Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

24

description

Kolejny numer Gazety Młodzieżowej "bezMyslnik" już jest, tym razem dostępny także na platofrmie issuu! Zapraszamy do lektury.

Transcript of Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

Page 1: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012
Page 2: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

Opiekun: Izabela ŚwićRedaktor naczelna: Magdalena ŁubaZastępca redaktor naczelnej: Magdalena ŁubaRedaktorzy: Aleksandra Ładna, Martyna Borowik, Kaja Szymańska, Jan Wasak, , Iwona Mazgaj, Karolina Niewęgłowska, Ania BelniakRedaktor graficzny: Marcin BlicharzWWW: Marcin Blicharz

Gazeta Młodzieżowa„bezMyślnik” Wydawca: I Liceum Ogólnokształcące, Partyzantów 8, 21-300 Radzyń Podlaski

ISSN: 2299-1905

www.bezmyslnik.plfacebook.com/bezmyslnik e-mail: [email protected]

Druk: INTERGRAF, Międzyrzec PodlaskiNakład: 120 egzemplarzy

RADZIE RODZICÓW

Radzyńskie StowarzyszenieInicjatyw Lokalnych

www.rasil.home.plKRS 0000199220

NR 1(20) | 10.2012 | SPIS TREŚCI

Czas was rozliczyKATARZYNA NIEWĘGŁOWSKA

Zabawa dla DUŻYCH dzieciMARTYNA BOROWIK

str. 3

str. 4

Metallica w Polsce!IWONA MAZGAJ str. 7

Kilka słów o bezsennościKAJA SZYMAŃSKA str. 11

Trochę poezjiSover str. 11

Nadal „fejs” czy już może „fejsBóg”?ANIA BELNIAK str. 12

Matura to nie bzdura!MARTYNA BOROWIK str. 13

Na progu Tajemnicy Wszechświata!JAN WASAK str. 14

Rysuję dla przyjemności

JAN WASAK str. 16

WYWIAD Z ALEKSANDRĄ SERGIEL

Wszyscy mówią mi „cześć”

ALEKSANDRA ŁADNA str. 18

WYWIAD Z MATEUSZEM KANIĄ

W poszukiwaniu ideałuMARTYNA BOROWIK str. 19

NEXT LEVEL - czyli czas do liceumALEKSANDRA ŁADNA str. 20

Warszawo, walcz!IWONA MAZGAJ str. 21

Spotkanie z podróżnikiem Robertem Maciągiem

AW str. 22

GaZetka ukaZuje się takŻe dZięki

I mamy jeszcze jeden rok za plecami, spory kawał czasu, a razem z nim mnóstwo prze-żyć, wspomnień i doświadczeń. Sentymen-talnym duszom pewnie zakręci się łezka w oku, a ci, którym matematyczne skłon-

ności weszły w krew do tego stopnia, że stały się zawodowym zboczeniem, będą robić podsumo-wania i bilanse zysków i strat. Ale zawsze coś się kończy, żeby zacząć mogło się coś nowego. Za nami JUŻ, ale też przed nami JESZCZE dużo czasu. Mając jednak świadomość, że potrafi ucie-kać szybciej niż postacie z kreskówek, którym zabawnie nie widać nóg, warto przy okazji kolej-nego zakończenia, zrobić jedno drobne postano-wienie: żeby z każdą sekundę traktować tak, żeby później móc żałować, że już nigdy drugiej takiej nie będzie. „Carpe de diem - chwytajcie karpia!”

Martyna Borowik

Page 3: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

3bezMyslnik.pl

Czas Wasrozliczy

Trudno tak razem być nam ze sobą

Bez siebie nie jest lżejLecz trzeba nam, trzeba

dbać o tę miłośćNie wolno stracić jej

Nam nie wolno stracić jej

i wierzący, że wszystko, co robią, jest dla naszego dobra. W końcu o ludziach nijakich szybko się zapomina, a nie znam absol-wenta liceum, który nie miałby w zanadrzu kilku opowieści o lekcjach polskiego. Po pro-stu związek między uczniami a nauczycielami polskiego to tzw. „tough love”, czyli trudna miłość. Idealnie pasuje tu frag-ment piosenki Krzysztofa Kraw-czyka i Edyty Bartosiewicz:

zajęciach widać wyraźnie, że to, co człowiek osiąga, zależy nie tylko od tego, ile umie lub czy potrafi myśleć logicznie, ale czy jest w stanie zgadnąć, jakiej od-powiedzi chce zadający pytanie – możliwości jest wiele, ale to ty musisz wybrać, co polonista ma na myśli.

Polski to przedmiot obo-wiązkowy, więc uczniu liceum, chcesz czy nie, musisz z tym żyć. Na zakończenie dodam, że mimo kilku gorzkich słów wcześniej, sądzę, iż po-loniści to ludzie w yjątkowi – wraż-liwi

nauczyciel uważa prowadzone przez siebie zajęcia za najważ-niejsze. Otóż, poloniści są pod tym względem szczególnie wrażliwi. Są przekonani, że bez wiedzy takiej jak znajomość konkretnej daty dziennej wy-buchu dżumy w Oranie, kolo-ru wstążek Lotty z „Cierpień młodego Wertera” czy odle-głości w krokach pomiędzy dworkiem Sopliców a zamkiem Horeszków, zdanie matury na poziomie podstawowym jest absolutnie niemożliwe. Kiedy ktoś z klasy próbuje nieśmiało wtrącić, że wypracowanie pisze się głównie na postawie frag-mentu, a jeżeli chodzi o znajo-mość całości utworu, wystar-czy opanować ogólną tematykę i główne postacie, poloniści wpadają w stan furii. Po pewnym czasie człowiek godzi się z myślą, że walka z osobą, któ-ra może nie dopu-ścić go do matu-ry, jest strzałem w stopę.

Lekcje języ-ka polskiego są więc pewnego rodzaju szkołą życia. Na nich uczeń zaczy-na rozumieć, że bez sensu jest przyswaja-nie masy zbęd-nych informacji, a należy zapamię-tywać to, co przy-datne. Tylko na tych

Jeżeli miałabym odpo-wiedzieć na pytanie, co na pewno zapa-miętam z okresu li-ceum, to podałabym

to jedno zdanie. Słyszałam je w ciągu trzeciej klasy liceum tyle razy, żę wyryło się w mojej pa-mięci na zawsze. O dziwo, nie są to słowa profesorów od bio-logii, chemii czy fizyki (z tych przedmiotów zdaję maturę na poziomie rozszerzonym), ale sorki od polskiego. Później po-jawiły się różne wariacje na te-mat tego zdania typu: „Matura was rozliczy”, ale mi osobiście najbardziej podoba się wersja: „Czas was rozliczy, a jeśli nie czas, to ja na pewno”.

To jak wielkie piętno na psy-chice uczniów pozostawiła ta sentencja, wiedzą tylko oni sami. Będzie ona do końca ży-cia przypominać te wyrzuty sumienia, gdy zamiast uczyć się biologii, brałam do ręki stresz-czenie „Dżumy”Alberta Camu-sa i starałam się je przeczytać – niestety zasnęłam na trzeciej stronie. Będzie zawsze prze-nosić mnie do tej klasy, gdzie, pisząc wypracowanie, stara-łam się zagłuszyć chęć napisa-nia wniosków wynikających z otrzymanego fragmentu tek-stu i zastąpić je dywagacjami o tym, co może oznaczać war-kocz matki Karola Wąbrow-skiego z „Granicy” Nałkowskiej.

Tak, język polski to specy-ficzny przedmiot. W liceum dowiedziałam się ważnej rze-czy. Wszyscy wiedzą, że każdy

KAROLINA NIEWęGłOWSKA

felieton

Page 4: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

4 1(20)

temat numeru

Zabawa dla DUŻYCH dzieci

MARTYNA BOROWIK

„Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły, zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki…” - tak śpiewały Elektryczne Gitary w dobrze wszystkim znanej piosence. Nieomylnie. Nie trzeba siedzieć z nosem

w statystykach, żeby wiedzieć, że to obrazek z życia wzięty. Nie trzeba też daleko szukać. Alkohol, papierosy, coraz częściej „grubszy towar” jest bezdyskusyjną składową każdej imprezy, począwszy od gimnazjum. Zresztą, melanż nie jest konieczny, żeby pozwolić sobie na utratę kontroli. Na „szlug-time” wystarczy

15-minutowa przerwa, a plenerek na procentach w czasie wagarów to świetny sposób na „zalanie” wolnego czasu.

fot. www.ssgmusic.com

Page 5: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

5bezMyslnik.pl

temat numeru

Prawda, że zakazany owoc smakuje najle-piej przechodzi z po-kolenia na pokolenie

i w każdym z nich jednakowo dobrze się sprawdza. Nie jest tajemnicą, że akurat ten sma-kuje coraz młodszym, zdecy-dowanie za bardzo i zdecydo-wanie za często go próbują. A wszyscy za często na te zaba-wy patrzymy, żeby mogły nas szokować.

Gorący temat w wirtualu

„Nie piłam. Za to paliłam od 1 klasy podstawówki przez kilka lat. Paląc nie czułam się jak takie małe dziecko, którym starsi (mam na myśli uczniów klas starszych) pomiatają. Miałam z nimi wtedy dużo lepszy kontakt. A narko-manem jest mój przyja-ciel, więc z narkoty-kami mam

styczność, ale sama odważyłam się wziąć tylko raz. To było na-prawdę mocne przeżycie. Nie żałuje. Ale więcej tego nie zro-bię. Chcę przypomnieć, że mam 13 lat”. - tak pisze Nikuska na jednym z forów młodzieżowych. Temat takich przyjemności jest, zaraz po seksie, najgorętszym ogniskiem wymiany opinii i przeżyć internautów w wieku gimnazjalnym i ponadgimna-zjalnym. Wydawałoby się, że oklepany i przewałkowany do znudzenia: przez psychologów, redaktorów, statystyków i sa-mych chętnych, by podzielić się wrażeniami „po”. A grupa tych ostatnich jest całkiem obszerna.

Wertując Internet w po-szukiwaniu bazy do artykułu,

zajrzałam na Grono. Liczba założonych tematów w kate-gorii „Używki, alkohole, wino” przekroczyła moje najśmielsze wyobrażenia. 3640 wątków, pod wieloma z nich odpowie-dzi liczone w 4-5-cyfrowych liczbach. A to tylko jedno z miejsc w otchłani Interne-tu, gdzie można znaleźć taką lekturę. Najwięcej mówi się o wspomnieniach tych, któ-rych poniósł melanż. Historie o największych przypałach i zgony roku absorbują spo-rą rzeszę internautów, chęt-ną do komentowania i wy-mieniania swoich przeżyć. „Obudziłem się zarzygany. W sumie

coraz częściej mi się to zda-rza”. - pisze Diego. To jest już pewien powód do dumy, ale słabo wypada w porównaniu z opowieściami o nocy spędzo-nej w lesie kilometr od miejsca imprezy czy tańczeniu półnago na stole.

Jesteś tym, co pijesz

W takim kanonie histo-rii do wyboru zwykła wpadka nie robi wrażenia. Szacunek zyskuje się w towarzystwie znajomych. Każde balowanie kończy się serią, teore-tycznie

Page 6: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

6 1(20)

kompromitujących, zdjęć, któ-re w rzeczywistości dają zna-czący awans społeczny. Kujon automatycznie przestaje być kujonem po kilku głębszych, mimo tego, że jedno z drugim ma tyle wspólnego, co piernik z wiatrakiem, a abstynenci od razu wpisywani są w rubrycz-kę „frajer”. Siedzisz w sobotę wieczorem w domu? Jesteś fra-jerem. Nie pijesz dzisiaj? Jesteś frajerem. Nie pijesz w ogóle? Jesteś frajerem absolutnym. Z takimi rozmawia się z reguły o niczym, bo co oni niby mogą wiedzieć o jakimkolwiek życiu? Odnosi się wrażenie, że alko-hol procentuje zwłaszcza jeżeli chodzi o wartość człowieka. Wniosek bardzo oczywisty: je-steś tym, co pijesz.

Alkoholowi zdecydowane… TAK!

Wspomniane „nie-picie dzisiaj” w rzeczywistości nie istnieje. Lawina tekstów typu „ze mną się nie napijesz??” na kwejkopodobnych portalach udostępnianych we wszyst-kich możliwych miejscach, gdzie gromadzi się wirtual-na społeczność, nie wzięła się z powietrza. Z jednej strony szepcze do ucha zazdrość nie-kwestionowanej przyjemności, z drugiej głośno krzyczy towa-rzystwo. Głos zdrowego roz-

sądku mówiącego „dzisiaj nie, bo jutro kac/tony książek do przewertowania/egzamin…” nie ma możliwości przebicia się w tym hałasie. Presja robi swoje. Wśród masy moraliza-torskich wypowiedzi szlachet-nych abstynentów, których skutkiem, w gruncie rzeczy, jest tylko śmiech, i pewnych siebie zaprawionych w boju, znajduje się też kilka szczerych głosów, którzy otwarcie mówią jak sprawa wygląda. „Pijemy, bo taki jest już z góry narzucony model. Zaczynamy, bo wszyscy tak robią. Później melanż pod wódkę jest już tak normalny

jak poranna kawa. Czy można bawić się bez alkoholu? Oczy-wiście, że można. Tylko po co?” - mówi kolejny internauta.

Alkohol leje się nie tylko na imprezach. To byłoby na-wet w jakiś sposób zrozumia-łe, bo jest okazją. Spora część pije na odwagę. Uczucie lek-kiej głowy, bez problemów, brak skrępowania i odbijają-cego się nieustannie echem między uszami „nie wypada” to jeden z głównych powo-dów wlewania w siebie wód-ki, szybszej terapii na leczenie nieśmiałości jeszcze nie wy-naleziono. Ale przypadki picia

z nudów i żeby przetrwać cięż-ki dzień w szkole też przestają być już jednostkami. Szukać nie muszę daleko, takie przy-padki mogę śmiało przytaczać z najbliższego otoczenia. Nie-daleko pewnej szkoły jest sklep spożywczy. Nie ma przerwy, na której nie siedziałaby tam na ławce jakaś grupka znajomych z piwem w ręku. Dlaczego na-wet w szkole? Usłyszałam od-powiedź zaskakująco prostą i logiczną: „Z nudów. Gdyby-śmy mieli, co robić na prze-rwach, nie chodzilibyśmy pić”. Zwykłe towarzystwo znajo-mych dla urozmaicenia wolne-go czasu przestaje wystarczać. Odrobinka adrenaliny też jest dobrym motywem. A dlacze-go by nie wypić w szatni albo w łazience? To też nie raz już widziano. Tak po cichu, po kry-jomu, żeby nikt nie zobaczył, uda się - nie uda się? Jeśli się uda, 1:0 dla nas, jeśli nie, bę-dzie przypał. W gruncie rze-czy też dobrze. Będzie, o czym opowiadać przez najbliższy tydzień i co wspominać. Zresz-tą alkohol rozładowuje stres, a tego w szkole nie brakuje. I mimo że co drugi twierdzi, że ma na wszystko wywalone (choć wszyscy dobrze wiemy, że nie to słowo z reguły pada), to w rzeczywistości powody do podenerwowania, mniejsze lub większe, ma każdy i trzeba zna-leźć sposób, żeby sobie z tym radzić.

Nieusłyszany alarm

Według statystyk Centrum Terapii i Uzależnień ok. 90% uczniów w wieku 15 lat miało za sobą już kontakt z alkoho-lem, 50% chłopców sięgnęło po raz pierwszy po alkohol ma-jąc 13 lat, a ok. 50% chłopców i 40% dziewczynek w wieku 15-16 lat ma za sobą upicie się. Teoretycznie, te dane powin-ny szokować. Już nie szokują. Normalnym zaczyna być, że gimnazjaliści piją, co do szkół ponadgimnazjalnych to szarość codzienności. Normalnym, bo nienormalne z czasem przy-zwyczaja i oburzenie powstaje tylko w skrajnych przypadkach.

temat numeruFO

T. w

ww

.Ori

enTa

cja

3.w

m.p

l

FOT. buddhasai.cOm

Page 7: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

7bezMyslnik.pl

temat numeru

REPORTAŻ

Metallicaw Polsce!

IWONA MAZGAJ

W 1992 r. na rynku u k a z a ł a się pew-na ko-

szulka: Z przodu namalowane były twarze 4 muzyków, z tyłu 4 napisy: „Birth” [narodziny], „School” [szkoła], „Metallica”, „Death” [śmierć]. Koszulka została wypuszczona z okazji wydania piątego już krążka tej grupy, zatytułowanego po prostu „Metallica”. Płyta od 1991 roku do dziś sprzedała się w niewyobrażalnie ogromnej ilości 22 milionów egzempla-

rzy i wciąż pozostaje niedo-ścignionym wzorem dla wielu kapel rockowych i metalowych. Moment jej wydania zmienił na zawsze życie pewnych czterech chłopaków: Jamesa Hetfielda, Larsa Ulricha, Kirka Hammetta i Jasona Newsteda. Mimo oskar-żeń o komercję, album zwyczaj-nie wprowadził metal na salony. W tym roku, zespół świętował „dwudziestawą” rocznicę jego wydania, zorganizowano trasę. Jej drugi koncert odbył się 10 maja na warszawskim Bemowie, gdzie miałam zaszczyt być.

Zbliżała się 21.00 O tej go-dzinie Metallica miała wejść. Z sąsiedniej sceny było sły-chac Titusa z Acid Drinkers wydzierającego się: „You got-ta’ lose your mind in Detroit ROCK CITY!”, niczym Paul Stanley z KISS. Kwasożło-

py schodzą ze swojej sceny, z głośników zaczynają płynąć dźwięki „It’s A Long Way To The Top” AC/DC. Wśród pu-bliki słychać głosy: „Czyli za-miast Mety [Metalliki] mamy AC/DC z playbacku?” I gwiz-dy. Ale nagle światła gasną... I oto... A nie, jeszcze nie. Jeszcze trochę AC/DC. Osobom sto-jącym wokół mnie morale za-częło siadać... Ale w końcu jest! głośników płynie „Ecstasy Of Gold” Ennio Morricone, utwór, który zawsze poprzedza wejście Metalliki. Swoją drogą to cie-kawe, czy po 30 latach jeszcze im się nie znudził... Ekrany (te-lebimy) rozświetlają się, widać pojedyncze sceny z westernu „Dobry, Zły i Brzydki”, boha-terowie do siebie strzelają. Na-raz słychać ryk publiczności. Widać jakiś ruch za perkusją!

Scenę spowija delikatne niebie-skie światło, ale widać niewiele. Utwór się kończy. Nagle bły-skają reflektory, światło ośle-pia. Eskscytacja publiczności sięga zenitu. Teraz już wyraźnie widać Larsa Ulricha, niewyso-kiego Duńczyka, szczerzącego do nas zęby zza swojej perkusji i starającego się wydobyć z niej jak najwięcej hałasu. Rozlega się pick slide, znowu błysk, i już publika skacze do riffu otwie-rającego „Hit the lights”. Utwór ten jest prawdopodobnie „naj-sampierwszym” zarejestrowa-nym kawałkiem grupy, znalazł się bowiem zarówno na jej pierwszym albumie, jak i skła-dance „Metal Massacre” wy-danej rok przed „Kill ‚em all”. Radosny okrzyk „No life ‚til leather!” poniósł się echem po lotnisku. James wykrzykiwał

FOT. www.whOsbadmusic.cOm

Page 8: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

8 1(20)

temat numeru

słowa do mikrofonu, cały czas uśmiechnięty Kirk z wdziękiem wycinał soczysty riff, Lars tłukł w gary tak, jakby wyrządzi-ły mu jakąś krzywdę, Robert Trujillo, grający już w Metalli-ce od 10 lat przemaszerował w poprzek sceny krokiem taran-tuli... Nie pytajcie mnie jak. To trzeba zobaczyć. Szalone pogo, w które skoczyłam pozwoliło mi przenieść się kilka metrów bliżej budzącego ekscytację Snake Pitu. Do sceny dobudo-wano coś jakby wybieg z otwo-rem w środku. Tam znalazło miejsce kilku metclubbersów, członków fan clubu Metalliki, oraz grono szczęśliwców, kto-rym pass do Snake Pitu został podarowany podczas wcze-śniejszego show Machine Head. Miało to nawiązywać do trasy promującej „Metallikę”, zwaną też z racji swojej czarnej okład-ki „Black Albumem”, kiedy to wykorzystano Snake Pit pierw-szy raz. Można to zobaczyć na DVD „Live Sh*t” na koncercie z Mexico City.

No, ale kończę swoje rozk-miny, bo oto Metallica atakuje jednym z najgenialniejszych rif-fów thrashu, obok „Madhouse” Anthraxu, „Symphony Of De-struction” Megadeth i „Raining Blood” Slayera... Nadchodzi „Master Of Puppets”! Publicz-ność szaleje. Ja też. Gdzieś po mojej prawej ostre pogo. Wszy-scy z tym samym okrzykiem na ustach: „Master! MASTER!”. I „Yeah!” Jamesa. I jak zwy-kle zamiast pierwszych słów trzeciej zwrotki „Hell is worth all that” drę się „Coli z wódką dać!”. Posłuchajcie wersji stu-dyjnej i sami sprawdźcie. Na kolejny ogień poszło „The Shor-test Straw” z trochę niedoce-nianej płyty „...And Justice For All”. James, wspomagany przez Roberta, Kirka i oczywiście nas, poradził sobie z nim wyjątko-wo dobrze, chyba najlepiej od początku koncertu. Gdy utwór się skończył, Metallica nas po-witała:- Warszawo, jak się macie?! Wiele czasu na odpowiedź nam nie dano. -Jesteście ze mną?- Yeah!

- Na 110 procent?! - YEAH! - Oh yeah?! - YEEEAAAHH! Ulrich zaczął wybija stopą rytm. Co bardziej doświad-czeni skumali szybciej, pozo-stałych Papa Het (czyli James) musiał zachęcić do skandowa-nia „Hey! Hey! Hey!” do ryt-mu. Aż tu nagle wchodzi gitara i rozbrzmiewa charakterystycz-ne intro na basie z „For Whom The Bell Tolls” z płyty „Ride The Lightning”. Panowie po-zostali trochę dłużej przy tym albumie, bo następne poszło „Fight Fire With Fire” ze swo-ją dziwną, połamaną rytmiką. Ciężki growling Hetfielda spra-wiał, że ciarki szły po plecach... I właśnie po tym kawałku za-częła się właściwa część przed-stawienia. Światła ponownie zgasły, rozbrzmiał dzwon, a na ogromnym telebimie, znajdu-jącym się z tyłu sceny, zostały wyświetlone urywki z filmu „A Year And A Half In The Life Of Metallica”, opowiadającego o nagrywaniu „Black Albumu”, oraz o trasie, która promowa-ła płytę. Można było tam zo-baczyć rejestrowanie intra do „Wherever I May Roam” na... elektrycznym sitarze, czy Lar-sa (wtedy jeszcze długowłose-go), który, obudzony bladym świtem, mówi kamerzyście, żeby się „f*ck off ”. Polecam cały film, mnie ujęły sceny trollowania producenta płyty - Boba Rocka. Jeszcze fragment BBC News (czy innego CNN), w którym dziennikarka mówi o wielkim „listening party” przy akompaniamencie werbla - takim oto sposobem przeszli do dwunastej ścieżki z legen-darnej płyty - „The Struggle Wi-thin”. Rozległ się podcinany riff i słowa: „Reachin’ out for so-mething, you gotta’ feel...” Pod-czas solówki kolejne pogo. Gdy ten utwór się skończył, światło reflektorów padło na basistę Roberta Trujillo. Spod jego pal-ców (facet kostki nie używa) popłynęły tak lubiane przeze mnie dżwięki „My Friend Of Misery”. Mimo że wokalnie początek wyszedł tak sobie, to to reszta utworu należała do

absolutnych perełek wieczoru, zwłaszcza, że było to drugie wykonanie tej piosenki w ca-łej historii zespołu (pierwsze miało miejsce kilka dni wcze-śniej w Pradze). Magicznie za-brzmiała linia basu odśpiewana przez publikę podczas kilku taktów między refrenem a so-lówką, jak i sama solówka, któ-rej początek obaj gitarzyści za-grali razem, jeden wyżej, drugi niżej. Kolejny odegrany utwór to „The God That Failed”. Tłem dla kwartetu były posępne ob-razy krzyży z jakiegoś cmenta-rza wyświetlane na telebimach. W szczególny sposób pasowały do pełnego goryczy i rozczaro-wania tekstu utworu. Między tą a następną piosenką Kirk zagrał kilkusekundowe solo, a potem panowie sięgneli po je-den z mniej znanych utworów „Of Wolf And Man”. W refrenie można było wyraźnie usłyszeć, że Hetfield się starał, bo śpiewał nie przeponą a gardłem. Ten pierwszy sposób mniej mę-czy, ale to tę charakterystyczną gardłową chrypkę pamiętamy z pierwszych albumów. Jeszcze zanim utwór się skończył, emo-cje prawie sięgnęły ciemnego już nieba. Ci, którzy album znali, wiedzieli, co zaraz nastą-pi. I rzeczywiście, bez zbędnej przerwy światła złagodniały, a z głośników popłynęła chyba najprostsza i najbardziej znana sekwencja dźwięków z utworu, który do dziś stanowi żelazny punkt każdego koncertu Me-talliki, bo jest ich, nie ma się co oszukiwac, największym przebojem. Czy jest jakakol-wiek osoba, która, sięgnąwszy po gitarę, nie szarpnęła tych 4 pustych strun usłyszanych w, moim zdaniem, najpięk-niejszej balladzie świata? Za-pewne już wiecie o czym mó-wię: „Nothing Else Matters”. W wyciągniętych w górę dło-niach publiczności zajaśniało kilkanaście tysięcy płomieni za-palniczek. Co prawda wiatr po chwili zrobił swoje, ale widok w trakcie tych kilkudzie-sięciu sekund zapierał dech i sprawiał, że łzy kręciły się w oczach. Tutaj muszę zauwa-życ, że improwizowana wstaw-

Page 9: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

9bezMyslnik.pl

temat numeru

fot. www.popculturezoo.com

Page 10: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

10 1(20)

temat numeru

ka Hammetta w połowie nume-ru była kompletnie nietrafiona, ale cóż... plus za chęci, że coś do tego jeszcze dodają, coś tworzą. W trzeciej zwrotce znów po-jawia się charakterystyczna chrypka, a przed swoją solów-ką Hetfield porwał się nawet na znane z albumu „Yeeeeah!”. Samo solo bez szaleństw, ale zaduma, w jaką wprowadzona została publika, sprawiła, że po skończonym utworze nie było pisków ani wrzasków. Po prostu brawa i skandowanie: „Me-tal-lica! Me-tal-lica!” Wy-obraźcie sobie, jak szybko nam to minęło, gdy grupa zaatako-wała potężnym „Through The Never”. Wręcz przegalopowali przez ten kawałek z oszałamia-jącą prędkością. Chyba jednak niewystarczająco szybko otrzą-sneliśmy się po „Nothing Else Matters”, ponieważ James za-pytał:- Warszawo, jesteś jeszcze z nami?!

Odzew był widocznie za-dowalający, bo bez ceregieli rozpoczęli „Don’t Tread On Me”, charakterystycznie bu-jający numer opowiadający o walce Stanów Zjednoczonych o niepodległość. Właśnie od tej piosenki wziął się zarys węża na okładce „Metalliki”. Ten gad oraz hasło „Don’t Tread On Me” znajdowały się na amery-kańskiej fladze podczas wojny. Muszę przyznać, że stan moich strun głosowych uległ znaczne-mu pogorszeniu po tym utwo-rze. Zapewne nie tylko moich, choć to i tak nic w porówna-niu z tym, co stało się kilka utworów później... Ale nie uprzedzajmy faktów. Rozległy się wspomniane już wcześniej dźwięki sitaru, a po nich „Whe-rever I May Roam”. Następnie druga najbardziej znana bal-lada: „The Unforgiven”, której spora część została odegrana na gitarze akustycznej przez Jamesa, tak jak w wersji studyj-nej. Teraz czterej jeźdźcy wzięli się za wściekłe „Holier Than Thou”, który, pomimo swojej agresywności, nie jest zbyt lu-biany przez fanów. I pomyśleć, że miał być pierwszym sin-glem! Refren jednak na żywo

wyszedł tak beznadziejnie, że w sumie się nie dziwię. Ale to wszystko można było puścić w niepamięć. Zbliżaliśmy się do końca, tzn. do początku płyty (bo grali ją od końca). Znaczyło to, że pozostały 2 hity. Pierwsze poszło „Sad But True”. Poprze-dzony krótką, ale wyjątkowo treściwą solówką na perkusji, powolny, masywny riff rozległ się na płycie lotniska i rozło-żył na łopatki. Mimo niezbyt szybkiego tempa, jest to jeden z ulubionych utworów koncer-towych. Kilkadziesiąt tysięcy pięści w górze mówi samo za siebie. Po „Sad But True” miej-sce miała solówka basowa, do której rytm wyklaskiwała pu-blika. Na kolejny, ostatni już utwór nie trzeba było długo czekać. Uśmiechnięty Kirk Hammett otworzył go tak roz-poznawalnymi dźwiękami - nadchodzi „Enter Sandman”! Wybuch radości słuchaczy nie-malże zagłuszył gitarzystę, ale po chwili potężny huk purpu-rowych rac, które rozświetliły niebo, przebił nasze owacje. No coż, nie jest łatwo by głośniej-szym od Metalliki, aczkolwiek śpiew „Exit light, enter night” był temu bliski. Stałam w dość sporej odległości od sceny, jed-nak żar bijący od płomieni wy-rzucanych w górę na dobrych kilka metrów czułam na twarzy dość mocno. Po ostatnim refre-nie, a przed outro, James dobi-jał gardła publiki (i swoje):- Warszawo, jesteś tam jeszcze?!- Yeeeaaaa!- Oh yeah?!- Yeaaah!- YEEAAAH?!- YEEEAAAAARRGHH!!!

Różnica była taka, że on, cwaniak, miał mikrofon. My, nie.

Ta miła konwersacja zakoń-czyła główną część spektaklu. Panowie zeszli ze sceny. No, ale jakże to tak, bez swoich żela-znych szlagierów? Wszyscy do-brze wiedzieli, że to jeszcze nie koniec. I nie mylili się.- Oh, jeszcze tu jesteście?

Płomienie buchnęły, huknęło „Creeping Death” z „Ride The Lightning”. Mimo że utwór ma ponad 6 minut, na koncercie

przemknął w mgnieniu oka. Wnosząc po częstotliwości odpalania miotaczy płomieni, rachunek za gaz będzie spo-ry... Ale dla tego widoku było warto!

Wstęp do kolejnej piosenki zrobił na mnie kolosalne wra-żenie. Pirotechnicy wykonali kawał dobrej roboty. Na scenie rozegrała się symboliczna in-scenizacja bitwy. Zaczęły bły-skać światła, wybuchały ładun-ki, w poprzek sceny przeszła seria z karabinu. Nie było do końca wiadomo, co się dzieje, huk i chaos były wręcz przera-żające. Co innego oglądać to na YouTube, co innego zobaczyć na własne oczy. Nagle nad gło-wami pojawiły się lasery. Wiąz-ki światła jaśniały w dymie powstałym z wybuchów, smęt-ne światło padło na Jamesa i Kirka i w złowieszczej ciszy po eksplozjach rozległy się dźwięki „One”. Piosenka, któ-ra zaczyna się łagodnym solo, w finale rozwija się w brutal-ne, agresywne śmiganie po gryfie. Stroboskopy oślepiały, dając widok tylko na pojedyn-cze obrazy, symbolizując błyski ostrzału artyleryjskiego. Gwał-townie urwany riff został na-grodzony gromkimi brawami. Nadszedł czas na wielki finał.

„Warszawo, byliście świetni! Dziękujemy za to, że tu przy-szliście, że wciąż utrzymujecie ciężką muzykę przy życiu. Czy możemy prosić o swiatła?” rzekł James. Wtedy reflektory oświetliły kilkudziesięcioty-sięczny tłum.- No to skoro tu jeszcze jeste-ście, zagrajmy jeszcze jedną piosenkę!- Yeeeaaaaa!- I wiecie, jaka to piosenka!- Yeeeeaaaa!- Bo jest prosta, to tylko 3 proste słowa! więc wszyscy razem SEEK! AND DESTRO-OOOOY!

I odpalili charakterystyczny riff tej piosenki. Tytułowe trzy słowa za każdym razem śpie-wała oświetlona reflektorami publiczność. Nadwyrężone gardła wydały ostatnie tchnie-nia przy końcowych owacjach. Ktoś ze Snake Pitu rzucił na

scenę polską flagę z napisem „Metallica”, którą James pod-niósł i podał Larsowi. Ten rozłożył ją na swojej perkusji. Jeszcze tylko końcowy ukłon, przybicie paru piątek z fanami spod sceny, rzucenie publice wszystkich kostek, jakie zosta-ły, obiecanie przez Larsa „see you very f*cking soon, thank yoooouuuuu!” i koniec. Scena rozbłysła światłami, bramki zostały otwarte. Pozostała tylko długa droga do domu.

Metallice należą się wielkie brawa za wspaniałą atmosfe-rę i kontakt z publicznością. Na uznanie zasługują też ich ludzie od nagłośnienia. Pod-czas występów wcześniejszych zespołów jakość dźwięku po-zostawiała wiele do życzenia. Jednak od pierwszych nut „Hit The Lights” brzmienie było klarowne i przejrzyste. Ale nie było tak różowo. Papie Heto-wi w przyszłym roku stuknie pięćdziesiątka... co słychać. Mimo niesamowitej energii, jaką emanował cały zespół, wokaliście głos szwankował. „Yeah!” przy „Sandmanie” było ledwo wyciągnięte... No cóż, te utwory były nagrywane jakieś 20 lub więcej lat temu, nie da się wiecznie brzmieć idealnie. Ale powiem szczerze, ze za-uważyłam to dopiero przy od-słuchiwaniu różnych nagrań już w domu. Na samym kon-cercie bawiłam się tak dobrze, że w ogóle nie zwróciłam na to uwagi.

Mimo że bilety tanie nie były, nie żałuję. Gardło leczyłam tydzień. Liczne siniaki i stłu-czenia po pogo trochę krócej. Na koniec chciałam jeszcze podziękować kilku osobom: Jagodzie i mojemu Ojcu, towa-rzyszom podróży, którzy znieśli moje jęki i narzekania w drodze powrotnej; organizatorom So-nisphere Festival za to, że już trzeci raz umożliwili zespoło-wi takiego formatu zagranie przed polską publicznością; no i oczywiście samej Metallice za to, że po 30 latach kariery wciąż znajdują w sobie siłę i pasję, aby wychodzić co noc na scenę i grać utwory, które ich słucha-cze noszą w sercach.

Page 11: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

11bezMyslnik.pl

Autor:Sover

Kochać znaczy czućnie tylko o tym snuć

rozumieć każde słowonadane nie tylko mowaszczęścia zaznać smakodgadując każdy znak

nieważne w jakim wiekuale na złamane serce nie ma reku

gdy zrani osoba innanie tylko jedna strona jest winna

zakochać się łatwo, czyż nie?Wtedy w koszmar zmienia się piękny dzień

to co kiedyś było cudneZ dnia na dzień jest bardziej nudne

każda sekunda spędzona razemjest tylko miłości smutnym obrazem

to już finał, meta, konieczmarł już Amor - miłości goniec

Trochę poezjiAutor: Sover

Kłamstwo jest najgorsze na świeciewszyscy tego doświadczyli, wszyscy to wiecie

rani ludzi, niszczy przyjaźń, zmienia dobro w złopodałam niektóre następstwa katastrofy jakiej czyni kłamstwo

szczerość pomaga ale też raniza zbytnia szczerość człowieka się też zgani

trzeba znać granicewiedzieć kiedy skręcić w kłamstwa przecznice

ale należy wiedzieć gdy na prawdę wrócićtrzeba wiedzieć jak i kiedy zawrócić...

Bezsenność nie doku-cza mi zbyt często. Zwykle pojawia się kiedy jestem cho-ra, gorączka jest jej

najlepszą przyjaciółką. Zdarza się też od czasu do czasu ta me-lancholijno-emocjonalna bez-senność, którą wszyscy znają. I nie są wtedy problemem ani te emocje, ani melancholijne my-śli, ale problemem jest kwestia: „co ja mam ze sobą zrobić?” Wstawać nie bardzo, bo już całkiem się rozbudzę i nigdy nie zasnę, ale leżeć tak bez celu i nudząc się niezmiernie też nie. Dobra, wstaję. Co dalej? Tele-

wizja? Nie, o tej porze emito-wane są programy, które raczej nie trafiają w mój gust, tak jakby wielbiciele boksu, nagich pań i horrorów byli jedynymi ludź-mi, którzy mają problemy ze snem. (W sumie, jakbym miała takie hobby, to też bym pewnie nie mogła spać). Szukamy dalej. Lodówka? Podjadanie w nocy sprzyja tyciu, poza tym będę się rano źle czuła. Cóż, i tak będę się źle czuła. Książka? Żółte światło lampki razi mnie i znie-chęca. Ostatecznie wracam do łóżka. Zastanawiam się ile osób na świecie też teraz nie może za-snąć i dlaczego nie możemy się

jakoś skontaktować, założyć ja-kiegoś klubu ludzi bezsennych i opowiedzieć sobie o swoich problemy. Swoją drogą, gdyby poszukać, to na pewno zna-leźlibyśmy przynajmniej kilka tego typu grup na Facebook’u. Ale Internet to też nie jest do-bre wyjście, przecież kiedy nikt nie siedzi po drugiej stronie go-towy, by Cię pocieszyć, to jakoś nie masz ochoty oglądać obraz-ków z kotami. Raz obudziłam się kiedy było już prawie jasno, postanowiłam wyjść do ogrodu i oglądać wschód słońca. Po-mysł wydał mi się całkiem genialny, niestety, było prze-

raźliwie zimno, jak na maj, co skutecznie przeszkodziło mi w tym jakże romantycznym ob-razku. Dochodzę do wniosku, że lekarstwa na bezsenność tego typu po prostu nie ma. Trzeba ją przeleżeć. Sen zmo-rzy Cię tuż przed dzwonkiem budzika, co zapewni Ci jakże cudowny humor na cały dzień. Dobra wiadomość jest jednak taka, że pod koniec roku szkol-nego w liceum ten problem nie grozi ani uczniom, ani nauczy-cielom. Dobranoc.

Kilka słów o bezsenności

KAJASZYMAŃSKA

felieton

Page 12: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

12 1(20)

Nie da się ukryć, że ogólnoświatowy portal społeczności owy facebook.com odgrywa w życiu

każdego człowieka ważną rolę. Coraz częściej słyszymy w roz-mowach słowa: „napiszę ci na fejsie”, „zobacz na fejsie”, „po-gadamy na fejsie”. To właśnie z Facebooka dowiadujemy się, co słychać u naszych „znajo-mych”, widzimy ich zdjęcia, czytamy statusy na tablicach, czy widzimy, kto aktualnie jest z kim w związku. Facebo-ok żyje życiem innych ludzi, a my razem z nim, tworząc jego wspólnotę.

Czy można uzależnić się od „fejsa”? Chyba sporo osób się ze mną zgodzi, że tak. Sama na własnym przykładzie to widzę. Pierwsze co robię, wracając ze szkoły, to włączam komputer i loguję się na Facebook’u i dokładnie go przeglądam. Tak najczęściej zostaję do wieczora, oczywiście kosztem nauki…

Zwykłe przyzwyczajenie czy już uzależnienie? Hmm, sko-ro kiedy nie mam czasu wejść

na Facebook’a , bo spędzam czas ze znajomymi, to tragedii nie ma. Jednak to tylko mój przypadek a ile jest osób, któ-re kiedy nie mają dostępu do komputera korzystają z Face-book’a w telefonie. To już moż-na nazwać pewnego rodzaju uzależnieniem. Ale od czego się uzależniamy, od rozmów ze znajomymi? Raczej nie, w szkole mamy ich pełno… A może od naszego zainte-resowania życiem innych? Chyba to jest to, każdy tym żyje, każdy wie, co się dzieje u każdego. Największy problem pojawia się wtedy, kiedy nasze wirtualne życie wnosi do naszej „szarej codzienności” jedynych barw.

Zatem czym jest znany i tak lubiany przez wszystkich Face-book? Czy to nadal tylko portal społecznościowy ułatwiający komunikację, czy już nieod-łączny element w naszym życiu codziennym?

„Nie masz fejsa, nie żyjesz..”- z takim przekonaniem żyje większość nastolatków.

ANIA BELNIAK

fot1

. ww

w.t

ech

info

-4u

.co

m f

ot2

. ww

w.u

lao

la.c

om

felieton

Page 13: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

13bezMyslnik.pl

Matura to nie bzdura!

„Już za rok matura…” Czas ucieka nieubłaganie, więc, żeby ten postrach licealistów nas nie zaskoczył, już robimy przygotowania. Nawet ci szczęśliwcy, których matura dopadnie dopiero za 2 lata,

nie leżą do góry brzuchem. I mimo że koniec roku kusi słodkim lenistwem, 6. czerwca całe 1 LO gryzło długopisy i wystawiło swoje szare komórki na prawdziwy survival pisząc

Lubelską Próbę Przed Maturą 2012. A może dla nas to była bułka z masłem? Co o tegorocznej próbnej maturze z matematyki mówią uczniowie?

MARTYNA BOROWIK

Lubelską Próbę Przed Maturą co roku pi-szą wszyscy ucznio-wie klas pierwszych i drugich w całym

województwie. I mimo że do-stosowana jest ona do prze-robionego materiału, może sprawiać sporo problemów. My jednak staramy się trzymać fa-son i zwykle wypadamy bardzo dobrze. Jak było w tym roku?

Tegoroczną maturę liceali-ści oceniają na niezbyt trudną. I wprawieni matematycy i ama-torscy humaniści twierdzą, że poradzili sobie nieźle. Pojawiło się jednak kilka zadań, które były dla nas niezłą łamigłówką. Przede wszystkim większość zaskoczyło ostatnie zadanie do-tyczące funkcji liniowej, która - a to ci niespodzianka! - oka-zała się wcale nie być funkcją! A tych, których nie zaskoczyło przy rozwiązywaniu arkusza, bardzo zdziwiło na pierwszej lekcji matematyki, kiedy dowie-dzieli się o błędzie. Kłopotliwa funkcja jednak nauczyła nas, co zrobić z maturalnymi pomyłka-mi. „Wiedziałem, że to nie jest funkcja, ale rozwiązałem zada-nie normalnie, bo myślałem,

że jeżeli napiszę, że nią nie jest i zostawię pustą kartkę to do-stanę 0 punktów. Myślałem, że liczy się tylko to, żeby trafić w klucz odpowiedzi” - mówi Maciek, uczeń klasy drugiej. Okazuje się, że tak właśnie trze-ba było zrobić, i błędne zadania rozwiązywać tak, jakby były za-daniem-pułapką. Na szczęście dla nas, nie będzie ono punkto-wane.

Poza tym matura nie była bardzo problematyczna, jednak

było kilka zagadek, którym na-leżało poświęcić trochę. „Matu-ra była bardziej na myślenie niż na wiedzę, trzeba było wpaść na pomysł. Jeżeli wpadłeś na rozwiązanie, to sobie poradzi-łeś, jeśli nie, mogło pójść śred-nio dobrze.” - ocenia Weronika z klasy drugiej. Klasy pierwsze też nie narzekają na wygórowa-ny poziom trudności. „Rozwią-zywaliśmy chyba ten sam ar-kusz, co klasy drugie, i nie było z nim większych problemów.

Jak na pierwszą taką próbę, myślę, że nie jest źle” - mówi pierwszoklasistka, Magda.

Żadna matura nie jest 1 LO straszna. Z tą, na dobry po-czątek poradziliśmy sobie świetnie, i mam nadzieję, że z tą prawdziwą, najstraszniej-szą, damy sobie radę tak samo, albo nawet lepiej i nikt nie bę-dzie miał okazji zaśpiewać, że „znów za rok matura…”. Oby tak dalej!

felieton

fot. www.sitemedia

Page 14: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

14 1(20)14

Na progu Tajemnicy Wszechświata!

Wyjazd warsztatowy do Instytutu CERN w Genewie

JAN WASAK

O laboratoriach Eu-ropejskiej Orga-nizacji Badań Ją-drowych (CERN) w Genewie krążą

liczne pogłoski. To niezwykłe miejsce przeraża wielu ludzi. Mówi się, że mogą tu powstać czarne dziury zdolne zniszczyć naszą planetę. Takie informa-cje przemawiają do wyobraźni! Dan Brown w swojej powieści „Anioły i Demony” pokazuje, jaką siłę zniszczenia ma anty-materia wytwarzana w pod-ziemnych laboratoriach. Sami naukowcy ogłaszają, że chcą odtworzyć moment powstania świata – Wielkiego Wybuchu. Emocje podsyca fakt, że mało kto będzie miał kiedykolwiek okazję zobaczyć, co tak na-prawdę się tam dzieje. Tę niesa-mowitą możliwość daje udział w programie Archimedes. Wraz z grupą ok. 50 uczniów z całej Polski miałem okazję zwiedzenia Instytutu podczas wyjazdu warsztatowego do Ge-newy, który odbył się w dniach 5-10 maja.

Oczywiście, zwiedzaliśmy miasto, czemu poświęciliśmy popołudnie i wieczór 6. maja. Podczas spaceru po Gene-wie obejrzeliśmy m. in. kilka słynnych budynków, takich jak siedziba Organizacji Naro-dów Zjednoczonych (ONZ),

Światowej Organizacji Zdro-wia (WHO). Dzięki świetnej pogodzie mieliśmy okazję po-dziwiać symbol miasta – Jet de Geneve – najwyższą fontannę w Europie, która wyrzuca wodę na wysokość 140 metrów. Mia-sto robi niesamowite wraże-nie, jakby mieszkali tam sami bogacze, pełno tam sklepów z towarami luksusowymi, a po ulicach jeździ mnóstwo dro-gich samochodów. Nie było to takie dziwne po tym, czego mieliśmy się dowiedzieć pod-czas zwiedzania CERN-u, czyli Instytutu Europejskich Badań Jądrowych, który był celem na-szej wyprawy i gdzie spędzili-śmy dwa dni: 7. i 8. maja.

Wielki Zderzacz Hadronów

Dlaczego to miejsce tak in-tryguje, przeraża, pobudza wy-obraźnię?

Największą i najsławniejszą maszyną CERN-u jest Wielki Zderzacz Hadronów – LHC. To właśnie o niej było głośno w mediach, kiedy została urucho-miona 10 września 2008 r. To, jak działa ta niesamowita ma-szyneria, dla większości ludzi wydawać by się mogło fikcją naukową.

Protony przyśpieszane w tu-nelu o długości 26 659 metrów

osiągają nieprawdopodobną prędkość równą 99,9999991% prędkości światła. Jak przyspie-sza się takie protony i jednocze-śnie zakrzywia ich tor tak, aby krążyły dokładnie po wyzna-czonej trasie? Wykorzystano 9300 elektromagnesów zbudo-wanych z bardzo cieniutkiego drucika, który schłodzony do temperatury -271,3 °C wykazu-je właściwości nadprzewodni-ka – jego opór jest wtedy równy zeru, dzięki czemu drucik nie nagrzewa się i nie traci energii. Tymczasem w próżni kosmicz-nej panuje temperatura ok -270 °C. LHC jest więc najzim-niejszym znanym nam miej-scem we wszechświecie. Co ciekawsze, podczas zderzeń cząstek wyzwala się tempera-tura taka, jak podczas wiel-kiego wybuchu – ponad 100 milionów razy większa niż we wnętrzu słońca. Strumień tych cząstek jest jednak cieńszy niż ludzki włos. Zatem najzimniej-sze i najgorętsze miejsce w zna-nym nam wszechświecie dzielą zaledwie milimetry.

Eksplozja w Wielkim Zderzaczu Hadronów

Jakiej precyzji wymagają te urządzenia, pokazuje wypadek z 19 września 2008 roku: nie-spełna 9 dni od uruchomienia

LHC wielka eksplozja dosłow-nie rozerwała kilka metrów tu-nelu! Dopiero po 14 miesiącach udało się go ponownie urucho-mić. Okazało się, że druciki elektromagnesu były od siebie o ułamki milimetra za blisko, przez co zetknęły się, wywoła-ły zwarcie; temperatura pod-niosła się i w tym momencie na tym malusieńkim odcinku nadprzewodnika wytworzył się opór elektryczny. Ogromne ilo-ści energii przepływające przez cały tunel wyzwoliły się w tym miejscu, powodując ogromne zniszczenia.

Bomby z antymaterii

Wielu ludzi boi się, że technolo-gie wykorzystywane w CERN--ie mogłyby wpaść w ręce ter-rorystów i posłużyć jako broń masowej zagłady. Dan Brown w swojej powieści „Anioły i Demony” przedstawił histo-rię terrorystów, którzy ukradli pojemnik z kilkoma gramami antymaterii, aby wysadzić Wa-tykan. Antymateria po zetknię-ciu się z materią ulega anihilacji – cała masa zmienia się w ener-gię – więc po świętym miejscu zostałaby tylko dziura w ziemi. Naukowcy z Instytutu zapew-nili nas jednak, że wytworze-nie antymaterii nie jest taką prostą sprawą i powstają tam

relacja

Page 15: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

15bezMyslnik.pl

tylko pojedyncze atomy, które udało się utrzymać przy życiu najwyżej kilka minut. Bomba z antymaterii jest więc jak na razie bardzo interesującą, ale tylko fikcją.

Jak zarejestrować cząstki elementarne 100 milionów razy mniejsze od protonu? Do tego celu skonstruowano specjalne detektory takie jak największy – ATLAS – wielko-ści .........!!!!!!

Fizyka ma przyszłość. Warto się jej uczyć!

To tylko wierzchołek góry lodowej ciekawych informacji, których mogłem dowiedzieć się wraz z innymi uczestni-kami wyjazdu warsztatowego do CERN-u. łącznie były to dwa dni zajęć w Instytucie. Mogliśmy tam z bliska zoba-czyć m. in. Centrum Kontroli CERN-u, liniowy akcelerator LINAC, gdzie zaczynają swoją wędrówkę hadrony oraz wie-le innych ważnych dla funk-cjonowania placówki miejsc. Oprócz tego niektóre obiekty przeznaczone są specjalnie dla zwiedzających. Na szcze-gólną uwagę zasługuje The Globe for Science and Inno-vation – budynek w kształ-cie kuli o średnicy 40 metrów. Jego wnętrze daje wraże-

nie, jakbyśmy znajdowali się w futurystycznym statku ko-smicznym.

Dla CERN-u pracuje około 10 000 osób w tym około 200 Polaków. Jeden z naukowców oprowadzających nas po ośrod-ku wspominał, jak sam się tu znalazł. Przyjechał do Instytutu na praktyki w ramach programu studenckiego, a później został na dłużej. Chociaż na początku nie znał francuskiego, bardzo szybko nauczył się języka. Pod-kreślił, że mimo iż w Instytucie pracują ludzie z wielu różnych krajów, atmosfera jest bardzo przyjazna. Od kiedy się tu poja-wił, nikt nie odmówił mu pomo-cy, mimo że na początku - zanim na dobre zapoznał się ze wszyst-kimi panującymi tu regułami - bardzo często jej potrzebował. Przyznał, że praca w CERN-ie jest bardzo ciekawa i daje mu wiele satysfakcji. - Chociaż do-stanie tutaj etatu jest trudne, nie jest niemożliwe – zapewniał. Instytut potrzebuje nie tylko fi-

zyków jądrowych, ale również specjalistów z wielu innych dziedzin – inżynierów, mate-matyków, chemików. - Trzeba być jednak bardzo dobrym w swojej dziedzinie – dodał nasz przewodnik. Zdradził nam też, że zarobki w Instytu-cie wahają się od 4 do 13 tysię-cy franków szwajcarskich (czyli od 15 do 45 tys złotych !). To skutecznie przekonało nas, że fizyki uczyć się warto.

Oprócz dwudniowego po-bytu w CERN-ie organizato-rzy warsztatów zapewnili nam wiele atrakcji. Pierwszego dnia - wspomniane już zwiedzanie Genewy. Drugiego świetnie ba-wiliśmy się w miejscowym aqu-aparku. Trzeciego, korzystając z tego, że przebywaliśmy w Al-pach, wjechaliśmy kolejką lino-wą na szczyt Aigulle du Midi w masywie Mont Blanc. Znaleź-liśmy się na tak dużej wysoko-ści, że podciśnienie rozsadzało nam bębenki w uszach. Oczy w tym czasie chłonęły niesa-

mowite widoki ośnieżonych zboczy gór. Czwartego dnia, w drodze powrotnej przeszli-śmy się ulicami Berna – stolicy Szwajcarii.

Mówi się, że podróże kształ-cą. Ta dała nam dużo wiedzy z zakresu fizyki, ale również stała się okazją do bardzo cie-kawych obserwacji socjolo-gicznych. Każdy z nas znalazł się nagle w grupie osób, które pierwszy raz ujrzał na oczy. Oderwanie od tych wszystkich ludzi, których spotykamy na co dzień, którzy mają o nas już określone zdanie, daje niesa-mowitą okazję, aby być w koń-cu naprawdę sobą. Dochodzi jeszcze świadomość tego, że za tydzień się rozstaniemy, nikt nie martwi się tym, aby wy-wrzeć na innych jak najlepsze wrażenie, więc nikt nie udaje. To wszystko powoduje, że at-mosfera na takim wyjeździe jest niesamowita, bo ludzie w końcu naprawdę są sobą. A efekt? Już od pierwszego dnia między uczestnikami warsz-tatów zawiązywały się bardzo głębokie relacje. Do dzisiaj utrzymuję kontakt z najbliższy-mi znajomymi z tego obozu.

Ja sam jestem wielkim mi-łośnikiem podróży i szczerze polecam każdemu raz na jakiś wyjechać gdzieś samemu i od-kryć, jak inne może być myśle-nie ludzi już 100 km dalej. Ta-kie oderwanie od codziennych nawyków, stereotypów, jakie mamy o innych i inni o nas, zawsze pozwala odkryć jakąś prawdę o sobie samym. Oczy-wiście, aby tego doświadczyć, nie trzeba jechać aż do Szwaj-carii. Zbliżające się wakacje są świetną okazją, żeby wsiąść na rower, do autobusu czy do po-ciągu i przekonać się na własnej skórze, że podróże kształcą.

DOŁĄCZ DO NASfacebook.com/bezmyslnik

Page 16: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

16 1(20)

Rysuję dla

przyjemności

WYWIAD

Z ALEKSANDRą SERGIEL ROZMAWIA JAN WASAK

Jestem pod wiekim wra-żeniem Twoich rysunków. Wydają się one bardzo profesjonalne. To efekt nauki czy jesteś talentem samorodnym?Myślę, że to przede wszystkim sprawa genów. Ja po prostu od dzieciństwa lubię rysować, umiem to robić i sprawia mi to wielką przyjemność. Cza-sem po prostu czuję, że muszę coś narysować. Najczęściej chwytam za ołówek sponta-nicznie, nigdy się do rysowania nie zmuszałam. Talent pla-styczny odziedziczyłam chyba po dziadku.

Czy uważasz, że bez talentu mozna wyćwiczyć pewne umiejętności?Sądzę, że jeśli ktoś talentu nie ma, to wiele może zrobić,wiele umiejętnosci wyćwiczyć, ale gdy twórczość mu nie sprawia radości, nie daje satysfakcji, to wcześniej czy później z tym skończy. Talent, który dostaje się w genach wręcz przymusza do podejmowania wysiłku. Wprawa, doświadczenie i związane z tym efekty przy-chodzą z czasem.

Jakie są Twoje ulubione tematy rysunków?

Najbardziej lubię rysować ludzi. Jednak nie tych prze-ciętnych, nudnych, którzy nie zwracają na siebie uwagi. Także ich portret nie przy-ciągnie wzroku. Lubię robić portrety ludzi dziwnych, oryginalnych – wcale nie idealnych. Fascynuje mnie na przykład rysunek, jaki tworzy na twarzach ludzi starszych sieć zmarszczek. Ostatnio wiele pracuję nad oczami. Jak się mówi „oczy sa oknem duszy”, odzwierciedlają charak-ter człowieka. Dzięki temu można powiedzieć o człowieku coś więcej niż tylko odtworzyć jego wygląd.

Skąd czerpiesz tematy do swoich prac? Czasem inspirują mnie prace innych, ale przede wszystkich staram się tworzyć prace ory-ginalne, aby powiedzieć przez nie coś nowego, oryginalnego, zwrócić uwagę na coś, czego ktoś inny jeszcze nie dostrzegł. Szukam tematów wokół siebie, czasem korzystam z fotografii. Najbardziej jednak lubię te obrazy, które rodzą się w mojej wyobraźni. Czasem we śnie.

To mi coś przypomina. Czy podoba ci się surrealizm?

Czy masz ulubionych mala-rzy, którzy Cię inspirują?Tak, podoba mi się wyobraźnia Salvadora Dalego, jego nie-zwykłe wizje utrwalone w ob-razach. Mi się również zdarza, że rysuję obraz, który pojawił się w mojej wyobraźni, we śnie. Podoba mi się również sztuka użytkowa, szczególnie tzw. art boom, czyli sztuka uliczna. Jej wykorzystanie obserwuję podczas corocznych pobytów w Krakowie, obser-wowałam podczas wycieczek we Francji i Włoszech.

Kiedy rysujesz?Najchętniej w nocy, czasem do 4.00-5.00 nad ranem. Wte-dy mam spokój, nikt mi nie przeszkadza, nic nie odwraca mojej uwagi.

Czy z rysunkiem, malar-stwem wiążesz swoją przy-szłość czy to tylko hobby?Na razie rysuję dla przyjem-ności – własnej i aby sprawić radość innym. Ale być może uda mi się wykorzystać to w przyszłości. Myślę o archi-tekturze. Od roku uczestni-czę w zajęciach Lubelskiego Instytutu Architektury i Sztuki w Lublinie.

wywiad

Page 17: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

17bezMyslnik.pl

Page 18: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

18 1(20)

Wszyscy mówią mi „cześć”

Wybory prezydenckie w naszej szkole już pod koniec wakacji stają się elektryzującym tematem. Burzliwe kampanie wyborcze, głosowanie, oczekiwanie i ogłoszenie wyników.

Tylko w „bezMyślniku” ekskluzywny, oficjalnie pierwszy wywiad ze świeżo upieczonym Prezydentem Ssamorządu Uczniowskiego!

Dlaczego zdecydowałeś się kandydować w wyborach na Prezydenta szkoły?To była moja wewnętrzna potrzeba samorealizacji. Lubię być organizatorem, koordyna-torem, świetnie czuję się w tej roli. Mam masę pomy-słów, energii, zapału i możli-wości. Chcę przede wszystkim być osobą, która wniesie do tej szkoły dużo radości i zostawi coś po sobie.

Jakie są Twoje główne cele? Czym chcesz wyróż-nić swoja prezydenturę?Przede wszystkim postaram się o to, żeby każdy uczeń pod koniec czerwca mógł napisać trzystustronicową książkę o tym, co działo się tego roku. A wieści o tym jak ciekawa jest ta szkoła jako społeczność mają sprawić, że młodzi adepci będą gotowi przebiec maraton, żeby móc tu uczęszczać. Tyle żartów. Nie cierpię nudy - to moja zmora. Postaram się was pozytywnie zaskoczyć.

Czy Twoim zdaniem konku-rencja była silna?Faktycznie, dziewczyny poka-zały dużą klasę i wcale nie wy-glądało na to, że zamierzają się poddać mężczyźnie. Podoba mi się to. Przyznam szczerze, że podczas ogłaszania wyni-ków ciśnienie podskoczyło mi bardzo wysoko.

Wszyscy pokładają w Tobie

takie same a nawet więk-sze nadzieje niż w Twoim poprzedniku. Nie czujesz presji?Presję czuć, ale jestem spo-kojny w stu procentach, nie porywałbym się na to, gdybym wiedział, że nie dam rady podołać oczekiwaniom.

Na jednym z promujących Cię plakatów widniało hasło „ nie twarz, a czyny”. Jednak teraz jesteś jedną z najbardziej rozpoznawal-nych osób w szkole. Czy popularność i władza nie za bardzo uderzają do głowy?Popularność – fajnie, jak wszy-scy mi mówią „cześć”. Myślę, że to źle kojarzyć moją rolę

z władzą, ponieważ moje rządy ograniczać się będą chyba do rozkazu: „Sztandar wprowa-dzić!” na akademiach. Jestem bardziej człowiekiem, który będzie dbał o rozrywki kultu-ralne naszej młodzieży.

Despotyzm czy współpraca nawet z kontrkandydata-mi?Miałem w planach wszcząć po-wstanie, ogłosić niepodległość i siebie samego faraonem, ale największym problemem byłaby korona. Jasne, że współ-praca, nie jestem alfą i omegą. Kobieca rada moich kontr-kandydatek to zawsze inne spojrzenie na to, co będę robił. Na pewno nieraz skorzystam

z ich pomocy.

Jesteś kolejnym męż-czyzna, który zasiada na prezydenckim stołku. Dla-czego? Czyżby płeć piękna nie miała predyspozycji do rządzenia?Myślę, że płeć nie odgrywa tu żadnej roli. Po prostu jestem wyższy, większy i lepiej mnie widać z daleka.

Będziesz miał teraz wiele obowiązków. Czy starczy Ci czasu na rozwiązywanie równań z deltą, a może na-uka schodzi na drugi plan?Przyszedłem do tej szkoły przede wszystkim się uczyć. Nie zamierzam zostać na dru-gą kadencję i proszę mnie o to nie błagać. Poza tym, jak mógł-bym odłożyć w kąt ukochaną deltę? Jestem przecież mat - fiz’em. Z obowiązkami dam sobie radę, myślę, że jestem dobrze zorganizowany i konsekwentny.

Chciałbyś coś powiedzieć swoim wyborcom?Tak, chciałbym jeszcze raz podziękować za zaufanie w postaci głosów. LO GÓRą!

Ulubiony grzyb? :)Macrolepiota procera*

~Aleksandra Ładna

* Nie uwierzycie! Po przetłumacze-niu „na nasze” to znaczy … kania. :)

Z MATEUSZEM KANIą ROZMAWIA ALEKSANDRA łADNA

wywiad numeru

Page 19: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

19bezMyslnik.pl

W poszukiwaniu

IDEAŁU

Nikt nie jest idealny - rzecz z pozoru oczywista dla każdego przeciętnego zjadacza chleba. Jednak o ile teoretycznie cała ludzkość staje murem za tą tezą i poświęciłaby w imię tej pewności

nie tylko jedną rękę, ale i wszystkie pozostałe kończyny, o tyle większości z nas jakiś natrętny głosik między neuronami nieustannie szepcze:

„chciałbym być jak on…”. Może z wyjątkiem egocentryków namiętnie czczących swoje własne „Ja”,

pisane, rzecz jasna, wielką literą.

Małe dziecko - mały problem, duże dziecko - duży problem. I wbrew pozo-

rom nie dotyczy to wyłącznie rodzicieli cierpliwie użerają-cych się ze swoimi pociechami. Czasy, gdy nosiło się kolorowe ubranka w rozmiarze ekstra--mini miały tę jedną wspaniałą zaletę, że wtedy wszystko było proste. Mamusia była najwspa-nialszym człowiekiem pod słońcem, a dylemat dotyczą-cy przyszłości ucinało jedno oczywiste zdanie: „Chcę być jak tatuś”. Schody zaczynają się w momencie, gdy wyrasta się z przyciasnych ubranek i za-czyna dostrzegać, że nawet tak niedoścignione ideały, jak rzekomo nieskazitelni rodzi-ce, mają jednak swoje wady, mniejsze bądź większe, ale czar absolutnej doskonałości jednak pryska. Rozdział pod tytułem „Rozczarowania” na tym się nie kończy. Następnie dowiadujemy się, że ukocha-na pani przedszkolanka miała 5 mężów, a Mikołaj jednak nie istnieje. I wtedy, po opłakaniu utraconych wzorców, w akcie desperacji zaczynamy poszuki-wania dalej.

Sprawa autorytetu okazuje się wcale nie być tak stabilna, jak mogłoby się wydawać, bo teoretycznie chyba każdy czło-wiek na świecie wie, w jaki

sposób miałoby wyglądać uoso-bienie pakietu idealnych według niego cech. Z reguły autoryte-tów szukamy w kręgu znanych, cenionych, niekiedy medialnych i lubianych. Ku zaskoczeniu, o ile w czasie życia wielka osobi-stość może być nam kompletnie obojętna, o tyle wraz z wieścią o jej odejściu nagle z prawej i z lewej strony wszyscy gło-szą, że oto właśnie utracili swój wzorzec. I historia zapętla się z każdą kolejną tragiczną nowi-ną. Obrazek zaczyna wyglądać komicznie, gdy raz opłakujemy

wielkiego poetę, innym razem gwiazdę rocka. Dużo prościej byłoby autorytetu szukać bliżej niż w kolorowych gazetach, bo gdyby spojrzeć choć jednym okiem obiektywnie okazałoby się, że to ludzie ulepieni z tej samej gliny co my. Ale na taki genialny pomysł wpadają tylko wybitne jednostki.

Posiadanie autorytetu bardzo ułatwia życie. Może wynika to z naszego wygodnego przyzwy-czajenia do kombinacji „ko-piuj-wklej”, może z braku po-mysłu na własne cele i system

nienaruszalnych zasad nawet pod karą tortur. Podają gotowy schemat, któremu wystarczy przytaknąć. Wygodniej, ale czy lepiej? Spotkałam się niedawno ze stwierdzeniem, że „autoryte-ty powinny być punktem wyj-ścia, z którego wyrusza się, by znaleźć własną drogę i własne miejsce”. Być może właśnie na tym powinna polegać ta zaba-wa.

MARTYNABOROWIK

felieton

autorytety powinny być punktem wyjścia, z którego wyrusza się, by znaleźć własną drogę i własne miejsce

„„fot. www.fotoforum.gazeta.pl

Page 20: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

20 1(20)

NEXT LEVEL – czyli czas do liceum

ALEKSANDRA łADNA

W końcu liceum! Całkiem nie-dawno, bo trzeciego wrze-śnia w naszym

liceum pojawiło się sporo świe-żej krwi. Mowa oczywiście o pierwszoklasistach. Również redakcja „bezMyślnika” (czyt. najlepszej pod słońcem gazetki szkolnej) wita Was w murach I LO. Zapewne jeszcze dokład-nie nie poznaliście wszystkich tajników miejsca, w którym, przy pomyślnych wiatrach, spę-dzicie dwadzieścia osiem mie-sięcy życia. Wtedy z odsieczą idziemy my – starsze roczniki, zaangażowane w prace nad ga-zetką – i już dziś wprowadzamy Was w licealne realia.

Jak zauważyliście, nie jest to szkoła na styl amerykań-ski. MTV nie kręci tu odcin-ków sitcomu o perypetiach uczniów, a stołówka nie ser-wuje fast – food’ów. Na cóż, ale zajmijmy się tym, co jest, bo jest sporo. Na uwagę zasługu-je zadbany dziedziniec przed szkołą. Parę minut przerwy na świeżym powietrzu dotleni zaspane komórki i, przy odro-binie szczęścia, synapsy będą działać sprawniej. Szkoda, iż taki rarytas tylko w ciepłe dni, ale lepszy rydz niż nic. Po lewej stronie od wejścia mamy skle-pik szkolny, który codziennie oferuje świeże słodkie bułecz-ki, batoniki, soki. Jednak ceny są „trochę wyższe” niż u tzw. pobliskiego Kota. Niestety jest on okryty złą sławą szczególnie wśród Profesorstwa. Natomiast po prawej stronie znajdują się

schody do szatni. No cóż, one po prostu są, szału nie ma. Co więcej na parterze? Stołówecz-ka – o, wspaniałe miejsce! Co roku oblegana przez głodnych uczniów, hołduje jednej zło-tej zasadzie – kto pierwszy ten lepszy. Jest tu również wyba-wiciel zaspanych – automat kawą. Kiedy zaczniecie pracę

na pełnych obrotach (gdzieś tak koło listopada/grudnia, więc teraz nie narzekajcie) to bez niego ani rusz. Na pierw-szym piętrze znajduje się bez-Myślnia, czyli kwatera główna

redakcji, zaraz po sali nr 24. Zachęcamy do współpracy, zawsze czekamy z otwartymi ramionami. Mole książkowe z pewnością wybiorą się do bi-blioteki. Wędrówkę kończymy na drugi piętrze,a tam… o tak, najlepsze na koniec – słynna Kanciapa. Pieszczotliwa na-zwa nadana kiedyś przez kogoś

okazała się strzałem w dziesiąt-kę. Dzieją się tam rzeczy, że tak eufemistycznie powiem, różne. Możecie się domyślać, a może kiedyś sprawdzicie sami? Co by nie było, w Kanciapie warto

być. Władzę nad tymi paroma metrami kwadratowymi spra-wuje Prezydent Szkoły, który stamtąd uprzyjemnia (dobra, przynajmniej powinien) nam przerwy puszczając muzykę. Dodatkowo mamy (tak, Party-zantów a nie tylko Sikor) nową, dużą, fajną, wyposażoną halę sportową. Tam bez przeszkód możecie przygotowywać się do kolejnych igrzysk olimpijskich.

To tyle. Koniec wycieczki, czas do książek. Nie zamierzam owijać w bawełnę, tak napraw-dę do tej pory nie wiedzieli-ście, co to prawdziwa nauka. Oczywiście jeśli komuś zależy, bo można przesiedzieć te trzy lata. Wszystko w imię zasady Im ciężej w szkole, tym lżej w życiu. Jednak w tym liceum na pewno wydarzy się wiele rzeczy, które będziecie wspo-minać z uśmiechem na twarzy. Nowe przyjaźnie, zauroczenia, ogniska, półmetek, studniów-ka – takich rzeczy się nie za-pomina. Ok, od razu ucinam domysły, patrząc obiektywnie możliwe jest, aby nie pamiętać, któregoś wydarzenia. I koniec tematu, nie można demorali-zować młodszych. Ze strony starszych nic Wam nie grozi. „Kociaki” mogą spać spokoj-nie. Jeżeli Samorząd Uczniow-ski będzie działał tak sprawnie jak w roku ubiegłym, to będzie sporo rozrywki. Od Was zależy w jaki sposób spędzicie tu czas, ale na dziewięćdziesiąt dzie-więć procent będzie miło.

Powodzenia!

felieton

FOT. ROBERT MAZUREK

Page 21: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

21bezMyslnik.pl

Tak sobie ostatnio Sa-batonu słuchałam. Niedawno minęła rocznica wybuchu II Wojny Światowej,

a jeszcze wcześniej Powstania Warszawskiego. We wrześniu ‚39 nie było marudzenia, że znowu do szkoły. Był strach, ból i śmierć. Na co dzień nie zdajemy sobie chyba sprawy z tego, co to znaczyło dla tam-tych ludzi - domorosłych żoł-nierzy. Dziś dla wielu uczniów II Wojna Światowa to tylko fakt z historii, kolejna data, którą trzeba wkuć na sprawdzian u sorki Nowickiej. Ale zadajmy sobie pytanie. Ilu z nas, gdy-

Warszawo, walcz!

byśmy stanęli w obliczu wojny, znalazłoby w sobie siłę i deter-minację, aby chwycić za karabin i bronić ojczyzny? Czy chłopaki porzuciliby swoje matki i poszli na pewną śmierć? Czy dziew-czyny przezwyciężyłyby strach i obrzydzenie i udzieliłyby po-mocy umierającemu żołnierzo-wi?

Lektura marcowego „Uwa-żam Rze” (numer 59) skłoniła mnie do wątpliwości. Prze-czytałam tam (wiadomości w TV nie oglądam), że znany i szanowany (?), cieszący się autorytetem (?!) pan poseł Pa-likot na spotkaniu u prezydenta Kwaśniewskiego powiedział, że powinniśmy być najpierw Eu-ropejczykami, a dopiero póź-niej Polakami. Że „przyszedł czas, aby powiedzieć Polakom, że muszą wyrzec się polskości”. Chodziło o europejską tzw. „re-wolucję kulturalną”. No dobra,

ale o ile mi wiadomo, to póki co Polska w Europie jeszcze leży i nie zamierza się stąd wynosić. Czyli że polska kultura jest jed-nocześnie też europejską. Czyli co poeta miał na myśli?

Nie miało być o polityce, tylko o naszej tożsamości na-rodowej. Fascynację kulturą zachodnią rozumiem. Tylko czemu jest ona często równo-znaczna ze wstrętem do ojczy-zny? Anglia, Ameryka, Fran-cja - cacy. Polska - be. Komu zawdzięczamy taki stan rzeczy - nie wiem. Ale uwierzcie, ta „zabita dechami dziura” jest lepsza niż myślicie. To naszą potęgę uznały Prusy w 1000 r. To my wykopaliśmy Krzy-żaków z Europy. To my prze-rwaliśmy Szwedom podbijanie Europy. To my rozwaliliśmy Turków pod Wiedniem. To my jako drudzy na świecie uchwa-liliśmy konstytucję. To naszych

żołnierzy Napoleon chciał mieć w armii. To my zatrzymaliśmy marsz bolszewików na zachód w 1920. To nasi ludzie przez 3 dni bronili się przed czterdzie-stokrotnie większą armią nie-miecką pod Wizną (tak, znowu Sabaton). To u nas pierwszych upadła komuna. Nie robi to na Was wrażenia? Możecie powie-dzieć, że to było dawno temu. I co z tego? Każde zwycięstwo jest warte zapamiętania. Poraż-ka też, o ile są z niej wyciągnię-te wnioski. Nie chodzi mi o to, żeby przekonać Was, że Zachód jest zły, bo nie jest. Chciała-bym tylko, żebyście popatrzyli czasem na Polskę jak na dom, a nie więzienie. Taki dom, który ma swoje wady i zalety. Nie jest idealny, czasem ma problemy, często się na niego narzeka... Ale to tu się wychowaliśmy i to do niego właśnie wracamy.

IWONA MAZGAJ

felieton

fot. www.static2.wpolityce.pl

Page 22: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

22 1(20)

wydarzenie

Spotkaniez podróżnikiem

ROBERTEM MACIĄGIEM

Mam nadzieję, że pana opo-wieść rozbudzi w młodzieży marzenia o da-

lekich podróżach i życzę, aby te marzenia się spełniły – dzię-kując Robertowi Maciągowi

za spotkanie powiedział dy-rektor I LO Tadeusz Pietras. W czwartkowe przedpołudnie 21. września Oranżeria wypeł-niła się uczniami z Radzynia, Drelowa i Woli Osowińskiej, którzy z zaciekawieniem wy-słuchali barwnej opowieści Roberta Maciąga o dalekich podróżach do Azji Środkowej i Indii, jakie odbył on na rowe-rze.

Na pewno w pamięci uczest-ników spotkania pozostały prezentowane podczas pokazu fotografii niezwykłe „księży-cowe” krajobrazy – nieogar-nięte przestrzenie pustynne, niemal jednobarwne, z których emanował niewzruszony spo-kój, niemal „widać” było ciszę, o której mówił towarzyszący małżeństwu Maciągów podróż-

nik. Drugim, może nawet waż-niejszym wątkiem opowieści o Azji, były spotkania z ludźmi – tymi zwykłymi, spotykanymi po drodze. A jednak niezwy-kłymi: otwartymi, życzliwymi, niezwykle gościnnymi, cieka-wymi świata. – W zamian za

gościnność prosili nas o tablet-ki od bólu głowy i opowieści o naszym kraju: chcieli wie-dzieć, skąd przybywamy, jak nam się żyje – wspominał Ro-

bert Maciąg. Z humorem opo-wiadał o zaproszeniach „na herbatę”, które okazywały się pretekstem do zatrzymywania gości nawet kilka dni. – Byli-śmy dla nich czymś w rodzaju telewizji, źródłem wiadomości o świecie.

Podczas omawianej wy-prawy podróżnicy przejechali rowerami Syrię, Iran, Pakistan, Uzbekistan, Pamir, Indie.

Okazuje się, że rower to

wspaniały środek lokomocji, którym można dotrzeć tam, gdzie inne pojazdy nie mogłyby dojechać, ułatwiający kontakty międzyludzkie, otwierający serca i domy.

Spotkanie z Robertem Maciągiem zorganizowa-

ło Radzyńskie Stowarzysze-nie Inicjatyw Lokalnych oraz Szkolne Koło Krajoznawczo--Turystyczne PTTK nr 21 przy I LO w Radzyniu. Obecny na spotkaniu prezes RaSIL Józef Korulczyk podziękował Ro-bertowi Maciągowi za ciekawą prezentację, a Robert Mazurek zaprosił na kolejne prezentacje z cyklu „Spotkania z podróż-nikami”. – Głównym ich celem jest poznanie dalekich, egzo-tycznych, tajemniczych miejsc, odległych geograficznie i kultu-rowo. Zaproszeni goście to pa-sjonaci, którzy w niekonwen-cjonalny sposób przemierzają świat, marzą i nie boją się dążyć do realizacji tych marzeń.

Kolejne spotkanie z tego cy-klu odbędzie się w grudniu.

AWFOT. ARCHIWUM SKKT PTTK nr 21

Page 23: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012

23bezMyslnik.pl

Page 24: Gazeta Młodzieżowa "bezMyślnik" 1(20) - 10.2012