Grecjasp86krakow.pl/dokumenty/201819/opowiadaniekonkurs.pdfGrecja Ponton kołysał się to w górę...

20
1 Rozdział pierwszy Grecja Ponton kołysał się to w górę to w dół na falach, które chciałyby go połknąć. Ze środka gumowej łodzi słychać było krzyk bólu i łzy zdesperowanych ludzi, którzy zostawili coś za sobą… Pod gruzami domów całe rodziny, które nie były odpowiedzialne za tę wojnę. Czy to jest sprawiedliwe? Wśród nich było dwoje dzieci, smutnych i wyczerpanych, Ahmet i Dalia. Dwoje uchodźców, którzy stracili rodziny w zamachu bombowym na Damaszek. Mimo tego nie utracili dobroci i swojego człowieczeństwa. - Jest mi zimno, nie zniosę tego dłużej. Chciałabym być teraz w domu - powiedziała Dalia. - Bądź cierpliwa. Obiecuję ci, że wkrótce będzie lepiej. Pamiętasz te piękne dni, zanim nastała wojna? - Jak mogłabym je zapomnieć? Wciąż pamiętam, kiedy wracaliśmy ze szkoły i czekał na nas talerz pachnącego jedzenia oraz pełen miłości uścisk naszej mamy. Po męczącej i niebezpiecznej wyprawie na horyzoncie ukazały się światła miasta. Były to światła nadziei dla każdego bezradnego uchodźcy. O świcie łódź dobiła do portu. Idąc brzegiem, dzieci wszędzie widziały szczęśliwe twarze i ludzi witających ich z otwartymi rękoma. - Gdzie my jesteśmy? - zastanawiała się Dalia. - Nie mam pojęcia – odparł Ahmet. - Jesteście w Wolos, pięknym mieście Grecji.

Transcript of Grecjasp86krakow.pl/dokumenty/201819/opowiadaniekonkurs.pdfGrecja Ponton kołysał się to w górę...

  • 1

    Rozdział pierwszy

    Grecja

    Ponton kołysał się to w górę to w dół na falach, które chciałyby go połknąć. Ze środka

    gumowej łodzi słychać było krzyk bólu i łzy zdesperowanych ludzi, którzy zostawili coś za

    sobą… Pod gruzami domów całe rodziny, które nie były odpowiedzialne za tę wojnę. Czy to

    jest sprawiedliwe?

    Wśród nich było dwoje dzieci, smutnych i wyczerpanych, Ahmet i Dalia. Dwoje

    uchodźców, którzy stracili rodziny w zamachu bombowym na Damaszek. Mimo tego nie

    utracili dobroci i swojego człowieczeństwa.

    - Jest mi zimno, nie zniosę tego dłużej. Chciałabym być teraz w domu - powiedziała

    Dalia.

    - Bądź cierpliwa. Obiecuję ci, że wkrótce będzie lepiej. Pamiętasz te piękne dni, zanim

    nastała wojna?

    - Jak mogłabym je zapomnieć? Wciąż pamiętam, kiedy wracaliśmy ze szkoły i czekał

    na nas talerz pachnącego jedzenia oraz pełen miłości uścisk naszej mamy.

    Po męczącej i niebezpiecznej wyprawie na horyzoncie ukazały się światła miasta.

    Były to światła nadziei dla każdego bezradnego uchodźcy. O świcie łódź dobiła do portu. Idąc

    brzegiem, dzieci wszędzie widziały szczęśliwe twarze i ludzi witających ich z otwartymi

    rękoma.

    - Gdzie my jesteśmy? - zastanawiała się Dalia.

    - Nie mam pojęcia – odparł Ahmet.

    - Jesteście w Wolos, pięknym mieście Grecji.

  • 2

    Dzieci wydawały się zdumione, jednak na ich twarzach zagościł uśmiech.

    - Przyjemnie tu jest – powiedziały równocześnie.

    Przez kolejne dni dzieci były goszczone przez rodzinę, która zaoferowała im opiekę

    i miłość, aczkolwiek nie był to koniec ich podróży, będzie ona przebiegać przez inne kraje

    Europy do czasu, aż odnajdą swoich krewnych. Dlatego pewnego słonecznego poranka dzieci

    pożegnały się z dobroduszną grecką rodziną i wsiadły do pociągu jadącego z Dworca

    Kolejowego Wolos do kolejnego miejsca podróży - Aten.

  • 3

    W pociągu było tłoczno, jednak dla dzieci był to spokojny tłok, nieprzypominający

    okropnych dźwięków bombardowania. Pociąg kojarzył się im z milutką maskotką, pluszową

    gąsienicą, którą wiozły ze swojej ojczyzny. Do czasu aż dotarły na miejsce, dzieci nie mogły

    oderwać oczu od szyb. Oglądały wszystko, co mijał pociąg, ale tak naprawdę widziały tylko

    to, co pragnęły zobaczyć. Góry! Drzewa! Duże drogi! Ich oczom ukazały się również tunele,

    dla nich coś niezwykłego. Nagle ich uwagę przykuło olbrzymie drzewo platana. Gdy Ahmet

    je dostrzegł, wiele nostalgicznych myśli przebiegło po jego głowie. Przypomniał sobie te dni

    przed wojną, gdy razem z Dalią siadali pod takim drzewem. Pamięta, że zrobił huśtawkę na

    gałęzi, gdzie spędzili wiele szczęśliwych chwil. Potem westchnął i powiedział:

    - Nie widziałem platana od bardzo dawna.

    - Tak, masz racje. Minęło wiele czasu, odkąd bawiliśmy się na tej huśtawce po

    powrocie ze szkoły.

    Wraz z głośnym dźwiękiem gwizdka ich wspomnienia odpłynęły. Dotarli do Aten.

    Ahmed i Dalia byli zaskoczone, że ponad pięć tysięcy ludzi zebrało się wokół stacji. Słychać

    ogłuszające głosy połączone z obraźliwymi komentarzami na temat dzieci i pozostałych

    uchodźców.

  • 4

    - Co się dzieje? Zostawiliście swoje jaskinie i przybyliście tutaj, żeby nas zarazić

    swoimi chorobami?

    - Ty jesteś z Ukrainy, nie jesteś Grekiem. Nie masz żadnego prawa, aby mówić w ten

    sposób – przerwał mu inny mężczyzna.

    Potem ten sam mężczyzna chwycił dzieci i zabrał je ze stacji.

    - Bardzo dziękuję. Jak masz na imię? - zapytała z ulgą Dalia.

    - Jestem Haris Domazopulos. Czy chcielibyście ze mną zostać?

    - Tak! Tylko, jeśli nie będziemy ciężarem.

    - Ależ skąd, nie będziecie.

    Przez kolejne dni dzieci były goszczone przez pana Harisa. Brał je na spacer. Kupił im

    nowe ubrania i kilka pamiątek, które były dla nich bardzo ważne. Następnego dnia poradził

    im, aby wybrały się pociągiem do Patry. Odprowadził je na stację i pocałował na pożegnanie.

    Pociąg ruszył i dzieci mogły zacząć cieszyć się podróżą. Po trzech godzinach i przejechaniu

    przez Kanał Koryncki dotarły na miejsce. Tak jak doradził im pan Haris, zapytały konduktora

    o drogę do obozu dla uchodźców i w końcu zmęczone, ale spokojne znalazły schronienie.

    Ahmed i Dalia spędzili noc w namiocie podobnie jak tysiące innych uchodźców.

    Następnego dnia wybrali się do portu w Patrze, ponieważ ich celem było włoskie miasto Bari.

    Nagle zdali sobie sprawę, że nie mają więcej pieniędzy, aby kupić bilety i zaczęli płakać.

  • 5

    Pewnej starszej kobiecie zrobiło się żal dzieci, ponieważ wyglądały na zdesperowane. I jej

    rodzice byli uchodźcami z Azji Mniejszej, więc była gotowa kupić im bilety. To był ich

    pierwszy krok ku Europie.

  • 6

    Rozdział drugi

    Włochy

    Gdy dzieci były na promie płynącym do Bari, pewien mężczyzna je rozpoznał - był

    on przyjacielem rodziny. Na imię miał Reza. Opuścił Damaszek w poszukiwaniu pracy,

    zanim rozpoczęła się wojna. We Włoszech pracował jako barman w Rzymie. Był w Grecji,

    ponieważ odwiedził swoją dziewczynę Joan. Teraz wracał do Włoch.

    Reza zaprosił dzieci, aby spędziły z nim trochę czasu w Rzymie. Jak tylko zeszli

    z promu w Bari, udali się na stację, by złapać pociąg do Rzymu. Podczas podróży Reza

    spostrzegł gąsienicę - maskotkę - wystającą z plecaka Dali. Obudziły się wspomnienia.

    Mężczyzna opowiedział dziewczynce, że gdy była niemowlęciem, podarował jej tę gąsienicę.

    Potem rozmyślał o rodzicach dzieci. W końcu uśpieni przez kołysania pociągu Ahmet i Dalia

    śnili o swojej rodzinie.

    Gdy dotarli do Rzymu, dzieci były oszołomione hałasem. Reza zabrał je do siebie na

    pizzę. Następnego dnia spacerowali po mieście, odwiedzając historyczne miejsca. Dzieci były

    oczarowane wspaniałością zabytków: Koloseum, Fontanną di Trevi, Hiszpańskimi Schodami.

    W końcu wszyscy udali się do Ogrodów Willi Borgherse, gdzie bawili się i jedli lody.

  • 7

    Kilka dni później Reza przypomniał sobie o swojej przyjaciółce – Souad, dalekiej

    kuzynce z dzieciństwa i postanowił do niej zadzwonić. Souad powiedziała mu, że jest we

    Włoszech w Santa Margherita Ligure, małym miasteczku na Riwierze Włoskiej, gdzie pracuje

    jako dozorczyni willi. Dzieci też rozmawiały z nią przez telefon, a ona zapewniała je, że

    Włochy to bardzo bezpieczne miejsce do życia. Mówiła również, że mogą z nią zostać, ale

    tylko na kilka dni, ponieważ wkrótce wracają właściciele willi i będzie bardzo zajęta. Dzieci

    radośnie zaakceptowały jej propozycję. Souad wzięła dzień wolny w pracy, aby odebrać

    Ahmeta i Dalię z dworca kolejowego.

    Dzieci opuściły pociągiem Rzym, Reza kupił bilety, a z pieniędzy, które zostały,

    zafundował im lody w wagonie restauracyjnym. Gdy dotarli do Santa Margherita, wszyscy

    byli pod wrażeniem spokoju, jaki panował w tym miejscu. W willi zaskoczył ich piękny

    widok z okna na morze. Przez moment czuli się jakby byli z powrotem w Syrii! Znajdował

    się tam również basen, w którym przez kolejne dni, pełni szczęścia, kąpali się całymi dnami.

  • 8

    Pewnej nocy dzieci obudziły dziwne odgłosy, które je przeraziły. Postanowiły położyć

    się z maskotką pośrodku. Gąsienica towarzyszyła im w podróży a teraz dodawała odwagi.

    Następnego dnia dzieci odkryły przyczynę tych hałasów. Powstały na skutek porwanego

    namiotu, który trzepotał na wietrze. Co więcej, kilka nietoperzy latało po strychu tam

    i z powrotem .

    Po śniadaniu, składającego się z soku, chleba i dżemu, Ahmet i Daila poszli na spacer

    wokół Santa Margherita. Zatrzymali się naprzeciwko budynku, na dziedzińcu którego bawiło

    się wiele dzieci. To szkoła Scarsella! Rodzeństwo zdało sobie sprawę, jak bardzo tęskni za

    swoją szkołą. Została zniszczona przez bomby. Kto wie, kiedy będą mogli tam wrócić… Jaki

    piękny czas!

    Dzieci razem ze swoim przyjacielem Rezą odbyły też wycieczkę statkiem, w czasie

    której podziwiały Riwierę Liguryjską.

  • 9

    Po kilku dniach Ahmet i Daila, z mieszanymi uczuciami, musieli opuścić miejsce,

    w którym zagościły. Gdzie pojadą tym razem? Pamiętali, że kilka lat temu wujek Abkader,

    przeprowadził się do Słowacji w poszukiwaniu pracy i w końcu otrzymał posadę kasjera

    w supermarkecie. W plecaku znaleźli stary adres i jak najszybciej wysłali mu telegram.

    Abkader natychmiast odesłał odpowiedź, wraz z pieniędzmi na bilety do Bratysławy oraz

    zdjęciem z jego podobizną, aby dzieci mogły go rozpoznać, gdy dotrą na miejsce.

  • 10

    Rozdział trzeci

    Słowacja

    Ahmet i Dalia dotarli pociągiem do Bratysławy. Gdy wysiedli z pociągu, pewien

    mężczyzna, który wyglądał znajomo, podszedł do nich. Dzieci spojrzały na zdjęcie

    i zrozumiały, że to jest ich wujek Abkader. Wyglądał starzej niż na zdjęciu, jednak bardzo

    przypominał ich tatę. Abkader był bardzo szczęśliwy, gdy zobaczył dzieci i uściskał je bardzo

    mocno. Dzieci były bardzo podekscytowane faktem, iż po raz pierwszy spotkały starszego

    brata taty.

    Abkader zaproponował, lunch na co dzieci się zgodziły. W drodze do restauracji

    ujrzały duży zamek i zapytały o niego wujka. Wytłumaczył im, że jest to Zamek

    Bratysławski, bardzo znany i popularny symbol stolicy Słowacji. Nagle wszyscy się

    zatrzymali. Dzieci spostrzegły, że znajdują się na środku mostu i chciały się dowiedzieć,

    dlaczego się zatrzymali i gdzie jest ta restauracja. Jednak Abkader uśmiechnął się tylko

    i powiedział, że restauracja jest dokładnie nad ich głowami. Ahmet i Dali spojrzeli w górę

    i zorientowali się, że nad mostem jest coś na kształt wielkiego talerza. Wujek wytłumaczył

    im, że w środku tego talerza znajduje się restauracja, do której zmierzają na lunch.

  • 11

    Wciąż zdumione dzieci i Abkader wsiadali razem do windy i udali się do restauracji.

    Byli zachwyceni widokiem, ponieważ mogli zobaczyć prawie całe miasto. Wujek zamówił

    naleśniki z czekoladą i rozpoczął opowieść o swoim życiu na Słowacji.

    Przyjechał do Słowacji wiele lat temu w poszukiwaniu pracy, zanim Ahmet i Dalia

    przyszli na świat. Pracował przez wiele lat jako kasjer w supermarkecie, jednak potem, gdy

    przeprowadził się do środkowej części Słowacji, otworzył swój własny sklep cukierniczy

    i ożenił się ze Słowaczką, Zuzaną. Zaskoczeniem był również fakt, że ma dwójkę dzieci -

    syna i córkę. Syn ma na imię Zdenko i ma 11 lat, a córka Farah ma 19 lat. Powiedział im

    również, że będzie bardzo szczęśliwy, jeśli zabierze ich do swojego domu i przedstawi całej

    rodzinie.

    Później wsiedli do pociągu, którym mieli dojechać do domu Abkadera. Miszkał on

    w mieście zwanym Turčianske Teplice. Jest to miasteczko uzdrowiskowe, które odwiedza

    wielu turystów i pacjentów. To była długa podróż, jednak dzieci podziwiały piękne

    krajobrazy. Zobaczyły wysokie góry, zielone łąki, pola pokryte kwiatami, głębokie lasy

    i piękne rzeki. Gdzieniegdzie udało im się zobaczyć stada krów, owiec i koni

    przechadzających się po polach.

    Gdy dotarli na miejsce, Abkader zaprowadził dzieci do swojego domu, gdzie poznały

    swoją ciocię Zuzanę i kuzyna o imieniu Zdenko. Zuzana była bardzo miła, wesoła i była

    szczęśliwa, że mogła ich przywitać w swoim domu rodzinnym. Powiedziała im, że pracuje

  • 12

    jako nauczycielka w szkole podstawowej blisko wioski Mošovce, gdzie również uczęszcza

    jako uczeń Zdenko. Dlatego obydwoje zaproponowali dzieciom, że jeśli chcą, to zabiorą je

    do szkoły, aby ją zwiedziły. Dzieci zgodziły się od razu. Gdy Ahmed i Dalia zapytali,

    dlaczego nie ma domu Fary, rodzina wytłumaczyła im, że Farah zaczęła w tym roku studia

    w Polsce, w mieście Kraków. Abkader przygotował im na kolację tradycyjną słowacką

    potrawę – pierogi z owczym serem.

    Następnego dnia poszli razem z ciocią i kuzynem odwiedzić szkołę . Gdy przybyli na

    miejsce, byli zdziwieni jak miło i życzliwie traktowali ich nauczyciele oraz uczniowie. Nie

    była to wielka szkołą, dlatego czuli się tam bezpiecznie. Prawie jak gdyby byli z powrotem

    w swojej starej szkole. Ciocia pokazała im wszystkie sale i potem zostali na chwilę w klasie

    Zdenka, aby pobawić się z uczniami. Dalia pokazała im swoją wypchaną gąsienicę, którą

    Słowacy uznali za bardzo słodką.

    Gdy wrócili ze szkoły, Abkader zabrał ich, by zobaczyli jego zakład cukierniczy,

    kosztowali wiele słowackich słodkości. Pod wieczór poszli do aquaparku, gdzie mile spędzili

    wieczór pod rozgwieżdżonym niebem.

    Ahmet i Dalia byli bardzo zadowolenie ze swojej wizyty na Słowacji, jednak chcieli

    poznać swoją kuzynkę Farah, wiec zgodzili się z wujkiem, że zabierze ich do Polski.

    Następnego dnia spakowali swoje rzeczy, pożegnali się z Zuzaną i Zdenkiem. Abkader

    zapłacił za bilety autobusowe i wyruszyli na swoją wyprawę do Krakowa.

  • 13

    Rozdział czwarty

    Polska

    Podróż ze słowackiego miasteczka Turčianske Teplice do Krakowa upłynęła

    w wesołej atmosferze. Granicę z Polską przekroczyli w Chyżnem. Za oknem autobusu

    widniały góry. Im bliżej Krakowa góry stawały się niższe.

    Dojechali na dworzec autobusowy, gdzie czekała na nich Farah. Zaprosiła ich do

    akademika, tam zostawili bagaże, a następnie udali się w stronę Rynku. Zbliżała się godzina

    dwunasta i spostrzegli przed kościołem Mariackim tłum ludzi. Zatrzymali się i zdziwiona

    Dalia zapytała:

    - Dlaczego ludzie stoją przed kościołem?

    - Za chwilę zobaczycie i usłyszycie – odpowiedziała tajemniczo dziewczyna.

    Wtem rozległ się dźwięk trąbki. Wszyscy unieśli głowę w stronę wieży kościoła.

    - Widzę trąbkę! – zawołała dziewczynka.

    - Co godzinę z wieży kościoła rozlega się hejnał, grany przez trębacza – wyjaśniła

    dumnie Farah. Już kilka miesięcy studiowała w Krakowie i zdążyła poznać to piękne,

    zabytkowe miasto.

    Po wysłuchaniu melodii udali się do Sukiennic.

    - Jest to renesansowy budynek, w którym mieszczą się sklepiki z pamiątkami

    i rzemiosłem artystycznym – tłumaczyła Farah.

    Następnie cała czwórka udała się w stronę wzgórza Wawel, nad którym znajduje się

    zamek królewski. Po drodze zauważyli oszklony wózeczek z preclami przypominającymi

  • 14

    kształtem ringo. Wujek zakupił dla każdego po jednym. Gdy dotarli na Wawel, wyszli po

    krętych schodkach na dzwonnicę, skąd podziwiali widoki Krakowa i okolic. Na dole płynęła

    Wisła. Po zejściu dotarli na podnóże zamku. Tam znajdował się kamienny smok. Nagle z jego

    paszczy buchnął ogień. Dziewczynka podskoczyła ze strachu. Farah uspokoiła wszystkich, że

    jest to tylko atrakcja turystyczna. Wujek zrobił wszystkim zdjęcie i zaprosił na wycieczkę

    statkiem po Wiśle. W trakcie rejsu z głośników wydobył się głos, opowiadający legendę

    o smoku wawelskim.

    „Przed wiekami, za czasów króla Kraka, założyciela krakowskiego grodu, na

    zboczu Wawelu, w wielkiej jamie zamieszkał smok. Było to ogromne zwierzę z paszczą

    i długim ogonem. Pożerał on owce i krowy, które ludzie wypasali na łąkach wzdłuż

    Wisły.

    Król zdecydował się oddać rękę swojej córki temu, kto zgładzi groźnego smoka.

    Do Krakowa coraz tłumniej zaczęli przyjeżdżać rycerze, żadnemu jednak nie udało się

    smoka pokonać. Wtedy na dworze królewskim pojawił się pewien młody szewczyk

    Skuba, który obiecał, że poradzi sobie z groźną bestią. Cały orszak otaczających króla

    rycerzy parsknął śmiechem, traktując słowa szewczyka jako dobry żart. Szewczyk

    jednak nie zniechęcił się łatwo.

    Dnia następnego zdobył skórę barana, którą napchał siarką i wystawił ją przed

    smoczą jamą. Smok zwabiony widokiem smacznej przekąski porwał szybko barana i go

    zjadł. Wtedy siarka zaczęła parzyć jego brzuch, a potwór zionął prawdziwym ogniem.

    Chcąc uśmierzyć palący ból, zaczął pić wodę z Wisły. Pił, pił i robił się coraz większy

    i większy, aż w końcu pękł.

    I tak sprytny, niepozorny szewczyk uwolnił Kraków od groźnego smoka.

    W zamian dostał rękę królewny, z którą żył długo i szczęśliwie”.

  • 15

    Dzieci były zafascynowane i uważnie słuchały opowieści. Na końcu zapytały, czy to

    wydarzyło się naprawdę. Farah wytłumaczyła im, że to tylko legenda. Gdy rejs się zakończył,

    poszli do restauracji na kolację. Wujek poprosił kelnera o coś z kuchni polskiej. Kelner

    zaproponował im żurek i gołąbki z sosem pomidorowym. Podane potrawy bardzo im

    posmakowały.

    Zmęczone, ale zadowolone z wyprawy po Krakowie, dzieci zasnęły w akademiku. Na

    parapecie okna w akademiku leżała maskotka-gąsienica, na którą padały promienie księżyca.

    Następnego dnia o poranku czekało na nich śniadanie, które przygotowała Farah.

    Dzieci zauważyły, że nie ma z nimi wujka Abkadera. Farah tajemniczo milczała. W końcu

    około godziny dziesiątej wujek stanął w pokoju akademika z tajemniczym uśmiechem na

    twarzy. Zjadł śniadanie w milczeniu, po czym rzekł:

    - Drogie dzieci, mój brat, a wasz ojciec, zawsze powtarzał, że rodzina musi być razem.

    Niestety, wojna pokrzyżowała nasze losy, ale otrzymałem list z Międzynarodowego

    Czerwonego Krzyża, który właśnie przesłała mi w mailu żona. Otóż na Litwie odnalazła się

    wasza starsza siostra. Byłem na dworcu i kupiłem wam bilety na pociąg do Warszawy.

    Zawiezie was Farah, bo ja muszę już wracać do domu. Tam wsadzi was do autobusu, którym

  • 16

    dojedziecie do stolicy Litwy, czyli do Wilna. Na miejscu będzie na was czekać wasza siostra

    Nadira.

    Ahmet patrzył na wujka z niedowierzaniem, po policzku Dalii płynęły łzy. Nagle

    dzieci zerwały się i zaczęły ściskać wujka i dziękować mu za wszystko. Spakowały swoje

    rzeczy do plecaków i udały się na dworzec kolejowy. Na peronie pożegnały się z wujkiem

    i wsiadły do wagonu. W środku Dalia wyjęła z plecaka gąsienicę i położyła ją na stoliku przy

    oknie. Ukołysana spokojnym rytmem pociągu Pendolino usnęła. Jej starszy brat Ahmet

    spoglądał przez okno i nie mógł się nadziwić, jak pociąg mknie w kierunku Warszawy. Na

    myśl o spotkaniu z Nadirą serce zaczęło mu mocniej bić. Wtem rozległ się głos konduktora:

    - Zbliżamy się do stacji Warszawa Centralna.

    Farah pomogła dzieciom opuścić pociąg i cała trójka ruszyła w stronę dworca

    autobusowego, skąd rodzeństwo syryjskich dzieci miało udać się w kolejną podróż. Tym

    razem podróż była wielką nadzieją na połączenie z rodziną.

  • 17

    Rozdział piąty

    Litwa

    Po krótkiej podróży zielony autokar przyjechał na Litwę. Dwoje dzieci wysiadło,

    rozglądając się niepewnie i próbując odnaleźć swoją siostrę, rozmyślając, czy będą w stanie ją

    rozpoznać. Nieoczekiwanie Dalia rozpłakała się.

    - Co się stało? - zapytał Ahmed, nie rozumiejąc sytuacji.

    - Nasza siostra! Jest tutaj!- wykrzyczała dziewczynka.

    - Co? Amina? Gdzie? - zapytał, rozglądając się, jej brat.

    Niespodziewanie podeszła do nich starsza siostra Amina. Była to wysoka dziewczyna,

    miała brązowe oczy i jak wszystkie syryjskie dziewczyny nosiła chustkę na głowie. Wszyscy

    troje byli bardzo szczęśliwi, stali przez dłuższy czas przytuleni.

    - Gotowi, aby zboczyć Wilno? - zapytała siostra z uśmiechem na twarzy.

    W tym czasie Litwinka Gabriele oraz jej mama przechadzały się wokół ulic Starego

    Miasta Wilna. Dziewczynka zauważyła przyjazd Syryjczyków i postanowiła ich lepiej

    poznać!

    - Jak macie na imię? Skąd pochodzicie?

    - Jesteśmy z Syrii, teraz jest tam wojna, więc musieliśmy uciekać. Mam na imię

    Dalia, to jest mój brat Ahmet i moja siostra Amina.

    - Jak długo jesteś na Litwie? – kontynuowała Gabriele.

    - Mój brat i ja jesteśmy tu od kilku godzin - odpowiedziała Dalia.

    -Naprawdę? Natychmiast musicie zobaczyć nasze znane wzgórze i zamek Giedymina,

    Troki, kopce Kiernowa oraz całą piękną Litwę!.

    Gabriele zapytała mamy, czy pozwoli spędzić jej trochę czasu z Syryjczykami, ale

    przede wszystkim zjeść lunch, ponieważ zauważyła, że dzieci były głodne, ona zresztą też.

    Pojechali do restauracji, Gabriele zamówiła chłodnik z czerwonych buraków i pierogi

    dla wszystkich, po kilku minutach jedzenie zostało przyniesione.

    - Bardzo smaczne! - powiedziała Amina.

    - Aby nie skłamać, to jest przepyszne! - Dalia zgodziła się z nią.

    - Jak smakują ci tradycyjne dania litewskie, Ahmet? - zapytała Gabriele

    zaciekawiona.

    -Najlepsze jakie kiedykolwiek jadłem! - powiedział chłopiec. - Jak robi się pierogi?

    - To jest utarty ziemniak wypełniony mięsem - wytłumaczyła Litwinka.

  • 18

    Po tak wspaniałym obiedzie dzieci podziwiały piękne widoki stolicy Litwy. Amina

    opowiedziała im o Wilnie:

    - Te wąskie i tajemnicze ulice Starego Miasta… Tutaj jest jak w bajce albo we śnie

    dziecka, które chce być szczęśliwe.

    Ahmet i Dalia prawie zapomnieli o dźwiękach eksplozji bądź kul świszczących im nad

    głowami.

    Po wizycie w zamku Giedymina pojechali samochodem na wycieczkę. Na samym

    początku zdecydowali się odwiedzić Kiernów.

    - Litwa jest taka zielona? Drzewa, trawa a nawet niektóre samochody są zielone!

    - Tak, to jest Litwa! - z miejsca kierowcy dało się usłyszeć głos mamy Gabriele.

    Dojechali do Kiernowa. Wspinali się na kopce, aż Amina powiedziała, że jest

    zmęczona. Mimo iż Dalia i jej brat chcieli iść wyżej, zdali sobie sprawę, że ich siostra

    naprawdę była wykończona, wiec wszyscy razem wrócili do samochodu.

    - Następny przystanek Troki! – zakomunikowała nawigacja.

    Dojechali do Trok, niestety było późne popołudnie i zamek był już zamknięty, więc

    nie mogli wejść do środka, ale mimo to miło spędzili czas w Trokach.

    - Czy chcielibyście pojeździć na rowerze wodnym? - Gabriele zapytała gości.

  • 19

    - Co to takiego? - wtrąciła zaciekawiona Dalia.

    - Chodźmy, pokażę ci - odpowiedziała matka Gabriele.

    Świetnie spędzili czas, zjedli lody i śmiali się, tylko Amina była dziwnie zamyślona.

    Wieczorem oznajmiła, że znalazła ich ojca, który jest w Hiszpanii. Ahmet nie mógł spać,

    przed oczami miał twarz taty, spokojny wieczór w domu, kiedy ich tata dzielił obiad dla

    każdego członka rodziny, aż nagle… wielki wybuch! Wszystko znikło, nie widział już Dalii,

    Aminy, taty czy mamy, słyszał wokół siebie tylko kasłanie, płacz i jęki. Ahmet bał się tych

    strasznych wspomnień, próbował zasnąć, rozmyślając o wspaniałym dniu spędzonym

    w Litwie.

    Rankiem Amina zarezerwowała bilety lotnicze do Katalonii w Hiszpanii, ponieważ

    tata oczekiwał ich przyjazdu. Później tego samego dnia wszyscy udali się na lotnisko.

    -Amina, dlaczego nie polecisz z nami do Hiszpanii? - zapytała Dalia starszą siostrę.

    - Już byłam w Hiszpanii, poza tym nie mogę lecieć, bo pracuję. Będę czekać na wasze

    odwiedziny tutaj - powiedziała Amina.

    - Będziemy za tobą bardzo tęsknić!

    Pojechali na lotnisko. Wkrótce samolot odleciał do Barcelony wraz z dziećmi, które

    poleciały zobaczyć tatę. Przez okno samolotu widziały w dole płaski teren Litwy, dzieciom

    podobał się ten widok, ale niecierpliwie oczekiwały na spotkanie w Barcelonie. Były trochę

  • 20

    zaniepokojone, czy tata je rozpozna. Dźwięk silnika uśpił rodzeństwo. Katalonia i tata

    Ahmeta i Dalii czekali na przylot dzieci.