza zagrożeniem, jakie stanowiła rozlokowana nad Narwią Grupa Operacyjna (GO) „Wyszków”, dowodzona przez gen. Wincentego Kowalskiego. Dla ratowania sytuacji wojsk wysuniętych na północ od Narwi zostały wydane rozkazy do uruchomienia uderzenia z linii Narwi siłami 1. DPLeg., 33. i 41. DP z GO „Wyszków”, przy współdziałaniu z 18. DP płk. Stefana Kosseckiego. Ponieważ do tego uderzenia nie doszło (o czym dalej), tym samym załamał się plan obrony pozycji osłaniających stolicę od północy przez wojska, które zabezpieczały kierunek z Prus Wschodnich.
Już 2 września załamał się polski plan wojny z Niemcami. Niepowodzenia pod Częstochową spowodowały, że zamysł odchodzenia wojsk z pozycji głównej zasadzający się na założeniu, że Armia „Kraków” będzie stanowić oś obrotu (pivot) ruchu odwrotowego całego frontu, przestał być realny. Marsz. Smigły-Rydz, wobec niemożliwości wejścia do walki odwodu, którym była Armia „Prusy” (nie udało się jej ześrodkować), postanowił podzielić go na dwa zgrupowania: północne, dowodzone przez gen. Jana Kruszewskiego i południowe na czele z gen. Stanisławem Skwarczyńskim. Pierwsze z nich miało bronić kierunku na Warszawę, drugie zaś, koncentrując się w rejonie Skarżys- ko-Radom — na Dęblin. Armie „Łódź”, „Poznań” i „Pomorze” całością sił miały obsadzić pozycję główną3. Wieczorem tego dnia, na drugą już prośbę gen. Antoniego Szyllinga, Naczelny Wódz wyraził zgodę na rozpoczęcie odwrotu przez Armię „Kraków”, co ostatecznie burzyło ideę planu wojny z Niemcami. Cofanie się tej armii powodowało powstawanie między nią a Armią „Łódź” luki, przez którą wdzierały się niemieckie kolumny wojsk
3 W. S t a c h i e w i c z , Z relacji szefa sztabu Naczelnego Wodza. Zasadnicze decyzje Naczelnego Wodza w ciągu kampanii wrześniowej, w : Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, s . 5 5 .
szybkich. Powstałą sytuację jednoznacznie ocenił potem płk Jaklicz: „[...] Ponieważ Naczelny Wódz — czytamy w jego relacji — nie powziął zasadniczej decyzji odejścia całokształtu armii za Wisłę, los armii «Poznań», «Pomorze» i «Łódź» został przypieczętowany. [...] W moim przekonaniu w tym dniu przegraliśmy możliwość prowadzenia dalszej wojny”4. Opinia ta wymaga komentarza. Niewątpliwie nie można kwestionować jej zasadności, jeśli chodzio ocenę decyzji pozostawienia wymienionych armii na zajmowanych pozycjach. Jednocześnie jednak potwierdza ona nierealność założeń, na jakich był budowany polski plan wojny z Niemcami, a odpowiadał za to i jego współtwórca, a jednocześnie autor powyższej opinii płk Jaklicz. Cóż to był bowiem za plan, który umożliwił przesądzenie losów wojny już w drugiej dobie jej trwania? Odtąd kierowanie działaniami ze strony marsz. Smigłego- -Rydza — jeśli w ogóle można jeszcze mówić o kierowaniu— opierało się na improwizacji z wszelkimi jej negatywnymi skutkami. W tym dniu dostrzeżono też możliwość szybkiego zajęcia przez Niemców stolicy, co wymuszało pospieszne improwizowanie jej obrony.
Analizowaną powyżej decyzję Naczelnego Wodza można więc uznać za co najmniej niefortunną. Przesądzała ona bowiem o wyniku wojny, a ponadto skazywała odizolowane polskie armie na nieuchronne zniszczenie.
Tymczasem dowódca Grupy Armii „Południe” gen. Gerd von Rundstedt, oceniwszy już 3 września trafnie szansę, jaka się pojawiła po rozerwaniu zwartej polskiej obrony, w powstałą w niej lukę wprowadził ze składu 10. Armii gen. Waltera Reichenaua obie dywizje pancerne XVI Korpusu Pancernego gen. Ericha Hoepnera (1. i 4. DPanc.) z zadaniem natarcia w kierunku na Piotrków Trybunalski, a 2. i 3. DLek. z XV Korpusu Armijnego gen. Hermanna
4 J . J a k l i c z , Plan operacyjny Naczelnego Wodza, Ibidem, s. 83.
Hotha — na Kielce. Doszedł on do przeświadczenia, że dowództwo polskie nie ma zamiaru doprowadzenia do rozstrzygającej bitwy, lecz zamierza wycofać się za Wisłę i San, by dopiero na tej linii stawić opór. Tymczasem Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych (OKH) nakazało ścisłą realizację założeń planu „Weiss”. Poprawki do tego planu wprowadzono jednak 5 września, nakazując 14. Armii sforsowanie Sanu i kierowanie wojsk po wschodniej stronie Wisły na Lublin, czyli z zamiarem okrążenia wojsk polskich na wschód od Wisły5.
Już po trzech dniach wojny Niemcy mogli z satysfakcją stwierdzić, że ich plan dwustronnego okrążenia wojsk polskich rozmieszczonych na zachód od Wisły miał realne szanse powodzenia. Siłom niemieckim udało się rozbić w tym czasie 5 polskich dywizji piechoty i jedną brygadę kawalerii.
Zachęcony powodzeniem przeciwnik kontynuował szybkie działania ofensywne na wielu kierunkach. 4 września rozpoczęła się zasadnicza bitwa Armii „Łódź” o utrzymanie pozycji nad Wartą. Marszałek Smigły-Rydz odrzucił sugestie gen. Kutrzeby z 3 września, by wobec braku nacisku przeciwnika na jego wojska (17. i 25. DP, Wielkopolska BK) zezwolił mu na zmontowanie uderzenia na Sieradz dla odciążenia nacisku na Armię „Łódź”. Naczelny Wódz kategorycznie odmówił, nakazując jednocześnie zejście tej armii na główną pozycję obrony6. Trwał odwrót na wschód Armii „Kraków”. Zostały przełamane linie obronne Armii „Karpaty”. Naczelny Wódz, dostrzegając realne zagrożenie przepraw na Wiśle, zanim dotrą do rzeki cofające się własne armie, nakazał 4 września utworzenie Armii „Lublin” pod dowództwem gen. dyw. Tadeusza Piskora, z zada
5 Wojna obronna Polski. Wybór źródeł, s. 559.6 T. K u t r z e b a , Bitwa nad Bzurą 9-22 września 1939 r. Przyczynek
do historii kampanii polsko-niemieckiej na obszarze Poznari-Warszawa we wrześniu 1939 r., Warszawa 1957, s. 54.
niem obrony linii tej rzeki w pasie od Pilicy po Sandomierz7. Duże zagrożenie stwarzały też działania maszerującego na Przemyśl XXII KPanc. gen. Ewalda von Kleista z 14. Armii gen. Wilhelma Lista. Widmo okrążenia głównych sił polskich stawało się coraz realniejsze.
Marszałek Smigły-Rydz jeszcze próbował ratować sytuację przez zamysł z 4 września uderzenia częścią sił Armii „Łódź” i Armią „Prusy” w kierunku na Częstochowę dla zablokowania marszu kolumn pancernych wroga, ale nie było to realne wobec częściowego pobicia wojsk gen. Rómmla i opóźnień w koncentracji sił gen. Dęba-Biemac- kiego. Trwał odwrót Armii „Kraków”, która po opuszczeniu Górnego Śląska, 5 września wycofała się też z Krakowa, by po dwóch dniach, 7 września wieczorem, dotrzeć częścią sił do Nidy.
Tymczasem XVI Korpus Pancerny, mając w pierwszym rzucie 1. i 4. DPanc., a w drugim — 14. i 31. DP, zagonami pancernymi już 3 września osiągnął rejon Radoms- ko-Kamieńsk. Stwarzało to duże zagrożenie dla Piotrkowa Trybunalskiego, czyli tyłów Armii „Łódź”. Chcąc temu zapobiec gen. Rómmel już 2 września na odcinek Borowa Góra-Rozprza, dotychczas obsadzany zaledwie przez7. samodzielny batalion cekaemów, dywizjon artylerii i batalion marszowy, skierował z odwodu 2. ppLeg. (dowódca płk Ludwik Czyżewski) z jednym dywizjonem artylerii. Pułkownikowi Czyżewskiemu podporządkowano także bataliony marszowe oraz 146 pp. Wartość bojową tego ośrodka obrony wydatnie podniosło skierowanie do niego 301. batalionu czołgów (49 czołgów 7TP) dowodzonego przez mjr. Edmunda Karpowa. Przystąpiono też do inżynieryjnej rozbudowy rejonu obrony. W nocy z 3 na 4 września Wołyńska BK dokonała jednym pułkiem wypadu na zgrupowanie niemieckiej broni pancernej w Kamieńsku
7 S. M a k s i m i e c , Armia Lublin we wrześniu 1939 roku, Warszawa 2006, s. 84-85.
(faktycznie był tam rozlokowany pułk strzelców zmotoryzowanych 1. DPanc.), zadając mu znaczne straty.
Trudna sytuacja panowała w pasie obrony Armii „Łódź” walczącej o utrzymanie pozycji głównej na linii Warty i Widawki. Naczelny Wódz jednak dopiero 5 września nakazał udzielenie jej pomocy przez Armie „Poznań” i „Prusy”. Pierwsza z tych armii miała nacierać siłami 25. DP z przedmościa Koła w kierunku miejscowości Dobra. Po południu tego dnia Marszałek zdecydował się na uruchomienie pozostałych części tej armii, nawet z możliwością podporządkowania jej, poza 26. DP i Podolską BK, gen. Rómmlowi. Armia „Łódź” miała cofać się na południe od Warszawy ku mostom na Wiśle w Górze Kalwarii i Otwocku. Do działań tych nie doszło wskutek załamania się linii obronnych tej armii.
4 września XVI Korpus Pancerny przekroczył Widawkę i siłami 1. DPanc. zbliżał się do polskich pozycji obronnych na linii Rozprza-Jeżów. Nacierała zmotoryzowana piechota wspierana przez artylerię i lotnictwo, ale bez czołgów. Walki trwały kilka godzin i zakończyły się wyparciem Polaków, po czym przeciwnik przeprawił przez Prudkę swoją broń pancerną. Dowódca GO „Piotrków” gen. Wiktor Thommee rzucił do walki batalion czołgów. Ruszył on do kontrataku kolumnami kompanijnymi. Za cenę połowy zniszczonych wozów bojowych marsz na północ niemieckiej kolumny pancernej został powstrzymany. Udział w tym miało też bombardowanie przeprowadzone przez liczący 18 samolotów dywizjon bombowy „Łosi”. Poniósł on straty w sprzęcie, lotnictwo to nie miało bowiem doświadczenia w atakowaniu kolumn pancernych: szkolono je do bombardowań obiektów stałych. Duże straty poniosła polska piechota, która w dużym stopniu uległa demoralizacji i stała się niezdolna do walki. Była to cena za powstrzymanie na jakiś czas rajdu niemieckiej broni pancernej. Czas ten był jednak potrzebny na koncentrację
Armii „Prusy”. W zagrożony sektor przybyły siły Wileńskiej BK płk. Konstantego Druckiego-Lubeckiego, niepełnej 29. DP płk. Ignacego Oziewicza, 13. DP płk. Władysława Kalińskiego i 19. DP gen. Józefa Kwaciszewskiego. Wieczorem otrzymano niepokojącą informację o rozproszeniu przez Niemców 19. DP i 10. DP gen. Franciszka Dindorfa-Ankowicza. Oznaczało to dwustronne przeskrzy- dlenie Armii „Łódź”.
5 września natarcie niemieckiej 4. DPanc. wyszło na polskie pozycje obronne w rejonie Borowej Góry. Zdołano przełamać pierwszą linię obrony. Pozycję jednak, po ciężkich walkach w nocy z 5 na 6 września, utrzymano. Straty Polaków były duże. To one były powodem wycofania 2. ppLeg. do Bełchatowa, gdzie miał być zreorganizowany. Wieczorem czołówki 4. DPanc. zbliżyły się do Piotrkowa Trybunalskiego i zaatakowały pozycje obsadzane przez 86. pp; Polacy i tu ponieśli duże straty. Miasto zostało zajęte przez Niemców w godzinach wieczornych. Zarządzone przez gen. Dęba-Biemackiego natarcie 29. DP na Piotrków zakończyło się niepowodzeniem.
Pozycji pod Tomaszowem Mazowieckim broniła 13. DP, która do wieczora 5 września przyjęła ugrupowanie obronne. Jej przeciwnikiem była 1. DPanc., gdyż 4. DPanc. w tym czasie kierowała się na Ujazd-Lubochnię-Czemiewice. Po południu, przy wsparciu lotnictwa i artylerii, przeciwnik rozpoczął decydujące uderzenie. Po ciężkiej, wyczerpującej walce płk Kaliński podjął przed północą 6 września decyzjęo wycofaniu dywizji na południe od Pilicy. W czasie odwrotu kolumny zostały zaatakowane przez Niemców. Rozbity został 45. pp, przebił się 44. pp płk. Józefa Frączka. Pułk ten następnie obsadził zachodni skraj lasów spalskich, gdzie stoczył kolejne walki. 13. DP przestała stanowić zwarty związek taktyczny, choć jej dowódca usiłował 7 września pozbierać rozproszone pododdziały. Po zwycięskim pojedynku pod Tomaszowem Mazowieckim
XVI Korpus Pancerny miał już wolną drogę na Warszawę. Jego dowódca, jak i dowódca 10. Armii, opierając się na danych z rozpoznania liczyli na zajęcie stolicy Polski z marszu, nie oczekiwali bowiem, iż będzie ona broniona.
Jak wobec tego przedstawiała się sytuacji na innych odcinkach frontu?
Po klęsce, jakiej doznały 4 września 20. i 8. DP z Armii „Modlin”, nie stanowiły one już większej siły bojowej. Z jednostek 8. DP gotowość bojową zachował jedynie 21. pp płk. Stanisława Sosabowskiego. Dowódca 20. DP płk Liszka-Lawicz, jak i dowódca 8. DP płk Furgalski starali się w rejonie Wyszogrodu zbierać resztki swych wojsk. Weszły one w skład Grupy Operacyjnej gen. Władysława Andersa. Rozrastał się przyczółek modliński, dowodzony przez płk. Wacława Młodzianowskiego, zasilany dość liczną artylerią, w tym najcięższą, oraz zapowiedzią przybycia 5. DP gen. Juliusza Zulaufa, któremu został od 5 września podporządkowany. Tak utworzona Grupa Operacyjna gen. Zulaufa miała zadanie bronić przedmościa Modlina i Zegrza oraz linii Narwi i Bugu między tymi przedmościami. To drugie zadanie powierzono dwóm wzmocnionym batalionom piechoty pod dowództwem płk. Józefa Hoszowskiego. Siły te już 7 września wycofały się za Narew, i wysadziły znajdujący się tam most. Dowodzenie obroną odcinka Wisły w rejonie Wyszogrodu objął gen. Marian Przewłocki. Także i tu wysadzono most. W tym czasie Mazowiecka BK, prowadząc walki opóźniające, cofała się przez Przasnysz i Maków Mazowiecki na Pułtusk, po czym przejęła dozorowanie Narwi od Pułtuska do Serocka.
Fatalne konsekwencje dla obrony linii Narwi wywołało sforsowanie jej przez Niemców 6 września pod Różanem, do czego przyczynił się chaos w dowodzeniu po polskiej stronie, będący skutkiem niejasności co do podporządkowania poszczególnych związków operacyjnych. Narew
była za to broniona w rejonie przyczółka mostowego „Pułtusk” siłami 1. DPLeg. Marszałek Smigły-Rydz nakazywał nawet tej dywizji, wraz z 41. DP, uderzenie dla odrzucenia nacierającego przeciwnika, ale było to zadanie zdezaktualizowane i nierealne, a do tego w nocy z 6 na 7 września, wobec sforsowania przez nieprzyjaciela Narwi pod Różanem, dywizja legionowa została wycofana do Wyszkowa.
Jak wspominaliśmy, 6 września, wobec zagrożenia zajęciem Warszawy przez Niemców, najwyższe władze państwowe i wojskowe opuściły miasto. W nocy z 6 na7 września wyjechał także Naczelny Wódz, ale zanim to uczynił podjął mocno już spóźnioną decyzję o odwrocie za Wisłę Armii „Poznań” i „Pomorze”. Grupa Operacyjna „Wyszków” obsadziła obronę linii Bugu. W tym czasie przedpole środkowej Wisły i Bugo-Narwi było jeszcze wolne od nieprzyjaciela. Nowogrodzka BK gen. Andersa obsadzała przedmoście płockie, ale już nocą z 8 na 9 września wysadziła znajdujący się tam most i kierowała się w stronę Wyszogrodu. W rejonie Modlina koncentrowały się reszki pobitej 20. DP; przeciwnikiem był niemiecki II Korpus Armijny gen. Adolfa Straussa. Linii Wisły i Narwi od Zakroczymia po Serock miała bronić Grupa gen. Zulaufa, a przedmoście modlińskie — 8. DP.9 września dowódca SGO „Narew” gen. Młot-Fijałkowski otrzymał rozkaz odejścia w kierunku południowo-wschodnim. Obrona twierdzy Osowiec została powierzona Grupie „Grodno” gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego. Podobny rozkaz otrzymała Grupa Operacyjna „Wyszków” gen. Kowalskiego.
8 września przebywający jeszcze w Warszawie szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. W. Stachiewicz zwrócił się do marsz. Śmigłego o zgodę na zaproponowany przez gen. Kutrzebę zwrot zaczepny Armii „Poznań”. Marszałek pomysł ten zaaprobował i jeszcze tego samego dnia
wieczorem zezwolił na jego wykonanie. Wówczas gen. Stachiewicz także opuścił Warszawę, udając się do Brześcia nad Bugiem.
Wieczorem 8 września Naczelny Wódz podjął ważną dla losów wojny decyzję, której istotą była próba tworzenia tzw. przedmościa rumuńskiego. Wynikała ona z przekonania, że bez względu na sytuację na zachodnim przedpolu Warszawy, położenie na wschód od Wisły „[...] zmusza— że zacytujemy gen. Stachiewicza — do zwijania całego północnego skrzydła frontu w kierunku południowo-wschodnim, by sprowadzić maksimum sił do południowo-wschodniej części Polski. Tam, w oparciu o Rumunię, był zdecydowany kontynuować walkę i doczekać odciążenia naszego frontu, w związku z mającą nastąpić w najbliższych dniach ofensywą sprzymierzonych na Zachodzie”8.
Dążył wobec tego do wiązania jak największych sił przeciwnika na pozostałych frontach, co miało zapewnić przeciwuderzenie przygotowywane przez gen. Kutrzebę, jak też obrona Warszawy i wielu innych izolowanych ośrodków oporu. Dla realizacji tej koncepcji nakazywano sygnalizowane już wycofanie Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew” i Grupy Operacyjnej „Wyszków”, przesunięcie przez Armię „Lublin” punktu ciężkości swojego ugrupowania na południe od Wieprza, utworzenie Armii „Warszawa” dla obsadzenia linii Wisły i Bugo-Narwi oraz obrony stolicy.
Podczas wymiany zdań Naczelnego Wodza z szefem jego sztabu miała nastąpić pewna zmiana tej koncepcji w związku z bitwą rozpoczynaną przez gen. Kutrzebę. Chodziło bowiem o to, by Armii „Poznań” zabezpieczyć możliwość wycofania się za Wisłę. Takim zabezpieczeniem miała być Armia „Warszawa” wraz z załogą obrony stolicy. Odwrót wojsk gen. Kutrzeby miał się odbywać nie, jak
8 W. S t a c h i e w i c z , Z relacji szefa sztabu Naczelnego Wodza, w : Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, s . 7 0 .
Wcześniej zakładano, na Radom, lecz na Warszawę. To jednak wymagało czasowego wstrzymania wycofywania grup podległych generałom Młotowi-Fijałkowskiemu i Kowalskiemu. Po dyskusji marsz. Śmigły-Rydz zdecydował0 powrocie do poprzedniej koncepcji osłony prawobrzeżnej części Warszawy. Plany te starał się pokrzyżować przeciwnik, który od rana 9 września rozpoczął forsowanie Bugu. Brawurowe natarcie przeprowadzone pod Brańszczykiem przez 1. DPLeg. pokrzyżowało tę próbę, podobnie jak1 inną, podjętą pod Brokiem. Przeciwnik jednak włamał się głęboko w lukę między ugrupowaniami generałów Młota- Fijałkowskiego i Kowalskiego. W tej sytuacji gen. Kowalski, nie powiadamiając ani dowódcy Armii „Modlin”, ani też gen. Rómmla — chociaż jego działanie było zgodne z wcześniejszymi rozkazami Kwatery Głównej Naczelnego Wodza — zdecydował o opuszczeniu linii Bugu. Interweniować miał Naczelny Wódz, nakazując gen. Kowalskiemu pozostanie na zajmowanych stanowiskach, ale było to już niewykonalne. Tymczasem gen. Krukowicz-Prze- drzymirski rankiem 10 września otrzymał wytyczne dla Armii „Modlin”, by bronić linii Bugu od jego ujścia do Narwi po Małkinię. 10 września Naczelny Wódz powiadomiony o opuszczeniu Bugu przez jednostki Armii „Modlin” zaakceptował pierwotny zamiar marszu w kierunku południowo-wschodnim. Jest to jeden z przykładów panującego w Naczelnym Dowództwie WP bałaganu, co skutkowało zmiennością podejmowanych decyzji, a przede wszystkim ich oderwaniem od rzeczywistej sytuacji na froncie.
8 września niemiecka kolumna pancerna z 4. DPanc. podeszła pod Warszawę, usiłując zająć ją z marszu. W tym czasie 1. DPanc. z tego samego XVI Korpusu Pancernego pojawiła się nad Wisłą na południe od Warszawy, gdzie zastała bardzo słabą obronę. Odcinek ten obsadziła słaba 44. DP gen. Eugeniusza Żongołłowicza. Niemcy pod osłoną nocy starali się sforsować Wisłę w rejonie Karczewa, ale
była to próba nieudana. Dokonali tego natomiast na północ od Góry Kalwarii, gdzie udało im się zdobyć przyczółek. W ten rejon od 9 września zaczęły spływać pododdziały10. DP i Kresowej BK. Dowodzenie obroną Wisły na południe od Warszawy objął dowódca Kresowej BK płk Jerzy Grobicki, który 12 września planował natarcie na niemiecki przyczółek pod Górą Kalwarią, ale nie zakończyło się to powodzeniem.
Zmienność decyzji podejmowanych w dniach 9-10 września przez Naczelnego Wodza była poniekąd pochodną dwóch wydarzeń militarnych o strategicznym znaczeniu. Pierwsze z nich to zwrot zaczepny rozpoczęty przez Armię „Poznań”, drugie zaś to przełamanie przez XIX Korpus Pancerny gen. Guderiana linii obronnych nad Wizną i jego marsz w kierunku Brześcia nad Bugiem. To drugie wydarzenie oznaczało, że Niemcy, nie mogąc zrealizować pierwszego wariantu swego planu wojny z Polską, tzn. okrążenia i zniszczenia zgrupowania polskich sił głównych na zachód od Wisły, przystąpili do zaciskania kleszczy okrążenia na zachód od Bugu. Marszałek Śmigły, żywiąc nadal nadzieję na zwrot w wojnie po uruchomieniu faktycznej ofensywy przez mocarstwa zachodnie, jak i chcąc zachować jak najwięcej sil do tego czasu, podjął decyzję o ich jak największym gromadzeniu w Małopolsce Wschodniej. Stąd też wynikało przekazane telegraficznie gen. Kutrzebie polecenie, by po zakończonej bitwie nad Bzurą kierował swoje wojska na Radom i dalej — na południowy wschód.
10 września nastąpiła reorganizacja Armii „Modlin”, która odtąd dysponowała wyłącznie siłami rozwiązanej Grupy Operacyjnej „Wyszków”. Dotychczasowe związki taktyczne tej armii formalnie były podporządkowane Armii „Warszawa”, a faktycznie dotyczyło to tylko 20. DP i kawalerii. Odejście oddziałów polskich z linii Bugu oznaczało odsłonięcie stolicy od wschodu, a tym samym możliwość uderzenia z tego kierunku, co przy jednoczesnym
ataku od południa i zachodu groziło całkowitym okrążeniem miasta. Tego samego dnia, 10 września, Grupa Operacyjna gen. Zulaufa nawiązała styczność bojową z przeciwnikiem; okrążony został Modlin. Zelżał natomiast nacisk na stolicę od południa i zachodu, co miało związek ze skierowaniem 12 września XVI Korpusu Pancernego do walki z wojskami gen. Kutrzeby.
Rozpatrując położenie tych polskich zgrupowań operacyjnych, które miały duże znaczenie dla obrony Warszawy, parę słów należy poświęcić położeniu Armii „Łódź”. Po niezwykle krwawych walkach z niemiecką 8. Armią na linii Warty i Widawki, Armia „Łódź” znalazła się w sytuacji podwójnego okrążenia, szczególnie głębokiego od południa.7 września nastąpił odwrót dywizji tej armii z zajmowanych pozycji. Naczelny Wódz wyznaczył dla cofającej się armii przeprawy na Wiśle pod Otwockiem i Górą Kalwarią. W dodatku po zbombardowaniu wieczorem 6 września stanowiska dowodzenia tej armii (umiejscowionego niefortunnie w Julianowie pod Łodzią) załamało się dowodzenie nią, gdyż dowódca armii gen. Juliusz Rómmel oraz jego szef sztabu płk Aleksander Pragłowski opuścili stanowisko dowodzenia, nie pozostawiając żadnych rozkazów dla wojsk, ani też zastępców, którzy mogliby przejąć po nich dowodzenie. Gen. Rómmel, o czym już była mowa, zjawił się następnie w stolicy, gdzie otrzymał dowództwo nad Armią „Warszawa”. W tych okolicznościach odwrót związków taktycznych tej armii odbywał się w sposób nieskoordynowany; poszczególne dywizje cofały się samodzielnie, często będąc przeskrzydlane przez przeciwnika. Jedynym sprężyście dowodzonym związkiem taktycznym była Grupa Operacyjna „Piotrków” gen. Wiktora Thom- meego, który, starając się z własnej inicjatywy ratować bardzo trudne położenie armii, przejął nad nią dowodzenie. Zaplanowana przez niego koncentracja armii pod Wolą Cytrusową nie udała się wobec silnego parcia wywieranego
na nią już nie tylko przez 8. ale też i przez 10. Armię niemiecką. Nastąpił kryzys w dowództwach związków taktycznych; samowolnie opuścili dowodzone dywizje: gen. Władysław Bończa-Uzdowski (28. DP) i płk Edward Dojan-Surówka (2. DPLeg.). Na stanowiskach pozostali tylko: dowódca 30. DP gen. Leopold Cehak i dowódca Wołyńskiej BK płk Julian Filipowicz. Zorganizowaną siłę stanowiła nadal Grupa Operacyjna gen. Thommeego. Mocno poturbowana Armia „Łódź” przestała już 9 września stanowić liczącą się siłę bojową, lecz gen. Thommee uporczywie dążył do przebicia się początkowo ku Górze Kalwarii, a gdy to okazało się niewykonalne (wobec obsadzenia Wisły przez Niemców, którzy już 8 września sforsowali Wisłę i utworzyli na niej przyczółek) — na Warszawę. Gen. Kutrzeba co prawda liczył na pomoc tej armii w bitwie nad Bzurą, ale okazało się to nierealne. Tymczasem drogę odwrotu blokowały duże siły niemieckie w postaci XI i XVI Korpusów Armijnych. Mimo lokalnych sukcesów (w walkach o Mszczonów, Brwinów czy Błonie) droga do stolicy została zablokowana. Wobec niemożliwości przebicia się na Warszawę, i po otrzymaniu pewnej pomocy od załogi twierdzy w Modlinie, gen. Thommee 13 września zadecydował przebijać się w jej kierunku. Ostatecznie po ciężkich walkach, w tym z blokującą twierdzę niemiecką 228. DP, przyprowadzone przez tego generała resztki Armii „Łódź” 13 i 14 września wkroczyły do twierdzy. Sam gen. Thommee objął dowodzenie obroną tego rejonu, dzieląc go na cztery odcinki: „Zakroczym” (płk Antoni Staich), „Twierdza” (gen. Cehak), „Pomiechówek” (gen. Bończa-Uzdowski) i „Ka- zuń-Nowy Dwór” (płk Teodor Furgalski). Załoga Modlina 16 września liczyła 20 tys. żołnierzy.
Gen. Rómmel, wiedząc o zagrożeniu, jakie dla Warszawy stanowi sforsowanie przez nieprzyjaciela Wisły pod Górą Kalwarią, nakazał 12 września sformowanie Grupy Opera
cyjnej Kawalerii dowodzonej przez gen. Andersa dla obrony linii Wisły od Warszawy po rzekę Promnik. Stało się to jednak nieaktualne wobec planowanego przez marsz. Śmigłego skoncentrowania jak najliczniejszych wojsk, w tym także kawalerii, w Małopolsce Wschodniej.
Niemiecka 10. Armia, zajęta 10 i 11 września likwidacją pozostałości Armii „Prusy”, nie naciskała na linię Wisły, ograniczając się do artyleryjskiego ostrzału i bombardowań lotniczych pozycji polskich na jej wschodnim brzegu. Lecz już 12 września otrzymała rozkaz natarcia w kierunku na Kraśnik-Lublin; nie był on jednak realizowany wobec związania jej sił w bitwie nad Bzurą. Pozostawione na linii Wisły dwa korpusy wroga miały od 14 września nacierać na wschód, ale był to w tym czasie dla armii gen. Reichanaua drugorzędny kierunek operacyjny.
Strona polska w tej wojnie zdobyła się tylko na jeden zwrot zaczepny w wymiarze operacyjnym, jakim były działania Armii „Poznań” i części Armii „Pomorze”, umownie określane mianem bitwy nad Bzurą. Uderzenie to, jak już wiadomo, zaakceptował marsz. Śmigły-Rydz8 września. Polskie natarcie, które rozpoczęło się 9 września w godzinach popołudniowych, wyszło na północne skrzydło niemieckiej Grupy Armii „Południe”. Znajdująca się na tym skrzydle 8. Armia gen. Blaskowitza jednym korpusem miała nacierać na Skierniewice, drugim zaś przez Łowicz na Warszawę.
Na odsłonięte skrzydło przeciwnika na kierunku Łęczycy uderzyła Grupa Operacyjna gen. Edmunda Knolla-Kow- nackiego w składzie: 14., 17. i 25. DP. O północy, po twardej walce, Polacy zajęli Łęczycę i ruszyli do pościgu za cofającym się nieprzyjacielem. Niemiecka 30. DP (dowódca gen. Kurt Biesien), która znalazła się pod polskim uderzeniem, nie przerwała jednak marszu, wzmacniając jedynie swoją osłonę. Polska 17. DP płk. Mieczysława Mozdynowicza przekroczyła Bzurę i zdobyła m.in. Górę
św. Małgorzaty; zadano przeciwnikowi duże straty w ludziach i sprzęcie. Z kolei 14. DP gen. Franciszka Włada kierowała się na Piątek, którą to miejscowość zdobyto w południe 10 września. Powodzenie uzyskała także kawaleria, zwłaszcza ze zgrupowania gen. Stanisława Grzmota-Skotnickiego. W efekcie udało się przeciąć linie zaopatrzenia X Korpusu Armijnego przeciwnika. W tej sytuacji gen. Rundstedt zadecydował o wzmocnieniu armii gen. Blaskowitza przez skierowanie w rejon walk XI Korpusu Armijnego gen. Wilhelma von Leeba i XVI Korpusu Pancernego gen. Hoepnera z 10. Armii. Przegrupowania te wymagały jednak czasu. Tymczasem w szeregach nieprzyjaciela pojawiły się oznaki kryzysu; dowódca8. Armii musiał dokonać przegrupowania dowodzonych wojsk. W pierwszej kolejności na Łęczycę została skierowana 221. DP gen. Pflugbeina, a następnie cały XIII Korpus Armijny gen. Maximiliana von Weischa zmienił kierunek marszu na Zacisze, Ozorków i Bartoszewicze. Jego 17. DP (dowódca gen. Herbert Loch) dwoma kolumnami ruszyła z Łodzi i Strykowa na Ozorków. 10. DP gen. Conrada von Cochenhausena jeden pułk skierowała na pomoc znajdującej się pod Łowiczem 24. DP gen. Fredricha Olbrichta. Niemcy zaczęli stawiać twardy opór, co spowodowało osłabienie tempa polskiego natarcia, zwłaszcza 17. i 25. DP gen. Franciszka Altera, z czasem dotyczyło to także i 14. DP. Natarcie Grupy Operacyjnej gen. Knolła- Kownackiego było kontynuowane, aczkolwiek jego słabnące tempo nie zapowiadało realizacji założonego celu operacyjnego9. Sukcesem było zaś postawienie niemieckiej 8. Armii w trudnym położeniu. Gen. Kutrzeba, wiedząc o tym, że przeciwnik włączył do wałki czołgi, zamierzał opanować rejon Głowna, gdzie istniały dogodne warunki do zorganizowania obrony przeciwpancernej. W tym celu rzucił
9 T . K u t r z e b a , Bitwa nad Bzurą, s. 103.
do walki Grapę Operacyjną gen. Mikołaja Bołtucia z Armii „Pomorze” (4. DP płk. Mieczysława Rawicz-Mysłow- skiego, 16. DP płk. Zygmunta Bohusza-Szyszki i Wielkopolska BK gen. Romana Abrahama). 4. DP miała nacierać na południe od Głowna, a 16. DP zdobyć Łowicz dla utrzymania przejść przez Bzurę. 11 września bitwa wkroczyła w nową, bardziej dynamiczną fazę. Dywizji płk. Bohusza-Szyszki udało się zająć północny brzeg Bzury, ale o Łowicz musiała toczyć nocną, zwycięską bitwę.O wiele trudniejsze zadanie czekało 4. DP i Wielkopolską BK. Natarcie kawalerzystów na Głowno nie doprowadziło do zajęcia miasta. Polacy nie wykorzystali sukcesu uzyskanego w wyniku zaskoczenia, a który 12 września mógł doprowadzić do przełamania linii obronnych niemieckiej 24. DP. Gen. Kutrzeba działania te ocenił dość krytycznie, pisząc:
„[...] Robiliśmy znaczne postępy, chociaż nigdzie nie udało się dokonać prawdziwego złamania lub przełamania. Przeciwnik odchodził powoli, ponosząc bardzo ciężkie straty. Lecz i nasze krwawe straty były wielkie, mimo że w tych dniach lotnictwo ani czołgi nieprzyjaciela nie występowały w tych ilościach, jak w następnych dniach bitwy”10.
Początek bitwy nad Bzurą, chociaż dla Polaków pomyślny, nie doprowadził do zrealizowania celów założonych przez gen. Kutrzebę, a wobec szybkiego narastania sił przeciwnika nie wróżył ostatecznego sukcesu.
11 września wieczorem Naczelny Wódz wydał Wytyczne do koncentracji sił własnych na południu. Zakładały one tworzenie dwóch wyższych dowództw operacyjnych: Grupy Armii (Front Północny) gen. Dęba-Biemackiego i Grupy Armii (Front Południowy) gen. Sosnkowskiego. Była to próba realizacji idei tworzenia przedmościa rumuńskiego,
10 Ibidem.
co de facto oznaczało przystąpienie do kolejnej fazy odwrotu. Okazało się wszakże, że już w chwili wydania Wytycznych... były one, wobec rozwoju wydarzeń na frontach, zdezaktualizowane. Zadecydowała o tym niekorzystna sytuacja, w jakiej znalazły się wojska Frontu Południowego po przekroczeniu przez Niemców Wisły pod Górą Kalwarią, Dęblinem i Sandomierzem oraz Sanu pod Rozwadowem. Wobec tego już 13 września przebywający we Włodzimierzu Wołyńskim marsz. Smigły-Rydz zaakceptował nowy zamysł organizacji obrony w Małopolsce Wschodniej, ograniczając jej zakres do przyczółka wyznaczanego przez rzeki Dniestr i Stryj. Marszałek liczył na przetrwanie w tym obszarze do czasu uruchomienia ofensywy francuskiej. Tymczasem nie miał on już łączności telefonicznej, telegraficznej ani też radiowej z poszczególnymi związkami operacyjnymi. Wydawał więc rozkazy, których dotarcie do adresatów było problematyczne.
Decyzja z 13 września oznaczała z jednej strony utratę nadziei, by można było połączone armie generałów Kutrzeby i Bortnowskiego ściągnąć na południe, z drugiej zaś zaakceptowanie idei obrony Warszawy i Modlina jako odizolowanych ośrodków oporu. Załamała się także koncepcja obrony linii Bugu, a do tego wojska, które zostały wyprowadzone poza tę linię nie przedstawiały już większej wartości operacyjnej. W tej przymusowej sytuacji Naczelny Wódz zamierzał kontynuować walkę w oparciu o trzy zasadnicze ośrodki oporu11:
— W rejonie Warszawy i Modlina, z zadaniem: po dotarciu w ten obszar wojsk gen. Kutrzeby wraz z wojskami gen. Bortnowskiego, a także rozbitych oddziałów Armii „Łódź” dowodzonych przez gen. Thommeego, zająć pozycje obronne po obu stronach Wisły i walczyć do wyczerpania wszelkich możliwości.
11 J. J a k 1 i c z, Plan operacyjny Naczelnego Wodza, Ibidem, s. 95.
— Na Polesiu, gdzie gen. Franciszek Kleeberg miał z wojsk improwizowanych zorganizować zamkniętą obronę tego rejonu.
— Na Pokuciu, gdzie w rejonie na południowy wschód od rzek Dniestr i Stryj miało być utworzone tzw. przedmoście rumuńskie z resztek wojsk operacyjnych, które udałoby się w ten rejon wycofać.
Wobec braku bezpośredniej łączności z wojskami Naczelne Dowództwo WP rozkaz ten starało się dostarczyć zainteresowanym dowódcom drogą lotniczą (w ten sposób rozkaz dotarł do gen. Rómmla) lub też przez łączników. Błędem, który zaciążył na przebiegu dalszych walk obronnych, było niewyznaczenie (poza gen. F. Kleebergiem) dowódców wymienionych rejonów obrony. Miało to istotne znaczenie, zwłaszcza w odniesieniu do warszawskiego węzła obronnego, gdzie kompetencje dowódcze będzie sobie uzurpował gen. Rómmel.
Tymczasem bitwa nad Bzurą zaczęła wkraczać w nową fazę. Mimo szybko malejącego tempa natarcia, gen. Kutrzeba nakazał gen. Knollowi-Kownackiemu kontynuowanie działań zaczepnych dla zajęcia Ozorkowa i przyległych wzniesień; grupa gen. Bołtucia miała zdobyć Głowno, a zgrupowanie kawalerii gen. Grzmota-Skotnickiego — rejon Wartowic. Zmieniono system dowodzenia. Dowództwo nad wojskami nacierającymi miał sprawować gen. Bort- nowski, grupę osłonową tworzyło zgrupowanie gen. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego (15. DP gen. Zdzisława Przyjałkowskiego, odtwarzana 27. DP gen. Juliusza Drapelli i Poznańska Brygada Obrony Narodowej płk. Stanisława Siudy). Wobec zarysowującego się kryzysu bitwy, gen. Kutrzeba prosił gen. Rómmla o udzielenie mu pomocy od strony Warszawy (o czym wspominaliśmy), a jednocześnie usiłował zabezpieczyć sobie drogę odwrotu na wschód przez obsadzenie Sochaczewa siłami grupy płk. Stanisława Świtalskiego (miała ona utworzyć duże przedmoście na
wschodnim brzegu Bzury oraz wybudować na niej mosty), i wreszcie, dla utworzenia linii osłony od wschodu, wysłał pod Wyszogród oddział płk. Jana Maliszewskiego.
12 września nie był dniem przełomu w bitwie nad Bzurą. Niemal całość sił polskich była zaangażowana w walkę, a tempo prowadzonego przez nich natarcia na Głowno było wręcz ślimacze. Ponadto gen. Bortnowski wieczorem odmówił przejęcia dowodzenia nad nacierającym zgrupowaniem — ponownie zawiódł w tej wojnie. Polacy ciągle jeszcze nacierali i nie tracili wiary w powodzenie. Przygnębiająco na gen. Kutrzebę wpłynęły informacje o kierowaniu się resztek Armii „Łódź” na Modlin, co przekreślało nadzieje na zatrzymanie się jej w Puszczy Kampinoskiej i wsparcie jego wojsk. Niepewne było też wsparcie ze strony Armii „Warszawa”. W tej sytuacji wieczorem tego dnia gen. Kutrzeba postanowił przerwać natarcie na Stryków, wycofać Grupę Operacyjną gen. Knolla-Kownackiego nad Bzurę i przegrupować ją do natarcia na Sochaczew dla otwarcia sobie drogi odwrotu na Warszawę. Oznaczało to znaczne ograniczenie działań zaczepnych i tworzenie przesłanek do wycofania dowodzonych wojsk na wschód— na Warszawę, a nie jak nakazywał marsz. Smigły-Rydz— na Radom. Tym razem do natarcia miały wejść wojska Armii „Pomorze”.
Od 13 września stosunek sił wojsk uczestniczących w bitwie nad Bzurą stawał się wyraźnie korzystny dla Niemców: w broni pancernej mieli oni przewagę czterokrotną, a w artylerii przeciwpancernej — nawet sześciokrotną. W tym dniu wojska niemieckie walczące nad Bzurą wizytował Hitler. Gen. Rundstedt nakazał przystąpić do okrążenia polskiego zgrupowania i jego rozbicia. Do tego zadania gen. Blaskowitz otrzymał aż pięć korpusów, w tym jeden pancerny. Wsparcie z powietrza miały zapewnić siły główne 4. Floty Powietrznej, zwłaszcza wyposażone w samoloty nurkowe lotnictwo do zadań specjalnych.
Dla wojsk gen. Knolla-Kownackiego decyzja gen. Kutrzeby o przerwaniu działań zaczepnych i cofaniu się wojsk nad Bzurę była przykrym zaskoczeniem. Ponadto w kierunku Bzury zaczęły także spływać wojska grupy gen. Bołtucia, powodując tym samym zagęszczenie obszaru koncentracji, co czyniło go dogodnym celem dla samolotów przeciwnika.
Rankiem 14 września do natarcia na Łowicz przystąpiły trzy dywizje Armii „Pomorze”; miasto zostało częściowo opanowane. Zaskoczyło to przeciwnika. Gen. Rundstedt zapowiadał skierowanie nowych sił. Faktycznie w rejon Sochaczewa napływały niemieckie kolumny pancerne. Gen. Bortnowski, który był w fatalnym stanie psychicznym i z tego powodu praktycznie nie nadawał się do dowodzenia, zareagował nerwowo, wydając rozkaz wstrzymania natarcia. Zostało ono wznowione na polecenie gen. Kutrzeby, ale nie odniosło sukcesu. Położenie operacyjne wojsk polskich uczestniczących w bitwie stawało się coraz trudniejsze. Tymczasem następowała dalsza koncentracja wojsk, co w związku z poprawą pogody wykorzystywała Luftwaffe, atakując odsłonięte ugrupowania polskie. Teren nie był też dogodny do walki z nieprzyjacielską bronią pancerną. W obawie przed atakami z powietrza maszerowano głównie nocą. Najdłuższy dystans do Bzury miało zgrupowanie gen. Knolla-Kownackie- go; dopiero 14 września osiągnęło ono Słudwię, by jeszcze wieczorem tego dnia ruszyć ku Bzurze. Tymczasem w kierunku Sochaczewa zbliżała się niemiecka 19. DP gen. Schwante- sa. Miasto zostało czasowo obronione przez oddział płk. Świtalskiego. Przepraw na Bzurze na odcinku na północ od Sochaczewa do Wisły do 16 września skutecznie broniły oddziały Wielkopolskiej BK gen. Romana Abrahama. Toczyły one ciężkie walki z 4. DPanc. i pułkiem pancernym SS-Leibstandarte „Adolf Hitler”.
Sztab Armii „Poznań” w nocy z 14 na 15 września przygotował plan kolejnego, trzeciego etapu bitwy. Mimo stale pogarszającego się położenia operacyjnego gen.
Kutrzeba nie poniechał jeszcze myśli o wyprowadzeniu wojsk z zaciskającego się pierścienia okrążenia. Nakazywał kontynuowanie działań zaczepnych przez przebijającą się ku Bzurze Grupę Operacyjną gen. Knolla- -Kownackiego. Do tego została ona wzmocniona przez zabezpieczające jej skrzydła siły 15. DP gen. Zdzisława Przyjałkowskiego oraz Wielkopolskiej i Podolskiej BK. Ponadto 26. DP płk. Adama Ajdukiewicza miała nacierać na Kozłów Szlachecki dla odwrócenia uwagi przeciwnika od właściwego kierunku natarcia głównego zgrupowania operacyjnego. Grupa gen. Bołtucia siłami 4. DP płk. Tadeusza Niezabitowskiego miała się bronić do chwili uzyskania powodzenia pod Sochaczewem, a 16. DP w dalszym ciągu miała działać w rejonie Łowicza. W tej sytuacji mocno osłabione zgrupowania gen. Grzmota- Skotnickiego i gen. Karaszewicza-Tokarzewskiego miały osłaniać tylko tyły walczących wojsk. Zadaniem głównym było przebicie się na Warszawę całości zgrupowania. Było to zadanie bardzo trudne wobec znacznej już przewagi przeciwnika tak liczebnej, jak i technicznej,i materiałowej.
15 września Grupa Operacyjna gen. Knolla-Kownackiego wyszła na linię: Witusza-Kiernozia-Karsznice-Mostki-Błę- dów, po czym miała nacierać między Piewcami a Koz- łowem Szlacheckim. Zakładano kontynuowanie działań zaczepnych w dniu następnym. Sukces miał być uzależniony od szybkości działania.
Po stronie przeciwnika bezpośrednie koordynowanie bitwą nad Bzurą przejął gen. Rundstedt. Nakazał on przegrupowanie 8. Armii dla przeprowadzenia 15 września natarcia na Żychlin-Kutno. Dowodzenie dywizjami skierowanymi do walki przez 10. Armię sprawował osobiście jej dowódca gen. Reichenau. Nakazał on, by XI Korpus Armijny kierował się do natarcia między Sochaczewem a Łowiczem dla umożliwienia wejścia do akcji XVI
Korpusowi Pancernemu. Zbliżała się decydująca faza bitwy.
W nocy z 15 na 16 września zgrupowanie gen. Knolla- Kownackiego przygotowywało się do natarcia. Zamierzano jednoczesnym natarciem trzech dywizji przełamać opór nieprzyjaciela nad Bzurą, po czym przebijać się na Żyrardów lub Grodzisk, względnie bronić się na zajmowanych pozycjach. Przygotowania tych wojsk do natarcia były śledzone przez przeciwnika, które uprzedził własną akcją prowadzoną przez siły pancerne XVI KPanc. W rejonie Sochaczewa doszło do zaciętych walk, w których obie strony ponosiły duże straty, ale walki te nie doprowadziły do rozstrzygnięcia. Polskie natarcie zostało jednak zastopowane. Niemcy zaplanowali ponowienie natarcia siłami XVI KPanc., a ponadto zamierzali wprowadzić do walki XV KZmot. gen. Hermanna Hotha. Gen. Kutrzeba nakazał zaś swoim wojskom przerwanie bitwy i w manewrze odwrotowym przejście Bzury na północ od Sochaczewa, skąd wojska te miały kierować się na Puszczę Kampinoską i dalej przebijać na Warszawę12. Zostały wydane szczegółowe zalecenia wykonawcze. Dotyczyły one przede wszystkim zgrupowania kawalerii gen. Abrahama, które, idąc na czele wojsk, miało torować drogę odwrotu piechocie. Tyły zgrupowania ubezpieczać miały wojska dowodzone przez generałów Karaszewicza-Tokarzewskiego i Grzmota-Skotnickiego. Gen. Kutrzeba liczył na pomoc w tym niezwykle trudnym manewrze załóg Warszawy i Modlina. O tym, jak pomoc ta wyglądała w praktyce, piszemy w dalszej części tekstu.
16 września wieczorem dowództwo i sztab Armii „Poznań” kierowały się ku przeprawie pod Witkowicami. Gen. Kutrzeba utracił kontakt z wojskami i faktycznie przestał nimi dowodzić.
12 T. K u t r z e b a , Bitwa nad Bzurą, s. 16-162.
Sytuacja na przedpolach Warszawy w połowie września była jeszcze dość korzystna. Pierścień okrążenia od południai zachodu stanowiły tylko grapy przesłaniania 31. DP gen. Rudolfa Kaempfego. Była jeszcze, chociaż utrudniona, łączność z Puszczą Kampinoską, w tym ze składnicą uzbrojenia w Palmirach. Groźniejsza sytuacja wytworzyła się na północy i wschodzie wskutek zbliżenia się do przedmieść stolicy 3. Armii niemieckiej. Przerwana została wszelka łączność lądowa z okrążonym już przez Niemców Modlinem. Wojska I Korpusu Armijnego 3. Armii nawiązały styczność bojową z obrońcami Pragi. Obrońcy stolicy Polski musieli liczyć się z tym, że po zakończeniu bitwy nad Bzurą Niemcy rozpoczną generalny szturm na ich pozycje. Liczyć mogli tylko na wzmocnienie sił w wypadku przedarcia się armii walczących nad Bzurą oraz na ewentualną — aczkolwiek mało realną — odsiecz ze wschodu improwizowanej Grapy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga.
Po zakończeniu 19-20 września bitwy pod Tomaszowem Lubelskim i likwidacji okrążonych tam polskich formacji, jak i wobec fiaska obrony tzw. przedmościa rumuńskiego, Wojsko Polskie, mając na uwadze jego formacje operacyjne, praktycznie już nie istniało. Dowódca Armii „Warszawa” bardzo niewiele jednak czynił dla udzielenia pomocy przebijającym się znad Bzury wojskom, czym sam osłabiał szansę na obronę odizolowanej Warszawy.
17 września Luftwaffe cały dzień bombardowało stłoczone na niewielkiej przestrzeni wojska Armii „Poznań”i „Pomorze”. Sytuację tę obrazuje następujący zapis w kronice 25. DP:
„[...] atak lotniczy ciągnął się przez cały dzień bez przerwy i był wykonywany przy użyciu kilkuset samolotów zarzucających niemal cały teren masami małych bomb rozpryskowych naziemnych, tzw. żabek, w połączeniu z ostrzeliwaniem z broni pokładowej każdego zagajnika,
w którym zauważano lub nawet podejrzewano obecność polskiego oddziału”13.
O godz. 6.00 do natarcia przystąpiła 8. Armia gen. Blaskowitza, uderzając w kierunku Kiernozi i Luszyna, po czym do walki wkroczyły korpusy 10. Armii gen. Reiche- naua. XV KZmot. nacierał wzdłuż szosy Błonie-Warszawa, kierując się na północ ku Wiśle, z zamiarem odcięcia Polakom drogi na Warszawę. Podobnie działały i inne związki taktyczne tej armii.
Działania strony polskiej cechował brak właściwego rozkazodawstwa oraz samowola dowódców dywizji w podejmowanych przez nich próbach forsowania Bzury. Przerwana została osłona zabezpieczana przez Armię „Pomorze”. Ze związków taktycznych do Puszczy Kampinoskiej zdołały się przebić, zachowując zwartość organizacyjną, jedynie 25. DP i 15. DP. Dokonały tego jednak za cenę dużych strat oraz zmiany otrzymanego zadania. Nie udało się natomiast przekroczyć Bzury, poza pojedynczymi grupkami żołnierzy, 14. i 17. DP z Grupy Operacyjnej gen. Knolla-Kownackiego; zginął dowódca 14. DP gen. Franciszek Wład.
Nieco inną trasą kierowały się dywizje Armii „Pomorze”.18 września zacisnął się wokół nich pierścień okrążenia. Tylko pojedynczym grupom udało się z niego wyrwać. Większość żołnierzy zginęła lub dostała się do niewoli.
W bitwie nad Bzurą poległo ponad 15 tys. polskich żołnierzy, w tym generałowie: Wład i Grzmot-Skotnicki. Do niewoli dostał się gen. Bortnowski z tysiącami swoich żołnierzy. Gen. Kutrzeba ze swoim sztabem oraz z dowództwami związków taktycznych: grupy gen. Knolla-Kownackiego, (15. i 25. DP) 18 września znalazł się w wiosce Cybulice pod Modlinem. W Palmirach koncentrowało się zgrupowanie kawalerii gen. Abrahama, które w walce
13 Cyt. za: Wojna obronna Polski 1939, s. 654.
trwającej 18 i 19 września usiłowało przebić się do Warszawy, osiągając ją ostatecznie 20 września. 19 września przebijanie do stolicy rozpoczął gen. Kutrzeba, idąc na czele resztek czterech dywizji. Ostatnią grupę spośród tych wojsk, które po bitwie nad Bzurą starały się przebić do Warszawy, prowadził gen. Bołtuć; 22 września poległ on pod Łomiankami.
Załoga broniąca Warszawy została wzmocniona przez resztki wojsk, którym udało się przebić znad Bzury. Były to jednak wojska mocno wyczerpane psychicznie i fizycznie. Dopiero po odpoczynku i reorganizacji mogły one podjąć działania bojowe. Część z nich uczestniczyła w walkach w ostatnim etapie obrony stolicy.
PRZYGOTOWANIA DO OBRONY MIASTA; WALKA O NIEBO NAD WARSZAWĄ
(1-7 WRZEŚNIA)
Warszawa, która, jak wspominaliśmy, nie miała wyznaczonej roli w planie wojny z Niemcami, zaczęła ją odgrywać już w pierwszych dniach kampanii wrześniowej. Zmusił ją do tego nieoczekiwany i, dodajmy, wielce niekorzystny dla strony polskiej rozwój wydarzeń na froncie. Obronę miasta musiano więc organizować, odwołując się do improwizacji na wszystkich poziomach dowodzenia, rozpoczynając od Naczelnego Dowództwa WP. Jedyną bowiem rozpatrywaną wcześniej kwestią była organizacja obrony przeciwlotniczej stolicy; zajmowała ona ważne miejsce w przygotowanym planie obrony przeciwlotniczej kraju. Plan taki powstał już w 1937 r. z inspiracji i pod kierownictwem inspektora obrony przeciwlotniczej kraju, gen. Józefa Zająca1. Z pozostawionych przez niego wspomnień wynika, że plan ten miał następujące działy2:
1. Ocena możliwych działań lotniczych Niemiec względnie Rosji.
2. Analiza skuteczności bombardowań.
1 J. Z a j ą c , Przygotowanie Polski do obrony przeciwlotniczej przed r. 1939, „Bellona” (Londyn) 1947, z. II, s. 102.
2 Ibidem.
3. Ocena wrażliwości wszelkiego rodzaju obiektów państwa na bombardowania lotnicze.
4. Ocena dotychczasowych przygotowań w dziedzinieopl.
5. Ocena możliwości wszystkich rodzajów środków opl.6. Udział lotnictwa myśliwskiego w obronie przeciw
lotniczej.7. Użycie i zapotrzebowanie środków czynnych.
8. Rozwój lotnictwa z punktu widzenia obrony powietrznej.
9. Szczegółowa analiza środków łączności bierneji środków służących do likwidacji skutków bombardowań lotniczych.
10. Łączność w obronie przeciwlotniczej.11. Dozorowanie przeciwlotnicze.12. Ocena ośrodków pod względem wrażliwości z punktu
widzenia obrony przeciwlotniczej.13. Myśl przewodnia użycia różnych środków opl.14. Dowodzenie w obronie przeciwlotniczej.
Szczególne miejsce Warszawy w ogólnym planie obronyprzeciwlotniczej kraju wynikało z faktu, że stanowiła ona największe skupisko ludności, była siedzibą kierownictwa państwa, odgrywała także rolę centralnego węzła komunikacyjnego kraju. Koncepcje obrony miasta zostały sprawdzone w przeprowadzonej 1 października 1937 r. grze wojennej. Wiosną 1939 r. założenia analizowanego planu zostały dopasowywane do nowych uwarunkowań związanych z przygotowywanym planem „Z”. Plan obrony przeciwlotniczej kraju opierał się głównie na obronie biernej. Uznano bowiem, że czynna obrona — ze względu na brak środków do jej zapewnienia — będzie stanowiła jedynie uzupełnienie obrony biernej. Obronę czynną, którą zapewniała artyleria przeciwlotnicza, miały tylko obiekty o szczególnym znaczeniu dla funkcjonowania państwa. Za jeden z nich uznano właśnie aglomerację warszawską. Stąd pod
koniec łipca 1939 r. do systemu obrony przeciwlotniczej węzła warszawskiego włączono Brygadę Pościgową, która jednak nadal pozostawała w bezpośredniej dyspozycji Naczelnego Wodza WP.
Do sprawnego funkcjonowania obrony przeciwlotniczej niezbędna była nie tylko artyleria; potrzebny był też system dozorowania i meldowania o przemieszczaniu się samolotów przeciwnika. Do początków 1937 r. system taki nie istniał; zaczął być tworzony dopiero przez gen. Zająca. Wówczas to przy Dowództwie Obrony Przeciwlotniczej została utworzona podlegająca szefowi służby dozowania główna składnica dozorowania; kolejny szczebel tworzyli komendanci oddziałów dozorowania z własnymi zbiornicami, których było siedemnaście. Na głównych kierunkach operacyjnych powstały plutony dozorowania składające się z 10-15 posterunków (ogółem było ich około 800). Posterunek składał się z około dziewięciu obserwatorów pełniących służbę w systemie dyżurów3. Byli to najczęściej policjanci, urzędnicy pocztowi, podoficerowie i szeregowcy rezerwy niezdolni do liniowej służby wojskowej. Ośrodki dozorowania tworzyły dwa łańcuchy posterunków: zewnętrzny, w odległości 100-130 km od zbiornicy, oraz wewnętrzny, oddalony od niej o ok. 60-70 km. Odległość między posterunkami wynosiła ok. 10 km4. System ten oceniany był przez kierownictwo wojsk obrony przeciwlotniczej jako daleki od doskonałości, stąd też w marcu 1939 r. poczyniono w nim pewne zmiany. Utworzona została mianowicie etatowa kompania dozorowania przeciwlotniczego dla warszawskiego ośrodka opl, w składzie dziewięciu plutonów, dysponująca 19 drużynami telefonicznymi i 16 radiowymi5.
3 J. Z a j ą c , Przygotowania Polski do obrony przeciwlotniczej przed r. 1939. Dokończenie, „Bellona” (Londyn) 1947, z. IV, s. 21.
4 A. S t a c h u l a , Obrona powietrzna II Rzeczypospolitej, Słupsk 2001, s. 145.
5 Ibidem, s. 151.
Obrona bierna, zgodnie z przyjętymi założeniami, należała do ludności cywilnej i władz administracyjnych. Utworzono na obszarze kraju 17 ośrodków opl, co wynikało z podziału administracyjnego państwa. Dzieliły się one na trzy kategorie w zależności od znaczenia przydzielonych im obiektów. W całym kraju wytypowano 253 miejscowości, dla których organizowano obronę bierną, oraz 228 mających samoobronę. Kierownictwo wojska w 1939 r. podjęło wiele wysiłków, by przygotować ludność cywilną do prowadzenie biernej obrony przeciwlotniczej. Wojsko przygotowało też plany organizacji opl własnych obiektów. Źle wyglądała zaś techniczna strona przygotowań tej obrony; tylko 600 drużyn ratowniczo-sanitarnych otrzymało maski przeciwgazowe, niewielkie efekty odnotowano w budowie schronów ratowniczo-sanitamych6.
Jednolity system kierowania obroną powietrzną powstał dopiero wiosną 1939 r., a na jego czele stanął gen. Zając. W skład tego systemu wchodziły ośrodki i punkty obrony przeciwlotniczej. Obiekty tworzące system zostały podzielone, w zależności od wielkości oraz znaczenia, na dwie kategorie: ośrodki i punkty, które podlegały dowódcom obrony przeciwlotniczej DOK, oraz pozostałe — podlegające dowódcom obrony przeciwlotniczej rejonów. Własną obronę przeciwlotniczą władze wojskowe i kierownictwa resortów cywilnych organizowały wokół obiektów komunikacyjnych o szczególnym znaczeniu dla obronności państwa. Ośrodki obrony przeciwlotniczej dzieliły się na trzy kategorie w zależności od stopnia ich ważności. Za kierowanie obroną przeciwlotniczą odpowiadał komendant tej obrony odpowiedniego szczebla. Komendantów wojskowych mianował dowódca OK, a osoby cywilne wyznaczane były na tę funkcję na wniosek wojewody. Wojskowy system obrony przeciwlotniczej tworzyli od połowy
6 Ibidem.
1937 r. dowódcy obrony przeciwlotniczej DOK oraz specjalnych ośrodków lokalnych. Uznać można, iż dopiero w 1938 r. zdołano zorganizować elementy dowodzeniai kierowania obroną powietrzną kraju na czas pokoju, a jeszcze później, w połowie 1939 r., system dowodzenia obroną powietrzną na czas wojny7.
Koncepcje planistyczne dotyczące organizacji systemu obrony powietrznej były najbardziej zaawansowane w odniesieniu do stolicy Polski. Przygotowano dla niej plan takich działań. Obrona przeciwlotnicza węzła warszawskiego podlegała Ośrodkowi Obrony Przeciwlotniczej „Warszawa” (dowódca płk Kazimierz Baran, zastępca dowódcy— ppłk Franciszek Jórasz, szef sztabu — mjr Antoni Mordasiewicz). Obronę tę tworzyły następujące elementy: Brygada Pościgowa (dowódca płk Stefan Pawlikowski, zastępca dowódcy — ppłk Leopold Pamuła, szef sztabu— mjr Eugeniusz Wyrwicki) złożona z dwóch dywizjonów (po 2 eskadry) i dodatkowej eskadry; łącznie 54 samoloty myśliwskie P-7 i P-ll, odbiegające osiągami od podobnych samolotów niemieckich; czynna obrona przeciwlotnicza (płk Baran) złożona ze zgrupowania artylerii przeciwlotniczej (11., 101., 102. i 103. dywizjony artylerii przeciwlotniczej, pojedyncze baterie i plutony tej artylerii oraz trudna do ustalenia liczba kompanii cekaemów przeciwlotniczych) — łącznie 74 armaty 75 mm, 30 dział 40 mm, 3 kompanie reflektorów i 40 balonów zaporowych.
Obronę przeciwlotniczą bierną (szef płk Tadeusz Bogdanowicz), tworzyły służby opl m.st. Warszawy (na ich czele stał wiceprezydent miasta Julian Kulski) z podporządkowanymi komendantami dzielnic. W organizacji obrony przeciwlotniczej stolicy ważną rolę odegrała opracowana przez mjr. Wyrwickiego koncepcja współdziałania lotnictwa myśliwskiego z naziemnymi kom
7 Ibidem, s. 164-166.
ponentami opl; obszar miasta został podzielony na 16 sektorów kątowych8.
Brygada Pościgowa — najsilniejszy komponent obrony powietrznej Warszawy — jeszcze przez uderzeniem Niemców na Polskę została przebazowana na lotniska polowe umiejscowione wokół stolicy i rozśrodkowana. Jej skład obejmował: 3. dywizjon myśliwski kpt. pil. Zdzisława Krasnodębskiego (22 samoloty P-ll) i 4. dywizjon myśliwski kpt. pil. Adama Kowalczyka (24 samoloty P-ll i 10 samolotów P-7) oraz pluton samolotów łącznikowych (3 samoloty RWD-8). Stanowisko dowodzenia brygady było ulokowane w Zielonce. Samoloty w większości rozmieszczone były na lotniskach polo wy ch w Zielonce i Poniatowie. Informacje o sytuacji powietrznej otrzymywała brygada z Ośrodka Obrony Przeciwlotniczej „Warszawa”, jaki z własnej składnicy dozorowania. Artylerię przeciwlotniczą rozmieszczono na obrzeżach miasta (ugrupowanie zewnętrzne) oraz wokół najważniejszych obiektów wojskowychi cywilnych (obrona punktowa).
Obrona przeciwlotnicza Warszawy została uruchomiona od rana 1 września 1939 r. i przez niemal tydzień skutecznie przeciwstawiała się nalotom lotnictwa wroga. Atak na Warszawę rozpoczął 1. doświadczalny pułk bombowy z doświadczalnym dywizjonem myśliwców ciężkich. Po otrzymaniu sygnału, iż w kierunku miasta od północy zbliża się wyprawa Luftwaffe w sile około 80 samolotów bombowych i 20 myśliwskich, płk Pawlikowski poderwał w powietrze całość sił. Doszło do blisko godzinnego boju nad Nieporętem. Pierwszymi polskimi lotnikami, którzy stoczyli pojedynek powietrzny z bombowcem He-111 byli piloci klucza por. Aleksandra Gabszewicza ze 114. eskadry. Sam dowódca zaliczył jedno zestrzelenie samolotu wroga. Do walki włączyły się niemieckie samoloty myśliwskie
8 Warszawa we wrześniu 1939 roku, s. 210.
Me-110. Dochodziło do licznych indywidualnych pojedynków. Był to udany chrzest bojowy, przeciwnik bowiem nie dotarł do stolicy; został zmuszony do zrzucenia w pole przenoszonych bomb. Pod Wyszkowem ppor. Jerzy Hipolit Palusiński samotnie zaatakował grupę 12 bombowców He-111 i Dor-17; zestrzelił jeden samolot i uszkodził drugi, a sam ranny, z uszkodzoną maszyną, wylądował pod Kobyłką. W południe tego samego dnia 112. eskadra kpt. pil. Tadeusza Opulskiego uniemożliwiła przedarcie się nad miasto kilku samolotom wroga. Zniszczono kolejny samolot Dor-17. Nie wszystkie naloty zostały jednak udaremnione. Bombardowania dosięgły zwłaszcza lotnisko na Okęciu, gdzie zrzucono około 30 ton bomb. Bombardowano Zamek Królewski powodując, o czym pisaliśmy, jego opuszczenie przez Prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Po południu ok. godz. 16.00 ponownie całość brygady poderwana została w powietrze, by tym razem stoczyć półtoragodzinną walkę z kolejną wyprawą Luftwaffe. Nowością było to, że uczestniczyły w wyprawie nie tylko samoloty bombowe, ale też nurkowe Ju-87 i dwie eskadry lotnictwa myśliwskiego. Polakom udało się doprowadzić do rozerwania ugrupowania przeciwnika, ale pojedyncze klucze zdołały się przedrzeć nad Warszawę i zrzucić bomby, m.in. na mosty Poniatowskiego i Kierbedzia, nie wyrządzając im jednak większych szkód. Ogień prowadziła polska artyleria przeciwlotnicza, ale nie był on skuteczny. Zestrzelony został dowódca 123. eskadry kpt. pil. Mieczysław Leonard Olszewski i pilot pchor. Tomasz Szymoński, obaj pilotujący samoloty P-7. Liczne boje tego dnia stoczyli też piloci 4. dywizjonu myśliwskiego. Okupiono je stratą 5 lotników (pchor. Karol Gonczor, pchor. Sławiec, pchor. Andrzej Wróblewski, kpr. Janusz Wróbel i st. strz. Stefan Olewiński). Wielu polskich lotników zostało zestrzelonych, ale części z nich (w większości byli oni ranni) udało się uratować. Jednym z nich był dowódca 111. eskadry kpt.
Gustaw Sidorowicz. Zestrzelony został też zastępca dowódcy brygady ppłk Leopold Pamuła, który wcześniej zdołał zniszczyć dwa niemieckie samoloty. Tylko w pierwszym dniu wojny brygada strąciła na pewno 14 samolotów niemieckich, 5 prawdopodobnie, 10 uszkodziła, przy bezpowrotnej utracie 10 własnych samolotów i uszkodzeniu aż 24 maszyn9. Tak duże straty spowodowały, że brygada po tych walkach dysponowała zaledwie 20 sprawnymi samolotami. Pierwsze walki ujawniły dysproporcje między właściwościami taktyczno-bojowymi samolotów obu walczących stron. Szczególnie małą przydatność wykazywały samoloty P-7. Tak wielkie straty spowodowały, iż naczelny dowódca lotnictwa gen. Zając nakazał oszczędne angażowanie się brygady w akcje bojowe.
2 września w godzinach południowych brygada już w bardzo uszczuplonym stanie dwukrotnie startowała, ale nie doszło do wielu pojedynków powietrznych; poza zestrzeleniem maszyny pilotowanej przez ppor. Mirosława Feria; pilot się uratował. W lotach bojowych uczestniczył 3., a następnie 4. dywizjon. W tym dniu przeciwnik bombardował już stolicę. Nazajutrz liczba gotowych do walki samolotów wzrosła do 40. Niemcy kilkakrotnie, w różnych odstępach czasowych atakowali z powietrza Warszawę. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności naloty nie zdarzyły się podczas masowych zgromadzeń warszawiaków przed ambasadami francuską i brytyjską, gdzie demonstrowali oni entuzjazm na wieść o wypowiedzeniu przez te mocarstwa wojny Niemcom. W walkach tego dnia szczególnie wyróżnił się liczący 12 maszyn 3. dywizjon, który zestrzelił 4 maszyny wroga, tracąc jednocześnie 3 własne samoloty (2 zniszczone w walce i jeden rozbity przy starcie). Zestrzeleni zostali dowódca 3. dywizjonu kpt. Krasnodębski i st. strz. Zdzisław Horń, ale mimo ciężkich
9 M. P o r w i t, Obrona Warszawy, s. 27.
ran obaj przeżyli. W tym czasie brygada została przebazo- wana na lotniska nieco odleglejsze od stolicy.
4 września Warszawa przeżyła ciężkie bombardowania; bomby spadły na Okęcie, Śródmieście i Pragę. Konieczna była wielokrotna interwencja straży ogniowej i biernej opl. W tym dniu lotnictwo niemieckie zmieniło taktykę. Od tej pory działało w niewielkich grupach, co miało prowadzić do wyczerpania fizycznego i psychicznego polskiego lotnictwa myśliwskiego. W powietrznej wałce uczestniczyły tego dnia 34 samoloty polskie; strącono jedną maszynę niemiecką bez strat własnych. Walkę z samolotami wroga podjęli piloci ze 111. eskadry por. Wojciecha Januszkiewicza, a następnie 113. eskadry por. Wincesława Barańskiego i 123. eskadry ppor. Erwina Kawnika. Szczególnie zacięte walki toczono po godz. 16.00. Kpr. Karol Kaw- czyński zestrzelił samolot bombowy Dor-17. Po stronie polskiej zestrzelony został por. Jerzy Szałkowski, który, ranny, dostał się do niewoli. Podobną taktykę przeciwnik stosował i w dniu następnym, co sprzyjało rozgrywaniu licznych pojedynków powietrznych między pojedynczymi samolotami. Polskie maszyny tego dnia uniemożliwiły Niemcom przeprowadzenie jednej większej wyprawy bombowej. Strącono 9 maszyn wroga, ale zwycięstwa te zostały okupione dużymi stratami własnymi, zwłaszcza w uszkodzonych samolotach.
Na nową taktykę lotnictwa niemieckiego strona polska odpowiedziała modyfikacją własnych działań. Zaprzestano mianowicie podrywania na wezwanie całych pododdziałów, a wprowadzono patrolowanie tylko w tych strefach, w których w danym czasie spodziewano się samolotów wroga. Jednak i to nie zapobiegło utracie kolejnych maszyn;5 września brygada dysponowała zaledwie 25 sprawnymi maszynami. Na skutek dużych zniszczeń linii telefonicznych mniej wydolna była także polska sieć meldunkowa. W tym dniu klucz ppor. Jana Kazimierza Daszewskiego zestrzelił
bombowiec nurkujący Ju-87, a pozostałe samoloty zmusił do zrzucenia bomb przed celem wyprawy. Inna grupa sześciu polskich samolotów zestrzeliła 2 samoloty bombowe w rejonie Puszczy Kampinoskiej. Nad Babicami piloci 114. eskadry strącili 4 samoloty, ale wszystkie sześć polskich maszyn miało uszkodzenia, które czyniły je niezdolnymi do walki. W tym dniu zestrzelony został samolot por. Stefana Stanisława Okrzei, a on sam zginął. 5 września piloci brygady zestrzelili 8 samolotów niemieckich.
Duże straty w sprzęcie, w tym uszkodzenia maszyn, spowodowały, iż 6 września brygada dysponowała już tylko 21 sprawnymi samolotami. Mimo to otrzymała rozkaz odpędzenia samolotów wroga w rejonie Slesin-Koło. Osłabiona brygada prowadziła liczne pojedynki powietrzne; nad Warszawą zestrzelono 3 samoloty niemieckie i zmuszono wroga do opuszczenia obszaru powietrznego w rejonie Łodzi i Kutna. W tym dniu strącono 15 samolotów nieprzyjaciela na pewno i 4 prawdopodobnie10. Najwięcej zestrzeleń odnotowali: ppor. Hieronim Dudwal — 4 , por. Wojciech Januszewicz — 3 i kpt. Adam Kowalczyk — 2. Niestety, bolesne były też straty własne; zestrzeleni zostali: pchor. Roman Stoga, kpr. Andrzej Niewiara, kpr. Mieczysław Kaźmierczak i st. strz. Mieczysław Adamek. Lotnicy niemieccy często nie przestrzegali zasad międzynarodowego prawa wojennego, dopuszczając się nawet ostrzeliwania pilotów lądujących na spadochronach11.
6 września w godzinach wieczornych marsz. Smigły-Rydz nakazał przebazowanie Brygady Pościgowej na lotniska pod Lublinem. Tym samym zakończył się udział tej formacji w walkach o Warszawę. Nie oznaczało to wszakże zupełnego wyeliminowania uczestnictwa lotników w obronie stolicy Polski, gdyż w mieście pozostał i walczył oddział
10 L. G ł o w a c k i , Obrona Warszawy i Modlina, s . 3 8 .1 1 A . K u r o w s k i , Lotnictwo polskie w 1939 roku, Warszawa 1962,
s. 127-129.
sformowany na Mokotowie ze spieszonych lotników, którzy nie mieli przydziałów mobilizacyjnych. Dołączył do nich personel Szkoły Podchorążych Technicznych Lotnictwa. Miasta nie opuściła też pewna liczba lotników z instytucji centralnych wojska. Byli to: mjr obs. Zygmunt Zbrowski, kpt. obs. Antoni Klimas, kpt. pil. Jerzy Bohuszewicz i kpt. obs. Eugeniusz Paszkowski. Stali się oni kadrą dwóch nowo utworzonych batalionów lotniczych (dowódcą 1. batalionu został kpt. Klimas), lotniczego oddziału szturmowego (jego dowódcą został mjr Zbrowski), posterunków obrony przeciwlotniczej i oddziału ochrony dowództwa Armii „Warszawa”.
W walkach prowadzonych w dniach 1-6 września Brygada Pościgowa zestrzeliła na pewno 43 samoloty,5 prawdopodobnie, a uszkodziła 20, przy stratach własnych— 38 maszyn12. Opuszczenie przez Naczelne Dowództwo WP 6 września Warszawy spowodowało wycofanie z miasta Brygady Pościgowej i przemieszczenie jej na wschód jako części składowej odwodu Naczelnego Wodza. Tym samym przestała ona być elementem obrony powietrznej stolicy. Wycofano także najwartościowsze komponenty artylerii przeciwlotniczej; obronę powietrzną stolicy miała już tylko stanowić nieliczna artyleria przeciwlotnicza.
W dniach 1-5 września artyleria przeciwlotnicza dysponowała: 72 armatami 75 mm, 20 armatami 40 mm, 7 kompaniami cekaemów, kompanią balonów zaporowych i kompanią reflektorów. Dowództwo Obrony Warszawy dysponowało 20 armatami 75 mm wz. 1937, 12 armatami 75 mm wz. 1936, 40 armatami 75 mm wz. 1897 i 24 armatami 40 mm. Siły te, podzielone w Warszawie na 4 grupy („Północ”, „Zachód”, „Południe” i „Wschód”), zostały poważnie uszczuplone w związku z potrzebą zapewnienia obrony przeciwlotniczej Naczelnemu Dowództwu WP po jego
12 Ibidem, s. 126-133, 182-189 i 248-249.
ewakuacji do Brześcia nad Bugiem. Zanim to wszakże nastąpiło, już 4 września przesunięto 4 działa 40 mm do Skierniewic, następnego dnia dalsze 4 działa 40 mm do Łukowa i po 2 działa tego samego kalibru do Chełma i Krasnegostawu. 5 września zapadła decyzja gen. Zającao wycofaniu z Warszawy na wschód kolejnych znacznych sił artylerii przeciwlotniczej. I tak do Lwowa skierowano baterię dział 75 mm (nowoczesną) i baterię dział 75 mm (przyczepkowych). Do Lublina został skierowany 11. dywizjon artylerii przeciwlotniczej (daplot. motorowy), do Brześcia nad Bugiem — 102. daplot. i bateria dział 75 mm (nowoczesna), a do Łukowa — 101. daplot. i bateria dział 75 mm (nowoczesna). Przebazowań dokonywano jeszcze tego samego dnia wieczorem.
Wówczas do obrony stolicy pozostała 103. bateria nowoczesnych dział 75 mm, cztery baterie przestarzałych dział 75 mm oraz tyleż plutonów dział 40 mm. Po jakimś czasie nastąpił pewien przyrost liczby dział 40 mm, co miało związek z przybywaniem do stolicy pozostałości pobitych na zachód od Wisły armii. Ostatecznie, według meldunku z 6 września, złożonego przez płk. Barana gen. Czumie, podległa mu czynna obrona przeciwlotnicza miasta miała dysponować: 5 bateriami dział 75 mm, 12 plutonami armat plot. 40 mm, kompanią reflektorów przeciwlotniczych i 5 kompaniami cekaemów plot. oraz 3 kompaniami balonów zaporowych, łącznie — 2584 żołnierzami13. Ale i ten stan uległ pomniejszeniu po wspomnianym już wycofaniu reflektorów i balonów zaporowych.
Do 6 września udział artylerii przeciwlotniczej w walkacho obronę powietrzną stolicy nie był wielki. Współdziałała ona z Brygadą Pościgową, na której spoczywał główny
13 M.M. D r o z d o w s k i , Alarm dla Warszawy, s. 115.
ciężar walki z lotnictwem niemieckim, a udział artylerii plot. w tej walce polegał przede wszystkim na wskazywaniu celów ogniem sygnalizacyjnym. Jej uwaga koncentrowała się na obronie mostów warszawskich (odpowiadał za to kpt. Zygmunt Jezierski), przeprawy w rejonie Świdrów Małych (kpt. Jakub Hruby), jak też na obronie punktowej obiektów: Dworca Gdańskiego, Dworca Głównego, Cytadeli, filtrów, stacji pomp i gazowni. Od tej daty to ona przejęła ciężar obrony miasta przed lotnictwem niemieckim. Skuteczność realizacji tego zadania ograniczały stosunkowo niewielkie możliwości bojowe w większości przestarzałego sprzętu. Nowoczesnym sprzętem dysponowała tylko 103. samodzielna bateria artylerii plot. 75 mm wz. 1937 (dowódca ppor. Wiesław Kędzierski), która została rozmieszczona wokół Dworca Gdańskiego. 13 września jej stanowiska były bombardowane przez lotnictwo wroga, ale bez większych rezultatów. Ona też miała największy udział w zestrzeleniach samolotów wroga. Znaczną liczbę zestrzeleń miał też 109. pluton artylerii plot. 40 mm ppor. Wiktora Piaseckiego. Przyjmuje się, że artyleria przeciwlotnicza węzła warszawskiego zestrzeliła we wrześniu 1939 r. w sumie 106 samolotów14. Poniosła przy tym straty osobowe i w sprzęcie. Między innymi polegli: ppor. Jan Kryspin Kubski, ppor. Władysław Pabich, ppor. Stefan Pawłowski oraz podchorążowie: Olgierd Kiepper, Tadeusz Kobusi Longin Sidorowicz.
Do 6 września obrona przeciwlotnicza stolicy była jeszcze dość skuteczna w walce z lotnictwem nieprzyjacielskim, co jednak nie oznaczało, że udało się ochronić miasto przed bombardowaniem. Siły Brygady Pościgowej, jak i artylerii przeciwlotniczej były do tego niewystarczające; mogły one tylko ograniczyć (co im się zresztą w znacznym stopniu udało) skutki nalotów bombowych Luftwaffe.
14 L. G ł o w a c k i, Obrona Warszawy i Modlina, s. 39.
Ważną rolę w systemie obrony przeciwlotniczej stolicy odgrywała też opl bierna. Jej struktura i zadania zostaną omówione w następnym rozdziale.
Jak wspominaliśmy, naziemna obrona Warszawy nie została uwzględniona w polskim planowaniu wojennym, podczas gdy jednym z najważniejszych celów działań niemieckich było szybkie opanowanie stolicy Polski. Miały tego dokonać przede wszystkim wojska szybkie 10. Armii, ale na Warszawę zmierzała też Grupa Armii „Północ”. Na skutek przegrania przez Wojsko Polskie bitwy o pozycję główną, a w konsekwencji odwrotu rozmieszczonych tam związków operacyjnych, zaistniała groźba szybkiego wdarcia się do miasta niemieckich zagonów pancernych. Już2 września, na wieść o przedarciu się niemieckich kolumn pancernych w rejonie Częstochowy i pojęcia przez nie marszu na północ, marsz. Smigły-Rydz nakazał tworzenie zasłony zabezpieczającej stolicę od południowego zachodu. Miała być w tym celu zorganizowana grupa zaporowa, a saperzy rozpoczęli inżynieryjną rozbudowę stanowisk obronnych na kierunkach spodziewanego ataku nieprzyjaciela. Rozpoczęty już w trzecim dniu wojny odwrót wojsk polskich z pozycji głównej wymuszał — wobec braku dla nich dalszych zadań, które, mimo że powinny, to jednak nie zostały ujęte w planie wojny — szukanie ratunku w rozwiązaniach doraźnych, improwizowanych. Dały tu0 sobie znać twarde realia wojny, które bezlitośnie obnażyły błędy popełnione przy opracowywaniu planu wojny z Niemcami, a przede wszystkim ujawniły jego oderwanie od rzeczywistości. Cofające się niekiedy w sposób niekontrolowany wojska, nie mogły liczyć na umocnienia tyłowej linii obrony, którą wyznaczały wielkie rzeki: Narew, Wisła1 San. Niezmiernie pilne stało się więc prowizoryczne obsadzenie i zabezpieczenie tej linii. W tej sytuacji Naczelny Wódz 3 września przed południem (początkowo ustnie, następnie, o godz. 15.30 pisemnie) zobowiązał ministra
spraw wojskowych gen. Tadeusza Kasprzyckiego do zorganizowania jeszcze tego samego dnia obrony linii Wisły od Modlina po Sandomierz. Nakazywał też „[...] zorganizować obronę Warszawy od południa”. Do tego nowa linia obronna miała być zorganizowana i dowodzona przez Ministerstwo Spraw Wojskowych, które w czasie wojny nie było włączone w struktury Naczelnego Dowództwa WP. Generał Kasprzycki jeszcze w tym samym dniu wydał rozkaz organizacyjny nr 1, w którym nakazywał dowódcy OK I gen. Mieczysławowi Trojanowskiemu i dowódcy OKII gen. Mieczysławowi Smorawińskiemu utworzyć dwa odcinki ochrony tej rzeki. Pierwszy z nich miało obsadzić zgrupowanie gen. Waleriana Czumy, stanowiące załogę obrony Warszawy, lecz mające bronić rzeki między Modlinem a stolicą, i drugie — dowodzone przez płk. Tadeusza Komorowskiego — przedłużające obronę linii Wisły na południe do Dęblina15. Decyzja ta oznaczała więc nieprzewidziane w planie wojny włączenie Warszawy do walki z lądowymi siłami nieprzyjaciela.
Nad stolicą Polski, faktycznie bezbronną, bo pozbawioną jakiejkolwiek obrony naziemnej, już od 3 września zawisła realna groźba ze strony niemieckiego zagonu pancernego, który po przełamaniu linii frontu i rozbiciu części ugrupowania Armii Odwodowej „Prusy” otworzył sobie drogę do stolicy Polski. Sytuacja wymuszała więc zorganizowanie w trybie gorączkowej improwizacji przynajmniej przeciwpancernej obrony miasta od południa i zachodu.
Sprawą szczególnie pilną było kompletowanie wojsk mających tworzyć załogę Warszawy. Także i to, wobec braku planów wojennego wykorzystania stolicy, musiało się odbywać w sposób improwizowany i przypadkowy. Spośród wojsk, które znalazły się w Warszawie pierwszy
15 Rozkaz organizacyjny nr 1 ministra spraw wojskowych z 3 września 1939, Obrona Warszawy w 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 11-12.
był, przybyły już 2 września z Rembertowa, 41. dywizjon artylerii lekkiej kpt. Józefa Rylskiego. Następnie załogę miasta zasilił batalion „Stołeczny” mjr. Józefa Spychalskiego i batalion marszowy 21. pułku piechoty (pp) mjr. Mieczysława Ducha. Później dołączył do nich 2. batalion 41. pp Romana Kaniowskiego-Zagłoby. Stopniowo wcielano pododdziały artylerii z różnych oddziałów, które przeciągały przez miasto, lub do niego docierały. Przede wszystkim były to jednostki zmierzające do miejsca koncentracji Grupy Operacyjnej „Kutno”. Takim więc sposobem załogę Warszawy kolejno wzmacniały: batalion marszowy 30. pp kpt. Bohdana Rożnowskiego, 2. batalion cekaemów, 15. kompania cekaemów, pięć zmotoryzowanych plutonów saperów oraz bateria 1. dak kpt. Stanisława Koziki16. Były to jednak siły zbyt szczupłe, by mogły skutecznie bronić miasta. Dlatego też gen. Czuma zadecydował o obsadzeniu tylko linii zwartej zabudowy miasta, i to wyłącznie w jego części lewobrzeżnej. Jej dowódcą mianował swego zastępcę — płk. Janowskiego. Generałowi Czumie podporządkowano też komendę miasta z płk. Stanisławem Machowiczem, jak też dowództwo Cytadeli na czele z płk. Konstantym Sołtanem-Pereświetem. 5 września załoga garnizonu warszawskiego liczyła zaledwie ok. 4 tys. żołnierzy, w tym 31 oficerów zawodowych i 98 oficerów rezerwy. Dominowali żołnierze rezerwy, a większość jednostek stanowiły oddziały tyłowe i marszowe. Gen. Czuma zajęty był nie tylko formowaniem wojska i kierowaniem go na najbardziej zagrożone odcinki obrony, ale też tworzeniem od podstaw swego dowództwa, sztabu i kwatermistrzostwa. W pierwszej kolejności opierał się na kadrze oficerskiej Straży Granicznej, ale nie była to przecież kadra liniowa. Dziwić w tym względzie może postawa dowództwa OK, które, jakkolwiek miało wielu przygoto
16 L. G ł o w a c k i , Obrona Warszawy i Modlina, s . 2 1 .
wanych do tego specjalistów, nie przydzieliło własnej kadry do tworzonych struktur dowodzenia obroną miasta. Gen. Trojanowski nie przejawiał też większej troski o załogę miasta, której formalnie był przecież przełożonym.
Stopniowo jednak załoga Warszawy zwiększała swą liczebność. 4 września został utworzony batalion obrony mostów (dowódca kpt. Antoni Krzyżanowski), a potencjał obronny miasta znacznie wzmocniło przybycie liczącej 11 wozów bojowych kompanii czołgów Vickers kpt. Feliksa Michałkowskiego oraz tak samo licznej kompanii czołgów rozpoznawczych kpt. Antoniego Brażuka. I wiceminister spraw wojskowych gen. Janusz Głuchowski polecił gen. Trojanowskiemu wzmocnić zgrupowanie stołeczne dwoma marszowymi batalionami piechoty i kompanią przeciwpancerną, ale jednocześnie pozbawić je kompanii czołgów rozpoznawczych.
Przystąpiono też do formowania oddziałów ochotniczych. W pierwszej kolejności powstały trzy nowe pułki piechoty oraz bataliony obrony Warszawy. Z czasem powstała też Robotnicza Brygada Obrony Warszawy. Pierwszym z powstałych pułków był 360. pp ppłk. Witalisa Chmury, złożony z czterech batalionów, którymi (w kolejności zgodnej z ich numeracją) dowodzili: mjr Feliks Mazurkiewicz, kpt. Marian Masternak, mjr Wacław Niedzielski i mjr Szczepan Łukowicz. Dość szybko pułk osiągnął liczebność 3515 żołnierzy17. Jego kadrę w większości stanowili oficerowie Straży Granicznej. Kolejno utworzony 1. pułk piechoty „Obrony Pragi” ppłk. Stanisława Milana liczył trzy bataliony: pierwszym dowodził mjr Franciszek Znamirowski, drugim — mjr Kazimierz Mazurkiewicz, a trzecim — mjr Czesław Szymkiewicz. Sformowany został też 2. pułk piechoty „Obrony Pragi” (nazywany też 336. pp) ppłk. Stefana Kotowskiego. Jego trzema kolejnymi
17 Ibidem, s. 26.
batalionami dowodzili: mjr Feliks Jakub Miklas, mjr Stanisław Thun i mjr Aleksander Górnicki. Powstała też 1. bateria „Obrony Warszawy” por. Janusza Łonickiego.
6 września Dowództwo Obrony Warszawy wyraziło zgodę na tworzenie specjalnego lotnego oddziału ochotniczego, nad którym dowództwo objął gen. Stanisław Bułak-Bałachowicz, Białorusin, znany z wojny polsko- rosyjskiej 1919-1920 r. zagończyk. Akces zgłosiło wielu młodych warszawiaków; byli wśród nich także obcokrajowcy. Grupa ta, w szczytowym okresie licząca ok. 1800 osób, operowała na obrzeżach Warszawy, prowadząc walkę metodami partyzanckimi.
Do Warszawy przybywały kolejne wzmocnienia; tym razem były to formacje liniowe. I tak 7 września po południu wywagonowały się dwa bataliony (2. i 3.) 40. pp, przyprowadzone przez dowódcę pułku ppłk. Józefa Kalan- dyka. W szybkim tempie żołnierze tego pułku obsadzili sektor „Ochota-Czyste”. Dotarł także, skierowany również w ten sektor obrony, 2. batalion 41. pp dowodzony przez mjr. Romana Mariana Zagłobę-Kaniowskiego.
Przewidując zagrożenia miasta ze strony niemieckich kolumn pancernych, przystąpiono do formowania grupy pancemo-motorowej. Grupę, nad którą dowództwo objął kpt. Bolesław Kowalski, tworzyły pododdziały: kompania czołgów rozpoznawczych TK, kompania czołgów Vickers, kompania czołgów lekkich 7 TP, dwie kompanie przeciwpancerne, sekcja motocyklowa i trzy kolumny samochodowe. Załogę powiększyły także siły: 1. batalion 40. pp, batalion 94. pp, dwa bataliony 26. pp, 3. batalion strzelców, 9. pułk artylerii ciężkiej (pac), części 3. pac i 46. dywizjon artylerii ciężkiej (dac)18.
Ten znaczący przyrost sił był jednak w stosunku do rzeczywistych potrzeb dalece niewystarczający. Wobec
18 Polskie Sity Zbrojne, t. I, cz. 2, s. 596.
tego przystąpiono do organizowania w stolicy trzech rezerwowych pułków piechoty. W obiektach Uniwersytetu Warszawskiego zainstalował się ośrodek zapasowy artylerii (mjr Stefan Hertnik), który sformował 1. baterię „Obrony Warszawy” (por. Janusz Łonicki). Mjr Hertnik zgromadził też dodatkowe działa przypadkowo odkryte w Forcie Bema (armaty 75 mm i haubice 100 mm), co umożliwiło wystawienie 11 ochotniczych baterii, a tym samym istotne wzmocnienie obrony przeciwpancernej. Zastanawiać może tylko to, że zarówno Naczelne Dowództwo WP, jak i DOK I o istnieniu tych dział nie wiedziały. Jest to jeden z przykładów rozgardiaszu, jaki panował w dowództwach i sztabach Wojska Polskiego, przytłoczonych lawiną nieoczekiwanych i niepożądanych wydarzeń wojennych.
Poza siłami, którymi obsadzono pierwszą linię obrony, ale tylko na południowych i zachodnich rubieżach miasta, Dowództwo Obrony Warszawy dysponowało też odwodem, który tworzyły dwa bataliony piechoty oraz zgrupowanie czołgów (dowódca kpt. Stanisław Grąbczewski) w składzie dwóch kompanii czołgów 7 TP i kompanii tankietek. Zorganizowano ponadto naziemną osłonę mostów stołecznych, której dowódcą został płk w st. sp. Zygmunt Nawratil. Poza obroną stolicy gen. Czuma miał zadanie zamknięcia przepraw na Wiśle na odcinku ograniczonym na północy przez most stały w Jabłonnie, a na południu — przez most połowy w Świdrze.
7 września gen. Czuma zreorganizował obronę miasta, dzieląc ją na trzy odcinki pod ogólnym dowództwem płk. Janowskiego. Były to mianowicie odcinki: „Południowy Mokotów”, rozciągający się od Siekierek, przez Służewiec do Filtrów (dowódca ppłk Marian Rozborski), obsadzony przez batalion mjr. Józefa Rosieka i batalion mjr. Mieczysława Ducha; „Środkowy”, obejmujący rejon „Ochota-Czyste” (ppłk Józef Kalandyk), złożony z dwóch batalionów 40. pp i batalionu 41. pp: „Południowy Marymont”, biegnący od
Powązek, przez Marymont do Wisły (ppłk Walerian Tew- zadze), tworzony przez batalion „Stołeczny” i batalion 30. pp. Piechotę miała wspierać artyleria dywizjonu 3. pac, dowodzona przez ppłk. Ziełonko-Ziełonkę, który był jednocześnie dowódcą całej artylerii w mieście. Z obiektów poza granicami miasta zostały też obsadzone (przez wzmocniony 2. batalion 26. pp. mjr. Karola Wicka) mosty w Otwocku oraz w Świdrach Małych. Rozpoznanie na dalekich podejściach od Warszawy miała prowadzić kompania czołgów TK kpt. Antoniego Brażuka. Na dalekie przedpola zostały wysłane zmotoryzowane plutony saperów, których zadaniem było zaminowanie dróg prowadzących do miasta. Wydano też rozkaz zniszczenia radiostacji w Raszynie.
Prawobrzeżna część stolicy Praga nie była jeszcze broniona; prowadzono tylko dalekie rozpoznanie jej przedpola.
W nocy z 7 na 8 września trwały prace nad budową drugiej linii obrony na kierunkach największego zagrożenia; obsadzały ją siły 360. pp pod dowództwem ppłk. Chmury. Siły 2. dywizjonu 3. pac wykorzystano do utworzenia zawiązku artylerii bezpośredniego wsparcia.
7 września na wieść o sforsowaniu przez Niemców Bugu pod Wyszkowem gen. Czuma zadecydował o objęciu obroną także prawobrzeżnej części miasta. Do tego rejonu zostały skierowane dwa bataliony 1. pułku „Obrony Pragi” i dwa bataliony 2. pułku „Obrony Pragi”.
Trwały intensywne prace inżynieryjne nad ufortyfikowaniem głównych arterii wlotowych do miasta, zwłaszcza od południa i zachodu. Prace te były prowadzone zarówno przez saperów (nie było ich zresztą wielu), jak i ludność cywilną, która odpowiedziała na apel prezydenta Starzyńskiego o dobrowolne stawiennictwo do prac ziemnych. Barykady samorzutnie stawiane przez ludność cywilną nie zawsze jednak odpowiadały rzeczywistym potrzebom i wa
runkom prowadzenia walki. Wspomina o tym płk Janowski: „[...] szybko wyrosły wszędzie (przeważnie tam, gdzie nie trzeba) barykady, rowy, zatory. Zatamowano ruch. Na barykady ludność zużyła, wyrzucając wprost z okien, łóżka, szafy, stoły, a nawet pościel. Wszystko materiały łatwopalne”19. Dopiero przejęcie koordynacji tych prac przez powołanego na szefa saperów Dowództwa Obrony Warszawy płk. Kazimierza Hertla nadało im charakter przeszkód obronnych.
Trwało przegrupowywanie wojsk i obsadzanie odcinków uznanych za newralgiczne; usprawniano system dowodzenia i łączności. Trafna okazała się decyzja gen. Czumy o rozczłonkowaniu artylerii lekkiej i przydzielaniu jej — nawet działonami — na punkty obronne najbardziej zagrożone przez czołgi, z wyłącznym przeznaczeniem do ich niszczenia.
Kolejne wzmocnienie obrony miasta było związane z przybyciem w nocy z 6 na 7 września dowodzonego przez ppłk. Józefa Lankaua 2. dywizjonu 3. pac. Rozmieszczony na Pradze odegrał on wkrótce potem, podczas odpierania na zachodnim przedmościu uderzeń sił pancernych nieprzyjaciela, rolę skutecznej artylerii wsparcia.
Postępujący, w związku z przybywaniem do miasta kolejnych jednostek wojskowych, wydatny wzrost liczebności jego załogi nie zawsze szedł w parze ze zwiększeniem jej wartości bojowej. Nadal bowiem znaczną jej część stanowiły wojska improwizowane, z reguły nieliniowe, oddziały zapasowe, rezerwowe lub formowane doraźnie. 7 września gen. Czuma zwrócił się do mieszkańców z odezwą, która miała ich psychicznie przygotować do mającego wkrótce nastąpić ataku na stolicę niemieckich wojsk lądowych. Ostrzegał w niej: „[...] Działania bojowe mogą przenieść się pod mury stolicy,
19 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 149-150.
Warszawy”. W atmosferze podniecenia, ale i powszechnej gotowości do stawienia twardego oporu, załodze wojskowej miasta przyszło już 8 września stoczyć pierwsze walki ze wzmocnioną niemiecką 4. DPanc., zamierzającą z marszu zająć niebronione, jak sądzono, miasto.
Zanim doszło do pierwszego starcia z niemieckimi wojskami lądowymi, dużym wyzwaniem dla Dowództwa Obrony Warszawy było opanowanie rozprzężenia i chaosu, jaki towarzyszył ewakuacji ze stolicy najwyższych władz cywilnych i wojskowych, a ich śladem wielu instytucji i urzędów niższej rangi. Dotyczyło to także pewnej części instytucji miejskich, jak przykładowo niektórych formacji strażackich czy policyjnych. Wspominaliśmy już, że opuścił miasto — trudno ustalić na czyje polecenie — personel dwóch najważniejszych wojskowych szpitali warszawskich: Okręgowego i Ujazdowskiego. Oba szpitale przemieściły się początkowo do Mińska Mazowieckiego, pozostawiając rannych (a tych stale przybywało) w Warszawie, praktycznie bez opieki lekarskiej. Prowizorycznym rozwiązaniem było umieszczanie rannych żołnierzy, głównie ze składu Armii „Modlin”, w cywilnych szpitalach miejskich. Szczególnie niekorzystny wpływ na materiałowe zaopatrzenie załogi— o czym też była mowa — wywarło opuszczenie miasta przez dowództwo i sztab OK I.
Szczęśliwie dla obrony miasta nie wszyscy oficerowie tych dowództw i sztabów ulegli psychozie ewakuacyjnej. Ci, którzy zostali w mieście na ogół włączali się do przygotowań obronnych, wykorzystując swą wiedzę wojskową i doświadczenie wojenne. Tak właśnie postąpiło kilku oficerów pionu kwatermistrzowskiego Naczelnego Dowództwa i warszawskiego DOK. Pozostawszy w mieście, z wielką energią starali się zaspokoić materiałowe i usługowe potrzeby walczącej załogi. Warto szczególnie przypomnieć postawę płk. Jana Hyca, długoletniego szefa Oddziału IV Sztabu Głównego, a następnie kwatermistrza
DOK I, mianowanego w trzeciej dekadzie września kwatermistrzem Armii „Warszawa”. Położył on bowiem wielkie zasługi w organizacji dostaw amunicji ze składnicy w Palmirach.
Istotnym problemem dla gen. Czumy i jego sztabu było opanowanie niekontrolowanego napływu do stolicy rozbitych oddziałów wojska i uchodźców cywilnych. Oficerowie i wartościowsi żołnierze byli sukcesywnie wykorzystywani przy tworzeniu nowych jednostek i uzupełnianiu już istniejących. Nawiasem mówiąc, tylko części nowo przybyłych oficerów liniowych powierzono stanowiska dowódcze, jednocześnie pozwalając, (co wydaje się w tej sytuacji niezrozumiałe), by nadal pozostawali na nich oficerowie niemający doświadczenia liniowego. Poważne trudności sprawiali zaś żołnierze zdemoralizowani, szerzący nastroje panikarskie i defetystyczne. Z relacji płk. Janowskiego: „[...] Z tą falą starców, kobiet i dzieci, [uchodźców — L.W.] którzy ciągną ze swym dobytkiem, niestety płyną i dezerterzy. Dezerterów kierujemy do Cytadeli i do koszar 36 pp na Pradze”20
Postanowiono utworzyć dla żołnierzy z rozbitych oddziałów stacje zborne, skąd następnie mieli oni być wysyłani na wschód, głównie w kierunku Garwolina. Dla udrożnienia komunikacji (jej zachowanie było ważne dla aprowizacji miasta) wyznaczono trzy szlaki ewakuacyjne dla cofającego się wojska: pierwszy — od ul. Górczewskiej przez Leszno do mostu kolejowego przy Cytadeli; drugi— od ul. Wolskiej do mostu Kierbedzia i trzeci — od ul. Grójeckiej przez Al. Jerozolimskie do mostu Poniatowskiego. Najliczniejsza fala uchodźców cywilnych wdarła się do miasta w dniach 7-8 września, powodując zakorkowanie głównych arterii miasta. Obawiano się, by wraz z uciekinierami nie wdarli się do miasta Niemcy. Apele prezydenta Starzyńskiego oraz energiczne działania
20 Ibidem, s. 149.
służb miejskich doprowadziły do pewnego unormowania sytuacji. Wybitnie stabilizująco na nastroje wpłynęła opublikowana w prasie i rozplakatowana w mieście 6 września odezwa Starzyńskiego i komendanta głównego Straży Obywatelskiej Janusza Regulskiego, apelująca „[...] aby w mieście panował spokój, ład i porządek”.
Stawić musiano czoła, chociaż nie było to zjawisko w Warszawie masowe, tzw. piątej kolumnie. Płk Tomaszewski wymienia w swoich wspomnieniach trzy rodzaje działań dywersyjnych, z którymi się zetknął w stolicy: inspirowane rozmowy telefoniczne; przekazywanie fałszywych informacji do ludności w mieście i wreszcie ograniczone działania zbrojne21. Pierwszy rodzaj polegał na wykorzystywaniu telefonów do przekazywania fałszywych informacji, jak też na uszkadzaniu sieci telefonicznej, szczególnie częstego na Pradze. Drugi był szczególnie widoczny w pierwszej dekadzie września i miał pewien wpływ na powstawanie paniki, która osiągnęła apogeum w dniach 6-7 września, po wspomnianym już radiowym wystąpieniu ppłk. Umiastowskiego. Trzeci zaś to głównie ostrzał prowadzony z reguły nocą przez zamaskowanych snajperów, którym sprzyjało wprowadzenie zaciemnienia miasta. Ponadto akcje dywersyjne w mieście mieli także prowadzić przeszkoleni dywersanci, którzy podobno zostali zrzuceni na spadochronach na przedmieścia.
7 września wzmogło się bombardowanie lotnicze miasta. W południe wybuchł pożar na moście Poniatowskiego. Po południu został zbombardowany budynek Banku Polskiego na ul. Bielańskiej. W gaszeniu pożaru uczestniczyło 6 sekcji strażackich. Bombardowana była, i to szczególnie intensywnie, Praga, która od dnia poprzedniego, po uszkodzeniu magistrali wodnej na ul. Zygmuntowskiej, nie miała dostaw wody. Bomby spadły na Dworzec Wschodni i Wileński, Polskie Zakłady Inżynierii oraz na fabrykę „Pocisk”. Pożary
21 T. T o m a s z e w s k i , Bytem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 5 8 .
wybuchały w wielu punktach tej dzielnicy. Warszawa w tym dniu została, jak wiemy, pozbawiona osłony samolotów Brygady Pościgowej, a zdezorganizowana wskutek częściowej ewakuacji artyleria przeciwlotnicza nie mogła zapobiec intensywnym bombardowaniom.
Skuteczność obrony miasta w dużym stopniu zależała od docierających do sztabów broniących się wojsk wiadomościo nieprzyjacielu. Do czasu wyjazdu z Warszawy Naczelnego Dowództwa WP informacje te napływały głównie z tego źródła. Skończyło się to prawie zupełnie z chwilą ewakuacji tego dowództwa. Zaszła więc potrzeba zorganizowania własnej sieci rozpoznawczej. Do tego celu gen. Czuma wykorzystał część funkcjonariuszy Straży Granicznej, których rozesłano na przedmieścia miasta, by stamtąd różnymi drogami nadsyłali pożądane informacje. Rozpoznanie bezpośredniego przedpola przedmościa zachodniego prowadzono także za pomocą pododdziału czołgów rozpoznawczych, a w prawobrzeżnej części miasta — rezerwowego dywizjonu kawalerii rtm. Karola Wickenhagena. 8 września w godzinach rannych gen. Czuma wydał rozkaz do żołnierzy. Jego treść była następująca:
„Żołnierze załogi Warszawy!Wódz Naczelny powierzył nam obronę Stolicy. Żąda on,
by o mury Warszawy rozbił się napór wroga, by został położony kres niszczenia polskich ziem, pomszczeni polegli w boju koledzy, polegli śmiercią żołnierską mężczyźni, kobiety i dzieci. Mamy podać rękę utrudzonym w boju oddziałom, ułatwić im dalsze zadanie bojowe.
Żołnierze! Objęliśmy pozycję, z której nie ma zejścia. Na tej pozycji może wróg usłyszeć jedną tylko obecnie odpowiedź: «Dość! Ani kroku dalej!» A nam wolno złożyć jeden tylko meldunek: «Rozkaz Naczelnego Wodza zostanie spełniony»”22.
22 Cyt. za: M. P o r w i t, Obrona Warszawy, s. 62.
Ten krótki, ale zawierający ogromny ładunek emocjonalny rozkaz stawiał przed obrońcami stolicy zadanie praktycznie niewykonalne. Jego celem była jednak nadzwyczajna mobilizacja załogi do odparcia niemieckiego natarcia.
Na drodze marszu niemieckich kolumn pancernych stanęły w Warszawie wojska w większości improwizowane, niebędące formacjami liniowymi. Zajęły one jednak pozycje dobrze wybrane i stosunkowo nieźle przygotowane pod względem inżynieryjnym. Ponadto dysponowały znaczną jak na polskie warunki artylerią pośredniego i bezpośredniego wsparcia, przy czym ta druga była przydzielona wyłącznie do walki z bronią pancerną przeciwnika. Główny ciężar walki z niemieckimi wojskami lądowymi wzięły na siebie obsady odcinków „Warszawa-Zachód” (3 bataliony piechoty z artylerią) oraz „Warszawa-Południe” (2 bataliony piechoty z artylerią i inną bronią). Były to siły nieporównywalne z potencjałem bojowym przeciwnika. Wrócimy do tej kwestii w dalszej części tekstu.
CYWILNA OBRONA STOLICY
1 września rankiem mieszkańców Warszawy obudził huk bomb spadających na miasto. W pierwszej kolejności były bombardowane lotniska, mosty i dworce. Obrona przeciwlotnicza, a zwłaszcza jej najważniejszy komponent — Brygada Pościgowa, wówczas jeszcze skutecznie — o czym już pisaliśmy — starała się temu przeciwdziałać. Prezydent RP Ignacy Mościcki w godzinach południowych tego dnia wydał orędzie do narodu. Informował w nim o wybuchu wojny oraz apelował do społeczeństwa o skupienie się wokół Naczelnego Wodza i wojska dla doprowadzenia do odparcia niemieckiej agresji1.
W optymistycznym tonie był utrzymany rozkaz Naczelnego Wodza do żołnierzy2. Kończył się on przesłaniem: „[...] Bez względu na długotrwałość wojny i poniesione ofiary — ostateczne zwycięstwo będzie należało do nas i do naszych sprzymierzeńców”. Społeczeństwo polskie, w tym także społeczeństwo Warszawy, całkowicie poparło
1 Orędzie Prezydenta RP do narodu w związku z agresją na Polskę z 1.09.1939 r., w: Wojna obronna Polski 1939. Wybór źródeł, s. 399.
2 Rozkaz Naczelnego Wodza, Edwarda Śmigłego-Rydza do żołnierzy w związku z napaścią Niemiec hitlerowskich na Polskę z 1 września 1939 r., Ibidem, s. 399^100.
decyzję władz państwowych o przeciwstawieniu się niemieckiej agresji wszelkimi możliwymi środkami. Towarzyszyła temu wpajana społeczeństwu przez propagandę rządową, szczególnie intensywnie w drugiej połowie lat trzydziestych, wiara w możliwość pokonania agresora.
Po oficjalnej nominacji na Naczelnego Wodza marsz. Smigły-Rydz wydał odezwę do narodu. Podobnie jak wcześniejszy rozkaz do żołnierzy, tchnęła ona optymizmem i wiarą w ostateczne zwycięstwo Polski. Jednocześnie rząd wprowadzał ustawodawstwo okresu wojny, w tym regulacje właściwe dla ogłoszonego stanu wojennego: zawieszenie wolności osobistej, rękojmi nietykalności mieszkania, wolności słowa, tajemnicy korespondencjii wolności zrzeszeń.
Niemal od pierwszych godzin wojny stolica odczuwała skutki niemieckich bombardowań lotniczych, i to mimo skutecznych przeciwdziałań podejmowanych przez Brygadę Pościgową i artylerię przeciwlotniczą. W stan gotowości postawiono także bierną obronę przeciwlotniczą i straż ogniową. Najważniejsze zadania biernej opl sprowadzały się do unieszkodliwiania bomb zapalających, zapobiegania pożarom i ich gaszenia, a przede wszystkim ratowania ludzi. Bierną opl kierował wiceprezydent Julian Kulski przy pomocy zastępcy, a jednocześnie szefa wydziału wojskowego — płk. Mariana Czemiewskiego. Komendzie miasta były podporządkowane trzy struktury dzielnicowe: „Praga” (Bronisław Chajęcki), „Północ” (Cyprian Odor- kiewicz) i „Południe” (Stanisław Tyszkiewicz). Niższe struktury tworzyły komisariaty, obwody i bloki. Utworzono sieć posterunków ratowniczo-sanitamych, która składała się ze 110 sekcji pracujących dla wojska i 268 dla instytucji cywilnych. Funkcjonowały służby: ratowniczo-sanitama, alarmowa, przeciwpożarowa, przeciwgazowa i weterynaryjna. Komendzie Głównej podlegało Szefostwo Służby Technicznej Wodociągów i Kanalizacji (inż. Włodzimierz Rab-
czewski). Komendantem warszawskiej Straży Ogniowej był płk poż. Stanisław Gieysztor, który już 1 września wprowadził w tej formacji system wojenny. Obszar miasta podzielono na trzy sektory pożarowe, tzw. dzielnice: „Północ” (kpt. poż. Zbigniew Borowy), „Południe” (kpt. poż. Stanisław Drożdżewski) i „Praga” (kpt. poż. Henryk Markowski). Przejściowo istniała także dzielnica pożarowa „Ochota” (inspektor Z. Pietraszkiewicz). Dzielnicom podlegały sekcje; w dniu 1 września 1939 r. stołeczna Straż Ogniowa dysponowała 61 sekcjami bojowymi. Jeszcze tego samego dnia siły warszawskiej straży zostały wzmocnione przez przybyłe do Warszawy na czele z Janem Czapskim; części miejskiej straży z Poznania liczące2 oficerów, 7 podoficerów, 107 strażaków oraz 6 wozów bojowych.
3 września warszawiacy entuzjastycznie zareagowali na wieść o wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Francję i Wielką Brytanię, dając temu wyraz, mimo zagrożenia bombardowaniami, w tłumnych manifestacjach przed ambasadami tych państw. Stopniowo jednak, w miarę napływania wieści o niepowodzeniach własnych armii czy ewakuacji władz państwowych ze stolicy, entuzjazm ten gasł. Mimo to warszawiacy gotowi byli włączyć się do czynnej walki w obronie miasta. Zanim to nastąpiło, z własnej inicjatywy zgłaszali się do budowy umocnień ziemnych i barykad. Przed Zarządem Miasta, i to już3 września, stanął problem przygotowania miasta na przyjęcie zbliżającej się od zachodu fali uchodźców. To wówczas powstał pomysł utworzenia Stołecznego Komitetu Opieki Społecznej; przyjął on ostatecznie nazwę Stołecznego Komitetu Samopomocy Społecznej (SKSS). Komitet, którym kierował inż. Kazimierz Tyszka (zastąpił go później Atrur Śliwiński), ściśle współpracując z Wydziałem Opieki Społecznej Zarządu Miasta, uczynił wiele dla zorganizowania wyżywienia uchodźców. W tym celu Zarząd powołał
Warszawską Hurtownię Aprowizacyjną „Hawu”. Kolejną inicjatywą tego organu było utworzenie w ramach Wydziału Technicznego tzw. Pogotowia Budowlanego (inż. Stefan Zawidzki), które przystąpiło do organizowania podległych sobie brygad.
Stołeczny Komitet Samopomocy Społecznej zmagał się z ogromem zadań, których wykonanie nie byłoby możliwe bez udziału struktur terenowych. Dlatego już 5 września na naradzie opiekunów społecznych zdecydowano o tworzeniu w poszczególnych dzielnicach komitetów okręgowych. Pierwszy z nich, kierowany przez Emilię Manteufflową, powstał na Ochocie, kolejne — na Żoliborzu (płk Heczko), Mokotowie (Adam Obarski) i Woli (Henryk Finder). Uwaga komitetów była skupiona przede wszystkim na wyżywieniu uchodźców.
Pewną dezorganizację w sferze obrony cywilnej wprowadził cytowany już apel ppłk. Umiastowskiego o opuszczenie stolicy przez mężczyzn zdolnych do służby wojskowej. Została ona jednak szybko opanowana, także dzięki cytowanemu już apelowi prezydenta Starzyńskiego (wzywał on mieszkańców stolicy do natychmiastowej budowy barykad), jak i jego kolejnym podobnym inicjatywom; będzieo tym mowa w dalszej części tekstu. Niezmobilizowani członkowie Legii Akademickiej przykładowo zwrócili się do jej byłego komendanta głównego, a wówczas szefa sztabu Dowództwa Obrony Warszawy płk. Tomaszewskiego, o zorganizowanie pododdziałów tej formacji. Ten jednak zgodził się tylko na utworzenie akademickiego plutonu gońców pod dowództwem plut. pchor. Usarzews- kiego; pluton ten odegrał istotną rolę — wobec wspomnianych już kłopotów z technicznymi środkami łączności— w podtrzymywaniu funkcjonowania niezbędnego obiegu informacji3.
3 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 28-29.
Ważną rolę w funkcjonowaniu cywilnej obrony Warszawy odegrała decyzja prezydenta Starzyńskiego o powołaniu Straży Obywatelskiej (SO), o czym poinformował mieszkańców w odezwie z 6 września4. Ta nowa, w pełni cywilna formacja miała wesprzeć Policję Państwową, a także inne organa porządku i bezpieczeństwa w utrzymaniu w mieście ładu i spokoju. Na komendanta głównego SO został powołany Janusz Regulski, a jego zastępcami zostali dr Jan Gebethner i Bronisław Barylski. Komendę Główną tworzyły wydziały: ogólny (Zygmunt Chamiec), organizacyjny (Bolesław Jasieński), gospodarczy (Henryk Brun), wykonawczy (Wiktor Ludwikowski), osobowy (Roman Tomczak), finansowy (Wacław Lenga), transportui komunikacji (Maurycy Potocki), intendentury ogólnej (Stefan Steinhagen) i służby technicznej (Jan Straszewicz). Jednym z pierwszych zadań Straży Obywatelskiej było przeciwstawienie się panice ewakuacyjnej.
Rankiem 7 września warszawiacy ujrzeli rozplakatowaną na ulicach miasta odezwę gen. Czumy. Dowódca załogi stolicy informował — o czym już pisaliśmy — iż działania wojenne mogą się przenieść pod mury miasta, a w związku z jego opuszczeniem przez część mężczyzn potrzebnych na miejscu, apelował do mieszkańców o pomoc w jego obronie: „Wracajcie do swoich zajęć! — czytamy w końcowej części odezwy — Pomagajcie wojsku mężną postawą oraz utrzymaniem ładu i porządku, by nie odrywać wojska od pracy bojowej”.
Gotowość do udziału w obronie miasta zgłosił Związek Harcerstwa Polskiego, w tym harcerki kierowane przez Marię Krynicką i jej Pogotowie Harcerskie na czele z Józefiną Łapińską. Harcerki pełniły służbę telefoniczną,
4 Wrzesień 6 — Odezwa prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego do ludności w sprawie powołania Straży Obywatelskiej, w: Cywilna obrona Warszawy we wrześniu 1939 r. , s. 21-22.
tworzyły patrole sanitamo-żywnościowe i sprawowały opiekę na uchodźcami i dziećmi. Uruchomiły ponadto2 szpitale polowe i 15 wojskowych szpitali pomocniczych. Funkcjonowało też męskie Pogotowie Harcerskie. Z inicjatywy Rady Społecznej Okręgu Stołecznego Przysposobienia Wojskowego Kobiet rozpoczęto tworzenie ochotniczej pomocy szpitalnej.
Warto zauważyć, że bierna obrona przeciwlotnicza poza głównym zadaniem, jakim było usuwanie skutków bombardowań lotniczych miasta, zajmowała się także m.in. przeciwdziałaniem dywersji. Jej komendant, wiceprezydent miasta Julian Kulski, 7 września zwrócił się nawet do mieszkańców miasta z poświęconą tej sprawie specjalną odezwą. Wzywał w niej „[...] do przeciwdziałania fałszywym informacjom i wszelkim formom dywersji”.
W tym dniu prezydent Starzyński wygłosił przemówienie radiowe, w którym określił zadania ludności w obronie stolicy5. Uszeregował je następująco:
1 ) ochotnicze wstępowanie do Straży Obywatelskiej;2) uczestnictwo w służbie OPL, w tym stworzenie
sprawnej służby ratowniczo-sanitamej;3) aprowizacja;4) opieka społeczna.Przemówienie kończyło się apelem: „W myśl tych
wskazań — stawajcie do pracy, tępcie dywersantów, panikarzy i plotkarzy. Wojsko obroni stolicę, a my w niej ład zaprowadzimy”.
Realizując te wytyczne, komendant Straży Obywatelskiej nakazał utworzenie ochrony stałej poszczególnych bloków i domów; w wydanym 10 września zarządzeniu nakazał utworzenie w każdym budynku mieszkalnym posterunku Straży Obywatelskiej dla legitymowania osób wchodzących
5 Wrzesień 7 — Przemówienie radiowe prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego o zadaniach ludności w obronie stolicy, Ibidem, s. 25-26.
do niego, czuwania nad higieną i czystością oraz udzielania pomocy sanitarnej i technicznej.
Kolejnym zarządzeniem nakazał powołanie patroli nocnych dla zapewnienia porządku, szczególnie zagrożonego w związku z napływem uchodźców. Od 13 września wprowadzono zakaz poruszania się po mieście w godzinach nocnych.
Straż Obywatelska była traktowana jako organ wykonawczy Zarządu Miejskiego Warszawy, miała być organizacją apolityczną skupioną na ochronie życia, zdrowia i mienia mieszkańców; na początku trzeciej dekady września liczyła ok. 4 tys. członków6.
14 września komendant główny Regulski wystąpił ze specjalnym apelem o utworzenie Straży Obywatelskiej w prawobrzeżnej części miasta. Powstałą niedługo potem praską formacją Straży Obywatelskiej kierował Antoni Julian Szyller, występujący w randze zastępcy komendanta głównego. Utworzono, i to już 11 września, także oddział kobiecy SO. Jego zadaniem miało być tworzenie patroli sanitarnych, prowadzenie szwalni, świetlic dla dzieci, jadłodajni dla żołnierzy oraz schronisk dla ewakuowanych i pogorzelców. Kobiety z tej formacji ponadto sprawowały opiekę nad strażą więzienną, prowadziły rekwizycje żywności oraz czuwały nad mieniem i życiem ludności. Funkcjonariusze Straży Obywatelskiej z poświęceniem i ofiarnością wykonywali postawione im zadania. Zostało to docenione przez gen. Rómmla, który dziewięciu spośród nich nadał Krzyże Walecznych.
Bezpośrednie zagrożenie Ochoty i Woli przez zbliżające się od zachodu i południa niemieckie kolumny pancerne mobilizowało rzesze mieszkańców tych dzielnic do ochotniczego zgłaszania się do budowy umocnień obronnych.
6 Ibidem, s. 266.
Ogromną rolę w mobilizowaniu cywilnych mieszkańców Warszawy do pomocy wojsku w przygotowaniach obronnych, funkcjonowaniu organizmu miejskiego, a także formowaniu cywilnych formacji do walki zbrojnej odgrywał prezydent Starzyński, który od 8 września, jak wiemy, pełnił równocześnie funkcję komisarza cywilnego Dowództwa Obrony Warszawy. Komisariat Cywilny realizował swoje zadania przy pomocy szefów służb: administracyjnej (Henryk Pawłowicz), technicznej (Antoni Olszewski), sanitarnej (dr Konrad Orzechowski) oraz specjalistów z zagadnień prawnych, finansowych, jak też prasy i cenzury. Podlegali mu: komendant główny ochotniczych batalionów Mieczysław Dębski, komendanci Straży Ogniowej i Straży Obywatelskiej oraz prezes PCK. W związku z występowaniem pewnych zakłóceń w łączności z Pragą, został tam powołany zastępca komisarza cywilnego Bronisław Chajęcki.
Niezwykła, charyzmatyczna osobowość prezydenta Starzyńskiego, autorytet, jakim cieszył się wśród mieszkańców Warszawy i żołnierzy sprawiły, że w krótkim czasie jego nazwisko stało się synonimem patriotyzmu, niezłomności, wytrwałości i bezgranicznego poświęcenia w walce z najeźdźcą. Zarówno dla tamtego, wojennego pokolenia Polaków, jak i dla pokoleń następnych Stefan Starzyński stał się ponadczasowym symbolem walczącej Warszawy. Jeden z bezpośrednich obserwatorów postawy i działalności Starzyńskiego w obronie stolicy, zastępca szefa sztabu Armii „Warszawa”, płk Stanisław Rola-Arciszewski napisał:
„Prezydent Warszawy Starzyński, bohater wśród bohaterów, człowiek, któremu Warszawa winna pomnik aere perennius [trwalszy od spiżu — L.W.]. Nie wychodził on— jak mer Paryża — w stroju uroczystym na przywitanie najeźdźcy; nie żebrał o litość, a zapragnął dla swojego miasta Krzyż Virtuti Militari. I znalazł natychmiast oddźwięk w sercach wszystkich obywateli.
«Duchowy obrońca Warszawy». Tak nazywała go ludność, tak nazywało wojsko. A na miano to dobrze sobie zasłużył. Będzie ono jasnym akordem brzmieć przez dzieje polskie!”7.
Wielu mieszkańców miasta już od pierwszego dnia wojny czynnie działało w strukturach biernej obrony przeciwlotniczej. Powstawały nowe komitety skupiające ochotników pragnących służyć w tej formacji i nieść pomoc ludności cywilnej, likwidując bądź ograniczając skutki niemieckich bombardowań.
Prezydent Starzyński nie ustawał — o czym już wspominaliśmy — w podtrzymywaniu na duchu mieszkańców Warszawy. Czynił to zwłaszcza po niefortunnym apelu ppłk. Umiastowskiego. Pokłosiem tej nieprzemyślanej decyzji była czasowa dezorganizacja administracji miasta, a także opuszczenie go przez dużą część warszawskich jednostek Straży Ogniowej, co z kolei mocno komplikowało gaszenie pożarów wywołanych bombardowaniami miasta. W Warszawie zapanował chaos, który na szczęście bardzo szybko został opanowany, właśnie dzięki determinacji Starzyńskiego. Dla usprawnienia funkcjonowania Straży Ogniowej Starzyński zarządził jej militaryzację i podporządkowanie pod względem organizacyjnym Komisariatowi Cywilnemu, a pod względem bojowym — płk. Baranowi, szefowi czynnej OPL. Stołeczne jednostki gaśnicze zostały 6 września wzmocnione przez łódzką Straż Ogniową, którą do Warszawy przyprowadził inspektor Kalinowski. Ostatecznie załogę warszawską wzmocniły 23 wozy gaśnicze tej straży dowodzone przez Józefa Górskiego.
Warszawiacy już od pierwszych dni wojny wykazywali się wielkim poświęceniem i determinacją w pracach na rzecz obrony miasta oraz jego funkcjonowania w warunkach
7 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 321.
wojny. Z uwagi na to, że w pierwszym etapie obrony stolicy największym zagrożeniem były niemieckie ataki powietrzne, ludność cywilna samorzutnie włączała się do organizowania obrony biernej oraz likwidacji skutków nalotów. Nie oznacza to wszakże, że nie odnotowywano pewnego, nieuchronnego w warunkach wojny osłabienia dyscypliny społecznej. Przeciwdziałały temu kierowane do społeczeństwa liczne apele prezydenta Starzyńskiego, ale też coraz skuteczniejsza działalność Straży Obywatelskiej. Wojsko uruchomiło sądy wojenne, które wydawały surowe wyroki na sprawców przestępstw. Wprowadzono zakaz sprzedaży napojów alkoholowych. Jednak przede wszystkim stawiano na inicjatywę społeczną, czego wyrazem była propozycja utworzenia Komitetu Samoobrony Społecznej. Jego pierwszy skład został jednak zdekompletowany wskutek ewakuacji władz centralnych ze stolicy. Nowy zarząd ukonstytuował się 9 września, a przewodniczenia mu podjął się Artur Śliwiński, działacz zasłużony w tworzeniu zrębów niepodległego państwa polskiego. Jego zastępcami zostali: Jan Strzelecki, dr Witold Chodźko i prof. Witold Staniszkis. Siedziba Komitetu mieściła się przy ul. Świętokrzyskiej 25. Dla jego sprawnego funkcjonowania powołano sekcje: opieki nad ewakuowaną ludnością (przewodniczący Zygmunt Beczkowski), opieki nad rodziną i dzieckiem (współprzewodniczący: dr Jan Biłek i Stanisław Tazbir), sanitarną (kierownicy: dr Andrzej Kamiński i dr Feliks Rostowski), aprowizacyjną (Wacław Rymarkiewicz i inż. Franciszek Klein), zbiórki materialnej (Marian Klott), rozdzielczą (Janusz Machnicki i ks. Franciszek Olszewski) oraz transportową (Śliwiński)8. Powołano także 10 komitetów okręgowych. Następnym krokiem było uruchomienie sieci punktów odżywczych; w sumie było ich ponad 100. Utworzono 40 punktów
8 Ibidem.
Dowódca Armii „Warszawa” - gen. dyw. Juliusz Rómmel
Dowódca Obrony Warszawy— gen. bryg. Walerian Czuma
Prezydent Warszawy, komisarz cywilny przy Dowództwie Obrony Warszawy i Armii „Warszawa”— mjr rez. Stefan Starzyński
Dowódca lewobrzeżnej Warszawy — płk dypl. Marian Porwit
Dowódca Grupy Operacyjna| i prawobrzeżnej Warszawy— gen. bryg. Juliusz Zulauf
Szef sztabu Dowództwa ObronyWarszawy — płk dypl. Tadeusz Zastępca Dowództwa Obrony Tomaszewski Warszawy — płk Julian Janowski
Dowódca odcinka Warszawa „Południe” — ppłk dypl. Jan Galiński
Dowódca 44. DP rez., następnie sektora Obrony Pragi — płk Euge- nusz Żongołłowicz
Szef sztabu dowództwa lewobrzeżnej Warszawy — ppłk dypl. Leopold Okulicki
Dowódca artylerii Dowództwa Obrony Warszawy — ppłk dypl. Adam Dzianott
Dowódca działonu artyleryjskiego w sektorze Ochoty — ppor. rez. Józef Suchocki
Dowódca Robotniczej Brygady Obrony Warszawy — kpt. rez. Marian Kenig
Saperzy przy pracy na ul. Górczewskiej
Natarcie Niemców na Ochotę 9 września 1939 r.
Widok ulicy Brackiej przed bombardowaniami Luftwaffe
Widok płonącej Pragi pobombardowaniach 10-11 września 1939 r.
Widok zniszczeń niemieckich w Śródmieściu
Samoloty Luftwaffe nad Warszawą
Młode matki na korytarzu zbombardowanego Szpitala Przemienia Pańskiego
Widok ul. Nowy Świat po bombardowaniach niemieckich z 25 września 1939 r.
Widok Zamku Królewskiego po bombardowaniach i pożarze
Ruiny jednej ze zniszczonych kamienic
Gen. Tadeusz Kutrzeba w drodze na rozmowy kapitulacyjne 28 września 1939 r.
etapowych; szybko rosła liczba punktów rozdzielnych organizujących pomoc dla uchodźców i poszkodowanych. Utworzono też biuro opieki nad ewakuowanymi. Po 15 września przystąpiono do rozdzielania odzieży i koców. Skutecznie pracowała sekcja opieki nad rodziną i dzieckiem oraz sekcja sanitarna. 14 września rozpoczęto rejestrację pracowników medycznych (lekarzy, pielęgniarek i sanitariuszy), którzy zaoferowali bezinteresowną pracę w wytypowanych ośrodkach w mieście. Na apel w tej sprawie do 14 września odpowiedziało 70 lekarzy, 30 dentystów oraz 150 pielęgniarek i sanitariuszy.
Od 7 września, to jest po opuszczeniu stolicy przez naczelne władze cywilne i wojskowe, co wiązało się z istotnym osłabieniem jej obrony przeciwlotniczej, wzrastała intensywność nieprzyjacielskich bombardowań. Rosły tym samym zadania biernej opl i Straży Ogniowej, która po zamieszaniu organizacyjnym związanym z jednej strony z odejściem części jednostek na wschód, z drugiej zaś — zasileniem jej przez jednostki napływające z zachodu, liczyła 49 wozów i 36 sekcji rozmieszczonych we wszystkich trzech dzielnicach. Gaszenie stale rosnącej liczby pożarów wymagało zintegrowania służb przeciwpożarowych wchodzących w skład Straży Ogniowej, Straży Obywatelskiej i biernej opl.
Po objęciu przez Starzyńskiego funkcji komisarza cywilnego przy Dowództwie Obrony Warszawy z konieczności nastąpiło zmniejszenie jego udziału w funkcjonowaniu władz samorządowych miasta. Przekazał on zresztą większość uprawnień prezydenta miasta swemu zastępcy Janowi Pohoskiemu. W warunkach wojny zmianie ulegało także funkcjonowanie Rady Miasta, której zadania przejmowało mianowane siedmioosobowe Kolegium Doradcze, co ostatecznie zostało uregulowane rozporządzeniem komisarza cywilnego o Tymczasowym Zarządzie m.st. Warszawy. Większe kompetencje otrzymał Zarząd Miasta. Już 10
września Starzyński ustalił podział agend między sztabem komisarza cywilnego i Zarządem Miejskim. Za pierwsze odpowiadał bezpośrednio, drugie zaś stopniowo przekazywał Pohoskiemu. Pełne uprawnienia zostały mu przekazane16 września; miał z nich korzystać, wysłuchując głosu Kolegium Doradczego. Wiele uprawnień Rady Miejskiej starano się przelewać na instytucje doradcze. Doprowadzono też do reorganizacji służb miejskich i ich zarządu. Od 10 września najważniejszą rolę w cywilnej administracji miasta odgrywał zreorganizowany na potrzeby wojny Wydział Techniczny Zarządu Miasta, kierowany przez inż. Antoniego Olszewskiego z zastępcami: inż. Władysławem Skoczkiem (odpowiedzialny za budownictwo) i inż. Romanem Osmólskim (nadzorujący funkcjonowanie dróg i mostów). W jego składzie funkcjonowało Pogotowie Budowlane kierowane przez inż. Stefana Zawidzkiego i Oddział Naprawy Mostów (inż. Ludwik Grzybowski). Kluczową sprawą było odtworzenie miejskiej Straży Ogniowej, co skutecznie czynił płk poż. inż. Stanisław Gieysztor. Poza jednostkami miejskimi tej straży funkcjonowały też jej formacje lokalne, usytuowane przy zakładach przemysłowych i instytucjach użyteczności publicznej. Rosnąca liczba pożarów przekraczała jednak możliwości stołecznej Straży Ogniowej, dlatego 15 września płk Gieysztor wezwał mieszkańców do czynnej współpracy w gaszeniu pożarów. Zalecił przy tym utworzenie w każdej kamienicy (budynku mieszkalnym) trzech drużyn przeciwpożarowych. Z inicjatywy Starzyńskiego doszło, jak wiemy, do militaryzacji Straży Ogniowej. Jednocześnie Komenda Okręgowa Związku Straży Pożarnych wezwała wszystkie jednostki straży przemysłowej, tak zakładów prywatnych, jak i państwowych, oraz wszystkich wyszkolonych strażaków do zarejestrowania się w jej biurze. Liczba strażaków warszawskich w drugiej dekadzie września nieco przekraczała tysiąc. O ile lewobrzeżna część miasta miała na ogół sprawnie funkcjonującą Straż
Ogniową, o tyle duże trudności na tym polu występowały w części prawobrzeżnej, gdzie nadzór nad strażakami
[ sprawował Antoni Szyller. Wielkim utrudnieniem było przerywanie dostaw wody przez miejską sieć wodociągową i konieczność korzystania z lokalnych studni.
Wobec pewnych utrudnień w centralnym kierowaniu cywilną obroną miasta, dla jego prawobrzeżnej części
— o czym już była mowa — ustanowiono urząd zastępcy cywilnego komisarza Dowództwa Obrony Warszawy na czele z Bronisławem Chajęckim. Został też utworzony sztab komisariatu cywilnego Dowództwa Obrony Warszawy. Za zagadnienia prawne odpowiadał Leon Nowodworski, za finanse Aleksander Ivanka, za prasę i cenzurę— znany pisarz Juliusz Kaden-Bandrowski i Michał Skoczy- ński. Szefami służb zostali: administracyjnej — Henryk Pawłowicz, technicznej — Antoni Olszewski i sanitarnej— Konrad Orzechowski. Komendantem Policji Państwowej był płk Marian Kozielewski.
Dla usprawnienia funkcjonowania administracji kierowanej przez komisarza cywilnego utworzył on (zarządzeniem z 16 września) w terenie cztery urzędy delegatów administracyjnych dla dzielnic: Śródmieście (Marian Borzęcki), Północ (Stefan Zbrożyna), Południe (Marceli Porowski) i Praga (Jan Delingowski). Do zakresu działań delegatów należały wszystkie sprawy administracji ogólnej w czasie pokoju przewidziane dla starostów grodzkich, a ponadto zadania specjalne zlecane im przez Komisariat Cywilny. Powołano także, jak wiemy, Edmunda Rudnickiego na stanowisko dyrektora „Polskiego Radia”, a Andrzeja Wierzbickiego na szefa Wydziału Organizacji Przemysłu przy Centralnym Związku Przemysłu Polskiego.
Prezydent Starzyński jako komisarz cywilny przy Dowództwie Obrony Warszawy był przełożonym sztabu cywilnej obrony miasta.
Zasługą komisarza cywilnego było uruchomienie Urzędu Pocztowego nr 1 w siedzibie dawnej Poczty Głównej. Stopniowo doprowadził on też do wznowienia działalności banków, przedsiębiorstw i sklepów; 14 września rozpoczęto akcję uruchamiania zamkniętych zakładów przemysłowych. Przy komendzie Straży Obywatelskiej uruchomiono Biuro Ochrony Lokali Opuszczonych. Działania te zmierzały do usprawnienia funkcjonowania organizmu miejskiego, co z kolei ułatwiało Dowództwu Obrony Warszawy wykonywanie jego zadań obronnych.
Sprawnie działała służba sanitarna powstała po połączeniu pozostałych w mieście elementów wojskowej i miejskiej służby zdrowia. Ta pierwsza po mobilizacji dysponowała w Warszawie zaledwie 4800 łóżkami, z których część już 6 września została ewakuowana wraz z instytucjami centralnymi. Funkcjonowały wówczas dwa szpitale wojskowe — odtworzone po wycofanych szpitalach centralnych: Ujazdowskim i Okręgowym — i wszystkie szpitale miejskie. W szpitalach wojskowych odczuwano jednak drastyczny brak lekarzy, będący efektem ewakuacji wojskowego personelu medycznego. Brakowało zwłaszcza specjalistów, przede wszystkim chirurgów i ortopedów. Z uwagi na ogromne potrzeby w zakresie szpitalnictwa — już 7 września znajdowało się w szpitalach 8 tys. rannych (w tym 3300 wojskowych); tworzone były też doraźne szpitale cywilne i wojskowe. Przykładem może być powstały wówczas Szpital Kawalerów Maltańskich — w całości utrzymywany i wyposażony przez społeczeństwo stolicy. Harcerki utworzyły dwa szpitale — pierwszy na 100 chorych, kierowany przez Wiktorię Klimaszewską, i drugi — na dwieście łóżek, prowadzony przez Natalię Niekraszową. Wojsko tworzyło też sieć szpitali polowych, co było koniecznością w związku z pojawieniem się w stolicy rannych żołnierzy Armii „Modlin” i „Łódź”. Ze strony wojska za opiekę medycz
ną odpowiadał szef służby zdrowia Dowództwa Obrony Warszawy mjr dr Wilhelm Borkowski, a po utworzeniu Armii „Warszawa” — szef jej służby zdrowia płk dr Leon Kazimierz Strehl. Opiekę nad cywilną służbą zdrowia sprawował Wydział Sanitarny Zarządu Miejskiego, personalnie — dr Konrad Orzechowski, a także PCK z prezesem zarządu głównego Wacławem Lacherem. Wydział przeprowadził rejestrację lekarzy i punktów sanitarnych, które zaopatrywał w sprzęt, leki i środki opatrunkowe. W szpitalnictwie cywilnym pracowały głównie kobiety, większość mężczyzn została bowiem zmobilizowana. 15 września w Warszawie działało także 69 punktów sanitarnych, a ciągle przybywały nowe: w połowie trzeciej dekady września było ich już 82, a liczba udzielonych porad medycznych przekroczyła 23 tys. Troszczono się także o stan sanitarny miasta; Zarząd Miejski przejął Państwowe Zakłady Higieny (kierowane do wybuchu wojny przez Gustawa Szulca, następnie przez dr. Aleksandra Ławrynowicza), a ich bazę udostępnił społeczeństwu miasta.
Realizując myśl marsz. Śmigłego-Rydza o formowaniu załogi Warszawy z wojsk improwizowanych i ochotników, gen. Czuma nakazał formowanie oddziałów ochotniczych.
Działające w stolicy partie i stronnictwa polityczne nie pozostawały na ogół bierne wobec rozwoju wydarzeń. Najwcześniej zareagował Warszawski Okręgowy Komitet Polskiej Partii Socjalistycznej, który już 4 września wyłonił Robotniczy Komitet Pomocy Społecznej (RKPS) celem koordynacji pomocy społecznej oraz tej, świadczonej dla wojska. Ukonstytuował się on ostatecznie 8 września, a na jego czele stanął Zygmunt Zaremba. W ramach komitetu funkcjonowała Sekcja Wojskowa, kierowana przez Józefa Dzięgielewskiego, odpowiedzialna za techniczną stronę formowania batalionów ochotniczych. W tym samym dniu poinformowano mieszkańców o tworzeniu
robotniczych formacji — właśnie batalionów ochotniczych9. Werbunek rozpoczęto już w dniu następnym. Dowódcą został kpt. rez. Marian Kenig. Jeszcze wcześniej, bo 6 września, gen. Czuma wyraził zgodę na utworzenie złożonych z cywilów sześciu kompanii o ogólnej liczebności do 1500 ochotników, których zadaniem miała być w pierwszej kolejności budowa umocnień i zapór, a w przyszłości — walka na linii frontu. Z inicjatywy RKPS od 13 września były tworzone podległe mu oddziały sanitarne. Polska Partia Socjalistyczna była szczególnie aktywna w mobilizowaniu warszawiaków do obrony miasta. Liderował jej wspomniany już Mieczysław Niedziałkowski, gorący zwolennik tej idei, a co za tym idzie — jak najszerszego udziału w jej realizacji członków PPS.
Pierwszą formacją ochotniczą utworzoną przez PPS był powstały 9 września batalion dowodzony przez por. Aleksandra Tuńskiego. Szybko rosła liczba ochotników. Wówczas gen. Czuma wyraził zgodę, by liczebność formacji wzrosła do 3 tys. ludzi, lecz i ta liczba została przekroczona już po 3 dniach werbunku. 12 września ukazał się komunikat Sekcji Wojskowej RKPS donoszącyo uformowaniu pięciu nowych kompanii, w czego wyniku robotnicza formacja ochotnicza osiągnęła stan 4 batalionów. Sformowany został ochotniczy pułk, którego dowództwo objął kpt. Rudolf Rode. Z ramienia PPS nad sprawami organizacyjnymi czuwał Wydział Wojskowy tej partii, kierowany przez Józefa Dzięgielewskiego. Robotnicze formacje obrony Warszawy już 12 września liczyły 5 tys. ochotników, co zmusiło Dowództwo Obrony Warszawy do zaprzestania werbunku; brakowało dla nich umundurowania i uzbrojenia. Z tego też powodu formacje te były głównie wykorzystywane do prac fortyfikacyjnych.
9 M. M a l i n o w s k i , W obronie stolicy, s . 8 7 .
Wielką wagę przywiązywano do przeszkolenia wojskowego ochotników. Jeden z batalionów robotniczych sformowany został też na Pradze.
12 września w siedzibie Dowództwa Obrony Warszawy odbyła się specjalna narada w sprawie losów ochotniczych formacji robotniczych. Na wniosek płk. Tomaszewskiego zdecydowano o wcieleniu części (ok. 1000) przeszkolonych wojskowo ochotników do regularnych oddziałów wojskowych. Zaproponowano ponadto, by z tej formacji wydzielić około 100 osób do specjalnych zadań wywiado- wczo-dywersyjnych10. Na ich czele stanął mjr Ostoja- -Swięcicki. Utworzono kilka takich grup dywersyjnych; zadaniem jednej z nich (dowodził nią Marian Kubicki) miało być prowadzenie sabotażu ułatwiającego przebicie się do Warszawy wojsk gen. Kutrzeby. A oto opis takiej akcji w relacji Kubickiego, przytoczonej przez Mariana M. Drozdowskiego:
„W ubraniach cywilnych, uzbrojeni w granaty — relacjonuje Kubicki — przedzieraliśmy się przez placówki niemieckie do cmentarza do Boemerowa, w kierunku na radiostację. Przeszliśmy pierwszy odcinek okopów nieprzyjaciela. Tutaj zatrzymał nas ogień karabinów maszynowych. Z próby przedzierania się dalej na Kampinos zrezygnowaliśmy; wycofując się zniszczyliśmy granatnik niemiecki. Następnie oddział nas zakwaterował w rejonie ogródków działkowych Burakowa. [...] Po znanym bombardowaniu 25 września wróciliśmy na Warecką”11.
Ważnym plonem narady z 12 września była decyzja gen. Czumy o przekształceniu robotniczych formacji ochotniczych w Robotniczą Brygadę Obrony Warszawy (RBOW), na czele z kpt. Kenigem. Jednocześnie wznowiono werbunek; w szczytowym okresie rozwoju formacja ta liczyła 5800-6000 ludzi.
10 Ibidem, s. 112." Cyt. za: M.M. D r o z d o w s k i , Alarm dla Warszawy, s. 167-168.
Z inicjatywy prezydenta Starzyńskiego w połowie września rozpoczęło się tworzenie ochotniczych oddziałów partyzanckich, które miały być przydzielane do regularnych batalionów piechoty i wykorzystywane głównie do rozpoznawania, patrolowania i działań nocnych12.
Stefan Starzyński był także pomysłodawcą tworzenia batalionów pracy; ich struktury i zadania zostały opracowane przez Mieczysława Dębskiego, który też został ich komendantem. Jego zastępcą został Klemens Frelek. W tej sprawie Starzyński wydał 11 września stosowne zarządzenie13. Bataliony pracy miały podlegać Wydziałowi Inżynieryjnemu Magistratu, a personalnie — inż. Antoniemu Olszewskiemu. Miało ich być sześć, każdy w składzie pięciu kompanii po 100 ludzi14. Postawiono przed nimi zadanie wykonywania robót związanych z obroną stolicy; ich wyposażenie stanowił sprzęt saperski. Już 12 września 1500 mężczyzn z tych batalionów skierowano do prac inżynieryjnych. 26 września Dębski otrzymał od Starzyńskiego nakaz utworzenia siódmego batalionu, w tym wypadku uzbrojonego i przeznaczonego „[...] do rekwirowania żywności na dalszych przedpolach Warszawy”15. Sytuacja aprowizacyjna miasta stawała się na tyle dramatyczna, że uzasadniała stosowanie tak drastycznych rozwiązań. Batalion ten, mimo że został sformowany, nie został jednak wykorzystany z uwagi na kapitulację miasta.
Jednocześnie, w trzeciej dekadzie września, Komisariat Cywilny przygotował aparat biernej OPL do rozdziału żywności, gdyż przed warszawiakami stanęło wówczas widmo głodu.
12 Zarządzenie dowódcy Grupy gen. J. Zulaufa dla dowódców odcinków obrony Pragi z 16 września 1939, godz. 16. 00, Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 188-189.
13 Wrzesień 11 — Zarządzenie Komisarza Cywilnego przy DOW Stefana Starzyńskiego o powołaniu Batalionów pracy, w: Cywilna obrona Warszawy, s. 41^12.
14 M. D ę b s k i, Fragment pamiętnika, s. 162.15 Ibidem, s. 165.
Z inicjatywy Starzyńskiego powstał projekt utworzenia Ochotniczych Batalionów Obrony Warszawy, do których w pierwszej kolejności mieli być przyjmowani ochotnicy z batalionów pracy. Inicjatywa ta dawała ochotnikom możliwość uczestniczenia w obronie miasta z bronią w ręku. W konsekwencji powstały dwa robotnicze bataliony Obrony Warszawy. Ponieważ zrodziły się one z inicjatywy i na apel Stefana Starzyńskiego, nazwane zostały batalionami „Starzyńskiego”. Pierwotnie planowano utworzenie 600- osobowego batalionu, ale po kilku dniach, wobec napływu kilku tysięcy ochotników, plany te musiały być skorygowane; do pierwszego z tworzonych batalionów wcielono 800 z nich, pozostałych zaś skierowano do batalionów pracy. Ogólna liczebność tych batalionów ostatecznie przekroczyła dwa tysiące ochotników. Bataliony, którymi dowodzili mjr Jan Niedziela i kpt. Konstanty Zbijewski, brały aktywny udział w walkach obronnych w rejonie Wilanowa, a następnie — do czasu kapitulacji miasta — w obronie Sadyby. Kpt. Zbijewski był następnie dowódcą ochotniczego oddziału partyzanckiego, który operował na dalekich przedpolach Warszawy.
17 września, także z inicjatywy komisarza cywilnego, został sformowany batalion ochotniczy nazwany imieniem legendarnego obrońcy Woli w powstaniu listopadowym Juliana Konstantego Ordona; jego dowódcą został por. rez. Wacław Trzetrzewiński16. Batalion osiągnął liczebność 600 ochotników. Nie występował jednak jako zwarta formacja, lecz został rozczłonkowany na mniejsze grupy, które następnie przydzielono do różnych oddziałów regularnych.
Komisarz cywilny, reagując na sygnały o próbach szerzenia dezinformacji dla obniżania morale mieszkańców miasta, wydał 12 września zarządzenie o wprowadzeniu
16 P. R o z w a d o w s k i , A . I g n a t o w i c z , Boje o Warszawę 1939-1945, Warszawa 2007, s. 43.
cenzury prewencyjnej. W tym samym dniu ukazało się jego kolejne zarządzenie o rejestracji i rekwizycji sprzętu niezbędnego do obrony stolicy. Wprowadzono zakaz przebywania na ulicach miasta w godz. 19.00-4.00. Uruchomiono powszechne sądownictwo karne. Po 13 września sprawą niezwykle groźną dla nastrojów społecznych była postępująca drożyzna żywności, co było wynikiem zakłóceń (głównie na skutek złej organizacji transportu) w aprowizacji miasta. Pojawiły się też przypadki bezprawnych rekwizycji. Cywilne władze stolicy starały się opanować sytuację, ale nie zawsze ich wysiłki były skuteczne. Mimo to stan nastrojów mieszkańców był dobry; do połowy września panowało niemal powszechne przeświadczenieo potrzebie kontynuowania walki. „[...] W tych trudnych dniach — że powtórzymy za M.M. Drozdowskim — ludność darzyła szczególną sympatią wojsko, dzieląc się z nim posiadanymi zapasami”17.
Komisarz cywilny przy Dowództwie Obrony Warszawy— co już akcentowaliśmy — wykazywał niezwykłą energię w mobilizowaniu ludności cywilnej miasta do aktywnego uczestnictwa w jego obronie. Wygłaszał przez radio żarliwe przemówienia, w których zachrypniętym, nacechowanym emocjonalnie głosem zachęcał warszawiaków do wytrwania w walce. Wykazywał dziejową rolę Warszawy w wielkich, przełomowych chwilach narodu, kiedy to „[...] zdobywała się na wielki hart ducha, niezłomność woli i odwagę”.
Niemal równie wielką rolę w podtrzymaniu w warszawiakach ducha walki i oporu odegrały płomienne felietony drukowane na łamach „Robotnika” przez Mieczysława Niedziałkowskiego, w tym pochodzący z 10 września tekst pod wymownym tytułem: „Bronimy Warszawy”. Należy też podkreślić ogromną rolę radia i prasy — mimo że była ona nieco ograniczona wskutek ewakuacji central
17 M.M. D r o z d o w s k i , Alarm dla Warszawy, s. 181.
tych mediów — w umacnianiu ducha bojowego walczącej Warszawy. Media te spełniały nie tylko podstawową funkcję informacyjną, ale przede wszystkim propagandową. Z myśląo dokumentowaniu strat ponoszonych w tej wojnie, ale przede wszystkim przejawów barbarzyńskiego niszczenia dóbr kultury narodowej, utworzono przy szefie propagandy Dowództwa Obrony Warszawy dział filmu i fotografiki, kierowany przez znanego literata, podróżnika i dziennikarza Ferdynanda Goetela. Warszawska Komisja Opieki nad Zabytkami kierowała ratowaniem najcenniejszych zabytków. Szczególne zasługi miał w tym dyrektor Muzeum Narodowego prof. Stanisław Lorentz.
Komisariat Cywilny przy Dowództwie Obrony Warszawy starał się okres przerwy w lądowych działaniach w rejonie Warszawy wykorzystać na usprawnienie funkcjonowania wielu obszarów działalności miasta. Narastająca lawinowo liczba rannych — byli wśród nich nie tylko mieszkańcy miasta, ale i uchodźcy, a także żołnierze spływających z przedpola rozbitych oddziałów — zobligowała instytucję kierowaną przez Starzyńskiego do wprowadzania rozwiązań nadzwyczajnych. Jednym z nich był nakaz całodobowego funkcjonowania aptek. Kolejnym — tworzenie nowej sieci szpitali i doraźnych punktów medycznych. Przejawiano także troskę o warunki sanitarne w mieście. Nakazano Izbie Przemysłowo-Handlowej, by spowodowała otwieranie pozamykanych sklepów, zwłaszcza spożywczych.
Dowództwo Obrony Warszawy starało się włączać mieszkańców do działań umożliwiających w miarę normalne funkcjonowanie miasta. Temu służyć miała ogłoszona 11 września przez gen. Czumę odezwa, w której zwracał się do mieszkańców stolicy o współdziałanie z władzami bezpieczeństwa w wykrywaniu przestępców wojennych.
13 września odezwę do mieszkańców stolicy wydał także dowódca Armii „Warszawa” gen. Rómmel. Wyraził w niej podziękowanie warszawiakom za gotowość do
walki. Z czasem mianował także Stefana Starzyńskiego cywilnym komisarzem przy Armii „Warszawa”, co miało wymiar raczej symboliczny, gdyż pozostawał on nadal cywilnym komisarzem przy Dowództwie Obrony Warszawy i właśnie z tą rolą związane były wykonywane przez niego zadania.
15 września gen. Rómmel zarządził specjalną odprawę poświęconą narastającym trudnościom zaopatrzenia miasta, co miało związek z jednej strony z symptomami zaciskania przez Niemców pierścienia okrążenia wokół miasta i ich przygotowań do decydującego szturmu, z drugiej zaś z wydanym przez Naczelnego Wodza nakazem bezwzględnej obrony miasta. Tymczasem rysował się kryzys ap- rowizacyjny, zwłaszcza w odniesieniu do ludności cywilnej, wojsko bowiem deklarowało, że posiada zapasy dla 100 tys. żołnierzy na okres 15 dni. Wobec tego Starzyński otrzymał polecenie z jednej strony nieczynienia przeszkód tym mieszkańcom, którzy chcieliby opuścić miasto (pewną, ograniczoną zresztą ewakuację uciekinierów rozpoczęto już 16 września), z drugiej zaś kategoryczny zakaz wpuszczania do miasta nowych uciekinierów. Ze swej strony komisarz cywilny zadeklarował gotowość zasilenia załogi miasta „[...] każdą liczbą ochotników, nie posiadających jednak umundurowania, ani uzbrojenia”18. Gen. Rómmel nakazał odebranie uzbrojenia wszystkim formacjom tyłowym i przekazanie go oddziałom ochotniczym. Nie tyle jednak chodziło tu o nowych ochotników — liczebność wojska była bowiem wystarczająca, chociaż w znacznej części składało się ono z formacji nie bojowych — ile raczej o ich wykorzystanie do działań specjalnych (dywersja na przedpolu i na zapleczu), a także do prac fortyfikacyjnych. Przy jednostkach liniowych miały być tworzone pododdziały dywersyjne operujące na ich przedpolu. Wojsko
18 M.M. D r o z d o w s k i , Alarm dla Warszawy, s. 193.
otrzymało kategoryczny zakaz zakupu produktów spożywczych w mieście, a tym bardziej ich rekwirowania.
W przygotowującym się do obrony mieście niezwykle ważne było zapewnienie wysokiego poziomu bezpieczeństwa publicznego. Organami odpowiedzialnymi za to były: Policja Państwowa, żandarmeria połowa i wojskowy korpus bezpieczeństwa. Instytucją pomocniczą w sprawach porządkowych była Straż Obywatelska. Była ona na przykład wykorzystana do pomocy Urzędowi Miasta w przeprowadzaniu eksmisji (otrzymał on takie prawo) mieszkańców ze zniszczonych bombardowaniem, zagrożonych katastrofą budowlaną domów. Porządkując i inne sfery działalności miasta w warunkach wojny, komisarz cywilny podał (w zarządzeniu z 15 września) wykaz przedmiotów podlegających obowiązkowi świadczeń rzeczowych.
Od połowy września zacieśniało się współdziałanie Straży Obywatelskiej i Polskiego Czerwonego Krzyża. Ta druga organizacja powołała specjalną sekcję łączności na czele z prof. Stefanem Dziewulskim i Karolem Mańkowskim. Wrastająca liczba zaginionych, uchodźców, bezdomnychi rannych wymagała coraz częstszych interwencji PCK. Straż Obywatelska coraz ściślej współpracowała z bierną OPL, jak i ze Stołecznym Komitetem Samoobrony Społecznej. Wymagało tego zapobieganie dotkliwym dla mieszkańców skutkom (bądź ich ograniczanie) zintensyfikowanego ostrzału artyleryjskiego miasta prowadzonego od strony Pragi. Siły Straży Ogniowej w tych sytuacjach już nie wystarczały. Do gaszenia pożarów włączyła się więc bierna OPL oraz Straż Obywatelska. Ta druga uruchomiła specjalny referat, którego kierownictwo objął M. Radwan. Z kolei Wydział Techniczny Straży Obywatelskiej uruchomił pogotowie techniczne dla naprawy przewodów wod- no-kanalizacyjnych.
Warszawa, mimo że była dość dobrze przygotowana pod względem aprowizacyjnym na wypadek okrążenia, to, jak
już wspominałem, od połowy września stanęła wobec poważnych problemów w tej dziedzinie. Według szacunków gen. Rómmla, zgromadzone w mieście i okolicach zapasy miały wystarczyć na następujące okresy: mąka i zboże — 1 miesiąc; tłuszcze, cukier, sól i kasze— 40 dni; kawa, herbata, ryż — 2 miesiące; mięso— 2 tygodnie; ziemniaki — zapas minimalny; artykuły przemysłowe — na kilka miesięcy19. Rozdziałem żywności zajmował się Miejski Zakład Aprowizacyjny kierowany przez Felicjana Jabłońskiego. Niestety, część zapasów (m.in. na Burakowie i Stawkach) uległa zniszczeniu podczas nalotów i ostrzału artyleryjskiego. Niektóre magazyny znalazły się poza pierścieniem okrążenia. Od połowy września warszawiacy zaczęli odczuwać niedostatki żywności. Wówczas, jak wspomina komendant główny Straży Obywatelskiej Janusz Regulski20: „[...] W Biurze Komisarza Cywilnego zrodził się projekt sięgnięcia po zapasy żywności poza obrębem Warszawy, w szczególności do Puszczy Kampinoskiej, gdzie sygnalizowano duże ilości bydła i koni”. W tej sytuacji, z inicjatywy Mieczysława Niedziałkowskiego, powstały oddziały robotnicze, które odbywały te niebezpieczne wyprawy, dostarczając znacznych ilości prowiantu. Dramatycznie pogarszająca się sytuacja apro- wizacyjna miasta zmusiła Starzyńskiego do ograniczenia (rozporządzeniem z 16 września) spożycia w punktach gastronomicznych do jednego dania dziennie na osobę.
Najsłabszym punktem sfery objętej cywilną obroną było zaopatrzenie miasta w wodę. Opierało się ono na wodociągach miejskich. Pisaliśmy już o przedwojennych zaniedbaniach polegających na nieprzygotowaniu awaryjnych ujęć wody lub nawet wręcz na likwidacji funkcjonujących
19 J. R ó m m e l , Relacja o działalności instytucji i agend cywilnej obrony Warszawy, w: Cywilna obrona Warszawy, s. 363.
20 J. R e g u l s k i , Relacja, s. 351.
jeszcze studni. W dodatku miasto dysponowało tylko8 pompami mechanicznymi, z których zaledwie 3 miały zasilanie spalinowe. O skutkach tych zaniedbań przekonano się dobitnie 24 września po unieruchomieniu (wskutek zniszczeń) wodociągów miejskich.
16 września Niemcy wystąpili do Dowództwa Obrony Warszawy z żądaniem kapitulacji — poświęcamy temu oddzielny fragment tekstu. Żądanie to powiązali z wielką akcją propagandową mającą na celu — w razie gdyby kapitulacja została odrzucona — zasianie fermentu w szeregach obrońców przez zwrócenie się do ludności cywilnej z ofertą opuszczenia miasta wyznaczonymi trasami prowadzącymi na Siedlce i Garwolin. Informowała o tym ulotka napisana w języku polskim i w wielkich ilościach rozrzucana nad miastem21. W wypadku odrzucenia żądania kapitulacji miasta wzywała ona ludność cywilną, by w ciągu12 godzin opuściła miasto wyznaczonymi trasami. Po tym terminie miasto miało być intensywnie bombardowanei ostrzeliwane. Warszawiacy zignorowali tę ofertę. Ludność cywilna, podobnie jak i wojsko, wierzyła w sens i trwałość obrony miasta. Gen. Rómmel tegoż dnia wydał zaś do mieszkańców Warszawy odezwę, informując w niej o zadaniach, jakie przed obrońcami stolicy postawił Naczelny Wódz22. Jego rozkaz miał brzmieć: „Należy bronić stolicy, albowiem z jej posiadaniem łączy się honor Narodu”. Odrzucenie żądania kapitulacji miasta nie oznaczało wszakże, że nie prowadzono żadnych rozmów z napastnikiem; owszem rozmowy takie prowadzono, a dotyczyły one ewakuacji pozostałych w Warszawie zagranicznych dyplomatów i ich rodzin.
21 Ulotka niemiecka wzywająca obrońców Warszawy do kapitulacji z 16 września 1939, Ibidem, s. 567-568.
22 Wrzesień 16 — Odezwa Dowódcy Armii „Warszawa”, gen. Juliusza Rómmla do mieszkańców Warszawy w sprawie rozkazu obrony Warszawy wydanego przez Naczelnego Wodza, w: Cywilna obrona Warszawy, s. 75.
Omawiając dzieje cywilnej obrony Warszawy, wspomnieć należy o datowanym na 17 września tajnym raporcie sytuacyjnym nr 1, przygotowanym przez Starzyńskiego dla gen. Czumy23. Komisarz cywilny stwierdza w nim wyraźną poprawę bezpieczeństwa publicznego, za to dostrzega wyraźne pogarszanie się stanu aprowizacji mieszkańców. Wykazuje, że bombardowania lotnicze i ostrzał artyleryjski nie powodują istotnego osłabienia nastrojów ludności cywilnej. Ale też informuje o pewnym rozczarowaniu tejże ludności biernością wojska, które jakoby stroniło od własnych akcji zaczepnych. To ostatnie zdanie można uznać za pośrednią krytykę postawy gen. Rómmla, unikającego większego zaangażowania się w pomoc dla wojsk gen. Kutrzeby.
Wydarzenia z 17 września — wyjazd z kraju władz politycznych i wojskowych Polski i ich internowanie w Rumunii, agresja militarna ZSRR — nie miały znaczącego wpływu na postawę cywilnej ludności Warszawy; ufała ona nadal w ostateczne zwycięstwo i była skłonna do wielkich poświęceń w obronie miasta. Starzyński i Niedziałkowski apelowali przez radio do społeczności międzynarodowej o efektywną pomoc. Otrzymali tylko deklaracje sympatii i solidarności.
18 września na linię frontu trafiły pierwsze formacje ochotnicze. Ochotniczy batalion im. Ordona, podzielony na kompanie, zasilił odcinki obronne na zachodnich rubieżach miasta, batalion im. Starzyńskiego skierowano na odcinek południowy zgrupowania płk. Porwita. Podjęto także pewne prace organizacyjne na wypadek konieczności tworzenia nielegalnej konspiracji; kierował nimi Tadeusz Szturm de Sztrem.
23 Wrzesień 17 — Tajny raport sytuacyjny nr 1 Komisarza Cywilnego przy DOW Stefana Starzyńskiego dla gen. Dowódcy Obrony Warszawy Waleriana Czumy o postawie ludności cywilnej, stratach i ewakuacji uciekinierów, Ibidem, s. 81-82.
Warszawiacy już od pierwszych dni wojny wykazywali się wielkim poświęceniem i determinacją w pracach na rzecz obrony miasta oraz jego funkcjonowania w warunkach wojny. Z uwagi na to, że w pierwszym etapie obrony stolicy największym zagrożeniem były niemieckie ataki powietrzne, ludność cywilna samorzutnie włączała się do organizowania obrony biernej oraz likwidacji skutków nalotów. Nie oznacza to wszakże, że nie odnotowywano pewnego, nieuchronnego w warunkach wojny osłabienia dyscypliny społecznej. Przeciwdziałały temu kierowane do społeczeństwa liczne apele prezydenta Starzyńskiego, ale też coraz skuteczniejsza działalność Straży Obywatelskiej. Trwające dość długo oczekiwanie na uderzenie na Warszawę niemieckich wojsk lądowych, przerywane tylko bombardowaniami i ostrzałem artyleryjskim miasta, wpływało na przyzwyczajenie się mieszkańców do nowych warunków. Scentralizowano aprowizację, oddając ją w gestię wiceprezydenta Jana Około- Kułaka i Zarządu Miasta oraz mjr. Zagórowskiego z Komisariatu Cywilnego.
Wielki wkład w obronę stolicy wnieśli kolejarze. Warszawski węzeł kolejowy został unieruchomiony już w pierwszych dniach wojny wskutek bombardowań. Z ogromnym trudem, dzięki niezwykłej odwadze i brawurze kolejarzy w nocy z 9 na 10 września do miasta dotarły dwa pociągi z artylerią przeciwlotniczą oraz pojedyncze pociągi z amunicją. Bardzo ryzykancką akcją było wyprowadzenie ze stacji Warszawa Wschodnia- Rozrządowa kilkudziesięciu wagonów z amunicją artyleryjską. Dostarczano także transporty amunicji z Palmir. Każdego wieczora podstawiano 25 wagonów krytych na stacji Warszawa Gdańska pod załadunek amunicji w Palmirach. Ważne dla funkcjonowania miasta było przywrócenie pracy stacji Warszawa Wschodnia. Na apel Starzyńskiego do kolejarzy w tej sprawie zgłosiło
się 120 pracowników kolei. Zostali oni skoszarowani, a ich zadaniem było usunięcie przeszkód na liniach obwodowych, wznowienie ruchu wewnątrz miasta celem dostarczenia żywności i amunicji na pozycje24. „[...] W czasie oblężenia stacja Warszawa Wschodnia — jak ocenia gen. Rómmel — była spichlerzem zaopatrującym miasto w różnego rodzaju artykuły żywnościowe, które przy braku inicjatywy i ryzyka ze strony kolejarzy uległyby zniszczeniu w płonących wagonach”25. Podobnie wielkim zaangażowaniem i męstwem wykazywali się kolejarze i z innych warszawskich węzłów kolejowych. Koordynacją tych działań zajmowała się Wojenna Dyrekcja Kolejowa kierowana przez ppłk. O. Grossera.
Dla funkcjonowania miasta i przygotowania jego obrony istotne znaczenie miała także postawa wielu innych, newralgicznych służb miejskich. Z pewnością zaliczyć można do nich cywilną służbę łączności, na której opierał się wojskowy system dowodzenia załogą miasta. Szczęśliwym rozwiązaniem, zrealizowanym jeszcze przed wojną, było zdublowanie linii łączności telefonicznej między lewo- i prawobrzeżną częścią miasta przez ułożenie na dnie Wisły kabla, dzięki czemu łączność między tymi częściami stolicy funkcjonowała przez cały czas walk obronnych. Udanym zabiegiem było przygotowanie wielu połączeń rokadowych, a więc przebiegających wzdłuż linii obronnych. Podczas walk pracownicy łączności wykazywali wiele hartu, a nawet bohaterstwa, starając się przywracać łączność zrywaną wskutek bombardowań i ostrzału. Do działań improwizowanych zmuszały następstwa ewakuacji personelu technicznego Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej (PAST), jak i opuszczenia miasta w trybie indywidualnym — na niefortunny apel ppłk. Umiastowskiego
24 Cyt. za: M.M. D r o z d o w s k i , Alarm dla Warszawy, s. 227.25 J. R ó m m e l , Relacja, s. 371.
— wielu specjalistów łączności, z których część notabene ostatecznie powróciła do stolicy.
20 września wskutek bombardowań gmach centrali PAST-y przy ul. Pięknej zapalił się, ale pożar został ugaszony. Ucierpiały także inne centrale telefoniczne. Organizowano łączność zastępczą, w tym centralki ręczne. Warszawską służbą łączności kierował dyr. Olendzki. Udział w zapewnieniu łączności wojsku, ale i władzom cywilnym miało wielu bezimiennych pracowników tej służby. Zaznaczyli oni tym samym swój niebagatelny wkład w obronę miasta.
Wielką determinację w służbie dla miasta wykazywali też tramwajarze, starając się utrzymać komunikację wewnątrz miasta mimo ogromnych zniszczeń taboru. W czasie walk obronnych w Tramwajach Miejskich uległo uszkodzeniu 238 wozów silnikowych i 184 wozy przyczepne. Całkowicie zniszczono lub spalono 9 wozów silnikowychi 10 przyczepnych. Z taboru autobusowego stracono 80 wozów, pozostałe zaś były w 50% uszkodzone26. Byłyi inne zniszczenia, zwłaszcza trakcji tramwajowej.
Przejawem rozumienia roli cywilnych mieszkańców stolicy w jej obronie była decyzja gen. Rómmla o utworzeniu (dla reprezentowania interesów społecznych i gospodarczych ludności stolicy) Komitetu Obywatelskiego przy dowództwie Armii „Warszawa” na czele z dowódcą armii lub — w jego zastępstwie — komisarzem cywilnym tego związku operacyjnego, prezydentem Starzyńskim. Pomysł utworzenia takiego ciała rzucić miał sam Starzyński już 4 września, ale jego powołanie utrudniała najpierw ewakuacja, później opuszczenie miasta przez kilku kandydatów do tego gremium. Do sprawy powrócić miano 17 września, formalne zaś powołanie nastąpić
26 H. P a w ł o w i c z, Fragment wspomnień z obrony Warszawy dotyczące działalności Związku Harcerstwa Polskiego i ostatnich dni obrony miasta, w: Cywilna obrona Warszawy, s. 340.
miało 20 września. Ostatecznie Komitet miał występować jako organ doradczy dowódcy armii. Reprezentował on większe partie i stronnictwa polityczne, poza komunistamii nacjonalistami żydowskimi, tudzież inne środowiska. W jego składzie znaleźli się: książę Zdzisław Lubomirski, Andrzej Wierzbicki, Stanisław Kauzik, Artur Śliwiński, prof. Roman Rybarski, prof. Witold Staniszkis, ks. Zygmunt Choromański, Mieczysław Niedziałkowski, Zygmunt Zaremba, Maciej Rataj, Marian Borzęcki, Józef Evert, Jan Gebethner, wiceprezydenci Julian Kulski i Jan Pohoski, prof. Bolesław Miklaszewski, prof. Wacław Paszkowski, dr Józef Rożniecki. Utworzony też został jego stały sekretariat na czele z mjr. w st. sp. Leonem Kniazołuckimi Tadeuszem Trapszo. Organ ten koordynował udział mieszkańców w obronie miasta oraz, stanowiąc ich polityczną reprezentację, sankcjonował decyzje władz wojskowych dotyczące funkcjonowania aglomeracji w warunkach wojny. Odbyły się zaledwie trzy lub cztery posiedzenia Komitetu. Już podczas pierwszego z nich, odbytego 20 września pod przewodnictwem gen. Rómmla, Gebethner miał — zdaniem Artura Śliwińskiego — poruszyć sprawę celowości dalszej obrony Warszawy, ale został skontrowany przez Starzyńskiego i gen. Karaszewicza-Tokarze- wskiego. Z innych przekazów wynika, iż z taką propozycją wystąpił Evert. Z kolei ppłk Wacław Lipiński zasugerował utworzenie w Warszawie rządu, ale i ten pomysł został odrzucony. Drugie posiedzenie, także pod przewodnictwem gen. Rómmla, dotyczyło również szans obrony miasta. Za kontynuowaniem walki miał optować zwłaszcza Niedziałkowski. Komitet Obywatelski odegrał dość ważną rolę w końcowym etapie obrony miasta. Wśród wyłonionych z jego składu kilku komisji szczególną aktywność— zdaniem Juliusza Kulskiego — wykazywała kierowana przez mec. Leona Nowodworskiego Komisja Ogólna, niekiedy zastępująca pełny skład Komitetu Obywatels
kiego, a także kierowana przez Mariana Rapackiego Komisja Aprowizacyjna27.
O funkcjonowaniu Komitetu Obywatelskiego i jego udziale w decyzji o kapitulacji miasta piszemy oddzielnie.
Jak już wspominaliśmy, 20 września gen. Zulauf zadecydował, po uzgodnieniach z gen. Czumą, o wydzieleniu odrębnej administracji cywilnej dla prawobrzeżnej części miasta na czele z Bronisławem Chajęckim, który jako komisarz cywilny na Pragę był jednocześnie delegatem prezydenta Starzyńskiego. W podlegającym komisarzowi praskiemu urzędzie za poszczególne sfery funkcjonowania dzielnicy odpowiadali: dr Mieczysław Matuszewski — aprowizacja; nadkomisarz Franciszek Erhardt — bezpieczeństwo; dyrektor Zdzisław Groblewski — opieka społeczna; dr Juliusz Majkowski — opieka lekarska; dyr. Wacław Kowalski — ewakuacja ludności. Komendantem Straży Obywatelskiej był Antoni Szyller.
Aprowizacja Warszawy, a także wojska, uległa znacznemu pogorszeniu po dotarciu do miasta rozbitych oddziałów z armii generałów Kutrzeby i Bortnowskiego. Mimo to gen. Rómmel wzywał 22 września obrońców stolicy do wytrwania w walce. Trudnościom aprowizacyj- nym starano się zaradzić, sięgając także po wojskowe zapasy żywności, do czego Komisariat Cywilny został upoważniony. Podziałem żywności zajmowały się komórki biernej OPL. Pogarszało się zaopatrzenie ludności w wodę, czego skutkiem był wzrost zachorowań na czerwonkę i dur brzuszny.
23 września Dowództwo Obrony Warszawy zaproponowało wcielenie Robotniczej Brygady Obrony Warszawy w skład 13. DP. Gen. Rómmel zamierzał dowodzenie brygadą przekazać płk. Władysławowi Kalińskiemu, który przybył do stolicy na czele resztek tej
27 J. K u l s k i , Z minionych lat życia 1892-1945, Warszawa 1992, s. 241.
dywizji. Kierownictwo PPS, mimo sprzeciwu kpt. Keniga, zgodziło się na to już następnego dnia, a 26 września ukazał się zamykający sprawę rozkaz organizacyjny dywizji. Poza dwubatalionowym 43. pp w jej skład weszły następujące oddziały. 1. robotniczy pułk piechoty (2 bataliony) kpt. Rudolfa Rodego i 2. robotniczy pułk piechoty (2 bataliony) mjr. Stanisława Chudyby. Dywizja ta walczyła w końcowej fazie obrony stolicy w rejonie Bielan i Żoliborza. Ochotnicy wywodzący się z brygady robotniczej z dezaprobatą przyjęli wiadomość o kapitulacji stolicy, czemu dali wyraz w manifestacji na placu Wilsona.
Ludność Warszawy z godną podziwu wytrwałością znosiła dramatyczne pogorszenie warunków życia, co nastąpiło w trzeciej dekadzie września, kiedy to Niemcy przypuścili ostateczny szturm na miasto. Intensywne bombardowania połączone z ostrzałem artyleryjskim siały śmierći zniszczenie; tysiące mieszkańców zostało zabitych i rannych, a ogromne zniszczenia materialne były trudne do oszacowania. Od 23 września zabrakło prądu, a od następnego dnia — kiedy to na sieć wodociągową i kanalizacyjną padło ogółem 1000 pocisków i bomb — także wody.
Brak wody był największym utrapieniem warszawiaków. Wody pilnie potrzebowały szpitale. Wówczas pod kierownictwem inż. Aleksandra Traffa rozpoczęto 25 września, jeszcze w trakcie bombardowań lotniczych, akcję uruchamiania studni artezyjskich. Za wykazaną odwagę 12 pracowników wodociągów otrzymało Krzyże Walecznych. Wody jednak nadal dotkliwie brakowało; ludność próbowała czerpać ją bezpośrednio z Wisły. Szpitale były przepełnionei nie miały możliwości przyjmowania kolejnych chorych. Chcąc chronić szpitale przed niszczącymi bombardowaniami, próbowano je rozśrodkować. Patrole sanitarne miały czuwać nad należytym grzebaniem zmarłych ludzi i padłych zwierząt. Wobec przerw w łączności, Komisariat Cywilny
starał się ją utrzymywać wyłącznie za pomocą gońców. Życie w mieście pozbawionym światła i wody stawało się coraz tragiczniejsze. Ogromne pożary, jakie ogarnęły Warszawę po bombardowaniach 25 września i ostrzale artyleryjskim w dniu następnym, tylko incydentalnie starano się gasić piaskiem. Mieszkańcy popadali w depresję i apatię; zrozpaczeni i zrezygnowani nie byli zdolni do jakiegokolwiek działania.
Możliwości kontynuowania obrony miasta rozważano 25 września na posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego. W zastępstwie gen. Rómmla obradom przewodniczył gen. Kara- szewicz-Tokarzewski. Obecni mieli być ponadto: Śliwiński, Starzyński, Wierzbicki, Zaremba, Niedziałkowski i płk Tomaszewski oraz — jako protokolant ppłk Lipiński. Śliwiński, jak relacjonuje Zaremba, „[...] zdobył się na postawienie pytania, jakie perspektywy ma prowadzenie dalszej walki. Wszyscy zrozumieli sens tej interpelacjii zaległo między nami milczenie. Nie podjęto dyskusji merytorycznej”28. Śliwiński miał zaproponować gen. Kara- szewiczowi-Tokarzewskiemu stoczenie przez wojsko otwartej bitwy w polu, ale i ta inicjatywa spaliła na panewce. Pytania o sens dalszej walki i ewentualne podjęcie rozmów kapitulacyjnych padły też na posiedzeniu tego gremium w dniu następnym. Tym razem jednak nie pozostały one bez odpowiedzi. Uczestnicy tego posiedzenia (m.in. generałowie: Rómmel, Kutrzeba, Karaszewicz-Tokarzewski, Czuma, ponadto: Starzyński, Śliwiński, Niedziałkowski, Zaremba i Wierzbicki) podjęli wówczas decyzje o rozpoczęciu rozmów kapitulacyjnych, o czym napiszemy szerzej w końcowym rozdziale.
W obronie miasta, w podtrzymywaniu jego wielorakich, służących życiu mieszkańców funkcji, wyróżniło się wielu jego cywilnych obywateli. Jednak największe zasługi na
28 Z. Zaremba, Wojna i konspiracja, Londyn 1957, s. 71.
tym polu oddał niewątpliwie Stefan Starzyński, prezydent i jednocześnie komisarz cywilny Warszawy. Jego postać stanowi uosobienie cnót najwyższych: patriotyzmu, bohaterstwa, wytrwałości, poświęcenia i odpowiedzialności za losy miasta i jego mieszkańców. Cnoty te zresztą przejawiło także wielu warszawiaków — patriotów swej małej Ojczyzny — Warszawy i dużej — Polski.
Godzi się też wspomnieć o zasługach wybitnego działacza socjalistycznego Mieczysława Niedziałkowskiego, a także nestorów życia politycznego stolicy w osobach ks. Zdzi-✓sława Lubomirskiego i Artura Śliwińskiego.
Zasługi poniesione przez cywilnych obrońców miasta zostały docenione przez gen. Rómmla, który wielu z nich uhonorował odznaczeniami bojowymi, w tym orderami Yirtuti Militari i Krzyżami Walecznych29.
29 Ibidem, s. 375-376.
WALKI NA OCHOCIE, WOLI I MOKOTOWIE (8-10 WRZEŚNIA)
Po przerwaniu 2 września polskiej pozycji głównej w rejonie Częstochowy XVI Korpus Pancerny z 10. Armii gen. Waltera von Reichenaua, mając w pierwszym rzucie1. i 4. DPanc., w drugim — 14. i 31. DP, przedzierał się w kierunku Warszawy i Wisły. Na jego drodze stanęła część nierozwiniętej jeszcze w pełni Armii Odwodowej „Prusy” gen. Stefana Dęba-Biemackiego. Po walkach pod Piotrkowem Trybunalskim i Tomaszowem Mazowieckim stoczonych 5 i 6 września miał on już wolną drogę ku stolicy Polski. Do rajdu pancernego na Warszawę od wczesnych godzin rannych 8 września przystąpiła 4. DPanc. (dowódca gen. Georg Hans Reinhardt). Dywizja dysponowała wówczas ok. 260 czołgami, czteroma batalionami piechoty zmotoryzowanej i ok. 36 działami.
Załoga Warszawy w sumie dysponowała 7 liniowymi batalionami piechoty, 3 batalionami marszowymi i 7 batalionami improwizowanymi, 64 armatami, w tym 24 ciężkimi, 27 czołgami lekkimi i 6 czołgami rozpoznawczymi1. Jednak nie wszystkie wymienione siły były skierowane do obrony atakowanego przez Niemców sektora.
1 L. Głowacki, Obrona Warszawy i Modlina, s. 70.
Obrona Warszawy w tym czasie dzieliła się na trzy odcinki:
— „Warszawa-Północ” (Koło, Powązki, Muranów, Bielany) pod dowództwem ppłk. Waleriana Tewzadze, obsadzany przez batalion „Stołeczny” mjr. Józefa Spychalskiego, 4. batalion 30. pp kpt. Bohdana Rożnowskiego, 3. batalion 26. pp mjr. Jacka Decowskiego oraz artylerię.
— „Warszawa Zachód” (Rakowiec, Ochota, Wola) pod dowództwem ppłk. Józefa Kalandyka, obsadzany przez 2. batalion (mjr Antoni Kassian) i 3. batalion (mjr Antoni Sanojca) 40. pp, 2. batalion 41. pp (mjr Roman Marian Zagłoba-Kaniowski) oraz artylerię.
— „Południowy” (Siekierki, Czerniaków i Mokotów) pod dowództwem ppłk. Mariana Rozborskiego, obsadzany przez batalion mjr. Józefa Rosieka, 4. batalion 21. pp mjr. Mieczysława Ducha i kompanię cekaemów wraz z artylerią. W rejonie Wilanowa operował oddział ochotniczy dowodzony przez gen. Stanisława Bułaka-Bałachowicza.
Pierwszą linię obsadzało więc 8 batalionów piechoty wspartych dość liczną artylerią przeciwpancerną i lekką; ta druga została przeznaczona niemal wyłącznie do zwalczania broni pancernej przeciwnika. Drugą linię obsadzały trzy bataliony 360. pp ppłk. Witalisa Chmury, trzecią zaś — improwizowana grupa pancemo-motorowa kpt. Bolesława Kowalskiego. W odwodzie pozostawał też dywizjon artylerii ciężkiej ppłk. Józefa Lankaua. Nieliczne pododdziały 336 pp i 1. pp „Obrony Warszawy” stały po praskiej stronie Wisły, gdzie też była rozmieszczona artyleria ciężka (46. dac).
Do 8 września Warszawa odczuwała tylko skutki bombardowań Luftwaffe, ale i one, zwłaszcza do 6 września, nie były jeszcze tak dokuczliwe wobec funkcjonowania dość sprawnego, jak na warunki polskie, systemu obrony powietrznej miasta z jego najważniejszym komponentem— Brygadą Pościgową.
8 września Dowództwo Obrony Warszawy wysłało z miasta na dalekie rozpoznanie kompanię czołgów rozpoznawczych TK kpt. Antoniego Brażuka. Operowała ona w rejonie Mszczonow-Pruszków. Pod Raszynem i Pruszkowem natknęła się na kolumny niemieckich wozów pancernych. Pierwszy kontakt ogniowy nawiązano ok. godz. 15.30. Polacy po stracie 5 czołgów i 12 żołnierzy wycofali się do Warszawy (płk Janowski pisze o stracie 2 czołgów na szosie grójeckiej, co potwierdza także płk Tomaszewski). Rozpoznanie pochodzące z różnych źródeł donosiło o pojawieniu się niemieckiej broni pancernej i artylerii w rejonie Pruszkowa i Grójca. Już w godz. 14.00-15.00 czołówka 4, DPanc. zepchnęła polskie czaty i zajęła odcinek Okęcie-Włochy, zatrzymując się dla podciągnięcia kolejnych sił.
Polacy, którzy już 6 września obsadzili punkty oporu i utworzyli ciągłą linię obrony lewobrzeżnej Warszawy od strony południa i zachodu, byli na ogół nieźle przygotowani do przeciwstawienia się atakowi przeciwnika. Szczególnie ważne było znaczne skoncentrowanie w tym rejonie artylerii z głównym zadaniem niszczenia niemieckiej broni pancernej ogniem bezpośrednim. Przygotowano inżynieryjną rozbudowę linii obronnych głównie przez zbudowanie barykad, choć wiele z nich, wykonywanych przez ludność cywilną, miało ograniczone właściwości obronne. Płytkie okopy obsadzone przez piechotę tworzyły linię obrony usytuowaną w rejonie ulic Grójeckiej i Opaczewskiej. Doświadczenia pierwszych walk zmuszały obrońców do budowy solidniejszych stanowisk ogniowych, zwłaszcza dla artylerii.
Gen. Reinhardt, bazując na danych otrzymanych z wyższych sztabów (przy dowódcy 4. DPanc. w rejonie Raszyna znaleźli się obaj jego przełożeni: dowódca korpusu gen. Hoepner i dowódca armii gen. Reichenau), nie przewidywał silniejszej obrony stolicy Polski, w przekonaniu, iż jest ona miastem otwartym, które będzie można zająć z marszu. To
właśnie wyżsi dowódcy zaaprobowali plan uderzenia dywizji na Warszawę i, jak pisze sam gen. Reinhardt:
„[...] potwierdzili, że Warszawę należy uważać za miasto otwarte, a więc nie bronione. [...] Po stukilometrowym marszu rozpoczęło się o godz. 17.00 [8 września — L.W.] uderzenie na Warszawę wzdłuż dwu osi prowadzących do miasta przez południowo-zachodnie przedmieścia: Wolę i Ochotę. Niezwykłe napięcie panowało w dywizji. We wszystkich oczach panowała dumna radość przeżycia doniosłej chwili wkroczenia do stolicy nieprzyjaciela już w ósmym dniu wojny. Bez rozkazu załogi ozdobiły swoje pojazdy rozpoznawczymi chorągiewkami ze swastyką. Nikt nie myślał o poważnej walce. Wielu widziało się już w hotelach i najlepszych kwaterach panami miasta.
Tymczasem wyszło inaczej. Zupełnie niespodziewanie straż przednia natrafiła na bardzo silny ogień karabinowy i z broni maszynowej ze skrajów miasta, z lotniska mokotowskiego i z rejonów na zachód od niego oraz z ogrodów na Ochocie. Silnie broniona barykada z bronią przeciwpancerną na ulicy Grójeckiej zamknęła drogę czołowym czołgom. Takie było przyjęcie „otwartego miasta”, a które to przyjęcie zupełnie inaczej wyobrażali sobie upojeni zwycięstwem żołnierze”2.
Około godz. 17.45 pododdziały rozpoznawcze 4. DPanc. składające się z samochodów pancernych i motocyklistów podchodziły pod polskie linie obronne na Ochocie i Woli, ostrzeliwując je dla rozpoznania pozycji. Oto zapamiętany przez płk. Tomaszewskiego przebieg starcia:
„[...] Rozwija się krótki mocny bój, linie nasze zieją nadmiernym ogniem, nie tyle z potrzeby, ile ze zdenerwowania. Ale to dobrze. Niech się ostrzelają, to ich pierwsze miodowe godziny, ich premiera. Z meldunków wyczuwamy zdenerwowanie, duże napięcie, ale potężne
2 Cyt. za: M. P o r w i t, Obrona Warszawy, s. 56.
wystrzały i skuteczne wybuchy naszej ciężkiej artylerii, pierwsze płonące czołgi i rozbite samochody nieprzyjacielskie uspakajają, i żołnierz widzi doskonałe skutki swej broni, dowódców swoich przy sobie, nabiera zaufania i wiary, że nie taki diabeł czarny. Śmiałe uderzenie Niemców kosztuje ich drogo. Dostali mocno po palcach, a żołnierz niemiecki zrozumiał, że to nie przelewki, nie rozstrzeliwanie uchodzących taborów”3.
Niemcy zaskoczeni twardością polskiej obrony wycofali się, a ogień otwarła artyleria, która prowadziła go także w nocy z 8 na 9 września. Jednak naczelne dowództwo niemieckie tak było pewne zajęcia stolicy Polski, iż nie czekając na rezultaty walk, poinformowało świat przez radio o zajęciu Warszawy 8 września o godz. 17.15. Miało dojść nawet do tego, że następnego dnia niemiecki samochód z oficerem i dwoma podoficerami przejechał ulicą Puławską przez niemieckie linie i po zatrzymaniu go przez Polaków jego pasażerowie ze zdziwieniem twierdzili, że chcieli „[...] «obejrzeć» Warszawę zdobytą według komunikatu niemieckiego już w dniu wczorajszym”.
Około godz. 18.00, po powstrzymaniu elementów rozpoznania, wzdłuż szosy Grójeckiej natarcie prowadziła kompania czołgów lekkich z 35. ppanc. 4. DPanc. Obsadzający odcinek środkowy obrony „Ochota-Czyste” ppłk Kałandyk informował, że kolumna czołgów niemieckich w liczbie7 wozów bojowych 8 września ok. godz. 18.00 na wysokości Ogrodów Szczęśliwickich usiłowała przedrzeć się przez polskie linie obronne, ale została powstrzymana przez obsadzający ten odcinek 2. batalion 41. pp i 2. batalion40. pp, po czym skierowała się ku przystankowi kolejowemu Czyste4. Natarcie załamało się w ogniu polskiej broni
3 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 3 8 .4 Meldunek sytuacyjny nr 2 dowódcy odcinka zachodniego z 9 września
1939, godz. 7.00, Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych,, s. 42.
przeciwpancernej i artylerii. Uszkodzono 4 czołgi niemieckie, z których przeciwnikowi udało się wyholować trzy5. Podobnie nieudane było natarcie czołgów niemieckich wzdłuż ul. Grójeckiej. Powstrzymane zostało ogniem polskiej artylerii lekkiej i dział ppanc. Przeciwnikowi udało się jedynie częściowo zniszczyć pierwszą warszawską barykadę na ul. Grójeckiej. Porażka, jaką ponieśli Niemcy, próbując zająć miasto z marszu, spowodowała, iż do kolejnego szturmu szykowali się w sposób bardziej zorganizowany i pod bezpośrednim nadzorem gen. Reinhardta. Przede wszystkim podciągnięte zostały siły główne dywizji: czołgi, zmotoryzowana piechota i artyleria.
Oddajmy ponownie głos dowódcy niemieckiej dywizji pancernej, który tak tłumaczył zmianę pierwotnej taktyki:
„[...] W tych warunkach nie można było myśleć o przebiciu się do miasta w ciągu półtorej godziny, jaka pozostała do zapadnięcia zmroku. Uwikłano by bowiem słaby oddział w walkę nocną w obcym mieście z silnym nieprzyjacielem i ludnością na pewno nieprzyjazną, co w rezultacie mogłoby być niebezpieczne. Dlatego też dowódca korpusu, który brał udział w zagonie na Warszawę razem z dowódcą dywizji, zlecił natarcie zatrzymać i kontynuować je dopiero następnego dnia z rana przy silnym wsparciu ogniowym. Oddziały pozostały na przedmieściach, do których się wdarły walcząc. Pod ich osłoną koncentrowała się dywizja w ciągu nocy do swego natarcia”6.
W nocy z 8 na 9 września Polacy wysyłali patrole bojowe do linii Rakowiec-Szczęśliwice-Włochy-Jelonki, lecz nie nawiązały one styczności z nieprzyjacielem. Tymczasem przeciwnik badał słabsze punkty polskiej obrony; kolumna niemiecka licząca 7 czołgów średnich pojawiła się wieczorem 8 września w rejonie Służewca,
5 Meldunek sytuacyjny nr 1 dowódcy obrony Warszawa z 8 września 1939, godz. 19.00, Ibidem, s. 36-37.
6 Cyt. za: M. P o r w i t, Obrona Warszawy, s. 56.
lecz po ostrzelaniu przez artylerię polską wycofała się. W tym pierwszym bezpośrednim starciu przed polskimi liniami obronnymi obrońcy stracili jednego zabitego podoficera i 4 szeregowych; kolejnych dwóch zostało rannych.
Po podciągnięciu artylerii Niemcy w nocy z 8 na 9 września prowadzili intensywny ogień artyleryjski nie tylko bezpośrednio na rozpoznane pozycje wojskowe, ale i — ze stanowisk pod Raszynem i Okęciem — także rejon Dworca Głównego i Dworca Gdańskiego. Tymczasem przez Grójec na Górę Kalwarię kierowała się 1. DPanc (dowódca gen. Hans Schmidt). Jej kolumny nocą z 8 na 9 września dotarły też do Karczewa. Mostu na Wiśle w Świdrach Małych bronił wydzielony z Dowództwa Obrony Warszawy pododdział mjr. Karola Wicka, lecz po przybyciu w ten rejon części 44. DP jej dowódca płk Eugeniusz Żongołłowicz przejął dowodzenie na tym odcinku Wisły, włącznie z rejonem Karczewa. Niemcy pod osłoną silnego ognia artyleryjskiego 9 września o godz. 2.00 usiłowali sforsować Wisłę w rejonie Karczewa, lecz 5. kompania 26. pp, dowodzona przez kpt. Władysława Przybyłowicza, uniemożliwiła im ten zamiar.
Tymczasem w rejonie Okęcia skoncentrowały się siły główne dywizji gen. Reinhardta wzmocnione 33. ppzmot z 13. DPZmot i dodatkową artylerią w sile do dwóch dywizjonów. Awizowane było skierowanie pod Warszawę także pułku pancernego SS-„Leibstandarte Adolf Hitler” dowodzonego przez obergruppenfiihrera Seppa Dietricha. Niemiecki generał, pragnąc jak najszybciej zmaterializować ogłoszony już poprzedniego dnia komunikat o zajęciu Warszawy, czynił wszystko, by dokonać tego już 9 września. Nie liczył się przy tym z poważniejszym oporem Polaków. Prawdopodobnie dlatego nie dokonał wnikliwszego rozpoznania polskich pozycji i nie znał ugrupowania przeciwnika. Główne natarcie zamierzał skierować na
Ochotę, a jednoczesne działania pomocnicze prowadzić w kierunku na Wolę.
Gen. Czuma zadecydował wieczorem 8 wrześniao wzmocnieniu załóg obsadzających południowy i zachodni skraj miasta. Drugą linię obrony dowodzoną przez ppłk. Chmurę zajęły formowane dopiero bataliony 360. pp. Był to 1. batalion mjr. Feliksa Mazurkiewicza i 2. batalion kpt. Mariana Masternaka (obydwa rozmieszczone w rejonie Sejmu) oraz 3. batalion mjr. Wacława Niedzielskiego (rejon placu Narutowicza). Przygotowywano ponadto trzecią linię obrony obsadzoną przez trzy kompanie czołgów— łącznie 16 wozów bojowych 7TP (dowódca rtm. Stanisław Grąbczewski) — rozmieszczone w rejonie parku Krasińskich, a także zmotoryzowaną kompanię przeciwpancerną. Wzmocniony został też odcinek „Mokotów”.
Pierwsze starcie z niemiecką bronią pancerną, używaną w małych grupach, zakończyło się sukcesem obrońców Warszawy. Nieliczna załoga odcinka „Ochota” złożona z trzech kompanii piechoty, wspartych jednak liczną artylerią połową i działkami przeciwpancernymi, skutecznie powstrzymała pewnego sukcesu przeciwnika. Poniósł on straty w zabitych, w tym oficerach sztabu dywizji, oraz sprzęcie. Na sukces polskiej obrony złożyło się kilka czynników: trafny wybór pozycji obronnych (na głównych osiach marszu kolumn przeciwnika, w oparciu o zwartą zabudowę miejską), odwaga żołnierzy zmotoryzowanego plutonu pionierów, którzy zakładali miny niemal pod ogniem wroga, oraz, a może przede wszystkim, trafna decyzja gen. Czumy o decentralizacji artylerii lekkiej, która w całości użyta została do strzelania na wprost. Dowódca obrony Warszawy w tej fazie walk o miasto wykazywał dużo energii i inicjatywy, a jego decyzje przyczyniły się do sukcesów obrony. Zupełnie inaczej ocenić należy gen. Rómmla, któremu jako dowódcy Armii „Warszawa” podlegało Dowództwo Obrony Warszawy;
dowódca armii zupełnie nie zaznaczył swego udziału w tej fazie walk, będąc zaabsorbowany obejmowaniem nowego stanowiska i instalowaniem swego sztabu. Zresztą i wybór siedziby sztabu (w gmachu Sztabu Głównego przy ulicy Rakowieckiej) nie był trafny, gdyż znalazła się ona w ten sposób zbyt blisko skraju obrony. Sam gen. Rómmel wspomina, iż 9 września w późnych godzinach wieczornych obiekt ten był bezpośrednio zagrożony wskutek przedarcia się Niemców w pobliże Pól Mokotowskich. Nie bez słuszności pisze on, że:
„[...] Sztab armii «Warszawa», który rozmieścił się w dawnej siedzibie Naczelnego Dowództwa, był umieszczony prawie na pierwszej linii obrony i przy minimalnym tylko wahaniu frontu na tym odcinku mogliśmy zostać wystrzelani jak kaczki lub wzięci do niewoli”7. Tyle tylko, że to właśnie on sam decydował o wyborze tego obiektu.
Gen. Czuma był świadom, że na pierwszej próbie zajęcia Warszawy przez niemiecki zagon pancerny przeciwnik nie poprzestanie, i że przyjdą kolejne natarcia, którym przyjdzie stawić czoła. Przygotowując się do nich, w nocy z 8 na 9 września przeprowadził, wraz z płk. Porwitem, lustrację pozycji obronnych na najbardziej zagrożonych kierunkach. Zadecydowano o wystawieniu załóg do obrony mostów na Wiśle. Tymczasem przegrupowania oddziałów były utrudnione przez masy blokujących ulice uciekinierów. Na kolei odczuwalny był brak parowozów, co uniemożliwiało oczyszczanie torów i wyładowywanie transportów.
Gen. Reinhardt osobiście nadzorował przygotowania do zasadniczego szturmu, jaki 4. DPanc. planowała na dzień 9 września. Wydzielone siły zostały skoncentrowane na południe od kolonii Rakowiec. Nastąpił ich podział na dwa zgrupowania. Prawe tworzyły siły: 2 bataliony 35. ppanc, 12. pułk strzelców zmotoryzowanych i dywizjon 103.
7 J. Rómmel, Za honor i ojczyznę. Wspomnienia, s. 189.
pułku artylerii. Oś natarcia prowadziła wzdłuż ul. Grójeckiej i alei Żwirki i Wigury, a zadaniem tego zgrupowania było opanowanie dzielnicy Ochota. Lewoskrzydłowe zgrupowanie (2 bataliony 36. ppanc; 33. ppzmot., bez jednego batalionu, oraz kolejny dywizjon 103. pułku artylerii) miało się kierować na Wolę od południa, omijając fort Szczęśliwice, z zadaniem bliższym zajęcia Woli. Natarcie obu tych ugrupowań zostało poprzedzone przygotowaniem artyleryjskim wykonanym głównie przez 115. pułk artylerii ciężkiej. Chociaż skuteczność tego ognia była niewielka, to jednak miał on w pewnym stopniu demoralizujący wpływ na część obrońców. Odpowiedź polskiej artylerii ciężkiej, która prowadziła ogień ze stanowisk rozmieszczonych po prawej stronie Wisły, okazała się dość skuteczna; zniszczono pewną liczbę wozów bojowych i środków transportowych przeciwnika. Niemcy do walki skierowali także lotnictwo szturmowe, które starało się bombardować rozpoznane pozycje polskie.
Drogę, po której nacierała prawa kolumna nieprzyjaciela, zagradzały barykady wzniesione na obu wymienionych ulicach. Pierwsza była usytuowana przy skrzyżowaniu ul. Grójeckiej z obecną ul. Banacha i Bitwy Warszawskiej 1920 r., druga — na skrzyżowaniu ul. Grójeckiej z nieistniejącą już ul. Nieborowską, tuż obok obecnego wylotu ul. Winnickiej, gdzie piechotę wspierał działon ppor. Józefa Suchockiego. Trzecia z barykad (tu wsparcie artyleryjskie zapewniał piechocie działon ppor. Piotra Jenczewskiego) została wybudowana przy skrzyżowaniu ulic Grójeckiej i Słupeckiej. Barykada wzniesiona w al. Żwirki i Wigury przy ul. Wawelskiej została obsadzana przez 5. kompanię41. pp por. Władysława Roszki z działonem ppor. Jana Korejwy, plutonem działek ppanc ppor. Zygmunta Sutkow- skiego i analogicznym plutonem ppor. Mariana Puchalskiego. W drugim rzucie, usytuowanym na skrzyżowaniu ul. Raszyńskiej z Filtrową, był rozmieszczony działon ppor.
Stefana Norberta. W odwodzie znajdował się pluton artylerii dowodzony przez por. Tadeusza Alberta.
Jak z tego widać, ugrupowanie polskie było dość głęboko urzutowane, nasycone dużą ilością artylerii przeznaczonej do walki z czołgami.
9 września już o godz. 4.45 do akcji wkroczyło lotnictwo niemieckie, które zbombardowało pozycje obsadzane przez pułk ppłk. Kalandyka; najbardziej ucierpiały oddziały drugorzutowe. Nalotów było kilka, i były prowadzone falami, w odstępach mniej więcej 2-godzinnych. Brak przeciwlotniczej osłony polskich pozycji pierwszorzutowych zachęcał lotników niemieckich do przeprowadzania ataków na bardzo niskich wysokościach. Silny ogień (szczególnie intensywny w godz. 7.00-13.00) prowadziła też artyleria przeciwnika rozmieszczona w rejonie Rakowca. Pod jego osłoną o godz. 7.45. do natarcia ruszyły ubezpieczane przez piechotę czołgi ze zgrupowania prawego. Najsilniej atakowane były pozycje obsadzane wzdłuż ulicy Grójeckiej przez 6. kompanię 41. pp i odcinek obrony 4. kompanii40. pp między ul. Grójecką a torami kolejowymi. W natarciu miało uczestniczyć 25-30 czołgów8.
Nieco słabszy nacisk wywierał nieprzyjaciel na drugiej osi natarcia prowadzącej wzdłuż al. Żwirki i Wigury. Niemcy, nacierając na tych dwóch kierunkach, najprawdopodobniej świadomie ominęli przedpole pierwszej barykady na ul. Grójeckiej, zaminowane poprzedniego dnia przez polskich saperów. Przypuszczalnie uzyskali o tym informacje od „piątej kolumny”. W rezultacie, jak wspomina płk Janowski: „[...] Ani jeden czołg nie przeszedł przez to pole minowe”. Po stronie polskiej intensywny ogień prowadziła artyleria i działka przeciwpancerne. Przeciwnik dość szybko sforsował pierwszą barykadę na skrzyżowaniu
8 Meldunek sytuacyjny nr 3 dowódcy pododcinka zachodniego z 9 września 1939, godz. 19.00, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 43-44.
ul. Grójeckiej z ul. Banacha, lecz tuż za nią znalazł się pod lufą dowodzonego przez ppor. Eugeniusza Niedzielina działa 75 mm, którego ogień zniszczył 3 czołgi i 2 samochody pancerne. Grupki wycofującej się piechoty spływały na drugą barykadę. Płonęło kilka domów wzdłuż ul. Grójeckiej, co znacznie ograniczało widoczność. Nieprzyjacielskie czołgi na przedpolu drugiej barykady zagradzającej ul. Grójecką pojawiły się ok. godz. 8.00. Wobec złego nastawu celownika pierwsze strzały rozmieszczonego tam polskiego działonu były niecelne. Kolejne już dosięgły celu. Pierwszy wyłaniający się czołg został trafiony, lecz za nim posuwały się następne. Ogień działonu ppor. Suchockiego był na tyle skuteczny, iż po półgodzinnej walce natarcie niemieckie się załamało. Oddajmy głos ppor. Suchockiemu:
„[...] Obserwujemy przez dłuższą chwilę. Niemcy nie posuwają się naprzód. Zauważyłem natomiast, że dwa najbardziej wysunięte w naszym kierunku czołgi płonęły, a za nimi — tak wywnioskowałem — wśród dymu widać prawdopodobnie jeszcze cztery czołgi zniszczone. W rzeczywistości trafiliśmy pięć czołgów i jeden wóz ciężarowy: trzy czołgi uciekły nam w prawo przez bramy”9.
Jeden z czołgów, chcąc uniknąć zniszczenia, nie wysuwał się ze skrzyżowania ul. Grójeckiej i Nieborowskiej, lecz i on został unieruchomiony granatem rzuconym przez st. sierż. pchor. Stefana Plewkę, a po pewnym czasie porzucony przez załogę. Przy znacznych stratach w uszkodzonym sprzęcie pancernym nieprzyjaciel wycofał się na południe, w stronę ul. Szczęśliwickiej.
Tylko chwilowe powodzenie przyniosło natarcie nieprzyjaciela wzdłuż ul. Grójeckiej, wychodzące na pozycje 6. kompanii 41. pp obsadzającej linię zabudowań przy skrzyżowaniu ulic Grójeckiej i Opaczewskiej. Niemcy
9 J. S u c h o c k i , Walka działonu 1 baterii 29 pal z czołgami na ul. Grójeckiej, w: Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 397-398.
— o czym już była mowa — sprytnie ominęli ustawione miny, co skłania do przypuszczenia, że zostali powiadomieni o ich ustawieniu. Nacierali przy tym na dość słabą obronę, trafili bowiem w lukę między pozycjami zajmowanymi przez 2. batalion 41. pp i 2. batalion 40. pp na odcinku między stacją Warszawa Zachodnia a ul. Sę- kocińską. Przyczyniło się też do tego niezdecydowanie i brak doświadczenia dowodzącego 2. batalionem 41. pp mjr. Romana Zagłoby-Kaniowskiego, który nie zdołał opanować trudnej sytuacji. Na szczęście uczynił to płk Porwit, który, jak wspomina płk. Tomaszewski, przybywszy na miejsce:
„[...] Chwyta [sprawy — red.] mocno w garść, zatrzymuje, porządkuje, słowem dowodzi i postawą swoją uspokaja, zaprowadza porządek, przygotowuje się do przeciwuderzenia”10.
On sam tak relacjonuje to wydarzenie:„Na placu Narutowicza rwały się pociski, ale poza tym
pusto. [...] Z własnych obserwacji i meldunków strzelców [z 41. pp — L.W.] wyrobiłem sobie pogląd, że natarcie niemieckich czołgów wzdłuż alei Żwirki i Wigury oraz ulicy Grójeckiej załamało się, że natomiast w stronę Szczęśliwickiej sytuacja jest niejasna, gdyż niemiecka piechota usadowiła się w niektórych domach i zorganizowała gniazda oporu wewnątrz naszego ugrupowania i na bliskim przedpolu. Polskie i niemieckie oddziałki były tu pomieszane w kratkę”".
Opis ten potwierdza płk Janowski, ówczesny dowódca obrony lewobrzeżnej Warszawy:
„Niemcy dotarli przed plac Narutowicza i tutaj musieli stanąć zatrzymani ogniem dział i działek ze stanowisk drugiego rzutu”12.
1 0 T . T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 4 2 ." M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s . 6 8 .12 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 153.
Dzięki energii płk. Porwita i ta utracona linia obrony została przywrócona o godz. 16.20 kontratakiem dwóch plutonów z 2. batalionu 41. pp, plutonu kolarzy i pięciu czołgów 7TP pod dowództwem por. Roberta Krasowskiego. Polskie czołgi starły się z niemieckimi między ul. Grójecką a torem kolei elektrycznej. Przeciwnik wycofał się. Wówczas po stronie polskiej z zapasowych załóg czołgów i części strzelców 41. pp formowane były grupy szturmowe. Walki trwały do zmierzchu. Ostatecznie polskie grupy szturmowe wyrzuciły tych Niemców, którzy tworzyli gniazda oporu wewnątrz polskiej pozycji obronnej. Płk Porwit, zdając sobie sprawę ze słabości styku linii obronnych 2. batalionu 40. pp i 2. batalionu41. pp, skierował na ten odcinek pluton kolarzy ppor. Zdzisława Szczudłowskiego. Były to jednak siły zbyt skromne, by móc stworzyć trwałą linię obrony. Okazało się jednak, że Niemcy nie zamierzali już nacierać w tym sektorze.
O działaniach tej części niemieckiej prawej kolumny, która nacierała wzdłuż alei Żwirki i Wigury mówi opublikowana relacja niemieckiego kaprala Zieglera. Dowodził on czołgiem średnim, który wraz z 3 czołgami lekkimi ubezpieczał czołg dowódcy kompanii. Natarcie rozpocząć się miało o godz. 6.00, ale już podczas przegrupowywania wozy bojowe zostały ostrzelane przez polską artylerię, a po zbliżeniu się do pozycji polskich znalazły się pod ogniem broni maszynowej. A oto przytoczony za płk. Porwitem fragment relacji kpr. Zieglera:
„[...] Ukryta w ogrodzie armata 75 mm otworzyła ogień, na co odpowiedziano natychmiast wystrzeliwując cały magazynek. Polacy z działem znikli. Czołgi przeszły przez barykadę pojedynczo wsparte ogniem pozostałych czołgów. Gdy tylko znalazły się poza nią, rozpoczęło ponownie ogień działo 75 mm. [...] Podczas zmiany
magazynka wyjrzał [kpr. Ziegler — L.W.] i stwierdził, ze dwa lekkie czołgi stoją w płomieniach. Nakazał więc jedynemu pozostałemu czołgowi zawrócić i iść do tyłu. Przed wykonaniem zwrotu czołg średni został trafiony pociskiem 37 mm w silnik, lecz nie zapalił się. [...] Gdy wreszcie ostatni czołg lekki wycofał się, zawrócił i czołg średni odszedł do tyłu pełną szybkością przez dym palących się czołgów. Dowódca oczekiwał każdej chwili celnego strzału, który wykończy jego czołg, ale udało mu się osiągnąć ogrody, [na skraju pól Mokotowskich — L.W.] gdzie dochodził tylko ogień ckm i karabinowy. Zabrał do swego czołgu niedobitków z palących się czołgów, którzy ukrywali się w krzakach. Po przełamaniu żelaznej bramy udało mu się wydostać na szosę, gdzie była pewna ilość czołgów jego batalionu. Wieżyczka czołgu średniego nie obracała się albo od uderzeń kamieni rzucanych z domów, albo od wyłamywania żelaznej bramy”13.
Zatrzymanie natarcia niemieckich czołgów było dziełem artylerzystów z baterii por. Kazimierza Pancerza. Z cytowanej relacji wynika, że duże straty poniosła też niemiecka piechota z 12. pułku strzelców zmotoryzowanych, wówczas gdy wyszła w otwarty teren w rejonie pola Mokotowskiego, gdzie była ostrzeliwana przez żołnierzy 2. batalionu 41. pp i 3. batalionu 360. pp, jak i 4. batalionu 21. pp wspieranych przez pluton artylerii ppor. Jana Korejwy i pluton dział przeciwpancernych ppor. Mariana Puchalskiego. Czołgi niemieckie na tym kierunku zostały zatrzymane, a tylko pojedyncze grupki piechoty przeniknęły w kierunku placu Narutowicza, gdzie obsadziły niektóre budynki, czyniąc z nich swoiste gniazda ogniowe mające umożliwić kolejne natarcia czołgów.
13 M. Porwit, Obrona Warszawy, s. 66-67.
O godz. 8.15 wzdłuż ul. Szczęśliwickiej ruszyło natarcie lewej niemieckiej kolumny pancernej. W pierwszym rzucie nacierało 15 czołgów ubezpieczanych przez piechotę. Nieprzyjaciel i tym razem nie odnotował większego powodzenia. Dokonał bowiem włamania w polskie linie obronne tylko na prawym skrzydle 6. kompanii 41. pp., przełamując pozycje plutonu ppor. Eugeniusza Preobrażeńskiego, który jednak wraz z podwładnymi nie opuścił pozycji i walczył w okrążeniu aż do całkowitego rozbicia i rozproszenia pododdziału. Po tym lokalnym sukcesie czołgi niemieckie przeniknęły w głąb ulicy Białobrzeskiej i Nieborowskiej. Jeden z nich przebił się nawet przez ul. Sękocińską, przeciął ul. Grójecką i wyjechał za placem Narutowicza, gdzie został zniszczony14. Wobec braku powodzenia w natarciu wzdłuż ul. Szczęśliwickiej dowódca niemieckiej kolumny lewej postanowił skierować pozostałe siły przez Włochy na Wolę. Odcinek Woli między ul. Wolską a torem kolejowym broniony był przez 5. kompanię 40. pp por. Jana Jelenia wspartą artylerią, a cmentarz prawosławny obsadzała 8. kompania tegoż pułku dowodzona przez por. Zdzisława Pacaka-Kuźmirskiego, wzmocniona plutonem działek ppanc. por. Leszka Szopskiego. Na drugiej linii znajdował się pluton artylerii ppor. Stanisława Jarosińskiego. Po obu stronach ul. Górczewskiej znajdowały się pozycje 7. kompanii 40. pp dowodzonej przez ppor. Edmunda Grabowskiego, z baterią por. Jana Karbowskiego. Najcięższe walki prowadzone były w pasie obrony 8. kompanii, zwłaszcza w rejonie barykady na ul. Wolskiej. Silne natarcie niemieckiej broni pancernej wyszło bowiem na linie obronne tej kompanii i zostało przez Polaków dość szybko powstrzymane, mimo że czołgi wroga wjechały niemal równocześnie z kolumną
14 L. G ł o w a c k i, Obrona Warszawy i Modlina, s. 82.
uciekinierów, co zresztą przewidywał dowódca tej kompanii, sposobiąc się do zadania im największych strat na najbliższym przedpolu obsadzanej barykady. Oto przytoczony za płk. Porwitem opis tych wydarzeń:
„[...] Na ogonie fali uchodźców niemiecka kolumna czołgów i pojazdów piechoty podjechała aż pod barykadę, wypełniając całą gardziel ulicy Wolskiej aż po stary cmentarz. Na z góry umówiony sygnał trąbki rozpętała się nawałnica ognia na niemiecką kolumnę. W ogniu wyskakiwali żołnierze niemieccy z samochodów, lecz w wąskiej ulicy nie mogli znaleźć ukrycia. Zapalone zostały pola terpentyny. Płonęły niemieckie czołgi i pojazdy. Zamieszanie u zaskoczonego przeciwnika było tak zupełne, że najeżdżające z tyłu pojazdy wjeżdżały na chodniki, uniemożliwiając swym poprzednikom i sobie wycofanie. Zwycięstwo było tutaj zupełne. Walka trwała około godziny”'5.
Niemcy jednak nie rezygnowali z natarcia na innych odcinkach. Około godz. 9.00 czołgi wroga natarły ponownie na linie bronione przez 4. kompanię 40. pp, lecz i tym razem bez powodzenia.
Wobec niemożliwości sforsowania przez niemiecką prawą kolumnę zarówno linii obronnych umiejscowionych wzdłuż ul. Grójeckiej, jak i al. Żwirki i Wigury gen. Reinhardt przed godziną 9.00 postanowił podjąć próbę uderzenia skrzydłowego na tyły Ochoty przez pola Mokotowskie i aleją Niepodległości. W tym celu powstało zgrupowanie złożone z 2. batalionu 35. ppanc. wraz z piechotą pochodzącą z 2. batalionu 12. pułku strzelców zmotoryzowanych. Rozwijające się do natarcia czołgi niemieckie wpadły tym razem na pola minowe i dostały się pod ogień krzyżowy prowadzony z jednej strony przez 4. batalion 21. pp mjr. Mieczysława Ducha, wspierany
15 M. Porwit, Obrona Warszawy, s. 74.
przez 2. baterię 29. pułku artylerii lekkiej por. Stanisława Snigiera, oraz z drugiej — przez siły 5. kompanii 41. pp i części 2. batalionu 360. pp kpt. Mariana Masternaka, wspierane także przez artylerię lekką i przeciwpancerną. W toku walki Niemcy ponieśli na tyle duże straty tak w broni pancernej, jak i piechocie, że nie mogli kontynuować natarcia. Gen. Reinhardt zdecydował więc o przerwaniu natarcia na obu kierunkach działań. Decyzję tę miał podjąć 9 września o godz. 9.45, lecz dotarła ona do walczących pododdziałów ze znacznym opóźnieniem. Szczególnie odnieść to można do piechoty, która walczyła niekiedy w odizolowanych gniazdach oporu.
Natarcie niemieckich czołgów, usiłujących przebić się ul. Grójecką, al. Żwirki i Wigury, jak i al. Niepodległości, zakończyło się całkowitym niepowodzeniem. Nacierający wzmocniony 35. ppanc. — według gen. Reinhardta — poniósł duże straty w sprzęcie i w ludziach, nieco mniejsze miał mieć atakujący Wolę 36. ppanc.
Polską obronę skutecznie wspierała też rozlokowana na Pradze artyleria ciężka, której dwie baterie prowadziły celny ogień na niemieckie kolumny pancerne, zmuszając je do wycofania się na południowy-zachód. Pozostawione bez osłony czołgów drobne grupy piechoty szybko zostały spędzone z przedpola. Niemieckie siły pancerne poniosły w tych walkach znaczne straty. Są one jednak trudne do precyzyjnego ustalenia.
Taktyka stosowana przez Niemców, początkowo nastawiona na przełamanie linii obronnych przeciwnika siłami pancernymi, została po niepowodzeniach zmieniona. Po wprowadzeniu do walki piechoty polegała na zajmowaniu przez nią murowanych domów i umacnianiu się w nich po to, by następnie wykonać stamtąd kolejny skok.
„[...] Również załogi unieruchomionych niemieckich czołgów — jak pisze płk Janowski — zabarykadowały się w najbliższych domach. Były wypadki, że gdy na I piętrze
byli Polacy, to na parterze Niemcy, a było tak, że parter i II piętro mieli Niemcy, a między nimi na I piętrze i w piwnicy, nasi żołnierze. W domach i o domy szły walki. Nasi żołnierze bili się dobrze, nad podziw wytrzymałe, ofiarnie”16.
Sukcesy odniesione przez polskich żołnierzy w czasie tych dwudniowych walk procentowały podniesieniem ich ducha bojowego i umocnieniem wiary w możliwość prowadzenia skutecznej walki z Niemcami.
„[...] Wojsko przekonało się — pisał płk Porwit — że Niemcy nie są tak twardzi i byle piechota nasza ruszyła naprzód — niemiecki piechur cofa się, ucieka. A czołgi również nie są tak straszne, bo nietrudno uszkodzić taki czołg spokojnym ogniem działa czy działka, a i nasz karabin ppanc jest doskonały”17.
Niemieckie natarcia w dniach 8 i 9 września były prowadzone siłami 4. DPanc., z dużym udziałem czołgów wzmocnionych zmotoryzowaną piechotą. W czasie tych walk, jak meldował ppłk Kalandyk, zniszczono 6 czołgów, a dalszych 5 uszkodzonych nieprzyjaciel ściągnął z przedpola. Straty osobowe trudne były do ustalenia. O wiele większe straty zostały podane w meldunku dowódcy 1. baterii 29. pal. por. Kazimierza Pancerza. Według tego źródła straty nieprzyjaciela, zadane mu tylko na ul. Grójeckiej przez działon ppor. Józefa Suchockiego wynosiły 6 czołgów i 2 samochody pancerne, a na ul. Raszyńskiej (przez działon ppor. Leona Korejwy) — kolejnych 6 czołgów18. Płk Tomaszewski wymienia nawet liczbę 42 czołgów utraconych przez Niemców, twierdząc, że nie obejmuje ona wszystkich strat wozów pancernych poniesionych w tej
16 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 153-154.17 Ibidem, s. 154.18 Meldunek dowódcy 1 baterii 29 pułku artylerii lekkiej, por.
K. Pancerza, o stratach zadanych Niemcom z 9 września 1939, godz. 14.20, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 44^15.
fazie walk o Warszawę. Kilka uszkodzonych czołgów udało się ściągnąć na plac Piłsudskiego, gdzie były z zainteresowaniem oglądane przez warszawiaków.
Faktyczne straty Niemców mogły być nawet znacznie większe niż ustaliła to strona polska. Podawana jest liczba zniszczonych czołgów w 35. ppanc. — 30, a w 36. ppanc.— 15, razem — 45. Ponadto na przedpolu zostało unieruchomionych dalszych 40 czołgów, z tym że część z nich Niemcy ściągnęli i najprawdopodobniej odremontowali. Oznaczało to wyeliminowanie z walki 1/3 czołgów, z którymi 4. DPanc. rozpoczynała szturm na Warszawę. Tak duże straty w sprzęcie pancernym zmusiły gen. Reinhardta, już po pierwszych trzech godzinach walki, do przerwania natarcia i wycofania wojsk na pozycje wyjściowe. Doszedł bowiem do przekonania, że „[...] sytuacja jest bez widoków powodzenia i że bez ciężkiej artylerii, miotaczy płomieni i specjalnego sprzętu saperskiego nie ma mowy o wdarciu się do miasta”19.
9 września Warszawa była silnie bombardowana przez Luftwaffe. Groźny pożar powstał w gazowni miejskiej przy ul. Dworskiej. Pożar ogarnął też zabudowania na placu Kazimierza Wielkiego. Od bomb zapalających palił się szpital im. J. Piłsudskiego na ul. 6 Sierpnia. Płonęły budynki na Kruczej, Wilczej i Złotej.
Nieudane uderzenia na Ochotę i Wolę spowodowały, iż Niemcy poszukiwali w innych miejscach słabych punktów polskiej obrony. 9 września o godz. 20.45 niemiecka1. DPanc. przy wsparciu ogniem artylerii i cekaemów uderzyła w kierunku na most drewniany na Wiśle w Świdrach Małych; mimo walk trwających do późnych godzin nocnych nieprzyjacielowi nie udało się sforsować polskich linii obronnych.
W sektorze obrony lewobrzeżnej Warszawy Niemcy podjęli jeszcze jedną próbę wdarcia się do miasta. Porażka kolumn
19 M. Porwit, Obrona Warszawy, s. 77.
pancernych spowodowała, że gen. Reinhardt tym razem do natarcia rzucił głównie piechotę, wspieraną tylko przez niewielkie zgrupowanie czołgów. Kolejne natarcie przeciwnik rozpoczął 10 września o godz. 3.25 gwałtownym uderzeniem na odcinek „Mokotów” siłami piechoty wspartej bronią pancerną. Polacy w obawie przed odcięciem, choć nie byli bezpośrednio atakowani, opuścili zajmowany na przedpolu Fort Mokotowski, oddając tym samym w ręce nieprzyjaciela ulokowaną tam radiostację rozgłośni Warszawa II, jedynej czynnej wówczas w stolicy rozgłośni Polskiego Radia. Dowództwo Obrony Warszawy nakazało odzyskanie fortu, a jednocześnie wyciągnięcie konsekwencji wobec oficera odpowiedzialnego za dowodzenie tym punktem oporu. Stosowne rozkazy wydano dowódcy odcinka południowego ppłk. Roz- borskiemu. Przygotowano grupę wypadową (w jej składzie był też szef propagandy Dowództwa Obrony Warszawy ppłk Wacław Lipiński), którą na ochotnika dowodził por. Tadeusz Żenczykowski. Grupie udało się odbić fort. Ponieważ ppłk. Rozborski, mimo wyraźnego nakazu, nie wyciągnął konsekwencji wobec dowódcy, który samowolnie opuścił Fort Mokotowski, płk Porwit, już jako dowódca odcinka „War- szawa-Zachód”, odwołał go 10 września z funkcji dowódcy odcinka „Mokotów”, powierzając ją ppłk. Jakubowi Chmurze. Nowy dowódca lewobrzeżnej Warszawy podjął jeszcze jedną decyzję personalną będącą wynikiem analizy przebiegu toczonych walk. Mianowicie za nieudolność w dowodzeniu odwołał także mjr. Romana Kaniowskiego-Zagłobę ze stanowiska dowódcy 2. batalionu 41. pp, a na jego miejsce wyznaczył Gruzina mjr. Artemiego Aroniszydze.
Niemieckie natarcie na odcinku „Mokotów” było skierowane przede wszystkim na pozycje w rejonie ul. Rakowieckiej i na pole Mokotowskie20. Nacierać miało
20 Meldunek sytuacyjny nr 4 Dowództwa Obrony Warszawy z 10 września 1939, godz. 7.30, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 46-49.
około dwóch kompanii piechoty przy wsparciu pewnej liczby czołgów. Po kilkugodzinnej walce, wskutek bocznego ognia Polaków, natarcie załamało się. Polacy pojmali jeńców. Ustalono, że w natarciu uczestniczyła piechota 33. pułku piechoty zmotoryzowanej 13. DPZmot. (dowódca gen. Paul Otto) z czasowo podporządkowana dowódcy 4. DPanc., wspierana przez czołgi z 36. ppanc. 4. DPanc.
Natomiast na odcinku Ochoty i Woli w tym dniu nie odnotowano większych walk. Tym niemniej zagrożenie było duże, gdyż w nocy z 9 na 10 września do rejonu Błonie-Ołtarzew-Ożarów przybył pułk pancerny „SS-Leib- standarte Adolf Hitler” z zadaniem uderzenia na Wolę. Ostatecznie, wobec niepowodzeń ataków prowadzonych przez 4. DPanc., zrezygnowano z tego zamiaru.
Uderzenia niemieckich sił pancernych na Warszawę bardzo zaniepokoiły marszałka Śmigłego-Rydza, który w stolicy widział bazę dla walczących na zachód od stolicy armii „Poznań” i „Pomorze”. Chodziło ponadtoo utrzymanie mostów na Wiśle umożliwiających wycofanie się tych armii na wschód. Z myślą o tym nakazał9 września przesunięcie jednego dywizjonu Brygady Pościgowej na lotnisko Zielonka, właśnie „[...] dla osłony mostów na Wiśle”. Faktycznie na lotnisko to przybyła 152. eskadra myśliwska kpt. pil. Włodzimierza Łazoryka, licząca tylko 6 samolotów P-l l . Stacjonowała ona w Zielonce zaledwie jeden dzień, a ponadto zajęta była nie tyle ochroną mostów na Wiśle w Warszawie, ile raczej rozpoznawaniem przepraw na Bugu i Narwi. Zresztą już 10 września odleciała w rejon Brześcia nad Bugiem21. Nie zdążyła więc odegrać żadnej roli w toczących się w tych dniach walkach o Warszawę.
21 Polskie Siły Zbrojne, t. I, cz. 3, s. 589.
Tymczasem polskie rozpoznanie donosiło, że w sektorze południowo zachodnim niemiecka broń pancerna wycofała się w kierunku Włoch, Okęcia i Służewca. Przerwę w działaniach na odcinku „Ochota” strona polska wykorzystała na wypad nocny, który zmusił piechotę przeciwnika do opuszczenia przedpola na kierunku Służewca i Rakowca. Nie stwierdzono obecności Niemców na zachodnich przedpolach miasta, chociaż 10 września zaobserwowano przegrupowywanie sił przeciwnika (piechota zmotoryzowana i broń pancerna) z rejonu Wło- chy-Babice Stare na północ od linii Górce-osiedle Babi- ce-Wawrzyszew. Dość intensywnie operowało lotnictwo niemieckie koncentrujące uwagę głównie na bombardowaniu Pragi i rozpoznanych polskich stanowisk ogniowych w innych sektorach miasta.
Wyniki rozpoznania zamiarów przeciwnika jednoznacznie wskazywały, że poniechał on próby szturmu na miasto, choć nie dało się ustalić, czy był to skutek doznanych niepowodzeń, czy też zmiany położenia operacyjnego wywołanego natarciem zainicjowanym przez wojska gen. Kutrzeby.
Na pododcinku zachodnim dowodzonym przez ppłk. Kalandyka, gdzie do tej pory koncentrowały się walki prowadzone przez niemiecką broń pancerną, 10 września odnotowano intensywną działalność Luftwaffe22. Wyglądało to jakby niepowodzenia pancemiaków chcieli pomścić lotnicy, urządzając obrońcom Warszawy, zwłaszcza jej ludności cywilnej, pokaz siły i bezkarności. Ludność stolicy dzień ten nazwała „krwawą niedzielą”. Pierwsze bombardowania rozpoczęły się o godz. 4.30 i były kontynuowane w godzinach: 8.30, 10.20, 10.45, 11.40, 16.30, 18.00 i 19.00. Ogółem tego dnia doliczono się 17 nalotów,
22 Meldunek sytuacyjny nr 4 dowódcy pododcinka zachodniego z 10 września 1939, godz. 20.00, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 55-56.
a średnią liczbę uczestniczących w nich samolotów szacowano na 70. Jednak straty poniesione przez wojsko były niewielkie. Inaczej rzecz się miała w odniesieniu do cywilnych mieszkańców Warszawy, tu bowiem straty i szkody były ogromne.
W tym czasie działania naziemne nieprzyjaciel ograniczył do rozpoznania walką. Jedynie około godz. 17.30 niemieckie czołgi (w liczbie ok. 10) z rejonu Włoch natarły na pozycje obsadzane przez 7. kompanię 40. pp. Przeciwnik nie odniósł sukcesu i, po stracie 2 czołgów, wycofał się do miejscowości Bliznę. Dowódca odcinka przypuszczał, że ataku dokonały pozostałości 4. DPanc. mogły to być także siły pułku pancernego „SS-Leibstandarte Adolf Hitler” gdyż, jak twierdził:
„[...] Żołnierze omawianej dywizji nie wykazują chęci do walki i bardzo szybko się poddają. Nie byli przygotowani na opór naszych wojsk pod murami Warszawy, a dowódcy zapewniali ich, że Warszawa padnie w dniu7 IX 1939 r”.
Podawał on także w swoim meldunku nazwiska najbardziej wyróżniających się w walkach dowódców. Byli to: mjr Antoni Kassian, porucznicy Jan Grzybowski i Zdzisław Pacak, podporucznicy Herman Wildauer i Edmund Grabowski oraz podchorążowie Sankowski i Mieczysław Kuciel.
Dowództwo Obrony Warszawy informowało, na podstawie bardzo wycinkowych danych, że w czasie walk prowadzonych 9 i 10 września przeciwnik stracił 12 czołgów rozbitych, 5 czołgów zniszczonych na pierwszej linii, a także wiele innych — prawdopodobnie zniszczonych na tyłach przez ogień artylerii ciężkiej. Wykazaliśmy już, że straty te byłyo wiele większe. Nieprzyjaciel miał ponadto stracić kilkudziesięciu zabitych i rannych żołnierzy, przy stratach własnych8 zabitych i 11 rannych. Za nieco wyolbrzymione należy za to uznać podane straty w jego lotnictwie (za dzień 10 września
miały one wynosić 17 samolotów23), gdyż wobec nieobecności polskiego lotnictwa mogły być one zadane tylko przez naziemną obronę przeciwlotniczą.
Strona polska niewątpliwie odniosła 9 września wielki sukces w generalnym starciu z niemiecką bronią pancerną. Nie tylko bowiem udaremniła jego zamiar zajęcia miasta, ale też zadała mu dotkliwe straty w sprzęcie i ludziach. Popełniono jednak błąd, pozwalając przeciwnikowi w nocy z 9 na 10 września ściągnąć z przedpola wiele uszkodzonych czołgów.
Niepokojącym zjawiskiem była wspomniana już wzmożona dywersyjna aktywność „V kolumny”. Jej intensywność była największa na przedpolach Warszawy, gdzie atakowane były oddziały i tabory cofających się z zachodu oddziałów polskich. Przejawy podobnej aktywności zauważono także w mieście — najwięcej na Pradze. Przykładowo zaatakowana została jedna z baterii znajdujących się w Parku Praskim, gdzie zginąć miał dowódca baterii. Odnotowywane były pojedyncze strzały do polskich żołnierzy oddawane w różnych częściach miasta. Rozpowszechniano także apele do ludności cywilnej, by dokonywała rozbiórek barykad. Dowództwo Obrony Warszawy obawiało się rozszerzenia działań dywersyjnych także na Warszawę lewobrzeżną.
Wobec niepowodzeń w działaniach naziemnych 9 i 10 września, Niemcy zwiększyli intensywność bombardowań Warszawy. Uczestniczące w nich lotnictwo bombowe atakowało cele z różnych wysokości. Ataki te wykonywane były głównie na mosty, przyczółki mostowe i węzeł kolejowy Warszawa Wschodnia, jak też rozpoznane i domniemane miejsca rozmieszczenia polskiej artylerii przeciwlotniczej. Według dowódcy OPL Ośrodka „Warszawa” płk. Kazimierza Barana, podczas nalotów 9 września
23 Meldunek sytuacyjny nr 5 dowództwa grupy gen. W. Czumy z 10 września 1939, godz. 20.00, Ibidem, s. 49-51.
zestrzelono 5 samolotów wroga, a w dniu następnym aż 15 (5 z nich miało spaść w obrębie miasta)24. Brak innych źródeł uniemożliwia zweryfikowanie tych liczb.
10 września nastąpiła zmiana dowództwa obrony lewobrzeżnej Warszawy. Płk. Janowskiego, który objął dowództwo obrony przedmościa praskiego, zastąpił płk Porwit. Jeszcze tego dnia wieczorem wydał on swój pierwszy rozkaz operacyjny25. Po omówieniu sytuacji powstałej po odparciu w dniach 8-10 września natarcia niemieckich sił pancernych oceniał, że wyczerpana walkami 4. DPanc. wycofała swe siły główne i prawdopodobnie oczekuje na podwiezienie piechoty, by zaatakować w innym miejscu. Uznał, iż zadaniem obrońców lewobrzeżnej Warszawy jest:
„[...] Utrzymać obecnie zajmowaną pozycję, rozbudowując ją bez przerwy i reorganizując dowodzenie przez podporządkowanie obecnego drugiego rzutu dowódcom odcinków”.
Nowy dowódca zreorganizował ugrupowanie obronne przedmościa zachodniego, które od tej pory tworzyły odcinki:
„Północny” — ppłk Tewzadze (batalion kpt. Rożnowskiego, batalion „Stołeczny”, 3. batalion 26. pp, przydzielona artyleria i broń przeciwpancerna);
„Zachodni” — ppłk Kalandyk (dwa bataliony 40. pp, 2. batalion 41. pp, 3. batalion 360. pp, batalion „Rembertów” wraz z przydzieloną artylerią i bronią przeciwpancerną) i „Południowy” — ppłk Chmura (dwa bataliony 360. pp i jeden batalion 21. pp z artylerią i bronią przeciwpancerną).
Artyleria ogólnego wsparcia nadal była podporządkowana ppłk. Dzianottowi. Płk Porwit nakazywał wysu
24 Meldunek sytuacyjny nr 2 dowódcy obrony przeciwlotniczej ośrodka „Warszawa” z 10 września 1939, godz. 22.00, Ibidem, s. 51-52.
25 Rozkaz operacyjny nr 1 dowódcy odcinka „Warszawa-Zachód” w sprawie organizacji obrony i jej zadań z 10 września 1939, Ibidem, s. 53-55.
nięcie na przedpola czat zdolnych do czasowej walki z bronią pancerną na linię: Siekierki-Czemiaków-Królika- mia-Wygłędów-kolonia Rakowiec-Szczęśliwice-przysta- nek kolejowy Czyste-Górce. Nakazywał rozbudowę obrony w głąb w oczekiwaniu na natarcie piechoty przeciwnika.
10 września lotnictwo niemieckie, o czym już wspominaliśmy, skupiło uwagę głównie na bombardowaniu Pragi i mostów na Wiśle. Intensywnie bombardowany był zwłaszcza most Kierbedzia. Tymczasem prawobrzeżna dzielnica Warszawy była dosłownie zapchana uciekinierami, głównie z zachodnich dzielnic Polski. Piloci Luftwaffe specjalnie urządzali polowania na tłumy zalegające ulice. „[...] Lotnicy niemieccy zniżali się do 100 m nad ziemią i siekli po ulicach z broni pokładowej”26. Nowo wyznaczony dowódca przedmościa praskiego płk Janowski zanotował:
„[...] Dzień 10 września, jest dniem, kiedy Niemcy zdecydowali zniszczyć Pragę, doprowadzić nas do bezwładu, przestraszyć, zmusić do poddania się, o czym zresztą mówiły zrzucone przez Niemców ulotki”27.
Wskutek bombardowania zniszczeniu uległy kolejne budynki. W takich warunkach płk Janowski przystąpił do organizowania obrony prawobrzeżnej Warszawy.
Osłabnięcie 10 września walk na dowodzonym przez ppłk. Kalandyka odcinku „Zachodnim” wykorzystał on do przeprowadzenia lokalnych wypadów o charakterze rozpoznawczym. Jeden z nich ustalił, że Niemcy silnie obsadzili Okęcie. Brakowało zaś danych o sytuacji na przedpolach Woli. Pułkownik Porwit zorganizował więc grupę wypadową (jej skład: kompania cyklistów kpt. Witolda Chotkow- skiego i kompania czołgów lekkich kpt. Grąbczewskiego), która, wychodząc z Marymontu, miała dokonać penetracji przedniego skraju Puszczy Kampinoskiej. Grupa zaskoczyła Niemców w Wawrzyszewie; doszło do potyczki, w której
26 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 109.27 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 156.
Polacy zniszczyli kilka wozów bojowych z 33. ppzmot. oraz wzięli jeńców. Poległ jednak kpt. Chotkowski. Polskie czołgi wycofały się zaś do Warszawy bez strat. Starano się ponadto utrzymywać połączenie z Palmirami, gdzie zaopatrywano się w amunicję i inne materiały wojenne.
W tym także dniu, 10 września, wobec decyzji o odstąpieniu oddziałów polskich z linii Bugo-Narwi (pozycje te zajmowała wcześniej Grupa Operacyjna gen. Zulaufa), zaznaczyła się po raz pierwszy groźba okrążenia stolicy od wschodu.
Warszawa przeszła chrzest bojowy. Wypadł on pomyślnie dla jej obrońców. Natarcie niemieckich sił pancernych, które z marszu zamierzały zająć stolicę Polski, załamało się, a wróg poniósł bolesne straty, szczególnie duże w sprzęcie. Okazało się, że broń pancerna jest mało przydatna do walki w mieście, zwłaszcza w zwartej zabudowie, gdzie jest szczególnie podatna na zniszczenie. Niemcy z tej dość krwawej dla nich lekcji wyciągnęli wnioski. Wycofali mianowicie 4. DPanc. z zajmowanych przez nią pozycji wokół Warszawy, a na jej miejsce podciągnęli piechotę; jak się okazało, była to 31. DP z XVI Korpusu Pancernego. Pierwsza faza obrony stolicy zakończyła się całkowitym sukcesem. Niemcy ponieśli duże straty i poniechali myśli zajęcia jej za pomocą broni pancernej. Szykowali się do rozprawy z obrońcami Warszawy w terminie późniejszym, po zrealizowaniu innych, ważniejszych wówczas dla nich zamiarów operacyjnych. Obrona Warszawy, jak się okaże, otrzymała sporo cennego czasu na skonsolidowanie szeregów, reorganizację i wypracowanie nowej koncepcji walki. Przeciwnik czynił jednak przygotowania do zdobycia miasta. Przez terrorystyczne naloty bombowe i oddziaływania psychologiczne usiłował złamać wolę obrońców i w ten sposób zmusić ich do kapitulacji. W razie niepowodzenia tego planu przygotowywał się i do bezpośredniego szturmu, po
wcześniejszym zamknięciu miasta szczelnym pierścieniem okrążenia.
Podczas walk prowadzonych w dniach 8-10 września sprawdziło się wielu polskich dowódców i żołnierzy. Im też — a wśród nich wielu bezimiennym bohaterom, przede wszystkim poległym — należy przypisać odniesiony sukces. Wśród najwyższych dowódców, którzy ten sukces współtworzyli, trzeba przede wszystkim wymienić gen. Czumę i płk. Porwita. Ich zasługi docenił nawet gen. Rómmel, puentując je w krótkich żołnierskich słowach:
„[...] Gen. Czuma i płk Porwit cały czas objeżdżali pozycje obronne i ich działalności należy zawdzięczać, że pierwsze natarcie niemieckie na Wolę i Okęcie, [powinno być: Ochotę — L.W.] przeprowadzone czołgami i zmotoryzowaną piechotą, zostało odparte”28.
Dowódca Obrony Warszawy wykazał niespożytą energię, wyobraźnię operacyjną, inicjatywę i sprawność organizacyjną. Jego zasługi są tym większe, że działał w warunkach improwizacji i praktycznego — wobec braku wytycznych wyższych przełożonych — osamotnienia. Warto podkreślić, że w tym pierwszym etapie walk o stolicę ogromną rolę odegrali żołnierze formacji nieliniowych, zapasowych, a wśród dowódców — także oficerowie rezerwy.
Pułkownik Porwit, analizując działania w dniach 8-10 września w świetle zasad sztuki wojennej, dopatrzył się po stronie niemieckiej następujących błędów:
— brak właściwego rozpoznania zamiaru Polaków oraz ich ugrupowania;
— skierowanie na Warszawę samotnej 4. DPanc. z myślą opanowania miasta wyłącznie za pomocą zagonu pancernego;
— zbyt duża rozpiętość czasu między natarciami przeprowadzonymi 9 września na Ochotę i Wolę;
28 J. Rómmel, Za honor i ojczyznę. Wspomnienia, s. 181.
— kardynalne błędy popełnione w czasie natarcia wykonanego na Wolę29.
Z kolei Dowództwo Obrony Warszawy — w jego opinii— w krótkim czasie zorganizowało z grup improwizowanych stałą linię obrony w oparciu o zwartą zabudowę miejską, nieźle ufortyfikowaną i silnie — jak na polskie możliwości — wzmocnioną przez nasycenie jej artylerią przeciwpancerną i artylerią lekką przeznaczoną wyłącznie do walki z bronią pancerną.
29 M. Porwit, Obrona Warszawy, s. 79-80.
DZIAŁANIA MILITARNE W DNIACH 11-24 WRZEŚNIA;
WYPAD GRUPY PPŁK. OKULICKIEGO
Odparcie uderzenia niemieckich sił pancernych na Warszawę pod koniec pierwszej dekady września oraz rozpoczęcie nad Bzurą tzw. zwrotu zaczepnego przez połączone siły Armii „Poznań” i „Pomorze” uwolniły obronę stolicy od bezpośredniego nacisku wojsk przeciwnika. 4. DPanc., która usiłowała zająć Warszawę najpierw z marszu, a następnie w generalnym natarciu, została wraz z innymi siłami 10. Armii niemieckiej skierowana do innych zadań operacyjnych. Na przedpolach lewobrzeżnej stolicy Niemcy pozostawili tylko symboliczną osłonę utworzoną przez siły 31. DP. W tej sytuacji realne zagrożenie dla miasta stanowiła tylko Luftwaffe. 11 września lotnictwo nieprzyjacielskie silnie bombardowało mosty Poniatowskiego i Kierbedzia. Ponownie intensywnie bombardowana była Praga, zwłaszcza Targówek. Dzielnica ta została pozbawiona elektryczności, gazu, wody, zerwane były połączenia telefoniczne.
Obrońcy stolicy czynili wysiłki dla rozpoznania ugrupowania i zamiaru przeciwnika. Stąd już 12 września grupa wypadowa złożona z 2. i 4. batalionów 360. pp, 13. kompanii ppanc. ppor. Teodora Banaszczyka i dwóch kompanii czołgów (21 wozów bojowych) dowodzonych przez kpt. Feliksa Michałowskiego, przy osłonie innych pododdziałów, pod
osobistym dowództwem dowódcy odcinka „Południe” ppłk. Chmury, dokonała wypadu z Mokotowa na Okęcie. Odnotowano sukces, zajmując lotnisko i niszcząc część sprzętu niemieckiego. Przeciwnik jednak otworzył silny ogień, od którego poległ ppłk Chmura, a rannych zostało wielu oficerów i szeregowców; straty w zabitych i rannych szacowano na 280 żołnierzy oraz 7 czołgów1. Mimo zapłacenia tak wysokiej ceny, nie uzyskano wiarygodnych informacji o przeciwniku. Ten tymczasem dokonywał przegrupowania związków taktycznych otaczających Warszawę od południa i zachodu; prowadził też rozpoznanie.
Niemieckie formacje pancerne (1. i 4. DPanc.) zostały wycofane spod Warszawy 12 września. Generałowie Rómmel i Czuma dowiedzieli się o tym z rozpoznania lotniczego; meldunek o ruchu kolumn wroga na Sochaczew i Łowicz pochodził od załogi jedynego samolotu bojowego, jaki miał pozostać z lotnictwa Armii „Łódź”. Pozycje wokół miasta zajęła 31. DP, której siły zostały uszczuplone przez wyłączenie z jej składu pułku piechoty i dywizjonu artylerii. Z kolei wojska 3. Armii niemieckiej z Grupy Armii „Północ” były zajęte forsowaniem Narwi, a także uwikłane w walkach z resztkami Armii „Modlin” i wojskami Grupy Operacyjnej „Wyszków”, dość długo więc nie pojawiały się na przedpolach Pragi. Umożliwiało to konsolidację załogi Warszawy i jej znaczne wzmocnienie przez spływające do stolicy części rozbitych armii „Łódź”, „Prusy” i „Modlin”, różne zabłąkane jednostki, a także przez formacje ochotnicze. Gen. Czuma po odparciu ataku niemieckiej broni pancernej pamiętał i o drugiej części zadania otrzymanego 6 września od gen. W. Stachiewicza, a mianowicie o konieczności utrzymywania mostów na Wiśle do czasu przybycia wojsk generałów Kutrzeby i Bortnowskiego.
L. G ł o w a c k i , Obrona Warszawy i Modlina, s. 157.
Utrudnieniem był nadal nie do końca wyklarowany system dowodzenia. Faktyczne dowodzenie załogą stołeczną sprawował gen. Czuma, formalny zaś dowódca Armii „Warszawa” gen. Rómmel, poza wysyłaniem pisemnych rozkazów przygotowywanych przez jego sztab, miał w istocie ograniczony realny wpływ zarówno na organizację, jak i na sam przebieg walk obronnych. Za to starał się stwarzać pozory wypełniania zadań operacyjnych, początkowo przez dowodzenie w rzeczywistości niepowstałą Grupą Armii „Warszawa”, a następnie — armią o tej samej nazwie. Rozszerzył swoje kompetencje0 kwestie stricte polityczne, co przejawiało się nawiązaniem przez niego kontaktów z przebywającymi w Warszawie przedstawicielami partii i stronnictw politycznych oraz innymi osobistościami publicznymi. Potwierdza to następujący zapis we wspomnieniach szefa jego sztabu płk. Pragłowskiego:
„[...] Od chwili naszego zainstalowania się na ul. Rakowieckiej spadły na nas liczne obowiązki nie mające nic wspólnego z armią w polu. Z konieczności wszedł Rómmel w porozumienie z przedstawicielami partii politycznych1 społeczeństwa”2.
Po 10 września zachodnie przedmoście odczuwało tylko aktywność patroli i nielicznych placówek przeciwnika. W nocy z 10 na 11 września nacierały one w pasie między ulicami: Górczewską i Grójecką. Natarcie piechoty — notabene pozorowane — zostało poprzedzone intensywnym ostrzałem artyleryjskim oraz bombardowaniem lotniczym. Zresztą to właśnie lotnictwo stwarzało wówczas główne zagrożenie. 13 września po południu silnie bombardowało ono Wolę, częściowo Śródmieście i Żoliborz. Spore straty ponieśli obrońcy odcinka dowodzonego przez ppłk. Tew- zadze; były i straty wśród ludności cywilnej. Niemcy
2 A. P r a g l o w s k i , Od Wiednia do Londynu. Wspomnienia, Londyn 1968, s. 200.
wyparli placówki polskie z Jelonek, Górc i Służewca. Następnego dnia znów atakowana była Wola.
Ograniczone działania prowadzili także Polacy. 15 września bez walki zajęli miejscowość Babice. Charakter tych działań trafnie oddał płk Porwit, pisząc:
„[...] Działania na przedmościu Warszawa były w okresie tygodnia: 14-20 września wypadkową — oddolnego dążenia do wyjścia na przedpole i biernego, nakazanego z góry nastawienia się na obronę na miejscu”3.
Początkowo bezpośredniego nacisku Niemców nie odczuwali też obrońcy Pragi; aktywność nieprzyjaciela sprowadzała się do wysuwania pojedynczych placówek obserwacyjnych. Płk Janowski już 11 września przystąpił do organizowania obsady przedmościa praskiego. Dysponował początkowo formacjami ochotniczymi i rezerwowymi. Stanowiły je: pułk „Obrony Pragi” ppłk. Miliana oraz 336. pp ppłk. Kotowskiego; obsadziły one batalionami przydzielone sektory frontu. Rolę artylerii przeciwpancernej odgrywał 13. dak, a ponadto stacjonował tu jeszcze dywizjon artylerii ciężkiej 3. pac. Stopniowo napływały kolejne uzupełnienia; nocą 12 września przybył batalion 40. pp dowodzony przez mjr. Kazimierza Alberta. Powierzono mu obronę praskich wylotów, warszawskich mostów na Wiśle.
Dowództwo Obrony Warszawa już 12 września zadecydowało, co sygnalizowaliśmy, o zmianie koncepcji obrony Pragi. Wojska tej grupy zostały wysunięte na dość głębokie przedpole zajmowanych linii obronnych, obsadzając jako pozycję główną rubież: nasyp toru kolejowego Praga- Północ, wschodni skraj Dworca Wschodniego, Kamionek do Saskiej Kępy. Na wschód i północ od tej linii miały utworzyć silną pozycję przesłaniania oraz prowadzić dalekie rozpoznanie4. Zamierzano też utworzyć stałą obsadę mostów
3 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 147.4 Rozkaz bojowy nr 1 dowódcy obrony Pragi z 12 września 1939,
Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 82-83.
warszawskich na Wiśle od strony wschodniej. Koncepcja ta uległa dalszej zmianie po skierowaniu w ten sektor Grupy gen. Zulaufa. Tymczasem przeprowadzone w dniu 14 września rozpoznanie nie zdołało ustalić obecności przeciwnika; stwierdzono jego nieobecność w Radzyminie, Wołominie i Rembertowie. Mimo to trwały prace fortyfikacyjne, koncentrujące się na rozbudowie barykad przeciwpancernych oraz przeciwpiechotnych zasieków z drutów. Sytuacja uległa zmianie już dnia następnego. Pozycje wcześniej zajmowane nad Bugonarwią przez zgrupowanie gen. Zulaufa zaczęła zajmować niemiecka rezerwowa 217. DP gen. Balcera, przesuwająca się jedną kolumną w kierunku Zegrza, a drugą — z Wołomina na Warszawę. Awizowano też kolumnę przesuwającą się wzdłuż Wisły, ze Świdra na Warszawę. 15 września po południu Niemcy zajęli folwark Antoniów, a pod wieczór Kawęczyn5, zamykając tym samym pierścień okrążenia Warszawy od wschodu. Zrealizowali więc pierwszy etap planu zdobycia Warszawy. Zapowiadało to uaktywnienie tego sektora frontu.
Przyrost sił, i to znaczący, nastąpił też po stronie polskiej; sprawiło to dotarcie na Pragę zdziesiątkowanej 44. DP płk. Eugeniusza Żongołłowicza.
15 września polskie placówki nawiązały styczność bojową z patrolami przeciwnika w rejonie Białołęki, Marek, Zielonki, Rembertowa i Wawra. Ostrzał prawobrzeżnej Warszawy rozpoczęła też artyleria niemiecka. Tego dnia Niemcy zaatakowali pozycje obsadzane przez 21. pp płk. Stanisława Sosabowskiego, zajęli część Grochowa, ale zostali zatrzymani w rejonie placu Szembeka. Opanowali też wał gocławski.
Wspominaliśmy już o zmianach organizacyjnych, jakie zaszły w wojskach przeznaczonych do obrony stolicy,
5 Meldunek sytuacyjny nr 15 Dowództwa Obrony Warszawy z 15 września 1939, Ibidem, s. 141-144.
w tym o utworzenia Armii „Warszawa” na czele z gen. Rómmlem i podporządkowaniu jej Dowództwa Obrony Warszawy (nadal sprawowanego przez gen. Czumę), jak i o włączeniu do załogi miasta zgrupowania gen. Zulaufa.
Po wykonaniu pierwszego zadania postawionego przed obrońcami Warszawy przez Naczelne Dowództwo WP, tj. niedopuszczenie do zajęcia z marszu niemal bezbronnej stolicy przez niemieckie kolumny pancerne, otrzymali oni zadanie kolejne: bronić jej za wszelką cenę jako oparcia dla walczących na zachodzie Armii „Poznań” i „Pomorze”, w tym utrzymywać mosty na Wiśle, przez które wojska te mogłyby się cofać na wschód kraju. Były to, jak widać, zadania defensywne.
Gen. Rómmel po odejściu z przedpola stolicy niemieckich kolumn pancernych skupił się na przejęciu dowództwa nad jak największą liczbą wojsk i dążeniu do odgrywania aktywnej roli w dalszej fazie wojny. Mimo niepowodzeń z powołaniem Grupy Armii „Warszawa” starał się — z różnym zresztą skutkiem — kierować nie tylko Dowództwem Obrony Warszawy, ale i załogą Modlina, Grupą Kawalerii gen. Andersa i Grupą gen. Zulaufa. Od 10 września przejął także dowodzenie zachodnią częścią byłej Armii „Modlin”. Nie pozbył się też myśli o przejęciu zwierzchnictwa nad dowodzonymi przez gen. Thommeego resztkami porzuconej wcześniej przez siebie Armii „Łódź”, które to resztki usiłowały się przebić na Warszawę lub Modlin. Planował też użycie podległych mu wojsk, w tym załogi Warszawy, do działań w polu na kierunku wschodnim. Gen. Czuma przekazał więc płk. Porwitowi polecenie czynienia przygotowań i na tę ewentualność. Dowódca Armii „Warszawa” nie przejawiał też żadnej inicjatywy pomocy przebijającym się na wschód resztkom Armii „Łódź”, jak też później — wojskom pobitym nad Bzurą.
Po odparciu ataku niemieckiej broni pancernej na Warszawę dowodzący jej częścią lewobrzeżną płk Porwit kontynuował inżynieryjną rozbudowę stanowisk obronnych
oraz — w miarę napływu nowych sił — zwiększał obsadę poszczególnych sektorów obrony miasta. Na początku drugiej dekady września, jak sam podaje, dysponował „[...] siłami przekraczającymi w piechocie stan dywizji, bez artylerii lekkiej, za to z silną artylerią przeciwpancerną i z silną jak na dywizje piechoty artylerią ciężką”6. Ze względu na braki w wyposażeniu nie zawsze były to jednak formacje pełnowartościowe. Oceniał, iż na 12 batalionów piechoty tylko 5 miało pełne wyposażenie, w tym tabory. Były to raczej formacje forteczne przystosowane do prowadzenia obrony stałej. Niedostatki w łączności polowej były nadrabiane wykorzystywaniem sieci cywilnej łączności miejskiej.
Przerwę w działaniach militarnych płk Porwit wykorzystał na dokładną lustrację linii obronnych, ustalenie jej najsłabszych miejsc oraz wzmocnienie i przegrupowanie pododdziałów. Starał się także rozpoznać położenie przeciwnika przez wysyłanie w teren grup rozpoznawczych. Prowadzono intensywne prace fortyfikacyjne, które nadzorował szef saperów Dowództwa Obrony Warszawy płk Hertel, wspierany przez płk. w st. sp. Ludwika Hickiewicza. Fortyfikowano nie tylko lewobrzeżną część miasta, ale i — szczególnie intensywnie — Pragę. Wobec malejącego nacisku przeciwnika wojska przedmościa „Zachód” starały się coraz głębiej wychodzić na zachodnie przedpole miasta.
Od 12 września, jeśli nie liczyć incydentalnych potyczek sił lądowych, w sektorze obrony lewobrzeżnej Warszawy panował spokój. Dowódca Armii „Warszawa” nie wykorzystał jednak tej przerwy, aby uruchomić działania, które mogłyby ułatwić odwrót resztkom Armii „Łódź”. Tymczasem resztki te (trzy silnie poturbowane dywizje: 28. DP,2. DPLeg. i 30. DP) już 11 września bezskutecznie próbowały przedrzeć się do Warszawy. Pomoc taką uzyskały zaś od załogi twierdzy Modlin, dokąd też ostatecznie
6 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 106.
dotarły. Tymczasem gen. Rómmel 13 września nakazał ściągnięcie osłaniającej linię Bugonarwi Grupy gen. Zulaufa, zamierzając przeznaczyć ją do innych zadań.
Dowództwo Obrony Warszawy już rankiem 13 września trafnie oceniło, że Niemcy wycofali większość swych wojsk zagrażających Ochocie i Woli. W meldunku sytuacyjnym podano: „[...] mimo odejścia od Warszawy — pozostawili [Niemcy — L.W.] na przedpolu silną przesłonę sięgającą 2-3 batalionów z czołgami”7. Pod wieczór tego dnia stwierdzono, że odejście 4. DPanc. jest całkowite. Jednak już następnego dnia donoszono o zepchnięciu przez Niemców polskich placówek z wysuniętych pozycji w Jelonkach, Gorcach i Służewcu oraz o lokalnych natarciach niemieckich. Oznaczało to, że próżnię operacyjną wypełniły siły 31. DP. Nie ustawała zaś aktywność lotnictwa przeciwnika.
13 września lotnictwo niemieckie bombardowało Żoliborz i Marymont, nie wyrządzając jednak obrońcom większych strat materialnych. Za to pewne szkody odnotowano w okolicach Dworca Gdańskiego i Cytadeli. Lecz i tu wiele bomb spadło na tereny niezamieszkałe. Spalone zostały baraki dla bezdomnych przy ul. Felińskiego.
Tymczasem następowało istotne wzmocnienie załogi broniącej Warszawy, zwłaszcza Pragi, przez rozmieszczenie tam po 13 września Grupy gen. Zulaufa. Nieco mniejszy był przyrost sił w lewobrzeżnej części miasta; 14 września załoga podległa płk. Porwitowi liczyła 316 oficerów, 54 podoficerów i 10 553 szeregowców. Ich uzbrojenie to: 293 cekaemy, 172 erkaemy, 30 granatników, 18 moździerzy, 27 dział ppanc. i 30 armat8. Do Warszawy
7 Meldunek sytuacyjny nr 10 Dowództwa Obrony Warszawy z 13 września, godz. 8.00, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 88.
8 Raport stanu odcinka „Zachód” z 14 września 1939, Ibidem, s. 114-115.
przebijały się zarówno rozbite przez Niemców niektóre związki taktyczne (głównie ich dowództwa i sztaby), jak i oddziały oraz pododdziały liniowe. Planowo kierowane były też do miasta pochodzące z mobilizacji powszechnej trzecie rzuty kwater głównych Armii „Poznań” i „Pomorze”. Rosła więc liczba oficerów, choć byli to głównie oficerowie rezerwy niemający w dodatku doświadczenia liniowego; tylko część z nich wykorzystało Dowództwo Obrony Warszawy.
Wobec chwilowego braku nacisku wojsk niemieckich na Warszawę, a z drugiej strony — istotnego powiększenia liczebności wojsk stanowiących jej załogę, w sztabie gen. Czumy zrodził się pomysł wykorzystania części z nich dla wsparcia armii walczących nad Bzurą. Zresztą pierwsze sugestie na ten temat pojawiły się bezpośrednio po odparciu uderzenia na miasto niemieckich kolumn pancernych, na wieść o rozpoczęciu natarcia przez zgrupowanie gen. Kutrzeby. Plan takiej akcji miał przygotowywać zastępca szefa sztabu Dowództwa Obrony Warszawy ppłk Stefan Koeb. Pomysł był jednocześnie rozpatrywany i w sztabie gen. Rómmla, który wystąpił z inicjatywą jego urealnienia. Dowódca Armii „Warszawa” początkowo planował użyć do tego zadania przebywającą od 13 września w Warszawie Grupę gen. Zulaufa. Szef sztabu Armii „Warszawa” płk Pragłowski polecił jeszcze tego samego dnia płk. Tomaszewskiemu rozmieścić grupę w lewobrzeżnej części stolicy, ale już wieczorem odwołał to polecenie, nakazując pozostawienie jej na Pradze9.
Jak twierdzi ten drugi, w sprawie przygotowania grupy wypadowej, która miałaby wyjść z Warszawy na pomoc gen. Kutrzebie, w nocy z 13 na 14 września miała się odbyć u gen. Rómmla odprawa dowódców oddziałów znajdujących się w mieście. Starano się ustalić formy tej
9 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 5 5 .
pomocy. Indagowany przez dowódcę armii gen. Zulauf, dysponujący wówczas największą siłą, która szacowana była na 17 batalionów piechoty (w tym 12 pełnowartościowych), a wraz z dotychczasowymi wojskami podlegającymi na Pradze płk. Janowskiemu — 23 batalionów (według płk. Tomaszewskiego wojska znajdujące się na Pradze liczyć miały 14 września nawet 28 batalionów piechotyi 9 dywizjonów artylerii) miał wyrazić zgodę na wydzielenie do akcji zaczepnej tylko trzech batalionów10. Według szacunków płk. Tomaszewskiego, poza wojskami gen. Zulaufa do tej akcji można było także wydzielić dość znaczne siły z broniącego lewobrzeżnej części miasta zgrupowania płk. Porwita, w tym 40. pp ppłk. Kalandyka (3 bataliony) i 144. pp ppłk. Dzióbka (3 bataliony), a także kilka pojedynczych batalionów. Siły płk. Porwita szacowano na 12 batalionów piechoty i ok. 80 dział polowych. W tym wariancie Dowództwo Obrony Warszawy mogło wydzielić do planowanej akcji ok. 20 batalionów piechoty wraz z dość silną artylerią, a nawet kompanią czołgów.
Płk Tomaszewski twierdzi, że jego sztab, a personalnie ppłk Stefan Koeb, przygotowywał plan uderzenia dwóch kolumn: pierwszej dowodzonej przez płk. Porwita i drugiej— przez płk. Liszkę-Lawicza. Całością tak podzielonych sił miał dowodzić gen. Rómmel. Opracowano dwa warianty akcji: jeden z udziałem 18 batalionów i drugi — przewidujący wydzielenie 12 batalionów. Sprawa ta znalazła także odbicie w zapisach pozostawionych przez płk. Porwitai gen. Kutrzebę. Ten drugi napisał:
„[...] Dnia 14 września powzięto zamiar uderzenia8 batalionami z załogi Warszawa w kierunku Babic dla współdziałania z Armią «Poznań». Zamiar ten nie został zrealizowany, gdyż na skutek zagrożenia na innych frontach uderzenie zostało odwołane i wykonane jedynie
10 Ibidem, s. 66.
wypadem siłami jednego baonu. Miał on tylko lokalne znaczenie”11.
Cytat ten wymaga skomentowania. Gen. Kutrzeba myli się bowiem co do przyczyny odwołania omawianej akcji. Zapewne było nią nie tyle zagrożenie na innych frontach, ile raczej dążenie gen. Rómmla do zmontowania akcji skierowanej na wschód, dla wsparcia nowej Armii „Modlin”, do czego jednak nie doszło, jeśli nie liczyć podjętego 13 września natarcia, (zresztą nieudanego) Grupy Kawalerii gen. Andersa.
Tymczasem dowództwo niemieckie postanowiło skoncentrować duże siły do pobicia wojsk generałów Kutrzebyi Bortnowskiego, a jednocześnie nakazało dowódcy 10. Armii (siłami 29. DPZmot. oraz 18. i 19. DP) odcięcie tych wojsk od Warszawy.
Tymczasem położenie polskich armii walczących na zachód od Bzury stawało się coraz dramatyczniejsze; przerwały one natarcie i znajdowały się w odwrocie. Do Warszawy docierały skąpe informacje o ich sytuacji. Nie było też w tej sprawie rozkazów Naczelnego Dowództwa WP. Gen. Rómmel samodzielnie więc decydował o wielu rozwiązaniach, nie napotykając przy tym sprzeciwu ze strony gen. Czumy. Ten bowiem od połowy września wykazywał oznaki pogłębiającej się apatii, co miało być skutkiem nawrotu choroby i, jak twierdził jego szef sztabu, „[...] był zaniepokojony otwarciem się starej rany. Połegi- wał”12. Nie przeciwstawiał się więc energiczniej pomysłom gen. Rómmla, także tym, które stanowiły ewidentną ingerencję w taktykę obrony Warszawy, co przecież należało do kompetencji gen. Czumy. Ponadto dowódca armii coraz więcej uwagi skupiał na rozpatrywaniu koncepcji wsparcia działań prowadzonych na wschód od stolicy.
11 T. K u t r z e b a, Bitwa nad Bzurą 9-22 września 1939 r., Warszawa 1957, s. 145.
12 T. T o m a s z e w s k i , Bytem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 6 9 .
Tymczasem do linii obronnych przedmościa praskiego zbliżała się 3. Armia niemiecka, a zwłaszcza jej I Korpus Armijny. Już 15 września wojska tego korpusu otrzymały zadanie przejęcia odcinka Wisły od Wyszogrodu do praskiego wylotu Mostu Kierbedzia. W meldunku dowództwa armii informowano, że „[...] Przed Pragą nieprzyjaciel broni się w rozbudowanych, mocnych i głębokich pozycjach na linii: od północy Żerań-Zacisze-Gro- chów-Wisła”13. Zapowiadano przystąpienie do natarcia. Można przyjąć, że właśnie 15 września rozpoczął się etap zamykania pierścienia niemieckiego wokół prawobrzeżnej Warszawy. Faktycznie w tym dniu do działań przystąpiła jedynie specjalna grupa operacyjna tej armii, a do tego wywierała ona nacisk tylko na południową część miasta. Generalny szturm wojsk 3. Armii opóźniła decyzja Hitlera o wysłaniu 16 września parlamentariuszy z żądaniem kapitulacji Warszawy (będzie o tym szerzej mowa w oddzielnym rozdziale), a także skierowaniu całego niemieckiego lotnictwa do zwalczania okrążonych nad Bzurą wojsk polskich. W tej sytuacji 3. Armia otrzymała rozkaz wstrzymania działań zaczepnych; otwieranie ognia artyleryjskiego mogło nastąpić wyłącznie na specjalny rozkaz Grupy Armii „Północ”, z wyjątkiem konieczności odparcia natarcia przeciwnika. Oznaczało to, że zadaniem tej armii nie było przeprowadzenie szturmu celem zajęcia prawobrzeżnej Warszawy, lecz tylko pozorowanie przygotowań do takiej akcji dla wiązania jak największych sił polskich. Niemcy najprawdopodobniej już w połowie września liczyli na kapitulację bez walki załogi stolicy Polski, a w razie gdyby okazało się to niemożliwe — złamanie oporu obrońców przez terrorystyczne bombardowania obiektów cywilnych. W ostateczności zakładali uderzenie na lewo-
13 Meldunek wieczorny dowództwa 3 Armii z 15 września 1939, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 564-565.
brzeżną część miasta siłami wydzielonej do tego zadania 8. Armii.
Zamknięcie niemieckiego okrążenia wokół Pragi nastąpiło ostatecznie 16 września, a jednocześnie wzmógł się bezpośredni nacisk na polskie pozycje. W tym dniu Niemcy nasilili ogień artyleryjski oraz ostrzał z broni maszynowej i ręcznej, szczególnie gęsty w rejonie ul. Grochowskiej. W tej sytuacji Dowództwo Obrony Warszawy, w obawie przed ewentualnym desantem nieprzyjaciela, wydało rozkaz w sprawie zorganizowania czynneji biernej (zapory inżynieryjne) obrony Wisły w rejonie Saskiej Kępy i portu Czerniakowskiego. Niemcy, posuwając się za cofającymi się pododdziałami polskimi, włamali się nieznacznie w pozycję główną w rejonie Bródnai Grochowa. Zarządzone zostały wypady na Annopoli Grochów. 16 września większą akcję zaczepną w kierunku Utraty prowadził batalion dowodzony przez ppłk. Węgrzyna. Po opanowaniu zabudowań na ul. Chrzanowskiego batalion miał się kierować na Witolin. Natarcie było wspierane przez siły ok. batalionu piechoty wraz z saperami z 21. pp. Pod silnym ogniem przeciwnika natarcie to załamało się, a nacierający wycofali się na pozycje wyjściowe. Kolejne wypady (z rejonu Kamionka na Grochów) prowadził płk Eugeniusz Żongołłowicz. Aczkolwiek przyniosły one pewne zyski terenowe, a do niewoli wzięto ponad 100 żołnierzy wroga, to jednak nie doprowadziły do całkowitego odtworzenia poprzedniej linii obrony. Rozpoznano obsadzanie pozycji przez 11. DP gen. Maxa Bocka z I Korpusu Armijnego 3. Armii.
W dniach 16 i 17 września Warszawa była intensywnie ostrzeliwana przez artylerię niemiecką. Na miasto spadło ponad 5000 pocisków, które wyrządziły szkody w infrastrukturze miejskiej. Pożar wybuchł w katedrze św. Jana, płonęła Filharmonia i dach na gmachu sejmu. Trwały też naloty lotnicze. Najbardziej ucierpiał Zamek Królewski,
który, jak szacowano, został zniszczony w 80%. „Biuletyn Prasowy” donosił:
„[...] Nie ma prawie sali na pierwszym piętrze, do której by nie trafił granat. Mniej uszkodzone są tylko apartamenty prywatne, sala Malinowa, sala tronowa, gabinet królewski, sala Batorego, sala Obiadów Czartoryskich i cały gotycki dół.[...] Reszta w gruzach, spalona, zalana wodą, pozrywana. Z wspaniałej sali Balowej, gdzie było słynne malowidło Bacciarellego, zostały gołe, opuszczone mury”14.
Stan katedry św. Jana był taki, iż w każdej chwili mury mogły runąć. Zniszczeniu uległo wiele budynków na Starówce i w Śródmieściu. Ucierpiał gmach Poczty Głównej przy pl. Napoleona.
Sen z powiek oficerów Dowództwa Obrony Warszawy spędzał problem gromadzenia zapasów uzbrojenia, zwłaszcza amunicji. Magazyny ulokowane w mieście tylko w niewielkim stopniu zaspokajały potrzeby, zwłaszcza wobec szybkiego powiększania się załogi. Jedynym źródłem zaopatrzenia były składy w Palmirach. Korzystanie z nich było jednak ryzykowne z uwagi na obecność otaczających miasto wojsk nieprzyjaciela, a ponadto trudne z braku środków transportowych. Mimo to zadanie gromadzenia amunicji z powodzeniem realizował kwatermistrz Armii „Warszawa” płk Jan Hyc. Jak sam oceniał, w dniach 9-18 września udało mu się dowieźć do Warszawy 100 wagonów amunicji15.
O ile prawobrzeżna część Warszawy w drugiej dekadzie września zaczęła odczuwać nacisk Niemców oraz mogła oczekiwać ich przejścia do większej akcji zaczepnej, o tyle na przedpolach lewobrzeżnej części miasta, poza ostrzałem artyleryjskim i bombardowaniami lotniczymi, panował
14 Wrzesień 18 — Informacje „Biuletynu Prasowego” o skutkach ostrzału artyleryjskiego w Warszawie w dniu 17 września 1939, w: Cywilna obrona Warszawy, s. 89.
15 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 132.
spokój. Niemcy skupili bowiem uwagę na rozbiciu wojsk walczących nad Bzurą. Polacy zachowywali się biernie, ograniczając się do rozbudowy inżynieryjnej zajmowanych pozycji. Jak pisze płk Porwit, działania w jego sektorze odpowiedzialności w tym czasie nastawione były na obronę pasywną16. Znajdujące się w tym sektorze wojska w sile 7 batalionów zostały skierowane do pierwszego rzutu i rozmieszczone na głównej linii obrony; 3 bataliony zostały zgrupowane w drugim rzucie. W głębi następowało formowanie kolejnych jednostek z wojsk, którym się udało przedrzeć do Warszawy. Na skutek braku styczności z wojskami nieprzyjaciela linia czat na wielu odcinkach została odsunięta na zachód i południe od miasta. Przeprowadzano także pojedyncze wypady dla odtworzenia wysuniętych pozycji.I tak w nocy z 14 na 15 września udany wypad 3. batalionu 26. pp mjr. Jacka Decowskiego doprowadził do obsadzenia osiedla Babice. Nie ustawała aktywność Luftwaffe, która 13 września silnie zbombardowała pozycje zajmowane przez zgrupowanie ppłk. Tewzadze.
W połowie września w sektorze obrony lewobrzeżnej części stolicy dochodziło jedynie do drobnych potyczek grup wypadowych. Obroniony został Fort Wola. Siekierki były wolne od przeciwnika, który za to obsadzał skrzyżowanie alei Żwirki i Wigury z ulicą Racławicką. Odnotowano wypady Niemców na polskie pozycje w Babicach i (16 września) na cmentarz Wolski. Płk Porwit nie mógł jeszcze ustalić, czy „[...] Nacisk nieprzyjaciela na Wolę wykonują siły ściągnięte z dotychczasowej grupy wiążącej Warszawę od zachodu, czy też z głębi”17.
Z relacji płk. Porwita wiemy, że w nocy z 15 na 16 września w Dowództwie Obrony Warszawy zapadło (przy
16 Ibidem, s. 147.17 Meldunek sytuacyjny dowódcy zgrupowania „Zachód" z 16 września
1939, , w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 183-184.
jego współudziale) ustalenie o przeprowadzeniu natarcia siłami wydzielonego zgrupowania w stronę Bzury południowym skrajem Puszczy Kampinoskiej18. Miały w tej akcji uczestniczyć bataliony z taborem bojowym, dość silna artyleria i pewna liczba czołgów.
Przygotowania do akcji trwały przez cały dzień 16 września; odbywało się luzowanie batalionów przeznaczonych do udziału w wypadzie. Płk Porwit jako dowódca tego oddziału wydzielonego ugrupował go w dwa pułki (podpułkowników Kalandyka i Okulickiego). Artylerią miał dowodzić ppłk Dzianott, szefem sztabu miał być mjr Becher. Do akcji na planowaną skalę jednak nie doszło. Dlaczego? Na to pytanie odpowiada płk Porwit.
Otóż twierdzi on, że pod wieczór 16 września został wezwany do gen. Czumy, który kazał mu zreferować, jakie siły pozostaną w mieście po wyjściu do akcji oddziału wydzielonego; obawiał się, że będą one niewystarczające. Po czym miał oświadczyć — wspomina Porwit — że „[...] jednak odwołuje mój wypad. Uzyskałem jedynie zgodę na wykonanie uderzenia wiążącego siłą trzech batalionów”19. Płk Tomaszewski uważa, że nie była to inicjatywa gen. Czumy, lecz polecenie przekazane mu przez gen. Rómmla20, co ten zresztą potwierdza w swoich wspomnieniach. Jednocześnie płk Tomaszewski twierdzi, że zwolennikami przeprowadzenia dużej akcji byli płk Porwit i jego szef sztabu ppłk Okulicki. Ostatecznie do pomysłu wysłania z Warszawy odsieczy nad Bzurę, ale w mocno ograniczonym składzie, powrócono dopiero 17 września.
Zadaniem postawionym Armii „Warszawa” przez Naczelnego Wodza tuż przed jego internowaniem była nie tylko obrona stolicy, ale i prowadzenie wypadów dla ułatwienia przebijania się do miasta resztek pobitych nad Bzurą wojsk
18 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 151.19 Ibidem, s. 152.20 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 7 0 .
polskich. Gen. Rómmel zlecił to zadanie gen. Czumie, ten zaś powierzył jego wykonanie 17 września płk. Porwitowi. Wyznaczenie do tego zadania najsłabszej części wojsk podległych gen. Czumie już z góry przesądzało o symbolicznej skali planowanego przedsięwzięcia. Do tego w Warszawie bardzo niewiele wiedziano o sytuacji operacyjnej po bitwie nad Bzurą. Pomocy miano udzielić Armii „Pomorze”, która, jak głosił rozkaz wydany 17 września przez gen. Czumę, „[...] działając od zachodu, przebija się przez Błonie na Warszawę, spychając skutecznie wielkie jednostki nieprzyjaciela”. Rozkaz zawiera nieprawdziwą informację, że „[...] Brygada gen. Abrahama w rejonie m. Rostoka — obchodzi skrzydło niemieckie od północy[...]”, jak i kolejną, że „[...] Siły gen. Thommee z rejonu Modlina mają działać w ogólnym kierunku na Błonie”21. Jak z tego widać, wiadomości o położeniu wojsk przebijających się znad Bzury były fałszywe. Z kolei założenie, że obrońcy Modlina przygotują równoczesną akcję na Błonie było wyrazem czystego chciejstwa najprawdopodobniej autorstwa gen. Rómmla, który rościł sobie prawo dowodzenia także obroną twierdzy Modlin, do czego jednak nie miał upoważnienia marsz. Śmigłego-Rydza. Ponadto dowodzący obroną Modlina gen. Thommee — o czym już była mowa— miał bardzo krytyczny stosunek, a nawet osobisty uraz do gen. Rómmla za samowolne porzucenie dowodzonych przez niego wojsk Armii „Łódź” i w żadnym razie nie zamierzał podporządkować się jego rozkazom.
Płk Porwit jeszcze w nocy z 16 na 17 września wydał nakaz utworzenia zgrupowania pod dowództwem swego szefa sztabu ppłk. Leopolda Okulickiego. Według relacji tego pierwszego, miało się ono składać z trzech batalionów
21 Rozkaz szczegółowy nr 3 dowódcy grupy „Obrony Warszawy” dla dowódcy odcinka „ Warszawa-Zachód", płk. M. Porwita w celu nawiązania współdziałania z armią gen. W. Bortnowskiego z 17 września 1939, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 199-200.
piechoty (batalion „Stołeczny” i dwa bataliony 360. pp) wzmocnionych przez wszystkie posiadane czołgi22, w oficjalnym zaś rozkazie (wydanym o północy 17 września) jest zapis o dwóch batalionach 360. pp, oddziale czołgów,4 drużynach telefonicznych i artylerii pod dowództwem mjr. Leona Fryca23. Postawione tam zadanie brzmiało: opanować Chrzanów Nowy, folwark Jelonki i, po uzyskaniu powodzenia, kierować się na Włochy. Siłom zaangażowanym w akcji miały udzielić wsparcia zgrupowania płk. Galińskiego i ppłk. Kalandyka. W tym samym czasie akcję odciążającą (kontratak dla odzyskania terenu lasów na wschód od linii Kawęczyn-Wawer) miał wykonać gen. Zulauf. Czy te wojska nie byłyby bardziej przydatne w akcji na korzyść gen. Kutrzeby? Jak można ocenić zadanie postawione przed zgrupowaniem ppłk. Okulickiego? Czy jako lokalny wypad, czy też jako działania mające wspomóc cofające się znad Bzury resztki pobitych armii polskich? Nawet kierunek tej akcji (na Włochy) nie był dostosowany do przewidywanej trasy odwrotu obu tych związków operacyjnych, a już zupełnie nie pasował do trasy, którą miały spływać resztki Armii „Pomorze”.
Na domiar złego nawet ta, symboliczna w swym wymiarze akcja nie rozpoczęła się w planowanym terminie, tj.17 września. Zresztą dopiero w dniu następnym ukazał się rozkaz operacyjny płk. Porwita ustalający zasady jej przeprowadzenia24. Tym razem jako cel działań określono opanowanie rejonu Pruszkowa. Siły przeznaczone do akcji miały się składać z dwóch grup. Grupa „Północna” ppłk.
22 M. Porwit, Obrona Warszawy, s. 153.23 Rozkaz szczegółowy dowódcy odcinka „Warszawa-Zachód” dla
zgrupowania ppłk. L. Okulickiego do natarcia w kierunku Chrzanów Nowy-Włochy z 17 września 1939, godz. 24.00, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 211.
24 Ogólny rozkaz operacyjny nr 1 dowódcy wypadu, płk. M. Porwita, do natarcia w celu opanowania rejonu Pruszkowa z 18 września 1939, Ibidem, s. 233-234.
Okulickiego (batalion „Stołeczny”, 3. batalion 26. pp i 3. batalion 360. pp, oddział lotniczy, bateria artylerii, pluton saperów i pluton przeciwlotniczy) miała nacierać po osi Chrzanów-Bronisze-Żbików. Grupa „Południowa” ppłk. Kalandyka (2 bataliony 40. pp, batalion 360. pp, bateria artylerii, pluton saperów, pluton przeciwlotniczy) miała zaś nacierać z Włoch na Pruszków. Sformowana dodatkowo kolumna odwodowa mjr. Bronisława Kamińskiego (batalion piechoty, dywizjon artylerii lekkiej, pluton saperów i pluton przeciwlotniczy) miała się przemieszczać po osi marszu: Wola-Karolin-Gołąbki-środkowa część Pruszkowa. Dowódcą całości artylerii został ppłk Antoni Dzianott.
Tymczasem 17 września był dniem wielkiej tragedii Armii „Poznań” i „Pomorze”. Właśnie w tym dniu zacieśnił się pierścień okrążenia wokół nich. Ponadto Hitler nakazał użycie całości dyspozycyjnego lotnictwa, i to nie tylko podległego Grupie Armii „Południe”, do zniszczenia okrążonych wojsk polskich. Nakazał użycie do tego także lotnictwa Grupy Armii „Północ” oraz przerwanie działań zaczepnych na Warszawę. Rozkaz dowódcy Grupy Armii „Północ” przesłany dowódcy 3. Armii nakazywał: „[...] nieatakowanie Warszawy i Pragi ani z ziemi, ani z powietrza. Wszystkie znajdujące się w dyspozycji siły lotnicze użyć 17 września do zniszczenia okrążonego przeciwnika na wschód od Kutna. Tu pożądany jest szybki i decydujący sukces.
Zezwala się na ostrzeliwanie artyleryjskie celów wojskowych w Warszawie, o ile nie będą przeszkadzać mu ruchy uchodźców”25.
Warszawa 17 września nie była więc atakowana ani z powietrza, ani też z ziemi, a mimo to dowódca Armii „Warszawa” wykazywał trudną do zrozumienia niechęć do
25 Rozkaz Dowództwa Grupy Armii „Północ" do dowódcy 3 armii w sprawie wstrzymania natarcia na Warszawę w dniu 17 września z 17 września 1939, godz. 1.40, Ibidem, s. 569-570.
przyjścia z rzeczywistą pomocą walczącym nad Bzurą wojskom generałów Kutrzeby i Bortnowskiego.
Dzień 17 września okazał się też brzemienny w skutkach dla losów Polski i prowadzonej przez nią walki w obronie niepodległości i integralności terytorialnej. Tego dnia we wczesnych godzinach rannych Armia Czerwona rozpoczęła agresję na Polskę, realizując w ten sposób tajne postanowienia układu Ribbentrop-Mołotow. Wieczorem najwyższe władze państwowe z prezydentem i rządem przekroczyły granice z Rumunią i zostały tam internowane.
/
Taki sam los spotkał Naczelnego Wodza marsz. Śmigłego-Rydza. Kraj i bijące się jeszcze wojska zostały bez kierownictwa i bez jasnych, długofalowych wytycznych co do dalszego działania. Marsz. Śmigły wydał wieczorem tego dnia, a więc już po decyzji o przekroczeniu granicy, dyrektywę przekazaną do kraju przez radiostację wojskową. Brzmiała ona:
„Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami — bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii”26.
Dyrektywa dotarła do gen. Rómmla, jak on sam twierdzi, po północy 18 września. Wcześniej, drogą radiową, został poinformowany o wkraczaniu Armii Czerwonej. Miał wówczas wysłać do Naczelnego Wodza depeszę o treści: „Zapytany przez korpus Brześć kazałem traktować wojsko sowieckie jako sprzymierzone”27. To prawdopodobnie spowodowało, że płk Tomaszewski oskarżył później dowódcę
26 Cyt. za: Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej, t. I. Kampania wrześniowa, cz. 4, Londyn 1986. s. 556-557.
27 J . R ó m m e I , Z a honor i ojczyznę. Wspomnienia, s. 298.
Armii „Warszawa” o sympatie prorosyjskie, które miał on potwierdzić, prowadząc, już po wysłaniu tej depeszy, korespondencję z ambasadą rosyjską w Warszawie w sprawie współdziałania28. Podobno też ze współdziałaniem tym miał ponoć wiązać jakieś plany. Wrócimy do tej sprawy w dalszej części tekstu.
Rozpoczęte rankiem 18 września natarcie grupy ppłk. Okulickiego nieco odbiegało od przyjętych założeń. W dodatku, wobec cofnięcia decyzji o wspieraniu tej akcji przez wymienione już siły, działała ona samodzielnie. Nie wszystkie trzy bataliony rozpoczęły natarcie równocześnie; opóźnienie miał batalion mjr. Piękosia, przez co nie otrzymał wsparcia artylerii. W efekcie dotarł jedynie do folwarku Jelonki i zaległ przyduszony silnym flankowym ogniem przeciwnika z rejonu Włoch. Poniósł przy tym duże straty. Środkowy batalion mjr. Feliksa Mazurkiewicza zaległ przed Chrzanowem Nowym. Powodzenie odniósł zaś batalion „Stołeczny”, któremu udało się zająć Bliznę. Ppłk Okulicki zamierzał nacierać dalej, z miejscowości Bliznę na Babice, mając w pierwszej linii bataliony majorów Spychalskiego i Mazurkiewicza. Batalion mjr. Piękosia miał zaś tworzyć osłonę przed ewentualnym natarciem przeciwnika z rejonu Włoch. Działania te, planowane na 19 września, miała wspierać nacierająca na Janów kompania mjr. Jacka Decowskiego. Kompania ta faktycznie ruszyła do natarcia, ale nie przystąpiło do niego zgrupowanie ppłk. Okulickiego. Uznać to można za kres całej akcji. Jej efekty były z pewnością dalekie od oczekiwań żołnierzy polskich krwawiących w bitwie nad Bzurą.
18 września dopełnił się także los Armii „Poznań” i „Pomorze”. Nawet symboliczne wsparcie z Warszawy było więc mocno spóźnione. Jedynym pozytywem akcji było skupienie na niej pewnej uwagi Niemców, co w jakimś
2 8 T . Tomaszewsk i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 62 .
stopniu ułatwiło odwrót resztkom pobitych na Bzurą wojsk polskich. Na zajętych pozycjach zgrupowanie ppłk. Okulickiego wytrwało do czasu przerwania ognia i kapitulacji miasta. Tymczasem w stronę Warszawy przebijały się zdziesiątkowane w bitwie nad Bzurą polskie dywizje piechoty: 25. (dowódca gen. Franciszek Alter) i 15. (gen. Zdzisław Przyjałkowski). 18 września resztki tych dywizji znalazły się na południe od Modlina, będące zaś w podobnym stanie bojowym brygady kawalerii Wielkopolska i Podolska dotarły w rejon Sierakowa. Część pomieszanych pododdziałów tych armii zebrała się w rejonie składnicy uzbrojenia w Palmirach, a dowództwo nad nimi objął płk Julian Skokowski. Gen. Kutrzeba, prowadzący resztki zdziesiątkowanych 15. i 25. DP, zadecydował przebić się do Warszawy. Polska piechota szczególny opór Niemców napotkała pod Laskami i Wólką Węglową. Z Warszawy z pomocą pospieszył 1. batalion 30. pp mjr. Bronisława Kamińskiego, odrzucając 20 września Niemców z okolicznych pagórków. Do Młocin pierwsza przedarła się 25. DP, po niej — tą samą trasą — 15. DP. Nawiązano styczność z odcinkiem obrony kierowanym przez ppłk. Tewzadze. Z przekazu gen. Kutrzeby wynika, że liczył on na to, że uda mu się na czele tych dwóch dywizji piechoty i resztek kawalerii stoczyć na przedpolach stolicy, wspólnie z jej załogą, otwarty bój z nieprzyjacielem. Inne plany miał gen. Rómmel, który chętnie przyjął te wojska w stolicy.
Wielu uczestników i obserwatorów tych wydarzeń (byli wśród nich także wysocy dowódcy i sztabowcy) bardzo krytycznie oceniło postawę gen. Rómmla, nie mogąc mu wybaczyć opieszałości, z jaką podchodził do uruchomienia realnej odsieczy, która ułatwiłaby przedarcie się do Warszawy dziesiątkowanym przez artylerię i lotnictwo żołnierzom Armii „Poznań” i „Pomorze”. Szczególnie krytykowany był za odwoływanie czynionych już przygotowań do akcji.
„[...] Nie ulega najmniejszej wątpliwości — napisał przewodzący tej krytyce płk. Tomaszewski — że ciężar odpowiedzialności za tą bezczynność, a trwała ona na naszym zachodzie od 12 do 25 września, czyli pełne dwa tygodnie, nie licząc drobnych lokalnych starć, spada głównie na gen. Rómmla”29.
Nieskłonny do formułowania pochopnych opinii płk Porwit także uważał, że skupienie uwagi załóg Warszawy i Modlina na biernej obronie, bez znaczących działań pomagających cofającym się wojskom Kutrzeby i Bortnowskiego było złym rozwiązaniem, „[...] A każde współdziałanie z Warszawy w stronę Bzury mieszało szyki Niemcom i ułatwiało utrudzonym wojskom Armii «Poznań» i «Pomorze» ostatni akt bitwy, odwrót do Modlina i Warszawy”30. Krytycznie ocenił zwłaszcza bierność obrońców Pragi, gdzie przy korzystnym dla obrońców stosunku sił (2:1) prowadzona była tylko pozorna walka. Uznał też, że rola Warszawy jako bazy dla walczących na zachód od miasta polskich związków operacyjnych nie do końca została spożytkowana, gdyż w istocie to właśnie baza skorzystała na tych działaniach, a nie odwrotnie. Nieprzyjaciel stracił bowiem wiele dni na otoczenie stolicy Polski szczelnym kordonem swych wojsk, by móc przystąpić do generalnego szturmu na nią.
Z wtórnych źródeł wynika też, że gen. Kutrzeba „[...] miał wielki żal, że nie wyszło żadne działanie z Warszawy, że nie podano mu ręki”31. Chociaż o taką pomoc miał prosić, co potwierdza nawet gen. Rómmel. W obronie swojego dowódcy wystąpił zaś jego szef sztabu płk Prag- łowski, który pisał: „[...] Krytycy czynili po wojnie Róm- mlowi wymówki, że nie podał Kutrzebie ręki z Warszawy i nie wyprowadził go z opresji nad Bzurą. Ta pretensja
29 T. T o m a s z e w s k i , Bytem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 6 7 .3 0 M . P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 167.31 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 7 2 .
brzmi romantycznie, szkoda tylko, że żaden krytyk nie podaje ściśle; jak, kiedy i czym Rómmel miał to zrobić”32? Niestety, stanowiska tego nie da się obronić w świetle chociażby przytoczonych tu opinii. Ich autorzy pokazali bowiem, że istniały możliwości udzielenia wojskom gen. Kutrzeby realnej, a nie tylko markowanej, symbolicznej w istocie pomocy.
W sektorze obrony lewobrzeżnej części miasta w czasie montowania działań zaczepnych zgrupowania ppłk. Okulickiego obserwowano tylko niewielki nacisk Niemców. 17 września zaatakowali oni odcinek „Sielec”, ale bez większego powodzenia. Obserwowano zbliżanie się niewielkich ugrupowań przeciwnika do przedniego skraju polskiej obrony. Były to jednak w dalszym ciągu tylko oddziały osłonowe.
Zanim jeszcze rozpoczął się wypad zgrupowania ppłk. Okulickiego, wobec aktywniejszej postawy Niemców, zwłaszcza w sektorze obrony Pragi, gen. Rómmel nakazał gen. Czumie — o czym już wspominaliśmy — przeprowadzenie kontrataku w prawobrzeżnej części miasta dla odzyskania lasów na wschód od linii Kawęczyn-Wawer. Podobną akcję nakazał też przeprowadzić w sektorze lewobrzeżnej Warszawy dla zlikwidowania silnego nieprzyjacielskiego punktu oporu we Włochach oraz oczyszczenia przedpola w kierunku Ochoty i Służewca33. Gen. Czuma pierwsze z tych zadań przekazał w południe 17 września gen. Zulaufowi, który miał je wykonać siłami własnymi oraz przydzielonymi: 144. pp oraz dwubateryjnym dywizjonem artylerii. W dniach 18-19 września w tym sektorze frontu dochodziło do sporadycznych walk z reguły z udzia
32 A. P r a g ł o w s k i, Od Wiednia do Londynu, s. 203.33 Rozkaz dowódcy Armii „Warszawa” dla dowódcy obrony Warszawy
gen. W. Czumy, w sprawie wykonania przeciwnatarć i wypadów z 17 września 1939, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 195.
łem niewielkich grup wypadowych; obie strony nie przejawiały większej inicjatywy. Zadania obrońców określał wydany 18 września rozkaz operacyjny płk. Zongoł- łowicza: „[...] Bronić zewnętrznej linii obrony w miejscu ewentualnie przeciwuderzeniami” [chodzi o działania w skali taktycznej, czyli kontrataki — red.]. W dalszym ciągu budowano umocnienia obronne. Do odwodu Dowódcy Obrony Warszawy został skierowany 144. pp ppłk. Władysława Dzióbka.
W dniach 19 i 20 września na przedmościu praskim Niemcy nie prowadzili większych akcji zaczepnych, ograniczając się do ostrzału artyleryjskiego i bombardowań przy użyciu samolotów szturmowych rozpoznanych stanowisk polskiej artylerii. Za to akcje oczyszczenia przedpola Pragi w rejonie Otwocka i na południe od Mińska Mazowieckiego prowadziła niemiecka specjalna grupa operacyjna. Polacy przeprowadzili zaś wypad na Grochów, który jednak został przez przeciwnika zatrzymany już w rejonie placu Szembeka; nieudana była także próba opanowania rejonu Witolin-Gocław. Większe powodzenie miało wykonane w godzinach wieczornych uderzenie wzdłuż szosy Praga-Radzymin, skierowane w styk pozycji zajmowanych przez 32. i 217. DP z II Korpusu Armijnego34. Gen. Zulauf niewielki nacisk przeciwnika tłumaczył bądź to jego przygotowaniami do generalnego szturmu, bądź też sposobieniem się do przerzutu swych sił głównych na inny kierunek. Faktycznie markował on zamiary ofensywne, wiążąc w ten sposób duże siły polskie. Z inicjatywy gen. Zulaufa płk. Żongołłowicz miał zaś przeprowadzić natarcie po osiach: Kamionek-Grochów-Wawer i Saska Kę- pa-Las-Zbytki. Celem akcji było nawiązanie łączności z próbującymi przebić się do stolicy resztkami 13. DP płk. Władysława Kalińskiego. Dywizja ta małymi grupkami
34 Meldunek sytuacyjny dowództwa 3. Armii z 21 września 1939, Ibidem, s. 579-580
starała się przebić przez pierścień niemiecki na Pragę. Mimo że natarcie zgrupowania płk. Żongołłowicza nie miało powodzenia, pozostałościom 13. DP udało się przedrzeć do miasta. Gen. Zulauf, który cały czas liczył się z możliwością rozpoczęcia przez Niemców zdecydowanych działań ofensywnych na Pragę, starał się utrzymywać dowodzone wojska w gotowości bojowej. Tym samym umożliwiał realizację celu, jaki postawił sobie nieprzyjaciel: wiązanie dużych sił polskich w tym sektorze frontu.
Przedmiotem troski gen. Czumy było wzmacnianie obrony mostów na Wiśle na obu jej brzegach. W tym celu utworzył trzy pododdcinki — węzły obronne mostów: kolejowego obok Cytadeli (dowódca ppor. Stefan Toma- szewicz); Kierbedzia (por. Jan Pałys) i Średnicowego wraz z mostem Poniatowskiego (kpt. Marian Górski).
Na przełomie drugiej i trzeciej dekady września w pasie obrony lewobrzeżnej Warszawy w zasadzie panowała cisza. Wprawdzie nie była ona zupełna, ale drobne potyczki i starcia nie miały większego znaczenia dla przebiegu linii frontu. Po podjętej 19 września nieudanej próbie natarcia zgrupowania ppłk. Okulickiego planowano wypad z Bielan na Młociny siłami wzmocnionego batalionu 30. pp mjr. Bronisława Kamińskiego. Chodziło o przecięcie przeciwnikowi przeprawy na wschodni brzeg rzeki oraz pomoc w próbach przebicia się do miasta kawalerii gen. Romana Abrahama z Armii „Poznań”. Natarcie, które wyszło faktycznie na Wólkę Węglową, zostało — przy dużych stratach poniesionych przez atakujących — zatrzymane przez broń pancerną i artylerię przeciwnika.
Jak już pisaliśmy, rankiem 20 września do Warszawy przebiła się część wojsk gen. Kutrzeby z dowódcą armii i jego sztabem. Natychmiast zostały one skierowane na reorganizację i odpoczynek. 15. DP rozmieściła się w rejonie cmentarza na Powązkach, pozostawiając jeden batalion w Wawrzyszewie jako obsadę wysuniętej linii obrony.
25. DP rozlokowała się w Parku Saskim, także wysuwając jeden batalion — miał on bronić północnej krawędzi lasku Bielańskiego. Gen. Kutrzeba rozkazem z 21 września, realizując zalecenie gen. Rómmla, dokonał rozwiązania Armii „Poznań”35. Obie jego dywizje, a raczej ich pozostałości, zostały wraz z Grupą Kawalerii gen. Romana Abrahama podporządkowane bezpośrednio gen. Rómmlowi. Uzyskał on więc tym samym wydzielone siły, którymi dowodził bezpośrednio, a nie za pośrednictwem Dowództwa Obrony Warszawy. Dywizje piechoty miały być uzupełniane przez wchłanianie napływających do stolicy rozbitków z pobitych nad Bzurą wojsk obu polskich armii. Zadecydowano, że żołnierze z Armii „Poznań” będą wcielani do25. DP, a z Armii „Pomorze” — do 15. DP.
21 września gen. Czuma zadecydował o rozszerzeniu obrony przedmościa w lewobrzeżnej części miasta. Nową linię obrony miały wyznaczać obiekty: Osiedle Babi- ce-Blizne-Fort Wolski-Fort Szczęśliwicki-Fort Mokotow- ski-Wilanów, a obsadzać ją miały silne ośrodki batalionowe w dotychczasowym składzie, przy niewielkim wsparciu napływających do miasta pododdziałów z wojsk rozbitych nad Bzurą. Nowa linia miała być przygotowana do bezwzględnej obrony; szczególnie silnie miał być broniony kierunek Wola-Ożarów i Włochy-Pruszków. Jednocześnie płk Porwit przeprowadził reorganizację dowodzonych wojsk. Wysuniętą linię oporu miały teraz stanowić: podporządkowany dowódcy odcinka północnego (ppłk. Tew- zadze), a dowodzony przez mjr. Decowskiego ośrodek oporu „Osiedle Babice”, z zadaniem samodzielnej obrony pozycji i utrzymywania współdziałania taktycznego z sąsiadami, oraz wysunięta pozycja zgrupowania ppłk. Okulickiego, z zadaniem utworzenia dwóch ośrodków oporu: „Bliznę” i „Odolany”. Odcinek północy ppłk. Tewzadzego
35 Rozkaz gen. T. Kutrzeby o rozwiązaniu armii „Poznań” z 21 września 1939, Ibidem, s. 319.
(1. i 4. bataliony 30. pp, 1. batalion 144. pp, batalion „Cytadela” i 3. batalion 26. pp) miał bronić zajmowanych pozycji w ścisłej łączności z sąsiadami. Odcinek środkowy ppłk. Kalandyka (dwa bataliony 40. pp, 2. batalion 41. pp i 3. batalion 360. pp) miał nie tylko bronić dotychczasowej linii frontu, ale i opanować Fort Szczęśliwice. Odcinek południowy ppłk. Galińskiego (1. batalion 21. pp, batalion „Rembertów” i 2. batalion 360. pp) miał bronić wcześniej wyznaczonej linii frontu z wysuniętym punktem oporu w Forcie Mokotowskim. Obronę przedmościa zachodniego miało wspierać zgrupowanie artylerii pod dowództwem ppłk. Dzianotta. W odwodzie płk. Porwita znajdował się 1. batalion 30. pp oraz przemieszczone z Pragi zgrupowanie ppłk. Dzióbka.
W sektorze ugrupowania gen. Zulaufa 21 września przeciwnik prowadził z reguły pozorowane natarcia na Stare i Nowe Bródno, Annopol i Saską Kępę. Generał ten w godzinach wieczornych stwierdził, że w jego sektorze „[...] nieprzyjaciel zachowuje się biernie”.
Sztab gen. Czumy już tego samego dnia przewidywał, że Niemcy po zakończeniu bitwy nad Bzurą przegrupują swoje wojska do decydującego szturmu na Warszawę, co— jak wykażemy w kolejnym rozdziale — faktycznie nastąpiło.
Bierne zachowanie się przeciwnika odbierane było przez gen. Rómmla jako przygotowywanie się do generalnego szturmu. Informował o tym 22 września żołnierzy broniących stolicy w odezwie, kończącej się apelem: „[...] Musimy więc wytrwać i bić się do zwycięskiego ostatecznego końca”. Szykując się do decydującej bitwy, dowódca Armii „Warszawa” w tym samym dniu wydał przytaczany już wcześniej rozkaz organizacyjny w sprawie kierowania obroną Warszawy i tworzenia odwodów. Powiadamiało przejęciu bezpośredniego dowodzenia nad odwodami powstałymi z przybyłych do stolicy resztek wojsk wal
czących nad Bzurą, jak i nad tworzoną Legią Oficerską. Tym samym w systemie obrony miasta zaistniał swoisty dualizm; za obronę miasta odpowiadał gen. Czuma, podczas gdy część wojsk tworzących jego załogę pozostawała w bezpośredniej podległości dowódcy armii.
W omawianym etapie walk o Warszawę decydującą rolę odgrywały działania lądowe. Możemy też mówić o — jakkolwiek bardzo ograniczonej — aktywności wojsk lotniczych. Wspominaliśmy już o spieszonych lotnikach walczących w składzie dwóch batalionów czy o lotniczym oddziale szturmowym. Epizodycznie do walki włączali się także piloci. W dowództwie Armii „Warszawa” funkcjonował szef lotnictwa armii (ppłk Mateusz Iżycki), który jednak nie dysponował wojskowymi aparatami latającymi. Lotnicy przebywający w stolicy uruchomili z zapasów aeroklubu na Mokotowie i ze Szkoły Podchorążych Technicznych Lotnictwa kilka nie uzbrojonych samolotów (m.in. typu R-XIII i RWD-8) i wykorzystywali je sporadycznie do lotów rozpoznawczych oraz w celach łącznikowych; na przykład dostarczali rozkazy do twierdzy Modlin. Prawdopodobnie w lotach tych brał udział kpt. pil. Władysław Polesiński. Podczas lotu do Kwatery Głównej Naczelnego Wodza w Brześciu nad Bugiem samolot przez niego pilotowany (leciał w nim także por. pil. Ludwik Kózka) został zestrzelony, a kpt. Polesiński zginął. 14 września ppor. pil. Tadeusz Sawicz odbył lot z Kwatery Głównej Naczelnego Wodza, przywożąc od niego rozkaz dla gen. Rómmla. Prawdopodobnie też mjr pil. Eugeniusz Wyrwicki wykonywał nawet loty bojowe nad Warszawą na samolocie P-ll, z którego ostrzeliwał Niemców na Okęciu.
Swoista cisza na froncie wokół Warszawy była zakłócana od 22 września dość intensywnym ostrzałem artyleryjskim oraz bombardowaniami lotniczymi. Intensywny ogień na pozycje obronne rozmieszczone na Mokotowie i Żoliborzu prowadziła zwłaszcza artyleria 3. Armii. W tym dniu
zestrzelić miano 2 samoloty wroga. Tymczasem rozpoznanie sygnalizowało o pojawieniu się od zachodu nowych niemieckich związków taktycznych. Nie udało się jednak ustalić, czy były to formacje wchodzące w skład 8. Armii, która została przeznaczona przez Hitlera do otoczenia Warszawy od zachodu i południa, a następnie także od północy. To właśnie tej armii postawiono zadanie zdobycia stolicy Polski, w razie gdyby miasto było nadał bronione. Tym samym pierścień okrążenia wokół miasta zamykał się ostatecznie. Niemieckie lotnictwo podporządkowane 3. Armii (lotnictwo to wróciło nad Warszawę po czasowym oddelegowaniu do bitwy nad Bzurą) już 22 września przeprowadziło najpierw intensywne rozpoznanie pozycji obronnych przeciwnika, a następnie, w godz. 14.00-15.00 w sile ok. 20 samolotów zbombardowało Pragę, czyniąc to ponownie w godzinach 16.00-17.00. Tego samego dnia silnie ostrzeliwany był odcinek obsadzany przez zgrupowanie ppłk. Tewzadze. Najintensywniejszy ogień artyleryjski kierowany był na Marymont i Żoliborz. Nadal jednak nie dochodziło do starć na linii frontu, choć obserwowany na przedpolu ruch silnych kolumn niemieckich, oznaczający napływ świeżych sił nieprzyjaciela, zapowiadał rychły koniec ciszy.
Nieprzyjaciel zaatakował wysunięty punkt oporu „Babice”; mjr Decowski przeprowadził kontratak, w którym zadał przeciwnikowi straty. Do południa tego dnia nie notowano walk na odcinku ppłk. Okulickiego, ale później silnie ostrzeliwany był pas obrony zajmowany przez batalion „Stołeczny”. Niemcom udało się obsadzić Fort Szczęśliwice. Na pierwszą linię został skierowany batalion 61. pp z 15. DP (obsadził odcinek Wawrzyszew-Brzeziny oraz pododdziały60. pp z 25. DP, które zajęły pozycje w lesie Bielańskim. Niemcy zajęli niebroniony przez Polaków Wilanów.
Przygotowania obronne zgrupowania gen. Zulaufa koncentrowały się na rozbudowie inżynieryjnej zajmowanych
pozycji. Sprawie tej był poświęcony wydany 22 września specjalny rozkaz; nakazano w nim wykonanie konkretnych prac oraz dokonano rozdziału dyspozycyjnych pododdziałów saperów. Nie odnotowano ważniejszych wydarzeń na linii frontu; przeciwnik zachowywał się biernie. Dopiero przed południem 22 września Niemcy usiłowali nacierać na Saskiej Kępie, ale po godzinnej walce zostali zatrzymani. Generalnie koncentrowali swą uwagę na rozpoznaniu ugrupowania polskiego.
W centrum miasta trwało odtwarzanie zdolności bojowej 15. i 25. DP oraz ugrupowania kawalerii, z którego sformowano zbiorczą Brygadę Kawalerii dowodzoną przez gen. Abrahama. Dokonywano też reorganizacji pewnych instytucji, i tak sąd połowy Dowództwa Obrony Warszawy przeszedł w podporządkowanie Armii „Warszawa”, a w jej składzie zostało utworzone duszpasterstwo wojskowe kierowane przez ks. Wojciecha Artura Rojka. Został też wyznaczony delegat dowódcy armii przy Polskiej Akcyjnej Spółce Telegraficznej w osobie mjr. Michała Czajki. Czas względnego spokoju na froncie wykorzystano więc na porządkowanie struktur organizacyjnych tego związku operacyjnego. Do odwodu dowódcy armii weszła 13. DP, a raczej jej pozostałości, z włączoną w jej skład Robotniczą Brygadą Obrony Warszawy.
23 września na froncie obrony Warszawy nadal zalegała cisza. Rozpoznanie jednak sygnalizowało „[...] ciągłe narastanie sił nieprzyjacielskich na północnym skrzydle odcinka «Warszawa Zachód»”. Wzmagał się ponadto ostrzał artyleryjski miasta; w tym dniu została zniszczona elektrownia, przez co wszystkie automatyczne centrale telefoniczne zostały pozbawione prądu i mogły jeszcze funkcjonować na zasilaniu awaryjnym tylko przez dobę. Powstałe utrudnienia starano się łagodzić, instalując zastępczo ręczne centrale telefoniczne. Obserwowano przemieszczanie się artylerii przeciwnika ku Wiśle, co zapowiadało rychłe
ostrzeliwanie centrum miasta. Nad miastem systematycznie pojawiały się niemieckie samoloty rozpoznawcze. Meldowano o zestrzeleniu przez obronę przeciwlotniczą dwóch samolotów „Domier-17”.
23 września zarządzono intensywną budowę umocnień na odcinku „Zachód”. Prace prowadziły grupy fortyfikacyjne, saperzy i ludność cywilna. Niemcy we wczesnych godzinach rannych tego dnia atakowali pozycje w Młocinach, ale przed odcinkiem „Wawrzyszew” zostali zatrzymani. Pododdziały wydzielone 15. i 25. DP utrzymały zajmowane pozycje. Intensywny ostrzał był prowadzony od strony Służewca. Płk Porwit także i na następny dzień nakazał prowadzenie rozbudowy inżynieryjnej linii obronnych. Przeciwnik nawiązał styczność ogniową z Fortem Mokotów i sygnalizował zamiar atakowania punktu oporu „Królikarnia”. Nacierał też na Forty Czerniakowski i Dąbrowskiego.
Na przedmościu praskim, wobec pasywnej postawy przeciwnika inicjatywę próbowała przejąć strona polska. Dowódca odcinka „Grochów” płk Sosabowski zamierzał mianowicie siłami specjalnie tworzonych ochotniczych grup szturmowych wykonać kilka wypadów i natarć. Dał tu zapewne o sobie znać temperament Sosabowskiego, który już przed wojną znany był jako oficer „wierzgający”, rogata dusza, człowiek, który nie poddaje się konwencjom i unika wygodnej stabilizacji.
Generał Rómmel, porządkując — jak wspominaliśmy— sprawy organizacyjne i personalne, przywłaszczył też sobie należące do internowanego już wówczas Naczelnego Wodza prawo do mianowań i odznaczeń. Poświęcił tej sprawie wydany 24 września stosowny rozkaz36. Była to poniekąd decyzja uzurpatorska, gdyż istniejący stan prawny nie dawał takiej możliwości. Do tego dokonane przez gen.
36 Rozkaz, dzienny dowódcy armii „Warszawa” o mianowaniach i odznaczeniach, Ibidem, s. 418-419.
Rómmla mianowanie na pierwszy stopień oficerski słuchaczy zawodowych szkół podchorążych stanowiło zdublowanie decyzji Naczelnego Wodza, o czym zresztą dowódca Armii „Warszawa” nie wiedział. Tymczasem już 13 września Naczelny Wódz nadał stopnie podporuczników ostatnim dwóm rocznikom szkół oficerskich. Stopień ten, ze starszeństwem z dniem 1 sierpnia 1939 r., otrzymali podchorążowie ostatniego rocznika tych szkół, a ze starszeństwem z dniem 1 września 1939 r. — słuchacze drugiego rocznika37. Tym samym więc część podchorążych została mianowana na pierwszy stopień oficerski dwukrotnie: raz przez Naczelnego Wodza i ponownie — przez gen. Rómmla.
Dowódca Armii „Warszawa” starał się uhonorować najbardziej zasłużonych mężniejszych obrońców miasta i stąd najpierw powołał — choć formalnie nie miał do tego prawa — Kapitułę Orderu Virtuti Militari, a następnie, rozkazami z 27 i 29 września, nadał — a takim uprawnieniem na czas wojny dysponował — wiele krzyży „Virtuti Militari” i Krzyży Walecznych. Otrzymali je przykładowo prezydent Starzyński, gen. Czuma i płk Tomaszewski, ale najwięcej oficerowie jego ścisłego sztabu.
Przez całą noc z 23 na 24 września artyleria niemiecka z obu stron Wisły nękała miasto, obrzucając je pociskami burzącymi i zapalającymi; poważnych uszkodzeń doznała elektrownia warszawska. Intensywnie ostrzeliwane były też cele wojskowe, zarówno usytuowane w pierwszym rzucie linii obronnych, jak i odwody. Jednak najsilniej były ostrzeliwane punkty oporu położone na przedpolu pozycji głównej: Wawrzyszew, Bliznę, Górka, Fort Mokotów, jak też Bemowo Osiedle. Dotkliwie ucierpiała sieć łączności; płk Porwit meldował 24 września przed północą o uszkodzeniu wszystkich jego połączeń telefonicznych z podległymi
37 Rozkaz Naczelnego Wodza z 13 IX 1939 r. w sprawie mianowania podchorążych szkół oficerskich, CAW, ND WP, 825. 62. 256.
oddziałami. Tego dnia nieprzyjacielskie formacje lądowe nadal nie przejawiały większej aktywności. Za to kontynuowany był ostrzał artyleryjski miasta, a przede wszystkim zwiększyła się liczba nalotów lotniczych, choć nie były to jeszcze naloty zmasowane; w godz. 9.00-11.00 miasto atakowało ok. 20 samolotów. Obrona przeciwlotnicza meldowała o zestrzeleniu 4 samolotów i uszkodzeniu jednego. Rozpoznanie potwierdzało wcześniejsze doniesienia o zaobserwowaniu dużych kolumn wroga maszerujących na Warszawę od południa i zachodu. Nieuchronnie zbliżał się ostatni etap walk o miasto, aczkolwiek aż do 24 września obrońcy stolicy tego jeszcze nie przeczuwali, tym bardziej, że nieprzyjaciel ciągle nie przejawiał — szczególnie na przedmościu praskim — chęci większego angażowania się w walki naziemne. Po stronie polskiej panował optymizm co do własnych możliwości obronnych. Dotyczyło to zarówno wojska, jak i ludności cywilnej, chociaż mieszkańcy coraz dotkliwiej odczuwali skutki ostrzału i bombardowań; zwłaszcza brak wody i energii elektrycznej.
Obrońcy Warszawy nie zamierzali jednak biernie czekać na rozwój wydarzeń wokół miasta. Przede wszystkim starano się rozpoznać zamiar i ugrupowanie przeciwnika.24 września tuż po północy dowodzona przez mjr. Zbrows- kiego grupa szturmowa z lotniczego oddziału szturmowego dokonała wypadu na Bliznę. Zadano Niemcom straty oraz potwierdzono obecność w tym sektorze 17. pp z 31. DP. Podobnego wypadu dokonał też batalion „Stołeczny” oraz 1. batalion 360. pp. W tym czasie Niemcy pozorowali duże natarcie na Stare Bródno.
Charakteryzując ten etap walk, szef sztabu Dowództwa Obrony Warszawy płk Tomaszewski pisał:
„[...] Druga część obrony to etos nie wojska i dowódców, a ludności i jej prezydenta. Pamiętać należy, że po raz pierwszy w historii wojen przeszło milionowe miasto, nie przygotowane ani materialnie, ani psychicznie, poddane
zostało wielkiej próbie i próbę tę wytrzymało w postawie moralnej nie do opowiedzenia, i omal buntem nie wybuchło, gdyśmy skapitulowali. Niemcy nie byli zmuszeni zdobywać Warszawy i właściwie w ścisłym znaczeniu tego słowa nie zdobyli jej”38.
Godząc się z zawartą w tej wypowiedzi oceną postawy obrońców miasta i jego cywilnych mieszkańców, wypada jednak zauważyć, że dowództwo obrony stolicy ani w dniach 11-24 września, ani też później, na etapie generalnych rozstrzygnięć, nie znając zamiarów przeciwnika, liczyło się z koniecznością stoczenia zażartej bitwy lądowej o miasto. Do takiej też bitwy sposobiło się na miarę posiadanych możliwości.
3 8 T .Tomaszewsk i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 48 .
OKRĄŻENIE MIASTA; DECYDUJĄCY BÓJ
Niemcy, po nieudanej próbie zajęcia stolicy Polski z marszu przez ich zagon pancerny, stopniowo przygotowywali się do ponownego szturmu na miasto. Do czasu zakończenia bitwy nad Bzurą ich uwaga była skupiona na realizacji zamiaru rozbicia najgroźniejszego wówczas polskiego zgrupowania operacyjnego. Dopiero więc po osiągnięciu tego celu mogli zająć się przygotowaniami do rozprawy z Warszawą, co nie znaczy, że wcześniej niczego w tej sprawie nie robili. Dowództwo Grupy Armii „Północ” w wytycznych dla 3. Armii z 15 września1 informowałoo przeprowadzeniu w tym dniu przez podlegające mu lotnictwo wielkiej akcji zrzucania ulotek nad Warszawą. W ulotkach — o czym już pisaliśmy — wzywano ludność cywilną stolicy Polski do opuszczenia miasta w ciągu 12 godzin w kierunku wschodnim, na Siedlce, i południowo- wschodnim, na Garwolin, w razie gdyby jego załoga wojskowa nie zgodziła się na kapitulację. W takim wypadku na dzień następny zapowiadano intensywne naloty powietrzne i ostrzał artyleryjski lewobrzeżnej części miasta.
1 Wytyczne Dowództwa Grupy Armii „Północ” dla 3 armii w sprawie postępowania wobec Warszawy z 15 września 1939, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 564.
Mężczyzn zdolnych do służby wojskowej miano kierować do specjalnych obozów. Akcję propagandowego nacisku dla osłabienia woli walki załogi wojskowej i cywilnych mieszkańców miasta prowadzili Niemcy także i innymi metodami, o czym napiszemy szerzej w kolejnym rozdziale.
Pierwszym etapem niemieckiego planu opanowania Warszawy było zamknięcie jej szczelnym pierścieniem okrążenia. Manewr ten rozpoczęła 3. Armia, a ściślej jej I Korpus Armijny, który miał zadanie okrążyć miasto od wschodu. Wojska te zresztą nie były przeznaczone do bezpośredniego szturmu na miasto, nawet na jej część prawobrzeżną— Pragę. Kontakt bojowy z przeciwnikiem w tym sektorze został nawiązany 17 września. O wiele wolniej zaciskał się pierścień okrążenia stolicy Polski od zachodu i południa, co wynikało z zaangażowania Niemców w bitwie nad Bzurą.
Zwrot zaczepny rozpoczęty przez Armię „Poznań” i część Armii „Pomorze”, określany bitwą nad Bzurą, miał bardzo ważne znaczenie dla przebiegu walk o Warszawę. Niemiecki XVI Korpus Pancerny, który dotarł na przedmieścia stolicy pod koniec pierwszej dekady września, po zakończonej fiaskiem próbie zajęcia miasta już na początku drugiej dekady, wystawił na przedpolach Warszawy tylko słabą przesłonę, część sił kierując nad Bzurę, część zaś (największą) — do okrążenia tych oddziałów polskich, które po przekroczeniu Wisły znalazły się na zachód od Bugu. Niemcy czasowo poniechali więc szturmu na stolicę Polski, koncentrując się na uzyskaniu rozstrzygnięcia w bitwie nad Bzurą oraz okrążeniu i rozbiciu pozostałości polskich wojsk operacyjnych. Zakończenie rozprawy z wojskami generałów Kutrzeby i Bortnowskiego, a także rozbicie pod Tomaszowem Lubelskim resztek wojsk polskiego Frontu Północnego i Armii „Lublin” umożliwiło niemieckiemu dowództwu zajęcie się problemem Warszawy. Już 18 września OKH nakazało dowódcy Grupy Armii „Południe” gen. Gerdowi
Rundstedtowi przystąpić do przegrupowania wojsk z myśląo przygotowaniach do szturmu na Warszawę. Wykonanie tego zadania gen. Rundstedt powierzył 8. Armii gen. Johannesa Blaskowitza. 19 września ukazał się jego rozkazo zmianie ugrupowania armii przed natarciem na lewobrzeżną Warszawę2. Do natarcia na miasto miały być skierowane dwa Korpusy Armijne: XI (dowódca gen. Wilhelm von Leeb) i XIII (gen. Maximilian von Weichs) wspierane artylerią z odwodu Naczelnego Dowództwai wzmocnione pionierami z 10. Armii gen. Waltera Reichenaua. Pozostała część wojsk tej armii, zwłaszcza XV Korpus Armijny gen. Hermanna Hotha, miała pozostać na zachodnim brzegu Bzury dla oczyszczania terenu po zakończonej bitwie. Jednocześnie do pozorowanego natarcia na wschodnią część Warszawy szykowała się— o czym strona polska nie wiedziała — 3. Armia z Grupy Armii „Północ” dowodzona przez gen. Georga von Küch- lera. O tym jak duża miała być intensywność prowadzonego ognia świadczą przydziały amunicji: XIII Korpus Armijny — 657 ton, XI Korpus Armijny — 562 tony i 623. pułk artylerii — 91 ton.
26 września gen. Blaskowitz wydał kolejny rozkaz, w którym nakazywał kontynuować szturm na miasto i w dniu następnym zdobyć pierwszy obiekt natarcia. Zadania korpusu gen. von Weichsa nie zostały zmienione. XI Korpus Armijny miał rozpocząć wstępne natarcie 27 września o godz. 6.00, a główne — dwie godziny później. W tym dniu lotnictwo do zadań specjalnych miało od godz. 6.30 bombardować, w pierwszej kolejności bombami burzącymi, obiekty ważne z wojskowego punktu widzenia. Artyleria miała od północy prowadzić ogień nękający.
Nieco inaczej wyglądały przygotowania do działań 3. Armii. Ich właściwy sens przedstawiał meldunek dowódz-
2 Rozkaz dowódcy 8 Armii o zmianie ugrupowania armii przed natarciem na lewobrzeżną Warszawę z 19 września 1939, Ibidem, 573-574.
twa tego związku operacyjnego do dowództwa Grupy Armii „Północ” z 24 września3. Wynika z niego, że wykonywano „[...] zadanie nękania przeciwnika i upozorowania rychłego natarcia na Pragę”. Nie prowadzono więc natarcia mającego na celu przełamanie pozycji przeciwnika, lecz jedynie pozorowano taki zamiar. Do 21 września starano się przeciwnika dezorientować co do czasu rozpoczęcia szturmu oraz nękać intensywnym ogniem wszystkich broni. Przykładowo w nocy z 20 na 21 września, po silnym przygotowaniu artyleryjskim, Niemcy rozpoczęli natarcia na Annopol, Bródno i Saską Kępę. Kolejnej nocy prowadzili ogień nękający i przeprowadzili lokalne natarcie na Zacisze. Za to nastawiono się na zwalczanie rozpoznanych stanowisk artylerii, rozpoznanych gniazd oporu przeciwnika i dróg dojazdowych. Najważniejszym wszakże zadaniem było niszczenie infrastruktury miejskiej, w szczególności tej, która służyła zaopatrywaniu ludności. Od 23 września nadal prowadzono ogień nękający i starano się udaremniać próby przedzierania się do miasta oddziałów polskich. W dalszym ciągu zakładano prowadzenie walki w taki sposób, aby przeciwnik oceniał to jako przygotowania do natarcia. Nastawiono się zaś na aktywne działania w rejonie Modlina.
Z powyższego wynika, że Niemcy przygotowywali się do generalnego szturmu jedynie na lewobrzeżną część miasta. Do tego też zadania skoncentrowali duże siły lądowe, korzystające z bardzo silnego wsparcia lotniczego. Zadaniem pierwszoplanowym miało być złamanie morale ludności cywilnej przez dokonanie zniszczeń w mieście; dopiero od 27 września koncentrowano ogień artyleryjski na obiektach wojskowych. Nieprzyjaciel, pomny niepowodzeń w walkach prowadzonych przez 4. DPanc. w dniach 8-9 września na Ochocie i poniesionych wówczas dużych
3 Meldunek dowództwa 3 Armii do Dowództwa Grupy Armii „Północ” o realizacji przygotowań do natarcia na Pragę z 24 września 1939, Ibidem, s. 593-594.
strat w broni pancernej, tym razem obrał taktykę nacierania z wykorzystaniem swej przewagi, głównie w artylerii i lotnictwie. Przewidział też udział grup szturmowych obficie wyposażonych w środki bojowe szczególnie przydatne do walki w mieście. Na Pradze zaś zastosował taktykę działań pozorujących, rezygnując z generalnego szturmu.
W przededniu decydującego szturmu Niemców na stolicę całość broniących ją sił polskich była podzielona na dwa odcinki: „Warszawa-Zachód” (dowódca płk Porwit) i „War- szawa-Wschód” (gen. Zulauf).
Odcinek „Warszawa-Zachód” był podzielony na pod- odcinki:
„Północ” (ppłk Tewzadze), składający się z ośrodków obrony: „Bielany” ppłk. Małka (60. pp); „Wawrzyszew” ppłk. Jana Popka (część 61. pp i batalion 59. pp); „Babice” mjr. Decowskiego (3. batalion 26. pp); „Fort Bema” mjr. Bronisława Wadasa (2. batalion 144. pp); „Marymont” kpt. Rożnowskiego (4. batalion 30. pp); zgrupowanie ppłk. Okulickiego z ośrodkami oporu: „Górce” mjr. Spychalskiego (batalion „Stołeczny”), „Fort Wolski” mjr. Feliksa Mazurkiewicza (1. batalion 360. pp) i „Przedmieście Wola” mjr. Stanisława Piękosia (4. batalion 360. pp); w odwodzie lotniczy oddział szturmowy mjr. Zbrowskiego i kompania czołgów rozpoznawczych kpt. Antoniego Brażuka.
sPododcinek „Środkowy”, dowodzony przez ppłk. Kalan-
dyka, był podzielony na ośrodki obrony: „Wola” mjr. Antoniego Sanojcy (3. batalion 40. pp); „Czyste” mjr. Antoniego Kassiana (2. batalion 40. pp); „Ochota” mjr. Artemiego Aroniszydze (2. batalion 41. pp); w drugim rzucie 3. batalion 360. pp.
Pododcinek „Południe”, dowodzony przez ppłk. Galińskiego, był podzielony na ośrodki oporu: „ul. Puławska” mjr. Mieczysława Ducha (4. batalion 21. pp),; „Sielce” mjr. Józefa Rosieka (rezerwowy batalion strzelców); drugi rzut
na ul. Szucha pod dowództwem mjr. Władysława Kańskiego (2. batalion 360. pp).
W odwodzie płk Porwit dysponował 144. pp ppłk. Władysława Dzióbka, batalionem „Cytadela II” mjr. Aleksandra Sawika oraz innymi pododdziałami.
Odcinek „Warszawa-Wschód” podzielony był na podod- cinki „Północny” i „Południowo-wschodni”.
Pododcinek „Północny”, dowodzony przez płk. Wilhelma Liszkę-Lawicza, dzielił się na rejony: „Pelcowizna” ppłk. Konstantego Zaborowskiego (79. pp i 4. batalion 210. pp); „Targówek” mjr. Antoniego Bedronka (78. pp); „Elsnerów” płk. Stanisława Fedorczyka (60. pp i 3. batalion 41. pp). W odwodzie pozostawały siły 1. pp „Obrony Pragi” ppłk. Stanisława Milana i Brygady Obrony Narodowej płk. Kazum-bek Dżangir Beja.
Pododcinek „Południowo-wschodni”, dowodzony przez płk. Eugeniusza Żongołłowicza, był podzielony na rejony: „Utrata” ppłk. Franciszka Węgrzyna (26. pp); „Grochów” płk. Stanisława Sosabowskiego (21. pp); „Saska Kępa” ppłk. Stefana Kotowskiego (336. pp). Dowódca odcinka dysponował odwodem w składzie: 1. batalion 40. pp, 3. batalion 144. pp oraz artyleria.
Do dozorowania Wisły przydzielono zgrupowanie kawalerii mjr. Józefa Juniewicza, a dowódcą ubezpieczającym mosty na Wiśle w Warszawie był kpt. Antoni Krzyżanowski. Załogą „Cytadeli” dowodzi płk Jan Hyc, a zgrupowaniem pancernym — rtm. Stanisław Grąbczewski4.
Jaki wobec tego był stosunek sił obu stron w przed decydującym starciem? Posłużmy się obliczeniami, aczkolwiek szacunkowymi, dokonanymi przez płk. Porwita. Ocenia on, że w sektorze obrony lewobrzeżnej części miasta Niemcy posiadali 45 batalionów piechoty, Polacy— 23; baterii artylerii lekkiej odpowiednio — 72 i 16;
4 L . G łowack i , Obrona Warszawy i Modlina, s . 204—217.
baterii artylerii ciężkiej — 78 i 10. Niemcy mieli ponadto dwie baterie artylerii najcięższej, a Polacy takiej artylerii nie posiadali. Niemieckie wojska lądowe były wspierane przez 300 samolotów bombowych i szturmowych; Polacy nie mieli ich w ogóle. Przewaga Niemców w piechocie była więc co najmniej dwukrotna, a w artylerii aż sześciokrotna. Do tego przeciwnik dysponował w tym sektorze odwodami w sile dwóch dywizji piechoty i dwóch dywizji lekkich, strona polska zaś praktycznie posiadała tylko słabą, w większości złożoną z ochotników, 13 DP5.
Mniej niekorzystny dla Polaków był stosunek sił w sektorze obrony Pragi. Z wyliczeń tego samego autora wynika, że Niemcy posiadali tam 27 batalionów piechoty, Polacy— 20, co dawało stosunek w piechocie 1,35:1. W artylerii Niemcy mieli przewagę dwukrotną (w bateriach artylerii lekkiej: 27:15; w bateriach artylerii ciężkiej: 33:11). Ponadto Niemcy dysponowali baterią artylerii najcięższej (Polacy takiej nie posiadali) oraz mogli korzystać ze wsparcia wymienionej już floty powietrznej.
Dlaczego strona polska nie rozpoznała właściwych zamiarów przeciwnika i tak nieracjonalnie rozmieściła swoje siły, koncentrując ich większość na drugorzędnym froncie walk? Jedną z przyczyn były zapewne przesadne ambicje niektórych dowódców, zwłaszcza gen. Zulaufa, do — nie zawsze zgodnego z potrzebami operacyjnymi — skupiania pod swymi rozkazami jak największych sił. Nie bez winy był także gen. Czuma, któremu wojska te podlegały, jak i gen. Rómmel, pretendujący do roli najwyższego dowódcy wojskowego odpowiedzialnego za obronę Warszawy.
Tuż przed rozpoczęciem decydującego szturmu Niemców na Warszawę za obronę jej lewobrzeżnej części, na którą nieprzyjaciel skierował główne uderzenie odpowiadało zgrupowanie płk. Porwita ze stanowiskiem dowodzenia
5 M. P o r w i t, Obrona Warszawy, s. 246-247.
umieszczonym w gmachu Komendy Policji przy Nowym Swiecie. Szefem sztabu był mjr Jan Becher. Obrona dzieliła się na odcinek północny (od Wisły do Fortu Bema)— dowódca ppłk Tewzadze. Odcinek ten podzielony był na pozycje wysunięte w postaci ośrodków oporu „Bielany”— 60. pp ppłk. Stanisława Małka i „Babice” — 3. batalion26. pp mjr. Decowskiego. Pozycja główna dzieliła się na trzy odcinki batalionowe: „Żoliborz” — 4. batalion 30. pp kpt. Rożnowskiego, „Buraków” („Waryszew”) — 61. pp por. Hugona Blechera i „Fort Bema” — 2. batalion 144. pp mjr. Bronisława Wadasa oraz pozycja ryglowa wzdłuż Wisły — batalion „Cytadela” kpt. Zygmunta Rosińskiego. Drugą linię obrony stanowiły ośrodki: „Cytadela” — płk Hyc i „Cmentarz Powązkowski”, przewidziany do obsadzenia przez jeden z pułków 15. DP. Artylerią bezpośredniego wsparcia w tym sektorze dowodził ppłk Antoni Wojtanowicz. Z odcinkiem tym sąsiadowała zgrupowana na lewo od niego „Samodzielna pozycja Blizne-Chrzanów” ppłk. Okulickiego. Odcinek środkowy ppłk. Kalandyka bronił sektora od Fortu Bema do Ochoty. Dzielił się na trzy odcinki: „Wola” — 3. batalion 40. pp mjr. Antoniego Sanojcy, „Dworzec Zachodni” — 2. batalion 40. pp mjr. Antoniego Kassiana i „Ochota” — 2. batalion 41. pp mjr. Artemiego Aroniszydze. Bezpośredniego wsparcia artyleryjskiego udzielało zgrupowanie mjr. Leona Fryca. Odcinek południowy ppłk. Galińskiego miał linię wysuniętą w postaci samodzielnych punktów oporu „Augustówka”, „Fort Czerniaków”, „Fort Dąbrowskiego”, „Królikarnia” i „Fort Mokotów”. Pozycja główna dzieliła się na dwa odcinki: „Mokotów” w sile dwóch batalionów dowodzonych przez mjr. Ducha i „Sielce” — batalion „Rembertowski” mjr. Józefa Rosieka. Drugą linię stanowiły obsady odcinków: „Pole Mokotowskie” — 3. batalion 360. pp mjr. Wacława Niedzielskiego, „Łazienki” — 2. batalion 360. pp mjr. Władysława Kańskiego. Artylerią bezpośredniego wsparcia
dowodził ppłk Józef Lankau. Poszczególnym odcinkom przydzielono artylerię ppanc. i artylerię lekką przeznaczoną do walki z bronią pancerną. W odwodzie dowódcy Armii „Warszawa” przewidzianym do wykorzystania na korzyść wojsk płk. Porwita znajdował się 56. pp z 25. DP płk. Wojciecha Tyczyńskiego, 29. pp z 25. DP dowodzony przez ppłk. Franciszka Gryla, 62. pp z 15. DP ppłk. Kazimierza Heilmana-Rawicza i 59. pp z 15. DP. ppłk. Stanisława Rutkowskiego. Łącznie ich siła szacowana była na równowartość 7 batalionów piechoty6.
Dnia 22 września siły dowodzone przez płk. Porwita liczyły ogółem 604 oficerów, 2426 podoficerów i 15 627 szeregowców; łącznie 18 657 żołnierzy. Były one wyposażone w broń piechoty (188 cekaemów, 363 erkaemy, 196 granatników, 21 moździerzy) oraz artylerię (44 działka ppanc. i 91 dział polowych)7.
O wiele korzystniej na tym tle —jak już wspominaliśmy— przedstawiała się sytuacja bronionego przez zgrupowanie gen. Zulaufa Odcinka „Wschód” mającego, w jego przekonaniu, stawić czoło 3. Armii gen. Kuchlera. Siły polskie w tym sektorze liczyły łącznie 39 424 żołnierzy (1257 oficerów i 38 167 podoficerów i szeregowców). Ich uzbrojenie stanowiło 390 cekaemów, 95 dział polowych i 50 dział ppanc.8. Przytoczone liczby pokazują, że siły przedmościa praskiego, gdzie zagrożenie było znacznie mniejsze, dwukrotnie przewyższały liczebność wojsk przedmościa zachodniego, które musiały stawić czoła uderzeniu głównych sił niemieckich. Do tych zestawień dodać należy także odwód podporządkowany gen. Knollowi-Kownac- kiemu oraz ośrodki zapasowe; ich liczebność jest jednak
6 Ibidem, s. 192-197.7 Raport stanu Odcinka „Zachód” z 22 września 1939, w: Obrona
Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 368-371.8 Raport stanu Grupy gen. J. Zulaufa z 22 września 1939, Ibidem,
s. 382-384.
niemożliwa do ustalenia. Szacunkowo można przyjąć, że załoga stolicy przed decydującym szturmem Niemców liczyła w przybliżeniu ponad 90 tys. żołnierzy. Trzeba jednak pamiętać, że liczba ta obejmuje także formacje nieliniowe.
Zanim gen. B laskowitz uruchomił uderzenie sił lądowych na lewobrzeżną Warszawę — a nastąpiło to rano 26 września— w przeddzień do akcji wkroczyło lotnictwo. Jak wspominaliśmy, celem bombardowań nie były w tym dniu obiekty wojskowe, lecz najgęściej zbudowane rejony miasta.
Niemieckie lotnictwo po zakończeniu innych zadań wykonywanych na korzyść wojsk lądowych mogło w trzeciej dekadzie września powrócić do przygotowanego jeszcze przed wojną planu totalnego zniszczenia Warszawy. Sztab Luftwaffe (OKL) czynił do tego staranne przygotowania. Siły 1. Floty Powietrznej przeznaczone do bombardowania Warszawy podporządkowano 4. Flocie Powietrznej. Dowództwo nad lotnictwem wydzielonym do bombardowania stolicy Polski powierzono gen. Wolframowi von Ri- chthofenowi, dowódcy lotnictwa do zadań specjalnych9. W tym wypadku to specjalne zadanie miało polegać na praktycznym sprawdzeniu teorii zmasowanych uderzeń bombowych włoskiego teoretyka wojskowego gen. Giulio Douheta.
25 września Niemcy rozpoczęli intensywne — o skali do tej pory nie notowanej, ale zgodnej z założeniami wojny totalnej — bombardowanie Warszawy. Ich celem było przede wszystkim sterroryzowanie cywilnych mieszkańców stolicy. Bombardowano bowiem rejony najgęściej zaludnione, w tym centrum miasta, a nie pozycje wojskowe rozmieszczone na jego obrzeżach. Główne zadania wykonywały bombowce nurkujące Junkers Ju-87 Stukas, których
9 Polski czyn zbrojny w II wojnie światowej. Wojna obronna, s. 750.
w akcji uczestniczyć miało ponad 240. Ich celem było dokończenie zniszczenia elektrowni, gazowni, wodociągów i innych wytypowanych obiektów uznanych za siedziby władz wojskowych i administracyjnych. Atakowano też obiekty zabytkowe i inne cenne dla kultury narodowej budowle. W akcji uczestniczyło także 100 dwusilnikowych samolotów bombowych Domier Do-17 i — ze względu na ich duży udźwig — ok. 30 trzysilnikowych samolotów transportowych — Junkers Ju-57. Samoloty niemieckie, korzystając niemal z całkowitej bezkarności, wobec bardzo słabej obrony przeciwlotniczej, otrzymały zadanie burzenia całych kwartałów miasta. Wykorzystywano do tego bomby burzące i zapalające. Atakowano głównie dzielnice mieszkaniowe. Efekt tych działań był porażający. Oto jak zapamiętał je płk Rola-Arciszewski:
„[...] Warszawa spowita gęstym obłokiem dymu i kurzu, z którego w nielicznych miejscach wytryskują płomienie. Na ulicach dym niby mgła nieprzebita. A z góry w tę mgłę, w ten kipiący kocioł kurzu, dymu i płomieni, nurkują z wyciem niemieckie samoloty, tysiącami bomb najcięższego kalibru obrzucając «cele wojskowe»! Na NowymŚwiecie i Nalewkach!
Warszawę ogarnia groza. Płoną całe dzielnice. Nikt nie gasi ognia, bo i nie ma czym gasić. W gruzy rozpadają się potężne kamienice, a spod gruzów, z rozżarzonych piwnic, wypadają oszalałe z przerażenia gromady ludzi, szukając schronienia w innej kamienicy, która za chwilę też zapadnie się z hukiem gromu. Wszędzie — na jezdni, w bramach kamienic, na charakterystycznych warszawskich podwórkach, między czeluściami murów — zabici, konający, wzywający ratunku”10.
Niemniej plastyczny opis sytuacji miasta po tym bombardowaniu przedstawił płk Tomaszewski, pisząc:
10 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 326.
„[...] Wieczorem ustało całodzienne bombardowanie. Pożary, zlewające się w perspektywie w jedno, dawały wrażenie, że cała Warszawa wraz z Pragą płoną, że wszystko jest jednym morzem ognia i dymu. Z piwnic, z dołów i okopów doraźnie wykopanych poczęły się wynurzać tłumy ludności. Jedni błądzili w cichej rozpaczy szukali schronienia, inni rzucali się, by gasić, tłumić pożary, nie dopuszczać do ich rozszerzenia się. Dopiero teraz zaczęły nadchodzić meldunki obrazujące całość. Okazało się, że ilość pożarów byłaby niewspółmiernie większa, gdy nie ofiarność członków ochrony przeciwlotniczej [biernej — L.W.], którzy przez cały dzień trwając na posterunkach, na dachach, na strychach, gasili piaskiem zapalające bomby, zmniejszając pożary, ratując dobytek, przerywając rękami, pazurami szalejący żywioł”11.
Opis skutków tych bombardowań znajdujemy także we wspomnieniach gen. Rómmla. Czytamy tam m.in.:
„[...] Tymczasem Niemcy z premedytacją bombardują najgęściej zamieszkałe dzielnice miasta, m.in. ul. Marszałkowską, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Chmielną, pl. Napoleona, Jasną i inne. Rannych przenosi się do kościołów. Nad miastem powstaje czarna chmura dymu, oświetlona z dołu pożarami. Bombardowanie lotnicze i artyleryjskie miasta wzmaga się, ulice są przepełnione rannymi i zabitymi. [...]
Widok umierającego miasta robi na wszystkich przygniatające wrażenie. Olbrzymie miasto z jego pięknymi ulicami, placami zabytkowymi gmachami zmieniło się nie do poznania. Smród spalenizny i rozkładających się ciał ludzkich i trupów końskich, wywoływał wstrząsające wrażenie. W niedalekiej odległości od nas przy konającym mężczyźnie klęczał ksiądz, udzielając ostatniej pomocy
11 T. Tomaszewsk i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 78 .
duchowej, obok szlochała kobieta z małym dzieckiem, widocznie żona. Gdzie tylko spojrzeć, wszędzie widać było ogrom ludzkiego cierpienia i bezmiar nieszczęścia. Byliśmy wobec szalejącego żywiołu całkowicie bezsilni”12.
A oto zapis w dzienniku wojennym jednej z formacji Luftwaffe: „[...] Po zapadnięciu nocy (z 25 na 26 września) krwistoczerwona pożoga z dala świadczy o płonącej stolicy nad Wisłą. Warszawa krwawi z tysiąca ran”13.
Legły w gruzach szpitale, kościoły; poważnie został zniszczony Zamek Królewski i Ratusz. Wiele ulic było zablokowanych. Nie działały wodociągi.
Lotnictwo niemieckie zrzuciło na Warszawę w tym dniu 560 ton bomb burzących i 72 tony bomb zapalających. Szacuje się, iż w bombardowaniu udział brało ponad 400 samolotów. Lotnicy niemieccy nie kierowali się żadnymi względami humanitarnymi czy konwencjami międzynarodowymi. Płk Porwit napisał:
„[...] Nie oszczędzali lotnicy niemieccy żadnych gmachów, zabytków ani kościołów. Chroniony międzynarodową konwencją znak Czerwonego Krzyża na dachach szpitali przestał mieć dla niszczycieli jakiekolwiek znaczenie”14.
Bombardowanie miasta trwało nieprzerwanie od godz. 8.00 do 18.00 (wg części źródeł od godz. 7.00 do 17.00). Niemcy korzystali w tej akcji z całkowitej niemal bezkarności wobec braku lotnictwa polskiego i słabości naziemnej obrony przeciwlotniczej. Sporadyczny ogień starała się prowadzić artyleria przeciwlotnicza, ale dysponowała znikomą liczbą pocisków, a ponadto prowadzenie skutecznego ognia utrudniał jej spowodowany dymami pożarów brak widoczności, który także był przyczyną niemożliwości prowadzenia ognia przez kilkadziesiąt cekaemów przeciw
12 J. R ó m m e l , Za honor i ojczyznę. Wspomnienia, s. 350-351.13 C. B e k k e r, Angrijfshohe 4000. Ein Kriegstagebuch der deutschen
Luftwajfe, Oldenburg 1964, s. 62-63.14 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 217.
lotniczych rozmieszczonych na dachach domów. Noc należała zaś do artylerii niemieckiej; ostrzeliwała ona miasto ze wszystkich stron. Szczególnie intensywnie ostrzeliwano Śródmieście. Mocno ucierpiał Ratusz, gdzie pod gruzami zginął wraz ze swymi współpracownikami wiceprezydent miasta Jan Około-Kułak. Zamiar nieprzyjaciela był czytelny: doprowadzić mieszkańców stolicy Polski do takiego stanu załamania moralnego, unicestwić w nich wolę oporu tak, by nie trzeba było wprowadzać do walki wojsk lądowych. O terrorystycznym charakterze prowadzonej akcji świadczyć mogło i to, że 26 września lotnictwo przeciwnika rozrzuciło nad Warszawą tysiące ulotek wzywających jej mieszkańców do poddania się, a jednocześnie zawierających groźbę, że odrzucenie tego żądania spowoduje wprowadzenie zasady zbiorowej odpowiedzialności.
Bombardowanie objęło nie tylko lewobrzeżną część miasta, ale i Pragę. Szacowano, że niemal co drugi dom w tej dzielnicy został zburzony. Poza stratami osobowymi, a te szacowane były na dziesiątki tysięcy zabitych i rannych, największym utrapieniem mieszkańców był brak wody; całkowitemu zniszczeniu uległy wodociągi miejskie, a liczba studni artezyjskich w mieście była niewielka. Praktycznie ludność od trzech dni pozbawiona była wody.
Opisywane „wyczyny” Luftwaffe wywarły wielki wpływ na morale ludności cywilnej stolicy, a także na żołnierzach, chociaż ich pozycje nie były tak intensywnie atakowane. Zawiodły jednak rachuby Niemców na złamanie ducha obrońców i zmuszenie ich do rezygnacji z oporu. Wywarły jednak wpływ na psychikę dowódców odpowiedzialnych za obronę miasta, o czym piszemy w kolejnym rozdziale.
W niszczeniu stolicy Polski w dniach 24-27 września aktywnie uczestniczyła też artyleria obu okrążających miasto niemieckich Armii (8. i 3.). Ostrzeliwała ona wydzielone kwartały miasta z zadaniem ich zupełnego zniszczenia. Dlatego ogień koncentrowany był na elektrowni, filtrach,
stacji pomp wodociągowych, gazowni, sieci telefonicznej. Obiekty te ostrzeliwała głównie artyleria ciężka, w tym specjalnie sprowadzona bateria moździerzy 210 mm. Artyleria lekka prowadziła zaś ostrzał pozycji wojskowych.
Dokonane zniszczenia spowodowały, że 26 września warszawskie centrale telefoniczne zostały odcięte od abonentów. Dowództwo Obrony Warszawy pozbawione zostało łączności z dowództwami odcinków; łączność zastępczą udało się zorganizować po upływie doby.
Zanim jeszcze rozpoczęło się generalne natarcie sił niemieckich, już 25 września część z nich podjęła próbę opanowania polskich punktów oporu wysuniętych poza główną linię obrony. Lotnictwo silnie bombardowało pozycję „Bielany”, obsadzoną przez nieliczny 60. pp ppłk. Małka. Niemcy opanowali usytuowany na północ od tej pozycji wał strzelniczy, którego nie udało się odzyskać mimo próby kontrataku. Intensywnie bombardowana była pozycja „Wawrzyszew”, obsadzana przez pozostałości61. pp pod dowództwem por. Blechlera. Nacierała na tym kierunku też piechota wspierana ogniem artylerii, ale nie uzyskała powodzenia. Około 16.00 zaatakowane zostały pozycje umocnionego punktu oporu „Babice”, bronione przez uszczuploną załogę 3. batalionu 26. pp dowodzoną przez mjr. Decowskiego. Ostatecznie w nocy z 25 na 26 września Niemcy zdobyli ten punkt oporu. Natarcie to prowadziła niemiecka 19. DP z XI Korpusu Armijnego. Nie mieściło się ono jednak w koncepcji natarcia głównego, które dzień później miał rozpocząć XIII Korpus Armijny, a jedynie służyło wykonaniu postawionego XI Korpusowi przez dowódcę armii zadania opanowania drogi prowadzącej z Babic do Warszawy.
Jak wspomnieliśmy, rankiem 26 września oddziały lądowe 8. Armii niemieckiej (XIII Korpus Armijny) uderzyły na lewobrzeżną Warszawę. Natarcie zostało poprzedzone intensywnym ostrzałem artyleryjskim pozycji poi-
skich. Około godz. 8.00 do akcji, po intensywnym przygotowaniu ogniowym, weszły grupy szturmowe piechoty. Główne uderzenie zostało skierowane na Mokotów. Walka z wrogiem pochłaniała wielkie ilości amunicji, zwłaszcza artyleryjskiej, której braki obrońcy odczuwali szczególnie dotkliwie. Do płk. Leonarda Lubańskiego, dowódcy artylerii Armii „Warszawa”, napływały meldunki alarmujące, że przewidywane bardzo skromne dotacje amunicji artyleryjskiej zostały wielokrotnie przekroczone.
Atakowały wojska XIII Korpusu Armijnego, które według wyliczeń płk. Porwita, dysponowały 135 armatami różnych kalibrów. I to właśnie ich ogień miał torować drogę oddziałom szturmowym. Na pozycje bronione przez wojska płk. Porwita uderzyła 10. DP, atakująca prawe skrzydło odcinka południowego ppłk. Galińskiego, i 46. DP, nacierająca z rejonu Wilanowa w ogólnym kierunku na Czerniaków. Na drodze tej ostatniej stała załoga Fortu „Czerniaków”. Chociaż nie miał on już tak dużego znaczenia dla władz cywilnych (wcześniej umiejscowiona była w nim rozgłośnia Polskiego Radia „Warszawa II”), to z wojskowego punktu widzenia stanowił ważny punkt wsparcia dla linii czat przesłaniających pozycje obronne zajmowane przez ugrupowanie mjr. Ducha. Załogę fortu stanowiły pododdziały ochotniczego batalionu im. Ordona por. Jana Pietrzyka i także ochotniczego batalionu „Obrony Warszawy” 360. pp kpt. Konstantego Zbijewskiego. Mimo intensywnego moździerzowego ognia przeciwnika, ochotnicy prowadzili bohaterską walkę. Dochodziło nawet do walki wręcz. Straty przeciwnika były duże. Przewaga Niemców była jednak tak wielka, że opanowali grzbiet fortu, a następnie, stosując środki dymne i gazy bojowe, starali się zmusić załogę do opuszczenia zajmowanych pomieszczeń fortu. Około godz. 11.00 doprowadzili do wysadzenia części fortu wraz z obrońcami. Zginąć miało ok. 20 żołnierzy, w tym 3 oficerów. Resztka pozostałych przy
życiu żołnierzy skapitulowała. Grupie 35 obrońców na czele z ppor. Michałem Gazickim udało się wycofać i obsadzić o świcie dnia następnego stanowiska w rejonie ulic Mącznej i Czerniakowskiej15. Nieudany okazał się zarządzony przez ppłk. Galińskiego kontratak szwadronu marszowego rtm. Antoniego Wieniawskiego, przeprowadzony w celu odbicia utraconego poprzedniego dnia Fortu Dąbrowskiego. Grupy szturmowe 46. DP ostatecznie zajęły Czerniaków broniony przez załogę kpt. Konstantego Zbijewskiego, który odebrał sobie życie. Nieprzyjaciel następnie skierował się ku ul. Chełmskiej, atakując pozycje zajmowane przez ośrodek oporu „Sielce” dowodzony przez mjr. Józefa Ro- sieka. Ten zdecydował się na przeprowadzenie kontrataku, który jednak załamał się przy cmentarzu Czerniakowskim. Utracono punkt oporu „Królikarnia”, który starał się odbić dowódca odcinka ppłk Galiński, ale został ciężko ranny i zmarł. Dowodzenie po nim przejął ppłk Tadeusz Daniec. Najkrwawsze walki trwały na przedpolu ul. Chełmskiej, lecz obrońcy odcinka „Sielec” utrzymali pozycję główną obrony. W wyniku walk prowadzonych 26 września w sektorze odcinka południowego Niemcy zaledwie zbliżyli się do polskiej pozycji głównej. W meldunku o sytuacji na godz. 23.45 tego dnia płk Porwit informował, że Niemcy w strefie odpowiedzialności odcinka południowego niedużymi siłami wtargnęli w przedni skraj pozycji w rejonie wału przy basenie wodociągowym, po obu stronach ulicy Puławskiej i Krasickiego16. Zarządzone zostało przywrócenie wcześniej zajmowanych pozycji.
Zacięte walki trwały i w pasie obrony odcinka środkowego bronionego przez wojska dowodzone przez ppłk. Kalandyka. Zanim rozpoczął się 26 września szturm Niem
15 L. G ł o w a c k i , Obrona Warszawy i Modlina, s. 265.16 Meldunek sytuacyjny dowódcy odcinka „Zachód” z 26 września
godz. 23.45, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 480-482.
ców, dowódca tego odcinka po otrzymaniu wzmocnienia w postaci 29. i 56. pp z 25. DP, za zgodą przełożonych,o godz. 3.00 zarządził natarcie siłami 56. pp płk. Wojciecha Tyczyńskiego dla odbicia Fortu Szczęśliwice. Atak przeprowadził 1. batalion mjr. Władysława Legutki, ale akcja była nieudana i okupiona licznymi stratami. Co prawda Polakom udało się dotrzeć do Szczęśliwie, ale u podejścia do fortu znaleźli się w silnym ogniu broni maszynowej, moździerzy i artylerii, przez co zostali zmuszeni do zalegnięcia, a następnie wycofania się. Najsilniej atakowane w tym dniu były pododcinki „Dworzec Zachodni” i „Ochota”. Niemcy po godz. 9.00 rozpoczęli wychodzące z rejonu Włoch generalne natarcie siłami 31. DP. Niemcy nacierali też wzdłuż szosy Grójeckiej, w styk ugrupowania 2. batalionu 41. pp i 2. batalionu 40 pp., a następnie także wzdłuż toru kolejowego. Na pierwszym odcinku, mimo chwilowego załamania linii obsadzonych przez 6. kompanię 41. pp, utrzymano zajmowane pozycje. Silne natarcie wyszło o godz. 9.30 na obsadę linii 2. batalionu 40. pp w sektorze „Czyste”. Nieprzyjaciel przełamał pierwszą linię obrony, a resztki broniących jej dwóch kompanii wycofały się na drugą linię w rejon ul. Częstochowskiej. Podczas walki ciężko ranny został dowódca tego batalionu mjr Antoni Kassian, który wkrótce zmarł. Straty w obydwu kompaniach były duże. Sytuacja została opanowana po przybyciu odwodowej kompanii z 360. pp. Nieprzyjaciel silnie napierał na linie obronne 5. kompanii 40. pp por. Jana Jelenia w rejonie fabryki karabinów, ale nie zdołał ich przełamać. Straty Polaków sięgały około 40%. Przybyło wzmocnienie, którym była odwodowa kompania 40. pp. Niemcy uzyskali pewne powodzenie, obsadzając część ul. Opaczewskiej. Generalnie straty terenowe Polaków nie były wielkie, a ponadto planowano ich odzyskanie po podejściu odwodów. Dowódca tego odcinka obrony ppłk Kalandyk nie ograniczył się do biernej obrony. Zarządził
kontratak grupy szturmowej por. Zdzisława Pacak-Kuźmir- skiego dla odzyskania parowozowni. Akcja zakończyła się powodzeniem, a przeciwnikowi zadano znaczne straty. Bardzo trudna sytuacja wytworzyła się w rejonie Pól Mokotowskich, gdzie utracono część terenu przylegającego do al. Żwirki i Wigury, ale nie doszło do rozerwania zajmowanej przez obrońców linii frontu; Polacy zdołali utrzymać zajmowane pozycje. Atakowane były i inne kompanie; poniosły one duże, szacowane na 40% straty. Posuwanie się przeciwnika zostało zahamowane przez pododdziały odwodowe.
Płk Porwit szybko reagował na zmiany sytuacji bojowej, kierując na najbardziej zagrożone odcinki odwody. Obrońców Ochoty wsparł siłami dwóch niepełnych batalionów dowodzonych przez płk. Tyczyńskiego. Również gen. Rómmel skierował tam swój odwód, który stanowił 29. pp ppłk. Floriana Gryla z 25. DP. Natarcie 31. DP, chociaż doprowadziło do niewielkiego włamania w polskie linie obronne, nie przyniosło Niemcom zasadniczego powodzenia. Polscy żołnierze wykazywali wielki upór i determinację w walce.
Na odcinku północnym dowodzonym przez ppłk. Tew- zadze sytuacja była znacznie korzystniejsza, był to bowiem sektor działania XI Korpusu Armijnego, który do natarcia przystąpić miał dopiero 27 września. Stąd, poza przedstawionym już utraceniem punktu oporu „Babice”, nie odnotowano nacisku przeciwnika. Duże straty w ludziach po stronie polskiej spowodował intensywny ogień niemieckiej artylerii.
Nie odnotowano także zdecydowanego naporu przeciwnika w sektorze obrony zgrupowania ppłk. Okulickiego, obsadzającego wysuniętą pozycję między odcinkiem środkowym a północnym, poza nieudaną — acz okupioną dużymi stratami obrońców (m.in. poległ dowódca kompanii por. Jerzy Pytlorz) — próbą ataku na pozycje obsadzane
przez batalion mjr. Józefa Spychalskiego. Pewien nacisk nieprzyjaciela odczuwalny był i na odcinku obrony w Forcie Wolskim, obsadzanym przez 4. batalion 360. pp, ale nie był on znaczący dla przebiegu linii frontu. Co więcej, ppłk Okulicki chcąc odciążyć obrońców Ochoty, uderzył grupą szturmową (złożoną z piechoty, lotniczego oddziału szturmowego i kompanii czołgów) dowodzoną przez mjr. Zygmunta Zbrowskiego z rejonu katolickiego Cmentarza Wolskiego na Czyste. Natarcie zadało Niemcom znaczne straty i zostało dopiero zatrzymane przez ześrodkowany ogień dwóch niemieckich dywizjonów artylerii. Pamiętać należy o tym, że zgrupowanie ppłk. Okulickiego tego dnia nie było jeszcze naciskane przez nieprzyjaciela, gdyż przewidziany do działań na tym kierunku XI Korpus Armijny miał wejść do walki dopiero nazajutrz.
Dokonując oceny walk prowadzonych 26 września, płk Porwit w cytowanym już meldunku stwierdzał:
„[...] Poza rejonem Czyste i Bliznę siły nacierającej piechoty niezbyt liczne. Powodzenie swe zawdzięczają ześrodkowaniom artylerii na wąskich przestrzeniach, na które własna artyleria słabo reaguje, mając zerwaną łączność”.
Jednocześnie przewidywał, że przeciwnik następnego dnia główny wysiłek skupi między torem kolejowym na Skierniewice a Wisłą, z jednoczesnym wiązaniem sił polskich na innych kierunkach. Polskie linie na odcinku północnym miały trzy rzuty batalionów, a na zachodnim i południowym — dwa. Płk Porwit postanowił przeprowadzić lustrację przedniej linii obrony. Udał się na odcinek południowy; udzielił wytycznych mjr. Rosiekowi co do sposobu organizacji obrony ośrodka „Sielec”, następnie odbył naradę z dowódcą 62. pp ppłk. Kazimierzem Heił- manem-Rawiczem, zalecając pewne zmiany w jego ugrupowaniu. Był na ogół optymistycznie nastawiony przed kolejnym dniem walki, chociaż wiedział o decyzji — był
uczestnikiem narady, na której ją podjęto — rozpoczęcia rozmów o zawieszeniu broni mających doprowadzić do kapitulacji miasta.
Jak można ocenić bilans walk prowadzonych 26 września przez 8. Armię gen. Blaskowitza? Ogólnie biorąc, nie uzyskała ona zakładanych celów. Jej siły w tylko niewielkim stopniu wdarły się w pozycje obronne zgrupowania płk. Porwita, nigdzie jednak nie przełamując głównej linii obrony. Czy był to wynik tylko determinacji Polaków? Wydaje się, nie umniejszając ogromnego bohaterstwa walczących polskich oddziałów, że pewien wpływ na to miała i postawa niemieckich dowódców, którzy na wszystkich szczeblach dowodzenia, poczynając od dowódcy armii, dbali o ponoszenie jak najmniejszych strat osobowych i nie wykazywali nadmiernej ochoty do twardego boju. Prawdopodobnie liczyli, że bombardowania z dnia poprzedniego, a także rozpoczęte później działania naziemne do tego stopnia obniżą morale obrońców Warszawy, iż zdecydują się oni na kapitulację. Było to rozumowanie niepozbawione racjonalności, co wykażemy w kolejnym rozdziale.
Walki prowadzone w połowie trzeciej dekady września w sektorze Pragi nie były tak intensywne jak w lewobrzeżnej części Warszawy. Wynikało to z koncepcji działań 3. Armii niemieckiej, która — o czym wspominaliśmy— starała się tylko markować przygotowania do zasadniczego natarcia na Pragę. Stąd 26 września intensywny ogień na pozycje obrońców prowadziła przede wszystkim artyleria, a zgrupowanie gen. Zulaufa nie odczuwało nacisku nieprzyjaciela. Doszło więc do swoistego paradoksu: znacznie słabsze siły płk. Porwita zostały zmuszone do odpierania potężnych uderzeń 8. Armii, a jednocześnie górujące nad nimi liczebnością wojska gen. Zulaufa nie były w zasadzie atakowane. Warto dodać, że 26 września zgrupowania gen. Zulaufa liczyło 1336 oficerów (stan walczących — 1038) i 39 409 podoficerów i szeregowców (stan bojowy — 32 976); łączny
stan to 40 755 żołnierzy17, a więc ich liczba zwiększyła się nieco w stosunku do stanu z 22 września.
Mimo podjęcia przez gen. Rómmla postanowienia— w wyniku narady wojennej odbytej w późnych godzinach wieczornych 26 września — o rozpoczęciu rozmów w sprawie kapitulacji i zwróceniu się do Niemców o zgodę na przerwę w działaniach wojennych, kolejny dzień zapowiadał jeszcze intensywniejsze ataki nieprzyjaciela. Można było tak sądzić, obserwując prowadzony przez Niemców intensywny, nieprzerwany ostrzał artyleryjski, przede wszystkim lewobrzeżnej Warszawy. W tej sytuacji płk Porwit dokonywał objazdu podległych mu pozycji i prowadził rozmowy z ich dowódcami o koncepcji dalszej walki. Nie przewidywano nowych rozwiązań, ani też wzmacnia wojsk, gdyż większość odwodów już znajdowała się w strefie walk.
Gen. Blaskowitz, co już sygnalizowaliśmy, na dzień 27 września nakazywał kontynuowanie działań zaczepnych dla ostatecznego przełamania polskich linii obronnych. Do natarcia w tym dniu przystąpić miał przede wszystkim XI Korpus Armijny. Lotnictwo do zadań specjalnych miało przeprowadzić intensywne bombardowanie tym razem celów wojskowych, i to przy użyciu bomb burzących.
Już od godzin rannych 27 września niemieckie oddziały szturmowe przystąpiły do kolejnego uderzenia na lewobrzeżną część miasta. Do walki włączył się także XI Korpus Armijny. Jednocześnie artyleria nieprzyjaciela kontynuowała ogień niszczący nieograniczony tylko do celów wojskowych. Największy nacisk był wywierany na pozycje obsadzane przez 60. pp ppłk. Małka, gdzie z Młocin wzdłuż Wisły nacierała 18. DP. Przewaga ogniowa i liczebna przeciwnika była tak duża, że pułk ten został zmuszony do stopniowego wycofywania się, choć ruch ten był powolny; w ciągu 14 godzin pułk cofnął się zaledwie
17 Raport stanu Grupy gen. J. Zulaufa z 26 września, Ibidem, s. 495^97.
0 kilometr. W ciągu blisko dwugodzinnych walk Niemcy opanowali klasztor marianów umiejscowiony przy Wiśle1 atakowali północy skraj Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego. Niemieckie siły nacierające z południa natarły także na pozycje bronione przez 61. pp (odcinek „Wawrzyszew”). Pułk ten poniósł straty sięgające 25% stanu, ale utrzymał zajmowaną pozycję.
Mimo stosunkowo niewielkich zysków terenowych przeciwnika, ppłk Tewzadze sytuację w sektorze 60. i 61. pp uznał za poważną i liczył się z koniecznością skierowania tam batalionów dowodzonych przez kpt. Bohdana Rożnowskiego i kpt. Zygmunta Rosińskiego18. Posuwanie się Niemców zostało zastopowane na stoku doliny na południe od lasku Bielańskiego.
Niemcy nacierali i w innych sektorach frontu odcinka północnego. Rankiem 27 września 19. DP uderzyła na linie obronne ośrodka „Babice” obsadzane przez żołnierzy mjr. Decowskiego. Trwały zażarte walki. Przewaga Niemców była jednak tak wielka, że obrońcy tego wysuniętego ośrodka w końcu ulegli, ponosząc w walce duże straty; m.in. zginął dowódca kompanii por. Feliks Szawłowski. Po zajęciu tego odcinka niemiecki dowódca 19. DP nie chciał dać wiary, iż jeden osamotniony batalion tak długo stawiał opór niemal całej dywizji. Utrzymany został Fort Bema, broniony przez 2. batalion 144. pp pod dowództwem mjr. Bronisława Wadasa, gdzie znajdowało się dowództwo tego pułku na czele z ppłk. Dzióbkiem. Duże straty poniosła kompania odwodowa tego pułku, której żołnierze starali się gasić powstałe pożary. Dość słabe oddziaływanie przeciwnika było za to odczuwane w sektorze obrony zgrupowania ppłk. Okulickiego, ale i tu notowano straty, szczególnie duże wśród oficerów. W odwodzie w rejonie Cmentarza Powązkowskiego skoncentrowany był batalion 59. pp
18 Meldunek sytuacyjny dowódcy odcinka północnego z 27 września, Ibidem, s. 520.
dowodzony przez mjr. Mieczysława Skoniecznego. Niemcom nie udało się więc przełamać polskiej głównej linii obrony; likwidowali tylko wysunięte poza nią punkty oporu.
Głównym ogniskiem walk w nocy z 26 na 27 września był sektor Ochoty. Stroną zaczepną byli tutaj Polacy. Ppłk Kalandyk po otrzymaniu wzmocnień usiłował odbić kwartał zabudowań między ulicami Częstochowską a Opaczewską, na zachód od ul. Grójeckiej, wraz z remizą tramwajową. Utworzył zgrupowanie składające się z 29. pp ppłk. Floriana Gryla w sile dwóch batalionów piechoty (2. batalion mjr. Alfonsa Kubosza i 3. batalion kpt. Jana Swidowskiego). Po początkowym powodzeniu Polacy nie osiągnęli zamierzonego celu, ponieśli zaś duże straty szacowane na ok. 400 zabitych i rannych żołnierzy; w tym wielu oficerów19. Efektem pozytywnym było zniechęcenie przeciwnika do prowadzenia natarcia w tym sektorze polskiej obrony. Zdziesiątkowane bataliony 29. pp zasiliły ośrodki oporu „Ochota” i „Dworzec Zachodni”.
Zacięte walki od rana 27 września toczyły się na pozycjach obsadzanych przez żołnierzy mjr. Rosieka. Do natarcia przeciwnik skierował 46. DP, która atakowała przede wszystkim punkt oporu „Sielce”. Ciężkie walki były prowadzone zwłaszcza wzdłuż ul. Belwederskiej. Kontratakowały bataliony 62. pp dowodzone przez ppłk. Heilmana-Rawicza, jak i 3. batalion 145. pp mjr. Ludwika Smolarza. Walką kierował osobiście dowódca odcinka ppłk Daniec. Najkrwawsze walki toczyły się wzdłuż ul. Belwederskiej. Do natarcia został skierowany z odwodu 3. batalion 145. pp dowodzony przez ppłk. Ludwika Smolarza. Po walce na bagnety przeciwnik został odrzucony20. Opór Polaków mimo dużej przewagi przeciwnika, zwłaszcza ogniowej, spowodował, iż Niemcy uzyskali tylko niewielkie zyski terenowe; nie udało się im nawet
19 L. G ł o w a c k i , Obrona Warszawy i Modlina, s. 271.20 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 239.
zlikwidować dwóch wysuniętych pozycji obsadzanych przez podpułkowników Małka i Okulickiego. Dalekie to było od zadań, jakie stawiał swoim wojskom gen. Blaskowitz. Niemcy nie spodziewali się aż tak silnego oporu, a zwłaszcza tego, że niemal bezbronne miasto z początku wojny przekształciło się w twierdzę dość silnie ufortyfikowanąi bardzo zacięcie bronioną.
Polskie linie obronne na Górnym Mokotowie atakowała w tym dniu 10. DP. Determinacja obrońców była tak duża, że w większości utrzymano główną linię obrony. Ceną za to były duże straty osobowe, szczególnie dotkliwe wśród oficerów, w większości rezerwistów. Świadczy to o ich patriotyzmie, męstwie i gotowości do największych poświęceń w obronie Ojczyzny.
Praga i w tym dniu nie była miejscem poważniejszych walk. Niemcy w dalszym ciągu pozorowali swoje dążenia zaczepne. Taki charakter miały przeprowadzone przez nich w nocy z 26 na 27 września, nieudane zresztą natarcia na folwarki Antonów i Dotrzyma. Kolejne natarcie siłami dwóch kompanii piechoty z czołgami przeprowadzili na Saskiej Kępie, ale zostało one powstrzymane przed polskimi liniami obronnymi. Polacy także prowadzili rozpoznanie walką, czego przykładem może być wypad grupy mjr. Stanisława Thuna. Grupa wypadowa dotarła do ul. Wiatracznej, ale napotkawszy silny ogień przeciwnika powróciła na pozycje wyjściowe. Dochodziło też do innych drobnych walk. Analiza sytuacji na Pradze potwierdzała, że zamiarem przeciwnika było prowadzenie tam jedynie działań demonstracyjnych. Przeciwnik w zupełności osiągnął zamierzony cel, którym było związanie jak największych polskich sił.
Wieści o ciężkich walkach w Warszawie docierały daleko poza miasto. Z myślą o pomocy jej obrońcom zamierzały przebijać się do miasta jeszcze istniejące regularne i improwizowane oddziały i grupy żołnierzy. Akcję taką planował operujący w Puszczy Augustowskiej oddział kawalerii
mjr. Henryka Dobrzańskiego, ale, po dotarciu do Wisły w rejonie Okuniewa, zrezygnował z niej na wieść o kapitulacji stolicy.
W nocy z 25 na 26 września nastąpiła realizacja wcześniejszej decyzji gen. Rómmla, nakazanej jeszcze przez Naczelne Dowództwo WP, o ewakuacji ze stolicy personelu latającego. Z lotniska na Mokotowie odleciało w kierunku Węgier 11 samolotów i 2 szybowce „Komar”. Tą drogą ewakuowano pilotów z zamiarem dostarczenia ich do Francji. Samoloty dotarły do celu. Szybowce lądowały pod Grójcem, a dalszą drogę ich załogi odbywały drogą lądową. Do Węgier dotarli mjr Wyrwicki i ppłk Iżycki, którzy podróż odbyli jednomiejscowym samolotem P-ll. Ten drugi miał wraz z ppłk. Karolem Piaseckim zameldować się u marsz. Śmigłego-Rydza po odbiór rozkazu co do dalszej obrony Warszawy.
Intensywność walk w lewobrzeżnej Warszawie osłabła od południa 27 września, kiedy do oddziałów i pododdziałów zaczął docierać rozkaz gen. Czumy nakazujący wstrzymanie ognia już od godz. 12.00, jak też i analogiczny niemiecki, ustalający ten termin na godz. 14.00. Nie dotarł on jednak do wszystkich oddziałów i pododdziałów, tym bardziej, że wynegocjowane z Niemcami przerwanie walk miało obowiązywać dopiero od godz. 16.00.
Dwudniowe walki prowadzone w sektorze lewobrzeżnej Warszawy, mimo zaangażowania w nich stosunkowo dużych, świetnie wyposażonych i dysponujących potężną artylerią sił niemieckich, nie przyniosły napastnikowi dużych zysków terenowych. Pozycja główna zgrupowania bronionego przez oddziały płk. Porwita została utrzymana, poza niewielkim odcinkiem „Ochoty”. Co więcej, na jej przedpolu zdołały się utrzymać zgrupowania ppłk. Małkai ppłk. Okulickiego.
Cechą charakterystyczną działań strony polskiej w tej fazie walk była duża decentralizacja dowodzenia. Wynikało
to głównie z dwóch przyczyn: zniszczenia sieci łączności telefonicznej (przede wszystkim w wyniku bombardowań z 25 września) i konieczności pozostawienia dowódcom niższych ogniw dowodzenia względnie dużej samodzielności ze względu na trudności z ogarnięciem na najwyższym szczeblu dowodzenia niezwykle dynamicznie zmieniającej się (szczególnie w dniach 26-27 września) sytuacji bojowej. Ma to także związek ze specyficznym charakterem dowództwa Armii „Warszawa,” które wobec rozdzielenia jego ścisłego dowództwa (gen. Rómmel i szef jego sztabu płk Pragłowski przebywali w siedzibie Dowództwa Obrony Warszawy, podczas gdy sztab Armii „Warszawa” mieścił się w gmachu przy ul. Rakowieckiej) miało bardzo ograniczone możliwości względnie normalnego funkcjonowania. Gen. Czuma, wspomagany przez swój sztab, starał się co prawda wpływać na tok walki, ale ograniczał go w tym zarówno brak sprawnej łączności, jak i niewielki potencjał pozostających w jego dyspozycji odwodów. W tej sytuacji faktyczne dowodzenie walką sprawował płk Porwit, choći on zmagał się też z trudnościami wynikającymi z częstego przemieszczania się jego stanowiska dowodzenia. Bezpośrednie dowodzenie spoczywało więc na dowódcach odcinków, a także podległych im dowódcach oddziałów i pododdziałów.
Generalny szturm Niemców na Warszawę nie przyniósł im powodzenia militarnego, nawet w zakładanej przez nich, nader ograniczonej skali. Wydaje się jednak, że nie dążyli oni z pełną determinacją do zajęcia stolicy Polski w otwartej walce. Starali się raczej to osiągnąć metodą presji psychicznej, zwłaszcza na ludność cywilną. Służyły temu zmasowane bombardowania, które, niszcząc miastoi jego infrastrukturę, miały także terroryzować jego mieszkańców. Niemcy chcieli w ten sposób ograniczyć straty osobowe, jakie niechybnie wiązały się z prowadzeniem walki w terenie silnie zurbanizowanym. Na dużą skalę
wykorzystywali techniczne środki wałki, zwłaszcza lotnictwo oraz rozbudowaną artylerię, tym bardziej, że nie musieli się liczyć z ograniczeniami w zużyciu amunicjii bomb. Pomni doświadczeń z pierwszej próby opanowania miasta, sporadycznie tylko używali broni pancernej.
Broniący swej stolicy Polacy walczyli z determinacjąi poświęceniem, nie oddając pola silniejszemu i o wiele lepiej wyposażonemu nieprzyjacielowi. Stąd poniesione przez nich straty osobowe były duże. Nie dość, że nie ustępowali nieprzyjacielowi pod względem nasycenia technicznymi środkami walki, to jeszcze mogli z nich korzystać w sposób mocno ograniczony z uwagi na brak amunicji, szczególnie artyleryjskiej. Popełnili ponadto błędy w ugrupowaniu wojsk, skupiając większość sił na Pradze, gdzie Niemcy nie zamierzali prowadzić poważnych akcji zaczepnych, ograniczając się do działań pozorowanych.
Polityczne i militarne położenie, w jakim znajdowała się Polska w ostatniej dekadzie września 1939 r. nie stwarzało osamotnionej Warszawie realnych szans na kontynuowanie obrony. Nie przemawiały też już wówczas za tą obroną żadne racje operacyjne. Pozostawały imponderabilia: walkao honor i godność żołnierza polskiego. Jednak cena tej walki byłaby dla wojska, a przede wszystkim dla ludności cywilnej nazbyt wysoka, mimo że ludność ta gotowa była nadal wspierać obrońców, cierpliwie znosząc trudy życia w oblężonym i zrujnowanym mieście.
Straty, jakie Niemcy wyrządzili Warszawie w dniach 25-27 września były ogromne. Dotyczyły one nie tylko wojska, ale przede wszystkim właśnie ludności cywilnej. Wojsko, choć stosunkowo liczne, wobec wspomnianych niedostatków technicznych i materiałowych, nie mogło zapewnić miastu skutecznej osłony przed atakami Luftwaffe. W efekcie mieszkańcy byli dziesiątkowani przez terrorystyczne bombardowania, a ponadto pozbawiani przez nie elementarnych warunków egzystencji: zrujnowane budynki
mieszkalne, brak wody, żywności, energii elektrycznej, podstawowej opieki medycznej itp. W tych okolicznościach przedłużanie walki o Warszawę traciło wszelki sens. Mieli tego świadomość dowódcy wojskowi, kiedy, wspierani przez przedstawicieli społeczności cywilnej, podejmowali decyzję o kapitulacji miasta.
KAPITULACJA
Mimo że Warszawa nie była uwzględniania w polskich planach prowadzenia wojny z Niemcami, nie miała przeznaczonych do tego zadania sił i środków, przyszło jej odegrać w wojnie z III Rzeszą istotną rolę. Obrona tworzona na zasadzie improwizacji z doraźnie gromadzonych sił okazała się na tyle skuteczna, że trwała przez cztery tygodnie, a więc jeszcze wiele dni po rozbiciu polskich ugrupowań operacyjnych. Kierujący faktycznie tą obroną gen. Czuma, a zwłaszcza gen. Rómmel, nie dopuszczali przez długi czas myśli o poddaniu miasta. Natomiast takowe pomysły miały rzekomo być rozpatrywane w sztabie Armii „Warszawa”, choć bez udziału jej dowódcy. Jak pisał płk Tomaszewski: „[...] Radzono tam o powołaniu czegoś w rodzaju rządui o kapitulacji”1. Dyskusje na ten temat miały przybrać na sile na początku trzeciej dekady września.
Tymczasem Niemcy, po podjętej 8 września nieudanej próbie opanowania stolicy Polski za pomocą sił pancernych, mieli świadomość konieczności stoczenia twardej bitwy o to miasto. W drugiej dekadzie września zaabsorbowani byli przede wszystkim rozbiciem ugrupowania Armii „Poznań”
1 T . Tomaszewsk i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 63 .
i części Armii „Pomorze” w toku największego starcia w tej wojnie — bitwy nad Bzurą. Liczyli także na możliwość doprowadzenia do kapitulacji załogi miasta przez oddziaływania psychologiczne — stopniowe zaciskanie pierścienia okrążenia, intensywne bombardowanie lotnicze, apele o kapitulację.
Pisaliśmy już o psychologicznym oddziaływaniu na obrońców Warszawy przez akcję zrzucania ulotek. Zamierzano doprowadzić do kapitulacji miasta bez konieczności prowadzenia o nie walki z użyciem sił lądowych. Sami Niemcy jednak obiektywnie przyznawali, że „[...] Niemieckie ulotki propagandowe nie odnoszą żadnego skutku”2. 16 września na rozkaz samego Hitlera polecono dowódcy 3. Armii wysłać parlamentariuszy do Dowództwa Obrony Warszawy z żądaniem bezwzględnej kapitulacji miasta3. Niemcy domagali się przekazania im miasta w ciągu6 godzin, w innym wypadku zapowiadali potraktowanie go jako twierdzy z wszelkimi wynikającymi stąd konsekwencjami. W razie odrzucenia tej oferty zapowiadano wydanie rozkazu bombardowania lub ostrzeliwania miasta. Parlamentariuszem niemieckim był mjr Kiewitz, który pojawił się na odcinku obrony zgrupowania płk. Żongoł- łowicza. Powiadomiony o tym gen. Rómmel „[...] bez chwili namysłu wypowiedział jedno jedyne słowo: Nie”! Oznaczało to brak zgody nawet na przyjęcie parlamen- tariusza celem wysłuchania przedkładanej propozycji. Dowódca Armii „Warszawa” trwał w niezłomnym przeświadczeniu o konieczności ścisłego wykonania rozkazu marsz. Śmigłego-Rydza o uporczywej obronie miasta.
2 Meldunek sytuacyjny dowództwa 3 Armii z 21 września 1939, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 579-580.
3 Rozkaz Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych do Dowództwa Grupy Armii „Północ” w sprawie przekazania Dowództwu Obrony Warszawy bezwarunkowej kapitulacji miasta, zlecony do wykonania dowódcy 3 armii z 16 września 1939, g. 3.45, Ibidem, s. 565.
Gen. Kutrzeba uznał to za duży błąd, gdyż — jego zdaniem — liczyć można było wówczas na łagodniejsze potraktowanie załogi wojskowej i cywilnych mieszkańców stolicy Polski. Płk Tomaszewski to twarde stanowisko gen. Rómmla tłumaczy atmosferą panującą wówczas w Warszawie: „[...] A nie przyjęto go [parlamentariusza— przyp. L.W.] dlatego, że nie było w tym momencie siły ludzkiej, która by mogła zmusić ludność i wojsko do poddania się”4, chociaż samo niewysłuchanie niemieckiej propozycji uznaje za posunięcie niezręczne w kontekście dalszych zdarzeń.
Tymczasem pozostający w Warszawie korpus dyplomatyczny za pośrednictwem swego dziekana, posła norweskiego Nielsa Christiana Ditleffa, zabiegał u gen. Rómmla o umożliwienie opuszczenia stolicy. Co prawda prezydent Starzyński oraz szef propagandy Dowództwa Obrony Warszawy ppłk Wacław Lipiński byli temu przeciwni, ale dowódca Armii „Warszawa” wyraził zgodę na pertraktacje z Niemcami w tej sprawie. Tymczasem Ditleff, w wygłoszonym 16 września przemówieniu radiowym — nieupoważniony do tego przez oficjalnych przedstawicieli strony polskiej, ale rzekomo kierując się sugestiami byłego urzędnika MSZ, Wacława Sokołowskiego — ogłosił udział w tych rokowaniach także „[...] przedstawicieli ludności cywilnej”5. Strona polska sprostowała tę enuncjację, ale Niemcy starali się ją wykorzystywać w akcji psychologicz- no-propagandowej kierowanej do warszawiaków.
Ogłosili mianowicie kłamstwo o rzekomym zgłoszeniu się 17 września o godz. 22.00 na ich pozycje dwóch parlamentariuszy: jednego reprezentującego przebywający w stolicy zagraniczny korpus dyplomatyczny i drugiego— przedstawiciela ludności, który miał rzekomo z nimi
4 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s. 60-61.
5 M.M. D r o z d o w s k i , Alarm dla Warszawy, s. 198.
rozmawiać w sprawie zasad ewakuacji miasta6. Faktycznie w tym dniu takich parlamentariuszy u Niemców w ogóle nie było, a parlamentariusz, i to tylko reprezentujący korpus dyplomatyczny w Warszawie, zgłosił się do nich dopiero 20 września.
O dążeniu do obniżenia morale obrońców Warszawy świadczyły i inne kroki Niemców. Mimo kategorycznej odmowy podjęcia przez stronę polską 16 września — o czym pisaliśmy — rozmów o wojskowej kapitulacji miasta, ponowili oni ofertę, ale tym razem miała to być kapitulacja bezwarunkowa. Jej termin został wyznaczony na godz. 8.00 18 września. Wyjątek miano uczynić tylko dla korpusu dyplomatycznego, który miał się stawić o godz. 7.0018 września na szosie Praga-Radzymin, skąd przez Królewiec miał być ewakuowany do macierzystych krajów. Ewakuacja korpusu dyplomatycznego, na jaką Niemcy ostatecznie wyrazili zgodę, stwarzać miała kierownictwu wojska duże kłopoty. Po ewakuacji z Warszawy 6 września agend MSZ nie pozostawiono w niej żadnego personelu, który byłby odpowiedzialny za dyplomatów ani też środków do opieki nad nimi. Z konieczności więc zadanie to przejęło wojsko. Wyznaczono 3 kolumny samochodowe, ale i one z trudem wystarczyły na, jak to określił płk Rola-Arciszewski, „[...] przewiezienie prawie półtora tysiąca(!) osób z nieprzebranym bagażem”! Ewakuacja została przeprowadzona 21 września szosą prowadzącą na Radzymin.
Kwestia celowości obrony miasta nabrała nowego wymiaru po przybyciu 21 września do stolicy gen. Kutrzeby. Stał on na stanowisku, że rozkaz marsz. Śmigłego-Rydza, nakazujący gen. Rómmlowi obronę Warszawy za wszelką cenę, jest nieaktualny w zmienionym położeniu
6 Wytyczne Dowództwa Grupy Armii „Północ” dla dowództwa 3 armii w sprawie ewakuacji ludności cywilnej i korpusu dyplomatycznego z Warszawy z 17 września 1939, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 568-569.
politycznym (agresja ZSRR, opuszczenie kraju przez rządi jego internowanie) i operacyjnym (klęska w bitwie nad Bzurą oraz okrążenie większości sił polskich na linii Bugu). Uważał, iż:
„[...] W takiej więc sytuacji zamiast trwać w biernej obronie i niszczyć ludność oraz miasto na to, by w końcu skapitulować bezwzględnie, bezwarunkowo, lepiej będzie zebrać siły, jakie się da, uderzyć nimi w którymkolwiek kierunku, byle wyjść z Warszawy, chociażby na parę kilometrów, wystrzelać całą amunicję, po czym skapitulować w polu, a nie w mieście”7.
Uznał on sytuację, w jakiej znajdowała się okrążona już przez Niemców załoga Warszawy, za beznadziejną. Uważał więc, że obrona miasta za wszelką cenę „[...] spowodować może zniszczenia miasta, duże krwawe straty — przede wszystkim ludności cywilnej — a rezultatu operacyjnego dać nie może. Może dać jedynie zysk natury m o r a l n e j , który opłacić się może w przyszłości. Byłem zdania, że trzeba się liczyć z koniecznością kapitulacji Warszawy”8. Gen. Rómmel kategorycznie odrzucił obie sugestie, prosząc gen. Kutrzebę, by „[...] nie utrudniał mu i tak trudnego zadania obrony miasta”, co ten przyjął do wiadomości jako ostateczne zdanie przełożonego.
Dowódca Armii „Warszawa” był zdecydowanym zwolennikiem kontynuowania oporu i obrony miasta za wszelką cenę. Czy decydowała o tym tylko chęć wykonania rozkazu Naczelnego Wodza, rozkazu wydanego w zupełnie innym położeniu operacyjnym niż to z połowy trzeciej dekady września, czy może i inne względy? Brak wiarygodnych źródeł uniemożliwia poznanie tych motywów. Zdaniem płk. Tomaszewskiego:
„[...] Istniał jeszcze jeden złudny powód, dla którego gen. Rómmel zwlekał z kapitulacją, powód, który może
7 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s. 73.8 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 348.
świadczyć, że jednak myślał, planował, że nie działał automatycznie [...].
Tym powodem zwlekania była złuda, że armia rosyjska dotrze do Wisły, która ponoć miała być linią rozgraniczenia między Rosją a Niemcami. Opierając się na tym, gen. Rómmel chciał się bronić w Warszawie aż do przybycia wojsk rosyjskich, traktując je jako pewnego rodzaju sprzymierzeńca”9.
Podobną opinię o prorosyjskim nastawieniu dowódcy Armii „Warszawa” i o jego rzekomych rachubach na przyjazne potraktowanie dowodzonych przez niego wojsk po dotarciu Armii Czerwonej do Wisły wyraził także jego najbliższy podkomendny płk Pragłowski: „Rómmel idealizował bolszewików. Kiedy weszli do Polski łudził się, że przybywają jako pół-przyjaciele i dopuszczał nadzieję, że gdy dojdą do Wisły wypuszczą nas z bronią w ręku na Węgry albo do Rumunii”10. Sam podchodzę do tej wersji sceptycznie, skąd bowiem gen. Rómmel miał wówczas znać treść tajnych ustaleń poczynionych w pakcie Ribben- trop-Mołotow w tym przede wszystkim późniejsze ustalenia, że Armia Czerwona zatrzyma się na Bugu i Sanie? Ponadto, aż do marca 1939 r. ZSRR był traktowany przez najwyższych zwierzchników Wojska Polskiego jako wróg numer jeden, skąd więc taka metamorfoza jego poglądów? Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że chodzi o generała mającego własne, i to jednoznacznie negatywne zdanieo tym państwie, wyrobione na podstawie osobistych doświadczeń z wojny polsko-rosyjskiej 1919-1920 r.
Sprawa kapitulacji miasta miała być podnoszona na posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego. Już w trakcie pierwszego posiedzenia podobno wystąpił z nią Gebethner. Na trzecim posiedzeniu miała być postawiona przez ks. prałata Zygmunta Choromańskiego, co spotkać się miało z ostrą
9 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 8 0 .1 0 A . P r a g ł o w s k i , Od Wiednia do Londynu, s . 208.
reprymendą reprezentującego gen. Rómmla gen. Karasze- wicza-Tokarzewskiego11. Miały się też toczyć w tej sprawie rozmowy prywatne na spotkaniach u księcia Lubomirskiego. Wśród cywili dominował pogląd, że należy bezzwłocznie podjąć rozmowy o kapitulacji. Oponować mieli przede wszystkim Starzyński i Niedziałkowski.
25 września, jak wiemy, Niemcy przeprowadzili najintensywniejsze od początku tej wojny bombardowanie Warszawy mające przede wszystkim na celu psychiczne załamanie jej obrońców. Odniosło ono oczekiwany przez nieprzyjaciela skutek, przede wszystkim w odniesieniu do cywilnych mieszkańców, przeciwko którym było głównie skierowane, ale też wywarło wpływ na stan świadomości najwyższych dowódców wojskowych. Gen. Czuma wraz z towarzyszącym mu płk. Tomaszewskim zasugerował gen. Rómmlowi, który od pewnego czasu przebywał na stanowisku dowodzenia Dowództwa Obrony Warszawy usytuowanym w podziemiach gmachu PKO, potrzebę kapitulacji. Ówczesny stan ducha gen. Rómmla dosadnie określił płk Tomaszewski w słowach: „[...] Gen. Rómmel jest już od szeregu dni psychicznym kapitulantem, a od momentu wejścia resztek armii gen. Kutrzeby działa raczej automatycznie”12. Co ciekawe, tej opinii nie tylko nie potwierdzają pułkownicy Pragłowski i Rola-Arciszewski oraz gen. Kutrzeba, ale przeciwnie — twierdzą, iż był on zdeterminowany prowadzić dalszą walkę. Niezależnie od tych kontrowersji faktem jest, że w tym dniu w godzinach wieczornych dowódca Armii „Warszawa” zadecydowało zwołaniu Komitetu Obywatelskiego; zdołano zgromadzić tylko część jego składu13. Obradowano w podziemiach
1 1 J a n G e b e t h n e r , Relacja o Komitecie Obywatelskim i Straży Obywatelskiej, w: Cywilna obrona Warszawy, s. 180.
12 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 8 0 .13 Pragłowski łączy naradę przedstawicieli władz cywilnych z radą
wojenną, ale nie wydaje się to w pełni wiarygodną informacją.
gmachu PKO pod przewodnictwem wyznaczonego przez gen. Rómmla, gen. Karaszewicza-Tokarzewskiego; funkcję sekretarza spełniał ppłk Wacław Lipiński. Z zabierających głos rzeczowością argumentacji mieli się wyróżniać Starzyński i Niedziałkowski. Drugi z nich stwierdził, że jeżeli poza Warszawą nie ma już żadnych ważniejszych punktów oporu i wojsk, a w dodatku także brak szans na pomoc zewnętrzną, to „[...] należy kończyć natychmiast”. Złożył jednocześnie „hołd i swoje uznanie wojsku”. Był przeświadczony, że „mimo ewentualnej kapitulacji wojna będzie trwać dalej”. Odmienne stanowisko zajął Starzyński twierdząc, że „[...] jeżeli są potrzebne dalsze ofiary, jeżeli są jeszcze jakieś możliwości, to on gotów jest wszystko zrobić, by tym możliwościom dać się zrealizować”. Artur Śliwiński miał postawić pytanie o perspektywy dalszej walki, ale nie uzyskał konkretnej odpowiedzi. Po latach wspominał:
„[...] Dla wszystkich było już rzeczą jasną, że losy Warszawy są przesądzone. Brak żywności, wody, coraz większy głód w całkiem nie przygotowanym do obrony mieście groził w razie dalszego trwania oblężenia zgoła nieobliczalnymi następstwami. [...] Spustoszenie dokonane w dniu 25 września dalszą obronę stolicy uczyniło niemożliwą”14.
Poseł Zaremba nie mógł wydobyć z siebie głosu, nieskutecznie usiłując stłumić spazmatyczny męski płacz. Przeważyć miała opinia o konieczności zakończenia walk,o czym gen. Karaszewicz-Tokarzewski miał zameldować gen. Rómmlowi, a ten miał z kolei nakazać zwołanie złożonej już tylko z wojskowych rady wojennej. Jesti druga wersja, którą podał Marian M. Drozdowski. Autor ten utrzymuje, że 26 września odbyło się jedne wspólne posiedzenie Rady Obywatelskiej i wojskowych na czele z gen. Rómmlem. Wersja ta jednak nie jest potwierdzona
J4 Cyt. za: M.M. D r o z d o w s k i , Alarm dla Warszawy, s. 264.
przez innych uczestników poza Niedziałkowskim. Z analizy dokumentów wynika, że 26 września co prawda zebrał się Komitet Obywatelski, ale bez udziału gen. Rómmla, co on sam potwierdza. Rada wojenna zaś, w wersji przedstawionej przez płk. Tomaszewskiego, miała zebrać się w nocy z 25 na 26 września (w jeszcze innej wersji miało to być 26 września po posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego). Uczestniczyli w niej generałowie: Rómmel, Kutrzeba, Czuma, Knoll-Kownacki, Alter i Zulauf oraz pułkownicy: Pragłowski, Porwit, Liszka-Lawicz i Tomaszewski oraz ppłk Lipiński. Gen. Rómmel zażądał od zebranych jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o kapitulację słowami: „tak” lub „nie”. Tylko płk Porwit, zdaniem płk. Tomaszewskiego, miał opowiedzieć się za kontynuacją walki. Sam Porwit pisze co innego, utrzymując, że wówczas stwierdził: „Warszawa może się bronić tak długo, jak długo starczy naboi. Jestem jednak przeciwny dalszemu prowadzeniu walki, gdyż uważam ją za bezcelową”15. Według tej relacji podobne stanowisko miał zająć gen. Zulauf, a ppłk Lipiński wystąpił z pomysłem wyjścia wojska z miasta w teren otwarty i kontynuowania tam walki. Wydaje się jednak, że najbardziej konsekwentnym zwolennikiem zakończenia walki był gen. Kutrzeba, który, jak pisze płk Tomaszewski: „[...] Wyjaśnił, że Warszawa swoje nakazane zadanie spełniła całkowicie, że zadanie to było inne, gdy armie jego i gen. Bortnowskiego były na przedpolu, a inne, gdy teraz jesteśmy wszyscy razem tu wewnątrz”16. Decyzja należała do gen. Rómmla.
„[...] Wtedy zabrałem głos — czytamy w jego wspomnieniach — i zakomunikowałem im, że spełniłem swój ciężki obowiązek żołnierski zgodnie ze swoim sumieniem i że dalsze przeciąganie obrony z punktu
15 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 234.16 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 7 2 .
widzenia wojennego, przy zupełnym braku amunicji, zwłaszcza artyleryjskiej, a także przy kompletnej bezradności wobec lotnictwa niemieckiego uważam za bezcelowe. Przedłużanie oporu doprowadziłoby po prostu do rzezi wojska i ludności”17. Wówczas też miał oświadczyć, że decyzję tę zakomunikuje Komitetowi Obywatelskiemu. Forma, w jakiej to uczynił, jest jednak trudna do odtworzenia. Konsekwencją postanowienia o zaprzestaniu walki była decyzja gen. Rómmla o wysłaniu parlamen- tariusza do Niemców w sprawie zawieszenia broni.
W swej relacji gen. Kutrzeba twierdzi że, gen. Rómmel pragnął doprowadzenia do zawieszenia broni na okres 24 godzin, począwszy od godz. 6.00 27 września. Czas ten miał być przeznaczony na podpisanie aktu kapitulacji. Zamiarem Dowództwa Obrony Warszawy było także danie czasu cywilnym mieszkańcom miasta na przygotowanie się do tego wydarzenia. Z powyższą propozycją, podpisaną przez gen. Rómmla, został wysłany jako parlamentariusz kpt. Wojciechowski (inna wersja mówi, że był nim kpt. Julian Otto, który miał się udać szosą z Pragi na Radzymin na stanowisko dowodzenia I Korpusu Armijnego 3. Armii). Strona polska chciała rozmów o warunkach kapitulacji przy jednoczesnym zawieszeniu broni. Odpowiedź niemiecka nadeszła już tego samego dnia: dowódca tego korpusu gen. Walter Petzel nie ma prawa prowadzenia rozmów innych niż o bezwarunkowym poddaniu się (bedingungslose Übergabe). Nie wyraził też zgody na zawieszenie broni. Misja kpt. Wojciechowskiego zakończyła się fiaskiem, a do tego dano stronie polskiej do zrozumienia, iż Niemcy pamiętają o afroncie, jaki spotkał ich parlamentariusza 16 września.
Zdaniem płk. Janowskiego, Niemcy poza intensywnymi bombardowaniami stolicy 25 września, stosowali też i inne
17 J. R ó m m e l , Za honor i ojczyznę. Wspomnienia, s. 356.
formy nacisku psychologicznego mające zmusić jej obrońców do poddania się. Jedną z nich miało być zwolnienie z niewoli dwóch oficerów polskich, podpułkowników Karola Matzenauera i ppłk. Bronisława Szostaka i umożliwienie im przybycia do Warszawy nocą z 24 na 25 września z zadaniem nakłaniania obrońców do kapitulacji18.
Jak twierdzi płk Tomaszewski, opinia ta została sformułowana postfactum, gdyż, jego zdaniem, „[...] Warszawa mogła być wzięta brakiem wody! Nic więcej! Wystarczyło zbombardować Filtry i czekać nie tracąc krwi.
I tak to się właściwie w końcu stało. Ale to nie leżało w intencjach niemieckich. Wykorzystali świetną sposobność, by zamienić Warszawę na poligon doświadczalny, a poza tym mieli i cel drugi: zniszczeniem stolicy Polski wzbudzić grozę w ludach Europy, którą mieli ujarzmić.I ten cel w dużej mierze uzyskali”19.
Wydaje się, iż nie można do końca podzielić argumentacji przedstawionej przez tego bezpośredniego uczestnika wydarzeń. Hilerowi bardzo zależało na szybkim zajęciu Warszawy z uwagi na znacznie wcześniejsze ogłoszenie tego rzekomego faktu przez propagandę niemiecką. Przewlekłe walki w mieście, przy dużych stratach własnych, podważały wiarygodność tej propagandy. Do tego Fuhrerowi zależało na wywiązaniu się Związku Radzieckiego z tajnych ustaleń paktu Ribbentrop-Mołotow zakładających wkroczenie Armii Czerwonej na ustalone w tym pakcie obszaryII Rzeczypospolitej. Tymczasem sojusznik zwlekał z tym krokiem, wskazując na trwanie walk o Warszawę. O terminie ostatecznej rozprawy Niemców z walczącą stolicą Polski decydowały więc względy operacyjne, a nie psychologiczne.
26 września 8. Armia niemiecka przystąpiła do zdecydowanego uderzenia na lewobrzeżną część miasta, co jeszcze
18 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 166.19 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 4 8 .
bardziej skomplikowało położenie obrońców Warszawy. Jednocześnie Niemcy zasypali Warszawę ulotkami wzywającymi jej obrońców do poddania się pod groźbą zastosowania wobec nich zasady odpowiedzialności zbiorowej. Po stwierdzeniu, że miasto zostało całkowicie okrążone, w ulotce kulawą polszczyzną przekonywano:
„[...] Stawianie dalszego oporu jest bezskuteczne. Kogo się zastanie z bronią, będzie rozstrzelany. Za każdego niemieckiego żołnierza, który padnie w Warszawie, zostanie rozstrzelanych dwudziestu z was. O ile będziecie stawiali opór, zostanie miasto przez naszą artylerię i lotników zupełnie spustoszone. Wyślijcie odpowiedzialnych obywateli do naszego wojska na szosie, prowadzącej do Raszyna, by oddali miasto i aby was uchronili od zniszczenia”20.
Z przekazu przedstawionego przez gen. Kutrzebę wynika, że dowódca Armii „Warszawa”, po niepowodzeniu misji kpt. Wojciechowskiego, podjął w godzinach popołudniowych 26 września decyzję o kapitulacji21. Wyznaczono delegację na rokowania w tej sprawie. Wojsko było reprezentowane przez gen. Kutrzebę, płk. Pragłowskiego i kpt. Tadeusza Wojciechowskiego22. Gen. Kutrzeba, twierdzi, że płk Pragłowski, miał nie wytrzymać psychicznie prowadzonych rozmów i w ich końcowej fazie, 28 września, został podmieniony przez kwatermistrza Armii „Warszawa” ppłk. Mariana Kułakowskiego (sam Pragłowski twierdzi, że przez cały czas brał w tych rozmowach aktywny udział).
20 Ulotka niemiecka wzywająca obrońców Warszawy do poddania się i grożąca wprowadzeniem zasady zbiorowej odpowiedzialności z [26] września, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 604.
21 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 351.22 Miały być także rozważane propozycje wyznaczenia płk. Tomaszew
skiego — o czym sam twierdził — ale poprosił on o zwolnienie go z tej misji, a także ppłk. Lipińskiego, na co z kolei nie wyraził zgody gen. Kutrzeba, obawiając się, że jego żydowskie pochodzenie może w rozmowach z Niemcami stworzyć dodatkowe komplikacje.
Gen. Kutrzeba — jak sam pisze — nie otrzymał od gen. Rómmla szczegółowych dyrektyw23. Potwierdza to płk Pragłowski: „[...] Nie dawał [gen. Rómmel — L.W.] nam żadnych instrukcji, bo kapitulacja była bezwarunkowa”24. Inaczej przedstawia to we wspomnieniach gen. Rómmel, twierdząc, że po wyznaczeniu delegacji na rokowania z Niemcami określił też następujące warunki kapitulacji:
— wszyscy żołnierze zawodowi idą do niewoli na warunkach honorowych z bronią boczną;
— pozostali żołnierze po ustaleniu tożsamości mieli być zwolnieni i udać się do miejsc zamieszkania;
— Niemcy w ciągu 7 dni dostarczą około miliona porcji z kuchni polowych dla szpitali i głodującej ludności stolicy;
— strona niemiecka zobowiąże się do dostarczenia pomocy lekarskiej i środków opatrunkowych dla 60 tys. rannych i chorych wojskowych i cywili przebywających w Warszawie25.
Niestety, brakuje innych przekazów mogących uwiarygodnić tę — co wynika z samej natury wspomnień— niewątpliwie subiektywną informację. Tymczasem gen. Kutrzeba nadal zamierzał, mimo odmowy Niemców, wynegocjować zawieszenie broni i dopiero po tym podpisać akt kapitulacji. Był przeświadczony, iż będzie to możliwe dopiero po wyrażeniu przez Polaków zgody na bezwzględne poddanie się. Nie zamierzał więc trwać przy polskich warunkach wstępnych. Motywował to następująco:
„[...] ponieważ myśmy byli — a raczej miasto Warszawa— w tym stanie, że kontynuowanie walki było bezcelowe, że mogło się skończyć załamaniem psychicznym ludności cywilnej milionowej Warszawy, a w każdym razie powodowało dalsze i ciężkie zniszczenia Warszawy przez ogień artylerii i lotnictwo, musieliśmy się zgodzić na
23 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 355.24 A. P r a g ł o w s k i, Od Wiednia do Londynu, s. 210.25 J. R ó m m e l , Za honor i ojczyznę. Wspomnienia, s. 357.
kapitulację bez stawiania z naszej strony jakichkolwiek warunków”26.
Gen. Kutrzeba chciał zabiegać o to, by samo składanie broni odbywało się w okolicznościach niegodzących w dumę żołnierza i aby wojskowa załoga miasta — dla oszczędzenia związanych z tym przykrości — mogła je opuścić szybko i nocą.
W czasie przygotowań strony polskiej do rozmówo kapitulacji (uczestniczyć w nich miał poza gen. Kutrzebą także sztab Armii „Warszawa” kierowany, pod nieobecność przebywającego wraz z dowódcą armii w gmachu PKO płk. Pragłowskiego, przez płk. Rolę-Arciszewskiego) w godzinach popołudniowych 26 września wylądował na lotnisku mokotowskim samolot z wysłannikiem Naczelnego Wodza WP mjr. Galinatem, który przywiózł zadania kontynuowania walki w warunkach okupacji, nie miał zaś wytycznych dla gen. Rómmla co do dalszego prowadzenia walki w mieście. Nie ma natomiast wiarygodnych informacji o dotarciu poprzez Paryż — co już było sygnalizowane — depeszy marsz. Śmigłego-Rydza wysłanej 26 września z Rumunii. Nie było więc przeszkód do przygotowań delegacji udającej się na rokowania kapitulacyjne z Niemcami.
Gen. Rómmel pisze, iż mjr Galinat, notabene będący w stanie upojenia alkoholowego, miał oświadczyć mu, że samolot „Sum”, którym przyleciał z Rumunii, jest do dyspozycji generała i może on go wykorzystać do opuszczenia kraju. Dowódca Armii „Warszawa” nawet o tym nie myślał, chociaż, jak wspomina, „[...] Perspektywa wyrwania się z oblężonej Warszawy była niesłychanie ponętna, ponieważ najbardziej upokarzającym wydarzeniem przyszłości była niewola niemiecka. Obawiałem się jednak, że moja ucieczka z Warszawy może wpłynąć na niewykonanie przez Niemców zobowiązań kapitulacyjnych”27. Odrzucili
26 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 355.27 J. R ó m m e l , Za honor i ojczyzną. Wspomnienia, s. 361.
tę ofertę — jak twierdzi gen. Rómmel — także gen. Kutrzeba i prezydent Starzyński.
Wojskowa delegacja polska wyjechała z Warszawy27 września we wczesnych godzinach rannych tak, by zdążyć przekroczyć niebezpieczny odcinek drogi, jeszcze przed zwyczajowym ostrzałem Mostu Kierbedzia, po czym skierowała się na Radzymin. Była przepuszczana przez placówki niemieckie powiadomione o przejeździe par- lamentariuszy. Obsadzony przez Niemców odcinek frontu między Markami a Sulejówkiem przebyli jednak, ale raczej dla formalności, z zawiązanymi oczyma. Do sztabu I Korpusu Armijnego w Sulejówku dotarli ok. godz.10.00. Po formalnym powitaniu (bez podawania ręki) odbyło się pierwsze krótkie posiedzenie obu delegacji. Niemcy przyjęli do wiadomości oświadczenie strony polskiej, iż przyjmuje kapitulację bezwarunkową z propozycją natychmiastowego zawieszenia broni, po czym zadeklarowali, że warunki kapitulacji będą bazowały na tych, które zostały określone w ostatniej ulotce lotniczej. Uzgodniono termin wprowadzenia zawieszenia broni na godz.14.00 27 września. Do Warszawy został natychmiast odesłany kpt. Wojciechowski, aby przekazał stosowne zarządzenia. Po przedostaniu się na stronę polską „[...] telefonicznie zaanonsował do dowództwa dywizji [20. DP — L.W.] zawieszenie broni na całym odcinku od godz. 12.00”28. Stanie się to przyczyną nieporozumienia po stronie polskiej co do godziny przerwania ognia,o czym dalej. Tymczasem w Sulejówku przystąpiono do opracowania wersji pisemnej wstępnego aktu bezwzględnej kapitulacji. Nie było to zadanie trudne, strona niemiecka bowiem kierowała się precyzyjnymi ustaleniami otrzymanymi z Berlina. Tekst kapitulacji został następnie
28 Meldunek dowódcy 20 dywizji piechoty do dowództwa obrony „Warszawa-Wschód" z 27 września 1939, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 527-528.
odczytany przez dowódcę I Korpusu Armijnego gen. Petzela. Wydarzenie było wszechstronnie obfotografowane; Niemcy zamierzali je wykorzystywać propagandowo. Płk Pragłowski, nie mogąc podobno wytrzymać ciężkiej atmosfery towarzyszącej ceremonii, opuścił salę obrad. Podpisy pod dokumentem złożyli ze strony polskiej — gen. Kutrzeba, ze strony niemieckiej — gen. Petzel. Niemiecki generał zdobył się nawet na podanie ręki gen. Kutrzebie, a ten gestu tego nie odrzucił, traktując go jako niemający nic wspólnego z polityką wyraz szacunku żołnierza do żołnierza. Płk Pragłowski zupełnie nie wspomina o tym incydencie, utrzymując, iż w Sulejówku nie prowadzono żadnych rozmów merytorycznych29. Bardziej wiarygodna, chociażby ze względu na porównanie czasu, jaki obaj ci polscy delegaci spędzili na rozmowach z Niemcami, wydaje się być relacja gen. Kutrzeby.
Właściwe rozmowy kapitulacyjne precyzujące warunki zawieszenia broni odbyły się na wysuniętym stanowisku dowodzenia 8. Armii w Rakowcu koło Okęcia. W tym celu gen. Kutrzeba i płk Pragłowski wyjechali około godz.12.00 z Sulejówka. Towarzyszył im szef sztabu korpusu płk. Walter Weiss. Droga wiodła przez Górę Kalwarię, nie zdecydowano się bowiem na odbycie tej podróży znacznie krótszą trasą przez Warszawę. Na stanowisku dowodzenia 8. Armii oczekiwał Polaków jej dowódca gen. Blaskowitz. Powitanie, podobnie jak w Sulejówku, odbyło się z udziałem licznych fotoreporterów. Od polskiej delegacji ponownie zażądano wyrażenia zgody na bezwarunkową kapitulację, po czym dopiero przystąpiono do doprecyzowania warunków zawieszenia broni. I w tym wypadku, wobec szczegółowych instrukcji otrzymanych z Berlina, była to tylko formalność. Płk Pragłowski, relacjonując te rozmowy stara się wykazać swój znaczący w nich udział. M.in. opisuje,
29 A. P r a g ł o w s k i, Od Wiednia do Londynu, s. 211.
jak przekonał gen. Blaskowitza do swojego stanowiska w sprawie jak najszybszego udrożnienia ciągów komunikacyjnych prowadzących przez Warszawę30. Sugeruje także, że to właśnie dzięki jego staraniom nie została podjęta sprawa kapitulacji Modlina. Wiarygodność tego przekazu wydaje się jednak być co najmniej wątpliwa, gdyż autora relacji i gen. Blaskowitza dzieliła zbyt duża różnica szarż i pełnionych funkcji, by mógł on przedstawiać własne stanowisko niemieckiemu dowódcy, a ponadto sprawa kapitulacji Modlina w tych rozmowach w ogóle nie była poruszana. Niemcy byli starannie przygotowani do rozmów,o czym może świadczyć obecność w składzie ich delegacji ppłk. Eberharda Kinzela, przez pewien czas zastępcy niemieckiego attache wojskowego w Warszawie, a podówczas szefa Oddziału Armii Obce-Wschód w OKH. Jako ekspert w sprawach polskich, został on przysłany specjalnie z Berlina do nadzorowania rozmów o kapitulacji Warszawy. Termin wprowadzenia zawieszenia broni ustalono na godz.16.00, a więc nie, jak przyjęto w Sulejówku, o dwie godziny wcześniej, gdyż nie zdołano by powiadomić o tym wszystkich oddziałów. Ustalono ponowne spotkanie w dniu następnym na godz. 8.00, tym razem celem doprecyzowania warunków kapitulacji. Ta runda rokowań trwała, według gen. Kutrzeby, do godz. 17.00. Powrót Polaków do Warszawy nie obył się bez kłopotów związanych z trwającą jeszcze walką oddziałów, do których jeszcze nie dotarł rozkaz o zawieszeniu broni, o czym będzie mowa dalej.
Tymczasem w godzinach południowych 27 września gen. Rómmel, poinformowany przez gen. Czumę o przywiezionych przez kpt. Wojechowskiego pierwszych rezultatach rozmów kapitulacyjnych w Sulejówku, wydał specjalną odezwę do żołnierzy informującą o podjęciu takich rozmów. Dziękując za determinację w walce oraz
30 Ibidem.
stwierdzając brak jakichkolwiek warunków umożliwiających jej kontynuowanie, zapewniał, że będzie ona prowadzona na innych frontach przy udziale sprzymierzonych państw. Uzasadniało to zakończenie odezwy optymistycznym zapewnieniem: „[...] możemy z tym większą ufnością spoglądać w przyszłość”.
W kolejnym rozkazie dowódca Armii „Warszawa” podał do wiadomości wojsk warunki zawieszenia broni31. Z treści tego rozkazu wynika, że szczegółowe warunki wynegocjowanego zawieszenia broni dotarły do gen. Rómmla jeszcze przed południem 27 września. Wskazuje on tam bowiem godz. 14.00 jako czas jego rozpoczęcia, i to w dodatku uzgodniony z dowódcą 8. Armii. Tymczasem w cytowanej wcześniej relacji gen. Kutrzeba podaje, że rozmowy te zakończyły się dopiero o godz. 17.00, a on sam dotarł na stanowisko dowodzenia gen. Rómmla — przekraczanie linii frontu odbyto pieszo — nie wcześniej niż dopiero tuż przed zmierzchem. Nieco inną wersję podaje płk Pragłowski, który zupełnie pomija rozmowy prowadzone w Sulejówku, kwitując je stwierdzeniem, iż Niemcy oświadczyli, że dowódcą upoważnionym do podpisania kapitulacji jest gen. Blaskowitz, i na jego stanowisko dowodzenia w Rakowcu Polacy zostali zaraz przewiezieni. Podaje on godz. 14.00 jako czas podpisania kapitulacji. Wersja ta wydaje się jednak mniej wiarygodna niż ta, którą przedstawił gen. Kutrzeba. Abstrahując od tych kontrowersji, zauważmy, że gen. Rómmel nie mógł znać ostatecznej decyzji co do godziny przerwania walk i dlatego podał godz. 14.00. Domyślać się więc można, że, pisząc ten rozkaz, opierał się na warunkach wstępnych wynegocjowanych w Sulejówku. Z kolei gen. Czuma w rozkazie o zawieszeniu działań wojennych, także z 27 września, nakazywał „[...] z dniem
31 Rozkaz dowódcy Armii „Warszawa” o zawieszeniu broni z [27] września 1939, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 506-508.
27 września godz. 12.00 całkowite zawieszenie działalności bojowej”. Wydaje się, że w chwili wydania tego rozkazu gen. Czuma nie mógł wiedzieć o zgodzie Niemców na wstrzymanie działań wojennych (nie było po temu fizycznych możliwości). W dodatku podana w rozkazie godz.12.00 nie była nawet ustalona w toku rozmów w Sulejówku, a mogła pochodzić tylko z przekazu kpt. Wojciechowskiego, nie wspominając już o faktycznych ustaleniach dokonanych w kwaterze gen. Blaskowitza.
W tym samym dniu 27 września gen. Rómmel wydał też zarządzenie porządkowo-organizacyjne w związku z podjęciem rozmów o kapitulacji miasta. Chodziło w nimo udrożnienie głównych arterii miejskich przez usuwanie barykad oraz ustalenie rejonów zakwaterowania poszczególnych zgrupowań. Ustalał on cztery rejony zakwaterowania dla zgrupowań płk. Porwita oraz generałów: Zulaufa, Alterai Przyjałkowskiego. W następstwie tego ukazał się rozkaz dowódcy obrony Warszawy uściślający zarządzenie wydane przez gen. Rómmla w sprawie przegrupowywania oddziałów do nowych rejonów zakwaterowania. Kolejny rozkaz wydany przez gen. Czumę dotyczył zwolnienia jeńców niemieckich, którzy byli przetrzymywani w Cytadeli i przy ul. Dzikiej. Mieli oni być pod silną eskortą przetransportowani przez most kolejowy obok Mostu Gdańskiego i wyprowadzeni na szosę radzymińską, skąd mieli się udać do niemieckich placówek. Specjalne zarządzenia zostały wydane żandarmerii wojskowej; otrzymała ona zadanie utrzymania porządku w mieście. Na podstawie tych rozporządzeń dowódcy poszczególnych odcinków wydali szczegółowe zarządzenia podległym wojskom.
Strona niemiecka także 27 września wydała stosowne rozkazy w sprawie zawieszenia broni. W rozkazie dowódcy 8. Armii32 po informacji, iż twierdza Warszawa skapitulowała
32 Rozkaz dowódcy 8 Armii w sprawie zawieszenia broni z 27 września 1939, Ibidem, s. 604-605.
bezwarunkowo, znalazła się informacja, iż strona polska wymieniła liczbę około 120 tys. żołnierzy znajdujących się w mieście. Jeżeli rzeczywiście taką liczbę podał gen. Kutrzeba — jakkolwiek sam o tym nie pisze — to znacznie odbiegała ona od faktycznej liczebności załogi broniącej stolicy Polski. Gen. Blaskowitz także w cytowanym rozkazie błędnie wymienia godzinę 14.00 jako początek zawieszenia broni, zastrzegając przy tym jednak, iż jest możliwe, że po stronie polskiej odnośny rozkaz mógł nie dotrzeć jeszcze do wszystkich oddziałów.
Ludność stolicy szybko dowiedziała się o zaprzestaniu walk. Po długotrwałym pobycie w mrocznych piwnicach mieszkańcy wychodzili na powietrze bez obawy o to, że mogą paść ofiarą bomb lub pocisków. Oto jak zapamiętał ten moment w życiu miasta gen. Kutrzeba, który obserwował je podczas powrotu z pierwszej fazy rozmówo kapitulacji33:
„[...] Na ulicę miasta wyległy tłumy ludności, aby odetchnąć świeżym powietrzem, dla przyniesienia sobie wody lub przez ciekawość. W kurzu i brudzie nie czyszczonego miasta ludność cywilna wyglądała jak rażący kontrast. Odniosłem wrażenie, że gdyby tę zbiedzoną i zmęczoną ludność cywilną znowu zapędzić do piwnic, czyli gdyby na nowo rozpocząć walki, stan moralny miasta obniżyłby się bardzo”.
Widać w tym opisie, być może nawet podświadomą, chęć potwierdzenia słuszności decyzji o podjęciu rozmów kapitulacyjnych, której to decyzji był gen. Kutrzeba orędownikiem. Faktem było jednak przyjęcie z ulgą przez mieszkańców stolicy wiadomości o zakończeniu walk. Oto obraz miasta zapamiętany przez płk. Tomaszewskiego:
„[...] Widok Warszawy w tym momencie odtwarza jej rzeczywistość, a tą był brak wody. Dosłownie wszystkimi
33 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 359.
ulicami w stronę Wisły szły tłumy, nie kończące się szeregi ludzkie, olbrzymie kolumny z wiadrami, dzbanami, konwiami pod wodę wiślaną, tam i z powrotem, do Wisły i od Wisły, nieprzerwane szeregi. Tłum przeważnie kobiet i dzieci, tłum milczący, ponury, a w pamięci pozostał mi obraz tego tłumu wyłącznie czarny i jakiś tajemny. Miało się wrażenie jakiegoś ponurego misterium na cześć „bogini” miasta, wiślanej Syreny”34.
Reakcją wojska na wiadomość o wstrzymaniu ognia było widoczne rozluźnienie dyscypliny. Wymagało to zdecydowanej reakcji polskiej żandarmerii, ale i w jej szeregach nastąpiło rozprzężenie. Stąd już 27 września dowódca żandarmerii Dowództwa Obrony Warszawy ppłk Stanisław Galos wydał rozkaz w sprawie utrzymania bezpieczeństwa i dyscypliny w podległej mu formacji. Podobnie sytuacja musiała wyglądać i w oddziałach liniowych, skoro dowódca pododcinka „Grochów” płk Stanisław Sosabowski wydał 27 września specjalne zarządzenie w sprawie utrzymania dyscypliny w oddziałach. Zdarzały się też wypadki samowolnego opuszczania oddziałówi pododdziałów przez oficerów i szeregowych. Było to spowodowane nie tylko rozluźnieniem dyscypliny, alei chęcią uniknięcia niewoli przez opuszczanie szeregów wojska i zakonspirowanie się wśród ludności cywilnej. Niektórzy dowódcy dość ostro reagowali na przejawy niesubordynacji. Chcąc zapobiec dość powszechnemu zjawisku opuszczania oddziałów przez dowódców nie zamierzających iść do niewoli, gen. Rómmel wydał rozkaz, w którym zakazał takich praktyk. Pisał w nim: „[...] Razem walczyliśmy, razem idziemy do niewoli”. Nie zawsze to skutkowało. Ponadto część oficerów i żołnierzy nie zamierzała oddawać Niemcom broni, starając się ją ukrywać z myślą o wykorzystaniu w ewentualnej walce podziemnej.
34 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 8 6 .
Dowództwa niemal wszystkich szczebli starały się ponadtoo inicjowanie przedsięwzięć podnoszących dyscyplinę, jak chociażby organizowanie lokalnych defilad. Redagowane były i ogłaszane rozkazy pożegnalne do żołnierzy. Jednak nie udało się całkowicie opanować nastrojów rozprzężenia wśród załogi. Wielu żołnierzy, i to niezależnie od posiadanego stopnia wojskowego, nie zamierzało iść do niewoli. Część z nich starała się zamienić mundur na ubranie cywilne, czyniąc to nie zawsze w sposób legalny. Zdarzyły się rabunki magazynów, m.in. w Mirowie i Grzybowie. Przebrani za cywilów żołnierze starali się opuszczać stolicę, ale wobec szczelnego kordonu niemieckiego bardzo niewielu udało się tego dokonać. Niemcy dość skutecznie wyłapywali dezerterów i przyłączali ich do kolumn jenieckich35. Więcej szans mieli ci, którzy przygotowywali się do pracy konspiracyjnej i zostali zamelinowani w Warszawie. Wśród nich był gen. Karaszewicz-Tokarzewski, przewidziany na wojskowego szefa konspiracji, czy ppłk Okulicki. Gwałtownie protestowały na wieść o kapitulacji, o czym wspominaliśmy, ochotnicze bataliony robotnicze.
Wiadomość o przygotowaniach do kapitulacji Warszawy skłaniała niektórych żołnierzy do desperackich protestów przeciwko temu. O jednym z takich incydentów wspomina płk Janowski. Zdarzyć się on miał jakoby 26 września, kiedy to z inicjatywy majora Straży Granicznej Aleksandra Kuźmińskiego odbyło się spotkanie z udziałem płk. w st. sp. Rozwadowskiego i ppłk. w st. sp. Glawińskiego, także w obecności pijanego ppłk. Okulickiego(l). Uczestnicy spotkania zamierzali nie dopuścić do kapitulacji, aresztować generałów i następnie ogłosić dyktaturę wojenną na czele z mjr. Kuźmińskim36. O innym podobnym incydencie, odnotowanym przez płk. Janowskiego, wspominają gen. Rómmel i płk Tomaszewski. Mianowicie do pomieszczenia
35 M. P o r w i t, Obrona Warszawy, s. 244.36 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 166.
zajmowanego przez dowódcę Armii „Warszawa” wszedł pchor. Piłsudski i „[...] chciał go zastrzelić za to, że przegrał wojnę i kapituluje. Przysłali go koledzy. Rozpłakał się w końcu i oddał pistolet”37. Z kolei płk Rola-Arciszewski przywołuje dwa wydarzenia mówiące o możliwości zamachu na życie gen. Rómmla. Pierwsze z nich miało podobno miejsce 28 września, kiedy to jeden z wyższych oficerów kawalerii w stanie wielkiego zdenerwowania zażądał osobistej rozmowy z dowódcą armii, a uzyskawszy dostęp do gen. Rómmla zaczął zachowywać się niekonwencjonalnie. Spowodowało to interwencję osób z otoczenia generała, co zażegnało grożące mu ewentualne niebezpieczeństwo. Drugie z tych wydarzeń miało rzekomo miejsce w sztabie 8. Armii niemieckiej, a relacja o nim pochodzi od polskiego oficera łącznikowego przydzielonego do tego sztabu na czas wykonywania warunków kapitulacji. Oficer ten miał podobno 30 września usłyszeć od szefa sztabu tej armii, jakoby gen. Rómmel prosił Niemców o możliwość wcześniejszego przekroczenia pozycji niemieckich z uwagi na grożące mu osobiste niebezpieczeństwo. Cała ta sprawa okazała się zresztą świadomą dezinformacją. Wydaje się, że nie należy zupełnie lekceważyć tych incydentów, gdyż wielu oficerów nie wytrzymywało presji klęski i perspektywy niewoli, winiąc za nią zwierzchników wojskowych.
Noc z 27 na 28 września gen. Kutrzeba z pozostałymi członkami delegacji wojskowej spędzał na przygotowywaniu materiałów, w tym statystycznych, dotyczących załogi Warszawy. Wobec domagania się przez Niemców włączenia do składu delegacji także cywilnych przedstawicieli administracji miasta, stanęła kwestia wyboru przewodniczącego tej reprezentacji. Zawezwany do gmachu PKO Starzyński miał wykazywać co do tego niezdecydowanie. Sam wcześniej planował przejście do pracy konspiracyjnej.
37 Ibidem, s. 167.
Wówczas gen. Kutrzeba miał zaproponować jego osobę, tak uzasadniając tę propozycję: „Ten burmistrz, który prowadził swoje miasto przez cały czas walki, ten burmistrz, który okazał się bohaterem i żołnierzem, nie może być nieobecny, gdy miasto jego przechodzi pod obcą władzę”38. To przesądziło o zgodzie Starzyńskiego na udział w rozmowach z Niemcami, a więc i o jego roli jako oficjalnego reprezentanta władz cywilnych przy przekazywaniu miasta okupantowi. Po tej decyzji, poza zespołem wojskowym pracował także zespół cywilny kierowany przez prezydenta Starzyńskiego. Zespół ten przygotowywał niezbędną dokumentację na ostatnią fazę rozmów o kapitulacji.
Druga tura rozmów rozpoczęła się 28 września o godz.8.00. Niemcy rozpoczęli ją od zwrotu: „Festung Warschau poddaje się”. Zaprotestować miał gen. Kutrzeba stwierdzeniem, że nie jest to twierdza, lecz miasto otwarte z doraźnie improwizowaną obroną, z oddziałami improwizowanymii drugorzutowymi, z dowódcą, który przed wojną był komendantem Straży Granicznej. Ripostował gen. Blaskowitz stwierdzeniem: „Warszawa ma forty — te forty były bronione; ja te forty zdobywałem i dlatego Warszawa jest dla mnie twierdzą”. Dlaczego spór dotyczył tak wydawałoby się mało ważnej kwestii? Otóż miała ona istotne znaczenie dla szczegółowych ustaleń aktu kapitulacji, ponadto miała znaczenie dla usprawiedliwienia zniszczeń, jakich Niemcy świadomie dokonywali w czasie bombardowań miasta praktycznie niechronionego przez obronę przeciwlotniczą.
Gen. Kutrzeba zauważa, że Niemcy dotrzymali obietnicy złożonej przez gen. Petzla i przyznali żołnierzom polskim warunki honorowej kapitulacji. Oficerom pozostawiono broń boczną i do niewoli mieli iść na honorowych warunkach; szeregowi zaś, po przejściu koniecznej procedury weryfikacyjnej i czasowym pobycie w niewoli, mieli być
38 T. T o m a s z e w s k i , Byłem szefem sztabu obrony Warszawy, s . 8 7 .
zwolnieni. Dyskusje dotyczyły czasu i miejsc skoncentrowania załóg poszczególnych odcinków. Strona niemiecka podobno wykazywała dość dużą elastyczność w toku rozmów. Za sprawę ważną uznano zdawanie broni i wyposażenia wojskowego. Polska delegacja nalegała, by broń była składana na stosach, nie zaś bezpośrednio przekazywana Niemcom, co zostało zaakceptowane. Ustalono terminarz wkroczenia do Warszawy oddziałów niemieckich i wymarszu polskich kolumn tak, by się ze sobą nie spotykały.
Ważnym tematem rozmów prowadzonych przez delegację ludności cywilnej było ustalenie warunków funkcjonowania miasta po wkroczeniu Niemców. Chodziło o organizowanie doraźnej pomocy w wyżywieniu najbiedniejszej ludności, zaopatrzenie mieszkańców w żywność, wodę, funkcjonowanie straży ogniowej, zapewnienie opieki sanitarnej dla zarejestrowanych około 16 tys. rannych.
Sprawą szczególnie drastyczną dla strony polskiej był wprowadzony przez Niemców zapis dotyczący zakładników. Nakazano prezydentowi miasta wyznaczenie dwunastu notabli jako zakładników. Mieli być oni przetrzymywani w odosobnieniu i straceni w wypadku ewentualnych akcji sabotażowych i dywersyjnych w mieście. Prezydent Starzyński godził się tylko na wskazanie własnej osoby. Gen. Kutrzeba proponował, żeby to Komitet Obywatelski przedstawił listę kilkudziesięciu nazwisk, z których byłaby wylosowana wskazana dwunastka lub też wystąpienie z apelem o zgłaszanie się do tej roli ochotników.
28 września o godz. 13.15, po sporządzeniu w języku niemieckim ostatecznej wersji układu kapitulacyjnego, został on podpisany przez generałów Kutrzebę i Blaskowitza39. Następnie tekst ten został dostarczony na stanowisko
39 Protokół z rokowań dowódcy 8 armii niemieckiej z przedstawicielem Wojska Polskiego w sprawie przekazania twierdzy Warszawa-Praga z 28 września 1939, godz. 13.15, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 537-541.
dowodzenia gen. Rómmla, gdzie został przetłumaczony na język polski przez płk. Stanisława Lityńskiego. Dokument rozpoczynał się od zapisu: „Twierdza Warszawa łącznie z Pragą poddaje się bezwarunkowo 8 armii niemieckiej”. Po czym zostały określone warunki przechodzenia do niewoli załogi wojskowej. Były one identyczne z tymi, które już tu były przytaczane. Kolejne zapisy dotyczyły zasad przekazywania broni, amunicji i innych środków walki. Cały ten materiał wojskowy miał być zgromadzony w określonych rejonach demarkacyjnych i zdany do godz.12.00 30 września. Opuszczenie przez wojsko miasta miało nastąpić do godz. 20.00 29 września. Ostatnia miała wymaszerować kolumna z gen. Rómmlem i pozostałymi generałami; towarzyszyć im miały ich sztaby. W kolejnym artykule określono, że: „[...] Dowódca armii niemieckiej obejmuje pełnię władzy w twierdzy po zakończeniu wymarszu garnizonu”. Na komendanta wojskowego miasta wyznaczony został dowódca 10. DP gen. por. Conrad von Cochenhausen, a załogę garnizonu stanowić miała ta dywizja. Szefem administracji cywilnej został wiceprezydent rejencji Harregy von Craushaar. Administrację miejską do czasu przejęcia władzy wykonawczej przez dowódcę niemieckiego miał sprawować „odpowiedzialny prezydent miasta”. Zapisano wyznaczenie misji łącznikowej przy dowództwie niemieckim (wojskowej i cywilnej), która miała rozpocząć działalność od godz. 9.00 29 września. Artykuł czwarty szczegółowo precyzował zobowiązania polskiego Zarządu Miasta, w tym natychmiastowe i całkowite rozbrojenie ludności cywilnej oraz zakaz działalności wszelkich partii politycznych i innych organizacji. Określał też liczbę 12 zakładników, którzy mieli przebywać w honorowym areszcie jako zabezpieczenie przed aktami sabotażu. Przedostatni artykuł określał zasady zaopatrywania oddziałów polskich i mieszkańców miasta pod względem sanitarnym i wyżywienia, jak też uruchomienie przez
prezydenta miasta przedsiębiorstw produkujących artykuły pierwszej potrzeby. Ostatni artykuł stwierdzał, iż po zakończeniu przekazania miasta Niemcom nastąpi na tym obszarze ostateczne zawieszenie broni.
Jak już wspomniano, w czasie tych negocjacji nie była podnoszona sprawa kapitulacji Modlina. 28 września na stanowisko dowodzenia gen. Thommeego przybył, przepuszczony przez posterunki niemieckie, wysłannik gen. Rómmla mjr Karol Riedl z informacją o kapitulacji Warszawy i o zgodzie dowódcy II Korpusu Armijnego gen. Adolfa Straussa, by na podobnych warunkach nastąpiła kapitulacja Modlina40.
Tuż po przetłumaczeniu ostatecznej wersji protokołuo kapitulacji Warszawy ukazał się rozkaz dowódcy Armii „Warszawa” w sprawie układu kapitulacyjnego41. Nie był on wierną kopią tekstu układu, pomijał bowiem kwestie dla strony polskiej najbardziej drażliwe, jak: bezwarunkowa kapitulacja, szczegółowe warunki przekazywania mienia wojskowego, niemiecka obsada personalna miasta, warunki funkcjonowania Zarządu Miasta czy sprawy zakładników. Po krótkim ujęciu powodów kapitulacji w art. 1 podane zostały warunki przechodzenia oficerów do honorowej niewoli, jak i przytaczane już ustalenia dotyczące podoficerów i szeregowców. Drugi artykuł zwierał szczegółowe postanowienia dotyczące składania broni i wyposażenia z terminem ich wykonania. Podany został też termin odmarszu wojsk. W kolejnym artykule zostały podane zasady przejęcia Warszawy przez Niemców. Na czele trzyosobowego wojskowego zespołu łącznikowego miał stać płk Rola-Arciszewski, cywilne władze stolicy miał
40 W. T h o m m e e , Ze wspomnień dowódcy obrony Modlina, s. 469-470.
41 Rozkaz dowódcy Armii „Warszawa” w sprawie układu kapitulacyjnego tl 28 września 1939, w: Obrona Warszawy 1939 r. Wybór dokumentów wojskowych, s. 531-534.
reprezentować wyższy urzędnik Zarządu Miasta z pomocnikami. Artykuł czwarty dotyczył zasad działalności cywilnej ludności miasta. Kolejny — zaopatrzenia wojsk i miasta. Ostatni głosił: „Po zakończeniu oddania miasta zawieszenie broni na odcinku Warszawa-Praga staje się całkowite”.
Kolejnym dokumentem strony polskiej był wydany tego samego dnia rozkaz dowództwa Armii „Warszawa” w sprawie poczynienia niezbędnych przygotowań do przekazania miasta władzom niemieckim oraz następny — w sprawie usunięcia barykad i porządkowania jezdni. Gen. Czuma wydał rozkaz w sprawie usunięcia pól minowych.
Gen. Rómmel utrzymuje, że na 28 września zwołał odprawę wyższych dowódców (od dowódcy pułku wzwyż), na której miał być odczytany jego rozkaz pożegnalny do wojska, z poleceniem uczynienia tego także w oddziałachi pododdziałach. Uczestnicy odprawy mieli też być zapoznani z warunkami kapitulacji. Miał on wówczas także złożyć oświadczenie upoważniające dowódców do zwalniania z szeregów tych żołnierzy, którzy chcą się ukryć, pod warunkiem, że szeregowi idący do niewoli nie mogą być opuszczeni przez wszystkich oficerów. Inne przekazy nie potwierdzają tej wersji.
28 września przed południem gen. Rómmel i płk Pragłowski przybyli na ul. Rakowiecką, aby pożegnać się ze sztabem Armii „Warszawa”. Dowódca armii podziękował oficerom za ich ofiarność i męstwo oraz zapewniał, że odrodzona Polska będzie jeszcze potężniejsza. Spotkanie zakończono wspólnym odśpiewaniem Hymnu Państwowego. Dzień 29 września był poświęcony na realizację umowy o kapitulacji. Odbywało się to na ogół sprawnie. W tym dniu gen. Rómmel wydał odezwę do mieszkańców stolicy w związku z kapitulacją. Podawał w niej przyczyny tej decyzji, w tym te wynikające z troskio życie cywilnych mieszkańców miasta. „[...] Warszawa— stwierdzał — spełniła swój obowiązek. Wojna trwai wierzę głęboko, że zwycięstwo będzie po naszej stronie”.
Wydana w tym samym dniu jego kolejna odezwa do mieszkańców stolicy dotyczyła układu kapitulacyjnego. Podawał w niej m.in. termin rozpoczęcia wkraczania do miasta wojsk niemieckich. W oddzielnym rozkazie dowódca Armii „Warszawa” podziękował żołnierzom obrony Warszawy i Modlina za bohaterską walkę. Symptomatyczne było w nim to, że zwracał się i do załogi Modlina (załoga ta formalnie mu nie podlegała, a w dodatku oddzielnie kapitulowała i to o dzień później niż Warszawa), uzurpował więc sobie nad nią zwierzchność. W tym rozkazie znalazł się akapit o treści: „Składacie broń na mój rozkaz, ponieważ uznałem, że dalszy opór jest bezcelowy i niemożliwy z powodu wyczerpania się amunicji i zapasów żywności”. Apelował o nieupadanie na duchu, gdyż jest to niepowodzenie chwilowe, a „[...] zwycięstwo będzie po naszej stronie”.
Odezwy do mieszkańców stolicy związane z kapitulacją zostały też wydane 27 września przez prezydenta Starzyńskiego i Komitet Obywatelski. Prezydent po wyjaśnieniu przyczyn decyzji o poddaniu miasta dziękował mieszkańcom stolicy za zaufanie, jakim go darzyli oraz za wykazany bezmiar bohaterstwa i ofiarności. Apelował o wytrwanie w codziennym trudzie. Komitet Obywatelski z kolei wzywał mieszkańców miasta, aby „[...] unikali wszelkiego rodzaju ekscesów, przestrzegali ładu i porządku publicznego i zachowywali się tak, jak tego wymagają wielkie tradycje naszej stolicy”.
Sprawą pilną dla strony polskiej ze względu na ustalony harmonogram opuszczenia przez wojsko Warszawy było sprawne przeprowadzenie koncentracji oddziałów w wyznaczonych rejonach. Było to zadanie dość trudne z uwagi na liczebność garnizonu i rozproszenie oddziałów oraz mało sprawną łączność. W pierwszej kolejności sztab gen. Czumy przystąpił do ustalenia liczebności załogi broniącej Warszawy przez sporządzenie zestawienia dla wyznaczonych czterech rejonów koncentracji wojsk. Z poczynionych
ustaleń wynikało, że znalazło się w nich 2988 oficerów, 82 842 szeregowych (łącznie blisko 86 tys. żołnierzy)i 21 856 koni. Do tej liczby dodać należałoby tych, którzy opuścili szeregi z zamiarem uniknięcia niewoli. Chociaż przytoczone liczby uznać można za szacunkowe, to jednak uprawniają one do szacowania faktycznej liczebności obrońców stolicy na prawie 100 tys. żołnierzy. Taką też liczbę wymienia płk Tomaszewski.
Strona niemiecka tymczasem 28 września wydała zarządzenie szczegółowe regulujące zasady wymarszu polskiego garnizonu z Warszawy. Poza ustaloną godziną gotowości marszowej — godz. 20.00 29 września — ustalano wielkość kolumn (po 20 tys. żołnierzy), ich liczbę, jaki szczegółowy harmonogram wymarszu, a także ilość zabieranego prowiantu.
Na podstawie tego dokumentu Dowództwo Obrony Warszawy wydało rozkaz z 29 września regulujący wymarsz oddziałów z miasta. Zasadnicze trzy kolumny o oznaczeniach — „A”, „B” i „C”, grupujące żołnierzy, którzy pochodzili z obszarów Polski zajętych przez Wehrmacht, miały wyruszyć 29 września o godz. 20.00 w kierunku Ochoty. Dowódcą kolumny „A” został gen. Alter, kolumny „B” — płk Liszka-Lawicz i „C” — płk Żongołłowicz. Całością miał dowodzić gen. Zulauf. 30 września o godz.7.00 wyruszyć miała kolumna „G” utworzona z żołnierzy pochodzących z zajętych przez Armię Czerwoną wschodnich obszarów Polski i pragnących powrócić na te ziemie. Tego samego dnia o godz. 20.00 wyruszyć miały: kolumna „D”, dowodzona przez płk. Porwita, i kolumna „E” na czele z gen. Przyj alkowskim. Obie miały się kierować przez Wolę na Babice. Sformowane miały być także kolumny „F” — złożona z pozostałych żołnierzy idących na zachód i kolumna „H” — żołnierzy udających się na wschód. Zgodnie z ustaleniami protokołu o kapitulacji, ostatnia miała wymaszerować prowadzona przez gen.
Rómmla kolumna utworzona z oficerów dowództwa Armii „Warszawa” i Dowództwa Obrony Warszawy.
Jak wspominaliśmy, Niemcy na załogę wojskową garnizonu Warszawy wyznaczyli 10. DP gen. von Cochen- hausena. Podporządkowany jej został pułk policji „Re- itzeler”. Zadaniem wojskowego komendanta miasta miało być:
,,a) zapewnienie bezpieczeństwa, karności i porządku w Warszawie;
b) udzielenie Zarządowi Miejskiemu Warszawy pomocy przy przywracaniu normalnych warunków bytowych”42.
Realizacja przez stronę polską układu kapitulacyjnego odbywała się planowo i sprawnie. Potwierdziło to dowództwo 8. Armii w rozkazie z 30 września oraz podczas spotkania z gen. Rómmlem 1 października, o czym dalej.
Ostatnia kolumna dowództwa załogi Warszawy na czele z generałami Rómmlem, Kutrzebą i Czumą 1 października 1939 r. po południu znalazła się na Placu Narutowicza, skąd została przeprowadzona na stanowisko dowodzenia gen. Blaskowitza. Oto opis tego wydarzenia zanotowany przez uczestniczącego w nim płk. Rolę-Arciszewskiego:
„[...] Tam, na placyku przed budynkiem dyrekcji, [fabryki «Skody» na Rakowcu — L.W.] odbył się końcowy akt tragedii. Gen. Blaskowitz z pełnym sztabem 8 armii niemieckiej uroczyście stwierdził zdanie i objęcie Warszawy, dziękując za ścisłe dotrzymanie warunków umowy kapitulacyjnej i podkreślając z uznaniem karną postawę wychodzącego wojska. [...] Tłumaczyłem przemówienie Niemca oraz odpowiedź gen. Rómmla, stwierdzającą żołnierskie zachowanie się zwycięzcy43. Płk Pragłowski sugeruje, aczkolwiek nie potwierdzają tego inne źródła, że w wypowiedzi gen. Rómmla znalazło się przez niego, tj.
42 Rozkaz dowódcy 8 armii w sprawie obsadzenia Warszawy przez 10 dywizję piechoty, Ibidem, s. 611-612.
43 Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach, s. 338.
płk. Pragłowskiego, zaproponowane stwierdzenie: „Udaję się do niewoli, by dzielić los moich żołnierzy, ale w tym przeświadczeniu, że wojna dopiero się zaczęła, a jej losy mogą być zmienne. Miało to kompletnie zaskoczyć Niemców, którzy nie spodziewali się takiego zakończenia tego spotkania44. Porównajmy te słowa z tym, co na ten temat napisał sam gen. Rómmel: „[...] W imieniu moich żołnierzy — czytamy w jego wspomnieniach — przyjmuję stwierdzenie pana generała dotyczące ich odwagi i uporu w walce: co do wyrażonego nam współczucia, chciałbym zwrócić uwagę, że przecież wojna nie jest skończona i trwa dalej. Dziś jesteśmy pod wozem, lecz jestem pewny, że będziemy na wozie”45. Wiarygodność tej relacji obniżają rozbieżności dotyczące miejsca i czasu opisywanego wydarzenia. Rómmel utrzymuje, że było to na szosie za Piasecznem, a Pragłowski, że 1 października na Rakowcu.
Początkowo żołnierze niemieccy odnosili się dośćprzyjaźnie do wymaszerowujących z Warszawy polskich
/
żołnierzy. Świadczy o tym cytowane już wspomnienie płk. Porwita46. Gen. Rómmel twierdzi, że wyjechał z Warszawy w kolumnie kilku samochodów, która następnie przejeżdżała przez Sieradz i Wieluń z eskortą niemieckich motocyklistów. Dalsze losy jeńców wykraczają poza ramy tej publikacji.
W czasie kiedy ostatnie polskie kolumny jenieckie opuszczały Warszawę, do Śródmieścia wkraczały oddziały niemieckie. 1 października o godz. 15.00 Niemcy zaciągnęli wartę główną przy Komendzie Miasta, a jednocześnie przez megafony ogłosili, że ich wojska zajęły Warszawę. Nastąpiło to jednak dopiero po upływie 23 dni od ogłoszenia przez niemiecką propagandę zdobycia stolicy Polski przez Wehrmacht.
44 A. P r a g ł o w s k i , Od Wiednia do Londynu, s. 215.45 J. R ó m m e l , Za honor i ojczyzną. Wspomnienia, s. 373.46 M. P o r w i t , Obrona Warszawy, s. 245.
W opuszczonej przez oddziały polskie Warszawie pozostały jej władze cywilne na czele z prezydentem Starzyńskim, któremu Niemcy nakazali tymczasowo zarządzać miastem. Czynić to miał wespół z Zarządem Miasta. Jednak już 27 października 1939 r. Starzyński został aresztowany i najprawdopodobniej 17 października 1943 r. rozstrzelany w Dachau.
Jakie były skutki heroicznej, trwającej od 1 do 28 września obrony Warszawy? Straty poniesione przez żołnierzy sięgały ok. 5 tys. zabitych i ok. 16 tys. rannych. Zginęło ok. 25 tys. cywilnych mieszkańców miasta, a kilkadziesiąt tysięcy odniosło rany. Do niewoli niemieckiej dostało się ok. 5 tys. oficerów i ok. 97 tys. szeregowych. Zniszczeniu uległo około 12% budynków, w tym wiele zabytków kultury narodowej najwyższej klasy. Straty materialne w mieście były szacowane na ok. 3 mld ówczesnych złotych polskich47.
47 M.M. D r o z d o w s k i , Alarm dla Warszawy, s. 298.
ZAKOŃCZENIE
Stolica Polski — Warszawa — nie została uwzględniona w planie wojny z Niemcami. Można więc przyjąć, że miała być miastem otwartym. Wynikało to z wycinkowego w istocie charakteru planu „Z” oraz mało krytycznego spojrzenia na różne możliwości rozwoju wydarzeń na froncie. Przede wszystkim twórcy tego planu i marsz. Smigły-Rydz nie przewidzieli wariantu wojny błyskawicznej i totalnej, do którego zupełnie nie pasowały ich koncepcje przeciwstawienia się niemieckiej agresji. Przebieg wydarzeń na frontach już w pierwszych dniach wojny wykazał błędność tych rozwiązań. Uświadomiono sobie realność szybkiego pojawienia się wroga u wrót stolicy. Reakcją na to była decyzja Naczelnego Wodza z 3 września o przygotowaniu miasta do obrony. Mimo że działo się to na zasadzie wielkiej improwizacji i początkowo bez udziału wojsk liniowych, to samą decyzję należy jednak uznać za słuszną, aczkolwiek mocno spóźnioną. Nawet tak wielki krytyk poczynań marsz. Śmigłego-Rydza, jakim był szef sztabu Armii „Warszawa” płk Aleksander Pragłowski, napisał:
„[...] Jedyna decyzja, którą marszałek powziął w porę [?]i rozkazał jasno, był rozkaz obrony Warszawy na murach miasta”. Lecz już w następnym zdaniu dodał: „Decyzja ta
jest przyznaniem się do klęski i zamyka praktycznie okres kampanii kierowanej. Ekspiacja Warszawy to cena, którą płaci stolica, aby podkreślić godność narodu; skorzysta z niej armia, aby ratować swój honor”1.
Koncepcja roli Warszawy w polskim systemie obronnym— definiowana w warunkach improwizacji, a często przy braku właściwej oceny sytuacji militarnej — w czasie wojny z Niemcami we wrześniu 1939 r. zmieniała się. Warszawa pierwotnie widziana była jako baza zabezpieczająca walczące na zachód od Wisły wojska armii „Poznań”, „Pomorze” i częściowo Armii „Łódź”. Jej rolą było udzielanie tym wojskom pomocy w ich manewrze odwrotowym przez własne działania zaczepne oraz przez zabezpieczenie mostów na Wiśle w rejonie Warszawy, co umożliwiało wycofanie się tych sił na wschodni brzeg tej rzeki. Pod wieczór 8 września Naczelny Wódz zmienił tę koncepcję, pragnąc, by wojska wymienionych armii cofały się na Radom z myślą o skupieniu sił w Małopolsce Wschodniej dla stoczenia tam wielkiej bitwy obronnej. Warszawie wyznaczył zaś zadanie wiązania jak największych sił niemieckich przez przyjęcie roli odizolowanego ośrodka obrony. Przed opuszczeniem Polski, 17 września, wydał załodze Warszawy „[...] rozkaz obrony do końca”. Broniąca się stolica miała być zatem symbolem trwania Wojska Polskiego, a także oparciem dla cofających się w jej stronę pobitych nad Bzurą wojsk armii generałów Kutrzeby i Bortnowskiego. Miała też umożliwić im przekroczenie Wisły przez mosty warszawskie w marszu do Rumunii i na Węgry.
Decyzje Naczelnego Wodza określiły więc rolę Warszawy jako najważniejszego ośrodka polskiego oporu w wojnie z Niemcami. Miały też bezpośredni wpływ na sposób organizacji jej obrony. W trwającej cztery tygodnie
1 A. P r a g ł o w s k i , Kampania wrześniowa, w: Wrzesień 1939 iv relacjach i wspomnieniach, s. 435.
epopei obrony stolicy można wyróżnić cztery najważniejsze etapy. Pierwszy z nich, obejmujący okres od 1 do 7 września to stawianie czoła nalotom Luftwaffe i przygotowywanie się do stworzenia systemu naziemnej obrony lewobrzeżnej części miasta; drugi — odparcie w dniach 9-10 września natarcia z marszu niemieckiej 4. DPanc.; trzeci — to tzw. pauza operacyjna w działaniach naziemnych, trwająca od11 do 24 września i wreszcie czwarty, ostatni — to generalny szturm Niemców na Warszawę w dniach 25-27 września, zakończony decyzją o kapitulacji miasta.
Załoga broniąca stolicy Polski była początkowo tworzona w sposób improwizowany z oddziałów nieliniowych, z czasem została oparta na wojskach regularnych, chociaż także stanowiących zlepek różnych formacji pobitych w polui sukcesywnie spływających do miasta. Na tle innych regularnych formacji wrześniowych załoga Warszawy wyróżniała się też składem jej kadry dowódczej. Zarówno bowiem dowództwo, jak i sztab Dowództwa Obrony Warszawy tworzyli oficerowie (dowódcy i sztabowcy) niemający wcześniej przydziałów liniowych. Dotyczyło to także dowództwa obrony lewobrzeżnej Warszawy i dowódców pododcinków. Jest to tym bardziej godne podkreślenia, że w trzeciej dekadzie września w mieście przebywało wielu oficerów liniowych. Byli wśród nich dowódcy związków taktycznych i oddziałów, w tym ośmiu generałów. Świadczyło to z jednej strony o bojowej skuteczności improwizowanych struktur dowódczych, z drugiej zaś o tym, że niektórzy dowódcy liniowi nie byli zdolni do realizowania zadań specyficznych dla zamkniętej obrony miasta.
Broniącej się przed Niemcami Warszawy nie dotknęły bezpośrednie skutki radzieckiej agresji rozpoczętej 17 września, choć ten dzień był ważny dla obrony miasta z innego powodu. Zmieniły się bowiem wówczas struktury dowódcze tej obrony, a przede wszystkim od tej daty następował bardzo znaczący przyrost sił tworzących jego
załogę wojskową. Przez cały okres tej obrony bezpośrednie dowodzenie nad formacjami broniącymi stolicy sprawowało powołane 3 września Dowództwo Obrony Warszawy na czele z gen. Walerianem Czumą. Do 8 września podlegało ono Dowództwu Okręgu Korpusu nr I lub bezpośrednio Naczelnemu Dowództwu WP, a od tej daty — dowództwu nowo utworzonej Armii „Warszawa” dowodzonej przez gen. Juliusza Rómmla. W pracy staraliśmy się wykazać, że ulokowanie w mieście dwóch dowództw: faktycznego, sprawowanego przez gen. Czumę, i formalnego na czele z gen. Rómmlem, nie służyło wypracowaniu spójnej wizji zadań obronnych Warszawy. Ścierały się kompetencje, powodując dodatkowe komplikacje w i tak już wystarczająco trudnej sytuacji obrońców. Tym bardziej, że od 11 września dowódca Armii „Warszawa” starał się bezwzględnie narzucać swoją wizję walki, niekiedy kolidującą z zamiarem Naczelnego Wodza, a generalnie ograniczającą realne możliwości odegrania bardziej aktywnej roli przez załogę Warszawy w stosunku do walczących nad Bzurą armii generałów Kutrzeby i Bortnowskiego, a także w niesieniu pomocy cofającym się oddziałom rozbitej Armii „Łódź”, a później także uchodzącym znad Bzury Armiom „Poznań” i „Pomorze”. A przecież były po temu możliwości, zwłaszcza w drugiej dekadzie września, kiedy obrońcy miasta nie odczuwali jeszcze silnego nacisku ze strony lądowych wojsk niemieckich.
Od trzeciej dekady września Niemcy otaczali Warszawę szczelnym pierścieniem wojsk lądowych, mając jednocześnie całkowite panowanie w powietrzu. Pomni dość bolesnych doświadczeń z podjętej w dniach 8-10 września, nieudanej próby opanowania miasta siłami pancernymi, tym razem zdecydowali do uderzenia na Warszawę przeznaczyć całą 8. Armię. Miała ona nacierać na lewobrzeżną część miasta, podczas gdy na kierunku praskim Niemcy ograniczyli się do działań demonstracyjnych, prowadzonych
siłami jednego z korpusów 3. Armii. Wiedząc o tragicznej sytuacji miasta, stanowiącego jeden z ostatnich polskich punktów oporu, starali się ograniczyć straty osobowe, stosując odpowiadającą temu założeniu taktykę. Jej istotą było tworzenie silnych, nasyconych techniką bojową grup szturmowych, które nacierały wspierane intensywnym ogniem artylerii i lotnictwa. Przede wszystkim zaś zamierzali zmusić załogę Warszawy do kapitulacji, stosując zmasowane, terrorystyczne bombardowania miasta; apogeum osiągnęły one 25 września.
Obrona Warszawy we wrześniu 1939 r. stanowiła swoisty fenomen w całokształcie polskiego wysiłku militarnego w wojnie z Niemcami. Załoga miasta, tworzona metodą improwizacji — początkowo z oddziałów nieliniowych, z dużym udziałem ochotników — w końcowym etapie rozrosła się do stanu ok. 100 tys. żołnierzy. Na liczbę tę w znacznej części składały się jednak formacje nieliniowei pozostałości jednostek wcześniej rozbitych w polu — element w pewnym stopniu zdemoralizowany. Dodatnio na morale tych wojsk wpływała za to postawa cywilnych mieszkańców miasta, których charyzmatycznym przedstawicielem był prezydent Stefan Starzyński. Ludność cywilna stolicy poniosła w czasie walk najwięcej strat osobowych, nie wspominając o stratach materialnych. Warszawiacy ucierpieli głównie od bomb lotniczych i pocisków artyleryjskich. Nie mieli przy tym świadomości, że Niemcy potraktowali ich miasto jako wielki poligon doświadczalny, który posłużył im do praktycznego sprawdzenia założeń teorii wojny powietrznej gen. Giulio Douheta.O ile bowiem wcześniej mogli czynić to w stosunku do niewielkich miasteczek hiszpańskich — Durango i Guemiki,o tyle teraz mieli okazję zrobić to samo w wielkiej aglomeracji stołecznej. Stąd świadomie zaplanowane i konsekwentnie przeprowadzone totalne bombardowania Warszawy 25 września. Ich skutki — należy to obiektywnie
przyznać — miały wpływ na zaakceptowanie przez gen. Rómmla — po wysłuchaniu przez niego opinii Komitetu Obywatelskiego, jak i najwyższych rangą wojskowych przebywających w Warszawie — decyzji o podjęciu rozmów w sprawie kapitulacji miasta. Przyczyniły się do tego także skutki wykonanego 26 września szturmu sił lądowych 8. Armii niemieckiej, mimo że nie doprowadził on do sforsowania polskich linii obronnych.
Największy wpływ na decyzję o podjęciu rozmów kapitulacyjnych miało pozbawienie mieszkańców dostępu do wody pitnej, ogromne zniszczenia i pożary w mieście, a także wyczerpywanie się zapasów amunicji. Zaważył więc na tej decyzji wzgląd na sytuację ludności cywilnej oraz wyczerpujące się możliwości wojskowej obrony miasta.
Warszawa skapitulowała 28 września 1939 r. Była to kapitulacja bezwzględna, bo tylko taką jej formę akceptowali Niemcy. Żołnierze, przede wszystkim oficerowie, zostali skierowani do obozów jenieckich. 1 października do miasta wkroczył niemiecki garnizon, tym samym rozpoczynając jego okupację. Trwała ona w odniesieniu do części lewobrzeżnej do 17 stycznia 1945 r., z 2-miesięcznym (1 sierpnia—2 października 1944 r.) epizodem powstania warszawskiego.
Najwięcej kontrowersji wśród historyków, ale przede wszystkim dowódców i sztabowców kierujących obroną Warszawy wzbudzały dwie sprawy: pierwsza z nich dotyczyła przyczyn nieudzielenia przez załogę miasta pomocy Armiom „Poznań” i „Pomorze” podczas bitwy nad Bzurą, druga zaś — czasu kapitulacji miasta. Generalnie można stwierdzić, że z największą krytyką (zwłaszcza ze strony gen. Kutrzeby oraz pułkowników Tomaszewskiego i Porwita) spotkały się decyzje gen. Rómmla dotyczące tych dwóch najważniejszych kwestii. Z kolei gen. Rómmel i wspierający go oficerowie jego sztabu pułkownicy: Pragłowski i Rola- Arciszewski starali się bronić jego decyzji, nadmiernie przy tym eksponując rolę Armii „Warszawa” w obronie miasta.
Szczególnie wielki ładunek subiektywizmu niosą dotyczące tych kwestii fragmenty wspomnień samego gen. Rómmla.
Do największych krytyków decyzji o kontynuowaniu obrony stolicy już po ustaniu operacyjnych możliwości prowadzenia przez Wojsko Polskie wojny z Wehrmachtem, należał gen. Kutrzeba, a wspierali go w tym: szef sztabu Dowództwa Obrony Warszawy płk Tomaszewski i poniekąd także płk Porwit, ten drugi optujący za wariantem wyprowadzenia części wojsk w pole dla stoczenia tam ostatecznej bitwy, co miało uchronić cywilnych mieszkańców miasta od strat i cierpień. Oficerowie ci byli także zwolennikami tezy o zbyt późnym rozpoczęciu rozmów kapitula- cyjnych i osobistej za to odpowiedzialności gen. Rómmla, który okazał się być upartym rzecznikiem kontynuowania walki, mimo że nie mogła ona mieć wpływu na wynik wojny, a była kontynuowana tylko dla „[...] ratowania honoru” żołnierza polskiego.
Ponieważ wspomnienia i pamiętniki pozostawione przez dowódców i sztabowców kierujących obroną Warszawy cechują się, typowym zresztą dla tego rodzaju źródeł, sporym subiektywizmem — przy czym ów subiektywizm dotyczy nie tylko formułowanych opinii, ale i przedstawianych faktów— istnieje duża trudność obiektywnego przedstawienia nie tylko roli poszczególnych osób w opisywanych wydarzeniach, ale nawet samego ich przebiegu. Z tej to głównie przyczyny w książce została zastosowana metoda prezentacji różnych— nierzadko kontrastowych opinii w danej kwestii, przy jednoczesnym zachowaniu przez autora wstrzemięźliwości w formułowaniu jednoznacznych, kategorycznych i przesądzających stwierdzeń. Mam nadzieję, że da to Czytelnikowi większą możliwość samodzielnego formułowania własnych ocen i wniosków, a być może także zachęci go do pogłębienia wiedzy na ten temat.
Obrona Warszawy we wrześniu 1939 r. to niewątpliwie chlubna karta w dziejach polskiego oręża. Wielu uczest
niczących w niej żołnierzy wykazało się wielkim męstwem, odwagą, a nawet bohaterstwem. Wielu też zostało za to uhonorowanych najwyższymi odznaczeniami bojowymi: Orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. Abstrahując od podniesionych wcześniej formalnoprawnych aspektów tych nadań, podobnie zresztą jak i mianowań na pierwszy stopień oficerski, trzeba jednoznacznie stwierdzić, że wyróżnienia te były w przeważającej liczbie wypadków całkowicie uzasadnione.
Dzień 28 września 1939 r. — data kapitulacji Warszawy ma dla losów Polski jeszcze inny, nie mniej bolesny wymiar. W tym dniu bowiem w Moskwie ministrowie spraw zagranicznych ZSRR i III Rzeszy, Mołotow i Rib- bentrop, podpisali „Niemiecko-sowiecki układ o granicyi przyjaźni”. Akt ten de facto sankcjonował czwarty rozbiór Polski. W dołączonym do układu tajnym protokole dodatkowym ustalono linię rozgraniczenia interesów obu agresorów na obszarze Polski; Lubelszczyzna i część Mazowsza przypadła Niemcom, a polskie Kresy Wschodnie zostały włączone do ZSRR. Byłe państwa rozbiorowe powtórnie podzieliły się ziemiami polskimi.
Zamiarem autora niniejszej publikacji było upamiętnienie najważniejszych wydarzeń związanych z heroiczną obroną Warszawy we wrześniu 1939 r. oraz przypomnienie bohaterów tych wydarzeń — dowódców i żołnierzy Wojska Polskiego, którzy nie szczędzili potu ani krwi, trwając nieugięcie na swoich pozycjach mimo przygniatającej przewagi nieprzyjaciela, ale i też cywilnych mieszkańców stolicy, którzy w miarę swych możliwości włączali się do tej obrony, ale przede wszystkim cierpliwie znosili ograniczenia i trudy wojenne, nie ulegając defetyzmowi, a przeciwnie, stanowiąc dla obrońców niezawodne oparcie.
Intencją autora było też ukazanie walk o stolicę z punktu widzenia sztuki wojennej. Jest to bowiem niezwykle interesujący przykład zaimprowizowanej, acz dobrze zorganizowanej,
skutecznej obrony dużego miasta, odciętego od jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz, a więc pozbawionego możliwości uzupełnienia wyczerpujących się materiałów wojennych, ale i zasobów wegetacyjnych. Bronione w tych warunkach miasto dzielnie opierało się przeciwnikowi dysponującemu przede wszystkim ogromną przewagą techniczną i materiałową. a ponadto stosującemu nowoczesne, totalne metody prowadzenia wojny.
Polska sztuka wojenna w swym aspekcie doktrynalnym, strategicznym a przede wszystkim materiałowo-technicznym, nie odpowiadała wymogom nowoczesnej wojny, jaką okazała się być II wojna światowa już w swej pierwszej, wrześniowej odsłonie. Wynikało to przede wszystkim z zapóźnień cywilizacyjnych, które nie były możliwe do nadrobienia w ciągu zaledwie 20 lat niepodległości, odzyskanej po trwającej prawie półtora wieku niewoli. Mimo to obrona Warszawy wykazała, że polscy dowódcy, w tym także oficerowie rezerwy, byli dobrze przygotowani do organizacji i prowadzenia walk obronnych tak w skali operacyjnej, jak i taktycznej. Świadczy o tym skuteczne odpieranie uderzeń z lądui powietrza przeważających sił nieprzyjaciela w warunkach całkowitego niemal odizolowania od zaplecza operacyjnegoi materiałowego. Przyczyniło się do tego bardzo dobre wykorzystanie właściwości obronnych terenu (stale zresztą doskonalonych) oraz szybkie (mimo niedostatków w łączności) i elastyczne reagowanie na dynamiczny rozwój wydarzeń na froncie. Warto też podkreślić aktywny charakter prowadzonej obrony, co przejawiało się w działaniach rozpoznawczychi brawurowych wypadach na dalekie przedpole dla poprawy położenia. W pierwszej fazie walk o miasto zaskakującą dla przeciwnika skuteczność wykazała polska obrona przeciwpancerna, której siłę ognia zwiększyło zastosowanie w niej strzelającej „na wprost” artylerii polowej.
Oddzielną kwestię, wymagającą specjalnego potraktowania, stanowi funkcjonowanie obrony przeciwlotniczej
stolicy. W tym miejscu wypada tylko stwierdzić, że w pierwszej fazie obrony miasta, a więc do czasu opuszczenia go przez Brygadę Pościgową — najważniejszy komponent systemu obrony przeciwlotniczej — skuteczność zwalczania nalotów bombowych nieprzyjaciela (mimo że jego samoloty górowały nad polskimi aparatami latającymi zarówno liczebnością, jak i właściwościami taktyczno- bojowymi) była stosunkowo duża. Po tym okresie, wobec słabości pozostałej w mieście artylerii przeciwlotniczej, główna rola w zwalczaniu skutków nieprzyjacielskich bombardowań przypadała biernej OPL, dobrze zorganizowanej i angażującej do akcji ratunkowych licznych mieszkańców miasta.
Wydaje się, że po 70. latach, jakie upłynęły od opisywanych wydarzeń warto do nich wracać nie tylko i nie tyle nawet ze względu na ich znaczenie dla sztuki wojennej. Obrona Warszawy we wrześniu 1939 r. jawi się bowiem z tej perspektywy jako tyleż chwalebny co rzadki w czasie pokoju przykład zjednoczenia społeczeństwa polskiego (wojskowego i cywilnego) w walce o najwyższe wartości: wolność, niepodległość i całość Rzeczpospolitej. Wartościom tym stolica pozostała wierna w całym późniejszym okresie okupacyjnej nocy, rozświetlonej powstańczym zrywem 1944 r. Wówczas to, po prawie pięciu latach, na ulicach Warszawy znów pojawiły się barykady, a walczący na nich powstańcy częstokroć posługiwali się wydobytą ze skrytek bronią swoich nieco starszych kolegów, obrońców Warszawy z 1939 r. W podjętej wówczas samotnej walce z mającym ogromną przewagę nieprzyjacielem wykorzystywali też doświadczenia wrześniowych walk o miasto, a inspiracją dla ich bohaterstwa była również pamięć o bohaterskich czynach obrońców stolicy sprzed pięciu lat.
BIBLIOGRAFIA
I. ŹRÓDŁA:
1. Archiwalne:A. Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie:
Generalny Inspektorat Sił Zbrojnych;Naczelne Dowództwo WP;Sztab Główny;Wojskowy Instytut Naukowo-Oświatowy.
B. Zbiory Specjalne Biblioteki Naukowej Wojskowego Biura Badań Historycznych w Warszawie Relacje.
2. Wydawnictwa źródłowe:
Cywilna obrona Warszawy we wrześniu 1939. Dokumenty, materiały prasowe, wspomnienia i relacje, Warszawa 1964.
Dziennik Rozkazów MSWojsk. nr 2 z 20 lutego 1937 r. K r ó l i k o w s k i Roman, Ostatni rozkaz Śmigłego, „Kul
tura” (Paryż) 1951, nr 5/43.Obrona Warszawy w 1939 r. Wybór dokumentów wojs
kowych (zebrał i opracował Mieczysław Cieplewicz), Warszawa 1968.
Przyczynki do genezy polskiego planu operacyjnego do kampanii 1939 r., „Bellona” (Londyn) 1952, nr 1.
Studium planu strategicznego Polski przeciw Niemcom Kutrzeby i Mossora, wstęp Piotr Stawecki, oprać. Marek Jabłonowski, Piotr Stawecki, Warszawa 1987.
Wojna obronna Polski 1939. Wybór źródeł, red. Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1968.
3. Wspomnienia, pamiętniki, diariusze, relacje:
B e c k Józef, Ostatni raport, Warszawa 1987.Diariusz i teki Jana Szembeka (1935-1945), t. IV, Londyn
1972.G a 1 i n a t Edmund, Do Warszawy, „Wiadomości Polskie”
(Londyn) 1942, nr 5.G r z y w a c z Andrzej, Relacja płk. dypl. A. Mareckiego
dla Komisji Badania ds. przyczyn klęski wrześniowej, „Zeszyty Historyczne” (Paryż), 1998, z. 123.
G r z y w a c z Andrzej, Wojna obronna Polski 1939 roku w relacji polskiego sztabowca, „Zeszyty Historyczne” (Paryż) 1997, z. 121.
G u d e r i a n von Heinz, Wspomnienia żołnierza, Warszawa 1991.
He r w a r t h von Hans, Między Hitlerem a Stalinem, Warszawa 1992.
K o p a ń s k i Stanisław, Wspomnienia wojenne 1939-1945, Londyn 1961.
K o w a l e w s k i Jan, Cykl rumuński, „Zeszyty Historyczne” (Paryż), 1964, z. 6.
Kul ski Julian, Stefan Starzyński w mojej pamięci, Warszawa 1990.
Kul ski Julian, Z minionych lat życia 1892-1945, Warszawa 1992.
N o ë l Leon, Agresja niemiecka na Polskę, Warszawa 1966.
Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach: Tadeusz Tomaszewski, Julian Janowski, Marian Porwit, Aleksander Pragłowski, Stanisław Roła-Arciszewski, Tadeusz Kutrzeba, wybór i opracowanie M. Cieplewicz, E. Kozłowski, Warszawa 1984.
P r a g ł o w s k i Aleksander, Od Wiednia do Londynu. Wspomnienia, Londyn 1968.
P o r w i t Marian, Obrona Warszawy wrzesień 1939 r. Wspomnienia i fakty, Warszawa 1979.
Relacja gen. bryg. Emila Krukowicza-Przedrzymirskiego o przygotowaniu Armii Modlin do wojny, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, 2005, nr 2 (Wstęp).
R ó m m e l Juliusz, Za honor i ojczyznę. Wspomnienia dowódcy armii „Łódź” i „Warszawa”, Warszawa 1958.
S o s n k o w s k i Kazimierz, Cieniom września, Warszawa 1988.
Sprawozdanie mjr. Bolesława Waligóry pt. Archiwum Wojskowe od 31 sierpnia 1939 r. do 17 listopada 1939 r., w: „Rocznik Archiwalno-Historyczny Centralnego Archiwum Wojskowego” 2008, nr 1/30 (fotokopia).
S z e m b e k Jan, Diariusz wrzesień-grudzień 1939, Warszawa 1989.
T o k a r z e w s k i - K a r a s z e w i c z Michał, U podstaw tworzenia Armii Krajowej, „Zeszyty Historyczne” (Paryż), 1964, z. 6.
T o m a s z e w s k i Tadeusz, Byłem szefem sztabu obrony Warszawy w r. 1939, Londyn 1961.
Wrzesień 1939 w relacjach, wyb. i oprać. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.
Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, wyb. i oprać. Mieczysław Cieplewicz, Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1989.
Z a j ą c Józef, Przygotowanie Polski do obrony przeciwlotniczej przed r. 1939, „Bellona” (Londyn) 1947, z. II; Dokończenie, „Bellona” (Londyn) 1947, z. IV.
Z a r ę b a Zygmunt, Wojna i konspiracja, Londyn 1957.
II. OPRACOWANIA
1. Zwarte
B a k a Igor, Slovenska Republika a nacisticka agresia proti Pol’sku, Bratislava 2006.
B e k k e r Cajus, Angriffshohe 4000. Ein Kriegstagebuch der deutschen Luftwaffe, Oldenburg 1964.
C z a r n e c k i Bogdan, Fali Weiss, Warszawa 1961.C w i ę k Henryk, Przeciw Abwehrze, Warszawa 2001.D r o z d o w s k i Marian Marek, Alarm dla Warszawy.
Ludność cywilna w obronie stolicy we wrześniu 1939 r.. Warszawa 1975.
F i l i p o w Krzysztof, Order Virtuti Militari, Białystok 1992.
G ł o w a c k i Ludwik, Obrona Warszawy i Modlina na tle kampanii wrześniowej 1939, wyd. V, Warszawa 1985.
G r z e l a k Czesław, S t a ń c z y k Henryk, Kampania polska 1939 roku. Początek II wojny światowej, Warszawa 2005.
Historia dyplomacji polskiej (1918-1939), t. IV, Warszawa 1995.
J a b ł o n o w s k i Marek, Wobec zagrożenia wojną. Wojsko a gospodarka Drugiej Rzeczypospolitej w latach 1935 -1939, Warszawa 2001.
J u r g a Tadeusz, Obrona Polski 1939, Warszawa 1990.J u r g a Tadeusz, U kresu Drugiej Rzeczypospolitej, War
szawa 1985.K o z a c z u k Władysław, Wehrmacht 1933-1939, War
szawa 1978.K u r o w s k i Adam, Lotnictwo polskie w 1939 roku,
Warszawa 1962.K u t r z e b a Tadeusz, Bitwa nad Bzurą 9-22 września
1939 r. Przyczynek do historii kampanii polsko-niemiec- kiej na obszarze Poznań—Warszawa we wrześniu 1939 r., Warszawa 1957.
M a k s i m i e c Stanisław, Armia Lublin we wrześniu 1939 roku, Warszawa 2006.
M a l i n o w s k i Marian, W obronie stolicy, Warszawa 1960.
M i r o n o w i c z Ryszard, Edward Rydz-Śmigly. Działalność wojskowa i polityczna, Warszawa 1988.
P i n d e 1 Kazimierz, Śląsk w systemie obronnym II Rzeczypospolitej, Warszawa 1998.
P o b ó g-M a 1 i n o w s k i Władysław, Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945, t. II, Londyn 1956, t. III, Londyn 1960.
Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej, t. I, cz. 1,2 i 3, Londyn 1962, cz. 4, Londyn 1986.
Polski czyn zbrojny w II wojnie światowej. Wojna obronna Polski 1939, Warszawa 1979.
P o r w i t Marian, Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 roku, t. 1, Plany i bitwy graniczne, Warszawa 1983.
R o z w a d o w s k i Piotr, I g n a t o w i c z Aneta, Boje o Warszawę 1939-1945, Warszawa 2007.
S t a c h u 1 a Adolf, Obrona powietrzna II Rzeczypospolitej, Słupsk 2001.
S t e b l i k Władysław, Armia „Kraków” 1939, Warszawa 1975.
Sztab Generalny (Główny) Wojska Polskiego 1918-2003, Warszawa 2003.
Warszawa we wrześniu 1939 roku. Obrona i tycie cywilne, pod red. nauk. Czesława Grzelaka, Warszawa 2004.
W o ź n y Aleksander, Niemieckie przygotowania do wojny Z Polską w ocenach polskich naczelnych władz wojskowych w łatach 1933-1939, Warszawa 2000.
W y s z c z e l s k i Lech, Społeczeństwo a obronność w Polsce (1918-1939), Toruń 2007.
2. Przyczynki:
J u r g a Tadeusz, Bitwa o zachodnie regiony Polski 1-9.9.1939, „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1989, nr 3.
K i r k o r Stanisław, Ewakuacja Ministerstwa Skarbu w 1939 roku, „Zeszyty Historyczne” (Paryż) 1971, z. 20.
L i t y ń s k i Józef, Czy Polska musiała przegrać w 1939 roku?, „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1996, nr 4.
M o d e 1 s k i Izydor, Wojskowe przyczyny klęski wrześniowej, „Zeszyty Historyczne” (Paryż) 1990, z. 95.
P i n d e 1 Kazimierz, Przygotowania obronne w II Rzeczypospolitej, w: Przygotowanie obronne społeczeństwa, Warszawa 2001.
R o s t Stanisław Edward, Pierwotny sztab Obrony Warszawy w 1939 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1988, nr 4.
S t e f a n o w i c z Janusz, Gwarancje brytyjskie dla Polski w 1939 r. w świetle narady gabinetu londyńskiego, „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1991, nr 1.
Tym Wacław, Przygotowania do obrony a lądowa obrona wybrzeża morskiego 1-9 września 1939 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1957, nr 2.
W ł o d a r k i e w i c z Wojciech, Mieszkańcy Kresów Wschodnich wobec zagrożenia wojennego w przededniu
II wojny światowej, „Przegląd Historyczno-Wojsko wy” 2005, nr 1.
Z g ó r n i a k Marian, Możliwości wojenne Niemiec w 1939 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1989, nr 3.
WYKAZ ILUSTRACJI
Dowódca Armii „Warszawa” — gen. dyw. Juliusz Rómmel. Dowódca Obrony Warszawy — gen. bryg. Walerian Czuma. Prezydent Warszawy, komisarz cywilny przy Dowództwie
Obrony Warszawy i Armii „Warszawa” — mjr rez. Stefan Starzyński.
Dowódca lewobrzeżnej Warszawy — płk dypl. Marian Porwit.
Dowódca Grupy Operacyjnej i prawobrzeżnej Warszawy— gen. bryg. Juliusz Zulauf.
Szef sztabu Dowództwa Obrony Warszawy — płk dypl.Tadeusz Tomaszewski.
Zastępca Dowództwa Obrony Warszawy — płk Julian Janowski.
Dowódca odcinka Warszawa „Południe” — ppłk dypl. Jan Galiński.
Szef sztabu dowództwa lewobrzeżnej Warszawy — ppłk dypl. Leopold Okulicki.
Dowódca 44. DP rez., następnie sektora obrony Pragi— płk Eugeniusz Żongołłowicz.
Dowódca artylerii Dowództwa Obrony Warszawy — ppłk dypl. Adam Dzianott.
Dowódca działonu artyleryjskiego w sektorze Ochoty— ppor. rez. Józef Suchocki.
Dowódca Robotniczej Brygady Obrony Warszawy — kpt. rez. Marian Kenig.
Saperzy przy pracy na ul. Górczewskiej.Natarcie Niemców na Ochotę 9 września 1939 r.Widok ul. Brackiej przed bombardowaniami Luftwaffe.Widok płonącej Pragi po bombardowaniach 10-11 wrze
śnia 1939 r.Widok zniszczeń niemieckich w Śródmieściu.Samoloty Luftwaffe na Warszawą.Młode matki na korytarzu zbombardowanego Szpitala
Przemienia Pańskiego.Widok ul. Nowy Świat po bombardowaniach niemieckich
z 25 września 1939 r.Widok Zamku Królewskiego po bombardowaniach i po
żarze.Ruiny jednej ze zniszczonych kamienic.Gen. Tadeusz Kutrzeba w drodze na rozmowy kapitulacyjne
28 września 1939 r.
SPIS TREŚCI
Wstęp ...................................................................................... 5Narastanie zagrożenia wojennego; konsolidacja
społeczeństwa polskiego .................................................. 15Niemiecki i polski plan wojny .............................................. 46Koncepcje obrony stolicy ..................................................... 76Ewakuacja władz cywilnych i wojskowych ....................... 110Sytuacja militarna na podejściach do Warszawy ............... 127Przygotowania do obrony miasta; walka o niebo
nad Warszawą (1-7 września) ........................................ 157Cywilna obrona stolicy ....................................................... 183Walki na Ochocie, Woli i Mokotowie (8-10 września) 217 Działania militarne w dniach 11-24 września; wypad
grupy ppłk. Okulickiego ................................................ 247Okrążenie miasta; decydujący bój (25-27 września) 282Kapitulacja ......................................................................... 311Zakończenie ....................................................................... 344Bibliografia ......................................................................... 354Wykaz ilustracji .................................................................. 360
W popularnonaukowej serii pt. „Historyczne bitwy” ukazały się dotychczas:
Z. Stąpor, BERLIN 1945 • L. Podhorodecki, WIEDEŃ 1683 • W. Majewski, GROCHÓW 1831 • K. Kaczmarek, BUDZISZYN 1945 • W. A. Serczyk, POŁTAWA 1709 • A. Wolny, OKI NAWA 1945 • A. Karpiński, KURSK 1943 • K. Sobczak, LENINO 1943• T. Malarski, WATERLOO 1815 • T. Jurga, BZURA 1939 • I. Rusinowa, SARATOGA-YORKTOWN 1777-1781 • J. Sikorski, KANNY 216 p.n.e. • R. Tomicki, TENOCHTITLAN 1521 • R. Dzieszyński, LENINGRAD 1941-1944 • E. Potkowski, CRE- CY-ORLEAN 1346-1429 • K. Kaczmarek, STALINGRAD 1942-1943 • L. Podhorodecki, KULIKOWE POLE 1380 •B. Brodecki, SZYPKA I PLEWNA 1877 • A. Murawski, AKCJUM 31 p.n.e. • L. Wyszczelski, MADRYT 1936-1937 • J.W. Dyskant, ZATOKA ŚWIEŻA 1463 • H. Wisner, KIRCHOLM 1605 • W. Biegański, BOLONIA 1945 • W. Wróblewski, MOSKWA 1941 • T. Konecki, SEWASTOPOL 1941-1942, 1944 • A. Toczewski, KOSTRZYN 1945 • L. Podhorodecki, CHOCIM 1621 • E. Dąbrowa, GAUGAMELA 331 p.n.e. • J. Odziemkowski, NARWIK 1940 • R. Bielecki, SOMOSIERRA 1808 • B. Brodecki, DIEN BIEN PHU 1954 • J.W. Dyskant, CUSZIMA 1905 • J. Nadzieja, LIPSK 1813 • R. Bielecki, BEREZYNA 1812 • M. Nagielski, WARSZAWA 1656 • S. Leśniewski, MARENGO 1800 • J. Wojtasik, PODHAJCE 1698 • B. Borucki, VALMY 1792 • W. Mikuła, MACIEJOWICE 1794 • E. Potkowski, WARNA 1444 • W. Król, WIELKA BRYTANIA 1940 • G. Swoboda, GETTYSBURG 1863 • R. Bielecki, BASTYLIA 1789 • R. Bielecki, NORMANDIA 1944 • L. Wyszczelski, NIEMEN 1920 • M. Klimecki, GORLICE 1915 • M. Borkowski, MIDWAY 1942 . P. Olender, LISSA 1866 • L. Podhorodecki, LEPANTO 1571• A. Nadolski, GRUNWALD 1410 • R. Bielecki, AUSTERLITZ 1805 • Z. Kwiecień, TOBRUK 1941-1942 • S. Leśniewski, WAGRAM 1809 • Z. Flisowski, BITWA JUTLANDZKA 1916 • R. Romański, BERESTECZKO 1651 • J. Nadzieja, ZAMOŚĆ 1813 • M. Wagner, KLISZÓW 1702 • Z. Flisowski, LEYTE 1944• M. Plewczyński, OBERTYN 1531 • R. Kulesza, MARATON 490 p.n.e. • W.J. Długołęcki, BATOH 1652 • T. M. Gelewski, JALU 1894 • J. Naziębło, SYCYLIA 1943 • L. Wyszczelski, WARSZAWA 1920 • S. Leśniewski, JEROZOLIMA 1099 •
M. Winid, SANTIAGO 1898 • R. Romański, CUDNÓW 1660 • J. Maroń, LEGNICA 1241 • J.W. Dyskant, PORT ARTUR 1905• J. Wojtczak, ALAMO-SAN JACINTO 1836 • S. Czmur, EL A LAM El N 1942 • M. G. Przeździecki, KUNERSDORF 1759 • R. Romański, RASZYN 1809 • R. Kulesza, ATENY-SPARTA 431-404 p.n.e. • G. Swoboda, LITTLE BIG HORN 1876 • M. Klimecki, LWÓW 1918-1919 • J. Wojtczak, MEKSYK 1847• T. Strzeżek, WARSZAWA 1831 • J.W. Dyskant, KO CHANG 1941 • L. Wyszczelski, KIJÓW 1920 • T. Rogacki, EGIPT 1798-1801 • K. Olejnik, GŁOGÓW 1109 • T. Strzeżek, IGANIE 1831 • P. Szabó, ŁUK DONU 1942-1943 • J. Wojtczak, NASEBY 1645 • P. Derdej, ZIELEŃCE, MIR, DUBIENKA 1792 • P. Drożdż, ORSZA 1514 • M. Klimecki, CZORTKÓW 1919 • J. Wojtczak, QUEBEC 1759 • R. Kłosowicz, NOWY ORLEAN 1815 • W. Włodarkiewicz PRZEDMOŚCIE RUMUŃSKIE 1939• D. Kupisz, SMOLEŃSK 1632-1634» S. Augusiewicz, PROSTKI 1656 • C. Grzelak, SZACK-WYTYCZNO 1939 • R. Kisiel, STRZEGOM, DOBROMIERZ 1745 • K. Kęciek, BENEWENT 275 p.n.e. • M. Sowa, BUDAPESZT 1944-1945« E. Koczorowski, OLIWA 1627 • C. Grzelak, WILNO-GRODNO-KODZIOWCE 1939 • K. Kęciek, KYNOSKEFALAJ 197 p.n.e. • J. Wojtczak, BIG HOLE 1877 • S. Czerep, ŁUCK 1916 • P. Rochala, CEDYNIA 972 • J.W. Dyskant, TRAFALGAR 1805 • P. Drożdż, BORODINO 1812 • J. Wojtczak, BANNOCKBURN 1314 • W. Włodarkiewicz, LWÓW 1939 • R. Romański, FARSALOS 48 p.n.e. • K. Kęciek, MAGNEZJA 190 p.n.e. • G. Swoboda, BATOCHE 1885 • A. Dmochowski, WIETNAM 1962-1975 • J. Soszyński, HASTINGS 1066 • J. Nadzieja, FALAISE 1944 • R. Kisiel, PRAGA 1757 • D. Kupisz, POŁOCK 1579 • P. Skworoda, WARKA-GNIEZNO 1656 • R. Szczęśniak, KŁU- SZYN 1610 • P. Biziuk, HATTIN 1187 • W. Biernacki, ŻÓŁTE WODY-KORSUŃ 1648 • T. Rogacki, PRUSKA IŁAWA 1807 • N. Bączyk, ARDENY 1944-1945 • P. Rochala, NIEMCZA 1017• A. Dusiewicz, TARUTINO 1812 • D. Gazda, POWSTANIE MAHDIEGO 1881-1899 • P. Derdej, KORONOWO 1410 • J. Wojtczak, VICKSBURG 1862-1863 • A. Zieliński, MALTA 1565 • T. Bohun, MOSKWA 1612 • M. Klimecki, GALICJA WSCHODNIA 1920 • R. Kłosowicz, INCZHON-SEUL 1950 • P. Biziuk, BABILON 729-648 p.n.e. • D. Gazda, POLA KATA- LAUNIJSKIE 451 • P. Rochala, LAS TEUTOBURSKI 9 r. n.e.
• R. Dzieszyński, MAGENTA I SOLFERINO 1859 • M. Gawęda, POŁONKA-BASIA 1660 • M. Sowa, SIEDMIOGRÓD 1944 • K. Śledziński, ZBARAŻ 1649 • P. Szlanta, TANNENBERG 1914 . A. Sudak, DETROIT 1757 • P. Skworoda, HAMMERSTEIN 1627 • G. Swoboda, DUBLIN 1916 • A. Tarczyński, CAJAMAR- CA 1532 • J. Szkudliński, CHANCELLORSVILLE 1863 • A. Borcz, PRZEMYŚL 1656-1657 • P. Rozwadowski, WARSZAWA 1944-1945 • M. Klimecki, KRYM 1854-1855 • T. Romanowski, ALEZJA 52 p.n.e. • A.A. Majewski, MOSKWA 1617-1618 • D. Kupisz, PSKÓW 1581-1582 • M. Witasek, CIVITA CASTELLANA 1798 • K. Kubiak, FALKLANDY-PORT STANLEY 1982 • A. Dusiewicz, SMOLEŃSK 1812 • A. Bojarski, NAVARINO 1827 • J. Wojtczak, SAND CREEK 1864 • K. Śledziński, CECORA 1620 • D. Gazda, ADRIANOPOL 378, RZEKA FRIGIDUS 394 • G. Lach, WYPRAWA SYCYLIJSKA 415-413 p.n.e. • Ł. Przybyło, CHARKÓW-DONBAS 1943 • R. Dzieszyński, SADOWA 1866 • D. Orłowski, CHOCIM 1673• P. Brudek, AFRYKA WSCHODNIA 1914-1918» M. Witasek, KONSTANTYNOPOL 1453 • R. Kowalczyk, MAŁOJARO- SŁAWIEC 1812 • B. Nowaczyk, POWSTANIE SPARTAKUSA 73-71 p.n.e. • R. Radziwonka, BLENHEIM-HÓCHSTADT 1704• J. Wojtczak, BOYNE 1690 • L. Wyszczelski, WILNO 1919-1920 . K. Mazowski, FUENGIROLA 1810 • B. Nowaczyk, KARTAGINA 149-146 p.n.e. • M. Klimecki, PEKIN-SZANGHAJ -NANKIN 1937-1945 • P. Derdej, KAMIENIEC PODOLSKI 1672 • S. Kosim, MIŃSK BIAŁORUSKI 1941 • R. Dzieszyński, SEDAN 1870 • Z. Wawer, MONTE CASSINO 1944 • J. Wojtczak, WOJNA MEKSYKAŃSKA 1861-1867 • J. Centek, VERDUN 1916 • B. Nowaczyk, MASADA 66-73 n.e. • P. Derdej, WESTERPLATTE-OKSYWIE-HEL 1939
W przygotowaniu: B. Szyndler, RACŁAWICE 1794