MEGANE - pl.e-guide. 0.1 T‚umaczenie z j™zyka francuskiego. Przedruk i t‚umaczenie, tak¼e cz™›ciowe,
Dogonić tęczę
-
Upload
wydawnictwo-nowa-proza -
Category
Documents
-
view
212 -
download
0
description
Transcript of Dogonić tęczę
Fannie Flagg
Dogonić tęczę
Przeło˝yła ˝yła ˝ Renata Kopczewska
Warszawa 2007
FannieFannie FlaggannieFannie FlaggFannieFFlagg
Tytuł oryginału:Standing in the Rainbow
Copyright © 2002 by Willina Lane Productions, Inc.
Copyright for the Polish translation© 2007 by Wydawnictwo Nowa Proza
Redakcja:Joanna Figlewska
Korekta:Magdalena Górnicka
Ilustracja i opracowanie graficzne okładki:Bartosz Minkiewicz & Michał Gawlik
Projekt typograficzny, skład i łamanie:Tomek Laisar Fruń
Wyłączny dystrybutor:Firma Księgarska Jacek Olesiejuk
ul. Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawatel./fax (22) 631-48-32, (22) 632-91-55, (22) 535-05-57
www.olesiejuk.pl, www.oramus.pl
Druk i oprawa:[email protected]
ISBN 978-83-7534-004-4Wydanie I
Wydawca:Nowa Proza sp. z o.o.
ul. F. Znanieckiego 16a m. 903-980 Warszawatel (22) 251 03 71
www.nowaproza.eu
Eudorze Welty i Williemu Morrisowi
PODZIĘKOWANIA
Autorka pragnie podziękować następującym osobom za nieocenioną pomoc przy powstawaniu niniejszej książki. Są to: Sam Vaughan z rodziną, Wendy Weil, Bruce Hunter, Dennis Ambrose, Judy Stemlight, Carol Schneider, Todd Doughty, Sherry Huber, Lau-ren Krenzel, Trebbe Johnson, Bonnie Thompson, Susie Glickman, Joy Terry, Lois Scott, Cathy Calvert oraz Sue Grafton, którzy nie szczędzili mi dobrych rad. Szczególne podziękowania składam ponadto rodzinie Warrenów z Birmingham w Alabamie oraz Jonni Hartman Rogers, mojej rzeczniczce prasowej i przyjaciółce od tylu lat, do ilu nie bardzo nawet chcemy się przyznać.
7
Do Szerokiego Ogółu:Jako jedna z postaci występujących w tej książce mogę
zaświadczyć, że wszystko, co zostało tu opisane, zdarzy-ło się naprawdę, tak więc mogę polecić ją bez najmniej-szych oporów. I chociaż nie jestem główną bohaterką, tyle mogę Wam powiedzieć: dom, w którym mieszkam, jest moją własnością, dbam o niego, utrzymuję w nim czystość i skrupulatnie płacę podatki. Nigdy nie trafiłam do więzie-nia i najprawdopodobniej jestem od Was starsza; chyba że znajdujecie się jedną nogą na tamtym świecie, a w takim razie – witajcie, przyjaciele.
Nie uważam się za zawodowego krytyka, ale podobają mi się książki, w których jest początek, środek i zakończe-nie, a także, co daj Boże, parę wątków po drodze i coś do śmiechu. Nie znoszę książek, które przeskakują z tematu na temat. Zaręczam też, że ta nie należy do tych śmiertel-nie nudnych czytadeł, które opowiadają o kimś, kto teraz jest nadzwyczajny, ale przedtem był zły jak diabli, a że na szczęście zło dało się pokonać, człowiek ten znowu może być wspaniały. No i jestem ciągle przy zdrowych zmysłach, w przeciwieństwie do mojej sąsiadki, pani Whatley, która myśli, że jej wnuczek Travis nadal pracuje u Sears’a w dzia-le opon, a nie że znajduje się tam, gdzie będzie jeszcze
8
przebywał przez następne pięć lat, chyba żeby go wypuścili wcześniej za dobre sprawowanie. Ale to nie w moim stylu: rozsiewać plotki. Nie mogę sobie pozwolić na nic takie-go. Możecie mi wierzyć albo nie: nadal pracuję na swoje utrzymanie, choć czasem się zastanawiam, dlaczego, skoro już napłaciłam się tyle podatków, że teraz mogłabym sie-dzieć sobie w domu na zasiłku i nadal mieć się dobrze, ale kiedy przez kilka dni nie ułożę komuś włosów, zaczynają mnie świerzbić palce. A zresztą muszę pójść sprawdzić, czy czasem moja córka nie niszczy klientce owłosienia (wiecie, jak to jest: wypadnie kilka włosów i już cię skarżą do sądu) albo czy czasem nie puszcza z dymem całego zakładu. Poza tym potrzebuję pieniędzy. Nadal spłacam swój samochód, który rozbił Dwayne junior, i to nie raz, ale dwa w ciągu ostatniego półrocza.
Niestety, nie mogę polegać na swoich dzieciach, ale to osobna historia. Dość już na ten temat powiedziałam. Wiecie, jak to wygląda. Ciągle mnie nosi, ale nie jestem żwawa. Nie ma nic gorszego od żwawej staruchy. To stan nienaturalny. Mimo że nie jestem główną bohaterką tej książki, moja w niej obecność sprawiła, że zaczęłam się za-stanawiać. Zanim więc zniknę i pozwolę Wam zabrać się do czytania, muszę jeszcze powiedzieć i to: życiem ludzkim rządzą przypadki, co by więc było, gdyby to czy tamto się nie zdarzyło? Na przykład, żeby zacząć od siebie... co by było, gdybym umarła, wydając na świat Dwayne’a juniora (co nie byłoby chyba wcale najgorszą możliwością, wziąw-szy pod uwagę ostatnie zdarzenia). Nie przeczytalibyście o mnie tutaj. Jednak dla opowieści, którą właśnie macie zamiar przeczytać, znacznie ważniejsze jest pytanie, co by
było, gdyby Dorothy Smith nie spotkała nigdy Oatman Family Gospel Singers? I co by było, gdyby Betty Raye Oatman nigdy nie spotkała Hamma Sparksa? Albo gdyby Hamm Sparks nie zaczął nieczysto pogrywać? Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność, ale dam spokój. Nie zno-szę, kiedy ktoś mi zdradza zakończenie. Kto mądry więc, niech nie bierze ze mnie przykładu i nie zagląda na ostatnią stronę. W ten sposób nie raz zepsułam sobie przyjemność lektury. Jak już mówiłam, pojawiam się w książce tylko od czasu do czasu, ale idę o zakład, że kiedy skończycie czytać, będziecie się dziwili, jak to możliwe, że w końcu udało mi się zachować względnie dobry charakter.
Z poważaniemTot Whooten
PS Nigdy nie wychodźcie za mąż za człowieka, który pije.
POCZĄTEK
Miejsce akcji: Południowe Missouri
Czas akcji: lata czterdzieste
Nastrój: pełen nadziei
13
Elmwood Springs
Prawie każdy w mieście, kto miał w domu wolny po-kój, przyjmował lokatora. Wtedy nie było jeszcze hoteli czy domów z mieszkaniami do wynajęcia. Zanim Howard Johnson wybudował pensjonat, co nastąpiło dopiero parę lat później, ktoś przecież musiał się troszczyć o kawalerów, a i samotne kobiety też musiały mieć jakiś przyzwoity kąt do zamieszkania. Większość ludzi uważała za swój chrześ-cijański obowiązek wziąć ich do siebie, bez względu na to, czy potrzebowali dodatkowych paru dolarów tygodniowo, czy nie, a niektórzy lokatorzy mieszkali u nich przez lata całe. Pan Pruiet na przykład, kawaler z Kentucky, wy-różniający się długimi i cienkimi kończynami, mieszkał i żywił się u Haygoodów tak długo, aż w końcu wszyscy zaczęli go uważać za członka rodziny. Kiedy oni się prze-prowadzali, on przeprowadzał się razem z nimi. A gdy dokonał żywota w wieku lat siedemdziesięciu ośmiu, zo-stał pochowany w rodzinnym grobie Haygoodów, gdzie wyryto na nagrobku:
PAN PRUIETNADAL JEST Z NAMI
PRZY PEŁNEJ ODPŁATNOŚCI
14
Z domów przy First Avenue North można było spacer-kiem dojść do miasta i do szkoły, tam więc zamieszkiwała większość lokatorów.
Teraz lokatorem Smithów jest Jimmy Head, kucharz przygotowujący krótkie dania w Trolejbusowej Gospo-dzie, obok u Robinsonów mieszka i stołuje się Beatrice Woods, Niewidoma Ptaszyna; trochę dalej, na tej samej ulicy, u Whatleyów mieszka panna Tuttle, nauczycielka angielskiego w szkole średniej. Ernest Koonitz, dyrygent szkolnego zespołu i solista grający na tubie, jest lokatorem u tych samych gospodarzy co panna Alma, która, akurat tak się złożyło, ma kłopoty ze słuchem. Wkrótce jednak Smithowie przyjmą nowego lokatora, co wywoła cały ciąg zdarzeń, o których, jak się potem okaże, będzie można przeczytać na stronach książek historycznych. Oczywiście, na razie nic o tym nie wiedzą, zwłaszcza ich dziesięcioletni syn Bobby. Stoi sobie właśnie przed zakładem fryzjerskim ze swym przyjacielem, Monroe’em Newberrym, i wpatruje się w wirujące białe i czerwone paski na obracanym elek-trycznie godle fryzjerskim. Zabawa polega na tym, żeby jak najdłużej wgapiać się w wirujący obraz, aż się dostaje od tego zeza, co jest uważane za wielkie osiągnięcie. A skoro już o rozrywkach mowa, to do tej samej kategorii należy wstrzymanie oddechu, dopóki nie straci się przytomności, albo opuszczanie się na linie do kąpieliska za miastem, któ-re zwą Sinym Diabłem. Nawet w największe upały woda w nim jest tak lodowata, że przy zetknięciu z nią serce staje, oczy wyłażą na wierzch, w nogach traci się czucie, a usta natychmiast sinieją, stąd nazwa tego miejsca. Oczywiście chłopcy, te głupie stworzenia, nie mogą się powstrzymać
15
od ciągłego powtarzania tej sztuczki, mimo że wykonują ją pokryci gęsią skórką.
Właśnie tego typu wyczyny przyprawiały Bobby’ego o sil-ny dreszcz emocji. Zresztą już samo jego życie było dosta-tecznie emocjonujące. Nie znalazłoby się wtedy chyba w ca-łej Ameryce chłopaka, który nie budziłby się rano wesół jak szczygiełek, gotów stawiać czoło całemu światu. Przyszło mu żyć w samym środku największego kraju – ludzie mówili, że większego kraju nigdy przedtem nie było i pewnie już nie będzie. Właśnie pokonaliśmy Niemcy i Japonię w uczciwej walce. Ocaliliśmy Europę, za co nas wtedy wszyscy lubili, nawet Francuzi. Nasze dziewczęta były najbardziej urodzi-we, chłopcy najprzystojniejsi, a flaga najładniejsza. Wyglą-dało na to, że tego roku każdy chciałby być Amerykani-nem. Ludzie na całym świecie mieli ochotę wybrać się tutaj. I trudno im się dziwić. Mieliśmy przecież Johna Wayne’a, Betty Grabie, Myszkę Miki, Roya Rogersa, Supermana, Dag-wood i Blondie, Siostry Andrews i kapitana Marvela. Do tego – Bucka Rogersa* i Red Ryder, wiatrówki, Hardy Boys, federalnych urzędników śledczych, Miss America, watę cu-krową. Doliczmy jeszcze Charliego McCarthy’ego i Ed-gara Bergena, Amos’n’Andy**, Fibber McGee i Molly***
* Buck Rogers – bohater popularnych komiksów. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
** Charlie McCarthy, Edgar Bergen, Amos’n’Andy – czarni bohaterowie audycji radiowych i telewizyjnych, grani przez bia-łych aktorów.
*** Fibber McGee i Molly – rozrywkowy program radiowy z lat czterdziestych.
16
oraz fakt, że każdy, kto dochodził do pełnoletności, mógł zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Bobby nawet współczuł każdemu, kto nie miał szczęś-cia urodzić się w Ameryce. W końcu to my wynaleźliśmy wszystko, co się naprawdę liczyło w świecie. Hot dogi, hamburgery, kolejkę górską, łyżworolki, lody w rożkach, elektryczność, koktajle mleczne, jazzową trzęsionkę, base-ball, koszykówkę, grillowanie, pistolety na kapiszony, lody z sokiem owocowym i bitą śmietaną, a także banany z lo-dami i bitą śmietaną. Mieliśmy coca-colę, fistaszki w cze-koladzie, szafy grające, oxydol, płatki mydlane, margarynę i bombę atomową!
Byliśmy potężniejsi, lepsi, bogatsi i silniejsi od wszyst-kich, a jednak zawsze postępowaliśmy zgodnie z zasadami fair play. Do tego stopnia, że zaraz potem, jak pokonali-śmy Niemców i Japończyków, pomogliśmy im się podnieść i pozbierać. Jeśli nie jest to sportowa postawa, w takim ra-zie jak inaczej to nazwać? Z rodzinnego stanu Bobby’ego, Missouri, pochodzili Mark Twain, Walt Disney, Ginger Rogers, jak też światowe targi w St. Louis. Na pokładzie okrętu wojennego „Missouri” Japończycy poddali się gene-rałowi Douglasowi MacArthurowi. To jeszcze nie wszystko. Drużyna zuchów Bobby’ego osobiście spenetrowała całe miasto, zbierając stare opony, makulaturę i stare garnki aluminiowe. W ten sposób przyczynili się do wygrania woj-ny. Na dodatek prezydent całych Stanów Zjednoczonych, pan Harry S. Truman, był rdzennym missourińczykiem, a St. Louis wygrał mistrzostwa w baseballu. Tego roku na-wet drzewa dumnie się prostowały; w każdym razie tak to widział Bobby.