Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

16
Rzeczypospolitej Projekt dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Promocja literatury i czytelnictwa – Czasopisma Dodatek edukacyjny dla dzieci i młodzieży w ramach Magazynu Historycznego „Mówią wieki” o dziedzictwie kulturowym dawnej Rzeczypospolitej Dziedzictwo dawnej Szwed na polskim tronie Zygmunt III Waza był jednym z najdłużej panujących władców Polski. Zimnokrwisty królewicz jeszcze jako młodzian przybył nad Wisłę, by objąć schedę po jagiellońskich antenatach. Tron Rzeczypospolitej zawdzięczał tyle zabiegom ciotki Anny Jagiellonki, która zrobiła wszystko, by wprowadzić szwedzkiego synaczka na Wawel, ile zręczności i wojskowym umiejętnościom kanclerza i hetmana Jana Zamoyskiego. Zygmunt rozpoczął rządy niezbyt fortunnie. Wiele jego decyzji zrażało polskich i litewskich poddanych, czego efektem była wojna domowa. Monarcha wygrał co prawda to starcie, ale nie udało mu się przeforsować tak potrzebnych krajowi reform. Jednak ani ówczesnym, ani potomnym czasy panowania Zygmunta III i Władysława IV nie mogły się kojarzyć z upadkiem. Przeciwnie. Rzeczpospolita za jego rządów zdawała się sięgać zenitu potęgi. Jej wojsko biło sąsiadów w walnych bitwach, choć wojny nie zawsze udawało się wygrywać. Symboliczne jest zdobycie carskiej korony dla królewicza Władysława, pogrom Szwedów pod Kircholmem czy batalia pod Chocimiem, w której Polacy, Litwini oraz Kozacy powstrzymali turecką nawałę, i pogrom Rosjan pod Smoleńskiem. Jednak cieniem na tych zwycięstwach położyła się utrata Inflant czy okupacja portów pruskich przez wojska szwedzkie. Wielkie i bezustanne wojny toczą się na peryferiach rozległego kraju, który korzysta ze spokoju i gospodarczej prosperity. Na szkutach i tratwach spływa zboże oraz inne produkty rolne i leśne. Bogacą się szlachcice, mieszczanie, nawet chłopi, a zwłaszcza gdańscy kupcy. Dowodem tego są liczne spichrze na zboże wyrastające nad brzegami Wisły oraz wielki ruch budowlany. Powstają budowle już w nowym, barokowym stylu. Wydawało się, że czas spokoju potrwa jeszcze długo. Okazało się to złudne, a nawarstwiające się nierozwiązane problemy wybuchły w sposób niespotykany w połowie XVII stulecia. Wojciech Kalwat Spis treści Tomasz Bohun Srebrny wiek: Rzeczpospolita w pierwszej połowie XVII stulecia II Michał Kopczyński, Rezydencje jaśnie oświeconych V Bartłomiej Gutowski, Wojciech Kalwat Manieryzm, czyli prawie barok IX Jarosław Dumanowski, Barok w kuchni – tajemnice najstarszej polskiej książki kucharskiej XII Wojciech Kalwat Sanktuaria XIII Anna Straszewska Panowie kontuszowi XIV Wojciech Kalwat Sarmata w podróży XVI Nr 3, listopad 2015

Transcript of Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

Page 1: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

RzeczypospolitejProjekt dofinansowano ześrodków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Promocja literatury i czytelnictwa – Czasopisma

Dodatek edukacyjny dla dzieci i młodzieży w ramach Magazynu Historycznego „Mówią wieki” o dziedzictwie kulturowym dawnej Rzeczypospolitej

Dziedzictwo dawnej

Szwed na polskim tronieZygmunt III Waza był jednym z najdłużej panujących władcówPolski. Zimnokrwisty królewicz jeszcze jako młodzian przybył nad Wisłę, by objąć schedę po jagiellońskich antenatach. Tron Rzeczypospolitej zawdzięczał tyle zabiegom ciotki AnnyJagiellonki, która zrobiła wszystko, by wprowadzić szwedzkiegosynaczka na Wawel, ile zręczności i wojskowym umiejętnościomkanclerza i hetmana Jana Zamoyskiego. Zygmunt rozpoczął rządyniezbyt fortunnie. Wiele jego decyzji zrażało polskich i litewskichpoddanych, czego efektem była wojna domowa. Monarchawygrał co prawda to starcie, ale nie udało mu się przeforsowaćtak potrzebnych krajowi reform. Jednak ani ówczesnym, anipotomnym czasy panowania Zygmunta III i Władysława IV niemogły się kojarzyć z upadkiem. Przeciwnie. Rzeczpospolita zajego rządów zdawała się sięgać zenitu potęgi. Jej wojsko biłosąsiadów w walnych bitwach, choć wojny nie zawsze udawało sięwygrywać. Symboliczne jest zdobycie carskiej korony dlakrólewicza Władysława, pogrom Szwedów pod Kircholmem czybatalia pod Chocimiem, w której Polacy, Litwini oraz Kozacypowstrzymali turecką nawałę, i pogrom Rosjan pod Smoleńskiem.Jednak cieniem na tych zwycięstwach położyła się utrata Inflantczy okupacja portów pruskich przez wojska szwedzkie.

Wielkie i bezustanne wojny toczą się na peryferiach rozległegokraju, który korzysta ze spokoju i gospodarczej prosperity. Na szkutach i tratwach spływa zboże oraz inne produkty rolnei leśne. Bogacą się szlachcice, mieszczanie, nawet chłopi,a zwłaszcza gdańscy kupcy. Dowodem tego są liczne spichrze nazboże wyrastające nad brzegami Wisły oraz wielki ruch budowlany.Powstają budowle już w nowym, barokowym stylu. Wydawało się,że czas spokoju potrwa jeszcze długo. Okazało się to złudne,a nawarstwiające się nierozwiązane problemy wybuchły w sposóbniespotykany w połowie XVII stulecia.

Wojciech Kalwat

Spis treściTomasz Bohun

Srebrny wiek:Rzeczpospolita w pierwszej połowie XVII stulecia IIMichał Kopczyński,

Rezydencje jaśnieoświeconych VBartłomiej Gutowski,

Wojciech Kalwat

Manieryzm, czyli prawie barok IXJarosław Dumanowski,

Barok w kuchni – tajemnice najstarszejpolskiej książki kucharskiej XIIWojciech Kalwat

Sanktuaria XIIIAnna Straszewska

Panowie kontuszowi XIVWojciech Kalwat

Sarmata w podróży XVI

Nr 3, listopad 2015

Page 2: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

Naprzełomie XVI i  XVII wieku wydawało się, żekondycja Rzeczypospolitej jest jak najlepsza: jej

sytuacja wewnętrzna oraz pozycja na arenie międzynarodowejniewiele różniła się od tej z czasów ostatnich Jagiellonówczy Stefana Batorego. A jednak. Konflikty społeczne, którewynikały nie tylko ze strachu szlachty przed absolutum do-minium, ale także ze wzmagającej się kontrreformacji, na-rastający kryzys gospodarczy związany ze stagnacją w handlueuropejskim, a  przede wszystkim seria wojen na kilkufrontach, których finansowania nie mógł udźwignąć nie-wydolny system podatkowy, wskazywały na potrzebęreform. Pod tym względem panowanie Zygmunta III byłoczasem straconym. Wizje reformatorskie miał za to królWładysław, jednak poza częściową reformą armii, na innychpolach jego wysiłki spełzły na niczym.

O wpływie osobowości i  charakteru władcy na losypaństwa dobitnie świadczy przykład Zygmunta III. Wpływna postrzeganie go przez szlachtę i  magnaterię miał niewątpliwie skandal z początku panowania dotyczący nie-wyjaśnionych do końca rokowań z Habsburgami w sprawiecesji korony polskiej na rzecz arcyksięcia Ernesta. W na-stępnych latach doszły oskarżenia o jego dążenia do władzyabsolutnej (jednym z  argumentów szlachty na rzecz tejtezy było potajemne wspieranie Dymitra Samozwańcai  rozpoczęcie w  1609 roku wojny z  Moskwą bez zgody sejmu).

Inna sprawa, że Zygmuntowi III brakowało osobistegouroku, a przede wszystkim umiejętności negocjacyjnych,dzięki którym mógłby przekonać oponentów do swoichplanów i racji. W tej sytuacji każda wysuwana przez królai  regalistów propozycja reformy –  czy to usprawnieniatrybu sejmowania (podejmowanie decyzji w izbie poselskiejwiększością głosów), czy utworzenia stałej armii –  byłatorpedowana przez opozycję. Pół biedy, jeśli konflikt toczyłsię w  jeszcze cywilizowanych warunkach izby sejmowej.

Gorzej, gdy dochodziło do przelewu krwi, tak jak w czasierokoszu Zebrzydowskiego w latach 1606−1608. Prawda,w bitwie pod Guzowem, która rozstrzygnęła spór międzydworem a  szlachecko-magnacką opozycją, ofiar byłoniewiele, ale jednak było to dla króla pyrrusowe zwycięstwo.Udało się spacyfikować przeciwników politycznych, aletrzeba było zapomnieć o reformie systemu parlamentarnegoi w konsekwencji naprawie państwa. Jedynym zwycięzcątego konfliktu była magnateria, która w następnych dekadach

II

Ponad 60 lat, w czasie których na tronie Rzeczpospolitej zasiadał Zygmunt IIIWaza, a następnie jego syn Władysław IV, to kluczowy moment w jej dziejach.Po wieku złotym, epoce ostatecznego ukształtowania się instytucji ustrojowychpaństwa polsko-litewskiego i osiągnięcia przez nie statusu hegemona w środkowo--wschodniej Europie, nastąpił wiek srebrny.

srebrny wiek: Rzeczpospolita w pierwszejpołowie XVII stulecia

Tomasz Bohun

Zygmunt III Waza, rys. wg Jana Matejki,fot. TowarzystwoPrzyjaciół SztukPięknych w Krakowie

Page 3: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

stanie się graczem samodzielnym, dyktującym warunkigry w zapasach politycznych.

Zwiastuny upadkuJeśli chodzi o przełamanie nieufności inter majestatem ac

libertatem, obiecująco zapowiadał się Władysław IV. Byłulubieńcem szlachty, ponadto swoje panowanie rozpoczął

od solidnego przyłożenia Moskwicinom w dobrze przy-gotowanej i brawurowo przeprowadzonej kampanii smo-leńskiej. Niestety, również on nie potrafił dogadać się zeszlachtą i podobnie jak ojciec oparł się na magnaterii, świa-domej swoich celów, zwykle różnych od wazowskiego in-teresu czy racji stanu.

Pod względem skuteczności sejmowania panowaniaZygmunta III i Władysława IV nie wyglądały tak źle: na 55sejmów nie doszło do skutku tylko 11 (w latach 1597,1600, 1605, 1615, 1637, 1639 i 1645), jednak za panowaniatego drugiego miała miejsce niebezpieczna sytuacja: w 1639roku – co prawda w interesie zarówno dworu, jak i opozycji– starosta sądecki Jerzy Lubomirski zgłosił indywidualnyprotest przeciwko prolongacie obrad sejmowych ponadzwyczajny termin sześciu tygodni. Wprawdzie nie było toklasyczne indywidualne liberum veto –  po raz pierwszyobrady sejmu przed ich końcem zerwał w 1669 roku posełJan Aleksander Olizar – ale protest Lubomirskiego stanowiłkolejny wyłom w procedurze parlamentarnej w kierunkunieograniczonej zasady zrywania obrad sejmowych.

Władysław IV, świadom niebezpieczeństwa eskalacjiczynnika wyznaniowego w trawiącej Europę wojnie trzy-dziestoletniej, próbował choćby rozpocząć dialog międzyswoimi rozróżnionymi w  wierze poddanymi. Próbowałłagodzić konflikty nie tylko między katolikami a  inno-wiercami, ale także wśród protestantów. Jednak poza for-malnym zapewnieniem wolności wyznania dla prawo-sławnych w  wyznaczonych diecezjach i  występowaniemna gruncie prawa wobec sporów międzywyznaniowychniewiele udało się mu zdziałać na tym polu. Miarą niepo-wodzeń w  tym zakresie było fiasko głośnego spotkania,tzw. Colloqium Charitativum, katolików, luteranów i kalwi-nistów, do którego doszło w Toruniu na przełomie sierpnia

III

Kapitulacja rosyjskiego dowódcy Michaiła Szeina pod Smoleńskiem, fot. Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Władysław IV, rys. wg Jana Matejki,

fot. TowarzystwoPrzyjaciół Sztuk

Pięknych w Krakowie

Page 4: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

i września 1645 roku. Można powiedzieć, że królowi wy-obraźni nie brakło, ale polityka jego ojca, który nie zrobiłnic, aby zachować w kraju pokój religijny w duchu konfe-deracji warszawskiej z 1573 roku, do minimum ograniczyłajego możliwości.

król i koZacyW pierwszej połowie drzemiącą siłą byli ukraińscy

Kozacy i  wspierana przez nich podnosząca się z  upadkuprawosławna metropolia kijowska. Paradoksalnie, jednymz czynników, który przyczynił się do przebudzenia religijnegoi narodowego prawosławnych Rusinów, była zaaranżowanaprzez część hierarchii prawosławnej, Rzym, polski episkopatoraz Zygmunta III unia brzeska z 1596 roku. Akt ten do-prowadził do rozłamu w państwie, bowiem przeciwstawiałasię mu większość Rusinów, a przede wszystkim identyfikującysię z  prawosławiem Kozacy. Na domiar złego w  latachdwudziestych XVII stulecia na Ukrainę z sukcesem napłynęładruga fala osadnicza szlachty i chłopów z Rzeczypospolitej.W połączeniu ze wzrastającym ciężarem podatkowym i sa-mowolą magnatów ukrainnych zaczęło to tworzyć mieszankęwybuchową, która eksploduje w następnym pokoleniu.

Władysław IV, niewątpliwie świadom potencjału drze-miącego w ukraińskich mołojcach, zamierzył uczynić ichswoim głównym sojusznikiem w  projekcie, który miałunieśmiertelnić go w pamięci potomnych: wojnie z Turcją.Był to jego sprawdzony sojusznik: w 1618 roku mołojeckaarmia hetmana Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego wsparłakróla najpierw w czasie wyprawy do Moskwy po czapkęMonomacha, a trzy lata później pod Chocimiem w ramięw ramię z armią koronną broniła Rzeczypospolitej przedTurkami.

krok od katastrofySwoje panowanie Wła-

dysław IV rozpoczął odwojny, ale w sumie był topokojowy czas. Królowiudało się unormować sto-sunki z, wydawałoby się,śmiertelnymi wrogami– Szwecją, do której prawsię nie wyrzekł, i Moskwą,do której tronu pretensjizrzekł się w  pokoju pola-nowskim w  1634 roku.W  latach czterdziestychXVII stulecia rozpoczął rea-lizację bodaj najważniejsze-go swojego planu, czyli woj-ny z Turcją. Władysław IVupatrywał w niej niemałychkorzyści dla siebie i  Rze-czypospolitej. Realizacja ideikrucjatowej, przeżywającejwtedy renesans w Europie,wzmocniłaby pozycję jegoi  kraju na arenie między-

narodowej. Pokonanie porty i chanatu krymskiego raz nazawsze zlikwidowałoby też zagrożenie na granicach połu-dniowo-wschodnich. Wykorzystanie w  wyprawie tysięcyKozaków ukraińskich – podobnie jak w epoce smuty mo-skiewskiej –  uspokoiłoby napiętą sytuację na Ukrainie,gdzie w latach trzydziestych XVII wieku doszło do kilkukrwawo stłumionych buntów kozackich.

Niestety, król nie zdołał przekonać do swoich pomysłówszlachty, która odmówiła sfinansowania wojny. Wydarzenianabrały rozmachu dopiero w 1646 roku. Nasiliły się dzia-łania dyplomatyczne, które co prawda nie załatwiły pro-blemu bieżącego finansowania zbrojeń, ale dały nadziejęna pokrycie kredytów, które król już zaciągnął. Władysławzwiększył rejestr kozacki z 6 do 12 tys. i dozbroił mołojców.Jednak przyglądająca się temu szlachta zaprotestowała napaździernikowym sejmie. Zmuszono króla do przerwaniazaciągów i rozpuszczenia wojska. Niestety, Kozaków niedało się już rozbroić. W nocy z 19 na 20 maja 1648 rokuWładysław IV zmarł, a kilka dni potem na Ukrainie wy-buchło powstanie kozackie pod wodzą Bohdana Chmiel-nickiego, które rozpoczęło upadek Rzeczypospolitej.Wspólnego, wielonarodowego i wielowyznaniowego domuzbudować się nie udało, a konflikty nabrzmiewające odpoczątku XVII wieku wybuchły z całą siłą w krytycznymdla kraju momencie: najazdu moskiewskiego w  1654roku i  potopu szwedzkiego z  lat 1655−1660. Późniejbyło nie lepiej. Wojna domowa i rokosz Lubomirskiego,przy którym rewolta Zebrzydowskiego była igraszką, byłysmutnym dopełnieniem obrazu upadającej Rzeczypos-politej.

IV

Tomasz Bohun, historyk, redaktor magazynu historycznego „mówią wieki”

Husaria, fragment Rolki sztokholmskiej, fot. Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Page 5: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

Naonczas komornikami nazywano młódź, których rejestr niebył zawarty, jedni przyjeżdżali, drudzy odjeżdżali, a było

zacnych ludzi szlachty polskiej i wielkiej familiej, z których to IchMościów potym wiele senatorów ludzi wielce godnych było. Ci sa-mowtór służyli, ale de proprio [z jednym własnym służącym,ale sami się utrzymywali], osobliwych sług swoich, powozyswoje, a niektórzy I[ch] M[oście] i dworzanów swoich chowali.Bywało jednak Ich MM. około czterdziestu, albo więcej, albomniej.

Tymi słowami opisywał dwór wojewody krakowskiegoStanisława Lubomirskiego podstoli żytomierski StanisławCzerniecki, autor najstarszej polskiej książki kucharskiejCompendium ferculorum, pełniący na tym dworze funkcjękuchmistrza. Przyjaciół bardzo wiele zawsze przy boku JegoMości bywało, senatorów, urzędników powiatowych, dygnitarzów,między nimi i książęta niektóre były, którym jednak ex humanitatehonoraria co ćwierć roku dawano [...]. Nawet jeśli opis Czer-nieckiego był przesadzony ku chwale chlebodawcy, to nieulega wątpliwości, że rezydencje magnackie odgrywaływ dziejach szlacheckiej Rzeczypospolitej wielką rolę spo-łeczną, polityczną i kulturalną. Ich znaczenie –  jako zie-

miańskich siedzib – w  stuleciu XIXi pierwszej połowie XX wieku, choćistotne, było tylko babim latem ery

wielkości.

od Zamku do pałacuNa rezydencje magnackie patrzeć można pod różnym

kątem. Dla historyka sztuki są to przede wszystkim budowlezmieniające się w rytm architektonicznych mód i stylów.Badacza dziejów politycznych interesują zaś osoby owebudynki zaludniające (i to nie tylko ich właściciele).

Ewolucję form architektonicznych rezydencji prywatnychmożna najogólniej scharakteryzować jako drogę od obron-ności do reprezentacji. Początków takich rezydencji w Polsceszukać należy u schyłku XIII wieku, w epoce odchodzeniado przeszłości ustroju prawa książęcego i  jednoczesnegoumacniania się pozycji Kościoła i możnowładztwa świeckiego.Pierwszy znany przywilej na budowę zamku wystawił Bo-lesław Wstydliwy dla wojewody krakowskiego Klemensaz Ruszczy w 1252 roku. Choć książęce regale na wznoszenieufortyfikowanych budowli zostało w ten sposób przełamane,to aż po początek wieku XVI zarówno pod względemliczby, jak i rozmachu założeń dominowały zamki należącedo monarchy (na ok. 150 zidentyfikowanych zamków ok.1500 roku 80 należało do panujących).

Najwcześniejszymi siedzibami możnowładztwa świec-kiego były tzw. gródki stożkowe; na nizinach budowano jena ziemnych nasypach, otaczano fosą i czasami wałem lubpalisadą. Na szczycie nasypu ustawiano drewnianą lub

V

Tekst pochodzi ze zbioru Węzły pamięci niepodległej Polski, Kraków–Warszawa 2014, wydanego przez Fundację Węzły Pamięci, Muzeum Historii Polski i Wydawnictwo Znak, s. 657–661. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Rezydencje jaśnie oświeconych mIchał KopczyńsKI

Zamek Krzyżtopór, rezydencja KrzysztofaOpalińskiego, fot. Wojciech Kalwat

Page 6: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

murowaną wieżę mieszkalną, zwykle trójkondygnacyjną(przyziemie o charakterze gospodarczym, pierwsze piętroz izbami mieszkalnymi, drugie o charakterze reprezenta-cyjnym, strych zaś o funkcjach magazynu). Służyła zarównojako dom mieszkalny, jak i miejsce ostatniego schronieniaobrońców. Na terenach górzystych funkcję nasypu mogłoprzejąć naturalne wzniesienie. Koszt i czasochłonność wy-konania powodowały, że na ich zamieszkanie stać było po-czątkowo jedynie możnowładców. Dalsza ewolucja w wie-kach XIV i XV (XV to okres nasilenia budowy prywatnychrezydencji obronnych) szła najpierw w kierunku wymianydrewna na kamień lub cegłę (na nizinach), poprzez posze-rzenie założenia o ulokowany przy jednym z murów dommieszkalny, by od schyłku wieku XV prowadzić ku stop-niowemu zatracaniu się funkcji obronnych na rzecz re-prezentacyjnych. Ten ostatni etap był przynajmniej w częścipochodną pojawienia się na polach bitew artylerii, potrafiącejz łatwością burzyć nawet kamienne mury kurtynowe. Stądw późniejszych założeniach obronnych pojawiać się zaczęłyimportowane z  włoskiej myśli fortyfikacyjnej basteje,a  potem bastiony. Zaznaczyć tu warto, że w  czasie gdymożnowładztwo przenosiło się wpierw do budynków mu-rowanych, a potem do pałaców, budowle starego typu bu-dowano nadal, choć ich gospodarzami była teraz szlachtaśrednia. Na kresach południowo-wschodnich, wobecstałych najazdów tatarskich, drewniane lub murowane za-meczki były koniecznością, a nie luksusem.

pałac i fortecaZa najwcześniejszą polską monumentalną rezydencję

niebędącą budowlą obronną uchodzi wybudowany w latach1470–1480 zamek kasztelana krakowskiego Jakuba Dębiń-skiego w  Dębnie. Funkcja reprezentacyjna dominowała,poczynając od przełomu XVI i XVII wieku, gdy włoscy ar-chitekci przenieśli na ziemie polskie wzorzec palazzo infortezza. Przykładami takich rozwiązań były realizacje SantiGucciego (zamek Mirów w  Książu Wielkim zbudowanydla biskupa Piotra Myszkowskiego oraz pałac w BaranowieSandomierskim wzniesiony dla Leszczyńskich) oraz MaciejaTrapoli, który nadał kształt okazałym zamkom w Łańcuciei  Nowym Wiśniczu. Ten ostatni otoczył bastionowymiumocnieniami i  wybudował efektowną barokową bramęwjazdową. Walory obronne Wiśnicza docenili w  czasiepotopu Szwedzi. Zająwszy go bez walki w  1655 roku,opuszczając, zniszczyli zamek, by nie stanowił oparcia dlawojsk polsko-litewskich. Znamienną ewolucję przeszedłod schyłku XVI wieku położony pod Przemyślem Krasiczyn.Początkowa kwadratowa forteca po jej nabyciu przez MarcinaKrasickiego w 1597 roku zamieniła się w pełną czytelnychdla współczesnych znaczeń symbolicznych rezydencjęz czterema wieżami (ozdobnymi, a nie obronnymi) o sym-bolicznych nazwach: Boska, Papieska, Królewska i Szlachecka,z mającą budzić szacunek i podziw gości bramą.

Inne przykłady palazzo in fortezza, w  których funkcjaobronna nie została jednak całkowicie zapoznana, to rezy-

VI

Zamek w Nowym Wiśniczu, jeden z przykładów palazzo in fortezza, fot. Wojciech Kalwat

Page 7: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

dencja Jana Zamoyskiego w  otoczonym bastionowymiumocnieniami Zamościu, z którego oblegania zrezygnowalinawet Szwedzi w czasie potopu, oraz Żółkiew.

W połowie XVII wieku obronne rezydencje zaczynają sięotwierać na otaczający krajobraz, powstają ogrody, jeszczepołożone za umocnieniami, ale już stanowiące ważny elementreprezentacyjnego założenia. Takie były Podhorce StanisławaKoniecpolskiego, przebudowane z fortecy w otwartą, choćotoczoną bastionami, rezydencję oraz wybudowany dla wo-jewody sandomierskiego Krzysztofa Opalińskiego przez ar-chitekta Wawrzyńca Senesa zamek Krzyżtopór, który jestnajbardziej wyrafinowaną ze wszystkich staropolskich rezy-dencji prywatnych. Zaskoczeniu gościa służyć miało przeprucietylu okien, ile dni w  roku, urządzenie tylu komnat, ilew roku tygodni, tylu sal – ilu miesięcy, i tylu baszt – ile marok kwartałów. Największym jednak zaskoczeniem miałobyć wielkie akwarium umieszczone w suficie jednej z sal.Zamek zrobił wielkie wrażenie na Karolu X Gustawiei Jerzym Rakoczym, którzy się w nim spotkali. Umocnieniebastionów do standardów militarnych zlecono ErikowiDahl bergowi, któremu zawdzięczamy plan rezydencji.Wkrótce jednak Szwedzi opuścili Ujazd, niszcząc pałac, takjak inne podobne budowle uznane za mogące mieć znaczeniemilitarne. Budowa Krzyżtoporu poważnie nadwyrężyła ma-jątek inwestora, a jego następcy nie mieli środków, by podjąćsię odbudowy. Rozkwit rezydencji magnackich nastąpiłw epoce baroku, szczególnie od połowy XVII wieku, gdystylistyczne wpływy włoskie skrzyżowały się z  płynącąz  Francji modą na efektowne założenia entre cour et jardin(między dziedzińcem a ogrodem), Najbardziej – poza kró-lewskim Wilanowem – efektownymi rezydencjami w stylufrancuskim były Krystynopol Franciszka Salezego Potockiegow powiecie sokalskim (1756–1761) i białostocka rezydencjaJana Klemensa Branickiego (Wersal Podlaski budowanyw latach 1728–1771). Cechą charakterystyczną tych pałacówbyły paradne dziedzińce poprzedzane przeddziedzińcamiwjazdowymi. Inspiracja Wersalem była oczywista.

dwórPowróćmy do osób zaludniających staropolskie rezydencje.

Ustalenie liczby dworzan jest niemożliwe, choćby z  tegowzględu, że wielkość dworu zależała od okoliczności. Dwórkurczył się na co dzień, by osiągać liczbę kilkuset osóbw  momentach szczególnie ważnych ze względów repre-zentacyjnych: podczas elekcji królewskich, sesji sejmowychi sejmikowych, uroczystości. Próba oszacowania zaludnieniarezydencji na podstawie rejestrów podatku pogłównego(1662, 1673, 1674 i  1676) daje wyniki rozczarowującei  chyba fałszywe, jak wynika z  konfrontacji nie tylkoz opisami, ale również nielicznie zachowanymi rachunkami.W 1662 roku największy –  liczący ponad 400 osób – byłdwór Jana „Sobiepana” Zamoyskiego, ale zajrzenie w spisymieszkańców wsi położonych pod Zamościem i wchodzącychw skład zamojskiej ordynacji ujawnia liczną grupę szlachtyposesjonatów tam mieszkających lub dzierżawiących po-szczególne wsie i klucze dóbr Zamoyskich. W razie potrzebyowych kilkudziesięciu „dobrze urodzonych” stawiało się

na dworze, by w ten sposób podnieść prestiż swego chle-bodawcy. Na stały personel dworu składali się: marszałek(wzorem dworu królewskiego), zaufany sekretarz – powierniksekretów chlebodawcy – pisarze, dbający o  zaopatrzenieszafarze, kredenserzy, piwniczni, pokojowi, a także medycy,muzycy, kucharze, pasztetnicy i inni pracownicy kuchennioraz stajenni. Większość z  nich –  przynajmniej na pod-rzędnych stanowiskach – wywodziła się zapewne z miesz-czaństwa lub włościan, ale ani magnatowi, ani im samymnie zależało na podkreślaniu tego faktu. Nawet pobieżnalektura Liber generationis plebeanorum (Liber chamorum)Waleriana Nekandy-Trepki potwierdza, że służba na dworzemagnackim stanowiła wykorzystywaną nader często okazjędo przekraczania –  wydawałoby się nieprzekraczalnych–  barier stanowych. Nie wszyscy spośród „funkcyjnych”musieli mieszkać przy swym panu, bowiem jedną z ważnychról licznych w  Rzeczypospolitej miast prywatnych byławłaśnie obsługa magnackich rezydencji. Zależność miastaod rezydencji podkreślano w  kompozycji urbanistycznej,jak to miało miejsce w  Białymstoku, znacznie mniejszejRydzynie Sułkowskich, a wcześniej w Janowcu nad Wisłąnależącym do Firlejów.

centrum na peryferiach Dbałość o  reprezentację w epoce wczesnonowożytnej

nie dziwi – było to zjawisko typowe dla całej Europy. Wy-jątkowa na tle ówczesnej, centralizującej się i  rządzonejw  coraz większym stopniu przez monarsze biurokracje,była społeczno-polityczna rola magnackich rezydencji Rze-czypospolitej. Brak zawodowego aparatu administracyjnegoi stałego wojska powodował, że liczna szlachta – stanowiąca,wedle często przyjmowanego szacunku, aż 10 proc. populacji–  nie miała możliwości kariery w  strukturach państwapodległych bezpośrednio królowi. Zresztą król pozostawałdla większości symbolem, ojcem (czasem ojczymem) oj-czyzny, rezydującym gdzieś daleko w Warszawie. Władzęrealną w  powiecie i  województwie miał magnat. Częstozresztą sprawował ją za zgodą samego monarchy. Jakwyznaje w testamencie politycznym kierowanym do synahetman Stanisław Żółkiewski, nic tak nie podniosło jegoprestiżu wśród szlachty województwa kijowskiego jakzgoda Zygmunta III, by wszystkie nominacje w  woje-wództwie odbywały się za wiedzą i pośrednictwem hetmana.Tak więc tylko z poręki magnata można było zostać wy-branym przez sejmikującą szlachtę na jeden z  urzędówpowiatowych, uzyskać poselski mandat będący wstępemdo dalszej kariery, dostać jakąś dzierżawę, czy to w dobrachkrólewskich, czy prywatnych. Na to właśnie przede wszyst-kim, a nie na wypłacane w gotówce strawne, liczyli wspom-niani przez Czernieckiego słudzy (zwani potocznie ręko-dajnymi) i komornicy. Układ wiązał obie strony: należałobyć zawsze na wezwania, wypadało od czasu do czasu po-życzyć jakąś mniejszą lub większą sumę chlebodawcy, alenade wszystko trzeba było być lojalnym na publicznymforum. Jak pisał kanclerz koronny Tomasz Zamoyski, synwielkiego Jana, nie po to wspomaga się ludzi, by „marszczylisię” na swego chlebodawcę na sejmikach.

VII

Page 8: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

Ewolucja ustrojowa Rzeczypospolitej poszła w kierunkuprzeciwstawnym do normy europejskiej: zamiast centralizacji–  podboju prowincji przez centrum rękami monarszychurzędników i pod groźbą użycia sił zbrojnych (zwykle ichzresztą nie używano, ale wystarczyła groźba), w Rzeczy-pospolitej następowało obezwładnianie centrum przez pro-wincję. W  warunkach obowiązywania liberum veto niesposób było przeprowadzić żadnego śmielszego zamysłureformatorskiego, łatwo zaś było go zniweczyć.

Magnateria zdawała sobie sprawę ze stopniowego, wi-docznego szczególnie po 1648 roku, upadku znaczeniaRzeczypospolitej. Świadczy o tym choćby reakcja kanclerzaWielkiego Księstwa Litewskiego Albrychta Stanisława Ra-dziwiłła na zerwanie sejmu w  1652 roku przez stolnikaupickiego Władysława Sicińskiego (ja ganiłem tego najgorszegoz ludzi, który złodziejskim sposobem wyjeżdżając wystawił Rzecz-pospolitą na pośmiewisko losu.). Rzecz jednak w tym, że tenskorzysta na udanych reformach, kto je przeprowadzi,a nigdy nie udało się – ani królowi, ani opozycji – dojść doporozumienia „ponad podziałami”. Zdając sobie sprawęz nadciągającej zguby, tkwiono w istniejącym systemie jakmysz zapatrzona w węża.

Status quo „srebrnego” XVII stulecia historycy ze szkołykrakowskiej opisywali jako anarchię, która zgubiła ostatecznieszlachecką Rzeczpospolitą. Historycy szkoły warszawskiejskłonni byli jej skutki umniejszać, by w ten sposób nie roz-grzeszać dzieła zaborców, podjętego w chwili, gdy zdawałosię, że Rzeczpospolita z upadku się podnosi. Wizja anarchiijako przyczyny upadku państwa przemawiała jednak silniej,stąd typowe dla historiografii polskiej potępienie działańmożnowładztwa zmierzających do osłabienia władzy cen-tralnej, i to niezależnie od epoki, o której się pisze.

Warto zrewidować pojęcia powszechnie używane dlaopisu ustroju szlacheckiej Rzeczypospolitej. Wedle nich

demokracja szlachecka połowy wieku XVI miała być za-stąpiona od początku lub od połowy XVII wieku oligarchiąmagnacką. Z  porównania międzynarodowego (Wenecja,Szwecja lat 1634–1680, Dania przed 1660) wynika jednak,że oligarchia, by działać skutecznie, musi się poruszaćw  precyzyjnie określonych ramach instytucjonalnych,o  jakich w szlacheckiej Rzeczypospolitej nie było mowy.Zamiast więc owej kulawej oligarchii należałoby ów ustrójokreślać raczej jako system patronatu magnackiego wpisanyw decorum demokracji szlacheckiej.

Rzecz jasna, rok 1795 nie oznaczał końca rezydencji.Utraciwszy swe polityczne znaczenie, stały się one jednymze sposobów demonstrowania pozycji społecznej właścicieli.Zniknęły tłumy rękodajnych i komorników, którzy szukaćmusieli protekcji gdzie indziej. Pozostały rozrywki właściweklasie wyższej (polowania), silne przekonanie o przewodniejroli w społeczeństwie i stopniowo coraz trudniejsze wiązanieziemiańskiego końca z końcem w epoce żniwiarek McCor-micka i  taniego zboża z  importu. Radzono sobie z  tymlepiej lub gorzej, czasem prowadząc rozsądną politykę uprze-mysławiania majątków, czasem rabunkowo wycinając lasy.Dawna wielkość przeminęła bezpowrotnie. Dramatycznym– choć oczywiście nietypowym – przejawem tych przemianjest wysadzenie w powietrze w roku 1816 roku siedemnas-towiecznego zamku w  Ossolinie (wybudowanego przezkanclerza koronnego Jerzego Ossolińskiego) i pozbawieniemiejscowości praw miejskich przez jego ówczesnego posia-dacza, byłego posła na Sejm Czteroletni i zwolennika reformkonstytucyjnych, Antoniego Bartłomieja Ledóchowskiego– by synów mu w  pyszność nie wbijał. Gruzy po zamkupozostałe zużyli w 1944 roku żołnierze Armii Czerwonejdo umacniania przyczółka warecko-magnuszewskiego.

VIII

michał KopczyńsKi, historyk, profesor w instytucie historycznymuniwersytetu Warszawskiego, redaktor naczelny „mówią wieki”

Pałac w Baranowie Sandomierskim, fot. Wojciech Kalwat

Page 9: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

By się przekonać, jak wyglądał polski manieryzm,najlepiej zajrzeć do Kazimierza Dolnego. Miasto

to korzystało z koniunktury na zboże i  inne płody rolnewyprodukowane w polskich folwarkach. Strumień pieniędzypłynący z zyskownego handlu wiślanego szedł także na in-westycje budowlane. Powstało wówczas wiele ładnychi funkcjonalnych spichrzy, w których magazynowano zbożeprzed spławem do Gdańska. O wielkości tego przedsięwzięciamoże świadczyć fakt, że było ich około pół setki. Próczspichrzy widomym znakiem prosperity niedużego przecieżmiasta są budowle sakralne, ze wspaniałą farą na czele,i mieszczańskie kamienice. W mieście lub w bezpośredniejbliskości działali tacy artyści, jak: Santi Gucci, Piotr Likkelczy Jakub Balin.

Spośród zabytków miasta wyróżnia się fara św. JanaChrzciciela i św. Bartłomieja. Po pożarach, które ją zniszczyływ drugiej połowie XVI wieku, odbudowy podjął się w latach1608–1610 lub w  1613 mieszkający w  Lublinie WłochJakub Balin. Podwyższono wówczas nawy oraz wybudowanonowe prezbiterium. Prace murarskie Balina nadały wnętrzuwspółczesny wygląd. Są to przede wszystkim bardzo cha-rakterystyczne geometryczne dekoracje sztukateryjne ko-lebkowego sklepienia: krzyże, gwiazdy, trójkąty, wieloboki,serca i rozetki. Dekoracje te często kojarzą się ze świątecznymipiernikami. Podobne motywy można zobaczyć także w świą-tyniach w  Lublinie, Zamościu czy Janowcu. W  historiisztuki określa się je jako typ kalisko-lubelski.

Kazimierska fara na początku XVII wieku otrzymałaozdobne szczyty, wschodni i  zachodni, o  stosunkowopłaskich podziałach. Jest ich dziesięć, co może nawiązywaćdo dekalogu. Choć ciekawsza jest inna interpretacja: szczytymogą być odwzorowaniem egipskich znaków astronomicz-nych, które przypominają o  upływie czasu. Tym samymwpisują się w nurt potrydenckiej symboliki – nieustannieprzypominają o przemijaniu, tymczasowości i śmiertelności.Ich pierwowzorów można się doszukiwać bezpośredniowe Włoszech, gdzie w centrum placu przed Bazyliką św.Piotra w  Rzymie w  roku 1586 ustawiono oryginalnyantyczny obelisk egipski. Symbolizuje on hołd składanyChrystusowi przez pogan.

Korpus świątyni z Kazimierza i prezbiterium sklepionesą kolebką z  lunetami, a  architektura belkowania opartajest na wzorniku włoskiego architekta Sebastiana Serliaz  połowy XVI wieku. W  ołtarzu głównym umieszczonybył pierwotnie obraz Trójcy Świętej, który obejrzeć możnaw zakrystii, dokąd z prezbiterium wiedzie barokowy portalz  marmuru. O  ówczesnych gustach świadczą kaplice,bogate wyposażenie, późnorenesansowe epitafia proboszczówkościoła farnego oraz popiersie Mikołaja Przybyły. W świątyniznajduje się jeszcze inna perła sztuki, jaką są jedne z naj-starszych organów, wykonane w 1620 roku. Ich modrze-wiowa rzeźbiona oprawa (tzw. prospekt) jest przykładem

IX

Za panowania Zygmunta III do Polski dotarł styl barokowy. Najpierw przyjął sięw budownictwie sakralnym, później też i w świeckim. Mimo to jeszcze długo budowałosię na renesansową modłę, zwłaszcza w jej manierystycznym wydaniu.

manieryzm, czyli prawie barok

BaRTłomIej GuTowsKI, wojcIech KalwaT

Kamienica Celejowska w Kazimierzu Dolnym, dziś siedziba oddziałuMuzeum Nadwiślańskiego, fot. Wojciech Kalwat

Page 10: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

wielkiego kunsztu snycerskiego (czyli rzeźbiarskiego) in-spirowanego sztuką flamandzką. Same organy są prawdo-podobnie dziełem kazimierskiego mistrza Szymona Liliusza.Bogate zdobienia powstały zapewne w Toruniu lub Gdańsku,a do kościoła sprowadził je Jakub Balin.

ZadZiwiające kamieniceKazimierscy mieszczanie zadbali, by jak najbardziej okazale

wyglądały ich siedziby. W mieście powstało wiele nowychkamienic, z których dwie, doprawdy wyjątkowe, znajdująsię we wschodniej pierzei rynku. Zwane są kamienicamiPrzybyłów. Wznieśli je ok. 1615 roku bracia Mikołaji Krzysztof Przybyłowie. Te bliźniacze piętrowe kamienicesą jednakowej wysokości; ich attyki przewyższają wysokośćkondygnacji. Fasady są w zasadzie płaskie, ale prawie w całościpokryte różnoforemnymi zdobieniami wykonanymi z na-rzuconej na mur zaprawy murarskiej. Stojąc przed kamie-nicami, trudno skupić wzrok na jednym elemencie. Zdajesię, że jest to bezładny i przypadkowy zbiór zdobień archi-tektonicznych i geometrycznych figur, gzymsów, pilastrów,boniowań i kartuszy, motywów roślinnych, mniej lub bardziejfantastycznych wyobrażeń zwierząt i ludzi, a także ułożonychw  sentencje napisów i  symboli religijnych. Odnosi sięwrażenie, że głównym motywem, który przyświecał twórcomkamienic, jest strach przed pustką (horror vacui). Dlategokażda wolna przestrzeń została skrupulatnie zapełniona.I  choć obawie przed pozostawieniem wolnego miejscatrudno zaprzeczyć, to należy przyznać, że to, co znalazło sięna fasadach budynków, nie jest przypadkowe, ale stanowidokładnie przemyślane założenie.

Zacznijmy od nazw – kamienica św. Mikołaja i kamienicaśw. Krzysztofa, które wzięły się od świętych patronówobydwu braci. Ich wyobrażenia dominują wśród innych.

Dodanie do nich całkiem sporej liczby świętych dowodziprzywiązania do religii, a ukazanie fantastycznych zwierzątoraz antycznych sentencji modnego wówczas Seneki świad-czy o szerokich horyzontach i wykształceniu ich twórców,a zapewne także samych braci Przybyłów. Frontony kamienic– zapewne dla efektu polichromowanych – można inter-pretować jako wielkie reklamy ich właścicieli, którzy, wy-jaśniając zawiłość ornamentów i ukrytych znaczeń, moglisię popisać swoją rozległą wiedzą.

Dekoracje kamienic Przybyłów nie stanowią może przy-kładów sztuki, którą zaliczylibyśmy do europejskiej eks-traklasy tego czasu. Mimo widocznych wpływów włoskichi niderlandzkich oraz modnych odwołań rażą swoją naiw-nością i prowincjonalizmem. Są jednak jednym z najory-ginalniejszych przykładów mieszczańskiej, czy ogólniejmówiąc: polskiej, sztuki tamtych czasów. Te „typowopolskie” przykłady budownictwa nieprzypadkowo stały sięwzorem dla monumentalnej architektury okresu stalinow-skiego. Ale pozostaje się zastanowić, czy to, co obecnie wi-dzimy, jest faktycznie wytworem nowożytnych kamieniarzy.Należy przypuszczać, że tylko częściowo. W  nadaniuwyglądu postaciom, zwierzętom i ornamentom swój udziałmieli nie tylko twórcy kamienic, ale też liczni konserwatorzyi  domorośli poprawiacze, którzy „łagodzili” wizerunki,nadając im zapewne coraz bardziej naiwny wygląd.

Jest w  Kazimierzu Dolnym jeszcze jedna kamienica,którą wskazuje się w  każdym podręczniku do historiisztuki. To kamienica Bartłomieja Celeja, zięcia MikołajaPrzybyły. Jest ona o ok. 20 lat młodsza od kamienic bracii przez wielu uważana za ładniejszą. Oczywiście to kwestiagustu. Przyznać jednak trzeba, że dom Celeja sprawia wra-żenie bardziej uporządkowanego stylowo, wręcz eleganckiegoi symetrycznego. Fasada jest dużo uboższa w ozdoby, alenajbardziej rzuca się w  oczy dominująca, rozedrgana,pierzasta attyka z  figurami Chrystusa i  Maryi, świętychBartłomieja i Jana, którym towarzyszą gryfy, smoki i bazy-liszki. Attyka nie przytłacza jednak wielkością i wyglądemkamienicy, jak to ma miejsce w przypadku kamienic Przy-byłów.

manieryZm po drugiej stronie wisłyW nieodległym od Kazimierza Dolnego Gołębiu wznosi

się kościół św. Floriana i św. Katarzyny. Został wybudowanyw latach 1628–1631 przez ówczesnego proboszcza ks. Szy-mona Grzybowskiego przy wsparciu Jerzego Ossolińskiego.Renesansowo-manierystyczne wnętrze świątyni daje złu-dzenie trójnawowej bazyliki, choć jest to budowla jedno-nawowa. Wrażenie naw bocznych tworzą głębokie arkady.Świątynia, niegdyś o charakterze obronnym, stanowi ory-ginalny przykład łączenia mód, stylów i  materiałów bu-dowlanych. Intryguje zwłaszcza jaskrawa cegła ścian orazkamieniarka okienna i  drzwiowa z  elementami stiuku.W gołębskim kościele widać wpływy włoskie, niderlandzkie,a także kazimiersko-lubelskie.

Obok świątyni wznosi się jeszcze inny zabytek: najstarszyna ziemiach polskich Domek Loretański. Został on ufun-dowany przez ks. Szymona Grzybowskiego, który, będąc

X

Wnętrze fary w Kazimierzu Dolnym, fot. Wojciech Kalwat

Page 11: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

dziekanem kazimierskim, odbył pielgrzymkę do Loreto.Fundusze na budowę pochodziły z dóbr i dziesięcin parafiioraz darowizn. Za jednego z głównych fundatorów uważanyjest starosta gołębski Jerzy Ossoliński, który w roku 1633również odbył pielgrzymkę do Loreto. Ślubował wówczaswystawienie Domu Loretańskiego w Gołębiu. Przywiózłnawet model budynku, który został dosyć swobodnie od-tworzony przez miejscowego mistrza Piotra.

Barok w krakowieJednym z pierwszych prawdziwie barokowych zabytków

na terenie Rzeczypospolitej jest kolegiata w  Nieświeżu.Na zlecenie Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła „Sierotki”wzniósł ją znakomity architekt Giovanni Maria Bernardoni.Co ciekawe, nieświeską świątynię wybudowano na wzórdopiero co postawionego rzymskiego kościoła Il Gesù–  pierwowzoru wszystkich barokowych budowli. Myjednak opiszemy inny przykład początków świątyń baro-kowych w Polsce – krakowski kościół św. Piotra i Pawła.

Został on wzniesiony w latach 1597–1635 dla sprowa-dzonego wówczas do miasta zakonu jezuitów. Plan kościołaprzypisywany jest Giovanniemu de Rossi, a  ostatecznykształt nadał mu Giovanni Trevano, który jest autoremfasady, kopuły i wystroju wnętrza. Ogrodzenie z rzeźbamiapostołów pochodzi z XVIII wieku i zostało zaprojektowaneprzez Kacpra Bażankę. Dwukondygnacyjna fasada, którastała się wzorem dla innych kościołów na terenie Rzeczy-pospolitej, została wykonana z dolomitu. Sposobem aranżacjiprzypomina rzymski kościół Santa Susana Carla Maderny,a także macierzystą świątynię jezuicką Il Gesù w Rzymie.W jej niszach znajdują się posągi świętych tego zgromadzenia:św. Ignacego Loyoli, św. Franciszka Ksawerego, św. AlojzegoGonzagi oraz św. Stanisława Kostki. Wszystkie wykonałDawid Heel. Nad portalem głównym widnieje godłozakonu jezuitów, w górnej zaś kondygnacji św. Zygmunti św. Władysław.

We wnętrzu uwagę zwraca przede wszystkim bogatadekoracja stiukowa, którą wykonał Giovanni Battista Falconi.W  apsydzie prezbiterium są to sceny z  życia św. Piotrai Pawła oraz posągi patronów Polski: św. Wojciecha i św. Sta-nisława. W  nawach bocznych pojawiają się putta, czylipulchne amorki, wplecione w ornamentalne kompozycjei plafony. W bębnie kopuły w niszach umieszczono złoconeposągi czterech ewangelistów, także dzieło Falconiego.W podziemiach znajduje się również grobowiec ks. PiotraSkargi, jezuity, nadwornego kaznodziei królewskiego,którego, jak głosi legenda, pochowano jeszcze za życia.

o nowej stolicyZ rozwojem i  przebudową miast wiązała się także

potrzeba konkretnych zmian. Najlepszym tego przykłademjest Warszawa. Nowa stolica, a właściwie miasto rezyden-cjonalne Jego Królewskiej Mości – bo tak oficjalnie określanoWarszawę – bardziej przypominała prowincjonalne miastoniż ośrodek władzy potężnego i liczącego się kraju. Sygnałemdo przebudowy i rozbudowy była przeróbka zamku kró-lewskiego dokonywana przez włoskich architektów: Jana

Trevano i  Matteo Castellego. Najpierw przebudowanokrólewskie apartamenty i  część sejmową. Następnie do-stawiono dwa nowe skrzydła, co pozwoliło zamknąć pię-ciobok budowli. Najbardziej imponującym elementembyła ukończona w  1619 roku 60-metrowa Nowa WieżaKrólewska, która akcentowała oś główną, z zegarem o po-złacanych wskazówkach i 13-metrową iglicą.

Z czasem Warszawa stawała się miastem coraz bardziejreprezentacyjnym. Za panowania Władysława IV wystawionow niej pierwszy świecki pomnik w Polsce: kolumnę Zygmunta.W  pierwotnej wersji Zygmunt III miał na niej siedzieć,jednak ostatecznie powstał okryty płaszczem z  figuramiświętych patronów. Był to strój, którego król nigdy nie nosił– pełnił on funkcje symboliczne. Podobnie jak krzyż i szablaoznaczające królewskie cnoty, ale będące też atrybutami nie-zależności państwa. Rzeźbę wykonał specjalnie w tym celusprowadzony z Bolonii Clemente Molli. Kolumna Zygmuntamiała być elementem planowanego przez Władysława forumWazów. Miały się tam znaleźć także obelisk Władysławaoraz łuk triumfalny. Co za tym idzie, Warszawa miała sięstać drugim Rzymem, a obecne Krakowskie Przedmieścietraktem triumfalnym. Ciekawe. Jednak pomysł wystawieniakolumny tak zirytował zakon bernardynów, którego siedzibamieściła się przy zamku, że wystawili kolumnę NajświętszejMarii Pannie. Mniejszą zdecydowanie, by podkreślić, jakbardzo, ich zdaniem, król się wywyższył.

XI

BarTłomiej GuToWsKi, historyk, pracuje w instytucie historycznymuniwersytetu Kardynała stefana Wyszyńskiego w Warszawie

Wojciech KalWaT, historyk, redaktor magazynu historycznego „mówią wieki”

Krakowski kościół św. Piotra i Pawła, fot. Wojciech Kalwat

Page 12: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

Czy jednak jedzenie też może być barokowe? Czyw  ogóle ma swój styl tak jak literatura i  sztuka?

Czy taki kulinarny styl może być porównywany z dziełamisztuki i tekstami literackimi? Gdy wczytamy się w dziełokuchmistrza Lubomirskich, znajdziemy w nim przejawynieskrywanej dumy kuchmistrza, który uważał się zatwórcę, pisarza i  artystę. Kuchnia może być sztuką. Alemoże być też jedynie rzemiosłem, a dzisiaj często jest jużtylko przemysłem, dostarczającym produktu masowegoi bez wyrazu.

Próbując zastosować pojęcie stylu barokowego do kuchni,myślimy najczęściej o  zdobieniu potraw, kolorach orazwyszukanej formie dań, z których tworzono skomplikowanekonstrukcje i  prawdziwe dzieła plastyczne. Zwracanouwagę na oprawę magnackich i szlacheckich uczt, widzianow nich widowisko, formę barokowego teatru. Jednocześniekomentatorzy dzieła Czernieckiego zwracali uwagę przedewszystkim na potrawy żarty, specyficzne barkowe koncepty,które miały bawić i  zadziwiać. Czerniecki opisuje trzytakie dania: kapłona we flaszy, podanego w całości szczupaka,którego część była upieczona, część ugotowana, a  częśćusmażona, oraz rosół z perłami. Te dania symbole to naj-bardziej znane potrawy z  najstarszej książki kucharskiej.Mickiewicz ze Szczuki jednej całkiem nierozdzielnej stworzyłnawet w Panu Tadeuszu symbol dawnej kultury szlachec-kiej.

Tymczasem te uznawane za sarmackie, rubaszne i typowedla polskiej szlachty kulinarne żarty znane są z  wieluksiążek kucharskich i  przepisów popularnych w  całejEuropie. Wcale nie są czymś specyficznie polskim czy wy-jątkowym. Niektóre z nich (Mickiewiczowski niekrojonyszczupak) są znane od średniowiecza.

Dla stylu kuchni wygląd dań nie jest najważniejszy.Naj istotniejszy jest smak potraw, który decyduje o  tym,które z nich są bardziej wartościowe od innych. Smak ba-rokowy jest kontynuacją tzw. kuchni gotyckiej i żywienio-wych fascynacji epoki odrodzenia. Zamiłowanie do ostrych

egzotycznych przypraw oraz oparcie estetyki kulinarnej nazasadzie kontrastu to zasady znane już w  starożytności.W  kuchni schyłku XVI i  XVII wieku uczyniono jednakz nich podstawę dobrego smaku. Jedzenie naprawdę dobreto dania, których smak jest tak zmieniony, że jedzącemuwłaściwie trudno go rozpoznać. Barokowy smakosz byłciągle zaskakiwany, potrawa stawała się zagadką, a zmysły,nie tylko smaku, czuły się zagubione, poddawały się iluzji.

Kucharze w krajach katolickich chętnie sięgali po efektiluzji, przygotowując np. ryby w formie kiełbas, pasztetówalbo robiąc z rybnej siekanki „cielęcinę”, łudząco podobnąw  smaku i  wyglądzie do prawdziwego mięsa cielęcego.Pobożny smakosz wiedział, że przestrzega postu, ale jegozmysły napawały się smakiem i wyglądem mięsa. Czy tobył jeszcze post?

Dla przykładu zamieszczamy przepis Czernieckiego nałososia. Potrawy z ryb były specjalnością polskich kucharzy,przestrzegających surowego, słynnego w  całej Europiepostu. Ryba była podana w żółtym sosie, w którym smakostrych egzotycznych przypraw mieszał się z kwasem i sło-dyczami. Na pewno nie był smakiem ryby. Czy dziśjesteśmy w stanie wrócić do tej kulinarnej tradycji?

łosoś żółto po królewsku alBo [w] doBrej jusZeWeźmij łososia, oczesz, zrysuj, grzbiet wyjmij, dzwona na

szpilki włóż, pietruszki w kostkę i wzdłuż nakraj, wstaw w kotlezasoliwszy dobrze. A gdy dowiera, zdejmij z ognia, tę polewkęodlej osobno, co łosoś wrzał, przelej wodą, żebyś sól spłokał. A gdymasz dawać, wlej gąszcz, jaki masz, wlej wina, octu winnegotrochę, cukru według smaku, pieprzu, szafranu, cynamonu,rożenków wielkich, limonij w  talarki. Przywarzaj, a  kosztuj,a  jeżeli trzeba przydać soli, tedy onej polewki, w  której wrzałłosoś, przylewaj według smaku.

Tak gotuj szczukę główną, czeczugę, jesiotra, wyża świeżegoi co chcesz.

XII

W 1682 roku w Krakowie wydano Compendium ferculorum albo zebraniepotraw, najstarszą polską książkę kucharską. Jej autorem był StanisławCzerniecki, kuchmistrz wojewody krakowskiego Michała AleksandraLubomirskiego. Czytając dziś to niezwykłe dzieło przedstawiającezapomniane już dania, mamy wrażenie, że opisuje ono kuchnię barokową.Język przepisów, wyszukana konstrukcja książki i panegiryczny styl dedykacjisprawiają, że może nam się kojarzyć z barokową literaturą.

Barok w kuchni – tajemnice najstarszej polskiej książki kucharskiej

jaRosław DumanowsKI

jarosłaW DumanoWsKi, historyk, znawca dziejów tradycji kulinarnej

Page 13: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

Kwitł kult świętych, cudownych relikwii, miejsc i przed-miotów. Wiele wysiłku i funduszy łożono na odpowiednią

oprawę świąt i uroczystości poświęconych świętym i błogo-sławionym. Szczególną estymą darzono święte obrazy,zwłaszcza maryjne, które słynęły licznymi cudami, miałyuzdrawiać, chronić przed chorobami, zarazami i zapobiegaćnieszczęściom. Wierni mogli się odwdzięczyć za doznanąlub spodziewaną łaskę, ofiarowując różnorakie wota, któreumieszczano w pobliżu cudownych przedmiotów i relikwii.Na ołtarze wędrowały plakietki z cennych kruszców i biżuteria,do skarbców zaś pieniądze oraz dary o wielkiej wartości ma-terialnej lub symbolicznej. Na takie mogły liczyć tylkoniektóre sanktuaria, jak chociażby to w Częstochowie. Jas-nogórski klasztor w  drugiej połowie XVI stulecia zyskałrangę najważniejszego sanktuarium Polski. Podniósł ją fakt,że oparł się szwedzkiej potędze. Umiejętnie wykorzystał goAugustyn Kordecki, który w Nowej Gigantomachii dowodził,że skuteczny opór był możliwy dzięki wstawiennictwuMatki Boskiej. Zaowocowało to hojnością wiernych, i  takprzecież wcześniej sporą. Do skarbca jasnogórskiego trafiaływyroby o  najwyższym poziomie artystycznym i  wartościmaterialnej. Uznanie dla cudownego obrazu Matki BoskiejCzęstochowskiej spowodowało, że został uznany za palladiumpatriae. Wykształcił się zwyczaj, że jasnogórskiej Maryi ofia-rowywano ślubne szaty królewskie i wojenne trofea.

Sanktuaria maryjne dominowały w krajobrazie kultu-rowym i religijnym Rzeczypospolitej. Niektóre posiadałystarszą proweniencję, inne były całkiem młode. Nie zawszepowstawały w  sposób, który można nazwać uczciwym.Słynna i  awanturnicza zarazem była sprawa powstaniasanktuarium kodeńskiego na Podlasiu. Chorąży litewskiMikołaj Sapieha podczas pobytu we Włoszech wykradłobraz Matki Boskiej z Guadalupe i potajemnie przywiózłgo do Polski. Po wielu perturbacjach magnat uzyskał

zgodę, by umieścić go w ko-ściele w  Kodniu. Obraz

został ukoronowany w 1723 roku jako jeden z pierwszych,po koronacji Marki Boskiej Częstochowskiej i Trockiej.

Do sanktuariów, zwłaszcza tych słynących cudami, ściągałyrzesze pątników różnych stanów, od wielkich magnatów pobiednych chłopów i licznych włóczęgów, a także awanturnikówi oszustów wszelkiej maści. Pielgrzymowano głównie w celachreligijnych, pokutnych, ale wielu ruszało w daleki świat wie-dzionych ciekawością i  chęcią przeżycia przygody. Próczośrodków maryjnych intensywnie pielgrzymowano do miejscnawiązujących do męki Pańskiej. Nadal sławą cieszył się be-nedyktyński klasztor na Łysej Górze, słynący z relikwii drzewaKrzyża Świętego, ale od XVI stulecia coraz popularniejszestawały się kalwarie. Pierwsza powstała staraniem MikołajaZebrzydowskiego i jego syna Jana. Była to Kalwaria Zebrzy-dowska, „Nowa Jerozolima”, zespół rozrzuconych w terenieścieżek i niepowtarzalnych kształtem kaplic, które upamiętniałykolejne etapy męki Chrystusa, a  także sceny z życia Maryii niektórych świętych. Mikołaj i Jan ufundowali także klasztorBernardynów. Rozległe i efektowne założenie odpowiadałopełnej teatralizacji barokowej liturgii. W ślady Zebrzydowskich,choć z nie tak spektakularnym skutkiem, ruszyli inni magnaci.W  ten sposób powstały chociażby Kalwaria Pacławska,Wileńska, Wejherowska czy wreszcie Góra Kalwaria.

Barokowa teatralizacja, tak widoczna we wspaniałychbudowlach i ich wyposażeniu, znajdowała odzwierciedleniew  ostentacyjnym przeżywaniu nabożeństw. Budziło towielkie zdziwienie cudzoziemców. Gaspard de Tendew  Relacji historycznej o  Polsce pisał z  niesmakiem: Polacywydają się wielkimi dewotami. [...] W kościele modlą się doBoga, prawie krzycząc. Kiedy w trakcie mszy podnoszony jestŚwięty Sakrament, wymierzają sobie policzki i uderzają głowąo  ziemię bądź pobliską ławkę. Z  tego powodu rozlega sięwówczas w kościele wielki hałas. Kobiety zwykle modlą się doBoga godzinkami i  różańcem przełożonym przez środekksiążki. [...] Wszędzie, a  zwłaszcza w parafiach, podczas

sumy śpiewa się coś po polsku.

XIII

Okres kontrreformacji to czas krystalizowania się polskiego katolicyzmu.Wzmożona religijność szła w parze z fundacjami kościołów i klasztorów,a także rozwojem dewocji i ascezy – niekiedy surowej i perwersyjnej.

sanktuariawojcIech KalwaT

Wojciech KalWaT, historyk,redaktor magazynu

historycznego „mówią wieki”

Klasztor i kościół oo. Paulinów na JasnejGórze, fot. MaciejSkoczeń

Page 14: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

Szlachta, która miała –  przynajmniejteoretycznie – pozycję równą najwięk-

szym panom oraz wpływ na wybór króla,chętnie przywdziewała karmazynowei szkarłatne stroje. Były to barwy od czasówantycznych symbolizujące bogactwo, do-stojeństwo oraz męstwo wojenne, przy-sługujące panującym, a także zwycięskimwodzom. Teraz podkreślały one równośćwszystkich w obrębie stanu szlacheckiegooraz cnoty rycerskie. Dlatego najchętniejportretowano się w  reprezentacyjnymstroju, składającym się z czerwonego żupanaprzepasanego czerwonym materiałowympasem i czerwonej delii.

Natomiast wykończony koronkami,krótki i dopasowany męski strój zachod-nioeuropejski uważano za przejaw znie-wieściałości i wytwór monarchii absolutnej.Dlatego noszących go władców nie sza-nowano i posądzano o chęć ograniczeniaswobód obywatelskich. Nie bez przyczyny.Niechęć ta szczególnie uwidoczniła się zapanowania preferującego ubiór hiszpań-sko-niemiecki Zygmunta III Wazy, którydążył do wzmocnienia władzy królewskiejkosztem przywilejów stanowych. Dlategotakże upodobanie monarchy do mody za-chodniej budziło dezaprobatę. Konfliktmiędzy poddanymi a władcą, którego apo-geum stanowił rokosz Zebrzydowskiegow 1607 roku, określano nawet jako wojnęszlacheckiej czupryny z pontą, czyli krótką,kozią bródką. Przegrana króla odbiła sięi na modzie, a polscy Wazowie, by przy-podobać się herbowym, zakładali strójpolski. Choć trzeba przyznać, że okazjo-nalnie. Najchętniej, zwłaszcza w młodości,przywdziewał go królewicz Władysław,ale jako król Władysław IV nosił się z cu-

XIV

Polski ubiór męski najbardziej charakterystyczną formę zyskałw XVII wieku. Wtedy przeżywał swój rozkwit i stał sięsymbolem panujących w Rzeczypospolitej republikańskichtradycji oraz złotej wolności.

panowie kontuszowianna sTRaszewsKa

Daniel Schultz, portret Jana Kazimierza Wazy, fot. archiwum „Mówią wieki”

Page 15: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

dzoziemska. Z  kolei Jan Kazimierz naspektakularne przywdzianie rodzimegoubioru zdecydował się po wybuchu po-wstania Chmielnickiego.

orientaliZacja modyNa wiek XVII, czasy licznych wojen

z Turkami, ale też intensywnej wymianyhandlowej ze Wschodem, przypadło w pol-skiej kulturze apogeum wpływów orien-talnych. Również w modzie męskiej. Naspecjalne okazje Polacy nosili perskie czytureckie materie o  bogatej ornamentyce,nieraz przetykane złotem lub srebrem. Podkoniec drugiej ćwierci stulecia równieżfason ubioru polskiego zyskał charakterbliższy modzie tureckiej − preferowanoszaty dłuższe i obszerniejsze. Bardzo obcisłygórą do tej pory żupan z wąskimi rękawamiuległ poszerzeniu na piersiach i w ramio-nach, a jego poły stały się bardziej fałdziste.Wrażenie sutości potęgowały szerokie górąrękawy, które mocno zwężały się od łokcia.Niski na początku XVII wieku kołnierzykstójka w latach czterdziestych tego stuleciazaczął sięgać aż po podbródek, a  brzegiżupana zdobiło obszycie z jedwabnego lubmetalowego sznureczka, który tworzył teżpętelki do guzów.

Delia i  ferezja w drugiej ćwierci XVIIstulecia zaczęły zyskiwać coraz bardziejodświętny i reprezentacyjny charakter. Na-tomiast w modzie codziennej pojawiło siępraktyczniejsze okrycie wierzchnie, jakimbył kontusz. Zawdzięcza on swą nazwętureckiemu spodniemu kaftanowi nazy-wanemu kontoş. Początkowo nie miał onrozcinanych, dekoracyjnie zwisających rę-kawów − dziś kojarzonych z tym ubiorem− i często był podbijany futrem. W modęzaczęły też wchodzić szerokie tureckie sza-rawary zawiązywane w  talii na jedwabnypasek, tzw. ukczur. Obie te części garderobyupowszechniły się już w drugiej połowiestulecia.

francuska moda koBietOrientalizacja nie znalazła natomiast odzwierciedlenia

w  stroju kobiecym. Polki, w  przeciwieństwie do swoichmężów, pozostały wierne modzie zachodniej. W pierwszejćwierci stulecia nadal jednak nosiły stożkowate spódnicei  dopasowane staniki z  wąskimi rękawami, stanowiąceuproszczoną i zapóźnioną wersję szesnastowiecznej modyhiszpańskiej. Uzupełniały je ciepłe, podbite futrem okryciawierzchnie o  rodzimym charakterze, a  także futrzanekołpaki (teraz niskie z szeroką futrzaną opuszką, przypo-minające olbrzymi bochen chleba). Ze stroju mężatek

zaczęły natomiast znikać długie rańtuchy, zastępowane na-kładanymi na czepiec krótkimi nakrochmalonymi chustaminoszonymi wraz z  podwiką osłaniającą szyję. Dopierow latach trzydziestych i czterdziestych XVII wieku zaczęłasię u nas przyjmować moda francuska, choć docierała nadWisłę z około piętnastoletnim opóźnieniem. Dopiero przy-bycie do Polski francuskiej małżonki Władysława IVLudwiki Marii Gonzagi wraz z fraucymerem w 1646 rokuprzyśpieszyło proces upowszechniania się w Polsce fran-cuskich nowinek.

XV

anna sTraszeWsKa, historyk sztuki, kostiumolog, pracuje w instytucie sztuki polskiej akademii nauk w Warszawie

Justus van Egmont, portret MariiLudwiki Gonzagi,fot. archiwum „Mówią wieki”

Page 16: Dziedzictwo dawnej RP - Nr 3

Kosztowały stancje, karczmy i popasy. Sporym wydatkiembyło także wyżywienie siebie, służby i licznych koni,

i  to mimo że starano się zabierać ze sobą maksymalniedużo jedzenia i paszy dla zwierząt. Szlachta, zwłaszcza tadysponująca środkami finansowymi, jeździła pod ladajakim pretekstem: w  interesach, sprawach majątkowychi  rodzinnych, w celach pielgrzymkowych. I  to niekiedywcale daleko, jak Mikołaj Krzysztof Radziwiłł „Sierotka”,który zawędrował aż do Ziemi Świętej. Podróżowano naróżnorakie zjazdy rodzinne, sąsiedzkie czy polityczne, takiejak liczne sejmiki, trybunały czy sejmy. Okazją do zobaczeniaświata były wyprawy wojenne, misje urzędnicze czy dy-plomatyczne, a  także wcale liczne wśród zamożnychwyprawy po wiedzę na zagraniczne sławne uczelnie. Z cza-sem zmienił się charakter tych wyjazdów z naukowych napoznawcze.

Jeżeli to było możliwe, podróżowano rojno i gwarno.Liczne były zwłaszcza orszaki wielkich panów; liczyła sięwszak odpowiednia asysta dodająca magnatowi poważania,ale i zapewniająca bezpieczeństwo. Nierzadkie były wypadki,kiedy magnatowi towarzyszyło w podróży do tysiąca służby,żołnierzy, urzędników, dworaków i innych osób. Przejazdtak wielkiej karawany ludzi, zwierząt i pojazdów stanowiłprawdziwe wyzwanie dla polskich słabych dróg, nie mówiącjuż o  przyprawiających podróżnych o  trwogę litewskichbezdrożach. Często przeszkodą nie lada okazywała sięrzeka, przez którą przeprawiano się brodem, bo, jakstwierdził Ulryk Werdum, mosty w  Polsce nic nie warte.W takich warunkach trudno było o komfort podróżowania.Na wądołach nie tylko trzęsły się ciała podróżnych, ale teżłamały osie wozów, trzaskały koła, łamały się dyszle.Dlatego w pobliżu większych traktów nie brakowało ko-walskich warsztatów, a  i bezpieczniej było wieźć ze sobąkowala i stelmacha.

Trakty drożne były trudne do przebycia po zimowychroztopach i  jesiennych deszczach. Latem we znaki dawałsię potężny kurz. Nic więc dziwnego, że chwalono sobiepodróże zimą, kiedy mróz skuwał lodem rzeki i rozmiękłegościńce.

Przy głównych gościńcach funkcjonowały zajezdnekarczmy, ale próżno było w nich szukać wygód porówny-walnych do tych, które oferowały zajazdy niemieckie, ni-derlandzkie, francuskie, by nie wspomnieć o doskonałychangielskich. W polskich karczmach często nie było nawetłóżek i pościeli, którą najlepiej było wozić ze sobą, a szpetneściany ozdabiać własnymi kobiercami. Duszne izby kar-czemne, w których unosiły się roje much i insektów, niezachęcały do noclegu. Miały wszakże jedną zaletę − byłytanie. Możniejszych to nie przekonywało. Woleli stawaćna popas u znajomych magnatów czy w szlacheckich dwor-kach i plebańskich domach. Nie pobierano za to opłat, alezwyczaj nakazywał pozostawienie stosownego prezentu.Nie gardzono noclegiem w podróżnym namiocie, a i przy-godnej stodole, jak w przypadku Jana Sobieskiego i  jegoMarysieńki, traktujących te ostatnie jako miejsca miłosnychschadzek.

W kraju taniego jedzenia próżno było szukać odpo-wiedniego posiłku. Karczmy oferowały dania niewyszukane,zwłaszcza chleb i  piwo, albo zgoła nic. Dlatego najbez-pieczniej było wozić ze sobą kosze z żywnością oraz odpo-wiedni napitek.

Podróżnemu za to nie odmawiano pomocy w dworach.Goszczono tam przybysza, nieraz aż nazbyt wylewnie, jakskrzętnie notowali cudzoziemcy. Niekiedy nadużywanozasady gościnności. Gość nie w porę gorszy od Tatarzyna, ma-wiano, i powtarzano sobie anegdotę o szlachcicu Sobieskim,który, nie mogąc się doczekać wyjazdu nieproszonegogościa i jego świty, po czterech dniach rzekł w końcu, żewyjeżdża. Natręt z niedowierzaniem odparł, że nie godzisię opuszczać domu, w którym przebywa gość. Rozeźlonygospodarz odrzekł wówczas: Miłościwy Panie, ponieważ odemnie z tą hordą nie chcecie jechać, pojadę ja do was! To dopieroprzekonało przybysza. Jednak zamki, dwory i dworki stałyotworem przed podróżnymi. Wiedziano bowiem, iż nadej -dzie taki czas, że i gospodarz stanie się w końcu gościemi będzie mógł skorzystać z rewanżu.

XVI

Wojciech KalWaT, historyk, redaktor magazynu historycznego „mówią wieki”

Podróże w dawnych wiekach nie należały do przedsięwzięćłatwych, tanich ani w wielu wypadkach przyjemnych.Doskwierały zwłaszcza trudy jazdy niezbyt wygodnymi kolasami (później karocami), a także koszty, jakie trzeba było przy tym ponosić.

sarmata w podróżywojcIech KalwaT