Cejrowski Wojciech- Rio Anaconda

download Cejrowski Wojciech- Rio Anaconda

If you can't read please download the document

Transcript of Cejrowski Wojciech- Rio Anaconda

WOJCIECH CEJROWSKI RIO ANACONDA GRINgO I OSTATNI SZAMAN PLEMIENIA CARAPANA

KOLUMBIA PELPLIN! POZNA 2006

ostatniemu szamanowi plemienia Carapana ...i wszystkim Jego Nastpcom

NOTA OD AUTORA Szanowni Pastwo, S w tej ksice rzeczy, ktrych w ogle nie powinno si czyta. W kadym razie nie przy pierwszej lekturze. Moe kiedy, w przyszoci, gdyby kto z Was zdecydowa si sign po t ksik ponownie. Wwczas by moe tak, cho wcale nie jestem tego pewien. Chodzi o przypisy. Normalnie przypis zawiera przydatne informacje uzupeniajce tekst bd objania sowa, z ktrymi tumacz mia jakie kopoty. Tutaj przypisy s rezultatem choroby umysu. Zawieraj przerne dygresje - najczciej gupkowate - od ktrych nie potrafiem si powstrzyma. Mj mzg najwyraniej zbyt mocno wzi sobie do serca podzia na dwie pkule i podczas gdy jedna z nich pracuje nad dzieem literackim, druga troch si nudzi i wtedy zaczyna tej pierwszej pomaga". Dogaduje z boku, wtrca si, przerywa, a najgorsze, e uwielbia dowcipkowa. To bardzo rozbija tok narracji. Dlatego unikajcie przypisw! Jest jeszcze co: Te przypisy pochodz od dwch rnych osb: od Autora i od tumacza. (Tumacz by niezbdny, gdy ksika powstaa pierwotnie w jzyku hiszpaskim). Autorem jestem oczywicie ja. Tumaczem te jestem ja, tylko e jako tumacz nazywam si Helena Trojaska i jestem... osob rodzaju eskiego. Prosz mi wierzy - MAM SWOJE POWODY. (Zainteresowanych zgbieniem tego tematu odsyam do poprzedniej mojej ksiki pt. Gringo wrd dzikich plemion" - wyd. Poznaj wiat, 2003).' Ostrzegam wic po raz ostatni: nie czytajcie przypisw, bo to Wam na pewno nie uatwi ycia. Wojciech Cejrowski I oto pierwszy przypis (ktrego mielicie nie czyta). Przypis ten dotyczy kropki koczcej zdanie zamknite w nawias. Reguy poprawnociowe nakazuj wystawia tak kropk poza nawias. Nielogiczne, prawda? Dlaczego niby kropka stoi poza, skoro dotyczy zdania wewntrz? Mj umys burzy si przeciw tej niekonsekwencji. A poniewa literatura pikna ma prawo kreowania jzyka, skorzystam z tego prawa i w mojej ksice zastosuj wasn regu (majc nadziej, e zostanie kiedy uznana i dopuszczona powszechnie). Od tej chwili kropki bd siedziay tam, gdzie caa reszta zdania, ktrego dotycz. I prosz nie mie za ze naszym korektorkom, e puciy byka. To nie one, to ja.

POCZTEK Byo to... Niedawno. Byo to... W tropikalnej puszczy. Byo... No, po prostu byo, czyli zdarzyo si naprawd. Tyle musi Wam wystarczy. Wicej nie powiem, bo nie chc, by kto odnalaz to miejsce - niech pozostanie dzikie. Nietknite, jak najduej. Pewnego dnia cywilizacja dotrze i tam, ale na razie niech nie dociera. Jeeli poyj przecitnie dugo, to jeszcze za moich dni ostatnie dzikie plemi zostanie odnalezione i ucywilizowane. Albo to ono odnajdzie nas - wyjdzie z puszczy na dymice karczowisko, gdzie biali ludzie wanie stawiaj kolejny tartak, szyb naftowy, kolejne miasteczko, i ucywilizuje si samo. Na wasn prob. Maa spoeczno utonie w wielkim spoeczestwie i

lad po niej zaginie. Na zawsze. Nikt si nie zorientuje, e to byli ostatni wolni Indianie. Nikt ich nie bdzie pamita. Bdzie to najprawdopodobniej proba o jakie majtki. A jeeli nie, to wkrtce pojawi si protestancki misjonarz i pierwsze, co zacznie rozdawa Dzikim, to bd wanie majtki. I biustonosze. Ci ludzie rozdaj take Biblie, lekarstwa i owiat, ale dopiero w dalszej kolejnoci - majtki id na tzw. pierwszy ogie, bo podobno chroni od ognia piekielnego. Taak, majtki to wietny sposb na przeamanie pierwszych lodw. Nie artuj -sam widziaem prac doktorsk pt. Rola majtek w ewangelizacji ludw Amazonii". Ludzie puszczy znikaj z naszej planety kadego dnia. Nastpne pokolenie bdzie ich znao wycznie z ksiek, filmw i fotografii. Jestem wic troch jak oni - Indianie, o ktrych pisz - nale do ostatniego pokolenia, ktre dowiadcza kultury pierwotnej na wasnej skrze; ostatniego, ktre widziao i dotykao. Nastpne bd znay wiat Dzikich jedynie z Opowieci; takich jak ta. A moe to ju? Moe to wanie ta ksika jest ostatni napisan przez naocznego wiadka? Oby nie. Cho jedno, niestety, wiem na pewno - niektre zdjcia w niej zawarte s ostatnimi zdjciami plemion, ktrych ju nie ma. A przecie tak niedawno staem z nimi twarz w twarz. Patrzyem w oczy. Rozmawiaem. Posuchajcie... Indianin spostrzeg dziwny lad biegncy w poprzek cieki. Przystan zaskoczony. Nachyli si do ziemi. Potem uklk i patrzy uwanie. Na co, czego tu nie powinno by. Na co, co nie wystpuje w przyrodzie, ktr zna. A przecie nie by byle kim - najlepszy tropiciel swego plemienia - zna lady wszystkich stworze w tej puszczy. Umia te rozpozna odciski stp wszystkich czonkw swego ludu. Ten lad na pewno nie pochodzi std. By obcy! Indianin przysun twarz do ziemi. Oglda lad ze wszystkich stron. Wcha. Analizowa. Ale nie dotyka. Takich rzeczy... rzeczy... nie-normalnych lepiej nie dotyka. Lepiej te ich nie widzie - to robota dla szamanw - ale stao si: zobaczy. I teraz ju nie mia odwrotu. To byo Wezwanie. Zanim Indianin wyruszy na owy, prosi Puszcz, by go zawioda do dzikich zwierzt; by poddaa tropy; by poprowadzia do lenych kryjwek, matecznikw, nor, gawr, legowisk i wodopojw. Prosi sowami Prowad i Daj. Zaklina sowami Jestemy godni. piewa te Wezwania ca noc; w transie: Prowad! Daj! Jestemy godni. Prowad! Daj! Prowad! Daj! Daj! Daj! Prowad! Daj! I puszcza odpowiedziaa. Wezwaniem na Wezwanie. Pokazaa mu trop - jeden jedyny, innych nie znalaz - wic nie mia odwrotu. Musi si podda. Taka jest kolej rzeczy. Nie moesz prosi: Prowad, a potem chodzi wasnymi ciekami. Puszcza jest szczodra i askawa, ale przy okazji potna; i umie by grona. Jest jak wielka spiarnia - obdziela i rozdaje - ale nie tobie decydowa o tym, z ktrej pki signiesz. Puszcza to Potga i Moc, Dostarczycielka Wszystkiego, Rodzicielka, Matka, Natura Pachamama. To byo Wezwanie. Skdkolwiek pochodzio, musia pj za nim. Oglda lad i myla. Analizowa. By bardzo czujny. I bardzo przestraszony. Ale strach go nie paraliowa - przeciwnie - wyostrza zmysy i pozwala dostrzega rzeczy niewidoczne dla innych. lad by odcinity w kawaku zaschnitego bota, ktre powoli rozpadao si i rozpywao w kauy. A wic powsta o poranku dnia poprzedniego - wtedy jeszcze boto byo mikkie. Potem stwardniao pod wpywem upau, popkao i zmienio si w skamieniae bryy. Ostatniej nocy spad lekki deszcz, sucha glina ponownie nasika wod i teraz, brya po bryle,

rozpadaa si i rozpywaa w kauy. Ale sam lad by wci wyrany. Dziwny. Niezwyky... nienormalny. Odcinita w bocie stopa na pewno nie bya stop czowieka. Ani mapy. Wic czyja? myla Indianin. Taka wska i duga... I tak gboko wryta. Jakby kto dwiga co wielkiego i przez to by duo ciszy ni normalna osoba. Dziwne. Mapy s lekkie, prawie nie zostawiaj tropw, w ogle rzadko chodz po ziemi, a ich stopy s mae i duo wsze. W dodatku w charakterystyczny sposb podwijaj palce. Wic to na pewno nie mapa. Indianie z kolei maj stopy szerokie i krtkie; ich palce s rozczapierzone i najwikszy wyranie odstaje w bok. A tu? Dziwne... To zdecydowanie nie bya ludzka stopa. A jednoczenie... zdecydowanie bya. W takim razie musiaa to by stopa Potwora. Potwory yy w indiaskich legendach - w Opowieciach. Czasami mwiono o nich Dugonosi, innym razem Wodoocy, Bladolicy... A najczciej po prostu: Potwory. Waciwie nie -najczciej nie mwiono o nich wcale. Tak na wszelki wypadek - eby ktrego nie przywoa. Odcisk dziwnej stopy nie by legend ani snem - Indianin kilkakrotnie upewnia si, e naprawd widzi to, co widzi. Skoro wic lad istnia realnie, znaczyo to, e Potwr przyby tu w ciele... Zmaterializowa si. A skoro tak... Indianin sign po swoj dmuchawk. O polowaniu na duchy nie wiedzia nic, ale w kwestii polowa na istoty z ciaa by ekspertem najwyszej klasy. Potem wyj jedn z zatrutych strzaek. Twarz mia wymalowan na czarno - jak kady myliwy na owach. Ale poza byciem zwykym myliwym przyby tu take jako wojownik. Wyszed poza granice terytoriw plemiennych i od wczoraj depta po obcej ziemi. Moe wrogiej? W takiej sytuacji lepiej by przygotowanym. Dlatego zabra dwa zestawy strzaek - zwyke: na zwierzta, i te bardziej zatrute: na ludzi. Raz jeszcze pochyli si nad dziwnym ladem i powcha. Przypomina teraz dzikie zwierz. Wok ust mia wytatuowane ky - znak swego plemienia - a wok nosa powbijane specjalne kolce, ktre miay imitowa wsy jaguara. Na fotografii wygldaby egzotycznie. Tu, w sercu dungli, wyglda przeraajco. Czarna twarz o widrujcych oczach, wosy wysmarowane rud glin, ktra tumi zapach czowieka, a caa reszta ciaa pokryta achiote - czerwonym mazidem, ktre poszy moskity. By prawie Mazido powstaje po roztarciu nasionek arnoty waciwej (drzewo osigajce 10 m wys.) i wymieszaniu ich z tuszczem zwierzcym (np. ojem tapira). Czerwony barwnik nosi rne nazwy miejscowe - achiote, onoto, uruku... To z jego powodu pierwsi biali, ktrzy odkrywali Ameryk, mwili o tubylcach czerwonoskrzy". [przyp. tumacza] nagi. Jedyny strj stanowi cienki sznureczek, ktrym podwizywa sobie pinga, tak, by sterczao do gry. Dziki temu mg biega, nawet bardzo szybko, bez obawy, e pinga mu bdzie zawadza. Decyzja zostaa podjta. Zdecydowanym uderzeniem pici rozbi bry bota z odcinitym ladem. Wybra niewielki uomek, wsadzi go sobie do ust, przeu i pokn. - Teraz mi nie uciekniesz. Jestemy zwizani - szepn. I ruszy tropem Potwora. POTWR Sta o kilka krokw przed Indianinem odwrcony do niego plecami. Robi co w skupieniu. Rce trzyma przy twarzy, tak jakby przymierza si do strzau z dmuchawki. Ale adnej dmuchawki nie byo wida. Indianin zlk si jeszcze bardziej. Wola spotkania z dzikimi zwierztami. Ky i pazury - to rozumia, a Potwory strzelajce z niewidzialnych dmuchawek, to zdecydowanie nie bya jego dziedzina.

Stara si przesta myle - myli go przeraay, a przeraenie dekoncentruje, mczy..., w kocu czowiekowi puszczaj nerwy i zaczyna ucieka. Albo zamiera w bezruchu i staje si atwym upem. Na polowaniu duo skuteczniejszy od mylenia jest instynkt. Tropi Potwora, eby go zabi. Przyszed tu, eby go zabi. Podkrad si bezszelestnie, eby zabi. Sta w odlegoci jednego skoku, by zabi. Zabi. Zabi. Zabi. Zabi. Sprawnym ruchem wycign strzak, polini kocem jzyka, nie dotykajc zatrutego ostrza, wsadzi do dmuchawki, zoy si, nabra powietrza i strzeli. Wszystko to trwao dwie sekundy i odbyo si bez najmniejszego dwiku. Strzaka utkwia w karku Potwora. W tym momencie Potwr odwrci si. Jego twarz bya nieludzko blada. Makabryczna. Biay czowiek prbowa sfotografowa kolibra w locie, gdy nagle co go pukno w kark. Odwrci si zaskoczony... i zmartwia z przeraenia. Jego ciaem wstrzsn gwatowny dreszcz. Skurcz strachu. Popoch. Momentalnie zrobio mu si gorco, a w yy buchna adrenalina. Chcia wymiotowa. Przed nim, o kilka krokw sta Dziki. Wyglda jak potwr w ludzkiej skrze. Nagie ciao, cae czerwone, jakby umazane krwi, a do tego czarna twarz, z tatuaem wok ust i jakimi kolcami powbijanymi koo nosa. I te przeraajce czarne oczy wytrzeszczone wciekle. Indiaski wojownik z dmuchawk wymierzon w jego szyj, cay a dygota z chci mordu. W tym momencie biay czowiek poczu, jak uginaj si pod nim kolana. Nogi zrobiy si drtwe. W gowie huczao. Przed oczami czarne paty. Traci czucie, traci rwnowag, traci wzrok... Zaraz upadnie... Potwr zachwia si, ale nie upad. Mimo e strzaka tkwia przecie w jego karku. Nie upad! Odwrci si, a teraz patrzy Indianinowi w twarz. Rzeczywicie mia dugi nos. I oczy jakby puste, jakby tam byo niebo, a nie ciemno z wntrza gowy. I ta jego skra - taka biaa, trupia... Kolor z zawiatw. Pod Indianinem ugiy si nogi. Z przeraenia dygota cay. Przecie to takie gupie, strzela do Potwora zatrut strzak. Potwory nie umieraj, nie zabijesz kogo, kto pochodzi z Krainy mierci. Czemu o tym nie pomyla wczeniej? I dlaczego takie myli przychodz czowiekowi do gowy dopiero wtedy, gdy jest ju za pno?!!! Indianin podda si - upad na twarz i czeka na mier. Biay czowiek upad na ziemi i straci zmysy. Indianin lea nieruchomo i ba si jak nigdy dotd. Czeka. I czeka Czeka... ...ju troch za dugo. Twarz ukry w bocie, rce rozoy szeroko na boki i prawie nie oddycha. Potwr sta nad nim. A moe klcza? Indianin czu jego zapach - troch ludzki, ale duo bardziej obcy ni ludzki - zapach, jakiego nie ma nigdzie w puszczy. Sysza te jego oddech. Bardzo pytki i nierwny. Ludzie tak nie oddychaj. No, moe wtedy, gdy maj umrze. Taaak - to by oddech mierci. Ale Potwr go nie zabija. Czeka na co? Na co??? W kocu Indianin nie wytrzyma napicia. Niech ju bdzie mier, niech nadejdzie ostatni bl, ale niech si wreszcie skoczy strach. Wojownicy nie s przyzwyczajeni do leenia w bocie i bania si. Co w nim pko, pojawia si desperacja, determinacja, wola mierci, a na kocu tego szeregu: Odwaga. Wystarczajco wielka, by stan twarz w twarz z Potworem. Zerwa si na rwne nogi i... Zaskoczony patrzy w pustk. Potwora nie byo. Zapady ciemnoci, ksiyc wci nie wschodzi, ale przecie to nie przeszkadzao Indianinowi dobrze widzie na kilka krokw przed sob.

Potwora nie byo! Ale trwa tu jego zapach. I oddech... Wci sysza, jak tamten lekko charczy. Wciekle... hrrh. Wrednie... hrrh. Cichutko hrrh. Z dou! Potwr lea u jego stp. Lea! Pokonany!!! A moe tylko udaje mier? Tylko po co by to robi? W jego karku wci tkwia czarna strzaka... Ale to przecie niemoliwe pokona Potwora. W takim razie to nie jest Potwr. Potwr okaza si by czowiekiem. Czowiekiem z indiaskich Opowieci - Bladolicym, Dugonosym... By dziwny. Nieludzki. Ale jednoczenie cakiem normalny. Indianin sprawdzi to bardzo dokadnie. Wprawdzie ciao Bladolicego okryway jakie nieznane rodzaje skry, ale kiedy si wsadzio rce pod spd, to tam by zwyczajny mczyzna, ze wszystkim, co maj normalni mczyni. Moe tylko troch bardziej wochaty - jego ciao porastao delikatne futro, szczeglnie Indianie czystej krwi s genetycznie wydepilowani. Ci najbardziej dzicy nie maj owosienia nawet w rejonach onowych ani pod pachami, [przyp. tumacza] zabawne na rkach i na nogach. Przypominao mocno wylinia star map. Bladolicy y. Nie powinien, ale y. Strzaka utkwia w czym, co mia zawieszone na szyi. Pasek z... chyba z jakiej elastycznej kory. Na kocu tego paska wisiao... co. Indianin ba si tego dotyka. Rzeczy... nienormalne lepiej zostawi dla szamana. To przy tym... czym Bladolicy majstrowa, kiedy w niego celowaem - pomyla Indianin. A strzaka nie przebia si do wntrza szyi, tylko lekko drasna skr. Prawie caa trucizna zostaa w pasku... kory. Dlatego Bladolicy yje. Ale to bya bardzo mocna trucizna. Najlepsza. Nawet takie cakiem powierzchowne dranicie wystarczyo, eby Bladolicego powali. Teraz lea na ziemi we wasnej linie i moczu. Bezbronny. Umierajcy. Charczcy. I to jest Wezwanie, na ktre miaem odpowiedzie? - zapyta Indianin. Pachamama mu nie odpowiedziaa. Ale on i tak wiedzia, co musi zrobi. Zarzuci sobie bezwadne ciao na plecy i ruszy w kierunku wioski. Teraz to ju sprawa dla szamana - stkn pod solidnym ciarem. Wezwanie jest waniejsze ni strach czy mier. Zreszt mier to cz indiaskiego ycia. Cz bardzo dobrze oswojona. Nikt si jej nie boi. Nikt na ni nie czeka z niepokojem. Nikt nie zwraca uwagi, kiedy nadchodzi. mier to przejcie z jednego normalnego stanu winny; take normalny. Bo c jest nienormalnego w byciu trupem albo duchem? Nikt z nas nie zapacze nad bryk lodu, e ju nie jest wod. Nikt nie bdzie paka po wodzie, ktra wyparowaa. Podobnie Indianie nie pacz po ludziach, ktrzy zamieniaj si w zimne trupy, ani po duszach, ktre wyparowuj" w zawiaty. Podchodz do tego ze spokojem. Po mierci s pewne czynnoci, ktre naley wykona. I adn z nich nie jest pacz. Przeciwnie - pacz jest jak najbardziej niewskazany, bo przytrzymuje" zmarego na tym wiecie. Dopki paczesz po kim, on nie moe spokojnie odej. Dopki paczesz, mylisz, kochasz... zmary tkwi jedn nog w ziemskim wiecie, jak w potrzasku. To bolesne tkwienie - rozdarcie midzy byem a jestem. Dlatego po mierci Indianina zaplata si wejcie do jego szaasu za pomoc yka z lian, a z przeciwnej strony robi nowe, ktrego zmary nie zna. Mczyni obsypuj szaas popioem, eby duch pomyla, e wszystko spono i nie wraca. Zasiadaj nocami wok jego ogniska, wbijaj dookoa palisad ze strza i piewaj pieni odpdzajce ducha.

Przez kilka kolejnych nocy wdowa wstaje, piewa gono i szuka w obejciu ladw ma wszelkich pozostaoci po nim. Zbiera je i rytualnie niszczy. Naczynia, z ktrych jada, rozbija, a skorupy zagrzebuje w ziemi. Trofea myliwskie pali, amie strzay... I wypluwa zy. Wypluwa tak dugo, jak dugo chce si jej paka. je uwolniony do zawiatw - rodzi si do nowego ycia w Krainie Zmarych. To ostateczny koniec ziemskiego ywota. I ostateczny pocztek ywota wiecznego. Dopiero wtedy mona ducha spokojnie zaprosi z powrotem do domu. Dopiero wtedy, bo najgorsze s wszelkie stany porednie i brak zdecydowania, kim si jest. Najgorsze i niebezpieczne. Musisz by albo chopcem, albo wojownikiem, albo dziewczynk, albo kobiet... Albo czowiekiem, albo duchem. I pamitaj: nie ma nic zego ani strasznego w byciu duchem. To po prostu inny stan skupienia. Mniej... gsty od ziemskiego. Dlatego duchy potrafi przechodzi przez ciany, zaglda do twoich myli, przenika sny... W indiaskim rozumieniu wiata duch jest straszny tylko na tyle, na ile straszny bywa czowiek. Indianie boj si duchw w ten sam sposb, w jaki boj si niektrych ludzi. Dla Indianina bowiem duch pozostaje t sam osob, ktr by za ycia. Z tymi samymi wspomnieniami, upodobaniami, przyzwyczajeniami, cechami charakteru... tylko ju bez ciaa. Jeeli wic kto by nieprzyjemny za ycia, pozostanie taki take po mierci. Ale przecie wikszo naszych znajomych to ludzie mili; a po mierci robi si duo bardziej wyluzowani i zdecydowanie mniej denerwuj drobiazgami o charakterze przyziemnym. Z powyszych powodw duchy s straszne rzadziej ni ludzie. CZAROWNIK Zwoki zostay rzucone. Do brutalnie, bo Indianin chcia si jak najszybciej pozby ciaru. I strachu. Bladolicy lea teraz u stp szamana - pod panowaniem jego Mocy. Indianin odetchn z ulg. Odpowiedzia na Wezwanie, speni, co byo do spenienia i teraz jest znowu wolny. Biay czowiek ockn si i usysza rozmow prowadzon gdzie nad swoj gow. Czemu yje? To przez ten dziwny pasek na szyi. Charcza? Ca drog. Sika? Zaraz na pocztku. Jak kady po trutce na ludzi. Toczy lin? Tak. t, potem zielon, potem to bya krew. A widzia co czy olep? Nie widzia. No to bdzie zdrw. Biay czowiek nie rozumia nic z tego, co sysza. Rozmowa toczya si w indiaskim narzeczu, ktrego nie zna. Potem zemdla. Szaman uderzy go w twarz. Mocno! Warkn na ciekawskie dzieci, eby si odsuny. Ruchem rki przywoa wodza - chcia, eby najwaniejsza osoba w wiosce widziaa wszystko, co si zdarzy. Tak na wszelki wypadek. Na wypadek gdyby trzeba byo wezwa innego szamana. A potem, z wyranym strachem, zajrza biaemu czowiekowi w oczy. Patrzy... Patrzy... I patrzy. W kocu ochon, zebra si w sobie i zapyta:. Nalao ci si wody w oczy? Jak?!

Nie, Czarowniku, one takie s. Niebieskie - odpowiedzia biay czowiek sabym gosem. Przechyl gow, gringo - szaman najwyraniej chcia sprawdzi, czy woda w oczach bdzie si przelewa na boki. Hmm... Hm - mrukn gronie, kiedy nic si nie przelao. One takie s, Czarowniku. To nie woda. A co?! Zawsze takie byy. Nie syszae o Bladolicych, ktrzy maj oczy w kolorze nieba? Syszaem. Oni nie istniej... Nie istnieli, gringo. Ja istniej. No wanie. Ty istniejesz. Szaman wsta, wykrci si na picie i odszed w swoj stron. Nie wyda adnego zakazu ani nakazu - tym samym odda decyzj w sprawie biaego czowieka w rce wodza. Wdz te wykrci si na picie i odszed w swoj stron. Przedtem jednak przyjanie kiwn gow. Biay czowiek odetchn z ulg - na razie jest bezpieczny i moe zosta w tej wiosce. - Gdzie jestem? - zapyta, zwracajc si do tych kilku osb, ktre pozostay przy nim. Indianie wyranie nie rozumieli, co do nich mwi. Alguien babia espaol? Fala portugues? - rozglda si nerwowo. - Czy kto tu mwi po hiszpasku albo portugalsku? Zza swoich plecw usysza gos, ktry zna: Tak, gringo, ja mwi po hiszpasku - to by Indianin, ktry go tu przynis. - I ju si od ciebie nie uwolni, bo w tej wiosce tylko ja znam jzyki. Ja i szaman, ale on najwyraniej nie chce z tob gada. Indianin mia nieprzyjemne przeczucie, e jego Wezwanie wcale si nie skoczyo z chwil doniesienia Bladolicego do wioski. Gdzie jestem? - biay czowiek powtrzy swoje pierwsze pytanie. Na Dzikich Ziemiach, gringo. A wy kim jestecie? Mwi o nas Carapana. Znam plemi Carapana. Byem... Nas nie znasz! - przeci Indianin. - Tu yj... inne szczepy. DZIKIE ZIEMIE Byo to w tropikalnej puszczy na pograniczu Kolumbii i Brazylii. W malekiej wiosce, o istnieniu ktrej nie wiedzia nikt oprcz jej mieszkacw. W miejscu, ktrego nie znajdziecie na adnej mapie. Ale nie dlatego, e chodzi o bajk - po prostu nigdy wczeniej nie byo tam kartografa. Dzisiaj mona oczywicie wyrysowa map, fotografujc Ziemi z satelity, jednak wycznie pod warunkiem, e teren, o ktry chodzi, nie jest zaronity dungl. A w tym przypadku mamy do czynienia z dungl tak gst, e nie przebije jej oko najczulszych satelitw szpiegowskich. Dungla bez cudzysowu najprawdziwsza. Jeden z ostatnich kawakw nietknitych przez cywilizacj. Wci bdcy domem dzikich zwierzt i Indian yjcych w stanie pierwotnym. Cywilizacja oczywicie naciera ze wszystkich stron, groc, e ju niedugo zasypie te ostatnie nietknite rubiee stosami tandety Mad in China. Ale na szczcie do tej pory w wiosce, o ktrej pisz, wyldoway tylko: jedna siekiera, kilkanacie metalowych naczy, latarka z kompletem baterii (rozlanych), troch kolorowej odziey i pojedyncza skarpetka (dziurawa) - czyli wszystko, co pozostawi po sobie pewien Japoczyk, ktry zapuci si na te tereny w poszukiwaniu nieznanych gatunkw orchidei.

Nigdy nie dotar do wspomnianej wioski, ale by blisko. Zbyt blisko. Niebezpiecznie blisko! Doszed a do granicy Dzikich Ziem i kilkakrotnie j przekroczy. Przekroczy nieznacznie i bezwiednie, ale to i tak zbyt blisko. Niebezpiecznie blisko! Powiem tak: nieznaczne i bezwiedne wkroczenie na Dzikie Ziemie to tyle, co nieznaczne i bezwiedne wejcie na pole minowe - niektrym udaje si wrci do domu na nogach. A pozostali? No c - na kogo padnie, na tego bc. JAPOCZYK Caymi dniami azi po lesie, wspina si na drzewa i fotografowa kolejne okazy do swojego zielnika (waciwie do fotozielnika, bo nigdy niczego nie zrywa i nie suszy - robi tylko zdjcia). Czasami take co notowa. Oczywicie po japosku. Indianie zagldajcy mu przez rami, widzc japoski alfabet, byli przekonani, e rysuje scenki erotyczne z ycia mrwek, pajkw i innego robactwa - w wikszoci nikomu nieznanego i chyba nietutejszego, bo miao zdecydowanie zbyt wiele odny. Wieczorami Japoczyk szed do szaasu, zawisa w hamaku i upija si do nieprzytomnoci butelk aguardiente - taniej kolumbijskiej wdki zaprawionej anykiem. Mwi, e mu to robi dobrze na zby, bo Nastpnego dnia rano wstawa bez kaca, wyspany i peen werwy. Natychmiast budzi swoich przewodnikw i kaza si prowadzi na poszukiwanie kolejnych orchidei. Wazi na drzewa, fotografowa, rysowa, co mrwki robi pajkom, a potem wraca do hamaka, eby pi. I tak w kko. By to czowiek o niespotykanym samozaparciu albo o niezwykle silnym naogu - jego cztery skrzynki aguardiente przebyy bardzo dalek drog: Najpierw z gorzelni w Bogocie do Villavicencio, czyli do ostatniej miejscowoci, do ktrej prowadzi bita droga. Dalej, przeadowan awionetk, z Villavicencio na pas startowy Mitu, czyli w sam rodek kolumbijskiej Amazonii. Nastpnie rzek Vaupes do pierwszej skalnej katarakty. I wreszcie tydzie przez puszcz na plecach tragarzy do pierwszej osady plemienia Carapana. Tragarze byli Metysami i pochodzili z Mitu. Puszcz znali sabo i... niechtnie. Gdyby wiedzieli dokadnie, dokd i, trwaoby to duo krcej, ale Indianie bardzo starannie unikaj nieproszonych goci. Celowo myl tropy. Wikszo cieek, ktre wydeptuj w dungli, prowadzi donikd. A ich wioski udaje si odszuka tylko wtedy, gdy Indianie tego chc. Carapana rzadko wpuszczaj obcych do siebie, ale do czsto sami wychodz do wiata, oferujc mu wdzone ryby i suszone miso lenych zwierzt. wiat (czyli Metysi z Mitu) odwdzicza si Indianom sol, haczykami na ryby, elaznymi grotami do strza, - Chodzi najprawdopodobniej o dowcip - guardia to po hiszpasku stra, a diente znaczy zb. Jeli tak, to by to bardzo kiepski dowcip. Albo bardzo japoskie poczucie humoru, [przyp. tumacza] Orchidee s rolinnymi pasoytami - yj na drzewach, wysysajc ich soki. [przyp. tumacza] czerwonym perkalem, ale przede wszystkim nieufnoci i pogard dla dzikusw". W tej sytuacji Indianie coraz rzadziej wpuszczaj obcych i coraz bardziej myl tropy. Wioska, do ktrej dotar Japoczyk - pierwsza za katarakt -naleaa do jednego ze Szczepw Zewntrznych - tak okrela si t cz plemienia, ktra mieszka na obrzeach terytoriw Carapana i miewa kontakty z obcymi. Dalej - poza pasem puszczy kontrolowanym przez Szczepy Zewntrzne - rozcigaj si Dzikie Ziemie - niezbadana gusza, pena drapienikw, orchidei i... Tajemniczych Niebezpieczestw. Ludzie niechtnie tam chodz. A waciwie nie chodz tam w ogle. Chyba e s Indianami ze Szczepw Wewntrznych i tam po prostu mieszkaj na stae.

Po dotarciu do wioski Carapana tragarze stanowczo odmwili wsppracy. Wykrcili si na pitach i pognali w drog powrotn. Japoczyk pozosta sam na sam z Indianami. Dookoa niego leay porzucone toboy i cztery skrzynki aguardiente. Jedn z nich musia powici na negocjacje z miejscow starszyzn. Ale opacio si, bo w kocu przydzielono mu chat z hamakiem, kobiet do gotowania oraz dwch pamitajcychiviele--polowa jako przewodnikw. To oni codziennie rano zabierali go do puszczy, by mg fotografowa swoje ukochane orchidee. W czasie tych wypraw wkraczali niekiedy na Dzikie Ziemie, ale nigdy nikogo nie spotkali. Wiadomo jednak, e byli obserwowani - za kadym razem pozostawiali na lenej ciece jaki podarunek, a kiedy nastpnego dnia przychodzili w to samo miejsce, znajdowali tam tylko wyjedzone od rodka upiny pupunii. Te podarunki to okup skadany Szczepom Wewntrznym za naruszenie ich terytorium. Gdyby pewnego dnia nie zosta przyjty, trzeba by bra nogi za pas. W przeciwnym razie czowiek naraa si na spotkanie Tajemniczych Niebezpieczestw. Owoc ciernistej palmy Bactris gapaes. Jadalny po ugotowaniu, mczysty w smaku. Ma pomaraczowote upiny - widoczne z daleka, [przyp. tumacza] Szczepy Zewntrzne i Wewntrzne yj w zgodzie. Ale nie w zayoci. Niekiedy wymieniaj si towarami lub kobietami, jednak do bliszych kontaktw dochodzi rzadko. I zawsze z inicjatywy Wewntrznych. To oni wychodz do swoich pobratymcw - nie na odwrt. Wprowadzanie Japoczyka na Dzikie Ziemie byo wic ryzykowne. Gdyby chodzio o Indianina i o zwyczajne polowanie, podarunki nie byyby potrzebne, ale gringo, czyli obcy, a moe nawet wrg, to bya zupenie inna sprawa. Nikt nie wiedzia, jak Wewntrzni zareaguj na tak nowo. Na szczcie nic zego si nie stao. Nie wybucha wojna plemienna, Japoczyka nie zastrzelono z dmuchawki ani nie zagin w niewyjanionych okolicznociach. Tylko niewielka kupka przedmiotw z zewntrz trafia w gb dungli. Najbardziej brzemienna w skutki bya siekiera. A na drugim miejscu - skarpetka bez pary (dziurawa). POWRT Po wypiciu ostatniej butelki aguardiente Japoczyk podzikowa za gocin i poprosi, by go odprowadzi do Mitu. Odwdziczy si Indianom, pozostawiajc im wszystko, co nie byo mu absolutnie niezbdne do odejcia. Wraca do cywilizacji ubrany wycznie w gumowe klapki (tzw. japonki) oraz par spodenek gimnastycznych, a cay jego baga stanowia niewielka torba na zakupy zawierajca aparat cyfrowy peen zdj oraz rkopis kamasutry dla owadw. Ponadto w specjalnym woreczku zawieszonym na szyi mia paszport, bilet lotniczy i kilka banknotw produkcji USA. Miesic pniej, okoo poudnia, stan po raz kolejny na skraju pasa startowego w Mitu robi to codziennie od wielu dni w nadziei, e si wreszcie doczeka na jaki samolot. O pasaerskim nie mogo by mowy, ale do Mitu przylatyway transportowce, najczciej wojskowe. No i doczeka si. Tego dnia przyleciaa rzadko -jeden z bardzo niewielu samolotw cywilnych. By wyadowany ponad wszelk miar - cud, e si w ogle wzbi w powietrze i drugi cud, e przy ldowaniu nie wry si pod ziemi. Na pokadzie oprcz adunku byo take kilku pasaerw. Wszyscy mieli zielone twarze i opuszczali wntrze adowni z wyran ulg. Niektrzy w wielkim popiechu - przepychali si, byle szybciej na wiee powietrze. Stali potem czas duszy z opuszczonymi gowami i patrzyli na posiki rozrzucone u swoich stp. - Mwiem wam, e strasznie trzsa i trza yka aviomarin -krzykn za nimi facet w czapce pilota.

Mimo tej uwagi na miejsca zwolnione przez pozieleniaych ochoczo wskakiwali inni, pragncy odlecie w stron cywilizacji. Jednym z nich by nasz Japoczyk. Ubrany wycznie w gumowe klapki i spodenki gimnastyczne wyglda gupio. W drzwiach samolotu zderzy si z pewnym biaym czowiekiem, ktry zmierza wanie w przeciwn stron - na ziemie Szczepw Wewntrznych. DZICY CARAPANA o Wewntrznych wiadomo niewiele. Nie przycigali uwagi wiata, bo nigdy nie byli owcami gw ani nie zasynli adnym . spektakularnym aktem okruciestwa. Przeciwnie - dopki mogli, > unikali konfrontacji, migrujc coraz gbiej w dungl. Ale mimo, e Szczepy Wewntrzne zdecydowanie wol ucieka ni goni, ich ziemie uwaa si powszechnie za... nieprzyjemne. . Sowo to jest w Mitu wypowiadane z zimnym naciskiem i lekko przej w pobliu cmentarza (wikszo na wszelki wypadek wybiera drog okrn). Tak wanie wszyscy traktuj ziemie wewntrzne Carapana - Dzikie Ziemie. Do dnia dzisiejszego nie zapuszcza si tam nikt... rozsdny. Na Dzikich Ziemiach nigdy nie poszukiwano zota; nie prowadzono wyrbu szlachetnych gatunkw drzew; nie polowano. Ludzie z zewntrz bali si zarwno mieszkacw tych ziem (o ktrych mwili po prostu Dzicy"), jak i Tajemniczych Niebezpieczestw (o ktrych nie mwili nic, tylko szybko zmieniali temat). Kim s Dzicy? To po prostu Indianie yjcy bez kontaktu z cywilizacj. Tacy, ktrzy po dungli chodz boso, zamiast majtek wkadaj przepask biodrow, a jedzenie zdobywaj za pomoc dmuchawki. Tacy, ktrzy wsadzaj sobie pirka w nos, a idc na uroczysto rodzinn, smaruj wosy kolorowym botem. Dzicy", jako przeciwiestwo oswojonych i ucywilizowanych. Nie ma w tym sowie pogardy - jest respekt. Pisane wielk liter stanowi okrelenie pewnego typu kultury pierwotnej i weszo nawet do jzyka naukowego. Wszyscy oni - Dzicy z plemienia Carapana - syszeli ju wprawdzie o cywilizacji biaych, ale woleli wasny, zielony wiat Carapana - kilometry dziewiczej puszczy dookoa. A Opowieci o biaych traktowaa podobnie, jak my traktujemy opowieci o Indianach - ot, fikcja literacka, ciekawa, owszem, ale tak samo realna, jak rodzinna wycieczka na Ksiyc. Pewnego dnia ta fikcja staa si faktem - w malekiej indiaskiej wiosce, o istnieniu ktrej nie wiedzia nikt oprcz jej mieszkacw, w miejscu, ktrego nie znajdziecie na adnej mapie, pojawi si pierwszy biay czowiek. Oczywicie natychmiast wzbudzi sensacj. I niepokj... wiele lat, umaro wielu Najstarszych, a w ich miejsce narodzio si innych wielu. SUSZA Od tamtych zdarze mino wiele dni, tygodni... Biay czowiek siedzia w progu szaasu i polerowa strzaki do dmuchawki. Oglda kad pod wiato i sprawdza, czy jest wystarczajco gadka. Drewniana szpilka dugoci okoo 30 centymetrw musi bez trudu pokona lepkie od wilgoci powietrze, przebi kilka skrzastych lici i w kocu utkwi w ciele zwierzcia. Najchtniej modej mapy, bo te s najsmaczniejsze. - Mapy ju dawno nie byo - powiedzia smtnie, ogldajc kolejn strzak. - Wci tylko ryby i ryby. Ostatnio zeszlimy na psy i jemy cokolwiek uda si zowi. Nawet piranie.

Biay czowiek by godny i wycieczony. Myliwi Carapana od bardzo wielu dni wracali z pustymi rkami - caa okoliczna zwierzyna odesza wygnana niespotykan susz. Przeniosa si daleko w gr rzeki - tam, gdzie wody byo wci pod dostatkiem. Indianie pozostali na miejscu, w nadziei na rychy deszcz, ktry jednak wci nie przychodzi... ...nie przychodzi... ... i ... ...nie przychodzi. W tym roku jako tak wyjtkowo dugo. Nikt z yjcych tu ludzi nie pamita, eby kiedykolwiek zabrako wody. Nie w ich rzece. Wysychay inne, mniejsze, ale nie ta. W porze suchej zawsze mocno opadaa; potem, kiedy przychodziy ulewy, odzyskiwaa wczeniejszy wigor. Nikt na to nie zwraca uwagi - ot zwyczajna kolej rzeczy: Kiedy woda opada -atwiej apa ryby. Kiedy wzbiera - atwiej dopyn na odleglejsze owiska. Rzek nikt si nie przejmowa, dopki bya. Jej obecno zauwaono dopiero, gdy znikna. Piranie s niesmaczne. Ponadto u Indian uchodz za niezdrowe. Wiele plemion uwaa nawet, e jedzenie tych ryb sprowadza nieszczcie, a co najmniej zanieczyszcza organizm. Mona si z tego mia, mona pogardliwie prycha na zabobony dzikusw", mona te uzna, e Indianie wiedz, co mwi - w kocu to oni, a nie my, od tysicy lat mieszkaj w dungli. Zaniepokojeni Indianie co noc odprawiali wielogodzinne rytuay. Przyzywali chmury i wiatr. Woali burze i ulewy. piewali. Taczyli. Palili magiczne kadzida... Biay czowiek te modli si o deszcz; do swojego Boga. piewa. Medytowa. Szepta co pod nosem w swoim tajemniczym jzyku; wiszczcym i szeleszczcym jak... susza. By zaniepokojony jeszcze bardziej ni Indianie - ich niepokj rozkada si przecie na ponad szedziesiciu mieszkacw wioski, a on niepokoi si tym wszystkim w pojedynk. Dla wikszego bezpieczestwa zamieszka poza obrbem wioski - w Szaasie Rodzcych, ktry chwilowo sta pusty. Stara si nie rzuca w oczy. Caymi dniami przesiadywa w progu, usadowiony tak, by widzie ciek, ktr w kadej chwili moga nadej grupa wojownikw pod przewodem szamana. Siedzia, wyglda deszczu i, dla niepoznaki, polerowa strzaki do dmuchawki. Jego stosunki z szamanem nie byy najlepsze. A w tej chwili szaman mia tu najwicej do powiedzenia. (Tak jak zapalnik ma najwicej do powiedzenia, gdy siedzi wetknity midzy kilkadziesit lasek dynamitu.) Jedno jego sowo, jedno oskarycielskie haso rzucone w tum wojownikw, byoby nieodwoalnym wyrokiem mierci. Cae szczcie, e szaman si go troch ba... Indianie byli przeraeni rozmiarami suszy i coraz bardziej nerwowo szukali jej przyczyny. Biay czowiek intensywnie myla, jak by im w prostych sowach objani fenomen El Nino, efekt cieplarniany, dezodoranty, freon i co to takiego skala przemysowa". W dodatku jak to zrobi, zanim ktry z tubylcw wpadnie na pomys, e by moe brak deszczu ma jaki zwizek z obecnoci w ich wiosce biaego intruza... W myleniu przeszkadzaa mu niepokojca wiadomo, e kady mczyzna Carapana ma pod rk osobisty zestaw zoony z dmuchawki i strzaek; e wikszo mczyzn Carapana bardzo celnie strzela (nawet do obiektw ruchomych, ktre staraj si ucieka zygzakiem); a ponadto, e wszyscy Carapana s ostatnio mocno zdenerwowani. Te ich strzaki nie musiay by polerowane ani specjalnie ostre - wystarczyo, e wikszo zostaa zatruta kurar. W tej sytuacji twrcze mylenie byo baaardzo trudne - gringo czu si jak kto, komu przystawiono do skroni rewolwer i kazano na raz, dwa, trzy" wycign pierwiastek z liczby 27.

Poniewa indiaskie mody nie skutkoway, starszyzna zacza radzi nad przeniesieniem plemienia w inn okolic. Takie przenosiny to nic dziwnego - co 7-10 lat Indianie pal swoje domostwa oraz wikszo dobytku i odchodz na nowe miejsce. To jedyny sposb, aby si pozby chmar pasoytw, ktre przyciga zapach czowieka. Kiedy strzechy, ciany i klepiska szaasw pene s dokuczliwych insektw, ubrania i hamaki pene pleni, a las dookoa pustoszeje w wyniku dugotrwaych polowa, wwczas wiosk wypala si do gruntu i porzuca. Jej mieszkacy nago - przechodz przez rzek, spukujc z siebie dokadnie wszelkie lady starego siedliska. Nastpnie maszeruj przez kilka dni do miejsca, gdzie powstanie nowa wioska. To starodawny rytua oczyszczenia; podobny w swej wymowie do naszego chrztu. (Spukujemy z siebie sadze grzechu i przez wod wchodzimy do nowego ycia.) Rytua powtarzany od pokole. Dlatego nie powinno by trudnoci z podjciem decyzji o kolejnych przenosinach. Tym razem jednak starszyzna miaa bardzo powany problem - ta wioska bya nowa! Zaoono j zaledwie p roku wczeniej. Strzechy z palmowych lici jeszcze nie poczerniay, poletka manioku nie wyday pierwszego plonu, pod adnym dachem nie zdyy si zagniedzi jaszczurki, ba, nie wszystkie dachy ukoczono. A i samo miejsce wybrano przecie nadzwyczaj starannie zwiadowcy zapuszczali si tu od dwch sezonw, oceniajc liczb zwierzyny, czysto wody i zasobno w ryby. Ponadto najstarsi Indianie mieszkali tu ju kiedy - wiele-wiosek-temu - i do dzi wspominali te czasy, jako Epok Penych Kurara to wycig z kory poudniowoamerykaskich lian z rodzaju kulczyba. Wywouje parali mini; najpierw ruchowych, a jak to nie wystarczy, take minia sercowego. Ale jak dotd zawsze wystarcza. No, chyba e kto ma na szyi pasek od aparatu fotograficznego, [przyp. tumacza] Brzuchw. Wszyscy - i starzy (pamitajcy-wiele-wiosek), i modzi {pamitajcy-wielepolowa) - byli zgodni: to dobra okolica. W dodatku zawsze taka bya. To miejsce gwarantowao obfito poywienia na wiele lat. Tymczasem, wkrtce po ich przybyciu....rzeka... przestaa., pyn. RIO Rio, czyli rzeka. Isll Rzeka bez nazwy. A teraz take bez wody. Waciwie bez nurtu, bo woda staa jeszcze tu i wdzie w pytkich sadzawkach. Niestety wikszo z nich do szybko zmieniaa kwalifikacj z sadzawek na bajora - intensywne parowanie powodowao, e coraz wicej ryb przestawao tam pywa, a zaczynao si unosi. Brzuchami w stron nieba. W lad za tym pojawia si charakterystyczny zapach i wtedy kolejn sadzawk trzeba byo skrela z listy dostpnych rde poywienia i wody zdatnej do picia. Rzeka bez nazwy, bez wody, bez ycia... Nic dziwnego, e biay czowiek od miesicy nie mia kontaktu ze wiatem zewntrznym. Jedyn drog powrotu w stron cywilizacji bya rzeka. Jedyn drog, ktr kto mgby mu przyby na pomoc, te bya rzeka. Jednak najpierw ten kto musiaby si dowiedzie o istnieniu tej rzeki i wioski w miejscu, ktrego nie ma na adnej mapie. Przez chwil rozwaa w mylach, czy na nastpn wypraw nie byoby sensowne zabra gobia pocztowego. Po tym, jak pado Irydium - wiatowa sie telefonw satelitarnych gobie wydaway si jedynym w miar realnym sposobem nadania depeszy z serca dungli. Drugim byo fatygowa si osobicie. Musiao to by pod koniec ostatniego boomu kauczukowego, czyli na przeomie lat czterdziestych i pidziesitych XX w. Wtedy, gdy jeszcze skupowano od Indian kauczuk. Spawiali go pirogami a do Manaus, a tam wymieniali na maczety, strzelby i naboje.

Polowali potem duo skuteczniej ni za pomoc tradycyjnych ukw i dmuchawek - std Epoka Penych Brzuchw. Jedn z takich strzelb znalazem w opisywanej wiosce. (Zardzewiay szmelc, grony w rwnym stopniu dla tych, co stoj przed, jak i za luf.) Bya zrobiona w Brazylii; wybito na niej dat produkcji 1946. Marki nie pamitam, ale Nakogopadnienategobc'j pasowaoby, jak ula. W sprzyjajcych warunkach na najblisz poczt musiaby pyn cznem okoo tygodnia. Ale sprzyjajce warunki skoczyy si ju miesic temu. Teraz rzeczka opada tak bardzo, e stanowia cig podunych sadzawek poprzedzielanych achami wilgotnego piachu. Czno trzeba by taszczy przez te achy na plecach - mrukn pod nosem - a do nastpnej rzeki. Kawa drogi... Niestety, ta nastpna rzeka take opada (o czym biay czowiek nie wiedzia). Stanowia obecnie mroczny rw peen gstego bota i zdechych ryb. Cuchncy i absolutnie niespawny. Jeszcze tydzie takiej suszy i nawet to boto zniknie. A boto bywa przydatne. Jest wprawdzie grzskie - przez co trudno si po nim chodzi - ale pozwala zdj czno z plecw i zacz je wlec po liskim podou. Wlec jakie... pi, moe sze dni do Rio Vaupes - pierwszej rzeki, ktr zaznaczaj na mapach. Dopiero tam mona by je zepchn na wod, wskoczy do rodka i powiosowa z niemrawym nurtem w kierunku cywilizacji. W tych okolicznociach wyprawa biaego czowieka na poczt i z powrotem musiaaby trwa ptora miesica. Dlatego biay czowiek nie zaprzta sobie gowy saniem listw. Bardziej praktycznym zajciem byo siedzenie w progu szaasu, polerowanie strzaek do dmuchawki i czekanie na deszcz. Ciekawe co przyjdzie pierwsze, deszcz czy wojownicy? - zapyta na gos. Deszcz spad noc. (Z dwumiesicznym opnieniem, o ktrym chwilowo nikt nie wspomina.) Lun bez jakiegokolwiek ostrzeenia. Na wieczornym niebie nie byo ani jednej chmurki, moskity nie gryzy prawie wcale (moe dlatego, e wikszo wczeniej wyscha na mier), Sowo poczta" jest tu troch na wyrost. Chodzi bowiem o pewien domek, a dokadniej o zmursza szop stojc na palach pord mokrade i rozlewisk. Jej waciciel miewa sporadyczne kontakty ze wiatem cywilizowanym i przy tej okazji wiadczy usugi pocztowe. Robi to z tak czstotliwoci, e wikszo listw knie przed dotarciem do adresata. (Pozostae kn bez docierania do kogokolwiek i w kocu - kiedy s ju tak spowiae, e na kopercie nie sposb nic odczyta - trafiaj w ognisko.) powietrze nie pachniao elektrycznoci ani wilgoci, a rzeka nie wezbraa na wiadectwo, e gdzie niedaleko ju pada. Deszcz nadszed cichaczem... ... ale za to run Z HUKIEM! WYO, WIAO, BYSKAO, WALIO PIORUNAMI I LAO, LAO, LAO, LAO... A potem jeszcze lao, lao, lao i lao... .Przez kilka tygodni.... ...Bez.przerwy. Takiego deszczu nie pamitali nawet pamitajcy-wiele-wiosek. By proporcjonalny do wczeniejszej suszy - poprzedniego wieczoru aden Indianin nie pamita tak niskiej wody, a nastpnego dnia rano nikt nie pamita wody tak wysokiej. Ju pierwszej nocy zerwao brzegi i rzeka rozlaa na boki, przykrywajc szeroki pas ziemi po obu stronach. O poletkach manioku, ktre byy ostatni nadziej godujcego plemienia, mona byo teraz definitywnie zapomnie - czego nie zabraa susza i nie zeary robaki, to porwaa woda. A nawet jeli cokolwiek zostao, trzeba by po to nurkowa. Na pow ryb te nie byo co liczy, bo wszystkie czna porwa silny nurt. Niektre razem z drzewami, do ktrych byy przywizane. W caej wiosce nie pozostao ani jedno.

Zrobienie nowej odzi zajmuje Indianom zaledwie kilka dni. Jak si bardzo piesz - dwa. Ale pod warunkiem, e maj do dyspozycji siekier. Niestety, siekiera bya wrd tych kilku pojaposkich rzeczy, ktre leay akurat rozoone na brzegu, kiedy ten si obrywa. Siekiera, jak to siekiera - na pewno nie popyna daleko. Za to rwnie na pewno popyna gboko. Wiadomo byo, gdzie jest. Nie wiadomo byo, jak po ni sign, W tej sytuacji nowe czno trzeba bdzie wykona star indiask metod. A to potrwa nie dwa dni, lecz dziesi razy duej. Oczywicie pod warunkiem, e woda nie porwaa take tych kilku zrbanych pni, ktre czekay w lesie. Gdyby si okazao, e ich te nie ma, wwczas... hmm... Gringo...? - zacz Indianin. -Tak? Czy umiesz ci drzewo na pirog? Takie grube i wysokie, lekko srebrne, gadkie po wierzchu? Takie, co ma skr" zamiast kory? Wanie takie. Na przykad tamto? - biay czowiek wskaza ogromny pie wyrastajcy ponad korony otaczajcych drzew. Noo... moe niekoniecznie tamto. Ono takie grube... Ktre mniejsze. Po prostu potrzebna jest niewielka piroga. Bierz siekier i chod. A bez siekiery nie umiesz? Bez siekiery, to chyba wy umiecie. Kto tu jest Indianinem? Widzisz, gringo, starym sposobem to bdzie bardzo dugo trwao. Mylelimy, e moe ty... A na czym polega ten stary sposb"? Podkopuje si pie... rkami; a do wywrcenia. Jak si go wreszcie obali, mona zacz wypalanie. Sypiesz wski pasek aru po caej dugoci pnia, a potem kilku mczyzn rozdmuchuje go, kady na swoim kawaku. Powstaje wypalony rowek. Do tego rowka sypiesz wicej aru i znowu dmuchasz... Ile to trwa? Wicej dni ni mam palcw. A ilu do tego potrzeba ludzi? Do zrobienia maej pirogi?... Takiej na dwie osoby?... Wystarczy tylu, ile mam palcw. Piciu, tak? Nie. Piciu, to ja mam u jednej rki, a to s dwie pene rce roboty. Na szczcie istnia plan alternatywny: Indianie maj zwyczaj przyrzdza chich, czyli sfermentowany napj z manioku. Kobiety najpierw tr bulwy na papk, potem t papk dokadnie przeuwaj, aby j zmiesza ze swoj lin, i wreszcie wypluwaj do drewnianej dziey. Ta dziea to po prostu stare popkane czno, ktre kto zaszpuntowa na tyle, by chicha nie wycieka. Alternatywny plan polega na wypiciu zawartoci najwikszej dziey - do dna! - nastpnie na jej dokadnym poataniu i wyruszeniu w pogo za odziami, ktre porwaa rzeka. Bya szansa, e utkny gdzie niedaleko, w nadbrzenych chaszczach. Niestety byo duo bardziej prawdopodobne, e le gboko na dnie. Enzymy zawarte w ludzkiej linie inicjuj proces fermentacji. Lekarze twierdz, e alkohol, ktry wtedy powstaje, oczyszcza chich z tego wszystkiego, co Indianki miay na zbach i kiedy chicha dojrzeje, mona j pi bez obaw. Duo trudniej j pi bez obrzydzenia. Chocia Autor twierdzi troch dalej, e chicha jest pycha", [przyp. tumacza] Indiaskie czna s bardzo wywrotne, a kiedy napeni si wod, prdko ton. To dlatego, e s zrobione ze szlachetnych gatunkw drewna. Szlachetnych, czyli twardych i bardzo cikich. Pie, z ktrego ma powsta d, prawie nie pywa - unosi si ociale pod lustrem

wody - na wierzch wypywa dopiero, kiedy si z niego wydubie rodek; ale nawet wtedy robi to niechtnie. Indianom to nie przeszkadza. Przeciwnie: kiedy chc zaparkowa d w jakim miejscu na czas duszy, czsto nalewaj do niej wody - to duo bardziej pewny sposb ni cumowanie do drzew, lian czy korzeni. W nocy, kiedy przyszed deszcz, wszystkie czna stay pod tym wysokim brzegiem, na ktrym leaa siekiera. Wikszo osadzono na dnie, wypeniajc wod. Teraz brzeg znikn, a w jego miejscu pojawio si bardzo duo rwcej rzeki. Biay czowiek siedzia na progu szaasu i patrzy w wod. Myla, jak by tu powyciga zatopione pirogi. O nurkowaniu nawet nie marzy - rzeka bya tak mtna i botnista, e wygldaa, jakby pyna dnem do gry. Porusza mona by si jedynie na powierzchni, a i to bardzo ostronie. Co jaki czas zza zakrtu wypaday ogromne konary; byy rozpdzone jak tarany. Wszystko wskazywao wic na to, e przez kolejne miesice nie bdzie sa listw do domu ani nie pojedzie na wycieczk do cywilizacji - tym razem z powodu nadmiaru wody. I braku odzi. Biay czowiek nie zaprzta sobie tym gowy. Powrt? A po co wraca? Bardziej praktycznym zajciem byo siedzenie w progu szaasu i patrzenie na rzek. W doniach trzyma sporej objtoci skorup kalebasy wypenion tym pynem z bbelkami. Chicha pachniaa jak marzenie. Przymkn oczy i pocign dugi yk. Jednoczenie, chon kwaskowo-sodki aromat. Gsty napj mile pieci zmysy. By chodny (cho powietrze dookoa wrzao) i lekko sycza (proces fermentacji trwa w najlepsze). Chwila bogoci... Kalebasa (Lagenaria pulgaris), czyli tykwa pospolita - warzywo z rodziny dyniowatych, o jadalnych owocach i zdrewniaej okrywie uywanej powszechnie jako naczynie, [przyp. tumacza] Potem jeszcze jedna... Chciaoby si j przytrzyma jak najduej... Niestety, jego myli popyny zupenie niezalenie od zachwytw podniebienia - w gowie pojawio si na moment wspomnienie starej Indianki o sprchniaych zbach, ktra wypluwa co do dziey. To co miao konsystencj bulgotliwie-glutowat i liniasty kolor. W tej sytuacji bogo zacza gwatownie pakowa manatki. Szykowaa si do wyjcia! Zamierzaa nawet trzasn drzwiami!!... Na szczcie, kolejny yk przytrzyma j na miejscu. Bogo ponownie rozsiada si na kubkach smakowych, a biay czowiek westchn: - Chicha jest pycha. Biay czowiek mwi do siebie, poniewa w pobliu nie byo nikogo innego, z kim daoby si porozmawia. A biali lubi rozmawia. W przeciwiestwie do Indian, ktrych rozmowa mczy mniej wicej w takim stopniu, jak nas przeduajce si milczenie. DUCHY > Kult zmarych istnieje wszdzie. Nawet tam, gdzie oficjalnie odrzucono wiat nadprzyrodzony, jako religijn bujd. W totalitarnych reimach wadze mwiy, e czuwa nad nimi duch Wielkiego Wodza Czyli - Stalina, Mao, Kim Ir Sena - czuwa, mimo e ci wodzowie pomarli, a ideologia, ktr budowali, bya do szpiku materialistyczna. Indianie twierdz, e duchy otaczaj nas zewszd, na podobiestwo mgy. Obcujemy z nimi fizycznie, nie zdajc sobie z tego sprawy. To dlatego, e Kraina Zmarych jest przyklejona do naszej rzeczywistoci - oba wiaty przylegaj do siebie ciasno [

i przenikaj si nawzajem. S splecione, jak mczyzna i kobieta w czasie stosunku. Hmm, hmm! Wrd cia astralnych panuje tok, albo moe lepiej byoby powiedzie mnogo", bo wedug Indian dusz maj take zwierzta i roliny. Nie s to dusze w peni rozwinite ani rozumne. Maj natur adekwatn do istoty, ktr zamieszkuj - dusza ludzka bdzie mdrzejsza" od duszyjaguara, dusza jaguara mdrzejsza" od duszy ryby, a dusza akwariowego gupika mdrzejsza" od tej yjcej w pniu kauczukowca. Take w Europie, wierzylimy kiedy, e wszystko, co yje (drzewa, trawa, ptaki...) ma dusze. Byo to w czasach celtyckich, kiedy wiedza naleaa do druidw. Potem, gdy przyszo chrzecijastwo, celtycka dusza otrzymaa nowe imi - Duch wity. Druidzi zaczli mwi, e caa natura, kada jej drobinka, kady kamyk, wietrzyk czy rolinka, ma w sobie Jego tchnienie. Tchnienie, czyli... odprysk, fragment... co, jak kilka atomw boskiego oddechu. Druidzi wierzyli, e w chwili mierci duch si uwalnia i ulatuje do rda - jednoczy si z bstwem i osiga stan najwyszy. Hindusi wierz troch inaczej: Wprawdzie wszystko, co yje, ma dusz, ale ta dusza jest zawsze taka sama, a nawet TA SAMA! Drzewa kauczukowe uchodz za najbardziej... inteligentne", za maniok to w tej terminologii jeop". Co jak db i kapusta. Albo inaczej: kiedy na wietrze szumi wierzba, szukamy w jej szumie nut Szopena. A w szumie kartofliska spodziewamy si znale najwyej troch stonki ziemniaczanej. Kraina szczliwoci; czyli potocznie: raj. nieistotne. Moe si wciela (w dodatkowe wcielenie: drzewie czy w czowieku, wielokrotnie) w rne istoty - rozumne i bezrozumne. Ta sama dusza potrafi oywia ryb, jaguara lub czowieka. Ta sama -jedna, niezmienna i niemiertelna. Reinkarnacja polega na wielokrotnych powrotach duszy na ziemi. Po mierci swego poprzedniego nosiciela" dusza wstpuje w kolejn istot. Celem tej wdrwki jest wspinaczka" po drabinie ewolucji. Kolejne wcielenia powinny by coraz wysze", lepsze". Jeli w poprzednim yciu dusza oywiaa drzewo, to teraz ma szans wej w ab, a potem w tygrysa bengalskiego, nastpnie w czowieka. A ten czowiek powinien stara si dorwna bogom w doskonaoci. Jeeli tak si stanie, dusza osiga najwyszy poziom - nirwan - stan wiecznej sodyczy, jednoci z bstwem; czyli potocznie: raj. I od tego momentu ju na ziemi nie wraca. A czy obok raju istnieje jakie hinduskie pieko? Hmm, z tym jest trudniej. A moe atwiej... bo jeeli kto y le, po mierci nie trafia do pieka - tak jak np. chrzecijanie ale ma kolejn szans si poprawi. Wraca na ziemi pod postaci istoty niszej ni ta, ktr by poprzednio. Jeli w zeszym wcieleniu by bogaczem i traktowa ludzi jak psy, po reinkarnacji pojawi si jako biedny, bezpaski pies, ktrego przeladuj nawet ebracy. Jeli by oblenym obartuchem, powrci jako winia na wysypisko odpadkw. Po prostu spadnie o kilka szczebli na drabinie duchowej ewolucji. Zostanie zdegradowany, ale nadal zachowa szans zbawienia, raju, czyli, jak to si mwi w Indiach nirwany". Plemiona w Amazonii wierz, e dusz maj nie tylko ludzie, zwierzta i roliny, ale take niektre miejsca i przedmioty. Czy to cakiem niedorzeczne? Wszak wielu z nas, ludzi cywilizowanych, przechowuje maskotki z dziecistwa; stare pluszowe misie, ktre sadzamy na honorowym miejscu i nie

traktujemy jak martwy przedmiot. Nie jest ywy, ale... nieywy take nie. Wic jaki? Naelektryzowany" yciem??? Stary Testament te to zna - czym grzeszysz, tym bdziesz karany. Zasada odpaty: za pych - ponienie, za zdron rozkosz - smutek i cierpienie, za obarstwo - gd, za lenistwo - trud, a za gniew - przeladowanie. Indianie zdecydowanie nie s wyjtkami, wierzc, e przedmiot ' Jj, moe mie dusz. Tym bardziej e im chodzi raczej o... lad, o odcisk naszej wasnej duszy, ktrmy w ten przedmiot wtarli" (uywajc ' go czsto, przyzwyczajajc si do niego itp.). W tym miejscu przypomina mi si ulubiona siekiera mojego dziadka - tak dalece ulubiona, e inn nie potrafi pracowa. Kawaek elaza sta si partnerk, przyjacik, bo tylemy razem przeyli takemy si zyli ze sob. To w ten sposb przedmioty oywaj" nasze przywizanie do nich rodzi personifikacje. Skoro za oyy", musz mie dusz, przynajmniej szcztkow A gdybym Pastwu powiedzia, e Indianie wierz w istnienie duszy tropikalnego lasu? To do oczywiste, prawda? Puszcza yje oddycha, karmi, potrafi zaatakowa, a nawet zabi, rozmnaa si... yje! A skoro co yje, ma dusz. Indianie twierdz, e maj te kada ich wioska zbiorowisko szaasw, ognisk domowych, miejsce, gdzie si pierze, myje, gdzie gnij odpadki, gdzie si taczy, modli, pracuje, gdzie umieraj starcy, krzycz dzieci... Wioska ttni yciem odmiennym od otoczenia - wasnym, swoistym, indywidualnym. Musi wic mie dusz odrbn od lasu rosncego dookoa. Indianie wierz, e gdyby ich wioska stracia dusz, trzeba by si przenie gdzie indziej, bo nie da si y na martwej ziemi. W innym miejscu i czasie, nad inn rzek ni Anaconda, zaczo si Indianom le wie. Uprawy widy, owoce kwaniay, orzechy toczy grzyb. Las przesta karmi, deszcz przesta pada, nadesza susza pena much. Zdrowi pochudli, chorzy pomarli, a w mtnej wodzie zbrako ryb. teren kompletnie zaronie lasem. Jednak sytuacja bya wyjtkowa. . Szaman przeszed przez rzek. Mnie kaza zosta. Nastpnego dnia szaman wyruszy w drog powrotn do starej wioski. Normalnie si tego nie robi - nie wolno wraca do czasu, a - Ta wioska nie ma ycia - obwieci szaman. - Ziemia jest zimna i pragnie duszy. Przestaa rodzi, zacza ssa. Usech ostatni maniok, schn drzewa... Ale to wszystko mao, by j zaspokoi. Kiedy wyssie ycie z rolin, zacznie je wysysa z nas. Trzeba zaradzi. Albo ucieka. Po drugiej stronie widziaem polan wypalon do goej ziemi. W kilku miejscach sterczay zgliszcza szaasw. Patrzyem, jak szaman szuka czego pord pogorzeliska. Wkrtce wrci, niosc mae zawinitko. Co tam masz, Czarowniku? -Troch popiou, nic wicej. Ale to pomoe. Moe! - umiechn si blado. Po powrocie do nowej wioski - tej bez duszy - szaman zebra wszystkich na klepisku przed szaasem wodza. Potem kaza wykopa niewielki doek, do ktrego wrzuci zawinitko z popioem i natychmiast przysypa je ziemi. Udepta mocno. Oplu. Nastpnie przywleczono na to miejsce wieo rwane gazie i rozpalono ogie. Mokre licie, jak wiadomo, daj wicej dymu ni ognia. Z tego dymu bdzie deszcz - powiedzia szaman. - Orzewienie i nasycenie.

I rzeczywicie, jeszcze tej samej nocy przysza tropikalna ulewa - pierwsza od dawna - rzeka natychmiast wypenia si rwcym nurtem i rybami, maniok podnis oklape licie, a w ociekajcym yciodajn wod lesie zawierkay ptaki i zaczy rechota aby. Nasza wioska odzyskaa dusz - powiedzia szaman. Widocznie, odchodzc ze starego miejsca, nie zabralimy jej ze sob. Teraz ju jest - w naszej ziemi znowu bije serce. Czy to takie dziwne - dusza indiaskiej wioski? O Krakowie, Nowym Jorku, Paryu, te si mwi: to miasto ma dusz. O Czstochowie mwi si: tu bije serce Rzeczypospolitej. Czy to tylko przenonie? Magia miejsca?... A moe istnieje magia" wsplnoty? Przecie grupa ludzi to co wicej ni suma jednostek. (Nawet duo wicej - szczeglnie gdy mamy do czynienia z grup ludzi zorganizowanych w komando.) Wataha wilkw, to wicej ni tyle samo wilkw ustawionych obok siebie. Tabun koni, to wicej ni przypadkowe zegnanie stada. Aju szczeglnie rj! Rj nie ma NIC wsplnego z pojedynczymi pszczoami. Skd si bierze to... superego zbiorowoci? Aaaa, to ju jest Wielka Tajemnica Bytu. Tak samo nie wiadomo skd w komputerze pojawia si dodatkowa porcyjka pamici, kiedy wstawi mu dwie mniejsze koci zamiast jednej o podwjnej mocy. KONIEC I oto koniec Pocztku. Ale, jak kady dobry pocztek, take i ten rodzi ca mas pyta: Kim jest w biay czowiek? Skd przybywa? Dokd ostatecznie dotrze? I co go spotka po drodze? O tym wanie bdzie ta Opowie. O Indianach z gincego plemienia Carapana. O starym szamanie i jego czarach. A take o pewnym biaym czowieku, ktry zamieszka na Dzikich Ziemiach. Cho w tej chwili pnagi i z ciaem wymalowanym na czerwono, jest on w gruncie rzeczy taki sam jak Wy - te kiedy czyta ksiki podrnicze i marzy o dalekich ldach. Bdzie to Opowie o dungli, Indianach i w pewnym sensie o kadym z Was. A co najmniej o tym, kim moecie si sta. w biay czowiek nie od razu trafi do Amazonii i nie od razu spotka Indian. Ale w kocu spotka! Rnica midzy nim a Wami jest niewielka. Nie polega na wyksztaceniu, pochodzeniu czy na zasobnoci portfela. Jedyn rnic midzy ludmi, ktrzy realizuj swoje marzenia, a ca reszt wiata jest to, e ci pierwsi pewnego dnia podnieli wzrok znad ksiki, wstali z fotela i ruszyli na spotkanie swoich marze. Ruszajcie i Wy! No... moe nie natychmiast - najpierw doczytajcie t Opowie do koca. Warto jeszcze wspomnie, e jest to historia prawdziwa, cho nie wszdzie dosowna. Pominem kilka istotnych drobiazgw, eby ich opisem nie zawstydza (przede wszystkim siebie). Zmieniem kilka nazw geograficznych - eby nie wywoa turystycznego najazdu na miejsca, ktre powinny pozosta dzikie. I poczyem niektre wydarzenia oddalone w czasie - by uzyska wiksz zwarto Opowieci. Ale poza tym jest to historia prawdziwa. Cho przyznaj - miejscami trudna do uwierzenia nawet dla mnie. A jak si to wszystko skoczy? Dobrze? Wiele zaley od przypadku. A przypadki w dungli wystpuj w dwch typach - s albo szczliwe, albo miertelne. Powiem to tak: Gringo wrd dzikich plemion jest jak saper rozbrajajcy min - najczciej udaje mu si wrci do domu o wasnych siach. Bywa, e troch przy tym kutyka albo e nie ma czym

poduba w nosie, ale na og wraca. Oczywicie (i warto o tym pamita!) zawsze istnieje taka opcja, e za ktrym razem... No c - na kogo padnie, na tego bc. Posuchajcie... Cz 1 KSIGA SOCA Los Llanos... Ani to step, ani sawanna... Rozlege, paskie ziemie pooone na wschd od Andw. Nie-ucywilizowane. Oficjalnie pnocna poowa Llanos naley do Wenezueli, poudniowa do Kolumbii. W praktyce jedynym wadc, ktry tu nad czym panuje, jest dzika przyroda - caa reszta to przejciowi uzurpatorzy. Los Llanos... Ostoja dzikiej zwierzyny. Krlestwo kapibary i kajmana. A take ptakw, wi i ab. Ale przede wszystkim jest to raj dla owadw. Tu nigdy nie zapada cisza, kiedy milknie wszystko inne, nadal w tle sycha bezustanne, namolne, monotonne: bzzz. Los Llanos... Prawie doskonae bezludzie. I ponaddoskonae zachody soca. A ponadto: ar soneczny. ar rozgrzanej ziemi. ar rozarzonego powietrza. ar dnia. ar nocy. ar tropikw. Nieustanny. Nieznony. Przeraajcy. ar. ar. ar. Przejechaem Llanos wzdu i wszerz. O tym, jak byo wzdu, opowiada Gringo na kocu Orinoko". A jak byo wszerz? Posuchajcie... NOTA OD TUMACZA Llanos to kraina geograficzna w dorzeczu Orinoko, obejmujca swoim obszarem ziemie na pograniczu Wenezueli i Kolumbii; od zachodu i pnocy ograniczona przez Andy, od wschodu i poudnia przez Puszcz Amazosk. Llanos to take nazwa formacji rolinnej wystpujcej na tych terenach - typ sawanny zalewowej z pojedynczymi drzewami, gwnie palmami - spotykanej nie tylko w dorzeczu Orinoko, lecz take np. w grnym biegu rzeki Paragwaj. Sowniki podaj haso llanosy [wym. ljanosy] jako polski odpowiednik hiszpaskiego llanos. Dla jasnego rozrnienia, czy Autorowi chodzi akurat o miejsce na mapie (obszar Los Llanos), czy raczej o charakterystyczn formacj rolinn (sawann - llanosy) porastajc te tereny, w niniejszej ksice bdziemy si posugiwa naprzemiennie obiema pisowniami hiszpask oraz polsk: Los Llanos lub Llanos bdzie si odnosio do krainy geograficznej w Wenezueli i Kolumbii; Llanosy za (oraz wszystkie formy pochodne - np. llanosw, na llanosach...) bd si odnosi do formacji rolinnej, a wic w przyblieniu bd znaczy tyle co sawanna". W tym kontekcie stwierdzenie: na llanosach Los Llanos" oznaczaoby: na sawannach (porastajcych tereny) Los Llanos". BIAY CZOWIEK I CELNIK - Skd e przyjecha, gringo??? - najwyraniej urzdnikowi imigracyjnemu pewne fakty nie mieciy si w gowie. Pyta o to samo ju po raz czwarty i wci z takim samym niedowierzaniem. Midzy kolejnymi pytaniami robi dugie przerwy pene krcenia gow. Stroi te mdre miny, jakby rozwaa, co waciwie miaem na myli, mwic to, co mwiem. A ja przecie nie mwiem niczego nadzwyczajnego: Z Wenezueli, seor - odpowiedziaem po raz czwarty. Wci bardzo uprzejmie, ale moja uprzejmo bya ju teraz w wikszoci udawana. Umiechaem si wprawdzie, lecz w sposb charakterystyczny dla wizerunkw Judasza. Czyli mniej wicej tak, jak to robi sekretarka, gdy informuje, e szefa chwilowo nie ma, a w tym czasie z gabinetu za jej plecami sycha znajomy gos.

Niedobory szczeroci na mojej twarzy prbowaem nadrabia postaw ciaa. Za wszelk cen staraem si upodobni do czego maego i unionego. Czego, czym naprawd nie warto sobie zawraca gowy. I najlepiej to po prostu zetrze z podeszwy o najbliszy rant. Latynosi wyjtkowo nie lubi, kiedy ich kto popdza, dlatego bardzo chciaem - musiaem! zamaskowa wszelkie oznaki zniecierpliwienia. A ono rOSo. I coraz gwatOWniej szukao sObie ujcia... Aaahaaa... z We-ne-zuu... eli - urzdowe niedowierzanie zastpia teraz gruntowna analiza faktw. - Znaczy si przejechae przez cae Llanos?? Dla podkrelenia skali wysiku umysowego, jakiego wymaga zrozumienie, co mam na myli mwic Wenezuela", facet zrobi buzi w ciup i zmarszczy czoo. - Tak jest, senor - seor wyszo mi duo bardziej syczco, nibym chcia - z We-ne-zu... ELI - zakoczyem. (Stanowczo zbyt gono.) Z tym marszczeniem nie jestem cakiem pewien. Rwnie dobrze mogo mi si zdawa, poniewa czoa to on mia tyle, e przez cay czas wygldao jak zmarszczka. Jeliby iloraz inteligencji mierzy w milimetrach, ktre dziel lini brwi od linii wosw, nasz pan urzdnik osignby wynik midzy trzy a pi. W porywie irytacji rozdziabaem mu to sowo na pojedyncze sylaby. eby je sobie mg dokadnie obejrze pod wiato i przyswoi. Kad z osobna. Powoli, ale definitywnie puszczay mi nerwy. Ostatnio wszystko szo marnie. A teraz jeszcze te korowody z ociaym umysowo urzdasem. Chciaem, eby mi ostemplowa paszport tylko tyle. Potem sobie pjd, znajd jaki hotel, wezm prysznic i wreszcie spokojnie zasn. Byem niewyspany, bo na wojnie si czowiek nie wysypia. A ja od kilku dni kluczyem jak zaszczuty pies przez tereny, gdzie trwaa wanie w najlepsze wojna domowa. Z mojego punktu widzenia miaa ona najgorszy moliwy charakter - partyzancki. Oznaczao to brak jasno okrelonej linii frontu. Zbrojne oddziay obu stron wci si przemieszczay i nigdy nie byo wiadomo, kto akurat kontroluje kolejn miejscowo, do ktrej zmierzam. Bywao tak, e kadem si spa pod panowaniem wadzy rzdowej, a ju nastpnego ranka ulice patrolowaa guerrilla, znana z tego, e w swojej susznej sprawie" zabija albo porywa biaych ludzi. Dla okupu, dla rozgosu... niewane. Wane byo UNIKA JEJ JAK OGNIA. Dlatego spaem bardzo mao i nieregularnie. I dlatego teraz nie miaem ochoty na dyskusje z facetem, ktry sowa dusze ni trzy sylaby musi sobie wkada do gowy po kawaku. KOLUMBIJSKA WOJNA DOMOWA || Guerrilla to bardzo mylce okrelenie. Z daleka (powiedzmy z odlegoci, jak przebywa samolot na trasie Bogota-Sztokholm) guerrilla kojarzy si z idealistami, ktrzy wystpuj w obronie ciemionego ludu, i z romantyczn walk partyzanck. Z bliska (powiedzmy z odlegoci, jak pokonuje kula karabinowa na trasie lufa-czowiek) guerrilla to ju tylko zbrojne bandy mordercw. Spotykaem guerrill w wielu krajach. I jako nigdy nie byli to sprawiedliwi mciciele krzywd". W Kolumbii ofiary partyzanckiej zemsty zostaj porzucone przy drogach z jzykami wycignitymi przez gardo albo powiartowane maczet. Nieletnich janczarw, wcielanych do partyzantki przemoc, szkoli si w patroszeniu zwok, a nawet w piciu krwi wroga. Wojna domowa w Kolumbii trwa od ponad stu lat. Wadza dzieli si tam na konserwatystw i liberaw. Obie partie zawsze miay swoje oddziay zbrojne, ktre zwalczay si bez pardonu. W latach 1899-1903 w tzw. wojnie dwch tysicy dni - toczonej na maczety!!! - zgino 120 tysicy ludzi. W latach 1948-1957 w okresie tzw. Przemocy zgino prawie 300 tysicy osb wygnanych ze swoich domw. A jest to wanie jeden z okresw spokoju!

Strony konfliktu s trzy: Guerrilla - kilka rnych grup partyzanckich (FARC, ELN i in.). W sumie co najmniej 40 tysicy bardzo dobrze uzbrojonych ludzi. Zaprawionych w walce duo lepiej ni armia rzdowa. Wojsko i policja - oficjalnie 165 tys. onierzy, ale w praktyce zdolnych do walki w polu jest nie wicej jak 50 tys. Wadza pastwowa w Kolumbii jest tak saba, e nie panuje nad poow swego terytorium. Na 1100 municypiw a 200 nie ma adnego posterunku policji czy wojska, a w 500 nastpnych istniejce garnizony wojskowe lub posterunki policji mog co najwyej broni same siebie. Paramilitarne oddziay samoobrony (AUC) - konfederacja prywatnych armii stworzona do ochrony majtkw, fabryk, kopal i plantacji przed terrorem bandytw z FARC. Waciciele ziemscy i plantatorzy zatrudniaj w sumie ok.15 tys. zbrojnych, zwanych potocznie: paramilitares - paramilitarni. FARC - Rewolucyjne Siy Zbrojne Kolumbii (Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia) oraz ELN - Armia Wyzwolenia m i z inspiracji partii lewicowych. Ich korzenie to: chopskie bojwki, komunici, Zwizek Sowiecki, Fidel Castro, lewicowi inteligenci z wielkich miast oraz Chrystus z karabinem, czyli ksia wyznajcy tzw. teologi wyzwolenia (dopuszczajcy uycie przemocy w walce o sprawiedliwo spoeczn; ekskomunikowani przez Watykan). Z caej tej ideologii pozostaa dzi tylko spowiaa fasada. Za fasad kryje si fabryka kokainy. Po upadku karteli z Cali i Medellin zarwno FARC, jak i paramilitarni z AUC - Zjednoczonej Samoobrony Kolumbii (Autodefensas Unidas de Colombia), oficjalnie przejli biznes narkotykowy. I o to dzisiaj toczy si wojna w Kolumbii - o pienidze pynce z eksportu kokainy! Sze miliardw dolarw rocznego obrotu pozwala na zakup nowoczesnej broni, skomputeryzowanych systemw cznoci, wielu maych linii lotniczych, na budow wasnych drg przez dungl, na sprowadzenie ekspertw od terroryzmu z baskijskiej ETA i irlandzkiej IRA, na kupienie kadego polityka i na pen bezkarno. Midzy FARC a AUC, czyli mwic potocznie: midzy farkami a paramilitarnymi, trwa regularna wojna terrorystyczna na wyniszczenie. Obie strony zmuszaj ludno cywiln do posuszestwa, cigaj podatki i rekruta. Kto nie chce sucha - ginie. I najczciej nie od zwykej kuli, ale powiartowany maczetami, spalony ywcem, z jzykiem wycignitym przez gardo na tzw. krawat lub przywizany do pnia i wyjedzony przez mrwki. Paramilitarni strzelaj do farkw. Farki strzelaj do wszystkich. Armia rzdowa strzela na olep - uprawia gr pozorw, osaniajc sama siebie i kilka najwaniejszych orodkw pastwowych. W miar bezpieczne s jedynie trzy aglomeracje miejskie - Bogota, Medellin i Cali poczone liniami kolejowymi i pilnie strzeonymi drogami. Ale i tak na kadej z tych drg guerrilla codziennie napada i pali jaki autobus, ciarwk lub przynajmniej samochd osobowy. Kto tylko moe, lata w Kolumbii samolotem. Poza zasigiem wadzy pastwowej, a wic de facto pod rzdami guerrilli le ogromne terytoria amazoskiej dungli, trzy przebiegajce kraj z pnocy na poudnie acuchy andyjskie, tropikalne lasy na wybrzeu Pacyfiku, bagnisty przesmyk Darien na granicy z Panam oraz ogromne nieucywilizowane obszary Llanos na pograniczu kolumbijskowenezuelskim. Tam bandyci czuj si zupenie bezpieczni i pozostaj cakowicie bezkarni. LOS LLANOS Drg tu mao.

A poza tym tutejsze drogi to zaledwie koleiny wyjedone przez koa i wydeptane przez kopyta. Dla przybysza z zewntrz wszystkie one prowadz znikd donikd. Wychodz daleko za horyzont, tam krzyuj si ze sob, rozdwajaj, potem cz, znw rozdwajaj... a w kocu gin w wysokiej trawie. I wtedy nie wiadomo jak wrci. Najlepszym rodkiem transportu na Llanos jest ko. A najbardziej popularnym - mu. W wielu miejscach dopiero z grzbietu rumaka mona wyjrze ponad powierzchni falujcych traw - bywa, e trawy dorastaj tu dwch metrw wysokoci. Samochodem jechaoby si jak w tunelu i w kocu, najprawdopodobniej, ugrzzo w mokradach. Dla motoryzacji llanosy bywaj dostpne tylko w porze suchej, tropikalny deszcz zamienia je bowiem w ogromne pytkie jezioro. Woda siga po kostki... po kolana... najczciej po pas... w niektrych miejscach po szyj... a czasem, rzadko, ale jednak... Ze wzgldu na rodzaj podoa woda nie ma gdzie wsikn, wic musi odparowa; co trwa zwykle kilka miesicy. Llanosy s wwczas absolutnie nieprzejezdne. Tylko gdzieniegdzie ponad wod wystaj bezludne wyspy-pagrki. Wida je i sycha z daleka, bo gromadz si na nich liczne stada byda, ktre szuka schronienia przed powodzi. A kiedy ju znajdzie, to caymi dniami wyje. Bydo na Llanos hodowane jest przede wszystkim dla misa, ale take ze zwykego przyzwyczajenia - tutejsi ludzie uwaaj, e skoro maj pod dostatkiem ziemi poronitej traw i od pokole pasie si na niej bydo, to niech si pasie nadal. Nawet jeeli nie ma go komu sprzeda ani nie sposb wszystkiego przeje samemu. - A niech tam sobie ywioa chodzi i wyje - powiadaj. - Zawsze to raniej czowiekowi z bydekiem, ni y tak cakiem samemu na tym odludziu. Ponadto dobrze jest mie kilka setek zapasowych krw i cielt, zdarza si bowiem, e deszcze przychodz wczeniej ni zwykle, a zaskoczeni pasterze nie zdaj przegna wszystkich stad na pagrki wystajce ponad lustro wody. Wwczas sporo zwierzt tonie. Krowy wprawdzie chtnie pas si, brodzc po pachy w mokradach, ale spa i u musz, lec na suchym ldzie. Krowa, ktra nie zdy dotrze do wyspy - ginie. Najpierw unosi si wzdta na powierzchni wd jak ogromny aciaty balon. Nastpnie zostaje wypatrzona przez kajmany. (Wprawdzie codziennym poywieniem kajmana s ryby, ptaki i drobne ssaki, lecz zdychajca krowa to taki atwy ksek...) Potem sycha: pssss... gdy z napocztego balona schodzi morowe powietrze, i wreszcie rozpoczyna si kwadrans gwatownej kotowaniny wypenionej rozszarpywaniem. Woowina zostaje ks po ksie zapakowana w torby z krokodylej skry. Na koniec torby kad si w jakim nasonecznionym miejscu, gdzie woowina ulegnie powolnej przemianie w dziczyzn. Miso kajmana jest oficjalnie zaliczane do dziczyzny. Ja, ze wzgldu na smak, wpisabym je raczej na list ryb. W konsystencji zwize, wkniste i twardawe - podobnie jak filety z rekina. Lekko pachnie botem - podobnie jak gotowane raki. A smakuje jak... ryby drobiowe. (Skoro istniej kabanosy drobiowe, parwki drobiowe, szynka drobiowa itp., to potraficie sobie chyba wyobrazi smak drobiowej ryby, prawda?) KROWY PO DESZCZU Krowy po deszczu s jednoczenie szczliwe i nieszczliwe. Ale jako godz jedno z drugim. I nie popadaj przy tym w obd! S szczliwe, poniewa po miesicach jedzenia trawy wysuszonej na wiry mog wreszcie przeuwa wiee soczyste pdy. A nieszczliwe z powodu grasujcych w wodzie pijawek, wy, piranii i licznych owadw, ktre bez trudu wgryzaj si w ich rozmik skr. S szczliwe, bo mog pi wod ile ktra chce i kiedy tylko chce, ale nieszczliwe, bo trudno znale suche miejsce do poleenia.

Szczliwe, bo w wodzie im troch chodniej, ale nieszczliwe, bo pod wod zrobio si grzsko. I tak w kko - ciga hutawka nastrojw. Dlatego wanie krowy s z natury spokojne - musiay przywykn, przystosowa si i nauczy cierpliwie znosi sprzecznoci losu; albo spa z hutawki. wiczyy ten swj spokj na dugiej drodze ewolucji i teraz kady problem egzystencjalny umiej z namysem przeuu... przetraawi... i.... pozostawi za sob. W formie placka! Ogon jest jeden, a muuch wiele... - powiada Ksiga Mdroci Mu. Znaczy to mniej wicej tyle, e wszystkich kopotw od siebie nie odgonisz - niektre musz ci dosign i bolenie uksi. Taki placek jest dla much tym, czym dla dzieci plac zabaw, a dla dorosych pole piknikowe. Australijskie muchy nazywaj te placki aborygeskim sowem bingobalanga; muchy z wysokich Andw mwi na nie po hiszpasku: paguana, albo w jzyku keczua: gunakaka; natomiast afrykaskie muchy tse-tse, posugujce si jzykiem suahili, woaj: bombafefe. Muchy zamieszkujce odludne tereny Los Llanos tak rzadko stykaj si z ludmi, e nie poznay naszej mowy i nadal dla okrelenia wszystkich rzeczy, czynnoci i uczu uywaj tradycyjnego okrelenia: bzzz. Kto nie jest w stanie cierpliwie znosi uksze losu, bdzie coraz wicej czasu traci na bezskuteczne wymachiwanie ogonem. I stopniowo popadnie w obd, gdy ca treci jego ycia stanie si unikanie nieuniknionego. Ksiga Mdroci Mu uczy, e zamiast si z nieuniknionym szarpa, lepiej mu si podda i przeczeka. Ogon jest jeden- a muuch wiele... - powiada Mu i zaraz potem dodaje: ...ale wszystkie w kocu kiedy odlatuuj. Krowa zniesie wszystko. Powoli. Cierpliwie. Niestety, nawet to krowie powolne i cierpliwe zniesie wszystko" ma pewne granice. Bardzo odlege, ale ma. Poza nimi ley stampede - tak na Dzikim Zachodzie nazywano popoch albo sza byda. (Termin ten przeja w XX w. nowojorska szkoa psychoanalizy i dzi okrela si nim nage napady gwatownego zdenerwowania, w ktrych czowiek zachowuje si jak zwierz. U krw jest na odwrt - stampede oznacza., e bydo zaczyna si zachowywa jak ludzie opuszczajcy stadion pikarski po meczu ligowym.) Zapytajcie wspczesnych kowbojw z Argentyny, Kanady czy Australii, czego si boj najbardziej? Kady z nich chtniej pjdzie spa na torach ekspresu Tokio-Osaka albo wsadzi gow do mockarni, ni wyjdzie na spotkanie rozpdzonego stada krw, ktremu funkcja powolne przeuwanie" przestawia si na: stampeeEEEEDE! Ciekawostka: Stado, ktre wpado w popoch, mona zatrzyma na dwa sposoby: Pierwszy to zagoni je na brzeg urwiska - wtedy zatrzymuje si definitywnie. Na dnie kanionu. Jest to zatrzymanie poczone z jednoczesn zamian krw w woowin. Cytaty, w tumaczeniu Autora, na podstawie wydania angielskiego Tbe Wisdom ofMoo Oxford 1832. Drugi sposb, mniej radykalny, polega na zaganianiu szalejcego stada w praw stron w taki sposb, by z galopujcych krw utworzy krg. W efekcie krowy, ktre biegy na pocztku tabunu, zaczynaj dogania te, ktre zostay na szarym kocu. Stado goni teraz swoich wasnych maruderw i stopniowo zwalnia. Pozostaje pytanie, dlaczego ten manewr udaje si wykona wycznie w praw stron?

Jedyna teoria, o ktrej syszaem, ma zwizek z dziaaniem siy Coriolisa (tej samej, ktra zakrca wod spywajc z wanny). Sk w tym, e w Australii czy Argentynie Coriolis krci wod w odwrotnym kierunku ni w USA i Kanadzie, a krowami nadal w prawo. Ale moe to dlatego, e bydo, jak to bydo - jest wyjtkowo uparte. POZA PRAWEM fepsa Na kolumbijskich Llanos autobusy docieraj tylko gdzieniegdzie. Ciarwki terenowe podobno wszdzie, ale wycznie pod warunkiem, e szofer ma sporo zbdnego czasu i bardzo si uprze. Sk w tym, e po dotarciu na miejsce nie zawsze wracaj. Tu lepiej nie by przesadnie upartym... ...Ani dociekliwym. Ani nieznajomym. Ani wojskowym. Ani urzdnikiem. Ani turyst. Ani cudzoziemcem. Na kolumbijskich Llanos najlepiej w ogle nie by. Jeli si nie musi. Im dalej na wschd lub poudnie, tym bardziej dziko -sawanna powoli przechodzi w suchy las, a potem, nad brzegami Orinoko, w tropikaln puszcz. Jest si gdzie zaszy, bo tam nie ma ju adnej wadzy pastwowej - tylko, stara jak wiat, wadza silniejszego. W kilku strategicznych miejscach nad rzekami granicznymi zbudowano stanice wojskowe. Osigalne drog wodn lub powietrzn. (Teoretycznie take ldow, ale nikt jako nie kwapi si sprawdza, czy aby na pewno.) Zgrupowani tam onierze wiedz, e nie powinni wystawia nosw zbyt daleko poza koszary. A jeeli ktry nie wie, to dowiaduje si do szybko. I bolenie. Najczciej te raz na zawsze - jak saper. Stanice maj za zadanie sta na stray granic. I stoj - gwnie na stray swoich wasnych. Caa wadza pastwowa w kolumbijskiej czci Llanos ogranicza si do terenu wewntrznego kilku solidnie zabarykadowanych posterunkw granicznych. Powiedziano mi, e lepiej si do nich nie zblia, bo onierze s tak podejrzliwi i poddenerwowani, e na wszelki wypadek strzelaj take do interesantw. Wolaem tego nie sprawdza. Zignorowaem wic formalnoci paszportowe i po prostu parem naprzd. Zgodnie z zasad, e atwiej uzyska rozgrzeszenie ni pozwolenie. W tym przypadku chodzio o rozgrzeszenie z braku pieczci wjazdowej oraz pozwolenie na chwilowe pominicie formalnoci. Rozpaczliwie poszukiwaem pierwszej miejscowoci kontrolowanej przez wadze pastwowe, a kiedy wreszcie dotarem do Villavicencio i miaem prawie pewno, e nikt mnie ju nie zastrzeli na ulicy, okazao si, e traktuj mnie tu jak przestpc. Z We-ne-zu-e-li? TAK, seor - kocowe r skadao si z trzech kolejnych r i zadrao w powietrzu jak krrrwisty befsztyk, ktry ma zamiar kogo chlasn w czoo. Ale przecie granica jest zamknita, a w caej prowincji Arauca rzdzi guerrilla! Moe i zamknita... ale duga i zielona, seor. Przejechae na dziko i nikt ci nie zastrzeli!? Nie wierz, gringo. Zastrzeli, a teraz rozmawiasz z trupem, ktry gada - pomylaem, zgrzytajc w duchu. Na gos postanowiem by bardziej uprzejmy; w kocu tylko od niego zaleao, czy mi wbije do paszportu jak wiz czy, nie daj Boe, odele z powrotem na granic. Nikt nie strzela, seor - umiechnem si przymilnie. - Peen spokj na caej trasie. Od granicy a do Yopal, tylko raz zatrzymali autobus, zrobili rewizj i pucili dalej. Tam codziennie porywaj ludzi! Szczeglnie lubi gringos! A ciebie nie porwali? W tym momencie skoczya mi si cierpliwo. Wziem gboki wdech, ale nic to nie pomogo. Czuem, e nastpne zdanie, ktre wypowiem, bdzie zoone gwnie z wykrzyknikw. Do tego powizanych w grube wizki. Na szczcie urzdnik nie czeka na odpowied, tylko znowu zacz mwi: Tam, skd przyjedasz, ostatnio wysadzili w powietrze hotel i kilku ingenieros z kompanii naftowej. A potem nawet amerykaski konsul

z odziaem Gwardii ba si jecha po ciaa. Zreszt i tak musiaby je zbiera pset. Albo szpachl - w tym miejscu zacz chichota jak hiena. - ...a najlepiej cierk, he, he, he, he... I mgby piciu chopa zmieci do jednego maego kubeka! - teraz rechota ju na caego. Po duszej chwili jako si opanowa. Ogromn chustk do nosa przetar mae oczka, a take mj paszport, na ktrym wyldowao kilka kropel jego radoci. Wysmarka si gono i kontynuowa: Piciu facetw rozerwao na strzpki. Podobno najwicej kawakw wyldowao w gaziach akacji. I nikt by ich tam nie znalaz gdyby nie ptaki. Zaczy si bi o jaki palec od nogi czy co takiego. W kocu ten palec im wypad i wyldowa na gowie jednemu stranikowi. Facet patrzy w gr, a tam cae drzewo w ludzkich flakach - znowu sobie pochichota. Jednoczenie przeglda mj paszport kartka po kartce w poszukiwaniu wolnej strony. Nie byo tego jak zbiera, bo na kadej gazi co wisiao. Wic cae to drzewo podpalili. A na nastpny dzie zgarnli popi i zawieli konsulowi do Bogoty jako prochy zamordowanych. Wreszcie znalaz woln stron, odoy paszport grzbietem do gry i zacz przebiera w piecztkach. Niestety mia ich pen szuflad, wic mogem si poegna z szybkim zaatwieniem sprawy. Wikszo trucha i tak ptaki zjady... Wybra pierwsz piecz, obejrza krytycznie i odoy na bok. Taaak... - westchn - ...dzisiaj wielki pan inynier, a jutro go ptaki dzibi. Popatrzy w sufit i zrobi min wieszcza. Zanosi si na jak byskotliw sentencj - pomylaem. Dzibi... ykaj... i roznosz po okolicy. To jeszcze nie to... - Czasem narobi na traw. Czasem na drzewo. ...te nie... Innym razem komu na kapelusz. ...uwaga... I to wszystko, co narobi, to s ziemskie resztki wielkiego pana inyniera. ...iii... TERAZ: ycie ludzkie jest warte tyle co ptasie gwno - przypiecztowa opowie. A co do mojego paszportu i wizy, to... zanosio si na dugie skwarne popoudnie, wypenione grzechotem kilkudziesiciu drewnianych piecztek, w ktrych kto przebiera i przebiera, ale cigle nie moe odnale tej, o ktr mu chodzi. Ten kto - pan szperajcy w piecztkach mia na imi Ambrosio, co udao mi si przeczyta na plakietce przyszytej do jego urzdowej koszuli. Suchajc jego opowieci, byem peen podziwu. Kt by przypuszcza, e zwyky urzdnik imigracyjny, ktry wikszo ycia spdza w ciasnej budce wypenionej oparami tuszu do piecztek, moe mie a tyle fantazji. Z drugiej strony wiadomo, e w Ameryce Poudniowej plotka i konfabulacja to ulubione formy literackie. Wielokrotnie w osupieniu suchaem relacji z wydarze, w ktrych wczeniej braem udzia, i nie mogem si nadziwi, jak to moliwe, e nie zauwayem a tylu sensacyjnych szczegw. Latynosi kochaj ubarwia. I w pewnym sensie jest to pikne. W kadym razie mona si przyzwyczai.

I nie irytowa. Trzeba si tylko nauczy bra odpowiedni poprawk na to, co si syszy. Trzeba wypracowa sobie jaki sposb na wyszukiwanie okruchw prawdy zagubionych pord caej masy rzeczy, ktre wprawdzie nigdy si nie wydarzyy, ale przecie mogy. I powinny byy si wydarzy! Bo wtedy ycie byoby ciekawsze! Cho niekoniecznie atwiejsze. O wysadzeniu hotelu pracowniczego dla amerykaskich inynierw z kompanii naftowej wiedziaem od tygodnia - trbiy o tym wszystkie gazety i przekupnie na bazarach. Bomb podoono jako: OSTATECZNE OSTRZEENIE!!! (pite z kolei). Wystosowaa je lewicowa partyzantka FARC, przeciwna eksploatacji Narodu " Nazwisko te przeczytaem, ale go nie podam, bo... no po prostu, s takie sytuacje, kiedy lepiej nie podawa nazwisk. I takie miejsca na ziemi, gdzie lepiej nazwiska nie mie. Miejsca, gdzie zamiast nazwisk ludzie uywaj pseudonimw w rodzaju Kiebasa, Ogras, Sztancrympel, Fajny Waldu... A niektrzy nie uywaj nawet pseudonimw - o tych mwi si albo: ten, no wiesz ktry", albo wcale si nie mwi. Taak, najlepiej o nich nie mwi wcale. Bo jeszcze mona wywoa wilka z lasu. Kolumbijskiego przez amerykaski kapita i jego wiernych sugusw z Bogoty - tak napisano w owiadczeniu przekazanym do prasy. Blisze szczegy opowiedzia mi naoczny wiadek. Spotkaem go na dworcu w Yopal. By przedstawicielem kapitau i z obandaowan gow jecha do sugusw w Bogocie na przewietlenie czaszki i zmian opatrunku. Z jego sw wynikao, e hotel" to okrelenie stanowczo przesadzone - chodzio o niewielk szop na opaty, w ktrej ludzie nocowali bardzo rzadko. Na przykad wtedy, gdy ich zaskoczya ulewa, a nie chciao im si wraca do bazy. Ponadto szopa wyleciaa w powietrze pusta - inynierowie wraz z kilkoma robotnikami siedzieli wtedy kilkadziesit metrw dalej, przy ognisku, i piekli sobie kolacj. W wyniku eksplozji posypa si na nich deszcz rozdrobnionych desek, porwane pachty blachy falistej, zapasowe gumiaki oraz strzpy materacy - nic innego w tej szopie nie byo. Jeli nie liczy powierzchownych zadrapa, jednej krwawej liwy nabitej na czole i kupy strachu zamiast kolacji, to nikomu si nic nie stao. Kwesti sporn pozostawa tylko pewien szpadel, ktry utkwi wbity w pie akacji. Nie byo pewnoci, czy to naprawd efekt wybuchu, czy moe pniejsza aranacja. Znajc Latynosw, szpadel mg by pierwszym z dugiej serii ozdobnikw dramatyzujcych, dodanym dla lepszego efektu. Przecie kad Opowie trzeba jako zacz, wic dlaczego nie od wistu szpadla: ...przelecia mi tu kolo ucha, a potem wbi si w pie. Dokadnie tam, gdzie jeszcze chwil wczeniej robiem siusiu. To wcale nie musia by pie. To mogy by moje plecy!... Wkrtce po wybuchu historia obrosa w tyle dodatkw, e dojcie prawdy stao si niemoliwe i ledztwo umorzono - nie z braku dowodw, jak to si dzieje w Europie, ale z ich nadmiaru. URZDNICZENIE Z nieba la si ar. Ze mnie la si pot. I bya to ju czwarta Sasi warstwa potu. Mwic najoglniej: oddabym wiele za prysznic. Tymczasem zanosio si raczej na cig dalszy rozmowy z facetem, ktry nie ma nic lepszego do roboty. Z nieba la si ar. Ze mnie la si pot. A on gada i gada. Powoli, niepostrzeenie, ale nieuchronnie przesuwaem si z pozycji za prysznic oddam wiele" na pozycj za prysznic mgbym zabi". No wic nie porwali ci, gringo... Nie porwali. ...nie zastrzelili...

Ani troch, seor. ...i przyjechae do nas z We-ne-zu-eli. Ten czowiek najwyraniej myla coraz wolniej. Zachodzia obawa, e jak tak dalej pjdzie to zacznie si cofa. Tak jest. Przyjechaem z Wenezueli i chciabym uprzejmie prosi o wiz wjazdow. Jestem ju wprawdzie do daleko od granicy, ale nigdzie wczeniej nie udao mi si natkn na dziaajcy Posterunek Imigracyjny - wyrecytowaem z jowialnym umiechem maskujcym sarkazm i zniecierpliwienie. Staraem si bardzo, eby umiech by wystarczajco szeroki. Mimo to miaem obawy, e osoba choby odrobin spostrzegawcza wypatrzy, co si pod nim kryje. Doprawdy?.. - Ambrosio unis brwi i popatrzy na mnie podejrzliwie. (Chyba jednak by odrobin spostrzegawczy.) -Nigdzie nie dziaay nasze Urzdy??? W odpowiedzi zrobiem niewinn min i poszerzyem umiech. Ju przedtem by od ucha do ucha, a teraz jeszcze kawaeczek za. Takiego umiechu nie mogem utrzymywa w nieskoczono - zachowywa si jak guma tu przed pkniciem. Jestemy piset kilometrw od granicy, gringo. I co, a d e n Urzd po drodze nie by czynny??? Niemoliwe okazao si moliwe: poszerzyem umiech jeszcze bardziej. Jeeli przedtem facet mg swobodnie oglda moje migdaki, to teraz mia szans podziwia krajobraz za moimi plecami. No dobra, gringo - powiedzia w kocu - niech ci bdzie. Moe to i prawda. Tam cigle do nas strzelaj, wic mogo rzeczywicie nikogo nie by na posterunku. Ale formalnie to ci powinienem odesa z powrotem na granic. Mnie tu wolno stemplowa tylko takich, co przylatuj samolotami. To jest lotniskowy Urzd Celny, a funkcje Urzdu Imigracyjnego sprawujemy tylko przy okazji. Ruch tutaj may, wic zrobili redukcj etatw i teraz pracuj za dwch. Siedz osiem godzin, a pac mi za szesnacie: jako celnikowi i pogranicznikowi. Niestety razem z redukcj etatw zrobili redukcj pensji o poow, wic zarabiam tyle samo co przedtem. Kiedy to mwi, moja twarz powoli wracaa do normy. Ale wci nie bardzo wiedziaa, co zrobi z nadmiarem porozciganych policzkw: Gdyfy mnie fan odesaf na granic, nie dojechafym z fofro-tef. Fo frodze fy mnie zastrzelili i forfali. Sam fan mwi, seor - mimo przejciowych kopotw z wymow gosek wymagajcych zaangaowania policzkw staraem si podtrzymywa konwersacj w czasie, gdy on chucha i plu na piecztk. Byle si nie rozmyli. Opata dziesi dolarw - powiedzia nagle. Za co?! - byem kompletnie zaskoczony, bo po pierwsze: Polacy nie potrzebowali wiz do Kolumbii (o czym on mg nie wiedzie), a po drugie: wizy byy bezpatne (o czym wiedzia na pewno). Dziesi dolarw, gringo. Ale za co? - Tego dnia musiaem by bardzo zmczony, skoro nie zauwayem, jak mruga do mnie porozumiewawczo lewym okiem. Za to, gringo, e ci nie zastrzel i nie porw w drodze z powrotem do We-ne-zu-eli. A take za to, e przez ciebie wpad mi do oka pewien paproch. Rozumiemy si? - teraz mruga jeszcze bardziej. Za to... si naley... tylko pi dolarw, seor - zaryzykowaem. Dziesi!

Szeee? Dziesi, mwi! Siedem! Dziesi, gringo. Oj, bo wrc sobie do Wenezueli, a pan zostanie z tym paprochem w oku, seor. No dobra, gringo, ostatnie moje sowo: dziewi - jkn przy tym, jakby sprzedawa wasn matk. Pi! Przecie ju byo SIEDEM! Inflacja, seor. Czas to pienidz. Daj pitk i koniec. To uczciwa cena. Osiem... Wkrtce potem zostalimy przyjacimi. (A sze dolarw dyskretnie zmienio waciciela.) Kto nigdy nie by w Ameryce Poudniowej, moe by zdezorientowany, dlatego piesz z wyjanieniem: Latynosi uwielbiaj si targowa. To dla nich rozrywka taka, jak dla innych ludw pokerek albo szachy - czysta przyjemno. I wcale nie jest najwaniejsze, kto wygra, bo ju sama potyczka jest mia. Zwycistwo to tylko deserek. Kiedy Latynos si z tob targuje, czsto wcale nie chodzi mu o pienidze. Tak byo i w tym przypadku. Gdyby Ambrosio zada 50 dolarw, byoby dla mnie jasne, e chce dosta dziesi i ani centa mniej. Ale skoro sam zacz od dziesiciu - byo to raczej zaproszenie do gry ni przymawianie si o konkretn apwk. Zagraem z nim, a on by szczliwy, e moe w ten sposb zapeni nud popoudniowego dyuru. Co by byo, gdybym zapaci bez targowania - od razu tyle, ile chcia? Nic nadzwyczajnego - pewnie dostabym wiz; ale nie zyskabym przyjaciela. A tego dnia, w Villavicencio, potrzebni mi byli przyjaciele. VILLAVICENCIO Nie znaem tu nikogo, ale byem bardzo szczliwy, kiedy BUt! autobus stan wreszcie na dworcu penym przekupniw i kierowca krzykn: - Amigos, koniec trasy! Jestemy w Villa. Pasaerowie odsapnli z ulg. Wikszo z nich, tak jak ja, przez ca drog z Yopal nerwowo spogldaa przez okna w oczekiwaniu kataklizmu. Na tej drodze codziennie dochodzio do gwatw. Guerrilla kontrolowaa region i kiedy bandytom potrzebna bya rozrywka, ywno albo gotwka, brali j sobie z autobusw. Wyskakiwali na drog, zatrzymywali pierwszy pojazd, ktry si napatoczy, robili kipisz i zabierali, cokolwiek uznali za potrzebne. Wszelkie prby oporu koczyy si tragicznie, wic od dawna nikt oporu nie stawia. Jazda po tej trasie bya jak zabawa w rosyjsk ruletk. Tylko kierowcy nie musieli si zbytnio obawia. Obowizywao takie niepisane prawo, e zarwno pojazdy, jak i ich zaoga s pod ochron. Za ochron oczywicie trzeba paci, a poniewa czasami zdarzao si, e waciciel linii przewozowej mia z tym przejciowe trudnoci, kierowcy take nie znali dnia ani godziny, tyle e rzadziej ni pasaerowie. Z dachu chicken-busa zaczto zdejmowa nasze bagae. Odbywao si to do niemrawo, poniewa niektre toboy wierzgay raciczkami, dziobay, szczypay i drapay, a te najbardziej wcieke prboway gry. Zanim mj plecak zostanie uwolniony spod sterty innych rzeczy, minie co najmniej kwadrans. Tym bardziej, e jednym z bagay, ktre musiay by zdjte w pierwszej kolejnoci, by pewien ksajcy osio, a ten nie dawa nikomu do siebie podej. Wanie szukano jakiego worka, eby mu go wsadzi na gow i w ten sposb okiezna.

Korzystajc z wolnej chwili, postanowiem przeprowadzi test sprawdzajcy, czy jestem w bezpiecznym miecie. Test, ktrego nauczyem si kilka dni wczeniej w Yopal. Posuchajcie... Kiedy po wyjciu z autobusu w Yopal wycignem aparat fotograficzny i zaczem robi zdjcia, kto podszed do mnie, skubn delikatnie w okie i szepn wprost do ucha: Uwaaj z tym aparatem, gringo. Tutaj jest sporo ludzi, ktrzy nie chc si znale na twoich zdjciach. Ale ja fotografuj tylko bazar; nikogo konkretnego. Nie szkodzi. Wielu z tych ludzi chciaoby nie mie twarzy. Albo mie inn ni teraz. Gdyby poszed na komend policji, to bez trudu otrzymasz tam zdjcia poowy mieszkacw Yopal; w formie listw goczych. Oj. To moe jednak schowam aparat. Teraz ju za pno. Nie chowaj, tylko otwrz, tak eby wszyscy widzieli. Potem wywlecz klisz, tak eby si przewietlia i wyrzu j do kosza. Zrb to na oczach wszystkich, gringo! po tych sowach nieznajomy odwrci si i szybko znikn w tumie. Dookoa mnie wci toczyo si normalne ycie maego miasteczka - przekupnie sprzedawali swoje towary, przechodnie spieszyli kady w swoj stron, oczekujcy na autobusy czekali... Ale nad tym wszystkim zawisa jaka niezdrowa cisza. Jakby kto nagle sign po pilota i wyczy dwik. Nikt na mnie nie patrzy, a jednak miaem wraenie, e wszyscy mnie obserwuj. Dookoa nadal panowa dworcowy tok, mimo to przy mnie byo cakiem luno - wymowna prnia. I ta cisza... Lepka i cika. eby tylko nie okazaa si miertelna - pomylaem. Spokojnie, gringo - powiedzia kto za moimi plecami. Odwrciem si gwatownie. Kilka krokw dalej zobaczyem umiechnitego policjanta, ktry sta oparty o sup ogoszeniowy. Nie bj nic. Po prostu wywal t klisz i schowaj aparat. Jak kaza, tak zrobiem. Wywaliem. Schowaem. A rce mi si trzsy. Chwil potem zorientowaem si, e dookoa powrciy dwiki - przekupnie haaliwie zachwalali swoje towary, przechodnie pozdrawiali si gono, ludzie suchali przenonych magnetofonw... Nikt ju na mnie nie zwraca uwagi. Zostaem nawet kilkakrotnie potrcony przez pasaerw pieszcych na autobus. Umiechnity policjant zasalutowa i odszed w tum. W miejscu, gdzie si opiera o sup, pozosta lekki lad jego spoconych plecw. lad odcinity na... licie goczym. Bardzo wyrana czarno-biaa fotografia przedstawiaa twarz tego samego policjanta! Wprawdzie bez munduru i bez umiechu, ale to na pewno by on! Dawali za niego 3000 dolarw, gotwk w walucie amerykaskiej. A pod zdjciem napisano tak: Grony przestpca. Poszukiwany za rozboje i wykonywanie wyrokw na urzdnikach pastwowych. Podszywa si pod policjanta. Po wyjciu z autobusu w Villavicencio, postanowiem powtrzy ten mj test bezpieczestwa: Wycignem aparat... Czekam... Nic. Przyoyem do oka... Czekam... Nic. Zrobiem zdjcie... C... Gringo!!! - wrzasn kto nad moj gow. - Schowaj aparat! O cholera, przepraszam - drcymi rkami otworzyem aparat, wywlokem klisz, tak eby si przewietlia,