GoodNews 18

20

description

Z radoscia prezentujemy przelomowy numer 18!

Transcript of GoodNews 18

Jest wiele do zrobienia! Można dużo osiągnąć w dobrej sprawie. Mamy wiele pomysłów, a horyzonty możliwości ciągle się posze-rzają. Czego nam brakuje? Tylko Ciebie! Wydajemy GoodNews`a, już od siedemnastu tygodni. Udowodniliśmy, dzięki Bożej pomocy, że grupa kilku za-paleńców może przekształcić szkolną gazetkę w ciekawy młodzieżowy magazyn katolicki. GoodNews trafia nie tylko do uczniów Liceum w CERN 2000 w Piekarach, ale jest również rozsyłany pocztą internetową i przekazywany z ręki do ręki przez na-szych czytelników. Oprócz tego, kolejne wydania można pobrać z naszej strony internetowej oraz innych wi-tryn. Dzięki temu grona czytelników ciągle się powięk-sza. Nie osiądziemy na laurach! Wiemy, że można i trzeba zrobić więcej! Ale do tego potrzebujemy Twojej pomocy, Twojego zapału i Twoich umiejętności! Zmieniamy formułę naszego czasopisma! Od następ-nego numeru GoodNews będzie pojawiał się w odświe-żonej szacie graficznej co DWA tygodnie. Dzięki tej zmianie poprawimy jakość wydania i zwiększymy ilość stron! Mamy zamiar kontynuować rozpoczętą redakcję stałych działów tematycznych, poszerzając zakres o no-we. Chcemy zarejestrować naszą działalność, by odważ-nie wyjść z naszą ofertą do studentów krakowskich uczelni i internautów.

W czym możesz nam pomóc?

potrzebujemy osoby o wyobraźni plastycznej mogą-

cej zasilić redakcję od strony graficznej szukamy osoby, która chciałaby zaangażować się w

stałe redagowanie rubryk tematycznych Chcielibyśmy nawiązać współprace z Osobą, która z

zapałem i pomysłem ubogaciłaby nasza stronę inter-netową o ciekawe teksty i reportaże filmowe

Szukamy sponsora, który mógłby wesprzeć nas, fi-nansując druk GoodNews`a w kolorze

Zapraszamy do współpracy,

Redakcja

Bardzo dziękujemy

wszystkim, którzy

włączyli s

ię w two-

rzenie GoodNews’a!

:-))

Zespół redakcyjny: Marcin Sawczak, Roman Klin, Jakub Biel, Anna Pająk, Tomasz Goraj Korekta tekstu: Asia, Edyta, Kaszka Redakcja techniczna: Roman Klin, Sieva

Numer współtworzyli: Mikołaj Cempla, Paulina Kłosek, Marek Kamionka, Antoni Gambdziak, Paulina Statek

02.03.2011, nr 18

W tym numerze:

Na bieżąco 3

Oj, było weselisko! 4

Relacja GoodNews’a 6

Wolontariat 7

Bez tytułu 8

Szczęśliwy człowiek... 9

Stachury życiopisanie 10

Moje studia: prawo 12

Warto 14

Pocztówka z końca świata 16

„Koniec” 17

Szary koniec 18

0 2 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 1 8

Oczywiście doniesień, którymi żyje „cała Polska” jest wiele. Od czasu do czasu pojawia się jednak coś zupełnie mało ciekawego, nudnego, jednakże zgodnie prawem Murphy'ego to właśnie te wy-darzenia (nie zaś owe, rozgrzewające opinię publiczną do czerwoności) oka-zują się być determinujące dla rozwoju stosunków międzynarodowych, świato-wej gospodarki czy po prostu mają ja-kieś historyczne znaczenie. Całe szczęście więc, że Kair oprócz otwartych pytań o drogę demokratyza-cji państwa, którego jest stolicą, dostar-cza również kolorowych wybuchów na placu Tahir, krwawych masakr koptyj-skich Chrześcijan oraz rabunków w Na-rodowym Muzeum Archeologicznym... bowiem w innej sytuacji wysyłanie tylu zagranicznych korespondentów było by dla zachodnich mediów absurdem eko-

nomicznym. Ale na poważnie: Egipt wraz z kilkoma otaczającymi go krajami przeżywa ważne chwile. Jego proble-mem od 30 lat był w niektórych elemen-tach nawet sformalizowany układ z za-chodnimi mocarstwami, które za cenę stabilności opływającego ropą regionu postanowiły nie ingerować w we-wnętrzną politykę w nieskończoność przedłużającego swoją kadencję prezy-denta Mubaraka. Ten zaś wzorem kole-gów z kilku innych państw arabskich utrzymywał swoją pozycję ustanawiając permanentny stan wyjątkowy, ograni-czał przywileje społeczeństwa obywa-telskiego, w irracjonalny momentami sposób regulował gospodarkę, a także cichaczem odprowadzał grube pienią-dze na prywatne szwajcarskie konta. Stany Zjednoczone oraz Unia Europej-ska (poza kilkoma niepoprawnymi ide-alistami) nie miały nic przeciwko tej sytuacji – ropa bezpiecznie płynęła Ka-nałem Sueskim, zaś nadziani dolarami i Euro (coraz częściej także złotówkami) turyści mogli bez obawy wygrzewać się w Hurghadzie. Ale podobnie jak wcze-śniej w Tunezji, a później w Bahrajnie czy Libii, także tutaj obywatele w końcu wściekli się na władzę Mubaraka. W posadach trzęsą się też inni przywódcy, w tym członkowie rodziny królewskiej w Bahrajnie. „Jaśminowa rewolucja” trwa i wbrew entuzjastycznym, opatrzonym jaskrawy-mi napisami telewizyjnym relacjom, wcale nie musi przynieść demokratycz-nego ładu. Wielu komentatorów próbo-wało nawiązywać w swych opiniach do polskiego roku 1989 zapominając chy-ba, że jego powtórzenie nie udało się nawet w państwie tak nam bliskim jak

Ukraina, a więc utopią totalną jest wy-obrażać sobie Okrągłe Stoły w krajach Afryki Północnej. Tunezyjczycy obalili swojego złego przywódcę, ale państwo de facto pogrąża się w coraz większym chaosie, co daje wiatr w żagle wszelkim skrajnym, dotychczas trzymanym w ryzach, grupom – choćby tej, która za-mordowała ostatnio polskiego salezjani-na. A Egipt? Tu władzę wbrew konstytucji przejęło wojsko, które wbrew naszemu wyobrażeniu jest dla Egipcjan synoni-mem tolerancji i spokoju. Jednocześnie jednak nasiliły się ataki na chrześcijań-ską mniejszość, której Mubarak gwaran-tował przynajmniej częściowe bezpie-czeństwo. Dziś skrajni muzułmanie, działający pod egidą umiarkowanych partii religijnych, których działalności nie można już zakazać, czują się pew-niej. I chociaż scenariusz irański w tym bądź co bądź sunnickim kraju nie jest zbyt prawdopodobny, to chaos podobny pakistańskiemu jest chyba coraz bar-dziej realny. Miejmy jednakowoż na-dzieję, że ostatecznie się nie spełni, a kraje arabskie wyjdą finalnie na demo-kratyczną prostą. Jak sytuacja rozwinie się w pozostałych krajach? W Libii strzelają do tłumu... W Bahrajnie sunnicki król rozdał po 2500 dolarów każdej rodzinie, co jednak nie zadowoliło szyickiej większości... Ten i więcej tematów (prawdopodobnie wię-cej z Polski) znajdziecie już w kolejnym wydaniu „GoodNews” oraz na moim blogu – nicko.salon24.pl. Zapraszam do dyskusji w internecie i przede wszyst-kim w szkole.

Mikołaj Cempla

Ciężki jest los polskiego pisarza. Nie dość, że słabo zarabia, to jeszcze okazuje się, że będzie zarabiał mniej, gdyż wedle najnowszych badań opinii publicznej polskie czytelnictwo toczy z niekwestionowanymi sukcesami choroba, którą ostat-nie bastiony polskiej warstwy inteligenckiej nazywają po prostu ignorancją. Rzeczywiście fakt, iż 56% z naszych rodaków nie sięgnęło w ostatnim roku nawet po książkę kucharską jest niepokojący. Co więcej, tylko 12% z nas czytuje coś przy-najmniej raz na dwa miesiące. To nasuwa mi pewną refleksję – po co u licha piszę ten tekst? Szansa, że ktoś z 54% czytają-cych ustanowi akurat mój artykuł swoją jedyną lekturą w roku jest chyba znikoma. Liczę jednak, że trafię do tych „wszystkożerców”, którzy mimo wyczerpania limitu jednej pozycji na dwa miesiące, zechcą pochylić się nad „GoodNewsową” publicystyką i pospierać się w myślach (lub bezpośrednio ze mną) na temat comiesięcznego wyboru wy-darzeń z ostatniego czasu, a także moją ich analizą.

Good News: Witam serdecznie Pa-nie Grzegorzu i w imieniu redakcji GoodNewsa gratuluję tak udanego wstępu, zwłaszcza, że spektakl odbył się po raz pierwszy tutaj, gościnnie na deskach Teatru Ludo-wego, na wspaniałej scenie Pod Ratuszem na Rynku Głównym w Krakowie. Jak wrażenia po wy-stępie, po współpracy z aktorami, z krakowskim teatrem? Grzegorz Wołoszyn: Fantastycznie. Z teatrem współpracowało się bardzo dobrze, bardzo nas tutaj ciepło przy-jęto, zapewniono nam profesjonalne warunki na scenie. Jeśli chodzi o akto-rów to wszyscy świetnie się spisali. Wszystko było w jak najlepszym po-rządku, ponadto dobrze się bawili-śmy. Oczywiście było trochę stresu, jak to przy takich projektach, ale akto-rzy wytrzymali ten stres i dali z siebie wszystko.

GN: I wysiłek całej ekipy dał swój efekt na scenie. A skąd taka nowo-czesne konwencja? GW: Konwencja wzięła się stąd, że nie chcieliśmy wystawić tej sztuki w zu-pełnie tradycyjnym stylu. Podczas pracy zastanawialiśmy się nad tym, ile Wesele Wyspiańskiego tak naprawdę ma do powiedzenia dzisiaj, czy fak-tycznie jest to utwór tak uniwersalny, jak o nim się mówi. Postanowiliśmy wyciąć cały kontekst historyczny, wszystkie narodowo - wyzwoleńcze wątki, wszystkie te kosy, zabory i przenieśliśmy akcję o jakieś sto lat do przodu. Czyli uzyskujemy po-wiedzmy mniej więcej 2001 rok, prze-łom tysiącleci. Okazało się w trakcie pracy nad scenariuszem i potem w trakcie realizacji pierwszych czytań, wykonywania pierwszych scen, że ku naszemu zaskoczeniu, ten tekst fak-tycznie wciąż przemawia i jest bardzo aktualny. Niektóre rzeczy absolutnie

się nie zmieniły. Tekst jest pełen mą-drości, uniwersalnej prawdy o nas jako o narodzie, o Polsce, polskości, Polakach. Od czasów Wyspiańskiego niewiele się zmieniło. I jest to z jednej strony fascynujące a z drugiej strony przerażające. Wyspiański nie zosta-wia suchej nitki na naszych przywa-rach narodowych, one ciągle niestety istnieją, ale pozostały również i te rzeczy pozytywne. Nasz duch narodo-wy ciągle gdzieś żyje i aż tak wielkiej metamorfozie nie uległ od tamtych czasów. Okazało się, że można, wy-ciąwszy historyczne konteksty, z po-wodzeniem wystawić na wskroś współczesną sztukę, a przecież nie ingerowaliśmy w ogóle w tekst. Tekst jest w stu procentach oryginalny, to czysty Wyspiański, tylko włożony we współczesny kontekst. I nadal nadaje się do komentowania bieżącej sytuacji w Polsce. GN: Są jeszcze planowane jakieś występy w Krakowie, na dużych scenach, czy to był jedyny i jak na razie tak pozostanie? GW: To był jedyny nasz występ w Krakowie i w tym roku szkolnym nie planujemy więcej. Co przyniesie przy-szły rok ciężko powiedzieć. GN: Co na tak duży krok młodzi aktorzy, po raz pierwszy występu-jący na deskach prawdziwego te-atru? GW: Bardzo entuzjastycznie do tego podeszli, byli bardzo szczęśliwi, że mogli wystąpić na profesjonalnej scenie. Zresztą wcale im się nie dzi-wię, nawet zazdroszczę, że w tym wieku mogą doświadczać takich rze-czy. Sam przyznaję, że nie miałem możliwości wcześniej pracować w takich warunkach, nie miałem tej przyjemności wystawiania sztuki w miejscu, gdzie pracują profesjonali-ści, ludzie, którzy wiedzą, jak najła-twiej dany efekt osiągnąć. Wielkim atutem takiego miejsca jest szybkość i skuteczność pracy. GN: Ale stres się pojawił? GW: No tak, tak. Ale nie bałem się o stronę aktorską tego występu, a bar-dziej o stronę techniczną, bo tu więcej problemów jednak się pojawiało. GN: Jak od kulis wyglądało przygo-towanie niektórych efektów, szcze-gólnie w akcie drugim, kiedy posta-

…i to na Rynku Główn ym! Grupa teatralna z LO w Centrum Edukacyjnym Radosna Nowina 2000 w Pieka-rach, prowadzona od lat pod kierunkiem pana Grzegorza Wołoszyna, miała swój debiut na deskach Teatru Ludowego w Krakowie, na scenie Pod Ratuszem. Młodzi aktorzy zgro-madzili sporą publiczność podczas spektaklu Wesele Stani-sława Wyspiańskiego oraz zostali nagrodzeni burzliwymi oklaskami za wysoki poziom gry aktorskiej, humor, innowa-cyjność. O współczesnym odbiorze ponad stuletniego drama-tu, telewizorach na scenie i Białym Misiu z reżyserem Grze-gorzem Wołoszynem rozmawiali dla Was wysłannicy Good-News’a.

Fot. Andrzej Ojczenasz

0 2 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 1 8

ci oraz przemawiające do nich zja-wy, pojawiające się tylko na ekra-nach telewizorów oraz rzutnika umieszczonego nad sceną, prowa-dziły ze sobą dialog? GW: Oczywiście wszystkie te sceny były najpierw wcześniej nakręcone, a potem montowane. Później rozwią-zywaliśmy to tak trochę po „radziecku”, na trzy - cztery z dwóch źródeł puszczaliśmy obraz w jednym momencie. GN: Pan wpadł na tak nowatorski pomysł czy miał on swoje inne źró-dło? GW: To był mój autorski pomysł, żeby dokonać takiej syntezy sztuk: teatru i filmu. Jaki był tego efekt to inni oce-nią. Natomiast chciałem w ten sposób podkreślić to włożenie tekstu sprzed stu lat we współczesny kontekst. Oka-zało się, że to zdaje egzamin. Chociaż-by scena z Dziadem i Szelą. Pojawiają-cego się w oryginale ducha Szeli moż-na było przerobić na Stalina a Dziada na złego zomowca, bo podobnie jak Dziad, który jak był młody mordował pod dowództwem Szeli szlachtę, tak zomowiec być może zabijał w czasie wydarzeń 70. roku czy później w cza-sie stanu wojennego. Takie wątki były wizualizowane poprzez filmy i okaza-ło się, że wycinając pewne fragmenty tekstu, mogliśmy je idealnie wpaso-wać w kontekst. GN: Jeszcze jedno pytanie odnośnie samej sceny finałowej, kiedy pan w roli Chochoła na środku wychodzi

na drabinę, pozostali bohaterowie są uśpieni w chocholim tańcu. Do-strzegamy tutaj nawiązanie do ob-razu Malczewskiego Błędne Koło. GW: No brawo, gratuluję, że zostało to dostrzeżone. Tak, oczywiście, to było świadome nawiązanie. A jeżeli chodzi o wymowę ostatniej sceny: zastana-wialiśmy się, co jest takim współcze-snym Chochołem, co dzisiaj gra taką muzykę, do której wszyscy tańczymy. Doszliśmy do wniosku, że tym współ-czesnym Chochołem są media. Stąd też w finale piosenka Biały Miś, zastę-pująca pojawiającą się w oryginale melodię Stary niedźwiedź mocno śpi. Media kreują pewne gusta, albo jesz-cze inaczej, czerpią inspirację z gu-stów najniższych, bo właśnie to się najlepiej sprzedaje. Rynek tutaj rzą-dzi, dając ludziom to, co chcą oglądać, daje chałę, bo się świetnie sprzedaje. Ten Biały Miś jest symbolem tej całej tandety, ten całej chały. Zresztą sam wygląd Chochoła też mówi wiele: jaskrawo pomarańczowa marynarka, obwieszona jakimiś częściami kompu-terowymi, klisze tworzą czuprynę; to ma wszystko symbolizować media, które stały się takim współczesnym Chochołem - one grają, a my tańczy-my, bezkrytycznie wpatrzeni w ekra-ny telewizorów. GN: Myśli pan już może o następ-nym spektaklu? GW: Tak, będzie to Miłość na Krymie Sławomira Mrożka. Premiera odbę-dzie się w czerwcu. Będzie to, jak to u Mrożka bywa, sztuka bardzo prze-

wrotna. Pod przykrywką przemian w Rosji, a potem w Związku Radzieckim i w końcu nawiązania do historii współczesnej Rosji, mówi dużo o nas, o naszych lokalnych przemianach, o tym jak bardzo Polska się zmieniała w przeciągu ostatniego stulecia. GN: Czyli ciągle w kręgu patriotycz-nym? GW: Niekoniecznie, bo Mrożek jest takim twórcą, który nie pozostawia żadnych złudzeń. U Mrożka ciężko mówić o jakimś patriotyzmie czy na-rodowych sprawach. Mrożek raczej mówi o człowieku w ogóle, człowieku który jest wpisany w pewien kon-tekst, kontekst historyczny, tutaj ge-neralnie kontekst Europy Wschodniej, tego, co się stało po rewolucji paź-dziernikowej, także po upadku komu-nizmu, jak te wydarzenia wpływały na ludzi, na ich losy, na ich mentalność w kontekście tak uniwersalnego tematu jakim jest miłość. Serdecznie dziękujemy panu Grze-gorzowi i jeszcze raz gratulujemy całej Grupie Teatralnej: aktorom, obsłudze technicznej i wszystkim zaangażowanym osobom. Już czerwcu będziemy mogli zoba-czyć Miłość na Krymie Sławomira Mrożka, spektakl w reżyserii pana Grzegorza Wołoszyna- zapraszamy naszych czytelników już dziś.

roman.polaco

Pajęczarka

Fot. Andrzej Ojczenasz

RUNDA WIOSENNA NA START Pewnie dla niejednego kibica polskiej piłki zimowa przerwa zdawała się nie mieć końca. I chociaż szczypiący mróz nie miał zamiaru ustąpić, polscy ligowcy nie dali za wygraną i wybiegli w piątek na coraz to piękniejsze polskie boiska, aby zainaugu-rować rundę wiosenną Ekstraklasy. GoodNews wy-brał się w miniony piątek na zmodernizowany sta-dion im. J. Piłsudskiego, gdzie walcząca o utrzyma-nie w lidze Cracovia podejmowała stołeczną Legię. Choć trybuny nie wypełniły się do ostatniego miej-sca, to atmosfera jaką zgotowali swoim ulubieńcom kibice „Pasów” niewątpliwie podniosła morale za-wodników skazanych na półtoragodzinne bieganie przy kilkunastostopniowym mrozie. Nie ma co ukrywać, że najwyraźniej kibice obu przeciwnych drużyn niezbyt przypadli sobie do gustu, dając te-mu wyraz w niecenzuralnych przyśpiewkach. I choć spiker bezskutecznie przypominał publiczno-ści o kulturze języka, to jednak trzeba zaznaczyć, że organizacja spotkania spełniała wszystkie standar-dy bezpieczeństwa i można było zupełnie spokojnie śledzić poczynania obu jedenastek. Mecz od początku toczył się w bardzo szybkim Tempie i obfitował w wiele sytuacji podbramko-wych. Wynik spotkania otworzył w 36. minucie Marian Jarabica, rozpoczynając emocjonującą wy-mianę ciosów, która trwała do samego końca. Po

przebiegu gry oczywiste było, że żadna z drużyn nie zadowoli się podziałem punktów. Spotkanie było praw-dziwą gratką dla koneserów piłki. Nie brakowało bo-wiem ani składnej gry zespołowej, ani odważnych in-dywidualnych rajdów, ani świetnych interwencji bram-karzy. W 52. minucie doszło do groźnego upadku kapi-tana Legii Ivicy Vrdoljaka, który po uderzeniu głową o murawę stracił przytomność. Chorwat został odwiezio-ny do szpitala. Cracovia trzy razy obejmowała prowadzenie, ale goście trzy razy potrafili wyrównywać. Jakkolwiek wynik 3:3 rozczarował zarówno walczących o mistrzostwo legio-nistów, jak i dramatycznie broniącą się przed spadkiem drużynę Cracovii, to na pewno nie zawiódł oczekiwań prawdziwych miłośników piłki, którzy byli świadkami znakomitego spotkania.

Suchy

BERLINALE 2011 Najjaśniejsze gwiazdy wielkiego ekranu, giganci reży-serii, filmowe premiery z całego świata – tym przez 10 mroźnych lutowych dni rozgrzewała się publiczność 61. edycji Berlińskiego Festiwalu Filmowego Berlinale. Na imprezie oczywiście nie mogło zabraknąć wysłanni-ków GoodNewsa. W stolicy Niemiec znaleźliśmy się w ramach polsko – niemiecko – węgierskiej wymiany młodzieży „Berlinale 2011”. Projekt dofinansowała Polsko – Niemiecka Współpraca Młodzieży. W tym roku czerwony dywan przed głównym kinem festiwalu wypełnił się sławami filmu z najwyższej pół-ki. Pojawili się na nim m.in.: Kevin Spacey, Jeff Brid-ges, Jeremy Irons, bracia Coen i Isabella Rossellini, która przewodniczyła tegorocznemu jury. Na seanse sprzedano 300 tysięcy biletów. Ceremonia wręczenia berlińskich Niedźwiedzi przycią-

gnęła tysiące miłośników kina z całego świata. Udało

nam się dotrzeć na czerwony dywan w chwili, gdy na

główną galę zmierzali nominowani do nagród aktorzy

i reżyserzy. Choć praca celebrytów w blasku fleszy wy-

daje się dziecinnie prosta, to jednak trzeba przyznać, że

kilkunastominutowe pozowanie w wieczorowych kre-

acjach na 10 stopniowym mrozie nie należy do najprzy-

jemniejszych. Najwięcej emocji wzbudziło pojawienie

się twórców irańskiej produkcji o tytule „Nader and

Simon. A Separation”. To właśnie oni zdominowali te-

goroczny „Berlinale”, otrzymując nagrody za najlepszy

film i aktorskie kreacje. Polskim akcentem na festiwalu

była nagroda dla Wojciecha Staronia za zdjęcia do fil-

mu "El premio". Z Berlina z nagrodami wyjedzie także

Dorota Kędzierzawska za film "Jutro będzie lepiej".

Suchy

0 2 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 1 8

Rok 2011 w całej Unii Europej-skiej jest obchodzony, jako ROK WOLONTARIATU. We wszystkich państwach członkowskich trwa-ją gorące przygotowania koncer-tów, konferencji, prezentacji i spotkań, które mają uświetnić te obchody. Przez cały rok po-trwa kampania mająca uświado-mić społeczeństwu znaczenie dotychczasowych działań wolon-tariuszy i wyzwań związanych z wolontariatem oraz zachęcić nas wszystkich do większego za-angażowania.

Ci, którzy brali udział w programie

wolontariatu mogą potwierdzić, iż działania woluntarystyczne przyno-szą korzyści całemu społeczeństwu i budują więzi między jego członka-mi. Dla samych wolontariuszy są wyśmienitą okazją, aby zrobić coś dla społeczeństwa a przy tym w zamian zdobyć nowe umiejętności. Wolontariat może przybierać roz-maite formy − pomocy w ośrodku sportowym, szkole, szpitalu czy or-ganizacji charytatywnej. Aktualnie około 20 proc. Europejczyków po-święca swój czas na tego rodzaju działania.

UE od wielu lat wspiera wolonta-riat. W 1996 r. ustanowiła wolonta-riat europejski, aby zachęcać mło-dzież do pracy na rzecz społeczno-ści lokalnych za granicą. Polska znajduje się w czołówce krajów wysyłających wolontariuszy za gra-nicę. Europejski Rok Wolontariatu zbiega się również z obchodami dziesiątej rocznicy Międzynarodo-wego Roku Wolontariatu ONZ.

Europejski Rok Wolontariatu 2011 ma zachęcić większą liczbę osób do zaangażowania się w działania na rzecz promocji wolontariatu po-

przez ułatwienie podejmowania działalności w charakterze wolon-tariusza, nagradzanie wolontariu-szy ( przykładowo przez uznawa-nie kwalifikacji, które nabywają w ramach swoich zadań) oraz uświa-damianie społeczeństwu znaczenia wolontariatu.

Szczególnie interesującą inicjatywą w tym roku jest EYV Tour. W ra-mach tego objazdowego wydarze-nia każdy kraj członkowski UE bę-dzie organizował pawilon wystawo-wy usytuowany w ciekawej i atrak-cyjnej przestrzeni miejskiej promu-jący idee ERW 2011. Polski pawilon ERW 2011, będzie stanowić prze-strzeń spotkania, prezentacji, inte-rakcji, wymiany pomysłów oraz debaty o wolontariacie. Ustawiony zostanie na płycie głównej przy wejściu do Pałacu Kultury i Nauki. Zawita on do Warszawy na okres 1-14 września 2011 r.

Stowarzyszenie ASF w Polsce będzie aktywnie uczestniczyć w przygotowaniu oraz prowadze-niu tego wydarzenia. Dzień 11.09.2011 r. zostanie poświęcony idei wolontariatu międzynarodo-wego. W tym dniu zaprezentujemy

relacje wolontariuszy z odbytych programów, pokażemy przygoto-wane w ramach seminariów filmy promujące wolontariat, odbędą się spotkania i małe szkolenia na te-mat ASF.

We współpracę będą zaangażowani

aktualni oraz byli wolontariusze

uczestniczący w programach w Pol-

sce, Niemczech i Wielkiej Brytanii

wspólnie z pracownikami biura Sto-

warzyszenia. Serdecznie zapra-

szamy również do współpracy

osoby zainteresowane wolonta-

riatem a do tej pory nie związane

z ASF-em. To spotkanie w Warsza-

wie będzie wyśmienitą okazją na

poznanie możliwości, jakie daje wo-

lontariat międzynarodowy. Osoby

zainteresowane pomocą w przygo-

towaniu tego wydarzenia zachęcam

do kontaktu na adres podany na

stronie internetowej:

www.asf.org.pl

M.K

Europejski Rok Wolontariatu 2011

Dzień dobry, dzisiaj witam ser-decznie wszystkich tych, którzy mimo wszystko czekają na jutro. Ten artykuł miał być wesoły i po-godny, śmieszny i prześmiewczy, ironiczny i błyskotliwy. Nie bę-dzie. Zastanawialiście się kiedyś, jakie jest nasze życie? Trudne - łatwe, piękne - brzydkie, takie - owakie, jakieś - nijakie? Jakie jest nasze życie, pytam? Twoje, moje, twojej, twojego? Jakie jest życie? Jakie jest? Czy twoje życie jest do-bre? Czy moje życie jest dobre? A jeżeli linie naszego życia kiedyś się przetną, czy wspólnie będzie-my potrafili żyć? A jeśli tak - to

jak? Ile damy życiu, ile z życia za-bierzemy? A może żyjemy najbar-dziej nieudolnie ze wszystkich stworzeń we wszechświecie? Mo-że złośliwy chochlik za prawdę podaje nam fałsz, a za fałsz praw-dę? A my, jak barany, wierzymy i ze schylonymi łbami idziemy na rzeź, pod gilotynę, na stracenie. Do tego wybierając najtrudniejszą drogę ku temu egzystencjalnemu szafotowi - przez tarninę, wieczne mrozy i najsmutniejsze pustynie. Jakie jest nasze życie? Być może robimy wszystko, byleby nam by-ło gorzej. Może nawet czerpiemy z tego masochistyczną przyjem-ność. Walimy się młotkiem po sto-pach z dziką satysfakcją. Kto wie, kto wie? Jakie jest? Albo też życie jest najlepsze z możliwych; świat, który tworzy-my jest najlepszy z możliwych? Może wolna wola nie pozwala na inne przeżycie życia. Wolna wola. Wolna wola. Voluntas libera. Gdy-by nie ona - życie byłoby idealne. Jak po sznurku można by przejść, nie mocząc nawet koniuszka pię-ty, nie brudząc się nawet przez chwilę, nie wstydząc się, nie hań-biąc. Czy życie jest hańbą? Czy cud może być hańbą? Przeczytałem właśnie "Hańbę" Johna Maxwella Coeteze, połu-dniowoafrykańskiego noblisty. To książka o poniżeniu, wykluczeniu, mezaliansie - o hańbie.

Wiecie co? Hańba jest częścią ży-cia. Nawet najlepszego, najświęt-szego. Hańba jest aksjomatem. Trzeba się hańbić, wpadać w naj-głębsze studnie hańby. Trzeba być hańbionym i hańbić. Hańba jest w człowieku zapisana, wyryta gdzieś pod skórą. I cała ta haniebna telenowela tyl-ko po to, żeby się móc podnieść. Tak, bo wreszcie podnosimy się. Ty się podnosisz, ja się podnoszę. Czasami w samotności - czasami dzięki komuś. Podnosimy swoje baranie łby, intuicyjnie, machinal-nie kierując je ku światłu. Osta-tecznie przecież zawsze nadcho-dzi jutro. Słońce wstaje, dzień się zaczyna. I nie wiadomo, co kolej-ny dzień nam przyniesie. Tobie, mnie, twojej-, twojemu-. Więc jed-nak promyk nadziei - jutro. Jutro będzie futro - mawiają spe-cjaliści. Kłamią - sprawdzałem.

Antoni Gambdziak

Antoni Gambdziak mierzy się z kolejnym trudnym tematem. Na celownik bierze w tym tygo-dniu nieodłączną część życia każdego z nas - cierpienie, hańbę, upadek. Co z tego wyniknie? Jaką diagnozę życiu wystawi Antoni? Przekonaj się sam!

iSto

ckp

ho

to

0 2 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 1 8

Kim jest szczęśliwy człowiek, jakie ma cechy? Takie pytanie najczęściej zadają sobie ludzie nieszczęśliwi. Ale za-pewne odpowiedź na nie zainte-resuje także tych drugich. Wiemy, że tym, co wyróżnia osoby szczę-śliwe spośród reszty społeczeń-stwa nie są ani komfortowe wa-runki życia i stan zdrowia, ani ce-chy demograficzne, takie jak wiek, płeć czy wykształcenie, ani też zrządzenia losu, choćby najbar-dziej przełomowe i pociągające za sobą długotrwałe konsekwencje (np. wysoka wygrana). W takim razie co ich odróżnia od nieszczę-śliwej reszty? Być może szczęśliwi ludzie mają jakieś stałe cechy od-różniające ich od nieszczęśliwych. Wszyscy chcielibyśmy wiedzieć, co w sobie warto zmienić, aby po-prawić swoje funkcjonowanie i polepszyć jakość życia… Eksper-ci spieszą z odpowiedzią: ci szczę-śliwi mają osobowość inną niż nieszczęśliwi. Są bardziej pewni siebie, otwarci, ugodowi i sumien-ni. Kłopot w tym, że zarówno po-czucie szczęścia, jak i cechy oso-bowości są w znacznej mierze wrodzone. Pojawia się zatem py-tanie, na ile człowiekowi nieszczę-śliwemu może się udać zamiana siebie w człowieka szczęśliwego. Wszystko zależy od punktu wi-dzenia Szukając portretu osoby szczęśli-wej zastanówmy się, jak ludzie skłonni są wyjaśniać przyczyny tego, co im się przydarza. Pomyśl-my: kto jest odpowiedzialny za

mój sukces? Co stoi za moimi nie-powodzeniami? Szczęściarze z tych, którzy przypisali sobie od-powiedzialność za zdarzenia po-zytywne i odsunęli ją od siebie w przypadku zdarzeń negatyw-nych. Pozwala im to zachować dobre samopoczucie, osłabia po-czucie winy za niepowodzenia i wzmacnia dumę z sukcesów. Niektórzy ludzie skłonni są jed-nak doszukiwać się przyczyn nie-

powodzeń życiowych w sobie, na przykład w braku zdolności, czy poziomie intelektu. Nasilenie się w ich życiu wydarzeń negatyw-nych powoduje tylko obniżenie ich wiary w siebie i poczucia wła-snej wartości. Obwinianie się o porażkę może osłabiać przeko-nanie o możliwości wpływania na bieg zdarzeń. Według wielu filo-zofów i współczesnych psycholo-gów to nie rzeczy same w sobie martwią lub cieszą człowieka, lecz to, jak on je postrzega. Sugerują oni, że nasze zadowolenie i szczę-ście zależy od naszego sposobu widzenia rzeczywistości. Na przy-kład poczucie humoru może osła-

biać stres, natomiast nadwrażli-wość na krytykę zmniejsza poczu-cie szczęścia. „Kiedyś będę szczęśliwy..” Są ludzie, którzy koncentrują się głównie na tym, co dzieje się tu i teraz. Inni patrzą przede wszyst-kim w przyszłość, a jeszcze inni powracają ciągle do przeszłości. Osoby szczęśliwe skupiają się bar-dziej na przyszłości, zaś depresyj-ne na przeszłości. Jednak czasami ludzie mają zbytnią tendencję do wybiegania w przyszłość. Polega to na tym, że zakładają, iż w przy-szłości spotka ich coś wspaniałe-go, tylko muszą coś osiągnąć, cze-goś się jeszcze nauczyć, osiągnąć jeszcze jakiś cel i już będą czuli się szczęśliwi. Ucieczka „do przyszło-ści” zakłada, że nie warto zajmo-wać się tym, co dzieje się w tym momencie, bo w przyszłości i tak będzie lepiej. Jednak pamiętajmy, że przyszłości jeszcze nie ma... Warto, więc skupić się na tym, jak cieszyć się tym, co mam teraz. Czyli wedle znanej sentencji: Car-pe diem! „Czas, by być szczęśliwym jest teraz. Miejsce, by być szczęśli-wym jest tutaj.”

Paulina Na podstawie: „Szczęście - czym ono jest” „Osobowość szczęśliwego czło-wieka”

Fundamentalne pytanie: jak odnaleźć szczęście, zadaje sobie każdy człowiek. W perspektywie badań psychologicznych inte-resują się tym również naukowcy. Większość z nich jest zgodna - szczęście jest bliżej niż nam się wydaje!

iStock

ph

oto

Debiut Tak właśnie, niezwykle entuzja-stycznie, o prozatorskim debiu-cie Edwarda Stachury napisał Jarosław Iwaszkiewicz. Jeden dzień to zbiór ośmiu opowiadań, który wydany przez „Czytelnika” w 1962 r., na tle ówczesnej lite-ratury okazał się pisarstwem tak oryginalnym, że krytyka literac-ka nie mogła przejść obok niego obojętnie. Powitała go ze zdzi-wieniem, nie wiedząc, czy tok, problematyka i styl tej prozy w rozważaniach literackich powi-nien być w ogóle brany pod uwa-gę. Raziły zdania zawiłe, przy-długie, pełne wykolejeń skła-dniowych, a niekiedy i błędów gramatycznych. Zarzucano, iż

jest to pisanie na jedno kopyto,

które mimo swej oryginalności nie wnosi do literatury niczego nowego. Dostrzegano, że być mo-że i zaskakuje, jest charaktery-styczne, ale nudzi, dłuży się i tak naprawdę nie wiadomo, czy Sta-chura celowo przebiera się za pastuszka i karkołomnie kaleczy polszczyznę, czy pisze na poważ-nie, nie będąc świadomym swej ułomności w posługiwaniu się językiem. Na dodatek zawartość, idea Jednego dnia – opis miejskiej tułaczki, podjęcia zarobkowej pracy i paru innych zwyczajno-ści. Konglomerat Cygana, Tarza-na, trubadura, artysty. Wszystko to opowiadane z punktu widze-nia uczestnika wydarzeń, praw-dopodobnie będącego porte-parole autora, stylizowanego na outsidera, stroniącego od ludzi

tułacza, który spokojnie, w jed-nym miejscu, nie może wysie-dzieć dłużej niż tydzień. Który, (o zgrozo!), na dodatek, czasami próbuje filozofować. Emocje Jeden dzień to proza pełna praw-dziwych, szczerych emocji, przez których nakład zapominamy o fikcji świata literackiego, utoż-samiając bohatera opowiadań z ich autorem. To także projekcja codzienności, projekcja wszyst-kiego co potoczne w wymiar „lirycznej sublimacji”. Te opowia-dania są prozaicznymi poemata-mi, będącymi wersjami autopor-tretu. Wszystkie ich mankamen-ty, to zabieg celowy, stylizacyjny, pełen kolokwialnych proza-

Ta niby naiwna składnia, przeczyste zdania z naiwnymi po-wtórkami, ta melancholia – i głębokie, wewnętrzne umiłowa-nie życia, (…) tęsknota do miłości i wiara w miłość – jakie to wszystko młode i pełne zachwytu.

Jeden dzień Debiut i zalążek legendy Edwarda Stachury

fot.za: w

ww

.pokultu

re.p

l 0 2 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 1 8

izmów, naleciałości staropolsz-czyzny i ludowych archaizmów. Narracja, która sprawia wraże-nie lirycznego monologu pełna jest niepohamowanych wzru-szeń, potoku słów będących wy-razem bólu i radości. Język po-toczny sąsiaduje z kunsztowną metaforyką, co potęguje wraże-nie poetyckości. Metafory te za-skakują, skojarzenia i asocjacje Stachury tak przecież odmienne są od tych, które znamy z litera-tury pięknej, gdzie to, co lirycz-ne, często pełne jest swoistego patosu. Stachura swoim stylem pokazuje, że metafora nas ota-cza, towarzyszy nam na co dzień, staje się sposobem myśle-nia i pojmowania świata. Pozba-wiona maniery, zbliżyła się do sfery ludzkich odczuć tak bar-dzo, że uległa skonwencjonali-zowaniu. Być może stwierdze-nie, że tok rozumowania, pro-wadzenia narracji i metaforyka debiutanckich opowiadań Sta-chury zahacza o jej kognitywną teorię, jest trafne. Przenośni ta-kich w Jednym dniu, będących na to dowodem jest sporo, np.: szy-ja - gniazdo ramion i kołnierza, słońce - lato na po-wiekach, patrzenie - zapadanie się w leje po drugiej stronie oczu, słowa – lustra nieskalane poka-zujące, wierzchołki drzew – akwedukty powyższe.

Bohater Efekt szczerości i prawdziwości wzmaga konstrukcja bohatera, który przez nadpobudliwość emocjonalną przeżywa inten-sywnie i ekspresyjnie. Uczucia są dla niego drażliwe – dają szczęście, ale także męczą go niemiłosiernie. Nadmierny emo-cjonalizm jest powodem cierpie-nia, ciągłego miotania się w skrajnościach. Ta ambiwalencja, rozumiana jako współistnienie przeciwstawnych uczuć towa-rzyszy bohaterowi Stachury nie-mal na każdej stronie zbioru. Bohater Jednego dnia jest tuła-czem, który nie tyle, co poszuku-je swojego miejsca w świecie, a potrzebuje ruchliwości. Ruch i częste zmiany miejsca to główna oś, na której Stachura zbudował fabuły swoich opowiadań. Prze-mieszczanie się w celach zarob-kowych i podejmowanie prze-różnych prac związane są nie tylko z koniecznością zdobywa-nia środków do życia, ale przede wszystkim zaspokajają potrzebę aktywności. Podróże, podobnie jak pisanie, przynoszą ulgę – chwilowo gaszą niepokój i po-zwalają na wytchnienie. Życie Edwarda Stachury było jedną wielką wędrówką. Dorobek lite-racki, uznanie i coraz liczniejsze grupy wielbicieli nie gasiły jego niepokoju. Stale podróżował po kraju, zatrzymywał się u znajo-

mych, pracował dorywczo i cią-gle pisał. Jego legenda przez siłę swojego oddziaływania, a także przez sam przebieg i czas trwa-nia, to w socjologii życia literac-kiego w powojennej Polsce zja-wisko dotąd niespotykane. Legenda Legendą był już za życia. Two-rzył ją razem z czytelnikami. Opisywał i stylizował własną osobę, swoje nieustanne wę-drówki, otaczającą rzeczywi-stość. Niezrozumiany, wyobco-wany outsider-artysta – to bo-hater utworów Stachury utożsa-miany z nim samym. Barwność poetycko wystylizowanego ży-ciorysu nie pozwoliłaby na le-gendę. Warunkiem niezbędnym do jej zaistnienia jest interpreta-cja dzieł poprzez biografię auto-ra. Musi on być identyfikowany z bohaterami własnych utwo-rów. Tak oczywiście jest w przy-padku Stachury. Nie tylko czy-telnicy, lecz także liczne grono krytyków piszących o jego twór-czości pomija kategorie bohate-ra, narratora czy podmiotu li-rycznego, konkludując: Stachura sądzi, Stachura twierdzi… Hen-ryk Bereza na wieczorze po-święconym pisarstwu Steda 2 grudnia 1970 r. w Domu Litera-tury w Warszawie wygłosił sło-wo wstępne, gdzie stwierdzał: Naprawdę życie Stachury jest życiopisaniem. Jego pisarstwo jest tożsame z jego życiem. Ter-min ten (życiopisanie) nadał kie-runek czytelniczej i recenzenc-kiej recepcji, a z utworów Sta-chury uczynił projekcję jego ży-cia. Jeden dzień? Proza pełna emocji, uczuć i wrażliwości. Szczera do bólu. Polecam.

Tomasz Goraj

fot. za: w

ww

. wie

dzaie

dukacja.e

u

fot. za: w

ww

.dart.w

.inte

ria.pl

0 2 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 1 8

LEX RETRO NON AGIT Jest to jedna z podstawo-wych zasad prawa, pocho-dzi z prawa rzymskiego. Określana bywa również, jako zasada nie retroak-tywności prawa. Oznacza rewolucyjną myśl w pra-wodawstwie – „prawo nie działa wstecz”. Jest to jed-na z pierwszych zasad, z którą student aspirujący do miana prawnika na studiach prawa musi się zmierzyć. W kontekście tej interesu-jącej paremii, chciałbym Wam dziś opowiedzieć o mojej drodze na Uniwer-sytet Jagielloński, Wydział Prawa i Administracji –kierunek - Prawo Stacjo-narne. Zapewne jak wielu z obecnych czytelników - jeszcze licealistów, zmie-rzających pewnym kro-kiem w stronę matury, gdy perspektywa mojego egza-minu dojrzałości zaczęła wyłaniać się z za horyzon-tu, zacząłem się zastana-wiać gdzie skierować moje kroki. W Liceum byłem w klasie matematyczno – informatycznej. Lubiłem przedmioty ścisłe, szcze-gólnie fizykę, która umoż-liwia w sposób bardzo precyzyjny opisywać rze-czywistość. Wszyscy na

około mówili mi... Wybierz kierunki ścisłe, to jest przyszłość – tam można znaleźć łatwo pracę i zara-biać dużo pieniędzy. Jed-nak perspektywa studiów technicznych mnie nie przekonała. Matematyka i informatyka nie były tą dziedziną wiedzy, z którą chciałem związać swoją przyszłość. Conditio sine qua non, aby można było robić w życiu coś napraw-dę dobrze i czerpać z tego radość, jest posiadanie zainteresowań w danej dziedzinie. Można być konkurencyjnym w danej dziedzinie tylko, jeżeli zna ją się bardzo dobrze. Czło-wiek pozbawiony zainte-resowań nawet, gdy bę-dzie pracował w gałęzi gdzie łatwo o pracę może mieć kłopoty gdyż łatwo przegra rywalizację z pa-sjonatami. A wiadomo – każda dziedzina ludzkiej myśli takich ma. Kiedyś, jeszcze będą w liceum obejrzałem film „ Runaway Jury” z 2003 z Johnem Cusackiem i Ra-chel Weisz. Jest to historia procesu sądowego, w któ-rym obie strony starają się manipulować ławą przy-sięgłych. Zastanawiałem się wtedy, jako to jest być takim adwokatem i starać

się przekonywać sąd, ( bo w naszym systemie konty-nentalnym brak ławy przysięgłych) do swojego widzenia rzeczywistości. Zastanawiałem się, jakie cechy musi mieć sędzia, aby móc wydać sprawie-dliwy wyrok i nie dać się zwieść wizji i interpretacji stron procesu. Bardzo mnie to wtedy zafascyno-wało – postanowiłem, że będę sędzią. Decyzję pod-jąłem w III klasie Liceum. Aby dostać się na Uniwer-sytet „na prawo”, należało napisać bardzo dobrze maturę z historii, WOS i j. angielskiego. Historię zawsze lubiłem, nie mia-łem z nią problemów. WOS i j. angielski też były bar-dzo przyjemne. Zdałem maturę myślę nie najgo-rzej. Złożyłem dokumenty na 2 uniwersytety – w Kra-kowie i Lublinie. Dostałem się na oba jednak zawsze chciałem być na Uniwersy-tecie Jagiellońskim. I tak zaczęła się moja przygoda z prawem. Nigdy nie żałowałem mo-jej decyzji. Pierwszy rok na prawie jest bardzo in-tensywny. Otrzymuje się ogólne pojęcie o systemie prawa, uczy się budowania norm prawnych z jedno-stek redakcyjnych tekstu,

jakimi są przepisy, poznaje się zasady interpretacji testów. Jest sporo historii ustawodawstw europej-skich, poznaje się prawo rzymskie, saskie i staro-polskie. Bardzo interesują-ce są przedmioty: wstęp do prawoznawstwa oraz logika. Szczególnie ta ostatnia jest bardzo ważna – umożliwia sprawne wy-korzystywanie narzędzi formalnej interpretacji tekstu. Jest namiastką ma-tematyki na studiach prawniczych, gdyż, co mo-że być dla niektórych dziwne, tekst też da się zapisać i oceniać jego prawdziwość za pomocą języka matematyki. II rok studiów to wreszcie nauka prawa, z którym spotykamy się, na co dzień. To prawo cywilne,

ogromny przedmiot skła-dający się z kilku części wyznaczonych przez ko-deks cywilny, to prawo karne i prawo wykroczeń, z którym ( przynajmniej z tym drugim) każdy się kiedyś spotkał, to prawo administracyjne, do które-go zakresu należy prawo tworzone przez zakłady administracyjne, jakimi są szkoły i uczelnie wyższe. Zapytacie, co na wyższych latach…Odpowiem zgodnie z prawdą - jeszcze bardziej ciekawiej, bo z bardzo ogólnych unormowań przechodzi się do tych bar-dziej szczegółowych, mają-cych zastosowanie z co-dziennym życiu. Chcesz wiedzieć, jaką umo-wę o pracę jest najkorzyst-niej podpisać? Jakie są szczegółowe regulacje do-tyczące reklamacji za zaku-piony produkt? Jakie po-datki należy zapłacić i kie-dy przysługują ulgi, kiedy dane zachowanie jest ka-ralne i pod groźbą jakiej kary? Chcesz wiedzieć, dla-czego wywołanie takich samych obrażeń młotkiem a samochodem jest suro-wiej karane w przypadku tego pierwszego narzę-dzia? Chcesz wiedzieć, ja-kie prawo ma zastosowa-nie w przypadku chęci po-ślubienia obywatela innego kraju? Czy można uniknąć punktów karnych nakłada-nych przez Policję? Co gro-zi za wypowiadane wulga-ryzmy na ulicy i czym jest nieobyczajny wybryk? Na to wszystko znajdziesz odpowiedź na tych stu-diach. Jednak PAMIĘTAJ! Jeśli nie lubisz czytać masy książek, tekstów, ustaw, konwencji, rozporządzeń unijnych, nie nienawidzisz przepisów i formalizmu to może nie być dla Ciebie dobra droga. Prawo wyma-ga sporych poświęceń. Za-jęcia wprawdzie nie są

obowiązkowe. Samodziel-nie kształtuje się program studiów – wybór dotyczy prawie 150 przedmiotów, które są prowadzone w różnych językach obcych – najbardziej popularne to niemiecki i angielski. Jest też hiszpański i ukraiński. Trzeba jednak samodziel-nie sporo pracować. Trze-ba przetrawić tysiące stron kodeksów, ustaw i uchwał jednostek samorządowych. To czasem nie wystarcza i trzeba sięgać do opraco-wań nazywanych komenta-rzami. Trzeba jednak po-wiedzieć, że komentarze są tylko wskazówkami dla rozwiązania konkretnej sprawy, nigdy czystymi rozwiązaniami. Zwykle tam gdzie zaczyna się pro-blem tam one się kończą. Gdyby wszystko tam się znajdowało zawody praw-nicze straciłby znaczenie. Studia prawnicze na UJ dają tysiące możliwości. Działa Towarzystwo Bi-blioteki Słuchaczów Prawa Uniwersytetu Jagielloń-skiego, które jest najstar-szym i jednym z najwięk-szych kół naukowych w Polsce. Zrzesza studen-tów, którzy organizują

konferencje naukowe, przyczyniają się do rozwo-ju poszczególnych dziedzin prawa, którymi się zajmu-ją. Istnieje możliwość wy-jazdu na stypendium do Kijowa do najbardziej pre-stiżowego uniwersytetu na Ukrainie - Akademii Kijow-sko-Mohylańskiej. Można odbyć praktykę międzyna-rodową, pojechać do Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego w War-szawie, spotkać się z naj-ważniejszymi postaciami w Polsce. Działa wydziałowa liga piłki nożnej, w której występuję od początku. Prawo jest naprawdę su-per! Na koniec znów trochę łaciny - Dura lex, sed lex. Twarde prawo, ale pra-wo. Życie w państwie de-mokratycznym, nazywa-nym prawnym musi zawie-rać w sobie element prze-strzegania kreowanych postanowień. W kontekście prawa karnego funkcjonuje zasada – kara nie powinna być surowa – powinna być nieunikniona. Tylko prawo, które ma posłuch i jest wy-konywane może być pod-stawą dla społeczeństwa obywatelskiego. Zadaniem prawników jest opisywa-

nie rzeczywistości przez nie nazbyt kazuistycznie ujęte ramy przepisów tak, aby system społeczny – dodajmy, sprawiedliwy system funkcjonował. Pamiętajcie – prawo jest wszędzie. Nawet anegdota o szczegółowych unormo-waniach dotyczących krzy-wizny banana przestaje być śmieszna, gdy rzeczy-wiście z takimi przepisami się spotykamy. Prawo pro-wadzi czasem do absurdu jednak po to je się studiuje, aby w przyszłości je two-rząc lub interpretując moż-na było absurdów i nie-sprawiedliwości unikać. Polecam Wam te studia, jako niezwykle cenną per-spektywę patrzenia na rze-czywistość. Kończąc ten fakultet z dumą będziecie mogli powiedzieć, że jeste-ście w stanie poradzić so-bie w każdej sytuacji życio-wej związanej z prawem gdyż mechanizmy manipu-lacji i działań contra legem nie będą dla Was obce oraz będziecie skutecznie przed nimi umieć się bronić.

M.K

roman.polaco

Filmy braci Coen

FARGO

Sprzedawca aut Jerry, podążając za chęcią szybkiego wzbogacenia się, zaplanował porwanie swojej żony, aby wymusić okup na zamożnym teściu. Łatwe zlecenie reali-zowane było przez dwóch „zawodowców”, komplikuje się, przez co traci życie sześć osób. Na szczęście naprzeciw złoczyńcom wychodzi nieustraszona policjantka lokal-nej komendy Marge, będąca w zaawanso-wanej ciąży. W Fargo obserwujemy typowy styl braci Coen. Pełen powagi i dramatyzmu, pozba-wiony banalnych gagów film ogląda się z uśmiechem na ustach. Mistrzostwo panów Coen polega na zręcznym żąglowaniu kon-wencjami i schematami. Mimo wiarygod-ności wydarzeń chodzi o zabawę. Z przy-jemnością patrzymy więc na szczęśliwą przyszłą mamę, która ze spokojem celuje w dwa razy większego przestępcę. Serdecznie polecam!

TO NIE JEST KRAJ DLA STARYCH LUDZI

Wiodący spokojne życie myśliwy natrafia niedaleko granicy z Meksykiem na paczki heroiny oraz 2 000 000 dolarów. Niewiele myśląc, zabiera pieniądze. Od tej pory cen-ne walizki próbuje odzyskać szalony płatny morderca. Zabójca nie będzie miał jednak łatwego zadania -przypadkowy złodziej służył bowiem w wojsku i doskonale po-trafi zacierać swe ślady...

Oglądając ten film, śmiech zamiera w gar-dle. W przeciwieństwie do Fargo, nie ma już żadnej nadziei i przystani. Prawdziwie mocny thriller zamienia się w dramat psy-chologiczny. Mamona, czy spokojne życie? Film mimo wielu brutalnych scen, zasługu-je na uznanie przez piękne zdjęcia.

Dla ludzi o mocnych nerwach.

PRAWDZIWE MĘSTWO

Czternastoletnia Mattie Ross chce pomścić śmierć swojego ojca. Nie przeszkadza jej w tym młody wiek, brak pieniędzy i doświadczenia. Zatrudnia najtwardszego człowie-ka w Stanach Zjednoczonych -Rooster’a (J. Bridges). Dołącza do nich tajemniczy LaBoeuf (M. Da-mon), obieżyświat z Teksasu. Trop wiedzie w sam środek ziem In-dian….

Najnowszy film Coen’ów to zgrab-ne połączenie dwóch przedstawio-nych obok filmów. Na kolana po-wala świetna kreacja Jeff’a Brid-ges’a, choć każda postać z „męskiego” tria zasługuje na po-chwały.

Nie tylko dla fanów westerów - do zobaczenia w krakowskich kinach.

Bracia Coen stanowią jeden z najważniejszych duetów współczesnej kinematografii. Joel wraz z jego bratem Ethan’em są reżyserami, scenarzystami i producentami. Pochodzący ze Stanów Zjednoczonych bracia zaczynali tworzyć pierw-sze filmy już po ukończeniu szkoły średniej. Pierwszą z wielu statuetek była Złota Palma otrzymana na festiwalu w Cannes za film Barton Fink. Co jednak najbardziej urzeka w ich filmach? Bracia Coen patrzą na świat z przymrużeniem oka. Ich filmy to mieszanka czarnego humoru i porywających akcji. Bawiąc się konwencjami pokazują gatunki filmowe z innej perspektywy, rozmywając ich granice. Najważniejsi są jednak sami bohaterowie, których Coen’owie przedstawiają bardzo głęboką i szczegółową analizę psychologiczną.

0 2 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 1 8

Autor: Andrzej Pilipiuk Tytuł: Wampir z M-3 Wydawnictwo: Fabryka Słów Ilość stron: 332

Wampir z M-3, czyli pol-ska odpowiedź na „Zmierzch”

Jak wampir może zdobyć dolary? Skąd wziąć jedwab na pelerynę w stylu Draculi? Kim jest Wieczny Robol? Co łączy wampiry i Czarną Wołgę? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziemy w najnowszej, jeszcze ciepłej, książce Andrzeja Pilipiuka. Autor, z wykształcenia archeolog, z zamiłowania literat, zabiera nas w podróż w czasie opisując „prawdziwe, siermiężne wampiry epoki schyłkowego Jaruzela”. Rozpoczynając lekturę poznajemy Gosię, typową nastolatkę, która rozczarowana światem (wakacje nie takie, chłopak jej nie kocha…) postanawia targnąć się na swoje życie. Po, jak mogłoby się wyda-wać, udanej próbie samobójczej, budzi się w rodzinnym grobowcu. Dzięki jej licznym perypetiom po-znajemy problemy, z jakimi musia-ły się mierzyć wampiry w dobie PRL-u.

Ci, którzy pamiętają te czasy mają okazję powspominać i być może popatrzeć na nie z przymrużeniem oka. Ci, którzy nie mogą ich pamię-tać, mają okazję zobaczyć je przez pryzmat poczucia humoru autora. Jest to lektura bardzo ciekawa. Prześmiewcza, sarkastyczna, ale bardzo przyjemnie się ją czyta. Nie brakuje charakterystycznego dla Pilipiuka stylu prowadzenia narra-cji, nie mogło się też obyć bez na-wiązania do cyklu opowiadań o Jakubie Wędrowyczu tegoż autora. Całość, wydana przez Fabrykę Słów, okraszona jest ilustracjami Andrzeja Łaski. „Wampir z M-3” to pozycja zde-cydowanie warta polecenia nie tylko fanom Pilipiuka, fanom pol-skiej fantastyki czy antyfanom „Zmierzchu”. To także książka dla osób z pokolenia „born in the PRL”, dzięki której można cofnąć się w czasie i spojrzeć na wszystko z nieco innego punktu widzenia.

Bea

11—13 marca 2011 Nowohuckie Centrum Kultury

W trzy dni dookoła świata? Na Festiwalu „3 Żywioły”, można będzie zobaczyć każdy kra-niec Ziemi! Festiwal skierowany jest do osób, które uwiel-biają podróżować, omijając utarte turystyczne ścieżki. Niezwykle ciekawie zapowiadają się spotkania z doświadczonymi podróżnikami, którzy opowiadać będą, nie tylko o swoich przy-godach, ale jak dobrze przygotować się do wprawy. Podczas licznych warsztatów, uczest-nicy będą mogli dowiedzieć się jak najlepiej uchwycić chwile na kliszy aparatu bądź taśmie filmowej. Nie dbając o bagaż ani o bilet, można rzucić się w kinematograficzny wir, oglądając trwające przez całą noc prezentacje filmów z całego świata.

Bilety: 25 i 30 zł za dzień

04—05 marca 2011 KWADRAT -

Klub studencki Politechniki Krakowskiej

Za oknem zimno i śnieg? Dwa dni odbywające-go się po raz drugi festiwalu Cracow Reggae Festival z pewnością rozgrzeją każdego zmarz-lucha. Imprezy zaczynać się będą tuż o zmierzchu, o go-dzinie 18:00. Na scenie pojawią się znani polscy artyści muzyki reggae. W śród nich dostrzeżemy gwiazdkę ostatniej edycji „Mam Talent”, Kamila Bednarka. Artyści, którzy także pojawią się w „Kwadracie” :

dzień pierwszy: Kacezet & Dreadsquad, *EastWest Sound/Kuba 1200 & Grizzulah/, *Natural Dread Killaz, * Ras Luta & Riddim Band dzień drugi: *Bob One & Bas Tajpan *Junior

Stress, *Raggafaya, * Kamil Bednarek & StarGu-

ardMuffin

Bilety: 35 zł

roman.polaco

:اللغة العرتية

خطاب في حة مصر

مصر العزيزة لي وطن و هي المحي و هي السكن

و هي فريدة في الزمنجميع ما فيها حسن

احمد شىقي

Transkrypcja bardzo uproszczona czyli jak to przeczytać:

al- lugha al– arabiyya

Misr al-aziza li watan Wa hiyya al-hami wa hiyya as- sakan

Wa hiyya farida fi az-zaman Jamiyya ma fiha hasan

Ahmad Shawki Język polski:

List do miłości Egiptu

Egipt mą jedyną ojczyzną,

Jest mi schronieniem i mieszkaniem, Jest mi jedyną w każdym czasie, Wszystko, co w niej się zawiera,

jest dobrem. Ahmad Szawki (tłum. Pajęczarka)

Witajcie zmarznięci czytelnicy GoodNews’a! Wraz z tą pierwszą pocztówką rozpoczyna-my dla Was nową serię krótkich artykułów, poświęconych ciekawostkom z wyjątkowych zakątków świata. Jako, że jeszcze mróz moc-no trzyma, to na rozgrzewkę startujemy z go-rącym Egiptem, ale nie będzie nas intereso-wać obecna gorączka tamtejszej sceny poli-tycznej, tylko słońce, tajemnice ciasnych uli-czek i sekrety mieszkańców. Mimo, że egip-skie lotniska są jeszcze pozamykane dla tu-rystów, wyrzućcie czapki i szaliki, pakujcie kremy z filtrem i szykujcie się na klątwę fa-raona...

KLĄTWA FARAONA

Niestety nie jest to wielka tajemnica strzeżona w starożytnym grobowcu, ale bardzo popularna w Egipcie cho-roba, dotykająca głównie przyjezd-nych. Do objawów należą przede wszystkim biegunka, bóle brzucha, często podwyższona temperatura. „Faraon” atakuje po wypiciu egip-skiej nieprzegotowanej wody, która nie jest zdatna do spożycia oraz za-wiera odmienną florę bakteryjną niż ta, do której przeciętny turysta spo-za Afryki jest przyzwyczajony. Za-tem współcześnie darem Nilu nie są już żyzne gleby i kiełkujące uprawy, ale… kłopoty żołądkowe.

CZY CHCIAŁABY PANI ARABA?

Małżeństwa mieszane z obywatela-mi Egiptu, a szczególnie muzułma-nami, wymagają bardzo skompliko-wanych procedur. Egipcjanin wy-znający islam może poślubić, poza muzułmanką, tylko wyznawczynię „religii chronionej”: chrześcijankę lub żydówkę. Natomiast egipska muzułmanka wyjdzie za mąż tylko za wyznawcę islamu– narzeczony- innowierca musi zmienić dla niej wyznanie lub zapomnieć o wybran-ce. Wszystko po to, by dzieci naro-dzone z takiego małżeństwa był wychowane według zasad islamu. Dla muzułmanina apostazja jest bezwzględnie karana śmiercią.

COŚ DLA ZMOTORYZOWANYCH

Mimo, że Egipt jest krajem słabo rozwinię-tym gospodarczo i niezamożnym w ropę naftową (zasoby zostały w większości wy-eksploatowane, pozostałą część wydobywa całym kraju 5 rafinerii, a uzyskany suro-wiec nie wystarcza na pokrycie rosnących potrzeb kraju. Egipcjanie importują ropę po zaniżonych cenach z Arabii Saudyj-skiej), to zapewne wszystkich kierowców zaskoczy fakt, ze litr benzyny kosztuje tam 1,2 funta egipskiego czyli ok..64 grosze.

KALENDARZOWY ZAWRÓT GŁOWY

W Egipcie stosowane są jednocze-śnie trzy rodzaje kalendarza: kalen-darz gregoriański z 12 miesiącami słonecznymi, kalendarz lunarny hidżry (tradycyjny kalendarz mu-zułmański) i kalendarz koptyjski (kalendarz kościoła ortodoksyjne-go). W efekcie często w gazetach pojawiają się na pierwszej stronie 3 różne daty.

Pajęczarka

POCZTÓWKA z końca świata

0 2 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 1 8

Kiedy kolejny liść spada powoli, acz nieuchronnie, przed moje stopy, przypominam sobie, że czas mija znacznie szybciej, niż byśmy sobie tego życzyli. Zmienia się wszystko wokół, w ciągu sekundy nasze największe plany mogą le-gnąć w gruzach bez względu na to, jak bardzo się staramy, by było inaczej. I w tym wszystkim najgorsze jest właśnie to, że często nie mamy na to żadnego wpływu, nic nie mo-żemy zrobić. Znów jeden drobny liść wyzwala we mnie falę uczuć, bole-snych, nieuchronnych, nieprzemijających. Bo spadł zdecy-dowanie za wcześnie. Jest początek lata, powinien być nadal na drzewie, a nie na starym, zakurzonym chodniku, który swą brzydotą niszczy urok drobnej uliczki. Tak jak Ron powinien być tu teraz przy mnie, a nie... gdzieś, gdzie sama nie mogę teraz dotrzeć, gdzie nie mogę go zobaczyć. Bo gdzieś tam jest, prawda? Czeka na mnie i będziemy mo-gli się zobaczyć... choćbyśmy musieli pokonać cały wszech-świat. Gdzieś tam jest, prawda?!? - Znów tu przesiadujesz - słyszę niechciany głos, który po-dąża za mną od niedawna, skutecznie rujnując moje wspo-mnienia. - Przecież jego tu nie ma. On już nie wróci. Kiedy to zrozumiesz? Odwracam się próbując odgonić nieproszonego gościa, jak uporczywą muchę. Ale za mną nikogo nie ma. Znów. Po spacerze z Katariną odkryłam, że kolejnym sposobem na przywracanie następnych, głęboko zagrzebanych wspo-mnień, są choćby najdrobniejsze szczegóły znajdujące się w miejscach, które wspólnie z Ronem odwiedzaliśmy. Drobne spojrzenia na nasze zdjęcia, na meble, które wspól-nie wybieraliśmy narzuca masę sytuacji, uśmiechów i decy-zji, które musieliśmy podjąć. Ale wędrując po dawno zapo-mnianych ulicach, odkrywam coś nowego. Nieprawdą byłoby stwierdzenie, że jest mi już łatwiej, że bardziej rozumiem to, co się stało. Nadal nie mogę pojąć sensu tych wydarzeń, nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego to ja nie mogłam umrzeć tamtego dnia. Codziennie budzę się z wielką niechęcią, wstaję zastanawiając się, po co to w ogóle robię i staram się powstrzymać łzy, wiedząc, że takim zachowaniem będę jedynie wzbudzać zainteresowania in-nych, niczego nierozumiejących, obcych mijających mnie, co dnia tysiąc razy. Cały czas po mojej głowie plątają się obrazy tego, co minęło i już nigdy nie wróci. W dalszym ciągu płaczę w poduszkę, zastanawiając się jak długo po-trwa jeszcze ta moja męczarnia. Zmuszam się, aby coś jeść, zastanawiając się, jaki stolik Ron wolałby kupić do salonu. Albo czy bardziej podobałyby mu się czerwone zasłony od tych, miedzianych.

Żyję tylko dzięki wspomnieniom o nim, dzięki ciągłej głu-piej nadziei, że nagle, niespodziewanie okaże się, że moje życie ma jeszcze jakiś sens. Żyję przeszłością i nie wyobra-żam sobie dnia, w którym mogłabym wstać i nie pamiętać o tym wszystkim, co się stało, a czego teraz tak bardzo mi brakuje. - Może wreszcie uda nam się wymyślić dla niej jakiś sen-sowny prezent - powiedziałam z powątpiewaniem po raz kolejny tego dnia, potykając się o wystającą płytkę chodni-kową. - Byłem z tobą już we wszystkich sklepach. Rozszerzyłem swoją kreatywność do granic ludzkich możliwości i z przy-krością stwierdzam, że to koniec. Nie ma najmniejszej szan-sy, że uda nam się znaleźć coś, jak powiedziałaś, sensowne-go - powiedział Ron z rezygnacją, jakiej nigdy się po nim nie spodziewałam, choć faktycznie, poszukiwanie odpowied-niego prezentu dla mojej wymagającej przyjaciółki, było potwornie męczącym wyzwaniem. - Wiesz, że muszę coś wymyślić... - zaczynałam panikować. - Może po prostu ją zapytaj, czego potrzebuje. - To nie najlepsze rozwiązanie. - Wręcz przeciwnie. To zdecydowanie najwspanialszy po-mysł, na jaki wpadliśmy. W zasadzie jedyny możliwy - od-powiedział Ron, udając zaskoczenie. - Pytanie o to właśnie Dorotę, to zdecydowanie działanie pozbawione sensu - odezwałam się, coraz bardziej przeko-nana, że ponieważ sama nie mogę wymyślić niczego cieka-wego, nie mam wyjścia. - Nic nie jest pozbawione sensu. Ludzie po prostu, czasami w tym całym zamęcie, go nie dostrzegają - mój towarzysz szepnął do mnie z uśmiechem. Zatrzymałam się wstrząśnięta. Nie dostrzegam sensu??... Jaki może być ukryty sens w śmierci jedynego człowieka, który coś dla mnie znaczył? Jaki jest sens, w tym, że nie wiem po co wstawać każdego dnia? Jaki sens w tym, że ja-kaś bliżej nieokreślona część mnie boli, jakby coś chciało rozerwać mnie na strzępy i wysysa ze mnie każdą odrobin-kę chęci do życia? Ciągle zastanawiam się, czy to się kiedyś skończy, czy jakiegoś pięknego ranka będę mogła z uśmie-chem przywitać dzień, pogodzona z tym wydarzeniami dla mnie niepojętymi. Czy będzie kiedyś dzień, w którym my-śląc o Ronie nie będę odczuwała tej niewyobrażalnej pustki, jaka po nim została w moim sercu, czy kiedykolwiek będę w stanie o nim opowiadać, nie próbując powstrzymać się od łez, których końca nie ma. Czuję do siebie taką całkowitą niechęć, która powoli mnie wypala. Niechęć do tego prawa, które mnie pozwala żyć, jednocześnie odmawiając tego przywileju tej ważniejszej części mojego życia. Nie zasłużyłam na nic dobrego, co przytrafiło mi się w życiu - tego jestem pewna. Ale czy za-służyłam na coś tak okropnego?

P.S.

Rozdział VI: Cisza (cz. 1.)

Gdyby zapytać dzisiejszego „wyzwolonego” człowieka o wartość, którą ceni sobie najbardziej, odpo-wiedzią byłaby właśnie: wolność. A jeśli wolność, to oczywiście wybór, nieskrępowany żadnym naciskiem, żadną formą sugestii, wypływający tylko i wyłącznie z naszej woli i chęci. Jak do tej pory wszystko wygląda całkiem dobrze, zgodnie z Bożą wizją świata. Zostaliśmy przecież stworze-ni jako wolne osoby, a nie kukiełki bijące pokłony bez mrugnięcia okiem. Problem z dzisiejszymi życiowymi wyborami, a co za tym idzie, wolno-ścią, zaczyna się na etapie doboru kryteriów podejmowania decyzji. Aby łatwiej! Ogólną tendencją cywilizacji jest upraszczanie życia. Nie jest to działa-nie całkowicie negatywne. Nikt nie żałuje dzisiaj rozwoju medycyny, dzięki której wyeliminowano pro-blem wielu niegdyś śmiertelnych chorób. Nie znam też osoby, która narzeka na elektryczność w swoim domu. Jednak trudno oprzeć się wra-żeniu, że ostatnio za bardzo się roz-pieszczamy. Czy to mi się opłaci? Konsumpcyjny styl życia związany ze wzrostem dobrobytu wykształcił w nas nowe modele zachowań. W świecie handlu, reklam i materiali-zmu odrodziło się z siłą dotąd nie-spotykaną kryterium oceny świata w skali opłacalności. Wybieramy tyl-ko to, co się opłaca, co przynosi zysk, przy nakładzie możliwie najmniej-szych środków. Wydaje się, że stary jak świat dylemat: mieć, czy być, zo-stał rozstrzygnięty przez dzisiejsze społeczeństwa masowe. Kryterium zysku zagłusza głos sumienia. Bo ko-mu dzisiaj potrzebne sumienie? Kto by się dzisiaj liczył z drugim człowie-

kiem. Obojętność rozprzestrzenia się jak złośliwy nowotwór, tworząc ko-lejne ogniska choroby. Przyjemności nigdy za wiele Ale bylibyśmy w wielkim błędzie uważając, że jest to jedyne kryterium, jakim dzisiaj posługujemy się podej-mując „wolne wybory”. A co z jednym z najsilniejszych głosów odzywają-

cych się w naszym wnętrzu? Co z kry-terium przyjemności? Wyspecjalizo-waliśmy się w tworzeniu prawdzi-wych gett rozrywki. Rozrywka sama w sobie nie jest niczym złym, a wręcz przeciwnie. Jak wyglądałoby nasze życie bez chwili odprężenia? Jednak nawet mała Justysia wie, że kiedy zje za dużo cukierków, to będzie ją bolał brzuszek. A my, jak może się wyda-wać, zapomnieliśmy o tej prostej za-sadzie. Urządziliśmy sobie „Wielkie żarcie”. Wyciszenie sumień postępuje coraz bardziej, a prowadzi do przy-tłumienia myśli pulsującym basem lub narkotycznym snem.

Wolnością zniewoleni I tu mamy naszą wolność. Wolność bez sumień i bez myślenia. Być może będzie to brutalna diagnoza, ale czy ta „wolność”, nie przypomina czasem reżimu, spod którego wyzwoliliśmy się ponad 20 lat temu? Czy nie prze-szliśmy z niewoli ciała do niewoli ducha? Przypatrzmy się temu bliżej. Komunizm eliminował Boga i kryte-rium sumienia ze sfery życia publicz-nego. Był to system materialistyczny, a praca stanowiła nadrzędną war-tość. Jednostki inteligentne, widzące zakłamanie systemu, rządu, sytuacji społecznej były „uciszane” przez od-powiednie organy władzy. Nie przez przypadek w lesie katyńskim i pozo-stałych miejscach kaźni ginęła kadra polskich intelektualistów, dowódców, oficerów. Dużo łatwiej steruje się ludźmi nie orientującymi się w spra-wach polityki niż wykształconymi obywatelami, będącymi przykładem dla rodaków. Złoty środek A dzisiaj? Praca i zysk znów zajmują miejsce na szczycie piramidy naszych wartości. Oczywiście, praca niesie ze sobą wiele pożytku. Apostoł narodów pisał nawet: Kto nie pracuje, niech też i nie je. Ale we wszystkim powinna zostać zachowana równowaga. Nie-które sklepy czynne są dzisiaj 24 go-dziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Pracownicy są wykorzysty-wani przez swoich pracodawców, a wielu z nas nie potrafi nawet wypo-czywać. Czy tak wygląda prawdziwa wolność? Myślenie jest niemodne Sprzedawcy przyjemności oferują nam bardzo atrakcyjną ucieczkę od codzienności, która generalnie odbie-rana jest jako ciężar. Godłem naszych czasów stały się omdlałe ręce

Co bierzemy pod uwagę, dokonując codziennych wyborów? Jak bardzo swoje szczęście uza-leżniamy od wygody i opłacalności naszych poczynań? O cywilizacji rozpuszczonych bacho-rów i innych nieszczęściach tego świata.

iStock

ph

oto

0 2 . 0 3 . 2 0 1 1 , N R 1 8

i mózg… całkiem ładny, bo bez fałd. Po co się przemęczać, jeśli można coś osiągnąć bez wysiłku? Zarabiające na nas firmy nie chcą, żebyśmy za dużo myśleli. Rzućmy okiem choćby na młodzieżowe gazety. Na jedną linijkę tekstu przypadają trzy zdjęcia. Trzy-nastoletnia „czytelniczka” w rzeczy-wistości nie przemęczy się czyta-niem, za to szybko wchłonie idealne

rozmiary półnagiej mo-delki. Kultura obrazko-wa powraca! Wszystko, co wymaga pewnego trudu czy inicjatywy stało się niemodne. Dla-tego przykazania zosta-ły przeniesione na mar-

gines życia, a wartości takie jak wier-ność, czystość, prawda, życie stają się obiektami kpiny. Do czego to prowa-dzi? Nie trudno odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy rozejrzeć się do-okoła. Słowo traci na znaczeniu, mó-wi się dużo, bez ponoszenia odpowie-dzialności za to, co wychodzi z na-szych ust. Nie jesteśmy w stanie od-różnić prawdy od kłamstwa. W na-szych czasach można usunąć nie-chciane bądź chore dziecko, zamiast podjąć się trudu wychowania i opieki – prawo kobiety do bezstresowego życia jest ważniejsze niż prawo po-czętego człowieka w ogóle do ŻYCIA. Seks, z którego można uczynić po-ezję, przechodzi w rzemiosło, a druga osoba przestaje być traktowana jak człowiek, stając się narzędziem do rozładowania popędu. Każdego wie-czoru w klubach na parkiecie prężą

się wyzywająco ubrane „samice”,

a wokół

nich krążą „samce”. Przesada? Nie sądzę. Nieuporządkowane pragnienie przyjemności staje się narkotykiem. Czy tak wygląda prawdziwa wolność? Na zdrowy rozum... Nawet nie myśląc w kategorii wiary i moralności, ale rozumując logicznie, takie zachowanie jest wyraźnie szko-dliwe i nieopłacalne. Jednak stała indoktrynacja i nasza słabość robi swoje, przez co niczym na bazarze wciskane są nam rzeczy, których, jak się okazuje, wcale nie potrzebujemy. Czy tak musi być? Niekoniecznie, po-nieważ mimo wszystkich sił, które chcą nas zniewolić, jesteśmy, mamy prawo wyboru i możemy odpowie-dzieć na głos Boga. Bóg nas już wy-zwolił, pytanie, czy chcemy skorzy-stać z tego daru. Potrzeba nam tylko innego kryterium wyboru: kryterium dobra.

szary

Odcinek 5: Nie przegap!

Wszystkie jego słowa były takie… proste. Żaden z niego polonista, ża-den poeta. Stary, pomarszczony siwy człowiek sprawił, że nie potrafiłem oderwać od niego oczu. Poorana bruzdami twarz rozpromieniła się pod wpływem rozmowy. Widocznie szczęśliwy, kontynuował prywatny wykład. A ja? Cóż… modliłem się, że-by zapamiętać z tego jak najwięcej. Karolu, nie wiem, czy zauważyłeś jak wiele w swoim życiu marnujemy cza-su. Gubimy się w między obowiązka-mi, zaplątani, zniechęceni, rozleni-wieni. Szczególnie odbija się to na naszej duchowej kondycji. Powiedz mi, czy wzorowa gospodyni zrezy-gnowałaby z promocji w hipermarke-cie? Grzech nie skorzystać! Tak, tych okazji nie marnujemy, co innego z promocjami Bożego Miłosierdzia. Bóg pozostawił nam mszę świętą. Został z nami pod postaciami eucha-rystycznymi, pozwolił nam sprawo-

wać Ofiarę swojego życia za zbawie-nie świata. Oddaje siebie za nas, po-zwalając nam włączać w to miste-rium nasze cierpienia, troski, podzię-kowania, prośby, wyrazy uwielbienia. Kapłan na początku każdej mszy świętej odczytuje intencję, którą bę-dzie Bogu szczególnie polecał. Ty też masz przywilej włączenia swoich intencji. To naprawdę wielka łaska! Nie marnuj jej! Tak wielu ludzi, trak-tując mszę jedynie jako niedzielny obowiązek, przechodzi obojętnie obok Ofiary Jezusa. On pragnie tego, żebyśmy się w nią włączyli, oddali mu wszystko, a On zaniesie to swoje-mu Ojcu. Tym czasem, my uparcie, z założonymi rękami opieramy się plecami o ścianę i żujemy gumę, zer-kając od czasu do czasu na zegarek. Bóg czeka aż powierzymy Mu swoje intencje, ale jak widać i to dla nas jest za trudne. Kiedy przygotowujesz się do mszy świętej, usiądź spokojnie, pomyśl: za kogo chciałbym ofiarować tę mszę

świętą, za co szczególnie podzięko-wać, o co prosić, a może po prostu najszczerzej oddać hołd Bogu. Śmierć Jezusa jest doskonałą Ofiarą. A miłość Boga nie zna granic. Nie bój się zaufać Temu, który za Ciebie oddał życie. Liturgia nie jest przedstawieniem, dlatego my nie bądźmy widzami, ale uczestnikami! Świadomymi, obecny-mi, aktywnymi. Wtedy mszę przeży-wa się zupełnie inaczej… W sumie, nie dziwię się, tym, którzy nudzą się na mszy. Kiedy nie masz żadnej in-tencji, nie przeżywasz Eucharystii jako czegoś osobistego, czegoś co dzieje się naprawdę i dzieję się dla Ciebie, wtedy nie trudno przejść obok niej obojętnie. Tak… ludzie mogą nie zauważyć nawet Boga, który za nich umiera. Proszę Cię, kochaj Boga. Wtedy żadna spędzona z nim chwila nie będzie się dłużyła.

szary

iStockphoto