Corka dymu i kosci

6
Dawno, dawno temu, anioł i diablica zakochali się w sobie. Nie skończyło się to dobrze.

description

NAJLEPSZA POWIEŚĆ MŁODZIEŻOWA 2011 AMAZONU JEDYNA POWIEŚĆ MŁODZIEŻOWA W TOP 10 NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK AMAZONU 2011 ROKU W TOP 10 NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK „PUBLISHERS WEEKLY”, „KIRKUS REVIEW”, „SCHOOL LIBRARY JOURNAL”.

Transcript of Corka dymu i kosci

Page 1: Corka dymu i kosci

7

Dawno, dawno temu, anioł i diablica

zakochali się w sobie.

Nie skończyło się to dobrze.

Page 2: Corka dymu i kosci

99

Dziewczyna, która się nie boi

Idąc do szkoły po pokrytych śniegiem kocich łbach, Ka-rou nie miała żadnych złych przeczuć. Wydawało się, że to poniedziałek jak każdy inny. Poniedziałkowy do szpiku kości i tak samo styczniowy. Było zimno i ciemno – zimą, w tym martwym czasie, słońce wstawało dopiero po ósmej, ale i tak było cudownie. Padający śnieg i wczesna godzi-na sprawiały, że Praga wyglądała jak miasto ze snu albo zdjęcia – ferrotypu – srebrzysta i zamglona.

Nad brzegiem rzeki przejeżdżały z rykiem autobusy i tramwaje, osadzając dzień w realiach XXI wieku, ale te ustronniejsze zakątki spokojnie mogłyby się odnaleźć w przeszłości. Śnieg, bruk i nierzeczywiste światło, kro-ki Karou i pióropusz pary unoszący się nad jej kubkiem z kawą, a ona sama zatopiona w przyziemnych myślach o szkole i swoich misjach. Tylko od czasu do czasu zagry-zała policzek, gdy odzywało się boleśnie złamane serce, jak to złamane serca mają w zwyczaju, ale odganiała te myśli, gotowa o nich zapomnieć.

W jednej ręce trzymała kubek, a drugą zbierała poły płaszcza. Teczkę na rysunki miała przewieszoną przez ramię, a włosy, rozpuszczone, długie, w kolorze pawiego turkusu, pokryte były warstewką śniegu.

DDDDDzzzzziiiiieeeeewwwwwcccczzzzzyyyyynnnnnaaaaa,,, kkkkktttttóóóóórrrraaaa sssssiiiiięęęęę nnnnniiiiieeeee bbbbboooooiiiii

IIIIIddd

Page 3: Corka dymu i kosci

10

Zwykły dzień.Aż tu nagle!Warkot, tupot kroków i znienacka chwyt zza pleców.

Została przyciśnięta do męskiej klatki piersiowej, odsu-nięto jej szalik i poczuła na szyi zęby – zęby.

Ugryzienie.Jej napastnik ją gryzł.Zirytowana usiłowała się wyrwać, nie wylewając przy

tym kawy, ale trochę i tak rozchlapało się na brudny śnieg.– Chryste, Kaz, odwal się – warknęła i odwróciła się,

żeby stanąć oko w oko z byłym chłopakiem. Światło latarni miękko układało się na jego pięknej twarzy. Głupiej pięk-nej twarzy, pomyślała, odpychając go. Co za głupia twarz.

– Skąd wiedziałaś, że to ja? – zapytał.– To zawsze ty. I nigdy ci się nie udaje.Kazimir z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy

niespodziewanie wyskakiwał na Karou z różnych kryjó-wek i nie mógł znieść, że nie udawało mu się zrobić na niej najmniejszego wrażenia.

– Dziewczyna, która się nie boi – narzekał i robił mi-nę, której, jak sądził, nie można się oprzeć. I do niedaw-na tak właśnie było. Wcześniej musiałaby się wspiąć na palce i polizać jego wydętą, nadąsaną dolną wargę, lizać ją powoli, a potem złapać między zęby i drażnić się z nim, zanim zatopiłaby się w pocałunku, rozpłynęła w nim jak zostawiony na słońcu miód.

Ale to już przeszłość.– A może wcale nie jesteś straszny? – powiedziała

i odeszła.Kaz dogonił ją i szedł obok, z rękami w kieszeniach.– Właśnie, że jestem straszny. A warczenie? A ugry-

zienie? Każdy normalny człowiek dostałby zawału. Tylko nie ty, w żyłach masz lód zamiast krwi.

A kiedy go zignorowała, dodał:

Page 4: Corka dymu i kosci

11

– Josef i ja zaczynamy nowy projekt. Wampiryczne wycieczki po Starówce. Turyści będą zachwyceni.

Będą, pomyślała Karou. Dobrze płacili za wyprawy z duchami Kaza. Prowadził ich nocą przez plątaninę pra-skich uliczek, zatrzymując się w miejscach, w których do-konano morderstw, a zza drzwi budynków wypadały duchy, które wywoływały wrzaski przerażenia. Kilka razy sama wystąpiła w roli ducha: trzymała wysoko w dłoniach za-krwawioną głowę i zawodziła, a krzyk turystów stopniowo przechodził w śmiech. To było zabawne.

Kaz też był zabawny. Do czasu.– Powodzenia – powiedziała bezbarwnym głosem i da-

lej szła przed siebie.– Mogłabyś się przydać – powiedział.– Nie.– Mogłabyś zagrać seksowną wampirzycę…– Nie.– Kusić mężcz…– Nie.– Włożyłabyś swoją pelerynę…Karou się najeżyła.Kaz dalej się przymilał:– Ciągle ją masz, prawda, kotku? W życiu nie widziałem

nic piękniejszego, czarny jedwab na twojej białej skórze…– Zamknij się – syknęła i zatrzymała się na środku

placu Maltańskiego. Boże, pomyślała, jaka byłam głupia, żeby zakochać się w tym ślicznym aktorze ulicznym, prze-bierać się dla niego i fundować mu takie wspomnienia? Bezdenna głupota.

Głupota samotnej dziewczyny.Kaz podniósł rękę, żeby strząsnąć z jej rzęs płatki

śniegu.– Dotknij mnie, a będziesz miał kawę na twarzy – po-

wiedziała.

Page 5: Corka dymu i kosci

12

Opuścił dłoń.– Prrr, moja dzika Karou! Kiedy przestaniesz się na

mnie wyżywać? Przecież powiedziałem, że mi przykro.– Więc niech dalej będzie ci przykro. Tylko gdzie in-

dziej.Rozmawiali po czesku, a jej nabyty akcent ani trochę

nie różnił się od jego, ojczystego.Westchnął, zirytowany, że Karou wciąż odrzucała prze-

prosiny. Jego scenariusz tego nie przewidywał.– No chodź – wymruczał. Jego głos był jednocześnie

ochrypły i miękki, jak u muzyka bluesowego: mieszanka żwiru i jedwabiu. – Mieliśmy być razem, ty i ja.

Mieliśmy. Teraz Karou łudziła się, że jeśli miała być dla kogokolwiek, nie był to Kaz. Popatrzyła na niego, na pięknego Kazimira, którego uśmiech działał jak rozkaz i przyklejał ją do jego boku. Wydawało jej się, że to naj-szczęśliwsze miejsce na świecie, że kolory są tam żywsze, a doznania intensywniejsze. Później odkryła, że to również miejsce tłumnie uczęszczane przez inne dziewczyny, kiedy jej nie było w pobliżu.

– Niech Svetla zostanie twoją kusicielską wampirzy-cą – powiedziała. – Rolę kusicielki ma już przećwiczoną.

Wyglądał na przerażonego.– Nie chcę jej. Chcę ciebie.– Niestety, ja nie wchodzę w rachubę.– Nie mów tak – poprosił i wyciągnął rękę.Odepchnęła ją, ale w sercu poczuła ukłucie, mimo

starań, by tak się nie stało. Nie warto, wmawiała sobie. Ani trochę.

– Zdajesz sobie sprawę, że to już zakrawa na prześla-dowanie?

– Nie prześladuję cię. Tak się składa, że też idę w tę stronę.

– Jasne – rzuciła Karou.

Page 6: Corka dymu i kosci

13

Byli już bardzo blisko wejścia do jej szkoły. Czeska Akademia Sztuk była prywatnym liceum mieszczącym się w różowym barokowym pałacyku, słynącym z tego, że podczas wojny dwóch czeskich powstańców poderżnę-ło tam gardło gestapowcowi i wypisało jego krwią słowo „wolność”. Bohaterski przejaw oporu, zanim zostali zła-pani i nabici na ostrą bramę. Ale Kaz nie był uczniem. Miał dwadzieścia lat, był trochę starszy od Karou i nigdy wcześniej nie widziała go na nogach przed południem.

– Właściwie, dlaczego nie śpisz?– Mam nową pracę – odrzekł. – Zaczyna się rano.– Co? Urządzasz poranne wycieczki wampiryczne?– Nie. To coś innego. Wymaga porannego obnażenia –

zachichotał. Upajał się tajemnicą. Ponad wszystko chciał, żeby zapytała o szczegóły.

Nie miała zamiaru. Obojętnie powiedziała:– W takim razie powodzenia – a potem odeszła.Kaz zawołał za nią:– Nie chcesz wiedzieć, co to takiego? – W jego głosie

wciąż brzmiał uśmiech. Słyszała go wyraźnie.– Nie obchodzi mnie to – zawołała przez ramię i mi-

nęła bramę.

A powinna była zapytać.