Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

43

description

 

Transcript of Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

Page 1: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook
Page 2: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,e-booki .

Page 3: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

JÓZEF HEN

Boy-˚eleƒskib∏azen – wielki mà˝

Page 4: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

ROBERT HARVEY

Libertadores. Bohaterowie Ameryki ¸aciƒskiej

HENRY GIDEL

Picasso. Biografia

JULIA FREY

Toulouse-Lautrec. Biografia

PETER GREEN

Aleksander Wielki. Biografia

JACKIE WULLSCHLÄGER

Andersen. ˚ycie baÊniopisarza

FRANCIS WHEEN

Karol Marks. Biografia

VICTOR BOCKRIS

Andy Warhol. ˚ycie i Êmierç

MYRA FRIEDMAN

Janis Joplin. ˚ywcem pogrzebana

JÓZEF SZCZUBLEWSKI

Sienkiewicz. ˚ywot pisarza

NORBERT ELIAS

Mozart. Portret geniusza

PATRICIA BOSWORTH

Diane Arbus. Biografia

MAURIZIO VIROLI

UÊmiech Machiavellego. Biografia

CHARLES NICHOLL

Leonardo da Vinci. Lot wyobraêni

ROBERT HUGHES

Goya. Artysta i jego czas

FRANÇOIS ROSSET, DOMINIQUE TRIAIRE

Jan Potocki. Biografia

ATLE NÆSS

Munch. Biografia

MICHEL HOUELLEBECQ

H.P. Lovecraft. Przeciw Êwiatu, przeciw ˝yciu

BOGUS¸AW KIERC

Rafa∏ Wojaczek. Prawdziwe ˝ycie bohatera

STEPHEN GREENBLATT

Shakespeare. Stwarzanie Êwiata

Page 5: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

JÓZEF HEN

Boy-˚eleƒskib∏azen – wielki mà˝

Page 6: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

Copyright © by Józef Hen, 1998, 2002, 2008Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo W.A.B., 2008Wydanie IIIWarszawa 2008

Page 7: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

I Matka i syn 7II Ma∏y lord buntownik 16

III Okno na ˝ycie 27IV Zmarnowany ch∏opiec 41V Paryskie narkotyki 61

VI Doktor ˚eleƒski przyjmuje 68VII Nareszcie Boy 75

VIII Kaprys 91IX Benedyktyna przygody wojenne 100X Wszystko umia∏a przeinaczyç... 112

XI Nagle – niby za rozsuni´ciem kurtyny... 129XII Najbardziej osobista ksià˝ka 140

XIII Ten pieszczoch Boy 151XIV Recenzent w Warszawie 160XV Kochanka króla 177

XVI Pijane dziecko we mgle 192XVII ˚ycie wyt´˝one 205

XVIII Psychoza 224XIX Obrachunki 241XX Powoli zapada kurtyna... 250

XXI Usque ad finem 266

èród∏a ilustracji 290Indeks nazwisk 292

Spis treÊci

Page 8: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

6

Page 9: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

IMatka i syn

Dwa pokoiki na trzecim pi´trze nazywano „Miodogórzem”. Od ro-ku 1858 odnajmowa∏a je panna Narcyza ˚michowska, która kilkanaÊcielat wczeÊniej, jako „Gabryella”, zas∏yn´∏a dzi´ki swojej Pogance. By∏a nie-∏adna i uczuciowa, inteligentna i utalentowana. (Na biurku ojca ch∏opiecwidywa∏ obite skórà du˝e pude∏ko z przegródkami na kilkadziesiàt cygari z monogramem N.˚. „Jako malca – napisze – intrygowa∏a mnie ta pani,o której mówiono z takà czcià, a która pali∏a cygara”.) Pierwsze pi´tro zaj-mowa∏, wraz ze swoimi dzieçmi, w∏aÊciciel kamienicy, pan Jan AndrzejGrabowski, wdowiec, którego ojciec by∏ najpierw krawcem, a potem kup-cem b∏awatnym. Pan Grabowski mia∏ cztery córki: Juli´ (póêniejszà Tet-majerowà, matk´ Kazimierza, poety), Wand´ (która urodzi bohatera tejksià˝ki), Mari´ i Zofi´, t∏umaczk´ angielskich ksià˝ek dla m∏odzie˝y; by∏te˝ syn, Alfred, najm∏odszy i najrzadziej wspominany.

S∏owo o kamienicy. Nazywano jà czasem przesadnie „pa∏acem”, mo-˝e dlatego, ˝e wybudowa∏ jà bankier króla Stanis∏awa Augusta, pan PiotrTepper, bogacz, który przy magnatach si´ zdeprawowa∏: zatraci∏ miesz-czaƒskoÊç, kupi∏ szlachectwo austriackie i krzy˝ maltaƒski, wreszcie zban-krutowa∏ (1793) i umar∏ prawie w n´dzy. W tej kamienicy, teraz ju˝ Gra-bowskich, nigdy nie brak∏o lokatorów, najcz´Êciej zresztà z gospodarzemskuzynowanych, a wszystko to byli ludzie nietuzinkowi. „Tu bi∏o wtedyserce Warszawy” – napisze wiele dziesiàtków lat póêniej syn Wandy Gra-bowskiej, a on, wiemy to, zna∏ wag´ s∏ów. Âmietanka: architekt, muzyk, filozofka (E. Ziem´cka), adwokaci i znakomity lekarz Ignacy Baranowski.By∏a te˝ w kamienicy „pensyjka ˝eƒska”, którà prowadzi∏a Julia Bàkow-

MATKA I SYN 7

Page 10: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

ska, gdzie pobiera∏y nauki dwie panny Grabowskie (w tym Wanda), Nar-cyza zaÊ by∏a podziwianà nauczycielkà. Wszystko to odnotowa∏ w swoichpami´tnikach doktor Baranowski. Zakochany wytrwale w inteligentnej,starszej od siebie pannie Bàkowskiej, w koƒcu szcz´Êliwie si´ z nià o˝eni∏.

Wymieƒmy jeszcze Karola Ruprechta, dla mieszkaƒców „pa∏acu” po-staç to prawdziwie legendarna: za konspiracj´ w 1846 roku skazany naÊmierç, u∏askawiony pod szubienicà (jak m∏ody Dostojewski), przebywa∏na katordze w kopalni srebra; teraz amnestionowany z okazji koronacjiAleksandra II, wróci∏ i zamieszka∏ u Grabowskich. Tak jak jego przyjaciel,Edward Jurgens.

Wszystko, co w Warszawie ambitne, ciàgn´∏o na trzecie pi´tro doMiodogórza jak do miodu. Wokó∏ Narcyzy ˚michowskiej zrobi∏o si´t∏oczno. Ta kobieta o rysach grubych, pospolitych (ku jej rozpaczy) –umys∏ mia∏a niepospolity, fascynujàcy. I serce spragnione mi∏oÊci. Nikt ni-gdy jej nie pokocha∏.

Dojrzewa∏a w kraju ogo∏oconym z m´˝czyzn. Ci, którzy nie zgin´lina polach powstaƒczych bitew (1831); którzy nie zostali wywiezieni; któ-rzy nie uszli na t∏umnà emigracj´, lub te˝, machnàwszy na wszystko r´kà,nie zaszyli si´ na wsi – by∏ to materia∏ lichy, nie na miar´ ˝eƒskiej elity. Inteligentne, ambitne i zazwyczaj pi´kne, panie nie napotyka∏y godnychsiebie partnerów. Wytworzy∏ si´ – napisze po latach syn Wandy – rodzajduchowego m a t r i a r c h a t u. „Kobieta urasta – stwierdzi bez ogródek –m´˝czyzna kurczy si´, maleje. Gdy obywatelski synek poluje, pije i graw karty, siostra jego czyta, myÊli i sàdzi”. Idea∏ romantyczny, który przy-swoi∏y sobie „entuzjastki” – jak je nazwa∏a ˚michowska – nakazywa∏, byza mà˝ wychodziç tylko z mi∏oÊci. Nawiàzywa∏y mi´dzy sobà egzaltowa-ne przyjaênie: „posiestrzenie” – poj´cie tak˝e ukute przez Narcyz´ – sta∏osi´ wyznaniem tych kobiet. Mog∏o si´ za tym s∏owem kryç sporo treÊci.Obok entuzjastek by∏y „emancypantki” – od∏am bardziej praktyczny, domagajàcy si´ przede wszystkim równych praw. I by∏y jeszcze „lwice”,bogate Êwiatowe panie, które udzieli∏y sobie prawa do swobodnego ˝ycia.Wszystkie by∏y przeciw konwencjonalnej nudzie i upokorzeniu byle jakie-go ma∏˝eƒstwa.

Córki pana Grabowskiego ros∏y bez matki. Kiedy ˚michowska poja-wi∏a si´ na Miodogórzu, Wanda mia∏a lat siedemnaÊcie i by∏a bardzo dzie-cinna. O dwadzieÊcia trzy lata starsza, Narcyza mog∏a s∏u˝yç dorastajàcejpannie màdroÊcià, wiedzà i doÊwiadczeniem. I uczuciem, którego dziew-czyna na pewno ∏akn´∏a. „Gabryella” mia∏a za sobà rewelacyjny debiutpoetycki w „Pierwiosnku” – potem, po pobycie z arystokratycznymi chle-

8 MATKA I SYN

Page 11: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

bodawcami w Pary˝u – wspó∏prac´ z „Przeglàdem Naukowym”, któregoredaktorem by∏ b∏yskotliwy i pe∏en wdzi´ku kasztelanic Edward Dembow-ski. Nieszcz´sna Narcyza zadurzy∏a si´ w nim, oczywiÊcie, i odrzuci∏a r´-k´ pewnego starszego od niej astronoma. Potem by∏a mi∏oÊç „Narcyssy”do Pauliny Zbyszewskiej, kobiety „genialnej”, jak okreÊli∏a jà w liÊcie doprzyjació∏ki, pi´knej (nie we wszystkich oczach), bogatej, samolubnej, ka-pryÊnej... Przep´dzona w koƒcu z jej majàtku, upokorzona, biedna Nar-cyza idzie do bryczki, p∏aczàc. „Ja myÊla∏am, ˝e oszalej´”. To dzi´ki tejkl´sce powsta∏a Poganka – ni to poemat, ni to powieÊç. Opublikowanaw „Przeglàdzie Naukowym” w 1846 roku, sta∏a si´ dla ówczesnej m∏odzie-˝y utworem „kultowym”. („Poganka – powie syn Wandy – wynios∏a jàw opinii tak wysoko, ˝e utrudni∏a jej dalsze pisanie”.) Ale rzecz dziwna,ksià˝ki przez d∏ugie lata nie by∏o, czcicielom musia∏ wystarczyç drukw czasopiÊmie. A potem wi´zienie – z powodu przechwycenia przez poli-cj´ korespondencji w∏aÊnie z ukochanà Linà. Bogata, ustosunkowana pa-ni wysz∏a szybko na wolnoÊç, a ona, biedna Narcyza, przesiedzia∏a w sa-motnej celi dwa i pó∏ roku. Po wi´zieniu – nakaz zamieszkania w Lublinie,w którym czu∏a si´ podle. „Drepcze po b∏ocie lubelskim za lekcjami, z tymuczuciem – opowiada syn Wandy – ˝e rodacy odwracajà si´ od niej jak od zapowietrzonej, bo stosunki z nià kompromitujà w oczach w∏adzy”. Przyjaciele starali si´, by to „zes∏anie” uchylono, w 1855 rokumog∏a wreszcie przenieÊç si´ do Warszawy. G∏ód ksià˝ek zaspokojony.A w trzy lata póêniej – „Miodogórze” u Grabowskich. Tutaj, otoczonaprzyjació∏mi, uczennicami, które ch∏on´∏y jej s∏owa, uwielbia∏y jà, prze˝y-wa∏a – wszystko na to wskazuje – najszcz´Êliwszy okres swojego ˝ycia.Usatysfakcjonowana zosta∏a tak˝e jako autorka: w roku 1861, staraniemprzyjació∏, ukaza∏y si´ Pisma Gabryelli w czterech tomach. Krytyk literac-ki Boy-˚eleƒski zwraca uwag´, ˝e mia∏o to te˝ swojà s∏abà stron´: Pogan-ka uton´∏a w zbiorowym wydaniu.

Szcz´Êcie nie mog∏o trwaç zbyt d∏ugo. Zbli˝a∏o si´ powstanie, które-mu ˚michowska, obola∏a i osobiÊcie doÊwiadczona, by∏a zdecydowanieprzeciwna. To wa˝na informacja, bo skoro tak, to mamy pewnoÊç, ˝e rów-nie˝ Wanda, dla której pani Narcyza stanowi∏a wyroczni´, by∏a przeciwpowstaniu. I mo˝emy si´ domyÊlaç, ˝e w tej atmosferze wyrós∏ jej syn.„Widzia∏a – napisze, kreÊlàc sylwetk´ ˚michowskiej – z∏udnoÊç nadziei,z∏udnoÊç wiary w swoje si∏y i w obcà pomoc”. Dostrzega∏a „brak styczno-Êci pomi´dzy górà i do∏em spo∏eczeƒstwa, ciemnot´ i oboj´tnoÊç po rów-ni – mimo ˝e na inny sposób – w górze i w dole. Przera˝a∏a jà lekkomyÊl-noÊç sfer emigracyjnych, kierujàcych z daleka ruchem”. Narcyza – nie

MATKA I SYN 9

Page 12: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

chcàc uczestniczyç w tym, czemu by∏a przeciwna – opuszcza pod koniec1862 roku Warszaw´ i przenosi si´ na wieÊ, do krewnych.

Powstanie jednak wybuch∏o, mieszkaƒców domu przy ulicy Miodo-wej 3 nie omin´∏y represje. W piwnicy ˝andarmi znajdujà broƒ. Kto za toodpowiada? Gospodarz, naturalnie – Jan Grabowski sp´dza kilka miesi´-cy w cytadeli, do wi´zienia trafia tak˝e jego syn, Alfred. I wreszcie EdwardJurgens, inteligentny, szlachetny, zresztà przeciwnik powstania (podobniejak jego przyjaciel Ruprecht, któremu uda∏o si´ emigrowaç), umiera w cytadeli, najprawdopodobniej zam´czony. Lista zes∏anych na Sybir jestd∏uga. ˚michowska prze˝ywa to wszystko ze swojego odosobnienia nawsi. Czyta teraz du˝o, docierajà do niej Darwin i zachodni pozytywiÊci,„przebudowuje swój Êwiatopoglàd”, jak wynika z listów do Wandy.

Bo na wymuszonym przez wypadki oddaleniu skorzysta∏a historia literatury i w ogóle historia: sto osiemdziesiàt listów Narcyzy ˚michow-skiej do Wandy Grabowskiej. „Moja matka by∏a zwichni´tà literatkà” –powtarza∏ z uporem jej syn w odczycie, z którym obje˝d˝a∏ Polsk´. Nar-cyza dostrzeg∏a w niej talent, namawia do pisania, udziela rad, stale niezadowolona z realizacji. Nazywa Wand´ „rozpieszczonà dewotkà idea-∏u”, krytykuje: „Moralizowanie jest g∏ównà wadà Twojà”. „Jeszcze radaostatnia: zdaj wszystko na los szcz´Êcia, nie myÊl wcale o stylu; myÊl g∏ów-nie o przedmiocie, który ci´ zajmuje”.

Wanda pisze rozprawk´ Rzecz o s∏u˝àcych, którà jej mistrzyni prze-rabia, a potem to dzie∏o „kollaboracji” ukazuje si´ w „Bluszczu” podpisa-ne „Filipina”. Czy to nie jest dziwne, ˝e autor tej ksià˝ki, jako ch∏opiecszesnastoletni, mia∏ jakimÊ trafem w r´ku ten rocznik „Bluszczu” i ˝e zainteresowa∏a go rozprawka Filipiny? Pod koniec 1939 roku, uchodzàcprzed Niemcami, znalaz∏em si´ we Lwowie. Ucieszy∏o mnie, ˝e moja na-uczycielka, pani Ruffowa, asystentka profesora biologii w gimnazjumKryƒskiego, jest urz´dniczkà w Zak∏adzie dla Nieuleczalnie Chorych pro-wadzonym przez zakonnice i ˝e tam mieszka. Odwiedza∏em cz´sto ten zak∏ad, pami´tam pawilony rozrzucone w du˝ym parku, szed∏em tam, ˝eby porozmawiaç z panià Ruffowà, ale tak˝e – nie ma co ukrywaç – ˝ebysi´ do˝ywiç. Bo zawsze mo˝na by∏o liczyç na pajdy pieczonego przez za-konnice pszennego chleba z marmoladà. Otó˝ w d∏ugim refektarzu tegozak∏adu sta∏y pó∏ki z rocznikami dziewi´tnastowiecznego „Bluszczu”. Po-˝era∏a mnie ciekawoÊç, co te˝ te panie drukowa∏y. Przy ka˝dych odwiedzi-nach wynosi∏em pod paltem jakiÊ rocznik, by go nast´pnym razem wy-mieniç na inny. I tak natrafi∏em na owà Rzecz o s∏u˝àcych. Na pewno t´rozprawk´ czyta∏em, bo pami´tam, ˝e mia∏em ochot´ napisaç o niej coÊ

10 MATKA I SYN

Page 13: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

uszczypliwego, ale na szcz´Êcie nie by∏o gdzie. Gdybym˝ wiedzia∏, ˝ewspó∏autorkà by∏a Wanda ˚eleƒska, matka Boya!...

Narcyza konstruuje dla Wandy plan powieÊci, którà powinna napisaçw pierwszej osobie. „Urodzi∏am si´ w roku 1816” – proponuje zaczàçNarcyza. Wanda odsy∏a jej pierwszy zarys, który zaczyna si´ pos∏uszniew∏aÊnie tak: „Urodzi∏am si´ w roku 1816”. To nie mog∏o si´ udaç. Narcy-za ju˝ wie, ˝e z Wandy powieÊciopisarki nie zrobi. Jaka˝ tu mog∏a byç ko-laboracja – pomyÊli pochylony nad r´kopisem matczynej powieÊci syn –„mi´dzy nieÊmia∏ym idealizmem m∏odej panny, próbujàcej si´ w piórze,a dojrza∏ym, drapie˝nym talentem ˚michowskiej...” „Mimozà si´ urodzi-∏aÊ, mimozà zostaniesz – pisze do dziewczyny ˚michowska. – Kiedy b´d´w chropawym humorze, nazw´ Ci´ surowiej”. Ale nawet nie b´dàcw „chropawym humorze”, mistrzyni uznaje, ˝e prawda jest wa˝niejsza odfa∏szywej grzecznoÊci, potrafi zarzuciç Wandzie „dziecinnoÊç i niezr´cz-noÊç”. Pociesza jà jednak, ˝e przy talencie, Wanda jest po prostu inna.„KiedyÊ, kiedyÊ, jako ˝ona i matka, znów przemian´ odb´dziesz i mo˝ewtedy zrozumiesz, jakie w∏adze ci przyb´dà, a lepiej ocenisz zbywajàce...”

Ona sama, Gabryella, mistrzyni m∏odej panny, wyznaje, ˝e ma z re-alizacjà k∏opoty, „ile razy mi przysz∏o pisaç o zdarzeniach i faktach powie-Êciowych mi∏osnych; dlatego ˝e nic a nic nie wiem, jak to bywa”. Nikt nigdy jej nie kocha∏. Nikt nie powiedzia∏: „bàdê ˝onà mojà”. W liÊcie doElli (Izabeli Zbiegniewskiej) ta kobieta wybucha serdecznym ˝yczeniem:„ObyÊ!... oszala∏a z mi∏oÊci”. Bo kochaç – to wa˝niejsze od wzajemnoÊci.„Kochaç, tak kochaç, ˝eby si´ nawet bez równowa˝nej obyç wzajemnoÊci– ˝eby byç szcz´Êliwà przez siebie, w sobie, bez cudzego starania”. Jakie tobolesne, kiedy czytamy: „nie by∏am w ca∏ym ciàgu ˝ycia mojego ani nadwadzieÊcia cztery godzin, ani na jednà godzin´ nawet wzajemnà mi∏oÊciàkochana”. Temu to „deficytowi prze˝yç”, wed∏ug okreÊlenia samej Gabry-elli, przypisuje autorka braki w swej twórczoÊci. Miota si´, nie potrafikoƒczyç utworów: brak w nich fina∏u potwierdzonego ˝yciem. „Jestw tych niedokoƒczeniach – napisze syn Wandy – jakaÊ wzruszajàca uczci-woÊç wobec siebie: tragedia kobiety komplikuje si´ tragedià autorki”.

Czas p∏ynie, Wandzie przybywa lat, ale kult „Pani” nie s∏abnie. Prze-ciwnie, mo˝e to oddalenie, rzadko tylko przerywane spotkaniami, powo-duje, ˝e uczucie panny Grabowskiej nie stygnie: ta m∏oda kobieta, którapowinna wyjÊç za mà˝, za∏o˝yç dom, „byç ˝onà, matkà”, jak jej to prze-powiada Narcyza, manifestuje coraz wi´cej egzaltacji: „...mojego serca,mojej istnoÊci, bez Pani imienia wyobraziç sobie nie umiem, bo ono jesttym n a j w i ´ c e j, jakie mi by∏o danym ukochaç w ˝yciu”. „Wobec takie-

MATKA I SYN 11

Page 14: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

go stanu egzaltacji – zastanawia si´ czytajàcy te listy syn – czy nie musia∏wydaç si´ p∏askim ka˝dy «porzàdny cz∏owiek» zalecany jako «dobra par-tia», uderzajàcy w konkury?” „Czy ja mog∏abym przestaç kochaç mojàwybranà?” – pisze dwudziestoczteroletnia panna do troch´ ju˝ zaniepoko-jonej, trzeba jej to przyznaç, Narcyzy. Najstarsza siostra, Julia, wysz∏a zamà˝ za Êwie˝o owdowia∏ego Adolfa Tetmajera, podhalaƒskiego szlachci-ca, prawie trzydzieÊci lat od niej starszego. Zyska w tym ma∏˝eƒstwie pa-sierba, W∏odzia Tetmajera, przysz∏ego malarza, w którego bronowickimdworku, „chacie rozÊpiewanej”, rozegra si´ wesele Rydla. Wkrótce urodzisyna, Kazimierza, który ws∏awi si´ zuchwa∏ymi wierszami, bodaj najwy-bitniejszy poeta swojego czasu. Obaj, pasierb i syn, b´dà znaczàcymi po-staciami w Weselu Wyspiaƒskiego, pierwszy jako Gospodarz, drugi jakoPoeta. Wanda, najpi´kniejsza z sióstr, trwa w staropanieƒstwie – i tak ju˝chyba zostanie, myÊli ojciec, przyglàdajàc si´ córce. Ma prawie trzydzieÊcilat, ta córka, kiedy pisze do Narcyzy: „Ach! kiedy zobaczymy si´ znowu!Mo˝e za jakie szeÊç tygodni? [...] Uczucie moje takie gwa∏towne i niecierp-liwe, takie niespokojne. Niech jedyna pomyÊli, jakby jej by∏o, gdyby... kocha∏a, jak ja kocham, a tak maleƒko mog∏a Ukochanà w posiadanieswoje zyskaç – tak ma∏o zaufania po tylu latach. Ach, to smutno, ale mu-si byç zas∏u˝one pewnie...”

„To ju˝ zaczyna byç niebezpieczne...” – zauwa˝a syn, czytajàc ten list.„I oto – wed∏ug jego synowskiej relacji – kiedy zdawa∏o si´, ˝e Wanda naca∏e ˝ycie pozostanie cieniem swej Ukochanej [...] naraz pojawia si´ króle-wicz z bajki...”

Jest grudzieƒ 1871 roku. Wanda pisze do swojej Mistrzyni: „Tyle razyzajmowa∏am Ukochanà opisem moich trosk i smutków, i˝ z prawa nale˝yJej si´ szybszy podzia∏ wiadomoÊci, ˝e szcz´Êliwà jestem. Ju˝ od dwóch tygodni W∏adys∏awa ˚eleƒskiego za narzeczonego uwa˝am...” To narze-czony napomina∏ Wand´, „by pisaç do Najdro˝szej, o której mówimy nie-mal codziennie, ale nie pisa∏am”. List bucha szcz´Êciem, radosnym oczeki-waniem. „Znalaz∏am cz∏owieka, który mi oddaje serce tak czyste, goràce,szlachetne, ˝e to jedno mog∏oby ju˝ starczyç na uszcz´Êliwienie. W dodat-ku jest on wielkim artystà, którego czeka wielka praca, by si´ z talentuswego wyp∏aci∏ ludziom, ale czeka go te˝ s∏awa”. Krzyk szcz´Êcia: „Ko-cham go z przymieszkà uwielbienia...” Tu mog∏aby Wanda postawiç wy-krzyknik, ale nie, nie ona – dodaje, by byç w zgodzie z przyj´tà konwencjà:„...z wiarà w jego dusz´ szlachetnà, w jego przysz∏oÊç pi´knà”.

Ucieszona, nie potrafi si´ powstrzymaç od radosnych przekomarzaƒ:„Gabryella z drogi swoich ukochanych pragn´∏a artystów usunàç. Nie po-

12 MATKA I SYN

Page 15: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

s∏ucha∏am Jej rady!” (Bo ˚michowska zdà˝y∏a ju˝ wyrosnàç z póênego ro-mantyzmu Poganki – by∏a, podobnie jak Ruprecht, zwolenniczkà cierpli-wej „pracy organicznej”.) Tymczasem zakochana Wanda przej´ta jestswo i m artystà, jego sztukà. „Teraz t wo r z y m y najwi´ksze dzie∏o na-sze: tworzymy symfoni´, która w muzyce polskiej b´dzie tworzy∏a epok´,jak obrazy Matejki epok´ w malarstwie”. Ona przewiduje swój udzia∏w tej epoce. „Przychodz´ wi´c zawiadomiç Najdro˝szà, ˝e dosta∏am zaproszenie do Olimpu, ˝e mam nadziej´ [i jakie˝ to cudownie kobiece –J.H.] odm∏odnieç...” Tymczasem cieszy si´, prawie po dziecinnemu, jakito b´dzie „szwagier dla Adolfa... A jaki zi´ç dla ojca [...] PrzynieÊç ojcu jakàkolwiek pociech´ by∏o zawsze jednem z najgor´tszych moich marzeƒ”– pisze ta dobra i nareszcie szcz´Êliwa córka.

Na wspólnym zdj´ciu narzeczonych zwracajà uwag´ ciemne oczyWandy: widaç w nich g∏´bokie spojrzenie jej syna. To samo zamyÊleniei cieƒ melancholii.

Jednà, jak dotychczas, wad´ odkry∏a ta mieszczaƒska córka, demo-kratka z por´ki Gabryelli, w swoim narzeczonym:

Mówi´ o arystokratycznych jego koligacjach i stosunkach. ˚ycie jednak –obiecuje sobie – na moim mieszczaƒskim ma si´ rozwinàç gruncie, i to wie-le u∏atwia. Zresztà mój „doktór filozofii” jest wyzwolonym z szlachetczy-zny szlachcicem, c h c e z o s t a ç m i e s z c z a n i n e m, cz∏owiekiem pracyu˝ytecznej oddanym i pi´knie powiada, ˝e dwóm panom s∏u˝yç nie mo˝na.

Bo Wanda odwiedzi∏a niedawno Galicj´, nie wiemy dok∏adnie kiedy,i wróci∏a stamtàd przygn´biona. Wola∏aby nie opuszczaç Warszawy. Do-daje postscriptum: „List dla Pani. Prosz´ go spaliç”.

Nie zrobi∏a tego ˚michowska, na szcz´Êcie. „Nie uwierzysz, Ellina –napisa∏a do pi´knej Izabeli Zbiegniewskiej – co to dla mnie za pociechat a k i e zamà˝pójÊcie Wandy. A toç wszystkie mamy i ciocie boczy∏y si´ na mnie, ˝e m∏odym osobom w g∏owie przewracam, ˝e niepodobne dourzeczywistnienia idea∏y stawiam im jako obowiàzki”. Zapominajàc, ˝eWanda wi´d∏a jednak w staropanieƒstwie do trzydziestego roku ˝ycia,Narcyza troch´ lekkomyÊlnie broni si´: „No, strach by∏ przedwczesny,dziewcz´ta nie tak ∏atwe do przyj´cia «literackiej» rady, a mój w∏asnyprzyk∏ad fatalnie zniech´cajàcy”. Mog∏o przymieszaç si´ do jej odczuwaƒtroch´ osobistej goryczy i, mimo wszystko, odrobina zazdroÊci.

W kilka miesi´cy póêniej, ju˝ po Êlubie, m∏oda m´˝atka donosi roz-entuzjazmowana: „Co robimy? Ach, u˝ywamy szcz´Êcia!” Te s∏owa mog∏y

MATKA I SYN 13

Page 16: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

Narcyz´ poruszyç do ∏ez. Nad szcz´Êciem Wandy – i nad smutkiem w∏a-snego ˝ycia.

Skàd si´ wzià∏ Galicjanin ˚eleƒski w warszawskim mieszczaƒskimdomu? Najprawdopodobniej przyprowadzi∏ go Adolf Tetmajer, mà˝ Julii,zaprzyjaêniony niejako po sàsiedzku z rodzinà ˚eleƒskich, od stuleci osiad-∏ych w Grodkowicach u brzegów Puszczy Niepo∏omickiej. M∏odemu, aleju˝ g∏oÊnemu kompozytorowi, który w∏aÊnie wróci∏ z Pary˝a, spodoba∏osi´ w tym domu tak niezwyk∏ym, zaczà∏ cz´sto bywaç, a˝ wreszcie oÊwiad-czy∏ si´ – i zosta∏ przyj´ty. Krnàbrni chyba byli zawsze ci z ˚elanki ˚eleƒ-scy, Cio∏kiem si´ piecz´tujàcy, skoro na kalwinizm przeszli w koƒcu XVIwieku, czyli przeciw fali, bo w∏aÊnie wtedy, kiedy zacz´∏a przybieraç na sile kontrreformacja. Potem, w po∏owie nast´pnego wieku, linia m∏odsza,ta z Brzezia, wróci∏a do katolicyzmu, ci starsi zaÊ, z Grodkowic, z którejwywodzi∏ si´ kompozytor, mà˝ Wandy, uparcie si´ kalwinizmu trzymali.A˝ do roku 1828, w którym dwudziestoczteroletni wtedy ojciec W∏adys∏a-wa, Marcjan ˚eleƒski, przeszed∏ na katolicyzm, najpewniej za sprawà ˝ony, hrabianki Kamili Russockiej. W roku 1831 poÊpieszy∏ do powstania,walczy∏ pod genera∏em Skrzyneckim, odznaczony zosta∏ Krzy˝em VirtutiMilitari. Mia∏y go odtàd na oku w∏adze austriackie, co si´ zemÊci∏o w pi´t-naÊcie lat póêniej, mimo i˝ pan Marcjan nie bra∏ czynnego udzia∏u w pa-triotycznej konspiracji.

Prowadzi∏ teraz, podobnie jak póêniej jego najstarszy syn Stanis∏aw,wzorowe gospodarstwo rolne. W∏adys∏aw, urodzony w 1837 roku, by∏drugim z kolei. To po ojcu odziedziczy∏ talent muzyczny. Bo ten ziemianini oficer powstaƒczego wojska, choç bez odpowiedniego wykszta∏cenia,gra∏ i komponowa∏. Dom by∏ pe∏en muzyki. W∏adys∏aw wspomina w swo-ich pami´tnikach, jak s∏ucha∏ Webera, Donizettiego, ballad´ Król elfóww transkrypcji fortepianowej Liszta. Kiedy podburzeni przez w∏adze au-striackie ch∏opi zabili podczas rabacji 1846 roku Marcjana ˚eleƒskiego(jaka˝ to jednak by∏a ze strony austriackiej ohydna, n´dzna i zbrodniczaprowokacja! pomyÊlmy: przecie˝ dzisiaj organizatorzy tej masakry odpo-wiadaliby przed trybuna∏em mi´dzynarodowym za inspirowanie ludobój-stwa) – otó˝, kiedy na furmance umieszczono trupa pana Marcjana, podg∏ow´ pod∏o˝ono r´kopis jego muzycznej kompozycji: wariacje na tematopery Fra Diavolo – opowiada biograf Felicjan Szopski. „Âlady krwi na tejrodzinnej pamiàtce by∏y jeszcze d∏ugo widoczne”.

Pani Kamila ˚eleƒska, która wysz∏a Êmia∏o ku napastnikom, by bro-niç m´˝a, zosta∏a ci´˝ko ranna. Dziewi´cioletniego W∏adka przechowanow kuchni. Na miejscu zbrodni pani Kamila, babka pisarza, postawi∏a

14 MATKA I SYN

Page 17: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

krzy˝ z napisem: „Ojcze, przebacz im, albowiem nie wiedzà, co czynià”.Ju˝ po jej Êmierci synkowie Wandy, od pewnego czasu krakowianie, bawili si´ w pobli˝u tego krzy˝a, kiedy przyje˝d˝ali do Grodkowic na wakacje.

Na razie wdowa po Marcjanie przenosi si´ z czwórkà dzieci do Kra-kowa, g∏ównie po to, ˝eby W∏adys∏aw, który upiera si´ przy muzyce, ju˝komponuje – polonezy, mazury i polki – móg∏ porzàdnie studiowaç.Ucz´szcza do szko∏y Êw. Anny, tej samej, w której uczy∏ si´ JaÊ Sobieski,póêniejszy król, a b´dzie si´ uczyç Tadzio ˚eleƒski, przysz∏y pisarz. Przy-jació∏mi W∏adys∏awa w klasie sà Micha∏ Ba∏ucki i Jan Matejko, chyba nie-znoÊna trójka, bo po latach wspominajà ze Êmiechem, jak profesor krzy-cza∏: „Os∏y jedne, nigdy z was nic nie wyroÊnie!”

Pani Marcjanowa krà˝y mi´dzy Krakowem a wsià, wreszcie troskao W∏adys∏awa bierze gór´, zostaje w mieÊcie, odst´pujàc Grodkowice po-zosta∏ym swoim synom. W∏adys∏aw kszta∏ci si´ w muzyce i – ˝eby wyci-szyç krytyk´ ze strony braci szlachty – zg∏´bia na uniwersytecie filozofi´.Nie pomaga. Kilku obywateli ziemian, jak relacjonuje biograf kompozy-tora, protestuje wobec pani ˚eleƒskiej, ˝e m∏ody szlachcic, pozbawionyojcowskiej opieki, poni˝a si´ kompozytorstwem i studiami filozoficznymi.Trzeba zejÊç tumanom z oczu: W∏adys∏aw wyje˝d˝a do Pragi, gdzie dosko-nali si´ w muzyce i robi doktorat z filozofii (czym najbardziej zaimpono-wa∏ Narcyzie ˚michowskiej!). Odwiedza Drezno i tam s∏yszy po razpierwszy w ˝yciu IX symfoni´ Beethovena. Nie zdajemy sobie dziÊ sprawy,˝e trzeba by∏o jeêdziç za granic´, ˝eby us∏yszeç symfoni´ czy zobaczyç ob-raz. Turystyka artystyczna mia∏a sens – dla twórcy by∏a koniecznoÊcià!

Potem by∏ Pary˝, studia, kompozycje, przyjaêƒ z Arturem Grottge-rem, który uwielbia∏ „poczciwego ˚ela”, jak go nazywa∏ w listach do na-rzeczonej. Kiedy kompozytor wróci∏ do Polski w 1870 roku – najpierw za-wadzi∏ o Kraków – by∏ ju˝ opromieniony s∏awà. Pasowany na nast´pc´Moniuszki. W gabinecie syna Wandy – ju˝ pisarza – wisia∏ malowanyprzez Grottgera portret kompozytora, pe∏nego wdzi´ku rozmarzonegom∏odzieƒca. Pisarz przyglàda si´ portretowi ojca i wzdycha: „Czemu˝ gotakim nie zna∏em?”

Page 18: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

IIMa∏y lord buntownik

Pani Wandzie uda∏o si´ zawojowaç m´˝a dla swojego kultu: „poczci-wy ˚el” komponuje pieÊni do wierszy Narcyzy, co Wanda, jeszcze jako narzeczona, obieca∏a swojej mistrzyni. Urodzi∏a trzech synów: najstarszy,Stanis∏aw, dosta∏ na drugie imi´ Gabriel (˚michowska poÊpieszy∏a wtedydo Warszawy, by trzymaç ch∏opca do chrztu); najm∏odszy, Edward, otrzy-ma∏, ju˝ po Êmierci pisarki, dodatkowe imi´ Narcyz; i tylko Êrodkowy, bohater tej ksià˝ki (urodzony 21 grudnia 1874 roku), dodatkowe imionadosta∏ po swoich galicyjskich dziadkach i zosta∏ ochrzczony jako TadeuszKamil Marcjan.

Mimo licznych zaj´ç i obowiàzków m∏oda matka znajduje czas, bynapisaç studium o swojej ukochanej, publikuje je pod pseudonimem „Stefan” w 1873 roku w „Tygodniku Ilustrowanym”. Jak˝e jest szcz´Êliwa! Pisze do Narcyzy:

„Co Pani mówi na Listy Stefana wychodzàce w «Tygodniku» [...]? Dowiaduj´ si´ w tej chwili, ̋ e zwracajà uwag´. Nawet kronikarz «K∏osów»,mimo przeciwnego obozu, raczy∏ pochwaliç recenzenta, a przy tej okazjii autork´. U c i e s z y ∏ o m n i e t o d o d z i e c i ƒ s t wa”. „Okropnie” ˝a∏u-je, ˝e to ukazuje si´ pod pseudonimem: niechby Êwiat si´ dowiedzia∏, ˝e to„Wanda Gr. [...] z takà mi∏oÊcià o swojej uwielbionej Gabryelli pisze”.

Potem by∏y i inne próby. W 1877 roku, w „K∏osach”, wspomnieniepoÊmiertne (Narcyza ˚michowska zmar∏a w 1876 roku, kiedy Tadeuszkoƒczy∏ dwa lata). W dwudziestopi´ciolecie jej Êmierci, w roku 1902,Wanda ˚eleƒska opublikowa∏a w „Bluszczu” dwie o niej prace. Pozosta∏aswojej mistrzyni wierna do koƒca.

16 MA Y̧ LORD BUNTOWNIK

Page 19: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

Nie uda∏o jej si´ tego kultu zaszczepiç synom. Tadeusz nie sàdzi, byjego bracia Stanis∏aw G a b r i e l i Edward N a rc y z kiedykolwiek zaglà-dali do pism Narcyzy. „Co do mnie – wspomina ten Êredni – który mia∏emnajwi´kszà do ksià˝ek ciekawoÊç, fanatyzm matki dzia∏a∏ na mnie wprostodwrotnie, usposabia∏ mnie niech´tnie. Trudno o ostrzejszego krytyka,o wi´kszego sceptyka ni˝ kilkunastoletni «myÊlàcy» ch∏opak”.

Wa˝ne wyznanie: bo to ten syn, nami´tny czytelnik, móg∏ byç dla mat-ki partnerem, nie zosta∏ nim jednak. Razi∏ go „zdawkowy idealizm” matki,który zresztà wytyka∏a jej w listach ˚michowska, to on utrudnia∏ mu z niàporozumienie. „Ja by∏em cynik. Przechodzi∏em wiek, w którym ch∏opak –carthésien sans le savoir – odrzuca wszystko, do czego sam nie dojdzie.Przekomarza∏em si´ z matkà na temat jej uwielbienia, musia∏em jej sprawiçsporo przykroÊci. DziÊ widz´ [a pisze to w roku 1930, majàc lat prawie pi´ç-dziesiàt szeÊç], ˝e by∏o ze mnà to samo, co z publicznoÊcià: pokazywanie pisarki od samych cnót obywatelskich pogrzeba∏o jà. Ale matka nie mog∏atego zrozumieç, zamyka∏a si´ w milczeniu”. Podejrzewa∏, ˝e ˝ywi∏a po cichuuraz´ do Orzeszkowej, do Konopnickiej, ˝e cieszà si´ s∏awà, podczas gdyo jej mistrzyni zapomniano. Marzy∏a o napisaniu monografii, która sta∏abysi´ jej pomnikiem. „Co jakiÊ czas matka wydobywa∏a pliki papierów, robi∏anotatki, ale nie by∏o ciàg∏oÊci, rwa∏o si´!” Wzorowa matka, wzorowa ˝ona,wzorowy dom i do tego jeszcze dzia∏alnoÊç spo∏eczna – gdzie˝ tu jeszczemiejsce na prac´ literackà? To by∏ ból jej ˝ycia – stwierdza syn.

Ojciec, przed Êmiercià, przekaza∏ mu papiery po matce. „Przeglàdamte karty: z niczym nie da si´ porównaç ich entuzjazmu. To nie monografiaani studium literackie – to dytyramb, apoteoza, nieustajàcy potok uwiel-bienia. Najwy˝szy geniusz, najdoskonalsza Êwi´toÊç, wszystko przepo-jone najczystszà poezjà – oto dla matki mojej Narcyza ˚michowska.I czytajàc te karty sta∏em si´ pob∏a˝liwszy dla mego m∏odzieƒczego scep-tycyzmu”.

Ale nas zainteresowa∏oby mo˝e co innego: jakie to by∏o pióro, ta pa-ni Wanda ˚eleƒska? Kim mog∏aby zostaç? Z pewnoÊcià nie autorkà powieÊci. Na to brak∏o jej prze˝yç, doÊwiadczeƒ, Êmia∏oÊci, a chyba i wy-obraêni. Ale na pewno mog∏a zostaç eseistkà – i to wybitnà. (Wyda∏azresztà u Hoesicka seniora tom szkiców Znakomite niewiasty.) Mia∏awszystko, co trzeba: oczytanie, kultur´ literackà, kultur´ myÊli, energi´wys∏owienia, bogatà polszczyzn´, swad´ przypominajàcà samà Narcyz´,a chwilami George Sand. Prosz´:

„Subtelne jej pióro nie ma sobie równego, gdy idzie o okreÊlenie naj-delikatniejszych odcieni i duchowych zagadnieƒ. [...] Zrazu bogactwo

MA Y̧ LORD BUNTOWNIK 17

Page 20: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

j´zyka, obrazów, myÊli uderza, oba∏amuca; zdaje nam si´, ˝e to cackakunsztowne stworzone na to tylko, by nimi oko pieÊciç i ucho zachwycaç,ale czytajmy uwa˝nie...”

Chwilami mo˝na odnieÊç wra˝enie, ˝e pani ˚eleƒska pisze „boyem”.„...W listach odzyskujà jà [czytelnicy] po raz drugi. Dla tych, którzy zna-li jedynie Gabryell´ autork´, jakie˝ to objawienie! Jaki komentarz! Jak takobieta ˝yjàca piszàcà autork´ t∏umaczy i dope∏nia!...”

Wszystko to zosta∏o st∏umione: dom, „trzech nie naj∏atwiejszych sy-nów”, jak przyznaje ten Êredni – no i on, mà˝, „orze∏”, wed∏ug s∏ów ˝ony,kompozytor w tym okresie najwybitniejszy. By∏ na dobrym rzàdowym sta-nowisku dyrektora, mia∏ zapewne i kapita∏ po sp∏aceniu go przez brataStanis∏awa, panna Grabowska te˝ chyba zosta∏a solidnie wywianowana.Ch∏opcom nic nie brak∏o, rodzice zapewniali im staranne wychowanie.W tym duecie, w którym matka ofiarowa∏a czu∏oÊç i trosk´, ojciec repre-zentowa∏ surowoÊç, dyscyplin´, kar´, nierzadko fizycznà. („...przechodzi∏z biegiem lat bardzo sarmackà ewolucj´ [...] przeistacza∏ si´ w wykapanyobraz czeÊnika Raptusiewicza. PorywczoÊç jego i niecierpliwoÊç by∏y przy-s∏owiowe”). Nie ma listów pani Wandy, w których by si´ tym przeistocze-niem m´˝czyzny u swojego boku zdumiewa∏a. Mo˝e je uwa˝a∏a za natu-ralne?) Po latach pisarz wspomina swoje dzieciƒstwo bez wdzi´cznoÊci,z ˝alem. Tyrania rodzicielska, jakby by∏ ma∏ym lordem. Nic nie wolno.Guziki zawsze zapi´te, szalik wokó∏ szyi. Poƒczochy tak˝e latem. Nie wol-no biegaç, pociç si´, plamiç ubrania – opowiada∏ ze zgrozà Irenie Krzy-wickiej, przypatrujàc si´ swobodzie, jakà cieszy∏ si´ jej PiotruÊ. Szli za lordziàtkiem guwernerzy z trzcinkami, by na miejscu wymierzaç kar´, za byle co pozbawiano ch∏opców deseru. Czy mia∏ na myÊli swojà uko-chanà matk´, kiedy w recenzji ze sztuki Zapolskiej Tamten, napisze o ma-cierzyƒskiej nadtroskliwoÊci: „Trzy czwarte funkcji tych matek by∏y dzieciom zupe∏nie zbyteczne. [Pisze w czasie przesz∏ym, bo uwa˝a te «wy-buja∏oÊci» za zjawisko historyczne, w tak ostrej formie ju˝ nieistniejàcej.][...] Skarby kobiecej czu∏oÊci – ciàgnie – daleko wi´cej by∏y wyrazem potrzeb matki ni˝ po˝ytku dziecka”. Ju˝ to brzmi wystarczajàco krytycz-nie, a có˝ dopiero nast´pne zdanie, jak bezwzgl´dna pointa: „Ten anio∏stró˝ syna by∏ najcz´Êciej jego katastrofà”. (Zaatakuje si´ go po tej recen-zji za spotwarzanie wizerunku Matki Polki.)

Miejmy nadziej´, ˝e nie dotyczy∏o to w takim stopniu ma∏ych ˚eleƒ-skich: ch∏opcy roÊli, mimo wszystko, normalnie, chodzili do freblówki, bili si´, ba∏aganili, bawili si´ w teatr. („Teatr, w którym piramida krzese∏oznacza∏a wysokà gór´, kilka patyków bram´ pa∏acowà [...] aktor by∏

18 MA Y̧ LORD BUNTOWNIK

Page 21: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

zarazem rycerzem i koniem”.) Wkrótce pójdà do szko∏y. By∏ to okres naj-gorszej rusyfikacji apuchtinowskiej w szkole, samego Apuchtina spolicz-kowano, czasem jakieÊ upokorzone i doprowadzone do rozpaczy dzieckopope∏nia∏o samobójstwo. Warszawa ówczesna, tak jak jà widzia∏ ch∏opiec,mia∏a „coÊ z grozy, coÊ z tajemnicy. Upiorni kozacy na koniach, w wyso-kich skórzanych rurach na g∏owie, z pikami; olbrzymi czerkiesi z kind˝a-∏ami i w czapach [...], Êciszone g∏osy starszych, nag∏a wieÊç o zamordowa-niu cara Aleksandra”. Czy ch∏opcy majà chodziç do rosyjskiej szko∏y, podczas gdy tam, w Krakowie, skàd ojciec pochodzi, mo˝na si´ na∏ykaç,pod rzàdami dobrotliwego Franciszka Józefa, polskoÊci jak w Soplicowie,jest si´ „prawie u siebie”. Pan ˚eleƒski nie najlepiej si´ czu∏ w Warszawie,nie zna∏ rosyjskiego, nie umia∏ rozmawiaç z dyrektorem teatrów rzàdo-wych, pu∏kownikiem Muchanowem, mimo ˝e ten pu∏kownik by∏ znanyz dobrych ch´ci, a jego ˝ona, Maria Kalergis, Nesselrode z domu, przej´-ta kulturà polskà, przez pewien czas muza Norwida (mimowolna raczej),zakochana w Adamie Potockim, sama utalentowana pianistka, otó˝ tawp∏ywowa dama ofiarowa∏a si´ osobiÊcie graç na koncercie pana ˚eleƒ-skiego.

Uciec do Krakowa! Dla pana ˚eleƒskiego to powrót do rodzinnychstron – dla jego ˝ony to opuszczenie ukochanego miasta, domu i sióstr:Marysi (teraz Kwietniewskiej), obarczonej trzema synkami, i Zosi, naj-m∏odszej, która wcià˝ mieszka∏a w rodzicielskim gnieêdzie na Miodoweji t∏umaczy∏a z angielskiego popularne powieÊci dla m∏odzie˝y (Ma∏e kobietki i kilka innych). Jak jà w Krakowie przyjmà? Pani Wanda myÊla-∏a o wyjeêdzie z niepokojem. Ale wzglàd na ch∏opców przewa˝y∏. Szkodatylko, ˝e Kraków jest „pustynià muzycznà”. ˚eleƒski ju˝ od dawna starasi´ coÊ zorganizowaç. Namawia prezydenta Zyblikiewicza do za∏o˝eniaw królewskim mieÊcie konserwatorium. (Minie siedem lat, zanim si´ tozrealizuje. Koncert na otwarcie mia∏ miejsce „w ma∏ej salce szko∏y mu-zycznej przy niezbyt licznym udziale publicznoÊci” – notuje biograf, panSzopski.) Przedtem, w 1879 roku, kompozytor dyryguje w Krakowie swo-jà kantatà na czeÊç Kraszewskiego. Przenosiny zbli˝ajà si´ nieuchronnie.Jest listopad 1880 roku, kiedy pan ˚eleƒski wnioskuje na zebraniu komi-tetu, ˝eby dyrekcj´ Towarzystwa Muzycznego powierzyç ZygmuntowiNoskowskiemu. W po∏owie nast´pnego roku paƒstwo ˚eleƒscy wrazz synkami znaleêli si´ na Dworcu Wiedeƒskim. ˚egna∏o ich „ze szczerym˝alem” grono przyjació∏ – tak to opisano w „Echu Muzycznym”. Ch∏op-ców czeka∏a d∏uga i pe∏na emocji podró˝, chwilami pewnie nudna i m´czà-ca. Szkoda, ˝e nikt jej nie opisa∏.

MA Y̧ LORD BUNTOWNIK 19

Page 22: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

W Krakowie ch∏opca poczàtkowo l´kiem przejmowali ˝andarmi,„którzy zawsze chodzili we dwóch z nasadzonym bagnetem, w kapelu-szach z kogucimi piórami”. By∏ w wieku, „w którym stawia si´ nieÊmia∏opierwsze kroki w nauce czytania”. Sprawia∏o mu radoÊç odczytywanieulicznych plakatów. „Otó˝ pierwsze s∏owa, które uda∏o mi si´ odczytaçbez b∏´du, by∏y: «Kochany hrabio Taaffe». Podpisany: Franciszek Józefm.p.”. Wtedy si´ uspokoi∏. Ulg´ sprawi∏ „ten ˝yczliwy i konstytucyjny spo-sób korespondowania z premierem”. Inny klimat, nawet dziecko potrafi∏oto odczuç. „˚adnego widomego ucisku. Mickiewicz w szkole, KoÊciuszkow teatrze, Polska na co dzieƒ i od Êwi´ta”.

Ale a˝ takie proste to nie by∏o. W szkole, kiedy Êpiewano hymn kuczci cesarza, nale˝a∏o demonstrowaç swojà rezerw´ ironicznym uÊmiesz-kiem albo przynajmniej fa∏szowaç. „A kiedy przysz∏a z kolei zwrotka:«Przy cesarzu mile w∏ada cesarzowa pe∏na ∏ask», wszyscy chichotali potrosze”. Ch∏opcy wymykali si´ do koÊcio∏a na nabo˝eƒstwa patriotyczne,a belfry – b´dzie wspominaç pisarz – patrzyli na to przez palce.

Chocia˝ ch∏opiec nie bardzo si´ popisa∏ podczas egzaminu wst´pne-go (co zwali∏ po latach na ró˝nic´ w systemie dydaktycznym: inaczej do te-go podchodzono w Warszawie, inaczej w Krakowie, bardziej „naukowo”),przyj´to go od razu do drugiej klasy. „Mo˝e przez wzglàd na ojca?” – b´-dzie zastanawia∏ si´ pisarz. Bo ojciec by∏ w Krakowie kimÊ wa˝nym.„W dniu jego imienin, na Êw. W∏adys∏awa, o siódmej rano orkiestra usta-wia∏a si´ pó∏kolem przed naszym mieszkaniem przy ulicy Szewskiej i r˝n´-∏a marsze. Dlatego ˝e s∏awny muzyk i – tutaj wkracza charakterystycznydla pisarza zmys∏ rzeczywistoÊci podszyty ironià – ˝e da∏ sto guldenów naza∏o˝enie tej orkiestry”.

Kraków, do którego ˚eleƒscy si´ przenieÊli, by∏ wtedy miastem –wspomina pisarz w szkicu Prawy brzeg Wis∏y – zara˝onym „infekcjàsmutku”. „W dzieƒ jeszcze [...] mia∏ jakieÊ pozory ˝ycia [...], za to w no-cy mury bra∏y w∏adztwo nad cz∏owiekiem”. „Z uderzeniem dziesiàtej krakowianin [...] zdyszany dopada∏ bramy”, ˝eby nie p∏aciç stró˝owi„szpery”. Ulice pustosza∏y, „wy∏ania∏ si´ stró˝ nocny z halabardà, mo˝naby∏o mniemaç, ˝e jest si´ w wiekach Êrednich”.

W dzieƒ mo˝na by∏o si´ ∏udziç, ˝e jest si´ w ∏aciƒskiej dzielnicy Pary-˝a, na lewym brzegu Sekwany: „powa˝ne mury Akademii, birety i togi”.Studenci. „By∏a i dzielnica artystów, gdzie kwit∏y sztuki pi´kne i gdzie,w zaciszach pracowni, uzbrojone w w´giel m∏ode d∏onie kopiowa∏y, cz´-Êciej co prawda gipsowe ni˝ ˝ywe modelki”. I by∏y malownicze uliczki, stare koÊcio∏y, stare arystokratyczne pa∏ace, a pomi´dzy nimi – „kwefy,

20 MA Y̧ LORD BUNTOWNIK

Page 23: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

sutanny i czarne kapelusze”. Lewy brzeg. „CoÊ z renesansu i coÊ z party-kularza”. Bo nie by∏o prawego brzegu – tego, który t´tni∏by nowoczesnym˝yciem, który by hucza∏ i rozwija∏ si´. Kraków – przypomina w ksià˝ceZnaszli ten kraj?... jego wspania∏y monografista – jako twierdza z zaka-zem rozbudowy, nie mia∏ szans rozwoju. Dusi∏ si´.

Rzàdzi∏o nim lojalistyczne stronnictwo konserwatystów, nazywanoich „staƒczykami” od satyrycznej Teki Staƒczyka, którà, biczujàc roman-tyczny od∏am spo∏eczeƒstwa, rozdrapujàc niezabliênione jeszcze po po-wstaniu rany, wydali w roku 1869 Szujski, Tarnowski i Koêmian. Kon-serwatyÊci, oczywiÊcie, ale ludzie wtedy jeszcze m∏odzi. – Co to za staƒ-czycy? – spyta∏ ch∏opiec matki. Wymieni∏a kilka nazwisk: byli to znajomiojca, sk∏adali nieraz wizyty w ich willi na Êw. Sebastiana, dokàd ˚eleƒscysi´ przenieÊli, zna∏ ich twarze.

Oceni ich surowo. Nie tyle osoby, czynnych urz´dników zaj´tych mo˝-liwie sprawnym administrowaniem i w∏asnymi awansami, ile ca∏à t´ sfer´,która nad Krakowem cià˝y∏a. Arystokracja, napisze, w „ubo˝uchnym Kra-kowie by∏a zarazem jedynà p l u t o k r a c j à – ˝y∏a doÊç eksterytorialniew swoich pa∏acach, w klubie, za granicà wreszcie”. „Ciàg∏e «gaszenie», ciàg-∏e wo∏anie o trzeêwoÊç, rozsàdek, wyda∏y swoje: wychowa∏y pokolenie ka-rierowiczów [...] w mieÊcie, gdzie nie by∏o karier”. Co ambitniejsi szukaliich w Wiedniu, co dobrze oddajà, chocia˝ mimo woli, pami´tniki Ch∏´dow-skiego. Mieszczaƒstwo – w przeciwieƒstwie do rozÊpiewanego Lwowa – te˝nie o˝ywia∏o pulsu miasta: „trzyma∏o si´ w stylu biedermaier, doÊç Êwi´-toszkowatym”. BliskoÊç Wiednia dzia∏a∏a niszczàco: „Flaszki wina nie wy-pi∏ taki ∏yk loco, ale jecha∏ na nià pod jakimÊ szanownym pozorem do«Widnia»”. Wspomina ze wspó∏czuciem dziewcz´ta „wysypujàce si´ z «cy-garfabryki», ˝ar∏a je bieda i blednica, brak zalotnoÊci by∏ uderzajàcy”.I jeszcze wspomnienie, do którego b´dzie wraca∏, ilekroç recenzowana sztu-ka da mu po temu sposobnoÊç, jakby wcià˝ ono go dr´czy∏o. To te „∏adne,a bezposa˝ne dziewcz´ta ze sfer mieszczaƒskich”, które „z rezygnacjà pod-dawa∏y si´ staropanieƒstwu, którego panna z «dobrego domu» nie mog∏awype∏niç nawet pracà zarobkowà. Ach, te tragiczne pary – matka z córkà –obchodzàce przez ca∏e lata plantacje, coraz starsze, coraz kwaÊniejsze!”

To przez t´ porywczoÊç ojca nie uda∏o si´ umuzykalnienie synów.Ka˝dà pomy∏k´ „sk∏onny by∏ uwa˝aç za «sabota˝», który karci∏ [...]grzmotni´ciem po ∏apach albo po plecach”. Strach parali˝owa∏ dzieckoi „ka˝dy egzamin ojcowski koƒczy∏ si´ fatalnie”.

Wszyscy biografowie cytujà opowieÊç o tym, jak paƒstwo ˚eleƒscyprzyj´li w koƒcu dla ch∏opców brodatego pedagoga, dawnego koleg´ ojca,

MA Y̧ LORD BUNTOWNIK 21

Page 24: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

teraz zmarnowanego pijusa. Dlaczego w∏aÊnie jego? „Mo˝e tak˝e przezowà s∏abostk´ – domyÊla si´ syn, przenikliwy psycholog – jakà ka˝dy Cze-Ênik ma dla swego Dyndalskiego”. Pani Wanda stara∏a si´, ˝eby lekcje odbywa∏y si´ pod nieobecnoÊç m´˝a. Ale nie zawsze si´ to udawa∏o, stary˚el wrzeszcza∏ i na nauczyciela, i na synów. Matka b∏aga∏a: „W∏adziu, nieirytuj si´, szkodzisz sobie!” (˚y∏ d∏ugo, to ona umar∏a nagle.) Pan P∏achec-ki, zalewajàc si´ ∏zami, krzycza∏: „Ja te˝ mam swój ambit!”, matka „rzu-ca∏a si´ ku niemu jak tygrysica: – Niech pan m´˝a nie dra˝ni!” Ona, hu-manistka, spo∏ecznica, widzia∏a w tej scysji tylko jego, swojego or∏a.„A malec – wspomina syn – na swoim wysokim obrotowym krzeÊle, dr˝a∏tylko, by∏by si´ pragnà∏ schowaç pod klawiatur´”. Bo malec, przysz∏y pisarz, widzia∏ wi´cej: widzia∏ tego drugiego cz∏owieka, starego upoko-rzonego opoja, któremu ∏zy kapa∏y na brod´.

Bracia jakoÊ potem, ju˝ na w∏asnà r´k´, uzupe∏nili swoje muzycznewykszta∏cenie, Edziula, ten m∏odszy, nawet szala∏ przy fortepianie w kaba-recie, coÊ tam komponowa∏ – on, Tadeusz, pozosta∏ analfabetà muzycz-nym. I tylko czasem, podczas pisania na maszynie, w pasji twórczej chcia∏-by uderzyç fortissimo. Z tym analfabetyzmem na pewno przesadza∏: pisa∏przecie˝ teksty piosenek. Ale muzyce nie chcia∏ si´ poddawaç, buntowa∏ si´przeciwko gwa∏towi, przeciw szanta˝owi uczuciowemu. (Doskonale gorozumiem.) Nie inaczej zmaga∏ si´ z muzykà Fellini: wystarczy poczytaçjego zwierzenia.

Latem ch∏opcy wyje˝d˝ali do Grodkowic, do majàtku rodowego, któ-rym teraz zarzàdza∏, podobno bardzo sprawnie, stryj Stanis∏aw. BabciaKamila ju˝ nie ˝y∏a – upami´tnia∏ jà krzy˝, ten, na którym kaza∏a wyryçs∏owa przebaczenia. W dworku pojawiali si´ sàsiedzi, pili, grali w kartyi koÊci, rozprawiali o polowaniach, o cenach, o swoich pieniactwach, typyjak z Fredry i Bliziƒskiego – jowialscy, jenialkiewicze, orgonowie, panowieDamazowie. I znowu panny, które wystawiano w swaty, jak na sprzeda˝.Ch∏opiec przyglàda∏ si´, przys∏uchiwa∏ – brz´cza∏y s∏owa, które wrócà,kiedy zostanie recenzentem, na przyk∏ad „serwitut” – ch∏onà∏ doÊwiad-czenia. Niektórzy wspominkarze ryzykujà twierdzenie, ˝e Boy-recenzentzachowa∏ uraz do szlachty, bo rodzina na wsi mia∏a niech´tnie przyjàç jego matk´. Chyba a˝ tak êle nie by∏o, skoro ch∏opcy sp´dzali wakacjeu stryja. Apologeci szlachetczyzny nie mogà si´ pogodziç z tym, ˝e komuÊich Êwiat mo˝e si´ wydawaç dziwacznym prze˝ytkiem, dlatego szukajàwyt∏umaczenia – w kompleksach, u Freuda. JeÊli ju˝ gdzieÊ szukaç g∏´b-szych warstw – poza osobistymi sk∏onnoÊciami pisarza – to w demokra-tycznych poglàdach matki i jej mistrzyni, Narcyzy ˚michowskiej.

22 MA Y̧ LORD BUNTOWNIK

Page 25: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

Ma∏y Tadzio by∏ pobo˝ny. Traktowa∏ wszystkie dzieci´ce obowiàzkireligijne powa˝nie, chocia˝ póêniej wspomina∏, ˝e dla dziecka pierwszaspowiedê jest zawsze r o l à, ∏àcznie z objawami tremy. Opowiada∏ IrenieKrzywickiej, jak to w drodze do szko∏y „mia∏ zwyczaj kl´kaç przed figuràMatki Boskiej i zmawiaç pacierz. Ale gdy w∏aÊnie od jakiegoÊ czasu prze-˝ywa∏ kryzys religijny, przesta∏ si´ modliç. Z bardzo podniesionà g∏owàwszed∏ do szko∏y i tego˝ dnia dosta∏ pi´ç dwój. – Taki natychmiastowy od-wet ze strony nieba zrobi∏ na mnie silne wra˝enie [opowiada∏]. I jak tu si´by∏o porywaç na takiego przeciwnika, kiedy w domu grozi∏o za dwójki lanie”. Wróci∏ do swojej figury.

W domu o tych sprawach decydowa∏ ojciec: tradycjonalista i, jak wy-nika z jego pami´tników, w dzieciƒstwie bardzo pobo˝ny. Jak patrzy∏a nareligijnoÊç syna pani ˚eleƒska, nie ma Êwiadectw; tyle wiemy, ˝e jej mi-strzyni, Narcyza ˚michowska, by∏a nastawiona zdecydowanie antykle-rykalnie. Co oczywiÊcie nie k∏óci si´ z wiarà.

Wi´c nie dom podwa˝a∏ religijnoÊç ch∏opca – robi∏a to szko∏a. Drwi-ny z Darwina i nauki. Atmosfera przymusu, brak taktu i niski poziom, cza-sem wr´cz t´pota katechety, jak o tym napisze po latach w RozmyÊlaniachprzed popielcem. „Wszystko, co jest w nas uczuç religijnych, ma swoje êró-d∏o gdzie indziej; wszystko, co daje szko∏a, jest powolnym i systematycz-nym uczuç tych niszczeniem”. „Ach, te «wàtpliwoÊci»! Dla jednego sà onepsotà, dla innych tragicznym prze˝yciem”. Pisze o tym jakby z ˝alem – gdy-by by∏ ateistà, za jakiego niektórzy wolà go uwa˝aç, powinien by odczuwaçsatysfakcj´. Ale jest inaczej: „Tak wi´c proces niszczenia w dziecku religiiprzez jej nauczanie mo˝na oznaczyç niemal ze Êcis∏oÊcià”. „Pami´tam –wspomina dalej – jak mnie, dziesi´cioletniego malca, niewinnego [...] przy-piera∏ ksiàdz natarczywymi pytaniami, «czy nie by∏o jakich nieskromnychdotkni´ç», przy czym zupe∏nie nie wiedzia∏em, o co mu chodzi. Zaintrygo-wany, zwierzy∏em si´ koledze i... dowiedzia∏em si´”. Ale byli ksi´˝a, któ-rych wspomina z sentymentem, a czasem z rozbawieniem, jak tego oto kapelana wi´ziennego, którego Êciàgni´to do gimnazjum, ˝eby pomóg∏w wyspowiadaniu hurmy dzieciaków. „Zacny kap∏an, nawyk∏y co dniaprzyjmowaç zwierzenia morderców, podpalaczy, kazirodców, z pewnymzniecierpliwieniem s∏ucha∏ drobnych grzeszków dziecinnych; raz po raztrzepa∏ nerwowo palcami i przerywa∏: «Nie gadaj drobiazgów, grubszemów, grubsze mów!»”. Chyba si´ tego „grubszego” nie nas∏ucha∏.

Ch∏opiec by∏ Êliczny, mia∏ ciemne màdre oczy, by∏ grzeczny, dobrzeu∏o˝ony, choç Êcichap´k. Przyglàda∏ si´ doros∏ym – i myÊla∏ swoje. Widy-wa∏ w rodzicielskim domu czczonego przez wszystkich Adama Asnyka,

MA Y̧ LORD BUNTOWNIK 23

Page 26: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

niegdyÊ powstaƒca, a kilkanaÊcie lat póêniej autora wiersza, który sta∏ si´programem jednych, a dra˝ni∏ innych („Daremne ˝ale, pró˝ny trud / Bez-silne z∏orzeczenia / Minionych kszta∏tów ˝aden cud / Nie wróci do istnie-nia”); autor delikatnego erotyku „Mi´dzy nami nic nie by∏o / ˚adnychzwierzeƒ, wyznaƒ ˝adnych...” wzdycha∏ „Gdybym by∏ m∏odszy, dziewczy-no, gdybym by∏ m∏odszy...”, majàc lat – trzydzieÊci pi´ç. W niedzieleu paƒstwa ˚eleƒskich odbywa∏y si´ spotkania towarzyskie: zlot osobisto-Êci. Przychodzi∏ sam Stanis∏aw Tarnowski, rektor i dyktator opinii lite-rackich („karykatura wodza – ràbnie bez litoÊci pisarz – raczej lajkonikobchodowy”), bywali Oskar Kolberg, etnograf, zbieracz pieÊni ludowych,i legendarna Marcelina Czartoryska, od której mo˝na by∏o si´ dowie-dzieç, jak gra∏ Chopina Chopin, bywa∏ te˝, ilekroç zjecha∏ do Krakowaz Pary˝a, W∏adys∏aw Mickiewicz, syn wieszcza i rówieÊnik ojca, zaprzy-jaêniony z nim chyba od paryskich czasów pana domu. Wpada∏ cz´stoAleksander Gierymski, tak˝e przyjaciel z lat paryskich. „Wystawi∏ wów-czas w Krakowie swój g∏oÊny obraz, przedstawiajàcy ch∏opa i bab´ siedzà-cych nad trumienkà dziecka. Kiedy go ktoÊ komplementowa∏, ˝e tak prze-dziwnie odda∏ wyraz rodzicielskiego bólu, malarz nastroszy∏ si´ i odpar∏opryskliwie, ˝e jedynà jego intencjà by∏o uchwyciç gr´ fioletowych cienina parcianych portkach ch∏opa”. (Taki by∏ styl! Tadeuszek, sàdzàc z tejopowieÊci, nie wierzy∏ malarzowi: on sam by∏ sk∏onny wzruszyç si´ ch∏op-skim bólem. A mo˝e Gierymskiego dra˝ni∏y komplementy?) Na stole kró-lowa∏ samowar, przywieziony najpewniej z Warszawy. Ale najwa˝niejszyw salonie by∏ fortepian. Zasiada∏ do niego sam gospodarz, aby akompa-niowaç kolegom-profesorom, którzy wykonywali kwartety smyczkowe.„˚eleƒski lubi∏ graç i robi∏ to z wielkim zapa∏em. Technika jego nie by∏apianistowska” – brzmi ostro˝na opinia biografa kompozytora, FelicjanaSzopskiego. Dodaje uspokajajàco: „S∏uchacze oceniali z wyrozumia∏o-Êcià...” Herbata z samowaru pachnia∏a, rozmow´ prowadzono na dobrympoziomie, gospodyni urocza i inteligentna, wszyscy byli zadowoleni. „Stawa∏ si´ czasem niebezpiecznym akompaniatorem swoich w∏asnychpieÊni” – dowiadujemy si´ od biografa – a to „dzi´ki tej ˝ywio∏owoÊcii nieopanowaniu”. Wydawa∏ nieoczekiwane pomruki albo zaczyna∏ nuciçi wykonawczyni mog∏a byç zaskoczona.

Z Tadziem-Êcichap´kiem bywa∏y k∏opoty. Dosta∏ na gwiazdk´ ksià-˝eczk´ z obrazkami Bohaterskie czyny Polaków. „By∏ tam, mi´dzy innymi,przedstawiony szlachcic Kàtski, gdy spala na d∏oni lont, rzucony na becz-k´ z prochem przez Turka, który chcia∏ wysadziç si´ w powietrze wrazz twierdzà, aby jej nie wydaç Polakom, jak to nakazywa∏y warunki trakta-

24 MA Y̧ LORD BUNTOWNIK

Page 27: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

tu. Tekst nadmienia∏, i˝ bohaterskim swym czynem Polak upokorzy∏ chy-trego barbarzyƒc´. Pierwszà mà refleksjà by∏o, ˝e bohaterem by∏ tu przedewszystkim Turek”. Próbowa∏ podzieliç si´ tà myÊlà z kolegà – odpowie-dzià by∏o wzruszenie ramion. „Starsi pokiwali g∏owami i orzekli, ˝e jestembardzo zepsuty”. „Szkolny komuna∏, na którymÊmy si´ wychowywali –napisze, recenzujàc sztuk´ Broƒczyka o hetmanie ˚ó∏kiewskim, któregozresztà uwa˝a∏ za postaç wyjàtkowà – gloryfikowa∏ wszelkà wojn´,zw∏aszcza z «pohaƒcem», a wymyÊla∏ od «gnuÊnoÊci» szlachcie, ilekroçwzbrania∏a si´ daç na ten cel krwi i pieni´dzy. Ta op∏akana gnuÊnoÊç (powiada∏y nam rycerskie belfry) by∏a przyczynà, ˝eÊmy nie mogli wybiçTurków do ostatniej nogi. Ale dziÊ, po Êwie˝ym wojowaniu [...] czujemyinstynktownie, i˝ wszystkie te dawne szablony wymaga∏yby rewizji. Mo˝eto by∏ zdrowy instynkt szlachty, ˝e nie chcia∏a tych ciàg∏ych awantur? [...]ZrobiliÊmy si´ szalenie gnuÊni”. (Bardzo by si´ zdziwi∏ autor tych s∏ów,gdyby si´ dowiedzia∏, ˝e w koƒcu lat szeÊçdziesiàtych znalaz∏ si´ rycerskibelfer-historyk, zwiàzany z rozszala∏ym wtedy obozem komunistów--nacjonalistów, który w popularnej ksià˝eczce o ˚ó∏kiewskim wytknà∏wielkiemu hetmanowi „gnuÊnoÊç”, poniewa˝ ten zrezygnowa∏ z podbi-cia... Mo∏dawii. Na co temu rycerskiemu historykowi by∏a potrzebnaMo∏dawia, bardziej ni˝ ˚ó∏kiewskiemu, nie potrafi∏em zrozumieç.)

Wybory – to dni odwetu malców nad doros∏ymi. Nareszcie ci usztyw-nieni, zapi´ci na wszystkie guziki doroÊli, zanudzajàcy moralizowaniem,pokazujà, do czego sà zdolni. Latami „suszà g∏ow´, ˝e nie trzeba k∏amaç,˝e trzeba szanowaç starszych, ˝e nie trzeba si´ z∏oÊciç. I naraz, ci powa˝ni,ci doroÊli, cz´sto znajomi rodziców, przez kilka dni wymyÊlajà sobie jakop´tani afiszami, nalepkami, na wszystkich rogach ulic, zarzucajà sobienawzajem k∏amstwa, przekupstwa, wszelkie zbrodnie i wyst´pki. No,a dopiero w gazetach co mo˝na wyczytaç o ka˝dym z nich! [...] Âliczne rze-czy. [...] Z∏odziej grosza publicznego, paso˝yt to jeszcze najniewinniejsze.A my, b´bny, p∏awiliÊmy si´ z rozkoszy”.

Sz∏o si´ pod okna zwalczanego pos∏a i robi∏o mu si´ „kocià muzyk´”.Dlaczego, za co – niewa˝ne. „Kocia muzyka – delektuje si´ po latach ch∏o-piec – jest sama w sobie rzeczà tak przyjemnà, ˝e nie wymaga Êcis∏egoumotywowania”. Nikt nie wiedzia∏, gdzie mieszka kontrkandydat, Tadziowiedzia∏, „bo to by∏ przyjaciel ojca i cz´sto bywa∏ u nas w domu. Popro-wadzi∏em t∏umy: có˝ za rozkosz przez chwil´ byç tak wa˝nà figurà!” Onipopierali swojego nauczyciela historii, Augusta Soko∏owskiego, „demo-k∏at´” (bo nie wymawia∏ g∏oski „r”). Wyk∏ada∏ dobrze, samodzielnie, aleczasem ju˝ nazbyt ozdobnym j´zykiem, którego próbk´ da∏ pisarz wiele

MA Y̧ LORD BUNTOWNIK 25

Page 28: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

lat póêniej w felietonie Styl kwiecisty: „Nierzàdnica francuska, w∏o˝yw-szy na g∏ow´ frygijskà czapk´, li˝e stopy tyrana Pó∏nocy, podczas gdy chytry i kupiecki Albion...” Teraz, kiedy i c h kandydat, ich nauczycielzwyci´˝y∏, triumfujàcy ch∏opcy uchwalili na jego czeÊç fakelcug – orszakz pochodniami! Zwyci´ski nauczyciel pokaza∏ si´ w oknie i zapewni∏, ˝ew parlamencie „obierze... wdzi´cznà drog´ opozycji”. Tadzio naiwnie si´zdziwi∏, „skàd on wie, ˝e b´dzie oponowa∏, kiedy nie wie jeszcze, co tam-ci b´dà gadali”.

Pozosta∏ ch∏opcu „na∏óg patrzenia na rzeczy od innej strony”, cozjedna∏o mu „opini´ cynika”. Przy nauce historii ta samodzielnoÊç i prze-kora szczególnie zawadza∏a. „Ciàgle mia∏em wra˝enie, ˝e to nie ma nicwspólnego z prawdà”. Wróci do tych myÊli, relacjonujàc Króla UbuJarry’ego. Sztuk´, którà on przet∏umaczy∏, napisa∏ w∏aÊnie uczeƒ gimna-zjalny – doprowadzajàc do groteskowej konsekwencji nauk´ historiiw szkole. Bo czym ta nauka by∏a? „Skorowidz królów, wojen, mordów,grabie˝y, okrucieƒstw, krzywoprzysi´stwa, wiaro∏omstwa... Sam HenrykVIII, krwawy mà˝ oÊmiu ˝on [szeÊciu! – pomy∏ka z poÊpiechu], czy to niejest król Ubu, a przecie˝ jego zmys∏owy kaprys zdecydowa∏ na wieki o re-ligii jego poddanych”. Dzieci kujà o tym ze zdumieniem, ˝e to starsi takrobià! „Palenie na stosie, zdradzieckie traktaty, gwa∏cenie sumieƒ, fa∏szo-wanie monety, wycinanie w pieƒ – oto czegoÊmy si´ uczyli jako historii,pod czcigodnym god∏em, ˝e historia est magistra vitae. Jak to po∏àczyç –tego nam nikt nie mówi∏”. Pointà tych rozterek myÊlàcego ucznia mog∏o-by byç zdanie: „Horyzont szkolny p∏awi si´ we krwi”.

Page 29: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

IIIOkno na ˝ycie

Ch∏opiec by∏ teatromanem. Po raz pierwszy zapozna∏ si´ z parteremstojàcym starej budy teatralnej przy placu Szczepaƒskim, ˝eby obejrzeçimportowanà z Wiednia sztuk´ Nestroya Ga∏ganduch, czyli Trójka hultaj-ska. „T∏ok by∏ nies∏ychany – wspomina∏ – sztuka nale˝a∏a do najulubieƒ-szych, ale grywano jà tylko w niedziele po po∏udniu, jako najni˝szy rodzaj,«szmir´» ostatniego rz´du”. Rodzice za nic w Êwiecie nie zgodziliby si´ natak niski repertuar – ch∏opiec wymknà∏ si´ cichaczem z domu. Czy z braç-mi, tego nie wiemy, na ten temat milczy. Ale wydaje si´, ˝e ich teatroma-nia by∏a mniej zajad∏a.

„«Parter stojàcy» starego teatru! – wybucha sentymentalnym wspo-mnieniem. – Kto to przeby∏, ten ma prawo nazywaç si´ mi∏oÊnikiem sztu-ki. Przychodzi∏o si´ na godzin´ lub wi´cej przed zacz´ciem i czyta∏o ksià˝-k´ przy zakopconej lampce, byle dostaç uprzywilejowane miejsce przyrampie, gro˝àce tylko z∏amaniem ˝eber; kto si´ tam nie docisnà∏, ten cier-pia∏ kilkugodzinny czyÊciec, zawieszony w falujàcym t∏umie, mdlejàc nieraz w tej pionowej pozycji”. Ale za to, jakà uciechà by∏o wywo∏ywanie aktorów po zakoƒczeniu spektaklu! „Doprowadziç do tego, aby Sobies∏aw,Rygier etc. musieli po dziesi´ç i wi´cej razy ukazaç si´ przed kurtynà, toby∏o ambicjà i satysfakcjà parteru os∏adzajàcà jego cierpienia”.

Nic nie przeszkadza∏o mi∏oÊnikom sztuki. Nawet kiedy, w dramaciez wy˝szych sfer towarzyskich, „wicehrabina, padajàc zemdlona na po-sadzk´, ukaza∏a publicznoÊci Êwie˝utko podzelowane trzewiki, na którychwypisana by∏a kredà cena (1.50) za «zole»”.

Chodzenie do teatru w∏àczone by∏o do rodzicielskiego systemu wy-chowawczego, by∏o nagrodà za dobre sprawowanie, karà by∏ zakaz. Tyle

OKNO NA ˚YCIE 27

Page 30: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

razy oglàda∏ KoÊciuszk´ pod Rac∏awicami W∏adys∏awa L. Anczyca, ˝e polatach jeszcze pami´ta∏ kwestie i intonacje. Zastanawia si´, jakà rol´ ode-gra∏ ten KoÊciuszko w ich wychowaniu, czy by∏ „krzepiàcy czy usypiajà-cy”. „Faktem jest – odpowiada sobie – ˝e pomaga∏ troch´ ˝yç”. Kiedy zesceny rozlega∏y si´ s∏owa: „Ja, Tadeusz KoÊciuszko, przysi´gam w obliczuBoga ca∏emu narodowi polskiemu” – Êciska∏o w gardle i tylko to si´ wte-dy liczy∏o.

Bardziej chodzi∏o si´ na aktorów ni˝ na sztuki. Stary Rapacki, Fren-kiel, Solski, ¸adnowski, Wojnowska, Hoffmanka, ˚elazowski. Przyje˝-d˝a∏a czasem czarodziejska Modrzejewska, oglàda∏ jej Adriann´ Lecou-vreur Scribe’a, pami´ta∏ jà jako Aniel´ w Âlubach z dwoma d∏ugimi do kolan blond warkoczami. JakiÊ znakomity aktor (Kotarbiƒski?) przekona∏go do postaci markiza Pozy w Don Carlosie, który, zakuwany w szkole,wydawa∏ si´ przedtem ci´˝kim nudziarzem. Z tych samych powodów niezg∏´bi∏ nigdy Zbójców Schillera: bo m´czono nimi w szkole na lekcjachniemieckiego, zdanie po zdaniu – najlepszy sposób, ˝eby zniech´ciç dodzie∏a. Przyjecha∏a z Warszawy Maria Wisnowska z Lenà Jasieƒczyka. Ca∏y Kraków cisnà∏ si´ do teatru, aby oglàdaç m∏odà, ale ju˝ legendarnàaktork´ warszawskà w s∏awnej wtedy sztuce. Tadziowi pójÊç nie pozwolo-no – coÊ przeskroba∏ i zosta∏ za kar´ w domu. Potem Wisnowskà zabi∏Barteniew – i ju˝ nigdy jej nie zobaczy. A sztuka? Dziesiàtki lat póêniejwystawi∏ jà w Warszawie peryferyjny teatr im. Fredry, recenzent si´ wpro-si∏, pojecha∏ na Prag´, by spotkaç si´ z tym, co umkn´∏o w dzieciƒstwie.Okaza∏o si´, ˝e umkn´∏o na zawsze: w sztuce nie by∏o ˝adnego czaru.

Teatr jako nagroda. Ch∏opiec dosta∏ niez∏e Êwiadectwo i rodzice, mo-˝e nieopatrznie, wys∏ali go na Sen nocy letniej. „Wróci∏em z p∏onàcà g∏o-wà [...] ca∏à noc tu∏a∏em si´ bezsennie po ∏ó˝ku...” Choç nie wszystkie za-kl´cia Hermii rozumia∏, to zasia∏y w nim jednak niepokój. „A Tytania,zw∏aszcza Tytania!” Pozosta∏ w nim sentyment dla tej sztuki. A w ogólewiadomo, ˝e ch∏opiec by∏ „szekspirologiem”. W domu by∏o pe∏ne wyda-nie sztuk Szekspira pod redakcjà Kraszewskiego. W ka˝dej biografii przy-tacza si´ jego opowieÊç, jak z braçmi wspó∏zawodniczyli w odgadywaniupod ilustracjà tekstu przykrytego d∏onià i jak z m∏odszym od siebie ch∏o-pakiem, zapalonym komediantem, czytali Szekspira na wyrywki: tench∏opak to póêniejszy wielki mistrz sceny, Kazimierz Junosza-St´powski.

Nic chyba nie przeskroba∏, skoro z „parteru stojàcego” móg∏ oglàdaçadaptacj´ W∏aÊciciela kuênic Ohneta, powieÊci, której popularnoÊç weFrancji przyrównywano do póêniejszej popularnoÊci Tr´dowatej u nas. Po latach odszuka∏ w ksià˝ce dialog („ach, jak˝e wytworny!”), który tak

28 OKNO NA ˚YCIE

Page 31: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

wrazi∏ mu si´ w pami´ç „wraz ze wszystkimi elegancjami starej krakow-skiej budy...” Pos∏uchajmy i my, prze˝yjmy to wraz z nimi, zgromadzony-mi na „stojàcym parterze”, zaw´drujmy w ich czas utracony, a stanie si´czasem naszym.

Klara: Ksià˝´, wyprowadê swojà ˝on´, jeÊli nie chcesz, abym jà wyp´dzi∏az domu wobec wszystkich! Atenais (do m´˝a): Ksià˝´, czy pozwolisz, abymnie l˝ono bezkarnie w ten sposób? Ksià˝´ (zimno do Filipa Derblay): Czypan aprobuje to, co pani Derblay powiedzia∏a ksi´˝nej? Czy pan jest sk∏on-ny przeprosiç ksi´˝n´ lub gotów ponieÊç konsekwencje? Chwila milczenia.A nam wszystkim, t∏oczàcym si´ na ówczesnym stojàcym parterze, dech za-par∏o. WpiliÊmy oczy w Filipa Derblay. Ten wolno odpowiedzia∏ – s∏ysz´ka˝de jego s∏owo: Ksià˝´, cokolwiek by zrobi∏a pani Derblay, jakiekolwiekmia∏aby racje w tej mierze, uznaj´ za dobre wszystko, co uczyni. Ksià˝´sk∏oni∏ si´ „z niezrównanà wytwornoÊcià” – pisze Ohnet – da∏ znak swemuprzyjacielowi i rzek∏: Zrozumia∏em. I my te˝. Sekundanci, pistolety, czarned∏ugie tu˝urki, nieskazitelne cylindry – pojedynek. A sercem dumnej Klary(Derblay) kolejno wstrzàsa niepokój – podziw – wyrzut – l´k – ˝a∏oÊç – mi-∏oÊç! Kapelusz – parasolka – powóz – pr´dko, pr´dko – strza∏ – krzyk: Ran-ny! Nie – Filipie – ty dla mnie! – usta – ramiona – upojenie... Kocham ci´! –Kocham ci´! – kurtyna, na gwa∏t kurtyna.I nasze ryki: – ˚elazowski, ˚elazowski!

Bo˝e, jak to napisane! Czy˝ to nie jest najwspanialsza polska proza,lepsza od najbardziej kunsztownej beletrystyki?

By∏ ju˝ m∏odzieƒcem, kiedy kocha∏ si´, „zupe∏nie bezkrytycznie” (jakwyznaje) w m∏odziutkiej aktorce, Tekli Trapszównie, „na spó∏k´ z sàsia-dem, m∏odym uczniem konserwatorium”. Sàsiad by∏ szcz´Êliwszy w mi∏o-Êci, tak mog∏o si´ wydawaç, bo zdoby∏ fotografi´ adorowanej, „przedmiotmojej zazdroÊci i po˝àdania”. Jednak to szcz´Êcie by∏o pozorne, coÊ tra-gicznego musia∏o si´ dziaç w ˝yciu m∏odego pianisty, bo pewnego dniaotru∏ si´. „Na wiadomoÊç o tym, zakrad∏em si´ do jego pokoju i bez naj-mniejszego wahania przed nadejÊciem w∏adz Êciàgnà∏em du˝à fotografi´Trapszówny. Sta∏a na stoliczku przy ∏ó˝ku”.

Takie to by∏y op´tania... Kiedy dawny dyrektor teatru, Stanis∏awKoêmian, kochajàcy swojà morganatycznà ˝on´, s∏ynnà, ale ju˝ starzejàcàsi´ Antonin´ Hoffmann, zapragnà∏ daç jej szans´, przet∏umaczy∏ Lizystra-t´ Arystofanesa, z francuskiego, w bulwarowej przeróbce Maurice’aDonnaya. Kraków trzàs∏ si´ od plotek – co to b´dà za zachwa∏oÊci! „Tecia

OKNO NA ˚YCIE 29

Page 32: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

Trapszówna [...] zalewa∏a si´ rzewnymi ∏zami, ˝e ka˝à jej wyst´powaç nago: «nago» wówczas to znaczy∏o w cielistych trykotach po szyj´i w p∏aszczu, który mia∏a rozchyliç na jeden moment”. A jednak, wspomi-na zakochany widz, coÊ w tym przedstawieniu by∏o nieprzyzwoitego. Gesty podkreÊla∏y jurnoÊç. „Wszystko razem tràci∏o pornografià”. A po-tem Tecia Trapszówna, tylko dwa lata starsza od swojego nieznanegowielbiciela, wysz∏a za mà˝ za pana Krywulta i przenios∏a si´ do Warsza-wy. Ze wspomnieƒ pisarza dowiedzia∏a si´ o jego m∏odzieƒczym uwielbie-niu. Zmar∏a w roku 1944, prze˝y∏a go o 3 lata.

Ch∏opiec by∏ teatromanem, mówimy. A czym˝e innym móg∏ byç? Jego dzieciƒstwo si´ga∏o g∏´boko w wiek dziewi´tnasty, g∏´biej ni˝ wskazu-je arytmetyka dat. Czyta∏ przy Êwiecy albo przy lampie naftowej. Potemwprowadzono oÊwietlenie gazowe, którego syk zapami´ta∏ i nam przekaza∏w opisie wieczoru recytacji S∏owackiego. Joseph Conrad, kilkanaÊcie latodeƒ starszy, dowodzi∏ jeszcze statkiem ˝aglowym, by w koƒcu niech´tnieprzenieÊç si´ na parowiec. ̊ ycie Tadeusza przetoczy∏o si´ podczas najwi´k-szego w historii ludzkoÊci przyÊpieszenia cywilizacyjnego. Od dzieciƒstwaz postaciami fredrowskimi, z epigonami romantyzmu, z marzycielami pra-cy organicznej – po dojrza∏oÊç oko w oko z brutalnym, bandyckim faszy-zmem. By∏ okres, ˝e odczuwa∏ to jako przywilej, i˝ ∏àczy w swojej osobiedwie epoki, siedzi niejako okrakiem, jak mówi∏, na granicy czasów: patrzyw przesz∏oÊç, prze˝ywa teraêniejszoÊç i ma odrobin´ przysz∏oÊci.

Nie znano lodówki, pralki, odkurzacza. Nie by∏o centralnego ogrze-wania – zimà „cz∏owiek” przynosi∏ drwa i w´giel, s∏u˝àca rozpala∏a w pie-cach. W du˝ym mieszczaƒskim domu kilkoro s∏u˝by stawa∏o si´ koniecz-noÊcià. A jeÊli trzyma∏o si´ powóz i konie, to i stajenny, i stangret. Nie by-∏o oÊmiogodzinnego dnia pracy. Organizowanie zwiàzków zawodowychd∏ugo by∏o karane jako przejaw „buntu”. Âwiatem rzàdzi∏o prawo bia∏egocz∏owieka – wydawa∏o si´ to naturalne do tego stopnia, ˝e jeszcze w nie-podleg∏ej Polsce, w latach trzydziestych, funkcjonowa∏a Liga Morska i Ko-lonialna, zupe∏nie jakby takie rozdzielanie Êwiata mia∏o trwaç wiecznie.

Nie by∏o sportu. Na lekcjach ch∏opcy uczyli si´, ˝e staro˝ytni Grecyi Rzymianie s∏awili t´˝yzn´ fizycznà, ale sami nie mieli prawa tego spróbo-waç. Pod koniec stulecia pozwolono im wreszcie chodziç na Êlizgawk´.Niektórzy wymykali si´ na b∏onia, kopaç pi∏k´, ale to andrusy, grzecznich∏opcy nie mogà si´ z nimi stykaç. Do s∏ownictwa zacz´∏y si´ jednakwkradaç s∏owa przyby∏e z Anglii: football, goal, corner, offside, match,out. SprzecznoÊç mi´dzy tym, czego si´ uczono z ksià˝ek, a praktykà ˝y-ciowà wydaje mu si´, kiedy przyglàda si´ swojemu dzieciƒstwu z oddali,

30 OKNO NA ˚YCIE

Page 33: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

„a˝ komiczna”. Bo prosz´: „Ten si´ do m´drców liczy, zna chemi´ i magust, kto pierwiastek s∏odyczy z lubych wyciàgnà∏ ust” – kuje na pami´çch∏opak, bo to jest pieʃ f i l a r e c k a; ale gdyby przypadkowo chcia∏ si´zaliczyç do owych m´drców, wylecia∏by z haƒbà ze szko∏y. „Odsuwa si´ oddzieci wspó∏czesne problemy [pisze w roku 1931] jako sprzeczne z moral-noÊcià, ale równoczeÊnie karmi si´ je, pod postacià klasyków, kronikà kryminalnà i kazirodztwem wszystkich wieków”.

GdzieÊ tam w Êwiecie pojawi∏ si´ telefon. Fonograf zaczà∏ utrwalaçg∏os. Szybko rozpowszechni∏a si´ ˝arówka elektryczna. Wkrótce zniknàkonne tramwaje (w Krakowie wczeÊniej ni˝ w Warszawie). Upowszechni-∏a si´ maszyna do pisania. Podobno pierwszy korzysta∏ z niej Boles∏awPrus, on te˝ by∏ pionierem cyklistyki. Maszyna do pisania – to by∏o u∏a-twienie techniczne, które Tadeusz ˚eleƒski, literat, bardzo sobie w koƒcuupodoba∏, twierdzi∏, ˝e zwi´ksza jego wydajnoÊç. W Krakowie pojawi∏ysi´ pierwsze, podskakujàce na bruku kiepsko wyresorowane automobile,a w nich kierowcy w he∏mach, bo wiatr przy szybkoÊci trzydziestu kilome-trów na godzin´ mia∏ przeszywaç uszy. We wspomnieniach Boya-˚eleƒ-skiego o automobilistach nie ma ani s∏owa. Mia∏ nie mniej ni˝ dwadzieÊciaszeÊç lat, kiedy pierwszy raz w ˝yciu znalaz∏ si´ w Pary˝u. Pó∏ roku wczeÊ-niej otwarto tam jedynà na razie lini´ metra, wie˝a Eiffla sta∏a ju˝ od latjedenastu.

Amerykaƒski in˝ynier Maxim zastàpi∏ niezgrabne, wielolufowe mi-traliezy konstrukcjà prostszà i bardziej wydajnà: ci´˝kim karabinem ma-szynowym. Pisano, ˝e wojna jest ju˝ niemo˝liwa, ˝aden atak piechoty czykawalerii nie przedostanie si´ przez zmasowany ogieƒ tych potworów. Woj-na jednak okaza∏a si´ mo˝liwa, chocia˝ w przewidywaniach by∏o sporo ra-cji: milion m∏odych m´˝czyzn z obu armii pad∏o skoszonych przy twierdzyVerdun, bo genera∏owie obu stron uparli si´, ˝e twierdza m u s i byç w ichposiadaniu, dziÊ ju˝ nikt nie wie dlaczego. Nie znano czo∏gów, kiedy ma∏yTadzio bawi∏ si´ z braçmi o∏owianymi ˝o∏nierzykami w wojn´. Ani tymbardziej samolotów. By∏ ju˝ m∏odym lekarzem, kiedy bracia Wright przele-cieli kilkanaÊcie sekund swoim dwup∏atowcem. Zamieszczono z tego zdj´-cie w krakowskich „NowoÊciach Ilustrowanych”. W kilka lat póêniej Ble-riot przelecia∏ nad kana∏em La Manche. Mówiono wtedy, ˝e odtàd nie maju˝ granic i zapanuje powszechne braterstwo. Zw∏aszcza, jeÊli ludzie na-uczà si´ wspólnego j´zyka, który wymyÊli∏ doktor Ludwik Zamenhof.

Tadeusz ˚eleƒski zachwyci∏ si´ potem lataniem, by∏ jednym z pierw-szych i najbardziej zapalonych pasa˝erów wczesnej komunikacji lotniczej– lecia∏o ich kilkunastu na niewielkiej wysokoÊci – potem pisarz pochwa-

OKNO NA ˚YCIE 31

Page 34: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

li∏ to w felietonach (Podniebnym tramwajem i Fruwajcie!). Marconi za-czà∏ wreszcie próby z falami radiowymi, „Titanic” nadawa∏ ju˝ tà drogàsygna∏y SOS, podczas wojny sztaby ju˝ si´ porozumiewa∏y, choç bardzolicho, drogà radiowà. Odkryje dla siebie radio w latach trzydziestych wy-chowanek poprzedniego stulecia, Tadeusz ˚eleƒski; po przezwyci´˝eniupierwszego skr´powania, kiedy czu∏ si´ jeszcze nieswojo w zamkni´tymstudiu, stanie si´ ono jego ulubionym sposobem komunikowania si´ z pu-blicznoÊcià.

NIE BY¸O POLSKI. „Urodzony w niewoli, okuty w powiciu...”,chocia˝ ta niewola, w zaborze austriackim, by∏a pos∏adzana. Nie zapomi-najmy jednak: w∏asnej paƒstwowoÊci nie by∏o, kariery urz´dnicze robi∏osi´ u obcych. W Galicji dawa∏o si´ upust patriotyzmowi w legalnych ma-nifestacjach, mszach, akademiach rocznicowych. Mickiewicz sprowadzo-ny na Wawel. Mickiewicz na pomniku. Dziady poznawa∏ „niestety,w szkole, to jest w owej atmosferze nudy, przymusu i baka∏arskiego komentarza, w której sam bóg poezji, gdyby zstàpi∏ na ziemi´, zmieni∏bysi´ w kawa∏ marynowanej tektury”. Zbiorowe recytacje Konfederatówbarskich, w których ch∏opiec nawet bra∏ udzia∏ przebrany za góralczyka.Uczyli si´ drobiazgowo ˝yciorysu Mickiewicza, ˝yciorysu oficjalnegoi Êwiàtobliwego, na u˝ytek maluczkich. Parsknà∏ Êmiechem, kiedy nauczy-ciel dyktowa∏, ˝e wieszcz mieszka∏ przy ulicy Nicolas d’Antin. „Prosz´ ci´,˚eleƒski, wyjdê” – us∏ysza∏. Pozosta∏ mu jakiÊ niejasny cieƒ urazy do Mic-kiewicza. Ale có˝ – on sam, po latach, podaje adres (rue Fortunée), podktóry przybyli do Pary˝a nowo˝eƒcy: Balzak i Ewelina Haƒska. Prawda,˝e troch´ to co innego: dom, przeznaczony dla Balzaków, by∏ zamkni´ty,„s∏u˝àcy, który go pilnowa∏, oszala∏!” Ale adres... adres jest!

„Kiedy by∏em w szkole – wspomina pisarz w rewoltujàcym szkicuMickiewicz a my – budzili we mnie szczerà antypati´ owi filareci, filoma-ci i promieniÊci, którzy wypisywali sobie jako god∏o «nauk´ i cnot´». Tosà rzeczy, które starsi zalecajà m∏odym, a przeciw którym m∏odzi si´ bun-tujà lub sobie z nich kpià; ale ˝eby m∏ody sam sobie stawia∏ za idea∏ nauk´i cnot´, to mi si´ wydawa∏o potworne”. Mia∏ lat kilkanaÊcie – zwierza si´– kiedy „sobie przeprowadzi∏ nader radykalnà rewizj´ Pana Tadeusza: tosoplicowskie «centrum polszczyzny» [mo˝e przez analogi´ z tym, co w do-mu s∏ysza∏ o szwindlach majàtkowych Adolfa Tetmajera, m´˝a cioci Julii– J.H.] budzi∏o we mnie powa˝ne wàtpliwoÊci”. Uratowa∏ Pana Tadeuszaw jego oczach... S∏owacki, wspania∏a oktawa z uwielbianego Beniowskie-go („...To czas si´ cofnà∏ i odwróci∏ lica / By spojrzeç jeszcze raz na pi´k-noÊç w dali...”). Nuda i przymus w szkole zamordujà najlepsze utwory.

32 OKNO NA ˚YCIE

Page 35: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

„Pierwszy raz odczu∏em poezj´, czytajàc Heinego, bo nie by∏ obj´ty pro-gramem szkolnym”. (Jak p∏ynnie zna∏ niemiecki, skoro potrafi∏ odczuçpoezj´!...) Ale by∏y te˝ niedzielne spotkania patriotyczne u panny Leonty-ny Bochenek, która akompaniowa∏a im na klawikordzie, kiedy chóremÊpiewali Warszawiank´. Przed nimi bywa∏ u panny Bochenek starszy o kil-ka lat Wyspiaƒski i jej zadedykowa∏ swo j à Warszawiank´, kiedy wyda∏dramat drukiem.

Mia∏ lat dwadzieÊcia, kiedy w Pary˝u bracia Lumi¯re pokazali naekranie robotnice wychodzàce z fabryki, pociàg wje˝d˝ajàcy na stacj´,a potem ogrodnika, który sam siebie obla∏ z sikawki. Nie zosta∏ kinoma-nem. Film uchodzi∏ najpierw za dziwowisko dla dzieci i prostaków, potemza rozrywk´ jarmarcznà – i tak rzeczywiÊcie by∏o. Ch∏opcom zabronionobawiç si´ z ho∏otà, s∏uchaç brzydkich s∏ów, nie ma pisemnego Êladu, ˝ebywkr´cali si´ w t∏um, gapili si´ na cyrkowe sztuczki w´drownych akroba-tów. Na festyny, do namiotów wró˝b, na wenty dobroczynne, podczas któ-rych hrabiny kwestowa∏y na rzecz ubogich, szli pod zawsze czujnymokiem doros∏ych. Âwiat by∏ dla nas, m∏odych, smutny – powtarza∏ cz´sto.I wylicza∏: „Nie znano ani tenisa, ani dansingu, ani motocyklu, ani flirtu(poza jakà opancerzonà w stal i fiszbin kuzynkà)”. Pozostawa∏ teatr. Roz-∏adowanie emocji i poznawanie ˝ycia. Póêniej, ju˝ jako krytyk teatralny,zatytu∏uje jeden ze zbiorów recenzji w∏aÊnie tak: Okno na ˝ycie.

Teatr – i ksià˝ki. By∏ po˝eraczem ksià˝ek (i to mu pozosta∏o do koƒ-ca, tak˝e we Lwowie). Poch∏onà∏ Fredr´, którego komplet znalaz∏ u stryjaw Grodkowicach; zna∏ go prawie na pami´ç, o czym jego polemiÊci mielisi´ póêniej, nieraz ku swojemu wstydowi, przekonaç. Z braçmi wyrywali sobie „Czas” z kolejnymi odcinkami Ogniem i mieczem – „to by-∏a s∏odka m´ka, ta rozkosz tak dawkowana” – nie przysz∏o im na myÊl, czu-purnym kogucikom, ˝e mogliby to czytaç razem. Jako m∏odzieniec nadalzaczytywa∏ si´ Sienkiewiczem: „Uwielbia∏em go za, Bo˝e odpuÊç, Bez do-gmatu”. A jednak, ju˝ krytyczny wobec tej powieÊci, ponownie po nià si´g-nà∏ i to wtedy zauwa˝y∏, ile uroku estetycznego rozterkom P∏oszowskiegododaje to, ˝e ma zawsze pe∏ny portfel. Dzieciƒstwo up∏yn´∏o mu w cieniuBalladyny, wspó∏˝y∏ z nià blisko, bo ojciec latami komponowa∏ wed∏ug niejoper´ Goplana. O Szekspirze ju˝ wspominaliÊmy. By∏ w domu kompletWilkoƒskiego, móg∏ si´ pochwaliç, ˝e zna jego „ramotki” na wylot.

Poza tym czyta∏ wszystko, co czytali ch∏opcy w tym wieku, wymieni∏gdzieÊ Dumasa, J.F. Coopera, na pewno czyta∏ te ksià˝czyny, które z an-gielskiego t∏umaczy∏a najm∏odsza z cioç Grabowskich – Zofia (Ma∏e ko-bietki, Mali m´˝czyêni itd.).

OKNO NA ˚YCIE 33

Page 36: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

Lalka Prusa. OpowieÊç doÊç znana, ale przypomnijmy. Matka, dzia-∏aczka spo∏eczna, by∏a przewodniczàcà Stowarzyszenia Nauczycieleki z tej racji kierowa∏a zakupami do biblioteki. „Pewnego dnia wpad∏a donas bibliotekarka [...], z wypiekami na twarzy, podniecona, wzburzona,trzymajàc w r´ku jakieÊ ksià˝ki. Zdyszanym g∏osem rzek∏a: «Pani preze-sowo [nie »pani prezes«! – J.H.], my tego w bibliotece trzymaç nie mo˝e-my: to jest ohyda! ohyda!». Cisn´∏a ksià˝ki na stó∏: To by∏a Lalka”. Rzeczprosta, rzuci∏ si´ na trzy tomy Lalki i poch∏ania∏ je przez kilka dni. „By-∏em nieprzytomny z zachwytu”. (I tak oto, dzi´ki ch∏opcu, który jej si´przyglàda∏, panna Daniela Mikiewiczówna nie znikn´∏a w otch∏ani niepa-mi´ci, bibliotekarka trafi∏a do historii – no, do bardzo specyficznej histo-rii, takiej dla wtajemniczonych, ale jest, ˝yje na jej kartach!)

Wróci∏ do Lalki po latach, by opowiedzieç o tym spotkaniu w odczy-cie radiowym Prus w perspektywie czasu. Mówi: „Teraz... przerywajàc lek-tur´... wyszed∏em z domu, aby przejÊç si´ troch´”. Idàc „szlakiem Wokul-skiego”, skr´ci∏ z Krakowskiego PrzedmieÊcia, gdzie mieszka∏, na Karowài skierowa∏ si´ ku WiÊle. PomyÊla∏, ˝e asfaltowany bulwar „wysadzanydrzewami zachwyci∏by Prusa. [...] I w naddatku niepodleg∏a Polska, którejte˝ Prusowi – o par´ lat – nie dane by∏o doczekaç”. Kiedy to mówi∏, by∏ rok1937 – Polska mia∏a przed sobà jeszcze tylko dwa lata niepodleg∏oÊci.

Nauczyciel francuskiego, którego nazwiska nie znamy, „sfrancuzia∏yKurlandczyk, z rodziny emigrantów”, weteran Legii Cudzoziemskiej, samotnik i mizantrop, podsuwa∏ mu swoich ukochanych klasyków... Ale onby∏ wówczas bardzo mod¯rne – zwierza∏ si´ w roku 1927 w odczycie wy-g∏oszonym na Sorbonie po francusku pt. Mes confessions – czyta∏ Maupas-santa, Bourgeta, Feuilleta, Gypa, rozkoszowa∏ si´ „powieÊcià z wy˝szychsfer”. Podaje tytu∏y: Okrutne zagadki, K∏amstwa, Nasze serca, Serce kobie-ty etc. Uznanie dla Maupassanta b´dzie, s∏usznie zresztà, trwa∏e; wzruszysi´, kiedy w parku Monceau natknie si´ nieoczekiwanie na jego pomnik.

„Trzynastoletni smarkacz [wyznaje w odczycie – J.H.] – umazane r´ce i podarte spodenki – w wyobraêni mieszka∏em w wykwintnych gar-sonierach «Êwiatowców» i w marzeniach okrywa∏em poca∏unkami goràcei smuk∏e cia∏a czarodziejskich «m´˝atek», które po godzinie rozkoszy wy-myka∏y si´ dyskretnie, zostawiajàc za sobà smug´ perfum; [...] odk∏ada-∏em ksià˝k´ z wypiekami, z daremnà czu∏oÊcià w duszy...” (Zdaje si´, ˝emamy tu delikatnie zaszyfrowane wspomnienie rozkoszy onanistycznej.)

Heine – w oryginale, po niemiecku. Warum sind denn die Rosen soblass – cytuje z pami´ci – O sprich, mein Lieb, warum? „Przepraszam zaniemczyzn´ – dodaje we wspomnieniu – ale móg∏bym tak Heinego mówiç

34 OKNO NA ˚YCIE

Page 37: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

godzinami, mimo ˝e go nie mia∏em w r´ku od wielu dziesiàtków lat”. Kie-dy by∏ sam, kiedy by∏ skazany na czekanie, „mówi∏em sobie pó∏g∏osemwiersze, najcz´Êciej Heinego lub S∏owackiego”. Bo ten rzekomy cynik,trzeêwy ironista, by∏ sam na sam ze sobà ˝arliwym lirykiem, tak w∏aÊnieprze˝ywa∏ Êwiat. I potem jego w∏asne wiersze, których delikatna, nieÊmia-∏a lirycznoÊç b´dzie zawsze tuszowana przez ˝art, autoironi´ – majà wy-raênie pi´tno heinowskie.

Kiedy mu póêniej zarzucano, ˝e nie widzi literatury poza klasykamifrancuskimi, ripostowa∏, ku zaskoczeniu „specjalistów”, ˝e ca∏ego Dosto-jewskiego ma za sobà. („Bo˝e ty mój – wzdycha w ruskim zaÊpiewie – niezawsze by∏o si´ zgni∏ym zapadnikiem”.) Biesy czyta∏ z osiem razy, wcià˝wraca∏ do Idioty („najpi´kniejsza powieÊç Êwiata”), wspomina WieÊ Stefaƒ-czykowo i jej mieszkaƒców, odkrywajàc w tym opowiadaniu pokrewieƒ-stwo ze Âwi´toszkiem Moliera. „Kocha∏ si´” w demonicznych kobietachDostojewskiego: Nastazji Filipownie, Gruszeƒce, nieszcz´snej Soƒce Mar-mie∏adównie. Czyta∏ te ksià˝ki po francusku, ale kiedy rozczula si´ nad ¸agodnà, odezwie si´ tytu∏em rosyjskim: „I jeszcze ta Krôtkaja! Ach, taKrôtkaja!” Nie zna∏ rosyjskiego, ale wystarczy∏y s∏uch j´zykowy i wrodzo-na muzykalnoÊç, by przyswajaç sobie na wyrywki ruskobrzmiàce zdania.

Dostojewski – a tak˝e Schopenhauer i literatura skandynawska.Âwiat jego m∏odoÊci by∏ smutny, „tote˝ dla inteligentnego m∏odzieƒca naj-skrajniejszy pesymizm by∏ obowiàzujàcy. ˚ycie by∏o tymi kwaÊnymi wino-gronami, o których mówi∏o si´ co tylko mo˝na z∏ego. Parerga und Parali-pomena Schopenhauera le˝a∏y wówczas stale przy moim ∏ó˝ku...” Strind-berg i w ogóle mroczna, pó∏nocna literatura skandynawska by∏a jak zna-laz∏, pad∏a na „wdzi´cznà gleb´”. Znamienna uwaga: „NienawiÊç kobiety,jakà zieje ta literatura, by∏a dla naszych um´czonych twarzy maskà, podktórà kry∏y si´ szalone marzenia i s∏ane gdzieÊ w pró˝ni´ pieszczoty”.Wi´c czytali na zabój te wszystkie Znu˝one dusze i Taƒce Êmierci (ich dal-szy ciàg mo˝emy znaleêç w nastroju niektórych filmów Bergmana). „Odtego czasu – zwierza si´ dalej – pozna∏em kilka mi∏ych kobiet i kilkanaÊcie∏adnych ksià˝ek; nie ∏udz´ si´, abym szczególnie zmàdrza∏, ale nauczy∏emsi´ bodaj rozumieç, ˝e prawdziwà màdroÊcià ˝ycia mo˝e byç uÊmiech,a zgrzyt mo˝e byç tylko jego pó∏- i çwierçmàdroÊcià”. Upominanie si´o prawo do uÊmiechu i szcz´Êcia, wbrew nienawistnikom i czcicielom ponuractwa – stanie si´ g∏ównà kampanià jego ˝ycia.

Mia∏ lat kilkanaÊcie, kiedy pozna∏ Baudelaire’a. Egzemplarz znalaz∏na biurku Kazimierza Tetmajera, poczàtkujàcego naówczas poety, swojegokuzyna, syna cioci Julii. „Uderzy∏ mnie tytu∏ Les Fleurs du mal (Kwiaty

OKNO NA ˚YCIE 35

Page 38: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

z∏a), tajemniczo odpowiadajàcy mojemu stanowi ducha”. Baudelaire, po-eta krakowski – okreÊli∏ to w póêniejszym szkicu. „Ch∏onà∏em w zachwy-cie [...] wszystkie upajajàce trucizny. ZnajomoÊç by∏a zawarta. Sztama. Na kilka lat Baudelaire sta∏ mi si´ nieod∏àcznym, sta∏ si´ wcieleniem poezji”. Prze˝ywajàc swój m∏odzieƒczy Weltschmerz, „rozpaczliwie obcho-dzàc w kó∏ko Êpiàcy ju˝ Kraków, smagany drobnym deszczem”, mamrota∏s∏owa „nasycone wonià mg∏y b∏otnistej” (to ju˝ Baudelaire).

Kuzyn Kazimierz, starszy o dziewi´ç lat, u˝yczy∏ mu te˝ swojego DonJuana Byrona, ulubionà lektur´ w przek∏adzie Por´bowicza. Egzemplarzupstrzony by∏ przez kuzyna-poet´ znakami i wykrzyknikami, co Êwiad-czy∏o o zaufaniu do Tadeuszka. Przez cztery lata, „mi´dzy czternastyma osiemnastym rokiem ˝ycia [by∏em] towarzyszem w∏ócz´g górskich Kazi-mierza Tetmajera... dla którego powzià∏em fanatyczne uwielbienie”.Trudno wyobraziç sobie lepszego przewodnika po tajemnych, najbardziejniedost´pnych Êcie˝kach Tatr ni˝ przysz∏y autor Skalnego Podhala. By∏Êmia∏ym taternikiem, a Tadeusz, czasem bardzo si´ bojàc (jak uczciwieprzyznaje), laz∏ za nim wsz´dzie, gdzie by∏o trzeba. Jest oficjalne tatrzaƒ-skie Êwiadectwo, ˝e Kazimierz Tetmajer i Tadeusz ˚eleƒski, w towarzy-stwie góralskich wspinaczy, jako pierwsi osiàgn´li szczyt StaroleÊnej. By∏oto w sierpniu 1892 roku, zaraz po maturze Tadeusza, mia∏ wtedy latosiemnaÊcie. Kazimierz lubi∏ go (o czym Êwiadczà jego listy do matki), Tadeusz sàdzi, ˝e to dlatego, ˝e „umia∏em s∏uchaç i umia∏em szanowaç jego milczenie, i smuciç si´ z nim, i b∏aznowaç po trosze dla jego rozryw-ki”. Ale pewnie i dlatego, ˝e ch∏opiec by∏ „fenomenalnie inteligentny”, jakzapami´ta∏ m∏odzieƒczy przyjaciel, a potem zaciek∏y oponent, AdamGrzyma∏a-Siedlecki. Dla samego Tadeusza to giermkowanie, jak to nazy-wa, poecie, który wkrótce wybije si´ na czo∏o, stanie si´ modny i podbijeserca czytelniczek swoimi erotykami („Lubi´, kiedy kobieta...”), otó˝ dlaprzysz∏ego Boya by∏o to „cudownà przygodà... nieoszacowanym i darowa-nym przez los rozszerzeniem skali i wra˝eƒ. Z zachwytem przechodzi∏emkurs ˝ràcego pesymizmu, który tak oczyszcza serce dziecka”. (Nie mog∏o,oczywiÊcie, zabraknàç pob∏a˝liwej autoironii.)

Potem odp∏yn´li daleko od siebie. Najpierw, kiedy w Krakowie poja-wi∏ si´ Przybyszewski i gwiazda Tetmajera zacz´∏a blaknàç: poeta uzna∏kult Tadeusza dla „tamtego” za zdrad´. Póêniej, gdy Tetmajer zaczà∏ osu-waç si´ w ob∏´d, Tadeusz z przyjació∏mi chcieli go leczyç – by∏o to podczaswielkiej wojny – starali si´ go umieÊciç u znajomego lekarza w zak∏adzie,Kazimierz krzycza∏, ˝e to spisek, ˝e chcà go otruç, a przywódcà spisku jest„Boy”. Budzi∏ si´ czasem z tej ciemnoÊci, tworzy∏ nawet, by znowu w nià

36 OKNO NA ˚YCIE

Page 39: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

zapaÊç. „Cofnà∏ si´ w jakàÊ mrocznà g∏àb – pisa∏ Boy we wspomnieniu po-Êmiertnym – chodzi∏ po Êwiecie daleki, wszystkiemu obcy”.

Tadeusz ˚eleƒski by∏ we Lwowie, kiedy w roku 1940, z kilkumie-si´cznym opóênieniem, dotar∏a do niego wiadomoÊç o Êmierci KazimierzaTetmajera. Przej´ty tym zgonem, o którym we Lwowie Polacy nie wiedzie-li, zamieÊci∏ wspomnienie w „Czerwonym Sztandarze”. W pruderyjnym,nastawionym na propagandowà nud´ dzienniku pisa∏ o wierszach, „któreswojà zuchwa∏à zmys∏owoÊcià zelektryzowa∏y poezj´ polskà”. I jeszcze, ˝e„ca∏a niemal m∏oda poezja ówczesna wysz∏a z niego – m´ska i ˝eƒska, bo odzewem na jego kuszàce szepty («Mów do mnie jeszcze...») sta∏a si´obudzona liryka niewieÊcia”. I ˝e autor Na skalnym Podhalu, które jestarcydzie∏em, b´dzie zawsze czytany. Zostanie te˝ po nim kilkadziesiàtwierszy o krystalicznej polszczyênie. Tak pisa∏ Tadeusz ˚eleƒski w so-wieckim Lwowie...

Jeszcze jednego pisarza nie wolno nam pominàç: to Anatol France.Ogród Epikura, Poglàdy ksi´dza Hieronima Coignarda, Gospoda podKrólowà G´sionó˝kà – to by∏y, stwierdzajà zgodnie pami´tnikarze, tedzie∏a, których zuchwa∏oÊci podnieca∏y rówieÊników Tadeusza. Czyta∏France’a, jak ca∏e jego pokolenie, „a˝ do opilstwa”. I chocia˝ po dwudzie-stu kilku latach „nie zawsze odnajduj´ dawne entuzjazmy, mam wra˝enie– broni swojej lektury – ˝e mimo swego «nihilizmu» ksiàdz Hieronim Coignard by∏ dobrym mistrzem”. A oto dlaczego: „˚ycie a˝ nadto uczycodziennie cz∏owieka niez∏omnie wierzyç w to, co mu wygodnie, ku cze-mu prà go jego interesy lub nami´tnoÊci; filozofia tedy, która uczy go wàt-piç, jest zbawiennà i ludzkà naukà”.

To ksià˝ki. A ˝ycie? Owo przyziemne, ordynarne ˝ycie? Nie uda∏o si´troskliwym rodzicom odgrodziç od niego Tadeuszka tak, jakby sobie ˝y-czyli. Zbli˝y∏ si´ do niego doÊç nieoczekiwanie, bo w∏aÊnie w szkole. Mia∏wtedy lat dwanaÊcie, by∏ w trzeciej klasie, surowo chowany, na ogó∏grzeczny. Ale pozwólmy mówiç jemu – nikt tego nie opowie lepiej ni˝ onsam: „[...] Uczy∏em si´ dobrze. Ale mia∏em jednà w∏aÊciwoÊç, która mi zosta∏a: by∏em b∏azen. Musz´ powiedzieç, ˝e cieszy∏em si´ u profesorówdu˝à bezkarnoÊcià, podobnà do tej, jakiej za˝ywajà b∏azny na dworachkrólów”. Przebra∏ widaç miar´, skoro „jednego razu gospodarz klasy, niemogàc daç sobie ze mnà rady, przeniós∏ mnie za kar´ do ostatniej ∏awki[...]. Ta ostatnia ∏awka by∏a zamieszka∏a przez recydywistów, chcia∏em powiedzieç repetentów, ch∏opów niemal pod wàsem, których ba∏ si´ nieje-den m∏odszy profesor”. Otó˝ te dryblasy przyj´∏y go serdecznie, „sta∏emsi´ ich ulubieƒcem”. By∏o to dla niego „jak Êwiat z bajki; dzia∏y si´ tam

OKNO NA ˚YCIE 37

Page 40: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

rzeczy, o których bym nawet nie przypuszcza∏, ˝e istniejà [...]. Co si´ tamdzia∏o! Na godzinie religii i polskiego, a cz´sto i na innych, draby r˝n´∏yw karty, w scyzoryk, organizowali biuro loterii, aby wy∏udzaç pieniàdzez naiwnych”. Jeden by∏ pomocnikiem klakiera, inny, „ju˝ pod wàsem”,handlowa∏ biletami na galeri´. On odrabia∏ im zadania, podpowiada∏ jakrutynowany sufler, a oni dzielili si´ z nim – doÊwiadczeniem. No i j´zy-kiem, pisarz o tym nie wspomina, bo to rozumie si´ samo przez si´, ˝e po-zna∏ tajniki polszczyzny, o której nie mia∏ poj´cia, a które przyda∏y si´ au-torowi S∏ówek i t∏umaczowi Rabelais’go.

KiedyÊ wzi´li go ze sobà na wódk´, do handelku pana Bochnaka przyulicy Szpitalnej. „By∏ to szynk podrz´dnej klasy, doro˝karski, z blaszanàladà, z wyziewami spirytusu”. Wchodzili doro˝karze, nalewano im z regu-∏y z dwóch flaszek: „KwaÊna z mocnà”, „Ojciec z matkà”. Albo: „Szpaga-tówka w kratk´”. „Zakrztusi∏em si´ solennie przy pierwszym «Ojcuz matkà», drugi poszed∏ g∏adziej; jakich wra˝eƒ doznawa∏em, nie podej-muj´ si´ zanalizowaç; sàdz´, ˝e przewa˝a∏o uczucie m´skiej dumy”. Alech∏opiec nie straci∏ poczucia rzeczywistoÊci. Wybieg∏ na ulic´. Kr´ci∏o musi´ w g∏owie. „Latarnie naftowe mia∏y t´czowe ko∏a, ludzie przesuwali si´jak cienie. Bieg∏em z bijàcym sercem przez t´ mg∏´”.

To w tym felietonie Pierwsza wódka okreÊli∏ siebie, wspominajàc„szkraba p´dzàcego przez ulice”, jako „pijane dziecko we mgle”. U˝ywa-ne i nadu˝ywane, sta∏o si´ w koƒcu poj´ciem obiegowym, oddzieli∏o si´ od autora. A to by∏ on, ten ch∏opiec b∏àdzàcy w fantastycznym zamglo-nym Êwiecie, on, syn paƒstwa ˚eleƒskich.

Dotar∏ wreszcie do matury. Prze∏o˝y∏ pisemnie (jak to skrupulatniewylicza dr Stanis∏aw Sterkowicz w swojej cennej pracy o Boyu-lekarzu)tekst ∏aciƒski na polski, tekst polski na ∏acin´ i jeszcze coÊ z greki na pol-ski; napisa∏ prac´ z historii literatury polskiej po polsku i z niemieckiej poniemiecku; rozwiàza∏ zadania z algebry i trygonometrii. Siedemnastegoczerwca 1892 roku Komisya wpisa∏a do Êwiadectwa „˚eleƒskiego Tade-usza Kamila Marcjana, urodzonego... w Królestwie Polskim” „uchwa∏´”(tak to si´ nazywa∏o): „dojrza∏y”. Mamy, dzi´ki skrz´tnoÊci dr. Sterkowi-cza, odpis tego Êwiadectwa przed sobà. Stopnie bardzo dobre i dobre, tyl-ko z niemieckiego „dostateczny”, co troch´ dziwi, kiedy si´ pami´tao tym, jakie by∏o spoufalenie maturzysty z dzie∏ami Goethego, Schillerai Heinego. Wojciech Natanson ma chyba racj´, przypuszczajàc, ˝e prze-korny uczeƒ zadar∏ jakoÊ z nauczycielem.

By∏ rok 1931, Boy-˚eleƒski koƒczy∏ lat pi´çdziesiàt siedem, kiedy,z okazji recenzji ze sztuki Kazimierza Leczyckiego Sztuba, dawny abitu-

38 OKNO NA ˚YCIE

Page 41: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

rient gimnazjum Nowodworskiego (czyli Êw. Anny) przypuÊci∏ swój pierw-szy atak na matur´. „Mo˝na by mniemaç, ˝e m a t u r a to jest jakiÊ samo-istny organizm, obdarzony zach∏annym imperializmem. I wielki polityk. Pozwala si´ atakowaç g∏oÊno, a tymczasem dokonywa coraz to nowychaneksyj po cichu”. PrzemyÊlenia wieku dojrza∏ego nak∏adajà si´ chyba nawspomnienia prze˝yç w∏asnych, kiedy pisze: „...wszyscy sà w cichej zmo-wie: uczniowie, woêny, nauczyciel, dyrektor i wizytator. Kogó˝ si´ tedyoszukuje, skoro wszyscy sà w spisku? M a t u r ´”.

Matura dawa∏a, wed∏ug kodeksu pojedynkowiczów (Boziewicza), patent na honorowoÊç, coÊ w rodzaju indygenatu, mia∏o si´ prawo stanàçwobec przeciwnika z pistoletem w d∏oni. „Tak wi´c... s∏uszne zatem jest,aby dla patentu na honorowoÊç, dozwolone by∏y czyny niehonorowe”.I wszystko to, pisze, spotyka m∏odego cz∏owieka w najtrudniejszym okre-sie. „Doprawdy, dziecko ma koƒskie zdrowie, ˝e wytrzyma to wszystko”.Nie musia∏o wi´c to byç takie ∏atwe prze˝ycie, jak wynika∏oby z suchegozapisu „Komisyi”.

W pó∏ roku póêniej pisarz ponowi swój atak, tym razem w artykuleBur˝uazyjne szlachectwo. „Jak or´˝em szlachectwa by∏a niegdyÊ szabla,tak or´˝em mieszczaƒstwa sta∏a si´ «inteligencja», wykszta∏cenie”. Gdybytak formalnie do tego podchodziç, to „ani jeden z marsza∏ków Napoleonanie móg∏by zostaç nawet porucznikiem. Sam Murat – berajter cyrkowy,a potem król Neapolu – by∏by w austriackim wojsku co najwy˝ej feldfe-blem «na zup´»”.

Edukacja jego czasów mia∏a w sobie coÊ bardzo ar y s t o k r a t yc z -n e g o przez pewnà bezu˝ytecznoÊç tych studiów. Zarazem „coÊ p l u t o -k r a t yc z n e g o i k a s t owe g o, przez kosztownoÊç studiów”. Tote˝ „˝a-den ksià˝´ tak nie gardzi∏ «prostymi ludêmi», jak radczyni Dulska, toucieleÊnienie tryumfujàcej bur˝uazji”.

Przyk∏ad z austriackiego wojska: „dystans mi´dzy oficerem a ˝o∏nie-rzem [...] by∏ co najmniej taki jak w dawnych feudalnych czasach”. Tylko ˝etym razem nie by∏ to szlachcic i poddany, ale cz´sto dwaj koledzy, „ró˝niàcysi´ nieraz tylko tym, ̋ e jeden posiad∏ bez zarzutu arkana gramatyki greckiej,a drugi zrobi∏ o jeden za du˝o b∏àd w aorystach. [To coÊ z gramatyki starejgreki – J.H.]. Za to jecha∏ wagonem na «6 koni 40 ludzi»!”

Nie jest, oczywiÊcie, tak, by godzi∏ si´ na dominacj´ ludzi pozbawio-nych wykszta∏cenia. Wnioskuje: „Oddzieliç to, co w wykszta∏ceniu i jegoatrybutach posiada istotnà celowoÊç spo∏ecznà, a co w nim jest prze˝yt-kiem, pokracznà imitacjà dawnej szlachetczyzny...” I tak koƒczy: „Podno-szenie godnoÊci cz∏owieka, godnoÊci wszelkiej pracy, a nie poni˝anie jej

OKNO NA ˚YCIE 39

Page 42: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

sztucznymi ró˝nicami. [...] Jeden b´dzie specem od bakteriologii, drugi odmalarstwa pokojowego, inny od zak∏adania dzwonków elektrycznych, in-ny od filozofii... to kwestia ich talentów, ochoty i wyboru. Ale nie ma tumiejsca na ˝adne przepaÊci spo∏eczne. Âwiat∏a, szacunku, chleba i myd∏adla wszystkich. A z reszty mo˝na si´ uÊmiaç”.

KtoÊ mo˝e zauwa˝yç, ˝e ta pointa, aczkolwiek pi´kna, jest nazbytoptymistyczna. „Reszta” niesie ze sobà tyle konfliktów i dramatów, ˝e niemo˝na si´ z niej uÊmiaç. Bardzo by si´ zdziwi∏, nawiasem mówiàc, Boy--˚eleƒski, gdyby mu powiedziano, ˝e kult papierka wróci ze wzmo˝onàsi∏à – gdzie? – w Polsce zwanej l u d owà. Bo b´dzie namacalnym znakiemawansu spo∏ecznego, zw∏aszcza tych, co wyszli ze wsi. A có˝ dopiero ty-tu∏y magisterskie!... To by∏a wielka fabryka „kwitów na màdroÊç”, któracz´sto zast´powa∏a, ba, upokarza∏a rzeczywiste zdolnoÊci i wiedz´, aleniesformalizowane. Co si´ tych magistrów, „dochtorów”, docentów ta-kich i siakich – ilu autorów przeÊmiesznych prac namno˝y∏o! I ci, którzyzacinajàc z´by, dochrapali si´ dyplomów magisterskich, bardzo zazdro-Ênie bronili swojego prawa do reprezentowania „inteligencji”. I posad.Bronià te˝ zdobytego j´zyka, tych kilkunastu s∏ów z ˝argonu socjologicz-no-prawnego, bardziej zaÊmiecajàcego j´zyk polski, ni˝ czyni to s∏ownic-two rynsztokowe.

Znalaz∏ si´ nawet profesor, który opracowa∏ projekt prawa prasowe-go, zastrzegajàcego prac´ w dziennikarstwie dla osób z wy˝szym wy-kszta∏ceniem. O ma∏o a zacz´to by to rozpatrywaç powa˝nie w Izbie! Ale˝w ten sposób najwi´ksze tuzy dziennikarstwa mia∏yby zamkni´te usta.Twain, London, Gorki, Kisch, ˚eromski, Malraux – czy ja wiem, kto jesz-cze? (O sobie przez skromnoÊç nie wspomn´.) Ba, nawet tacy pisarze jakLew To∏stoj czy Tomasz Mann, wielcy erudyci, nie ukoƒczyli studiów, boich nudzi∏y. A Czechow i Boy – czy mieliby prawo pracowaç w „˚yciuWarszawy”, skoro ukoƒczyli medycyn´, a nie ucz´szczali na kolokwiadziennikarskie u tego profesora? Na szcz´Êcie, zdrowy wybuch Êmiechunie dopuÊci∏ do rozpatrywania tego projektu. ˚ycie toczy si´ dalej. W tymÊwiecie geniusze komputeryzacji, bez formalnych studiów, trz´sà sferà finansów. Zabrania si´ uprawiania medycyny bez stosownego dyplomu –i tak byç powinno. Ale o tym, kto jest dziennikarzem, kto naczelnym re-daktorem, nie decyduje ustawa, ale talent – i w∏aÊciciel pisma, czyli ten,kto p∏aci. Taka jest rzeczywistoÊç. A z reszty mo˝na si´ uÊmiaç – mimo ˝ekonkluzja ta nadal pozostaje nazbyt optymistyczna.

Page 43: Boy Żeleński. Błazen - wielki mąż - Józef Hen - ebook

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,e-booki .